Lublin trzech pokoleń to miasto epoki naszych dziadków, rozpoczynających
dojrzałe życie w XIX wieku, a także miasto generacji, która wstąpi w XXI stulecie. Jest
to Lublin w zaborze rosyjskim, pod okupacją austriacką i hitlerowską, Lublin w II
Rzeczypospolitej i w Polsce Ludowej; Lublin gubernialny i wojewódzki, dwukrotnie
stołeczny, kiedy po każdej z wojen światowych był siedzibą rządu odradzającej się
państwowości polskiej. Miasto liczące na początku wieku 60 tysięcy mieszkańców,
dziśmaichpięćrazywięcej,ajegopowierzchniawzrosławtymczasiez8do120km
2
, to jest piętnastokrotnie.
Zanim Lublin wszedł w dwudzieste stulecie, od początku historii państwa polskiego
kształtowany był przez 27 pokoleń przodków. Rozwój urbanistyczny przebiegał w ten
sposób, że każda z przemian nie zacierała całkowicie zastanej struktury
przestrzennej, lecz adaptowała ją lub przynajmniej pozostawiała trwały jej ślad.
Takiemu przebiegowi procesów miasto twórczych zawdzięczają miłośnicy historii
Lublina czytelność wszystkich etapów przeobrażeń, amatorzy nastrojowych widoków
- malowniczość, specjaliści od inżynierii komunalnej - trudny do rozwikłania układ
komunikacyjny.
Miejsca osadnictwa przedlokacyjnego zaznaczone są wzgórzami Czwartku,
Grodziska, zamku oraz wcinającym się w rozległą dolinę Bystrzycy cyplem
staromiejskim. Ta właśnie osada przekształciła się w miasto, któremu Władysław
Łokietek nadał w 1317 roku prawo magdeburskie oraz 100 łanów, to jest ponad 16
km
2
gruntów. Można orientacyjnie określić, używając dzisiejszych nazw, że obszar ten
przekraczał na zachodzie ul. Długosza, na wschodzie obejmował Tatary, od północy
kończył się w rejonie ul. Unickiej, na południu - na wysokości dworca kolejowego.
Bardziej wyraziście niż dziś widoczne było krajobrazowe zróżnicowanie tego terenu.
Części wyżynne opadały stromymi zboczami ku rozległym i podmokłym dolinom
Bystrzycy i Czechówki. Doliny te, ich zatoki oraz liczne wąwozy przecinające zbocza,
narzucały “wyspowe” rozprzestrzenianie się osadnictwa na obszarze łanów
lokacyjnych, które stawały się własnością mieszczan, szlachty, parafii lub
dzierżawami starostów lubelskich.
Żaden z historycznych wizerunków Lublina nie pokazuje tego niezwykłego widoku,
jaki można było objąć wzrokiem z wież kościelnych lub z Bramy Krakowskiej w XVII i
XVIII wieku. W bezpośrednim otoczeniu właściwego miasta obwiedzionego murem
obronnym, ścieśnionego na zaledwie 10-hektarowej powierzchni, skupiona była
gęsta
zabudowa
przedmieść:
Korców,
Krakowskiego
Przedmieścia
oraz
zamieszkałego przez Żydów Podzamcza, położonego w wysychającej dolinie
Czechówki. Wśród zwartej, niskiej zabudowy mieszkalno-handlowej wyróżniały się
monumentalną architekturą enklawy kościołów, klasztorów i szlacheckich pałaców z
towarzyszącymi im ogrodami. Nad zabudową Podzamcza górowały zwarte bryły
bóżnic.
W dalszej odległości od miasta w murach były rozsypane po całym terenie większe
i mniejsze skupiska zabudowy: jurydyki mające charakter miasteczek z własnymi
placami targowymi, pałace magnackie z ogrodami, folwarki, kościoły z klasztorami
lub szpitalami, cegielnie, młyny, zagrody poddanych uprawiających grunty
szlacheckie i klasztorne.
Taki był Lublin mieszczańsko-trybunalski. Mieszczaństwo kupieckie i rzemieślnicze
sprawiło powstanie średniowiecznej civitatis i uzyskało dla niej bezpośrednie
zaplecze rolnicze, które stało się jednocześnie miejscem rozwoju przestrzennego.
Trybunał koronny, ulokowany w Lublinie w 1578 roku, ściągał na sesje sądowe
szlachtę oraz magnatów, którzy na podmiejskich gruntach budowali swe sezonowe
rezydencje oraz wspomagali budowę klasztorowi kościołów zakonnych.
Żywiołowe rozrastanie się Lublina poprzez bezplanowe mnożenie samoistnych
skupisk zabudowy, w znacznej mierze wyłączonych spod jurysdykcji miejskiej, jest
zjawiskiem typowym dla niemocy urbanizacyjnej, jaką dotknięta była większość
miast Rzeczypospolitej szlacheckiej.
Wprowadzanie ładu do tej rozproszonej struktury przestrzennej zostało rozpoczęte
w okresie konstytucyjnym Królestwa Kongresowego. W rezultacie podziałów
rozbiorowych ustanowionych przez kongres wiedeński ranga Lublina wzrosła. Stał się
on drugim co do wielkości - po Warszawie - miastem w zaborze rosyjskim, ponieważ
miasta większe od Lublina znalazły się w granicach ziem zagarniętych przez Austrię i
Prusy lub wcielonych do rosyjskiego imperium. Byt to więc awans automatyczny
miasta znajdującego się w stanie rozpaczliwym.
To, co się stało z Lublinem w latach 1815-1830 można nazwać jego drugim
narodzeniem. Średniowieczna lokacja była historycznym początkiem miasta, ale
geneza dzisiejszego Lublina tkwi w poczynaniach urbanistycznych Królestwa
Kongresowego.
Były
one
imponujące
zarówno
w
dziedzinie
planowania
przestrzennego, działalności komunalnej, jak i pod względem konsekwencji i
sprawności w realizacji.
Siłą sprawczą przedsięwzięć była administracja i wojsko. Pierwszy w historii Polski
biurokratyczny aparat administracyjny oraz regularne wojsko stawiały przed
budownictwem i planowaniem przestrzennym nowe zadania. W celu zaspokojenia ich
potrzeb wykorzystywano przede wszystkim stare pałace, klasztory i kościoły. Nie
ograniczano się jednak do robót wyłącznie adaptacyjnych. Uregulowano przebieg
dróg tranzytowych, które stały się zaczątkiem głównych ulic dzisiejszego
śródmieścia. Gmachom odbudowanym oraz nowo wznoszonym nadano wygląd
zewnętrzny
odpowiadający
ówczesnym
gustom
architektonicznym:
późnoklasycystyczny lub romantyczno-neogotycki.
Po raz pierwszy pojawiły się w mieście tereny zieleni publicznej -skwer przed
pałacem Komisji Województwa Lubelskiego oraz ogród przy wjeździe lubartowskim
(dziś nie istniejący). Wzniesiono pierwszy w Lublinie świecki pomnik historyczny -
obelisk upamiętniający unię polsko-litewską. Utworzono też pierwsze place nie
mające przeznaczenia targowego, lecz służące reprezentacyjnemu kształtowaniu
przestrzeni miejskiej - plac Katedralny i plac musztry, który wraz ze skwerem przed
pałacem komisji wojewódzkiej dał początek placowi Litewskiemu. Między centrum
mieszczańskim,
którym
nadal
pozostawało
Stare
Miasto,
a
centrum
administracyjnym formującym się w rejonie placu musztry Krakowskie Przedmieście
poczęło przekształcać się w ulicę pryncypalną.
Ten piękny, zeuropeizowany Lublin można podziwiać na widoku przedstawiającym
wjazd księcia namiestnika, generała Józefa Zajączka. Malowidło pokazuje jednak
miasto tylko od strony reprezentacyjnej. Nie można zeń odczytać, że w tychże latach
Lublin został podzielony na dwa cyrkuły, co usankcjonowało jego zróżnicowanie na
część elitarną i plebejską.
Podział ten miał nie tylko znaczenie policyjno-administracyjne. Utrwalał on - i z
czasem pogłębiał - dysproporcje w dziedzinie stanu sanitarnego, stanu technicznego
zabudowy, zagęszczenia ludności, wyposażenia w urządzenia komunalne. To
wyodrębnienie w ówczesnym Lublinie części lepszej i gorszej, o dość wyraźnie
zarysowanej linii granicznej, utrzymywało się - choć straciły ważność jego formalne
podstawy - aż do II wojny światowej, a do dziś odczuwalne są jego konsekwencje w
sferze społecznej i technicznej.
Symbolicznym punktem granicznym między etapem rozwoju urbanistycznego
Lublina zapoczątkowanym za czasów Królestwa Kongresowego a fazą następną jest
budowa gmachu Rządu Gubernialnego Lubelskiego w latach poprzedzających
powstanie styczniowe. Usytuowanie tej budowli na jednej linii z pałacem dawnej
komisji wojewódzkiej było kontynuacją wcześniejszego zamysłu urbanistycznego.
Natomiast architektura tego gmachu zainaugurowała w Lublinie eklektyczny
historyzm, nieodłącznie towarzyszący rozwijającemu się kapitalizmowi. Szkoda, że
nie została wówczas zrealizowana koncepcja projektowa przewidująca promieniste
wyprowadzenie z placu Litewskiego trzech ulic. Perspektywy dwu z nich miały być
zamknięte sylwetą kościoła pobrygidkowskiego oraz zespołu dawnego klasztoru i
kościoła Wizytek, mieszczącego podówczas szpital wojskowy. Lublin otrzymałby w
ten sposób jedyne w swym układzie przestrzennym monumentalne założenie
inspirowane paryską urbanistyką Haussmanna.
W latach sześćdziesiątych Lublin wszedł w nową fazę rozwoju, drugą już w XIX
stuleciu. Prowadziła ona do ukształtowania się miasta kapitalistycznego z jej
zróżnicowaniem na “piękne dzielnice", skupiska fabryczno-proletariackie, siedliska
rzemiosła, miejskiej biedoty i lumpenproletariatu. kompleksy koszarowe i półwiejskie
peryferie.
Generacja przełomu stuleci, pierwsze z tytułowych trzech pokoleń, oglądała Lublin
na początku jego drogi do nowoczesności. Kolej od dwudziestu lat zapewniała
połączenie z Warszawą i Kowlem. Fabryki wyposażone były w maszyny parowe. Na
kilka lat przed rokiem 1900 miasto otrzymało pierwsze telefony i zaczątek sieci
wodociągowej. W 1901 roku na ulicach pojawił się automobil, a w dziesięć lat później
pierwszy autobus miejski. Na elektryczność i kanalizację przyszło jeszcze poczekać.
W roku 1900 postawiono kopułę na budynku Kasy Przemysłowców Lubelskich,
kończąc tym wznoszenie gmachu górującego odtąd w oprawie placu Litewskiego i
okazałością prześcigającego wszystkie istniejące wówczas w Lublinie budowle. W ten
sposób przemysł zamanifestował w śródmieściu swe znaczenie wżyciu i rozwoju
miasta.
W tym czasie wyraźnie rysowały się już główne kierunki rozbudowy miasta
kapitalistycznego. Śródmieście rozprzestrzeniało się na osnowie tras przelotowych
wytyczonych w latach Królestwa Kongresowego, z centrum wzdłuż Krakowskiego
Przedmieścia, ulic do niego równoległych i przecznic. Największe fabryki wraz z
dzielnicami robotniczymi lokowano na prawym brzegu Bystrzycy w bliskości linii
kolejowej. Wiele zakładów przemysłowych powstało też na terenach lewobrzeżnych,
w dolnym biegu ul. Zamojskiej, oraz za mostem na Czechówce, wzdłuż ul.
Lubartowskiej. Silny garnizon lubelski zajął ogromny obszar od ul. Cmentarnej
(Lipowa) aż po szosę kraśnicką.
Stare Miasto, do niedawna równorzędna część śródmieścia, ulegało pauperyzacji.
Skład społeczny i zawodowy mieszkańców dzielnicy ,,za Krakowską Bramą” oddalał
ją coraz bardziej od śródmieścia, a zespalał z sąsiednim Podzamczem zasiedlonym
przez ludność żydowską.
Formowanie się struktury przestrzennej kapitalistycznego Lublina trwało od lat
sześćdziesiątych XIX wieku do I wojny światowej. Proces ten nie przebiegał
systematycznie i planowo. Postępował w miarę powstawania i rozwoju zakładów
produkcyjnych, mnożenia się potrzeb w zakresie obsługi administracyjnej,
finansowej, prawnej, handlowej, lekarskiej, wzrostu zadań w dziedzinie oświaty i
kultury, w miarę powiększania się liczebnego kadr urzędniczych różnej rangi,
wolnych zawodów, kupców i rzemieślników. Przy Krakowskim Przedmieściu i jego
odgałęzieniach dotychczasowe dworki, domy, ogrody zaczęły ustępować miejsca
kamienicom czynszowym oraz gmachom instytucji państwowych, towarzystw i kas
kredytowych, szkół. Budowle te, wnosząc swymi rozmiarami nową skalę w krajobraz
Lublina, powstawały zrazu jak wyspy w na pół sielskim pejzażu i z roku na rok
narastały w coraz bardziej zwartą tkankę śródmiejską.
Granicę śródmieścia Lublina wyznaczały od południa kamienice przy ulicach
Górnej i Okopowej, od północy zmierzało ono ku dolinie Czechówki ulicami Staszica,
Powiatową
(dziś
3
Maja),
Niecałą
(Sławińskiego),
Ogrodową,
Wieniawską.
Śródmieście rozumiane tu jest jako obszar intensywnie zabudowywany, rozwijający
się wokół centrum, atrakcyjny jako miejsce zamieszkania dla zamożnej burżuazji, a
dla wolnych zawodów i ludzi interesu również jako miejsce gabinetów przyjęć,
kancelarii, kantorów, lepiej od innych części miasta urządzony pod względem
komunalnym.
Centrum ówczesnego Lublina, skupiające najważniejsze urzędy i instytucje
użyteczności
publicznej,
najlepsze
hotele,
sklepy,
restauracje,
kawiarnie,
renomowane zakłady rzemieślnicze, to centrum ograniczało się do Krakowskiego
Przedmieścia, początkowego biegu Namiestnikowskiej (Narutowicza) oraz ulic
Kapucyńskiej (Osterwy), Gubernatorskiej (Kościuszki), Królewskiej. Było to centrum
służące nie tylko miastu. Nastawione ono było na obsługę klienteli z całej
Lubelszczyzny, głównie ziemiańskiej, co nadawało mu specyficzny charakter
prowincjonalnej metropolii.
Piękno śródmieścia Lublina nie jest wynikiem myśli urbanistycznej doby
kapitalizmu. Nie ma tu dalekich perspektyw bulwarowych z wyrównaną linią okien,
gzymsów, balkonów i dachów, podkreślonych szpalerami drzew, nie ma ulic
krzyżujących się regularnie na placach. Piękno śródmieścia Lublina polega na
spontaniczności
będącej
wypadkową
naturalnego
ukształtowania
terenu,
przyswojenia starej sieci dróg podmiejskich, respektowania pewnych istniejących
układów własnościowych, przemieszania obiektów o różnorakim przeznaczeniu,
braku dyscypliny, która podporządkowywałaby nowo wznoszony gmach lub
kamienicę istniejącemu sąsiedztwu, dążności do wykazania znaczenia i dostatku
pałacową dekoracyjnością fasad.
Linie zabudowy Krakowskiego Przedmieścia to zbliżają się do siebie, to oddalają.
Kamienice, skupione po dwie lub trzy koło siebie, sąsiadują z gmachami użyteczności
publicznej. Ulice zmierzające ku dolinie Czechówki jeszcze przed dziesięciu laty miały
w perspektywie krajobraz pól i ogrodów z podmiejskimi domkami. Tylko krótkie ulice
nie mają w swym biegu załamań, łuków lub uskoków. Jedynie Kapucyńska, Kościuszki
i Kołłątaja otrzymały wygląd ulic-wąwozów, ujętych całkowicie z obu stron w ciągłą
ścianę fasad. Na większości ulic zwarta zabudowa znajdowała się bardzo długo tylko
po jednej stronie, mając naprzeciwko jakieś ogrody, place, składy ogrodzone
szczelnymi plotami albo odosobnione domy. Każda fasada jest odrębnie
skomponowaną całością. Wcześniejsze kamienice prezentują się od frontu niby
renesansowe lub barokowe pałace miejskie. Fasady kamienic nowszych, na których
wyglądzie odcisnęła się secesja i wczesny modernizm, nie naśladują już
historycznych rozwiązań; swym ukształtowaniem wyrażają jednoznacznie nowy typ
architektoniczny, jakim była wielkomiejska “czynszówka”.
Śródmieście przenikało na przyległe obszary w trzech kierunkach: wzdłuż
Lubartowskiej, ulicami Bernardyńską (J. Dąbrowskiego) i Zamojską (M Buczka) ku
stacji kolejowej oraz w stronę Rur Jezuickich. Tereny na zachód od centrum były
zajęte przez wojsko. Każdy z kierunków miał swą specyfikę. Sąsiedztwo tradycyjnie
żydowskiego Podzamcza zaważyło na charakterze ulicy Lubartowskiej i jej przecznic,
na składzie społecznym ludności, na niskim standardzie kamienic ozdobnością fasad
pozorujących
mieszczański
dostatek,
na
rodzaju
sklepów
i
warsztatów
rzemieślniczych. Lubartowska stała się pryncypalną ulicą dzielnicy zaznaczającej swą
odrębność ubiorem, językiem, sposobem bycia, odmiennym kalendarzem świąt i dni
wypoczynku.
Za ulicami Okopową i Górną, po obu stronach Namiestnikowskiej do jej zbiegu z
Cmentarną, rozciągał się obszar najbardziej obrazowo ukazujący rozprzestrzenianie
się śródmieścia oraz cofanie się wsi w przedmiejskim pejzażu. Występowały tu
jednocześnie dworki i ogrody, podmiejskie domy parterowe oraz kamienice nie
gorsze od śródmiejskich. Na pół wiejskie drogi prowadziły od Namiestnikowskiej
wąwozami ku Dolnej Panny Marii (Podgrodzie), jednej z najbardziej osobliwych do
dziś ulic Lublina, zbiegającej karkołomnie spod kościoła pobernardyńskiego i potem
wijącej się skrętami i załamaniami przy łąkach nad Bystrzycą.
W kierunku stacji kolejowej i dzielnic przemysłowych śródmieście wydłużało się
ulicami Bernardyńską i Zamojską. Przemieszanie okazałych kamienic z zakładami
produkcyjnymi upodabniało tę część Lublina do gwałtownie i żywiołowo rozwijających
się miast fabrycznych.
Dzielnice przemysłowe na prawym brzegu Bystrzycy powstawały na kształt
samodzielnych miasteczek, oddzielone od “metropolii” nadrzecznymi łąkami, a
wzajem od siebie torowiskami lub nurtem Czerniejówki. Każda z dzielnic miała
własną ulicę główną: Bronowice - Łęczyńską, Kośminek - Długą, Piaski - Foksalną (1
Maja), Dziesiąta - Bychawską (Kunickiego); własny targ; specyfikę środowiskową;
własną elitę i margines; lokalną obyczajowość.
Lublin między wojnami to miasto rozbudzonych ambicji i nie dopełnionych
zamierzeń, miasto debiutujące jako ośrodek nauki i twórczości artystycznej oraz
pożądające europeizacji; miasto coraz dotkliwiej odczuwające spuściznę żywiołowego
rozwoju, której niedoskonałość dawała o sobie znać w pogłębiających się kontrastach
między Lublinem położonym na wyżynie a Lublinem na nizinach nad Czechówką.
Bystrzycą i Czerniejówką.
Lublin przetrwał I wojnę światową bez zniszczeń i wkroczył nie zmieniony
zewnętrznie w okres II Rzeczypospolitej. Pierwsze dokonanie urbanistyczne polegało
na rozebraniu w latach 1924-1925 murowanej cerkwi wzniesionej pół wieku
wcześniej przed gmachem rządu gubernialnego, który w Polsce niepodległej stał się
siedzibą władz wojewódzkich. Zburzenie prawosławnego soboru miało znaczenie
bardziej doniosłe niż pozbycie się z centrum miasta budowli będącej symbolem
carskiego ucisku. Plac Litewski odzyskał przez to dawną przestrzeń. Dzięki stylowej
oprawie z trzech stron, utrzymanej mimo zróżnicowania w skali, otwarty czwartą
stroną do głównej ulicy, urządzony jako wielki skwer z pomnikami Unii Lubelskiej,
Konstytucji 3 Maja i płytą grobu Nieznanego Żołnierza stał się jednym z
najpiękniejszych placów w Polsce.
Dojrzałe pokolenie lat międzywojennych miało zupełnie inne niż jego ojcowie
wyobrażenie o nowoczesności miasta. Postawę jego kształtowało przejęcie się
modernizmem i funkcjonalizmem w architekturze, utożsamianie elegancji z prostotą
formy i gładkością powierzchni, kult cementu i szkła, fascynacja samochodem,
światłem, zielenią, wielkomiejską ulicą.
W latach II Rzeczypospolitej, przepołowionych ciężkim kryzysem 1929-1933, nie
zdobył się Lublin na dzieło urbanistyki na miarę ambicji Polski Odrodzonej.
Zaczątkiem osiowego założenia miała być aleja Zgody (dziś Nowotki). Gmachy
reprezentacyjne powstawały na wolnych parcelach w śródmieściu lub przy nowo
wytyczanych ulicach w jego bezpośrednim sąsiedztwie (np. ul. Spokojna, dziś 22
Lipca). Monumentalne budowle wyrastały nieoczekiwanie w miejscach od centrum
odległych, jak Bobolanum przy końcu Al. Racławickich, szkoła rabinacka przy rogatce
lubartowskiej, Dom Strażacki na Rurach Jezuickich, kościół na Bronowicach, elewator
zbożowy koło “obozu południowego”. Wielkomiejskość rozprzestrzeniała się
-wprawdzie wyspowo - na obszar całego Lublina.
Zabudowa mieszkaniowa powstająca w latach międzywojennych odzwierciedlała
nową jakość życia. Domy czynszowe budowane przy ulicach Szopena. Skłodowskiej,
Głowackiego, Legionowej (Przodowników Pracy), Prezydenta Józefa Piechoty
(Obrońców
Pokoju),
przy
Nowej
Drodze
(Świerczewskiego)
odbiegały
od
dotychczasowych pojęć o kamienicy. Nie miały oficyn, sieni przejazdowych, schodów
kuchennych, miejsce brukowanych podwórzy-studni zajęty podwórka z ogródkami; w
parterach tylko niekiedy zdarzały się małe sklepy lub zakłady rzemieślnicze. Mniejsze
domy mieszkalne, powszechnie zwane willami, budowane na Dziesiątej i w dzielnicy
zachodniej koło “ósmego pułku”, otoczone zielenią, były odbiciem wciąż żywej idei
miasta-ogrodu.
Okres międzywojenny był chyba w historii Lublina czasem najbliższego kontaktu
jego mieszkańców z rzeką. Łąki nad Bystrzycą stały się miejscem różnych form
rekreacji. Poniżej ulicy Dolnej Panny Marii założono pracownicze ogródki działkowe
pod oficjalną nazwą “Nasza Zdobycz”. Po drugiej stronie Nowej Drogi znajdowała się
przystań kajakowa. Gonitwy na torze wyścigowym między ul. Ciepłą i Bystrzycą
emocjonowały nie tylko wyższe sfery, dżokeje cieszyli się popularnością podobną jak
dziś idole estrady. Łąki nad nie uregulowaną rzeką leżące między kolejką
wąskotorową do cukrowni a młynem na Czubach zapełniały się w okresie letnim
amatorami kąpieli i opalania.
Nowoczesne gmachy i domy mieszkalne, fascynująca aura centrum, światowy styl
życia miejskiego są wizytówką rozwoju, postępu, nadążania za cywilizacyjnymi
zmianami. Jednak w obrazie Lublina opartym na danych liczbowych dotyczących
powierzchni zabudowy i rozmieszczenia ludności w mieście przeważają dzielnice
ubogie, z domami pozbawionymi dostępu do wodociągu, kanalizacji, a nierzadko i
elektryczności, z bocznymi uliczkami “utwardzanymi” popiołem i odpadkami.
Dzielnice butwiejących domów drewnianych i kamienic z naroślami przybudówek,
komórek, galeryjek i szop, jak Podzamcze; dzielnice ubogich czynszówek i
bieda-budownictwa
z
odpadów,
jak
Bronowice,
Kośminek,
Tatary
czy
Kalinowszczyzna. O ile Podzamcze sąsiadujące ze Starym Miastem wabiło
rysowników i fotografów malowniczością widoków i ulicznego folkloru, proletariacki
Lublin na prawym brzegu Bystrzycy nie doczekał się swego dokumentalisty.
Dwie były w latach II Rzeczypospolitej próby cywilizacyjnej ingerencji w dzielnicach
zaniedbanych. Jedna to zakrycie w latach 1937-1939 rzeki Czechówki na odcinku od
ul. Lubartowskiej do Siennej, będącym zlewiskiem nieczystości z Podzamcza. Druga
ingerencja podyktowana była dążeniem do wydobycia zabytkowej atrakcyjności
Starego Miasta. Część prac miała charakter porządkowo-sanitarny, jak przyłączenie
kamienic do sieci kanalizacyjnej, oczyszczenie podwórzy z ruder. Ale usuwano też
balkony i okiennice sklepowe uznane za nie licujące ze staromiejską atmosferą.
Zmieniano nawierzchnie ulic, odnawiano fasady, dekorowano je sgraffitami,
odkrywano gotyckie fragmenty. Była to wprawdzie na razie tylko kosmetyka nie
mająca większego wpływu na reputację dzielnicy, ale prace te inicjowały nowy
sposób myślenia o Starym Mieście.
Wygląd centrum przeobrażał się stopniowo dzięki nowemu wystrojowi ulic.
Kubiczne kioski gazetowe z wielką szklaną kulą na dachu, stacje benzynowe,
bazaltowa kostka na jezdniach, pierwsze reklamy neonowe, wielka zielona bomba
lotnicza na placu Litewskim agitująca na rzecz Ligi Obrony Powietrznej Państwa,
pojawiające się tu i ówdzie witryny sklepowe o dużych szklanych powierzchniach,
salony sprzedaży samochodów prezentujące wśród palm najnowsze modele,
cylindryczne słupy oklejone wokół plakatami i afiszami - takie drobne pozornie
zmiany i dodatki składały się na ulotny, krótkotrwały klimat, który prysł bezpowrotnie
wraz z uderzeniem wojny.
Pięć lat w warunkach normalnej egzystencji miasta to okres epizodyczny, który
zazwyczaj nie zdąży zapisać się poważniejszymi zmianami. Pięć lat II wojny
światowej to nieustanny “czas wyjątkowy”, brzemienny w zjawiska o wymiarze
kataklizmu, wypełniony nienaturalnym życiem, pozostawiający w organizmie miasta
długo trwające ślady patologicznej aktywności.
Po bombardowaniu 9 września i po bitwie o Lublin wypalone ruiny i uszkodzone
budowle stały się nowymi elementami śródmiejskiego krajobrazu Lublina. Okupant
niemiecki po eksterminacji lublinian pochodzenia żydowskiego, stanowiących 1/3
mieszkańców, zburzył dwie stare dzielnice Podzamcze i Wieniawę, pozostawiając w
ich miejscu pagórkowate gruzowiska.
W dziedzinie budownictwa z czasów wojny znalazła znamienny wyraz polityka
okupanta niemieckiego. Były to wyłącznie inwestycje służące aparatowi ucisku i
ludobójstwa: obóz zagłady na Majdanku, obóz przejściowy dla Żydów przy ul.
Lipowej, wielkie garaże policji i SS przy ul. Jasnej i Uniwersyteckiej oraz rozpoczęta
budowa rezydencji szefa dystryktu przy ul. Spokojnej.
W lipcu 1944 roku Lublin po raz drugi w stuleciu stanął wobec perspektywy
organizowania życia po odzyskaniu wolności. Sytuacja była jednak zupełnie
odmienna niż przed dwudziestu pięciu laty. Nowe zasady ustrojowe znosiły
nierówności społeczne, a więc ten czynnik, który dotychczas nieuchronnie
powodował w każdym mieście zróżnicowanie na dzielnice uprzywilejowane i
zaniedbane. Rezultaty zapoczątkowanego wtedy procesu przemian stawały się
widoczne w strukturze urbanistycznej dopiero po kilkunastu latach. Tymczasem
należało zaczynać od usuwania zniszczeń i przystępować do odbudowy.
Obszar, jaki zurbanizowany został w przeciągu czterdziestu lat Polski Ludowej jest
większy niż ten Lublin, który narastał przez sześć stuleci od lokacji do połowy XX
wieku.
Powstała
struktura
mająca
cechy
urbanistyki
XX
wieku:
wyraźne
zróżnicowania pod względem funkcjonalnym, nie wyprzedzana żywiołowo rosnącymi
przedmieściami, lecz wkraczająca wprost na podmiejskie pola, przeniknięta układem
komunikacyjnym budowanym z myślą o samochodzie jako podstawowym środku
lokomocji,
zrywająca
ze
zwartym,
obrzeżnym
modelem
zabudowy.
Lublin
rozgałęziony dotąd jak pajęczyna wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia, Lubartowskiej i
Kalinowszczyzny, Buczka, 1 Maja i Krochmalnej, Armii Czerwonej i Łęczyńskiej,
Kunickiego i Długiej zajmuje różnymi formami zagospodarowania całość powierzchni.
Tereny nieodpowiednie pod zabudowę, doliny i łąki zmieniają się w urządzone
miejsca wypoczynku i sportu. Wykorzystywane są też do przeprowadzenia tras
szybkiego ruchu.
Takie nazwy, jak Tatary, Bronowice, Kalinowszczyzna, Czuby, Czechów, - starszym
lublinianom kojarzące się jeszcze z obrazem ubogich przedmieść i wsi podmiejskich,
dla mieszkańców młodych wiekiem lub niedawno przybyłych są już imionami osiedli
.Mało komu znane nawet ze słyszenia Bursaki stały się zapleczem transportowym,
warsztatowym i magazynowym wielu przedsiębiorstw. W świadomości lublinian
zadomowiły się zupełnie nowe pojęcia topografii miasta nie mające odniesienia do
historycznego nazewnictwa: miasteczko uniwersyteckie, skansen, nazwy dzielnic
mieszkaniowych używane potocznie bez rzeczownika osiedle, tylko po prostu:
Nałkowskich, Róży Luksemburg, “Motor", Piastowskie, Słowackiego, “Zory” (domy na
Bronowicach zbudowane przez Zakład Osiedli Robotniczych działający wiatach
1949-1955).
W kształtowaniu przestrzennym osiedli mieszkaniowych nie od razu zerwano ze
zwartym, obrzeżnym sposobem zabudowy. W osiedlach ZOR przy Drodze
Męczenników
Majdanka
i
przy
Al.
Racławickich,
z
lokalami
usługowymi
umieszczonymi w parterach, kontynuowano tradycyjny model formowania ulicy
miejskiej. Znów jak przed kilkudziesięciu laty historyczne formy stylowe służyły do
uzyskania efektu monumentalności. Teraz jednak nie w celu wywarcia wrażenia
mieszczańskiej solidności i dostatku. Zgodnie z obowiązującymi w okresie planu
6-letniego zasadami realizmu socjalistycznego pilastry i kolumny, reprezentacyjne
rozwiązania parterów, arkady i attyki miały czynić z mieszkalnych bloków “pałace dla
świata pracy”.
Osiedla “zorowskie” uformowane w kwartały ze zwartym obrzeżem oraz
rozproszoną wewnątrz zabudową pośredniczyły między dawnym i przyszłym
modelem kształtowania dzielnic mieszkaniowych. Były próbą urzeczywistnienia idei
miasta, w którym brukowane podwórza-studnie zostaną zastąpione dziedzińcami z
parkową zielenią, miejscami do zabaw i wypoczynku; miasta dla robotników z
proletariackich przedmieść i przeludnionych wsi. Monumentalnemu wystrojowi fasad
przypadła rola patetycznego wyrażenia społecznego awansu mieszkańców.
W 1958 roku rozpoczęto budowę pierwszego w Lublinie spółdzielczego osiedla
mieszkaniowego - Mickiewiczowskiego. Powstawało ono na Rurach Świętoduskich, w
miejscu, które trudno było lublinianom bliżej określić, gdzieś między wąwozem na
przedłużeniu Głębokiej i linią wąskotorowej kolejki do cukrowni. To przedsięwzięcie
realizowane w szczerym polu, z dala od ulic, a nawet i szos wylotowych, otwierało
nowy okres rozwoju przestrzennego miasta. Wprowadzało pewien typ osiedla
mieszkaniowego, który już dziś można uznać za najbardziej ważący na krajobrazie
Lublina drugiej połowy XX stulecia.
Chociaż minęło już prawie ćwierć wieku od powstania pierwszych domów przy ul.
Grażyny i zmieniały się w tym czasie techniczne i formalne uwarunkowania budowy,
chociaż różni architekci opracowywali projekty, wszystkie osiedla mają wiele cech
wspólnych. Są dużymi skupiskami bloków mieszkalnych rozmieszczonych na pozór
przypadkowo. Jedynym porządkiem wydaje się zestawianie domów jednego typu w
rytmiczne sekwencje. A jednak te swobodne układy mają początek w przemyśleniach
i kalkulacjach projektantów kierujących się względami odpowiedniego usytuowania
mieszkań względem światła, izolowania ich od hałasu pojazdów, ograniczenia miejsc
kolizji ruchu pieszego i kołowego, wygodnego rozmieszczenia sklepów spożywczych,
wykorzystania naturalnych walorów krajobrazowych.
Pojęcie osiedla weszło do powszechnej świadomości jako obraz struktury
przestrzennej o określonym sposobie zagospodarowania oraz o pewnym właściwym
sobie funkcjonowaniu. Mieszkanie na osiedlu, jak to się mówi potocznie ,,w nowym
budownictwie”, uznawane jest za prestiżowo wyższe niż w śródmiejskiej kamienicy
zaliczanej do “starego budownictwa”. Tym bardziej że osiedlowe zespoły
handlowo-usługowe w znacznej mierze odebrały śródmieściu wyłączność na sklepy z
artykułami przemysłowymi, kawiarnie, księgarnie, kluby międzynarodowej prasy i
książki. Wydzielenie tych placówek z domów mieszkalnych i grupowanie ich w
zespoły pawilonów doprowadziło do powstania nowego tematu architektonicznego,
będącego w istocie odrodzeniem w innej formie dawnych bazarów i wielkomiejskich
pasaży.
W latach sześćdziesiątych Lublin zaczął stawać się miastem cywilizacji
samochodowej. Do tej pory pojazdom mechanicznym wystarczały ulice budowane w
rozmiarach przystosowanych do ruchu zaprzęgów konnych, parkowanie odbywało się
nie inaczej jak wzdłuż krawężnika, nawet w najbardziej ruchliwych punktach miasta,
a na garaże dla samochodów osobowych znajdowało się miejsce na podwórzach.
Trasy miejskiej komunikacji prowadziły przez śródmieście tylko głównymi ulicami:
Krakowskim Przedmieściem, Alejami Racławickimi, Lubartowską, Królewską, Buczka.
Nie były potrzebne jakiekolwiek ograniczenia ciężaru pojazdów czy zatrzymywania
się. Samochód był dodatkiem do miasta, nie wymagał dla siebie szczególnych praw,
istniał na jezdniach wspólnie z konnymi dorożkami, platformami i furmankami.
W 1953 roku pojawiły się pierwsze trolejbusy, które podniosły prestiż miejskiej
komunikacji. Wprawdzie to nie to co tramwaj, ale zawsze pojazd przywiązany siecią
do trasy czyni bardziej wielkomiejskie wrażenie niż autobus będący uniwersalnym
środkiem lokomocji. Lata pięćdziesiąte to ostatni czas, gdy na postoju taksówek
można było wybrać kabriolet ze złożonym w pogodny dzień dachem i poddając się
majestatycznemu kołysaniu spoglądać na Lublin z głębi kanapy.
Potrzeby nasilającego się ruchu samochodowego sprawiły pojawienie się w
układzie urbanistycznym ciągów jezdnych jako nowych samoistnych składników
przestrzennych. Są to ulice lub aleje bez architektonicznego obramowania, ale
wyraźnie różniące się od szos zamiejskich towarzyszącymi im chodnikami i słupami
oświetleniowymi, zaprojektowaną oprawą krajobrazową (jeszcze nie wszędzie
urządzoną), częstokroć przedzieleniem kierunków ruchu zielonym pasem. Trasy
szybkiego ruchu wtopione w urozmaiconą rzeźbę lubelskiego krajobrazu są już
miejscami piękne, gdzie indziej są warunki, by je takimi uczynić. Natomiast inny
skutek rozwoju motoryzacji odciska się niekorzystnie na wyglądzie Lublina. Są to
garaże. Dzisiejsze miasto pozbywa się pasożytniczej bieda-zabudowy, która
narastała przez dziesięciolecia na podwórzach kamienic w starych dzielnicach i na
parcelach przedmiejskich, tj. różnych szop, komórek, a nawet oficyn mieszkalnych. W
tym samym czasie żywiołowy wzrost liczby samochodów prywatnych wymusza
zapełnianie
wolnych
miejsc
blaszanymi,
murowanymi
i
prefabrykowanymi,
pojedynczymi i łączonymi w szeregi pudłami do przechowywania samochodów.
W śródmieściu uleganie presji narastającej motoryzacji przejawia się w przebijaniu
nowych ulic (Hempla) oraz wyburzeniach, które niejednokrotnie są pożegnaniami z
budynkami zakorzenionymi w tradycji miasta (dom “Pod Kogutkiem” na rogu ul.
Dąbrowskiego i Buczka, “Stara Poczta” przy Krakowskim Przedmieściu 52, frontowa
część oficyny popijarskiej przy pl. Wolności, drewniany dwór przy ul. Narutowicza
33). Do podobnych rozstań zaliczyć można zniknięcie wysepki z lipami u wylotu ul.
Lipowej na Krakowskie Przedmieście czy ostatniego słupa ogłoszeniowego z
neorenesansową “czapą” przy ul. Narutowicza.
Począwszy od przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych samochód stał
się integralnym składnikiem krajobrazu Lublina. Nie jest to już tylko pojazd na
krótszy lub dłuższy czas, w mniejszej lub większej liczbie zjawiający się w
perspektywie ulicy. Jest to już spontaniczna kolorowa kompozycja różnorodnych brył
w ruchu na jezdniach lub w spoczynku na parkingach, nieodłączny element ulicy
śródmiejskiej, osiedlowej czy też trasy szybkiego ruchu.
Śródmieście Lublina przeżyło w latach powojennych dwa okresy nadzwyczajnego
ożywienia. Pierwszy z nich to pół roku pełnienia funkcji stołecznych, siedziby PKWN i
Rządu Tymczasowego RP oraz odradzających się centralnych urzędów, instytucji i
organizacji; okres utrwalony w historii i anegdocie, dla Lublina niemal legendarny,
który jednak nie pozostawił materialnych śladów w obrazie miasta.
Dopiero 10 rocznica tamtych wydarzeń stała się okazją do wykonania robót, które
otwarły nowy rozdział w historii śródmieścia Lublina. Zapoczątkowały one eliminację
lub przekształcanie tego, co w nim przestarzałe, i nie odpowiadające współczesnym
wymaganiom z jednoczesnym poszanowaniem dla wartości zasługujących na
utrwalenie. Jubileuszowa renowacja została przeprowadzona na podstawie uchwały
rządowej z 13 stycznia 1954 roku. W ciągu 6 miesięcy bez uprzedniego
przygotowania zaprojektowano i zrealizowano na Starym Mieście oraz przy
Krakowskim Przedmieściu, Hanki Sawickiej, Nowej, Lubartowskiej i Kowalskiej
renowację fasad 150 kamienic, a w ponad 100 spośród nich uporządkowano partery,
tworząc często z drobnych sklepików większe wnętrza handlowe. Przekształcono
witryny, ujednolicając je w poszczególnych kamienicach z podporządkowaniem ich
proporcji i wielkości całej fasadzie. Wejście do wielu sklepów przeniesiono z frontu do
sieni.
Przebudowa usługowych parterów polepszała warunki kupna i sprzedaży i
połączona była z takim doborem branż handlowych, jakie są właściwe dla miejskiego
centrum. W jego obręb włączono ulice Nową (Rady Delegatów), Hanki Sawickiej,
Lubartowską i Kowalską, których sieć handlowa miała dotychczas poziom
małomiasteczkowy.
Wprowadzono też szereg ważnych zmian w sposobie użytkowania całych
obiektów. Hotelowi “Europa” przywrócono jego pierwotną funkcję wyprowadzając
zeń urzędy. Na hotel adaptowano też gmach Kasy Przemysłowców (“Lublinianka”).
Usunięto więzienie z zamku i cały zabytek przeznaczono na potrzeby kultury. Na
dwóch kondygnacjach kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu 20 urządzono
pierwszy w Lublinie Klub Międzynarodowej Prasy i Książki, a w sąsiedztwie otwarto
pierwszy salon Cepelii. Przeniesiono też targowisko z placu między ulicami Hanki
Sawickiej i Nową, a na jego miejscu założono rozległy skwer. Poniżej zamku, tam
gdzie kiedyś była ul. Szeroka, zniszczona przez Niemców, zbudowano wygięty łukowo
blok mieszkalny o historyzującej architekturze, zwany wówczas “lubelskim
Mariensztatem”. Między nim i wzgórzem zamkowym utworzono plac Zebrań
Ludowych. Jednocześnie z tymi robotami porządkowano tereny wokół zamku i
przygotowywano na nich Centralną Wystawę Rolniczą.
Przez sześć miesięcy Lublin żył jakby w transie, w gorączce i podnieceniu. Nastrój
ten udzielał się wszystkim mieszkańcom, nie tylko zaangażowanym bezpośrednio
przy pracach. Działał sam wygląd miasta. Wystarczy wyobrazić sobie Krakowskie
Przedmieście obstawione na całej długości rusztowaniami tak, że na jego węższym
odcinku ruch pieszy odbywał się tylko jezdnią. Tak samo było na Starym Mieście,
Lubartowskiej, Kowalskiej. Otoczenie zamku i sam zamek były jednym wielkim
placem budowy o rozmiarach znanych dotychczas z warszawskiej odbudowy.
Gdy zdjęto rusztowania, gdy odbyło się otwarcie wystawy i wielka defilada
wojskowa, na kilka miesięcy zapanowała w Lublinie świąteczna atmosfera: świeżo
odrestaurowane elewacje, nowe sklepy, neony świecące po raz pierwszy od czasu
wojny, goście trumnie przybywający, aby zwiedzić wystawę i zobaczyć odnowione
Stare Miasto, komunikacja sprawna, bo zasilona autobusami i trolejbusami
wypożyczonymi z innych miast, przed hotelami wytworne samochody korpusu
dyplomatycznego, dożynki centralne na łąkach przy Al. Zygmuntowskich.
Wbrew obiegowym opiniom formułowanym po latach, jubileuszowe roboty nie były
tylko powierzchowną kosmetyką, a pożytki z obchodów nie ograniczyły się jedynie do
paromiesięcznego stanu euforii. Centrum Lublina takie, jakim uczyniły je roboty
rocznicowe,
satysfakcjonowało
mieszkańców
pod
względem
funkcjonalnym,
prestiżowym i estetycznym. Dobór sklepów, ich powierzchnia i wyposażenie, wysoki
poziom gastronomii każdej kategorii narzucony w okresie jubileuszowych obchodów
sprawiały, że centrum zdolne było zaspokoić należycie ówczesne potrzeby miasta i
regionu.
Pierwszych kilka lat po obchodach X-lecia PKWN to najlepszy okres w historii
śródmieścia Lublina. Prezentowało się naprawdę pięknie z odnowionymi i
uporządkowanymi głównymi ulicami. Wydobyta została uroda klasycystycznych,
neostylowych i eklektycznych fasad z ornamentacją krat balkonowych. W ten sposób
chyba najwcześniej w Polsce, na kilkanaście lat przed modą “retro” i oczarowaniem
sztuką z około 1900 roku, wydobyto blask ozdób epoki secesji. Było to też
zwiastunem wyjścia z ochroną zabytków poza Stare Miasto, kościoły, klasztory i
pałace.
Nowym czynnikiem, który od drugiej połowy lat sześćdziesiątych zaczyna
wywierać wpływ na starsze dzielnice Lublina, jest ochrona historycznego środowiska
kulturowego. W 1967 roku śródmieście uznane zostaje za zabytkowe, działa to
hamująco na poczynania, które mogłyby zniweczyć jego indywidualne oblicze.
Czynnik ten daje o sobie znać nie tylko w przedsięwzięciach ochronnych, lecz
przysparza Lublinowi nowych wartości. Na części włączonych w granice miasta
gruntów wsi Sławin powstaje muzeum skansenowskie. Można tu obserwować
niecodzienne
zjawisko
wywoływania
obrazu
tradycyjnej
wsi
przy
użyciu
przenoszonych autentycznych zabytków budownictwa drewnianego z XVIII, XIX i XX
wieku, grupowanych w zespoły odwzorowujące typy osiedli wiejskich. Ta nowa w
organizmie miasta struktura przestrzenna, choć powstaje na “surowym korzeniu”, od
razu ma cechy zabytkowe. Jest w tym jakiś symptom kulturowy naszego stulecia, że
miasto przyjmuje w swe granice spuściznę historyczną wsi, zagrożoną w jej
środowisku macierzystym.
Wieże, bramy, dachy kościelne górujące nad miastem już od średniowiecza
zapowiadały podróżnym przybywającym pieszo, konno, zaprzęgiem, koleją czy
samochodem zbliżanie się do Lublina. Tak było niezmiennie do lat sześćdziesiątych
XX wieku, gdy nową panoramę miasta zaczęła kształtować rozprzestrzeniona
zabudowa przekraczająca najwyżej czteropiętrową dotychczas wysokość. Krajobraz
Lublina zdominowały bloki osiedli mieszkaniowych, wieżowce instytucji, uczelni,
przedsiębiorstw.
Potoczna opinia głosi, że współczesna działalność budowlana w Polsce nie wnosi
nowych
wartości
urbanistycznych,
zarzuca
jej
stereotypowość
odbierającą
indywidualne oblicze cechujące każde dawne miasto. To prawda, że uwarunkowania
procesu inwestycyjnego, a przede wszystkim wykonawstwa budowlanego, nie
układają się w sposób przychylny dla tworzenia dzieł na miarę powszechnych ambicji
i umiejętności architektów projektujących. Jednakże nie tylko to jest powodem
ignorowania wartości estetycznych powstającego w naszej obecności miasta.
Uprzemysłowione technologie budownictwa pozwalają na tworzenie takich wartości
urbanistycznych, które dostrzec można jedynie poszerzając kryteria oceny
wykształcone na obcowaniu z miastami dawnymi. Nie należy też przykładać miernika
porównawczego
nowoczesnej
architektury
skandynawskiej,
francuskiej
czy
amerykańskiej powstającej przecież w innych warunkach. Tak jak polskiego
renesansu nie można oceniać miarą włoską.
Trudno wyrokować, co w naszej współczesności potomni uznają za tak
wartościowe, by mogło wejść do rejestru chronionych dóbr kultury, choć już dziś
można wskazywać miejsca bardzo “lubelskie”, zaprzeczające tezie o totalnej
uniformizacji miejskiego środowiska kulturowego. Gmachy rektoratów UMCS i
Akademii Rolniczej, które w widoku z przecięcia ulic Sowińskiego i Glinianej
spiętrzone są w potężną, nieregularną bryłę. Wachlarz domów akademickich nad
ogrodem botanicznym. Wnętrze osiedla Słowackiego wyglądające tak, jakby zostało
ukształtowane spontanicznie. Aleje i ulice PKWN, Filaretów. Kompozytorów. Lenina,
których płynny bieg wydobywa piękno naturalnej rzeźby terenu. Ulica Bieruta, gdzie
perspektywy wznoszących się jezdni i pozornie obniżających się poziomów domów
potęgują wrażenie głębi. Pawilony na Wileńskiej z ich bazarowym nastrojem...
Album poświęcony jest utrwalonemu fotografią spojrzeniu trzech pokoleń na
Lublin, spojrzeniu z ulicy, z balkonu, z wieży. Gdyby jednak chciało się wskazać
spojrzenie najbardziej charakterystyczne dla współczesności, byłby to widok z okna
w przestrzeń. Dawny mieszkaniec miasta patrzył na ścianę przeciwległej kamienicy
lub oficyny, na przechodniów i pojazdy, na płot, na ogródek, na brukowane podwórze
z ustępem, śmietnikiem i trzepakiem. Dziś coraz więcej lublinian spogląda ze swego
mieszkania na panoramę miasta lub osiedla, na Stary Las lub łąki nad rzeką, na
zieleń za oknem, na niebo, obłoki, chmury. I na księżyc, który patrzy na miasto tak
samo, jak wówczas gdy zaczynała się jego historia.
Mieczysław Kurzątkowski