zwierciadło 11/06
www.zwierciadlo.pl
68
| ŻYCIE WEWNĘTRZNE | ZNAKI
| 69
W mediach coraz więcej głosów propagujących kary cielesne jako
metodę wychowawczą. Czy to najlepszy sposób na przywrócenie
porządku, szacunku w domu i w szkole? Jak to jest z tym biciem?
Czy naprawdę niewinny klaps potrafi złamać dziecku kręgosłup?
– pyta
Katarzynę Miller
i
Wojciecha Eichelbergera
Tatiana Cichocka
bić
czy
nie bić
Zdjęcia Zosia Zija
lecano regularne bicie dzieci niezależnie od tego, czy cokol-
wiek zawiniły. Bodajże w niedziele po śniadaniu we wszyst-
kich pruskich domach odbywała się profilaktyczna chłosta
dzieci. Dla ich dobra oczywiście.
KM: Wówczas dziecko traktowano nie jak osobę, tylko coś,
co należy przystosować do posłuchu. Wcisnąć w sztancę, że-
by nie sprawiało kłopotu. Taki ktoś potem pójdzie na wojnę,
nie będzie robił żadnych rewolucji, ożeni się z tym, z kim trze-
ba, będzie tym, kim chcą rodzice, zajmie się na starość mamą
i tatą. Tak się wychowuje idealnego synka czy córkę. Dla sie-
bie. Trochę nam tych tęsknot zostało... Ale nie da się tak wy-
chować żywego człowieka, który czuje, ma swoje życie.
– To wygląda raczej na tresurę, a nie wychowanie.
WE: Bo to jest tresura. I podobnie jak terroryzowane
zamknięte w klatce zwierzę taki człowiek może się stać nie-
bezpieczny. Nie ulega wątpliwości, że pruska przemoc
– Często się zdarza, że nie płaczą, zacinają się. Nie chcą pokazać, jak
bardzo je to rani.
WE: Wtedy najlepiej widać, że dorośli biją, bo chcą złamać mora-
le dziecka i podporządkować je sobie.
– Dlaczego ktoś, kto sam był bity i czuł ten ból, to upokorzenie, zaczyna po-
tem uważać, że to było coś dobrego?
KM: Mama i tata w rozumieniu dziecka to dwie potęgi, wspania-
łe, sprawiedliwe. Oni dali życie, oni to życie utrzymują, karmią,
u nich się mieszka, do nich się przynależy i od nich całkowicie się
zależy. Dziecko nie ma dokąd pójść. Gdyby jego bogowie okazali się
nieboscy, to cały świat by się zawalił. Ono nie może do tego dopuścić.
– Ale przecież cierpi, czuje, że coś jest nie tak.
WE: Ale wypiera to ze świadomości. Musi chronić rodziców
za wszelką cenę. Więc aby móc wierzyć, że jego związek z rodzica-
mi opiera się na miłości, a nie na strachu i nienawiści, dziecko bie-
rze na siebie winę i uznaje, że zasługuje na bicie, że to z nim jest coś
nie tak.
KM: „To ja sprawiam, że rodzice wpadają
w gniew, że są okrutni, że mnie nie kochają. Gdyby
mnie nie było albo gdybym był inny, to oni by tak
nie musieli robić...”.
– Tym bardziej że rodzice to wzmacniają, mówią często:
„jesteś okropny, zły...”.
KM: Niewielu powie potem przepraszam, unio-
słem się niepotrzebnie, uderzyłem, bo byłem zde-
nerwowany. Reszta czuje ulgę, bo przecież na dziec-
ku można sobie ulżyć zupełnie bezkarnie, prawda?
Chyba że w końcu jakiś nastolatek tatusiowi odda...
Normalna hierarchia dziobania. Jedną z najsmutniejszych rzeczy
związanych z biciem dzieci jest to, że często one też zaczynają bić,
nie szanować innych ludzi. Trudno się wyrwać z tego kręgu.
– Słyszy się często, że trzeba dziecku „wybić z głowy” upór, żeby nie zostało
bandziorem. Tymczasem wy mówicie, że jest dokładnie odwrotnie?
WE: Bicie musi zostać wyidealizowane wraz z negatywnym
aspektem rodzica – „lanie musi przynieść dobre skutki”. Tymcza-
sem im bardziej rodzice biją, tym bardziej atrakcyjna dla dorastają-
cego dziecka staje się wszelkiego typu „bandziorka”. Jest ona bo-
wiem zarazem przejawem buntu przeciwko bijącym, krzywym
zwierciadłem, w którym się odbijają, i na dodatek wyrazem wierno-
ści wartościom przekazywanym przez bijących rodziców. Trzy w jed-
nym. Nie ma ucieczki od zasady, że przemoc rodzi przemoc – choć
owoce przemocy bywają sprytnie zakamuflowane. Szczególnie upo-
karzające i przerażające jest dla dzieci bicie z zimną krwią. Znacznie
łatwiej dziecku przyjąć rodzica, który wpada w złość, nie kontroluje
emocji i zachowuje się w pewnym sensie jak duże dziecko.
KM: Taki rodzic ma szansę powiedzieć potem: przepraszam,
uniosłem się. A ten bijący z zimną krwią nie. Bo dla niego bicie jest
częścią jakiegoś esesmańskiego systemu wartości.
WE: W wewnętrznym świecie dziecka taki rodzic gra rolę okrut-
nego demiurga, z zimną krwią zadającego ból i nieprzeżywającego
przy tym żadnych emocji. To są wzorce pochodzące w prostej linii
od tzw. czarnej pruskiej pedagogiki. W XVIII i XIX w. w Prusach za-
– W Warszawie na plakatach pojawiła się kampania „Kocham, więc
nie biję”. To pierwszy od dawna głos sprzeciwiający się oficjalnie karom
cielesnym. Czy bicie dzieci jest naprawdę takie złe? I dlaczego w ogóle
warto o tym rozmawiać?
Katarzyna Miller: Zaproponowałam ten temat, ponie-
waż takich głosów rozsądku w mediach ostatnio mało.
Za to z przerażeniem słyszę kolejne wypowiedzi będące
apoteozą bicia jako idealnej metody wychowawczej. Cytu-
ję z wypowiedzi znanego polityka opublikowanej niedaw-
no w „Wysokich Obcasach”: „U nas w domu tak zwane
trzy szybkie były bardzo częste. Pas wisiał na swoim od-
powiednim miejscu i wypełniał dobrą funkcję. [...] Ojciec
nie robił tego w afekcie, był spokojny, nie krzyczał”.
„W średniej szkole wpadłem w bandziorkę i cwaniac-
two”. I jeszcze: „Ani wtedy, ani dziś nie mamy do ojca o to
pretensji, wręcz przeciwnie”.
To opowieść pewnie o ponad połowie chłopaków w tym
kraju. I o tym, że jest związek pomiędzy biciem a tym, co się
czuje i co się potem robiło. I o tym, że wszyscy bardzo się
staramy tego związku nie widzieć.
Wojciech Eichelberger: Bicie jest jedną z najbardziej
dolegliwych form upokorzenia. Bite dzieci tylko po części
płaczą z bólu fizycznego – o wiele bardziej boli je poczucie
głębokiego upokorzenia.
To nie dziecko jest niegrzeczne, tylko mamusia albo
tatuś nie wytrzymuje, bo nie daje sobie rady ze sobą.
Dziecko to wielki sprawdzian tego, jacy jesteśmy.
Jeśli tkwią w nas pokłady nierozładowanej
agresji, znajdą ujście w trudnych sytuacjach
z dzieckiem. I klaps gotowy
ê
Wojciech Eichelberger
Katarzyna Miller
| 71
www.zwierciadlo.pl
70 | ŻYCIE WEWNĘTRZNE | ZNAKI
cji między dziećmi a rodzicami. Jeśli się nie ujawni, to
energia gniewu i rozgoryczenia zostanie skierowana prze-
ciwko samemu dziecku, przechodzi w autodestrukcję albo
w zachowania antyspołeczne.
KM: Dzieci dorastają dzięki temu, że wyciągają czerwo-
ny chodnik spod pomnika rodziców, pomnik się kruszy, ro-
dzice stają się normalnymi ludźmi. Wtedy młody człowiek
zaczyna budować siebie jako kogoś, kto przerasta swoich ro-
dziców, kto idzie dalej.
– Dlaczego jedni się buntują, a inni nie?
WE: Nie buntują się ludzie, których wolny duch został
uwięziony albo złamany przemocą. Odruchowy, paniczny lęk
przed karzącym autorytetem sprawia, że nie są w stanie się
mu sprzeciwić, nawet gdy dorosną. W skrajnym nasileniu
można to zobaczyć na filmie „Ojciec chrzestny”. Przewaga sto-
jącego nad grobem ojca jest tak druzgocząca, że syn, który
próbuje się zbuntować, zostaje publicznie ośmieszony, odrzu-
cony i praktycznie skazany na śmierć. Nie ma wyjścia; jeśli
się nie ukorzy, zginie. Więc żeby ratować własną godność i ży-
cie, utożsamia się z ojcem, by zająć jego miejsce i z czasem
stać się tyranem jeszcze okrutniejszym od niego.
KM: Niektórym pomiatanym i krzywdzonym udaje się zo-
stać tyranami totalitarnymi z ogromną władzą nad światem.
Inni, którym to nie wychodzi, zostają tyranami domowymi.
WE: Bijąc dziecko, instalujemy w jego psychice syndrom
mściwej ofiary podświadomie dążącej do tego, by się odegrać
i nigdy więcej nie pozwolić się upokorzyć. Wtedy trzeba zli-
kwidować wokół siebie wszelkie przejawy wolności i zapro-
wadzić terror.
– Choćby we własnym domu?
WE: W klasie, w grupie, wszędzie, gdzie ma się choć tro-
chę władzy. To będzie bijący ojciec albo agresywny mobbingu-
jący szef. Ale terror może mieć różne oblicza, można terrory-
zować i poniżać słowem, groźbami porzucenia, obrażaniem
się, często znacznie dotkliwiej niż biciem. Bicie nie jest jedy-
ną formą upokorzenia. Chodzi o to, by z wychowania wyelimi-
nować wszelkie formy terroru. Znam ludzi, którzy marzyli
o tym, żeby im rodzice przylali, tylko żeby wreszcie się zaczę-
li do nich odzywać.
KM: Znam matkę, która przez pół roku nie odzywała się
do swojej córki. Jak znieczulonym, chorym, biednym człowie-
kiem i jednocześnie okrutnym, bezlitosnym trzeba być, by to
zrobić? Ta matka sama była ofiarą domowego terroru.
– To jak wpajać dziecku jasne zasady, jak wychowywać?
WE: Dziecko dobrze się rozwija w atmosferze prawdy,
a nie dogmatów i przemocy – w otoczeniu dorosłych, którzy
nie wstydzą się mieć wątpliwości, poszukiwać, mylić się
i przepraszać. Nie wolno wychowywać dziecka tak, jak robił
to ów ojciec, który spostrzegłszy, że jego synek wali inne
dziecko łopatką po głowie, wyciągnął go za kark z piaskowni-
cy i przylał w tyłek, mówiąc: „Ja cię nauczę, gówniarzu, że nie
wolno bić słabszych i mniejszych od siebie”.
c
i upokarzanie dzieci biciem w wielkiej mierze przyczyniły się
do narodzin niemieckiego faszyzmu i nazizmu.
KM: Zachęcam do czytania książek Alice Miller, bo to re-
welacyjne książki na ten temat. Alice Miller jest jedną z nie-
wielu osób w psychologii i psychiatrii światowej, które w spo-
sób bardzo jednoznaczny i wołający o ogromną uwagę
pokazują związek między wychowaniem a stanem świata.
Bardzo niechętnie korzystamy ze zdobyczy tych dziedzin wie-
dzy podczas interpretacji na przykład historii albo ekonomii.
WE: Ludzie nie rozumieją, że to, czy dzieci są bite, czy nie,
ma naprawdę ogromne znaczenie dla losów naszej planety.
KM: Alice Miller udowadnia, że totalitaryzm, masowe mor-
dy i przestępstwa oraz choroby psychiczne mają swoje źródło
w dzieciństwie. Katowane ofiary stają się katami. Seryjni za-
bójcy czy totalitarni władcy niszczą innych ludzi i świat,
a chorzy psychicznie niszczą siebie, obracają swoją agresję
przeciwko sobie, bo nie potrafią zwrócić jej przeciwko innym.
Nadal będziemy produkować takie patologie, jeżeli nie za-
czniemy widzieć tego związku.
– Ale kto tu dziś mówi o katowaniu dzieci, tylko małe lanie od czasu
do czasu, dla ich dobra, z miłości...
KM: Groźne są te obiegowe opinie. Jednak część rodziców
woli je przyjąć, bo musieliby spojrzeć na siebie i przyznać się
przed sobą, że robią własnemu dziecku krzywdę. Więc lepiej
to wypierać albo znaleźć na to racjonalne, dobre wytłumacze-
nie, podeprzeć się jakimś autorytetem. Straszne jest, że
w pewnej grupie ludzi w ogóle się nie pojawia jakakolwiek wątpli-
wość co do słuszności takich kar.
– Słyszałam kiedyś coś takiego: ja nie biję mojego dziecka, tylko daję mu
klapsa w pupę, jak jest niegrzeczne...
KM: Po pierwsze, klaps w pupę to też bicie, po drugie, to nie
dziecko jest niegrzeczne, tylko mamusia albo tatuś nie wytrzy-
muje, bo nie daje sobie rady ze sobą. Z własną frustracją, z emo-
cjami, jakie ta sytuacja budzi. Dziecko to wielki sprawdzian tego,
jacy jesteśmy. W co zostaliśmy wyposażeni, jakie niesiemy ocze-
kiwania wobec świata, jakie stereotypowe role przyjmujemy,
za co się czujemy odpowiedzialni, jakie mamy poczucie własnej
wartości. W momencie, gdy pojawia się dziecko, budzą się nasze
niespełnienia, wraca falą własne dzieciństwo z jego traumami,
a przecież tyle energii włożyliśmy w to, żeby o nim zapomnieć.
Jeśli nie umiemy sobie radzić z własnymi emocjami, nie będzie-
my umieli towarzyszyć dziecku w przeżywaniu jego emocji. Jeśli
tkwią w nas pokłady nierozładowanej agresji, znajdą ujście
w trudnych sytuacjach z dzieckiem. I klaps gotowy.
WE: Bicie dzieci często bierze się z rodzicielskiej bezradności, by-
wa też jednak przejawem pójścia na łatwiznę w trudnej i czasochłon-
nej sprawie, jaką jest utrzymanie skutecznej i pozbawionej przemo-
cy kontroli nad zachowaniem dzieci.
– Umiem sobie wyobrazić sytuację, w której się dochodzi do muru.
KM: Wtedy można sobie właśnie powiedzieć: doszłam do muru.
Wiesz, jak na dziecko działa coś takiego, kiedy matka powie w sy-
tuacji granicznej – bo oczywiście musi to być jakaś ostateczność
– „ja się czuję bezradna w tej chwili”? To może być dla niego mo-
ment olśnienia: to ja dysponuję sobą i swoim życiem, nie mój rodzic.
Jaką to daje szansę na prawdziwe życie. Również, o dziwo, na sza-
cunek dla tego rodzica. Rodzicom się zdaje, że stracą autorytet. To
nieprawda. Dziecko patrzy z szacunkiem na osobę, która przepra-
sza, która nie jest zawsze skałą i opoką, bo może się mylić. Tata nie
miał racji, ale się do tego przyznaje, nie boi się prawdy o sobie? Stać
go na to? Znaczy, nie wygłasza tylko pustych formułek, moż-
na z nim pogadać jak z człowiekiem.
WE: Nie wolno naruszać cielesnej suwerenności drugiej osoby
bez względu na to, ile ta osoba ma lat. Żadna osoba, w tym także
nasze dziecko, nie może do nas należeć. Bicie godzi w poczucie
godności, w istotę bycia człowiekiem. Tak wielu ludzi tego nie ro-
zumie, bo sami doświadczyli tego, że ich integralność była regular-
nie naruszana, więc w ogóle nie wiedzą, co to znaczy.
– Smutna prawda jest taka, że w Polsce bardzo wiele dzieci doświadcza bi-
cia. Ja dostałam kilka razy solidnie pasem.
KM: Trzy razy dostałam lanie od mojego ukochanego taty; nie
mogłam zrozumieć dlaczego i po co. Miałam podejrzenie, że mama
to na nim wymogła.
WE: A ja byłem bity w szkole, bo wtedy było dozwolone bicie
dzieci w szkole, linijką po łapach.
– Wszyscy byliśmy bici i wszyscy wyrośliśmy jakoś na ludzi.
WE: Nie samo bicie decyduje o wszystkim. Musi być spełnio-
ny szereg warunków. By się uwolnić, dziecko musi przejść fazę
buntu. Bunt jest koniecznym etapem rozwojowym dziecka i rela-
Bijąc dziecko, instalujemy w jego psychice
syndrom mściwej ofiary podświadomie
dążącej do tego, by się odegrać.
To będzie
potem bijący ojciec albo agresywny
mobbingujący szef
nie
bić
Tatiana Cichocka