08 McCue Noelle Berry W poszukiwaniu radości

background image




Noelle Berry McCue

W POSZUKIWANIU

RADOŚCI

background image

Rozdział 1
Lekka jak pianka mgiełka pokrywała bladoniebieskie

niebo, a promienie słońca gasły nad doliną Sacramento. W
stojącym powietrzu można było wyraźnie dostrzec migoczące
fale upału, układające się w równoległych warstwach od
nawierzchni drogi aż po horyzont. W powietrzu nie czuło się
najmniejszego nawet powiewu. Wsiadając do samochodu, Joy
Barton westchnęła z ulgą. Ulga ta błyskawicznie zamieniła się
w jęk protestu, kiedy jej ciało zetknęło się z rozgrzaną skórą
siedzenia. Natychmiast opuściła obie szyby, aby przewietrzyć
duszne wnętrze. Kiedy ruszyła, pęd powietrza zaczął
rozwiewać na jej skroniach wilgotne pasma ciemnych
włosów.

Długimi,

wysmukłymi

palcami

wystukiwała

na

kierownicy niecierpliwy rytm, przedzierając się w ten
czwartkowy wieczór przez gęstniejący na drodze ruch. W
końcu zatrzymała swego małego niebieskiego triumpha na
długim, zakręconym podjeździe przed domem rodziców. Jej
niepokój osiągnął szczyt. Matka i ojciec wyjechali na tydzień
do San Francisco i Joy zgodziła się zaopiekować ich domem,
dopóki nie wrócą. Na początku cieszyła się z tego, że może im
pomóc, zwłaszcza że wiedziała, jak bardzo oboje potrzebują
tego urlopu. Jednak po tygodniu błąkania się po ich pustym
domu własne, małe, lecz przytulne mieszkanko zaczęło się jej
wydawać utraconym rajem.

- Ty idiotko - upominała się w duchu. - Nie tęsknisz za

swoim malutkim pudełeczkiem, ale za wspaniałym, chłodnym
basenem, z którego możesz korzystać razem z innymi
lokatorami.

Uśmiechnąwszy się lekko, szybko wbiegła na schodki z

czerwonawego piaskowca prowadzące na werandę. Kiedy się
poruszała, jej bawełniana spódniczka muskała lekko nogi w
nylonowych rajstopach. Przypomniało jej to, że jeszcze

background image

niedawno była w zwykłych szortach i górze od kostiumu
kąpielowego.

Osłonięta weranda zapewniała przyjemne wytchnienie po

oślepiającym blasku popołudniowego słońca. Rozłożysty dąb,
ocieniający większą część podjazdu, dodatkowo utrudniał jej
znalezienie kluczy. Czekając, aż wzrok przystosuje się do
półmroku, wsunęła niemal głowę do trzymanej na ramieniu
torby, tak że nie zauważyła milczącej postaci wyłaniającej się
z drugiego końca werandy. Głęboki męski głos zabrzmiał
dokładnie nad jej pochyloną głową:

- Może w czymś pomóc?
Gwałtownie łapiąc powietrze, odwróciła się tak raptownie,

że opuściła torebkę. Podnosząc zakłopotane spojrzenie,
najpierw zauważyła czarne spodnie z ostrymi jak brzytwa
kantami, które zdawały się same rozprasowywać na silnych,
muskularnych udach. Duże dłonie opierały się niedbale na
biodrach

i Joy wpatrywała się przez chwilę jak

zahipnotyzowana w czarne włoski miękko wijące się na
nadgarstkach.

Zdawała sobie sprawę, że przygląda się nieznajomemu aż

nazbyt dokładnie, więc podniosła oczy w górę, musnęła
wzrokiem koszulę uwypuklającą zarys muskularnej klatki
piersiowej i spojrzała mu prosto w twarz. Słowa, które miała
zamiar powiedzieć, uwięzły jej w gardle, gdy tylko utkwiła
pełne niedowierzania oczy w mężczyźnie stojącym nad nią.
Gęste, czarne włosy opadały miękko na jego szczupłą,
opaloną twarz. Wystające kości policzkowe nadawały jej
męskim rysom nieco jastrzębi wyraz i tylko pełna dolna warga
pozwalała domyślać się czulszej, zmysłowej strony jego
natury.

- Brent?
Jej szept był ledwie słyszalny. Zadrżała, blade policzki

zarumieniły się, a w piwnych oczach zalśniło wzruszenie.

background image

Jego stalowoniebieskie oczy zamigotały w odpowiedzi, kiedy
z uśmiechem rozpostarł ramiona. Joy już nie potrzebowała
żadnej innej zachęty, by rzucić mu się w objęcia.

- Brent, wróciłeś do domu. - Splotła dłonie na jego

mocnym karku i wtuliła się w niego ze wszystkich sił.

- Co za powitanie, Kędzierzawy Łepku! - wykrztusił, z

trudem łapiąc powietrze.

Schwycił ją mocno za ramiona i odsunął trochę, by lepiej

ją obejrzeć. Jego wzrok błądził po jej włosach barwy
czekolady, przetykanych pasmami koloru złocistego miodu, a
następnie przeniósł się na ocienione gęstymi rzęsami piwne
oczy. Głębie jej nakrapianych złotem, brązowych tęczówek
skrywały namiętną, gorącą naturę.

- Kędzierzawy Łepku! - jęknęła nadąsana. - Czyżbyś nie

zauważył, Brencie Tyler, że co nieco urosłam od czasu, kiedy
mnie po raz ostatni widziałeś?

- Mmmm, byłaś wtedy słodką szesnastolatką?
- Raczej chudą siedemnastolatką, i ty dobrze o tym wiesz,

gadzie! Przyjrzał się jej badawczo, bez pośpiechu.

- Masz rację - odpowiedział, a jego oczy wyrażały

prawdziwe męskie uznanie. - Nie zauważyłem.

Roześmiała się, ale zabrzmiało to nienaturalnie. Ta

ostentacyjna ocena jej ciała wytrąciła ją z równowagi. Poczuła
ucisk w dołku, a ze zdenerwowania zrobiło się jej gorąco. W
jednej chwili uświadomiła sobie, że wpływ, jaki Brent od tak
dawna wywierał na nią, wzrósł jeszcze bardziej po tych
wszystkich latach. Rozpaczliwie usiłowała przypomnieć sobie
swą dawną radość, jaką odczuwała, gdy ujrzała go po raz
pierwszy, ale uczucie to zagubiło się gdzieś na dnie jej
pamięci. To był Brent, myślała coraz bardziej zdenerwowana,
a koniuszki palców aż piekły ją na wspomnienie silnych
ramion, których dotykały przed chwilą. Z narastającym bólem

background image

uświadomiła sobie własną odpowiedź na tę pełną wigoru
męskość. To był jej brat!

Przybrany brat, dodawał wewnętrzny głos, człowiek, który

od dzieciństwa wywierał na nią stały wpływ. Jak drogi i bliski
był Brent jako chłopiec, jaki dobry i kochany był jako młody
mężczyzna i jak często w ostatnich latach o nim myślała... a
teraz zastąpił go ktoś obcy, ktoś, kto odbierał jej pewność
siebie.

Schyliła się po torbę. Ten ruch ciała był jej potrzebny jako

obrona przed ogarniającym ją zakłopotaniem. Powkładała do
niej z powrotem kilka rozrzuconych drobiazgów i
wyprostowała się. Miała nadzieję, że Brent uzna, iż
zarumieniła się z wysiłku.

- Kiedy przyjechałeś do miasta? - starała się bardzo, by

powiedzieć to chłodnym, beznamiętnym tonem. Od razu
jednak uświadomiła sobie, że się jej to nie udało, kiedy Brent,
z trudem opanowując śmiech, dotknął wnętrzem dłoni jej
rozpalonych policzków.

- Nie chciałem sprawić ci kłopotu - powiedział.
Oderwała się od niego i odwróciła plecami. Odetchnęła z

ulgą, kiedy czubkami palców wyczuła nieuchwytny
dotychczas klucz od domu. Brent pozbierał z werandy kilka
sztuk bagażu i wszedł za nią do środka. Znów się uśmiechnął,
widząc w jej oczach całkowite osłupienie i otwarte ze
zdumienia usta.

- Zamknij pyszczek, rybko! - zażartował i z

westchnieniem ulgi postawił walizy na podłodze w korytarzu -
Widzisz tu wszystkie moje doczesne dobra, ale nie przejmuje
się. Mam serdecznie dość pokoi hotelowych i pomyślałem
sobie, że rodzina nie będzie miała nic przeciw temu, jak
pomieszkam tu przez jakiś czas. Tyle razy twoi rodzice prosili
mnie, żebym przyjechał. Mogłem napisać lub zadzwonić, ale

background image

podjąłem decyzję w ostatniej chwili. Twoja matka zawsze
narzekała na moją impulsywność. Pamiętasz?

Serce biło jej coraz szybciej; żeby je uspokoić,

kilkakrotnie zaczerpnęła głębiej powietrza, podczas gdy Brent
ustawiał bagaże pod ścianą. Nie mogła oderwać oczy od
płynnych ruchów jego ciała, dopóki na nią nie spojrzał. Pod
wpływem jego pytającego wzroku, zamknęła wreszcie drzwi,
jej zwilgotniałe ze zdenerwowania dłonie ślizgały się po
drewnie.

- Czy to znaczy, że wróciłeś do domu na stałe?
Odwróciła się do niego tyłem i gdy w napięciu czekała na

odpowiedź, czuła się zupełnie sparaliżowana. Cisza, która
zaległa po jej pytaniu, była wprost nie do zniesienia, przerwał
ją dopiero odgłos jego kroków. Na ramionach poczuła jego
silne ręce, lecz gdy odwrócił jej twarz ku sobie, jego
spojrzenie było łagodne.

Ze wzruszenia poczuła mrowienie w żołądku. Kiedy

zmrużył oczy, jakby skrywając przed nią swoje myśli,
poczuła, że nie może opanować nerwowego uśmiechu. Powoli
pokręcił głową

- Czy aż tak bardzo się zmieniłem, Joy?
W pytaniu tym był smutek, który ją zranił. Spojrzała na

niego uważnie i zauważyła zmiany spowodowane przez czas.
Linie po bokach usta pogłębiły się, wskazując na narzucaną
sobie dyscyplinę, w oczach czaiła się szorstkość, której
dawniej nie było. Rysy jego twarzy stały się bardziej ostre, a
sama twarz wydawała się teraz niemal wychudzona, pod
oczami widoczne były ślady wielu nieprzespanych nocy.

Im dłużej się w niego wpatrywała, tym szybciej ulatniała

się jej początkowa niepewność. Nawet cienie pod oczami,
które widziały zbyt wiele śmierci i zniszczenia, nie mogły
przesłonić jej człowieka, którego pamiętała tak dobrze. W
jego poważnym spojrzeniu były te same co zawsze miłość i

background image

zrozumienie, pojawiła się także iskierka cierpienia, która ją
trochę zawstydziła.

- Tak, zmieniłeś się - szepnęła, dotykając lekko delikatnej

bruzdy obok jego ust. - Ale nie ma to żadnego znaczenia.

Napięcie między nimi opadło wreszcie, kiedy na chwilę

wziął ją serdecznie w ramiona. Gdy tak objęci szli do salonu,
czuła się naprawdę szczęśliwa.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - powiedziała. -

Kiedy przyjechałeś do miasta?

- Mój samolot wylądował przed jakimiś czterema

godzinami i przyjechałem z lotniska prosto tutaj.

- To znaczy, że czekałeś tu tyle czasu?
Wyminął ją i rzucił się na kanapę. Wyglądał na bardzo

zmęczonego.

- Nie przejmuj się, w mojej pracy przyzwyczaiłem się

długo czekać, aż coś się zdarzy. - Omiótł pokój szybkim
spojrzeniem i uśmiechnął się. - Niewiele się tu zmieniło przez
te cztery lata.

W jego cichym głosie wyczuła aprobatę.
- Znasz matkę! Nie czułaby się dobrze, gdyby nie była

otoczona starymi, dobrze sobie znanymi przedmiotami -
mówiła - Tata stale powtarza, że jedynie z tego powodu
trzyma go przy sobie. Udało nam się osiągnąć tylko tyle, że
zgodziła się zmienić obicia mebli.

Mówiąc to, zsunęła pantofle i usiadła obok Brenta. Wtuliła

plecy w oparcie kanapy i podwinęła nogi pod siebie.

- Uwierz mi, namówić ją na to było trudniej niż wspiąć

się na Mount Everest - opowiadała. - Tata, Keith i ja
nabawiliśmy się już zapalenia krtani, nie mówiąc o załamaniu
nerwowym, kiedy nam się to w końcu udało!

Donośny, głęboki śmiech Brenta wypełnił cały pokój,

odbijając się echem od pomalowanych na kremowo ścian. Joy
patrzyła na niego zafascynowana. Mimo woli wróciła myślą

background image

do momentu ich powitania, kiedy żywiołowo rzuciła mu się w
ramiona. Niemal namacalnie czuła ten krótki kontakt swoich
ust z jego ciepłym ciałem. Zaciskając zęby, stwierdziła w
duchu, że nie jest w stanie oderwać od niego oczu. Było to, to
samo nie wypowiedziane pragnienie, które zakłócało ich
bliską przyjaźń przed czterema laty. Dobry Boże! Czy nigdy
nie przestanie nienawidzić siebie samej za przeszłość?
Dawniej był to po prostu Brent, jej najukochańszy Przybrany
brat, który pojawiał się i znikał w jej życiu, od kiedy sięgała
pamięcią. Ilekroć przybywał do domu, zaczynało się
zamieszanie i śmiechy, tak jakby każdy z członków rodziny
odzyskiwał dzięki niemu zagubioną cząstkę swojego życia.
Tyle razy Brent trzymał ją na kolanach, gładząc ręką jej
splątane loki. Dlaczego więc nie mogła wrócić do niewinnych
uczuć z dawnych lat? Dlaczego patrząc na niego, odczuwała
wręcz zmysłową przyjemność? To Prawda, że Brent zmienił
się przez ten czas. Zdawała sobie jednak sprawę, że te zmiany
spotęgowały tylko jej dawną, głęboko zakorzenioną
fascynację. Teraz nie była już zdolna patrzeć na niego dłużej
jasnym spojrzeniem dziecka. Spoglądała na niego oczami
kobiety, wiedziała o tym i to ją podniecało. Te przejrzyste,
niebieskie oczy mógłby ktoś uznać za zimne, ale ona czuła, że
płonie pod tym spojrzeniem. Patrząc na zakłopotaną twarz
Brenta, mogłaby przysiąc, że i on jest świadom zmysłowego
napięcia, które tak trudno było jej ukryć.

Z powodu jej własnej głupoty poczuł się niezręcznie w

jedynym domu, jaki kiedykolwiek miał. Ta myśl zawstydziła
ją. Czy nigdy się niczego nie nauczy? Odetchnęła głęboko, by
się opanować, starając się zetrzeć z twarzy ślady odczuwanych
emocji.

Poruszyła się niespokojnie, kiedy przyłapał jej utkwione w

nim spojrzenie. Błyskawicznie opuściła oczy na ręce, tak

background image

jakby nagle zafascynował ją ruch jej własnych palców na
zaokrąglonym oparciu kanapy.

- Joy, kręcisz się jak kotka na gorącym dachu - zauważył,

a w jego głosie zabrzmiała nutka niepokoju. - Powiedz mi, co
cię gnębi.

- Nic mi nie jest, Brent - odpowiedziała, uśmiechając się

niepewnie. - Po prostu cieszę się, że wróciłeś. - Przełknęła
ślinę. Mama i tata będą mieli wspaniałą niespodziankę, gdy
wrócą do domu.

Pochylił się do przodu i z kieszeni leżącej na stoliku

marynarki wyciągnął zmiętą paczkę papierosów i zapalniczkę.

- Twoja matka żywcem obdarłaby mnie ze skóry, gdyby

wiedziała, że tutaj palę - powiedział osłaniając dłonią płomień.
- O której rodzice wracają?

- Mają wrócić w niedzielę.
- W niedzielę!
- Pojechali do Keitha do San Francisco. Tato wyglądał

ostatnio na zmęczonego, więc mama uznała, że powinien
część urlopu wykorzystać wcześniej, nie czekając na swoje
zwykłe trzy tygodnie w sierpniu.

- A cóż porabia teraz nasz brat?
- Och, to samo, co zawsze. Pracuje jako prawnik dla

jednego z dużych przedsiębiorstw przemysłowych.

Brent potrząsnął głową, a jego twarz przybrała wyraz

rozbawienia.

- Matka pisała mi o tym. Nie mogą jakoś wyobrazić sobie

naszego kochanego Keitha jako oddanego swemu zawodowi
statecznego prawnika. Kiedy byłem tu po raz ostatni,
interesował się głownie dziewczętami, a nie studiami
prawniczymi.

Joy uśmiechnęła się.
- O ile pamiętam, był w owych czasach niesłychanie

uczuciowy, nieprawdaż? Matka, uważała, że prawie wszystkie

background image

siwe włosy zawdzięcza zachowaniu Keitha podczas studiów,
do czego on się oczywiście nie przyznawał, kiedy przyjeżdżał
do domu. Podejrzewam, że nadal rolę zapracowanego
prawnika odgrywa wyłącznie dla mamy. Kilka miesięcy temu
podsłuchałam, jak mówił do jednego z przyjaciół, że kobiety
w San Francisco są znacznie bardziej wyzwolone niż tutaj. Ze
sposobu, w jaki to mówił, wywnioskowałam, że wie to z
doświadczenia.

Brent zaciągnął się głęboko i powoli wypuścił dym.

Przysunął do siebie ulubiony kryształowy talerzyk jej matki i
strzepnął na niego popiół.

- Masz rację - zgryźliwie zauważyła Joy. Teraz mama

obdarłaby cię ze skóry! Roześmiał się, a ona z troską
dostrzegła grymas napięcia na jego twarzy. Nawet
rozbawienie

nie mogło całkowicie zatrzeć rzucających się w oczy

oznak wyczerpania. Ze smutkiem spostrzegła siwe pasemka
na jego skroniach. Gorzki grymas ust wskazywał, że nie jest to
tylko zmęczenie fizyczne. Joy odczuła silne pragnienie
pocieszenia go.

- Wyglądasz na bardzo zmęczonego - westchnęła.
- Jestem zmęczony - przyznał. Zaciągnął się szybko

papierosem i odłożył go.

- Teraz moja kolej, chciałaby cię o coś zapytać - jej

uśmiech był wymuszony i zawahała się przez chwilę zanim
powiedziała:

- Masz jakieś kłopoty, Brent?
- Nie martwię się, Joy - szepnął wpatrując się w swoje

splecione dłonie. - Mam już dość tego wyścigu szczurów, to
wszystko.

Brent był korespondentem zagranicznym i przez ostatnie

kilka lat zdobył sobie solidną pozycję. Przysyłał reportaże,
których inni nie byli w stanie lub nie chcieli napisać. Jego

background image

relacje z najbardziej zapalnych punktów globu ukazywały się
na pierwszych stronach gazet. Był jednym z niewielu
reporterów podejmujących tak ryzykowne zadania. Ta
niebezpieczna praca, w ciągu ostatnich kilku lat, przysporzyła
Joy i jej rodzinie wiele zmartwień.

- Mogłeś przyjechać do domu już dawno, Brent.
- Zdaje mi się, że wyczuwam w tym cień wymówki.
Poruszyła się, niemile zaskoczona opryskliwym tonem

jego głosu. Po raz pierwszy spojrzała na Brenta tak, jak
musieli go widzieć inni, na twardego mężczyznę,
bezwzględnie walczącego zawsze o pierwsze miejsce.

Zerwał się nagle na równe nogi i podbiegł do okna.

Wpatrując się w jego plecy, zastanawiała się, na co on patrzy?

- Dlaczego nie miałabym robić ci wymówek -

powiedziała. - Cztery lata to dosyć długo. Spostrzegła, że jego
ramiona nieznacznie opadły, a ręka powędrowała na kark.
Wiedząc, jak bardzo jest zmęczony, pożałowała tych
pochopnych słów. Bez zastanowienia wstała i szybko przeszła
przez pokój, gruby dywan tłumił jej kroki. Zesztywniał, kiedy
objęła go w pasie, a ona przytuliła się do niego, żeby go
uspokoić.

- Przepraszam cię - powiedziała zdławionym głosem. Jej

oczy pełne były łez, ale starała się powstrzymać płacz. - Nie
sądziłam, że to zabrzmi tak paskudnie. Tak bardzo za tobą
tęskniłam. Ty nie wiesz, co to znaczy mieć nadzieję i czekać,
że być może w tym roku znajdziesz czas, żeby przyjechać,
choćby na krótko, i tylko czytać w listach, że znowu podjąłeś
się nowego zadania, że czeka cię nowe ryzyko. W końcu
starałam się, jak mogłam, żeby wymazać z pamięci wszelkie
myśli o tobie...

- Może tak byłoby lepiej, Joy.

background image

- Nie - szepnęła przestraszona, wtulając się w jego

szerokie plecy. - Nie, nie, bo nigdy nie udało mi się wyzbyć
obawy, że cię już nigdy nie zobaczę.

Odwrócił się bez pośpiechu i mocno chwycił ją w

ramiona. Słyszała równe bicie jego serca tuż przy swoim
policzku i zadrżała, kiedy pogładził ją po głowie.

Jego klatka piersiowa powiększyła się od głębokiego

wdechu. - Masz rację. Mogłem przyjechać już dawno.

- To dlaczego tego nie zrobiłeś, Brent, dlaczego? -

jęknęła, wtulając twarz w jego koszulę. Odpowiedzią było
pełne zakłopotania milczenie. Jego wahanie wskazywało, jak
wiele

było między nimi niedomówień, jak wiele spraw

pozostawało bez wyjaśnienia. Coraz mocniej nerwowo
naciskał dłonią jej kark. Potem, jakby zdając sobie sprawę, że
przyciśnięte do delikatnej skóry palce mogą równie dobrze
sprawiać ból, jak i przyjemność, pogłaskał ją po policzku.
Jego kciuk ocierał się rytmicznie o jej skórę, kiedy Brent
dłonią dotykał jej podbródka. Zmysły Joy i cała jej istota
oczekiwały odpowiedzi w tej napiętej ciszy.

- Nie wiesz?
Jego spojrzenie było ciepłe i głębokie; intensywność jego

wzroku odebrała jej resztki odwagi. Automatycznie
potrząsnęła głową, a odpowiedź nasunęła się jej sama. W jego
twarzy było tyle cierpienia, że zamknęła oczy, żeby go nie
widzieć.

- Kochałeś się w Beth! - zaszlochała nagle boleśnie.

Wyrwała się z jego ramion, przeszła przez pokój i oparła
łokciami o gładkie obramowanie kominka. Pamiętała, że kiedy
miała siedemnaście lat tego ostatniego lata, kierowały nią silne
emocje - przerażające i zawstydzające zarazem.

To dlatego uważała niemal za zdradę jego rosnącą

bliskość z tą dwudziestotrzyletnią kobietą, jaką dziś była Beth.

background image

Zrobiła, co było w jej mocy, aby zwrócić na siebie jego uwagę
i ostatecznie jej wysiłki doprowadziły do celu. Ponieważ ją
kochał, ulegał jej prośbom, ofiarowując jej swój czas. Ale
przez jej egoizm utracił kobietę, którą darzył uczuciem. Beth
zaczęła spotykać się z kimś innym i w niespełna dwa miesiące
zaręczyła się. Niepokój, jaki obecnie odczuwała Joy w
towarzystwie Brenta, miał swoje korzenie w jej własnej winie,
nie była jednak w stanie cofnąć wskazówek zegara. Nie mogła
sprawić, by zniknęły te cztery lata, kiedy on włóczył się po
całym świecie, żeby zapomnieć o kobiecie, którą kochał.

Ruch rąk, które przyciągnęły ją z powrotem do ciepłego,

silnego ciała, przerwał jej rozmyślania. Przez moment
próbowała się opierać, ale jej drżące nogi zawiodły ją.

- Mój Boże, Joy - szeptał z ustami wtulonymi w jej loki. -

Nie płacz, kochanie. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że
wstrząsa nią z trudem powstrzymywane łkanie.

- Czy mógłbyś mi wybaczyć? - wyjąkała cichutko.
- Nie mam ci nic do wybaczenia.
- Jak możesz tak mówić?
Obróciła się ku niemu, ukazując oczy pełne łez. - Gdybym

nie była taką małą idiotką, nie straciłbyś jej.

- Ach, to stara historia - uśmiechnął się i otarł ręką łzy z

jej oczu. - Czy to była przyczyna tych twoich długich okresów
milczenia?

- Tak mi wstyd - wychrypiała.
- Nie ma żadnego powodu.
- Żadnego powodu? - Wcisnęła dłonie w jego klatkę

piersiową, opierając się jednocześnie o obejmujące ją ramiona.
- Nie mogłeś przyjechać do domu, ponieważ spowodowałam,
że mnie znienawidziłeś. To przez mnie Beth zostawiła cię i
związała się z innym mężczyzną, więc nie próbuj teraz mnie
chronić, zaprzeczając temu. W głębi duszy zawsze
wiedziałam, że nie wracasz do domu ze względu na mnie.

background image

W spoglądających na nią z góry oczach była pobłażliwość

i jeszcze coś nieokreślonego, coś co sprawiło, że wstrzymała
oddech.

- Zawsze byłaś egzaltowaną panienką - wyszeptał,

dotykając ustami jej policzka.

- Wyjechałem rzeczywiście ze względu n ciebie, ale nie z

powodu, który wyczarowała twoja wyobraźnia.

- Nie uspokajaj mnie, jakbym wciąż była dzieckiem!
- Tak bardzo czujesz się kobietą?
- Kiedy miałam siedemnaście lat, ulegałam takim

złudzeniom, zdawało mi się, że jestem dorosła, ale teraz
rzeczywiście jestem kobietą i mogą odpowiadać za siebie i
swoje czyny. Po chwili niezdecydowania przytuliła twarz do
jego piersi. - Nie chciałam cię zranić, Brent.

Jego ręka zanurzyła się w jej włosach i Joy cicho

westchnęła, tak było to przyjemne. Jego delikatność uspokoiła
ją, po chwili ze wstydliwym wahaniem objęła go w pasie.
Trzymana w mocnym uścisku, upojona czarującymi
wspomnieniami, odprężyła się całkowicie. Przez chwilę było
jej smutno, a potem rozchmurzyła się zupełnie. Zamknęła
oczy i rozkoszowała się tą chwilą.

- Nie - wyszeptał - ale pragnęłaś mnie. - Jeszcze mocniej

ściskał ją w objęciach. Spokojna pewność w jego głosie
dotarła do niej z niewiarygodną szybkością. Podniosła oczy. -
Czyżbyś chciała temu zaprzeczyć, Joy?

background image

Rozdział 2
Minęły długie, pełne napięcia minuty, ale Joy nie miała

siły, by przerwać milczenie.

Męska pewność w spojrzeniu Brenta zawstydzała ją i

przenikała na wskroś. Jej długie, brązowe rzęsy zatrzepotały
jak dwa jedwabne wachlarze.

- Byłam szaloną siedemnastolatką - westchnęła,

spoglądając ponad jego ramieniem na koliste wzory ulubionej
firanki mamy. - W wieku, kiedy u dziewczyny gruczoły zdają
się brać górę nad zdrowym rozsądkiem, ale ty przecież dobrze
o tym wiedziałeś, nieprawdaż, Brent?

- Wiedziałem, że wmówiłaś sobie, że mnie kochasz -

przyznał. - Byłaś taka młoda i tak pociągająca, że nie mogłem
poradzić sobie z tą sytuacją. Odsunął dłonią jej włosy i
zmarszczył brwi, kiedy zobaczył rumieńce na jej policzkach.

Delikatnie

dotknął

ich

zaróżowionego

ciepła,

przekrzywiając jej głowę tak, aby była zmuszona spojrzeć mu
w oczy.

- Zawsze wiedziałam, że to ze względu na mnie odszedłeś

z domu - wyszeptała. Swym własnym postępowaniem usunęła
go ze swego życia i teraz, kiedy wreszcie wrócił, uświadomiła
sobie, jak było ono puste bez niego. Bez zastanowienia
dodała: - Bałam się, że nigdy nie wrócisz i że nie będę ci
mogła powiedzieć, co czuję.

- Z powodu rozbicia mojego domniemanego romansu?
- Nie bądź tak cholernie łaskawy - warknęła, dając upust

wybuchowi złości. Wiem, że zależało ci na Beth. Gdyby nie
było to tak oczywiste, nie zachowywałabym się jak zazdrosna
idiotka. Bądź tak dobry i uwierz mi na słowo, że w ciągu tych
czterech lat osiągnęłam pewien stopień dojrzałości.

Brent potrząsnął jej ramionami tak silnie i gwałtownie, że

zakończyła swą tyradę.

background image

- Miałem nadzieję, że dorośniesz przez te lata, kiedy mnie

tu nie było, ale teraz widzę, że się myliłem.

- To nie jest w porządku! Dlaczego potępiasz mnie za to,

że chcę ci powiedzieć to, co czuję. A może nic cię to nie
obchodzi?

Spiorunował ją wzrokiem, a różnica wzrostu sprawiła, że

Joy poczuła się irytująco bezbronna. Nagle osunęła się w dół i
poczuła do niego wdzięczność za jego siłę. Zacisnęła oczy i
jakby wsłuchiwała się w swój własny głos sprzed lat.

- Kocham cię jak nikogo na świecie, Brent - krzyknęła,

obejmując go mocno w pasie. - A jak ty mnie kochasz?

- Najbardziej na świecie.
Spojrzała na niego z ufnością. - Będziesz mnie kochał

zawsze?

Łagodnie pogłaskał ją po włosach. - Zawsze! Ze

śmiechem zrobiła znak krzyża na jego sercu.

Tak jakby wiedział, jakie wspomnienia nią owładnęły,

jakby wraz z nią odbył podróż do jej przeszłości, Brent starał
się ją pocieszyć. Jego palce gładziły jej jedwabiste loki.
Zamarła, zawieszona między przeszłością a przyszłością.

- W porządku - powiedział z lekkim zniecierpliwieniem -

jeśli czujesz się lepiej, wyrzucając sobie, że rozbiłaś
wyimaginowany związek, to się tego trzymaj. Ale jeśli chcesz
znać prawdę, powinnaś mnie wysłuchać. Joy, ty nie rozbiłaś
żadnego związku! Przyjaźniłem się tylko z Beth, a ona miała
swoje własne problemy. Jeśli chcesz wiedzieć, kochała Keitha
i fakt, że uganiał się za innymi kobietami, doprowadzał ją do
łez.

- Keitha? - oczy Joy rozszerzyły się ze zdumienia.
- Myślę, że to nic strasznego, jeśli po tylu latach zdradzę

jej tajemnicę, nie zostawiłaś mi zresztą innego wyboru. - Jego
usta wygięły się w krzywym grymasie. - Te ostatnie lata to
było piekło. Ledwo odpowiadałaś na moje listy, a jeśli już to

background image

nie było tam śladu mojej dawnej dziewczyny, mojej jedynej
dziewczyny.

Jego słowa głęboko zapadły w jej duszę. „Moja jedyna

dziewczyna, jedyna dziewczyna"..., słyszała tylko to. Ich
wzajemne stosunki były zawsze takie niezwykłe! Taki był
właśnie Brent, niezwykły, pamiętała o wszystkim, co było w
nim wspaniałe, ale teraz było inaczej. Jego dłoń na jej szyi
była niczym rozpalona żagiew, pod wpływem tego dotyku
pragnęła ze wszystkich sił przytulić się do jego silnego ciała.
Nie śmiała jednak uczynić żadnego ruchu, by nie zburzyć
kruchego porozumienia, które ich połączyło. Dziecko
marzyło, by rzucić się mu w objęcia, a kobieta czuła, że musi
uważać na to, co robi.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? -

spytała.

Na pozór spokojnie czekała na jego odpowiedź, nie

zważając na okruch bólu, czy irytacji w jego oczach, gdy
przyciskała ręce do jego piersi.

- Ponieważ wolałem odejść jak tchórz - powiedział z

odrazą do samego siebie. - Tak długo, jak wyobrażałaś sobie,
że jestem zakochany w Beth, mogła cię strasznie zranić moja
otwarta odmowa. A ja... nie mogłem zrobić niczego innego,
byłaś taka moda, Joy, tak cholernie młoda! Ty drżysz, Joy,
drżysz jak ptaszek schwytany do klatki, ale nie bój się, nie
musisz się bać!

Jego natarczywe palce błądziły po jej podbródku, a

czułość widoczna w jego spojrzeniu zaskoczyła ją.
Uśmiechnęła się do niego drżącymi wargami i poczuła, że on
docenia jej wysiłek, gdy ustami muskał delikatnie jej usta, by
ją uspokoić i utulić.

- Czy pamiętasz, jak lubiłaś przybiegać do mnie ze

swoimi sekretami, jak byłaś małą dziewczynką?

background image

- Tak, pamiętam - wyszeptała. Patrzyła jak urzeczona na

rozjaśniające jego oczy tańczące cętki, ledwie mogąc mówić z
onieśmielenia i wzruszenia. - Zawsze miałeś dla mnie czas...

- Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się, dlaczego tak było?
- Bo opiekowałeś się mną.
Westchnął ciężko, ze smutkiem potrząsnąwszy głową. -

Och, Joy - powiedział - zawsze chciałaś widzieć we mnie
rycerza w lśniącej zbroi, a ja nie byłem takim rycerzem. Moje
najgłębsze ja potrzebowało o wiele bardziej twojej dziecinnej
adoracji, niż ty potrzebowałaś miłości, którą ci okazywałem.
Zawsze byłem strasznym egoistą we wszystkim, co ciebie
dotyczyło. Więcej wysiłku wkładałem w to, by mój obraz w
twoich oczach był bez żadnej skazy, niż w uchronienie ciebie
przed rozczarowaniami, jakich przysporzyć ci mógł taki
mężczyzna, jak ja.

- Nie jestem wcale dzieckiem, które padło ofiarą

wyśnionych opowieści. Myślę, że rozumiem cię tak dobrze,
lub nawet lepiej, niż ty sam siebie rozumiesz. - Między jej
brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka. - Może zresztą nie
powinniśmy w ogóle, aż tak roztrząsać przeszłości.

- Ale ona rzutuje na naszą przyszłość - powiedział

spokojnie. Uśmiech zniknął z jego warg, zacisnął usta. - Od
czasu, gdy znalazłem dom i całą waszą rodzinę, nigdy
naprawdę nie mogłem zrozumieć pewnej elementarnej
prawdy. Gdy twój tata znalazł mnie śpiącego w sadzie i
zaciągnął do domu, byłem ponurym szesnastoletnim
wyrostkiem, nieufnym i podejrzliwym wobec wszystkiego i
wszystkich wokół mnie. Usiadłem, a właściwie rozwaliłem się
na krześle i odmówiłem odpowiedzi na jakiekolwiek pytania.
Nie chciałem nic mówić. Nie chciałem jeść jedzenia, które
twoja matka przygotowała dla mnie, mimo że wprost
skręcałem się z głodu. Twój ojciec, kiedy już nic nie
przychodziło mu do głowy i nie wiedział, co ze mną zrobić,

background image

postanowił wezwać policję. Gdy oni w końcu przyjechali po
mnie, przeraziłaś się okropnie, ale nie pobiegłaś schronić się
do matki...

- ...tylko pobiegłam do ciebie - jej głos wydał się cichszy

od dźwięku. Skinął głową i potwierdził: - Tak, przybiegłaś do
mnie.

- Pamiętam... pamiętam, jak uśmiechnąłeś się wtedy do

mnie. I już przestałam się bać. Odsunął delikatnie kosmyk
włosów, który opadł jej na policzek, uśmiechnąwszy się

nerwowo, gdy niesforny lok okręcił mu się wokół paca.

Podniósł rękę i utkwił na moment spojrzenie w tym ciemnym
kosmyczku. - To jest to, co zrobiłaś dla mnie tego dnia, Joy.

Wciągnął powietrze i roześmiał się miękko, w jego

ochrypłym głosie można było wyczuć ledwo powściągane
emocje, gdy mówił dalej: - Byłem samotnym włóczęgą,
przekonanym, że nie potrzebuję do szczęścia niczego i nikogo,
dopóki nie objęły mnie za szyję twoje dziecięce ramiona.
Byłaś tylko dzieckiem, nie miałaś więcej niż pięć lat, ale od
jednego rzutu oka pod skorupą, którą się otoczyłem, poznałaś
przestraszonego, osamotnionego chłopca.

Cień niepokoju przemknął po jej twarzy, wtuliła ją w jego

dłoń. - Nie, Brent, proszę cię, przestań! - Pełne uwielbienia
spojrzenie, które zmieniło jego rysy, sprawiło jej dziwny ból.
Nie była już tą małą dziewczynką, która kochała go i bez
zastrzeżeń akceptowała, gdy wracał. Czy nie mógł zrozumieć?
Była dorosłą kobietą, a wciąż jeszcze dziecko, które znał
kiedyś, stawiało między nimi bariery nie do pokonania.

Nie patrząc na niego dłużej, odsunęła się nieco od jego

gorącego ciała. Czuła się nieswojo, dłonie przycisnęła do
ramion, by powstrzymać wstrząsające nią dreszcze. Przeszła
na skos przez pokój w stronę kanapy i gwałtownie usiadła, tak
jakby jej drżące nogi nie mogły nieść dłużej ciężaru ciała. Jej

background image

pantofelki leżały rzucone byle jak na podłogę, wsunęła je na
stopy,

marszcząc brwi w zadumie. Była wypalona z zazdrości,

poruszona gorzkimi następstwami wynikającymi z faktu
uświadomienia sobie, że tyle czasu zastanawiała się, jak może
mieć nadzieję na zwycięskie konkurowanie z... samą sobą!

Jak Brent w ogóle mógł widzieć jej działania jako coś

wyjątkowego? Jej rodzice przyjęli go z otwartym sercem,
mimo że wiedzieli, że spokojnie mógłby być odesłany do
domu dziecka i przebywać tam, dopóki nie skończy
osiemnastu lat. Jako notoryczny uciekinier, znikający z
każdego przytułku, w którym go umieszczano i wielokrotnie z
tego powodu poszukiwany, bez specjalnych starań mógłby
być zatrzymany jako młodociany przestępca. Kiedy najstarszy
z przybyłych funkcjonariuszy policji potrząsnął głową z
powątpiewaniem, oświadczając, że nie wierzy w sens dawania
chłopcu jednej jeszcze szansy, jej ojciec zwrócił się do Brenta:

- Czy chciałbyś mieszkać tutaj z nami, synu?
Joy uczepiła się Brenta, ponieważ tylko ona czuła, jak

drżał, zanim postawił ją na ziemi i spojrzał w oczy jej ojcu.

- Chciałbym, panie Barton.
John i Bess Barton zaprowadzili Brenta na komisariat

policji, gdzie przyznano im tymczasową opiekę nad nim.
Następnego dnia rozpoczęli starania, aby go adoptować. To
oni wzięli na siebie odpowiedzialność wychowywania
bezdomnego chłopca, nie ona. Dla niej wszystko było proste,
od razu przywykła do myśli, że ma drugiego brata.

Teraz następne lata ona i Brent zżyli się bardzo, ale kiedy

stała się nastolatką, wszystko zaczęło się zmieniać. Najpierw
poczuła się zakłopotana jego nienaturalną wobec niej rezerwą.
Brent

zniszczył

otwartość

ich

stosunków

swoją

bezwzględnością, a wszystko do dlatego, że uważał za
niemożliwe położyć kres jej dzieciństwu.

background image

Ale ono i tak się skończyło i Joy przyrzekła sobie w

duchu, że poinformuje go o tym fakcie w nieodległej
przyszłości. Podniosła oczy i z zaskoczeniem spostrzegła, z
jaką intensywnością wpatrywał się w jej twarz.

- Gniewasz się na mnie - powiedział, po czym wstał i

przeszedł się po pokoju.

- Dlaczego?
Nie zdawała sobie sprawy, że oczy jej pociemniały z

oburzenia. - W ogóle nie interesuje cię, co ja czuję -
powiedziała, krzyżując dłonie na brzuchu.

- To nieprawda, kochanie.
- Czyżby? - Odetchnęła głęboko i z satysfakcją

zauważyła, że jego spojrzenie mimowolnie utkwione było w
napinającym się materiale na jej piersiach.

Poruszył się niespokojnie, odwracając się do niej to

jednym, to drugim bokiem i unosząc nogę, by nie dotknąć jej
nogi, po czym z ręką na oparciu kanapy i lekko wzniesioną
głową zapytał: - Jak się czujesz, Joy?

Wyczuwalna

w

jego

głosie

nutka rozbawienia

wyprowadziła ją z równowagi.

- Jak kobieta, nie jak dziecko!
- Prosisz, żebym to wypróbował? - popatrzył na nią spod

przymrużonych powiek, a ona odwróciła wzrok.

- A co byś zrobił, gdybym powiedziała: „Tak" - znowu

być uciekł?

- To był cios poniżej pasa.
- Wiem. Przepraszam.
- To ja powinienem przeprosić.
- Syndrom starszego brata, co?
Niecierpliwie machnął ręką. - Tak zamieszałaś mi w

głowie, że sam nie wiem, co myślę. Nie miałem czasu na
zastanowienie.

background image

Uniosła głowę na dźwięk jego głosu, jego intonacja

wydała się jej dziwnie nierówna. - Zatem, by użyć
wyświechtanego wyrażenia, jak ty się czujesz?

- Jak wodzony na pokuszenie.
- Nie denerwuj mnie!
- Chciałbym, żeby tak było - szepnął,
Nerwowo przeciągnęła dłonią po spódniczce. Była

spocona i materiał przylgnął do jej ciała niczym druga skóra.
Wydęła dolną wargę i potrząsnęła głową. - A ja chciałabym
zrozumieć, co masz na myśli.

- Pomyślałem właśnie, jak długo czekałem na tę chwilę,

Joy.

- Dlaczego? - spytała, czując że coś zaczyna dławić ją w

gardle.

- Bo nie zawsze to, czego chcemy, okazuje się dla nas

dobre, kochanie. Jestem dla ciebie za stary, zarówno wiekiem,
jak i doświadczeniem, ale ty nigdy nie mogłaś się z tym
pogodzić. Twoje uczucia do mnie zostały jakby
zdeformowane przez marzenia młodej panienki pragnącej
ramionami objąć cały świat. Nasze stosunki ucierpiały na tym,
ale jest to do naprawienia. Wniosłaś w moje życie ciepło,
które szaleńczo pragnę odzyskać, najdroższa. Chcę, żebyśmy
byli zawsze blisko siebie i myślę, że i ty tego potrzebujesz.
Kiedy nadejdzie czas, założysz rodzinę z chłopakiem, który
zapewni ci takie życie, jakiego ci życzę...

Rozwścieczyło ją to. - Życie, jakiego ci życzę?... jęknęła,

nie kryjąc rozczarowania. - A co będzie z moimi życzeniami,
Brent?

- Do diabła, to znaczy, że ty chcesz... mnie?
Jego słowa irytowały ją coraz bardziej, ale kiedy skrzywiła

się nerwowo, jego spojrzenie natychmiast złagodniało.

- Wiesz, Joy, cztery lata temu popełniłem błąd.

Powinienem przed wyjazdem dać ci próbkę tego, na czym, jak

background image

myślałaś, tak ci zależało. Gdybym to zrobił, spłoszyłoby cię to
i nie byłoby dziś tej rozmowy.

- To czemu tego nie zrobiłeś, skoro jesteś taki

wszystkowiedzący? - Potrząsnęła wyzywająco głową.
Zacisnęła pięści tak mocno, że paznokcie wbiły się jej w
dłonie. - A może się bałeś?

Widziała, jak zadrżały muskuły na jego twarzy. - Co

chcesz przez to powiedzieć?

Spojrzenie jego zmrużonych oczu przyjęła ze sztucznym

spokojem, choć żołądek skręcał się jej ze zdenerwowania. -
Myślę, że wiesz - odpowiedziała cicho.

Tym razem to Brent odwrócił wzrok, ale jego głos nic nie

stracił na ostrości, kiedy mamrotał pod nosem jakieś
przekleństwa. Zaśmiała się cichutko, ale nie osłabiło to jego
gniewu. Triumfowała, widząc, że on nie panuje nad sobą.

- Biedny Brent - wyszeptała, a kiedy potrząsnęła głową,

włosy rozsypały się jej na ramiona. - Nie używałeś Beth jako
tarczy, żeby chronić mnie, lecz żeby chronić siebie. Nasze
stosunki miałeś zaszufladkowane, ładnie opakowane i
opatrzone stosowną etykietką. Kiedy zaczęłam wyłamywać się
z szablonu, który dla mnie stworzyłeś, przeraziło cię to, może
nie? Jak długo byłam przekonana o twojej miłości do Beth,
mogłam uważać napięcie między nami za twór mojej
wyobraźni, ale teraz już tak nie myślę. Wydaje mi się, że
jesteś zdecydowany zmusić mnie, żebym spojrzała prawdzie
w oczy, ale ja sądzę, że ty powinieneś zrobić to samo. Łączące
nas uczucie pochodziło na równi od nas obojga, od ciebie tak
samo, jak ode mnie. Przychodzi mi na myśl tylko jeden
powód, dlaczego nie dałeś mi próbki - jak to bez ogródek
określiłeś - tego, czego chciałam. Za bardzo bałeś się swoich
własnych uczuć, nieprawda? Bo pragnąłeś mnie tak samo, jak
ja ciebie.

background image

Brent zbladł. Patrząc w jego oczy, miała wrażenie, że nie

jest w stanie oddychać w normalnym rytmie, serce waliło jej
szaleńczo. Zwilżyła językiem wyschnięte wargi. Brent położył
rękę na jej karku i zaczął pieścić kciukiem wrażliwe miejsce
pod ciężką falą jej włosów.

- Pragnąłeś mnie - wyszeptała - i nadal pragniesz.
W jego oczach wyczytała odpowiedź, delikatnie położyła

mu rękę na piersi. Przez koszulę czuła ciepło jego ciała.
Podniosła oczy na rozpięty kołnierzyk, z którego bielą ostro
kontrastowała opalona szyja. Jej oddech stopniowo się
uspokajał.

- Myślę, że oboje nie jesteśmy do tego gotowi, Joy.
Jego twarz przybrała surowy wyraz, ale nie mógł

opanować drżenia mięśni wokół ust Wpatrywała się
zafascynowana w to zdradliwe pulsowanie. Brent utkwił oczy
w jej wilgotnych ustach. Wstrzymując oddech, chwycił ją za
rękę. ich spojrzenia skrzyżowały się: jego - pytające, jej -
zdecydowane.

- Myślę, że jesteśmy, Brent.
- Udowodnij mi to - wyszeptał schrypniętym głosem.
Jej dłoń powoli podniosła się i zaczęła głaskać czarne

kręcone włosy na jego karku. Pochylił ku niej głowę, a Joy
zamknęła oczy. Jego usta musnęły ją przelotnie, nie dając jej
pełnej satysfakcji. Rozgorączkowana wpiła palce w jego
włosy w przypływie emocji. Ale jego usta wciąż tylko ją
drażniły i prowokowały, a język dotykał jej warg. Oczekiwał
odpowiedzi, rozchyliła więc wargi w bezgłośnym zaproszeniu.

Namacalnie wprost czuła pulsujące w nim napięcie, ich

podniecone oddechy połączyły się nareszcie w jednym rytmie.
Jego język wdarł się do jej ust, a całe ciało zareagowało na tę
napaść nowym dreszczem pragnienia. Trzymając ją w
ramionach, obrócił się, położył ją na kanapie i sam wyciągnął
się na niej. Ciężar jego ciała, gdy tylko poczuła, jak się do niej

background image

przytula, obudził w jej żołądku nie zaspokojone pożądanie.
Rozgorączkowany całował jej powieki, policzki, napięte
mięśnie wokół ust, a namiętność malująca się na jego twarzy
uczyniła ją jeszcze piękniejszą. Pochyliła głowę, wzdychając z
rozkoszy, gdy jego język zanurzył się w jej uszku, drażniąc ją
i podniecając. Z całej duszy pragnęła tych wszystkich wrażeń,
które w niej wyzwalał, pobudzając ją coraz to mocniej i
mocniej, aż w końcu zalała ją fala rozkoszy, opanowując bez
reszty jej wiotkie ciało.

Palce Joy prześlizgnęły się niespokojnie po mocnej szyi

Brenta, jej pragnienie dotykania go, kontaktu z nim, było
niemal nie do zniesienia. Jęczała cichutko z zawodu, gdy jej
dłonie zaciskały się i puszczały jego ramiona, natrafiając na
materiał, który oddzielał ją od jego silnego, gładkiego ciała.
Podnosząc się lekko, Brent szarpnął gwałtownie guzki swojej
koszuli, tak że cała rozerwała się, odsłaniając nagi tors.
Poczuła jego szept na swoich wargach - Chcę żebyś mnie
dotykała, dotknij mnie...

Skwapliwie spełniła jego prośbę, przebiegając namiętnie

palcami po wilgotnej skórze jego ramion, gładząc tam i z
powrotem porośniętą szorstkimi włoskami jego szeroką pierś.
Ale Brentowi nie wystarczyły te pieszczoty, teraz to on
pragnął więcej. Ze zduszonym okrzykiem ścisnął jej
nadgarstek w gwałtownym pragnieniu bliskości.

- Tak - dyszał spragniony jej ciała, przyciskając jej dłonie

do swoich bioder. - O Boże, tak, tak!

- Joy nie potrzebowała dalszych ponagleń, z uczuciem, że

płomienie nie do opanowania przenikają ją całą od czubków
palców po samą istotę jej duszy, odkryła również jawną
oczywistość i siłę jego pożądania. Cały dygotał, czuła na swej
przyciśniętej jego ciężkim ciałem ręce przechodzące go
dreszcze.

background image

- Och, tak dobrze - oddychał ciężko wprost do jej ust, ich

oddechy rozkosznie łączyły się we wspólnej frazie. -
Kochanie, och, kochanie, nie przerywaj!

- Brent, dotykaj mnie..., błagam!
Cały rozpalony, nie potrzebował dodatkowej zachęty, by

zsunąć jej z ramion luźną bluzkę. Jej kremowa pierś osłoniła
się przed nim spragniona jego dotyku i Joy krzyknęła głośno,
kiedy jego kciuk błądził kolistymi ruchami po jej
nabrzmiewającym z rozkoszy stuku, przykrytym tylko
koronkową mgiełką stanika. Gdy jego pewne ręce
oswobodziły ją i z tej osłony, zadrżała mocno z gorączki,
która rozpaliła jej żyły. Do granic możliwości podniecała ją
jego bliskość, jej zaróżowione sutki naprężyły się jeszcze
bardziej w niemym oczekiwaniu, a jego głośne, chrapliwe
dyszenie rozbrzmiewało echem w cichym pokoju.

- Jakie to piękne! - powiedział stłumionym głosem.
- Joy spojrzała w dół i zdążyła jeszcze zobaczyć jego

język wijący się w pieszczocie nad wierzchołkiem jej piersi.
Niezwykłe wrażenie, jakiego doznała, widok jego głowy
wtulonej w nią i tak silnie odcinającej się od bieli jej ciała, to
wszystko spowodowało, że krzyknęła głośno w spazmie
erotycznej rozkoszy, która rozbudziła jej zmysły. Ze
zdumiewającą łatwością przeskoczyli oboje nad przepaścią,
wydawałoby się nie do przekroczenia, jaką kiedyś wykopali
między sobą, ale z nich dwojga, to Joy była lepiej
przygotowana, by poradzić sobie z pozostałościami minionych
nieporozumień.

Tak długo czekała na ten moment, by wreszcie znaleźć się

w jego ramionach, a jej tęsknota wzrastała tylko nie
zaspokojona przez wszystkie te lata. Teraz jej marzenia ziściły
się i uchwyciła się tej podarowanej przez los rzeczywistości z
całą swoją żarliwością i zapałem. Czuła się tak, jak gdyby jej
ciało miało zawsze płonąć z niepohamowanej żądzy pod

background image

wpływem jego dotyku i z niewinnym poddaniem się, a przy
tym całkowicie świadomie, odsuwała od siebie dokuczliwy,
uporczywy głos nakazujący ostrożność. Zamiast tego wygięła
swe ciało w łuk w stronę jego ciała.

- Pragnę cię - wyszeptała złakniona, rzucając głową

gwałtownie z boku na bok. - Tak bardzo cię pragnę!

Gdy tylko dźwięk jej głosu przeniknął do świadomości

Brenta, usiadł nagle i drżącą ręką przesunął po jej włosach.
Szaleństwo, które rozpaliło mu krew, zgasło błyskawicznie w
jego oczach, prawie tak szybko jak nadzieja rozpłomieniająca
jej serce. Chwilę przedtem była kobietą istniejącą dla
mężczyzny, którego kochała. Ale rzeczywistość stanęła
między nich i Joy została zepchnięta do zakamarków pamięci
Brenta.

Starała się spokojnie wciągać powietrze do płuc, ale

zaskoczona nagłością jego odwrotu, nie mogła przestać
dygotać. Walczyła ze swoim zmieszaniem, tak jakby jeszcze
raz była zmuszona do pokonania stanu zawieszenia między
statusem kobiety, za jaką się uważała, a statusem dziecka,
którym pozostała jego zdaniem. Intuicyjnie rozumiała, że jego
złość nie jest wymierzona przeciwko niej, że jest zły tylko na
siebie, ale świadomość tego faktu nie czyniła sytuacji
łatwiejszą do zniesienia.

Była już zupełnie spokojna, gdy zerwał się na równe nogi i

zmiąwszy w ustach jakieś przekleństwo wrócił na swoje
poprzednie miejsce przy oknie. Jego plecy wzniosły między
nimi ścianę milczenia i Joy zapomniała niemal o własnym
cierpieniu powodowana chęcią złagodzenia jego bólu.

- Ja..., ze mną wszystko w porządku - wyjąkała cichutko,

w pośpiechu poprawiając na sobie ubranie i wstając z kanapy.

- Co mówisz, biedna, zbrukana niewinna istotko? -

roześmiał się chrapliwie, pocierając kark, drżącymi palcami. -
Możesz czuć się dumna z tego, że jesteś w porządku. O Boże -

background image

mówił dalej cicho, a w jego głosie brzmiało niedowierzanie. -
Pragnąłem cię tak bardzo, że prawie nie mogłem się
opanować.

- Ale się jakoś opanowałeś...
- Nie chciałem tego. Czy to nie wystarczy?
Podeszła wolno do niego, patrząc mu prosto w oczy. - A

co w tym złego?

- Nawet twoje spojrzenie jest już inne - odparł - i nie będę

mógł nigdy sobie tego wybaczyć.

- Nie ma w tym wcale twojej winy - krzyknęła,

przerażona jego badawczą analizą jej rysów twarzy,

- Byłaś małą dziewczynką bawiącą się w swoją dziecinną

grę, a ja zmusiłem cię, byś gwałtownie dorosła. Jeśli może być
w tym jakaś pociecha, to bądź spokojna, że pogardzam za to
samym sobą. Do licha, jestem dojrzałym mężczyzną!
Powinienem umieć nad sobą panować!

- Brent, nie mów tak!
Nawet nie słyszał jej wymówek. Widziała, że będzie

musiała uświadomić mu, jak nierozsądne jest jego podejście. -
Przestaliśmy przecież. Nie stało się żadne nieszczęście -
dodała - na razie.

- Czy nie jesteś zbyt młoda, żeby to w ogóle rozumieć?
- Oczywiście, że rozumiem to. Całowaliśmy się i dotykali

i nie widzę niczego złego w tym, że każde z nas wyrażało
swoje uczucia wobec drugiego.

- Jak wielu mężczyzn robiło to samo?
- Jak możesz w ogóle mnie o to pytać? - Jej drżący głos

zamilkł, gdy tylko zauważyła ponury błysk w jego oczach.
Uświadomiła sobie, że wpadła w pułapkę spowodowaną siłą
swego własnego oburzenia.

Z westchnieniem wypuściwszy powietrze, starał się

uspokoić ją jakoś. Spoglądając w dół na jej nerwowo
splecione palce i chaotyczne ruchy jej rąk, powiedział: - A

background image

jednak, Joy, stało się coś złego. To, co zrobiłem, jest nie do
wybaczenia i niczego nie pragnąłbym goręcej, jak tego, by się
to w ogóle nie wydarzyło!

- Och, jak możesz sobie tego życzyć? - krzyknęła,

gwałtownie potrząsając głową. Jego oczy rzucały niebieskie
błyski, które przyprawiały ją o utratę tchu. - Czułbym się
wtedy bezpieczniejszy - odpowiedział.

Głos się jej łamał, ale udało jej się zapanować nad nim po

prostu siłą woli. - To bardzo dziwne, nie widzę tu żadnego
niebezpieczeństwa.

- Naprawdę nie widzisz? - Roześmiał się głośno, ale w

jego śmiechu nie było rozbawienia. - Byłaś bardzo
podniecona. Czy wyobrażasz sobie, że mogłabyś czuć się tak
znowu? Nie jest trudno ugasić taki rodzaj płomienia, jaki
rozpalił każde z nas dziś wieczorem, ale przymykać na to oczy
i udawać, że nic się nie stało, że nic się więcej nie stanie, to
nie jest właściwy sposób rozwiązania tego problemu.

Jego sarkazm rozdzierał jej serce. Liczyła jednak, że

stopniowo, cierpliwością osiągnie swój cel. Ze zduszonym
łkaniem zakręciła się w miejscu i przebiegła przez pokój.
Zanim udało jej się dopaść drzwi, zatrzymały ją jego silne
ramiona, skutecznie uniemożliwiając ucieczkę.

- Och, Joy, nie odchodź - wymruczał, tuląc ją

uspokajająco do siebie.

- Drogi panie, ja tylko chcę dla ciebie jak najlepiej, nie

możesz tego zrozumieć? - krzyknęła udręczona.

Z

westchnieniem

świadczącym

o

całkowitym

psychicznym wyczerpaniu oparła się na nim, uspokojona na
chwilę w jego silnym uścisku. Ale wkrótce jego ramiona
stężały, i nowe, ale już znane uczucie ogarnęło ją znowu. Nie
miała siły, by opanować swoje reakcje i instynktownie
przylgnęła do niego. Jej miękko zaokrąglone pośladki
odczuwały ciepło jego podniecenia, kiedy próbowała

background image

wygodnie usiąść między jego rozchylonymi udami. Przez
dłuższą chwilę kołysali się tak w milczeniu w naładowanej
elektrycznością ciszy, a wszystkie jej zmysły reagowały na to
nowym przypływem pożądania.

- Teraz rozumiesz? - wyszeptał, delikatnie całując ją w

kark.

- Tak - jęknęła i zamknęła oczy, bezsilna wobec tej fali

namiętności.

- Więc proszę cię..., odsuń się..., proszę !
Zrobiła to i odwróciła się. - To tylko ty nie chcesz spojrzeć

prawdzie w oczy, Brent! Możesz rozdzielić nas tysiącami mil,
jak to zrobiłeś cztery lata temu, ale to nic nie zmieni. Kocham
cię i pragnę cię.

- Joy, jak...
- Nie - przerwała, kładąc mu palec na ustach. - Twoim

zdaniem jestem za młoda, żeby się z kimś wiązać, ale ty
właściwie mnie nie znasz. Jestem w pełni zdolna podejmować
moje własne decyzje, bez pomocy twojej lub czyjejkolwiek.
Dzisiejszy wieczór upewnił mnie tylko o sile moich uczuć do
ciebie. Nigdy nie pragnęłam innych ramion niż twoje i nie
wstydzę się tego, co się dzisiaj stało. Fizyczne pożądanie
między nami jest zbyt silne, żeby to inaczej wytłumaczyć,
wszystko jedno jak długo będziesz się o to starał. Staliśmy się
sobie psychicznie obcy, ale być może z czasem znów się
poznamy.

Zostawiła go stojącego na środku pokoju, jego milczenie

szło za nią jak przytłaczająca fala. Kiedy wchodziła po
schodach na górę, czuła na plecach jego spojrzenie, ale nie
odwróciła się. Była zbyt mocno przejęta odkryciem, z którym
wreszcie postanowiła się zmierzyć.

background image

Rozdział 3
- Skończyłaś te sprawozdania dla pana Wellesa, Joy?
- Leżą na jego biurku.
Joy odetchnęła z ulgą. Zbyt często dzisiaj miała kłopoty ze

skupieniem się na pracy i zbyt często napotykała pytający
wzrok Grace. Joy wiedziała, że Grace jest zaintrygowana jej
niezwykłym roztargnieniem, ale po prostu nie mogła
rozmawiać z przyjaciółką o przyjeździe Brenta.

Być może jej rezerwa była najrozsądniejszym wyjściem z

sytuacji. Grace była bardzo wścibska i Joy nie mogłaby po
prostu wspomnieć o przyjeździe Brenta i spokojnie wrócić do
swoich zadań. W dodatku już same wspomnienia burzliwych
wydarzeń minionej nocy wystarczająco źle wpływały na jej
pracę. Szczęśliwie udało się jej położyć raporty na temat
okolic Los Angeles na biurku pana Wellesa tuż przed piątą,
kiedy zwykle kończyli pracę. Gdy wsunął dokumenty do
teczki i nagrodził ją jednym ze swych rzadkich uśmiechów,
poczuła, że jej wysiłki zostały docenione.

Nagle uświadomiła sobie, że Grace coś powiedziała. Joy

spojrzała na nią nieobecnym wzrokiem.

- Co mówisz?
- Powiedziałam, dziewczyno - Grace wpatrywała się w

nią uważnie - że Norman chciał przejrzeć te raporty podczas
weekendu - dodała, zarzucając na ramiona dzierganą chustę,
ponieważ zbierała się już do wyjścia. - Był bardzo
zadowolony z twojej pracy, Joy.

- Mógł być zadowolony tylko z ciebie, Grace - przyznała

wspaniałomyślnie Joy. Wstała i odrzuciła włosy ręką do tyłu. -
W dodatku, kiedy pracowałam, ty odbierałaś telefony. Nie
myśl, że niezauważyłam twoich kuglarskich sztuczek. Zanim
zdążyłam podnieść głowę, ty już trzymałaś słuchawkę.

Grace jak zwykle powoli skierowała się do drzwi, lekko

uśmieszek był jej jedyną reakcją na komplementy Joy.

background image

- Miłego weekendu - powiedziała na pożegnanie.
Słowa Grace dźwięczały jej w uszach przez całą drogę do

domu. Im bardziej zbliżała się do celu, tym większe
odczuwała podniecenie na myśl o całym weekendzie w
towarzystwie Brenta. Zaparkowanie samochodu na podjeździe
nie zajęło jej dużo czasu, ale kiedy szła przez trawnik do
domu, nogi jej drżały. Jak on zareaguje, po tym co zaszło
między nimi wczoraj wieczorem?

Od czasu, kiedy rozstali się na dole, nie widziała go już

przez resztę nocy Trochę liczyła na to, że Brent stanie w
drzwiach, założyła nawet świeżą pościel na łóżko w jego
dawnym pokoju, ale on zamknął się u ojca.

W domu było tak cicho, jakby była sama. Kładąc się spać,

usiłowała zdławić w sobie myśl, że on unika jej celowo.

- Brent?
Odpowiedziało jej tylko echo. Zaniepokojona zawołała go

jeszcze raz i szybko przeszukała pokoje na parterze.
Prześladowało ją wspomnienie jego nagłego wyjazdu przed
czterema laty.

- Na Boga, Joy, co się stało?
Jego zaspany głos dochodził z półpiętra. Joy oparła się o

poręcz, próbując opanować nierówny oddech. Brent miał
włosy w nieładzie, jego ciało okrywał kasztanowatego koloru
szlafrok, a w jego spojrzeniu widoczne było zakłopotanie.

- Myślałam, że wyjechałeś - westchnęła, pochłaniając

wzrokiem jego nagość, która z nieświadomą zmysłowością
rysowała się pod tym ubiorem, jedynym, jaki miał na sobie.

- Bez pożegnania? - skrzywił się z dezaprobatą. -

Powinnaś znać mnie lepiej, Joy.

- Ty... bardzo się wczoraj zdenerwowałeś, a dzisiaj rano...
- Dzisiaj rano i przez dużą część dnia nie istniałem dla

świata - powiedział, pocierając dłonią policzek. - W ostatnim
czasie niemal nie sypiałem.

background image

Starannie odmierzając krok, weszła po schodach.

Zbliżając się do niego, coraz wyraźniej dostrzegała oznaki
wyczerpania na jego twarzy - Dlaczego nie położysz się z
powrotem do łóżka? - powiedziała zaniepokojona jego
wyglądem.

- Zrobię obiad i przyniosę ci do pokoju na tacy.
Potrząsnął głową i uśmiechnął się niepewnie, pocierając

palcem zarost na policzkach. - To chyba nie jest aż tak
wspaniały pomysł. Dlaczego na przykład nie mógłbym cię
zaprosić na obiad do restauracji?

- Matka zostawiła trochę zupy w lodówce, nie byłbyś

więc skazany na moje umiejętności kulinarne.

Jej oddech stał się krótszy. Cofnęła się nieznacznie, gdyż

ciepło jego ciała znów oddziaływało na jej zmysły. Była
zmieszana, wiedząc w jakim kierunku zmierzają jej myśli. Nie
mogła patrzeć na kręcone włoski na jego klatce piersiowej, nie
przypominając sobie jak ich dotykała, a widok jego szyi
przywoływał jej w pamięci rytm jego pulsu, który wyczuwała
wczoraj spragnionymi ustami.

- Nie martw się - szepnął widząc jej zakłopotanie - nie

mam zamiaru rzucić się na ciebie.

- Wcale tak nie myślałam.
Wymamrotał coś niezrozumiałego i odwrócił się w stronę

łazienki. - Przepraszam - powiedział opierając się ciężko o
ścianę. - Nie jestem w tej chwili w najlepszym nastroju.
Potrzebuję trochę czasu, żeby doprowadzić się do porządku.
Spotkamy się na dole.

Zniknął za drzwiami, a Joy poszła do swojej starej

sypialni. Starannie zamknęła drzwi. Kiedy włączyła światło,
spostrzegła, że drżą jej ręce, ale postanowiła przejść do
porządku nad tą oznaką słabości. Aby uwolnić swe myśli od
przytłaczającej obecności mężczyzny, z którym się właśnie

background image

rozstała, zaczęła się rozglądać po swym tymczasowym
schronieniu.

Skrzywiła usta w smutnym uśmiechu. Nie znalazłaby

zapomnienia w tym pokoju, który znała od dziecka.
Odmalowany na biało, wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy,
kiedy miała dwanaście - trzynaście lat. Wtedy zdobiły go biało
- różowe falbanki, które uważała wówczas na synonim
elegancji.

Jednak pod koniec tego okropnego lata nagle nabrała

gwałtownej niechęci do swego otoczenia i postanowiła
zmienić wygląd swego pokoju. Jej awersja była tak silna, że
nadal nienawidziła koloru różowego. Wiedziała, że te
odczucia nie miały sensu, ale dzięki nim szybko doszła do
wniosku, że dotychczas jej umysł nie funkcjonował zgodnie z
zasadami logiki.

Oglądała nadal swój dawny pokój z krytyczną uwagą. Był

to gabinet utrzymany w kolorach czarnym i białym, rezultat
jej przemeblowania, mówiąc szczerze, nie był nadzwyczajny.
Rodzice nie znosili zmian i Joy roześmiała się głośno, kiedy
przypomniała sobie zaszokowane niedowierzanie, którego jej
matka nie próbowała nawet ukrywać, kiedy po raz pierwszy
ujrzała nowy wystrój pokoju córki. Pełno tam było ogromnych
biało - czarnych poduszek odcinających się od absolutnej bieli
ścian. Joy namówiła też ojca do zmiany tradycyjnego
francuskiego umeblowania na nowoczesne, lekkie meble
szwedzkie. Z bezlitosną konsekwencja przystąpiła do
malowania ich na biało i czarno, zgodnie ze swoją wizją
całości. Biało - czarne sznury koralików zawisły w oknach
zamiast ciężkich zasłon, a jedynym ukłonem w stronę
upodobać Bessie Barton i odpowiedzią na jej protesty były
obramowane frędzlami firanki.

Joy potrząsnęła głową, z politowaniem w sercu myśląc o

zagubionej nastolatce z głową pełną zamętu, która sądziła, że

background image

uda jej się zmienić, jeśli tylko przerobi swoje otoczenie.
Wspomnienie tych pensjonarskich marzeń było dla niej
bolesne. Wolno, bez cienie entuzjazmu zbierała świeże części
ubrania, z którymi poszła do bieliźniarki na korytarzu. Z
ręcznikiem w ręku i z płaszczem kąpielowym przyciskanym
kurczowo do piersi w nieświadomie obronnym geście,
pomaszerowała do łazienki rodziców, decydując się na
skorzystanie z zamontowanego tam prysznica.

Szybka kąpiel odświeżyła ją nieco, gdy jednak ubierała się

w kloszową koralową spódniczkę i elastyczną, odsłaniającą
gołe, opalona na złoty kolor ramiona górę, nadal nie mogła
pozbyć się przygnębienia. Wracając do swego pokoju, czuła
znamionujące początek bólu głowy gwałtowne pulsowanie w
skroniach. Apatycznie wsunęła na szczupłe stopy wiązane
rzemieniami na pięcie lekkie sandały. Przeszedłszy przez
pokój, stanęła przy oknie, bezmyślnie wpatrując się, jak
zmierzch łagodnie przechodzi w ciemność nocy. Gałęzi starej
wierzby, która królowała na tyłach domu, nie poruszał
najmniejszy nawet podmuch, żaden wietrzyk nie mącił
spokoju jej majestatycznego trwania. Joy ze smutnym
uśmiechem patrzyła na nią, widząc w niej jeden z symboli jej
dzieciństwa. Kochania wierzba, nie musi już dłużej cierpieć
zniewag deptana małą stópką przedzierającą się przez jej
konary, a jej listki nie muszą moknąć razem z małą
dziewczynką płaczącą z osamotnienia. Chociaż straciła brata,
który wyjechał z domu na studia, odjazd Keitha w niewielkim
tylko stopniu zakłócił bieg jej życia, dopóki Brent pozostawał
w domu. Bez wiedzy jej ojca przyjął pracę w pobliskim
garażu, planując, że zostanie tam tak długo, aż zarobi
dostatecznie dużo, by móc sfinansować za to swą dalszą
edukację.

Bez trudu przywołała w pamięci tę noc, gdy Brent wyjawił

im tę niesamowitą wiadomość. Keith wyszedł gdzieś z

background image

kilkoma kolegami, a pozostała czwórka członków rodziny
jadła właśnie kolację przy kuchennym stole. Mimo że była
wtedy zupełnie mała, od razu wyczuła narastające między
dorosłymi napięcie, gdy tylko Brent odsunął talerz i poprosił
jej rodziców, żeby porozmawiali z nim o jego wstąpieniu na
uniwersytet.

- Bezsensowny pomysł! - zaprotestował John Barton

słysząc o jego pracy. Odepchnął krzesło od stołu, aż
zazgrzytała niemiło wyłożona linoleum podłoga i rzucił
przybranemu synowi pełne dezaprobaty spojrzenie. - Jesteś
zbyt inteligentny, by zmarnować swoje zdolności.

- John, pozwól chłopcu powiedzieć wszystko - przerwała

jego żona.

Joy zsunęła się nie zauważona ze swojego krzesła i

podeszła do Brenta. Z wymuszonym uśmiechem dla dodania
sobie odwagi, wziął ją na kolana, zanim ponownie spojrzał jej
ojcu prosto w oczy.

- Nie wyobrażam sobie niczego, co on mógłby

powiedzieć, żeby przekonać mnie do bezczynnego
przyglądania się, jak on marnotrawi swą przyszłość,
wpuszczając się bezsensownie w jakiś ślepy zaułek! -
wściekał się dalej John.

- Ależ przekona cię, posłuchaj go tylko - powiedziała

Bess, nie ustępując. - Ja sama aprobuję jego plany na
najbliższe kilka lat i jeśli tylko pozwolisz mu spokojnie je
wyjaśnić, jestem pewna, że i ty wyrazisz na nie zgodę.

- Bessie - zamruczał urażony, jego gruby głos osłabł pod

wpływem zdziwienia - jak to, wiedziałaś o wszystkim i nie
powiedziałaś mi?

Twarz jego żony wyrażała skruchę, położyła rękę na jego

zaciśniętej pięści. - Wiedziałam, że Brent martwi się, jak sobie
damy radę wysyłając jednocześnie jego i Keitha na studia.
Brent jest dużo dojrzalszy od innych chłopców, którzy tak jak

background image

on skończyli osiemnaście lat i my, John, musimy się z tym
pogodzić. Dręczy się, bo nie chciałby być dla nas finansowym
ciężarem. Wiesz o tym równie dobrze, jak ja.

- Ależ nie próbuję urazić dumy mojego syna -

zaprotestował John, napotykając nieodgadnione spojrzenie
Brenta. - Kocham cię, chłopcze - drżenie w jego głosie
wzruszało u tak wielkiego mężczyzny - pragnę tylko twojego
dobra.

Brent przytknął na chwilę podbródek do główki Joy, tak

jakby czerpał siłę z jej bliskości. Potem zaczął mówić,
najpierw spokojnie, potem wprost nie mogąc zahamować
potoku słów cisnących mu się w podnieceniu na usta.
Opowiadał o swojej przeszłości i John i Bess mogli połączyć
sobie to, co mówił, malując przed nimi jaskrawy obraz swej
samotności i beznadziejnej pustki, z tym, czego się mogli
domyślać. Oczami duszy widzieli dziecko dorastające bez
jakiejkolwiek opieki czy troski o jego rozwój i rozumieli jego
głęboko krytą dumę, chroniącą go przed wrogiem,
opustoszałym światem i zastępującą inne, nie ujawnione
uczucia.

John był naprawdę poruszony. - Dlaczego nigdy przedtem

nam o tym nie mówiłeś?

- Kiedy wzięliście mnie do siebie, nie pragnąłem niczyjej

litości - odparł Brent. - Nic wierzyłem w szczerość miłości, z
którą spotkałem się w tym domu. Nie ufałem nikomu, i to
niezależnie od tego, jak się o mnie troszczyliście. Nikomu,
poza moją małą Kędzierzawą Główką. - Rozburzył jej włosy,
uśmiechając się szeroko, gdy wtuliła się bardziej w
zagłębienie jego ramion. Spoważniał znowu, a jego spojrzenie
wróciło z powrotem do przybranych rodziców.

- Ja nie wyrzekam się niczego, tato. - Jego głos ochrypł

tak bardzo, że ledwo można było odróżnić poszczególne
słowa. - Spędziłem tyle lat w różnych bezosobowych

background image

zakładach, że nie potrafię teraz zamienić jedynego domu,
który kiedykolwiek miałem, na żaden inny. Wiem, że
rozczarowała was moja decyzja pozostania w domu i płacenia
za swoje utrzymanie, dopóki nie uskładam pieniędzy na
szkołę. Ale proszę, zrozumcie mnie, nie mogę zrobić inaczej.

Bess odwróciła się tyłem do nich i zajęła się zupełnie

niepotrzebnym w tej chwili zmywaniem naczyń. John wstał od
stołu, nie patrząc w ogóle w kierunku Brenta, zaczął wolno iść
w stronę drzwi. Otworzył je i zawahał się, nie wiedząc, co ma
dalej robić, z głębi jego krzepkiego ciała z trudem wydobywał
się urywany oddech. - Rozumiem - powiedział wreszcie,
stłumionym, zachrypłym głosem. - A ty, Brent?

- Tak, ojcze!
John powoli odwrócił do niego głowę, a ramiona Brenta

mocniej objęły Joy, gdy ujrzał ślady łez w oczach ojca.

- Nie ma mowy o tym, byś nam cokolwiek płacił za

utrzymanie czy mieszkanie, całkowicie wystarczy, jak
pomożesz w domu. Życzę sobie, żebyś każdy zarobiony cent
odkładał na swoje studia. Czy dobrze mnie zrozumiałeś?

Tak, ojcze, ale...
John przerwał jego protesty, patrzył na swoje stwardniałe

od pracy ręce, tak jakby nigdy ich przedtem nie widział. -
Jeszcze chwilę temu mówiłeś do mnie: „tato" - dodał ze
ściśniętym ze wzruszenia gardłem - chcę, żebyś widział... -
Głos zamarł mu zupełnie. Rzucił desperackie spojrzenie żonie.
Bess pilnie wpatrywała się w fałdy swojego fartuszka.
Chrząkając głośno, dokończył: - Będę z ciebie dumny, synu,
jeśli zdecydujesz się pracować na swoje utrzymanie równie
trwale, jak twój stary ojciec!

Kiedy Joy miała dziesięć lat, Brent spełnił w końcu

pokładane w nim przez Johna nadzieje. On także opuścił dom,
wyjeżdżając na studia i Joy poznała wtedy wszystkie katusze
samotności. Z adorowanej ulubienicy stała się opuszczonym

background image

przez starszych braci dzieckiem i nawet obietnice Brenta, że
będzie jej przysyłał prezenty i listy, nie mogły uśmierzyć jej
bezbrzeżnego smutku. Kiedy jego stary, osobiście przez niego
wyremontowany samochód był już załadowany i kiedy
ostatnie „do widzenia" zostało wypowiedziane, ojciec musiał
uwolnić Brenta z uścisku jej małych rączek.

Joy odwróciła się z westchnieniem od okna. Te tak żywe

wspomnienia wzbudziły w niej wewnętrzny niepokój, którego
nie była w stanie opanować. Musiała użyć całej siły woli, jaka
jej jeszcze pozostała, żeby zejść na dół i wziąć się za
przygotowywanie jedzenia. Chociaż nie była głodna i
powiedziała sobie, że Brent jest całkowicie zdolny przyrządzić
sobie coś sam wspomnienie śladów wyczerpania na jego
twarzy nie pozostawiało jej innego wyjścia niż ugotowanie
obiadu. Kiedy weszła do gabinetu ojca i zobaczyła Brenta
półleżącego w fotelu, pogrążonego w niemal narkotycznym
śnie, zrozumiała, że miała rację niepokojąc się o niego.
Pokonała przypływ czułości, mimo że miała wielką ochotę
odgarnąć mu lok z czoła, uciekła biegiem z pokoju. Kiedy już
znalazła się w kuchni, okazało się, że z pozostawionych tam
przez mamę produktów będzie mogła przyrządzić całkiem
przyzwoity posiłek. Do ulubionej emaliowanej wazy mamy
nalała domowego rosołu z kurczaka i postawiła ją na środku
szklanej płyty drewnianego wózka do podawania potraw,
dodała do tego chrupiące bułeczki z masłem oraz sałatę, w
nadziei, że to wystarczy, by zaspokoić głód Brenta. O sobie
nie myślała w ogóle. Nawet zapach podgrzewanej zupy nie
zdołał wyzwolić jej silnego zazwyczaj apetytu.

Dźwięk pchanego po wypolerowanej klepce z twardego

drewna wózka na kółkach, który Joy ciągnęła po korytarzu,
obudził Brenta. Obrzucił ją badawczym spojrzeniem, gdy
wchodziła z jedzeniem do pokoju. Ona natomiast nie patrzyła
na niego w ogóle, kierując całą swą uwagę na znajome

background image

wnętrze ojcowskiego pokoju, tak jakby to tak bliskie serce
otoczenie mogło dodać jej otuchy Czerpała pociechę z widoku
pólek na książki z matowego drewna, dywanowej wykładziny
barwy starego złota i skórzanych foteli.

- Widzę że naszemu ojcu udało się w końcu zrealizować

swoje marzenia - powiedział

Brent, przełamując ciążącą im obojgu ciszę.
Uświadomiła sobie skonsternowana, że Brent nie miał

okazji wiedzieć przedtem tego pokoju. Niedobrze się stało, że
Brent, tak ważną przecież odgrywający rolę w ich życiu
napotkał po swoim powrocie tyle zmian w domu, który
pamiętał tak dobrze.

Popchnęła wózek w stronę baru w głębi pokoju. Starała się

jak mogła, żeby zmniejszy panujący wciąż między nimi
niepokój. Nie było jego winą, że nie mogła zapomnieć, o tym
jak trzymał ją w ramionach. Opanowując swój nieregularny
oddech, starała się stawić czoło jego nonszalancji.

- Znasz tatę - szepnęła odwrócona do niego tyłem i zajęta

rozstawianiem nakryć. - Zawsze zaklinał się, że musi mieć
samotnię, w której mogłyby się schronić przed wrzaskliwymi
hordami dzieciaków.

- Pisał mi, że ma coraz to nowe plany urządzenia tego

pokoju - zauważył Brent, który podniósł się i stanął obok niej.

- Mówił, że czekał na to, aż podrośniemy, ponieważ

byłby wściekły, gdyby matka urządziła zamiast gabinetu
pokój dziecinny.

- To do niego podobne - roześmiała się Joy.
Brent usadowił się na jednym z wysokich stołków

barowych. Zaczęli jeść. Joy z trudem powstrzymała uśmiech,
kiedy Brent szybko skończył swoją porcję, sięgnął po łyżkę
wazową i ponownie napełnił miseczki do zupy. Chociaż jego
maniery były bez zarzutu, pochłaniał jedzenie z apetytem
młodego chłopczyka.

background image

- Matka też do mnie napisała - powiedział Brent ze

śmiechem, odkładając wreszcie łyżkę. - Kiedy ojciec
dobudował ten pokój, mama była przekonana, że pójdą z
torbami.

Joy kiwnęła potakująco głową. Rozmowa o rodzicach

odprężyła ją. W policzkach pojawiły się dołeczki. Mogła
wreszcie

swobodnie

patrzeć

w

jego

rozradowane

wspomnieniami oczy. - Szkoda, że cię przy tym nie było,
Brent. Mówię ci, chwilami wyglądało to jak trzecia wojna
światowa. Mógłbyś pisywać znakomite korespondencje z pola
walki. Kiedy przychodziłam z wizytą, zdawało mi się, że ze
ścian emanuje wrogość i miałam wrażenie, że nasi rodzice
będą musieli skorzystać z usług Keitha jako prawnika, zanim
to wszystko się skończy.

- Nie pamiętam, żeby tata kiedykolwiek był taki uparty -

zauważył.

Roześmiała się. - Zwykle ulega matce, ale tym razem

uznał chyba, że jego stanowczość będzie testem jego
męskości. W końcu uzyskał swój bar, ale zwycięstwo dużo go
kosztowało. Matka wciąż nie chce postawić tu stopy, więc i
tata spędza tu niewiele czasu.

- A ty masz własne mieszkanie, prawda? Pamiętam, że

zaskoczyło mnie, kiedy przeczytałem w liście od matki, że się
wyprowadziłaś. Jak ci się żyje na własnych śmiechach?

Wzruszyła ramionami, ale jej spojrzenie wyrażało

entuzjazm. - Na początku czułam się samotna, ale teraz
kocham wolność. Spojrzał na nią przenikliwie i opuścił wzrok
na gładką powierzchnię baru.

- Nie brakowało ci rodziców nasłuchujących, jak rano o

wczesnej godzinie wchodzisz na palcach po schodach?

Zesztywniała, słysząc tę niezbyt subtelną insynuację.
- To prawda - powiedziała z promiennym uśmiechem, tak

przesłodzonym głosem, że jego brzmienie doprowadziłoby do

background image

szału każdego, najmniej jednak Brenta. - Wesoła panienka, to
właśnie ja!

- No wiesz, nie miałem nic takiego na myśli.
- Czyżby? - warknęła. - Może było to dla mnie lepiej, że

te cztery lata spędziłeś poza domem, Brent. Mając tak
archaiczne poglądy na życie, znalazłbyś sposób, żeby
przekonać mamę i tatę o niestosowności mojego
zamieszkiwania poza ich domem. Ale ja już od trzech lat mam
dobrą pracę, płacę czynsz w terminie, a nawet do tego stopnia
wiążę koniec końcem, że kupiłam sobie własny samochód.

- Joy, ja...
- A ponadto - przerwała mu, a w jej oczach zamigotały

iskierki gniewu - nie jestem tym małym, naiwnym
głuptaskiem, za jakiego mnie uważasz. Nie sypiam z
mężczyznami, ale nie wyobrażaj sobie, że to dlatego, że nikt
mi tego nigdy nie proponował. Byłam zbyt zajęta pracą, żeby
starczyło mi czasu na romanse. Awansowałam z młodszej
maszynistki na asystentkę sekretarki prezesa dużej firmy
elektronicznej i osiągnęłam to tylko ciężką pracą. Zdobyłam
poczucie własnej wartości, ale zapewniam cię, zawahałabym
się oddać ukochanemu mężczyźnie.

- Jak na osobę, która nigdy nie była z mężczyzną w łóżku,

jesteś strasznie pewna siebie.

- Czy to z tego powodu nie mogłeś dokończyć tego, co

zacząłeś?

Joy zadrżała, zaskoczona swym własnym okrucieństwem,

ale nie wycofała bolesnego oskarżenia. Przykrość, jaką
sprawiło jej brutalne przerwanie pieszczot, wzbudziła w niej
irracjonalne oburzenie. Potrzebowała czegoś, co przesłoniłoby
dręczące ją poczucie odrzucenia.

- Nie jesteś aż tak niewinna! - odparł Brent. - Myślę, że

wiesz, że jak najbardziej byłem w stanie dokończyć tego, co
zacząłem.

background image

Zmysłowość tych słów dotknęła ją do żywego. Pamiętała

przecież wyraźną oczywistość jego męskości, naprężonej pod
jej zaciekawioną ręką. Pożądanie, jakie wtedy odczuwała było
silniejsze niż kiedykolwiek, ale Brent przypominał jej teraz z
obrzydliwym cynizmem, że to, co było dla niej chwilą
wyjątkowego odkrycia, dla niego nie było bynajmniej tym
samy. On kochał się już z wieloma innym kobietami. Na myśl
o tym straciła do reszty panowanie nad sobą.

Roześmiała się, żeby ukryć szloch. - Innym słowy, był to

tylko nieświadomy odruch każdego normalnego mężczyzny
wobec zbyt napalonej baby? Nie martw się, Brent. Pochlebiam
sobie, że szybko się uczę.

Jego ręka przytknięta do jej rozpalonego policzka zmusiła

ją, by na niego spojrzała. Jego ściągnięte wargi były blade z
wściekłości. - Nie! - to pojedyncze słowo, które wydobyło się
zza zaciśniętych zębów znaczyło coś więcej niż zwykłe
zaprzeczenie. - Gdybym nie wiedział, że się dla ciebie nie
nadaję, wziąłbym cię i nie przejmowałbym się
konsekwencjami, Joy. Ale ty zasługujesz na więcej, niż ja
mogę ci dać. Jeździłem po świecie w poszukiwaniu tematów
do reportaży i nie zawsze byłem tym błędnym rycerzem z
twoich marzeń. Żyję według własnych reguł i kiedy na ciebie
patrzę, wstydzę się pewnych wspomnień. W moim stosunku
do ciebie i do domu nic się nie zmieniło, ale teraz widzę, że
jest sporo prawdy w tym, że nie można dwa razy wejść do tej
samej rzeki.

Palce jej ręki powoli splotły się z jego palcami, które

dotykały wciąż jej policzka. - Pamiętasz, jak powiedziałam, że
nie zmieniłeś się w niczym, co się liczy? - spytała, kładąc
powoli ich złączone ręce na blacie baru. - To prawda, Brent.
Mężczyzna, którego zawsze kochałam, jest może trochę inny,
tak jak ja jestem inna, niż ta młoda dziewczyna, którą
pamiętasz, ale oboje jesteśmy tacy sami jak zawsze.

background image

Zaczerpnęła powietrza i uśmiechnęła się przez łzy. -

Wiesz równie dobrze jak ja, że tato i mama nigdy się nie
zmienili. Ich wysiłki, żeby utrzymać rodzinę, zapewniły nam
wszystkim bezpieczeństwo, nawet jeśli nie zawsze było im
łatwo. Nawet ta idiotyczna walka o bar taty nie uczyniła
żadnego z nich zwycięzcą lub pokonanym, lecz tylko
podkreśliła ich indywidualne cechy.

Widząc, jak rysy jego twarzy, dotąd tak napięte, rozluźniły

się, uspokoiła się i ona. - Mówiąc szczerze, gdyby tata musiał
jeszcze raz robić to wszystko, myślę, że podjąłby taką samą
decyzję. Teraz, gdy wieczorami siedzi z mamą, jest pewny, że
ona docenia, jak bardzo się dla niej poświęca - opowiadała
dalej.

- Cieszę się!
- Tak? Dlaczego? - spytała miękko, zaintrygowana

nagłym błyskiem smutku w jego oczach.

Zacisnął usta, wyglądał na pogrążonego w myślach.

Oddalił się od niej i tylko gorycz w jego chrapliwym głosie
była uchwytna i rzeczywista. - Czasami wyobrażałem ich
sobie, jak siedzą na werandzie z tyłu domu albo w salonie,
zawsze razem - powiedział.

Jego głos łamał się, namacalnie mogła wręcz odczuć jego

smutek. - Często musiałeś szukać spokoju w swoich
wspomnieniach, prawda, Brent?

Ścisnął palcami obitą skórą krawędź baru. Patrzyła na jego

dłonie, długie, szczupłe palce zbielałe teraz pod wpływem
tego gwałtownego gestu.

- Jesteś już w domu, Brent - szepnęła z oczami pełnymi

litości, widząc jak głębokie są jego strapienia. - Nie musisz
powstrzymywać się już dłużej! - Położyła rękę na jego
dłoniach.

Zaczął opowiadać, wyrzucając z siebie całą nagromadzoną

przez cztery lata rozpacz, cały wstręt i strach. Joy to, co

background image

słyszała, przyprawiało niemal o mdłości, ale ukrywała to pod
maską zewnętrznego spokoju. Opisywał jej świat, który
kompletnie oszalał, a pozostanie przy życiu stawało się
jedynym celem siejących w nim spustoszenie jednostek.
Zmusił ją do wyobrażenia sobie żaru poczerwieniałego od
płomieni nieba, sprawił, że słyszała świst spadających bomb
na chwilę przed eksplozją, warkot lecących samolotów,
przeraźliwe wycie umierających ludzi.

Wyczuła, jak jego ręka ściskająca skraj baru pod jej

dłońmi drży nerwowo, stopniowo jednak zamierały
wstrząsające nim dreszcze. W końcu uspokoił się zupełnie,
rysy jego twarzy wygładziły się, przestał mówić o doznanych
okropnościach. Oczy, które podniósł na jej pobladłą twarz,
pełne były smutku i Joy, aż wzdrygnęła się pod wpływem
samotności malującej się w jego wzroku.

- Przepraszam cię - wyszeptał.
Widząc cienie na jego policzkach, zapragnęła ukoić jakoś

jego ból, ale słowa uwięzły jej w gardle, gdy tylko
zorientowała się, że pragnie zostać sam ze swymi myślami.
Zsunął się ze stołka, ręką pocierał sobie kark. Unikając jej
spojrzenia, zmiął w ustach jakieś przekleństwo i zaczął zbierać
z mechaniczną precyzją talerze i sztućce. Za jego przykładem
i ona zaczęła sprzątać, razem zaciągnęli do kuchni wózek z
naczyniami. Ale kiedy zaczął zawijać rękawy koszuli,
przeszkodziła mu, kładąc rękę na jego ramieniu.

- Jesteś zanadto zmęczony - zaprotestowała - w ciągu

paru minut uporam się z tym wszystkim i pościelę ci łóżko,
będziesz mógł się wreszcie porządnie wyspać. Dlaczego nie
miałbyś odpocząć, zanim tego nie skończę?

- Prawdziwa mała mamusia z ciebie, co?
Szarpnęła się, odpychając go ręką, ciepło jego opalonego

ciała odczuła jak dotyk rozżarzonej głowni, a jej oczy
rozszerzyły się z bólu pod wpływem szyderstwa w jego głosie.

background image

Odwróciła się do zlewu, zmagając się z sobą. Nie musiał jej aż
tak dręczyć. Usłyszała, jak zaklął, zatrzaskując za sobą
kuchenne drzwi.

Westchnęła, zniechęcona jego nagłym odejściem. Włożyła

brudne naczynia do maszyny do zmywania, nie pominąwszy
niczego, cały czas rozważając, co mogło wywołać jego gniew.
Zastanawiała się zmartwiona, czy w ogóle będzie potrafiła
rozwikłać tajemnicę, która go otacza. Bezużyteczne pomysły i
daremne przypuszczenia krążyły jej po głowie i gdy
doprowadziła już kuchnię do porządku, wcale nie była bliższa
znalezienia odpowiedzi na gnębiące ją pytania. Otworzyła
drzwi od kuchni i weszła do korytarza.

- Joy, tak mi przykro!
Podskoczyła nerwowo na dźwięk jego głosu, poczuła jak

gwałtownie bije jej serce. Stał oparty o ścianę, po jego
znamionującej przygnębienie pozie domyśliła się, że tkwił tam
już jakiś czas, nie wiedząc, jak ją pocieszyć. Przechodząc koło
niego, dławiła się od łez, które ściskały jej gardło. Zebrawszy
w sobie całą swoją godność, spojrzała w jego stronę.

- Brent, odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. - W jej

głosie wyczuwało się znużenie - Czy to mnie samej tak nie
lubisz, czy drażni cię to, że jestem produktem mojego
otoczenia?

- Nie zdawałem sobie sprawy, że...
Odwróciła się gwałtownie, świadoma, że może zobaczyć

jej wykrzywioną bólem twarz.__

Tylko nie kłam. Uważasz mnie za naiwne dziecko.

Podczas, gdy ty jechałeś pisać swoje korespondencje z
różnych wojen i klęsk głodu, ja zostałam cała i zdrowa w
moim własnym, bezpiecznym małym światku, chroniona
przed wszelkimi okropnościami. Czy tak właśnie mnie
widzisz?

background image

Nie czekała na odpowiedź. Znała ją przecież. Zamiast tego

wszystkie tłumione latami emocje wybuchły i Joy dała upust
lękom, które ją tak długo dręczyły.

- Nawet gdyby mnie owinięto w watę i tak cierpiałabym z

powodu niegodziwości, Brent. przeczytałam każdy skrawek
papieru, wszystko, co kiedykolwiek opublikowałeś. Ślęczałam
nad mapami, starając się odtworzyć trasy twoich podróży, a o
sytuacji politycznej w krajach, do których cię wysyłano,
prawdopodobnie ja mogłabym powiedzieć ci więcej niż ty
mnie.

Przymknęła na chwilę oczy i spojrzała na niego ironicznie.

- Czy ty wiesz, co to znaczy być porzuconą, nigdy nie
wiedzieć, czy za chwilę nie zapuka do drzwi jakiś
bezosobowy posłaniec z telegramem w ręku? Czy wiesz, jak
to było, kiedy leżałam samotnie w łóżku w ciemności, bojąc
się o ciebie? Zdobyłam prawo udziału w twoich bolesnych
wspomnieniach, ale ty jesteś tak zaślepiony swoją męską
wyższością, że nie możesz się na to zgodzić, prawda?

Roześmiała się z goryczą: - Jesteś ślepy, jeżeli myślisz, że

to kilka minut miłości zabierze mi dzieciństwo!

Zaczerpnęła powietrza i przeszła przez hall odpychając po

drodze rękę, która próbowała ją zatrzymać. Stanęła przy
schodach i raz jeszcze spojrzała na niego. - Nie straciłam ani
trochę z posiadanej niewinności podczas tych drugich nocy,
kiedy ty prawdopodobnie zabawiałeś się z wyrafinowanymi
kobietami. Dręczyłam się, wyobrażając sobie twoje ręce
dotykające miękkiej skóry ciała bez twarzy i pragnęłam nade
wszystko być tą kobietą. Boże, jaka byłam szalona! Straciłam
cztery lata życia, czekając żebyś wrócił i spojrzał na mnie
naprawdę, podczas gdy ty tęskniłeś za uwielbianym
dzieckiem, łudząc się, że je kiedykolwiek naprawdę poznałeś.

Jej gniew wyczerpał się. Joy spojrzała na jego pobladłą

twarz. Zniszczyła wyobrażenie małej dziewczynki, do którego

background image

był tak bardzo przywiązany, ale on nadal nie chciał zastąpić
go rzeczywistością. - Nie mogę grać roli, którą mi
wyznaczyłeś, Brent. Nie mogę przestać być kobietą, którą się
stałam, nie mogę... nawet dla ciebie!

background image

Rozdział 4
Joy spojrzała z niechęcią na czarny, płaski telefon i

zawalone papierami biurko.

Praca przytłaczała ją coraz bardziej i sama już nie

wiedziała, kiedy wreszcie zdoła się jako tako skoncentrować.
Właśnie tego ranka Grace uznała za stosowne szepnąć jej do
ucha kilka słów ostrzeżenia, i Joy wiedziała, że miała
całkowitą rację. Chociaż podczas rozmowy Grace z wielkim
taktem użyła całej sztuki dyplomacji, z której była znana,
sprawa była jasna.

Po raz pierwszy w swej zawodowej karierze Joy musiała

wysłuchać reprymendy. Kiwnęła głową i zacisnęła wargi.
Uczciwość nakazywała jej przyznać, że słowa Grace były
spóźnione... spóźnione dokładnie o trzy tygodnie.

Czy to tak niedawno Brent wrócił do domu? Przypominała

sobie nie kończące się minuty i godziny, które składały się na
mijające dni i westchnęła. Wstała, odsunęła krzesło od biurka i
zaczęła krążyć po pokoju. Myśli o Brencie nie dawały jej
spokoju. Pragnienie, żeby pojechać do domu rodziców, w
nadziei, że choć kilka chwil spędzi z mężczyzną, którego
kocha, było stale w niej obecne i tylko resztka zdrowego
rozsądku chroniła ją przed niebezpieczeństwem zrobienia z
siebie kompletnej idiotki.

Prychnęła z obrzydzenia, gdy rozglądała się nerwowo po

swoim biurowym pokoju, w jej spojrzeniu było zagubienie
zamkniętego w klatce zwierzęcia. Brudnobiała farba
podkreślała jeszcze niewielkie rozmiary tego pomieszczenia i
nawet mieniący się różnymi kolorami obraz o tematyce
marynistycznej wiszący na ścianie, w niewielkim tylko
stopniu łagodził klasztorną surowość wnętrza. W pokoju nie
było okna, przez które mogłaby swobodnie błądzić wzrokiem,
więc jej oczy powędrowały w stronę obrazu. Zapragnęła

background image

schować się w tym namalowanym świecie, uciec dzięki niemu
z tego przygnębiającego miejsca.

Zaczęła przeglądać dokumenty, nie troszcząc się zbytnio o

porządek. Musi się stąd wydostać, i to już teraz. Z papierami
upora się nazajutrz. Na dziś miała już dosyć.

Jej oczy prześlizgnęły się po telefonie, wysunęła język jak

niegrzeczne dziecko. Wciąż dźwięczała jej w uszach nuta
rozczarowania, w głosie matki, kiedy powołując się na nawał
pracy, powiedziała, że nie przyjdzie na obiad. Czy to już po
raz czwarty czy piąty sprawiła zawód swoim rodzicom -
zastanawiała się, chowając dokumenty.

Spojrzała jeszcze raz na cudownie opustoszałe biurko i

roześmiała się. Jutro będzie sobota i chociaż nienawidziła
pracy w weekendy, nie miała innego wyboru. Grace
powiedziała jej, że pan Welles chce mieć w poniedziałek rano
na biurku poprawione kontrakty na nowy model generatora,
no i będzie je miał! Nienawidziła kontraktów... nienawidziła
pracy... Nie! Kochała pracę... nienawidziła Brenta Tylera!

Zamknęła drzwi od biurka i szybko przeszła przez pusty

budynek. Na zewnątrz asfalt wciąż zachowywał jeszcze żar
sierpniowego popołudnia, ale kiedy dochodziła do parkingu,
lekki wietrzyk wynagrodził jej rozstanie z biurową
klimatyzacją. Dozorca parkingu zauważył ją i poszedł
przyprowadzić jej samochód. Powitalny uśmiech zastygł jej na
wargach, kiedy triumph zahamował z piskiem opon, niemal na
nią wpadając. Joy pomyślała ze smutkiem, że wyczyny
Denny'ego na pewno nie wpływają korzystnie na stan opon,
ale z drugiej strony podnosił ją na duchu fakt, że ktoś na nią
czekał pod koniec długiego dnia. Otworzył przed nią
drzwiczki i, jak zwykle, omiótł wścibskim spojrzeniem jej
zgrabną figurę. Joy przytomnie stłumiła odruchowy grymas
niezadowolenia i ostrożnie wsiadła do samochodu,
zatrzaskując za sobą drzwi. Specjalnością Denny'ego było

background image

natrętne przypatrywanie się kobiecym udom. Robiąc sobie z
niego żarty, Delia, jedna z koleżanek Joy z hali maszyn,
włożyła kiedyś do pracy wyjątkowo krótką spódniczkę.
Wszyscy robili zakłady, czy Denny wpakuje, czy też nie, jej
samochód w ścianę garażu. Nie wpakował, ale po zobaczeniu
Delii, dziewczyny o egzotycznej urodzie i rudych włosach, i
jej mini, Denny przy każdej sposobności zajeżdżał jej drogę.
Teraz Delia parkowała samochód pięć przecznic dalej, ale nie
przejmowała się tym. Jej długie nogi z daleka zwracały uwagę
i Joy podejrzewała, że poranki Delii urozmaicone zostały
przez gwizdy gromadzących się po drodze wielbicieli.

Wesoło machając ręką na pożegnanie Denny'emu, jakby

była w znacznie lepszym nastroju, wyjechała z garażu
zastanawiając się, czy Brent również należy do mężczyzn
namiętnie wpatrujących się w kobiece uda. Problem ten
dręczył ją przez całą krótką drogę do domu, podczas
parkowania, i kiedy szła do siebie.

- Hej, Joy!
Otworzyła już drzwi, ale odwróciła się, słysząc głos

sąsiadki. Shirley wychodziła z basenu, machając ręką z
charakterystycznym dla niej zapałem. Joy jednak westchnęła
ciężko na widok zbliżającej się przyjaciółki. Ociekające wodą
posągowe ciało Shirley połyskiwało jak wypolerowany heban.
Joy uśmiechnęła się mimowolnie z chorobliwą zawiścią. Jeśli
jej nogi wyglądają tak jak nogi Shirley, Brent spokojnie może
być wielbicielem damskich ud, wszystko w porządku!

- Czy zapomniałaś o dzisiejszym przyjęciu? - spytała

Shirley, kiedy podeszła do drzwi Joy. Do diabła, pomyślała
Joy. Rzeczywiście było z nią źle, jeśli zapomniała o kolejnym
przyjęciu Shirley. Shirley była znana ze swych przyjęć i nic
dziwnego. Samo natężenie hałasu było na nich takie, że włosy
stawały dęba, a dzisiejszy wieczór nie miał być wyjątkiem.
Shirley była jednak sprytna. Organizowane przez nią zabawy

background image

rozprzestrzeniały się zazwyczaj na okolice basenu, a ona
zapraszała wszystkich sąsiadów znajdujących się w zasięgu
głosu Odkąd wśród gości znalazł się administrator budynku,
nawet jeśli hulanka trwała do świtu nie zgłaszano żadnych
skarg na zakłócenie spokoju.

- Och, Joy...
Joy kiwnęła głową ze smutnym uśmiechem. - Daj mi

chociaż godzinę, żebym mogła przygotować moją kartoflaną
sałatkę, którą obiecałam ci przynieść.

- Droga przyjaciółko, daję ci dziesięć minut na

przywdzianie bikini - powiedziała Shirley, potrząsając głową z
niesmakiem. - Mam gdzieś sałatkę!

- Ale ja...
- Ja cię dobrze znam - nalegała Shirley z wojowniczym

błyskiem w oku. - Nad tą sałatką z kartofli spędziłabyś
znacznie więcej niż godzinę, podałabyś ją, została na
przyjęciu tyle, ile wymaga grzeczność, a na resztę wieczoru
schowałabyś się w swoim mieszkaniu. Ale to nie dziś.
Poprosiłam Margie i Sue, żeby zrobiły sałatki, a więc za twoją
będę tęskniła tylko ja, - Shirley westchnęła zadumana: -
Naprawdę kocham twoje sałatki kartoflane.

- Za dużo flirtujesz, żeby zawracać sobie głowę

jedzeniem. Jeśli pozwolisz mi położyć się przed dwunastą,
jutro zrobię jedzenie specjalnie dla ciebie - mimowolny
uśmiech Joy kłócił się z surowością jej tonu.

- Nic nie zrobisz! Do diabła, Joy, kiedy ty się zrelaksujesz

i zaczniesz cieszyć się życiem? Zaprosiłam tych trzech
wspaniałych mężczyzn, którzy w zeszłym tygodniu obchodzili
dwudzieste ósme urodziny.

Joy wydała okrzyk zniecierpliwienia i spojrzała z odrazą

na przyjaciółkę. - Znowu zajmujesz się swataniem?

- Nic podobnego - zapiszczała z oburzeniem Shirley,

robiąc minę skrzywdzonego niewiniątka.

background image

Nie przekonało to jednak Joy. - Czy nie... zdarzyło ci się

wspomnieć o mnie... twoim... nowym przyjaciołom?

Podejrzliwość Joy okazała się uzasadniona. Shirley

wzruszyła ramionami, odwróciła wzrok i wydusiła z siebie: -
Mogło mi się to zdarzyć...

- Shirley, ty wiesz że...
- Ale co miałam zrobić, kiedy Don zapytał o ciebie?
- Don?
- Wiesz, ten wysoki, rudy, z obciętym warkoczem.
- Obawiam się, że nie zaważyłam dotychczas żadnego

wysokiego rudego z obciętym czymkolwiek - odpowiedziała
ze śmiechem, przekręcając klucz w zamku.

- Niemożliwe!
Joy zignorowała ten pełen oburzenia okrzyk i weszła do

mieszkania z Shirley depczącą jej Po piętach.

- Pewnie jesteś na mnie wściekła? - spytała

zaniepokojona Shirley.

- Gdybym się gniewała za każdym razem, kiedy

próbujesz mnie z kimś poznać, już dawno straciłabym jedną z
najlepszych przyjaciółek.

Joy przeszła przez mikroskopijny salonik i weszła do

wnęki kuchennej, okrążając mały, wolno stojący bar.
Obejrzała się i nie mogła powstrzymać śmiechu na widok
zgnębionej miny Shirley. - Chodź tutaj i pomóż mi odszukać
coś jadalnego - poprosiła.

Kiedy Shirley wyszła, jęcząc pod ciężarem pudła z

jedzeniem Joy przebrała się w złote bikini i przejrzysty
szlafroczek z rękawami jak skrzydła nietoperza. Jako zasłona,
uznała przyglądając się swemu odbiciu w lustrze w sypialni,
szlafrok pozostawiał wiele do życzenia, odsłaniając raczej niż
przykrywając, jej smukłe, zwinne ciało. Podobnie jej kostium,
choć nie był tak skąpy jak u Shirley, odsłaniał ciałkiem sporo
gładkiej, brązowej skóry. Opuściła wzrok i na jej ustach

background image

pojawił się zmysłowy uśmieszek. Jej uda nie były złe. Nie
były wcale złe!

Po kilku męczących godzinach zabawa była w pełnym

rozwoju. Z kilkorga otwartych drzwi dobiegała muzyka z
odbiorników stereo nastawionych na tę samą stację. Ciała były
wszędzie, leżały na dwóch mikroskopijnych trawnikach po
obu końcach basenu, w wodzie, na jego brzegach. Rzucając za
siebie spojrzenie, Joy spostrzegła rudego mężczyznę, którego
starała się unikać przez prawie cały wieczór. Zbliżał się
szybko. Potknęła się o dwa splątane w namiętnych objęciach
ciała. Zaambarasowana cofnęła się tak niezręcznie, że
postawiła nogę na leżaku, na którym inna para robiła mniej
więcej to samo. Wtulona w męską pierś głowa odwróciła się w
kierunku Joy, była to Shirley, której zmrużone oczy wyrażały
prawdziwe oburzenie. Zaczerwieniwszy się z zakłopotania,
Joy pomaszerowała sztywno w stronę samego basenu, bardzo
uważając, gdzie stawia stopy. Gdy tylko dokładniej przyjrzała
się wodzie, jej rumieńce jeszcze się zaogniły, zauważyła
bowiem, że większość kąpiących się była obnażona do pasa, a
tylko połowę z nich stanowili mężczyźni.

Rzuciła tęskne spojrzenie w kierunku swoich drzwi i nagle

cała zamarła. W utkwionych w niej z drugiej strony patio
oczach spostrzegła szok i coś jeszcze, czego nie umiała
nazwać. Kiedy dwie gorące dłonie schwyciły ją od tyłu za
talię, zadygotała przerażona pod wpływem piorunującego
wzroku Brenta, w którym wyczytała wściekłość i obrzydzenie.

- W końcu dotarłem do ciebie, laleczko!
Rudowłosy czy raczej wielkogłowy ścisnął ją w talii. Jego

dłonie prowokująco ześlizgnęły się w dół, zatrzymując się na
jej biodrach. Zatrzęsła się cała, widząc, jak Brent przedziera
się w ich stronę z morderczym błyskiem w oczach.
Doprowadzona niemal do szału, usiłowała odepchnąć jakoś
palce wielkiego goryla, ale jej szarpanina była nieskuteczna.

background image

W końcu straciła równowagę i rudy mężczyzna, pomrukując
namiętnie przyciągnął ją do siebie, wtulając jej plecy w swe
spocone ciało.

- Chodź do mnie, laleczko - wybełkotał niewyraźnie.
Ale prawdziwy myśliwy nadchodził właśnie odebrać

upolowaną zwierzynę. Jednym silnym ruchem Brent złapał za
ramię Joy i zepchnął jej natrętnego konkurenta prosto do
basenu.

- „Laleczka" idzie do domu... ze mną - wycedził, wolną

rękę zaciskając w pięść. - Masz coś przeciwko temu?

- Hej, człowieku - wyjęczał pojednawczo rudy - nie

wiedziałem, że ona już ma chłopaka! Gdy tak się tłumaczył,
Brent zaciągnął Joy przez patio do jej mieszkania, z całej siły
otworzył drzwi i wepchnął ją do środka. Jedyne światło, które
rozjaśniało mrok panujący w pokoju, rzucała mała lampa do
czytania stojąca w rogu i Joy podeszła do niej z niezwykłym
pośpiechem. Ku jej uldze Brent pozostał przy drzwiach, jego
spojrzenie wędrowało po niej, a oczy miotały pioruny.

Między pójściem na basen a jedzeniem odłożyła gdzieś

swój przezroczysty szlafroczek i tęskniła teraz za jego skąpą
ochroną. Bez specjalnego wysiłku wyrzuciła z pamięci
pożądliwe spojrzenia rudzielca, ale nie mogła tak łatwo
zignorować rozpalonych oczu Brenta. Cała odwaga opuściła ją
nagle, skóra paliła ją pod wpływem jego natarczywego
wzroku.

- To tak wygląda twoja późna praca? - zapytał ją głosem

ochrypłym od gniewu. Podniosła podbródek do góry,
powstrzymując się od pokusy, by zasłonić rękami piersi.

- Pracowałam prawie do siódmej wieczór - powiedziała -

czy to, twoim zdaniem, za krótko?

- Powiedziałaś matce, że zostaniesz w biurze aż do ósmej!
- Co to jest, przesłuchanie trzeciego stopnia? - Stanęła na

baczność, przyciskając ręce sztywno do bioder. - Czy to taka

background image

zbrodnia, że poczułam się zmęczona i wyszłam wcześniej, niż
planowałam?

- Zmęczona, do diabła! - warknął, otwartą dłonią z całej

siły uderzył się w udo. - Tak, ale nie byłaś zbyt zmęczona, by
nie pobiec ochoczo na tę przeklętą orgię!

- Orgię? - wrzasnęła oburzona, źrenice powiększyły się

jej z wściekłości. - Tu są same niewielkie jednoosobowe
kawalerki i jeśli moi przyjaciele decydują się wydać
przyjęcie...

- Cholerne małe przyjątko i piekielnie dużo tarzających

się par!

- Nie popieram wszystkiego, co tam się działo, ale nie ma

żadnego powodu, żebyś akurat by był taki pruderyjny. Sam
nie jesteś biały jak lilia, więc nie sądź też moich przyjaciół.

- Przynajmniej byłem bardziej dyskretny!
- O tak! - zadrwiła, jej zazdrość wybuchła z całą siłą na

samą myśl o tym, co robił, jak był taki dyskretny. - Nie masz
nic przeciwko temu, by, jak to nazwałeś, tarzać się z kobietą,
tak długo, jak długo to pozostaje twoją prywatną zabawą. Ja,
tak się składa, lubię mężczyzn mniej powściągliwych!

Nie

musiał

wcale krzyczeć doprowadzony do

ostateczności, by wiedziała, że posunęła się za daleko.
Wydawało się, że zaraz się na nią rzuci, nie dając jej szansy na
ucieczkę w bezpieczne miejsce. Nawet zamknięcie się w
łazience nic mi nie da, myślała, ponieważ już za chwilę
schwyci mnie jak w pułapkę w swoje silne jak stal ramiona i
podniesie do góry. Zresztą Brent był w takim nastroju, że
mógłby i tak rozwalić drzwi od łazienki.

Jak tylko wszedł do jej pokoju, spodziewała się, o co może

u chodzić. Teraz patrząc na jego miotające skry oczy,
zastanawiała się, co zrobi dalej. Przestała się szarpać, każdy
mięsień jej ciała stężał w oczekiwaniu.

background image

- Aż rzuca się w oczy, jak palisz się do nauki - powiedział

opryskliwie - i niech cię diabli, jeśli będą cię uczyć tacy
partacze jak ten idiotyczny macho, który nie odróżnia swego
kołka od dziury w ziemi!

- Nie rozumiem, o czym ty mówisz?
- Dlaczego odrzuciłaś moje zaproszenie na kolację? -

warknął nagle, zmieniając temat tak szybko, że aż
zmarszczyła brwi ze zdumienia.

- To mama zaprosiła mnie na kolację - dowodziła, w jej

oczach nie było już zdziwienia tylko złość. - To, co mówisz,
zupełnie nie ma sensu.

- A ja myślę, że to ma bardzo dużo sensu! - Miał tak

mocno zaciśnięte szczęki, że dziwiła się, jak w ogóle udaje mu
się mówić, a jednak jakoś dawał sobie z tym radę. O tak,
zupełnie nieźle sobie radził w tych warunkach.

- Poprosiłem rodziców, żeby wyszli z nami coś zjeść i

podsunąłem im myśl, by do ciebie zadzwonili - ciągnął dalej.
Patrzył na nią z jeszcze większą wściekłością. - Kategorycznie
odrzuciłaś moje zaproszenie, ale nigdy nie przyszłoby mi do
głowy, że możesz odmówić własnej matce. Czy sądzisz, po
tych trzech tygodniach unikania mnie, że nie dostałem za
swoje? Czy uważasz, że twoi rodzice nie są zmartwieni twoim
zachowaniem?

- Jak to „moim" zachowaniem? - nagle jej gniew

przewyższył nawet jego furię. - Przecież to ty nie chcesz mnie
widzieć - krzyknęła. - Czy powiedziałeś im to? Jak okazało
się, że nie odpowiada ci moja wizja starszego brata, zacząłeś
unikać mnie jak zarazy. Obudziłam się wtedy rano, a ciebie
już nie było. Jak myślisz, jak mogłam się czuć, tłumacząc
rodzicom, dlaczego nie ma cię w domu i nie witasz ich, gdy
wracają od Keitha?

background image

- Wybrałem się do motelu na noc, a potem spędziłem

dzień nad rzeką. Musiałem wiele rzeczy przemyśleć i nie
potrzebowałem do tego twojej pomocy.

- I do jakich konkluzji doszedłeś, Brent? Czy

zdecydowałeś, że nie będziesz mógł zaufać sobie samemu w
moim towarzystwie?

Nie odpowiedział na jej słowa, ale jego spojrzenie było

bardzo wymowne. Obrócił się w tył i wielkimi krokami ruszył
do wyjścia. Podniosła się i spróbowała przywołać go z
powrotem. Odchodził, całkowicie rozczarowany fałszywą
opinią, jaką sobie o niej wytworzył tego wieczora, a ona nie
mogła go za to winić. Ale nie miał też prawa skwapliwie
przyjmować najgorszej dla niej wersji, zdecydowała i zacięła
się w dumnym milczeniu.

To ona miała powody się skarżyć i byłaby wściekła,

gdyby musiała prosić o zrozumienie. Niech sobie idzie,
krzyżyk na drogę. Wróci na przyjęcie, na którym przecież w
ogóle nie miała ochoty być, a on będzie musiał się z tym
pogodzić. Być może zresztą ten rudy Don nie był taki zły. Ze
smutkiem spoglądała w dół, kiedy usłyszała metaliczny zgrzyt
zamykanej zasuwki. Przestraszona obejrzała się do tyłu i jej
spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Brenta. Zbliżał się
do niej powoli. Poczuła, że jej wargi są zupełnie suche. On
milczał i jak w zwolnionym filmie jego ręką wyciągnęła się,
by wyłączyć w saloniku górne światło. Ciemną sypialnię
wypełniły miękkie cienie, tworząc atmosferę zmysłowej
intymności. Martwiłem się o ciebie, wiesz? - szepnął,
rozpinając guziki koszuli. Nie mogła powstrzymać się od
ukradkowych spojrzeń na ciemne, kręcone włosy na piersiach
odsłaniane przez jego zręczne palce.

- Ja... ja zawsze dotąd starałam się unikać przyjęć u

Shirley...

background image

Była to żałośnie słaba próba wytłumaczenia się, ale nie

mogła wydusić z siebie nic więcej. Jej oddech stawał się coraz
cięższy i cięższy wraz z każdym rozpinanym guzikiem, a
kiedy

Brent

wreszcie

zaczął

zdejmować

koszulę,

rozbrzmiewał w jej uszach jak sapanie lokomotywy.

- Naprawdę?
Była jak zahipnotyzowana, z trudnością przełykała ślinę.

Usłyszała głuchy odgłos zrzucanego na dywan buta - najpierw
jednego, potem drugiego. Wpatrywała się bezmyślnie w
zmierzwione włosy na jego głowie, a on pochylił się, żeby
zdjąć skarpetki.

- C - co ty chcesz zrobić Brent?
- Ty lubisz mężczyzn... bez zahamowań, - czy jak

powiedziałaś, mniej powściągliwych - mruknął Brent z ironią.
- Nie mogę sobie darować, że mój obraz tak wyblakł. Nie
mogę cię przecież rozczarować.

Wyprostował się i błękit jego oczu zdawał się płonąć,

kiedy mierzył wzrokiem jej zesztywniałe członki. Jego
spojrzenie prześlizgiwało się powoli po każdym centymetrze
jej ciała paląc jak dotyk. Chciała, żeby jej pragnął, ale nie w
ten sposób. Boże, nie w ten sposób!

- Znienawidzisz siebie - jęknęła, krzyżując ręce na

piersiach w obronnym geście. Znienawidzisz... mnie.

- Już siebie nienawidzę, a nigdy nie będę mógł

znienawidzić ciebie.

Patrząc jej głęboko w oczy, rozpinał pasek u spodni.

Mimo jej smutku i jego słów był zdecydowany. Usłyszała jak
rozpina zamek błyskawiczny i rzuciła ukradkowe spojrzenie
na jego płaski brzuch i mocne, wąskie biodra.

- Spójrz na mnie, Joy - wyszeptał, a w jego głosie było

wezwanie, któremu nie była w stanie się oprzeć. - Jeśli tego
dla nas chcesz, to ty powinnaś dokonać ostatecznego wyboru.

background image

Jego złotawego koloru ciało z pięknie wyrzeźbioną

muskulaturą wywołało w niej przemożną chęć dotknięcia go.
Jej spojrzenie chciwie przesunęło się po miękkich czarnych
włosach na jego piersi i powędrowało niżej, gdzie zwężały się
one na żołądku i znów rozszerzały nad złączeniem ud. Tu jej
wzrok zatrzymał się na jego męskości, gładkiej, twardej i
nabrzmiałej z pożądania. Zaschło jej w ustach, zaczerpnęła
głęboko powierza, zupełnie nie wiedząc, co się z nią dzieje.

- Mógłbym zabić tego faceta, kiedy położył na tobie łapy.

Odetchnęła powoli.

- To mnie chciałeś udusić.
- Tylko przez chwilę.
- Wciąż jesteś na mnie wściekły.
Ich spojrzenia spotkały się. - Jeśli jestem wciąż wściekły,

to na siebie.

- O co ci chodzi? - szepnęła głosem łamiącym się ze

wzruszenia. - Czy próbujesz znowu dawać mi nauczkę?

- Po tym, co się wydarzyło? - powiedział ze smutkiem.
- Dlaczego przyszedłeś tu dziś wieczorem?
Wahał się wpatrując się w jej usta. - Powiedziałem sobie,

że muszę cię zobaczyć, żeby się upewnić, że dobrze się
czujesz.

Nagle roześmiał się gorzko, a jego twarz wykrzywił

grymas. Nie mogła jednak odwrócić od niego wzroku.
Fascynowały ją jego nagość i podniecenie. Czuła, że jej wola
słabnie. On sam zdawał się nie zwracać uwagi na swoją
nagość, jakby był to dla niego stan naturalny. Nic dziwnego,
ma bogate doświadczenia, pomyślała z nagłą złością.

- Okłamuję samego siebie!
- C - co? - gwałtowność tych słów oderwała ją od

przesyconych zazdrością myśli. Brent zacisnął pięści. -
Umieram z pragnienia kochania się z tobą!

background image

Wciągnęła powietrze, czując palący ją wewnętrzny ból.

On również nie był już w stanie uciec przed swym
pożądaniem! Miał rację, mówiąc, że rozpalali się nawzajem.
Teraz wymykało się ono spod kontroli, paląc wszystko na
swojej drodze. Ich dawne stosunki spłonęły doszczętnie i
raptem uświadomiła sobie, jak szaleńczo pragnie zbudować
przyszłość z popiołów przyszłość z Brentem!

- Chcesz mnie jeszcze, kochanie?
Przysunął się bliżej, naciskając kolanem materac jej

wąskiego łóżka.

- Tak - westchnęła - o, tak!

background image

Rozdział 5
Było to tylko jedno słowo, ale zawierało w sobie całą jej

tęsknotę. Joy patrzyła zafascynowana, jak jej ręka opuszcza
się powoli, po ciele Brenta. Brent zesztywniał kiedy doszła do
pępka, a jego oddech rozbrzmiewał nienaturalnie głośno w
intymnym półmroku sypialni. Słyszała dochodzący nie
wiadomo skąd uporczywy rytm ale nie była pewna, czy to
muzyka, czy szybkie bicie jej własnego serca. Jej palce
przesunęły się nieco szybciej w dół po jego brzuchu i
pomknęły dalej nerwowo, kiedy naturalna ciekawość pomogła
jej przezwyciężyć początkowe wahania. Muskuły Brenta
naprężyły się konwulsyjnie. Ten ruch zamienił się w
wewnętrzne dreszcze które z jego ciała przeniosły się na nią,
kiedy ściskała jego męskość. Była zafascynowana
delikatnością jego skory, żarem, który wypełniał jej dłoń.
Kiedy jego głos wybuchnął łkaniem zabrakło jej tchu, po
czym zakwiliła w odpowiedzi. Jej palce zacisnęły się, a
pulsująca oczywistość jego rozkoszy podniecała ją coraz
bardziej. Porwana zmysłowością swych własnych uczuć
objęła go najpierw w ramionach, a potem przytuliła jego
naprężone uda. Nie powstrzymywał jej, a jej podniecenie
zwiększało się z każdą pieszczotą, aż to dotykanie przestało
jej wystarczać. Wyprostował się i przylgnęła do niego całując
go w szyję. Czuła jego oddech pod swoimi wargami. Jego ręce
gorączkowo rozbierały ją. Zwinnie rozsupłał tasiemki
utrzymujące razem dwa kawałki materiału jej kostiumu bikini
i wciągnął powietrze, kiedy opadły na podłogę.

- Och, kochana! - przytrzymywał ją na odległość ramienia

od siebie i pochłaniał wzrokiem jej nagie kształty.

- Jesteś jeszcze śliczniejsza niż w moich snach.
Pochwyciła te słowa, żeby zostały w pamięci na zawsze.

Jego urywany oddech działał jak kojący balsam na jej emocje,
nie była, jak to sobie wcześniej wyobrażała, osamotniona w

background image

swym pragnieniu! Tyle razy marzyła o chwili, gdy będzie
mogła dotykać jego ciała. Teraz, słysząc w jego głosie
tłumioną namiętność, wiedziała, że Brent podziela jej
tęsknotę. Patrząc na niego z miłością, która dodała głębi
brązowym tęczówkom jej oczu, położyła mu dłonie na twarzy.

- Kochaj mnie - wyszeptała.
Zamknął jej usta mocnym pocałunkiem Rozchyliła wargi,

żeby wpuścić jego język, a jej ręce objęły go w pasie i osunęły
się na pośladki. Płynnymi ruchami rąk błądził w dół po jej
plecach, aż objął nimi miękkie wypukłości jej ciała, tak samo,
jak ona zrobiła to przed chwilą, dotykając go. Z jękiem
podniecenia uniósł ją nieco, tak że mógł wchłonąć żar jej
rozsuniętych ud. rozkoszując się jej namiętnym krzykiem, gdy
pocierał delikatnie swoją męskością pulsujące centrum jej
kobiecości. - Czujesz..., o tak dobrze! - krzyknęła, głowę
odrzuciła do tyłu, dla zachowania równowagi ściskając jego
kark.

Spodziewała się, że będzie się czuła onieśmielona i

niepewna podczas tego pierwszego razu z Brentem, ale
zamiast tego odkryła w sobie zmysłowość która pozwoliła jej
odrzucić wszelkie zahamowania. Była wprost zafascynowana
budową i smakiem jego ciała, a do tego Brent instynktownie
wyczuwał wszystkie jej pragnienia. Z leniwym uśmiechem
ułożył się pół leżąc na łóżku, pociągając ją na siebie. Ona
również uśmiechała się, nękana tym samym dokuczliwym
pragnieniem. Oczy jej jaśniały, gdy ocierała się niespiesznie
swoim ciałem o jego ciało. Jęk zawodu, który wydobył się z
jego gardła, gdy przerwała te pieszczoty, zachęcił ją do ich
kontynuowania. Ześlizgnęła się niżej i zaczęła językiem
delikatnie lizać twardy koniuszek jego męskich sutków.

- Kto nauczył się to robić? - Jego głos przypominał

stłumione warknięcie. Podniosła głowę, oczy miała pełne
czułości i radosnego światła, gdy w jego źrenicach ujrzała

background image

ledwo powściąganą rozkosz. - Ty mnie nauczyłeś - drażniła
się z nim. - Nie pamiętasz?

- Myślę, że pamiętam każdą chwilę, którą z tobą

spędziłem - odpowiedział, biorąc jej twarz w swe szerokie
dłonie.

- Chciałabym tak bardzo, żebyś zapomniał o wszystkich

tych chwilach, kiedy doprowadziłam cię do szału.

- Takich jak ta? - zamruczał.
Oczy jaśniały mu z podniecenia, gdy zgiął się powoli w

biodrach i delikatnie nakłonił ją do obrócenia się na plecy.
Językiem i wargami zaczął wolniutko poznawać jej ciało.
Bezradnie chwytała się go, niezdolna do zapanowania nad
wstrząsającymi nią jękami pożądania.

- Teraz moja kolej doprowadzić cię do szaleństwa! - śmiał

się. Czuła jego gorący oddech na swoim brzuchu. Na długą,
pełną wymowy chwilę wzrok Brenta utonął w jej oczach, a
potem jego usta powoli zaczęły przesuwać się coraz to niżej i
niżej.

Z krzykiem zaskoczenia pod wpływem doznanych wrażeń

wygięła w łuk ciało na spotkanie jego języka, przymykając w
ekstazie oczy. Jego język drażnił ją, a on smakował i
pochłaniał płynność jej instynktownej odpowiedzi aż do
chwili, gdy, krzycząc nieartykułowanie, błagała go, by
skończył tę gorączkową wędrówkę po jej wnętrzu.

Jego pierś uniosła się w ciężkim oddechu, a w oczach, gdy

jej dotykał, migotały błękitne płomienie. Rozdzielił ciałem jej
uda, kładąc ręce po obu stronach jej miotającej się w
najwyższym uniesieniu głowy. Jego usta znalazły jej piersi,
delektując się każdą kolejno.

W dreszczu szaleństwa z całej siły objęła go ramionami.

Jej paznokcie błądziły po jego plecach, słyszała, jak sapał
coraz szybciej, aż rytm jego gorączkowego oddechu
dopasował się do rytmu jej pośpiesznego dyszenia.

background image

- Teraz - wyszeptał, schwycił ją czule za włosy, trzymając

tak, dopóki nie przestała rzucać niespokojnie głową. - Pragnę
wziąć cię, teraz!

Delikatnie podrażnił jej wargi w krótkim pocałunku i

zaczął ostrożnie w nią wchodzić. - Nie zamykaj oczu,
kochanie - powiedział, oddychając ciężko - chcę widzieć, jak
na mnie patrzysz.

Kiedy podniosła powieki, poczułam jak niesie ją jakaś

potężna siła. Miała wrażenie, że ich dusze muszą się łączyć w
jedną. Brent był ostrożny i czuły, uczucie, że jest wewnątrz
niej, wzbudzało w niej dreszcz rozkoszy. Ból, którego
oczekiwała, był tak przelotny, że ledwie , miała czas, by na
niego zareagować. Brent zaczekał, aż się do niego chwilę
przyzwyczai i wtedy zaczął się w niej rytmicznie poruszać.

- Nie zraniłem cię? - wyszeptał cichutko.
- Nie - jęknęła, oczy miała szeroko otwarte, nogami

objęła jego biodra - och, nie! Jego twarz odbijała wyraz jego
oczu. - To dobrze, kochanie. Poruszaj się razem ze mną,
zatrzymuj się razem ze mną, przez cały czas.

Nie miała wyboru. Uczucia, które wybuchły w nich

obojgu z taką mocą, porywały ją bez reszty, nie myślała o
niczym, cała jej istota koncentrowała się wokół jednego
doznania, które domagało się zaspokojenia.

- Dobra dziewczyna - szepnął półgłosem z ustami

wtulonymi w jej gardło. - Kończymy, dziecko.

Fala rozkoszy uniosła ją do góry i ogarnęła całą z siłą,

której nie potrafiłaby sobie nigdy wymarzyć. Krzyknęła
głośno, wymawiając jego imię, a jej głos doprowadził Brenta
do przedsionka rozkoszy. Na całą wieczność zanurzyli się w
świecie, który dla siebie stworzyli aż oboje, nasyceni do głębi,
osiągnęli pełnię.

W końcu oddech Brenta uspokoił się. Przytulił Joy blisko

do siebie. - Czy dobrze się czujesz? - spytał.

background image

Objęła go ramionami, ich atłasowy dotyk usidlał niczym

pułapka. - Czuję się cudownie!

Unosząc głowę, Brent zaczął całować czule i miękko

drżący wachlarz jej rzęs, pod którym chowała przed nim oczy.
- Ja temu nie zaprzeczam - powiedział ochrypłym głosem - ale
pierwszy raz kochać się z mężczyzną, to często nie jest
najprzyjemniejsze doświadczenie dla kobiety.

- Wszystko jest względne, Watsonie - zażartowała,

rozkoszując się dotykiem włosów na jego piersi, po których
przesuwała wargami.

- Właśnie skończyłaś kochać się z Brentem - droczył się z

nią, starannie wymierzony klaps trafił w wypiętą pupcię. - Co
to za facet ten Watson?

- Ach, to jeden z moich licznych kochanków -

powiedziała i językiem błyskawicznie polizała go, próbując
smaku jego skóry u nasady gardła.

- Mmmm, jakie strasznie głodne, małe dziecko, prawda? -

Usłużnie pochylił głowę, by lepiej zaspokoić jej apetyt.

- Czy to moja wina, że tak pysznie smakujesz?
- Jesteś jedyną osobą, której prawie dałem się zjeść -

uśmiechnął się szeroko, w jego chrapliwym głosie było
wspomnienie świeżo doznanej rozkoszy. - Starłem się być
delikatny, ale na moment zupełnie straciłem głowę. -
Zaniepokojony poszukał wzrokiem jej oczu: - Czy nie
poraniłem cię za bardzo, najdroższa?

Mogła wyczuć ciepło, którym pałała jego twarz,

dowodząc szczerości wypowiedzianych słów. - To był mój
pierwszy raz - szepnęła - ale wszystko było tak, jak tylko
sobie mogłam wymarzyć.

Oczy

Brenta

wprost

promieniały,

przepełniony

wzruszeniem przytulił ją do siebie, tak że jej głowa
spoczywała w zagłębieniu pod jego gardłem, i kołysał leciutko

background image

w ramionach. - Tak bardzo cię kocham, Joy, tak bardzo -
powtarzał.

Jej palce czule kreśliły linie na jego stanowczych ustach. -

Nie możesz kochać mnie bardziej, niż ja kocham ciebie -
wyszeptała.

Zaśmiał się cicho, pieszczotliwie, gdy na niego zerknęła i

przesunął ręką po jej zmierzwionych włosach. - To sprawa
dyskusyjna.

- Nie dla mnie!
Wtulona wygodnie w cieple jego ciała, czuła, jak powieki

same zaczynają jej opadać: Nie mogła powstrzymać ziewania.
Słyszała jeszcze, jak całą ją przeszywa zduszony śmiech
Brenta i czuła, jak sennie oplata jego nogi swoimi. Było jej
rozkosznie ciepło, była bezpieczna i bardzo kochana, kiedy w
końcu oboje spokojnie usnęli.

Joy pogrążona była w środku rozkosznego snu i mimo że

czuła, że jest już ranek, ociągała się jeszcze, nie chcąc
wyrzekać się swoich fantazji. Gorące wargi dotknęły czule
koniuszków jej ust, zanim zdążyła wygiąć je w uśmiechu.
Całą sobą poczuła obecność Brenta w swoim łóżku,
świadomość tego, że jest razem z nią, wywołała u niej
prawdziwy spazm szczęścia. Była zbyt osłabiona, by
wymruczeć najcichsze nawet słowa protestu, gdy uniósł ją do
pozycji siedzącej i objętą pociągnął ze sobą do góry.

- Może jak cię nakarmię, będziesz mogła otworzyć swoje

piękne brązowe oczy - szepnął jej do uszka.

Nie bardzo mogła spełnić to życzenie, ale przynajmniej

udało jej się przytrzymać go na chwilę. - Dlaczego nie
możemy zostać tutaj choć jeszcze chwilkę? - spytała.

- Nie kuś mnie, kobieto - wymruczał, składając pocałunek

na czubku jej noska. - Tak samo jak ty nie chcę opuszczać
tego ciepłego łóżka, ale wspaniały dzień czeka dziś moją

background image

damę. Spędźmy go razem i wybierzmy się na przejażdżkę
wokół niektórych naszych ulubionych włości.

Na te słowa Joy gwałtownie otworzyła oczy. - Och, ja nie

mogę - krzyknęła, rozczarowanie zwarzyło jej rysy. - Muszę
iść dziś do pracy. Grace wspominała, że przyjdzie na parę
godzin, by mi pomóc, więc nie mogę jej zawieść.

- Jak myślisz, kochanie, ile czasu ci to zajmie?
Uśmiechnęła się, słysząc tyle zawodu w jego głosie. - Jeśli

zdołam jakoś się podnieść - westchnęła, rzucając okiem na
stojący na szafeczce nocnej budzik - może będę w stanie
dotrzeć do biura na dziewiątą. Jeśli skończę pracę koło
czwartej, to powinniśmy mieć jeszcze dość czasu, by mogło to
uspokoić moje sumienie.

Skrzywił się niezadowolony, ale opanował się nagle, gdy

spojrzał na nią. - Życzyłbym sobie, żeby i moje sumienie
uspokajało się tak łatwo - powiedział tylko.

Poruszona nagłą powagą w jego głosie, drgnęła

gwałtownie, tak jakby rozżarzone żelazo dotknęło jej ciała i
spojrzała na niego. Tyle uczuć widziała w jego twarzy. Mogła
wśród nich rozpoznać udrękę i smutek, a także cień wyrzutów,
których nie była w stanie znieść.

- To, co przeżywaliśmy razem, było wspaniałe -

powiedziała, usta drżały jej ze zdenerwowania. - Proszę cię,
Brent, nie zniszcz tego!

- Chciałbym móc być dla ciebie rzeczywiście wspaniałym

mężczyzną, ale ty, dziecko, zasługujesz na kogoś o wiele
lepszego - odparł zachmurzony, widać było, że coś go
prześladuje.

- Czy to znaczy, że ty sądzisz, że ja pragnę...

doskonałości?

Z zamkniętymi oczami oparł się na wezgłowiu łóżka. - W

ogóle nie wiem, czy jeszcze coś sądzę - westchnął

background image

przygnębiony. - Wczoraj na przykład nie mógłbym sądzić, że
będę w stanie siłą wepchnąć się do twojego łóżka.

- Wcale się nie wpychałeś na siłę - wykrzyknęła

oburzona.

- Do licha, Joy, byłaś taka niewinna - powiedział w

najwyższej rozpaczy. - Nie mogę myśleć o sobie bez
obrzydzenia, że wykorzystałem całe moje doświadczenie, by
wywołać taką a nie inną twoją reakcję. Nie miałem prawa
zmuszać cię do jakichkolwiek fizycznych stosunków, zanim
zdobyłem pewność, że jesteś do tego emocjonalnie
przygotowana. Z każdą inna kobietą to mogłoby wystarczyć,
ale nigdy z tobą! Chciałem dać ci czas, byś mogła poznać
mnie takiego, jaki teraz jestem - ciągnął dalej - i przekonać
się, jak bardzo moje pożądanie ciebie wszystko komplikuje.
Niezależnie od tego, jakie argumenty mogłabyś wysuwać,
musisz zrozumieć i pogodzić się z tym, co może oznaczać
związek ze mną. Mój zawód jest znaczą częścią mego życia i
będziesz musiała przyzwyczaić się do tego, że wiele czasu
będziesz sama.

Zauważywszy, jak silnie wstrząsnęły nią jego słowa,

zdławił łagodny okrzyk zniecierpliwienia, zerwał się na nogi i
przyciągnął ją do siebie. Drżała spazmatycznie.

- Trochę za późno na te uwagi - szepnęła. - Co się stało,

to się nie odstanie. Pogłaskał ją po włosach i objął czule. - Ja
tylko pragnę ocalić to, co jest jeszcze do ocalenia. Dławiąc
szloch, wtuliła głowę w jego pierś. Zamknęła oczy,
wspominając, jak z niego szydziła. - Tak się składa, że wolę
mężczyzn mniej powściągliwych - powiedziała wtedy. Te
lekkomyślnie wypowiedziane słowa wróciły teraz do niej, nie
dając jej spokoju, i to teraz, kiedy była szczególnie podatna na
zranienie. Przypomniały się jej wszystkie jej wcześniejsze
pretensje, a obraz siebie samej, jaki pojawił się w jej myślach,
nie mógł się jej podobać. Bawiła się jego uczuciami, jak

background image

dziecko bawi się zabawką, nie zastanawiając się ani przez
chwilę, że będzie się czuł odpowiedzialny, za to, co się stanie.
Dopiero teraz zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, że
kochać kogoś, to o wiele więcej, niż mówić, że się go kocha, i
ta świadomość przeraziła ją. Brent równie łatwo mógł ją
zranić jak ona jego, a ten rodzaj podatności na ciosy wymagał
szczególnie troskliwej ochrony.

Joy wysunęła się z objęć Brenta i pomaszerowała włożyć

szlafrok. Zorientowała się, że wodzi po niej spojrzeniem i
wyczuła u siebie okruch cynizmu. Jak dziwnie było odczuć
nagle że nagość przyczynić się może do wzrostu
samoświadomości!

Stanęła przy oknie swego saloniku, czekając, aż Brent się

ubierze i podejdzie do niej. Zziębnięta zaczęła pocierać
dłońmi ramiona, by się jakoś rozgrzać. W zamyśleniu
zapomniała o Brencie, dopóki nie poczuła nagle dotyku jego
gorących rąk, palących ją poprzez rękawy szlafroka.

- Kochanie, nie opuszczaj mnie. Na miłość Boską, Joy,

ja...

Nie chciała delikatnej pieszczoty jego rąk. Nie pragnęła

pocieszenia, gdy zasługiwała tylko na jego wzgardę. Taka
była dumna ze swej dojrzałości, a wciąż jeszcze zachowywała
się jak egoistyczne, rozpieszczone dziecko. Kusząc go, by
przestał panować nad swym zachowaniem, wykorzystała
swoją wiedzę o jego miłości do niej, pragnąc usilnie zdobyć
to, czego chciała. Ale nie mogła okłamywać się dłużej, że
może przesądzać o przyszłości. Brent zrozumiał jej stosunek
do jego dziennikarskich podróży, o wiele lepiej, niż ona sama
to sobie uświadamiała. Ponieważ zawsze kuliła się ze strachu
na myśl o niebezpieczeństwach, którym musiał stawiać czoła,
odłączyła go w myślach zupełnie od pracy. W duchu aż
skręcała się z bólu, przypominając sobie, jak często w jej
wizjach Brent występował jako jej mąż wracający co dzień do

background image

domu wieczorem po jakichś mglistych, bliżej nie określonych
zajęciach, by utulić ją w swoich ramionach.

Ale to nie miało być tak, jak sobie roiła. Miały być długie

okresy rozłąki, smutek, stale towarzyszący strach o jego
bezpieczeństwo. Z intuicją, która narodziła się w niej po ich
pierwszym fizycznym stosunku, zrozumiała teraz, że ich
miłość będzie wymagała od niej przyjęcia takiego trybu życia,
o którym nigdy dla siebie nie myślała i zdała sobie nagle
sprawę, że zawsze właśnie tego pragnęła uniknąć. Ugryzła się
w wargę, a z oczu popłynęły jej łzy spowodowane strasznymi
wyrzutami sumienia. Nie umiała pogodzić swojej
przejmującej chęci należenia do niego z poczuciem
odpowiedzialności, jakie powinna w sobie wzbudzić, stając się
jego kochanką. To ona była winna.

- Tak bardzo cię przepraszam, Brent - szeptała, starając

się powstrzymać łzy.

- Och, nie mów tak... - upominał ją, gładząc po głowie i

tuląc do siebie. - Musimy porozmawiać poważnie. Bardzo
chciałbym wiedzieć, o czym ty myślisz, co czujesz. Kiedyś
wykorzystywałem ciszę, by się w niej ukryć, ale nie teraz, Joy.
Kocham cię i chciałbym zatracić się cały w miłości do ciebie.
Nie każ mi cierpieć wstydu za to, że tak to czuję, kochanie...,
błagam!

- Ależ to ja właśnie jestem zawstydzona!
Skrzyżował ręce na jej ramionach, na powiekach czuła

falowanie jego oddechu, gdy mówił: - Może to wszystko stało
się dla nas za szybko, ale to, co zaszło w twojej sypialni,
dziecko, było takie cudowne, takie naturalne. Miałem
wrażenie, jakbym obudził się z jakiegoś nocnego koszmaru i
znalazł się bezpieczny w twoich ramionach. - Objął ją mocniej
i ciągnął dalej: - Wiesz, byłaś jedyną kobietą, którą kochałem
w moich marzeniach. Wiele razy zasypiając myślałem o domu
i zawsze wszystkie moje myśli skierowane były do ciebie.

background image

Moje senne rojenia zaczynały się dość niewinnie, tęskniłem po
prostu za tobą, pragnąłem, byś była blisko. Ale dziś rano,
kiedy się obudziłem, wyciągając ramiona, by cię w nich
utulić, wszystko było tak, jak tyle razy przeżywałem w
wyobraźni. Wiesz, Joy, nienawiść do siebie samego to potężna
siła. Może zniszczyć najmocniejszego człowieka i daleki
jestem od tego, by sądzić, że ty coś o tym wiesz. Żyłem tak,
by przekonać siebie samego, że nie potrzebuję niczego innego
poza fizyczną ulgą, jaką przynosi seks. - Mówił to z
poczuciem winy, przytknąwszy usta do zagłębienia poniżej jej
ucha. - Teraz uprzytomniłem sobie, że to twój obraz zawsze
nosiłem w sercu, że zawsze byłaś obecna w mojej duszy. Nie
każ mi nienawidzić się za to, że tak bardzo pragnę cię kochać.

Westchnęła, obróciła się w jego ramionach i pogłaskała go

po włosach na karku. - Czy myślisz, że mam ci za złe, że się
ze mną kochałeś?

- Co miałbym myśleć? - wyszeptał. Kiedy otworzyłaś mi

swe ciało tak ufnie jak serce. Pragnąłem cię tak bardzo...

Oderwała się od niego i z większym pośpiechem niż

sensem przebiegła przez pokój. Potknęła się o stolik do kawy i
z jękiem rzuciła się na kanapę. Z oczu popłynęły jej łzy.
Ściekały po jej policzkach, tworząc dwa strumyczki, które
niezręcznie rozcierała rękami.

- O Boże - powiedziała wreszcie, chwyciwszy się rękami

za pulsujące skronie. - Kiedy zobaczysz mnie taką, jaka
naprawdę jestem, a nie jako ukochaną fantazję, którą sobie
wymyśliłeś? - Westchnęła i potrząsnęła głową. - Już od dawna
nie jestem łatwowiernym dzieckiem, Brent. Jestem kobietą i
chciałam się z tobą kochać. To był mój jedyny realny plan na
przyszłość i dlatego wstydzę się. Ty jesteś silny i aż nadto
zdolny postępować zgodnie z własnymi aspiracjami. A ja
nawet nie wiem, jakie są moje. Skąd mogę wiedzieć, czy mam

background image

dość siły i poświęcenia, których ty potrzebujesz u kobiety.
Okłamałabym nas oboje, gdybym powiedziała coś innego.

Usłyszała stłumiony przez dywan odgłos jego kroków i

podniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. - Pewna jestem
tylko mojej miłości do ciebie - westchnęła.

Brent usiadł koło niej i położył rękę na jej dłoni. -

Bierzmy każdy dzień takim, jaki jest, Joy.

Emocjonalne napięcie jego głosu i czułość widoczna w

jego spojrzeniu uspokoiły ją, jak nic innego na świecie.
Powoli skinęła głową, a na jej ustach pojawił się uśmiech. -
Nie zrezygnowałeś ze mnie?

Jego palce zacisnęły się, spojrzał na nią z przejęciem. -

Cokolwiek się stanie w przyszłości, nigdy nie zapomnę o tym,
co mi dałaś.

Przytuliła się do niego. Jego ciepła ręka otoczyła ją, dając

jej poczucie pewności, którego tak rozpaczliwie potrzebowała.
- Ja tylko chcę być z tobą, Brent - szlochała, wtulając mu się w
ramię. - Potrzebuję tego bardziej, niż mogę to wyrazić.

- Hej, na razie nigdzie się nie wybieram - zażartował,

biorąc ją palcami pod brodę. - I nie oddam cię bez walki.

Nie mogła zdobyć się na uśmiech, a w jej oczach

zamigotał tylko błysk determinacji. - Jesteś pewien, że jestem
tego warta?

Pochylił głowę i jego wargi zetknęły się z jej wargami.

Pocałunek był zobowiązaniem, czułą obietnicą, na którą
odpowiedziała całą swoją istotą. Ich wargi przylgnęły do
siebie i rozchyliły się tylko po to, żeby połączyły się ich
pragnienia, którym żadne z nich nie miało siły się oprzeć. Ich
ramiona spokojnie, ale mocno połączyły ich ciała. Brent
oderwał na chwilę usta od jej ust i wyszeptał, wpatrując się w
nią namiętnym spojrzeniem: - Twoja miłość jest
najcenniejsza, Joy. Najcenniejsza.

background image

Rozdział 6
Joy nie mogła wprost uwierzyć, że przez ostatnich parę

tygodni poradziła sobie z taką ilością pracy. Znowu była w
stanie dostrzec, tak dotąd zawalony papierami blat biurka, po
którym triumfalnie bębniła palcami. Widząc rozbawione
spojrzenie Grace, zaczerwieniła się.

- Jesteś dumna z siebie jak paw, prawda?
Joy roześmiała się - To wszystko tłumaczy - powiedziała,

raz jeszcze ogarniając wzrokiem biurko. - A ty nie jesteś z
siebie dumna?

- Hm. Tylko ty pracowałaś jak szatan.
- Tak, ale ty bardzo mi pomogłaś. Czy ja ci w ogóle

podziękowałam? Zakłopotana Grace wstała. Sfatygowana
lakierowana torebka zsunęła się jej z ramienia, kiedy
pomachała ręką na pożegnanie.

- Nie rozczulaj się tak, dziewczyno - powiedziała sucho,

krzywiąc się jakby gryzła cytrynę. - Do zobaczenia w
poniedziałek.

Uśmiech Joy zmienił się w grymas, kiedy Grade

wychodziła z biura. Fatalna torebka Grace wyglądała tak, że
nikt by nie powiedział, że jej właścicielka nosi ją do pracy.
Poza tym Grace wyglądała jak uosobienie doskonałej
urzędniczki, od starannie ułożonych siwoszarych włosów, aż
po czubki wytwornych pantofelków. Przez resztę dnia jej
biedna stara torba spoczywała w najniższej szufladzie biurka,
aby nie psuła ogólnego wrażenia. Pewnego dnia Grace
wyznała Joy w zaufaniu, że żywi zabobonne przywiązanie do
starych podniszczonych rzeczy. Mimo trudności z
zachowaniem powagi, Joy nie śmiała się z tego drobnego
dziwactwa Grace. Odtąd starała się nieoficjalną protegowaną
swojej szefowej. Czasami Joy zastanawiała się, komu bardziej
zależy na jej karierze w firmie - jej samej, czy właśnie Grace.

background image

Przypominając sobie, jak Grace dawała do zrozumienia,

że Joy mogłaby zostać osobistą sekretarką szefa nowej filii w
Los Angeles. Wiedziała, że pan Welles liczy się ze zdaniem
Grace i zdawała sobie sprawę, że ta pozornie przypadkowa
uwaga jej zwierzchniczki opiera się na solidnych podstawach.

Joy była jednocześnie podekscytowana i zaniepokojona

perspektywą awansu. Wiedziała, że tego rodzaju wydarzenie
musi mieć wpływ na jej przyszłość. Rozmawiała z Brentem o
tej perspektywie awansu. Miała nadzieję, po podzieli jej
niechęć do przyjęcia nowego stanowiska. Ale on tego nie
zrozumiał. Stał się natomiast nienaturalnie milczący i
niekomunikatywny. Powtarzał z naciskiem, że decyzja należy
do niej, i tylko do niej. To na pozór nieczułe i oschłe
zachowanie doprowadziło do kłótni, którą nawet teraz
wspominała z przykrością.

Kłótnia skończyła się tak, jak kilka innych przedtem.

Próbowała zlekceważyć incydent i wytrącić Brenta z
obojętności, którą okazywał wobec wszelkiej poważnej
dyskusji na temat ich przyszłości. Nie chciała wiedzieć, kiedy
Brent wyjedzie i na jak długo. Na chciała roztrząsać jeszcze
problemów związanych z jego pracą. Brent nie wywierał na
nią nacisku, ale wyczuwała, że zaczynał się już niecierpliwić z
powodu jej niezdecydowania.

Westchnęła, starając się odegnać dręczące ją myśli.

Wyprostowała ramiona wysoko nad głową i oparła się o
poręcz krzesła. Niemal fizycznie czuła jak światło słoneczne
przenika przez mury biurowca. Wierciła się na krześle.
Rozpierała ją tłumiona energia, która stała się czymś tak
zwykłym jak oddychanie. Aż nazbyt dobrze znała jej źródło.
Wystarczyło, że pomyślała o Brencie, by krew zaczynała
szybciej pulsować jej w żyłach. Od tej nocy, kiedy się kochali,
Brent spędzał z nią każdą wolną chwilę, ale nigdy im to nie
wystarczało. Był czuły i miły, ale zawsze panował nad

background image

przeciwieństwami temperamentów ich obojga, których
wybuch musiał niechybnie zakończyć się kłótnią.

Na początku żyła z dnia na dzień i, tak jak chciał, była

czuła i nie wymagała niczego. Bała się jednak, że nie zdoła
dłużej tłumić swych pragnień. Zaczynała odczuwać jego
władzę nad sobą i ostatnio coraz bardziej starała się spod niej
wyzwolić. Igrała z ogniem, ale nie była w stanie ukryć, jak
bardzo pragnie znaleźć się znów w jego ramionach. Nie
potrafiła na zawołanie oziębić swych uczuć i wiedziała, że
Brent nie radzi sobie z tym lepiej niż ona. Napięcie między
nimi coraz to bardziej narastało, oboje zachowywali się
nerwowo, dręczeni ciągle nie zaspokojonym pożądaniem.

Pragnęła go tak bardzo, że odczuwała niemal fizyczny ból,

kiedy nie byli razem. Zawsze wyobrażała sobie, że miłość jest
jednym z najdelikatniejszych uczuć, a nie wrzącym kotłem
namiętności, od których krew musowała jak szampan. Powoli
wydychała powietrze, odprężając się, stopniowo. Gdyby
jednak była z nim w tym samym pokoju, wystarczyłoby to,
żeby od razu drżała z pożądania.

Co ja tu robię, pomyślała, przecież mogłabym już być z

nim. Zamknęła biuro na klucz i Pobiegła odebrać samochód.
Wybierali się do restauracji w starej części miasta, ale miała
jeszcze dość czasu, żeby podjechać do rodziców, przywitać się
z nimi i wrócić do siebie, żeby się przebrać.

Machinalnie wręczyła napiwek Denny'emu, kiedy

przyprowadził jej samochód i nawet nie zauważyła, że
spódniczka podwinęła się jej do góry, kiedy wsiadała do
wozu. Z rozmyślań wyrwał ją głośny gwizd. To Denny
wpatrywał się w nią pożądliwie. Ruszyła naprzód, a kiedy
udało jej się wydostać z popołudniowego korka, poczuła się
nawet nieco podniesiona na duchu tak ostentacyjnymi
objawami męskiego zainteresowania.

- Jest tam kto?

background image

Jej głos zabrzmiał niesamowitym echem w hallu domu

rodziców. Zadrżała słysząc dźwięk zatrzaskujących się za nią
drzwi.

- Owszem, jest ktoś - wycedził Brent, który pojawił się o

strony gabinetu ojca. Brzmienie jego głosu zdradzało
prawdziwą radość. Z bezgłośnym uśmiechem przyjęła
zaproszenie jego otwartych ramion.

- Myślałam, że wpadnę tutaj na chwilę, a potem pojadę do

siebie, wezmę prysznic i przebiorę się - wyjaśniła, wpatrując
się w niego. - Nie wyobrażaj sobie za wiele! .

Powoli zbliżył usta do jej ust i wyszeptał odpowiedź, po

której naturalna różowość jej policzków przybrała ciemniejszy
odcień. Zarzuciła mu ręce n szyję i pocałowała go mocno.
Brent zadrżał i przyciągnął ją bliżej. To, co zaczęło się jak
niewinne pieszczoty, szybko zaczęło nabierać tempa.
Ogarniała ich coraz silniejsza namiętność, domagając się
spełnienia...

- Brent, dlaczego ty...?
Brent zesztywniał, słysząc głos ojca, ale nadal obejmował

Joy w pasie. Powoli odwrócił głowę w jego kierunku. Przez
długą jak wieczność chwilę Joy wodziła oszołomionym
spojrzeniem od jednego do drugiego, próbując bezskutecznie
odcyfrować wyraz ich twarzy. Czując się niezręcznie w
przedłużającym się milczeniu, Joy poruszyła się, ale Brent
tylko

wzmocnił

uścisk.

Zakłopotana

posłał

ojcu

przepraszające spojrzenie, ale on zwracał uwagę tylko na
Brenta.

- Czy właściwie to interpretuję, synu? - zapytał

zdenerwowany.

Brent odwrócił się, ale jedną ręką nadal obejmował w

pasie Joy. - My kochamy się, tato.

W jego miękkim szepcie było tyle ciepła, że łzy stanęły jej

w oczach. Parząc w jego oczy widziała w nich odbicie swej

background image

twarzy, na której malowało się uczucie miłości. Ich uśmiechy
stały się wspólną obietnicą i oboje zwrócili się ku mężczyźnie,
który obserwował ich uważnie.

John wydawał się przez chwilę zaskoczony, potem jednak

uśmiechnął się nieznacznie i wyraz nieokreślonej dezaprobaty
zniknął z jego twarzy. - Nie wiem, dlaczego udaję surowego
ojca - powiedział. - Twoje uczucia dla Joy były mi dobrze
znane, zanim wyjechałeś. Ale, synu, chociaż jest już ona w
tym wieku, że może sama podejmować decyzje, problemy, o
których wtedy rozmawialiśmy, istnieją nadal. Oboje musicie
być przygotowani na ustępstwa i poświęcenia, a ja nie mogę
wam w tym pomóc, mogę tylko martwić się. Chciałbym,
abyście mieli pewność, że wasza miłość wytrzyma naciski,
którym wspólnie będziecie musieli stawić czoła.

Joy westchnęła ciężko. - Tato, nigdy nic mi o tym nie

mówiłeś!

John ruchem ręki zaprosił ich do salonu. Joy szła,

wpatrując się w oszołomieniu w wyprostowane plecy ojca.
Zaczęła go wypytywać, ale widząc minę Brenta, zamilkła.

Ruchem głowy wskazał jej miejsce na kanapie obok

siebie. Usiadła, zaciskając wargi ze zdenerwowania. Z ledwie
skrywaną niecierpliwością czekała na wyjaśnienia ojca.
Zacisnęła dłonie tak silnie, że poczuła ból w palcach.

W całej jego postawie widoczne było znużenie, gdy tak

siedział przechylony do tyłu z łokciami wciśniętymi w oparcie
fotela. - Nigdy nie powinnaś była Joy, starać się ukrywać
czegokolwiek przed twoim starym ojcem - powiedział, patrząc
na nią uważnie. - Cztery lata temu byłaś naiwną, ale nad wiek
rozwiniętą młodą kobietą i nie trudno mi było zauważyć, jak
stawałaś na głowie, żeby zapędzić Brenta w ślepy zaułek. -
John westchnął i potrząsnął głową. - Nie wiń go, że w tej
sytuacji zwrócił się do mnie. Zdawał sobie sprawę, jak trudno

background image

mi będzie zachować obiektywizm, ale - zawsze będę z tego
powodu dumny - zależało mu na mojej radzie.

- I wysłałeś go z domu?
W jej niskim tonie głosu zawarte było oskarżenie, ale

Brent powstrzymał ją, zanim jej gniew wybuchł z całą siłą.

- Nie, Joy! Sam zdecydowałem, że wyjadę, to była moja

własna decyzja.

- Czy się na coś spóźniłam? - spytała Bessie,

wtargnąwszy do pokoju ze zwykłą dla niej energią, zanim
zasiadła z całą siłą na oparciu fotela Johna.

- Pouczam właśnie nasze potomstwo, kobieto. - John

powiedział tak, starając się wprowadzić lżejszy nastrój.
Obrzucił żonę głębokim spojrzeniem. - Nie przerywaj.

- O co tu właściwie chodzi, Johnie Barton?
- Hm! To im powinnaś zadać to pytanie!
Grzecznie podnosząc głowę, spojrzała z ukosa, mrużąc

krótkowzroczne oczy. - Dobrze więc to wy powiedzcie mi, o
co tu chodzi?

Joy przełknęła z trudem ślinę i spojrzała błędnym

wzrokiem w stronę Brenta. Ale zanim któreś z nich zdołało
wykrztusić słowo, John wycedził:

- Złapałem ich na podkładaniu ognia w hallu.
- Tatusiu! - bolesny jęk Joy odbił się echem w całym

pokoju.

Mrugające

oczy Bessie błyskawicznie właściwie

zinterpretowały rumieniec na policzkach jej córki. - Ile razy,
Joy, przestrzegałam cię, byś nie bawiła się zapałkami?

- Toteż nie były to zapałki - wyjaśnił John, zasłaniając

zdradzający go uśmieszek wierzchem dłoni.

Dławiąc jęk, Joy podniosła oczy na Brenta i krzyknęła

rozgniewana, gdy zauważyła, że ledwo może powściągnąć
śmiech: - Co cię tak bawi w tym wszystkim, potworze?

background image

Uśmiechnął się i przytulił ją do boku. - Tata właśnie

odsłonił moje ukrywane zamiary, mamo.

- Za dużo tej konspiracji - wyszeptała Joy z drżącym

oddechem. - Staram się zrozumieć, dlaczego moi właśni
rodzice ukrywali przede mną powody, dla których wyjechałeś
z domu. Musieli uważać mnie za kompletną idiotkę, skoro nie
mogli mi zaufać i powiedzieć prawdy.

- Zdawałam sobie sprawę, jak bardzo obwiniałaś siebie za

decyzję odjazdu Brenta - powiedziała łagodnie Bessie. -
Chcieliśmy z tobą o tym porozmawiać, ale uznaliśmy, że nie
powinniśmy się wtrącać. Brent chciał dać ci czas, byś dorosła,
nie musząc pamiętać o żadnych zobowiązaniach, i my
musieliśmy respektować jego życzenia.

- To zastanawiające, jak w ogóle mogłam dorosnąć, skoro

każdy z was tak upierał się, by bronić mnie przede mną samą -
zauważyła Joy dotknięta do żywego.

- Brent podjął jedyną słuszną decyzję, jaką wtedy można

było podjąć - John obstawał przy swoim. - Nie wiń go za to,
że kochał cię dostatecznie mocno, by sobie ciebie odmówić, i
nie uważaj mnie i twej matki za wrogów. Musieliśmy
rozdzielić się z synem. Nie tylko ty jedna cierpiałaś z powodu
tej rozłąki.

Spuściwszy oczy, zamruczała: - Waszym zdaniem byłam

tylko dzieckiem mogącym spokojnie poczekać cztery lata na
obiecany smakołyk?

Usta Brenta musnęły jej skroń. - Czy tylko tym jestem dla

ciebie? - spytał.

Bessie zaśmiała się głośno, a John powiedział: - Mam

nadzieję, synu, że oszczędzą cię jej słodkie ząbki. Nie we
wszystkich miejscach, do których ją zabierzesz, mogą być
zapasy przysługujących jej cukierków.

Muskuły Brenta stężały pod wpływem tej dokuczliwej

drwiny. Po krótkim wahaniu zmienił temat, ale gdy tak

background image

rozmawiał o niczym z jej rodzicami, Joy czuła się coraz
bardziej zażenowana. Brent unikał jej oczu i nietrudno było
zrozumieć, dlaczego się od niej odsuwał. Cieszyła się, że jej
rodzice nie zastanawiali się nad istotą płynących między nią a
Brentem prądów, ale z nagła otoczyło ją przykre poczucie
braku bezpieczeństwa. Nie mogła porazić sobie dłużej z
własnymi wątpliwościami na temat przyszłości, podsyconymi
nieżyczliwą postawą Brenta. Nawet gdy już wrócili do jej
mieszkania - Joy prowadziła swój własny samochód, a Brent
jechał wynajętym - jej depresja trwała nadal. Pragnęła
wszystko to z siebie wyrzucić, wyjawić to, co ją dręczy. To
stanowcze postanowienie straciło jednak wiele ze swej
ostrości, gdy tylko poczuła na sobie strumienie gorącego
prysznica. Rozczesała grzebieniem świeżo umyte włosy i
zostawiła je, by wyschły same, układając się w niesforne loki,
które Brent tak lubił. Gdy przebiegła pośpiesznie z łazienki do
sypialni, zupełnie nago, mając za jedyną ozdobę swe
promieniejące przyjemnym ciepłem ciało, zauważyła
utkwione w niej oczy Brenta i zachichotała cichutko. Nie
musiała zgadywać, co myśli o jej zwyczaju, kręcenia się po
domu gołej, jak ją Pan Bóg stworzył!

Niecierpliwy stukot palców uderzających w drzwi jej

sypialnego pokoju spowodował, że podskoczyła w poczuciu
winy, zdając sobie sprawę, jak będzie się czuła, jeśli Brent
otworzy drzwi i przyłapie ją na przyglądaniu się sobie nagiej
w lustrze. Ze stłumionym jękiem rzuciła się w szaleńczym
pędzie do garderoby po swój ulubiony szlafrok. Po kilku
chwilach gorączkowego szukania i kolejnej fali łomotania do
drzwi uświadomiła sobie, że zostawiła go w koszu na brudną
bieliznę, w nadziei, że go upierze. Tym razem wymruczała
słowo, o znajomość którego jej matka nigdy by jej nie
podejrzewała, złapała najbliżej leżącą część ubrania i wsunęła
ręce w długie rękawy.

background image

Była to stara koszula jej brata, którą przed rokiem zabrała

z jego pokoju. Keith z właściwym prawnikom zmysłem
organizacyjnym, zawsze miał w domu rodziców trochę rzeczy,
które wkładał, kiedy do nich przyjeżdżał. Joy wiedziała, że nie
zależało mu na jednej sfatygowanej koszuli. Kiedy ona i
Shirley zajmowały się urządzeniem mieszkania, Joy
potrzebowała czegoś, co mogłaby bez żalu pobrudzić.
Zamierzała oddać koszulę, ale wkrótce okazało się, że kilka
plam złotej farby trzyma się uparcie materiału w niebiesko -
zieloną kratę. Kiedy kolejna wizyta Keitha minęła bez
najmniejszej wzmianki na temat zaginionej koszuli, Joy doszła
do wniosku, że chociaż spowiedź dobrze by zrobiła jej duszy,
to dyskrecja ma jeszcze większe zalety.

- Już idę, już idę - zawołała, kiedy Brent znowu zapukał

do drzwi.

W pośpiechu zapinając guziki koszuli, poszła otworzyć.

W ostatniej chwili zręcznym ruchem palców zlikwidowała
lukę na wysokości ud i uniosła głowę w bezgłośnym triumfie.
Zaskoczył ją błysk w spojrzeniu Brenta, które prześlizgnęło
się po niej tak, jak nóż przechodzi przez ciepłe masło.
Otaksował ją badawczo wzrokiem. Znów odsuwał się od niej
duchowo. Nagle poczuła potrzebę wytrącenia go z tej
obojętnej pozy.

- Nie mogłam znaleźć mojego szlafroka, ale tak będzie

całkiem nieźle, prawda? - powiedziała zachrypniętym głosem.

Prowokacyjnie pogładziła ręką koszulę, a on mimo woli

odpowiedział na jej wyzywające spojrzenie. Na jego twarzy
malowała się obawa przed jej rozmyślną brawurą. To
zrozumienie kierujących nią pobudek doprowadziło ją do
szału. On miał przewagę doświadczenia, ona kierowała się
tylko instynktem. Ta nieprzyjemna konstatacja podważyła jej
pewność siebie. Natychmiast zapragnęła ukryć się gdzieś
przed nim. Stanęła za drzwiami i uważnie obejrzała swe nagie

background image

uda. Pewnie był wściekły za te idiotyczne próby uwiedzenia
go. Miał zresztą do tego wszelkie powody. Pragnął jej tak
samo, jak ona jego, i to nie było fair zmuszać go ciągle do
walki z sobą samym. Zdegustowana swym dziecinnym
zachowaniem, wyjrzała zza drzwi.

- Jestem troszkę spóźniona - szepnęła. - Za chwilę będę

gotowa. Może chciałbyś poczytać ten magazyn, leży tam. Jest
tam sporo ciekawych rzeczy. - Skinęła ręką mniej więcej w
stronę stoliczka do kawy w saloniku.

- Uwielbiam takie zajmujące lektury - dodała żywiołowo.

Plotła coś trzy po trzy, ale czuła, że nie może przestać.

- Chodź tu, kobieto!
Na chrapliwe zaproszenie w jego głosie zareagowała

prawie z ulgą. Odwracając głowę w jego stronę, spostrzegła w
jego oczach czułość i rozbawienie wynikające ze zrozumienia
jej zakłopotania. Szykowała się już do ataku, więc trwało to
chwilę, zanim zupełnie już rozluźniona rzuciła mu się w
ramiona. Jego usta były równie spragnione, jak jej i mogła
tylko przytrzymać się kurczowo jego karku, gdy podłoga
zakołysała się pod jej stopami.

- Co ty masz pod spodem?
Ciepło jej oddechu ogrzewało mu szyję, kiedy roześmiała

się. - A jak myślisz? Poczuła na wargach wibrację jego głosu,
gdy mówił do niej:

- Tego się obawiałem. Mogłabyś uwieść świętego, wiesz?
- Ty na pewno nie jesteś święty.
- Właśnie na wypadek, gdybyś miała wątpliwości - jego

białe zęby rozbłysły w szerokim uśmiechu - postanowiłem i to
udowodnić.

Zanim zdołała się zorientować, o co mu chodzi,

przykucnął u jej stóp. Zadrżała z niespodziewanej rozkoszy,
kiedy jego duże ręce dotknęły ciepłej, pachnącej skóry na jej
udach: dłonie zginały się i rozprostowywały. Z trudem złapała

background image

oddech, kiedy jego palce kreśliły delikatne wzory na jej ciele i
wypuściła go z nerwowym „och", gdy ześlizgnęły się.
pieszcząc jej kolana. Przyszła jej do głowy idiotyczna myśl, że
teraz dowie się, czy Brent jest, czy nie wielbicielem damskich
ud tak, jak Denny.

Ale nie było to wszystko, czego chciał od niej Brent. Cała

stężała w napięciu, gdy jego ręce ześlizgnęły się niżej, błądząc
po jej gładkich pośladkach. Ugniatał delikatnie i masował jej
ciało, aż do chwili, gdy już zupełnie nie mogła opanować
przeraźliwego drżenia nóg. Zamykając oczy, upadła do przodu
i wpiła ręce w jego włosy, gdy wtulił twarz w jej brzuch.

- Brent.... błagam!
- Mówiłem, że nie jestem święty! - wyszeptał chrapliwie,

podnosząc się z kolan i obejmując ją w mocnym uścisku. - I to
jest cały problem. Doprowadzasz mnie do szaleństwa, moja
księżno, czy wiesz o tym?

Zamknęła oczy i uśmiechnęła się, opierając się na nim. -

Nie chcę być księżną! Jej palce niezdarnie szperały gdzieś
między nimi, szukając guzików jego koszuli. Ze śmiechem
złapał ją za ręce, całkowicie uniemożliwiając dalsze ruchy.

- Och, nie jesteś nią. Przed chwilą słyszałem, jak burczy

ci w brzuszku.

Zachichotał rozbawiony na widok niezadowolenia

malującego się na jej twarzy i ucałował czubek jej noska. -
Ubierz się, kochanie, musimy jakoś zaspokoić twój apetyt -
powiedział, klepiąc ją po pupci.

Zrobiła krok naprzód i spojrzała na niego przez ramię. Jej

zaufanie do siebie samej ponownie wzrosło. Figlarnie
rozbłysły jej oczy, gdy wyciągnęła ręce nad głową tak, by
brzegiem koszuli musnąć w przelocie te miejsca, które on tak
niedawno czule pieścił. Ziewnęła rozmarzona i zauważyła: -
Odkąd tak dbasz o moje dobre samopoczucie, rozwinęłam w
sobie jeszcze inny rodzaj apetytu, który mógłbyś bez trudu

background image

zaspokoić. - Zmrużyła rzęsy prowokująco. - Chodź ze mną, a
powiem ci coś na ten temat.

Oczy zamigotały mu groźnie na taką wyzywającą

propozycje z jej strony, ale była w nich także rozkoszna
obietnica skorzystania z niej w przyszłości. - Odkąd tęsknimy
za takimi samymi ucztami, wpadłem już na pomysł, jakie
przygotować menu - przerwał na chwilę, usta wykrzywił mu
zmysłowy skurcz. - Spędziłem całe tygodnie na wymyślaniu
środków pobudzających apetyt, dziecko. Kiedy nadejdzie
pora, obiecuję, że nie odejdziesz głodna.

- Dobrze się stało, Brencie Tyler, że nigdy nie myślałam o

tobie jako o świętym - mruczała, opuszczając ręce, które już
jej zupełnie omdlały trzymane tak długo nad głową. - Jesteś
prawdziwym szatanem!

Twarz Brenta przybrała wyraz skrzywdzonej niewinności,

a Joy poczuła nieodpartą chęć, by go czymś zdzielić. - Jak
możesz w ogóle tak mówić, kiedy ja zamierzałem nakarmić
cię samymi największymi smakołykami?

- Ja..., ty..., och!
Uciekła, zatrzaskując mu drzwi przed nosem, ale nie

mogła nie słyszeć jego szalonego śmiechu. Gwałtownymi,
nieskoordynowanymi ruchami zaczęła się ubierać, jaki on jest
irytujący, samolubny, próżny... kochany, myślała. Cichutko,
modląc się, by tego nie usłyszał, zaczęła się śmiać...

Gdy już wsiedli do samochodu Brenta, Joy była naprawdę

w świetnym humorze. Uśmieszek zadowolenia przemknął po
jej wargach, gdy wtuliła się mocniej w bok Brenta.
Wyjrzawszy Przez okno zobaczyła siedzibę władz stanowych
jaśniejącą w mroku, jak latarnia morska. Nigdy nie potrafiła
przejść obok tego budynku, nie podziwiając jego imponującej
sylwety, która wystrzelała w górę nad drzewami okalającego
ją parku. Znowu były tam wielokondygnacyjne rusztowania

background image

naokoło zaokrąglonego gmachu. Podjęto po raz kolejny
remont, który miał dodatkowo upiększyć jego wygląd.

Joy kochała Sacramento, miasto, które nie tylko kwitnąco

się rozwijało, ale zachowywało w nienaruszonym stanie aurę
przeszłości. Pełno w nim było ekscytujących miejsc, gdzie
można było rozkoszować się nocnym życiem wielkiego
miasta, a także cichych, obsadzonych drzewami uliczek w
starych, reprezentacyjnych dzielnicach, które stosunkowo
niewiele zmieniały się mimo upływu lat. Stolica Kalifornii
potrafiła przekształcić się w nowoczesne, tętniące życiem
miasto, zachowując jednocześnie wiele tego samego uroku i
wdzięku, jaki miała w początkach swej historii. Joy milczała
przez chwilę, myśląc o tym wszystkim, po czym w nagłym
impulsie zwróciła się do Brenta:

- Jedźmy jutro do Muzeum Sztuki Crockera!
Jęknął, obdarzywszy ją pełnym rezygnacji spojrzeniem, z

powrotem szybko zerkając na drogę. - Byłem ciekaw, jak
długo zdołasz wytrwać, zanim nie zamarzy cię się powrót do
krainy dzieciństwa.

Zachichotała i przycisnęła się nawet jeszcze bliżej do jego

ciepłego ciała. - Nie bądź taki okropny, Brent. Wiesz, jak
uwielbiam to miejsce.

- A właśnie, że będę - zamruczał, potrząsając głową. -

Przyzwyczaiłaś się wlec mnie po tych przeklętych salach
stanowczo za często.

- Wiec jak, zabierzesz mnie tam, czy nie?
- Wcale tego nie powiedziałem.
- Pomyśl tylko o tych cudownych, chłodnych,

wyłożonych mozaikowymi kafelkami korytarzach.

- Właśnie myślę o moich obolałych, palących stopach -

gderał niezadowolony. Usiadła tyłem na swoim siedzeniu z
pełnym satysfakcji uśmiechem, gdy Brent położył jej rękę na
ramieniu i przytulił wygodniej do siebie. Wiedziała, że uważa

background image

ją za szaloną, nie rozumiejąc, jaką przyjemność może czerpać
z oglądania tych staroci, ale zawsze fascynowała ją dawna
sztuka. Budynek, w którym mieściło się muzeum, był
rzeczywiście olbrzymi i w żałosnym biadaniu Brenta nad
losem jego stóp było wiele słuszności.

- A więc jakież to potworne męczarnie planujesz dla mnie

na jutro? - zapytał.

- Czy przypominasz sobie posąg świętego Józefa z

najświętszym Dzieciątkiem u wejścia do galerii sztuki
europejskiej?

- Niezbyt wyraźnie - odparł kąśliwie.
- Och, jesteś naprawdę beznadziejny!
- Dlaczego nie naciśniesz bardziej na moją pamięć,

kochanie. - westchnął krzywiąc kąciki ust. - Ale jeśli już przy
tym jesteś, przyciśnij mnie, przyciskaj mnie dalej w ten
sposób.

Nie zamierzała dawać mu satysfakcji, że potrafił

wyprowadzić ją z równowagi..., zwłaszcza po wczorajszym
niepowodzeniu. Okręcając się lekko w pasie, pozwoliła mu
podtrzymać swoje piersi. Uśmiechnęła się z zadowolenia i
usiadła wygodnie na skórzanym siedzeniu. Teraz jego kolej,
pomyślała.

Niedługo powinien zobaczyć tu posąg, postanowiła w

duchu, koniecznie musi zobaczyć to cudo, i to zanim zmęczą
mu się jego biedne stopy. Była to szesnastowieczna
hiszpańska rzeźba drewniana z dobrze zachowaną
polichromią. Mimo że minęło kilkaset lat kolory - szkarłat,
złoto, brąz i czerń - były łatwo dostrzegalne.

Była tak głęboko pogrążona w rozważaniu swych

przebiegłych planów, że nawet nie zauważyła, kiedy Brent
skręcił na parking. Kiedy wysiadali z samochodu, nie mogła
się oprzeć uczuciu zadowolenia, widząc jak łakomie spojrzał
na nią strażnik parkingu.

background image

- Czy te szorty muszą tak dokładnie opinać ci pupę? -

mruknął Brent, rzucając przez ramię ponure spojrzenie na
szczerzącego zęby strażnika.

- To dziwne - wycedziła przez zęby rozbawiona - nie tak

dawno miałam wrażenie, że podobają ci się te okolice.
Widocznie poniosła mnie wyobraźnia.

Spacer z parkingu do starego Sacramento przypominał

podróż w czasie. Jedyną fałszywą nutą, rozbijającą tę iluzję,
byli turyści, także ona i Brent, których współczesne ubiory nie
pasowały do otoczenia. Kiedy ich kroki zadudniły głucho po
wypukłych, drewnianych chodnikach, Brent mocno chwycił ją
za ramię, pamiętając o jej skłonności do marnowania czasu w
sklepach z ciekawie udekorowanymi wystawami.

Wybrali jedną ze swych ulubionych restauracji. Wielki jak

stodoła budynek, który wcześniej był siedzibą jedynej wciąż
wychodzącej w Sacramento gazety, został umiejętnie
zrekonstruowany. Stara maszyna rotacyjna została użyta do
zapewnienia w pomieszczeniu odpowiedniej wentylacji.

Sympatyczny

kelner

ze

szczeciniastym

wąsikiem

zaprowadził ich do stolika. Kiedy wchodzili po starych
zniszczonych schodkach do zacisznej wnęki, z której widać
było całą restaurację, Joy spostrzegła, że wiele kobiet
ukradkiem patrzy na Brenta. W kremowo - złotej koszuli
opinającej muskularny tors i brązowych sztruksach
eksponujących jego wąskie biodra i długie nogi, wyglądał
naprawdę atrakcyjnie.

- Dlaczego masz taką minę jak kotka chłepcząca

śmietankę? - wyszeptał Brent, kiedy kelner się oddalił.
Zostawił im kartę win i teraz dwoje jasnych niebieskich oczu
zza tej karty podejrzliwie przypatrywało się Joy. .

Opuściła wzrok i zatoczyła palcem kółko po obrzeżu

swojej szklanki z wodą. Uśmiechnęła się nieznacznie i
zerknęła na niego spod oka.

background image

- Te kobiety tam na sali - powiedziała, wskazując

wzrokiem środkową część lokalu - pożerają cię oczyma.

Jedna jego brew uniosła się, a na ustach pojawił się

zmysłowy uśmiech. - To zadziwiające. Byłem tak zajęty
pożeraniem cię oczami, że wcale tego nie zauważyłem.

Poczuła falę ciepła na policzkach, ale postanowiła nie

ulegać podnieceniu. Celowo wysunęła koniuszek języka i
wpatrując się w jego usta powiedziała: - Czy to ci wystarcza?

Jej zmysłowy szept wywarł pożądany efekt. Pochylił się

do przodu, wpatrując się w nią z pożądaniem, którego nawet
nie próbował ukrywać. - Naprawdę o to pytasz, mała złośnico!

Jego spojrzenie przeniosło się szybko z jej twarzy na

szyję, gdzie pod cienką skórą bił puls, którego nie była w
stanie opanować. Oddychała szybko i w tym samym tempie
unosiły się i opadały jej piersi, co samo w sobie było dość
ambarasujące.

Zaczerwieniła się, a Brent nie zadowalając się tak łatwym

zwycięstwem, opuścił wzrok jeszcze niżej, tam gdzie
koronkowy dekolt bluzki tworzył głęboko wciętą literę V.

- Doskonale wiesz, czego chcę - wychrypiał.
- Kochanie - jęknęła, zamykając oczy, a ciało jej zadrżało

w odpowiedzi na jego słowa. - Ani ja nie jestem złośliwa, ani
ty. Po prostu oboje nie możemy tego wszystkiego wytrzymać.

Nie wiedziała, kogo bardziej zaskoczyła ta nagła powaga

w jej głosie - Brenta czy nią samą. Przez długie minuty nie
odzywali się, aż wreszcie ona przerwała milczenie. - Tak dalej
być nie może. Chcę być z tobą, chcę budzić się co rano w
twoich ramionach.

- Do diabła, Joy. Nie możesz tego pragnąć tak bardzo jak

ja!

Podniecona jego szybką kapitulacją, z błyszczącymi

oczami wyciągnęła do niego rękę ponad stołem. Brent
machinalnie bawił się widelcem, śledząc bezmyślnie ruchy

background image

własnych palców. Widząc jej spontaniczny gest odłożył
widelec i przytrzymał jej dłoń w swojej ciepłej dłoni.

- Och, Brent - wyrwało się jej z gardła - tak bardzo chcę

się znowu z tobą kochać, że aż czuję ból. - Zacisnęła palce
oszołomiona, widząc nagłą obcość w jego twarzy.

- Myślisz, że o tym nie wiem. To ja rozbudziłem w tobie

pożądanie, ale nie chcę tego wykorzystywać, żeby cię
zatrzymać. Nie chcę, żebyś jako przelotna kochanka
figurowała na liście moich grzechów, a ty sama najwidoczniej
nie chcesz zaangażować się bardziej.

Jej ręce mocno uchwyciły krawędź stołu. - Nie wiem,

czego ty ode mnie oczekujesz, Brent. Nigdy nie prosiłam cię,
żebyś wybrał między swoją karierą a mną. Proszę cię tylko,
żebyś mnie kochał.

- Ja chcę tego, co jest dla ciebie najlepsze, kochanie -

wyszeptał i przeciągnął ręką po włosach. - Widzisz, tato miał
rację. Nauczyłem się żyć bez nadmiaru słodyczy, a to nie
zawsze jest łatwe. Czasami byłem okropnie przygnębiony, ale
kiedy była praca do zrobienia, to ją robiłem. Ale jeśli brakuje
ci motywacji, to jest ci trudniej pod każdym względem.

Wyzywająco wysunęła podbródek do przodu, a jej oczy

błyszczały zdecydowaniem. - Nie chcę miejsca w twojej
ekipie, tylko ciebie!

- Wiem, kochanie, wiem - przesunął ręką po oczach. -

Mój Boże, jęknął. Pragnę cię tak szaleńczo, jakbym się spalał
w środku. Ale muszę mieć pewność - westchnął. Muszę mieć
pewność.

Wyczuła w jego głosie nutkę beznadziejności, zamiast się

dalej gniewać, spojrzała na niego z czułością. - Wiem, że
jestem okropna, ale nie jestem już w stanie jasno myśleć. Nie
podoba mi się moje własne niezdecydowanie zupełnie tak
samo, jak tobie. Wiesz, że zawsze byłam bardzo niecierpliwa -
dodała z udawaną niefrasobliwością.

background image

Spojrzał na nią z ulgą. Odwrócił dłoń i mocno uchwycił

jej palce.

Szybko skierowała rozmowę na lżejsze tematy, starając się

nawet nie myśleć o stałym związku z Brentem. Nie mogła
przecież dać mu pewności, której potrzebował. Skłamałaby,
gdyby spróbowała go przekonać, że będzie umiała dać sobie
radę ze stresami związanymi z jego pracą. On miał całe lata na
przystosowanie się i Joy nie mogła oprzeć się wrażeniu, że
Brent nierozsądnie i uparcie oczekuje, iż tylko ona powinna
się zmienić. A gdzie jest jego poświęcenie? - myślała z
goryczą. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, zmusiła się, żeby
nie zadać mu tego pytania. Pomyślała, że ośmieszyłaby się w
ten sposób. Wyobraziła sobie tylko ten wyraz smutnej
rezygnacji w jego oczach.

background image

Rozdział 7
Chociaż Brent starał się mimo wszystko ocalić dobry

nastrój zanim jeszcze wyszli z restauracji, zamilkł i zamknął
się w sobie. Kiedy wrócili już do jej mieszkania, kręcił się
niespokojnie, jakby chciał jak najszybciej od niej uciec i w
końcu wyszedł nagle. Joy nie mogła przestać o tym myśleć.
Przez długie nocne godziny przewracała się na zmiętym
prześcieradle. Wstała i ubrała się wcześniej niż zwykle i
starała się wypełnić sobie jakoś godziny, które pozostały do
przyjazdu Brenta. Jednak mimo pracy, którą sobie narzuciła,
nie mogła opanować dręczącego ją od wieczora niepokoju.

Brent miał przyjechać do niej o dziewiątej i kiedy

wskazówki zegara zbliżały się do tej cyfry i minęły ją, Joy
gotowa była wyskoczyć ze skóry. Rozglądając się po świeżo
wysprzątanym mieszkaniu czuła się tak, jakby ściany kurczyły
się wokół niej. Dzwonek telefonu wyrwał ją z zamyślenia.
Rzuciła się pędem do słuchawki.

- Brent?
- Jak mogłaś podejrzewać, że na moim miejscu jest ten

cudowny facet?

- O, cześć, Shirley. - Joy poczuła się gorzko zawiedziona.

Jej głos musiał odzwierciedlać jej stan ducha, ponieważ
Shirley całkowicie zmieniła ton:

- Coś się stało, Joy - spytała.
- Nic - odpowiedziała niechętnie. - Brent i ja mieliśmy

spędzić dzisiejszy dzień razem i czekam na jego telefon.

- Może pokłóciliście się o coś?
Joy wahała się, próbując opanować irytację. Nie chciała

wcale zwierzać się przyjaciółce. Ta zaś z kolei nie miała
ochoty kończyć rozmowy.

- Nic podobnego - zacisnęła zęby, myśląc, że Brent może

dzwonić do niej właśnie w tej chwili. - Słuchaj, Shirley. Nie

background image

sądzisz, że mogłybyśmy porozmawiać później? Nie
chciałabym zbyt długo blokować linii.

- Wiem, o co ci chodzi. Czasem myślę, że spędzam pół

życia, czekając aż Carl zadzwoni.

- Dziękuję, Shirley. Odezwę się.
- Joy, - głos Shirley zapiszczał przeraźliwie głośno z

drugiej strony drutu. Krzywiąc się Joy odsunęła słuchawkę od
ucha. Roześmiała się, na wpół rozbawiona, na wpół
zirytowana.

- Prawie mnie zagłuszyłaś, idiotko.
- Ale w dobrej sprawie - zachichotała Shirley. -

Dzwoniłam, żeby ci powiedzieć, że „The Tempest" wrócili do
miasta. Dziś będzie przyjęcie wieczorem w Holiday Inn
niedaleko starego Sacramento i pomyślałam, że może ty i
Brent moglibyście pójść tam razem ze mną i Carlem.

- Nie wiem, Shirley...
Głos Joy zadrżał, i to nie bez powodu. „The Tempest" była

to ekspansywna grupa punk rockowa; jeden z gitarzystów był
przyjacielem Carla, spokojnego, skromnego chłopaka, którego
Joy bardzo lubiła. Nie mogłaby powiedzieć dokładnie tego
samego o jego przyjaciołach, chociaż uważała ich za
nieszkodliwych zapaleńców.

Kiedy poprzednim razem grupa pojawiła się w

Sacramento, zajęła całe dziewiąte piętro w luksusowym hotelu
i Joy obawiała się wówczas, że menażer grupy nigdy nie
odzyska wyłożonych na to pieniędzy. Wyszła wtedy z
przyjęcia około pierwszej zmęczona hałasem, do mdłości
doprowadzały ją opary alkoholu i natrętne zaloty perkusisty
grupy. Według Shirley zabawa trwała do śniadania. Joy była
przekonana, że party z zespołem „The Tempest" to nie jest to,
co Brent mógłby lubić. Widziała już, jak zareagował na jedno
przyjęcie. Lepiej drugi raz nie ryzykować.

background image

- No więc jak? - w głosie Shirley zabrzmiała rezygnacja. -

Czy przyszlibyście ty i Brent?

- Ach - westchnęła z rezerwą Joy - a gdybym oddzwoniła

do ciebie?

- Wiem, co to oznacza - odpowiedziała Shirley. -

Wygląda na to, że stary Carl będzie skazany wyłącznie na
moje towarzystwo.

- Będzie zachwycony.
- Otóż to, Joy. Już się zdecydowałaś, że nie przyjdziesz -

poskarżyła się Shirley. - Ale nie zwolnię cię tak łatwo.
Obiecałaś, że zadzwonisz, więc zadzwoń!

- Shirley, ty wiesz, że ja...
- ... nie lubię przyjęć - dokończył Shirley. - Możesz

przynajmniej zapytać Brenta - nalegała uparcie. - On mi
wygląda na faceta, który przyzwyczaił się do urozmaiconego
życia. Nie tak jak ktoś inny, i kim nie chcę tu wspominać.

To poskutkowało. - W porządku, w porządku!
- Obiecujesz?
- Że zapytam Brenta? - westchnęła Joy, tłumiąc irytację. -

Obiecuję, ale jeśli zaraz nie odłożę słuchawki, być może nie
będę miała okazji.

- Trzymam za słowo - w głosie Shirley zabrzmiało nie

skrywane zadowolenie. - Cześć, kochanie!

Odłożyła słuchawkę na widełki i oszołomiona poszła do

kuchni. Czuła się tak, jak często to jej zdarzało się podczas
kontaktów z przyjaciółką, to znaczy zupełnie zbita z tropu.
Zerkając pobieżnie na zegar, włożyła kromkę chleba do
tostera i zrobiła sobie filiżankę kawy.

Smarując masłem grzankę żałowała, że dała Shirley tę

idiotyczną obietnicę. Teraz musiała zaprosić Brenta na
przyjęcie, na które nie miała ochoty iść. Naprawdę chciała
spędzić ten dzień z nim, a potem być z nim sam na sam w
swoim mieszkaniu. Chciała z nim porozmawiać i...

background image

Nie, to nie o to jej chodziło. Naprawdę chciała, pragnęła,

żeby wziął ją w ramiona. Chciała rozebrać go i dotykać
każdego centymetra jego ciała. Mogliby nadzy leżeć w łóżku i
zaspokoić wzajemny głód. Mogliby...

Energiczne pukanie przerwało jej te rozkoszne marzenia.

Grzankę, o której zdążyła już zapomnieć, upuściła na stół i
niedbale wycierając ręce o ciemnoniebieskie szorty, rzuciła się
do drzwi. Stopy miała bose, a jej bluzka bez rękawów w
niebieskie i białe pasy była podwinięta pod zgrabnym biustem,
odsłaniają złocistą skórę i eksponując jej smukłą talię. To był
Brent, w jego oczach od razu pojawił się uśmiech, gdy tylko
omiótł spojrzeniem całą jej postać, od czubków
pomalowanych na różowo paznokci u nóg po ciemną
kędzierzawą główkę.

- Wiedziałem, że ubierzesz się ciepło - powiedział

przeciągając wolno każde słowo, oparłszy się o framugę drzwi
- ale przy tobie w tym ciepłym ubraniu, sam zaraz stanę się
piekielnie gorący!

Śmiejąc się, bez namysłu uniosła ramiona w górę. Oczy

błyszczały jej figlarnie, gdy obracała się wolno i leniwie,
pozwalając mu dokładnie obejrzeć swój strój. Gdy tylko
odwróciła się do niego tyłem, od razu zerknęła na niego przez
ramię. Zauważyła uznanie w spojrzeniu, jakim obrzucił
zaokrągloną linię jej bioder i zachichotała.

- Myślę, kochanie, że cały ten żar kryje się tylko w twoich

oczach. Po prostu zamknij je, a przestanie ci dokuczać
podwyższone ciśnienie krwi.

- Co za sprytna jędza! - dociął jej. Wyprostował się i

zrobił jeden krok w jej stronę. Zwrócona już do niego
przodem, postanowiła dodatkowo wykorzystać swoją
przewagę.

- Dlaczego tak późno przychodzisz? - beształa go tonem

prawdziwej sekutnicy, odsuwając się coraz dalej od niego w

background image

kierunku kuchennej strony baru. - Zaczynałam już myśleć, że
zostałam porzucona.

Chociaż w tonie jej głosu była oczywista złośliwość,

wiedziała, że Brent wyczuł ukrytą między wierszami powagę.
Poduszki na jej źle znoszącej gwałtowne ruchy kanapie ugięły
się pod jego ciężarem, gdy na niej siadał. Nogi wyciągnął
przed siebie, a głowę wtulił w oparcie.

- Czy czekamy jeszcze na coś, czy może od razu

pojedziemy nad deltę? - zaproponował.

- Myślałam, że przyjechałeś zabrać mnie do muzeum.
- Jest tak ładnie, że szkoda marnować dnia na chodzenie

po dusznych korytarzach.

- Ale dlaczego mamy akurat jechać nad deltę? -

zmarszczyła brwi zdziwiona i niezadowolona z takiego obrotu
sprawy. Brent zawsze jeździł nad rzekę, jeśli coś go gnębiło.
Co prawda stwarzał teraz wrażenie, że jest w świetnej formie,
ale Joy czuła, że pod tym pozornie dobrym nastrojem ukrywa
leżący na dnie serca niepokój.

- Hmm, wziąłem ze sobą do samochodu chleb, ser i wino.

Jedyne, czego mi trzeba, to towarzystwa kobiety.

- Jakiejkolwiek kobiety, jak sądzę - powiedziała kpiąco.
Wydawało się, że uśmiechnie się na to stwierdzenie, ale w

końcu z kamienną twarzą zareagował na jej drwinę. - Do tego,
o czym myślałem, potrzebna mi jest tylko jedna jedyna
kobieta - szepnął znacząco.

Udało mu się zatrzeć błyski niepokoju w jej dużych,

brązowych oczach, on sam też całkowicie się rozchmurzył,
widząc, jak zarumieniła się z zakłopotania. Zerwał się
błyskawicznie na nogi z tak charakterystyczną dla siebie
żywiołową energią. Joy nerwowo przełknęła ślinę, nie mogąc
pojąc, jak to się dzieje, że jego chrapliwy głos wywołuje
drżenie w każdym calu jej obnażonej skóry.

- Brzmi zachęcająco - powiedziała tylko.

background image

Szorstkość jego tonu była rozmyślną prowokacją. W jego

oczach ujrzała wesołe ogniki i sama zaśmiała się kusząco,
niczym Ewa podsuwająca podstępnie Adamowi jabłko: - Mam
nadzieję, że pamiętałeś o kocu.

Chrząknął i wymruczał, wsuwając ręce w kieszenie

dżinsów: - Jest w samochodzie. Włóż jakieś pantofelki na te
piękne stópki i chodźmy stąd - dodał.

Kiedy już mieli zamykać drzwi, Joy gwałtownie

zaczerpnęła powietrza. - Byłabym zapomniała! - powiedziała
z wymuszonym uśmiechem, szybko opowiadając Brentowi o
projektowanym przyjęciu, i krzywiąc się boleśnie pod
wpływem doznanej przykrości, gdy zmarszczył brwi, nie
bardzo chcąc słuchać jej dalszych wyjaśnień.

- Czy chcesz tam iść? - zapytał.
Potrząsnęła głową, w jej oczach było błaganie, na które

nie mógł nie zareagować. Popatrzył łagodnie na jej rozchylone
wargi i dodał cicho: - Nie mogę powiedzieć, że podoba mi się,
że chodzisz na tego typu przyjęcia jak te organizowane przez
Shirley, ale zabiorę cię tam, jeżeli masz na to ochotę.

Wolałabym raczej wrócić tu z tobą.
Jego ciało stężało w napięciu, odwrócił wzrok, nie chcąc

patrzeć na widoczną w jej oczach tęsknotę. - Dlaczego nie
chcesz iść na to przyjęcie? Może być bardzo zabawnie.

- Brent, chciałabym zostać z tobą sama.
Usłyszał w jej głosie rozczarowanie i przytulił ją do piersi.

- Spędzamy razem tak dużo czasu. Nie stanie się nic złego,
jeżeli parę godzin pobawimy się z przyjaciółmi. Chyba, że
boisz się, że Shirley oszaleje na moim punkcie, co, kochanie?

Czyżby znudziła mu się, zastanawiała się, spuściwszy

rzęsy, by ukryć ból, jaki jej sprawił. Z westchnieniem
potrząsnęła smutno głową. - Zaraz do niej zadzwonię -
powiedziała, odsuwając go, by iść do telefonu.

background image

Jak tylko odłożyła słuchawkę, wróciła do Brenta. Stał

obok basenu na szeroko rozstawionych nogach, tak jakby
rzucał wyzwanie jego błękitnej głębi. Uśmiech błyskawicznie
zniknął jej z oczu, gdy zobaczyła wyraz jego twarzy. Skóra na
jego wydatnych kościach policzkowych była nienaturalnie
ściągnięta, a w rysach widoczna była cierpka zaduma.
Ramiona miał opuszczone, jakby dźwigał na swoich barkach
ciężar, który ledwie mógł utrzymać. Potknęła się w pośpiechu,
próbując jak najszybciej znaleźć się przy nim, ale jak się
odwrócił w jej stronę, jego szybki, szeroki uśmiech rozproszył
jej obawy.

- Gotowa? - spytał.
Wzięła go za rękę. - Czy możemy wziąć mój samochód?
- To maleństwo? - strofował ją, udając zaszokowanego jej

pomysłem. - Masz sumienie dręczyć moje nogi w takim
małym samochodziku?

- Och, już się tak przecież męczyłeś!
Sama nie mogła pojąć, dlaczego chce jechać swoim

samochodem, a nie luksusową limuzyną wynajętą przez
Brenta. Jej triumph nie miał przecież klimatyzacji, a żar
sierpniowego dnia był jeszcze taki dokuczliwy! Temperatura
w południe przypominała swoją ciepłotą rozpalony piec
hutniczy. Wypożyczony samochód Brenta był chłodny i
lśniący, ale jednocześnie był taki bezosobowy! Nagle
zapragnęła pociechy, jaką może zapewnić znajome otoczenie.
A ten samochód był taki... obcy.

- No dobrze, ale ja prowadzę - zgodził się. - Pomóż mi

tylko przenieść śmieci z bagażnika.

Błyskawicznie przenieśli wszystkie potrzebne na piknik

rzeczy do jej samochodu. Zatrzaskując wieko bagażnika,
Brent zmierzył ją wzrokiem.

- Zakochałem się w prawdziwym samochodowym

chomiku - powiedział z niesmakiem. Nie wiem, jak stare jest

background image

to żelastwo, które przechowujesz tu w bagażniku, ale niektóre
z tych rzeczy wyglądają tak, jakby były zrobione przed twoim
urodzeniem.

- Dobrze - odpowiedziała wesoło. - Udało się nam

schować wszystko do środka, więc na co się skarżysz.

- Założę się, że twój szef nigdy nie widział, co trzymasz

w biurku - powiedział, przytrzymując drzwiczki, kiedy
wsiadała do samochodu. - Wiem, że w twoim szaleństwie
musi być jakaś metoda, lecz wystarczyłoby jedno jego
spojrzenie i padłby zemdlony u twoich stóp.

Śmiejąc się, obszedł samochód. Kiedy koło niej usiadł,

spojrzała na niego. - Jak wiesz, jestem bardzo dobrze
zorganizowana. W tym bagażniku są same niezbędne rzeczy!
Jego twarz skrzywiła się, kiedy przekręcał kluczyk zapłonu.

- Nawet pneumatyczna tratwa ratunkowa?
- A gdybym zgubiła się w lesie i musiała spać na ziemi? -

spytała triumfującym tonem. - Byłby to znakomity materac
dmuchany.

- Ale ty nie masz pompki!
Silnik zaskoczył, a ona zawołała, przekrzykując warkot

silnika: - Dla chcącego nic trudnego! Zauważyła, że Brent
uśmiecha się z rozbawieniem. Kiedy skręcał, jego udo
dotknęło

jej. Posłała mu spojrzenie skrzywdzonego

niewiniątka.

- Coś się stało? - spytała uprzejmie.
- Mój Boże, to pudło nie nadaje się dla nikogo, kto ma

powyżej pięciu stóp wzrostu.

- Wiesz, gdzie jest dźwignia. Możesz odsunąć siedzenie,

jeśli chcesz.

- Dziękuję - odpowiedział, rzucając jej wymowne

spojrzenie - to bardzo miło z twojej strony.

- Ja też tak sądzę - odwróciła twarz, aby ukryć

rozbawienie.

background image

Kiedy jechali, Joy przyglądała się mijanej okolicy. Aż

westchnęła z rozkoszy, gdy zobaczyła deltę rzeki Sacramento.
Brent miał rację, pomyślała. Dzień był zbyt piękny, żeby go
spędzać w czterech ścianach. Wiedziała, że to rozległe
wewnętrzne morze miało dla niego specjalne znaczenie i że
właśnie dlatego zabrał ją tutaj, żeby z nią porozmawiać.
Przypominała sobie dawne lata, kiedy byli jeszcze razem i
urządzali pikniki nad ocienionymi przez drzewa brzegami.
Były to szczęśliwe czasy, ale dzień dzisiejszy będzie dla niej
najszczęśliwszym wspomnieniem, pomyślała z determinacją.
Spostrzegła jednak na twarzy Brenta skupienie i powagę, i
ogarnęły ją niedobre przeczucia.

O tej porze roku trawa była już najczęściej spalona na

brązowo przez słońce i wysokie temperatury, ale nad wodą
drzewa rzucały przyjemny cień. Nie mogła się doczekać, aż
Brent zaparkuje i natychmiast wyskoczyła na zewnątrz, żeby
rozejrzeć się dookoła. Miała już dość samochodu i
odrzuciwszy głowę do tyłu, z radością wdychała powiew znad
rzeki.

- Chodź tu, miłośniczko natury - zawołał Brent, kiedy

wyciągnął z bagażnika ciężki kosz z jedzeniem i piciem. -
Bądź łaskawa użyć tych falujących ramion i pomóż mi
rozłożyć to wszystko na ziemi.

Z wymuszonym uśmiechem odebrała od niego stare

składane krzesełko. - Nie mógłbyś znaleźć czegoś mniej...
zużytego, na czym moglibyśmy się położyć?

- Będziemy albo stać, albo siedzieć, albo chodzić -

powiedział, mrużąc ostrzegawczy oczy. - Możesz wybrać.

- Nie jesteś zbyt miły!
Wzięli się za jedzenie, ale Joy skoncentrowała się nie na

jedzeniu, ale na siedzącym przed nią mężczyźnie. Jego
bliskość kompletnie ją oszołomiła. Czuła, że żuje i przełyka
zupełnie machinalnie. Była pod wrażeniem rysujących się pod

background image

opaloną skórą muskułów, uwydatnionych przez obcisłą
koszulkę bez rękawów. Kiedy Brent w końcu ją zdjął, z
trudem powstrzymała się, by głośno nie krzyknąć.

Gdy już wszystko zjedli, Brent położył się, zadowolony.

Jej spojrzenie przykleiło się do ciemnych kręconych włosów
na jego klatce piersiowej. Jej piersi pamiętały ich miękkość,
zacisnęła zęby, zamknęła oczy i konwulsyjnie otwarła je w
kilka sekund później. Teraz jednak poczuła na sobie błękitny
płomień jego spojrzenia. Zbita z tropu, odwróciła głowę i
wyrwała z ziemi źdźbło suchej trawy.

- Brent?
W tym jednym krótkim słowie zawierała się cała jej

tęsknota. Ożywczy wietrzyk znad rzeki owiewał jej rozpalone
policzki. Niewielka zatoczka, którą wybrali od strony lądu
otoczona była krzakami i jedyne odgłosy życia dochodziły z
daleka z dołu rzeki. Zaczęła pośpiesznie rozpinać bluzkę.
Kiedy powoli rozsuwała brzegi materiału, usłyszała gwizd
podziwu.

- Na Boga, Joy - wyszeptał Brent, a zaniepokojony ton

jego głosu kontrastował z intensywnością spojrzenia
utkwionego w jej całowanych przez słońce piersiach. Z
uśmiechem triumfu pochyliła się do przodu i końcem palca
dotknęła jego twarzy. Brent jęknął z rozkoszy, kiedy jej
sterczące sutki dotknęły jego piersi. Zamknął oczy, a ona
mogła odczuć tłumione napięcie jego ciała. Kiedy uniósł ręce,
Joy spodziewała się, że ją odepchnie, ale jego dłonie zaczęły
błądzić po jej gorącej skórze pod rozpiętą bluzką. Nie mogła
się dłużej opierać narastającemu pragnieniu i dotknęła ustami
jego ust.

Oddał jej pocałunek, a jego język musnął jej wargi zanim

wsunął się głębiej. Zwarli się jak w pojedynku, jakby mimo
dzielących ich ubrań chcieli stopić się w jedną istotę. Z

background image

westchnieniem oderwał usta od jej ust, chwycił ją w pasie i
pociągnął na siebie.

Joy pochyliła się tak, aby mógł dotknąć ustami jej piersi.

Wilgotny i ciepły dotyk, który poczuła na sutkach, odebrał jej
resztkę rozsądku. Z piersi rozpalający ją żar przeniósł się niżej
i Joy zaczęła się ocierać o Brenta biodrami, starając się ugasić
pożar, jaki wybuchł pomiędzy jej udami.

- Och! - Z bolesnym krzykiem Brent podniósł ich oboje

do pozycji siedzącej. Oszołomiona patrzyła, jak ze złością
poprawia koszulę. Oddychał głęboko, siedział z opuszczoną
głową, obejmując rękami kolana. Nie mając innego wyboru,
zapięła bluzkę i również usiadła, zaciskając pięści na podołku.
W ciszy, która zapanowała między nimi, słychać było tylko
przyspieszony oddech Joy.

- Tak mi przykro, kochanie - wyszeptał. - Nie zabrałem

cię tu po to, żeby się z tobą kochać.

- Wiem o tym - odpowiedziała, głaszcząc go o

opuszczonej głowie. - Nie możemy się opanować, kiedy
jesteśmy razem.

- To powinno się skończyć, ale ja...
Zmusiła się do uśmiechu. - Wiem - westchnęła i pochyliła

się, żeby pocałować go w czoło. - Przestań już torturować
siebie i mnie, kochanie. Przez ostatnie tygodnie próbowaliśmy
wyjaśnić nasze stosunki, ale nic się nie zmieniło. Kochamy się
i nie powinniśmy czuć się winni, dlatego że pragniemy
wyrazić tę miłość. Pragnę cię bardziej niż kiedykolwiek

- mówiła dalej rozmarzona - i wiem, że ty czujesz to

samo. Zostań u mnie na noc, Brent. Czy nie widzisz, że oboje
tego potrzebujemy?

- Przestań, Joy!
Uniósł głowę i z zaciśniętymi ustami wpatrywał się w jej

pełne bólu oczy. Muskuły jego twarzy drżały konwulsyjnie,
ale najbardziej obawiała się tego, co wyrażało jego spojrzenie.

background image

Nagle zrozumiała, co on ma jej do powiedzenia i ta okropna
pewność otoczyła ją jak lodowa skorupa.

- Jak mam ci uświadomić, że nie mogę kochać się z tobą

jeszcze raz i po prostu odejść?

- powiedział drżącym głosem. Te wspólnie spędzone

tygodnie zbliżyły nas, ale nie rozstrzygnęły niczego. Myślisz,
że nie wiem, dlaczego zmieniałaś temat za każdym razem,
kiedy chciałem z tobą porozmawiać o mojej pracy? Nie
chciałaś o tym myśleć, ponieważ to postawiłoby cię twarzą w
twarz przed rzeczywistością. Ale jedno z nas musi o tym
myśleć, Joy.

- Możesz mówić otwarcie, zamiast przygotowywać mnie

na najgorsze, jakbym wciąż była dzieckiem potrzebującym
opieki.

- Dobrze - powiedział zmęczonym głosem. - Ale nie

spodoba ci się to, co mam do powiedzenia.

- Domyślam się - odpowiedziała, patrząc mu prosto w

oczy.

Brent zawahał się, jakby szukał odpowiednich słów i

założył dłonie za kark. - Nie patrz tak na mnie, Joy. Myślisz,
że mnie jest lekko?

- Przepraszam cię, jeśli nie panuję nad sobą tak, jakbyś

sobie tego życzył, ale być może przyswoję sobie niebawem
choć trochę z twoich umiejętności.

Brent

zareagował

na to szyderstwo gniewnym

parsknięciem. - Sarkazm nic tu nie pomoże.

Więc co pomoże? - odpowiedziała ze złością. Poderwał

się na równie nogi i stanął w rozkroku tuż nad brzegiem rzeki.
- Jak widać, jesteś w takim nastroju, że nie da się z tobą
rozsądnie porozmawiać.

- Chcesz, żebym była rozsądna, a ja nawet jeszcze nie

wiem, o co ci w ogóle chodzi.

background image

- Przez większą część nocy próbowałem coś postanowić,

ale nie zbliżyłem się do rozwiązania naszego problemu.

- Jakiego problemu? - krzyknęła, niemal klękając i

patrząc na niego z ledwo powstrzymywaną furią. - Jedyny
problem, jaki dostrzegam, to twoja opinia o mnie. Mam prawo
decydować o moim życiu, ale jak długo będziesz uważał, że
nie jestem zdolna uświadomić sobie tego, czego chcę, do
niczego nie dojdziemy. Zawsze pragnęłam być z tobą, ale ja
potrzebuję mężczyzny, nie opiekuna. - Do diabła, Brent! -
uderzyła pięścią o ziemię

- Czy ja się dla ciebie w ogóle nie liczę?
Stanął nad nią w rozkroku i bezceremonialnie poderwał ją

gwałtownie na nogi. - To zakrawa prawie na moralny szantaż,
najdroższa.

- Wiesz przecież, że nic takiego nie miałam na myśli -

wypaliła, zagryzając dolną wargę i potrząsając głową.

- Właśnie na tym polega problem - powiedział delikatnie.

- Jesteś zbyt niedoświadczona, by wiedzieć, o co naprawdę ci
chodzi. W swoich myślach ustawiłaś mnie na piedestale i
nigdy nie dałaś żadnemu mężczyźnie najmniejszej nawet
szansy zbliżenia się do ciebie, Joy. Jak zachłanny bękart,
którym zresztą jestem, bez skrupułów wykorzystałem twoje
ślepe oddanie, ale starałem się, stawałem wprost na głowie, by
wynagrodzić ci to. Musisz spróbować zrozumieć moje
położenie. Do diabła! - wyszeptał z bólem. - Tak bardzo boję
się zranić cię, dziecko!

- Trzeba szukać kompromisów w kontaktach z innymi,

zawsze - upierała się, nie przekonana. - Nigdy się wzajemnie
nie zrozumiemy, jeśli będziemy odsuwali stale na bok nasze
uczucia. Przynajmniej na tyle jestem kobietą, by wiedzieć, że
potrzebuję jakoś wyrazić samą siebie!

- Właśnie w łóżku, czy też poza nim?

background image

Skrzywiła się boleśnie, jej oczy zogromniały, a z twarzy

odpłynęła

krew.

To

szyderstwo

sprawiło

jej

niewypowiedziany ból, ale postanowiła zachować resztkę
godności. Powoli uwolniła ręce z uścisku jego palców i
odwróciła się w kierunku samochodu.

Chwycił ją za ramiona, nie pozwalając jej w ten sposób

odejść. - Mój Boże - powiedział, przyciągając ją znów do
siebie. - Nie miałem tego na myśli.

Odwróciła się powoli i złączyła ręce na jego piersi. -

Myślę, że miałeś to na myśli - westchnęła - myślę, że miałeś
na myśli każde słowo.

Uśmiechnęła się gorzko. - Zdaje się, że mogę ci

pogratulować. Szukałeś sposobu, żeby ze mną zerwać i
znalazłeś go.

Zacisnął ręce, a potem powoli uwolnił ją. - Być może to

właśnie ty szukasz powodu do zerwania - powiedział,
zaglądając jej w oczy. - Może to dlatego tak histeryzujesz?

Jego głos zabrzmiał obojętnie, jakby nie zależało mu już

na jej odpowiedzi. - Tak dobrze radzisz sobie myśląc za mnie,
że możesz odpowiedzieć sobie sam - odparła bez
zastanowienia. Widziała rozczarowanie w jego oczach,
spowodowane jej dziecinnym zachowaniem, a jednocześnie
starała się zwalczyć narastające uczuci mdłości. Atakowała go
słowami, a udało się jej tylko przekonać go o jej
niedojrzałości. Cofnęła się, żałośnie szlochając i potknęła się
tuż nad krawędzią brzegu. Zanim zdążyła jednak upaść, była
już w jego ramionach, przyciskana do jego ciepłego ciała.

- Pozwól mi odejść - prosiła, uderzając niespokojnie

głową o jego pierś.

- Joy, proszę, bądź rozsądna - szepnął, dotykając ustami

jej włosów. - Ja tylko się staram...

- Wiem, o co ty się starasz - wrzasnęła, drżącymi rękami

odgarniając włosy z rozpalonych policzków.

background image

- Przez wszystkie te tygodnie byłeś taki cierpliwy i

opanowany - powiedziała z ironią. - Myślałam, że czekasz,
żeby dać nam czas, żebyśmy mogli znów się poznać, ale nic z
tych rzeczy! Bałeś się, że doznania seksualne mogą cię skłonić
do popełnienia kolejnego błędu, prawda?

- Co, do diabła, masz na myśli, jaki kolejny błąd?
- Nie jest to dobry moment na uniki, nie patrz na mnie w

ten sposób. Boże, jak ja cię nienawidzę, kiedy ukrywasz się za
tą lodowatą samokontrolą.

- Nie zawsze mi się to udawało - przypomniał jej

zgryźliwie. - Przypominam sobie taką noc, kiedy przewaga
była po twojej stronie.

- Nigdy sobie nie wybaczysz, że okazałeś się dość ludzki,

żeby mnie pragnąć. Nigdy nie planowałeś, że zostaniesz moim
kochankiem. Myślisz, że o tym nie wiem?

Westchnęła i odwróciła się w stronę rzeki. - To był twój

pierwszy błąd, chyba że chcesz uznać za błąd i to, że w ogóle
wróciłeś do domu. Drugim błędem było twoje poczucie winy,
które sprawiło, że czujesz się za mnie odpowiedzialny.

- Wiesz doskonale, że nie są to wszystkie moje uczucia -

odpowiedział sucho. Chcę całej twej miłości, Joy, ale chcę jej
na zawsze. Romans ze mną nie jest żadnym rozwiązaniem.
Sypiając ze sobą, możemy oczywiście rozładować napięcie
seksualne, ale na dłuższą metę nie uszczęśliwi to ani ciebie,
ani mnie. Próbuję po prostu zapewnić ci swobodę wyboru, ale
mi tego nie ułatwiasz.

- O jakim wyborze mówisz? - spytała z goryczą. - Przez

cały dzisiejszy dzień od czegoś zmierzasz, Brent. Cóż to
takiego?

- Zrobiłem wszystko, żebyś była szczęśliwa, Joy, ale

uporanie się z moimi problemami będzie wymagało czasu.

- Ile czasu?

background image

Muskuły w jego szczękach zadrżały, ale oczy spoglądały

na nią z determinacją. - Sześć miesięcy, może trochę dłużej.

- A gdzież to będziesz zmagał się z tymi „problemami" -

zauważyła sarkastycznie.

- Przez część tego czasu byłbym służbowo za granicą,

ale...

- Rozumiem - skinęła głową i obrzuciła go zjadliwym

spojrzeniem. - Miałeś miłą rozrywkę, ale teraz zaczynasz się
niecierpliwić. Jeśli normalne życie tak szybko cię znudziło,
powinieneś to uczciwie przyznać.

- Nie tylko ja snułem romantyczne plany dotyczące naszej

przyszłości - nalegał dalej. - Jeżeli mnie kochasz tak, jak
mówiłaś, krótkie rozstanie nic między nami nie zmieni. Ułatwi
ci tylko podjęcie decyzji, czy chcesz związać się ze mną, czy
nie. Jestem zaborczy i mocno trzymam w garści to, co mam.
Musisz być pewna, że życie ze mną to jest właśnie to, czego
chcesz!

- A gdybym ci powiedziała, że już jestem pewna? -

westchnęła, opuszczając wzrok na jego pierś.

- Słowa nie wystarczą - odparł szorstko. - Ale czy możesz

mnie o tym przekonać? Niezadowolony z tego, że widzi tylko
czubek jej głowy, ujął ją pod brodę. Ich spojrzenia spotkały
się. Była zaszokowana jego słowami, które uświadomiły jej
istotę stojącego przed nią dylematu. Brent był pewien swoich
pragnień, a ona miała zbyt mało doświadczenia, aby widzieć,
czy sprosta jego oczekiwaniom, jeśli zdecydują się na wspólne
życie. Widząc, że nie może znaleźć odpowiedzi na jego
pytani?, odsunęła się od niego, nie mogąc dłużej patrzeć na
jego naznaczoną cierpieniem twarz. Opuścił ręce, nie próbując
jej już zatrzymać. Poczuła się porzucona i tak samotna jak
nigdy przedtem.

background image

Rozdział 8
Joy cierpiała już wcześniej z powodu Brenta, poznała też

smak odrzucenia. Ale, wielkie nieba, myślała, że nigdy nie
czuła takiego smutku i żalu, jak ten który rozdzierał jej duszę.

Tymczasem dojechali do jej mieszkania. Joy miała

wrażenie, że zaraz zemdleje, z najwyższym trudem starała się
zachować resztki opanowania. Przy samych drzwiach
odwróciła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. - Jak długo tu
jeszcze zostaniesz? - spytała.

Wziął ją w ramiona i drżącą ręką pogłaskał po włosach. -

Kilka dni będę musiał poczekać na mój samolot, ale wrócę tak
szybko, jak tylko to będzie możliwe. Nam obojgu przyda się
to rozstanie, Joy. Teraz tylko wzajemnie się rozpalamy i żadne
z nas nie jest w stanie obiektywie spojrzeć na całą sytuację.
Jak tylko na ciebie patrzę, nie mogę myśleć o niczym innym,
jak o tym, jak drżysz, gdy ciebie dotykam, jak twoje ciało
dopasowuje się do mojego, jaki smak mają twoje usta, jak
gorące są twoje piersi, naprężające się pod moją ręką... -
Delikatnie rozluźnił uścisk. - A ty nie możesz w dobrej wierze
twierdzić, że twoja zdolność rozumienia tego wszystkiego jest
choć trochę większa niż moja.

Westchnęła głęboko i położyła rękę na jego piersi,

podczas gdy on dłońmi objął ją w talii. - Robisz to, co
uważasz za słuszne i, być może, rzeczywiście masz rację. Ja...
po tym popołudniu stało się dla mnie jasne, że powinniśmy na
jakiś czas się rozstać - szepnęła, umęczona. - Może byłoby też
lepiej, żebyśmy już nie widywali się do twojego powrotu.

- Ale przecież mamy iść dzisiaj na przyjęcie wieczorem -

zaprotestował, jego oczy miotały błyskawice. - Chcę cię tam
zabrać, kochanie.

- Nie sądzę, byś rzeczywiście miał na to ochotę. -

Odepchnęła go od siebie i weszła do swego mieszkania. -
Zresztą od początku wcale nie chciałam tam chodzić - dodała.

background image

- Ale przyjęliśmy przecież oboje zaproszenie Shirley.
- Ona wszystko zrozumie.
Szybko, zanim mogłaby zmienić zdanie, zamknęła za sobą

drzwi. Oparła się o ich drewnianą powierzchnię, modląc się
cichutko, by sobie już poszedł. Ostatnie spojrzenie, jakie na
niego rzucała, przekonało ją, że ledwo już może powstrzymać
niecierpliwość z powodu jej apatycznego zachowania, ale nie
była w stanie udawać ani chwili dłużej. Jeśli chciała
przekonać się o sile swojej miłości do niego, musi pozwolić
umrzeć dawnym marzeniom. Udało jej się już zrealizować
jedno z młodzieńczych pragnień. Była kobietą, którą Brent
kochał, i to kochał co sił, ale jego pożądanie doprowadziło do
ich rozstania. Zupełnie tak jak ona, i on pozwolił sobie dać się
unieść niemożliwemu do zrealizowania marzeniu, a jego
świadomość jakość przyjęła za oczywiste ich wzajemne
seksualne zafascynowanie. Ale oboje powinni wykroczyć
poza tę jednowymiarową fascynację. Ona sama musi dorosnąć
i albo zaakceptować całą złożoność dzielenia życia z
mężczyzną, albo nauczyć się żyć bez niego. Żadna pośrednia
ewentualność nie wchodzi tu w grę.

Oparła się ciężko o ścianę, słuchając jak jego kroki

oddalają się po żwirze. Prawie niczego nie widząc, z
zamglonym bólem spojrzeniem, na trzęsących się nogach,
przeszła przez pokój do telefonu. Podniosła słuchawkę i
nakręcała numer, koncentrując się na tej czynności tak, jak
człowiek będący w silnym szoku.

- Shirley? - słyszała swój głos, brzmiący jak u kogoś

pogrążonego we śnie. - Brent nie będzie mógł wpaść, ale ja
chętnie przyjdę.

Wyłączyła się psychicznie, by nie słyszeć głosu

przyjaciółki i odizolować się od otoczenia, po prostu
zamykając oczy. Potrzebowała muzyki i śmiechu.
Potrzebowała odprężenia, by ożywić przytępione emocje. -

background image

Jeśli jesteś pewna, że Carlowi nie zrobi to różnicy, spotkajmy
się u ciebie o ósmej.

- Urządzimy sobie świetną zabawę - entuzjazmowała się

Shirley - włóż coś sexy! Odłożyła słuchawkę i odruchowo
skierowała się do sypialni. Uśmiechnęła się lekko. Brent

uważał, że ona potrzebuje towarzystwa innych mężczyzn,

aby się upewnić, że go naprawdę kocha - i, być może, miał
rację. Być może na dzisiejszym przyjęciu spotka kogoś, kto
pozwoli jej zapomnieć o dręczącej ją niepewności.
Potrzebowała lekarstwa na swoje cierpienie. Potrzebowała...
Potknęła się i runęła na łóżko, zaciskając palce na pościeli.
Potrzebowała go! I to jak! Potrzebowała Brenta!

W jej głowie tętniła muzyka. Joy pociągnęła jeszcze jeden

łyk mocnego koktajlu ze szklanki. Kiedy na jej ramieniu
spoczęła męska ręka, nie opierała się. Po prostu odstawiła
drinka na stojący tuż obok mały stolik i poszła z mężczyzną.

Całe jej ciało reagowało na pulsujący rytm, a ona jedynie

kręciła się zawrotnie, dopasowując do niego swoje ruchy. Nie
myślał o niczym wirowała tylko w takt muzyki. Nie mogła
nawet zapamiętać imienia swego partnera, ale nie miało to dla
niej żadnego znaczenia. Oczy, które błądziły zuchwale po jej
sylwetce, ośmielone jej srebrną kreacją z odsłoniętymi
ramionami, znaczyły dla niej tyle, co nic.

Była atrakcyjna, była pociągająca i bawiła się wesoło.

Tylko o tym starała się pamiętać.

Jeśli to ma być prawda, to będzie tak. Miało być

zabawnie, więc dzięki paru łykom orzeźwiającego drinka, tak
się stanie!

Po skończonym tańcu jej partner odprowadził ją na

miejsce i mogła napić się znowu. Gdy Shirley znalazła ją,
stała oparta o ścianę z na wpół przymkniętymi oczami.

- Kochanie, nie sądzisz, że byłoby lepiej, żebyś odeszła

już z tego śmietnika? - spytała, wyraźnie zaniepokojona jej

background image

stanem. Joy patrzyła na pękaty kieliszek, który trzymała w
ręku i chichotała. Stojący koło niej mężczyzna śmiał się
również i przysuwał się do niej coraz bliżej. Podnosząc wzrok,
spostrzegła konsternację w oczach Shirley i znów zaczęła
chichotać.

- To, to się nazywa Kamkazi Bomber. Chcesz

spróbować? - pytała bez sensu.

- Joy, dlaczego nie chcesz, żebyśmy odwieźli cię do

domu? To naprawdę nie jest odpowiednie miejsce dla ciebie.

- Hej, nie psuj mi moich wyobrażeń o dziewczynach!

Chcesz zostać ze mną, kochanie, prawda?

Robiąc idiotyczne miny, Joy próbowała skupić wzrok na

twarzy nieznajomego. Jak on miał na imię? Bill? Phill?...
Mniejsza z tym, to przecież zupełnie nie jest ważne! Był dla
niej takim miły. Bawiła się cudownie, naprawdę.
Opowiedziała to przecież Shirley i zupełnie nie mogła
zrozumieć, dlaczego wprawiło ją to w gniew.

- Chodź, Joy. Zabieram cię stąd!
Bill - a może to był Phill? - zacisnął tylko mocniej swój

uchwyt, gdy Shirley ujęła Joy za ramię. - Nie sądzę, żeby ona
chciała wyjść, proszę pani. Chcesz zostać ze mną, prawda,
żabko? Zabawimy się słodko do rana. Powiedz swojej
przyjaciółce, żeby sobie poszła.

Joy zerkała zakłopotana w jego. stronę. Był naprawdę

przedtem takim miły, ale teraz jego głos nie był już taki
całkiem przyjemny. Spojrzała badawczo na Shirley, a jej mina
wydała się jej prawie groźna. Dlaczego była taka zła?
Wiedziała, że Shirley potrafiła się rozzłościć od czasu do
czasu, ale przecież była wspaniałą przyjaciółką. Czyż nie
zaprosiła jej na to kapitalne przyjęcie?

- Chodź już, Joy - Shirley nakłaniała przymilnie. - Carl

wyprowadza właśnie samochód z garażu.

background image

Joy zakołysała się cała, zadowolona, że ciepła ręka

podpiera jej biodro. Kaskada śmiechu wstrząsnęła jej gardłem,
gdy pogroziła Shirley palcem, wyśmiewając się z jej
nadopiekuńczości.

- Masz rację, dziecko - Bill (Phill) szeptał jej do ucha.
Joy obróciła się do niego. - Nie nazywaj mnie tak! -

krzyknęła oburzona. - Tylko Brent może tak do mnie mówić!

Czy to był jej własny głos, zastanawiała się. To naprawdę

dziwne, ale wcale nie przypominał jej własnego głosu! Nigdy
przecież tak nie połykała słów, a do tego jej głowa, o Boże...
zupełnie jakby huczały w niej przeraźliwie jakieś okropne
bębny.

Ręka, która pomagała jej utrzymywać równowagę, stała

się bardziej natarczywa, z jej talii zsuwając się na udo. -
Chodźmy stąd, aniołku - mówił Bill lub Phill - powiem ci, jak
się stąd wydostać. Zaprowadzę cię teraz do mojego pokoju i
urządzimy sobie naszą własną zabawę, nie martwiąc się, że
nam ktoś przeszkodzi.

Joy spojrzała na niego niechętnie i zaczęła szarpać się w

jego ramionach, gdy ciągnął ją ze sobą w stronę drzwi. Wcale
nie był miły, myślała. Przecież nie chciała z nim nigdzie iść.
Chciała być z Brentem. Nieprzytomnym spojrzeniem omiotła
całe zatłoczone wnętrze. Tak bardzo potrzebowała Brenta.
Gdzie on był? Dlaczego nie było go tutaj?

Pluszowe zasłony układały się w fałdy w oknach.

Wszędzie pełno było szaleńczo rozbawionych ludzi kręcących
się, stojących lub leżących, gdzie popadnie, ale wśród nich nie
mogła znaleźć Brenta. Wybredna z natury, wzdrygnęła się w
niesmaku na widok porozgniatanych potraw i porozlewanych
napojów na stołach i ruchomym barku; patrząc na ten obraz
zniszczenia miała wrażenie, że wszystko przewraca się jej w
żołądku. W pokoju aż gęsto było od dymu, a jej oczy płonęły

background image

niezdrowym ogniem. To przez ten dym, policzki zalały jej
potoki łez, zapewniała samą siebie.

- Och, niedobrze mi!
Jak tylko to powiedziała, poczuła jak ręka mężczyzny

gwałtownie ją puściła. Na opuszczone miejsce wsunęła swe
ramię Shirley. Ta nie oczekiwana zamiana dokonała się tak
szybko, że Joy nie miała nawet czasu, by się zastanowić, czy
jest jej z tego powodu przykro, czy też nie.

- Chodźmy do łazienki, kochanie - powiedziała Shirley.
Joy wymamrotała jakieś słowa zgody, idąc potykała się,

tak jakby pokonywała z trudem olbrzymie przeszkody. Shirley
otworzyła drzwi od damskiej toalety i zaprowadziła Joy do
środka. Joy nigdy w życiu nie czuła się tak okropnie. Ledwie
zdążyła dojść do ubikacji - ' od razu zwymiotowała wszystko.
Shirley cały czas uspakajała ją łagodnie, podsuwała wilgotny
ręcznik, by otrzeć jej z czoła kropelki potu, a gdy nudności
ustąpiły, delikatnie pomogła jej się wyprostować.

Mimo troskliwej opieki Shirley, Joy zupełnie nie mogła

wrócić do siebie. Cały czas łkała histerycznie, wsparta na
swojej przyjaciółce. Szlochając, mówiła coś o Brencie,
rozpaczała, że chce umrzeć, a w jej przerywanym płaczem
biadaniach trudno było dopatrzeć się jakiegoś sensu, sama
zresztą nie bardzo wiedziała, co mówi. - Chcę wrócić do domu
- wyjęczała w końcu.

- Właśnie tam jedziemy - Shirley odpowiedziała tym

razem dość srogo - i to żegnani ciekawymi spojrzeniami. Nie
chcę już żadnych nowych kłopotów, jak wyjdziemy stąd!

- Tak mi przykro, Shirl, tak strasznie przykro - wyszeptała

Joy, gdy wreszcie wychodziły z łazienki. - Tak mi przykro, że
zepsułam ci zabawę - mówiła, opierając głowę na ramieniu
przyjaciółki.

- Powinnam najpierw dać się zbadać, zanim cię tu

zabierałam!

background image

Joy obliczyła, że musiała przespać większą część drogi do

domu. Odkąd doszli do parkingu, a Carl i Shirley usadowili ją
na tylnym siedzeniu, nie pamiętała niczego, aż do momentu,
gdy Carl pomógł jej wysiąść z samochodu i troskliwie
prowadził w kierunku jej mieszkania. Podniosła jeszcze głowę
w stronę Shirley i uśmiechnęła się do niej, po czym, zupełnie
wykończona, oparła się ciężko na ramieniu Carla.

- Co jej się, u diabła, stało?
Joy

podskoczyła na dźwięk głosu Brenta,

wynurzającego się nagle z cienia. Gdy ujrzała jego twarz,
przejmującym tonem wyszeptała jego imię i wyciągnęła do
niego ręce. Brent wziął ją w ramiona, a Carl ochoczo
wyswobodził się z jej uścisku. Nie zwróciwszy uwagi na jego
srogą minę, przytuliła się do niego, z okrzykiem ulgi. Słyszała,
jak Shirley opowiadała coś Brentowi, słyszała podniesiony
głos Carla, ale słowa przepływały obok niej, nie dochodząc do
jej świadomości. Jedynym realnym dźwiękiem było dla niej
silne bicie jego serca pod jej dłonią, jedyną rzeczywistością -
czysty zapach jego wody kolońskiej.

Shirley wyszukała klucz w torebce Joy i otworzyła drzwi

jej mieszkania. - Carl, zaczekaj na mnie w domu, chciałabym
jeszcze powiedzieć coś Brentowi, zanim się z nimi pożegnam
- powiedziała.

Carl spojrzał z dezaprobatą na wykrzywione wściekłością

rysy Brenta. - Czy jesteś pewna, kochanie, że chcesz, zostać z
nimi sama?

- Poradzę sobie ze wszystkim, z czym pan Brent Tyler nie

może sobie poradzić - odpowiedziała Shirley i zacisnęła
szczęki z determinacją. - A - uśmiechnęła się - zasługuje on na
coś więcej niż pobieżne wyjaśnienie, jakie od nas otrzymał.
Zajmie mi to tylko kilka minut. Akurat tyle, żeby zrobić Joy
dużą kawę i powiedzieć Brentowi kilka słów w jej obronie.

background image

- Nie musisz bronić Joy przede mną - mruknął Brent,

przenosząc swoje brzemię przez drzwi i szybko zmierzając w
kierunku kanapy. Kiedy usadowił już jęczącą Joy jak mógł
najwygodniej na kanapie, zaczął przygotowywać dla niej
zimny kompres na głowę. W tym czasie Shirley zrobiła jej
duży kubek kawy. Kiedy przygotowania zostały zakończone,
podeszła do przyjaciółki i spojrzała w jej bladą twarz.

- Nieźle się zaprawiłaś, prawda, kochanie?
- Och, Shirl - jęknęła Joy, obejmując rękami głowę - tak

mi wstyd!

Brent odwrócił się właśnie trzymając w ręce, świeżo

zmoczoną ściereczkę. Złożył ją i przytknął do czoła Joy. - I
powinnaś się wstydzić - powiedział z gniewnie błyszczącymi
oczyma.

- Nie potępiaj jej - odpowiedziała wyzywająco Shirley z

rękami na biodrach. - Jeśli ktoś tu zasługuje na potępienie, to
właśnie ja, za to, że nie zauważyłam, jak bardzo była
zdenerwowana!

- W porządku - westchnął Brent, potrząsając głową. - Co

się właściwie wydarzyło na tym przyjęciu?

- Carl i ja próbowaliśmy przekonać Joy, żeby tyle nie

piła, ale ona nie chciała nas słuchać - zaczęła tłumaczyć
Shirley. Joy wydała jęk protestu, ale ze względu na jej
horyzontalną pozycję na kanapie nikt nie zwrócił na to uwagi.
Jej tak zwana przyjaciółka po prostu posłała jej zawstydzające
spojrzenie i kontynuowała swoją wyliczankę.

- Potem oderwałam ją od jakiegoś adoratora, który nie

odstępował jej przez prawie cały wieczór i zaprowadziłam do
toalety. - Shirley zaśmiała się ponuro. - Myślałam, że będą z
nim problemy, ale trzeba było widzieć jego minę, kiedy Joy
powiedziała, że będzie wymiotować. Byłoby to zabawne,
gdybym się chwilę wcześniej tak nie bała. Kiedy Carl pobiegł

background image

na dół, żeby sprowadzić samochód z garażu, ten typ usiłował
zaciągnąć Joy do swojego pokoju.

Joy raz jeszcze zaczęła sprzeciwiać się szczegółowemu

sprawozdaniu z wydarzeń wieczoru, ale Brent uciszył ją
groźnym spojrzeniem spod wpół przymkniętych powiek.

- Próbowałam odszukać cię telefonicznie u Bartonów -

wyznała Shirley. - Kiedy Carl i ja spostrzegliśmy dziwne
zachowanie Joy, pomyślałam, że może ty będziesz potrafił
przemówić jej do rozumu.

Brent skinął głową. - Pojechałem na przejażdżkę, a potem

przyjechałem tutaj. Joy nie dawała znaku życia, pomyślałem
więc, że pojechała z wami na przyjęcie. Byłem już gotów tam
się wybrać, kiedy wy zjawiliście się tutaj.

- Przynajmniej martwiłeś się o nią.
Joy jęknęła, słysząc sarkazm w glosie Shirley i ukryła

twarz w poduszce. Pragnęła, żeby była ona dość duża, aby
pochłonąć całe jej ciało, ale niestety rzadko bywa tak, jak się
chce! Jak się spodziewała, oboje nie zwracali na nią uwagi.

- Oczywiście, że się martwiłem - wyszeptał Brent, mrużąc

oczy.

- Na jakiej podstawie sądzisz, że tak nie było?
Shirley stanęła na wysokości zadania, szczegółowo

opisując żałosne wyznania Joy, kiedy opuszczali wreszcie
przyjęcie. Czy ona musi tak powtarzać to słowo po słowie,
zastanawiała się Joy z uczuciem buntu. Tak, to była zapewne
jedyna droga, żeby ona mogła szybko wytrzeźwieć. Słyszeć,
jak swoje najskrytsze uczucia są omawiane i rozkładane na
czynniki pierwsze, tak jakby się w ogóle nie istniało, tak, tylko
to może skutecznie wyrwać człowieka z alkoholowego
oszołomienia!

- Wiem, że to nie moja sprawa, co zaszło między wami -

mówiła Shirley - ale nie mogę przejść nad tym do porządku,
widząc Joy załamaną do tego stopnia, że jest jej wszystko

background image

jedno, co się z nią dzieje! Wiem z własnego doświadczenia, że
Joy nieraz będzie musiała pokonać ból, ale jeśli cena, którą za
to zapłaci, sprawi, że jej miłość do ciebie zamieni się w
nienawiść, to pamiętaj, że sam sobie na to zasłużyłeś.

Shirley wychodząc, trzasnęła za sobą drzwiami z taką siłą,

że Joy nie byłaby zdziwiona, gdyby wyleciały z zawiasów.
Wyprostowała się na kanapie i ujęła w dłonie swą cierpiącą
głowę. Nie słyszała, jak Brent rusza się obok, ale za kilka
minut poczuła, że podsuwa jej filiżankę czarnej kawy.

- Nie chcę tego - zaprotestowała, jej żołądek zaczął się

buntować, gdy tylko poczuła aromatyczny zapach kawy.

- Wypij, Joy! - Nie mogę, ja...
- Ależ możesz - stwierdził stanowczo - musisz trochę

pocierpieć, by potem poczuć się lepiej.

Skrzywiła się z bólu, słysząc w jego głosie tyle niechęci i

wolniutko podniosła parując} napój do swych obolałych ust.
Wiedziała, że na nic nie zda się kłócenie z nim, była zresztą
zbyt wyczerpana, by w ogóle tego próbować. Ostrożnie
wypiła całą filiżankę. Westchnęła z prawdziwą ulgą, gdy
mogła odstawić ją już na stoliczek.

Ale ta ulga nie trwała długo. Ledwie puściła uszko

filiżanki, Brent wziął ją na ręce i przez sypialnię zaniósł do
łazienki. Bez słowa postawił ją na nogi, jedną ręką ściskając
jej talię w żelaznym uchwycie, drugą odkręcił prysznic.
Uregulował strumień wody i jej temperaturę, a następnie
odwrócił się do niej i, nie zważając na jej usiłowania
uwolnienia się, ze stoickim spokojem rozebrał ją do naga.

Mimo że woda nie była zupełnie zimna, jej rozpalona

skóra zareagowała na nią silnym drżeniem. Gdyby tylko
mogła, uciekłaby stąd zaraz, by wyzwolić się od tej okrutnej
tortury, ale ku jej przerażeniu, Brent stanął na straży tuż za
drzwiami, cały czas obserwując ją przez matową szybę.

background image

Dotknęła ręką kurka z gorącą wodą i, gdy chciała go okręcić,
aż podskoczyła ze strachu na dźwięk głosu Brenta:

- Jeśli tylko spróbujesz go odkręcić, będziesz miała

towarzystwo tak szybko, że przyprawi cię to o zawrót głowy.

- Przynajmniej nie będę musiała cierpieć tu sama -

odparowała.

Poddając się losowi, Joy zaczęła w końcu namydlać swoje

ciało i myć szamponem włosy. Powoli zaczynała odczuwać
przyjemność z kontaktu z chłodną wodą, tak mile
przywracającą jędrność jej mięśniom, gdy nagle drzwi
otworzyły się. Brent omiótł spojrzeniem jej ociekające wodą
ciało, zmełł w ustach jakieś przekleństwo i zakręcił strumień.
Chwycił ją za ramię i uniósł w górę nad brodzikiem prysznica.

- To śmieszne - broniła się, gdy zaczął wycierać ją

ręcznikiem - jestem w stanie poradzić sobie świetnie...

- Nic nie mów!
Słysząc jego nieżyczliwe warknięcie, nie powiedziała już

nic więcej, czując się znów zanadto zmieszana. Stojąc
nieruchomo jak lalka, pozwoliła mu się wytrzeć do sucha,
uczesać i wreszcie zawinąć w śliczny, zapinany z przodu na
zamek błyskawiczny szlafroczek. Wycisnął jej nawet pastę na
szczoteczkę do zębów i stał nad nią, gdy je myła. Z niezwykłą
uległością pozwoliła mu zanieść się do kuchni, gdzie od razu
znalazł się przed nią następny kubeczek kawy. Zerkała na
niego zalękniona, ale nie śmiała nawet próbować zaczynać
rozmowy. Jeden rzut oka na jego zamkniętą, gniewną twarz
wystarczył jej za ostrzeżenie.

Ale gdy po raz piąty lub szósty napełnił jej kubeczek,

zawrzała cała gniewem. Otworzyła już usta, by mu się
sprzeciwić, ale zawahała się, ujrzawszy, jak ciężko siada w
fotelu. Mimo że pozornie sprawiał wrażenie zupełnie
obojętnego, poczuła, jak wszystko skręca się w nim z
napięcia, łatwo grożąc wybuchem. Zadrżała konwulsyjnie w

background image

przekonaniu, że prawdziwa burza jeszcze nie nadeszła i że
naprawdę ciężkie próby dopiero ją czekają.

background image

Rozdział 9
- Czy już skończyłaś?
Joy skrzywiła się z bólu na dźwięk jego głosu. Zerkała

nerwowo na nieapetyczny czarny płyn, który pozostawał
jeszcze w jej filiżance. Zanim mógłby zobaczyć, że nie wypiła
wszystkiego, przeszła szybko przez pokój i ukradkiem wylała
resztki do zlewu. Z wielką ulgą stwierdziła, że jej ciało znów
słucha sygnałów z mózgu, i to bez oznak zataczania się, czego
się trochę obawiała. Czując na sobie wzrok Brenta, cieszyła
się, że jest w wystarczająco normalnym stanie, żeby zaliczyć
jego inspekcję. Myślała, że jest już równic trzeźwa jak jej
sędzia. Mało brakowało, a wybuchłaby śmiechem, rujnując w
ten sposób do reszty swą i tak już poważnie nadszarpniętą
reputację. Udało się jej jednaj zdławić śmiech i przekształcić
go w kaszel.

Brent nie nalegał już na stosowanie płynnych środków

wzmacniających, co jej zmęczony żołądek przyjął z ulgą.
Trwała ona wszystkiego trzydzieści sekund, zanim
wstrząsnęła nią nowa fala dreszczy. Doszła szybko do
wniosku, że następna filiżanka kawy może jednak dobrze jej
zrobi.

- Ja... ja doceniam to, co dla mnie zrobiłeś, ale już czuję

się całkiem dobrze, Brent. Jąkając się jak wariatka, cofała się
jak najdalej w głąb mikroskopijnej kuchenki. Bolesny

ucisk klamki od lodówki powstrzymał jej odwrót, ale nade

wszystko zależało jej na uniknięciu jakiegokolwiek kontaktu z
ciałem Brenta.

Jego usta wykrzywione były w taki sposób, że nie można

było nazwać tego uśmiechem. Był to raczej złowrogi grymas,
podkreślający błysk gniewu w jego oczach.

- Dlaczego Joy?
Nastała chwila prawdy, ale ona wciąż chciała uchylić się

od odpowiedzi. - Nie rozumiem, co masz na myśli.

background image

Chwycił ją z tył głowy i przyciągnął do siebie. -

Dlaczego?

Zgrzytliwy ton jego głosu był wprost groźny, ale nie

byłaby sobą, gdyby zareagowała tak, jak on się spodziewał!
Złość dodała jej odwagi, niezbędnej, by wytrzymać do
śledztwo. Patrząc mu prosto w oczy, obojętnie wzruszyła
ramionami.

- Byłam w nastroju na przyjęcie.
Jej niefrasobliwe zachowanie do końca wyprowadziło go z

równowagi. Chwycił ją za ramiona i uniósł tak, że palce jej
nóg oderwały się od odłogi.

- A nie byłaś również w nastroju, żeby cię ktoś zgwałcił?

- warknął.

Prychnęła pogardliwie i wykręciła się z jego uścisku. -

Wiem, że Shirley przedstawiła ci to tak, jakby groziło mi
jakieś niebezpieczeństwo, ale to jest dalekie od prawdy. Być
może... po prostu chciałam pójść z nim.

Na chwilę zacisnął palce na jej nadgarstkach, ale zaraz je

puścił. Całe jego ciało znieruchomiało, jak w szoku.
Przełykając nerwowo łzy, żałowała tych słów, którymi chciała
go zranić, ale opamiętanie przyszło o wiele za późno.

- Romansik na jedną noc - zazgrzytał zębami - czy to, o to

ci chodziło?

- Jedna noc, czy kilka, to chyba nie robi różnicy?

Powinieneś coś o tym wiedzieć! Gwałtownie wciągnął
powietrze i zbladł. Nie mogła już dłużej znieść swych
własnych

szyderstw i przeszywającego ją spojrzenia Brenta,

wyminęła go i wpadła do saloniku. Jak mógł uwierzyć, że jest
zdolna do takiego zachowania, nawet jeśli sama tak
powiedziała? To on był odpowiedzialny za to, że musiała
jakość ukoić ból, który zdał jej tak łatwo. Niech ma, co chciał!
Dopóki był przekonany o powierzchowności jej uczuć, nie

background image

chciał się sam zaangażować, nieprawdaż? Gdyby nie wierzył,
że jest dostatecznie dojrzała, by samodzielnie podejmować
decyzje, nie musiałby wymyślać nowych wymówek. Dlaczego
nie ułatwić mu sytuacji?

Boże! To nie była prawda... i nie mogła być. Zależało jej

na tym, co on o niej pomyśli. Dopadła do kanapy i zwinęła się
w jej rogu. Zdławiła wyrywający się jej z gardła szloch i
przytknęła ręce do piersi, żeby powstrzymać wstrząsające nią
zimne dreszcze.

Nie protestowała, kiedy obok niej poduszki ugięły się pod

ciężarem Brenta. Przemawiał do niej łagodnie, ale nie chciała
go słuchać. Jej umysł był podniecony myślą o tym, czego
omal nie zrobiła tej nocy Podświadomie szukała teraz obrony
w apatii. Napięcie emocjonalne wyczerpało się i Joy
niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w dywan. Nie
rozumiała znaczenia jego słów... nie rozumiała nic!

- Do diabła, Joy! Doprowadzasz mnie do szału.
Zerwał się na równie nogi i podszedł do okna. Wyciągnął

z kieszeni papierosy i zapalniczkę. Jego ręce drżały. Zaraz
sobie pójdzie, pomyślała ze smutkiem, patrząc na niego.
Wróci do swojego niebezpiecznego świata, zostawi ją z jej
zmartwieniami, w oczekiwaniu na tragiczne wiadomości. O ile
ciężej będzie to znosić teraz, po tym wszystkim, co ich
połączyło. Brent miał rację, że to przerwał...

Stał przy oknie nienaturalnie spokojny, opierając się o

ścianę, z zapalonym papierosem w ustach. Nie mogła oderwać
od niego oczu. Osunęła się na opacie kanapy. Jej serce biło
gwałtownie, nie mogła powstrzymać swych coraz bardziej
zmysłowych pragnień. Splątane ręce i nogi, wijące się ciała i
ten finał, uczucie wspaniałej pełni... Z przymkniętymi oczami
przypominała sobie dotyk jego ramion, kiedy pochylał się nad
nią i wstrząsnął nią nagły dreszcz namiętności.

background image

Kiedy zgasił papierosa i odwrócił się w jej stronę, nie była

w stanie ukryć ogarniającego ją pożądania. Powoli zbliżył się
do niej i okręcił wokół palca jeden z jej splątanych loków.
Patrząc na niego czuła, że tonie w przejrzystym płomieniu
jego błękitnych oczu.

- Nie możemy tego pokonać, prawda, kochanie?
Jego palec oderwał się od jedwabistej miękkości jej

włosów i zsunął się po policzku na jej szyję. Tu Brent
zatrzymał się, bo jej szybko bijący puls dał mu odpowiedź, na
jaką czekał. Nie wiedziała, skąd wzięła siły, żeby odepchnąć
jego rękę, kiedy całe jej ciało pragnęło go aż do bólu.

- Dotykanie mnie nic nie zmieni - powiedziała, odsuwając

się od niego.

- Może tylko uratować nasz rozsądek - szepnął, a w jego

oczach zamigotała prośba. Zabrzmiało to prawie tak
niepewnie, jak ona się czuła i ta myśl przywróciła jej
zapomnianą pewność siebie. Podniosła oczy na niego i
pokiwała głową ze smutkiem. - Nic nie było między mną a
tym chłopakiem. Nie chciałam cię zranić, nawet jeśli tak to
wypadło. Tańczyłam z nim, to wszystko. Po prostu on sobie
coś zaczął wyobrażać, Brent. Przepraszam za moje
zachowanie na przyjęciu, nie zamierzam udawać, że nic się
nie stało. Upiłam się i pozwoliłam, żeby obcy mężczyzna
myślał, że ja... Zawahała się i odwróciła od niego wzrok.

- Wykazałam wspaniałą dojrzałość, prawda? - mówiła

dalej z goryczą. - Czułam się urażona i pozwoliłam sobie na to
głupie zachowanie, żeby się odprężyć!

Odwróciła głowę, wsłuchana w swój własny oddech i

monotonne kapanie z niedbale zakręconego kranu. Brent ujął
ją za głowę tak, że ich spojrzenia spotkały się.

- Ale nie poszłabyś z nim, Joy. Tylko to się liczy -

powiedział z przekonaniem. - Oboje oskarżaliśmy się w
gniewie, zachowałem się dziś po południu jak arogancki

background image

głupek. Miałaś powody czuć się urażona i wściekła. Jak
przemądrzały idiota odebrałem ci swodobę wyboru i
potraktowałem cię jak dziecko, a nie jak kobietę. Nie wiem,
czy ci to cokolwiek pomoże, ale zapłaciłem dziś za swój błąd.
Sama myśl, że jakiś facet mógłby się z tobą przespać,
doprowadza mnie do szału. Jesteś moja - powiedział, klękając
u jej stóp - i tylko moja.

Na zmysłowy pomruk jego głosu zareagowała tak jak

gałązka kołysząca się na wietrze. Ramionami objęła go za
kark i przysunęła się do niego, szukając oparcia w jego
ramionach. Wyczuwając u niego chęć wycofania się,
zniecierpliwiona odsunęła jego kołnierzyk i namiętnie
pocałowała go w szyję.

Zadrżał, jakby przebiegł przez niego prąd elektryczny, a

jego palce zsunęły się z jej ud na pośladki. Z tłumionym
krzykiem podniósł ją i zaniósł do sypialni. W kilka chwil zdjął
z niej wszystko i pożerając wzrokiem jej nagie kształty, sam
szybko zrzucił ubranie.

Joy wyczuwała walkę rozgrywającą się za jego wpół

przymkniętymi powiekami. Jej błagalne spojrzenie niczego
nie ukrywało, gdy z tęsknotą wyciągnęła do niego ramiona.
Zdławiony krzyk wyrwał się zza jego zaciśniętych warg i
niemal natychmiast poczuła na sobie jego ciężar. Naprężyła
się w odruchu pożądania i satysfakcji, a linie ich ciał zlały się
w żywiołowym pragnieniu.

Jego usta stały się dla niej narzędziem tortur i źródłem

niewypowiedzianej rozkoszy. Powoli i dokładnie pieściły
najbardziej wrażliwe miejsca jej ciała - twarde różowe sutki
piersi, miękką okrągłość drżącego brzucha i wnętrze ud.
Kiedy jego język zaczął smakować esencję jej kobiecości,
wygięła biodra na spotkanie jego spragnionych ust.
Podniecenie opanowało ją niepodzielnie, pożądała go do

background image

szaleństwa. Nie mogąc dłużej znieść tej bolesnej rozkoszy,
chwyciła go za włosy, próbując podnieść głowę.

- Pozwól mi całować - westchnął, odrywając usta od

falującej skóry jej brzucha.

- Proszę! - jęknęła, wbijając głowę w poduszkę.
- Nie tego chciałaś?
Zacisnęła palce na jego włosach, wiedząc, że sprawia mu

ból. - Chcę ciebie w środku! - krzyknęła.

Kiedy podniósł głowę, błagała go wzrokiem, żeby

wypełnił próżnię, jaką stworzył w niej swoimi pieszczotami.

- Najpierw pozwól mi poznać twoje pożądanie.
Oddychała głęboko z zamkniętymi oczami. - Ja też chcę ci

dać rozkosz!

- Właśnie to sprawia mi rozkosz - powiedział chrapliwym

głosem. - Zrobię to dobrze, kochanie. Obiecuję.

Rozłączył palcami wilgotne fałdy jej kobiecości i znowu

odchylił głowę. Jego język łagodnie, powoli, lizał mały
pączek, który powiększył się pod jego wpływem. Joy
zadygotała, a płynne ciepło jej namiętności rozlało się w
konwulsyjnym skurczu. Ale nawet wtedy, kiedy krzyczała,
odczuwając go najintensywniej, wiedziała, że to za mało.
Pragnęła połączyć się całkowicie z ukochanym mężczyzną.

Chciała nie tylko brać, ale i dawać, i kiedy Brent podniósł

się, żeby pocałować jej rozchylone usta, jej ręce i nogi
wciągnęły go na jej wygięte ciało. Nieświadomy zmysłowy
odruch przełamał resztki jego oporu. Chrapliwy okrzyk
wyrwał mu się z gardła, kiedy podnosił jej uda, tak aby mogła
go przyjąć, i jednym potężnym pchnięciem zanurzył się w jej
spragnionych głębiach.

Zacisnął dłonie na jej pośladkach, żeby zachęcić ją do

przyjęcia rytmu jego ciała, ale Joy nie potrzebowała zachęty.
Z młodzieńczą sprężystością zmierzała do najwyższego
szczytu doznań. Objęła go nogami, aby zamknąć go w

background image

siedlisku swojej namiętności. Bez zahamowań skierowała jego
głowę do swoich piersi i kiedy jego usta dotknęły najpierw
jednego, a potem drugiego sutka, zalała ją fala czystej ekstazy.

Delikatne ssanie połączone z gładkimi uderzeniami jego

ciała między jej udami stały się bodźcem, jakiego
potrzebowała, by osiągnąć pełnię. Kiedy z jej gardła wyrwał
się rozkoszny okrzyk, Brent zamknął jej usta pocałunkiem. Ich
języki zetknęły się, a jego ciało zesztywniało, domagając się
swej własnej rozkoszy. Chwila była tak piękna, że łzy stanęły
jej w oczach.

- Och, Joy - wyszeptał - tak bardzo cię kocham, tak

bardzo.

- Tylko tego chcę - powiedziała obejmując go mocno -

chcę, żebyś mnie kochał. Brent usiadł koło niej, obejmując ją
ramieniem. - Ale to nie jest wszystko, czego ja

potrzebuję, Joy.
Leżąc rozkosznie zmęczona u jego boku odwróciła głowę,

żeby na niego popatrzeć. W jego spojrzeniu czułość mieszała
się z męską satysfakcją, ale było w nim jeszcze coś jeszcze,
czego Joy się obawiała. - Powiedz mi - szepnęła czule.

Przeciągnął palce wskazującym po jej ustach. - Już dość

długo bawiłem się w błędnego rycerza, moja pani.
Próbowałem się opierać własnym pragnieniom w stosunkach z
tobą, ale dziś wszystkie moje postanowienia diabli wzięli.

- Nie tylko ty czegoś się nauczyłeś - powiedziała miękko,

całując go w pierś. - Teraz wiem, że mogę sobie pozwolić na
wszystko, oprócz tego, żeby ciebie stracić. Chciałam
dopasować cię do mojego życia, ale byłam zbyt wielkim
tchórzem, żeby pomyśleć, jak dopasować się do twojego. Ale
ani chwili dłużej, Brent. Zgadzam się na każdy związek, jaki
ci odpowiada, jak długo będziemy mogli być razem.

- Pomimo mojej pracy?
- Pomimo twojej pracy.

background image

- A więc wyjdziesz za mnie, Joy?
Ze stłumionym krzykiem rzuciła mu się na szyję i

szepnęła: - Spróbuj mnie tylko powstrzymać, Brencie Tyler.
Tylko spróbuj!

Nazajutrz rano znaleźli Bessie i Johna w ogrodzie,

rozkoszujących się ciepłem słonecznego letniego dnia. Oboje
siedzieli na ławce przy ogrodowym stole, który stał tam, pod
cienistym gałęziami wierzby, od kiedy Joy sięgała pamięcią.

Bessie pierwsza uśmiechnęła się na powitanie. - Witajcie,

dzieci - powiedziała. Był już czas, żebyś do nas przyszła, Joy.
Chciałam prosić Brenta, żeby cię przywiózł na lunch, ale on
wrócił późno, kiedy już spałam.

John Barton ostrożnie wysunął nogi zza stołu i podniósł

się, żeby uściskać Joy. Potem zwrócił się do Brenta: - Jakich
to pochlebstw naszeptałeś do ucha naszej dziewczynce, że jest
taka szczęśliwa, chłopcze?

Słysząc, że do stojącego u jej boku wysokiego, twardego

mężczyzny ojciec zwraca się jak do chłopca, Joy nie mogła
powstrzymać się od śmiechu. Brent posłał jej ostrzegawcze
spojrzenie, które beztrosko zignorowała. - Właśnie dlatego tu
jesteśmy - powiedziała ze śmiechem, całując ojca w policzek.
- Naobiecywał mi różności, a ja chcę wziąć was oboje na
świadków. Nie chciałabym, żeby się potem wycofał!

Brent spojrzał na ojca. - Poprosiłem Joy, żeby za mnie

wyszła, tato.

Ku przerażeniu Joy, John zmarszczył brwi i skrzyżował

ręce na piersiach. Popatrzył badawczo na nich oboje i
wreszcie uśmiechnął się porozumiewawczo. - No cóż, nie
trzymajcie mamy i mnie w nieświadomości - powiedział,
przywołując gestem żonę. - I co ona odpowiedziała?

- Powiedziała „tak" - wymamrotał Brent, rumieniąc się po

uszy.

background image

Ze łzami w oczach Bessie rzuciła się w ramiona Brenta.

Przyciągnęła córkę do siebie. - Kochani, tak się cieszymy.
Baliśmy się, że nigdy już nie zmądrzejecie.

- Ja zmądrzałam pierwsza - powiedziała Joy. - Trudniej

było przekonać Brenta.

- Ale poradziłaś sobie?
- Nosiłam obcisłe spodnie i bluzki z dużym dekoltem.
- Joy! - zasyczał Brent, ale Bessie nie zwracała na to

uwagi, uśmiechając się że zrozumieniem. - W ten sam sposób
przekonałam twojego tatę, kochanie!

John zniknął na chwilę w domu i powrócił z butelką

mrożonego szampana i czterema kieliszkami.

- Tato, ty stary hipokryto - roześmiała się Joy, wskazując

butelkę. - Od kiedy z tym czekałeś?

John podał kieliszki Bessie. - Od miesiąca - powiedział. -

Być może się starzeję, ale nie jestem kompletnym ramolem.
Każdego dnia, kiedy byłaś w pracy, Brent zachowywał się jak
kot na gorącym dachu. Jeśli w ogóle jeszcze coś potrafię, to na
pewno rozpoznać zakochanego mężczyznę.

Rzucił wymowne spojrzenie Bessie, która uśmiechnęła się

w odpowiedzi. - Nie patrz tak na mnie, stary grzeszniku, i
nalej szampana. Chcę wznieść toast za przyszłe szczęście
naszych dzieci.

Spełnili

toast i usiedli, żeby porozmawiać o

przygotowaniach do ślubu. Mimo protestów Bessie, Joy
upierała się przy swoim postanowieniu, żeby była to skromna
uroczystość w pobliskim kościółku, do którego chodziła będąc
dzieckiem. - Poza tym, mamo - powiedziała, rzucając
Brentowi ironiczne spojrzenie zza rzęs - cała odwaga Brenta
wyczerpała się w chwili oświadczyn. Myślę, że wolałby
spotkanie z grupą terrorystów niż wielki kościół pełen ludzi.

- To właśnie świadczy o jego rozsądku - powiedział

ojciec. - Wy, kobiety, z waszym zamiłowaniem do

background image

uroczystości, skłaniacie wielu panów młodych do
wzmacniania odwagi kropelką czegoś mocniejszego. Chcecie
chyba, żeby Brent pamiętał dzień swojego ślubu, prawda?

- Jeśli już mowa o dniu, to na jaką datę się

zdecydowaliście? - spytała Bessie. Słysząc te słowa, Joy w
milczeniu odwróciła się w kierunku Brenta. Jego twarz nie
wyrażała nic. Ich spojrzenia spotkały się i Joy poczuła nagle,
że drży z niepokoju.

- Chciałbym, żeby ślub odbył się jak najszybciej, ale boję

się, że będę musiał jeszcze raz pojechać za granicę.

Joy zacisnęła pięści i zmusiła się do uśmiechu. Chciała

pokazać Brentowi, że nie pozwoli, aby jego praca stanęła
pomiędzy nimi. - Nie powiedziałeś mi jeszcze, dokąd
wyjeżdżasz, Brent!

Powiedział jej to, mrużąc oczy, a ona zbladła. - Ależ

nawet amerykańscy dyplomaci i ich rodziny zostali stamtąd
ewakuowani, Brent - powiedziała bez zastanowienia. - Kiedy
wojna zaczęła się rozszerzać, rząd uznał, że sytuacja jest zbyt
poważna, by Amerykanie mogli tam przebywać.

- Jestem korespondentem, a nie dyplomatą, Joy.
- Wiem, ale... - Przerwała nagle, pamiętając, co sobie

obiecała, co obiecała Brentowi. - Ale tam jest tak
niebezpiecznie, Brent - westchnęła tylko przerażona.

- Miałem już do czynienia z niebezpieczeństwem -

powiedział Brent, obejmując ją ramieniem. - Wrócę do ciebie.

Chwyciła się tych słów jak liny ratunkowej. Rodzice

spoglądali na nią z niepokojem, a Brent obejmował ją mocno.
Nie zawiedzie go, na pewno nie. Nie wiadomo jeszcze jak i
kiedy, ale znajdzie na to dość siły.

Brent odwrócił się do Bessie. - Możemy się pobrać zaraz

po moim powrocie, mamo - powiedział. To będzie mój ostatni
wyjazd w charakterze korespondenta. Złożyłem już
rezygnację.

background image

Joy zastygła bez tchu. Dostałam wreszcie to, czego zawsze

pragnęłam, pomyślała z goryczą. Brent ją kochał, mieli się
pobrać, a on dla niej zrezygnował z pracy, którą tak lubił, po
to, by zapewnić jej dom i bezpieczeństwo. Był dość silny,
żeby wyrzec się własnych uczuć, kiedy jej powiedział, że nie
jest dla niej odpowiednim mężczyzną. Kiedy jednak uwierzył,
że mogą być razem postanowił zmienić się dla niej. Nie będzie
musiała wykazywać hartu ducha. Brent nie dał jej takiej
szansy.

Pobiorą się, a jej zawsze już będzie ciążyć poczucie winy,

świadomość, że to ona zniszczyła karierę, którą z takim
wysiłkiem przez lata budował.

background image

Rozdział 10
Kiedy Brent otworzył drzwi jej mieszkania, wyminęła go

w pośpiechu. W drodze do domu narastało między nimi
napięcie, a jej próby rozładowania atmosfery bezmyślną
paplaniną spełzły na niczym - słowa, które powinny być
wypowiedziane, nie pojawiły się między nimi. Joy dokładnie
wiedziała, jak powinna była postąpić, ale starała się odwlec
moment konfrontacji tak długo, jak tylko to możliwe.

- Czy chciałbyś może..., czy miałbyś może ochotę na

filiżankę kawy? - spytała w końcu, spoglądając na Brenta
nerwowo przez ramię.

- Miałbym raczej ochotę dowiedzieć się, o co, u diabła ci

chodzi.

Wziąwszy głęboki oddech, szukała w sobie dostatecznego

męstwa, by móc mu odpowiedzieć. Wypuściła powietrze w
długim westchnieniu, modląc się przy tym, by udało się jej
odnaleźć właściwe słowa, takie, które w pełni oddadzą jej
uczucia.

-

Dlaczego

zdecydowałeś

się

przestać

być

korespondentem zagranicznym Brent?

- Mówisz o tym tak, kochanie, jakbym zaprzedał duszę

diabłu! - opowiedział, skrzywiwszy kwaśno usta.

- Skąd znowu! Ale jest to cena, której za siebie żądasz,

czy nie tak? - Cena za co? - Spokój w jego głosie zdradzał, jak
bardzo czuł się sfrustrowany. - Za poślubienie mnie! -
krzyknęła, widząc, jak w jego oczach narasta gniew. - Co to za
idiotyczne bzdury! - To nie są żadne bzdury - niemal
wrzasnęła, podnosząc rękę, by przykryć nią drżące wargi. -
Wiedziałeś, nie nigdy nie zaznam spokoju, że nigdy nie będę
w pełni szczęśliwa, gdy ty będziesz dalej pracować jako
zagraniczny korespondent, wiedziałeś, prawda? Choćby po
tym, jak reagowałam na twoje wzmianki o twych różnych
zobowiązaniach. Czy wtedy właśnie dokonałeś wyboru, czy

background image

może wtedy, gdy zalecałeś się do mnie? Wiem teraz, że
kochasz mnie bardziej niż swoją pracę, ale wiem też, że ty
nigdy nie będziesz w stanie być równie pewny mnie. Swoim
opiekuńczym postępowaniem pozbawiłeś mnie lekką ręką
mojego własnego prawa wyboru, nie doceniając w ten sposób
siły mojej miłości do ciebie!

- W porządku - westchnął - może przez cały ten czas

podświadomie pragnąłem wypróbować twoją miłość, bo
wątpiłem w to, czy sam potrafię kochać, nigdy natomiast nie
podważałem prawdziwości twoich uczuć. Kiedy dorastałem,
tak długo byłem pozbawiony miłości, wiesz o tym przecież,
nigdy nie nauczono mnie też, by w nią wierzyć. W końcu
trafiłem do twojej rodziny i po raz pierwszy w ogóle
zetknąłem się z miłością.

Nerwowo zaczął krążyć po pokoju, jego spojrzenie

błądziło po sprzętach, nie widząc ich. - Twoi rodzice zdawali
sobie sprawę z tego, jak w głębi duszy byłem samotny i mimo
że starali się temu przeciwdziałać, to po wyjeździe na studia,
wróciłem do trybu życia nie związanego z nikim uczuciowo
outsidera. Kiedy wpadałem na krótko do domu, tylko tobie
udawało się przypomnieć mi, że jednak do was należę.
Wydawało mi się, że mnie potrzebujesz i nigdy nie pragnąłem
tego zmienić. Ale w końcu dorosłaś i dowiodłaś, że możesz
sobie radzić bez mnie. Bo ty nie potrzebujesz mnie dłużej,
Joy, i dlatego właśnie musiałem przekonać się, że kochasz
mnie dostatecznie mocno, by przetrwać ze mną trudne dni.
Nie jestem księciem z bajki ani tajemniczym bohaterem z
twojego dzieciństwa. Mogę być ostry, bywam przykry,
wpadam w różne humory, często dość nieprzyjemne. Ale
uczynię wszystko, byś była ze mną szczęśliwa, bo jeśli uznasz
kiedyś, że zrobiłaś błąd, wychodząc za mnie, i odejdziesz,
złamie mi to życie.

background image

- Mój rycerzu w lśniącej zbroi - wyszeptała z oczami

pełnymi łez, których nie mogła powstrzymać.

- Joy... ja... - zasłonił rękami na chwilę jej usta.
Ze stłumionym jękiem koniuszkami palców dotknęła jego

ust. Spojrzał na nią badawczo i ujrzał w jej oczach smutek.

- Nie mogę wyjść za ciebie, Brent - mówiła, czując w

sercu dojmujący ból spowodowany swoją odmową.

- Kocham cię, dziecko.
- Wiem, że mnie kochasz - szepnęła. - Od dawna

pragnęłam usłyszeć od ciebie te słowa, wiedząc, że powiesz to
do ukochanej kobiety. Ale miałeś rację, kiedy mówiłeś, że nie
zawsze to, czego, jak nam się wydaje, chcemy, jest dla nas
dobre. Oskarżyłam cię kiedyś, że grasz, ale to jak bawiłam się
w chowanego z prawdą.

Powoli podeszła do kanapy i usiadła na jej brzeżku.

Chciała przytulić się do niego, ukazać mu swój żal i
beznadziejność ich sytuacji. Chciała poprosić go, żeby z nią
został, ale byłaby to profanacja jej miłości do niego. Musiała
przeciąć łączące ich więzy i zwrócić Brentowi wolność.

- Nie wierzę ci - wyszeptał - razem damy sobie z tym

radę.

Pocałował jej miękkie włosy, wdzięcznie opadające na

szyję. Przylgnął jeszcze mocniej do jej ciała.

- Od czasu, kiedy dostałem nominację do nagrody

Pulitzera za moją pracę w Irlandii w zeszłym roku,
otrzymałem wiele propozycji pracy, Joy. Do niedawna żadna z
nich nie kusiła mnie. Ale teraz...

Stało się to, czego obawiała się najbardziej.
- Nie chcę żadnych poświęceń - powiedziała, wyrywając

się z jego ramion.

- Do diabła - odparł - nie będzie żadnych poświęceń. Ja

chcę...

background image

- Ale ja... nie mogę, Brent - rozpłakała się - ja naprawdę

nie mogę.

Traciła go, ale nie miała żadnego wyboru. Nie mogła

zgodzić się, żeby po ślubie każde z nich czekało, aż to drugie
się zmieni. Była szalona, spodziewając się, że miłość w jakiś
magiczny sposób pogodzi ich sprzeczne plany na przyszłość.
Łączące ich obecne więzy musiały spowodować zniszczenie
tego, co cenili w sobie nawzajem.

- Naprawdę nic mam nie pozostaje? - powiedział,

głaszcząc ją delikatnie po włosach Jej wargi były zaciśnięte,
jakby zmusiła się siłą, by przypadkiem nie powiedzieć nic
więcej

Nie wiedziała, jak odpowiedzieć na jego pytanie,

wykrztusiła więc jedyną rzecz, której była pewna: - Tak mi
przykro, Brent.

Potrząsnął głową, uśmiechając się smutno, świadom tego

wszystkiego co tracili - Myślę że byłoby najlepiej, gdybym
położył krzyżyk na poprzednich planach i wyjechał rano. Ale
obiecasz mi coś, Joy?

Kiwnęła głową.
- Uważasz, że nie możesz wyjść za mnie i ja muszę się z

tym pogodzić. Ale ja nadal cię kocham i nie chce cię stracić
całkowicie. Będziesz do mnie pisała, dziecko?

- Będę pisała - powiedziała drżącym głosem i położyła

dłoń na ramieniu. - Ale musisz mi obiecać, że między
wyjazdami będziesz przyjeżdżał do domu. Tu jest twoje
miejsce.

Potrząsnął głową. - Ja nigdzie nie mam swojego miejsca,

Joy. I nigdy nie miałem.

- Proszę... obiecaj mi, Brent.
- Znowu muszę jechać - powiedział szorstko. - Mój Boże,

gdybym wiedział. Zamknęła oczy z bólu. Tak, ten mężczyzna,
którego tak kochała, dla którego była gotowa wyrzec się

background image

wszystkiego zawsze, chciał wyjechać! Czuła, że prędzej czy
później musi nadejść dzień jego wyjazdu, ale starała się nie
dopuszczać do siebie tej myśli.

- Mogę prosić moją panią o jeszcze jedną łaskę? -

wyszeptał Brent.

Znowu kiwnęła głową i objęła go w pasie. Jego usta nie

prosiły o nic, a dawały wszystko. Ale kiedy odpowiadała na
słodycz jego pocałunku, poraziła ją świadomość faktu, że nie
powiedział, że kiedykolwiek do niej wróci. Przeszył ją
wewnętrzny ból i pomyślała, że, być może, widzi Brenta
ostatni raz. Zaszlochała i uścisnęła go mocniej.

Wyrwał się z jej ramion i zostawił ją samą na środku

pokoju. - Brent!

- Nie mów do widzenia - wyszeptał, patrząc jej w oczy,

zanim odwrócił się i wyszedł. - W moim życiu było już zbyt
wiele pożegnań. Jesteś moja na zawsze.

Był już prawie świt, kiedy Joy powoli szła brzegiem rzeki.

Odgłos jej kroków zagłuszała mokra trwa. Resztę nocy
spędziła zwinięta w kłębek na kanapie, gryząc palce, żeby
opanować wstrząsający nią płacz. Niekiedy udawało jej się
zapaść w krótkotrwałą drzemkę, a mijający czas wypełniało
jej wewnętrzne cierpienie bez początku i końca.

Za jej plecami woda ściekała z gałęzi i liści, jakby nawet

drzewa ją opłakiwały. Padało przez całą noc i wiatr przynosił
zapach wilgotnej ziemi. Wkrótce na pewno będzie jesień,
pomyślała, a potem zima. Szare chmury przysłaniały
wschodzące słońce, a rzadkie przebłyski błękitu nie dawały
zbyt wiele nadziei na lepszą pogodę.

Była tu dlatego, że to miejsce mówiło jej o Brencie. Teraz

zrozumiała, dlaczego zawsze ciągnęło go nad rzekę. Ile razy
musiał porównywać wzburzoną powierzchnię wody do
własnego życia?

background image

Była zmęczona. Położyła się na ziemi i uniosła kolana,

żeby zasłonić się od wiatru. Wilgoć przenikała przez jej
ubranie, ale była z tego zadowolona. Było to wreszcie coś
dotykalnego,

co mogła zrozumieć i wchłonąć w siebie.
Przyszła tu, aby uwolnić się od pragnienia zobaczenia

Brenta. Gdyby próbowała zakłócić przebieg drogi, jaką sobie
wyznaczył, zniszczyłaby istotną część życia mężczyzny,
którego kochała. Wiedziała, że on też ją kocha, ale trzymając
go przy sobie byłaby skazana na oczekiwanie na ten okropny
moment kiedy Brent 2acznie nienawidzić ograniczeń, jaki
musiałby sobie narzucić zostając z nią. Jej zamglone oczy
dostrzegły drzewo po drugiej stronie rzeki. Pień wrośnięty
głęboko w ziemię stał wysoki i dumny, a jego gałęzie odcinały
się od zachmurzonego nieba. Jestem jak to drzewo, pomyślała.
Chociaż jest bezpieczne na swoim miejscu, jego korzenie
sięgają głęboko i wchłaniają wilgoć płynących wód. Bez rzeki
drzewo uschłoby i umarło.

Z krzykiem zerwała się na równe nogi. Serce waliło jej jak

młotem. Wielki Boże, co ja zrobiłam? Bez obecności Brenta,
bez ich wzajemnych kontaktów ona również umrze dla tego
wszystkiego, co czyni życie warte przeżywania. Czym staną
się jej domowe korzenie, jeśli zostanie sama, skazana na
tęsknotę za ukochanym mężczyzną?

Dźwięczał jej w uszach słowa Brenta: „Nie mam swojego

miejsca. I nigdy nie miałem". Lecz przecież miał! Joy
odwróciła się na pięcie i ruszyła biegiem poprzez mokre,
splątane chwasty z powrotem do samochodu. Od samego
początku ona była jego domem. Dom to coś więcej niż drewno
i cegły. Jest miejscem miłości i ciepła. Jego prawdziwym
fundamentem są ludzkie uczucia. Kiedy uświadomiła sobie tę
elementarną prawdę, zrozumiała również, że wytrzyma długie
rozstania z Brentem. On zawsze będzie dodawał jej sił,

background image

zostawiając jej cząstkę siebie. Albo będzie z nim wędrowała
po świecie, wiedząc, że jedyny dom, jakiego potrzebuje, to
jego serce.

Dopadła

wreszcie samochodu, otwarła drzwiczki,

wskoczyła do środka, i uruchomiła silnik. Z westchnieniem
ulgi skręciła w stronę mostu w starym Sacramento. Kiedy
spostrzegła w dole migotanie kłębiących się fal, poczuła, że
coś dławi ją w gardle. Wracała do domu... Wracała do Brenta.

Przed domem stał pick - up ojca, ale nie było wynajętego

samochodu Brenta. - Nie wyjeżdżaj - westchnęła, mówiąc na
głos te słowa. - Proszę, bądź tu. - Żołądek skręcał się jej z
obawy, kiedy drżącą ręką wyciągała z kieszeni dżinsów klucz
od drzwi wejściowych Zimny metal wyślizgiwał się jej z rąk.
Straciła jeszcze trochę czasu, zanim udało się jej otworzyć
drzwi.

W hallu dobiegł do niej stłumiony szmer rozmowy.

Rzuciła się biegiem w tamtą stronę Otworzyła drzwi samotni
ojca i stanęła jak wryta. Ojciec wsparty o bar popijał coś z
szklanki, a matka siedziała w jego wielkim skórzanym fotelu z
twarzą ukrytą w dłoniach. To właśnie obecność matki w tym
pokoju wprawiła ją w osłupienie.

- Gdzie jest Brent? John machnął ręką zrezygnowany,

widząc rozpacz na twarzy córki. - Wyjechał, kochanie.
Zacisnęła pięści i podeszła do matki. - Mamo?

- Coś się stało, córeczko? - spytała Bessie drżącym ze

wzruszenia głosem. - Brent powiedział nam, że oboje
uznaliście, że to był błąd. Próbował nas przekonać, ale... - głos
Bessie zmienił się w szloch. - Och, Joy! Zupełnie nie
rozumiem, co się stało. Byliście razem tacy szczęśliwi.

- Kazałam mu odejść - krzyknęła Joy, wyrywając się z

ramion matki.

- Ale dlaczego?

background image

- To teraz nie ma znaczenia! - odpowiedziała szorstko. -

Ważne jest to, żeby się dowiedział, że to był błąd!

- Czy jesteś pewna, że popełniłaś błąd, zrywając z nim,

Joy? - spytał John. Odwróciła się i podeszła do niego, rzucając
mu się na szyję. - Muszę do niego pojechać, tato.. Pomóż mi,
proszę.

Pogłaskał ją po karku, a kiedy podniosła wzrok,

zauważyła, jak wymienili z mamą znaczące uśmiechy. -
Wiemy, że musisz, kochanie. On cię potrzebuje, a mama i ja
zawsze zdawaliśmy sobie sprawę, jak bardzo i ty go
potrzebujesz.

Matka podeszła do nich i wsunęła jej do ręki zmiętą kartkę

papieru. - Tu masz adres, pod którym będzie mieszkał przed
wyjazdem. Macie oboje nasze błogosławieństwo i naszą
miłość.

John uścisnął Joy i poszedł do kuchni. - Zadzwonię i

zamówię ci bilet na najbliższy lot do Chicago. Jedź do domu i
spakuj się, a matka i ja przyjedziemy po ciebie i podrzucimy
cię na lotnisko.

Następnych kilka godzin wypełniała jej gorączkowa

krzątanina, tak że dopiero po pożegnaniu z rodzicami na
lotnisku w Sacramento, Joy miała czas, aby zacząć się
denerwować.

Bezsenna noc i emocje ostatnich kilkunastu godzin

sprawiły, że rozbolała ją głowa. Nie widziała niczego po
drodze, ani w samolocie, ani już na miejscu w Chicago, gdy
jechała taksówką do miejsca przeznaczenia.

Joy weszła do foyer luksusowego hotelu i po prostu

uśmiechnęła się do recepcjonisty. Znała numer pokoju Brenta
i nie chciała tracić czasu na rozmowę telefoniczną Bez trudu
trafiła pod właściwe drzwi, ale straciła kilka cennych minut,
zanim uspokoiła się na tyle, żeby zapukać do drzwi.

background image

Otworzyły się prawie natychmiast, a Brent na jej widok na

moment zaniemówił z wrażenia. - Co ty tu robisz, Joy? -
wykrztusił, kiedy odzyskał mowę. - Skąd się tu wzięłaś? -
spytał raz jeszcze.

- Jestem tu, bo musiałam cię znów zobaczyć.
Brent przeszedł na drugą stronę pokoju i rzucił się na

kanapę. Usiadła koło niego i rozejrzała się dookoła z
udawanym zainteresowaniem. - Jaki piękny pokój -
powiedziała.

- Na Boga, Joy! - powiedział odgarniając sobie włosy z

czoła. - Nie przeciągaj już tego dłużej.

- Zapomniałam coś ci powiedzieć zanim wyjechałeś, a to

powinno być powiedziane. Niezobowiązująco położyła mu
rękę na ramieniu i spojrzała prosto w oczy.

- Chodzi o to, że nie mogę bez ciebie żyć.
- Dlaczego więc przekonywałaś mnie, że twoje uczucia

uległy zmianie?

- Z tego samego powodu, dla którego ty tak łatwo mi

uwierzyłeś, Brent. Tak bardzo byliśmy zajęci wymyślaniem
potencjalnych trudności, że zapomnieliśmy o sile naszych
wzajemnych uczuć. Bałam się zaangażować się ostatecznie,
bo uznałam, że ty potrzebujesz swej wolności bardziej niż
mnie - westchnęła. - Myliłam się, prawda?

- Nigdy nie uwolnię się od ciebie - odpowiedział z

miłością. - Myślałem, że o tym wiesz. Odetchnął głęboko i
spojrzał na nią czule. - Jesteś jedyną radością mojego życia.
Bez

ciebie nic nie ma dla mnie znaczenia. Nie chcę wędrować

po świecie, wiedząc, że wszystko, co się dla mnie liczy, jest w
domu razem z tobą.

- Nie musisz wyrzekać się kariery, żeby mieć to, czego

chcesz, ukochany. Pojadę z tobą, gdzie będę mogła albo będę

background image

czekała, aż do mnie wrócisz. Dopóki będziemy mieli siebie
nawzajem, będziemy szczęśliwi.

Jego śmiech przepojony był najgłębszym wzruszeniem. -

Może ty chciałabyś spędzić tyle czasu z dala ode mnie, ale ja
na pewno nie chciałby zbyt często spuszczać cię z oczu. Nigdy
nie opowiadałem ci o pracy, jaką mi zaproponowano. Już się
zgodziłem, i to będzie naprawdę moje ostatnie zadanie. Potem
mam prowadzić raz w miesiącu program telewizyjny
poświęcony polityce międzynarodowej. Będę musiał nadal
trochę wyjeżdżać, ale nigdy na długo. Czy chciałabyś poślubić
gwiazdę telewizyjną i przenieść się do Los Angeles?

Wyprostowała się, otwierając usta ze zdumienia. - Los

Angeles? - pisnęła z radością. - Och, Brent!

- Proszę, aby moja zdolna, ambitna żoneczka, robiła

własną karierę. Nie chciałbym, żebyś po ślubie nazywała mnie
męskim szowinistą! W tej sytuacji możesz zaakceptować
tamten awans. Oboje będziemy mieli to, na czym nam zależy,
dziecko.

Opuściła powieki, żeby ukryć czające się w oczach

powątpiewania. - Czy jesteś pewien, że tego chcesz, Brent?
Bo ja... . ..

Uciszył ją, kładąc jej palec na ustach. - Porozmawiałbym z

tobą o tym wcześniej, ale nie byłem pewien, czy mam tę pracę
i nie chciałem ci robić przedwczesnych nadziei. Kiedy w nocy
wróciłem do domu, czekał na mnie list z propozycją a dziś
rano, zanim tu przyleciałem, zadzwoniłem do telewizji, że
zgadzam się objąć to stanowisko.

- Więc dlaczego wyjechałeś, nic mi o tym nie mówiąc? . .
- Ponieważ nigdy nie traktowałem lekko twoich uczuć,

Joy. - Zawahał się tak, jakby miał podjąć jakąś decyzję. -
Kiedy przekonywałaś mnie, że chcesz ze mną zerwać,
myślałem, że nie chcesz powiedzieć mi że...

- Że pomyliłam się co do moich uczuć?

background image

Skinął głową twierdząco. - Nigdy zbytnio nie wierzyłem

w moją zdolność przywiązywania do siebie ludzi, na których
mi zależało - zauważył spokojnie. - Kiedy miałem pięć lat,
matka oddała mnie do domu dziecka. Nigdy jej już więcej nie
widziałem i zanim ty się pojawiłaś, słowo „miłość" zdążyło
stracić dla mnie wszelkie znaczenie.

- A teraz?
- Jeszcze zanim wsiadłem do samolotu, wymyśliłem sobie

w duchu od idiotów! Postanowiłem dać ci dość czasu, żebyś
myślała, że nie zmieniłem swoich planów zawodowych. Miała
to być swego rodzaju pokuta. Potem wróciłbym do domu i
spróbował jeszcze raz.

Uśmiechnęła się prowokująco. - A jakiż to plan batalii

opracował pan, panie Tyler?

Zaśmiał się, przyciskając ją lekko do oparcia kanapy. -

Chciałem cię namówić, żebyś jeszcze raz poszła ze mną do
łóżka i kochać się z tobą, tak długo, aż przyznasz, że nie
możesz beze mnie żyć.

Joy zwilżyła usta koniuszkiem języka. - Ja już

przyznałam, że nie mogę bez ciebie żyć. Czy to znaczy, że nie
zamierzasz wcale chcieć mnie zwabić do swojego łóżka?

Kiedy niósł ją do sypialni, Joy przywarła do niego,

wchłaniając jego ciepło i pulsowanie jego ciała. Objęła go
mocno za szyję, a kiedy uśmiechnął się do niej, jej oczy
rozbłysły, wyrażając całą głębię jej miłości. Mrucząc,
wycisnęła pocałunek na jego szyi i poczuła, jak drży mu ciało.
Trzymając się wzajemnie w ramionach, myślała, że odnaleźli
już na zawsze swoje miejsce. Szukali istoty swej miłości i
znaleźli zaufanie, wyrozumiałość, czułe zrozumienie
wzajemnych potrzeb. Wrócili do domu!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
8 McCue Noelle Berry W poszukiwaniu radości
485 McCue Noelle Berry W blasku księżyca
08 GENY A CHARAKTER OSOBOWOŚĆ, POSZUKIWANIE NOWOŚCI I DEPRESJA
08 Modlitwa wieków Daj radośc
FP w 08
08 Elektrownie jądrowe obiegi
archkomp 08
02 Boża radość Ne MSZA ŚWIĘTAid 3583 ppt
02a URAZY CZASZKOWO MÓZGOWE OGÓLNIE 2008 11 08
ankieta 07 08
08 Kości cz Iid 7262 ppt
08 Stany nieustalone w obwodach RLCid 7512 ppt
2009 04 08 POZ 06id 26791 ppt
08 BIOCHEMIA mechanizmy adaptac mikroor ANG 2id 7389 ppt
depresja 08 09

więcej podobnych podstron