1
Leanne Banks
Moje życie z szefem
2
PROLOG
Trzej mężczyźni siedzący w barze O'Malleya z całą powagą wznieśli
toast za swoje życiowe sukcesy.
Parę godzin wcześniej, na zjeździe wychowanków Domu dla
Chłopców w Granger, wysłuchali mowy dyrektora, z której wynikało, że
mogą być wzorami do naśladowania dla innych chłopców - zostali
multimilionerami. To sformułowanie „wzory do naśladowania" ciągle
prześladowało Michaela Hawkinsa. Tymi wzorami mieli być Dylan
Barlow, Justin Langdon i on sam, Michael.
- Gratulacje, Dylan - oznajmił Justin, geniusz giełdowy, wznosząc
kufel piwa. - Musiało być dla ciebie niemałym zaskoczeniem, kiedy twoim
ojcem okazał się Archibald Remington, szef jednej z największych firm
farmaceutycznych świata.
Dylan skinął głową, a w jego ciemnych oczach błysnęła ironia.
Michael uznał, że z nich trzech Dylan najłatwiej wszedł w rolę bogacza.
Na pierwszy rzut oka wyglądał na eleganckiego zamożnego,
zadowolonego z siebie człowieka. Dość zręcznie ukrywał swoją nieufną
naturę, ale Michael umiał ją dostrzec, gdyż sam miał podobną.
- Mój ojciec był bogatym sprytnym tchórzem - odparł Dylan,
wychylając szklaneczkę szkockiej whisky. - Wypierał się ojcostwa, póki
żył. Dopiero w testamencie mnie
uznał. Zostawił mi górę pieniędzy, miejsce w radzie nadzorczej,
która mnie ignoruje, i rodzeństwo przerażone skandalem, jaki się ze mną
wiąże. Wszystko ma swoją cenę.
R S
3
Michael nie winił Dylana za pełen cynizmu pogląd na świat. Nie
spotkał wśród wychowanków domu ani jednego chłopca, który nie
pragnąłby mieć ojca. Jeszcze jedno gorzkie doświadczenie łączyło ich
wszystkich - żaden go nie miał. Odpędził od siebie to przygnębiające
spostrzeżenie.
- Jak uczciłeś swój pierwszy sukces? - spytał Justina, wiedząc, że
zaczął od handlowania akcjami wartymi centy, a dużo, dużo później
doszedł do dolarów. Teraz zajmował się tylko akcjami wartymi
przynajmniej parę tysięcy.
Justin spojrzał obojętnie.
- Nie przypominam sobie, czy w ogóle jakoś to uczciłem. Lata całe
żyłem, licząc grosze i mieszkając w podłej dzielnicy. Kiedy dorobiłem się
pierwszego miliona, nie zmieniłem trybu życia. Po drugim milionie
przeniosłem się do dzielnicy, w której nie musiałem zakładać krat w
oknach. A ty? Jak uczciłeś dzień wejścia twojej firmy na giełdę?
W prasie oraz w przemówieniu dyrektora domu wychowawczego
Michael był nazwany geniuszem komputerowym, bo stworzył firmę
internetową. Kiedy weszła na giełdę, stał się, rzecz jasna, bogaczem. W
artykułach prasowych stało się to z dnia na dzień i tylko Michael wiedział,
ile lat morderczej, wyczerpującej pracy kosztował go ten sukces.
- Po raz pierwszy od trzech lat przespałem całe osiem godzin.
Dylan pokręcił głową, obracając w dłoni szklankę.
- Sądziłem, że pieniądze rozwiążą wszystkie problemy.
- Dużo rozwiązują - wtrącił Justin.
- Ale przecież musi być coś więcej - ciągnął Dylan. - Nie czułeś się
jak oszust, kiedy dyrektor rozgadał się na nasz temat, stawiając za
przykład?
R S
4
Michael czuł ten sam brak satysfakcji. Pieniądze przyniosły mu
rozgłos, którego nie pragnął, obowiązek płacenia ogromnych podatków i
poczucie, że nigdy nie znajdzie tego, czego szuka, chociaż nie miał
pojęcia, co to może być.
- W zasadzie można te wszystkie pieniądze z równym pożytkiem
rzucić na wiatr.
- Przesadzasz - Justin Zakrztusił się piwem. Dylan z namysłem
przechylił głowę.
- Niezły pomysł. Rzucamy je w Las Vegas czy Atlantic City?
Justin podejrzliwie przyjrzał się obu.
- Co wyście właściwie pili?
- Michael trafił w sedno. Przychodzi czas, kiedy dodawanie
kolejnych zer na koncie przestaje być zabawne. Najlepszy użytek, jaki z
nich zrobiłem, to kupno domu i samochodu dla mojej mamy. Żaden z nas
nie ma żony ani rodziny.
- Małżeństwo pochłania pieniądze jak odkurzacz - stwierdził ponuro
Justin.
Michael także unikał tej „instytucji", chociaż z innych przyczyn. Nie
bez powodu nazywano go człowiekiem bez serca. Nie wierzył w uczucia
ani ich wpływ na ludzkie postępowanie, ale nagle wpadł mu do głowy
szalony pomysł.
- Zamiast spłukania się w Vegas moglibyśmy zabawić się w
dobroczyńców, za którymi tak tęskniliśmy, kiedy nie mieliśmy z czego
żyć.
Dylan patrzył na niego przez dłuższą chwilę, po czym powoli
uśmiechnął się jak hazardzista.
- Jeśli połączymy środki, moglibyśmy sporo zdziałać.
R S
5
- Chwileczkę - wtrącił Justin, wyraźnie zaniepokojony. - Mamy
łączyć środki?
- Co z ciebie takie skąpiradło?
- Nie masz pojęcia, ile puszek fasolki musiałem zjeść.
- Nie zapominaj o możliwościach odliczeń od podatku - pocieszył go
chytrze Michael i Justin przestał się opierać.
- Odliczenia od podatku - powtórzył, wyraźnie coraz bardziej
przekonany do pomysłu. - Podatek dochodowy zjada mi połowę majątku.
- Moglibyśmy założyć taki klub - zaproponował Michael z rosnącym
entuzjazmem. - Tajny klub milionerów.
- Tajna fundacja milionerów dająca ulgi podatkowe - sprecyzował
Justin.
- Zróbmy to - zapalił się Michael. Niczego nie był tak pewny od
chwili, gdy założył swoją firmę i zatrudnił asystentkę, Kate Adams. Była
jedną z niewielu osób na świecie, które darzył całkowitym zaufaniem.
Gdyby był innym człowiekiem, takim, który ma serce, ich związek nie
byłby czysto profesjonalny. Jednej nocy nawet przestał taki być, ale, dzięki
Bogu, Michael odzyskał rankiem zdrowy rozsądek i zdołał przywrócić
dotychczasowy zawodowy układ.
- Wchodzę - oznajmił Dylan i kiwnął na barmana. - Szkocka dla
wszystkich.
Zapadła długa cisza, gdy Michael i Dylan patrzyli wyczekująco na
Justina.
- No dobrze, poddaję się. Ale jeśli przez to znowu będę musiał jeść
fasolkę z puszki, to wam nie daruję.
- Zdrowie? - Michael uniósł kieliszek. Poczuł dziwne wyczekiwanie.
- Za Klub Milionerów.
R S
6
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kate Adams wpatrywała się w mężczyznę, którym była zauroczona
od trzech lat, i czuła, jak jej żołądek nieprzyjemnie podchodzi do gardła.
Kate nie zakochała się w Michaelu Hawkinsie od pierwszego wejrzenia.
Niewątpliwie pociągał ją od początku, a z czasem doszła troska o niego,
podziw, oddanie i ani się obejrzała, jak wpadła po uszy. Z uporem
tłumaczyła sobie, że nie była to miłość, ale silne przywiązanie.
Skórzany fotel za jego wielkim, lśniącym orzechowym biurkiem jak
zwykle stał pusty. Michael tkwił na wysokim krześle, pozwalającym mu na
swobodne ruchy. Nie potrafił długo usiedzieć w jednym miejscu. Jego
oczy błyszczały, zaprzeczając okazywanemu na zewnątrz spokojowi i
opanowaniu. Ogromna inteligencja połączona z nie mniejszym uporem
stanowiły dla niej wyzwanie, jakiego wcześniej nie miała. Współpracowali
bardzo blisko i po pewnym czasie zaczęła tęsknić za jego cichymi pochwa-
łami, delikatnymi, przelotnymi dotknięciami. Chwilami czuła na sobie jego
spojrzenie i przeskakiwała między nimi iskra, ale zawsze szybko ją gasił.
Czekała, aż pewnego razu oderwie oczy od pracy i zrozumie, że to
właśnie ona jest kobietą stworzoną dla niego.
Sądziła, że wydarzyło się to przed dwoma miesiącami, tej
niezapomnianej nocy, kiedy spojrzał na nią i przytulił.
Kate na samo wspomnienie zalała fala gorąca. Jakby to było wczoraj.
Oboje od wielu dni nie dosypiali z powodu nawału pracy. Kiedy Michael
dowiedział się o nowym kontrakcie z dużą firmą z Zachodniego Wybrzeża,
wyciągnął z lodówki w gabinecie zapomnianą butelkę szampana i nalegał,
żeby to uczcili.
R S
7
Otwierając butelkę, niechcący oblał ją zimnym szampanem.
Krzyknęła, on przeprosił, po czym oboje się roześmieli. Nie było
kieliszków, pili więc z kubków. Po pierwszym toaście był drugi i Kate nie
wiedziała już, od czego bardziej zaszumiało w głowie - od szampana czy
głodnego spojrzenia Michaela.
Uniósł kubek do jej warg, znów rozlewając napój.
- Chyba więcej szampana mam na sobie niż w sobie - stwierdziła ze
śmiechem, oglądając mokrą bluzkę. Podniosła wzrok i to, co zobaczyła w
jego oczach, zaparło jej dech. Marzyła, by tak na nią patrzył.
Przeniósł oczy na jej usta.
- Zastanawiam się, jak szampan smakuje na twoich wargach.
Kate, oddychając z trudem, mimowolnie oblizała wyschnięte nagle
usta. Czuła się tak, jakby stała na rozdrożu i musiała natychmiast wybrać
drogę.
- Może - wyszeptała - powinieneś sprawdzić.
Patrząc w oczy, pocałował ją. Jeden pocałunek zmienił się w drugi,
trzeci, a potem Kate straciła rachubę. Mokra bluzka znalazła się na
podłodze. Jego dłonie uwodziły ją, stawiały żądania, dotykały każdego
skrawka ciała. Noc wypełniła wciąż odradzająca się namiętność. Gdzieś w
głębi serca pojawiła się nieśmiała nadzieja, że Michael dostrzega w niej nie
tylko sekretarkę.
Jednak następnego ranka wszystkie marzenia prysły. Michael gorąco
przeprosił za przekroczenie granic służbowych kontaktów. Tak był tym
zdenerwowany, że nie potrafiła go znienawidzić.
Nawet w tej chwili kołatała się w niej nadzieja, że on znów podniesie
wzrok i pojmie, jak bardzo jej pragnie. Uznała, że czas się o tym
R S
8
przekonać. Odetchnęła głęboko z postanowieniem, że nie będzie dłużej
zwlekać. Podeszła do niego i otworzyła usta.
Michael oderwał wzrok od trzymanego w dłoni dokumentu.
- Czy mogłabyś sprawdzić parę rzeczy o schronisku dla samotnych
nastoletnich matek?
Serce Kate zamarło. Czyżby się domyślił?
- Nie wspominaj o tym nikomu - dodał tym cichym, głębokim
głosem, który przypominał jej o wspólnej nocy.
- To przysługa dla znajomego.
Kate zdołała wciągnąć powietrze w płuca.
- Znajomego? - powtórzyła, a głos nawet jej wydawał się
nienaturalnie wysoki i napięty.
Michael, wyraźnie zakłopotany, wzruszył szerokimi ramionami.
- Tak, chodzi o jakieś dobroczynne cele. Mocno ścisnęła papier.
- Spróbuję, ale prawdopodobnie będę musiała odejść.
- Odejść? - Michael zerknął na zegarek, potem na nią.
- Dopiero dziesiąta. Jesteś chora?
- W pewnym sensie - mruknęła pod nosem i poczuła, jak opuszcza ją
odwaga. Uniosła stanowczo brodę. - Nie mogę wrócić - wykrztusiła.
- Dokąd?
Jego głupia mina była jak cios w serce.
- Do naszego układu, zanim spędziliśmy razem noc. Nareszcie
zrozumiał i potarł dłonią oczy.
- Przecież cię przeprosiłem. Nigdy nie zamierzałem zepsuć naszych
relacji w pracy. Jesteś najlepszą asystentką - zaczął, po czym poprawił: -
Jedyną asystentką, z jaką mogę pracować.
R S
9
Chodziło mu o to, że zanim pojawiła się Kate, zmienił siedem
asystentek. Gdyby nie była w nim zakochana, ta pochwała ucieszyłaby ją.
Ale teraz nie.
- Nie mogę wrócić. Zmieniły się moje uczucia wobec ciebie -
wyjąkała z trudem. Jej serce pękło, gdy odwrócił wzrok. Jednak uparcie
ciągnęła dalej, chociaż straciła pewność siebie. - Nie chodzi o ciebie jako o
szefa, ale jako mężczyznę.
- Nic z tego - oznajmił twardo, patrząc na nią chmurnie. - Nie jestem
dla ciebie odpowiedni. Nie wierzę w romantyczną miłość. Chyba w ogóle
nie wierzę w żadną miłość. Uczucia są chwiejne, przychodzą i odchodzą.
Nie można na nich polegać. Masz większą pewność wygranej w Las Vegas
niż stałości czegoś tak kapryśnego. Na pewno zawiodę cię i rozczaruję. Nie
jestem materiałem na odpowiedzialnego męża i ojca. Nie angażuj się
emocjonalnie, zwłaszcza w taki sposób.
Serce Kate boleśnie zakłuło, a żołądek podszedł do gardła. Będzie
wymiotować. W panice okręciła się na pięcie i pobiegła do łazienki.
- Kate! - zawołał za nią Michael.
Czuła go tuż za sobą, więc zatrzasnęła drzwi i przekręciła zamek.
Włączyła wentylator, odkręciła kran i padła na kolana nad sedesem. Kiedy
skończyła, wstała i ochlapała twarz wodą, ignorując walenie do drzwi.
- Kate, to minie - pocieszał Michael przez drzwi.
Ale zrobiła z siebie idiotkę. Była upokorzona, zawstydzona i do tego
w ciąży. Pomyślała o maleństwie, które nosiła pod sercem, owocu tej
jedynej nocy z Michaelem. Dławiło ją w gardle, ale powstrzymała łzy.
Może później, ale nie teraz. W lustrze ujrzała swą bladą twarz, rozpacz i
ból w niebieskich oczach, o których przyjaciele mówili, że są zawsze
lśniące i pełne życia.
R S
10
- „Jeśli zawsze robisz to, co robisz zwykle, zawsze dostaniesz to
samo, co zwykle" - zacytowała zdanie z ostatnio czytanej książki. - Czas
zrobić coś innego - stwierdziła. - Odchodzę - oznajmiła, otwierając drzwi.
Skonsternowany Michael zmrużył oczy.
- Odchodzisz? Zrezygnowałabyś z pracy, którą kochasz, tylko
dlatego, że jednej nocy oboje popełniliśmy głupi błąd?
Bo urodzę twoje dziecko. Nie, tego mu teraz nie powie. Może
później, gdy odzyska panowanie nad sobą. Teraz była zbyt wściekła.
Podsycała w sobie tę złość, by odegnać uczucie zimnej niechęci, które ją
ogarniało.
- Nie widzę możliwości pozostania. Odchodzę - powtórzyła, idąc w
stronę swego pokoju.
Michael szedł obok niej.
- Ależ to bez sensu. Przejdzie ci. Dam ci podwyżkę.
- Nie potrzebuję podwyżki - warknęła, z trudem nad sobą panując.
Otworzyła drzwi pokoju. - Mam sporo akcji, jestem finansowo
zabezpieczona.
- Dam ci samodzielne stanowisko i swobodę w podejmowaniu
decyzji - zaproponował.
Wspaniale, pomyślała, ale nic z tego.
- Nie.
- Na czymś ci musi zależeć - stwierdził z rozdrażnieniem. - Każdy
ma swoją cenę.
Ta uwaga tak ją ubodła, że wręcz zaniemówiła. Odetchnęła głęboko.
- Zawsze uważałam, że niesłusznie nazywają cię człowiekiem bez
serca. Wierzyłam, że takie określenie ci uwłacza. Dlatego zostałam. -
Odwróciła się i spojrzała mu w oczy. - Odchodzę. Nie będę już
R S
11
organizować ci dnia, przypominać o posiłkach, wysłuchiwać twoich
pomysłów. Nie dam się już uwieść twojej inteligencji. Koniec marzeń, że
dostrzeżesz we mnie kobietę, nie tylko sekretarkę. Kończę pracę dla ciebie.
- W umowie masz dwa tygodnie wypowiedzenia.
To stwierdzenie zraniło ją do głębi. Wiedziała, że był bezwzględny.
Nie zdarzyło się dotąd jednak, by był bezwzględny wobec niej. Z obawy,
że dalsze przebywanie w biurze będzie ponad jej siły, postanowiła, że po
rzeczy wróci później.
- Potrąć mi z wypłaty. Żegnaj, Michael. - Zabrała torebkę i wyszła,
czując jego palące spojrzenie na plecach.
Odgłos jej kroków na posadzce niósł się echem, a Michael stał i gapił
się za nią. Jak to się mogło stać? Tak się starał, by ich stosunki zawodowe
nie uległy zmianie po tej nocy, gdy poddał się rozpaczliwemu pragnieniu,
które od dawna usiłował ignorować.
Kate zawsze pociągała go fizycznie i nie było w tym zresztą nic
dziwnego. Jedwabiste ciemne włosy wiły się podniecająco na ramionach,
niebieskie oczy biły inteligencją i humorem, pełne wargi często układały
się w tajemniczy uśmiech, który wzbudzał w nim ciekawość, a jej gibkie,
kobiece ciało poruszało się w sposób przypominający kota.
Budziła w mężczyznach pragnienie, ale on, budując firmę, odmawiał
sobie nawet jedzenia i snu. Wmawiał sobie, że seks to tylko jedno z takich
pragnień, które da się opanować. Michael cenił Kate z innych, ważniej-
szych względów. Przez ostatnie trzy obłędne lata była w jego życiu osobą,
która go nigdy nie zawiodła i której bezgranicznie ufał. Traktowała go
jednakowo wtedy, gdy był zadłużony po uszy i gdy został multimilione-
rem. Zawsze mógł na nią liczyć, a dla mężczyzny, który całe życie nie
liczył na nikogo, było to coś wyjątkowego.
R S
12
Jej zapach wciąż unosił się w powietrzu - zapach, który przypominał
mu o ciasteczkach i o seksie. Już to mogło doprowadzić go do szaleństwa.
Pewnie nie miała pojęcia, jaka jest dla niego ważna. A teraz odeszła. Nie
podobał mu się przerażony, zdeterminowany wyraz jej oczu. Nie była
impulsywna czy skłonna do nieracjonalnych zachowań. Michael miał
niemiłe wrażenie, że każde jej słowo miało swą wagę, że stracił nie tylko
najlepszą asystentkę, jaką kiedykolwiek miał, ale także najlepszą przy-
jaciółkę.
Zapadła cisza.
- Czy się nie przesłyszałem? Mówiłeś o nowej asystentce? A co się
stało z Kate?
- Nie ma jej.
- Ma urlop?
- Nie.
- Wzięła wolne?
- Nie - Michael powstrzymywał rozdrażnienie.
- Jest chora?
- Nie - warknął, po czym przypomniał sobie, że tuż przed wyjściem
rzeczywiście wyglądała na chorą. - Odeszła.
Znowu długa cisza.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu.
- Obowiązują ją dwa tygodnie wypowiedzenia - wybuchnął Jay. -
Podała powód? Podkupiła ją konkurencja? Wiem, że miała propozycje -
dodał.
Michael zmarszczył czoło. Coś tu nie pasowało.
R S
13
- Wypisz jej urlop zdrowotny, a ja poczekam, czy zmieni zdanie.
Przypomnij sobie, jakie firmy się nią interesowały, a na razie znajdź
zastępstwo.
- Masz jakieś szczególne wymagania?
Zadzwonił telefon na biurku Kate, przywracając go do
rzeczywistości. Podniósł słuchawkę.
- Hawkins - mruknął szorstko.
- Michael? Dlaczego odbierasz telefon?
Michael rozpoznał głos swojego szefa kadr, Jaya Payne.
- Świetny moment, Jay. Potrzebuję nowej asystentki.
- Kogoś takiego jak Kate - rzucił Michael, wiedząc, że to
niemożliwe.
Dwa tygodnie później, kiedy spotkał się z Dylanem i Justinem u
O'Malleya, nadal był niepogodzony z odejściem Kate.
- Hej, Michael, nawalasz - wytknął mu Dylan. - Miałeś zająć się
schroniskiem dla samotnych nastoletnich matek, Justin programem zajęć
pozaszkolnych dla dzieci z biednych rodzin, a ja programem badań
medycznych.
- Badań medycznych - zaniepokoił się Justin. - To chyba strasznie
kosztowne.
- Jeśli się nie będziesz pilnował, to zyskasz przydomek milionera
dusigrosza - zagroził Dylan.
- Niech mnie nazywają, jak chcą, byle nie bankrutem.
- Justin łyknął tabletkę na nadkwasotę i spojrzał na Michaela. - Nie
wyglądasz najlepiej. Co ci jest?
- Parę tygodni temu straciłem zaufanego pracownika - wyznał
Michael z ociąganiem.
R S
14
- Śmierć? - skrzywił się Dylan. - Przykro mi.
- Nie, nikt nie umarł - zaprzeczył Michael. - Moja asystentka
odeszła. Bez żadnego wypowiedzenia. Po prostu sobie poszła. Właśnie ją
poprosiłem, żeby zebrała informacje o tym schronisku dla nastoletnich
matek.
- Latawica? - Dylan uniósł brwi, Michael znów zaprzeczył.
- Nie ten typ.
- Może dostała lepszą ofertę - odezwał się Justin.
- Nie, sprawdziłem.
Dylan machnął ręką na barmana.
- Cóż, nie znam kobiety, która raz na jakiś czas nie daje się ponieść
emocjom. Zespół napięcia przedmiesiączkowego, ciąża... wszystkim od
czasu do czasu odbija. Może wkrótce odzyska rozsądek i wróci.
Słowa Dylana poruszyły Michaela. Zespół napięcia, ciąża. Pokręcił
głową. Nie, ciąża wykluczona. Może ten zespół, cokolwiek, ale nie ciąża.
To była tylko jedna noc. Jednak noc miłości. Kochali się co najmniej
cztery razy, a każdy raz był bardziej namiętny od poprzedniego. Anty-
koncepcja w ogóle nie przyszła mu do głowy. Wtedy liczyła się tylko Kate
i jego pożądanie.
Michael zaczął się pocić. Po prostu założył, że Kate nie zajdzie w
ciążę i już. Nie miał w planach małżeństwa ani ojcostwa. Nie był
stworzony do żadnej z tych ról. Właściwie to niemal przekonał sam siebie,
że genetycznie nie jest predysponowany na ojca.
- Michael, zejdź na ziemię. - Dylan ze śmiechem zastukał w kontuar,
ale w jego oczach było zaniepokojenie. - Może wyjaśnisz, o co chodzi?
Michael tkwił myślami przy Kate i powoli pokręcił głową.
R S
15
- Nie. Nie przejmujcie się mną. Sam sprawdzę to schronisko dla
nastoletnich matek. Do zobaczenia - oznajmił i wstał.
- A twoje piwo - zaoponował Justin, wyraźnie zgorszony takim
marnotrawstwem. - Dylan właśnie ci zamówił kolejne.
- Dzięki, ale rezygnuję. Możesz je wypić.
- Nie mam ochoty.
- No to je komuś oddamy - wzruszył ramionami Dylan.
- Przesadzacie z tą dobroczynnością - westchnął Justin.
- To tylko piwo - uśmiechnął się złośliwie Dylan. - Kiedy Klub
Milionerów przekaże pierwszą darowiznę, będzie znacznie większa.
Mina Justina rozbawiła Michaela, mimo jego niepokoju o Kate.
- Zzieleniałeś, stary. Chyba masz za dużo zielonych w krwi, trzeba
trochę upuścić. Nie martw się, Justin. Nie grozi ci fasolka z puszki. Cześć,
chłopaki. - Kiedy wyszedł z baru, jego myśli natychmiast wróciły do Kate.
Czy była w ciąży?
Zamyślony pojechał do swojego mieszkania, które było tylko
miejscem do spania, nie domem: Rozważał ze wszystkich stron możliwość
jej ciąży. Wszedł, nawet nie zapalając światła. Ciemność odpowiadała jego
nastrojowi. Ciąża była możliwa, ale na samą myśl o tym Michaelowi
robiło się niedobrze.
Zdejmując koszulę w ciemności i ciszy, zaklął z obrzydzenia na
samego siebie. Jak mógł być tak nieostrożny? Taki głupi? Ryzykować
sprowadzenie dziecka do takiej samej niekompletnej rodziny, w jakiej się
urodził. Prawda, Kate nie była ani chora, ani niewykształcona jak jego
matka, ale była równie młoda i samotna. Przed oczyma przemknął mu
obraz matki tuż przed śmiercią.
R S
16
Nie dopuszczał, by wspomnienia zatruwały mu życie, odganiał je od
siebie. Postanowił zasnąć - osiem godzin snu miało zapewnić świeży
umysł, którego teraz potrzebował najbardziej.
Jednak sen nie przychodził. Michael krążył po mieszkaniu, nawet
włączył telewizor, ale zniechęcony, wkrótce go wyłączył. W końcu zapadł
w drzemkę. Ponure obrazy, które na jawie skutecznie odpędzał, opanowały
jego sny.
Migawki z najważniejszych zdarzeń przeszłości, widziane oczyma
dziecka. Jakby znów miał sześć lat.
- Twoja mama nie żyje - powiedziała pani z opieki społecznej,
poklepując jego małą, lodowatą dłoń.
Czuł w ustach metaliczny smak strachu i przerażenia, jego chude
ciałko zadrżało.
- Masz jeszcze jakąś rodzinę? - spytała.
Nie mógł wykrztusić słowa, pokręcił tylko głową.
- Nie martw się, Michael. Znajdziemy kogoś, kto się tobą zajmie.
Dławiące uczucie opuszczenia i kompletnej bezradności przytłoczyły
go. Dusił się. Jego mama nie miała prawa umrzeć. Miał tylko ją. Wyrwał
się pani z opieki społecznej.
- Michael!
Słyszał jej wołanie, ale uparcie biegł przed siebie. Jego dłoń uderzyła
w coś twardego. Posypało się szkło. Ból przeniknął ciało. Usiadł na łóżku,
oddychając ciężko.
Zdezorientowany, w ciemności sięgnął do nocnej lampki, ale nie
było jej. Wymacał w szufladzie latarkę. Lampka leżała rozbita na
podłodze. Był spocony, serce waliło, jakby naprawdę biegł.
R S
17
Nadal przesuwały mu się przed oczyma obrazy z dzieciństwa.
Wszędzie czuł się jak nieproszony gość. Z różnych przyczyn w trzech
rodzinach zastępczych przebywał najwyżej rok. Na adopcję był za duży. W
końcu trafił do Granger. Nie miał okazji do nawiązania uczuciowych
związków. I to mu bardzo odpowiadało. Ale było miejsce na sny. W nocy,
w pokoju z trzema piętrowymi łóżkami, chłopiec mógł śnić.
Śnił o zostaniu mężczyzną, który panuje nad swoim życiem i losem,
zamożnym i wpływowym. Ale nigdy nie śnił o zostaniu ojcem.
Budzik Kate zadzwonił o zwykłej porze, tuż przed szóstą rano.
Uciszyła go i zaczęła wstawać z łóżka z nadzieją, że prysznic pomoże jej
oprzytomnieć, gdy przypomniała sobie, że nie pracuje już dla CG Enterpri-
ses. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do zmiany trybu życia. Na samą
myśl o braku pracy dostała palpitacji. Potem przypomniała sobie o akcjach
i zaczęła oddychać normalnie.
Miała wrażenie, że w jej głowie ciągle obraca się zdarta płyta.
Niepostrzeżenie wracała myślami do Michaela i znowu odczuwała ból
rozstania. Na samo wspomnienie czuła się jak idiotka. Żywiła wobec niego
silne uczucia, ale przecież nie była to miłość. Trudno, oszukiwała sama
siebie. Musi wziąć się w garść, ma ważniejsze sprawy. Na przykład
dziecko.
Po raz setny zastanawiała się, jak przyzna się rodzicom do swego
stanu. Kate była długo wyczekiwaną jedynaczką kobiety, która
przekroczyła czterdziestkę. Zdawała sobie sprawę, że rodzice ulokowali w
niej wszystkie swe nadzieje i marzenia. Dreszcz ją przeszedł na
wyobrażenie mdlejącej matki i rozczarowania ojca. Najlepiej poczekać z
tym, jak długo się da. Chwilowo miała spokój, gdyż rodzice wybrali się z
przyczepą kempingową do Branson, ale to nie potrwa wiecznie.
R S
18
Wstała z łóżka. Po prysznicu i lekkim śniadaniu usłyszała pukanie.
Uznała, że to sąsiad, ale przed drzwiami zobaczyła Michaela.
Zamarła na jego widok. Jego ponura mina kontrastowała mocno z
porannym słońcem i kwiatami kwitnącymi przed jej segmentem. Twarz
zdradzała brak snu, ale biła z niej stanowczość i siła. Między innymi
dlatego tak ją fascynował. Widać było, że tego mężczyzny nie złamie
niepowodzenie, będzie walczył od nowa. Obrzucił ją uważnym,
skupionym wzrokiem, zanim spojrzał prosto w oczy.
- Jesteś w ciąży?
Pytanie ogłuszyło Kate. Zadane szorstkim tonem, zaskoczyło ją
kompletnie i zaniemówiła. Zerknęła na drzwi, zastanawiając się, czy nie
zamknąć mu ich przed nosem. Musiał się tego domyślić, bo wsunął nogę
między drzwi.
- Jesteś w ciąży?
Kate czuła się nieswojo pod jego natarczywym spojrzeniem. Stał za
blisko. Kiedy wreszcie złapała oddech, poczuła jego zapach, a jej ciało
zmiękło jak tamtej pamiętnej nocy.
- Tak - wyszeptała cicho.
- Musimy porozmawiać - oznajmił, wchodząc do środka.
Oszołomiona, objęła się ramionami i poszła za nim, nie zamykając
drzwi. Szkoda, że nie miała czasu przygotować się na tę rozmowę.
- Nie uważam tego za konieczne. Uniósł ciemną brew. - Podczas
naszej ostatniej rozmowy przedstawiłeś swój punkt widzenia.
Powiedziałeś, że byłbyś beznadziejnym ojcem i nie powinnam na ciebie
liczyć.
Oparł dłonie na biodrach.
- Wtedy nie znałem faktów.
R S
19
- A co mają do tego fakty? - spytała, walcząc ze swą słabością do
niego. Ta słabość sprawiła jej już dość kłopotów. - Nagle odkryłeś, jak
zostać dobrym ojcem?
- Nie. - Zmrużył oczy. - Dla dziecka może wiele nie zrobię, ale mogę
dać finansowe zabezpieczenie. - Przerwał na chwilę. - Mogę mu dać
nazwisko.
- Jak?
- Możemy się pobrać - oznajmił obojętnie, jakby proponował kupno
samochodu.
Kate z trudem starała się zebrać myśli.
- Zaraz, zaraz. Nie kochasz mnie, nie chcesz zostać mężem ani
ojcem, ale uważasz, że powinniśmy się pobrać, by dziecko miało nazwisko
i zabezpieczenie finansowe?
- Jestem w stanie zadbać o dziecko - oznajmił ze stanowczością,
którą ją zaskoczyła i zbiła z tropu.
- Finansowo - powiedziała Kate, trzymając się swojego
postanowienia. - Ale dzieci potrzebują od rodziców czegoś więcej.
Dziecku trzeba bezpieczeństwa, dużo uwagi, miłości, nauki, śmiechu.
Musi widzieć, że miłość jest możliwa, a ty nie wierzysz w miłość.
Dlaczego miałabym za ciebie wychodzić? Ty nie... - Kątem oka dostrzegła
znajomy pojazd. - O nie! - Kate patrzyła z przerażeniem, jak przed dom
zajeżdża wielka przyczepa kempingowa jej rodziców.
- Musisz już iść - oznajmiła stanowczo. - Porozmawiamy później.
No, ruszaj.
- Dlaczego?
- To moi rodzice. Musisz iść - powtórzyła, czując panikę i ponowne
mdłości.
R S
20
- Nie powiedziałaś im - wywnioskował.
- Nikomu nic nie powiedziałam.
- A kiedy zamierzasz to zrobić?
Kate patrzyła, jak ojciec wysiada z samochodu i macha do niej.
- O, za jakieś cztery lata - prychnęła. Uśmiechnęła się w stronę
rodziców. - Mama ma kłopoty z sercem. Na razie niezbyt poważne, ale nie
chcę kusić losu. Idź już - szepnęła ponaglająco.
- Nie mogę. Zablokowali mój samochód - wyjaśnił. Ta logiczna
uwaga omal nie spowodowała wybuchu płaczu.
- Katie! - zawołała matka z uśmiechem, wdrapując się na schodki
altanki. - Niespodzianka! Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy. Obiecuję,
że nie zostaniemy długo. Jeden dzień. Musiałam cię zobaczyć, sprawdzić,
czy wszystko u ciebie w porządku. - Przyjrzała jej się czujnym spojrze-
niem matki. - Jesteś blada, kochanie.
Kate poczuła falę znanych mdłości, ale wciąż się uśmiechała. Objęła
mamę.
- Nic mi nie jest. Miło was widzieć. Myślałam, że jesteście w
Branson.
Ojciec uścisnął ją i zaśmiał się.
- Znasz mamę. Nie zazna spokoju, jeśli co jakiś czas nie sprawdzi, co
się dzieje z jej kurczątkiem. Kto to? - spytał, patrząc na Michaela.
Kate o niczym tak nie marzyła, jak o magicznej różdżce. Machnęłaby
nią, a Michael Hawkins zniknąłby i jej mdłości też.
R S
21
ROZDZIAŁ DRUGI
- To mój szef - powiedziała Kate. - Wzięłam kilka dni wolnego, a on
chciał omówić parę szczegółów bardzo ważnego projektu. Michael
Hawkins, Tom i Betty Adams - przedstawiła wszystkich. - Już
skończyliśmy - oznajmiła radośnie. - Możesz iść.
- Och, proszę się nie spieszyć z naszego powodu - wtrąciła mama
Kate. - Katie przysłała nam artykuł z gazety o pana firmie. Naprawdę
imponujące. Zawsze pana bardzo chwaliła.
- Dziękuję - odpowiedział Michael, patrząc badawczo na Kate. - Kate
jest bezcennym pracownikiem. Niezastąpionym.
Niezastąpioną sekretarką - sprecyzowała w myśli Kate.
- Nasza Katie - uśmiechnął się dumnie jej ojciec - zawsze była
wyjątkowa.
Żołądek Kate skurczył się gwałtownie na myśl o tym, jak szybko
duma ojca zniknie na wieść o ciąży. Była niby dorosłą kobietą, ale na myśl
o sprawieniu przykrości rodzicom robiło jej się słabo.
- Wejdźcie i rozgośćcie się. Zaraz wrócę - oznajmiła i pobiegła do
łazienki.
Usiadła na stołku koło umywalki, by odzyskać siły.
Ataki paniki były jej raczej obce, ale też gorszej sytuacji nie mogła
sobie wyobrazić. Michael Hawkins nalegający na małżeństwo, chociaż jej
nie kochał, a w dodatku siedzący teraz w salonie z jej rodzicami. Stłumiła
jęk i opadła z powrotem na stołek.
Otworzyły się drzwi i stanął w nich Michael.
R S
22
- Co tu robisz? - szepnęła. - Miałeś sobie iść. Podszedł do niej,
denerwując ją swym bacznym spojrzeniem.
- Często ci się to zdarza? - spytał, kucając przed nią.
- Co?
- Mdlejesz.
- Nie mdleję - odparła, zirytowana jego bliskością i tym, że wciąż
kręciło jej się w głowie. - Uciekłam tu, żeby nie zemdleć. Poczuję się dużo
lepiej, jak sobie pójdziesz. Muszę wrócić do rodziców...
- Twoja mama już coś podejrzewa - oznajmił. - Mówiła, że jesteś
blada.
- Jasne. Wiedziałam, że tak będzie - jęknęła, zniżając głos. - Nic
przed nią nie mogę ukryć. Zawsze podejrzewałam, że ma rentgen w
oczach. Nie mogę im powiedzieć. Okropnie to przeżyją.
- Kiedyś musisz.
Wzruszyła ramionami, dając do zrozumienia, że naprawdę nie
rozumie jej sytuacji.
- Kiedyś, ale niekoniecznie teraz.
- A gdybyś miała męża? - spytał dziwnym tonem.
- Nawet nie zaczynaj. - Kate wiedziała, że mama planowała ślub
córki na długo przed pojawieniem się jej na świecie. Gdyby Betty Adams
mogła decydować, wydałaby
Kate za chłopca z tej samej ulicy, który został dentystą, kazałaby im
zamieszkać w sąsiednim domu i natychmiast powiększać rodzinę. Kate
energicznie pokręciła głową i wstała. - Nie zamierzam akurat w tej chwili
podejmować kolejnej złej decyzji o długotrwałych skutkach.
- Jakiej złej? - spytał, wstając powoli i górując nad nią.
R S
23
- Takiej, jak zako... - urwała. - Pójście z tobą do łóżka. Musisz stąd
wyjść.
- Kate - powiedział Michael, chwytając jej ramię. Jej serce drgnęło,
co ją zaniepokoiło i zdezorientowało.
Odsunęła się.
- Od dwóch miesięcy prawie nie patrzysz mi w oczy. Dlaczego teraz
mnie dotykasz?
Zamarł, wbijając w nią wzrok.
- Teraz sytuacja jest inna.
Niezupełnie, zaprzeczyła w myślach na wspomnienie, jak parę
tygodni wcześniej obrócił jej nadzieje w proch.
- Kate, znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Oblizała suche wargi i
z udaną obojętnością wzruszyła ramionami.
- I co z tego?
- Więc wiesz, że zawsze osiągam, czego chcę - odparł, spojrzeniem
niemal przygważdżając ją do ściany.
Kate widywała już taką determinację na jego twarzy, ale zawsze
chodziło o interesy. A teraz chodziło o nią, ale nie tylko. Także o dziecko.
Usłyszała kroki, znowu ogarniał ją atak paniki. Otworzyła szybko drzwi i
wybiegła do mamy na korytarz.
- Mamo, Michael właśnie wychodzi i chce się pożegnać - oznajmiła
pośpiesznie. Paplała szybko, by nie zdążyli zadawać pytań. - Czy tata
mógłby go wypuścić?
Kate zerknęła na Michaela i zauważyła, że obserwuje ją jak tygrys
swą ofiarę. Jej serce zabiło szybciej.
R S
24
- Miło było panią poznać, pani Adams. Mam nadzieję, że jeszcze się
zobaczymy - dodał, by rozwiać złudzenia dziewczyny. - Kate, wkrótce
wpadnę porozmawiać.
- Do widzenia - odparła, zagryzając wargę.
- Wydaje mi się, że on cię lubi, Katie - odezwała się mama z nadzieją
w głosie. Kate pokręciła głową. - Nie mógł oderwać od ciebie oczu -
ciągnęła mama. - Taki człowiek mógłby być dobrym mężem.
Kate ugryzła się w język, zanim zdążyła zaprzeczyć. Zamiast tego
uścisnęła mamę.
- Mamo, o każdym mężczyźnie mówisz, że nie może oderwać ode
mnie oczu. Po prostu bardzo chcesz wydać mnie za mąż - zażartowała,
czując w sercu nieznośny ciężar.
Michael siedział w swoim eleganckim samochodzie dwie ulice od
domku Kate i rozkoszował się letnim wietrzykiem. Przyczepa jej rodziców
właśnie wyjechała z podjazdu. Zerknął na zegarek i postanowił dać Kate
pięć minut odpoczynku, zanim zadzwoni do drzwi.
Chociaż znana była jego obojętność, nie mógł po prostu zignorować
ciąży Kate. Cała ta sytuacja doprowadzała go do szału. Uznał, że musi
chronić swoje dziecko przed złem, jakie jego spotkało w dzieciństwie. Nie
pamiętał, by na czymkolwiek tak mu zależało. Od dawna skrywana gorycz
ujawniła się z całą siłą, gdy wyobraził sobie, że jego dziecku może czegoś
zabraknąć, może poczuć się porzucone i bezradne.
A przy tym pragnął opiekować się także Kate. Nie mógł znieść
myśli, że zostałaby samotna i w ciąży z jego dzieckiem. Musi ją przekonać
do swojego planu. Znowu zerknął na zegarek i wjechał na jej podjazd.
Zabrał kartkę papieru z siedzenia i ruszył do drzwi. Zadzwonił, a wtedy
zamiauczał na niego złocisty kot.
R S
25
Otworzyła drzwi, wycierając oczy, jakby płakała.
- Nie spodziewałam się ciebie.
Zamierzał odwiedzać ją codziennie, dopóki nie załatwi sprawy.
- Przejeżdżałem tędy i zauważyłem, że rodziców już nie ma. - Nie
zapraszała go do środka, ale wszedł. - Dlaczego płaczesz?
Kate podniosła z ziemi kota. Wzruszyła ramionami.
- Jestem na siebie zła, że głupio wplątałam się w taką sytuację.
- Do tego trzeba było dwojga - zauważył. Pamiętał, że kiedyś Kate
działała na niego uspokajająco. Niestety, te czasy dawno minęły. - Nie
skończyliśmy rozmawiać.
- Owszem, skończyliśmy - powiedziała niepewnie.
- Wcale nie - zaprotestował z tłumioną niecierpliwością. - Jest tylko
jedno wyjście. Musimy się pobrać. Nie ma wyboru.
- Nieprawda - żachnęła się Kate. - To nie średniowiecze. Jest wiele
niezamężnych, samotnych matek z dziećmi.
- I to uważasz za właściwe dla naszego dziecka?
- Nie, ale...
- No właśnie. Kate, nie uznaję odmowy.
- Chyba zapominasz, że do małżeństwa też trzeba dwojga. Bardzo
stanowczo wyjaśniłeś mi, iż nie nadajesz się ani na męża, ani na ojca.
Michael w głębi serca przyznał, że to wyjaśnienie pozostaje
prawdziwe, ale zaatakował.
- Podczas tamtej rozmowy nie znałem wszystkich faktów. Ukryłaś
przede mną coś bardzo ważnego. Dlaczego?
- Nie zależało mi na tym, żebyś się ze mną żenił tylko dlatego, że
jestem w ciąży - zdenerwowała się. - A to właśnie usiłujesz zrobić.
R S
26
Zacisnął zęby. Dużo łatwiej było z nią rozmawiać, kiedy była jego
podwładną.
- Ludzie zawierają małżeństwa z gorszych powodów. Musimy się
pobrać dla dobra dziecka. Niech to szlag, nie pozwolę, by moje dziecko
urodziło się jako nieślubne i bez zabezpieczenia finansowego. Znam zbyt
wiele dzieci, które przez to cierpiały, moje nie będzie.
Przyglądała mu się chwilę.
- Nigdy nie mówisz o swojej rodzinie - stwierdziła w końcu.
Nienawidził rozmów o swoim dzieciństwie, ale musiał przekonać ją,
że mają tylko jedno wyjście.
- Nie mam rodziny. Ojciec porzucił matkę zaraz po tym, jak zaszła w
ciążę. Umarła, gdy miałem sześć lat. Kilka lat byłem w rodzinach
zastępczych, a w końcu trafiłem do Domu dla Chłopców w Granger. Moje
opowieści o dorastaniu są najprawdziwsze. Ale nie masz o tym pojęcia,
prawda?
Kate postawiła kota na ziemi i odwróciła się tyłem do
Michaela. Zawsze była ciekawa jego rodziny, ale nigdy nie pytała.
Michael wyglądał na człowieka bez zobowiązań osobistych. Teraz
rozumiała dlaczego. Z rozpaczą uświadomiła sobie także, dlaczego on się
nie zgodzi na to, by jego dziecko pozostało nieślubne. To wyznanie
złamało jej upór.
- Co więc proponujesz? - spytała cicho.
Czuła, jak podchodzi bliżej. Podał jej kartkę papieru. Spojrzała na
nią, ale cyfry zlewały jej się w oczach.
- Co to?
- Stan mojego majątku. Kazałem księgowemu wydzielić...
Kate opanowała mdłości.
R S
27
- O Boże - wykrztusiła, rzucając kartkę na ziemię. Uciekła na drugą
stronę pokoju. Michael stanął przed nią i położył dłonie na jej ramionach.
Jego frustracja biła w oczy.
- Chcę, żebyś przekonała się, że mam środki, by zająć się tobą oraz
dzieckiem i podejmuję się tego. Chcę, żebyś to zobaczyła czarno na
białym. Żebyś nigdy nie musiała się o to martwić.
W głębi ducha przyznała, że kierowały nim dobre intencje.
Zauważyła, jaką wagę przywiązywał do zabezpieczenia dziecka, ale
wybrał okropny sposób. Jakże odbiegał od wzruszającej, sentymentalnej,
często powtarzanej przez mamę opowieści, jak to tata oświadczył się,
przyklękając przed nią publicznie w lodziarni.
- Czyli ma być to układ. Ty przekazujesz część pieniędzy mnie i
dziecku, bierzemy ślub, żyjemy osobno, ja wychowuję nasze dziecko.
- Nie - zaprotestował stanowczo i natychmiast. - Ty i dziecko
będziecie mieszkać ze mną.
- Dlaczego? Przecież mnie nie pragniesz.
Przesunął po niej spojrzeniem, a Kate poczuła nagle zakazane,
wzajemne przyciąganie. A już uwierzyła, że je pokonała.
- Nigdy tego nie twierdziłem. Może i nie mam serca, ale jestem
mężczyzną. Od początku chciałem wziąć cię do łóżka. Twój widok zawsze
budził we mnie zdrożne myśli, wyobrażałem sobie, jak to jest dotykać cię,
rozpalić... Ale byłaś dla mnie zbyt cenna jako asystentka, by warto było
komplikować sytuację seksem.
- A teraz?
- A teraz nie jesteś już moją asystentką - zaznaczył.
- Wszystko jest dozwolone.
R S
28
Zdezorientowana, zdenerwowana i, niestety, podniecona Kate
cofnęła się. Pokręciła głową.
- To dla mnie jakieś zbyt prymitywne. Twoja opiekuńczość, twoje
pieniądze i... - szukała obojętnego określenia, ale na próżno - ...i seks. -
Znowu pokręciła głową.
- Nie wiem, co o tym sądzić. Mam wrażenie, że w ogóle cię nie
znam, a nalegasz na małżeństwo.
- Pamiętasz, jak było między nami przed tamtą nocą?
Skinęła głową, przypominając sobie, że pomimo tłumionego uczucia
panowało między nimi zgodne porozumienie, łatwo się śmiali, ale i
szanowali wzajemnie. Od tamtej nocy pojawiło się paraliżujące napięcie.
- Dużo więcej się śmialiśmy.
- Byliśmy przyjaciółmi.
Kate poczuła się osamotniona i zagubiona. Docenił jej
przyjaźń, co ją zachwyciło, ale jednocześnie wiedziała, że nie
proponuje jej życia pełnego miłości i oddania. Uniosła dłoń do czoła.
- Ja nie... - Zagryzła wargi. - Nie wiem. Muszę pomyśleć.
- Twierdziłaś, że widzisz we mnie nie tylko szefa - przypomniał.
Znowu doznała upokorzenia na wspomnienie, jak wyraźnie wyjawiła
swoje uczucie do niego.
- To było, zanim mi powiedziałeś, że nie wierzysz w miłość.
- No widzisz, miałem rację. Na uczucia nie można liczyć. Twoje się
też zmieniły.
- Chyba byłoby sprawiedliwiej zaznaczyć, że nie znałam wszystkich
faktów. Nie wiedziałam o tobie wszystkiego.
- A kiedy wiesz wszystko o drugim człowieku? - spytał. - Nigdy. -
Ujął jej lewą dłoń i potarł serdeczny palec, po czym spojrzał jej w oczy. -
R S
29
Powinniśmy się pobrać. - Zamknął jej dłoń w swojej i przyciągnął Kate
bliżej. - Z wielu przyczyn.
Pochylił głowę i pocałował ją delikatnie, a zarazem stanowczo.
Poczuła erotyczne napięcie. Czuła jego palce w swoich włosach,
przechylające jej głowę. Usiłowała się oprzeć.
Wsunął udo między jej uda. Przypomniała sobie, jak łatwo było
wpaść w jego ramiona. Czy warto ulec jeszcze raz? Oprzytomniała,
cofnęła się.
- Muszę się zastanowić - oznajmiła, wpatrując się w rozpięty
kołnierzyk jego koszuli. Pamiętała jego nagą pierś pod swoimi dłońmi,
policzkiem. Zamknęła oczy. - A to mnie rozprasza.
Usłyszała, jak gwałtownie wciągnął powietrze. Znała ten sygnał.
Oznaczał, że traci cierpliwość. Widziała go takiego setki razy, ale zawsze
w związku z interesami.
- Nie pamiętam, żebyś była taka uparta - zauważył kwaśno.
Spojrzała na niego.
- Inne okoliczności - wyjaśniła. Przechylił głowę na bok.
- To znaczy?
- Byłeś moim szefem. A teraz nie jesteś. Skinął głową.
- Działa w obie strony.
- O co ci chodzi?
- Jak już mówiłem, nie jesteś już moją asystentką, a zatem jesteś
dozwolonym obiektem. - Uniósł jej dłoń do warg. - Niedługo
porozmawiamy.
Patrzyła za nim, gdy szedł do drzwi. Miała wrażenie, że znalazła się
w oku cyklonu. Potarła dłonią twarz i oparła się o ścianę. Nie spodziewała
się takiego zachowania ze strony Michaela. Ani tego, że będzie wywierał
R S
30
na nią taki nacisk, z taką samą siłą i uporem, jak na przeciwników podczas
negocjacji prowadzonych w biznesie.
Serce jej zadrżało na wspomnienie wyrazu jego oczu, które
ostrzegały, że pomimo oporu i tak z nim nie wygra. Szalała w niej burza
uczuć. Uwodził ją i kusił... Dostrzegła kartkę z wyliczeniem jego majątku i
skrzywiła się. Zgniotła ją w kulkę.
Ten człowiek składał się z samych sprzeczności. Chciał ją chronić,
uwieść i poślubić.
Ale nie kochać.
Kate gubiła się w tym wszystkim. Jakże to było odległe od
romantycznych oświadczyn na klęczkach w lodziarni. Próbowała sobie
wyobrazić, jak opowie o tym dziecku. „Wiesz, wielu mężczyzn oświadcza
się słowami miłości i oddania, ofiarowuje brylantowe pierścionki, ale twój
tatuś zamiast tego przyniósł mi zaświadczenie o stanie swojego majątku".
Kate jęknęła i cisnęła papierową kulką.
Następnego ranka wyszła z domu, zanim Michael miał okazję wpaść
lub zadzwonić. Zaprosiła bliską przyjaciółkę Donnę na lunch w parku St.
Albans. Znały się od początku studiów informatycznych na politechnice
stanu Wirginia i obie ceniły trwałość tej przyjaźni. Za ogromnymi oczami i
niewinnym wyrazem twarzy Donny krył się bystry, spostrzegawczy i
trzeźwy umysł.
- Dziwi mnie, jak zdołałaś wyrwać się z pracy - oświadczyła Donna,
gdy zasiadły przy stoliku z widokiem na staw. - Zazwyczaj przerwy na
lunch poświęcasz na jakieś specjalne zadania dla Wielkiego Michaela.
- Nie pracuję już dla Wielkiego Michaela - odparła Kate. - Odeszłam.
- Żartujesz! - Donna otworzyła szeroko brązowe oczy.
R S
31
- Nie. Jestem w ciąży - wyjaśniła Kate i opowiedziała całą historię,
przerywaną pełnymi zdumienia okrzykami Donny.
- Stan jego finansów - powtórzyła Donna i bez skutku usiłowała
stłumić chichot. - Ciekawe, jaki był?
Kate popatrzyła na nią z ukosa.
- Nie przyglądałam się. Wiem tylko, że ma sporo. Nie wiem za to,
czy zniosłabym małżeństwo z kimś, kto nie wierzy w miłość. - Rzuciła
trochę okruszków kręcącym się wokół restauracji dzikim gęsiom.
Donna skrzywiła się i westchnęła.
- To ładnie, że chce się zająć tobą i dzieckiem. Przykro to mówić, ale
możliwe, że po takim dzieciństwie nie będzie w stanie nikogo naprawdę
pokochać. To nie będzie małżeństwo w stylu twoich rodziców.
Donna wypowiedziała na głos wszystkie wątpliwości Kate.
- Zgadzam się - przyznała ponuro. - Nie jest złym człowiekiem, ale
skoro nigdy nie doświadczył rodzinnego ciepła, to obawiam się, że nie ma
pojęcia, jak ma wyglądać życie rodziny.
- Nie mów, że to dla ciebie niespodzianka. Pracujesz dla niego od
trzech lat.
Kate zawstydziła własna głupota.
- To jest właśnie część problemu. Znam go tylko z pracy, a chociaż
spędzaliśmy w niej niewyobrażenie dużo czasu, Michael nigdy nie mówił
o sobie. Wiem, że to brzmi idiotycznie, ale liczył się dla mnie tylko jego
urok. Od tamtej wspólnej nocy targają mną sprzeczne uczucia.
- Mocno nalega? - jęknęła Donna.
- Bardzo - odparła Kate, czując zbliżający się ból głowy.
Donna uścisnęła jej ramię.
- Zawsze możesz przenieść się do Francji.
R S
32
Kate uśmiechnęła się bez przekonania. Przez cały czas trwania ich
przyjaźni zawsze proponowały sobie wzajemnie wyjazd do Francji, jako
sposób na rozwiązanie każdego pojawiającego się kryzysu.
- Bez względu na okoliczności nie zakochaj się w nim, dopóki on nie
pokocha ciebie - oznajmiła Donna.
Kate zmarszczyła czoło.
- Jak to, mam się w nim nie zakochać? Uznałam, że to się już stało.
- To było tylko zauroczenie, fizyczny pociąg. Oba są chwilowe.
Prawdziwa miłość jest na zawsze - wyjaśniła pogodnie Donna. - Mama
zawsze mi powtarzała, żebym nie wychodziła za kogoś, kto nie kocha mnie
bardziej niż ja jego. Więc jeśli postanowisz za niego wyjść, musisz
sprawić, żeby się zakochał. Albo upewnić się, że ty się nie zakochasz w
nim.
- Cudownie - prychnęła Kate. - Czy oprócz tych pereł mądrości
rozdajesz jeszcze czarodziejskie różdżki?
ROZDZIAŁ TRZECI
- Michael, jeśli nie przestaniesz ględzić o finansowych ustaleniach w
związku z małżeństwem, to zwymiotuję.
Michael zamrugał.
- Dobrze - potulnie odłożył papiery na stolik przy sofie. Uwaga, jaką
jej poświęcał, doprowadzała ją do szału.
Musi to jakoś opanować, jeśli w końcu zdecyduje się na ślub.
Nieustanne rozmyślania nie dawały zasnąć. Małżeństwo bez miłości
wydawało się ponad jej siły, ale w środku nocy, w ciszy, słysząc tylko
R S
33
bicie serca, Kate zadawała sobie pytanie, czy nie będzie żałowała, jeśli
chociaż nie spróbuje. Patrząc na Michaela, modliła się, żeby jej decyzja
okazała się słuszna.
- Jest wiele innych spraw.
- Na przykład?
- Gdzie będziemy mieszkać, jak ułożymy wzajemne stosunki, co ze
ślubem - zaczęła, dodając w myśli, że to zaledwie początek.
- To proste - machnął lekceważąco ręką. - Wybierzesz dom, który ci
się najbardziej spodoba. Między nami będzie tak, jak zwykle. Zrobimy
badania krwi i w ciągu trzech dni możemy wziąć ślub przed sędzią pokoju.
Kate stłumiła westchnienie..
- Chętnie rozejrzę się za domem dla nas, ale interesują mnie także
twoje upodobania w tym względzie. Nie sądzę, żebyśmy mogli traktować
się jak dawniej.
- Dlaczego?
- Bo nie jesteś już moim szefem.
- To znaczy, że zamiast wydawać ci polecenia, będę negocjował.
- Zgoda. Ale musisz zrobić jeszcze coś, co nie ma nic wspólnego z
akcjami i funduszami.
- Co tylko zechcesz - zapewnił z taką żarliwością, że jej serce
zmiękło.
- Chcę, żebyś omówił ślub z mamą. Ale słowa nie piśnij, że jestem w
ciąży.
- Kiedy im to powiesz?
- Później. - Na samą myśl ścisnął jej się żołądek. - Nie wszystko
naraz. Porozmawiasz z moimi rodzicami?
R S
34
- Nie ma sprawy. Wyglądali na miłych, rozsądnych ludzi.
Codziennie negocjuję z kanibalami. To drobiazg.
Tego wieczoru Michael zajechał przed dom Kate i zaparkował obok
obcego samochodu, w dodatku zabytkowego, marki Corvette.
Zaintrygowany zadzwonił do drzwi. Kate otworzyła z niepewną miną.
- Odwiedził mnie Trent Cavoli - szepnęła. Michael natychmiast
rozpoznał nazwisko człowieka,
który próbował, bezskutecznie, ściągnąć najzdolniejszych
pracowników CG do swojej firmy.
- Co on tu robi? - zapytał.
- Nic specjalnego - odparła. - Co parę miesięcy wpada i proponuje mi
pracę albo zaprasza mnie na kolację.
- Spotykasz się z nim? Popatrzyła na niego groźnie.
- Jestem pewna, że chodzi mu jedynie o tajemnice CG. Nie sądzę, by
naprawdę się mną interesował. Tak jak ty, żyje tylko pracą.
Jej słowa dotknęły go odrobinę. Może i częściowo miała rację, ale
Michael znał reputację Trenta jako znanego uwodziciela. Gdyby wiedział,
że kręci się koło Kate, to... Michael gotów był przysiąc, że te gwałtowne
uczucia obudziła w nim jedynie obawa o dobro firmy. Wszedł do środka i
obrzucił spojrzeniem eleganckiego Trenta. Ciekawe, czy taki typ jest w
guście Kate?
Trent szeroko otworzył oczy na widok Michaela.
- Michael Hawkins. Ciebie się tu nie spodziewałem. - Wyciągnął
dłoń. - Nie wyglądasz najlepiej. Jak tam interesy?
- Znakomicie - odparł Michael, ledwo dotykając jego ręki. - Kate
mówi, że często do niej wpadasz.
R S
35
- Chyba cię to nie dziwi - uśmiechnął się Trent. - To piękna kobieta.
Chętnie bym ją zatrudnił albo zaprosił na kolację. Wróble ćwierkają, że już
u ciebie nie pracuje, więc chciałem spróbować.
Michael poczuł zadziwiającą, nieprzepartą chęć wybicia Trentowi
paru zębów, by zepsuć jego olśniewający uśmiech. Stanął obok Kate.
- Znów masz pecha. Kate jest poza zasięgiem. Nie jest już moją
asystentką, bo zostanie moją żoną.
- A niech to. - Trent uniósł brwi. - A byłem pewien, że to twój
najbardziej niedoceniany pracownik. Gratulacje i wszystkiego najlepszego
- powiedział, salutując.
- Dziękuję - odpowiedziała uprzejmie Kate, jakby wyczuła nastrój
Michaela.
Trent ruszył w stronę drzwi, zerkając przez ramię na Kate.
- Jeśli coś się zmieni, zadzwoń do mnie.
Kate zamknęła za nim drzwi, a Michael się skrzywił.
- Suknisyn - zawyrokował. - Dlaczego mi nie powiedziałaś, że robił
ci propozycje?
- Był trochę namolny, nic poza tym. - Wzruszyła ramionami.
- Jeśli jeszcze kiedyś się do ciebie zbliży...
- Nie zbliży. - Machnęła lekceważąco ręką. - Dziecko nie pasuje do
jego życia. - Przyjrzała mu się uważnie. Miał wrażenie, że od razu zgadła,
jakie piekło przeszedł. - Ciężki dzień?
Wyglądała tak niewinnie z tymi wielkimi, niebieskimi oczami,
różowymi policzkami i pełnymi ustami. Ale Michael przejrzał ją.
Świadomie wysłała go do jaskini lwów.
- Rozmawiałem z twoimi rodzicami Otworzyła szeroko oczy.
R S
36
- Ach, tak. I jak poszło? - spytała trochę przesadnie niedbałym
tonem. Krok w krok za nią obszedł kanapę.
- A jak ci się wydaje?
- Mogę sobie tylko wyobrażać. - Zagryzła wargi. Oparł ręce o ścianę,
więżąc ją i zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
- Chętnie zatrudnię twoją mamę przy negocjacjach w trudnych
sprawach.
- Drobiazg - pękała ze śmiechu Kate.
- Dlaczego mnie nie ostrzegłaś?
- Byłeś taki pewny siebie. No to kiedy ślub? Za rok?
- Za dwa tygodnie - poprawił, patrząc na jej zdumioną minę.
Delikatnie dotknął jej policzka. - Żądała pół roku. Nie próbowałaś
przypadkiem w ten sposób wykręcić się od małżeństwa, co?
Kate odsunęła się trochę i odwróciła wzrok.
- Właściwie to nie.
- To dobrze - wciąż gładził jej policzek. - Moje uczucia zostałyby
mocno zranione - dodał ironicznie.
- Akurat ci wierzę - odparowała. - Jak już ty coś postanowisz, żadne
uczucia nie wchodzą w rachubę.
- Cieszę się, że to rozumiesz - zaznaczył. - Bo nawet gdybyś miała
dziesięć takich matek i zamknęła mnie z nimi samego, nie
zrezygnowałbym z tego małżeństwa. - Pocałował ją leciutko. Uznał, że na
to zasłużył. - Jeśli to nie była gra na zwłokę, to co? Próba?
Kate z wyraźnym trudem oderwała wzrok od jego warg.
- Nic podobnego. To nie była żadna próba.
- No to co? Powiedz szczerze.
R S
37
- Postanowiłam pokazać ci fragment tego, w co się pakujesz -
wyjaśniła.
- Naprawdę wierzyłaś, że dam się odstraszyć? - warknął.
- Nie. - Wreszcie popatrzyła mu w oczy. - Dobrze wiem, że niewiele
cię przeraża.
Niemal niewidoczne zaproszenie w jej oczach, w połączeniu z
frustracją po negocjacjach z jej matką i spotkaniem z nienawistnym
konkurentem, wręcz go poraziło. Wsunął palce w jej jedwabiste włosy i
pocałował ją. Smakowała jak słodki zakazany owoc, a pocałunek tylko
wzmocnił jego pożądanie. Przesunął dłońmi po jej biodrach i podciągnął
spódniczkę. Potem mocno przytulił.
- Co my wyprawiamy? - spytała cicho.
- Kochamy się - odparł. - Zawsze, gdy pomyślę, jak dobrze nam było
tamtej nocy... - Wsunął ręce pod jedwabne majteczki, a jej jęk stłumił
pocałunkiem.
Kate odwróciła twarz.
- Ja... no... - była zarumieniona i oddychała z trudem. - Dla mnie to
za szybko.
- Przecież to nie pierwszy raz.
- Wiem, ale... - urwała i przygładziła dłonią włosy.
- Tamto zdarzyło się przed tym.
- Przed czym?
- Zanim poznałam twoją niewiarę w miłość - westchnęła. - I tak nie
zrozumiesz.
- Spróbuj mi wytłumaczyć
- Za dużo nagłych zwrotów. - Odsunęła się o krok.
R S
38
- Najpierw jestem twoją asystentką, potem jesteśmy na jedną noc
kochankami, potem znów jestem asystentką, potem jestem w ciąży, a nie
jestem już twoją asystentką, a na końcu chcesz się ze mną ożenić. -
Spojrzała mu w oczy. - Muszę złapać oddech. Wszystko wydaje mi się
nierealne.
Michael dostrzegł w jej oczach sprzeczne uczucia. Była
skomplikowaną istotą. Pomyślał, że poznanie jej jako kobiety to zupełnie
inne zadanie niż praca z nią jako asystentką. Stanowiła kuszącą tajemnicę.
Wciąż pragnął jej, ale się opanował.
- Niech tak będzie - zgodził się, przekonując samego siebie, że za
dwa tygodnie wszystko się zmieni. Zostanie jego żoną.
Następny ranek zaczął się dla Kate wycieczką do łazienki z powodu
regularnych porannych nudności. Drżącymi rękami odkręcała wodę, by
napić się i obmyć twarz. Będzie wspaniale, gdy przebrnie przez tę fazę
ciąży. Poklepała płaski brzuch. Dziecko wydawałoby się tworem
wyobraźni, gdyby nie te mdłości.
Ślub zbliżał się niczym rozpędzona lokomotywa. Mama już
telefonowała, by pogadać o planach. Kate wykrzywiła się do lustra. To
pewnie też nasilało jej nudności.
Otworzyła drzwi łazienki i wpadła na Michaela. Stłumiła okrzyk
zdumienia.
- Kiedy wszedłeś?
- Wystarczająco dawno, by stwierdzić, że źle się czujesz -
odpowiedział, patrząc z niepokojem. - Zabiorę cię do lekarza.
- Nie trzeba. To tylko poranne mdłości.
- Lekarz nie może ci czegoś dać? Stanowczo pokręciła głową.
- Leki szkodzą dziecku. Nie chcę ryzykować.
R S
39
- Jak często to się zdarza?
- Maleństwo codziennie mnie tak budzi - odparła ze słabym
uśmiechem i ruszyła do kuchni.
Mocniej zmarszczył czoło.
- Długo to potrwa?
- Lekarka nie chciała dokładnie określić. Ale za cztery tygodnie, jak
dobrze pójdzie, wszystko minie.
- Cztery tygodnie - oburzył się. - Jesteś pewna, że nie powinnaś iść
do lekarza? Nie podoba mi się twój wygląd.
Przezwyciężyła nagłe zawstydzenie.
- Nie traktuję tego jako obrazy, ale skoro przyczyniłeś się do mego
stanu, to częściowo mogę cię obarczyć odpowiedzialnością za mój wygląd.
- Wyjęła niepełne pudełko herbatników. - Poza tym wypadało odezwać się
lub zapukać. A tak w ogóle, to jak wszedłeś?
- Użyłem wytrycha - oświadczył. Widząc jej pytające spojrzenie,
wyjaśnił: - Nie otwierałaś, więc postanowiłem sprawdzić, czy nic się nie
stało.
Pozwoliła, by patrzył, jak ustawia na blacie herbatniki, szklankę
wody i witaminy dla kobiet w ciąży.
- Co to?
- Śniadanie - odparła. Usiadła i ostrożnie nadgryzła herbatnik.
- To nie jest śniadanie dla kobiety w ciąży. Powinnaś jeść owoce
albo płatki zbożowe, naleśniki, jajka.
Kate zbladła.
- Chcę tylko zjeść coś, co mi zostanie w żołądku - odparła i zmieniła
temat. - Co cię tu sprowadza tak wcześnie?
R S
40
- A, tak. - Zabrzmiało to, jakby przypomniał sobie o czymś. - Coś ci
wczoraj przyniosłem, ale zapomniałem wieczorem dać.
Spojrzała na niego niepewnie.
- Jeśli to jakieś kolejne zaświadczenie o finansach albo funduszach
powierniczych, albo... - urwała, gdy postawił przed nią pudełko od
jubilera.
- Może trzeba będzie dopasować, ale jubiler zapewnił, że zrobi to na
poczekaniu - oznajmił.
Patrzyła na pudełko z mieszanymi uczuciami. Jeśli je otworzy,
zaręczyny z Michaelem staną się realne, chociaż w głębi serca wciąż
uważała je za farsę.
- No, otwórz - zachęcił.
Kate czuła dławienie w gardle.
- To nie ugryzie. No dobrze, ja otworzę. - Kate jęknęła na widok
rozmiarów pierścionka.
- O mój Boże. Jest taki... - zamrugała - ...duży. - Popatrzyła na
Michaela. - Dlaczego taki wielki?
- Słyszałem, że wbrew zaprzeczeniom kobiet, rozmiar się liczy -
odparł, przyglądając jej się uważnie. - W wypadku diamentów i innych
spraw.
Kate poczuła, że się rumieni. Nigdy nie zapomni, że Michael był
niesamowitym kochankiem. Dał jej pełną satysfakcję.
- Chodzi mi o brylant w tym pierścionku - pospieszyła z
wyjaśnieniem
- Podoba ci się?
- Jest ogromny.
- Są większe - zapewnił ją Michael.
R S
41
- Tak, widziałam kiedyś na wystawie diament Hope. Nie wyglądał na
dużo większy od tego.
- Kate, stać mnie na niego. To mniej więcej cena większego jachtu.
Włóż pierścionek i zobacz, czy pasuje.
- Nie. - Kate przycisnęła ręce do piersi.
- Dlaczego? - spytał niecierpliwie.
- Jest za duży - oznajmiła. Przypomniała sobie o manierach i dodała
szybko: - Doceniam gest i uważam, że pierścionek jest śliczny, ale nie
mogę sobie wyobrazić noszenia go.
Odwrócił jej stołek tak, że znalazła się z nim nos w nos.
- Dlaczego?
Zagryzła wargi. Jej zmieszanie było tak wielkie, że niemal zrobiło
mu się jej żal.
- Przykro mi, Michaelu, ale nie mogę sobie wyobrazić noszenia na
palcu jachtu.
Odliczył do dziesięciu. Nie umiał wyjaśnić, dlaczego taką wagę
przywiązywał do faktu, by nosiła pierścionek. Po prostu tak chciał.
- Jeśli ten ci się nie podoba, to jaki byś chciała? Popatrzyła na
pierścionek i wyprostowała ramiona.
- Nie wiem. Coś, co nie krzyczy: „żona bogatego faceta". Coś
pasującego do mnie - powiedziała niepewnie. Popatrzyła smutno. - Coś,
przez co nie czułabym się jak oszustka.
Tego wieczoru Michael nie odwiedził Kate. Zamiast tego zadzwonił
- rozmawiali cicho i krótko. Po niezbyt udanym początku dnia zakopał się
w pracy i zasnął, gdy tylko dotarł do łóżka. Obudził go telefon.
Potarł zaspane oczy i na oślep sięgnął po słuchawkę.
- Tak - mruknął.
R S
42
- Michael? - Niepewny głos brzmiał jak Kate.
- Kate?
- Przepraszam, że o tej porze zawracam ci głowę - tłumaczyła się. -
Zadzwoniłabym do Donny, ale wyjechała w delegację.
Żołądek podszedł Michaelowi do gardła. Słyszał, jak
powstrzymywała łzy.
- Przestań przepraszać i powiedz, co się stało.
- No, potrzebuję transportu - wykrztusiła. - Ja... no... nie mam
samochodu.
Usiadł na łóżku.
- Gdzie jesteś?
- W domu obok mieli problem z gazem. Michael czuł rosnące
napięcie.
- Gdzie jesteś? - dopytywał się, wstając i chwytając dżinsy.
- Był pożar i okropnie dużo dymu...
- Kate, gdzie ty jesteś?
- W szpitalu St. Albans. - Jej głos się załamał. - Mógłbyś po mnie
przyjechać?
R S
43
ROZDZIAŁ CZWARTY
Michael złamał wszelkie ograniczenia prędkości. Wyskoczył z
samochodu i popędził na izbę przyjęć. W recepcji Kate wpadła mu prosto
w ramiona.
Nie był przygotowany na taką poufałość, więc zamarł zaskoczony.
Pachniała dymem. Michael otoczył ją ramionami w instynktownym geście
ochrony i opieki.
- Co się stało?
- Był pożar - wymamrotała, wciskając twarz w jego koszulę. - Parę
osób nawdychało się dymu.
Odsunął się, by spojrzeć jej w oczy.
- Jakich osób?
- Podali mi tlen - uspokoiła go. Wyglądała, jakby sama z trudem
zachowywała spokój. - Martwiłam się o dziecko - szepnęła, a wyraz jej
twarzy wstrząsnął nim do głębi.
- Co powiedział lekarz? - Michael wstrzymał oddech.
- I dziecko, i ja jesteśmy w porządku.
Michael westchnął z ulgą, jednocześnie walcząc z niepokojem.
- Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?
- Wszystko potoczyło się tak szybko, kiedy przyjechała karetka, a
potem kazali mi czekać. Tak się bałam - wyznała drżącym głosem. - Nie
martwiłam się o siebie, tylko o dziecko. Wydzwaniałam do Donny, ale jej
nie ma. Tobie nie chciałam zawracać głowy. Michael znowu ją przytulił.
R S
44
- Powinnaś była do mnie zadzwonić. Na litość boską, przecież będę
twoim mężem - zganił ją, zastanawiając się, czy gdyby był z nią, mógłby
temu zapobiec. Na pewno by mógł.
Odgarnęła włosy z twarzy.
- No tak, ale przecież to nie są normalne zaręczyny.
- Będziesz musiała się przyzwyczaić do telefonowania do mnie -
poinformował ją. - Może i niewiele wiem o obowiązkach mężów, ale nie
mam wątpliwości, że dzwoni się do nich w nagłych wypadkach.
Wpatrywała się w niego długo i w końcu powoli pokiwała głową.
- Chyba nie pozwolą mi jeszcze wrócić do domu.
- Nie ma mowy o powrocie do twego domu. Zabieram, cię do mnie -
oznajmił stanowczo.
- Kiedy nie wiem, gdzie jest Parkay i...
- Parkay? - Zdezorientowany Michael zastanawiał się, czy jej mózg
nie ucierpiał od niedotlenienia.
- Moja kotka. Parkay. Nie przywykła do przebywania na dworze,
muszę jej poszukać.
- Jest środek nocy. Nie możesz w twoim stanie szukać kota -
perswadował, zastanawiając się nad rozwiązaniem problemu. - Zabiorę cię
do domu, a potem jej poszukam - oznajmił, chociaż nie miał pojęcia, jak
znaleźć kota w środku nocy.
- Kładź się do mego łóżka - polecił w swym mieszkaniu, a kiedy
zaczęła protestować, uciął stanowczo. - Potrzebujesz snu. Gdy znajdę
twojego kota, prześpię się na kanapie.
I tak, o trzeciej nad ranem, Michael rozpoczął operację ratowania
kota Kate, uzbrojony w otwartą puszkę tuńczyka. O wpół do czwartej już
siedmioro kocich przyjaciół chodziło za nim krok w krok, miaucząc. Nie-
R S
45
stety, żaden nie był złocisty. Prześlizgnął się pod żółtą policyjną taśmą,
zabezpieczającą wejście do domu Kate, i wszedł kuchennymi drzwiami do
środka. Z pomocą latarki przeszukał dwa pokoje, aż dostrzegł pod łóżkiem
błysk zielonych oczu. Parkay drapała, póki nie dostała trochę tuńczyka.
Dotarłszy do domu, pozwolił kotce dojeść tuńczyka, a sam zajął się
zadrapaniami. Po wydarzeniach tej nocy nie mógł zasnąć, więc cicho
otworzył drzwi sypialni i popatrzył na Kate.
Założył ręce na piersi i obserwował ją dłuższą chwilę. Ogromnie
zdenerwowała go myśl o zagrożeniu, jakie ją na szczęście ominęło. W
biurze zawsze była pewna siebie i kompetentna. Wiedział, że nadal taka
jest, ale nigdy nie wydawała mu się bardziej bezbronna niż tej nocy. Ale
miała też dobre serce, wrażliwość i czasami niepotrzebnie brała na siebie
zbyt wiele obowiązków. Starała się widzieć w ludziach najlepsze strony,
nawet wbrew faktom. W nim też dostrzegała same najlepsze cechy.
Serce mu się ścisnęło.
Stała się dla niego zbyt ważna, by mógł ją stracić. Nawet jeśli na nią
nie zasługiwał.
Miał szaloną chęć otoczyć ją murem chroniącym przed złem tego
świata, jednak wiedział, że to niemożliwe. Ale należało ją chronić, i to
było zadanie dla niego.
Kate obudziła się rano, słysząc mruczenie kota. Otworzyła oczy i
zobaczyła Parkay zwiniętą w kłębek tuż przy jej brzuchu. Uśmiechnęła się.
Michael ją znalazł. Przeciągając się, rozejrzała się po skąpo umeblowanym
pokoju, aż jej wzrok zatrzymał się na stoliku przy łóżku. Słone krakersy i
woda sodowa.
R S
46
Przyjechał po nią zeszłej nocy. Błysnęła iskierka nadziei, ale
przypomniała sobie jego słowa, które skutecznie ją zgasiły. Nie wierzy w
miłość.
Westchnęła i usiadła. Uświadomiła sobie, że jest w jego łóżku.
Marzyła o dzieleniu z nim życia, łóżka. Ale nie na siłę.
Wstała i rozejrzała się po pokoju, szukając obrazków na ścianach, ale
żadnych nie znalazła. Poszukała książek. Nic.
Zmarszczyła czoło i ruszyła do kuchni. Zaskoczyła ją absolutna
nieobecność osobistych drobiazgów Michaela w całym mieszkaniu.
- Dzień dobry - odezwał się za nią, aż podskoczyła. Odwróciła się i
zobaczyła, jak na nią patrzy. - Podoba mi się moja koszula na tobie.
Zawstydziła się, aż nadto świadoma swojej nagości pod koszulą.
Patrzył na nią inaczej niż zwykle. W jego spojrzeniu była jakaś
zachłanność, ale też i czułość. Kate mrugnęła i wszystko wróciło do
normy.
- Dziękuję, że po mnie wczoraj przyjechałeś i że oddałeś mi łóżko.
Rozglądałam się po twoim mieszkaniu.
Dlaczego nie jesteś w pracy? - wykrztusiła, nie mogąc stłumić
ciekawości.
Wskazał ręką sąsiedni pokój, w którym stało biurko ze stosem
papierów i laptopem.
- Dzisiaj pracuję tutaj. Jak się czujesz? - spytał, patrząc tym razem
badawczo.
- Nieźle. Wręcz świetnie w porównaniu z ostatnią nocą.
Przepraszam, jeśli się trochę rozkleiłam. - Uśmiechnęła się. - Już
odzyskałam równowagę.
- W porządku. Nie mam uczulenia na twoje łzy.
R S
47
- Prawda - przyznała, pamiętając, jak ją obejmował. Spojrzała na
jego dłonie i zobaczyła ślady pazurów. Skrzywiła się i ujęła go za rękę. -
Parkay?
Skinął głową.
- Siedziała pod twoim łóżkiem i nie chciała wyjść.
- Niewdzięcznica.
- Tuńczyk pomógł, ale mało brakowało, a przyprowadziłbym tłum jej
przyjaciół.
- Oj, założę się, że stałeś się popularną postacią wśród kotów. -
Puściła jego rękę i westchnęła. - Długo tu mieszkasz? Wprowadziłeś się
niedawno?
- Trzy lata temu. - Wzruszył ramionami. - Byłem zajęty.
- Ale tu nie ma żadnych obrazów, roślin. Masz odtwarzacz płyt?
- Chyba w budziku jest radio, a na rośliny działam zabójczo.
Stłumiła jęk.
- Michael, tu nie ma nic z ciebie.
- Prawie wszystko ze mnie jest w biurze. - Zerknął na zegarek. - I
sam też tam zaraz będę, skoro już wiem, że nic ci nie dolega. - Wyłączył
laptopa i zapakował do teczki. - Zadzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała.
Zastanawiała się, czy jej pytania sprawiły mu przykrość. Podeszła do
drzwi. Popatrzył na nią, a ona pod wpływem jakiegoś impulsu wspięła się
na palce i pocałowała go lekko.
- Dziękuję.
Objął ją w talii i pocałował mocniej, zachłanniej.
- Do zobaczenia wieczorem.
Wyszedł, a ona oparła się o drzwi i dotknęła swych warg. Jej całe
ciało płonęło.
R S
48
- Weź się w garść - powiedziała sobie stanowczo i zaczęła rozglądać
się po nieprzytulnym otoczeniu. Postanowiła dokonać kilku zmian. Gdy
Michael wróci do domu, zastanie wnętrze choć trochę przytulniejsze.
Przynajmniej tyle mogła zrobić. Przecież uratował jej kotkę i przyjechał na
wezwanie.
Michael wrócił do domu późnym wieczorem. W mieszkaniu
rozlegała się muzyka Santany, stół w kuchni był nakryty, na nim nowa
porcelana i sztućce, a pośrodku stał mały dzbanek z bukiecikiem kwiatów.
Paliły się świece, a w powietrzu unosił się smakowity zapach czegoś wło-
skiego. Zajrzał do lodówki i dostrzegł lasagne.
Zamrugał. W lodówce zazwyczaj bywały tylko rzeczy w rodzaju
piwa i wody, czasem jakiś sok czy trochę dziwnych resztek. Lasagne.
Zamknął lodówkę, rozluźnił krawat i ruszył na poszukiwanie Kate.
Spała w jego łóżku, z rozłożoną książką na brzuchu. U jej stóp leżała
Parkay.
Zrozumiał, że na niego czekała. Nieznane słodkie uczucie. Nie
przypominał sobie, by ktokolwiek kiedyś na niego czekał. Przeszył go
dziwny dreszcz. Podobało mu się to, a jednocześnie czuł się niepewnie.
Skupił się na Kate.
Ostrożnie odłożył książkę na stolik. Przekręciła się na bok, a
koszulka przesunęła się, odsłaniając pierś. Przypomniał sobie, jaka była
uległa i słodka tamtej nocy.
Patrząc na nią, uświadomił sobie, że to jej mądrość i serce
przypomniały mu, iż człowiek nie jest bezduszną maszyną. Przypomniała
mu o potrzebach i pragnieniach, które zwykle w sobie gasił. Jej widok w
jego łóżku sprawiał mu przyjemność, ale jeszcze większą przyjemność
sprawiłoby mu dzielenie z nią łóżka. Już niedługo.
R S
49
Następnego ranka Kate wstała wcześnie z zamiarem powrotu do
swojego domu. Cały poprzedni dzień spędziła na upiększaniu drobiazgami
mieszkania Michaela. Chciała sprawić mu niespodziankę. Nie miał pojęcia,
że przygotowała mu kolację, ale było jej przykro, że nie uprzedził
telefonicznie o swym spóźnieniu. Nie odczuwałaby wtedy takiego zawodu.
Ubierała się, pogryzając krakersa i odpędzając ponure myśli.
Wychodząc z sypialni, poczuła zapach kawy. Michael był już na nogach,
ubrany. Z zazdrością pomyślała, że potrzebował dużo mniej snu niż
normalni ludzie, zwłaszcza ludzie w ciąży.
- Przepraszam, że nie zdążyłem na kolację - powiedział.
- Nic nie szkodzi. Chciałam ci tylko podziękować za przechowanie
mnie i Parkay.
- Bardzo się napracowałaś. Chyba lodówka doznała szoku, gdy
znalazło się w niej coś innego oprócz piwa czy wody.
Uśmiechnęła się słabo.
- Chyba oboje jesteście w szoku. Mam nadzieję, że będziesz miał
okazję to zjeść. Możesz odgrzewać małe porcje w mikrofalówce, tu albo w
biurze. Doceniam twoją gościnność, ale nie będę ci dłużej przeszkadzać.
Wracam do domu, żeby go porządnie wywietrzyć. Mam nadzieję, że do
wieczora będzie się nadawał do zamieszkania.
- Moim zdaniem, nie powinnaś wracać. - Michael zmarszczył czoło.
- Naprawili już gaz.
- Wprowadź się tutaj - zaproponował. - Za niecałe dwa tygodnie
bierzemy ślub.
Zadrżała na samą myśl.
R S
50
- Za kilka dni przyjadą moi rodzice, mama będzie chciała wziąć
udział w przygotowaniach do ślubu. Właściwie to pozwolę jej urządzić
wszystko po jej myśli. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to robię - mruknęła.
- Dlaczego?
- Po prostu nie tak sobie wyobrażałam swoje życie.
- Nie wyobrażałaś sobie, że zajdziesz w ciążę - stwierdził.
- Nie przed ślubem. I nie z szefem.
- A co sobie wyobrażałaś?
Kate czuła się nieswojo pod jego badawczym spojrzeniem.
Odwróciła wzrok.
- Bo ja wiem? Jakoś tak bardziej tradycyjnie. Że będę się z kimś
spotykać przez jakiś czas, będziemy sobie coraz bliżsi i w końcu on mi się
oświadczy. - Pokręciła głową.
- A wszystko jest na opak. Nigdy nie byliśmy na randce. Prawie nic o
sobie nie wiemy. A jeśli po ślubie się okaże, że się nie lubimy?
Słysząc w jej głosie panikę, Michael wziął ją w ramiona i zajrzał w
oczy.
- To na pewno nam się nie przydarzy. Panikujesz, chociaż wierzysz,
że postępujemy słusznie.
- Możliwe. Nie wiem, jak to wyjaśnić, może na przykładzie łączenia
firm. Zazwyczaj dowiadujesz się wszystkiego o drugiej firmie, przymilasz
się do nich i negocjujesz, by przezwyciężyć różnice poglądów i zawrzeć
kompromis. Ale my dwoje zaczynamy od podpisania umowy -
zastanawiała się głośno Kate.
- Wiem, jak to najlepiej rozwiązać - oznajmił Michael.
- Jak?
- Musisz ze mną sypiać.
R S
51
- To przez to wpadłam w kłopoty - jęknęła Kate.
- No to w gorsze już nie wpadniesz.
Rzuciła mu ponure spojrzenie, ni to uwodzicielskie, ni to ostrożne.
- To kwestia interpretacji - orzekła i ruszyła do drzwi. Zatrzymała się
z ręką na klamce. - Jeszcze jedno - powiedziała, odwracając się do niego.
Zaintrygowało go to, że nie unikała jego wzroku.
- Tak?
- Przyznaję, że to niełatwe, ale musisz przy moich rodzicach udawać,
że za mną szalejesz. Jeśli użyjesz chociaż jednej dziesiątej pomysłowości i
energii, które okazujesz w interesach, to na pewno ci się uda.
Potem wyszła, częstując go na pożegnanie uroczym widokiem swych
zaokrąglonych bioder. Michael nie mógł dojść, czy usłyszał komplement
czy obelgę. Może jedno i drugie.
Po pracy pojechał do jej domu. Znalazł Kate na drabinie ze
śrubokrętem w ręku mocującą karnisz. Nie widać było po niej żadnych
oznak ciąży. Smukła, lecz odpowiednio zaokrąglona, nosiła szorty i
koszulkę bez rękawów, była bosa. Podziwiał jej nogi, póki sobie nie
przypomniał, że drabina i kobieta w ciąży to nieodpowiednie połączenie.
- Zwariowałaś? - spytał najspokojniej, jak zdołał.
Chyba ją przestraszył, bo pisnęła, podskoczyła i zaczęła tracić
równowagę. Pędem podbiegł do drabiny i objął Kate w talii.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytała, patrząc na niego groźnie. -
Wystraszyłeś mnie.
- Zapomniałaś, że jesteś w ciąży?
- Nie. Ale na drabinie nic mi nie grozi, o ile ktoś nie zachodzi od tyłu
i nie straszy mnie.
- Ja to skończę - nalegał.
R S
52
- Nie ma potrzeby.
- Zrób to dla maleństwa.
Zastanawiała się przez chwilę, po czym podała mu śrubokręt.
- Niech ci będzie.
Michael zdjął ją z drabiny i sam wszedł na szczeble.
- Niezły śrubokręt. Jestem zaskoczony.
- Dlaczego?
- Bo jesteś kobietą.
- To seksizm - zaprotestowała. - Jest takie niepisane prawo. Każda
kobieta powinna mieć dobry śrubokręt, wiertarkę i czarny stanik.
Omal nie upuścił śrubokrętu.
- I co? Masz wszystkie trzy rzeczy?
- Tak.
- Wciąż czuć dym.
- Kiedy przyszłam, zapach był bardzo silny. Włączyłam dwa
wentylatory na pełną moc i wyszłam. Teraz nic nie czuję, pewnie się
przyzwyczaiłam.
- Nie mogę cię tu zostawić, bo jeśli coś ci się stanie, nigdy sobie tego
nie wybaczę - stwierdził, skończywszy z karniszem.
Otworzyła szeroko oczy i splotła ręce na piersi.
- Nic mi nie będzie.
- Dwa dni temu też tak sądziłem - zauważył z przekąsem. - Masz
jeszcze dzisiaj w planach łażenie po drabinach?
- Nie - przyznała niechętnie. - Jeśli wciąż będziesz taki miły i
uczynny, to dostanę zawrotu głowy.
- Jak dostaniesz zawrotu głowy, to pokażesz mi te trzy rzeczy?
- Trzy co?
R S
53
- Twój śrubokręt, wiertarkę i czarny stanik.
Kate aż otworzyła usta ze zdumienia.
- Mówisz poważnie?
- Tak - potwierdził, przysuwając się. - Chcę, żebyś mi pokazała te
trzy rzeczy.
Czyżby z nią flirtował? Przecież Michael nigdy nie flirtuje.
- Wiertarka jest w skrzynce z narzędziami.
- A czarny stanik?
- Dolna szuflada komody - odparła, ciekawa, jak długo zamierza to
ciągnąć.
- Chcę go zobaczyć na tobie - oznajmił, a ją przeszył rozkoszny
dreszcz.
- Może innym razem.
Chwycił jej rękę, gdy chciała się odwrócić.
- To obietnica?
- Co się z tobą dzieje? - przyglądała mu się uważnie.
- Już czas, byśmy zapomnieli o układzie szef-asystentka.
- Więc co mamy robić?
- Mam parę pomysłów - odparł, biorąc ją w ramiona. Zmysłowy
pocałunek szybko ją rozgrzał. - Przez ostatnie
R S
54
ROZDZIAŁ PIĄTY
Trzy lata mówiłem sobie „nie", ile razy na ciebie spojrzałem. Już nie
będę.
Jego słowa zaskoczyły ją i podnieciły. Jego ciało było twarde i
muskularne. Znowu ją pocałował, wolniej i bardziej zmysłowo.
- Seksownie pachniesz - szepnął.
Kate czuła, jak mięknie. Jego pożądanie było odurzające. Wsunęła
palce w jego włosy, otarła się o niego piersiami, spragniona bliższego
kontaktu. Atmosfera w pokoju stawała się coraz gorętsza. Dawno tłumione
pragnienia ożyły, a Kate usiłowała ostatkiem sił zachować nad sobą
kontrolę.
- Nie sądzę, by to miało sens.
- Tylko się wprawiam - odparł, muskając dłonią jej pierś. Kate
stłumiła jęk.
- Do czego się wprawiasz?
- Do naszego małżeństwa. - Znowu musnął jej pierś, tym razem tuż
obok napiętego sutka.
- Podoba ci się? - mruczał, pocierając sutek kciukiem. W odpowiedzi
tylko przycisnęła się do niego.
- Chcę się dowiedzieć, co jeszcze lubisz - powiedział i pociągnął ją
na kanapę. Posadził ją sobie na kolanach, podniósł jej bluzkę i dotknął
językiem czubka piersi. Nie zdołała powstrzymać kolejnego jęku. Kiedy
rozpiął guzik jej dżinsów, położyła rękę na jego dłoni. Kręciło jej się w
głowie.
- Za szybkie tempo.
R S
55
- Może być jeszcze szybsze.
Przełknęła z trudem. Podniosła rękę, ze zdziwieniem widząc, że
drży. Michael zamknął ją w swojej.
- To zabrzmi głupio - wyznała, szukając wzrokiem jego oczu. - Ale
kiedy powiedziałeś te wszystkie rzeczy wtedy w biurze, coś się we mnie
zatrzasnęło. Częściowo przestało mi na tobie zależeć.
- Czego się boisz? - spytał. - Że cię porzucę albo przestanę cię
utrzymywać? To wykluczone. Ja...
Pokręciła głową. Nie mogła mu wyjawić swych obaw. Miała ich zbyt
wiele i, niestety, powody, by wierzyć, że się sprawdzą.
- Muszę mieć trochę czasu. Myślę, że powinniśmy zwolnić tempo.
Przez chwilę patrzył jej w oczy.
- No dobrze, możemy zawrzeć umowę - zgodził się. - Zwolnimy
tempo, ale dziś wieczorem wracasz do mnie.
Kate zaczęła protestować.
- To nie podlega negocjacjom - zawiadomił ją. - Albo sama się
spakujesz, albo ja to zrobię.
- Dlaczego? Nic mi się nie stanie.
- Wolę mieć co do tego pewność. Albo sama ze mną pójdziesz, albo
zaniosę cię do samochodu, na oczach sąsiadów. Możesz sobie krzyczeć.
Na pewno cię tu nie zostawię samej, póki nie przyjadą twoi rodzice.
- Twierdziłeś, że mamy zapomnieć o układzie szef-asystentka. - Nie
kryła niezadowolenia.
- Po prostu trenuję bycie twoim mężem - stwierdził spokojnie, co ją
doprowadzało do gniewu.
- Wolałabym inny sposób treningu - narzekała.
- Będzie - obiecał zmysłowo.
R S
56
- Co robisz?! - prawie wrzasnął Justin, z hukiem odstawiając kufel
piwa.
- Żenię się za niecałe dwa tygodnie i jesteście zaproszeni na ślub -
wyjaśnił spokojnie Michael.
Dylan patrzył na niego chwilę, wreszcie odchrząknął.
- Trochę nagle, co?
- Tak - potwierdził Michael, chociaż wolałby polecieć do Las Vegas
i mieć to z głowy natychmiast. - Byłoby jeszcze szybciej, ale matka Kate
życzy sobie ślubu kościelnego.
- Dlaczego tak szybko? - badał Dylan węsząc, co się za tym kryje.
- Bo nie mamy żadnych wątpliwości - wyjaśnił Michael. Nie licząc
wątpliwości Kate. On był pewien, czego chce, i chciał to zrobić
najszybciej, jak się da.
- Kate? - odezwał się z dezaprobatą Justin. - Jedyna Kate, o jakiej
wspominałeś, to twoja asystentka.
- Już nie jest moją asystentką. Będzie moją żoną.
- Coś tu nie gra. - Justin był podejrzliwy. - Dałbym głowę, że masz
tak samo antymałżeńskie nastawienie, jak ja.
- Nie czepiaj się. - Zrobił unik Michael. - Chciałem tylko zaprosić
was na ślub. Mama Kate kazała mi zaprosić rodzinę, a żadnej nie mam.
Wy najbardziej przypominacie moją rodzinę, więc jeśli chcecie przyjść, to
wspaniale. Jeśli nie, nie ma sprawy.
Justin i Dylan wymienili spojrzenia. Justin wzruszył ramionami.
- Jasne, że przyjdę. Ale uważam, że popełniasz błąd. Małżeństwo to
niepewna i kosztowna inwestycja. Wysysa facetowi całą zawartość
portfela. Oczywiście, dzieci są następne w kolejności, jeśli chodzi o
R S
57
koszty... - Justin urwał, gdy nagle coś do niego dotarło. - Dzieci - powtó-
rzył, kręcąc głową. - Ty nie... - Skrzywił się. - A niech to. Ona nie jest...
- Daj spokój - przerwał Dylan, prawidłowo odczytując wyraz twarzy
Michaela. - Czego się dowiedziałeś o schronisku dla samotnych
nastoletnich matek?
- Przyzwoita organizacja. Moim zdaniem, powinniśmy im coś dać.
Justin łyknął piwa i pokręcił głową.
- Co za cudowna ironia losu.
Michael wszedł do swojego mieszkania. Był zirytowany rozmową ze
swoimi partnerami filantropami. Ich domyślne miny i sceptyczne uwagi
drażniły go. Chciał być wreszcie po ślubie.
- Kate! - zawołał, gotów na następny krok. - Kate, mam coś dla
ciebie.
Wyjrzała z sypialni i popatrzyła na niego nieufnie.
- Co?
- Przyniosłem ci... - O dziwo, zadzwonił telefon. Rzadko dzwonił,
chyba że w sprawach służbowych. Podniósł słuchawkę.
- Słucham?
- Kate Adams? - spytał męski głos po chwili ciszy.
- Jest tutaj - odpowiedział. Zmarszczył czoło, zirytowany. - A kto
dzwoni?
- Jeremy - odezwał się głos w słuchawce. - Jeremy Ridgway.
Chodziliśmy ze sobą na studiach.
Michael podał słuchawkę Kate.
- Jeremy Ridgway. Masz trzydzieści sekund na spławienie go,
inaczej ci pomogę.
- Trzydzieści sekund! - Kate otworzyła szeroko oczy.
R S
58
- Skąd ma numer? - spojrzał groźnie Michael.
- Skoro już zostałam tu uwięziona, kazałam przekierowywać
rozmowy.
- Dwadzieścia sekund.
Kate spojrzała na niego wrogo i odwróciła się plecami.
- Jeremy, kopę lat. Tak, zmieniłam mieszkanie - powiedziała i
urwała. - Tak, masz rację. Zawsze lubiłam żagle, ale...
- Dziesięć sekund - mruknął Michael za jej plecami.
- Nie mogę. Moja druga połowa - powiedziała, wznosząc oczy do
nieba - może się sprzeciwiać. Ale dzięki. I pozdrów siostrę. Pa. - Odłożyła
słuchawkę i rzuciła mu lodowate spojrzenie. - Czy to było konieczne?
- Druga połowa? - powtórzył, zgrzytając zębami.
Kate przestąpiła z nogi na nogę.
- Zaskoczył mnie. Nic innego nie zdążyłam wymyślić.
Michael policzył do dziesięciu. W pracy nic nie mogło go aż tak
wyprowadzić z równowagi. Wyjął z kieszeni pudełko od jubilera, otworzył
i podał jej.
Kate w milczeniu wpatrywała się w pierścionek. Tym razem już nie
okazała przerażenia. Odetchnęła głęboko i w końcu spojrzała mu w oczy.
- Piękny.
Wyjął z pudełka pierścionek z brylantem otoczonym perełkami.
- Będziesz go nosić.
Przygryzła wargę.
- Ja... Po co ten pośpiech. Naprawdę możemy poczekać ze ślubem.
Po mnie jeszcze nic nie widać.
Cierpliwość Michaela wyczerpała się. Sięgnął po mocne argumenty.
R S
59
- A jak zamierzasz wytłumaczyć rodzicom szybkie pojawienie się
dziecka?
- No dobrze. - Westchnęła z rezygnacją. - Skąd wiedziałeś, że lubię
perły?
- Nosiłaś w biurze kolczyki z perłami. Często ich dotykałaś, jakbyś
lubiła ich kształt.
W jej niebieskich oczach ukazało się zdumienie połączone z
zalotnością.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że to zauważałeś.
- Zauważam wiele rzeczy - zapewnił, wsuwając pierścionek na jej
palec. - Pasuje. - Przyciągnął ją do siebie.
- Jeszcze pocałunek.
Poczuł jej podniecający zapach i walczył z pragnieniem
przypieczętowania tej chwili czymś więcej. Jej wargi były miękkie, pełne i
kuszące.
- Mąż - zamruczał. - Powiedz to.
- Narzeczony - poprawiła, odsuwając się, ale patrząc mu w oczy. Jej
opór, na zmianę, podniecał go i frustrował.
- Po kolei.
Michael opanował niecierpliwość. Lepsze to niż określenie „druga
połowa".
- Przekaż mamie, że dwaj moi przyjaciele przyjdą na ślub.
- Słucham? - Otworzyła szeroko oczy.
- Dwóch moich...
- Nie wiedziałam, że masz jakichś przyjaciół - wymknęło jej się. - To
znaczy, praca wypełniała ci cały czas i wydawało się, że nie starcza go już
na przyjaźnie.
R S
60
- Znamy się od dawna. Oni też mieszkali w Domu dla Chłopców w
Granger.
- A przedstawisz mi ich?
- Jasne - odparł Michael. - Przecież powiedziałem, że przyjdą na
ślub.
- Ale ja chciałam przed ślubem.
- Zobaczymy. Coś się wydarzyło, o czym powinienem wiedzieć?
- Dzisiaj nie.
Uniósł brew, słysząc te słowa.
- A jutro?
- Mam wizytę u lekarza.
- Jakieś problemy?
- Badania okresowe - machnęła ręką. - Pielęgniarka mówiła, że być
może usłyszę już bicie serca dziecka.
- O której?
- O drugiej w Robinson Medical Center. Doktor Dent.
- Mam telekonferencję z nowym szefem zespołu badań z
Zachodniego Wybrzeża.
- W porządku - obojętność w jej głosie była trochę udana. - Nie ma
potrzeby, żebyś szedł ze mną.
Michael ledwo zdążył. Przełożył telekonferencję, ale ruch na drogach
i nowa beznadziejna asystentka sprzymierzyły się przeciw niemu. Wpadł
do przychodni dwadzieścia po drugiej i wdarł się do gabinetu lekarza.
Kate leżała na stole, a lekarka przyciskała stetoskop do jej brzucha.
- Myślałam, że masz zebranie! - wykrzyknęła zaskoczona.
- Przełożyłem. Lekarka podniosła wzrok.
R S
61
- Doktor Dent - przedstawiła się. - Czy pan jest ojcem? Na to pytanie
Michael poczuł ucisk w żołądku, ale skinął głową.
- Michael Hawkins.
- Próbuję znaleźć serce dziecka. Może być za wcześnie, by usłyszeć
bicie, ale... - Przesunęła stetoskop, po czym uśmiechnęła się i przekręciła
pokrętło na małym wzmacniaczu. - O, jest.
Michael wsłuchał się w szybki stukot, a jego spojrzenie napotkało
pełne zachwytu oczy Kate.
- Bije tak szybko - wyszeptała.
- Mieści się w normie - zapewniła lekarka. - Ma mocny ton. Tylko
jedno - dodała z uśmiechem.
Zauroczony Michael wsłuchiwał się w maleńkie serce. Jego dziecko.
Istniało od paru miesięcy, ale jedyną tego oznaką były poranne mdłości
Kate. Bicie serca stanowiło niezaprzeczalny dowód. Maleńki człowieczek,
całkowicie zależny od niego i Kate.
Lekarka zabrała stetoskop, udzieliła im kilku standardowych porad i
wyszła. Kate poprawiła ubranie, po czym spojrzała na Michaela. Zobaczył
w jej oczach zachwyt i powagę, które sam odczuwał.
Chwycił ją w ramiona i położył dłoń na jej brzuchu. Pocałował ją.
Kate przykryła jego dłoń własną i zareagowała namiętnie. W Michaelu
obudziło się gwałtowne pożądanie.
- Gabinet lekarski - mruknął pod nosem i odsunął się.
- Musimy być ostrożni, by niczego nie zepsuć - ostrzegła.
- Nie zepsujemy - zapewnił z determinacją.
- Skąd ta pewność?
- Ja mam pieniądze. Ty masz serce. Zmarszczyła z niepokojem brwi.
- Gdyby cokolwiek mi się stało... - zaczęła.
R S
62
- Nie stanie się - przerwał Michael natychmiast. - Nie pozwolę na to.
- Nie wiedziałam, że masz i w tych sprawach coś do powiedzenia -
uśmiechnęła się łagodnie. - Życie i śmierć nie zależą od nas. Jeśli coś mi
się stanie, twoje pieniądze nie wystarczą. Będziesz musiał wyhodować w
sobie serce.
Na samą myśl o tym Michael oblał się zimnym potem.
Dzień ślubu zbliżał się szybko. Kate nie mogła dłużej znieść napięcia
panującego w mieszkaniu Michaela i postanowiła odwiedzić schronisko
dla samotnych nastoletnich matek. Chociaż nie miała już kilkunastu lat i
lada dzień miała wyjść za mąż, czuła więź z mieszkankami schroniska.
Dom, znajdujący się w zachodniej części miasta, był w początkach
stulecia niewielkim pensjonatem. Budynek przypominał jej starszą damę,
może nie zamożną, ale schludną i na swój sposób elegancką.
Recepcjonistka, która ją powitała, Tina, była w szóstym miesiącu ciąży i
miała szesnaście lat.
- Przykro mi, panią dyrektor nagle wezwano. Jedna z dziewczyn
zaczęła rodzić. Ale mogę pani trochę opowiedzieć o domu.
- Proszę - zgodziła się Kate, odnosząc wrażenie, że Tina sporo
przeszła jak na swój wiek.
- Wszystkie dziewczyny, które tu przychodzą, nie biorą narkotyków i
zostały w zasadzie wyrzucone ze swoich domów. Dostają tu bezpłatne
porady i opiekę lekarską. Pięć razy w tygodniu przychodzi instruktor i
uczy nas podstaw pielęgnacji i innych rzeczy. Wszystkie pomagamy w
gotowaniu, sprzątaniu i w biurze. Wieczorem wszystkie musimy wrócić do
ustalonej godziny, ale skoro większość ojców ulotniła się, mało która ma
ochotę na randki - dodała ponuro.
- Co się staje z dziećmi?
R S
63
- Niektóre dziewczyny oddają je do adopcji. Większość nie i to jest
główna troska pani Lambert, naszej dyrektorki. Dużo dziewcząt chce
zatrzymać swoje dzieci, ale nie jest łatwo o pracę. Pani Lambert szuka
kogoś, kto nauczyłby nas obsługi komputera, tylko ciężko o ochotników,
bo specjaliści od komputerów zarabiają góry forsy.
Dziwne, ale Kate czuła się tu bardziej swojsko niż u Michaela.
Gdyby musiała spędzać całe dnie tylko na zakupach i szukaniu nowego
domu, umarłaby z nudów.
- Chyba znam kogoś, kto mógłby pomóc - powiedziała. - Jakie macie
komputery?
Tina skrzywiła się.
- Mamy jeden. - Wskazała zabytek umieszczony w biurze. Kate
spojrzała na urządzenie i westchnęła.
- Niewiele młodszy od domu, co? Tina roześmiała się.
- Cóż, może już być tylko lepiej.
Wracając, Kate wpadła do sklepu komputerowego i kupiła dwa
urządzenia. Całe popołudnie i wieczór spędziła nad nimi w swoim
własnym domu. Chciała znaleźć się w znajomym miejscu, a poza tym nie
widziała powodu, dla którego nie miałaby tam wpadać co jakiś czas.
Rozległo się pukanie do drzwi, które otworzyły się zaraz potem.
Zobaczyła Michaela. Popatrzył na dwa komputery.
- Co ty wyrabiasz?
- Instaluję dwa komputery, które dzisiaj kupiłam.
- Ale już masz komputer i laptopa. - Podszedł bliżej. - To nie jest
najlepszy procesor.
- Nie bądź snobem - wytknęła mu. - Może to i nie ostatni krzyk
mody, ale wystarczy. Jest szybki. Mam zamiar podarować go, Claire i
R S
64
Delores - domowi dla samotnych nastoletnich matek, bo mają tylko jeden,
chyba z czasów wojny secesyjnej. Byłam tam dzisiaj. Potrzebują kogoś do
nauki obsługi komputera i mam zamiar się zgłosić.
- Claire i Delores - mruknął. - Nigdy nie doszedłem, dlaczego
nazywasz wszystkie maszyny.
- Dzięki temu nie rozwalam ich na kawałki, kiedy się zawieszają.
- Dlaczego nie zabrałaś ich do mojego mieszkania?
- Nie lubię twojego mieszkania - odparła. Czuła, jak patrzy na jej
plecy. Napięcie, które ją Opuściło, zaczęło wracać.
- Dlaczego?
- Jest nagie - wyjaśniła. - Nie ma żadnych bibelotów. Żadnych
pamiątek. Nic o tobie nie mówi.
- Nie wiedziałem, że to warunek - stwierdził sucho.
- Nie mam ślicznych zdjęć z dzieciństwa.
Kate poczuła niemiłe ukłucie na myśl o straconym dzieciństwie
Michaela, ale było już za późno, a jego bliskość ją denerwowała.
- Dlaczego? - spytała. - Byłeś brzydkim dzieckiem? Zamarł, po czym
zaśmiał się.
- To pewnie kwestia gustu. Chcesz przerobić mieszkanie?
- Nie. Bo wtedy to będzie moje mieszkanie, a nie twoje - odparła,
instalując na komputerze ostatni program.
- Muszę znać twoje upodobania, ulubione kolory, jaką sztukę lubisz,
co sprawia, że jest ci dobrze i wygodnie... nie licząc ciasteczek z czekoladą
- dodała, przypominając sobie, że je podkradał, ile razy przynosiła trochę
do biura.
Delikatnie ujął jej podbródek, aż spojrzała na niego.
R S
65
- Lubię niebieski. Nie lubię sztuki, której nie rozumiem. Lubię dużo
okien, ale bez ciężkich zasłon. Lubię wygodne meble. Lubię rośliny i
kwiaty, które przeżyją kontakty ze mną. I lubię ciebie - dodał, a jego oczy
składały obietnice, o których wiedziała, że mógł je spełnić - w moim
łóżku.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Następnego dnia Kate zawiozła Delores i Claire do schroniska dla
samotnych nastoletnich matek. Dyrektorka zrobiła na niej bardzo dobre
wrażenie. Poza tym, nie mogąc dłużej znieść beżowego wnętrza
mieszkania Michaela, kupiła kilka rzeczy dla dodania koloru.
Wynajdowała sobie zajęcia, by zagłuszyć narastającą panikę powodowaną
przez coraz bliższą datę ślubu.
Chociaż Kate nigdy nie uważała się za bezradną, teraz miała
wrażenie, że jest myszą, a Michael pewnym siebie, zwinnym kotem.
Widziała, jak negocjował połączenia firm, gdy załogi przejmowanych
przedsiębiorstw były zadowolone, chociaż zostawały połknięte. Jego
władczość przyciągała ją, ale jednocześnie wywoływała pragnienie
ucieczki. Sama świadomość, że jest blisko i pragnie jej, nie dawała spać.
Minął kolejny dzień. Rodzice Kate telefonicznie przypomnieli o
swym przyjeździe następnego dnia. Oprócz tego po południu był dziwny
telefon z domu dla nastoletnich matek. Kiedy już była pewna, że krew w
żyłach Michaela jest zielona jak dolary, udowodnił, że się pomyliła.
Michael przyjechał do domu koło ósmej wieczorem. Zakopał się w
pracy. Świadomość, że Kate śpi w jego łóżku, wprawiała go w nieustanne
R S
66
podniecenie. Wiedział wszystko o wyczuciu czasu w negocjacjach i miał
świadomość, iż popychał Kate do tego małżeństwa. Nakłanianie jej do
kochania się z nim przed ślubem mogło zagrozić ostatecznemu celowi.
Sytuacja była napięta i nie chciał naruszać koniecznej, a chwiejnej
równowagi. Była teraz emocjonalnie rozchwiana, a ciągnięcie jej do łóżka
mogłoby skłonić ją do ucieczki. Rozumiał to, ale z trudem udawało mu się
opanować żądze.
Zapach wspaniałego, domowego posiłku i ciasteczek z czekoladą
powitał go w drzwiach.
- O Boże. Umarłem i jestem w niebie.
- Witaj - powitała go z uśmiechem.
Miała na sobie krótką spódniczkę, która natychmiast go
zafascynowała. Znowu pomyślał, że Kate ma wspaniałe nogi. Smukłe
kostki, kształtne łydki, jedwabiste uda. Stłumił westchnienie, ogarnięty
nagłym podnieceniem. Rozluźnił kołnierzyk.
- Co to za okazja?
- Pożegnalna kolacja - wyjaśniła. Serce w nim zamarło.
- Co takiego?
- Jutro przyjeżdżają moi rodzice - uspokoiła go z bladym uśmiechem.
Michael nieco się odprężył. - Lubisz duszoną wołowinę?
- Tak. - Obserwował, jak kołyszą się jej biodra, gdy szła w stronę
kuchenki. Obiecał sobie, że niedługo konsumpcja nie ograniczy się do
jedzenia.
Po kolacji Kate zrezygnowała z jego oferty pomocy w sprzątaniu ze
stołu. Szybko się z tym uwinęła, po czym wpatrzyła się w niego uważnie.
Zaniepokoiło go jej skupione spojrzenie. Podeszła do niego zdecydowanie.
- Muszę ci przekazać podziękowania.
R S
67
- O czym mówisz? - Zmarszczył czoło.
- O schronisku dla samotnych nastoletnich matek. Odebrałam telefon
z podziękowaniem za dwadzieścia komputerów, które dostarczono dzisiaj,
razem z darowizną w wysokości ćwierć miliona dolarów.
- A co to ma wspólnego ze mną? - Wzruszył ramionami.
- Uważam, że właśnie ty - wskazała palcem na jego pierś - masz z
tym coś wspólnego. - Niebieskie oczy wpatrywały się w niego badawczo. -
Powiedziałam ci, czego im trzeba, a na drugi dzień pojawiają się
komputery i pieniądze. Za duży zbieg okoliczności.
- Z pewnością wszędzie szukali pomocy. Mnóstwo ludzi mogło to
zrobić, żeby uzyskać odpis od podatku.
W jej oczach błysnęła niecierpliwość.
- Nie pozwalam ci sprowadzać wszystkiego do odpisu od
opodatkowania.
- Nie mogę wziąć za to odpowiedzialności - oznajmił Michael,
myśląc o przysiędze milczenia, którą złożył.
Zmarszczyła brwi, zdezorientowana.
- Twierdzisz, że nie miałeś nic wspólnego z tymi darowiznami?
- Osobiście nie brałem w tym udziału - sprecyzował.
- A jeśli przypadkiem miałbyś w tym udział, to twoją jedyną
motywacją był odpis podatkowy - dokończyła, zniechęcona jego unikami.
- Zgoda. Gdybyś znał kogoś, kto choć częściowo za to odpowiada, możesz
mu to przekazać. - Pochyliła swoje smukłe, kuszące ciało i przycisnęła usta
do jego warg. - Przekaż w moim imieniu słowa podziękowania i
wdzięczności. - Muskała raz po raz ustami jego usta.
Michael przejął kontrolę nad pocałunkiem, pochłaniając jej usta tak,
jakby chciał pochłonąć ją całą. Smakowała jak ciasteczka z czekoladą, a jej
R S
68
ciało było obietnicą niewysłowionych rozkoszy. Przesunął ręce na jej
pośladki i przyciągnął bliżej.
Poruszyła się lekko, a on jęknął. Wsunął palce pod gumkę majteczek
i dotknął jedwabistej, gładkiej skóry.
Rozwiązała mu krawat i rozpięła koszulę. Przemknęło mu przez
głowę, że jeśli Kate tak nagradza darowizny na cele charytatywne, to jest
gotów zostać największym filantropem w St. Albans.
Zdjął jej bluzkę, usiadł na sofie i posadził Kate na swych kolanach.
Widok jej piersi w koronkowych miseczkach stanika przypomniał mu, jak
na niego reagowała tamtej wspólnej nocy, jak niczego mu nie odmawiała.
Tłumione potrzeby wybuchły ze zdwojoną siłą. Pochylił głowę do jej
piersi i odsunął koronkę na bok, by dotrzeć do sutka. Usłyszał, jak Kate
gwałtownie wciąga powietrze. Wsunął dłoń między jej uda. Chciał usunąć
wszystkie bariery między nimi. Chciał, żeby była naga. Zdarł z niej
majteczki i potarł kciukiem czuły punkt. Oddychała z trudem.
Zadzwonił telefon. Raz, drugi, aż dźwięk przedarł się przez
zmysłową mgłę, która ich otoczyła. Kate odsunęła się trochę,
zarumieniona, z szeroko otwartymi oczyma i obrzmiałymi wargami.
Patrzyła na niego, a telefon dzwonił. Żadne z nich nie mogło zmusić się do
ruchu.
- Odbierzesz? - spytała w końcu ochrypłym szeptem. Jego ciało
płonęło. Odsunął ją delikatnie i wstał odebrać telefon.
- Słucham - odezwał się i z trudem rejestrował słowa wypowiadane
przez matkę Kate. Oddał słuchawkę dziewczynie.
Patrzyła mu w oczy, a w jej spojrzeniu tak wyraźnie odbijały się
kobiece pragnienia, że miał ochotę wyrzucić telefon przez okno. Jednak po
R S
69
chwili zagryzła wargi i odwróciła wzrok, zakrywając oczy dłonią. Mówiła
coś cicho do słuchawki. Odłożyła ją po chwili i spojrzała na niego.
- Rodzice przyjechali wcześniej. Czekają u mnie w domu.
Chociaż nogi miała jak z waty, zmusiła je do ruchu. Wstała, a
częściowo rozdarte majteczki zsunęły się na podłogę. Kręciło jej się w
głowie. Byli tak blisko. Drżały jej kolana.
Michael chwycił ją i przytulił.
- Dobrze się czujesz?
- Za moment. - Zbierało jej się na płacz. - Tylko że... byłam
naprawdę...
- Ja też - rzucił szorstko, co nie najlepiej podziałało na jej i tak
rozstrojone nerwy. - Jeszcze tylko tydzień - pocieszał ją i siebie. - Odwiozę
cię.
- Sama pojadę.
- Ledwo chodzisz, więc nie pozwolę ci prowadzić - oznajmił twardo.
Na drżących nogach dotarła do łazienki. Większość rzeczy i tak
zostawiła w domu, więc musiała zabrać tylko kilka drobiazgów. Kiedy
opuścili mieszkanie, szła obok Michaela z zamkniętymi oczami.
Mogła się przy nim całkiem zatracić. Oddałaby mu się znowu i
potem jeszcze raz. Nie miała pojęcia, jak przy tym ochronić swoje serce.
Była świadoma, że mogła ulec Michaelowi tak, że zmieniłoby to ją na
zawsze. Jednak wiedziała również, że on nigdy nie odpłaciłby jej podobną
uległością.
Kiedy Michael zajechał przed dom, rodzice Kate wybiegli ze swojej
przyczepy na powitanie. Mama chwyciła ją w ramiona.
- Jestem taka szczęśliwa, skarbie - powiedziała głosem drżącym od
łez. - Odkąd się urodziłaś, marzyłam o twoim ślubie.
R S
70
Ojciec uścisnął rękę Michaela.
- Gratulacje, synu. Znalazłeś prawdziwą perłę, ale pewnie już o tym
wiesz.
Fałsz całej sytuacji przyprawiał ją o mdłości. Jak ona wytrzyma cały
tydzień takiej obłudy? Kate zamknęła oczy i uścisnęła mocniej mamę.
- Zostawię was teraz samych. Z pewnością zmęczyła państwa
podróż, a Kate organizowała przeprowadzkę, więc też jest wyczerpana.
- Nie musisz jechać - zaprotestowała matka Kate. Michael pokręcił
głową.
- Nie chcę wam przeszkadzać. - Spojrzał Kate w oczy i sięgnął po jej
dłoń. - Musisz odpocząć - oznajmił i przyciągnął ją do siebie. Pochylił
głowę i pocałował ją mocno, aż straciła dech.
- Co ty robisz? - szepnęła mu do ucha. Wtulił twarz w jej szyję.
- Chciałaś, żebym przy twoich rodzicach udawał zakochanego po
uszy. Jak mi idzie?
Następne parę dni wypełniły intensywne przygotowania ślubne,
którymi dowodziła z entuzjazmem jej mama. Kate miała wrażenie, że
spędza dnie w wielkim wesołym miasteczku. Była tak zajęta
przekonywaniem rodziców, że wszystko jest idealnie, że do nocy nie miała
czasu myśleć. Leżąc sama w łóżku, zastanawiała się, co będzie po ślubie.
Czy zdołają z Michaelem stworzyć trwały związek, kiedy tylko jedno z
nich wierzyło w miłość?
Odsunęła od siebie tę myśl i razem z matką podjęła się misji
odnalezienia zdjęć Michaela z dzieciństwa.
- Nie będzie dobrze, jeśli na weselu będą twoje zdjęcia z dzieciństwa,
a Michaela nie - upierała się mama. - Wiem, że nie miał rodziny, ale ktoś
gdzieś musi mieć jakieś zdjęcia.
R S
71
Odwiedziły więc Dom dla Chłopców w Granger. Kate patrzyła na
duży, ciemny hol i zastanawiała się, jak wyglądało życie Michaela.
Zauważyła, że okna zasłaniały ciężkie zasłony, a podłogi były z ciemnego
drewna. W zimie na pewno wciąż hulały tu przeciągi, a chociaż było
czysto i schludnie, niemal czuła zapach braku nadziei i desperacji.
Marszcząc czoło, zajrzała do gabinetu.
- Dzień dobry. Może pani nam pomoże?
Stojąca przy biurku młoda kobieta o niezwykłych zielonych oczach
spojrzała na Kate i jej mamę.
- Nie wiem. Chyba wszyscy poszli na obiad. Nie pracuję tu, ale mogę
powiedzieć, że znam to miejsce. Moja mama prowadziła kiedyś stołówkę,
więc tu dorastałam.
- Szukamy zdjęć - powiedziała mama Kate. - Moja córka wychodzi
za mąż za jednego z dawnych wychowanków, Michaela Hawkinsa...
- Michael! - wykrzyknęła zaskoczona kobieta, po czym uśmiechnęła
się serdecznie. - Michael się żeni? Zadziwiające.
Kate podzielała tę opinię.
- Gratulacje - ciągnęła kobieta. - Kiedy go znałam, był dobrym
człowiekiem. - Wyciągnęła rękę. - Jestem Alisa Jennings. Właśnie
sprowadziłam się z powrotem w te okolice i odświeżam wspomnienia.
Kate uścisnęła jej dłoń. Natychmiast polubiła tę młodą kobietę.
- Kate Adams, a to moja mama, Betty.
- Szukacie zdjęć. Może tutaj - powiedziała, prowadząc je do
archiwum. - Na pewno przechowują je w dawnym miejscu. No właśnie -
mruknęła, przyglądając się wysokim szafom. - Nie zmienili podpisów.
- Możemy tu wchodzić? - upewniła się Betty.
R S
72
- Nie mam pewności, ale jeśli ktoś będzie miał za złe, powołamy się
na okoliczności łagodzące. - Alisa wyciągnęła szufladę i wyjęła z niej
teczkę. - O, jest Michael - powiedziała, zaglądając do środka i podając
teczkę Kate. - Większość jest czarno-biała.
Kate otworzyła teczkę i spojrzała w dorosłe oczy bardzo małego
chłopca. Poczuła ukłucie w sercu. Był chudy, ale nie mizerny. Włosy miał
troszkę za długie, a ubranie niezbyt dopasowane. Jego zacięty podbródek
świadczył o dumie i determinacji.
- Jaki poważny - mruknęła mama, zaglądając Kate przez ramię.
Kate przeglądała zdjęcia, dopatrując się w dorastającym chłopcu
podobieństwa do mężczyzny, którego znała. Ostatnie zdjęcie nie pasowało
do chronologicznego porządku. Ukazywało Michaela w wieku około
pięciu lat, ubranego w odświętne ubranko i starannie uczesanego. Stał w
objęciach matki. Miała ciemne cienie pod oczami, ale uśmiechała się, jak i
jej syn.
Stracił tak dużo tak wcześnie. Ku zdumieniu samej Kate łza
popłynęła po jej policzku. Wytarła ją szybko i podniosła wzrok.
- Czy można gdzieś to odbić?
- Za rogiem był punkt ksero. - Alisa zerknęła na drzwi.
- Dziękuję. - Kate nie czekała ani chwili. Mama ruszyła za nią.
Kiedy znalazły punkt i czekały na odbitki, Betty prowadziła monolog
na temat organizacji ślubu i wesela. Kate kiwała głową, ale nie mogła
powiedzieć ani słowa, zatopiona w myślach o Michaelu i jego
dzieciństwie. Musiałaby być z kamienia, jeśliby nie wzruszyły jej te
zdjęcia. Ile razy na któreś spojrzała, musiała zagryzać wargi.
Kiedy wszystkie odbitki były już gotowe, Betty po nie sięgnęła, ale
Kate chwyciła je pierwsza.
R S
73
- Ja wybieram - oznajmiła.
- Ale... - Betty zmarszczyła czoło.
- Ja wybiorę albo żadnego nie pokażemy. Betty spojrzała na jej
stanowczą minę.
- Patrzysz tak samo jak wtedy, kiedy oznajmiłaś nam, że przenosisz
się do St. Albans - westchnęła. - Czyli nie ma co z tobą dyskutować.
Weźmiesz chociaż pod uwagę niemowlaka?
Kate uśmiechnęła się. Wśród zdjęć znalazły też jedno
przedstawiające Michaela jako niemowlę.
- Tak, ale resztę wybiorę sama. - Miała wrażenie, że wkroczyła w
skrywaną część życia Michela, pełną bólu i niepewności. Czuła, że musi
go chronić. Było to tym dziwniejsze, że zawsze dawał do zrozumienia, iż
nie potrzebuje żadnej ochrony.
Tuż przed głównym holem wpadły na Alisę Jennings.
- O, jesteście. Sekretarka wróciła, więc może lepiej sama je oddam.
- Dziękuję - oświadczyła szczerze Kate.
- Żaden problem. - Po chwili zatrzymała się i odwróciła do nich. -
Najważniejsze, co pamiętam o Michaelu, to ciasteczka - uśmiechnęła się. -
Moja mama robiła najlepsze ciasteczka czekoladowe. Niestety, nigdy nie
było dość dla wszystkich. Ile razy je robiła, chłopcy czuli ich zapach i
ścigali się, bo kto pierwszy dobiegł, miał większe szanse na zdobycie
ciasteczek. Był jeden chłopiec, Harold Grimley, który miał nogi w
szynach, więc nigdy nie zdążał. Ale i tak zawsze dostawał ciasteczka, bo
Michael oddawał mu swoje. Założę się, że Michaela niełatwo rozgryźć, ale
to naprawdę dobry facet. - Wyjęła z kieszeni wizytówkę. - Proszę,
gdybyście jeszcze kiedyś potrzebowały kontaktów z Granger.
R S
74
Kate patrzyła za Alisą. Kolejna łza spłynęła jej po policzku. Otarła ją
i usłyszała, jak i mama pociąga nosem.
- Chodźmy, mamo - oznajmiła, biorąc się w garść. - Znowu udało ci
się dokonać rzeczy niemożliwej. Zdobyłaś zdjęcia.
Mimo protestów Kate mama uparła się na krótką próbę ceremonii
ślubnej w kaplicy. Sama od jakiegoś czasu nie spędziła z Michaelem
więcej niż kilku chwil, a widok jego zdjęć bardzo ją poruszył.
- Blada jesteś - powiedział, całując ją leciutko.
Jej serce zabiło mocniej. Przypomniała sobie, że to przedstawienie na
rzecz jej rodziców.
- Nic mi nie jest. Ostatnie parę dni były trochę męczące - odparła,
pragnąc jego wsparcia bardziej niż kiedykolwiek.
- Masz o siebie dbać. Skinęła głową.
- Twój ojciec jest na mnie zły - zawiadomił ją.
- Dlaczego?
- Nie pozwoliłem mu zapłacić za przyjęcie po próbie.
- To atak na jego ojcostwo - uśmiechnęła się Kate.
- Usiłowałem chronić jego portfel - skrzywił się Michael. Rozejrzał
się po sali. - To są przyjaciele, o których mówiłem.
Kate spojrzała na podchodzących dwóch mężczyzn. Obaj patrzyli
ostrożnie i nieufnie.
- Kate Adams, to dwaj z najzdolniejszych wychowanków Domu w
Granger, Justin Langdon i Dylan Barlow.
Justin i Dylan spojrzeli spod oka na Michaela, po czym zajęli się
Kate. Justin wyciągnął rękę.
- Michael to świetna partia, odkąd wyszedł na swoje. Wszystkiego
najlepszego.
R S
75
Chwilę potrwało, zanim sens jego słów dotarł do Kate. Justin
najwyraźniej chciał chronić Michaela. Pewnie brał ją za łowczynię
majątków. Kate uśmiechnęła się szeroko.
- To znaczy, odkąd jego majątek jest ośmiocyfrowy? Justin
obserwował ją uważnie.
- Przecież o to chodzi, prawda?
Kate westchnęła. Teraz zrozumiała, dlaczego Michael tak dużo
uwagi poświęcał pieniądzom.
- Mówiąc między nami, nie wychodzę za Michaela dla jego
pieniędzy - szepnęła. - Wychodzę za niego dla jego możliwości.
Zdezorientowany Justin zmarszczył czoło.
- Finansowych możliwości? Kate pokręciła głową.
- Nie. Chodzi o ciasteczka.
Popatrzył na nią jak na wariatkę, ale się nie przejmowała. Zwróciła
się do Dylana.
- Cieszę się z poznania was. To dla mnie wiele znaczy, że
przyszliście.
Dylan uścisnął jej dłoń i pocałował w policzek.
- Cała przyjemność po naszej stronie - odparł, podbijając ją
całkowicie.
- Niedawno spotkałam kogoś, kogo może znacie. Zabłądziłam w
okolice Domu dla Chłopców i poznałam niejaką Alisę Jennings.
- Alisa - powtórzył Dylan skupiony. - Co robiła?
- Odwiedziła akurat dom. Mówiła, że w nim spędziła dzieciństwo.
Jej mama zarządzała stołówką.
- Dziewczynka od ciasteczek - odezwał się Justin. - Przemycała dla
nas ciasteczka, kiedy musieliśmy odśnieżać.
R S
76
- Co robiłaś w Granger? - spytał cicho Michael. Za cicho, pomyślała
Kate i zadrżała.
- Pokazywałam mamie miasto. Alisa była przemiła. Powiedziała, że
właśnie sprowadziła się z powrotem do miasta.
- Słyszałem, że była zaręczona z jakimś politykiem w Connecticut -
odezwał się Justin, zerkając na Dylana. - Czy nie podkochiwała się kiedyś
w tobie?
- Dawno temu - potwierdził niedbale Dylan, ale Kate nieomylnie
wyczuła, że jego pozorne opanowanie wiele skrywało.
Mama Kate klasnęła w dłonie.
- Czas na próbę. Kate, idź na tyły kaplicy, a ty, Michael, chodź tu,
naprzód. Gdzie druhna?
- Tu jestem. - Podbiegła Donna. - Przepraszam za spóźnienie. -
Stanęła przy Kate, podczas gdy Betty wydawała instrukcje. - Wciąż
miałam nadzieję, że się opamiętasz i wszystko odwołasz - szepnęła.
- Zamilcz, kusicielko - mruknęła Kate, nie mogąc przestać dręczyć
się przyszłością.
- Na pewno chcesz to zrobić? - spytała Donna z niepokojem na
dziecinnej twarzy. - Wciąż jeszcze możesz się wycofać.
- Tu nie chodzi o pewność w tradycyjnym znaczeniu. To raczej
usiłowanie podjęcia najlepszej możliwej decyzji w beznadziejnej sytuacji.
- Ale praktyczne. Ciekawe, czy żony Henryka VIII też tak twierdziły
- prychnęła Donna.
Kate zmarszczyła czoło.
- Michael może i jest arogancki, ale nie trzyma gilotyny w piwnicy.
Poza tym jesteś moją druhną i masz mnie wspierać, nie zachęcać do
ucieczki.
R S
77
- Będę cię wspierać - obiecała. - Po przyjęciu zabieram cię na miasto.
- Wiesz, że nie mogę pić.
- Pić nie, ale możesz tańczyć - odparła ze słodkim uśmiechem.
- Czas na druhnę! - zawołała mama.
Kate stłumiła jęk paniki, gdy podszedł do niej ojciec. Donna
uścisnęła jej ramię i wyszeptała cichutko: „wciąż możesz uciec".
- No, chodź, kochanie. - Pan Adams podał córce ramię.
To tylko próba - powtarzała sobie Kate, idąc z wolna w stronę
ołtarza. Spojrzała w oczy Michaela i znowu odetchnęła głęboko. Wszystko
będzie dobrze. Musi.
- Drodzy zebrani - zaczął ksiądz, ale Kate zbyt była świadoma
obecności Michaela przy swym boku, by słyszeć, o czym mówił. Ojciec
pocałował ją w policzek i odsunął się, a Michael ujął jej dłoń.
- Kiedy powtórzycie przysięgę, powiem, że możesz pocałować pannę
młodą i...
Michael pochylił się i pocałował ją. Rozległy się śmiechy.
- Wyglądałaś tak, jakbyś zaraz miała zemdleć - szepnął, a jego oczy
pociemniały z troski. - Trzeba było jechać do Vegas.
Po niewielkim przyjęciu w pobliskim hotelu, na którym Kate
udawała, że pije szampana, i uśmiechała się podczas toastów, Donna
zabrała ją do hałaśliwego, zatłoczonego klubu nocnego.
- Chyba mam kłopoty z pamięcią - powiedziała Kate. - Przypomnij
mi, co my tutaj robimy?
- To twoja ostatnia noc jako panny. Jesteśmy tu, żeby się bawić.
Masz za zadanie zatańczyć z co najmniej dwudziestoma pięcioma
mężczyznami.
- Dwudziestoma pięcioma!
R S
78
Donna zignorowała protesty Kate. Rozejrzała się i ruchem ręki
przywołała mężczyznę z drugiego końca sali.
- Dzięki temu zapomnisz, jak wielki błąd popełniasz. To pierwszy.
Kate poszła na parkiet i tańczyła w każdym rytmie, od disco do rapu.
Donna miała rację w jednym. Było to cudownie ogłupiające. Jednak gdzieś
przy dwudziestym pierwszym partnerze rzeczywistość zaczęła powracać.
Ciąża nie dodała jej energii i Kate chciało się spać.
Udało jej się unikać wolnych tańców, ale kiedy rozległa się
romantyczna melodia, znalazła się nagle w znajomych ramionach.
Spojrzała na Michaela.
- Co ty tu robisz?
- Dbam o ciebie - odparł ponuro. - Czy Donna ma zamiar kazać ci
tańczyć na stole?
- Usiłuje mnie tylko pocieszyć.
Michael pochylił głowę i zsunął dłoń niebezpiecznie nisko na jej
biodro.
- Usiłujesz powiedzieć, że nie uszczęśliwia cię myśl o ślubie ze mną?
- spytał aksamitnym tonem, który świadczył o tym, że bynajmniej nie
cierpi z tego powodu.
- Twój przyjaciel uważa, że wychodzę za ciebie dla pieniędzy -
odparła, niezadowolona z faktu, że tak ją pociągał. Zwłaszcza kiedy
wyglądał jak teraz, z rozpiętym kołnierzykiem koszuli, rozluźnionym
krawatem i lekko potarganymi włosami.
- Justin - prychnął Michael. - Wierzy, że małżeństwo jest
odkurzaczem dla konta bankowego. Nigdy się nie ożeni.
- Też tak kiedyś mówiłeś - przypomniała mu Kate.
R S
79
- Ja miałem inne powody - odparł. Wmanewrował ją w róg sali i
pocałował w szyję. - Nie wyglądasz, jakbyś była w ciąży - mruknął. - I
fakt, że ja o tym wiem, a żaden inny facet na sali nie ma pojęcia, sprawia,
że cię pragnę. To nasz mały sekret - powiedział, całując ją mocno.
- Dlaczego usiłujesz mnie uwieść?
- Bo to mi się podoba o wiele bardziej niż ta próba ceremonii.
Zabieram cię stąd - warknął, a ona była zbyt zmęczona, by protestować, i
dała się zaprowadzić do samochodu. Pomachała Donnie od drzwi.
Michael wsadził ją do samochodu, usiadł za kierownicą i zamknął
drzwi. Natychmiast odsunął swój fotel najdalej, jak się dało, i posadził ją
sobie na kolanach.
- Co ty robisz? - Kate zamrugała zaskoczona.
Jego oczy były ciemne i niebezpieczne. Wsunął palce w jej włosy.
- Wiem, co ci chodzi po głowie od momentu próby.
Kate zaniepokoiła się. Zapewniała siebie, że przecież on nie potrafił
czytać w jej myślach.
- O co ci chodzi?
- Rozważałaś znowu wszystkie argumenty przeciw temu
małżeństwu. - Puścił jej włosy, przesunął dłoń pod jej podbródek i potarł
kciukiem wargi. - Nieustannie analizujesz wszystko, co cię we mnie
niepokoi.
- Nie boję się ciebie - zaprzeczyła, zła, że tak dobrze odczytał jej
lęki.
Pochylił się na tyle blisko, by ją pocałować, dodatkowo podrażnić
napięte nerwy. Palcem odnalazł puls na jej szyi.
R S
80
- Kłamiesz - powiedział z wargami tuż przy jej ustach. - Jeśli wciąż
będziesz o tym myślała, to jutro nie przetrwasz ślubu. Ciągle skupiasz się
na tym, co złe. Czas, żebyś pomyślała o tym, co dobre.
- Co jest dobre? - spytała, wciąż zła, że ją zapędził w kozi róg.
- Przecież muszę mieć jakieś dobre cechy, bo nie pracowałabyś ze
mną tak długo.
- Dobrze płacisz.
Rozsunął szerzej nogi i odchylił się trochę.
- Poprawka. Musi być coś, co ci się we mnie podoba, bo inaczej nie
kochałabyś się ze mną dziesięć tygodni temu. Mówiłaś, że ci na mnie
zależy, pamiętasz?
Niespokojnie odwróciła wzrok i milczała uparcie. Nie chciała
zastanawiać się nad rzeczami, które w Michaelu tak ją pociągały. Musiała
mieć do tego jasny umysł, a to było niemożliwe, gdy siedziała mu na
kolanach.
- No dobrze. - Oparł głowę na podgłówku. - Mogę czekać całą noc.
- To bez sensu - zaprotestowała. - Oboje musimy się wyspać. Jutro
będzie ten wielki dzień.
- No to przedstaw mi swoją listę - powtórzył cierpliwym tonem,
który ją rozwścieczył, bo sama nie miała już za grosz cierpliwości.
- To wariactwo - westchnęła.
- Mów sobie, że jestem wariatem, a potem powiedz mi dziesięć
rzeczy, które cię we mnie pociągają.
- Aż dziesięć!
- Dwadzieścia - odparował, jak to wytrawny negocjator.
- Ty mi nie przedstawiłeś listy dziesięciu rzeczy, które ci się we mnie
podobają. Dlaczego ja mam to zrobić?
R S
81
- Bo to ty masz wątpliwości, a nie ja.
- Jesteś niemożliwy.
- To się nie liczy - zaprotestował, a kącik jego ust uniósł się.
- No dobrze - skapitulowała. - Lubię twoje rzęsy. Podobasz mi się,
kiedy rozepniesz koszulę i rozluźnisz krawat. Podoba mi się, jak chronisz
firmę. Podoba mi się, że dałeś te pieniądze na dom dla nastoletnich matek,
chociaż nie chcesz się do tego przyznać. Podoba mi się, i jednocześnie nie,
jak na mnie patrzysz, jakbym była jedyną osobą na świecie oprócz ciebie.
Przesadzasz z tym - ostrzegła - ale podoba mi się, że tak się troszczysz o
maleństwo. I lubię, kiedy szepczesz mi do ucha tajemnice o sobie. I kiedy
przestajesz gadać o zaświadczeniach finansowych i całujesz mnie.
Jego oczy były ciemne, skupione i uwodzicielskie. Siedział spokojny
i rozluźniony, ale patrzył uważnie.
- To dopiero dziewięć.
Kate spojrzała w jego oczy i miała wrażenie, że spada w przepaść.
To, że cała jego uwaga skierowana była tylko na nią, działało mocniej niż
trzy lampki wina.
Nie mogła oprzeć się pokusie. Pochyliła się na nim.
- Ale przede wszystkim lubię twój wielki, podniecający...
R S
82
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Michael obserwował ją niczym tygrys, który zamierza skoczyć na
ofiarę.
- Tak? - zachęcił.
- Twój wielki, podniecający mózg - zakończyła śmiało.
Jego wargi zadrgały.
- Nie tego się spodziewałem - wyznał.
- Wiem. Chociaż nie we wszystkim się z tobą zgadzam - dodała
szybko, żeby mu się nie przewróciło w głowie - zawsze fascynował mnie
twój sposób myślenia.
Potarł palcem wskazującym jej serdeczny palec, pierścionek, który
jej kupił, a potem splótł swoje palce z jej. Był to zadziwiająco zmysłowy
gest, aż zrobiło jej się ciepło.
- A numer dziesięć?
Kate pomyślała o jeszcze jednym powodzie, dla którego pragnęła
Michaela, i postanowiła go zachować w głębi serca.
- Numer dziesięć to tajemnica.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował, aż zabrakło jej tchu.
- To nie wystarczy.
Potrząsnęła głową, żeby odzyskać jasność myślenia.
- Pan wybaczy, szefie, ale ma pan mnóstwo sekretów. Numer
dziesięć to moja mała tajemnica.
- Poznam wszystkie twoje tajemnice, Kate - powiedział, przyciskając
wargi do jej szyi. - Ale jutro, kiedy będziesz szła do ołtarza i znowu ogarną
cię wątpliwości, myśl o numerze dziewięć. I dziesięć.
R S
83
Zadrżała. Przesunął jedną dłoń nad jej kolano i pogładził skórę uda.
- Dowiem się, co cię rozpala - powiedział, całując jej policzek i
przesuwając rękę niebezpiecznie blisko szczytu uda. - Masz pojęcie, co się
ze mną dzieje, kiedy widzę, jak tańczysz? - spytał. - Albo jak siedzisz mi
na kolanach?
- Co? - Musiała się dowiedzieć, że działała na niego chociaż w
połowie tak, jak on na nią.
Ale Michael nie użył słów. Użył tylko swoich ust. Pocałował ją tak,
że obudziło się w niej tysiąc pragnień. Czuła jego rosnące podniecenie.
Wsunął rękę pod jej bluzkę aż do nasady piersi, ale oparł się dalszej
pokusie. Druga dłoń wsunęła się w jedwabne majteczki.
Zamruczał pod nosem.
- Pragnę cię - powiedział. - Tu, w samochodzie. - Słyszała w jego
głosie ledwie hamowane pożądanie. - Gdybyś nie była w ciąży, zrobiłbym
to - oznajmił i znowu ją pocałował.
Kate czuła ogromną pokusę, by zdjąć ubranie i odwzajemnić
pieszczoty. Delikatnie wsunął palec do środka. Kate jęknęła.
- Jutro będzie inaczej - obiecał. - Jutro będę mógł cię dotykać i
całować wszędzie. Jutro - powtórzył głosem ochrypłym z pożądania i
czegoś jeszcze - nie będziesz miała żadnych wątpliwości. Kate poczuła falę
spełnienia.
- Nie masz pojęcia, jaka jesteś pociągająca i jak cię pragnę. I jutro
będziesz moja.
Michael, zamknięty w małym pomieszczeniu przy kaplicy, poprawił
krawat. W pokoiku znajdowały się rzędy ksiąg parafialnych, niewielki
stolik z krzesłami, klęcznik. Klęcznik służył zapewne ludziom, którzy
mieli zwyczaj się modlić, ale Michael jakoś nigdy nie czuł takiej potrzeby.
R S
84
Obserwował przez okno wiosenny poranek. Był spokojny, chociaż nie do
końca. Nie były to nerwy, raczej klaustrofobia. Przywykł do samotności i
uznawał prywatność za coś oczywistego, ale ostatnio wszystko się zmie-
niło. Jego prywatność została naruszona przez mających wprawdzie dobre
intencje, ale denerwująco wszechobecnych rodziców Kate, jej kota, jej
przyjaciółki i telefony od byłych chłopaków.
Samotność działała uspokajająco na Michaela. Dzięki niej czuł, że w
pełni może polegać tylko na sobie. Oznaczała, że nie potrzebował nikogo
innego. To było dla niego ważne. Nie był pewien, jak zdoła zachować tę
samotność po ślubie z Kate, ale jakoś to będzie.
Za jego plecami otworzyły się drzwi.
- Michael...?
Odwrócił się do swojego przyszłego teścia, także ubranego w czarny
garnitur. Tom Adams był potężnym mężczyzną o życzliwych,
przenikliwych oczach.
- Jeśli chodzi o wczorajszy rachunek, to już go uregulowałem i nie
chcę do tego wracać.
Tom zaśmiał się i pokręcił głową.
- Nie. - Spojrzał na Michaela badawczo i spoważniał. - Są pewne
rzeczy, które ojciec musi omówić z synem przed jego ślubem. Skoro
twojego ojca tu nie ma, postanowiłem go zastąpić.
Michael poczuł przypływ goryczy, którą usiłował zwalczyć całe
życie.
- Jakoś sobie radziłem bez ojca.
Tom uniósł brwi i powoli skinął głową, jakby znał tajemnice
nieznane Michaelowi.
R S
85
- Nie wątpię. Ale dzisiaj podejmujesz ważną decyzję, i to wspólnie z
moją córką. Jeśli będziesz ją źle traktował, to nie obchodzi mnie, ile masz
milionów na koncie, i tak się z tobą porachuję.
- Nie zrobię Kate krzywdy. Będę się nią opiekować.
- Powodzenia. Jest niezależna jak diabli. Ale to inna sprawa.
Chciałem ci powiedzieć coś podstawowego. Powszechnie wierzy się, że
małżeństwo to układ pół na pół. Przyszedłem ci powiedzieć, że to
nieprawda. Jeśli przystępujesz do niego, sądząc, że wystarczy, jeżeli ty
włożysz pięćdziesiąt procent i Kate też, to nigdy nie dojdziecie do stu. Od
lat jestem mężem wspaniałej żony, ale mówię ci, Michael, żeby
małżeństwo ułożyło się jak należy, każdy musi włożyć sto dziesięć
procent.
Michael rozumował w podobnych kategoriach, ale nie podobał mu
się pomysł dawania tak dużo na samym początku.
- Nie wątpię w pańskie doświadczenie, ale jeśli doda się pięćdziesiąt
do pięćdziesięciu, wychodzi sto. Moim zdaniem, to starczy.
Pan Adams popatrzył na niego z politowaniem.
- Trudno w to uwierzyć, synu, ale jeśli dasz mniej niż sto procent,
wyjdziesz na zero. Dasz sto dziesięć, zwróci ci się w dwójnasób.
Rozległo się pukanie do drzwi i wszedł Justin Langdon, poprawiając
kołnierzyk.
- Pastor przypomina, że już czas. - Skinął głową ojcu Kate. - Panie
Adams.
Tom po raz ostatni spojrzał twardo na Michaela.
- Pamiętaj, co powiedziałem.
- Sto dziesięć procent - powtórzył Michael przez uprzejmość.
Tom pokręcił głową.
R S
86
- Nie, nie to. Pamiętaj... policzę się z tobą - zakończył i wyszedł.
Justin zerknął na Michaela.
- Tatuś nie wygląda na zadowolonego. Już wie, że zrobiłeś dziecko
jego córeczce?
- Nie. I nie dowie się, bo to i tak tylko niepotwierdzone plotki.
Rozumiemy się?
- Tak - westchnął Justin. - Na pewno nie chcesz się wycofać? Masz
jeszcze czas.
- Nie wycofam się.
- Gderająca żona i wrzeszczący dzieciak.
- Regularny seks i oszczędzenie dziecku mojego dzieciństwa.
Justin zastanowił się.
- Można i tak, ale dałeś jej do podpisania umowę
przedślubną, prawda? - Zapadła cisza. Justin spojrzał na niego z
przerażeniem. - Powiedz, że kazałeś spisać umowę przedślubną.
- Słucham mojego rozumu i instynktu, a jak dotąd służyły mi dobrze.
Justin jęknął akurat w chwili, w której pastor zajrzał przez drzwi.
- Przyłączycie się na krótką modlitwę przed ceremonią?
- Idź się pomodlić - szepnął Justin. - Przyda ci się.
- Nie wiem, czy dużo dłużej zniosę to twoje wsparcie duchowe -
mruknął Michael i przywitał się z pastorem.
W pokoju przed wejściem do kaplicy Betty Adams po raz szósty
poprawiała welon Kate.
- Mamo - westchnęła Kate, usiłując sama zachować spokój. - Welon
jest w porządku.
Betty wytarła nos w chusteczkę.
R S
87
- Wyglądasz tak pięknie. Planowałam ten dzień, odkąd się urodziłaś.
- Kate tylko się uśmiechnęła.
- Świetnie sobie poradziłaś w tak krótkim terminie. Dzięki, mamo.
Betty, wystrojona w suknię w kolorze morskiego błękitu,
odpowiednią dla matki panny młodej, machnęła tylko ręką.
- To nic, ale jest coś, co muszę ci powiedzieć.
Kate poczuła, jak żołądek ściska jej się jeszcze bardziej. Miała
nadzieję, że mama nie dostrzegła, iż Michael jej nie kocha.
Matka poklepała jej dłoń.
- Wiem, że jesteś dorosła, ale wiele lat przeżyłam w małżeństwie z
twoim ojcem. Katie, mąż i żona nie mogą włożyć w nie mniej niż sto
dziesięć procent. Jeśli chcesz mieć szczęśliwe małżeństwo, nie stosuj
żadnych ograniczeń. Musisz dać z siebie wszystko. Pamiętaj o tym, bo
chcę, żebyś była szczęśliwa. - Betty pociągnęła nosem, po czym jej oczy
rozbłysły. - A jeśli Michael Hawkins kiedykolwiek cię skrzywdzi, to
osobiście odpowie przede mną.
Kate zerknęła na swoją mamę o wzroście metr pięćdziesiąt pięć i
poczuła przypływ rozbawienia i czułości.
- Na pewno wolałby mieć do czynienia z wściekłym lwem -
uśmiechnęła się.
Rozległo się pukanie do drzwi i zajrzała Donna.
- Zaczynamy.
Żołądek podszedł Kate do gardła. Betty uścisnęła ją i szybko wyszła.
- Jeszcze możesz się wycofać - powiedziała Donna.
- Nie wycofuję się. Wychodzę za mąż.
- Wiem, po to tu jesteśmy. Chciałam ci tylko przypomnieć, że wciąż
możesz zmienić zdanie. To ostatnia chwila.
R S
88
Kate przesunęła dłonią po brzuchu.
- Chyba za późno.
- Fakt, ale nadal uważam, że podróż do Paryża to dużo lepszy
pomysł.
- Donna - ostrzegła Kate, idąc w stronę drzwi.
- Co?
- Zamknij się i potrzymaj mi bukiet. - Kate zobaczyła ojca idącego w
jej stronę i poczuła gwałtowną panikę. Rozciągnęła usta w coś na kształt
uśmiechu. - Cześć, tato.
- Cześć, kochanie. Nadchodzi wielka chwila - powiedział zduszonym
głosem. Kate poczuła się jak oszustka. Pomyślała o pełnym miłości
małżeństwie rodziców. W porównaniu z nim jej związek miał być
zwykłym kłamstwem. Przypomniała sobie, że robi to wszystko dla ma-
leństwa. Ujęła ramię ojca.
Idąc w stronę ołtarza, od razu zobaczyła Michaela. Wyglądał na
zdecydowanego, ale nieobecnego myślami. Poczuła kolejną falę
zdenerwowania. A jeśli się nie uda? Jeśli skończy się tak, że ona go
pokocha, a on jej nigdy?
- Numer dziesięć - powiedziała do siebie. - Ciasteczka -
przypomniała sobie hojność chłopca, którym Michael kiedyś był.
- Nic ci nie jest, skarbie? - szepnął ojciec. Kate skinęła głową.
Ciasteczka.
Dotarła w końcu do boku Michaela, a ojciec podał jej dłoń
przyszłemu mężowi. Potem wszystko stało się nierealne. Pastor przemówił
krótko, ona i Michael powtórzyli słowa przysięgi, a pastor nagle oznajmił:
- Ogłaszam was mężem i żoną.
R S
89
Michael pocałował ją wystarczająco długo, by to do niej dotarło, po
czym szepnął jej do ucha. - Już prawie po wszystkim.
Uściski i życzenia od rodziny i przyjaciół. Przyjęcie. Kate czuła się
jak nakręcana zabawka, której sprężyna jest już niemal zdezelowana.
Michael musiał wyczuć, że jest u kresu sił. Odgrywając niecierpliwego
pana młodego, zabrał ją z przyjęcia do hotelowego apartamentu.
Jak tylko zamknął drzwi, zaczęła drżeć. Zawstydzona opadła na
fotel, zanim nogi się pod nią ugięły.
Michael patrzył na nią w milczeniu, po czym zniknął w łazience.
Usłyszała szum prysznica. Wrócił i ruszył prosto w jej stronę.
- Jesteś bielsza niż ta sukienka - powiedział, klękając, by zdjąć jej
buty. - Wstań - polecił.
- Co ty...?
- Po prostu rób, co ci mówię. - Jak tylko wstała, rozpiął jej sukienkę.
- Co... - Była wstrząśnięta.
Jednym ruchem zdjął z niej sukienkę i halkę, potem ściągnął jej
pończochy. Zarumieniła się, tak nagle obnażona.
- Ja... ja...
Zanim się zorientowała, rozpiął jej stanik i wziął ją na ręce. Zaniósł
do dwuosobowej kabiny prysznicowej i delikatnie wepchnął do środka.
Kate stała przed strumieniem wody, zbyt zaskoczona, żeby się
ruszyć. Po kilku sekundach dołączył do niej Michael, nagi. Położył dłonie
na jej ramionach i popchnął ją pod strumień.
Pokręciła głową.
- Co ty wyrabiasz?
- Zaczęłaś się zamykać w sobie - wyjaśnił.
R S
90
- Nienawidzę udawania - powiedziała, powoli uświadamiając sobie
siłę i ciepło jego ciała. Coś prawdziwego i ciepłego w dniu, który wydawał
się nieprawdziwy i zimny. Jego mokre ramiona lśniły. Przesunęła
wzrokiem na jego brzuch i niżej. Teraz był jej mężem.
- Koniec udawania. - Pochylił głowę i przesunął językiem po jej
piersi.
Kate zadrżała i uniosła ręce, by chwycić się jego ramion. Spojrzał na
nią, a krople wody zawisły na jego ciemnych rzęsach.
- Przypieczętujmy umowę - powiedział zmysłowym tonem,
pasującym do sytuacji. Obdarzał ją niekończącymi się pocałunkami, a
woda spływała po nich.
Kate była aż nazbyt świadoma jego podniecenia. Jej samej robiło się
gorąco. Musiała skończyć to udawanie. Chciała czuć.
Jego palce śmiało błądziły po jej śliskiej skórze. Dotknął jej ramion,
potem piersi. Podrażnił wrażliwe sutki, po czym sięgnął do jej brzucha,
głaszcząc go, jakby ciąża była już widoczna i wyczuwalna. Potem sięgnął
jeszcze niżej.
Sprawiał, że pragnęła tak wiele. Pocałowała go z niecierpliwością,
jaką w niej wywołał. Jej ręce stały się dziwnie niespokojne. Z rozkoszą
gładziła wilgotną skórę jego piersi, brzucha i niżej. Wydał z siebie niski
jęk aprobaty, który poruszył wszystkie jej zmysły.
- Pragnę cię na wszystkie możliwe sposoby - mruczał, przesuwając
wargami po jej ciele. Pożerał ją, jakby za długo odmawiano mu
wszystkiego. Ssał jej nabrzmiałe piersi, jakby nigdy nie miał mieć dość.
Kate wstrzymała oddech, czując, jak jego język znaczy gorący ślad
na jej skórze. Osunął się na jedno kolano i potarł policzkiem jej brzuch i
udo, po czym pocałował ją w ten najbardziej intymny sposób.
R S
91
Gdy ugięły się pod nią kolana, złapał ją, zanim upadła. Jego oczy
były pełne żądzy. Przycisnął ją plecami do chłodnej glazury.
- Trzymaj się - polecił i zachęcił, by objęła go nogami w pasie.
Patrząc jej wciąż w oczy, posiadł ją jednym płynnym, pewnym
ruchem. Wszystko, jego ciało, spojrzenie, mówiło: ,,jesteś moja".
- Och, Kate - mruknął. - Jesteś taka cudowna.
Po chwili Kate zesztywniała, obejmując go mocno. Wstrząsnął nim
dreszcz, gdy moment później sam osiągnął szczyt. Wciąż obejmując ją
mocno, pochylił głowę i lekko pocałował nagą skórę ramienia.
- Czy teraz wszystko jest bardziej prawdziwe?
- Tak. - Kate objęła go mocno, wdychając jego zapach.
Dwie godziny później Kate zbudziła się i dostrzegła obok siebie
śpiącego Michaela. Wiedziała, że to niezwykły widok. Nie lubił tracić
czasu i denerwowało go, że nie jest w stanie do końca przezwyciężyć
potrzeby snu.
Mój mąż - pomyślała i poczuła szybsze bicie serca. Budzenie się
przy Michaelu Hawkinsie to jak przebudzenie w łóżku z potężnym, dzikim
zwierzęciem. Cień rzucany na policzki przez ciemne rzęsy łagodził trochę
ostre rysy twarzy.
Kate zastanawiała się, co mu się śni. Ostrożnie uniosła rękę, by
dotknąć jego włosów.
Jego oczy otworzyły się gwałtownie, a dłoń chwyciła jej nadgarstek.
Wstrzymując oddech patrzyła w jego tygrysie oczy.
- Co robisz? - spytał.
- Patrzę, jak śpisz - odpowiedziała i uśmiechnęła się. - To taki rzadki
widok.
- Nie tylko patrzyłaś - zauważył, przyciągając ją bliżej.
R S
92
- Miałam zamiar dotknąć twoich włosów - przyznała. - Następnym
razem ograniczę się do myślenia, żeby cię nie obudzić.
Powoli pokręcił głową, patrząc jej prosto w oczy.
- Możesz śmiało dotykać - odparł, unosząc jej dłoń do swoich
włosów.
- Zastanawiałam się też, co ci się śni.
- Nic - odparł. - Mało śpię, to i snów mam niewiele. Nie bardzo
chciała wierzyć, że człowiek z takimi wizjami nie miał snów.
- Ale masz tajemnice i chcę je poznać. Jego spojrzenie stało się nagle
bardzo odległe.
- Nic ciekawego. Nie musisz zawracać sobie głowy moimi
tajemnicami. - Pochylił głowę. - A poza tym to nasza noc poślubna i mam
co do ciebie plany.
Poczuła rozczarowanie. Jednak kiedy ją pocałował, zrobiło się jej
ciepło, jej ciało stało się miękkie jak wosk, a w głowie się zakręciło.
Kochali się całą noc, a rano opuścili apartament po późnym
śniadaniu z szampanem, zjedzonym w łóżku. Kate musiała sobie darować
szampana, bo nie służył maleństwu, więc Michael podał jej sok
pomarańczowy.
Wciąż czuła się obco w jego mieszkaniu, więc przeniosła trochę
rzeczy od siebie, by było przytulniej. Obejrzała kilka domów, ale dała
sobie spokój, gdyż Michael nie mógł jej towarzyszyć. Po prostu nie czuła
się gotowa na podjęcie tak poważnej decyzji bez jego udziału.
Jak na razie przyzwyczajanie się do małżeńskiego stanu szło z
oporami. Michael kochał się z nią niemal co noc, ale dość często zdarzało
mu się nie przyjść na kolację. Nieraz przygotowywała posiłek, a on zjawiał
R S
93
się w domu dopiero po dziewiątej. Przyszło jej do głowy, że znała jego
rozkład dnia, kiedy był jej szefem, ale niezbyt jej wtedy przeszkadzał.
- Bo wtedy nie gotowałam - mruknęła do siebie, spoglądając na
zegar. - I to nie moja kolacja stygła.
Michael pojawił się w drzwiach.
- Pachnie wspaniale, ale nie mogę zostać. Muszę się spotkać z
chłopakami u O'Malleya.
- Z chłopakami? Słucham? - Zerknęła na kurczaka z parmezanem i
zastanawiała się, jak to możliwe, że wolał iść do pubu O'Malleya.
Pocałował ją lekko i rozluźnił krawat.
- Obiecałem spotkać się z Justinem i Dylanem dwa dni temu, ale
zapomniałem. Jeśli dzisiaj też się nie pokażę, mogą się tu pojawić, a nie
chcę, żeby straszyli moją nową żonę.
- Ale kolacja...
- ...wygląda cudownie - zapewnił. - Zjem, jak wrócę. To nie potrwa
długo.
- W porządku - powiedziała, ale wcale nie była zadowolona.
Wyszedł, a ona spoglądała na przygotowany posiłek. Westchnęła,
wzruszyła ramionami i wstawiła jedzenie do lodówki.
Usłyszała jakiś dzwonek, ale nie mogła go zidentyfikować. Ucichł i
rozległ się ponownie. Kate poszła za dźwiękiem do sypialni i znalazła na
łóżku komórkę Michaela. - Najwyraźniej zapomniał - stwierdziła i wzięła
ją. - Słucham?
Cisza.
- Chyba pomyłka - odezwał się ktoś w końcu.
R S
94
- Raczej nie - powiedziała szybko. - Tu mówi Kate Adams... to
znaczy Hawkins. Żona Michaela. - Wciąż trudno jej było się do tego
przyzwyczaić.
- Bill Reynolds z działu prawnego. Mam pilne wiadomości. Czy
Michael mógłby oddzwonić jak najszybciej?
- Tak - potwierdziła, zdziwiona zaniepokojonym tonem Billa.
Natychmiast zadzwoniła do O'Malleya, ale w telewizorze nad barem akurat
oglądano transmisję z meczu baseballu i hałas był tak wielki, że nie mogli
się z barmanem nawzajem usłyszeć. Kate poddała się, wsiadła do
samochodu i pojechała do baru. Zauważyła Michaela i jego dwóch
przyjaciół w odległym kącie sali. Podeszła do nich od tyłu i usłyszała
słowa Dylana.
- Przyznaję, że się zdziwiłem, że tak długo wytrwaliście. Panna
młoda była blada jak prześcieradło, a ty miałeś minę, jakbyś zbierał siły na
maraton.
- Facet nieźle się wpakował. Nie dał jej do podpisania umowy
przedślubnej - odezwał się Justin.
Dylan spojrzał na Michaela, jakby ten zwariował.
- Masz jakieś problemy z głową?
- To jasne - wtrącił się Justin. - Michael wszystko mi wyjaśnił.
Mówi, że się z nią ożenił dla regularnego seksu i dlatego, że zrobił jej
dziecko.
Żołądek Kate skręcił się brutalnie. Zamrugała. Słowa Justina
odbijały się echem w jej głowie. „Regularny seks, zrobił jej dziecko".
Atakowały ją kolejne uczucia, każde bolesne. Pomyślała o wspólnych
nocach w łóżku Michaela i o przygotowanych dla męża kolacjach, na które
R S
95
nie przychodził. Upokorzenie było nie do wytrzymania. Poczuła się jak
idiotka.
- Stoi pani na środku przejścia - odezwał się ktoś głośno.
Kate zamrugała i odsunęła się. Niczym przez mgłę zobaczyła, jak
Michael odwraca się i dostrzega ją.
- Kate - powiedział zaskoczony. - Co ty...? Podała mu telefon.
- Zostawiłeś komórkę. Dzwonił Bill Reynolds z działu prawnego.
Mówi, że to pilne. Pa - oznajmiła i uciekła z zamiarem udania się
gdziekolwiek, byle nie do mieszkania Michaela Hawkinsa.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Michael zwolnił, zbliżając się do schroniska dla samotnych
nastoletnich matek. Zauważył na niewielkim parkingu volkswagena Kate i
odetchnął z ulgą. Nareszcie ją znalazł.
Zaparkował, chwycił leżący na siedzeniu bukiet, wysiadł i zatrzasnął
drzwiczki. Poprawił krawat i ruszył w stronę budynku.
Poprzedniej nocy Kate nie wróciła do mieszkania. Nie było jej także
w jej dawnym domu ani u Donny. Michael był gotów zatelefonować do jej
rodziców, ale powstrzymał się, pamiętając, jak Kate starała się ich chronić.
Podejrzewał, co spowodowało jej ucieczkę. Ani chybi usłyszała przemowę
Justina.
Serce mu się ścisnęło na widok jej pobladłej twarzy. W jednej chwili
utracił jej szacunek. Kolejny dowód na niestałość ludzkich uczuć -
pomyślał cynicznie.
R S
96
Chociaż nie mógł winić Kate za jej reakcję, nie chciał pozwolić jej
odejść. Nie było takiej możliwości. Musiał ją tylko o tym przekonać.
Otworzyła mu młoda kobieta w bardzo zaawansowanej ciąży.
Spojrzała na róże w jego dłoni i obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem.
- Tak?
- Szukam mojej żony - powiedział Michael. - Kate Hawkins.
Nastolatka pokiwała głową.
- A, Kate Adams. - Uśmiechnęła się. - Musi pan poczekać w kolejce.
Właśnie kończy lekcję. Tędy.
Michael ruszył długim korytarzem za dziewczyną i zobaczył Kate,
która pracowała przy komputerze z inną młodą, ciężarną kobietą. Z
zaskoczeniem stwierdził, że bardzo uspokoił go jej widok. Wydawała się
ogromnie skupiona, ale przy tym krucha. Zdawała się w pełni opanowana i
była uosobieniem kompetencji. Między innymi dlatego ją kiedyś zatrudnił.
Jednak gdy przyjrzał się uważniej, dostrzegł cienie pod jej oczami i
wymuszony uśmiech.
- Podoba mi się pomysł wysyłania, by mieszkanki domu mogły
wykonywać prace na komputerze tutaj, na miejscu. Kiedy skończysz listę,
możesz użyć funkcji scalania, by...
- Kate, masz gościa - odezwała się przewodniczka Michaela.
- Gościa? - Kate zdawała się zaskoczona. Spojrzała na niego
lodowato i Michael zrozumiał, że nie będzie łatwo.
- Róże są dla ciebie - powiedział, podchodząc, by jej podać kwiaty.
- Piękne - odezwała się uczennica z zazdrością w głosie.
- Owszem, piękne - mruknęła Kate, odkładając bukiet. - Przepraszam
na chwilę, muszę porozmawiać z moim... - urwała, jakby słowo „mąż" nie
R S
97
mogło jej przejść przez gardło. - Zaraz wrócę - zapewniła i zwróciła się do
niego. - Wyjdźmy na zewnątrz.
Michael poczuł się jeszcze bardziej niepewnie.
- Przepraszam - powiedział, gdy wyszli na ganek.
- Za co? - Spojrzała zdziwiona.
- Za bzdury wygadywane przez Justina wczoraj wieczorem.
Założyła ręce na piersi.
- Miałam wrażenie, że powtarzał tylko twoje słowa. Ogarnęła go
frustracja.
- W dniu ślubu Justin okropnie mnie męczył. Zawsze najważniejsze
są dla niego koszty, bilans zysków i strat, nawet bardziej niż dla mnie.
Przedstawiłem mu nasze małżeństwo w takich słowach, żeby to jakoś
zrozumiał, inaczej by się nie odczepił.
- Męczył cię? - powtórzyła.
- Uważał, że niepotrzebnie się żenię i że powinniśmy podpisać
umowę przedślubną.
- Może trzeba było posłuchać jego rady. Michael z trudem opanował
gniew.
- Nie. Uznałem ślub z tobą za właściwy wybór i nie potrzebna mi
żadna umowa, bo okazałaś aż nazbyt jasno, że nie chodzi ci o pieniądze.
Gdzie się wczoraj podziewałaś? Sprawdzałem wszędzie, oprócz twoich
rodziców.
- Zatrzymałam się w hotelu. Musiałam ochłonąć i pomyśleć.
- I?
- I nie jestem pewna, czy to małżeństwo wypali.
- Nie sądziłem, że tak łatwo się poddajesz. W jej oczach zapłonęła
wściekłość.
R S
98
- To nie twoją rolę w tym małżeństwie zredukowano do seksu i
ciąży. Nie wydaje mi się, aby nasze wizje małżeństwa miały cokolwiek
wspólnego. Mówiąc twoim językiem, brakuje nam kompatybilności.
Mówiłeś, że gdy łączą się firmy, ich cele, polityka i zasady muszą do
siebie pasować, bazować na podobnych wartościach. Obawiam się, że nas
za wiele dzieli.
Michael czuł pot spływający mu po plecach. Wyraz oczu Kate mówił
mu, że wiele u niej stracił.
- W takim razie będziemy negocjować. Spojrzała na niego krzywo.
- Zapominasz, że widziałam cię przy negocjacjach. Za każde
ustępstwo z twojej strony żądasz trzech od strony przeciwnej.
- Jakoś się ułożymy - zapewnił.
- Do tego trzeba dwojga.
- Więc czego chcesz?
- Niemożliwego - mruknęła pod nosem i odwróciła się.
- Kate... - zaczął. Odwróciła się z powrotem do niego.
- Nie masz nawet pojęcia, jakie to było dla mnie upokarzające. Przez
wiele kolejnych wieczorów zadawałam sobie tyle trudu, żeby ci
przygotować kolację, a ty nie wracałeś do domu ani nie starałeś się
stworzyć jakiegoś wspólnego życia. I po co ja się tak staram, skoro tobie
zależy tylko na seksie i na tym, żeby twoje dziecko miało nazwisko.
Wychodzę na beznadziejną idiotkę.
Jej cierpienie było aż nazbyt widoczne.
- Cała instytucja małżeństwa jest mi całkiem obca. Musisz mi
wyraźnie powiedzieć, czego ode mnie oczekujesz. Nie mam żadnych
wzorów.
- Kobiety nie lubią mówić, czego chcą. Wolą, żeby mężczyźni...
R S
99
- ...zgadli - przerwał jej Michael. - I często zgadują źle. Kate, to zbyt
ważna sprawa, żeby się bawić w zgadywanki.
Odetchnęła głęboko.
- Wciąż nie wiem.
- Poddajesz się po miesiącu? - spytał, by podrażnić jej dumę.
Popatrzyła na niego złowrogo.
- Chcę wspólnych kolacji pięć albo sześć razy w tygodniu. Chcę,
żebyśmy razem poszukali domu. Chociaż właściwie nigdy się do mnie nie
zalecałeś, chcę iść na randkę. Chcę, żebyś ze mną rozmawiał. Chcę, żebyś
potrzebował... - urwała i pokręciła głową, jakby uznała to za niemożliwe. -
Chcę, żebyś dał mi się poznać. Tak naprawdę.
Michaela zaniepokoiła dopiero ostatnia prośba. Wolałby chyba
sprzedać firmę, niż pozwolić, by ktokolwiek poznał go w pełni. Po kolei.
- Kolacja dzisiaj wieczorem. Wybierz restaurację.
- Nie.
Zmrużył oczy, zaskoczony i zbity z tropu.
- Dlaczego nie?
- Bo miejsce, które wybierasz, mówi coś o tobie. To inny sposób na
to, by cię poznać.
Wybieranie restauracji było na pewno mniej bolesne niż
wywnętrzanie się. Michael przyjął jej warunki.
- Dobrze. Zabiorę cię z domu o wpół do siódmej.
- Nie wiem, czy jestem gotowa wrócić do mieszkania.
- Owszem, jesteś - oznajmił, przypierając ją do słupa ganku. - Może i
nie pasuję do twojej koncepcji idealnego męża, ale jednego na pewno nie
robię. Nie nudzę cię, a jestem gotów się założyć, że prawie każdy inny
mężczyzna, z którym miałaś do czynienia, nudził cię śmiertelnie. Kate
R S
100
patrzyła na niego w milczeniu. Miała zaciętą minę. Jej czarny strój
maskował coś, o czym on wiedział - że zaczyna być widoczny fakt, iż nosi
dziecko. Wdychał jej zapach. Zadziwiające, jaka była pociągająca, nawet
w takiej chwili.
- Dobrze - zgodziła się w końcu. - Będę wieczorem w mieszkaniu.
Napięcie częściowo ustąpiło i zapragnął się z nią kochać. Opanował
się jednak, uniósł jej dłoń i pogładził serdeczny palec, na którym wciąż
nosiła jego obrączkę. Pocałował jej rękę.
- W takim razie do zobaczenia wieczorem.
Wieczorem Kate zmagała się z nerwami i fryzurą. Wykrzywiła się do
lustra. Dlaczego się na to zgodziła? Mogła zostać w hotelu albo
przynajmniej przenieść się do swojego domu. Michael może i był
fascynujący, ale był też trudny, a to znaczyło, że i jej życie nie będzie z
nim łatwe.
Ale fascynujące - odezwał się głosik w jej głowie.
- Zamknij się - mruknęła. - To przez słuchanie ciebie jestem teraz w
ciąży i po ślubie.
Poprawiła wąską czarną sukienkę i odwróciła się bokiem. Ciąża nie
była jeszcze widoczna. Wyglądam tylko grubo - znów się skrzywiła.
Usłyszała, jak otwierają się drzwi do kuchni, i podskoczyła, upuszczając
szminkę. Tylko spokój, powtarzała sobie. Może to i pierwsza randka, ale w
końcu facet jest jej mężem. Szybko umalowała usta i wyszła z łazienki.
Michael stał przy blacie kuchennym i przeglądał pocztę. Miał na
sobie ciemną sportową marynarkę, białą koszulę i jedwabny krawat.
- Pięknie wyglądasz - powiedział. - Gotowa?
- Tak, dziękuję - odparła, usiłując opanować skrępowanie. - Dokąd
idziemy?
R S
101
- Niespodzianka - odparł z tajemniczym błyskiem w oku, prowadząc
ją w stronę drzwi.
W drodze milczeli. Kiedy zaparkował samochód i zobaczyła
restaurację, którą wybrał, uśmiechnęła się zadowolona. Nigdy tu nie była,
ale zawsze chciała przyjść.
- „Winnica" - odezwała się. - Nie wiedziałam, że lubisz to miejsce.
- Nie jestem tego pewien. Pierwszy raz tu jestem.
- No to jak ją znalazłeś? Zawahał się.
- Przeprowadziłem rekonesans.
Kate przyglądała mu się zaciekawiona.
- Co ukrywasz?
- Muszę ujawniać źródła? - westchnął Michael.
- Tak.
- Wysłałem e-maila do pięciu pracowników i jednego przyjaciela z
pytaniem o ich trzy ulubione restauracje, z opisami. Kiedy wejdziemy do
środka, zrozumiesz, dlaczego wybrałem akurat tę.
Kate zrozumiała jego wybór, gdy tylko zasiedli przy stoliku i złożyli
zamówienia. Restauracja miała sufit ze szkła, ozdabiały ją wielkie fikusy, a
na środku szumiał wodospad.
- Wspaniała zieleń.
- Sądziłem, że ci się spodoba. Trochę się namęczyłem, żeby zamówić
stolik przy wodospadzie.
- A czyja to propozycja?
- Dylana. Prowadzi bujne życie towarzyskie. Mnóstwo kobiet.
- Zdaje się, że mu nie zazdrościsz. Spojrzał na nią znacząco.
- Nie. - Położył na środku stołu garść monet. - Założę się, że nie
trafisz monetą w ten kamień po drugiej stronie.
R S
102
Zachwycona przyjęła wyzwanie i wzięła trzy monety.
- A co dostanę, jak mi się uda?
- A co chcesz?
Zastanawiała się przez chwilę i poczuła rosnące dziwne pragnienie.
Był dla niej tak pełen sprzeczności, stanowił tak wielkie wyzwanie. Bała
się go kochać, ale jednocześnie nie mogła przebywać z dala od niego.
- Chce usłyszeć historię - oznajmiła. - Chcę, żebyś mi opowiedział o
sobie coś, czego nie wiem.
- Zgoda - powiedział z kwaśną miną.
Wzięła monetę, wycelowała i chybiła o kilka centymetrów.
Następna, większa, trafiła w cel.
- Chyba ja o tobie też nie wiem paru rzeczy - stwierdził, unosząc
brew.
- W liceum i na studiach grałam w drużynie softballa jako miotacz -
zawiadomiła go z uśmiechem. - Czas na zapłatę.
- Moje ulubione lody to...
- ...sorbet malinowy. Musisz bardziej się postarać.
- W szkole miałem świetne stopnie, chociaż wcale się nie starałem.
- Sama mogłam to zgadnąć. Zmarszczył czoło.
- W liceum miałem trzecią średnią w moim roczniku.
- Tak słabo? - zażartowała.
- Jesteś strasznie wymagająca.
Przypomniała sobie, jakim wymagającym potrafił być szefem, i nie
mogła stłumić uśmiechu.
- Przyganiał kocioł garnkowi... Uciszył ją gestem.
- No dobrze. Jako nastolatek chciałem nauczyć się grać na gitarze,
ale nie było mnie na żadną stać.
R S
103
Zamilkła, starając się wyobrazić sobie Michaela jako nastolatka.
Podejrzewała, że po śmierci matki szybko dorósł.
- Bardzo dobrze. Na akustycznej czy elektrycznej?
- Elektrycznej.
- Chciałeś być gwiazdą rocka! - zawołała zachwycona.
- Wcale nie - zaprzeczył szybko. - No dobrze,' niech będzie; prawie
cały rok chodziłem w koszulce z Claptonem, ale to była przejściowa faza.
- Uprawiałeś jakieś sporty?
- Koszykówkę w domu w Granger. Pracowałem na pół etatu, więc
nie miałem czasu na grę w szkolnej drużynie.
- Zawsze byłeś pracowity - stwierdziła, zastanawiając się, czy teraz
pcha go chociaż częściowo to samo, co kiedyś.
- Kolacja - oznajmił, kończąc dyskusję. Przy stoliku stał już kelner.
Kate dostrzegła na jego twarzy błysk ulgi. Dlaczego tak mu było
ciężko mówić o sobie?
Po kolacji Michael odwiózł ich do swojego mieszkania. Było już
późno. W ciemnej kuchni powitał ich kot. Sięgnęła do wyłącznika, ale
chwycił jej dłoń.
- Nie zapalaj światła.
Jej serce podskoczyło, gdy usłyszała zmysłowy ton w jego głosie.
Opuściła rękę.
- Na niewielu randkach byłem przez ostatnie parę lat - oznajmił. -
Ale pamiętam pewne związane z nimi zwyczaje.
- Jakie? - spytała. Stał bardzo blisko i jej puls wariował. Ciemność
podkreślała ich bliskość.
- Pocałunek na dobranoc - wyjaśnił, obejmując ją w talii i
przyciągając bliżej. Jego wargi, twarde, lecz pełne, musnęły jej usta.
R S
104
Pocałunek był powolny, uwodzicielski i tak delikatny, że serce ściskało jej
się ze wzruszenia i tęsknoty. Kate zastanawiała się, czy słyszy bicie jej
serca.
Przeciągał pocałunek, jakby jej wargi niezmiernie go fascynowały.
Rozstawił nogi i przyciągnął ją jeszcze mocniej. Czuła jego podniecenie,
ale wciąż najważniejszy był pocałunek.
Jej piersi stawały się coraz cięższe, a w podbrzuszu rosło napięcie.
Instynktownie otarta się o niego. Tak łatwo było go pragnąć, pozwalać, by
ją wziął, gdy ona jednocześnie brała w posiadanie jego. Tak łatwo byłoby
kochać się z nim teraz, tutaj, w kuchni, pod ścianą, albo w łóżku, które
dzielili.
Słowa Justina rozległy się w jej głowie jak fałszywy akord. Znowu
poczuła ból. Odsunęła się i pochyliła głowę. Ich szybkie oddechy mieszały
się w ciemności. Czuła niezaspokojoną namiętność, własną i jego.
- Przypomniałaś sobie, co powiedział Justin - stwierdził cicho
Michael. - Zapomnij o tym.
Serce jej się ścisnęło boleśnie.
- Nie mogę. Jeszcze nie. Za wcześnie. Westchnął.
- Wystarczająco długo dla mnie rezygnowałeś z łóżka. Pójdę na
kanapę.
- Nie - zaprotestował. - Śpimy w jednym łóżku.
- Ale...
- To twoje miejsce. Zaczekam na ciebie.
Kate przyglądała się jego twarzy w ciemnościach.
- Zaczekasz na co?
Patrzył na nią, a w jego spojrzeniu lśniło pożądanie.
- Aż znowu mnie zechcesz.
R S
105
Jakby za obopólną zgodą Kate i Michael byli co wieczór zajęci. W
kolejnym tygodniu obejrzeli mnóstwo domów na sprzedaż i siódmego
wieczoru znaleźli właściwy. Piętrowy ceglany dom w stylu kolonialnym
miał cztery sypialnie, gabinet, salon i jadalnię, jeden cichy pokoik, kuchnię
ze spiżarką i niespodziewany pokój słoneczny. Kate z zadowoleniem
dostrzegła kilkoro małych dzieci bawiących się w sąsiedztwie, a Mi-
chaelowi odpowiadał dwudziestominutowy dojazd do pracy.
Rzeczywiście nie tracił czasu. Tego samego wieczoru podpisał
umowę kupna, a na drugi dzień rano wyjechał na Zachodnie Wybrzeże. Ze
względu na maleństwo Kate została w St. Albans. Czytała, że latanie i
wczesna ciąża nie idą w parze, więc zamiast tego kupiła parę rzeczy do no-
wego domu.
Co wieczór, kładąc się spać, patrzyła na leżącą obok poduszkę,
wspominała Michaela i coraz bardziej za nim tęskniła.
Wieczorem, gdy miał wrócić, pojechała na lotnisko, chociaż
wcześniej ustalili, że wróci sam, taksówką.
Zobaczyła go przechodzącego przez bramkę i od razu wyczuła, że
coś jest źle. Jego twarz przecinały bruzdy zmęczenia i napięcia, spojrzenie
było nieobecne. Musiała go dwa razy zawołać, zanim ją usłyszał.
- Michael - powiedziała po raz trzeci, stając mu na drodze. - Cześć -
zaśmiała się.
Zamrugał, rozejrzał się na boki.
- Cześć - mruknął. - Co ty tu robisz? Dzwonili z pilną wiadomością z
biura?
- Nie - zaprzeczyła, zaniepokojona jego dziwnym zachowaniem. -
Chciałam ci zrobić niespodziankę.
R S
106
Wtedy na nią spojrzał i naprawdę ją zobaczył. Odłożył torbę i wziął
Kate w ramiona. Mogłaby przysiąc, że szukał jakiegoś ukojenia. Objęła go.
- Co się dzieje? - spytała.
- Nic ważnego - odparł, ale ton jego głosu zaprzeczał słowom.
Odsunęła się i wpatrzyła w jego twarz.
- Myślę, że coś ukrywasz. Jego oczy patrzyły na nią zimno.
- Myślę, że to nie twoja sprawa. Kate spoglądała na niego
wstrząśnięta. Był tak daleki, że równie dobrze mógł zostać w Kalifornii.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- To wszystko? - spytała Kate, gdy Michael załadował bagażnik.
Ciężar jej zaniepokojonego spojrzenia i sztucznej wesołości był nie
do zniesienia. Jednak po ostatnim wyjeździe wszystko na świecie mu
przeszkadzało.
- Tak. Ja poprowadzę - stwierdził, zastanawiając się, jak to możliwe,
że tak cieszy go jej widok, a jednocześnie wcale nie chce jej oglądać.
- O, nie. Ja prowadzę. Jesteś zmęczony - zaprzeczyła stanowczo,
siadając za kierownicą. - I zły. - Uśmiechnęła się odrobinę zbyt
promiennie. - Zawsze uważałam, że ludzie w złym humorze nie powinni
być wypuszczani na drogę.
- To dotyczy połowy ludzkości - odparł, siadając w fotelu pasażera i
zamykając drzwiczki.
- No właśnie. - Wyjechała z lotniska i włączyła płytę. Rozległy się
znajome akordy gitarowe. Eric Clapton.
Michael odetchnął głęboko i usiłował się odprężyć.
R S
107
- Wiesz - oznajmiła spokojnie, wyjeżdżając na autostradę. - Gdybym
nie była taka szczęśliwa, że cię widzę, dostałbyś w łeb za odezwanie się do
mnie w taki sposób, jak na lotnisku.
Michaela zatkało.
- Jak? - udał, że nie wie. Spojrzała na niego spod oka.
- Że to nie moja sprawa - przypomniała.
- Bo to nie jest twoja sprawa - oznajmił twardo.
Policzki Kate zaróżowiły się. Szarpnęła kierownicą i zjechała na
parking stacji benzynowej. Zwróciła się w jego stronę.
- Jestem twoją żoną. Jeśli coś cię gnębi, to na pewno jest to, do
cholery, moja sprawa.
Kate rzadko przeklinała.
- Do cholery?
- Pasuje do ciebie. Ukrywasz przed żoną, że coś cię gnębi.
- Nie chcę, żebyś się martwiła.
- Daj spokój. Oboje wiemy, że nie ożeniłeś się z porcelanową
laleczką. Wytrzymałam trzy lata jako twoja asystentka, więc dam sobie
radę z tym, co ci się stało w Kalifornii.
- Przejęcie - oznajmił, zaskoczony natychmiastową ulgą, jaką odczuł.
- Tylko tym razem to nie ja. Inna firma zamierza przejąć CG Enterprises.
Przez dłuższą chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
- Nie musisz martwic się o pieniądze - uspokoił ją pośpiesznie. - Jeśli
nie przepracuję już w życiu ani dnia, i tak nie zbiednieję. Ty i dziecko
będziecie...
Zakryła mu usta dłonią.
- W tej chwili dużo bardziej martwię się o ciebie.
R S
108
Michael poznał niespotykane dotąd, niepokojące uczucie. Nie miał
pojęcia, co znaczy, ale nie sprawiło mu przykrości.
- Nic mi nie jest. Muszę wymyślić jakąś strategię. Czeka mnie dużo
pracy - ostrzegł.
- Ale nie dzisiaj - poinformowała go i pochyliła się, by go
pocałować. - Cieszę się, że jesteś w domu.
Resztę drogi Michael jak na ironię niepokoił się spokojem, jaki
przynosiła jej obecność.
Wniósł bagaże do mieszkania. Parkay powitała go zwyczajowym
prychnięciem. Ciekawe, czy ten kot kiedykolwiek go zaakceptuje. Poczuł
boski zapach.
- Co tak pachnie?
- Ciasteczka z czekoladą - uśmiechnęła się Kate. - Zrobiłam dzisiaj
po południu. Mleko czy piwo?
- Piwo.
Zaniósł bagaż do sypialni, po czym wrócił i padł na kanapę. Zaczął
przeglądać pocztę, ale zabrała mu ją, a zamiast tego podała piwo i dwa
ciasteczka.
Kate usiadła przy nim. Pożarł ciasteczka, wypił piwo i sycił się jej
widokiem. W jej błękitnych oczach kryły się tajemnice, które pragnął
poznać. Jej włosy wyglądały jak lśniący jedwab, policzki były rumiane, a
usta zachęcające. Miał wrażenie, że nie kochali się od wieków. Przyjrzał
się jej ciału. Wyglądała dojrzalej pod każdym względem.
- Wyglądasz jak kobieta w ciąży.
- Dziękuję - rozpromieniła się. - Chcesz zobaczyć? - Wypięła brzuch.
Zachwycony skinął głową.
- A mogę dotknąć?
R S
109
- Tak. Maleństwo się rusza.
Poczuł ucisk w żołądku. Wsunął ręce pod jej bluzkę.
- Czułaś, jak dziecko się rusza?
Skinęła głową, najwyraźniej zachwycona.
- Najpierw myślałam, że to gazy, ale to na pewno dziecko. Ale może
minąć parę tygodni, zanim i ty poczujesz.
Mógł stracić firmę, a dziecko się ruszało. Jednocześnie znajdował się
na dwóch przeciwnych krańcach uczuć. Michael zamknął oczy, porażony
sprzecznością. Poczuł na czole palce Kate i zapragnął więcej. Ale
przypomniał sobie, że coś obiecał..
Wstał, nie chcąc poddawać próbie swojej słabnącej samokontroli.
- Jestem padnięty. Prześpię się dziś na kanapie. Spojrzeli sobie w
oczy.
- Nie. Twoje miejsce jest w naszym łóżku.
- Kate, bardzo cię dzisiaj pragnę, a moja rycerskość jest na
wyczerpaniu.
Splotła swoje palce z jego. Nawet to na niego nie podziałało.
- Chyba powinieneś się położyć. Chcę ci o czymś powiedzieć.
Był zbyt zmęczony na sprzeczki. Ruszył do łazienki i zmył z siebie
ciężki dzień. Kiedy skończył, owinął się w pasie ręcznikiem i poszedł do
sypialni.
Kate siedziała na środku łóżka, delikatnie oświetlona przez nocną
lampkę, ubrana w krótką, białą, przejrzystą koszulkę, która pozwalała
dojrzeć cień ciemnych sutek i lekko zaokrąglony brzuch. Przypomniała mu
o wszystkich prezentach gwiazdkowych, o których marzył i których nigdy
nie dostał. Przywołała go ruchem palca i poklepała łóżko obok siebie.
R S
110
Przyjął wyzwanie widoczne w jej spojrzeniu, odrzucił ręcznik i
dołączył do niej.
- Co chciałaś mi powiedzieć?
- Numer dziesięć - odparła, dotykając jedną ręką jego twarzy, a drugą
przesuwając po jego ramionach i piersi.
Michael oddałby duszę za jej dotyk. Nie był pewien, czy jego dusza
jest wiele warta, ale to było wszystko, co miał, i oczywiście miliony. A
Kate nie interesowały miliony.
- Jaki numer dziesięć? - spytał, zamykając oczy i poddając się jej
pieszczocie.
- Dziesiąty powód, dla którego cię chcę. Uśmiechnął się lekko.
- A, ten tajemniczy. Którego nie chciałaś mi zdradzić przed ślubem.
- No właśnie. Ten, dzięki któremu nie uciekłam.
- I co to jest? - spytał, otwierając oczy.
- Czekoladowe ciasteczka. Zmarszczył czoło, zdezorientowany.
- Czekoladowe ciasteczka - powtórzył, zastanawiając się, czy
przypadkiem nie zwariowała.
- Biegałeś na wyścigi do stołówki i zawsze zdobywałeś ciasteczka. A
potem oddawałeś Haroldowi Grimleyowi.
- Skąd o tym wiesz? - Patrzył na nią zdumiony.
- Kiedyś ci powiem - machnęła lekceważąco ręką. - Teraz czas, bym
ci pokazała, co spotyka chłopców, którzy oddają swoje ciasteczka
Haroldowi Grimleyowi - oznajmiła i pocałowała go.
Była jak ciepły, zmysłowy prysznic. Najpierw pocałowała go mocno
w usta, potem przesunęła wargi na jego szyję i pierś. Z trudem wytrzymał
to połączenie czułości i namiętności. Czuł, jak krew gotuje mu się w
żyłach. Poczuł jej delikatne wargi na brzuchu.
R S
111
- Kate - próbował ją ostrzec. Zanim zdołał wykrztusić kolejne słowo,
pocałowała go w najintymniejszy sposób. Zacisnął zęby. Nie chciał, żeby
to się skończyło właśnie tak. Nie miał jej tak długo. Pociągnął ją do góry.
Spojrzała na niego, trochę zdezorientowana.
- Dlaczego mi przerwałeś?
- Bo chcę więcej - oznajmił, całując ją. Szybko odrzucił jej delikatną
koszulkę i jęknął, ocierając się o nagą jedwabistą skórę. Dotknął jej
pełnych piersi. Potem, unieruchamiając ją niekończącym się pocałunkiem,
delikatnie przewrócił ją na plecy i zanurzył się w niej.
Jęknęła i poczuł gwałtowne ukłucie niepokoju.
- Za ostro? - spytał.
Pokręciła głową i zakołysała biodrami.
- Nie przestawaj.
Jej zachęta zniszczyła do reszty samokontrolę. Po chwili fala
rozkoszy obezwładniła ich oboje.
Dopiero po paru chwilach Michael odzyskał świadomość.
Przyciągnął ją bliżej.
- Nic ci nie jest? - spytała.
- Hej, to mój tekst.
Zmrużyła powieki, co nadało jej nieco tajemniczy wygląd.
- Niekoniecznie.
- Jeśli jeszcze kiedyś wpadnę na Harolda Grimleya, będę musiał mu
podziękować.
Kate roześmiała się, a jemu niesłychanie ulżyło. Dlaczego miała na
niego tak ogromny wpływ? Tulił ją w milczeniu, zaniepokojony siłą
własnych emocji. Wtuliła się w jego ramiona, a Michael stwierdził, że
R S
112
mógłby się do tego przyzwyczaić. Nauczyć się liczyć na nią. Jednak wie-
dział, że to byłby błąd. Nic nie trwa wiecznie.
Michael wszystkie siły poświęcił firmie. Kate rozumiała, że
przedsiębiorstwo jest dla niego niczym własne dziecko, ale tęskniła za nim.
Najlepsze chwile zdawały się przychodzić w nocy, po miłości.
Lato przeszło w jesień. Była zajęta organizowaniem przeprowadzki
do nowego domu i nauką dziewcząt w domu dla nastoletnich matek.
Powtarzała sobie, że kryzys w interesach Michaela nie potrwa wiecznie,
ale obawiała się, że przyjdzie następny i w sumie rzadko będzie widywać
swojego męża. Ta możliwość była przykra, ale starała się o niej nie
myśleć.
Lekarz wyznaczył jej datę USG i zawiadomiła o tym Michaela.
Nawet przyczepiła kartkę do lodówki, żeby nie zapomniał.
Leżała na łóżku, a lekarka rozmazywała zimny żel na jej brzuchu.
Oprócz niej nie było nikogo. Zafascynowana obserwowała ekran, licząc
paluszki u rąk i nóg dziecka. Odczuwana radość była tak wielka, że w
zasadzie Michael nie był jej potrzebny, wmawiała sobie.
Tej nocy podjęła impulsywną decyzję i spotkała się z Donną w
modnym bistro.
- Wyglądasz świetnie - powiedziała jej przyjaciółka z odrobiną
zazdrości. - Gdybym znała faceta, który mógłby być przyzwoitym ojcem,
może poszłabym w twoje ślady.
Kate skrzywiła się i łyknęła ziołowej herbaty.
- Nie radziłabym jednak iść w te moje ślady zbyt dokładnie.
- A jak twój mąż? - Donna spojrzała na nią badawczo.
- W tej chwili zajęty firmą - odparła. - Bardzo zajęty. Kelner
przyniósł sałatki. Donna uniosła brew.
R S
113
- Jak bardzo?
- Co wieczór wraca późno. Pracuje w większość weekendów. -
Widelcem przesuwała po talerzu kawałek brokuła. - Dzisiaj nie przyszedł
na USG.
- Ach - stwierdziła Donna chłodno. - Nieobecny mąż.
- Nie o to mi chodziło.
- Ale to prawda.
- Naprawdę ma w pracy kryzys. - Kate nie chciała być nielojalna.
- Ile mu dasz czasu na dojście do paru prawd?
- O co ci chodzi?
- O to, że jeśli to niemożliwe, nie musisz się z nim męczyć przez
resztę życia.
- Nie męczę się - zaprotestowała Kate, czując napływające do oczu
łzy. - Tylko wolałabym, żeby nie wydawał się zawsze taki nieprzystępny i
daleki.
Donna pochyliła się ku niej.
- Chyba się w nim nie zakochałaś, co?
Kate milczała, a głosik w jej głowie krzyczał: „Tak!" Kiedy to się
stało? - zastanawiała się. A może zawsze tak było. Teraz jego szczęście
znaczyło dla niej prawie wszystko.
- Och, Kate. - Donna patrzyła na nią ze współczuciem.
Nie chcąc roztkliwiać się nad sobą, otrząsnęła się i wzięła głęboki
oddech.
- Nic mi nie jest. To chwilowe - oznajmiła stanowczo. Miała
nadzieję, że to prawda.
Michael tonął w morzu papierów. Wiceprezes Wayland Inc., firmy,
która chciała przejąć CG Enterprises, znany był jako „Rekin". Pożerał
R S
114
firmy zakupione przez Wayland, aż w końcu traciły całkowicie własną
tożsamość.
Michael i jego dział prawny pracowali po godzinach, badając każde
słowo oferty, by chronić Michaela i pracowników. Jedną z licznych kości
niezgody była niejasna klauzula sugerująca, by cała firma przeniosła się na
Zachodnie Wybrzeże.
Michael wiedział, że prawdopodobnie nie zdoła powstrzymać
przejęcia. Wayland był duży i bogaty. Jednak sam miał zbyt wielką
praktykę w negocjacjach, by wiedzieć, że przejmowana firma często miała
więcej punktów przetargowych, niż jej się zdawało.
Myśl o rezygnacji z firmy przyprawiała go o fizyczny ból, ale
Michael był zdecydowany patrzeć na wszystko z punku widzenia
interesów. Tylko w ten sposób mógł zachować zdrowy rozsądek. Za wielu
ludzi od niego zależało, by mógł go teraz stracić.
Rozległo się pukanie do drzwi. Zmarszczył czoło. Kazał asystentce
nie wpuszczać nikogo i nie łączyć rozmów. Zirytowany wrócił do pracy.
Drzwi się otworzyły, ale nie podniósł wzroku.
- Jestem zajęty - oznajmił. Zapadła długa cisza.
- Myślałam, że masz ochotę na ciasteczka.
Michael podniósł głowę i zobaczył w drzwiach swoją żonę. Serce mu
się ścisnęło i ogarnęły go sprzeczne uczucia. Jaki wspaniały przedstawiała
widok. Odłożył ołówek i wstał.
- Wejdź. Myślałem, że to któryś prawnik. Odwalają świetną robotę,
ale dzisiaj mam ich po dziurki w nosie.
- Widać koniec? - spytała, podchodząc z paczuszką w ręku.
Michael potarł kark i pokręcił głową.
R S
115
- Nawet nie pytaj. Wspominałaś coś o ciasteczkach? Co masz w tej
torebce?
- Zakładam, że obiad składał się z kawy.
- I masz rację - odparł, oglądając ją od stóp do głów. Wyglądała
ślicznie w czarnej sukience podkreślającej ciążę. Poczuł dziwną tęsknotę.
Jej widok przypomniał mu, jak za nią tęsknił. Nie kochali się już tak
często, bo większość czasu spędzał w pracy. Wiedział, że jego rzadka
obecność psuje atmosferę między nimi, ale nie mógł tego zmienić. W
każdym razie nie teraz.
- Wyglądasz pięknie - powiedział. - Z każdym dniem „bardziej w
ciąży".
- Co przypomina mi o torebce - stwierdziła, potrząsając nią lekko.
- Ciasteczka.
- I maleństwo - dodała z krzywym uśmiechem. Zaciekawiony zajrzał
do torebki. Oprócz ciasteczek było w niej coś zawiniętego w papier. Wyjął
i zobaczył czarno-białe zdjęcie oprawione w ramkę. Był to wydruk z ba-
dania USG. Które opuścił. Zaklął.
- Przegapiłem. - Zaklął znowu. - To było tydzień temu, prawda?
- Tak.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Powiedziałam. Z pomocą różnych środków przekazu, w tym kartki
na lodówce.
Spojrzał na jej spokojną twarz i nie wiedział, jak zareagować.
- Spodziewałbym się wybuchu furii. Zastanawiała się przez chwilę.
- Odczuwałam raczej żal niż złość. Ale, szczerze mówiąc, uznałam,
że miałam większe szczęście. Widziałam, jak maleństwo się rusza i ssie
kciuk. Mogłam policzyć mu paluszki. A ty to wszystko straciłeś.
R S
116
Przyniosłam ci zdjęcie, bo pomyślałam, że może kiedyś oderwiesz wzrok
od papierów i uśmiechniesz się do niego.
Jej słowa były ciche, a gest czuły, ale jej szczerość ugodziła go
prosto w serce. Przecież nie chciał jej zranić.
- Przepraszam.
- Przeproś samego siebie. - Skrzywiła się lekko. Od bardzo dawna
nie wydawała mu się tak daleka.
- Dlaczego przyniosłaś mi ciasteczka i zdjęcie do biura?
- Żeby ci przypomnieć, że poza CG Enterprises także istnieje świat. -
Zagryzła wargę i zawahała się. - Nie mogę cię zmusić, byś dzielił się ze
mną wszystkim, chociaż Bóg mi świadkiem, że chciałabym. Nie mogę
sprawić, żebyś chciał być ze mną. I nie mogę sprawić, byś mnie pragnął. -
Położyła rękę na zaokrąglonym brzuchu i zaśmiała się. - Zwłaszcza teraz.
Jedyne, co mogę, to przypomnieć ci raz na jakiś czas, że życie nie składa
się tylko z pracy i ty też składasz się z czegoś więcej... i mam nadzieję, że
kiedyś również to dostrzeżesz.
Jej spokój mu doskwierał. Wolałby już pretensje. Wycofywała się.
Podsunął się bliżej.
- To wszystko nie tak. Nadal pragnę cię tak samo, jak...
Pokręciła głową, jakby się wstydziła.
- Rozumiem - powiedziała. - Teraz jestem ogromna. Michael chwycił
ją w ramiona.
- Cholera, Kate, nie mów za mnie. Wiem, czego chcę, a chcę ciebie.
To, że nosisz moje dziecko, jeszcze to potęguje. Czy masz pojęcie, jakie to
podniecające, wiedzieć, że przyczyniłem się do stworzenia tego dziecka w
tobie? Gdybym się nie bał, że zrobię ci krzywdę, udowodniłbym to
natychmiast, na biurku.
R S
117
Pocałował ją i położył dłoń na jej brzuchu. Po chwili poczuł na
policzku mokry ślad i słony smak łez. Odsunął się i zobaczył łzy na jej
policzkach. Ogarnęło go okropne przeczucie, że ją straci.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Trzy tygodnie później o szóstej wieczorem Michael siedział w
swoim biurze. Czuł, że negocjacje dobiegają końca. Chciał jeszcze znaleźć
jakieś ostatnie możliwości uzyskania korzystniejszych warunków dla
swojej firmy. „Rekin" i tak poszedł już na zaskakujące ustępstwa.
Zadzwonił telefon. Niemal go zignorował, ale pomyślał o Kate.
Miała termin porodu za trzy tygodnie, a on nie zamierzał opuścić narodzin
swojego dziecka.
- Tu Hawkins - odezwał się.
- Hawkins powinien być tutaj - powiedziała Kate.
Uśmiechnął się, słysząc jej niby-nadęty ton. Odkąd odwiedziła go w
biurze, wciąż panowało między nimi napięcie, ale nie powstrzymało go to
od kochania się z nią. Postanowił przypominać jej jak najczęściej, że jej
miejsce jest przy nim.
- Rozwiązanie już blisko - powiedział.
- Tak, ale dzisiaj jeszcze nie nastąpi. Musisz zaraz przyjechać do
domu.
- Coś nie tak? - zaniepokoił się.
- Już to omawialiśmy. Powiedziałeś, że jeśli z jakiegokolwiek
powodu będziesz mi potrzebny w domu, to wystarczy, że poproszę. No
więc proszę.
R S
118
- Chcę znać powód - nalegał Michael, zastanawiając się, czy czeka
go dziś jazda do szpitala.
- Poznasz, jak tu dotrzesz - oznajmiła i odłożyła słuchawkę.
Michael w zdumieniu przyglądał się słuchawce. Po prostu odłożyła.
Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nie wiedział, czy się złościć czy martwić.
Odłożył słuchawkę na widełki, zabrał marynarkę i ruszył do drzwi. Jeśli
jego żona akurat nie rodzi, to jak tylko dotrze do domu, odbędą małą
dyskusję o etykiecie telefonicznej.
Kiedy zajechał przed ich nowy dom, zobaczył, że palą się lampki na
choince. Świadomość, że Kate na niego czeka, była bardzo miła, ale
jednocześnie powtarzał sobie, by na nią nie liczyć. W głębi ducha
zastanawiał się, czy go opuści, jeśli straci firmę. Odrzucał tę myśl, ale
zwątpienie było jak bolący ząb.
Wjechał do garażu i wysiadł. Zmarszczył czoło, kiedy przez drzwi
kuchenne zobaczył tylko ciemność. Niepokój rósł. Otworzył drzwi.
- Kate?
- Niespodzianka! - rozległy się głosy. Zapaliło się światło i Michael
w zdumieniu patrzył na zebrane osoby. Zobaczył szefa działu personalnego
z żoną, dwóch pracowników z działu prawnego, Dylana w towarzystwie
jakiejś rudej, Justina i Kate. Dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie,
że to jego urodziny. Po śmierci mamy w zasadzie ich nie obchodził, były
za blisko świąt.
Kate uśmiechnęła się i podeszła do niego.
- Wszystkiego najlepszego, Michael.
- Skąd ty...?
- Zapomniałeś o swoich urodzinach, prawda? - spytała, kręcąc
głową. - Jeszcze gorzej niż wtedy z USG - mruknęła pod nosem.
R S
119
Podszedł Justin.
- Twoja żona wygląda, jakby zaraz miała pęknąć.
- Tak, wygląda ślicznie. - Michael objął Kate ramieniem.
Kątem oka dostrzegł, jak jej wargi drżą.
- Dostarczam mężowi możliwości odliczenia od podatku -
przemówiła językiem zrozumiałym dla Justina. - Nawiasem mówiąc,
omawialiśmy imię dla dziecka i zastanawiamy się nad twoim, jeśli to
będzie chłopiec.
Twarz Justina wyrażała zaskoczenie i oszołomienie.
- Naprawdę?
- Tak, i rozważamy też twoją kandydaturę na ojca chrzestnego.
- Ojca chrzestnego! - Justin szeroko otworzył oczy.
- Właśnie. Michael mówił, że możesz mieć opory, ale ja mam
wrażenie, że w sekrecie kochasz dzieci.
Justin wyglądał, jakby dostał w głowę. Był to tak komiczny widok,
że Michael nie mógł stłumić śmiechu. Kate zerknęła na męża z
porozumiewawczym błyskiem w oku.
- Przepraszam, przyniosę ci coś do picia.
- Ojca chrzestnego - powtórzył Justin, gdy odeszła, po czym
odchrząknął. - Chyba nie byłbym najlepszym kandydatem. Bez obrazy,
Michael, ale nie przepadam za dziećmi. Nawet nie lubiłem być dzieckiem,
kiedy sam nim byłem. Może Dylan...
Dylan podszedł do nich, patrząc na Justina podejrzliwie.
- Może Dylan, co...? - wtrącił. Justin szarpnął kołnierzyk.
- Proponowałem kandydatów na ojca chrzestnego dziecka Kate i
Michaela.
- Mnie?
R S
120
- Hej, ja byłem drużbą. Teraz twoja kolej.
- Moja kolej bycia drużbą przyjdzie wtedy, gdy ty będziesz się żenił.
- Mowy nie ma... - Justin stanowczo pokręcił głową.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała jasnowłosa kobieta, która
właśnie weszła do pokoju i dostrzegła ich stojących razem, z rudowłosą
obok Justina. Jeszcze sekundę patrzyła na Justina, po czym przeniosła
wzrok na Michaela. - Wszystkiego najlepszego.
Michael zmarszczył czoło, nie mogąc jej rozpoznać. Było w niej coś
znajomego.
- Dziewczynka od ciasteczek - powiedział Justin.
- Alisa Jennings - stwierdził Michael, czując ukłucie w sercu. -
Skąd...?
Alisa uściskała go serdecznie.
- Twoja cudowna żona. Poznałyśmy się tuż przed waszym ślubem.
Dokonałyśmy niemożliwego i zdołałyśmy skopiować trochę twoich zdjęć.
- Zdjęć? - powtórzył.
- Na wesele - wyjaśniła ze śmiechem. - Typowy mężczyzna. Pewnie
nawet nie zauważyłeś.
Michael na pewno nie przypominał sobie żadnych zdjęć na krótkim
przyjęciu weselnym. Był zbyt zajęty pilnowaniem, żeby Kate mu nie
uciekła.
Dylan pocałował Alisę w policzek.
- Słyszałem, że byłaś zaręczona - zagadnął.
- Bo byłam - przyznała, nagle chłodna i opanowana.
- Już nie jestem. - Zerknęła przez jego ramię na rudowłosą stojącą za
nim. - Alisa Jennings - przedstawiła się.
- Piękna suknia.
R S
121
- Dziękuję. Jestem Vanessa.
- A ty - Alisa zwróciła się do Justina - podobno zarabiasz krocie na
giełdzie.
- Przesada - zapewnił z niespotykaną u niego skromnością. -
Przyniosłaś ciasteczka?
- Akurat się skończyły.
- Co robisz w St. Albans? - spytał Michael.
- Jestem tłumaczem w firmie.
- A co z twoją sztuką? - spytał Dylan. Zawahała się.
- W wolnych chwilach - odparła, a Michael zauważył, że nie
spojrzała Dylanowi w oczy. - Muszę podziękować twojej żonie za
zaproszenie - zwróciła się do Michaela.
- Jest pewnie przy barze, robi mi drinka.
- Szczęściarz z ciebie - uśmiechnęła się Alisa i ruszyła w stronę baru.
- Chyba ja też się czegoś napiję - oznajmiła Vanessa.
- Świetne nogi - westchnął Justin, kiedy kobiety zniknęły. - Muszę
przyznać, że dziewczynka od ciasteczek pięknie dojrzała.
Dylan patrzył za nią.
- Hej, czy wyście nie przechodzili w swoim czasie szczenięcej
miłości? - trącił go w bok Justin.
Dylan skinął głową.
- Nastoletnie zauroczenie. Spotkaliśmy się jeszcze przelotnie na
studiach.
- O, naprawdę? - Ton Justina pełen był podtekstów.
- Odczep się - zażądał szorstko Dylan, zdumiewając tym Michaela.
- Są zdjęcia - zawołała Alisa z drugiej strony pokoju.
- Na barze.
R S
122
Zaciekawiony Michael podszedł do baru. Rzeczywiście, ustawiono
na nim kolekcję zdjęć z jego dzieciństwa. Przyglądał się im z mieszanymi
uczuciami. Na większości zdjęć wyglądał na zagubionego. Pamiętał, że tak
się czuł - zagubiony i schwytany w pułapkę. Pamiętał, jaki był bezradny,
kiedy inni podejmowali za niego decyzje o jego życiu, nie pytając o zgodę.
- Milutki, co? - odezwała się za nim Kate. Zmarszczył czoło,
wzruszył ramionami i odwrócił się.
- Chyba tak. - Czuł, że go obserwuje. - Zaskoczyłaś mnie tym -
przyznał.
- O to chodziło - przyznała z ironiczną powagą. - Przyjęcie-
niespodzianka.
- Jakoś nie obchodziłem za często urodzin.
- No to mamy dużo do nadrobienia. Możemy zacząć od tortu. Pomyśl
jakieś życzenie. - Poprowadziła go do stołu, na którym stał tort z
zapalonymi świeczkami. - Tylko szybko, bo tort się topi. Czas zaśpiewać -
zawiadomiła zebranych.
Michael stał, otoczony przez przyjaciół śpiewających - nieco
fałszywie - „Sto lat", przed tortem, na którym wypisano białym lukrem
„Michael, Wszystkiego Najlepszego".
Czuł się okropnie głupio. Ale także wyróżniony. Czuł się niemal jak
dzieciak, którego zdjęcia widział na barze. Zabawne, jak skromne
przyjęcie-niespodzianka może wytrącić poważnego menedżera z
równowagi.
Potem, kiedy goście sobie poszli, a on z Kate położyli się spać,
obserwował śpiącą żonę. Nie było jej wygodnie, ale ostatnio zasypiała
szybko. Tylko nie na długo. Był niespokojny, a nie chciał jej budzić, więc
ostrożnie wstał z łóżka i poszedł do salonu. Zapalił lampki na choince.
R S
123
Na ich widok zrobiło mu się cieplej. Na widok prawie wszystkiego,
co Kate zrobiła z domem, robiło mu się cieplej. Z wyjątkiem zdjęć.
Podszedł do baru i znowu obejrzał wszystkie. Potem otworzył szufladę i
zaczął je chować.
- Nie podobają ci się? - spytała ze jego plecami Kate. Odwrócił się
powoli.
- Cicho chodzisz jak na swój...
- ...obwód? - wtrąciła kwaśno.
- Miałem zamiar powiedzieć: stan.
Podeszła do niego, kołysząc się lekko na boki, co go bawiło, chociaż
nie mówił jej o tym.
- Dlaczego nie podobają ci się zdjęcia?
- Pamiętam, jak się wtedy czułem - odparł, patrząc na kolejne. -
Bezradny, bez nadziei, uwięziony. Nienawidziłem tego.
- Każdej minuty?
- Większości minut. - Podszedł do choinki i ze stolika wziął gałązkę
jemioły. Kate porozkładała jemiołę wszędzie. Powiedziała, że Boże
Narodzenie to czas całowania.
Pozbierała zdjęcia i podeszła do niego tym śmiesznym krokiem.
- Nie każdą minutę. Spójrz - powiedziała, pokazując jego zdjęcie w
czasie gry w koszykówkę. - Co widzisz?
Spojrzał.
- Chudego nastolatka, który zabija czas w zimnej sali gimnastycznej.
Pokręciła głową.
- A ja widzę coś innego. Na co patrzysz? Sprawdził jeszcze raz,
wciąż mnąc w ręku gałązkę jemioły.
- Na kosz. Na co innego mogłem patrzeć?
R S
124
- Spójrz na swoje oczy, jakie są skupione. Wyglądasz, jakby promień
lasera szedł z twoich oczu prosto do kosza. Założę się, że trafiłeś.
- Tak. I co z tego?
- To, że już wtedy umiałeś niesamowicie skupiać się na celu. I to
część twojego dzisiejszego sukcesu.
- No dobrze - uznał jej argument.
- A to? - spytała, pokazując mu zdjęcie przedstawiające trzymającego
dyplom za wygranie konkursu matematycznego w czwartej klasie. - Za
dumny, żeby się uśmiechnąć, ale i tak widać zadowolenie. - Wyjęła jego
zdjęcie z matką. - To moje ulubione. Widzisz, jak jej ramiona otaczają cię
kręgiem miłości?
Dziwne, ale samo patrzenie na to zdjęcie bolało.
- Umarła i krąg nie mógł mnie uchronić.
- Nie, ale dała ci coś, co zrobiło z ciebie człowieka, który oddawał
ciasteczka Haroldowi Grimleyowi, który daje komputery domom
samotnych matek i wynajmuje ich mieszkanki do prac zleconych.
Jej oczy wpatrywały się w niego, a on czuł, jak oświetlają jego
ciemną duszę.
- Lubię te zdjęcia, bo pokazują początki tworzenia się charakteru
człowieka, którym jesteś. Ale nie muszą stać na widoku, jeśli ci
przeszkadzają. Nawet jak je schowamy, i tak nic się nie zmieni. One po
prostu odkrywają kilka powodów, dla których kocham chłopca, którym
byłeś, i mężczyznę, którym się stałeś.
Michael czuł się tak, jakby w jego wnętrzu eksplodowała bomba.
Przełknął kurczowo. Nie spodziewał się wyznania miłości. Nie czuł się go
wart.
R S
125
- Dlaczego mnie kochasz? Jestem przecież człowiekiem bez serca.
Nie mam serca, pamiętasz?
- Kiedyś może i miałam wybór, ale teraz nie mogę cię nie kochać.
Kiedy na ciebie patrzę, widzę coś więcej niż tylko mężczyznę bez serca. -
Jej oczy lśniły od łez czułości. - Mam tylko nadzieję, że kiedyś poczujesz
się przy mnie na tyle bezpiecznie, by podzielić się ze mną tym wszystkim.
Ledwo mógł oddychać. Przyciągnął ją do siebie.
- Kate, nie zasługuję na ciebie. Ale na pewno z ciebie nie zrezygnuję.
- Przypomniał sobie o niemal zgniecionej gałązce jemioły w dłoni,
podniósł ją wysoko i pocałował swoją żonę.
Następnego dnia Kate nie mogła się skupić na zajęciach w domu dla
nastoletnich matek. Martwiła się o Michaela. Jego tożsamość była tak
mocno zrośnięta z firmą, że bała się o niego. Nie martwiła się o pieniądze
czy jego pracę. Martwiła się o to, jak przejęcie firmy wpłynie na jego
samopoczucie.
- No dobrze, wystarczy - powiedziała do Tiny, która została już
matką małego chłopczyka. - Ustroimy choinkę.
Tina skinęła głową.
- Rano przyniosłam ze strychu drabinę i lampki. Pójdę po ozdoby.
Zaraz wrócę.
Kate weszła do saloniku i podziwiała wysoki modrzew. Obeszła go,
masując sobie krzyż i zastanawiając się, która strona powinna być
skierowana do okna. Ostrożnie przyklękła i poprawiła stojak, po czym
powoli wstała. Poczuła ruch dziecka i dotknęła brzucha. Ruchy dziecka
zawsze wywoływały u niej uśmiech.
Nucąc pod nosem kolędę, rozwinęła sznur lampek i rozłożyła go na
podłodze. Rozwinęła drugi i spojrzała na drabinę. Michael zamordowałby
R S
126
ją, gdyby na nią weszła, ale ona czuła się bardzo pewnie. To tylko kilka
szczebli.
Wzięła jeden sznur lampek, weszła na dwa szczeble i stanęła.
- Chyba jest mocna - mruknęła i weszła jeszcze na dwa. Przechyliła
się na bok i zarzuciła sznur na górne gałęzie. Nie bardzo jej wyszło, więc
przechyliła się jeszcze trochę.
Usłyszała za sobą jęk.
- Pani Hawkins! - wykrzyknęła Tina.
Kate odwróciła głowę i straciła równowagę. Jeszcze próbowała ją
odzyskać, ale poczuła, jak szczebel wymyka jej się spod nóg. Upadła na
bok.
Natychmiast przeszył ją ból.
- Och, pani Hawkins! - Tina upuściła pudełka i podbiegła do niej. -
Nic pani nie jest?
Między piersiami czuła kropelki potu, a puls walił jak oszalały.
Kolejna fala bólu.
- Nie wiem - powiedziała, usiłując wziąć się w garść. - Chyba nie. -
Spróbowała wstać, ale ból na to nie pozwolił.
- Boże! - Tina załamywała ręce. - To ja panią przestraszyłam.
Kate zaczynała ogarniać panika. Odetchnęła głęboko. Poczuła, że tył
sukienki jest mokry.
- Wody odeszły - powiedziała, czując ulgę połączoną z
podnieceniem. - To wody - powtórzyła. Ale gdy spojrzała na sukienkę,
okazało się, że się myli. To była krew.
R S
127
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Wiceprezes Wayland wciąż odmawiał zapewnienia CG Enterprises
autonomii, jakiej domagał się Michael. Na spotkaniu obecni byli w
komplecie prawnicy z obu firm, a także Michael i jego wiceprezes.
Siedzieli tam już od czterech godzin.
- Mamy więcej środków. Możemy wam umożliwić ekspansję trzy
razy szybszą, niż planowaliście - mówił Stone Davidson, „Rekin". - Ale
nie mogę dać wam wolnej ręki. Są pewne reguły co do kontroli wydatków.
- Innymi słowy są sznurki - odparł Michael. - Rozumiem. Zawsze są.
Ale jeśli się nie uważa, mogą poplątać procesy będące już w toku oraz
zadusić dochodową firmę.
Michael spojrzał w zaciętą twarz Stone'a Davidsona i doznał
olśnienia. Szukał elementu mogącego zapewnić im przewagę i nagle
zrozumiał, że to on sam jest tym elementem. Co za ironia.
- Jeśli chcecie, bym pozostał w CG, musicie zapewnić większą
autonomię. Inaczej zapomnijcie o mnie.
W pokoju zapanowała pełna zdumienia cisza. Szczęka Stone'a
zadrżała.
- Trudno mi uwierzyć, że opuściłby pan własną firmę.
- To już nie byłaby moja firma.
O dziwo, asystentka Michaela weszła w tym momencie do pokoju.
Zabronił jej przeszkadzać pod jakimkolwiek pozorem. Spojrzał na nią
groźnie.
R S
128
Najwyraźniej przestraszona, podbiegła, podała mu kawałek papieru i
uciekła. Michael zerknął na notatkę i poczuł, jak krew odpływa mu z
twarzy. Kate była w szpitalu. Spocił się cały.
- Przepraszam, nagły wypadek - oznajmił wstając. - Muszę wyjść.
Stone nie posiadał się z oburzenia.
- Panie Hawkins, nikt nie wychodzi z negocjacji z Wayland.
Michael nawet nie zadał sobie trudu, by odpowiedzieć. Myślami był
już w szpitalu z Kate.
Do szpitala dotarł w niecałe dziesięć minut, łamiąc wszelkie
ograniczenia prędkości. Nie wiedział nic oprócz tego, że był wypadek w
domu dla niezamężnych matek. Jaki wypadek? Jak groźny? Nie wiedział,
co zrobi, jeśli cokolwiek jej się stało.
Znalazł pielęgniarkę, która wiedziała coś o Kate. Zerknęła na kartę i
zrobiła niepewną minę.
- Pani Hawkins straciła przytomność po przybyciu do nas. Upadła i
straciła sporo krwi. Zabrano ją na salę operacyjną. Nadal tam jest. Może
wolałby pan zaczekać w poczekalni chirurgicznej, na górze.
Straciła sporo krwi. Serce Michaela zamarło. Z trudem mógł mówić.
- Nic jej nie będzie?
- Lekarze robią, co w ich mocy.
- A dziecko? - spytał załamującym się głosem.
- W tej chwili nie ma pewnej prognozy - zdradziła niechętnie, patrząc
na niego poważnie. - Przepraszam, ale nic więcej nie wiem. Jeśli chce pan
gdzieś zadzwonić, w poczekalni jest telefon.
Michael ruszył we wskazanym kierunku. A jeśli straci Kate? Jeśli
straci i Kate, i dziecko? Przez pół roku zaharowywał się na śmierć, by
zadbać o ich przyszłość, a jeśli żadnej przyszłości nie ma?
R S
129
Zalała go fala zwątpienia. Dlatego właśnie nigdy nie chciał polegać
na innym człowieku. Dlatego nie wierzył w miłość. Ale jeśli naprawdę nie
miał serca, to dlaczego czuł się tak okropnie?
Jeśli straci Kate, to straci całe swoje życie. Motywację do życia.
Opadł na plastikowe krzesło i ukrył twarz w dłoniach.
- Ona musi żyć - szepnął.
Pełen przerażenia i rozpaczy, zadzwonił do Dylana i zostawił mu
wiadomość na poczcie głosowej. Potem, chociaż zawsze sceptycznie
podchodził do wiary, zaczął się modlić.
Minuty ciągnęły się niczym godziny. Michael krążył po małej
poczekalni jak zwierzę po klatce. Stracił tyle czasu. Teraz oddałby
wszystko za jeszcze jedną chwilę z Kate. Na swój łagodny, uparty sposób
usiłowała mu pokazać, jak go widzi - jako dobrego człowieka. Próbowała
go kochać, ale jej nie pozwalał.
Usłyszał za sobą kroki. Byli to Dylan i Justin, obaj mieli
zaniepokojone miny.
- Przyjechałem, jak tylko odebrałem twoją wiadomość - powiedział
Dylan, poklepując Michaela po plecach. - Jakieś wieści?
Michael pokręcił głową.
- Prognozy dla Kate i dziecka są niepewne. Justin skrzywił się.
- Przykro mi. Jeśli możemy cokolwiek zrobić... Ciężar na sercu
Michaela stał się jeszcze większy.
- Jeśli macie bezpośrednie połączenie z Panem Bogiem, to się
przyda.
Justin poruszył się niespokojnie.
- Przyniosę kawy.
Michael czuł na sobie wzrok Dylana.
R S
130
- Wiesz, co się stało? - spytał Dylan.
- Spadła. Pomagała ubrać choinkę - odpowiedział, nie mogąc
powstrzymać drżenia głosu. Zamknął oczy. - O Boże, straciłem tyle czasu.
Tak się zająłem walką z przejęciem firmy, że mogłem przegapić
najważniejszą rzecz w moim życiu.
Dylan westchnął i znowu krótko uścisnął jego ramię.
- Nie ty pierwszy pozwoliłbyś się wymknąć kobiecie. Ciągle płacę za
moją głupotę na studiach, ale to inna historia. Może jeszcze masz szansę.
Jeśli tak, nie przepuść jej.
Pojawiła się pielęgniarka z sali operacyjnej. Trzymała zawinięte w
kocyk dziecko.
- Panie Hawkins, oto pańska córka. Michael zamarł.
- Córka? - powtórzył.
- Tak - potwierdziła, wkładając mu zawiniątko w ręce. - Nic jej nie
jest.
Michael wpatrywał się w maleńką twarzyczkę swej córeczki i napiął
się cały, by nie drżeć.
- Kate? - spytał z desperacją w głosie. - Co z moją żoną?
- Lekarze jeszcze się nią zajmują. Dziecko było w lepszej formie, niż
się spodziewaliśmy, ale dzieci zazwyczaj lepiej wychodzą z cesarskiego
niż matki. Zawołamy pana, jak tylko żona znajdzie się na sali poopera-
cyjnej.
Pokręcił głową, nie odważył się dopuścić do siebie nadziei.
- Będzie zdrowa? Pielęgniarka skinęła głową.
- Z początku było ciężko, ale musiała po upadku zadziałać bardzo
szybko. - Zerknęła z uśmiechem na dziecko. - Musiała być bardzo
zdecydowana, by sprowadzić ją bezpiecznie na świat.
R S
131
Ulga była tak wielka, że aż bolesna. Popatrzył na swoją córeczkę i w
jej słodkiej twarzyczce dojrzał Kate. Łza popłynęła mu po policzku.
Zanim zdążył złapać oddech, w drzwiach pojawiła się kolejna
pielęgniarka.
- Czy chciałby pan zobaczyć żonę?
Z dzieckiem na rękach Michael wpadł na Justina, wylewając mu
kawę na koszulę.
- Przepraszam - powiedział. - Z Kate już w porządku. Dziecko jest
zdrowe - dodał impulsywnie. - Obaj jesteście ojcami chrzestnymi.
- Obaj! - odezwali się jednocześnie Justin i Dylan.
- Dlaczego miałbym być ojcem chrzestnym razem z tobą? - spytał
Justin.
- Bo z twoją obsesją na punkcie giełdy sam byś sobie pewnie nie
poradził - odgryzł się Dylan.
Michael z dużo lżejszym sercem szedł w stronę sali
pooperacyjnej. Jak tylko zobaczył Kate, wstrzymał oddech.
- Jest taka blada - powiedział do pielęgniarki.
- Straciła sporo krwi, ale szybko odzyska siły. Tylko pewnie będzie
senna.
Kate słyszała głos Michaela, jakby nadchodził z bardzo daleka.
Usiłowała dostać się do niego bliżej.
- Rezygnuję z firmy - powiedział jej. - Wyszedłem z negocjacji. Jeśli
Wayland nie przyjmie moich warunków, to po prostu założę nową. Jesteś
zbyt ważna i nie chcę stracić ani minuty z tobą.
Chyba śnię, pomyślała, czując tępy ból w dole brzucha.
- Katie, skarbie - powiedział z napięciem w głosie. - Chciałbym,
żebyś się obudziła i zobaczyła nasze maleństwo.
R S
132
Maleństwo! Dziecko. Kate przypomniała sobie upadek i ogarnęła ją
panika.
- Dziecko - mruknęła, usiłując otworzyć oczy. Miała wrażenie, że
ktoś położył stukilowe ciężary na jej powiekach. W końcu udało jej się i
zobaczyła Michaela z małym zawiniątkiem z koca. Jej mózg był zbyt
otępiały, by szukać sensu w tym widoku. Dlaczego on trzyma koc?
- Michael.
Pochylił się nad nią. Ze zdumieniem zobaczyła łzę na jego policzku.
- Kocham cię - powiedział. - Ty i dziecko jesteście dla mnie
najważniejsi na świecie.
- Ja śnię. - Kate zamknęła oczy. Michael delikatnie potrząsnął jej
ramieniem.
- Nie zasypiaj. Proszę, nie śpij.
Jego proszący ton tak ją wzruszył, że znowu otworzyła oczy.
- Potrzebuję cię - powiedział. - Nie chciałem tego, ale chyba zawsze
tak było. Potrzebowałem cię, jeszcze zanim cię poznałem.
Spojrzała w jego zrozpaczone oczy i już wiedział, jak bardzo się w
nim zakochała.
- Czy ja śnię? Pokręcił głową.
- Nie. - Opuścił zawiniątko i pokazał Kate dziecko. Ich dziecko. Jej
serce zaśpiewało.
- O moje maleństwo! - Wyciągnęła rękę i dotknęła główki dziecka.
- Jest w porządku - zapewnił Michael. - Policzyłem wszystkie
paluszki. Zdążyłaś na czas.
Michael ułożył dziecko obok niej i wziął Kate za rękę.
- Wy dwie jesteście dla mnie najważniejsze na świecie. Nigdy o tym
nie zapominaj.
R S
133
Kate spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich to samo skupienie,
które widywała wcześniej. Ale teraz widziała to, co dostrzegała zawsze.
Michael miał największe serce na świecie. Tylko dotąd dobrze je ukrywał.
Miesiąc później Kate kąpała Michelle Justine Hawkins i opowiadała
jej bajkę.
- Jesteś bardzo szczęśliwą dziewczynką. Masz wspaniałego tatusia.
Twój tatuś kocha nas tak bardzo, że porzuciłby dla nas swoją firmę.
Michelle wydała z siebie parę niezrozumiałych dźwięków.
- Mówi, że mnie kochał, zanim mnie nawet poznał. Że to ja dałam
mu serce - westchnęła Kate, zawinęła swój skarb w ręcznik i mocno
przytuliła. - Kiedy dorośniesz, maleńka, to mam nadzieję, że znajdziesz
kogoś, kto cię pokocha jak tatuś mnie.
- Znajdzie - odezwał się od drzwi Michael. - Pochodzi z bardzo
kochającej się rodziny.
Kate wstała i uśmiechnęła się do niego.
- Co ty tu robisz?
Michael pocałował ją i wziął od niej Michelle.
- Skoro Wayland zgodził się na moje warunki, awansowałem
jednego z szefów projektów na wiceprezesa. To da mi trochę więcej czasu.
- Zerknął na ziewającą Michelle.
- Po kąpieli zawsze jest śpiąca. Położę ją.
Wkrótce wrócił i poszedł z Kate na kanapę w pokoju słonecznym.
Wziął ją w ramiona. Kate zamknęła oczy - nigdy nie będzie miała dość
jego objęć. Od narodzin Michelle nie pracował tak dużo i wcześniej wracał
do domu. Nieobecny mąż zamienił się w męża idealnego. Nie mogła
uwierzyć, że są tacy szczęśliwi.
R S
134
- Powołanie jeszcze jednego wiceprezesa to najlepsza decyzja, jaką
podjąłem w pracy od dawna - oznajmił. - Ale w ogóle najlepszą było
zatrudnienie ciebie. - Pocałował ją lekko. - I ślub z tobą. - Pocałował ją
mocniej. - I pokochanie ciebie - zakończył.
- Dom dla Chłopców przysłał nam swoją gazetkę.
- Tak? - zainteresował się niby obojętnie, na co nie nabrała się ani
przez sekundę.
- Tak. Zdaje się, że jakiś tajemniczy ofiarodawca założył fundusz na
dostawy najwyższej jakości ciasteczek z czekoladą do stołówki przez
najbliższe dziesięć lat. O rany - dodała niewinnie. - Ciekawe, kto mógł
zrobić taką ekscentryczną darowiznę.
- Nie mam pojęcia.
Pozwoliła mu zachować tę małą tajemnicę, skoro teraz dzielił z nią
tyle wielkich. Westchnęła.
- Mogłabym zrobić niesamowite rzeczy człowiekowi, który robi
takie darowizny.
Zawahał się.
- Jakie rzeczy? - Patrzył na nią coraz cieplej. - Myślałem, że lekarz...
- Dzisiaj orzekł, że już jestem zdrowa. Spojrzał na nią tak, że jej
serce fiknęło koziołka.
- Chyba powinnaś mi pokazać, o jakich niesamowitych rzeczach
myślałaś.
Kate rozwiązała mu krawat i zaczęła rozpinać koszulę.
- Tak?
Pocałował ją. Ta chwila, jak całe ich życie, pełna była obietnic.
R S