Banks Leanne Niegrzeczna narzeczona(1)

background image

LEANNE BANKS

Niegrzeczna narzeczona

background image

PROLOG

Dziewięcioletnia Maddie Palmer opuściła igłę na płytę i szybko

wdrapała się na wysoki, barowy stołek.

- Raz, dwa, trzy, cztery! - wykrzyknęła, wtórując śpiewającemu

zespołowi.

Jej przyjaciółki, Emily i Jenna Jean, też wskoczyły na stołki i

śpiewały razem z nią. Ponieważ tego dnia padało, Maddie uprosiła

nianię, by pozwoliła im się bawić w suterenie.

Było cudownie, mogły bowiem puszczać muzykę na cały

regulator. Maddie nałożyła na głowę tiarę Emily, złapała rakietkę do

kometki i udawała, że gra na gitarze. Kiedy melodia się skończyła,

Maddie zeskoczyła ze stołka i podbiegła do adapteru.

- Spróbujmy jeszcze raz! - krzyknęła, przytrzymując tiarę. - Jak

będziemy dobre, zagramy na prawdziwej scenie i ludzie będą nam

płacić.

Wystrojona w różowy fartuszek Emily z powątpiewaniem

spojrzała na swoją rakietkę.

- No, nie wiem, Maddie. Chyba nie jestem najlepszą gwiazdą

rocka.

Jenna Jean uderzyła pięścią w swoją rakietę.

- Wątpię, by ktokolwiek chciał nam zapłacić choćby centa. No i

być może będziemy musiały nakarmić tych, którzy jednak przyjdą. A

te wstrętne chłopaki na pewno będą się z nas nabijać. Zresztą rakiety

bardziej przypominają banjo niż elektryczne gitary - dodała,

spoglądając na Maddie.

background image

- Dobrze, możemy dać im mus owocowy i herbatniki - zgodziła

się Maddie. Komentarz o rakietach zignorowała, bo w tej sprawie nie

potrafiła wymyślić niczego sensownego.

Bardziej martwiła się swoim głosem. Panicznie się bała, że w

uszach innych zabrzmi on tak samo źle, jak w jej własnych. Nie miała

jednak odwagi pytać się przyjaciółek o zdanie, więc by zagłuszyć

wszelkie wątpliwości, śpiewała tak głośno, jak tylko umiała.

- Naprawdę chcesz zostać gwiazdą rocka? Moja mama twierdzi,

że oni się w ogóle nie myją. - Emily na samą myśl aż zadrżała.

- Davey Rogers się myje. Wiem, co mówię, bo jestem członkiem

jego fan klubu - oznajmiła z dumą Maddie. Uważała Emily za

dzieciucha, ale lubiła ją. Była bardzo sympatyczna, a poza tym

pozwalała jej nosić swoją tiarę. - Zresztą wcale nie muszę być

gwiazdą rocka. Po prostu chcę być bogata i zwiedzać ciekawe

miejsca. Mieć mnóstwo przygód - przyznała i nagle przypomniała

sobie swoje największe marzenie. - I żeby już nikt nigdy nie zamykał

mnie za karę w domu.

- Gdyby moja mama była taka sama jak twoja, chyba bym

zwariowała - powiedziała Jenna Jean. - Co kilka dni masz karę i nie

wolno ci wychodzić z ogródka. Ale ty chyba rzeczywiście na to

zasługujesz.

Maddie zmarszczyła brwi. Czasami zastanawiała się, co z nią jest

nie tak. Żadna z jej przyjaciółek nie była tak często karana.

- Przecież ja nic takiego strasznego nie robię - pożaliła się, patrząc

na podskakującą na stołku Jennę Jean. Choć wiedziała, że mama nie

background image

pochwalała takich zabaw, nie ośmieliła się zwrócić przyjaciółce

uwagi.

- Masz rację, ale wiesz, na czym polega twój problem?

- No?

- Że zawsze dajesz się złapać.

No, tak. Jenna Jean, starsza od niej o rok, była bardzo sprytna. Z

matematyki dostawała same piątki, podczas gdy Maddie z trudem

zdobywała nędzne trójczyny.

- Chyba o to chodzi - przyznała. - A może ja po prostu jestem zła?

Miała już dość tej rozmowy. Wsparła się pod boki i

zaproponowała dalszą zabawę.

- Wiecie co? Dopóki jesteśmy same, poćwiczmy tę piosenkę

jeszcze raz. Udawajmy, że występujemy w najlepszej sali koncertowej

w mieście.

Znów włączyła płytę i wskoczyła na stołek. Chwyciła rakietę i już

otwierała usta, żeby zacząć śpiewać, kiedy w drzwiach stanęła jej

mama. Maddie zesztywniała.

Kątem oka zauważyła, jak Jenna Jean i Emily szybko zsuwają się

ze stołków. Ona jednak nie była w stanie się poruszyć. Znów została

przyłapana.

- Moja droga - zwróciła się do niej matka, a ten wstęp zawsze

zwiastował znienawidzoną karę. - Co ty robisz na tym stołku?

Mówiłam ci setki razy, żebyś na niego nie wchodziła. A co by było,

gdyby tobie albo twoim przyjaciółkom coś się stało? - Pani Palmer

pogroziła córce palcem i dalej ciągnęła swoją przemowę.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Maddie wyglądała przez okno swego auta. Ze wszystkich stron

rozciągał się ten sam widok. Samochody. Stojące samochody.

Stała w korku na autostradzie numer 81. Znowu została złapana.

Takie rzeczy w Roanoke w stanie Wirginia nigdy się nie zdarzały.

Okolica była zbyt słabo zaludniona. Jednak tym razem, jak mówiły

radiowe komunikaty, gdzieś na środkowym pasie autostrady pojawiła

się dziura i stąd te zatory. Opóźnienia mogą sięgać nawet dwóch

godzin.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby poruszała się prawym

pasem, bo wtedy mogłaby zjechać gdzieś w bok. Ona jednak była

właśnie na pasie środkowym. Nie, nie spieszyła się do swojej pracy w

biurze podróży. Wzięła wolny dzień. Nie była też umówiona na

kolację. Od prawie dziewięciu miesięcy z nikim się nie umawiała.

Jej problemem były rytmiczne skurcze w krzyżu i dole brzucha.

Jeszcze nie ból, ale niewiele brakowało. Co pięć minut. I nie było to

coś, co mogło za chwilę minąć. Maddie po prostu zaczynała rodzić. W

środku jedynego korka w historii Roanoke. W deszczu. Bez telefonu

komórkowego.

W brzuchu jej burczało, więc po raz setny pożałowała, że nie ma

przy sobie choćby herbatników. Kiedy poczuła kolejny skurcz,

zastosowała odpowiednie oddychanie. Wyobraziła sobie Hawaje,

cudowną wodę, palmy, tęcze. Gdyby była na Hawajach, na pewno

sączyłaby jakiegoś drinka. Ależ by jej to dobrze zrobiło.

background image

Zaczynał ją ogarniać strach. Wcale nie miała ochoty urodzić

swego dziecka na środku autostrady. Włączyła wycieraczki i

wypatrywała policyjnego radiowozu. Po raz pierwszy w życiu widok

policjanta szczerze by ją ucieszył. Nic z tego!

Powoli wpadała w rozpacz. Może powinna wysiąść i pójść

piechotą. Przypomniała sobie jednak, że instruktorka ze szkoły

rodzenia mówiła, iż chodzenie przyspiesza poród. Co będzie, jeśli nie

znajdzie nikogo, kto mógłby ją podwieźć do szpitala?

Przez zalaną deszczem szybę dojrzała furgonetkę z przykrytym

folią motocyklem na skrzyni. Natychmiast wpadł jej do głowy szalony

pomysł. Ale czy naprawdę bardziej szalony niż samotny poród we

własnym aucie?

Z trudem wysiadła z samochodu i w strugach deszczu, prawie po

omacku, dotarła do okna furgonetki. Zapukała w zamgloną szybę.

Siedzący za kierownicą mężczyzna spojrzał w jej stronę. Maddie

uśmiechnęła się. Nie odwzajemnił jej uśmiechu.

Maddie westchnęła i gestem poprosiła, by opuścił szybę.

- Tak? - spytał głosem, który przyprawił ją o drżenie.

Jego radio grało heavy metal. Wydawało jej się, że mężczyzna nie

jest sam, ale w ciemnościach nie była tego pewna. Choć siedział,

widać było, że jest potężny i groźny. Jego oczy były stalowoszare,

twarz kwadratowa, o ostrych rysach.

Jenna Jean, jej najbliższa przyjaciółka, zawsze mówiła, że Maddie

zbyt pochopnie wyrabia sobie opinię o ludziach, ale ten akurat

mężczyzna naprawdę nie wyglądał na łagodnego. I chyba nie miał też

background image

poczucia humoru. W innej sytuacji na pewno obróciłaby się na pięcie i

wróciła do swego auta. Teraz jednak, bardziej niż poczucie humoru

tego człowieka, potrzebny jej był jego motocykl.

- Chcia... Oj! - Kiedy poczuła kolejny skurcz, zamilkła na

moment. - Chwileczkę - szepnęła.

Wdech. Wydech. Wdech.

- Co się, do... - Mężczyzna był wyraźnie zaniepokojony.

Maddie udało się jakoś zebrać w garść.

- Czy ten motor, który ma pan na skrzyni, jest na chodzie?

- Tak, ale...

- Wiem, że to głupia prośba. - Mówiła najszybciej, jak mogła,

czuła bowiem zbliżający się kolejny i skurcz. - Ale właśnie rodzę i

muszę dostać się do szpitala, zanim...

Poczuła spływające po nogach ciepło. Zerknęła na swoje

zmoczone tenisówki.

- O cholera!

- Co cholera?

- Wody mi odeszły - powiedziała i spojrzała nieznajomemu prosto

w oczy.

Właściwie nie wyglądał tak źle. Kiedy indziej, bez tego brzucha,

mogłaby się nim zainteresować. Nie! Co za myśli! W takiej sytuacji?

- Czy mogłabym pożyczyć pana motor?

Ktoś siedzący wewnątrz furgonetki ściszył radio.

- Tato, kto to? No tak, ta pani jest w ciąży - skomentował też

męski, choć zdecydowanie młodszy głos.

background image

Nie reagując na pytania syna, mężczyzna błyskawicznie wysiadł z

auta i groźnie spojrzał na Maddie.

- Czy na pewno dobrze panią zrozumiałem? Chce pani, żebym

zawiózł panią na motorze do szpitala?

Maddie skinęła głową i obronnym gestem zasłoniła brzuch.

- Raczej nie mam wyboru. Nie chcę urodzić na środku autostrady.

Przestraszyła się, kiedy mężczyzna nie od razu zareagował na jej

słowa. Co będzie, jeśli on nie zechce jej pomóc?

- Niech pan posłucha. Nie mam wiele, ale oddam panu wszystko.

Mężczyzna pokręcił głową.

- Pracuję w biurze podróży - ciągnęła zdesperowana Maddie. -

Mogłabym panu załatwić darmową wycieczkę. Umiem też gotować.

Będę panu przez rok raz w tygodniu gotować kolację, jeśli tylko...

Kolejny skurcz kazał jej przerwać tyradę. Zgięła się wpół i

usłyszała, że mężczyzna wydaje synowi jakieś polecenia. Kiedy ból

minął, motor stał już na jezdni, a za kierownicą półciężarówki siedział

chłopak.

- Proszę pani - zaczął niepewnym głosem mężczyzna.

- Jestem Maddie Palmer. Proszę mi mówić Maddie.

Wyciągnęła ku niemu rękę, która natychmiast utonęła w jego

ogromnej dłoni.

- Joshua Blackwell. Po prostu Joshua. Dasz radę wsiąść? - spytał z

wyraźną troską.

- Tak, oczywiście. Dziękuję.

background image

- Dziękować będziesz dopiero w szpitalu - mruknął, włożył jej na

głowę kask i wsiadł na motor.

Maddie z niepokojem spojrzała na motocykl. Ten, kto go

projektował, na pewno nie myślał o ciężarnych kobietach. Jakoś

jednak udało jej się wsiąść. I nawet objąć Joshuę w pasie.

- Siedzisz?

- Tak - szepnęła, walcząc z kolejnym skurczem.

- Co ile masz te bóle?

- Niecałe cztery minuty - wyjąkała.

- Kapitalnie! Najważniejsze, żebyś mocno się mnie trzymała.

Będę jechał najszybciej, jak się da. Kiedy znów poczujesz skurcz,

ściśnij mnie, kopnij albo krzyknij. W każdym razie jakoś daj mi znać.

Jej opinia o tym mężczyźnie była coraz lepsza. Był silny.

Praktyczny. A przede wszystkim chciał jej pomóc.

- Dobra.

- No to ruszamy.

Do szpitala dojechali w siedemnaście minut i trzydzieści dwie

sekundy. Joshua przez cały czas liczył czas. Dla Maddie było to chyba

najgorsze siedemnaście minut życia. Blada i spocona, kilka razy omal

nie spadła z motoru. Sanitariusze z izby przyjęć natychmiast posadzili

ją na wózku i szybko zawieźli na porodówkę.

Joshui kazali iść za sobą. Zazwyczaj nie dawał sobą dyrygować,

tym razem jednak posłusznie pomaszerował za nimi. Umył się, włożył

sterylny fartuch i wszedł do sali porodowej.

background image

- Cześć - powitała go z ulgą Maddie. - Okazało się, że mój

położnik nie zdąży na czas.

-A twój mąż?

- Nie mam męża - odparła i spuściła wzrok.

Joshua spojrzał na nią uważnie. Blada, w brzydkiej, szpitalnej

koszuli, wyglądała bardzo młodo. Nawet z tym ogromnym brzuchem

była drobna i delikatna. Miała spory biust i zgrabne nogi. Ze

zdziwieniem poczuł, że powinien, że chce się nią opiekować.

- Nie musisz ze mną zostawać - powiedziała.

Kiedy kolejny skurcz wykrzywił bólem jej twarz, Joshua zaklął

pod nosem. Maddie zamknęła oczy oddychała głęboko.

- Muszę przeć. Biegnij po sio... Nie! - Powstrzymała go w

ostatniej chwili. - Zostań.

Joshua mocno uścisnął wyciągniętą ku niemu rękę.

- Oddychaj - poradził, przypominając sobie narodziny swojego

syna. Choć od tamtej pory minęło szesnaście lat, coś jeszcze pamiętał.

- Oddychaj.

I, o dziwo, Maddie kilka razy głęboko odetchnęła. Gdy ból minął,

próbował puścić jej dłoń, ale Maddie mu na to nie pozwoliła. Patrzyła

na niego rozszerzonymi ze strachu oczami. Joshua miał wrażenie, że

jego serce zalewa fala dziwnego, dawno zapomnianego ciepła.

- Za moment wracam. Naprawdę.

Dostrzegł w spojrzeniu Maddie, że mu uwierzyła. I zaufała. Nie

chciał teraz się nad tym zastanawiać. W tej chwili najważniejsze było

dziecko.

background image

Tak jak obiecał, za chwilę był znów przy niej. Zjawiła się też

pielęgniarka. Zbadała Maddie, a potem wszystko potoczyło się

błyskawicznie.

- Niech pani teraz nie prze, bo dziecko rozerwie pani krocze.

Poszukam lekarza.

- Czemu go tu jeszcze nie ma? - oburzyła się Maddie. - Założę się,

że pije kawę i zajada się pączkami. Na mężczyzn nigdy nie można

liczyć.

Mówiła bardziej do siebie niż do kogokolwiek. Kiedy chwycił ją

kolejny skurcz, skrzywiła się i zaczęła przeklinać całą ludzkość.

- Kto by pomyślał, że jedna mała dziurka w prezerwatywie... -

Zamilkła na moment i pociągnęła nosem. - Że będzie z tego tyle bólu -

dokończyła szybko. Nie, nie wolno o tym myśleć. Wyobraź sobie coś

przyjemnego. Morze, słońce, plaża. Gdzie jest ten cholerny lekarz?!

Joshua ujął ją za rękę i nie puścił nawet wtedy, kiedy Maddie

wbiła się paznokciami w jego dłoń. Wreszcie zjawił się lekarz i po

dwudziestu trzech minutach na świat przyszedł duży, zdrowy

chłopiec. Pielęgniarka od razu położyła go na piersi Maddie.

- Jesteś piękny - wyjąkała młoda mama. - Piękny. Ale się

spieszyłeś.

Chwila była tak intymna, że Joshua uznał, iż powinien wyjść.

Maddie od razu to wyczuła.

- Piękny, prawda? - szepnęła i uśmiechnęła się do niego przez łzy.

Joshua spojrzał na dziecko i też spróbował się uśmiechnąć.

- Rzeczywiście jest interesujący - przyznał.

background image

- Chcesz go potrzymać?

Zaskoczony Joshua wahał się.

- Nie bój się. - Maddie wyciągnęła w jego stronę zawiniątko.

Ostrożnie wziął niemowlę w ramiona. Było takie maleńkie i

kruche, a równocześnie tak pełne życia. Patrzył na tę wymachującą

piąstkami ludzką istotkę i myślał o Patricku. Bardzo starał się zastąpić

mu nieobecną matkę, ale przez te długie lata coś w nim umarło.

Wiedział, że syn potrzebuje od niego czegoś, czego on nie jest w

stanie mu dać. Uczucie, jakie go teraz ogarnęło, było tak zaskakujące,

że nie bardzo wiedział, co zrobić.

Nagle do sali weszła pielęgniarka.

- Pani Palmer, osoby, które kazała pani zawiadomić, właśnie

przyszły i bardzo chcą panią zobaczyć. Pan Benjamin Palmer...

- Mój brat - dokończyła Maddie. - A ta druga osoba to na pewno

Jenna Jean.

- Pani Jenna Anderson - potwierdziła pielęgniarka.

- Proszę im powiedzieć, że przyjmę ich za kilka minut i . . . - W

oczach Maddie pojawiły się figlarne iskierki. - Niech im pani powie,

że urodziłam pięcioraczki.

Siostra ze zdumieniem spojrzała na niemowlę w ramionach

Joshui.

- Słucham?

- Tak tylko żartowałam - odparła Maddie. - Zgodzili się zostać

chrzestnymi. - Młoda matka parsknęła śmiechem i czule popatrzyła na

Joshuę i maleństwo.

background image

- Założę się, że wstając dziś rano, nie miałeś pojęcia, że

wyciągniesz jakąś ciężarną ze środka korka i w dodatku będziesz

towarzyszył przy narodzinach nowego obywatela.

- Rzeczywiście - odparł Joshua.

Miał wrażenie, że w małym palcu Maddie jest więcej życia niż w

całym jego ciele. Poczuł lekkie ukłucie zazdrości i ... coś jeszcze. Coś

nowego i niepokojącego.

- Proszę - mruknął i oddał jej synka.

Gestem dłoni kazała mu się nachylić. Kiedy to zrobił,

najzwyczajniej w świecie pocałowała go prawie w same usta.

- Dziękuję. Zachowałeś się jak prawdziwy bohater.

Zaskoczony Joshua przez chwilę patrzył w jej oczy, potem

gwałtownie zamrugał powiekami i odchrząknął.

- Nie ma sprawy - bąknął. - Muszę już iść. Uważaj na małego. I

na siebie też.

Czuł, że tymi słowami żegna Maddie Palmer na zawsze.

Joshui od lat nic się nie śniło, więc nie przypuszczał, by tej nocy

miało być inaczej. Leżąc w łóżku, wsłuchiwał się w ciszę swego

domu. Myślał o czekających go nazajutrz obowiązkach. I o Patricku,

od którego z każdym dniem coraz bardziej się oddalał.

Nie, nie marzył o niczym. Po prostu od śmierci Gail żył z dnia na

dzień. W życiu samotnego ojca jest miejsce wyłącznie na pracę i

obowiązki.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Wczesnym wieczorem w domu Blackwella na ranczu panowała

cisza. Słychać było tylko szelest gazety przerzucanej przez Joshuę,

skrzypienie pióra odrabiającego lekcje Patricka i głośny oddech

leżącego przy drzwiach owczarka niemieckiego, Majora.

Joshua przywykł do ciszy. Gdyby pozwolił sobie na chwilę

zastanowienia, uczucie, jakie się z nią wiązało, nazwałby pustką. Ale

był człowiekiem bardzo zajętym, miał liczne obowiązki związane z

zarządzaniem stadniną i opieką nad nastoletnim synem. Nie starczało

mu czasu na rozmyślania o tym, co powinien zmienić w swoim życiu.

W zamyśleniu podniósł oczy znad gazety i spojrzał na Patricka.

Był pewien, że syn uważa go za mężczyznę surowego, bez poczucia

humoru, zimnego. Czyżby rzeczywiście taki był? Ze wzruszeniem

ramion odrzucił te bezproduktywne myśli i wrócił do czytania.

Zlekceważył powiększający się między nim a synem dystans. Jednak

cisza, wszechobecna i dręcząca, pozostała.

Leżący przy drzwiach Major warknął zaniepokojony.

- Leżeć - nakazał psu Joshua.

Pies posłuchał go, ale tylko na kilka sekund. Potem podniósł się i

znów warknął. Patrick przerwał pisanie.

- O co mu chodzi?

Joshua wzruszył ramionami i wstał, by wypuścić psa. Kiedy tylko

otworzył drzwi, usłyszał stłumiony odgłos silnika. W ciemnościach

dojrzał zbliżający się ku domowi samochód, który wydał mu się

znajomy.

background image

Kiedy auto zaparkowało na podjeździe, ktoś otworzył drzwiczki i

do wściekłego jazgotu Majora dołączył się niemowlęcy płacz.

- Co...? - zaczął Patrick, który też wyszedł sprawdzić, co się

dzieje.

Obaj Blackwellowie patrzyli ze zdumieniem, jak Maddie Palmer

wsadza synka do nosidełka, bierze w ręce dwa koszyki i omijając

Majora, wchodzi po schodkach.

- Cześć - powitała ich wesoło. - Pamiętasz mnie? - zwróciła się do

Joshui. - Sześć tygodni temu podwiozłeś mnie do szpitala i

asystowałeś przy porodzie mojego synka. Obiecałam, że przez rok raz

w tygodniu będę cię karmić, staram się więc dotrzymać obietnicy.

Właśnie przywiozłam pierwszy posiłek.

- Co takiego? - Joshua wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.

Jak mogła myśleć, że o niej zapomniał? Nie co dzień podwoził do

szpitala rodzące kobiety.

- Jedzenie - rzekł wyraźnie uradowany Patrick. - Przywiozła ci

jedzenie, tato.

- Wcale nie musiała.

- Ale przywiozłam. - Maddie wzruszyła ramionami.

Kiedy mały zaczął płakać, Joshua i Patrick wzięli koszyki.

- Naprawdę nie musiałaś... - zaczął znów Joshua.

- O kurczę, jest nawet pasztet! - wrzasnął Patrick, jakby od lat nic

nie jadł.

- Wejdź - rzekł pospiesznie Joshua, bo dziecko płakało coraz

głośniej.

background image

- Nie miałam pojęcia, że tak długo będę musiała cię szukać -

mówiła Maddie, idąc za Joshua w stronę kanapy. - Potem jeszcze się

zgubiłam i musiałam spytać jednego z twoich sąsiadów o drogę. Pana

Crocketta. Niezbyt sympatyczny, prawda?

- Podjechałaś do domu Otisa Crocketta? - Patrick z trudem

oderwał się od jedzenia. - Przywitał cię strzelbą?

- Nie wycelował jej we mnie - odparła Maddie, wyjmując synka z

nosidełka. - Ale przez cały czas miał ją na ramieniu. I nie był

szczególnie uprzejmy. Powiedziałam mu, że nie podoba mi się jego

zachowanie.

- Nigdy więcej tego nie rób. - Joshua był szczerze zaniepokojony.

- Crockett był już w więzieniu za...

Zamilkł, bo zauważył, że Maddie wyciąga koszulę ze spodni. Ją z

kolei powstrzymała jego mina.

- Zajączek już dawno powinien być nakarmiony wyjaśniła. -

Jesteś dorosły, więc to dla ciebie na pewno nic nowego, ale...

- Do kuchni, Patrick! - rozkazał Joshua.

- Tato, przecież to coś zupełnie normalnego - próbował

protestować chłopak.

- Mnie nie nabierzesz. Ja też kiedyś miałem szesnaście lat.

Joshua zaklął pod nosem i kazał synowi usiąść tyłem do karmiącej

Maddie. Zaczynał rozumieć, czemu większości huraganów nadaje się

żeńskie imiona. Maddie zaledwie przed dwiema minutami zjawiła się

w jego domu, a już przewróciła go do góry nogami.

background image

Wyjął z koszyków naczynia i podał synowi jedzenie. W pokoju

panowała cisza, co oznaczało, że Zajączek je, a piersi Maddie są

nagie. No i co z tego! Przecież, jak zauważył Patrick, to coś zupełnie

naturalnego.

Tyle tylko, że już tak dawno w jego domu nie było kobiety, w

dodatku z obnażonym biustem. Joshua odsunął od siebie obraz

półnagiej Maddie i skoncentrował się na jedzeniu. Było zdecydowanie

lepsze niż jajecznica, którą zaplanował na kolację.

- Pycha! - mruknął Patrick, sięgając po kolejny kawałek

pieczonego kurczaka.

- To się ciesz. Nieprędko znów zjesz coś takiego - zauważył

chłodno Joshua.

- Za tydzień - odezwała się za jego plecami Maddie.

Joshua odwrócił się i uniósł brwi. Zdążył jeszcze zauważyć, że

piersi Maddie są znów zasłonięte.

- Za tydzień?

- Tak - uśmiechnęła się Maddie. Delikatnie poklepywała plecki

trzymanego w objęciach synka. - Obiecałam ci jeden posiłek

tygodniowo. Przez rok.

- Nie ma mowy - oburzył się Joshua. - To bardzo miło, że dziś nas

nakarmiłaś, ale powiedzmy, że w ten sposób już wyrównaliśmy nasze

rachunki - rzekł, ignorując protesty Patricka. - To bez sensu, żebyś co

tydzień przywoziła nam jedzenie.

Maddie uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

background image

- To, że zawiozłeś motorem ciężarną kobietę do szpitala i zostałeś

z nią do końca porodu, też było bez sensu, prawda?

- Ja...

- Racja - wtrącił się Patrick.

- Wcale...

- Muszę już iść - przerwała mu Maddie, zbierając koszyki i puste

naczynia. - Hej, Zajączku, przecież prosiłam, żebyś nie zasypiał. -

Mały ani drgnął. - Ach, ci mężczyźni!

- Czy on naprawdę nazywa się Zajączek? - poważnie zaniepokoił

się Patrick.

- Nie, ależ skąd! Ma na imię Dawid. Zwyczajne, normalne imię,

które ma wynagrodzić mu fakt, że wychowuje go niezbyt normalna

matka. I w dodatku samotna - dodała ze smutkiem, bo przecież

zdawała sobie sprawę, że nie będzie jej łatwo.

Sprawiała wrażenie osoby swobodnej, wesołej i beztroskiej,

takiej, którą każdy mężczyzna chętnie widziałby w swoim łóżku. Z

szopą płomiennorudych włosów i brązowymi oczami, wyraźnie

pogodzona własną seksualnością, zupełnie nie pasowała do cichego,

uporządkowanego świata Joshui.

- No to idę! Czy, oprócz wątróbki, jest coś, czego nie lubicie? -

spytała już przy drzwiach.

- Przecież... - jeszcze raz próbował protestować Joshua.

- A więc do zobaczenia za tydzień. Dzięki, Patrick - dodała, już

stojąc na ganku.

- Dziękuję pani.

background image

- Mów do mnie Maddie. Tak jest dużo prościej.

Joshua czuł, że sytuacja wymyka mu się spod kontroli.

- Daj mi to - rzekł, wziął od niej koszyk i sam zaniósł go do auta.

Padał lekki deszcz, więc Maddie szybko umieściła małego w

foteliku.

- Maddie - zaczął Joshua. - To bardzo miło z twojej strony, że

przywiozłaś nam kolację, ale...

- To ty byłeś bardzo miły.

Nie przyzwyczajony, by ktokolwiek mu przerywał, a już

zwłaszcza tak atrakcyjna kobieta, Joshua na moment zgubił wątek. Na

szczęście szybko wziął się w garść.

- Naprawdę nie musisz nas karmić co tydzień. To niepotrzebne,

niepraktyczne i nierozsądne.

Kiedy Maddie parsknęła śmiechem, jakiś dziwny dreszcz

przeszedł mu po plecach.

- Niepraktyczne, nierozsądne - powtórzyła. - Na szczęście jest

jeszcze w życiu miejsce na rzeczy nierozsądne i niepraktyczne. A jeśli

chodzi o to, czy niepotrzebne, to pozwolisz, że zachowam moje zdanie

na ten temat.

Maddie potrząsnęła głową i nachyliła się ku niemu. Na pewno nie

było to zaproszenie. Wiedział, że tak po prostu się zachowuje, jednak

tak bardzo zapragnął jej dotknąć, że tylko całą siłą woli udało mu się

nad tym zapanować.

- Nieczęsto ratuje mi życie poważny, odpowiedzialny i

konserwatywny farmer. Właściwie to nikt jeszcze nigdy mnie nie

background image

ratował. Chcę ci jakoś podziękować. Więc bądź tak miły i jedz z

apetytem. Dobrze?

Joshua zdobył się tylko na głębokie westchnienie.

- Potraktuję to jako wyrażenie zgody - uśmiechnęła się Maddie. -

Dobranoc.

- Dobranoc.

Silnik jej auta pracował tak głośno, że Joshua nie słyszał

własnych myśli. Major znów szczekał, z oddali słychać było rżenie

koni, ptaki świergotały z oburzeniem. Nawet zwierzęta zareagowały

na jej obecność. Tak, wobec Maddie Palmer nikt nie mógł pozostać

obojętny.

W połowie wąskiej, krętej i błotnistej drogi auto Maddie

niebezpiecznie przechyliło się na bok. Ani przez moment nie miała

wątpliwości, co się stało. Złapała gumę. I to w nasilającym się

deszczu. Na szczęście miała zapasowe koło, a mały spał spokojnie.

Poprzednio, kiedy przedziurawiła oponę, zablokowała drogę

konduktowi pogrzebowemu, a Dawid wrzeszczał jak opętany.

Otworzyła drzwi i wdepnęła wprost w kałużę.

- Traktuj to jak jeszcze jedną przygodę. Pamiętaj, że cierpienie

uszlachetnia - wyrecytowała pod nosem.

Przez ostatnie dziesięć lat swego życia wielokrotnie powtarzała

sobie te słowa z nadzieją, że któregoś dnia naprawdę w nie uwierzy.

W strugach deszczu i w ciemnościach obeszła auto i wpadła na...

Joshuę.

background image

- Założę się, iż myślałeś, że już masz mnie z głowy - powiedziała

z nieśmiałym uśmiechem. - Słyszałeś chyba o rzepie i psim ogonie.

Jak się już przyczepi, to trudno się go pozbyć. Ale możesz spokojnie

wracać do domu. Jestem specjalistką od zmieniania kół.

Maddie otworzyła bagażnik, ale to Joshua wyjął z niego zapasowe

koło i lewarek.

- Posłuchaj! - zdenerwowała się Maddie. - Pada deszcz, jest

późno, nie chcę, żebyś...

- Lepiej wsiądź do środka, bo całkiem przemokniesz - przerwał jej

Joshua. - Za minutę będzie gotowe - dodał, kucając przy kole.

Maddie, nie przyzwyczajona, by ktoś tak się o nią troszczył, była

wyraźnie zakłopotana.

- Jesteś naprawdę bardzo uprzejmy, ale sama mogę to zrobić. Nie

musisz.

Joshua uniósł głowę i spojrzał na nią z rozbawieniem.

- Mówisz zupełnie tak samo, jak ja parę minut temu.

Maddie zamilkła. Spokojni, cisi mężczyźni nigdy się jej nie

podobali. Wolała rozmownych, bo nie musiała zastanawiać się, co tak

naprawdę chodzi im po głowie.

A Joshua? Konkretny, zdecydowany, milczący. Przydałby mu się

ktoś, przy kim mógłby się trochę odprężyć. Ciekawe, jak wygląda

jego życie seksualne? Kiedy ostatnio ktoś go całował?

Podekscytowana tą myślą, natychmiast jednak usłyszała w swej

głowie ostrzegawczy dzwonek. W dotychczasowym życiu zbyt często

dawała się ponieść podobnym emocjom.

background image

Spojrzała na mocującego się z kołem Joshuę i pożałowała, że nie

ma parasola. Wilgotna od deszczu koszula podkreślała kształty jego

szerokich ramion. Musiałaby być ślepa, żeby nie zauważyć siły jego

ciała. Ale pociągał ją nie tylko fizycznie. W tym mężczyźnie, którego

życie z pewnością nie głaskało po głowie, było coś bardzo

uwodzicielskiego.

Czuła, że to ktoś, na kim można polegać. Zaskoczyły ją te

rozmyślania, bo chyba po raz pierwszy uznała tę cechę za szalenie

pociągającą. Przypisała to swoim hormonom, które po prostu jeszcze

nie wróciły po ciąży do równowagi.

- Twój syn to fajny chłopak - powiedziała, żeby przerwać ciszę i

odpędzić od siebie niepokojące myśli.- Musisz być z niego dumny.

- Owszem - mruknął pochłonięty pracą Joshua.

- Lata już za dziewczynami?

- Jeśli nawet, to bardzo się z tym kryje.

Jego głos był niski, głęboki i bardzo męski. Aż chciało się go

słuchać. Bez względu na treść wypowiadanych słów.

- Woli książki, tak?

- Może. Nie zastanawiałem się nad tym.

- Wykapany tatuś, co?

- Powinnaś zostać w aucie. Jesteś cała przemoczona.

Maddie spojrzała na swoją mokrą koszulę.

- Ty też.

Joshua schował koło i lewarek do bagażnika.

- Myślałem, że kobiety nie lubią moknąć.

background image

- To zależy od okoliczności. W basenie albo pod prysznicem nie

jest tak źle. Stanie w deszczu w kolejce po bilety na koncert też można

wytrzymać.

Kiedy na nią spojrzał, gotowa była przysiąc, że w kąciku jego ust

dostrzegła nikły uśmiech.

- A z powodu przebitej opony?

Widząc jego mokre włosy, myślała tylko o tym, że Joshua tak

samo musi wyglądać po porannym prysznicu.

- Z powodu przebitej opony? - powtórzyła. - To zależy, czy

wyniknie z tego jakaś przygoda.

- Przygoda na środku polnej drogi?

- Czasami, kiedy los nie zsyła żadnych przygód, trzeba mu trochę

pomóc - westchnęła. - Zastanawiam się, jak mogłabym ci się

odwdzięczyć. Co powiesz na częstsze kolacje?

Widząc przerażenie w jego oczach, wybuchnęła śmiechem.

- Boisz się rzepa? Może wolisz nałożyć to koło z przebitą oponą z

powrotem?

- Nie - odparł szybko.

- Ale pomyślałeś o tym, co?

- A nie wystarczy zwyczajne „dziękuję"?

Ten facet naprawdę wygląda na kogoś, komu pocałunek dobrze

by zrobił. Maddie skinęła głową, stanęła na palcach i ... pocałowała

Joshuę Blackwella prosto w usta.

- Dziękuję.

background image

Tak, Joshua naprawdę tego potrzebował. Jego wargi nie pozostały

obojętne na dotyk jej ust.

ROZDZIAŁ TRZECI

Joshua jeszcze długo stał w deszczu, po ciemku i w błocie. Już

nawet nie słyszał warkotu silnika samochodu Maddie. Stał tak jak

idiota.

W końcu zaklął pod nosem i powlókł się z powrotem do domu. Ze

sposobu, w jaki zareagował, można by wnioskować, że nigdy nie

dotykał kobiety i jeszcze nigdy się nie całował.

Choć może rzeczywiście nie był w tych sprawach szczególnie

doświadczony, to instynkt miał bez wątpienia rozwinięty zupełnie

prawidłowo. Dlatego wiedział, że Maddie Palmer oznacza kłopoty.

Swobodna, otwarta, szczera, była jednak w pewien sposób

podobna do niego. Przede wszystkim - odpowiedzialna. Choć

nadrabiała miną, Joshua wiedział, że perspektywa samotnego

wychowywania dziecka przeraża ją tak samo, jak kiedyś jego. Jest

ładna, przyjemnie pachnie, ale stanowi zagrożenie dla jego

uporządkowanego, monotonnego życia.

Kiedy Maddie zajechała przed dom, dochodziła dziesiąta. W

brzuchu jej burczało, a Dawid też już nie spał. Szybko weszła do

kuchni, włożyła małego do kojca i ledwo zdążyła posmarować

musztardą dwie kromki chleba, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Mały

od razu zaczął płakać.

background image

- Gdzie byłaś? - spytał od progu Ben i wyjął jej z ręki kanapkę. -

Zaglądałem już dwa razy. Zaczynałem się niepokoić, czy coś ci się nie

stało. - Kiedy ugryzł kawałek chleba, skrzywił się. - Co to jest?

Maddie wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że jej młodszy brat co

wieczór sprawdza, czy wszystko u niej w porządku.

- Na razie to zaledwie chleb z musztardą. Gdybyś poczekał, stałby

się kanapką z szynką. Zresztą i tak przeznaczona była dla mnie -

dodała, wyjmując bratu chleb z rąk. - Mógłbyś chwilę potrzymać

Dawida? Ja za chwilę skończę.

- Dobra - uśmiechnął się Ben. - Ale jak tylko znów zacznie mi

ssać palec, oddaję ci go natychmiast.

- Wiesz, braciszku, życie to bardzo ulotna rzecz. - Maddie starała

się nadać swemu głosowi jak najpoważniejsze brzmienie. - Jesteś

chrzestnym ojcem Dawida, więc gdyby coś mi się stało, miałbyś przez

cały czas do czynienia z jego ssaniem, pluciem, wymiotowaniem i

podobnymi przyjemnościami.

Ben, równie poważny, wzniósł oczy do nieba.

- Wiem. To właśnie dlatego tak się troszczę, czy wszystko u

ciebie jest w porządku.

- Naprawdę? A już myślałam, że to dlatego, że mnie kochasz i

uwielbiasz - zaśmiała się Maddie pocałowała brata w policzek.

- Wiesz, lepiej mi daj małego. Z nim łatwiej sobie poradzę niż z

tobą.

Maddie zabrała się do robienia kanapki, a Ben usiadł z Dawidem

na kanapie i opowiadał mu o kometach. Ten silny, bezkompromisowy

background image

mężczyzna, i włosami do ramion i kolczykiem w uchu, poruszający

się wyłącznie warczącym harleyem, był znakomitą nianią.

Z gotową kanapką i szklanką mleka Maddie w końcu też usiadła

na kanapie. Miała zamiar jeść równocześnie karmić małego.

- Daj mi go.

- Jedz i nie przeszkadzaj nam. Odbywamy właśnie męską

rozmowę.

- Dobra, dzięki.

- Nie powiedziałaś mi jeszcze, czemu tak późno dziś wróciłaś?

Kiedy mały zaczął płakać, Ben wstał i zaczął spacerować po

pokoju.

- Dziesiąta to późno?

- Dla ciebie tak. Odkąd pojawił się na tym świecie nasz maluch,

nigdy nie wracałaś do domu później niż o ósmej. O, nie, mowy nie

ma! - rzekł, kiedy Dawid wpił się ustami w jego ramię. - Bierz go

sobie. - Szybko podał siostrze małego.

Maddie parsknęła śmiechem i dyskretnie odpięła bluzkę, gotowa

do karmienia.

- Zawiozłam jedzenie Joshui Blackwellowi i jego synowi.

Ben spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Pojechałaś aż za miasto? Tym twoim wrakiem?

- To bardzo porządne auto! - oburzyła się Maddie.

- I nie zabłądziłaś?

- Tego nie powiedziałam. Zgubiłam się, ale w końcu jakoś

znalazłam ich dom. Poczekałam, aż zjedzą, i wróciłam. Tylko jeszcze

background image

Joshua musiał mi zmienić koło. - A ja go pocałowałam, dodała w

duchu. Brat nie musiał wiedzieć o takim drobiazgu, zwłaszcza że był

to jednorazowy incydent.

- Chyba nie zamierzasz tam jeździć co tydzień, prawda? To

nawet, jak dla ciebie, byłaby przesada.

- Wcale nie. Ten człowiek mi pomógł w bardzo trudnej sytuacji...

Chcę mu się jakoś odwdzięczyć.

Nawet jeśli doprowadza to biednego Joshuę do szaleństwa?

Maddie wyobraziła sobie jego minę. Ciekawe, czy w duchu szeptał

jakieś zaklęcia, mające ochronić go przed nią?

- Nigdy w życiu nie spotkałem większego uparciucha - rzekł Ben.

- Tobie też nic nie brakuje. - Maddie spojrzała znacząco na

przedstawiający pytona tatuaż na ramieniu brata. Odstraszył już

niejednego potencjalnego pracodawcę.

- Owszem, ale to nie to samo - mruknął Ben.

Maddie czule uśmiechnęła się do brata. Kiedy wyrośnie już z tego

okresu buntu, będzie z niego świetny facet.

- Dzięki, że do mnie zajrzałeś.

- Nie ma sprawy. Dzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała.

- Rozmawiałeś ostatnio z mamą? - spytała z nadzieją.

- Kilka dni temu. U niej nic nowego.

Maddie posmutniała. Aż za dobrze zrozumiała słowa brata. Matka

wciąż nie mogła jej wybaczyć nieślubnego dziecka. Czy kiedyś

zmieni zdanie?

- Połóż się już, siostrzyczko.

background image

- Dobrze. Dobranoc.

Po wyjściu brata Maddie jeszcze długo w pełnej niepokoju

zadumie przyglądała się Dawidowi. Był dla niej najdroższą istotą na

świecie, a ona była całkowicie za niego odpowiedzialna - za jego

zdrowie, bezpieczeństwo i przyszłość.

Powstrzymując łzy, delikatnie głaskała główkę synka. Czy na

pewno da sobie radę? Oczywiście, nie ma przecież wyboru. Gotowa

była walczyć na śmierć i życie z każdym, kto próbowałby jej go

odebrać.

Dla niego nauczy się grać w kosza, a tylko jeden Bóg wie, ile

będzie ją to kosztowało. Będą razem jeździć na łyżwach i zapisze syna

na lekcje tańca. A przede wszystkim uczyni wszystko, by wyrósł na

szczęśliwego i zdrowego człowieka. Wierzącego w siebie, umiejącego

dawać i brać, zdolnego do miłości i marzeń.

Jej myśli powędrowały mimo woli ku Joshui Blackwellowi. Z

początku sądziła, że wszystko o nim wie. Uważała, że albo tłumi

swoje pragnienia, albo w ogóle ich nie ma.

No, tak, Jenna Jean zawsze zarzucała jej zbyt pochopne

wyciąganie wniosków. Tym razem chyba jednak należałoby jej

przyznać rację. Joshua był stuprocentowym mężczyzną. Trwało to

kilka sekund, ale w końcu zareagował na jej pocałunek. Jego język

stoczył walkę z jej językiem.

Jego pierś, silna i twarda, przywarła do jej biustu. Na udach

poczuła jego uda. I twardą, pulsującą męskość. Zaniepokoiła ją

background image

reakcja Joshui, ale jeszcze bardziej jej własna. Nie spodziewała się, że

zabraknie jej tchu, a serce zgubi rytm.

Dostała nauczkę i potrafi wyciągnąć z niej wnioski. Ten z pozoru

spokojny, opanowany mężczyzna jest bardzo niebezpieczny. Nie

doceniała go, ale to się więcej nie powtórzy.

By się rozgrzać po wieczornej przygodzie w deszczu, Joshua

wziął gorący prysznic. Zazwyczaj po położeniu się do łóżka przez

chwilę podsumowywał miniony dzień, a potem natychmiast twardo

zasypiał. Tego wieczora jednak sen nie nadchodził.

Kiedy zamknął oczy, stał się jak nigdy dotąd świadom swego

ciała. Swojej skóry, bicia serca, oddechu. W pewnej chwili nawet

wstał i strzelił sobie podwójną whisky. Trochę pomogło, ale obraz

Maddie wciąż go nie odstępował. Przeczuwał, że ta kobieta

zniszczyłaby jego spokój, ale była taka ciepła, taka realna, taka...

Joshua ciężko westchnął.

Kiedy w końcu zasnął, po raz pierwszy od dłuższego czasu śnił.

- Lubicie stroganowa? - spytała z uśmiechem Maddie, kiedy

Patrick otworzył jej drzwi.

- Tak - rozpromienił się chłopak. - Wejdź, Maddie. A gdzie jest

Daw?

Maddie weszła do kuchni, postawiła na stole koszyki i rozchyliła

poły płaszcza. Pod nim, w nosidełku, spał sobie smacznie mały

Dawid.

background image

- Nie chciałam, żeby zmókł. - Maddie rozejrzała się dokoła. - A

gdzie twój tata? Może przyszłam nie w porę?

- Nie, nie! Tata zaraz wróci. Ma trochę kłopotów z jedną z klaczy.

Maddie wiedziała, że powinna skorzystać z okazji i natychmiast

odjechać. Przecież wcale nie miała ochoty na spotkanie z Joshuą.

Szczególnie po tym pocałunku, który miał być tylko uprzejmym

podziękowaniem, a wywołał w niej taką burzę.

- Właściwie nie muszę na niego czekać. Naczynia mogę przecież

odebrać za tydzień.

- Chyba nie chcesz już iść? - Patrick był szczerze zdumiony.

Maddie zawahała się.

- Chciałam tylko przywieźć wam jedzenie. W zeszłym tygodniu

dość już tu namieszałam.

- Tata na pewno będzie chciał podziękować ci osobiście.

- I przekonać, bym więcej tego nie robiła - mruknęła pod nosem.

- Owszem, ale nie musisz go słuchać - parsknął śmiechem Patrick.

Już chciała mu odpowiedzieć, kiedy drzwi do domu otworzyły się

z impetem i do środka wszedł Joshua, klnąc jak szewc. Przemoczony

do suchej nitki, ściągnął szarą pelerynę i chyba wyczuł na sobie

spojrzenie Maddie, bo podniósł wzrok. Niestety, nie wyglądał na

zachwyconego jej obecnością.

„Co ty tu robisz?" Nie powiedział tego na głos, ale dostrzegła to w

jego oczach.

background image

- Cześć. - Maddie zdobyła się na słaby uśmiech. - Przywiozłam

wam jedzenie. Mam nadzieję, że będzie wam smakowało. Właśnie

wychodziłam.

Podeszła do drzwi, ale Joshua zagrodził jej drogę.

- Nie musisz się tak spieszyć - rzekł spokojnym, zdecydowanym,

pewnym głosem, od którego aż ciarki przeszły jej po plecach. -

Strasznie leje.

- Mam dobre wycieraczki - oznajmiła, próbując go wyminąć.

Niestety Dawid zajmował więcej miejsca, niż przypuszczała, więc

wpadła na Joshuę. Odskoczyła od niego jak oparzona.

- Lepiej będzie, jak trochę zaczekasz. Jadłaś już?

Poczuła się jak w pułapce.

- Nie, ale miałam zamiar.

- Wystarczy dla trojga?

- Wątpię - odparła.

- Da się zrobić - rzucił Patrick.

A więc nawet na jego pomoc nie mogła liczyć.

- Mam wrażenie, że nie jesteś w tej chwili w najlepszym nastroju.

Joshua uniósł brwi i westchnął głęboko.

- Możliwe. Omal nie zastrzeliłem klaczy medalistki, bo kręci

nosem na mojego ogiera.

- Nadal się opiera? - spytał Patrick. - Jesteś pewien, że potrzebuje

ogiera?

Joshua skarcił syna wzrokiem.

background image

- Oczywiście! Tylko zachowuje się jak kapryśna baba. Może

spodziewa się specjalnych zalotów.

- Przepraszam was, ale niezbyt się znam na prowadzeniu stadniny.

Wydawało mi się, że po prostu trenuje się tam konie i uczy

jeździectwa.

Patrick parsknął śmiechem. Joshua prawie się uśmiechnął.

- To stadnina hodowlana dla koni wyścigowych. Mam

rozpłodowego ogiera, wielokrotnego medalistę. Nie jest młody, ale

nieźle sobie radzi. Właściciele przyprowadzają do mnie swoje klacze,

a ja nadzoruję łączenie.

- Łączenie? - powtórzyła Maddie.

- Krycie. Zapłodnienie - dodał, widząc jej zdziwienie.

- Aha. To znaczy, że jesteś specjalistą od seksu.

Patrick roześmiał się. Joshua przez chwilę zastanawiał się nad tym

stwierdzeniem.

- Nigdy o tym w ten sposób nie myślałem, ale chyba rzeczywiście

to prawda.

Jego wzrok przesunął się po całej postaci Maddie - od stóp po

czubek głowy. Było w nim zaciekawienie, ale i coś jeszcze. Coś, co

wprawiło Maddie w zakłopotanie.

- Zdejmij płaszcz i zostań jeszcze trochę.

- Czy on zawsze tak rozkazuje? - Maddie zwróciła się do Patricka.

- Owszem. I w dodatku wszyscy go słuchają.

Maddie postanowiła sobie to zapamiętać. Choć pewni siebie

mężczyźni zawsze ją bawili, nigdy żaden jej nie pociągał.

background image

Obaj Blackwellowie w czasie kolacji byli bardzo rozmowni.

Patrick chyba równie pragnął damskiego towarzystwa jak dobrego,

domowego jedzenia. Był interesującym chłopcem, pochłoniętym

nauką, ale i nie stroniącym od muzyki. Joshua mówił mniej, ale

Maddie cały czas czuła na sobie jego spojrzenie. Bardzo ją to

rozpraszało.

Zostawili ją na chwilę samą, żeby mogła nakarmić Dawida, a

potem Joshua pomógł jej odnieść naczynia do auta.

- Już prawie nie pada - rzeki. - Jedź ostrożnie. Droga może być

śliska.

Maddie posadziła małego w foteliku i włożyła do buzi synka

smoczek. Kiedy się wyprostowała, Joshua stał tuż przy niej.

- Tak się właśnie zastanawiam... Czy całujesz każdego

mężczyznę, który zmienia koło w twoim aucie?

Maddie zesztywniała.

- Szczerze mówiąc, jeszcze żaden mężczyzna nie zmieniał koła w

moim aucie. Sama to robię - odparła, żałując, że odległość między

nimi jest tak niewielka. - Ale to prawda, że jestem bardzo uczuciową,

otwartą osobą. Lubię ludzi przytulać, całować w policzek. Wiem, że

nie wszyscy to akceptują. Ale nie martw się! Zauważyłam, że to nie w

twoim guście, więc więcej nie będę cię dręczyć... całowaniem.

- Owszem, to było dręczące - przyznał, nie spuszczając z niej

oczu.

Joshua milczał przez długą chwilę. Gdyby zrobił jakiś ruch w jej

stronę, Maddie zamierzała schronić się we wnętrzu auta.

background image

- A dla ciebie?

Nie mogła skłamać, bo z doświadczenia wiedziała, że kiepsko jej

to wychodzi.

- Trochę. Ale wcale tego nie chciałam. To miało być tylko

podziękowanie. A poza tym wydawało mi się, że dawno nikt cię nie

całował.

Joshua przez chwilę przyglądał jej się z lekkim uśmiechem.

- A więc zrobiłaś to z litości?

Maddie poczuła, że się rumieni. Błogosławiła więc ciemność i

zaklęła w duchu.

- Nie. Żeby ci podziękować.

- Z litości - obstawał przy swoim Joshua.

- To się już nigdy nie powtórzy.

- Dlaczego?

- Bo nie wydaje mi się, byś miał ochotę na takie podziękowania. -

Udało jej się jakoś chwycić za klamkę.

- To znaczy, że biedny Joshua nigdy już nie dostanie buzi z

litości?

- Nie.

- Szkoda. Maddie?

- Tak?

- Dzięki za jedzenie.

Wystarczył jeden jego krok, by dystans między nimi przestał

istnieć. Usta Joshui spoczęły na wargach Maddie. I nie było w tym

pocałunku ani odrobiny litości.

background image

Jej mózg protestował, ale ciało wiedziało swoje. Przywarła do

niego, jej ręce spoczęły na jego ramionach. Nie był wcale brutalny.

Czuła jednak jego zmysłową ciekawość i determinację. Siłę

złagodzoną delikatnością. Ta pełna mocy kombinacja przedarła się

przez wszystkie bariery i pozbawiła Maddie tchu. Zawładnęła jej

sercem.

Nie! To niemożliwe! Nie może otworzyć swego serca przed

Joshuą. Jej świat, wewnętrzny i zewnętrzny, musi pozostać

bezpieczny. Dla dobra jej samej i dla dobra dziecka. A to oznacza, że

nie ma w nim miejsca dla żadnego mężczyzny.

Odsunęła się od Joshui dopiero po długiej, nieskończenie długiej

chwili. Koniec.

- Dość... - wyjąkała, kiedy odzyskała oddech. - Żadnych

dziękczynnych pocałunków! Współczujących też nie. Koniec -

powtórzyła i z trudem przełknęła ślinę. Była bardzo z siebie dumna. -

Do zobaczenia za tydzień. Dobranoc.

Nie czekając na reakcję Joshui, szybko wsiadła do auta i

natychmiast odjechała, powtarzając sobie w myślach: Nigdy więcej.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Joshua stał w deszczu i ciemnościach, wsłuchując się w milczący

warkot silnika auta Maddie. Znów to samo!

Czuł się jak idiota.

Znowu.

background image

Po chwili zaklął pod nosem i przysiągł sobie, że nie będzie się

więcej przejmował Maddie Palmer. To nieprawda, że pierwszy od lat

sen nawiedził go tydzień temu z jej powodu. Przyczyną było jedzenie.

To oczywiste, po prostu jego żołądek nie był przyzwyczajony do tak

solidnych posiłków.

Było to bardzo logiczne wyjaśnienie, od tamtej pory bowiem

więcej już nic mu się nie śniło, a i wtedy nie śnił przecież o Maddie,

lecz o chabrach, o łące pełnej chabrów.

Nie, dość tego!

Ruszył wolno w stronę domu. Tuż przy schodach wiodących na

ganek dostrzegł jakiś niewielki przedmiot. Zmrużył oczy i znów

zaklął. Wieczór się jeszcze nie skończył.

Tuląc w ramionach Dawida, Maddie po raz trzeci przemierzyła

drogę od drzwi do auta. Po powrocie do domu znów nakarmiła synka,

a potem chciała położyć go spać. Zabrakło jednak pewnego bardzo

ważnego elementu tego rytuału.

Za każdym razem, kiedy wydawało jej się, że mały jest już

uśpiony i chciała włożyć go do łóżeczka, Dawid zaczynał popłakiwać.

Po chwili krzyczał głośno. Maddie czuła, że i ona wkrótce do niego

dołączy. Wracając po raz trzeci do domu, miała łzy w oczach.

Wiedziała, że powinna mieć zapasowy.

- Śpij, słoneczko - mruczała. - Śpij. Od razu poczujesz się lepiej.

A dzięki tobie i ja - dodała z pełnym goryczy uśmiechem.

background image

Zaskoczyło ją pukanie do drzwi. Była pewna, że to Ben. W progu

stał jednak Joshua Blackwell. W wytartych dżinsach i skórzanej

kurtce pilota, z lekko zmierzwionymi włosami, przyprawił ją o

szybsze bicie serca.

- Tak?

- Pomyślałem, że możesz tego jeszcze dziś bardzo potrzebować.

Wyciągnął rękę i podał jej zagubiony smoczek.

- Wielkie nieba! - krzyknęła z taką radością, jakby ktoś oznajmił

jej wygraną w toto-lotka. - Dzięki! - Chwyciła odzyskany smoczek i

choć nie wiedziała, co powiedzieć, paplała jak najęta. - Dawid musiał

go wypluć, a potem smoczek wypadł z auta. Nawet nie wiesz, jak

jestem ci wdzięczna. Mały nie chciał zasnąć i już zaczynałam wątpić,

czy uda nam się obojgu choć na chwilę zmrużyć oko.

Joshua patrzył na nią w milczeniu. Maddie poczuła nagle jakiś

dziwny skurcz w żołądku.

- Może wejdziesz i...

- Nie. Po co? - Joshua potrząsnął głową.

- Jechałeś taki kawał, żeby przywieźć smoczek. Pozwól, że zanim

wyruszysz z powrotem, poczęstuję cię filiżanką kawy albo kakao -

namawiała nie zniechęcona.

Kiedy Joshua znów potrząsnął głową, Maddie straciła

cierpliwość.

- Czy naprawdę musimy się kłócić o jakąś głupią filiżankę kawy?

- Chyba nie - przyznał.

background image

Czując za plecami jego obecność, weszła do kuchni i włączyła

ekspres. Przełożyła Dawida na drugie ramię, żeby móc umyć

smoczek.

- Chcesz, żebym go potrzymał? - zapytał Joshua.

- Mówisz poważnie?

- Jasne. Nie wygląda na ciężkiego.

Maddie ostrożnie podała mu małego. Była tak zmęczona, że

zrobiła to z wyraźną ulgą, ale i z obawą. Wiedziała, że dzień jej

powrotu do pracy jest coraz bliższy. Ze wkrótce będzie musiała

pomyśleć o jakiejś stałej opiece dla Dawida.

Joshua trzymał małego zupełnie swobodnie. Pewnie, ale nie za

mocno. Jest silny i delikatny, pomyślała. Przypomniała sobie, jak te

same ręce czuła niedawno na swojej skórze. Od dawna jedynym

mężczyzną, jaki bywał w jej domu, był Ben. Dopiero obecność Joshui

przypomniała Maddie, że jest nie tylko matką, ale i kobietą.

- Zdaje się, że masz w tym trochę wprawy - zauważyła, by

odsunąć od siebie niebezpieczne myśli.

- To jak jazda na rowerze. Takich rzeczy się nie zapomina. Patrz,

mały już zasnął.

Maddie umyła smoczek i wzniosła oczy ku niebu.

- Na tym polega problem. Budzi się, jak tylko próbuję go położyć

do łóżeczka.

- A smoczek pomaga?

- Nawet nie uwierzysz, jak bardzo. Gdyby wszystkie problemy

związane z wychowywaniem dziecka udawało się rozwiązać tak

background image

łatwo, świat byłby o wiele piękniejszy. Masz problem? Idziesz do

sklepu, znajdujesz coś czarodziejskiego za niecałe dwa dolary i po

kłopocie.

- Boisz się? - spytał Joshua.

- Jestem przerażona - odparła. - Bardzo to widać?

- Nie, ani trochę.

Maddie wzięła od Joshui Dawida i czule go przytuliła.

- A jednak - szepnęła. - Biedaczek. Trafiła mu się matka, która nie

uprawia żadnego sportu.

- Umiesz krzyczeć?

- Krzyczeć? - powtórzyła ze zdziwieniem. - Owszem, umiem.

Chyba nawet nieźle.

- To będziesz dobrym kibicem.

Maddie uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

- Tak, to niezły pomysł. Nie jestem jednak wolna od kilku innych,

poważnych... hmm... niedoskonałości - dodała, niosąc małego na górę

do sypialni.

- Na przykład? - zainteresował się idący za nią Joshua.

Maddie ułożyła małego w łóżeczku i zacisnęła kciuki.

- No, udało się - szepnęła po chwili.

Kiedy zeszli na dół, ciągnęła dalej:

- Moja przyjaciółka Jenna Jean, która jest prawnikiem, określiła to

tak: przyciągam ludzi władzy w najmniej odpowiednich momentach.

- Ludzi władzy?

background image

- Policjantów z drogówki, strażników miejskich i, ostatnio,

inspektora podatkowego. Z początku myślałam, że to po prostu brak

szczęścia. Potem uznałam, że wszystkiemu winien jest czas. Gdybym

przejechała wcześniej, to mandat dostałby facet jadący za mną.

Maddie nalała kawę i podała Joshui kubek. Chciała nalać i sobie,

ale uznała, że karmiąc piersią, powinna unikać kofeiny.

- Wychodzi na to, że jest we mnie coś, co przyciąga nieszczęścia.

- I boisz się, że mały to odziedziczył?

Maddie spuściła wzrok. Tak, tego właśnie się bała, ale wolała o

tym nie myśleć.

- A może próbujesz mnie ostrzec?

- Co takiego?

- Czy próbujesz dać mi do zrozumienia, że znajomość z tobą

może okazać się dla mnie niebezpieczna?

Wcale nie było to jej intencją. W każdym razie tak jej się

przynajmniej wydawało.

- Dlaczego miałabym to robić? - spytała Maddie, wdychając

zapach kawy, skóry i . . . mężczyzny. - Zresztą pomyśl tylko!

Musiałeś w deszczu zawieźć obcą, ciężarną kobietę do szpitala. Na

motorze. Musiałeś w deszczu zmienić koło. A teraz jechałeś taki

kawał z powodu głupiego smoczka. Też w deszczu.

- A jednak chcesz mnie odstraszyć. - Joshua uśmiechnął się.

Bardzo seksownie i bardzo po męsku.

- Jesteś dużym chłopcem. Nie przypuszczam, by trzeba cię było

prowadzić za rączkę.

background image

Kiedy Joshua ponownie omiótł ją wzrokiem, Maddie ostatecznie

upewniła się w przekonaniu, że nie jest wyłącznie matką.

- Racja. Ja też nie będę cię przed niczym ostrzegał.

Odstawiając kubek na blat, musnął Maddie ramieniem.

Wstrzymała oddech. Dopiero kiedy się odsunął na bezpieczną

odległość, była w stanie normalnie oddychać.

- Dzięki za kawę - powiedział i od razu pełen seksualnego

napięcia nastrój prysł jak mydlana bańka.

- Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.

Odprowadziła go do drzwi.

- Dziękuję za to, że przywiozłeś smoczek - udało jej się jakoś

wyjąkać. - Nareszcie będę mogła spokojnie zasnąć.

- Jesteś mi wdzięczna? - spytał Joshua, zabawnie przechylając

głowę. - Jak bardzo?

Nie, Maddie nie da się na to nabrać.

- Za tydzień przywiozę deser.

Znów ogarnął ją długim, gorącym jak pieszczota spojrzeniem.

- Będę czekał.

Niezłomne spojrzenie błękitnych oczu zastępcy prokuratora

okręgowego, Jenny Jean Anderson, wywoływało u ludzi strach,

skrępowanie, czasem wrogość, ale ostatecznie zawsze pomagało jej

poznać prawdę. Nie korzystała z niego wyłącznie na sali sądowej.

Było częścią jej osobowości i to od wczesnego dzieciństwa.

background image

- Będziesz mówił prawdę, całą prawdę i tylko prawdę -

powiedziała łagodnym głosem, tak nie pasującym do jej silnej

osobowości. - Ale jeśli nie smakuje ci to wstrętne mleko, które daje ci

mamusia, bądź łaskaw wypluć je na nią, a nie na swoją matkę

chrzestną.

Jenna nachyliła się i pocałowała w brzuszek małego Dawida.

Chłopczyk śmiał się radośnie.

- Lepiej ostrzeż sąsiadów, by dobrze pilnowali swoich córek.

Będzie z niego niezły podrywacz.

- Jest naprawdę słodki - dodała Emily St. Clair Ramsey, w której

domu rodzinnym trzy przyjaciółki umówiły się na spotkanie. - Ma

twoje oczy i usta.

- Jeśli powiesz jeszcze, że ma moje ciało, wyleję ci to na głowę -

ostrzegła ją Maddie, unosząc do góry kieliszek z szampanem i sokiem

pomarańczowym.

- Nie wygłupiaj się. Jesteś szczuplejsza niż przed ciążą.

- Szczuplejsza, ale nie jędrniejsza - stwierdziła ponuro Maddie i

westchnęła. - Zresztą to bez znaczenia, bo dopóki Dawid nie skończy

osiemnastu lat, nie mam zamiaru z nikim się spotykać.

- Jasne, a ja jestem chińską cesarzową - prychnęła Jenna.

Maddie zapatrzyła się w trzymany kieliszek.

- Nie, naprawdę! Długo nad tym myślałam. Nie chcę być taka jak

te matki, które co chwila każą się swoim dzieciom zaprzyjaźniać z

kolejnym wujkiem.

Zauważyła pełne troski spojrzenia przyjaciółek, ale ciągnęła dalej:

background image

- Mój związek z Clyde'em był trochę nietypowy. Potrafiłam

zaakceptować to, że żył na walizkach. Jednego dnia był w Nowym

Jorku, a już następnego w Kalifornii. Przyzwyczaiłam się, że często

go nie ma, nawet wtedy, kiedy naprawdę go potrzebowałam. Zresztą

zawsze pozostawał mi telefon. Jak było bardzo źle, mogłam

zadzwonić do niego albo do którejś z was. Ale teraz już nie

potrafiłabym tak żyć. Muszę myśleć nie tylko o sobie. - Maddie

przygryzła wargę. Nie chcę wikłać się w żadne związki.

Emily spojrzała na nią czule.

- Maddie, nie bądź dla siebie taka surowa. Wszystko jakoś się

ułoży. Jestem pewna, że znajdziesz mężczyznę, który pokocha i

ciebie, i Dawida.

- Łatwo tak mówić kobiecie, która niedawno wyszła za mąż i ma

jak najlepszą opinię o rodzaju męskim - powiedziała Maddie gorzko,

ale zdobyła się na uśmiech.

- Nie mogę się z tym nie zgodzić - dodała Jenna Jean. - Ale nie

wydaje mi się, by tak zdecydowana rezygnacja ze znajomości z

mężczyznami była naprawdę konieczna.

Zarówno Emily, jak i Maddie spojrzały na Jennę z

niedowierzaniem.

- Na ilu randkach ostatnio byłaś? - spytała Emily. - Jestem

strasznie zajęta. Mam mnóstwo rozpraw.

- Mówiłaś to samo w zeszłym roku.

- I dwa lata temu.

Jenna Jean szybko zamknęła usta.

background image

- Nie rozmawiamy o mnie - mruknęła tonem, którym zawsze

kwitowała niemiłe tematy. - Chodzi o to, żebyś z powodu depresji

poporodowej nie odrzuciła jakiegoś porządnego mężczyzny, jeśli

takowy pojawi się w twoim życiu.

Przez głowę Maddie przemknął obraz Joshui Blackwella.

- Kogo pognałaś? - spytała Jenna ze zmrużonymi oczami.

Czyżby z mojej twarzy można było wszystko wyczytać?

zaniepokoiła się Maddie. A może Jenna jest po prostu obdarzona

niezwykłą intuicją? Pewnie jedno i drugie.

- Właściwie nikogo specjalnego.

- Aha! - uśmiechnęła się Emily. - No to opowiedz nam o tym

„nikim specjalnym".

Maddie znów pomyślała o Joshui i poczuła dziwny skurcz w

żołądku. Dla uspokojenia wypiła łyk koktajlu.

- Ostatnio nie spotykałam wielu nieznanych ludzi. Takim

człowiekiem był tylko ten facet, który pomógł mi urodzić Dawidka.

- A, rzeczywiście! Jakiś ranczer. Jak on się nazywał? Jakoś tak na

J...

- Joshua Blackwell. Ma stadninę. Coś w rodzaju farmy ogierów.

- Farma ogierów? - powtórzyła zdziwiona Jenna. - Musi tam

unosić się w powietrzu testosteron.

Maddie nie mogła się z nią nie zgodzić.

- Raz w tygodniu zawożę mu kolację. Obiecałam, że będę to

robić, jeśli dostarczy mnie do szpitala w jednym kawałku. Na

motorze.

background image

- Wciąż nie wierzę, że się na to zdecydowałaś.

- Wolałam to niż poród na środku autostrady.

- Jaki jest ten Joshua?

- Ma kilkunastoletniego syna. Jest bardzo odpowiedzialny.

Rzadko się uśmiecha. Poważny. Sól ziemi, można powiedzieć -

dodała Maddie szybko, sama nie bardzo w to wierząc.

- Czyli raczej nie w twoim typie - podsumowała wyraźnie

rozczarowana Emily.

- Rzeczywiście - zgodziła się Maddie i szybko uciszyła swój

wewnętrzny głos, nieśmiało protestujący przeciwko tej opinii.

- Założę się, że ma wspaniałe ciało - rozmarzyła się Jenna.

- Tak - przyznała znów Maddie. - I pachnie... - Przerwała, bo nie

mogła znaleźć właściwego słowa.

- Brzydko? - spytała Emily, marszcząc zabawnie nos.

- Nie, wprost przeciwnie - potrząsnęła głową Maddie. - Pachnie

jak skóra i świeże siano, i . . .

- Konie?

- Nie, to nie to. Sama nie wiem, co to jest. W każdym razie nie

zasypka dla niemowląt - zaśmiała się Maddie.

- Już wiem. Testosteron - stwierdziła Jenna nie noszącym

sprzeciwu tonem.

- Wszystko polega na zapachu - tłumaczył Johua.

Siedzieli przy kolacji, na którą tym razem Maddie przywiozła

klopsiki i spaghetti. Patrick pochłonął swoją porcję i poszedł do siebie

background image

oglądać MTV, a Dawid spał smacznie na kocyku. Joshua mógł więc

bez przeszkód skupić na sobie całą uwagę Maddie.

Podobał mu się sposób, w jaki przechylała głowę i wpatrywała się

w niego swymi brązowymi oczami. Aż swędziały go palce, by

pogładzić jej kasztanowe, połyskujące w świetle włosy. By dotknąć

jej delikatnych jak srebrna pajęczyna i roztańczonych kolczyków.

- Ogier wyłapuje zapach klaczy i jest gotów do działania - mówił

dalej. On sam czuł w tej chwili kobiecy, świeży zapach Maddie i

marzył, by się do niej przysunąć.

- Chcesz powiedzieć, że wystarczy, by poczuł jej zapach i już?

Joshua wiedział, że kobiecie żyjącej w latach dziewięćdziesiątych

dwudziestego wieku niełatwo jest to zrozumieć.

- Nie zawsze. Czasami klacz potrzebuje trochę czasu, żeby się

przyzwyczaić do partnera, więc na dzień czy dwa umieszczamy konie

obok siebie. Cały czas jednak trzeba bacznie im się przyglądać, bo

ogier, próbując przedostać się do klaczy, może sobie zrobić krzywdę.

Maddie spojrzała na niego zdziwiona i wypiła łyk herbaty.

- Krzywdę?

Joshua spuścił głowę, by ukryć uśmiech.

- To instynkt. Czysty, zwierzęcy instynkt. Kiedy w pobliżu jest

klacz, ogierowi tylko jedno w głowie.

- Mężczyźni też czasem tak się zachowują - zauważyła Maddie.

Nie, ona rzeczywiście niczego nie zrozumie, pomyślał Joshua.

Czyżby to właśnie on musiał jej wszystko wytłumaczyć?

background image

- Ale nigdy aż tak jak ogiery. Te walą kopytami o ziemię. Rżą.

Widziałem takiego, który przedarł się przez płot. Inny rozwalił ścianę

stajni. To dlatego trzymamy je na długiej lince i obserwujemy, jak

robią swoje.

- Obserwujecie? - Oczy Maddie były wielkie jak spodki.

- Oczywiście. Płacą mi za zapładnianie klaczy i moim

obowiązkiem jest dopilnowanie, by nic im się nie stało. Także

mojemu ogierowi. Klacz przywiązujemy, ale i tak może kopać i gryźć.

- Przywiązujecie klacz - powtórzyła Maddie jak echo. - Zupełnie

inaczej to sobie wyobrażałam.

Joshua miał wrażenie, że też widzi pojawiające się w umyśle

Maddie obrazy. Nie wyglądała na przerażoną, raczej na

zaintrygowaną. Wzrok Joshui powędrował na jej rysujące się pod

pomarańczową bluzką krągłe piersi. Z tej odległości widział nawet

drobniutkie piegi na jej dekolcie. Był tak blisko, że mógłby jej

dotknąć. Ciekawe, czy w łóżku bywa równie ciekawska, pomyślał i

natychmiast odsunął od siebie te myśli.

- Robimy to najlepiej, jak umiemy. Zdajemy sobie sprawę, że

pomagamy w przyjściu na świat przyszłych medalistów, więc zależy

nam, żeby wszystko odbyło się możliwie najbezpieczniej.

- Tak, postępujecie rozsądnie - przyznała Maddie. - Zupełnie nie

wyglądasz na ryzykanta.

- Z tym akurat różnie bywało - stwierdził Joshua, myśląc o tych

trzech przypadkach, kiedy zachował się wbrew zdrowemu

rozsądkowi. - Czasem i mnie zdarzały się chwile zapomnienia.

background image

- Naprawdę? Opowiedz mi o tym.

Jeszcze nigdy nikomu o tym nie mówił. Ona miała być pierwsza.

Rozparł się wygodnie na krześle i przygarbił się.

- Na przykład Patrick. Można powiedzieć, że jest owocem takiej

chwili. Został poczęty w chevrolecie mojego ojca.

- Żałujesz tego?

- Nie, oczywiście, że nie. Ale dla Gail skończyło się to tragicznie.

Straciła sporo krwi i przy transfuzji zarazili ją żółtaczką. Zachorowała

i po czterech latach umarła.

- Strasznie mi przykro. - Maddie położyła mu rękę na ramieniu.-

Na pewno nie było ci łatwo.

Joshua pozwolił sobie na krótką refleksję nad swoim ciężkim

życiem.

- Nie było - westchnął. - Ale były jeszcze i inne sytuacje.

- Tak?

- Mojego ogiera wygrałem w pokera.

- Ty?!

Jej niedowierzanie, nie wiedzieć dlaczego, nieco go zirytowało.

- Tak. Było późno. Trochę za dużo wypiliśmy i pewien facet

bardzo chciał wygrać. Nie zależało mu na pieniądzach. Chciał tylko

wygrać. Lubił wysokie stawki, więc przed ostatnim rozdaniem

dorzucił do puli swojego ogiera. Wszyscy przekonywali go, że nie

powinien tak ryzykować. Karty mi sprzyjały i tak zaczęła się moja

kariera hodowcy. A po raz trzeci zachowałem się niemądrze, kupując

background image

tę farmę. Była w ruinie i włożyłem w nią kupę pieniędzy i roboty.

Zresztą wciąż jeszcze pozostało dużo do zrobienia.

- Nie wiem, co powiedzieć - uśmiechnęła się Maddie. - Mnie

wydajesz się bardzo poważny i odpowiedzialny.

Joshua skinął głową i wyciągnął rękę.

- Powróżysz mi, Cyganeczko? Wiesz, że przypominasz mi

Cygankę?

- Ja? No, dobrze. Tym razem zrobię to za darmo.

Zadrżał, kiedy ujęła jego dłoń.

- Jesteś ostrożny. Zdecydowany. Lubisz sam rozwiązywać swoje

problemy.

Mówiła dalej, a on wyobrażał sobie jej ręce na całym swoim ciele,

nie tylko na dłoni. Kiedy ostatnio jakaś kobieta dotykała go w ten

sposób? Ciekawe, jaka jest w dotyku skóra Maddie? Jak

zareagowałoby na pieszczoty jej ciało?

- Nie marzysz.

Joshua szybko zabrał rękę i schował ją za plecami.

- Znowu strzał w dziesiątkę - rzekł. - Nie jestem marzycielem. To

się zgadza.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Maddie była zaskoczona reakcją Joshui.

- Nie twierdzę, że w ogóle nie marzysz. Aż tak źle nie jest -

powiedziała.

- Nie jestem pewien - mruknął.

background image

- Może powinnam ci dziś na noc zostawić mój kolczyk.

- Kolczyk?

- To taki miniaturowy łapacz snów i marzeń. Dobre sny

przechodzą przez środek, złe zatrzymują się w tej pajęczynie, a potem

znikają.

- Zwyczajny kolczyk ma taką moc?

Maddie zdjęła kolczyk i pomachała mu nim przed nosem.

- Chcesz pomocy w zasypianiu?

- Nie.

Jego reakcja była odrobinę za szybka. Czyżby ten silny

mężczyzna miał czułe miejsce? Przyglądała mu się uważnie. Jego

twarz nie była piękna, miał mocno zarysowaną szczękę i wąskie usta,

często też mrużył oczy. Przypomniała sobie jednak szybko, że jego

oschłość jest tylko pozorna. Z początku myślała, że Joshua jest

właśnie taki, twardy i nieprzystępny. W środku i na zewnątrz. Powoli

jednak Maddie zaczynała rozumieć, że Blackwell jest o wiele bardziej

skomplikowany.

- Jaki byłeś jako dziecko? - spytała szybko, bo kierunek, w

którym powędrowały jej myśli, wcale jej się nie spodobał.

- Taki jak większość dzieciaków - odparł i wzruszył ramionami.

- To bardzo wyczerpująca odpowiedź – westchnęła Maddie. -

Proszę jednak o więcej szczegółów. Kim chciałeś być, jak dorośniesz?

Jakie były twoje ulubione słodycze? Zabawki?

- Chciałem grać zawodowo w baseball - odparł po chwili

namysłu. - Grałem przez całą szkołę średnią i grałbym w college'u, ale

background image

urodził się Patrick i poszedłem inną drogą. Ze słodyczy najbardziej

lubiłem sezamki - rozmarzył się. - A zabawki? Pamiętam, że miałem

plastikową Godzillę, która ryczała.

A więc jednak kiedyś miał marzenia, ucieszyła się Maddie w

duchu. Postanowiła „zapomnieć" na stole swój kolczyk.

- A więc jako dzieci nigdy byśmy się nie zaprzyjaźnili -

stwierdziła. - Nie znosiłam baseballu. Chciałam być gwiazdą rocka.

Horrory przeczekiwałam w szafie, a po sezamkach robiło mi się

niedobrze.

- Czy już w dzieciństwie sprawiałaś kłopoty?

- Nie. - Maddie zrobiła bardzo poważną minę. - Po prostu nigdy

nie układały mi się dobrze stosunki z ludźmi, którzy mieli władzę. Jak

tylko coś przeskrobałam, zawsze wpadałam.

Tego wieczoru Joshua nie patrzył za odjeżdżającą Maddie, więc

udało mu się nie zmoknąć. Gdyby był przesądny, pomyślałby, że to

ona przynosi ze sobą deszcz. Nie zmieniał też nikomu koła ani nie

odwoził żadnego smoczka. Nie dostał także buziaka. Ale to akurat mu

nie przeszkadzało. Przeżył trzydzieści trzy lata bez pocałunków i też

jakoś dawał sobie radę.

Bardzo był z siebie zadowolony. Dopóki nie zauważył leżącego

na stole kolczyka. Przez chwilę tylko mu się przyglądał, potem jednak

wziął błyskotkę do ręki.

Maddie uważała go za starego pryka, zupełnie nieczułego na uroki

kobiet. Obojętnego wobec seksu. Właściwie nie powinno mu to

background image

przeszkadzać, ale było inaczej. Sam nie rozumiał, dlaczego. Tylko on

wiedział, z jakim trudem musiał się powstrzymywać, by jej nie

dotknąć i nie całować... Przy niej czuł się jak przebudzony z długiego

snu.

A nazajutrz rano stwierdził, że nic mu się nie śniło. I poczuł się

oszukany.

- Co zrobiłaś? - prawie krzyknął Joshua. Ta kobieta naprawdę

posunęła się za daleko.

Maddie szeroko otworzyła oczy i wzięła Dawida z rąk Patricka.

- Zgłosiłam cię na ochotnika jako porządkowego na zabawie w

domu kultury.

- Co ci, do jasnej cholery...

Maddie zasłoniła uszy Dawidowi i spojrzała na Joshuę z

oburzeniem.

- Czy mógłbyś mi trochę pomóc w kuchni?

- Nie widzę powodu... - warknął, ściągając pelerynę.

- Bardzo cię proszę.

- No, dobrze, dobrze - mruknął, ale najpierw dla uspokojenia kilka

razy głęboko odetchnął. - Ale jeśli uważasz, że mój język nie jest

przeznaczony dla delikatnych uszu Dawida, to może dasz małego

Patrickowi?

Maddie spojrzała na Patricka.

- Mógłbyś?

- Jasne. - Chłopak wyraźnie wolał zejść ojcu z oczu.

background image

Joshua wszedł do kuchni, zignorował apetyczny zapach duszonej

wołowiny i oparł się o blat.

- No więc?

- Kiedy byłeś na dworze, zajrzała tu pani Quackenbush z córką.

Sprzedawały bilety na tańce w domu kultury. - Maddie zniżyła głos. -

Widziałeś Amy, córkę pani Quackenbush? Bardzo rezolutna młoda

osóbka. Gapiła się na Patricka i on też nie spuszczał z niej wzroku, ale

za bardzo się wstydził, żeby coś powiedzieć, więc...

- Więc?

- Więc kiedy pani Quackenbush powiedziała, że potrzebują

jeszcze paru dorosłych do pilnowania, pomyślałam sobie, że gdybyś

poszedł, wziąłbyś Patricka i...

- To idiotyczny pomysł.

Maddie wyglądała na obrażoną.

- Wcale nie. Zresztą to tylko kilka godzin.

- A skąd wiesz, że tego dnia nie będę zajęty?

- Pytałam Patricka.

- Przecież ja co wieczór mam coś do roboty.

- Tak? Jasne, siedzisz w domu, czytasz gazetę i patrzysz, jak

trawa rośnie. Raz możesz się poświęcić. Zapewniam cię, że od tego

nie umrzesz.

- To wcale nie jest takie pewne.

- Wiesz co? Zaczynam myśleć, że po prostu się boisz.

Maddie wyglądała tak słodko, że Joshua z trudem powstrzymał

się, by nie zamknąć jej ust pocałunkiem.

background image

- Nie lubię, kiedy ktoś układa mi plany - mruknął.

Maddie zamilkła na moment i nałożyła mu pełen talerz gulaszu.

- Zresztą nie będziesz musiał iść sam - powiedziała w końcu.

- Naprawdę?

- Tak. Powiedziałam pani Quackenbush, że przyjdę z tobą -

oznajmiła, patrząc mu prosto w oczy.

Maddie uważała się za osobę tolerancyjną. Owszem, miała duży

temperament, ale starała się żyć zgodnie z ideą, że na świecie jest

miejsce dla wszystkich i wszystkiego. Dla wszystkiego, oprócz

muzyki country granej przez facetów, którzy nawet nie wiedzą, ile

strun ma, banjo.

Kiedy godziła się wraz z Joshuą pilnować porządku na zabawie w

domu kultury, nie miała pojęcia, że ona, miłośniczka dobrego, starego

rocka przez tyle godzin będzie musiała słuchać tej beznadziejnej

muzyki i patrzeć na ludowe tance. Przez pierwsze pół godziny nawet

ją to bawiło. Później miała wszystkiego szczerze dość.

Podpierając ścianę, słuchała kolejnej smętnej melodii i marzyła o

jakiejś piosence Bruce'a Springsteena.

- Znów tupiesz nogą - szepnął jej w pewnej chwili do ucha

Joshua.

- Wcale nie tupię. To naturalna reakcja mojego ciała na zbyt

powolny rytm.

- Od początku mówiłem, że to kiepski pomysł.

- Na szczęście połowa balu już za nami.

background image

- Zaledwie jedna trzecia - uściślił Joshua. - Takie imprezy trwają

co najmniej trzy godziny.

Tym razem Maddie naprawdę tupnęła.

- Czy ten zespół nigdy nie robi sobie przerw?

- Może komuś urwie się struna.

- Nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku.

- Czasem człowieka może ocalić tylko dobry humor.

- Wiesz co? Wyglądasz dziś super, ale jesteś wyjątkowo

zgryźliwy.

- Mówiłem ci, że nie lubię, kiedy ktoś układa mi plan dnia.

- Nikt ci niczego nie układał. Może tylko trochę pomógł w

ostatecznym podjęciu decyzji.

Joshua milczał przez chwilę, potem spojrzał na parkiet.

- Super, powiedziałaś?

Dopiero po chwili zrozumiała, o co mu chodzi.

- No - przyznała z uśmiechem.

Westernowa, biała koszula kontrastowała z jego ciemną karnacją i

przyciągała wzrok, szczególnie damski, do szerokich ramion. Na

dodatek czarne, obcisłe dżinsy podkreślały jego wzrost i bardzo

interesującą pupę.

- Jest tu parę pań, które nie mogą oderwać od ciebie wzroku.

Może byś z którąś zatańczył?

- Nie uważasz czasem, że dość mam już tortur jak na jeden

wieczór?

background image

- Ciekawe, od jak dawna jesteś taki... ze wszystkiego

niezadowolony i skwaszony.

- Od mniej więcej godziny i piętnastu minut - odparł Joshua,

spojrzawszy na zegarek.

- Nie, nie. - Maddie potrząsnęła głową. - Myślałam raczej o

latach. I zastanawiam się, czy ma to związek z jakimś problemem...

zdrowotnym. No, wiesz, na przykład kobiety cierpią na syndrom

napięcia przedmiesiączkowego.

- Czyś ty zwariowała? - prawie krzyknął Joshua. - Jakie napięcie

przedmiesiączkowe?

- Słyszałam, że mężczyźni miewają coś podobnego, z tym, że u

nich niekoniecznie musi to być sprawa comiesięczna. Są wtedy

marudni i poirytowani. Problemy z prostatą - dodała szeptem.

- I myślisz, że tak jest ze mną?

- Posłuchaj mnie spokojnie, Joshua. - Maddie naprawdę nie

chciała go obrazić. - Pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale jesteś

trochę zdziwaczały. Kiedy pani Quackenbush przyniosła te bilety,

wydawało mi się, że tobie i Patrickowi przyda się jakaś rozrywka.

Tobie, bo choć trochę pobędziesz w towarzystwie ludzi, a nie tylko

koni. A Patrick jest już w takim wieku, że powinien spotykać się z

dziewczętami nie tylko w szkole.

Joshua spochmurniał. Jej koncepcja wyraźnie nie przypadła mu

do gustu. Maddie przestraszyła się, że może trochę przeholowała.

- Ale ta sprawa z prostatą to tylko jedna z teorii i może w twoim

przypadku...

background image

- Przepraszam. Nazywam się Henry Krause. Czy zechce pani ze

mną zatańczyć?

Wybawcą Maddie był nieco starszy od niej mężczyzna, specjalista

od stepowania.

- Chętnie. - Uśmiechnęła się do nieznajomego ulgą i

wdzięcznością. - Zaraz wracam - rzuciła w stronę Joshui i ruszyła na

parkiet.

Joshua gapił się na tę rudowłosą wariatkę, która wraz z Henrym

Krause'em podrygiwała w takt kolejnej idiotycznej melodii.

Prostata! Dobre sobie!

Aż zaklął pod nosem. Faktem jednak było, że ostatnio coraz

częściej myślał o Maddie. W stajni, przy stole, w łóżku, wszędzie miał

ją przed oczami. Nadal mu się nic nie śniło, ale wielokrotnie

wyobrażał sobie, jak Maddie ramionami oplata jego ciało, jest naga i

chętna, jej usta są wilgotne, nabrzmiałe i . . . niecierpliwe. Te myśli

rozpalały jego pożądanie. Nawet w tej chwili poczuł, jak pulsuje jego

naprężona męskość.

Próbował przekonać sam siebie, że Maddie Palmer wcale nie jest

piękna. Ani szczególnie uwodzicielska. Dobrze, może to i prawda.

Ale jest najbardziej interesującą, pełną życia i naturalnego seksu

kobietą, jaką Joshua kiedykolwiek spotkał.

Pragnął jej, chociaż wiedział, że nie powinien.

Nie powinien.

Nadal sobie to powtarzał, kiedy z przerażeniem zauważył, że jego

syn prosi ją do tańca. Orkiestra w końcu zrobiła sobie przerwę i ktoś

background image

przytomny szybko puścił płytę z rock and rollem. Maddie była w

swoim żywiole. Jej sukienka furkotała, włosy tańczyły, piersi

falowały.

Kiedy muzyka ucichła, Joshua spodziewał się, że Maddie zaraz do

niego wróci. Porywali ją jednak do tańca wciąż nowi partnerzy, a

Joshua robił się coraz bardziej zły. Po trzech kolejnych nagraniach nie

wytrzymał. Kiedy w sali rozległ się śpiew Tracy Chapman, oderwał

się od ściany i przedarł się w stronę Maddie.

- Moja kolej - oznajmił. - Zatańczysz ze mną?

Nie czekając na odpowiedź, ujął jej dłoń i przyciągnął Maddie do

siebie.

- Nie wiedziałam, że potrafisz tańczyć. Myślałam, że wszelka

zabawa jest sprzeczna z twoimi zasadami.

Joshua z rozkoszą wdychał jej słodki, korzenny zapach. Włosy

Maddie muskały mu brodę.

- Może potrzebuję tylko trochę pomocy.

- W zabawie?

Joshua ledwo powstrzymał się od śmiechu. Swego podniecenia

nie był jednak w stanie ukryć.

- Od tego można by zacząć.

- Zacząć? - Spojrzała na niego pytająco.

W tej samej chwili ktoś ich potrącił i ciała obojga znalazły się

niebezpiecznie blisko siebie.

Joshua jęknął.

background image

A Maddie nagle pojęła, o jakim rodzaju zabawy mówił. Po kilku

tańcach z nastolatkami dobrze było znaleźć się w ramionach

mężczyzny. Prawdziwego mężczyzny. I czuć, jak bardzo jej pożądał.

Obejmowana jego silnymi ramionami, poczuła się jak w pułapce.

- Czy wiesz, że patrzysz na mnie jak James Bond na swoje

dziewczyny?

Joshua uśmiechnął się i przyciągnął Maddie mocno do siebie.

- Bo cię pragnę - szepnął i musnął wargami jej usta.

- Nie mnie - szepnęła zdesperowana Maddie, traktując ten

argument jako ostatnią deskę ratunku. - Żyjesz tak długo z dala od

świata, że każda kobieta tak by na ciebie... wpłynęła.

- Myślisz, że tak samo zareagowałbym na panią Quackenbush?

Choć było to pytanie raczej impertynenckie, Maddie zwróciła

uwagę nie tyle na treść, co na brzmienie głosu Joshui. A usłyszała

przede wszystkim głęboką, obezwładniającą zmysłowość. Nogi same

zaczęły jej odmawiać posłuszeństwa. Pani Quackenbush była dwa

razy starsza od Joshui i ważyła mniej więcej tyle samo, co on.

- No, dobrze, może nie każda, ale...

- Masz rację. - Teraz pieścił ją nie tylko głos, ale i spojrzenie

Joshui. - Nie na każdą. Na ciebie.

Serce Maddie na chwilę przestało bić. Pomyliła krok i chyba po

raz pierwszy w życiu nie potrafiła wymyślić żadnej ciętej odpowiedzi.

Przestraszyła się, że Joshua ją zaraz pocałuje, ale on tylko trzymał ją

w objęciach i patrzył jej uporczywie w oczy.

background image

Melodia się skończyła i Maddie znów poprosił do tańca jakiś

nastolatek. Instynktownie przywarła mocniej do Joshui.

- Dziękuję - szepnęła i zawstydzona wysunęła się jego objęć.

Nie przywykła do tego rodzaju traktowania. Jej długoletni niby-

narzeczony swoje pożądanie wobec niej traktował jak coś naturalnego.

W jego zachowaniu nie było nawet śladu namiętności. Tak naprawdę

pasjonował się muzyką i choć często wyjeżdżał i zostawiał Maddie

samą, jakoś do tego przywykła. Nie raz przekonywała samą siebie, że

można zupełnie dobrze żyć bez wzbudzania w kimkolwiek potężnych

namiętności. Że ważniejsza jest przyjaźń, zrozumienie i szacunek.

I tak właśnie było z Clyde'em. Kiedy ostatnio wyjeżdżał do Los

Angeles, obiecał Maddie, że następnym razem podaruje jej

pierścionek. Zawsze był jakiś „następny raz". Clyde'a nie było przy

niej nawet wtedy, kiedy Maddie najbardziej go potrzebowała.

Tęskniła za nim, ale nauczyła się radzić sobie sama.

Joshua nie wyglądał na takiego mężczyznę, który zostawiłby

kobietę w potrzebie. Świadomość, że jej pragnie, i to wyłącznie jej,

dotarła aż do najgłębszych zakamarków serca Maddie i obudziła w

niej kilka dawnych, tajemnych marzeń.

Dwie godziny później Maddie i Joshua wychodzili z imprezy.

- Gdzie jest Patrick? - spytała, kiedy podeszli do auta.

- Wróci dziś późno. Umówił się na pizzę z kolegami. A ponieważ

twój brat pilnuje Dawida, oboje jesteśmy wolni.

- Rzeczywiście - mruknęła.

background image

Musieli pojechać do domu Joshui, bo tam został samochód

Maddie. Chociaż na dworze było chłodno, gdy tylko ruszyli,

otworzyła okno, by stworzyć złudzenie większej przestrzeni.

- Za gorąco? - spytał.

- Nie, ale lubię taki powiew.

Kiedy na moment zapadła cisza, Maddie szybko ją przerwała.

- Jak w skali od jednego do dziesięciu oceniłbyś tortury, jakie

musiałeś znieść dzisiejszego wieczoru?

Joshua obrzucił ją długim, znaczącym spojrzeniem.

- Wieczór się jeszcze nie skończył.

Maddie miała wrażenie, że jej żołądek wykonał właśnie szaleńcze

salto.

- A co powiesz o samej imprezie?

- Skoro dziesięć oznacza rzecz najgorszą, dałbym jej cztery

punkty. Nie musiałem tańczyć z panią Quackenbush, a Patrick dobrze

bawił się z Amy.

- Trochę to potrwało, zanim zaprosił ją na parkiet, ale kiedy już

się na to zdobył, poszło mu zupełnie nieźle.

- Myślałaś, że skoro jego ojciec jest odludkiem...

- Nie nazwałam cię odludkiem - zaprotestowała Maddie.

- I wyrzutkiem społeczeństwa - ciągnął dalej Joshua. -

Współczesnym mnichem...

- Niczego takiego nie powiedziałam.

- To prawda. Ale tak właśnie myślałaś.

background image

Maddie otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale po chwili

zmieniła zdanie.

- Może jestem odludkiem i wyrzutkiem społeczeństwa, ale na

pewno nie mnichem - powiedział z naciskiem.

- Nigdy tego nie mówiłam - powtórzyła. - A jeśli mam być

szczera, nawet tak nie pomyślałam.

- No, dobrze. To jakich słów użyłaś?

Mając nadzieję, że uda jej się łatwo wykpić, Maddie wymieniła

tylko same zalety:

- Poważny, odpowiedzialny, spolegliwy.

- I?

- Dziwak.

- Czy właśnie temu zawdzięczam tamten pocałunek z litości?

- Wydawało mi się, że już to sobie wyjaśniliśmy.

- Dokąd jedziesz? - zaniepokoiła się, widząc, że mijają jego dom.

- Na szczyt tej górki. Spodoba ci się tam. Noc jest pogodna, więc

widać będzie gwiazdy.

Na górze Joshua zaparkował na skraju drogi, wysiadł z auta,

otworzył drzwi i pomógł Maddie wysiąść.

- Cóż za kultura - mruknęła. - Skąd u ciebie tak dobre maniery?

- To spontaniczna reakcja. Mój ojciec nie jest może specjalnie

wykształcony, ale od swoich dzieci wymagał szacunku i uprzejmości.

- Często go widujesz?

- Nie. Byłem najstarszy i kiedy zaproponowano mi w college'u

sportowe stypendium, staruszkowie byli bardzo dumni ze swego

background image

pierworodnego syna. Wkrótce potem na świecie pojawił się Patrick i

musiałem zrezygnować z kariery. Rodzice niechętnie się z tym

pogodzili. Rozczarowało ich również to, że wyjechałem z Kentucky.

- Ciężko z tym żyć, prawda? - westchnęła Maddie ze

współczuciem.

- Tak. Ale byłem zawsze zbyt zajęty, by się tym zamartwiać. W

pewnej zresztą chwili uświadomiłem sobie, że zawiedliśmy się

wzajemnie. Ja nie zrobiłem tego, czego chcieli rodzice, a ich nie było

przy mnie, kiedy ich najbardziej potrzebowałem.

- Mnie też nie jest łatwo. Matka w ogóle ze mną nie rozmawia.

Uważa, że powinnam oddać Dawida do adopcji.

Maddie westchnęła i spojrzała na gwiazdy. Wyglądały jak

miliony brylancików rozrzuconych na granatowym kocu.

- Widziała go choć raz?

- Tylko na zdjęciach. Dostała je od Bena.

- Jej strata.

- W takiej sytuacji tracą wszyscy - pokręciła głową Maddie.

- Owszem, ale ona najwięcej. Nie tylko nie wie, co to znaczy mieć

wnuka, ale straciła też córkę.

- Nigdy o tym w ten sposób nie myślałam.

- Bo przede wszystkim czujesz wstyd.

- Jak na pozbawionego poczucia humoru wyrzutka społeczeństwa

niezły z ciebie psycholog.

- O, a więc jeszcze pozbawiony jestem poczucia humoru.

Maddie dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała.

background image

- Pardon.

- Widzę, że jest ci zimno. Wracajmy do auta.

- Gdybym mieszkała w pobliżu, codziennie przychodziłabym tu

patrzeć na gwiazdy - powiedziała Maddie, siedząc już w samochodzie.

- Ale chyba nie wtedy, kiedy pada.

- Na pewno zimą jest tu bardzo pięknie. Tak cicho i spokojnie,

wszędzie śnieg...

- Owszem.

Maddie ułożyła głowę na oparciu fotela.

- Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś.

Joshua nachylił się ku niej i spojrzał jej w oczy.

- Wołałbym, żebyś mi podziękowała tak jak wtedy.

- Masz na myśli pocałunek?

- Mhm...

Było to najbardziej zmysłowe „mhm", jakie w życiu słyszała.

Maddie uśmiechnęła się, bo wiedziała, że nic się nie stanie. Ba, była

nawet tego pewna.

- Nie wyglądasz mi na takiego, który całuje kobiety w

samochodzie.

- Naprawdę? - Joshua wsunął palce w jej włosy.

- Tak, naprawdę - odparła, czując, że z każdą chwilą, z każdym

jego słowem, traci pewność siebie. - Jesteś praktyczny, bardzo

spolegliwy i . . .

- I pragnę cię.

background image

- Chyba za dużo wypiłeś, mój drogi. - Próbowała się jeszcze

bronić.

- To nie whisky przeze mnie przemawia. To ja sam. I powiem ci

jeszcze, że jesteś w dużym błędzie. Ja wprost uwielbiam całować się

w samochodzie.

Maddie nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo Joshua po prostu

zamknął jej usta. Pocałunkiem. Potem przywarli do siebie, pieścili się

i dotykali. Oboje robili to z równym zapamiętaniem.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- Butelka? A co się stało z... - Wzrok Joshui bezwiednie

powędrował na piersi Maddie.

- Zaczęłam karmić nią Dawida, kiedy wróciłam do pracy. Chyba

ci to nie przeszkadza, Zajączku, co? - Synek uśmiechnął się, więc

uśmiechnęła się i mama. - Jest taki wspaniały. Założę się, że będzie

się musiał kijem oganiać od dziewczyn.

- A może to raczej ty będziesz je od niego odganiała, co?

- Jeśli będą miłe, to nie.

Patrick poklepał Majora, potem podszedł do Joshui i stanął obok

niego z rękami złożonymi na piersi.

- Jak na dzieciaka nie jest taki zły. Nie wrzeszczy dużo i w ogóle.

Maddie parsknęła śmiechem. Wiedziała, że w ustach Patricka to

ogromny komplement.

background image

- Dzięki. Chętnie bym sobie przypisała jego dobry charakter, ale

przypuszczam, że zawdzięczamy go prawidłowemu funkcjonowaniu

układu pokarmowego.

- To znaczy?

- Że po każdym karmieniu ładnie beka. Wypuszcza powietrze,

którego się nałykał, i dzięki temu nie boli go brzuszek.

Patrick zawsze po kolacji szedł do siebie, tym razem jednak został

z nimi.

- Chciałbyś go nakarmić? - spytała Maddie.

- Ja? No... może.

- Nie musisz. Pomyślałam, że może chciałbyś potrzymać takiego

malucha.

Patrick znów wzruszył ramionami. Wyraźnie był to jego ulubiony

gest.

- Dobra.

- To usiądź obok mnie - zaproponowała Maddie i podała mu

Dawida. - Nie bój się, to nie potrwa długo. Nasz Zajączek to istny

odkurzacz. Wyglądasz, jakbyś robił to od lat - uśmiechnęła się do

Patricka.

- Czasami zdarza mu się karmić źrebaki - wyjaśnił Joshua.

- Tak, to pewnie dlatego.

Maddie wyczuła, że Patrick chciałby jej coś powiedzieć. Parę razy

nawet już otwierał usta. Szybko domyśliła się, o co chodzi, i

postanowiła mu pomóc.

- Rozmawiałeś już z Amy po tamtej zabawie?

background image

Chłopak skinął głową.

- Czasem w szkole odzywa się do mnie.

- A ty odpowiadasz?

- Jak mi coś wpadnie do głowy.

- Czujesz się przy niej niepewnie?

- Trochę - przyznał. - A jak wobec ciebie zachowywali się

chłopcy w szkole? - spytał po chwili.

Maddie wiedziała, ile kosztowało go to pytanie. Uświadomiła

sobie, że pewnego dnia o to samo może ją zapytać Dawid.

- Na przykład do mnie dzwonili. Odprowadzali mnie do szkoły i

jedli razem ze mną obiad w szkolnej stołówce. Pytali o różne rzeczy.

- O co?

- Jaką muzykę lubię, jakie filmy widziałam, co oglądam w

telewizji.

- Chyba już się najadł - przerwał jej Patrick. Butelka była pusta, a

Dawid drzemał.

- Zgadza się. - Maddie wzięła synka na ręce i delikatnie

pomasowała mu plecki.

- I działało?

- Co działało? - Nie zrozumiała, o co mu chodzi.

- To zadawanie pytań i dzwonienie. Umawiałaś się wtedy z nimi?

- Czasami. Zależy, jaki był to facet.

- A kwiaty pomagały?

background image

- Kwiaty zawsze pomagają. I wcale nie muszą to być róże -

dodała. Nie ujawniła jednak faktu, że ona sama nigdy jeszcze nie

dostała kwiatów od mężczyzny. - Mogą też być drobne prezenciki.

- Drobne? - Patrick był wyraźnie zainteresowany.

- Bardzo drobne - uspokoiła go. - Kaseta z nagraniem ulubionego

zespołu. Breloczek do kluczy z moim inicjałem. - Wymieniała

prezenty, których nigdy nie dostała, ale o których marzyła.

Przypomniała sobie, że Clyde był zawsze bez grosza, i uśmiechnęła

się. - Najważniejsze jednak jest to, żebyś jej słuchał. Jeśli uważnie

będziesz słuchać, dowiesz się, co lubi.

- Kobiety rzadko są tak otwarte - wtrącił się Joshua.

- A większość mężczyzn nie umie słuchać - odparowała.

- Powiedz jej, że jest piękna. Powiedz, że podobają ci się jej

włosy i uśmiech. - Teraz Joshua przejął rolę nauczyciela.

- W twoim przypadku to działało?

- Jak czary.

- Ale jeśli to jest tylko czcze gadanie, to dziewczyna na pewno

szybko się zorientuje i cię rzuci - oświadczyła Maddie. Nie była

pewna, którego z Blackwellów instruuje. - To musi być prawda. Na

przykład powiedz jej, jak się przy niej czujesz.

- Jakbym zaraz miał zwymiotować - przyznał Patrick.

Joshua parsknął śmiechem i spojrzał z ukosa na Maddie. Sama się

o to prosiłaś, mówiło jego spojrzenie.

background image

- Chodziło mi o pozytywne uczucie. Ale to dopiero później. Jak

lepiej ją poznasz, możesz zmienić zdanie. Może w ogóle ta

dziewczyna przestanie ci się podobać. Po to właśnie są randki.

- No dobrze, ale dokąd mam ją zabrać?

- Pierwszy raz najlepiej na lody - wtrącił się znów Joshua. - Tanio

i szybko. I nie może się nie udać.

Maddie spojrzała na niego z rozbawieniem.

- Aż tak daleko sięga twoja pamięć?

Spojrzenie, jakim ją obrzucił, było gorące i wyzywające.

- To jak jazda na rowerze. Takich rzeczy się nie zapomina.

Maddie posmutniała. Joshua przypominał jej niedźwiedzia, który

zapadł w sen zimowy i teraz powoli zaczynał się budzić. I bez

wątpienia jej pragnął. Postanowiła skupić się teraz tylko na Patricku.

Było to zdecydowanie bardziej bezpieczne.

- Może to zabrzmi jak banał, ale nie masz pojęcia, ile może

zdziałać dbałość o drugą osobę, uprzejmość i dobre maniery.

Patrick, jak dobry komputer, zapisywał te wszystkie informacje w

swojej pamięci.

- Ilu facetów rzuciłaś?

- Kilku - przyznała z niechęcią. - Jakoś wtedy przyciągałam do

siebie wyjątkowych palantów. A z paroma i tak za długo się

cackałam.

- Dzięki - rzekł, wstając, Patrick.

Już miał wyjść z pokoju, ale zatrzymała go jeszcze jedna myśl.

- A jaki był najlepszy prezent, jaki dostałaś od faceta? - spytał.

background image

- Oprócz Dawida? - Maddie przytuliła synka mocno do siebie.

Usłyszała głębokie westchnienie Joshui i domyśliła się, o czym

pomyślał. - Ale musisz pamiętać, że ja mam lat dwadzieścia siedem

lat i dawno już skończyłam szkołę. Dla mnie najlepszym prezentem

byłaby możliwość dzielenia z kimś odpowiedzialności za wychowanie

dziecka.

- Nie bój się. Wiem o prezerwatywach.

- One czasem pękają - mruknęła pod nosem Maddie. - Zawsze

lepiej stosować jakieś dwie metody zapobiegania ciąży, ale to na

pewno wiesz. I na pewno rozumiesz, że seks to nie tylko połączenie

dwóch ciał, więc czasami warto poczekać.

Spod oka spojrzała na Joshuę i wyczuła jego aprobatę.

- A moim ulubionym prezentem od faceta była piosenka, którą dla

mnie napisał - uśmiechnęła się do Patricka. - Gitarzyści zawsze mnie

bardzo pociągali.

Kilka minut później Joshua odprowadzał Maddie do auta. Deszcz

już nie padał. Powietrze było czyste i chłodne. Kiedy tylko posadziła

Dawida w foteliku i zatrzasnęła drzwi, Joshua zablokował jej drogę.

Czuła całe jego ciało - silną, falującą pierś, mocne uda i... naprężoną

męskość.

- Widzę, że niełatwo mi będzie odjechać - mruknęła.

- A spieszysz się? - spytał Joshua, muskając wargami koniuszek

jej ucha.

- Nie, ale nie chcę nadużywać waszej gościnności.

- Nie ma obawy. - Teraz jego wargi sunęły po jej szyi.

background image

Bez powodzenia próbowała stłumić jęk.

- Uwielbiam te twoje odgłosy. Od razu się wtedy zastanawiam,

jak by brzmiały w łóżku.

- Nie wiem, czy to znaczy, że mam się zamknąć, czy wprost

przeciwnie - próbowała żartować.

- Nie, broń Boże, nie powstrzymuj ich! Mówiłem ci już, jaka

jesteś piękna?

Choć Maddie wiedziała, że to nieprawda, wokół jej serca rozlało

się bardzo przyjemne ciepło. Kiedy wsunął palce w jej włosy,

zadrżała.

- I podobają mi się twoje włosy, ich kolor, puszystość, to, jak

tańczą wraz z tobą.

Maddie zamknęła oczy. Czuła się cudownie.

- Och, Joshua!

Znów wtulił się w jej szyję.

- Uwielbiam twój zapach.

- To talk dla dzieci.

- Na tobie pachnie podniecająco.

Maddie otworzyła oczy i parsknęła śmiechem.

- Ty chyba zwariowałeś.

- Możliwe. - Teraz palcem obrysowywał kontur jej ust. - Lubię

twój uśmiech.

Nie wiedząc, czy śmiać się, czy płakać, Maddie potrząsnęła

głową.

- Bardzo dobrze, Joshua. Bardzo dobrze.

background image

Odepchnęła go zdecydowanie i podeszła do drzwi od strony

kierowcy.

- Co takiego? - Oczywiście Joshua podążył w ślad za nią. - O

czym ty mówisz?

- Dobry tekst. Znakomity z ciebie aktor. Tę rolę wykułeś na

blachę. Prawie się na to dałam nabrać.

- Do jasnej Anielki, Maddie, przecież wiesz, że mówiłem

szczerze.

- Ja też znam swoją rolę. Jak cię słucham, to robi mi się niedobrze

- rzuciła, siadając za kierownicą.

Joshua znów wyjrzał przez okno i zmarszczył brwi.

- Nie widać jej?

- Nie.

Była to pierwsza środa od wielu, wielu tygodni, kiedy Maddie nie

przywiozła im kolacji. Choć Joshui bardzo smakowało jej jedzenie,

dużo bardziej zależało mu na niej samej.

- Myślisz, że powinniśmy do niej zadzwonić? - spytał Patrick,

ujawniając tym samym, że i on przyzwyczaił się do tych odwiedzin.

- Poczekajmy jeszcze parę minut.

Instynkt podpowiadał mu, by jej szukać. A jeśli znów zgubiła

drogę i sąsiad tym razem zrobił użytek ze strzelby?

Kiedy usłyszał w oddali warkot silnika, odetchnął z ulgą. Poznał

tłumik jej auta. Obaj z synem od razu wyszli na ganek.

background image

Owszem, był to samochód Maddie, ale wysiadł z niego jakiś

mężczyzna. W ręku trzymał pudło z pizzą. Miał długie włosy, złoty

kolczyk w uchu, ubrany był w dżinsy i T-shirt.

- Hej, jestem Ben, brat Maddie. Nie może dziś sama do was

przyjechać. Jej mały zachorował, więc poprosiła, żebym przywiózł

wam coś do jedzenia. Ty jesteś Joshua, zgadza się?

Joshua skinął głową. Nie widział w Benie żadnego podobieństwa

do Maddie. Dopóki nie spojrzał mu w oczy. Tak samo brązowe, tak

samo błyszczące i pełne życia.

- Nie stój na tym deszczu. Wejdź do środka.

Ben wahał się przez chwilę, ale w końcu spojrzał przez ramię na

auto, pokazał mu język i wzruszył ramionami.

- Dzięki, chętnie. Mam dwa rodzaje pizzy. Maddie kazała mi

wybrać, więc jedna jest supreme, a druga pepperoni.

- Dobry wybór - pochwalił go Joshua w drodze do kuchni. -

Patrick chyba zje nawet pudełko.

- Tato.

- Dziś zjemy po kawalersku - rzekł do syna Joshua, a ten od razu

go zrozumiał.

- Myślałem, że zawsze tak jadacie - zażartował Ben.

Patrick wyjął z szafki papierowe talerze i serwetki, a potem

wprawnie rozłożył je na stole.

- Co jest Dawidowi?

- Jakaś infekcja ucha. Maddie była z nim u lekarza i dostała

lekarstwa, ale dziś w nocy Zajączek pewnie znów będzie marudził.

background image

- Znów? - zaniepokoił się Joshua.

- Mhm. Nie spali całą poprzednią noc. Chętnie bym zastąpił

siostrę, ale pracuję na nocną zmianę w barze Tony'ego. - Ben ugryzł

kawałek pizzy i popił colą. - Maddie wygląda jak zmora.

Joshua nie potrafił przejść nad tym faktem do porządku

dziennego. Tylko dla zachowania pozorów skierował rozmowę na

inne tory.

- Niewiele o tobie wiem. Chyba tylko tyle, że jesteś ojcem

chrzestnym Dawida i w szpitalu powiedziano ci, że twoja siostra

urodziła pięcioraczki.

Ben wybuchnął śmiechem.

- To cała Maddie! A ja o tobie słyszałem całkiem sporo - zwrócił

się do Joshui, ale już całkiem poważnie.

Joshua z trudem przełknął kęs pizzy.

- Naprawdę?

- Owszem. Maddie dużo mi opowiadała o tobie i o twoim synu.

Twierdzi, że Patrick jest bardzo zdolny.

- Naprawdę? - Patrick z dumy aż się wyprostował. - Naprawdę tak

powiedziała?

- Tak. I że choćby dużo ją to miało kosztować, dotrzyma słowa,

jeśli chodzi o te cotygodniowe kolacje.

- Próbowałem jej to wyperswadować - przyznał z wyrzutami

sumienia Joshua. - To naprawdę niepotrzebne.

- Daj sobie spokój! Moja siostra zawsze dotrzymuje słowa. Mówi,

że pomogłeś jej, kiedy tego najbardziej potrzebowała, i że nigdy o tym

background image

nie zapomni. To dla niej zupełnie nowe doświadczenie, bo do tej pory

nie mogła zbytnio polegać na mężczyznach. Kiedy byliśmy mali, nasz

ojciec dużo podróżował, więc rzadko go widywaliśmy. A Clyde - Ben

aż skrzywił się z niesmakiem - jego właściwie też nigdy nie było.

Utalentowany, ale nie zasługiwał na taką wspaniałą dziewczynę jak

Maddie.

Tym razem Ben spojrzał na Joshuę bardzo uważnie. I

ostrzegawczo. Jak brat, który nie pozwoli nikomu skrzywdzić

ukochanej siostry. I chyba rzeczywiście miał powody do obaw.

Wieczorem Joshua był rozkojarzony i nie mógł zasnąć. Snuł się

po kuchni i salonie, wypił szklankę mleka i zjadł herbatnika. Nawet

on zauważył stęchły i dosyć niezwykły smak ciastka. Joshua nigdy nie

miał problemów z zachowaniem linii.

Nie umiał gotować, a i buszowanie wśród sklepowych półek nie

było jego pasją. Kupował rzeczy pierwsze z brzegu i już. Gdyby

Maddie żywiła go bardziej regularnie wkrótce bałby się stanąć na

wadze.

Tak, przyzwyczaił się do jej cotygodniowych wizyt. Czekał na

nie, czasami bardzo niecierpliwie. I już dawno przestał się oszukiwać,

że chodzi mu wyłącznie o domowe jedzenie. Chętnie skwitowałby

wszystko stwierdzeniem, że to wyłącznie sprawa seksu, ale wiedział,

że ta szalona Maddie zalazła mu głęboko za skórę i znalazła drogę do

jego serca.

Ciekaw był, czy właśnie teraz spaceruje po swoim mieszkaniu z

Dawidem w objęciach. Pamiętał dobrze, jak bolesna jest świadomość,

background image

że jest się jedyną osobą odpowiedzialną za takie maleństwo. A czekała

ją kolejna, ciężka noc.

Nagle drgnął gwałtownie. Wróciła do niego ta sama myśl, która

tak zaskoczyła go przy kolacji.

- Co za idiotyczny pomysł - mruknął, spoglądając na kuchenny

zegar. Była jedenasta trzydzieści. - Absolutnie idiotyczny.

Wciąż mamrocząc, że pomysł jest bez sensu, włożył dżinsy,

koszulę, skarpetki i buty. Obudził Patricka, żeby powiedzieć mu,

dokąd się wybiera, i już go nie było.

W środku nocy ulice były prawie puste, więc droga do domu

Maddie zabrała Joshui zaledwie trzydzieści pięć minut. Chciał tylko

sprawdzić, czy u niej wszystko w porządku. Jeśli nie zobaczy światła

w jej oknach, zawróci, nie próbując nawet z nią porozmawiać.

Niestety, okna były oświetlone.

Otworzyła mu dopiero po kilku minutach. Tuliła w ramionach

Dawida i wyglądała na nieprzytomną ze zmęczenia. Jeszcze żadna

kobieta nie budziła w nim tylu ciepłych uczuć.

- Słyszałem, że masz dziś ciężką noc.

- I zapragnąłeś się do nas przyłączyć?

Maddie zdobyła się na słaby uśmiech.

- Nie miałem nic lepszego do roboty. - Joshua wzruszył

ramionami.

- A nie pomyślałeś o spaniu?

Próbowałem i nic z tego nie wyszło, odparł, ale tylko w duchu.

- A może jednak mnie wpuścisz?

background image

- Och, przepraszam. Chcesz może kawy, mleka, albo... - Maddie

już szła do kuchni.

- Chcę, żebyś usiadła.

To wydało mu się w tej chwili najważniejsze. Bał się, że Maddie

za chwilę zemdleje.

- Nie ma mowy. Zajączka strasznie boli ucho i tylko noszenie go

przynosi mu jakąś ulgę. Nie mogę słuchać, jak płacze.

- A lekarstwo?

- Jasne. - Maddie nie przerywała chodzenia. - Zacznie działać

dopiero za jakieś dwadzieścia cztery do czterdziestu ośmiu godzin.

- Nie zapytałaś, czemu przyjechałem.

- Rzeczywiście! Chyba jestem mało przytomna.

- Ben powiedział, że poprzednią noc też miałaś bardzo ciężką.

Maddie skinęła głową i skupiła się na studiowaniu wzorków na

dywanie.

- Pamiętam takie bezsenne noce z dzieciństwa Patricka.

Wydawały się nie mieć końca.

Znów tylko kiwnęła głową.

- Więc pomyślałem sobie, że cię trochę zastąpię.

Maddie znów pokiwała głową. Ani na moment nie przerwała

swojej wędrówki. Zaniepokoił go taki zupełny brak reakcji.

- Maddie, słyszałaś, co mówię?

Spojrzała na niego nie widzącym wzrokiem i zamrugała oczami.

- Boże - jęknęła - żeby ten pokój przestał wreszcie tak wirować.

- Natychmiast daj mi małego i kładź się do łóżka.

background image

- Nie, nie, ja tylko... - próbowała protestować.

- Daj go - powtórzył Joshua zdecydowanie i wyciągnął ręce.

Odniósł wrażenie, że Maddie dopiero w tej chwili uświadomiła

sobie jego obecność. Patrzyła na niego z ufnością i ulgą. A pod tymi

uczuciami, pod ogromnym zmęczeniem, kryło się coś jeszcze.

- Tylko na godzinę - zgodziła się w końcu i podała mu synka.

Potem wspięła się na palce i leciutko pocałowała Joshuę w policzek. -

Jesteś cudowny. Godzina mi zupełnie wystarczy. Potem mnie obudź.

Dobrze?

- Jasne.

Kiedy się w końcu obudziła, na dworze już zaczynało świtać. Od

razu pomyślała o Joshui. Musi być wykończony. Nie zmrużył przecież

oka. Cichutko, na palcach, zeszła na dół.

Joshua siedział w bujanym fotelu i tulił do siebie Dawida. W

pokoju panowała absolutna cisza. Obaj smacznie spali.

Ten widok aż ścisnął ją za serce. Jednego tylko nie będzie mogła

nigdy dać swemu synowi. Nie będzie w stanie zastąpić mu ojca.

A... gdyby... Maddie pozwoliła sobie na chwilę marzeń. Gdyby

tak Joshua pokochał ją oraz jej dziecko i zechciał z nimi zostać na

zawsze. Gdyby...

Nie, nie, nawet nie powinna o czymś takim myśleć. Nachyliła się i

leciutko dotknęła czoła Dawida. Ani śladu gorączki. Potem spojrzała

na Joshuę. Jeszcze nigdy nie widziała tak pięknego mężczyzny.

Kiedy nagle otworzył oczy i ich spojrzenia się spotkały, Maddie

zrozumiała, że wpadła na amen. Znowu to samo!

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Maddie pamiętała, że w takiej sytuacji najlepiej jest mówić.

Cokolwiek. Byle szybko i dużo.

- Nie obudziłeś mnie po godzinie - skarciła Joshuę. - Bardzo miło

z twojej strony, że pozwoliłeś mi odpocząć, ale to miała naprawdę być

tylko godzina. Przecież ty całą noc przesiedziałeś na krześle. Daj mi

Zajączka, przewinę go i nakarmię. - Wzięła dziecko i weszła do

kuchni. - Zaczekaj chwilę, zaraz zrobię kawę.

- Maddie? - zdecydowany głos Joshui przerwał ten monolog.

- Tak?

- Daruj sobie tę kawę. Za minutę znikam.

Słowa Joshui znów pobudziły ją do działania.

- Nie ma mowy.

Nie zważając na ssącego jej ramię Dawida, szybko wyjęła z

lodówki butelkę z mieszanką i wstawiła ją do podgrzewacza.

Posadziła synka w jego foteliku i wyjęła z szafki buteleczkę z

antybiotykiem.

- Pozwól mi przynajmniej poczęstować cię kawą. Jeśli trochę

poczekasz, zrobię śniadanie i...

- Hej. - Joshua stanął tuż za nią. - Czemu jesteś taka

zdenerwowana?

Serce Maddie waliło jak szalone. W jej głowie kłębiły się tysiące

myśli. Jakoś jednak udało jej się odmierzyć porcję lekarstwa łyżeczką.

- Zawsze gdy potrzebowałam pomocy, nikogo przy mnie nie było.

No, może Emily i Jenna Jean, i czasami Ben.

background image

Podała małemu lekarstwo, a potem zaczęła go karmić. Dopiero

wtedy spojrzała na Joshuę.

- Czuję się niezręcznie. To, co wczoraj zrobiłeś, bardzo dużo dla

mnie znaczy.

- To naprawdę nic takiego. - Joshua wzruszył ramionami.

- Wręcz przeciwnie - upierała się Maddie. - Dla mnie to naprawdę

coś wielkiego i nawet nie wiem, jak ci podziękować.

Spojrzenie Joshui było tak pełne namiętności, że Maddie poczuła

się zakłopotana. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że za koszulę nocną służył

jej stary T-shirt, który niewiele zasłaniał.

- Jesteś mi wdzięczna?

- Tak.

- Bardzo? - spytał Joshua i przysunął się niebezpiecznie blisko.

Maddie najpierw odetchnęła głęboko, a potem parsknęła

śmiechem. Czy ten facet nigdy nie rezygnuje?

- Mam w tej chwili na sobie powyciągany T-shirt, który służy mi

za koszulę, karmię moje dziecko i choć od wieków nie patrzyłam w

lustro, założę się, że wyglądam jak potwór. Nie możesz mnie w tej

chwili pragnąć. - Choć tak bardzo starała się go zniechęcić, wciąż

widziała w jego oczach pożądanie. - Chyba że jesteś ślepy.

- Okulista nazwał mój wzrok sokolim.

No, tak, mogła się tego spodziewać.

- Albo zwariowałeś.

- To rzeczywiście możliwe - zaśmiał się Joshua i musnął wargami

jej szyję.

background image

Maddie przymknęła oczy.

- Nie możesz mnie pragnąć. Nie. To niemo...

- Mogę. - Wsunął rękę pod jej koszulę i pieścił nagie uda. - I

pragnę.

- Nie, Joshua, nie - szepnęła, choć jej ciało mówiło co innego. -

Jestem wykończona.

- Przecież to ja siedziałem z Dawidem całą noc. Jesteś mi coś

winna.

Maddie aż zesztywniała. To niemożliwe... to niemożliwe, by

chciał, żeby odwdzięczyła mu się seksem. A jednak jakiś cichutki

głosik w jej wnętrzu szeptał, że byłoby to najsłodsze podziękowanie,

jakie w życiu złożyła.

- Lody - powiedział Joshua.

- Lody? - powtórzyła oszołomiona.

- W piątek wieczorem. To musi się udać - dodał z szelmowskim

uśmiechem. Pokonał Maddie jej własną bronią.

Ponieważ Joshua miał mnóstwo roboty z końmi, w piątek mogli

się wybrać na lody dopiero późnym wieczorem. W lodziarni był

okropny tłok, kupili więc kilka pudełek na wynos i pojechali do

Maddie. Joshua był w idiotycznym nastroju. Nie czuł się tak lat.

Wiedział, że zwariuje, jeśli nie zdobędzie Maddie Palmer. Choćby

miał ją posiąść na tym kuchennym stole.

- Kto się dziś zajmuje Dawidem? - spytał, kiedy wyjmowała z

szafki syrop czekoladowy.

background image

- Moja przyjaciółka, Jenna Jean. Miała do mnie pretensje, że nie

zadzwoniłam do niej po pomoc, kiedy mały był chory, ale nawet mi to

nie przyszło do głowy. Ona jest zastępcą prokuratora okręgowego i

nikt jej nie przegada, więc obiecałam, że przy najbliższej okazji

pozwolę jej się zająć Dawidem. - Maddie wyjęła z lodówki bitą

śmietanę i uśmiechnęła się szeroko. - To właśnie dziś jest ta okazja.

- Czy do tych wszystkich specjałów dodajesz czasami trochę

lodów?

- Nie wiedziałam, że jesteś taki zasadniczy, owszem, dodaję, ale

niewiele.

W obecności tej kobiety Joshua bynajmniej nie czuł się zbytnio

zasadniczy. Miał wrażenie, że jego mózg zmienił miejsce pobytu i

przeprowadził się poniżej pasa.

- Bita śmietana? - Maddie włożyła palec do puszki, a potem go

oblizała. - Pycha. Chcesz trochę?

- Jasne.

Znów zanurzyła palec i podała mu, by spróbował śmietany.

Jednak Joshua niespodziewanie chwycił Maddie za nadgarstek i

wsunął sobie do ust... cały jej palec. Oczywiście chodziło mu

wyłącznie o śmietanę. Maddie natychmiast wyrwała mu rękę i

spojrzała na niego z oburzeniem. Jak najbardziej udawanym.

- Jak mogłeś?

- Gdybyś okazała mi choć trochę litości - to ostatnie słowo Joshua

wymówił ze szczególnym naciskiem - nie musiałbym się uciekać do

takich metod.

background image

Patrzyła na niego przez trzy długie sekundy, a na jej twarz powoli

wpełzał rumieniec.

- Litości?

- Tak. - Joshua przysunął sobie miseczkę i nabrał łyżką dużą

porcję lodów. Miał nadzieję, że w ten sposób chociaż trochę

zmniejszy płonący w nim żar. - Całujesz mnie, a kiedy tracę nad sobą

panowanie przerywasz. Jesteś blisko mnie i nagle się odsuwasz.

Niezła z ciebie flirciara, Maddie.

- Flirciara! - Dla podkreślenia swego oburzenia, nie tak całkiem

już udawanego, Maddie potrząsnęła puszką śmietany i skierowała na

Joshuę potężny strumień białej piany.

Śmietaną pokryta była nie tylko jego ręka i twarz, ale i koszula.

Odrobina jej spadła też na dżinsy.

- Przepraszam. - Maddie uśmiechnęła się niepewnie i odstawiła

puszkę. - Nie chciałam poplamić ci koszuli.

- Masz jakąś serwetkę?

- Oczywiście.

Szybko wyjęła z szuflady niebieską serwetkę i dokładnie wytarła

mu koszulę. Potem spojrzała na plamę na jego dżinsach. Jej już nie

ośmieliła się wytrzeć. Kiedy zarumieniona podniosła wzrok,

dostrzegła w oczach Joshui rozbawienie i podniecenie.

Miała na sobie brzoskwiniową, cieniutką sukienkę bez rękawów.

Wieczór był bardzo ciepły, nie włożyła więc rajstop. Tylko złoty

łańcuszek z serduszkami na kostce i lekkie sandałki.

background image

Joshua wreszcie zrobił to, o czym marzył przez cały wieczór.

Wsunął rękę pod jej sukienkę. Maddie znieruchomiała.

Joshua był tego wieczoru jakiś inny. Nie wiedziała, czy powinna

się z tego cieszyć, czy raczej bać. Wiedziała tylko, że podoba jej się

sposób, w jaki on na nią patrzy - jakby była lodami, a on zabierał się

właśnie do jedzenia. I podobała jej się jego ręka w jej gorącym,

intymnym miejscu.

- Lody topnieją - wykrztusiła z trudem przez ściśnięte gardło.

- Maddie, och, Maddie! Jak możesz teraz myśleć o lodach... -

szepnął jej do ucha.

- Joshua, przecież tobie na mnie wcale nie zależy.

- Nawet ty w to nie wierzysz.

Kiedy przyciągnął ją mocno do siebie, gdy poczuła jego twardość,

jeszcze próbowała się bronić.

- Naprawdę?

Wsunął nogę między jej uda.

- Tak. Oboje o tym świetnie wiemy. Chodź tu, maleńka.

Maddie poczuła, że tonie. W spojrzeniu Joshui, w słodyczy jego

pocałunków. Chociaż po chwili leżeli już na kanapie, a ona oplatała

go nogami i całowała jego szyję, jeszcze raz postanowiła dać mu

ostatnią szansę.

- Ty potrzebujesz zupełnie kogoś innego - szeptała. - Kobiety,

której nie musisz pomagać przy zmianie koła ani przywozić po nocy

jakiegoś idiotycznego smoczka. - Nie przestała mówić nawet wtedy,

background image

kiedy Joshua podniósł jej sukienkę i wsunął rękę między uda. -

Kobiety, która zna się na klaczach, ogierach i...

- Maddie, ja chcę ciebie.

- Ale pamiętaj, że cię ostrzegałam...

Joshua wsunął palec do jej gorącego, wilgotnego wnętrza. Maddie

instynktownie zacisnęła mięśnie.

- Chyba nie zdążymy do sypialni, prawda?

Joshua jednym szybkim ruchem ściągnął jej mikroskopijne

majteczki.

- Tym razem chyba jeszcze nie. Och, Maddie, gdzie byłaś przez te

wszystkie lata... Gdzie...

Maddie odpięła mu dżinsy i ujęła w dłoń jego męskość.

- O, tak, Maddie, tak.

Joshua na moment uniósł się na łokciu i wyjął z kieszeni małą,

foliową paczuszkę. I w tym jej nie zawiódł. Znów wykazał się

odpowiedzialnością.

Potem przenieśli się na górę, do sypialni. Wzięli ze sobą tylko

puszkę z bitą śmietaną. Półtorej godziny później oboje leżeli zmęczeni

na jej ogromnym łóżku. Puszka była pusta.

Joshua jeszcze nigdy nie kochał się z kobietą, która by mu się tak

bez reszty, całkowicie oddawała. Z taką ufnością, bez wstydu, bez

zahamowań. Tak naturalnie i po prostu.

- Chciałbym ci zadać jedno niedyskretne pytanie - rzekł, kiedy ich

spojrzenia się spotkały.

- Pytaj.

background image

- Ten facet, z którym byłaś tak długo...

- Clyde.

- Często wyjeżdżał, tak? Czy z nim też się tak kochałaś jak ze

mną?

- To rzeczywiście bardzo niedyskretne pytanie. Chcesz wiedzieć,

czy też robiliśmy to z bitą śmietaną?

- Nie. Raczej to, czy... - Przez moment Joshua nie mógł znaleźć

właściwego słowa. - Czy z taką samą siłą i namiętnością?

- Czemu pytasz?

- Bo jeśli tak, to już rozumiem, czemu facet tak często wyjeżdżał.

Bał się, że zejdzie na atak serca.

Maddie wybuchnęła śmiechem.

- Nie, nie przypuszczam. - Zaraz jednak spoważniała. - A jeśli

chodzi o twoje pytanie, to odpowiedź brzmi: nie. Tak nie było nigdy.

Z nikim.

Kiedy ją pocałował, poczuł, że Maddie robi się wilgotna. Znów

jej zapragnął.

- Przecież przed chwilą się kochaliśmy - potrzasnął głową z

niedowierzaniem.

- Wiem - westchnęła Maddie. - Ale musimy przerwać - dodała z

wyraźnym żalem. - Muszę odebrać Dawida. Nie chcę, by Jenna Jean

już za pierwszym razem zniechęciła się do opieki nad chrześniakiem.

- Pozwól chociaż, że cię odwiozę.

Ta nieoczekiwana propozycja sprawiła Maddi ogromną

przyjemność.

background image

- Bardzo ci dziękuję. Chętnie skorzystam.

Na pierwszy rzut oka Jenna Jean stanowiła absolutne

przeciwieństwo Maddie. Zdawała się chłodna i opanowana. Bardzo

ciemne włosy wiązała w porządny węzeł na karku i nawet w dżinsach

i zwyczajnej bluzce wyglądała schludnie i elegancko.

Joshua nie mógł jej sobie wyobrazić noszącej czarodziejskie

kolczyki Maddie ani karmiącej piersią niemowlę. Maddie była

wrażliwa i szalona, Jenna Jean rozsądna i spokojna. Trudno mu było

zrozumieć, co też może łączyć te dwie tak różne kobiety. Dopiero

dzięki słowom Maddie wszystko się wyjaśniło.

- Jenna Jean i ja poznałyśmy się, kiedy ja miałam sześć, a ona

siedem lat.

Jenna Jean uniosła brwi.

- Już od dawna wszyscy mówią do mnie Jenna - zwróciła się do

Joshui, a potem do Maddie. - A ty nie musisz mi ciągle wypominać

wieku.

- Jakoś się muszę przed tobą bronić - zaśmiała się Maddie. - Jak

się sprawował Dawid?

- Był cudowny. Omawialiśmy moją ostatnią sprawę i zgodził się

ze mną, że powinnam zażądać najwyższego wymiaru kary. Ten

dzieciak ma talent. Wcale nie żartuję. Miał taką minę, jakby rozumiał

każde moje słowo. Uśmiechał się i czasem nawet mi przytakiwał.

- Doradził ci coś istotnego?

- Nie, ale ziewał, kiedy opowiadałam mu o moim szefie.

background image

- Każdy ziewa, kiedy opowiadasz o swoim szefie - stwierdziła

Maddie. - Rozumiem, że teraz śpi?

- Tak, w mojej sypialni, w tej przenośnej kołysce, którą

przywiozłaś.

- Dobra. Biorę go i wracam do domu.

Kiedy zostali sami, Jenna otwarcie obrzuciła Joshuę taksującym

spojrzeniem.

- A więc to ty byłeś z nią przy porodzie Dawida?

- Tak, ja.

- Maddie wspominała, że masz stadninę ogierów rozpłodowych.

To dosyć ryzykowny interes, prawda?

- To zależy, jak do niego podchodzić - odparł Joshua. Jeszcze nie

rozumiał, o co jej chodzi.

Jenna zupełnie zwyczajnym gestem wskazała mu miejsce obok

siebie, ale Joshua miał świadomość, że bacznie obserwuje każdy jego

ruch.

- A jak ty do tego podchodzisz?

- Chcesz wiedzieć, czy jestem wypłacalny, tak? - spytał wprost.

- Nie, właściwie to nie. - Jenna nawet się nie zająknęła. - Ale to

rzeczywiście mnie ciekawi, więc gdybyś zechciał odpowiedzieć na

moje pytanie...

Dopiero teraz Joshua skorzystał z jej zaproszenia i usiadł.

- Owszem, jestem wypłacalny.

Jenna z poważną miną skinęła głową.

background image

- Maddie mówiła też, że masz kilkunastoletniego syna. Lubisz

dzieci?

- Dzieci, to dzieci. Jedne lubię bardziej, inne trochę mniej.

- Tak, to szczera odpowiedź... - Jenna przez chwilę milczała, a

potem ciągnęła dalej. - Maddie zawsze miała talent do...

- Nieprzyjemnych doświadczeń z przedstawicielami władzy -

dokończył za nią Joshua.

- Ale nie jest rozrabiarą. Ma tylko pecha, bo zawsze wpada. Lecz

jej bliscy jakoś się z tym pogodzili. A ty? Czy jesteś wystarczająco

elastyczny?

- Owszem. Do pewnego stopnia. Moja tolerancyjność ma jednak

pewne granice. Ale czy nie uważasz, że do takiej rozmowy przydaliby

się nam świadkowie i egzemplarz Biblii?

Trafiła kosa na kamień. Jenna zawsze lubiła panować nad

sytuacją. Stwierdziła z żalem, że z Joshuą nie będzie to takie łatwe.

- Mam nadzieję, że nie jesteś taki jak Clyde. On nie umiał jej

docenić. A Maddie się zmieniła i nie zadowoli się teraz byle czym.

Wejście Maddie nie pozwoliło Joshui poprosić Jenny o

wyjaśnienie ostatnich słów.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

- Czemu ty tak ciągle wzdychasz? - Jenna Jean spytała Maddie,

kiedy wraz z Emily siedziały przy basenie jej matki. - Trudno z tobą

wytrzymać.

background image

- Wiem - przyznała Maddie z pełnym zadowolenia uśmiechem.

Nic nie było w stanie zepsuć jej wspaniałego humoru. - Tobie też

takie wzdychanie dobrze by zrobiło, Jenno Jean. - Maddie znów

teatralnie westchnęła i ściszyła radio. - Zresztą dobrze wiesz, że mam

do tego powód, bo go poznałaś.

- Wiedziałam, że coś z nią jest nie tak. Mogę tylko przyznać, że

ten jej nowy facet jest lepszy od Clyde'a - stwierdziła Jenna Jean.

- A kiedy ja go poznam? - zainteresowała się Emily.

- Nie wiem. Joshua na weekend wyjeżdża na jakiś zjazd koniarzy.

A ponieważ ty i Beau rzadko bywacie w mieście...

Emily wypiła łyk lemoniady.

- Wobec tego musimy coś zaplanować. Ponieważ Beau też

interesuje się końmi, obaj panowie na pewno będą sobie mieli dużo do

powiedzenia.

Jenna Jean parsknęła śmiechem.

- Kto by pomyślał, że nasza Emily wyjdzie za kowboja.

- No, cóż, skoro sama nie mogłam zostać kowbojem, pozostało mi

tylko poślubienie kogoś, kto nim jest. A jeśli chodzi o Maddie, to

pamiętam, że zawsze marzyła o tym, by zostać fanką jakiejś grupy

rockowej.

Maddie skrzywiła się z niesmakiem.

- Nigdy nie chciałam być jedną z wielu. Może dlatego Joshua tak

bardzo zawrócił mi w głowie. Jest taki inny. Nie traktuje mnie jak

tymczasowej znajomej. To nie leży w jego charakterze. On naprawdę

mnie pragnie.

background image

Już sama rozmowa na ten temat wytrąciła Maddie z równowagi.

Wstała i zaczęła spacerować wzdłuż basenu.

- Jest tak cudowny, że aż trudno w to uwierzyć. Ja ciągle

wyszukuję jakieś powody, dla których miałoby się nam nie udać, a on

je wszystkie eliminuje. Bez przerwy do mnie dzwoni - dodała

zachwycona, bo było to dla niej czymś zupełnie nowym. Wciąż

jednak nie opuszczał jej strach. - Bardzo mi zależy, by tym razem

niczego nie zepsuć.

- Nie bój się, niczego nie zepsujesz - próbowała ją pocieszyć

Jenna Jean. - Jesteś pewna swoich uczuć, a Joshua Blackwell na

pewno wie, że drugiej takiej nie znajdzie.

- Najważniejsze, że jesteś z nim szczęśliwa - dodała Emily. - A

jeśli cię skrzywdzi, będzie miał z nami do czynienia.

- Te gwiazdy naprawdę wyglądają jak brylanty - stwierdziła

Maddie, leżąc wraz z Joshuą na kocu. Wieczór był ciepły, więc po

kolacji znów wybrali się na swój ulubiony pagórek.

- Dostałaś już kiedyś brylanty?

- Nie - parsknęła śmiechem Maddie. - Tylko cyrkonie i górskie

kryształy.

- Żałowałaś, że to nie brylanty? - Joshua ujął ją za rękę.

- Tak i nie.

Maddie wsparła się na łokciu.

background image

- Oczywiście wiem, że nieważna jest cena podarunku, ale z

drugiej strony miło wiedzieć, że komuś na tobie bardzo zależy...

Rozumiesz, o co mi chodzi?

- Chyba tak. A jakie prezenty dawał ci Clyde?

- Pytasz, czy w ogóle coś mi dał, tak?

Joshua zmrużył oczy.

Przez dłuższą chwilę Maddie musiała się zastanowić. Clyde był

taki zapominalski.

- Dał mi sporo płyt z nagraniami, które on lubił, kilka taśm z

własnymi kompozycjami, parę srebrnych kolczyków z Meksyku. Raz

przyniósł mi masło orzechowe, ale zapomniał, że nie znoszę

orzechów, więc sam je zjadł. - Maddie spojrzała na Joshuę. - Widzę,

że coś chodzi ci po głowie. Wyrzuć to z siebie.

- Ten Clyde to był egoistyczny drań - stwierdził Joshua po prostu.

- Tak, chyba masz rację.

- To dlaczego tak długo z nim byłaś?

Maddie westchnęła, usiadła i podciągnęła kolana pod brodę.

- Nie wiem. Prościej było z nim być, niż się rozstać. Chyba

byliśmy ze sobą z przyzwyczajenia. Ludzie przyzwyczajają się

czasem do zupełnie idiotycznych rzeczy. Ty przecież też - dodała, by

zmienić temat rozmowy.

- Ja?

- A tak. Dlaczego przez tyle lat nie związałeś się z żadną kobietą?

- Byłem zajęty.

- Kiepski argument.

background image

Joshua chwycił ją za nadgarstek i jednym ruchem przyciągnął do

siebie.

- Nie wierzysz mi? - szepnął. - Naprawdę byłem zajęty.

Kiedy jego ręce spoczęły na jej piersiach, bardzo trudno było jej

się skoncentrować.

- Raczej miałeś na oczach klapki. Kobiety przestały dla ciebie

istnieć.

- A może nie spotkałem jeszcze takiej, która by na mnie

podziałała.

Czując na swoim udzie jego twardą męskość, Maddie z trudem

przełknęła ślinę.

- A, to o to ci chodzi?

- Właśnie. I co z tym zrobimy?

- Nigdy nie podejrzewałam, że lubisz tego rodzaju zabawy na

świeżym powietrzu.

Kiedy jego usta musnęły jej szyję, jęknęła i zadrżała.

- A co? Myślisz, że wolę zaciągnięte zasłony, zgaszone światło i

wygodne łóżko?

- Myślałam - poprawiła go Maddie. - Co ty robisz z moimi

szortami?

- Chcę ci pokazać, jaki naprawdę jestem - szepnął.

- Wydawało mi się, że już to zrobiłeś.

- O, nie, słonko, to był dopiero początek lekcji.

Mimo że Maddie zamknęła oczy, pod powiekami nadal widziała

gwiazdy.

background image

Kiedy wieczorem Joshua odwiózł Maddie do domu, wiedziała, że

wpadła po uszy. Przerażała ją świadomość, że dla niego była gotowa

na wszystko. Czuła jednak, że to człowiek, który jej nie skrzywdzi i

któremu naprawdę można zaufać. Zawsze bardzo pragnęła związku z

kimś takim.

Joshua wszedł do środka i zamienił kilka słów z Benem, a Maddie

zajrzała do śpiącego Dawida. Brat podjął się opieki nad siostrzeńcem,

twierdząc, że małemu potrzebny jest regularny kontakt z jakimś

mężczyzną, bo inaczej wyrośnie z niego baba.

W innej sytuacji Maddie wdałaby się z nim w dyskusję, tego

jednak wieczoru myślała o zupełnie innych rzeczach. Kiedy zeszła na

dół, Bena już nie było.

- Spieszył się do pracy - wyjaśnił Joshua.

- Do tego wstrętnego baru... Za to tutaj nieźle się spisał. Pieluszkę

potrafi zmienić zupełnie bezbłędnie.

Joshua uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie.

- Jesteś niesamowita, Maddie. Nigdy w życiu kogoś takiego nie

spotkałem.

- To dobrze czy źle?

- Dobrze. Bardzo dobrze.

Maddie uznała, że to właśnie jest ten właściwy moment.

- Ja też tak myślę o tobie. Jeszcze nigdy przy żadnym mężczyźnie

tak się nie czułam.

I z nikim nie wiązałam tylu nadziei, dodała w duchu.

background image

- Jesteś taka szczera i wielkoduszna. - Joshua potrzasnął głową,

jakby nie mógł uwierzyć w istnienie tak wspaniałej istoty. -

Większość kobiet zawsze chce czegoś w zamian. Małżeństwa albo

pieniędzy. Chcą prawa własności. Ale ty...Ty rozumiesz. Wiesz, że

nie musisz trzymać faceta na smyczy, aby wiedzieć, że jest twój.

Maddie poczuła się tak, jakby ktoś walnął ją pięścią w żołądek.

- Na smyczy? - powtórzyła.

- Tak. Jesteś kobietą wyjątkową, bo nie zależy ci na małżeństwie.

Ależ tak, zależy mi, zaprotestowała w duchu. Myślałam, że o tym

wiesz. Miała wrażenie, że jedzie windą, która nagle gwałtownie

zaczęła spadać. Joshua coś mówił, ale Maddie nie słyszała już ani

słowa.

Znowu ją nabrano. A może po prostu oszukiwała samą siebie? Jak

mogła być tak głupia? Dlaczego myślała, że Joshua potraktuje ją

inaczej niż pozostali mężczyźni, z którymi miała dotychczas do

czynienia? Tylko dlatego, że jest poważny i odpowiedzialny? Bo

pomógł jej przy porodzie, zmienił przebitą oponę i przywiózł

smoczek?

Czuła się upokorzona i zraniona. Jeszcze żaden mężczyzna jej tak

nie oszukał. Clyde'owi nigdy nie ufała na tyle, by wiązać z nim swoją

przyszłość. A z Joshuą? Z nim była na tyle nieostrożna, że przestała

się mieć na baczności i pozwoliła sobie na snucie mrzonek. A on

okazał się taki sam jak wszyscy mężczyźni. Ten sam towar, tylko w

nieco innym opakowaniu.

background image

Joshua nadal trzymał ją w objęciach, ale Maddie nawet tego nie

czuła. Kiedy próbował ją pocałować, odsunęła się.

- Dobrze się czujesz? - spytał zaskoczony.

- Tak, oczywiście - skłamała.

- Do zobaczenia w środę - rzekł i lekko pocałował ją w usta.

Maddie chciała powiedzieć, że nie chce już go widywać, ale nagle

przypomniała

sobie

swoją

obietnicę.

Jak

załatwić

sprawę

cotygodniowych kolacji?

- Żegnaj, Joshua - szepnęła, kiedy zatrzasnęły się za nim drzwi.

Była tak zła, że zapragnęła coś stłuc.

- Nie, nie będę płakać - wyszeptała drżącym głosem i powlokła

się do kuchni.

Otworzyła szafkę, wyjęła z niej salaterkę i z całej siły rzuciła ją

do zlewu.

- Nie będę płakać - powtórzyła. - On nie jest tego wart.

Patrząc na roztrzaskaną salaterkę, Maddie doszła do wniosku, że

jej marzenia okazały się równie kruche.

- Nie będę płakać - powtórzyła jeszcze raz, czując spływające po

policzkach łzy.

Kłamstwo.

Kolejne kłamstwo.

Joshua spojrzał na kurczaka zapiekanego pod beszamelem i

zmarszczył brwi. Owszem, jedzenie było pyszne, ale on od trzech dni

nie widział Maddie. Zaczynał podejrzewać, że go unika.

background image

- Kiedy ona to przywiozła? - po raz kolejny zadał Patrickowi to

samo pytanie.

- Akurat wróciłem ze szkoły. Mówiła, że bardzo się spieszy.

- Tylko tyle?

Patrick przez chwilę nad czymś się zastanawiał.

- A, tak, jeszcze coś.

Joshua spojrzał na niego z nadzieją. Na pewno Maddie zostawiła

dla niego jakąś wiadomość. Jakieś wyjaśnienie. Obietnicę.

- Powiedziała, żebym wstawił galaretkę do lodówki.

Przez kilka najbliższych dni Joshua dzwonił do Maddie dwa razy

dziennie. Gdyby nie pracował od świtu do nocy, pewnie by po prostu

do niej pojechał.

Od dnia, kiedy się po raz pierwszy kochali, co noc coś mu się

śniło. Nie potrafił tego racjonalnie wytłumaczyć, więc przypisał

wszystko rozszalałym hormonom. Brak czasu i energii nie

przeszkodził mu jednak w zastanawianiu się, co dzieje się z Maddie.

W środę postanowił całe popołudnie i wieczór poświęcić na

ślęczenie nad papierami. Siedział więc w domu, pracował i... czekał

na nią. Już z oddali usłyszał warkot silnika jej samochodu.

Kiedy wyszedł przed dom, ona już wchodziła po schodkach. Jej

włosy tańczyły w rytm energicznych kroków. Spódnica furkotała

wokół nóg. Żywiołowość tej kobiety była wprost zaraźliwa. Jednak

spojrzenie Maddie powiedziało mu, że ona bynajmniej nie cieszy się

jego widokiem.

background image

- Cześć! Ładny dzień, prawda? - rzuciła, mijając Joshuę w progu.

- Przywiozłam mięso z ziemniakami i sosem oraz zieloną fasolkę.

Mam nadzieję, że będzie wam smakowało. A, właśnie, gdzie się

podziewa Patrick?

Joshua, ze zmarszczonymi brwiami, wszedł za nią do kuchni.

- Został po lekcjach na zajęciach z informatyki. Gdzie ty...

- A, komputer - przerwała mu Maddie ze sztucznym ożywieniem.

- To znakomity pomysł.

- Owszem, ale...

- Deser wstawię do lodówki. Przepraszam, że wpadłam jak po

ogień, ale muszę odebrać Dawida rzuciła, ruszając ku drzwiom. - Miło

było cię...

Nie zdążyła chwycić za klamkę, bo Joshua zastąpił drogę.

- O co chodzi?

Maddie na ułamek sekundy spojrzała mu w oczy, szybko jednak

spuściła wzrok i wzruszyła ramionami.

- Miałam niezwykle męczący dzień. A teraz muszę szybko

odebrać małego od opiekunki.

- Odsłuchałaś wiadomości, które zostawiałem ci sekretarce?

Maddie złożyła ręce na piersi i z zainteresowaniem studiowała

czubek swego buta.

- Tak.

Tak zazwyczaj rozmowna, teraz wyraźnie zapomniała języka w

gębie, stwierdził Joshua nie bez pewnej satysfakcji.

- Nie wpadło ci do głowy, żeby oddzwonić?

background image

- Może.

- A był jakiś konkretny powód, dla którego tego nie zrobiłaś?

- Tak.

Przez chwilę czekał na bardziej wyczerpującą odpowiedź. Po

chwili jednak poddał się i aż zgrzytnął zębami.

- A mogłabyś mi go wyjawić?

Kiedy wciąż milczała, zaklął pod nosem i przyciągnął ją do siebie.

Ledwo się powstrzymał, by jej nie pocałować.

- Przestań udawać idiotkę, Maddie. Mów, o co chodzi! Pamiętasz,

jak byliśmy blisko? Pamiętasz, jak się kochaliśmy?

Dopiero wtedy odważyła się spojrzeć mu w oczy.

- Wszystko wyszło nie tak - stwierdziła najbardziej obojętnym

tonem, na jaki było ją stać. - Myślałam, że oboje chcemy tego samego.

Myliłam się. Nie mogę być z tobą.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Joshua był przekonany, że szybciej doszedłby do siebie po

kopnięciu w żołądek. Ból, który teraz odczuwał, był dużo silniejszy. I

trudniejszy do zniesienia.

- O czym ty mówisz?

- Chyba powiedziałam wyraźnie - odparła Maddie, próbując się

wyswobodzić.

Joshua instynktownie jeszcze mocniej zacisnął ręce na jej

ramionach.

- Co to za bzdura, że chcemy czegoś innego?

background image

- To wcale nie bzdura. Ja chcę stałego związku. Myślałam, że ty

też. Pomyliłam się. Moja wina.

Mówiła coraz szybciej. Jakby bała się, że za chwilę zabraknie jej

odwagi.

- Nie zamierzam cię w nic wrabiać ani zmieniać twoich

przyzwyczajeń, ale chcę czegoś więcej niż to, co miałam w

przeszłości. Teraz muszę myśleć nie tylko o sobie. Mam Dawida.

Próbowała się uśmiechnąć. Bezskutecznie.

- Możesz mnie nazwać idiotką, ale może kiedyś znajdę kogoś, dla

kogo nie będę tylko zabawką.

- Nikt nie mógłby cię tak traktować.

Maddie uniosła rękę i potrząsnęła głową.

- Nie wysilaj się, Joshua. Wiem, że próbujesz być uprzejmy, ale

nie potrzebuję twoich kłamstw. Za nic cię nie winię. Rozumiem,

czego ode mnie oczekujesz. Ja po prostu nie mogę ci tego dać i w

ogóle ta cała sytuacja jest dosyć krępująca, więc chciałabym już pójść.

Proszę - dodała po kilku sekundach, kiedy Joshua nie zareagował.

Nie mógł pozwolić jej odejść. Jego ręce, jego ciało jego dusza nie

chciały się z tym pogodzić. Joshua potrząsnął głową, jakby chciał

odrzucić to wszystko co powiedziała Maddie.

- Nie. Ja...

Ktoś gwałtownie otworzył drzwi, odpychając Maddie.

- Już jestem! - zawołał wesoło Patrick.

Maddie wykorzystała ten moment i wyrwała się z uścisku Joshui.

Zdobyła się nawet na uśmiech.

background image

- Cześć, Patrick! Właśnie wychodziłam. Do zobaczenia za

tydzień. Pa!

Obróciła się na pięcie i już jej nie było. Joshua całą siłą woli

zmusił się, by za nią nie pobiec. Chociaż wiedział, że traci właśnie

najlepszą rzecz, jaka mu się w życiu przytrafiła.

- Tato? Hej, tato? - zaniepokoił się Patrick. - Co zaszło między

wami? Myślałem, że wy...

- Ja też tak myślałem - westchnął Joshua i zamknął drzwi.

- Więc co się stało? Zerwałeś z nią czy co?

- Nie - mruknął Joshua, wchodząc do kuchni. - Ona zerwała ze

mną.

- Niemożliwe! - Oczy Patricka były wielkie jak spodki.

- Możliwe. Naprawdę mnie rzuciła.

- Jezu, tato, co ty takiego zrobiłeś?! Maddie jest świetna. Musiała

być naprawdę wkurzona, skoro dała ci kopa.

Dla Joshui prawda była boleśnie jasna. Maddie otworzyła przed

nim swoje serce. Była serdeczna, dobra, wrażliwa - jak nigdy nikt

przedtem. To nie ona wszystko popsuła. To on!

I nie pozostanie to bez wpływu na całą resztę jego życia.

- Wszystko popsułem, synu. Wszystko!

Joshua znów przestał śnić. Jego noce stały się puste i ciemne. Jak

zima, która nie ma końca. Z niechęcią kładł się spać i z niechęcią

wstawał. Próbował sobie wmówić, że cieszy się z powrotu dawnej

ciszy i spokoju.

background image

Nie musi już w deszczu zmieniać żadnych opon. Nie odwozi w

środku nocy smoczków samotnym matkom. Nie tuli niemowlęcia,

cierpiącego na ból ucha. Ptaki na drzewach nie ożywiają się, słysząc

warkot silnika Maddie. Major nie szczeka na jej powitanie.

Było mu z tym dobrze. Przecież cenił spokój i ciszę. A jednak

czuł się jak uschnięty liść. Maddie przynosiła ze sobą deszcz, ale także

słońce. Przywracała go do życia. Sprawiła, że znów zaczął marzyć.

Tego środowego wieczoru Joshua usłyszał podjeżdżającego przed

dom harleya. Wiedział, że takim motocyklem jeździ Benjamin

Palmer. Patrick zerwał się od stołu i pobiegł otworzyć drzwi.

- Ciekawe, co nam tym razem przysłała - rzucił.

- Skąd mogę wiedzieć - mruknął Joshua i podążył za synem.

Ben obrzucił Joshuę gniewnym spojrzeniem, a potem wesoło

powitał Patricka.

- Cześć, stary, jak leci?

- W porządku. Wkrótce koniec roku szkolnego. Już nie mogę się

doczekać.

Joshua z ponurą miną przyglądał się rozmawiającym młodym

ludziom. Był pewien, że tylko z powodu Patricka Ben nie dosypał

arszeniku do przywiezionych potraw.

- Dostaliście kurczaka z ryżem. Pewnie trzeba go będzie

podgrzać.

- Ty to masz szczęście. Jadasz jedzenie Maddie, kiedy tylko

zechcesz - rozmarzył się Patrick.

background image

- Dzięki za przywiezienie nam kolacji - zwrócił się do Bena

Joshua. - Byłbym ci wdzięczny, gdybyś przekazał Maddie moje

podziękowania.

Ben spojrzał na niego z pogardą.

- To i tak nie pomoże. Spieprzyłeś wszystko i nie ma o czym

mówić.

- Owszem - przyznał szczerze Joshua.

Ben był wyraźnie zdziwiony, ale szybko wrócił do rozmowy z

Patrickiem. Kiedy miał już wychodzić, Joshua nie mógł się

powstrzymać od zapytania go o Maddie.

- Jak ona się miewa?

- W porządku. Jest bardzo zapracowana, ale w trudnych

sytuacjach zawsze szukała ucieczki w pracy. Tym razem walczy z

kontrolą podatkową.

No, tak, rozliczenia podatkowe na pewno nie były jej mocną

stroną.

- Ma jakiegoś dobrego doradcę?

- Chyba nie. Zresztą, co cię to obchodzi. Chciałeś się przecież

tylko trochę zaba...

Ben nie zdążył dokończyć, kiedy Joshua nagle chwycił go za

ramiona i rzucił nim o ścianę.

- Mówiłem ci już, iż doskonale wiem, że to ja wszystko popsułem

- warknął, patrząc Benowi prosto oczy. - Płacę za to wysoką cenę.

Maddie odeszła, ale ja nie mogę przestać o niej myśleć.

Ben wzruszył ramionami.

background image

- Skoro tak to przeżywasz i jesteś pewny, że więcej już jej nie

skrzywdzisz, to czemu czegoś z tym nie zrobisz?

- Biuro podróży - powiedziała do słuchawki Maddie. - Mówi

Maddie Palmer. Czym mogę służyć?

Po przerwie obiadowej spędzonej na dyskusji z przedstawicielem

izby skarbowej była pewna, że w żyłach tego biurokraty zamiast krwi

płynie lodowata woda. I że kontrolerom podatkowym zależy

wyłącznie na tym, by udowodnić porządnemu obywatelowi niecne

oszustwo. Chwilowo odsunęła na bok te myśli i próbowała skupić się

na rozmowie z klientem.

- Jaką kartą kredyto...

Przerwała, kiedy na jej biurku ktoś postawił pudełko lodów i

plastikową łyżeczkę.

Powoli podniosła wzrok i zobaczyła silne, muskularne uda w

dżinsach, skórzany pas i złotą klamrę, płaski brzuch, dobrze

rozwiniętą klatkę piersiową i szerokie ramiona. A nad tym wszystkim

oczy Joshui, wpatrujące się w nią uważnie.

Jej serce natychmiast zgubiło rytm. Klient w słuchawce podawał

jej jakieś dane, ale nie była w stanie ich zapisać.

- Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć?

Szybko wklepała do komputera podane informacje i rozłączyła

się. Znów spojrzała na Joshuę. Musiała sprawdzić, czy nie był to tylko

wytwór jej wyobraźni. Niestety nie.

background image

- Cześć - rzucił obojętnie Joshua, a żołądek Maddie zamienił się

natychmiast w jakąś wielką, twardą kulę.

Szybko spuściła wzrok. Tak czuła się bezpieczniej.

- Cześć. Co cię tu sprowadza?

Joshua wskazał lody.

- Podczas naszego ostatniego wieczoru niewiele udało ci się ich

zjeść.

Tamtego wieczoru, kiedy się kochali. Tak, Maddie świetnie

pamiętała każdą jego sekundę.

- Co za miła niespodzianka - mruknęła i zdjęła pokrywkę.

Bita śmietana. Wtedy też była bita śmietana.

- Pod spodem są lody - zapewnił ją Joshua.

Jak miała je zjeść? Jak mogłaby zapomnieć o tamtej nocy?

Świadoma jego bacznego spojrzenia, Maddie z trudem przełknęła

pierwszą łyżeczkę deseru.

- Pyszne.

- Cieszę się - powiedział Joshua i przysiadł na skraju jej biurka. -

Pomyślałem sobie, że może wybrałabyś się ze mną w piątek na lody.

Przez minione dni Maddie często zastanawiała się, czy Joshua się

jeszcze kiedykolwiek pojawi. Chciała tego i bała się. Nawet

przekupiła Bena, by zamiast niej woził Joshui i Patrickowi jedzenie.

Tchórzostwo? Być może. Ona wolała nazwać to roztropnością,

której dotąd tak bardzo w jej życiu brakowało. A tym razem miała

bardzo dużo do stracenia. Pokusa była jednak taka silna... I nie

chodziło o lody, tylko o spotkanie z mężczyzną z krwi i kości.

background image

- To chyba nie najlepszy pomysł - wyjąkała.

- Dlaczego? - Joshua nachylił się ku niej.

Maddie odchyliła się najdalej, jak tylko mogła. W jego pytaniu

było coś tak intymnego, w jego spojrzeniu tyle pożądania... Tak łatwo

byłoby dać mu się przekonać...

- Bo przy tobie lody topnieją - odparowała.

Nie tylko lody. Oj, nie!

W sobotni poranek Maddie nastawiła odtwarzacz na cały

regulator. Miała nadzieję, że piosenki U2 pomogą jej w ponownym

wypełnieniu zeznania podatkowego. Dawida posadziła obok siebie w

foteliku i od czasu do czasu łaskotała go w stopy.

Grzebała właśnie w stosie rachunków, kiedy ktoś energicznie

zastukał do drzwi. Przez chwilę zastanawiała się, czy otworzyć. W

ciągu ostatniej godziny odwiedziło ją już dwóch świadków Jehowy i

przedstawicielki Armii Zbawienia.

Wstała jednak i podeszła do drzwi. Na ganku stał Joshua i jakiś

poważnie wyglądający mężczyzna. Co on tu robi? Odrzuciła przecież

jego zaproszenie na lody i w ogóle na cokolwiek innego, miała zatem

nadzieję, że Joshua już na dobre zniknie z jej życia. Przecież mógł

mieć tyle kobiet, ile tylko zapragnął.

Tylko obecność towarzyszącego Joshui mężczyzny powstrzymała

Maddie od zatrzaśnięcia mu drzwi przed nosem.

background image

- Dowiedziałem się, że masz jakieś problemy z zeznaniem

podatkowym. - Joshua starał się przekrzyczeć muzykę. - To Roger

Hensley. Mój księgowy.

Zakłopotana i zawstydzona Maddie spojrzała najpierw na Joshuę,

potem na Rogera.

- Dziękuję. Miło mi pana poznać.

Zupełnie nie wiedziała, jak się zachować. To było coś więcej niż

zaproszenie na lody. To był dowód troski Joshui. Niewiele brakowało,

by uwierzyła, że naprawdę mu na niej zależy. Minęło jednak już

trochę czasu i Maddie wiele o tym wszystkim myślała. Na pewno

drugi raz nie da się już nabrać.

Dwie godziny później jej kwestionariusz był wypełniony. Roger

nie przyjął żadnej zapłaty i szybko się pożegnał.

- Jestem ci, oczywiście, bardzo wdzięczna - powiedziała Maddie,

kiedy została sama z Joshua. - Ale powiedz, dlaczego to zrobiłeś?

- Dowiedziałem się, że potrzebujesz pomocy. Okazało się, że

wybawienie cię z kłopotów to bardzo prosta sprawa.

- Prosta? - powtórzyła. - Ściągnięcie księgowego na prywatną

konsultację w sobotni poranek?

- Przyjaźnimy się. - Joshua wzruszył ramionami. - To bardzo

sympatyczny człowiek.

- Ile mu zapłaciłeś? Tylko nie kłam - dodała, widząc, że Joshua

chce zaprzeczyć.

- Udzieliłem mu rabatu na usługi mojego ogiera.

background image

Dlaczego? Dlaczego on to robi? To wszystko nie ma sensu.

Joshua szczerze przyznał, że chce się po prostu trochę zabawić.

Maddie dała mu przecież do zrozumienia, że tym razem oczekuje

czegoś więcej. Po co więc to wszystko?

- Za pomoc twojego przyjaciela jestem ci oczywiście bardzo

wdzięczna. Ale nie rozumiem, czemu byłeś u mnie wczoraj. I

dlaczego przyszedłeś dzisiaj?

Joshua zrobił krok w jej stronę.

- Tęskniłem za tobą.

Znów ten nieszczęsny żołądek!

- Czyżby?

Zdziwiło ją brzmienie własnego głosu. Był taki drżący i

niepewny. Jakby należał do kogoś innego.

- Tak. A ty?

I to jak, przyznała w duchu. Z trudem przełknęła ślinę.

- Ja... uważam, że lepiej będzie, jeśli przestaniemy się widywać.

- Ja jestem odmiennego zdania. - Joshua podszedł jeszcze bliżej.

- To bez znaczenia. Każde z nas pragnie czego innego. A są to

rzeczy, których nie da się pogodzić. Ty chcesz się bawić, a ja

potrzebuję... Och! - Cofając się, Maddie zahaczyła obcasem o

boazerię.

- Miałem wrażenie, że mnie ponaglasz - szepnął niepewnie.

- Ja?

- Ledwo coś się między nami zaczęło, a ty już uznałaś, że to

koniec.

background image

- Myślałam, że tak będzie najlepiej. - Mimo bliskości Joshui

Maddie wciąż jeszcze była w stanie racjonalnie myśleć.

- Dla kogo? - Joshua muskał teraz palcami jej nagie ramię.

- Dla nas obojga.

- Nie dla mnie. - Próbował ją pocałować, ale odsunęła głowę.

Nie nalegał. Pocałował jej włosy.

- Tęskniłem za tobą - szepnął. - Chcę wiedzieć, że ty też.

Nie, nie mogła mu tego powiedzieć.

- To naprawdę bez znaczenia. Zbyt wiele nas różni.

- Zjedz ze mną kolację. - Jego usta spoczęły teraz na jej szyi.

- Nie.

- Powiedz, że za mną tęskniłaś.

- Nie.

Szybkim, krótkim, namiętnym pocałunkiem Joshua zakończył tę

rozmowę.

- Nawet nie wiesz, jak szybko zmienisz zdanie. Już moja w tym

głowa! - rzucił jeszcze w progu i zniknął.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Zanim Joshua zdążył wyjść ze stajni, auto Maddi z ogłuszającym

warkotem silnika odjeżdżało już sprzed jego domu.

Nawet w deszczu dostrzegł chmurę spalin, wydobywającą się z

rury wydechowej jej samochodu. Zaklął siarczyście i rzucił o ziemię

grabiami. Jak mógł przepuścić taką okazję!

background image

Nagle dostrzegł na podjeździe jakiś przedmiot. Podszedł bliżej i

uśmiechnął się. Wieczór się jeszcze nie skończył.

Wjeżdżając na szosę, Maddie aż się skrzywiła. Silnik jej auta

pracował tak głośno, że nawet nie słyszała radia. Nie słyszała też

własnych myśli. Za to Dawid spał jak suseł.

Ktoś mógłby powiedzieć, że wpadając do domu Joshui jak po

ogień, zachowała się tchórzliwie. Ona jednak uważała to za przejaw

zdrowego rozsądku.

- Wykazałam się niebywałym rozsądkiem - powtórzyła na głos.

Nie usłyszała tych słów, za to poprzez warkot dotarł do niej

odgłos policyjnej syreny. Spojrzała we wsteczne lusterko, a potem na

licznik. Nie, nie przekroczyła szybkości. O co więc chodzi?

Posłusznie jednak zjechała na pobocze i czekała z niepokojem.

Przypomniały jej się wszystkie złe doświadczenia z przedstawicielami

władzy.

- Czy wie pani, że nie można jeździć bez tłumika? - Policjant

zasalutował i zajrzał przez okno.

- Ależ ja mam tłumik. Na pewno.

- Nie, proszę pani. - Policjant się uśmiechnął. - Nie ma pani i będę

musiał ukarać panią mandatem.

- Ale...

Nagle przy jej aucie zatrzymała się półciężarówka. Samochód

Joshui. Maddie nie była pewna, czy ten widok ucieszył ją, czy

background image

przestraszył. Joshua wysiadł z auta i wyciągnął ze skrzyni jakiś długi i

zardzewiały przedmiot.

- Czy tego szukasz? - zwrócił się do niej z chytrym uśmieszkiem.

- Cześć, Abel - przywitał policjanta.

- Widzę, że z nudów zatrzymujesz już samotne matki z dziećmi.

- To matka? Kurczę, nie zauważyłem żadnego dzieciaka. -

Policjant zawstydził się i szybko schował do kieszeni bloczek z

mandatami.- To tłumik tej pani?

- Owszem, zgubiła go na moim podjeździe.

- Dobra, Josh. Dopilnuj, żeby go założyła. Jak ją złapię następnym

razem, dostanie mandat. Do widzenia pani. - Abel zasalutował i

wrócił do radiowozu.

- Męski szowinista - mruknęła pod nosem Maddie. - Czy mogę

prosić o mój tłumik? - zwróciła się do Joshui.

- Oczywiście - odparł i położył go na tylnym siedzeniu jej auta. -

Ale następny policjant na pewno wlepi ci mandat.

- To jak mam dojechać do warsztatu?

Z udawanym namysłem Joshua oparł się o auto.

- Znam tu niedaleko pewnego faceta, który mógłby naprawić ci to

jeszcze dzisiaj.

- I policzyć mi jak za nowe auto, co?

- Nie więcej, niż musiałabyś zapłacić jutro w mieście.

- Prowadź.

W oczekiwaniu na koniec naprawy Maddie dała się namówić na

wspólne zjedzenie kolacji. Później, kiedy Patrick poszedł już do

background image

siebie, a Dawid zasnął na kocyku, Joshua zaproponował, by

posiedzieli trochę na ganku.

Zgodziła się. Była zbyt zmęczona, by z nim dyskutować, zresztą

spodziewała się, że wkrótce będzie mogła odjechać. Spojrzała na

granatowe niebo i westchnęła głęboko.

- Ależ tu jest pięknie! Nie potrzeba żadnych latarni.

Joshua stanął tuż za nią. Poczuła, że gładzi jej włosy.

Zesztywniała, ale nie odsunęła się.

- Żadnej kobiety nie pragnąłem tak bardzo, jak ciebie - szepnął.

- Tylko dlatego, że miałeś długą przerwę - odparła Maddie, choć

wypowiedzenie tych słów nie przyszło jej łatwo.

- O ileż wszystko byłoby prostsze, gdyby to była prawda - zaśmiał

się gorzko Joshua. Objął Maddie w pasie i przyciągnął ją do siebie. -

Czy uwierzysz, ze przez całe lata nic mi się nie śniło?

- To niemożliwe - odrzekła i potrząsnęła głową. - Trudno mi w to

uwierzyć. Człowiek się kładzie, zasypia i śni.

- Nie ja. Mnie przez całe lata nic się nie śniło.

- A teraz jest inaczej?

- Tak. - Joshua nadal gładził jej włosy. Było to bardzo kojące i...

zmysłowe. Zaraz każe mu przestać. Minutę.

- I kiedy znów coś ci się śniło?

- Pierwszy raz?

Maddie skinęła głową. Jego palce pieściły teraz jej szyję. Jak

łatwo i jak trudno zarazem było znaleźć się znów w jego objęciach.

Łatwo, bo było jej z tym dobrze. Trudno, bo wiedziała, że źle robi.

background image

- Pierwszy raz coś mi się śniło po tym, jak mi podziękowałaś za

wymianę koła.

- Co?

- Śniłem tej nocy, kiedy mnie pierwszy raz pocałowałaś.

- Co ci się śniło?

- Chabry - skrzywił się Joshua.

Maddie nie mogła powstrzymać śmiechu.

- I jak się czułeś?

- Spodobało mi się to, ale potem znów była przerwa. Do twojego

następnego pocałunku.

- To ciekawe.

- Wcale nie żartuję. Z początku myślałem, że to przypadek, ale

okazało się, że nie. Dziwne.

Kiedy wsunął ręce pod jej bluzkę, Maddie wiedziała, że

natychmiast powinna zaprotestować. Zamiast tego jej usta z radością

powitały wargi Joshui.

- Och, Maddie, czy ty wiesz, co ze mną robisz? Pragnę cię. Chcę,

żebyś do mnie wróciła - szeptał teraz gorączkowo. - Sprawiłaś, że

zacząłem znów śnić, a potem mnie tego pozbawiłaś.

- Ja cię pozbawiłam? - powtórzyła zdumiona Maddie, czując, że

opuszczają ją resztki zdrowego rozsądku.

- Tak, ty. Po pierwszym naszym razie śniłem całą noc. Kiedy

mnie rzuciłaś, sny się nie pojawiają.

Maddie cofnęła się i spojrzała Joshui w oczy. Świat wokół niej

wirował w szaleńczym rytmie. Czuła się jak na huśtawce i kręciło się

background image

jej w głowie. Nie, wiedziała, co robić. Wierzyć mu czy nie. Głos

Joshui brzmiał tak szczerze... Ale już raz dała się nabrać.

- Chcesz powiedzieć, że od dnia, kiedy się ostatnio kochaliśmy,

nic ci się nie śniło?

- Tylko jakieś ulotne obrazy, ale to nie były prawdziwe sny.

Maddie nie mogła uwierzyć, że miała taki wpływ na mężczyznę,

szczególnie pokroju Joshui.

- Widzę, że mi nie wierzysz.

- Bo wiesz, jak to brzmi? Jakbyś znów chciał mnie zaciągnąć do

łóżka.

- No, no, kogo ja widzę! - Jenna Jean Anderson spojrzała na niego

z niesmakiem.

- Potrzebuję twojej pomocy - rzekł bez zbędnych wstępów Joshua.

Miał tylko jedno w głowie. Musiał odzyskać Maddie. I gotów był

znieść wiele, by to ciągnąć.

- Pomocy? Dlaczego miałabym ci pomóc? Skrzywdziłeś moją

przyjaciółkę. Wszystko...

- Popsułem. Wiem. Chcę ją odzyskać. Jest dla mnie najważniejsza

na świecie. Podejrzewam, że i jej na mnie trochę zależy. Mogę wejść?

Po chwili wahania Jenna Jean wpuściła go do środka.

- Ale jeśli okaże się, że choć przez moment będę tego żałować,

skutecznie zatruję ci resztę życia.

- Nie wątpię.

background image

- Usiądź. Od paru dni z nią nie rozmawiałam. Jakie kroki już

poczyniłeś?

Joshua nie miał zamiaru usiąść. Nerwowo spacerował po pokoju.

- Przyniosłem jej lody do pracy, znalazłem księgowego, który

pomógł jej wypełnić formularz podatkowy, i wybawiłem od mandatu,

kiedy urwał jej się tłumik.

- No, no.

- Nie podziałało.

- A kiedy przeprosiłeś... - zaczęła Jenna, lecz, widząc jego minę,

zreflektowała się. - O, nie, nie przeprosiłeś.

Joshua rozłożył ręce.

- A za co miałem przepraszać? Przecież powiedziałem tylko, że

jest niesamowitą kobietą, bo nie zależy jej na małżeństwie. Skąd

mogłem wiedzieć, że pragnie trwałego związku?

Jenna westchnęła.

- Muszę napić się wina. Ty też?

- Nie. Próbowałem już whisky, ale mi nie pomaga.

Po chwili Jenna wróciła z kieliszkiem i usiadła w fotelu.

- Może wreszcie usiądziesz.

Tym razem Joshua posłuchał.

- A więc zacznijmy wszystko po kolei. Najpierw przeprosiny.

Nawet jeśli uważasz, że nie zrobiłeś niczego złego, przeproś Maddie,

bo zraniłeś jej uczucia. Potem zastanów się, co sądzisz o stałym

związku.

- Chcę Maddie.

background image

- Na jak długo?

- O tym będę musiał z nią porozmawiać.

Jenna uniosła brwi i przez chwilę przyglądała mu się w zadumie.

- Powiem ci coś o Maddie. Nigdy żaden mężczyzna się o nią nie

troszczył. Nie przyznałaby się do tego, ale w głębi duszy marzy o

opiekuńczym facecie.

Joshua od razu przypomniał sobie liczne niewinne aluzje, które

Maddie przemycała do ich rozmów. Szczególnie jedną.

- O co chodzi?

- Nie umiem grać nawet na flecie, a co dopiero na gitarze -

mruknął zatroskany.

Maddie śpiewała do wtóru z Bryanem White'em i karmiła Dawida

płatkami. Większość jedzenia lądowała na jego rączkach i buzi. Spora

część w jej włosach. Na szczęście była niedziela rano i nie

spodziewała się gości. Miała na sobie obcięte dżinsy i stary T-shirt, a

włosy byle jak związane w kok.

Bardzo cieszyła się tym spokojnym porankiem z Dawidem. Jej

synek był cudownym dzieckiem, mądrym i ciekawym świata, choć

może trochę upartym. Za mało sypiał, ale to pewnie dlatego, że

szkoda mu było na to czasu.

Uwielbiała słuchać jego gaworzenia. Była pewna, że drzemią w

nim zdolności muzyczne. No, za to akurat powinna być Clyde'owi

wdzięczna. Tak, Dawid był radością jej życia.

background image

Kiedy ktoś zadzwonił do drzwi, była pewna, że to Ben wpadł na

śniadanie. Szybko włożyła małego do kojca i otworzyła drzwi...

Joshui. Już sam jego widok zaskoczył ją, a co dopiero kwiaty.

Ogromny bukiet róż.

Maddie wiedziała, że wspaniała wiązanka nie mogła być

przeznaczona dla niej, ale jakoś żadne inne logiczne wyjaśnienie nie

przychodziło jej do głowy.

- Co ty masz we włosach? - skrzywił się Joshua.

- Płatki - odparła bez zająknięcia.

- Dobrze robią na włosy?

- Nie kpij ze mnie. Po co przyszedłeś?

- Żeby cię zobaczyć.

I znów ten żołądek.

- Żeby mnie zobaczyć? Z płatkami owsianymi we włosach...

- Widywałem cię już całą w innych produktach spożywczych. Raz

nawet miałaś na sobie tylko...

Bitą śmietanę, dokończyła za niego w duchu. Choćby nie wiem

jak bardzo się starała, wiedziała, że nigdy tego nie zapomni.

- Proszę, to dla ciebie.

Wzięła od niego bukiet i zanurzyła weń twarz. To były pierwsze

w życiu kwiaty, jakie dostała od mężczyzny. Kwiaty od Joshui. Nie

wiedziała, jak zareagować.

- Są piękne - szepnęła. - Zrobiłeś mi prawdziwą niespodziankę.

Co ci przyszło do głowy?

- To wyraz moich uczuć - odparł Joshua z powagą.

background image

Maddie poczuła, jak niezwykłe ciepło rozlewa jej wokół serca.

- Dziękuję. Zaraz wstawię je do wody.

Szybko weszła do kuchni. Joshua ruszył za nią.

- Muszę cię przeprosić - rzekł nagle.

Omal nie upuściła wazonu. Nie zwracając uwagi na lecącą z

kranu wodę, odwróciła się i spojrzała mu prosto w oczy.

- Słucham?

- Pragnę cię przeprosić. Sprawiłem ci ból. Nie chciałem.

Te proste, boleśnie szczere słowa dotarły do głębi jej duszy.

- Nigdy nie podejrzewałam, że zrobiłeś to umyślnie. Po prostu się

nie zrozumieliśmy.

- Naprawdę tak myślisz? Naprawdę sądzisz, że nie chcemy tego

samego?

- Tak, naprawdę tak myślę. Ja chcę czegoś stałego. Ty nie.

- Wydaje mi się, że się mylisz.

- Nie, nie mylę się - zaprzeczyła Maddie szybko.

- Myślę, że nadszedł czas, by wyjaśnić, czego tak naprawdę od

siebie oczekujemy. - Joshua podszedł do Maddie i ujął w dłonie jej

twarz. - Myślę, że nadal chcesz ze mną być.

Maddie zamknęła oczy i jęknęła.

- Przestań, błagam.

Przyciągnął ją do siebie i poczuła jego męską siłę i podniecenie.

Dlaczego tak dobrze było jej w jego ramionach? Dlaczego jej serce

tak uparcie walczyło z resztkami zdrowego rozsądku?

- Nie przestanę, dopóki nie będziesz moja.

background image

- Ale ja tak nie mogę! Kiedy jestem z tobą, przestaję nad sobą

panować. Ale wiem, że to mnie niszczy. Nie chcę wierzyć w coś, co

nigdy się nie uda.

- Skąd ta pewność? Na to jest tylko jedna rada. Musisz się o tym

przekonać na własnej skórze.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kilka wieczorów później Joshua siedział na pagórku Maddie.

Owszem, to on był legalnym właścicielem tej górki, ale w duchu

przyznawał prawa do niego właśnie jej. Rozmyślał nad swoim

życiem, swymi uczuciami i zastanawiał się, czy przypadkiem Maddie

nie objęła w posiadanie czegoś więcej niż tylko ten pagórek.

Przez minione dwanaście lat niewiele rozmyślał nad tym,

dlaczego umarła matka Patricka. Zbyt zajęty był interesami i

wychowaniem syna, by analizować stan swojej duszy.

Ostatnio jednak bardzo często oddawał się refleksji, a niektóre

wnioski, do których dochodził, wcale nie były dla niego miłe. Czy w

jakimś stopniu nie był winien śmierci Gail? To przecież on namówił

ją, by poszli na całość. To on zapomniał o antykoncepcji. A ona

musiała za to zapłacić najwyższą cenę.

Dlaczego życie okazało się tak niesprawiedliwe? Dlaczego Gail

musiała umrzeć? Czemu Patrick musiał dorastać bez matki? Sprawa ta

ciążyła Joshui od lat, ale nigdy nie zdobył się na to, by dogłębnie

ocenić swoją przeszłość.

background image

Dopiero teraz zrozumiał wiele rzeczy. Dzięki Maddie. Za jej

sprawą pozbył się poczucia winy. To ona dała mu nadzieję. Dzięki

niej zauważył słońce i deszcz. Potrzebował jej obecności.

I przerażało go to.

Od tak dawna był sam, od tak dawna jego serce było zamknięte,

że wydawało mu się, iż tak już będzie zawsze. Dopiero Maddie

pokazała mu inny świat.

Nagle dostrzegł idącego w jego stronę Patricka. Wydał mu się

bardzo wysoki i dorosły. Jak na swój wiek był wyjątkowo rozsądny i

odpowiedzialny. Można mu było we wszystkim zaufać. Może więc

Joshua nie był takim złym ojcem?

- Dzwoniła do ciebie jakaś pani Randolph. Mówi, że jej klacz jest

gotowa - rzekł Patrick, stając obok Joshui.

- Trochę za wcześnie, ale jakoś damy sobie radę.

Chłopak wsunął ręce do kieszeni.

- Czemu tu tak sam siedzisz?

Joshua spuścił wzrok. Zdawał sobie sprawę, że jego zachowanie

jest co najmniej dziwne.

- Wsłuchuję się w ciszę i obserwuję gwiazdy.

- Aha! Czy ma to może coś wspólnego z Maddie?

Bystry chłopak z tego Patricka, pomyślał Joshua.

- Owszem. Ostatnio dużo o niej myślę.

- Masz zamiar się z nią ożenić?

- Jeszcze nie wiem.

- Kochasz ją?

background image

- Tak, chyba tak.

Przyznał się do tego pierwszy raz w życiu. Nie przyszło mu to

łatwo.

- A ona ciebie?

- Chyba też. Ale czasami miłość to za mało - mruknął Joshua.

- Ja chętnie bym ją widział w naszym domu.

- Tak? A co z Dawidem? Takie maluchy bywają nieznośne.

- Mały jest w porządku. Nie wrzeszczy i rzadko wymiotuje.

- To prawda, ale Maddie jest kobietą i na pewno wiele zechce u

nas zmienić.

- Na przykład? - zaniepokoił się Patrick.

Joshua zastanawiał się przez chwilę.

- No, wiesz, w łazience będą wszędzie jej rzeczy, perfumy i

kremy. Po całym domu na pewno porozstawia różne bibeloty. Zacznie

się złościć, jak będziesz wszędzie zostawiał brudne skarpetki. Każe ci

regularnie sprzątać twój pokój.

Teraz Patrick przez chwilę się zastanawiał.

- Ponieważ będzie korzystać z twojej łazienki, to tam postawi

swoje smarowidła. Bibeloty niech sobie będą, a jeśli chodzi o pokój...

to może uda mi się coś wynegocjować.

- Widzę, że pogadałeś sobie z Benem - zaśmiał się Joshua.

- Ben jest w porządku. Pozwolił mi... pojeździć na swoim

motorze.

Patrick wiedział, że ojciec na pewno nie będzie tym zachwycony.

- Naprawdę?

background image

- Tak. Ale byłem bardzo ostrożny - wyjaśnił szybko chłopak. -

Włożyłem kask i jechałem powoli. Wiesz, jutro po szkole mam znów

zajęcia komputerowe i pomyślałem sobie, że mógłbym na nie

pojechać motocyklem.

Joshua odruchowo chciał powiedzieć „wykluczone", syn jednak

patrzył na niego z taką nadzieją, że nie miał serca mu odmówić.

- No dobrze, ale tylko ten jeden raz.

- Hurrra! - wrzasnął Patrick. - Tato, zobaczysz że nic mi się nie

stanie. Będę naprawdę ostrożny.

- Mam nadzieję. I nie zapomnij o kasku.

- Oczywiście.

- I pamiętaj, że motocykl jest słabiej widoczny niż samochód.

- Wiem.

- Zachowuj bezpieczną odległość i nie popisuj się.

- Jasne.

Joshua wszedł do domu, kiedy Maddie właśnie wychodziła z

kuchni.

- Widzę, że znów chciałaś przede mną uciec.

- Nie, po prostu nie chciałam ci przeszkadzać.

- Mam pewien pomysł. Bardzo się spieszysz?

- Nie bardzo.

- Chciałabyś przejechać się konno?

- Na twoim ogierze?

- Nie - odparł szybko i zdecydowanie Joshua. - Jest złośliwy i

nieposłuszny i nadaje się tylko do pie... - przerwał i użył bardziej

background image

stosownego słowa zapładniania. Mam na myśli którąś z klaczy. I co ty

na to?

- Właśnie się zastanawiam. - Maddie stanęła bliżej Joshui. Tak

blisko, że mógłby jej dotknąć.

I dotknął. Przyciągnął mocno do siebie i pocałował.

- Chyba dzwoni telefon - wyjąkała Maddie i z trudem wysunęła

się z objęć Joshui.

Joshua zaklął pod nosem. Czekał na ważny telefon w sprawie

ogiera, którego zamierzał kupić, i tylko dlatego postanowił podnieść

słuchawkę.

- Zaraz wracam - mruknął. - Nie odchodź.

Pobiegł do kuchni i zauważył tam stół nakryty na trzy osoby.

Może więc jednak Maddie nie chciała przed nim uciec.

- Tu Blackwell - rzucił do słuchawki.

- Czy jest pan ojcem Patricka Blackwella? - spytał jakiś żeński

głos.

- Tak - odparł trochę zdziwiony, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się,

by ktokolwiek dzwonił do niego w sprawie syna. Dotychczas nie było

takiej potrzeby.

- Dzwonię ze szpitala miejskiego w Roanoke. Pański syn miał

poważny wypadek. Jest w izbie przyjęć. Czy wyraża pan zgodę na

jego leczenie?

Joshua oblał się zimnym potem.

- Patricka?

- Tak, proszę pana. Czy wyraża pan zgodę na leczenie syna?

background image

- To coś poważnego?

- Jeszcze nie wiemy. Na razie robimy badania. Czy wyraża pan

zgodę?

- Co mu się stało? - Joshua jakby nie słyszał pytania.

- Przykro mi, ale tego jeszcze nie wiemy. Są przy nim lekarze.

Czy zgadza się pan, żebyśmy go prześwietlili i zrobili potrzebne

analizy?

- Tak. - Joshua poddał się, rozumiejąc, że niczego więcej się nie

dowie. - Proszę mu powiedzieć, że już jadę.

Blady z przerażenia odłożył słuchawkę.

- Co się stało? - spytała Maddie.

- To ten cholerny motocykl! - Joshua potrząsnął głową i ruszył ku

drzwiom. - Wiedziałem, że nie powinienem Patrickowi pozwolić

wsiadać na tę maszynę. Powinienem się pozbyć tego złomu. To była

zbyt wielka pokusa dla chłopaka w jego wieku.

- Joshua, co się stało? - Maddie położyła mu rękę na ramieniu.

- Chodzi o Patricka. Jest w szpitalu. Muszę jechać.

- O Boże - jęknęła. - Jadę z tobą.

Joshua potrząsnął głową.

- Nie wiem, jak długo to wszystko potrwa. Nie mam pojęcia, w

jakim on jest stanie. Ta kobieta mówiła coś o prześwietleniu. Może

coś sobie złamał. Wypadki motocyklowe bywają straszne...

Maddie już trzymała w ręku torebkę.

- Jadę z tobą.

- A Dawid?

background image

- Zadzwonię ze szpitala do Jenny Jean albo Bena. Chcesz, żebym

ja prowadziła?

- Nie, nie mamy czasu na dyskusje z policją. - Joshua zdobył się

na lekki uśmiech.

- Racja.

- Wstrząs mózgu - oznajmił lekarz. - Noga złamana w dwóch

miejscach. Trzeba będzie założyć kilka szwów. Policjant stwierdził, że

to nie była jego wina.

- Jest przytomny?

- Trochę oszołomiony. Wciąż powtarza, że próbował zjechać na

pobocze.

- To taki dobry chłopak - westchnęła Maddie.

- Owszem - mruknął Joshua. - Chcę go zobaczyć.

- Jeszcze go nie umyliśmy - odrzekł lekarz.

- Chcę go zobaczyć - powtórzył Joshua i spojrzał na Maddie. -

Jeśli musisz wracać do domu...

- Zaczekam. Dasz mi znać, jak on się czuje?

- Jasne.

Joshua zdawał sobie sprawę, jak bolesny musi być dla rodzica

widok własnego dziecka na stole operacyjnym, cierpiącego i

zakrwawionego. Kiedy jednak ujrzał syna, serce omal nie wyrwało

mu się z piersi.

Patrick spojrzał na niego wzrokiem pełnym skruchy.

- Tato, przysięgam ci, że to nie była moja wina. Próbowałem...

background image

- Nie gniewam się - uspokoił go ojciec. - Wiem, że zrobiłeś, co

mogłeś. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie.

Został przy synu podczas szycia i zakładania gipsu. Poprosił

pielęgniarkę, żeby poinformowała Maddie o sytuacji. Sam wyszedł na

korytarz dopiero po paru godzinach, kiedy śpiącego Patricka

odwieziono na ogólną salę. Tam zaskoczył go widok wciąż czekającej

na niego Maddie.

- Mów - zażądała bez wstępu.

- Wyjdzie z tego. Najgorsze jest to złamanie, ale lekarze już

złożyli kości.

Maddie wyczuła, że Joshua zaczyna powoli się uspokajać.

- Czy mogę coś dla ciebie zrobić? Może przywieźć coś z domu?

Może przyniosę ci coś do jedzenia...

- Nie, nic - potrząsnął głową. - Na farmę już dzwoniłem. Wracaj

do domu.

- Przecież widzę, że padasz z nóg - szepnęła, przytulając się do

niego.

- To nie jest moja pierwsza nie przespana noc - odrzekł i wzruszył

ramionami.

Wiem, odpowiedziała mu w duchu. Ale tym razem nie byłeś sam.

- Jesteś pewien, że nic nie mogę dla ciebie zrobić?

- Odwiozę cię do domu.

Maddie pokręciła głową.

- Nie trzeba. Ben zajmuje się Dawidem. Dzwonił kilka razy,

pytając o Patricka, i obiecał, że po mnie przyjedzie.

background image

Powolnym gestem Joshua przeczesał ręką włosy.

- Jesteś pewna?

- Całkowicie. - Kiedy się do niego przytuliła, poczuła, że Joshua

jest bardzo spięty i jakby nieobecny. Nie bój się. Odrobina czułości

jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Joshua uścisnął lekko Maddie, potem szybko się odsunął i przez

moment patrzył na nią nie widzącym wzrokiem.

- Odezwę się później - powiedziała.

Joshua tylko pokiwał głową i odszedł w głąb korytarza.

Maddie zadzwoniła do Bena, który wkrótce po nią przyjechał. Po

drodze krótko opowiedziała mu o stanie zdrowia Patricka, a potem

pogrążyła się we własnych myślach.

- Mad, zaczynam się niepokoić - nie wytrzymał wreszcie Ben. -

Ostatnim razem byłaś taka milcząca, kiedy dowiedziałaś się, że jesteś

w ciąży. Czyżby znowu chodziło o to samo?

- Nie, nie jestem w ciąży. Zastanawiam się nad Joshuą. Zrobił się

taki obcy. Wiem, że martwi się o Patricka, ale nie podoba mi się to, że

tak zamyka się w sobie.

- Joshua to samotnik. Nauczył się radzić sobie sam z własnymi

problemami.

- Zgadzam się z tobą, ale nie do końca. Od kilku lat nie było w

jego życiu żadnej kobiety, ale miał przecież Patricka.

- No tak, ale Patrick to jego syn, nie ktoś dorosły, kto mógłby go

zrozumieć.

A Maddie?

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Joshua zamknął za sobą drzwi i oparł się o framugę. Nawet nie

zapalił światła. Lekarz chciał zatrzymać jego syna na obserwacji przez

jeszcze jedną noc. Wszyscy, łącznie z Patrickiem, kazali Joshui iść do

domu. A więc poszedł i stał teraz w ogłuszającej ciszy.

W szpitalu wciąż coś się działo. Mierzenie temperatury, kontrola

szwów, badanie ciśnienia, obiad. Joshua nie miał czasu na to, by

pogrążyć się w myślach. By obciążać się winą za wypadek syna. By

oddać się wspomnieniom o Gail, która w nieludzkich cierpieniach

umierała w tym samym szpitalu, w obecności bezradnego Joshui. Nie

potrafił nawet tęsknić za Maddie.

A teraz nie działo się nic. Mógł tylko czekać w rozpaczliwej

samotności.

- Kolejny ciężki dzień - w ciemnościach rozległ się cichy, kobiecy

głos.

Joshua szeroko otworzył oczy. Maddie.

- Gdzie jesteś?

- Idę w twoją stronę. - Po chwili była już przy nim. Rozpoznał jej

zapach. Poczuł, że wkłada mu do ręki kieliszek. - Napij się. Co z

Patrickiem?

Joshua machinalnie wypił łyk wina. Było chłodne i miało

szlachetny smak.

- Wszystko będzie dobrze. Na szczęście motor nadaje się już tylko

do kasacji. Pokusa zniknęła.

- Zobaczymy. Jadłeś kolację?

background image

- Nie pamiętam... A, tak, jakieś hamburgery. - Joshua jednym

haustem opróżnił kieliszek. - A co ty tu robisz?

- Sprawdzam, czy u ciebie wszystko w porządku. Doleję ci wina -

powiedziała i wzięła od niego kieliszek.

- Zapalę światło.

- Nie - zaprotestowała natychmiast. - Usiądź na kanapie i

odpoczywaj.

Po chwili przyniosła następnego drinka i dołączyła do niego.

- Jak w skali od jednego do dziesięciu oceniłbyś swój strach po

telefonie ze szpitala? - spytała Maddie.

- Dwadzieścia - mruknął.

- A kiedy Joshua Blackwell ma kłopoty, to rozwiązuje je zawsze

sam.

Spojrzał jej prosto w oczy.

- Inaczej nie potrafię.

- Żadnych czułości, żadnych zwierzeń i rozmów z bliskimi -

mówiła Maddie dalej, przysuwając się do niego.

- Nie, nigdy.

- To może pora to zmienić - szepnęła.

Po chwili Joshua poczuł na policzku jej wargi, a pod koszulą jej

rękę.

- Co robisz?

- To niespodzianka.

Nie pytał dalej, bo to co robiła, było naprawdę bardzo przyjemne.

Po prostu poddał się jej pieszczotom.

background image

- Jest wiele sposobów radzenia sobie z trudnościami - szepnęła

potem Maddie, wtulając się w nagie ciało Joshui. - Ty znałeś do tej

pory tylko jeden. Chciałam pokazać ci, że można inaczej. Czasami

warto dzielić swój smutek z kimś, kogo się kocha.

Joshua poczuł rozlewające się w okolicy serca mile, wzruszające

ciepło. Przytulił Maddie do siebie i pocałował.

- Kocham cię. Chcę, żebyś to wiedział. A kiedy kocham, daję całą

siebie. I żądam wzajemności. Okruchy mnie nie interesują. Przemyśl

to sobie. Kocham cię - powtórzyła, wstając.

Oszołomiony Joshua nie był w stanie się ruszyć. Patrzył tylko, jak

Maddie idzie ku drzwiom. O, nie. Nie pozwoli jej odejść. Nigdy!

- A ty dokąd? - krzyknął, przytrzymując ją w progu.

- Do domu. Powinieneś odpocząć.

- Po tym, jak mnie wykończyłaś?

- Skarżysz się?

- Tak... bo wychodzisz.

- Zazwyczaj to mężczyźni odchodzą, co?

- Nie znam się na tym. Wiem tylko, że chcę, abyś została.

- Przecież wiesz, nie załatwiłam nikogo do opieki nad Dawidem...

Jakby nie słysząc jej słów, Joshua przyciągnął ją do siebie.

- Chcę, żebyś została - powtórzył. - Na zawsze.

- Na zawsze?

- Tak. Pragnę włożyć ci na palec obrączkę, chcę obiecać ci

wszystko, co mogę dać swojej żonie. Kocham cię i będę kochać do

końca życia.

background image

Wtedy Maddie zaczęła płakać. A Joshua wiedział tylko jedno.

Żadnych więcej nocy bez snów - i bez ukochanej kobiety.

Pobrali się dwa miesiące później. Oczywiście na pagórku, który

był już ich pagórkiem. Z początku trochę padało, ale potem zza chmur

wyjrzało słońce. Zupełnie jak w życiu Maddie.

Dzień był naprawdę wyjątkowy. Były przy niej jej dwie

przyjaciółki. Obok Joshui stał Ben i Patrick, który szybko dochodził

do siebie. Do ołtarza poprowadził ją ojciec, który wraz z matką

przyjechał na uroczystość.

Wzruszona pani Palmer patrzyła załzawionymi oczyma na

szczęśliwą córkę i zięcia, którego zdążyła już polubić. Trzymała w

ramionach Dawida i tuliła go mocno do serca. Pokochała swojego

wnuka gorącą miłością i nie mogła sobie wybaczyć, że straciła tak

wiele czasu.

Joshua odwiedził w tajemnicy przyszłych teściów i bez trudu

pokonał ich upór. Teraz Dawid miał nareszcie dziadków.

A Maddie? Maddie szalała z miłości i dumy. Już nigdy nie będzie

sama. I była z tego powodu bardzo szczęśliwa. Po ślubie wraz z

gośćmi pojechali do uroczej małej gospody na wesele.

- Przeszkadzał ci deszcz? - szepnęła Maddie do ucha swemu

świeżo poślubionemu mężowi.

- Nie. - Joshua z uśmiechem pokręcił głową. - Chyba już się do

niego przyzwyczaiłem.

background image

- Zniszczył mi fryzurę. A w dodatku, wysiadając z auta,

naderwałam sobie falbanę sukni - poskarżyła się Maddie.

Joshua pocałował ją w czubek nosa.

- Jesteś najpiękniejszą panną młodą na całym Środkowym

Wschodzie.

- A ty najlepszym mężem na świecie.

- Pora kroić tort - przerwał im te przekomarzanki Ben. -

Poromansujecie sobie później. Przestańcie gorszyć porządnych

obywateli.

- No tak, mogłam się tego spodziewać. Nawet w takim dniu mój

brat myśli tylko o swoim żołądku.

- Dlatego łatwo mnie przekupić.

- Co racja, to racja - zaśmiał się Joshua i poprowadził Maddie do

ogromnego, trzypiętrowego tortu.

Ukroiła pierwsze dwa kawałki i uśmiechnęła się do obiektywu.

Potem, zgodnie z tradycją, Joshua ręką podał jej odrobinę bitej

śmietany. Oblizała mu palce do czysta.

Potem i ona chciała go w ten sposób nakarmić, ale ktoś odwrócił

jej uwagę i pokaźny kawał ciasta wylądował na śnieżnobiałej koszuli

Joshui.

- 0,pardon! - parsknęła śmiechem Maddie. - Ale przynajmniej nie

jesteś już taki doskonały.

- Myślałem, że zaczekasz z oblizywaniem mnie, aż zostaniemy

sami - szepnął jej do ucha.

- Ależ ty masz kosmate myśli!

background image

- Bo miałem dobrą nauczycielkę.

Kiedy ją pocałował, zapomniała o wszystkim. O ślubie, o

gościach i o torcie.

Wieczorem, kiedy wszyscy już poszli, Maddi włożyła elegancką

nocną koszulę i spojrzała w lustro. Zobaczyła w nim bardzo, bardzo

szczęśliwą kobietę. Jako taka chciała pokazać się swemu mężowi.

Ostrożnie otworzyła drzwi od łazienki i weszła do ciemnej

sypialni, gdzie czekał na nią Joshua. Siedział na łóżku, nagi. W ręku

miał gitarę.

- O rany! - zawołała.

- Kiedyś mówiłaś, że zawsze pociągali cię faceci grający na

gitarze.

- I dlatego ją kupiłeś?

- Musiałem. I nauczyłem się piosenki.

- Naprawdę? - W oczach Maddie pojawiły się łzy. - Nauczyłeś się

piosenki specjalnie dla mnie?

- Ale tylko jednej. I bardzo łatwej.

- No to graj!

Kiedy w pokoju rozległy się pierwsze takty „Love me do"

Beatlesów, Maddie rzuciła mu się w ramiona.

Resztę zagrał jej później.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
424 Banks Leanne Niegrzeczna narzeczona
428 Banks Leanne Niezależna narzeczona
428 Banks Leanne Niezależna narzeczona
Banks Leanne Niezależna narzeczona (1997) Stan&Jenna Jean
03 Jak złapać księżniczkę Banks Leanne Niezależna narzeczona
216 Banks Leanne Na przekór losowi
Banks Leanne Potrójne zaręczyny 01 Kochany Święty Mikołaju (2003) Gabriel&Faith
541 Banks Leanne Million Dollar Men 03 Sekret milionera
Banks Leanne Dynastia Connellych 01 Król z Chicago
Banks Leanne Gorący Romans 938 Największa wygrana
Banks, Leanne Die Hudsons 01 Falsches Spiel wahre Leidenschaft
Banks Leanne Ridge mściciel
716 Banks Leanne Uwierz mi
GR0716 Banks Leanne Uwierz mi
0514 Banks Leanne Million Dollar Men 01 Moje życie z szefem
Banks Leanne Na przekór losowi 4
948 Banks Leanne Gorący Romans 948 Nieoczekiwana zmiana
0538 Banks Leanne Million Dollar Men 02 Pokochać milionera

więcej podobnych podstron