Mi o jest luksusem, na który mo esz
ł ść
ż
Mi o jest luksusem, na który mo esz
ł ść
ż
sobie pozwoli dopiero wtedy, kiedy twoi
ć
sobie pozwoli dopiero wtedy, kiedy twoi
ć
wrogowie zostan wyeliminowani.
ą
wrogowie zostan wyeliminowani.
ą
Do tego czasu, wszyscy, których kochasz,
Do tego czasu, wszyscy, których kochasz,
to zak adnicy, wysysaj cy z ciebie odwag i
ł
ą
ę
to zak adnicy, wysysaj cy z ciebie odwag i
ł
ą
ę
nie pozwalaj cy ci podejmowa rozs dnych
ą
ć
ą
nie pozwalaj cy ci podejmowa rozs dnych
ą
ć
ą
decyzji.
decyzji.
Orson Scott Card „Empire”.
Prolog
15 lat wcześniej...
Niebo przesiąknięte deszczem rozdarł potężny błysk błyskawicy,
sprawiający, że jedna część twarzy Basilia z potworną blizną,
wykrzywiającą rysy, została oświetlona, a pozostała ginęła w mroku.
Człowiek ten uśmiechał się złowieszczo, ściskając w jednej dłoni
ciężki karabin. Bacznie obserwował swojego wroga, teraz
uwięzionego w pułapce. Carlos trzymał głowę schyloną ku ziemi, a
jego ręce opadały bezwładnie. Patrzył jak na ulicę spadają świeże
krople deszczu, uznając, że woli patrzeć na to niż w twarz mordercy
w chwili śmierci. Nie widział już zresztą po co miał żyć. Jego żona
Beata zginęła z rąk tego samego człowieka, który teraz stał
naprzeciwko niego i odwlekał moment, w którym Carlos miał
zginąć, pewnie dlatego, żeby zadać mu jeszcze więcej cierpień.
Wiedział dobrze, dlaczego znajduje się na jego celowniku. Z jego
winy siostra Basilia popełniła samobójstwo. Była z nim zaręczona
przez 4 lata i zakochana po uszy. Kochała go aż za mocno, a Carlos
jej nie i bez oporów wyrzucił w kąt jak starą zabawkę, którą już się
znudził, pozwalając jej zakurzyć się i zardzewieć z rozpaczy. W
młodości traktował tak wszystkie swoje partnerki. Zaintrygował,
uwiódł, stworzył w wyobraźni wizję wspólnej przyszłości, a potem
bezwzględnie porzucał. Siostra Basilia tego nie wytrzymała i
odebrała sobie życie rok po bolesnym tylko dla niej rozstaniu. Basilio
został oskarżony przed sądem o jej morderstwo, bo zabiła się jego
pistoletem, który posiadał nielegalnie. Spędził 15 lat swojego życia w
więzieniu, pragnąc tylko jednego – zemsty.
Kiedy Carlos zapomniał już imienia kobiety, której samobójstwo
pośrednio było jego winą, na jego drodze pojawił się Basilio,
przysięgając, że odbierze mu wszystko, na czym mu zależy. Po 15
latach nie poznał, że był to brat jego byłej narzeczonej. Nie zabrał
sobie groźby do serca i nikomu nie powiedział o ich spotkaniu, co
okazało się najgorszym błędem jego życia. Basilio dwa dni temu
zabił Beatę. Carlos był przez to wrakiem człowieka, a przy życiu nie
utrzymywała go żadna optymistyczna myśl.
–
Na co czekasz? - uniósł głowę, patrząc jak Basilio opuszcza lufę
pistoletu. - Zabij mnie, zrobisz mi przysługę.
–
Właśnie o to chodzi. - odparł Basilio. - Zemsta będzie wtedy za
łatwa, a ty zasługujesz na coś więcej niż tylko śmierć. Chcę,
żebyś poznał na własnej skórze jak to jest stracić wszystko, na
czym ci zależało. - znowu niebo przecięła błyskawica, która
pojawiła się tym razem za plecami Basilia. - Masz jeszcze o co
walczyć. Spodziewaj się, że będziemy często się widywać. - lewy
kącik jego warg wykrzywił się w prowokacyjnym uśmiechu. - I
pozdrów ode mnie swoją córkę. Julia się nazywa, prawda?
Kiedy Basilio odwrócił się i odszedł, Carlos poczuł, że śmierć
Beaty była jedynie preludium tego, co miał mu do zaoferowania
Basilio.
Rozdział I
Obecnie...
Na plaży w hiszpańskiej miejscowości Almería o tej porze było cicho
i spokojnie. Jedynymi dźwiękami towarzyszącymi idealnej harmonii
nocy były szumy fal i trzepot skrzydeł morskich ptaków. Niebo
miało kolor intensywnego szafiru, który coraz bardziej zbliżał się do
czerni. Księżyc przeglądał się w nieskazitelnej jak wypolerowane
lustro wodzie, oświetlając jej dno swoim światłem. Delikatne fale
kierowane przez wiatr rozbijały się na kamienistym wzgórzu. Kilka
skał odłamało się już od niego i dryfowało bez celu po wodzie. Dwa
większe odłamki osiadły już na dnie tak blisko siebie, że dzieliła je
tylko drobna szczelina, przez którą można było dostać się do małej
jaskini, stworzonej przez wydrążenie do niej ciasnego wejścia w
kamieniu. Była cała zalana wodą, a osoba, która decydowała się na
wejście do niej musiała potrafić bardzo dobrze pływać. Nie wiedział
o niej prawie nikt z wyjątkiem rodziny Russario en la Capota des
Rombos
Przez nocną ciszę przedarło się echo krzyku dziewczyny, znajdującej
się nieopodal i zbliżającej się na skalistą, dziką plażę. Spłoszył on
dwie mewy siedzące na skalnej półce, które od razu rozłożyły
skrzydła i uniosły się do góry, a ich białe pióra wyróżniały się na
ciemnym niebie. Dziewczyna była coraz bliżej. Szybko
przemieszczała się z jednego miejsca w drugie, a za nią dało się
dosłyszeć odgłosy pościgu.
Julia Russario biegła przed siebie jak najszybciej potrafiła. Oddychała
coraz szybciej, a jej serce waliło jak oszalałe, gdy zmuszała organizm
do nadzwyczajnego wysiłku. Jej ciemnobrązowe, proste włosy
rozwiewały się w biegu, a zielone oczy przepełniał strach. Miała na
sobie ciemne szorty i szary podkoszulek, przez co mogła
zakamuflować się na tle nocy. Odgłosy pościgu stawały się coraz
cichsze, ale Julia słyszała jeszcze jak Basilio cedzi hiszpańskie
przekleństwa pod jej adresem. Nie pozwalała sobie na spoczęcie na
laurach, gdy jego głos zginął w mroku. Biegła dalej, orientując się, że
przekroczyła już tak zwany próg zmęczenia, a jej mięśnie poddawały
się wysiłkowi. Wiedziała, że jeśli teraz przystanie, zmęczenie powróci
z taką siłą, że nie będzie w stanie nawet się podnieść, więc biegła
dalej, raniąc się o wystające gałęzie drzew.
Usłyszała ponownie głosy trójki hiszpańskich przestępców: Basilia,
Cornelia i Esteli. Musieli znaleźć jakieś skróty, o których Julia nie
miała pojęcia. W biegu otworzyła szeroko swoje zielone oczy,
orientując się, że są tuż za nią. Starała się oddychać jak najciszej, co
przy takim zmęczeniu było nie lada wyzwaniem. Obejrzała się
dyskretnie za siebie, a w oddali dostrzegła trzy zbliżające się w jej
stronę sylwetki. Nie widzieli jej, ale to było tylko kwestią czasu.
Jęknęła cicho z bezsilności, widząc, że stały ląd już się kończy, a ona
stoi na skraju skalnego klifu, patrząc prosto w ciemną taflę wody.
Starała się ocenić, jak tam może być głęboko, a wynik, jaki wyszedł
sprawił, że na jej karku pojawiły się nowe strużki zimnego potu.
•
Tam jest! - usłyszała groźny alt Esteli.
Kroki przeciwników stały się donośniejsze jakby kierowani
przedsmakiem wygranej zaznali nowej energii.
Jula odwróciła się w ich stronę, zaciskając ręce w pięści, żeby dać do
zrozumienia baterią w swoim organizmie, że nie mają się jeszcze
rozładowywać. Poczuła jak morska bryza otula jej szyję. Oddychała z
trudem łapiąc oddech, który przyspieszył przez wysiłek i strach.
Patrzyła bez strachu, za to z wrogością na znienawidzoną przez nią
trójcę. Brakowało jeszcze czwartego i piątego ogniwa tego
potwornego, metalowego łańcucha, który związał i spuścił na dno
tak wiele żyć, w tym jej matki i kuzynki. Każdy członek rodziny
Russario od dziecka był przystosowywany do walki z nimi. Nauka jej
matki, ojca i starszego brata musiała teraz zostać wykorzystana.
Z ciemności pierwsza wyłoniła się twarz Basilia, który od dawna
przewodził całej ich organizacji. Miał 40 na karku, ciemnobrązowe,
ścięte na jeża włosy, wyraźne zmarszczki wokół oczu i bliznę
ciągnącą się od kącika ust przez szyję, a kończyła się na ramieniu.
Światło księżyca skupiło się na niej, przez co Julia cofnęła się o krok,
a oprych wybuchnął śmiechem, przypominającym rechot ropuchy.
•
Najmłodsza z Russariów, a tyle z nią kłopotów. - głos Esteli
zabrzmiał groźnie.
Jej długie, falujące loki w odcieniu ognia, powiewające na wietrze
przywiodły Juli na myśl syczące na nią węże.
•
Na szczęście niedługo będziemy od nich wolni- odezwał się
Cornelio, dołączając jako ostatni.
Miał on 4 lata więcej od Juli, a wiedział o zabijaniu więcej niż jej
ojciec. Farbowane blond włosy niemal gryzły się z spaloną
hiszpańskim słońcem skórą, a na białej koszulce widniały ślady
świeżej krwi. Uśmiechał się triumfalnie w charakterystyczny dla
siebie sposób, unosząc tylko jeden kącik ust.
Julia z przerażeniem zaobserwowała, co wywołało ten uśmiech.
Estela wyjęła z płóciennej, skórzanej torebki czarny rewolwer, a jej
palce powoli przesuwały się na jego spust. Julia poczuła jak serce
podchodzi jej do gardła, bijąc tak głośno, że nie słyszała swoich
myśli. I dobrze, że ich nie słyszała, bo w przeciwnym razie mogłaby
nie podjąć tak desperackiego czynu.
Błyskawicznie odwróciła się twarzą do morza, którego fale
obmywały skaliste wzgórza, a plecami do wrogów i nabierając
rozbiegu skoczyła z klifu. Usłyszała odgłos wystrzału z pistoletu i
komentarz Cornelia.
•
Jednak zdecydowała się sama zabić.
A potem odrażający śmiech całej trójki.
W locie zatkała nos, szykując się do nurkowania i zamknęła oczy. Po
chwili poczuła już jak jej ciało zanurza się w wodzie. Była lodowata
dla dziewczyny, która przebiegła bez zatrzymywania się jakieś 4
kilometry po stromych skałach. Zrobiło jej się słabo od tak długiego
wstrzymywania oddechu, ale nie mogła wynurzyć się, ryzykując, że
wrogowie ją zobaczą. Przepłynęła pod wodą, z zamkniętymi oczami
odnajdując szparę między dwoma skałami, prowadzącą do
podwodnej jaskini.
Znajdując się w niej, w końcu mogła wynurzyć się i nabrać oddechu.
Łapała powietrze w płuca łapczywie jakby spodziewała się kolejnych
mrożących krew w żyłach wrażeń. Woda sięgała jej do szyi.
Odrzuciła mokre włosy do tyłu. Położyła się na plecach, unosząc się
na wodzie, żeby w końcu zaznać trochę odpoczynku. Patrzyła na
ścianę jaskini tuż nad nią, z której do wody spadały małe kamienie.
Do środka wpadało trochę księżycowego światła, zapewniając tyle
oświetlenia, żeby coś zobaczyć przy wytężeniu wzroku.
Julia powoli dochodziła do siebie. Zrozumiała dwie ważne rzeczy.
Znowu uciekła od śmierci tym razem bez niczyjej pomocy i była z
siebie dumna. Jak na szesnastolatkę jej wyczyny były godne nagrody.
A drugą kwestią było to, że banda Basilia będzie myśleć, iż ona jest
martwa, co nie tyle zapewni jej bezpieczeństwo, ale da szansę na
podejście ich.
Kiedy oddech już całkiem się wyrównał, zdecydowała się płynąć
dalej do domu. W miarę jak płynęła, mocno przebierając rękami i
nogami, w jaskini było coraz ciemniej, a poziom wody się podnosił.
Czuła jak cała drży z zimna, ale i tak była wdzięczna, że nie dostała
szoku termicznego, skacząc zgrzana i spocona do wody, której
temperatura była o 20 stopni niższa niż jej ciała.
Nabrała mocno powietrza w płuca, wiedząc, że woda za chwilę
zacznie sięgać dachu jaskini. Przepłynęła pod wodą i wynurzyła się
po minucie, oddychając intensywnie. Znowu sięgała jej karku. W
ciasnym tunelu widziała już otwór, z którego sączyło się słabe
światło. Jaskinia kończyła się wylotem na kąpielisko, gdzie zlatywało
się wiele turystów, ale o tej porze nie spodziewała się nikogo tam
zastać. Jeśli wypłynie z jaskini od stałego lądu będzie ją dzielić tylko
500 metrów. To stwierdzenie dodawało jej sił, których sama nie była
do końca świadoma.
Nagle usłyszała jak ktoś głośno oddycha. Zacisnęła wargi i przestała
płynąć, kładąc się na plecach, a woda uniosła ją bez najmniejszych
problemów. Zamknęła oczy, co pozwalało jej wytężyć słuch. Ktoś
płynął w jej stronę tak szybko jakby urodził się w wodzie.
Błagała, żeby zawrócił, bo powoli kończyły jej się siły, a z takim
przeciwnikiem nie ma zbyt wielu szans na ucieczkę, nie mówiąc już
tu o wygranej.
Był coraz bliżej. Julia nie wiedziała co robić. Czy leżeć z nadzieją, że
ją ominie, co byłoby delikatnie nazwane łudzeniem się, czy oderwać
kamień ze ścian jaskini i rzucić nim na ślepo w płynącego, czy jak
najszybciej zerwać się do ucieczki, której miała już dość, ale to
wyjście wyselekcjonowała spośród innych.
Nadużyła już tyle sił w tak krótkim czasie, że wydawało jej się
niemożliwe, by w ogóle ruszyła się z miejsca, ale w żyłach ciągle
pulsowała adrenalina, dzięki której potrafiła robić rzeczy, jakie,
gdyby była spokojna, nawet jej się nie śniły. Płynęła naprzód na
brzuchu jak najszybciej potrafiła, ale osoba za nią była coraz bliżej i
cięła wodę szybko jak torpeda. Woda prawie już wypełniła jaskinię i
dziewczyna musiała ponownie zanurkować. Kiedy otworzyła oczy,
widziała przed nimi tylko wirujące mroczki. Jej głowa stała się ciężka,
a powieki opadały. Adrenalina w żyłach się wyczerpała, zostawiając
ją samą, zdaną na pastwę losu. Poczuła silne ręce owijające ją w pasie
i przyciągające do siebie. Zaczęła się szarpać, ale wycieńczenie
fizyczne nie pozwoliło jej na stawianie jakiegokolwiek oporu.
•
To ja. Diego.- powiedział cicho człowiek, przed którym uciekała,
pomiędzy kolejnymi głębokimi wdechami i wydechami.
Diego Devastorez. Ciotka dziewczyny – Carmen wyszła za jego wuja
– Dominigo, wtajemniczając rodzinę chłopaka w toczącą się ponad
20 lat walkę. Rodzice Diega nie żyją przez Basilia i do niedawna był
pod opieką wuja, ale miesiąc temu skończył 18 lat.
Obecność jej chłopaka trochę ją ocuciła, ale nie mogła zebrać w
sobie tyle sił, żeby płynąć samodzielnie. Zamknęła oczy, pozwalając
nadejść omdleniu, ale ono nie przychodziło jakby znudziło się nią
akurat w momencie, gdy w końcu poczuła się bezpieczna.
Jaskinia już się skończyła, a oni płynęli teraz w stronę piaszczystej
plaży. Czy raczej on płynął, wlokąc półprzytomną i półświadomą
Julie.
Zdecydował się na nią spojrzeć dopiero, gdy wyczuł grunt pod
nogami. Jej usta były niemal białe jakby uszedł z nich cały barwnik,
powieki przymknięte, włosy zasłaniały czoło. Odgarnął je,
zauważając pionowe nacięcie z którego wypływała krew. Delikatnie
przejechał po nim palcami. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i
popatrzyła na Diega, który posłał jej dezaprobujące spojrzenie, ale w
jego niebieskich oczach tlił się podziw. Uśmiechnęła się do niego, ale
on tylko potrząsnął głową.
•
Może zechcesz powiedzieć mi co tym razem zrobiłaś? - spytał,
starając się brzmieć surowo.
•
Ja zrobiłam? - zaakcentowała wzburzonym głosem, ale
brzmiącym nadal jak słabe echo.
Diego powstrzymał uśmiech, wzdychając z ulgą w duchu, że wróciła
pyskata Ruska. Dopłynął do brzegu i oboje od razu położyli się na
piasku. Diego widział, że jego zmęczenie jest jak kałuża przy oceanie
w stosunku do wycieńczenia Juli. Mrugała oczami, powstrzymując się
przed ich zamknięciem. Mokry piasek oblepił ją całą, ale to w tym
momencie jej nie obchodziło. Lekki wiatr smagał ją w twarz,
przynosząc wraz z chłodem głosy mew. Nie zorientowała się, że cała
drży z zimna, kiedy Diego nie przygarnął jej do siebie. Sam był
przemoczony do suchej nitki i cały w piasku, ale biło od niego
ciepło.
Kiedy przestała się trząść, odsunęła się minimalnie, żeby na niego
spojrzeć. Jego półdługie brązowe włosy już prawie wyschły, chociaż
nie pomogło im w tym słońce, do którego wchodu jeszcze trochę
pozostało. Z opalonej twarzy dało się wyczytać wszystkie uczucia jak
z otwartej księgi. Mieszały się w nim jak przypadkowo dodane
składniki do potrawy, z czego żaden z nich nie komponował się
dobrze z drugim, co tworzyło dość dziwną i skomplikowaną
mieszankę. Troska. Gniew. Radość. Zmartwienie. Strach.
One wszystkie wypełniały jego niebieskie oczy, w które teraz
patrzyła Julia.
•
Masz u mnie i swojej rodziny przechlapane, wiesz o tym?-
odezwał się poważnym tonem.
Julia westchnęła, wyplątała się z jego uścisku i położyła się plecami
na piasku. Patrzyła w gwiazdy, dyskretnie szukając wzrokiem
gwiazdy polarnej, która wskazywała drogę do domu. Zastanowiła się
w której części kosmosu jest jej mama. Od razu w jej oczach
pojawiły się łzy, których nie ukrywała.
•
Kiedy skapowali, że nie śpię w swoim łóżku? - spytała zduszonym
głosem.
Diego zauważył, że ma łzy w oczach, ale nie chciał się wtrącać. To
zawsze jej się w nim podobało – nie zalewał jej falą pytań.
•
Odkąd zobaczyli jak w pobliżu domu kręcą się Christian i
Catalina. Zaatakowali Adána, kiedy zachciało mu się w nocy
wymykać się do tej jego dziewczyny – Diego wywrócił oczami,
pokazując, że wolałby, by brat Ruski zdał sobie w końcu sprawę z
jakiej jest rodziny i przestał ciągle się zabawiać – Miał na szczęście
przy sobie pistolet i postrzelił Cataline w rękę, ale ona żyje. -
ostatnie słowo wymówił z niechęcią. - Zdążył uciec i zdać relację ze
swojego spotkania, a potem twój ojciec odnalazł tą dwójkę i
wywiązała się z tego strzelanina, ale obyło się bez ofiar śmiertelnych.
Florián odniósł dość bolesne rany, ale wszystko wskazuje na to, że u
nas nie było tak krytycznie jak u ciebie. - zerknął na nią kątem oka.
Julia wzruszyła z nonszalancją ramionami, a potem na jej twarzy
zajaśniał szeroki uśmiech, który był jak pierwsze promienie słońca,
powoli wschodzącego nad horyzontem.
•
Za to reszta z naszej wspaniałej piątki jest zdania, że nie żyję.
Diego otworzył szeroko swoje niebieskie oczy, które przy źrenicy
były jaśniejsze, a w kącikach ciemniejsze. Ruska zaśmiała się, widząc
jego grymas.
•
Skoczyłam z klifu, kiedy Estela chciała strzelić do mnie z
rewolweru. - w jej głosie brzmiała brawura.
Diego wstał, otrzepując się z piasku. Musiał nabrać dyskretnie kilka
wdechów, żeby się uspokoić. Skoczyła z klifu. Nie wiedział, czy sam
znalazłby w sobie taką odwagę. Był z niej dumny, ale uraziła jego
męską dumę. Diego jako jedyny dorastał do pięt Juli, wśród
chłopaków, z którymi chodziła do szkoły. Zresztą dziewczyna nie
mogła zapuszczać korzeni i trzymała wszystkich na dystans, wiedząc,
że nie może zwierzać się nikomu, kto nie nazywa się Russario albo
Devastorez.
Diego zmrużył oczy i obrzucił ją spojrzeniem.
•
Wykończysz mnie kiedyś.
Julia poczuła ulgę , gdy zobaczyła już swój dom. Chciała już się
pochwalić przed rodziną jak wykiwała Basilia, Estele i Corneria. Nie
była typem narcystycznej dziewczyny, ale lubiła być chwalona i
doceniana oraz nie miała trudności z przyjmowaniem
komplementów. Diego szedł obok niej, przez większą część drogi
milcząc, a ona w duchu śmiała się z niego, że zachowuje się jak mruk
przez to, że nie może przetrawić faktu, iż ona, jego dziewczyna,
młodsza o dwa lata przewyższa go prawie we wszystkim.
Zawahała się, stając przed białym, wysokim ogrodzeniem domu.
Mieszkała w dwupiętrowej willi z zewnątrz pokrytą kremową farbą.
Okna były lekko zaokrąglone i wpuszczały do pomieszczeń dużo
światła. Dach płaski, bez żadnych zdobień. W oczy rzucało się białe
ogrodzenie wielkiego, półkolistego balkonu. W salonie paliło się
światło, co oznaczało, że wszyscy wyczekują w napięciu na jej
pojawienie się i zamartwiają się czy jeszcze ją zobaczą.
–
Poszli mnie szukać? - spytała Diega, który stał oparty o
ogrodzenie.
–
Wszyscy są tutaj – wskazał na okno w salonie. Kiedy Julia
wytężyła wzrok, ujrzała zarys sylwetki jej ojca i ciotki, którzy o
czymś dyskutowali.
Nie pasowało jej, że oni nie wybrali się na poszukiwania.
Przecież kiedy ostatnio zniknęła w środku nocy, porwana przez
Cornelia, w ciągu piętnastu minut po zniknięciu jej brat i ojciec
byli już przy niej.
–
Nie powiedziałem im, że cię nie ma. - wyjaśnił Diego. -
Zauważyłem, że zniknęłaś kilka minut po 3 w nocy. - kąciki
jego warg drgnęły, a Ruska się zaśmiała.
3 w nocy była ustaloną przez nich godziną, podczas której
Diego wchodzi przez okno do jej pokoju. Nie jest to trudne, a
zwłaszcza dla kogoś takiego jak Diego, bo pokój dziewczyny
znajduje się na pierwszym piętrze. Diego mieszka dwie ulice za
nią, ale odkąd przez małżeństwo Carmen i Dominiga jego
rodzina została włączona do tajemnicy, często razem ze bywa w
tym domu albo nawet zostaje na noc.
Ruska była ciekawa czy jej ojciec kiedyś w końcu zacznie
podejrzewać, że chodzi z Diegiem. Niby jest świetnym
szpiegiem i potrafi na wylot przejrzeć kłamcę, ale jego własna
córka jest dla niego tak niezrozumiałym zagadnieniem jak dla
humanisty liczby kwantowe.
–
Chciałem od razu zacząć cię szukać, ale znalazłem to. - sięgnął
do kieszeni spodni, przez chwilę w niej szperając aż w końcu
wydobył zmoczony skrawek papieru. - Poznajesz? - spytał,
rozwijając przed nią kartkę i pokazując niedbałe pismo,
rozmazane dodatkowo przez wodę, co sprawiło, że było nie do
odczytania. Ale Juli i tak to nie było potrzebne, bo znała treść
wiadomości od Cornelia na pamięć.
–
Mamy twojego brata i jego dziewczynę, której według niego
chyba ma na imię Andrea. Możemy przystać na to, że
przyjdziesz na plażę obok klifu i wtedy może jakoś się
dogadamy bez zbędnych świadków. Masz być sama. -
wyrecytowała jak uczeń bardzo dobrze znany tekst literacki, ale
potem od razu przybrała zbolały wyraz twarzy i cicho jęknęła.
–
Dałam się nabrać na najstarszy i najprostszy numer.
Diego nie zaprzeczył tylko odwrócił wzrok, co wzięła za
przyznanie, że naprawdę nawaliła. A taka była z siebie dumna.
Ze złości kopnęła puszkę od coli, którą ktoś, komu bardzo
zależy na zanieczyszczonym środowisku, wyrzucił tuż przed jej
domem. Nie wykluczała, że to jej denerwujący brat, z którym
były zawsze same kłopoty.
Diego chciał jej wyrzucić, że postąpiła strasznie nierozważnie i
dała się ponieść emocją, nie dopuszczając do głosu rozsądku,
ale w porę ugryzł się w język, uznając, że sam postąpił w
analogiczny sposób, nie mówiąc o jej zniknięciu rodzinie, ale
sam wyruszając na poszukiwania, dodatkowo łatwo okłamując
wszystkich, gdy pojawiło się zagrożenie, że Julia śpi w swoim
pokoju, a on ją obudzi i razem do nich za chwilę dołączą.
Zastanawiał się teraz jak wyplątać się z tego kłamstwa.
–
Powiemy pełną prawdę. - powiedziała z przekonaniem Julia
jakby czytała w jego myślach.
Ciągle zaskakiwała go jej chęć do mówienia prawdy. Ruska
miała wiele umiejętności, ale nigdy nie opanowała nawet w 10
procentach sztuki kłamstwa. Zawsze uznawała szczerość aż do
bólu za złotą zasadę, którą kierowała się w życiu i od której nie
odstąpi, choćby nie wiadomo jak szczerość ją zawiodła.
Każdemu mówiła to, co o nim myślała, choćby to bolało.
Ludzie często nazywali to bezczelnością, tupetem, brakiem
pokory, ale to ją nie obchodziło. Ciągle próbowała zmienić to,
że ludzie akceptują tylko to, co chcą usłyszeć, co nie wzbudza
kontrowersji i ciągle trzymają się utartych sposobów myślenia
opartych na ograniczonym światopoglądzie. Natomiast, gdy
ktoś prosto w oczy przedstawia im jakie mają problemy i mówi
wprost o ich wadach, traktują to jako przejaw bezczelności i
obrażają się na nie wiadomo jak długi przedział czasu. Tak to z
nimi jest. Na początku mówią, że owszem szczerość ponad
wszystko, przyjmę każdą prawdę, bo za nią nie można się
gniewać, ale gdy potem słyszą o sobie rzeczy stwierdzone
obiektywnie, które nie są miłe albo opisują coś, co za wszelką
cenę chcą zataić, nagle ta osoba zostaje potraktowana jako
przykład braku dobrego wychowania. Ruska chciałaby zdjąć
ludziom klapki z oczu i pokazać świat taki, jakim jest naprawdę,
jakim widzimy go, gdy przestaniemy myśleć subiektywnie,
patrząc przez prymat swoich potrzeb i tego, jak postrzegani
jesteśmy w oczach innych.
Odetchnęła głęboko i szybko weszła do środka, ciągnąc za sobą
Diega. Od razu usłyszała głos swojego brata, który tłumaczył
się ze swojego nocnego wyjścia. Adán stał oparty o
pomalowaną kremową emalią ścianę, głową prawie zahaczając o
zawieszony na niskim suficie kryształowy żyrandol, pełniący
bardziej funkcje ozdobne niż dający światło. Jego słowa
uzupełniała jak zwykle żywa gestykulacja. Wyglądałby jak męska
i doroślejsza wersja swojej siostry gdyby nie miał 185
centymetrów wzrostu. Jego wilgotne, brązowe włosy okalały
twarz w kształcie serca, a na karku widniały kropelki potu.
Carlos, ich ojciec siedział na fotelu, chowając twarz w dłoniach.
Carmen i Dominigo siedzieli na kanapie, trzymając się za ręce i
patrząc uważnie na nieprzestającego mówić Adána. Ruska
doszła do wniosku, że nie spotkała jeszcze dwójki ludzi, a już
zwłaszcza innej płci tak mocno uzupełniających się i
rozumiejących bez słów jak ta para. Diegowi też czasami
wydawało się, że potrafią czytać sobie nawzajem w myślach, a
podczas różnych akcji byli niezawodnym duetem. Floriána i
Pabla, kuzynów Juli. Doszła do wniosku, że w takim razie z
Floriánem musi być źle skoro leży w swoim pokoju pod opieką
Pabla, do której miała pewne wątpliwości.
–
Skąd miałem wiedzieć, że ten maldito* Christian akurat tam
będzie?! - oburzał się Adán na słowa Carlosa, że powinien być
bardziej ostrożniejszy.
Nawet nie upomniał go za słownictwo, zresztą w rodzinie z
tyloma ostrymi językami takie słowa były na porządku
dziennym.
–
Musimy być ostrożni w każdym miejscu, o każdej porze. -
odparł Carlos, zerkając w stronę fotografii kobiety o
słowiańskim typie urody, z którą przy boku jeszcze dwa lata
temu był przeszczęśliwy. Przez chwilę zdawało mu się, że jej
wargi wykrzywiły się w uśmiechu, zachęcającym do
powiedzenia dzieciom tego, co zamierzał już od pół roku, ale
nigdy nie mógł się zebrać na odwagę. Na tym polegały
sprzeczności w jego osobowości – nie bał się wyskoczyć ze
spadochronem z lecącego samolotu i spotkań twarzą w twarz z
Basiliem, ale bał się wybuchowych reakcji własnej córki.
Która teraz stała, opierając się o framugę drzwi obok Diega,
przysłuchując się ożywionej dyskusji. Odchrząknęła głośno,
dając znać, że główna zainteresowana przybyła.
Jej ojciec uniósł głowę i spojrzał w jakiś punkt za jej plecami,
obawiając się spojrzeć jej w oczy, co wywołało wyraz
zagubienia na twarzy Juli , bo nie wiedziała, co znaczy jego
coraz częstsze unikanie jej i wyjazdy do Polski, niby w celach
,,interesów”.
•
maldito – po hiszpańsku cholerny.
–
O teraz ty się tłumacz. - Adán, usiadł na wezgłowiu kanapy,
zmęczony bardziej zawiedzioną nim rodziną niż pojedynkiem z
wrogami, odstępując jej rolę podejrzanej. Uśmiechnął się ze
złośliwą satysfakcją, sądząc, że może w końcu Carlos przestanie
ją idealizować i zobaczy co kryje się pod tym niewinnym
spojrzeniem.
–
I ty tak samo. - dodała Carmen, spoglądając na Diega i
dostrzegając w jego włosach ziarenka piasku.
Diego i Ruska popatrzyli na siebie, kłócąc się bezgłośnie, które
z nich odzywa się pierwsze. Prawdopodobnie żadne by nie
wygrało ani nie odpuściło, gdyby ciężkie westchnienie Carlosa
nie zmusiło ich do spuszczenia głów w dół, jak to robili
słusznie oskarżeni przed usłyszeniem skazującego wyroku.
Ruska wiedziała, że zawiodła na całej linii. Nie tylko sama
mogła zginąć, ale i naraziła innych. Zrobiło jej się zimniej, gdy
wyobraziła sobie jak jej ojciec, brat albo Diego odnajdują grupę
Basilia tuż po jej skoku z klifu. Przesączeni triumfem z pozbycia
się jednej z Russariów, poczuliby, że szczęście im sprzyja i na
pewno nie wycofaliby się do odwrotu.
Spojrzała na swojego ojca, a ten spoglądał prosto w oczy Diega,
który stał jak sparaliżowany od pasa w dół, a na jego twarzy
zobaczyła lęk. Diego tak rzadko się czegoś bał, że miała ochotę
zrobić mu teraz zdjęcie. Nagle Adán zaśmiał się krótko,
rozładowując swoim zaraźliwym śmiechem napiętą atmosferę.
–
Mogę iść po aparat? - wykrztusił i poklepał Diega po ramieniu.
Carlos uśmiechnął się szeroko, odsłaniając rząd prostych,
białych zębów kontrastujących z osmaganą słońcem skórą.
Diego uspokoił się i potrząsnął głową.
–
Dziękuję. - powiedział do niego Carlos pewnym głosem,
wstając z fotela i kierując się w stronę schodów.
Kiedy się odwrócił, Julia dostrzegła w jego profilu zmartwienie,
które słabo maskował i czując, że za moment wszystko w nim
pęknie, oddalił się pospiesznie, żeby w samotności wszystko
sobie poukładać w głowie. Nawet nie chciał słuchać o tym, co
tak dokładnie się wydarzyło. Dla Carlosa teraz nie liczyło się nic
prócz tego, że wszyscy są cali.
Za to Carmen i Dominigo spoglądali z wyczekiwaniem raz na
Diega, raz na Julie, oczekując sprawozdania z ostatnich godzin.
Adán, korzystając z okazji, że nie ma Carlosa, sięgnął do barku i
wyciągnął z jego szuflady otwartą butelkę z winem i pociągnął z
niej dużego łyka. Carmen popatrzyła na niego nieprzychylnym
okiem, a on w odpowiedzi uśmiechnął się łobuzersko i
wyciągnął z jej stronę butelkę, patrząc zachęcająco, a ona
zauważyła, że tego nie widzi.
–
To nie. - podsumował, wzruszając ramionami i biorąc jeszcze
jeden, głęboki łyk.
–
Ja chce. - wyrwała się Ruska, siadając obok niego.
Adán zerknął na nią za butelki i krótko się zaśmiał.
–
Znasz taką piosenkę polskiego autora ,,dozwolone od lat 18''?
Jej zielone oczy zwędziły się w szparki. Nie lubiła słuchać o
wszystkim, co było związane z Polską. Ten kraj kojarzył się jej
tylko z dwoma rzeczami: mamą i zimnem. Kiedy czasami latem
jeździła tam do babci i dziadka właśnie ze strony mamy, czuła
się jakby po podróży samolotem została przeniesiona w środek
jesieni. Często padało, wiał mocny wiatr, a woda w jeziorze
była tak zimna, że Jula odskakiwała od niej, gdy tylko zanurzyła
palce.
–
Na szczęście nie. - odparła, wyrywając mu butelkę.
Diego wywrócił oczami i zaczął opowiadać co się stało. Jula
równocześnie sprzeczała się z bratem i wtrącała szczegóły,
które Diego chciał zataić. Carmen potrząsnęła głową tak
energicznie, że kilka kosmyków ciemnych włosów wypadło z
ułożonego koka, słysząc, że Ruska skoczyła prosto do oceanu.
Dominigo popatrzył na nią początkowo ze zgrozą, ale potem
na jego twarzy pojawiło się zrozumienie, a nawet aprobata.
–
To był najlepszy manewr, jaki mogłaś zrobić w tak krótkim
czasie. - uznał.
Carmen po chwili kontemplacji przyznała mu w duchu rację, ale
obawiała się, że sama by tak nie zrobiła. Nie chciała przyznać,
że obawia się, iż szesnastolatka zaczyna przerastać już
umiejętności, które przyswoił jej Carlos. Ta mała jest aż za
dobra. I zdecydowanie Estela i reszta dostrzegli w niej potencjał
i nie zamierzają dopuścić do tego, żeby rozwinął się jeszcze
bardziej. Może Carlos podjął dobrą decyzję... potem będzie
żałować, że przez te śmiertelnie niebezpieczne gry przeleciała
jej cała młodość i nawet nie poczuła co to znaczy być
nastolatką. Była zbyt dojrzała. Sam fakt, iż od roku żyje w
stałym związku i bynajmniej jej to nie nudzi, to wykazuje.
Teraz, gdy przez wrogów została uznana za unieszkodliwioną,
może zacząć nowe, bezpieczne życie.
Carmen spojrzała jak siedzi na kanapie między Adánem i
Diegiem i głośno się śmieje, zapominając już o tym, co miało
miejsce kilka godzin temu. Łudziła się, że lata spędzone na
ciągłym widoku przelewanej krwi i okrucieństwa zatrą się w jej
pamięci za sprawą nowych, szczęśliwych doświadczeń, jakie
powinna mieć normalna nastolatka.
Ruska wymknęła się z salonu, by sprawdzić w jakim stanie jest
Florián. Miała nadzieję, że szybko dojdzie do siebie. Za każdym
razem, kiedy ktoś z jej bliskiego otoczenia odniósł obrażenia,
czuła się jakby to była jej wina. Jakby obserwowała moment, w
którym tej osobie stała się krzywda, ale stała bezczynnie z boku,
nie robiąc nic, żeby ją lub jego ochronić.
Usłyszała jak ktoś niemal zbiega po schodach, przy okazji potykając
się o najniższy stopień. Pablo przytrzymał się poręczy, co uchroniło
go przed poślizgnięciem się. Od razu zmierzył wzrokiem Julę,
unosząc wojowniczo podbródek i mrużąc brązowe oczy.
–
Znalazła się zguba. - powiedział, a jego głos drżał ze
zdenerwowania.
Napiął wszystkie mięśnie i poczerwieniał na twarzy. Jula
cofnęła się o krok, przewidując, że za chwilę wybuchnie. Pablo
był jeszcze większym cholerykiem do niej. Ona była przy nim
jak spokojny ocean przy wzburzonym morzu podczas sztormu.
–
Może zechcesz wytłumaczyć gdzie byłaś?! - wrzasnął.
–
Ciszej bądź. - wskazała na zamknięte drzwi do salonu, w
którym siedział Adán i prawdopodobnie jak w każdy wieczór
opróżniał barek ojca, który rano dziwił się jak to się stało, że
kilka butelek jest do połowy pusta.
To jeszcze mocniej rozwścieczyło Pabla. Zacisnął dłonie w
pięści tak mocno aż pobielały mu kłykcie.
–
Słyszałem od Carlosa skróconą wersję wydarzeń. - wycedził. -
Nie myślałem, że jesteś tak głupia, żeby się na to nabrać.
–
Uważaj sobie. - ostrzegła cicho. - Ciekawe co ty byś zrobił na
moim miejscu.
Pablo nawet się nie zastanowił nad tym, by postawić się w jej
sytuacji. Kiedy był wściekły po prostu musiał wyładować z
siebie tą złość, a dopiero po upływie jakiegoś czasu rozważał to,
co zrobił. Wiedział, że to przez niego Florian doznał ciężkich
ran, bo kierowany impulsywnością wpadł w zasadzkę Cataliny.
Jula wywnioskowała z jego wyrazu twarzy, że właśnie o tym
myśli. Carmen mówiła, że Pablo i Florian byli bliscy zabicia
Cataliny
, ale jej udało się uciec. Jej kuzyni rozdzielili się i
szukali jej po obu stronach ulicy. Pablo nie zauważył ukrytego
w krzakach Christiana, który rzucił się na niego
niespodziewanie, a wrzask Pabla przywołał Floriána. Christian
miał pistolet, którym prawie go postrzelił, ale bracia zdążyli mu
go w porę odebrać.
W Rusce narastała wściekłość. Pablo sam nawalił jeszcze
mocniej niż ona, o ile to, co zrobiła w ogóle można nazwać
nawaleniem, bo jak dla niej tak brawurowa ucieczka zasługuje
na pochwałę, na którą wciąż czekała.
Zrobiła krok w stronę Pabla, stając tuż naprzeciw niego.
Musiała stanąć na palcach, by spojrzeć mu w oczy, ale tutaj nie
liczył się wzrost tylko czyny i pewność siebie.
–
Jak ty w ogóle możesz wytykać mi moją ucieczkę i to, że dałam
się podejść na stary numer, skoro ty przez swoją głupotę i
nieuwagę prawie zabiłeś siebie i Floriána.
Jej głos był tak ostry i pewny, że nie zabrzmiało to wcale jak
pytanie, nawet retoryczne.
Pablo lekko zadrżał. To, że miała rację było jeszcze bardziej
rozwścieczające.
–
Ale to nie ja zataiłem przed wszystkimi, że wyruszam na misję
samobójczą! - wrzasnął, a jego krzyk zabrzmiał bezradnie.
–
Może i masz rację. Ja przynajmniej potrafię przyznać się, że
postąpiłam źle i wyciągnąć wnioski z własnych pomyłek. -
stwierdziła, chcąc by Pablo jak najszybciej zszedł jej z drogi. - A
nie tak jak ty zawsze popełniam te same błędy. Zawsze, ten,
komu akurat przydarzy się to nieszczęście bycia z tobą na
miejscu ataku, ta osoba ledwo co trafia do domu i to często nie
na własnych nogach, a ty wychodzisz bez szwanku. Zawsze
trzeba cię ratować.
Zobaczyła w oczach kuzyna łzy gniewu.
–
Kto to mówi! - wrzasnął. - Ciekawe czy teraz byś stała
naprzeciwko mnie gdyby nie Diego.
–
Poradziłabym sobie. - uparła się, podnosząc głos.
–
Nie wytrzymałabyś. Jesteś dziewczyną, nie masz tyle siły.
Jej zielone oczy ciskały pioruny.
–
Odwołaj to. - warknęła.
–
Bo co? - zaśmiał się kpiąco. - Uderzysz mnie? Tylko złamiesz
sobie rękę.
Jej ręka zrobiła zamach bez pomocy jej mózgu, ale kiedy miała
już wymierzyć Pablowi policzek, ktoś pociągnął ją do tyłu.
–
Przestańcie. - łagodny i spokojny głos Floriána nie odwracał
ciągle uwagi od wściekłości na Pabla. Gdyby jej nie trzymał,
uderzyłaby kuzyna bez wahania.
–
Niech to odwoła. - powtórzyła uparcie.
Florián zaśmiał jej się do ucha, powoli puszczając. Pablo
przekazał Rusce wzrokiem, że przy nim nie chce się kłócić.
Chociaż Florián i Pablo byli bliźniakami i pod względem
wyglądu różnili się jedynie tym, że Florián miał dłuższe włosy,
szare oczy i nie taki muskularny jak jego brat. Ale jeśli chodzi o
ich charaktery, to ludzie często zastanawiali się jak to możliwe,
że bliźniacy mogą mieć tak odmienny sposób patrzenia na
świat. Pablo był wybuchowy, żywiołowy i zawsze mówił wprost
to, co myśli, bez zastanawiania się czy urazi tą osobę. Potem
tego żałował i przepraszał, nie przyjmując odrzucenia. Był
chorobliwie ambitny i nigdy nie rezygnował z postawionego
sobie raz zadania, choćby miało go to wykończyć. W
niebezpiecznych sytuacjach działał szybko i pochopnie. Był
typem człowieka, którego można albo kochać albo nienawidzić
całym sercem. Dla przyjaciół zawsze potrafił się poświęcić, a w
towarzystwie znajdował się w centrum zainteresowania.
Wszędzie było go pełno, a pokłady energii w jego organizmie
wydawały się być nieskończone. Gdy znajdował się wśród
nowych ludzi, po niecałej godzinie czuł się już jak wśród
przyjaciół. Osoby znajdujące się w jego towarzystwie od razu
czuły się rozbudzone.
Za to Florián był spokojny, trochę nieśmiały, opanowany i
powściągliwy w kontaktach z innymi, ale każdy mógł liczyć na
jego pomoc i usłyszeć słowa, na których dźwięk robi się lżej na
sercu. Miał łagodne usposobienie i nienawidził się bić, choć
wbrew temu wychodziło mu to doskonale. Słynął ze skłonności
do melancholii i często nocami przesiadywał na dachu domu,
na który wchodził przez strych, gdy czuł się antyspołeczny. Nie
mówił dużo, ale kiedy się odezwał jego słowa wywoływały
ogólne poruszenie. On jako jedyny w rodzinie nie słynął z
wybuchowego temperamentu i wyżywania się na tych, którzy
akurat znajdą się w zasięgu jego wzroku, gdy coś mu nie
wychodzi. Jego stoicki spokój był często nawet niepokojący. W
stresujących momentach to on pierwszy odzyskiwał zimną
krew, chociaż miał zaledwie 18 lat.
Ruska lubiła wbrew temu, do czego przed chwilą doszło z
Pablem, przebywać z dwoma kuzynami tak samo. Na Pablu
mogła wyżywać się do woli, wiedząc, że zawsze może na niego
liczyć, kiedy chce się z kimś pokłócić. No i można się z nim
nieźle zabawić i mieć pewność, że dotrzyma nie powie o niczym
ojcu, jak to robi rodzinna gaduła Adán. Za to w towarzystwie
Floriána mogła się odprężyć i uspokoić. Wiedział jak ją
pocieszyć, kiedy się odezwać, a kiedy milczeć.
–
Miałeś nie wstawać z łóżka. - powiedział Pablo do brata bez
urazy, ale z niepokojem w głosie.
Florián posłał mu subtelny, uspokajający uśmiech. Mimo
oliwkowej karnacji, Juli zawsze wydawał się z jakiś przyczyn
blady. Tym razem naprawdę miała powody tak stwierdzić. Pod
lewym okiem widniało zasinienie. Miał na sobie białą koszulkę,
która przyklejała się do jego pleców. Na rękach miał kilka
siniaków, ale były widoczne dopiero na drugi rzut oka. Jego
oddech był chrapliwy jakby stanie tutaj z nimi było dla niego
ogromnym wysiłkiem.
–
Masz dziesięć sekund, żeby wrócić do łóżka. - zarządziła
despotycznym tonem. - A jeśli jeszcze raz zobaczę cię dzisiaj
chodzącego po domu, osobiście cię uderzę i wcale nie obchodzi
mnie to, w jakim jesteś stanie.
Florián przełknął głośno ślinę. Pablo pokiwał potakująco
głową.
–
Ona nie żartuje. Pamiętasz jak kiedyś oberwał Diego, gdy ją
zdradził?
Ruska uśmiechnęła się pod nosem.
–
Dwa tygodnie z ręką w gipsie. - poinformowała z szerokim
uśmiechem , przypominając sobie wściekłość Diega, gdy został
praktycznie uwięziony w domu przez wzgląd na swój stan.
Należało mu się za ten skok w bok.
Florián spojrzał na Julię, ciągle ze spokojem, zastanawiając się
jak to możliwe, że coś tak małego jak jego kuzynka może mieć
taki charakterek. Ruska zaczęła odliczać po cichu od dziesięciu
w tył, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
–
Sześć. - powiedziała. - Na co ty czekasz? Mam cię pogonić? -
zrobiła dwa stanowcze kroki w jego stronę.
–
Uciekaj. - podsunął mu szeptem Pablo.
Kiedy Ruska robiła trzeci krok, Florián odwrócił się na pięcie i
prawie pobiegł do swojego pokoju. Pablo odwrócił od niego
wzrok, gdy zniknął za drzwiami i zerknął na zadowoloną z
siebie Julie.
–
Mówiłem ci już, że jesteś terroryzujących facetów potworem w
ładnym opakowaniu?
–
Tylko jakieś 125 razy, ale zawsze miło słyszeć. - odparła,
uznając to za jeden z najlepszych komplementów, jakie w życiu
słyszała.
Rozdział II
Julia wstała jak zwykle o 5 nad ranem, równo ze słońcem.
Wszystkich zadziwiało to, że nie potrzebowała dużo snu po wysiłku,
jaki kosztowało ją życie. Potrafiła spać trzy godziny dziennie i
nazajutrz być idealnie wypoczęta i gotowa na nowe wyzwania.
Przebrała się szybko w strój do biegania, a z kuchni wzięła na drogę
butelkę wody mineralnej i wybiegła z domu, zaczynając codzienny
trening.
Biegła wzdłuż plaży, patrząc jak wschodzi słońce, a fale biją leniwie
o piaszczysty brzeg. Przypominała sobie wczorajsze chwile grozy i
od razu poczuła żal do samej siebie. Zadręczała się, że postąpiła
zgodnie z planem Basilia. Poszła do niego jakby prowadził ją na
sznurku, ani na chwilę nie odstępując od jego zamiarów do chwili
skoku z klifu. Następnym razem nie da się tak zwieść. Jeszcze
pożałują, że ją tak oszukali.
Poczuła jak ktoś łapie ją za łokieć. Wszystkie jej mięśnie
przygotowały się do ataku i nie odwracając się obaliła napastnika na
ziemię, stosując chwyt, którego kiedyś nauczył ją ojciec. Usłyszała
ciche przekleństwo. Popatrzyła na leżącego na plecach Adána bez
cienia skruchy. Skrzywił się i roztarł bolące ramię.
–
Mogłabyś czasem wyluzować, wiesz?
Nie rozumiała dlaczego wypowiedział to z nutą tajemniczości w
głosie. Pomogła mu wstać. Otrzepał się z piasku i zaczęli biec
wzdłuż brzegu plaży, rozmawiając o błahych tematach takich
jak prywatna nauka, stwierdzając, że Ruska będzie musiała
podszkolić swojego starszego brata w matematyce oraz o tym,
że Adána rzuciła kolejna dziewczyna.
–
I tak długo z tobą wytrzymała. - stwierdziła Jula, śmiejąc się
złośliwie.
Popchnął ją w stronę wody, ale zdążyła szybko odskoczyć.
–
Może nie mogą wytrzymać pędu mojego życia. - powiedział,
poważniejąc trochę i zwalniając, żeby popatrzyć na pierwsze
promienie słońca.
Po niebie przesuwały się bardzo powoli białe obłoczki. Woda
miała idealną turkusową barwę i była tak czysta, że śmiało mógł
zobaczyć w niej ich odbicia. Adán był przystojny, ale jego uroda
chowała się w cieniu siostry. Nie zauważył jak szybko ten czas
minął. Za dwa lata ona będzie dorosła i wtedy będzie mogła
sama za siebie odpowiadać. Ale póki co zostało jej tylko
pogodzić się z decyzją ich ojca, który nie przespał całej nocy,
zastanawiając się jak ma jej to powiedzieć tak, żeby go nie
znienawidziła. Adánowi po części się to podobało, ale będzie
brakowało mu hiszpańskiego słońca, widoków i dziewczyn z
ognistym temperamentem.
–
Co się tak rozmarzyłeś? - spytała go jego siostra, przyglądając
mu się uważnie swoimi zielonymi i dużymi oczami. Była
przyzwyczajona do tego, że Adán często zapominał, że
wykonywał jaką czynność w ciągu jej trwania, i to równocześnie
ją bawiło i irytowało.
Obdarzył ją szerokim uśmiechem, chcąc jak najlepiej
wykorzystać ostatnie dni w Hiszpanii.
–
Fajnie byłoby porzucać czymś do wody. - powiedział i nim
zdążyła zareagować, wziął ją na ręce i bez trudu wrzucił do
morza.
Mój brat jest największym kretynem na świecie, pomyślała
Ruska, gdy była już w domu i wycierała się ręcznikiem. Słońce
jeszcze nie świeciło tak mocno, żeby mogła na nie wyjść i po 15
minutach już być sucha, bo było dopiero kilka minut po
siódmej. Wyszła na balkon, żeby zawiesić ręcznik. Zobaczyła
jak Verónica, córka sąsiadów w jej wieku właśnie wychodzi do
szkoły, niosąc na plecach niebieskoszary plecak. Rozmawiała
przez komórkę i po chwili dołączyły do niej jej dwie
przyjaciółki, które Jula często widywała w okolicy, ale nigdy nie
mogła poznać. Dziewczyny śmiały się i głośno rozprawiały z
podekscytowanej o zbliżającej się szkolnej dyskotece. Jula
poczuła się jak szpieg, podsłuchując ich rozmowę i ukrywając
się na balkonie. Zresztą miała zadatki na szpiega, o ile już nim
nie była. Życie, jakie prowadziły te trzy dziewczyny było dla
niej obce, nie znała jego smaku, nie wiedziała jak to jest chodzić
do szkoły, nie uważać na lekcjach, co tydzień zakochiwać się w
kimś innym, wariować z przyjaciółkami. Zresztą nie miała
przyjaciółek. Jedyną kobietą, z którą mogła porozmawiać była
ciotka Carmen. Reszta z jej rodziny nie żyła, a spoza swojego
kręgu nie mogła ufać nikomu, nawet gdyby jakaś osoba nie
miała złych intencji, mogłaby wygadać coś przez przypadek.
Każda przyjaźń albo nawet znajomość jest zobowiązująca,
przyciąga nas mocniej do pewnych miejsc, powodując
sentymenty, przez które nie chcemy wyjeżdżać. A miłość jest
najgorsza. Po pewnym czasie nawet nie zauważamy jak przez
nią jesteśmy przywiązani i ograniczeni. Nie możemy się na
niczym skupić, bo myślami ciągle znajdujemy się przy tej
osobie. Ludzie, których kochamy w pewnych sytuacjach są dla
nas ciężarem. Uczucia nie pozwalają się rozwijać, realizować
marzeń, blokują wewnętrznie. Miłość wymaga poświęceń, a na
takie trzeba być gotowym. Nim wejdzie się w jakieś
zobowiązanie, trzeba zastanowić się, czy jest się do tego
gotowym. Julia nie chciała trwać w wielkiej miłości na miesiąc.
Chociaż z drugiej strony, patrząc z balkonu na rozpromienione
rówieśniczki, poczuła ostre ukłucie. Dopiero po chwili
zrozumiała, że nie był to ból fizyczny, ale skumulowany
wewnątrz niej. Zazdrość.
Odpuściła, tym razem ostatecznie, dalsze wpatrywanie się w
dziewczyny i weszła do swojego pokoju. Usiadła przy biurku z
postanowieniem zabrania się do nauki. Odgarnęła
porozrzucane na nim książki. Jej oczom ukazał się mały, czarny
rewolwer. Zapomniała, że wcześniej go tutaj zostawiła.
Obróciła delikatnie w dłoniach niebezpieczny, zwłaszcza w jej
rękach, przedmiot. Nigdy nikogo nie zabiłam, przeszło jej przez
myśl. Wiedziała, że Diego ma na sumieniu jednego ze szpiegów
Basilia. Zastanowiła się jak się czuł, patrząc w oczy tego, choć
złego, to jednak człowieka. Sama nie miała pojęcia , czy byłaby
w stanie zabić, choćby we własnej obronie. Przesunęła rękę na
spust. Kryła się w niej chęć zemsty za śmierć matki. Zawsze
była mściwa i musiała ukarać tego, kto ją skrzywdził. A
odebranie na zawsze ukochanej osoby było największym
rodzajem krzywdy. Zasada oko za oko, ząb za ząb, która
przyświeca prowadzonej wojnie, wydawała jej się sprawiedliwa.
Dlaczego niby ma być lepsza od swoich wrogów, okazując
litość, co oni bez wahania wykorzystają?
–
Na co ty tyle czekasz? - Adán siedział w dużym pokoju na
fotelu, patrząc uważnie na ojca i nagrywaniem się z jego obaw,
maskując swoje.
Carlos nie mógł usiedzieć w miejscu. Przechadzał się nerwowo
po pokoju, zatrzymując się wzrokiem od czasu do czasu na
widoku za oknem. Jego czarne włosy były potargane, cienie
pod oczami zdradzały nieprzespaną z lęku noc, w kącikach ust i
oczu widniały pojedyncze zmarszczki. Mimo tego, że miał
ponad 40 lat, wyglądał ciągle młodo i zachował sprawność
fizyczną 20-latka. Czuł ucisk w żołądku i suchość w gardle, gdy
wyobrażał sobie reakcję własnej córki.
–
Strach cię obleciał? - zadrwił Adán. - Czyżbyś obawiał się
powiedzieć prawdę swojemu ulubionemu dziecku? - ciągnął
dalej, gdy Carlos nawet na niego nie spojrzał, przystając przy
oknie i podziwiając widok na piaszczystą plażę. - Jeszcze
zobaczysz, że tylko przy tobie udaje aniołka. Może teraz nie
będzie twoją ulubienicą. Będziesz musiała przyjąć do
wiadomości, że świat nie kończy się tylko na niej. Jak
obstawiasz? - spytał zaczepnie. - Kiedy się dowie, wybiegnie bez
słowa z domu, trzaskając drzwiami tak mocno, że trzeba będzie
wstawić nowe szyby, czy zacznie krzyczeć z wściekłości i powie
ci, że cię nienawidzi?
–
Dziękuję ci za wsparcie. - mruknął Carlos z ironią, lekko się
krzywiąc.
–
Zawsze byłem bardzo pożyteczny. - odparł, wymawiając każde
słowo takim samym tonem jak jego ojciec, dając mu jasno do
zrozumienia, że przyzwyczaił się już do roli czarnej owcy w
rodzinie.
Przesiedzieli chwilę w milczeniu, aż Adán się nie znudził i
postanowił iść do swoich spraw. Miał już wycofywać się z
salonu, gdy usłyszał jak ktoś schodzi po schodach energicznym
krokiem, zeskakując z ostatniego stopnia. Popatrzył znacząco
na Carlosa, którego tętno przyspieszało z każdym krokiem jego
córki, która zbliżała się do salonu. Wydawało mu się, że słyszy
w głowie nerwowe tykanie zegara. Odetchnął z ulgą, gdy Jula
weszła do pokoju Floriana, dając mu jeszcze trochę czasu na
znalezienie odpowiednich słów.
Rozpaczliwie próbował wyswobodzić się z plątaniny własnych
myśli. Czuł się jak zaplątany w sieć. Bezradny. Przestraszony.
A przecież to była jego córka. Nie mógł się jej bać. Jej nie, ale
reakcji na słowa, które za chwilę padną z jego ust - tak. Adán
cicho się zaśmiał, przez co ojciec zgromił go wzrokiem, a ten
nic sobie z tego nie zrobił, będąc już przyzwyczajonym do jego
zawiedzionych i zagniewanych wyrazów twarzy.
Usłyszał rozmowę Juli z Florianem, którego głos był cichy, ale
pewny, co pozwoliło cieszyć się z jego powrotu do zdrowia.
–
Paul! - wrzasnęła nagle z oburzeniem, a potem rozległa się seria
zgrzytów, dźwięk tłuczonego szła, uderzenia o podłogę i
uciszania Floriana, żeby przestali.
Carlos przełknął ślinę, czując jak wyrosło w jego gardle coś
twardego.
–
To tylko próbka jej wściekłości. - skomentował Adán.
–
Zamknij się w końcu. - odparował stanowczo.
Na chwilę na twarzy Adána pojawiła się rysa, a oczy nabrały
smutnego blasku, czego Carlos nie zauważył. Zresztą trwało to
tak krótko, że mógłby uznać to zjawisko za grę światła.
–
Ruska, przeproś go. - Florian podniósł głos i od razu zaniósł się
kaszlem.
Ich rozmowa przeszła w niewyraźny szmer.
Carlos popatrzył na czarny zegar ze srebrnymi wskazówkami na
ścianie. Przesuwały się leniwie i powoli, przedłużając chwile
pełne napięcia. Od jego tykania szumiało mu w uszach.
–
Masz jeszcze whisky? - spytał znienacka Adán, rozglądając się
po pokoju.
–
Wczoraj wypiłeś całą. - odparł matowym głosem i powrócił do
patrzenia na zegar.
Kiedy drzwi od pokoju Floriana zamknęły się za Julią, rozbolał
go brzuch. Jak to się działo, że w sytuacjach, gdy trzeba było
ryzykować życie, podczas strzelanin, nieoczekiwanych ataków,
potrafił zachować zimną krew i zachowywać się jakby nie miał
uczuć, a własna córka napawała go przerażeniem?
Ruska pokłóciła się jeszcze chwilę z Pablem, a już podali sobie
odpowiednią dawkę docinek, która starczy na kilka godzin,
pokierowała się w stronę salonu.
Carlos usiadł na kanapie i położył ręce pod stołem. Zaczęły
drżeć, nie pamiętał kiedy ostatnio tak się bał. Patrzył na
podłogę, nie mógł więc zobaczyć, kiedy jego córka weszła do
salonu, uśmiechając się na jego widok. Usłyszał tylko, że
przechodzi przez pokój i w pewnym momencie się zatrzymuje.
Adán przybliżył się do niej, patrząc z powagą w zielone jak
wiosenne liście oczy. Od razu wyprostowała się jak struna,
wiedząc, że jej brat jest poważny tylko, kiedy dzieje się coś
naprawdę złego.
–
Powiesz jej w końcu? - spytał, patrząc na ojca, który ciągle nie
podnosił wzroku. Jego głos zabrzmiał wrogo, ale to teraz nie
intrygowało Carlosa.
Zegar tykał równomiernie, towarzyszyły mu dźwięki stukania
Adána o blat stolika palcami. Jula patrzyła to na brata, to na
ojca z coraz większą dezorientacją.
–
Może zostawię was samych. - zdecydował po chwili Adán, nie
chcąc mieszać się do rozmowy ojca z ukochaną, przynajmniej
do tej pory, córką. Zawsze czuł się przy nich jak piąte koło u
wozu. Potrafili rozumieć się bez słów i rozmawiać o wszystkim.
Podzielali swoje zainteresowania, a Carlos zawsze mówił Juli
jaki jest z niej dumny. Kiedy przebywali tylko w trójkę, Carlos
zawsze słuchał Juli z uwagą, zastanawiając się nad każdym jej
słowem, a kiedy Adán się odzywał, kiwał tylko głową lub nawet
nie reagował.
Jula patrzyła jak za bratem zamykają się drzwi. Odgarnęła
włosy, które zasłaniały twarz i popatrzyła na ojca. Poczuł na
sobie jej wzrok i wzdrygnął się ledwie zauważalnie, tak że gdyby
mrugnęła, przeoczyłaby tę pozornie nic nie znaczącą reakcję.
Ale ona widziała ją dobrze. Zacisnęła dłonie na oparciu kanapy.
Carlos uniósł wzrok. Starał się spojrzeć jej w oczy, ale odwrócił
głowę już po kilku sekundach. Miał już słowa, które chciał jej
powiedzieć na końcu języka. Smakowały gorzko, powodując
nieprzyjemne uczucie w gardle.
–
Wyprowadzamy się do Polski. - kiedy już zaczął zdania same
wylewały się z jego ust. Mówił tak szybko, że Ruska ledwo
mogła go zrozumieć. Zresztą, nawet gdyby mówił głośno,
wyraźnie i dobitnie, jego słowa i tak dotarłyby do niego z
opóźnieniem. - Zdecydowałem, że tam będziesz bezpieczna. To
doskonała okazja na ucieczkę, skoro Basilio ma cię za martwą.
Rozpoczniesz tam życie, jakie ci się należy. Przez naszą walkę
nie zauważyłem jak ucieka ci młodość. Twoja osobowość ma
już gdzieś tak z 25 lat. Powinnaś żyć tak, jak twoje rówieśniczki,
poznać smak życia, a nie śmierci.
Patrzyła się na niego z wyrazem zagubienia na twarzy.
Wydawało jej się, że przemówił jakimś obcym językiem.
Carlos miał już połowę za sobą. Musiał wydobyć z siebie
jeszcze pozostałą część tego, co zamierzał. A z tym może być
trudniej.
–
O czym ty mówisz? - wydukała Ruska. - Jak ty to sobie
wyobrażasz? Chcesz mnie wsadzić w samolot i wysłać do babci
jak paczkę na święta? Mam zamieszkać z nią w tej małej, zimnej
miejscowości, której nazwy nawet nie potrafię wymówić. - jej
głos brzmiał coraz ostrzej, a perfekcyjne rysy twarzy
wykrzywiał gniew.
–
Osieczna. - podsunął jej szeptem.
–
Nieważne. I tak się tam nie wybieram. - odparła
bezkompromisowo.
Odetchnął głęboko, czując niewidzialny ciężar przygniatający
mu gardło.
–
Nie będziesz mieszkać u babci. - powiedział. - Ja, ty, Adán
będziemy mieć własny dom. - nie odważył się dodać jeszcze
trzech imion.
Jej oczy zwędziły się w szparki.
–
Nie. - odparła, specjalnie przeciągając samogłoski. - Ty możesz
sobie robić, co chcesz. Adán tak samo. Chcecie wynosić się do
Osie... - wymówienie nazwy miasteczka sprawiło jej trudności. -
Gdzieś tam. To proszę bardzo. Nie będę was zatrzymywać. -
gdy to wymówiła, nie była już taka pewna czy pozwoliłaby im
odejść. W jej oczach pojawiły się łzy.
Carlos poczuł jak ściska go za serce. Ból go obezwładnił,
sprawiając, że nie mógł wykrzesać z siebie słowa.
–
Nie podzielił się z tobą jeszcze jedną, widocznie dla niego nic
nie znaczącą informacją. - przy wejściu do salonu stanął Adán,
opierając się o framugę drzwi. Jego oczy płonęły niezdrowym
blaskiem. Spoglądał na ojca z pogardą, kopiując wzrok, którym
często on patrzył na niego.
Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Carlos miał ochotę
podejść do niej, zapewnić, że wszystko będzie dobrze,
wytłumaczyć, dlaczego to robi, ale siedział jak sparaliżowany,
coraz bardziej wątpiąc w to, że kiedykolwiek będzie w stanie
spojrzeć w oczy któremuś ze swoich dzieci.
–
Pominął, że podczas jego podróży służbowych do Polski. -
Adán nakreślił w powietrzu cudzysłów. - Zakochał się w
seksownej blondynce o imieniu Patrycja. - polskie imię z
hiszpańskim akcentem dziwnie zabrzmiało w jego ustach. Jula
poczuła w gardle gorzki smak. Zacisnęła mocniej ręce na
oparciu kanapy, wbijając w nie długie paznokcie. - Mają już
ustaloną datę ślubu i planują zamieszkać w kupionym bez naszej
wiedzy domu, do dekoracji swojego nowego życia dodając nas i
dwójkę dzieci pani Patrycji z poprzedniego małżeństwa.
Cudowny szkic życia sobie nakreślili, prawda? Trzeba tylko
temu nadać barwy. - westchnął ciężko. - A na razie widzę tylko
szary, czarny i trochę czerwonego.
Rozejrzał się po pokoju, omijając Carlosa spojrzeniem.
Ruska siedziała jak przybita gwoździami do kanapy. O tym, że
nie była posągiem, świadczyła tylko unosząca się i opadająca
przy każdym wdechu pierś i spływające po policzkach łzy furii.
Poszukała wzrokiem fotografii, na której widniała jej matka,
ojciec, brat i ona. Typowa szczęśliwa rodzinka. Ale miejsce na
półce przy telewizorze było puste. Jedynym dowodem na to, że
znajdowała tu się jakaś fotografia był brak kurzu w
prostokątnym kawałku na blacie. Starała w głowie odtworzyć
twarz matki, jej słowiańskie rysy, naturalne, długie włosy w
odcieniu pszenicy i dobrze jej znany serdeczny uśmiech, ale
napotkała przeszkody. To ulotność pamięci. Wymazuje z głowy
wszystko to, co chcesz pamiętać, a zagraca głowę tym, czego
najmocniej chcesz się pozbyć.
–
Myślisz, że możesz ją zastąpić? - powiedziała specjalnie po
polsku, a Carlos się skrzywił. - Wynoś się do swojej kochanki, ja
nawet nie chcę jej widzieć na oczy. - przyjrzała mu się uważnie,
wpadając w coraz większy amok. - I ciebie zresztą też nie chce
widzieć.
Po tych słowach, wybiegła z domu, trzaskając drzwiami z taką
siłą, że chyba wyleciała z nich jedna szyba. Czuła spływające po
policzkach słone łzy, których nie była w stanie powstrzymać.
Adán miał ochotę ruszyć za nią, ale dotarło do niego, iż lepiej,
żeby pobyła sama ze swoim gniewem. Nie chciał, żeby i jemu
się oberwało, a gdy Ruska jest zła, wyżywa się na otoczeniu bez
względu na to czy jakaś osoba jest winna, czy chce jej pomóc.
–
Dziesięć na dziesięć trafionych. - Cornelio zagwizdał z aprobatą
i przygładził swoje farbowane na słoneczny blond włosy, które
okropnie kontrastowały z resztą twarzy. Spojrzał z mieszanką
zazdrości i podziwu na Christiana.
Stał bokiem do niego, wpatrując się w tarczę i obracając w
dłoniach mały pistolet, którym właśnie wykonał 10
bezbłędnych strzałów w sam środek tarczy. Christian i Cornelio
nie byli ze sobą spokrewnieni, ale traktowali się jak bracia.
Urodzili się tego samego dnia i na dodatek prawie o tej samej
porze. Oboje skończyli niedawno 18 lat. Ich podobieństwo
ograniczało się do wieku. Różnili się niemal wszystkim.
Zarówno charakterem jak i wyglądem, a tego drugiego Cornelio
zazdrościł, kiedy widział jak Christan działa na dziewczyny.
Patrząc na niego, wiedział, dlaczego wzbudza takie pożądanie.
Ciemnobrązowe włosy sięgały połowy karku i zawsze były
niestarannie ułożone. Miał ciekawy kolor oczu – bursztynowy.
Koszulka w kolorze khaki z elastycznej bawełny uwydatniała
jego delikatne mięśnie i podkreślała oliwkową karnację.
–
Szkoda, że cię nie było wczoraj z nami. - Cornelio zaśmiał się
zjadliwie.
Christan odwrócił się w jego stronę i lekko zmrużył oczy.
–
Jesteście pewni, że ta mała nie przeżyła?
–
Staliśmy przez chwilę po tym jak skoczyła na skraju klifu i nie
widzieliśmy, żeby chociaż się wynurzyła z wody. - odparł bez
wahania. - Zachłysnęła się wodą i udusiła.
W głosie Cornelia była taka pewność, że Christian przestawał
wątpić w jego wiarygodność. Nigdy nie widział na żywo Juli
Russario, a wiedział o niej jedynie tyle, ile mówił mu Cornelio i
reszta z gangu. Jaka była wedle ich opinii? Pyskata, wygadana,
szczera, wybuchowa, przekorna, a co najważniejsze –
chorobliwie ambitna i zaborcza. Tak jak on.
–
To smutne, że nie poznałem swojego wroga nim zabili ją moi
sprzymierzeńcy. - powiedział cynicznie.
Cornelio zaśmiał się krótko i przejął od niego pistolet, bo
nadeszła jego kolej na poćwiczenie strzałów. Ścisnął przedmiot
mocno obiema rękami, błagając w duchu, żeby znowu nie
upokorzyć się przed Christianem swoimi marnymi strzałami.
–
Żałuj, że jej nie poznałeś. - stwierdził, oddając pierwszy strzał.
Kula trafiła w sam środek tarczy, co wywołało na jego twarzy
uśmiech. - Było w niej coś. - urwał szybko, widząc rozbawione
spojrzenie Christiana.
–
Podobała ci się? - spytał go zaczepnie.
Cornelio spojrzał na niego i cicho się zaśmiał.
–
Była piękna i sprytna.
–
Co równa się zabójcza. - uzupełnił Christan.
Cornelio ponownie oddał strzał z pistoletu. Tym razem wydał z
siebie syk zawodu, gdy kula ledwo otarła się o krawędź tarczy.
–
Dacie spróbować? - usłyszeli głos Cataliny, która weszła cicho
jak kot do pomieszczenia do ćwiczeń.
–
Nie. - zbył siostrę Christan, dokładnie w momencie, gdy
Cornelio odpowiedział jej tak.
Dziewczyna przeszła przez pomieszczenie. Jej obcasy zastukały
o metalowe płytki. Cornelio śledził każdy jej ruch, a jego oczy
zabłysły. Christian musiał popatrzeć na niego spode łba, żeby
przestał się na nią gapić. Catalina przypominała młodszą wersję
Penelope Cruz. Pełne wargi, duże, piwne oczy, brązowe, długie,
kręcone włosy opadały na opalone ramiona. Miała na sobie
obcisłą, czerwoną bluzkę na ramiączkach i krótkie szorty, co
podkreślało jej idealną figurę i subtelne krągłości. Christian nie
mógł winić Cornelia, że ciągle się na nią gapi, bo reagował jak
każdy facet, a Catalinie się to podoba, ale mimo wszystko
denerwowały go jego słabości. On nie oglądał się za
dziewczynami, traktując każdą jak przygodę na jedną noc. Jeśli
któraś się w nim zakochała – jej problem. On niczego nie
obiecywał. Christian był zimny, cyniczny i wyrachowany. Nie
obchodziły go czyjeś uczucia. Patrzył teraz jak Catalina i
Cornelio konkurują ze sobą, kto więcej razy trafi w sam środek.
Catalina tak rozpraszała Cornelia, że nie udało mu się ani razu
trafić i po 5 minutach zakład został rozstrzygnięty.
Christan zaśmiał się z zawiedzionej miny Cornelia, ale i był na
niego trochę zły, że dał się tak zbajerować. Ale czy kiedyś jakiś
facet oparł się jego seksownej siostrze?
Oboje opuścili stanowiska przy strzelnicy i podeszli do
Christana, który popatrzył na zabandażowaną lewą rękę
Cataliny, ale nie wyraził swojego zmartwienia.
–
Dobrze się czujesz? - zrobił to za niego Cornelio.
–
Doskonale. - odparła. - Na myśl, że oni odnieśli większe straty,
ból przechodzi.
–
Odnaleziono ciało tej dziewczyny? - zaintrygował się Christian.
Cornelio zmarszczył brwi.
–
Nie wiem. Pewnie ciągle myślą, że żyje i jej szukają.
–
W takim razie trzeba będzie podzielić się z nimi wesołą nowiną.
- perlisty, przyjemny śmiech Cataliny przeczył jej słowom, w
które włożyła pełno jadu.
–
Pośledzimy ich dyskretnie i zobaczymy czy są już na etapie
rozpaczy. - podsunął Cornelio.
Christiana nie obchodziło to, jak rodzina Juli będzie przeżywać
jej śmierć. Zaczęłoby to go interesować jedynie, gdyby ktoś
spośród ich wrogów z żałoby popełnił samobójstwo – wtedy
mieliby jeszcze jednego z głowy. Czuł się czasami jakby oni
wszyscy byli pionkami do gdy w warcaby. Musiał zniknąć
ostatni pionek po stronie przeciwnika.
Diega ze snu wyrwało coraz głośniejsze pukanie do drzwi.
Przekręcił się na drugi bok i przykrył twarz poduszką, sądząc,
że to Pablo postanowił zbudzić go z samego rana. Poranek w
słowniku Diega oznaczał godziny od 9 do 13. Był zadowolony
z siebie, że zakluczył drzwi przed pójściem spać. Pablo prędzej
czy później znudzi się dobijaniem do drzwi i da mu spokój.
Tymczasem okazało się, że nie poddawał się tak łatwo. Diego
przez materiał poduszki słyszał głośne walenie w drzwi.
Westchnął ciężko i położył się na plecach.
–
Pablo, spadaj. Wiesz, że dla mnie jest. - sprawdził godzinę na
telefonie. 7.30. Obiecał sobie, że jak już się wyśpi, Pablowi nie
będzie to puszczone płazem. - Środek nocy! - wrzasnął.
–
To nie Pablo. - odpowiedział mu znajomy sopran. - Wstawaj. -
nakazała ostrym tonem.
Zarejestrował, że coś jest nie tak już po brzmieniu jej głosu.
Wściekłością wyrażała rozpacz. Wiedział, że za chwilę
przypadnie mu rola worka treningowego, na którym będzie się
mogła wyżyć, ale jeśli to ma jej pomóc, nie ma nic przeciwko.
Wyskoczył z łóżka i przekręcił klucz. Julia od razu wpadła w
jego ramiona. Objął ją mocno, przyciskając go siebie. Nie
widział wyrazu jej twarzy, bo w porę ją ukryła, ale poczuł
wilgoć przebijającą się przez cienki materiał białej koszulki.
Płakała bezgłośnie. Pogładził ją po włosach w uspokajającym
geście. Wydawała mu się teraz taka krucha i delikatna, że mimo
iż wiedział jak cierpi, chciałby żeby większą ilość razy
okazywała przy nim słabość. Czuł się potrzebny, na swoim
miejscu, mógł dać jej poczucie bezpieczeństwa, którego
potrzebowała jak każda normalna dziewczyna.
Oderwała głowę od jego piersi. Mógł w końcu spojrzeć jej w
oczy. Wyglądały jak pokryte szkłem. Na policzkach widniały
ślady łez.
Nie spytał, wiedząc, że za chwilę i tak wszystko mu powie. Nie
minęło nawet kilka sekund, a z jej ust wydobył się potok słów.
Jej głos drżał, gdy mówiła o rozmowie z ojcem. Co trzy słowa
wplatała w swoją relację przekleństwo, co zawsze robiła,
denerwując się. Kiedy skończyła, ledwo co udało jej się
powstrzymać nową falę łez.
Niebieskie oczy Diega pociemniały. Zagryzł dolną wargę i
spojrzał w dół, mając nadzieję, że nie domyśli się, iż on wiedział
od dłuższego czasu o planach Carlosa. Wszyscy wiedzieli.
Oprócz Juli.
–
Co zrobisz? - spytał.
–
Zostaje tutaj. - padła przewidywalna odpowiedź.
Diego westchnął ciężko. Wiedział, że z nią nie pójdzie łatwo,
ale obawiał się jak wpłynie to na relacje Ruski z ojcem. Nie
chciał, by wyjeżdżała. Ale jeśli miałoby tak być, nie będzie
próbował jej zatrzymywać. Rozmawiał wcześniej z Carlosem na
temat tej decyzji. Jej ojcem nie sterowały egoistyczne pobudki.
Może nawet nie kochał tej kobiety, a chciał wyjść za nią,
szukając stałości w swoim życiu i pragnąc poczucia
bezpieczeństwa. To samo miał w planach zapewnić swoim
dzieciom. Może i nigdy Ruska nie poczuje się w pełni
bezpiecznie przez doświadczenie otarcia się o śmierć, które na
zawsze odciśnie piętno na jej psychice, ale to nie znaczy, że nie
warto próbować dać jej choć namiastkę normalnego życia.
Diego zacisnął wargi, gdy uporządkowując swoje myśli, doszedł
do wniosku, że musi pozwolić jej wyjechać. Nawet nie tyle
pozwolić, co wręcz przekonać.
Usiadł na swoim łóżku i przyciągnął ją do siebie. Jego milczenie
i spokój stopniowo pozwalały jej emocjom się ulotnić.
–
Obiecaj mi jedno. - zaczął z wahaniem Diego, patrząc prosto w
zielone oczy, od których odbijały się wpadające przez okno
promienie słońca. - Nie zapomnisz o mnie, gdy wyjedziesz.
Odsunęła się od niego jak oparzona. Spodziewał się wybuchu i
odruchowo zmrużył oczy, ale takowy nie nastąpił. Siedziała na
krawędzi łóżka, lekko się garbiąc jakby przytłoczył ją ciężar
życia i pogrążyła się w rozmyślaniach.
–
Ja nie chce niczego zmieniać w swoim życiu. Kocham je takim,
jakim jest. - powiedziała cicho, ale wbrew wszystkiemu
przypomniała sobie co czuła, przyglądając się swojej
równolatce, która, choć była tak do niej podobna, żyła zupełnie
innym rytmem.
–
Właśnie kochasz życie. - odparł łagodnie Diego. - A w tej
śmiertelnej grze w każdej sekundzie możesz je stracić.
Ruska potrząsnęła głową, starając się zlikwidować łzy, które
pojawiły się w jej oczach.
–
Nie wyjadę. - obstawała przy swoim. - Nie i koniec. Dlaczego
inni mają się narażać, a ja żyć jak normalna nastolatka. Co w
ogóle mam rozumieć przez określenie ,,normalna”? -
zastanawiała się głośno. - Taka, która nie przekracza norm
postępowań narzuconych przez społeczeństwo? Dla mnie
normalność to wieczne balansowanie na granicy życia i śmierci.
Ja już nie wbiję się w rytm zwyczajnej nastolatki. Nawet nigdy
nie byłam w szkole. - zaśmiała się, wyobrażając sobie jak ktoś,
kto jej nie zna odebrałby te słowa.
Diego powstrzymał się resztkami wolnej woli i instynktu
samozachowawczego, by nie podzielić się z nią swoim
spostrzeżeniem – Ruska sama przed sobą nie chciała przyznać,
że kusi ją perspektywa beztroskiego życia nastolatki.
–
Zrobisz, co będziesz chciała. - powiedział, obejmując ją w tali i
przysuwając do siebie. Przechyliła się do tyłu tak, że prawie na
nim leżała. Pocałował ją policzek, powoli przesuwając wargami
w kierunku szyi. Westchnęła cicho.
–
Może prześpisz się u mnie? - zaproponował, odsuwając się na
moment, żeby popatrzeć jej w oczy i od razu zaśmiał się na
widok spłoszonej miny.
–
Nie bój się, nie mówię, że chce się z tobą przespać. - wyjaśnił.
–
A nie chcesz? - spytała, a w jej oczach pojawiły się zawadiackie
iskierki.
Diego uśmiechnął się ledwie zauważalnie.
–
Może jeszcze nie teraz.
Carlos siedział samotnie na dzikiej, skalistej plaży, patrząc
beznamiętnym wzrokiem na statek przesuwający się powoli po
czystej, turkusowej wodzie. Wrzucał do niej kamienie jakby przeniósł
się do czasów, gdy miał 12 lat i zakładał się ze swoim bratem, który
rzuci dalej. Jego brat był chronologicznie drugą osobą, którą zabrał
mu Basilio. Pamiętał dobrze dzień pogrzebu. Nad cmentarzem
unosiła się tak gęsta mgła, że trudno było cokolwiek dojrzeć.
Powietrze było ciężkie i gęste, co sprawiało, że trudniej się
oddychało. Nie słuchał kazania księdza na mszy pogrzebowej,
domyślając się jego treści. Stojąc między 10-letnim wówczas synem i
8-letnią córką, wybudzał się z otępienia po śmierci Beaty. Czuł się
jakby na kilka miesięcy zapadł w śpiączkę, a kiedy już się z niej
wybudził, świat był wywrócony do góry nogami. Na cmentarzu w
trakcie mszy zobaczył Basilia. Opierał się o nagrobek swojej siostry i
patrzył uważnie na Carlosa, który od tamtego dnia śmiertelnie go
znienawidził, nie dopuszczając już do siebie, że Basilio ma za co się
mścić. On teraz też miał. I oboje nie spoczną, dopóki rachunki nie
zostaną wyrównane, a wiele wskazywało na to, że się w nich
pogubili.
Ciszę zagłuszył dźwięk jego telefonu. Sprawdził, kto do niego
dzwoni, nim odebrał. Miał nadzieję, że to Jula, ale ona nie dała
znaku życia, odkąd wybiegała z domu. Patrycja. Powinien jako jej
przyszły mąż ucieszyć się, że do niego dzwoni i zapewne chce
powiedzieć, że niedługo wylatują z Warszawy, co znaczyło, iż za
jakieś 4 godziny już się zobaczą. Sylwia i Hubert – jej dzieci, go
uwielbiały. Poznał tą dwójkę już 3 lata temu, gdy zaczął romansować
z Patrycją. Sylwia i Hubert byli jak woda w porównaniu z Julią i
Adánem, którzy byli ogniem. Nie myślał teraz optymistycznie o
zmianie swojego życia o 180 stopni. Może Adán i Ruska mieli rację,
uznając, że nie wbiją się już w rytm normalnego życia? Telefon
przestał dzwonić, a po chwili przyszedł już SMS o treści
,,wyjeżdżam”. Poczuł bolesny ucisk w żołądku. Bał się tego, co jego
córka może zrobić Patrycji prawie tak mocno jak spojrzeć Julii teraz
w oczy, mówiąc, że tak dla nas wszystkich będzie lepiej. W jego
głosie nie brzmiało już by takie przekonanie i pewność.
Rozdział III
Głośne dźwięki klubowej muzyki sprawiały, że jeśli chciało zamienić
się z kimś kilka zdań trzeba było krzyczeć. Po ścianach i podłodze
przesuwały się niebieskie i zielone neonowe światła. Na parkiecie
tańczyło kilka par, ale większość ludzi siedziała w grupkach na
czarnych, skórzanych sofach, pijąc kolejne drinki. Tak samo zrobili
Adán, Pablo i Florián, po którym nie było już śladu, że dwa dni
temu otarł się o śmierć. Dwie dziewczyny – brunetka i blondynka
przysiadły się na chwilę do nich, ale po chwili musiały odejść,
zauważając, że chłopak jednej z nich wszedł do pomieszczenia.
Adán zaśmiał się cicho, gdy pędziły jak szalone schować się w
damskiej toalecie.
–
Przypomniało mi się, że kiedyś byłem postawiony w podobnej
sytuacji. - powiedział, kładąc obie dłonie na butelce z piwem.
–
Masz na myśli oczywiście, że uciekałeś przed dziewczyną, a nie
przed facetem. - podchwycił Pablo, podciągając rękawy koszuli w
kratę, bo od atmosfery panującej w nocnym klubie zrobiło mu się
gorąco.
–
Przed facetem też kiedyś uciekałem. Przed jej facetem. - w
kącikach jego pełnych warg zamajaczył szelmowski uśmiech, a
zielone oczy rozbłysły.
–
Ładowanie się w kłopoty mamy we krwi. - skomentował Florián.
Jego głos był ochrypły. Zakaszlał kilka razy, a Pablo posłał mu
zmartwione spojrzenie, które ten całkiem zbagatelizował.
–
A właśnie jak już mówimy o kłopotach. - zaczął Pablo, odsuwając
od ust szklankę. - Gdzie jest Ruska?
Adán wzruszył lekceważąco ramionami. W duchu trochę się o nią
martwił, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że jutro przyjeżdża do
Polski Patrycja wraz z Sylwią i Hubertem. Adán miał okazję ją
poznać, ale zachowała się wobec niego tak powściągliwie, że
trudno było mu wystawić jej jakąś opinię.
–
Pewnie z Diegiem. - odpowiedział.
Florián ponownie zakaszlał. Nawet przy słabym świetle, które
dodatkowo co po chwilę zmieniało swoje barwy, można było
dostrzec, że zbladł.
–
To by wyjaśniało dlaczego nie chciał iść z nami. - stwierdził.
Nabrał w płuca powietrza. Jego oddech raz urywał się, a raz
przyspieszał.
–
Dobrze się czujesz? - spytał go Adán, kładąc rękę na ramieniu,
którą Florián delikatnie strząsnął.
Przymknął na chwilę oczy, starając się wyrównać swój oddech, co
przychodziło mu z trudem. Potrzebował lekarstw.
–
Muszę iść się przewietrzyć. - skłamał podnosząc się szybko z
kanapy, co okazało się nieprzemyślanym pomysłem, bo od razu
poczuł zawroty głowy. Nie spojrzał na żadnego z nich i
pokierował się w stronę wyjścia.
Adán śledził go wzrokiem, nie wiedząc, jak ma sobie wytłumaczyć
to zachowanie.
–
Co z nim?
Pablo wiedział, że jego brat dzisiaj już do nich nie wróci. Zacisnął
ręce w pięści, a potem od razu je rozprostował. Chwycił prawie
pełną butelkę z piwem Floriána i opróżnił do połowy.
–
Ma swoje humory. - odparł, starając się, by zabrzmiało to
nonszalancko.
Christian przemykał się niezauważony jak duch po ulicach Almeríi.
Promienie słońca odbijały się od jego twarzy jak od lustra,
sprawiając, że nabierała ona jeszcze więcej blasku. Mimo że
wzbudzał zainteresowanie swoim wyglądem, potrafił wtopić się w
tłum, gdy tego potrzebował. Cornelio próbował wiele razy
wyciągnąć od niego jak to robi, ale zawsze zostawiał zbywany
docinkami lub czymś niezrozumiałym.
Wszedł w następną ulicę. Była wąska, a każdy dom wyglądał prawie
tak samo. Pomalowany na jasno-beżowo, z płaskim dachem,
okrągłymi oknami i kolumnami przy wejściu. Kiedy doszedł do jej
końca, stwierdził, że obszedł już prawie całą miejscowość i jedyne,
co znalazł to nudę. Zadzwonił do Cataliny. Odczekał niecierpliwie
aż osiem sygnałów, a za dziewiątym w końcu odebrała.
–
Masz coś? - spytała. W jej otoczeniu słyszał głośne rozmowy.
Zmarszczył brwi.
–
Gdzie ty jesteś? Mieliśmy pozostać niezauważeni. - przypomniał
ostro.
–
W moim przypadku bycie niezauważoną jest niemożliwe.
Wywrócił oczami, ale nie mogła tego zobaczyć.
–
Nudzi mi się. - powiedział, przeciągając samogłoski dla
podkreślenia swojej okropnej sytuacji. Monotonność była dla
Christiana najgorszą rzeczą na świecie. Może trochę dlatego, że
nigdy nie poznał smaku desperacji.
–
I co ja mam ci na to poradzić? - spytała z irytacją zmieszaną z
rozbawieniem i zaśmiała się z czegoś, co powiedział do niej
jakiś facet.
–
A co ty robisz? - ponowił swoje pytanie, przed którego
odpowiedzią Catalina uchyliła się wcześniej.
Dosłyszał stukot szklanek wypełnionych napojami.
–
Jestem na plaży. - odparła. - Rozglądam się. - dodała ze
śmiechem.
–
Z kim? - drążył, używając nieznoszącego sprzeciwu tonu.
Usłyszał jak odsuwa od siebie na chwilę słuchawkę.
–
Jak masz na imię? - zabrzmiało pytanie.
Christian westchnął z rozdrażnieniem.
–
Miałaś się zająć śledzeniem Russariów, a nie podrywaniem jakiś
nieznajomych facetów. - warknął.
–
Nie denerwuj się. Zmarszczek dostaniesz. - odparła półżartem.
–
Jak mam się nie denerwować, skoro zachowujesz się jak
rozpieszczona... - odebrało mu głos, gdy zobaczył jak z domu,
od którego dzieliło go jakieś 200 metrów wychodzi dziewczyna,
która kogoś mu przypominała. Bez słowa pożegnania czy
wyjaśnienia, rozłączył się i zaczął cicho się za nią skradać.
Zahaczył głową o wystającą gałąź drzewa, co wydało cichy
szmer. Christian błyskawicznie schował się za jego grubym
pniem, patrząc na nią kątem oka.
Szybko się odwróciła i wyprostowała. Była niska i bardzo
szczupła. Nie było w jej oczach strachu ani nawet zagubienia. A
jakie te oczy były... Christianowi przez ułamek sekundy
wydawało się, że widzi tylko je, a reszta pozostała w tyle. Duże i
zielone, okolone kaskadą długich, czarnych rzęs, które rzucały
cienie na drobną, owalną, twarz. Ciemnobrązowe włosy
dziewczyny były potargane jakby dopiero co wstała z łóżka.
Krótka, brązowa sukienka z dekoltem w szpic, którą miała na
sobie wtapiała się w tło śniadej skóry.
Widział ją tylko na paru zdjęciach, ale już wiedział, że to ona,
choć nie chciał w to wierzyć. Odwróciła się i poszła przed
siebie, tym razem niemal biegnąc aż się kurzyło. Christian
powstrzymał się, żeby nie ruszyć za nią i powoli wyszedł ze
swojej kryjówki.
–
Czyli jednak żyjesz. - mruknął cicho, patrząc jak traci ją z oczu.
- Sprytnie. - przyznał, lekko się krzywiąc.
Florián położył się na leżaku na balkonie i wygrzewał się w słońcu.
Starał się nie myśleć o niczym innym jak tylko o jego cieple, ale
gdy jego wzrok przypadkowo padł na rzucone na łóżku lekarstwa,
w jego duszy zagościł smutek. Problemy z oddychaniem i kaszel
chwilowo ustąpiły, ale ciągle czuł ból w okolicy płuc. Wiedział, że
z dnia na dzień jest coraz gorzej, a życie przecieka mu przez palce
jakby nabrał w garść wody, a ta powoli wypływała. Jeszcze
niedawno kaszel następował tylko po wysiłku, a teraz każdego
ranka dręczyły go ostre napady.
Z balkonu przy swoim pokoju miał wspaniały widok na plażę. Kilka
chmur przesuwało się coraz szybciej po niebie, którego odcień z
każdą chwilą ciemniał. Słońce wyglądało jakby kąpało się w
wodzie, rzucając na nią złotożółty blask.
Usłyszał jak ktoś wchodzi do jego pokoju i przekrzywił głowę, żeby
sprawdzić kto to był. Spodziewał się Pabla, tymczasem okazała się
to Ruska. Cały się spiął w obawie, że zobaczy rozrzucone na
łóżku lekarstwa. Niby napis na nich był po angielsku, ale ona
znała ten język już od dwóch lat. Zauważyła, że Florián
przesiaduje na balkonie, uśmiechnęła się do niego i weszła na
balkon. Przyjrzała mu się uważnie i z ulgą stwierdziła, że jego stan
znacznie się poprawił.
–
Przypomniałaś sobie, że tutaj mieszkasz? - spytał, ale nie
zabrzmiało to złośliwie ani z urazą.
Pablowi oberwałoby się za takie pytanie, ale Florián potrafił ująć
wszystko delikatnie.
–
Właśnie tutaj. - zaakcentowała. - A nie w jakieś Osiecznej z obcą
babą i dwójką jej dzieciaków.
Florián posłał jej spojrzenie pełne troski, ale o nic nie zapytał.
–
Zrobisz, co chcesz.
Pokiwała głową i oparła się o barierkę balkonu. Florián nie mógł
zobaczyć wyrazu jej twarzy, ale z samego ułożenia ramion wyczuł
od niej niepewność. Przez dłuższy czas przebywali tak ze sobą w
milczeniu. Florián poczuł nagłą suchość w gardle i powstrzymał
się, by nie odkrztusić zalegającej w płucach wydzieliny. Był
wdzięczny Rusce, że do niego przyszła i odwróciła jego uwagę.
–
Gdzie jest Carlos? - spytała.
Kiedy nie odpowiedział, odwróciła się do niego i posłała mu
wyczekujące spojrzenie, przestępując nerwowo z nogi na nogę.
Florián nabrał głębokiego oddechu.
–
Nie zdążył ci powiedzieć, że przyjeżdża do niego Patrycja. -
powiedział.
Julia poczuła jak wszystkie jej mięśnie napinają się w obronnym,
bezwarunkowym odruchu. Reagowała na to imię gorzej niż na
Basilio czy Cornelio. Ich intencje przynajmniej były dla nich jasne.
Wiedziała, że nienawidzą jej z wzajemnością, a Carlos pochwali ją
jeśli któremuś z nich zrobi krzywdę. A ta jego narzeczona, o której
dowiedziała się 2 dni temu? Będzie zwykłą, prostą kobietą, o
jakich Ruska nie miała pojęcia, czy szpiegiem, a przynajmniej
detektywem? A może... i tu poczuła obawy – jest to kobieta
spoufalona z gangiem Basilia, której zlecono udawanie zakochanej
w Carlosie i zaatakowanie go i jego bliskich w najmniej
spodziewanej chwili? Postanowiła całą sobą okazać tej kobiecie
nieufną, wręcz wrogą postawę. W jej życiu trzeba było uważać na
każdego, a najlepiej nie dopuszczać do siebie ludzi. Tak nawet
kiedyś powiedział jej Carlos, ale sam nie zastosował się do swoich
słów.
Czekała na niego przy swoim samochodzie zaparkowanym w cieniu
ogromnego i starego drzewa. Opierała się o jego czerwoną maskę.
Miała na sobie sukienkę do kolan z nadrukiem w kwiaty. Połowę
twarzy zasłaniały okulary przeciwsłoneczne. Jej jasne i długie włosy
były starannie zebrane w kok. Promienie słońca odbijały się od
złotego pierścionka zaręczynowego z rubinowym oczkiem, który
widniał na jej serdecznym palcu.
Carlos przybliżył się do niej i przyciągnął do siebie. Traktował
Patrycję jako jedyną zwyczajną rzecz w swoim życiu i to pozwalało
jej mieć nad nim przewagę. Była zwykłą kobietą, nie wyróżniającą się
specjalnie wśród innych i to sprawiało, że pragnął jej jak niczego
innego. Stanowiła jego przepustkę do zaczęcia nowego życia,
którego sensem nie będzie zemsta.
Odsunęli się i popatrzyli na siebie.
–
Jesteś gotowa na poznanie małego potwora? - spytał, siląc się
na swobodny ton głosu.
Patrycja wybuchnęła śmiechem.
–
Mam już dwa potwory w domu. - odparła. - Dwa więcej nie
zrobią mi różnicy.
Szczególnie, że jego syn pewnie nie będzie z nimi mieszkał, bo
wyjedzie na studia, a trzy lata z jego córką jakoś przetrzyma.
Carlos nie mówił jej nic o swoich niewyrównanych
porachunkach z przeszłości.
–
A właśnie, gdzie Sylwia i Hubert? - spytał, rozglądając się
dookoła.
–
Na plaży. - odpowiedziała z niepewnością w głosie.
Carlos ją wyczuł i uniósł brwi.
–
Przyjechaliśmy już dwie godziny temu, ale musiałam sobie
jeszcze wszystko przemyśleć. - wyjaśniła, nie patrząc na niego.
–
Masz wątpliwości? - uniósł jej podbródek do góry, zmuszając,
żeby spojrzała mu w oczy. - Jeśli tak to powiedz teraz, żebym
potem się nie zaskoczył, kiedy uciekniesz sprzed ołtarza.
Zostało w nim trochę dawnego uwodzicielskiego uroku. Kiedyś
mógł mieć każdą. Myślał, że cechy, które mu to umożliwiały już
dawno go opuściły, ale zdał sobie teraz sprawę, iż jest inaczej.
–
Mam wątpliwości czy ty nie uciekniesz. - powiedziała, a na jej
wargach igrał uśmiech.
–
Wiesz, że nie wolno ci pić coli. - ostrzegł Florián, zabierając
Julii szklankę.
Popatrzyła na niego ze złością, ale on tylko się zaśmiał i jednym
łykiem opróżnił jej zawartość.
–
Siostrzyczko, mam ci przypomnieć jak zareagował twój
organizm, kiedy ostatnio wypiłaś dwie szklanki? - zawołał z
dużego pokoju Adán.
Siedział na kanapie między Pablem a Diegiem. Cała ich trójka
wpatrywała się w powtórkę meczu między Madrytem a
Barceloną, kibicując tej drugiej stronie. Ruska i Florián zmywali
w kuchni, bo dzisiaj przypadała ich kolej.
–
Nie. - ucięła szybko, prosząc, żeby nie zdecydował się poruszyć
ten temat, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecność Diega.
Usłyszała śmiech swojego brata dochodzący z salonu i
resztkami opanowania będącym jej słabą stroną, powstrzymała
się, żeby nie rzucić w niego talerzem, który właśnie wycierała.
Po chwili razem z Floriánem dołączyła do chłopaków.
Gdzieś w połowie meczu usłyszała dziewczęcy głos
wywołujący imię jej ojca. Adán posłał siostrze zaniepokojone
spojrzenie.
Już wiedziała kim była ta dziewczyna, która coraz bardziej
zbliżała się do niej. Zapanowała cisza. Nikt nie odzywał się,
czekając na reakcję Julii. Odetchnęła głęboko i postanowiła
wyjść jej naprzeciw.
–
Lepiej pójdę z tobą. - stwierdził Adán.
Zobaczyła ją, gdy tylko wyszła z pokoju. Dziewczyna
przystanęła gwałtownie, widząc swoją rówieśniczkę. Jej szare,
małe oczy patrzyły na nią uważnie. Julia robiła to samo, nie
odzywając się ani słowem. Sylwia była drobną, niską blondynką.
Jej włosy były spięte w wysoki kucyk. Miała na sobie różowe
szorty i biały top z nadrukiem, w czym wyglądała bardzo
infantylnie.
–
Cześć, Sylwia – odezwał się do niej po polsku Adán,
przejmując kontrolę nad sytuacją, co zdarzało mu się
niezmiernie rzadko.
–
Cześć. - odparła speszona osobą Julii.
Adán szturchnął siostrę w ramię, żeby w końcu coś
powiedziała. Dopiero później zdał sobie sprawę, że milczenie
jest dla niej najlepszą opcją jeśli nie chce powiedzieć niczego
niestosownego i zachowywać się przyzwoicie.
–
Ruska. - wyciągnęła rękę do Sylwii i ujęła ją, ściskając
energicznie. - Miło mi poznać moją przyszłą przyszywaną
siostrę. - jej promienny uśmiech przeczył zimnemu spojrzeniu i
ostremu głosowi. - A właśnie gdzie twoja mama Paulina?
Sylwia poczuła jak głos więźnie jej w gardle. Cofnęła się
odruchowo o krok, na co spojrzenie Ruski stało się jeszcze
bardziej przerażające.
–
Patrycja, a nie Paulina, idiotko. - poprawił ją po hiszpańsku
brat, coraz bardziej wściekły za to, że specjalnie straszy Sylwię,
która bała się własnego cienia.
–
Bardzo cię przepraszam. - zwróciła się do Sylwii z ostentacyjną
skruchą. - Musisz mi wybaczyć, że przekręciłam imię, bo
dopiero wczoraj dowiedziałam się o jej istnieniu.
–
Nic się nie stało, skarbie. - odezwał się za jej plecami kobiecy,
głęboki głos. Ruska zesztywniała. - Będziemy miały jeszcze
bardzo dużo czasu, by się lepiej poznać, z czego bardzo się
cieszę.
Na twarzy Sylwii zarysowała się ulga. Julia odwróciła się i
ujrzała przed sobą kobietę, całkiem niepodobną do swojej
córki. Miała wyraziste rysy twarzy, pełne usta pomalowane na
czerwono, długie, kręcone blond włosy, które opadały luźno na
opalone ramiona. Emanowała z niej pewność siebie. Patrzyła
na Julię badawczo, a przy tym uśmiechała się w sztuczny i
wyreżyserowany sposób. Przy jej boku stał około 13-letni
chłopak, który cały czas rozglądał się wokoło i przestępował
nerwowo z nogi na nogę.
–
Nie mów do mnie skarbie. - wycedziła Ruska przez zaciśnięte
zęby.
Chłopiec zaśmiał się cicho, a Patrycja spiorunowała go
spojrzeniem.
–
Wiem, że to dla ciebie trudne. - odezwała się do Julii, unosząc
głowę. - Ale Carlos jest przy mnie szczęśliwy, czy to dla ciebie
się nie liczy? Kochamy się i...
–
Nie obchodzi mnie co robicie po nocach, gdy jesteście sami. -
weszła jej ostro w zdanie.
Oczy Patrycji rozszerzyły się. Chłopiec o imieniu Hubert
znowu się zaśmiał, a Sylwia stała jak sparaliżowana. Adán trącił
siostrę łokciem.
–
I chcemy to sformalizować i stworzyć prawdziwą rodzinę. -
dokończyła wcześniej przerwaną jej wypowiedź starając się
ignorować wrogie nastawienie córki swojego przyszłego męża.
Julia patrzyła na nią badawczo, spod zmrużonych powiek jakby
starała się wejść do jej umysłu i odczytać prawdziwe intencje.
Czego mogła chcieć od jej ojca? Czy wiedziała cokolwiek o ich
małym, rodzinnym sekrecie, czy trwała w nieświadomości. Jeśli
była szpiegiem Basilia, należało pozbyć się jej jak najszybciej.
Trochę nie mieściło się jej w głowie, że Carlos by tego nie
poznał. A jeśli była nieświadoma, to jak on wyobrażał sobie ich
przepełnioną kłamstwem i niedopowiedzeniami przyszłość?
–
Prawdziwą rodzinę? - powtórzyła, powoli cedząc każde słowa. -
A menos que vagaba. - mryknęła pod nosem po hiszpańsku.
Nagle przy drzwiach balkonowych pojawił się Carlos, który
doskonale słyszał każde słowo. Adán ugryzł się w język, żeby
nie powiedzieć ,,a nie mówiłem”. Patrycja przysunęła się do
niego i wsunęła mu rękę pod ramię. Ruska odczytała ten gest
jednoznacznie – znaczył on, że Carlos jest jej, a Julia nie ma już
nic do powiedzenia. Spojrzała ojcu w oczy zaledwie przez
sekundę, a potem wybiegła z domu, trzaskając drzwiami.
–
I znowu trzeba będzie wymieniać szyby. - podsumował Adán
znużonym głosem.
Jedna z najgorszych rzeczy jaka może ci się przydarzyć? Poczucie, że
zostałaś zastąpiona. Tak teraz myślała Ruska. Stała przy brzegu
oceanu, patrząc jak powoli zachodzi słońce, póki nie został już ani
jeden promień. Gwiazdy świeciły jasno na niebie, a ich blask odbijał
się od tafli wody. Wiał dość silny jak na Hiszpanię wiatr, ale nie czuła
zimna, będąc zbyt pochłoniętą biciem się z myślami. Zrobiło się
całkiem pusto, przez co poczuła się jeszcze bardziej samotna.
Opuszczona. Zdana tylko na siebie. Tyle myśli wirowało w jej
głowie, a każda wywoływała jedną łzę. Starała się początkowo nie
płakać zbyt głośno, ale potem doszła do wniosku, że nie ma to
zbytnio znaczenia, skoro i tak nikogo tutaj nie ma. Jej uczucia
zmieniały się tak szybko jakby ktoś właśnie przełączał kanały w
telewizorze, nie mogąc zdecydować się na konkretny. Myśli o mamie
wywoływały przytłaczający smutek. O ojcu – zwątpienie, wydawało
jej się, że przez tyle lat żyła z całkiem obcym człowiekiem, który
teraz pokazał jej swoją drugą stronę. A o jego nowej partnerce?
Nienawidziła jej bardziej niż kogokolwiek na świecie. I nikt nie
przetłumaczy jej, że Patrycja właściwie nie zrobiła nic złego.
Julia przeszła się jeszcze chwilę wzdłuż plaży. Łzy nieustannie
napływały do oczu. Jak w takiej sytuacji zachowałaby się jej matka?
Załamałaby się, pozwoliłaby pokornie komuś ułożyć sobie życie,
sama nie dysponując prawem do decydowania o sobie, zbuntowałaby
się się, uciekła z domu? Potrząsnęła głową, żeby w końcu przestać
się zadręczać. Jednocześnie zastanawiała się dlaczego tyle o tym
myśli. Z reguły nie miała refleksyjnej natury. Nie zastanawiała się nad
sensem i filozofią życia. Bo po co? Kiedy to wszystko rozpatrujesz,
wychodzi na to, że byt jest całkiem pozbawiony sensu. No, może
oprócz jednego, jeśli patrzeć z punktu wiary : umrzeć. Bo co liczy się
w życiu? Pasja, przyjaciele, rodzina? Wydawało jej się, że już nikomu
nie zaufa. Jej własny ojciec tak ją rozczarował – to co dopiero
mógłby zrobić ktoś zupełnie obcy? Bliskie relacje z ludźmi są
przereklamowane. Wychodzą z nich tylko zawody.
Dlaczego ja tak wszystko analizuję? - zdenerwowała się i przeklęła w
myślach. Nigdy jeszcze nie zdarzyło jej się tak chodzić brzegiem
plaży i zagłębiać się w swoje życie. Nie była skrytą osobą, kiedy
miała jakiś problem, wyżywała się na kimś lub komuś wypłakiwała.
Zależy kto to był i jak wielki był zawód. Teraz też powinna zrobić po
staremu, ale obawiała się, że nie istnieje taka miara, którą mogła z
oszacować rozmiar swojego rozczarowania.
–
Humor nie dopisuje? - usłyszała za swoimi plecami niesłyszany
wcześniej głos, jednak brzmiący bardzo znajomo.
Poczuła ukłucie niepokoju. Odrzuciła od siebie sentymentalne
refleksje i odwróciła się błyskawicznie za siebie.
Na twarzy chłopaka naprzeciwko niej zamajaczył zimny
uśmiech. Przyglądała się mu przez dłuższą chwilę, wiedząc, że
kiedyś go widziała, ale nie chciała tego przyznać. Te same
półdługie, brązowe włosy, śniada skóra i wyraziste bursztynowe
oczy. Christian. Cofnęła się odruchowo o krok, a on się
zaśmiał. W myślach prosiła, żeby nie zauważył, że wcześniej
płakała, ale z jego wyrazu twarzy dało odczytać się coś całkiem
innego.
–
Komuś kto niby zginął powinien dopisywać . - powiedział
zbliżając się krok, ale sam nie był pewny co zamierza zrobić.
Jak on się dowiedział, że ona żyje? Przecież nie było go na
miejscu, bezpośrednio po tym jak zeskoczyła z klifu. Chyba że
widzi ją teraz naprawdę po raz pierwszy. Poczuła jak jej serce
wykonuje szaleńcze obroty.
–
Jesteś kuzynem Cornelia? - spytała, ignorując jego wcześniejsze
słowa.
Pokiwał tylko głową z tajemniczym uśmiechem na ustach.
Wiedział, że da sobie z nią radę, mimo że przecież nie miał ze
sobą żadnej broni, ale coś spowodowało u niego nagłe opory.
Ale to tylko na chwilę, bo potem przybliżył się jeszcze o krok.
–
I co zamierzasz zrobić, co? - spytała brawurowo Ruska, patrząc
w jakiś punkt za jego plecami, a na twarz przybrała wyraz ulgi.
Christian odwrócił się na sekundę, wędrując za jej wzrokiem
czy aby nikt nie nadchodzi jej z pomocą.
Julia uśmiechnęła się triumfalnie w myślach. Niby coś tak
prostego jak wpatrywanie się w coś za plecami przeciwnika,
udając ulgę lub zaskoczenie, a zawsze skutkuje. Szybko rzuciła
się do wyminięcia go, ale Christian domyślił się o co jej
chodziło i natychmiast wyciągnął rękę i pociągnął ją mocno za
łokieć, przyciągając do siebie. Byli teraz tak blisko siebie, że
dzieliła ich tylko cienka warstwa powietrza. Uniosła głowę i
spojrzała na niego. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
Poczuła jego oddech na swojej twarzy i mimowolnie zadrżała.
–
Idziemy. - nakazał jej apodyktycznym tonem i pociągnął za
sobą.
–
Nigdzie nie idę. - odparła przekornie, starając się zignorować
strach, który ją ogarnął.
Zaczęła się szarpać, ale on zacieśnił uścisk. Jego palce wbijały
się boleśnie w jej skórę.
–
Boisz się, że sam nie dasz sobie ze mną rady i musisz zaciągnąć
mnie do swoich? - spytała drwiąco.
Christian zatrzymał się i odwrócił ją do siebie, tak że popatrzyli
sobie prosto w oczy. Jej tętno przyspieszyło jeszcze bardziej.
Wiedziała, że pytaniem, które wypowiedziała przed chwilą,
wystawiła na próbę jego męską dumę.
–
Mógłbym cię zabić w tej chwili jak i w każdej innej. -
powiedział spokojnym, przyciszonym głosem, ale brzmiało w
nim ostre napięcie. Popatrzył jej przeciągle w oczy, czekając aż
odwróci od niego swoje lub chociaż zmruży, ale ona
przyglądała mu się bez żadnych oznak speszenia.
–
To na co czekasz? - prowokowała.
Christian nie przyznał się sam przed sobą, ale był pod
wrażeniem, że dziewczyna o metrze sześćdziesiąt wzrostu
zachowywała się tak śmiało w obliczu śmiertelnego
niebezpieczeństwa, jakie on dla niej stanowił.
–
Na to, żebyś pokazała, że się boisz. - odparł, powoli
przybliżając swoją twarz do jej twarzy.
Przez chwilę do jej głowy wpadło jej coś całkiem absurdalnego
- że Christian chce ją pocałować, i ta myśl ją oszołomiła do
tego stopnia, że nie była w stanie się poruszyć.
–
Bez twojego strachu nie będę miał z tego żadnej satysfakcji. -
powiedział cicho.
Na sekundę jego usta dotknęły jej karku. Od razu jej ciało
zalała fala niepohamowanych dreszczy. Dopiero po kilku
sekundach zorientowała się, że cała drży. Christian uśmiechnął
się z ledwie zauważalnie.
–
Tak lepiej. - wyszeptał.
Ruska, opanuj się, skarciła się w myślach. Kim teraz jesteś, żeby
pociągał cię twój śmiertelny wróg? Na pewno nie tą Julią
Russario, która skoczyła z klifu i potrafi przebiec 4 kilometry
bez zadyszki.
Ponownie zaczął ją ciągnąć za łokieć przez plażę. Przez chwilę
się szarpała, ale gdy doszła do wniosku, że do dużo nie daje,
zaczęła zastanawiać się jak mu uciec. Zaczęcie krzyczeć nic jej
nie da. Kto mógłby ją usłyszeć na dzikiej plaży późnym
wieczorem? Obezwładnienie Christiana na chwilę, może nie
wystarczyć. Co prawda Ruska biegała szybciej od swojego brata,
ale była niemal pewna, że umiejętności Christiania są znaczenie
większe. Musiałaby pozbawić go całkowicie przytomności. Jej
wzrok padł na rzuconą na piasku pustą, szklaną butelkę po
piwie. Połową sukcesu będzie jeśli uda jej się ją podnieść.
Kiedy Christian robił kolejny krok, wolną ręką popchnęła go z
całej siły na piasek. Mimo że upadał, nie puścił jej i wylądowała
na nim. Przetoczył się w mgnieniu oka tak, żeby Julia znalazła
się pod nim. Oparł obie ręce przy jej ramionach.
–
Sądziłem, że sprawisz mi chociaż minimalny problem, ale
twoje posunięcia są tak łatwe do przewidzenia, że nie muszę ani
trochę się wysilać. - powiedział, a na jego ustach widniał
ironiczny uśmiech. Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę.
Nawet przy nikłym świetle mógł dostrzec jak intensywna jest
zieleń jej oczu. Część jej twarzy przysłoniły teraz
ciemnobrązowe, długie włosy.
–
Za dużo oczekiwałeś. - odpowiedziała, patrząc mu prosto w
oczy i dłonią szukając butelki.
–
Cornelio i Catalina twierdzili, że jesteś niebezpieczna. Ale to
idioci, są beznadziejni.
Wywróciła oczami. Jej palce natrafiły na szkło. Powstrzymała
triumfalny uśmieszek.
–
Za to ty jesteś doskonały.
–
To nie podlega dyskusji. - odparł takim tonem jakby stwierdzał
najoczywistszą rzecz na świecie.
Mocno ścisnęła butelkę w dłoni. Była stłuczona w jednym
miejscu. Szkło poraniło jej skórę, ale zagryzła wargę i jednym
zwinnym ruchem uniosła ją i zamachnęła się, by uderzyć nią
Christiana prosto w głowę. Zdążył zrobić centymetrowy unik i
zamiast tego trafiła w kark. Krzyknął i osunął się na piasek,
cedząc przez chwilę przez zaciśnięte zęby kilka przekleństw aż
w końcu nie stracił przytomności.
Julia podniosła się przykucnęła przy nim. Jego oczy były
zamknięte, wargi lekko rozchylone, na szyi widniała głęboka
rana, z której obficie wypływała ciemnoczerwona posoka, która
zdążyła już spłynąć na materiał białej koszulki, włosy i piasek.
Może tak jej się jedynie wydawało, ale wyglądał na bledszego
niż jeszcze przed chwilą. Nie poczuła wcale ulgi. Zakręciło się
jej w głowie. Nie wiedziała czy go zabiła, czy tylko mocno mu
przyłożyła. Nie mogła zdobyć się na to, żeby wyciągnąć rękę w
jego kierunku i sprawdzić czy jego serce bije. Zrobiło jej się
zimno, a wszystko co ją otaczało traciło kontury. Nawet nie
spojrzała na ranę na wewnętrznej stronie swojej dłoni, którą
rozcięło szkło. Chociaż powinna, by sprawdzić czy nie został
przypadkiem żaden odłamek. Była tak sparaliżowana, że była w
stanie tylko patrzeć na Christiana. Kiedy zarejestrowała, że jego
pierś unosi się i opada przy wdechach i wydechach, poczuła
niewysłowioną ulgę.
A powinna raczej czuć zawód... Nie miała teraz siły
interpretować własnych reakcji. Wyciągnęła z kieszeni telefon i
wybrała numer Pabla. Zwykle w takich sytuacjach kierowała się
do ojca abo Diega. Ale do tego pierwszego nie zamierzała się
odzywać, a do Diega jakoś dziwnie było jej dzwonić, gdy
patrzyła teraz na Christiana.