Zalęknione
dzieci Boga
Jacek Matter
3
Rozdział pierwszy
Miłość za pieniądze
P
olska to dziwny kraj chrześcijański. Wokół pełno partii mających
chrystianizm wypisany na swych sztandarach, ale jakoś nie słychać
by rozpolitykowani gorliwcy dyskutowali o Tym, na którego dzie-
dzictwo powołują się. Śmieszy wprost wspomnienie niedawnej kam-
panii wyborczej, kiedy to pokorne uczestnictwo w obrządkach mie-
szało się z krzykliwą wulgarnością treści padających następnie z try-
bun. Tak zwani obrońcy tak zwanych wartości dali świadectwo po-
nad przeciętnego lęku. Dlaczego tyle obaw, skoro na czele stoi ponoć
sam majestat Chrystusa?
Lęk jest zjawiskiem powszechnie spotykanym w chrześcijaństwie.
Teoretycznie - nie powinien mieć miejsca, gdyż świadomość pozy-
cji dziecka Bożego, pewność przebaczenia zagwarantowanego ofia-
rą Chrystusa i ufność w nieustającą miłość Boga do każdego istnie-
nia, stanowią wystarczające filary życia wolnego od obaw. Rzeczywi-
stość jednak niesie ze sobą odmienne odczucia. Ich geneza sięga okre-
su dzieciństwa w którym wpajana jest młodemu umysłowi koncepcja
Boga - Ojca - Tyrana co to za dobre wynagradza, a za złe karze.
- Bądź Jasiu grzeczny i jedz kaszkę, bo Pan Jezus kocha tylko
grzeczne Jasie.
Nasiąkając atmosferą tych i temu podobnych kłamstw, dziecko
kształtuje obraz Boga jako wszechpotężnego tresera, który z perfek-
cyjną dokładnością zapisuje każdy błąd i w odpowiednim czasie nie
omieszka się zemścić.
- Malinowska złamała nogę - Bóg ją skarał za moją krzywdę. Po-
wyższą koncepcję wzmacnia system wychowawczy, którego naczel-
na idea polega li tylko na reagowaniu na wszelkie odchylenia w za-
chowaniu dziecka. Oznacza to np. iż czterolatek pytający matkę:
- Dlaczego dajesz mi znów tę śmierdzącą zupę? - w odpowiedzi uzy-
ska (zależnie od temperamentu tatusia):
4
- wezwanie do milczenia i bezgłośnego wchłaniania zupki;
- przypomnienie, iż jest jedynie śmierdzącym gówniarzem i może
nie jeść jeśli mu się nie podoba;
- solidne bicie, wrzask i wyrzucenie z pokoju;
- Rzadko kto spokojnie zapyta np. w taki sposób:
- dlaczego uważasz, tę zupę za śmierdzącą?
- czy wiesz, że mamie jest przykro, gdy słyszy taką uwagę?
Postępowanie zmierzające jedynie do wykształcenia w człowie-
ku określonych zachowań -stosownie do zaistniałej sytuacji - nie róż-
ni się niczym od praktyki cyrkowej; jest to zwyczajna tresura, ale ni-
gdy wychowanie. Niestety, całe pokolenia tresowane były (i nadal są)
wedle takiego systemu, który przyjęto nazywać mianem tradycji ju-
deochrześcijańskiej i gloryfikowań, podpierając jego zmurszałe pod-
stawy kilkoma (wyciągniętymi z kontekstu) wypowiedziami biblij-
nymi. Słyszałem w pewnym chrześcijańskim domu następujące za-
chęcenie dziecka do posiłku: - Jedz synku, bo jeśli będziesz się opie-
rał, tatuś sięgnie po pas. Wiesz przecież, że Pan Bóg powiedział, by
tatuś nie żałował synkowi bicia.
Zaiste wart tatuś pasa. Nie chcę jednak omawiać szerzej niepra-
widłowości interpretacji pewnych tekstów Pisma Świętego, rzeko-
mo zezwalających na takie praktyki, będące zamachem na wolność
i godność osobistą dziecka; zrobiłem to już w książce pt. „Sekrety
Rodzinne”, a teraz chciałbym kontynuować problem rodzącego się
w młodym człowieku lęku.
Dziecko szybko uczy się, iż dorosły może bezkarnie wdzierać się
w jego wewnętrzny świat: nakazywać lub zakazywać porę snu i wsta-
wania, posiłków i przerw, zabaw i pracy, wyjścia z domu i przyjścia,
a nawet pieszczot. Wszelki sprzeciw jest karany. Doświadczenia te
nie są wcale przyjemne, ale dziecko traktuje je jako normalne, gdyż
jego umysł nie ma możliwości zdystansować się wobec orzeczeń ro-
dziców. Jeżeli więc ci uznają je winnym - czuje się winne; jeśli apro-
bują postępowanie - oznacza to, iż było właściwe. Dziecko uczy się
patrzeć na siebie i określać swą wartość wedle ocen rodziców. Szyb-
ko więc dostrzega związek między miłością a własnym zachowa-
niem zadowalającym życzenia dorosłych. Stąd już prosta droga do
utrwalenia koncepcji „miłości za pieniądze”:
5
Będę cię kochać, jeżeli spełnisz moje oczekiwania; jesteś tyle
wart, ile warte jest twoje posłuszeństwo.
Dokładnie te same relacje kształtują dziecięce pojmowanie Boga,
którego młody umysł odbiera przez pryzmat rodziców. Ich postawa
staje się postawą Boga, ich oceny - ocenami Boga, ich reakcje - re-
akcjami Boga.
Nie dziwię się, że tak tresowane dzieci wyrastają z ogromnym
poczuciem winy i lęku. Najczęściej obydwa czynniki nie są wcale lub
są w nieznacznym stopniu uświadamiane, przez co tym łatwiej przy-
chodzi im wywierać wpływ na sposób myślenia i zachowania.
Rozumiem też łatwość przyjmowania opinii (choć dorównuje ona
jej absurdalności) uznającej surowego Boga Starego Testamentu za
Osobę diametrialnie różniącą się od Nowotestamentowego Boga Mi-
łości i traktującej Stary Testament za jeden wielki kryminał. A prze-
cież sam Jezus wyraźnie mówił, iż dawne Pisma zawierają opowieści
o Nim samym, a więc przedstawiają Miłość taką, jaka jest naprawdę.
Kochającą nie za posłuszeństwo, nie za osiągnięcia, lecz za sam fakt
istnienia. Pojawiające się w rodzinie dziecko nie potrafi uczynić ni-
czego pozytywnego: sprawia natomiast mnóstwo hałasu, brudzi, an-
gażuje wiele osób, które muszą mu poświęcać czas, pieniądze i inne
sprawy, a jednak jest obiektem nieustającej miłości. Skoro my -bied-
ni, niedoskonali ludzie potrafimy tak dalece darzyć uczuciem wła-
sne dzieci, nie sądźmy, iż Bóg kocha nas w sposób mniej doskonały.
Jego miłość w niewyobrażalny sposób przekracza możliwości nasze-
go pojmowania. Jak ongiś, tak i dziś podnosi z brudu upadłą dziew-
czynę, dostrzega świętego w złodzieju, przebacza każdemu, wszyst-
ko i zawsze, ilekroć człowiek tego pragnie.
„Cóż tedy na to powiemy? Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale go za nas wszyst-
kich wydał, jakżeby nie miał z Nim darować nam wszystkiego.”
1
Drogi Czytelniku - nie wiem czego naopowiadali Ci o Bogu
Twoi katecheci; nie wiem, jaki obraz ukształtowali w Tobie Twoi
rodzice, wychowawcy. Wiem z całą pewnością - Bóg zawsze jest
po Twojej stronie. Nie musisz się Go bać.
1 Rzym. 8, 31-32
6
Rozdział drugi
Zalęknione dzieci Boga
W
poprzednim rozważaniu wspomniałem, iż przepojenie współ-
czesnego chrześcijaństwa lękiem bierze swój początek z karygodnych
błędów wychowawczych tzw. tradycji judeochrześcijańskiej, nie ma-
jącej de facto nic wspólnego z prawdziwą religią, opartą na Pismach
Starego i Nowego Testamentu. Zamiana wychowania na tresurę - zja-
wisko powszechne dawniej i dziś - owocuje kształtowaniem błędnych
wyobrażeń o Bogu, uzależnieniem wartości człowieka od wykonywa-
nej przezeń pracy (uprzedmiotowienie istoty ludzkiej) oraz ugrunto-
waniem przekonania, iż na miłość należy sobie zasłużyć. A ponieważ
nigdy nie wiadomo, czy do zdobycia miłości, wybaczenia win itp. speł-
niona została wystarczająca ilość dobra, powstaje lęk przed Bogiem
z jednej strony i niechęć do Niego - z drugiej. Spirala lęku zacieśnia
swe kręgi przybierając u niektórych formę typowych schorzeń psy-
chosomatycznych (np. choroba wrzodowa, wieńcowa, nadciśnieniowa)
oraz wiedzie do brutalizacji życia, co obserwujemy między innymi
jako wzrost jednostkowych zachowań agresywnych i nasilenie skłon-
ności do organizowania się w radykalne grupy nacisku (np. nacjonali-
styczne, antysemickie itp). Skutkiem skażenia chrześcijaństwa przez
lęk jest dewocja, znajdująca szerokie zaplecze w polskiej wsi i idąca
w ślad za nią rytualizacja życia religijnego, a więc sprowadzanie wiary
do formułek i gestów, których gorliwe przestrzeganie daje co najwyżej
nadzieję bezpieczeństwa a nigdy pewność. Z tego samego źródła wy-
rasta też nietolerancja wobec osób wierzących inaczej.
Innym skutkiem lęku w chrześcijaństwie jest niechęć do Boga.
Wprawdzie zazwyczaj nie może być jawnie manifestowana w oba-
wie przed napiętnowaniem przez środowisko, to jednak powoduje
ruinę w psychice poprzez sprowadzanie religii do roli dodatku do
życia, gdy tymczasem winna być dla osoby wierzącej sposobem na
życie. Człowiek dotknięty takim problemem spełniać będzie abso-
7
lutne minimum religijnych praktyk nie chcąc narazić się na zarzut
odstępstwa, będąc jednocześnie zupełnie niezainteresowanym głę-
bią duchowego doświadczenia religijnego - przeżywania społeczno-
ści z Bogiem.
Dzieciństwo jest okresem szczególnej podatności na zranienia
w sferze psychiki. Wielu dorosłych najczęściej nawet nie uświada-
mia sobie w jak bardzo prozaicznych sytuacjach przekazują dziecku
konkretne komunikaty o negatywnej treści. Oto kilka przykładów:
1. Dziecko pragnie zatrzymać matkę przed wystawą sklepu z za-
bawkami. Ta zaczyna ciągnąć je w swoją stronę. Dziecko stawia
opór, który zostaje natychmiast przełamany:
a) krzykiem
b) siłą
c) argumentacją, np: - Chodź wreszcie! Nie mam czasu na głup-
stwa!, albo: - Co ty sobie wyobrażasz, że ja tu będę sterczeć gdy
w domu czeka robota?
Pogwałcenie prawa dziecka jako wolnej istoty jest w tym wypadku
aktem bezspornym. Zwróćmy uwagę, że gdyby szef nakazał nam
pozostać w pracy po godzinach, nikt nie wyskoczyłby nań z buzią
ani nie zastosował siły dla przeforsowania swojego stanowiska.
Podobne zachowania wobec dziecka są zjawiskiem nagminnym,
gdyż ich konsekwencje nie uderzają w nas bezpośrednio. Dziec-
ko jest bezbronne. Ponadto napaść fizyczna wzmocniona jest uza-
sadnieniem teoretycznym:
- Twoja sprawa jest nieistotna wobec mojego problemu.
2. Kilkumiesięczny bobas płacze stojąc w łóżeczku i wyciąga rączki
w geście zapraszającym do wyciągnięcia go z „więzienia„. Bab-
cia chce zlitować się nad nieborakiem, lecz stanowisko młodych
rodziców jest nieustępliwe: - Nie wolno tak często nosić małe-
go, ponieważ może zacząć tyranizować rodzinę. Trochę popła-
cze i przestanie.
Proroctwo spełnia się z zadziwiającą dokładnością. Po kilku ta-
kich próbach dziecko podświadomie odebrało komunikat:
- Twoje problemy nie są najważniejsze; to my będziemy określać
wielkość twoich potrzeb i zaspokajać je wedle naszych ocen.
Z czasem dziecko przestaje płakać, gdyż ta droga poinformowa-
8
nia rodziców o własnych potrzebach okazała się zawodna, a więc dal-
sze jej stosowanie nie ma sensu. W przyszłości będzie mieć trudności
z właściwą oceną samego siebie i stale poszukiwać będzie swej war-
tości w opinii środowiska.
3. Dziesięciolatek przewraca się podczas gry w piłkę i dotkli-
wie ociera kolano. Pochlipując tuli się do ojca. Ten odsuwa go
i stwierdza:
- Przestań się ślimaczyć! Bądź mężczyzną! To przecież nic nie
boli! Wystosowana pod adresem dziecka informacja jest przej-
rzysta:
a) mój ojciec oczekuje ode mnie, abym był mężczyzną; płacząc nie
spełniam jego oczekiwań, a więc jestem złym dzieckiem;
b) mój ojciec nie pociesza mnie, a więc nie zasługuję na pocieszenie;
c) mój ojciec powiedział, iż kolano nie boli, a więc moje odczucie
nie jest bólem.
W każdym z wymienionych przykładów działa ten sam mecha-
nizm: dziecko doznaje urazu emocjonalnego, a jego potrzeby zosta-
ją zablokowane tworząc bazę dla powstania nerwicy w późniejszym
okresie. Dlaczego właśnie taka jest reakcja dziecka?
Przede wszystkim dziecko obawia się powtarzać swe zachowania
z uwagi na możliwość otrzymania dalszych negatywnych komunika-
tów ze strony rodziców.
Nie mogąc poddać ocen podawanych przez osoby dorosłe obiek-
tywnemu wartościowaniu, uznaje je za słuszne, niezależnie od tego
czy są takimi istotnie, czy też nie. Gdyby zdecydowało się zakwestio-
nować werdykt rodziców, musiałoby skierować na nich gniew prze-
ciwko doznanej niesprawiedliwości, a to oznaczałoby zburzenie ca-
łego wewnętrznego porządku dziecięcego świata. Dziecko woli więc
podświadomie ochronić „świętość” rodziców kosztem samego siebie
i gromadzi w sobie urazy, które upośledzają jego emocjonalny roz-
wój.
Jeżeli zostałeś - Drogi Czytelniku - w podobny sposób zranio-
ny jako dziecko, zraniony został również obraz Boga w Tobie. On
przecież przedstawia się jako ojciec, matka; na Niego przenoszone
są wyniki doświadczeń zbieranych przez dziecko w relacjach z ro-
dzicami. Tzw. dobre wychowanie oznaczające zazwyczaj kultural-
9
ną mowę, umiejętność posługiwania się nożem i widelcem oraz bez-
dyskusyjne spełnianie poleceń (czyli zwyczajna, dobra tresura) jest
ceną płaconą przez dziecko za konieczność utrzymania stabilności
hierarchii świata wewnętrznego: detronizacja rodziców grozi auto-
destrukcją psychiki. Należy więc stłumić żal i podporządkować się
by przeżyć. Lęk staje się chlebem powszednim, ale jest mniejszym
złem niż samozagłada.
Osoby nie znające Pisma Świętego w podobny sposób wchodzą
w kontakt z Bogiem. Podświadomy lęk i pretensje skierowane wobec
rodziców przenoszone są na Boga (także Ojciec). Nie mogą być ujaw-
nione, gdyż grozi to również autodestrukcją życia duchowego (On za-
wsze jest w porządku: nie wolno sprzeciwiać się Ojcu, by nie narazić
się na gniew i karę). Mimo to czasami dochodzi do głosu jakiś żal,
wywołany np. utratą pracy, odejściem kogoś bliskiego, czy inną ży-
ciową katastrofą. Zamiast jednak w modlitwie przedyskutować pro-
blem bezpośrednio z Bogiem, zalękniony chrześcijanin obawia się
wyrazić Mu swe pretensje i siebie obarcza za nie poczuciem winy.
Wzmaga praktyki religijne, które wynikają jednak nie z wdzięczno-
ści za otrzymaną miłość, lecz ze strachu przed karą.
„Jezus rzeki: Zostawcie dzieci w spokoju i nie zabraniajcie im
przychodzić do mnie: albowiem do takich należy Królestwo Nie-
bios.”
2
Drogi Czytelniku - nie wiem, na ile wzbudzony przez Twych
katechetów obraz mąk piekielnych jest nadal źródłem lęku przed
spotkaniem z Bogiem. Nie wiem, ile krzywd zaznałeś w rodzin-
nym domu i jak wielki wpływ wywarły na Ciebie wypaczając
Twój charakter i obraz Boga w Tobie.
Wiem z cała pewnością, iż Bóg nigdy nie był rzeczywistym po-
wodem Twych obecnych lęków i nigdy nie uzależniał swojej mi-
łości do Ciebie od Twojej postawy. Kocha Cię zawsze, bez wzglę-
du na okoliczności. Jeśli wierzysz inaczej, wiedz, że jest to sku-
tek krzywd, jakie wyrządzono Tobie i Jemu. „Bóg zaś daje dowód
swej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzeszni-
kami, Chrystus za nas umarł.”
3
Nie musisz się Go bać.
2 Mat. 19, 14
3 Rzym. 5, 8
10
Rozdział trzeci
Przestraszony Casanova
P
ora teraz przyjrzeć się dokładniej jak funkcjonuje lęk w życiu
człowieka wierzącego. Chciałbym posłużyć się jednym przykładem
ze Starego Testamentu.
Salomon to prawdziwe dziecko miłości - tak z pewnością orze-
kłoby wielu. Przypomnijmy więc kilka faktów opisujących bliżej ro-
dzinę tego człowieka, a więc i charakteryzujących atmosferę, w ja-
kiej wzrastał.
Salomon pochodzi z rodziny królewskiej. Jego ojciec - Dawid
sprawował rządy 40 lat z woli samego Boga jako prawowity, namasz-
czony monarcha. Jednak nawet tak wysokie stanowisko nie gwaran-
tuje nieomylności. Dawid uwodzi Batszebę - żonę jednego ze swych
dowódców - Uriasza. Gdy ta zachodzi w ciążę, sprowadza pośpiesz-
nie jej męża z pola walki chcąc stworzyć pozory,jakoby przyszłe
dziecko pochodziło z małżeńskiego łoża. Podstęp nie udaje się i Da-
wid wydaje potajemnie rozkaz pozostawienia Uriasza na pastwę wro-
ga w trakcie bitwy. Po jego śmierci żeni się z Batszebą. Nowo naro-
dzone dziecko umiera wkrótce po przyjściu na świat. Salomon jest
kolejnym potomkiem pochodzącym z tego związku.
Po tym zdarzeniu, które cieniem okryło dobre imię Dawida i jego
dom oraz dotkliwie ugodziło w autorytet króla i ojca zarazem, hi-
storia biblijna odnotowuje następujące wypadki dotyczące rodziny
królewskiej (nie licząc trudności wewnętrznych, zaistniałych w pań-
stwie):
a) najstarszy syn Dawida - Amnon - gwałci swą siostrę - Tamar;
b) Absalom - jeden z synów Dawida - zabija Amnona w akcie ze-
msty po czym ucieka z domu;
c) Absalom wywołuje rokosz, pragnąc uzyskać koronę;
d) śmierć Absaloma powoduje głęboką rozpacz Dawida.
Wzrastający na dworze królewskim Salomon nie może nie zda-
11
wać sobie sprawy ani z kolejnych tragedii, ani z ich rzeczywistego
podłoża, jakim był romans jego ojca z Batszebą. Udział tego związ-
ku w ogólnej masie zła jest aż nadto dobrze widoczny, a na dodatek
do świadomości dociera myśl: - Ja też jestem owocem tego związku,
a więc ja też jestem częścią owego zła; po prostu jestem zły.
Ten schemat myślowy funkcjonuje do dziś z niezawodną precy-
zją. Dziecko nie potrafi spojrzeć na dany układ spoza niego same-
go; dostrzegając kłopoty małżeńskie rodziców zawsze siebie obar-
cza winą, nawet wówczas, gdy tego nie wypowiada. Każdy rozwód
np. stanowi nie tylko ograbienie dziecka z ojca lub matki, lecz wdru-
kowuje w młody umysł informację: - To ty jesteś winien tego, co sta-
ło się z rodziną. Gdyby ciebie nie było, twoi rodzice byliby szczęśli-
wi i daliby sobie radę z problemami. Przez ciebie muszą się rozejść.
Nawet jeśli oboje dorośli zaprzeczą takiemu sposobowi rozumowa-
nia (istotnie, jest ono absurdalne), pozostaje ono głęboko w podświa-
domości dziecka i wywiera swój destrukcyjny wpływ.
Warunki zewnętrzne kształtują więc Salomona jako człowieka
obarczonego poczuciem winy i mającego trudności z akceptacją sa-
mego siebie. U takich ludzi poziom lęku jest dość wysoki a wynika-
jąca stąd skłonność do agresji - duża. Daje ona znać o sobie w przy-
padku Salomona tuż po objęciu przezeń tronu: natychmiast giną
trzej ludzie, przy czym dwóch z nich z całą pewnością nie mogło
być nawet potencjalnymi kandydatami do królewskiego stolca. Ich
pospieszna egzekucja (stanowiąca wprawdzie zalecenie dane syno-
wi przez umierającego Dawida lecz nie będące conditio sine qua non
jedności państwa) jest tym bardziej dziwna, że w niczym nie popra-
wia pozycji młodego władcy. Typowa reakcja lękowa.
Mijają lata. Rośnie sława króla, jego mądrość i bogactwo. Można
zrozumieć olbrzymie nakłady ponoszone na budowę świątyni. Ale nie
mający równego przepych, jakim otacza siebie skłania już do zastano-
wienia. Do czego potrzebny jest władcy, skoro nie stanowi rzeczywi-
stego zaspokojenia potrzeb, a jedynie zadowala chwilowe zachcianki?
Oto refleksja wypowiedziana przez Salomona pod koniec jego życia:
„Zwróciłem uwagę na wszystkie moje dzieła, których dokonały moje
ręce i na mój trud, który włożyłem w pracę. I oto jest marnością i goni-
twą za wiatrem i nie daje żadnego pożytku pod słońcem.”
4
Człowiek cierpiący z powodu deficytu swojej wartości będzie
4 Kazn. 2, 11
12
skłonny uzyskiwać zadowolenie z własnych osiągnięć. Nie jest istot-
ne, czy będą oscylować wokół podbojów seksualnych, hazardu, twór-
czości, awansu zawodowego, czy zwykłego pracoholizmu. Świado-
mość możliwości zrobienia czegoś i uzyskania pochwały od otocze-
nia dostarcza pozytywnych ocen, co potrzebne jest, gdyż samoocena
zawsze wypada negatywnie. Dla takiego nader nieszczęśliwego czło-
wieka zawsze „mieć” stoi ponad „być”. Siebie i innych klasyfikuje
wedle tego, co mogą, potrafią. Wartość istoty ludzkiej związana jest
tym samym z możliwościami jej działania, a nie z nią samą. Podmiot
zostaje uprzedmiotowiony. Popatrzmy jeszcze, jak tego rodzaju pro-
blemy wyrastające jeszcze z błędów stanowiących spadek po rodzi-
cach mszczą się nawet w dojrzałym, ukształtowanym życiu. „Król
Salomon pokochał wiele kobiet cudzoziemskich...”
5
Dzisiejsza psychologia wyjaśnia, iż tego rodzaju „miłości” są do-
wodem lęku przed nawiązaniem stałego związku. To bowiem wyma-
ga zupełnego otwarcia się wobec drugiej osoby, ujawnienia swej oso-
bowości bez skrywania ciemnych miejsc. Człowiek o niskim poczu-
ciu własnej wartości będzie mieć ogromne trudności w takim działa-
niu. Wedle jego wewnętrznego przekonania, posiadane wady dyskre-
dytują go zupełnie, czyniąc niemożliwym do zaakceptowania. Całą
aktywność w kontaktach z drugą osobą skupi więc na ukrywaniu
wad. A ponieważ nie sposób maskować się w nieskończoność, po
pewnym czasie zerwie znajomość i nawiąże nową, znów doprowa-
dzając ją do pewnego tylko stadium. Lęk przed obnażeniem siebie
dominować będzie nad logiką, mówiącą iż nie ma doskonałych ludzi,
natomiast są doskonale zharmonizowane związki, w których partne-
rzy nie boją się ujawnienia swych osobowości.
Salomon przez całe życie szuka potwierdzenia samego siebie;
w bogactwach, mądrości, podbojach niewieścich serc. Jest w tym
przymusie poszukiwania akceptacji tak dalece uzależniony, że
w obawie przed utratą pewnej ilości pozytywnych bodźców decy-
duje się na krok absolutnie nielogiczny: odstępuje od Boga. Salo-
mon zna Stwórcę z osobistego dwukrotnego kontaktu bezpośrednie-
go i z przekazów narodowej tradycji religijnej, opierającej się głów-
nie na pismach Mojżesza. Wie, iż pogańskie koncepcje politeizmu
i panteizmu są ludzkimi wymysłami, nie znajdującymi potwierdze-
nia w rzeczywistości. Kiedy więc jego liczne żony zaczynają nama-
5 I Król. 11, 1
13
wiać go do uczestnictwa w pogańskich kultach, myśl ta nie powinna
w ogóle przezeń być dyskutowana. Tymczasem Salomon postanawia
zaniechać kultu prawdziwego Boga i pójść za kobiecymi podszep-
tami. Dlaczego? Ponieważ odmowa wiązałaby się z utratą konkret-
nej ilości znaków akceptujących króla, jakie wysyłały mu dotychczas
pensjonariuszki jego haremu. On potrzebował ich jak narkoman ko-
lejnej dawki środka odurzającego. Bez nich czuł się słabszy, gorszy,
brzydszy, winny. I choć dla Boga Salomon zawsze stanowił stupro-
centową wartość i król znając choćby tylko z Pism Boże stanowisko
wobec siebie mógł być pewien akceptacji ze strony Wszechmocne-
go, jednak urazy dzieciństwa w znacznej mierze wpłynęły na posta-
wę władcy. Wolał odstępstwo od Boga w zamian za chwilowy ludz-
ki poklask. Ale nie nam sądzić człowieka. Możemy przypuszczać, iż
u schyłku życia zrozumiał swój błąd i nawrócił się, zaznawszy na-
reszcie spokoju ducha.
„Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obcią-
żeni, a Ja wam dam ukojenie.”
6
Drogi Czytelniku - jeżeli Twoi nauczyciele wpoili Ci przeko-
nanie, iż do Boga należy przyjść w odpowiednim stanie czysto-
ści - skłamali. Bóg oczekuje, iż zjawisz się u Niego w roboczym
kombinezonie, poplamionym grzechami. To On ma monopol,
na oczyszczanie. Wszystkie inne odplamiacze utrwalają jedynie
brud. Nie bój się więc przyjść spracowany i obciążony. On Cię
akceptuje takim, jakim jesteś. Przestań być niewolnikiem cudze-
go poklasku.
6 Mat. 11, 28
14
Rozdział czwarty
Dwie rodziny
- dwie miłości
P
ozostańmy jeszcze w kręgu postaci biblijnych, studiując wpływ
błędów wychowawczych domu rodzicielskiego na obraz samego
siebie a tym samym na decyzje podejmowane w wieku dorosłym.
Poziom lęku, jaki wykazuje jednostka w różnych sytuacjach życio-
wych stanowi parametr dobrze określający stabilność obrazu wła-
snego. Ten ostatni natomiast kształtowany jest stosunkiem rodzi-
ców do dziecka: im większy stopień bezwarunkowej akceptacji,
tym bardziej stabilny (mniej podatny na zmiany otoczenia) obraz
samego siebie. Rozważmy najpierw warunki panujące w domu Iza-
aka i Rebeki. W Księdze Rodzaju czytamy: „Izaak miłował Ezawa,
bo lubił dziczyznę, Rebeka natomiast kochała Jakuba”
7
. Już sama
ta informacja choć nader lapidarna, pozwala zorientować się w pro-
blemach tamtej rodziny.
Przede wszystkim należy stwierdzić, iż bliźnięta - Jakub i Ezaw
wzrastają w domu przepojonym dobrze pojętą religijnością. Praktyki
rodziców nie są ani obłudne, ani formalne, lecz wynikają ze szczere-
go, emocjonalnego zaangażowania i konkretnych doświadczeń z Bo-
giem. Jest On dla nich osobą żywą, stale obecną i szczerze kocha-
ną. Wszakże nawet tak szlachetna postawa nie uchroniła małżonków
przed popełnieniem błędów wychowawczych. Jeszcze przed naro-
dzeniem dzieci, Bóg powiadomił Rebekę, iż potomstwo jej zapocząt-
kuje historię dwu wielkich rodów, przy czym młodszy z braci bę-
dzie generalnym sukcesorem linii ojcowskiej i „będzie miał przewa-
gę nad drugim.”
8
W miarę rozwoju chłopców zaczęły się ujawniać
odmienności charakterologiczne: starszy -„Ezaw był mężem biegłym
7 Rodz. 25, 28
8 Rodz. 25, 23
15
w myślistwie i żył na stepie. Jakub zaś był mężem spokojnym, miesz-
kającym w namiotach”
9
.
Nie dziwmy się, że pierwszy wzbudzał szczególną sympa-
tię ojca. Dziarski, krzepki, typowy superman - siłą rzeczy stano-
wił chlubę i nadzieję starzejącego się Izaaka. Wszak spełniał jego
zamierzenia; doskonale przystawał do wymarzonego wizerunku
syna. Tak więc Izaak darzy szczególnymi względami Ezawa, po-
nieważ ten realizuje jego oczekiwania. Innymi słowy - miłość za
pieniądze. Coś za coś. Daleki jestem od najmniejszej nawet sugestii
przypisującej patriarsze obłudę lub wyrachowanie. Jestem przeko-
nany, iż działał zgodnie z najlepszym swym zrozumieniem, wie-
dziony najszczerszymi pobudkami. Nie zmienia to jednak faktu,
iż drugie dziecko musiało czuć się niedowartościowane. Najlepsze
uśmiechy, najserdeczniejsze uściski, najczulsze słowa ojciec miał
zarezerwowane dla brata. On - Jakub - otrzymywał jedynie resztki
z pańskiego stołu. Być może taka ocena wyda się przejaskrawiona
i rzeczywistość nie była aż tak dramatyczna, pamiętajmy jednak,
że dziecięcy odbiór zdarzeń jest nieco inny, niż ogląd dorosłego.
I nie pora tu zastanawiać się, kto wykazuje większy obiektywizm.
Jeśli nawet udowodnimy, że dziecko kieruje się skrajnym „subiek-
tywizmem” - w praktyce nie wnosi to niczego, gdyż nie potrafi ono
zmienić swego zapatrywania. Jego „subiektywizm” nie jest podyk-
towany świadomym wyborem takiego właśnie kryterium ale stano-
wi jedyny mechanizm oceny rzeczywistości, jakim dziecko dyspo-
nuje. Gdyby np. starać się wychowywać dziecko pozbawiając je zu-
pełnie elementów wyrażających miłość, jak uśmiech, przytulenie,
głaskanie, pocałunki, wspólna zabawa itp., a jednocześnie stale za-
pewniać słowami o uczuciu, wykształcony zostanie emocjonalny
kaleka, całkowicie pozbawiony przekonania, iż naprawdę jest ko-
chany. Przekaz słowny to zbyt nikły bodziec, by sam jeden wystar-
czył dla zbudowania pewności o akceptowaniu drugiej osoby; mu-
szą mu towarzyszyć konkretne czyny.
Jest to zasada generalna, obejmująca nie tylko świadomość dzie-
cięcego umysłu, choć nieznajomość jej sieje właśnie u młodego czło-
wieka największe spustoszenie. Nawet Bóg nie ograniczył się li tyl-
ko do zapewnienia człowieka o swojej doń miłości, lecz udowodnił ją
posłaniem Zbawiciela na tułacze życie i haniebną śmierć.
9 Rodz. 25, 27
16
Wzrastał więc Jakub z jednej strony świadom sukcesji patriarszej,
jaka zgodnie z Bożym postanowieniem miała mu przypaść po ojcu,
a z drugiej zaś - codzienna rzeczywistość upewniała go w przekona-
niu, iż jest kimś gorszym od brata i nie zasługuje na miłość ojca. Na-
rastał - niczym odsetki niespłacanego na czas długu - deficyt emocjo-
nalny i za chwilę zobaczymy do czego popchnie młodego człowieka.
Tymczasem dodać trzeba, iż pewnym wyrównaniem owego deficy-
tu była bezinteresowna miłość Rebeki; kochała swe dziecko (choć nie
było tak przebojowe jak Ezaw), po prostu dlatego, że istniało. Stano-
wiło cząstkę jej samej i to wystarczało by nie domagać się zaspokaja-
nia wyimaginowanego wizerunku syna. To prawdziwy obraz miłości
Bożej skierowanej do każdego człowieka, jako że każdy jest dziec-
kiem Bożym przez fakt stworzenia i dzieło zbawienia. Bóg nie uza-
leżnia swej miłości od stopnia naszego rzeczywistego przystawania
do obrazu Jezusa. Po prostu kocha bez względu na okoliczności i nie
usiłujmy doszukiwać się racjonalnego uzasadnienia tego faktu: „Mi-
łością wieczną umiłowałem cię...”
10
oświadcza nam codziennie.
Dwa zdarzenia w przemożny sposób rzuciły cień na dalszy los
Jakuba: wykorzystanie chwili słabości Ezawa i odebranie od niego
deklaracji o zrzeczeniu się praw pierworództwa oraz wyłudzenie od
ojca szczególnego błogosławieństwa, przeznaczonego dla następcy
rodu. Jakub wszedł w jego posiadanie podszywając się pod brata,
choć wiedział, iż cała intryga wkrótce musi wyjść na jaw. Interesu-
jącym jest, dlaczego zdecydował się na czyn z góry skazany na nie-
powodzenie i potępienie? Krok ten zmusił go przecież do pośpiesz-
nego opuszczenia domu rodzinnego w obawie przed zemstą Ezawa;
przemienił zamożnego młodego człowieka w tułacza; już nigdy nie
zobaczył matki - jedynej, która prawdziwie potrafiła go kochać; istne
pasmo utrapień. Co było prawdziwą przyczyną popychającą Jakuba
do podjęcia takich wyrzeczeń mimo wyraźnego Bożego zapewnie-
nia gwarantującego mu pozycję pierworodnego? Odpowiedź znajdu-
jemy wyobrażając sobie scenę udzielania przez Izaaka błogosławień-
stwa. Przebrany za Ezawa Jakub nareszcie doznaje przeżyć, jakich
dotąd mógł jedynie pragnąć, a jakich nigdy nie otrzymywał. Oto ręce
ojca z największą tkliwością spoczywają na jego głowie, najczulsze
słowa kierowane są do niego. Oto nareszcie może bodaj przez chwi-
lę poczuć się tak akceptowany, jak jego brat. Za tę chwilę gotów jest
10 Jerem. 31, 3
17
oddać całą swą przyszłość, byle tylko ogrzać się w cieple, które do-
tąd zarezerwowane było dla Ezawa.
Czy dzisiejsze historie niekochanych lub nie w pełni kochanych
przebiegają mniej dramatycznie? Czy ekstrawaganckie lub wręcz sa-
dystyczne zachowania nie stanowią przeraźliwego wołania odtrąco-
nej duszy o odrobinę zainteresowania?
Pamiętam pewną kamienicę; na jednej bocznej ścianie napisano
kolorowym sprayem: „Zabić - to mało”. Zastanawiam się czasami,
jak bardzo musiała zostać odtrącona istota, która zdecydowała się
uczynić tak przerażające wyznanie. Myślę też, jak rzadko uświada-
miamy sobie wpływ naszych metod wychowawczych na sposób od-
bierania przez dziecko świata i siebie, a w następstwie tego - na kon-
kretne decyzje życiowe. Jak dalece wywołana błędami wychowaw-
czymi postawa lękowa potrafi odwieść dorastającego człowieka od
godziwego życia i to nawet wówczas, gdy mamy do czynienia z głę-
boko wierzącymi rodzicami. Doprawdy zapewnienie dzieciom miło-
ści akceptującej je bezwarunkowo jest ich pierwszą i największą po-
trzebą i powinno stać się głównym zadaniem rodziców. Wszelkie de-
ficyty mogą mieć w przyszłości katastrofalne następstwa.
A oto przykład innej rodziny. Zwykli ludzie, zwykłe życie i nie-
zwykłe zdarzenie: mające się pojawić dziecko określone zostaje jako
szczególny Dar Boży - Zbawiciel. Rozwija się w łonie matki jak każ-
da inna istota ludzka, wszelako początek temu daje Wcielenie Bó-
stwa. Udział czynnika męskiego zostaje wyeliminowany.
Kiedy zastanowić się jak wiele ryzykował Bóg powierzając
kształtowanie umysłu wzrastającego Mesjasza omylnym ludziom,
zdumienie budzić musi takie zrządzenie, skoro doskonale dziś wie-
my, jak łatwo można zwichnąć młody charakter; jak niewiele potrze-
ba by zaistniały olbrzymie niedobory, rzutujące w przemożny spo-
sób na zachowanie. Skądinąd wiemy, iż postępowanie Pana Jezusa
było nienaganne. Cóż więc sprawiło ten sukces i dlaczego Bóg pod-
jął takie ryzyko oddając takim właśnie ludziom swego Syna na wy-
chowanie?
Osobie Marii świat chrześcijański poświęcił szereg analiz, to-
też wystarczy ograniczyć się do stwierdzenia, iż była dobrą, znają-
cą Boga osobą, nauczoną ufać Stwórcy i kochać Go bez względu na
okoliczności. Jego Słowo było dla niej ważniejsze niż wszystko inne.
18
Znajdujemy tę cechę w scenie zwiastowania. Radosna dla nas wieść
o rychłym narodzeniu się Zbawiciela, dla Marii staje się życiową ka-
tastrofą. Jej dobre imię zostaje skazane na zagładę, ponieważ wkrót-
ce wszyscy będą mogli zauważyć rozwijającą się ciążę. Nieślubne
dziecko. Kto uwierzy, iż nowe Życie jest owocem miłości Boga do
człowieka, a nie owocem grzechu - przedmałżeńskiego pożycia?
Marii przychodzi doświadczyć podobnych uczuć, jakie później
towarzyszyć będą Chrystusowi: niezrozumiany, oczerniany, wresz-
cie potraktowany tak, jak na to nie zasłużył, znosi wszystko cierpli-
wie by ratować oprawców. Tak też i ona przyjmuje swój los w poko-
rze jako od Boga zesłany, choć wie, że utrata przyszłego męża i do-
brej reputacji to najbardziej łagodne konsekwencje jej zgody na Bożą
ofertę. Inne zapisał ongiś Mojżesz - być może przyjdzie nawet roz-
stać się z życiem, jeśli taki będzie wyrok starszych. Nie rozumie do
końca Bożego postanowienia, lecz przyjmuje je z pokorą - na szczę-
ście. Tylko czy znajdzie się choć jeden ktoś, kto uwierzy w jej nie-
winność?
Józef jako pierwszy miałby prawo rzucić w nią kamieniem. Spra-
wiła mu tak wielki zawód. Po prostu oszukała i naraziła na wstyd.
Powinien domagać się jej ukarania. Tymczasem, zanim jeszcze Bóg
udzielił mu wyjaśnienia dotyczącego pochodzenia ciąży Marii, Jó-
zef postanowił wziąć winę na siebie i „[…] nie chcąc jej zniesławić,
miał zamiar potajemnie ją opuścić”
11
. Niech ludzie mówią, że wyko-
rzystał biedną dziewczynę i uciekł, byle tylko na nią nie spadł cię-
żar całej odpowiedzialności. Owo opuszczenie to nie tylko formal-
ne zerwanie zaręczyn – to ucieczka do innej miejscowości, porzuce-
nie warsztatu, który zapewniał utrzymanie, to przekreślenie dotych-
czasowego życia. Takich decyzji nie podejmuje się z byle powodu.
Zwłaszcza, że w oczach Józefa to właśnie Maria była winna niewier-
ności. Dlaczego więc Józef rezygnuje z prostych zasad sprawiedliwo-
ści i zachowuje się irracjonalnie?
Przypomnijmy – miłości nie sposób „wyjaśnić”. Józef kochał tę
dziewczynę podobnie, jak Bóg umiłował człowieka, godząc się po-
nieść konsekwencje ludzkich błędów. Kochał też Boga, a jego ży-
cie duchowe z pewnością stało na poziomie wyższym od przecięt-
nego. Kiedy bowiem uzyskuje informację dotyczącą nadprzyrodzo-
nego poczęcia Jezusa, daje temu wiarę wbrew zdrowemu rozsądko-
11 Mat. 1, 19
19
wi wspieranemu doświadczeniem pokoleń. Uwierzyć w prokreację
dokonaną za sprawą Boga jako fakt bez precedensu, a nie tani wy-
kręt mający usprawiedliwić niewierność narzeczonej – to prawdziwe
bohaterstwo. Jak blisko Boga musiał żyć ów cieśla z Nazaretu, sko-
ro nawet cień zwątpienia nie padł na jego serce, gdy usłyszał polece-
nie przyjęcia Marii za żonę. Józefem, podobnie jak Marią, powodo-
wała miłość jakże podobna do Bożej: gotowa zawsze działać na rzecz
drugiego i akceptować go, nie licząc się z konsekwencjami. Takiej
rodzinie, choć nie wolnej od rozmaitych, zwykłych pomyłek, można
było bez obaw powierzyć największy Dar niebios – Zbawiciela świa-
ta. Ich związek z niebem stanowił rękojmię właściwego ukształtowa-
nia charakteru małego Jezusa.
Dobrze byłoby popatrzeć na nasze dzieci w podobny sposób.
Wszak i one są podarunkami niebios
12
. Wzrastają w rozmaitych wa-
runkach: jedne wśród stałych problemów finansowych, inne otrzy-
mują, czego tylko zapragną; niektóre zdolne, uczą się łatwo i osiąga-
ją atrakcyjne zawody, inne muszą zadowolić się przeciętnymi zaję-
ciami. Jednak każde wymaga miłości do prawidłowego wzrostu. Mi-
łość jest największą potrzebą człowieka, a nie jedynie jedną z wie-
lu w szeregu równorzędnych. Stworzenie atmosfery miłości podob-
nej do Bożej jest pierwszym i najważniejszym zadaniem rodziców.
Obserwacja zachowania młodego, bo zaledwie dwunastoletniego
Jezusa, pozwala wyciągnąć kilka wniosków odnośnie stosunków pa-
nujących w Jego domu. Józef i Maria, powracający ze świąt w Jerozo-
limie z gromadą krewnych i znajomych, orientują się w pewnej chwi-
li, że brak przy nich Jezusa. Wracają do miasta i dopiero po trzech
dniach znajdują Go dyskutującego z teologami w świątyni. Uczynio-
na przez matkę wymówka nie dziwi chyba nikogo: „Synu, cóżeś nam
to uczynił? Oto ojciec twój i ja bolejąc szukaliśmy ciebie.”
13
Jakiej reakcji oczekiwałby tato od „grzecznego” dziecka? Przede
wszystkim uznania swej winy, następnie przeproszenia, prośby
o wybaczenie i wreszcie na koniec obietnicy nie powtarzania podob-
nych wybryków. Jakże odmienna jest odpowiedź Jezusa: „Czemu-
ście mnie szukali? Czyż nie wiecie, że w tym co jest Ojca mego, Ja
być muszę?”
14
Ani słowa samokrytyki. To dziecko miało odwagę po-
12 Ps. 127, 3
13 Łuk. 2, 48
14 Łuk. 2, 49
20
dać swoją ocenę zdarzeń. Nie sądźmy, że ta postawa była genetycz-
nym wyposażeniem Jezusa. To sfera wychowania. A więc nie lękał
się, gdyż prawdziwa miłość rodzicielska chroniła Jego osobowość.
On był prawdziwie wychowywany, a nie tresowany. Nie musiał uda-
wać niczego i stać Go było na szczerość, gdyż nie był za nią karany.
Dawano mu odczuć, iż stanowi olbrzymią wartość, której nic i nikt
nie może zmienić. Dlatego liczono się z Jego zdaniem i szanowano
Go jako Istotę wolną, mającą - pomimo dziecięcego wieku - określo-
ne prawa. Dom Józefa i Marii dzięki panującej w nim miłości istotnie
stwarzał możliwości właściwego ukształtowania charakteru. Dodaj-
my jeszcze, iż na replikę Jezusa Józef nie odpowiada górnolotnymi
frazesami o czci należnej rodzicom. Ani śladu urażonej dumy rzuca-
jącej gromy z piedestału ojcowskiego urzędu. Przyjmuje słowa wła-
snego dziecka a więc rozważa je. Uczyć się od tych, których się na-
ucza samemu, znamionuje wielkość duszy.
Drogi Czytelniku - być może wiele opowiadano Ci dotąd o po-
słuszeństwie jako niezbędnym warunku uzyskania Bożej apro-
baty. Nie wierz temu. Bóg zawsze aprobuje Ciebie, choć nie za-
wsze - Twoje zachowanie. Zaufaj mocy Jego miłości i pozwól się
jej kształtować, odrzucając działania motywowane lękiem. Bądź
sobą. Niech będzie Cię stać na wolność myśli, słów i czynów. Nie
pozwól, by lęk zawładnął Tobą. Jezus wyzwolił Cię przelaną na
Golgocie krwią. Jesteś królewiczem Niebios a nie ziemskim nie-
wolnikiem.
21
Rozdział piąty
Jednego ci brak...
C
hciałbym teraz na odmianę zajrzeć do Nowego Testamentu by
w historii jednego człowieka odszukać myśl przewodnią naszych
rozważań: lęk wynikający z nieznajomości własnej wartości. Obawa
o swój własny wizerunek, nakazująca poszukiwać w środowisku sy-
gnałów potwierdzających moje znaczenie jako jednostki. Mówiłem
już wcześniej, że Bóg jednoznacznie oferuje człowiekowi swą ak-
ceptację bez względu na wiek, płeć, zawód, wielkość życiowych za-
sług lub klęsk. Pismo Św. wyraźnie stwierdza, iż dla Niego wszyscy
są na tym samym, żebraczym poziomie; wszyscy jednakowo potrze-
bują przyjęcia Jego miłosierdzia i bez względu na to czy je przyjmu-
ją czy nie, wszyscy nieustannie są przez Niego nieskończenie kocha-
ni, gdyż są Jego dziećmi, które stworzył i za które zapłacił na Golgo-
cie krwią Chrystusa.
Nie na darmo ta podstawowa prawda była przez wieki zniekształ-
cana i choć nie sposób było wprost zanegować nieograniczonej miło-
ści Boga do człowieka, można było uczynić ją sprzedajną, uwarun-
kowaną. „To napisałem, wam, którzy wierzycie w imię Syna Bożego
abyście wiedzieli, że macie żywot wieczny. Taka zaś jest ufność, jaką
mamy do Niego, że jeżeli prosimy o coś według Jego woli, wysłuchuje
nas. A jeżeli wiemy, że nas wysłuchuje, o co Go prosimy, wiemy też,
że otrzymaliśmy już od Niego to, o co prosiliśmy”
15
- to natchniona
wypowiedź apostoła Jana.
A oto jedno ze stwierdzeń Soboru Trydenckiego: „Jeśli ktoś
twierdzi, że wiara usprawiedliwiająca jest tylko ufnością w miło-
sierdzie Boga, który odpuszcza grzechy ze względu na Chrystusa,
albo że ta ufność jest jedynym źródłem usprawiedliwienia - niech
będzie wyłączony ze społeczności wiernych” (Kan. 12 VI Sesji
Soboru Trydenckiego - 1547r.). Podobne przykłady można mno-
żyć.
15 I Jana 5, 13-15
22
Bóg oferuje człowiekowi pewność Swej miłości, związanej nie-
odłącznie z akceptacją i przebaczeniem. Takie stanowisko uwalnia
od brzemienia lęku, czyni wolnym i stanowi podstawę do wszel-
kich dobrych działań wynikających wyłącznie z wdzięczności za już
otrzymane zbawienie.
Wystarczyło jednak niewiele, bo tylko zasianie wątpliwości
w ogrom miłości Bożej, by zrodził się lęk, a w jego następstwie in-
tensywne wysiłki do samodzielnego poprawienia swego wizerunku
w oczach Bożych. Nie dziwi fakt, iż ten system (który Biblia okre-
śla mianem babilońskiego) szybko zdominował ludzkie umysły i na-
dal zainteresowany jest podtrzymywaniem fałszywych przekonań,
jakoby:
1) człowiek nigdy nie mógł być całkowicie pewnym swego zbawie-
nia;
2) do ofiary Zbawiciela dodawać musiał własne czyny;
3) wstawiennictwo innych osób (oprócz Chrystusa) miało również
być pomocne do uzyskania zbawienia.
Płyną stąd bowiem bardzo wymierne korzyści. Zalękniony o ży-
cie wieczne własne i bliskich człowiek płacić będzie stale i stale (i ni-
gdy nie usłyszy: - Dosyć, tej duszy już wystarczy. Skąd więc można
na pewno powiedzieć, że jeszcze trzeba?); obawiać się będzie zarzu-
tu nieposłuszeństwa i nawet nie akceptując wielu nakazów kościel-
nych pozostanie cichy i pokorny. Nie sprzeciwi się w obawie przed
klątwą rzekomych strażników drogi do Nieba. Gdyby więcej czytano
Słowo Boże w domach, ustąpiłby ten potężny lęk; ludzie zrozumieli-
by, że pomiędzy każdym z nich a Bogiem nie ma innego pośrednika
prócz Jezusa. „Poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi”
16
- po-
wiedział kiedyś Zbawiciel.
Jest wszakże inny jeszcze - oprócz prostej niewiedzy - czynnik
leżący u podstaw tak wielkiej popularności światopoglądu babiloń-
skiego - światopoglądu totalitarnego lęku.
Oto pewnego dnia do Pana Jezusa przyszedł młody i bogaty czło-
wiek. Interesował go problem zbawienia. Wyjaśnienie jakie otrzymał
w tej kwestii było jasne: nie może być mowy o zbawieniu w sytuacji,
gdy człowiek świadomie tkwi w przestępowaniu Bożego prawa i nie
ma ochoty zmienić postępowania.
- Jakie prawo masz na myśli, Nauczycielu?
16 Jan 8, 32
23
Tu Pan Jezus wymienił przykazania drugiej tablicy, obrazujące
miłość człowieka do bliźniego. Ale dlaczego nie wymienił żadnego
z pierwszych czterech przykazań? Reakcja rozmówcy była szybka:
Co do tych spraw, mogę stwierdzić, iż nie mam sobie nic do za-
rzucenia.
Przypuszczam, że w tym miejscu zapadła znamienna cisza i Pan
Jezus spojrzawszy głęboko w oczy młodego człowieka milcząco za-
pytał: - A co z twoją miłością do Boga? Co z pierwszymi czterema
przykazaniami? Czy też jesteś bez zarzutu? Czy Bóg jest na pierw-
szym miejscu w twym życiu? A jeśli nie, to jakże możesz kochać
bliźniego, skoro nie kochasz Tego, który jest dawcą miłości? Wszak
tylko On jest dobry. Tak więc cała twa dobroczynna działalność i po-
słuszeństwo wobec Dekalogu są jedynie fasadą skrywającą przed
ludźmi twój istotny problem: tak naprawdę nie kochasz Boga, choć
jesteś bardzo religijnym człowiekiem. Ponieważ pokładasz zaufanie
w obrzędach, odczuwasz lęk przed Bożą oceną Twojego życia. Nigdy
nie jesteś pewien czy wystarczająco dobrze przeżyłeś, dzień by zo-
stać przez Niego zaakceptowanym. Gdybyś uwierzył, że Bóg nie po-
trzebuje Twojej doskonałości by Cię kochać (wystarcza wiara w Moją
doskonałość) lęk ustąpiłby i wtedy dopiero mógłbyś odwzajemnić
Mu Jego miłość. Tymczasem poszukujesz potwierdzenia swej war-
tości u ludzi, którzy schlebiają ci z powodu majątku jaki posiadasz.
I gdy to zostało uświadomione młodzieńcowi bez słów, „wtedy
Jezus spojrzał nań z miłością i rzekł mu: Jednego ci brak: idź, sprze-
daj wszystko co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w nie-
bie, po czym przyjdź i naśladuj mnie. A ten na to słowo sposępniał
i odszedł zasmucony, albowiem miał wiele majętności.”
17
Często używa się tej historii by pognębić chrześcijan obdarzo-
nych majątkiem. Nie jest to jednak postawa biblijna. Zalecenie wy-
zbycia się majątku dane zostało temu, konkretnemu człowiekowi,
gdyż bogactwo stanowiło czynnik konkurencyjny w stosunku do
Boga. W sercu tego biednego dziecka Bożego zajęło pierwsze miej-
sce, detronizując Osobę Stwórcy. Jezus przedstawił mu jego własny
problem zdecydowanie. Wyrzeczenie się bogactwa na rzecz ubogich
(nie kościoła!) miało być dlań ratunkiem a nie faktem ofiary. W ten
sposób bowiem ów człowiek miał zdać się jedynie na Osobę Chry-
stusa: chodzić wraz z Nim i Jego Dwunastką, słuchać nauk, poma-
17 Mar. 10, 21.22
24
gać w misji. Dotychczas zewsząd nadchodziły pozytywne oceny
jego osoby, podnoszące wartość młodego człowieka w jego własnych
oczach: był chwalony za pobożne życie, dobroczynność, sprawiedli-
wość, a jego bogactwo traktowano jako skutek Bożego błogosławień-
stwa. Jakże odmiennie brzmiała propozycja Jezusa: - Nie słuchaj in-
nych, lecz zdaj się na Mnie. Będziesz skromniej wyglądał, skrom-
niej jadł, nie czeka cię poklask tłumów, lecz jedynie Moja nieustająca
obecność przy tobie. Wybierz, co dla ciebie stanowi większą atrakcję.
Wybierz to, co twym zdaniem więcej warte: Moje słowo o Tobie - za-
wsze pełne ciepła, miłości, czy słowa ludzkich pochlebstw, kupowa-
ne dotąd za jałmużny i inne dary.
Biedny, zalękniony młody człowiek. Sądzę, że gdyby lepiej znał
Boga poszedłby za Jezusem przedkładając Jego ocenę swojej osoby
ponad krótkotrwałe i zmienne pochwały świata. Przyszedł z lękiem
i pozostał przy nim, gdyż porzucenie go wymagałoby całkowitego
zaufania Jezusowi a Ten nie wydawał się być na tyle atrakcyjnym,
by związać z Nim życie.„W miłości nie ma bojaźni, wszak doskona-
ła miłość usuwa bojaźń, gdyż bojaźń drży przed karą: kto się więc
boi nie jest doskonały w miłości. Miłujmy więc, gdyż On nas przed-
tem umiłował.”
18
Drogi Czytelniku - nie wiem, co naopowiadali Ci o Jezusie
inni, ale cokolwiek by to nie było, jest bez znaczenia, jeśli nie ze-
tknąłeś się z Nim sam na sam. Bogactwo nigdy nie uwolni Cię od
lęku, tego może dokonać tylko On. Jeśli czujesz, że odciąga Cię
ono od Boga, to nie dlatego, że masz go zbyt wiele, ale że za mało
znasz swego Zbawiciela. Jeśli dojdziesz do wniosku, że w osią-
gnięciu poznania Go pieniądze stoją Ci na przeszkodzie, wówczas
dopiero pozbądź się ich i nie bój się skosztować życia z Jezusem.
18 I Jana 4, 18.19
25
Rozdział szósty
Anioł czy diabeł,
czyli co widać w lusterku
M
am nadzieję, iż na podstawie omówionych wcześniej tre-
ści Czytelnik zorientował się już jaką rolę pełni złe wychowanie
w kształtowaniu postawy człowieka niedowierzającego Bogu, czy-
li tzw. kulejącego chrześcijanina.
Dziecko poddawane krytyce, ośmieszane, dziecko będące obiek-
tem agresji fizycznej (w tym i praktyk seksualnych) z jednej strony
obawiać się będzie wyrażania swych opinii, ujawniania emocji i po-
dejmowania decyzji gdyż wiąże się to z doznaniem kolejnego urazu
(w sferze psychicznej i/lub fizycznej), z drugiej zaś strony gruntować
będzie przekonanie o swej własnej bezwartościowości. Dalsze życie
stanie się pasmem reakcji lękowych maskowanych np. intensywną
pracą. Sukcesy i aplauz otoczenia pozwolą zapomnieć o istocie pro-
blemu, lecz wypłynie on na wierzch natychmiast, gdy sytuacja unie-
możliwi odnoszenie zwycięstw (np. podczas choroby).
Ludzie dotknięci brakiem akceptacji samych siebie będą w roz-
maity sposób starali się zagłuszyć wołanie zbolałej duszy o uznanie.
Niektórzy nawet rzucą się w wir altruizmu zbierając szereg wzmac-
niających zachęt ze strony środowiska, które wspierać będzie tego
typu zachowania jako społecznie użyteczne, podczas gdy głęboko,
u źródeł działań jednostki tkwić będzie zranione ongiś dziecko, do-
praszające się przyjęcia i nieświadomie pracujące na miłość.
Zetknięcie się z religijnymi systemami typu babilońskiego
wzmocni jeszcze poczucie lęku i skłoni do niewolniczej pracy za mi-
zerną nadzieję wieczności. Jakże inną koncepcję lansuje Bóg w Pi-
śmie Świętym. Oferuje pewność zbawienia, opierającą się nie na
ludzkich staraniach i emocjach, lecz na zaufaniu w doskonałość dzie-
26
ła dokonanego przez Chrystusa na krzyżu. Jeżeli wierzę, iż uregu-
lowany tam został wszelki rachunek win każdego człowieka, wte-
dy nie mam powodu by wątpić w Boże pragnienie ratowania mnie.
W istocie bowiem Bóg jest bardziej zainteresowany moim zbawie-
niem niż ja sam.
Trudno jest uwierzyć w to człowiekowi, którego rodzice nie za-
dbali o należyte okazanie mu w dzieciństwie swojej miłości. Nawet
ich dobre intencje nie mogą zrównoważyć szkód, jakie w psychice
poczynił brak odpowiednich zewnętrznych zachowań, gestów i słów.
Z oporem przyjmuje stwierdzenia Biblii, w myśl których zbawienie
jest wyłącznym darem łaski Bożej, oferowanym darmo każdemu,
a próba wzmocnienia swej pozycji w Bożych oczach dobrymi uczyn-
kami stanowi obrazę Niebiańskiego Ojca. Otrzymujący dotąd pozy-
tywne bodźce jedynie w zamian za spełnianie oczekiwań innych, nie
dowierza deklarowanej miłości Boga, na którą nie pracował, o którą
nawet może nie prosił, a którą jednak ma do dyspozycji. Często po-
jawia się pytanie: - Cóż ja takiego zrobiłem, by miał mnie tak bardzo
kochać tak wielki Bóg?
Popatrzmy najpierw na siebie. Możemy to zrobić:
1. spoglądając przez pryzmat własnych wyobrażeń
- nastolatki np. z reguły nie akceptują swego wyglądu: tu pryszcz,
tam garbaty nos, ówdzie grube nogi. Nie pomaga tłumaczenie. Są
przekonane o prawdziwości wniosków autoobserwacji. Dokonu-
jąc bilansu życia wiele osób podobnej samokrytyce poddaje swą
egzystencję. Często nie trafiają racjonalne argumenty otoczenia
przypominające sukcesy - końcowa ocena jest negatywna;
2. spoglądając przez pryzmat ocen innych ludzi -jednego dnia szef
chwali, to znaczy jestem dobry, jestem kimś, szykuje się awans.
Innym razem zmiesza z błotem -jestem zero - nigdy mi się nic nie
uda;
3. dając posłuch opiniom szatana, podsuwającemu rozmaite my-
śli. Dobrze jest wszakże pamiętać, iż osobnik ten określony jest
27
w Piśmie Świętym mianem kłamcy
19
, oskarżyciela
20
i zaślepiają-
cego umysły
21
. Nie sądzę więc by warto było od niego czerpać in-
formacje o sobie samym. Podobnie mało obiektywne są dwa po-
przednie źródła.
4. Dostarczycielem jedynego, obiektywnego obrazu człowieka jest
sam Bóg. Nazywa On każde swe dziecko: solą ziemi
22
, światło-
ścią świata
23
, przyjacielem Chrystusa
24
, świątynią Ducha Św.
25
,
pojednanym z Bogiem
26
, obywatelem Nieba
27
i wieloma jeszcze
innymi, pięknymi określeniami. Prawdą jest, iż na żadne z nich
nie zasłużyliśmy swoim postępowaniem, ale jesteśmy potrakto-
wani w sposób niewiarygodnie dobry, ponieważ Jezus został po-
traktowany w sposób niewiarygodnie okrutny (choć też na to nie
zasłużył). Bóg zdecydował się ratować nas za cenę swego Syna
nie dlatego, iż coś wyjątkowego potrafimy, ale ponieważ kocha
nas w sposób absolutnie bezinteresowny i wyjątkowy jako swe
dzieci. Nie ma logicznego wytłumaczenia dla miłości. A skoro za
Ciebie i za mnie umierał ten sam Syn Boży, czy możesz jeszcze
mieć wątpliwości co do rzeczywistej wartości, jaką stanowisz dla
Boga? Nie poświęca się dziecka za kogoś mniej wartego niż ono
samo. Ile więc jesteś wart w Bożych oczach?
Szatan zawsze będzie się starał skłonić cię do kształtowania obra-
zu samego siebie na podstawie pierwszych trzech źródeł:
- Uwierz, że Bóg patrzy na ciebie twoimi oczyma. Na szczęście
prawda jest inna. Bóg spogląda na mnie wzrokiem pełnym miłości
i całkowitej akceptacji, na którą nie zasłużyłem, ale którą mam.
„Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzo-
nego dał, aby każdy, kto weń wierzy nie zginął, ale miał żywot wiecz-
ny.”
28
19 Jan 8, 44
20 Obj. 12, 10
21 II Kor. 4, 4
22 Mat. 5, 13
23 Mat. 5, 14
24 Mat. 5, 15
25 I Kor. 3, 16
26 II Kor. 5, 18
27 Efez. 2, 19
28 Jan 3, 16
28
Drogi Czytelniku - z pewnością wielu powie Ci: -Jesteś grzesz-
nikiem, ponieważ grzeszysz i nigdy nie możesz być pewnym zba-
wienia; to arogancja. Być może Bóg zlituje się nad tobą, o ile bę-
dziesz się bardzo starał.
Lecz Twój Bóg mówi Ci codziennie: - Kocham Cię i dla Mnie
jesteś święty, choć grzeszysz. Święty, bo wybrałeś Moją, świętą
drogę i choć idąc potykasz się na niej i przewracasz, to jednak po-
dążasz w dobrym kierunku. Ufaj mojemu zbawieniu, które ofia-
rowałem Ci we krwi mojego Syna i nie obrażaj mnie swym niedo-
wiarstwem. Drogi Czytelniku - zastanów się, czy stać Cię będzie
na odrzucenie lęku i rzucenie się w otwarte ramiona Boże.
29
Rozdział siódmy
Grzechy i grzeszki
W
ielu dobrych, gorliwych chrześcijan odczuwa lęk wynikający
z niezrozumienia problemu grzechu. Cały ich wysiłek koncentruje
się na tym by nie zgrzeszyć i w ten sposób uniknąć kary piekielne-
go ognia. Niektóre Kościoły wyposażyły swe doktryny w specjal-
ne środki nacisku, by skutecznie zniechęcić wyznawców do podwa-
żania jakiegokolwiek kanonu wiary. I tak np. wspomniane już męki
piekielne stanowią istotny element „pedagogiki” stosowanej wobec
dzieci. Zwykle dorastając zapomina się, lekceważy lub przestaje wie-
rzyć w owe (nie znajdujące oparcia w Piśmie Św. a jedynie z pogań-
skich wierzeń zaczerpnięte) bajki, lecz u kresu życia znów dają o so-
bie znać wzmożoną obawą o przyszły los.
Inne tego rodzaju bicze na oporne dusze znajdujemy co rusz w do-
kumentach kościelnych, np. w bulli Bonifacego VIII „Unam sanctam”
z r. 1302, gdzie czytamy: „Jest jeden Kościół, święty, katolicki i apostol-
ski (...) poza nim nie ma zbawienia ani odpuszczenia grzechów. (...) Toteż
oznajmiamy, twierdzimy, określamy i ogłaszamy, że posłuszeństwo bi-
skupowi rzymskiemu jest konieczne dla osiągnięcia zbawienia”.
Pan Jezus powiedział: „Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć
będzie”
29
, gdyż „w Nim mamy odkupienie przez krew Jego, odpusz-
czenie grzechów według bogactwa łaski Jego.”
30
Sprzeczność pomiędzy ludzkim i Bożym stwierdzeniem jest tak
oczywista, iż nie wymaga komentowania. Wypada więc zastanowić
się, dlaczego tak wiele osób woli tkwić w fałszywym, upokarzają-
cym i zniewalającym lękiem systemie, niż zaufać ofercie przebacze-
nia i wolności, niesionej przez Jezusa. Szereg czynników może de-
cydować o przyjęciu takiej a nie innej postawy. Teraz chciałbym po-
krótce rozważyć tylko jeden z nich, polegający na nieporozumieniu
dotyczącym istoty grzechu.
29 Jan 11, 25
30 Efez. 1, 7
30
Przywykło się sądzić, iż popełnienie przez człowieka wykrocze-
nia określonego mianem grzechu powoduje zerwanie łączności z Bo-
giem i odwrócenie się Boga od człowieka. Pogląd ten wspierany jest
często wypowiedzią z Księgi Izajasza: „Wasze winy są tym, co was
odłączyło od waszego Boga, a wasze grzechy zasłoniły przed wami
Jego oblicze tak że nie słyszy”
31
. W myśl dotychczasowej opinii Bóg
zachowywałby się jak rozkapryszona panienka, gniewając się na
nas ilekroć popełnimy błąd i spoglądając łaskawie w okresach du-
chowej prosperity. A przecież nawet my sami, błądzący biedni lu-
dzie, wychowując dzieci nie postępujemy z nimi srogo. Gdy czynią
źle nie wyrzucamy ich z domu, nie ucinamy kontaktów przez wielo-
dniowe milczenie, lecz I zwracamy uwagę, tłumaczymy, zachęcamy
do przeprosin, zmiany stanowiska. Tekst zaczerpnięty z Księgi Iza-
jasza dotyczyć więc może ludzi grzeszących z upodobaniem, a nie
tych, którym nieposłuszeństwo zdarza się jako „wypadek przy pra-
cy”; względnie ludzi tak mocno przeżywających swój błąd, iż zda się
on powodować Boże odejście od człowieka.
Babiloński system wychowuje jednak swych podopiecznych
w przeświadczeniu, iż pojedynczy grzech niweczy społeczność czło-
wieka z Bogiem,czyniąc z grzesznika osobę pozostającą poza zasię-
giem zbawienia tak długo, dopóki nie dokona pojednania z Bogiem
przy pomocy szeregu aktów ekspiacyjnych. Jeśli więc np. mąż pokłó-
ciwszy się z żoną wybiega z domu trzasnąwszy drzwiami a na ulicy
natychmiast wpada pod samochód i ginie na miejscu, to teoretycznie
rzecz biorąc nie ma szans na zbawienie, gdyż „umarł w stanie grze-
chu”. Koncepcja ta utrzymuje stały poziom lęku w zarażonych nią
umysłach, co sprawia ścisłe uzależnienie od ludzi uzurpujących so-
bie prawo jednania człowieka z Bogiem. Jednocześnie w katastro-
falnym świetle stawia samego Niebiańskiego Ojca, czyniąc zeń bez-
dusznego, perfekcjonistycznego policjanta.
Na szczęście, czytając Biblię możemy łatwo zdemaskować fałsz
takich twierdzeń i uwolnić się od lęku. Przeanalizujmy rodzaje grze-
chów i Boże względem nich stanowisko:
1. Grzechy nieświadome - zachodzą wówczas, gdy człowiek nie
zdaje sobie sprawy, iż dany akt stanowi przestępstwo w oczach Bo-
żych. Np. człowiek pracujący w sobotę, a nie poinformowany o tym,
31 Izaj. 59, 2
31
iż zgodnie z biblijnym czwartym przykazaniem jest to dzień święty
-grzeszy, lecz nie wie o tym. Bóg nie obarcza go winą za popełnio-
ny błąd, gdyż wynika z niewiedzy. Pan Jezus lapidarnie podsumo-
wuje tę kwestią, mówiąc: „Gdybyście byli ślepi, nie mielibyście grze-
chu...”
32
2. Grzechy świadome przypadkowe - to typowe „wypadki przy
pracy”, np. złe słowo, wymykające się w gniewie. Chwilowy brak sa-
mokontroli, precyzyjnie wykorzystany przez szatana. Boże stanowi-
sko wobec tego problemu przedstawia pięknie apostoł Jan w swym
pierwszym liście: ”Dzieci, moje, to wam piszę, abyście nie grzeszy-
li. A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystu-
sa, który jest sprawiedliwy(...). Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wier-
ny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy i oczyści nas od
wszelkiej nieprawości”
33
.
3. Grzechy świadome celowe - a więc błędy popełniane z preme-
dytacją. W pierwszej chwili mogłoby się wydawać, iż przekracza-
ją one wytrzymałość Bożej cierpliwości. Popatrzmy więc do raju:
grzech Adama i Ewy uczyniony był z pełną świadomością rodza-
ju dokonywanego aktu przestępczego. Bóg miał prawo zareagować
z całą surowością swego Majestatu. A jednak stało się inaczej. Maje-
stat szedł za swymi uciekającymi dziećmi i wołał: - Adasiu, gdzie je-
steś!? Dokąd starasz się uciec!? Przecież poza mną nigdzie nie znaj-
dziesz ukojenia dla swej duszy! Wróć, bo przecież nadal cię kocham
i chcę ci przebaczyć!
Kiedy po straszliwym paśmie grzechów, wśród których było
m.in. cudzołóstwo i morderstwo, prorok Natan uświadomił wresz-
cie królowi Dawidowi jak dalece zbłądził, ten wyznał: „Zgrzeszy-
łem wobec Pana. Natan zaś rzekł do Dawida: Pan również odpu-
ścił twój grzech...”
34
A więc i ten rodzaj win jest przebaczalny. Ża-
den z dotychczas wymienionych grzechów nie zrywa mojej wię-
zi z Bogiem. Dzieje się tak dopiero wówczas, gdy człowiek popa-
da w tak zwany
32 Jana 9, 41
33 I Jan 2, 1; 1, 9
34 II Sam. 12, 13
32
4. Grzech przeciwko Duchowi Świętemu - „Każdy grzech i bluź-
nierstwo będzie ludziom odpuszczone, ale bluźnierstwo przeciw Du-
chowi Świętemu nie będzie odpuszczone.”
35
Duch Św. jest jedynym, który potrafi przekonać człowieka o wi-
nie, skłonić do wyznania grzechu i doprowadzić do prośby o przeba-
czenie ze względu na dzieło Chrystusa dokonane na Golgocie.
36
Je-
żeli człowiek neguje swą winę np. nie uważając za problem plotkar-
stwa i obżarstwa, gdyż inni - jak sądzi - popełniają gorsze czyny;
lub gdy wyolbrzymia błąd tak dalece, iż przestaje wierzyć w możli-
wość wybaczenia (- Moja wina jest ponad krzyż Chrystusowy) po-
pada w grzech przeciwko Duchowi Św. Nie sposób pomóc takiemu
nieszczęśnikowi, gdyż jeden uważa, iż pomocy nie potrzebuje, drugi
zaś nie wierzy by z uwagi na jego błędy miłość Boża była dlań jesz-
cze dostępna.
W jednym i w drugim przypadku człowiek nie prosi Boga o wy-
baczenie, gdyż bądź to nie uważa swego postępowania za błąd, bądź
też traktuje go za zbyt wielki by można go było darować. Skoro więc
nie prosi o wybaczenie, nie może zeń skorzystać. W ten sposób, po-
przez mechanizm grzechu przeciwko Duchowi Św. szatan sprawia, iż
ludzie sami rezygnują ze zbawienia.
„Miłością wieczną umiłowałem cię.”
37
Drogi Czytelniku - nie wiem jak wiele zasług położyli Twoi
katecheci i wychowawcy w ugruntowanie przekonania o gniewie
Bożym skierowanym przeciwko grzesznikowi. Nie wierz temu.
Szatan jest wielce uradowany z takiego wykrzywienia obrazu
Boga. Żaden grzech nie prowadzi Cię do natychmiastowego ze-
rwania więzi z Bogiem i utraty pozycji dziecka Bożego. Każdy
jest możliwy do wybaczenia, gdyż za każdy Jezus zapłacił już na
krzyżu. Bóg rozlicza człowieka z charakteru, a nie z pojedyncze-
go uczynku. Nie musisz się bać - Twój Bóg jest zawsze z Tobą.
35 Mat. 12, 31
36 Jan 16, 18
37 Jerem. 31, 3
33
Rozdział ósmy
Dwaj panowie L.
P
rzedstawione poprzednio kwestie doprowadziły nas do stwier-
dzenia, iż żaden pojedynczy grzech nie niweczy natychmiast spo-
łeczności człowieka z Bogiem. Tego uczy wyraźnie Bóg w swym
Słowie, pragnąc uwolnić swe dzieci od potężnego lęku egzystencjal-
nego i dać prawdziwe poczucie wolności. Szatan uczyni wszystko,
byśmy zapomnieli o tym i rozumowali w sposób następujący: - Sko-
ro grzech jest absolutnym przeciwieństwem istoty Boga, to popeł-
niając go staję na płaszczyźnie nie mającej żadnych punktów wspól-
nych z płaszczyzną działania Boga. Wobec tego jestem na pozycji
straconej.
Ten sposób rozumowania zgodny jest z zasadami zachodnioeu-
ropejskiej logiki, ale nie z Bożym stanowiskiem: „Myśli moje to nie
myśli wasze...”
38
Fałsz wspomnianego poglądu uzmysławia Pismo
Św. przedstawiając czystość syna Bożego, która miast przychylić się
do faryzejskiej koncepcji odseperowania od grzeszników, zachowa-
ła się dokładnie odwrotnie pozostając z nimi i pomagając im dokony-
wać życiowych zmian. Grzech sprawia, iż człowiek staje się dla Boga
obiektem wymagającym szczególnej pomocy, a nie zemsty.
Przypomina mi się pewna rozmowa z moim małym, wówczas
niespełna czteroletnim synkiem:
- Tatusiu, czy byłeś kiedyś w kopalni?
- Nie, nie byłem.
- A jakbyś był, to znaczy, że byłbyś górnikiem?
Chciało mi się wtedy - powstrzymując śmiech - odpowiedzieć:
- A czy jeśli przechodziłbym przez cmentarz, to znaczy, że był-
bym nieboszczykiem?
Pragnąc całkowitego poczucia bezpieczeństwa dla wszystkich
ufających Mu dzieci, Bóg składa wiele deklaracji pozwalających
uwolnić się od lękliwego systemu babilońskiego. Oto jedna z najpięk-
38 Izaj. 55, 8
34
niejszych: „Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy
są w Jezusie Chrystusie.”
39
Przypuszczalnie z niejednej piersi wy-
rwie się westchnienie: - Ach, to wspaniała prawda. Ale skąd mam
wiedzieć, czy „jestem w Chrystusie”?
Termin ten oznacza ni mniej ni więcej, jak utrzymywanie ży-
wego kontaktu ze Zbawicielem. Rozstając się z uczniami pamięt-
nej nocy paschalnej, Pan Jezus powie: „Trwajcie we Mnie, A Ja
w was.”
40
Podobne słowa usłyszy Abraham, gdy Bóg zwróci się doń:
„Jam jest Bóg Wszechmogący, trwaj w społeczności ze Mną...”
41
A co może na ten temat powiedzieć chrześcijanin? Przede wszyst-
kim powinien zapytać co Słowo Boże mówi na temat owej pozy-
cji „w Chrystusie„. Oto wypowiedź apostoła Pawła skierowana do
Galacjan, chrześcijan mających dość istotne problemy natury dok-
trynalnej: „Wszyscy jesteście synami Bożymi przez wiarę w Jezusa
Chrystusa. Bo wszyscy, którzy zostaliście w Chrystusie ochrzcze-
ni, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie masz Żyda, ani Greka, nie
masz niewolnika, ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety, al-
bowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie.”
42
A teraz
fragment listu napisanego do braci w Koryncie, chrześcijan, któ-
rych życie pozostawiało wiele do życzenia i obfitowało w szereg pa-
skudnych grzechów. Paweł pisze „...jesteście w Chrystusie Jezusie,
który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością i po-
święceniem i odkupieniem.”
43
Człowiek deklarujący pragnienie pójścia za Jezusem i pokłada-
jący ufność w Jego ofierze jako jedynym dziele gwarantującym ży-
cie wieczne jest traktowany przez Boga jako „będący w Chrystusie”,
a więc całkowicie chroniony przed potępieniem, bez względu na ro-
dzaj błędów, jakie zdarza mu się jeszcze popełniać. Tej pozycji nie
mogą zmienić żadne zewnętrzne okoliczności. Zapewnia o tym sam
Chrystus, mówiąc: „...nikt nie wydrze ich z ręki mojej”
44
a potwier-
dza apostoł Paweł: „Któż nas odłączy od miłości Chrystusowej? ...Je-
stem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potę-
gi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani wyso-
39 Rzym. 8, 1
40 Jan 15, 4
41 Rodz. 17, 1
42 Gal. 3, 26-28
43 I Kor. 1, 30
44 Jan 10, 28
35
kość, ani głębokość ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć
od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.”
45
A więc nikt nie może wpłynąć na moją pozycję w Chrystusie,
gwarantującą mi bezpieczeństwo. Mogło by teraz powstać złudne
przekonanie, jakoby wszyscy w ostatecznym rozrachunku mieli zo-
stać zbawieni i szatan nie mógł uczynić nikomu żadnej szkody. Nie-
stety, tak nie jest. Zwodziciel wie, iż żaden grzech nie zmienia mo-
jej pozycji „w Chrystusie” prócz ostatniego, czyli grzechu przeciw
Duchowi Św. Ten bowiem jest ni mniej ni więcej, jak aktywną re-
zygnacją z dotychczasowego schronienia („w Chrystusie”). Jedyne
więc co szatan może uczynić, to doprowadzić człowieka do takiego
stanu, w którym ten nie będzie już korzystał z daru łaski Bożej, po-
padając tym samym w grzech przeciw Duchowi Św. Szatan czyni to
przez intensywne nakłanianie człowieka do patrzenia na siebie i ana-
lizowanie własnych błędów. Nie ma specjalnych trudności z osoba-
mi, którym w dzieciństwie zaszczepiono przekonanie o ich nieudol-
ności, niewiedzy, brzydocie. Ci, nawet sukcesy odbierać będą jako
porażkę, zalety uznawać za wady, a pozytywne oceny otoczenia sta-
ną się bodźcem do samooskarżeń.
Im bardziej biedny grzesznik odwraca wzrok od Jezusa, skupia-
jąc go na sobie, tym więcej dostrzega krzywizn wymagających wy-
prostowania, brudów domagających się prania. W swej prostocie
i autentycznej chęci poprawy podejmuje gorączkowe działania. Po
pewnym czasie stwierdza jednak, że w miejsce jednej plamy poja-
wiają się dwie dalsze. Widząc coraz wyraźniej swą grzeszność za-
czyna obawiać się, czy aby nie utracił już swej pozycji „w Chrystu-
sie”; pojawia się lęk, który szatan wykorzystuje skwapliwie stara-
jąc się wpędzić zalęknionego chrześcijanina w jedną z dwóch śle-
pych uliczek. Pierwszej na imię - legalizm - jest to postawa polegają-
ca na intensywnej pracy nad zmianą swego postępowania i traktowa-
niu efektów działania jako argumentu na rzecz własnego zbawienia.
Zamiast zacieśniać więź z Jezusem i przypatrywać się Jego dosko-
nałości (wszak przez przypatrywanie człowiek zmienia się), legalista
szalenie skrupulatnie stara się sam osiągnąć doskonałość, oczywiście
przy pomocy łaski Bożej (nigdy nie powie, że dąży do tego o wła-
snych siłach). Stale analizuje swe postępowanie, sprawdzając w ten
sposób stopień własnej „świętości”. Chce osiągnąć wymarzony pu-
45 Rzym. 8, 35.38.39
36
łap, który przedłoży Bogu jako przesłankę na rzecz wpuszczenia go
do Nieba. Czeka na chwilę, gdy będzie mógł powiedzieć:
- Drogi Boże; dzięki Twej łasce stałem się już wystarczająco
grzeczny by znaleźć się w gronie zbawionych.
Biedak zapomina, że tylko wiara przyjmująca świętość Jezusa za
swoją, tylko wiara powołująca się na taką świętość otwiera drzwi do
raju.
Po pewnym czasie zaczyna jednak odczuwać postępujące osła-
bienie, a nie chcąc przyznać się do porażki obranej drogi, popada
w drugą skrajność, czyli liberalizm, który polega na jawnym lub
skrywanym zaniżaniu wymagań. Niektórzy perfekcyjnie potrafią
dostrzec błędy innych, lecz z największym trudem odnajdują wła-
sne przewinienia. Człowiek dotknięty liberalizmem uznaje, iż pew-
ne praktyki nie mogą być dłużej traktowane jako niewłaściwe, skoro
stały się powszechne. (Świetnym przykładem takich przewartościo-
wań jest stanowisko medycyny wobec homoseksualizmu: jeszcze 20
lat temu problem ten nazywano wprost zboczeniem. Dziś, pod wpły-
wem określonych kampanii propagandowych mówi się o odmienno-
ści. Inne spostrzeżenie: jeszcze nie tak dawno stosunki pozamałżeń-
skie stanowiły praktykę starannie skrywaną z uwagi na negatyw-
ną ocenę moralną środowiska. Obecnie, głównie dzięki napływowi
fali pornografii, mnogość partnerów seksualnych zda się niewielu już
bulwersować, a w niektórych kręgach jest nawet w dobrym tonie).
Upewniwszy się więc w przekonaniu, iż powszechność określonych
zachowań staje się normą moralną zaczynającą prowadzić w społe-
czeństwie swój normalnie anormalny żywot, grzesznik przestaje pro-
sić Boga o wybaczenie; bo też i o co tu zabiegać, skoro większość tak
postępuje i nie przejmuje się, a sankcji jakoś nie widać. I tak człowiek
wiąże swój los z grzechem, zamiast z Chrystusem. Nie może skorzy-
stać z Bożego wybaczenia, bo też i wcale się o nie nie ubiega.
I tak dochodzi do wykształcenia grzechu przeciw Duchowi Św.
(Tu warto dodać, że koncepcja zniesienia Prawa Bożego z chwi-
lą śmierci Pana Jezusa, lansowana przez szereg ugrupowań prote-
stanckich jest niczym innym jak doktrynalnym zalegalizowaniem tej
właśnie formy zwiedzenia). Widzimy więc, iż choć szatan nie może
zmienić mojej pozycji „w Chrystusie” gwarantującej mi bezpieczeń-
stwo, to jednak poprzez system kłamstw (- Uwierz, że Bóg patrzy na
37
ciebie twoimi oczyma; - Grzech niweczy natychmiast twoją społecz-
ność z Bogiem) stwarza poczucie lęku doprowadzającego człowieka
do sytuacji, w której zamiast zaufać miłości Bożej, sam zaczyna pra-
cować na poprawę swego wizerunku tracąc w ten sposób łaskę zba-
wienia.
„Ale Bogu niech będą dzięki, który nam zawsze daje zwycięstwo
w Chrystusie.”
46
Drogi Czytelniku - nie wiem, jak wiele lęku udało się przed-
stawicielom systemu babilońskiego zasiać w Igm umyśle. Jestem
pewien, że gdy złożysz całkowicie zaufanie w dziele dokonanym
raz na zawsze przez Chrystusa na krzyżu, Twoje życie może zo-
stać wprawdzie wytrącone ze stanu dotychczasowej równowagi,
lecz uzyskasz tak wielki wewnętrzny pokój, jakiego nigdy nie za-
znałeś. Nie lękaj się zaufać Temu, który kocha Cię na śmierć i ży-
cie.
46 II Kor. 2, 14
38
Rozdział dziewiąty
Drogi ucieczki
L
ęk jest doznaniem przykrym. Stanowi wezwanie dla organizmu
do podjęcia działań zmierzających do zlikwidowania go. Analogia
pomiędzy bólem i sferą somatyczną jest nader trafna. Ból zęba to
sygnał alarmowy zwiastujący proces chorobowy. Właściwą reakcją
winna być wizyta u dentysty. Wiele osób wybierze jednak środek
przeciwbólowy i- jeśli incydent nie powtórzy się - zrezygnuje z le-
czenia, uważając problem za rozwiązany Tymczasem został on po-
spiesznie zduszony.
Ból duszy manifestujący się lękiem również powinien być odpo-
wiednio wyleczony. Pospolitą praktykę stanowią działania będące
ucieczką przed lękiem. Zastępuje się nimi właściwą terapię, polega-
jącą na rozwiązaniu problemu powodującego lęk. Postępowanie ta-
kie często przynosi doraźne korzyści, lecz w odległej perspektywie
bywa źródłem trudnych do leczenia nerwic.
W swej książce, zatytułowanej „Neurotyczna osobowość naszych
czasów” Karen Horney wymienia cztery zasadnicze drogi ucieczki
przed lękiem: racjonalizację, zaprzeczanie, odurzanie i unikanie. Po-
staram się przybliżyć charakterystykę każdej z nich w powiązaniu ze
sferą życia religijnego.
1. Racjonalizacja to metoda polegająca na wynajdywaniu logicz-
nych argumentów zdających się w pełni uzasadniać reakcję lęko-
wą.
Przypominam sobie dyskusję, jaką swego czasu prowadziłem po
jednym z wykładów. Tematem spotkania był problem wybaczania
grzechów. Kiedy przedstawiłem biblijne stanowisko odnośnie spo-
wiedzi, część osób słuchających wyraźnie ucieszyła się wiadomo-
ścią, iż uzyskanie pojednania z Bogiem nie wymaga żadnego pośred-
nictwa ludzkiego. Wyraźnie uradowała ich wolność. W pewnej chwi-
li jednak podeszło do mnie kilku panów i zaczęliśmy rozmawiać:
39
- To rzeczywiście jest przekonywujące, o czym pan wspomniał
podczas wykładu.
Dlaczego więc panowie wyglądacie na zmartwionych? Czy wie-
rzycie, iż jest to stanowisko Boga?
- Nie mamy co do tego wątpliwości, ale... widzi pan... catharsis
jest potrzebne każdemu, o tym mówi dziś nawet psychologia.
- Co stoi na przeszkodzie, by nie doświadczyć tego sam na sam
z Bogiem? Po co angażować do tego ludzi, skoro Bóg tego nie po-
chwala?
- To prawda, ale kiedy już tak dobrze upokorzyć się przed ludz-
kim spowiednikiem, wówczas ogarnia człowieka taki wstyd, iż do-
brze będzie się pilnował by nie zgrzeszyć następnym razem...
Biedne, zalęknione dzieci Boga. Tak bardzo obawiały się niesio-
nej przez Chrystusa wolności, iż wolały pozostać w swym zastraszo-
nym świecie. Znalazły więc argument, który wprawdzie nie wyzwa-
lał ich, lecz przez racjonalizację sankcjonował status quo, czyniąc
rzeczywistość nieco łatwiejszą do zniesienia. Zamiast zmiany posta-
wy, dokonano zmiany myślenia.
2. Zaprzeczanie istnienia lęku może przybrać formę świadomą lub
nieświadomą. W drugim przypadku ujawniać się będą jedynie
pewne objawy somatyczne, jak uczucie duszności, kołatanie ser-
ca, drżenie i potliwość rąk, nudności, zawroty głowy, parcie na
mocz lub stolec itp. Obserwacja sytuacji, w jakich pojawiają się
wymienione zaburzenia stanowi wstęp do rozwikłania przyczy-
ny lęku.
W innych przypadkach człowiek zdaje sobie sprawę z nękające-
go go lęku i usiłuje go przezwyciężyć, aby tym samym móc zane-
gować jego istnienie. Np. osoba panicznie obawiająca się publicznie
modlić (uważa, iż zrobiłaby to fatalnie, narażając się na ośmiesze-
nie, a to z kolei podkopałoby poczucie jej własnej wartości) popro-
szona natychmiast zgadza się i występuje z modlitwą w zgromadze-
niu. Wprawdzie przełamuje swój lęk, lecz nie likwiduje jego źródeł
(obawa o obraz samej siebie), w związku z czym zamiast radości do-
świadcza frustracji ( - Mogłam to zrobić lepiej) i obawy przed kolej-
ną modlitwą. Świadczące o braku lęku zachowanie było w tym przy-
padku mylne.
40
3. Odurzanie jest sposobem pozwalającym uciec w inny świat i za-
pomnieć bodaj na chwilę o przyczynach lęku. Może przybrać po-
stać najbardziej prymitywną, polegającą na poddaniu umysłu
działaniu alkoholu lub narkotyków, względnie ujawnić się w po-
staci którejś z bardziej wyrafinowanych form, jak np. pracoho-
lizm, obżarstwo, nadmierna aktywność seksualna.
Ten rodzaj ucieczki przed łękiem szczególnie często dostrzec
można u ludzi religijnych. O ile udział w chórze parafialnym, za-
angażowanie w budowie gmachu kościoła, prowadzenie działalno-
ści dobroczynnej wśród ubogich itp. są czynami godnymi pochwały,
o tyle osobie lękającej się o swą pozycję w oczach Bożych nie przy-
czynią pokoju. Wręcz przeciwnie, chwilową radość z wykonanej pra-
cy natychmiast stłumi obawa przed zagrażającą dumą:
- Pięknie śpiewałaś podczas nabożeństwa, byłam wzruszona...
- Ach, co też mówisz! Nie chwal mnie, to nie ja, to Pan... oraz lęk
przed zbyt małym nakładem włożonej pracy:
- Powinienem był zaprosić więcej osób na obiad...
- Mogłem jeszcze dwie godziny dłużej pracować przy budowie
kościelnego ogrodzenia...
- Gdybym się więcej modlił, byłbym lepszym chrześcijaninem...
Osoby mające tego typu problemy potrafią dokonywać cudów sa-
moudręczenia (i udręczenia swojej rodziny) poprzez szereg działań
altruistycznych, nie zdając sobie sprawy nawet z istoty przyjętych za-
chowań, wynikających z lęku, a nie rzeczywistego miłosierdzia. Tra-
gedią np. jest osoba decydująca się poświęcić służbie duszpasterskiej
aby być bliżej Boga. Wszak to pierwotna bliskość Boga winna stano-
wić motywację dla wyboru takiej służby.
4. Unikanie wszelkich sytuacji i czynników lękotwórczych może
być sprawą świadomą lub nieświadomą i przy znacznego stopnia
„wytrenowaniu”, gdy człowiek w sposób automatyczny sięga po
tę broń, staje się zahamowaniem, które może nawet przejawić się
histerycznym paraliżem, afazją, ślepotą, impotencją itp. Na ogół
jednak praktyka unikania przybiera formę mniej dramatyczną.
Typowym przykładem unikania w sferze religijnej jest niechęć
podejmowania wszelkich rozmów z osobami wierzącymi inaczej
41
oraz przekonanie, że inny nie może mieć racji. Zamykanie Boga
w obrębie własnego wyznania wynika m. in. z lęku przed utratą
wypracowanych dogmatów. Człowiek taki czuje się bez nich jak
gdyby balansował na linie nad przepaścią. Zamiast podstawę swej
ufności położyć w Bogu - fundamencie pewnym i niezmiennym,
buduje swój dom - mówiąc językiem przypowieści Chrystusa - na
piasku. Nie dziwi więc, iż obawia się wszelkiej swobodnej dys-
kusji, wszelkiej myśli nie ocenzurowanej uprzednio przez „star-
szych”.
Osoba Chrystusa zdumiewa przejrzystością charakteru pozba-
wionego wszelkich lękowych zachowań (w tym i opisanych dróg
ucieczek). Trzeba było głębokiej ufności w Bożą opiekę by spać spo-
kojnie podczas burzy na Jeziorze Galilejskim, wyjść bez szwanku
z próby zabójstwa w Nazarecie, znieść widmo śmierci głodowej na
pustyni, spokojnie odpowiadać na zarzuty współpracy z szatanem,
mieć odwagę mówić rzeczy niewygodne obcym i najbliższym. Je-
dyny lęk, jaki stał się udziałem Jezusa wynikał z obawy przed utra-
tą łączności z Ojcem, którego miłość stale opiewał i której doświad-
czał jako konkretnej mocy. To doświadczenie może stać się i Two-
im udziałem.
Drogi Czytelniku - być może po przeczytaniu tego rozdziału
stwierdziłeś, że jego treść wcale Cię nie dotyczy. Prawdopodobnie
więc Twój lęk jest tak silny, iż nie dostrzegasz go. Jednak nie wpa-
daj w panikę. Jeżeli natomiast odnalazłeś swe zachowania bodaj
w niektórych przedstawionych tu sposobach ucieczek - również
nie przerażaj się. To problem prawie wszystkich ludzi. Na szczę-
ście Chrystus jest mocniejszy od Twoich słabości. Daj Mu szan-
sę. Bądź sobą. Miej odwagę przyznać się do swych emocji, upodo-
bań, antypatii. Nie poddawaj się konwenansom w sposób bezkry-
tyczny. Zwracaj uwagę na swe doznania i panuj nad nimi. Ten
który zwyciężył lęk w Getsemane, pomoże Ci uporać się z Twoimi
lękami. Powiedz mu o nich i proś o uwolnienie.
42
Rozdział dziesiąty
Królewicz czy żebrak?
O
statnie rozważania pozwoliły nam cieszyć się szeregiem do-
brych pięknych słów, jakie Bóg wypowiada pod adresem swoich
dzieci. Wspominaliśmy o absolutnym bezpieczeństwie, jakie chrze-
ścijaninowi daje świadomość bycia „w Chrystusie”, czyniąc go:
- chronionym przed potępieniem;
- wolnym od chęci zasłużenia sobie na Bożą miłość przestrzega-
niem prawa;
- radosnym w oczekiwaniu na powrót Pana Jezusa. Dzięki tej po-
zycji mamy moc chodzić według wskazań Ducha Św. a szatan nie
ma mocy zmusić nas do postępowania zgodnego z jego podszepta-
mi. Może namawiać, zachęcać, prosić, grozić, ale nigdy zmusić. Upa-
dek jest zawsze wynikiem indywidualnej decyzji człowieka. Ani sza-
tan, ani nikt inny i żadne okoliczności nie mogą zmienić mojej pozy-
cji „w Chrystusie”, ale to ja mogę z niej zrezygnować pod wpływem
różnych przyczyn. Jedną z nich jest przeświadczenie, jakoby ilość
lub jakość popełnionych błędów przekroczyła już miarę Bożej cier-
pliwości, w związku z czym nie warto już nawet przepraszać - jestem
w sytuacji beznadziejnej. W ten sposób oceniając siebie porzucamy
zaufanie w Boże przebaczenie, czyli opuszczamy bezpieczną pozycję
„w Chrystusie” wkraczając na teren grzechu przeciw Duchowi Św.
Bogu nigdy nie nudzi się wybaczać grzechy. Nigdy nie mówi, że
jest ich zbyt wiele, lub że są zbyt ciężkie. Nie odpuszcza połowy lub
ćwierci, a z resztą nie nakazuje przyjść za tydzień. Oczyszcza całko-
wicie i natychmiast, ponieważ jest dobrym, kochającym Niebiańskim
Tatą. Jako taki jest zainteresowany zapewnieniem nas o swej bezin-
teresownej i wiecznotrwałej miłości, na której w sposób pewny mo-
żemy i powinniśmy się oprzeć. Pragnie również czegoś więcej, niż
zwykłego przebaczenia. Chce uwolnić nas od ciągłego powtarzania
dawnych błędów.
43
Cel ten można osiągnąć w dwojaki sposób.
1. Metoda kija i marchewki - typowy system utrzymywania posłu-
chu przez strach. Możemy wyobrazić sobie, że gdyby palaczo-
wi tytoniu, którego nic nie zdołało dotąd powstrzymać przed ko-
lejnym „klubowym”, przydzielić „anioła stróża” z brygady anty-
terrorystycznej, który pilnując swą ofiarę nieustannie, miałby za
zadanie zastrzelić ją natychmiast gdy tylko sięgnęłaby po papie-
rosa, wówczas po miesiącu człowiek ten byłby wolny od nałogu.
Tylko czy ktokolwiek cieszyłby się tak osiągniętym sukcesem?
I czy byłby on trwały? A nade wszystko: czy w sercu uwolnione-
go od nałogu zaszczepiony zostałby autentyczny wstręt do jego
poprzednich praktyk? Nieszczęśnik prawdopodobnie marzyłby
jedynie o jak najszybszym pozbyciu się „opiekuna” by móc spo-
kojnie zapalić w kąciku.
Nie było żadnym technicznym problemem dla Boga uchronić
pierwszych rodziców przed skosztowaniem zakazanego owocu. Wy-
starczył jeden anioł strzegący drzewa. Na cóż zdałaby się taka ochro-
na, skoro w sercach ludzi panowałoby pragnienie popełnienia prze-
stępstwa? Czy nadal można by traktować ich jako czystych?
Bóg wolał dopuścić odegranie kolejnego aktu „Dziejów grzechu”,
niż udawać, że skoro owoc nie został naruszony wszystko jest w po-
rządku.
2. Grzech to nie tylko czyn, słowo, myśl lub zaniechanie. To tak-
że pewien określony potencjał zła, jaki tkwi głęboko w człowie-
ku, z jakim przychodzi się już na świat. Teologia apostoła Paw-
ła określa go mianem „starego człowieka„. Czy można pozbyć
się tej utrapionej starej natury? Z pewnością nie w taki sposób,
w jaki Michel Jackson usiłuje stać się białym. Nigdy mu się to nie
uda. Urodził się kolorowym i takim już umrze. Czy więc i nam
sądzona jest śmierć jako wybawienie od „starego człowieka„?
Na szczęście to się już dokonało. W znamiennych wypowie-
dziach zawartych w listach
47
apostoł Paweł wyraźnie stwierdza, iż
zgon „starego człowieka” to akt, którego dokonał Bóg wkładając na
swego Syna natury wszystkich ludzi. Tam, na Golgocie złamana zo-
stała moc każdego „starego człowieka”. Toteż nikt nie musi już pozo-
47 Rzym. 6, 6 II Kor. 5, 14 Gal. 2, 20
44
stawać w jego tyrańskiej niewoli. Każdy może narodzić się na nowo,
do życia z Jezusem i dla Niego. Nikt nie może umrzeć ad hoc na wła-
sne życzenie - również i w sferze ducha. Bóg wiedząc o tym, wraz
ze śmiercią Chrystusa ukrzyżował stare natury całej ludzkości. Do-
konał rzeczy, jakiej nikt nie byłby w stanie uczynić. Jakże żałośni są
dzisiejsi chrześcijanie, którzy ubolewając nad swymi upadkami za-
stanawiają się skąd tak wiele niepowodzeń w ich życiu, skoro na-
prawdę szczerze starają się umrzeć dla grzechu. Biedni, gdybyż czy-
tali uważnie Pismo Św. cieszyliby się świadomością, iż tę najtrud-
niejszą i niemożliwą dla człowieka rzecz uczynił sam Bóg nie pyta-
jąc nawet o pozwolenie. Obecna aktywność chrześcijańska powin-
na więc skupiać się nie na śmierci, lecz życiu przez nowonarodze-
nie. Czyn Pana Jezusa dokonany na krzyżu to wszak nie tylko zgon
mojego „starego człowieka”, ale jednocześnie stworzenie możliwo-
ści nowonarodzenia. Jeżeli świadom miłości Bożej dokonującej dla
mnie tak wielu rzeczy podejmuję decyzję kroczenia za Jezusem - do-
znaję nowonarodzenia. Przechodzę ze śmierci do życia. Zaczynam
korzystać ze zbawienia, które od tak dawna już zostało dla mnie
przez Boga przygotowane. Wtedy też zaczynam się inaczej zacho-
wywać, jak przystało na prawdziwego dziedzica Niebios, na królew-
skiego syna, na przyjaciela Boga. Ta świadomość godności, do jakiej
zostałem podniesiony bez żadnych wysiłków z mojej strony, a tyl-
ko na mocy miłości Niebiańskiego Ojca sprawia, że odrzucam zło
nie z obawy przed karą, lecz nie chcąc sprawić przykrość Temu, któ-
ry umiłował mnie jak nikt inny. Jedynie ta motywacja gwarantuje,
iż zaniechanie grzechu będzie procesem trwałym, związanym z we-
wnętrznym pragnieniem, a nie wymuszeniem określonych zachowań
za pomocą zewnętrznych nacisków.
Jeden z angielskich przekładów Biblii (TEV) podaje następują-
ce brzmienie tekstu zaczerpniętego z Księgi Przypowieści
48
: „... jak
człowiek myśli, takim jest w rzeczywistości.” Trudno o bardziej cel-
ne odwzorowanie problemu. Kim jesteś? W jaki sposób traktujesz
samego siebie? To będzie warunkowało twe działanie. Jeżeli w swej
ocenie jesteś tylko nędznym grzesznikiem - nigdy nie uwolnisz się
od grzechu. Ale jeżeli pomimo zdarzających się upadków masz świa-
domość, iż twój Bóg traktuje cię jako swe umiłowane, królewskie
dziecko, wówczas twe zachowanie będzie nabierało godności, my-
48 Przyp. 23, 7
45
śli staną się spokojniejsze, język posłuszny umysłowi. Królewicz na-
wet w więzieniu potrafi zachować godną postawę, ale ubierz prosta-
ka w gronostaj - nic nie pomoże: „Nie będzie pana z Iwana” - mawia-
li Rosjanie.
Jasnym więc staje się dlaczego tak wiele wysiłku wkłada Bóg
w uświadomienie człowiekowi kim jest naprawdę każdy z nas w Jego
oczach. Tylko bowiem przez pielęgnowanie tej świadomości możli-
we są przekształcenia charakterów upodabniające nas coraz bardziej
do obrazu Chrystusa Pana. Krecią pracę wykonują ci wszyscy, któ-
rzy z kazalnic i ambon gromią bezustannie braci wypominając per-
fekcyjnie błędy: - Kim jesteśmy - wołają świadomi, iż nieładnie by-
łoby przemawiać w drugiej osobie liczby mnogiej. -Straszliwymi
grzesznikami! Musimy nareszcie robić to, albo nie robić tamtego!
Pewien błyskotliwego umysłu chrześcijanin powiedział kiedyś:
-Jestem nikim; ale Twoim.
„Z owocu swoich ust nasyca człowiek swoje wnętrze, syci się plo-
nem swoich warg.”
49
Drogi Czytelniku - nie bój się zawodowych pogromców grze-
chów. Wielu z nich krzyczy głodno pragnąc zagłuszyć wyrzuty
własnego sumienia. Jeśli Twe błędy sprawiają, że masz ochotę po-
płakać sobie, zrób to w zakamarku swego mieszkania, lub gdzieś
w przyrodzie. Jezus też czasem płakał nad Twoimi błędami. Ni-
gdy jednak nie zapomnij, iż Twój Bóg kocha Cię i powołał do ol-
brzymiej godności. Jesteś tu, na ziemi Jego ambasadorem. Niech
ta świadomość kształtuje codziennie Twoje myśli, słowa i czyny.
Niech będzie źródłem radości i uwolni od lęku.
49 Przyp. 18, 20
46
Rozdział jedenasty
Poławiacze win
W
ażnym środkiem przenoszenia i utrzymywania lęku wśród wie-
rzących jest poczucie winy. Istnieje rzesza ludzi szermujących per-
fekcyjnie umiejętnością wzbudzania wyrzutów sumienia jako dosko-
nałym instrumentem psychologicznego szantażu. Pozwala on sku-
tecznie powstrzymywać wielu przed skłonnościami do wyłamywa-
nia się z posłuszeństwa systemowi. Trudno jest zaprzeczyć, gdy ktoś
reprezentujący sprawę Bożą „karci, gromi i napomina„ nieustannie,
uważając że wypełnia tym samym Chrystusowe zalecenie głoszenia
Dobrej Nowiny. Znam chrześcijan, którzy od wielu lat przygotowu-
ją się na powtórne przyjście Pana Jezusa stale gorliwie biczując sie-
bie i innych wytykaniem rozlicznych wad. Cóż jednak z tego, skoro
sytuacja nie ulega zmianie. Jak było źle, tak nadal jest; frustracja po-
głębia się, modlitwy zdają się nic nie wnosić, niewiele brakuje do za-
negowania wartości swego chrześcijaństwa.
Trzeba wyraźnie stwierdzić, iż ludzie ci obrali złą drogę do świę-
tości. Z pewnością nie jest to ścieżka Boża, bowiem nasz dobry, Nie-
biański Ojciec stosuje zachętę jako czynnik motywujący swe dzieci
do zmiany postępowania, a nie bat. Jego metody znalazły już daw-
no zastosowanie w pedagogice i psychologii. Jeżeli nauczyciel pra-
gnie wyćwiczyć swych podopiecznych np. w kaligrafii, osiągnie suk-
ces przez pochwały a nie krytykę. Im bardziej wytykał będzie kośla-
we kreseczki i niekształtne brzuszki, tym wolniejszy stawać się bę-
dzie postęp, aż w końcu dojdzie do stagnacji. Jeżeli jednak zdobę-
dzie się na zgoła opaczne postępowanie i wśród licznych bubli litero-
wych znajdzie choć jedną literkę lepszą od innych i pochwali za nią
małego autora, wówczas ten, zachęcony wzbijać się będzie na wyży-
ny swych umiejętności.
Nigdy nie zapomnę mojego licealnego nauczyciela chemii. Byłem
całkowitym osłem „chemicznym” w szkole podstawowej i pierw-
47
szych dwóch latach „ogólniaka”. Kiedy jednak postanowiłem pod
koniec drugiej klasy studiować medycynę, stało się oczywistym, że
przedmiot ten będzie mi bardzo potrzebny. Pamiętam, jak mój sta-
ry, poczciwy profesor spojrzał na mnie poważnie i powiedział: - Ja
wiem, że ty potrafisz. Nie mant pojęcia, na ile istotnie był o tym prze-
konany, a na ile był to tylko slogan, którego może wielokrotnie uży-
wał wcześniej. Wtedy nie myślałem o tym; najważniejszym był fakt,
iż ktoś znaczący uwierzył we mnie. Nie mogłem go zawieść. I nie za-
wiodłem. Chemia stała się moją wielką miłością.
Oto sposób przerabiania „zjadaczy chleba” w „aniołów”. Nie po-
zwólmy się więc zadręczać nieustannym poczuciem winy. Owszem,
jest ono potrzebne dla opamiętania się i doraźnego korygowania ży-
ciowego kursu
50
, ale nigdy nie zamierzył go Bóg jako środka autoty-
ranii lub elementu tyranizowania innych.
Tymczasem w niektórych środowiskach przyjęła się moda na sa-
mobiczowanie. Im częściej przypominam sobie dawne winy i dręczę
się nimi, tym bardziej gorliwym jestem ponoć chrześcijaninem. Taka
postawa uwłacza Bogu, który każdy wyznany Mu grzech odpuszcza
z uwagi na zapłatę dokonaną przez Chrystusa i „wrzuca w głębokości
morskie”
51
, czyli przestaje o tym wspominać. Po cóż więc wielokrot-
nie wracać do sprawy, którą sam Bóg definitywnie załatwił? Czy nie
jest to wyrazem niedowierzania Bogu, lęku przed Nim?
Geneza takich zachowań sięga dzieciństwa. Dziecko doświadcza-
jące od rodziców (jednego lub obojga) niesprawiedliwości ma do wy-
boru: albo uznać gwałty dokonywane na swym ciele i psychice za
przestępstwo przeciw wolności osobistej, a dopuszczającego się ich
rodzica za przestępcę, albo zanegować fakty. W pierwszym przy-
padku musiałoby zdetronizować rodzica z pozycji pierwszoplanowej
osoby swego życia, co doprowadziłoby do załamania całego systemu
wartości i duchowego samobójstwa. Broniąc się przed tym katakli-
zmem dziecko woli wyprzeć lub stłumić żal do rodzica i siebie obar-
czyć winą za doznane cierpienie (-Skoro tak się stało, to znaczy że
na to zasłużyłem). Wzrastając w takiej atmosferze przenosi na Boga
relacje łączące je dotychczas z rodzicami. Żal za doznane urazy sta-
je się nieświadomym żalem skierowanym do Boga. (- Dlaczego do-
puścił, bym tak bardzo cierpiał?). Nie może być ujawniony, gdyż we-
50 II Kor. 7, 9.10
51 Mich. 7, 19
48
dle tradycji wychowawczej nie wolno dziecku sprzeciwiać się ojcu
(Ojcu). Wobec tego człowiek taki musi cierpieć, gdyż w ten sposób
płaci za wyparte lub stłumione pretensje do Boga. Dlatego właśnie
niektórzy nie chcą rozstać się z poczuciem winy, nieustannie smaga-
jąc swą psychikę wyrzutami sumienia.
Inni umiejętnie wykorzystują takie tendencje, gdyż zapewniają
one posłuch w danej grupie i pozwalają sprawować władzę. Rzad-
ko kto znajdzie dość siły by przeciwstawić się krzykaczowi, gorliwie
torturującemu zgromadzenie wytykaniem win. Argumenty typu:
-Musimy to lub tamto; - Nie wolno nam tego lub tamtego - zdają się
być nie do odparcia. A jeśli jeszcze na dodatek padną stwierdzenia
w rodzaju: - Do nieba nie wejdzie nic nieczystego - wówczas blady
strach ostatecznie zamyka usta każdemu.
Powtórzę raz jeszcze: nigdy nie przestanie grzeszyć ten, kto nie-
ustannie tropi swe winy. Wzrok osoby zakochanej w Jezusie powi-
nien być utkwiony w Zbawicielu. A jeżeli ktoś znajduje upodobanie
w wiwisekcji, niech to dalej czyni; daje najlepszy dowód swego ego-
izmu, gdyż każdy patrzy na to, co kocha.
Prawdą jest, iż do Nieba nie wejdzie nic nieczystego. Jednak-
że błąd myślenia ludzi szermujących tym stwierdzeniem polega na
przeświadczeniu, jakoby zbawienie uzyskiwało się w zamian za osią-
gnięcie odpowiedniego poziomu uświęcenia. Słowo Boże uczy jed-
nak, iż jedyny bilet wstępu do Nieba stanowi przyjęcie wiarą święto-
ści Zbawiciela za swoją.
Kiedy dwoje młodych ludzi postanawia iść razem przez życie,
poświęcają się sobie i przestają być parą dzieci podległą swoim ro-
dzicom. Stają się małżeństwem i z chwilą zawarcia ślubu zmienia
się hierarchia wartości i własności. Już nie rodzice są na pierwszym
miejscu, lecz współmałżonek. Już nie ma rozgraniczenia na „moje”
i „twoje” lecz wszystko jest wspólne.
Kiedy wierzący zawiera „ślub” z Jezusem wnosi do nowego
związku balast swych grzechów, a Zbawiciel bierze je na siebie.
W zamian ofiarowuje swoją czystość. Każdego dnia możesz przyj-
mować ją na nowo przez wiarę. Tylko to czyni Cię godnym wejścia
w progi Królestwa Bożego.
„Wy jesteście już czyści dla słowa, które wam głosiłem.”
52
52 Jan 15, 3
49
Drogi Czytelniku - Jesteś umiłowanym synkiem lub córecz-
ką swojego Boga. On ma o Tobie dobre zdanie i nie przestanie
mówić do Ciebie słowami ciepłej zachęty i pochwały, gdyż tylko
te dadzą Ci rzeczywistą moc do zmiany Twego charakteru. Nie
pozwól udręczyć się wyrzutami sumienia. Nie popadaj w niewo-
lę wywrzaskujących pouczenia. Twój Bóg na Ciebie nie krzyczy;
nie lękaj się.
50
Rozdział dwunasty
Oto dałem wam moc...
T
o wszystko jest proste, a jednak trudne do zastosowania. Jak
opanować się, gdy np. panienka z pocztowego okienka wyryczy całą
swą wściekłość za źle wypełniony blankiet? Jak wtedy godnie repre-
zentować Majestat Niebios? Tyle spraw dziś zmusza do gniewu.
Zamorra był bramkarzem określanym mianem niezawodnego. Po
prostu nie puszczał goli. Jego sława przyćmiewała wszystkich piłka-
rzy. Aż raz zdarzyło się... podczas jednego ze spotkań piłka wpadła
do siatki. Nazajutrz Zamorrę znaleziono martwego w pokoju hotelo-
wym. Popełnił samobójstwo.
Gdyby mnie strzelano codziennie nawet po kilkadziesiąt goli nie
przejąłbym się tym specjalnie. Dlaczego więc tamtego człowieka jed-
na bramka przyprawiła o utratę życia?
Czytelnik powie z pewnością, iż problem jest banalny: - Wspo-
mniany sportowiec inną rangę nadawał strzelonej bramce niż autor.
To bardzo trafne spostrzeżenie. Rozszerzymy je nieco. Zamorra całą
swą wartość upatrywał w swej perfekcyjnej umiejętności wychwy-
tywania piłek. Był dobry dotąd, dopóki był niezawodny. Gdy jednak
zdarzył się błąd - runął natychmiast pozytywny obraz samego siebie
i uznał, iż nie zasługuje na to aby żyć. Szkoda, że nie wiedział (lub
nie uwierzył) jak bardzo jest przez Boga kochany i jak wielką war-
tość stanowi dla Niebiańskiego Ojca bez względu na stopień posia-
danej zręczności. Wyciągamy z tej historii jeszcze jeden wniosek: To
nie ludzie, wydarzenia, ani rzeczy materialne czynią człowieka na-
prawdę szczęśliwym, lecz jego względem nich przekonania.
Zamorra był przekonany, iż wpuszczenie gola czyni zeń osobę
nic nie wartą, dla mnie ten sam czyn nie ma żadnego związku z sa-
mooceną. A więc nie konkretne zdarzenie zadecydowało o dalszym
losie człowieka, lecz decyzja jaką podjął nadając owemu zdarzeniu
określone znaczenie.
51
Pewnego dnia jeden z wielkomiejskich żebraków uzbierał nieco
więcej niż zwykle. Starczyło mu nie tylko na dobry obiad, ale i na za-
kup losu loteryjnego. Jak się wkrótce okazało, akurat na ten numer
padła wygrana stu tysięcy dolarów. Po dwóch latach żebrak był mi-
lionerem.
Tej samej nocy młody milioner przegrał w kasynie cały swój ma-
jątek; zostało mu jedynie sto tysięcy dolarów. Rankiem znaleziono go
martwego - zażył znaczną ilość środków nasennych. Ta sama kwota,
a jak różne decyzje. Dla jednego teraz dopiero zaczęło się życie, dla
drugiego - skończyło.
W każdej sytuacji możesz dokonywać wyborów. Istotnie, czasa-
mi wydarzenia układają się tak, iż stwarzają ściśle określone presje
domagające się konkretnych decyzji. Nigdy jednak nie mogą zmusić
nas do takich a nie innych zachowań. Zawsze możesz dokonać wy-
boru. Podobnie jest z ową panienką z okienka. Prawdą jest, iż jej po-
stawa wywołuje w nas negatywne emocje - gniew. To jeszcze nie jest
grzechem. Wielu mężów Bożych demonstrowało gniew; również Pan
Jezus. Gniew sam w sobie jest emocją i jako taki stanowi integralną
część naszej psychiki, która przecież jest autorstwa Bożego. Emo-
cjom nie sposób przypisywać wartości moralnych.
Natomiast można to zrobić w stosunku do działań podejmowa-
nych pod wpływem emocji. Bóg daje emocje, ale nie chce abyśmy
stali się ich niewolnikami; to my powinniśmy panować nad nimi,
a nie odwrotnie: „Więcej wart jest cierpliwy, niż bohater, a ten, kto
opanowuje siebie samego więcej znaczy niż zdobywca miasta.”
53
Kiedy więc opryskliwość urzędniczki wzbudza gniew jest to po
trosze nasza decyzja wynikająca ze znaczenia, jakie przypisujemy tej
osobie i zawiedzionych względem niej oczekiwań. Zważmy bowiem,
że ta sama lub gorsza opryskliwość przypadkowego pijaka uliczne-
go wcale nie powoduje naszego gniewu, gdyż inne znaczenie przypi-
sujemy temu człowiekowi i nie spodziewamy się po nim niczego, jak
właśnie tego co zaznaliśmy.
Podejmujemy więc określoną decyzję: postanawiamy zareagować
w określony sposób na zachowanie „panienki z okienka”. Może to
być uprzejme zwrócenie uwagi na niestosowność jej odnoszenia się
do klienta, może być obrażona mina i odejście bez załatwienia spra-
wy, może wreszcie dominować agresja równa lub większa od pier-
53 Przyp. 16, 23
52
wotnej. Wybór należy do Ciebie. Będzie tym lepszy, im ściślejsza
jest Twoja łączność z Jezusem. Stwierdzenia typu: - Ona mnie zde-
nerwowała; łub: - Musiałem się wściec; itp. są nieprawdziwe. Powin-
no się raczej powiedzieć: - Zdenerwowałem samego siebie pod wpły-
wem bodźca, jakiego dostarczyła mi tamta osoba. - Nie musiałem się
wściec, ale podjąłem takie postanowienie.
Zazwyczaj nie uświadamiamy sobie, iż te reakcje są skutkiem na-
szych postanowień; najczęściej traktujemy je jako odruchy bezwa-
runkowe, a więc takie, na które nie mamy wpływu. Naprawdę jed-
nak nie jesteśmy miotanymi przez okoliczności życia tu i tam ku-
kiełkami. Podejmujemy decyzje, czasem bardzo szybko, ale mimo
to są one naszymi decyzjami. Mamy więc możliwość panowania nad
sobą; kontrolowania swych wyborów. Codziennie możemy postana-
wiać poświęcić Jezusowi określoną porcję czasu z rana tak, by utrzy-
mać z Nim dobrą łączność przez cały dzień, by odnowić świado-
mość swojej pozycji w oczach Bożych, swojej rzeczywistej warto-
ści, swego powołania i swych możliwości. A te ostatnie są wielkie.
Ty możesz powstrzymać język, rękę, możesz wybaczyć, uśmiechnąć
się, nadstawić drugi policzek. Stać Cię na to, gdyż jesteś Królewi-
czem Niebios, a nie małpą reagującą w sposób bezmyślny i odrucho-
wy. „Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we
wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cier-
pieć, obfitować i znosić niedostatek.
Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie.”
54
Apostoł pozwolił Bogu nauczyć się zachowywać swą chrześcijań-
ską osobowość w każdych warunkach. Jest to możliwe również dla
Ciebie.
„Oto dałem wam moc...”
55
Drogi Czytelniku - Jeżeli masz dość konformizmu chorągiew-
ki wychylającej się to w tę, to w tamtą stronę zależnie od rodza-
ju wiatru - idź za Jezusem. Podejmuj każdego dnia tę samą, do-
brą decyzję: - Panie, należę do Ciebie; ufam Tobie; prowadź mnie
i daj siłę bym godnie reprezentował Cię w każdej sytuacji.
Zobaczysz jak wspaniałych rzeczy doświadczysz z Panem.
Tylko nareszcie przestań się lękać.
54 Filip. 4, 12.13
55 Łuk. 10, 19