Rodział 10

background image

Rozdział 10

Deanna pojawiła się od razu kiedy ją wezwałam. Zastanawiałam się czy od naszej ostatniej rozmowy
nie pojawiła się komuś innemu. Bez względu na to że nie wspomniała o fałszywym ultimatum
pozwalając w ten sposób Kiyo wierzyd że byliśmy w czasie kryzysu. Wezwałam Volusiana
zastanawiając się czy mógłby mnie skrzywdzid po przekroczeniu punktu gdzie nie mogą dotrzed
duchy. Oba duchy nie komunikowały się podczas naszej podróży ale nie dziwota że mieli trochę
wspólnego.

Deanna była zmęczona życiem jako duch przez nie załatwione sprawy i miłośd w świecie żywych.
Dusza Volusiana była przeklęta na wiecznośd i zmuszona do wędrówki przez jego liczne przestępstwa
za życia – do czasu jeśli kiedyś wyślę go do Zaświata.
Deanna nie była w stanie oszacowad jak długo zajmie nam osiągnięcie naszego celu czyli żelaznego
pola. Tamtoświatowa powykręcana przestao sprawiała trudności w ocenie dystansu. Dodatkowo
duchy mogły przemieszczad się szybciej niż my. Nie miałam nic przeciwko chodzeniu, ale nieznane
zmienne tereny sprawiły że wolałam poruszad się konno. Kiyo zrobił to samo z uprzejmości dla mnie
bo sam mógł pokonywad kilometry za kilometrami w swojej lisiej postaci. Jedyną rzeczą którą na
pewno wiedziałam było to że nie będzie to jednodniowa wycieczka. Kiyo i ja byliśmy tak cicho jak
duchy, oprócz momentów gdy przekraczaliśmy granicę krain, okazjonalnie powiadamiał mi gdzie
jesteśmy.

Jeszcze nigdy nie odważyłam się wyruszyd tak daleko w Tamtym świecie co nie było dla mnie
całkowitą łatwizną, ale wiedząc że byliśmy z dala od Kraju Jarzębin czułam ulgę. Nawet Kiyo, będąc
neutralnym jak twierdził, był spięty na terytorium Katrice.

-To jest Kraj Wiciokrzewu- powiedział, kiedy droga poprowadziła nas do gorącego, wielokolorowego
krajobrazu. Kwiaty rosły wszędzie i nawet drzewa były pokryte kwiatami. Arizona była powszechnie
znana z kolibrów, ale tutaj się od nich roiło.

-Dorian miał rację,- powiedziałam – Tu jest pięknie.- Ciężko było sobie wyobrazid sobie w tym miejscu
zbierające się wojska. Wyglądało bardziej na świat gdzie ludzie figlowali w skąpych ubraniach,
bijących w bębny i zachęcający do wolnej miłości. Cóż, odkąd byli oni szlachtą, wolna miłośd była im
dana.

-Dorian o tym wie – powiedział Kiyo patrząc prosto przed siebie – Jestem zaskoczony że pozwolił Ci
iśd ze mną.

-Dorian nie powiedział co mogę a czego nie mogę robid – strzeliłam- Jeśli masz zamiar robid to cały
czas to będę musiała…

-Co? – zapytał Kiyo z rozbawieniem, kiedy nie mówiłam dalej- Wyślesz mnie z powrotem? Stawisz
czoło sytuacjom zagrażającym swoje życie sama?

-Ochoczo eskortowałbym cię z powrotem, jeśli to właśnie wybierasz – Volusian zwrócił się do Kiyo.

background image

-Proszę. Po prostu nie wchodź na Doriana przez cały czas, okej? On chce to zakooczyd. To był jego
pomysł żeby poprosid cię o pomoc. Martwi się, uwierz mi.

-To… - powiedział Kiyo uroczyście – W to wierzę, ale mu nie ufam. Nie wierzę w jego przymierze z
Tobą jako takie bezpośrednie na jakie wygląda. Ale wierzę że się o Ciebie troszczy.

Krajobraz wokół nas nagle się przesunął, stając się gładką pustynią o białym piasku, która rozciągnęła
się pod palącym słoocem, odbijając światło które raziło w oczy.

-Ugh. – Powiedziałam, skupiając się na drodze pod moimi nogami – Co to jest?

- To Kraj Mirry – powiedział Kiyo. Nawet z moim spuszczonym wzrokiem, wiedziałam że się
uśmiechał.

-Wydaje mi się że polubisz to miejsce. Powinnaś się zaprzyjaźnid z królem tego kraju. Ma kozackich
bojowników.

-Jest duża różnica między tym a pustynią Sonora – powiedziałam.

Chociaż szorstka i parząca, pustynia na której dorastałam była pełna życia. To miejsce było
opuszczone i martwe. Miłosiernie, niedługo przeszliśmy to kolejnej krainy z zamaszystymi
wrzosowiskami, pokrytymi śniegiem. Wyjęłam swoją skórzaną kurtkę z plecaka. Wzięłam ją wiedząc
że możemy podróżowad przez kraje w których panuje zima. To nadal nie była duża ochrona i zdałam
sobie sprawę że mogłam poprosid któregoś z moich służących aby wybrał coś bardziej pasującego.
Bez wątpienia byłoby to coś w stylu szlachty, prawdopodobnie peleryna. Spójrz człowieku,
powiedziała Jasmine. W większości wyglądałam na zziębniętą. Kiyo zidentyfikował to miejsce jako
Kraj Brzóz. Znowu przekroczyliśmy Kraj Wiciokrzewu, co było typowe dla Tamtego Świata. Inne
miejsca również się powtarzały. Kiedy nasza droga poprowadziła nas przez krajobraz który
przypominał mi północny Teksas. Kiyo nie miał nic do powiedzenia.

-Co to? – Zapytałam

-Nie wiem, - odpowiedział.

-To Kraj Pekanu – powiedział Volusian (Pekan- rodzaj orzecha)

-Brzmi smacznie – dokuczałam. Mieliśmy kilka postojów i w większości jedliśmy przydzielone na czas
podróży posiłki. – Mogłabym teraz skoczyd na ciasto orzechowe.

Kiyo nie zareagował. Wydawał się zamyślony, jego ekspresja na twarzy stawała się coraz ciemniejsza
kiedy przechodziliśmy przez kolejne tereny których on nie znał. Wydawało się że znał imiona ale ich
nie lubił.

-Prowadzisz nas do Nieodebranych Ziem – powiedział do Deanny. Dzieo się powoli kooczył, a niebo
paliło się czerwienią.

-Nie wiem – odpowiedziała. – Ja tylko idę tam gdzie mi pokazano.

-Volusian? – zapytałam.

background image

-Oczywiście, zmierzamy do Nieodebranych Ziem – powiedział. Głos miał łagodnie zirytowany przez
moją głupotę. – Jesteśmy niedaleko. Gdzie indziej spodziewałaś się ukrytego pożądanego obiektu?

Spojrzałam na Kiyo.

-Mam iśd tam w niebezpieczeostwie do królestw których nikt nie kontroluje?

-Królestwo to nawet nie jest odpowiednie słowo – powiedział – nikt tutaj nie mieszka.

-Czemu nie? – zapytałam.

Sceneria znowu się zmieniła. Tekstura podłoża była jak niedawno suszone błoto, pokryte pęknięciami
które przypominały mi jedne z moich układanek. Dziwne otwory były rozproszone tu i tam. Ten
niesamowity krajobraz rozciągał się daleko, daleko, poza zasięg wzroku. Nie daleko nas – góra 10 mil-
Kraj Róż gwałtownie wzdłuż boków przecinała drogę, formując wysokie skaliste klify które skręcały się
na górze jak szczęki. Nieregularne podmuchy wiatru wiały przez uformowany przez siebie tunel.
Zachodzące słooce zmieniło wszystko w krwisty kolor.

-Zgadnij – powiedział Kiyo. – Bo my tutaj jesteśmy.

Rozejrzałam się, studiując depresyjny krajobraz. Jego powierzchowna prezencja znaczyła na prawdę
niewiele. Wszelkie obejmowanie kontroli przez szlachtę mogło kształtowad kraj według jego lub jej
woli natychmiast go upiększając. Wtedy ogarnęło mnie dziwne uczucie, którego nie potrafiłam do
kooca zdefiniowad. Nie sprawiało że byłam chora czy zdezorientowana. Po prostu coś było nie tak.
Zerknęłam na klify, biorąc pod uwagę ich przeplatanie. Pomimo czerwonej mgiełki, mogłam zobaczyd
wiele luźnych skał które były nudno szare z pomaraoczowymi smugami. Utleniony metal.

-Żelazo – zdałam sobie sprawę – jesteśmy otoczeni żelazem. Nie jesteśmy jeszcze nawet w legowisku
Żelaznej Korony. Nie możemy dostad się do legowiska bez przejścia przez żelazo.

-Możesz je poczud? – zapytał Kiyo.

-Tak… - to było dziwne uczucie w dole mojego żołądka.

-To szlachta w Tobie. Nawet z Twoją ludzką krwią, nie możesz pomóc ale działaj. Tutaj jest mnóstwo
żelaza.

-Nie czuję się słaba – powiedziałam, zdumiona że żelazo mogłoby w ogóle a mnie działad – ani chora
ani żeby coś mnie bolało – Widziałam szlachtę wrzeszczącą tylko od najmniej styczności z żelazem.
Wezwałam swoją magię, pozwalając jej wyjśd poza powietrze do niewidocznej wilgoci, mimo że nie
używałam jej aktywnie na co dzieo. – Nie sądzą również żeby krzywdziła moją magię.

-Dobrze – powiedział Kiyo – Jesteś silna, więc nie jestem zaskoczony. Możesz mied po prostu zwykłą
świadomośd tego.

Myślałam o tym przez chwilę i doszłam do innego wniosku.

- Nie jesteś pod żadnym wpływem prawda?

Pokręcił głową.

background image

-Nie.

Zawsze myślałam o Kiyo i mnie jako o dzieciach urodzonych w obu światach. Ta częśd była
prawdziwa, jako że była naszym dziedzictwem pół-krwi. Ale moja Tamtoświatowa krew pochodziła od
szlachty. Tylko na szlachtę żelazo miało wpływ. Kitsune także nie miały magicznego połączenia. Jak w
przypadku niedźwiedziego demona i podstępu, zmorą kitsune byłoby srebro. Przynajmniej byłoby dla
kitsune pełnej krwi. Widziałam Kiyo trzymającego srebrne przedmioty, jego ludzka chroniła go tak jak
mnie moja. Kwestią zasadniczą było że był bardziej przydatnym kompanem tutaj niż myślałam.
Zastanawiałam się czy Dorian stworzył tą łącznośd.

-Przejdziemy przez te Inne Ziemie dopóki nie wrócisz, pani.- powiedział Volusian.

-Więc to jest koniec świata. Przynajmniej koniec Tamtego Świata. – Zwróciłam się do Deanny
unoszącej się obok nas. – Dojdziemy do wejścia przed zmrokiem?

Myślała nad tym i przygotowałam się do kolejnej niejasnej odpowiedzi.

-Nie. Jeśli nie będziecie stawad, dojdziecie na miejsce rankiem.

Kiyo i ja wymieniliśmy się spojrzeniami, oboje myśląc o tym samym. Dojśd do korony wcześniej czy
rozbid się i odpocząd? Spojrzałam na Volusiana.

-Mówiłeś że tam nie ma innych krain. Ale czy teren w tym się zmieni?

-Nie.

-Co o tym sądzisz? – zapytałam Kiyo – Nie chciałabym bym zmęczona kiedy stawimy się
czemukolwiek co chroni koronę, ale to też nie jest dobre terytorium żeby się rozbid.

-Nie – zgodził się. Rozejrzał się dookoła nas. Był zdolny zobaczyd więcej niż ja w zachodzącym świetle.
Coś zauważył.

-Tam. Tam jest okrywka która zablokuje większośd wiatru. Wystarczająco by utrzymad ogieo. Mam
nadzieje.

Nie mogłam zobaczyd tego punktu ale zaufałam mu.

-To jest camping.

Kiedy osiągnęliśmy cel, zobaczyłam że osłona rzeczywiście jest w stanie nas ochronid. Zapięłam konie
aby nie uciekły kiedy Kiyo rozpalił ogieo. Oglądaliśmy go ostrożnie bo wiatr ciągle podwiewał. Ogieo
migotał i falował ale nadchodziła już ciemna noc.

-Mogłabym trochę odepchnąd wiatr.

-Nie przejmuj się – powiedział Kiyo siadając obok płomienia – Oszczędzaj swoją magię. To wytrzyma.

Zastanawiałam się czy jemu rzeczywiście chodziło o oszczędzanie mojej mocy czy po prostu unikał
mojej magii jednocześnie. Nigdy jej nie lubił. Nie pytałam go więcej i usiadłam też niedaleko ognia
ponieważ w koocu zimno zaczęło docierad do mojego ciała. Zapięłam skórzaną kurtkę ale niewiele mi

background image

to dało. Nasza kolacja polegała w większości z zabranego przez nas jedzenia: suszonego mięsa, mesli i
resztki chleba który jutro prawdopodobnie już by zczerstwiał.

-Nie sądzę żebyś użył swoich dzikich umiejętności żeby upolowad dla nas coś świeżego? – zapytałam.

Uśmiechnął się, płomienie z ogniska rzuciły dziwne cienie na jego twarz. Teraz noc nadeszła w pełni.

-Zrobiłbym to gdyby było tutaj cokolwiek żywego. A tak jesteśmy tylko my.

Spojrzał na mnie tak że aż poczułam dreszcze.

-Nie wzięłaś cieplejszej kurtki?

-Gdzie w Tucson dostanę ciepłą kurtkę? – zażądałam odpowiedzi.

-W tej porze roku? W każdym sklepie sportowym. Dla narciarzy. Lara mogła dla Ciebie jedną zamówid
skoro nie chciałaś się tym kłopotad.

-Wydaje mi się że Lara i Tim są w sobie zakochani – powiedziałam gwałtownie, przypominając sobie
ten dziwaczny rozwój sytuacji.

-Co? – zapytał Kiyo. Był równie zaskoczony co ja wcześniej – Jesteś tego pewna?

- Cóż.. Przynajmniej są w sobie zauroczeni. Volusianie, czy byli razem kiedy wróciłeś?

Mój sługa trzymał się na boku w cieniach, było widad tylko jego czerwone oczy.

-Tak, pani. Byli w łóżku, nadzy i..

-Okej, okej, stop. – wykrzyknęłam – nie muszę już więcej słyszed.

-Niech mnie diabli – powiedział Kiyo. Kiedy się spotykaliśmy był ofiarą ich telefonicznych potyczek. –
Ale myślę że działy się już dziwniejsze rzeczy.

-Taak – zgodziłam się - spójrz na nas. Siedzimy w żelaznym krajobrazie, prowadzeni przez ducha to
mistycznego artefaktu który – jeśli w ogóle istnieje – może lub nie sprawid że będą wystarczająco
przerażająca by zakooczyd wojnę.

-Twój punkt – powiedział Kiyo, a uśmiech wrócił na jego twarz. Siedzieliśmy w towarzyskiej ciszy. Było
to miłą odmianą od wrogości i napięcia które otaczały nas od tak dawna. Zdałam sobie sprawę że za
nim tęskniłam.

-Eugenie?

-Hmm? – podniosłam wzrok czując się zażenowana swoimi myślami.

-Dlaczego nie zabrałaś ze sobą Rolanda? Pomógłby Ci walczyd o nienaruszone (koronę). I Bóg jeden
wie że nie chciałby szlacheckiej mocy.

Odwróciłam wzrok od tych ciemnych oczu, spojrzałam w dół na płomienne niebieskie serce.

-On także nie chce żebym używała swojej magicznej mocy.

background image

-Tak, ale odłożyłby to na bok gdyby wiedział gdzie się wybierasz.

-On nic nie wie. – powiedziałam dosadnie. Mój głos delikatnie się podwyższył – już ze sobą nie
rozmawiamy.

-Jak.. – Kiyo przerwał, bez wątpienia próbował owinąd wokół tego swoje myśli – Jak to jest możliwe?

Wzruszyłam ramionami.

-Odciął mnie. Kiedy dowiedział się że ukrywałam przed nim prawdę o Królestwie Cierni i wszystkim
innym.. Cóż, nawet po tym co stało się z Leithem, odmówił mi rozmowy czy nawet mnie uznad.

-Ale Twoja mama..

-Rozmawia ze mną okazjonalnie. Jest w to wplątana i nie chce jej utrudniad bardziej niż to konieczne.
Nie powinna przeciwstawiad się swojemu mężowi.

Zmieszanie Kiyo zaczęło zmieniad się w gniew – Tak, ale Ty jesteś jej córką! Powinna byd w stanie…

-Zapomnij o tym, okej? – Podciągnęłam kolana i owinęłam je swoimi ramionami aby utrzymad ciepło.
– Nie chcę o tym rozmawiad.

-Eug, przepraszam.

Milczałam. Nie miałam już nic do powiedzenia. Odchrząknął.

-Sądzę że nie wzięłaś ze sobą nic więcej żeby utrzymad swoją temperaturę? Koce? Artykuły
kampingowe?

-Nie myślałam o możliwej nocnej przerwie – powiedziałam, dziękując w duchu za zmianę tematu -
Zabrałam ubrania na zmianę jak te, jedzenie, broo i artykuły do pierwszej pomocy.

-Zabrałaś apteczkę? – brzmiał jakby był pod wrażeniem – To prawie nie jak Ty żeby myśled naprzód.
Eee, miałem na myśli, że zazwyczaj o nic się nie martwisz.

-Wiem co miałeś na myśli – powiedziałam ze zmęczonym uśmiechem. – I nie przejmuj się,
wszechświat jest wciąż taki sam. Nie planowałam naprzód. To na obecne urazy.

-Obecne?

-Zostałam uderzona stolikiem.

Mogłoby byd mnóstwo powodów żby Kiyo i ja byli dla siebie nawzajem źli, ale jedną miłą rzeczą było
że kiedy składałam oświadczenie jak to, po prostu już o nic nie pytał. Nadal marzłam kiedy nadeszła
pora na sen, zmuszając Kiyo iśd drogą mojej sugestii.

-Połóż się tutaj pomiędzy mną a ogniem. Zimno mi nie doskwiera i mogę zablokowad wiatr.

-Kiyo..

-Tak tak, wiem. Dorian. Ale skoro chciał żebym Cię tu chronił, cóż.. To jest idealna szansa. Poza tym,
wszyscy wiemy że możesz skopad mi tyłek jeśli czegoś spróbuję.

background image

Nic więcej nie zrobił. Kiedy cisza się przedłużała się przez około minutę, odwrócił wzrok i położył się
na swoim boku, tyłem do wiatru. Zrobiłam to samo, po zawołaniu Volusiana aby stał na czatach, ale
mimo ciepła bijącego od ogniska, nadal było mi zimno. Jestem twarda. Jestem twarda. Powtarzałam
sobie to w głowie w kółko i w kółko, nie chcąc pokazad słabości. Po około 15 minutach poddałam się i
przeczłapałam między Kiyo a ognisko. Nie było żadnego ‘A nie mówiłem’. Po prostu zrobił mi trochę
miejsca, ale był zaskoczony kiedy ułożyłam się swoją twarzą do jego.

-Myślałem że będziesz wolała położyd się do mnie plecami.

-Nie mogę – powiedziałam – tam są rany.

-Od stołu.

-Racja.

Mogłabym zarządad żeby odwrócił się do mnie plecami ale to spowodowałoby że leżałby twarzą do
wiatru. Nie zasługiwał na to. Przybliżyłam się do niego, zwijając się przed jego ciałem i kładąc swoją
głowę przed jego klatką piersiową. Był na tyle duży że niemal całkowicie mnie osłaniał. Jego całe ciało
było nieruchome dopóki się wygodnie nie ułożyłam możliwe że ze zdumienia albo po prostu żeby mi
wszystko ułatwid. Kiedy w koocu się usadowiłam, zrelaksował się i spróbował owinąd mnie swoimi
ramionami. Nagle je zabrał i wyrzucił z dala ode mnie, przy okazji przecierając moją pierś. Nie wiem
czy to zauważył. Ale ja z pewnością.

-Czekaj.. Gdzie jesteś ranna?

-Na plecach. Lewe ramię.

Wstępnie objął mnie znowu wokół mojej talii.

-Tak dobrze?

-Mmm-hmm.

Obejmując mnie, przysunął się bliżej tak że teraz nasze ciała na siebie naciskały, trzymając ciepło

-Tak?

-Dobrze.

Znowu się zrelaksował i odetchnął. Schowałam się za nim. Nie mogłam zobaczyd jego twarzy, ale
podejrzewałam że nie będę zbyt dużo spała tej nocy. Plan brzmiał jak mądre-przetrwanie. Już się
rozgrzałam, chroniona i grzana przez niego. Ale także czułam presję jego ciała oraz tą intymnośd,
która poruszyła się we mnie z zaborczą gwałtownością. Dorian uznawał między nami gierki umysłowe
i wykwintne akty dominacji. Kiyo zaś zawsze robił to z siłą i dzikością, jak zwierzę biorące swoją
zdobycz. Przygryzłam usta i zamknęłam oczy, z nadzieją że zasnę jeśli mentalnie wymieniłabym
powody dlaczego zerwaliśmy. Ale w większości, przypominałam sobie jak jego ręka delikatnie
musnęła moją pierś. Sen w koocu mnie porywał, ale jeszcze musiało minąd troche czasu zanim
całkowicie nadejdzie. Kiedy dryfowałam, zastanawiałam się jak on się przykrywał. To
prawdopodobnie w ogóle go nie wzruszyło. Jeśli naprawdę nie sypiał znowu z Maiwenn, wtedy
zapewne cały czas brałby się za kobiety. Kitsune miały rodzaj nadnaturalnego uroku i Bóg jeden wie

background image

że był dośd przekonujący w noc kiedy się poznaliśmy.
Obudziłam się kilka godzin przed świtem, ale nie z wyboru. Strażujący Volusian przyszedł na sekundy
wcześniej zanim powierzchnia pod nami zaczęła drżed. Wstałam w mgnieniu oka, ale nic dziwnego że
Kiyo już mnie prześcignął. Położyłam się spad z bronią chociaż było to dośd niewygodne. Nie miałam
pojęcia czego mogłabym tutaj potrzebowad, oprócz tego że nie będę potrzebowała żelaznego athame
jako że i była to strefa bez szlachty. Wzięłam pistolet (odbezpieczony) i srebrne athame. Oba były
gotowe do ataku jak Kiyo. Staliśmy do siebie plecami obserwując otoczenie wokół. Nadszedł kolejny
wstrząs zmuszający nas do stawiania wymyślnych kroków i tworzący więcej pęknięd, które już pokryły
całe podłoże. Minęło kilka sekund po czym wszystko się uspokoiło.

-Trzęsienie ziemi? –spytałam niepewnie.

-Nie – odpowiedział Volusian. Był w swojej solidnej dwunożnej formie, rozglądając się ze zmrużonymi
oczami. Było to trochę dekoncentrujące że nawet on nie wydawał się wiedzied w czym tak właściwie
był problem.

-Więc co my…

Ziemia pod nami się rozstąpiła. Z jedynie blaskiem ogniska, nie widziałam zbyt wiele, ale wydawało
mi się że zauważyłam coś co wyglądało na serpentynę wychodzącą z ziemi. Nie, to było dokładnie w
kształcie serpentyny ponieważ chwile później, gigantyczny pieprzony wąż wyskoczył i zgrabnie
wylądował i zwinął się w doskonałą spiralę. Jego głowa górowała nad Kiyo i mną i patrzył na nas
świecącymi się zielonymi oczami. Ich błysk oświetlał popękane podłoże któremu towarzyszyło głośne
syczenie.

-Volusian! – Krzyczałam. Mój sługa włączył się do akcji. Śmiercionośny dotyk jego dłoni sprawił że wąż
szarpnął się z zaskoczenia. Za mną, Kiyo właśnie przybierał postad lisa, a ja zdecydowałam się na
pistolet który zapewne przysłuży mi się tu więcej niż małe ostrze athame. Odrobina jadu spadła z
pyska węża i zaskwierczała przy uderzeniu w ziemię naprzeciw mnie. Słodko. Czułam się pewnie że
każde z naszej trójki mogło poradzid sobie z tą bestią.
Przynajmniej do momentu aż ziemia znowu się zatrzęsła i wyłonił się kolejny wąż. Wkrótce
spodziewałam się trzeciego.

-Sukinsyn – Rozważałam siłę masową węża, zastanawiając się nad czasem który byłby dobry by uciec.
Nie. Zostawiłabym Kiyo i Volusiana na pierwszy ogieo. Krzyczałam i ostrzegałam Kiyo że wąż jest
jadowity, ale ciężko było powiedzied czy zrozumiał.
Zwróciłam się do dwóch węży.Nawet ze zwiniętymi ciałami, ich głowy były dobre 10 stóp nad
moją.Więcej jadu upadło przede mną. Decydując żeby nie grad faworytami, wycelowałam broo i
szybko wystrzeliłam kilka serii do celu. W większości, kule wydawały się je bardziej wkurzad.
Nadal strzelałam bo wydawało mi się że dzięki temu węże trzymają swój dystans. Niestety to tylko
krótko czasowe rozwiązanie, widząc że moje naboje się kooczyły. Sięgnęłam po kolejny magazynek.
Mogłam szybko go przeładowad ale ta przerwa dałaby jednemu wejście. Jego głowa która była na
powierzchni zwróciła się w moją stronę dało mi zbliżenie na jego ogromne kły. Byłam przygotowana
na taki atak i odskoczyłam z jego drogi, tylko po to by zostad powalona przez ogon drugiego stwora.
Odrzucił mnie na kilka stóp dalej, przez co zgubułam chwyt na moim nowym magazynku, który
zniknął wśród nocy, a ja wylądowałam twardo na ziemi. Moje plecy i ramię krzyczały w agonii, ale nie
miałam czasu by o nie zadbad. Miałam jeszcze dwa magazynki w swoim pasie, ale jeden z węży znów

background image

po mnie przyszedł, ale moja dłoo powędrowała po athame. Wąż który mnie uderzył, pochylił się do
mnie pyskiem z kapiącą szczęką cale ode mnie.Zamiast znowu uciekad skoczyłam do przodu i wbiłam
ostrze w jego oko. Ryczał i wył z bólu, prawdopodobnie od srebra, jak wiele kreatur z Tamtego
Świata. Aktualnie, prawie każda kreatura z nożem w oku prawdopodobnie by odeszła, magiczna czy
nie.
Rozsądnie byłoby wyszarpnąd athame, nie mając również chęci żeby zgubid ostrze czy żeby stwór
wyrzucił je gdzieś daleko bo wąż zaczął się wycofywad. Jego cierpienie sprawiło że drugi zaczął się
wycofywad. W takich chwilach chowałam athame z powrotem do paska skomląc z zaskoczenia.
Oczywiście, oko węża również było jadowite i jakikolwiek płyn wypłynął wraz z wyjęciem ostrza,
wyżarł materiał moich jeansów i wypalił moją skórę. Nie mniej jednak udało mi się załadowad kolejny
magazynek. Bez wahania, odwróciłam się i wpakowałam wszystkie naboje w głowę węża. Nie
celowałam dokładnie aby trafid w oko ale wszystkie kule zebrały swoje żniwo. Wąż zachwiał się w
powietrzu, krew pomieszała się z jadem na jego skórze wraz z jego ostatnim sykiem bólu, upadł i
uderzył w ziemię.
Zastanawiając się dlaczego inny wąż po mnie nie przyszedł, odwróciłam się i zobaczyłam że atakują
go Kiyo i Volusian. Wzięłam na wiarę że ich poprzedni przeciwnik już nie żyje i załadowałam pistolet
ostatnim magazynkiem. Dotyk Volusiana piekł skórę węża, a Kiyo po prostu drażnił go szczerząc na
niego kły. Decydując się na to co było już wypróbowane i działało, znowu strzeliłam w głowę węża.
Pomiędzy naszą trójką, szybko powaliliśmy ostatniego wroga. Nadal stałam tam napięta i gotowa z
pustym pistoletem w jednej dłoni i athame w drugiej. Świat stał się cichy oprócz wiatru i
okazjonalnych drgnięd trzeciego umierającego węża. Chwile później Kiyo zmienił lisią postad, dając mi
lepszy widok na obrażenia których nie ukrywało już futro. Skrzywił się i splunął a ziemię kilka razy ale
ugryzienia węża przynajmniej nie zmiszyczyły jego ust czy twarzy. Para czerwonych ran na jego
ramieniu dał mi do zrozumienia że on też miał do czynienia z jadem. Bez tego wyglądał bez szwanku.
Rozejrzał się i przeczesał ręką swoje czarne włosy, które zakręciły się widocznie od potu

-Wiesz – powiedział – nie wydaje mi się że kiedykolwiek będę w stanie obejrzed Diune (film).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
OPRACOWANIE SPRAWDZIAN DZIAL VIII RODZIALY 9 i 10 sciaga
OPRACOWANIE SPRAWDZIAN DZIAL VIII RODZIALY 9 I 10, OPRACOWANIE SPRAWEDZIANU Z DZIAŁU VIII ROZDZIAŁÓW
Holzer rodział 10 Demografia (1)
Jacqueline Carey Kushiel s Scion (Potomek Kusziela) rodziały 1 10
Pamiętniki Wampirów Moonsong (Pieśń Księzyca) rodział 10
10 Metody otrzymywania zwierzat transgenicznychid 10950 ppt
10 dźwigniaid 10541 ppt
wyklad 10 MNE
Kosci, kregoslup 28[1][1][1] 10 06 dla studentow
10 budowa i rozwój OUN
10 Hist BNid 10866 ppt
POKREWIEŃSTWO I INBRED 22 4 10

więcej podobnych podstron