SKRYWANE NADZIEJE
AUTOR: Desire_ - Emma
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY:
Wiem nie powinnam się cieszyć z tego, że moja matka zginęła w wypadku, lecz nigdy
jej nie kochałam co zresztą było odwzajemnione. Od małego byłam wychowywana
przez różnego rodzaju nianie. Od różowych lafirynd do starszych kochanych babuni.
Victoria nigdy nie miała dla mnie czasu. Jedynie, kiedy wraz z opiekunkami ustalały
dla mnie grafik na cały dzień poświęcała mi chwilę uwagi. Nie miałam przyjaciół mój
czas był tak oszczędnie zagospodarowany, że nie miałam nawet minuty na oglądanie
telewizji. Pobudka, bieganie, śniadanie, szkoła, praca domowa, basen, dodatkowe
zajęcia, bankiety, dom, lekcje, łóżko. Tak wyglądał zazwyczaj mój plan dnia.
Nienawidziłam tego wszystkiego. Gdy tylko jeden z punktów nie został przeze mnie
wykonany, matka wpadała w szał. Chciała abym tak jak i ona została prawnikiem,
lecz to nie jest moje choćby najmniejsze marzenie. Moim marzeniem jest taniec i
psychologia. Zawsze chciałam tańczyć hip-hop i pomagać innym ludziom. Nawet nie
próbowałam jej tego kiedykolwiek powiedzieć. Wiedziałam jak zareaguje będzie
wielka kłótnia, która i tak nie doprowadzi do niczego. A teraz ja, Isabella Swan mogę
spełnić swoje marzenia nie bojąc się opinii mojej matki o ile takim mianem można ją
nazwać. Była dla mnie całkiem obcą kobietą, która pojawiała się w domu bardzo
rzadko i na dodatek zazwyczaj ze swoją nową zdobyczą, kolejnym mężczyzną. Więc
sami rozumiecie dlaczego się cieszę. Będę miała czas na robienie prowizorycznych
ludzkich czynności według mojego planu, ustalonego jedynie w mojej własnej głowie.
Może wreszcie będę miała chłopaka. Wszyscy moi znajomi chodzili na randki, a ja
mogłam tylko o tym pomarzyć. Byłam zakochana raz w moim siedemnastoletnim
życiu, miałam wtedy 14 lat. Zakochałam się w moim... kuzynie, wiem to chore, lecz
cóż poradzić serce nie sługa. Właśnie moje życie zmienia się w szczęśliwą oazę
spokoju, w którym nie będzie mnie nikt nękać. Jedynym problemem jest to, że
zamieszkam u mojego wujka Carlisle'a i jego syna Edwarda. Zamieszkam z moją
pierwszą i jedyną miłością pod jednym dachem. Nie wiem jak to będzie wyglądać.
Było to 3 lata temu, ale boję się, że to znów się powtórzy i moje uczucie powróci. W
Los Angeles, bo taki jest cel mojej podróży byłam, gdy miałam ospę wietrzną. Moja
"matka" pozbyła się mnie z domu wysyłając do jej brata Carlisle'a, aby mnie wyleczył
jak najszybciej się da (Carlisle jest lekarzem), bo miałam ważny koncert do zagrania.
Oczywiście na fortepianie, na którym gram od 5 roku życia. Edward był wtedy moim
rówieśnikiem. Codziennie zajmował mi czas i graliśmy w różne gry, które poprawiały
mi samopoczucie i choroba nie była już taką katorgą jak kiedyś, można nawet uznać,
że był to mój najlepiej spędzony tydzień życia. Spędzony jak normalny nastolatek, a
2
nie dorosła osoba. Nie widziałam go już później co było spowodowane moim
napiętym grafikiem i tym, że Viktoria nie za bardzo znajdowała czas na przyjmowanie
gości a co dopiero ich odwiedzanie. Jutro jest pogrzeb, na którym pojawi się więcej
znanych osobistości niż na pochówku nie jednej gwiazdy. Tak matka była
niezastąpiona w swoim w fachu. Po trupach dążyła do celu. Miała tak wielu
informatorów, że w ciągu godziny znajdowała więcej brudu na swoich przeciwników,
niż ktokolwiek przez całe swoje życie. Jej kariera uwieńczona była licznymi
sukcesami, co tylko powiększało jej ego jak i gażę za wygraną rozprawę. Często
czytałam w różnych gazetach jak reporterzy, dyskutowali na temat jej wynagrodzenia
zaczynając od kilkudziesięciu tysięcy a sięgając nawet miliona. Victoria nigdy nie
zdradziła mi ile zarabia, lecz wchodząc do naszego domu można było zauważyć, że
nie są to małe sumy. Na moje zawołanie jest 23 osobowa obsługa, nigdy nie
korzystałam z ich usług, jeżeli nie byli mi potrzebni. Nie lubię wykorzystywać ludzi
do rzeczy, które mogę zrobić samodzielnie. Multum ubrań, wystawna zastawa, kilka
aut, oczywiście należących do mojej matki. Szczerze? Oddałabym to wszystko za
normalne dzieciństwo i za poczucie bezpieczeństwa, kiedy przekraczam próg
własnego domu, a nie wszechogarniającego strachu przed tym co wymyśliła tym
razem ruda czarownica. Mam nadzieję, że to się zmieni po mojej przeprowadzce do
prawdziwego domu. Do domu, w którym aż emanuje miłością!
ROZDZIAŁ DRUGI:
Pogrzeb trwał wieczność. Tak jak przewidziałam pojawiło się na nim wiele ludzi.
Przez całą ceremonię próbowałam zlokalizować Carlisle'a, lecz z negatywnym
skutkiem. Szczerze? Nawet zwątpiłam czy przyjechał i czy nadal chce się mną
zaopiekować. Na szczęście podczas stypy przyszedł do mnie z kondolencjami. Nie
było z nim Edwarda. Chociaż może to i nawet lepiej?...
Po raz ostatni sprawdziłam czy wszystko spakowałam, po czym zeszłam na dół,
żegnając się z moim już teraz starym domem. W holu stał wujek Cullen i uśmiechał
się szeroko. Dopiero teraz zauważyłam jak jest przystojny. Miał idealnie ułożone,
blond włosy, wielkie zielone oczy i perfekcyjną twarz nie posiadającą ani jednej
zmarszczki.
-Gotowa? - zapytał, gdy stanęłam obok niego.
- Tak, możemy ruszać. - wsiedliśmy do czarnego mercedesa Carlisle'a i odjechaliśmy
zostawiając moje stare życie za sobą.
- Bello, przepraszam, że tylko ja przyjechałem, ale Edward z Emmettem są na obozie,
a nie mogłem zostawić samej Esme, więc została z nią Alice. - zdziwiona
popatrzyłam na niego, gdy zauważył mój pytający wzrok, pokiwał niedowierzająco
głową. - Zgaduję, że Viktoria nie powiedziała Ci, że ponownie ożeniłem się i razem
zaadaptowaliśmy kolejną dwójkę nastolatków? - i dziwić się, że jej nie znoszę. -
Może Ci coś o nich opowiem? - zapytał, przytaknęłam głową. - Alice ma 19 lat, jest z
nami od kiedy skończyła 17. Wszędzie jest jej pełno. Zawsze ma wiele do
powiedzenia, nikogo i niczego się nie wstydzi i nie boi. Spotkałem ją w sierocińcu jak
była jakaś epidemia grypy, spędziłem z nią trochę czasu, od razu się w niej
zakochałem. Zdradziła mi, że jej największym marzeniem jest projektowanie, więc
nie chciałem, aby straciła tą szansę tylko dlatego, że jej rodzice nie mogli znieść presji
jaką jest rodzicielstwo. Teraz Alice od roku studiuje na Yale i dostała się na staż do
Elle, więc wszystko idzie po jej myśli. - uśmiechnęłam się szeroko, Carlisle jest
całkowicie różny od Victorii, aż się dziwie, że to rodzina. - Emmett jest typem
3
sportowca. Ma potężną posturę, lecz w rzeczywistości zachowuje się jak dziecko. Jest
takim naszym dużym miśkiem. On z Alice są rodzeństwem, więc nie chciałem ich
rozdzielać. Też dostał się na Yale i studiuje coś związanego z autami, wiesz że nie
znam się na takich rzeczach. Została nam jeszcze Esme. Jesteśmy razem od 4 lat od 3
mieszkamy razem a od 2 jesteśmy małżeństwem. Za miesiąc na świat przyjdzie nasz
mały brzdąc. - powiedział to z taką dumą jakiej nigdy nie słyszałam u nikogo innego.
- Mam nadzieje, że tyle na razie wystarczy. Chociaż wiem, że to nie zastąpi tych kilku
lat. - pokiwałam głową i sobie coś przypomniałam.
- Czyli Edward też jest adoptowany? - zapytałam z nadzieją w głosie.
- Tak, myślałem, że to akurat wiesz. - popatrzył na mnie.
- Nie wiedziałam.
- Bello, Edward bardzo się zmienił w ciągu ostatnich trzech lat. – popatrzył na mnie
smutno. - Nigdy nie widzę go dwa razy z tą samą dziewczyną, wykorzystuje je a
później porzuca. Nie mogę na to nic poradzić, gdy z nim rozmawiam kiwa głową, że
rozumie a później znowu jest to samo. Chciałem dać mu szlaban, ale nie mam nawet
wymówki za co. Ma świetne oceny i pomaga w domu. - Czy na prawdę tak źle z nim
w ostatnich latach? Mam nadzieje, że nie. - Przed pogrzebem rozmawiałem z
prawnikiem twojej mamy. Victoria zapisała Ci wszystko, lecz będziesz mogła używać
tych środków, dopiero kiedy pójdziesz na studia, dokładniej na prawo. W innym
wypadku pieniądze zostaną przepisane na jakiegoś Jamesa. - wytłumaczył
- Co? - zapytałam zdumiona.
- Chyba nie za bardzo pałasz się, aby być prawnikiem? – pokiwałam głową. - Tak
myślałem, dlatego o nic się nie martw, otworzyłem w banku fundusz powierniczy dla
Ciebie i jeszcze konto, na którym będziesz miała pieniądze na takie tam bzdety jak
ubrania, kosmetyki wiesz te kobiece rzeczy.
- Dziękuje. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma za co. Zapisałem Cię do tej samej szkoły co chodzi Edward. Mam nadzieje,
że będzie ci pasować?
- Jasne, że tak. - ten człowiek więcej zrobił dla mnie miłych rzeczy w ciągu 15 minut
niż jak matka przez rok.
- Został już nie cały miesiąc wakacji, więc mam nadzieje, że znajdziesz coś do
robienia. Chłopaki wracają z obozu za tydzień, a Alice mówiła mi, że musi się z tobą
wybrać na szkolne zakupy i jestem pewny, że nie chodzi o podręczniki. - kiwnęłam
głową. - Powinnaś się zdrzemnąć przed nami długa droga.
***
Zaparkowaliśmy przed dużym, białym domem. Dochodziła 21, co tłumaczyło
zapalone światło w niektórych oknach.
- Jesteśmy na miejscu. - oznajmił mi Carlisle i uścisnął moją dłoń tym samym dodając
mi otuchy. Otworzyłam drzwi samochodu. Nie zdążyłam jeszcze z niego wysiąść a
coś małego przytuliło mnie wyrzucając z siebie słowa jak karabin maszynowy.
- Witaj Bello, jestem Alice. Nie mogę się doczekać aż się bliżej poznamy. Tak dużo
słyszałam o tobie. Na pewno będziemy przyjaciółkami. – ledwo odróżniałam słowa
jakie wypływały z jej ust. Carlisle miał rację mówiąc o jej zaraźliwym optymizmie.
-Cześć. - wydukałam.
4
-Chodź pokażę Ci twój pokój i musisz poznać Esme. - pociągnęła mnie w kierunku
drzwi, zdążyłam jeszcze usłyszeć śmiech blondyna, który w tej chwili zajmował się
moimi bagażami. Weszliśmy do pięknie urządzonego salonu. Po prawej stronie
znajdował się duży stół, na którym stał wazon z kwiatami. Na przeciwległej ścianie
wisiał dużych rozmiarów telewizor, a ustawiona pod odpowiednim kątem do niego,
kremowa kanapa, była zajmowana przez piękną, brunetkę.
- Esme to jest Bella. – przedstawił nas sobie Chochlik, gdy podeszliśmy do sofy.
- Witaj Isabello. Przytuliłabym Ciebie, lecz sama widzisz, że to raczej nie możliwe. –
poklepała swój brzuch, który był wielkich rozmiarów.
- Nic nie szkodzi proszę Pani. - uśmiechnęła się do mnie.
- Mów mi Esme skarbie, nie jestem aż tak stara.
- Dobrze. – do domu wszedł Carlisle, więc zostawiłyśmy ich samych. Alice właśnie
prowadziła mnie po schodach na drugie piętro. Chociaż jeszcze jej dobrze nie znam to
czuję, że ją polubię. Stanęłyśmy przed drewnianymi drzwiami. Nacisnęła klamkę i
moim oczom ukazał się pokój, mniejszy niż jaki miałam do tej pory, ale na pewno
przytulniejszy.
- Mam nadzieję, że Ci się podoba. Sama urządzałam. – przytuliłam ją mocno.
- Jasne, że mi się podoba. Dziękuję. – zaśmiała się.
- Edward powiedział mi, że lubisz kolor fioletowy, więc starałam się wykorzystać tę
informację.
- Tak lubię fioletowy. – uśmiechnęłam się. Pamiętał!
- Tutaj jest twoja garderoba. – pokazała w kierunku drewnianych drzwi. – Na razie
jest pusta, ale pójdziemy na zakupy, oczywiście jak będziesz chciała to się zapełni.
- Mam też swoje ubrania Alice. – przypomniałam jej.
- Wiem, ale jesteś w nowym miejscu i przyda ci się małe odświeżenie. –
wytłumaczyła mi.
- Dobrze, możemy pójść jutro jak będziesz miała czas. – oczy jej zaświeciły.
- Jasne, że mam czas. Na zakupy zawsze. – znów się uśmiechnęłam. – Zapomniałam
Ci powiedzieć. Łazienkę masz z Edwardem, ale możesz korzystać z mojej, mój pokój
pokaże Ci jutro. Na pewno jesteś zmęczona, więc zostawiam Cię samą. Jak będziesz
coś potrzebować będę w pobliżu.
- Dziękuje! – przytuliła mnie do siebie jeszcze raz i wyszła w podskokach z
pomieszczenia.
5
***
- No to od czego zaczynamy? - zapytałam Chochlika, gdy znalazłyśmy się w centrum
handlowym.
- Myślę, że od czegoś na imprezy- popatrzyła na mnie. - Zacznijmy od sukienek. Co
weekend są organizowane zabawy, na które na pewno zostaniesz zaproszona, więc
musimy kupić Ci sexy kiecki - pociągnęła mnie w kierunku sklepu o jakiejś
zagranicznej nazwie. – Tutaj mają najlepszy wybór w całym mieście. Robimy tak : idź
do przymierzalni ja zaraz przyniosę Ci kilka ubrań przymierzysz je i mi powiesz,
które wybierasz. – No i się zaczęło. Alice latała po całym sklepie, przynosząc mi
coraz to inne sukienki. Niektóre odrzucałam po samym zobaczeniu ich. Wreszcie
wybrałam kilka z nich i poszłyśmy do innego sklepu. Teraz brunetka pozwoliła mi
samej powybierać ubrania, więc uwinęłyśmy się szybciej. I tak wszędzie po kolei.
- Teraz do Victoria Secret. – pisnęła mi do ucha, nie próbowałam protestować i tak
wiedziałam, że nie wygram.
- Chyba nie myślisz, że to założę?! – zapytałam ją kiedy wręczyła mi kawałek
materiału upierając się, że to bielizna. Kto nosi takie rzeczy?
- Tak przymierzysz to a później całą resztę. – pokazała mi wieszaki, które
przechwyciła w swoje posiadanie, a szyderczy uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Nóg nie czuję. – powiedziałam, zapinając pasy i przyrzekając sobie w duchu, że
nigdy więcej nie pójdę z nią na zakupy.
- Nie marudź było fajnie. – odpaliła auto.
- Taa jasne. – mruknęłam pod nosem.
***
Minął tydzień odkąd przeprowadziłam się do Los Angeles. Alice wybrała sobie mnie
jako jej kolejną ofiarę i codziennie musiała jak to stwierdziła „robić mnie na bóstwo”.
Świetnie spędzam czas. Trzeba przyznać, że to moje najlepsze wakacje jak do tej
pory. Esme jest kochającą osobą, opowiadała nam jak poznała Carlisle’a i jak jej się
oświadczył. Właśnie siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy jakiś ckliwy serial, gdy
jakieś śmiechy dotarły do naszych uszu.
- To pewnie chłopcy przyjechali. – oznajmiła Alice i w ekspresowym tempie znalazła
się na zewnątrz. Po chwili do domu wtargnął wielki chłopak, z krótko obciętymi
włosami. Uśmiechnął się do mnie kiedy mnie zobaczył i porwał w niedźwiedzim
uścisku.
- Miło mi Cię poznać Bello. – powiedział. Chciałam się z nim przywitać, lecz
6
zabrakło mi powietrza.
- Emmett bo jej coś złamiesz. – usłyszałam Alice. Misiek upuścił mnie na podłogę.
Usłyszałam piękny dźwięk, odwróciłam się w kierunku jego źródła i wtedy go
zobaczyłam…
ROZDZIAŁ TRZECI:
Stał nonszalancko oparty o framugę drzwi. Wyglądał całkiem inaczej niż kiedyś.
Szczupły, wysoki, idealnie zbudowany. Twarz perfekcyjna jak u Carlisle'a aż dziwne,
że nie są spokrewnieni. Włosy jak zawsze sprawiające wrażenie, jakby nie miały
kontaktu od dawna ze szczotką, połyskiwały w różnych odcieniach brązu i miedzi, co
spowodowały odbijające się od nich promienie słońca. Pełne wargi, prosty nos i te
magnetyzujące w odcieniu zieleni, oczy. Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę na
co od razu się zarumieniłam, lecz on tego nie zauważył, ponieważ taksował mnie
wzrokiem, tak jak ja zrobiłam to przed minutą z nim. Z tego małego otępienia wyrwał
nas Carlisle, wchodzący do domu.
- Pewnie jesteście głodni. - stwierdził.
- Jasne! - przytaknął misiek.
- Zamówiłem pizzę, idźcie się rozpakować i zejdźcie do nas. - popatrzyłam na
kasztanowłosego, przytaknął i wziął swój bagaż, po czym poszedł w kierunku
schodów. Patrzyłam zdumiona za jego oddalającą się sylwetką. Nie widzieliśmy się
od trzech lat a on nawet nie powie głupiego cześć. Nie zaprzeczę, zabolało mnie to
okropnie. Przybrałam na twarz maskę i usiadłam z powrotem na kanapie obok
dziewczyn. Alice popatrzyła na mnie smutno. Uśmiechnęłam się do niej. Nie będę się
nim przejmować, to nie moja sprawa.
- Bells, jutro przyjedzie Jasper z Rosalie, więc pójdziemy wszyscy razem na imprezę
do Taylora Crowleya nad basenem, dobrze? - zapytała.
- Wiesz, że nie lubię takich rzeczy mówiłam ci o tym - przypomniałam jej.
- Pamiętam, ale na imprezie będzie dużo fajnych chłopaków i poznasz ludzi ze szkoły.
I tak się nie wymigasz! - oznajmiła, już miałam zaprzeczyć, kiedy zadzwonił dzwonek
do drzwi. Chochlik szybko pobiegł otworzyć, a Esme popatrzyła na mnie
współczująco.
Po chwili wszyscy siedzieliśmy w kuchni, jedząc pizze. No może nie wszyscy bo
Edward nie uraczył nas swoim towarzystwem. Alice wymyśliła na wieczór, że
urządzimy sobie seans filmowy. Rozsiedliśmy się w salonie i Emmett włączył jakąś
komedię. Co jakiś czas misiek, dodawał jakieś uwagi na temat głupoty niektórych
scen, że nawet Carlisle, zazwyczaj poważny, śmiał się, aż miał łzy w oczach.
Gdy kończyliśmy oglądać drugi, głupkowaty film, do pokoju wszedł miedzianowłosy
i oznajmił, że wychodzi i nie wie kiedy wróci. Po skończeniu się naszego małego
seansu, pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam do pokoju. Z nudów zaczęłam czytać
7
jakąś książkę i zasnęłam.
***
Obudziłam się, było jakoś po szóstej. Wykąpałam się i zeszłam do kuchni zrobić
innym śniadanie. Gdy kończyłam smażyć ostatniego naleśnika, usłyszałam jak drzwi
wejściowe zamykają się z trzaskiem. Zdziwiona poszłam do korytarza i stanęłam
twarzą, twarz z Edwardem.
- Cześć. – wyjąkałam. Nic nie odpowiedział tylko kiwnął głową, minął mnie i udał się
do swojego pokoju. Z o wiele gorszym humorem, zabrałam się za kończenie posiłku.
- Bello, nie musiałaś nic robić. – powiedział Carlisle, widząc przygotowane śniadanie.
- Ale chciałam. – uśmiechnęłam się. – Wstała już Esme? – zapytałam – Chciałabym
jej zanieść naleśniki, bo wiem, że teraz nie za bardzo może schodzić po schodach i
pewnie czeka, aż Emmett wstanie, aby ją znieść.
- Tak Bells wstała. Czyta jakąś gazetę. - odpowiedział.
- Zaraz wrócę – wzięłam tacę i poszłam do ich sypialni. Uśmiechnęłam się szeroko do
Esme, która odwdzięczyła mi się tym samym.
- Witaj Bello,
- Cześć, przyniosłam Ci naleśniki, mam nadzieję, że lubisz. – pokiwała głową,
postawiłam przed nią śniadanie. – Smacznego.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. – wyszłam z pokoju i wróciłam do Carlisle'a. Po zjedzeniu
posprzątałam i wróciłam do swojego pokoju. Wiem, że zaraz Alice wstanie i zacznie
mi szykować ubranie na wieczór, a później przyjedzie Rosalie z Jasperem, więc
korzystam z mojej chwili samotności. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w dźwięki
dochodzące z pomieszczenia obok, czyli łazienki mojej, która dzieliłam z Edwardem.
Słyszałam jak zakręca wodę i dźwięk otwieranych drzwiczek od kabiny prysznicowej.
Po dłuższej chwili, wszedł do swojego pokoju i zaczął słuchać różnych piosenek
ciągle nie mogąc się zdecydować na przesłuchanie jednej. Zatrzymał się na dłuższą
chwilę przy Lady Gadze „Love Dance”, lecz znów ją zmienił, wreszcie wybrał Ushera
„Yeah”. Zdziwiłam się dlaczego słucha takiej piosenki, lecz moje rozmyślania na ten
temat, przerwała Alice.
- Bello, za dwie godziny, przyjadą Hale’owie. Tak się cieszę, że poznasz Jaspera i
Rosalie.
- Ja też. – przyznałam szczerze.
8
- Może zejdziemy do Edwarda i Emmetta, którzy zeszli zjeść śniadanie, które nam
przyszykowałaś? – przytaknęłam, chociaż zrobiłam to niechętnie. Myśl o przebywanie
w jednym pokoju z osobą, która najwyraźniej za mną nie przepada nie za bardzo mnie
interesowała. Posłusznie zeszłam za chochlikiem do kuchni, w którym siedział tylko
miedzianowłosy, jedząc naleśniki. Uśmiechnęłam się widząc, że mu smakuje.
Nalałam sobie soku i usiadłam obok Alice, która zapytała się brata:
- Gdzie byłeś w nocy? Wiem, że nie było cię w domu.
- Powiedziałaś jej? – spytał mnie zły.
- Nic mi nie mówiła. – odpowiedziała za mnie Alice – Nie było Cię w pokoju –
wyjaśniła
- Nie twoja sprawa – odburknął.
- Co to za ton, braciszku? – zapytał misiek wchodząc do pomieszczenia, nie czekając
na odpowiedź, kontynuował. – Słyszałem Bells, że zrobiłaś dzisiaj śniadanie. –
uśmiechnęłam się do niego na potwierdzenie. – Edward, wiesz, że dzisiaj przyjeżdża
Rosalie?
- Wiem, nie dawałeś mi o tym zapomnieć przez cały obóz.
- To dobrze. – powiedział plując jedzeniem.
- Emmett! – Krzyknęła Alice. – Nie mów z pełną buzią.
- Aha. Edward pożyczyłem sobie od ciebie wodę kolońską. – Miedzianowłosy zrobił
zdziwioną minę, lecz nic nie odpowiedział.
- Rozmawiałeś z Rose? – zapytał chochlik.
- Nie mam wody kolońskiej. – wtrącił Ed.
- A ta buteleczka, obok żelu pod prysznic?
- Ta zielona? – misiek przytaknął – Pamiętasz jak kiedyś mieliśmy psa? To środek na
jego robaki. – nie wytrzymałam razem z Al zaczęłyśmy się śmiać na widok,
biegnącego i przewracającego się co drugi schodek Emma.
- Wracając do naszej rozmowy. – powiedziała do Edwarda Alice, lecz ten zignorował
ją, wyburczał jakieś podziękowania za śniadanie i wyszedł z kuchni. Brunetka
odwróciła się do mnie. – Nie wiem co z nim jest. Kiedyś taki nie był. – powiedziała
smutno
- Wiem.
***
9
Usłyszałam dźwięk wyłączanego silnika. Alice zapiszczała i zniknęła za wejściowymi
drzwiami. Uśmiechnięta poszłam za nią. Ze sportowego, czerwonego mercedesa
wysiadła piękna, blondynka i bardzo podobny do niej blondyn, któremu chochlik
rzucił się na szyję i pocałował. Podeszłam do nich nie pewnie.
- Rosalie, Jasper to jest Bella. – przedstawiła nas sobie Al, odrywając się wreszcie od
chłopaka.
- Cześć. – przywitał się blondyn. – Wreszcie mogę cię poznać. – wyznał, patrząc na
Alice, która tylko zachichotała.
- Hej. – przytuliła mnie Rose. – Miło mi cię poznać.
- Mi was również! – uśmiechnęłam się
- Rosalie! – krzyknął Emmett, pojawiając się w drzwiach razem z miedzianowłosym.
Podbiegł do dziewczyny i porwał ją w swoim niedźwiedzim uścisku.
- Może wejdziecie do domu? – zapytał zniecierpliwiony Edward, Emm zmierzył go
wzrokiem, ale ruszył nadal trzymając blondynkę w ramionach w kierunku wejścia.
Alice objęta przez Jaspera również podążyła za nimi, więc i ja zaczęłam iść, koło
nich. Czułam się jak piąte koło u wozu, chociaż nie byłam z tym sama, bo i Edward
nie miał nikogo, ale jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Patrzyłam na to jak
wielkim uczuciem siebie darzą. Czy i mnie kiedyś spotka coś takiego? Gdy tylko
zadałam sobie to pytanie, moje myśli podążyły do jedynej osoby, która na pewno nie
spełni, tego mojego, małego marzenia. Do Edwarda.
ROZDZIAŁ CZWARTY:
Podjechaliśmy pod duży, biały dom oświetlony milionami świateł. Powoli wyszłam z
taksówki, starając się nie upaść przez kilkunastocentymetrowe buty, które chochlik
kazał mi założyć.
- Boże Bello! - krzyknął Emmett. - Piłaś coś już? Chwiejesz się jak nie wiem co! -
popatrzyłam zła na Alice.
- Tylko mi nie mów, że nigdy nie chodziłaś w butach na obcasie! - uśmiechnęła się
złośliwe brunetka.
- Chodziłam, ale nie w tak wysokich! Nie chcę mieć na nagrobku napisane "Isabella
Swan - umarła przez natrętność przyjaciółki i jej manię wtykania nosa do szafy innych
ludzi!"
- Na nagrobku napiszą Ci co tylko sobie zapragniesz, ja będę miała: "Alice Hale -
pochowana żywcem!" - powiedziała to tajemniczym tonem, że wszyscy zachichotali.
Nadal chwiejnym krokiem weszłam za resztą do domu. Moi towarzysze poszli
potańczyć, a ja usiadłam przy barze i zaczęłam ich obserwować. Rosalie cały czas się
uśmiechała, pewnie Emm mówił jej sprośne rzeczy na ucho. Za to Jazz z Al,
10
przytuleni do siebie, poruszali się bardzo wolno, nic nie robiąc sobie z tego, że
muzyka nie pasuję do ich stylu tańca.
- Zatańczysz? – zapytał mnie śliczny, blondyn z niebieskimi oczami.
- Jasne. – co mi szkodzi? Weszliśmy na parkiet. Chłopak objął mnie w pasie i
przyciągnął do siebie.
- Jestem Mike Newton! A ty? Jesteś nowa nie widziałem Cię tu wcześniej?
- Bella Swan, przeprowadziłam się tutaj nie dawno.
- Aha. – uśmiechnął się zawadiacko. Tańczyliśmy jeszcze do dwóch piosenek, kiedy
Michael zaproponował, że może się czegoś napijemy. Zamówił dla mnie jakiegoś
drinka o śmiesznej nazwie. Usiedliśmy przy wolnym stoliku i zaczęliśmy rozmowę o
wszystkim i o niczym, podczas której wypiłam kilka kolejnych, kolorowych napojów
alkoholowych. Nagle zauważyłam jak niebieskooki zaczął przybliżać swoją twarz do
mojej. Nie odwróciłam się tylko zamknęłam oczy i czekałam aż mnie pocałuje. Zanim
to się wydarzyło usłyszałam głośny huk.
- Ona nie będzie twoją następną zdobyczą. – warknął Edward, który nagle pojawił się
koło nas.
- O co ci chodzi? Byłem pierwszy, znajdź sobie inną!
- O to mi chodzi, że ona jest moją kuzynką. Znasz zasady. – A więc to była tylko gra?
Gdyby nie alkohol we krwi na pewno rozpłakałabym się teraz i byłoby mi wstyd, że
dałam się tak łatwo nabrać. Poczułam, że ktoś prowadzi mnie w kierunku wyjścia.
- Bello, jedziemy do domu. Jesteś pijana! – usłyszałam Emmetta. Przytaknęłam. W
taksówce zasnęłam i obudziłam się przebrana w piżamę w moim pokoju. Głowa
pulsowała mi niemiłosiernie. Rozejrzałam się uważnie i zauważyłam, że nie byłam
sama. Ciemna sylwetka zaczęła się do mnie przybliżać i rozpoznałam w niej Edwarda.
Chłopak usiadł na krawędzi łóżka i nachylił się nade mną.
- Zrobił Ci coś? – zapytał, jakimś dziwnym tonem, a do moich nozdrzy dotarł zapach
piwa. Był pijany, inaczej na pewno by ze mną nie rozmawiał.
- Nie. – wyszeptałam.
- Nie powinnaś z nim rozmawiać. On wykorzystuje dziewczyny, a później je
zostawia. – prychnęłam.
- I kto to mówi? – jakby nie słysząc mojej uwagi kontynuował.
- Musisz mi obiecać, że już nigdy więcej nie będziesz z nim tańczyć, rozmawiać
nawet na niego patrzeć. Po prostu go ignoruj. – nie wiem co mnie podkusiło, to że
nadal jestem wstawiona czy to, że Edwardowi chociaż trochę na mnie zależy, ale
przyrzekłam mu to.
11
- To dobrze, a teraz idź spać. – powiedział po czym zniknął za drzwiami
***
Dzisiaj środa – pierwszy dzień nauki. Alice i reszta wyjechali na uniwersytet i
przyjadą dopiero w przyszłym miesiącu. Jako, że nie posiadam samochodu, zmuszona
jestem dojeżdżać do szkoły z Edwardem, który od pamiętnej imprezy nie odzywa się
do mnie. Zachowuje się tak jak ja mam się zachowywać względem Mike’a.
Siedziałam w kuchni i kończyłam jeść śniadanie, kiedy Ed wszedł do pomieszczenia.
Nie uraczył mnie żadnym spojrzeniem, tylko wziął batonika zbożowego i powiedział,
że czeka na mnie w aucie. Podróż do szkoły dłużyła mi się strasznie. Wreszcie
zaparkowaliśmy srebrne volvo na parkingu i rozdzieliliśmy się w swoje strony. Alice
wytłumaczyła mi jak dostać się do sekretariatu, więc szybko tam dotarłam. Wzięłam
plan szkoły i zajęć. Wiem, że każdą lekcję mam z miedzianowłosym, co oznacza, że
jestem skazana na oglądanie jego. Weszłam do Sali oznaczonej numerkiem 28 i
zajęłam miejsce pod oknem. Nie minęło wiele czasu, a klasa zaczęła się zapełniać.
- Mogę usiąść? – zapytała śliczna, blondynka patrząc na miejsce obok mnie.
- Tak. – uśmiechnęłam się do niej. – Bella Swan. – przedstawiłam się.
- Jane Brandon. – powiedziała, wyjmując podręczniki do historii, którą teraz właśnie
mieliśmy. – Jesteś nowa?
-Tak. Przeprowadziłam się miesiąc temu, mieszkam u Cullenów. – popatrzyła na
mnie zdziwiona, ale nic nie powiedziała. Po chwili do sali weszła wysoka,
ciemnowłosa nauczycielka. Miała około 50 lat.
- To Pani Cope. – wyszeptała moja nowa koleżanka. – Jest strasznie surowa, radzę Ci
z nią nie zadzierać, bo… - urwała, ponieważ do klasy wszedł Edward.
- Cullen co Ci mówiłam w zeszłym roku na temat spóźniania się?
- Nie wiem, zasnąłem w połowie pani kazania. – powiedział zajmując miejsce na
końcu klasy. Każdy stłumił śmiech, a wszystkie dziewczyny popatrzyły na niego
rozanielone, no może nie wszystkie bo Jane nie wyrażała żadnych emocji względem
młodego Cullena. Pani Cope cała czerwona, podeszła do jego stolika z plikiem kartek.
- Na jutro rozwiążesz, wszystkie te zadania. – pokiwał głową nadal nie wyglądając
jakby jej słuchał. – Ale to nie wszystko. – ciągnęła – opiszesz mi i się nauczysz
dokładnego życiorysu Abraham Lincolna oraz napiszesz 500 razy „ Nie będę się
spóźniał na lekcję historii”. – wszyscy, popatrzyli na niego ze współczuciem, ale on
nic sobie z tego nie robił i bawił się długopisem. Nauczycielka wciąż zła, wróciła na
swoje miejsce i zaczęła swój strasznie długi i nudny monolog.
12
***
Lekcje mijały spokojnie, na każdej jak i na lunchu siedziałam z Jane, która zapoznała
mnie z dwójką jej przyjaciół. Markiem - przystojnym i inteligentnym brunecie, oraz
Jackobem - wysokim, muskularnym indianinem, który podobnie do Jane robił
maślane oczy do Marka, dopiero później dowiedziałam się, że jest on gejem. Nie
zrobiło to na mnie wrażenia w Phoenix też było ich pełno. Opowiadała mi też różne
historię o nauczycielach, uczniach i szkole. W drodze na matematykę minęłam
Mike’a, którego starałam się ignorować tak jak polecił mi Edward, lecz na marne. Nie
mogłam się oprzeć, aby nie zmierzyć go wzrokiem na co on uśmiechnął się
diabolicznie. Teraz czekała nas ostatnia lekcja - wychowanie do życia w rodzinie. Z
tego co mi wiadomo, zajęcia prowadzone są przez Aro Volturi, który pada ofiarą
dowcipów uczniów z różnych klas. Zajęłyśmy ostatnią ławkę, obok okna i czekałyśmy
aż pojawi się nauczyciel. Zdziwiło mnie to, że Edward nie spóźnił się tym razem na
lekcję, siedział w kącie sali, słuchając mp4. Wszystkie dziewczyny patrzyły na niego
rozmarzone i mierzyły blond, lafiryndę obok niego. Po chwili pojawił się profesor.
Był on niskim, brunetem z lekka nadwagą. Widać było, że jest zdenerwowany. Zanim
usiadł na krześle, sprawdził dokładnie czy nic na nim się nie znajduję. Po chwili
wpatrywania się w nas, zaczął nawijać o aborcji. Jane wytłumaczyła mi, że to dopiero
pierwsza lekcja i nie będzie się na niej działo nic wielkiego. Co jakiś czas zadawał
nam różne pytanie, lecz nikt nie kwapił się aby udzielić mu na nie odpowiedzi. Gdy
zapytał po raz kolejny, chyba jakie mamy zdanie na temat zabicia dziecka
nienarodzonego, chłopak siedzący przed Edwardem zgłosił się. Nauczyciel wyraźnie
ożywiony, popatrzył na niego
- Tak?
- Czy gdyby Homo Sapiens naprawdę byli homo? Może dlatego wymarli? - zapytał, a
cała klasa zaczęła się śmiać.
- Homo Sapiens to ludzie! - odpowiedział lekko rozczarowany Aro.
- Ja nikogo nie oceniam. - wzruszył ramionami. Na szczęście zadzwonił dzwonek i
uwolnił nas od słuchania wykładu na temat sama nie wiem czego.
Gdy wychodziłam przed szkołę, podszedł do mnie jakiś chłopak.
- Edward kazał mi przekazać, że ma trening i nie może ciebie odwieść, chyba że
poczekasz na niego godzinę.
- Powiedz mu, że poczekam. -- zrobiło mi się smutno, tak trudno jest do mnie podejść
i powiedzieć te kilka słów? Jest aż tak wielkim palantem?
Poszłam do sali gimnastycznej, w której były zapisy na hip - hop. Od zawsze chciałam
go tańczyć, lecz Wiktoria mi zabraniała, że nic z tego nie osiągnę. Weszłam do niej i
aż mnie zatkało. Przy ustawionym na środku hali stoliku, siedziała młoda kobieta,
13
która zapewne jest wf-istką a kolejka do niej była bardzo duża, w większości składała
się ona z dziewczyn. Każda osoba podchodziła do ławki, podpisywała się i dostawała
płytę. Po długim czekaniu nadeszła moja kolej. Zapisałam się na zajęcia i dostałam
CD.
- Tutaj masz dwie piosenki, musisz sobie wybrać jedną i ułożyć do niej solówkę.
Twój termin wypada we wtorek. - podziękowałam i wyszłam z sali. Do końca
treningu zostało jeszcze 15 minut, więc wstąpiłam do biblioteki i wypożyczyłam kilka
książek. Wróciłam i oparłam się o volvo. Po 45 minutach, 127 przeczytanych stronach
i 4 odezwach mojego brzucha, domagającego się jedzenia, pojawił się
miedzianowłosy otoczony przez wianuszek dziewczyn.
Kompletnie je ignorując wsiadł do auta, poczekał aż ja uczynię to samo i odjechał z
piskiem opon.
ROZDZIAŁ PIĄTY:
Zmęczona opadłam na łóżko. Od kilku godzin próbuję wymyślić jakieś kroki do mojej
solówki. Na razie z marnym rezultatem. Edward wyszedł zaraz po szkole z domu, nie
przejmując się zadaniem jakie miał wykonać dla pani Cope. Carlisle z Esme,
wyjechali do jej rodziców i wrócą dopiero po porodzie.Obiecali, że poinformują nas,
kiedy mamy się pojawić w szpitalu oraz kazali nam, dokładniej mi pilnować domu.
Spragniona zeszłam do kuchni, aby napić się wody, a następnie pooglądać telewizor.
Po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi i śmiech jakiejś dziewczyny. Zaraz po
tym, w progu pojawił się miedzianowłosy, obejmując w pasie laskę, z którą siedział
na Wychowaniu do Życia w Rodzinie. Oboje zmierzyli mnie wzrokiem, odwrócili się
i wyszli nadal przytuleni do siebie.Poczułam potworny ucisk w klatce piersiowej.
Zignorowałam go i powróciłam do przerwanego zajęcia. Po oglądnięciu kilku
łzawych telenowel, a raczej wpatrywaniu się tempo w ekran telewizora i
zastanawianiu się co oni mogą tam robić tak długo, chociaż raczej się domyślałam,
wstałam z kanapy. Od razu moje przypuszczenia się potwierdziły. Edward i ta blond
lafirynda, w ogóle nie przejmowali się tym, że jestem w domu i mogę ich słyszeć.
Krzyczeli, jęczeli i wzdychali na zmianę. Do moich oczu napłynęły łzy. Ty idiotko! -
skarciłam się w myślach - nie łudziłaś się chyba, że się tylko całują? Szybko
założyłam słuchawki od mp4 i włączyłam jakąś piosenkę najgłośniej jak się
dało.Spróbowałam wsłuchać się w tekst tej piosenki, lecz nie mogłam się skupić.
Moje myśli ciągle wracały do tego co się dzieje w pomieszczeniu obok. Słone
krople,torowały sobie drogę wzdłuż moich policzków. Jak ja tęsknię za moim
Edwardem.Mam już dość tego dupka jakim się stał. Wiem, że gdyby nadal był taki
jaki był,nie chciałby być ze mną, ale samo to, że mnie nie ignoruję i nie zachowuję się
względem mnie opryskliwie, było o wiele lepsze od tego co jest pomiędzy nami teraz.
Im dłużej się zastanawiałam, dlaczego w ogóle interesuje mnie co robi
miedzianowłosy, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że moje uczucia
względem jego osoby się nie zmieniły. Nigdy nie sądziłam, że młodzieńcze
zauroczenie tak odbiję się na mnie w przyszłości i najgorsze jest to, że jest to miłość
nieodwzajemniona.
14
***
Dopiero przed północą, Lisa - czego dowiedziałam się z okrzyków rozkoszy Edwarda,
opuściła zadowolona nasz dom. Noc spędziłam na płakaniu i użalaniu się nad swoim
losem.
Miedzianowłosy udawał jakby nic się nie stało i przez całą drogę do szkoły jak
zawsze nie zwracał na mnie uwagi. Pierwsza lekcja -historia - minęła spokojnie, może
poza tym, że pani Cope zapytała zielonookiego, a ten odpowiedział prawidłowo na
każde jej pytanie. Nauczycielka z satysfakcją dała mu trójkę za rozwiązane zadania i
jedynkę za brak napisanych zdań. Kiedy on zdążył to wszystko zrobić?
***
Cały tydzień zleciał mi na układaniu tańca, odrabianiu zadań domowych i zagłuszaniu
dźwięków z pokoju obok. Edward nie próżnował, codziennie pojawiał się z coraz to
nowszą zdobyczą i zabawiali się aż do późnej nocy.Każdego dnia płakałam a moje
oczy, przypominały wyglądem zombie. Starałam się to zatuszować, szczególnie przed
Jane. Nie chciałam, aby ktokolwiek porównywał mnie do tych głupich lasek,
próbujących za wszelką cenę dobrać się do majtek miedzianowłosego. Podczas
lunchu, gdy Edward z nową lafiryndą wszedł do stołówki z trudem powstrzymałam
łzy. Myślałam, że Jane tego nie zauważy, ale jak zawsze nic z tego. Od razu jej
podejrzenia padły na Edwarda. Wyjaśniłam jej wszystko, chociaż nie było tego wiele.
Wysłuchała mnie, a co najważniejsze nie oceniała. Zaproponowała mi też, że mogę u
niej nocować, wiedziałam że skorzystam z tego zaproszenia i to wkrótce.
Nadszedł wtorek. W drodze do szkoły powiedziałam miedzianowłosemu,że muszę
coś załatwić i wrócę o godzinę później, a ten po raz pierwszy od dosyć dawna
odezwał się do mnie, wyjaśniając, że też wraca później. Lekcje minęły szybko, za
szybko. Zestresowana poszłam pod salę wf-iczną, gdzie tłum nastolatek, ubranych w
aż za bardzo skromne stroje, podskakiwał radośnie. Zajęłam miejsce na krześle i
czekałam na swoją kolej. Nie zajęło to dużo czasu. Każda dziewczyna, wchodziła tam
na co najwyżej 3 minuty, po czym wracała lekko zawiedziona.
- Isabella Swan? - zobaczyłam blond, wf-istkę, pokazującą mi ruchem dłoni, że mam
wejść do środka. Weszłam za nią do sali. Wszystko wyglądało identycznie jak w
zeszłym tygodniu, no może poza małym szczegółem.Przy stole stało jedno krzesło
więcej, a zajmował je nikt inny niż...Edward.Stanęłam zdezorientowana.
Miedzianowłosy nie patrzył na mnie, tylko bawił się swoim telefonem. Wyglądał na
znudzonego.
- Jesteś gotowa? - zapytała mnie blondyna, skinęłam głową,próbując sobie
przypomnieć, jakikolwiek krok z mojej solówki.
- Jaką piosenkę? - zapytał mnie chłopak, którego dopiero teraz zobaczyłam.
- Ushera. - wyjąkałam. Edward jakby porażony prądem,popatrzył na mnie z
15
zaskoczeniem odmalowanym na twarzy. Jak zawsze szybko zmienił zdziwienie na
obojętność i wrócił do przerwanego zajęcia. Jak przez mgłę usłyszałam dźwięki
dobiegające z głośników. Starałam się skupić na tańcu,a nie na greckim bogu
siedzącym przede mną. Gdy skończyłam wf-istka uśmiechnęła się. Zatańczyłam tylko
z dwoma małymi błędami, ale i tak byłam z siebie zadowolona.
- Nie! – rzucił krótko Edward. I to wszystko? Znów poczułam ten ucisk w klatce
piersiowej. Trenerka popatrzyła na niego zaskoczona.
- Czemu? – zapytała. – Jest jedną z najlepszych.
- Nie! – powtórzył. – Zawołaj następną!
Wyszłam z pomieszczenia, pozwalając łzom, spływać po mojej twarzy. Nie wiem
czemu, ale poczułam się odrzucona. Skoro blondyna twierdziła,że nie byłam zła,
dlaczego on nie chce mnie wziąć? Dotarłam do łazienki, gdy usłyszałam, że ktoś mnie
woła. Odwróciłam się i zobaczyłam, chłopaka który włączał muzykę podczas
przesłuchania.
- Pani Dwayer, kazała mi przekazać, że jesteś przyjęta.Próby są dwa razy w tygodniu.
W poniedziałki i czwartki. Obowiązuje strój zmienny. – uśmiechnął się do mnie i
wrócił do hali. Nie wiem już sama co mam zrobić. Od zawsze chciałam tańczyć, a
teraz nawet nie wiem czy to będzie przyjemne, gdy będę musiała robić to z osobą,
która mnie nienawidzi. Chyba dzisiaj będę spała u Jane.
***
Razem z Jane, siedziałyśmy kompletnie znudzone, na kolejnej lekcji Wychowania do
Życia w Rodzinie. Znów niestety poświęconej aborcji.
- Idziesz w sobotę na imprezę do Marka? – zapytała mnie blondyna.
- Nie wiem. Po ostatniej odechciało mi się w ogóle. – wyznałam szczerze. Oczywiście
wiedziała o co mi chodziło, bo opowiedziałam jej kiedyś o Mike.
- Chodź! Nie pozwolę Ci przez tego pedała zepsuć świetnej zabawy. Będziesz tam ze
mną, a ja znam fajnych chłopaków. – uśmiechnęła się zadziornie.
- Czy chcecie się podzielić czymś z klasą? – zapytał nauczyciel. Już miałam
odpowiedzieć, że nie, gdy przerwał nam dzwoniący telefon Edwarda.
Wsztyscy odwrócili się w jego stronę a on jak gdyby nigdy nic szeptał coś do telefonu.
Wreszcie zakończył rozmawiać spakował swoje rzeczy i poszedł do drzwi.
- Esme rodzi. – warknął do mnie. Pożegnałam się z Jane. Wyszłam z sali za
miedzianowłosym, zostawiając w tyle nadal rozbawioną klasę i pomału pogrążającego
się w depresję nauczyciela.
ROZDZIAŁ SZÓSTY:
16
W szpitalu zjawiliśmy się w rekordowym tempie. Pielęgniarka poinformowała nas, że
Esme znajduję się właśnie na sali wraz z Carlisle’m. Usiadłam w poczekalni i z
nudów zaczęłam czytać jakąś gazetę. Miedzianowłosy poszedł za moim przykładem i
zajął miejsce obok mnie. Spojrzałam na niego. Patrzył się bardzo zainteresowany na
sufit i bawił palcami u dłoni, wykręcając je w dziwnych kierunkach. Aż zżerało mnie
od środka, aby dowiedzieć się, dlaczego tak mnie potraktował wczoraj na
przesłuchaniu. Bałam się zapytać, a szczególnie jego reakcji. Odwrócił głowę, a ja
speszona szybko spuściłam wzrok lekko się rumieniąc. Czas dłużył mi się strasznie. Z
nudów patrzyłam na mijających mnie ludzi. Wreszcie po około 2 godzinach pojawił
się Carlisle z wielkim uśmiechem i dumą wyraźnie odmalowaną na twarzy.
- To dziewczynka! – krzyknął do nas. Zachichotałam. Znałam płeć dziecka odkąd
pojawiłam się w Los Angeles, lecz Esme wyjaśniła mi, że Carlisle nie chce wiedzieć
dopóki nie zobaczy na własne oczy.
Przytuliłam go do siebie.
- Kiedy będziemy mogli ją zobaczyć? – zapytałam.
- Chciała spędzić chwilę z dzieckiem, więc ją zostawiłem. - powiedział spokojnym
tonem. – Wiesz te poporodowe humorki. – mruknął pod nosem.
Nareszcie mogliśmy wejść do sali i zobaczyć się z Esme. Półleżała na łóżku,
trzymając na rękach ślicznego, małego bobasa. Widać było jak bardzo jest zmęczona,
lecz najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. Była taka szczęśliwa.
- Mogę ją potrzymać? – zapytał Edward, patrząc czule na małą. Zazwyczaj wyglądał
na takiego ostrego, nie przejmującego się niczym debila, a teraz? Popatrzyłam na
niego zszokowana, lecz najwyraźniej jego to nie obchodziło. Brunetka skinęła głową,
na co miedzianowłosy szybko pojawił się koło niej i pomału wziął od niej dziecko.
Wyglądali razem uroczo. Wreszcie odkąd tutaj przyjechałam zobaczyłam jak Edward
się uśmiecha, kołysząc delikatnie niemowlę w ramionach.
- Jak ją nazwiecie? – spytałam, aby obudzić się z tego mojego małego zafascynowania
jego osobą.
- Jeszcze nad tym myślimy. – wyszeptał Carlisle. – Może macie jakieś propozycję?
- Nie wiem, może La…
- Heidi. – przerwał mi Ed.
– Kojarzy mi się z jakąś lafiryndą. - oznajmił blondyn.
- A mi się podoba. – oświadczyła Esme. - Heidi. – powtórzyła pod nosem. – Pasuję mi
do niej. Jak myślisz? - spojrzała na mnie.
- Zgadzam się z tobą. – Ciekawe czy to nie imię żadnej z jego „dziewczyn”. Drzwi
17
otworzyły się i ujrzeliśmy w nich sylwetkę pielęgniarki, która wyprosiła nas,
ponieważ Esme potrzebuję odpoczynku.
***
Jasper, Alice, Rosalie i Emmett pojawili się następnego dnia. Oczywiście chochlik
wymyślił, aby zorganizować imprezę dla Heidi - do której imienia wreszcie przekonał
się Carlisle. Zaplanowała ją na sobotę i ma przyjść na nią też kilka uczniów z naszej
szkoły. Siedzieliśmy właśnie na kanapie w salonie, gdy do domu weszli chłopaki,
którzy zniknęli, aby pograć w football. Oczywiście Emm wparował z takim hałasem
do pomieszczenia, że mała zaczęła płakać.
- Widzisz co zrobiłeś idioto? – warknął Edward pojawiając się w pokoju zaraz za nim.
- Nie to nie to. – uspokoiła go Esme. – Jest po prostu głodna. – to powiedziawszy,
podciągnęła bluzkę i zaczęła ją karmić.
- Wow! – wyrwało się z ust chłopaków. Popatrzyłam na nich karcącym wzrokiem, ale
nie ja jedna. Alice wstała i wyprowadziła ich z salonu. Dało się słyszeć jeszcze jak
brunetka, prawi im kazanie i ich próby protestu, lecz najwyraźniej nie pozwalała im
dojść do słowa. Powrócili na swoje miejsce. Al wyraźnie z siebie dumna zajęła fotel i
popatrzyła na nich ponaglająco.
- Esme. – zaczął Jasper. – Edward chciałby cię o coś zapytać! – miedzianowłosy
rzucił mu groźne spojrzenie. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.
- Czy to boli? – zapytał zadowolony.
- Nie, tylko na początku bolało.
- Okey. – uśmiechnął się triumfalnie i szturchnął Jazza. – Jasper!
- Ja… jak.. często… możesz to robić? – wyjąkał wreszcie blondyn.
- Tak często jak będzie trzeba. – wyjaśniła.
- O ja mam fajne! – oznajmił podniecony, tym faktem osiłek.
- Tak? – zapytała Alice
- Czy jak w jedną dmuchnie, to czy druga się powiększy? Auuuu! – krzyknął. – Za
co? – spojrzał niewinnym wzrokiem na Rose, która uderzyła go w tył głowy. – Alice
kazała nam zadać pytania na temat karmienia piersią, więc się zapytałem. –
usprawiedliwiał się misiek.
- Chodziło mi o przyzwoite pytania, a nie zboczone. – warknęła brunetka. – Takie jak
Edwarda i Jaspera. – przeniosłam na nich wzrok. Obaj cali czerwoni na twarzy, aż
18
krztusili się od powstrzymywania śmiechu.
- Miały być też takie jakie nas interesują! Nie moja wina, że to mnie interesuję! –
brnął w to dalej Emm.
- Tak twoja. Chyba nie nasza, że interesują cię same zboczone rzeczy!
- Ale… - zaczął. - Auu! Przestaniesz to robić? To boli! – powiedział wkurzony
misiek, patrząc złowrogo na Rosalie.
- A ty przestaniesz? – zapytała wkurzona blondynka, również torpedując go
wzrokiem. Po chwili ich spojrzenia zmieniły się na pełne rządzy i oboje wyszli w
przyśpieszonym tempie z pokoju. Nie wytrzymałam zaśmiałam się, a Esme pokiwała
niedowierzająco głową.
***
- Hej Jake! – krzyknęłam na chłopaka, aby się zatrzymał. Zmieniałam właśnie książki
w szafce na następną lekcję, gdy go zobaczyłam.
- Cześć mała! – uśmiechnął się przytulając mnie z całej siły.
- Chciałam się zapytać czy wpadniesz do nas na imprezę w sobotę. Jest ona
połączeniem oblewania początku roku szkolnego, jak również narodzin małej.
- Niestety nie mogę. W sobotę mam przesłuchanie.
- Przesłuchanie? – popatrzyłam na niego. – Do czego?
- Do roli strażaka w jakimś serialu. Wiesz będzie dużo ładnych chłopaków. – mrugnął
do mnie. Zaśmiałam się.
- Szkoda. Jak się wyrobisz to wpadnij. Impreza zaczyna się o 15, ale to dla Heidi.
Około godziny 19, Esme z Carlisle’m pojadą do jej rodziców i przyjadą dopiero w
niedzielę, więc wtedy według planu Alice zaczyna się kolejny etap. Tym razem dla
starszych. – zachichotał.
- Może mi się uda, ale casting jest o 18 a jest dużo chętnych, więc nie wiem. Postaram
się, a teraz wybacz Ciacho na trzeciej. - poszedł w kierunku męskich toalet za nic nie
spodziewającym się Markiem.
Matematyka minęła szybko. Za szybko. Tak, dzisiaj felerny czwartek co oznacza, że
rozpoczyna się moja przygoda z tańcem. Weszłam do przebieralni wraz z grupką
dziewczyn, które znam z widzenia ze szkoły. Szybko przebrałam się w szare spodnie
do jogi i żółtą za dużą o dwa rozmiary koszulkę. Na sali wszystkie usiadłyśmy na
krzesełkach. Nie minęło dużo czasu, a na halę wszedł Edward. Był on ubrany w luźne
19
dresowe spodnie i ciemny t-shirt. Zmierzył wszystkie dziewczyny wraz ze mną
wzrokiem i stanął na przeciwko zajmowanych przez nas miejsc.
- Dzisiaj są pierwsze zajęcia z hip-hopu, dla niektórych ostatnie. – powiedział zimnym
tonem. – Nie myślcie sobie, że tańczyć każdy potrafi, ponieważ nauczy się kilku
kroków. Tańcem macie wyrażać siebie i to co czujecie w tej chwili. Jeżeli nie masz
poczucia rytmu, wrażliwości, gibkości i dobrego kontaktu z własnym ciałem nie myśl,
że komukolwiek zaimponujesz. Jeżeli któraś z was zmieniła zdanie i myśli, że nie uda
jej się to radzę wyjść niż przeszkadzać innym. – żadna z dziewczyn nie opuściła
swoich miejsc tylko tempo wpatrywała się w Edwarda. – Dobrze. A teraz kilka zasad!
Po pierwsze strój zmienny to nie mini, obcisły top czy szpilki. – pokazał na jakieś
dwie brunetki. – Radzę iść się przebrać, a tak ubierać się do klubu „Go Go” czy na
cokolwiek innego. – dziewczyny wyszły całe czerwone z sali. – Po drugie, macie czas
do końca miesiąca, aby zrobić szpagat. W każdy wtorek i czwartek, będziemy się do
niego rozciągać przez godzinę a następną spędzimy na ćwiczeniu kroków. Jeżeli ktoś
nie będzie go potrafił zrobić wypada. A teraz cos na temat konkursów. Pod koniec
semestru jest jeden, na który będziemy się przygotowywać. Dotyczy on zespołów
takich jakim mam nadzieję się staniemy. W połowie drugiego półrocza jest konkurs,
na którym wystąpią dwie z was razem ze mną do tańca z jakiegoś teledysku. Na moje
nieszczęście wybierze was Pani Dwayer a nie ja sam. Jak nie ma żadnych pytań to
zaczynamy.
To były dwie najbardziej bolesne godziny w moim życiu. Edward po jego jakże
długim przemówieniu rozpoczął rozgrzewkę do szpagatu, który moim zdaniem był
wbrew naturze. Gdyby Bóg chciał abyśmy tak szeroko rozstawiali nogi, na pewno
obdarzyłby nas takim talentem, nie?
Wsiadłam właśnie do czarnego Forda Esme, która mi kazała nim jeździć, ponieważ za
wszelką cenę prosiłam ją, aby nie kupowała mi samochodu. Szczerze to było mi to
całkowicie na rękę. Nie będę musiała tyle czekać, aby wrócić do domu, a przy okazji
nie wydadzą na mnie ani centa poza pieniędzmi na benzynę. Usadowiłam się
wygodnie. Każdy mięsień mojego ciała dawał mi o sobie znaki. Nie wiem jak moje
ciało zniesie kolejne tak męczące treningi. Edward nie dawał nam żadnych taryf
ulgowych. Nie traktował nas jak amatorów, tylko jak profesjonalistów, którzy są
przyzwyczajeni do pracy tak wielu mięśni na raz. Rozmasowałam jeszcze raz mój
kark i odjechałam w kierunku centrum handlowego, w którym muszę się spotkać z
Alice.
***
Zgodnie z planem Alice, gdy tylko skończyła się zabawa dla Heidi i Esme z
Carlisle’m opuścili mieszkanie, zaczęła się prawdziwa impreza. W ciągu pół godziny
dom był zapełniony po brzegi. Siedziałam wraz z Jane i Markiem w kuchni, ubrana w
niebieską, obcisłą sukienkę do kolan i czekałam aż to wszystko się skończy. Niestety
jak zawsze wszystko jest przeciwko mi i nagle Al przypomniała sobie o moim
istnieniu.
20
- Bella! – krzyknęła, przedzierając się przez tłum. Miała na sobie czarną spódniczkę i
biały top, a jej włosy jak zawsze odstawały w każdą stronę. – Dlaczego nie tańczysz?
– zapytała.
- Dobrze wiesz, że moje mięśnie nie zniosą tak dużego wysiłku. – przypomniałam jej.
- To może zagramy w coś? – zasugerowała. I nie czekając na odpowiedź wybiegła z
pomieszczanie.
Po chwili wróciła z Jasperem i Edwardem, którzy widać było, że są lekko
zdezorientowani. Zaraz za nimi wszedł Emmett z Rosalie i Jake.
- Hej Jacob! – podeszłam do niego. – Dlaczego nie jesteś na przesłuchaniu?
- Nie moja wina, że nie jestem podstarzałą murzynką i czasami chodzę na złe
przesłuchania. – uśmiechnął się do mnie.
- Dobra koniec tych pogaduszek! – zarządziła Alice. - Jako, że kilka osób nie ma
zamiaru samemu się dobrze bawić na imprezie, wymyśliłam, że zagramy w jakąś grę.
Macie do wyboru Twistera, Butelkę i Pytanie lub Wyzwanie, chyba, że ktoś ma inne
propozycje. – popatrzyła na nas. – Nikt?! To dobrze, która wybieracie?
- Ja nie gram. – odezwał się Edward.
- Grasz i nie ma mowy, abyś się z tego wykręcił! – krzyknęła. – Mógłbyś chociaż raz
nie być takim egoistą, zadufanym w sobie i pograć z własną siostrą, którą widujesz
bardzo rzadko? – Chyba Al trochę poniosło, bo miedzianowłosy, zdziwiony jej
zachowaniem zgodził się zagrać. – Wybierzecie wreszcie tą grę? – zapytała
zdenerwowana.
- Alice uspokój się, zagramy w Pytanie i Wyzwanie. – powiedziała Rosalie,
podchodząc do niej i ją przytulając. – brunetka uśmiechnęła się i kazała nam usiąść w
kole.
- Ja zaczynam. – obwieściła uradowana. – Emmett, pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Dobrze. – zastanowił się przez chwilę. – Jutro będziesz modelką w moim małym
pokazie mody. Założysz wszystko co dla ciebie wybiorę.
- Wiedziałem, że nie powinienem robić tego jak byłem mały.
- Twoja kolej! – Alice uśmiechnęła się do niego i pokazała mu język.
- Rosalie, pytanie czy wyzywanie?
- Pytanie! – osiłek pochylił się i wyszeptał jej coś do ucha na co blondynka
zarumieniła się wściekle.
21
- Tak!
- Ej trzeba na forum! – krzyknął chochlik wyraźnie ciekawy.
- Gdzie masz napisany regulamin? – zapytał Emmett.
- Niech ci będzie. Właśnie zmieniłam zdanie i stwierdziłam, że będziesz jutro chodzić
w bardzo ładnej, koronkowej bieliźnie. – Mięśniak jęknął, a my zaśmialiśmy się z
jego miny. – Rosalie. – popędziła ją brunetka.
- Jane pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie. – odpowiedziała zdecydowanie.
- Ściągnij stanik i pomachaj nim nad głową! – zarządziła. Jane, wstała i zaczęła
wykonywać bardzo dziwne manewry, aby odpiąć biustonosz spod ciasnej bluzki.
Wreszcie jej się to udało i zaczęła nim wymachiwać nad głową. Emmett zagwizdał, a
Marek wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami.
- Marek pytanie czy wyzwanie? – zapytała bruneta.
- Pytanie.
- Mięczak. – krzyknął Emm. Chłopak zignorował go i czekał na decyzję Jane.
Blondynka tak samo jak przedtem Emmett zapytał Rosalie, schyliła się i zaczęła
szeptać coś Markowi na ucho. On uśmiechnął się szeroko i pokręcił przecząco głową.
- Bella, pytanie czy wyzwanie? – zapytał mnie brunet.
- Wyzwanie.
- Pocałuj Jacoba!
- Fuj! Nie pocałuje jej! – wszyscy popatrzyli na niego – No wiecie o co mi chodzi.
Ona jest dziewczyną nie zrobię tego. To jest blee. – no tak. Przecież to gej.
- Dobra Jake, nie ciebie pocałuje. – rozejrzał się dookoła. – Pocałuj Edwarda!
- Co?! – krzyknęliśmy obydwoje.
- Nie pocałuje jej. Jest moja kuzynką!
- Dobrze wiemy, że nie jesteście rodziną. – stwierdziła Jane. Pożałuje tego później.
Pamiętaj Bella, bierz pytanie na następny raz.
– No dawać! – ponagliła Rosalie. Popatrzyłam z nadzieją na Alice, lecz ta tylko
pokręciła głową.
22
Przybliżyłam się do niego.
- Tylko nie ma to być zwykły buziak, tylko taki prawdziwy z języczkiem. – Emmett
jak zawsze musiał coś dodać. – Sami wiecie, po co wam to mówię?!
- Zamknij się wreszcie. – skwitował to Jasper. Popatrzyłam na Edwarda, który
zamknął oczy z wielkim grymasem na twarzy. Przekręciłam twarz, abyśmy nie stykali
się głowami i pocałowałam go. Nie wiedziałam do końca co mam robić, więc zdałam
się na niego. Smakował jak jabłko, cynamon i alkohol. Gdy się od siebie oderwaliśmy
miałam lekko przyśpieszony oddech. Cała czerwona na twarzy wróciłam na swoje
miejsce. Edward wpatrywał się zainteresowany w swoje dłonie. Alice obserwowała
mnie wyraźnie zainteresowana.
- Dobra. Jake, pytanie czy wyzwanie? – przerwałam tą ciszę.
- Wyzwanie. – uśmiechnął się do mnie.
- Jutro będziesz drugim modelem na pokazie Alice. – Jacob w przeciwieństwie do
Emmetta był bardzo zadowolony z zadania.
- Edward, pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie.
- Z iloma dziewczynami spałeś w tym tygodniu? – miedzianowłosy popatrzył na niego
surowym wzrokiem.
- Nie wiem. – Alice z Rosalie, wymieniły niezadowolone spojrzenia. – Z około
sześcioma! Jasper, pytanie czy wyzwanie?
- Wyzwanie.
- Wyjdź na środek parkietu i zatańcz taniec erotyczny dla Alice. – chłopak wstał
uśmiechając się szeroko i pomógł zrobić to samo Al. Wyszli z kuchni, a my zaraz za
nimi. Wszyscy zrobili im miejsce, a Jazz zaczął tańczyć. To było gorące. Po raz
pierwszy widziałam, żeby Alice była zawstydzona.
- Ja idę, nie chcę się na to patrzeć. – wyszeptała mi na ucho Jane.
- Ja też. Chodźmy do mnie do pokoju! – weszliśmy do mojej małej oazy. Dźwięki
muzyki, były tutaj trochę zagłuszone, więc nie trzeba było krzyczeć, aby siebie
usłyszeć. Opadłam na łóżko, a po chwili blondynka zrobiła to samo.
- Bello! – do pokoju wpadła zdyszana i nadal lekko zarumieniona Alice. – Czy
możesz mi wyjaśnić co się działo na dole przed chwilą.
- Nie wiem Al. Wyszłam, bo nie chciałam się patrzeć na ten taniec Jaspera.
- Nie o to mi chodzi. Chodzi mi o pocałunek. – na samo wspomnienie zrobiłam się
23
czerwona.
- Pocałunek jak pocałunek. To tylko rozkaz, nie?!
- Mnie nie nabierzesz. Widziałam jak się na niego patrzysz, a później jak się
całowaliście. – zakryłam głowę „jaśkiem” nie chcąc tego słuchać.
- Bells, Alice powinna wiedzieć, że Edward ci się podoba! – stwierdziła Jane,
zabierając mi poduszkę.
- Wiedziałam! – krzyknął chochlik. – Co zamierzasz z tym zrobić? – zapytała już
trochę spokojniej.
- A jaki mam wybór?
- No to tak! Podniecić Edwarda do czerwoności, że nie będzie się patrzył na inne
dziewczyny. Siedzieć na dupie i ignorować uczucie jakie jest pomiędzy wami.
- Al to się nie uda.
- Zaufaj mi. Jak wyjadę, Jane będzie mnie zastępować. Muszę porozmawiać z
Jasperem i Emmettem, Jane chodź ze mną musimy wszystko omówić. – pociągnęła ją
za rękę i wyprowadziła z pokoju, zostawiając mnie samą.
ROZDZIAŁ SIÓDMY:
Leżałam w poprzek łóżka i tępo wpatrywałam się w sufit. Alice nie wtajemniczyła
mnie w jej plan, tłumacząc się, że jest jeszcze niedopracowany. A co w nim
dopracowywać? I tak jest mała szansa na to, że będę w stanie go wykonać, albo żeby
się udał. Zamknęłam oczy czując, że z mojej bezsilności zaraz się rozpłaczę. Zawsze
nabijałam się z tych pustych lasek, które cięły się przez to, że zostawił je chłopak lub
z nieodwzajemnionej miłości. Teraz, gdy znalazłam się w takiej samej sytuacji chyba
zaczęłam je rozumieć.
Usłyszałam huk dochodzący z dołu, więc postanowiłam, że najwyższa pora wstać.
Zwlekłam się z materaca. Ubrana w zwykły dres i koszulkę z nadrukiem, weszłam do
kuchni. Od razu zobaczyłam co było źródłem dźwięku. Jasper stał przy kuchence i
próbował zatamować coś co znajdowało się w patelni, przykrywając go zapewne tym
co było pod rękom – w tym przypadku garnkiem. Gdy mnie zauważył, lekko się
speszył.
- Cześć – przywitałam się.
- Hej! – odpowiedział.
- Co robisz? – zapytałam ciekawa, usiadłam na krześle czekając na jego wyjaśnienia.
- Popcorn – i dla potwierdzenia wyłączył gaz i wsypał czarną, zwęgloną kukurydzę do
24
miski.
– Zapomniałem o pokrywce – wytłumaczył. – i o tym, że trzeba co jakiś czas poruszać
patelnią. - Zachichotałam.
- Po co ci popcorn? Jest dziesiąta rano? Nie powinieneś jeść dopiero śniadania?
- Jak za dużo wypiję, to później mam ochotę na tego typu rzeczy – dziwne, nie
widziałam, aby wczoraj cokolwiek pił.
- Gdzie reszta?
- Alice z Emmettem na zakupach, Rose i Edward mają kaca i oboje umierają w
swoich łóżkach, zapewne żałując wszystkiego co robili poprzedniej nocy.
Zaśmiałam się, wyobrażając jak się czują. Od ostatniej imprezy postanowiłam nie
tykać niczego alkoholowego, więc poranny kac na szczęście mnie ominął.
- W szafce drugiej od okna jest popcorn, którego daje się do mikrofali i nie musisz nic
więcej robić – przypomniałam sobie, na co blondyn uśmiechnął się szeroko. Gdy on
ponownie zabrał się za robienie kukurydzy, ja zaczęłam przygotowywać śniadanie. Po
chwili do kuchni wparowała Alice z Jacobem, uśmiechając się szeroko.
- Cześć mała! – przywitał się Jake, zabierając mi z talerza tosta, za co posłałam mu
mordercze spojrzenie.
- Jeżeli wszystko dobrze pójdzie to za dwie godziny będziecie mogli obejrzeć mały
pokaz – zaszczebiotał chochlik - Emm weź swoją wielką dupę i obudź Rosalie, będzie
mi potrzebna! – krzyknęła. Osiłek najwyraźniej zajmował się czymś w salonie, bo
dało się słyszeć wiązankę przekleństw i jego głośne kroki.
- Jakim cudem udało ci się wyciągnąć go rano z łóżka? – zapytał Jacob, Alice
- Powiedziałam mu, że jak ze mną nie pojedzie sama wybiorę dla niego ubrania, a tak
ma przynajmniej szansę na dwa veta. Żałuj, że nie widziałeś… - przerwał jej głośny
jęk.
W progu stała wyraźnie zła Rosalie. Włosy miała zgarnięte w niechlujnego kucyka,
worki pod oczami i za duża koszulka tylko dopełniały całego wyglądu, że tak to
nazwę - żula. Za nią stał uśmiechnięty Emmett.
- Wyglądasz okropnie – stwierdziła Al. – Kupiłam ci tą mieszankę na ból głowy,
powinno ci pomóc jak ostatnio, tylko przestań patrzeć na mnie tak złowrogo.
- Nie jest zła na ciebie, tylko na mnie – poinformował ją Emm. – Wiesz Rosalie nie
lubi przegrywać.
- I nie przegrałam – warknęła.
25
- Jesteś zła i nie pozwoliłaś mi się przytulić rano, a to oznacza tylko jedno: masz
dzisiaj t o co kobieta ma co miesiąc – powiedział takim tonem jakby odkrył coś
ważnego dla świata.
- Wydaje ci się, że znasz mnie lepiej niż ja znam ciebie.
- Bo tak jest – zapewnił misiek. – Zawsze zjadasz parzystą liczbę tik-taków.
Właściwie dlaczego?
- Co? Nie prawda! – wydarła się blondynka. – Chcesz się przekonać, że znam więcej
rzeczy na twój temat i twojej rodziny, niż ty na mojej i mnie?
- Ha! – krzyknęła Alice. – Mam pomysł. Pokaz mody będzie przesunięty na termin
późniejszy. Jacob pomożesz mi z Jasperem, musimy wszystko zorganizować. To
będzie jeszcze bardziej ciekawsze niż to co mieliśmy zrobić.
- Widzisz do czego doprowadziłaś? Włączyłaś jej ten porąbany silniczek, czy co to
jest – powiedział Emmet, gdy Alice z chłopakami opuściła pokój. – Jestem ciekawy
co wymyśli tym razem.
***
- Rosalie usiądziesz przy tym stole, Emm przy tamtym – dyrygowała wszystkich
brunetka.
- Wiesz Alice, że to wcale nie jest potrzebne? – zapytała Rose, zapewne starając się
jakoś wyplątać z tego wszystkiego. Chochlik zignorował ją i rozkazała Emmettowi
położyć zacny tyłek na taborecie, aby mogła zobaczyć czy wszystko jest tak jak
planowała.
Siedziałam na kanapie w salonie, ściśnięta pomiędzy Jasperem i Jacobem, bo Edward
zajął całą drugą sofę. Uśmiechałam się z pomysłów Al. W ciągu godziny, pokój
zmienił się diametralnie. Wszystkie fotele, pufy, stoliki, sprzęty i itp. były odsunięte
pod ścianę. W centrum pomieszczenia, równolegle do siebie zostały postawione dwie
ławki, a do nich przystawione zostały po dwa krzesła. Brunetka chciała stworzyć coś
na kształt teleturnieju. Gdy usatysfakcjonowana usadowiła zawodników na miejsca,
odwróciła się do nas i puściła mi oczko.
- Edward jesteś w drużynie Emma, a Bella, Rose – oznajmiła dumnie.
- Co?! – krzyknął prawie zlatując z kanapy. Po chwili skrzywił się i złapał za głowę.
- Nie zaczynaj znowu, tylko zajmij miejsce. – chłopak z ociąganiem spełnił jej
zachciankę, pewnie nie był w stanie wykłócać się dalej.
- Co ciebie ostatnio wzięło na jakieś gry? – zapytał zły. Pokazała mu język i
popatrzyła na mnie wyczekująco.
26
- Alice, ale ja nie będę pewnie znała żadnej odpowiedzi na pytanie – powiedziałam
- Siadaj! – burknęła. Zajęłam miejsce obok blondynki, a chochlik kontynuował. – Gra
polega na tym, że ja zadaje pytanie, za każdą prawidłową odpowiedź dostajecie jeden
punkt. Drużyna z największą ilością punktów wygrywa. Logiczne nie? – spojrzała na
nas jak na osoby z jakąś chorobą psychiczną. – Wygrana drużyna daje karę przegranej
i muszą ją wykonać. Rosalie daje Emmettowi, Edward Belli, czy na odwrót. Dobra
zaczynamy! – zapiszczała i zaklaskała w dłonie. Jasper z Jacobem zaśmiali się za co
posłaliśmy im mordercze spojrzenia. Alice wyciągnęła z kieszeni plik małych,
prostokątnych karteczek. – Dziewczyny zadaję wam pierwsze pytanie: Jakie zjawisko
wprawia, że Emmett jak sam się do tego przyznaje robi w gacie? – zapytała.
- Michael Courtney! Król tańca! – krzyknęła Rosalie.
- Zdobywacie punkt! – powiedziała zapisując coś na jednej z karteczek. - I nie musisz
krzyczeć.
- Ten śmieszny gościu? – zapytał Jacob, Emma.
- Macha nogami, jakby nie były połączone z ciałem – wytłumaczył mu, gestykulując
przy tym rękami.
- Chłopaki, pytanie do was. Oto ono: W zeszłym roku mama Esme obchodziła 65
rocznicę urodzin. Oboje byliście na imprezie. Jak nazywała się babcia Heidi?
- Bunia? – zapytał Emm, Edwarda.
- Miała imię – wybełkotał w odpowiedzi młody Cullen i przejechał z frustracji po i
tak już zmierzwionych włosach.
- Monica! – krzyknął nagle misiek. Ed popatrzył na niego zły.
- Jaka Monica?
- Strzelałem.
- Tak Monica! – brunetka potwierdziła.
- Dobry strzał – uśmiechnął się miedzianowłosy.
Kilkanaście pytań dalej..
- Co Edward kupił Esme i Carlisle’owi z okazji pierwszej rocznicy ślubu? – Nie wiem
nie było mnie tutaj. Popatrzyłam z nadzieją na Rosalie, a ta uśmiechała się szeroko.
- Kamasutrę dla starszych. – odpowiedziała prawidłowo, na co chłopaki jęknęli.
- Do tej pory pamiętam jaką mieli minę. Mogę się założyć, że i tak z niej korzystają –
27
stwierdził misiek
- Dziewczyny prowadzą 19 do 18, jeżeli nie odpowiecie dobrze na to pytanie
przegrywacie. – powiedziała zła Alice na Emmetta zapewne za jego głupie odzywki,
którymi nas obdarowuje co każde pytanie.
Pokiwali głowami, a Edward, który wstał z krzesła przy dziesiątym pytaniu zaczął
nerwowo przechodzić z nogi na nogę. Tak ten widok był nieziemski, aż nie mogłam
nie zachichotać. Edward Cullen – zdenerwowany.
- Pytanie 22: Kim z zawodu jest Esme? – chłopaki wytrzeszczyli oczy i popatrzyli na
siebie zdziwieni.
- Ona pracuję? – zapytał Emmett, Alice.
- Jak możecie nie wiedzieć kim ona jest? – wtrąciła Rose. – Znacie ją od trzech lat.
- To chyba oznacza, że pracuję – burknął pod nosem mięśniak.
- Dziesięć sekund. – oznajmiła Al, patrząc na stoper.
- To ma związek z liczbami, obliczaniem czegoś. – stwierdził Edward, mrużąc oczy. –
Nosi teczkę, Transport… - urwał.
- Wiem jest transportsterem! – wykrzyknął uradowany Emm.
Popatrzyliśmy na niego zdziwieni.
- Nie ma czegoś takiego idioto. Czekaj ja wiem! – Edward kucnął
- Koniec czasu!
- Nieeeee! – warknął Emmett – To nie powinno się liczyć, skąd mamy to wiedzieć?
Te pytania były głupie.
- Esme jest ginekologiem. Przecież poznała się z Carlisle’m w szpitalu –
odpowiedziała Alice
Pytania w większości dotyczyły ostatnich dwóch miesięcy, więc znałam trochę
odpowiedzi i pomogłam w niektórych kwestiach Rosalie, która nie znała za dobrze
Edwarda.
- Ej Emmett wymyśliłam ci fajną karę, ale dopiero jak wrócimy, będziesz mógł ją
wykonać. Tutaj nie ma odpowiednich warunków! – obwieściła uradowana blondynka,
na co Emm rozchmurzył się trochę. Popatrzyłam na Edwarda, który mierzył mnie
wściekłym wzrokiem, by po chwili wyjść z pokoju.
ROZDZIAŁ ÓSMY:
28
1. Pewność Siebie
2. Obojętność
3. Seksapil
Trzy głupie punkty, bez żadnego rozwinięcia. To wszystko co zostawiła mi Alice tuż
przed jej powrotem na kampus. Wpatrywałam się sfrustrowana w kartkę, czekając aż
zaczną pojawiać się na niej jakieś dodatkowe, ukryte informacje. Oczywiście z
marnym skutkiem. To jest ten słynny plan który miała dopracować? W czym to ma mi
niby pomóc? Pewność siebie?! Jedyna rzecz, której zazdrościłam mojej mamie, i
której po niej na pewno nie odziedziczyłam. Wystarczyło że jakaś osoba popatrzyła na
mnie krytycznym wzrokiem, a moje poczucie wartości zmniejszyło się do minimum.
Obojętność? Nie mam pojęcia czy odnosi się to do obojętności gdy zobaczę Edwarda
z inną dziewczyną, czy w ogóle do nie zwracania na niego uwagi. Mogła przynajmniej
jakoś to sprecyzować. I ostatni punkt, którego najbardziej się obawiałam: seksapil.
Chłopaki nie zwracali na mnie zbytnio uwagi. Jedynym wyjątkiem był Mike, ale on
zarwał mnie tylko dla tego że byłam nowa i w końcu jestem dziewczyną.
Zdecydowanie nie chodziło o mój wygląd. Zmięłam kartkę w kulkę, równocześnie
podnosząc się z kanapy. Odkąd Alice, i reszta opuścili dom, zapanowała w nim
przytłaczająca cisza, przerywana co jakiś czas płaczem Heidi. Weszłam do kuchni nie
zapalając lampy. Jedyne światło dawał telewizor i mała, nocna lampka z salonu.
Wyrzuciłam papierek i zaczęłam zmywać naczynia po kolacji. Gdy tylko wyłączyłam
kran, usłyszałam cichy szelest, dochodzący tuż zza moich pleców.
- Wymyśliłaś już zadanie dla mnie? - wyszeptał Edward do mojego ucha.
Zaskoczona pisnęłam cicho. Edward nic sobie z tego nie robiąc oparł dłonie, na
umywalce po obu stronach mojego ciała, tym samym zamykając mnie w pułapce
utworzonej z jego rąk. Mrugnęłam kilkakrotnie, aby upewnić się, że to dzieje się na
prawdę a nie moja wyobraźnia płata mi figla. Jak na potwierdzenie Edward naparł na
mnie, przysuwając najbliżej jak się da swoją klatkę piersiową i opierając brodę na
moim ramieniu. Ciepły oddech owionął mi twarz, tym samym rozsyłając dreszcze po
całym moim ciele. Co on do diabła wyprawia? Zapomniał o akcji pod tytułem
"Kompletne ignorowanie Belli Swan", czy może wymyślił, że to będzie
zabawniejsze?
- Jeszcze nie - powiedziałam starając się powstrzymać drżenie głosu.
Udawaj, że nie obchodzi cię co on robi! - zarządziłam w myślach.
- Hmm... - wymruczała przygryzając delikatnie płatek mojego ucha.
Cholera! Zagryzłam wargę, aby powstrzymać krzyk i starałam się zastanowić jak
wybrnąć z tej całej, pogmatwanej i tak nieprawdopodobnej sytuacji.
- Mam nadzieje że szybko coś wymyślisz! Będę czekał, jak coś to wiesz gdzie mnie
znaleźć.
Przeniósł usta z moich uszu na szyję, lekko uszczypnął ją zębami, po czym wyszedł z
kuchni. Wypuściłam trzymane do tej pory powietrze i odwróciłam się w kierunku
29
korytarza, w którym zniknął Edward. Zamrugałam kilkakrotnie i już po chwili
wybierałam numer telefonu do Jane.
***
Edward od incydentu w kuchni zmienił się diametralnie. Szczerze? Wolałam go
takiego jakim był. Dobrze wiedział co ze mną robi. Czasami zachowywał się tak, że
miałam wątpliwości czy on nie wie co do niego czuję. Jego głupie komentarze,
sprośne dowcipy i różne podteksty stały się normą. Nie tylko w domu zmieniło się
jego zachowanie. W czasie treningów i naszego ćwiczenia, bezczelnie patrzył się na
moje ciało, co mnie rozpraszało i przez to zostałam w małej grupce osób, które nadal
nie potrafią robić szpagatu. Codziennie Edward pytał się mnie czy wymyśliłam dla
niego zadanie i za każdym razem uzyskiwał taką samą odpowiedź, że muszę się
jeszcze zastanowić. Razem z Jane wpadłyśmy na kilka pomysłów zaczynając od
obejrzenia wszystkich odcinków „Mody na sukces” na randce z Jacobem kończąc.
Wszystkie z tych propozycji po dłuższym zastanowieniu została odrzucona.
Odrabiałam właśnie zadanie domowe, gdy ktoś bez pukania wszedł do mojego
pokoju. Oczywiście dobrze wiedziałam kto to. Edward. W ciągu ostatnich dwóch
tygodni zdarzyło się mu wparowywać tak do mnie około siedmiu razy, Popatrzyłam
na niego pytająco, na co on uśmiechnął się zadziornie, minął mnie i wskoczył na
łóżko. Dopiero teraz zauważyłam, że nie miał na sobie koszulki, a ciemne dżinsy
wisiały luźno, ukazując jego szare bokserki. Odwróciłam wzrok, udając, że nie
obchodzi mnie to jak seksownie wygląda rozłożony na mojej pościeli. Ostatnio
ignorowanie go wychodziło mi o wiele lepiej. Na pewno lepiej niż pozostałe dwa
punkty tak „wspaniałomyślnego” planu Alice. Spróbowałam skupić się na pracy z
historii, lecz głośny jęk Edwarda, skutecznie odwrócił od tego moją uwagę. Wyciągał
on spod poduszki moją pidżamę. Składała się ona z czarnej długiej koszulki i
flanelowych spodni.
- Nosisz coś takiego? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, zeskoczył z materaca i
przemierzył pokój w kierunku garderoby. Otworzył ją i zaczął przetrząsać jej
zawartość. – Musisz mieć coś seksownego – stwierdził. – Proszę, proszę co znalazł
Mr, Sexy – prychnęłam na jego przydomek, chociaż musiałam przyznać mu rację, że
był jak najbardziej trafiony.
Edward wyszedł z szafy trzymając w ręce kilka par stringów. Sam fakt, że
miedzianowłosy widzi moją bieliznę sprawił, że moja twarz zalała się purpurą, ale to
że ją powąchał i westchnął wyraźnie zadowolony spowodowało, że siedziałam
wpatrzona w niego, z na sto procent rozdziawioną buzią, czerwona jak jedna z par
majtek trzymanych przez Edwarda.
- Masz teraz podobne na sobie? – puścił mi oczko – Może jak pomogę tobie z
rozgrzewaniem mięśni jako nagrodę pozwolisz mi na nie zerknąć? – warknęłam na
niego.
30
- Nic z tego Cullen – wysyczałam, krzycząc w głębi duszy, że pragnę tego bardziej niż
czegokolwiek innego na świecie.
- Czyżby ktoś miał okres? – powiedział chichocząc. – Jesteś jakaś rozdrażniona!
- Nawet jeśli to co?
- Nic – zaczął grzebać w stosie ubrań kupionych mi przez Alice. – Przyjdzie dzisiaj do
mnie… - urwał. – zapomniałem imienia – zamyślił się. – Zresztą nieważne. Taka
jedna. Może miałabyś ochotę dołączyć do nas dwojga? – No tak nie ma nikogo w
mieszkaniu, więc znów zaczyna z niego robić domek schadzek. – Założę się, że nigdy
nie brałaś udziału w trójkącie. – popatrzył na mnie wyzywająco.
- Znów chcesz przegrać?
- Właśnie! Skoro mowa o poprzednim zakładzie o ile tak to można nazwać, to
wymyśliłaś już dla mnie karę?
- Jeszcze nie.
- Nie wiem, dlaczego dla ciebie to jest takie trudne. Ja w czasie gry wymyśliłem kilka
dla ciebie. Moim największym problemem byłoby wybranie jednego spośród nich.
Myślisz, że dlaczego przegraliśmy? Przez mój umysł przechodziło kilkaset obrazów,
w których wykonujesz swoje zadanie. Nawet nie wiesz jaki byłem zły na siebie po
zakończeniu się tego głupiego teleturnieju, że żadna z moich myśli się nie spełni. – na
jego twarzy pojawił się grymas.
Nie wiem czy to to co powiedział sprawiło, że poczułam nagle złość i jakieś dziwne
uczucie, czy może coś całkiem innego. Zbliżyłam się do niego.
- Dobra Mr. Sexy, rusz swój zacny tyłek i zadzwoń do tej lafiryndy, z którą umówiłeś
się na dzisiaj i odwołaj spotkanie. Możesz to samo zrobić ze wszystkimi laskami, z
którymi umówiłeś się na najbliższy miesiąc, ponieważ twój mały przyjaciel –
popatrzyłam na jego krocze. – będzie zaspokojony, tylko jeżeli podczas robienia sobie
dobrze, nie zdrętwieje ci ręka. – na potwierdzenie moich słów odeszłam od niego i
otworzyłam na oścież drzwi, pokazując mu, że ma wyjść i wykonać polecenie.
Stał zszokowany na środku garderoby. Jego szeroko otwarte, pełne złości oczy tylko
powiększyły moją satysfakcję z całej tej kary. Odchrząknęłam, na co miedzianowłosy
popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Nie zrobisz tego – warknął przybliżając się do mnie na niebezpieczną odległość.
- I tu się mylisz – uśmiechnęłam się zadziornie. – Wiesz, że jeżeli nie wykonasz tego
zadanie będziesz musiał zmierzyć się z karą, którą wybierze Alice, a dobrze ją znasz,
aby wiedzieć, że będzie o wiele gorsza od tej. A teraz wyjdź, ponieważ muszę się
rozciągać. Został mi tylko tydzień. A wierz mi – stanęłam na palcach i wyszeptałam
mu do ucha. – Chcesz, abym została. – przygryzłam delikatnie jego ucho tak jak on to
31
zrobił ostatnim razem i powróciłam do poprzedniej pozycji. Edward sapnął.
Po raz pierwszy w życiu byłam tak pewna siebie, że to Edward był wyprowadzony z
równowagi a nie ja.
Postanowiłam wykorzystać to do końca.
- I bądź pewny, że to ze mną pojedziesz na konkurs z tym tańcem do wybranego
klipu. Nawet nie wyobrażasz sobie jaki wybrałam dla nas teledysk. – puściłam mu
oczko. Oczywiście blefowałam nie myślałam o tym od pierwszych zajęć, ale jego
mina była bezcenna.
Popatrzył na mnie z błyskiem w oku i mrucząc coś pod nosem wyszedł z pokoju.
Zadowolono zamknęłam za nim drzwi i zaczęłam poszukiwania idealnej piosenki na
konkurs.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY:
Z wielkim uśmiechem na twarzy wyłączyłam komputer. Znalazłam idealny teledysk
na konkurs. Oczywiście najpierw musiałam zalogować się na stronie naszej szkoły,
aby zobaczyć jaki styl tańca obowiązuje. Na moje szczęście nie było żadnych limitów,
poza tańcem towarzyskim. Jedyne nad czym się zastanawiałam, to to jak wykonam
większość z tych figur.
Przebrałam się w krótkie szorty i koszulkę na ramiączkach. Zrobiłam szybką
rozgrzewkę i przykucnęłam, aby rozpocząć rozciąganie się, gdy drzwi od mojego
pokoju otworzyły się i zobaczyłam uśmiechniętego Edwarda. Rzucił w moją stronę
wielką reklamówką i rozsiadł się w fotelu. Zmierzył mnie swoim wzrokiem po całym
moim ciele, a w jego oczach pojawiły się dziwne ogniki. Zdając sobie sprawę jak
jestem ubrana, zarumieniłam się i szybko zakryłam twarz włosami. Otworzyłam torbę
i wyciągnęłam z niej kilka paczek podpasek, dwie płyty CD, cztery pary bielizny i
jeden lateksowy strój, który po bliższym zbadania okazał się strojem sprzątaczki.
- Po co mi to? - zapytałam chowając ubrania z powrotem do torby.
Edward podszedł do mnie i pokazał nazwę firmy podpasek. Na niebieskim tle, białą
czcionkę widoczny był duży napis "Bella". Zaśmiał się na swój głupi pomysł i wrócił
na wcześniej zajmowane przez niego miejsce.
- Rozmawialiśmy przedtem o tym jaka jesteś zgryźliwa i o twojej pidżamie - skrzywił
się teatralnie. - Postanowiłem, że ci pomogę. Nie musisz mi nic kupować. I tak dzięki
tobie mój budżet strasznie wzrośnie przez ten miesiąc. Wiesz hotele i tak dalej. Nawet
sobie nie wyobrażasz jakie były zdziwione kiedy do nich zadzwoniłem. - ciągnął. -
Ale wracając do tematu. Jedna z płyt jest czysta, musisz na nią nagrać teledysk, a na
drugiej jest wideo o rozciąganiu się. Przyda ci się, bo jak dalej będziesz tak układać
nogi to nigdy nie zrobisz szpagatu - warknęłam na niego, rzucając wszystkimi
rzeczami w kąt. - Ten strój, to jeden z moich pomysłów na twoją karę. Myślałam, że
może założysz go kiedyś i posprzątasz mi w pokoju. Nie będę miał nic przeciwko
temu. - uśmiechnął się szelmowsko. - A teraz może wzięłabyś się za ćwiczenia?
32
***
Nasz czwartkowy trening, przerwała pani Dwyer. Weszła na salę ubrana jak zawsze w
dres, który idealnie do niej pasował i z wielkim uśmiechem przywitała się z nami.
Przerwałyśmy ćwiczenia i jak kazał nam Edward usiadłyśmy na materacach.
Miedzianowłosy stanął przed nami.
- Poinformowałem was wczoraj, abyście przyniosły dzisiaj płyty z nagranym
teledyskiem, który przygotowałyście na konkurs. Razem z panią Dwyer, obejrzymy
klipy i wybierzemy dwie osoby, z którymi od przyszłego tygodnia zacznę ćwiczyć.
Powodem dla, którego zaczniemy szybciej ćwiczyć jest lepsze przygotowanie i to, że
nie mogę się doczekać występu niektórych z was. – popatrzył na mnie znacząco, na
co wszystkie dziewczyny wędrując za jego wzrokiem zlustrowały mnie wzrokiem i
obrzuciły nienawistnym spojrzeniem. - Złóżcie płyty na stoliku i możecie iść na
dzisiaj to koniec. - zakomunikował i usiadł na krześle przed laptopem.
Położyłam CD na blacie i wyszłam z hali. Postanowiłam wykorzystać to, że będę
szybciej w domu od Edwarda, aby przygotować się na pomysł jaki wymyśliłam razem
z Jane, na kolejnej nudnej lekcji Wychowania do Życia w Rodzinie.
- Ej! - ktoś szarpnął mnie za ramię. Odwróciłam się i ujrzałam niską, ładną
dziewczynę, której blond włosy były związane w mocno ulizany kucyk. Poznałam ją
od razu. Była jedną z tych lasek, które Edward wyzywał za strój na pierwszych
zajęciach.
- Tak? - zapytałam.
- Nie wiem co kombinujesz, ale zapamiętaj sobie, że Edward należy do mnie i nie
próbuj ze mną konkurować, bo i tak jesteś na straconej pozycji. - zmierzyła mnie
wzrokiem i odeszła.
Chociaż udawałam, że nic nie obchodzą mnie jej słowa, to wchodząc do szatni, moje
oczy zaszkliły się od łez. Dobrze wiedziałam, że nie dorastam jej do pięt. Jak
kiedykolwiek Edward się zmieni, to i tak nie będzie ze mną. Mógłby mieć każdą co ja
mam, że wybrałby właśnie mnie? - otarłam szybko słone krople z twarzy i odsunęłam
od siebie te myśli. W ekspresowym tempie się przebrałam, wsiadłam do samochodu i
pojechałam do domu.
***
Sprawdziłam w lustrze jeszcze raz czy wszystko wygląda tak jak powinno. Czułam się
33
strasznie głupio, lecz Jane zakazała mi się przebierać, pod groźbą powiedzenia moich
uczuć Edwardowi. Nastroszyłam delikatnie włosy, przejechałam błyszczykiem po
ustach i stwierdziłam, że wyglądam tak jak planowałyśmy. Ciemny lateksowy strój,
który wkładałam na siebie dobre dziesięć minut, idealnie kontrastował z moją prawie
białą skórą. Na nogi założyłam czarne kabaretki, a wysokie, połyskujące buty
dopełniły efekt stroju. Chwyciłam piórkową zmiotkę do kurzu i wyszłam z pokoju.
Lekko się wahając weszłam do pomieszczenia obok. Wszystko było pogrążone w
ciemnościach, ledwo mogłam zobaczyć zarys różnych przedmiotów. Zaczęłam szukać
włącznika, co było o tyle trudniejsze, że byłam w tym pokoju po raz ostatni 4 lata
temu. Wreszcie zapaliłam światło i moim oczom ukazało się tak samo wyglądające
pomieszczenie jak ostatnim razem, no może z wyjątkiem plakatów nagich lasek na
ścianach. Pod oknem stało duże, mahoniowe biurko z takim samym jak u mnie
komputerem i wieżą. Po prawej stronie w rogu znajdowała się w identycznym
odcieniu co reszta mebli dwudrzwiowa szafa. A nad wielkim nie zasłanym łóżkiem
wisiała półka zajęta przez kilkaset CD.
Poza pościeleniem łóżka i wytarciem kurzy nie było tutaj nic co mogłam posprzątać.
Podeszłam do jego kolekcji płyt, miałam jeszcze około pięciu minut zanim Edward
wróci do domu, więc zaczęłam w nich szperać. Wyciągnęłam opakowanie podpisane
„Na imprezę” i wsadziłam do odtwarzacza. Z głośników popłynęła znana mi ze
słuchu jakaś piosenka. Ściszyłam lekko radio, aby odebrać telefon. Na wyświetlaczu
migało imię Jane:
- Halo?
- Jest na waszej ulicy. Jak wychodził z hali to nie miał najlepszego humoru. Idź do
niego i rób to co ci mówiłam. – rozkazała blondynka i rozłączyła się.
Wróciłam szybko do jego pokoju , i gdy tylko to zrobiłam, usłyszałam jak drzwi
wejściowe zatrzaskują się z hukiem. Schyliłam się niby po to, aby zetrzeć kurz z
dolnych szuflad biurka. Oczywiście moje zamierzania były całkiem inne. Ta pozycja
wymagała tego, żeby odwrócić się plecami do drzwi i pierwszą rzeczą jaką zobaczy
miedzianowłosy będzie mój bardzo odsłonięty tyłek. Nie musiałam długo czekam, aż
Mr. Sexy zaszczyci mnie swoją obecnością. Nie zatrzymując się nigdzie po drodze,
wszedł do pomieszczenia. Nie poruszył się tylko stał w progu opierając się prawą
dłonią o framugę, a lewa zatrzymała się w drodze do klamki.
Ze świstem wypuścił powietrze z płuc i nadal wpatrywał się jak zahipnotyzowany w
mój tyłek. Cała czerwona wstałam, aby jak gdyby nic pościelić łóżko. Edward
potrząsnął głową, jakby chciał coś z niej wyrzucić.
- Mogę wiedzieć co robisz? – zapytał ochrypłym, niskim głosem.
Według planu powinnam powiedzieć, że spełniam jego fantazję, lecz było oczywiste,
że nie jestem aż tak śmiała, aby takie słowa wyszły z moich ust.
- Sprzątam tak jak chciałeś – odpowiedziałam, wygładzając kołdrę. – Nie ma tutaj za
wiele śmieci, czy w ogóle czegoś co by wymagało posprzątania. – stwierdziłam.
34
- Rozumiem, że nie zaglądałaś do szafek. – pokiwałam głową, że ma rację.
Uśmiechnął się i szarpnął za drzwiczki od szafy.
Patrzyłam zdumiona na ilość rzeczy, które z niej wypadały. Książki, ubrania i jakieś
magazyny wysypały się na podłogę, tworząc wielki stos.
- Może wezmę prysznic, a ty to posprzątasz? – wskazał na kupkę. – Później musisz mi
coś wyjaśnić. - Nie czekając na odpowiedź wyciągnął ze sterty kilka ciuchów i
poszedł do łazienki.
Gdy porozdzielałam stertę na trzy kupki: książek, gazet - w większości Playboyi i
ubrań, Edward wszedł ubrany jedynie w bokserki i cały nadal mokry od prysznica. Na
ten widok moje serce stanęło na chwilę, by po chwili zacząć trzepotać ze zdwojoną
siłą. Przeszedł przez pokój i usiadł przy biurku. Zaczął grzebać po necie, wyłączył
wieże i przesunął ekran w moją stronę.
- To może teraz powiesz mi jakim cudem mam to zrobić? – popukał w szybkę
komputera, gdzie mężczyzna właśnie zrobił salto.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i wzruszyłam ramionami.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY:
Zagryzłam wargę zamykając szafę. Nie bardzo wiedząc co mam robić dalej
popatrzyłam niepewnie na Edwarda. Ostatnia godzina była jedną z najdłuższych w
moim życiu. Przez 60 minut mój tyłek wypocił się za wszystkie czasy. Edward cały
ten czas spędził na wpatrywaniu się w niego, albo na gadaniu głupich komentarzy,
prawie nie dotyczących niczego innego niż mnie i mojego ciała. Po kilku jego
przekleństwach, moich głupkowatych uśmiechach i jego mierzenia wzrokiem,
zamknęliśmy temat konkursu. Za wszelką cenę nie chciał mi powiedzieć czy się
dostałam i jakie były inne propozycje, lecz z tego co zauważyłam, to te wszystkie
laski jakie chodzą na te zajęcia nie potrafią tańczyć. Są tam tylko ze względu na
Edwarda, a dostały się z powodu braku innych zainteresowanych. Szansa na to, że mi
się udało jest bardzo wysoka, a to że oglądał klip kilka razy i zatrzymywał w pewnych
momentach, spowodowało, że moje przypuszczenia stawały się coraz bardziej
prawdopodobne.
Odchrząknęłam głośno, gdy miedzianowłosy po raz kolejny wpatrywał się nie tam
gdzie powinien, popatrzył mi w oczy i ponownie zmierzył wzrokiem. Od razu
zarumieniłam się wściekle i przeklęłam w myślach ten strój. Zła fuknęłam i zaczęłam
iść w kierunku drzwi, gdy nagle Edward zaszedł mi drogę.
- Gdzie idziesz? - zapytał, jakby to nie było oczywiste.
- Do siebie. Już zrobiłam co musiałam.
- Moja kara kończyła się inaczej - wyszeptał do mnie, niebezpiecznie zbliżając swoją
35
głowę.
- To nie jest moja kara - warknęłam. - A teraz mnie puść muszę coś załatwić.
Odsunął się z niezbyt zadowoloną miną, minęłam go i wyszłam uśmiechnięta z
pokoju. Pewna siebie Bella rządzi.
***
Siedziałyśmy wszystkie na materacach i patrzyłyśmy na rozmawiającego z panią
Dwyer, Edwarda.
Kobieta wreszcie postanowiła skończyć z moimi mękami, wysłuchiwania tych głupot
jakie mówiły do siebie dwie blond lafiryndy i przemówiła:
- Teraz wymienię dwie dziewczyny, które będą brały udział w tym konkursie, a
następnie powiem wam kiedy rozpoczniecie treningi i w jakich godzinach. –
popatrzyła na kartkę jaką trzymała w ręce.
- Może ja im powiem? – zapytał Edward z głupkowatym uśmiechem. Trenerka
pokiwała głową na co miedzianowłosy wyciągnął z jej dłoni, papier. – Jessica i
Gianna Stanley – wyczytał, obie dziewczyny pisnęły zadowolone i wstały.
Popatrzyłam na nie smutno. Byłam pewna, że się dostanę.
- Co Edwa…? – odezwała się pani Dwyer, lecz przerwał jej ruchem dłoni.
- Chciałbym się was zapytać czy ja wam przypominam dziewczynę? – warknął do
nich.
Pokręciły przecząco głową.
- Mogę wiedzieć dlaczego jak wyraźnie było napisane w broszurkach i na naszej
stronie, że ma być to teledysk, w którym tańczy kobieta i mężczyzna obie wybrałyście
Pussycat Dolls lub Shakirę z Beyonce?
- My… - zaczęła się jąkać jedna z nich, która zaczepiła mnie poprzednim razem po
zajęciach.
Uśmiechnęłam się zadowolona jak i reszta dziewczyn z tego, że jest jeszcze szansa, że
to któraś z nas przejdzie dalej.
- Siadajcie! – rozkazał zły. Spojrzał znów na kartkę. – Tanya Denalii.
Dziewczyna wstała nieśmiało. Była ładną, wyraźnie poprawioną plastycznie
blondynką.
- Kolejne pytanie, czy ja wyglądam jak jakiś Patrick Sweyze? – zapytał, gestykulując
36
dłonią. – Dlaczego wybrałaś piosenkę z tańcem towarzyskim i na dodatek to nie jest
teledysk? – Nie czekając na odpowiedź pokazał jej żeby usiadła.
Popatrzyłam na panią Dwyer, która zasłaniała twarz swoimi krótkimi włosami, aby
ukryć swój uśmiech.
- Isabella Swan – usłyszałam głos miedzianowłosego, więc popatrzyłam na niego i
zdenerwowana wstałam. Razem ze mną zrobiła to wysoka brunetka z pofalowanymi
włosami, pewnie przegapiłam to kiedy ją wywołał. Byłyście jedynymi osobami, które
przestrzegały regulaminu i wybrały odpowiednie klipy. – uśmiechnął się do mnie
zawadiacko, co spowodowało, że się zarumieniłam. – Angelo, nasze treningi są w
piątek i poniedziałek, a moje z Bellą są w środy i soboty. To chyba wszystko, w
czwartek będziemy ćwiczyć układ, w którym wykorzystamy nową, skomplikowaną
figurę, więc macie być rozciągnięte. – zwrócił się do grupy.
- Jakie wybrały teledyski? – zapytała zła blondynka, która jako pierwsza została
wyzywana przez Edwarda.
- Angela “Bad Boys” Alexandry Burke, a Bella “Did It Again” Shakiry. Na dzisiaj to
koniec.
Wszyscy zaczęliśmy wychodzić z sali, został tylko Edwarda i ta blond lafirynda.
Zaczęła do niego coś szeptać.
- Mówiłem ci Jess, nic z tego nie mogę – warknął do niej Edward. Jessica odwróciła
się do niego zła i wyszła szybkim krokiem z sali.
***
Aro jak nigdy spóźniał się na lekcję. Wszyscy w klasie nie przejęli się tym za bardzo i
każdy robił co chciał. Chociaż to czy nauczyciel jest w klasie czy nie ma go to bez
różnicy. Rozejrzałam się dookoła. Marek leżał na ławce, Jane wpatrywała się w niego
jak w obrazek jedząc jogurt linijką. Jessica malowała paznokcie, zła na cały świat za
to cholerne przesłuchanie. Po tym jak zaraz po nim dotarłam do szatni, obrzuciła mnie
nienawistnym spojrzeniem i wyzywała co ja sobie myślałam, wybierając taki teledysk.
Edward uśmiechał się zadowolony patrząc w telefon.
- Dlaczego nie zapytasz się go czy wybierzecie się gdzieś razem? – zapytałam Jane.
Zatrzymała linijkę w połowie drogi do ust.
- Boję się, że mnie wyśmieję – wyznała, lekko zawstydzona.
- Boże! Na serio tego nie widzisz, że mu się podobasz?- zapytałam zdziwiona.
Zawsze, gdy cokolwiek mówiła on słuchał jej jakby od tego zależało jego życie.
Patrzył na nią jak na jakąś boginię, a ona tego nie widziała?
37
- Serio? – zapytała zdziwiona.
- Jasne, musisz tylko się zapytać – opowiedziałam uśmiechając się do niej.
- Patrz! – szturchnęła mnie pokazując w kierunku drzwi.
Stał tam nasz dyrektor, a obok niego cały czerwony Aro.
- Cullen! – krzyknął nauczyciel. – U mnie w gabinecie za 5 minut.
Wszyscy popatrzyliśmy na niego, a on jak zawsze zadowolony wstał i pozbierał
rzeczy po czym wyszedł z klasy za mężczyznami.
- O co chodzi? – zapytałam.
- Nie wiem. Musiał coś zrobić skoro sam dyrektor interweniował. – wyjaśniła.
***
Usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi od samochodu i podniesione głosy.
- Ile ty masz lat? Jak mogłeś zrobić coś takiego?
Tak wkurzonego Carlisle nigdy nie widziałam. Zawsze był opanowany i spokojny.
Popatrzyłam na Jacoba, który chichotał pod nosem i zmierzyłam go wzrokiem, niemo
przekazując by się uspokoił.
Do pokoju wszedł wujek Cullen razem z Edwardem. Blondyn w ogóle nie zwracając
na nas uwagi, prawił miedzianowłosemu kazanie.
- Masz szlaban na auto, dziewczyny, imprezy i nie możesz wychodzić z domu aż do
odwołania.
Wszyscy popatrzyliśmy na nich zdziwieni. Nikt w szkole nie wiedział co zrobił
Edward, więc czekaliśmy aż któryś z nich raczy nam opowiedzieć. Carlisle popatrzył
na nas, po czym wyszedł kręcąc głową.
Nie odzywaliśmy się przez chwilę, po czym wszyscy skierowaliśmy pytający wzrok
na Edwarda.
Popatrzył na nas, po czym wyszedł z salonu. Nie minęła chwila a Jacob popędził za
nim razem z Jane, a ja za nimi. Tak ciekawość przebiła wszystko.
- No nie bądź taki, powiedz nam co zrobiłeś – nalegał Jake.
- Powiem wam jak wejdziemy do mnie do pokoju. Nie chcę żeby Carlisle usłyszała,
że to nie wszystko. – pokiwaliśmy głowami.
38
- Dobra nawijaj – rozkazała Jane, gdy każdy zajął jakieś miejsce.
- Aro zawsze po lunchu idzie do WC. Dzisiaj jadł nachos, więc posmarowałem
klejem deskę klozetową i się przykleił jak z niej korzystał. – zachichotał. – Ale to nie
wszystko nagrałem to i jest na necie na youtubie jak się nie mylę, Mike miał wrzucić.
Jacob z Jane podbiegli do komputera i zaczęli szukać pod różnymi nazwami na
youtube.
- Jest! – krzyknęła blondynka.
Na ekranie pojawiła się tak samo czerwona twarz Aro jak wtedy gdy wszedł do klasy.
Filmik trwał tylko pół minuty i jedyne co było widać to zmagania nauczyciela z
wstaniem z ubikacji. Jacob cały załzawiony położył się na łóżku i nie mógł przestać
się śmiać, a Jane musiała nas na chwilę przeprosić i poszła do ubikacji.
- Gdzie była kamera? – zapytałam.
- Na tym co papier tam jest. Nie wiem jak to się nazywa. – powiedział zadowolony.
- Co ci zrobił dyrektor? – zapytał Jake, nadal lekko zarumieniony ze śmiechu.
- Nic. Carlisle powiedział mu, że się tym zajmie. Najgorsze jest to co Carlisle mi
zrobił. Nie mogę jeździć moim volvo – zrobił minę męczennika.
- Chyba się nie popłaczesz? – spytała Jane, wracając z łazienki.
- Ja nie płaczę – burknął do niej.
- Nigdy?
- Nie. Po co? – popatrzył na nas zdziwiony.
- Nie wiem. Płacz tak jakby wyzwala, pomaga ci się odprężyć i odmyć – opowiadał
Jacoba.
- Chyba nie potrzebuję czegoś takiego.
- A gdybyś spotkał na ulicy psa z 3 łapami. Co byś zrobił? – zapytał Jake, dalej drążąc
temat.
- Może bym się zasmucił, ale nie popłakał.
- A gdyby pies powiedział ci, Ed pomóż mi inne psy się ze mnie śmieją?
- Jakbym spotkał gadającego psa, byłbym bogaty – podsumował Edwarda,
uśmiechając się diabolicznie – Przynajmniej tyle dobrego, że mnie nie zawiesili, więc
jesteś skazana na wożenie mnie do szkoły – powiedział, rzucając się na kanapę.
39
ROZDZIAŁ JEDENASTY:
- Może zaczniemy od innego kroku? - zapytałam lekko zirytowana.
Edward zmierzył mnie wzrokiem zły, że od dwudziestu minut próbuje mnie na tyle
rozciągnąć, abym wygięła się w nienaturalnej pozycji. Moje ciało ledwo zniosło ból
jakim jest zrobienie szpagatu, a ten idiota myśli, że założę nogę za głowę?! Wiem, że
to moja wina, że wybrałam taki a nie inny teledysk, ale to już jest przesada. W całym
klipie nie ma takiej figury, która wymagałaby ode mnie aż takiej... rozciągalności?!
Dobra to i tak nie jest ważne! Ważne jest to, że muszę być ubrana w jakieś obcisłe
ciuchy i do tego prawie w każdym momencie musimy się dotykać, albo ocierać o
siebie, przez co moje serce znacznie przyśpiesza i nie mogę się skoncentrować na
niczym innym niż na powstrzymaniu się od rzucenia na Edwarda.
- Dobrze zaczniemy od pierwszej figury i chyba najłatwiejszej - powiedział,
przewijając taśmę na sam początek. - Stań koło ławek i udawaj, że rzucasz we mnie
poduszką, następnie skocz na krawędź materaca i przykucnij. Gdy to zrobisz, rozszerz
szeroko nogi, aż do krawędzi maty - uśmiechnął się szelmowsko wymawiając te
słowa. - Jednocześnie lekko się unosząc i opadając na ręce.
- Wiem co mam robić - burknęłam zła, że traktuje mnie jak małe dziecko.
Posłusznie stanęłam w kącie sali i czekałam na odpowiedni moment. Rozbiegłam się i
zajęłam wyznaczone miejsce, próbując zrobić kolejną figurę zachwiałam się i
usiadłam Edwardowi na plecach. Chłopak jęknął, odwracając wzrok w inna stronę.
- Przepraszam. – wybąkałam, szybko z niego wstając. – Spróbujmy jeszcze raz!
Po kilku próbach nareszcie udało mi się wykonać to bez ani jednego błędu.
Uśmiechnęłam się do niego zadowolona.
- Zrobimy jeszcze jeden krok i będziemy mogli kończyć – powiedział. – Tym razem
ten – pokazał mi na ekranie. – Połóż się a ja zajmę się resztą. – zachichotał z
dwuznaczności jego słów.
Popatrzyłam na niego spode łba i wykonałam jego polecenie. Puścił muzykę, w
odpowiednim momencie poczułam jak materac ugina się pod jego ciężarem. Moje
serce przyśpieszyło swój bieg, gdy chłopak opadł delikatnie na mnie, nie chcąc mnie
przygnieść. Z jego ust po raz kolejny wyrwał się cichy jęk, a na moje udo napierał
efekt jego podniecenia. Sapnęłam. Edward warknął, gdy próbowałam się poruszyć.
Wreszcie sam ze mnie zszedł opadając na plecy i głośno oddychając. Nie patrzył na
mnie, tylko błądził niewidzącym wzrokiem po suficie hali. Po chwili, która wydawała
się trwać wieczność, spojrzał na mnie. Jego oczy pociemniały z pragnienia, a dłonie
zacisnął mocno w pięści.
- Na dzisiaj koniec – wyszeptał niskim, chropowaty głosem. – Będę czekał na ciebie
w aucie – zmierzył mnie wzrokiem. – I lepiej będzie jeżeli przebierzesz się w coś
innego. W coś mniej obcisłego. – uściślił, zauważając moje pytające spojrzenie i
40
wyszedł.
***
Po spędzeniu kilku godzin na zakupach z Alice, Rose i Esme oraz zdaniu relacji ze
wszystkich moich postępów z Edwardem zdecydowałyśmy się na powrót do domu.
Nasz babski dzień polegał głównie na znalezieniu prezentu dla Carlisle'a, a także
oderwaniu Esme od małej i zostawieniu opieki nad nią chłopakom. Weszłyśmy do
domu, lekko podenerwowane tym co możemy tam zastać. W końcu nie wiadomo co
dobrego może wyniknąć z zostawienia mężczyzn samych w domu i to w dodatku z
małym dzieckiem. Kanapę zajmował Edward, trzymając małą na kolanach i pokazując
jej coś w telewizorze. Na nasz widok uśmiechnął się szelmowsko. Od ostatniego
treningu za wszelką cenę starałam się nie zostać z nim w jednym pomieszczeniu sam
na sam. Nie wiem czego się obawiałam. Może tego, że rzuciłabym się na niego tak jak
miałam ochotę w sali, aby sprawdzić czy teoria Alice jest słuszna. Przez cały dzień
wmawiała mi, że to co się wydarzyło pomiędzy mną a Edwardem to duży krok, a jego
mała zmiana zachowania jest tego dużym przykładem. A może dlatego, że za bardzo
bałam się że to moje rozumowanie jest słuszne. Edward zachowywał się tak tylko
dlatego, że już od dwóch tygodni nie był z żadną dziewczyną i to wszystko
spowodowało, że jego testosteron dał mu się nieźle we znaki…
- Rose, radzę ci iść sprawdzić co wyprawia Emmett. Jest z Jazzem w łazience. –
odezwał się miedzianowłosy, poprawiając małej smoczek.
- Co znów zrobił ten idiota? – zapytała blondynka. – Już nie mam do niego siły.
Wystarczy, że wyjdę na chwilę a ten musi coś wykombinować.
Wyklinając pod nosem wyszła z pokoju, a za nią Alice słysząc imię swojego
ukochanego. Esme upewniwszy się, że z małą wszystko w porządku, pobiegła za
dziewczynami. Poczułam się niezręcznie, że jestem z nim sama w pomieszczeniu,
lecz uspokoiłam się lekko widząc, że on jest całkowicie pochłonięty Heidi.
- Ciekawi mnie dlaczego Kaczor Donald, który nigdy nie nosił gaci, ale zawsze jak
wychodził z łazienki to obwijał się w pasie ręcznikiem – powiedział do małej. – I
dlatego, że tak bardzo mnie to trapi będziemy oglądać inna bajkę. – wymamrotał tym
razem do siebie, równocześnie zmieniając kanał.
Parsknęłam śmiechem na jego wyznanie. Popatrzył na mnie urażony i wzruszył
ramionami.
- No co?
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ krzyki dochodzące z pierwszego piętra
spowodowały, że mój zabawny komentarz wyleciał mi z głowy.
41
- Rosalie byłem pewny, że to pieluszka… Wiem myślałem, że to może również… No,
że one… Aua!! Rose, wiesz, że miałem dobre intencje… Na następny raz nie pomylę
się…
Oboje z Edwardem ze łzami w oczach przysłuchiwaliśmy się ich rozmowie. Raczej
słyszeliśmy tylko urywki z próby wytłumaczenia się Emmetta, bo głos Rosalie był
całkowicie stłumiony i nie do rozszyfrowania, ale to jak bezbronny wydawał się Emm
w tym momencie przebiło wszystko.
- Co on wykombinował? – zapytałam.
- Carlisle’a wezwano do szpitala, a ja musiałem wyjść do sklepu po chusteczki, wiesz
te mokre – pokiwałam głową, że rozumiem, więc kontynuował. – Zostawiłem małą z
tymi bałwanami, a ci jak wróciłem zakładali jej podpaskę i już mieli obklejać ją
taśmą, gdy im przerwałem.
- Myśleli, że to pieluszka? – zapytałam nie mogąc tym razem powstrzymać łez. Esme
miała całkowita rację co do nie zostawiania ich samych z dzieckiem.
***
Od dwudziestu minut cała klasa przysłuchiwała się monologowi jaki wygłaszał nam
Aro na temat złego zachowania w szkole i do każdego wymienionego przykładu złej
kultury osobistej dodawał przykłady z jakimi spotkał się u nas w szkole. Najczęściej
był to Edward i Jane. Nie wiedziałam, że moja przyjaciółka wyprawiała takie rzeczy,
gdy jeszcze nie chodziłam tutaj do szkoły. Popatrzyłam na nią zdziwiona. Po raz
kolejny cała czerwona próbowała się schować za kołnierzem bluzy. Wstydziła się
mnie, czy co?
Jak na zawołanie, gdy nauczyciel poruszył kolejną swoją myśl o spóźnianiu się na
lekcję, do klasy wparował Edward. Ubrany w źle zapiętą koszulą, chyba przeoczył
dwa guziki w czasie jej zapinania. Włosy jak zawsze sterczące w różnych kierunkach.
Patrzył na nas lekko zdezorientowany. I jak go tu nie kochać, kiedy wygląda jak
dziecko, tak niewinnie? Od kiedy Carlisle oddał mu auto, prawie codziennie zasypiał
do szkoły. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem obserwując jak twarz nauczyciela
objawia nam się w różnych odcieniach czerwonego. Wreszcie lekko ochłonął i
podszedł do Edwarda, który zajął swoje miejsce w kącie sali.
- Nie rozumiem jak można być tak niemądrym! – wydarł się do niego. – Po twoim
ostatnim wybryku myślałem, że zostaniesz co najmniej zawieszony w prawach
uczniach, ale nie! To jest niedorzeczne jak jesteś niegrzeczny. Nie zastanawiałeś jaki
wstyd przynosisz swojemu domowi? Nie obchodzi ciebie co myślą o tobie inni?
- Nie. – rzucił krótko, nie patrząc na nauczyciela tylko przeszukując plecak.
42
Aro popatrzył na niego jak na osobę nie z tej Ziemi. Wszyscy wpatrywaliśmy się w
nich, czekając z niecierpliwością na rozwinięcie się akcji.
- Mam dość twoich głupich odzywek, spóźnień i sądzenia, że jesteś lepszy od innych,
Cullen! Jak tylko skończy się ten semestr i zacznie WOS, wierz mi, że nie będzie
lekcji, na której nie wezmę ciebie do odpowiedzi. Nawet nie wiesz jak mnie korci,
aby ci już teraz pałę postawić!
Edward jak porażony prądem podniósł głowę i marszcząc czoło spojrzał pytająco na
nauczyciela.
Aro dopiero teraz zorientował się jaką gafę palnął.
- Do dyrektora, natychmiast! – krzyknął i wyszedł z klasy, trzaskając drzwiami.
ROZDZIAŁ DWUNASTY:
Wpatrywałam się w Edwarda, który usypiając małą sam zasnął i leżał z przyciśniętą
do siebie Heidi. Esme z Carlisle'm poszli na romantyczną kolację z okazji jego
urodzin, Alice i Emmett pojechali do Jaspera i Rosalie, lecz mają wrócić w samą porę,
aby przygotować imprezę halloweenową. Zabawa będzie zorganizowana przez
wszystkich domowników, a zaproszona została większa część szkoły. Każdy
zobowiązany jest przyjść przebrany za kogoś, bo inaczej czeka go kara Alice (czyt.
założenie zawstydzającego kostiumu, przygotowanego dla nieposłusznych gości). Nie
dziwię się, że Edward usnął. Cały dzień spędziliśmy na trzech treningach. Nie dość,
że ledwo żyłam po naszych próbach do teledysku, to doszły do tego wszystkiego
ćwiczenia grupowe do kolejnego konkursu, a większość osób nie radziła sobie z
najprostszymi momentami, więc całą swoją frustrację miedzianowłosy wyładowywał
na mnie. Nasze treningi stawały się coraz bardziej pełne napięcia i czegoś dziwnego
czego nie potrafię opisać. Do tej pory udało nam się dobrze wykonać trzy z jedenastu
kroków.
Usiadłam na rogu łóżka i powstrzymując się z całych sił nie przejechać palcami po
tych pięknych, rudych włosach, aby sprawdzić, czy rzeczywiście są takie miękkie jak
wyglądają, złapałam mocno koc, którym był okryty. Młody Cullen westchnął pod
nosem i uśmiechnął zadziornie, aż moje serce zaczęło szybciej bić. Potrząsnęłam
głową, aby wyrzucić z umysłu niepotrzebne wizje i skupić swoją uwagę na czymś
innym. Oparłam się plecami o ścianę i nadal bezsensownie wpatrując się w Edwarda,
pogrążyłam we własnych myślach. Po około trzydziestu minutach, miedzianowłosy
przewrócił się na bok i zaspany zaczął się we mnie wpatrywać.
- Chyba zasnąłem. – oznajmił zachrypniętym głosem, przyjmując taką samą pozycję
jak ja.
Kiwnęłam głową, potwierdzając jego słowa.
- Nie wyspałem się w nocy – powiedział rozciągając się. – ostatnio często mi się to
zdarza. Może to przez te nasze treningi? Pogadajmy o czymś, abym znów nie usnął –
zarządził, ziewając.
43
- Myślę, że musimy zacząć inaczej drugi...
- Nie o tym! - warknął - O czymkolwiek innym.
- Dobra - burknęłam lekko obrażona. - O czym chcesz?
- Nie wiem może o tym co się działo przez te kilka lat jak się nie widzieliśmy? -
popatrzył na mnie wyczekująco – Prawie w ogóle się nie zmieniłaś. – zauważył.
- Za to, ty aż za bardzo.
- Taa. Tego akurat nie da się nie zauważyć. – wyszeptał wpatrując się na coś na
ścianie.
Oboje zamilkliśmy. Ta cisza należała do tych ciężkich, które za wszelką cenę chce się
przerwać. Wzięłam się do kupy i z cichym westchnieniem jakie opuściło moje usta
zaczęłam opowiadać mu o moim dotychczasowym życiu. Chłopak słuchał nie
przerywając mi, no może czasami wyzywał Wictorię za jej podejście do życia.
- A co z Laurentem? – zapytał mnie po tym jak skończyłam mówić.
- Rozwiedli się jakiś czas temu. Nie pamiętam go za dobrze. Tak samo jak matka był
pracoholikiem, nie spędzał w domu prawie w ogóle swojego wolnego czasu. Kilka
miesięcy po rozwodzie miał wypadek, a Wiktoria zabroniła mi iść na jego pogrzeb, bo
miałam występ. Nie znałam go za dobrze, ale pamiętam, że czułam się okropnie, i że
zamiast być na cmentarzu ja grałam jakąś wesołą kompozycję. Moje cierpienie wzięło
nade mną górę i rozpłakałam się na oczach wszystkich tych ludzi. – dokończyłam
opowieść o moim ojcu, a słone krople spływały mi po twarzy.
Edward, ku mojemu zdziwieniu kciukiem otarł łzy, przytulił mnie mocno do siebie i
zaczął lekko kołysać. Tuliliśmy się do siebie, aż skończyłam szlochać. Popatrzyłam na
niego wdzięczna.
- Dziękuję. – szepnęłam.
Kiwnął jedynie głową i odwrócił ją w stronę małej.
- Lubisz dzieci. – stwierdził.
- Z tego co zauważyłam ty też. – powiedziałam słabym głosem.
- Fascynują mnie. To, że nie robią nic wielkiego, a i tak wszyscy naskakują wokół
nich jakby nie wiadomo co się działo. Tak samo jak i to, że za kilkanaście lat, Heidi,
kiedy będzie już nastolatką, będzie się spotykać z innymi nastolatkami, którzy teraz
również są niemowlętami – przerwał na chwilę. – Pokręcone trochę, lecz co jest
związane ze mną zawsze takie jest.
Na moment zapadła cisza.
44
Oboje wpatrywaliśmy się w Heidi, aż wreszcie nie wytrzymałam. To pytanie dręczyło
mnie od samego przyjazdu tutaj.
- Dlaczego tak się zmieniłeś?
Edward oderwał wzrok od małej i popatrzył na mnie z wyrzutem, jakbym nie miała
prawa zadać mu tego pytania, jakbym była winna temu co się stało, jakbym…
wyrządziła mu jakąś wielką krzywdę.
Z jego oczu można było wyczytać tak wiele sprzecznych ze sobą emocji. Smutek, żal,
wstyd i coś takiego czego nie mogę zidentyfikować.
- Przepraszam – powiedziałam szybko. – Nie powinnam pytać, to nie moja sprawa.
- Nie przepraszaj. – wyszeptał. – Po prostu to dla mnie trudne. Wiele osób się mnie o
to pytało, ale ja nie potrafię tego wyjaśnić. Jest za wcześnie, abym mógł zaufać komuś
na tyle, by to wyznać.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, chociaż w ogóle nie rozumiałam. Przecież
mi może zaufać. Zachowuję się jakby w ogóle nie zauważał, że zrobię dla niego
wszystko.
Aż do przyjścia Esme i Carlisle’a nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Jedyne
rzuciliśmy sobie szybkie dobranoc, a następnie rozdzieliśmy się do swoich pokoi.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY:
Impreza wyglądała dokładnie tak jak sobie ją wyobrażałam.
Setki kolorowych lampek dookoła domu jak i wewnątrz niego. Dynie z wyciętymi
groźnymi minami, podświetlone małymi świeczkami. Dużo halloween’owych ozdób.
Stół pełen nie zbyt zachęcających wyglądem dań. Mnóstwo ludzi poprzebieranych w
różne kostiumy. Znalazło się kilka chłopaków, którzy nie brali do siebie ostrzeżeń na
zaproszeniach i chodzili z nadąsanymi minami ubrani w najbardziej kompromitujące
stroje. Od małych pasterek do różowych królików włącznie.
Z całych sił starałam się nie patrzeć w stronę Edwarda, który opierał się o stolik z
alkoholem. Miał na sobie czarny dobrze wykrojony garnitur i pasującą do niego białą
koszulę z odpiętymi kilkoma górnymi guzikami, która ukazywała te jego cudne,
szerokie obojczyki, szary krawat został luźno zawiązany co tylko dodawało uroku
jego strojowi. Idealny James Bond. Spojrzałam w jego stronę w tym samym
momencie co on, więc szybko odwróciłam wzrok i zapewne spłonęłam rumieńcem.
- Niech zgadnę twój strój to sprawka Alice? – zapytał zza moich pleców aksamitny
baryton.
Odwróciłam się do niego, zastanawiając jak tak szybko znalazł się koło mnie.
45
- Nie dała mi zbyt dużego wyboru, albo to albo syrena, a nie mam zamiaru chodzić w
bikini całą imprezę. – westchnęłam.
- Szkoda, chętnie pooglądałbym trochę więcej twojego ciała. – wymruczał, na co moje
serce odpowiedziało przyśpieszając swój bieg dwukrotnie. – Chociaż nie ma co
narzekać, pomimo tego, że nie odsłania za wiele ten kostium, to widok ciebie w tym
lateksowym wdzianku jest nieziemski. – uśmiechnął się zadziornie. – Zatańczysz? –
zapytał pokazując parkiet.
Pokiwałam głową i pod odstrzałem spojrzeń większości dziewczyn poprowadził mnie
na środek sali. Muzyka była zdecydowanie za wolna jak dla mnie, ale najwyraźniej
Edwardowi ona nie przeszkadzała. Przyciągnął mnie mocno do siebie i schował głowę
w moich włosach, zaciągając się głęboko.
- Twoje włosy odkąd pamiętam pachniały truskawkami. – wyszeptał w czubek mojej
głowy.
Uśmiechnęłam się do niego i wyplątałam lekko z jego uścisku, aby móc spojrzeć mu
w oczy.
Od razu utonęłam w tych pięknych zielonych tęczówkach, które były tak głębokie, że
można się w nich zagubić. Zamrugałam kilkakrotnie i oparłam brodę o jego ramię. W
tym momencie wydawało mi się, że jestem w najbardziej właściwym miejscu w jakim
powinnam być. W jego ramionach. Czułam się w nich tak krucho i bezbronnie, a za
razem bezpiecznie.
- Kobieto Kot, czy byłabyś tak miła i podarowała mi jeden taniec. - z mojego małego
raju wyciągnął mnie ten chamski, dziecinny głos. Edward zawarczał do osoby, która
stała za moim plecami.
- Idź stąd Newton. Widzę, że nie wziąłeś na poważnie moich poprzednich słów,
dlatego daję ci ostatnią szansę, albo znów będę musiał ci coś zrobić. – Edward
zawarczał do osoby, która stała za moim plecami.
Odwróciłam się do Mike’a, który przebrany był w jakiegoś dresiarza, czy coś w tym
stylu i patrzył zimnym wzrokiem w młodego Cullena, zaciskając z całej siły ręce w
pięści. Po chwili mrucząc jakieś przekleństwa pod nosem, odwrócił się i wyszedł.
- Przepraszam, lecz muszę z kimś porozmawiać – powiedział do mnie smutno
Edward, zostawiając mnie samą na parkiecie i wychodząc z sali.
Zła na Newtona za zepsucie mi tak wspaniałej chwili, podeszłam do krzesła i zła
klapnęłam na nie fucząc z frustracji.
- Widziałem wasz taniec, robicie postępy. – zwrócił się do mnie Jake, siedzący po
przeciwnej stronie stołu. Uśmiechnęłam się patrząc na jego strój. Przebrał się za Pippi
Lanstrung. Na głowie miał rudą perukę z ustawionymi do góry kucykami. Do tego
całą jego twarz zdobiły liczne piegi namalowane kredką do oczu.
46
Ubraną miał czarną koszulkę w białe paski i zielone spodenki podciągnięte bardzo
wysoko, a na stopach, które położył na stole założył dwie różne skarpetki.
Zdecydowanie był najlepiej przebraną osobą na imprezie. Nie mogłam
powstrzymywać uśmiechu, gdy się na niego patrzyłam. Bardzo dobrze było widać, że
jest zadowolony ze swojego pomysłu.
- Podoba ci się? – zapytał.
- Oczywiście, wyglądasz fantastycznie. Tak bardzo… hmm… męsko? – uniósł brew
na moją odpowiedź, a po chwili wybuchnął śmiechem.
- Więc jak tam sprawy się układają?
- Tak jak do tej pory. Ja boję się coś zrobić, a on nie jest chętny do zrobienia
czegokolwiek.
- Zobaczysz wszystko będzie dobrze, ale ja na twoim miejscu zrobiłbym pierwszy
krok. To widać, że ty też mu się podobasz – zarumieniłam się, na co on znów
wybuchł tubalnym śmiechem. – Powinnaś się nauczyć przyjmować komplementy. A
teraz idź się bawić do póki masz na to okazję, za niedługo testy, więc musimy
korzystać. – uśmiechnął się i pociągnął mnie na parkiet.
***
Po kilku tańcach po prostu miałam dość. Edward jak wyszedł tak go nie widziałam od
tamtej pory. Alice z Rose postanowiły wziąć udział w grze kto wypiję więcej w ciągu
minuty, więc obie spały teraz na kanapie a Jasper z Emmettem warczeli na każdego
chłopaka, który chociaż spojrzał w ich stronę. A było na co patrzeć. Alice ubrana w
obcisłą niebieską sukienkę przebrana była za Rosalie, która z braku innych
możliwości była przebrana w syrenę. Obie przytulały się do siebie mocno i ciągle coś
bełkotały przez sen. Chłopaki, wręcz nie mogli odwrócić od nich wzroku. Jane
siedziała wtulona w Marka, który wreszcie zaczął działać i zaprosił ją na randkę w
zeszłym tygodniu. Od tamtej pory są nierozłączni.
Z nudów zaczęłam rozglądać się po domu w poszukiwaniu Edwarda, chciałam
wreszcie zrobić coś bardziej odważnego, zrobić ten pierwszy krok, o którym
wspominał Jacob. Przeszłam cały dom, lecz najwyraźniej postanowił się przewietrzyć.
Wyszłam na balkon z pokoju Alice, który prowadził na ogród. Dzięki blaskowi z
lampek, którymi Al obwiesiła dom, na podwórku można było cokolwiek zobaczyć.
Wytężyłam wzrok, aby zobaczyć coś dalej i wtedy zamarłam. Edward wraz z jakąś
dziewczyną, wręcz macali się pod drzewem w pobliżu domu. Wciągnęłam głośno
powietrze i zanosząc się głośnym płaczem wróciłam do domu, trzaskając drzwiami od
balkonu. Szybko weszłam do salonu i torując sobie drogę pobiegłam do mojego
pokoju. Rzuciłam się na łóżko i jedyne czego chciałam w tej chwili to po prostu
umrzeć. Materac ugiął się nieznacznie, gdy ktoś przysiadł na jego krawędzi. Poczułam
47
jak ta osoba odgarnia mi włosy z czoła i głaszcze delikatnie głowę. Jane.
- Widziałam cię jak biegłaś do pokoju. Co się stało? – zapytała cichym głosem.
- On… całował się z ja..akąś dziewczyn..ą. – wyjąkałam nadal płacząc.
- Ciii, wszystko będzie dobrze. Może się pomyliłaś.
- Niee. nie będzie dobrze… ty tego… nie roz…umiesz. on po prostu skończył wczoraj
swoją karę… i myślałam, że się…zmienił, że … już taki nie będzie… a on… -
wybuchłam płaczem. – Po prostu wam wszystkim się udało… nawet Marek wreszcie
zaprosił ciebie na kolację, a on. Ja go po prostu tak bardzo kocham. – wyszeptałam,
przytulając się do niej i zamykając oczy.
EPOV:
- …Ja go po prostu tak bardzo kocham. – wyszeptała do Jane.
Te kilka słów zmieniło całe moje życie w tym momencie.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY:
Słońce pomału zaczęło wschodzić. Siedziałam obwinięta dwoma, grubymi kocami na
balkonie od mojego pokoju. Całą noc nie zmrużyłam oka. Nie mogłam zasnąć. Ilekroć
na dłuższą chwilę zamknęłam oczy przez moją głowę przechodził widok Edwarda i
tej dziewczyny. Jane zmęczona moim lamentowaniem i rozżalaniem się nad sobą
spała na łóżku, w jakiejś dość pokracznej pozycji.
Impreza skończyła się około drugiej w nocy, gdy Alice widząca szkody jakie narobiły
pijane nastolatki odprawiła ich do domów. Emmett z Rosalie zniknęli parę minut po
północy wmawiając nam, że idą wypożyczyć film. Wszyscy byli tak wstawieni, że nie
zastanawiali się nad głupotą ich pomysłu. Edward nie pokazywał się przez resztę
zabawy, pewnie spędzając kolejną z tych jego niezliczonych, upojnych nocy z tą
blond lafiryndą. Nasłuchiwałam z nadzieją, że usłyszę te jego charakterystyczne
zamykanie drzwi i głośne wchodzenie po schodach, lecz nadaremnie.
Wstałam zrzucając koc z kolan i otworzyłam szklane drzwi prowadzące do mojego
pokoju. Zeszłam najciszej jak potrafiłam na dół, gdzie opisanie tego jak teraz
wyglądał salon i reszta pomieszczeń jest wręcz nie możliwe. Wiedziałam, że będę
jedyną osobą, którą nie będzie bolała głowa dzisiejszego poranka i nikt więcej nie
będzie w stanie tego posprzątać, tak więc wzięłam się za robotę. Z kuchni wzięłam
kilka worków na śmieci i zaczęłam zbierać wszystkie śmieci. Jak skończyłam
pozamiatałam i umyłam podłogę. Szczęśliwa, że mogę czymś chociaż na chwilę zając
swoje myśli, pomyłam też naczynia i powycierałam kurze. Gdy nie było już niczego
co mogłabym posprzątać dochodziła dziesiąta. Za wszelką cenę starałam sobie
48
znaleźć kolejne pochłaniające moje myśli zajęcie. Zdecydowałam, że obejrzę filmy,
na które do tej pory nie mogłam znaleźć czasu. Rozsiadłam się na sofie i włączyłam
pierwszą, lepszą płytę, upewniając się, że nie jest to żadne romansidło, ani nic z tych
rzeczy. Widok zakochanych par, które pomimo wielu trudności są ze sobą nie należy
do rzeczy jakie w tej chwili chcę oglądać.
W połowie filmu poczułam, że moje powieki robią się ciężkie, a głowa ciągle opada
mi na oparcie kanapy. Zbyt zmęczona, by nadal walczyć ze snem, poddałam się i
zasnęłam.
Obudziły mnie przyciszone głosy, które kłóciły się o coś zawzięcie. Otworzyłam oczy,
a nade mną pochylała się Alice i Edward. Ujrzawszy tego drugiego szybko
spróbowałam wstać i uciec stąd jak najdalej, lecz oboje powstrzymali mnie zanim
zdążyłam wykonać najmniejszy ruch. Skąd wiedzieli co mam zamiar zrobić?
- Masz gorączkę. – poinformowała mnie brunetka.
Spojrzałam na nią zdziwiona, rano czułam się dobrze teraz też całkiem nieźle. A poza
tym skąd ona do cholery wie, że mam gorączkę? Nie ma nic lepszego do roboty niż
dotykanie czyichś głów, czy cokolwiek tam zrobiła?
- Nie wstawaj, przyniosę termometr, a Carlisle z Esme będą za chwilę to cię przebada.
– powiedziała Alice, po czym opuściła pomieszczenie. W pokoju zapanowała tak
gęsta atmosfera i krępująca cisza, że nie dało się tego wytrzymać. Patrzyłam się na
wszystko, tylko aby uniknąć widoku Edwarda. Tej jego udawanej troski wymalowanej
na twarzy i ciepłego spojrzenia. Nie chciałam tego wszystkiego, po tym co wyczyniał
przez całą noc z blondyną. Zapewne wrócił przed chwilą i chcąc zmniejszyć sobie
sumienie za danie nadziei kolejnej dziewczynie pokazuję, że drzemie w nim choć
odrobina człowieczeństwa i chce pomóc możliwie chorej dziewczynie.
Dopiero teraz zauważyłam, że za oknem jest ciemno. Ile ja spałam? Ile oni spali?
Potrząsnęłam głową, starając się wyrzucić z głowy napływające coraz to nowsze
pytania. Poczułam jakby w moją czaszkę wbito tysiące małych ostrzy. Ktoś oderwał
moje dłonie od czoła i przyłożył do niego mokry ręcznik. Wiedziałam kto to. Ten
minimalny dotyk sprawił, że przez moje ciało i tak przepłynął elektryczny prąd. Taki
jaki zawsze mnie ogarniał, gdy on mnie dotykał.
Lekko speszona jego zachowaniem modliłam się w duchu, aby Alice wróciła z
termometrem i nie zostawiała mnie więcej z nim sam na sam. Bóg chyba wreszcie
zlitował się nade mną. Brunetka wróciła i wcisnęła mi do ust białe, plastykowe
urządzenie. Okazało się, że mam prawie 39 stopni. Oboje nie zważając na moje
protesty przenieśli mnie do mojej sypialni.
Oczywiście to Edward musiał mnie zanieść. Tracąc jakąkolwiek kontrolę nad moim
ciałem wtuliłam się w niego i zaciągałam jego zapachem. Położył mnie na łóżku, na
którym jak widziałam je wcześniej leżała Jane. Miedzianowłosy ku mojej wielkiej
uldze opuścił pokój. Spojrzałam z wyrzutem na Alice, która uśmiechała się
głupkowato. Dobrze wiedziała co się wczoraj wydarzyło, lecz oczywiście wymyśliła
parę powodów, dla których Edward zrobił to a nie nic innego. Poza tym nigdzie nie
49
jest napisane, że Edward uważa, że jestem atrakcyjna. Mógłby mieć każdą i robienie
sobie nadziei w tym przypadku jest rzeczą najgorszą z możliwych.
- Jak się czujesz?. – zapytała, przysiadając na łóżku i poprawiając moją kołdrę.
- Dobrze. Nic mnie nie boli, chyba że zrobię gwałtowny ruch głową.
Popatrzyła na mnie kiwając głową z rozbawienia.
- Nie o to mi chodzi, głuptasku.
Zarumieniłam się, dobrze wiedząc o co jej chodzi.
- Wymyśliłam nowy plan. – poinformowałam ją, na co jej oczy rozbłysły z
podekscytowania. – Jest całkowicie przeciwny do twojego poprzedniego. Polega on
głównie na tym, że postaram się o nim zapomnieć.
Brunetka, aż wstała z szoku i wycelowała we mnie swój malutki palec. Dobrze, że w
tym momencie do pokoju weszła Esme z Carlisle’m, ponieważ nie chciałam poczuć
na własnej skórze gniew Al.
- Nic ci nie jest? – podbiegła do mnie i przyłożyła dłoń do mojego czoła.
- Wszystko dobrze. To zwykłe przeziębienie. – powiedziałam uspokajająco.
Poczułam, że zaczynają mi łzawić oczy. Esme w tej chwili wydała mi się bliższa niż
moja własna matka.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam się przebadać Carlisle’owi. Tak jak mówiłam okazało
się, że to zwykłe przeziębienie. Pomysł siedzenia na tarasie w listopadową noc nie był
najmądrzejszy.
- Carlisle mamy mały problem z Rose i Emmettem. – wpadł do pokoju Edward z
telefonem w ręku. – Pytają się czy możesz im przesłać trochę pieniędzy, bo nie wzięli
nic ze sobą a obudzili się rano na lotnisku w Nowym Yorku.
- Przecież poszli wypożyczyć kasetę z filmem. – wtrąciła Alice.
Blondyn powstrzymując się od śmiechu wziął telefon od Edwarda, przybrał gniewny
wyraz twarzy i wyszedł z pokoju zaczynając prawić im kazanie.
***
Następny cały dzień spędziłam leżąc w łóżku. Esme urządzała dzisiaj przyjęcie
charytatywne na rzecz niepełnosprawnych dzieci, więc zostałam sama w domu. Na
50
wszelki wypadek, abym wstawać musiała tylko żeby skorzystać z toalety zaopatrzono
mnie w filmy, książki, jedzenie oraz dzięki Alice magazyny związane z modą.
Niestety nikt nie przewidział, że moje kubki smakowe podczas choroby szaleją, więc
musiałam zejść na dół i przyrządzić sobie jajecznicę. Weszłam do kuchni i zaczęłam
szykować wszystko co potrzebne, gdy zauważyłam, że nie jestem sama. Odwróciłam
się a przy stole siedział Edward ubrany w garnitur i trzymający butelkę wina w ręce.
Spojrzałam na zegarek było pół do dziewiątej, a z tego co wiem mieli zostać do końca
imprezy.
- Co ty tutaj robisz? – zapytałam.
Edward spojrzał na mnie i z głupim uśmiechem zrobił kilka kolejnych łyków wina.
- Esme poprosiła mnie żebym wrócił do domu, bo jestem narąbany w trzy dupy. –
zrobił przerwę. - Może nie powiedziała tego tak jak ja, ale wiem dobrze co miała na
myśl. – wybełkotał.
Dopiero teraz zauważyłam, że na głowie miał większy bałagan niż zazwyczaj, cały był
lekko spocony, a krawat zawiązany na jego szyi przekrzywiony i rozpiętą koszulę
ukazującą tą jego piękną, umięśnioną klatkę piersiową. Bella uspokój się!!
- Aha. – odpowiedziałam, bo nic innego nie przychodziło mi na myśl. – Chcesz jajka?
Kiwnął głową, że chcę, więc zaczęłam je przyrządzać. Krępowało mnie, gdy się tak
we mnie wpatrywał wręcz aż czułam jego spojrzenie na moich plecach.
Przełożyłam jajecznicę na talerze i położyłam je na stole. Oboje jedliśmy w
milczeniu, co jakiś czas przyłapując się nawzajem na wpatrywaniu się w siebie.
Weszłam do pokoju zastanawiając się nad tym, że to było jakieś dziwne. Nie
zdążyłam wygodnie się rozłożyć, kiedy Edward jak już miał w zwyczaju wparował do
pomieszczenia. Z szelmowskim uśmiechem rozkazał mi się przesunąć, a sam wśliznął
się pod kołdrę po prawej stronie łóżka. Moje serce zaczęło tak szybko bić, że
chwilowo myślałam, że zaraz mi wyskoczy z piersi.
- Co oglądamy? – zapytał pokazując na ekran telewizora.
Z trudnością przypomniałam sobie tytuł filmu, który znajdował się w DVD.
- Scooby’ego Doo. – zarumieniłam się wściekle.
Edward zachichotał i kazał mi wyłączyć pauzę. Pogrążona przygodami wścibskiego
psa, nie zdawałam sobie sprawy w co Edward jest ubrany. Dopiero gdy przytulił się
do mnie zauważyłam, że ma na sobie zaledwie jakieś ciemne bokserki i nadal rozpiętą
koszulę. Speszona starałam się od niego odsunąć, ale on nie dawał za wygraną.
- Edward, możesz mnie puścić? – spytałam cicho.
Nic nie odpowiedział tylko nadal wpatrując się w telewizor przyciągnął mnie do
siebie mocniej.
51
- Będziesz chory. – starałam się go przekonać.
Znów żadnej odpowiedzi.
- Edward, proszę. – wyszeptałam.
- Nie Bello. Wiem, że tego chcesz. – wymruczał całując moją szyję.
- Co chcę? – zapytałam starając się odciągnąć jego głowę od mojego karku, który
właśnie przygryzał. O cholera!
- Mnie.
Prychnęłam na niego, wiedziałam że ma całkowitą rację. Nagle przez głowę
przeleciała mi wizja jego i blondyny.
- Edward, przestań! – krzyknęłam.
Oderwał się ode mnie zdziwiony. Wstał z łóżka i patrzył na mnie tym swoim
dziwnym wzrokiem, którego nie mogę rozszyfrować.
- O co ci chodzi? – zapytał cichym głosem.
- O to, że nie chcę być kolejną laską na liście, której później będziesz unikał jak
ognia. Nie chcę być jakąś panienką na jedną noc, o której zapomnisz zaraz po tym jak
mnie wykorzystasz. Mam już dosyć twojego pokrętnego zachowania, które tak nagle
znikąd się pojawiło. Pragnę, aby dawny Edward wrócił. Ten który szanował
dziewczyny i nie bawił się nimi jak jakimiś pieprzonymi zabawkami. – skończyłam
wrzeszczeć.
Nie wiem kiedy wstałam, ale znajdowałam się teraz naprzeciwko niego ciężko dysząc.
- Nie żądaj rzeczy niemożliwych. – warknął odwracając się i kierując się do drzwi.
- Czekaj. To wszystko?
- A czego oczekiwałaś, że powiem, że cię kocham? – zapytał ze złością w oczach.
Zabolało. Tego właśnie oczekiwałam, że wszystko będzie dobrze i spróbujemy być
razem.
Przybrałam na twarz kamienną maskę.
- Nie, chciałam poznać powód twojej przemiany. – w oczach pojawiły mi się łzy.
Nie próbowałam ich powstrzymać. Edward widząc to popatrzył na mnie delikatniej.
- Chciałbym, ale nie potrafię. – powiedział cicho, po czym wyszedł z pokoju.
52
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Z każdym krokiem przybliżającym mnie do sali gimnastycznej czułam, że gula w
moim gardle robi się coraz większa. Nie miałam ochoty na nic, a tym bardziej na,
wręcz erotyczny taniec z Edwardem. Chciałam mieć to już za sobą i bez tego miałam
już dużo problemów na głowie. Zbliżał się bardzo ważny test z historii, na który już
od kilku tygodni powinnam się przygotowywać, a ja nawet nie ruszyłam ani jednej
notatki na ten temat. Do tego wszystkiego dochodził ten przeklęty konkurs taneczny,
który zbliżał się wielkimi krokami, a ja nadal nie potrafiłam idealnie wykonać jednej z
pozycji.
Dotarłam do hali, w której Edward już się rozciągał. Określając nasze stosunki
chłodnymi byłoby wielkim nieporozumieniem. Nie odzywamy się do siebie, nawet na
siebie nie patrzymy tak to wygląda od miesiąca. Esme z Carlisle’m za wszelką cenę
starają się nas pogodzić, ponieważ pragną aby te święta zostały spędzone w rodzinnej
atmosferze.
Rzuciłam w kąt moją torbę, czym zwróciłam uwagę miedzianowłosego. Od razu
podszedł do wieży i włączył piosenkę. Nie potrzebowaliśmy widzieć więcej
teledysku, oglądaliśmy go tak często, że znamy go na pamięć. Podeszliśmy do
materaca i zaczęliśmy ćwiczyć. Porozumiewaliśmy się bez słów, wystarczył jakiś nasz
gest i wiedzieliśmy co mamy powtórzyć, a co już jest wykonywane przez nas idealnie.
Po dwóch godzinach byłam podniecona i zgrzana do granic możliwości, zawsze kiedy
kończyliśmy tańczyć tak było. Pozbierałam swoje rzeczy i wyszłam z sali, aby
Edward nie zauważył w jakim jestem stanie. Jak na mnie działa.
***
Wiedziałam, że pragną abym pogodziła się z Edwardem, ale to już była przesada.
Rodzinny wyjazd? Żartują sobie ze mnie? Jestem pewna, że Alice maczała w tym
palce. Nigdy nie uwierzyłabym, że Esme z Carlisle’m wpadliby na tak głupi pomysł.
Edward ku mojemu zdziwieniu zgodził się od razu, więc nie chcąc wyjść na osobę
psującą rodzinny wyjazd również się zgodziłam. W taki sposób znalazłam się tutaj.
Ściśnięta pomiędzy Edwardem, a wielkim koszem piknikowym na tylnym siedzeniu
samochodu Esme.
Heidi pozostała w domu pod opieką jakże cudownej ciotki Alice, która zgodziła się
zostać na ochotnika. W jakiś zadziwiający sposób również pozostałe rodzeństwo
zdecydowało się pozostać w domu.
Więc ja się do cholery pytam, czy tylko mi się wydaje, że to już nie jest rodzinny
wyjazd, a to wszystko zostało wcześniej dokładnie przemyślane?
Skoro to ma być dla mnie, aż tak wielka męczarnia to może spróbuję sobie poprawić
humor?
Starając się przybrać jakąś minę zadowolenia na twarzy, rozłożyłam się wygodniej,
aby ten miedzianowłosy cwaniak zajmujący miejsce obok mnie poczuł się mniej
komfortowo. W taki sposób moją nogę obwinęłam wokół jego i zaczęłam wodzić
stopą odzianą jedynie w cienką skarpetkę po łydce miedzianowłosego. Następnym
moim ruchem było odwrócenie się do niego delikatnie i przybliżenie mojej klatki
piersiowej do jego ramienia. Na szczęście w miejsce w jakie się wybieramy będzie
53
zimniej niż w Los Angeles, a cel naszej podróży znajduję się kilkaset kilometrów
przed nami, więc Esme zaproponowała abyśmy wzięli koce. Wydało mi się to trochę
dziwne w końcu od czego jest klimatyzacja, ale jak się okazało w samochodzie było
zimno, aby Carlisle nie zasnął w czasie prowadzenia.
Edward zaskoczony tym co robię, odwrócił głowę w moją stronę i patrzył na mnie
zdziwiony. Puściłam mu perskie oko i zaczęłam udawać, że śpię. Dzięki Bogu, Esme
z Carlisle’m byli zbyt zajęci rozmawianiem na temat jakiegoś pacjenta ze szpitala,
więc nie zwracali najmniejszej uwagi na to co się dzieję pod puchowym kocem.
Położyłam dłoń na udzie Edwarda i zaczęłam nią ruszać w górę i w dół. Oczywiście
nigdy nie posunęłabym się dalej, nie było takiej możliwości. Nie byłam dziwką
pokroju Lauren Mallory, czy Jessici Stanley. Najwyraźniej, aby mężczyzna się
podniecił nie trzeba sięgać, aż do takich środków jak sądziłam, wystarczyło zwykłe
poruszanie dłonią o jego udo i jego wyobraźnia na to, że zdecyduję się sięgnąć wyżej.
Edward sapnął cicho i zatrzymał moją dłoń w żelaznym uścisku.
- Co ty wyprawiasz? – warknął do mnie.
- Nic. – odpowiedziałam, uśmiechając się nieśmiało.
Wyrwałam swoją dłoń z jego rąk i zaczęłam dalej pocierać jego udo. Mięśnie
zielonookiego wyraźnie się spięły, a on sam sapał głośno.
Chyba wreszcie zauważył, że zwraca na siebie zbyt dużo uwagi, więc położył głowę
na mojej i również zaczął udawać, że śpi.
Zdecydowanie to była słodka zemsta. Można nawet rzec, że jest odwetem za
wszystkie dziewczyny jakie wykorzystał. Był podniecony do granic możliwości, lecz
nie mógł osiągnąć spełnienia.
Gdy tylko znaleźliśmy się na stacji benzynowej, uwolnił się ode mnie i wybiegł jak
oparzony z samochodu, mówiąc, że idzie to toalety i że to może trochę potrwać.
Popatrzyłam się na niego jak znika w budynku i sama weszłam razem z Esme, kupić
coś do pica i zjeść po hot – dogu. Gdy wróciłam do auta, Edward już zajmował swoje
miejsce, wyraźnie odprężony i rozluźniony. Na moim siedzeniu stał teraz koszyk z
jedzenie, a miedzianowłosy uśmiechał się zadowolony z siebie.
Reszta drogi minęła spokojnie, rozmawialiśmy głównie o prezentach i obiedzie
świątecznym, co jakiś czas rzucając do siebie z młodym Cullenem głupkowate
spojrzenia.
Na miejsce dojechaliśmy grubo po północy. Światło księżyca nie pozwala na
zobaczenie zbyt wielu rzeczy, lecz mogę szczerze powiedzieć, że znajdowaliśmy się
po środku wielkiego lasku, a gdzie niegdzie widać było małe, drewniane domki.
Carlisle wynajął nam dwupokojową chatkę, więc skazana zostałam na spanie z
Edwardem w jednym pomieszczeniu.
Zmęczona podróżą nie miałam siły się wykąpać, jedynie odświeżyłam się w bardzo
skromnie urządzonej łazience. Gdy wróciłam do pokoju, Edward leżał rozłożony na
swoim łóżku w samych bokserkach, lecz to nie jego idealnie wyrzeźbione ciało
przykuło moją uwagę. Miedzianowłosy miał TĘ minę. Minę, którą miał zawsze, gdy
wpadał na jakiś głupi pomysł lub gdy chciał się komuś zrewanżować. Pamiętam ją
dobrze, ponieważ kilka razy była ona skierowana do mnie. I, o ile się nie myliłam w
tej chwili ta mina także była dla mnie. Edward Cullen zdecydowanie postanowił się
odegrać na mnie za aukcję w aucie, a to nigdy nie wróżyło niczego dobrego.
***
Obudziły mnie mokre pocałunki składane na mojej szyi.
54
Zdziwiona otworzyłam oczy, lecz nic nie widziałam przez ciemność jaka mnie
otaczała. Nie potrzebowałam światła, aby wiedzieć kto to jest. Najwyraźniej to jest
jego zemsta.
Czy to czasem nie podchodziło pod próbę gwałtu?
Oh! Zamknij się Swan!
Ten cudowny mężczyzna właśnie pieści twoją szyję, a ty myślisz o gwałcie?
Dwa głosiki w mojej głowie kłóciły się o dominację, gdy pieszczoty Edwarda właśnie
zmierzały do dekoltu w mojej koszulce nocnej. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że
moje dłonie zostały unieruchomione tuż nad moją głową przez jedną z jego rąk.
Próbowałam się ruszyć, lecz na nic się to zdało, zostałam zamknięta w klatce
utworzonej z ciała miedzianowłosego.
- Królewna się obudziła – wyszeptał, przerywając na chwilę swoją pieszczotę.
Nic nie odpowiedziałam, bo jedna z jego dłoni zaczęła bolesną wędrówkę wzdłuż
mojego uda, robiąc mi dokładnie to samo co ja robiłam mu w samochodzie.
- Pokonana własną bronią, czyż nie? – zapytał, a to, że się śmieję było wręcz słyszalne
w jego głosie. – Nie sądziłem, że masz aż tak mocny sen, żeby nie wyczuć że ktoś na
tobie leży – zachichotał i ponownie zaczął całować moje odsłonięte ciało,
równocześnie poruszając wolno swoją dłonią.
Wiłam się i jęczałam na jego dotyk. Zdecydowanie Edward był mistrzem w tym co
teraz robił. Nie zmarnował ostatnich lat praktyk. Ten moment pozwolił mi zrozumieć,
dlaczego wszystkie dziewczyny pozwalały mu się wykorzystywać, pomimo tego, że
wiedziały, że je porzuci. Ta chwila była warta późniejszego bólu, nawet wiedząc, że
nie zrobi ze mną tego co ze swoimi pozostałymi panienkami.
Jego ręka trzymająca moje dłonie nad głową, poluzowała swój uścisk, a chwilę
później dołączyła do drugiej, która zaprzestała działań na moim udzie i właśnie
podnosiła moją koszulkę do góry, aż dotarła do moich piersi, gdzie została porzucona.
- Zdecydowanie lepiej – wyszeptał do mojej szyi zielonooki.
Ten bardziej rozsądny głosik w mojej głowie, wręcz krzyczał abym go powstrzymała
zanim pozwolę mu zrobić ze mną coś głupiego, lecz kompletnie go zignorowałam nie
mając ochoty a nawet siły na dalszą walkę z własnym pragnieniem.
Moje uwolnione dłonie powędrowały do włosów Edwarda, których kurczowo się
uczepiłam i przyciągnęłam bliżej mojego rozpalonego podbrzusza.
Edward jęknął głośno na moją reakcję i zaczął ocierać swoimi biodrami o moje ciało,
nie przestając mnie pieścić. Zadrżałam, gdy poczułam jak bardzo jest podniecony.
Zataczał wolne kółka językiem dookoła mojego pępka, a to co się działo wewnątrz
mnie, wręcz doprowadzało mnie do szału. Po chwili dłonie Edwarda zahaczyły o
gumkę od moich majtek, co doprowadziło do wyrwania się z mojego gardła głośnego
jęku, który mam nadzieję, że nie doprowadził do obudzenia Carlisle’a i Esme. Edward
powrócił do pieszczenia mojej szyi, by po krótkim czasie nachylić się nade mną i
pocałować kącik moich ust. Wycałował sobie drogę do mojego ucha i przygryzł jego
płatek.
- Zemsta jest słodka, nieprawdaż? – wyszeptał
Wyplątał moje dłonie ze swoich włosów, po czym opuścił pokój, mrucząc coś pod
nosem o zimnym prysznicu.
Gdy tylko wyszedł poczułam się tak pusto i samotnie jak jeszcze nigdy dotąd. I nie
chodziło tu o sam fakt, że prawie mu się oddałam, ale o to, że przez chwilę po raz
kolejny zasiał we mnie ziarenko nadziei.
***
55
Pozostałe dwa dni jakie spędziliśmy w domku, wykorzystaliśmy na wędrówki po
otaczającym nas lesie. Cieszyłam się, że jednak dałam się namówić na tą podróż, była
to taka miła odmiana od pełnego ludzi, popłochu i spalin Los Angeles.
Postanowiłam udawać, że nic się między mną a Edwardem nie wydarzyło i on
również tak się zachowywał. Przed Carlisle’m i Esme udawaliśmy, że się
pogodziliśmy, więc przynajmniej ich mieliśmy z głowy i nie musieli uciekać do
bardziej wyszukanych sposobów na pogodzenie nas.
Siedzieliśmy dookoła stołu, każdy albo wpatrzony w planszę albo w litery ułożone na
podstawce na przeciwko siebie. Graliśmy w Scrablle. Nie sądziłam, że Esme potrafi
tak wyklinać, zwłaszcza gdy nie trafiła jej się litera jakiej potrzebowała.
Właśnie miałam układać wysoko punktowany wyraz, gdy Carlisle zauważył, która jest
godzina. Jako, że czeka nas długa podróż do domu i wyjeżdżamy skoro świt, to nie
kwestionowaliśmy jego zdania i udaliśmy się do naszych pokoi.
Zamknęłam za sobą drzwi i skierowałam w kierunku łóżka.
- Nie tym razem, Bello. – warknął na mnie Edward, wchodząc do pomieszczenia.
Patrzyłam na niego nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Teraz zapewnie położysz się spać, obwiniesz szczelnie kołdrą, odwrócisz plecami do
mnie i będziesz udawała, że śpisz, gdy tak naprawdę płaczesz. – ostatnie słowa
wyszeptał.
Nie sądziłam, że wie. Byłam pewna, że dobrze to ukrywałam i zachowuję się najciszej
jak potrafię.
- Porozmawiaj ze mną. – szepnął, wręcz błagalnie.
- O czym? – zapytałam. Wzruszył ramionami i zajął miejsce obok mnie na łóżku.
Westchnęłam głośno.
- Dlaczego wolisz zmieniać dziewczyny jak rękawiczki niż mieć jedną stałą? –
zapytałam o pierwszą rzecz jaka przyszła mi na myśl.
Nie sądziłam, że mi odpowie.
- Tak jest wygodniej. – odpowiedział po chwili. – Nie muszę się powstrzymywać, ani
martwić na zapas. Nie wiem. Po prostu tak jest lepiej. A dlaczego sądzisz, że lepiej
być z kimś na stałe?
Zastanowiłam się, a słowa same opuściły moje usta.
- Ponieważ czujesz się potrzebny, bezpieczny, masz z kim dzielić radość i smutek.
Zawsze możesz liczyć na wsparcie od tej osoby. Nie musisz się kryć tym kim jesteś,
bo ona kocha ciebie i z twoimi wadami. A to uczucie dzielące dwie osoby, może
sprawić, że otaczający ciebie szary i nudny świat nagle nabierze barw tęczy i sprawi,
że odżyjesz na nowo. Jestem pewna, że gdybyś spróbował nie chciałbyś wracać do
swoich teraźniejszych nawyków. – skończyłam.
Edward przez chwilę leżał w ciszy jakby analizując to co mu powiedziałam.
- Zmieńmy temat. – zarządził i zaczął mi opowiadać śmieszne historie o Emmecie.
Rozmawialiśmy większą część nocy. Wreszcie, gdy zobaczyliśmy, że pozostało nam
kilka godzin snu, Edward poszedł do swojego łóżka i oboje zasnęliśmy w
ekspresowym tempie.
Obudziło mnie mocne przytulenie męskiego ciała. Co tym razem Cullen?
Popatrzyłam na niego zdziwiona, gdy wreszcie mój wzrok przyzwyczaił się do
ciemności.
- Chcę spróbować. – wyszeptał cicho do mojego ucha.
56
Moje serce zamarło na chwilę, by po chwili zacząć bić w szaleńczym tempie.
ROZDZIAŁ SZESNASTY:
Leżałam wpatrując się przed siebie, nie wiedząc co mam robić dalej. Czy on właśnie
nie powiedział, że chce spróbować porzucić swoje przyzwyczajenie? Byłam zbyt
śpiąca, aby móc dobrze rozumować. Nim zorientowałam się co robię, przytuliłam się
mocniej do chłopaka i zasnęłam.
***
Obudziło mnie lekkie szarpnięcie za ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tuż przed
sobą te magnetyzujące, zielone tęczówki. Edward kucał obok mojego łóżka i patrzył
się na mnie z uśmiechem.
- Za chwilę wyjeżdżamy, przygotuj się czekamy na ciebie ze śniadaniem. – powiedział
i wyszedł z pokoju.
Spojrzałam na zegarek, dochodziła szósta rano, zdecydowanie za późno poszliśmy
spać. Czułam się taka zmęczona i odrętwiała, że z trudnością zrobiłam najważniejsze
czynności. Podczas śniadania nie zjadłam prawie nic, tylko walczyłam z powiekami,
które za wszelką cenę chciały się zamknąć. Nie mam pojęcia w jaki sposób znalazłam
się w samochodzie. Jedyne co pamiętałam to jak ktoś zapina mój pas i opatula mocno
kocem. Obudziłam się, gdy jakaś osoba mocno zamknęła drzwi auta. Podskoczyłam
lekko, czując się o wiele lepiej niż rano. Rozejrzałam się dookoła, znajdowaliśmy się
na tej samej stacji benzynowej, na której byliśmy jadąc w przeciwną stronę. W
pojeździe oprócz mnie była tylko Esme, drzemiąca lekko z głową opartą na szybie i
również przykryta kocem. Wygrzebałam się z samochodu, za wszelką cenę starając
się jej nie obudzić. Byłam przeraźliwie głodna. Weszłam do budynku, szybko
odnalazłam Carlisle'a, który uśmiechnął się do mnie, gdy do niego podeszłam.
- Wyspałaś się? - zapytał.
- Tak, bardzo. - odpowiedziałam, zastanawiając się czy kupić tak jak poprzednio hot -
doga, czy najeść się najróżniejszymi słodyczami, na które nagle nabrałam ochotę.
Carlisle chichocząc z mojego ciągłego zmieniania zdania, kupił mi i to i to, za co
byłam mu ogromnie wdzięczna.
Gdy wracałam do samochodu, Edward wyszedł z toalety, uśmiechając się do mnie
głupkowato. Gdy go zobaczyłam, poczułam coś dziwnego. Coś co zawsze czuję, gdy
czegoś zapomnę. Nie mogąc sobie przypomnieć co to może być, odwzajemniłam
uśmiech i wróciłam do auta. Esme nadal drzemała. Po chwili dołączyła do mnie reszta
podróżników i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Wpatrywałam się w mijane przez nas domy z tym niesłabnącym uczuciem, że czegoś
zapomniałam. Na pewno nie chodziło o nic z naszych rzeczy, pakowaliśmy się
wczoraj, a później jeszcze Esme sprawdzała czy wszystko na pewno zabraliśmy.
Pokręciłam głową jakbym starała się wyrzucić to odczucie z umysłu. Dopiero teraz
zauważyłam, że Edward się we mnie wpatruję. Jestem pewna, że wyglądam jak
idiotka rzucając głową to w lewo to w prawo. Znów się do mnie uśmiechnął, a moje
policzki od razu przybrały odcień czerwieni, na co jego uśmiech powiększył się
jeszcze bardziej o ile to jest w ogóle możliwe.
W Los Angeles byliśmy około dziewiętnastej. W domu świeciły się światła we
wszystkich pomieszczeniach. Zdziwieni tym szybko weszliśmy do przedpokoju, gdzie
57
zastaliśmy Alice karmiącą Heidi jednym z jej deserków. Mała miała całą ubrudzoną
twarz i uśmiechała się do Esme, gdy tylko ją ujrzała. Al oddała brunetce łyżeczkę i
przywitała się z nami, przytulając mocno.
- Czemu wszędzie jest zapalone światło? – zapytał Edward, uwolniwszy się z jej
uścisku.
Alice zaśmiała się.
- Emmett szuka beboków, duchów i różnych rzeczy w tym stylu. Jasper opowiedział
mu z Rosalie kilka strasznych historii jakie opowiadali sobie zawsze, gdy jako
nastolatki spali w namiocie. Szuka ich już od godziny i drze się w niebogłosy jak
tylko się zgasi światło.
Przez moją głowę przeleciała wizja Emma, wielkiego, umięśnionego osiłka bojącego
się cienia w pokoju.
Zachichotałam, a Carlisle pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Znów nie będzie mógł spać ze zgaszonym światłem. – powiedział Ed i również
zaśmiał się. – Zaniosę nasze bagaże. – poinformował, po czym zniknął na schodach.
Alice wpatrywała się we mnie uważnie, studiując każdy mój ruch.
- Co? – zapytałam zdezorientowana.
- Nic. – odpowiedziała, nadal badawczo się mi przypatrując.
Machnęłam na nią ręką i udałam się do mojego pokoju. Na środku łóżka leżał
Edward, jedząc jakąś czekoladę.
- Muszę tu na chwilę zostać, Emm sprawdza teraz mój pokój, twój już sprawdził. –
powiedział i usiadł na łóżku. - Chcesz spróbować? – zapytał przysuwając smakołyk
w moim kierunku.
I wtedy sobie przypomniałam. Mój sen. Nie! To stuprocentowo nie był sen. Edward
powiedział mi, że spróbuję. Spróbuję przestać żyć tak jak teraz. A później przytulił
mnie do siebie i razem spaliśmy. Czy to oznacza, że chce spróbować ze mną? Mając
do wyboru tak wiele dziewczyn, o wiele lepszych ode mnie on wybrał mnie? I
dlaczego nie powiedział nic rano? Żałuję swojej decyzji? Ucieszył się, że nic nie
pamiętam?
- Bella? – zapytał miedzianowłosy. – Dobrze się czujesz?
Nie odpowiedziałam nic. Stałam tak wpatrując się w niego, z małym uśmieszkiem na
twarzy. Czułam wielką, falę ciepła, obezwładniającą moje ciało.
- Bella? – powtórzył prawie krzycząc, co wyrwało mnie z mojego, małego
odrętwienia.
- Czy to co mówiłeś dzisiaj w nocy, tuż przed tym jak mnie przytuliłeś jest prawdą.
Na serio chcesz spróbować? – zapytałam go od razu o to co chcę wiedzieć.
Popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Jednak pamiętasz? – spytał pod nosem, tak jakby samego siebie.
- Przypomniałam sobie dosłownie kilka minut temu. Dlaczego mi nie przypomniałeś
nic rano? Czemu cały dzień udawałeś, jakby nic się nie wydarzyło, jakby to nic nie
znaczyło. A to wiele znaczy! – krzyczałam na niego.
- Całą noc i drogę powrotną nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że jednak się
myliłem. Ja nie jestem najlepszą osobą do bycia w stałym związku. Nie jestem, ani
romantyczny, a tym bardziej sentymentalny. Prędzej, czy później nawaliłbym i zrobił
coś przez co już nigdy byś się do mnie nie odezwała, albo znienawidziła. Wierz mi
lub nie, ale tak jest najlepiej. – odpowiedział, wstając z łóżka i zbliżając się do mnie.
Przytulił mnie do siebie mocno i schował nos w moje włosy. Dyszałam lekko, lecz
jego zapach mnie uspokajał.
- Ale ja chcę zaryzykować. – wyszeptał w zagłębienie w jego szyi. – Bycie z tobą jest
58
jednym z moich najskrytszych marzeń. I bardziej mnie boli widok ciebie z innymi
dziewczynami, niż to, że zapomnisz o jakiejś naszej rocznicy, czy nie kupisz mi
jakiegoś prezentu. Chrzanie prezenty, Jak chcę ciebie i tylko ty jesteś moim
prezentem. – skończyłam, a łzy spływały mi po policzkach, znikając w białej,
pomiętej koszulce Edwarda.
Chłopak westchnął głośno.
- Tak będzie dla ciebie lepiej. – powiedział ponownie, a moje ciało ogarnęła nagle
wielka wściekłość.
Wyrwałam się z ramion miedzianowłosego i znów dysząc, spojrzałam na niego.
- Nie wmawiaj mi, że wiesz co jest dla mnie lepsze ode mnie samej, Cullen. Nie dam
się przekonać, że jesteś aż tak złą osobą, bo oboje dobrze wiemy, że taki nie jesteś. –
krzyczałam na niego, a z moich oczu płynęły łzy, tak jakby nagle otworzyła się jakaś
tama.
Minęłam go i zwinęłam się w kłębek na łóżku. Łóżko ugięło się pod jego ciężarem,
gdy położył się obok mnie i przytulił do siebie. Prawą dłonią obejmował mnie w
pasie, a lewą gładził moje plecy, szepcząc do ucha uspakajające słowa.
Nie wiem co bardziej mnie znużyło. Długa podróż, czy ta niby kłótnia, ale usnęłam, a
ostatnią rzeczą jaką zapamiętałam było przykrycie nas kołdrą i stłumiony przez drzwi
krzyk Emmetta.
***
Gdy się obudziłam za oknem wciąż było ciemno. Zegarek wskazywał czwartą nad
ranem. Spróbowałam się poruszyć, lecz silne ramiona Edwarda uniemożliwiały mi
choćby najmniejszy ruch. Przegrana, wtuliłam się jeszcze bardziej w jego ciało i
cieszyłam tym momentem. Wreszcie miałam czas na uporządkowanie wszystkich
moich myśli. Z jednej strony od zawsze tego pragnęłam. Być z Edwardem to tak jak
mu wcześniej wyjawiłam szczyt moich marzeń, ale z drugiej strony może on ma rację
i bycie osobno jest dla nas lepsze? Nie! Jednego jestem pewna, nie zniosę jego
widoku z jakimiś laskami, wiedząc, że mogłabym być na ich miejscu. Mogłabym? On
nawet nie powiedział mi tego wprost, i widzi więcej powodów przeciw niż za w byciu
ze mną.
Jak zawsze w najlepszym momencie, moje ciało musiało sobie przypomnieć o swoich
fizjologicznych potrzebach.
- Edward. – wyszeptałam, potrząsając jego ramieniem.
Otworzył oczy i patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi, zielonymi źrenicami.
- Muszę iść do toalety, możesz mnie puścić? – zapytałam, uśmiechając się na to jak
ślicznie wyglądał, taki zaspany.
Nic nie mówiąc poluzował swój uścisk, a ja wstałam i poszłam w kierunku drzwi. Po
kilku krokach, zatrzymałam się i odwróciłam do niego.
- Nie wychodź, musimy porozmawiać. – powiedziałam, po czym wyszłam z
pomieszczenia.
Najszybciej jak to możliwe wykonałam to co miałam i wróciłam do pokoju. Edward
nadal leżał na łóżku, lecz w innej pozycji. Jedno ramię znajdowało się pod jego
głową, a drugie owinięte było dookoła poduszki. Minę miał jak jakiś nieszczęśnik, ale
to mnie nie powstrzymało. Jestem tak blisko zdobycia tego czego pragnę i nie poddam
się. Nie tym razem.
- Nie możemy porozmawiać rano, kiedy będę bardziej przytomny? – zapytał.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie. Jak znam życie, to spróbujesz się z tego wymigać, a ja muszę z tobą
59
porozmawiać.
Usadowiłam się obok niego i nie wiedząc jak zacząć, bawiłam się kosmykiem moich
włosów.
- O czym chcesz rozmawiać? – zapytał, oderwawszy moją dłoń z włosów.
- O nas. O tym wszystkim o czym mówiłam wcześniej lub raczej krzyczałam.
- Bells, nie musimy o tym rozmawiać. – zaczął. – Powiedziałem ci, że chcę
spróbować i to, że nie jestem tego pewny i cieszyłem się z tego, że zapomniałaś o tym
tego nie zmienia. – skończył szeptem.
Uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam do jego boku.
- Mam pytanie. – oznajmił po chwili. – Muszę się ciebie teraz zapytać czy chcesz ze
mną chodzić? Czy już jesteś moją dziewczyną? – zapytał.
Nie mogąc wytrzymać z moich ust wyrwał się chichot. On zgromił mnie wzrokiem i
jakby się wahając, przytulił mocniej do siebie.
- Nie przeginaj, Bello. Dobrze wiesz, że to dla mnie nowość. Nigdy nie miałem
dziewczyny, więc nie wiem jak mam się zachować.
- Wiem. – wyszeptałam.
Czułam się jakbym mogła latać. Jestem dziewczyną Edwarda Cullena. Miałam ochotę
wstać i oznajmiać to wszystkim dookoła, lecz powstrzymała mnie myśl, że wtedy
będę musiała opuścić ciepłe ramiona Edwarda.
- Chyba teraz Ja muszę iść do toalety. – odezwał się miedzianowłosy i w dziwny
sposób opuścił pomieszczenie.
***
Zaraz po tym jak Edward wrócił z ubikacji, oznajmił że musi się spakować, a ja nadal
czując tą błogą euforię opanowującą moje ciało, postanowiłam zrobić wszystkim
śniadanie. Podczas, gdy każdy zajął swoje miejsce i jadł przyrządzone przeze mnie
jajka na bekonie, Edward i ja rzucaliśmy sobie rozbawione spojrzenie. Nikt nie
zwracał na nas większej uwagi. Rose wyglądała jakby miała za chwilę zasnąć,
potwierdzając słowa miedzianowłosego na to, że musiała spać przy zapalonym
świetle, a reszta była zbyt pochłonięta jedzeniem i śmianiem się z wczorajszych
poczynań Emmetta. Wreszcie Alice, która już wczoraj zaczęła mi się dziwnie
przyglądać wypaliła z tekstem, że coś jest z nami nie tak. A ja nie mogąc wymyślić
niczego sensownego na poczekaniu, powiedziałam jakąś głupotę, w ogóle nie
wyjaśniającą naszego zachowania. Nie sądziłam, że Edward od razu powie, że
postanowił się jak to ujął ustatkować, lecz on to zrobił. Przyznał się, że jestem od tej
pory jego dziewczyną, i że nie ręczy za siebie jeżeli ktoś go wyśmieje za to, że bycie
w związku nie leży w jego charakterze.
Alice z Rose zbyt entuzjastycznie krzyknęły do siebie, że ich plan się udał i w drodze
do szkoły niezbyt chętnie opowiadałam mu czego on dotyczył. Byłam pewna, że się
wścieknie, ale on jedynie uśmiechnął się i zmienił temat.
Siedziałam obok Edwarda i Jake’a na stołówce. Wszystkie jędze rzucały mi złowrogie
spojrzenia, a my nawet nie zachowywaliśmy się jakbyśmy byli parą. Nie trzymaliśmy
się za rękę, ani tym bardziej nie przytulaliśmy się do siebie. Postanowiliśmy, że tak
będzie lepiej.
Po chwili do naszego stolika podszedł Marek.
- Gdzie Jane? – zapytałam zdziwiona.
Odkąd są ze sobą nie widziałam ich osobno ani razu.
- Obraziła się na mnie. – powiedział, wgryzając się w pizzę.
60
- O co?
- Zapytała się mnie, czy myślę, że jest gruba.
- I ty powiedziałeś, że jest? – spytałam niedowierzając, że mógł tak powiedzieć.
- Jasne, że nie. Zmierzyłem jej ciało wzrokiem i odpowiedziałem, że nie.
- Czekaj. – przerwał mu Jacob. – Że co? Popatrzyłeś się na nią, zanim jej
odpowiedziałeś? – zapytał, chcąc utwierdzić się, że dobrze zrozumiał.
- No.
- Stary, masz przerąbane. – wtrącił się Edward.
- Dlaczego? Przecież powiedziałem, że nie jest gruba. – powiedział, patrząc na nich
wyczekująco.
- Nadal nie rozumiesz? Jeżeli dziewczyna się pyta ciebie o cokolwiek związanego z
jej wyglądem, automatycznie odpowiadasz tak albo nie. Nie możesz się zastanawiać.
– odpowiedział mu Jake. – To je denerwuje, sprawia, że czują się mniej kobieco.
Marek patrzył na nas swoimi szeroko otwartymi oczami. Nic więcej nie
powiedziawszy, odwrócił się na ławeczce i wyszedł ze stołówki.
- I ty to wiedziałeś? – zapytałam Edwarda.
- Bello, znam lepiej dziewczyny niż one same siebie. – powiedział, a po chwili na
jego twarzy pojawił się mały grymas. – Przepraszam, nie powinienem tego
powiedzieć.
Wyglądał jakby myślał, że będę zła, za to że powiedział mi prawdę? Przecież wiem
jaki był.
- Nie masz za co przeszkadzać. – odpowiedziałam. – Idę znaleźć Jane, spotkamy się
na treningu. – wstałam i udałam się w kierunku drzwi, ignorując spojrzenia
wszystkich osób w pomieszczeniu.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
- Co tutaj robisz? – zapytałam Edwarda, widząc go leżącego na moim łóżku.
- Czekam na ciebie. – powiedział, odkrywając mi kołdrę i poklepując miejsce obok
siebie.
- Jakbyś nie pamiętał, Esme z Carlisle’m jasno dali nam do zrozumienia, że nie chcą
nas widzieć śpiących w jednym łóżku. – przypomniałam mu, wracając pamięcią do tej
dość krępującej rozmowy.
Retrospekcja:
Wróciliśmy do domu po kilku godzinnym treningu. Niczego tak nie pragnęłam jak
wziąć długą i relaksującą kąpiel, a później walnąć się do łóżka. Niestety nie było nam
to dane. Gdy tylko razem z Edwardem udaliśmy się do kuchni po coś do picia,
zastaliśmy za stołem Esme i Carlisle’a ze stanowczymi minami.
- Usiądźcie. – powiedział doktorek zimnym tonem, który na pewno nie oznaczał
niczego dobrego.
Posłusznie zajęliśmy wskazane przez niego miejsca i rzuciliśmy sobie zdziwione
spojrzenia.
- Cieszymy się z tego, że jesteście razem, ale musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy. –
zaczął mówić Carlisle. – Biorąc pod uwagę to co Edward robił do tej pory, razem z
Esme postanowiliśmy, że lepiej będzie jeżeli będziecie się spotykali zawsze w czyimś
towarzystwie. Wiemy, że to będzie trochę trudne, biorąc pod uwagę, że mieszkacie w
61
jednym domu i to na dodatek w sąsiednich pokojach, ale liczymy, że będziecie tego
przestrzegać.
Patrzyłam w zdumieniu na blondyna nie wiedząc co powiedzieć. Do tej pory nie
zauważyłam żeby skarżył się na zachowanie Edwarda, poza jednym razem kiedy
wspominał o nim po powrocie z pogrzebu.
- O 23 macie być w swoich pokojach i nie chcę widzieć was razem później niż ta
godzina, zrozumiano? - zapytał Carlisle.
Pokiwaliśmy głową, po czym nadal lekko zdziwieni opuściliśmy kuchnię.
Koniec retrospekcji.
Zajęłam miejsce obok niego i wsunęłam się pod kołdrę.
- Nie zorientują się. Zamknąłem drzwi na klucz i włączyłem pornole. - uśmiechnął się
głupkowato. - Jestem pewien, że jak przyłożysz ucho do ściany do usłyszysz krzyki.
Mimowolnie zachichotałam z jego durnych pomysłów. Przytuliłam się do niego i
westchnęłam zadowolona. Byliśmy ze sobą już tydzień i przyzwyczaiłam się do tych
ciągłych szeptów i chichotów na mój temat jakie spotykały mnie w szkole. Edward
był taki kochany. Ciągle zapewniał mnie, że za nie długo znajdą sobie nową sensację i
przestaną zwracać na nas całą uwagę. Co noc spaliśmy razem w łóżku, odkąd
zasnęłam w jego łóżku w czasie oglądania filmu. Edward nie chciał mnie budzić, więc
jedynie otulił mnie pościelą i przytulił do siebie. Co noc, aż do wczoraj. Po tej
krępującej rozmowie z Esme i Carlisle'm byłam gotowa do spania godzinę przed
czasem. Nie chciałam im podpaść, kiedy byli dla mnie tacy mili.
- Nie mogłem bez ciebie zasnąć wczoraj. - wyszeptał mi do ucha Edward. - Czułem
się dziwnie.
Popatrzyłam na niego zdziwiona, że samowolnie otwiera się przede mną co było do
niego nie podobne. Zazwyczaj to ja musiałam, wręcz siłą wyciągać z niego
informację.
- Ja też miałam problem z zaśnięciem. - wymruczałam w jego klatkę piersiową.
Rysując palcem okręgi na jego brzuchu.
Usłyszawszy moje słowa, przytulił mnie mocniej do siebie i pocałował w czubek
głowy.
- Zgaś lampkę. Jestem zmęczony. Muszę nadrobić brak snu wczorajszej nocy. -
powiedział, a ja wykonałam jego polecenie. Wtuliłam się w niego ponownie i leżałam
chwilę wpatrując się przed siebie. Czekając aż zaśnie, aby móc obserwować go jak
śpi. Śpiący Edward był jedną z najpięknieszych rzeczy jakie widziałam w życiu.
Jego klatka podnosiła się pod wpływem jego równomiernego oddechu. Z jego lekko
uchylonych ust co jakiś czas wychodził jęk lub ciche chrapanie. Twarz zawsze była
taka beztroska, całkiem jak małego dziecka. Zdecydowanie mogłam godzinami leżeć i
obserwować go jak śpi.
***
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia razem z Edwardem udaliśmy się do Alice i
reszty na kilka dni. Do ich mieszkania jechalilśmy kilka godzin z krótkimi przerwami
na jedzenie. Edward zaparkował samochód przed dużym kompleksem
mieszkaniowym. Siedziałam tak wpatrzona w oszałamiające widoki za oknem, że aż
podskoczyłam gdy zobaczyłam za nim Edwarda. Nawet nie zauważyłam kiedy
wyszedł z auta. Otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. Uśmiechnęłam się do niego
62
szeroko i zaczęłam rozglądać dookoła. Wszystkie budynki otaczał wysoki drewniany
płot koło którego rosły różne drzewka. Podjazd wykonany był z szarej i czerwonej
cegły i był ułożony dookoła małego ronda.
- Idziemy? - zapytał mnie Edwarda, pokiwałam twierdząco głową i łapiąc go za rękę
poszliśmy do budynku.
- Alice i Rose mają zajęcia, więc idziemy na kilka godzin do Jaspera i Emmetta. -
poinformował mnie, gdy stanęliśmy na przeciwko brązowych drzwi.
Edward zadzwonił i bawiąc się moimi palcami czekał, aż któryś z chłopaków zaprosi
nas do środka. Lecz to nie nastąpiło. Zamiast tego usłyszeliśmy stłumione krzyki z
wnętrza mieszkania. Edward zachichotał i mrucząc pod nosem coś na kształt
"oczywiste" sprawdził czy drzwi są otwarte. Na szczęście żaden z nich ich nie
zamknął.
Tuż po przekroczeniu progu, znaleźliśmy się w centrum piekła. Pierwszą rzeczą jaką
zobaczyłam był Jasper, który zniknął tak samo szybko jak i się pojawił. Dywan na
środku małego korytarza był zwinięty, a szafeczka w rogu pokoju przewrócona.
Patrzyłam na to zdziwiona, lecz Edward jedynie westchnął i poprowadził mnie
głębiej. Weszliśmy do dużego, przestronnego pomieszczenia, które okazało się
kuchnią. Na stołku barowym siedział uśmiechnięty Emmett.
- Co mu się stało? - zapytał Edward.
- Właśnie się dowiedział, że zawsze wylizuję sztućce, a później wrzucam je do
szuflady nie myjąc. - powiedział wzruszając ramionami.
- Fuj. Mam nadzieję, że u nas tego nie robisz. - powiedziałam.
- Nie wrzucam do zmywarki. - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Obróciłam się dookoła oglądając pokój. Cały był wykonany z szarych kafelek z
małymi zdobieniami. Szafki były w czarnym kolorze, a blat wykonany był z szarego
marmuru. Po środku znajdowała się wysepka z kilkoma barowymi stołkami, które
razem z Edwardem zajęliśmy.
- Napijecie się czegoś? - zapytał Emm.
- Nie, dzięki. - odpowiedzieliśmy zgodnie i zaczęliśmy rozmawiać o podróży i
prezentach na święta, których dalej nie kupiliśmy.
- Emmett, wyprowadzam się. - usłyszeliśmy głos Jaspera.
Obróciłam się w jego kierunku. Edward zachichotał.
- Nie rozumiem dlaczego tak się denerwujesz o te sztućce.
- Ty nigdy nic nie rozumiesz. To tak jakbyśmy używali tych samych szczoteczek do
zębów. - krzyknął blondyn.
Emmett zrobił dziwną minę.
- Używałeś mojej szczoteczki? - warknął Jazz.
- Czerwoną przepchałem sedes. - odpowiedział cicho.
- Czerwona jest moja. - wrzasnął Jasper, podchodząc do Emmetta.
- Nie denerwuj się tak. Możemy używać jednego mydła, ale nie możemy używać
jednej szczoteczki?
- Bo mydło... to mydło. - powiedział przez zaciśnięte zęby Jazz.
- Tak? To pomyśl co ja myję jako ostatnie, a ty jako pierwsze. - uśmiechnął się
Emmett.
Jasper wykrzyknął jakieś przekleństwa, po czym mamrocząc coś o siekierze wyszedł z
pokoju.
Nie mogłam już dłużej powstrzymywać śmiechu, więc wybuchnęłam. Nigdy w życiu
się tak nie śmiałam. Nie sądziłam, że można być aż tak głupim.
63
***
- Dobra mam zapakowany prezent dla Esme, Jaspera, Carlisle, Rose, Heidi i Edwarda.
Został mi Emmett i Alice. - mruczałam pod nosem, szukając kolorowego papieru w
pokoju.
Wczoraj wróciliśmy z naszego kilkudniowego wyjazdu do tych głupków, bo inaczej
ich nazwać się nie da. Jak oni ze sobą wytrzymują nie mam pojęcia. Emmett ciągle
wygaduję głupoty, Jasper wygraża na okrągło, że się wyprowadza, Alice ma jakieś
ADHD i Rosalie chyba jedyna normalna z nich wszystkich. To właśnie z nią
spędziliśmy najwięcej czasu i pomogła mi wybrać prezent dla Edwarda, Alice i
Emmetta.
Za dwie godziny mamy świąteczną kolację a ja mam masę rzeczy do zrobienia i nie
wiem czy się wyrobię. Szybko, wręcz byle jak obwinęłam w papier prezęty i
pobiegłam się wykąpać, zaraz później poprasowałam jakieś ciuchy i zrobiłam
makijaż. W zabójczym tempie zbiegłam po schodach i zaczęłam układać prezenty na
stosie obok choinki.
Wszyscy pałętali się po salonie lub pomagali Esme w przygotowaniach. Podeszłam
zmachana do Edwarda, który siedział na kanapie i oglądał z małą Kaczora Donalda.
Usiadłam obok niego i uśmiechnęłam się, opierając głowę na jego ramieniu.
- Myślałem, że spadniesz z tych schodów. - zachichotał.
- Też tak myślałam. - westchnęłam. - Trudno biegać w takich butach. - uniosłam do
góry moją stopę, ukazując czarne, zamszowe szpilki.
- Niech zgadnę, Alice? - zapytał.
- Nie. - wyszczerzyłam się. - Sama je wybrałam, pasowały do sukienki.
Edward przez chwilę taksował mnie wzrokiem.
- Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? - zapytał.
Zarumieniłam się.
- Już teraz tak. Dziękuję. - odszepnęłam.
- Uwielbiam sposób w jaki reagujesz na komplementy. Jesteś zawsze zarumieniona i
zawstydzona. - uśmiechnął się.
Chciałam coś powiedzieć, ale Esme zawołała nas do stołu. Każdy zajął swoje miejsce.
Usiadłam pomiędzy Edwardem, a Emmettem i czekałam na rozpoczęcie kolacji.
Carlisle jako głowa rodziny odmówił krótką modlitwę i nakazał częstować się
jedzeniem. Wszystko wyglądała wyśmienicie. Indyk pokrojony w kawałki leżał na
środku stołu, tuż obok żurawiny i kilku różnych rodzaji sałatek. Wszyscy patrzyliśmy
uśmiechnięci na Emma, który jak tylko usłyszał komendę, że można jeść rzucił się na
potrawy i nakładał niezliczone ich ilości na talerz. Kolacji minęła bardzo szybko.
Byliśmy za bardzo pochłonięci jedzeniem, aby rozmawiać. Wreszcie przyszedł czas
na przenety. Alice wstała od stołu i w podskokach roznosiła prezenty. Gdy wszystkie
zostały rozdzielone, każdy zaczął je otwierać. Pierwszy, który rozpakowałam był od
Jaspera i Alice, były to sportowe buty z Reeboka do tańczenia z różnymi wzorkami.
Następny był prezent od Emmetta, który okazał się kapciami - cyckami, czy czymś w
tym rodzaju. Esme z Carlisle'm dali mi mp4 i bon trzystu dolarowy na wydanie w
bliskim centrum handlowym. Edward wyszeptał mi na ucho, że prezent dostanę jak
zostaniemy sami, więc tylko uśmiechnęłam się do wszystkich i podziękowałam za
podarki. Wszyscy zadowoleni ze swoich prezentów rozeszli się, każdy w inną stronę,
a ja z Edwardem poszliśmy do mnie do pokoju. Chłopak zniknął za drzwiami od
łazienki, aby po chwili wyjść z małą paczuszką w dłoni.
- Chodźmy na balkon. - zarządził, po czym wyszliśmy na zewnątrz.
64
Oparł się o drewnianą belkę i podał mi pudełko. Z wielkim uśmiechem wpatrywał się
jak rozwijami papier, a później otwieram mniejsze, zamszowe pudełko. Moim oczom
ukazał się skromny, srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie serca. Edward bez
słowa wyjął go i odgarniając włosy na lewe ramię zapiął go na mojej szyii.
- Teraz wyglądasz idealnie. - wyszeptał.
- Dziękuję. - odpowiedziałam wpatrując się w niego.
- Czy podziękowałem ci już za prezent jaki od ciebi dostałem? - zapytał, a gdy
pokręciłam przecząco głową uśmiechnął się zadziornie i wpił w moje usta.
Moje serce zaczęło bić w zadziwiającym tempie. To był nasz pierwszy taki
prawdziwy pocałunek. Zazwyczaj Edward dawał mi zwykłe buziaki i czułam się z
tym dziwnie, lecz Alice uspokoiła mnie, że Edward zapewne chce poczekać.
Po kilku minutach, gdy zabrakło nam powietrza, oderwaliśmy się od siebie. Oboje
mieliśmy zmierzwione włosy i nieregularne oddechy oraz głupkowato się do siebie
szczerzyliśmy.
- Najlepsze święta w moim życiu. - wyszeptał.
- W moim też. - odpowiedziałam.
***
Sylwestra spędziliśmy w domu, głównie śmiejąc się, tańcząc i pijąc zdecydowanie za
dużo szampana. Nikt z nas nie miał najmniejszej ochoty na powrót do szkoły. Na
szczęście pierwszy dzień po przerwie świątecznej minął mi bardzo szybko i właśnie
zaczyna się ostatnia lekcja - wychowanie do życia w rodzinie.
Zajęłam swoje miejsce koło Jane i czekałam, aż Aro sprawdzi obecność. Jak zawsze
lekko zdenerwowany w tym swoim śmiesznym garniturze siedział na krześle przy
biurku i wyczytwał nazwiska. W klasie panowała nienaturalna cisza, więc patrzył na
nas podejrzliwie jakby czekając, aż coś się wydarzy. Po skończeniu notowania czegoś
w dzienniku wstał i zaczął pisać temat na tablicy. Edward jak tylko nauczyciel
odwrócił się do niego plecami pokazał jakiś dziwny znak do kilku osób i w klasie
rozległ się głośny rap. Aro przestał notować i z poważną miną zaczął iść w kierunku
źródła dźwięku, gdy tylko podszedł na tyle blisko, jak się okazało Taylora muzyka się
wyłączyła, ale z całkowicie przeciwnej klasy rozległa się całkowicie inna gatunkowa
piosenka. Aro zdezorientowany podbiegł w tamtą stronę lecz w połowie drogi
zmienił kierunek, bo inna muzyka została puszczona. Po kilku minutach takiej
bieganiny Aro nie zwracając już uwagi na źródło skąd dochodziła piosenka Bob'a
Marley'a podszedł zdyszany do krztuszącego się łzami i śmiechem Edwarda.
- Cullen, wiem że to twoja sprawka. Nie wiem co sobie wyobrażasz. Myślisz, że bycie
nauczycielem jest takie proste, że musi mi je utrudniać? - wykrzykiwał czerwony Aro.
- Jeżeli tak uważasz to proszę bardzo zamieńmy się miejscami. - powiedział i kazał
Edwardowi wstać.
- Mam poprowadzić lekcję? - zapytał miedzianowłosy, chcąc się upewnić.
- Tak.
- Okej. - powiedział Edward uśmiechając się i wychodząc na środek klasy.
- Zaczynaj Cullen. - zarządził nauczyciel.
- Zamknij się Aro, chyba że chcesz dostać uwagę. - powiedział Edward na co cała
klasa wybuchnęła śmiechem.
- Może zaczniemy od uświadomienia temu o to nicponiowi. - wskazał na jeszcze
bardziej czerwonego belfra. - Jak wielu osobom z nas nie jest potrzebna ta lekcja.
Niech podniosą ręce do góry osoby, które uprawiały już seks, albo nie niech podniosą
65
te, które go nie uprawiały. Będzie szybciej. - rozkazał.
Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że kilka osób w tym Jane, Jacob i Marek
podnieśli rękę, więc i ja to zrobiłam.
Edward popatrzył na mnie zdziwiony, po czym, jakby otrzepując się ze swoich myśli
przeniósł wzrok na Aro, który siedział sparaliżowany.
- Koniec lekcji, wydaję mi się, że czegoś się dowiedzieliście, a w szczególności jedna
osoba. - znów spojrzał na nauczyciela.
- Możecie wyjść, chociaż poczekajcie to wpiszę wam parę piątek za aktywność na
lekcji. - Uśmiechnął się szeroko, otworzył dziennik i wbrew protestom Ara zaczął coś
w nim notować.
- Koniec lekcji. Wychodzić. - zarządził, po czym zamknął dziennik i podszedł do
mojej ławki. - Chyba musimy porozmawiać. - powiedział poważnym tonem.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Siedziałam koło Edwarda i czekałam, aż coś powie. Tuż po lekcjach zabrał mnie do
jakiegoś baru z jedzeniem na wynos i kupił nam po zestawie dnia, a później,
zatrzymał samochód na uboczu i przez chwilę nic nie mówił.
- Edward. - wyszeptałam.
Odwrócił głowę w moją stronę i popatrzył pytająco.
- Chciałeś rozmawiać, a nic nie mówisz. - powiedziałam.
- Po prostu trochę mnie zdziwiłaś. Masz prawie osiemnaście lat jesteś piękna, mądra
sprawiłaś, że nie mogłem myśleć o niczym innym jak chęć bycia w tobie, a teraz
dowiaduję się, że jesteś dziewicą. A najlepsze jest to, że zachowywałaś się tak jakbyś
miała chociaż niewielkie doświadczenie z mężczyznami. Te twoje gierki
doprowadzające mnie do szału. - wyliczał, a z każdym słowem stawałam się coraz
bardziej czerwona.
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc siedziałam i wpatrywałam się w płatki śniegu na
szybie.
- Jesteś na mnie zły? - zapytałam po chwili.
- O co? - spytał. - Po prostu trochę mnie to zdziwiło. Nie chciałem robić z tego, aż
takie zamieszania, ale samo...
Przerwał mu wydobywający się z kieszeni dzwonek telefonu. Przeklął pod nosem
czytając imię osoby, która do niego dzwoni.
- Gdzie do cholery jesteście? - usłyszałam piskliwy głos Alice i uśmiechnęłam się
widząc minę Edwarda.
- Zaraz będziemy. - powiedział szybko i zakończył połączenie. - Zapomnijmy o tym. -
powiedział odwracając się do mnie i dając mi małego buziaka. - Lepiej jedźmy zanim
Alice mnie zabije.
- Co zrobiłeś? - zapytałam nie wiedząc, dlaczego Al miałaby mu coś zrobić.
- Obiecałem jej, że czegoś dopilnuję. - odpowiedział, odpalając silnik.
Drogę do domu na pewno przejechaliśmy łamiąc kilka zasad drogowych. Edward
przez cały czas trzymał mnie za rękę i uśmiechał się do swoich myśl. Zajechaliśmy
pod dom i od razu zauważyłam, że dookoła znajduję się wiele aut, niektóre z nich
rozpoznawałam, ponieważ widywałam je często pod szkołą. Edward niedowierzając
pokręcił głową i nie przestając się uśmiechać poprowadził mnie do środka. Gdy tylko
przekroczyliśmy próg domu poczułam woń różnego rodzaju jedzenia i zdziwiłam się
słysząc, wręcz nienaturalną ciszę. Edward skierował mnie do salonu, który po chwili
66
rozświetlił się i moim oczom ukazał się tłum ludzi wykrzykujących sto lat. Patrzyłam
na to wszystko niedowierzając. Wreszcie po dłuższej chwili mojego milczenia Alice
wyszła zza jakiś osób i podeszła do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Wszystkiego najlepszego, Bello. – powiedziała, przytulając mnie z całej siły.
- Moje urodziny są za półtora miesiąca, Al.
- I dlatego nazywa się to przyjęciem niespodzianką. Zaskoczyliśmy cię, nie? –
zapytała.
- Tak, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że urodziny Edwarda są przed moimi.
Oczy brunetki rozszerzyły się uświadamiając sobie, że kompletnie zapomniała o
urodzinach brata. Wszyscy na około zrobili to samo. W końcu Edward jest gwiazdą
szkoły i coś takiego jak jego osiemnaste urodziny to wielkie wydarzenie, o którym
według nich nikt nie powinien zapomnieć. Ludzie odwrócili się w kierunku Edwarda,
który stał uśmiechając się dziwnie.
- Niespodzianka. – wykrzyknęli w jego stronę i otoczyli go chcąc mu złożyć życzenia.
Alice lekko zdołowana, również poszła do Edwarda. Podeszłam do długiego stołu, na
którym znajdowały się różnego rodzaju potrawy i nałożyłam sobie trochę chińskiego
jedzenia.
- Przepraszamy, Bello, ale nie dało się jej powstrzymać. Wiesz, że jak Alice się
czegoś uczepi to nic już nie pomoże. – powiedziała do mnie Rose, gdy zajęłam obok
niej miejsce na kanapie.
- I tak wyszło nie po jej myśli, więc ma za swoje. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Za twoje zdrowie, Bells! - krzyknął Emmett, siadając koło Rosalie.
- Dzięki, Em.
- Idziemy grać w Gitar Hero, dziewczyny? Jestem pewien, że z Jasperem raz dwa
powalimy was na łopatki. - zapytał się.
- Jasne. - zgodziłyśmy się i resztę wieczoru spędziłyśmy przed telewizorem grając w
grę, a ja również obrzucając groźnym spojrzeniem dziewczyny przystawiające się do
mojego Edwarda.
- Padam z nóg. - powiedział Edward, kładąc się do łóżka.
- Ja też. - odparłam, przykrywając się kołdrą i przytulając do chłopaka.
- Jesteś na mnie zła? Serio, chciałem ci powiedzieć, ale wiesz jaka jest Alice.
- Nie, po prostu wreszcie zrozumiałam co czują dziewczyny, kiedy widzą swojego
chłopaka otoczonego zgrają lasek, wręcz przysysających się do niego.
Na chwilę w pokoju zapanowała cisza.
- I tak wiesz, że na żadnej z nich mi nie zależy, tylko na tobie. - powiedział po jakimś
czasie, przytulając mnie mocniej do siebie.
Moje serce mocniej zabiło, nie powiedzieliśmy sobie jeszcze, że się kochamy,
oczywiście o ile w ogóle kiedykolwiek powiemy, ale takie wyznania Edwarda zawsze
tak na mnie działały.
Uśmiechnęłam się do zagłebienia w jego szyji.
- Wiem. - wyszeptałam i po chwili zasnęłam.
***
- Mogę wiedzieć co się z tobą dzieje, Edward? - zapytałam go szeptem na lekcji
historii, gdy po raz kolejny zaczął chichotać do nauczycielki, która wpisywała coś w
dzienniku.
Był piątek, jedynasty styczeń - urodziny Edwarda. Od rana zachowywał się dziwnie i
67
znikał gdzieś na przerwie nie mówiąc mi gdzie idzie. Miałam tego zdecydowanie
dość.
- Dowiesz się na ostatniej lekcji, nie chcę ci narobić kłopotów. - odpowiedział i
beknął na cały głos.
Oho nadciągają kłopoty!
- Cullen, możesz mi powiedzieć co tym razem wpadło ci do głowy? - zapytała
nauczycielka wstając zza biurka i zmierzając w naszą stronę.
Edward nie odpowiedziała jedynie wpatrywał się tępo w panią Cope i tak dziwnie
mrugał oczami. Boże nie mówcie mi, że on jest najarany! Nie mogłam w to uwierzyć,
ale dosłownie wszystko pasowało. Edward znikał na przerwach, zachowywał się
podejrzliwie a na dodatek teraz jakby nie kontaktuje.
- Cullen? - syknęła nauczycielka. - Zamierzasz mi odpowiedzieć?
Edward nadal patrzył w przestrzeń przed sobą nawet nie mrugając oczami.
Szturchnęłam go deliktanie, ale nadal nic. Mocniej, nadal nic.
- Cullen, jeżeli w tej chwili się nie odezwiesz idę po dyrektora. - krzyknęła.
Edward jakby ocknął się z transu, podniósł dłoń do twarzy i ją przetarł.
- Opluła mnie pani. - powiedział, odwracając do niej głowę.
Teraz to już ma kompletnie przechlapane, pomyślałam i tak się stało. Edward po raz
kolejny poszedł na dywanik do dyrektora, oczywiście nic mu wielkiego nie zrobili, bo
Carlisle interweniował, ale pani Cope powiedziała, że nie ma zamiaru więcej go uczyć
i przenieśli go do innej historycznej grupy. Aro jak się o tym dowiedział, również
zgłosił się, że nie chce Cullena na swoich zajęciach, lecz nie był tak efektowany jak
nauczycielka i musi się z nim męczyć do końca roku. Dlatego właśnie w tej chwili
Edward z wielkim zadowoleniem widocznym na twarzy, którego nie zmył nawet
surowy ton głosu Carlisle'a informujący go, że pogadają w domu, kierował się na
ostatnią lekcję.
W klasie zajęłam miejsce obok Edwarda, który powiedział, że tak będzie lepiej.
- Trzymaj. - powiedział, podając mi jakieś tabletki.
- Co to jest? - zapytałam biorąc je od niego i przyglądając się nim.
- Wolisz nie wiedzieć. - widząc moje wahanie dodał: - Spokojnie, przecież wiesz, że
nie dałbym ci czegoś złego.
Wzięłam je i zapiłam podaną przez niego wodą.
- Co to do cholery było? - wychrypiałam, czując jak pali mnie coś w gardle.
Edward uśmiechnął się szelmowsko, upił łyka z butelki i skrzywił się lekko.
- Wódka. - odpowiedział.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, że przez cały dzień piję wódkę, którą
przemycił w butelce z napisem woda niegazowana, a ja do cholery jasnej nie
zwróciłam na to uwagi. Nawet nie czułam żeby jakoś od niego śmierdziało.
- Spokojnie nic ci się nie stanie. Te tabletki można, a nawet najlepiej powinno się
popijać alkoholem.
Nie odpowiedziałam nic, bo ledwo dotarł do mnie sens wypowiadanych przez niego
słów. Chyba tabletka zaczęła działać. Przymknęłam oczy bo wszystko dookoła mnie
zaczęło lekko drgać. Usłyszałam jak nauczyciel wszedł do klasy i powiedział coś, ale
znów nie mogłam zrozumieć co to było takiego.
Wreszcie po pięciu minutach lekcji otworzyłam oczy i poczułam jak robię się dziwnie
szczęśliwa. Popatrzyłam na Edwarda, który w tej chwili miał na sobie czarny,
satynowy stanik. Zamrugałam kilkakrotnie a tym razem chłopak był całkowicie nagi,
zarumieniłam się patrząc się na sprzęt mojego ukochanego.
Bella to tylko twoja wyobraźnia, przestań się na niego gapić.
68
Ponownie przymknęłam powieki, lecz tym razem nie patrzyłam na Edwarda tylko
spojrzałam na nauczyciela. Aro stał na podeście z przodu klasy i zawzięcie coś
gestykulował. A najlepsze jest to, że miał na sobie stanik z kokosów i spódniczkę z
trzciny. I nikt nie zwrócił na to uwagi? Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że to
tylko te tabletki i zapewne znów mam zwidy jak w przypadku Edwarda. Ale dlaczego
mój mózg od razu tak nie pomyślał? Czyżby profesor lubił nosić takie ubrania, o ile
ten strój tak można nazwać? Na samą myśl o Aro ubranym w tą spódniczkę,
chodzącego, a raczej tańczącego w domu do rytmu jakiejś hawajskiej muzyki, tak że
ten kokosowy stanik wydawałby dźwięki uderzając o siebie, wybuchnełam śmiechem.
Cała klasa popatrzyła na mnie w tym Edward nadal z głupią miną, ale najwyraźniej
tabletki sprawiły, że całkowicie mi to wisialo,czy cała uwaga skupiona jest na mnie.
Śmiałam się tak bardzo i nie mogłam przestać, chociaż nawet się nie starałam.
Zdecydowanie taki humor jaki miałam teraz chciałabym mieć częściej. Przez szum
jaki panował w mojej głowie, usłyszałam swoje nazwisko. Spojrzałam na nauczyciela,
który najbardziej prawdopodobnie mówił coś do mnie i tym razem normalnie ubrany
pokazywał coś w kierunku drzwi.
- ... i nie wracaj dopóki się nie uspokoisz, albo pójdziemy do dyrektora. Masz
szczęście, że zdenerował mnie dzisiaj i chwilowo nie mam zamiaru go oglądać. -
usłyszałam jeszcze, po czym uśmiechnęłam się do Edwarda, wzięłam od niego
butelkę z "wodą" i wyszłam z klasy na korytarz.
Usiadłam na jednym z krzesełek i co jakiś czas starałam się odkręcić butelkę, lecz z
marnym skutkiem. Znudzona i zła, że nie mogę się napić postanowiłam wejść do
klasy, lecz jak tylko otworzyłam drzwi przez mój umysł przelatywała myśl
nauczyciela ubranego w ten cholerny strój i znów wybuchałam śmiechem, zamykałam
drzwi. Po trzeciej próbie, która ponownie skończyła się tym, że z chichotem
opuściłam klasę, Aro wyszedł do mnie.
- Panno Swan, proszę wejść do klasy i stanąć koło pana Cullena. - powiedział do
mnie, a ja posłusznie wykonałam polecenie. Zdecydowanie nie chciałam znaleźć się u
dyrektora, który pewnie ponownie wezwałby Carlisle'a.
Edward stał koło biurka i chichotał. Zajęłam miejsce obok niego.
- Nie mogłam otworzyć butelki. - rzuciłam do niego zła. - Mogłeś mi ją odkręcić.
- Jest lekko zakręcona, Bello. - odpowiedział uśmiechając się szerzej niż do tej pory.
- Jasne, pewnie myślałeś, że wypiję ci wszystko.
- Cisza! - krzyknął nauczyciel, siadając na krześle przed nami.
Razem z Edwardem wybuchnęliśmy śmiechem. Na szczęście nie miałam już tych
halucynacji i wrócił mi mój dawny słuch, a nie jakiś przytłumiony.
- Mogę wiedzieć co ja tutaj robię? - zapytałam się.
- Będę was pytał. - odpowiedział.
- Ale z tego przedmiotu nie dostaje się ocen. - powiedziałam. - Prawda? - zwróciłam
się do Edwarda, nie będąc pewna, czy nie pomyliłam przedmiotów.
- Dla was zrobię wyjątek. - odpowiedziała mi Aro.
Prychnęłam zastanawiając się jakie mogą być pytania.
- Może zaczniemy od panny Swan. - zwrócił się do mnie. - O takie pytanie będzie
dobre. W ilu procentach skuteczne są prezerwatywy?
Nie mogłam wytrzymać i znów zaczęłam się śmiać. Nigdy nie spodziewałam się, że
ktoś zada mi takie pytanie, a tym bardziej, że to będzie nauczyciel.
- Swan, wiesz czy nie wiesz? - zapytał zły.
- Nie wiem.
- Cullen znasz odpowiedź?
69
- Jasne. Osiemdziesiąt pięć procent. - odpowiedział
- Blisko, ale nie aż tyle. - powiedział nauczyciel i uśmiechnął się szyderczo.
- Jak to nie? Na każdym opakowaniu jest napisane. - warknął mój ukochany.
- Co w dwudziestu pięciu procentach nie są skuteczne? - krzyknął gdzieś z końca
klasy Mike.
Znów zachichotałam, bo był on jeszcze bardziej głupszy niż myślałam.
- Sto odjąć osiemdziesiąt pięć jest piętnaście nie dwadzieścia pięć. - krzyknęła do
niego Jane.
- To i tak dużo. - wrzasnął.
Nie minęła chwila a on wstał z krzesła i wyciągnął z kieszeni długi rulon
prezerwatyw, który rozwinął i podszedł pod światło, aby znaleźć informacje o ich
skuteczności.
Wszyscy włącznie z nauczycielem patrzyli się na niego ze zdziwieniem, ale zadzwonił
dzwonek i każdy chcąc jak najszybciej wrócić do domu wybiegł z klasy.
Spojrzałam na Edwarda, który pociągnął mnie ku wyjściu ze szkoły.
- Dokąd jedziemy? - zapytałam.
- Raczej idziemy. Może i jestem nienormalny, ale nie jeżdżę pod wpływem alkoholu,
a tym bardziej nie jeżdżę po tych tabletkach.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. - odezwałam się po chwili, gdy dochodziliśmy do
bramy szkoły.
- Zobaczysz. - odpowiedział i znów ten złowieszczy błysk pojawił się w jego oczach.
70