Lucien Sève
Metoda strukturalna
a metoda dialektyczna
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2007
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 2 -
www.skfm-uw.w.pl
„Metoda strukturalna a metoda dialektyczna” to
artykuł Lucien Sève'a, który został napisany dla
specjalnego numeru „La Pensée” pt. Structuralisme
et marxisme, z listopada 1967 roku.
Podstawa niniejszego wydania: „Strukturalizm a
marksizm”, wyd. Książka i Wiedza, Warszawa
1969.
Tłumaczenie z języka francuskiego: Alina Brodzka
i Adam Weinsberg-Wajda. Korekta: Piotr Strębski.
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
Rozpatrując problematykę strukturalizmu, marksiści ujmują ją często w następujący sposób:
odróżniają metodę strukturalną, którą traktują jako niezaprzeczalną zdobycz teoretyczną współczesnej
humanistyki, od ideologii strukturalistycznej, którą kwalifikują jako mniej lub bardziej wątpliwą
interpretację filozoficzną tej płodnej metody. Biorąc za punkt wyjścia tę dychotomię, powiada się, że bez
wątpienia marksiści powinni krytykować ideologię strukturalistyczną, ale przede wszystkim, jeśli nie chcą
popaść w zaściankowość, powinni przyswoić sobie metodę strukturalną. Tak na przykład w pracy
Marxisme du XX
e
siècle
Roger Garaudy pisze, że wzbogacanie marksizmu powinno się dokonywać
poprzez wysiłek zmierzający do „integracji wszystkiego, co stanowiło uprzednio tylko prawdy cząstkowe i
jednostronne, w jednolitą, bardziej rozległą teorię, w jeden bardziej złożony model”
. Stwierdza on jako
rzecz oczywistą, nie wymagającą bardziej szczegółowego wyjaśnienia, że metoda strukturalna okazała swą
płodność w najbardziej rozmaitych dyscyplinach i wywarła „dobroczynny wpływ” na nauki humanistyczne,
potwierdzając wspaniale zarówno ogromne możliwości badawcze związane z wprowadzoną przez Engelsa
koncepcją dialektyki przyrody, płodność tej koncepcji, jak i jej możliwości rozwojowe
Od metody strukturalnej odróżnia się pewne, budzące wątpliwość poglądy, które – jego zdaniem –
mają wynikać nie tyle z zasad strukturalizmu, ile z „technokratycznych koncepcji niektórych pionierów tego
kierunku” (jak Norbert Wiener) czy też „z przypadkowych postulatów” niektórych jego teoretyków (jak Cl.
Lévi-Strauss), postulatów, które – jak pisze – „nie należą bynajmniej do założeń tej metody”, a nawet „są
sprzeczne z jej duchem”
. Właśnie dlatego, że nie wyjaśniono do końca nieporozumienia polegającego na
pomieszaniu owej metody z owymi poglądami, strukturalizm niesłusznie pozostaje czymś „podejrzanym dla
wielu marksistów”
Taka postawa uwarunkowana jest, jak się zdaje, troską o to, aby w przypadku strukturalizmu nie
powtórzyć błędu, jaki popełniano niekiedy w przeszłości; polegał on na odrzucaniu nowych prawd
naukowych wskutek utożsamiania ich z ideologią, w którą były uwikłane. Jest to bez wątpienia troską
każdego marksisty. Czy jednak ta prosta dychotomia metody (uznanej za czysto naukową) i ideologii
(uznanej za coś czysto przypadkowego) może nam naprawdę pozwolić na uchwycenie istoty rzeczywistych
stosunków między nauką a ideologią, błędów, jakie marksiści w tej dziedzinie niegdyś popełniali, oraz
zadań, jakie przed nimi stoją, jeśli chodzi o sprawę strukturalizmu?
1. – Czy stosunki między tym, co w jakiejś dziedzinie wiedzy ma charakter naukowy, a tym, co ma
charakter ideologiczny, polegają kiedykolwiek na tym, że elementy naukowe i ideologiczne współistnieją
obok siebie, łączą się li tylko mechanicznie? Gdyby na przykład jakaś metoda była pod wszelkimi
względami naukowa, to czy mogłaby ona zarazem leżeć u podstaw opacznej ideologii? Gdyby jakaś
interpretacja ideologiczna była czymś całkowicie incydentalnym, to w jaki sposób mogłaby się ona wiązać
tak mocno jak tu z „czysto naukową metodą”? Czy w istocie rzeczy nie mamy do czynienia zawsze z czymś
o wiele bardziej skomplikowanym – z wzajemnym przenikaniem się elementów naukowych i
ideologicznych, np. z wyrastaniem błędnej ideologii interpretującej z ideologicznych wypaczeń samej
metody? Kiedy Marks wyjaśnia kwestię dialektyki heglowskiej, to nie przeprowadza w uproszczony sposób
granicy między „dobrą” metodą – którą by akceptował taką, jaką ona jest – a jej „błędną” interpretacją
filozoficzną, którą by odrzucał. Odwracając idealistyczną koncepcję metody dialektycznej, „stawiając ją na
nogi”, to znaczy ujmując ją zgodnie z materialistyczną teorią poznania, uznał zarazem, że owa metoda – jak
pisze Engels w Ludwiku Feuerbachu – była nie do użytku w tej formie, jaką jej nadał Hegel, i że dopiero jej
krytyczne przezwyciężenie i całkowicie nowe opracowanie – oparcie jej treści na nowej, materialistycznej
podstawie – nadać jej może rangę metody rzeczywiście naukowej.
2. – Czy błędy, jakie mogliśmy niekiedy popełniać przy rozpatrywaniu tego rodzaju zagadnień,
polegały rzeczywiście na tym, że byliśmy czujni domagając się uzasadnienia, że to, co nam przedstawiano,
1
R. Garaudy, Le marxisme du XX
e
siècle, Paris 1956.
2
Tamże, s. 71.
3
Tamże, s. 77.
4
Tamże, s. 80.
5
Tamże, s. 79.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 3 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
jest rzeczywiście naukowe? Czy polegały one, na przykład, na domaganiu się od freudyzmu – i to
niezależnie od oczywiście niezbędnej krytyki ideologii opartych na psychoanalizie – mandatu, który by go
uprawniał do występowania w roli naukowej teorii funkcjonowania aparatu psychicznego, i na
dyskutowaniu nad przytoczonymi uzasadnieniami tezy, że jest on taką teorią? Moim zdaniem – bynajmniej
nie był to błąd. Błąd tkwił w często stosowanym sposobie krytycznej analizy, w szczególności zaś w
niedostatecznym liczeniu się z tym, że nowe idee naukowe mogą torować sobie drogę poprzez ideologię;
sama zaś zasada, że krytyka jest niezbędna – była zawsze i jest nadal całkowicie słuszna. Byłoby zresztą
czymś paradoksalnym wyobrażać sobie, że moglibyśmy z niej zrezygnować w chwili, kiedy poza ramami
marksizmu mamy do czynienia z ruchem zwolenników powrotu do Freuda, ruchem, który zakłada, że na
naukowej części teorii tego psychologa pasożytuje od wewnątrz, a nie tylko na poziomie ideologicznym,
interpretacyjnym, konceptualizacja biologiczna, od której należy się uwolnić.
3. – Nasze obecne zadanie nie da się więc w żadnym razie sprowadzić do rozstrzygnięcia dylematu:
albo pełna i całkowita akceptacja metody strukturalnej, którą jej zwolennicy z zapałem ogłaszają za
naukową in toto, albo szkodliwa zaściankowość. Przeciwnie, zadanie to polega na podjęciu wyczerpującej
analizy krytycznej. Tylko ona może pozwolić na określenie, w sposób nieaprioryczny, jak przebiega
skomplikowana linia podziału między elementami naukowymi i ideologicznymi w strukturalizmie branym
łącznie z metodą strukturalną. Analiza ta – a nie podobna jej dokonać należycie przy oparciu się na utartych
ogólnikowych twierdzeniach – jest nie tylko w pełni uprawnioną procedurą, lecz również jedyną procedurą
umożliwiającą rzeczywistą asymilację teoretyczną. Przyswoić sobie cokolwiek – to tyle, co upodobnić do
siebie. Przyswojenie metody strukturalnej polegać więc musi dla marksisty przede wszystkim na ścisłym,
teoretycznym określeniu jej stosunku do metody dialektycznej. Jeśli bowiem metodę strukturalną
rzeczywiście może – jako metodę naukową – przyswoić marksizm, to musi się ona dać pogodzić z tą
niewątpliwie naukową metodą, jaką jest dialektyka. Cały problem polega na tym, aby wiedzieć „jak”.
Wiara w to, że można przyswoić metodę strukturalną, uchylając się od ścisłego teoretycznego określenia jej
stosunku do dialektyki, oznacza pomieszanie dwóch różnych rzeczy – naukowego przyswojenia z
eklektycznym dołączeniem, a więc i z naśladownictwem słownym. Jeśli chodzi o werbalistykę
strukturalistyczną, która rozpowszechnia się również w prawdziwej nauce, to, jak się wydaje, nie jest rzeczą
potrzebną, by pomagali jej w tym marksiści.
1. Na czym polega metoda strukturalna?
Problem polega więc na możliwie dokładnym i pełnym wyjaśnieniu stosunków między metodą
strukturalną i dialektyczną. Ale jak mamy tu rozumieć termin metoda strukturalna? Wieloznaczność tego
terminu, której często się nie usuwa w rozważaniach wstępnych, paraliżuje wszelką dyskusję, a istniejąca
wciąż różnorodność proponowanych rozwiązań jest uwarunkowana w poważnym stopniu przez
różnorodność definicji przyjmowanych arbitralnie na początku. W moim przekonaniu należy odróżnić
szereg poziomów, szereg momentów w tym, co dziś występuje pod nazwą metody strukturalnej.
A) Pojęcie struktury ma samo przez się rozległą tradycję. Oznacza ono trwałe wewnętrzne stosunki
charakteryzujące obiekt, stosunki ujmowane zgodnie z zasadą logicznego priorytetu całości nad częściami.
Znaczy to, że 1) nigdy nie można zrozumieć, czym jest element struktury, jeśli się nie uwzględni miejsca,
jakie on zajmuje w całościowym układzie; 2) konfiguracja elementów układu jako całości może pozostawać
niezmienna mimo określonych modyfikacji tych elementów, a nawet – ewentualnie – mimo mnożenia się
tych elementów. Tym samym w pojęciu niezmienności struktury tkwi sedno omawianych tu zagadnień.
B) W określonych dyscyplinach, zwłaszcza w językoznawstwie, sformułowano w ciągu ostatniego
półwiecza szereg zasad metodologicznych, które później nazwano strukturalnymi, mimo iż miały one swe
źródło raczej w pojęciu układu (systemu) niż struktury. Zasady te wprowadzają nowe elementy,
funkcjonujące w ścisłej więzi z pojęciem struktury. Istnieją trzy główne zasady tego rodzaju: 1) analiza
strukturalna jest uprawniona tylko pod warunkiem, że jest wyczerpująca, to znaczy pozwala zdać sprawę z
całości systemu i ze wszystkich przejawów jego istnienia; 2) na wszelką strukturę składają się stosunki
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 4 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
opozycji, w szczególności opozycje binarne; relacje wzajemne między elementami wykazują tu
komplementarność; 3) należy ściśle odróżniać synchroniczny punkt widzenia, zgodnie z którym bada się
stan i funkcjonowanie układu w danej chwili, oraz punkt widzenia diachroniczny, zgodnie z którym bada
się historię układu i jego przechodzenie z jednego stadium w drugie. Metodologiczny priorytet
synchronicznego punktu widzenia jest absolutny, bowiem historia układu – chyba, że podaje się jej opis
zewnętrzny jako następstwa zdarzeń, których więź wewnętrzna pozostaje niezrozumiała (na tym polega
błąd historyzmu) – jest szczególnym rodzajem rozwoju tego właśnie układu. Aby uchwycić proces rozwoju,
trzeba najpierw poznać przede wszystkim budowę układu.
C) Cały szereg ekstrapolacji tych zasad metodologicznych i ich zastosowań do innych obiektów niż
te, do których pierwotnie się one odnosiły (w szczególności ekstrapolacje z lingwistyki strukturalnej do
etnologii strukturalnej w latach 40-ych, z czym związane są nazwiska Jakobsona i Lévi-Straussa),
doprowadziło do ich uniwersalizacji jako metody strukturalnej, ważnej właściwie we wszystkich naukach
humanistycznych i – być może – również w innych dyscyplinach. Metodę tę przedstawia Lévi-Strauss w
następujący sposób: „[Strukturalizm] czerpie fakty społeczne z doświadczenia, by następnie rozpatrzyć je w
pracowni. Tu stara się je przedstawić w postaci modeli, biorąc zawsze pod uwagę nie oddzielne człony, lecz
relacje między nimi. Następnie każdy system relacji traktuje jako szczególny przypadek innych systemów –
rzeczywistych lub po prostu możliwych – i poszukuje ich całościowego wyjaśnienia na poziomie reguł
przekształceń pozwalających na przechodzenie od jednego systemu do drugiego, a chodzi tu o takie reguły,
które można wykryć w toku konkretnych badań lingwistycznych lub etnologicznych. Zbliża on w ten
sposób nauki społeczne do nauk fizycznych i przyrodniczych, ponieważ – w gruncie rzeczy – nie czyni nic
ponadto, że wykorzystuje praktycznie proroczą uwagę N. Bohra, który w roku 1939 pisał: «Tradycyjne
różnice między kulturami ludzkimi przypominają pod wieloma względami różnice między odmiennymi,
lecz równoważnymi sposobami opisu doświadczenia fizycznego»”
Ta definicja, jeśli nie odrywać jej od wypowiedzi w innych tekstach strukturalistów, które ją
wyjaśniają, i od praktyki naukowej, w której się ona konkretyzuje, wskazuje bardziej lub mniej
bezpośrednio, że metoda strukturalna oprócz wskazanych wyżej zasad zakłada: 1) epistemologię związaną z
koncepcją modelu i nie uznającą empirystycznego punktu widzenia, wedle którego strukturę można
uchwycić na poziomie bezpośrednich relacji między zjawiskami; przeciwnie, epistemologia ta zakłada, że
struktura jest konstruowana przez myśl naukową niezależnie od czysto zewnętrznych zjawisk, a gdy trzeba
– to i wbrew nim; 2) odpowiednio do tego zakłada ontologię struktury jako nie uświadamianej przez nas
infrastruktury postrzeganych relacji; prowadzi to do dezawuowania wszystkiego, co bezpośrednio jawi się
świadomości podmiotu jako to, co przeżywane, i w związku z tym do dyskwalifikacji wszystkiego, co
znajduje swą podstawę na poziomie podmiotu ludzkiego, a więc – zgodnie z tym poglądem – ma z
konieczności charakter iluzoryczny; innymi słowy: zakłada teoretyczny antyhumanizm; 3) zakłada ponadto
odrzucenie historycystycznej koncepcji dziejów jako ciągłego i jednorodnego procesu postępu ludzkości –
na rzecz koncepcji różnorodności czynów ludzkich, traktowanej jako sfera rozmaitych możliwych
rozwiązań ogólnego problemu, którego podstawowa treść – wynikająca siłą rzeczy z uniwersalnych praw
umysłu ludzkiego – z pewnością nie może ulec zmianie.
Wychodząc z tych założeń, dokonano w ciągu ostatnich lat dalszych ekstrapolacji, a nowe zasady
lingwistyczne same przez się niezależne od metody strukturalnej w ścisłym sensie tego terminu – jak na
przykład podstawowa zasada dowolności znaku (dowolnego charakteru więzi łączącej znak z tym, co
oznaczane) – spoiły się ściśle z zespołem idei strukturalistycznych; zarysowały się oznaki zbliżenia i
opozycje wobec innych kierunków myśli, zwłaszcza marksizmu. W tej swoistej konkretnej sytuacji w sferze
ideologicznej ukształtowała się ideologia strukturalistyczna proklamująca kres pewnej epoki życia
umysłowego – epoki racjonalizmu dialektycznego i humanistycznego – oraz narodziny nowej kultury.
6
„Le Nouvel Observateur”, nr 115, 25-31 janvier 1967, s. 32.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 5 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
2. Metoda strukturalna a ideologia strukturalistyczna
W tych warunkach wystarczy wyobrazić sobie różnorodność, złożoność, wzajemne nakładanie się
aspektów „metody” strukturalnej (powyżej przedstawiliśmy to w sposób niepełny), aby dostrzec, jak bardzo
nieadekwatna jest owa prosta dychotomia metody strukturalnej i ideologii strukturalistycznej. Wydaje się,
że jeśli rzeczywiście pragniemy ujawnić skomplikowane stosunki między metodą dialektyczną a metodą
strukturalną – lub ogólniej: między marksizmem a strukturalizmem – to dychotomia taka jest bezużyteczna.
Widać ponadto, że metoda strukturalna nie polega po prostu na korzystaniu z pojęcia struktury, jest zgoła
czymś innym i stawia sobie odmienne zadania, niżby to wynikało z tak uproszczonego poglądu. Gdyby do
tego, aby być strukturalistą, wystarczało uznać, że stosowanie tego pojęcia jest uprawnione i płodne, od
dawna wszyscy, choćby nieświadomie, byliby strukturalistami, problem zaś stosunków zachodzących
między marksizmem a strukturalizmem byłby z góry rozstrzygnięty. Powstaje jednak tu pytanie, co nowego
przyniósł strukturalizm. Cały problem polega właśnie na tym, że metoda strukturalna, niezależnie nawet od
interpretacji ideologicznych, jakie można jej nadać, implikuje bardziej lub mniej bezpośrednio uznanie
całego zespołu szczególnych zasad i pojęć, które daleko wykraczają poza pojęcie struktury i których
pogodzenie, skoordynowanie ze swoistymi zasadami metody dialektycznej stanowi problem bez
porównania trudniejszy niż – powiedzmy – zwykłe ujawnienie obecności pojęcia struktury w
podstawowych marksistowskich kategoriach bazy i nadbudowy. Innymi słowy, oddzielenie tego, co w
strukturalizmie niewątpliwie należy do naukowej metodologii, od tego, co ma w nim charakter ideologiczny
i dyskusyjny, nie może polegać na dokonaniu cięcia wedle szablonu danego z góry w cudowny sposób.
Przeciwnie, musi ono polegać na ścisłym teoretycznym określeniu stosunku metody strukturalnej do
dialektyki, tylko bowiem dzięki temu możliwe staje się oddzielenie od strukturalizmu tego, co nauka
marksistowska może zasymilować, w odróżnieniu od ideologicznych deformacji, które muszą pozostać
poza jej granicami. Czy metoda strukturalna, operując innymi pojęciami i wywodząc się z innych,
niezależnych źródeł, stanowi w swym zasadniczym jądrze potwierdzenie logiki dialektycznej? Czy też
modyfikując ją w pewnym stopniu i nadając większą efektywność pewnym jej elementom, powoduje nowe
zmiany ewolucyjne tej logiki, zgodne jednak z jej istotą? A może pozostaje ona w sprzeczności z
zasadniczym jądrem dialektyki? Jeśli ta ostatnia hipoteza jest słuszna, to czy owa sprzeczność wynika z
zasadniczych różnic między przedmiotami, jakich dotyczy logika dialektyczna, a przedmiotami, jakich
dotyczy metoda strukturalna, a więc ze swoistości obszarów zastosowania? W tym przypadku pojawiłby się
problem ewentualnej komplementarności. Czy też wreszcie chodzi o teoretyczną sprzeczność dwu punktów
widzenia, z jakich rozpatruje się tego samego rodzaju obiekty, co zmuszałoby do dokonania
jednoznacznego wyboru między metodą strukturalną a dialektyką? Tak przedstawia się, moim zdaniem,
zasadniczy problem, który powstaje, jeśli chcemy osiągnąć w sposób zgodny z zasadami naukowymi nowe
wyniki w dyskusji, i to niezależnie od wszelkich polemik na temat ideologii strukturalistycznej, które
skądinąd są niezbędne, ale na których poprzestać nie można.
Poruszę ten zasadniczy i ogromny problem w bardzo ograniczonym zakresie, lecz – jak sądzę –
rozpatrzę przy tym niejako jego punkt centralny: będę mówił o zagadnieniu zasadności interpretacji
Kapitału, a ogólniej – ujęcia w nowy sposób przedmiotu materializmu historycznego na gruncie
strukturalistycznego systemu pojęciowego, który w pewnym sensie przeciwstawia się systemowi
dialektycznemu. Zetknąłem się z tym zagadnieniem podczas dwojakiego rodzaju badań, jakie prowadzę od
wielu lat; moim zdaniem, osiągnęły one obecnie stadium, w którym mogę sformułować wnioski. Są to z
jednej strony badania nad marksistowską teorią osobowości ludzkiej – teorią, którą, jak sądzę, w istocie
trzeba dopiero zbudować, ale która w ogólnym zarysie kształtuje się niewątpliwie w materializmie
historycznym. W toku badań nasunął mi się problem teoretycznego antyhumanizmu, którego związek ze
strukturalizmem wydaje się szczególnie głęboki. Z drugiej strony są to badania nad metodą dialektyczną,
które od czasów Lenina rozwijały się niedostatecznie, co ma swe główne, moim zdaniem, źródło w
niesłusznej koncepcji swoistości filozofii jako nauki w marksistowskim rozumieniu tych słów. W
dociekaniach tych z konieczności nasuwają się zasadnicze problemy stosunków między synchronią a
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 6 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
diachronią, między logiką a historią – a więc główne problemy metody strukturalnej. Tak czy inaczej,
badania obu rodzajów zmuszają do zajęcia się w pierwszym rzędzie Kapitałem. Otóż, jak powszechnie
wiadomo, w ciągu ostatnich lat przeprowadzono – w rozmaitych celach, choć najgłębsze motywy były tu
zbieżne – szereg doniosłych marksistowskich badań nad Kapitałem, i to zwłaszcza w świetle prac
strukturalistycznych. Mam tu na myśli w pierwszym rzędzie badania przeprowadzone przez Louisa
Althussera i innych marksistów, którzy korzystają szeroko z dorobku strukturalizmu, ale za podstawowy
punkt wyjścia interpretacji dialektyki marksistowskiej uznają zasadę determinacji (surdetermination), z
gruntu obcą metodzie strukturalnej. Dalej, są to dociekania Maurice'a Godeliera (Remarques sur les
concepts de structure et de contradiction
oraz Système, structure et contradiction dans le Capital
), które –
choć oś rozważań tego autora jest inna – w szczególnie bezpośredni sposób przyczyniły się, i to w stopniu
większym niż inne znane mi prace, do postępu w dziedzinie prób określenia teoretycznych warunków
połączenia marksistowskiej dialektyki z metodą strukturalną – taką, jak ją rozumie i stosuje Lévi-Strauss.
Jest rzeczą jasną, że jeśli metoda strukturalna jest rzeczywiście naukowa i ma uniwersalne znaczenie,
przynajmniej dla nauk humanistycznych, i jeśli zatem da się ona teoretycznie pogodzić z dialektyką, to
krytyczna analiza usiłowań M. Godeliera, który stara się stosować obie metody łącznie, ma zasadnicze
znaczenie. Rozstrzygnięcie tej kwestii wymaga w pierwszym rzędzie analizy przedmiotu materializmu
historycznego. Jest samo przez się zrozumiałe, że analiza pracy Maurice'a Godeliera, jaką zamierzam tu
podjąć, ma być pewnym moim osobistym wkładem w doniosłe dzieło o bardzo ogólnym znaczeniu.
Wyrażanie sprzeciwu wynikającego z różnicy stanowisk teoretycznych nie może tu mieć na celu
zamknięcia głębokiej dyskusji, która właśnie się rozwija, a tym bardziej pomniejszenia wartości badań,
które są przedmiotem dyskusji.
*
Cel badań M. Godeliera przedstawić można w następujący sposób: chodzi o uzgodnienie metody
strukturalnej z dialektyką przez wprowadzenie – z jednej strony – problematyki rozwoju do zakresu metody
strukturalnej, to jest przez zbudowanie strukturalnej teorii diachronii
, z drugiej zaś strony – przez objęcie
metodą dialektyczną problematyki struktury, to jest przez przeobrażenie dialektyki w teorię zgodności lub
niezgodności struktur – w teorię zmienności niezmienników strukturalnych
. Według Godeliera zadanie to
jest możliwe do wykonania, bowiem Marks, jeśli dobrze go odczytać w świetle pracy Lévi-Straussa, to
prekursor nowoczesnego kierunku strukturalistycznego
. Jednakże – uważa Godelier – tylko go zapowiada.
Dlatego też autor ten stwierdza, że kiedy rozwiązuje się to zadanie, „tradycyjne egzegezy prac Marksa
okazują się niewłaściwe; z ich szczątków wyłania się Marks w znacznej mierze marksistom nieznany,
zdolny wnieść w najbardziej nowoczesne rozważania naukowe nieoczekiwane i płodne elementy”
Mówiąc inaczej: „jeśli z dystansu spojrzeć na klasyczne egzegezy”
, metoda strukturalna jawi się dzięki
pewnym jej osiągnięciom jako prawda metody dialektycznej, pozwala „przywrócić jej charakter
, zagubiony jakoby w tradycyjnym marksizmie.
3. Próba strukturalizacji dialektyki
Autentyczny marksizm i strukturalizm – sądzi Godelier – pozostają w istocie od samego początku w
zgodzie ze sobą co do dwóch, jak najbardziej zasadniczych punktów metody: „Marks, zakładając, że
7
Le structuralisme, „Aletheia”, nr 4, mai 1966.
8
Problèmes du structuralisme, „Les Temps Modernes”, novembre 1968.
9
„Aletheia”, nr 4, mai 1966, s. 236 i 238.
10
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 841.
11
Tamże, s. 832.
12
Tamże, s. 829.
13
„Aletheia”, nr 4, mai 1966, s. 236.
14
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 858.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 7 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
struktura nie pokrywa się z bezpośrednio postrzegalnymi stosunkami, tłumacząc natomiast ich ukrytą
logikę, zapowiada nowoczesny kierunek strukturalistyczny. Całkowicie podziela pogląd przedstawicieli
tego kierunku głosząc priorytet badania struktur nad dociekaniami nad ich genezą i ewolucją”
. Tak więc:
1) Metodzie dialektycznej i strukturalnej ma być wspólne wyraźne odróżnienie, zdecydowane oddzielenie
pozorów empirycznych od ukrytych struktur wewnętrznych, traktowanie ich empirycznie danych
przejawów jako zazwyczaj złudnych, warunkujących „fałszywą świadomość”, opaczne pojmowanie
rzeczywistych stosunków. Stawia to przed nauką zadanie uwolnienia się od owej fałszywej świadomości i
związanych z nią złudzeń – uwolnienia się po to, by można było zbudować model z konieczności
paradoksalny, ujmujący strukturę; 2) metoda dialektyczna i metoda strukturalna mają ponadto mieć tę
wspólną podstawową cechę, że zarówno w przypadku jednej, jak i w przypadku drugiej „badanie
wewnętrznego funkcjonowania struktury poprzedzać winno i wyjaśniać jej genezę i ewolucję”
. Tylko
wtedy bowiem, kiedy kierujemy się znajomością mechanizmu struktury, możemy uchwycić sposób jej
ewoluowania, co implikuje zerwanie „z wszelkim historycyzmem lub ewentyzmem”
. „U Marksa mamy do
czynienia z totalnym wyeliminowaniem wszelkiego historycyzmu i z nieuznawaniem jakiegokolwiek
priorytetu historycznego badania układu w stosunku do badania strukturalnego, co o pół wieku
antycypowało kryzysy w lingwistyce i w socjologii – kryzysy, które skłoniły de Saussure'a i Lowie'go do
porzucenia dziewiętnastowiecznego stanowiska ewolucyjnego”
Tak więc – zdaniem Godeliera – właściwie pojmować marksizm zaczyna się, czy też zaczyna się na
nowo, z chwilą, kiedy uznaje się dwie metodologiczne zasady strukturalne o pierwszorzędnym znaczeniu:
1) zdecydowany priorytet ukrytej struktury wobec postrzegalnych relacji; 2) zdecydowany priorytet
niezmienniczości synchronicznej wobec diachronicznej zmienności. Jeśli jednak tak jest rzeczywiście, to w
jaki sposób, biorąc za punkt wyjścia niezmienne struktury, można zrekonstruować prawo ewolucji
określonej formacji społecznej, co jest przecież celem materializmu historycznego? Tu niewątpliwie ukryte
jest sedno problemu: Czy logika rozwoju, dialektyka, może zostać przełożona, nie tracąc swego
zasadniczego sensu, na język pojęć strukturalistycznych, które należą, jak się zdaje, do logiki formalnej,
ujmującej wszystko w sposób statyczny? M. Godelier próbuje w ataku frontalnym rozwiązać ten problem:
„To ogólne stanowisko, wynikające z identyfikacji problemu struktury z problemem jej genezy – związane
jest, jak się wydaje, z pewną trudnością teoretyczną, którą stworzył sam Marks. W jaki bowiem sposób
hipotezę o pojawianiu się wewnętrznych sprzeczności w układzie można pogodzić z tezą, że
funkcjonowanie tego układu odtwarza z koniecznością warunki potrzebne do jego funkcjonowania”
Rozwiązanie, jakie proponuje Godelier, jest zawarte w trzech następujących, ściśle ze sobą powiązanych
tezach:
A) – Czym jest u Marksa układ ekonomiczny?
Jest to w istocie „kombinacja dwu
niesprowadzalnych do siebie struktur – sił wytwórczych i stosunków produkcji”
. Tak więc nie tylko
stosunki produkcji – co jest samo przez się zrozumiałe – lecz również siły wytwórcze mają być traktowane
jako pewne struktury. Te dwojakiego rodzaju struktury są jednak wzajemnie do siebie niesprowadzalne. Jest
to teza, na którą M. Godelier kładzie silny nacisk: „Siły wytwórcze są rzeczywistością całkowicie różną od
stosunków produkcji i nie dają się do nich sprowadzić”
. Idźmy dalej: podczas gdy sprzeczność
charakterystyczna dla kapitalistycznych stosunków produkcji, tj. sprzeczność między klasą kapitalistów a
klasą robotniczą jest sprzecznością wewnątrz jednej struktury
, to sprzeczność między siłami wytwórczymi
a stosunkami produkcji – ilekroć istnieje – „nie jest sprzecznością wewnątrz jednej struktury, lecz zachodzi
15
Tamże, s. 832.
16
Tamże, s. 837.
17
Tamże, s. 839.
18
Tamże, s. 843.
19
Tamże, s. 840.
20
Tamże, s. 829.
21
Tamże.
22
Tamże, s. 851.
23
Tamże, s. 846.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 8 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
między dwiema strukturami”
, albowiem struktury te są do siebie niesprowadzalne i nie stanowią
rzeczywistej jedności. Tej drugiej sprzeczności nie można więc nazwać wewnętrzną. Z pewnego punktu
widzenia uznać by ją należało nawet za sprzeczność zewnętrzną, ponieważ w zestawieniu ze stosunkami
produkcji struktura sił wytwórczych jawi się jako „struktura zewnętrzna”
. Wedle tego poglądu materializm
historyczny opierałby się nie na jednym, lecz na dwóch pojęciach sprzeczności – pojęciach zasadniczo
różniących się od siebie: z jednej strony – na pojęciu sprzeczności wewnętrznej (pojęcie to istnieje w
klasycznej dialektyce), z drugiej zaś – na pojęciu sprzeczności między dwiema strukturami wzajemnie do
siebie niesprowadzalnymi (sprzeczność zewnętrzna), pojęciu nowym, dotychczas nie wyjaśnionym
należycie, nigdy explicite nie zdefiniowanym przez Marksa i Engelsa
, które jednak ujawnia się w pełni i
staje się jasne w wyniku strukturalistycznego odczytania Kapitału.
4. Niezmienność struktury a rozwój skokowy
B) Oto teza druga. Swoistą cechą sprzeczności między klasami antagonistycznymi, wewnętrznej
sprzeczności stosunków produkcji – jest to, że sprzeczność tego typu „tkwi w układzie od jego powstania aż
do jego zniknięcia, że jest mu w tym sensie niejako wrodzona”
. Z chwilą gdy mamy do czynienia z
kapitalistycznymi stosunkami produkcji, mamy też do czynienia ze sprzecznością między klasą kapitalistów
a klasą robotniczą. Sprzeczność między siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji, sprzeczność między
dwiema strukturami nie jest sprzecznością wewnętrzną jednej struktury, choć jest sprzecznością
„zasadniczą, ma bowiem wytłumaczyć rozwój kapitalizmu, nieuchronność jego upadku”
; w
przeciwieństwie do poprzedniej sprzeczności nie jest ona wrodzona, immanentna, to znaczy nie istnieje w
układzie od jego narodzin, pojawia się „na określonym etapie ewolucji”, „przy pewnym poziomie
dojrzałości” układu. Ściślej: w pierwszych fazach rozwoju „kapitalistyczne stosunki produkcji nie tylko nie
pozostają w sprzeczności z rozwojem sił wytwórczych, ale mu sprzyjają, warunkują jego szybkie tempo”
„Tak więc zasadnicza sprzeczność formacji kapitalistycznej jest zrodzona przez sam kapitalistyczny sposób
produkcji, przy czym nie jest to rozwój sprzeczności istniejącej od powstania systemu”
C) W jaki więc sposób rozwijają się te dwie sprzeczności? Sprzeczność między klasami, mająca
charakter zarazem i wewnętrzny, i „wrodzony”, nie zawiera w sobie warunków swego rozwiązania i sama
się reprodukuje: „sprzeczności między klasami w ramach danych stosunków produkcji mogą osiągnąć «stan
wrzenia», co nie musi z konieczności doprowadzić do ich rozwiązania, jeśli siły wytwórcze nie rozwinęły
się dostatecznie (przeciwnie, możemy mieć tu do czynienia z cyklicznym odradzaniem się konfliktów
społecznych, ze stagnacją itd.)”
. Mówiąc inaczej, i to jest sprawa decydująca – „rozwiązanie sprzeczności
wewnętrznej nie dokonuje się od wewnątrz”
; „rozwiązanie następuje z konieczności za pośrednictwem
struktury zewnętrznej (jaką są siły wytwórcze)”
. „Wedle Marksa rozwiązanie sprzeczności wewnętrznej w
strukturze stosunków produkcji nie następuje dzięki samemu tylko wewnętrznemu rozwojowi tej
sprzeczności. Większa część warunków owego rozwiązania jest czymś zewnętrznym w stosunku do tej
sprzeczności i jest nieredukowalna do jej treści”
. Jeśli zaś chodzi o drugą sprzeczność (między siłami
wytwórczymi i stosunkami produkcji), to nie ma ona ani charakteru wewnętrznego, ani „wrodzonego”;
niezbędne warunki jej rozwiązania – to jest przekształcenia tej struktury, jaką są stosunki produkcji –
24
Tamże, s. 847.
25
„Aletheia”, nr 4, mai 1966, s. 234.
26
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 856.
27
Tamże, s. 846.
28
Tamże, s. 847.
29
Tamże, s. 847.
30
Tamże, s. 848.
31
Tamże, s. 853.
32
„Aletheia”, nr 4, mai 1966, s. 234.
33
Tamże, s. 235.
34
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 853.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 9 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
stwarza rozwój drugiej struktury, czyli sił wytwórczych. „Rozwiązanie tej drugiej sprzeczności polega na
zmianie struktury stosunków produkcji – zmianie, która doprowadza do zgodności owej struktury ze
strukturą sił wytwórczych”; mówiąc inaczej – polega na zniesieniu prywatnej własności środków produkcji,
co oznacza zniesienie „samej podstawy sprzeczności wewnętrznej kapitalistycznych stosunków produkcji”.
„Zniesienie to jednak możliwe jest dopiero na pewnym szczeblu rozwoju sił wytwórczych”
. Tak więc,
póki niezmienna struktura stosunków produkcji pozostaje zgodna ze strukturą sił wytwórczych, reprodukuje
się ona sama cyklicznie, a w swoistej dla niej wewnętrznej sprzeczności (sprzeczności między klasami) nie
tkwią decydujące warunki jej rozwiązania. Natomiast z chwilą, gdy tylko struktura stosunków produkcji
staje się niezgodna ze zmodyfikowaną strukturą sił wytwórczych, zostaje osiągnięta granica niezmienności i
owa pierwsza struktura musi zostać rozsadzona, ustąpić miejsca nowym stosunkom produkcji, zgodnym ze
zmienionymi siłami wytwórczymi. Konkludując: „Marksowska analiza podstawowego pojęcia – pojęcia
sprzeczności między strukturami – może być przejęta i zastosowana w praktyce najbardziej współczesnych
badań naukowych”
. „Pojawienie się sprzeczności oznaczałoby w gruncie rzeczy, że struktura osiągnęła
granicę, próg niezmienności. Poza tą granicą musiałaby nastąpić zmiana struktury”
Widzimy teraz, na czym polega proponowane rozwiązanie. Pytaliśmy, w jaki sposób dialektyka,
czyli logika rozwoju – nie tracąc samego zasadniczego sensu – miałaby zostać przełożona na język pojęć
strukturalnych, które zdają się należeć do logiki ujmującej wszystko w sposób statyczny. Maurice Godelier
odpowiada: Warunek konieczny i wystarczający do zrozumienia, czym jest diachronia ze strukturalnego
punktu widzenia, stanowi założenie, że rozwój dialektyczny ma źródło nie wewnątrz struktury, lecz
dokonuje się w rezultacie tego, że zanika jej zewnętrzna zgodność z inną strukturą; proces ten prowadzi do
pewnego punktu granicznego, poza którym nie mogą one współdziałać. Struktura jest czymś
wewnętrznym, natomiast napędowa siła rozwoju – czymś zewnętrznym. W ten sposób mają zostać
pogodzone: teza o niezmienności struktury, którą implikuje strukturalistyczna koncepcja synchronii, z tezą
o jej rozwoju poprzez skoki, o którym mówi dialektyczna teoria diachronii. Rozwiązanie to jest
niewątpliwie zgodne z najbardziej podstawowymi zasadami strukturalizmu, w szczególności zaś z
odróżnieniem synchronii i diachronii (odgrywającym fundamentalną rolę w tym kierunku), z absolutnym
priorytetem synchronii względem diachronii w metodologii strukturalistycznej, z zasadą swoistej
niezmienności struktury. Nie prowadzi ono do żadnych modyfikacji metody strukturalnej, określonej i
stosowanej przez Lévi-Straussa. Czy jest ono jednak równie zgodne z najbardziej podstawowymi zasadami
dialektyki marksistowskiej? Tu właśnie rozstrzyga się problem, czy proponowane rozwiązanie jest słuszne.
Sam fakt, że Maurice Godelier powiada, iż po to, aby zrozumieć przedstawioną przezeń koncepcję, trzeba
„dzieło Marksa uwolnić od dwuznaczności i przeinaczeń”, zmusza do bliższego zajęcia się tą sprawą.
Przede wszystkim należy stwierdzić, że proponowane rozwiązanie wydaje się zgodne w jednym
zasadniczym punkcie z licznymi wypowiedziami samego Marksa. W różnych swych tekstach Marks uznaje,
że sprzeczność między siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji pojawia się dopiero w określonym
stadium rozwoju i że skok rewolucyjny wynika z przekroczenia granic, w jakich te siły i stosunki pozostają
w zgodzie ze sobą. Maurice Godelier powołuje się tu zwłaszcza na dwa fragmenty III tomu Kapitału.
Można by było powołać się również i na inne wypowiedzi Marksa, na przykład te, które są zawarte w
paragrafie pt. Historyczna tendencja akumulacji kapitalistycznej XXIV rozdziału pierwszego tomu tego
dzieła. Podobne sformułowania znajdujemy również w mającym wielką wagę drugim rozdziale trzeciej
części Anty-Dühringa, poświęconym zagadnieniu socjalizmu. Czyż zresztą nie wystarczyłoby tu powołanie
się po prostu na najbardziej klasyczny wykład zasad materializmu historycznego, jaki dał Marks w
Przedmowie do Przyczynku do krytyki ekonomii politycznej? „Na określonym szczeblu swego rozwoju
materialne siły wytwórcze społeczeństwa popadają w sprzeczność z istniejącymi stosunkami produkcji [...]
Z form rozwoju sił wytwórczych stosunki te zmieniają się w ich kajdany. Wówczas następuje epoka
35
Tamże, s. 853.
36
Tamże, s. 857.
37
Tamże, s. 858.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 10 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
rewolucji socjalnej”
. Wydaje się więc, że utożsamienie dialektycznego, rewolucyjnego rozwiązania
sprzeczności z rozsadzeniem niezmiennej struktury w momencie, gdy przekroczona zostaje granica jej
zgodności zewnętrznej z inną strukturą, jest dobrze uzasadnione przez sam marksizm.
5. O napędowej roli walki klas
Zauważmy jednak – aby zacząć od kwestii najbardziej oczywistych – że połączenie analizy
dialektycznej i analizy strukturalnej rozwoju formacji społecznej uzyskane zostało tu za cenę
wyeliminowania z rozważań pewnego faktu tak doniosłego pod względem teoretycznym i praktycznym, tak
podstawowego dla całego marksizmu, iż uznanie uzyskanego wyniku za rzeczywiście zadowalający wydaje
mi się niemożliwe. Tym faktem, którego M. Godelier nie tylko nie uwzględnia w swym schemacie, ale
którego teoretyczne ujęcie zmuszony jest w celu uzyskania swego rozwiązania problemu całkowicie
pominąć i przekreślić, jest spełnianie przez walką klasową roli motoru przeobrażeń społecznych. Czyż
trzeba bowiem przypominać, że marksizm bynajmniej nie jest fatalizmem ekonomicznym?
Nie ulega, oczywiście, najmniejszej wątpliwości, że po to, by dokonała się rewolucja socjalistyczna,
muszą zaistnieć przedtem – jest to reguła ogólna – pewne warunki obiektywne, te zaś w ostatniej instancji
zależą od postępu sił wytwórczych, od osiągnięcia przez nie takiego poziomu rozwoju, na którym nie mogą
się one zmieścić w zbyt ciasnej już skorupie kapitalistycznej: marksizm nie jest idealistycznym
woluntaryzmem. Ale istota marksizmu polega również na uznaniu w teorii i w praktyce, że jeśli spełnione
są obiektywne warunki rewolucyjnego rozwiązania sprzeczności, to samo to rozwiązanie w żadnym razie
nie jest automatycznym wynikiem rozwoju sił wytwórczych, lecz właśnie rezultatem rewolucyjnej
działalności klasy robotniczej i jej sojuszników, to znaczy rezultatem wewnętrznego rozwoju sprzeczności
właściwych samym stosunkom produkcji. Tak więc jedną rzeczą jest twierdzenie – a sądzę, iż jest ono
niewątpliwie słuszne i ważne – że rozwiązanie sprzeczności wewnętrznej wymaga spełnienia pewnej liczby
warunków zewnętrznych. Inną zaś rzeczą jest uznanie (moim zdaniem, od razu powstaje przez to
sprzeczność z marksizmem), że „rozwiązanie wewnętrznej sprzeczności nie ma charakteru wewnętrznego”;
uznanie takiej tezy oznacza wyeliminowanie z dialektyki tego, co Lenin nazywał „samoruchem” i źródła
„samoruchu” – walki przeciwieństw
, a więc w tym wypadku, powiedzmy to wprost – walki klasowej. W
tej sytuacji musimy przebyć drogę powrotną: najpierw uważnie rozpatrzyć punkt C, co z kolei doprowadzi
nas do ponownej analizy punktów B i A, a wreszcie samych zasad całego przedsięwzięcia zmierzającego do
pogodzenia metody strukturalnej z dialektyką.
C) Pisząc – wraz z Engelsem – w jednym z najsłynniejszych fragmentów Manifestu, że „postęp
przemysłu, którego burżuazja jest bezwolnym i biernym nosicielem, wprowadza na miejsce rozbicia wśród
robotników, spowodowanego przez konkurencję, ich rewolucyjne zespolenie oparte na zrzeszeniach”, i że w
ten sposób burżuazja „wytwarza przede wszystkim swoich własnych grabarzy”
, Marks formułuje tym
samym tezę o wręcz podstawowym, kapitalnym znaczeniu, którą stale będzie później powtarzał. Idzie o to,
że rozwój sił wytwórczych bynajmniej nie powoduje po prostu tylko ich zewnętrznego starcia się ze
stosunkami produkcji, lecz powoduje jednocześnie ich zmiany wewnętrzne, rodząc przez to zarazem i
zewnętrzne warunki przeobrażenia stosunków produkcji, i wewnętrzne warunki immanentnego rozwiązania
antagonizmów klasowych. Ta teza, ujmująca dwie strony zagadnienia – sprawę sprzeczności zewnętrznej i
sprawę sprzeczności wewnętrznej – w przeciwieństwie do jednostronnej tezy, która ujmuje tylko sprawę
sprzeczności zewnętrznej i której broni M. Godelier, odgrywa podstawową rolę we wszystkich fragmentach
Kapitału, w których Marks omawia problem całokształtu zmian zachodzących w społeczeństwie
kapitalistycznym, a między innymi odgrywa ona taką rolę również we wspomnianym wyżej paragrafie pt.
Historyczna tendencja akumulacji kapitalistycznej. Tu Marks wskazuje, że kapitalizm prowadzi do
powszechnego wyparcia „własności prywatnej zdobytej własną pracą” przez „kapitalistyczną własność
38
K. Marks, Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej, Warszawa 1955, s. 5.
39
W. I. Lenin, W sprawie dialektyki; Zeszyty filozoficzne, Warszawa 1956, ss. 335-336.
40
K. Marks, F. Engels, Manifest komunistyczny, Warszawa 1966, s. 80.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 11 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
prywatną polegającą na wyzysku pracy cudzej” i że związane z tym „wywłaszczenie dokonuje się poprzez
działanie immanentnych praw samej produkcji kapitalistycznej, mianowicie poprzez centralizację
kapitałów”; prawa te zarazem sprawiają, że „wzrasta masa nędzy, ucisku, niewoli, zwyrodnienia i wyzysku,
ale jednocześnie wzbiera bunt klasy robotniczej wciąż wzrastającej, a szkolonej, jednoczonej i
organizowanej przez sam mechanizm kapitalistycznego sposobu produkcji”. Wskutek tego ostatecznie
„wynikający z kapitalistycznego sposobu produkcji sposób przywłaszczania, a więc kapitalistyczna
własność prywatna jest pierwszym zaprzeczeniem indywidualnej własności prywatnej opartej na własnej
pracy. Ale produkcja kapitalistyczna nieuchronnie jak proces przyrody wytwarza swe własne zaprzeczenie.
Jest to zaprzeczenie zaprzeczenia”
. Nie sposób wykazać dobitniej, że kapitalistyczne stosunki produkcji
bynajmniej nie zostają obalone wskutek samej tylko ich zewnętrznej niezgodności z siłami wytwórczymi na
określonym poziomie rozwoju tych sił, lecz – zgodnie z formułą Engelsa – wskutek tego, że „coraz bardziej
przemieniając ogromną większość ludzkości w proletariuszy, kapitalistyczny sposób produkcji stwarza siłę,
która pod grozą zagłady musi dokonać tego przewrotu”
. W łonie kapitalizmu tkwi więc środek
umożliwiający dialektyczne rozwiązanie, co właśnie wyraża myśl o zaprzeczeniu zaprzeczenia.
Jest rzeczą niemożliwą pomijać cytowany tekst Marksa, zajmując się powyższym zagadnieniem.
Cytuje go również w swej rozprawie M. Godelier, po to jednak tylko, aby oznajmić, że należy on do
tekstów, które dostarczają przykładów „wieloznacznych sformułowań Marksa i Engelsa”, aby stwierdzić, że
należy widzieć w nim jedynie „metaforę, swoisty sposób wyrażania się”
Hipoteza robocza Godeliera napotyka tu nader poważną trudność, która związana jest nie z jakąś
przygodną, budzącą wątpliwość wypowiedzią Marksa, ale z całym wątkiem myślowym centralnego niejako
rozdziału Kapitału, rozdziału, w którym została rozwinięta teza wyrażana w tej samej terminologii i
przewijająca się jak nić przewodnia w całym dojrzałym marksizmie, począwszy od Nędzy filozofii i
Manifestu. Wobec tego wydaje mi się, że Godelier zbyt pochopnie uznaje, iż mamy tu do czynienia jedynie
ze złudzeniem wynikającym z „wieloznaczności” wypowiedzi Marksa. Jeśli w takim tekście, jak cytowany
wyżej, mamy do czynienia jedynie ze swoistym „sposobem wyrażania się”, to znaczy jeśli traktować mamy
jako puste słowa tę tezę Marksa, iż rozwiązanie wewnętrznej sprzeczności, która jest właściwa stosunkom
produkcji, dokonuje się w obiektywnych warunkach niewątpliwie określonych przez poziom sił
wytwórczych, lecz niemniej jednak w ostatniej instancji wywodzi się z łona stosunków produkcji i jest
wynikiem walki klas – to trzeba w takim razie powiedzieć, że cały Kapitał jest jedną wielką metaforą.
Albowiem – i to właśnie wydaje mi się sprawą zbyt często niedocenianą przez współczesny kierunek
zajmujący się „strukturalistycznym odczytywaniem” Kapitału – odczytywaniem go w sposób, który można
uznać za świadectwo teoretycznego antyhumanizmu – całe to dzieło, gdyby zgodnie z zamysłem Marksa
zostało w pełni ukończone przezeń, napisane do ostatniej strony, znalazłoby swe teoretyczne uwieńczenie w
koncepcji walki klas, służącej praktyce walki klasowej. O tym właśnie dobitnie mówi Engels w
przedmowie do trzeciego tomu, stwierdzając, że walka klas nieuchronnie związana z ich istnieniem miała
być przedstawiona jako faktyczny wynik okresu kapitalistycznego
. Sam Marks w liście do Engelsa z 30
kwietnia 1868 r., zawierającym wielce doniosłe myśli, przedstawia plan całości swego dzieła z punktu
widzenia kwestii stopy zysku i tak kończy swój wywód: „...rezultatem jest walka klasowa, w której ten ruch
znajduje swoje rozwiązanie i która prowadzi nieuchronnie do unicestwienia całego tego świństwa...”
Otóż jeśli walka klasowa jest rzeczywiście rozwiązaniem, to jakże można twierdzić, że z punktu
widzenia marksizmu najważniejsze warunki rozwiązania sprzeczności właściwej kapitalistycznym
stosunkom produkcji nie tkwią w niej samej?
41
K. Marks, Kapitał, t. I, Warszawa 1951, ss. 822-823.
42
F. Engels, Anty-Dühring, Warszawa 1949, s. 275.
43
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, ss. 856-857.
44
Patrz: F. Engels, Przedmowa, w: K. Marks, Kapitał, t. II, cz. 1, Warszawa 1957, s. 7.
45
K. Marks i F. Engels, Listy wybrane, Warszawa 1951, s. 273.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 12 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
6. Dialektyka a pojęcie granicy
Idźmy dalej. Nie tylko rozwiązanie sprzeczności tkwiącej w łonie stosunków produkcji ma, jak się
okazuje, charakter w istocie wewnętrzny, ale – co więcej – skoro rozwiązanie to jest uwarunkowane
zarazem rozwojem sił wytwórczych, to prawdziwa jest również teza mówiąca o zależności odwrotnej (już to
stawia pod znakiem zapytania postulat „całkowitego odróżnienia” i „nieredukowalności” tych dwu struktur:
stosunków produkcji i sił wytwórczych). W gruncie rzeczy teza M. Godeliera prowadzi go do tego, że
przemilcza on sprawę walki klasowej – nie tylko jako rozwiązania sprzeczności właściwej kapitalistycznym
stosunkom produkcji, lecz również jako decydującego warunku rozwiązania drugiej sprzeczności – między
siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji. Powiada się nam, że rozwój sił wytwórczych jest warunkiem
determinującym rewolucję socjalistyczną. Oczywiście, nie jest to teza błędna, można ją uznać za słuszną –
wszakże z pewnym zastrzeżeniem o pierwszorzędnym znaczeniu; o zastrzeżeniu tym mówiliśmy wyżej –
dotyczy ono walki klasowej. W każdym razie, mówiąc o rozwoju sił wytwórczych, porusza się tylko jedną
stronę zagadnienia. Rewolucja socjalistyczna bowiem sama z kolei warunkuje w sposób decydujący
wyzwolenie sił wytwórczych. Na to wskazuje właśnie Engels w cytowanym już rozdziale Anty-Dühringa,
gdzie w następujący sposób streszcza on swe rozważania dotyczące ostatniej fazy rozwoju: „Rewolucja
proletariacka, rozwiązanie sprzeczności: proletariat zagarnia władzę polityczną i mocą tej władzy zmienia
społeczne środki produkcji, wymykające się z rąk kapitalistom, we własność społeczną. Tym aktem
wyzwala siły wytwórcze od tego wszystkiego, co było im w charakterze kapitału właściwe, pozwala ich
charakterowi społecznemu ujawnić się z całą swobodą”
. Tak więc walka klasowa prowadzona aż do
końca, walka, której podstawą jest niewątpliwie wewnętrzna sprzeczność stosunków produkcji, jawi się
jako warunek dalszego rozwoju sił wytwórczych, wykroczenia tego procesu poza pewną granicę.
Ściślej: ta granica, z której M. Godelier w swym schemacie usiłuje uczynić coś w rodzaju deus ex
machina, bynajmniej nie jest granicą zwykłą, niezmienną, wszędzie jednakową, nie ulegającą przesunięciu,
granicą czasową określaną w sferze abstrakcji przez „prawa zgodności strukturalnej”, a zwłaszcza nie jest
jednostronnie wyznaczona przez poziom rozwoju sił wytwórczych. W istocie rzeczy punkt przełomu
rewolucyjnego, jeśli nawet jest w pewnym sensie w szerszej perspektywie określony przez rozwój sił
wytwórczych, to niemniej jednak przede wszystkim wyznacza go konkretnie przebieg walki klasowej, to
znaczy właśnie rozwój sprzeczności wewnętrznej stosunków produkcji. Engels w tym samym rozdziale
Anty-Dühringa po podkreśleniu, że zniesienie klas społecznych zakłada „określony poziom rozwoju
produkcji”, na którym stosunki kapitalistyczne stały się „nie tylko zbyteczne”, lecz również okazały się
„przeszkodą w rozwoju ekonomicznym”, natychmiast dodaje: „Punkt ten jest obecnie osiągnięty”, po czym
pisze, że możliwość socjalizmu „istnieje teraz po raz pierwszy, ale istnieje naprawdę”
. Te słowa zostały
napisane prawie sto lat temu, co znaczy, że wedle samych twórców marksizmu granica rozwoju sił
wytwórczych, począwszy od której rewolucja socjalistyczna jest obiektywnie możliwa, została osiągnięta –
przynajmniej w rozwiniętych krajach kapitalistycznych – już w ostatnich trzech lub czterech dziesiątkach lat
XIX w. Tym bardziej jest ona osiągnięta w analogicznym okresie XX w., i to – ze względu na istnienie i
potęgę obozu socjalistycznego – nie tylko w krajach najbardziej rozwiniętych. Cóż zatem dotąd przeszkadza
w realizacji tej możliwości w pewnych krajach? Bynajmniej nie względnie niski, niedostatecznie wysoki
poziom rozwoju sił wytwórczych, lecz względnie mała, niewystarczająca koncentracja sił klasowych w
obozie rewolucyjnym w porównaniu z koncentracją sił w obozie konserwatywnym. Maurice Godelier pisze,
że jeśli niezbędny poziom rozwoju sił wytwórczych nie został osiągnięty, to „sprzeczności klasowe w łonie
stosunków produkcji mogą «wrzeć», ale z tego nie wynika z konieczności rozwiązanie”. Otóż w świecie
współczesnym rzeczywistość jest w istocie swej zgoła inna – jaskrawo widzimy coś wręcz przeciwnego:
46
Fragment ten należy do uzupełnień wprowadzonych do trzech rozdziałów Anty-Dühringa. Rozdziały te – uzupełnione i
przeredagowane – wydane zostały oddzielnie pt. Rozwój socjalizmu od utopii do nauki. Do polskiego przekładu Anty-
Dühringa uzupełnienia owe nie zostały włączone. Fragment powyższy jest więc cytowany wg: F. Engels, Rozwój socjalizmu
od utopii do nauki, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła wybrane, t. II, Warszawa 1949, s. 144. – Przyp. tłum.
47
F. Engels, Anty-Dühring, cyt. wyd., ss. 277-278.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 13 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
jeśli walka klasowa nie doprowadziła do rewolucyjnego rozwiązania, to sprzeczności w łonie sił
wytwórczych, utrzymujące się wskutek istnienia kapitalistycznych stosunków produkcji, mogą „wrzeć”, ale
z tego nie wynika z konieczności rozwiązanie. Teza M. Godeliera nie tylko jest nie do przyjęcia z
teoretycznego punktu widzenia – jest ona praktycznie szkodliwa, prowadzić bowiem może od
ekonomicznego fatalizmu do politycznej bierności, to znaczy do odsuwania w nieskończoność perspektyw
rewolucji. Czyż z związku z tym nie należałoby zastanowić się nad tym, co tłumaczył Lenin w swym
artykule O naszej rewolucji? Krytykował on drobnomieszczańskich demokratów, którzy rzeczy decydującej
w marksizmie zupełnie nie zrozumieli: mianowicie – jego rewolucyjnej dialektyki. „Tak na przykład – pisał
on – nieskończenie szablonowy jest ich argument, który wykuli na pamięć w czasach rozwoju
socjaldemokracji zachodnioeuropejskiej, a który polega na tym, że nie dorośliśmy do socjalizmu, że brak
nam – jak wyrażają się różni «uczeni» panowie spośród nich – obiektywnych przesłanek ekonomicznych
dla socjalizmu. I nikomu nie wpadnie na myśl zadać sobie pytanie... Jeśli do stworzenia socjalizmu potrzeba
określonego poziomu kultury (choć nikt nie może powiedzieć, jaki to jest ów określony poziom kultury), to
czemu nie wolno nam zacząć najpierw od zdobycia w drodze rewolucyjnej przesłanek tego określonego
poziomu, a dopiero potem w oparciu o władzę robotniczo-chłopską i ustrój radziecki, zabrać się do
doganiania innych narodów... W jakich to książkach wyczytaliście, że niedopuszczalne lub niemożliwe są
tego rodzaju odmiany zwykłego porządku historycznego”
Podsumujmy: po to, by odrzucić ideę wewnętrznego rozwiązania wewnętrznych sprzeczności, której
nie da się pogodzić z metodą strukturalną, M. Godelier twierdzi, że w samej sprzeczności między klasami
społecznymi nie tkwią najważniejsze warunki jej rozwiązania i że znaleźć je można tylko w czynnikach
zewnętrznych, to jest w rozwoju sił wytwórczych. Rozrywając więź łączącą słuszne koncepcje, czyniąc je w
ten sposób czymś skostniałym, pozbawionym giętkości, odrzuca on podstawową – w sensie jak najbardziej
dosłownym – tezę marksizmu o decydującej, napędowej roli walki klasowej zarówno w procesie
przeobrażania stosunków produkcji, jak i w procesie wyzwalania samych sił wytwórczych. A zatem
odrzuca pogląd, wedle którego rozwiązanie sprzeczności społecznych ma charakter w istocie wewnętrzny,
przy czym bynajmniej jednak nie jest wykluczone również działanie determinujących czynników
zewnętrznych. Teraz staje się bardziej zrozumiałe, dlaczego musi on na wstępie założyć, iż sprzeczność
między siłami wytwórczymi i stosunkami produkcji nie jest wrodzoną cechą kapitalizmu, dlaczego musi ją
przedstawiać nie jako dialektyczną sprzeczność wewnętrzną, lecz jako „sprzeczność między strukturami”,
pozostającą przy samej granicy zewnętrznej. Jak zatem przedstawia się sprawa, jeśli chodzi o ów „nie
wrodzony” charakter sprzeczności?
7. Sprzeczność immanentna. Źródło sprzeczności
B) Aby uzasadnić swój pogląd, M. Godelier odwołuje się do zdumiewającego argumentu. Dowodem
na to, że sprzeczność ta „nie jest wrodzona”, to znaczy, że nie „istnieje od chwili powstania systemu”
kapitalistycznego, ma być to, że „kapitalistyczne stosunki produkcji pierwotnie nie tylko nie są sprzeczne z
rozwojem sił wytwórczych, lecz są jego bodźcem, sprawiają, że siły te dynamicznie się rozwijają”
Przeciwnie zaś, kiedy sprzeczność ta zaczyna działać, może mieć miejsce „cykliczne odtwarzanie się
konfliktów społecznych, stagnacja”
. Jest to nie dająca się utrzymać koncepcja rozwoju kapitalizmu – jeśli
ów rozwój ma być pojmowany jako wyraz sprzeczności dialektycznej. Uznając stanowisko M. Godeliera,
należałoby powiedzieć: im bardziej wraz z kapitalizmem rozwija się sprzeczność między siłami
wytwórczymi a stosunkami produkcji, tym bardziej siły wytwórcze popadają w stan stagnacji, i odwrotnie –
jeśli we wczesnych fazach rozwoju kapitalizmu siły wytwórcze burzliwie się rozwijały, to dlatego, że nie
pozostawały w sprzeczności z kapitalistycznymi stosunkami produkcji. Otóż obydwa te twierdzenia są
fałszywe. W okresie monopolistycznego kapitalizmu państwowego sprzeczność między charakterem sił
48
W. I. Lenin, O naszej rewolucji; Dzieła, t. 33, Warszawa 1957, ss. 494-497.
49
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 847.
50
Tamże, s. 853.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 14 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
wytwórczych a strukturą stosunków produkcji zaostrza się ponad wszelką miarę, a niemniej jednak
dokonuje się wtedy – ogólnie rzecz biorąc – szybki rozwój sił wytwórczych, szybszy nawet niż w innych
okresach, w których sprzeczność ta była mniej dojrzała. I odwrotnie – pogląd, iż w pierwszych fazach
rozwoju kapitalizmu nie istniała żadna sprzeczność między siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji,
okaże się nie do przyjęcia, jeśli go poddamy krytycznej analizie. W gruncie rzeczy relacje między siłami
wytwórczymi a kapitalistycznymi stosunkami produkcji miały od samego początku charakter
kontradyktoryjny, co bynajmniej nie znaczy, że kapitalizm przeciwstawia się rozwojowi sił wytwórczych,
znaczy natomiast, że powoduje proces ich rozwoju o charakterze sprzecznym. Cała analiza, jaką
przeprowadza Marks w Kapitale, ma właśnie na celu wykazanie, że zasadą produkcji kapitalistycznej nie
jest samo przez się rozwijanie sił wytwórczych, lecz wytwarzanie wartości dodatkowej, reprodukcja i
zwiększanie kapitału, i to w ten sposób – na co trafnie wskazuje Marks już w Nędzy filozofii
procesie swego rozwoju kapitalizm zarazem i przyśpiesza, i hamuje rozwój sił wytwórczych. Analiza
przeprowadzona w Kapitale wykazuje ponadto, że produkcja kapitalistyczna rozwija „technikę i powiązania
społecznego procesu produkcji tylko w ten sposób, że wyniszcza zarazem same źródła wszelkiego
bogactwa: ziemię i robotnika”
Jest niewątpliwie prawdą i wspomniałem o tym już poprzednio, że w tekstach Marksa i Engelsa
znaleźć można tu i ówdzie sformułowania, które zdają się świadczyć o aprobowaniu poglądu, iż
sprzeczność, o której mowa, pojawia się dopiero w pewnym wyższym stadium rozwoju kapitalizmu. Są to
jednak sformułowania – jeśli się nie mylę, dotyczy to ich wszystkich – skrótowe, występujące we
fragmentach o charakterze syntetycznych wstępów i konkluzji. Nie należy ich odrywać od szczegółowych
rozważań analitycznych, całkowicie wyjaśniających sprawę. Tak więc na początku cytowanego rozdziału
Anty-Dühringa Engels pisze, że „wielki przemysł na wyższym stopniu swego rozwoju popada w konflikt z
ramami, w jakie wtłoczył go kapitalistyczny sposób produkcji”
. Jest to jednak tylko wstęp do dalszych
rozważań. Dalej zaś czytamy, że „sprzeczność między produkcją społeczną a kapitalistycznym
przywłaszczaniem” tkwi w kapitalistycznym sposobie produkcji „immanentnie, dzięki jego pochodzeniu”
że wielki przemysł bynajmniej nie zrodził tej sprzeczności, ale „rozwinął sprzeczności drzemiące w
kapitalistycznym sposobie produkcji w rażące przeciwieństwa”
, że „w tej sprzeczności, która nadaje
nowemu sposobowi produkcji jego kapitalistyczny charakter, tkwi już w zalążku cała kolizja naszych
czasów”
. Krótko mówiąc, wskazuje on, jak to napisze w liście do Danielsona (22 IX 1892), że „produkcja
kapitalistyczna jako przejściowa faza ekonomiczna, pełna jest wewnętrznych sprzeczności, które rozwijają
się i ujawniają w miarę jej rozwoju”
. A zatem sprzeczność właściwa kapitalistycznemu sposobowi
produkcji jest immanentna, jak najbardziej „wrodzona”, ale przejawia się w wyraźnie widocznych
konfliktach dopiero na pewnym szczeblu rozwoju – i taki właśnie jest sens owych skrótowych
sformułowań. Błąd M. Godeliera polega przede wszystkim na tym, że autor ten zakłada, iż sprzeczność,
która nie ujawnia się jeszcze w sposób widoczny, nie istnieje. Moim zdaniem, ten błąd jest czymś
niezwykle interesującym z teoretycznego punktu widzenia, pozwala bowiem ujawnić rzeczywiste stosunki
między metodą strukturalną a dialektyczną. Błąd M. Godeliera polega ponadto na uznaniu, że sprzeczność
może być tylko zwykłą przeszkodą w rozwoju. To jest właśnie cena, jaką się płaci za wierność zasadom
metody strukturalnej: przyjmuje się pogląd, że „sprzeczność” oznacza po prostu dotarcie do zewnętrznej
granicy. Otóż wedle koncepcji dialektycznej sprzeczność nie jest zewnętrzną przeszkodą, lecz właśnie
wewnętrzną siłą napędową rozwoju. Odrzucając tę podstawową tezę marksizmu, M. Godelier jest
zmuszony uznać – wbrew oczywistości – że tam, gdzie dokonuje się rozwój sił wytwórczych, nie powinny
51
Patrz: K. Marks, Nędza filozofii, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 4, Warszawa 1962 (rozdział III, uwaga siódma).
52
K. Marks, Kapitał, t. I, cyt. wyd., s. 546.
53
F. Engels, Anty-Dühring, cyt. wyd., s. 262.
54
Tamże, s. 268.
55
Tamże, s. 261.
56
Tamże, s. 265.
57
K. Marks, F. Engels, Werke, Z. 38, Berlin 1968, s. 469.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 15 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
one pozostawać w sprzeczności ze stosunkami produkcji, a tam, gdzie pojawia się ta sprzeczność, nie może
już dokonywać się rozwój sił wytwórczych. Jest to ten pogląd, błędny z samej swej istoty – który ma na
myśli Lenin pisząc w pracy Rozwój kapitalizmu w Rosji: „Sprzeczność między dążeniem do
bezgranicznego rozszerzania produkcji a ograniczonym spożyciem nie jest jedyną sprzecznością
kapitalizmu, który w ogóle nie może istnieć i rozwijać się bez sprzeczności. Sprzeczności kapitalizmu
świadczą o jego historycznie przejściowym charakterze, wyjaśniają warunki i przyczyny jego rozkładu i
przekształcania się w wyższą formę – ale bynajmniej nie wykluczają one ani możliwości istnienia
kapitalizmu, ani jego postępowości w porównaniu z poprzednimi systemami gospodarki społecznej”
A) Powyższe rozważania prowadzą nas z powrotem do logicznych podstaw tezy M. Godeliera o
„nie wrodzonym” charakterze sprzeczności między siłami wytwórczymi a stosunkami produkcji, to znaczy
do idei, wedle której, jak widzieliśmy, nie miałaby to być wewnętrzna sprzeczność właściwa jednej
strukturze, lecz sprzeczność związana ze stosunkiem między dwiema strukturami. Rzecz jasna, stosunek ten
traktowany jest przy tym tak, jakby nie konstytuował jedności, albowiem w takim przypadku sprzeczność
miałaby charakter wewnętrzny. Innymi słowy: jest to koncepcja, wedle której siły i stosunki produkcji
stanowią dwie struktury „całkowicie odrębne” i „wzajemnie nieredukowalne”
. Otóż tej koncepcji również
nie sposób zaakceptować na gruncie marksizmu. Marks, oczywiście, nigdy nie myli sił wytwórczych ze
stosunkami produkcji, uznaje, że między nimi istnieje realna różnica, traktuje je jako rzeczywiście różne, ale
różne w sensie dialektycznym, to jest różne w ramach jedności, jaką stanowi sposób produkcji. To centralne
w materializmie historycznym pojęcie sposobu produkcji, praktycznie rzecz biorąc, w ogóle nie występuje
w rozprawie M. Godeliera, co jest zresztą zupełnie zrozumiałe. Świadczy ono bowiem dowodnie i
niedwuznacznie o tym, że według Marksa te dwa różne czynniki – siły wytwórcze i stosunki produkcji – są
ściśle ze sobą związane, scalone w jedność. „Stosunki społeczne są ściśle związane z siłami
wytwórczymi”
– czytamy już w Nędzy filozofii. Otóż jeśli nie są one całkowicie odrębne, lecz są ściśle
związane i stanowią jedność, to dlatego, że stosunki zachodzące między nimi wiążą się z istnieniem
wewnętrznej dialektyki, jak zauważa to Marks we Wprowadzeniu do krytyki ekonomii politycznej:
„Dialektyka pojęć: siła produkcyjna (środki produkcji) i stosunek produkcji, dialektyka, której granice
należy określić i która nie znosi realnej różnicy”
Maurice Godelier ogranicza się do stwierdzenia, że te „dwie struktury” są „całkowicie odrębne”,
natomiast nie mówi o ich głębokim, wzajemnym przenikaniu się zachodzącym w wieloraki sposób. Nie
mówi w szczególności nic o tym, że jedna ze stron, z którymi mamy do czynienia w stosunkach produkcji –
klasa robotnicza – jest zarazem główną siłą wytwórczą. Ma to zaś znaczenie zasadnicze, ponieważ już samo
przez się uniemożliwia zwykłe i całkowite oddzielenie i przeciwstawienie sobie wewnętrznej sprzeczności –
zachodzącej między klasą kapitalistów i klasą robotników – i sprzeczności „zewnętrznej” istniejącej między
siłami i stosunkami produkcji. A tego właśnie zabiegu dokonuje Godelier, tym samym niejako kamuflując
to, że walka klasowa odgrywa rolę centralną jako czynnik motoryczny. A przecież Engels wykazał w Anty-
Dühringu, iż „sprzeczność między społeczną produkcją a kapitalistycznym przywłaszczaniem występuje na
jaw jako przeciwieństwo między proletariatem a burżuazją”
, co znaczy, że każda z tych sprzeczności nie
tylko ma charakter wewnętrzny, lecz ponadto, że obie one przenikają się wzajemnie. Widać stąd, w jak
wielkiej mierze podstawy materializmu historycznego zostają wypaczone wskutek zastąpienia dialektyki
sprzeczności wewnętrznych, stanowiących jedność, teorią stosunków zewnętrznych zachodzących jakoby
między całkowicie odrębnymi strukturami. W ostatecznym bowiem wyniku sprawia to, że prawo
koniecznej zgodności sił wytwórczych i stosunków produkcji – stanowiące kamień węgielny całej
marksistowskiej nauki o społeczeństwie – przestaje wyrażać najgłębszą wewnętrzną konieczność rozwoju,
58
W. I. Lenin, Rozwój kapitalizmu w Rosji; Dzieła, t. 3, Warszawa 1953, s. 50.
59
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 853.
60
K. Marks, Nędza filozofii, cyt. wyd., s. 141.
61
K. Marks, Wprowadzenie do krytyki ekonomii politycznej, w: K. Marks, Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej,
Warszawa 1955, s. 255.
62
F. Engels, Anty-Dühring, cyt. wyd., s. 266.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 16 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
przestaje determinować w sposób stały i od wewnątrz wszystkie inne sprzeczności. Prawo to zostaje
sprowadzone niejako do rzędu zewnętrznego, periodycznie działającego mechanizmu, który co jakiś czas
przemienia stosunki społeczne, lecz stanowi coś obcego wewnętrznym procesom zachodzącym w ich
łonie
8. Istotna różnica między metodą strukturalną a dialektyczną
Podsumujmy więc wstępnie wyniki naszych rozważań. Badania M. Godeliera – interesujące z
teoretycznego punktu widzenia – miały doprowadzić do zespolenia metody dialektycznej z metodą
strukturalną na gruncie materializmu historycznego, w wyniku czego miała powstać strukturalna teoria
diachronii, inaczej mówiąc: strukturalna wersja dialektyki. Otóż stwierdzamy, że rezultatem tego
przedsięwzięcia są tak istotne wypaczenia materializmu dialektycznego, tak wielkie jego okaleczenia, iż
posługując się terminologią strukturalistyczną, należałoby powiedzieć, że granica niezmienności struktury
materializmu dialektycznego została tu wyraźnie przekroczona, że został on przekształcony jakościowo.
Wszystkie jego podstawowe pojęcia są albo przeinaczone w większym lub mniejszym stopniu, albo wręcz
odrzucone – jak na przykład pojęcie sposobu produkcji i pojęcie walki klasowej jako czynnika
motorycznego. Moim więc zdaniem, próba strukturalizacji dialektyki niewątpliwie oznacza ślepy zaułek
teoretyczny. Wobec tego wydaje się, że wykluczona jest już możliwość przyjęcia jednej z hipotez
dotyczących stosunku między metodą strukturalną i dialektyczną – tej mianowicie hipotezy, która zakłada,
że metodę strukturalną można zjednoczyć z dialektyką i że zwiększy to płodność dialektyki. Między tymi
dwiema metodami istnieją różnice zasadnicze. Aby ujawnić i ściśle określić ową zasadniczą różnicę,
wystarczy zbadać łącznie deformacje, jakie strukturalizm wprowadza do dialektyki. Łatwo je wskazać.
Dialektyczna teoria zmian, która zawiera tezę, że struktura sprzeczności nie tylko jest zmienna, ale również
jest procesem napędowym, czynnikiem motorycznym przeobrażeń, a zatem wyraża immanentną
konieczność rozwoju – otóż ta teoria zostaje zastąpiona strukturalną wersją teorii. Ta zaś zakłada
niezmienność samej owej struktury, a sprzeczność motoryczną zastępuje statycznym uzupełnieniem się
przeciwieństw i przenosi na zewnątrz źródło rozwoju dokonującego się poprzez skoki, umiejscawia je na
granicy zewnętrznej, jaką dla danej struktury są inne odrębne struktury. W rezultacie zostaje odrzucona cała
dialektyczna koncepcja „samoruchu” – i to nawet nie na mocy zasady priorytetu synchronii nad diachronią,
ale z jeszcze bardziej zasadniczej przyczyny, a mianowicie wskutek oddzielenia ujęcia synchronicznego od
ujęcia diachronicznego, podczas gdy podstawą dialektyki jest utożsamienie struktury i procesu. Z tej
właśnie racji przy hołdowaniu „strukturalnej teorii diachronii” wymyka się to, co należałoby uchwycić:
konkretna logika rozwoju. Ponieważ wewnętrzna struktura nie jest w tym przypadku pojmowana jako
proces, przeto diachronia i synchronia są w najlepszym razie pogodzone ze sobą w sposób powierzchowny,
pozostając jednak czymś nie związanym ze sobą, z gruntu odrębnym. Zamiast filmu odtwarzającego
rzeczywisty ruch, otrzymujemy nieciągłą serię statycznych ujęć. Zniknęła tu dusza dialektyki.
Zanim przejdę do wniosków, które, moim zdaniem, wynikają z tych rozważań, chciałbym wskazać,
jak próba stworzenia strukturalnej wersji dialektyki prowadzi do pewnych ogólniejszych konsekwencji,
pociąga za sobą pewne skutki i następstwa; o szczegółowej analizie tych konsekwencji, oczywiście, nie
może tu być mowy: każda z oddzielna wymagałaby rozległych badań. Są one jednak interesujące z
teoretycznego punktu widzenia – w tej mierze, w jakiej pozwalają w sposób dobitny lepiej wyjaśnić istotę
stosunków między dwiema metodami.
1) Maurice Godelier uznaje na wstępie, że dążenie do opracowania strukturalnej wersji dialektyki
jest słuszne, ponieważ – jak powiada – u Marksa, podobnie jak u współczesnych strukturalistów, „negacja...
wszelkiego priorytetu historycznego badania układu w stosunku do badania strukturalnego ma charakter
totalny”
. A zatem został tu rozstrzygnięty z miejsca niezwykle złożony problem stosunków między
63
Wydaje mi się, że cała powyższa analiza odnosi się w całej rozciągłości do tez É. Balibara, wielce zbliżonych do tez M.
Godeliera. Por.: É. Balibar, Lire le „Capital”, t. II, Maspero 1965 (zwłaszcza ss. 291-324).
64
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 843.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 17 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
ujęciem logicznym i ujęciem historycznym w metodzie Kapitału, a ogólniej – w metodzie dialektycznej.
Jest to takie rozstrzygnięcie, które w świetle tego, co wiemy – choć uznają je dziś pod wpływem
strukturalizmu niektórzy badacze marksistowscy – bynajmniej nie okazuje się prawdziwe. M. Godelier
bronił powyższej tezy już w artykułach publikowanych w 1960 roku w „Economie et politique”.
Odpowiedział mu wówczas Paul Boccara. Świetnie on wykazał
, że głosząc, jakoby metoda Marksa w
Kapitale była oparta na zasadniczym priorytecie ujęcia logicznego w stosunku do ujęcia historycznego,
rzeczywisty stan zastępuje się czymś całkowicie mu przeciwstawnym. Oczywiście, daleko jest do tego, by
porządek kategorii w Kapitale zawsze odpowiadał rzeczywistemu porządkowi historycznemu, często nawet
jest w stosunku doń odwrotny – wtedy mianowicie, kiedy Marks pragnie ujawnić wewnętrzny związek
pojęć i form i funkcjonowanie systemu. Przeprowadzana z tego punktu widzenia krytyka wszelkiej
historycystycznej koncepcji dialektyki jako metody jest w pełni uzasadniona i jest rzeczą ważną. Krytyka
taka sprowadza się jednak w sumie do stwierdzenia, że Kapitał nie jest dziełem z zakresu historii
gospodarczej w pospolitym sensie tego terminu, ale pracą z dziedziny ekonomii teoretycznej, i że dialektyka
w Kapitale nie ma nic wspólnego z empirystyczną chronologią. Ale po stwierdzeniu powyższego tym
ważniejszą rzeczą jest jasne zdanie sobie sprawy, że – jak powiada Marks we Wprowadzeniu do krytyki
ekonomii politycznej
– w wielu przypadkach ruch myśli abstrakcyjnej wznoszącej się od tego, co proste,
do tego, co złożone, może zarazem odpowiadać rzeczywistemu procesowi historycznemu i odpowiada mu
faktycznie. Przede wszystkim jednak należy sobie wyraźnie uświadomić, że nawet tam, gdzie brak tej
odpowiedniości w porządku wykładu, zawsze znajduje ona wyraz w metodzie analizy. Istota metody
analizy polega tu bowiem na ujawnianiu immanentnych sprzeczności, które są właściwe badanej treści; w
konsekwencji polega zarazem na ujawnianiu wewnętrznej konieczności rozwoju. Podstawową rzeczą w
Kapitale nie jest przedstawienie sposobu funkcjonowania systemu kapitalistycznego; znaczenie
fundamentalne ma udowodnienie tego, że ze względu na sprzeczności procesu funkcjonowania tego
systemu, jest to system historycznie przemijający, sam zaś ten proces w wyniku nieuchronnie rodzi walkę
klasową, która doprowadzi do zniesienia owego systemu. Na tym polega rzeczywisty priorytet
historycznego punktu widzenia, charakterystyczny dla metody dialektycznej – w przeciwieństwie do
metody strukturalnej. Logiczny aspekt rzeczy zostaje należycie zrozumiany tylko wtedy, gdy zdaje się sobie
sprawę z tego, że to, co logiczne, jest oparte na tym, co historyczne, spełniającym rolę podstawy. Z tego
punktu widzenia niezwykle pouczający jest następujący fragment Posłowia do II niemieckiego wydania
Kapitału: „[Dialektyka] w swej racjonalnej postaci jest zgryzotą i postrachem burżuazji i jej doktrynerskich
rzeczników, gdyż w swym pozytywnym rozumieniu istniejącej rzeczywistości zawiera zarazem rozumienie
jej negacji, jej nieuniknionego upadku, gdyż każdą formę dokonaną ujmuje w ciągłości ruchu, a więc
również od jej strony przemijającej, gdyż przed niczym nie chyli czoła i z istoty swej jest krytyczna i
rewolucyjna”
. „Każdą formę dokonaną ujmuje w ciągłości ruchu, a więc również od jej strony
przemijającej” – czyż w tym wyjątkowo głębokim sformułowaniu, w którym przedstawiony został
rzeczywisty stosunek między strukturą a procesem, nie znajdujemy właśnie najcenniejszej wskazówki
dotyczącej problemu: jakie stosunki rzeczywiście zachodzą między metodą strukturalną a dialektyczną?
Czyż ze sformułowania tego nie wynika, że zamiast podejmować beznadziejne próby „strukturalizacji”
dialektyki, należy wskazać drogę do „udialektycznienia” metody strukturalnej, będącą zarazem drogą do
naukowej ścisłości i autentycznego rewolucjonizmu?
65
Paul Boccara, Sur la dialectique matérialiste dans le „Capital” de Marx, suplement do nr 133-134 „Economie et politique”
août-septembre 1966.
66
K. Marks, Wprowadzenie do krytyki ekonomii politycznej, w: K. Marks, Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej, cyt.
wyd. – patrz zwłaszcza ss. 246-247.
67
K. Marks, Kapitał, t. I, cyt. wyd., s. 16.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 18 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
9. O znaczeniu marksizmu
2) Aby swą koncepcję oznaczającą strukturalistyczną rewizję dialektyki marksistowskiej uczynić
spójną z historycznego punktu widzenia, M. Godelier, siłą rzeczy – śladem wielu innych autorów – stawia
pod znakiem zapytania dotychczas przyjęty, ugruntowany, dobrze uzasadniony pogląd dotyczący
stosunków między Heglem a Marksem. Hegel – pisze on – „wymyślił hipotezę” o tożsamości
przeciwieństw, „aby uzasadnić tezę, że wewnętrzna sprzeczność struktury znajduje wewnętrzne
rozwiązanie”
. Jeśli więc dialektyka marksistowska – jak mniema Godelier – odrzuca koncepcję
rozwiązania wewnętrznego i tożsamości przeciwieństw, to nie może ona mieć nic wspólnego z dialektyką
Hegla. W ten sposób M. Godelier raz jeszcze zmuszony jest odrzucić słynną tezę Marksa o
„materialistycznym odwróceniu” dialektyki heglowskiej. Teza ta – powiada Godelier – jest „metaforą”, jest
jedynie „absurdalną hipotezą”
. Trudność polega jednak na tym, że Marks stale obstaje przy tej
„absurdalnej hipotezie”. Trzeba więc poddać w wątpliwość nie tylko „antynaukowe tradycje
dogmatycznego marksizmu”
, lecz również trzeźwość myślenia samego Marksa
. Zahaczamy tu o
zasadniczy problem metodologiczny, który ostro rysuje się w związku z pewnym sposobem odczytywania
Marksa na nowo, z pewną metodą analizowania jego tekstów z punktu widzenia zagadnień aktualnych. Nie
ulega najmniejszej wątpliwości, że nasz stosunek do dzieł Marksa powinien być całkowicie krytyczny –
chodzi mi o to, że daleko nam do pełnego wykonania zadań dotyczących krytycznych badań nad dziełami
Marksa, daleko nam jest do wyczerpania ich bogactwa. Ale krytyczny stosunek do dzieł Marksa musi
oznaczać ograniczanie dowolności w rozumieniu litery i ducha marksizmu, nie zaś torowanie drogi
arbitralnym interpretacjom. Otóż, jak stwierdza sam Godelier w nader istotnej wypowiedzi zawartej w
odsyłaczu, „trudno zaiste sobie wyobrazić, że Marks – jedyny z myślicieli XIX i XX wieku, który dokonał
przewrotu zarówno w filozofii, jak i w określonej dziedzinie wiedzy naukowej – całkowicie błędnie oceniał
swój stosunek do Hegla”
. Rzeczywiście, trudno to sobie wyobrazić. Znaczy to jednak, że trzeba wreszcie
uświadomić sobie arbitralny charakter wszelkich rozwiązań problemu „materialistycznego odwrócenia”
dialektyki heglowskiej, które nie uwzględniają pewnej tezy, stale powtarzanej i całkowicie świadomie
podkreślanej przez Marksa i Engelsa. Została ona sformułowana m.in. w liście Marksa do Kugelmanna (z 6
marca 1868 roku): „Dialektyka Hegla jest podstawową formą wszelkiej dialektyki, lecz tylko po odrzuceniu
jej mistycznej formy”
. Stanowisko Marksa jest zupełnie jasne. Hegel odkrył podstawową formę wszelkiej
dialektyki, pojmując jednak dialektykę w sposób idealistyczny, jako ruch myśli, a przez to przedstawiając
ruch rzeczywisty w sposób opaczny. Przewrót, którego dokonał Marks, polega przede wszystkim na ujęciu
dialektyki w sposób materialistyczny, to jest na traktowaniu jej jako myślowego odzwierciedlenia ruchu
rzeczywistego. W związku ze stworzeniem takiej koncepcji dialektyki, która była wprost przeciwstawna
koncepcji heglowskiej, powstaje problem krytycznego zbadania treści odkrytych i zarazem
zmistyfikowanych przez Hegla. Badanie to splata się z długim procesem formowania naukowej dialektyki
marksistowskiej. Dialektyka Marksa nie jest oczywiście zwykłym odwróconym odbiciem dialektyki
heglowskiej, lecz powstaje dzięki odwróceniu – zgodnie z wymogami nauki – ideologicznego poglądu
Hegla na to wielkie odkrycie, którego on sam dokonał, a które jest jądrem, a więc i zarodkiem dialektyki
marksistowskiej. Wskutek tego można zrozumieć następujący doniosły fakt: przez całe stulecia, począwszy
od Dühringa i poprzez Bernsteina dialektykę materialistyczną, stanowiącą odwrotność dialektyki
heglowskiej, setki razy kwestionowano i ogłaszano, że jest ona absurdalną hipotezą. I za każdym razem bez
wyjątku – jak to wykażę w innym miejscu – chodziło o zakwestionowanie tego lub innego zasadniczego
68
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 854.
69
Tamże, s. 852.
70
Tamże, s. 856.
71
Taka sama jest ogólna tendencja wywodów np. J. Ranciere'a. Por.: J. Ranciere, Lire le „Capital”, t. I, cyt. wyd. (por.
zwłaszcza ss. 189-210).
72
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 856.
73
K. Marks i F. Engels, Listy wybrane, Warszawa 1951, s. 262.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 19 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
aspektu tego lub innego istotnego elementu treści dialektyki marksistowskiej. Mamy tu do czynienia z
prawdziwą prawidłowością historii marksizmu – prawidłowością, nad którą należy poważnie się
zastanowić. Czyż rozprawa M. Godeliera nie jest wyraźnym potwierdzeniem tej prawidłowości, skoro
posuwa się on do tego, iż wysuwa tezę, że „z naukowego punktu widzenia metoda dialektyczna – jako
metoda tożsama z rozwiniętą i jasno sformułowaną teorią jedności przeciwieństw – jeszcze nie istnieje”, a
nawet, że „nic a priori nie gwarantuje” możliwości zbudowania „zintegrowanej i integrującej dialektyki”
Widać tu, że oderwanie dialektyki od jej heglowskiego rodowodu, włączenie jej do nurtu
strukturalistycznego – prowadzi nie tylko do wypaczenia jej treści, ale nawet do zakwestionowania jej
istnienia.
3) Druga zasada, która miała być wspólna metodzie strukturalnej i dialektycznej, głosi, że strukturę
zawsze konstytuują ukryte stosunki wewnętrzne, istniejące całkowicie poza relacjami postrzegalnymi
Otóż na gruncie koncepcji strukturalistycznej również ta zasada pociąga za sobą „dodatkowe
konsekwencje” – że użyję tu wyrażenia, którym posługuje się Godelier. Wśród nich w pierwszym rzędzie
należy wymienić teoretyczny antyhumanizm. M. Godelier pisze: „Na podstawie koncepcji historycznie
zdeterminowanej sprzeczności – sprzeczności między kapitalistycznymi stosunkami produkcji a określonym
poziomem sił wytwórczych – nie sposób odtworzyć filozoficznego dramatu buntu prawdziwej istoty
człowieka przeciwko zdehumanizowanej egzystencji narzuconej robotnikom przez kapitalistów”
. Dlatego
też twierdzi, że „w praktyce codziennej wyzysk robotnika przez kapitalistę nie jest dany w żadnym
doświadczeniu bezpośrednim”
. Moim zdaniem, to ostatnie sformułowanie, budzące wielkie wątpliwości i
chęć sprzeciwu, rzuca jasne światło na związek metody strukturalnej z teoretycznym antyhumanizmem,
wyraźnie świadczy o jej przeciwstawności marksistowskiej dialektyce.
Marks stale podkreślał – i jest to fakt znany z doświadczenia – że od żywiołowo kształtującej się
świadomości robotnika daleko jest do prawdziwego zrozumienia mechanizmu wyzysku kapitalistycznego;
stąd właśnie konieczność istnienia działalności rewolucyjnej partii klasy robotniczej. Nie znaczy to jednak
bynajmniej, że nie jest zarazem bezpośrednio doświadczany obiektywny wyzysk; choć skutki, jakie ma on
dla ludzi, nie są żywiołowo uświadamiane – to niemniej jednak są one przeżywane, a w Kapitale dosłownie
jest pełno konkretnych analiz tych przeżywanych skutków. Gdyby teza M. Godeliera ściśle odpowiadała
rzeczywistości, to nasuwałoby się pytanie, dlaczego walka klasy robotniczej nieuchronnie wynika z samej
istoty społeczeństwa kapitalistycznego. Teza ta zatem wskazuje, że teoretyczny antyhumanizm, negacja
napędowej roli walki klasowej i metoda strukturalna łączą się ze sobą bynajmniej nieprzypadkowo.
Antyhumanizm teoretyczny pojawia się nie tylko w postaci interpretacji ideologicznej, ale też jako
konsekwencja samej metody strukturalnej oraz koncepcji nauki podporządkowanej tej metodzie. Powiada to
zresztą sam Lévi-Strauss w La pensée sauvage: „Sądzimy, że ostatecznym celem nauk humanistycznych nie
jest kształtowanie, tworzenie człowieka, lecz jego analiza”
. M. Foucault zaś ma niewątpliwie rację, gdy
twierdzi, że „humanizm i myśl dialektyczną łączy wspólna sprawa”, podczas gdy „myśl analityczna,
znajdująca wyraz w metodzie strukturalnej, nie da się pogodzić z humanizmem”
. Na czym więc polega ta
niezgodność? Jeśli na pytanie to można odpowiedzieć w kilku słowach, to – moim zdaniem – na tym, że
przeciwstawiając strukturę i proces, a przez to zdecydowanie oddzielając to, co przeżyte, od tego, co ma tu
stanowić podłoże – tzn. od niezmienników konstruowanych przez naukę, metoda strukturalna prowadzi do
utożsamienia struktur ze stosunkami między rzeczami i w konsekwencji – do zaliczenia stosunków między
ludźmi do dziedziny, sfery świadomości ideologicznej, której koncepcja jest całkowicie sztuczna. Taka
właśnie jest ogólna treść ostatniego rozdziału La pensée sauvage, w którym przyswajany przez ludzi sens
historii jest uznany za iluzoryczny z samej swej istoty. Nie ulega wątpliwości, że marksistowska analiza
74
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 856.
75
Tamże, s. 830.
76
Tamże, s. 851.
77
Tamże, s. 830.
78
Cl. Lévi-Strauss, La pensée sauvage, Plon 1962, s. 326.
79
M. Foucault, L'homme est – il mort?, „Arts”, nr 38, 15-21 juin 1966, s. 8.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 20 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
również rozpoczyna się od tego, że ideologie – związane z tym, co przeżywane – zostają odróżnione od
obiektywnych stosunków społecznych, co oznacza przeciwstawienie się humanizmowi spekulatywnemu.
Nie oddzielając jednak struktury od procesu, pozwala ona odkryć poza stosunkami między rzeczami
stosunki międzyludzkie. W ten sposób marksizm zgodnie z nauką odnajduje sens historii jako historii ludzi.
Engels doskonale wyraża tę myśl w Ludwiku Feuerbachu: „Kult człowieka abstrakcyjnego stanowiący
jądro nowej religii Feuerbacha musiał być zastąpiony przez naukę o ludziach rzeczywistych i ich rozwoju
historycznym”
. Krótko mówiąc: podczas gdy marksizm jest humanizmem naukowym
, idea humanizmu
strukturalistycznego wydaje się ze względów zasadniczych nonsensem teoretycznym. Jeśli więc w tej
sytuacji Roger Garaudy pisze, że strukturalizm – to „jeden ze sposobów ujęcia świata” – takich sposobów,
jakie najbardziej sprzyjają „opracowaniu koncepcji nowego humanizmu”
, to doprawdy nie widać, co
realnego odpowiada w danym przypadku słowu humanizm i czy rzeczywiście wykracza się tu poza
powierzchnię zjawisk.
10. Idealizm strukturalistyczny
4) Należałoby ponadto zbadać, w jaki sposób przy ujmowaniu zagadnień materializmu
historycznego zastąpienie dialektyki metodą strukturalną nie tylko powoduje przeobrażenie, całkowite
przeinaczenie pojęć dotyczących bazy, lecz na mocy tej samej wewnętrznej logiki powoduje skłonność do
głębokiej ingerencji w marksistowską koncepcję stosunków między bazą i nadbudową, czyli w podstawy
materialistycznej teorii dotyczącej formacji społecznych w całej ich złożoności. Jak się zdaje, Maurice
Godelier pod koniec swej rozprawy ulega tej wewnętrznej logice, kiedy wskazuje, że teza o
„nieredukowalności struktur nie może dotyczyć wyłącznie ekonomii”
, i kiedy kwestionuje istnienie relacji
wynikania między koncepcją bazy i nadbudowy a klasyczną koncepcją dotyczącą determinującej roli
ekonomii. Nigdzie jednak konsekwencje teoretyczne, które, jak się wydaje, musi pociągać za sobą
zastosowanie metody strukturalnej przy rozpatrywaniu tych zagadnień, nie występują tak jaskrawo jak w
książce Lucien Sebaga Marxisme et structuralisme
. Biorąc za punkt wyjścia „tę koncepcję analizy
strukturalnej, której broni Lévi-Strauss” oraz „przesłanki strukturalnej teorii ideologii”
, które – jego
zdaniem – można znaleźć w dziele Marksa, jeśli się je wnikliwie odczyta przez pryzmat strukturalizmu,
autor stawia sobie za zadanie stworzenie „strukturalizmu diachronicznego”
, dotyczącego teorii ideologii.
Jaki więc całościowy schemat teoretyczny proponuje Sebag? Oto idee Sebaga: Przede wszystkim nie należy
nigdy zapominać o tym, że „jeśli się bierze za punkt wyjścia synchronię, to stworzenie koncepcji
diachronicznej jest a priori niemożliwe”
; jak widzieliśmy – wynika to z tego, że metoda strukturalna nie
pozwala dostrzec w strukturze sprzeczności wewnętrznej, spełniającej rolę czynnika motorycznego.
Następnie należy odrzucić wszelką dialektyczną koncepcję stosunków między bazą a nadbudową, „wziąć w
nawias relacje przyczynowe”
, które – jak się mniema – zachodzą między różnymi poziomami
rzeczywistości społecznej. Co więcej, „rozróżnienie między bazą i nadbudową zaciera się, albowiem
stosunki ekonomiczne, społeczne, polityczne, jak też ujmujące je teorie – są w określonym społeczeństwie
w jednakowej mierze wytworem myśli”
. Krótko mówiąc: autonomizacja struktur, jaką implikuje
80
F. Engels, Ludwik Feuerbach i zmierzch klasycznej filozofii niemieckiej, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła wybrane, t. II,
Warszawa 1949, s. 367.
81
Por. w związku z tym: L. Sève, Psychologie et marxisme; „La Nouvelle critique”, nr 180, novembre 1966. Wkrótce ma się
ukazać również książka pod tym tytułem.
82
R. Garaudy, Marxisme du XX
e
siècle, cyt. wyd., s. 82.
83
„Les Temps Modernes”, novembre 1966, s. 859.
84
L. Sebag, Marxisme et structuralisme, Paryż 1964.
85
Tamże, s. 126.
86
Tamże, s. 143.
87
Tamże, s. 176.
88
Tamże, s. 113.
89
Tamże, s. 170.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 21 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
odrzucenie dialektyki, prowadzi do odrzucenia tezy o determinowaniu „świadomości przez życie społeczne”
– tezy, która jest podstawą całego materializmu historycznego. „Widzimy więc – pisze Sebag – w jakim
sensie pojęcie bazy może odzyskać pewne względne znaczenie: chodzi zawsze o granicę myśli, o to, czego
nie sposób sprowadzić do pewnego poziomu funkcjonowania społeczeństwa”
. „Jeśli cokolwiek naprawdę
należy do nadbudowy, to zawsze jedynie na mocy naszej decyzji”
, ideologie zaś nie są bynajmniej
zdeterminowane w ostatniej instancji przez bazę i występują „jako realizacje – na różnych poziomach –
pewnej liczby operacji właściwych umysłowi ludzkiemu”
. W ten sposób marksizm traci w sposób
oczywisty całą swoją naukową zasadność i staje się „niczym więcej jak ideologią w najbardziej banalnym,
najbardziej wąskim sensie tego słowa”
Widzimy tu wyraźnie, w jaki sposób metoda strukturalna, wskutek tego, iż jest związana z
oddzielaniem synchronii od diachronii i głosi niezmienność struktur, prowadzi nie tylko do odrzucenia
dialektyki; wskutek nacisku, z jakim zewnętrzne stosunki i granice przeciwstawia wewnętrznej jedności
przeciwieństw i ich wzajemnemu przenikaniu się, a także wskutek autonomizacji struktur, które stają się
przez to bytami metafizycznymi – prowadzi ona zarazem do porzucenia materializmu. Należałoby
niewątpliwie w sposób o wiele bardziej wnikliwy i krytyczny, niż czynili to dotąd marksiści, zanalizować
pod tym kątem widzenia tezę Lévi-Straussa o dychotomii, która ma u niego podstawowe znaczenie –
dychotomii między tym, co nazywa on naukami społecznymi a naukami o człowieku. Opierając się
mianowicie na tezie, że „między strukturą a procesem” zachodzi „relacja nieoznaczoności: tylko pomijając
jedno można ująć drugie”
, proponuje on ogólną klasyfikację: z jednej strony mielibyśmy „naukę o prawie,
nauki ekonomiczne i polityczne oraz pewne dziedziny socjologii i psychologii społecznej”, tworzące grupę
nauk społecznych, z drugiej zaś – nauki o człowieku: – „prehistorię, archeologię i historię, antropologię,
lingwistykę, filozofię, logikę i psychologię”
. Takie nauki społeczne, jak na przykład ekonomia polityczna,
ujmowałyby zagadnienia „z punktu widzenia działalności praktycznej”, ale nie miałyby znaczenia
teoretycznego; natomiast nauki o człowieku – stanowiące dziedzinę szczególną, dziedzinę zastosowania
metody strukturalnej – podejmowałyby „badania rzeczywiście fundamentalne, odznaczające się ścisłością
naukową”. Jednakże „tego rodzaju przeciwstawienie oznacza zajęcie pewnego dystansu wobec działania”
Uznanie takiej dychotomii jest równoznaczne przekreśleniu jednym pociągnięciem pióra wszystkich
osiągnięć rewolucji intelektualnej, jakiej dokonał marksizm. Ekonomia polityczna zostaje sprowadzona do
poziomu pragmatycznego i ponownie w sposób radykalny oddzielona zarówno od historii, jak od filozofii;
pojęcie „człowiek” znów staje się odległe od pojęcia „stosunki produkcji”, a rzecznicy strukturalistycznej
wersji „nauk o człowieku”, w której mamy do czynienia jedynie z modernizacją starej tradycji francuskiego
idealizmu w socjologii, mogą głosić w spokoju ducha, że światem rządzą uniwersalne prawa umysłu
ludzkiego.
*
Sądzę, że z przeprowadzonych wyżej rozważań wyraźnie wynikają ogólne wnioski i postulaty
badawcze; w związku z nimi chciałbym sformułować pewne hipotezy robocze.
1. Problem postawiony na wstępie, będący przedmiotem całej niniejszej rozprawy, dotyczył
sprecyzowania wzajemnego stosunku teoretycznego między metodą strukturalną i dialektyczną. Wydaje się,
że bez sprecyzowania tego hasło „marksistowskiego przyswojenia” pozytywnej treści strukturalizmu
oznacza postulowanie eklektyzmu, prowadzące nieuchronnie bądź do formalizmu, bądź do sprzyjania
90
Tamże, s. 189.
91
Tamże, s. 190.
92
Tamże, s. 126.
93
Patrz: „La Quinzaine Litteraire”, 1-15 juin 1967, s. 23.
94
Critères scientifiques dans les disciplines sociales et humaines, „Aletheia”, nr 4, mai 1966, s. 205.
95
Tamże, s. 209.
96
Tamże.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 22 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
poczynaniom naukowych klerków. Metodę strukturalną przedstawia się dzisiaj jako metodę opracowaną i
uzasadnioną w zespole nauk o człowieku, w procesie ich współczesnego rozwoju. W dziedzinach
sąsiednich, a nawet w jej dziedzinie macierzystej następuje jej konfrontacja z inną metodą – dialektyką,
która jest wypróbowana i której zasadność naukowa jest doskonale potwierdzona. Dlatego też nie sposób
pominąć problemu zgodności teoretycznej tych dwu metod. Czy te dwie metody są dostatecznie pokrewne
w swej istocie, aby możliwe było ich zjednoczenie w jedną – bardziej właściwą i o większym zasięgu?
Szereg teoretyków – zarówno marksistów, jak i niemarksistów – żywi nadzieję, że pozytywna odpowiedź
na to pytanie odpowiada rzeczywistości. Dążą oni do opracowania teorii diachronii, dialektyki o charakterze
strukturalistycznym. Jednakże, moim zdaniem, wyraźnie negatywny ogólny wynik dobrze pomyślanej i we
właściwy sposób przeprowadzonej próby, z jaką mamy do czynienia u M. Godeliera, nie pozostawia żadnej
wątpliwości co do tego, że nadzieja ta jest złudna. Między metodą strukturalną a dialektyczną, jeśli chodzi o
kwestie mające decydujące znaczenie, zachodzą istotne przeciwieństwa. Nie chodzi oczywiście o to, że
metoda dialektyczna oznacza odrzucenie pojęcia struktury, lecz o to, że strukturalistyczne i dialektyczne
koncepcje i reguły dotyczące posługiwania się tym pojęciem nie dają się ze sobą pogodzić. Z punktu
widzenia metody dialektycznej struktura i względna stabilność struktury nie powinny przesłaniać tego, że
struktura reprezentuje przejściowe stadium procesu i zawiera w sobie sprzeczność wewnętrzną – czynnik
motoryczny powodujący z konieczności jej przeobrażenia. Zgodnie z metodą strukturalną, przeciwnie,
synchronia zostaje ściśle oddzielona od diachronii, struktura zaś zostaje uznana sama przez się za
niezmienną, a konieczność jej przeobrażenia powstaje dopiero przy zderzeniu z granicą zewnętrzną.
Pozwala to określić zasadnie stosunek między metodą strukturalną a dialektyką: metoda strukturalna nie
mieści się w ramach logiki dialektycznej, lecz należy do dziedziny, którą Hegel i klasycy marksizmu
nazywali dziedziną myśli metafizycznej, to jest myśli posługującej się zastygłymi kategoriami.
11. Wartość i granice metody strukturalnej
Czy należy zatem tej metodzie odmówić wartości naukowej? Czyniąc to, popełnilibyśmy błąd
zasadniczy. Po pierwsze, nie tylko dlatego, że liczni badacze – zarówno marksiści, jak niemarksiści – w
rozmaitych dziedzinach wiedzy i w przypadku różnego rodzaju obiektów przekonują się, że jest ona w
pewnych granicach zasadna i płodna; po drugie zaś nie tylko z tej racji, że wyprowadzanie z teoretycznych
rozważań tezy, że ten fakt, tak dobrze potwierdzony, jest a priori niemożliwy – byłoby czymś zasadniczo
niezgodnym ze stanowiskiem marksistowskim. Byłby to błąd z tego przede wszystkim względu, że
oznaczałoby to oparcie się na koncepcji błędnej w swym założeniu, a dotyczącej stosunków między myślą
dialektyczną i niedialektyczną. Marks i Engels nigdy nie twierdzili, że logika dialektyczna przekreśla logikę
klasyczną, lecz uważali, że „dialektyka jest... najważniejszą formą myślenia”, bowiem tylko ona jest
zadowalającym narzędziem teoretycznym „tam, gdzie chodzi o występujące w przyrodzie procesy
rozwojowe, o najogólniejsze związki, o przejścia z jednej dziedziny badań do drugiej”
. Nie przeszkadza to
temu, by logika niedialektyczna „będąca niejako niższą matematyką logiki”
tam, gdzie chodzi o badanie przedmiotów poza procesem ewolucyjnym, poza ich wzajemnymi związkami,
niezależnie od ich przeobrażeń w inne obiekty. Co więcej – popełnilibyśmy poważny błąd sądząc, że od
czasu powstania logiki dialektycznej logika niedialektyczna nie może się już rozwijać. Przeciwnie – fakty
wykazały, że z przyczyn dość nieoczekiwanych i w sposób dość nieprzewidziany niedialektyczna logika
układów wewnętrznych, form ukonstytuowanych, systemów zamkniętych i działania stabilnego rozwijała
się pomyślnie w tych dziedzinach nauki, w których przejawy dialektyki można w pierwszym przybliżeniu
pominąć, to znaczy tam, gdzie można nie popełniając absurdu abstrahować od wszystkiego, co wewnątrz
samej struktury zapowiada nieuchronne zmiany jakościowe zachodzące w pewnych węzłowych punktach
rozwoju. Wydaje mi się, że metodę strukturalną można określić jako niedialektyczną, odznaczającą się
wysokim stopniem rozwoju logikę segmentów znajdujących się między węzłami sprzeczności
97
F. Engels, Dialektyka przyrody, Warszawa 1952, s. 32.
98
Tamże, s. 211.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 23 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
dialektycznych; segmenty te traktuje się tu w sposób uproszczony, jako układy niezmienne. W tym sensie
marksista może uznać, nie popadając w eklektyzm, że stosowanie metody strukturalnej obok metody
dialektycznej jest prawomocne. Ale problemy, wobec których nieuchronnie stawia nas metoda strukturalna,
znajdują swe rozwiązanie tylko dzięki metodzie dialektycznej.
Proponujemy tu więc takie rozwiązanie problemu, które jest całkowicie odwrotne w stosunku do
tego, jakie w ostatnim rozdziale La pensée sauvage przedstawia Cl. Lévi-Strauss. Powołując się na swą
„orientację marksistowską” pisze on, że myśl dialektyczna jest „stale przedłużanym i coraz lepszym
pomostem, jaki myśl analityczna przerzuca nad przepaścią; drugiego brzegu tej przepaści – z punktu
widzenia myśli analitycznej – się nie dostrzega, chociaż się wie, że on istnieje i musi się stale oddalać.
Termin «myśl dialektyczna» wyraża więc stałe wysiłki, które w celu swego doskonalenia się musi
podejmować myśl analityczna, jeśli chce ująć zjawiska dotyczące języka, społeczeństwa, myślenia. Różnica
między myślą dialektyczną a analityczną jest, naszym zdaniem, związana jedynie z istniejącym czasowo
niezrozumieniem życia przez myśl analityczną”
. Na gruncie tej koncepcji myśl dialektyczna jest
przedstawiona nie jako najbogatsza i najgłębsza forma myśli naukowej, lecz jako swojego rodzaju
zwiadowca myśli niedialektycznej, uznanej za rzeczywiście ścisłą: „Rola myśli dialektycznej polega na
ukazaniu naukom o człowieku tej rzeczywistości, którą tylko ta myśl może uchwycić; ale prawdziwie
naukowy charakter ma analiza, rozkładanie tej rzeczywistości na części i późniejsza ich ponowna synteza”.
Zgodnie z tym „myśl dialektyczna nie może ująć ani samej siebie, ani myśli analitycznej”
. Czymś
podstawowym okazuje się tym samym myśl analityczna. Chociaż koncepcja ta ma być wyrazem „orientacji
marksistowskiej”, w istocie rzeczy jest jej całkowicie przeciwstawna. Jej zwolennicy postępują tak, jakby
nigdy nie istniał ani Hegel, ani Marks, i to w sytuacji, kiedy metoda strukturalna w gruncie rzeczy w coraz
mniejszym stopniu jest w stanie rozwiązać swe własne problemy bez odwołania się do nauk tych myślicieli.
Sprawa polega na tym, że podczas gdy ideologia strukturalistyczna osiąga szczyt popularności na terenie
nauki – na przykład w lingwistyce – powstaje (a jest to proces mniej widoczny, lecz nieuchronny) kryzys
postulatów strukturalnych, w szczególności postulatu dotyczącego dychotomii „synchronia-diachronia” i
postulatu, wedle którego struktury same przez się są niezmienne. Istotę tego kryzysu łatwo jest zrozumieć.
Badając jakąś rzeczywistość tylko w pewnym zakresie, wolno uznać, że przejawy dialektyki można
pominąć, jednakże im bardziej dana dyscyplina się rozwija, pogłębiając z jednej strony wiedzę o
przedmiocie, a z drugiej – zwiększając swój zakres i horyzont, tym bardziej wyraźnie (zarówno przy
pogłębianiu badań, jak i przy zwiększaniu ich zasięgu) ujawnia się niezaprzeczalna prawda dialektyki:
wszędzie powstaje konieczność wykrywania procesów poza strukturami, wszędzie konieczne się staje
wykrywanie wzajemnego przenikania się przeciwieństw poza ich różnicą. Wkracza wówczas owa
dyscyplina w okres stale ponawianych i wciąż bezskutecznych wysiłków zmierzających do tego, by w
ramach myśli niedialektycznej znaleźć sposób ujęcia różnych przejść i rozwoju. Próba podjęta przez M.
Godeliera świadczy jednak o tym, że niemożliwe jest uogólnienie metody strukturalnej, które uczyniło z
niej logikę wzajemnego związku i rozwoju i oznaczało nieuwzględnianie dialektyki. Moim zdaniem,
właśnie przy tej beznadziejnej próbie ideologia strukturalistyczna zespala się z metodą strukturalną –
analogicznie do tego, jak z dążenia do ujmowania świata w zastygłych i oddzielonych od siebie kategoriach
wyrasta zawsze idealistyczna metafizyka. W tej sytuacji, która powstała w sferze myśli i która ma wielkie
znaczenie, obowiązek marksistów polega, moim zdaniem, na jasnym ukazaniu zarówno istoty i granic
metody strukturalnej oraz głębokich przyczyn jej kryzysu, który powstaje i musi się pogłębiać, jak również i
przede wszystkim – drogi przezwyciężenia tego kryzysu, to znaczy drogi myśli dialektycznej.
2) Badania dotyczące historii metody strukturalnej i idei strukturalistycznych są rzeczą ważną i
należy je kontynuować. Moim zdaniem, badania te dobitnie potwierdzają powyższe tezy. Rzecz jasna, jeśli
mamy wierzyć niektórym apologetom strukturalizmu, to powinniśmy uznać, że metoda strukturalna i myśl
analityczna są czymś nowym, że powstały w wyniku rozwoju najbardziej nowoczesnych nauk i ostatecznie
dowodzą, iż myśl dialektyczna nie jest myślą współczesną, jest myślą wieku dziewiętnastego, w którym się
99
CI. Lévi-Strauss, La pensée sauvage, cyt. wyd., ss. 325-326.
100
Tamże, s. 331.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 24 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
zrodziła. Jednakże pogląd taki jest tylko wyrazem pobożnych życzeń i jeśli go zbadamy, natychmiast okaże
się niesłuszny. Opierając się choćby na bezpośrednich wypowiedziach samych strukturalistów (od Maussa i
Jakobsona do Lévi-Straussa, od Dumezila i Cassirera do Foucaulta bądź – jeśli chodzi o nurt równoległy –
od Arnolda Reymonda do Piageta), można stwierdzić, że dla powstania idei strukturalistycznych decydujące
znaczenie miał okres wcześniejszy – lata na przełomie XIX i XX wieku. Wówczas właśnie opublikowano
Kurs językoznawstwa ogólnego de Saussure'a (1906-1911), artykuły przedstawicieli niemieckiej szkoły
historyczno-kulturowej w etnologii (Gräbner i Ankermann, 1905), prace reprezentantów szkoły
würzburskiej, wówczas rodzi się teoria postaci (1890-1900) oraz fenomenologia Husserla (Logische
Untersuchungen – 1900). Znaczy to, że idee strukturalistyczne wywodzą się z epoki, z prądów myślowych i
od ludzi, którym bynajmniej nie było właściwe przyswojenie sobie dialektyki marksistowskiej, a nawet
heglowskiej, jeśli w ogóle zdawano sobie tu sprawę z istnienia dialektyki. Popełnia się wielki błąd
utożsamiając czas zrodzenia się idei z czasem, w którym nabierają one historycznego znaczenia. Można
więc śmiało powiedzieć, że okres brzemienny strukturalizmem (1900-1920) jest zdecydowanie
wcześniejszy od czasów rozpowszechnienia się myśli dialektycznej, która spotkała się z szerszym
zainteresowaniem dopiero około roku 1930.
Ujmując sprawę w sposób bardzo schematyczny, bieg wydarzeń można przedstawić następująco. W
wielu krajach na przełomie XIX i XX w. nastąpił kryzys ewolucjonizmu, który był ideologicznie zbyt
„postępowy” dla myśli burżuazyjnej, zwalczającej go z pozycji metafizycznych i konserwatywnych, a
zarazem reprezentował zbyt płaskie koncepcje, by mógł uczynić zadość stale rosnącym wymogom
dotyczącym dziedziny poznania naukowego. Proces pogłębiania się tego kryzysu przebiegał niejako w
dwóch przeciwstawnych kierunkach. Jeśli chodzi o pierwszy kierunek, prowadził do przejścia od płaskiego
ewolucjonizmu do dialektycznej koncepcji rozwoju, która stanowi jak najbardziej istotny czynnik
zapewniający obecnie autorytet marksizmowi. Jeśli chodzi o kierunek drugi, prowadził do odrzucenia w
ogóle perspektywy ewolucjonistycznej na rzecz arystotelizmu (pod wpływem neotomizmu, a jeszcze
bardziej – neokantyzmu w szerokim jego rozumieniu), później zaś na rzecz fenomenologii Husserla. Kiedy
Michel Foucault, omawiając niedawno książkę Cassirera i formułując przy tym wielce znamienne
wypowiedzi, pisze, że „wszyscy jesteśmy neokantystami”, to wolno w tym widzieć coś więcej niż żart. Tak
więc kierunek strukturalistyczny, który od swych początków, a więc od pięćdziesięciu lat, odznaczał się
krytycznym stosunkiem do empiryzmu, historycyzmu i psychologizmu oraz oddzielał to, co logiczne, od
tego, co historyczne, jest, ściśle mówiąc – w perspektywie historii idei – kierunkiem myśli przed-
dialektycznej. We współczesnych warunkach we Francji coraz liczniejsze są próby zjednoczenia metody
strukturalnej i dialektycznej, coraz większe zainteresowanie budzi strukturalizm genetyczny, strukturalna
teoria diachronii. Fakt ten świadczy m.in. o wzroście wpływów marksizmu i o istnieniu nieodpartej
potrzeby przekroczenia przez naukę granic myśli niedialektycznej. Zrozumiałe się stają w związku z tym
głębokie historyczne racje, ze względu na które strukturalistyczna rewizja dialektyki stanowiłaby ogromny
krok wstecz. Czynienie ustępstw w imię hasła „otwartej myśli” prowadziłoby tu w istocie rzeczy do
odgrodzenia się od najważniejszych osiągnięć myśli rzeczywiście współczesnej.
12. O wzbogaceniu marksizmu
Skoro jednak dialektyka ma być zdolna do konkretnego wskazania drogi prowadzącej do
rozwiązywania problemów, które powstają w toku stosowania metody strukturalnej i w wyniku jej
stosowania, to rzecznicy dialektyki nie spełnią swego zadania przez formułowanie ogólnych deklaracji,
przypominanie jej zasad czy nawet przez zwykłe, werbalne oświadczenia, że musi się ona stale wzbogacać.
Każdemu problemowi, który jest wysuwany w związku z metodą strukturalną i jest wyrażany w języku
strukturalistycznym, odpowiada na terenie dialektyki problem homologiczny, ujęty za pomocą pojęć
właściwych dialektyce, który powinien być przedmiotem precyzyjnych badań i może ewentualnie wymagać
sformułowania nowych hipotez. Wolno nawet postawić pytanie, czy jedną z przyczyn wpływów, jakie ma
obecnie metoda strukturalna – i to często jako metoda antydialektyczna – nie są braki w filozoficznym
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 25 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
opracowywaniu dialektyki marksistowskiej, a w konsekwencji niezadowalające wyniki w zakresie
konkretnych, dialektycznych rozwiązań ścisłych problemów naukowych. W związku z tym błędem
najbardziej zgubnym – choćby mogło się to komuś na pierwszy rzut oka wydać wyrazem postawy
prawdziwie antydogmatycznej – byłoby dzisiaj zapoznanie specyfiki ścisłych rozważań filozoficznych i
wymogów, które ich dotyczą. Błąd ten byłby równoznaczny skłanianiu filozofów do porzucenia filozofii, a
przez to oddawaniu nauki we władzę „najgorszych zwulgaryzowanych szczątków najgorszych filozofii” (w
szczególności pozytywizmu), stwarzaniu sytuacji, w której głębokie badania filozoficzne wegetowałyby
poza fasadą powierzchownego rozprawiania na tematy filozoficzne.
Spośród problemów dialektyki, jakie najwyraźniej stoją na porządku dziennym w związku z
refleksją nad zagadnieniami strukturalizmu, najważniejsze są, moim zdaniem, następujące:
A) Problem międzywęzłowych segmentów sprzeczności, problem „mechanizmów” dialektycznych,
dzięki którym sprzeczność istnieje, cyklicznie się reprodukuje, coraz bardziej dojrzewając. Cykliczne
ekonomiczne kryzysy kapitalizmu nie są tym samym, co rewolucja socjalistyczna, a niemniej kryzysy te
(kryzysy funkcjonowania) zapowiadają nieuchronne jej nadejście (kryzys rozwiązania). Czyż nie jest to
właśnie dialektyczna forma (lub jedna z dialektycznych form) ujęcia problemu niezmienności struktury, jej
stabilności, stabilności rzeczywistej (sprzeczność reprodukuje się z koniecznością, póki nie znajduje
rozwiązania), która dowodzi zarazem wewnętrznej konieczności rozwoju (sprzeczność dojrzewa przy
ciągłym reprodukowaniu się)?
B) Problem sprzeczności nieantagonistycznych – sprzeczności, w których rozwój jednej z jej stron
nie zakłada zniesienia drugiej, lecz tylko oddzielenie się od niej, kiedy walka przeciwieństw przybrać może
postać współdziałania, jak to wskazuje Engels w Anty-Dühringu. Czyż nie jest to jedna z doniosłych
dialektycznych form ujęcia – a, być może, rozwiązanie – strukturalnego problemu komplementarności
przeciwieństw (pozornie niedialektycznego)? Czyż nie jest to również rozwiązanie bardzo ogólnego
problemu, który dotyczy tego, co Croce nazywał „odrębnością”? (Chodzi tu o problem rzeczy ujmowanych
po prostu jako różne, między którymi miałoby nie być sprzeczności; takie ujęcie zakłada z punktu widzenia
dialektyki ograniczoną koncepcję różnicy i walki przeciwieństw).
C) Problem związku między strukturami i różnicy między stosunkami wewnętrznymi i
zewnętrznymi – różnicy, którą strukturalizm usiłuje pozbawić płynności, zabsolutyzować, podczas gdy cały
duch dialektyki wyraża się w wyjaśnianiu, w jaki sposób to, co wewnętrzne, rozpada się na przeciwieństwa,
a to, co zewnętrzne, jest bez przerwy interioryzowane przez rozwijające się strony sprzeczności, stanowiące
jedność. Czy naprawdę można, z punktu widzenia dialektyki, mówić o istnieniu sprzeczności
„zewnętrznych”? Zgodnie z tym, co zostało powiedziane, należy tu wymienić problem strukturalnej
przyczynowości, która nie jest ani przyczynowością mechanistyczną, ani odpowiedniością, adekwatnością
ekspresji, ani izomorfizmem, lecz – determinowaniem funkcjonalnym, implikującym wzajemne przenikanie
się przeciwieństw.
D) Oczywiście, należy tu wymienić również problemy teorii poznania, w szczególności zaś
poruszone wyżej zagadnienie stosunku między logicznym a historycznym punktem widzenia oraz
zagadnienie modelu. Pojęcie modelu jest pojęciem epistemologicznym; z wielu stron wywiera się na nas
nacisk, byśmy przejęli to pojęcie, które ma zastąpić pojęcie odbicia; chociaż temu ostatniemu zarzuca się
stale, a moim zdaniem niesłusznie, że jest ono wyrazem nieuwzględniania „aktywnej strony poznania”, to
mimo wszystko pozostaje kamieniem węgielnym całej materialistycznej koncepcji poznania.
4) Na zakończenie kilka uwag na bardziej ogólny temat – wzbogacania marksizmu. Co znaczą
słowa „wzbogacać marksizm” i czego wymaga to wzbogacanie? Nie ulega wątpliwości, że należy zwrócić
uwagę na wielką wieloznaczność tego pojęcia: mówienie o wzbogacaniu marksizmu jest równoznaczne
uznaniu, że marksizm jest zarazem przedmiotem i podmiotem procesu wzbogacania. Wzbogacanie odbywa
się zawsze kosztem tego, co do wzbogacającego się nie należy, a dokonuje się tylko w tej mierze, w jakiej
przyswaja on to sobie rzeczywiście. Wchodzą tu w grę dwa rodzaje zubożenia, które, być może, nie są tak
przeciwstawne, jak to się wydaje. W związku z tym uważa lekturę Lévi-Straussa i wnikliwe rozważania nad
jego dziełem, nawet jeśli ostatecznie prowadzą do sformułowania sądu zasadniczo negatywnego o
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 26 -
www.skfm-uw.w.pl
Lucien Sève – Metoda strukturalna a metoda dialektyczna (1967 rok)
koncepcjach tego autora, stanowią dla marksisty doskonałą okazję do wzbogacenia się i za to w każdym
razie powinien on mu być zobowiązany. Zupełnie inaczej jest wówczas, gdy pośpiesznie przegląda się
książkę Lévi-Straussa, „aby móc cytować” (nie jest rzeczą zbyt ważną – z aprobatą czy dezaprobatą).
Myślę, że tylko dążność do trzymania się słusznej drogi pozwala przejść przez wąską bramę wiodącą do
teorii i że dążność ta jest przeciwieństwem ograniczoności, najgorszego wroga myśli. Dlatego też sądzę, że
jeśli chodzi o związaną z wielkim zamętem wielką modę na strukturalizm (ale jak długo będzie ona
istnieć?), to powinniśmy się wystrzegać przede wszystkim pochopnego zbliżenia się do strukturalizmu.
Wprawdzie łatwo je poczytać za wyraz rozmachu i śmiałości myśli, nie może się ono jednak sprowadzać do
powierzchownego przyłączenia elementów zewnętrznych do własnej teorii – i to elementów nie dających
się z nią rzeczywiście pogodzić (tj. związać z nią w sposób organiczny). Takie przyłączenie byłoby
analogiczne do doczepiania koniom skrzydeł, z którym mamy do czynienia w mitologii. Niestety, z zasady
skrzydła nie chcą się trzymać, a konie latają tylko w wyobraźni. Marksizm może się wzbogacić w należyty
sposób jedynie wówczas, gdy będzie czerpał dane ze wszystkiego, co dzieje się na zewnątrz niego, jednakże
pod warunkiem, że jego zwolennicy we wszystkich kwestiach wierni pozostaną własnej linii teoretycznej.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 27 -
www.skfm-uw.w.pl