Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
Czytał pan tę książkę? Powinien ją pan koniecznie przeczytać. Zrozumie pan, dlaczego musimy
rzucić na bolszewików bombę atomową!"
Niewiele powieści napisanych za życia naszego pokolenia osiągnęło popularność tak wielką,
jak powieść George'a Orwella "Rok 1984". Żadna też chyba nie oddziałała tak silnie na sprawy
polityczne.
Tytuł książki Orwella stał się w polityce przysłowiowym symbolem. Ukute przez Orwella terminy
- "nowomowa'', "staromowa", "zmienność przeszłości", "Wielki Brat", "Ministerstwo Prawdy",
"Policja Myśli", "zbrodnia myślowa", "dwójmyślenie", "Tydzień Nienawiści" - weszły do słownika
politycznego; spotyka się je w każdym niemal artykule i przemówieniu wymierzonym przeciwko
Związkowi Radzieckiemu i komunizmowi. Telewizja i kino zapoznały miliony widzów po obu
stronach Atlantyku z groźną twarzą Wielkiego Brata i zmorą rzekomo komunistycznej Oceanii.
W zimnej wojnie powieść ta odgrywa rolę swego rodzaju superbroni ideologicznej. Jak w żadnej
innej książce czy dokumencie - znalazł w niej odbicie konwulsyjny strach przed komunizmem,
który ogarnął Zachód po zakończeniu drugiej wojny światowej.
Zimna wojna stworzyła "popyt społeczny" na taką broń ideologiczną, podobnie jak stwarza
popyt na superbroń fizyczną. Ale wszelka superbroń stanowi realną zdobycz techniki i nie może
być rozbieżności między jej ewentualnym użytkiem a intencjami wytwórców: ma ona szerzyć
śmierć albo przynajmniej grozić masową zagładą. Natomiast z takiej książki, jak "Rok 1984",
można robić użytek nie licząc się zbytnio z intencjami autora. Poniektóre zdania można
wyrywać z kontekstu, inne zaś, nie odpowiadające politycznym celom, którym ma służyć
książka, można ignorować albo wręcz przemilczać. Ponadto do skutecznego oddziaływania
takiej książki, jak "Rok 1984", nie potrzeba wcale, aby była ona arcydziełem literatury lub
choćby utworem poważnym i oryginalnym. Przeciwnie, dzieło wysokiej rangi literackiej jest
zazwyczaj zbyt ubogie w treść i zbyt subtelne w myśli i w formie, aby nadawało się do
doraźnego użytku. Symboli jego z reguły nie da się przetworzyć bez trudu w budzące grozę
straszydła, myśli jego nie podobna zamienić w slogany. Jeżeli słowa jakiegoś wielkiego poety
dostają się do słownika politycznego, dzieje się to wskutek procesu powolnej, niedostrzegalnej
niemal infiltracji, nie zaś drogą brutalnego wtargnięcia. Arcydzieła literatury wpływają na umysł
polityka użyźniając go i wzbogacając od wewnątrz, nie zaś bijąc go pałką po głowie.
1 / 11
Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
"Rok 1984" jest dziełem intensywnej, skupionej, lecz zarazem ogarniętej strachem i
ograniczonej wyobraźni. Pewien nieprzychylny krytyk nazwał go "politycznym komiksem
potworności". Nie jest to słuszne określenie - w powieści Orwella są pewne pokłady myśli i
uczuć, które sprawiają, że wyrasta ona znacznie ponad ten poziom. Faktem jest jednak, że
symbolika "Roku 1984" jest prymitywna; że jego główny symbol, Wielki Brat, przypomina
potwora z niezbyt artystycznej bajki dla dzieci i że opowieść Orwella rozwija się niby akcja filmu
fantastyczno-naukowego podrzędniejszego gatunku z takim spiętrzeniem mechanicznych
okropności, iż w końcu subtelniejsze myśli Orwella, jego współczucie dla postaci działających,
jego satyryczny stosunek do współczesnego mu społeczeństwa (nie tego z 1984 r.) mogą nie
dotrzeć do czytelnika. Na podstawie "Roku 1984" nie sposób chyba uznać Orwella za
współczesnego Swifta, choć poprzednia jego książka, "AnimaI Farm", usprawiedliwia w
pewnym stopniu taką definicję. Orwellowi brak bogactwa i subtelności myśli oraz dystansu
filozoficznego do przedmiotu, jakie cechują wielkiego satyryka. Drapieżnej i niekiedy bardzo
sugestywnej wyobraźni Orwella brak rozmachu, giętkości i oryginalności.
Ilustrację owego braku oryginalności stanowi fakt, że Orwell zapożyczył pomysł "Roku 1984",
akcję, główne postacie, symbole i cały klimat swej powieści od pisarza rosyjskiego, który na
Zachodzie pozostał zupełnie prawie nie znany. Pisarzem owym jest Eugeniusz Zamiatin,
książka zaś, która posłużyła Orwellowi za wzór, nosi tytuł "My". Podobnie jak "Rok 1984"
powieść "My" - to "antyutopia", koszmarna wizja kształtu rzeczy przyszłych, złowieszczy głos
Kasandry. Powieść Orwella jest całkowicie zanglizowaną wariacją na temat z Zamiatina i, być
może, właśnie w owym z gruntu angielskim ujęciu tematu tkwi cała oryginalność utworu
Orwella.
Nie od rzeczy będzie powiedzieć tu kilka słów o Zamiatinie -- życiorysy obu pisarzy mają pewne
punkty styczne. Zamiatin należał do starszego pokolenia: urodził się w 1884 r., umarł w roku
1937. Wczesne jego utwory, podobnie jak niektóre utwory Orwella, zawierały realistyczne opisy
życia klasy drobnomieszczańskiej. Rewolucja rosyjska roku 1905 odegrała w jego życiu mniej
więcej tę samą rolę, co hiszpańska wojna domowa w życiu Orwella. Brał udział w ruchu
rewolucyjnym, był członkiem SDPRR Rosyjskiej Partii Socjaldemokratycznej (do której
wówczas należeli jeszcze zarówno bolszewicy, jak i mieńszewicy), był prześladowany przez
policję carską. Po upadku rewolucji uległ "kosmicznemu pesymizmowi" i zerwał z partią
socjalistyczną, czego nie zrobił Orwell, mniej konsekwentny i aż do końca żywiący jakąś
rudymentarną lojalność wobec socjalizmu. W 1917 roku Zamiatin patrzał na nową rewolucję
zimnym okiem człowieka rozczarowanego, przekonany, że nie może z niej wyniknąć nic
dobrego. Uwięziono go na krótki czas, po czym rząd radziecki zezwolił mu na wyjazd za
granicę. Już jako emigrant, na początku lat dwudziestych, napisał w Paryżu powieść "My".
Twierdzenie, że Orwell zapożyczył od Zamiatina główne elementy "Roku 1984", nie jest
bynajmniej domysłem krytyka mającego słabość do wykrywania wpływów literackich. Orwell
2 / 11
Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
znał powieść Zamiatina i zachwycał się nią. Napisał o niej esej, wydrukowany 4 stycznia 1946
r., tuż po ukazaniu się "Animal Farm", [„Folwark Zwierzęcy”] a przed przystąpieniem do pisania
"Roku 1984", w lewicowo-socjalistycznej "Tribune", której działu literackiego Orwell był
redaktorem. Esej ten wart jest uwagi nie tylko jako dostarczony przez samego Orwella
konkretny dowód pochodzenia "Roku 1984", lecz także jako komentarz do idei przewodniej
zarówno powieści "My", jak i "Roku 1984".
Orwell oznajmia na wstępie eseju, że po wieloletnich daremnych poszukiwaniach powieści
Zamiatina dostał ją wreszcie w przekładzie i wydaniu francuskim (pod tytułem "Nous autres") i
dziwi się, że nie wydano jej dotychczas w Anglii, chociaż w Ameryce ukazała się już w swoim
czasie, nie budząc zresztą szczególnego zainteresowania. "O ile mogę sądzić - ciągnie dalej
Orwell - nie jest to książka najwyższej rangi, lecz jest bez wątpienia niezwykła. To
zdumiewające, że żaden wydawca angielski nie zdobył się dotąd na tyle przedsiębiorczości, by
ją wydać w Anglii". (Esej kończy się słowami: "Oto książka, którą należy koniecznie przeczytać,
gdy ukaże się wydanie angielskie").
Orwell zaznacza, że Aldous Huxley "musiał zaczerpnąć częściowo swój «Nowy Wspaniały
Świat» z powieści Zamiatina", i zastanawia się, czemu "nikt na to nigdy nie zwrócił uwagi".
Zdaniem jego książka Zamiatina znacznie jest lepsza i "trafniej nawiązuje do naszej własnej
sytuacji" niż książka Huxleya. Traktuje ona "o buncie prymitywnego ducha ludzkiego przeciwko
światu zracjonalizowanemu, zmechanizowanemu i wolnemu od cierpień".
"Wolny od cierpień" nie jest określeniem słusznym - świat wizji Zamiatina jest tak samo pełen
okropności, jak świat "Roku 1984". Orwell sam podaje w swym eseju zwięzły katalog tych
okropności, obecnie więc esej ten sprawia wrażenie konspektu "Roku 1984". Członkowie
społeczeństwa opisywanego przez Zamiatina - powiada Orwell - "tak doszczętnie zatracili swą
indywidualność, że zamiast imion mają tylko numery. Mieszkają w szklanych domach... co
ułatwia policji politycznej, występującej pod mianem «opiekunów», ściślejszą ich obserwację.
Noszą wszyscy identyczne uniformy i o jednostce ludzkiej mówi się zazwyczaj albo «numer»
albo «unif» (uniform)". Orwell nadmienia w nawiasach, że Zamiatin pisał swą powieść "jeszcze
przed wynalezieniem telewizji". W "Roku 1984" ta nowość techniczna figuruje już na równi z
helikopterami, z których policja obserwuje domy obywateli Oceanii we wstępnych partiach
powieści. "Unify" nasuwają myśl o "proletach". W społeczeństwie przyszłości Zamiatina,
podobnie jak w "Roku 1984", miłość jest wzbroniona, stosunki płciowe są ściśle regulowane i
dozwolone jedynie jako akt nie zabarwiony żadnym uczuciem. "Jedynym Państwem rządzi
człowiek znany pod mianem Dobroczyńcy" - wyraźny prototyp Wielkiego Brata.
"Zasadą naczelną Państwa jest twierdzenie, że szczęście i wolność nie dają się ze sobą
pogodzić... Jedyne Państwo przywróciło człowiekowi szczęście pozbawiając go wolności".
Orwell opisuje głównego bohatera powieści Zamiatina jako "swego rodzaju utopijnego Billy
Browna z miasta Londynu", którego "przerażają ustawicznie odzywające się w nim odruchy
3 / 11
Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
atawistyczne". W powieści Orwella ów utopijny Billy Brown występuje pod mianem Winstona
Smitha, który biedzi się nad tymi samymi problemami.
Główny bowiem motyw fabuły Orwella niewątpliwie zapożyczony jest od pisarza rosyjskiego.
Oto co pisze sam Orwell: "Mimo wychowania czujności opiekunów wiele starodawnych
instynktów ludzkich wciąż jeszcze istnieje". Bohater Zamiatina "kocha się (jest to oczywiście
przestępstwo) w pewnym numerze I-330" zupełnie tak samo, jak Winston popełnia zbrodnię
kochając się w Julii. Zarówno w powieści Zamiatina, jak i Orwella romans splata się z udziałem
bohatera w "podziemnym ruchu oporu", Buntownicy Zamiatina "poza spiskiem mającym na celu
obalenie Państwa oddają się w chwilach, gdy zasłony są spuszczone, takim zgubnym nałogom,
jak palenie papierosów i picie alkoholu". Winston Smith i Julia w swej kryjówce nad sklepem
pana Charringtona rozkoszują się piciem "prawdziwej kawy z prawdziwym cukrem". W
obydwóch powieściach oczywiście "Opieka" czy też "Policja Myśli" wykrywa zbrodnie i spisek i
w obydwóch "ratuje w końcu bohatera przed skutkami jego szaleństwa".
Kombinacja "kuracji" i tortur, za pomocą których buntowników Zamiatina i Orwella "uwalnia się"
od odruchów atawistycznych, aż wreszcie zaczynają kochać Dobroczyńcę czy też Wielkiego
Brata - jest niemal identyczna. U Zamiatina: "Władze obwieszczają, że wykryły przyczynę
niedawnych zamieszek - rzecz w tym, że jakieś istoty ludzkie cierpią na chorobę zwaną
wyobraźnią. Zlokalizowano już ośrodek nerwowy powodujący wyobraźnię i chorobę można
uleczyć promieniami Roentgena. D-503 poddaje się operacji, po której bez trudu robi to, co - jak
zresztą wiedział przez cały czas - powinien był zrobić, mianowicie zdradza współspiskowców
policji". W obydwóch powieściach do wstrząsów leczniczych należy akt przyznania się do winy i
zdrada kobiety, którą bohater kocha.
Orwell przytacza z powieści Zamiatina następującą scenę tortur: "Ręce jej ściskały poręcze
fotela. Patrzała na mnie, dopóki oczy jej nie zamknęły się zupełnie. Wyniesiono ją,
doprowadzono do przytomności za pomocą wstrząsu elektrycznego, po czym znów posadzono
pod dzwonem. Operacja ta powtórzyła się trzykrotnie, lecz ani jedno słowo nie padło z jej ust".
W scenach tortur u Orwella "wstrząsy elektryczne" i "poręcze fotela" również powtarzają się
wcale często. Orwell jednak znacznie jest ostrzejszy w opisach okrucieństwa i bólu, które mają
zabarwienie masochistyczno-sadystyczne. Na przykład:
"Bez żadnego ostrzeżenia prócz lekkiego ruchu ręki O'Briena fala bólu zalała jego ciało. Był to
straszliwy ból, Winston nie widział bowiem, co się odbywa, lecz czuł, że odnosi śmiertelne
4 / 11
Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
obrażenia. Nie wiedział, czy to wszystko dzieje się rzeczywiście, czy też doznaje jedynie
złudzenia wywołanego za pomocą elektryczności, lecz wykręcano mu całe ciało i rozrywano
powoli stawy. Z bólu pot mu wystąpił na czoło, najgorszy jednak był lęk, że kręgosłup pęknie mu
za chwilę. Zacisnął zęby i oddychał ciężko przez nos, usiłując jak najdłużej zachować
milczenie".
Lista zapożyczeń Orwella nie jest bynajmniej wyczerpana, ale przejdźmy teraz od fabuły obu
powieści do ich idei przewodniej. Porównując Zamiatina i Huxleya Orwell pisze: "Właśnie owo
intuicyjne uchwycenie irracjonalnej strony totalizmu - ofiar ludzkich, okrucieństwa jako celu
samego w sobie, uwielbienia wodza, któremu przypisuje się cechy boskie - sprawia, że książka
Zamiatina lepsza jest od książki Huxleya". To sprawiło też, możemy dodać, że Orwell wziął ją
sobie za wzór. Krytykując Huxleya Orwell stwierdza, że nie widzi wyraźnego powodu, dla
którego społeczeństwo "Nowego Wspaniałego Świata" jest podzielone na tak sztywne i
zróżnicowane warstwy: "Celem nie jest wyzysk gospodarczy... Nie ma tu żądzy władzy, nie ma
tu sadyzmu, nie ma żadnego okrucieństwa. Ci u góry nie mają istotnie silnych motywów, aby
pozostawać u góry. I choć wszyscy są w jakiś bezmyślny sposób szczęśliwi, życie stało się tak
bezcelowe, że trudno uwierzyć, aby takie społeczeństwo miało przetrwać". (Podkreślenia moje -
I. D.). W przeciwieństwie do tamtego społeczeństwo z zamiatinowskiej antyutopii może zdaniem
Orwella przetrwać, naczelnym bowiem motywem czynów i powodem rozwarstwienia
społecznego jest tu nie wyzysk gospodarczy, którego wcale nie potrzeba, lecz właśnie "żądza
władzy, sadyzm i okrucieństwo" tych, co "są u góry". Łatwo tu rozpoznać leitmotiv "Roku 1984".
W Oceanii rozwój techniczny osiągnął tak wysoki poziom, że społeczeństwo mogłoby bez trudu
zaspokajać wszystkie swoje potrzeby materialne i wprowadzić równość w swych szeregach. Ale
nierówność i ubóstwo zachowuje się po to, aby utrzymać Wielkiego Brata przy władzy. Dawniej
powiada Orwell - dyktatura stanowiła rękojmię istnienia nierówności, obecnie nierówność jest
rękojmią istnienia dyktatury. Ale jakiemu celowi służy sama dyktatura? "Partia dąży do władzy
wyłącznie dla samej władzy... Władza nie jest środkiem, lecz celem. Nie wprowadza się
dyktatury po to, by zabezpieczyć owoce rewolucji; robi się rewolucję po to, by wprowadzić
dyktaturę. Celem prześladowań są prześladowania... Celem władzy jest władza".
Orwell zastanawiał się, czy Zamiatin zamierzał "uczynić ustrój radziecki jedynym przedmiotem
swej satyry". Nie był wcale tego pewien: "Zamiatinowi, jak mi się zdaje, nie chodzi o jakieś
określone państwo, lecz o przypuszczalne skutki cywilizacji przemysłowej... Z powieści «My»
wynika wyraźnie, że ciążył on ku prymitywizmowi... «My» - jest to w gruncie rzeczy studium o
maszynie, o tym dżinie, którego człowiek lekkomyślnie wypuścił z butelki i nie może zapędzić z
powrotem". Taka sama dwoistość zamierzeń autora widoczna jest również w "Roku 1984".
5 / 11
Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
Domysły Orwella co do Zamiatina były trafne. Mimo iż Zamiatin pozostawał w opozycji do
ustroju radzieckiego, satyra jego nie godziła wyłącznie ani też głównie w ów ustrój. Jak słusznie
zauważył Orwell, Związek Radziecki w zaraniu swych dziejów niewiele miał wspólnego z owym
superzmechanizowanym państwem z antyutopii zamiatinowskiej. Ciążenie pisarza ku
prymitywizmowi zgodne było z tradycjami rosyjskimi, ze słowianofilstwem i wrogością do
burżuazyjnego Zachodu, z gloryfikacją "mużyka" i dawnej patriarchalnej Rosji, z Tołstojem i
Dostojewskim. Już nawet jako emigrant - Zamiatin odczuwał typowo rosyjskie rozczarowanie do
Zachodu. Niekiedy zdawało się, że na pół godzi się z ustrojem radzieckim, który przecież w tym
czasie tworzył swego Dobroczyńcę w osobie Stalina. Jeśli nawet kierował strzały swej satyry w
bolszewizm, to na tej tylko zasadzie, że bolszewizm pragnął zmienić dawną, pierwotną Rosję w
nowoczesne, zmechanizowane społeczeństwo. Rzecz szczególna, Zamiatin umieścił swą
opowieść w roku 2600 i jak gdyby mówił bolszewikom: "Oto jak będzie wyglądała Rosja, jeżeli
się wam uda oprzeć swój ustrój na podwalinach zachodniej techniki". Tęsknota za prymitywnym
sposobem życia i myślenia była u Zamiatina, podobnie jak u niektórych innych intelektualistów
rosyjskich rozczarowanych do socjalizmu, sprawą zupełnie naturalną, gdyż prymitywizm był
jeszcze w Rosji zjawiskiem żywym i trwałym.
Orwell nie odczuwał i nie mógł odczuwać takiej autentycznej tęsknoty do społeczeństwa
preindustrialnego. W życiu jego prymitywizm nie odegrał żadnej roli; Orwell zetknął się z nim
jedynie podczas pobytu w Birmie i bardzo jest wątpliwe, czy prymitywizm wydał mu się
wówczas atrakcyjny. Przerażał go jednak użytek, jaki mogą zrobić z techniki ludzie pragnący
ujarzmić społeczeństwo, zaczął więc również kwestionować "przypuszczalne skutki cywilizacji
przemysłowej" i ujmować je satyrycznie.
Aczkolwiek satyra jego mierzy w Związek Radziecki wyraźniej niż satyra Zamiatina, Orwell
dostrzegał również elementy Oceanii we współczesnej mu Anglii, nie mówiąc już Stanach
Zjednoczonych. Powiem więcej: społeczeństwo "Roku 1984" ucieleśnia wszystko, co mu się nie
podobało i czego nie znosił we własnym otoczeniu - szarzyznę i monotonię angielskich osiedli
przemysłowych, których "wstrętną, lepką i cuchnącą" brzydotę próbował odmalować swoim
naturalistycznym, zgryźliwym, agresywnym stylem; przydziały żywności i ograniczenia rządowe,
które znal w Anglii czasu wojny; "bzdurne pisma nie zawierające prawie nic prócz sportu,
opisów zbrodni i astrologii, pięciocentowe powieścidła sensacyjne, filmy ociekające erotyzmem"
i tak dalej. Orwell wiedział doskonale, że tego rodzaju pisma w Rosji stalinowskiej nie istnieją, a
grzechy prasy stalinowskiej są zgoła innego rodzaju. "Nowomowa" jest w znacznie mniejszym
stopniu satyrą na gwarę stalinistów niż na anglo-amerykański telegraficzny żargon
dziennikarski, którego nie cierpiał, a który jako dziennikarz znał bardzo dobrze.
Nie trudno stwierdzić, które cechy partii "Roku 1984" są raczej satyrą na brytyjską Labour Party
aniżeli na Radziecką Partię Komunistyczną. Wielki Brat i jego zwolennicy nie próbują wcale
objąć klasy robotniczej szkoleniem ideologicznym, o które to uchybienie Orwell ostatni chyba
6 / 11
Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
oskarżałby stalinizm. Jego proleci "wegetują": "ciężka praca, drobne kłótnie, filmy, hazard...
wypełniają ich widnokrąg umysłowy". Podobnie jak bzdurne gazety i filmy ociekające
erotyzmem, tak też hazard, nowe opium dla ludu, nie należy do scenerii rosyjskiej. Ministerstwo
Prawdy jest przejrzystą karykaturą londyńskiego Ministerstwa Informacji czasu wojny. Potwór z
wizji Orwella jak każda mara senna składa się z najrozmaitszych twarzy, rysów i kształtów,
znanych i nie znanych. Talent i oryginalność Orwella uwydatnia się przede wszystkim w
satyrycznym odmalowaniu własnej ojczyzny. Ale mimo rozgłosu, jaki uzyskał "Rok 1984", mało
kto zwrócił uwagę na ten aspekt satyry Orwella.
"Rok 1984" - to dokument straszliwego rozczarowania nie tylko do stalinizmu, lecz do każdej
formy i każdego odcienia socjalizmu. Jest to wołanie z otchłani rozpaczy. Co wtrąciło Orwella
do tej otchłani? Bez wątpienia widowisko wielkich czystek stalinowskich z lat 1936-1938,
których reperkusji doświadczył w Katalonii. Ponieważ był człowiekiem wrażliwym i prawym,
czystki mogły budzić w nim jedynie oburzenie i grozę. Sumienia jego nie mogły uspokoić
usprawiedliwienia i sofizmaty stalinowskie, które w swoim czasie ukołysały na przykład
sumienie Artura Koestlera, pisarza bardziej utalentowanego i doświadczonego, nie
odznaczającego się jednak tak zdecydowaną postawą moralną. Stalinowskie usprawiedliwienia
i sofizmaty były jednocześnie poniżej i powyżej poziomu rozumowania Orwella - poniżej i
powyżej zdrowego rozsądku i upartego empiryzmu Billy Browna z miasta Londynu, z którym
Orwell identyfikował siebie nawet w chwilach najbardziej buntowniczych czy też rewolucyjnych
nastrojów. Był oburzony i wstrząśnięty, wszystkie jego wierzenia i zachwiały się w posadach.
Nie należał nigdy do partii komunistycznej, ale jako członek na pół trockistowskiej POUM,
poczuwał się mimo wszystkich zastrzeżeń do pewnej milczącej solidarności i wspólnoty celów z
ustrojem radzieckim poprzez wszystkie jego koleje losu i przemiany - nieco dla Orwella
niezrozumiałe i egzotyczne.
Czystki i ich reperkusje hiszpańskie sprawiły nie tylko to, że stracił owo poczucie wspólnoty
celów, jak również nie tylko to, że ujrzał przepaść między stalinistami i antystalinistami,
rozwierającą się nagle w łonie walczącej Hiszpanii republikańskiej. Ten bezpośredni skutek
czystek przesłoniła mu "irracjonalna strona totalizmu - ofiary ludzkie, okrucieństwo jako cel sam
w sobie, ubóstwianie wodza" oraz "cień posępnych niewolniczych cywilizacji starożytnego
świata" padający na współczesne społeczeństwo.
Jak większość socjalistów angielskich Orwell nigdy nie był marksistą. Filozofia
dialektyczno-materialistyczna była dla niego zawsze zbyt zawiła. Instynktownie raczej niż
świadomie był zagorzałym racjonalistą. Różnica między marksistą a racjonalistą jest bardzo
istotna. Wbrew opinii panującej w krajach anglosaskich - filozofia marksistowska nie jest
bynajmniej filozofią racjonalistyczną - nie zakłada wcale, że ludzie kierują się z reguły
pobudkami rozumowymi i że można ich przekonać do socjalizmu drogą perswazji. Sam Marks
zaczyna "Kapitał" skomplikowanymi rozważaniami filozoficznymi i historycznymi na temat
7 / 11
Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
"fetyszystycznego" sposobu myślenia i postępowania zakorzenionego w "produkcji towarów" -
to znaczy w pracy człowieka dla rynku i jego zależności od tego rynku. Walka klas jak ją Marks
opisuje - nie jest w najmniejszym stopniu procesem racjonalistycznym. Nie przeszkadza to
racjonalistom socjalizmu uważać się czasami za marksistów. Ale autentyczny marksista może
poszczycić się tym, że jest lepiej od racjonalisty przygotowany na przejawy irracjonalizmu w
sprawach ludzkich, takie nawet, jak wielkie czystki stalinowskie. Mogą go przygnębić i sprawiać
mu ból, ale nie doznaje zazwyczaj wrażenia, że światopogląd jego zachwiał się w posadach,
racjonalista natomiast czuje się zagubiony i bezbronny, gdy irracjonalizm istnienia ludzkiego
stanie mu nagle przed oczami. Jeżeli czepia się kurczowo swego racjonalizmu, rzeczywistość
mu się zamyka. Jeżeli ściga rzeczywistość i usiłuje ją pochwycić, musi pożegnać się z
racjonalizmem.
Orwell ścigał rzeczywistość i przekonał się, że zagubił wszystkie swe świadome i podświadome
pojęcia o życiu. W myślach nie mógł już odtąd nigdy uciec przed czystkami. Były one pośrednio
i bezpośrednio tematem wszystkiego, co napisał kiedykolwiek po doświadczeniach
hiszpańskich. Była to szczytna obsesja, obsesja umysłu, który gardził wygodnym
samookłamywaniem i nie chciał zaprzestać zmagań z przerażającym problemem moralnym. Ale
podczas zmagań z czystkami umysł ten zatruł się ich irracjonalizmem. Orwell stwierdził nagle,
że nie potrafi już ująć tego, co się dzieje, w znane mu terminy, terminy empirycznego zdrowego
rozsądku. Porzucił tedy racjonalizm i spoglądał na rzeczywistość przez coraz ciemniejsze
okulary quasi-mistycznego pesymizmu.
Powiedział ktoś, że "Rok 1984" jest wytworem wyobraźni człowieka umierającego. Jest w tym
nieco prawdy, ale nie cała prawda. Orwell rzeczywiście pisał tę powieść w okresie, gdy migotał
w nim ostatni gorączkowy płomyk życia. Stąd niezwykle posępne natężenie wizji i języka oraz
fizyczna niemal bezpośredniość, z jaką odczuwał tortury, które jego twórcza wyobraźnia
zadawała jego bohaterowi. Utożsamiał swe dobiegające kresu istnienie fizyczne z wychudłym i
wyniszczonym ciałem Winstona Smitha, z którym dzielił, w którym - że tak powiemy - lokował
własne męki konania. Rzutował ostatnie spazmy własnych cierpień na ostatnie strony swej
ostatniej książki. Ale główne wytłumaczenie wewnętrznej logiki rozczarowania i pesymizmu
Orwella tkwi nie w mękach przedśmiertnych pisarza, lecz w przeżyciach i myślach człowieka
żywego oraz w jego konwulsyjnej reakcji na porażkę swego racjonalizmu.
"Rozumiem, jak, nie rozumiem, po co" - oto refren "Roku 1984". Winston Smith wie, jak
funkcjonuje Oceania, jak działa skomplikowany mechanizm tyranii, nie wie jednak, jaka jest jej
pierwotna przyczyna i ostateczny cel. Szuka odpowiedzi na kartach "księgi", tajemniczego
podstawowego dzieła "zbrodni myślowej", którego autorstwo przypisuje się Emmanuelowi
Goldsteinowi, inspiratorowi Bractwa Spiskowców. Udaje mu się jednak przeczytać tylko te
rozdziały "księgi", które traktują o pytaniu "jak". Policja Myśli chwyta go w chwili, gdy ma właśnie
rozpocząć lekturę rozdziałów zapowiadających wyjaśnienie tego, po co się wszystko dzieje.
8 / 11
Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
Pytanie pozostaje tedy bez odpowiedzi.
Był to właśnie ów problem, nad którym głowił się sam Orwell. Pytanie "po co" dotyczyło nie tyle
Oceanii z jego wizji, co stalinizmu i wielkich czystek. W pewnej chwili niewątpliwie szukał
odpowiedzi u Trockiego - to przecież od Trockiego-Bronsteina zapożyczył kilka szczegółów
biograficznych, a nawet rysy twarzy i żydowskie nazwisko dla Emmanuela Goldsteina, ponadto
fragmenty "księgi", które zajmują tyle stronic w "Roku 1984", są wyraźną, choć niezbyt udatną
parafrazą "Zdradzonej Rewolucji" Trockiego. Orwellowi imponowała wielkość moralna
Trockiego, a jednocześnie po części nie ufał jej, po części zaś wątpił o jej autentyczności.
Dwoistość jego poglądów na Trockiego znajduje swe odbicie w stosunku Winstona Smitha do
Goldsteina, Smith aż do końca nie może ustalić, czy Goldstein i Bractwo istnieli kiedykolwiek
rzeczywiście i czy "księga" nie jest falsyfikatem sporządzonym przez "Policję Myśli". Barierą
dzielącą go od myśli Trockiego, barierą, której Orwell nigdy nie zdołał obalić, był marksizm i
materializm dialektyczny. Znalazł u Trockiego odpowiedź na pytanie "jak", lecz nie znalazł
odpowiedzi na pytanie "po co".
Ale Orwell nie mógł poprzestać na agnostycyzmie historycznym. Nie był w najmniejszej mierze
sceptykiem. Miał raczej umysł fanatyka, który postanowił, że za wszelką cenę musi otrzymać
szybką i wyraźną odpowiedź na swoje pytanie. Pełen nieufności i podejrzeń, dopatrywał się
teraz wszędzie niegodziwych spisków uknutych przez nich przeciwko zasadom Billy Browna z
miasta Londynu. Oni - to byli hitlerowcy, stalinowcy, a także Churchill i Roosevelt, wreszcie ci
wszyscy, którzy bronili jakiejkolwiek racji stanu, w głębi duszy bowiem Orwell był prostolinijnym
anarchistą i jego zdaniem każdy ruch polityczny tracił rację bytu z tą samą chwilą, gdy posiadł
rację stanu. Analiza skomplikowanych stosunków społecznych, próba rozwikłania plątaniny
motywów politycznych, kalkulacji, obaw i podejrzeń, zdolność dostrzegania poza ich
postępowaniem przymusu wywieranego przez okoliczności - wszystko to przekraczało
możliwości Orwella. Wszelkie uogólnienia na temat sil społecznych, prądów społecznych i
konieczności dziejowych budziły w nim jedynie gwałtowne podejrzenia. Jednakże bez pewnych
uogólnień tego rodzaju, użytych właściwie i oszczędnie, nie podobna udzielić realistycznej
odpowiedzi na pytanie, które zaprzątało myśli Orwella. Wpatrywał się w drzewa, a raczej w
jedno jedyne drzewo przed sobą i nie dostrzegał wcale lasu. A przecież nieufność do uogólnień
historycznych doprowadziła go w końcu do przyjęcia najstarszego, najbanalniejszego,
najbardziej metafizycznego i najbardziej jałowego ze wszystkich uogólnień: wszystkie ich
konspiracje, spiski, czystki i machinacje dyplomatyczne mają jedno jedyne źródło -
"sadystyczną żądzę władzy". Dokonał w ten sposób skoku od prozaicznego, racjonalistycznego
zdrowego rozsądku do mistycyzmu okrucieństwa, który przepaja karty "Roku 1984".
*
W "Roku 1984" opanowanie maszyny przez człowieka osiągnęło tak wysoki poziom, że
społeczeństwo jest w stanie wyprodukować ilość dóbr dostateczną dla wszystkich i położyć kres
9 / 11
Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
nierówności. Zachowuje się jednak ubóstwo i nierówność po to tylko, aby zaspokoić
sadystyczne popędy Wielkiego Brata. A przecież nie wiemy nawet, czy Wielki Brat rzeczywiście
istnieje - być może, jest on tylko mitem. Oceanię nęka przede wszystkim zbiorowe okrucieństwo
partii (niekoniecznie poszczególnych jej członków, którzy mogą być ludźmi inteligentnymi i
dobrej woli). Społeczeństwem totalistycznym rządzi bezcielesny sadyzm. Orwell wyobrażał
sobie, że "wyzwolił się z pęt" znanych i zdaniem jego coraz bardziej nieistotnych koncepcji klas
społecznych i interesów klasowych. Ale w tych uogólnieniach marksistowskich interesy jakiejś
klasy społecznej pozostają przynajmniej w określonym stosunku do interesów indywidualnych i
sytuacji społecznej jej członków, nawet jeżeli interesy klasy nie stanowią po prostu sumy
interesów indywidualnych. W partii Orwella całość nie ma nic wspólnego z poszczególnymi
częściami. Partia nie jest ciałem społecznym, które ożywiają jakiekolwiek interesy lub cele. Jest
to upiorna emanacja wszystkiego, co jest złe w naturze ludzkiej. Jest to metafizyczny Duch Zła,
szalony i tryumfujący.
Oczywiście "Rok 1984" w intencji Orwella miał być ostrzeżeniem. Ale siłę tego ostrzeżenia
osłabia bijąca z powieści bezgraniczna rozpacz. Orwell przewidywał, że totalizm musi
doprowadzić historię do martwego punktu. Wielki Brat jest niezwyciężony: "Jeżeli chcesz ujrzeć
obraz przyszłości, wyobraź sobie but miażdżący ludzką twarz - na wieki". Rzutował w
przyszłość obraz wielkich czystek i widział je utrwalone tam po wsze czasy, nie potrafił bowiem
ujmować wydarzeń realistycznie w ich skomplikowanym kontekście historycznym. Bez
wątpienia, wydarzenia te były wysoce "irracjonalne", ale ten, kto z tego powodu irracjonalnie je
traktuje, przypomina psychiatrę, który wpadł w obłęd wskutek zbyt bliskiego obcowania z
chorymi umysłowo. "Rok 1984" - to w gruncie rzeczy nie tyle ostrzeżenie, ile rozpaczliwy krzyk
zwiastujący nadejście Czarnego Millenium, Millenium Potępienia.
Krzyk ten spotęgowany przez wszystkie "środki masowej propagandy" naszej epoki przeraził
miliony ludzi. Nie przyczynił się jednak wcale do tego, aby ujrzeli wyraźniej problemy, z którymi
boryka się świat, nie rozszerzył kręgu ich pojmowania. Wzmógł tylko fale paniki i nienawiści
przebiegające świat i wywołujące zamęt w naiwnych głowach. "Rok 1984" ukazał milionom ludzi
konflikt między Wschodem a Zachodem w kontrastowych, czarno-białych barwach i
zademonstrował im potworne straszydło, a zarazem potwornego kozła ofiarnego, ponoszącego
winę za wszystkie plagi nękające ludzkość.
Świat na progu epoki atomowej ogarnęła apokaliptyczna groza. Dlatego też miliony ludzi
reagują tak namiętnie na apokaliptyczną wizję powieściopisarza. Ale to nie Wielki Brat spuścił z
łańcucha apokaliptyczne bestie atomowe i wodorowe. Nieszczęście współczesnego
społeczeństwa polega na tym, że nie zdołało ono jeszcze przystosować swego sposobu życia i
swoich instytucji społecznych i politycznych do gwałtownego rozwoju wiedzy technicznej. Nie
wiemy, jaki wpływ wywarł wynalazek bomby atomowej i wodorowej na miliony ludzi na
Wschodzie, tam bowiem niepokój i strach można ukryć pod maską łatwego (czy może
10 / 11
Izaak Deutscher, "Rok 1984" - czyli mistycyzm okrucieństwa
Wpisany przez piotrek
sobota, 30 stycznia 2010 13:09 - Zmieniony sobota, 30 stycznia 2010 13:10
zakłopotanego?) oficjalnego optymizmu. Byłoby jednak rzeczą niebezpieczną zamykać oczy na
fakt, że na Zachodzie miliony ludzi - ogarnięte niepokojem i strachem - mogą być skłonne do
ucieczki przed odpowiedzialnością za losy ludzkości i zechcą może wyładować swój gniew i
rozpacz na olbrzymim straszydle, czyli też na koźle ofiarnym, którego Orwellowski "Rok 1984"
tak natarczywie podsuwa im przed oczy.
*
"Czytał pan tę książkę? Powinien ją pan koniecznie przeczytać. Zrozumie pan, dlaczego
musimy rzucić na bolszewików bombę atomową!" Tymi słowy niewidomy, wynędzniały
sprzedawca gazet zachwalał mi "Rok 1984" w Nowym Jorku, na kilka tygodni przed śmiercią
Orwella.
Biedny Orwell, czy mógł kiedykolwiek przypuszczać, że jego książka stanie się jednym z
głównych punktów programu "Tygodnia Nienawiści"?
"Zeszyty Teoretyczno-Polityczne" nr 3/4, 1957.
Wersja elektroniczna za:
11 / 11