Michaels Leigh Slub na zyczenie

background image

Leigh Michaels

“Ślub na życzenie”

Tytuł oryginału: Bride by Design

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Był przyzwyczajony do biżuterii. Zawsze go

otaczała. Dorastał, patrząc na tajemnicze, tęczowe

opale, leniwe ogniki rubinów, lodowate błyski

brylantów, chłodną elegancję platyny i ciepły połysk

złota. Jednak nigdy nie widział takiego sklepu z

biżuterią jak ten przy State Street. Był to tak znany

przybytek, że widniało na nim tylko nazwisko

właściciela i nazwa ulicy: Birmingham przy State.

Wszyscy wiedzieli, że właśnie tu należy przyjść po coś

pięknego, niepowtarzalnego i kosztownego.

Wnętrze nie przypominało typowego sklepu

jubilerskiego. Raczej ekskluzywny salon mody. Nie

było wystawy wychodzącej na słynną w Chicago ulicę

State. W środku stało tylko sześć szklanych gablot

na filarach z szarego marmuru. W każdej znajdowało

się zaledwie kilka cennych przedmiotów. Ustawienie

gablot zdawało się być przypadkowe. Podłogę

pokrywał szeroki, niebieskoszary dywan. Punktem

centralnym wnętrza była kasetka z szerokim,

brylantowym naszyjnikiem wyeksponowanym na

aksamitnej tkaninie. W świetle punktowego reflektora

jarzył się, jakby płonął żywym ogniem.

Gdy David wszedł do środka, ruszył ku niemu

mężczyzna w ciemnym garniturze. Stąpał bezgłośnie

background image

po grubym dywanie.

- Czym mogę panu służyć?

David nie mógł oderwać oczu od naszyjnika. Było

coś niezwykłego w sposobie zamocowania kamieni.

Zauważył to z daleka, choć nie umiałby określić, w

czym tkwi sekret. Miał ochotę dotknąć naszyjnika,

dokładnie przyjrzeć się misternej robocie.

Nie został tu jednak zaproszony z Atlanty, żeby

podziwiać towar Henry'ego Birminghama i podglądać

jego sekrety. Musiał istnieć jakiś inny powód.

- David Elliot do pana Birminghama - wyjaśnił.

- A, tak. Czeka na pana.

Mężczyzna energicznie ruszył przodem w

kierunku tylnej ściany. Była tak zaprojektowana, że

od strony wejścia nie było widać, iż za nią kryje się

niewielki pokój. W pomieszczeniu stały trzy

niewielkie, lecz wygodne fotele, a w środku między

nimi mały stolik. Blat nakryty był pluszem w kolorze

dywanu. W jednym z foteli siedział Henry

Birmingham, przypatrując się rozłożonym na blacie

stołu kilkunastu brylantowym pierścionkom.

David zatrzymał się w wejściu. Henry odsunął

pierścionki na bok i wstał. David widywał go już przy

różnych okazjach, na spotkaniach i targach, jednak

jeszcze nigdy nie stał twarzą w twarz z

najznakomitszym projektantem biżuterii. Henry był

niższy, szczuplejszy i bardziej zgarbiony, niż

wydawało się z daleka. Pomimo dość podeszłego

wieku nadal miał bujną czuprynę, choć już

background image

przyprószoną siwizną.

Spojrzał badawczo na Davida. Przez kilkanaście

sekund przyglądał mu się tak bez słowa, aż David

poczuł się nieswojo. David odetchnął z ulgą, gdy

Henry w końcu uśmiechnął się i wyciągnął rękę na

powitanie.

- Witam w mojej firmie - powiedział serdecznie. -

Dziękuję, że przyjechałeś z tak daleka, żeby się ze

mną spotkać. Proszę, siadaj.

Sam też usiadł i spojrzał na rozsypane

pierścionki.

- Mam niecodzienne zamówienie. Pewna pani zebrała

wszystkie pierścionki, jakie zgromadziła w ciągu

życia: pamiątki rodzinne, zaręczynowe, prezenty

urodzinowe i tak dalej. Nie ma wśród nich żadnego

naprawdę wartościowego drobiazgu. Dobra próba

złota, ale banalne wzory i nie najwyższej jakości

kamienie. Na pewno nikt już ich nie będzie nosić.

Jednak, zamiast złożyć je na dnie pudełka z

kosztownościami, żeby nadal obrastały kurzem, ta

pani przyniosła je do mnie i poprosiła, żebym zrobił

z nich coś, co ją zachwyci. Rozumiesz, prawdziwe

dzieło sztuki. - Uniósł głowę. - Masz jakiś pomysł?

David lekko się uśmiechnął.

- Panie Birmingham, nie sądzę, że zaprosił mnie pan

do Chicago, żeby zasięgnąć rady w tak banalnej

sprawie. A poza tym, ja miałbym uczyć mistrza? Jest

pan w branży o pięćdziesiąt lat dłużej niż ja.

- Mów do mnie Henry. Jak wszyscy. Rzeczywiście, nie

background image

zaprosiłem cię tu, by rozmawiać o tym konkretnym

zleceniu, ale ciekaw jestem twojej opinii.

David pochylił się i sięgnął po najbliższy

pierścionek. Obrączka była starta od ciągłego

noszenia, a wzór wygrawerowany wokół kamienia

właściwie już nie istniał. Niewielki brylant, zgodnie z

wcześniejszą oceną Henry'ego, nie wyróżniał się ani

szlifem, ani barwą. David odłożył go i sięgnął po

następny. Nawet nie wyjmując lupy z kieszeni, mógł

stwierdzić,

że

uszkodzony

kamień

wymaga

ponownego oszlifowania. Jedno spojrzenie

wystarczyło, żeby ocenić pozostałe. Staroświecki,

niemodny szlif, przeciętne i znoszone wyroby.

- Co chce z nich zrobić? Broszkę? Wisiorek?

- Decyzję pozostawiła mnie.

- Czyli zrzuciła całą odpowiedzialność za efekt

końcowy na twoje barki?

- Na to wygląda. - Henry pochylił się, oparł łokcie na

stoliku, a brodę na dłoniach. - Co proponujesz? -

spytał.

- Wyjąłbym kamienie. Każdy pierścionek przetopiłbym

oddzielnie. Po ostudzeniu płynnego złota w wodzie

powstałby

przypadkowy,

ale

zarazem

niepowtarzalny kształt. Potem wstawiłbym kamień.

Wszystkie utworzone w ten sposób błyskotki

połączyłbym ładnym, ciężkim łańcuchem, żeby zrobić

bransoletkę lub naszyjnik. Gdyby jednak chciała coś

bardziej ekstrawaganckiego, przetopiłbym wszystkie

pierścionki razem, tak by powstał duży wisior.

background image

Dorzucił trzymany w ręku pierścionek do

pozostałych.

- Zdałem twój test?

- Jaki test?

- Czy moja odpowiedź zrównoważyła cenę biletu

lotniczego? A może przygotowałeś dla mnie jeszcze

jakiś inny sprawdzian?

Henry długo milczał. David trochę za późno zdał

sobie sprawę, jak głupio musiało zabrzmieć jego

pytanie. Przecież prawie nie znał tego człowieka i nie

miał pojęcia, dlaczego został zaproszony do jego

firmy. Wielka szkoda, że nie umiał trzymać języka za

zębami i spokojnie czekać na rozwój wydarzeń.

- Gdybym już wcześniej nie był przekonany, że warto

było wydać pieniądze na bilet, nie pytałbym cię o

opinię. Teraz chodźmy gdzieś, żeby pogadać. Jest

trochę za wcześnie na lunch, ale możemy się czegoś

napić.

Zostawił rozrzucone pierścionki, chwycił prostą,

hebanową laskę ze złotą gałką, która dotychczas

stała oparta o krawędź stolika, i pierwszy ruszył do

wyjścia.

David zawahał się.

- Czy nie powinieneś tego schować w bezpiecznym

miejscu? Nie są to cenne precjoza, ale mają swoją

wartość.

- Zrobi to któryś z ekspedientów - uśmiechnął się. -

To jedna z zalet bycia szefem, a jeszcze lepiej, jeśli

umie się roztaczać wokół siebie aurę geniusza. Dałem

background image

pracownikom do zrozumienia, że jestem zbyt

zaabsorbowany tworzeniem dzieł sztuki, żeby

pamiętać o takich drobiazgach jak sprzątanie w

pracowni.

Gdy wychodzili frontowymi drzwiami, David

zerknął przez ramię. Jakaś kobieta ubrana na czarno

zmierzała do pokoju na zapleczu.

Nie zdziwiłby się, gdyby Henry zabrał go do

któregoś z najmodniejszych prywatnych klubów.

Pewnie był członkiem niemal wszystkich elitarnych

przybytków tego typu, bo właśnie z takiego

środowiska wywodziła się większość jego klientów.

Był więc bardzo zaskoczony, gdy zamiast wezwać

taksówkę, Henry ruszył spacerowym krokiem do

najbliższej przecznicy i wszedł do niewielkiej tawerny.

Sprawiała wrażenie, jakby istniała co najmniej od stu

lat. Spojrzał na Davida.

- Nie jest to nastrojowy zakątek, ale dają smacznie

jeść, piwo kosztuje niewiele, a obsługa nikogo nie

pogania. O żadnym z modnych lokali nie da się tego

powiedzieć.

Usiedli w zacisznym miejscu w najdalszym kącie

sali.

- Na co masz ochotę?

- Proszę kawę.

Henry uniósł brwi.

- Może wolałbyś piwo lub coś mocniejszego? - spytał.

- Nie unikam alkoholu, ale teraz przyda mi się pełna

przytomność umysłu. Myślę, że czeka mnie poważna

background image

rozmowa.

Ku jego zaskoczeniu, Henry roześmiał się.

- Słusznie.

Przywołał gestem kelnerkę i poprosił o dzbanek

kawy i dwie filiżanki.

- Teraz możemy tu siedzieć, jak długo chcemy i nikt

nam nie będzie przeszkadzał. Domyślam się, że

jesteś ciekaw, dlaczego poprosiłem cię o przyjazd. No,

a w dodatku wymogłem na tobie obietnicę, że nie

powiesz nic na temat tej podróży twojemu szefowi.

- Szukałem odpowiedzi na te pytania, nie przeczę -

przyznał David.

Kelnerka przyniosła kawę, napełniła filiżanki i

znikła bez słowa. Henry wsypał do swojej filiżanki

dwie czubate łyżeczki cukru.

-

Jesteś

młodym,

bardzo

utalentowanym

projektantem.

- Dziękuję.

- Prawdę mówiąc, należysz do trójki najzdolniejszych

w kraju.

- Czuję się zaszczycony, że pan to zauważył.

- Nie wiedziałbym o tobie, gdyby nie konkurs, do

którego przystąpiłeś na wiosnę. Wystawiłeś własne

projekty, a nie rzeczy, które robisz dla swojego

pracodawcy. - Uśmiechnął się i pochylił w stronę

rozmówcy. - Pewnie zdajesz sobie sprawę, że

pozostając w dotychczasowej firmie, do niczego nie

dojdziesz. Oni są bardzo konserwatywni i nie pozwolą

ci rozwinąć skrzydeł.

background image

To się nazywa trafić w sedno, pomyślał David.

- Mój pracodawca był zawsze wobec mnie w porządku

- odpowiedział spokojnie.

- Jesteś zbyt lojalny, żeby powiedzieć coś złego na ich

temat? - Henry uniósł brwi.

- Tak, dopóki mi płacą. Zawsze uważałem, że zanim

powie się coś złego na temat szefa, najpierw

powinno się złożyć wymówienie.

- Uprzedzano mnie, że taki jesteś - mruknął Henry. -

Cóż, obaj wiemy, że twój pracodawca nigdy nie

zgodzi się wpuścić do firmy powiewu nowości. Lepiej

porozmawiajmy o tobie. Czy przez resztę życia

chcesz powielać wzory, które zawsze były nudne?

Masz chyba nieco większe ambicje.

Zabrzmiało to okrutnie, lecz David musiał

przyznać ze smutkiem, że na tym właśnie polegała

jego praca.

- Jeśli spojrzeć na to od tej strony, to oczywiście, nie

jestem zadowolony. Lubię eksperymentować, jednak

każdy właściciel firmy narzuca pracownikom jakieś

ograniczenia.

- Dlaczego w takim razie nie zaczniesz pracować na

własny rachunek? - przerwał mu Henry.

- Mam otworzyć własną firmę? Z całym szacunkiem,

nawet pan tak nie zaczynał. O ile mi wiadomo, nie

miał pan odpowiednich środków, ale przynajmniej

odziedziczył pan sklep po ojcu i grupę stałych

klientów.

Henry zachichotał.

background image

- Widzę, że odrobiłeś pracę domową.

- Wszyscy w naszej branży wiedzą, kto to jest

Birmingham. Ja musiałbym startować zupełnie od

zera. Dziś, żeby uruchomić firmę i utrzymać ją,

dopóki nie zdobędzie się klientów, trzeba naprawdę

ogromnych pieniędzy. O wiele więcej niż pięćdziesiąt

lat temu.

- Czyli jednak rozważałeś taki scenariusz?

- Oczywiście.

- Ambicja to połowa sukcesu - stwierdził Henry,

napełniając ponownie filiżankę. - Jakie wrażenie

zrobił na tobie mój sklep?

David uniósł głowę.

- Gdybym miał pieniądze, żeby rozkręcić własny

interes, byłby to dla mnie wzór do naśladowania.

Skąd to pytanie?

- A chciałbyś mieć ten sklep na własność?

David poczuł szum w uszach. Pomyślał, że chyba

się przesłyszał.

- Mieć na własność? - zapytał ostrożnie. - Nie bardzo

rozumiem, do czego pan zmierza.

- Mieć, czyli posiadać - odpowiedział Henry ze

zniecierpliwieniem. - Prowadzić. Być właścicielem.

David spojrzał na niego badawczo. Czy ten

człowiek zwariował? Nikt nie wspominał, że Henry

Birmingham postradał rozum. Zresztą, gdyby tak się

stało, Henry z pewnością zostałby poddany

stosownej terapii. No, ale lepiej dmuchać na zimne,

toteż David zaczął przemawiać łagodnym głosem,

background image

jak do dziecka.

- Już wyjaśniłem, że nie zbiorę dość pieniędzy na

własną firmę. Może udałoby się namówić jakiś bank

na pożyczkę, ale i tak wysokość udzielonego mi

kredytu byłaby śmieszna w porównaniu z wartością

firmy Birmingham. Nawet nie umiem sobie wyobrazić

tej sumy...

- Moja firma nie jest na sprzedaż - stwierdził Henry.

- W takim razie - David pokręcił głową - naprawdę nie

rozumiem, o czym pan mówi.

- Proponuję, żebyś wziął sobie tę firmę, Davidzie, a

dokładniej połowę. Będziesz miał zupełną swobodę

w sprawie projektów. Oczywiście, są jednak... pewne

warunki. Chcesz je poznać?

Henry'ego nie było już od kilkunastu minut.

Dopiero teraz David mógł w miarę spokojnie i na

chłodno przeanalizować sytuację. To nie Henry

Birmingham zgłupiał, tylko ja, doszedł po chwili do

smutnego wniosku. Nie mógł zrozumieć, jak to się

stało, że wyraził zgodę na tak absurdalne warunki.

Henry kusił go swoją firmą niczym smakowitym

kąskiem, a on dał się na to złapać. Jednak Davida

skusiła nie tylko sama firma, ale przede wszystkim

możliwość uzyskania pełnej niezależności. Właśnie o

tym od dawna marzył, a jedynie praca na własny

rachunek umożliwiłaby mu osiągnięcie tego celu.

Doszedł do wniosku, że zgodził się na wszystkie

background image

warunki

Henry'ego,

ponieważ

pozwolił

się

zahipnotyzować. Powinien natychmiast stąd wyjść,

dopóki nie jest za późno. Wstać, złapać taksówkę,

pojechać na lotnisko i wsiąść do pierwszego samolotu

lecącego do Atlanty. Jednak nie ruszył się z miejsca.

Firma Birmingham przy State podana na srebrnym

talerzu. Oczywiście, pod kilkoma warunkami. Był

jednak pewien, że ona - wnuczka Henry'ego - nigdy

się na to nie zgodzi.

Czuł na przemian rozczarowanie i ulgę. Pomyślał,

że jeszcze nie musi wychodzić. Może poczekać pół

godziny, jak obiecał Henry'emu. Jeśli ona się nie

zjawi, trudno. Będzie miał czyste sumienie, a

przynajmniej dotrzyma słowa.

Spojrzał na zegarek. Minęło już dwadzieścia

minut. Wystarczy posiedzieć jeszcze dziesięć, i

będzie po sprawie. Musiał jednak przyznać, że szkoda

mu było takiej okazji. Przez chwilę wyobrażał sobie,

co mógłby stworzyć, gdyby tylko pozwolono mu

rozwinąć skrzydła, no i gdyby miał dość pieniędzy.

Mógłby...

- Pan David Elliot? - usłyszał pytanie.

Uniósł wzrok. Miał nadzieję, że to kelnerka. Może

wnuczka Henry'ego zadzwoniła do tawerny z

wiadomością, że nie przyjdzie. Byłoby to bardzo

uprzejme, zamiast kazać mu czekać na próżno.

Jednak kobieta nie miała na sobie stroju kelnerki.

Ubrana była w ciemnozielony, dopasowany kostium.

Na szyi miała sznur doskonale dobranych pereł,

background image

częściowo ukryty za wysokim kołnierzem żakietu. Była

drobna i delikatna. Zielone oczy spoglądały na niego

spod gęstych, czarnych rzęs. Kruczoczarne włosy

związała luźno na karku.

- Przysłał mnie dziadek - powiedziała.

David poczuł ostre ukłucie, jakby ktoś wbił mu

nóż pod żebra. Przedtem w ogóle się nie

zastanawiał,

jak

może

wyglądać

wnuczka

Birminghama. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie

spodziewał się tak czarującej osoby.

- Proponował, żebyśmy porozmawiali przy lunchu -

dodała cicho.

David wstał, trochę za późno przypominając

sobie o dobrych manierach.

- Ty... pewnie jesteś Eve - powiedział zmieszany.

- Tak. Eve Birmingham.

Patrzyła

na

niego

badawczo

i

z

zainteresowaniem, ale z jej twarzy nie sposób było

niczego wyczytać.

- Można? - spytała i nie czekając na zaproszenie,

wśliznęła się na fotel naprzeciw niego.

David odetchnął zadowolony, że może usiąść, bo

ze zdenerwowania uginały się pod nim nogi. Nie

spodziewał się, że Eve stawi się na spotkanie.

Przyszła, ale to jeszcze nie znaczy, że się zgodzi,

powtarzał sobie. Może po prostu jest zbyt uprzejma,

żeby szukać jakiejś wymówki? Zaraz, być może

nawet nie wie, co zaplanował Henry? Och, to byłaby

nadzwyczaj kłopotliwa sytuacja.

background image

Eve poprosiła kelnerkę o dzbanek herbaty. David

zyskał chwilę, żeby wziąć się w garść.

- Rozumiem, że ucięliście sobie z Henrym szczerą

rozmowę - powiedziała, napełniając filiżankę.

- Rzucił kilka ciekawych propozycji - przyznał David i

natychmiast pomyślał, że zabrzmiało to dość

niezręcznie. - To znaczy... Nie wiem, czy powiedział ci

dokładnie, o co chodzi.

Eve odstawiła dzbanek z herbatą.

- Henry raczej nie ma przede mną tajemnic.

- Może tym razem postąpił inaczej?

- Cóż, wiem, że od pewnego czasu nosi się z myślą o

przejściu na emeryturę. Nie chce sprzedać firmy, na

renomę której pracował długie lata. Obawia się, że

firma mogłaby przejść w niewłaściwe ręce. Zaczął

się rozglądać za młodym, utalentowanym

projektantem, który mógłby kontynuować jego pracę.

Szczerze mówiąc, doskonale go rozumiem. Chce

powierzyć swe ukochane dziecko komuś, komu będzie

mógł w pełni zaufać.

- A ty? - David zdał sobie sprawę, że to pytanie

prześladowało go od chwili, gdy Henry złożył mu tę

nieprawdopodobną ofertę. - Nie chcesz prowadzić

firmy?

Eve wzruszyła ramionami.

- Bez trudu rozpoznaję dobry wyrób, ale sama

mogłabym do końca świata próbować zrobić podobny.

Nie odziedziczyłam talentu po dziadku.

- Nie wyglądasz na zmartwioną takim obrotem

background image

sytuacji.

- Zdążyłam już oswoić się z faktem, że moje zdolności

rozwinęły się w zupełnie innym kierunku. Henry też

się z tym pogodził. Właściwie to już dość dawno

zrozumiał, że nie będę w stanie go zastąpić.

- Zwrócił się do mnie, choć jestem kimś z zewnątrz.

Ciekaw jestem, co o tym wszystkim sądzisz.

- Firma jest dla mnie bardzo ważna. Kieruję

pracownikami, odpowiadam za obsługę klientów,

dbam o wszystkie podstawowe sprawy. Jednak tak

samo jak Henry uważam, że nie wolno dopuścić, by

przejęła nas jakaś sieć produkująca tanie, seryjne

wyroby. - Spojrzała na niego znad filiżanki. - Jeśli

uznał, że dzięki tobie przetrwamy, to popieram jego

decyzję.

David potarł podbródek.

- Chyba jednak nie powiedział ci wszystkiego.

Dolał sobie kawy, choć zdawał sobie sprawę, że i

tak już wypił jej za dużo. Ale co to właściwie za

różnica? W obecnej sytuacji pewnie byłby roztrzęsiony

i bez tej solidnej dawki kofeiny.

- Masz na myśli moje małżeństwo z jego następcą? -

spytała spokojnie.

Łyżeczka, którą David kurczowo ściskał w dłoni,

upadła z brzękiem na stół.

- O tym też wiesz?

Spojrzała na niego ze smutkiem.

- Mówiłam ci, że niewiele przede mną ukrywa.

- Nie żyjemy przecież w średniowieczu i nie musimy

background image

się godzić na takie zaaranżowane małżeństwo.

Zamyśliła się na chwilę.

- Ma swoje powody - powiedziała w końcu. - Jego

małżeństwo zostało skojarzone przez rodzinę i było

udane. Nie widział w tym nic złego. Każdy, kto

poprzez małżeństwo wchodzi do rodziny, przestaje

być obcy. Szukanie wspólników to dość ryzykowna

sprawa, a małżeństwo daje większą gwarancję

przetrwania firmy. Żadne z nas nie może przejąć ani

sprzedać firmy bez zgody współmałżonka.

- Najwyraźniej nie słyszał o czymś takim jak rozwód.

- A niby z jakiego powodu miałoby się rozpaść

małżeństwo, zawarte świadomie, dla osiągnięcia

wspólnego celu?

- Boże, nie tylko wyglądasz jak Królowa Śniegu, ale

cały czas tak się zachowujesz.

Powiedział to, nim zdążył się zastanowić. Przez

moment wydawało mu się, że w oczach Eve zalśniły

łzy. Ależ ze mnie nieokrzesany głupek, pomyślał ze

złością. Nie lubił ranić innych, no i rzadko bywał aż

tak nietaktowny.

Rzuciła mu zdecydowane spojrzenie.

- Oczywiście, powinieneś zrozumieć, że Henry patrzy

na sprawę perspektywicznie. Dzięki małżeństwu

może przyjść na świat dziedzic firmy. W ten sposób,

nawet gdy się zestarzejemy, nie będziemy musieli

się martwić, że rodzinny interes przejdzie w obce

ręce.

Ta kobieta niewątpliwie mówiła serio. David

background image

doszedł do wniosku, że chyba nie jest całkiem

normalna. Odstawił głośno filiżankę.

- Jak możesz mówić o tym tak spokojnie? Henry musi

być szalony.

- Kocham dziadka i zrobię wszystko, by był szczęśliwy

- odpowiedziała spokojnie.

- Czyli - powiedział powoli David -jesteś zdecydowana

zawrzeć małżeństwo z rozsądku? Z jakimś obcym

mężczyzną? Czy tak?

Skinęła głową.

- Dlaczego?

- Już ci wyjaśniłam.

- Próbuję cię zrozumieć. Mogłabyś poszukać kogoś,

kto da ci szczęście. Dlaczego godzisz się na udawany

związek?

Ścisnęła filiżankę, aż zbielały jej palce, lecz nadal

mówiła spokojnym głosem.

- To już nie twoja sprawa. Powiedzmy, że

postanowiłam unikać zobowiązań uczuciowych, a

obrączka na palcu da mi poczucie bezpieczeństwa.

Biedne, naiwne maleństwo, pomyślał. Jesteś zbyt

piękna, żeby mężczyźni przestali się tobą

interesować tylko z powodu obrączki. Oczywiście,

każdy mężczyzna, który poznałby ją bliżej i

zorientował się, że atrakcyjny wygląd nie idzie w

parze z ciepłym wnętrzem, pewnie nie miałby ochoty

na kolejne spotkanie. Jednak zawsze znajdzie się

kolejny amator wdzięków Eve.

Przypomniał sobie jej słowa o obrączce i poczuciu

background image

bezpieczeństwa.

- Chyba rozumiem - powiedział łagodnie. - Eve, mnie

możesz się przyznać. Jesteś w ciąży, prawda?

Wzięła głęboki oddech. Wydawało się przez

chwilę, że rzuci w Davida filiżanką. Obserwował z

przejęciem, jak zaczerwieniły się jej policzki, lecz

zaraz odzyskała panowanie nad sobą. Jednak nie

była tak zimna i pozbawiona uczuć, jak się wydawało

na pierwszy rzut oka. Dobrze wiedzieć.

- Nic podobnego - oświadczyła zdecydowanie.

- Świetnie. Jakoś dotychczas nie marzyłem o

dzieciach, ale gdybym już musiał zmieniać im

pieluchy, wolałbym, żeby były moje.

- Na pewno nie będziesz musiał zmieniać pieluch -

odpowiedziała lodowatym tonem.

- Czyżbyś była pewna, że zgodzę się na ten szalony

pomysł? Dlaczego?

- Byłbyś głupi, gdybyś odmówił. To niepowtarzalna

okazja. Pomyśl, masz szansę zostać następcą

Henry'ego Birminghama.

- Zastanawiam się, co zrobiłby, gdybym mu odmówił?

Eve wzruszyła ramionami.

- Pewnie wybrałby kogoś z listy.

- Jakiej listy?

Wtedy przypomniał sobie, co usłyszał od

Henry'ego: że jest jednym z trzech najlepszych,

młodych projektantów w kraju. A zatem na tej liście

widniały przynajmniej trzy nazwiska.

Eve spojrzała na niego badawczo.

background image

- Nie rób takiej obrażonej miny. Chyba nie uważasz

się za jedynego utalentowanego człowieka w naszym

kraju? Henry nie jest szalony, nie przekaże firmy

osobie, której osobiście nie pozna. Pewnie

przeprowadzi rozmowy ze wszystkimi kandydatami.

- Na którym miejscu umieścił moje nazwisko?

- Nie wiem dokładnie - odpowiedziała spokojnie.

- Rozumiem. To jedna z nielicznych tajemnic, do

których cię nie dopuścił.

- Słusznie. Jedno mogę ci powiedzieć. Jesteś

pierwszym, z którym Henry umówił mnie na

spotkanie.

Jeśli więc przed nim byli jacyś inni, nie spełnili

wymaganych warunków.

- Pewnie powinienem się cieszyć i uznać to za powód

do dumy?

- W każdym razie teraz, gdy złożył ci ofertę, nie ma

znaczenia, na którym byłeś miejscu. Żaden rozsądny

projektant nie zastanawiałby się nad kolejnością i

dałby sobie obciąć palec, byle tylko Henry wziął go

pod uwagę.

- Henry nie chce palca, ale całe ciało - mruknął David.

Eve zaczęła się nerwowo bawić filiżanką.

- Jeśli mowa o sprawach ciała - powiedziała z

wahaniem- nie musielibyśmy spędzać ze sobą zbyt

wiele czasu, choć pewnie mieszkalibyśmy w jednym

domu.

- Słusznie. Henry mógłby coś podejrzewać, gdybyśmy

zamieszkali w różnych częściach miasta.

background image

- Myślę, że możemy się dogadać w tej sprawie.

- Współlokatorzy? - upewnił się.

- Jeśli tak chcesz to nazwać. To niewielka

niedogodność,biorąc pod uwagę stawkę. Pomyśl,

dostajesz w zamian wspaniałą firmę.

Rozpatrując sprawę wyłącznie w kategoriach

interesu, Eve miała rację. Propozycja Birminghama

pozwoliłaby Davidowi osiągnąć to, do czego nigdy nie

doszedłby o własnych siłach. Jeśli odmówi, nie tylko

zaprzepaści talent, ale też nie zrealizuje marzeń. Taka

szansa przytrafia się tylko raz.

Spojrzał na Eve. Czuł, że jego życie znalazło się w

punkcie zwrotnym.

- Zjedzmy lunch - zaproponował - i porozmawiajmy o

naszym ślubie.

W sprawie ślubu Eve miała od dawna wyrobione

zdanie. Postanowiła jasno i wyraźnie powiedzieć, co

na ten temat sądzi.

- Nie mam zamiaru się wygłupiać - oświadczyła. -

Żadnej białej sukni wyszywanej perłami, fraków ani

smokingów,sypania płatków kwiatów, długich toastów

i innych tego rodzaju głupot.

- Zero romantyzmu?

Spojrzała na niego i po raz pierwszy przyjrzała

mu się uważnie. Był dość przystojny, choć miał nieco

zbyt grubo ciosane rysy. Kasztanowe włosy, brązowe

oczy z długimi rzęsami. W sumie, oprócz niezwykłej

pewności siebie, niczym specjalnym się nie wyróżniał.

- Owszem. Nie będzie druhen, tortu, tańców.

background image

- Ciekawe, że jakoś mnie to nie dziwi - stwierdził.

Eve zauważyła jednak, że wbrew tym słowom był

zaskoczony. Jakby uważał, że jedynym marzeniem

każdej młodej kobiety jest uroczysty i wystawny ślub.

Jednocześnie odetchnął z ulgą, co doskonale

rozumiała. Był gotów, o ile by nalegała, na najbardziej

wymyślną ceremonię. Zacisnąłby zęby i zniósł

wszystko w zamian za nagrodę. Ślub to przecież tylko

jeden dzień, a firma Birmingham - na całe życie.

Eve była zadowolona, że przemyślała wszystko

wcześniej i teraz wiedziała, co powiedzieć. Oboje

mieli powody, by zawrzeć małżeństwo z rozsądku,

choć ludzie na pewno ich nie zrozumieją. Nie chciała

stanąć przed ołtarzem i składać uroczystej przysięgi

ani udawać, że są w sobie zakochani. Zaplanowała

skromną ceremonię w urzędzie, a ludzie niech sobie

myślą i gadają, co chcą.

- Oczywiście liczbę gości ograniczymy do minimum -

dodała. - Jeśli twoja matka lubi organizować

przyjęcia, to uprzedź ją, że tym razem nie będzie

miała pola do popisu.

- Mama umarła, gdy miałem osiemnaście lat -

powiedział cicho.

Eve na chwilę wstrzymała oddech.

- Przepraszam. Trochę mnie poniosło. Jakoś mi się

wydawało, że...

- Nie mogłaś wiedzieć - przerwał. - Wymieniłaś

wszystko, czego nie będzie, ale nie wspomniałaś o

pierścionku - dodał, patrząc na jej smukłe dłonie,

background image

pozbawione jakiejkolwiek biżuterii.

- Jeśli chodzi ci po głowie jakiś wspaniały projekt, to

szkoda twojego zachodu - powiedziała cicho,

ukrywając dłonie pod blatem.

Uniósł brwi.

- Wnuczka Henry'ego Birminghama ma się pokazać

bez pierścionka zaręczynowego? Eve, to mój zawód.

Ludzie będą się spodziewać... - przerwał nagle.

- Właśnie. Zrobisz go, nie myśląc o tym, co mi się

podoba, tylko wyłącznie na pokaz. Dziękuję, nie

mam zamiaru być twoją żywą reklamą.

- Do diabła. Dlaczego mnie obrażasz? Jak możesz

mówić, że nawet nie zapytałbym, co lubisz? Co z

obrączką?

- Dobrze, powiem ci. Chcę platynową obrączkę.

- Dobry wybór. A jaki kamień? Brylant?

- Zwykła prosta obrączka bez kamieni i ozdób.

Przyglądał jej się przez chwilę.

- Coś wyłącznie użytkowego - powiedział ponuro. -

Jak nasze małżeństwo. Wreszcie zrozumiałem.

- To dobrze - odpowiedziała. - Dzięki temu wszystko

będzie jasne.

Sięgnęła nieco drżącą ręką po filiżankę i upiła łyk

letniej herbaty.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Eve zjawiła się na lotnisku za wcześnie. Samolot

Davida miał wylądować dopiero za godzinę. Usiadła

background image

w fotelu. Trudno, jakoś przetrwa tę godzinę. Na

szczęście David nie dowie się, że przyjechała tak

wcześnie. Jeszcze gotów by pomyśleć, że nie mogła

się go doczekać. W rzeczywistości pragnęła jak

najszybciej uwolnić się od Henry'ego. Godzina w

poczekalni to nic w porównaniu z jego uciążliwym

towarzystwem.

Straciła cierpliwość, gdy po raz piąty tego

popołudnia Henry zajrzał do jej gabinetu, by

zapytać, czy otrzymała jakieś wiadomości od Davida.

- Henry, on jest dorosły. Potrafi wysiąść z samolotu

bez mojej pomocy. Zamówiłam limuzynę. Szofer wie,

że ma zabrać go z lotniska, zawieźć do hotelu, a

potem do sklepu. Co jeszcze powinnam zrobić?

- To wielka zmiana w życiu tego chłopca. Musi

zrezygnować z wielu rzeczy.

- Jestem pewna, że więcej zyskuje niż traci. - Eve nie

starała się nawet ukryć złośliwości.

- Chyba oboje chcemy, żeby był zadowolony z

podjętej decyzji.

- Dlatego zamówiłam limuzynę, zamiast proponować

mu taksówkę. Jeśli uważasz, że to za mało, może

pojedziesz go przywitać?

- Właściwie mógłbym. Lepiej jednak pojedź ty. Nie

widziałaś go już miesiąc. Spotkasz się z nim dopiero

w sklepie? To nie zrobi dobrego wrażenia.

- Nie musisz się obawiać, nie będziemy publicznie

okazywać

uczuć

na

oczach

zażenowanych

pracowników - odpowiedziała Eve, rozłożyła

background image

dokumenty i pochyliła się nad biurkiem, dając do

zrozumienia, że ma sporo pracy.

Henry ignorował te aż nazbyt czytelne sygnały.

- Dlaczego nie zrobisz sobie wolnego

popołudnia? Pojedź po niego. Nie musisz go tu od

razu przywozić. Wprowadzę go w sprawy firmy jutro.

- Henry, jestem zajęta.

- Zbyt zajęta, żeby spotkać się z narzeczonym?

Dobrze, kochanie. Jeśli nie możesz tego odłożyć, to

trudno.

Eve skrzyżowała ręce i spojrzała na dziadka

podejrzliwie. Kiedy Henry zaczynał mówić słodkim

głosem, atmosfera stawała się napięta. Usiadł

naprzeciw jej biurka i wskazał na rozrzucone

dokumenty.

- Powiedz mi coś więcej na temat naszej nowej

kampanii reklamowej - poprosił i spojrzał na nią

wyczekująco.

Wiedziała, że dała się podejść. Nie mogła się

zdecydować na żadne z haseł reklamowych

zaproponowanych przez agencję. Od kilku godzin

przeglądała projekty i propozycje. Niczego nie

wybrała.

Henry dobrze o tym wiedział. Demonstracyjnie

zasiadł w fotelu, jakby zamierzał spędzić w nim całe

popołudnie.

- Dobrze - powiedziała, odsuwając papiery. - Pojadę

na lotnisko. Właściwie nie wiem po co, bo David jest

w stanie samodzielnie przeczytać własne nazwisko na

background image

tabliczce, którą będzie trzymał kierowca. Jednak,

jeśli nalegasz...

- Nie spiesz się z powrotem - zaproponował Henry. -

Pokaż mu miasto, nowe mieszkanie.

- Nie jestem przewodniczką.

- To zabierz go na kolację. Każdy musi jeść.

W tym momencie Eve zdecydowała, że

bezpieczniej będzie wyjść ze sklepu, nim Henry zdąży

jeszcze coś zaproponować. Na wypadek gdyby

przyszły mu do głowy jakieś inne wspaniałe pomysły,

wychodząc, wyłączyła telefon komórkowy.

Niestety, taksówka, którą zatrzymała tuż obok

sklepu, dojechała na miejsce w rekordowym czasie.

Eve siedziała teraz w hali przylotowej lotniska i

potwornie się nudziła. Nie miała nic do roboty.

Czekała ją godzina rozmyślań, bo nawet nie wzięła ze

sobą dokumentów. W ciągu ostatniego miesiąca, od

chwili gdy David wrócił do Atlanty, usiłowała o nim

nie myśleć. Odsuwała od siebie także świadomość,

że za niecały tydzień zwiąże się na całe życie z

zupełnie obcym człowiekiem. Może nie tak całkiem

obcym, bo w tym czasie kilka razy rozmawiali ze sobą

przez telefon. Za każdym razem to Henry wręczał jej

słuchawkę. Ani ona, ani David nie mieli wielkiej

ochoty na sztywną wymianę ogólników. Właściwie

od czasu rozmowy o ślubie nie mieli okazji, żeby lepiej

się poznać.

Małżeństwo zostało postanowione. Przygotowano

dokumenty w sprawie firmy, pozostawało je jedynie

background image

podpisać. Eve była pewna, że David się nie wycofa.

Gdy raz pojawiła się szansa na przejęcie

powszechnie znanej i świetnie prosperującej firmy,

pewnie prędzej wziąłby ślub z wężem boa, niż

przepuścił taką okazję. Natomiast Eve podjęła decyzję

już kilka miesięcy wcześniej, gdy Henry przedstawił

jej swój plan. Nie znała jeszcze Davida Elliota, ale nie

miało dla niej znaczenia, z kim weźmie ślub. Nade

wszystko pragnęła zachować firmę w rodzinie, a przy

okazji zadowolić dziadka.

W sprawie znalezienia kandydata zdała się na

Henry'ego. Nie dlatego, że miała bezgraniczne

zaufanie do jego rozsądku. Po prostu nie mógł

popełnić większego błędu, niż zdarzyło się to niegdyś

jej samej. Travis Tate był wspomnieniem równie

miłym, jak ból zęba. Początkowo nie mogła się

uwolnić od rozpamiętywania cierpień, czemu

nieodmiennie towarzyszył wielki żal. Teraz coraz

rzadziej wracała do tamtej nieszczęsnej historii, lecz

rana jeszcze się nie zabliźniła. Eve miała nadzieję, że

wraz z upływem czasu te negatywne emocje osłabną.

Podjęła przecież słuszną decyzję, choć przyszło jej to

z trudem.

Siedząca obok kobieta odrzuciła czasopismo,

które przeglądała i pospiesznie ruszyła przywitać

jednego z pasażerów. Eve podniosła pismo i zaczęła

je bezmyślnie kartkować. Przechodziły kolejne grupy

pasażerów. Eve coraz częściej zerkała na zawieszony

tuż pod sufitem monitor, na którym wyświetlano

background image

czas przylotów. Po raz kolejny pomyślała, że w

sprawie Travisa nie miała innego wyjścia, choć to

stwierdzenie w najmniejszym stopniu nie łagodziło

bólu. Miłości nie można włączyć i wyłączyć na

zawołanie. Eve kochała Travisa do szaleństwa i była

zdania, że takie uczucie zdarza się tylko raz. Jakoś

się z tym pogodziła, ale nie zamierzała z nikim o tym

rozmawiać, nawet z Henrym. Tym bardziej nie miała

ochoty tłumaczyć mężczyznom, którzy zapraszali ją na

kolację, że nie jest nimi zainteresowana, bo nadal

kocha kogoś innego.

Zauważyła, że od czasu rozstania z Travisem,

mężczyźni traktują ją jak łakomy kąsek. Dlatego

marzyła o tym, by jak najszybciej wyjść za mąż.

Uważała, że obrączka na palcu uchroni ją przed

naprzykrzającymi się zalotnikami. David był idealnym

kandydatem. Nie miał złudzeń, że mogłaby się nim

zainteresować. Ich umowa była dla niego niezwykle

korzystna. Oboje też zdawali sobie sprawę, że ślub

jest tylko formalnością, więc nie musieli przed sobą

niczego udawać.

Nawet Henry był realistą na tyle, by nie wierzyć,

że Eve i David zakochają się w sobie od pierwszego

wejrzenia. Pewnie będzie mu przykro, gdy zorientuje

się, że nie doczeka się prawnuka, który odziedziczy

firmę. Cóż, nie wszystkie małżeństwa mają dzieci.

Obok Eve przeszła kolejna grupa pasażerów. Nie

zwracała na nich uwagi. Patrzyła na człowieka w

granatowym uniformie, który stanął przy wyjściu,

background image

trzymając tabliczkę z nazwiskiem "Elliot". Kierowca

limuzyny zjawił się na czas. Pomyślała, że mogłoby

być śmiesznie, gdyby David, szukając kierowcy, w

ogóle jej nie zauważył. Przez chwilę miała ochotę

zasłonić twarz czasopismem i poczekać, dopóki jej

nie minie. Później mogłaby powiedzieć Henry'emu, że

nie odszukała Davida w tłumie.

Obok niej gwałtownie zatrzymał się jeden z

pasażerów. Idący za nim mężczyzna, klnąc pod

nosem, zrobił szybki unik, żeby na niego nie wpaść.

- Eve? - usłyszała miły głos.

To chyba nie może być prawda, pomyślała w

panice. Odwróciła się szybko.

- Travis?

- Eve, kochanie - powiedział drżącym głosem. - Skąd

wiedziałaś, że dziś przyjeżdżam? Pewnie od mojej

sekretarki. Nie sądziłem, że się z nią kontaktujesz.

Pokręciła przecząco głową, jednak nie mogła

przestać na niego patrzeć. Wyglądał jeszcze bardziej

elegancko niż zwykle. Doskonale skrojony garnitur,

jasnoblond włosy ułożone w modną fryzurę. Płaszcz

niedbale przerzucony przez ramię, a w dłoni teczka ze

skóry aligatora.

- Nie miałem nadziei na takie spotkanie. Bardzo za

tobą tęskniłem. Próbowałem zapomnieć, jak mi

kazałaś. Jednak nie potrafię. Nie przestałem o tobie

myśleć. Widzę, że ty też nie możesz o mnie

zapomnieć. Gdyby było inaczej, nie przyjechałabyś

tutaj. Przyznaj, zmieniłaś zdanie na temat naszego

background image

związku.

Chętnie zmieniłabym zdanie, ale nie mogę, bo nie

chcę jeszcze bardziej cierpieć, pomyślała. Zebrała się

na odwagę.

- Travis, nie jestem tu z twojego powodu.

Tylko na chwilę stracił pewność siebie.

- Ależ oczywiście, że z mojego. Po co inaczej

tkwiłabyś w hali przylotów? - spytał, wyciągając rękę,

jakby zamierzał przytulić Eve.

Pomyślała z rozpaczą, że znów ogarniają ją

wątpliwości.

Może

nie

powinna

przekreślać

wszystkiego, co ich kiedyś łączyło? Bzdura, podjęła

słuszną decyzję i nie powinna jej zmieniać.

Konsekwencja to podstawa sukcesu. Tylko jak

przekonać o tym Travisa?

Coś za jego plecami przykuło jej uwagę.

Spostrzegła pasażera kroczącego energicznie w jej

kierunku. Wysoki, szeroki w ramionach, w nieco

wymiętym ubraniu. Cóż, David, w przeciwieństwie do

Travisa, nie był przyzwyczajony do częstych podróży

samolotem. Poczuła ulgę. Odrzuciła czasopismo,

ominęła Travisa i podbiegła do Davida. Zaskoczony,

uniósł wysoko brwi. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy

Eve uniosła twarz do pocałunku.

- Pocałuj mnie - zażądała.

Odstawił teczkę i bez wahania spełnił prośbę Eve.

Świetny facet na trudne chwile, pomyślała z

uznaniem. Nie zadaje zbędnych pytań, po prostu

przystępuje do działania.

background image

Ich pierwszy pocałunek był długi i namiętny. Eve

poczuła się nieprawdopodobnie zmieszana. Zaczęła

się zastanawiać, co też sobie pomyślą przypadkowi

przechodnie. David dał jej chwilę na zaczerpnięcie

powietrza, a potem przycisnął jeszcze mocniej, jakby

poprzedni pocałunek był dopiero wstępem do

prawdziwego powitania. Gdy w końcu odsunęli się od

siebie na kilka centymetrów, Eve kręciło się w

głowie. Docierały do niej strzępy rozmów.

- Ten to ma szczęście - powiedział do kolegi jeden z

pasażerów. - To się nazywa powitanie.

- Coś takiego! - skomentowała starsza pani. -

Widziałaś, gdzie on pakuje łapy? Ci młodzi uważają,

że wszyscy muszą patrzeć, jak się obmacują.

A zatem nasze przedstawienie wypadło bardzo

przekonująco, pomyślała Eve. Dyskretnie spojrzała

przez ramię, ale nigdzie nie było widać Travisa.

- Jeśli szukasz faceta, z którym rozmawiałaś - wyjaśnił

David - to przyglądał się nam przez chwilę, a potem

zniknął. Domyślam się, że właśnie o to ci chodziło.

Mówił spokojnym głosem i nadal trzymał ją za

ramię, jakby obawiał się, że Eve lada moment

zemdleje.

- Potrafię stać o własnych siłach - stwierdziła. Puścił

jej ramię i schylił się po bagaże.

Weź swoje czasopismo.

- To nie moje.

- Naprawdę? Kiedy cię zauważyłem, trzymałaś je jak

tarczę. Pewnie nie masz ochoty czegokolwiek mi

background image

wyjaśniać. Szkoda, bo przyznam szczerze, że spala

mnie ciekawość. No trudno...

Oczywiście, że nie mam ochoty, pomyślała Eve,

ale zdecydowała się jakoś skomentować sytuację. W

końcu David na to zasłużył

- Chodzi o to... - przerwała i po chwili namysłu

zaczęła od nowa. - To był ktoś, kto nie powinien

wiedzieć o naszej...naszej...

- Umowie? - podpowiedział David. - Wiesz, właśnie

zastanawiałem się nad tym, czy uda nam się

przekonać innych, że jesteśmy prawdziwym

małżeństwem. Zamieszkamy razem, i Henry'emu to

na razie wystarczy. A co z innymi, jak ten, którego

przed chwilą próbowałaś przekonać?

Najwyraźniej oczekiwał, że Eve powie mu, kto to

był. Ona jednak postanowiła odłożyć wyjaśnienia na

później.

- Jeszcze się nad tym wspólnie zastanowimy. Może

wreszcie ruszymy w drogę? - zaproponowała i

pomachała do kierowcy. Dotknął czapki i podszedł do

nich.

Eve spojrzała zdziwiona na dwie walizki.

- Niewiele tego - stwierdziła, podczas gdy kierowca

niósł bagaż do samochodu.

- Trochę rzeczy wysłałem przez firmę kurierską -

wyjaśnił David i objął ją za ramię, prowadząc do

wyjścia. Poczuła dreszcz niemal tak silny, jak w chwili

gdy ją całował.

- Nie ma sprawy, jeśli będziesz czegoś potrzebował, w

background image

hotelu na pewno to załatwią.

- W hotelu? - upewnił się.

- Henry zarezerwował ci pokój w hotelu "Englin" -

wyjaśniła, rumieniąc się. - Uznał, że najlepiej będzie,

jeśli wprowadzisz się do mnie dopiero po ślubie. Z

kolei jego apartament jest niewielki. Nie ma tam

sypialni dla gości,a "Englin" to jeden z najlepszych

hoteli w mieście.

- Rozumiem. Na pewno mi się spodoba.

- Chodzi tylko o kilka dni przed ślubem. - Wzięła

głęboki oddech. - Zdaje się, że jest parę rzeczy, o

których powinnam ci powiedzieć.

Pomógł jej zająć miejsce w limuzynie i usiadł

obok.

- Co się stało?

- Cóż, chciałam, żeby wszystko odbyło się dzisiaj,

żeby mieć to z głowy. Już prawie dopięłam sprawy

na ostatni guzik i wtedy wtrącił się Henry.

David uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony.

- I co, będzie biała suknia i czerwony dywan w

katedrze?

- Nie, na szczęście nie upierał się przy wielkiej

pompie. Jednak uważał, że taki skromny ślub bez

gości wzbudzi podejrzenia i ludzie zaczną plotkować.

Nalega, żeby zaprosić parę osób i urządzić małe

przyjęcie.

Nie odpowiedział, więc spojrzała na niego

pytająco.

- To niezupełnie tak - odezwał się w końcu. - Miło z

background image

jego strony, że się tym zajął, ale to mnie zależało na

tej zmianie.

Zrobiła wielkie oczy.

- Dlaczego?

- Spokojnie, nie marzę o torcie dwumetrowej

wysokości, ani o zastępie druhen. Nie chcę jednak, by

ludzie pomyśleli, że mamy coś do ukrycia. Zyskamy

też kilka dni, żeby się lepiej poznać. Ostatecznie ten

krok zaważy na naszym dalszym życiu...

- Nie żartuj - powiedziała z drwiną. - Teraz już byś się

nie wycofał. Prędzej uściskałbyś aligatora, niż

przepuścił taką okazję. Jeśli już mówimy o

uściskach...

- Niech zgadnę - powiedział, nie patrząc w jej stronę.-

Mam nie traktować przedstawienia na lotnisku jako

zachęty z twojej strony.

Westchnęła z ulgą.

- Właśnie. Nie sądziłam, że tak je potraktujesz, ale na

wszelki wypadek...

- Żeby w przyszłości uniknąć nieporozumień, możemy

potrenować stałe zagrywki, jak piłkarze. Potem

wystarczy podać numer scenki - zaproponował

spokojnie.

Z głośnika rozległ się głos kierowcy.

- Przepraszam, czy najpierw podjechać do hotelu?

Eve wyjrzała przez okno, zdziwiona, że droga

upłynęła tak szybko.

- Tak, bardzo proszę.

Spojrzała na Davida.

background image

- Henry proponował, bym ci pokazała miasto, a potem

zabrała na obiad. Uważa, że powinniśmy pobyć

trochę tylko we dwoje.

- Dziękuję, ale jestem nieco zmęczony.

Eve wzruszyła ramionami. Nie wyglądał na

zmęczonego, na pewno skłamał. Zupełnie nie

rozumiała, o co mu chodzi.

Jeszcze nie było późno, ale powoli zapadał

wczesny zmrok jesiennego popołudnia. Również w

samochodzie zrobiło się ciemno i Eve nie widziała

miny Davida.

- Czy moja odpowiedź nie jest ci na rękę? - spytał

cicho.- Możesz teraz powiedzieć Henry'emu, że

naprawdę się starałaś.

Przypomniała sobie, co ostatnio mówiła: „Henry

zarezerwował... Henry proponował... Uważa, że

powinniśmy pobyć we dwoje... Mieć ślub z głowy..."

David musiał odnieść wrażenie, że spotykała się z

nim wyłącznie na życzenie Henry'ego. Na pewno

uznał mnie za okropnie zarozumiałą nudziarę,

pomyślała.

Limuzyna zatrzymała się przed wejściem do

hotelu. Kierowca okrążył pojazd, żeby otworzyć

drzwi, potem z bagażnika wyjął walizki. David nie

spieszył się z wysiadaniem.

- Boisz się- stwierdził. - Dlatego chciałaś, by ślub

odbył się jak najszybciej, prawda? Przyrzekłaś coś

Henry'emu i teraz nie wypada się wycofać, choćbyś

nie wiem jak żałowała swej decyzji. Nie znasz mnie,

background image

nie masz pojęcia, jakim jestem człowiekiem.

Eve przygryzła wargę.

- To, co mówisz, sprawia mi przykrość.

- Ale to prawda. Dlatego marzysz, by wreszcie się

mnie pozbyć.

- Co prawda to Henry chciał, żebyśmy razem spędzili

wieczór, ale naprawdę chętnie zjem z tobą kolację.

Nie była pewna, czy jej uwierzył. Sama była

zaskoczona swym stwierdzeniem. Co dziwniejsze,

mówiła zupełnie szczerze.

David spoglądał na nią przez chwilę. Wysiadł z

samochodu. Usłyszała głos portiera, który uprzejmie

zapraszał do hotelu. Przymknęła oczy. Nim zdążyła się

zastanowić, co robić dalej, David znów się pojawił.

- Portier kazał zanieść mój bagaż do pokoju. Mogę się

zameldować później. Czy kolację zjemy tu, czy

gdzieś indziej? Co proponujesz?

Była zbyt zaskoczona, żeby odpowiedzieć.

- Dziś w karcie mamy wspaniały stek - podpowiedział

portier zza pleców Davida.

- Chętnie bym spróbował, a ty, Eve?

Wysiadła z samochodu i spojrzała na czekającego

szofera.

- Dziękuję, jest pan wolny.

Zauważyła, że David wysoko uniósł brwi.

- Nie ma sensu zatrzymywać samochód na godzinę

czy dwie, jeśli mogę wrócić do domu taksówką. Nie

proponuję ci niczego więcej poza wspólną kolacją.

Przecież nic nie powiedziałem.

background image

- Nie musiałeś. Twoje uniesione brwi mówią za ciebie.

Po raz pierwszy zauważyła, że się uśmiechnął.

Kierownik sali zaprowadził ich do niewielkiego stolika

w zacisznym kącie. Eve usiadła i szybko rozejrzała się

po sali.

- Szukasz kogoś? - spytał David.

- Nikogo szczególnego, klientów i znajomych. Zwykle

jest tu kilka osób, które mnie znają, ale dziś nikogo

nie widzę. Może uda nam się spokojnie przebrnąć

przez kolację - powiedziała, sięgając po kartę dań. -

Słuchaj, David, nie wiem, jak to powiedzieć, ale

dotychczas zachowywałam się...

- Niezbyt miło? - zasugerował. - Zapomnijmy o tym i

zacznijmy od początku. Cześć, miło cię znów

widzieć. Opowiedz, jak będzie wyglądać nasz ślub.

- Myślałam, że wiesz już wszystko. Przecież to twój

pomysł, żeby... - ugryzła się w język. - Przepraszam,

zdaje się, że znowu wykazałam się brakiem taktu.

Zjawił się kelner z butelką wina.

- Dobry wieczór, panno Birmingham, witam pana.

Pani dyrektor poleciła mi podać jedno z naszych

najlepszych win i przekazać pozdrowienia.

- Powinnam była wiedzieć, że nie da się tu wejść

niepostrzeżenie - stwierdziła Eve. - Ale nigdzie nie

widziałam pani dyrektor.

- Zadzwoniła ze swojego gabinetu - wyjaśnił kelner. -

Myślę, że portier informuje ją, kto wchodzi do

hotelu.

Sprawnie otworzył butelkę i wręczył korek

background image

Davidowi, by ten ocenił bukiet wina. Eve wstrzymała

oddech, ale David znał się na rzeczy i doskonale

wiedział, co robić.

Kiedy kelner odszedł, Eve spojrzała na

ciemnoczerwony płyn w kieliszku. Pomyślała, że

kolejny raz nie doceniła Davida Elliota.

- Pani dyrektor troszczy się o klientów - zauważył. -

Czy tak miło traktuje wszystkich, z którymi się

spotykasz?

- Oczywiście, że nie. Dba o interesy. Właśnie w tym

hotelu, w jednej z mniejszych sal na górze, odbędzie

się przyjęcie weselne. Za co wznosimy toast?

- Powiedziałbym: za nas, ale pewnie bym cię tym

zdenerwował, więc proponuję: żeby Henry był

szczęśliwy.

- Zgoda - powiedziała i uniosła kieliszek.

Unikając patrzenia w oczy Davida, przyjrzała się

jego dłoniom. Długie, opalone palce, krótko obcięte

paznokcie, jak przystało na człowieka parającego się

precyzyjną pracą. Na kostce jednego palca widać

było niewielką bliznę. Dłoń delikatnie obejmowała

kieliszek, ale Eve łatwo mogła sobie wyobrazić, że

David bez trudu zgniótłby kruche szkło.

Obok rozległ się piskliwy sopran.

- Ależ to mała Eve! Kochanie, masz nowego

przyjaciela?

Eve znała ten głos. Że też musieli się natknąć

akurat na Estellę Morgan. Kobieta dobiegała

sześćdziesiątki. Miała ostre, nieco ptasie rysy i

background image

wyzywający makijaż. Zastygła teraz z uniesioną

ręką, jakby zamierzała przytrzymać etolę z norek.

Jednocześnie demonstrowała brylantową bransoletę

o szerokości kilku centymetrów.

- Pani Morgan, chciałabym przedstawić Davida Elliota,

który właśnie dołączył do firmy Birmingham -

powiedziała Eve, zmuszając się do uśmiechu.

Zainteresowanie pani Morgan wyraźnie osłabło.

- Pewnie w dziale sprzedaży? - spytała lekceważąco.

Eve poczuła irytację.

- Bez działu sprzedaży - oświadczyła zdecydowanie -

nie moglibyśmy funkcjonować. Natomiast David jest

najbardziej uzdolnionym projektantem w kraju. Będzie

pracował bezpośrednio z Henrym i w przyszłości

zostanie jego następcą. Tak to wygląda.

Twarz pani Morgan pojaśniała.

- Projektant? Ciekawe, czy Henry przekaże panu moje

ostatnie zamówienie.

- Możliwe - przyznał David. - Proszę się nie niepokoić.

Henry nadal będzie nad tym czuwał.

- Cóż, dopóki Henry kieruje... - Spojrzała na dłonie

Eve i Davida, jakby chciała wybadać grunt.

Brak obrączek wyraźnie ją uspokoił.

- Właściwie może byłoby lepiej, gdyby pan się tym

zajął. Ma to być prezent dla córki. Cenię styl

Henry'ego, ale ktoś młodszy pewnie będzie lepiej

wiedział,

co

spodoba

się

dwudziestoletniej

dziewczynie.

Próbuje swatać córkę tak subtelnie, pomyślała

background image

Eve, że można dostać mdłości.

- Jednak moim pierwszym zadaniem - oznajmił David

ciepłym tonem - będą ślubne obrączki.

Uniósł dłoń Eve i pocałował jej palec serdeczny.

- Eve, cóż za wspaniała zdobycz - powiedziała

zawiedziona pani Morgan. - Jak się poznaliście?

Eve nagle poczuła, że traci grunt pod nogami. Nie

była przygotowana na takie pytania, zwłaszcza gdy

pytającym powodowała czysta złośliwość.

- Oczywiście, dzięki Henry'emu - wyjaśnił spokojnie

David.

- Oczywiście. - Pani Morgan wciągnęła głośno

powietrze. - Bardzo wygodnie dla was obojga.

Udrapowała etolę wokół szyi i ruszyła do wyjścia.

Eve i David usiedli z ulgą i jak na komendę oboje

odetchnęli z ulgą.

- Najzdolniejszy projektant? Eve, kochanie, nawet

Henry powiedział, że jestem tylko w pierwszej trójce

- skomentował David z uśmiechem.

Eve zignorowała tę uwagę. Myślała już o czymś

innym.

- Dziwne, pani Morgan nigdy nie wspomniała

Henry'emu, że chodzi jej o prezent dla córki.

Przyniosła garść starych pierścionków.

- A tak, widziałem je.

- Dzięki temu od dwóch miesięcy ma pretekst, żeby

dzwonić do niego dwa razy w tygodniu.

David spojrzał zdziwiony.

- Myślisz, że próbuje go usidlić?

background image

- Śmieszne, prawda? Chyba wreszcie zrozumiała, że

nic z tego, więc najwyraźniej zajęła się swataniem

córki.

- Pewnie powinienem czuć się zaszczycony - mruknął

David. - Jednak to spotkanie ma również dobre

strony. Stało się jasne, że musimy porządnie

przećwiczyć odpowiedzi na zaskakujące pytania. Kto

zaczyna?

ROZDZIAŁ TRZECI

Portier miał rację. Stek był naprawdę dobry.

Davidowi smakowałby jeszcze bardziej, gdyby nie

próbował dokładnie zapamiętać wszystkiego, co

mówiła Eve. Zwykle potrzeba kilku miesięcy na

poznanie tylu faktów z życia drugiej osoby. Jednak

pani Morgan uświadomiła im, że czeka ich mnóstwo

background image

pytań, toteż postanowili przygotować właściwe

odpowiedzi.

- Ile osób będzie na ślubie? - spytał David, gdy kelner

sprzątnął talerze. Zaskoczył ją tym pytaniem.

- Może to głupio zabrzmi, ale naprawdę nie wiem.

Henry zapewniał, że chodzi o niewielką grupę.

Powiedział, że zajmie się przygotowaniami, więc do

niczego się nie wtrącałam, nawet nie widziałam

zaproszeń. Dlaczego pytasz?

- Pani Morgan wygląda na dobrze poinformowaną

osobę, to urodzona plotkara, a jednak nic nie słyszała

o naszym ślubie. Szczerze mówiąc, to nieco

zaskakujące. Chyba, że Henry przygotowuje wszystko

po kryjomu. Masz ochotę na deser?

Pokręciła przecząco głową. David zauważył, że

Eve ma podkrążone oczy.

- Jesteś przemęczona.

- Trochę boli mnie głowa.

- Ciebie też? - zapytał z uśmiechem. - Chyba to nic

dziwnego, po tylu informacjach, jakie próbowaliśmy

sobie przyswoić.

Eve uśmiechnęła się leciutko i odpowiedziała:

- To mi przypomina kucie do egzaminów na studiach.

Czekaj, nie podpowiadaj, zdałeś na uniwersytet w...

- Wystarczy na dziś - zdecydował i skinął na kelnera. -

Jutro znów trochę poćwiczymy. Nie martw się,

będzie dobrze.

Kelner podał skórzane etui z rachunkiem. David

otworzył i spojrzał na sumę. Eve wyprostowała się.

background image

- David, podaj mi to. Ja cię zaprosiłam.

Wyjął portfel.

- Niezupełnie. To był pomysł Henry'ego.

- No tak, ale... - Uśmiechnęła się nagle promiennie. -

W takim razie dopiszmy to do rachunku Henry'ego -

zaproponowała. - Bardzo się zdziwi.

- Nie wątpię, ale zbyt wiele mu zawdzięczam, by

płatać mu takie figle. - Podał etui kelnerowi, wstał i

pomógł Eve odsunąć krzesło. - Odprowadzę cię do

domu.

- Nie żartuj, to tylko kilka przecznic stąd. Portier

sprowadzi mi taksówkę. Zawsze tak robię.

Ale dziś jesteś ze mną i powinno być inaczej,

pomyślał David. Nie zamierzał jednak roztrząsać tej

kwestii i ruszył z Eve przez hol do głównego wejścia.

Podjechała taksówka.

- Dziękuję za kolację... i za wszystko - powiedziała

Eve odrobinę niepewnym głosem.

David pomógł jej zająć miejsce i usiadł obok.

- Nie wiem, co sobie myślisz, ale...

- Nie chodzi o to, co ja myślę - szepnął David - lecz co

myśli portier. On donosi swojej szefowej, a potem

powstają plotki. Albo pocałujesz mnie teraz, gdy

udaje, że na nas nie patrzy, albo pozwolisz, żebym

cię odwiózł do domu. Będzie sobie wyobrażał

namiętne pożegnanie zakochanych. Natomiast na

pewno nie możesz teraz po prostu uścisnąć mi dłoni i

życzyć dobrej nocy.

- Chyba masz rację - stwierdziła przyciszonym

background image

głosem.

- Chyba?

- Na pewno - zgodziła się i podała adres kierowcy. -

Mam nadzieję, że nie będziesz mnie molestował na

tylnym siedzeniu, żeby przekonać o naszym uczuciu

kierowcę taksówki.

- Bardzo śmieszne. Jeszcze nie ustaliliśmy, kto kogo

molestował dziś na lotnisku.

Uświadomił sobie, że przy kolacji nie poruszali

tego tematu. Ciekawe, kim był ten przystojniak,

któremu Eve za wszelką cenę usiłowała udowodnić,

że jest po uszy zakochana w innym facecie.

Eve rzeczywiście mieszkała zaledwie kilka

przecznic od hotelu. David poprosił kierowcę, żeby

zaczekał, i odprowadził Eve do wejścia. Kiedy szukała

kluczy, zerknął na budynek. Ciężka, nieco

przysadzista bryła liczyła dwanaście pięter. Budynek

nie był nowoczesny, nie wyróżniał się niczym

szczególnym.

- Zdziwiony? - spytała. - Nie zaprzeczaj. Widzę po

twojej minie, że jesteś zaskoczony.

- Odrobinę. Z tego, co kiedyś mówiłaś, zrozumiałem,

że mamy zamieszkać w jakimś domku.

Wzruszyła ramionami.

- Cóż, któregoś dnia pewnie się na to zdecydujemy.

Pomyślałam, że też chciałbyś mieć coś do

powiedzenia w tej sprawie.

background image

- Miło, że liczysz się z moim zdaniem - stwierdził. - Do

zobaczenia jutro w sklepie.

W drodze do hotelu myślał o wszystkim, o czym

dziś rozmawiali i o tym, jakie sprawy powinni byli

jeszcze poruszyć. Potrzebował czasu, żeby się oswoić

z nową sytuacją. Miał nadzieję, że po pierwszym

spotkaniu z Eve szybko upora się ze swoimi sprawami

w Atlancie, a potem spokojnie przemyśli wszystkie

konsekwencje podjętej decyzji. Cóż, zwyczajnie

zabrakło mu czasu, bo musiał załatwić mnóstwo

rzeczy, jak to przy przeprowadzce. Zlikwidował

mieszkanie, spakował się, sprzedał samochód,

jednak nadal nie docierało do niego, że teraz

zamieszka w Chicago.

Dopiero dziś, gdy zobaczył Eve na lotnisku,

dotarło do niego, że to wszystko dzieje się

naprawdę. Chwilę później usłyszał: "Pocałuj mnie!" i

wydarzenia zaczęły się toczyć z oszałamiającą

szybkością.

Zapomnij o tym, powtarzał sobie. Masz teraz na

głowie o wiele ważniejsze sprawy. Jutro czeka cię

pierwszy dzień w wymarzonej firmie. To ważniejsza

sprawa niż wspominanie miłej chwili na lotnisku.

Gdy obejmował Eve w pasie, odruchowo

przesunął ręce nieco niżej, aż usłyszał złośliwy

komentarz przechodzącej pasażerki. Dopiero wtedy

oprzytomniał i zdał sobie sprawę, że stoi na środku

wielkiej hali, trzymając dłonie na pośladkach Eve. No

tak, to dlatego jeden z przechodzących obok

background image

pasażerów wspomniał o gorącym powitaniu. Pewnie

chętnie znalazłby się na miejscu Davida.

Dziwne, że Eve nie rozszarpała go za to, biorąc

pod uwagę jej późniejsze zachowanie. Czyżby ten

człowiek na lotnisku był dla niej aż tak ważny? Być

może, skoncentrowana na tamtym facecie, w ogóle

nie zwracała uwagi na nic innego? A jeśli doskonale

wiedziała, co się dzieje, lecz wtedy było jej to

obojętne? Żadne z tych wyjaśnień nie mogło poprawić

Davidowi nastroju, ale dobry humor nie był teraz

najważniejszy. Dręczyło go wiele wątpliwości.

Nim wysiadł z samolotu, wszystko wydawało się

bardzo proste, jednak teraz... Eve powiedziała mu

dziś, że prędzej uściskałby aligatora, niż przepuścił

taką okazję. Zaczynał się czuć, jakby wpadł w

bagno.

Eve, gdyby to od niej zależało, w ogóle nie

zawracałaby sobie głowy przygotowaniami do ślubu.

Nie kupiłaby sukni ani nie poszła do fryzjera. Nawet

nie zdobyłaby się na manikiur. Najchętniej poszłaby

tak, jak chodziła zwykle do biura. Jednak całe

przedstawienie niewątpliwie było ważne dla

Henry'ego. Wynajął nawet dodatkowy apartament w

hotelu, żeby Eve mogła się spokojnie przebrać,

poprawić makijaż i fryzurę. Owszem, chciała za

wszelką cenę uniknąć uroczystej pompy, jednak

background image

pięciominutowa ceremonia w najbliższym urzędzie

rzeczywiście wzbudziłaby plotki, no i zasmuciła

Henry'ego. Trzeba pójść na kompromis, wybrać

pośrednie rozwiązanie. Ona i David nie zrobią z

siebie

idiotów,

a

dziadek

poczuje

się

usatysfakcjonowany i nie będzie miał do nich żalu.

Skończyła się ubierać, lecz stała jeszcze przed

lustrem, poprawiając kwiaty wplecione we włosy.

Henry zapukał do drzwi.

- Eve? Już czas...

Otworzyła drzwi, cofnęła się i obróciła, żeby

ocenił całość. Zapytała nieśmiało:

- Co ty na to?

Powoli obejrzał ją od stóp do głowy.

- Szczerze mówiąc - powiedział w końcu - byłem

trochę rozczarowany, gdy powiedziałaś, że włożysz

kostium zamiast sukni ślubnej. Wyobraziłem sobie coś

takiego, w czym zwykle zjawiasz się w firmie.

Ja też, pomyślała. Najrozsądniej byłoby kupić

elegancki, klasyczny kostium, w którym mogłaby

potem chodzić do pracy. Ostatecznie zdecydowała się

na coś zupełnie innego. Nic dziwnego, że Henry był

zaskoczony. Sama nie mogła zrozumieć, jak to się

stało.

Z przodu strój przypominał zwykły kostium, jeśli

nie liczyć srebrzystobiałego koloru. Był bardzo

dopasowany i miał głęboki dekolt. Eve spojrzała przez

ramię, żeby jeszcze raz sprawdzić plecy. Właściwie

trudno było mówić o plecach, bo tył żakietu składał

background image

się wyłącznie z koronki.

- Mam nadzieję, że nie zmarznę - powiedziała,

poprawiając na szyi sznur pereł. - Jeszcze tylko

kolczyki i będę gotowa.

Czuła ucisk w klatce piersiowej, jakby żakiet

nagle się skurczył. Była bardziej przejęta sytuacją,

niż się spodziewała.

Henry wyciągnął z wewnętrznej kieszeni

pudełeczko pokryte aksamitem.

- Prezent dla panny młodej. Zgodnie z tradycją

powinnaś mieć na sobie coś starego, więc nie

zrobiłem nic na tę okazję.

Nie chciałeś konkurować z Davidem, by nie

poczuł się zawstydzony, pomyślała.

Aksamitne pudełeczko zdobił monogram firmy

Birmingham. Tkanina była jednak zielona, a nie

tradycyjnie, jak od wielu lat, w ciepłym odcieniu

brzoskwini. Musiało więc liczyć co najmniej tyle lat,

ile miała Eve. Nacisnęła zatrzask i zobaczyła dwie

duże perły oprawione w platynę i otoczone

drobnymi, trójkątnymi brylantami.

- Henry, są naprawdę piękne.

- Należały do twojej babci. Zrobiłem je na dwudziestą

piątą rocznicę naszego ślubu.

- Ale na taką rocznicę daje się srebro, a nie platynę -

stwierdziła przekornie. - Perły są na trzydziestą, a

brylanty dopiero... - zauważyła, że gwałtownie

zamrugał. - Przepraszam, Henry.

- Sarah byłaby dumna, gdyby cię teraz mogła

background image

zobaczyć.- Zamyślił się na chwilę. - Eve, wiem, że w

tym tygodniu doszło do jakiegoś drobnego

nieporozumienia między tobą i Davidem.

- Drobne nieporozumienie? - powtórzyła,

wpinając w ucho kolczyk. - Nad kampanią reklamową

pracowałam od miesięcy.

- A on po pięciu minutach wytknął wszystkie słabe

punkty. Chyba trochę przesadził, proponując

nawiązanie współpracy z inną agencją reklamową.

Eve, co naprawdę o nim myślisz?

Ach, Henry, jestem szaleńczo zakochana,

skomentowała w duchu, ale oczywiście nie

powiedziała tego głośno. Nie powinna złośliwie

żartować z dziadka.

- Myślę, że można na nim polegać.

Była to skromna pochwała, ale Henry przyjął ją z

wyraźną ulgą.

- Wiem, jakie to dla ciebie ważne. Po przeżyciach w

ubiegłym roku.

- Henry, nie wpadnę od razu w depresję na każdą

wzmiankę o Travisie.

- Wiem, że to już przeszłość i obiecuję nie wracać do

tego więcej. Zaimponowałaś mi wtedy, podziwiam

cię za odwagę i bezkompromisowość. Zrezygnowałaś

z osobistego szczęścia, rozważając wszystkie za i

przeciw. Postąpiłaś słusznie, bo trudno spędzić życie u

boku człowieka, któremu nie można ufać. Wasz

związek byłby katastrofą.

- To, co się stało, nie było winą Travisa. Po prostu

background image

uwikłał się w sytuację, która go przerosła.

Henry pokręcił głową z powątpiewaniem, ale nie

skomentował tej wypowiedzi. Podał wnuczce drugi

kolczyk.

- Ty i babcia byliście ze sobą szczęśliwi, prawda? -

spytała Eve.

- Tak, to prawda.

- Ale nie byliście bezgranicznie zakochani?

- Nie - odpowiedział Henry po namyśle. - Nie wiem,

czy kiedykolwiek byliśmy. Zrozum, Eve, taka gorąca

namiętność szybko się wypala.

- Natomiast zaufanie zostaje?

- Dobrze mieć kogoś, na kim można polegać -

powiedział cicho.

Przymknęła na chwilę oczy, wzięła głęboki

oddech i uśmiechnęła się do niego.

- Henry, już czas.

Kiedy zbliżali się do sali balowej, Eve zauważyła

Davida kręcącego się tuż przy drzwiach. Miał na

sobie ciemnoszary garnitur, w ręku trzymał niewielki

bukiet białych róż.

- To dla mnie? - spytała.

Spojrzał na kwiaty, jakby zdążył już o nich

zapomnieć i wzruszył ramionami.

- Chyba tak. Nie widziałem w pobliżu nikogo, kto

wyglądałby jak panna młoda, więc niech będą dla

ciebie - powiedział roztargnionym tonem.

Eve uznała, że to z powodu jej kostiumu,

któremu przyglądał się z zainteresowaniem. Jeszcze

background image

nie

widział

pleców,

pomyślała

z

nagłym

zadowoleniem.

- Widzę, że ustąpiłaś w sprawie białej satyny -

powiedział chłodno.

No tak, znów się pomyliła. Nie zdziwił go strój,

tylko fakt, że postąpiła inaczej, niż zapowiadała.

- To nie satyna - szepnęła z lekką irytacją - tylko

brokat, a ubrałam się na biało, bo do twarzy mi w

tym kolorze.

- Jak uważasz, kochanie. Przepraszam, Henry, czy

mógłbym pogadać z Eve w cztery oczy? - spytał David

i odprowadził ją na bok.

- Dobrze mi też w czarnym - kontynuowała Eve - ale

nie chciałam wyglądać jak wdowa.

Nie słuchał jej zbyt uważnie, natomiast badawczo

jej się przyglądał.

- O co ci chodzi? - spytała zaniepokojona.

- Masz teraz ostatnią szansę, żeby się wycofać -

powiedział cicho.

- Jeśli chodzi o to, że to ty chcesz odwołać ślub, sam

porozmawiaj z Henrym. Nie próbuj załatwić sprawy

moimi rękami - oświadczyła stanowczym tonem.

- Nie to miałem na myśli. Jeśli opadły cię wątpliwości i

czujesz się jak w pułapce, nie musimy tego robić.

Wezmę winę na siebie.

To ją zaskoczyło. Czy był to gest dżentelmena,

czy ostatnia próba ratowania wolności?

- David, co byś zrobił, gdybym naprawdę się

wycofała?

background image

Milczał. Już myślała, że nie doczeka się

odpowiedzi.

- Na pewno coś bym wymyślił. Eve, jaką podjęłaś

decyzję? Muszę wiedzieć.

Przez chwilę trzymała go w niepewności.

- Nic się nie zmieniło. Chcę, żeby dziadek był

szczęśliwy.

- W takim razie do zobaczenia w środku - powiedział i

zniknął za rogiem.

- Wszystko w porządku? - usłyszała za plecami głos

Henry'ego.

- Oczywiście.

Stała jeszcze przez chwilę nieruchomo, patrząc w

kierunku, gdzie zniknął David. Henry ujął ją pod rękę

i poprowadził do sali balowej.

Chociaż sala była jedną z mniejszych w hotelu, jej

wystrój

w

niczym

nie

ustępował

innym

pomieszczeniom. Przybrana kwiatami przypominała

weselny tort. Przynajmniej takie wrażenie odniosła

Eve. W środku było mnóstwo osób. Najwyraźniej dla

Henry'ego "grupka znajomych" oznaczała zupełnie

coś innego niż dla jego wnuczki. Kiedy Eve stanęła w

wejściu, tłum ucichł i rozstąpił się. Na przeciwnym

końcu sali zobaczyła Davida w towarzystwie

urzędnika.

Ceremonia trwała krótko, lecz i tak Eve cały czas

błądziła myślami gdzie indziej. Niski głos urzędnika

działał na nią hipnotyzujące Odurzał ją słodki,

intensywny zapach róż. Zastanawiała się, co David

background image

naprawdę czuje. Radość i triumf, czy lęk przed

porażką? Był utalentowanym projektantem, jednak

musiały dręczyć go wątpliwości. W końcu miał zostać

następcą.

Urzędnik poprosił o obrączki i David sięgnął do

wewnętrznej kieszeni marynarki. Eve spojrzała z

zaciekawieniem. Chociaż zapowiedział Estelli Morgan,

że jego pierwszym zadaniem będzie ślubna

obrączka, przez pierwszy tydzień w Birmingham przy

State

pochłonięty

był

licznymi

sprawami

organizacyjnymi. Tuż obok stołu, przy którym

pracował Henry, ustawił własny, i wypakował

wszystkie narzędzia przywiezione w starej walizce.

W ciągu tego tygodnia Eve wielokrotnie miała ochotę

zapytać o obrączkę, ale udało jej się poskromić

ciekawość. Wiedziała, że już wkrótce się dowie, czy

posłuchał jej prośby, czy też zrobił coś przede

wszystkim dla własnej przyjemności. Nie miało sensu

naciskanie go. Wolała unikać okazji do sprzeczki. Jeśli

obrączka okaże się brzydka, Eve po prostu nie

będzie jej nosić.

Przypomniała sobie dokładnie, jak oschłym

tonem informowała go o swoich oczekiwaniach w tej

materii. Zdała sobie sprawę, że zlekceważyła go jako

projektanta biżuterii. To tak, jakby wspaniałemu

ogrodnikowi powiedzieć, że jego wysiłki nie mają

sensu, bo plastikowe kwiaty są i tak trwalsze od

prawdziwych. Po takim oświadczeniu, pomyślała,

pewnie poszedł do najbliższego sklepu i kupił

background image

najprostszą obrączkę, jaką zobaczył. Nie powinna

mieć do niego pretensji. Szkoda jego czasu, skoro i

tak dała mu do zrozumienia, że nie doceni jego

wysiłków.

W końcu nawet nie spojrzała na obrączkę, którą

wsunął jej na palec. Pasowała doskonale, choć David

nawet nie zapytał Eve o rozmiar. Zapewne Henry

udzielił mu stosownych informacji.

Krótka uroczystość dobiegła końca.

- Możesz pocałować pannę młodą - powiedział

urzędnik, uśmiechając się szeroko. Eve przechyliła

głowę, spodziewając się krótkiego muśnięcia warg.

Jednak kiedy David wziął ją w ramiona,

przypomniała sobie gorący, namiętny pocałunek w

poczekalni lotniska. Na pewno nie powtórzy tego

tutaj, na oczach tych wszystkich ludzi, pomyślała.

Nie spiesząc się, dotknął wargami jej ust. Nie był

to zdawkowy pocałunek ani udawany przejaw

namiętności. Eve wydawało się, że trwa w

nieskończoność. Wreszcie oboje odwrócili się do

tłumu spieszącego z życzeniami.

Eve starała się sprawiać wrażenie szczęśliwej

panny młodej, jak tego oczekiwali zaproszeni goście,

którzy teraz nie żałowali jej uścisków i pocałunków.

Henry odsunął się nieco dalej, żeby dyskretnie

wytrzeć oczy. Grupka pań z firmy Birmingham zbliżyła

się do Eve.

- Eve, dosłownie zżera nas ciekawość. Nikt jeszcze nie

widział twojej obrączki.

background image

Sama też nie zdążyła jej się przyjrzeć. Najchętniej

odeszłaby na bok i spokojnie obejrzała ten symbol

małżeńskiej niewoli. Z obawą przełożyła bukiet róż do

drugiej ręki. Nie miała wyjścia, nie wypadało

odmówić.

Obrączka była platynowa - zgodnie z życzeniem

Eve. Prosta, bez brylantów i wyszukanych

ornamentów. Jednak David nie posłuchał Eve do

końca. Choć obrączka wyróżniała się elegancką

prostotą, miała w sobie coś, co przykuwało wzrok.

Była nieco szersza i nie zaokrąglona, lecz

wykończona kilkoma zachodzącymi na siebie

płaszczyznami. Przy każdym ruchu dłoni metal odbijał

światło, jakby obrączka została wyrzeźbiona w

szlachetnym kamieniu.

Eve wyciągnęła dłoń.

- Jest taka... prosta - zdziwiła się jedna z

ekspedientek.

Henry przestał ocierać łzy i zerknął nad jej

ramieniem.

- Nie tyle prosta, lecz, jak każdy dobry projekt,

subtelna.- Ujął dłoń Eve i poruszył nią, obserwując

grę świateł na platynie. - Ten wzór zrobi furorę.

Ludzie będą się pchali drzwiami i oknami, żeby to

obejrzeć.

"Nie mam zamiaru być twoją żywą reklamą...",

Eve przypomniała sobie własne słowa. Cóż, chociaż

David zrobił wszystko tak, jak sobie życzyła i tak

udało mu się błysnąć talentem.

background image

- Jeszcze nie usłyszeliśmy, co myśli osoba najbardziej

zainteresowana - powiedział Henry. - Eve, jak ci się

podoba?

- Hm, myślę, że ten facet to geniusz - stwierdziła

lekkim tonem.

Zauważyła badawcze spojrzenie Henry'ego.

- Chyba wszyscy czekają, że pierwsi zasiądziemy do

stołu - dodała szybko.

Tłum powoli ruszył na drugą stronę sali, gdzie za

otwartymi drzwiami widać było elegancko nakryte

stoły. Przystawki już czekały. Gdy szli przez salę,

zatrzymała ich dyrektorka hotelu.

- Niestety, nie mogę zostać na przyjęciu -

powiedziała- bo odbywa się u nas kilka zjazdów i

muszę wszystkiego dopilnować. Chciałabym wam

obojgu złożyć najlepsze życzenia. Gdzie zamierzacie

spędzić miesiąc miodowy?

Można było spodziewać się takiego pytania,

pomyślała Eve w lekkim popłochu.

- Wiesz, Elizabeth, właściwie nigdzie nie jedziemy.

David chciałby jak najszybciej zadomowić się w

nowym miejscu.

Elizabeth była szczerze zaskoczona.

- Chcesz powiedzieć, że zostajecie w domu?

- Właściwie... tak - przyznała Eve, czując, że jej

uśmiech zamienia się w grymas.

- Wreszcie zamieszkamy razem i to będzie jak

miodowy miesiąc - wtrącił David. - Wyjedziemy

później. Może na Hawaje lub na Karaiby.

background image

Tam, gdzie akurat będzie się odbywał kolejny

zjazd jubilerów, dodała Eve w myślach. Dyrektorka

zmarszczyła czoło, ale już nic więcej nie powiedziała.

Eve zauważyła, że odchodząc, pokręciła głową.

David objął Eve za ramiona i poprowadził w

kierunku stołu. Jego dłoń dosłownie paliła ją przez

cienką koronkę.

- A przy okazji - powiedziała cicho - zapomniałam ci

powiedzieć, że źle znoszę pobyt na słońcu.

Zatrzymał się i spojrzał na nią.

- Jakiś rodzaj alergii?

- Właściwie to nie alergia, raczej nadwrażliwość.

Niedługo zima, więc wyleciało mi to z głowy. Nie

musisz się tym przejmować. Jeśli chcesz, możesz

smażyć się na słońcu.

- Czyli wylegiwanie się na plaży to najgorszy pomysł

na spędzenie miodowego miesiąca?

- Niestety. Oczywiście wiem, że nie proponowałeś

tego wyjazdu na serio, ale moi znajomi wiedzą, jak

bardzo unikam słońca. Jeśli ktoś znów zapyta o nasze

plany

wyjazdowe,

wymyśl

coś

bardziej

prawdopodobnego.

- Co proponujesz? Północne wybrzeże Grenlandii?

Lepiej powiem, że żona nie ma zamiaru wstawać z

łóżka przez cały miesiąc miodowy, więc wszystko

jedno dokąd pojedziemy.

Kelnerzy właśnie skończyli podawać główne

danie, gdy znów zjawiła się dyrektorka hotelu.

Pochyliła się nad ramieniem Eve.

background image

- Zostawiłaś coś w swoim apartamencie?

- Oczywiście. Zestaw kosmetyków, mój kostium,

trochę biżuterii... Dlaczego pytasz? Ktoś się włamał?

- Włamanie w hotelu "Englin"? - Elizabeth zrobiła

przerażoną minę. - Absolutnie nie do pomyślenia.

Chciałam tylko wiedzieć, czy jest coś do spakowania

przed przeprowadzką.

- O jakiej przeprowadzce... - zaczęła Eve, ale kobieta

nie pozwoliła jej skończyć.

- David, zajmujesz apartament dwanaście, prawda?

Został tam jeszcze twój bagaż, czy tak?

Skinął głową.

- Każę wszystko przenieść. Zanim skończycie kolację,

wasz pokój będzie przygotowany - powiedziała i

położyła na stole przed nimi staroświecki, metalowy

klucz. - Weekend spędzicie w apartamencie dla

nowożeńców. Na mój koszt.

Eve otworzyła usta, lecz gdy zauważyła

spojrzenie Davida, szybko ugryzła się w język.

Właściwie, co mogła powiedzieć? Przepraszam, muszę

odmówić, bo nie wzięłam flanelowej piżamy?

Nie. Nowo zaślubiona żona nie mogła odrzucić takiego

miłego i hojnego gestu. Nawet jeśli podarunek

zupełnie nie przypadł jej do gustu.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Mała, elegancka winda, którą jechali, służyła

wyłącznie gościom korzystającym z apartamentu dla

nowożeńców.

- Powinniśmy przewidzieć, że tak się to skończy - Eve

pierwsza przerwała milczenie. - Gdybyśmy mieli

szczęście, apartament byłby już zajęty.

- Nie wypadało odmówić, zabrać bagaże i zwolnić

pokoje - mruknął David.

Eve skinęła głową.

- Nie powiedziałam ci jeszcze, że Elizabeth należy do

naszych najlepszych klientek. No, może nie tyle ona,

co jej mąż, choć to na jedno wychodzi. Zauważyłeś

wisiorek, który dziś nosiła?

- Czarny opal w kształcie gruszki, ważący co najmniej

dziewięć karatów? Tak, widziałem.

- Dziewięć i trzydzieści pięć setnych - uściśliła Eve. -

background image

Specjalne zamówienie na rocznicę ślubu. Henry

szukał odpowiedniego kamienia niemal przez rok.

Trudno znaleźć opal tej wielkości z takim wspaniałym,

jednolitym połyskiem.

David cicho zagwizdał z podziwu.

- Masz rację. O takiego klienta trzeba dbać.

Winda zatrzymała się. Wyszli do maleńkiego holu

z jedynymi drzwiami. David wyjął z kieszeni

dziwaczny, staroświecki klucz. Gdy otworzył drzwi,

Eve ciekawie zajrzała do środka. Na szczęście

wnętrze nie było dziwaczne. Nie tak obszerne, jak

inne apartamenty w tym hotelu, ale nowożeńcom

nie powinno to przeszkadzać. Ostatecznie nie mieli

przecież powodów, by unikać swego towarzystwa.

Najwidoczniej taka właśnie myśl przyświecała

projektantowi.

Pokój podzielony był ściankami i filarami. Tuż

przy drzwiach stała szeroka kanapa, naprzeciwko

zamknięta szafka, w której prawdopodobnie ukryty

był telewizor. Dalej niskie przepierzenie, zwieńczone

podłużną donicą pełną ozdobnych roślin. Po drugiej

stronie znajdowało się ogromne łoże. Eve

zauważyła, że na szczęście nie jest w kształcie serca i

właściwie niczym się nie wyróżnia. Uchylone drzwi

do łazienki ukazywały lśniące wnętrze. Eve

zainteresowała wnęka kuchenna, tak mała, że

przypominała domek dla lalek.

- Zdaje się, że ludzie, którzy tu zwykle mieszkają, nie

myślą o gotowaniu - stwierdziła.

background image

Mają apetyt na zupełnie co innego, pomyślała,

spodziewając się, że David złośliwie skomentuje jej

uwagę. On jednak najwyraźniej postanowił

przyjmować wszystko za dobrą monetę.

- Prawdę mówiąc, całkiem mi się tu podoba.

Mieszkałem już w mniejszych pokojach.

- Ale na pewno w pojedynkę - powiedziała Eve i

zaczerwieniła się. - Nie chodziło mi o to, czy

mieszkałeś z kimś. To nie moja sprawa, nawet gdybyś

miał tuzin kochanek.

David zamyślił się.

- Chyba jednak mniej. Przynajmniej nie pamiętam,

żeby było ich tak dużo. Kilku nawet nie warto

wspominać.

- A może powinieneś je liczyć przed zaśnięciem, żeby

poćwiczyć pamięć? - spytała. - Tylko nie próbuj

wręczać mi ich listy. Nie obchodzi mnie twoja

przeszłość.

To oczywiście było dalekie od prawdy.

Dotychczas Eve w ogóle nie zastanawiała się nad

przeszłością Davida. Nawet namiętny pocałunek nie

dał jej do myślenia, choć powinien. David na pewno

nie nauczył się tak całować z podręcznika.

Mężczyzna taki jak David... Nie mogła uwierzyć,

że początkowo uznała go jedynie za kogoś, kto nie

budzi wstrętu. Był przecież przystojny, utalentowany,

ambitny, bardzo męski. Tylko idiotka mogła myśleć,

że w jego życiu nie było kobiet. A jeśli spotkał na swej

drodze kogoś wyjątkowego?

background image

Ta myśl bardziej zaniepokoiła Eve niż tuzin

ewentualnych kochanek. David mógł rozstać się z

kimś z jej powodu lub mówiąc dokładniej, z powodu

oferty Henry'ego. Jeśli istniała taka kobieta, była dla

niego mniej ważna niż firma Birmingham.

Nic nie przemawiało za taką hipotezą, toteż nie

miało sensu zastanawianie się nad tym, ani

zadawanie pytań. Mimo wszystko Eve nie mogła

przestać o tym myśleć.

David pomyślał, że umowa była nieco inna.

Spędzenie

weekendu

w

apartamencie

dla

nowożeńców nie należało do jego marzeń. Na

dodatek Eve była tak roztrzęsiona, że nie potrafiła

usiedzieć na miejscu. Nie rozumiał, co się z nią

dzieje. Czyżby obawiała się przebywać z nim sam na

sam w tak niewielkim pomieszczeniu? Być może

powinien ją jakoś uspokoić, ale właściwie po co? Jeśli

zamierzała przez całą noc krążyć nerwowo po pokoju,

to jej sprawa. On zaraz przebierze się w coś

wygodniejszego i wreszcie odpocznie. Podszedł do

szafy. Otworzył drzwi i poczuł się jak głupiec. Nic

dziwnego, że Eve straciła humor. Z jednej strony

szafy w idealnym porządku wisiały jego garnitury,

koszule i stroje sportowe. Z drugiej strony były tylko

dwa wieszaki. Na jednym długa spódnica w kolorze

khaki, na drugim pasująca do niej bluzka w paski. I

nic więcej...

- Myślę, że byłoby ci wygodniej, gdybyś zrzuciła ten

strój - powiedział.

background image

- Nie jestem pewna - odpowiedziała z wahaniem.

- Eve, do diabła, nie składam ci żadnej nieprzyzwoitej

propozycji. Chcę ci pożyczyć piżamę.

Zaczął przeszukiwać szuflady, w których

pokojówka ułożyła jego rzeczy. W końcu znalazł

niebieską piżamę.

- Proszę. Weź ją, jeśli chcesz. Idę się przebrać. Potem

możesz się zamknąć w łazience, nawet na całą noc.

Spojrzała na piżamę, potem na niego.

- Wygląda jak nowa - zauważyła.

Czy ta kobieta niczego nie rozumie? - pomyślał ze

złością i westchnął.

- Tak - oznajmił kąśliwie - jest nowa. Mieliśmy

zamieszkać pod jednym dachem, więc nie chciałem

cię straszyć moim nocnym strojem, którego

dotychczas używałem.

Zarumieniła się. Nic dziwnego, że unika słońca,

pomyślał. Ma tak delikatną skórę, że usmażyłaby się

jak kurczak.

- Dzięki - powiedziała cicho.

Włożył spodnie od dresu i bawełnianą koszulkę.

Gdy wieszał garnitur, Eve zniknęła w łazience.

Usłyszał, że przekręciła zamek. Westchnął. Jego

słowa potraktowała dosłownie. Otworzył szafkę, w

której był telewizor, i z pilotem w ręku opadł na

kanapę. Miał nadzieję, że telewizor działa. Choć z

drugiej strony nowożeńcy z pewnością nie

zaprzątaliby sobie tym głowy.

Oferta programowa była niezwykle skromna.

background image

Zastanawiał się, czy pozostać przy jakimś starym

filmie, czy przełączyć na mecz tenisowy zupełnie

nieznanych zawodników, gdy ktoś zapukał do drzwi.

Zdziwiony David poszedł otworzyć. Hotelowy goniec

wręczył mu duże, płaskie pudełko.

- Dostawa dla pani Elliot - wyjaśnił.

David

potrzebował

krótkiej

chwili,

nim

zorientował się, że pani Elliot to Eve. Jeszcze nie

oswoił się z nową sytuacją. Sięgnął po portfel, lecz

przypomniał sobie, że zostawił go na stoliku. Nim

zdążył po niego pójść, goniec już zniknął w windzie.

Nie powinien się dziwić, że tamten uciekł. Służba

hotelowa

najpewniej

miała

przykazane nie

przeszkadzać nowożeńcom o żadnej porze. Dziwne

było tylko to, że chłopak nie zaczekał na napiwek.

David obejrzał pakunek zawinięty w błyszczący,

beżowy papier przypominający tkaninę. Paczuszka

była bardzo lekka, nie pachniała prochem, w środku

nic nie tykało. No cóż, pozostawało mieć nadzieję, że

to tylko niegroźny dowód czyjejś pamięci... Wsunął

pudełko pod pachę, podszedł do drzwi łazienki i

zapukał.

- Dostarczyli twoją paczkę.

Odpowiedziała mu cisza. Już zaczął się

zastanawiać, czy Eve nie zasnęła w wannie, gdy

krzyknęła przez drzwi:

- Przecież wiesz, że nie czekam na żadną paczkę.

- A jednak coś przynieśli. - Jeszcze raz obejrzał

opakowanie i zauważył dyskretną, złotą nalepkę. -

background image

Jest napis: Milady. Bielizna damska.

- Ach tak. Już idę.

Chwilę później otworzyła drzwi. Pospiesznie

narzuciła obszerny szlafrok kąpielowy. Miała upięte

wysoko włosy, choć nadal ozdobione wplecionymi

kwiatkami. Na kilku niesfornych, mokrych kosmykach

zostały resztki piany. Spojrzała z niedowierzaniem na

pudełko, a potem na Davida.

- Nie wiem, kiedy zdążyła to kupić.

- Kto? Szefowa hotelu? - spytał David. Oparł się o

futrynę i skrzyżował ręce. Był zbyt zaciekawiony,

żeby odejść.

Eve rozdarła papier i uchyliła pokrywkę pudełka.

Na beżowej bibułce kryjącej zawartość, leżała

koperta. Eve powoli wyjęła kartkę.

- To od wszystkich pań pracujących w naszej firmie -

stwierdziła z ulgą. - Pewnie kupiły na prezent ślubny,

ale zdecydowały się przysłać na górę, gdy dowiedziały

się, że zamieszkamy w tym apartamencie.

Wrzuciła kartkę do pudełka

- Może powinnaś przynajmniej sprawdzić, co ci kupiły.

- Nie muszę. Domyślam się, co jest w środku. Chyba

nigdy nie byłeś w sklepach Milady, skoro nie wiesz.

- Nie bądź taka pewna. To musi być seksowna

bielizna, ale na pewno spodziewały się, że oboje

obejrzymy prezent. Oczywiście, możemy im

powiedzieć, że nie było czasu, bo byliśmy zbyt zajęci

czymś innym.

- Jeśli tak ci zależy.

background image

Eve rozłożyła bibułkę i wyjęła białą koronkową

mgiełkę. Rozprostowała ją i wyciągnęła przed siebie.

To body raczej należałoby nazwać pajęczyną...

David zagwizdał, nie zdając sobie z tego sprawy,

dopiero karcące spojrzenie Eve przywołało go do

porządku.

- Do diabła, David, przecież to tylko bielizna. Piękna,

ale zupełnie niepraktyczna. Kobieta zamarzłaby w

czymś takim.

Pomyślał, że to mało prawdopodobne. Każdy

prawdziwy mężczyzna już, by zadbał o odpowiednią

temperaturę ciała partnerki.

- Niedopuszczalne marnotrawstwo drogiej koronki.

Chyba się ze mną zgodzisz? - spytała, krytycznie

oglądając prezent. - David? - ponagliła go.

- Oczywiście - wykrztusił. - Marnotrawstwo. - Chociaż

niewielkie, bo zużyto bardzo mało koronki, pomyślał

bezwiednie.

Wepchnęła body do pudełka.

- Cóż, nie wypada wybrzydzać, bo to prezent.

Zdał sobie sprawę, że blokuje drzwi. Szybko się

cofnął i wrócił na kanapę. Pomyślał, że w jednej

sprawie Eve miała rację. Panie z firmy Birmingham

niewątpliwie zmarnowały pieniądze, kupując taką

seksowną bieliznę wyjątkowo oziębłej kobiecie.

Chociaż, kilka dni temu na lotnisku Eve nie

zachowywała się jak sopel lodu. Podobnie dziś, gdy

urzędnik ogłosił ich mężem i żoną. David zamierzał

jedynie leciutko musnąć wargami jej usta, by tradycji

background image

stało się zadość. Jednak kiedy ją objął, nie mógł się

już powstrzymać. Przycisnął ją mocno do siebie.

Może chciał się przekonać, czy jest w stanie skruszyć

tę lodową skorupę, którą się otoczyła? Nadal nie

wiedział, jaką kobietą jest Eve. Wyraźnie starała się

nie odpowiedzieć na jego uścisk, ale w pewnej chwili

wydało mu się, że przestała się w pełni kontrolować.

Właśnie to go zaintrygowało najbardziej.

Wyszła z łazienki. Tym razem dokładnie owinięta

w zbyt obszerny szlafrok, który sięgał jej do kostek.

David zauważył, że włożyła jego spodnie od piżamy.

Na środku pokoju ziewnęła, zakrywając usta.

- Jestem bardzo zmęczona, dosłownie padam z nóg.

Wiesz, od tego uśmiechania się na siłę bolą mnie

policzki - oświadczyła.

Przyjrzał jej się uważnie. Nie potrzebowała

żadnych kosmetycznych sztuczek, żeby pięknie

wyglądać. Był pewien, że kilka pocałunków

przegoniłoby zmęczenie.

- Powinniśmy rzucić monetą, żeby ustalić, kto śpi w

łóżku, a kto na kanapie - dodała, ponownie

ziewając.

- Moglibyśmy o to zagrać w pokera, ale niestety, nie

mamy kart.

- Wystarczy zadzwonić do recepcji i poprosić, żeby

kupili. Chociaż lepiej nie. Wszyscy w hotelu

opowiadaliby sobie o nowożeńcach, którzy w noc

poślubną grali w karty.

- Wyjaśniłbym, że to był rozbierany poker -

background image

zaproponował David.

- Mam lepszy pomysł. Śpij na łóżku, bo jesteś za

duży, żeby swobodnie wyciągnąć się na kanapie. Czy

mógłbyś mi pomóc? - Dotknęła kwiatków wplecionych

we włosy. - Nie mogę się tego pozbyć. Fryzjer

przesadził z lakierem i kiedy próbuję cokolwiek zrobić,

zaplątują się jeszcze bardziej.

Usiadła sztywno na sofie obok niego. Był

przyzwyczajony do precyzyjnej pracy i zdjęcie takich

ozdób nie powinno stanowić problemu. Jednak nie

mógł się skupić, czując delikatny aromat bzu, którym

Eve pachniała po kąpieli i widząc tak blisko jej kark.

Wystarczyłoby pochylić się odrobinę... Myśl o czymś

innym, powtarzał sobie.

- Szkoda, że obdarowałaś wszystkich gości kawałkiem

weselnego tortu - powiedział. - Jestem głodny jak

wilk.

Kilka kwiatków zostało mu w dłoni. Włosy

otoczyły twarz Eve miękką falą, gdy odwróciła się do

niego z promiennym uśmiechem.

Eve nie sądziła, że tak szybko zapadnie w głęboki

sen. Dlatego zgodziła się spędzić noc na kanapie.

Nie było to wygodne miejsce, lecz Eve dosłownie

przewracała się ze zmęczenia i pewnie zasnęłaby

nawet na podłodze. Pamiętała jak przez mgłę, że

przez chwilę oglądała jakiś bardzo stary film, potem

David podłożył jej poduszkę pod głowę i przykrył ją

background image

kocem. Obudziła się z zesztywniałym karkiem.

Poranne słońce wpadało przez szerokie okna

wychodzące na jezioro Michigan.

Potem dostrzegła Davida. Spał wciśnięty w koniec

kanapy. Głowa opadła mu na oparcie, trzymał jej

stopy na kolanach. Musiał tak spędzić całą noc.

Czyżby też uśpił go pasjonujący film? Jednak

telewizor był wyłączony.

Próbowała wstać, nie budząc Davida, ale gdy

tylko się poruszyła, natychmiast otworzył oczy.

Została na kanapie, podciągnęła kolana i objęła je

rękami.

- Dlaczego nie poszedłeś do łóżka? - spytała. - Tylko

nie mów mi, że chciałeś zachować się jak

dżentelmen.

- Cóż, jeśli nie odpowiada ci takie wytłumaczenie... -

zaczął rozespanym głosem

- Wybrałam kanapę, żeby było ci wygodniej. Dlaczego

nie skorzystałeś z mojej wspaniałomyślnej oferty?

Musisz mieć sztywne wszystkie mięśnie.

- Czułbym się gorzej, gdybyś się męczyła na kanapie,

a ja wylegiwałbym się w królewskim łożu.

Wstał i przeciągnął się. Spojrzała na jego mięśnie

napinające się pod cienką, bawełnianą koszulką.

- Żono, co na śniadanie?

- Dziwne pytanie.

- Cóż, jeśli ci nie odpowiadają maniery dżentelmena,

mogę przeobrazić się w prostaka.

- Nie o to mi... - poddała się. - Zamówmy coś do

background image

pokoju. Gdzieś tu musi być menu. Co chcesz dziś

robić? Musimy jakoś spędzić cały dzień.

- Plaża odpada, jak już się dowiedziałem, więc wybór

pozostawiam tobie - oświadczył, przeglądając menu.

- Co chciałabyś zjeść?

- Proszę kawę.

- To wszystko?

- Nie jadam śniadań.

- Nic dziwnego, że rano bywasz zgryźliwa.

- Bywa o wiele gorzej, gdy zaśpię i spóźniam się do

pracy.

- Będę o tym pamiętał.

Usiadł na brzegu kanapy i przysunął telefon. Eve

poprawiła pasek szlafroka i zaniosła poduszkę do

łóżka. David wyrównał pościel, ale ona ściągnęła

kołdrę.

- Co robisz? - zapytał David, odstawiając telefon.

Pokojówki powinny pomyśleć, że korzystaliśmy z

łóżka. - Cofnęła się, żeby sprawdzić efekt. - Jak to

wygląda?

Podszedł bliżej i stanął obok niej.

- Niezbyt przekonująco.

- Tak myślałam, ale co jeszcze mogę...

Nim zdążyła skończyć zdanie, David poprawił

pościel, potem wziął Eve na ręce i rzucił na środek

łóżka. Pisnęła, lecz nim zdążyła zeskoczyć, już był

obok niej. Przetoczył się w lewo i prawo, zgniótł

poduszkę, wreszcie oparł się na łokciu i uważnie

spojrzał na Eve.

background image

- Co się stało, kochanie? Myślałaś, że chodzi mi o coś

innego?

Miała ochotę warczeć i gryźć ze złości. Zręcznie

zeskoczył z łóżka.

- Jeśli kiedykolwiek zapragniesz zmiąć pościel,

wystarczy mnie zawołać.

Eve wstała i podeszła do szafy. Wzięła ubranie i

poszła do łazienki, by się ubrać. Co się z tobą dzieje?

- zganiła się w duchu. Nie mogła uwierzyć, że serce

jej wali jak oszalałe z powodu chwili niewinnych

wygłupów.

Kiedy wyszła, David siedział na kanapie,

przeglądając poranną gazetę. Obok niego stał wózek

ze śniadaniem. Tosty, jajecznica, bekon, parówki,

gofry, kawa, owoce i butelka szampana. Eve stanęła

jak wryta.

- Zamówiłeś to wszystko?

- Niezupełnie - powiedział, odkładając gazetę. - To

śniadanie, jakie zawsze podają do apartamentu

nowożeńców. Tak przynajmniej powiedział kelner,

który to dostarczył.

- Jesteś pewien, że nie pomylił tego z dostawą do

pokoju,

w

którym

zakwaterowali

kadrę

maratończyków?

- No co ty! Prawdziwi wyczynowcy nie piliby

szampana.

Eve usiadła i nalała sobie kawy.

- Kto mógłby pochłonąć tyle kalorii na śniadanie?

- Pozwól, że nie odpowiem. Oprócz tego nie jest już

background image

tak wcześnie, właściwie należałoby uznać ten posiłek

za wczesny lunch.

Wyjął butelkę szampana z kubełka z lodem,

wytarł szmatką, sprawnie wyjął korek i podał

napełniony kieliszek Eve.

- Chyba że wolałabyś zająć się czymś innym.

Choć w jego słowach nie było erotycznego

podtekstu, Eve musiała się powstrzymać, żeby nie

spojrzeć w stronę łóżka.

- Chyba zabiorę cię na zwiedzanie miasta. Henry

nalegał na taką wycieczkę - powiedziała. Była

gotowa do wielu poświęceń, byle tylko wyrwać się z

apartamentu nowożeńców.

- Najpierw kawałek na piechotę, potem taksówką do

Parku Lincolna. Pomyśl, co chciałbyś zobaczyć.

Możemy nawet wjechać na ostatnie piętro Sears

Tower, jeśli chcesz się poczuć jak prawdziwy turysta.

- Oczywiście - zapewnił, podając jej pełen talerz. -

Taki ambitny program wymaga energii. Przejrzysz

teraz prasę?

Eve musiała przyznać, że gofry pachniały

kusząco. Mieli przed sobą długi weekend i jakoś

musieli wypełnić wolny czas. Ostatecznie są gorsze

zajęcia niż wspólne czytanie gazet. Przynajmniej przez

chwilę nie będą musieli wymyślać tematów do

rozmowy.

Wszędzie, gdzie poszli, spotykali znajomych Eve.

background image

W Art Institute natknęli się na starszą panią

połyskującą brylantami. David nie pamiętał, czy była

na ślubie, ale natychmiast przypomniał sobie

brylanty. W sklepie Tyler - Royale Eve przymierzyła

kilka sukienek, przedtem jednak przedstawiła Davida

kierowniczce działu i kilku ekspedientkom. Zapłaciła

za wybraną sukienkę i poprosiła o dostarczenie do

hotelu.

- Przynajmniej będę miała jutro co na siebie włożyć -

powiedziała. - Co teraz?

- Widzę, że prowadzisz bogate życie towarzyskie.

Spojrzała zdziwiona.

- Nie mam na to czasu.

- Chcesz powiedzieć, że wszystkie te panie to klientki?

- Większość. Niektóre dopiero o tym marzą.

Przychodzą od czasu do czasu, żeby pooglądać. Nasz

salon uchodzi za atrakcję turystyczną, podobnie jak

rzeźba Picassa przed ratuszem. Dlaczego pytasz?

Chcesz wiedzieć, ilu Henry ma klientów? - spytała

chłodnym tonem, nie oczekując nawet odpowiedzi. -

Może pójdziemy teraz do muzeum historii naturalnej -

zaproponowała. - Mają wspaniały zbiór kamieni i

minerałów.

- Każesz mi oglądać kamienie? Zlituj się, mamy wolne

- mruknął, jednak Eve i tak postawiła na swoim.

W sali, gdzie eksponowano kamienie szlachetne,

David zauważył parę młodych ludzi. Widział ich w

sklepie w poprzednim tygodniu. Oglądali pierścionki

zaręczynowe, ale niczego nie wybrali. Dziewczyna

background image

zerknęła teraz z zaciekawieniem na dłoń Eve i David

zauważył, że na jej twarzy odmalowało się

rozczarowanie.

- Myślałam, że będzie pani miała piękną obrączkę -

powiedziała dziewczyna współczującym tonem. - To

znaczy... ojej, nie chciałam zrobić przykrości.

- Według mnie ta obrączka jest piękna -

odpowiedziała Eve uprzejmie. - Gdybym chciała

zwracać na siebie uwagę, założyłabym szmaragd

wielkości ulicznej latarni - dodała.

Gdy wyszli z muzeum, David odezwał się

pierwszy.

- Dziękuję, że to powiedziałaś. Nawet jeśli w to nie

wierzysz. Miło z twojej strony.

Spojrzała zaskoczona.

- Chodzi ci o obrączkę? - Wyciągnęła dłoń. Platyna

błysnęła w słońcu. Eve przeszła kilka kroków, zanim

dodała:

- Tak, jest wspaniała.

- Wczoraj tak nie myślałaś.

- Wczoraj uważałam, że projektując ją, zrobiłeś mi na

złość. Jakbyś chciał coś udowodnić... Trudno mi to

wytłumaczyć.

- A teraz? - spytał niby od niechcenia.

Zastanawiała się przez chwilę.

- Teraz myślę, że umiesz robić wyłącznie piękne

rzeczy.

Odetchnął z ulgą. Miał wielką ochotę wziąć ją za

rękę, ale właśnie machała na przejeżdżającą

background image

taksówkę.

- Nadal chcesz obejrzeć panoramę miasta z Sears

Tower? - spytała.

Obejrzeli zachód słońca ze szczytu wieżowca i w

końcu, nie mając pretekstu, żeby dłużej kręcić się po

mieście, zdecydowali się na powrót do hotelu. Portier

na ich widok odetchnął z ulgą.

- Nikt nie wiedział, dokąd państwo pojechali -

powiedział przejęty. - Szukała państwa obsługa

hotelowa.

- Dlaczego? - spytała Eve z uśmiechem. - Czy

dostaniemy naganę, bo nie zjedliśmy wszystkiego, co

podano na śniadanie?

- Chcieli ustalić, gdzie mają podać kolację.

- Myślałam, że zjemy coś z grilla.

- Przygotowano już polędwicę w ziołach. Zamówienie

złożył pani dziadek. Zaraz zawiadomię obsługę, że

państwo już wrócili.

- Zupełnie jakbyśmy wrócili po godzinie policyjnej -

odezwała się Eve, gdy wsiedli do windy. - Wiesz,

chodzi mi po głowie pewien pomysł. Może

spróbujemy się stąd dyskretnie wymknąć? Nie, to się

nie uda. W tym hotelu mają świetnie rozwiniętą

siatkę szpiegowską. Poza tym zapomniałam, że Henry

trzyma rękę na pulsie. - Ziewnęła. - Ta kanapa nie

jest najwygodniejsza.

- Dziś ty śpisz w łóżku. Tak będzie sprawiedliwie.

Spojrzała na niego badawczo.

- Możemy oboje z niego skorzystać, jeśli zostaniesz na

background image

swojej połowie - powiedziała. - To jedyne rozsądne

wyjście - dodała szybko, widząc jego zaskoczoną

minę. - Jutro idziemy do pracy i nie możemy

wyglądać na skrajnie wyczerpanych.

- Dlaczego nie? - David nie umiał się powstrzymać od

drobnej złośliwości. - Pracownicy będą rozczarowani,

jeśli zjawimy się wypoczęci.

Roześmiał się, widząc, że pokazała mu język.

ROZDZIAŁ PIĄTY

background image

David wziął długi, gorący prysznic. Kiedy wyszedł

z łazienki, Eve już leżała w łóżku. Ustawiła za

plecami stertę poduszek, zgięła kolana i oparła na

nich notatnik. Nie miała na sobie obszernego

szlafroka, ale schowała się w piżamie Davida

najdokładniej, jak to możliwe. Nawet postawiła

kołnierz. W rozproszonym świetle z bocznej lampy

wyglądała bardzo ponętnie i intrygująco. Uniosła

wzrok znad notatek.

- Dlaczego tak stoisz i mi się przyglądasz?

Uznał, że lepiej nie wspominać, jaki skutek

odniosły jej starania o niewinny, skromny wygląd.

- Wybrałaś już połowę, na której śpisz, prawda?

- Nie, wszystko mi jedno, mogę się przenieść. Jeśli

tuzin kochanek przyzwyczaił cię do spania z tej

strony...

- Chyba już ci mówiłem, że nie było ich aż tyle.

- Niewiele mniej. Wiesz, zdecydowałam, że się nie

zamienię. Dobrze ci zrobi, jeśli ktoś cię wyrwie z

kieratu przyzwyczajeń. Łatwiej zapamiętasz, że nie

jestem numerem trzynastym, ani żadnym innym.

- No tak, nawet poczyniłaś pewne kroki w tym

kierunku - mruknął David, wskazując na zrolowany

koc, który umieściła dokładnie na środku łóżka. -

Zastanawiam się, czy nie ufasz mnie, czy sobie.

Nie czekając na odpowiedź, zajął swoją połowę.

background image

- Co robisz, piszesz listy?

- Przygotowuję listę rzeczy, które muszę zrobić jutro.

- Eve, jeszcze masz na to czas.

Ziewnął, poprawił poduszkę, odwrócił się tyłem i

zamknął oczy. Pomyślał, że po nocy spędzonej na

kanapie natychmiast zaśnie.

Jednak sen nie nadchodził. W apartamencie było tak

cicho, że David słyszał oddech Eve. Wreszcie

skończyła listę, odłożyła notatnik i sięgnęła, żeby

wyłączyć boczną lampę. Położyła się ostrożnie,

najwidoczniej starała się go nie obudzić. Śmieszne.

Nie rozumiała, że sama jej obecność nie pozwalała

mu zmrużyć oka.

David leżał nieruchomo i zastanawiał się, czy nie

lepiej byłoby przenieść się na kanapę. Przynajmniej

nie czułby każdego ruchu Eve, nie słyszał jej oddechu.

Zdecydował jednak, że ma swoją dumę i nie podda

się tak łatwo. Nie jest już młokosem, dlatego

powinien zachować zimną krew. Nie pozwoli, by

sytuacja wymknęła mu się spod kontroli. Jednak

udawanie obojętności wobec Eve przychodziło mu z

coraz większym trudem.

Nie rozumiał, co się z nim działo. Zgodził się na

małżeństwo i warunki, które mu narzuciła. Nie sądził

wtedy, że te ograniczenia będą mu w czymś

przeszkadzać. Eve nie zrobiła na nim olśniewającego

wrażenia, a poza tym przecież zawarli układ.

Złamanie warunków umowy wywołałoby niepotrzebne

komplikacje. Eve była piękna, to prawda, ale

background image

jednocześnie zimna i nieprzystępna. Oczywiście,

kiedy obiecywał związek bez seksu, nie mógł

przewidzieć, że wylądują w jednym łóżku. Nie

uwzględniał w kalkulacjach zmysłowego pocałunku na

lotnisku. Gdyby wtedy nie rzuciła mu się w ramiona,

nigdy by się nie domyślił, że sopel, z którym się

ożenił, potrafi zmienić się w wulkan. Teraz, myśląc o

tym pocałunku, musiał się powstrzymywać, żeby jej

znów nie objąć.

Ze złością poprawił poduszkę. Zauważył, że w

pomieszczeniu zapanowała zupełna cisza. Eve starała

się oddychać bezgłośnie. Po chwili poszedł w jej

ślady.

David spał w najlepsze, wdychając zapach bzu,

gdy nagle obudził go głos wypowiadający jego imię.

Otworzył oczy. Leżał nos w nos z Eve. Przez chwilę

nie ruszał się. Próbował ocenić sytuację. Barykada z

koca została zepchnięta gdzieś w nogi. Włosy Eve

pachniały bzem. Miał je pod policzkiem. Niechcący

przycisnął ją do łóżka. Nie mogła nawet ruszyć głową.

Nic dziwnego, że mówiła przez zaciśnięte zęby.

Zaraz będę martwy, pomyślał w przebłysku

wisielczego humoru.

- Pozwolisz? - spytała, uwalniając włosy.

Spojrzała na budzik przy łóżku i krzyknęła.

- Zawsze budzisz się w takim humorze? - spytał

background image

zirytowany nie na żarty.

- Tylko gdy zaśpię, mówiłam ci przecież. Zupełnie nie

rozumiem, jak to się stało... Nastawiłam budzik na

siódmą.

- Boże, jak późno!

Zerknął na tarczę budzika. Było kilka minut po

dziewiątej.

- Może się spieszy? - zasugerował. Wreszcie sięgnął

po swój zegarek. Budzik nie kłamał.

- Nie dzwoni! - Eve sprawdziła jeszcze raz. - Nie do

wiary. Podobno w tym hotelu naprawiają wszystko,

nim zdąży się zepsuć. To ich slogan reklamowy.

- Może nikt ich nie poinformował. Kto korzysta z

budzika w apartamencie nowożeńców?

- Tylko mi nie tłumacz, co się robi w noc poślubną -

powiedziała rozzłoszczona. - Ale ludzie muszą

czasem zdążyć na samolot.

- Jeśli potrafią przewidywać, rezerwują popołudniowy

lot - stwierdził, wstając. - Przecież nie chciałaś

wyglądać na zmęczoną, więc pospałaś dwie godziny

dłużej.

- Ale czuję się zmęczona. - Otworzyła szafę i wyjęła

nową sukienkę. - Musimy się pospieszyć.

- Po co? I tak jesteśmy spóźnieni, więc co za różnica?

- zauważył, ale ona już zniknęła w łazience.

Poprzedniego wieczoru jakoś nie pomyśleli o tym,

żeby się spakować. Teraz David wykorzystał wolną

chwilę i wyjął walizki z szafy. Zaczął opróżniać

szuflady. Eve wychynęła z łazienki z tuszem do rzęs

background image

w jednej ręce i piżamą Davida w drugiej.

- Proszę - powiedziała. - Dziękuję za wypożyczenie.

Nie patrz tak na mnie. Wiem, że powinnam ją oddać

wypraną i pachnącą, ale nie mam już miejsca w

torbie.

David wrzucił piżamę do walizki i uśmiechnął się.

- Nie zapomnij koronkowego body. Co z nim zrobiłaś?

Nie widziałem go od sobotniego wieczoru.

- Nic dziwnego, nie zamierzałam tego zabierać. -

Otworzyła szufladę i rzuciła mu body. - Proszę. Jeśli

ci na tym zależy, to zapakuj.

Odrzucił z powrotem.

- Lepiej to zabrać. Jeśli pokojówka znajdzie cokolwiek,

zaniesie szefowej hotelu, a ta każe odesłać do firmy.

Paniom, które złożyły się na prezent, będzie bardzo

przykro.

- Masz rację. Na ile ją znam, tak by właśnie zrobiła -

przyznała Eve z westchnieniem, wkładając pudełko z

prezentem do bocznej kieszeni torby.

- Co zrobimy z bagażem? - spytał. - Nie chcę zjawić

się w sklepie z walizkami w ręku.

- Możemy zostawić je w hotelowej przechowalni i

odebrać po pracy. Chociaż nie. Po drodze wpadniemy

do mojego mieszkania i tam je zostawimy. Kiedy

będziesz gotowy? Nie chcę się spóźnić bardziej, niż

to konieczne.

- Domyślam się, że ze śniadania nici - mruknął. - Ale

przynajmniej nie musimy tracić cennego czasu na

rozkopywanie pościeli.

background image

Gdy wreszcie dotarli do pracy, sklep był otwarty

już od godziny. Eve spojrzała na zegarek, potem na

dwie kobiety, które właśnie wyszły ze sklepu z małymi

reklamówkami w ciepłym odcieniu brzoskwini.

Westchnęła.

- Naprawdę musimy wymyślić lepszy sposób na

wczesne wstawanie. Nie może być tak, że klienci

zjawiają się w sklepie przed właścicielami.

- Jeśli zamierzasz powiesić na lodówce rozkład dnia,

to ja się nie zgadzam - oświadczył, wyciągając rękę,

by pomóc Eve wysiąść. - Na pewno żaden z twoich

budzików nie ośmieli się zadzwonić za późno, więc od

jutra nie powinno być problemu.

- Słuchaj, David. Lubię być punktualna, ale to jeszcze

nie oznacza...

Otworzył szerzej drzwi i pochylił się.

- Kochanie, uśmiechnij się. Jesteśmy obserwowani -

szepnął.

Eve już zauważyła, że wszyscy w sklepie im się

przyglądają. Kilka osób zerknęło na zegarki. Eve

miała ochotę przypomnieć im, że setki razy właśnie

ona przychodziła pierwsza. Jednak takie zachowanie

potraktowano by jako obronę. Śmieszne. Nie

obowiązywały jej sztywne godziny pracy, bo i tak

musiała tkwić w firmie, dopóki nie załatwiła

wszystkich bieżących spraw.

- Dzień dobry - powiedziała, starając się, żeby

background image

zabrzmiało to radośnie. - Miło mi, że wszyscy przyszli

nas powitać.

Ruszyła przez salę w kierunku biura na zapleczu.

David dogonił ją i objął za ramiona. Odwróciła się, a

on delikatnie pocałował jej usta.

- Kochanie, będę w pracowni. Zajmę się naszyjnikiem

pani Morgan.

Eve uśmiechnęła się promiennie, lecz pod nosem

powiedziała ze złością:

- Będę o tym pamiętać, na wypadek gdyby jakimś

cudem okazało się, że bardzo za tobą tęsknię.

Kątem oka dostrzegła, że jeden ze sprzedawców

wyjął banknot i podał koleżance stojącej obok.

Dziwne, pomyślała Eve. Pewnie to składka na te

zmarnowane koronki. Właśnie.

- Chciałabym podziękować wszystkim za prezent. Jest

wspaniały - powiedziała donośnym głosem.

- Tak - potwierdził David. - Każdy dostanie ode mnie

list z podziękowaniem za to, że pamiętaliście o Eve.

To był świetny wybór.

Poczuła, że się rumieni. Uśmiechnęła się do niego

i powiedziała cicho przez zaciśnięte zęby:

- Przestaniesz wreszcie?

Pochylił się do niej.

- Gdybym powiedział, że rzuciłaś prezent gdzieś na

podłogę, wyszedłbym na prostaka - szepnął jej do

ucha.

Eve, mimo irytacji i zażenowania, udało się

przybrać miły wyraz twarzy. Ruszyła w stronę

background image

swojego gabinetu. Po kilku krokach zatrzymała się

nagle. Tuż przy drzwiach jej pokoju, obserwując salę

wystawową, stał Travis Tate. Na chwilę wstrzymała

oddech.

- Jeszcze jesteś w Chicago? - spytała, starając się

mówić lekkim tonem. - Wydawało mi się, że

powinieneś już być w następnym miejscu.

- Nadal śledzisz mój rozkład jazdy - ucieszył się. -

Pewnie tak by było, ale Henry nie miał dla mnie

czasu w ubiegłym tygodniu.

- Może powinieneś spotkać się z nim teraz?

Przeszła obok niego i pochyliła się nad biurkiem,

żeby przejrzeć pocztę. Wszedł za nią i badawczo jej

się przyjrzał.

- Już z nim rozmawiałem. Natomiast bardzo się

zdziwiłem, że ciebie nie ma rano w pracy.

Postanowiłem dziś zaczekać na dalszy ciąg. W ogóle

muszę przyznać, Eve, że przedstawienie było

interesujące.

Spuściła wzrok.

- Masz na myśli moje spotkanie z Davidem na

lotnisku?

- Nie, już wcześniej doszły mnie plotki, że Henry myśli

o emeryturze. Twój mąż dostał wszystko za jednym

zamachem. Eve, kochanie, jestem zaskoczony. Jak na

kobietę, która tyle rozprawia o moralności,

sprzedałaś się bardzo tanio.

- Czy ten człowiek ci się naprzykrza? - spytał David,

który nagle pojawił się w drzwiach.

background image

- Nie, właśnie wychodzi.

Travis uśmiechnął się zimno.

- Władczy typ ten twój mąż. Nie ma się co dziwić.

Wystartował od zera, więc musi teraz dbać o żonę,

bo równie szybko może wszystko stracić - powiedział i

odwrócił się na pięcie.

Eve próbowała opanować drżenie rąk.

- Nie musiałeś tu wpadać jak burza. Nie trzeba mnie

przed nim ratować - powiedziała do Davida, gdy za

Travisem zamknęły się drzwi.

- Tak to wyglądało? Jakbym chciał ratować ci życie? -

upewnił się David. - Szkoda, że nikt nie zdążył mi go

przedstawić. Jest taki sympatyczny... Henry chce z

nami porozmawiać przy śniadaniu.

- Ciekawe, czyj to pomysł?

- Co do śniadania, to mój. Henry bardzo się przejął,

że mieliśmy dziś rano ważniejsze sprawy na głowie

niż jedzenie.

Eve zamarła z otwartymi ustami.

- Chyba mu tego nie powiedziałeś?

- Że się spóźniliśmy z powodu seksu? Nie rozumiem,

dlaczego jesteś taka oburzona. Przecież chcesz, by

tak myślał.

- Nie mam zamiaru okłamywać go w tej sprawie!

- Aha, wolisz, żeby sam wyciągnął wnioski,

niekoniecznie słuszne. Właśnie dlatego nic mu nie

powiedziałem.

Interesujące,

że

każda

moja

wypowiedź natychmiast kojarzy ci się z jednym... No

dobrze, odłóżmy tę dyskusję na później. Henry czeka

background image

na nas przy wyjściu.

Na o wiele później, a najlepiej... już nigdy do

tego nie wracać, pomyślała. Co mi przyszło do głowy,

żeby w ogóle poruszać ten temat. No i znowu

wyszłam na idiotkę.

- Powiedz mi coś więcej na temat tego człowieka,

który stąd wyszedł - powiedział David.

- Nie mam o czym. Jest jak jedna z twoich licznych

kochanek. Nie stanowi problemu.

- Czyżby? - mruknął David.

Henry stał obok gabloty umieszczonej najbliżej

wejścia. Rozmawiał ze sprzedawcą. Eve zauważyła, że

właśnie chował portfel, a sprzedawca wkładał

banknot do koperty.

- Śniadanie - powiedział Henry, uśmiechając się do

nich i zacierając ręce. Wziął laskę opartą o gablotę. -

Wspaniały pomysł. Nie zdążyłem nic zjeść dziś rano.

Kiedy szli ulicą w stronę jego ulubionej tawerny,

Eve spytała:

- Henry, o co chodziło? Zwykle nie rozdajesz gotówki

pracownikom.

Zamrugał z niewinną miną.

- O czym mówisz, kochanie?

David ujął ją pod rękę.

- Myślę, że to takie biurowe zakłady. Każdy daje kilka

dolarów i obstawia jakiś wynik. Zwycięzca bierze

wszystko.

background image

- Wiem, na czym polegają zakłady - stwierdziła

rozgniewana - ale jest po mistrzostwach, a rozgrywki

koszykówki jeszcze nie wystartowały.

- Można obstawiać w innych dziedzinach - wyjaśnił

spokojnie David. - Domyślam się, że ma to coś

wspólnego z nami. Gdy się zjawiliśmy, wszyscy

zerknęli na zegar.

Eve odwróciła się, żeby spojrzeć na dziadka.

- Zakładaliście się dziś, o której zjawimy się w pracy?

- spytała zdumiona.

- Niezupełnie - odpowiedział z pogodną miną. - Czas

mijał, was nie było, więc zaczęliśmy się zastanawiać,

ile dni po ślubie pojawisz się w pracy punktualnie.

Skoro już o tym wiesz, chyba powinniśmy odwołać

zakłady.

- Słusznie - stwierdziła Eve - bo wygra ten, kto

obstawił jutrzejszy poranek.

Henry uprzejmie skinął głową, ale nic nie

powiedział. W tawernie skierował się do ulubionego

kąta i wygodnie rozsiadł na środku ławki. Eve

niechętnie usiadła na drugiej. Przesunęła się do

końca, żeby David też mógł się wcisnąć.

- Jeśli wolicie, możemy się przesiąść do normalnego

stolika - zaproponował Henry, widząc, że z trudem

się zmieścili. David spojrzał na Eve, jakby był ciekaw,

czy skorzysta z okazji, by od niego uciec. Natomiast

ona za żadne skarby nie przyznałaby, że ta bliskość

bardzo ją krępuje.

- Ależ nie. Ubóstwiam tak siedzieć w ciasnym kąciku.

background image

Czuję się wtedy bezpiecznie. Henry, o czym chciałeś

z nami rozmawiać?

Henry pomachał na kelnerkę.

- Głównie o kampanii reklamowej. Dużo o tym

myślałem w czasie weekendu. Nim podpiszemy

umowę, powinniśmy się spotkać z tymi ludźmi,

którzy wystąpili z nowym pomysłem.

- Ale ja już się wstępnie zgodziłam - zaprotestowała

Eve.

- To było, zanim poznałaś wszystkie fakty - stwierdził

David. - Jeszcze nie dostałaś kompletu materiałów.

Spojrzała na niego niezbyt przyjaźnie.

- Powinnam się była domyślić, że to twoja sprawka.

- Eve, nie snuj teorii spiskowych. Uważam, że takie

sprawy trzeba załatwiać oficjalną drogą.

- Oficjalną, czyli za twoją zgodą?

- Powinniśmy ustalić - wtrącił się Henry - dlaczego

uważają, że ich pomysły są takie genialne i skąd to

niezachwiane

przeświadczenie

o

skuteczności

proponowanej kampanii. Jeśli przekonają nas, może

uda im się też przekonać naszych klientów.

- Nie wiem, czy to ma sens - broniła się Eve. -

Prowadziliśmy już kampanie reklamowe, które niezbyt

mi się podobały i...

- I może byłyby znacznie lepsze, gdybyś poszukała

innych rozwiązań - powiedział David. - Myślę, Henry,

że tak będzie najlepiej. Jedno spotkanie. Jeśli mnie

przekonają, wycofuję wszelkie zastrzeżenia.

- Świetnie - podsumowała Eve. - Zorganizuję

background image

spotkanie. Jeśli wyczerpaliśmy temat, wracam do

pracy.

Spodziewała się protestów, ale David wstał i

zrobił dla niej przejście.

- Bywa trochę naburmuszona, jeśli nie zje śniadania -

powiedział poważnie do Henry'ego.

Usłyszała te słowa, ale nawet się nie odwróciła.

Rano, gdy wpadli do mieszkania Eve, żeby

zostawić bagaże, natknęli się w holu na

administratora budynku. Zostawili wszystko pod jego

opieką i nie musieli wjeżdżać na górę. Kiedy

wieczorem Eve otwierała drzwi, zauważyła, że ręce

jej się trzęsą z przejęcia. Czym ona się tak przejmuje?

Skoro wytrzymała z Davidem w niezbyt obszernym

apartamencie hotelowym, poradzi sobie też we

własnym domu. Wreszcie jest u siebie, powinna się

odprężyć. Nie byli skazani na jeden pokój, portierów,

wszędobylskie pokojówki, ani na wścibską obsługę.

Jednak sprawa nie przedstawiała się tak prosto.

Pokój w hotelu był czymś tymczasowym, natomiast

do jej mieszkania David wprowadzał się na stałe.

Ominęła walizki, które dozorca postawił tuż przy

drzwiach.

- Weź zapasowy klucz. Jest w szufladzie w

przedpokoju. Nie zawsze będziemy razem wchodzić i

wychodzić.

background image

David nie odpowiedział. Spojrzała w jego stronę.

Rozglądał się wokół. Odruchowo zrobiła to samo.

Mieszkała tu od dwóch lat i już się przyzwyczaiła, lecz

teraz obrzuciła je krytycznym spojrzeniem.

Szeroki przedpokój, zaraz za rogiem wejście do

sypialni. Wzdłuż jednej ściany stały regały z

książkami. Na drugiej wisiały oprawione fotografie. Po

lewej stronie mieściła się kuchnia. Nie była

oddzielona drzwiami od przedpokoju. Nieco dalej po

prawej stronie wysokie wejście zakończone łukiem

prowadziło do obszernego salonu. W ciągu dnia

wydawał się przestronny i słoneczny, ale wieczorem,

gdy ściemniało się za oknami, robił mniej przytulne

wrażenie. Eve wcisnęła guzik, zapalając gaz w

kominku. Usiadła na skórzanej kanapie na wprost

tańczących płomieni.

- To byłoby niegłupie - zaczął David - żeby wstawać o

tej samej porze i wspólnie jeździć taksówką. Po co

brać dwie? Chyba że zwykle jeździsz samochodem.

- Spróbuj znaleźć w centrum wolne miejsce do

parkowania. To nie jest miasto dla kierowców.

Skinął głową.

- Dlatego sprzedałem samochód, zamiast nim tu

przyjechać. Pomyślałem, że jeśli zajdzie taka

potrzeba, po prostu kupię nowy.

- Słusznie. Nie tylko w śródmieściu brakuje miejsc do

parkowania - powiedziała, spoglądając na niego.

Nadal stał w przejściu do salonu.

Mieszkanie było o wiele większe niż hotelowy

background image

apartament, a jednak tego nie czuła. Tak jakby nagle

David zajął większość wolnego miejsca. Któregoś dnia

mówił o kupnie domku. Eve przeczuwała, że wkrótce

trzeba będzie wrócić do tej rozmowy.

- Później się rozpakuję - powiedziała. - Teraz chcę

spokojnie posiedzieć i pozbierać się po tym

wszystkim. Pokój gościnny jest na końcu przedpokoju,

po prawej stronie.

David nie ruszył się z miejsca.

- Dobrze. Tymczasem może mi powiesz, kto to jest

ten Travis Tate? Jeden ze sprzedawców podał mi

jego nazwisko.

Zastygła w bezruchu. Dzień był pełen wydarzeń i

niemal zapomniała o porannym incydencie.

- Domyślam się, że należy do spraw, po których

musisz się pozbierać.

Eve gwałtownie wstała. Ruszyła energicznie w

jego kierunku.

- Chcesz mnie przewrócić? - spytał.

- Nie pozwolę się przesłuchiwać. Nie pytałam cię

o szczegóły dotyczące twoich byłych partnerek.

Spojrzał na nią zwężonymi oczami. Eve zdała

sobie sprawę, że źle to rozegrała. David powinien

zrozumieć, na czym polega ich układ. Nie miał prawa

zadawać jej takich pytań.

- A więc jest dla ciebie kimś ważnym - powiedział

cicho.

Wróciła na kanapę i usiadła w najdalszym końcu.

David spojrzał na nią spokojnie. Nie zamierzał ustąpić.

background image

- Kiedyś był ważny - przyznała. Pomyślała, że

prawdziwemu dżentelmenowi wystarczyłoby takie

wyjaśnienie. Jednak dzisiaj David najwidoczniej nie

potrafił zdobyć się na rycerskość.

- Już nie jest ważny? - spytał.

Pokręciła głową.

- Nie, od kilku miesięcy.

- Co się stało?

- Czy to ma znaczenie? Powiedziałam, że to się

skończyło, i to powinno ci wystarczyć. Koniec tej

dyskusji.

- Chyba ma znaczenie, bo ten pan najwyraźniej nie

uznał, że wszystko skończone - powiedział, siadając

na krześle.

Przygryzła wargę

- Kim on jest? Czym się zajmuje? - spytał,

Eve westchnęła z rezygnacją.

-

Jest przedstawicielem handlowym firmy

pośredniczącej w handlu kamieniami szlachetnymi.

Spotyka się z Henrym mniej więcej raz w miesiącu.

- Dlatego był w firmie. Rozumiem. A na lotnisku?

- Dużo podróżuje, bo taką ma pracę - wyjaśniła.

- Domyślam się, że biedak czuje się samotny.

Nie zareagowała na ironiczny ton.

- Spędzanie życia w hotelach może być nużące.

Szukał towarzystwa i... Zaczęliśmy się spotykać za

każdym razem, gdy tu przylatywał. To nie były randki.

Po prostu przyjaźń. Ale w końcu...

- Zakochałaś się.

background image

- Tak - przyznała. Nie miała powodu wstydzić się ani

usprawiedliwiać. - Jeśli cię to interesuje, on też się

we mnie zakochał.

David przesunął się na krześle.

- Rozumiem. Wszystko układało się idealnie, jak w

bajce. Co takiego się stało, że skończyłaś marnie

jako moja żona? Pewnie Henry się nie zgodził, bo

Travis nie pasował do jego planów wobec firmy.

- Henry o tym nie wiedział.

David uniósł wysoko brwi, jakby miał co do tego

wątpliwości.

- Jeśli zerwania nie spowodował Henry, co zniszczyło

ten romans?

- To nie miał być romans - podkreśliła.

- Jednak twoje uczucia okazały się silniejsze niż

zamiary.

- To się często zdarza.

- Tak? - spytała bezbarwnym głosem. - Jakimś cudem

o tym nie wiedziałam.

- Myślałem, że wszystkie nastolatki muszą

wysłuchiwać mądrych pouczeń, żeby nie chodzić na

randki z kimś, kto nie nadaje się na męża, bo

emocje często wymykają się spod kontroli. A

właściwie, nie sposób ich kontrolować. Mnie

uświadomił to ojciec, a twoja mama na pewno...

Pokręciła przecząco głową.

- Matka nigdy nie rozmawiała ze mną na takie tematy.

Zostawiła ojca, gdy miałam pięć lat. Później rzadko

ją widywałam.

background image

- Przepraszam, Eve. Nie wiedziałem.

- Nie mogłeś wiedzieć. Co prawda ich rozwód nie był

żadną tajemnicą, ale niewiele osób wiedziało,

dlaczego odeszła od ojca.

- Dlaczego? - spytał cicho.

Odwróciła wzrok.

- Małżeństwo się rozpadło, bo mama przestała kochać

mojego ojca. Zakochała się w kimś innym i poszła za

głosem serca.

- Zostawiła cię. Teraz rozumiem, dlaczego nikt ci nie

nabijał głowy dobrymi radami. Nawet nie

sprzeciwiłaś się narzuconemu małżeństwu.

Wzruszyła ramionami.

- Gdy moi rodzice brali ślub, byli zakochani. Potem

okazało się to bez znaczenia.

- Wróćmy do Travisa. Dlaczego za niego nie wyszłaś?

Pomyślała, że David jest zawzięty jak buldog.

Jeśli się czegoś uczepi, już nie popuści.

- Nie mogłam.

- Niech zgadnę. - David zaczął chodzić po pokoju. -

Przychodzą mi do głowy trzy powody - powiedział,

marszcząc czoło. - On w ogóle nie ma zamiaru się

żenić, jest homoseksualistą, albo już ma żonę. No

tak, ukrył przed tobą, że jest żonaty, mam rację?

- Nie ukrył.

Po raz pierwszy udało jej się go zaskoczyć.

- Wiedziałaś, że jest żonaty? Kochanie, jeśli spotykasz

się z facetem, który ma żonę, nie powinnaś się

dziwić, gdy do niej wróci.

background image

- Nie wrócił. Chodzi mi... Musisz mówić o tym jako

praniu brudów?

- Jeśli nie chcesz słuchać moich domysłów, przestań

się obrażać i powiedz, jak było naprawdę.

- W porządku. - Wzięła głęboki oddech. - Nie

wiedziałam, że jest żonaty. Początkowo, kiedy byliśmy

tylko przyjaciółmi, nie rozmawialiśmy na takie tematy,

bo i po co? Zresztą i tak byli z żoną w separacji.

- Oczywiście.

- Nie rozumiem, dlaczego jesteś taki podejrzliwy. W

dzisiejszych czasach to się często zdarza...

- Właśnie. Dlaczego więc nie rozwiódł się i nie ożenił z

tobą?

- Miał zamiar, ale nie pozwoliłam mu na to, bo... -

załamał jej się głos - ...bo ma dwie córeczki.

Sześcio- i trzyletnią.

David zagwizdał.

- Przypomniałaś sobie własne dzieciństwo. Nie mogłaś

im zrobić tego, czego sama doświadczyłaś.

Skinęła głową.

- Powiedziałam mu, że musi wrócić i ratować

małżeństwo ze względu na dzieci.

- I tu moim zdaniem pan Tate się przeliczył.

- O co ci chodzi?

- Musiał być jednym z tych nielicznych, którzy

szczegółowo znali historię twojej matki. Albo był na

tyle sprytny, żeby nie wspomnieć o dzieciach, dopóki

nie był pewny, że cię omotał.

Eve niemal się zachłysnęła ze złości.

background image

- Przestań!

- Eve, przed chwilą oświadczyłaś, że to już skończone.

- To nie znaczy, że wolno ci wieszać psy na Travisie.

Co ty możesz wiedzieć? Nie chciał nikogo

skrzywdzić. Znalazł się w sytuacji, na którą nie miał

wpływu. Podobnie jak ja.Nie mam zamiaru dłużej

rozmawiać na ten temat. Sprawa zamknięta, jasne?

Ominęła go i poszła do sypialni w głębi

przedpokoju. Miała ochotę uciec jak najdalej. Nigdy

się nie dogadamy, pomyślała. Żaden dom, nawet

największy, nie będzie dość duży dla nas obojga.

Powinniśmy zamieszkać osobno.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

background image

Pokój gościnny okazał się dość mały. Co prawda

Eve dołożyła starań, by Davidowi było tu wygodnie,

jednak on nie czuł się w tym wnętrzu dobrze. Bardziej

przypominało biuro niż przytulną sypialnię. Biurko

zostało pospiesznie przesunięte na bok, żeby zrobić

więcej miejsca. Przedtem stało na środku pokoju,

widać było jeszcze ślady na dywanie. Połowę szafy

zajmowały

dokładnie

oznaczone

pudełka

i

segregatory. Na wąskim łóżku leżał stos poduszek.

Niska szafka była częściowo zajęta przez drukarkę.

Dla Davida stało się jasne, że u Eve niezbyt

często nocowali goście. Jeśli nawet jacyś zostawali na

noc, nie korzystali z tego pokoju, pomyślał. Na

przykład taki Travis Tate.

David próbował odegnać te myśli, jednak bez

większego powodzenia. Na próżno tłumaczył sobie, że

to nie jego sprawa. Eve uznała znajomość z

Travisem za przeszłość i nie miał powodów, by wątpić

w jej szczerość. Mówiła o tym z trudem, czyli

podjęcie takiej decyzji musiało ją wiele kosztować.

Jednak miał wrażenie, że w jej opowieści pobrzmie-

wały fałszywe nuty.

Zdjął stos poduszek, wyłączył światła i spróbował

ułożyć się wygodnie na wąskim łóżku. Oparł głowę

na rękach i myślał o tym, co mu opowiedziała.

Typowa historia. Żonaty mężczyzna i zakochana

nieprzytomnie, bezbronna kobieta. Na szczęście nie

była na tyle naiwna, by myśleć, że rozwód jest dla

dzieci mniejszym złem niż wiecznie kłócący się

background image

rodzice. Wiedziała z własnego doświadczenia, jak jest

naprawdę. Bolesne wspomnienia z dzieciństwa nie

pozwoliły jej skrzywdzić córeczek Travisa.

Twierdziła z przekonaniem, że znalazła jedyne

możliwe wyjście z sytuacji. Jednak właśnie to

najbardziej zaniepokoiło Davida. Były inne wyjścia.

Nie musiała rozbijać rodziny ani tracić ukochanego

mężczyzny. Dlaczego na przykład nie zdecydowała się

poczekać, aż córeczki Travisa podrosną? Jeśli była

tak nieprzytomnie zakochana, powinna rozważyć taką

ewentualność. Może nie chciała czekać tak długo?

Miłość do Travisa nie miała przyszłości, jednak Eve

nie próbowała ułożyć sobie życia na nowo. Uważała,

że z nikim innym nie będzie szczęśliwa, a jednak

przystała na niezwykłą propozycję Henry'ego i

poślubiła zupełnie obcego człowieka.

Czy mówiła całą prawdę? Może podświadomie

traktowała małżeństwo z Davidem jako tymczasowy

związek? Henry będzie zadowolony, a ona spokojnie

dotrwa do chwili, gdy Travis uwolni się od rodzinnych

zobowiązań. David kręcił się na łóżku, nie mogąc

uwolnić się od natrętnych myśli. Rozbolały go plecy

od zbyt miękkiego materaca. Zaczął się obawiać, że

zbyt pochopnie zaufał Eve. Kto wie, czy nie zostanie

okrzyknięty jednym z największych głupców w

Chicago.

Tykanie ściennego zegara, tak samo jak kapanie

wody z nieszczelnego kranu, działało Davidowi na

nerwy. Przynajmniej nie musiał się martwić, że zaśpi.

background image

Taka tortura nie pozwoli mu zmrużyć oka. Zdjął

zegar ze ściany i wyjął baterie. Nastała martwa cisza,

tak całkowita, że nadal nie mógł zasnąć. Koszmar...

W tej sytuacji właściwie lepiej było czymś się

zająć. Kilka projektów czekało na dokończenie. Wśród

nich naszyjnik pani Morgan. David nie wpadł jeszcze

na dobry pomysł. Może powinien zrobić kilka

szkiców. Przy okazji przestałby myśleć o Eve.

Sięgnął, żeby otworzyć szufladę biurka, ale cofnął

rękę. Nie chciał grzebać w rzeczach osobistych Eve.

Chociaż był przekonany, że usunęła wszystko, wolał

jednak nie ryzykować. Postanowił pójść po swoją

teczkę, którą zostawił w przedpokoju. Poruszał się

cicho, na palcach. Za rogiem przedpokoju zauważył

światło padające z kuchni. Eve też nie mogła spać.

Siedziała przy kuchennym blacie, z kawałkiem

zimnej pizzy w ręku. Przed nią stał talerz. Zawsze

doskonałe maniery, pomyślał. Nawet resztki pizzy

wykłada na porcelanę.

- Mam nadzieję, że lubisz pepperoni - powiedział. -

Powinienem zapytać, nim zamówiłem, ale byłaś

nadąsana i nie chciałem cię drażnić.

Odwróciła się. Serwetka zsunęła jej się z kolan i

wylądowała na podłodze.

- Nie byłam nadąsana.

Miała na sobie obszerną koszulę nocną w stylu

prababci, z olbrzymią ilością falbanek i marszczeń,

które skutecznie maskowały figurę. Pomyślał, że

pewnie kupiła ją ze względu na niego. Majstersztyk

background image

sztuki krawieckiej był jednak niezwykle seksowny,

gdyż pozostawiał wiele miejsca dla wyobraźni.

- Czy to koniec pizzy? - spytał.

Eve pokręciła głową.

- Jeszcze trochę zostało. Miałam ochotę tylko na

kawałek. Jest już późno.

Niechcący dotknął jej ramienia, gdy otwierał

lodówkę. Poczuł, że przeszedł ją dreszcz. W pierwszej

chwili nawet go to zirytowało. Czyżby naprawdę

uważała, że coś jej grozi z jego strony? Skąd u niej

ta obsesja na temat seksu? Dlaczago wszystko

kojarzyło jej się tylko z tym jednym?

- Dziękuję, że zamówiłeś pizzę - powiedziała, nie

patrząc na niego.

- Rozejrzałem się po kuchni. Wybór był niewielki.

- Wiem. Jutro przychodzą sprzątać i przyniosą zakupy.

Jeśli chcesz, żeby coś kupili, wpisz na listę. -

Wskazała na

zapisaną

kartkę,

przyczepioną

magnesem do lodówki. - Wracam do łóżka, a ty? To

znaczy... - przerwała i zarumieniła się.

- Chyba trochę popracuję.

Ześliznęła się z kuchennego taboretu.

- W takim razie do zobaczenia rano.

Szybko wyszła z kuchni, zapominając o nie

dokończonym kawałku pizzy. David usiadł i nadgryzł

swoją porcję. Sięgnął po ołówek i notes. Zaczął

szkicować naszyjnik.

Nagle dotarło do niego, że nie odsunęła się od

niego z dreszczem obrzydzenia, ani się go nie

background image

obawiała. Nie zagrażał jej, tylko temu, w co wierzyła.

Najwyraźniej była przekonana, że nadal kocha

Travisa. Może do pewnego stopnia nawet tak było.

Jednak udało jej się wyrwać spod jego wpływu.

Przestała się z nim spotykać. Dzięki temu otworzyły

się przed nią nowe możliwości, choć pewnie jeszcze

nie zdawała sobie z tego sprawy. David powiedział

sobie, że jak na początek nie jest źle, bo chociaż

dostrzegała jego obecność. Nie potrafiła być

obojętna. Intrygowała go i pociągała. Zainteresować

sobą taki sopel lodu - to było wyzwanie, które miał

ochotę podjąć.

Spojrzał na kartkę. Dopiero teraz spostrzegł, że w

końcu nie narysował naszyjnika. W zamyśleniu

naszkicował skomplikowany wzór, jaki tworzyła

wstążka przy dekolcie nocnej koszuli Eve.

Budzik hałasował od dłuższej chwili, nim Eve

wreszcie się obudziła. Śniło jej się, że zawinięta jak

mumia spoczywa w dusznej piramidzie. Gdy otworzyła

oczy, stwierdziła, że nic w tym dziwnego, bo

obszerna koszula nocna krępowała jej ruchy. Z

trudem uwolniła się od niej. Uśmiechnęła się na myśl,

że w razie potrzeby może zawołać Davida na pomoc.

Ostatecznie, to z jego powodu włożyła na siebie

strój wielkości cyrkowego namiotu.

background image

Zerknęła w lustro. Z niesmakiem przyjrzała się

marszczonej koszuli. Jak się spodziewała, David był

wyraźnie rozczarowany jej wyglądem, jednak nadal

nie czuła się bezpiecznie. Sięgnęła po sukienkę i

poszła do kuchni. Nie zastała tam Davida, lecz

dzbanek był pełen gorącej kawy. Nalała

sobie

filiżankę i włączyła żelazko. David wkroczył,

poprawiając krawat.

- Możesz spokojnie zjeść śniadanie, nim zdążę się

ubrać - powiedziała.

- Pod warunkiem, że jakoś strawię resztki zimnej

pizzy.

- I kto tu ma od rana zły humor? - spytała, dokładnie

prasując kołnierzyk sukienki. - Wyglądasz, jakbyś

wcale nie spał. Tak było?

- Niewiele spałem. Myślałem.

- Nie chcę wiedzieć o czym - powiedziała, nie

odrywając wzroku od sukienki.

- Nie szkodzi. I tak ci powiem. O tobie i Travisie.

Energicznie i głośno odstawiła żelazko.

- Jeśli zamierzasz pytać o szczegóły, to nie doczekasz

się odpowiedzi. Nie twoja sprawa. Nie mam zamiaru

zaspokajać twojej niezdrowej ciekawości.

- W porządku. Nic więcej nie chcę wiedzieć. I tak już

mi powiedziałaś, że miałaś z nim romans.

Spojrzała na niego zaskoczona.

- Nie przypominam sobie.

- Przyznałaś, że są szczegóły, które wolisz

przemilczeć. Na pewno pikantne, jeśli nie chcesz o

background image

nich mówić.

- Nie zniżę się do odpowiedzi.

- W rezultacie tego romansu zdecydowałaś, że resztę

życia

spędzisz

bez

jakichkolwiek

intymnych

kontaktów. Nie możesz mieć Travisa, więc nie chcesz

nikogo.

- I co z tego? - spytała, znów sięgając po żelazko.

- To ci się nie uda - oświadczył spokojnie.

- Jeśli myślisz, że możesz mi wydawać polecenia...

Eve przypomniała sobie o żelazku i cofnęła je w

ostatniej chwili, nim zdążyło spalić koronkowy

kołnierzyk.

- Nie mam takiego zamiaru. Po prostu stwierdzam

fakt. To się nie może udać. Poważnie myślisz, że nie

będę w stanie żyć bez seksu?

- Właśnie tak.

Spojrzała na niego szczerze zdziwiona.

- Dlaczego? Jesteś nadal roztrzęsiona po rozstaniu z

Travisem. Jednak wcześniej czy później wrócą

pragnienia. Tylko ktoś, kto nie wie, co traci, może

zrezygnować z fizycznych przyjemności. Uwierz mi.

- Najwyraźniej nie rozumiesz kobiet. - Potrząsnęła

sukienką i poprawiła mankiety. - Na tym polega

problem z mężczyznami. Wydaje im się, że kobiety

pragną tego samego, co oni. Nic bardziej błędnego.

- Jeszcze nie teraz, ale w pewnej chwili przyznasz mi

rację.

- Powiadomię cię, gdy to się stanie - powiedziała

oschłym tonem. - Uważasz, że któregoś dnia ogarnie

background image

mnie takie pożądanie, że rzucę się na pierwszego

przechodnia na ulicy? A może nawet na ciebie, bo

jesteś pod ręką? Chyba nie mówisz poważnie. Jestem

odporna na takie pokusy.

- Na pewno?

Odwróciła się, żeby wyłączyć żelazko i nie

zauważyła, kiedy podszedł bliżej. Wyjął jej żelazko z

ręki i odstawił, a potem przycisnął ją do siebie.

Powinnam dać mu w twarz, pomyślała, ale nic takiego

oczywiście nie zrobiła.

Gdy całował ją po raz pierwszy, na lotnisku, stało

się tak na jej życzenie. Po raz drugi, na ślubie, był

bardziej opanowany. Pewnie dlatego, że obserwował

ich tłum gości. Tym razem całował ją powoli,

uwodzicielsko i delikatnie. Najpierw usta, potem

zagłębienia za uszami, szyję i wreszcie dekolt.

Westchnęła. Zdała sobie sprawę, że do niczego jej nie

zmuszał. Nawet przestał przyciskać ją do siebie. Nie

musiał, bo przywarła do niego całym ciałem.

- Nadal twierdzisz, że jesteś odporna na wszelkie

pokusy? - spytał zdyszanym, chrapliwym głosem.

- Czuję tylko ochotę, żeby wbić w ciebie ostre

narzędzie.

Roześmiał się.

- Szkoda byłoby zginąć z powodu jednego pocałunku

- szepnął. - Ale z powodu dwóch... - Wyciągnął rękę,

jakby miał zamiar znów ją objąć.

- Nawet nie próbuj! - Eve odsunęła się.

David skrzyżował ręce na piersiach.

background image

- Już się przekonałaś. Nie jesteś odporna. Wcześniej

czy później zacznie ci tego brakować.

- Pewnie dlatego powinnam mieć romans z tobą?

Pokręcił głową.

- Małżonkowie nie mogą mieć romansu.

Co za ulga, pomyślała.

- Ale powinniśmy ze sobą sypiać. Wszyscy byliby

szczęśliwi: ty, ja, a nawet Henry.

- Wystarczyłyby dwie trzecie tej wyliczanki. Jednak

zapomniałeś o czymś - powiedziała chłodno. -

Zgodziłeś się na pewne warunki i teraz nie wolno ci

zmieniać zasad.

- Słusznie. Wszystko zależy od ciebie - powiedział

pogodnym tonem. - Jeśli się zdecydujesz, będę w

pobliżu.

- Życzę miłego oczekiwania, panie Elliot. Mamy

umowę i to nie moja wina, że ogarnia cię żądza.

- Pięknie powiedziane.

- Nie próbuj mi wmawiać, że to coś więcej. Och, nie! -

zawołała,

patrząc

na

zegar na kuchence

mikrofalowej.

- Co się stało? - David rozejrzał się wokół.

Wskazała na wyświetlacz.

- Znów się spóźnimy.

Eve doszła do wniosku, że poślubiła oszusta. Jak

inaczej można nazwać człowieka, który zgadza się na

background image

rozsądny, czysty układ, a potem próbuje cofnąć dane

słowo? Na dodatek odrzucenie jego zalotów nie

sprawiło jej żadnej przyjemności. Nie był obrażony ani

rozczarowany. W ogóle nie przejął się, że odrzuciła

jego propozycję. W taksówce wesoło gawędził przez

całą drogę. Kiedy wysiedli, próbowała się od niego

uwolnić, ale wziął ją pod rękę i poprowadził do

głównego wejścia.

- Eve, ostrożnie, bo odniosę wrażenie, że przeszkadza

ci każdy mój dotyk - powiedział cicho, otwierając

przed nią drzwi. Uśmiechnęła się z przymusem.

Grupa pracowników wewnątrz sklepu była

niewiele mniejsza niż poprzedniego dnia. Nie

brakowało nawet Henry'ego. Układał nowy naszyjnik

w jednej z gablot. Ostentacyjnie spojrzał na zegarek.

- Och, dzieci, dziś już tylko trzydzieści minut

spóźnienia.

- Przykro mi, Henry, jeśli jesteś rozczarowany - zaczął

David. - Powiedziałem Eve, że i tak nie spodziewacie

się nas przez co najmniej godzinę, więc równie dobrze

możemy... - W tym momencie mocno przydeptała

mu palce. David drgnął, ale nie przerwał -

...dokończyć głęboko filozoficzną dyskusję, którą

wcześniej zaczęliśmy.

Kilka osób roześmiało się jak z dobrego żartu.

Eve pomyślała, że cios ostrym narzędziem byłby zbyt

łagodną karą dla Davida.

Nie patrząc na niego, uniosła wysoko głowę i rzuciła

okiem na tłum. Zauważyła uważne spojrzenie

background image

Henry'ego. Wyglądał na zadowolonego z siebie.

Pomyślała, że miał swoje powody. David powoli

zaczynał spełniać jego oczekiwania. Szkoda, ale

będzie musiała go rozczarować. Henry nie krył

nadziei, że z tego małżeństwa urodzi się następca,

który zajmie się firmą. Poczuła się winna, ale

pewnych faktów nie sposób zmienić.

Poczucie winy szybko zamieniło się w oburzenie.

Początkowo David sam przyznał, że pomysł Henry'ego

kojarzy mu się ze średniowieczem. Dziwił się, że Eve

na to przystała. Teraz nagle zaczęło mu się to

podobać. No cóż, była pod ręką, a on postanowił

wykorzystać sytuację.

- Henry, dziś ja stawiam śniadanie - powiedział David

radosnym tonem. - Mam kilka pomysłów, które chcę

ci przedstawić.

Henry skinął głową i zamknął gablotę. Kiedy obaj

podeszli do wyjścia, Eve zastąpiła im drogę.

- Przepraszam, ale...

- Kochanie, nie czuj się porzucona. Przecież nie jadasz

śniadań.

- Chciałam wam tylko przypomnieć, że później mamy

spotkanie z agencją reklamową.

- Umówiłaś ich u nas, czy w ich biurze? - spytał

Henry.

- U nich. Nie miało sensu, żeby przynosili wszystko do

sklepu.

Henry skinął głową.

- Wrócimy na czas - obiecał. Odwrócił się do Davida.

background image

- Jak naszyjnik pani Morgan?

- Nieźle. Wszystko dzięki Eve. Zainspirowała mnie

wczoraj.

Powiedz jeszcze słowo, a już ja cię zainspiruję,

pomyślała Eve z irytacją. Zastanawiała się, co David

ma zamiar naopowiadać Henry'emu.

Wróciła do gabinetu, żeby zająć się listą płac. Nie

mogła się skupić i gdy naliczyła sobie podatek

większy niż wysokość pensji, odłożyła obliczenia na

później. Zeszła do sali wystawowej, żeby pomóc

obsługiwać klientów. Natychmiast tego pożałowała.

Estella Morgan stała obok jednej z gablot, stukając

w szkło wypielęgnowanymi paznokciami. Rzucała

mordercze spojrzenia pracownikom, którzy zajęci

byli innymi klientami.

Eve zmusiła się do uśmiechu.

- Dzień dobry, pani Morgan. Czym mogę służyć?

- Przyszłam zobaczyć mój naszyjnik.

Eve przypomniała sobie, co mówił David. Jeśli

dopiero teraz wpadł na jakiś pomysł... Wzięła się w

garść.

- Obawiam się, że jeszcze nie jest skończony.

Estella Morgan nie była w pokojowym nastroju.

- W takim razie chcę zobaczyć to, co już zostało

zrobione albo przynajmniej projekt. Muszę się

przekonać, czy będzie odpowiedni dla mojej córki.

Eve ponownie pomyślała, że pani Morgan jest

dziś wyjątkowo niesympatyczna. W takim stanie

ducha chyba nie powinna podejmować decyzji za

background image

córkę.

- Obawiam się, że nie pokazujemy nie wykończonej

biżuterii.

- Chyba już zajęliście się moim zamówieniem?

- Nie wiem, jak bardzo zaawansowana jest praca.

Powinna pani porozmawiać z Davidem, ale chwilowo

go nie ma.

Estella Morgan fuknęła z niesmakiem.

- To pewnie oznacza brak projektu. Nie lubię, gdy się

mnie zbywa byle czym. No cóż, zapowiada się

kolejne opóźnienie. Proszę powiedzieć Henry'emu, że

chcę mieć naszyjnik na koniec tygodnia. Córka

obchodzi urodziny, nie zamierzam teraz szukać innego

prezentu. Lepiej, żeby była zadowolona z tego

naszyjnika.

- Oczywiście, pani Morgan. Przekażę mu tę

wiadomość.

Kobieta energicznie ruszyła do wyjścia akurat w

chwili, gdy David i Henry zjawili się w drzwiach. Pani

Morgan zatrzymała ich w przejściu i jeszcze raz dała

wyraz niezadowoleniu i oburzeniu.

Kiedy wreszcie uwolnili się od niej, Eve przybrała

słodki ton.

- Domyślam się, że nie muszę powtarzać, co mi

powiedziała, prawda?

- Nie. Wyraziła jasno swoją opinię - przyznał Henry.

Spojrzał na Eve zamyślonym wzrokiem.

- Wiesz, kochanie, bardzo podobają mi się stroje,

które ostatnio nosisz. Wyglądasz w nich jakoś

background image

delikatniej niż w tych, które nosiłaś dawniej.

Ciekawe...

Ruszyli w stronę schodów wiodących do pracowni

na górze.

- David, mogę cię prosić na chwilkę? - spytała.

Szepnął coś do Henry'ego i zawrócił.

- Słucham?

- Przepraszam, że cię zatrzymuję. Pewnie chcesz

wreszcie zabrać się za naszyjnik pani Morgan, ale to

opóźnienie powstało wyłącznie z twojej winy. Mogłeś

zająć się tym wcześniej.

- I tak też zrobiłem - odpowiedział z uśmiechem.

- Jeśli będziesz tak długo jadał śniadania, to możesz

od razu zostawać na lunch.

David sięgnął do kieszeni. Wyciągnął jakąś

wizytówkę.

- Masz długopis?

- Do czego ci potrzebny?

- Chcę zapisać, co kupić ci na jutrzejsze śniadanie.

Może rano będziesz w lepszym humorze.

Bez słowa ruszyła do gabinetu. David poszedł za

nią i zasiadł w fotelu obok jej biurka.

- Spójrz, co zrobiłaś z moim butem - zaczął. - Prawie

mi zmiażdżyłaś palce, podczas gdy ja tylko...

- Będzie jeszcze gorzej, jeśli nie przestaniesz

oszukiwać Henry'ego.

Uniósł brwi.

- Ja go oszukuję?

- Tak. Chcesz, żeby uwierzył, że my... że...

background image

Uniósł rękę.

- Chwileczkę. Sama tego chciałaś. Mówiłaś, że jeśli o

czymś nie wie, to go to nie boli.

- Zależało mi, by sam się domyślił prawdy, a nie

byśmy odgrywali role romantycznych kochanków.

Poczuje się oszukany, gdy pozna prawdę.

- Jest na to prosta rada - mruknął David, wstając. -

Po prostu przestań udawać.

Wyszedł, nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Gdy we trójkę weszli do sali konferencyjnej, Eve

zorientowała się, że szefowie agencji reklamowej

obawiają się utraty kontraktu z firmą Birmingham.

Przy długim stole zasiadło więcej osób, niż

dotychczas zajmowało się całą kampanią. Wolne były

tylko trzy sąsiadujące ze sobą miejsca. Wzdłuż

ściany stały restauracyjne wózki, a na nich tace z

szynką, schabem, indykiem, warzywami, serami i

owocami. Wszystko pięknie ułożone i kolorowo

przybrane.

- Miło z ich strony, że zaprosili nas na lunch - szepnął

background image

David.

- Genialnie prosty sposób. Teraz nie możemy nagle

wyjść, bo to byłby przejaw złego wychowania -

stwierdziła Eve złośliwie.

- Kto chciałby wychodzić z takiego przyjęcia?

- Najwyraźniej ktoś już podpatrzył twoje słabostki -

zauważyła zgryźliwie.

Usiadła na jednym z wolnych krzeseł, zostawiając

środkowe dla Henry'ego. Jednak on również usiadł z

boku. David znalazł się w środku. W ten sposób Henry

chciał dać do zrozumienia, jak zmieniły się układy

wewnątrz firmy.

- Prosiliśmy o to spotkanie - zaczęła Eve - żeby

omówić nie tylko aktualną kampanię, ale całą

strategię marketingową, jaką opracowaliście dla

naszej firmy na następne kilka lat.

Ciemnowłosa kobieta po drugiej stronie stołu

pochyliła się w ich kierunku.

- To trudne zadanie - powiedziała z uśmiechem. -

Może najpierw zacznijmy od lunchu. Jestem Jayne

Reznor - przedstawiła się. Nie dodała, że jest

współwłaścicielką agencji. Eve zdążyła już poznać ją

wcześniej.

Wytoczyli najcięższe działa, pomyślała z

rozbawieniem. Właśnie nakładała sobie odrobinę

musztardy na kanapkę, gdy usłyszała za sobą niski

głos Jayne Reznor.

- To ty jesteś tym młodym człowiekiem z nowymi

pomysłami, którego mamy zadowolić - mówiła do

background image

Davida.

- Chciałbym zadać wam też kilka trudnych pytań -

przyznał. - Czy podać pani półmisek z wędlinami?

W czasie prezentacji Eve nie odzywała się. Kiedy

prowadzący wreszcie usiadł, była gotowa zgodzić się

z Davidem. Propozycje nie różniły się niczym od tych

sprzed roku czy dwóch. Trudno byłoby znaleźć

rażące błędy, lecz nikt nie doszukałby się też nowych

pomysłów.

- Kawał fachowej roboty - David przerwał ciszę. -

Jednak tym razem chcielibyśmy zagospodarować

inny sektor rynku. Nasi obecni klienci należą do

starszej generacji, pora dotrzeć do młodych. Eve nie

wiedziała, czy sam na to wpadł, czy po prostu

prezentuje poglądy Henry'ego.

Jayne Reznor wyprostowała się na krześle.

- Słuchaj, David, jeśli mogę się do ciebie tak zwracać.

- Tak mam na imię - zgodził się.

- Możemy oczywiście skierować reklamę do

młodszego pokolenia. Przyznasz jednak, że młodzi

szukają innego produktu niż wasi dotychczasowi

klienci. - Rzuciła przelotne spojrzenie na platynową

obrączkę Eve. - Powiedzmy, że większość wolałaby

nosić coś innego niż ich babcie.

Eve nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czyżby

ta kobieta rzeczywiście zamierzała kogoś obrazić? Gdy

tamta spojrzała lekceważąco na pojedynczy sznur

pereł na jej szyi, Eve nie miała już wątpliwości.

- Możemy przygotować kampanię skierowaną do

background image

młodych, ale jeśli produkt nie jest atrakcyjny dla

odbiorcy, i tak go nie kupi.

- Przygotujemy nowe wzory - obiecał David.

- To zmienia postać rzeczy. - Spojrzała na niego. -

Przypomniała mi się bardzo udana kampania sprzed

kilku lat. Fotografowaliśmy właściciela firmy z

kobietami noszącymi jego wyroby. Co miesiąc inna

modelka.

Henry roześmiał się.

- O ile pamiętam, chodziło o bieliznę. Podobał mi się

ten pomysł, choć nie wiem, jak to zostało zrobione.

Na przykład modelka w koronkach na stoku

narciarskim nie trzęsła się z zimna. Nie miała nawet

gęsiej skórki.

- Dlatego wynajmujemy najlepszych fotografów -

wyjaśniła Jayne. Spojrzała z uśmiechem na Davida. -

Podobnie możemy potraktować biżuterię. Jesteś

przystojny i fotogeniczny. Pokazalibyśmy cię na

zdjęciach w towarzystwie modelek. Co ty na to?

Eve zupełnie nie podobał się ten pomysł. Jedynie

ze względu na Henry'ego powstrzymała się od

komentarza.

- Może powinniśmy się porozumieć z jakąś siecią

sklepów odzieżowych - zaproponowała. - Oni ubiorą

modelki, zareklamujemy się wspólnie i w ten sposób

zmniejszymy koszty.

- Myślę, że ubrania nie będą potrzebne - stwierdziła

Jayne.

- Słucham? - spytała Eve lodowatym tonem.

background image

- Ludzie mają zwrócić uwagę na biżuterię, nie na

stroje.

- Jeśli modelki nie będą miały nic na sobie...

- Nagie modelki? - upewniła się Eve.

- Zrobimy to ze smakiem - zapewniła Jayne. - Nie

chodzi nam o rozkładówki do czasopism dla panów.

- Słusznie - wtrącił Henry z uśmiechem. - W

przeciwnym razie nikt nie spojrzy na naszą biżuterię,

choćby była najpiękniejsza.

Jayne przyglądała się Davidowi, jakby to on był

towarem na sprzedaż.

- Niedobrze, że jesteś żonaty, ale jakoś to ukryjemy.

Na pewno coś wymyślimy - zapewniła.

- Mamy zamiar zorganizować oficjalne spotkanie, żeby

przedstawić Davida naszym klientom - wyjaśnił

Henry.

- To będzie świetny początek nowej kampanii -

oznajmiła Jayne. - Wśród tłumu będą krążyć modelki

z najnowszymi wzorami biżuterii.

- Ciekawe, w co ubierze te dziewczyny? W stringi? -

zastanawiała się Eve. - Jayne, nie chciałabym cię

zniechęcać, ale firma, w której jesteśmy ubezpieczeni,

nie zgodzi się na to. Zażądają, żeby za każdą

modelką chodził ochroniarz. To chyba nie zrobi

dobrego wrażenia, jak sądzisz?

Jayne wzruszyła ramionami.

- Jestem pewna, że coś wymyślimy - odpowiedziała,

nawet na nią nie spoglądając. - David, zadzwonię do

ciebie z propozycją haseł reklamowych.

background image

Dosyć tego, pomyślała Eve, coraz bardziej

zdenerwowana.

- Na nas już czas - powiedziała. - Jeśli mamy coś

reklamować, to musimy zrobić nowe projekty.

Kiedy wyszli z budynku, Eve nadal kipiała ze

złości.

- Bezczelna baba - mruknęła.

- Pomysł jest niezły - powiedział Henry. - Poczekajmy

na ostateczną propozycję. Mamy piękny dzień, więc

wrócę do firmy na piechotę. Spacer dobrze mi zrobi.

Ruszył, pogwizdując i machając laseczką. David

zatrzymał taksówkę.

- Możemy teraz przez chwilę porozmawiać.

- O czym?

- Chciałbym, żebyś wszystko przemyślała na

spokojnie.

- Rozumiem cię. Na pewno ci pochlebia, że kampania

reklamowa będzie kręcić się wokół twojej osoby.

Przejrzyj na oczy, David, ta kobieta tobą manipuluje.

Ktoś powinien sprowadzić cię na ziemię.

- Na razie twoje argumenty przeciw tej kampanii nie

były zbyt rozsądne. Zupełnie jakbyś chciała pokazać

Henry'emu, że jesteś o mnie zazdrosna.

Eve zaniemówiła z wrażenia. Zazdrosna? Właśnie

taki wniosek wyciągnął z ich dyskusji? Ma tupet...

- Kochanie - mówił dalej David. - Jeśli mnie nie

chcesz, to przynajmniej nie zachowuj się jak pies

ogrodnika.

- Słuchaj - powiedziała z furią. - Tak sobie myślę, że

background image

Jayne Reznor flirtowałaby z samym diabłem, gdyby

jej to pomogło zdobyć kontrakt. Nie obchodzi mnie,

jak się na to zapatrujesz. Nie moja sprawa, z kim się

zadajesz. Przestań się łudzić, że zależy mi na czymś

więcej niż na firmie.

- Prawda jest zupełnie inna. Zachowujesz się jak

zazdrosny potwór i dziwisz się, że Henry wyciąga

fałszywe wnioski na temat naszych układów -

przerwał jej David.

Sklep był już zamknięty. Pracownicy wyszli, lecz

Eve nie zwracała na to uwagi. Przez całe popołudnie

poprawiała błędy, które zrobiła w księgach

rachunkowych. Potem wzięła się za planowanie zadań

na najbliższe dwa tygodnie. Kiedy skończyła, w sali

wystawowej było ciemno. Blask światła dochodził

tylko z pracowni na górze. Zamknęła biurko i ruszyła

po schodach.

Stół Henry'ego zarzucony był narzędziami.

Jednak nikt przy nim nie siedział. Henry stał w

przeciwnym kącie, spoglądając ponad ramieniem

Davida. Usłyszał Eve i kiwnął do niej ręką.

- Chodź, zobacz, co robi twój mąż.

Podeszła z ociąganiem. Henry odsunął się, robiąc

jej miejsce. Spojrzał na nią uważnie.

- Kochanie, czy coś się stało?

Teraz nie mogę ci tego powiedzieć, pomyślała

background image

ponuro. Miała ochotę wyjaśnić mu bez owijania w

bawełnę, jak wygląda sytuacja między nią a Davidem.

Postanowiła jednak zaczekać.

- Miałam ciężki dzień - odpowiedziała.

- Trudni klienci?

- Raczej dziwacy. Pamiętasz ten wielki rubin, którym

ozdobiłeś jeden z naszyjników? Sprzedaliśmy go tuż

przed walentynkami.

Henry skinął głową.

- Coś się z nim stało?

- Trafił do pewnej pani, która twierdzi, że ciąży na

nim

jakaś

klątwa.

Siedziała

tu

dziś

w

nieskończoność, opowiadając mi o wszystkich

nieszczęściach, które się wydarzyły od czasu, gdy

dostała go od narzeczonego.

- Zaczarowany rubin? - wtrącił David. - Może

powinniśmy go odkupić i pokazywać jako atrakcję

turystyczną?

- Zdążyłam się zorientować - powiedziała Eve - że

jedynym przekleństwem związanym z tym rubinem

jest facet, od którego go dostała.

Spojrzała na stół.

- To ze starych pierścionków pani Morgan? - spytała

zaskoczona.

Na stole leżała misterna pajęczyna z cienkiego,

skręconego złotego drutu i łańcuszka o drobnych

ogniwach. Połączenia były wzmocnione niewielkimi

kawałkami złota w nieregularnym kształcie. Na tej

delikatnej

koronce

błyszczały

niesymetrycznie

background image

rozmieszczone kamienie, które kiedyś tkwiły w

pierścionkach.

- Nie trzeba zaklętego rubinu, żeby przyciągnąć

turystów - stwierdziła Eve. - Jeśli pani Morgan nie

zachwyci się tym naszyjnikiem, zrobię z niego

pierwszy eksponat do naszego muzeum.

- Dziękuję - szepnął David.

Spojrzał na nią. Poczuła ucisk w gardle. Zdziwiła

ją własna reakcja. Powiedziała mu zasłużony

komplement, a on tylko okazał wdzięczność.

- Wracam już do domu, Eve - powiedział Henry. -

Możemy wyjść razem.

Podszedł do swojego stołu i zamknął szuflady.

Eve nadal podziwiała naszyjnik.

- David, też już wychodzisz?

Pokręcił głową.

- Zostanę, żeby to dokończyć.

Poczuła się trochę rozczarowana, że nie wrócą

razem. Dziwne, bo poprzedniego wieczoru oddałaby

wszystko, byle tylko nie dzielić z nim mieszkania.

Wmówiła sobie, że prawdziwy powód jej kiepskiego

nastroju jest zupełnie inny. Nie musiała odkładać

rozmowy z Henrym do następnego dnia, a nie miała

na nią wielkiej ochoty.

Chwilę później zjawił się Henry z kapeluszem i

laseczką.

- W takim razie zobaczymy się później - powiedziała.

David wstał, a ona odruchowo nadstawiła

policzek. Musnął ją chłodnymi wargami, zatrzymując

background image

się dłużej w kąciku jej ust. Spojrzała przez ramię.

Henry spoglądał na nich zadowolony z siebie. Czuła

się winna. Na pewno znów odniósł fałszywe wrażenie.

Niedobrze...

- Henry - zaczęła, gdy tylko zamknął drzwi. -

Dziękuję, że nie pytasz, jak się układa między mną a

Davidem, ale...

- Nie muszę pytać - powiedział łagodnie i podszedł do

krawężnika. - Ciekawe, czy o tej porze uda nam się

złapać dwie taksówki.

Eve nie słuchała.

- Na tym polega problem. Z zewnątrz wygląda to tak,

jakbyśmy... - Wzięła głęboki oddech. - Henry,

domyślam się, że marzysz o prawnuku, który będzie

dziedzicem firmy. Muszę ci jednak powiedzieć, że...

Lekko wzruszył ramionami.

- Dziedzic? Brzmi to bardzo staroświecko. Na pewno

nic takiego nie powiedziałem.

Pomyślała, że jedno z nich musiało zwariować.

- Nie dosłownie, ale dawałeś do zrozumienia.

Machnął na przejeżdżającą taksówkę.

- Moja droga, jestem zbyt rozsądny, żeby żądać

czegoś takiego. Byłaby to głupota z mojej strony. Nie

zawsze dzieci dziedziczą po rodzicach zainteresowania

i talenty. Na przykład twój ojciec. Był doskonałym

jubilerem, natomiast o interesach nie miał bladego

pojęcia. A ty...

- Henry - zaprotestowała. - Wiesz, że firma jest dla

mnie wszystkim.

background image

- Oczywiście, kochanie, ale cieszę się, że nie

przejmiesz jej sama - uśmiechnął się. - Kocham cię,

ale gdy sobie wyobrażę, jak siedzisz przy moim

stole, próbując zrobić naszyjnik, to oblewa mnie

zimny pot. W każdym razie byłbym durniem, robiąc

plany dla przyszłych pokoleń. Jak mógłbym wiązać

nadzieje z dzieckiem, które nawet nie jest jeszcze w

planach?

Otworzył tylne drzwi taksówki. Eve zajęła

miejsce.

- To nie znaczy, że nie chciałbym doczekać się

prawnuka - dodał z uśmiechem. - O, nadjeżdża

następna taksówka. Do zobaczenia jutro, kochanie.

Jadąc do domu, zastanawiała się, czy

rzeczywiście zupełnie nie zrozumiała intencji

Henry'ego. Była przekonana, że musiał kiedyś

zwierzyć się jej ze swoich marzeń na temat

przyszłości rodziny. Taksówka zatrzymała się przed

budynkiem. Eve zapłaciła i wysiadła. Dozorca właśnie

zbierał się do wyjścia, kiedy weszła.

- Panno Birmingham, to znaczy pani Elliot. Nie

wiedziałem, co mieli zrobić z tymi wszystkimi

pudłami, więc kazałem postawić je na pani piętrze

obok windy.

- Z pudłami? - upewniła się.

- Tak. Nie chciałem, żeby ci ludzie od przeprowadzek

wchodzili do mieszkania w czasie państwa

nieobecności - dodał, wychodząc.

Przypomniała sobie, że David wysłał swoje rzeczy

background image

z Atlanty. Wyjęła listy ze skrzynki i ziewając, wsiadła

do windy. Zajmę się tym jutro, pomyślała. Drzwi

windy otworzyły się na dziewiątym piętrze. Wysiadła

i zatrzymała się w pół kroku. Korytarz był zastawiony

kartonowymi pudłami, plastikowymi i drewnianymi

pojemnikami. W niektórych bez trudu zmieściłby się

telewizor. Znalazł się tu nawet fotel obity czerwoną

skórą. Mnóstwo pudełek miało nalepki z napisem:

"Ostrożnie - szkło". Pozostawiono jedynie wąskie

przejście pomiędzy pakunkami. Powiedział, że wysłał

tu tylko trochę rzeczy, pomyślała przerażona.

Za jej plecami znów otworzyły się drzwi windy.

Wysiadła sąsiadka, ciemna blondynka, starsza od Eve

o kilka lat.

- Przepraszam za bałagan - powiedziała Eve

odruchowo.

- Mówiłam im, żeby nie zastawiali korytarza, ale mnie

zignorowali - poskarżyła się sąsiadka.

- Gdy tylko wróci mój mąż...

- To wszystko jego? - zdziwiła się tamta już

łagodniejszym tonem.

Eve zdjęła najwyżej stojące pudełko, które

niebezpiecznie się chybotało i weszła do mieszkania.

Natychmiast sięgnęła po telefon. Długo trwało, nim

wreszcie usłyszała trochę zaaferowany głos Davida.

- Słucham?

- Jesteś tu potrzebny, natychmiast.

Na chwilę zaległa cisza.

- Miałem nadzieję, że za mną zatęsknisz - powiedział -

background image

ale nie przypuszczałem, że stanie się to tak szybko.

- David, daj spokój. Między nami nic się nie zmieniło.

Przywieźli twoje rzeczy. Przyjedź w ciągu pół

godziny, bo pudła ze szkłem mogą nie przetrwać.

- To pewnie porcelana mojej babci.

Spojrzała z niedowierzaniem na pudełko. Było

zbyt lekkie jak na porcelanę.

- Możesz je otworzyć - dodał, jakby czytał w jej

myślach, co ją zdenerwowało.

- Gdy tylko chwyci mnie nieprzeparta chęć

rozpakowywania, zacznę od tego pudełka. Na razie

mam co robić.

Szybko przebrała się w dżinsy i sweter. Kiedy

David przekręcał klucz w zamku, była już zajęta

gotowaniem. Wszedł, niosąc dwa pudełka.

- Zrozumiałem, o co ci chodzi, dopiero gdy to

zobaczyłem. Nie zdawałem sobie sprawy, że mam tyle

rzeczy - wyjaśnił. - Nie wiedziałem, że lubisz gotować

- dodał, wdychając aromaty dochodzące z kuchni.

- Zwykle unikam takich zajęć, ale dziś będziesz

potrzebował dużo energii, by rozpakować te pudła. A

jeśli zajmę się kuchnią, nie będę musiała pomagać.

- Wiedziałem, że coś się za tym kryje.

- Zajrzałam do środka - powiedziała, wskazując

pudełko. - To nie porcelana.

- Jednak nie wytrzymałaś - roześmiał się i delikatnie

wyjął ze środka plastikowy model zabytkowego

samochodu.

Była to bardzo dokładna replika, odtworzono

background image

najdrobniejsze szczegóły. David rozwinął miękki

papier.

- Zapomniałem, że go mam. To pierwszy model, jaki

skleiłem. Byłem jeszcze dzieckiem. Tylko ten

zatrzymałem.

- To pocieszające. Już się bałam, że w innych

pudełkach jest ich więcej.

Samochodów nie znajdziesz, bo po jakimś czasie

przerzuciłem się na samoloty i helikoptery. Później

zainteresowały mnie modele w butelkach, ale szybko

odkryłem, że praca ze złotem i brylantami daje

więcej przyjemności i satysfakcji.

Rozwinął papierowe zawiniątko, które znalazł na

dnie pudełka. Była to tubka zaschniętego kleju.

- Nie sądziłem, że to też przywiozą.

- Zostawiłeś im całe pakowanie? - Pokręciła głową. -

Takie firmy pakują każdy śmieć, który znajdą.

Szczególnie jeśli opłata uzależniona jest od wagi i

rozmiarów paczki.

- Moja znajoma przeprowadzała się w zeszłym roku

do innej dzielnicy. Ekipa zawinęła w miękką gąbkę

każdą złamaną kredkę jej dziecka. Jeśli nie wyrzucisz

śmieci z kosza, na pewno wsypią jego zawartość do

kartonu i zakleją.

- Teraz rozumiem, dlaczego tyle tych pudeł.

- Nigdy się nie przeprowadzałeś?

- Zwykle niedaleko. Umawiałem się z kumplami i w

jedno popołudnie sprawa była załatwiona.

- Myślę, że tymczasem możesz ustawić wszystkie

background image

pudła w salonie przed regałami.

- Nie będą przeszkadzać?

- Będą, ale tylko tam się zmieszczą - powiedziała,

przykrywając garnek pokrywką. - Ja w tym czasie

przejrzę ogłoszenia. Od jutra zaczniemy szukać

jakiegoś

domku.

Przy

odrobinie

szczęścia

przeprowadzimy się na Boże Narodzenie. Włączyć

muzykę, żeby dodała ci energii? Może ragtime albo

jakieś brazylijskie rytmy?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

David czuł się przytłoczony ilością pudeł

czekających w korytarzu. Nie zdawał sobie sprawy, że

zgromadził tyle rzeczy. Jednak prawdziwym

zaskoczeniem był widok Eve. Nigdy przedtem nie

widział jej w dżinsach. Były bardzo obcisłe i

podkreślały jej zgrabną figurę. Za każdym razem, gdy

mijał kuchnię, niosąc kolejne pakunki, ciekawie

zerkał na Eve. To było głupie, ale nie mógł się oprzeć.

Nadal nie mieściło mu się w głowie, że

zgromadził tyle rupieci. Sprzedał część mebli, resztę

przekazał dla schroniska dla bezdomnych. Zostawił

tylko ukochany skórzany fotel i niewielki stolik.

Spodziewał się, że reszta rzeczy zmieści się w

kilkunastu pudłach.

Dopiero po godzinie na korytarzu widać było

wyraźną różnicę. Eve przyniosła wysoką szklankę

mrożonej herbaty. David jednym haustem wypił

połowę.

- Ostatnio nie chciało mi się chodzić na siłownię. Jak

przerzucę tę stertę, wystarczy mi treningu na rok.

Nasz salon zaczyna wyglądać jak chiński mur.

- Wiem. Dokończę wnoszenie i biorę się za

rozpakowywanie. A jeśli pudła są do połowy puste?

- Obawiam się, że możesz nie mieć tyle szczęścia -

powiedziała i delikatnie przejechała dłonią po blacie

background image

stolika, który właśnie zamierzał wnieść. - Bardzo

ładny.

- Cieszę się, że mamy podobny gust.

- Nie zawsze. Po co ci ten fotel? Miejscami ma

zupełnie przetartą skórę.

- To ulubiony fotel mojego ojca.

- Domyślałam się, że masz do niego sentyment, bo

uroda tego mebla jest dość wątpliwą sprawą. Musimy

kupić dom z obszerną piwnicą. - Schowasz tam, co

będziesz chciał. Żeby ci nie było przykro, że twoje

skarby tam wylądują, pomogę ci coś przenieść -

powiedziała, sięgając po pudełko na szczycie sterty.

David nie zdążył jej ostrzec, że jest dużo cięższe,

niż na to wygląda. Przechyliło się niebezpiecznie i

runęło w jej kierunku. Straciła równowagę. David

błyskawicznie wyobraził sobie, że Eve uderza

plecami o twarde płytki podłogi. Rzucił się do przodu.

Wiedział, że nie uda mu się w pełni zapobiec

katastrofie i Eve upadnie. Usiłował przynajmniej

odepchnąć spadające pudło, żeby nie wylądowało na

jej żebrach.

Dosięgnął pudła, lecz pośliznął się przy tym na

rozlanej herbacie i upadł prosto na Eve. Pudło z

hukiem uderzyło o podłogę.

- Czy mógłbyś mi powiedzieć, co miałeś zamiar

zrobić? - spytała spokojnie, leżąc na podłodze.

Uniósł głowę.

- Robiłem, co mogłem, żeby nie spadła na ciebie piła.

- Co? - Spojrzała w stronę pudła.

background image

- Piła tarczowa. Przejąłem po ojcu trochę narzędzi.

- Skąd wiesz, że jest właśnie w tym pudle?

- Sam ją pakowałem jeszcze w jego domu. Ojciec

robił meble. Nauczył mnie dbać o narzędzia.

Zachowałem je, żeby urządzić własny warsztat.

- W takim razie musimy poszukać domu z naprawdę

dużą piwnicą. Może tymczasem wstaniemy z podłogi?

Jest mi tu dość niewygodnie.

Powoli zaczął się podnosić. Zupełnie nie miał na

to ochoty. Wolałby raczej objąć Eve i mocno ją

pocałować. Wstał, ociągając się, i podał rękę Eve.

- Nic ci się nie stało? - spytał.

- Chyba miałeś szczęście. Musiałbyś tłumaczyć się

przed Henrym, gdybym połamała kości.

Otrzepała dżinsy i weszła do środka. Zdał sobie

sprawę, że gdyby stało jej się coś poważnego,

rozmowa z Henrym nie byłaby największym

problemem. Prawdziwym koszmarem byłyby dręczące

go wyrzuty sumienia.

Następnego ranka byli gotowi do wyjścia

punktualnie co do minuty.

- Mam nadzieję, że po drodze nic nas nie zatrzyma.

Taksówka nie złapie gumy, żadnych stłuczek ani

walących się budynków - powiedziała Eve, dopijając

kawę.

background image

- I nie zepsuje się zamek u drzwi - dodał David,

poruszając klamką. - Mówię poważnie. Chyba odpadła

sprężyna. Możemy wyjść, ale drzwi nie da się

zamknąć.

- Po prostu cudownie. Zadzwonię do konserwatora

budynku. Jeśli odbierze jego żona i powie, że właśnie

wyjechał, to nie ręczę za siebie.

- Rozejrzyj się, może masz śrubokręt? - odezwał się

David.

- Nigdy nie miałam.

- W moich rzeczach jest gdzieś pudełko z

podręcznymi narzędziami.

- Gdzieś? To cenna wskazówka. Mam szukać na chybił

trafił? - spytała zaczepnie.

- Już ci mówiłem, że gdybyś jadała śniadania,

miałabyś rano lepszy humor - powiedział i ruszył na

poszukiwanie narzędzi.

Kiedy David znalazł wreszcie szary, plastikowy

pojemnik, potrzebował tylko kilku minut, żeby uporać

się z zamkiem. Jednak i tak spóźnili się do pracy po

raz trzeci z rzędu.

- Żałuję, że odwołałem zakłady - stwierdził Henry,

gdy wreszcie dotarli.

Eve opowiedziała o historii z zamkiem. Henry

tylko przewrócił oczami.

- Może lepszy byłby nowy konkurs - stwierdził. -

Trzeba będzie obstawiać, jaką podacie przyczynę

spóźnienia.

Spojrzał uważnie na Davida.

background image

- Sprzątałem dziś na moim stole i znalazłem kamień,

o którym już dawno zapomniałem. Przepiękny szafir,

pięć czy sześć karatów. Kupiłem go jakieś dwa lata

temu. Może chcesz obejrzeć?

Eve nie zdziwiła się, że Henry mógł zapomnieć o

takim kamieniu, ale nerwowo rozejrzała się wokół.

Lepiej, żeby tego nie usłyszał żaden klient.

- David, zanim pójdziecie do swoich zabawek,

chciałabym wiedzieć, czy skończyłeś naszyjnik dla

pani Morgan.

Skinął głową.

- Muszę jeszcze tylko sprawdzić, czy czegoś nie

przeoczyłem.

- Zadzwonię do niej i powiem, że może go dziś

odebrać - powiedziała i poszła do swojego gabinetu.

Ktoś położył na jej biurku gazetę otwartą na

rubryce towarzyskiej. Zajrzała do niej, wybierając

numer telefonu. Gazeta poświęciła pół strony

reportażowi ze ślubu Eve i Davida. Eve zostawiła

Estelli Morgan wiadomość na automatycznej

sekretarce i czytała dalej. Reporter przedstawił

uroczystość i wesele, jakby to była najbardziej

romantyczna historia stulecia. Zamyśliła się. Dla niej

wyglądało to zupełnie inaczej.

Schowała gazetę do szuflady i zeszła do sali

wystawowej. Poranek był wyjątkowo spokojny. Nie

pojawił się jeszcze żaden klient. Jedna z

ekspedientek czyściła wszechobecne odciski palców

na szklanej gablocie, druga układała pierścionki,

background image

żeby lepiej prezentowały się w świetle punktowego

reflektora. Plotkowały, nie przerywając pracy. Eve

przeszła już przez pół sali, gdy usłyszała znajome

imię.

- Nigdy nie sądziłam, że Travis Tate będzie takim

wspaniałym ojcem - powiedziała jedna z nich.

- Ja też nie, ale teraz...

- Coś się stało z Travisem? - Eve wtrąciła się do

rozmowy. - Przecież był u nas w poniedziałek.

- Tak, to ja rozmawiałam wtedy z jego sekretarką.

Pilnie go szukała. Dlatego był w twoim gabinecie.

Powiedział, że nie będziesz miała nic przeciwko temu,

jeśli skorzysta z telefonu.

- Dlaczego nie zadzwoniła do niego na komórkę?

Ekspedientka wzruszyła ramionami.

- Podobno nie działała. W każdym razie wtedy nie

wiedziałyśmy, o co chodzi.

Pewnie szukał go jakiś klient? - upewniła się Eve już

spokojniejszym tonem.

- Też tak myślałam, ale jego sekretarka dziś

zadzwoniła i wyjaśniła sprawę. Szukała wtedy Travisa,

bo jego żona zaczęła rodzić.

- Tym razem bliźniaki - dodała druga pracownica.

Eve poczuła, że grunt usuwa jej się spod nóg.

Powiedziałam mu, żeby wrócił do domu i ratował

małżeństwo. Energicznie się do tego zabrał,

pomyślała.

- To były wcześniaki. Spodziewali się ich za niecałe

dwa miesiące. Pewnie dlatego Travis był tutaj, a nie

background image

w domu przy żonie. W każdym razie ma dwóch

chłopców. Pewnie wpadnie do nas pokazać zdjęcia.

Szczerze wątpię, skomentowała w duchu Eve i

zawróciła do gabinetu. Chciała być sama. Czuła się

tak słabo, jakby za chwilę miała zemdleć. Słyszała za

plecami dalszy ciąg rozmowy.

- Może nie powinnam nic mówić? Myślisz, że była nim

zainteresowana?

- Chyba żartujesz. Kobieta, która jest z Davidem

Elliotem, nie spojrzy nawet na takiego głupka jak

Travis.

Pomyślała, że łatwo się pomylić, jeśli nie zna się całej

prawdy. Te plotkujące kobiety niewiele rozumiały ze

sprawy, o której tak zawzięcie dyskutowały. Jednak

nie czuła się oburzona. Przypomniała sobie, że nie

tylko one wyrażają się lekceważąco ojej byłym

ukochanym. Według Davida Travis wszystko

zaplanował. Nie był w niej zakochany, kłamał na

temat separacji z żoną. Dopiero teraz dotarło do

niej, że kiedy

Travis mówił o rozpadającym się małżeństwie, jego

żona musiała już być w ciąży. Nie trzeba było nawet

zaglądać do kalendarza, by to ustalić.

Poczuła narastającą wściekłość. Kiedy ona nie

spała po nocach, zmagając się z decyzją co do ich

przyszłości, Travis cieszył się życiem w domowych

pieleszach. Gdy zdecydowała się poświęcić własne

szczęście dla dobra jego dzieci, pewnie już wiedział,

że żona jest w ciąży. No i oczywiście wiedział o tym,

background image

gdy spotkał Eve na lotnisku. Mówił wtedy, jak bardzo

stara się uratować małżeństwo, lecz niestety, bez

skutku.

Była zła na niego, a jeszcze bardziej na siebie.

Ależ z niej naiwna idiotka! Uwierzyła we wszystkie

kłamstwa Travisa. Nabrała się na najstarszą na

świecie historyjkę o mężu, którego nie rozumie żona.

Idiotko, powtarzała sobie, nie kochał cię. Chciał tylko

skorzystać z okazji, a przy tym zadbać o własne

interesy. Znów przypomniała sobie, co mówił David.

Travis pewnie porzuciłby żonę. Ostatecznie związek

z Eve dawał mu dostęp do majątku Henry'ego. Teraz

zrozumiała zachowanie Travisa na widok Davida. Nie

mógł go znieść, bo David pokrzyżował mu plany.

Rozległ się cichy dzwonek u drzwi. Wszedł jakiś

klient. Eve nie zwróciła na to uwagi. Jednak po chwili

usłyszała obrażony głos Estelli Morgan.

- Zupełnie nieodpowiednia chwila, żeby ściągać mnie

do śródmieścia - przemawiała do ekspedientki. -

Przecież byłam tu już wczoraj. Oczywiście, gdybym się

nie upomniała, nie wiadomo, jak długo by to jeszcze

trwało.

- Mamo - zaprotestował cienki głosik. - To nie wina

ekspedientki.

Eve wzięła głęboki wdech, zapomniała na

moment o Travisie, przyoblekła twarz w grzeczny

uśmiech i ruszyła przez salę. Podeszła do Estelli

Morgan i jej czarnowłosej, niewysokiej córki. Stojąca

przed nimi ekspedientka wyglądała na przerażoną.

background image

- Ja obsłużę panią Morgan - powiedziała cicho. -

Poproś tu pana Elliota.

Pracownica z wyraźną ulgą popędziła w stronę

schodów. Estella obdarzyła Eve niechętnym

spojrzeniem.

- Podobno naszyjnik już gotowy. - Rozejrzała się. -

Nigdzie go nie widzę.

- Nie wystawiamy zamówionej biżuterii bez zgody jej

właściciela - odparła Eve miłym tonem. - Proszę za

mną.

Poprowadziła panie do małego pokoju na

parterze.

- Myślę, że ci się spodoba - powiedziała z uśmiechem

do młodszej z kobiet.

Dziewczyna nie była co do tego przekonana.

- Czego byście nie zrobili z tymi pierścionkami, zawsze

będą to stare rupiecie - powiedziała cicho. - To nie

był mój pomysł. Gdyby to ode mnie zależało,

pozbyłabym się ich i kupiła coś naprawdę ładnego.

- Jess, kochanie - odezwała się Estella słodkim

głosem. - Eve zapewnia, że te stare rupiecie w

rękach mistrza zamieniły się w prawdziwy skarb.

Jeśli jej się nie spodoba, pomyślała Eve,

naprawdę to odkupię. Wszedł David, trzymając

zawiniątko z czarnego aksamitu. Za nim wkroczył

uśmiechnięty Henry.

- Nie chcę przeszkadzać - powiedział, witając się

z Estellą. - Jestem tylko ciekaw, czy się spodoba.

David jednym ruchem rozwinął aksamit. Przed

background image

chwilą nie było na co patrzeć. Teraz nagle przed

oczami zgromadzonych ukazała się błyszcząca w

świetle złota pajęczyna. Eve pomyślała, że David

zachował się jak wytrawny aktor.

Zapadła długa cisza. Zwykle był to dobry znak,

gdy klient milczał zaskoczony urodą przedmiotu.

Jednak z Estellą Morgan nigdy nic nie było wiadomo.

Wreszcie Jess wyciągnęła palec i dotknęła naszyjnika

tak delikatnie, jakby mógł się rozpłynąć. Spojrzała na

Davida.

- Nie do wiary, co pan potrafi zrobić. Jak zobaczą to

moje przyjaciółki, wszystkie przybiegną, żeby coś u

pana zamówić. Jednak to ja mam pierwszą rzecz,

którą pan zrobił w Chicago.

Nieprawda, pomyślała z dumą Eve. Moja

obrączka była pierwsza.

- Mam nadzieję, że ten naszyjnik nigdy ci się nie

znudzi.

Estella Morgan głośno chrząknęła, żeby zwrócić

na siebie uwagę.

- Niezupełnie tak to sobie wyobrażałam - stwierdziła.

Po raz drugi w pokoju zaległa cisza.

- O to właśnie chodzi - zaczęła Eve. - Specjalizujemy

się w rzeczach niezwykłych i niepowtarzalnych. Gdyby

chciała pani coś przeciętnego, nie przyniosłaby pani

pierścionków do Birminghama, tylko do innego

jubilera, których w tym mieście są setki, prawda?

- Mamo, nie wygłupiaj się - nie wytrzymała Jess. - Nie

widzisz, że jest cudowny? Pomoże pan mi to

background image

założyć? - Jess zwróciła się do Davida, patrząc mu

zalotnie prosto w oczy.

David zerknął na Eve.

- Chyba ty masz większe doświadczenie.

Eve zapięła naszyjnik. Pani Morgan zdążyła już

sięgnąć po torebkę. Wstała.

- Wygląda jak obroża - oświadczyła. - Ale jeśli ci się

podoba, kochanie, to i ja jestem zadowolona.

Henry odprowadził obie panie do drzwi. Gdy

wreszcie zniknęły, Eve z ulgą opadła na krzesło.

- Ciekawe, co ona sobie wyobrażała. Że połączymy

stare pierścionki w jeden łańcuch?

David spojrzał na nią badawczo. Czuła, że

wreszcie opuszcza ją napięcie, którego od dawna nie

mogła się pozbyć. Była wściekła, kiedy ekspedientka

powiedziała jej o żonie Travisa, lecz dopiero teraz

zdała sobie sprawę, że nie cierpiała z tego powodu.

Czuła ból po rozstaniu z Travisem, to prawda. Teraz

jednak nie był już w stanie jej zranić. Nie rozumiała,

jak to się stało, lecz właściwie przestało ją to

obchodzić. Wreszcie czuła się wolna. Musiałam

przeczuwać, że coś między nami było nie tak,

pomyślała. Spojrzała na Davida zupełnie inaczej niż

dotychczas. Jakby nagle ujrzała go przez mikroskop.

Nie była wolna, lecz nie z powodu Travisa. Była

przekonana, że go kocha, ale wtedy jeszcze nie

miała pojęcia, co to jest miłość. Teraz dotarło do niej,

że w ciągu ostatnich dni stało się coś

niewyobrażalnego. Zakochała się we własnym mężu.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Wmówiła sobie, że z powodu Travisa już nigdy

nie będzie w stanie kochać. Tamten związek oparty

był wyłącznie na jednostronnym zauroczeniu, teraz

stało się to dla niej jasne. Jak i to, że zakochała się

do szaleństwa w Davidzie. Zastanawiała się, jak do

tego doszło. Ustalili warunki, wytyczyli granice,

oboje to zaakceptowali.

background image

Od początku miała do niego zaufanie. Mogła na

nim polegać i nie musiała mieć się na baczności.

Polubiła go, a potem sprawy nabrały tempa i zaczęło

się dziać coś dziwnego.

- Eve? Wszystko w porządku? - spytał David.

Zesztywniała, jakby obawiała się, że może

odczytać jej myśli.

- Świetnie - powiedziała. - Tylko trochę boli mnie

ramię. Chyba wczoraj przy upadku naciągnęłam

sobie jakiś mięsień.

Stanął za jej krzesłem.

- Pokaż, gdzie boli.

- To naprawdę nic takiego. - Pokręciła głową.

Położył dłonie na jej ramionach i delikatnie

próbował znaleźć bolące miejsce. Chciała wstać,

strącić jego dłoń, a jednocześnie pragnęła jak

najdłużej napawać się jego delikatnym dotykiem.

- Może powinnaś wrócić do domu, poleżeć, zrobić

sobie okład?

- Nie - odpowiedziała pospiesznie. - Mam za dużo do

zrobienia, żeby wziąć wolny dzień.

- Dzwoni pani Reznor z agencji - poinformowała

ekspedientka, stając w drzwiach.

Eve wstała.

- Odbiorę u siebie.

Ekspedientka spojrzała z wahaniem.

- Prosiła Davida.

- Oczywiście, powinnam się domyślić - stwierdziła

Eve.

background image

- Masz głośno mówiący aparat. Możemy oboje z nią

rozmawiać.

- Jestem pewna, że nie będzie z tego zadowolona. -

Spojrzała na Davida. - Boże, zachowuję się jak

potwór. Ta Jayne wyzwala we mnie najgorsze

instynkty.

Mówiła prawdę, choć podobnie poczuła się,

widząc, jak Jess Morgan patrzy w oczy Davidowi.

Poczuła zazdrość. Teraz zrozumiała, dlaczego tak

dziwnie zareagowała, gdy David zaproponował, żeby

zmienili łączącą ich umowę i zaczęli żyć jak prawdziwe

małżeństwo. Była zaintrygowana taką możliwością,

choć nie chciała się do tego przyznać. David nie

ukrywał swego zainteresowania jej osobą, a jej to

pochlebiało. Po prostu.

David proponował jej taki związek, jaki łączył

Henry'ego i Sarah. Zaaranżowane małżeństwo, bez

wielkich uczuć, ale stabilne i trwałe. Jednak Eve

marzyła o prawdziwym związku pełnym namiętności.

Trudno, pomyślała. Marzenia są ważne, ale nie

wolno zapominać o rzeczywistości. Mogła wybierać:

albo związek bez zaangażowania obu stron, albo nic.

Nie, to zbyt okrutne...

David przekręcił klucz w zamku.

- Prawdziwa przyjemność. Nadal działa.

background image

Eve zdążyła już zapomnieć, że rano mieli kłopoty

z zamknięciem mieszkania.

- Jak mogłeś wątpić? Przecież to ty naprawiałeś. A

przy okazji, teraz twoja kolej na gotowanie.

Spojrzał na nią spod oka.

- Naprawdę chcesz zaryzykować? Jeśli chodzi o moje

umiejętności kulinarne, potrafię zrobić kanapki z

serem i zamówić przez telefon pizzę.

- Sera chyba nie mamy - powiedziała. - Musi być

pizza.

- Może nawet udałoby mi się przygotować coś innego

- stwierdził, sprawdzając zawartość lodówki. -

Najpierw powinniśmy napić się wina. Jeśli będziesz

wstawiona, nie zauważysz, gdy coś przypalę.

- Świetny pomysł. Zapomniałam cię zapytać, co miała

do powiedzenia Jayne Reznor.

- Ciągle ten sam temat - powiedział, podając jej

kieliszek z winem.

- Mówiła, że będziesz świetnie wyglądał na jachcie

obok modelki ubranej wyłącznie w szafiry w kolorze

morskiej wody? Tak?

- Mniej więcej. Powiedziałem jej, że chcę, żebyś to ty

wystąpiła jako modelka. Musi więc wytężyć umysł,

bo wspomniałem o twoim uczuleniu na słońce.

- Co?

- Żartuję. Powiedziałem, że jednak powinni wymyślić

coś zupełnie nowego.

- Masz więcej rozsądku, niż myślałam - stwierdziła z

zadowoleniem. Wzięła kieliszek i poszła się przebrać.

background image

Gdy wróciła, dobiegł ją hałas przestawianej

patelni i ciche przekleństwo. Zniechęciło ją to do

zaglądania do kuchni. Salon też nie wyglądał

przytulnie ze stertą pudeł i rozsypanymi narzędziami.

Chcąc nie chcąc, wzięła się za porządki. Stwierdziła,

że podział pracy zupełnie jej nie odpowiada. Zaczęła

żałować, że nie zgłosiła się na ochotniczkę do

gotowania. Zdjęła kilka pudełek. Tym razem

najpierw sprawdzała, czy je udźwignie. Zajrzała do

jednego z napisem: "Szafki kuchenne". Jak

przypuszczała, w środku nie było szafek, tylko ich

zawartość, wrzucona byle jak do kartonu przez

prężną ekipę. Nie brakowało nawet zeschniętego

pieczywa. Miała nadzieję, że nie natknie się na

rozmrożone resztki z lodówki. Wyrzuciła śmieci do

plastikowego worka i poszła do kuchni.

Mimo obaw, nie otoczył jej swąd spalonych

potraw. Poczuła zapach przypraw i smażonego

łososia. David uniósł wzrok. Nie miał na sobie

marynarki ani krawata.

- Widzę, że wzięłaś się za porządki. Może znalazłaś

mój ulubiony nóż?

- Ulubiony, bo jedyny? Był wśród rupieci. Wygląda,

jakbyś ścinał nim gałęzie.

- To prawda, sporo przeszedł. Uważaj, jest ostry -

powiedział, wyciągając rękę. Eve próbowała mu go

podać. Zderzyli się dłońmi. Eve wypuściła trzonek.

Nóż wyleciał w górę. Spadając, skaleczył jej

przegub.

background image

David miał rację. Nóż był ostry. W pierwszej

chwili nawet nie poczuła, że ma przeciętą skórę.

Zorientowała się, dopiero gdy zobaczyła pierwsze

krople krwi. David natychmiast sięgnął po papierowy

ręcznik.

- To tylko draśnięcie - uspokoiła go.

- Ale i tak trzeba zdezynfekować - powiedział,

otwierając apteczkę.

Eve

obrzuciła

kuchnię

roztargnionym

spojrzeniem. Na blacie leżała papierowa serwetka z

jakimiś szkicami. David zauważył jej spojrzenie.

- Próbowałem narysować to, co wymyśliłaś.

- Ja?

- Powiedziałaś dzisiaj, że pani Morgan pewnie chciała,

żebyśmy połączyli jej pierścionki w jeden łańcuch.

To według mnie świetny pomysł na oryginalną

bransoletę.

- Tylko żartowałam.

- Wiem, ale zainspirowałaś mnie. Nie myślałaś nigdy o

projektowaniu?

Jeszcze raz spojrzała na szkic. Bransoletka była w

zupełnie innym stylu niż naszyjnik Jess Morgan.

Jednak na odpowiednią okazję i do odpowiedniego

stroju:..

- Trochę dziwna. Sama nie wiem.

- Ma własny, niepowtarzalny styl - upierał się. - Może

nie na każdy gust, ale coś w niej jest.

- Próbujesz wymyślić wzory, które przyciągną młodszą

klientelę?

background image

Skinął głową.

- Nowy rodzaj biżuterii. Może niezbyt misternej, lecz

oryginalnej. Rozumiesz, o czym mówię, prawda?

- Naszkicuj coś, a jeśli znów zjawi się klient z garścią

starych pierścionków...

- Myślałem raczej o starych zapasach. Każdy jubiler

przechowuje jakieś niezbyt udane egzemplarze.

- Znajdzie się coś na dnie głównego sejfu. Jeśli

chcesz, mogę tam jutro zajrzeć.

David zabandażował jej przegub.

- Tworzymy zgrany zespół - stwierdził.

Pomyślała, że wolałaby, żeby łączyło ich coś

więcej. Jednak dlaczego niby David miałby ją nagle

obdarzyć gorącym uczuciem? Na początek dobry i

“zgrany zespół". Jeśli nie można mieć całego

bochenka, lepiej zadowolić się jedną kromką, niż

obejść się smakiem. Zgodziła się na małżeństwo

oparte na szacunku i zaufaniu. Uważała, że o miłości

nawet nie ma co marzyć. Jednak teraz radykalnie

zmieniła poglądy na tę sprawę.

David powiedział kiedyś, że będzie potrzebowała

bliskości drugiej osoby i zatęskni za uczuciem. Tak,

miał rację, a ona boleśnie się pomyliła. David spojrzał

przez ramię.

- Jeśli nie jesteś poważnie ranna, może podasz

tale...

Przerwał w pół słowa, widząc jej spojrzenie. Powoli

podeszła do niego. Czubkami palców dotknęła jego

koszuli. W tych dziesięciu małych punktach przywarła

background image

do niego jak przyklejona. Uniosła wzrok.

- Pocałuj mnie.

- Znów ktoś nas obserwuje?

Pokręciła przecząco głową.

- Po prostu mnie pocałuj.

Wyciągnęła ręce i objęła go za szyję.

- Eve, co ci się nagle stało? - spytał niepewnym

głosem.

- Powiedziałeś, że jeśli będę chciała zmienić nasz

układ, powinnam cię o tym uprzedzić. Chcę go

zmienić - szepnęła.

Dotychczas

zawsze

całowali

się

przy

świadkach. Teraz wreszcie byli sami. Świat

zewnętrzny przestał istnieć. Liczył się tylko David.

Po raz pierwszy w życiu Eve była tak bezgranicznie

szczęśliwa.

David uniósł głowę.

- Do diabła, Eve. Czuję się jak w raju. Właśnie

dostałem jabłko, ale wydaje mi się, że gdzieś tu

czai się wąż - powiedział zdyszany.

- Rozumiem. Jesteś zaskoczony, że próbuję cię

kusić. Świetnie. Właśnie o to mi chodzi. Nie

zapomnij wyłączyć piekarnika. Kolacja musi

poczekać.

David już dawno zorientował się, że Eve jest

najbardziej niebezpieczna, gdy się uśmiecha. Teraz

też nie mógł się oprzeć, widząc zaproszenie, o

którym mógł tylko marzyć. Jednak coś go

niepokoiło. Zbyt szybko zmieniła zdanie. Wczoraj

background image

oskarżyła go, że nakłania ją do seksu, a dziś sama

próbowała go uwieść. Jeśli Eve uważała, że Travis

Tatę jest jedynym mężczyzną, którego może

kochać, to jaką rolę przewidziała dla niego? Miał

zastąpić byłego ukochanego, bo akurat był pod

ręką? Spojrzał na jej dłoń. Na palcu błyszczała

obrączka, którą dla niej zrobił. Nie miał zamiaru

dłużej roztrząsać wszystkich za i przeciw.

Wyciągnął rękę i wyłączył piekarnik.

Eve zaskoczyło jego wahanie. Przecież wyraźnie

dał do zrozumienia, że chciałby się z nią kochać.

Czyżby od wczoraj zmienił zdanie? Jednak nim

zdążyła się nad tym dłużej zastanowić, nagle

najwyraźniej podjął decyzję, bo całkowicie przejął

inicjatywę. Wziął ją na ręce i ruszył w stronę

sypialni.

- Nie mam nic przeciwko temu, żeby kochać się w

kuchni - powiedział, popychając drzwi ramieniem -

ale aż tak nie musimy się spieszyć.

Nie miała czasu, żeby sobie wyobrażać, co będzie

dalej. Pocałował ją i przycisnął do siebie.

Gdy dużo później senna i uśmiechnięta z

zadowolenia leżała przytulona do niego, przyszedł

czas na zastanowienie. Jak mogła wątpić w swoje

uczucia? Przecież to było oczywiste, jasne jak słońce.

- Henry będzie uszczęśliwiony - szepnęła.

David uniósł głowę zaledwie o kilka centymetrów,

background image

jakby nie miał siły.

- Myślisz teraz o Henrym?

- Przede wszystkim o tobie - powiedziała,

powstrzymując ziewanie. - Teraz masz już wszystko,

co chciałeś zdobyć - szepnęła, zasypiając.

Eve obudziła się o świcie. Leżała nieruchomo,

patrząc na śpiącego Davida. Miał zmarszczone brwi,

jakby się nad czymś zastanawiał. Za pierwszym

razem, gdy obudziła się obok niego, myślała tylko o

tym, by jak najszybciej wyrwać się z niezręcznej

sytuacji. Tym razem miała ochotę obudzić Davida,

wśliznąć się w jego ramiona i kochać się z nim przez

cały dzień.

Jednak postanowiła być rozsądna. Pomyślała, że

ostatnia noc był cudowna, lecz rankiem trzeba

pozwolić

odpocząć

zmysłom

i

wrócić

do

rzeczywistości. Teraz na przykład oboje z Davidem

powinni pójść do pracy. Przypomniała sobie o

łączącej ich umowie. Mieli zbudować związek bez

uczuciowego zaangażowania. Nagle zaczęło jej to

przeszkadzać. Ostatnia noc zmieniła wszystko. Eve

poczuła się bardziej związana z Davidem niż po

złożeniu przysięgi małżeńskiej. Natomiast on chyba...

Nie miała wątpliwości, że tej nocy dała mu

szczęście. Warto jednak pamiętać, jak sprawy się

mają. To ona była ślepo zakochana, a nie David.

background image

Trzeba postępować wyjątkowo ostrożnie, bo David nie

uwierzy w nagłą zmianę uczuć.

Cicho wyśliznęła się z łóżka i podreptała do

kuchni. Łosoś nie nadawał się już do zjedzenia. Z

przykrością wyrzuciła go do śmieci. Włączyła ekspres

do kawy i zaczęła przeglądać zawartość lodówki.

Postanowiła zaskoczyć Davida. Dziś zje śniadanie, a

nawet osobiście je przygotuje. Gdy omlet na patelni

zaczął przyjemnie pachnieć, zajrzała do pudła z

rupieciami Davida, zdecydowana, żeby wyrzucić, co

się tylko da. Jedyną przydatną rzeczą był otwieracz do

konserw. Reszta wylądowała w koszu na śmieci.

Potem przyszła kolej na dokumenty. Eve włożyła je

do znalezionego obok kalendarza. Odwróciła się, żeby

spojrzeć na omlet. Gwałtowny ruch spowodował, że

kalendarz wysunął jej się z ręki. Papiery rozsypały się

na wszystkie strony. Zdjęła patelnię z ognia i zaczęła

je układać.

Już kończyła, gdy zobaczyła wycinek z gazety.

Było tam zdjęcie uśmiechniętej pary. Nie włożyła

wycinka do kalendarza. Mężczyzną na zdjęciu był

David. Z tekstu wynikało, że zaręczył się z Laurą

Benedict. Ślub planowano na listopad. Czyli... na

teraz, uświadomiła sobie struchlała Eve.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Eve jak skamieniała patrzyła na skrawek gazety.

Nic dziwnego, że zna się na welonach i sukniach

ślubnych, pomyślała wzburzona. Jednak po chwili

znów była w stanie logicznie myśleć. Ślub miał być w

listopadzie, ale nie wiadomo którego roku. Może to

jakaś stara historia, którą nie warto się przejmować?

Nie była naiwna. Nie uważała, że jest pierwszą

kobietą w życiu Davida. Wiedziała o tym od

pierwszego pocałunku na lotnisku. Od tamtej chwili

była o niego zazdrosna, choć sobie tego nie

uświadamiała. Żartowali oboje z jego tuzina

kochanek. Może specjalnie rozmawiał w ten sposób,

by ukryć ten jeden, naprawdę ważny dla niego

związek? Daj sobie z tym spokój. Z jakiegoś powodu

ożenił się nie z Laurą, tylko z tobą, przemawiała do

siebie w duchu. Laura Benedict i Travis Tatę należeli

już do przeszłości. Gdyby David uważał inaczej, nie

przechowywałby wycinka wśród pomiętych kartek i

nieaktualnych numerów telefonicznych.

Mimo wszystko musiała wiedzieć, musiała mieć

pewność. Obejrzała jeszcze raz wycinek. Na odwrocie

znalazła krótką notatkę, sporządzoną kobiecym

charakterem pisma. Ślub miał się odbyć w

nadchodzącym tygodniu. Oczywiście, teraz już nic z

background image

tego. Wtrącił się Henry i przewrócił życie Davida do

góry nogami. Sama przekonywała Davida, że zostać

następcą Birminghama to szansa, która zdarza się

tylko raz. Tylko głupiec mógłby z niej nie skorzystać,

a David do głupich nie należał. Odszedł więc od

Laury. A jeśli nie? Może opowiedział jej takie same

bajeczki jak Travis?

David wszedł do kuchni na palcach. Podszedł od

tyłu do Eve i objął ją obiema rękami. Zesztywniała na

chwilę. Pocałował ją w szyję.

- Przestraszyłem cię? Przepraszam. Zobaczyłem, że

robisz śniadanie. Musiałem cię dotknąć, żeby się

przekonać, że to nie złudzenie.

Wyśliznęła się z jego objęć i przełożyła omlet na

talerz.

- Za chwilę podam tosty.

- Nie jesz? Pewnie umierasz z głodu po dzisiejszej

nocy - stwierdził David.

Zarumieniła się.

- Już zjadłam. Teraz wezmę prysznic. To dość długo

potrwa. Pojedź dziś do sklepu beze mnie.

Jej zachowanie zaniepokoiło go.

- Co mam powiedzieć Henry'emu?

- Na pewno coś wymyślisz - powiedziała, wychodząc z

kuchni.

David cicho zagwizdał. Nie wiedział, o co chodzi.

W nocy w jego ramionach leżała zupełnie inna

kobieta. Nawet nie przejęła się, że nie zdąży na czas

do pracy. Czyżby rozczarował ją jako kochanek? Nie,

background image

mało prawdopodobne. Wcale nie dlatego, że uważał

się za mistrza erotycznych podbojów. Po prostu

przekonał się, jak zmysłową i pełną temperamentu

kobietą jest jego żona. Pewnie Eve czuje się dzisiaj

nieco zawstydzona. Jednak zupełnie nie przewidział,

że znów zamieni się w sopel lodu.

Czy uznała, że postąpiła nielojalnie wobec

Travisa? W nocy wspomniała o uszczęśliwieniu

Henry'ego, ale to bez znaczenia. Jednak powiedziała

coś jeszcze. "Masz już wszystko, co chciałeś zdobyć".

- Dlatego to zrobiłaś? - szepnął do siebie. -

Pomyślałaś, że to twój obowiązek?

Co jest ze mną nie tak? Dlaczego trafiam na

mężczyzn, którzy już są związani z innymi kobietami?

- zastanawiała się Eve, biorąc prysznic. Najpierw

Travis, teraz David. Chociaż, były to dwa zupełnie

różne przypadki. Tym razem było o wiele gorzej, bo

wiadomość, że David chciał się ożenić z inną, nie

wpłynęła na ochłodzenie jej uczuć. Nadal chciała

budzić się w objęciach Davida i witać go

pocałunkiem. Wybrał ją, a nie Laurę. Chociaż, może

wybierał między Laurą a firmą Henry'ego. Cóż, w

takiej sytuacji ta pani nie miała żadnych szans.

Eve pomyślała, że Travis przypadkowo trafił w

sedno. David miał zbyt dużo do stracenia, nie

zaryzykuje rozstania z żoną. Na pewno pozostanie jej

background image

wierny. Nie złamie zasad, przynajmniej dopóki Henry

ma go na oku. To ona zachowała się jak

rozpieszczone dziecko. Sama ustaliła zasady, a teraz

reguły tej gry przestały jej się podobać. Musiała

dokonać wyboru. Jeśli chciała zachować szacunek do

siebie, powinna

dotrzymać umowy. W przeciwnym wypadku

złamałaby serce Henry'emu i przekreśliła przyszłość

Davida. Nie będzie więcej takich szaleństw, jak

ostatniej nocy. Pora wrócić do ustalonych wcześniej

zasad.

Davidowi zależało, żeby jak najszybciej

porozmawiać z Henrym. Oczywiście, jak na złość

starszy pan pojawił się w sklepie ze znacznym

opóźnieniem. Najpierw poszedł na śniadanie, potem

do parku na spacer. David siedział przy swoim stole,

próbując trzęsącymi się rękami naprawić zapięcie

broszki ozdobionej granatami. Kiedy usłyszał

stukanie laski, odłożył narzędzia i odwrócił się.

- Henry - powiedział z ulgą. - Chciałbym przez chwilę

z tobą pogadać.

Henry zatrzymał się obok stołu. Spojrzał na

broszkę i pokręcił głową.

- Jeśli chcesz mojej rady, powiem ci, że chyba pijesz

ostatnio za dużo kawy. Trzęsą ci się ręce.

- To nie z powodu kawy. - David wziął głęboki

background image

oddech.

Był zbyt niecierpliwy, żeby taktownie nawiązać

do interesującego go tematu.

- Chcę zmienić nasze ustalenia w sprawie firmy.

Henry zmarszczył czoło.

- Zdaje się, że już trochę na to za późno.

O wiele za późno, ale nie mam innego wyjścia,

pomyślał David.

- Szczerze mówiąc, chciałbym zerwać naszą umowę.

Za jego plecami coś z hałasem upadło na

podłogę. David odwrócił się na krześle. Na podłodze

leżała tacka wyłożona aksamitem. Wokół rozsypało

się kilkanaście pierścionków. Eve stała z

opuszczonymi rękami. Patrzyła na niego z taką miną,

jakby ją uderzył. David szybko wstał

- Eve.

Henry przytrzymał go za ramię. David zdawał

sobie sprawę, że jednym ruchem może zrzucić jego

dłoń. Jednak nie miało to sensu. Słyszał, jak Eve

zbiega po schodach. Już nie mógł jej dogonić. Przed

nim leżały porzucone pierścionki. Przyniosła je, żeby

spróbował zrobić bransoletkę według jej pomysłu.

- Nigdzie nie pójdziesz, mój chłopcze - ponuro

stwierdził Henry. - Wytłumacz mi, o co tu chodzi.

Eve pomyślała, że właściwie powinna czuć ulgę.

David podjął decyzję za nich oboje. Nie będzie

background image

musiała tłumaczyć nic Henry'emu. To nie ona go

rozczaruje. Po tym, co powiedział, czuła się jak

odrętwiała. Czy naprawdę nie mógł znieść dłużej jej

towarzystwa? Nawet firma przestała się dla niego

liczyć. Zrezygnował ze wszystkiego, byle tylko

odzyskać wolność.

Eve wyszła z budynku. Nie mogła znieść

ciekawskich spojrzeń współpracowników. Nie chciała

patrzeć na cierpienie Henry'ego. Nie miała też

ochoty siedzieć samotnie w pustym mieszkaniu.

Nieświadomie skierowała się do muzeum historii

naturalnej. Chodziła zamyślona wśród gablot pełnych

minerałów. Zobaczyła swoje odbicie w jednej z szyb.

Była blada, miała podkrążone oczy, jej ręce drżały

chorobliwie.

Spojrzała na dłoń. Platynowa obrączka błyszczała

na paku. Do dziś Eve nie zdjęła jej nawet na chwilę.

Teraz powoli ją zsunęła. Jeszcze wczoraj żałowała, że

nie ma zaręczynowego pierścionka w tym samym

stylu. Czy tę obrączkę David zrobił dla niej, czy dla

Laury? Przestań się zadręczać. Teraz nie ma to już

żadnego znaczenia, powtarzała sobie z uporem.

Schowała obrączkę do kieszeni, czując, że oto

zamyka ważny rozdział swego życia.

Gdy tylko weszła do mieszkania, zorientowała się,

że nie jest sama. No tak, pewnie David już zaczął się

pakować. Powiesiła płaszcz i weszła do kuchni. Woda

w czajniku właśnie się zagotowała.

- Dzięki Bogu, że już jesteś - powiedział David,

background image

wchodząc. - Już zaczynałem się martwić. Gdzie

byłaś?

Nie powiedziała mu, że teraz to już nie jego

sprawa. Nie widziała powodu, by rozstawać się w

gniewie.

- Nie chcę ci przeszkadzać, gdy będziesz się pakował.

Nie ruszył się z miejsca.

- Eve.

- Zbudowaliśmy domek z kart. Można było się

spodziewać, że tak krucha konstrukcja kiedyś się

rozpadnie. To tylko kwestia czasu - stwierdziła oschle.

Włożyła do kubka torebkę z herbatą i zalała

wrzątkiem. David stał bez ruchu.

- Dlaczego uważasz, że powinienem się spakować?

Kubek o mało nie wypadł jej z ręki.

- Po tym, co powiedziałeś dziś rano Henry'emu,

myślałam, że kazał ci się wynosić, gdzie pieprz

rośnie.

- Nie. Powtórzył mi tylko, że całą naszą trójkę łączy

umowa.

Spojrzała mu w oczy.

- To śmieszne. Nie ma prawa cię do niczego zmuszać,

jeśli chcesz odejść. Nic dobrego nie mogłoby z tego

wyniknąć dla niego, firmy i... dla mnie.

- Ostatniej nocy byłaś innego zdania.

- Co masz na myśli?

- Powiedziałaś, że teraz mam już wszystko, co

chciałem zdobyć.

Wzruszyła ramionami.

background image

- Przecież to prawda. Mogłeś projektować, co tylko

chciałeś. Jako protegowany Henry'ego miałeś

ułatwiony start. W przyszłości przejąłbyś kwitnący

interes.

- A ostatniej nocy zyskałem premię w postaci ciebie.

- Ale mnie nie chcesz, prawda? - spytała, wyjmując

obrączkę z kieszeni. - Proszę.

Nie wyciągnął ręki.

- Dlaczego tak myślisz? - spytał.

Położyła obrączkę na blacie.

- To już chyba nie ma znaczenia - stwierdziła z

goryczą.

Musiała wiedzieć jeszcze jedno.

- Czy tę obrączkę zrobiłeś dla mnie, czy dla niej?

Zamarł bez ruchu.

- Dla kogo?

- Laura Benedict miała zostać twoją żoną w najbliższą

sobotę. Zapomniałeś?

- Ach, więc stąd całe zamieszanie?

- Nie - powiedziała ze złością. - To nie ja

powiedziałam Henry'emu, że chcę się wycofać.

- Nie powiedziałaś, bo byłem szybszy. Jednak dziś

rano stało się jasne, że to właśnie tobie na tym

zależy. Chciałbym tylko wiedzieć, czy to z powodu

Laury.

- Nie - zaczęła zaczepnym tonem - ale mogłeś mi o

niej powiedzieć. Zwłaszcza jeśli ta sprawa

rzeczywiście należy do przeszłości.

- Tak właśnie jest.

background image

- Czyżby?

- Do diabła, Eve. Dlaczego robisz taką aferę ze

sprawy, która cię nie dotyczy? Nie miałem powodu,

żeby ci o niej mówić. Znajomość się skończyła, i tyle.

- Skończyła się z mojego powodu. Może raczej z

powodu firmy Birmingham.

- Nieprawda.

Zapadła cisza. Eve w napięciu czekała, żeby

powiedział coś więcej.

- To wszystko? - odezwała się wreszcie.

Spojrzał na nią z zastanowieniem.

- Zmieniłaś się, Eve. Gdybyś nadal była takim soplem

lodu, z jakim się ożeniłem, Laura w ogóle by cię nie

obchodziła.

Poczuła, że drżą jej ręce.

- Ja tylko...

Przerwała. Nie wiedziała, co zamierzała

powiedzieć. Czy to, że nie mogłaby znieść myśli, że

coś go łączy z inną kobietą?

- Właściwie, nie ma to już znaczenia. Powiedziałeś

Henry'emu, że się wycofujesz.

- Dzięki temu ty nie musiałaś nic wyjaśniać.

- Nie bądź taki rycerski. Nie uda ci się zrzucić winy na

mnie. Dajesz do zrozumienia, że chcesz mnie

ochronić przed złością Henry'ego. Jakoś nie wierzę,

byś kierował się takimi szlachetnymi pobudkami

- Tak - powiedział z namysłem. - Są inne powody.

Myślałem o tym już od jakiegoś czasu, chociaż Laura

nie ma z tym nic wspólnego. Znam ją od dawna i...

background image

- Nie chcę tego słuchać - przerwała Eve.

- Za późno. Zapytałaś, to teraz muszę ci

odpowiedzieć. Jej matka prowadziła rubrykę

towarzyską w lokalnej gazecie. Śluby były jej

ulubionym tematem. Spotykałem się z Laurą od

pewnego czasu i jej matka zaczęła wypytywać o

datę ślubu. Początkowo nas to złościło. Potem

pomyśleliśmy, że właściwie dlaczego nie? Dobrze się

rozumieliśmy, a jej rodzina była mi przychylna. Matka

Laury ustaliła datę z dużym wyprzedzeniem i

natychmiast opisała to w gazecie. Pewnie stąd się

dowiedziałaś?

Skinęła głową.

- Kawałek gazety wypadł z kalendarza.

- Jednak, kiedy już zostało to ogłoszone, wiedziałem,

że nie mogę tego zrobić. Laura jest wspaniałą

kobietą, kocham ją jak siostrę. No i w tym właśnie

tkwił problem. Było mi głupio. Powiedziałem jej, że

zasługuje na kogoś lepszego, na kogoś, kto ją

uszczęśliwi. Rozpłakała się.

Eve przygryzła wargę. Chyba mogłabym ją

polubić. Ma podobne problemy jak ja, pomyślała.

- Odpowiedziała - mówił dalej David - że zastanawiała

się, jak się taktownie wycofać. Ona też kochała mnie

jak brata, rozumiesz? Pośmialiśmy się i wszystko

zostało po staremu. Tylko jej matka mnie

znienawidziła.

- Wtedy nagle zjawił się Henry i przedstawił ci ofertę

nie do odrzucenia - szepnęła Eve.

background image

- Zaproponował dużo więcej, niż kiedykolwiek

mógłbym się spodziewać.

Zauważyła, że nadal nie wyjaśnił najważniejszej

kwestii. Westchnęła.

- Jeśli nie zależy ci na powrocie do Laury, dlaczego

zrywasz umowę?

Wydawało się przez chwilę, że nie usłyszy

odpowiedzi.

- Czułem się, jakbym cię wykorzystywał. Ożeniłem się

z tobą z powodu firmy Birmingham. Jak długo

bylibyśmy związani umową, nie uwierzyłabyś, że chcę

być z tobą z innego powodu.

Eve przyłożyła dłoń do serca. Bała się odezwać,

bała się poruszyć.

- Ojciec dawał mi dobre rady, ale o czymś zapomniał.

Mówił, że nie powinienem się spotykać z

dziewczynami, z którymi nie chciałbym się ożenić. Nie

dodał, że nie powinienem się żenić z kimś, kogo nie

chcę pokochać.

- Powiedziałeś Henry'emu...

- Musiałem mu powiedzieć, że nie chcę zapłaty za

małżeństwo z tobą. Birmingham to wyłącznie twoja

firma. Zrobię, co w mojej mocy, by cię do siebie

przekonać, byś spojrzała na mnie łaskawszym okiem

- przerwał na chwilę. - Kiedy wieczorem podeszłaś do

mnie, czułem się, jakbym wygrał na loterii. Natomiast

rano...

- Znalazłam ten wycinek o Laurze - wyjaśniła cicho. -

Pogodziłabym się z faktem, że mnie nie kochasz, ale

background image

nie mogłam znieść myśli, że kochasz inną.

Objął ją, przycisnął do siebie i pocałował. Przez

długą chwilę stała przytulona do niego, szczęśliwa i

bezpieczna.

- Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jesteś

atrakcyjna - odezwał się David. - Wtedy na lotnisku

byłem piekielnie zazdrosny o Travisa. Wiedziałem, że

pocałowałaś mnie tylko dlatego, by zagrać mu na

nosie.

Pokręciła głową.

- Podświadomie od początku zdawałam sobie sprawę,

że mój związek z Travisem nie ma przyszłości.

Dlatego przystałam bez większych oporów na plan

Henry'ego. W ten sposób próbowałam wyrugować z

serca Travisa.

- Słyszałaś o bliźniakach?

Uśmiechnęła się.

- Chyba teraz, gdy ma czworo dzieci na utrzymaniu,

trudniej mu będzie wmawiać kobietom, że jest w

separacji.

- Zamyśliła się na moment. - Co naprawdę

powiedziałeś dziś Henry'emu?

- Wszystko, choć nie miałem takiego zamiaru.

Umiejętnie wyciągnął ode mnie najdrobniejsze

szczegóły. To szczwany lis, od początku dobrze

wiedział, jak to się skończy. Jeśli kobietę i mężczyznę

zamkniesz na ograniczonej przestrzeni, wystarczy

tylko czekać na nieuniknione.

Mieliśmy dużo szczęścia.

background image

- Jednak to Henry pomógł naszemu szczęściu.

Przyznał mi się, że nie miał innych kandydatów

oprócz mnie. Uznał, że doskonale do siebie pasujemy.

Jesteśmy lojalni do bólu. Chociaż akurat to nie

zabrzmiało w jego ustach jak komplement.

Roześmiała się. David spojrzał jej w oczy.

- Eve, naprawdę myślałaś, że dałem ci obrączkę

przeznaczoną dla kogoś innego?

Nie odpowiedziała wprost.

- Kiedy w restauracji podeszła do nas pani Morgan,

powiedziałeś, że twoją pierwszą pracą w firmie

będzie obrączka ślubna. Nie widziałam, byś nad nią

pracował.

- Za nic nie pozwoliłbym ci na nią choćby spojrzeć. To

miała być niespodzianka - odpowiedział.

Sięgnął po obrączkę leżącą na blacie. Wsunął ją

Eve na palec.

- Kiedy dowiedziałam się o Laurze, byłam przekonana,

że zrobiłeś ją dla niej. Było mi przykro, ale nie

miałam pretensji. Przecież narzuciłam ci takie

ograniczenia, byś nie mógł błysnąć talentem.

- Naprawdę się starałem spełnić twoje życzenia.

Prosiłaś o coś prostego...

-

Odmówiłam

też

przyjęcia

pierścionka

zaręczynowego - dodała cicho.

- Żałujesz?

Pokręciła przecząco głową i uniosła dłoń.

- Obrączka jest dla mnie najważniejsza.

- Nie wierzę.

background image

- Masz rację - przyznała. - Żałuję. Zrobisz mi

zaręczynowy pierścionek z brylantem?

Delikatnie ją pocałował.

- Nie.

Uniosła brwi.

- Dlaczego? Bo już jesteśmy po ślubie?

David sięgnął do kieszeni.

- Nie, bo mówiłaś, że nie chcesz żadnych brylantów.

Wyciągnął

dłoń

z

pierścionkiem

niemal

identycznym jak obrączka. Był nieco szerszy, a w

wyszukanej oprawie tkwił niebieskozielony kamień.

Najpiękniejszy szmaragd, jaki Eve kiedykolwiek

widziała.

- Zrobiłeś go, nim jeszcze... - zaczęła, czując, że łzy

napływają jej do oczu.

- Tak. Jeszcze nim zrozumiałem, ile dla mnie

znaczysz.

- Podoba ci się?

- Jest piękny - szepnęła.

- Nim go założysz, powinnaś o czymś wiedzieć -

ostrzegł. - Obawiam się, że ma coś wspólnego z tym

naszyjnikiem z rubinem, o którym mówiła jedna z

klientek.

Zmarszczyła brwi.

- Chodzi ci o ten, na którym ciąży klątwa?

- Tak. Razem z tym pierścionkiem dostajesz

zakochanego, niezbyt rozsądnego męża. Naprawdę

chcesz być moją żoną?

- Nie wiem - odparła, udając, że się namyśla. - Czy

background image

nie lepszy byłby gorący romans? Mówiłeś, że ludzie

po ślubie nie romansują ze sobą.

- Nie miałem racji - powiedział, dotykając ustami jej

policzka. - Mogę ci to udowodnić, jeśli chcesz.

Uśmiechnęła się. Uniosła dłoń, żeby mógł wsunąć

jej pierścionek na palec.

- Chcę - powiedziała cicho. Nie musiała mówić nic

więcej, bo wszystko już było jasne.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Michaels Leigh Slub na zyczenie
R687 Michaels Leigh Slub na zyczenie
Michaels Leigh Ślub na życzenie
0687 Michaels Leigh Ślub na życzenie
062 Michaels Leigh Zareczyny na niby
Michaels Leigh Zaręczyny na niby
Michaels Leigh Zareczyny na niby
62 Michaels Leigh Zaręczyny na niby
348 Michaels Leigh Kłamstwo z miłości Romans na koniec lata
Michaels Leigh Sprzedaj mi marzenie
Michaels Leigh Kim jesteś Święty Mikołaju
Michaels Leigh Siła perswazji
PAMIĘĆ NA ŻYCZENIE, NAUKA, WIEDZA
Michaels Leigh Tajemniczy sąsiad
Michaels Tanya Kochanek na pocieszenie
Michaels Leigh Jeszcze jedna szansa

więcej podobnych podstron