Dedykacja
Dla Sashy Whittington
mojej najlepszej przyjaciółki i jedynej dziewczyny
która kocha palenie whiskey
tak bardzo jak ja.
Twoje zdrowie.
„Pewnego dnia, bez względu na to, czy będziecie mieć
14, 28 albo 65 lat, natkniecie się na kogoś, kto
rozpali w Was ogień, którego nie można ugasić.
Jednak najsmutniejszą, najbardziej okrutną prawdą, jaką
kiedykolwiek poznacie -
jest to, że nie zawsze są one osobami, z którymi
spędzimy nasze życia.
– Beau Taplin
Prolog
Nawrót
TO SZALONE, jak szybko wraca odurzenie, gdy tak długo byłeś trzeźwy.
Otworzyłam drzwi i poczułam rausz na sam jego widok, rozmycie
wzroku i drżenie nóg. Kiedyś potrzebny by mi był przynajmniej szot, żeby
dostać się do tego punktu, ale mój poziom tolerancji został osłabiony przez
odległość i czas, i samo zobaczenie go podgrzało mi krew. Mocniej złamałam
gałkę, jakby to miało pomóc, ale przypominało to wypicie duszkiem szklanki
wody po tym, gdy wcześniej się już to zrobiło.
Whiskey stał tam, na moim progu, zupełnie jak rok wcześniej. Tyle, że
tym razem nie było żadnego deszczu, żadnego gniewu, żadnego zaproszenia
na ślub – tylko my.
Tylko on – stary przyjaciel, niewymuszony uśmiech, pokrętne
pocieszenie opakowane w błyszczącą butelkę.
Tylko ja – alkoholiczka udająca, że nie chciałam go spróbować i szybko
zdająca sobie sprawę z tego, że miesiące bycia czystą nie sprawiły, iż pragnęłam
go mniej.
Ale nie możemy rozpocząć w tym miejscu.
Nie, żeby dobrze opowiedzieć tę historię, musimy wrócić.
Wrócić do początku.
Wrócić do pierwszej kropli.
Rozdział pierwszy
Pierwszy łyk
PIERWSZY RAZ, gdy spotkałam Whiskey, upadłam prosto na twarz.
Dosłownie.
Byłam pijana od pierwszego spojrzenia i myślę, że to powinien być dla
mnie znak, by trzymać się z daleka.
Jenna i ja biegałyśmy szlakiem wokół jeziora w pobliżu jej domu. Pot
kapał nam do oczu od intensywnego ciepła południowej Florydy. Był już
początek września, ale na Florydzie równie dobrze mógł być lipiec. Nie było tu
sezonu na botki i szaliki, chyba że liczyłeś te około sześć tygodni w styczniu i
lutym, kiedy temperatura nie przekraczała dwudziestu sześciu stopni.
Było tak, walczyłyśmy z trzydziestoma pięcioma stopniami na plusie, a ja
starałam się pokazać i udowodnić, że mogłam nadążyć za programem
cheerleaderskim Jenny. Wreszcie miała drużynę szkolną, a za tym przywilejem
szły niedorzeczne standardy do podtrzymania. Nienawidziłam biegać - totalnie
nienawidziłam. Tego dnia wolałabym posurfować. Ale na szczęście Jenna miała
najlepszą przyjaciółkę, która lubiła rywalizację i nigdy nie odrzuciła wyzwania.
Więc kiedy poprosiła mnie, abym z nią potrenowała, chętnie się zgodziłam,
choć wiedziałam, że do końca dnia będę obolała.
Najpierw go zobaczyłam.
Byłam zaledwie kilka kroków przed Jenną i patrzyłam w dół na swoje
różowe trampki, jak uderzały o beton. Gdy podniosłam wzrok, był kilkanaście
metrów przede mną i już z tej odległości mogłam powiedzieć, że wpadłam w
kłopoty. Na początku wyglądał przeciętnie – brązowe włosy, chuda postura,
przepocona biała koszulka – ale im bliżej byłam, zdawałam sobie sprawę jak
bardzo był do schrupania. Zauważyłam jak poruszały się jego mięśnie, gdy biegł
i jak lekko odbijały się jego włosy, gdy w skupieniu zaciskał usta, kiedy zbliżał
się do nas.
Spojrzałam przez ramię, żeby uniesieniem brwi pokazać Jennie kod na
"gorący facet przed nami", ale ona zatrzymała się, żeby zawiązać buta. A gdy
odwróciłam się z powrotem, było już za późno.
Uderzyłam w niego – mocno – i upadłam na chodnik. Zaklął, a ja
jęknęłam, bardziej ze wstydu niż bólu. Chciałabym powiedzieć, że z wdziękiem
się podniosłam, uśmiechnęłam promiennie i poprosiłam go o numer telefonu,
ale prawda była taka, że straciłam zdolność do zrobienia czegokolwiek w chwili,
gdy na niego spojrzałam.
Poczułam nieznany, ciepły ból, który rozprzestrzenił się w mojej klatce
piersiowej, jak przy wzięciu pierwszego łyku whiskey, kiedy osłoniłam ręką
oczy od słońca, które świeciło za nim. Pochylił się z wyciągniętą ręką, mówiąc
coś, czego nie zarejestrowałam, bo jakoś udało mi się wsunąć dłoń w jego i tylko
to jedno dotknięcie podpaliło mi skórę.
Przystojny nie było dokładnym słowem, aby go opisać, ale tylko to jedno
słowo kołatało mi w myślach, gdy przyglądałam mu się. Jego włosy były w
kolorze mokki, mokre u nasady spadały na czoło. Jego oczy były szeroko
rozstawione i były mieszaniną złota, zieleni i głębokiego brązu. Znacznie
później wymyśliłam dla niego przezwisko Whiskey, ale był to pierwszy raz,
kiedy zobaczyłam oczy w tym kolorze. Był to rodzaj oczu, w których można się
zatracić. Upić się nimi. Miał długie rzęsy i mocną, kwadratową szczękę. Była
ona tak mocna, a krawędzie tak wyraźne, że gdyby na jego ustach nie było
uśmiechu, mogłabym przysiąc, że był na mnie zły. Wciąż coś mówił, kiedy
spojrzałam na jego szeroką klatkę piersiową, zanim znów wróciłam do
uśmiechu.
– O mój Boże, jesteś, kurwa, ślepy? – Głos Jenny wyrwał mnie z
oszołomienia. Odepchnęła go na bok i biorąc mnie za rękę, pociągnęła w górę.
Ledwo złapałam równowagę, a ona zwróciła się do niego i wróciła do besztania
go. – Może zgarnij długie włosy z oczu i patrz jak chodzisz, dobrze, mistrzu?
O nie.
Nawet nie miałam czasu, by pozbierać myśli i odezwać się, jako pierwsza,
a było za późno. Obserwowałam w zwolnionym tempie, jak Whiskey
zakochiwał się w mojej najlepszej przyjaciółce, zanim zdążyłam powiedzieć do
niego choćby słowo.
Jenna stała ze skrzyżowanymi ramionami i wysuniętym jednym
biodrem, jakby czekała, aż on zacznie się bronić. To był jej standardowy sposób
działania i jeden z powodów, dlaczego się lubiłyśmy. Obie byłyśmy kimś, kogo
mógłbyś nazwać "zołzą", ale Jenna miała wyraźną przewagę w byciu
paraliżująco wspaniałą przy takim zachowaniu. Odrzuciła do tyłu falujący,
blond kucyk i uniosła brew.
A potem on zrobił to samo.
– Cześć – w końcu powiedział Whiskey i wyciągnął do niej rękę. Jego oczy
błyszczały, uśmiech był zachęcający. Gdybym miała wybrać jedno słowo, które
mogłoby go w tej chwili opisać, byłoby to "uroczy". Urok sączył się z niego. –
Jestem Jamie.
– Cóż, Jamie, może powinieneś pójść do okulisty, zanim wpadniesz na
kolejnego niewinnego biegacza. Poza tym, jesteś winien Brecks przeprosiny. –
Skinęła na mnie, a ja skuliłam się na dźwięk własnego imienia, zastanawiając
się, dlaczego nabrała nagłej potrzeby, żeby je wypowiedzieć. Zawsze nazywała
mnie B – wszyscy tak robili – więc to dziwne, że wybrała moment, gdy stałam
twarzą w twarz z pierwszym chłopakiem, przez którego przyśpieszyło mi serce,
by użyć mojego pełnego imienia.
Jamie wciąż się uśmiechał, obserwując Jennę i starając się ją rozgryźć, ale
po chwili odwrócił się do mnie z krzywym uśmiechem.
– Przepraszam, powinienem był patrzeć, dokąd biegnę – powiedział z
przekonaniem, ale przy ostatniej części uniósł brew, bo wiedział, że to ja nie
patrzyłam na drogę, a on nie był winien.
– W porządku – wymamrotałam, bo z jakiegoś powodu wciąż miałam
trudności z wysłowieniem się. Jamie odchylił głowę i tym razem popatrzył na
mnie, a ja poczułam się naga pod jego spojrzeniem. Nikt nigdy tak na mnie nie
patrzył – jakby był całkowicie skupiony na mnie. Było to denerwujące, ale też
radosne. Ale zanim zdążyłam zrozumieć te uczucia, odwrócił się z powrotem
do Jenny, ich oczy spotkały się i wolne uśmiechy pojawiły się na obu twarzach.
Widziałam to już milion razy, ale był to pierwszy raz, gdy zrobiło mi się
niedobrze na sam widok.
Zobaczyłam go, jako pierwsza, ale to nie miało znaczenia.
Bo on zobaczył ją.
PONAD TYDZIEŃ PÓŹNIEJ, Jenna i Jamie przypieczętowali swój status pary.
Tak było, gdy byliśmy w liceum – nie było żadnych gierek, żadnego „spiknijmy
się ze sobą i zobaczmy, co z tego wyjdzie”. Albo byłeś z kimś, albo nie, a oni
bardzo byli ze sobą.
Miałam ten zaszczyt, by patrzeć jak obściskiwali się między lekcjami i
bardzo chciałam ich nienawidzić, ale nie robiłam tego. Tak naprawdę prawie
zapomniałam, że jako pierwsza zobaczyłam Jaimego, bo tak słodko ze sobą
wyglądali. Jenna była wyższa ode mnie, ale na tyle niska, by idealnie wpasować
się pod ramię Jaimego. Ona była cheerleaderką, on był koszykarzem – różne
sporty, ale mimo wszystko popularne i szanowane. Jego ciemna fizjonomia
uzupełniała jej jasną i mieli podobne poczucie humoru. Nawet ich imiona
dobrze brzmiały razem – Jenna i Jamie. Szczerze mówiąc, jak mogłabym się o
to wściekać?
Więc zrezygnowałam, zrezygnowałam z niego, łatwo zajmując pozycję
piątego koła u wozu, do czego byłam przyzwyczajona z Jenną i jej długą listą
chłopaków. Jamie był pierwszym z nich, który wydawał się cieszyć, że tam
byłam. Zawsze ze mną rozmawiał, żartował, likwidując lukę między
niezręcznością, a bezproblemową przyjaźnią. Było to miłe i naprawdę
cieszyłam się z ich powodu.
Mimo to, tego konkretnego popołudnia po szkole zrezygnowałam z bycia
przyzwoitką. Zamiast tego, rzuciłam plecak na łóżko i od razu zaczęłam
przekopywać górną szufladę w poszukiwaniu stroju kąpielowego, zamierzając
posiedzieć trochę w wodzie, zanim zajdzie słońce. Czas letni jeszcze się nie
skończył, ale dni stawały się coraz krótsze, przypominając mi, że lato powoli
odchodziło.
– Hej, skarbie – powiedziała moja mama, cicho stukając we framugę
drzwi. – Jesteś głodna? Pomyślałam, że mogłybyśmy się wybrać do tego baru
sushi, który tak lubisz.
– Jeszcze nie zgłodniałam. Idę posurfować – odpowiedziałam z napiętym
uśmiechem. Nawet nie przeszukałam szuflady, wyciągając białą koszulkę na
ramiączkach i unikając jej wzroku. To nie tak, że byłam rozwydrzoną
nastolatką, która nienawidziła swojej mamy, bo nie byłam – kochałam ją, ale
coś zmieniło się między nami dwa, krótkie lata temu.
Okej, to część, w której muszę cię ostrzec – miałam problemy z tatusiem.
I chyba w pewnym sensie też problemy z mamusią.
Ale pozwól mi to wyjaśnić.
Wszystko w moim życiu było idealne, przynajmniej w moich oczach, aż
do lata przed moim drugim rokiem w liceum. Tamtego lata otworzyłam swoje
piękne, szare oczęta i rozejrzałam się dookoła, zdając sobie sprawę z tego, że
moje życie nie było takie, jakim się wydawało.
Myślałam, że miałam wszystko. Moi rodzice nie byli małżeństwem, ani
nawet nie byli razem, ale tak było zawsze i przyzwyczaiłam się do takiego stanu
rzeczy. Taka była nasza normalność. Mama nie randkowała, tato randkował, ale
nigdy ponownie się nie ożenił i jakoś zawsze kończyliśmy razem – tylko we
trójkę – w każde Boże Narodzenie. Od zawsze mieszkałam w domu mamy, ale
tyle samo czasu spędzałam u taty. Rodzice nigdy się nie kłócili, ale też nigdy nie
śmiali. Przypuszczałam, że robili to dla mnie i byłam im za to wdzięczna.
Byliśmy niekonwencjonalni, ja przeskakiwałam między domami, a oni
dla mojego dobra tolerowali siebie nawzajem i jakoś dawaliśmy radę. Skóra taty
była biała, blada, piegowata i zabarwiona na różowo, gdy mamy była gładkim i
najdelikatniejszym odcieniem czerni. Heban i kość słoniowa, ze mną, jako
idealnie nieidealną mieszanką obojga.
Nie mieli na tyle dobrze opłacanych posad, żeby zasypywać mnie
prezentami, albo kupić mi nowy, błyszczący samochód na szesnaste urodziny,
ale ciężko pracowali, płacili rachunki i zaszczepili we mnie taką mentalność.
Kennedy może nie byli bogaci w dolarach, ale byli bogaci w osobowości.
Mimo to, nie wszystko jest takim, jakim się wydaje.
Nigdy nie mogłam zrozumieć tego powiedzenia, do tamtego lata, przed
moją dziesiątą klasą, kiedy wszystko, co wiedziałam o moim życiu zostało
skasowane przez wielce oświecającą rozmowę. Pewnego wieczoru mama za
dużo wypiła, co dość często się jej zdarzało, a ja trzymałam jej włosy, gdy
między wymiotami do toalety powiedziała, jak dumna ze mnie była.
– Jesteś kimś o wiele więcej niż kiedykolwiek mogłabym sobie wymarzyć
– powtarzała w kółko. A potem dosłowne wymiotowanie zmieniło się w
wymiotowanie słowami i wyjawiła prawdę, na którą nie byłam przygotowana.
Zobacz, historia, którą powtarzano mi przez całe życie była taka, że mama i tata
dorastali razem, byli najlepszymi przyjaciółmi. Byli nierozłączni, a po latach
żartów o nich chodzących na randki, umówili się i okazało się, że byli idealną
parą. Przez kilka lat byli w szczęśliwym związku i wtedy pojawiłam się ja,
jednak po jakimś czasie związek się wypalił, więc wrócili do bycia przyjaciółmi.
Koniec, kropka. Brzmi słodko, prawda?
Tyle, że to było kłamstwo.
Prawda był znacznie brzydsza, tak brzydka, że ukryli ją przede mną.
Tamtej nocy mama była pijana i najwyraźniej zapomniała, dlaczego tak bardzo
zależało jej na okłamywaniu mnie. Więc wygadała się.
Otóż byli najlepszymi przyjaciółmi, to prawda, ale nigdy nie umawiali się
ze sobą. Zamiast tego, tata był zazdrosny i odganiał każdego faceta, który tylko
miał czelność porozmawiać z mamą. Ale nie poprzestał na tym. Pewnej nocy,
gdy płakała po ostatnim facecie, który ją rzuciła, tata przyszedł do niej. I nie
przyjął odmowy do wiadomości.
Nie, gdy odmówiła za pierwszym razem.
I nie, gdy za jedenastym.
Nawiasem mówiąc, liczyła.
Miała siedemnaście lat, a ja byłam wytworem tamtej nocy – dzieckiem,
które nie powinno się narodzić z horroru, którego nie powinno się przeżyć.
Przypuszczam, że to moment, w którym powinnam powiedzieć, że
natychmiast znienawidziłam własnego ojca i w pewnym sensie tak było, ale na
swój sposób wciąż go kochałam. Wciąż był moim tatą, facetem, który nazywał
mnie córeczką i dawał mi piwo korzenne, gdy miałam zły dzień.
Zastanawiałam się, jak tak małomówny i opiekuńczy człowiek jak on, mógł
popełnić taki czyn.
Przez jakiś czas, żyłam w pewnego rodzaju zawieszeniu między dwoma
uczuciami – miłością i nienawiścią – ale gdy w końcu zdobyłam się na odwagę,
żeby go o to zapytać, żeby powiedzieć, że wiedziałam, co zrobił, on nie miał mi
nic do powiedzenia. Nie przeprosił, nie próbował się bronić i nie okazał żadnej
emocji poza złością na mamę, że w ogóle mi o tym powiedziała. Po tym, jeszcze
bardziej zaczęłam go nienawidzić i nie rozmawiałam z nim przez pięć
miesięcy.
I choć, nie powinnam mieć mamie za złe, że wcześniej mi o tym nie
powiedziała, winiłam ją. I w ten oto sposób, moje życie zmieniło się nie do
poznania.
Tak jak mówiłam, nie było tak, że nienawidziłam mamy, ale po tamtej
nocy, tkwił między nami klin, którego drzazgi wbijały się w moją pierś za
każdym razem, gdy na nią patrzyłam.
Więc bardzo często, tego nie robiłam.
– W porządku – odpowiedziała pokonana. – Mam nadzieję, że będziesz
się dobrze bawić. – Wciąż grzebałam, poszukując spodni, a ona odwróciła się,
by wyjść, ale zatrzymała się, by powiedzieć przez ramię:
– Kocham cię.
Znieruchomiałam, zamykając oczy i wzdychając. – Też cię kocham,
mamo.
Nie mogłam zrezygnować z mówienia tego. Zawzięcie ją kochałam,
nawet, jeśli nasze relacje uległy zmianie.
Znalazłam kombinezon, założyłam go i przywiązałam deskę do dachu
mojego SUV-a i pojechałam na plażę, a ciężar całego dnia groził
przygnieceniem mnie. Ale gdy tylko deska uderzyła o taflę wody, a moje
ramiona znalazły rytm w znajomym pieczeniu, które nadeszło wraz z
wiosłowaniem, oddychanie stało się łatwiejsze.
Fale na południu Florydy były dalekie od sławnych, ale dla mnie były w
sam raz. To był jeden z moich ulubionych sposobów marnowania dnia,
połączenie z wodą i samą sobą. To był mój czas sam na sam ze sobą, czas by
pomyśleć, czas by przerobić. Traktowałam surfowanie jak większość ludzi
traktowała siłownię albo jedzenie – do uporania się, do uzdrawiania, do
przepracowania problemów, bądź zignorowania ich, w zależności od mojego
nastroju. To było moje pocieszenie.
Dlatego prawie spadłam z deski, gdy zobaczyłam, że Jamie wiosłuje obok
mnie.
– Fajnie cię tu spotkać – powiedział niskim i gardłowym głosem. Zaśmiał
się z mojej utraty równowagi, a ja zmrużyłam oczy, mimo wszystko
uśmiechając się do niego. Wszystko, co myślałam, że wiem o jego ciele zostało
wymazane w tej chwili. Przełknęłam, gdy linia wyrzeźbionych ramion
doprowadziła mnie do jego brzucha. Miał tam bliznę tuż nad prawym biodrem,
a ja zagapiłam się na nią odrobinę za długo, zanim odchrząknęłam i
odwróciłam się z powrotem w stronę wody.
– Myślałam, że miałeś spotkać się z Jenną.
Wzruszył ramionami. – Miałem. Ale najwyraźniej wystąpił kolejny kryzys
w drużynie cheerleaderek.
Spojrzeliśmy na siebie, tłumiąc śmiech.
– Nigdy nie rozumiałam sportów drużynowych – powiedziałam,
potrząsając głową.
Jamie zmrużył oczy przed słońcem, jak najechaliśmy na niewielką falę z
nogami zwisającymi po obu stronach desek.
– Co? Nigdy nie rozumiałaś zespołu, który dzieła ku osiągnięciu tego
samego celu?
Parsknęłam. – Nie wkurzaj mnie. Wiesz, co miałam na myśli.
– Aha, więc nienawidzisz zabawy?
– Nie, ale nienawidzę drużynowej zabawy. – Spojrzałam na niego z ukosa,
a potem lekko uśmiechnęłam się, co zmieniło się w szerszy uśmiech, gdy jego
prawy kącik ust wygiął się ku górze. – Nie wiedziałam, że surfujesz?
– Taa – odpowiedział. – Wierz lub nie, ale my ludzie lubiący sporty
drużynowe uprawiamy też sporty indywidualne.
– Nie odpuścisz mi tak łatwo, prawda?
Zaśmiał się, a ja nieco się zrelaksowałam. Co z tego, że Jamie był
niewiarygodnie wspaniały i miał sześciopak jak młody Brad Pitt? Mogłam to
zrobić, przyjaźnić się z nim, ignorując motylki w brzuchu, kiedy uśmiechał się
do mnie. Miło było mieć przyjaciela innego niż Jenna. Gdy ona łatwo się
zaprzyjaźniała, ja miałam tendencję do odpychania ludzi – zarówno z wyboru
jak i przez przypadek. Może mimo wszystko, trycykl złożony z Jamiego – B –
Jenny nie był taki zły?
Ale kiedy pomyślałam o możliwości przyjaźni z facetem, żołądek mi się
skurczył – ale z zupełnie innego powodu. Uderzył we mnie widok mamy
pochylonej nad naszą toaletą, a jej przekrwione oczy i prawdomówne słowa
zadziałały jak zimny prysznic. Przełknęłam, na chwile zamykając oczy, zanim
spojrzałam na wodoodporny zegarek na moim nadgarstku.
– Spróbujmy złapać kolejną falę.
Nie czekając na jego odpowiedź, odpłynęłam.
Surfowaliśmy jak tylko się dało, ale fale były niewielkie, pozwalając nam
zaledwie wrócić do brzegu. Więc skończyliśmy w punkcie, gdzie zaczęliśmy,
ruszając nogami w słonej wodzie i gapiąc się w dal. Słońce powoli zachodziło,
pozostawiając plażę w zamglonej, żółtej poświacie.
– Dokąd idziesz, gdy to robisz?
– Co robię?
– Czasami patrzysz niewidzącym wzrokiem. To tak, jakbyś tu była, ale nie
do końca. – Wtedy spojrzał na mnie tak samo, jak za pierwszym razem, kiedy
się spotkaliśmy. Pogładziłam kciukiem czarny wzór na mojej desce i
wzruszyłam ramionami.
– Myślę.
– Brzmi niebezpiecznie.
Uśmiechnął się, a ja poczułam na policzkach ciepło. Moja skóra nie
pokazywała rumieńców w sposób, jak robiła to u Jenny. – Prawdopodobnie jest.
Powinieneś trzymać się z daleka.
Jamie zagryzł wargę, wciąż się we mnie wpatrując i otworzył usta, żeby
coś powiedzieć, ale nie zrobił tego. Odwrócił się, patrząc w to samo miejsce, co
ja, zanim znów przemówił.
– Więc, o czym teraz myślisz?
Odetchnęłam długo i powoli. – Myślę o tym, że już nie mogę się doczekać,
aż przeniosę się do Kalifornii, surfując wreszcie na prawdziwych falach.
– Przeprowadzasz się?
– Jeszcze nie, ale mam nadzieję, że to zrobię na studiach.
– Ach – mruknął. – Rozumiem, że nie interesuje cię pójście na
uniwersytet na południu?
Pokręciłam głową. – Za dużo dramatu. Chcę jakieś wyluzowanej szkoły
na zachodnim wybrzeży, z falami, które nie będą do niczego.
Włożył rękę do wody, a potem uniósł ją do góry, pozwalając, by woda z
jego palców popłynęła na jego rozgrzane ramię. – Ja też, Brecks. Ja też.
Skuliłam się, gdy użył mojego imienia.
– Wystarczy B.
– Wystarczy B, tak?
Przytaknęłam. – Też chcesz studiować w Kalifornii?
– Taki jest plan. Mam wujka, który ma powiązania z kilkoma szkołami
stamtąd. Zdecydowałaś już, co chcesz studiować?
– Jeszcze nie. Tylko to, że ma być to miejsce z daleka od domu.
Skinął głową, na szczęście, nie namawiając mnie, bym rozwinęła moje
dramatyczne oświadczenie. Posiedzieliśmy jeszcze trochę w ciszy, zanim
wyciągnęliśmy deski z wody i ruszyliśmy w kierunku samochodów. Piesek
przyklejał nam się do stóp, ale uwielbiałam to uczucie. Jeśli chodziło o plażę,
uwielbiałam w niej wszystko, szczególnie surfowanie, a gdy podniosłam głowę,
żeby spojrzeć na Jamiego, prawie wpadłam na niego.
Po opłukaniu stóp, pomógł mi załadować deskę na dach samochodu.
Niestety moja Kia Sportage z 1998 roku zawiodła, gdy spróbowałam ją odpalić.
– Świetnie – mruknęłam, uderzając głową o kierownicę. Jamie skończył
właśnie załadunek swojej deski kilka samochodów dalej i wrócił do mnie.
– Nie działa?
– To chyba nie jest mój szczęśliwy dzień.
Jamie uśmiechnął się, pociągając za klamkę moich drzwi, żeby je
otworzyć. – Chodź, zawiozę cię do domu.
Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, ale ten jeden mały gest, te pięć
małych słów, wszystko zmieniło między mną a Jamiem Shawem.