Aleksander Szurek
Mieczysław Domański
„Dubois”
(1902 – 1937)
Pewnej upalnej i przesyconej zapachem prochu nocy na polach Kastylii
Mietek opowiadał mi o innej wojnie, o wojnie, która toczyła się wiele lat
wcześniej i daleko od Hiszpanii. Opowiadał, jak mając 16 lat zaciągnął się jako
ochotnik na wojnę przeciw bolszewikom i jak stojąc na warcie przy jakimś
moście modlił się gorliwie, odmawiając jedną „Zdrowaś Maria” za drugą, dla
zagłuszenia strachu przed rozległym, usłanym trupami polem i... dla zdławienia
wewnętrznej rozterki.
Mówiąc o Mietku Domańskim, może trzeba zacząć właśnie od tego
momentu, by pokazać drogę jego życia.
Mietek urodził się w Warszawie, na Starym Mieście, przy ulicy Podwale,
w zamożnej inteligenckiej rodzinie. Ojciec, z zawodu prawnik, był urzędnikiem
sądowym. Tradycje rodzinne nie dotyczyły jedynie przeszłości rodowej i
koligacji szlacheckich. Były to również tradycje wieku oświecenia i walk
narodowowyzwoleńczych. Ze strony matki pochodziły wspomnienia o
krewnym Ludwiku Mierosławskim – generale powstania styczniowego, ze
strony ojca – o Kazimierzu Pułaskim. Wiadomo było, że dziadek Domański
wiele lat procesował się o schedę po Pułaskim. Ale nie o procesy przecież
chodzi, tylko o spuściznę tradycji „Za Wolność Waszą i Naszą”.
Mietek, najmłodszy z licznego rodzeństwa, był dzieckiem bardzo
kochanym przez rodziców. Otrzymał staranne wychowanie. Uczęszczał do
słynnego w Warszawie gimnazjum Wojciecha Górskiego. Z usposobienia
poważny, spokojny, myślący, znajdował się pod wpływami księdza prefekta,
wybitnego pedagoga o zacięciu społecznika. Ojciec, sam niewierzący i
strzegący liberalnych tradycji rodzinnych, z niepokojem obserwował gorliwość
religijną syna, lekturę żywotów świętych i długie godziny spędzane przez niego
w kościele. Chłopiec uczył się dobrze i miał szerokie zainteresowania. Bardzo
kochał przyrodę i im bardziej poznawał ją, tym więcej się nią pasjonował.
Mając kilkanaście lat, wstąpił do harcerstwa.
Był to już okres pierwszej wojny światowej. Z powodu złego stanu
zdrowia Mietek został wysłany na kilka miesięcy na wieś. Pobyt tam wywarł
istotny wpływ na podważenie jego dziecinnej wiary. Przede wszystkim naruszył
jego zaufanie do duchowieństwa, dał mu bowiem okazję do przyjrzenia się z
bliska prywatnemu życiu niektórych tamtejszych księży. Mietek stwierdził
wówczas, że prywatne życie osób duchownych, a sama wiara, która dla niego
była ideałem i programem życiowym, niewiele mają punktów stycznych.
Mietek był jednak człowiekiem czynu. Pisze więc list do papieża „o
podniesieniu moralności księży i katolików w ogóle”. W liście tym napisał, jak
sprawa przedstawia się na co dzień i co jego zdaniem nie jest zgodne z
zasadami Ewangelii.
Nadszedł pamiętny rok 1918 – rok wyzwolenia Polski. Młodzi i starzy
rozbrajają Niemców. Co za radość! Mietek nie pozostaje w tyle. Gdy wojska
Piłsudskiego napadają na Republikę Radziecką ma już 17 lat i jest w ostatniej
klasie gimnazjum. W tej samej klasie jest Stasiek Dubois – aktywny już i
bojowy socjalista. Obaj znajdują się jednak na przeciwnych biegunach
ideologicznych. Staśka złoszczą usiłowania Mietka nawracania na katolicyzm
żydowskich kolegów. Mietek kpi z lewicowych przekonań swego kolegi, tak
jak ze swej siostry, gdy ta wstępuje do PPS.
Wokół jednak rozgrywają się rzeczy wielkiej wagi. Jest wojna i na
porządku dnia stoją najpoważniejsze zagadnienia. Mietek uważa, że należy
pójść bić się za „Boga i Ojczyznę”. Pełen wiary i entuzjazmu, obdarzony przez
starszą siostrę szkaplerzem i ryngrafem, udaje się do jednostki artyleryjskiej
swego kuzyna legionisty, gdzie jest najmłodszym, ale najbardziej
zdyscyplinowanym ochotnikiem. Zostaje wciągnięty w prawdziwy wir walki.
Wokół niego padają ludzie, giną też jego najbliżsi towarzysze broni. Przeżywa
głęboki wstrząs. Zastanawia się nad celowością tej wojny, wojny w ogóle.
Dostaje się wraz z kolegą artylerzystą do niewoli pod Lidą. W niewoli dokonuje
wielkiego odkrycia: propaganda antybolszewicka to kłamstwo. Bolszewicy to
też ludzie, którzy nie chcą wojny na równi z nim. Dwaj jeńcy polscy
zaprzyjaźnili się ze swymi rosyjskimi konwojentami. W drodze do obozu
jenieckiego cała czwórka trafia na pas międzyfrontowy, o który rozgorzała
walka, i zgodnie postanowiła przeczekać w pobliskiej stodole, aż sytuacja się
wyklaruje. Zawarli między sobą honorową umowę na wszelki wypadek: czy
przyjdą Polacy, czy bolszewicy – w każdym wypadku jedna strona będzie
pomagać drugiej. Pierwsi przyszli Polacy. Rosyjscy konwojenci uciekli.
Po demobilizacji wrócił Mietek do szkoły. Po maturze otwiera się nowy
etap jego życia: dalsze studia i jednocześnie praca zarobkowa. Czasy się
zmieniły i zamożnej dotąd rodzinie Domańskich powodzi się znacznie gorzej.
Mietek rozpoczął pracę w Państwowych Zakładach Graficznych w charakterze
kontrolera. Równocześnie studiuje na Uniwersytecie Warszawskim, na
wydziale prawa. Zarówno w zakładzie pracy, jak i w środowisku
uniwersyteckim zetknął się z grupami młodzieży lewicowej.
Polska powojenna, Polska niepodległa zburzyła wiele jego marzeń.
Panuje inflacja i bieda. Po całym kraju rozlała się fala strajków. Na ulicach
Warszawy potężne manifestacje robotnicze. Manifestanci żądają podwyżki płac
i 8-godzinnego dnia pracy. Wartość pieniądza spada w piorunującym tempie i
sprawia, że miesięczny zarobek wystarcza na kilka zaledwie dni. Jednocześnie
rozszerza się fala korupcji i spekulacji. Powstaje chaos gospodarczy. Fortuny
rosną z dnia na dzień i z dnia na dzień pogłębia się nędza szerokich mas.
Wszystko to zachwiało dotychczasowym światopoglądem Mietka. W
1921 roku wstępuje do robotniczej organizacji młodzieżowej „Siła” i wkrótce
staje się jej aktywistą. W listopadzie 1922 roku przeprowadza w Zakładach
Graficznych akcję przeciw zbiórce pieniędzy na podarunek dla dyrektora i
zostaje usunięty z pracy.
W tymże 1922 roku zostaje członkiem Związku Młodzieży
Komunistycznej. Wstępuje również do Związku Niezależnej Młodzieży
Socjalistycznej i tam nawiązuje bliską przyjaźń z Tadkiem Oppmanem.
Stasiek Dubois wielce ucieszył się, zobaczywszy Mietka w ZNMS. Był
przekonany, że został socjalistą. Dopiero w dniu 1 maja 1923 roku, na placu
Teatralnym, przekonał się ku swemu wielkiemu zdziwieniu, że Mietek stał się
komunistą, gdyż usłyszał, że przemawia w imieniu ZMK. Mietek został
wprawdzie wyznaczony wówczas jako mówca ZNMS, miał jednak dyrektywę
KW, by nie zmarnować takiej okazji, jak wykorzystanie placu Teatralnego na
trybunę do przemówienia w imieniu ZMK. Inna rzecz, że po wiecu musiał
uciekać nie tylko przed policją, ale też przed niektórymi swymi kolegami z
ZNMS.
W roku 1919 rozpoczął aktywną działalność Klub Młodzieży Robotniczej
przy ulicy Wolskiej 44, którego współorganizatorami byli między innymi
Michał Gruda - „Emil” od „Lilpopa”, Eugeniusz Wojciechowski z fabryki
„Parowóz”, Tadeusz Wojszcz i Marian Chyliński. Klub grupował początkowo
młodzież robotniczą Woli, a w późniejszym okresie także i innych dzielnic
Warszawy. W klubie wolskim grupowała się zwłaszcza młodzież robotnicza z
przemysłu metalowego, która w latach 1921-25 przodowała w rewolucyjnym
ruchu młodzieży Warszawy. Młodzież ta stanowiła kadrę Związku Młodzieży
Komunistycznej. Z jej szeregów wyrośli tacy wybitni działacze rewolucyjnego
ruchu młodzieżowego, jak Władysław Kniewski, Henryk Rutkowski,
Włodzimierz Zawadzki, Jakub Dąb i dziesiątki innych.
Młodzież klubu wolskiego rozszerza swą działalność, pracując w sekcji
młodzieży przy Związku Metalowców, przy ul. Leszno 53. Aktywność
młodzieży klubu była znaczna. Opanowała ona kursy dla dorosłej młodzieży
przy ul. Ogrodowej 69, na których wykładał nauki społeczne Dobiesław
Damięcki, nauczyciel o poglądach liberalnych. Na jego wykłady przychodziła
młodzież robotnicza, a także studenci-komuniści, wśród nich Mietek
Domański. Dyskusje toczone na wykładach były dobrą szkołą myślenia
marksistowskiego.
Klub wolski zasilał swymi członkami zespoły „Sceny i Lutni
Robotniczej” przy ul. Żytniej oraz „Ogniska” przy ul. Leszno 49. W tym
okresie napływa do klubu znaczna grupa młodzieży studenckiej z różnych
warszawskich uczelni, przeważnie o poglądach rewolucyjnych.
Ideologicznymi wychowawcami młodzieży zorganizowanej w klubie
byli: Jan Hempel, Antonina Sokolicz, Estera Stróżecka i inni. Wśród
rewolucyjnych studentów znajdowali się m. in. Hilary Minc, Mieczysław
Domański, Włodzimierz Sokorski, Stanisław Teszner. Pracowali oni z
młodzieżą robotniczą klubu. Wygłaszali prelekcje i pogadanki. Młodzież i jej
polityczni wychowawcy spotykają się zresztą wkrótce na konspiracyjnych
zebraniach ZMK w fabrykach „Lilpop”, „Gerlach”, „Parowóz”, „Franaszek”,
„Przędzalnia” na Bema, „Januszkiewicz”, „Norblin”, „Ursus”, „Fraget” i
innych. Terenowymi organizacjami ZMK dzielnicy „Budy” opiekowali się
Hilary Minc i Mieczysław Domański. Mietek wchodził wówczas w skład
Komitetu Dzielnicowego ZMK na Woli, a w latach 1923-24 stał się członkiem
KW. Przez pewien czas był sekretarzem KW ZMK. Młodzież robotnicza Woli
bardzo lubiła Mietka Domańskiego. On sam zaś czuł się w jej gronie jak w
rodzinie. Nazywali go „Długim Mietkiem”, albo „Chrystusem” ze względu na
brodę, którą czasami sobie zapuszczał. Jemu też w znacznej mierze należy
zawdzięczać zlikwidowanie szkodliwych nastrojów nieufności, przejawiających
się w tym okresie ze strony młodzieży robotniczej w stosunku do inteligencji.
Poza terenem Warszawy Mietek opiekuje się kołem fabrycznym ZMK w
Żyrardowie oraz bierze udział w różnych akcjach krajowych, a m. in.
przemawia w 1924 roku na manifestacji 1-majowej w Łodzi.
W tym samym roku zostaje aresztowany w Warszawie. Przy Mietku
znaleziono artykuł własnoręcznie przez niego pisany, którego autorstwa się
wyparł. Rewizja w domu nie dostarczyła wprawdzie policji nowych dowodów,
niemniej Mietek pozostał w więzieniu.
Na Pawiaku Mietek zetknął się z wybitnymi komunistami, m. in. z
Wacławem Wróblewskim oraz „młodzieżowcem” Stanisławem Demke, z
którym się bardzo zaprzyjaźnił. Uczył się, czytał, dyskutował. Brał udział w
wielogodzinnym strajku głodowym o prawa przysługujące więźniom
politycznym. W związku z głodówką przybyła do celi oficjalna komisja, w
składzie której znajdował się ksiądz prefekt – wychowawca Mietka z
gimnazjum Górskiego. Teraz znaleźli się po przeciwnych stronach barykady.
Rodzina Domańskich czyni starania o uwolnienie Mietka. Ojciec liberał,
najpewniej nie przewidywał tak daleko idącej radykalizacji syna. Wątpliwe też,
by cieszył się, iż w taki właśnie sposób zakończyła się wczesno-młodzieńcza
„nadgorliwość” religijna. Okazał jednak synowi wiele zrozumienia. A jego
szerokie znajomości, poważanie, jakim się cieszył, umożliwiły uzyskanie dla
syna czasowego zwolnienia, za kaucją. Wiele pomocy wnieśli w tej sprawie
członkowie PPS, ówczesny działacz wśród inteligencji dr Kazimierz Dłuski
oraz znany prokurator Rudnicki.
W tych staraniach brała udział Irena Twardowska, aktywna komunistka i
przyszła towarzyszka życia Mietka. Zwróciła się wówczas do Tadka Oppmana,
który był w tym czasie członkiem KC ZMK, w sprawie pieniędzy potrzebnych
na kaucję. „Dla takiego towarzysza jak Mietek ja pieniądze znajdę” -
powiedział Oppman. Pieniądze istotnie znalazł. Były to pieniądze partyjne,
które następnie ojciec Mietka spłacił co do grosza.
Mietek Domański i Tadek Oppman byli serdecznymi przyjaciółmi, co
wcale im nie przeszkadzało w prowadzeniu namiętnych dysput.
Mietek po wyjściu z więzienia był pod stałą obserwacją policji. W tych
warunkach trudno mu było podjąć na nowo pracę w kierownictwie Komitetu
Warszawskiego ZMK. Pracuje zarobkowo w Kasie Chorych, gdzie otrzymał
posadę po zwolnieniu z Polskich Zakładów Graficznych, dręczy go jednak
bardzo przymusowa bezczynność polityczna. Na dwa tygodnie przed 1 majem
1925 roku zostaje ponownie aresztowany. Wprawdzie go w końcu zwalniają,
ale widoczne było, że zaliczają go w poczet niebezpiecznych komunistów.
Mietek zawsze marzył o medycynie. Prawo nie interesowało go. Miał już
co prawda dwa lata zaliczone, ale studiować go dalej nie chciał. W zawodzie
lekarza widział przede wszystkim działalność społeczną i głęboką humanitarną
treść. W tym czasie sytuacja materialna jego ojca poprawiła się na tyle, że
Mietek mógł podjąć długie studia medyczne za granicą. Postanowił więc
wyjechać do Francji, oczywiście drogą nielegalną. Przed wyjazdem został
przyjęty w poczet członków KPP. W czerwcu 1925 roku udał się wraz z żoną
do Paryża.
Tu spotkał swego przyjaciela z więzienia – Wróblewskiego, który otacza
młodych Domańskich serdeczną opieką. Powtarza często, że ma więcej lat niż
oni w sumie razem. W Paryżu przebywa w tym czasie również wielu innych
komunistów, starszych i „młodzieżowców”. Jest tu Estera Stróżecka, Jadwiga i
Zygmunt Modzelewscy, Stefan i Hanka Wierbłowscy, Hilary i Julia Mincowie,
Tadek Oppman, Józiek Koen i inni.
Po krótkim pobycie w Paryżu oboje Domańscy przenieśli się do
Montpellier, małego miasta uniwersyteckiego na południu Francji. Atmosfera
więc do pracy wspaniała i Mietek z pełnym zapałem wziął się do nauki. Bardzo
szybko zwrócił uwagę na siebie swoimi zdolnościami i dojrzałością umysłu.
Wkrótce zostaje przyjęty do organizacji partyjnej FPK. Szybko zapoznaje się ze
specyfiką ruchu rewolucyjnego proletariatu francuskiego, z jego tradycjami i
historią. Wraz z Tadkiem Oppmanem, który tam również znalazł się na
studiach, pracują wśród niewielkiej kolonii polskich górników w Martinez,
miejscowości znajdującej się niedaleko Montpellier.
Jest to bardzo spokojny i szczęśliwy okres jego życia, okres nerwowego
odprężenia i dalszego dojrzewania politycznego. Domański wiele czyta,
prowadzi długie dyskusje z towarzyszami, wyzbywa się powoli „dziecięcych
błędów lewicowości”. Jest również pod urokiem piękna południowej ziemi
francuskiej, zachwyca go Morze Śródziemne, z zapałem zbiera i studiuje
najrozmaitsze okazy flory i fauny morskiej, uwielbia wycieczki w dzikie
Sevenny i na rowerze objeżdża i zwiedza starożytne miasta i miasteczka
rozsiane po całym południu.
Jednocześnie z medycyną studiuje zoologię i biologię, i w rekordowym
czasie zdaje egzaminy z tych dwóch dyscyplin.
W roku 1928 przenosi się do Strassburga, gdzie kontynuuje studia
medyczne. Alzacja i Lotaryngia jest prowincją uprzemysłowioną. W kopalniach
soli potasowych i w hutnictwie pracuje wielu niedawno przybyłych do Francji
emigrantów polskich. Włączają się oni szybko do walki proletariatu
francuskiego.
Emigracja robotnicza znalazła w Mietku doświadczonego organizatora
pracy związkowej, kierownika ideowego, oświatowca i bojowego towarzysza.
Wkrótce jako „Dubois” (przyjął taki pseudonim z myślą o Staszku Dubois),
Mietek staje się działaczem znanym wśród robotników i studentów polskich.
Jednocześnie celująco zdaje wszystkie egzaminy. Wbrew regulaminowi i
zwyczajom już na ostatnim roku medycyny zostaje asystentem w klinice
dermatologicznej. W ciągu trzech lat pracy w klinice wydaje kilka prac
naukowych.
W lipcu 1933 roku Domański i jego żona w jednym dniu otrzymują
dyplomy doktorów medycyny. Przy wręczaniu tych dyplomów dziekan
wydziału lekarskiego, gratulując Mietkowi uzyskania stopnia naukowego,
powiedział: „Należy pan do najzdolniejszych naszych wychowanków. Jestem
przekonany, że w Polsce czeka pana wielka przyszłość naukowa”. Nie mógł on
wiedzieć, że Domańskiego czekało w Polsce więzienie.
Mietek rozważa możliwości powrotu do kraju. W końcu jednak udaje się
do Paryża, gdzie komunistyczna grupa partyjna, pracująca wśród emigracji
polskiej, powierza mu zorganizowanie ruchu wolnomyślicielskiego w tym
środowisku. Zakłada więc polskie koła wolnomyślicieli na terenie Francji,
nawiązując łączność z ruchem francuskiej wolnej myśli.
Znając doskonale wszystkie słabe strony praktyk religijnych, dogmatów
kościelnych i zabobonów z nimi związanych, a przy tym jako człowiek
pracujący naukowo rozumie, że sama negacja nie wystarcza, że trzeba umieć
wyjaśniać i oświetlać sprawę w sposób rzeczowy. Jest więc jednym z
organizatorów czasopisma Wolna Myśl i jego naczelnym redaktorem. Szuka
materiałów, ulepsza każdy następny numer. Spod pióra „Drwala” (jego
pseudonim redakcyjny) rodzą się obok artykułów antyklerykalnych, artykuły
wiążące pracę oświatową z ogólnym frontem walki wyzwoleńczej. Miesięcznik
był wydawany przez cztery lata i wychodził w kilkutysięcznym nakładzie.
Współpracowali z nim m. in. : Zygmunt Modzelewski, Estera Stróżecka, Olek i
Wanda Wierbłowscy, Irena Domańska i wielu innych. Redakcja i administracja
mieściła się w prywatnym mieszkaniu Domańskich.
Kiedy przy Lidze Obrony Człowieka i Obywatela powstaje Polska sekcja
w Paryżu, Domański wchodzi do jej zarządu, aby nieść pomoc rodakom
prześladowanym przez polską reakcję.
Grupa naukowców w Instytucie Pasteura w Paryżu zainteresowała się
pracą doktorską Domańskiego i zaprosiła go do współpracy. Zgłasza się więc
on do Instytutu, gdzie rozwija i pogłębia swoje badania naukowe, dopełnia
wiedzę z zakresu bakteriologii, pracuje pod kierunkiem uczonych o światowej
renomie, jak profesorowie Ravault i Valtis.
Praca naukowa w Instytucie jest bezpłatna, nie mówiąc już o tym, że
redagowanie Wolnej Myśli nie jest także pracą zarobkową, a praktyki lekarskiej
jako cudzoziemcowi nie wolno mu wykonywać. Znajduje się więc w trudnej
sytuacji materialnej. Oboje Domańscy zakładają małe laboratorium analiz
lekarskich, które przez szereg lat stanowi podstawę ich utrzymania.
Jako członek Francuskiej Partii Komunistycznej jest Mietek bardzo
aktywny w grupie lekarzy-komunistów, powołanej przez Komitet Centralny do
opracowywania koncepcji socjalistycznej ochrony zdrowia ludności. W ogniu
gorących dyskusji powstawały wspaniałe projekty organizacji służby zdrowia,
realizowane częściowo w niektórych miastach francuskich, w których
komuniści osiągali większość w radach miejskich. Domańskiego pasjonuje ta
praca. Urzeczywistniają się jego młodzieńcze marzenia o misji lekarza-
społecznika; wprawdzie na ziemi francuskiej, ale z wiarą, że kiedyś
doświadczenia te przeniesie do własnego kraju.
Tak mija kilka pracowitych i szczęśliwych lat, aż nadchodzi pamiętny
lipiec 1936 roku. Z Hiszpanii zaczęły napływać pierwsze wieści o
barbarzyństwach faszyzmu, o bombardowaniu miast i miasteczek, o tysiącach
rannych potrzebujących pomocy lekarskiej. Inne wieści głosiły o bohaterskim
oporze ludu Hiszpanii, o jego pełnej poświęcenia walce o wolność. Na pomoc
Hiszpanii republikańskiej spieszą ochotnicy ze wszystkich krajów. Organizują
się brygady międzynarodowe. W walce potrzebni byli lekarze-organizatorzy,
lekarze-towarzysze. Domański rzuca pracę w Paryżu.
Ma jedynie wątpliwości, czy będzie wystarczająco pożyteczny, czy będzie
umiał sprostać nowym zadaniom. Kupuje nawet jakieś książki o organizacji
służby zdrowia w wojsku i udaje się w drogę.
Już od pierwszego dnia pobytu w Albacete, mieście – bazy brygad
międzynarodowych, organizuje szpital dla ochotników.
W grudniu 1936 roku, po zaledwie pięciu dniach szkolenia, 14 brygada
„La Marseillaise” dowodzona przez Karola Świerczewskiego - „Waltera”
wyruszyła na front. Faszyści atakowali wtedy bogatą andaluzyjską prowincję
Jaen. Brygada, zorganizowana na prędce, wyruszyła z Albacete. Była to raczej
brygada cywilów. Szefem służby zdrowia tej brygady był Mieczysław
Domański „Dubois”. Czy lekarz-cywil mógł jednak od razu wiedzieć, czym jest
służba sanitarna w brygadzie, i to międzynarodowej, wielojęzycznej,
posiadającej przedstawicieli 34 narodowości, prawdziwej wieży Babel?
Faszyści zajęli miasteczka Lopera i Porcuna. Generał rozkazał atakować.
Atak to na pewno najlepsza forma obrony, tym bardziej mógł sobie na to
pozwolić, że miał pod swoimi rozkazami zapalonych antyfaszystów -
„interbrygadystów”.
Brak było żywności. Służba zdrowia szwankowała.
Generał chodził do żołnierzy, do okopów, zawsze bywał przy nich, gdy
było im ciężko. Organizował, pomagał, uczył, służył przykładem. Ponieważ
sam niedawno przybył, poznawał pod ogniem bojowym i w pracy swych
podkomendnych.
Obszedł po kolei wszystkie służby pomocnicze. Zaszedł do punktu
sanitarnego. Był zły, zagniewany. Punkt bowiem za daleko był odsunięty od
okopów i ewakuacja rannych zbyt długo trwała. Pomoc lekarska była często
opóźniona.
Generałowi naprzeciw wyszedł wysoki, przystojny, ze świeżo
zapuszczoną bródką, dr „Dubois”. Było to pierwsze ich spotkanie. „Jak wam
nie wstyd takiej roboty...!” - wołał generał po polsku, nie dbając w gniewie, czy
będzie zrozumiany.
Język polski w ustach generała był dla Domańskiego takim samym
zaskoczeniem, jak i polska odpowiedź dr „Dubois” dla generała. „Polak,
warszawiak!” i generał dalej już najswobodniej zwymyślał go warszawską
gwarą. Był to pierwszy i jedyny wypadek, że „Stary” „oświergolił” Mietka.
Z godziny na godzinę służba zdrowia stawała się sprawniejsza. Mietek
dwoił się i troił. Jego nieprzebrana energia i nieprzeciętny talent organizatorski
miały wielkie pole do popisu.
Hiszpania była uniwersytetem dla ludzi, nawet dla tych, którzy go
wcześniej ukończyli.
Nie było gdzie ewakuować rannych. Nie było w Andujar szpitala, ale był
klasztor. Mietek udał się do sióstr zakonnych i potrafił je przekonać, by
przekształciły klasztor na szpital dla brygady. Po 48 godzinach szpital już
funkcjonował. Pomagały siostry, ludność i miejscowy lekarz, który przyjął
kierownictwo nad szpitalem. Mietek był szefem z prawdziwego zdarzenia. To
był urodzony przywódca: odważny i spokojny, pełen taktu i wyrozumiałości dla
ludzi. Potrafił spoić w sprężystą, operatywną służbę lekarzy różnych
narodowości, ludzi, którzy nie zawsze rozumieli jeden drugiego, często różnych
poglądów i wierzeń. Znał swych ludzi, ich wysiłki, znał ich możliwości.
Gdy brygada była w akcji, nie zaznał ani chwili spokoju. Kontrolował
punkty sanitarne batalionów, improwizował środki lokomocji dla rannych.
Ambulansów było mało, bardzo mało i trzeba było dużo inwencji, by w każdej
sytuacji, w warunkach hiszpańskiej wojny sobie radzić. Inwencji Mietkowi nie
brakowało. Kolosalne były jego wysiłki w utrzymywaniu czystości i zdrowia w
okopach. Największy problem oczywiście stanowiła woda. Było to przecież
pod gorącym słońcem Hiszpanii. Wodę jednak donoszono do okopów na
plecach ludzi i mułów.
Opuszczaliśmy cudowną Andaluzję, jechaliśmy w szaleńczym pośpiechu
tym razem na front madrycki. W drodze dołączyły się do kolumny
samochodowej naszej brygady dwie ciężarówki, ot tak sobie dla towarzystwa.
One również jechały do Madrytu. W ciężarówkach znajdowali się jacyś ludzie
i... nowiutki sprzęt sanitarny. Mietek oczywiście z miejsca się zainteresował
tymi ciężarówkami. Okazało się, że był to tzw. „szpital angielski”: dwa stoły
operacyjne z pełnym wyposażeniem, łącznie z personelem, z jednym (tylko)
chirurgiem, siostrami-instrumentariuszkami itd.
Szpital ten był zorganizowany w Anglii przez Komitet Pomocy Hiszpanii.
Personel stanowili ludzie różnych poglądów, którzy przyjechali jako ochotnicy
nie do brygad międzynarodowych, lecz do dyspozycji rządu hiszpańskiego.
Mietek zadał sobie dużo trudu, by przekonać Anglików, że najlepiej
przydadzą się „jego” 14 brygadzie, gdzie było już wielu rannych,
wymagających operowania, a wśród tych też wielu Anglików. (W 14 brygadzie
była angielska kompania). Ekipa zgodziła się i z wielką ofiarnością pracowała
w dywizji do końca wojny.
Gdy generał Walter został dowódcą 35 dywizji, Mietek objął w niej
funkcję szefa służby zdrowia. Sprawność jej w dużej mierze przyczyniła się do
wysokiego morale i siły bojowej dywizji. Dywizja okryła się sławą na Jarama,
w walkach Teruelu i Segovii, Brunete, Quinto i Belchite. We wszystkich tych
wspaniałych zrywach naszej dywizji niemałą rolę odegrał mjr dr Mieczysław
Domański.
Zadanie miał o tyle ułatwione, że rozkazy, wskazówki i porady
otrzymywał od doświadczonego wojskowego, od „Waltera”. Od Domańskiego
jednak zależało nie tylko umiejętne ich wykonanie, ale i podejmowanie
inicjatywy, i wykorzystywanie istniejących możliwości.
Wzajemny stosunek generała i Mietka opierał się na głębokim poważaniu
i przyjaźni. Mietek był jednym z najbliższych współpracowników „Starego”,
którego podziwiał i uwielbiał.
Domański, lekarz-naukowiec, przeprowadzał ciekawe prace badawcze,
nawet w warunkach wojny hiszpańskiej, np. analizę pochodzenia postrzałów
pod kątem rodzajów broni. Analizy te stanowiły niezwykle cenny materiał dla
dowódcy.
Pod Brunette „Dubois” został poważnie ranny. Generał zaproponował mu
dawno przewidziany urlop ' . Mietek odmówił. Raczej wyprosił sobie
zezwolenie na pozostanie w dywizji, choćby tylko na okres nowej ofensywy
armii republikańskiej pod Quinto i Belchite.
' Z okresu tego zachował się m. in. list gen. Karola Świerczewskiego do Mieczysława
Domańskiego, z 23 lipca 1937 roku. Z listu tego przytaczamy fragmenty:
Drogi majorze tow. Dubois.
1. Za kartki dziękuję. Wybaczcie, że nie my pierwsi piszemy, ale doprawdy jest się
dość zajętym dywizją.
2. Myślcie przede wszystkim o powrocie do zdrowia. Praca później.
3. Wasz Service pracuje cały czas dobrze. Jest to Wasza największa zasługa (...)
Z całego serca winszuję, żeście ranni nieciężko i życzę najszybszego powrotu do
zdrowia.
Wasz Walter
P.S. Róbcie awantury i niech Was zaopatrują we wszystko, co Wam potrzebne.
Jeszcze raz najserdeczniej pozdrawiam.
Równo w miesiąc po odniesieniu rany stanął już „do pracy”, jak Walter
nazywał bój i każdą czynność z nim związaną. Było to 25 sierpnia 1937 roku.
Poszedł na inspekcję pierwszych linii frontowych. Czy to było konieczne? Cóż,
taka była tradycja w dywizji. Padł od jednej z ostatnich kul wroga w miasteczku
aragońskim Quinto, dopiero wyzwolonym od faszystów. Miał wówczas 35 lat.
Jego śmierć była wielkim ciosem i głębokim wstrząsem dla nas
wszystkich, walczących w Hiszpanii.
Zostawił serdecznych przyjaciół w Warszawie, na Woli i w Żyrardowie,
wśród robotników francuskich w Montpellier, wśród górników polskich
Garde`u, Alzacji, Lotaryngii, Paryża i wśród tych wszystkich, z którymi
pracował podczas swej wieloletniej działalności, których uczył, których
wprowadzał do organizacji.
Trumna ze zwłokami Mietka została przewieziona z ziemi hiszpańskiej do
stolicy Francji. Robotnicy Paryża, lud Paryża przybył w dziesiątkach tysięcy na
słynny cmentarz „Pere-Lachaise”, by złożyć hołd towarzyszowi „Dubois”-
Domańskiemu.
Żył w nim duch dawnych polskich rewolucjonistów. Został pochowany
pod murem Komunardów, niedaleko barykady, na której walczył Walery
Wróblewski, niedaleko tej, na której zginął dowódca Komuny Paryskiej
Jarosław Dąbrowski.