Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
===bV9nUGFX
©
AGORA
SA 2013
Copyright
© by AGORA SA 2013
Copyright
© by Jakub Janiszewski
Copyright
© by Marta Szarejko
Copyright
© by Adam Staszewski
Copyright
© by Magdalena Grzebałkowska
ISBN
978-832-681-458-7
Wydanie
elektroniczne 2013
Teksty
były publikowane w Gazecie Wyborczej i jej dodatkach
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
===bV9nUGFX
Spis
treści
===bV9nUGFX
Badania
terenowe nad seksem
grupowym
JAKUB
JANISZEWSKI
To
może zastąpić ci wojnę, rewolucję, wielką miłość.
Czy jest niebezpieczne? Pewnie
WTED
Y
Barte
k
Małolat był pierwszy.
Kojarzysz plac Narutowicza w Warszawie? Tam był
taki bar, nazywaliśmy go z Iwką Kibel, wcześniej to
naprawdę był szalet. Małolata poznaliśmy właśnie tam.
W Kiblu.
Był październik, ale wyjątkowo słoneczny, siedzieliśmy
na ławce, piliśmy piwo i patrzyliśmy na tramwaje. Aż się
nam zachciało siusiu. I poszliśmy do Kibla. Usiedliśmy
przy stoliku.
Poczułem, że ktoś pali trawkę.
Może ten zapach mnie ośmielił? Poszedłem za węchem.
I dosiadłem się do piątki facetów przy sąsiednim stoliku.
– Co, chłopaki, palicie? – zapytałem. A zaraz potem
rzuciłem: – Mam propozycję. Co wy na to, żebyśmy
wszyscy poszli do mnie i uprawiali razem seks z moją
dziewczyną? Siedzi przy tamtym stoliku.
I pokazałem im Iwkę.
Zapanowała konsternacja, potężna. I strach.
Chwilę ich przekonywałem, że to nie żart. Ale
odmówili. Wszyscy z wyjątkiem jednego.
Małolata.
Pola
Piotr mi o tym opowiedział. Byliśmy kochankami przez
kilka miesięcy. Pokazał mi takie sfery seksu, które
wcześniej wydawały mi się albo obrzydliwe, albo się ich
bałam lub wstydziłam. Spodobało mi się. Wprowadzało
mnie w stan transu.
Piotr mieszkał wiele lat na Zachodzie, był artystą,
obracał się w bardzo wyzwolonym seksualnie światku
i uczestniczył w życiu swingersów. Wytłumaczył mi,
że swing to tzw. wymiana par. Trójkąty, czworokąty,
większe lub mniejsze grupy. Poznają się przez ogłoszenia
internetowe, spotykają na prywatkach albo w specjalnych
klubach. Pokazał mi zdjęcia takich klubów, jakieś filmy
z imprez.
Mieliśmy plan, że pojedziemy do Berlina albo Pragi
i wybierzemy się do jednego z takich miejsc. Zanim to
nastąpiło, nasz związek się rozleciał.
Ale
ciekawość pozostała.
Pogrzebałam trochę w internecie i znalazłam strony,
serwisy, fora, anonse. Niby wszędzie zaznaczano,
że swing to seks par, a nie singli, ale ja tego nie kupiłam.
Ogłosiłam się. Szukam seksu grupowego, wyglądam tak
i tak, mam lat tyle i tyle. Precyzyjnie, bez owijania
w bawełnę, żeby nie było wątpliwości.
No i wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zgłosił się
jeden facet. Zaproponował, że mnie na taką imprezę
zabierze. Ze dwa maile wymieniliśmy, raz rozmawialiśmy
przez telefon.
Parę
dni
później, wieczorem, przyjechał pod mój dom
swoim samochodem.
Zeszłam na dół, wsiadłam i pojechaliśmy.
Umierałam ze strachu. Ale im bardziej się bałam, tym
bardziej byłam podniecona. A im bardziej byłam
podniecona, tym większy był mój strach.
Bartek i Iwka
BARTEK: Było jakoś po dziesiątej, kiedy razem
z Małolatem poszliśmy do nas do domu. Uprawiał z nami
seks przez 15 godzin.
IWKA:
Ty zasnąłeś dwa razy!
B.:
No, ja się rzeczywiście parę razy zdrzemnąłem.
Budziły mnie wasze miłosne odgłosy...
I.: Miłosne! O rany, proszę cię...
B.: Miłosne, niemiłosne, grunt, że nie dało się spać.
A ja już miałem 27 lat, on miał 17...
I.: Wolę tego nie pamiętać. Gdybym miała córkę, której
przydarzyłoby się takie spotkanie, byłabym zrozpaczona.
Bo potem się okazało, co to za jeden. Jakiś światek
przestępczy, handlował w okolicy trawą. Jak nam trochę
poopowiadał, jakie numery robi z kolegami, to się nam
odechciało spotkań z nim. Przez następne dni byliśmy
w ciężkim strachu, że może nam się włamać
do mieszkania, okraść... Miałam moralniaka, ale
zaczęliśmy szukać kolejnych partnerów.
B.: Po prostu Iwce się wtedy spodobało, nie ma
co ukrywać.
Pola
Pojechaliśmy w takie miejsce, nieco odosobnione,
na peryferiach prawobrzeżnej Warszawy. Nieduża willa
ogrodzona wysokim murem.
Nie był to bynajmniej buduar pełen przytłumionych
świateł, czerwonych aksamitów i zapachów kadzidła.
Szczerze mówiąc, dość obskurnie.
W dużym salonie z aneksem kuchennym stały
postpeerelowskie kanapy i fotele. Boczne światło
z jakiegoś pożal się Boże kinkietu. Początkowo mnie to
zmroziło, ale za chwilę ten denny entourage stracił
jakiekolwiek znaczenie.
Kiedy weszliśmy, było już kilkanaście osób. Siedzieli
i gadali. Jakaś drętwa gadka szmatka o polityce.
Kim byli ci ludzie? Mijasz ich na ulicy, w sklepie, twoi
przełożeni, podwładni, kumple z biurka obok. Z czasem
poznałam ze dwie czy trzy nauczycielki, rzemieślników,
rolników, taksówkarzy, jedną wysoko postawioną
dziewczynę z banku, masę młodych japiszonów.
Sama świadomość, że za moment będę z tymi obcymi
ludźmi uprawiała seks, doprowadzała mnie na skraj
omdlenia.
W którymś momencie ten facet, z którym przyjechałam,
wziął mnie za rękę. Wyszliśmy z salonu. Przeszliśmy
do sypialni. Niedużego pokoju, którego podłoga w całości
została przykryta materacami owiniętymi w białe
prześcieradła.
Na
środku
pudełko
prezerwatyw.
Przyćmione światło.
Zaczęliśmy grę wstępną. Na razie tylko we dwoje.
Ale
wkrótce potem pojawił się jakiś inny facet.
Za nim kolejny.
I jeszcze jeden.
Dopiero później dowiedziałam się, że tak byli
umówieni. Byłam nowa, więc stałam się bohaterką
wieczoru. A oni skupili się na tym, żeby mnie oswoić.
Potem
pojawiły się pary.
I zaczęliśmy się wszyscy ze sobą kotłować.
To było fantastyczne przeżycie. Oni byli już
doświadczeni, więc dobrze czuli się ze sobą. A ja byłam
dla nich pociągająca, atrakcyjna. I taka się też czułam.
Pamiętam taką sytuację. Kocham się z jednym
małżeństwem. Z nim i z nią.
On leży na mnie. Ona zachęca jego, żeby się mną
zajmował, widać, że ją to podnieca. Jest bardzo aktywna.
Obok nas kotłują się dwie czy trzy pary, tak splecione,
że prawie nic nie widać. Kątem oka zauważam trzech,
może czterech facetów, którzy ewidentnie czekają,
aż wokół mnie zrobi się trochę miejsca. Przywołuję ich.
Mam poczucie kontroli i władzy. Złudne – jak wszystko
tutaj. Ich jest czterech, ja jedna, mogą zrobić ze mną,
co chcą. Ale paradoksalnie w tej podległości czuję,
że rządzę. Bo robię to, na co zawsze miałam ochotę.
Taka sytuacja świetnie robi na ego. Czymkolwiek to
ego jest i gdziekolwiek się znajduje.
PRZEDTE
M
Barte
k
Pierwszy raz w czworokącie wylądowałem, jak miałem
19 lat. Mój najlepszy przyjaciel, jego dziewczyna, moja
dziewczyna i ja. Wypad nad jezioro. Kąpaliśmy się nago
w jeziorze i jakoś samo wyszło. Trochę wtedy wypiliśmy,
ale nie za dużo. Nie byliśmy pijani.
Oczywiście, że mi się podobało. Potem z moją
ówczesną partnerką kontynuowaliśmy takie zabawy.
Niezbyt często. Może ze dwa razy w ciągu czterech lat się
zdarzyło.
W końcu daliśmy sobie w naszym związku całkowitą
dyspensę na seks z innymi. Ale dla niej to było zbyt
trudne. Odeszła, mówiła, że się zakochała. Ja nie miałem
nigdy takich problemów, zawsze umiałem oddzielać seks
od uczuć. Z tamtego okresu pochodzą moje pierwsze
doświadczenia w seksie grupowym, ale z samymi
mężczyznami – jestem biseksualny.
Iwka
Kiedy poznałam Bartka, pracowałam jako sekretarka
w firmie teleinformatycznej u siebie, na Śląsku. Ogłosiłam
się na jednym z portali erotycznych. Jestem bardzo
otwartą seksualnie kobietą, zawsze taka byłam.
Miałam stałego partnera, ale zdarzały mi się skoki
w bok. To nie sprawiało, że przestawałam go kochać.
Seks to seks, miłość to miłość. Różne sprawy.
Wracając do ogłoszenia – Bartek był jednym
z pierwszych, którzy się odezwali. I tak się poznaliśmy.
Barte
k
Przez pół roku nie widziałem się z Iwką ani razu.
Mieliśmy kontakt internetowo-telefoniczny i na tym
koniec. Ale dużo rozmawialiśmy. Pamiętam, jak któregoś
dnia opisałem jej w mailu wszystkie moje ekscesy
homoseksualne.
Iwka
To nas na siebie nakręcało, te internetowe zwierzenia,
choć osiem lat temu seks dwóch mężczyzn wydawał mi się
obrzydliwy. Dwóch facetów, a fe! Nie znałam żadnego
geja, nie miałam o tym zielonego pojęcia. Dziś jest
zupełnie inaczej, to nie jest żaden problem. Tak samo jak
nie jest problemem dla mnie uprawianie seksu z kobietą.
Ze wszystkim można się oswoić.
Barte
k
Spotkaliśmy się na peronie pierwszym dworca
w Katowicach. Nie było żadnych fajerwerków, żadnej
wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia, żadnych
uniesień. Po prostu okazało się, że się lubimy. W łóżku
i poza nim. Wielkie emocje przyszły później.
Ale pamiętam, że nawet podczas tego pierwszego
weekendu w Katowicach dobrze się zrozumieliśmy. Przed
moim powrotem do Warszawy siedzieliśmy razem
na patio w kawiarni przy dworcu kolejowym. Obsługiwał
tam bardzo przystojny kelner.
– Ładny chłopak – powiedziałem do Iwki.
– Faktycznie, ładny – odpowiedziała i sobie trochę
razem pofantazjowaliśmy na jego temat, wyobrażaliśmy
sobie, jaki też seks z nim mógłby być.
Takie swingowanie w wyobraźni. Ale zanim Iwka
zdecydowała się na to, żeby to zrobić w rzeczywistości,
musiałem trochę poczekać.
Iwka
Pamiętam, że kiedy zamieszkaliśmy już razem
w Warszawie, to mieliśmy taki swój osiedlowy sklep –
mydło i powidło tam sprzedawali. Obsługiwała tam
dziewczyna, która podobała się Bartkowi. Kiedy razem
chodziliśmy do tego sklepu, droczyłam się z nim
i powtarzałam mu do ucha: „No uśmiechnij się do niej!
No powiedz dzień dobry. No pogadaj z nią!”. Chciałam go
zezłościć, bo sama byłam na niego zła za te wszystkie
fantazje.
Moja niechęć do swingu? Kiedy poznałam Bartka,
byłam bardzo otwarta, zgodziłabym się na wszystko, ale
kiedy zamieszkaliśmy razem, coś się we mnie zmieniło.
Namówienie mnie do seksu grupowego zajęło Bartkowi
cztery lata. Czułam, że jeśli nie będę chciała się
zgodzić, to zacznie to robić beze mnie.
Pola
Przed swingiem miałam wielu partnerów, ale niewiele
długotrwałych związków. Nigdy nie byłam i nie chciałam
być żoną, nie mam dzieci i nigdy nie chciałam ich mieć.
Kiedy zdecydowałam, że chcę spróbować swingu, nie
żałowałam, że wchodzę w to jako singielka. Wizja seksu
grupowego z kimś, kogo kocham, nie pociągała mnie.
Kojarzyła mi się z komplikacjami, problemami,
obciążeniami. A ja chciałam być w tym wolna.
A dlaczego to zrobiłam? Bo takie miałam fantazje
erotyczne. Pewnie nie jestem w tym oryginalna, myślę,
że bardzo wielu ludzi fantazjuje na temat seksu
grupowego, ale większość tego nie realizuje.
Zawsze
czułam,
że
taki
seks
będzie
czymś
ekstremalnym, a ja takich rzeczy szukałam. Czegoś,
w czym się można zatracić. Lubię tak tańczyć. Lubię tak
uprawiać sport. Lubię robić wszystko, co pozwala mi
czuć, że przestaję istnieć.
Seks zawsze lubiłam, ale myślę, że niewiele o nim tak
naprawdę wiedziałam. Bo nie rozumiałam facetów ani ich
potrzeb. Zdarzało mi się udawać orgazm. Wielokrotnie.
Wydawało mi się wtedy, że tak jest lepiej, prościej,
że uniknę w ten sposób niepotrzebnych rozmów. Ale
szczęśliwa z tym nie byłam i koniec końców dochodziło
do napięć.
Oni nie wiedzieli, o co mi chodzi, ja nie miałam
odwagi powiedzieć. Jak chciałam coś dostać, to się
dąsałam, obrażałam, mówiłam: „Bo ty zawsze”, „Ty
nigdy”. Nie powiedziałabym: „Napraw klapę od sracza”,
tylko czekałabym po królewsku, aż sam naprawi. Nie
mówiłam: „Idź umyj nogi, bo ci śmierdzą”, tylko się
żenowałam, blokowałam. A już powiedzieć: „Poliż mi
łechtaczkę, ale ruchami okrężnymi, bo pionowymi mnie
nie podnieca”, tobym w życiu nie powiedziała.
W swingu mi odpuściło.
POTE
M
Iwka
Po Małolacie był Piotruś. Wyhaczyłam go w klubie
Dekada. Bardzo jestem z siebie z tego powodu dumna,
bo Piotruś okazał się super, naprawdę super. Spotykamy
się po dziś dzień.
Barte
k
Ale Piotruś ma żonę, a żona nic nie wie. Przynajmniej
nie wiedziała do momentu, kiedy znalazła płyty
ze zdjęciami. Bo widzisz, Piotruś uwiecznia każdy swój
kontakt erotyczny. I na tej płycie, co ją żona znalazła, były
zdjęcia. Na niektórych pojawiała się dziewczyna, która
była ich świadkiem na ślubie, na innych jej koleżanki,
a na bardzo wielu koledzy Piotrusia. Ci sami, z którymi,
w oficjalnej wersji, umawiał się na piwo lub wspólne
oglądanie meczu.
Żona to wszystko obejrzała. A potem poszła
do Piotrusia z płytą w ręce, siadła przy stole, postukała
nią o blat i powiedziała: – Krzyczeć nie będę. Rozwodzić
się nie będziemy. Ale jak mi podskoczysz, to mamusia
dowie się, co jest na tej płycie.
Więc Piotruś żyje w takim świecie. Ale to
przesympatyczny człowiek.
Bartek i Iwka
I.: Żaden problem znaleźć ludzi, którzy chcą
swingować. Problem to znaleźć takich, którzy ci pasują.
Tym bardziej że chodzi o to, żeby pasowali obojgu z nas.
Bartek lubi na przykład okrąglejsze panie. Mnie z kolei
nie zależy na tym, żeby facet był jakoś szczególnie
przystojny, byleby się sprawdził pod względem, no...
centymetrów...
B.: A ja lubię, kiedy mam o czym pogadać. Musi być
jakaś, choćby mała, iskierka, jak przy świecy zapłonowej.
Mieliśmy przez dłuższy czas układ z Michałem i Agatą,
z którymi przyjaźnimy się do tej pory. Ale ten wspólny
seks nie do końca nam wychodził...
I.: Dobrze się czuliśmy ze sobą towarzysko. Ale potem
pojawiła się zazdrość z mojej strony. Nie podobało mi
się, że Bartek i ta dziewczyna codziennie do siebie
dzwonili, gadali. Dla mnie zawsze było wszystko białe
i czarne. Seks to seks, a małżeństwo to małżeństwo. A tu
nagle jakaś fascynacja psychiczna się pojawiła. Jakaś
niewidzialna nić.
B.: No i po roku przestaliśmy się spotykać. Ja straciłem
pracę i przestałem mieć ochotę na kontakty towarzyskie.
A
poza
tym
my
chcieliśmy
jeszcze
sobie
poeksperymentować z innymi parami, a im się to chyba
nie bardzo podobało, że dalej szukamy.
I.: W seksie też mieli inaczej ustawione. W grę
wchodził tylko seks oralny. Inne formy były już dla nich
zdradą. Wśród swingersów wiele par ma takie granice,
których obie strony nie przekraczają. Znamy parę, dla
której zdrady nie ma, dopóki wszystko odbywa się
w prezerwatywie. A jak bez gumy – to zdrada jest.
Ustalenie tych reguł to nie jest wcale oczywista rzecz.
My też mieliśmy taki czas, że Bartek robił mi awantury,
bo całowałam się z facetami, z którymi uprawiałam seks.
Pocałunek był dla niego czymś intymnym, dla mnie nie.
Większość naszych kłótni po imprezach dotyczyła właśnie
tego. Z czasem przeszło.
B.: Co dla nas jest zdradą? Teraz? Zdrada to ukrywanie
się, kłamstwo, wzajemne oszustwa. Seks w wielokącie
nie jest zdradą. Gdyby Iwka teraz uprawiała w tym
budynku seks z kimś innym, a ja wiedziałbym o tym
i siedział z tobą tutaj, to nie byłbym zdradzony.
PÓŹNIEJ
Pola
Po roku mniej więcej to zaczęło wyglądać w ten
sposób, że chodziłam do pracy, a w czasie wolnym nie
spotykałam
się
z
nikim,
nie
miałam
żadnych
zainteresowań, tylko się na okrągło pieprzyłam. Cały czas
wolny zajmowały mi przygotowania do seksu lub seks.
Bo przygotowania też dużo czasu zabierają. Ja na przykład
muszę sobie zrobić lewatywę, jeśli mam ochotę na seks
analny, muszę się ogolić tu i tam, jeśli chcę się
komfortowo czuć, muszę się umalować i odpowiednio
ubrać.
Mam parę takich strojów kupionych na takie specjalne
okazje.
Wysokie
czerwone
szpilki.
Pończochy.
Czarna
koronkowa bielizna. Gorsety. Wszystko takie seksowne,
burdelowe, kurewskie.
Ubierałam się i wychodziłam z domu. Albo ktoś
przyjeżdżał do mnie. Uprawiałam seks codziennie
i codziennie z kim innym. I tak miesiącami.
Barte
k
Nie jest tak, że na imprezie to każdy z każdym.
Niektórzy w ogóle nie uprawiają seksu, tylko patrzą. Inni
dobierają sobie partnerów według własnych upodobań.
Do klubu nie przychodzą sami inteligentni, dobrze ubrani,
zadbani. Zdarzają się grubi, ze słomą w butach, z brudem
za paznokciami...
Pola
Był taki jeden facet, którego omijałam szerokim łukiem,
bo był tak niewiarygodnie głupi, że nie byłam w stanie.
I była też taka jedna pareczka: jacyś tacy poblokowani,
pochowani, zawstydzeni. Irytowali mnie, ale nigdy nie
miałam z ich strony żadnej propozycji. Ludzie się
po prostu wyczuwają.
Bartek i Iwka
B.: Życie klubowe tak nam się spodobało, że weszliśmy
do biznesu jako wspólnicy. Klubem kręciła para
po czterdziestce. Na co dzień prowadzili duże rodzinne
przedsiębiorstwo, a swingersclub był weekendową
imprezą, o której wiedzieli tylko znajomi ze środowiska.
Tylko ich 19-letni syn wiedział i uczestniczył
w zabawach, chociaż seksu nie uprawiał. Ale zdarzały się
takie sytuacje, że rodzice bawili się na dużej sali, a syn
siedział w kuchni i pomagał rozwozić gości, robił
za szofera.
I.: Ale tak naprawdę jego matka też się nie bawiła, nie
chciała. Mówiła, że jest zbyt wybredna.
B.: A ja myślę, że chciała mieć męża pod kontrolą. On
sobie bzyknie na boku, ona go przypilnuje i szafa gra. Tak
czasem wśród swingersów jest. W 90 proce. przypadków
to mężczyzna dąży do takiego seksu. Czasem jedna strona
związku poświęca się dla drugiej.
Poznałem kiedyś parę z Płocka. Ona była nauczycielką
angielskiego, on zajmował się reklamą w rafinerii.
Wcześniej był zawodowym żołnierzem, który jeździł
na misje oenzetowskie. Tam zaraził się biseksualnością.
Opowiadał, jak stacjonowali w jakiejś Serbii czy gdzieś
tam. Do najbliższej wsi sto kilometrów, oni totalnie
wyposzczeni, więc chcąc nie chcąc pojawił się
homoseksualizm, niby to zastępczy. Ale jemu się to na tyle
spodobało, że po powrocie do Polski szukali razem z żoną
mężczyzn biseksualnych przez ogłoszenia w prasie. Niby
to do trójkąta.
Odpowiedziałem. Zresztą nie tylko ja – połowa naszych
znajomych z nimi się spotykała. Stąd wiem, że zawsze
powtarzał się ten sam scenariusz. On chętny, ona nie.
Dlatego myślę, że była tylko lepem na facetów.
TERA
Z
Pola
Jaki ja miałam stosunek do tych wszystkich facetów?
Taki, że gramy razem w grę zespołową. Oni są w jednej
drużynie, ja w drugiej, a i tak zawsze jest remis. Przyznam
szczerze – nie znosiłam tych sytuacji, kiedy ktoś był
skryty, poblokowany, nieśmiały i wymagał oswajania. Nie
lubiłam tych, którzy przychodzili sobie popatrzeć,
bo miałam wrażenie, że biorą za darmo coś, w co ja
wkładam samą siebie. Nie miałam ochoty ani czasu na to,
żeby kogoś otwierać. W dupie to miałam. W dupie miałam
drugiego człowieka.
Bartek i Iwka
I.: Już mamy dosyć ogłoszeń, umawiania się na jakieś
kawki, herbatki, z których nic nie wynika. Dosyć tych
hotelowych imprez, tych prywatek, gdzie na 15 metrach
bawi się dziesięć osób. I do tego jeszcze wszyscy palą,
udusić się można...
B.:
Sami postanowiliśmy założyć klub. Długo
szukaliśmy takiego miejsca. Nieduża miejscowość,
peryferia Warszawy...
Pola
Nie, nie miałam nigdy moralniaka. Wobec kogo?
Z jakiego powodu?
Tak, byłam marginesem, byłam częścią małej
społeczności,
gdzieś
na
obrzeżach
tzw.
normy.
I niesłychanie mnie to podniecało. Po każdym
przekroczeniu kolejnej bariery budziłam się radosna,
z chęcią do życia, z rozgrzanym ciałem, wymyślająca
kolejne eskapady.
Teraz jest materiał do wspomnień. Bardzo je lubię,
pomagają mi w różnych sytuacjach, dają wsparcie.
Nauczyłam się wreszcie akceptować swoje ciało.
Nauczyłam się mówić, o co mi chodzi.
Bartek i Iwka
B.: Willa ma 300 metrów. Tam, gdzie kiedyś był garaż,
będzie darkroom z sufitem lustrzanym, jest już duże łóżko,
jest sauna, mamy duży ekran z filmami porno. Ostrzejsza
muzyka dla wielbicieli hardcore’owych klimatów. Tutaj,
gdzie teraz siedzimy, jest część barowa i dancefloor. Oraz
jacuzzi na 16 osób. Największe, jakie nam się udało
znaleźć.
I.: Na górze bardziej romantyczny klimat. Muzyka
„love”, jak ja to mówię, dużo łóżek dla tych, którzy lubią
się poprzytulać. Oraz sling. No, taka huśtawka, na której
możesz kogoś położyć i przelecieć.
B.: Sąsiedzi? Dają nam spokój. Po miasteczku krąży
plota, że tu będzie burdel. Jakoś się nie przejmujemy,
bo to legalna działalność.
Pola
Czy
to jest niebezpieczne? Pewnie.
Istnieje ryzyko szantażu. Jeśli to jest pan dyrektor
w państwowej firmie albo pani przedszkolanka, to raczej
trudno sobie wyobrazić, żeby wieść o ich upodobaniach
pomogła w dalszej karierze.
Poza tym choroby weneryczne. Jasne, niby wszyscy
używają gum, ale to przecież nie jest stuprocentowe
zabezpieczenie. No i w niektórych sytuacjach nie
kontrolujesz samego siebie, głowę ci urywa.
Raz wzięłam ecstasy i myślałam, że zwariuję.
Połączenie seksu i dragów daje nieprawdopodobny odlot
i od tego można się natychmiast uzależnić. Ja i bez tego
miałam czasem poczucie, że jestem uzależniona. A czy
jestem? Tego nie wiem. Ostatnią imprezę zaliczyłam jakiś
rok temu. Może mam przerwę, jak typowy alkoholik,
co miewa przerwy w piciu? Nie wykluczam, że kiedyś
jeszcze do tego wrócę.
Tak, to mogło być zamiast. Zamiast innych rzeczy.
Takie silne, zagarniające całościowo przeżycia. To jest
wielka pasja, namiętność. To jest gorące. To może być
namiastką, erzacem wielkich uczuć. To można mieć
zamiast wojny, rewolucji, zamiast wielkiej miłości.
I wciąż pozostać bezpiecznym. To bezpieczniejsze niż
wielka miłość. Nie pozostawia szansy na zranienie. Nie
wymusza
odsłonięcia.
Nie
obnaża
tak
głęboko.
Uniemożliwia bliskość. Jest oddaleniem i nastawieniem
na spełnianie własnych zachcianek, własnej przyjemności.
Bardzo egoistyczna forma zabawy – chodzi o to, żeby
tobie było dobrze. Inni niech się martwią o siebie.
Bartek i Iwka
B.: Z czasem chcemy rozwinąć działalność. W drugim
budynku
powstanie
profesjonalne
studio
sadomasochistyczne. To dla ludzi, którzy lubią bardzo
nieprzyzwoite rzeczy. Wiązanie, bicie, kneblowanie.
Zakucie kogoś w dyby, pranie go jakimś biczem, pejczem,
deską, polewanie zimną wodą, oddawanie na niego
moczu, podwieszanie na haku...
I.: I może kiedyś, taką mamy nadzieję, ktoś nakręci
u nas jakiś fajny filmik...
Pola
Wszystko
może się znudzić, zapewniam cię.
Dwie sytuacje mnie zniechęciły i wygasiły moją
potrzebę swingu. Po pierwsze, ten facet, z którym po raz
pierwszy pojechałam na imprezę, zakochał się we mnie.
Nie mam pojęcia, co mu do głowy strzeliło, jak się
w ogóle można zakochiwać w takich okolicznościach, ale
on twierdził, że mnie kocha.
Miał żonę i ta żona, rzecz jasna, niczego nie wiedziała.
Ani o tym, że się ze mną spotyka, ani o jego życiu
seksualnym. A on spotykał się ze mną poza imprezami,
adorował mnie, chciał się mną opiekować. Sam przestał
uczestniczyć w imprezach. Chciał się rozwieść z żoną.
Czułam się coraz bardziej osaczona. Bo nie chciałam
żadnej miłości, rozumiesz? Ten facet mnie nie
interesował. Lubiłam go, ale co z tego?
Przestało być fajnie. Wszystko, przed czym uciekałam
w świat swingu, nagle wróciło. To, że ktoś chce mnie
mieć na wyłączność, osacza mnie, kontroluje. Ja tego nie
znoszę, a to się zawsze dzieje w monogamicznych
związkach. Przynajmniej w moich. Czuję, że to już nie ja
kontroluję swoje życie, tylko – bo ja wiem? Ten drugi
człowiek? Ta sytuacja?
Nie znoszę tego poczucia. Nie znoszę lęku przed
porzuceniem. Tylko raz mnie narzeczony zostawił, ze 20
lat temu to było. Rozpadłam się wtedy, nie wstawałam
z łóżka, nie myłam się. Skończyło się u psychiatry.
Więcej do takiej sytuacji nie dopuściłam. Nie dawałam
się już porzucać, zawsze odchodziłam pierwsza.
Mówisz, że boję się bliskości – tak, masz rację.
Zauważyłam u siebie taką rzecz: jedyny dotyk, który
znoszę i akceptuję, to dotyk seksualny. Nikomu, w żadnej
innej sytuacji, nie pozwalam się dotykać. Ani mojej
matce, ani przyjaciołom, nikomu. Chciałabym, ale nie
mogę. Wiem, że chciałbyś się teraz dowiedzieć, dlaczego
tak jest, ale ja nie mam jednej prostej odpowiedzi.
W ogóle nie wierzę, że taka istnieje.
Ale człowiek to taka wańka-wstańka, wiecznie się
kołysze z jednej strony na drugą. Bo pomimo tego, co ci tu
mówię o związkach, ja sama się zakochałam. I to jest ten
drugi powód, dla którego zrezygnowałam ze swingu.
Samo się stało. I teraz czasem myślę, że cały ten swing
był mi potrzebny po to, żeby zapomnieć o prawdziwej,
wielkiej miłości, na chwilę uwolnić się od jej
poszukiwania.
Marek
jest
totalnym
zaprzeczeniem
tego,
co reprezentuje sobą świat swingu. Znam go od wielu lat,
jest moim przyjacielem. Nie potrzebuje eksperymentów
seksualnych, a ja się już naeksperymentowałam.
Zna całą moją historię. On jest monogamiczny. I ja to
akceptuję. Czy to jest z mojej strony kompromis? Słowo
daję, że nie czuję straty. Co będzie za jakiś czas, tego
żadne z nas nie wie. Nikt tego w ogóle nie wie. Nigdy.
Mogę sobie spokojnie wyobrazić, że gdybym miała
związek z kimś, kto lubi taki seks, być może jeździlibyśmy
na imprezy razem. Ale wydaje mi się znamienne,
że znalazłam partnera spoza swingerskiego środowiska.
Pary swingersów? Mogę sobie jedynie wyobrazić,
że przeżywają razem coś ważnego. Może w ten sposób
bronią się przed światem zewnętrznym? Taka wspólna
tajemnica, której nie powiesz ani rodzicom, ani
przyjaciołom, ani kolegom z pracy. To może czasem
spajać.
Może też chronić przed cierpieniem, jakie przynosi
zdrada, przynajmniej poniekąd. Kiedy w ramach
kontraktu, umowy patrzysz na kogoś, kogo kochasz, jak się
pieprzy z kimś innym, to uniemożliwiasz prawdziwą
zdradę. To jest ucieczka od zdrady. Ucieczka do przodu.
Prostsza
niż
ciągły
strach
przed
opuszczeniem
i kłamstwem.
Ale nie bądź też taki serio, kiedy o to pytasz. To, że dla
ciebie seks jest serio, nie oznacza jeszcze, że taki musi
być dla wszystkich. Czasem to też zabawa. Patrzyłam
na tych ludzi, z którymi się wcześniej pieprzyłam, jak
potem łażą po mieszkaniach i hotelach nago. Ten się
zmęczył, tamten chce się napić wody. Gadają.
O dzieciach, szkole, interesach. Ten coś produkuje, tamten
sprzedaje. A czym wracacie do domu? A podwieźć was?
Ktoś remontuje kuchnie, ktoś ma fajną ekipę do polecenia.
Jak w każdym innym klubie zainteresowań.
===bV9nUGFX
Antropologia płatnego seksu
MARTA SZAREJKO
Już 40 tys. mężczyzn ujawniło, czego szuka
u prostytutek.
Forumowicze posługują się bardzo prostym schematem
– oceniają lokal, ciało prostytutki, stosunek oralny,
klasyczny i analny w skali od 1 do 10. Społeczność
użytkowników nazywają Wersalem, a prostytutki divami.
Regulamin
Forum jest instytucją prywatną. Albo akceptujesz
obowiązujące tu zasady, albo żegnamy – informują
moderatorzy. Każdy może tu wejść, zdobyć informacje,
wkleić swoje oceny, obejrzeć zdjęcia, podzielić się
wrażeniami, a także umówić się z innymi użytkownikami
na wspólną wizytę u prostytutki.
Im więcej zamieszczonych postów, tym wyższy stopień
wtajemniczenia. Największym powodzeniem cieszy się
dział
„strefa
niskobudżetowa”
(obejmująca
opisy
najtańszych prostytutek), „drogówka” oraz „Milf” (opisy
najstarszych prostytutek). W innych kategoriach można
znaleźć oceny prostytutek nieletnich lub ciężarnych. Jest
także specjalny dział dla prostytutek, które chcą zamieścić
informacje o swoich klientach. Nie jest jednak nadmiernie
popularny.
Nad wypowiedziami użytkowników czuwa „Wielka
Inkwizycja”
składająca
się
z
moderatorów
i administratorów forum. Natomiast nad poprawnością jej
działania – „Rada Najwyższa”.
Jej decyzjom podlega niemal 40 tys. mężczyzn.
Klient nr 1
Jak na kurewskie standardy jej uroda plasuje się dość
wysoko. Wprawdzie rzadkie włosy z odrostami nieco ją
szpecą, ale za twarz mogę jej z czystym sumieniem
wystawić 7/10. Figura bez zarzutu. Piersi rozmiaru B,
ładne i zadbane. Panienka wyglądała na lekko speszoną,
co jednak mi się podobało, niestety, nie pozwalała
na całowanie twarzy. Wprawdzie nie skończyłem po 30
minutach, ale to już zasługa mojej oziębłości.
Od wejścia do wyjścia (wliczając rozmowę, prysznic
i wszystko inne) spędziłem z nią półtorej godziny. Diva
nie należy do spoglądających na zegarek co pięć minut.
Przyjmuje całkiem prywatnie.
Cena: 150 zł.
Lokal 8/10. Jest w dobrym stanie, ładne, czyste, duże,
wygodne łóżko. Choć ocenę psuje słabej jakości radio
i brak telewizora. Łazienka duża i przestronna. Brak
kabiny prysznicowej, jest wanna. Minusem jest to, że nie
ma wieszaków, na których można powiesić ubrania
(na szczęście jest pralka, na niej można wszystko
zostawić). Ręczniki duże i czyste. Duży wybór płynów
do kąpieli.
Uroda 7/10. Diva jest bardzo ładna i zgrabna,
zaokrąglona tam, gdzie trzeba. Zresztą sami zobaczcie
zdjęcia, podsyłam linki.
Oral 6/10. Poprawny, trochę płytki, bez okolic.
Delikatny, w jednym tempie. Przeżyłem już lepsze,
przeżyłem też gorsze.
Klasyka 8/10. Wyśmienite wrażenia wzrokowe,
spostrzegłem dużą ruchliwość jeździecką. Postękiwanie
nawet nieźle grane, ale kompletnie nie pasowało
do całokształtu.
Atmosfera 8/10. Oceniam dość wysoko. Diva jest
ładna, miła. Podczas spotkania nie przeszkadzały żadne
telefony. Na pewno jeszcze ją odwiedzę.
Klient nr 2
To moja pierwsza warszawska przygoda. Umówiłem
się z nią telefonicznie w słynnym już wieżowcu przy ul.
Ł. Między 12 a 16 łatwo tam zaparkować. Cieć nie jest
zainteresowany wchodzącymi. Wpisuję kod, jadę windą
na górę, człowiek czuje się tam jak w labiryncie drzwi
i korytarzy, ktoś, kto to projektował, musiał być nieźle
pokręcony. Drzwi otwiera niewysoka lala z długimi,
ciemnymi, farbowanymi włosami, ubrana w jakiś
peniuarek. Rzut oka na mieszkanie – czysto, nowocześnie,
coś w rodzaju kawalerki, żeby nie powiedzieć:
garsoniery. Dziewczyna wykąpana, pachnąca, żadnej gry
na zwłokę. Akcja zaczyna się niespiesznie na jasnej sofie.
K. nawet na moment nie przestaje mnie głaskać
i przytulać, co jej się bardzo chwali. Rozpoczynamy akcję
od tyłu. K. ma bardzo zgrabne i proporcjonalne ciałko,
mimo iż bardzo małe. Zaproponowała wspólną kąpiel, ale
nie skorzystałem.
Lokal 10/10. Absolutna dyskrecja, bez fauny i flory.
Łóżko duże i nowoczesne, ale niezbyt wygodny materac
i jakaś taka rozchwiana konstrukcja. Łazienka – duża
wanna (chyba mogło być fajnie), ręczniki, mydło
w płynie, bez zastrzeżeń.
Uroda 7/10.
Oral 9/10.
Klasyk 8/10.
Anal – nie próbowałem.
Atmosfera 8/10. Mały minus za prostą gadkę, zbyt dużo
komentarzy o klientach, akcent i powtarzane „no nie?”.
Cena: 120 zł. Stosunek ceny do otrzymanej satysfakcji
według mnie 10/10.
Klient nr 3
Z samym umówieniem nie było problemu. Przez telefon
poprosiłem, żeby założyła pończoszki, a ona tego nie
zrobiła. Kasa przed. Cena: 100 zł (francuz, 69, klasyka nie
oferuje). Dziewczyna przeciętnej urody, ale całkiem miła,
w piątym miesiącu ciąży.
Ogólnie rzecz biorąc, już do niej nie wrócę.
Odwiedziłem ją, bo miałem akurat ochotę na ciężarną.
Klient nr 4
Mieszkanie – jakieś 18 metrów, ciasno, duszno, bez
cudów i blichtru. Jeden pokój z wnęką kuchenną
przedzielony ścianką. Osoby mierzące powyżej dwóch
metrów wzrostu nie zmieszczą się nie tylko na łóżku, ale
też w tymże pokoju, ponieważ tyle on ma długości.
Pościel nie pierwszej świeżości, ale i nie brudna.
Nieistotne, do rzeczy.
Widać wyraźnie, że ta pani będzie miała problem
za parę lat z powodu zaczynającego się tu i ówdzie
bielactwa bądź też zjarała się w solarium i skóra
nierówno jej pozłaziła (choć obstawiam to pierwsze).
Kontakt werbalny ograniczony – po pierwsze, intelektem
owej, a po drugie piwskiem, które, siedząc tam,
najwyraźniej bezustannie żłopie.
Łazienka czysta, ręcznik jak zwykle gabarytów
niewielkich, prany chyba w samej wodzie, bo zapachu
środków piorących nie wykazywał.
Po przejściu do łóżka panna kładzie się na boku i się
gapi. Na mnie. I nic. Leży, jakby wpadła w katatonię.
Jedyne doznania, jakie pamiętam, to przeraźliwy smród
piwska z jej, pardon, gęby. Ponieważ nie jest zbyt
szczupła, ale raczej zaokrąglona, to sytuacja mimo moich
gabarytów przypominała próbę uduszenia wieloryba przez
morświna.
Nigdy w życiu nie komentowałem ani nie oceniałem
spotkanych kobiet, ale w tym przypadku musiałem
po prostu zasugerować zmianę zawodu. Nie zrozumiała.
Uiściłem 300 zł za maksymalnie siedem minut pobytu
tam. W odróżnieniu ode mnie ona kompletnie nie
wywiązała się z umowy.
Nie polecam.
PS Rozmawiała przy mnie z kolejnym klientem, że jest
wolna, i zachęcała, żeby przyszedł. Gość czekał pod
klatką, aż skończymy. Na jego telefon odpowiadała,
że dopiero przyszła i musi się przygotować.
Skandal.
Klient nr 5
Na wstępie wyjaśniam Szanownemu Towarzystwu,
że nie będzie tu ocen w niektórych dyscyplinach,
ponieważ nie były uprawiane. Z uwagi na wiek starczy nie
mogę już wykonywać owych niegodnych filozofa,
a niezbędnych ruchów z taką intensywnością jak niegdyś.
Pozostaje oczywiście francuz, ale w moim przypadku
warunkiem powodzenia tej zabawy jest nieco bliższe
poznanie się. Jestem okrutnie staromodny. Postanowiłem
więc poprzestać na miłych pieszczotach i dobrym masażu,
bo uważam, że dobrze wykonany handjob daje dużo
satysfakcji.
To tyle tytułem wstępu.
Gdy za pierwszym razem otworzyły się przede mną
drzwi tego przybytku, zostałem dość stanowczo
wciągnięty, a następnie przepędzony przez kuchnię, nawet
nie wiem przez kogo. Wprawiło mnie to jednak w dobry
humor, o dziwo. Kątem oka ujrzałem dość obfitych
kształtów jejmość zabawiającą się przy komputerze
układaniem pasjansa. Zaraz też znalazłem się w pokoju
za kuchnią, pomarańczowym czy też żółtym, z zasuwanymi
drzwiami. Ponad połowę jego powierzchni wypełniało
przestronne łoże, światło łagodne, ale nie przyćmione,
pozwalające dobrze widzieć, a nawet czytać, bo – bardzo
rozsądnie – na widocznym miejscu znajdował się cennik
precyzyjnie określający, co się należy za jaką usługę.
Aranżację tego wnętrza oceniam na 8.
Po chwili pojawiły się dziewczyny z pytaniem, czego
też bym sobie życzył. Wysoka i bardzo szczupła
rudowłosa O. w siatkowych pończochach nie jest może
pięknością, ale ma miłą twarz zdradzającą poczucie
humoru. Wydaje mi się, że ma wschodni akcent. Biust –
mała dwójka. Ciemna karnacja. Za wygląd 7.
M. – blondynka z pasemkami. Zgrabna, ciało pełniejsze
niż O., jasna karnacja, biust 3, sympatyczny pyszczek,
obejście miłe i ciepłe.
Po uiszczeniu opłaty zostałem wysłany do łazienki
(natrysk, ręczniki dla klientów, dość ciasno, zwłaszcza
że trzeba na powrót wskakiwać w łachy, bo droga
do łazienki wiedzie przez kuchnię i korytarz).
Umiejętności obu pań raczej skromne (3/10).
Najwyraźniej moje nietypowe zachcianki zbiły obie panie
z tropu.
W sumie duży plus za przyjacielską, ciepłą atmosferę,
minus za natychmiastowe przystąpienie do porządków
i pozostawienie mnie samego. Ogólne wrażenie
pozytywne, 7.
Trzęsienia ziemi jednak nie było.
Klient nr 6
Nie pojechałem tam po to, żeby być traktowanym jak
sułtan w istambulskim haremie, tylko po to, żeby się
wcielić w rolę, że się tak wyrażę, rzeźnika, który bez
pardonu
eksploatuje
burdelowe
mięso
armatnie.
Przychodząc z takim nastawieniem, można wyjść
z uśmiechem na twarzy. W przeciwnym razie wychodzi się
z poczuciem, że to klienta wyruchano.
To tylko moja skromna rada, którą być może ktoś sobie
weźmie do serca. Oczywiście zawsze można ją odrzucić,
ale nie radzę.
Tak czy inaczej wybrałem E. Twarz nawet ładna, choć
raczej tępa – oczy E. przybierają wyraz tęsknoty
za inteligencją, zwłaszcza gdy próbuje zastanowić się nad
czymś, chociażby najbardziej trywialną sprawą. Kolejna
wada to jej peruka. Niestety, lubię czuć zapach kobiecych
włosów.
Summa summarum powłoka zewnętrzna jest jak
najbardziej na zadowalającym poziomie, przynajmniej
na tle warszawskiej podaży.
Reszty nie komentuję. To istny dramat.
Klient nr 7
Byłem ostatnio na ul. Rz. – 100 zł, standard.
Lokal na poziomie, czyściutko, miłe panie, szefowa też
niczego
sobie.
Nie
ma
panów
bezkarkowców,
przynajmniej ich nie widać.
Miałem, niestety, mały wybór, bo dwóch Anglików
przede mną zwinęło dwie gołąbeczki. Zostały tylko dwie
dziewczyny (ale za to jakie) – perełki dosłownie. Oliwia
– cudeńko. Niska, krótkie włosy, małe piersi, ale
ciekawie się prezentowała w staniku. Najciekawsze jest
w tej dziewczynie to, że nie wygląda jak pani
do towarzystwa, tylko jak zwykła studentka. Jest w niej
coś bardzo naturalnego. I Edyta – po prostu miód.
Kochałem się z nią ponad godzinę. Ciemne włosy,
superbiodra, duża pupa i jej największy atut – biust.
Twarz – rewelacja. Delikatnie jęczy i widać, że lubi to,
co robi. Ma duże poczucie humoru (można z nią konie
kraść, równa dziewczyna). Nie pozwoli, żebyś wyszedł
niezadowolony.
Nie mogłem się zdecydować, wziąłem obie.
Polecam.
Klient nr 8
Byłem w O. kilka razy i myślę, że nie ma sensu
opisywanie konkretnych dziewczyn (których zresztą nie
pamiętam), bo rotacja jest naprawdę spora.
Istotne jest to, że:
a) lokal jest mało dyskretny (zanim misiek wartownik
otworzy, trzeba stać przy drzwiach, a patrzy na ciebie cały
przystanek tramwajowy i ludzie z przejeżdżających
tramwajów – ja tego nie lubię);
b) w środku syf – dziurawe koce, zapach petów
i taniego dezodorantu, w łazienkach na dole nie ma ciepłej
wody (sic!);
c) szansa trafienia fajnej, naprawdę młodej i ładnej
panny jest raczej duża;
d) ceny standardowo niskie, czyli 100 zł/godz.
Polecam tym, którzy są w stanie znieść klimat syfu,
szukają młodych dziewczyn zza wschodniej granicy i mają
czas odwiedzić ten przybytek najlepiej popołudniową
porą.
Klient nr 9
Drzwi otworzyła mi panienka bardzo wesoła, takiej
sobie urody. Zachowanie świadczyło, jakby była z lekka
po używkach miękkich. Cała chata dosyć obszerna, ale nie
w tym rzecz. Na dole pokój do oblukania panienek,
oczywiście przyciemniony, w rogu tradycyjnie rurka
do tańca, na niej wyginająca się laska. Na kanapie dwóch
ciemnych typków (na pewno nie klienci).
Myślę sobie, tragedii nie ma, walnę jeszcze lufę
w skroń i jakoś to przejdzie, pytam, ile kosztuje 50 g
wódki, a ona mi na to, że 50 zł. Oż w mordę mać, se
myślę, 20 zł już płaciłem kiedyś, ale żeby 50 – nigdy.
Od razu dymać mi się odechciało, więc spokojnie
wstałem i wyszedłem jak najszybciej.
Klient nr 10
Doszedłem do wniosku, że mężczyzna ponad podwójnie
pełnoletni powinien już dyskretnie dbać o zdrowie
i urodę. Zainwestowałem więc w quasi-masaż. Było
późne sobotnie popołudnie. Pierwsze piętro, chwila
zastanowienia, czy czekać na windę, jednak nie, forsowny
marsz schodami na piętro, trzy minuty odpoczynku
na korytarzu, dzwonek i jestem w środku. Zza drzwi
wyłoniła się masażystka ubrana w krótką, obcisłą
spódniczkę i coś na górze – wszystko w ciapki.
Zasugerowała, żebym pozbył się obuwia, ale ja jakoś nie
mogę się przyzwyczaić do takich arabskich zwyczajów
i wkroczyłem do pokoju w całym rynsztunku, także
w czystych butach.
Mieszkanie czyste. Pokój dość duży, w rogu po lewej
stronie od wejścia coś jakby stół do masażu, a bliżej okna
kremowa kanapa, nierozkładana, z niebiańskim obiciem
(znaczy ze skaju).
Pani Teresa, bo tak chyba miała na imię, to zgrabna,
szczupła, ale nie anorektyczna kobieta o wzroście 165 cm.
Biust śladowy, ale jak się okazało, z żywo reagującymi
sutkami. Włosy farbowane, jasne, kolor nijaki, twarz
trudno mi opisać. Trochę nieświeża, ziemista cera. Ręce
zdradzają, że ma więcej niż deklarowane 42 lata.
Po autokorekcie okazało się, że pani ma lat 47 i jak na ten
wiek naprawdę dobrą figurę.
Złapałem już nieco oddech po marszu na piętro, więc
pytam, jak z masażem. Pani T. zakłopotana pyta, czy mi się
podoba i czy zostaję. Potem okazało się, że uznała, że jest
dla mnie zbyt mało atrakcyjna. Potwierdziła też moje
przypuszczenia, że masować nie potrafi, ale się stara.
Klient nr 11
Powiedziała, że ma 18 lat, ale jak na mój gust ma mniej
(o dowód nie prosiłem). Mieszka z rodzicami, więc
spotkanie u niej nie jest możliwe. A teraz konkrety. Panna
ma 172 cm wzrostu, 70 kg, włosy długie (ciemny blond).
Podobno zbiera na wakacje. Chciała 80 zł za godzinkę,
ale jak jej zaproponowałem 60, to też się zgodziła.
Zaangażowanie niewielkie, ale na szczęście wszystkie
zachcianki spełnia od razu.
Klient nr 12
Jest czysta i pachnąca. Stara się porozmawiać przed
seksem, żeby zawiązała się mała więź. Jest to imponujący
poziom dyskusji i nie należy się obawiać, że rozmowa
służy skracaniu czynności seksualnych, raczej intensywnie
podkreśla jej kobiecą naturę. Spytałem ją, czemu pracuje
tylko w weekendy, przecież przy takiej jakości usług
mogłaby zarabiać dużo więcej. W odpowiedzi strzeliła mi
mowę, że ona myśli już o emeryturze i chce zachować
ciągłość kariery w CV, dlatego nie chce rezygnować
z pracy.
Byłem pod wrażeniem.
Cena: 80 zł/godz.
Klient nr 13
Stawka za wieczór: 1400 zł.
Wiek: 28 lat.
Wzrost: 164 cm.
Włosy: ciemny blond, delikatnie kręcone (długość
do zapięcia biustonosza).
Kolor oczu: zielone (duże i wyraziste).
Sylwetka: szczupła i smukła.
Biust: 2.
Wykształcenie: wyższe magisterskie.
Godzina 16.30, otrzymuję telefon, że czeka na mnie tam
i tam. Pojechałem, a mym oczom ukazał się rzadki taki typ
urody, chyba że w pismach z modelkami. Chwila
rozmowy w samochodzie, propozycja południowej kuchni
oraz szczerej rozmowy spotkała się z aprobatą.
Pojechaliśmy.
Kolacja – wyśmienita, zawsze lubiłem pieszczoty
podniebienia. Po wypiciu kilku lampek wina język damy
zaczął się rozwiązywać, zaś sama rozmowa przybrała
konstruktywną i rzeczową formę. Przerwana telefonem,
kiedy to owa dama wykazała się perfekcyjną znajomością
języka włoskiego (klient zapraszał ją na weekend
do Wenecji). Dobiegała godzina 21, poprosiłem
o rachunek i wyszliśmy. Dama zapytała, czy mógłbym ją
dostarczyć do domu z uwagi na jej lekko wstawiony stan.
Zgodziłem się. Mieszkanie – dwa pokoje, nowoczesna
kuchnia, łazienka duża i czysta (jak można mieć tak
ogromną ilość perfum i kosmetyków?), czyściutkie,
urządzone ze smakiem, w stylu Ikea.
Dama zrobiła herbatkę waniliową, chwila rozmowy,
podczas której dowiedziałem się, że jestem pierwszym
(obcym) facetem w jej mieszkaniu. Zazwyczaj wieczory
i noce spędza w hotelach.
O tym, co było potem, nie będę się rozpisywał. Było
zbyt namiętnie i romantycznie.
Pozwolę sobie na oceny zgodnie z szablonem przyjętym
na forum.
Pocałunki: 8/10 (rewelacyjnie miękkie i duże usta).
Seks oralny: 8/10 (mogłaby delikatniej, ale każdy ma
swoje zdanie na ten temat).
Seks klasyczny: 8/10 (niesamowicie aktywna, uwielbia
pozycję siedzącą).
Dodatki:
włoskie
sandałki
na
paseczki
(10-
centymetrowe szpilki), koronkowe stringi itd. Moje gusta
„Fetish” zaspokojone w 98 proc. Ona też chyba uwielbia
się przebierać. 9/10.
Koszty: posiłek z napiwkiem ok. 400 zł +
wynagrodzenie dla damy.
Ogólna ocena: 8,8/10.
Na koniec pozostaje mi zadać sobie pytanie: czym owa
pani różni się od innych (oczywiście poza ceną)?
Odpowiedzi na razie nie znam, ale wiem jedno – ta diva
na pewno była warta poniesionych kosztów.
Teraz już wiesz dlaczego. I po co
K. (43 lata, stomatolog, żonaty, ma dwójkę dzieci,
od roku jest użytkownikiem forum, na wizyty u prostytutek
wydaje ok. 1000 zł miesięcznie).
– No więc tak. Chodzi o to, że znam się na czymś i to
lubię, to moje hobby. Faceci lubią mieć hobby. Tak jak
wędkarze opisują łowiska, a hodowcy gołębi pocztowych
gołębie, tak ja opisuję divy. Tu można złapać rybę
i polecam, a tu nie można i nie polecam. A to, że jest to
sprawa większa niż ryba, to opisuję ją dokładniej. Nie ma
w tym żadnej filozofii.
M. (28 lat, grafik, od kilku miesięcy jest użytkownikiem
forum. Wydaje ok. 600 zł miesięcznie na wizyty
w agencjach towarzyskich).
– Ja się czuję trochę jak kolekcjoner wrażeń, pewnie
większość tak ma, tylko o tym nie myśli. Każdy by chciał
osiągnąć wreszcie 10/10 we wszystkich kategoriach za jak
najmniejszą cenę, ale nawet jak ktoś to osiągnie, to i tak
się nie przyzna, bo ktoś inny pójdzie i napisze, że to
ledwie 6/10 i że tamten to jednak za wiele w tym życiu nie
doświadczył.
A jak kolekcjonować seks, w dodatku nielegalny? Nie
tylko na forum ocenia się kobiety punktami. Opis,
punktowanie, wszystko jest tu uporządkowane i zapisane,
nie ginie, ktoś inny może z tego skorzystać. W ten sposób
można też przedłużyć sobie w głowie wizytę w lokalu
albo wybić ją z głowy komuś innemu.
W. (34 lata, kierowca, ma żonę, dziecko, od prawie
dwóch lat dzieli się swoimi doświadczeniami na forum.
Wydaje ok. 300 zł miesięcznie na wizyty u prostytutek).
– Dla mnie ważne są informacje. Jeśli to jest usługa, to
muszę mieć dane, żeby podjąć decyzję, i tyle.
A. (37 lat, pracuje w agencji reklamowej, ma żonę, nie
ma dzieci, jest użytkownikiem forum od kilku miesięcy,
na wizyty w lokalach wydaje ok. 800 zł miesięcznie).
–
Panowie
lubią
wtajemniczenie.
To
takie
chłopakowate trochę, ale ważne, żeby przynależeć
do czegoś, do jakiegoś klubu, bractwa, tajnej grupy. Żeby
żona, znajomi, rodzina nigdy się o tym nie dowiedzieli.
Stąd wszystkie stopnie wtajemniczenia, nicki, hasła,
rejestracje. Przez nie możesz chwalić się swoimi
posiadłościami. A to, że napiszesz o tym szczegółowo,
tylko uwiarygodni twoją pozycję. Teraz już wiesz,
dlaczego i po co.
===bV9nUGFX
Rozmowy o pożądaniu
ADAM SZARY
W seminarium ojciec duchowny mówił nam, że lepiej,
byśmy rozbili się na pierwszym lepszym drzewie, niż
dojechali na spotkanie z kochanką.
Ksiądz Paweł Trzaska klęczy gorliwie w pierwszej
ławie. Patrzy w ołtarz, ale nie widzi tam Chrystusa, tylko
oczyma wyobraźni zerka na Jolę. Ubrana w bluzkę luźną,
spódnicę nad kolano, szpilki fioletowe. Odpędza myśl
o dziewczynie, sięga po Biblię i szuka hymnu
o wyzwoleniu Izraelitów spod jarzma faraona. Pochylony
nad biblijnym tekstem myśli o chłoście, jaką żołnierze
zgotowali Narodowi Wybranemu; chłosta rozrywająca
skórę i żebra, chłosta spinająca nerwy we wszystkich
członkach ciała.
Czyta: „Będę śpiewał ku czci Jahwe, który wspaniale
swą potęgę okazał, gdy konia i jeźdźca jego pogrążył
w morzu. Jahwe jest moją mocą i źródłem męstwa! Jemu
zawdzięczam moje ocalenie”.
– Powiedziałeś mi kiedyś, że niedługo po święceniach
założyłeś „Porno zeszyt” i trzymasz go w szafce z Pismem
Świętym.
– To nie jest „Porno zeszyt”, ale „Zeszyt goryczy”.
– Więc po co ci „Zeszyt goryczy”?
– Obnażam się tam do rosołu, to znaczy piszę
o wyrzutach sumienia, które mnie dręczą po tym, kiedy
dokonam samogwałtu. Piszę o kamieniu, który uciska mnie
w piersiach, gdy zasypiam zaraz po i gdy budzę się rano.
Piszę po to, abym wtedy, kiedy mnie kusi, przypomniał
sobie o goryczy, którą czuję po fakcie. Dzięki temu
od dwóch lat mam spokój, co nie znaczy, że nie mam
ochoty. Średnio co miesiąc wyciągam zeszyt z szafki
i czytam na głos. Tak, na głos. Żeby trafiło, gdzie trzeba.
Ale nie jest tak, że raz na zawsze masz spokój
z samogwałtem. Owszem, zdarzyło się i tak, że pół roku
nie
miałem
poważniejszych
problemów.
Tylko
że po takim okresie chce się ze zdwojoną siłą. Powiem
brzydko, a ty to wygładź: przychodzą czasami takie dni,
że nasienie wylewa się uszami.
– I wtedy zatykasz uszy „Zeszytem goryczy”.
– Między innymi.
– Jak wygląda zeszyt?
– Zwyczajny – twarda oprawa, z czerwonym porsche.
Na 60 stron zapisanych 15 i mam nadzieję, że reszta
pozostanie czysta. Choć już wiem, że życie nie jest białą
kartką, ale układa się w kratkę. A zeszyt naprawdę mi
pomaga, kiedy mnie najdzie. Niewiele trzeba. Wystarczy
reklama szamponu do włosów; piękne kobiece kształty,
mokre włosy opadające na plecy. Albo reklama wody
mineralnej. Wiesz, ta, w której występuje kobieta
na motocyklu i w obcisłej skórze. Widzę taką przez cały
dzień i zasypiam z nią. Wróci, choćbyś ją zwalił. Z łóżka.
– Czerwienisz się.
– Słowa są niebezpieczne. Powiesz w gimnazjum:
„Członek grupy wyznaniowej”, to chłopaki pękają
ze śmiechu. Powiesz: „Zwalił”, to jakiś dziennikarz mówi
ci, że się czerwienisz. Powiesz na kazaniu: „Bracia
i siostry, współżyjcie ze sobą w dobie kryzysu”,
i marzysz, żeby zatrzęsła się ziemia.
Trzeba dzisiaj uważać na to, co się mówi, bo nie ma
jednoznaczności. Wieloznaczność jest niebezpieczna dla
księdza, zwłaszcza w kontaktach z kobietami. One łatwiej
wyłapują słowa, czasami wyrwane z kontekstu. Powiesz
„a”, ona słyszy „b”. Dlatego najbezpieczniej być gburem.
Podszepty
Ksiądz Piotr Szostak, wysportowany 35-latek, nie lubi,
kiedy opadają liście w ogrodzie przy plebanii.
W październiku i listopadzie czuje się bardziej samotny
niż w lipcu i sierpniu. Jesienią ślęczy przed komputerem,
pisze maile, czyta newsy, widzi link „Przyjemny seks
z puszystymi”, idzie dalej, piszą o kłopotach Grecji, idzie
dalej i znowu „Poznaj tajemnicę Kamasutry”. Ucieka, ale
znów obija się o „Przyjemny seks z puszystymi”.
Wchodzi. Szepcze: „Boże, pomóż mi wyłączyć komputer”.
Cudem wyłącza, najwyższą siłą woli. Idzie do łazienki,
by wziąć kąpiel. Ma do wyboru wannę lub prysznic.
Świadom kłopotów odkręca kurek i zalewa wannę prawie
do pełna, tak że kiedy do niej wchodzi, woda wylewa się
przez odpływ bezpieczeństwa. Ale nie czuje się
bezpiecznie. Myśli biegną w zakazaną stronę.
– Jak je zatrzymujesz? Zatrzymujesz?
– Po prostu. W tych dniach nie przesiaduję w wannie.
Wymaga to niemałej determinacji, ale wiem, o co walczę.
Czystość dla mnie jest tym, co chciałbym dać Bogu, kiedy
wpuści mnie do siebie. Bo kiedy idę do babci
na imieniny, kupuję jej herbatę. Kiedy pójdę na spotkanie
z Bogiem, chcę Mu dać czystość.
– Nie myślałeś, żeby dać Bogu coś innego, na przykład
posłuszeństwo biskupowi?
– Być posłusznym biskupowi to wcale nie jest trudne
zadanie i nie sądzę, żeby Bóg odbierał to jako heroizm.
Trudniej zmagać się z sobą samym niż z wolą biskupa.
Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że jestem posłuszny
biskupowi, a przy okazji uprawiam bogate życie
seksualne.
Ale i tak nie wiem, czy jestem czysty, bo jako
mężczyznę dopadają mnie myśli nieczyste.
Wiem natomiast, że nie popełniłem samogwałtu
od czwartej klasy LO, nigdy nie spałem z dziewczyną.
Wiem też, że jako księdza dopadają mnie większe
pokusy niż w liceum czy seminarium.
W liceum byłem w Ruchu Światło-Życie i tam
poznałem młodych ludzi, którzy żyli w czystości. Naszą
siłą była wspólnota ludzi podobnie myślących. Wydawało
mi się wtedy, że mój popęd seksualny raz na zawsze został
uśpiony. Dlatego zdziwiłem się, kiedy przed przyjęciem
do wyższego seminarium duchownego lekarz seminaryjny
zaglądał mi w majtki. Starsi koledzy mówili, że chodzi
o to, czy wszystko mam na swoim miejscu, bo jeśli byłoby
inaczej, to moje kapłaństwo będzie pozbawione ofiary.
Przełożeni nie tłumaczyli nam, dlaczego zaglądał w te
majtki. Nie wiem, może o tym nie wiedzieli.
Przez sześć lat życia w seminarium nie miałem
problemów z czystością. Człowiek jest wtedy pełen
ideałów, święci są dla niego wzorem do naśladowania.
Koledzy myślą nie o wikariacie, ale o biskupstwie,
najlepiej zakończonym męczeństwem. Jazda zaczyna się
dopiero po seminarium. Mówi się wśród księży,
że do piątego roku po święceniach ksiądz jeździ na diable,
a po piątym – diabeł na księdzu.
Jeździ na mnie całą jesień. Nie wiem dlaczego, ale
zawsze uaktywnia się o tej porze roku. Może dlatego,
że na zewnątrz zimno, ciemno, melancholijnie. Nieraz
ściska mnie w sercu, jak widzę z okna plebanii zapalone
światła w bloku naprzeciwko. Wybieram jedno
mieszkanie, na przykład na trzecim piętrze, i wyobrażam
sobie, co tam się dzieje. Myślę: „Dzieci kładą się spać,
tata odkręca butelkę wina, mama kończy sałatkę. Dzieci
śpią, rodzice kończą butelkę, on ją niesie do wielkiego
łoża z baldachimem. Gaszą światło…”.
Nie chciałbym, aby zabrzmiało to jak zwierzenia
nieszczęśliwego faceta, któremu ślubem celibatu zrobiono
krzywdę. Nie, tak to nie. Wiem, dla Kogo zrezygnowałem
z rodziny, i widzę w tej rezygnacji sens. W gruncie rzeczy
celibat daje mi poczucie szczęścia i bezcenną wolność.
Mogę się nią dzielić z całym Kościołem powszechnym,
a nie tylko z jedną kobietą.
– Rozumiem, że celibat jest równoznaczny zarówno
z bezżeństwem, jak i ze wstrzemięźliwością seksualną.
–
W
teorii,
owszem,
w
praktyce
z
tą
wstrzemięźliwością bywa różnie. W mojej diecezji
znajdzie się kilku księży, którzy są przekonani, że chodzi
wyłącznie o bezżeństwo. A przygodny seks, taki bez
zaangażowania emocjonalnego, nie klasyfikują w kategorii
grzechu, ale słabości.
– Twoja recepta na wstrzemięźliwość?
– Na pewno nie da się udusić seksualności tak, żeby się
nie odezwała. Można tłumić pewne zachowania, to znaczy
nie przekraczać granic. Na przykład jeśli ksiądz pozwoli
sobie raz w miesiącu na pornografię, to wiadomo,
że z czasem będzie oglądał gołe piersi codziennie,
a później zechce zobaczyć je na żywo.
A wracając do mnie, jak mnie najdzie, staram się
więcej
przebywać
w
kościele,
niekoniecznie
na modlitwie, ale z ludźmi. Dobrze rzucić się w wir
pracy. Najgorzej, jak człowiek ślęczy przed komputerem,
ma ochotę wpisać w Google’u kilka pikantnych słów typu:
„wielkie piersi”, „seks z blondynką”, i włączyć funkcję
obraz. Są to podszepty Czarnego. Gorzej, jak nie milkną.
„Chcica” potrafi trzymać parę ładnych dni. Mnie trzyma
całą jesień. Myślę, że gdybym miał żonę, moje dzieci
byłyby poczynane w listopadzie.
Ponadto chodzę na skałkę, basen, sporo biegam, jeżdżę
na wrotkach. Robię to po to, aby rozładować napięcie
we wszystkich członkach ciała.
Po 22
Ksiądz Konrad Stanaszek, siedem lat po święceniach,
z pornografią był na ty przez dwa i pół roku.
– O 19 kolacja, o 21 kompleta, o 22 one, koleżanki
po drugiej stronie monitora. Moje ciało, mózg, dusza
traktowały pornografię jako coś, co wpisuje się
w program dnia, i bez pornografii dzień byłby
niedomknięty. Gorzej, świat w komputerze był tym
światem, o którym myślałem przez cały dzień – w szkole,
kościele, samochodzie, konfesjonale. Wszystko inne było
wątkiem pobocznym, a ludzie niepotrzebni. Prawdziwe
życie zaczynało się po 22, kiedy wiedziałem, że proboszcz
już do mnie nie zajrzy, wracając ze spaceru z Sonią,
pięknym labradorem.
Miałem ulubione filmiki, godzinne erotyczne seanse.
Rano wstawałem niewyspany i znowu nie mogłem się
doczekać, kiedy proboszcz wróci ze spaceru.
Wystarczał mi internet, bałem się spotkań na żywo.
Bałem się niechcianej ciąży, że ktoś mnie rozpozna,
że złapię HIV, wirusowe zapalenie wątroby typu C, kiłę,
owsiki. Wmawiałem sobie, że przez internet to prawie nie
grzech i nikogo nie ranię. Poza tym mój kolega – też
ksiądz – powiedział kiedyś, że jest na świecie odsetek
facetów, którzy za Chiny ludowe nie mogą wytrzymać bez
seksu. Muszą to robić, choćby świat się walił.
Szybko uznałem, że należę do tego pokrzywdzonego
grona i nie powinienem mieć skrupułów. Uwierzyłem,
że jestem obciążony seksem genetycznie, skrzywdzony jak
nieuleczalną chorobą. Nawet w lutym, kiedy obchodzony
jest Światowy Dzień Chorego, myślałem sobie, że to
również mój dzień. Ale tego dnia tak samo pozwalałem
triumfować chorobie.
Przekonany o swojej niewinności zrezygnowałem
ze spowiedzi u stałego spowiednika. Chodziłem raz
na dwa miesiące do różnych spowiedników, najczęściej
przy zgromadzeniach zakonnych. Ojcowie mówili tylko,
żebym trwał w Panu, bo On jest jedynym oparciem
i sensem człowieka grzesznego.
Moją ulubioną modlitwą stała się wtedy „Koronka
do Miłosierdzia Bożego”. Czułem, że z każdym „…miej
miłosierdzie dla nas i całego świata” wszystkie
nieprawości są mi przebaczane. Modliłem się zazwyczaj
po 21, Pan był moim oparciem oraz sensem.
Po 22 sensu i oparcia szukałem gdzie indziej.
Dopiero po czasie zrozumiałem, że to „obciążenie
genetyczne”, ta „nieuleczalna choroba” wyniszcza mnie.
Przyszła depresja, z którą nigdy wcześniej nie miałem
do czynienia. Zrozumiałem, że okłamuję Boga, Kościół,
ludzi i siebie. Czułem na sobie przygniatający ciężar
pornografii. Chodziłem przygarbiony, z opuszczoną
głową. Na mszy świętej miałem objawienia, ale nie byli
to święci Pańscy, tylko soczyste sceny z sieci. Lud
śpiewał „Przeczysta Panienko”, a ja buszowałem
w wielkim łożu przykrytym różowym prześcieradłem.
– Dzisiaj już nie masz objawień?
– Zdarzają się, ale jako skutek uboczny dawnej
fascynacji.
– Jak wychodziłeś?
– Wiedziałem, że nie jestem w stanie od razu skoczyć
do mety. Dałem sobie pozwolenie na grzebanie
w pornografii co drugi dzień, później dwa razy
w tygodniu, aż w końcu postanowiłem, że wytrzymam
do Bożego Narodzenia, czyli dwa miesiące. Teraz jestem
wolny od ponad roku, co nie znaczy, że nie kusi. Tylko
że z każdym miesiącem mam świadomość, że wiele
wytrzymałem i szkoda zmarnować tego czasu.
Pamiętam
też,
jak
bardzo
chciałem
skończyć
z pornografią. Czułem, że tracę życie, że wieczorem coś
mnie wciąga do sieci, w nocy przebudzony pędzę
do komputera jak głodny do lodówki, a w dzień cierpię
z powodu wyrzutów sumienia. I tak w kółko.
Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale w tamtym czasie
ciągle słyszałem w głowie dwa zdania: „Konrad, szkoda
życia” oraz „Miej miłosierdzie dla nas i całego świata”.
Zdania te były dla mnie latarnią. Dzisiaj też pomagają,
bo z seksoholizmem jak z alkoholizmem – wypijesz jeden
kieliszek i wszystko musisz zaczynać od nowa, zerkniesz
raz na panienkę w komputerze i wszystko staje do góry
nogami.
Kościół ma rację, życie w celibacie i czystości pomaga
otworzyć się na ludzi i Boga. Pomaga zaangażować się
na rzecz innych. Czy mając żonę, mógłbym się tak samo
otworzyć? Tak samo zaangażować? Nie wiem. Może tak.
Jednak ślubowałem w katedrze przed Bogiem i zamierzam
danego słowa dotrzymać.
Jestem dla Boga na wyłączność, jak mąż dla żony, żona
dla męża. On mi pomaga uświadomić sobie, że to, co tak
głośno krzyczy w majtkach, to marność nad marnościami.
No i dzisiaj już smacznie śpię, kiedy proboszcz wraca
ze spaceru z Sonią, pięknym labradorem.
Zakochanie
Ksiądz Andrzej Kowalik zostawił samochód u stóp
wzgórza i pognał do klasztoru. Jeszcze w bramie niemal
rzucił się do stóp furtiana z żądaniem spowiednika.
Furtian tłumaczył, że teraz się nie da, że za godzinę, może
dwie. Ksiądz Andrzej odpowiedział krzykiem, że musi,
i to natychmiast.
– Ile miała lat?
– 35, o dwa lata starsza ode mnie. Była zaangażowana
w prowadzenie spotkań dla młodzieży przy parafii.
Rozumieliśmy się bardzo dobrze. Chodziliśmy na wspólne
kolacje do restauracji, do kina, na spacery. Kiedyś
pojechaliśmy na wycieczkę z noclegiem w hotelu.
Oczywiście każdy miał swoje łóżko. Ale stało się.
Chociaż nie wiem, czy stwierdzenie „stało się” jest
na miejscu, bo w trakcie uniesienia uciekłem do swojego
łóżka. Seks był... jak by to powiedzieć… połowiczny.
Później do rana nie spałem, ona również. Mówiłem jej,
że nie powinienem wylądować w jej łóżku, że jestem
księdzem, że celibat. Rozumiała.
Rano czułem się jak z krzyża zdjęty. Byłem śmiertelnie
blady, trząsłem się cały, serce mnie kłuło. Jadąc
samochodem,
chciałem
wpaść
pod
ciężarówkę,
bo dręczyły mnie koszmarne wyrzuty. Spowiedź była
jedynym sposobem, by załagodzić ból.
Spowiednik nie krzyczał na mnie, był wyrozumiały.
Tamtego dnia powiedziałem Bogu i sobie: „Nigdy
więcej”. Być może jeszcze się zakocham, ale już wiem,
że trzeba to ucinać w zarodku. I nie chodzi o ślub celibatu,
tylko o czystość, którą tamtej nocy splamiłem.
– Myślisz, że ksiądz może się jakoś przygotować
na spotkanie z kobietą?
– Myślę, że tak. Wielka rola spada na seminarium, ale
polskie
seminaria
do
tego
nie
przygotowują.
W seminarium ojciec duchowny mówił nam, że lepiej,
byśmy rozbili się na pierwszym lepszym drzewie, niż
dojechali na spotkanie z kochanką. Innych rad nie
pamiętam. A szkoda. Przydałyby mi się tamtej nocy
w hotelu.
Jestem przekonany, że 90 proc. księży zakocha się
przynajmniej raz w życiu. Nie wszyscy z tych 90 proc.
ulegną, ale będą się zmagać. Konferencja Episkopatu
Polski musi zastanowić się nad nową formą kształcenia
księży, bo ta obecna jest nieżyciowa. Powinno się
wyrzucać kleryków z seminarium na rok. Niech w świecie
poznają fajne dziewczyny i niech się zmierzą
z zakochaniem. Jeżeli po takim okresie wrócą, to
w przyszłości będą wiernymi księżmi. Widzę sens
w czystości i chciałbym w niej żyć, ale do cholery jasnej,
dlaczego wypuszczono mnie na wojnę bez karabinu?
Jeszcze jedno mnie boli. W seminarium nikt mi nie
powiedział, jak mam sobie radzić z samogwałtem.
Przełożonym wydawało się, że młodzi chłopcy, zapatrzeni
w Chrystusa i Matkę Najświętszą, nigdy nie będą mieli
z tym problemu. Bali się z nami o tym rozmawiać, tak jak
rodzice boją się rozmawiać z dziećmi o seksie. A szkoda,
bo zmaganie z samogwałtem jest chlebem powszednim
niejednego księdza. Mnie dziewięć razy się udaje,
za dziesiątym nie. Kiedy kusi, włączam komedię. Byle nie
romantyczną. Albo uciekam z mieszkania – idę do sklepu,
jadę do znajomych.
Mój kolega ksiądz mawia, że zakochanie i pożądanie
trzeba wybiegać.
Imiona i nazwiska bohaterów na ich prośbę zostały
zmienione
===bV9nUGFX
Seks dzikich zwierząt
Wszystko,
co
chcielibyście
wiedzieć
o
seksie
zwierzęcym, ale wstydzicie się zapytać z dr. Andrzejem
Kruszewiczem, dyrektorem warszawskiego zoo, rozmawia
Wojciech Staszewski
Czy zwierzęta się całują?
– Całują się ryby, ptaki w pewnym tylko sensie, bo nie
mają ust. U ssaków to wyraz przyjaźni, miłości,
pożądania. Pierwotniaki nie potrafią.
Ale seks uprawiają wszystkie?
– U najprostszych organizmów trudno doszukiwać się
seksu, takie orzęski stykają się ze sobą i wymieniają
jądrami. U pluskwy kopulacja polega na tym, że samiec
wbija swój sztyletowaty narząd w dowolne miejsce
samicy. Jego nasienie dostaje się do jej krwiobiegu
i zapładnia jej jajeczka.
Czy to dla niej przyjemne?
– Nie sądzę. Wśród owadów seks jest najobrzydliwszy.
Wystraszony samiec pająk wyciągniętą łapką podaje
samiczce spermatofor, drugą łapką podsuwając jej coś
do jedzenia. Bywa, że ona zjada przy tym samca.
U pająków samica jest znacznie większa od samca, żyje
dłużej.
Pełny matriarchat.
– U modliszek prowadzący aż do dekapitacji samca,
czyli obcięcia mu głowy. Od dawna wiemy, że samica
modliszki zjada samca, ale nowe badania pokazują,
że dekapitacja pomaga samcowi w ejakulacji. Tu samiec
się nie liczy. Ma tylko zapłodnić i zginąć.
A samiec nie mógłby się powstrzymać
od zapłodnienia i przeżyć?
– To po co miałby żyć?
U mrówek samica jest ogromna i zapładnia się w locie
godowym, a potem spada, gubi skrzydełka i całe życie
produkuje jaja z tego zapłodnienia.
Czyli ma jeden stosunek w życiu?
– Jedną orgietkę.
Mamy jeszcze ślimaki, które są obupłciowe. W czasie
aktu każdy osobnik ma jednocześnie kopulację męską
i żeńską.
Skoro nie budujemy mrówczych kopców ani nie
mieszkamy w skorupach, to znaczy, że ewolucyjnie te
modele nie okazały się najlepsze. Lepszy jest
równoprawny, a nawet silniejszy samiec, tak?
– W procesie ewolucji pojawienie się samca jest
milowym krokiem. Samce ssaków czy ptaków dopadają
wszystkiego, co przed nimi nie ucieka. Ich strategia to
wyprodukować jak największą liczbę potomstwa. Są
większe, kolorowe, bo muszą konkurować o względy
samic. Ponieważ to samice dokonują wyboru. Samice
bowiem inwestują nie w liczbę potomstwa, tylko
w jakość.
Tu jest niesprawiedliwość społeczna, bo u ludzi samice
są i piękniejsze, i dokonują wyboru.
Powinniśmy być ładniejsi od samic.
– Mamy brodę, wąsy, bokobrody. To elementy, które
u małp funkcjonują jako ozdoby samców. Ale myśmy się
wszystkiego, co zwierzęce, wyparli.
Ale do ssaków jeszcze dojdziemy, na razie ryby.
U niektórych ryb głębinowych po pierwszym zbliżeniu
samiec wrasta w organizm samicy i do końca życia trwa
permanentna kopulacja. Bo w świecie głębinowym trudno
się spotkać po raz drugi.
Inną strategią jest orgia. U naszych karasi trą się
wszyscy, woda się aż gotuje, totalne szaleństwo, wszyscy
wyrzucają z siebie jaja i plemniki, woda jest gęsta
od nasienia. A wielkie ławice śledzi rozsiewają po morzu
miliardy ziaren ikry.
U płazów też mamy orgie. Ropuchy obłapiają samice
i nie tylko. Dlatego nie należy wrzucać butelek do wody,
bo jak taką butelkę dopadnie ropuszy samiec, to zmarnuje
z nią całą wiosnę.
U gadów ciekawostką są węże, które mają dwa penisy.
Kopulacja jest tak skomplikowana, że jeśli trzeba uciekać,
nie da się tak łatwo wycofać. Wtedy samiec urywa sobie
tzw. hemipenis, ale ma jeszcze drugi. Prawdziwe związki
partnerskie zaczynają się dopiero u ptaków.
Bo?
– Bo jaja ptaków muszą być ogrzewane i chronione
przez rodziców. Młode muszą być karmione przez ileś dni
czy tygodni. Więc strategie seksualne muszą związać
ze sobą pary.
Zaczyna się wątek feministyczny – o samicach
wysiadujących jajka i samcach na polowaniu?
– Niekoniecznie. U ptaków najlepiej widać, że to
samica wybiera. Im bardziej ekstrawaganckie ozdoby
zobaczymy u samca i im większa różnica wielkości
między dużym samcem i mniejszą samiczką – tym większa
skłonność do poligamii. Najbardziej ekstremalny przykład
to paw albo bażant. Dobry kogut jest w stanie
zmonopolizować 95 proc. samic w okolicy.
To tak, jakby wszystkie kobiety miały dzieci
z Arnoldem Schwarzeneggerem.
– Muchołówki żałobne, które badałem w Norwegii,
wybierają według strategii: najlepszy z dostępnych.
A samce? Dokładnie pilnują samicy, kiedy ona jest
płodna. Jak złoży jaja i je wysiaduje, nikt jej nie może
zapłodnić, samiec ma zaklepaną tę samicę na 14 dni. Stara
się w tym czasie zdobyć inną. Zaczyna śpiewać, ale
zmienia głos, żeby nie rozpoznała go pierwsza samica…
Żona.
– Tak. Jeden rekordzista miał drugą samicę,
powiedzmy, kochankę, 500 metrów od pierwszej. Musiał
latać przez całą dolinę. Kiedy ją zapłodnił i ona zaczynała
wysiadywanie, on się przełączał znów do pierwszej,
bo tam miał większą szansę na sukces.
Dlaczego samica, która ma świadomość, że ten samiec
nie jest kawalerem, decyduje się na bycie jego drugą
samicą?
Bo ma świetne geny i dobre terytorium.
– Dobrze. Lepiej być szóstą żoną szejka niż pierwszą
żoną biedaka. Nie każda samica ma szanse związać się
z najlepszym samcem. Więc wiąże się z byle jakim, ale
dzieci ma po najlepszym samcu w okolicy. A ten jej
partner może jakieś jajo zapłodnić, ale niekoniecznie.
Taka samiczka wymyka się na skoki w bok?
– Tak. Mało kto to widzi, a wszyscy wiemy, że tak się
dzieje. I wśród muchołówek, i wśród ludzi.
A co z tym Schwarzeneggerem?
– Mój znajomy badał podróżniczki. Na tokowisko
przyleciał pierwszy samiec i zaczął śpiewać. Kolejne
przyleciały, też śpiewały. Każdy zwabił samicę i jej
pilnował, poza tym pierwszym. On cały czas śpiewał,
a jego samica gdzieś tam sobie siedziała na jego
terytorium, miała dzieci. Pozostałe samce się włączały
w wychowywanie potomstwa.
Zbadano DNA. Okazało się, że ten pierwszy samiec był
ojcem wszystkich dzieci w swoim gnieździe i ojcem
większości piskląt w okolicy.
On nie musiał niczego pilnować. To samice musiały
wiedzieć, gdzie on jest.
Czyli najbardziej prymitywne wzorce macho
zaczynają się w świecie ptaków.
– U morneli jest dokładnie na odwrót. Tu samica jest
ozdobna, uwodzi samca, składa mu jaja, on te jaja
wysiaduje, a ona idzie dalej i szuka kolejnego samca. To
dlatego, że w tundrze składanie jaj jest bardzo kosztowne.
Gdyby samica złożyła tylko cztery jaja, mogłaby stracić
sezon, jeśli coś by się z nimi stało.
Zawsze przechlapane ma ten, kto wysiaduje jaja?
Musi siedzieć i wiernie czekać.
– Ptakom nie chodzi o wierność, tylko o potomstwo.
Przechlapane to mają kaczki. U nich narzeczeństwo trwa
tylko do momentu, kiedy samica złoży jaja. Potem samice
je wysiadują, a samce tworzą kluby męskie, polują,
stroszą
piórka
i
nie
interesują
się
samicami
aż do następnego roku.
W świecie ssaków jest inaczej – mamy ciążę u samicy
i młodym trzeba się opiekować. Stąd rozwinięty system
zachowań seksualnych, żeby partnerów związać ze sobą
na czas potrzebny do odchowania potomstwa. Są
zwierzęta, których kopulacja jest zjawiskiem trudnym,
na przykład słonie. Sztuczki cyrkowej stawania na tylnych
nogach można nauczyć wyłącznie samca, bo to jego
naturalna pozycja kopulacyjna.
Jak wygląda seks u słoni?
– Wejście do pochwy słonicy jest ukryte bardzo nisko.
Penis samca jest wygięty, musi przyjąć odpowiednią
pozycję, żeby tam trafić. Zachowuje się, jakby miał
własny rozum i oczy, szuka drogi. To duży narząd,
półtorametrowy, bo kanał pochwowy jest długi.
U nosorożców pancernych zaloty to gonitwy, walki.
Dopiero kiedy obydwa są zmęczone, może dojść
do kopulacji. W naszym zoo przeżywamy to już drugi rok
i nie możemy się doczekać, żeby się zmęczyły. Chodzi
o zahamowanie agresji, bo inaczej nosorożce mogłyby się
zabić.
U zwierząt stadnych, jak wilki, hieny, likaony, rozmnaża
się tylko samiec alfa i samica alfa. Pozostałe mają tylko
pomóc zdobyć pokarm, obronić.
A nie mają popędu?
– A widział pan kiedyś stado wilków? Tam cały czas
coś się dzieje, zęby są na wierzchu. Te samce są
wykastrowane psychicznie, nie są w stanie pomyśleć
o seksie. Mogą być przyjaźnie, koalicje, ale na seks są
zablokowane.
Seks tylko dla wybranych? A u jakich zwierząt seks
się demokratyzuje?
– Tam, gdzie zwierzęta żyją w parach. Weźmy
za przykład kotowate, łaszowate, nawet niektóre gryzonie.
U naczelnych są prawdziwe pary, odpowiedzialność
za rodzinę, ale warto pamiętać, że u większości zwierząt
seks ma charakter sezonowy, krótkotrwały, przelotny.
U dużych kotowatych każda próba stosunku może się
skończyć źle, bo jedno potrafi drugie zabić jednym
ruchem. Tu nie może być nic na siłę, potrzebny jest cały
rytuał. Jak tygrysy u nas kopulowały, to były całodniowe
zabawy, festiwal seksualny. On wchodził na nią, pokręcił
się chwilę, odszedł, ona mu się przewracała. Feromony
płciowe, zapachy w powietrzu.
Cała seksualność u ssaków rozgrywa się w sferze
zapachów. U tygrysów to ważne, bo samiec musi mieć
jednoznaczną informację, że można. Ale ssaki w ogóle
komunikują się przez zapach. My jako homo sapiens to
wyłączyliśmy.
Nie jesteśmy przecież zwierzętami.
– Jesteśmy, i to bardziej, niż nam się wydaje.
Amerykanie w piśmie „Animal Behavior” opublikowali
szokujące badania przeprowadzone wśród studentów.
Na przykład liczba plemników w porcji nasienia jest
wprost proporcjonalna do masy ciała partnerki. Im
potężniejsza partnerka, tym mocniej nas stymuluje.
Od czasów rzymskich żyjemy w kulcie młodości
i smukłości,
ale
podświadomie
ciągle
jesteśmy
jaskiniowcami. Wielka klocowata samica, jaką była
Wenus z Willendorfu, była atrakcją dla samców,
bo gwarantowała przetrwanie potomstwa. Jesteśmy zatem
potomkami mężczyzn, którzy mieli skłonność do pulchnych
kobiet.
Dzisiaj wiemy, że otyłość nie oznacza zdrowia.
– Tak, ale kiedy panował głód, trudno było zdobyć
pokarm, pulchne kobiety miały większe szanse.
Albo masturbacja – u ludzi zjawisko powszechne.
A u zwierząt? Też.
Po co zwierzętom masturbacja?
– Żeby samiec, kiedy będzie mógł zapłodnić samicę,
dysponował świeżą porcją nasienia. Dlatego co jakiś czas
musi się pozbyć starego zapasu.
Tylko ssaki się masturbują?
– W naturze praktycznie tak. W warunkach hodowli
robią to jeszcze ptaki. Na patyku, na żerdce. Samice też,
dla satysfakcji.
Zwierzęta przecież także mają orgazm. To silny
bodziec, żeby uzależnić samice od tych doznań i żeby się
chciały rozmnażać. Okazuje się też, że wszystko, co się
dzieje w ciele samicy podczas orgazmu – ruchy szyjki
macicy, zmiana ustawienia pochwy – to wszystko sprzyja
zapłodnieniu.
Instynkt
rozmnażania
po
zaspokojeniu
głodu
i pragnienia jest najsilniejszym instynktem.
To tylko przymus rozmnażania czy też kwestia
przyjemności?
– U szympansów bonobo cały dzień się toczy wokół
seksu. Znajdą coś do jedzenia – z radości orgietka. Nie
znajdą – orgietka ze smutku. Któryś jest zdenerwowany –
to odbywa kontakt seksualny i zaraz inne się dołączają.
Co z młodymi u bonobo?
– Wszystkie dzieci nasze są. To bardzo mądra strategia.
U wielu małp – u szympansów, pawianów – ale też
u lwów albo likaonów, jeśli zmienia się król, to zabija
wszystkie dzieci. Zapładnia samice i dba dopiero o swoje
potomstwo. A u bonobo nikt nie wie, które dzieci są czyje,
bo samica ma kontakty ze wszystkimi samcami.
Hipisiarska komuna.
– Dokładnie. I to się u zwierząt sprawdza.
Emerytury seksualnej zwierzęta nie mają, bo jej nie
dożywają?
– Im starszy samiec, tym bardziej atrakcyjny dla samic.
Bo to znaczy, że jest bardzo silny, wiele przeżył, ma dobre
geny. To okaz, supersamiec, póki może. A jak hormony
przestają funkcjonować, to zwierzę zostaje przepędzone
ze stada, i koniec.
A w zoo?
– Nasz szympans Szymi w ogóle nie interesuje się
samicami. Ma wzwody, masturbuje się nogą, czasem
próbował zaszaleć z jakąś samiczką, ale się szybko
wycofywał i dokańczał nogą. Nie jest to impotencja, ale
coś innego mu się podoba.
Może jest gejem?
– U zwierząt, zanim połączą się w pary, zdarzają się
epizody homoseksualne. U kopytnych żyrafy tworzą grupy
męskie. U gili – pierwsze pary są homoseksualne, potem
to się przeradza w heteroseksualizm. To trening
seksualności.
Było pomówienie słonia poznańskiego przez pewnego
radnego z Poznania, że jest gejem, bo się nie interesował
samicami, kiedy był u nas w Warszawie. A myśmy mieli
wtedy dwa samce, razem dorastały, jeden zaczął się
interesować samicami, więc ten drugi nie mógł, bo ten
pierwszy mu na to nie pozwalał.
W przypadku słoni homoseksualny kontakt płciowy jest
niemożliwy. To wszystko jest nie w tym miejscu.
Homoseksualizm praktykują jeszcze młode samce
zwierząt stadnych. Takie zabawy można zobaczyć
u męskich surykatek, młodych lwów. A na przykład
u
psów
mają
charakter
rytualny
i
świadczą
o podporządkowaniu innego osobnika, tego na dole.
A samiczki?
– U naczelnych zdarzają się takie zabawy. Ale
orgazmów przy tym nie ma.
Mało na ten temat wiemy. Trudno na ulicy u ludzi
rozpoznać parę homoseksualną kobiet albo mężczyzn,
chociaż znamy ludzką psychikę, zachowania. U zwierząt
jeszcze trudniej.
Czy zdarza się seks międzygatunkowy?
– W naturze rzadziej niż w hodowli. W zoo w Łodzi był
mieszaniec niedźwiedzia brunatnego z niedźwiedziem
polarnym. Wyszedł kawowo-mleczny.
W naturze to prawie niemożliwe. Chyba że gatunek
w danym miejscu jest bardzo rzadki, jak na przykład
głuszec w Polsce. Zdarza się, że samiec głuszca kopuluje
z
cieciorkami,
czyli
samicami
cietrzewia.
Udokumentowano też sytuację, że bażant kopulował
z cieciorką.
Zdarza się, że suka psa jest kryta przez wilki. Póki jest
atrakcyjna, to jej nie zjedzą.
Seksowi zwierząt towarzyszą pieszczoty?
– U kopytnych to sekundy. Gra wstępna, czyli
obwąchiwanie, obsikanie terenu, skok – cyk – i wszystko.
A na przykład u takich wodniczek, tych małych
ptaszków z wielkimi jądrami, samiec z samiczką potrafi
twarzą w twarz siedzieć na ziemi przez 20 minut.
Papugi lubią to robić dla przyjemności. Raz tu u nas
w zoo przybiegł ochroniarz, że papugi się strasznie drą,
biją. Poszedłem z nim, a one się bawią: podchodzą, ogon
pod ogon, on ją trzyma za głowę. Mówię: „To jest
przecież normalny kontakt moczo-płciowy, prokreacja”.
A on: „Ale tak długo?”.
Jak długo?
– Papugi mogą to robić przez 20 minut albo dłużej.
Znają nawet pozycję 69 – na patyku w poziomie, a jak
trzeba, to jedna jest głową w dół. To całodzienne
pieszczoty, gmeranie się.
Napięcie przedmiesiączkowe – znam domy, w których
to poważny problem. A u zwierząt?
– Nie ma miesiączek, więc nie ma napięcia. U zwierząt
występuje ruja, ale to same pozytywne emocje. Odwrotnie
niż u kobiet, u których napięcie oznacza dołek
emocjonalny, złe samopoczucie.
Popęd u mężczyzn jest przez cały rok
na niezmienionym poziomie. A u samców zwierząt?
– U ptaków jądra zwiększają się kilkakrotnie. Poza
okresem rozrodczym ulegają niemal zanikowi. Samiec
gatunku rozmnażającego się wiosną zimą nie jest w stanie
zapłodnić samicy, bo jego jądra nie produkują nasienia.
I seks go wtedy nie interesuje?
– W ogóle. Aktywność hormonalna u wielu gatunków
ma związek z okresem rozrodczym.
Dlaczego kobiety mają „ruję” raz w miesiącu, a nie
raz w roku?
– Kiedy ludzie zaczęli mieszkać w jaskiniach,
skończyła się epoka sezonowości rozrodu. Dla związania
ze sobą partnerów rozbudowaliśmy swoją seksualność
na cały rok.
Czy zwierzęta mogą wiele razy?
– Można spytać, ile razy może mężczyzna. I warto
dodać: z iloma partnerkami. Gdyby miał pan kilkakrotnie
w ciągu dnia odbyć stosunki płciowe z kilkoma
partnerkami, to miałby pan większą motywację, niż gdyby
to była za każdym razem ta sama partnerka.
Nie wiem, co na to moja żona, ale ma pan rację. Ale
co ze zwierzętami?
– Kiedyś żartowałem, że mały ptaszek dużo może.
Bo wróbelek robi to kilkanaście razy na godzinę, od świtu
do zmierzchu. Ale tylko przez kilka-kilkanaście dni. Za to
gryzonie nie myślą o niczym innym przez cały rok.
Jakie są zwierzęce fetysze? My najpierw patrzymy
kobietom w oczy…
– U większości zwierząt albo się widzi układ
rozrodczy, albo oczy.
Ludzie
inaczej
dobierają
partnera
seksualnego,
a inaczej kogoś do wychowywania potomstwa. Kochanki
są zawsze smukłe i zgrabne. Natomiast partner życiowy
ma zapewniać stabilizację. Matka powinna mieć ładną
twarz.
A inne ssaki zwracają uwagę na zapach. Samiec się nie
interesuje samicą, kiedy nie wyczuje z jej zapachu, że jest
gotowa do kopulacji. A jak we wsi jest suka w rui, to
wszystkie psy szaleją.
Samica naszego wilka grzywiastego pachnie przez cały
ogród, dobre 800 metrów.
Czy rozmiar ma znaczenie?
– Penisa? Nie. On spełnia wyłącznie funkcję
praktyczną. Tapir ma ogromnego penisa, jak ogier, prawie
długości ludzkiej ręki. Osioł też, bo musi głęboko nim
wejść. Nosorożec ma dziwnego penisa, kalafior
z zawijasami. To ma uzasadnienie praktyczne – musi
gdzieś wejść, coś wypełnić.
A u naczelnych? Goryl ma malutkie jądra, ukryte
i prawie niewidoczne, a siusiaczka takiego małego,
że masturbuje się jednym palcem.
Szympans ma ogromne wiszące jądra i sztywnego,
włóknistego, ale cienkiego penisa. U człowieka zaś jądra
nie są duże w porównaniu z szympansem, ale penis wielki
– do zabaw seksualnych.
Czy tylko ludzie mają kult penisa?
– Ludzie i hieny.
U hien w ogóle dominująca jest samica, która ma
udawanego penisa. Kiedyś sądzono, że hieny są
hermafrodytami. A ten penis spełnia pewną funkcję
w kontaktach socjalnych, jest obiektem kultu innych samic.
Samców zresztą też.
Czego możemy się nauczyć od zwierząt?
– Szczerości seksualnej. My kłamiemy w sprawie
seksualności. Ukrywamy zapachy, zachowania seksualne
traktujemy jako nieczyste. W świecie zwierząt wszystko
jest jasne, a w świecie ludzi – zakamuflowane.
To jest właśnie kultura.
– Jesteśmy jedynym gatunkiem zwierzęcia, u którego
wychowanie seksualne nie polega na nauczeniu młodego
osobnika, jak się robi dzieci, tylko jak się dzieci nie robi.
===bV9nUGFX
Polak w gabinecie seksuologa
Z SEKSUOLOGIEM I GINEKOLOGIEM TOMASZEM
LEONOWICZEM
ROZMAWIA
WOJCIECH
STASZEWSKI
Ukrywają to przed całym światem, przychodzą tu i ja
mówię spokojnie: „Proszę państwa, to się często
zdarza. Z punktu widzenia medycznego to taka
sytuacja jak angina albo skręcenie kolana – można to
leczyć”. Oni są wtedy w szoku
Z czym przychodzą do seksuologa mężczyźni?
– Z zaburzeniami. W młodym wieku najczęstszy jest
przedwczesny wytrysk wynikający na przykład ze stresu:
nie wiem, jak to ma wyglądać, nie wytrzymam napięcia.
Przedwczesny wytrysk na początku jest zjawiskiem
fizjologicznym i mija po uporządkowaniu relacji
partnerskich i opanowaniu stresu. Ale jeżeli stres się
nasila od kontaktu do kontaktu, to przejściowe zaburzenie
może się utrwalić.
W starszym wieku dominują zaburzenia erekcji. To
wpływ leków, używek, zmian naczyniowych, cukrzycy,
nadciśnienia.
Co ma seksuolog do nadciśnienia? Może pan
najwyżej wysłać pacjenta do kardiologa.
– I zasugerować zmianę leków, jeśli wiem, że ich
działanie uboczne powoduje zaburzenia erekcji. Ale bywa
odwrotnie: widzę mężczyznę z zaburzeniami erekcji,
u
którego
podejrzewam
schorzenia
naczyniowe.
A od momentu wystąpienia zaburzeń erekcji do choroby
niedokrwiennej lub zawału mija średnio rok. Czyli jestem
w stanie w miarę szybko skierować pacjenta na terapię,
która może wyeliminować ryzyko zawału.
Ogląda pan penisy?
– To część badania.
Po co?
– Bo na przykład defekt anatomiczny może powodować
przedwczesny wytrysk albo bolesność przy współżyciu.
Pomaga pan sobie wziernikiem?
– Najczęściej wystarczy obejrzeć. Ale jeśli u starszych
mężczyzn jest jakaś deformacja, należy obmacać prącie,
bo mogą być zwłóknienia, na przykład w przebiegu
choroby
Peyroniego,
która
charakteryzuje
się
skrzywieniem prącia i bolesnym współżyciem. Tu badanie
dotykowe jest niezbędne.
Ale pacjent jest informowany, na czym badanie polega
i czemu służy. To podstawa.
Faceci się krępują?
– Niektórzy są wręcz przerażeni. Ale nie spotkałem się
z problemem, żeby pacjent oponował. Informacja jest
podstawą, pacjent jest partnerem lekarza w procesie
leczenia.
U młodych chłopców też się ogląda prącie?
– Również. Obecność załupka czy stulejki, a to nie są
rzadkie schorzenia, nie może być stwierdzona tylko
na podstawie wywiadu. Stulejka to zbyt wąski napletek,
który nie jest w stanie zsunąć się z żołędzi, próba stosunku
może być bolesna. A jeśli się uda zsunąć napletek, może
się nie dać go odprowadzić. Wtedy konieczna jest szybka
interwencja chirurgiczna, bo jest przekrwienie, ból.
Porównałbym to do badania ginekologicznego. Prawie
się nie zdarza, że kobieta, idąc do ginekologa, jest
zdziwiona, że będzie badana. To normalne badanie
lekarskie.
Oczywiście
jest
ono
całkowicie
zabronione
w specjalnościach pozamedycznych – psycholog, pedagog
nie mają prawa go przeprowadzać.
Seksuolog to ktoś w połowie drogi między
psychologiem albo ginekologiem?
– Nie. Seksuolog to specjalność lekarska, którą można
zdobyć, będąc wcześniej na przykład ginekologiem albo
psychiatrą. Istnieje również u psychologów specjalność
„seksuologia kliniczna” uprawniająca do prowadzenia
terapii w sprawach związanych z seksualnością.
Ale taki psycholog seksuolog nie stwierdzi stulejki?
– Może podejrzewać na podstawie rozmowy. Ale nie
ma podstaw prawnych do przeprowadzenia badania
fizykalnego.
Powinien
wysłać
wtedy
klienta
na konsultację lekarską.
Jak się leczy przedwczesny wytrysk?
– Dedykowanego leku w Polsce jeszcze nie ma.
Chociaż w kilku krajach europejskich jest już
zarejestrowany taki preparat. Na razie wykorzystujemy
działania uboczne innych leków, które mogą przedłużyć
stosunek.
Na przykład pigułki na wątrobę?
– Nie, ale niektóre leki przeciwdepresyjne mają takie
działanie. Żele znieczulające. Treningi, które pacjent może
stosować, żeby przedłużyć ten czas.
Jakie treningi?
– Mówi się pacjentowi, co może zrobić. Poleca się
najpierw
masturbację
przed
stosunkiem,
po
to
by w momencie, kiedy jest partnerka, mógł zrealizować
dłuższy stosunek.
Masturbacja budzi czasem sprzeciw. W gabinecie
też?
– W gabinecie można przekazać wiele informacji, jeśli
się uzasadnia, jaki jest cel.
Wielu pacjentów pamięta jeszcze, jak uczono ich,
że od masturbacji rosną włosy między palcami i wysycha
mózg. Ja mogę wyjaśnić, że to typowe zachowanie
rozwojowe,
99
proc.
płci
obydwojga
uprawia
masturbację w wieku nastoletnim, część później jako
aktywność zastępczą albo uzupełniającą. Dopóki nie jest
to czynność przymusowa, pochłaniająca zbyt wiele czasu,
nie jest uważana za coś, co wymaga ograniczania,
zniechęcania.
A co z zaburzeniami erekcji, obniżeniem popędu?
– Bardzo często to pacjenci, którzy są ustawieni
zawodowo, finansowo, po trzydziestce. Dużo pracują,
często palą, korzystają z dopalaczy albo alkoholu.
Wszystko im się w życiu udaje, tylko kolejne kontakty
seksualne kończą się niepowodzeniem. Więc odbierają to
w sposób bardzo bolesny: „Ja, perfekcjonista w każdej
sferze, nie jestem macho? Jak to?!”. To powoduje bardzo
często ostry stres, konieczność sprawdzenia się z inną
partnerką, pójścia do agencji...
I co pan może na to poradzić?
– Usiłuję dociec, dlaczego taka sytuacja miała miejsce.
Czy to kwestia zaburzeń somatycznych, dotyczących
funkcjonowania organów, czy problemy mają podłoże
psychologiczne. W pierwszym przypadku należy leczyć
chorobę podstawową, na przykład cukrzycę albo
nadciśnienie. Bada się cholesterol, trójglicerydy, poziom
cukru, poziom testosteronu, prolaktyny i opracowuje
strategię
leczenia.
Jeśli
to
kwestia
zaburzeń
psychosomatycznych,
nie
zawsze
jest
potrzebna
zaawansowana
psychoterapia.
Bo
najprostszą
psychoterapię stosuje każdy lekarz, wyjaśniając przyczynę
– wtedy pacjent mniej się boi schorzenia, wie, jak
reagować.
Walka z mitami, usuwanie lęków – to również
psychoterapia.
Ale jeśli się stwierdza, że pacjent ma depresję, stany
lękowe – często korzystamy z konsultacji psychiatrycznej.
Włączenie leków psychotropowych poprawia sytuację.
A viagra?
– To rewolucja w seksuologii, lek, który pozwolił
funkcjonować milionom mężczyzn. Mogą go dyskretnie
łykać, podreperować swoje ego.
Leczymy objawy, a co z przyczyną?
– Leczenie objawowe też jest ważne. Proszę pamiętać,
że seks to nie tylko ciało, lecz także głowa. Jeśli seks
szwankuje, pacjent czuje się niesprawny, gorszy. Wtedy
coraz trudniej o erekcję, to sprzężenie zwrotne.
Kilkakrotne zastosowanie leku przywraca pacjentowi
wiarę w siebie i sprawia, że problem mija. To rodzaj
auto-psycho-farmakoterapii.
Niektórym
mężczyznom
wystarcza sam fakt, że mają w kieszeni tabletkę, po którą
mogą sięgnąć.
Viagra uratowała wiele związków. Ale również były
takie, które z powodu viagry się rozpadły. Część kobiet
postrzega viagrę jako rywalkę.
Rywalkę?!
– Zaczynają myśleć, że są mało atrakcyjne, skoro ich
partner musi się wspomagać chemią.
Z czym przychodzą do seksuologa kobiety?
– Z partnerami. Pacjent w seksuologii to najczęściej
para. Pan Nowak może funkcjonować dobrze z panią
Kowalską, ale jeżeli nastąpi zmiana partnerki na panią
Malinowską, on może zacząć mieć kłopoty w życiu
seksualnym. Zaburzenia seksualne leczy się w ramach
związku, do tego potrzebna jest też partnerka.
Ale po co? Przecież nie będzie pan oceniał, czy jest
ładna, czy brzydka?
– Odwrotnie. Jako ginekolog seksuolog zadaję
standardowe pytanie: „Czy jest pani zadowolona
ze współżycia?”. Jeśli słyszę: „Ze mną wszystko jest
w porządku, ale partner ma problemy”, to pytam jakie.
I jak wyjaśniam, że można je leczyć, kobieta przychodzi
potem z partnerem.
Kobiety nie mają swoich problemów?
– Mają. W Europie zbadano, że symptomy problemów
seksuologicznych ma trochę ponad 40 proc. mężczyzn i 40
proc. kobiet. Więc prawie połowa spośród nas ma, miała
albo będzie miała problemy.
U kobiet najczęstsze jest obniżenie popędu i bolesne
współżycie. Na
problemy
seksualne
wpływ
ma
macierzyństwo, zespół pustego gniazda, kiedy dzieci się
wyprowadzają, menopauza, poczucie starzenia się. Jest
też wiele młodych kobiet, dla których seks mógłby nie
istnieć, ale przychodzą, bo partner chciałby, żeby bardziej
angażowały się w życie seksualne, a nie traktowały tego
tylko jako obowiązku.
Obowiązek małżeński? Nie pasuje to do wizerunku
wyzwolonej kobiety XXI wieku.
– Jeśli coś nie jest przyjemne, staje się obowiązkiem.
Czasem tylko w okresie zauroczenia seks jest naturalny
jak oddychanie. Potem ze strony kobiety może to być chęć
utrzymania partnera. Wolałaby rzadziej współżyć, ale
żeby partner nie poszukał sobie innej, prowokuje wbrew
sobie aktywność. Może to być chęć scementowania
relacji.
Mężczyzna
będzie
bardziej
skłonny
do zalegalizowania związku z taką partnerką niż z panią,
którą ciągle boli głowa.
Proszków od bólu głowy pan chyba nie zapisuje?
– Poza Polską są już zarejestrowane leki, które
zwiększają popęd u kobiet. Ale możemy poprawiać
sytuację. U kobiet wpływ na obniżenie popędu mają
zaburzenia hormonalne, stosowanie niektórych preparatów
antykoncepcyjnych.
A najbardziej kobiety stresuje lęk przed ciążą. Jeśli nie
stosują odpowiedniego zabezpieczenia, to reakcje lękowe
są w stanie wykasować popęd do zera. Zgadzają się
na współżycie z powodów pozaseksualnych, ale to dla
nich udręka.
Co wtedy?
– Można zaproponować antykoncepcję, bo wiele z nich
jest
na
etapie
„uważania”.
Praktykują
stosunek
przerywany, który nigdzie na świecie nie jest uważany
za metodę antykoncepcyjną. Trzeba pacjentce powiedzieć,
na czym polega antykoncepcja, jakie są skuteczne środki.
Rolą pacjentki jest albo wybrać którąś z metod uważanych
za skuteczne, albo przyjąć, że w przeciwnym wypadku jej
lęków nie da się wykluczyć i mało prawdopodobne jest
przywrócenie jej popędu.
I co?
– Dosyć często restrykcyjne wychowanie albo
wyznawana
religia
nie
pozwalają
pacjentce
na jakąkolwiek antykoncepcję poza naturalnymi metodami.
Nie wierzy pan w takie metody?
– Wierzę w statystyki. Metody naturalne mogą być
stosowane, jeśli się chce „trochę zabezpieczyć przed
ciążą”. Para planuje dziecko za rok, ale jeśli się to zdarzy
wcześniej, to nie będzie tragedii.
Ale jeśli pacjentka ma trójkę dzieci, nie chce
wychowywać następnych, zrealizowała się jako matka?
Powinna wybrać środek antykoncepcyjny pozwalający jej
na zrealizowanie planów. O ile pozwolą jej na to
przekonania moralne.
Złości się pan na naukę Kościoła?
– Nie mam powodów. Obowiązkiem lekarza jest
przekazanie wiedzy medycznej, a pacjentka dokonuje
wyboru.
Dobrze. Przychodzi para: ona nie chce, a on chce...
– Albo odwrotnie. Konfiguracja problemów przekracza
granice wyobraźni. Zdarzają się pary, które nie
skonsumowały związku. Żyją w związku małżeńskim, ale
nigdy ze sobą nie współżyli. Rekordowa para przez 18 lat.
18 lat bez seksu w małżeństwie?!
– Przyczyną może być molestowanie seksualne u kobiet
w dzieciństwie. Te pary się z przyjemnością ogląda:
skoczyliby za sobą w ogień, nadają na tych samych falach.
Idealne pary. A seks? Jest realizowany przez petting,
wszystkie pieszczoty poza stosunkiem. Bo wprowadzenie
członka do pochwy jest niemożliwe – powoduje reakcję
lękową, napinanie mięśni. Taki stan nazywa się pochwica.
Mają orgazmy?
– Tak, kobiety również. Takie pary wypracowują sobie
wiele metod – stymulacja piersi, łechtaczki. Na wizytę
u seksuologa decydują się dopiero, kiedy myślą o ciąży.
Ukrywają to przed całym światem, przychodzą tu i ja
mówię spokojnie: „Proszę państwa, to się często zdarza.
Z punktu widzenia medycznego to taka sytuacja jak angina
albo skręcenie kolana – można to leczyć”. Oni są wtedy
w szoku.
Jak można to leczyć?
– Te pacjentki może nigdy nie były badane przez
ginekologa. Nie mogły nawet pomyśleć spokojnie
o włożeniu wziernika do pochwy. Odpowiednio łagodne
podejście pozwala te pacjentki zbadać. Pokazanie jej
potem: „Proszę bardzo, udało się panią zbadać”, to często
pierwszy etap rewolucji. „To mnie też można zbadać?
Zaczynam funkcjonować normalnie?”.
A desensybilizacja.
– To odczulanie, pozbycie się pewnych reakcji na dany
bodziec, usuwanie lęków, napięcia.
Jak to się robi?
– Bardzo istotny jest trening relaksacyjny. Pacjentka
albo pacjent umieją odgrodzić się od tego, co się dzieje
na zewnątrz, i wyluzować się.
Kolejny trening to wizualizacja. Pacjentka w stanie
relaksacji umie sobie wyobrazić pewien bodziec.
Na przykład dotyk jej własny albo partnera będzie uważać
za próbę wprowadzenia członka do pochwy. Jeśli
wyobraża sobie te bodźce i umie się zrelaksować,
wyciszyć – to w sytuacji, kiedy będą mogli spróbować
naprawdę, okaże się, że to możliwe.
Te treningi eliminują reakcję ucieczki, napięcie mięśni,
odczucie bólu. To się omawia na terapii. Ale nie jest to
związane z aktywnym udziałem terapeuty. Terapeuta nie
pokazuje, jak to się robi, nie dotyka. Tylko przekazuje
pewne komendy: „Lewa ręka robi się ciężka itd.”. Pacjent
jest w pewnym stanie nirwany, wyciszenia. Ale cały czas
jest przytomny, utrzymuje kontakt.
Hipnozy nie można stosować?
– Można. Ale musi to być psycholog, który ma
umiejętności prowadzenia psychoterapii potwierdzone
odpowiednim certyfikatem, przechodzi superwizje, czyli
ze swoim nauczycielem rozmawia o przypadkach, którymi
się zajmuje, jest przez niego oceniany. I – jak mówiłem –
wtedy się klienta nie dotyka.
Przy
leczeniu
nieskonsumowanych
związków
współpracuję
z
kolegą
(psychiatrą,
seksuologiem
i psychoterapeutą) oraz koleżanką (psycholog, seksuolog
kliniczny,
psychoterapeutka).
Taki
układ
współdziałających specjalistów jest w tym wypadku
najlepszy.
Czy kobieta u seksuologa się rozbiera?
– Badanie ginekologiczne jest u mnie standardowym
elementem badania seksuologicznego. Bo u kobiety wiele
zaburzeń
w
sferze
seksualnej
jest
związanych
z problemami anatomicznymi, stanami zapalnymi. Choćby
bolesność
współżycia,
która
może
być
efektem
przewlekłych
stanów
zapalnych,
nieprawidłowego
położenia macicy, bolesności blizn po nacięciu krocza
przy porodzie.
A seksuolog, który nie jest ginekologiem, też
powinien obejrzeć kobietę?
– Nie. Psychiatra nie będzie kładł kobiety na fotelu,
tylko skieruje ją do ginekologa.
Ale penisy ogląda?
– Może. U mężczyzn jest łatwiej, bo to nie jest
ingerencja w integralność pacjenta. Ale powinienem
jeszcze – dla dobra pacjenta – obmacać jądra.
Bo na podstawie ich konsystencji można na przykład
stwierdzić raka. Są sytuacje, że badanie seksuologiczne
kończy się skierowaniem do onkologa, więc jest to
badanie ratujące życie.
Lubi pan to?
– Jeśli ktoś lubi oglądać, lubi obmacywać, to nie
powinien w tym zawodzie pracować, bo w którymś
momencie skończy w prokuraturze. Badanie musi służyć
medycznej diagnozie.
Wykonuję tę pracę od 30 lat. Mam szacunek dla
każdego pacjenta, jeśli cierpi na jakiekolwiek schorzenie,
moim zadaniem jest mu pomóc.
Czy ginekologowi seksuologowi mogą się podobać
nagie kobiety?
– Prywatnie – oczywiście. Ale nie w gabinecie. Kiedy
się przekracza próg gabinetu, seksualność powinna być
odcinana. Myślę, że w 99,9 proc. tak jest. Nie widzi się
piękna, kobieta przestaje być obiektem pożądania. To nie
jest tak, jak nam mówią koledzy: „Popatrzycie sobie, wy
to macie fajnie”.
Nie macie fajnie?
– Fajne jest, że można pomagać ludziom. Golizna
pozbawiona otoczki romantyzmu, seksualności w ogóle
nie działa.
Nigdy panu przez głowę nie przemknie: „Ale ładna
kobieta!”?
– Wie pan, co widzę u kobiet i co pamiętam? Twarze.
Widzę oczywiście ładne kobiety, ale ich uroda na twarzy
się kończy. Za twarzą stoi jednak cała historia choroby.
Wchodzi pacjentka, a ja sobie przypominam: tu były trzy
ciąże, z którymi był problem, potem zapalenie jajników,
a ostatnio źle toleruje jakąś antykoncepcję.
Skąd tylu mężczyzn seksuologów, ginekologów,
położników?
– To stresująca praca. W położnictwie w ciągu trzech
minut zdrowa kobieta może wymagać szybkiej operacji.
To zupełnie coś innego niż na przykład pediatria albo
dermatologia, specjalności, w których dominują kobiety.
Ja bałbym się w pracy nudy, monotonii pracy jak
na taśmie. A w ginekologii można operować, jest
położnictwo, leczenie niepłodności, endokrynologia,
genetyka, pogranicze urologii ginekologicznej, onkologii.
Odmalowuje mi pan bajeczne przygody. A to przecież
jedna wagina za drugą.
– Rzeczywiście, i dominują przy tym stany zapalne. Ale
co jakiś czas, jak założę wziernik, widzę coś, czego
dawno nie widziałem. Zaawansowanego raka albo
fragment wibratora.
Tomasz Leonowicz
Lekarz seksuolog, ginekolog, położnik. Jest w zarządzie między innymi
Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej i Fundacji Promocji Zdrowia
Seksualnego.
===bV9nUGFX
Kobiece porno
Z
EDUKATORKĄ
SEKSUALNĄ
ALICJĄ
DŁUGOŁĘCKĄ
ROZMAWIA
MAGDALENA
GRZEBAŁKOWSKA
Proszę zobaczyć, jaki wytrwały jest ten kochanek.
Teraz stymuluje jej przednią ścianę pochwy, czyli
tajemniczy punkt G
– Włączę pierwszy film.
(Na ekranie pojawia się młoda, lekko wstawiona
kobieta. Idzie ciemnymi ulicami).
Powiedziałam znajomym, że będę z panią rozmawiać
o pornografii kobiecej. Wszyscy mówili, że to pewnie
takie lesbijskie filmy, gdzie panie z paniami
uprawiają seks, a na koniec przyłącza się facet.
– Bo wychodzimy z założenia, że pornografia jest dla
mężczyzn, tak? A kobieca to ta, gdzie dominującym
motywem będą dwie kobiety, które doznają rozkoszy,
nieważne, czy autentycznej, ale spełniającej rolę
stymulującą dla mężczyzny, który jest wzrokowcem?
Żałosne i smutne. Na taki film ze scenami lesbijskimi
żadna autentyczna lesbijka by nie spojrzała, boby się jej
zrobiło niedobrze.
To niewyobrażalnie stereotypowe i seksistowskie
myślenie, bez pogłębionej analizy, można by postawić
diagnozę o stosunku naszego społeczeństwa do kobiecej
seksualności. Tyle się mówi, że jesteśmy wykształcone,
asertywne, niezależne, że bierzemy rozwody, kiedy
chcemy, i rodzimy dzieci poza małżeństwem, a i tak wciąż
okazuje się, że żyjemy w kulturze pełnej opresji wobec
nas i naszego ciała.
Prawdziwa pornografia dla kobiet jest w ogóle
możliwa?
– Możliwa, choć trudniejsza do określenia. Carole
Vance poddała następującą myśl: „Pokaż ulubiony obraz
erotyczny grupie kobiet, a jedna trzecia uzna go
za obrzydliwy, jedna trzecia za śmieszny, jedna trzecia
za podniecający”. Do podobnych wniosków doszły
artystki z grupy Kiss & Tell, które w roku 1990
zorganizowały w San Francisco wystawę zdjęć
przedstawiających
je
w
różnych
sytuacjach
–
od neutralnych po obsceniczne. Zadaniem widzów kobiet
było zaznaczanie na ścianie granicy pomiędzy pornografią
i erotyką oraz wskazanie zdjęć, których nie są w stanie
zaakceptować. Stworzenie jednoznacznej granicy było
zupełnie niemożliwe.
Kobiety nie oglądają pornografii z głównego nurtu?
– Bardzo rzadko spotykam kobiety, które chcą i lubią
oglądać takie filmy. Częściej, choć też nie często,
spotykam kobiety, które oglądają pornografię, bo partner
tego chce dla „terapii” związku.
Kolorowe pisma polecają: „Chcesz mieć udane życie
seksualne, oglądaj pornografię z ukochanym”.
– To dosyć idiotyczna rada. Oczywiście fajnie jest
razem coś oglądać, ale to, co także na kobietę wpłynie
stymulująco. A takich rzeczy na rynku nie ma.
(Tymczasem na ekranie młoda, wstawiona dziewczyna
wchodzi do kamienicy i znajduje na klatce schodowej
żabę. Całuje ją i płaz zmienia się w kobietę. Koniec).
I to wszystko? Jeszcze nic nie zaczęły, a już koniec?
To ma być ta pornografia kobieca?
– Spokojnie, w następnym filmie będzie się działo
więcej.
Będzie
pani
między
innymi
świadkiem
sfilmowanej kobiecej ejakulacji. Pokażę pani „One Night
Stand”. Nakręciła go młoda francuska reżyserka Émilie
Jouvet. Ten film o żabie też jest jej. Cztery lata temu „One
Night Stand” zajął pierwsze miejsce na festiwalu filmów
pornograficznych w Berlinie (I Berlin Porn Film Festival
2006). W tym filmie będą sceny głównie lesbijskie,
bo najwięcej w kierunku porno dla kobiet robią właśnie
lesbijki.
(Na ekranie kolejno pojawiają się dziewczyny.
Tłumaczą, że wystąpią w filmie, bo chcą zrealizować
swoje fantazje i przełamać tabu).
To profesjonalne aktorki?
– Myślę, że to zwykłe dziewczyny, koleżanki reżyserki.
Proszę na nie spojrzeć, są bez makijażu, wyluzowane,
uśmiechnięte, zwyczajne. Mają pryszcze, cellulit albo
małe piersi. Żadnego sylikonu czy botoksu. Są takie jak
my. Co mają wspólnego z aktorkami znanymi z filmów
porno? No, nic. Wietrzę tu oczywiście podstęp, że to
mogą być aktorki udające zwykłe dziewczyny. Ale i tak to
byłoby genialne i kobiece zagranie.
To dość nietypowy początek jak na film
pornograficzny. Zwykle aktorzy wymieniają dwa
sztuczne zdania i zabierają się do uprawiania seksu.
– A tu zaskoczenie. Te rozmowy na początku to świetny
chwyt psychologiczny, bo likwidują nasze obawy
związane z wejściem w świat porno, gdzie kobieta jest
traktowana przedmiotowo.
Wyobraża sobie pani Polki, które biorą udział
w takim filmie?
– Pewnie tak, choć pornografia kobieca na świecie
w ogóle jest młoda. Takie filmy powstają zaledwie
od kilkunastu lat. W każdym razie Polki, które takie filmy
oglądają, to dziewczyny przed trzydziestką, po studiach
genderowych, artystycznych, ze środowisk queerowych,
poszukujących. Spotkałam takie na festiwalu FAQ!, gdzie
prowadziłam warsztaty waginalne. Polskie dziewczyny
mają już inne podejście do seksu, chcą eksperymentować
ze swoją płcią i seksualnością. Zaczyna się pierwsza
scena, proszę spojrzeć.
(Impreza w klubie w jakichś kazamatach. Dwie
dziewczyny zaczynają się podrywać. Tańczą ze sobą.
Wszystko
wygląda,
jakby
było
kręcone
kamerą
amatorską).
To film reprezentatywny dla pornografii kobiecej?
– Chyba bardziej reprezentatywny będzie „All About
Anna” z 2005 roku, nakręcony w spółce Innocent Pictures
należącej do Zentrope – wytwórni Larsa von Triera. To
najbardziej znany film pornograficzny dla kobiet, szalenie
popularny w Skandynawii. Kobiety, które go nakręciły,
tworzyły wcześniej formację Pussy Power i spisały
reguły, jakie mają obowiązywać w porno dla kobiet.
Jak brzmią te reguły?
– W „kobiecych produkcjach” tak kreuje się postacie
kobiece, by ich pożądanie wynikało z relacji, a nie
wyłącznie z samego aktu seksualnego. W filmie ma być
akcja, ciągłość narracji. Nie do przyjęcia jest seks
wyrwany z kontekstu, chyba że są to marzenia bohaterki.
W miejsce „ginekologicznej pornografii” ma się pojawić
erotyzm. Punktem wyjścia są pragnienia seksualne
i przyjemność kobiety ze szczególnym naciskiem
na bliskość, namiętność i zmysłowość. W takim filmie ma
być pokazany pozytywny stosunek do ciała, przy czym
ciało mężczyzny jest równowartościowym obiektem
erotycznym. Obrazy presji i przymusu są zakazane,
szczególnie sceny z fellatio, z ciągnięciem za włosy
i wytryskiem nasienia na twarz kobiety. Oprócz „All
About Anna” zrealizowano jeszcze w tej wytwórni
zgodnie z tymi regułami „Constance” (1998) i „Pink
Prison” (1999).
„All About Anna” spełnia te warunki? Czy to
w ogóle film pornograficzny? Na mnie sprawił
wrażenie raczej ładnego romansu erotycznego.
– Ten film spełnia zasady „określone w statucie”. Ma
akcję,
dramaturgię,
jednocześnie
zawiera
wiele
elementów z erotycznych fantazji kobiecych: spontaniczny
seks z kochankiem, z nieznajomym wzbudzającym dziką
namiętność, seks oralny w ryzykownym miejscu, z kobietą.
Motywy seksualne są dominujące, jednak historia
zachowuje emocjonalną ciągłość. W dodatku jest to film
z happy endem i miłość wygrywa! Bohaterka nie jest
do niczego przymuszana, miotają nią sprzeczne uczucia,
poszukuje i w końcu znajduje. Nie ma w nim tak zwanej
ekspozycji genitalnej, choć ciało pokazywane jest bez
cenzury. Film jest lajtową wersją tego, co oglądamy teraz.
Z mojej perspektywy, seksuologicznej, „One Night
Stand” jest jednak ważniejszy. Fragmenty tego filmu daję
czasami
do
obejrzenia
kobietom
jako
metodę
autodiagnostyczną. Mogą się skonfrontować ze swoimi
odczuciami, bo oglądanie obrazów ściśle seksualnych,
poza walorem poznawczym, może przecież wywołać
pożądanie.
Czyli pornografię można wykorzystywać w terapii
seksualnej kobiet?
– Oczywiście. Już w latach 80. powstała spółka
filmowa
Femme
Films.
Większość
filmów
wyprodukowała i wyreżyserowała aktorka Candida
Royalle. W 1995 roku wydała książkę „XXX: A Woman’s
Right to Pornography” będącą manifestem pornografii
przyjaznej dla kobiet. Jej filmy były wykorzystywane
w poradnictwie i terapii seksuologicznej, bo realistycznie
i emocjonalnie pokazują seks i spełniają warunki
partnerstwa w relacjach seksualnych.
Wróćmy do tego, co widzimy na ekranie. Niech pani
powie o swoich odczuciach.
To już 15. minuta filmu, a one wciąż się rozkręcają.
Czy to wszystko ma być grą wstępną, która
w pornografii głównego nurtu nie występuje?
– Tak. To współczesna i jednocześnie kobieca wersja
gry wstępnej. Nie ma tu żadnego miziania się, jest mocna
muzyka, patrzenie sobie w oczy, zazdrość i tłum dookoła,
czyli
będzie
element
ryzyka.
Dziewczyny
idą
do klubowych podziemi, a jedna z nich szykuje się
do akcji.
Złamano
tu
kolejny
stereotyp
opierający
się
na przekonaniu, że jak są dwie kobiety w kobiecym
porno, to będą piękne suknie i pomieszczenia. A tu są
normalne dziewczyny, które chodzą do klubów. My
wierzymy, że to się mogło dziać naprawdę. Oglądała pani
fisting?
Penetrację pochwy lub odbytu za pomocą całej
dłoni? O nie, nie wiem, czy to zniosę na ekranie.
– Bardzo dobrze, że pani tak mówi. Proszę obejrzeć tę
scenę, żeby sprawdzić, czy pani to wytrzyma.
(Akcja filmu się rozwija, kobiety namiętnie się całują
i częściowo rozbierają, jedna z nich pieści oralnie
partnerkę, potem nakłada na dłoń gumową rękawiczkę
i naciera ją lubrykantem. Ostra muzyka w tle).
Czy to dla pani obrzydliwe?
Ku mojemu zdumieniu raczej nie. Ale dlaczego
z góry założyłam, że nie będę mogła patrzeć
na fisting, skoro nigdy wcześniej go nie widziałam?
– Prawdopodobnie uznała pani, że to będzie potworna
ingerencja w ciało. Ale jeśli pani urodziła dziecko, to
wie, jak rozciągliwa jest pochwa. W dodatku nasza
dziewczyńska świadomość często mówi nam, że kobiece
narządy są brzydkie, a pokazywanie i oglądanie ich jest
związane z utratą godności. Ile pokoleń musi minąć, żeby
nasze córki miały świadomość, że wagina jest
„w porządku”?
Czy fisting ociera się już o seks sadomasochistyczny?
– Lekko tak. Dlatego zaczęłyśmy oglądać film od sceny,
która może budzić kontrowersje. Pokazuję czasem młodym
adeptom seksuologii sceny z tego filmu, bo są tu normy
seksualne, których niektórzy nie uznają. A oni powinni
wyrobić w sobie postawy nieoceniające. Jak widać
na filmie, obydwu kobietom ta sytuacja bardzo
odpowiada, więc mieszczą się całkowicie w tak zwanej
normie. Tu nie ma żadnej sztuczności. Wierzymy w to,
że one są naprawdę spocone, naprawdę podniecone
i naprawdę jedna z nich będzie miała orgazm. Nikomu się
nic złego nie dzieje.
(Dziewczyna stymulowana waginalnie ręką drugiej
dziewczyny zaczyna dodatkowo stymulować sobie
łechtaczkę).
Mamy tu dodatkowo walor edukacyjny.
To znaczy?
– Widzimy instruktaż, jak powinna wyglądać stymulacja
waginalna i łechtaczkowa. Ta dziewczyna stymuluje sobie
łechtaczkę długo, cierpliwie i na wiele sposobów, tak jak
w zwykłym życiu bywa. Tylko w filmach porno głównego
nurtu kobieta ma orgazm za orgazmem w wyniku
klasycznego stosunku seksualnego. I dlatego ta scena jest
wiarygodna, bo każda kobieta, która choć raz w życiu
miała orgazm, może tutaj odnaleźć coś z siebie. Może
pomyśleć: „Jestem OK, nawet wydaję dźwięki takie jak
dziewczyny w tym filmie, a nie jak w jakimś pornosie,
gdzie wszystko jest odegrane”.
Przy takich obrazach kobieta może się spokojnie
masturbować, bo czas trwania sceny będzie odpowiadał
temu, ile ona może go potrzebować, żeby osiągnąć
orgazm. Oglądając klasyczny film porno, musiałaby jedną
scenę przewinąć sobie kilka razy, bo tak szybko się to nie
stanie.
Na dodatek one tu promują bezpieczny seks. Skoro to
kontakt przypadkowy, stosują zabezpieczenie w postaci
rękawiczek.
Dobrze, przeskoczymy do następnej sceny.
(Dwoje ludzi całuje się na klatce schodowej).
To dziewczyna, z którą kobiety mogłyby się
identyfikować. Zwykła paryżanka. Śliczna, ale będzie
widać, że ma cellulit, porwą się jej rajstopy i rozmaże
makijaż. Jej partnerem jest osoba queerowa. Jest
niesamowitym kochankiem.
O, coś się zablokowało, bo ten film był wiele razy
oglądany przez różne kobiety. Przewińmy do sceny
pieszczot.
Były takie filmy przedtem?
– Raczej nie i pewnie dlatego właśnie ten wygrał
na festiwalu, bo widzowie uznali, że tędy droga. Mnie też
zwykła pornografia kojarzy się raczej bazarowo
i opresyjnie. A tu się okazuje, że gdy same kobiety zabiorą
się do tematu, pornografia nie musi być z założenia zła,
ale żeby trafiła w ich potrzeby, musi mieć swoją
specyfikę. Kobietom łatwiej się utożsamić z filmem, gdy
jest naturalny. Żadnych sztuczności.
Wcześniej nic dla nas nie było?
– Coś było, są filmy softpornograficzne, takie jak
„Emmanuelle”
z
1974
roku,
z
ładną
muzyką
i wysmakowanymi scenami. W zamierzchłych czasach nie
budziły mojego sprzeciwu, ale teraz bałabym się pokazać
je myślącym współczesnym dziewczynom.
Żeby nie umarły ze śmiechu?
– Nie, bo te filmy z lat 70. mają po dziś dzień swój
urok. Chodzi o ideowość. To są skrajnie seksistowskie
filmy. Jeszcze gorsze niż zwykła pornografia, bo tu
seksizm jest ubrany w piękną szatkę. To, co jest okropne
w tych filmach, to piękne „wyzwolone” dziewczyny, które
zrobią wszystko, żeby tylko zadowolić partnera. I udają,
że im to sprawia wielką radość. Plus wątki
pseudolesbijskie.
Kobiece
porno
to
też
sposób
filmowania, ważne jest to, jak kochankowie lub kochanki
na siebie patrzą i że widać, jak blisko są ze sobą.
Współczesna kultura masowa nieustająco stara się
przypodobać męskiemu odbiorcy, bo opiera się
na bodźcach wzrokowych i przy każdej okazji
wykorzystuje seksualne konteksty związane z męską (a nie
z kobiecą) wrażliwością seksualną. Nic więc dziwnego,
że dla wielu działaczek feministycznych aktywnych
w latach 80. pornografia stanowiła ekstremalny wyraz
męskiego popędu płciowego i symbol paternalizmu
w czystej postaci.
A tak nie jest?
– Z inicjatywy słynnych feministek Andrei Dworkin
i Catharine MacKinnon zrodziła się propozycja cenzury
pornografii. Większość teoretyczek feminizmu sprzeciwia
się nie tylko temu, że w tradycyjnej pornografii kobiety są
przedstawiane jako przedmioty konsumpcji, ale również –
wiązaniu seksu z przemocą. Odgrywające w niej role
kobiety czerpią rozkosz z poniżenia, a przemoc ma dla
nich posmak erotyczny.
Pomimo ogólnej zgody co do wymienionych postulatów
pojawiły się feministki, które od razu zaprotestowały,
przypominając, że jakakolwiek cenzura zaprzecza
podstawowym wartościom ruchów wolnościowych.
Kontrowersje wobec pornografii w środowisku kobiecym
pozostają gorące do dziś.
Czyli istnieje coś takiego jak pornografia dla kobiet?
– Chociaż niemiecka reżyserka Jutta Brückner
stwierdziła, że dominujący model seksu w filmach
pornograficznych to „praca mężczyzny nad kobiecym
ciałem, w której nagrodą dla obojga jest rozpryskiwanie
spermy”, to nie dyskredytowała pornografii całkowicie.
Uznała – zresztą jak wiele kobiet – że męska wersja
pornografii jest po prostu nużąca, i użyła ciekawego
porównania seksualnej wrażliwości kobiety do snu. Sen
jest bardziej intuicyjną formą percepcji, nierozdzielającą
wyraźnie tego, co na zewnątrz i wewnątrz, otwartą
na swobodną grę wyobraźni i uczuć, a nie na ogląd,
powtarzalność i logikę, jak to się dzieje w przypadku
męskiej pornografii.
Kobiety z grupy zwolenniczek pornografii często
odrzucają tradycyjne obrazy i poszukują własnego języka
porno, który lepiej by przemawiał do ich wrażliwości.
(Tymczasem udaje się nam przesunąć film do sceny
w mieszkaniu. Kochankowie są już na łóżku).
Proszę zobaczyć, jaki wytrwały jest ten kochanek.
Teraz stymuluje jej przednią ścianę pochwy, czyli
tajemniczy punkt G. W klasycznym filmie porno byłby już
przynajmniej jeden wytrysk.
I potem jest problem, bo mężczyźni oglądają te swoje
pornosy i są później w łóżku beznadziejni.
– Schematyzm typowych filmów pornograficznych
prowadzi do tego, że kobieta jest postrzegana jak
wysokiej jakości sprzęt elektroniczny. Tu się naciśnie, tam
przyciśnie i efekt murowany. Nie krytykuję mężczyzn
samych w sobie, bo wielu z nich ma autentycznie dobre
chęci i dystans do tego, co oglądają. Krytykuję
pornografię
jako
wyraz
potwierdzania
męskich
stereotypów na temat seksualności, z taką samą szkodą dla
obu płci.
Przecież mężczyźni w filmach porno są równie
nieszczęśliwi – muszą mieć wytrysk za wytryskiem
(najczęściej udaje je mydło w płynie pryskane zza
kamery), spełniać określone warunki co do wielkości
członka (co ma tak naprawdę trzeciorzędne znaczenie
w seksie) i udawać reakcje podniecenia na widok aktorek
(ciężka praca).
Ten problem dotyczy szczególnie młodych chłopaków,
bo uczą się nierealistycznych i szkodliwych zachowań.
Przyjmując takie wzorce, mają o wiele mniejsze szanse
na zostanie dobrymi kochankami, bo będą mieć mnóstwo
kompleksów i dziwaczne wyobrażenia na temat
seksualności kobiet.
(Dziewczyna w filmie ma orgazm i wytrysk z pochwy.
Wygląda to trochę tak, jakby zrobiła siku na łóżko).
To prawdziwy kobiecy wytrysk?
– Myślę, że tak. Ta dziewczyna na początku filmu
opowiadała, że zdarzyło jej się to po raz pierwszy
w życiu.
Pokażę pani jeszcze jedną scenę hiperkobiecą między
dwiema dziewczynami. Będzie im niezbyt wygodnie, ale
będą zdeterminowane. Spełnione i jednocześnie samotne.
(Na ekranie dwie młode kobiety siedzą przy stole
w pokoju. Widać, że nie bardzo mają o czym rozmawiać.
Jedna wstaje i wychodzi. Druga wraca pamięcią
do zdarzenia sprzed kilku chwil, gdy kochały się
w ciasnej toalecie).
Proszę spojrzeć na ich grę, co się dzieje z twarzami
tych dziewczyn. Być może udają, ale w taki sposób,
że wierzymy w to całkowicie. Ta scena trwa nie dłużej niż
15 minut, to dość krótko, żeby obie mogły przeżyć orgazm.
(Jedna z dziewczyn ma orgazm).
Chyba tego orgazmu to nie udaje.
– No właśnie. Ale co to ma wspólnego z kobiecym
szczytowaniem w pornografii dla mężczyzn? Z tym
rytmicznym „a, a, a, a!” na jedną nutę?
(Koniec filmu. Reżyserka Émilie Jouvet, przed
trzydziestką, w przebraniu różowej wróżki, macha do nas
na pożegnanie różdżką).
Czarodziejka,
grzeczna
dziewczynka,
która
zrealizowała ten film. Dała dziewczynom możliwość
zabawy, niektóre przy okazji odkryły swoją seksualność.
Reżyserka znalazła dobry sposób, żeby przebić się przez
kobiecą psychikę – zero przymusu, okazja do zadawania
sobie pytań, pójście drogą fantazji.
Przychodzi do pani pacjentka, która obejrzała ten
film, i mówi...
– Na przykład że jej opory związane z oglądaniem tego
filmu wiążą się z tym i tym. Ja oczywiście nie zakładam,
że oglądanie pornografii jest świetne i terapeutyczne dla
kobiet, ale oglądając taki film, mogą się zastanowić, jak to
jest z nimi. Nie muszą przeżyć takiej przygody, ale mogą
sobie wyobrazić, w jakim kierunku by to poszło,
co byłoby dla nich podniecające. Żeby rozbudzić się
seksualnie, musimy przecież od czasu do czasu wysłać
jakiś sygnał z mózgu do naszego ciała. Jako „kobieca
seksuolożka” jestem zwolenniczką wrzucania w sposób
kontrolowany
różnych
fajnych
treści
seksualnych
do głowy, także tych, które łamią nasze schematy.
Pornografia w zwykłym stylu może powodować, że się
blokujemy na własną fizyczność. A taki film może stać się
pożywką dla wyobraźni.
To będzie dziwne, co powiem, ale smutno mi
po obejrzeniu fragmentów „One Night Stand”.
– Bo zazdrości pani tym dziewczynom?
Może trochę, ale też dlatego, że tak ważne rzeczy są
w nim pokazane, a tak niewiele kobiet i mężczyzn je
zobaczy. Jesteśmy jak dzieci we mgle.
– Pani jest smutno, a ja mam poczucie kobiecego
osamotnienia w sprawach seksu. Nie ma z kim szczerze
pogadać. Większość z nas, kobiet, to samotne atomy,
nawet jeśli mamy akurat w życiu fazę udanego seksu.
Proszę
zauważyć,
że
oglądałyśmy
ostre
sceny
pornograficzne, ale zamiast czuć zażenowanie czy się
śmiać, co byśmy robiły pewnie przy zwykłym porno,
odczułyśmy coś na kształt kobiecej solidarności
i porozumienia, mówiąc: „O, proszę, tak to naprawdę
wygląda”.
Jak mężczyźni przyjmują ten film?
– Pierwszy raz oglądałam go w kinie. Oczywiście, to
był film festiwalowy, a więc widzowie niszowi.
Odniosłam jednak wrażenie, że mężczyźni wyszli z filmu
poruszeni. Gdybym ja była facetem, doznałabym swego
rodzaju szoku i dużo bym potem myślała, co ja tak
naprawdę wiem na temat seksu. Nie każdy chce być
świadomy samego siebie i drugiej osoby, bo to jest
trudniejsze. Można więc pozostać w schematach
rzeczywistości porno – tego bazarowego, przaśnego,
na granicy śmieszności.
Skąd kobiety mają brać takie filmy?
– Znikąd. Nasza rozmowa wyprzedza czas. Film, który
obejrzałyśmy, można zapewne kupić w internecie
w wersji francuskiej, podobnie film „All About Anna” –
w wersji duńskiej i angielskiej.
Są trzy nurty w kobiecej pornografii. Pierwszy to filmy
takie jak „One Night Stand” w wersji hard i „All About
Anna” w wersji lajt – pożywki dla wyobraźni
i do „samoedukacji”. Drugi nurt to kino zaangażowane
społecznie i artystycznie, w którym kobiety obnażają
stereotypy. I trzeci nurt – satyryczny, ściśle ukierunkowany
na krytykę męskiej pornografii.
To wszystko jest niebywale świeże, dopiero dwa lata
temu napisałam pierwszy artykuł o kobiecej pornografii
do czasopisma naukowego.
Może to rzeczywiście materiał do pracy ściśle
seksuologicznej, ale przecież równocześnie wyraz zmian
kulturowych.
ALICJA DŁUGOŁĘCKA
Edukatorka seksualna, doradca rodzinny. Pracuje w Zakładzie Psychoterapii
i Psychosomatyki AWF w Warszawie. Wykłada na podyplomowych studiach
wychowania
seksualnego
przy
Wydziale
Pedagogiki
Uniwersytetu
Warszawskiego.
===bV9nUGFX