Lucien Sève
Raz jeszcze:
strukturalizm czy
dialektyka?
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2005
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 2 -
www.skfm-uw.w.pl
Artykuł francuskiego filozofa-marksisty Lucien
Sève'a „Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka?”
(tytuł oryginalny: „De nouveau: structuralisme ou
dialectique?”), ukazał się w czasopiśmie „La
Pensée”, nr 237/1984 r.
Niniejsze wydanie jest drugą polską publikacją
tekstu dokonaną drukiem. Po raz pierwszy ukazał
się on w piśmie “Myśl Marksistowska” w nrach
6/1986 i 1/1987.
Tekst z języka francuskiego przetłumaczył Jacek
Poprzeczko. Redakcja i korekta: Piotr Strębski.
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
Przemiany zachodzące w wiedzy naukowej są tak bogate – a gdy przyjrzeć się im z bliska, tak
złożone – iż traktując je powierzchownie, nie sposób byłoby wyznaczyć ich wspólny kierunek. Jeśli jednak
zadamy sobie trud nakreślenia krzywej, łączącej punkty – bądź całe zbiorowisko punktów – których
położenie rzetelnie odzwierciedlałoby zjawiska ostatnich dwóch-trzech dziesięcioleci, jej wykres nie
pozostawi żadnych wątpliwości: jesteśmy świadkami wzrostu znaczenia materializmu w naukowym
przedstawianiu świata.
Jeszcze w połowie obecnego stulecia, od kreacjonizmu w astronomii czy w antropologii, poprzez
witalizm w biologii, aż po psychologizm w naukach humanistycznych – idealizm obiektywny w
uporczywej walce starał się wydrzeć materializmowi jak najwięcej terenu naukowego. Jednakże w ciągu
trzydziestu lat doznał historycznych porażek. Nauki biologiczne doprowadziły, na przykład, do krachu
koncepcji zakładających niemożność ograniczenia życia do materii. Jak pisał Francois Jacob w zakończeniu
„La logique du vivant”: „Biologia dowiodła, iż nie ma istoty metafizycznej, która kryłaby się za słowem
»życie«. Zdolność do gromadzenia się, do tworzenia struktur o rosnącej złożoności, a nawet do reprodukcji
należy do elementów, z których materia jest skomponowana”
1
. Henri Tintant, przedstawiając ostatnio w
„Histoire et archéologie”
2
syntezę aktualnej wiedzy o procesach, które dały początek rodzajowi ludzkiemu,
także traktuje o nich w kategoriach najoczywiściej materialistycznych
3
. Dalej, książka Jean-Pierre
Changeux, „L'Homme neuronal”, pojawia się jako mocny punkt krzywej współczesnego materializmu,
właśnie w sferze, gdzie posiadłości Ducha najdłużej były twierdzą idealizmu.
ZGODNY RUCH KU MATERIALIZMOWI
Opatrując rozdział swej książki zawierający najbardziej wymowne informacje o obecnej naszej
wiedzy o „obiektach mentalnych” mottem z Epikura, autor pisze w konkluzji: „Czy należy powiedzieć, iż
świadomość »wyłania się« z tego wszystkiego? Tak, jeśli potraktować słowo »wyłania się« dosłownie, jak
wówczas, gdy mówimy, że góra lodowa wyłania się z wody. Wystarczy jednak, gdy powiemy, że
świadomość jest owym systemem regulacyjnym w działaniu. Człowiek nie ma odtąd do czynienia z
«Duchem», wystarczy mu, iż jest Człowiekiem Neuronalnym (Homme neuronal)”
4
. Innymi słowy, nie ma
już istoty metafizycznej, która kryłaby się za słowem „świadomość”, podobnie jak nie ma jej za słowem
„życie”. „Doszedłem do czystego i prostego materializmu” – wyjaśnia J. P. Changeux w wywiadzie dla „La
Croix”
5
. Zaś dziennikarza, który replikuje: „Przepraszam, że to mówię, ale pańska piękna książka mnie
zasmuciła”, pyta nie bez humoru: „Książka zasmuciła pana, ponieważ fakty, które przedstawia, wystawiają
pańskie przekonania na próbę?” W sumie, ruch w naukach o życiu i o człowieku, dokonujący się na
naszych oczach wiąże się coraz bardziej z materializmem nauk przyrodniczych, na co wskazywali już Ilya
Prigogine i Isabelle Stengers w „La nouvelle alliance”: „Godne jest uwagi, iż za najważniejsze wymogi
przyjęcia nowego stanowiska koncepcyjnego, które wyżej opisaliśmy, wypada uznać te, które zazwyczaj
kojarzy się z »materializmem«: pojąć naturę w taki sposób, by nie wydało się absurdalne stwierdzenie, że
ona nas wytworzyła”
6
.
Ten zgodny ruch w kierunku materializmu ma szeroki zasięg. Wyciągnąłbym stąd pewną naukę, nie
1
F. Jacob, La logique du vivant, Gallimard 1970, s. 327.
2
„Histoire et archéologie”, nr 73, maj 1983, ss. 69-75.
3
Tak dalece materialistycznych, że redakcja uznała za stosowne zwrócić się do ojca jezuity, J. Morettiego z prośbą o
wypowiedź w podejmowanych kwestiach. Wypowiedź tę zatytułował on „Nauka i wiara” (s. 75). Wahając się między
stanowiskiem pojednawczym, wedle którego jedyną granicę nauki stanowi niezdolność do wyjaśnienia „znaczenia naszej
egzystencji”, i znacznie bardziej archaicznym poglądem, iż skoro świat jest „dziełem Boga-stwórcy”, zadaniem nauki jest
odkrywanie mechanizmów „rozwoju tej kreacji w czasie”, autor mimowolnie daje dowód, iż teologia katolicka wciąż wydaje
się mieć trudności z uznaniem, iż naukowa koncepcja świata w sposób nieodwracalny przestała poświadczać, iż „Bóg jest
(owego świata) autorem”.
4
J. P. Changeux, L'Homme neuronal, Fayard, 1983, s. 237.
5
„La Croix” z 10 czerwca 1983. Pomijam na razie kwestię, w jakiej mierze ów materializm jest dialektyczny.
6
I. Prigogine, I. Stengers, La nouvelle alliance, Gallimard, 1979, s. 278.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 3 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
bez znaczenia w epoce, gdy minęło stulecie od śmierci Marksa: podczas gdy w latach pięćdziesiątych wielu
popularnych wtedy twórców idei z politowaniem spoglądało na „materialistyczną metafizykę” marksizmu,
która miała zeń czynić prymitywną ideologię, to dzisiaj właśnie materializm i n t e g r a l n y , tak kiedyś
zniesławiany, jawi się coraz bardziej jako jedyny sposób przedstawiania świata odpowiadający wymogom
naukowości. Podawano go kiedyś za dowód przestarzałości marksizmu; teraz właśnie antymaterialistyczne
wyznanie wiary coraz bardziej trąci starzyzną.
Ale to bezsprzeczne umacnianie pozycji materializmu w nauce – oczywiście poza naukami
społecznymi, gdzie opozycja wobec materializmu historycznego pozostaje zaciekła – wysuwa zarazem na
czoło obszary, w których wracają kierowane pod jego adresem pytania: sferę jego interpretacji
epistemologicznej – w której dojrzewają zasadnicze wyjaśnienia między marksizmem a neopozytywizmem
7
– i sferę jego instrumentacji logicznej, stanowiącą przedmiot niniejszego artykułu. Pod tym względem, w
swym przedstawianiu świata materializm współczesny musi przyczynić się do wyjaśnienia przejścia od
zjawisk odwracalnych do
z j a w i s k n i e o d w r a c a l n y c h , od praw ogólnych do
s z c z e g ó ł o w y c h p r z e b i e g ó w , od prawidłowości deterministycznych do l o g i k i
p r z y p a d k u . Wychodząc od wiedzy klasycznej, która dzieli rzeczywistość na kolejne poziomy
złożoności – od fizycznego do chemicznego, a dalej do biologicznego, społecznego i psychicznego –
rozwijająca się nauka coraz bardziej ogarnia swym zainteresowaniem przedmioty i procesy jednostkowe, w
których abstrakcje analityczne komponują się na nowo wewnątrz k o n k r e t n y c h h i s t o r i i
b y t ó w i n d y w i d u a l n y c h . Świadczą o tym nauki o Kosmosie i o Ziemi, o ewolucji form żywych,
o historii formacji społecznych oraz te, które zajmują się badaniem indywidualnych biografii... Do
materializmu tradycyjnie związanego z badaniem powtarzalności zjawisk ogólnych powinien się dołączyć
materializm – teraz słabo jeszcze zarysowany – analizujący to, co jednostkowe i niepowtarzalne,
poszukujący logiki, która pozwoliłaby na myślowe ujęcie takich bytów i procesów.
DIALEKTYKA MATERIALISTYCZNA NA PORZĄDKU DNIA?
Bez specjalnego ryzyka można przewidzieć, że w najbliższym czasie problem ten znajdzie się w
centrum rozważań teoretycznych. W istocie, j u ż s i ę t a m z n a j d u j e . Na to właśnie wskazywali,
na przykład, I. Prigogine i I. Stengers w „La nouvelle alliance”. Zastanawiając się w zakończeniu swej
książki nad fenomenami termodynamiki procesów nieodwracalnych, która skłania nas do uznania
„wewnętrznej niestabilności natury” i do opracowania „nauki o zakłóceniach, o wielościeżkowych
procesach ewolucyjnych” w historii, która „nigdy już nie będzie mogła zostać zredukowana do monotonnej
prostoty jednolitego czasu”, piszą: „Na poziomie makroskopowym, podobnie jak na mikroskopowym,
nauki przyrodnicze uwolniły się od wąskiej koncepcji rzeczywistości obiektywnej, koncepcji, wedle której
negować można nowość i różnorodność w imię nienaruszalnego prawa”
8
. Tak więc kwestią, która „dręczy
obsesyjnie” nauki i filozofię, jest pytanie „o relację między bytem a stawaniem się, między trwaniem a
zmianą”
9
. Ciekawe, że tę „obsesję” spotyka się obecnie wszędzie tam, gdzie rozwija się wiedza. H. Tintant
pisze bardzo podobnie: „Właściwością ewolucji jest to, iż jest ona h i s t o r i ą , nieprzewidywalną,
złożoną z wydarzeń pojedynczych, jedynych, nie powtarzających się nigdy dwa razy w ten sam sposób”
10
.
Czytelnik będący wnikliwym obserwatorem współczesnych prądów naukowych sam wydłużyć może listę
podobnych przykładów.
Ogólny rozwój materializmu skoncentrowanego na relacji między bytem i stawaniem się, przejście
od kategorii abstrakcyjnej ogólności do kategorii historii konkretnej stawiają więc z całą mocą na porządku
7
W tej kwestii patrz zwłaszcza numer 230 (listopad-grudzień 1982) „La Pensée” na temat: Neopozytywizm – dziedzictwo i
krytycy.
8
La nouvelle alliance, ss. 271, 273, 275 i 285.
9
Tamże, s. 265.
10
„Histoire et archéologie”, cyt. wyd. s. 72.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 4 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
dnia problem formy myśli teoretycznej, która zrodziła się właśnie z postawienia tych problemów w centrum
uwagi: d i a l e k t y k i , a dokładniej, biorąc pod uwagę aktualny stan wiedzy, dialektyki
m a t e r i a l i s t y c z n e j , powstałej z odwrócenia idealistycznej dialektyki Hegla dokonanego przez
Marksa i Engelsa w momencie, gdy sami oni zrozumieli – jako pierwsi w sposób radykalny – że nie ma
istoty metafizycznej, która kryłaby się za słowem „historia”. Wynika stąd logicznie, iż powinniśmy się dziś
stać świadkami tego, co Henri Lefebvre nazywa „powrotem do dialektyki”
11
, generalnego rozwoju kategorii
m a t e r i a l i z m u d i a l e k t y c z n e g o . I w istocie, rozwój materializmu naukowego jest zarazem
często, w konkretnej pracy składającej się na postęp wiedzy współczesnej, rozwojem ujęć dialektycznych.
Wydaje się bardzo znamienne, iż książka taka jak „La logique du vivant” reprezentuje pod tym względem
wielkie bogactwo, posługując się często takimi kategoriami jak sprzeczność, negacja, zmiana jakościowa.
Ale nie mniej znamienny jest fakt, że w indeksie rzeczowym bardzo szczegółowym, nie wymienia się ani
tych kategorii, ani nawet terminu „dialektyka”. Czyżby owa ciekawa, aczkolwiek drobna luka była pewną
oznaką ery podejrzeń, w którą myśl naukowa wydaje się dziś wkraczać, jeśli idzie o dialektykę?
COFNIĘCIE OD DIALEKTYKI KU STRUKTURALIZMOWI
Oto na przykład I. Prigogine i I. Stengers w „La nouvelle alliance” wymieniają wielokrotnie
„interesujący” fakt, iż „w pewnym sensie nasza sytuacja pozostaje nie bez analogii z tą, z której zrodził się
materializm dialektyczny”
12
. Ale w końcowym rachunku nie ku dialektyce kieruje się ich poszukiwanie
właściwej logiki: „Zawarte w tej książce orientacje – stwierdzają autorzy – poślubiają ze zmiennym
szczęściem różne prądy fali kulturalnej zwanej strukturalistyczną”, czy to chodzi o „epistemologiczne
fundamenty Foucault”, czy o „struktury poznawcze Piageta”, czy wreszcie o strukturalizm „statystyczny
bądź molekularny (A. Molès, Cl. Lévi-Strauss, J. Lacan, R. Jacobson)”, który „wykazuje zadziwiające
powinowactwo z awangardą wielkiego pozytywizmu lat 1900”
13
. Sam J. P. Changeux, zamykając
rozważania o „ogólnym problemie stabilizacji w czasie wydarzeń bądź przedmiotów kulturalnych lub
biologicznych”, które mają jednakże historię funkcjonalną, wydaje się trzymać analizy w kategoriach
struktury, w sensie, w jakim definiuje ją tekst Ritchiego pochodzący z 1936 r.: „Pojęcie struktury pojawia
się wówczas, gdy rozpatrujemy pewien organizm w jednym, abstrakcyjnym momencie czasu. Abstrakcja
jest prawomocna, ponieważ w przebiegu historii organizmu występują zjawiska względnie trwałe, niewiele
się zmieniające, i te właśnie nazywamy strukturą. Z drugiej strony występują zjawiska nietrwałe, które
nazywamy funkcjami. Ostatecznie, rozróżnienie ma charakter ilościowy i zależy od skali czasu, jaką
zastosujemy”
14
.
Z przyczyn na pierwszy rzut oka zagadkowych, dążenie coraz powszechniejsze – aczkolwiek
oczywiście zróżnicowane w zależności od zajmowanej postawy naukowej – by ująć myślą zmianę, nie zaś
proste trwanie, rozwój, nie zaś zwykłe funkcjonowanie wydaje się (jeśli nie w konkretnym działaniu
poznawczym, to przynajmniej w kulturze teoretycznej, w której się odbija i z której czerpie pojęcia)
owocować cofnięciem od dialektyki ku strukturalizmowi, a zatem, paradoksalnie, ku koncepcji logicznej,
co do której panuje zgodny na ogół pogląd, iż czyni ona rozwój i zmianę problematycznymi. Z tego punktu
widzenia nie można pominąć koniunkturalnego znaczenia nowej książki Lévi-Straussa, „Le regard
éloigné”
15
, która na nowo ożywia wpływ dwóch tomów jego „Antropologii strukturalnej”. Filozoficzne
przesłanie wynikające z „Le regard éloigné” polega bowiem na powtórzeniu raz jeszcze, iż właściwa logika
nauk współczesnych znajduje się po stronie podejścia strukturalnego: strukturalizm zmierza „ku jedynej
formie materializmu możliwej do pogodzenia z aktualnymi orientacjami wiedzy naukowej. N i c n i e
11
H. Lefebvre, Logique formelle, logique dialectique, Editions sociales, 1982, s. 2. Autor pisze tam o przygotowywaniu książki
pod tym tytułem.
12
La nouvelle alliance, s. 215.
13
Tamże, s. 269, przypis.
14
L'Homme neuronal, s. 372.
15
Cl. Lévi-Strauss, Le regard éloigné, Plon, 1983.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 5 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
m o ż e b y ć d a l s z e o d H e g l a (...)”
16
. W uporczywym powtarzaniu, iż „w tej koncepcji nie ma
nic heglowskiego”
17
, wyczuwa się oczywiście replikę Lévi-Straussa na zarzuty, iż zastępuje on empiryczne
badanie rzeczywistości spekulatywnymi konstrukcjami; ale zarazem mamy tu najoczywiściej do czynienia z
reafirmacją tezy, iż prawdziwe myślenie naukowe jest
a n a l i t y c z n e , n i e z a ś
d i a l e k t y c z n e – i jeśli „dialektyka” wciąż tak rzadko pojawia się pod jego piórem – to jest to jakby
śladowe oznaczenie bardzo strukturalistycznej wizji „opozycji binarnych”
18
.
Widzimy więc, jak w latach osiemdziesiątych rozpoczyna się na nowo, choć na razie bez wielkiego
hałasu, coś na kształt wielkiej dyskusji z lat sześćdziesiątych: „s t r u k t u r a l i z m c z y
d i a l e k t y k a ? ”, którą szok wydarzeń roku 1968 nagle usunął na plan dalszy, akurat w momencie gdy
na czoło wysunęła się kwestia zasadnicza: czy zdolność kategorii strukturalistycznych do myślowego ujęcia
relacji równoczesnych (s y n c h r o n i i ) nie została osiągnięta kosztem możliwości rzeczywistego ujęcia
stosunków n a s t ę p s t w a (diachronii)? Albowiem kategorie te traktują rozwój historyczny albo jako
w e w n ę t r z n e d o k o n a n i e s t r u k t u r y zmierzającej do swej równowagi – co czyni
niezrozumiałym jej wciąż odnawiające się otwarcie na zewnątrz – albo też jako r o z b i c i e
s t r u k t u r y poddanej ciśnieniom zewnętrznym przekraczającym granice jej wytrzymałości – co z kolei
czyni niezrozumiałą wewnętrzną logikę historycznego przejścia między formami. Oto dlaczego powrót
myśli naukowej, zajętej dziś przede wszystkim problemami procesów nieodwracalnych oraz
jednostkowych, do strukturalizmu – dokonywany jest jakby bez przekonania, i nie może stać się – moim
zdaniem – przekonywający. Istnieją natomiast wszelkie przesłanki dla stwierdzenia, że gdyby dialektykę
materialistyczną uważano za naukowo żywą, to właśnie ku niej zwróciłaby się znaczna część myślicieli.
Ale tak się nie dzieje. Strukturalizm wyróżniał się wczoraj elokwencją, natomiast dialektyce brak dziś
wystarczającej wymowności. W chwili, gdy myśl naukowa staje w obliczu doniosłych pytań, a b y ć
m o ż e z n a j d u j e s i ę n a r o z d r o ż u , należy przede wszystkim stwierdzić, czy dialektyka
materialistyczna jest nie dość wymowna, bo nie ma nic więcej do powiedzenia, czy też dlatego, że odmawia
się jej udzielenia głosu.
„DŁUGOTRWAŁA ABSTYNENCJA”
Dlaczego w dzisiejszej myśli francuskiej dialektyka obecna jest w stopniu nieporównywalnie
mniejszym niż materializm? Nie możemy tu oczywiście wdać się w szczegółową analizę historyczną tej
kwestii, wobec której zresztą w pracach o historii idei we Francji wykazano aż dotąd zastanawiający brak
zainteresowania. Opierając się na mych własnych długotrwałych badaniach powiem tylko, że u źródeł tego
stanu rzeczy znajduje się historia pewnego dramatu, a nawet, jeśli sięgnąć do połowy ubiegłego wieku,
pewnej zbrodni
19
. Myśl francuska dochodziła do dialektyki później i bardziej nieśmiało niż niemiecka.
Jednakże, po wkroczeniu w epokę nowych możliwości naukowych i rewolucji politycznych, posuwała się
ku niej zarówno samodzielnie – poczytajmy choćby Guizota czy Micheleta – jak i dzięki rozpoczynającej
się asymilacji heglizmu. Ale prawica francuska, przerażona w czerwcowych dniach 1848 roku
podnoszeniem się fali socjalizmu i w pełni świadoma stawki w grze w czasach Drugiego Cesarstwa,
16
Tamże, s. 165. Podkreślenie L. S.
17
Tamże, s. 146.
18
Tamże, ss. 161, 165, 328.
19
W latach pięćdziesiątych podjąłem pogłębione badania nad historią dialektyki we Francji. Doprowadziły mnie one do
odkrycia niezwykłych faktów, takich jak niewiarygodna kampania nienawiści prowadzona przeciw dialektyce przez Ojca
Gratry, który wzywał do objęcia dialektyki „jedną z tych piorunujących ekskomunik, które miażdżą na wieki”. Kampania ta
doprowadziła do odwołania w 1851 r. Vacherota, jednego z najlepszych francuskich heglistów ubiegłego stulecia, ze
stanowiska w École Normale Supérieure, i do długotrwałego umieszczenia wszelkiej myśli dialektycznej na indeksie (por. L.
Sève, Une introduction á la philosophie marxiste, Editions sociales, 1980, s. 390-391). Chciałem na podstawie tych badań
napisać pracę doktorską, ale nie znalazł się żaden filozof, który chciałby być promotorem takiej pracy... Zamierzam prześledzić
jeszcze dokładniej burzliwą historię dialektyki we Francji w nowym, całkowicie zmienionym wydaniu mojej książki La
philosophie francaise contemporaine et sa genèse de 1789 à nos jours (Editions sociales, 1962), które chciałbym przygotować
na 200-lecie Rewolucji Francuskiej.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 6 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
dokonała na dialektyce swego rodzaju mordu politycznego, jeszcze przed zamordowaniem komunardów.
Potem lewica republikańska niechętna materializmowi, a następnie, po II wojnie światowej, lewica
socjalistyczna niechętna marksizmowi, na różne sposoby stawiały przeszkody odrodzeniu myśli prawdziwie
dialektycznej. Dopiero w latach trzydziestych, a następnie, na szeroką skalę, tuż po II wojnie koncepcje
dialektyczne zaczęły pojawiać się na nowo, z ogromnym jednak opóźnieniem w stosunku do takich krajów,
jak Niemcy, Anglia czy Włochy, a przy tym w klimacie prawdziwego ostracyzmu w stosunku do dialektyki
materialistycznej. Ostracyzm ów, kulminujący na początku lat pięćdziesiątych, mógł być tym
skuteczniejszy, iż dialektyka marksistowska, odcięta od swych źródeł, zamknięta w klatce stalinowskiego
dogmatyzmu, skompromitowana przez aberracje „nauki proletariackiej” i łysenkizmu, wydawała się
zasługiwać na poddanie gryzącej krytyce myszy. Przejściowe fascynacje dialektyką oczyszczoną ze
spirytualizmu, egzystencjalizmu czy hyperempiryzmu trwają tylko do momentu, w którym ogłoszona
zostaje „śmierć Marksa”, a wszelką dialektykę po raz kolejny zdejmuje się z porządku dnia.
Od tego czasu wyłączanie dialektyki nie musi już przybierać form dyskryminacji teoretycznej:
strukturalizm Lévi-Straussa pojawia się w latach sześćdziesiątych jako łatwy zwycięzca naukowy dialektyki
sartrowskiej, zaś neopozytywistyczny logicyzm lat siedemdziesiątych – jako uprawniony likwidator
dialektyki althusserlowskiej. Charakterystyczna pod tym względem jest, opublikowana w 1970 r., ważna
książka Roberta Blanché, „La logique et son histoire d'Aristote á Russell”
20
; w tym obszernym dziele
nazwisko Marksa nie pojawia się w ogóle, Heglowi poświęca się piętnaście wierszy, by powiedzieć, że:
„Historycy logiki, jeśli już nie wolą po prostu jej przemilczeć, osądzają surowo tę dewiację logiki”
21
– o
której zatem czytelnik nie musi się niczego dowiadywać. Dwa lata później, w książce całkowicie
poświęconej badaniu, czy dialektykę można sformalizować, „Logique et dialectique”, Ojciec Dubarle i
André Doz
22
, poświęcając dialektyce marksistowskiej (traktowanej tak samo jak teologia dialektyczna)
zaledwie trzy strony, najbardziej powierzchowne i czysto polemiczne, identyfikują bez zbędnych
komplikacji dialektykę z logiką heglowską, by następnie w konkluzji zalecić „rozpoczęcie, jeśli chodzi o
słowo »dialektyka«, praktyki długotrwałej abstynencji”
23
.
Minęło już oto ponad dziesięć lat, w czasie których głos ów – można powiedzieć – został szeroko
wysłuchany. Ale w owym okresie, w atmosferze totalnego bojkotu, owocowała praca komunistów
francuskich, którzy już na początku lat sześćdziesiątych podjęli dzieło gruntownego przemyślenia dialektyki
materialistycznej w powiązaniu ze współczesnymi przemianami wiedzy i opracowania strategii
dostosowanej do wymogów demokratycznego postępu ku socjalizmowi, również demokratycznemu, w
warunkach dzisiejszej Francji. Ci, którzy czytają i słuchają – wiedzą: przeżywamy epokę wielkiego
wzbogacenia dialektyki marksistowskiej, wykraczającego daleko poza dokonania z lat dwudziestych i
trzydziestych, mimo, iż naznaczone były one wkładem takich myślicieli, jak Lenin, Lukács, Gramsci. Ale
głos tej dialektyki został całkowicie zagłuszony przez hałaśliwy rytuał „grzebania Marksa”. Stąd wysoce
paradoksalna koniunktura kulturalna: praktyka dialektyczna, aczkolwiek bezgłośnie, rozwija się niemal
wszędzie w konkretnej pracy naukowej, natomiast teoretyczna świadomość dialektyki została we
francuskiej społeczności naukowej zredukowana do minimum. Zapoznawanie dialektyki wiedzie masę
badaczy – pragnących jednak myśleć teoretycznie o tym, co czynią w sferze teorii – ku strukturalizmowi,
który wszakże pod wieloma względami nie spełnia ich oczekiwań; ono też sprawia, że wielu z nich
odwraca się od problemu obiektywnych logik rzeczywistości ku całkiem innemu problemowi – formalnych
zastosowań rachunku logicznego
24
.
20
R. Blanché, La logique et son histoire d'Aristote á Russell, A. Colin, 1970.
21
Tamże, s. 248.
22
D. Dubarle, A. Doz, Logique et dialectique, Larousse, 1982.
23
Tamże, s. 237.
24
W odróżnieniu od większości dzisiejszych uczonych i filozofów, wiele uwagi poświęcają dialektyce marksistowskiej
poważni przemysłowcy. Mam na przykład na myśli kurs l'École de Morvillars – czteromiesięcznej szkoły dla kadr
zarządzających, organizowanej przez Peugeota – właśnie na temat dialektyki. O dialektyce mówi się tu jako o „filozofii
stawania się”, która „odrzuca wszelkie pojęcie bytu”, odrzuca także „zasadę jednoznaczności, co prowadzi do uznania jedności
przeciwieństw” i stanowi „syntezę wszelkich przewrotów”. Zdałoby się, że słyszymy grzmiący głos Ojca Gratry.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 7 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
CZY DIALEKTYKA NEGUJE MECHANIKĘ?
Pokażmy na kilku przykładach szkody wyrządzone przez ten brak uznania dla dialektyki
materialistycznej. I. Prigogine i I. Stengers w „La nouvelle alliance” kilkakrotnie próbują podjąć problem
materializmu dialektycznego. „Opisaliśmy przyrodę, którą można określić jako historyczną, a więc zdolną
do tworzenia i innowacji – piszą – ale idea historii przyrody dawno już została podniesiona przez Marksa, a
w sposób bardziej szczegółowy opracowana przez Engelsa, jako integralna część stanowiska
materialistycznego”
25
.
Przywołując zatem ujęcia Engelsa z „Dialektyki przyrody”, naznaczone wpływem trzech
fundamentach odkryć naukowych z jego czasów: transformacji energii, organizacji życia w komórkach,
ewolucji gatunków, autorzy stwierdzają: „Z owego przełomu naukowego w swej epoce E n g e l s
w y c i ą g a w n i o s e k , i ż m e c h a n i k a j e s t m a r t w a i że nic nie stoi na przeszkodzie
poszukiwaniom, w przyrodzie i w społeczeństwach ludzkich, ogólnych praw rozwoju historycznego: praw
dialektycznych”. Ale, dorzucają, „wiemy dzisiaj, że odkrycia nauk przyrodniczych z XIX wieku nie
wystarczyły do zmiany zasad tych nauk”
26
. Tak więc materializm dialektyczny zostaje „skonfrontowany z
tą zasadniczą trudnością: jakie są relacje między ogólnymi prawami dialektyki i równie ogólnymi prawami
ruchu mechanicznego? Czy stosowalność tych drugich kończy się w pewnym punkcie, czy też są one
fałszywe bądź niekompletne? Jak – i tu wracamy do naszego pytania – wyartykułować świat procesów i
trajektorii?”
27
Dialektyka miałaby w sumie nie być zdolna do sformułowania prawidłowej odpowiedzi na to
pytanie. Oczywiście, stwierdzają nasi autorzy, tak jak dla marksistów „prawa mechaniki były dla nas
przeszkodą, ale n i e o g ł o s i l i ś m y i c h z a f a ł s z y w e w i m i ę i n n e g o t y p u p r a w
o g ó l n y c h . Wręcz przeciwnie, właśnie, gdy odkryliśmy granice stosowania praw mechaniki,
stwierdziliśmy, że nadal należy im przyznawać charakter fundamentalny; służą one jako odniesienie
techniczne i koncepcyjne dla opisu i zdefiniowania dziedziny, w której nie są już wystarczające dla
określania ruchu”
28
.
Jakimże jednak sposobem I. Prigogine i I. Stengers uznali, że dla Engelsa i generalnie dla
marksistów prawa mechaniki są f a ł s z y w e i że dialektyka miałaby je z a s t ą p i ć własnymi? W
„Dialektyce przyrody” nie znajdujemy najmniejszego śladu takiego skrajnego stanowiska. Widać, że Engels
stara się przede wszystkim wykazać, iż również przyroda jest czymś, „co się rozwija historycznie, co ma
swą historię w czasie”, podczas gdy dawniej „brano pod uwagę jedynie rozciągłość w przestrzeni”
29
– i
niewątpliwie jego pionierski wysiłek, by zyskać uznanie dla rewolucyjnej wówczas idei przyrody
h i s t o r y c z n e j , wiązał się z pewną jednostronnością ujęcia, trudną do uniknięcia w takich
okolicznościach. Ale nigdy, nawet w najogólniejszych zarysach, nie głosił on, iż triumf dialektyki oznacza
śmierć mechaniki. Przeciwnie, w tekście bezpośrednio dotyczącym „mechanicznego” pojmowania przyrody
pisze: „Każdy ruch zawiera w sobie ruch mechaniczny, zmianę miejsca większych lub mniejszych części
materii; poznanie tych ruchów mechanicznych jest p i e r w s z y m zadaniem nauki, ale tylko
p i e r w s z y m jej zadaniem. Bo ten ruch mechaniczny nie wyczerpuje ruchu w ogóle”
30
.
Engels w sposób niedwuznaczny sprzeciwia się więc jedynie „bezwzględnemu redukowaniu” do
mechaniki, która „niesłusznie zwęża”
31
zakres nauki. W „Ludwiku Feuerbachu” dokładnie w ten sam
25
La nouvelle alliance, s. 215.
26
Tamże. Podkreślenie L. S.
27
Tamże, s. 216.
28
Tamże, s. 284. Podkreślenie L. S.
29
F. Engels, Dialektyka przyrody, wyd. francuskie Editions sociales, 1952, s. 194. Zauważmy, iż wydanie, którym aktualnie
dysponujemy, aczkolwiek nosi świeższą datę, jest tylko zwykłym przedrukiem wydania z roku 1952, opartego z kolei na
wydaniu radzieckim z 1948 r., którego koncepcja jest wręcz przeciwstawna temu, czym powinna być edycja historyczno-
krytyczna. Tylko taka zaś edycja pozwoliłaby obiektywnie badać pracę Engelsa nad materialistyczną filozofią przyrody. (W
wydaniu polskim: Dialektyka przyrody, PWN 1979; cytowane sformułowania Engelsa znajdują się na s. 226 – przyp. tłum.).
30
Dialektyka przyrody, cyt. wyd. polskie, ss. 298-299.
31
Tamże, s. 298.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 8 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
sposób kwestionuje „to wyłączne stosowanie miernika mechaniki do procesów natury chemicznej i
organicznej, w których prawa mechaniki wprawdzie zachowują swą moc, lecz odsunięte są na plan dalszy
przez inne, wyższe prawa”
32
. Również cała metoda Marksa, zastosowana w „Kapitale”, rozpoczynająca
analizę od badania mechanizmów i praw funkcjonowania kapitalistycznego sposobu produkcji, by
następnie zmierzać ku procesom i prawom rozwoju historycznego, stanowi świadectwo podobnego
podejścia.
Ocena Prigogina i Stengers, nietrafna już w odniesieniu do Engelsa i Marksa, jest tym bardziej
błędna, jeśli chodzi o współczesną orientację marksistów francuskich. By ograniczyć się do jednego tylko
przykładu – cała praca badawczo-teoretyczna takiego fizyka jak Pierre Jaeglé, który najpierw działał sam, a
później wespół z biologiem Pierrem Roubaudem, opierała się na uznaniu fundamentalnej wagi
p r o c e s ó w
o d w r a c a l n y c h ,
p r a w
z a c h o w a n i a ,
c z y n n i k ó w
n i e z m i e n n y c h dla opracowania takiego ujęcia dialektycznego, w którym dałaby się zarazem
pomyśleć odwracalność funkcjonalna i nieodwracalność historyczna
33
. Tak więc, to niewątpliwa omyłka co
do samego sensu pojmowania dialektyki przez marksistów prowadzi autorów „La nouvelle alliance” do
przeciwstawiania ich własnych konkluzji tezom materializmu dialektycznego, do sytuowania owych
konkluzji w ramach strukturalizmu, gdzie trudno dostrzec, by dążenie do ujęcia relacji między bytem a
stawaniem się znajdowało solidne oparcie.
CZY DIALEKTYKA NEGUJE PRZEMIANĘ STOPNIOWĄ?
Kolejnego przykładu szkód, powodowanych przez zapoznawanie, czym jest naprawdę dialektyka
marksistowska, dostarczają nam „Refleksje epistemologiczne o teoriach ewolucji” („Réflexions
épistémologiques sur les théories de l'évolution”), które rozwinął ostatnio Henri Tintant, koncentrując je na
opozycji między „gradualizmem” i „punktualizmem”. Z istotnych względów przychylność autora kieruje
się nie ku punktualizmowi, który ujmuje rodzaj ludzki w kategoriach „struktury trwałej, sztywnej, z której
jedyne wyjście prowadzi przez katastrofę w sensie Thoma”, ale ku gradualizmowi, który traktuje gatunek
ludzki jako „system relacji” ujmowanych w optyce populacjonistycznej, co pozwala zdać sobie sprawę z
elastyczności owego systemu i jego zdolności do rozwoju, „nie do pojęcia dla kogoś, kto rozumuje w
kategoriach struktury”. Sytuując te dwa „paradygmaty” we współczesnej kulturze teoretycznej, autor
zalicza pierwszy do „klasycznych systemów poznawczych, typu newtonowskiego, gdzie świat jest
pojmowany jako układ struktur zamkniętych, zhierarchizowanych, ściśle zdefiniowanych i trwałych.
[Paradygmat ten] odpowiada szczególnie myśleniu typu strukturalistycznego, ale także filozofii heglowskiej
czy marksistowskiej, wedle której z m i a n a j a k o ś c i o w a m o ż e s i ę d o k o n a ć t y l k o
p r z e z g w a ł t o w n y s k o k , przez prawdziwą rewolucję”, podczas gdy drugi z paradygmatów wiąże
się z „wizją historyczną świata otwartego, w ciągłym procesie stawania się, gdzie złożoność rzeczywistości
może być pojęta tylko poprzez system relacji czasowo-przestrzennych w historii, w której wciąż zdarza się
coś nowego”
34
. Nauka o antropogenezie nie miałaby więc nic do uzyskania od dialektyki marksistowskiej.
Zaklasyfikowanie dialektyki po tej samej stronie co strukturalizm, w rubryce wizji nieciągłego
rozwoju przyrody i jej historii, musi się wydać marksistom w ogóle, a dzisiejszym marksistom francuskim
w szczególności, czymś zadziwiającym. Zapewne w latach pięćdziesiątych stalinowski dogmat
gwałtownego skoku jakościowego, mający wspierać stanowisko rewolucyjne w opozycji do reformizmu, a
32
F. Engels, Ludwik Feuerbach i zmierzch klasycznej filozofii niemieckiej, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 21, Warszawa
1969, s. 312. (Podkr. – L. Seve)
33
Patrz zwłaszcza P. Jaeglé, Essai sur l'espace et le temps, Editions sociales, 1976; P. Jaeglé, P. Roubaud, Réflexions sur les
rèlations entre les sciences de la nature et le matérialisme dialectique, „Cahiers du communisme”, nr 7-8, lipiec-sierpień 1977;
P. Jaeglé, P. Roubaud, Le dévelopement de l'idée du socialisme depuis le Manifeste du parti communiste, „Cahiers du
communisme”, nr 8-9, sierpień-wrzesień 1981. Patrz także prace J. Bonitzera o filozofii przypadku (publikowane pod
pseudonimem Ph. Gazelle), których doniosłość ukaże się w pełnym świetle wraz z publikacją w 1984 r. w Editions sociales
jego książki poświęconej temu problemowi.
34
„Histoire et archéologie”, s. 75. Podkreślenie L. S.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 9 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
charakteryzujący się – jeśli spojrzeć na to szerzej – urzeczowieniem wizji stosunków społecznych, mógłby
w pewnej mierze poddać się takiej interpretacji. Jednakże całe dzieło marksowskie skłania swym duchem
do zrozumienia, iż, wedle znanego sformułowania z „Kapitału”, „społeczeństwo dzisiejsze nie jest
zakrzepłym kryształem, lecz organizmem zdolnym do przeobrażania się i wciąż znajdującym się w procesie
przeobrażania”
35
i że istota rzeczy polega na ich ruchu, którego „każdą formę dokonaną” dialektyka ujmuje
„również od jej strony przemijającej”
36
. Sam Stalin w 1950 r. podkreślał w swych uwagach o marksizmie i
językoznawstwie (nie wyjaśniając co prawda faktu, iż zasadniczo zmienia to, co sam napisał w kwestii
skoku jakościowego przed wojną), iż „prawo przechodzenia od dawnej jakości do nowej w drodze
wybuchu” nie jest bynajmniej uniwersalne i że w wielu dziedzinach przemiany dokonują się „w drodze
stopniowego gromadzenia elementów nowej jakości, a zatem w drodze stopniowego obumierania
elementów dawnej jakości”
37
.
Wizja dialektyki jako teorii punktualistycznej i katastrofistycznej, dyskusyjna już w odniesieniu do
marksizmu dnia wczorajszego, sytuuje się dosłownie na antypodach marksizmu dzisiejszego. Jest to
ewidentne choćby w naukach historycznych – cała praca takich badaczy jak Jean Burles, Roger Martelli,
Serge Wolikow, Raymond Huard i innych w sposób zasadniczy zakwestionowała starą urzeczowiającą
wizję polityki na rzecz generalnych analiz strategii i stosunków sił, poprzez które to analizy nauka
organizuje sobie pole przestrzenno-czasowe
38
. Jest to równie widoczne w sferze filozofii, gdzie od lat z górą
piętnastu wysiłki koncentrują się między innymi na opracowaniu dialektyki przemian stopniowych i
przekształceń jakościowych o charakterze częściowym, w której jednak nie stępia się ostrości
antagonizmów ani też radykalizmu przemian
39
. Jest to uderzające w sferze politycznej, gdzie postęp w
strategii Francuskiej Partii Komunistycznej polegał właśnie na odrzuceniu tradycyjnego francuskiego
utożsamiania rewolucji z wielkim przewrotem na rzecz myślowego jej ujmowania jako c i ą g ł e g o ,
pokojowego i demokratycznego procesu walki klasowej realizującego krok po kroku potrzebne zmiany
jakościowe
40
. Tak więc dialektyka marksistowska jest bez wątpienia znacznie bliższa temu, co H. Tintant z
przychylnością przedstawia pod nazwą gradualizmu, aniżeli punktualizmowi, do którego autorytatywnie ją
zalicza. Zarazem dialektyka może wnieść do owego gradualizmu nową wizję czynnika nieciągłości, której
to wizji nie dałoby się bez szkody wyeliminować z interpretacji punktualistycznej.
SPRZECZNOŚĆ DIALEKTYCZNA: O CZYM MOWA?
Przykłady przytoczone w pierwszej części artykułu, które można by, niestety, mnożyć w
nieskończoność, przekonują tym bardziej, iż szczerość cytowanych autorów nie jest bynajmniej poddawana
w wątpliwość. Chodzi natomiast, z jednej strony, o historycznie zorganizowane zapoznawanie dialektyki –
fakt, że Marks nigdy dotychczas nie figurował wśród autorów, na których opierano prace habilitacyjne, jest
więcej niż symboliczny – z drugiej zaś, o powszechnie stosowaną wobec współczesnych marksistowskich
opracowań dialektyki materialistycznej procedurę usuwania ich w cień poprzez rytualną redukcję do starego
marksistowsko-leninowskiego abecadła. O ile jednak widać dobrze, na co mogą liczyć marksiści publicznie
odkrywając prawdę w odpowiedzi na każdą wątpliwą interpretację ich myśli dialektycznej, o tyle w
ostatecznym rachunku kwestią istotną dla społeczności naukowej pozostaje to, co ona sama ma do
35
K. Marks, Kapitał, t. 1, Warszawa 1951, s. 7.
36
Tamże, s. 16.
37
J. Stalin, W sprawie marksizmu w językoznawstwie, wyd. polskie w zbiorze: J. Stalin, Marksizm a zagadnienia
językoznawstwa, Warszawa 1953, s. 25.
38
Patrz np. J. Burles, R. Martelli, S. Wolikow, Les communistes et leur stratégie, Editions sociales, 1981, zwłaszcza ss. 30-37;
R. Huard, Le mouvement républicain en Bas-Languedoc (1848-1881), Presses de la fondation nationale des sciences politiques,
1982, zwłaszcza ss. 431-443; ogólnie zaś – „Cahiers d'Histoire”, wydawane przez Institut de recherches marxistes.
39
Patrz L. Seve, Une introduction á la philosophie marxiste, rozdz. 6; M. Lavallard, La philosophie marxiste, Editions sociales,
1982, rozdz. 4; J. P. Jouary, A. Spire, Invitation à la philosophie marxiste, Editions sociales, 1983, część II; hasło „Dialectique”
André Tosela w Dictionnaire critique du marxisme, pod redakcją Georgesa Labicy, PUF, 1982.
40
Construire le socialisme aux couleurs de la France. (Dokumenty XXIV Zjazdu FPK), Editions sociales, 1982.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 10 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
zyskania. Wasza dialektyka nie jest taka, o jakiej mówimy – mógłby nam odpowiedzieć jakiś uczony.
Jednakże taka, jaka jest dla was – w czym i do czego może służyć nam? Twierdzicie, że jeśli źle ją
rozumiemy, to nie dlatego, iżby nie miała nic do powiedzenia, lecz dlatego, że odmawia się jej głosu.
Jesteśmy gotowi jej wysłuchać tak samo jak strukturalizmu, ponieważ szukamy adekwatnej logiki bytu i
stawania się. Musi się ona jednak wypowiadać w sposób odpowiadający wymogom recepcji naukowej, co
na początek wymaga stosownego rygoru formalnego.
Ten typ odpowiedzi nie jest bynajmniej zmyślony. Spotykamy się z nim w wypowiedziach i
pismach uczonych – niekiedy także komunistów. Na przykład tak się właśnie wyraził na łamach „La
Pensée” psycholog Jean-Francois Le Ny w zakończeniu artykułu poświęconego psychologii poznawczej.
Stwierdzając, iż „hipotezy filozoficzne” nigdy nie mogą (a tym bardziej nie będą mogły od tej chwili)
utrzymywać się przez długi okres inaczej niż „na bazie zgodności z rozwojem wiedzy naukowej danej
epoki”
41
, egzaminuje w tym duchu „ogólną hipotezę materializmu”, co pozwala mu stwierdzić, że „ma się
ona dobrze, a nawet coraz lepiej”
42
. Potem bierze pod lupę tę inną hipotezę ogólną, którą zwie się
dialektyką. Tutaj jednak uczucia jego są „mniej euforyczne”. Zapewne, postęp nauk wzbogaca treść
kategorii „czasu historycznego”; jednakże „nie jest pewne, czy opis, który stosuje się wobec temporalnego
biegu rzeczy jest adekwatny, gdy określa się go po prostu jako dialektykę”
43
. Największe wątpliwości
nachodzą jednak J. F. Le Ny, gdy rozważa centralną kategorię dialektyki – kategorię sprzeczności.
„To tu mnie właśnie boli – pisze. Nie widzę bowiem, by to pojęcie zostało gdziekolwiek
wystarczająco wyjaśnione, w sposób uwzględniający istotne współczesne osiągnięcia logiki i studiów nad
językami formalnymi. Wystarczyłoby (ale trzeba by to zrobić) powiedzieć dokładnie, o czym mowa, gdy
używa się słowa »sprzeczność«. W sensie czystym i dokładnym, jest to jednoczesna akceptacja »p i nie-p«,
ze wszystkimi szkodliwymi konsekwencjami, jakie może to za sobą pociągnąć, takimi na przykład, jak,
wedle formuły Quine'a, »unicestwienie wszelkiej wiedzy«, albo też utrata głosów w wyborach”. W istocie,
dialektyka mogłaby przyswajać przy owym zgubnym sensie słowa „sprzeczność” inne sensy zgoła
odmienne, np. ten, który zawiera się w zdaniu: „w momencie t pewne części (bądź pewne »aspekty«) c są
F, podczas gdy inne są nie-F bądź też są »anty-F«”. Ale J. F. Le Ny wyraża pogląd, iż stosując ją w taki
sposób nie osiąga się „żadnej korzyści, natomiast z pewnością pojawia się wiele niedogodności”, i że
konstrukcja koncepcyjna zbudowana przy pomocy takich niejednoznaczności nie sprostałaby „rygorom,
którym nauka zobowiązana jest ją poddać”. Wreszcie, jakże dialektyka mogłaby wytrzymać próbę
zgodności z wiedzą naukową, skoro „samo pojęcie zgodności wynika z pojęcia nie-sprzeczności i wymaga
jego akceptacji”?
44
TEORIA SPRZECZNOŚCI NIE MOŻE ZAWIERAĆ SPRZECZNOŚCI
Czyż to nie powód, dla którego wasza dialektyka jest niema? Jeszcze zobaczymy. Warto się sprawie
przyjrzeć bliżej, tym bardziej, iż odpowiedź na obiekcję – niegdyś banalną, a dziś ożywioną na nowo przez
J. F. Le Ny, doprowadzi nas właśnie do sedna naszego problemu: strukturalizm czy dialektyka? Ale
zastanówmy się najpierw nad przesłankami metodologicznymi stosowanymi przez Le Ny. Czy warunkiem
przyjęcia dialektycznej kategorii sprzeczności może być jej zdolność do poddania się definiowaniu wedle
reguł logiki klasycznej, której dialektyka nieustannie zaprzecza? Odpowiedź marksizmu nie pozostawia
najmniejszej wątpliwości: tak, wymóg niesprzeczności logicznej w definicji kategorii sprzeczności
dialektycznej – a także każdej innej kategorii dialektycznej – jest wymogiem formalnym całkowicie
uzasadnionym. Jak słusznie stwierdza Henri Lefebvre w „Logique formelle, logique dialectique” – „myśl
dialektyczna również definiuje się przez pewną formę, przez reguły i prawa. Zaprzecza logice, ale jej nie
41
J. F. Le Ny, De: comment les hommes percoivent le monde, comment ils se le représentent et comment ils en parlent, „La
Pensée”, nr 231, styczeń-luty 1983, s. 85.
42
Tamże.
43
Tamże, s. 87.
44
Tamże.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 11 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
obala: nie popada w absurd. (...) Stąd aksjomat: teoria sprzeczności nie może zawierać sprzeczności”
45
.
Dialektyka nie głosi śmierci logiki, tak jak nie głosi śmierci mechaniki: po prostu odnosi się do niej tak, jak
mechanika relatywistyczna do newtonowskiej. W dawno sformułowanej definicji sprzeczności
dialektycznej jako jedności i tożsamości przeciwieństw każdy termin poddaje się definicji doskonale
rygorystycznej i jednoznacznej.
Dlatego właśnie obiekcja Le Ny w ostatnim swym punkcie jest czysto pozorna: sugerowanie, iż
dialektyki nie da się pogodzić „z osiągnięciami wiedzy naukowej”, ponieważ pojęcie zgodności zakłada
akceptację nie-sprzeczności, wynika z pomieszania dwóch całkiem odrębnych poziomów: formy logicznej i
treści dialektycznej. Treść dialektyczna poddaje się bez reszty uniwersalnym wymaganiom formy logicznej
– aczkolwiek uzyskuje ograniczenia tej formy. Gdy na przykład F. Jacob pisze w „La logique du vivant”, iż
w idei transformacji biologicznej ujawnia się „dialektyka podobieństw i różnic”
46
, „dialektyka, która
pozwala na interpretację sprzeczności i objaśnienie narodzin jakości z ilości” – stwierdza, że poznanie życia
wykracza poza granice logiki klasycznej, ale zarazem wykazuje, iż dialektyka sprzeczności jest zgodna w
sensie logiki klasycznej z najbardziej fundamentalnymi wskazaniami nauk biologicznych. Sprzeczność
dialektyczna nie jest sprzeczna ze sprzecznościową istotą rzeczy.
Sądzę, iż J. F. Le Ny mógłby to stwierdzić, nie wychodząc poza swą ulubioną dziedzinę:
psychologię poznawczą, a nawet poprzestając na numerze „La Pensée” zawierającym zbiór artykułów jej
poświęconych, w tym jego własny
47
. Na przykład, w studium „Nabywanie i wykorzystywanie wiedzy”,
poprzedzającym tekst Le Ny, psycholog z NRD, Friedhart Klix, wskazując, iż zapominanie (eliminowanie
informacji), potencjalnie śmiertelne dla jednostki, gdy dotyczy pewnych informacji natury genetycznej, ma
z kolei najwyższą użyteczność dla życia, gdy eliminuje informację nabytą w relacji z uwarunkowaniami
zewnętrznymi, które już nie istnieją, dochodzi do następującego stwierdzenia: „Uczenie się i zapominanie
są zatem dwoma przejawami jednej i tej samej zasady poznawczej właściwej systemowi nerwowemu”
48
.
Świetny przykład jedności i tożsamości przeciwieństw, które ze swej strony J. P. Changeux odkrywa na
poziomie neuronalnym, gdzie „uczyć się – to eliminować”
49
. Rozpoznajemy tu, w najczulszej sferze wiedzy
naukowej, dialektyczną formułę Spinozy, przejętą przez Hegla i przez Marksa: wszelkie określenie jest
negacją. Także w koncepcji F. Klixa odnajdujemy tezę, iż tym, co „umożliwia pamięci pełnienie funkcji
wiernego odbicia” jest „dialektyka nabywania, zachowywania i zapominania”
50
. Mamy oto oparte na samej
psychologii poznawczej potwierdzenie naukowej adekwatności dialektyki, o której dwadzieścia stron dalej
J. F. Le Ny pisze, iż nie jest zdolna sprostać „rygorom, którym nauka zobowiązana jest ją poddać”.
DIALEKTYKA I PSYCHOLOGIA POZNAWCZA
Ciekawa sytuacja, nieprawdaż? Z pewnością zasługuje, by zanalizować ją bliżej. Czy nie można
odpowiedzieć, iż stosowanie kategorii jedności i tożsamości przeciwieństw na tej tylko podstawie, że
uczenie się idzie w parze z zapominaniem, jest gmatwaniem tropów? Czy uznać, że idą w parze, to
stwierdzić, że tworzą jedność? Czy przez brak rygoru formalnego nie dochodzi tu do typowego
pomieszania całkowicie poprawnego sformułowania, iż „pewne aspekty c są F, a inne nie-F” ze
stwierdzeniem, iż jednocześnie występuje p i nie-p? Logika nie wyklucza oczywiście istnienia sprzeczności
i przeciwieństw, natomiast wyklucza ich współistnienie. Tym właśnie terminem posługiwał się Arystoteles
dla odrzucenia sprzeczności: „(...) dwie własności nie mogą równocześnie współistnieć w jednym
przedmiocie”
51
. „To samo nie może zarazem przysługiwać i nie przysługiwać temu samemu i pod tym
45
H. Lefebvre, Logique formelle, logique dialectique, Editions sociales 1982, s. 4.
46
F. Jacob, La logique du vivant, Gallimard 1970, s. 150.
47
Tamże, s. 170.
48
„La Pensée” nr 231/1983, s. 64.
49
J. P. Changeux, L'Homme neuronal, Fayard 1983, s. 326.
50
„La Pensée” nr 231/1983, s. 64.
51
Arystoteles, Metafizyka, wyd. polskie, PWN, Warszawa 1984, ss. 121-122.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 12 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
samym względem”
52
. Tak więc można by zapytać, gdzie właściwie Klix i Changeux mówią, iż uczenie się
to w tym samym czasie i w tej samej relacji zapominanie i eliminowanie? Klix rzeczywiście mówi, że
uczenie się i zapominanie są „dwoma przejawami jednej i tej samej zasady”, jednakże uczenie się i
zapominanie nie dotyczą bynajmniej tej samej wiedzy. Changeux rzeczywiście pisze, że uczyć się – to
eliminować, ale czyni to wskazując, iż selektywna stabilizacja polega na tym, by spośród założonych
„połączeń synapsystycznych” „stabilizować” jedne i „eliminować inne”
53
. W obydwu przypadkach nie
chodzi więc ani o tą samą wiedzę, ani o te same synapsy.
W takiej odpowiedzi byłoby coś bardzo prawdziwego. Dialektyka jest logiką stosunków w ruchu, w
przestrzeni i w czasie. Zawsze można – a nawet, w danym momencie analizy, należy abstrahować od
jedności stosunków i ruchu rzeczywistości, rozłożyć stosunek na oddzielne elementy, zaś ruch na stany
nieruchome: widać wówczas, jak w dialektyce pojawiają się w ten sposób wyodrębnione znajome figury
logiki. „Dialektyka zaprzecza logice, ale jej nie obala”. Rozumując w ten sposób, uczony nie stwierdza, iż
„jest jednocześnie p i nie-p”, uznaje tylko, że pewne aspekty c są F, natomiast inne nie-F. Dobra logika nie
zostaje pogwałcona, nie dochodzi do unicestwienia wiedzy, a zatem nie trzeba się obawiać utraty głosów w
wyborach. Pozostaje drobny kłopot – po to, by dojść do tego rezultatu, trzeba było abstrahować od stosunku
w ruchu rzeczywistości. Ten zaś zabieg ma przykrą właściwość wchodzenia w sprzeczność ze
współczesnymi wymaganiami wiedzy naukowej we wszystkich dziedzinach – by już nie wspomnieć o
walce politycznej.
Można sobie zatem stwierdzić w abstrakcji, iż proces selekcji neuronalnej stabilizuje jedne synapsy i
eliminuje inne, lecz prawda konkretna, co silnie podkreśla J. P. Changeux, polega na tym, iż ów proces nie
zachodzi po prostu na poziomie oddzielnych synaps, lecz „na poziomie zespołów neuronów” tworząc
„kombinowaną całość czynności nerwowych”
54
. Oddzielne traktowanie różnych „aspektów” (tych, które są
F i tych, które są nie-F) jest tylko oglądem w duchu formalno-logicznym. To jeden nierozkładalny proces
utwierdza te oto synapsy i eliminuje inne. Skoro zaś zaakceptowało się już jedność w ruchu rzeczywistości,
trzeba mu przypisać zarazem p i nie-p w tym samym całokształcie stosunków: globalnie, czyli konkretnie,
uczenie się i eliminowanie są jednym i tym samym.
NIEUNIKNIONA JEDNOŚĆ I TOŻSAMOŚĆ PRZECIWIEŃSTW
Narzuca się tu myśl, iż rzeczywiście istnieje „hipoteza filozoficzna” coraz bardziej niezgodna z
rozwojem wiedzy naukowej: hipoteza, która zmierza do zamknięcia żywych przejawów treści w kanonach
logiki formalnej, zachowującej ważność tylko na poziomie jednoznacznej definicji terminów, które stosuje.
Jeśli myśl ma zbudować obiektywną logikę rzeczywistych stosunków i ruchów, musi ponownie zjednoczyć
to, co zostało w pewnym momencie rozdzielone. Wówczas nie tylko sprzeczność dialektyczna nabiera
sensu, ale i jej odrzucenie prowadzi do nonsensu. W żaden sposób nie można się wyrzec uznania jedności i
tożsamości przeciwieństw – nawet w logice formalnej, jeśli dobrze jej się przyjrzeć. Już Hegel zwracał
uwagę – i jeśli w naszych traktatach logicznych nie ma po tym śladu, to świadczy to jedynie, jak bardzo ich
logika, proweniencji arystotelesowskiej, jest zapóźniona w stosunku do rzeczywistego rozwoju nauk – że
nie można sformułować nawet zasady tożsamości (A = A) nie wprowadzając formalnego rozróżnienia
między A – podmiotem i A – dopełnieniem, a więc nie uznając w tożsamości – sprzeczności konstytuującej
ją poprzez różnicę. W tym sensie, dialektyka nie jest tylko czymś poza logiką klasyczną, lecz przenika ją od
wewnątrz – o ile potraktujemy logikę nie jako sumę oddzielnych i nieruchomych stwierdzeń, lecz jako ich
żywy system. Tożsamość jest zatem sama w sobie różnicą, logika jest sama w sobie dialektyką, tak jak
uczenie się jest samo w sobie zapomnieniem, życie samo w sobie śmiercią, zaś sprzeczności są same w
sobie tożsamościami.
Zaczynamy widzieć, co zyskuje myśl naukowa, gdy otwiera się na ujęcia dialektyczne: oto nie jest
52
Tamże, s. 79.
53
L'Homme neuronal, cyt. wyd., s. 72.
54
Tamże, s. 329.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 13 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
już rozrywana przez sprzeczności, które nieustannie odradzają się w łonie wiedzy najbardziej
sformalizowanej logicznie – sprzeczności między tożsamością a różnicą, tym, co ilościowe i tym, co
jakościowe, ciągłością i nieciągłością, wewnętrznością i zewnętrznością, odwracalnością i
nieodwracalnością, ogólnością i szczegółowością, koniecznością i przypadkowością etc. – od momentu,
gdy potrafi już w nich widzieć nie coś niepojmowalnego, co skazywało ją na błądzenie w świecie prawd
nieuleczalnie cząstkowych i niespójnych, ale ma dostęp do racjonalności bardziej przenikliwej, która je
łączy w organiczną całość. Przytoczmy przykład wywodzący się z samego tekstu J. F. Le Ny. Nakreśliwszy
obraz aktualnego stanu psychologii poznawczej, pisze on: „(Fakty), powiedzmy to otwarcie, kierują się
przeciw pewnej francuskiej tradycji idealistycznej, odmawiającej potwierdzenia animalności człowieka,
tego, iż myśli on, odczuwa, a nawet uprawia politykę przy pomocy swego mózgu: w tej kwestii rozwinęły
się u nas liczne warianty tego, co nazwałbym bez ogródek »marksizmem idealistycznym«, który
skoncentrował się na charakterze społecznym człowieka, by negować jego charakter biologiczny. Trzeba
jeszcze oczywiście dużo pracy, by dokonać całkowitego połączenia nauk neurologicznych z psychologią
poznawczą, ale widać już wyraźny zarys pierwszych łuków mostu; moim zdaniem zgoła iluzoryczne byłoby
też wyobrażenie sobie, że można uniknąć uznania, iż nawet najszlachetniejsze czynności ludzkie oparte są
na funkcjonowaniu od 10 do 20 miliardów neuronów pozostawionych nam przez kilka milionów lat
dzielących nas od australopiteka”
55
.
DIALEKTYKA TEGO, CO BIOLOGICZNE I TEGO, CO SPOŁECZNE W CZŁOWIEKU
Przedstawienie relacji między charakterem biologicznym i charakterem społecznym człowieka, na
którym opiera się ta krytyka anonimowego „marksizmu idealistycznego”, podyktowane jest „zdrowym
rozsądkiem” logicznym. Powiedzieć, że czynności ludzkie są biologiczne, to powiedzieć, że oparte są na
„funkcjonowaniu od 10 do 20 miliardów neuronów” (J. P. Changeux mówi o „co najmniej 30
miliardach”)
56
; powiedzieć, że są one społeczne, to powiedzieć, że uzależnione są od warunków
historycznych, w jakich rozwijały się w każdej jednostce. Mając przed sobą te dwa stwierdzenia, zdrowy
rozsądek logiczny nie widzi, iż można je wysunąć równocześnie, jedno i drugie w całości; widzi tu
natomiast sprzeczności. Jeśli zatem ktoś – na przykład ja – twierdzi, że rozwinięte czynności ludzkie
poddają się w całości pojmowaniu w kategoriach społeczno-historycznych, trzeba koniecznie założyć, że
taki ktoś „neguje ich charakter biologiczny” i popada w idealizm czy w najlepszym razie w „marksizm
idealistyczny”. Oczywiście, zdrowy rozsądek logiczny nie zaprzeczy, że w człowieku jednocześnie znajduje
się to, co biologiczne, i to, co społeczne. Istnieją w nim obydwa te elementy, ale oddzielnie: pewne aspekty
c są F, inne są nie-F. To właśnie nieustannie powtarza nam dominująca w tej dziedzinie ideologia, na
przykład na temat inteligencji ludzkiej. Częściowo poziom inteligencji jednostki ludzkiej miałby być
zdeterminowany genetycznie, a częściowo – ukształtowany społecznie. Stwierdzając nierówności w
rozwoju intelektualnym i szukając ich przyczyn, należałoby zacząć od poszukiwania tej części, którą
stanowią nierówności biologiczne. „Nauka” – już ponad dziesięć lat mass media kładą nam to łopatą do
głowy – dokładnie skulkulowała tę część: „inteligencja w 80 proc. jest zdeterminowana przez dziedzictwo
genetyczne i w 20 proc. przez środowisko”
57
. I już wiadomo, dlaczego córeczka jest idiotką.
Otóż to zdanie „powtarzane tyle razy, że zyskało status prawdy niepodważalnej – pisze Albert
Jacquard – nie ma absolutnie żadnego sensu. Jedyny sens, jaki mogłyby mieć wskaźniki procentowe
odnoszące się do inteligencji (dodam: i wszystkie inne wskaźniki procentowe w omawianej dziedzinie – L.
S.), jest następujący: dziecko, na które środowisko nie wywarłoby żadnego wpływu, miałoby wskaźnik IQ
80, zaś dziecko, które nie otrzymałoby żadnego genu, miałoby wskaźnik 20. Te zdania są tak absurdalne, że
55
„La pensée” nr 231/1983, s. 86.
56
L'Homme neuronal, cyt. wyd., s. 72.
57
To twierdzenie Amerykanina Jensena (z 1969 r.) było setki razy powtarzane przez dziennikarzy, czynił to np. P. Vianson-
Ponté w „Le Monde” z 18 czerwca 1977 r.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 14 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
nikt nie ośmieliłby się ich głosić...”
58
Ów absurd uwidacznia, że – niech nam to zdrowy rozsądek logiczny
wybaczy – „biologiczne” i „społeczne” nie są „czynnikami” oddzielnymi, których zsumowanie dałoby
wyobrażenie o inteligencji, czy szerzej, o rozwiniętych formach ludzkiej aktywności. Czynności ludzkie
wyższego rzędu są zarazem całkowicie biologiczne (kiedy piszę te słowa, jest to od początku do końca
efekt czynności neuronalnych) i całkowicie społeczne (gdy piszę te słowa, jest to od początku do końca
efekt nabytych doświadczeń kulturalnych) – podobnie jak żywa komórka jest rzeczywistością zarazem
całkowicie chemiczną i całkowicie biologiczną, zaś krajobraz miejski rzeczywistością całkowicie
geograficzną i całkowicie historyczną. Ujęcie zgodne z logiką klasyczną, zapoznając tutaj, jak i w innych
przypadkach, jedność przeciwieństw i dążąc do ich rozdzielenia, rodzi najbardziej typowy z fałszywych
problemów. Twierdzicie, że czynności ludzkie wyższego rzędu są całkowicie społeczne? Negujecie zatem,
że są biologiczne, wyobrażacie sobie, że będąc „szlachetnymi” nie mogą być neuronicznie, zatem
popadacie w sprzeczność „marksizmu idealistycznego”.
Osobiście nie znam ani jednego marksisty, który negowałby materialność biologiczną czynności
ludzkich. Sam na przykład pisałem przed piętnastu laty w książce „Marksizm a teoria osobowości”:
„Wszelka koncepcja psychologii jako nauki dotyczącej niefizjologicznych zjawisk psychicznych, czyli
funkcji psychicznych, które nie są zarazem czynnościami nerwowymi (...) jest z gruntu idealistyczna”
59
.
„Wszelkie podyktowane ideologią próby opóźnienia chwili ostatecznej porażki owej »psychologii« skazane
są na niepowodzenie. Należy podkreślić, iż w tej walce filozof marksista bez zastrzeżeń popiera
psychologię naukową”
60
. „Człowiek jest niczym innym, jak istotą przyrodniczą”
61
. Sądzę, że nie można
wyrazić się jaśniej
62
. Tak więc marksizm taki, jakim go rozumiem, bynajmniej nie „skoncentrował się na
charakterze społecznym człowieka, by negować jego charakter biologiczny”. Ale ta „istota przyrodnicza”,
którą jest człowiek, nie znajduje się bynajmniej w stanie zwierzęcości: od dawna już jest zarazem na
zewnątrz tego stanu, to znaczy w społeczno-historycznym świecie narzędzi i stosunków społecznych,
systemów symbolicznych i logik biografii, radykalnie przemieszczonych w stosunku do dziedzictwa
genetycznego. Jak to podkreśla H. Tintant, wraz z człowiekiem „ewolucja przeszła z planu
endosomatycznego na egzosomatyczny”
63
. Jak z kolei podkreśla J. P. Changeux, wraz z historią ludzką
„rodzi się nowa forma pamięci, na zewnątrz jednostki ludzkiej i jej mózgu. Znaki i symbole o różnych
58
A. Jacquard, Eloge de la diffèrence, Seuil 1978, s. 176.
59
L. Sève, Marxisme et théorie de la personnalité, Editions sociales 1969, s. 221; wyd. polskie: Marksizm a teoria osobowości,
KiW, Warszawa 1975, ss. 253-254.
60
Tamże, s. 257.
61
Tamże, s. 258.
62
W swojej książce „Le jeu des possibles” (wyd. Fayard, Paryż 1981) F. Jacob występuje przeciw „ideologii marksistowskiej,
wedle której jednostka ludzka jest całkowicie ukształtowana przez swą klasę i swą edukację” (s. 120). „Znika zatem wszelkie
zróżnicowanie – pisze autor – wszelka różnica o charakterze dziedzicznym w zdolnościach i talentach jednostek. Liczą się
tylko różnice społeczne i różnice w edukacji. Biologia i jej determinanty zatrzymują się przed mózgiem ludzkim! Owa postawa
– w takiej formie – jest po prostu nie do utrzymania” (s. 121). Głęboki szacunek, jaki żywię do autora „La logique du vivant”,
nie może mi przeszkodzić w poczynieniu uwagi, iż nie jest właściwą metodą naukową kierowanie zarzutów pod adresem
całego nurtu myślenia („ideologia marksistowska”) bez przytoczenia jednego choćby cytatu czy odniesienia dla poparcia
głoszonych tez. Ze swej strony, w artykule, który uczynił nieco hałasu przed dwudziestu laty (Les „dons” n'existent pas,
„L'École et la Nation”, październik 1984) i z którego wynika, iż określone opinie o „ideologii marksistowskiej” mogą wyrażać
tylko ci, którzy jej nie znają, stwierdzałem z całą jasnością: „Ogólnie rzecz biorąc, nie należy traktować stosunków między
dziedzictwem biologicznym a środowiskiem społecznym jako mechanicznych stosunków między niezależnymi czynnikami, o
których można by dyskutować tylko jako o oddzielnych »częściach«, ale jako stosunki dialektyczne między różnymi
poziomami, na których dokonuje się rozwój, w pewnym sensie całe życie jednostki, we wszystkich aspektach, naznaczone jest
przez biologiczne dane wyjściowe. Jest to wręcz oczywiste. Ale choć całe życie jest przez nie naznaczone, to jednak nic nie
jest przez nie przesądzone, ponieważ czynnikiem decydującym jest zawsze w ostatecznym rachunku rozwój przebiegający na
ogólniejszym poziomie, czyli historia społeczna” (s. 56). Czy jest tu coś, co przypominałoby głupstwa przypisywane przez F.
Jacoba „ideologii marksistowskiej”? J. Rostand, którego nie można posądzać o niedocenianie wpływu dziedzictwa
biologicznego, i który zadał sobie trud przeczytania tego artykułu, wyrażał publicznie aprobatę dla jego głównych tez, na
przykład w swym przemówieniu, w grudniu 1966, wygłoszonym z okazji stulecia Ligi Nauczania (Ligue de l'Enseignement).
Por. „Cahiers laiques”, dodatek do numeru 96 z listopada-grudnia 1966.
63
„Histoire et archéologie” nr 73, maj 1983, s. 72.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 15 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
desygnatach są rejestrowane na podłożach bez neuronów i synaps, takich jak kamień czy drewno, papier i
taśma magnetyczna. Powstaje tradycja kulturalna”
64
. Oto dlaczego mały człowiek jest u swych narodzin
tylko kandydatem do ludzkości, zaś wszystko, co będzie czynił, gdy zostanie jednostką rozwiniętą, wynika
z jego humanizacji społeczno-historycznej, z tego co Changeux określa nieco mechanistycznym terminem
„stopniowej »impregnacji« materiału mózgowego przez środowisko fizyczne i społeczne”
65
. Człowiek,
oczywiście, nie przestaje być jednostką biologiczną, ale to, co biologiczne jest w samej swej istocie
przeniknięte przez to, co społeczne, i staje się – w różnym stopniu, zależnie od aspektu, który bierzemy pod
uwagę – biologiczno-społecznym, tak jak to, co chemiczne staje się w żywej istocie biochemicznym.
LINIA ROZŁAMU MIĘDZY DWOMA MATERIALIZMAMI
Dostrzegamy tu rozmiary szkód wyrządzonych przez klasyczną wizję logiczną, która, rozdzielając p
i nie-p, daje czysto fikcyjny obraz człowieka, gdzie to, co społeczno-historyczne miałoby się ograniczać do
dodatkowej otoczki tego, co biologiczne i samo w sobie nie zmienione (przez wpływ czynników społeczno-
historycznych – przyp. tłum.), a zatem stanowiące zasadniczy obszar wyjaśniania czynności ludzkich
wyższego rzędu. Ten rodzaj wizji ma w filozofii swą nazwę: jest to redukcjonizm. „Sekret” tego, co
socjopsychiczne, miałby się kryć w tym, co biologiczne, zaś „sekret” biologii kryłby się z kolei w
procesach fizyko-chemicznych – tak jakby każdy specyficzny poziom organizacji materii nie wnosił
istotnych nowych właściwości i logik, które nie tylko układają się w kolejnej warstwie nad tymi, które
należą do poziomów poprzednich, ale nakładają się na nie, podporządkowując się zarazem wyznaczonym
przez te poprzednie poziomy warunkom możliwości
66
.
W sposób gruntowny przeciwstawiają się tu sobie dwa materializmy. Jeden, mechanistyczny i
redukcjonistyczny – a więc taki, jaki uprawia np. Henri Laborit – każe nam wierzyć, iż to, co biologiczne,
stanowi ostateczną podstawę wyjaśniania tego, co społeczno-historyczne. Tak więc, na przykład, „struktura
klasowa charakteryzująca organizację społeczną (miałaby być) oparta na indywidualnej agresywności”
67
,
zapisanej w „gadzim mózgu” rodzaju ludzkiego. Rozumiemy, co miałoby w takim sensie znaczyć zdanie w
rodzaju: „człowiek uprawia politykę przy pomocy swego mózgu”. Znaczy ono, że „pojęcie klasy, mimo
realiów, które zawiera, odwraca uwagę od fundamentalnego problemu przeznaczenia ludzkiego”
68
. I że
społeczeństwo nie ma żadnej szansy, by być zmienione, ponieważ „Człowiek” nie podejmie się
„przekształcenia swych własnych zachowań”
69
. Gdyby jakiś marksista zechciał zaakceptować tego rodzaju
materializm – wówczas właśnie, w moim przekonaniu, mielibyśmy do czynienia ze sprzecznością w
terminach. Przeciwnie, inny materializm – materializm dialektyczny w swych ujęciach naukowych (jeśli
nawet nie zawsze w swej świadomości filozoficznej), w tym, co społeczno-historyczne widzi
nieredukowalny poziom organizacji materii, opierający się oczywiście na tym, co biologiczne, ale nie
znajduje w nim wystarczającego wyjaśnienia. Taki materializm przejawia się na przykład w „La logique du
vivant” F. Jacoba: każda ewolucja „prowadzi do nowych systemów komunikacji, regulacji i
zapamiętywania, które funkcjonują na poziomie wyższym niż organizm”
70
. „Pojęcie demokracji, własności
czy płacy są równie pozbawione znaczenia dla komórki czy organizmu, jak pojęcia reprodukcji czy doboru
64
L'Homme neuronal, cyt. wyd., s. 320.
65
Tamże.
66
Oto dlaczego, gdy J. Chaline i D. Marchand piszą w cytowanym już numerze „Histoire et archéologie”, iż „wraz z
pojawieniem się człowieka lamarckowski proces przekazywania nabytków nakłada się na darwinowski proces ewolucji
biologicznej, odnoszący się do ludzkiej morfologii i biologii” (s. 71), można pomyśleć, że wyrażają oni bardzo ważną ideą w
formie mocno dyskusyjnej. Nabytki kulturalne nie nakładają się po prostu na uprzednio ustalone biologicznie funkcjonowanie
mózgu, ale wplatają się w sam proces jego dojrzewania w trakcie indywidualnego życia.
67
H. Laborit, L'homme et la ville, wyd. Flammarion 1971, s. 88.
68
Tamże, s. 81.
69
Tamże, s. 201.
70
La logique du vivant, cyt. wyd., s. 341.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 16 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
naturalnego dla izolowanej cząsteczki”
71
. Zarówno człowiek, jak i szczur są organizmami biologicznymi i
istotami neuronalnymi, ale nie w ten sam sposób: szczur bowiem nie jest niczym więcej. Oto dlaczego
„biologia roztopiła się w badaniach nad człowiekiem, podobnie jak fizyka w badaniach nad komórką”
72
.
Taka właśnie koncepcja oznacza materializm integralny, w przeciwieństwie do materializmu
redukcjonistycznego, a w konsekwencji zredukowanego do naturalizmu, który w sposób nieunikniony jest
nośnikiem idealizmu, to znaczy zastępuje – jeśli chodzi o realia społeczne – konkretne kategorie
materializmu historycznego pustą abstrakcją „człowieka” przyrodniczego.
STRUKTURA I DIALEKTYKA: OPOZYCJE BINARNE
Dialektyka materialistyczna jest logiką wyższą – w takim sensie, w jakim się mówi o wyższej
matematyce – której potrzebuje współczesna wiedza naukowa. I jest dokładnie tym, czego brakuje
strukturalizmowi, by mógł stać się ujęciem teoretycznym, które tej wiedzy odpowiada. Samo pojęcie
struktury z pewnością nie oddziela dialektyki od strukturalizmu. Wręcz przeciwnie, to fundamentalne
pojęcie zakładające nieredukowalność całości do jej elementów traktowanych oddzielnie jest pierwszym
ważnym krokiem ku dialektyce, to znaczy ku uznaniu prymatu stosunku nad rzeczą. Więcej: podobnie jak
dialektyka, metoda strukturalna ujmuje wszelki stosunek jako w sposób konieczny antytetyczny. „Metoda
strukturalna – pisze Lévi-Strauss – realizuje się poprzez ujawnianie i systematyczne wykorzystywanie
opozycji binarnych”
73
. Strukturalizm poświadcza w ten sposób nierozdzielność przeciwieństw.
Najwyraźniej więc znajdujemy się bardzo blisko dialektyki – zresztą Lévi-Strauss nie uchyla się od
wskazywania od czasu do czasu, co jego myśl zawdzięcza Marksowi.
Istnieje jednak wiele bardzo różnych sposobów myślowego ujmowania opozycji binarnych. Sposób
właściwy dialektyce polega na uznawaniu, że jeśli przeciwieństwa stanowią nierozłączną parą, to każdy z
członów stanowi negację drugiego, stawia go jako swoją inność i nosi go w sobie równocześnie. Nie ma
więc prostej zewnętrznej konfrontacji przeciwieństw – istnieje jedność, a nawet – realnie lub formalnie –
tożsamość wewnętrzna przeciwieństw. Tak więc, klasa poddana panowaniu jest warunkiem istnienia klasy
panującej – i na odwrót. Nosi też w sobie możliwość stania się z kolei klasą panującą – i vice versa. Ujęcie
strukturalistyczne, przeciwnie, wstrzymuje się przed uczynieniem kroku, który polegałby na przejściu od
nierozłączności przeciwieństw do ich jedności i tożsamości: pozwala ono dostrzegać opozycję, ale nie
sprzeczność, która polega właśnie na opozycji w łonie jedności i tożsamości. Nie jest więc w tej
interpretacji tak, by każdy człon przez negację wytwarzał inny – natomiast obydwa są w sposób pozytywny
wytwarzane przez strukturę – byt myślowy, który nigdy nie jest dostępny bezpośrednio i który „musimy
zatem postulować”
74
jako znajdujący się poza opozycjami, które „zakładają strukturę logiczną prostą i
stanowiącą ich podskórną tkankę”
75
. Uwydatnia się tu znaczenie faktu, że strukturalizm konstruowano w
znacznie mniejszej mierze w oparciu o rozważania nad dialektyką Marksa – tak mało znaną w momencie,
gdy strukturalizm formował się na początku stulecia, i tak mało rozumianą w okresie jego apogeum we
Francji przed dwudziestu laty – niż w oparciu o teorie gestaltystyczne, wywodzące się z idealistycznej
koncepcji formy u Arystotelesa, doniesionej aż do naszych czasów przez neotomizm. Strukturalizm,
starając się dostosować tę wizję teoretyczną do materializmu współczesnych nauk o człowieku, stwierdza
oczywiście, iż strukturalne prawa rządzące umysłem są równie naturalne, jak te, które rządzą materią; ale
struktura wprowadzona do przyrody pozostaje hipostazą, nie stając się bynajmniej czymś tożsamym z
właściwym ruchem rzeczy: nie wynikając z tego ruchu, pozostaje logiką idealną poszukującą ojcostwa.
71
Tamże.
72
Tamże.
73
Le regard éloigné, Plon 1983, s. 328. Patrz także ss. 161, 165.
74
Tamże, s. 182.
75
Tamże, s. 164.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 17 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
STATYKA NATURALNA I DIALEKTYKA HISTORYCZNA
Ma to następstwa nader ważne, natychmiastowe i nieuniknione: zapoznając wewnętrzną dynamikę
„opozycji binarnych” strukturalizm ratuje się poprzez konstruowanie tego, co stanowi mechanizm
napędowy jej historii: „walki” przeciwieństw. Konfliktowa jedność przeciwieństw odsyła nas w istocie
natychmiast do rozłamu jedności minionej, do ewolucji jedności obecnej, do przejścia ku jedności przyszłej
– która miałaby się opierać na eliminacji jednego z elementów lub jakimś nowym połączeniu obydwu.
Struktura jest tylko przejściową konfiguracją w procesie dialektycznym. Zaś strukturalizm nie zazna
spokoju póki, przeciwnie, nie „sprowadzi” ruchów dialektycznych do ich „elementów strukturalnych”
76
,
póki nie skonstruuje „logicznej architektury rozwoju historycznego”
77
. Prawa strukturalne, usytuowane
ponad wszelką historią konkretną, zostają nam dane jako niezmienniki uniwersalne i wieczne: „metoda
strukturalna polega na odkrywaniu form niezmiennych wewnątrz różnorodnych treści”
78
. A zatem ta teoria
pozwala ująć myślą tylko taki ruch struktury, który polega na zrealizowaniu wszelkich możliwości, jakie
ona w sobie kryje, ale w granicach kombinacji dopuszczalnych przez jej równowagę bądź też na jej
rozpadzie poza tymi granicami. Ruchy te mogą wyjaśnić genezę, ale nie tworzą historii
79
. Na podstawie
takiej logiki, która ma zakodować systemy myślenia i być może systemy materialne, może powstać tylko
statyka naturalna, która zajmuje miejsce dialektyki historycznej. Innymi słowy, metoda strukturalna
zachowuje z dialektyki tylko to, co pozostaje po usunięciu z niej jej wewnętrznej dynamiki: jedności,
tożsamości, a zatem i walki przeciwieństw. W najlepszym zatem razie opisuje ona dialektyczność
zakrzepłą, zawierającą tylko tropy procesu, który jej umyka. Ujęciu strukturalnemu wymyka się przy tym
nie tylko niszcząca i twórcza nieodwracalność ruchu historycznego, ale i szczególność jego trajektorii, a
także przypadkowość zawarta w jego konieczności. Strukturalizm, odsyłając konkretne relacje rzeczy
samych do abstrakcyjnych formuł struktury, w istocie pozostaje w bliskim i głębokim związku ze
stwierdzeniem Arystotelesa: nauka dotyczyć może tego tylko, co ogólne. Stosuje klasyczne rozumienie
pojęcia i prawa, wedle którego rozumieć to sprowadzić szczegółowe do ogólnego, a dialektykę procesu do
„determinizmu historycznego”
80
. Przy takiej procedurze to, co najważniejsze dla współczesnego
materializmu, a więc szczególność przebiegów procesów, z nieodłącznym momentem niepewności, wypada
z definicji poza obręb nauki w ścisłym jej rozumieniu. Lekcja Marksa jest zupełnie inna. Ponieważ myśli on
dialektycznie, pojęcia i prawa, które opracowuje, nie wywodzą się z modelu substancjalnego, wobec
którego każda szczegółowa rzeczywistość byłaby tylko jego wariantem, ale z topologii formalnej, nauki o
„miejscach”, stosunkach i logikach, gdzie każda konkretna rzeczywistość powstaje w sposób jej właściwy.
Na przykład marksistowskie pojęcie bazy ekonomicznej nie ma nic wspólnego ze „strukturą typową”
jakiejś bazy o cechach uniwersalnego klucza; mówi nam ono tylko, że aby się dowiedzieć, czym jest
określone społeczeństwo, trzeba zacząć od konkretnego zbadania czym są, w panujących warunkach
naturalnych i przy siłach wytwórczych, które je charakteryzują, właściwe mu stosunki produkcji i wymiany.
Podobnie może się formować poznanie tego, co indywidualne, gdzie każda cecha szczególna wpisuje się
bez redukcjonizmu w ogólne spectrum wiedzy naukowej
81
. W swej części ogólnej nauka o bytach
76
Anthropologie structurale, wyd. Plon 1958, s. 258. Wyd. polskie: Cl. Lévi-Strauss, Antropologia strukturalna, PIW 1970, s.
317.
77
Tamże, s. 130.
78
Anthropologie structurale-deux, wyd. Plon 1973, ss. 322-323.
79
Oto dlaczego, wbrew deklaracjom, „strukturalizm genetyczny” Piageta jest w istocie tylko odmianą „zwykłego”
strukturalizmu, w którym problem dialektyki rozwoju historycznego i indywidualnego nadal nie jest rozwiązany. Brak tu
miejsca na krytyczną analizę szczególnie ważnych z tego punktu widzenia dwóch tomów „Recherches sur la contradiction”,
opublikowanych pod redakcją Piageta, PUF 1974.
80
Antropologia strukturalna, cyt. wyd., s. 325.
81
Dlatego właśnie pojęcie ogólnych „praw dialektycznych” występujące u Engelsa wydaje mi się bardzo niejednoznaczne, a
nawet w pewnym sensie zgubne. Engels mówi bowiem o koniecznym charakterze procesu dialektycznego takim językiem,
który pociąga za sobą ryzyko przekształcenia tego, co Marks w „Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa” określał
jako „rzeczywistą logikę tego, czym w rzeczywistości jest przedmiot” w uniwersalny rynsztunek modelu logicznego na każdą
okazję: prowadziłoby to do zapoznawania faktu, iż owa konieczność ma charakter zawsze konkretny, wynikający z rozwoju
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 18 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
indywidualnych musi jedynie wytworzyć aparat koncepcyjny, logikę dialektyczną stosunków, w której
kategoriach będę mógł ująć myślowo, wychodząc od empirycznego badania konkretu, szczegółową
tożsamość bytu indywidualnego i jego historii. Byt indywidualny (l'individu) nie przekształca się
oczywiście w pojęcie, ale potencjalnie jest uchwytny od początku do końca, w swej jedności i nawet w swej
przypadkowości: daje się ująć w „siatkę”, którą tka teoria
82
.
BRAKUJĄCE OGNIWO: SPRZECZNOŚĆ NIEANTAGONISTYCZNA
Wszystko to zostało już powiedziane w taki czy inny sposób przez marksistów w czasie dyskusji z
lat sześćdziesiątych o strukturalizmie i dialektyce
83
– co nie znaczy bynajmniej, że zostało wysłuchane,
albowiem mass-media nie kwapiły się z otwarciem drogi dla tych treści, zaś kultura odbiorców okazywała
się często niedostateczna dla ich przyjęcia. Istnieje jednak jeszcze jedna przyczyna zbyt małej recepcji i
wydaje mi się ona związana z ograniczeniami, występującymi wówczas w pojmowaniu dialektyki przez
samych marksistów – ograniczeniami, które dziś już zostały przekroczone w taki sposób, iż możliwe staje
się poszerzenie kwestii niegdyś przemilczanych. Strukturalizm w naukach humanistycznych w istocie
najchętniej traktuje o takich przedmiotach, jak systemy symboliczne, stosunki pokrewieństwa czy
mitologie, gdzie opozycje binarne jawią się jako konstytutywne dla przestrzeni społecznej i myślowej, a tak
się przy tym nadają do ujmowania procesów stawania się i zanikania, jak opozycje typu tak-nie, wysoko-
nisko, ciepło-zimno. Zatem dialektyka pomyślana wyłącznie jako logika stawania się i zanikania,
podejmując krytykę strukturalizmu w imię historii, której nie był on w stanie ująć myślowo, była w tych
warunkach zarazem pozbawiona odpowiedzi, jak i siły przekonywania. Być może nam nie udaje się ująć
myślowo historii, ale waszej dialektyce nie udaje się ująć tego, co jest pozbawione historii: taka w istocie
wydaje się racja teoretyczna, dla której strukturaliści pozostawali głusi na obiekcje marksistowskie;
docierało do nich zresztą tylko słabe ich echo. Skoro prawdą było, że dialektyce umyka to, co jawi się jako
pozbawione historii, zatem binarna opozycja strukturalizmu traktującego o tym, co niezmienne, i dialektyki
traktującej o tym, co historyczne, miała wszelkie szanse, by stać się niezmiennym elementem strukturalnym
wiedzy. Ale w tej właśnie dziedzinie marksizm francuski dokonał w ostatnich dwudziestu latach
ogromnego postępu; postęp ów upatrywałbym przede wszystkim w wyjaśnieniu dwóch przeciwstawnych
określeń sprzeczności dialektycznej: antagonizmu rozumianego jako zachodzące w czasie wykluczenie się
przeciwieństwa nowego i przeciwieństwa dawnego, oraz nie-antagonizmu rozumianego jako przestrzenne
oddzielenie dwóch przeciwieństw sobie współczesnych. Pierwsze z tych określeń leży u podstaw
nieodwracalności rozwoju, drugie natomiast – u podstaw odwracalności funkcjonowania
84
. Hegel ujmując
dialektykę jako samowcielenie się Idei, w którym każdy moment zostaje zachowany, nie tylko dawał
dowód idealizmu, ale i stawiał na pozycji uprzywilejowanej nieantagonistyczne określenie sprzeczności.
Stąd tendencja do sprowadzania wszelkiej dialektyki do ujęcia heglowskiego nabiera szczególnego
posmaku. Marks, dokonując materialistycznego odwrócenia dialektyki, nie ograniczał się do przejścia od
ruchu Idei do ruchu walki klasowej: jego myślenie przywiodło go do wyeksponowania przeciwstawnego
określenia antagonizmu, wedle którego nowe obala stare, wyzwalając się od niego. Ale podejmując
następnie w swych wielkich pracach ekonomicznych zadanie zrozumienia funkcjonowania systemu
kapitalistycznego, zmuszony został, nie mając pełnej tego świadomości filozoficznej, w pozornym zwrocie
ku Heglowi, do opracowania na ślepo materialistycznej koncepcji nie-antagonizmu, takiego na przykład,
określonych sprzeczności, i że zawsze wyraża się ona w wielości możliwości, z których żadna nie ma mechanicznej gwarancji
zrealizowania się. Dialektyka marksistowska jest detektorem konkretnych determinacji, nie zaś nośnikiem determinizmu
abstrakcyjnego.
82
Patrz dyskusja nad tezami G. G. Grangera, przedstawionymi w „Pensée formelle et sciences de l'homme” (wyd. Aubier,
1960) którą prezentuję w książce „Marksizm a teoria osobowości” (w wyd. polskim – ss. 370-393), i do której będę miał okazję
wrócić w związku z poruszającym omawiane kwestie ważnym artykułem w „Société francaise”, nr 7, maj-lipiec 1983 (Y.
Schwartz, La connaissance de l'individualité humaine).
83
Patrz zwłaszcza specjalny numer „La Pensée”, „Structuralisme et marxisme”, nr 135, październik 1967.
84
W tej kwestii patrz: L. Sève, Une introduction á la philosophie marxiste, Editions sociales 1980, rozdział 6, punkty 5-24.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 19 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Raz jeszcze: strukturalizm czy dialektyka? (1984 rok)
który ma miejsce, gdy bez końca konfrontują się ze sobą kupno i sprzedaż, a żaden z tych aktów nie
zmierza do wyeliminowania drugiego. To samo, jeśli dokładniej w rzecz wejrzeć, czynił Engels w
„Dialektyce przyrody” szkicując na wyczucie w dialektyce rozwoju – dialektykę związku – co jak się
wydaje całkowicie umknęło uwagi I. Prigogina i I. Stengers. Czyż sprzeczność nieantagonistyczna nie jest
właściwym wyjaśnieniem sekretu binarnych opozycji quasi-stacjonarnych, które zapełniają przestrzeń
społeczną i przyrodniczą, i które mają wystarczyć strukturalistom, czyniąc dialektykę niepotrzebną? Otóż
nie wystarczą, ponieważ to właśnie wyraźnie niekonfliktowa i nieruchoma sprzeczność między
przeciwstawnymi elementami wpisuje w sam przestrzenny układ struktury jego wewnętrzną historyczność.
UJĘCIE KRYTYCZNE I REWOLUCYJNE
Odkąd dialektyka „opiera się na dwóch nogach”, może przemierzać całe pole czaso-przestrzenne,
wnosząc w nie wewnętrzny związek nieodwracalnego i odwracalnego, ruchu historycznego i
niezmienników przyrodniczych, społecznych bądź myślowych. Pozwala ona na wykroczenie poza swego
rodzaju „relację niepewności”, która wydawała się dotychczas przeciwstawiać poznanie swoistej struktury
ruchu niepowtarzalnego – poznaniu swoistego ruchu struktury powtarzalnej. W istocie zaś, stosunek między
metodą strukturalną i dialektyką jest tego samego rodzaju, co stosunek dwóch teorii, w którym jedna
podporządkowuje sobie drugą, poddając ją przemyśleniu jako swój szczególny przypadek. Taki stosunek
zachodzi na przykład między mechaniką relatywistyczną a mechaniką klasyczną. Efekt relatywistyczny jest
obecny w każdym ruchu materialnym, ale w praktyce można go pomijać przy szybkościach względnie
niskich w porównaniu ze świetlną. Można powiedzieć, że na podobnej zasadzie efekt historyczny
sprzeczności dialektycznej da się pominąć przy rozpatrywaniu opozycji quasi-stacjonarnych, którymi
przede wszystkim zajmuje się strukturalizm. Jednakże pomijając go, kierujemy się ku myśli
niedialektycznej, która tamuje drogę do szerszego rozumienia rzeczywistości w ruchu. Materializm wiedzy
współczesnej będzie w stanie ująć myślowo świat, a także sam siebie, bez sprzeczności w terminach tylko
wtedy, gdy w pełni świadomie dokona na sobie mutacji dialektycznej, otwierając się na punkt widzenia
określany przez zasadę sprzeczności w istocie rzeczy.
To, co prawdziwe w odniesieniu do wiedzy naukowej, jest tym bardziej prawdziwe w odniesieniu
do praktyki politycznej. Chodzi o to, by strukturalistyczne oceny obecnego kryzysu, które na wszelkie
możliwe sposoby przedstawiają go nam jako coś niezmiennego, i których twórcy czynią jałowe wysiłki, by
znaleźć dualistyczne rozwiązania, mające wszakże tę właściwość, iż odtwarzają te same sprzeczności, które
o kryzysie stanowią, przez co znów zostajemy zamknięci w ich kręgu – otóż, by te oceny zastąpić oceną
dialektyczną, w której walka przeciwieństw jest zarazem zasadą rozumienia rzeczywistości i zasadą
posuwania się ku zdecydowanemu przekroczeniu cechujących ją przeciwieństw. Dla nas, tak jak dla
Marksa, dialektyka jest zarazem krytyczna i rewolucyjna. Oto dlaczego, pogłębiając jej wartości naukowe,
musimy się zarazem starać o jej popularność.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 20 -
www.skfm-uw.w.pl