Bolewski Jcek ks Prosta praktyka medytacji

background image

Jacek Bolewski SJ

Prosta praktyka medytacji

Spis tre ci

Wst pne wyja nienie

I. Problematyka medytacji

1. Moda na medytacj
2. Nieporozumienia zwi zane z medytacj
3. Medytacja i do wiadczenie religijne

II. Droga modlitwy

1. Etapy modlitwy
2. Jedno modlitewnej drogi
3. Skupienie na Jednym

III. wiczenie modlitwy prostoty

1. Skupienie obejmuj ce cia o
2. Skupienie na oddechu
3. Skupienie na Imieniu: Jezus

IV. Oczekiwanie Boga - w Jezusie

1. Bosko-ludzkie dzia anie
2. Trwanie-owocowanie w Jezusie
3. Trynitarny wymiar medytacji

V. Droga oczyszczenia

1. Trudno ci - znaki na drodze
2. Droga krzy a
3. Nie ja, lecz Chrystus we mnie

background image

VI. Droga ycia w mi

ci

1. Mi

doskona a

2. Jedno - modlitwy i ycia
3. Owoc ywota Twojego - Jezus

Wst pne wyja nienie

Jeszcze jedna ksi ka o medytacji? Twierdz ca odpowied na to pytanie wymaga
wyja nienia. Pierwsz trudno ci , przed któr staje pisz cy o medytacji autor, jest
znalezienie tytu u - usprawiedliwienia dla nowej pracy na nienowy temat. Wzmianka
o medytacji jest konieczna, ale nie wystarczaj ca. Dlatego tym, co ma wyró nia niniejsz
pozycj , s dodatkowe okre lenia zawarte w tytule i wskazuj ce dwa elementy: prostoty
i praktyki.

Prostota... Jej zwi zek z medytacj jest na tyle istotny, e w dalszych rozwa aniach sporo
miejsca zajmie tzw. „modlitwa prostoty”. Szukaj c w medytacji drogi jedno ci czy
zjednoczenia mo emy zreszt z góry oczekiwa , e w

nie prostota jest na tej drodze

najwyra niejszym znakiem blisko ci celu. A dalej: prosta praktyka... Tak, w medytacji
droga i cel s proste, skoro s jednym - Jednym. Jednak w

nie ta prostota jest ród em

trudno ci. Nie ograniczaj si one do medytacji; s raczej przejawem bardziej
zasadniczych trudno ci cz owieka we w asnym yciu -w obliczu innych i Boga.
W dalszych rozwa aniach przy wieca nam b dzie s owo Kierkegaarda: To nie droga jest
trudna, ale trudno ci s drog . Trudno ci zwi zane z medytacj b

znakiem tego

wszystkiego, co dzieli jeszcze od prostoty. Nie b

argumentem przeciwko prostej

praktyce medytacyjnej, lecz pos

jako dodatkowa pomoc i dowód jej owocowania -

kolejny znak zbli ania si do celu.

Gdyby to nie brzmia o zbyt pretensjonalnie, mo na by tak e scharakteryzowa t
ksi eczk jako „przewodnik medytacji”. Spisane tutaj uwagi wyros y z wieloletniej
praktyki autora, najpierw w przyjmowaniu medytacyjnego do wiadczenia, pó niej za
dodatkowo w dzieleniu si nim z innymi. Pierwszym owocem tej praktyki by a ksi ka
„Nic jak Bóg. Postacie iluminacji Wschodu i Zachodu”, która ukazuje si aktualnie
w

wydawnictwie „Pusty Ob ok”. Wizja teologiczna, przedstawiona w tej pracy

z perspektywy chrze cija skiej, by a - jest - otwarta na spotkanie z wielkimi religiami
Wschodu. Niech b dzie wolno autorowi poleci t ksi

jako bardziej teoretyczne

background image

uzasadnienie drogi, która w niniejszych rozwa aniach jest przedstawiona przede
wszystkim jako okre lona praktyka: „prosta praktyka medytacji”.

Dla kogo jest ten „przewodnik”? Dla wszystkich, którzy szukaj w

ciwej drogi - ycia

oraz modlitwy - i ju przeczuwaj , e znajd j w

nie jako jedno . Dla chrze cijan

objawieniem tej jedno ci jest Jezus Chrystus -Przewodnik wiary (Hbr 12,2) w jednego
Boga we wspólnocie Osób. Dlatego w chrze cija skiej perspektywie dalszych rozwa
Osoba Jezusa zajmuje centralne miejsce. W tej mierze jednak, w jakiej zajmujemy si tu
nie tyle teori , ile „prost praktyk medytacji”, jej droga ods ania si jako oferta dla
wszystkich poszukuj cych jedno ci - ostatecznie Jednego, którego imi mo e si
przejawia w rozmaitych postaciach.

Na koniec - jeszcze jedno wyja nienie. Nie by o zamiarem autora „przyspieszanie”
wydania tych rozwa

. Na razie mia o wystarczy dzielenie si nimi w w skim kr gu

uczestników kursów medytacyjnych. Ale po jednym z tych kursów zosta sporz dzony
odpis wyg oszonych s ów. W

ona w to praca pani Darii Plaskacz zmobilizowa a autora

do nowego zredagowania notatek i w konsekwencji - do napisania niniejszej ksi eczki.
Autor pragn by, aby jego wdzi czno wobec Animatorki tej pracy sta a si tak e
udzia em czytelników - tych, którzy nie ogranicz si do lektury, lecz zechc si w czy
w zaproponowan tu praktyk .

Pisane w czasie od 25. czerwca (liturgiczne wspomnienie blog. Doroty z M towów) do 29.
sierpnia (wspom. m cze stwa w. Jana Chrzciciela) 1992 r.

background image

I. Problematyka medytacji

Medytacja sta a si modna. wiadczy o tym nie tylko ilo po wi conych jej ksi ek.
Bardziej jeszcze ani eli z ksi kowych tytu ów i ok adek s owo „medytacja” przyci ga
z plakatów i og osze , rozwieszanych w miejscach najbardziej ucz szczanych naszych
miast. Nawet u przechodniów, którzy nie wnikaj w tre tych og osze , utrwalaj si
w pami ci pisane wielkimi literami s owa: MEDYTACJA, ewentualnie z dodatkiem
innych jak TRANSCENDENTALNA, czy WSCHODNIA, czy ZEN... A kiedy wreszcie
przechodzie zatrzyma si zaciekawiony i przeczyta reszt og oszenia, wtedy mo e si
dowiedzie o kursach i miejscach spotka , gdzie wszystkim ch tnym jest oferowane
bli sze czy dalsze wtajemniczenie. Zatrzymajmy si i my, by przyjrze si temu zjawisku.

1. Moda na medytacj

Dobrze si sta o, e w ród wielu modnych pr dów przychodz cych do nas z Zachodu nie
zabrak o równie tego jednego: mody na medytacj . Dawniej „moda” mia a u nas (w PRL)
znaczenie zaw one, ograniczone do ubioru - jednej z niewielu form wolnego wyboru
w naszej zacie nionej rzeczywisto ci. Potem zacz a si rozszerza na styl ycia, na formy
sp dzania czasu. Dzisiaj, kiedy „wszystko wolno”, tak e moda mo e dotyczy
wszystkiego. A jednak nasze mody s dalej ograniczone w swym „wolnym wyborze”,
zwracaj c si niezmiennie ku Zachodowi. Chcemy go dogoni , zrówna si z nim,
a warunkiem powodzenia wydaje si „przyspieszenie” i zrównanie naszego „tempa”
z tym, które obowi zuje w stechnologizowanym wiecie zachodnim. Có , mo e si to uda.
Pod pewnymi wzgl dami ju „dorównujemy”... Ale có z tego, je li Zachód jest znowu
dalej, to znaczy: bli ej... Wschodu. Ju od wielu lat to, co nazywamy „Dalekim
Wschodem”, przybli a si do Zachodu, by stamt d - wreszcie - przybli

si tak e do

nas. Nasza moda na medytacj mo e by na tym tle jeszcze jedn prób „dorównania”.
Mo e by jednak czym wi cej.

Wpatruj c si g biej w przyk ad Zachodu zauwa my, e trudno ju obecnie mówi tam
o modzie, skoro zainteresowanie medytacj utrzymuje si od szeregu lat, i chocia nie jest
masowe, to jednak pozostaje trwa e i nie-malej ce. Co wi cej, nauka medytacji nie
ogranicza si tam do kursów czy spotka zwi zanych z religiami Wschodu, ale sta a si
wa nym elementem formacji chrze cija skiej - w zakonach i w dost pnych dla wszystkich
domach rekolekcyjnych. W Polsce formacja tego typu dopiero si rozpoczyna.
Za wcze nie zatem, aby tak e w tej ostatniej dziedzinie mówi u nas o modzie. A mo e w
ogóle uda si unikn „mody”? Mo e wystarczy, e po prostu b dzie praktykowana
medytacja - nie tyle jako „egzotyczny” element „importowanej” duchowo ci, ile raczej
w postaci bardziej „rodzimej”, nawi zuj cej do naszych w asnych tradycji? Trzeba tylko

background image

odkry , czym jest medytacja w swym najg bszym wymiarze. Czym jest? Wyrazem - nie
mody, lecz modlitwy.

Tak, zwi zek medytacji z modlitw jest na tyle istotny, e trzeba mu b dzie po wi ci
wi cej miejsca w dalszych rozwa aniach. Ale jeszcze g biej wi e si medytacja
z postaw , która tak e z chrze cija skiego i biblijnego punktu widzenia jest nie tylko
wa niejsza, ale najwa niejsza. Zwraca na to uwag znamienne wiadectwo pewnego
mistrza hinduizmu - Gopi Kriszny. Podczas spotkania z m odymi Niemcami tak
odpowiedzia na jedno z pyta dotycz cych medytacji: „Im bardziej s ucham
Europejczyków mówi cych o medytacji, tym bardziej czuj , e w

ciwie powinienem im

odradza jej uprawianie. Oni przecie nie rozumiej zupe nie, o co chodzi. Prosz
poczyta w swoich wi tych pismach, a znajdziecie to samo, co w naszych: Winiene
mi owa twego bli niego; winiene mi owa Boga; winiene mi owa twego bli niego
w Bogu. Wszystko inne jest zbyteczne. Nigdzie nie jest napisane: Winiene medytowa .
Je li jednak chcesz mi owa Boga i twego bli niego, i odkryjesz wielk prawd , e
medytacja mo e tobie w tym pomóc, mo e si sta na tej drodze decyduj

pomoc ,

wtedy winiene medytowa ; je li za tego nie odkryjesz, winiene j zostawi w spokoju”.

To wiadectwo hinduskiego mistrza odwo uj ce si do prawdy i praktyki chrze cija skiej
oznacza nie tylko: sens medytacji jest ostatecznie w tym, e prowadzi ona do wzrostu
mi

ci Boga i bli niego. Chodzi zarazem o rozproszenie ró nych nieporozumie , do

których „moda” na medytacj stwarza dodatkow okazj . Najcz stszym mo e
nieporozumieniem, spotykanym zw aszcza u przeciwników „modnej” praktyki, jest zarzut,

e medytacja stanowi ucieczk od rzeczywisto ci. To prawda, e niektóre „egzotyczne”

formy mog sprawia takie wra enie. Ale podobny zarzut mo na by sformu owa
przeciwko wielu postaciom ycia religijnego, które swoim stylem ró ni si od tego, czym

yje wi kszo ... Z tego punktu widzenia „oderwaniem si ” od rzeczywisto ci by oby nie

tylko ycie zakonne, szczególnie w zgromadzeniach kontemplacyjnych; tak e wyjazd na
rekolekcje czy d

szy czas po wi cony modlitwie móg by spotka si z podobnymi

zastrze eniami. Dlatego potrzebne jest g bsze spojrzenie. Trzeba rozró ni to, co
w powy szych zarzutach mo e by s uszne od tego, co wynika z nieporozumienia.

background image

2. Nieporozumienia zwi zane z medytacj

Co kryje si zatem za odrzucaniem medytacji jako „ucieczki” od rzeczywisto ci?
Najpierw wyobra enie samej medytacji jako okre lonej postawy: zamkni tych oczu,
siedzenia z „za

onymi r kami”, skupienia si na w asnym wn trzu. Trudno zaprzeczy ,

e wszystkie elementy takiej postawy wyra aj „oderwanie si ” - je li nie od

rzeczywisto ci, to przynajmniej od otoczenia, od dzia ania. W tym miejscu nie chodzi
jeszcze o rozwa anie, czy i na ile opisana postawa jest w

ciwa. Najpierw trzeba si gn

biej i zapyta o sens „oderwania” czy „ucieczki” od rzeczywisto ci. Sens tych poj

nie

jest bowiem jednoznaczny. Wszystko zale y od tego, co rozumiemy przez
„rzeczywisto ”; dopiero na tym tle mo na okre li , co jest odrywaniem si od niej.
I w

nie w odniesieniu do „rzeczywisto ci” potrzebne jest dok adniejsze rozró nienie.

Bez wchodzenia w rozwa ania filozoficzno-teologiczne wystarczy zauwa

:

rzeczywisto , w której na co dzie

yjemy, jest na tyle z

ona i przemieszana, e nie

wszystkie jej elementy daj si zaakceptowa ; dlatego odrzucenie ich czy „oderwanie si ”
od nich wydaje si konieczne. W tym w

nie sensie sam Jezus w Ewangelii wymaga pod

wieloma wzgl dami „oderwania si ” - w postawie okre lanej mianem wyrzeczenia,
zaparcia si , „nienawi ci” itd. - nie wobec ca ej rzeczywisto ci, ale wobec tych jej
elementów, które nie pozwalaj dotrze - przynajmniej z pocz tku - do tego, co
w

rzeczywisto ci jest najwa niejsze. Zgodnie z powy szym wiadectwem mo na

by powtórzy : tym najwa niejszym elementem rzeczywisto ci jest mi

. Ale tak e

„mi

” jest tylko jednym z imion, i w samej Ewangelii pojawiaj si obok niego tak e

inne, które wskazuj g bi jednej rzeczywisto ci, nie daj cej si wyrazi tylko jednym
ludzkim s owem.

Wrócimy jeszcze w dalszych rozwa aniach do tych spraw. W tym miejscu, na wst pie,
chodzi o jedno: o wskazanie, e na drodze medytacji „oderwanie si ” jest istotnie
konieczne - nie od ca ej rzeczywisto ci, ale od okre lonych jej elementów. Nie wystarczy
zatem totalne odrzucanie potrzeby oderwania czy nawet „ucieczki” od rzeczywisto ci. Nie
sama obecno tych elementów, ale co najwy ej fa szywe ich pojmowanie czy
praktykowanie mo e by argumentem przeciwko okre lonym formom medytacji. Jakie to
formy? Ogólnie mo na wskaza dwa rodzaje. Z jednej strony te, w których w

nie

element ucieczki jest na tyle dominuj cy, e przys ania pozytywny cel przy wiecaj cy
medytacji; innymi s owy, nieporozumienie polega tutaj na mniemaniu, e na drodze
medytacji wystarczy element negacji (odwracania si „od”) bez konieczno ci bardziej
fundamentalnej postawy pozytywnej - nawrócenia si „do”... Z drugiej strony
nieporozumieniem s te formy medytacji, w których element pozytywny jest, owszem,
przedstawiony, ale w sposób nazbyt powierzchowny, tak e przy g bszym spojrzeniu

background image

musi okaza si z udzeniem; takim pozornym „dobrodziejstwem” medytacji mog by
ró ne „atrakcyjne”, tj. atwo poci gaj ce efekty w postaci przyjemnych stanów, prze
itp.

Nie jest pewnie przypadkiem, e oba rodzaje niew

ciwego pojmowania medytacji cz sto

wyst puj razem. Im wi ksza potrzeba „ucieczki”, tym silniejsza pokusa si gni cia po

rodki, które j u atwiaj i przyspieszaj . Przy takim podej ciu medytacja staje si

rodzajem „u ywki” - mo e szlachetniejszym czy bardziej wymagaj cym od innych typów:
alkoholu, narkotyków, erotyzmu, a jednak w okre lonych formach jeszcze szkodliwszym,
kiedy jest oddzia ywaniem na ludzkiego ducha. W

nie tam, gdzie medytacja oferuje

najbardziej wyrafinowane „przemiany duchowe”, mo e ona by najgro niejsza
w skutkach i sta si nadu yciem. Szukanie „wyzwolenia”, poszukiwanie wymarzonej
„iluminacji” mo e prowadzi do g bszego zniewolenia i zamroczenia ludzkiego ducha.

Intencj tych pobie nych uwag nie jest straszenie ani ostrzeganie przed medytacj .
Zwi zane z ni nieporozumienia s tak liczne i wyra aj si w tylu stereotypach, e
bezpo rednia walka z nimi czy(li) uleganie im w zbyt atwej polemice nie mo e prowadzi
do rozwi zania. Wa niejsze jest co innego, a w

ciwie znowu to samo: mo liwie g bokie

i pozytywne przedstawienie drogi medytacji oraz jej celu. To w

nie jest zamierzeniem

dalszych rozwa

o „prostej praktyce medytacji”. Nie od rzeczy b dzie jednak najpierw

jeszcze jedno: powa niejsze potraktowanie samej „mody” na medytacj i ponowne
zapytanie o to, co si poza ni kryje.

background image

3. Medytacja i do wiadczenie religijne

By a ju mowa o tym, e medytacja pojmowana g biej jest przejawem nie mody, lecz
modlitwy. Z kolei w postawie modlitwy zwrócili my uwag na wymiar najwa niejszy -
mi

ci. Nie wchodz c jeszcze w sedno i sens kryj cej si tu jedno ci zwró my uwag na

dodatkowy jej wymiar zwi zany z do wiadczeniem religijnym. Najpierw zauwa my, e
fenomen medytacji pojawi si pierwotnie w obr bie religii. Trudno si temu dziwi , skoro

nie religie yj tym samym, co medytacja: modlitw i mi

ci ... Religii jednak jest w

wiecie wiele i wielo ta staje si coraz wi kszym wyzwaniem dzisiaj, kiedy ich

wyznawcy staj - nie tylko teoretycznie, ale praktycznie - wobec problemu uzasadnienia
swojej postawy: z jednej strony wobec przedstawicieli innych religii, z drugiej strony
wobec tych, dla których sama ich wielo jest dodatkowym argumentem przeciwko religii
jako instytucji. Nowym fenomenem naszych czasów jest to, e zainteresowanie medytacj

czy si cz sto z postaw o znamiennej ambiwalencji: niech ci wobec religii

zorganizowanej instytucjonalnie przy jednoczesnej otwarto ci na do wiadczenie religijne.

To wszystko jest oczywi cie ród em dodatkowych nieporozumie zwi zanych
z medytacj . Ale nie to nas tutaj interesuje. Wa niejszy jest fakt, e „moda” na medytacj
oznacza wi ksze ani eli dawniej zainteresowanie do wiadczeniem religijnym. Nie wolno
tego faktu lekcewa

, nawet - a mo e zw aszcza - wtedy, kiedy idzie on w parze

z krytycznym nastawieniem wobec istniej cych instytucji religijnych. Od „instytucji”,
czyli „ustanowienia” religii wolno przecie oczekiwa

ywego wiadectwa

o

fundamentalnym do wiadczeniu, jakie by o dane jej za

ycielowi. Je li tego

wiadectwa brakuje albo te samo do wiadczenie jest przedstawiane jako fakt

z przesz

ci, do którego dzisiaj ywy dost p nie jest mo liwy, to trudno si dziwi , e

poszukuj cy odwracaj si od instytucji, aby szuka do wiadczenia gdzie indziej... I kiedy
znajduj obietnic , e w

nie medytacja prowadzi do g bszego do wiadczenia, wtedy

gotowi s wej na t drog - za wszelk cen .

Potrzeba do wiadczenia religijnego staje si wyra niejsza na tle innego do wiadczenia:
potocznego i narzucaj cego si w wiecie wra enia, e Bóg jest nieobecny. To wra enie
odgrywa wa

rol nie tylko w yciu ludzi niewierz cych, ale tak e u tych, którzy

przyjmuj istnienie Boga. Prawda o Bogu nie da si sprowadzi do rozumowych
argumentów na rzecz Jego istnienia, lecz musi wi za si z ludzkim do wiadczeniem.
Trudno ci z wiar , spotykane tak e u ludzi przyjmuj cych istnienie Boga, s wprawdzie
cz sto formu owane jako trudno ci rozumowe, a wi c jako niemo no zrozumienia
okre lonych poj czy obrazów mówi cych o Bogu i Jego objawieniu. Ale trudno ci tych
nie wolno przecenia , jakby w oczekiwaniu, e dopiero na drodze teologiczno-
filozoficznych argumentów i dyskusji daje si poj istot Boga i wiary. Wa niejsze jest

background image

pytanie, dlaczego konkretne do wiadczenie ludzkiego ycia jest interpretowane jako znak
Bo ej nieobecno ci. Skoro do wiadczenie zdaje si przeczy istnieniu Boga, to mo e
zaprzeczenia wymaga nie On sam, ale Jego obraz ukszta towany wcze niej w naszych
my lach? Mo e w

nie trudne do wiadczenia, wystawiaj ce wiar na prób , maj

prowadzi do nowego do wiadczenia Boga - innego i g bszego od naszych
dotychczasowych wyobra

?

Drog po rodku tych trudno ci mo e by istotnie medytacja - w

nie jako trudne

do wiadczenie oczyszczania si i uwalniania od tego wszystkiego, co wcze niej by o
do wiadczane jako nieobecno Boga. To prawda, e Bóg objawiaj cy si i dzia aj cy
w Ko ciele, czyli w „zgromadzeniu”, daje si znale

najwyra niej w do wiadczeniu

wspólnotowym. ywym wiadectwem tej prawdy s dzisiaj rozmaite ruchy, w których
pog bienie wiary dokonuje si w

nie dzi ki prze yciu wspólnoty. Obok rodzimego

ruchu oazowego, kontynuowanego we wspólnotach „ wiat o i ycie”, mo na wymieni
ruchy, które przysz y do nas z Zachodu: przede wszystkim ruch charyzmatyczny „Odnowy
w Duchu wi tym”, oraz ostatnio tzw. ruch neokatechume-nalny z jego do wiadczeniem
Ko cio a-Matki. Ale szukanie i znajdowanie Boga w do wiadczeniu wspólnoty - tak e
w liturgii, zw aszcza w Eucharystii - nie tylko nie wyklucza, ale wr cz domaga si
uzupe nienia o wymiar indywidualnej modlitwy. W tym w

nie wymiarze medytacja

przynosi decyduj

pomoc: jako droga ku jedno ci, w której tak e jednostka czy si

nape niej ze wspólnot -w Jednym, b

cym wielo ci Osób.

background image

II. Droga modlitwy

Pora na dok adniejsze przedstawienie medytacji - jako okre lonej praktyki. Chodzi
o praktyk modlitwy, która w ka dej religii odgrywa istotn rol . W ró nych religiach
przybiera ona rozmaite formy. Jednak w tej mierze, w jakiej modlitewna praktyka jest
wyrazem ludzkiego dzia ania, zawiera ona elementy wspólne - zwi zane z yciem i natur
cz owieka. Chocia zatem elementy, które dalej wyró nimy w modlitwie, odwo uj si do
praktyki chrze cija skiej, maj one znaczenie bardziej uniwersalne.

1. Etapy modlitwy

Mówi c o etapach modlitwy zak adamy, e chodzi o pewn drog , z któr w yciu
modlitwy mamy do czynienia. Droga ta wi e si z drog ludzkiego ycia - ze sta ym
rozwojem cz owieka. W miar jak rozwija si cz owiek, winna si tak e rozwija jego
modlitwa. W przeciwnym razie modlitwa przestanie by

ywa, i pozostanie najwy ej -

je li w ogóle zostanie zachowana - martw formu .

Etapy wyró niane tradycyjnie w modlitwie obejmuj : modlitw ustn , my ln , modlitw
uczu i prostoty. W podziale tym uderza najpierw to, e poszczególne elementy
odpowiadaj ró nym sposobom wyra ania si ludzkiego ducha. Nast pnie mo na
zauwa

, e zw aszcza pierwsze trzy elementy -s owa, my li, uczucia - odpowiadaj

kolejnym stopniom ludzkiego „uczenia si ” modlitwy. Najpierw dzieci. Nauczy ich
modlitwy znaczy wszak e: nauczy pewnych s ów i formu modlitewnych. Modlitwa
ustna wystarcza dziecku; powtarzane s owa s w stanie ca kowicie zaj jego uwag .
Stopniowo jednak, wraz z pojawianiem si refleksji i samodzielnego my lenia, te same

owa przestaj wystarcza : nie zatrzymuj dostatecznie uwagi, która pod

a ladem

zjawiaj cych si my li. Jest to sygna , e modlitwa musi przej na poziom odpowiadaj cy
nowemu etapowi rozwoju: musi obj tak e my li cz owieka.

Uczy si tej nowej formy - modlitwy my l-nej - oznacza nie tylko prób samodzielnego
formu owania s ów modlitwy. Chodzi tak e o refleksj nad w asnym yciem po czon
z rozwa aniem dodatkowych impulsów - np. z tekstów religijnych, zw aszcza Pisma

wi tego. Pog biona w ten sposób modlitwa mo e sta si bardziej autentyczna, gdy

cz owiek zwraca si do Boga nie tylko na powierzchni, tj. poprzez powtarzanie wargami
okre lonych s ów, ale bardziej wewn trznie -równie my lami oraz yciem, nad którym w
obliczu Boga si zastanawia. Czego jeszcze brakuje? Oznak braku a zarazem sygna em,

e potrzebne jest pog bienie modlitwy, mog by znowu trudno ci w dotychczasowej

praktyce modlitewnej. Cz owiek, dla którego rozwa anie w asnego ycia i s owa Bo ego
by o na pocz tku du ym odkryciem oraz wzbogaceniem modlitwy, po pewnym czasie

background image

zaczyna odczuwa znu enie t form . Zauwa a, i post p w yciu duchowym nie oznacza
tylko poznawania ci gle nowych tre ci o Bogu. Do tego dochodzi spostrze enie, e samo
tylko intelektualne rozwa anie prawd Bo ych nie zmienia jeszcze ycia, skoro rozziew
mi dzy teori a praktyk nie maleje, lecz coraz bardziej stanowi wyrzut niepokoj cy
sumienie. Mo e si budzi uczucie rozczarowania, poci gaj ce za sob niech

do

modlitwy, która tak ma o wp ywa na ycie. W tym kontek cie rozwi zaniem mo e by

bsze pojmowanie praktyki modlitwy przez w czenie do niej równie uczu .

Przej cie do kolejnego etapu - modlitwy uczu - nie oznacza, e chodzi przede wszystkim
o «wzbudzanie» w czasie modlitwy uczucia mi

ci czy wdzi czno ci wobec Boga.

Wa niejsze jest raczej to, aby w czy do modlitwy „negatywne” uczucia, które stanowi
najwi ksz przeszkod - a wi c uczucia niech ci, z

ci, buntu, ró nych obaw itd.

W modlitwie, traktowanej jako intelektualne rozwa anie, uczucia te pozostaj jakby na
zewn trz, przeszkadzaj nam i odci gaj od modlitwy. Pod wp ywem niech ci czy uczu
zawodu przestajemy si modli , co ostatecznie odbiera nam szans , aby w

nie poprzez

modlitw w czaj

te negatywne uczucia doj stopniowo do ich przezwyci enia.

Pierwszym krokiem we w

ciwym kierunku jest zatem uprzytomnienie sobie, e

w modlitwie nie chodzi o zwracanie si do Boga jedynie z tym, co - jak s dzimy - jest w
nas dobre i st d zas uguje na w czenie do modlitwy. Je eli bowiem nasze ciemne,
negatywne uczucia nie znajd miejsca w

nie w modlitwie, to sami utrudniamy Bogu

dost p do nich i uleczenie - tym bardziej, e zepchni te na bok podczas modlitwy
z pewno ci si ujawni w innej sytuacji naszego codziennego ycia, rani c tak e Boga
przez rany zadawane bli nim.

Ju ten pobie ny przegl d etapów czy elementów modlitwy pokazuje, e decyduj ca jest
postawa, która obejmuje ca ego cz owieka. Zauwa yli my te : im bardziej ludzkie ycie
rozwija si i komplikuje, tym trudniej przychodzi integracja wszystkich elementów.
Dlatego modlitwa, która pog bia si w opisany sposób, jest coraz bardziej ca

ciowa.

Jednocz c poszczególne przejawy ludzkiego ycia nie staje si bardziej skomplikowana,
ale prostsza. W tym sensie punktem doj cia, obejmuj cym i dope niaj cym wszystkie
poprzednie etapy modlitwy ustnej, my lnej i uczu , jest posta zwana modlitw prostoty.
Jako uwie czenie drogi modlitwy godna jest najwy szej uwagi.

background image

2. Jedno modlitewnej drogi

Spójrzmy najpierw na modlitw prostoty na tle opisanej dot d drogi. Poszczególne etapy
zosta y przedstawione, zgodnie z tradycj , jako nast puj ce po sobie. W rzeczywisto ci
jednak jest tak, e ju od pocz tku w yciu cz owieka i w jego modlitwie s owom
towarzysz my li oraz uczucia; schematyczny podzia trzeba zatem pojmowa jako
wskazówk co do elementów, które stopniowo coraz bardziej si wyodr bniaj i dlatego
wymagaj z biegiem czasu dodatkowej uwagi. Wytrwa e posuwanie si naprzód na
opisanej drodze mo e prowadzi niejako spontanicznie do coraz wi kszej prostoty
modlitwy. Zw aszcza modlitwa uczu jest przygotowaniem do modlitwy prostszej w tym
sensie, e mniejsz rol odgrywa w niej dzia anie cz owieka - poprzez s owa czy my li -
natomiast wa niejsze staje si zauwa anie w sobie ró nych nastrojów, które wyprzedzaj
niejako i warunkuj samo dzia anie. Nie chodzi o to, aby w tej sytuacji co dodatkowego
czyni - zreszt cz sto jeste my wtedy do tego niezdolni; wa niejsze jest proste zwrócenie
si z tym wszystkim do Boga, uprzytomnienie sobie Jego obecno ci i dzia ania, Jego
mi

ci, do której zawsze mo na si odwo

, kiedy wszystko inne zawodzi

i rozczarowuje.

Jedno modlitewnej drogi oznacza zatem najpierw: prostota, która jest ostatnim etapem,
mo e by realizowana ju wcze niej -tym bardziej, im prostsza jest wewn trzna sytuacja
cz owieka we wzajemnej relacji s ów, my li, uczu . Innym wyrazem tej jedno ci
zmierzaj cej ku prostocie jest postawa, któr mo na okre li mianem integralnej albo
ca

ciowej. Ca a droga modlitwy daje si stre ci w tej jednej perspektywie: ka dy

z poszczególnych etapów tak d ugo „wystarcza”, jak d ugo umo liwia cz owiekowi
ca

ciowe zwrócenie si do Boga. Kiedy natomiast pojawia si „rozproszenie”, czyli

oznaka braku integracji poszczególnych elementów, wtedy staje si wyra na potrzeba
szukania, odszukania na powrót postawy ca

ciowej. Tak, w pewnym sensie chodzi

o powrót do postawy pierwotnej - tej, któr wskazuje sam Jezus w Ewangelii: Je li si nie
staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18,3). Postawa dziecka
dana jest w

nie jako przyk ad postawy integralnej: ca kowitego zaufania, zawierzenia,

oddania si ... To wszystko, co u dziecka przejawia si w sposób naturalny - jako dane
wraz z darem ycia, u cz owieka „wyrastaj cego” z dzieci stwa (przez wzrastanie
w „samodzielno ci” i ró norodno ci cech) musi by przywrócone w wysi ku reintegracji,
w powrocie do jedno ci, która na pocz tku by a atwiejsza w swym braku zró nicowania.

Jedno jako g bsza (ni na pocz tku) integracja wielu elementów ycia i modlitwy jest
celem praktyki, która dalej zostanie opisana dok adniej. Zanim przejdziemy do jej opisu,
zwró my uwag na dodatkowe, dot d jeszcze nie uwzgl dnione aspekty postawy
ca

ciowej. Wymienione elementy modlitwy, które wymagaj integracji na drodze ku

background image

prostocie, s nie tylko przejawem ludzkiego ducha. Wprawdzie s owa, my li oraz uczucia
jako odró niaj ce cz owieka od zwierz t czymy przede wszystkim z wyró niaj cym go

yciem ducha; jednak nie s to przejawy „czystego” ducha, ale istoty wcielonej. Oznacza

to, e w dotychczasowych rozró nieniach dotycz cych modlitwy element cielesny nie by
ca kiem pomini ty. Faktem jest jednak, e jego obecno by a uwzgl dniona jedynie
po rednio. Mog o zatem powsta wra enie, e modlitwa jest tylko dzia aniem
„duchowym” i e wspomniana integracja musi dokona si g ównie w ludzkim „wn trzu”.
A jak jest w istocie?

Kiedy nie zwracamy uwagi na to, e wymienione elementy modlitwy (s owa, my li,
uczucia) s przejawem nie tylko duchowej, ale duchowo-cielesnej natury cz owieka,
wtedy nie docieramy jeszcze do sedna naszych k opotów z modlitw . Polegaj one
bowiem w istocie na tym, e w

nie obie sfery - cielesna i duchowa - nie s w nas

nale ycie zintegrowane: napi cie mi dzy nimi, jakie istnieje w naszym yciu, przejawia
si równie w modlitwie. Skoro zatem oczekujemy, e modlitwa mo e by decyduj
pomoc w przezwyci aniu tego napi cia, to nie wystarczy wysi ek skupienia
„duchowego” z pomini ciem czy z lekcewa eniem postawy cia a. Owszem, jakkolwiek
prymat nale y w cz owieku pod ka dym wzgl dem -tak e w modlitwie - do ducha, to
jednak istotnym „ wiczeniem” dla ludzkiego ducha jest akceptacja jego cielesno ci.
Dlatego postawa cia a b dzie pierwszym wiczeniem, które wprowadzi nas do nale ytej
duchowej postawy w dalszej praktyce medytacji.

Powracaj c w tym miejscu do poj cia „medytacji”, mo emy i musimy je wreszcie u ci li .
W tradycji modlitwy chrze cija skiej, do której powy ej nawi zywali my, poj cie to
przybiera ró ne znaczenia. Pierwotne znaczenie aci skiego s owa „meditari” wi

e si

z praktyk , która w zale no ci od dziedziny ycia, gdzie jest stosowana, mo e oznacza :
powtarzane wiczenie, wprawianie si do pewnej sytuacji yciowej, uczenie si na
pami . W przypadku praktyki modlitewnej pierwszych pustelników i zakonników
medytacja oznacza a najpierw g

ne lub pó

ne, powtarzane recytowanie tekstu,

ównie Pisma wi tego. Powtarzanie mia o na celu nie tylko nauczenie si na pami

, ale

tak e g bsze, egzystencjalne przyswojenie wypowiadanych s ów. W tym sensie
„medytacja” Pisma bywa a porównywana do prze uwania pokarmu przez zwierz ta, aby
jego asymilacja by a g bsza.

Zauwa my, e to pierwotne znaczenie odbiega od tego, które rozpowszechni o si
znacznie pó niej w chrze cija skich traktatach o modlitwie: „medytacja” sta a si tutaj
najcz ciej synonimem modlitwy my lnej w powy szym sensie, a wi c rozwa ania -
refleksji nad ró nymi sprawami. Zreszt znaczenie to upowszechni o si tak e w naszym

zyku; mówienie o kim , e medytuje, prowokuje na ogó do pytania: nad czym? albo:

background image

o czym? Podobnie pojmowano medytacj , o której mówi w. Ignacy Loyola w swojej
ksi eczce „ wicze Duchownych”. S ownym odpowiednikiem Ignacja skiej medytacji
sta o si w naszym j zyku „rozmy lanie” - a wi c modlitwa my lna... Tymczasem nie
tylko teksty Ignacego, ale tak e jego osobista praktyka modlitewna wskazuj dobitnie, e

wi temu chodzi o o szersze, bardziej ca

ciowe pojmowanie modlitwy i medytacji.

wiadcz o tym uwagi w „ wiczeniach” o potrzebie w czenia do medytacji nie tylko

my li, ale tak e woli, poszczególnych zmys ów i zewn trznej postawy cia a - jednym

owem: ca ego cz owieka. Znamienny jest nadto fakt, e Ignacy mówi cz sto jednym

tchem o „medytacji i kontemplacji”. Mo na w tym dostrzec kolejny znak szerszego
pojmowania medytacji, która nie ogranicza si do „rozmy lania”, ale - zbli aj c si do
swego pierwotnego znaczenia - jest postaci modlitwy prostej i zmierzaj cej ku jeszcze
wi kszej prostocie przez integracj ca ego cz owieka.

Kiedy zatem skupiamy si dalej na medytacji i jej praktyce, chodzi nam nie
o

„rozmy lanie”, lecz o szersze, bardziej pierwotne znaczenie, które w dalszych

rozwa aniach przyjdzie nam jeszcze sprecyzowa . Oczywi cie nie oznacza to
lekcewa enia rozmy lania jako formy modlitwy, która w swoim czasie i sumiennie
wype niana mo e by wielk pomoc na drodze do Boga. Posuwamy si jednak
w kierunku modlitwy jeszcze prostszej, bo w ko cu tak e rozmy lanie prowadzi w t sam
stron - ku Jednemu.

background image

3. Skupienie na Jednym

Tak, najpro ciej mo na scharakteryzowa medytacj - jako modlitw prostoty - w ten
sposób: jako skupienie na .jednym”. Na czym? Na kim? Trudno polega na tym, e sama
jedno jest wcze niejsza od wszelkich prób jej nazwania. W medytacyjnej praktyce
oznacza to, e ró ne jej postacie i formy mog by d

eniem do tego samego, do tej samej

jedno ci. Wielo form nie powinna jednak zwodzi ani rozprasza . Najdobitniej wyra aj
to s owa Jezusa wypowiedziane w domu Marii i Marty (por. k 10,38-42): Marto, Marto,
troszczysz si i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Mo e najbardziej znamienne
jest to, e Jezus nie okre la tutaj bli ej tego .jednego”. Mówi jedynie w tym samym
kontek cie o „dobrej” cz stce, obranej przez Mari - tak, wcale nie „najlepszej”, jak
dawniej t umaczono, ale po prostu „dobrej”, w tym jednym, absolutnym
i nieporównywalnym sensie, w jakim zwraca uwag w innym miejscu Ewangelii:
Dlaczego mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest dobry (Mt 19,17).

Jasne jest, e tym jednym jest dla Jezusa sam Bóg (por. Mk 10,18). A jednak nie u ywa
„na daremno”, nie nadu ywa Jego imienia. Tak ods ania si g bszy sens odpowiedzi
udzielonej Marcie. Nie chodzi jedynie o to, e tym .jednym”, potrzebnym cz owiekowi,
jest sam Bóg i skupienie si na Nim samym. To skupienie mo e przybiera ró ne formy.
Owszem, przytoczonym przez Jezusa przyk adem jest zas uchana postawa Marii u Jego
stóp. Ale brak „dobrej” cz stki u Marty nie polega na tym, e zamiast czyni to samo,
oddawa a si zaj ciom. Brakowa o jej skupienia na jednym - w pracy. Miast zaj si
jednym, a wi c w danej sytuacji swoj prac dla go cia, Marta my la a równocze nie
o czym innym - nie tylko pogr

ona w rozmaitych troskach, ale nadto rozproszona

niech ci wobec siostry oddanej innemu zaj ciu. O to w

nie chodzi o Chrystusowi: nie

o przeciwstawianie kontemplacji i pracy, lecz o przeciwstawienie postawy skoncentro-
wanej na jednym i postawy rozproszonej mi dzy wiele spraw i trosk. Bo ostatecznie tylko
skupienie si na jednym - czy to w modlitwie, czy w pracy - jest drog prowadz

do

Jednego, do jedno ci, w której tak e poj ciowa ró nica mi dzy jednym” i „Jednym”
znajduje dope nienie.

Na czym to dope nienie polega? W odpowiedzi na pytanie o „pierwsze ze wszystkich
przykaza ” Jezus powtarza za Starym Testamentem: Pierwsze jest: «S uchaj, Izraelu, Pan
Bóg nasz jest jeden. B dziesz mi owa Pana, Boga swego, ca ym swoim sercem, ca
swoj dusz , ca ym swoim umys em i ca swoj moc ». Drugie jest to: «B dziesz
mi owa swego bli niego jak siebie samego». Nie ma innego przykazania wi kszego od
tych (Mk 12,29-31). Odpowied Jezusa nie mówi na pozór nic nowego - niczego ponad to,
co mo na by o znale

w Pi mie ju wcze niej. A jednak... Chocia s usznie odnajdujemy

w Jego s owach prymat przykazania mi

ci - Boga i bli niego, to chyba za ma o uwagi

background image

zwracamy na to, jak ta mi

jest opisana. Tak w

nie: jako skupienie na .jednym”,

w którym wszystko si zawiera.

Wszystko zaczyna si od postawy s uchania: „S uchaj”... Nie tak, jak s ucha si na ogó ,
Jednym uchem”, ale z ca uwag , jak s ucha kto , kto „zamienia si w s uch” - jak
zas uchana w s owa Chrystusa Maria. Skupienie, które si wyra a w tej postawie, jest
doprawdy wyrazem jednego: Pan, Bóg nasz, jest jeden. Jedno Boga to fundamentalna
prawda wiary, nie tylko w Starym, ale i w Nowym Testamencie. I chocia dopiero
w Nowym mo na by o przyj , e jedno Boga nie wyklucza wielo ci w Nim samym,
skoro Jego istot jest mi

, to przecie ju w Starym Przymierzu - w s owach

przytoczonych przez Jezusa - mo na znale

odbicie tej prawdy w cz owieku jako obrazie

Boga. Bo w

nie mi

cz owieka, przykazana w dalszych s owach, ods ania si jako

jedno w wielo ci, jako scalenie w jedno wszystkiego, czym cz owiek jest: w mi owaniu
„ca ym sercem, ca dusz , ca ym umys em, ca moc ”. A cztery okre lenia
sprowadzaj ce si do jednego: Boga nale y mi owa ca kowicie - w ca

ci skupiaj c si

na Nim - na Jednym. Reszta - wszystko inne -jest konsekwencj tej jednej postawy:
w skupieniu na Jednym - na Bogu jedno ci i mi

ci - cz owiek jednoczy si w mi

ci

z sob samym i ze swoimi bli nimi.

Pojmujemy teraz lepiej zwi zek, na który zwróci nasz uwag hinduski mistrz: mi dzy
medytacj a mi

ci . Obie postawy czy praktyki s w istocie tym samym: skupieniem na

.jednym”, w którym odnajduje si i jest „ca y” cz owiek. Przyswojenie sobie takiej
postawy wi e si najpierw z relacj do Boga: To On jest w pierwszym rz dzie Tym,
który jako jeden -jedyny Pan - zas uguje na postaw pe nej uwagi i ca kowitego oddania.
Jednak postawa ta nie odnosi si tylko do Niego. Prawdziwa mi

, jak ukazuje nam

przykazanie mi

ci, jako postawa ca kowitej uwagi obejmuje w sposób nierozdzielny

Boga i cz owieka: mi

Boga i mi

bli niego - to w gruncie rzeczy jedna mi

,

tak e (ostatecznie) dlatego, e Bóg z czy si nie-rozdzielnie z cz owiekiem - sam sta si
naszym bli nim w Jezusie Chrystusie. I nawet gdyby my w dalszym ci gu - w opisie
praktyki medytacji - nic nie mówili o Bogu ani o drugim cz owieku, to jednak ucz c si
okre lonej postawy otwieramy si naprawd i na Boga i na bli niego. Potrzeba tylko
jednego... Bo wszystko, co czynimy z ca kowit , skupion na jednym uwag , jest
skupieniem si na Jednym, który objawia si w naszym wiecie jako Bóg wcielony –
w Jezusie, a w wietle Jego prawdy: w ka dym cz owieku.

background image

III. wiczenie modlitwy prostoty

Przechodzimy wreszcie do „praktycznej” cz ci - do wicze , które s ró nymi postaciami
tego samego: skupienia na .jednym”. Z góry zauwa my, e b

to trzy rodzaje wicze .

Ich zró nicowanie wi e si z ró nym pojmowaniem .jednego”, na którym ka dorazowo
skupia si ca a uwaga. To jedno mo e obejmowa :

1. samo cia o - w ca

ci lub w której ze swych cz ci,

2. oddech,

3. powtarzane nieustannie s owo...

Poszczególne wiczenia mo na potraktowa dwojako. Z jednej strony ka de z nich wzi te
z osobna mog oby wystarczy ; ka de bowiem jest na tyle proste i skoncentrowane na
jednym, e stanowi dostateczn praktyk modlitwy prostoty, która z up ywem czasu mo e
doprowadzi do odkrycia... w jednym -Jednego. Z drugiej strony mo na uzna
wymienione wiczenia za kolejne etapy na jednej drodze; w tym sensie ka da nast pna
posta

wicze by aby dodatkowym krokiem, dope nieniem poprzedniej fazy. Zreszt

przekonamy si dalej, e stopniowe przedstawienie i praktykowanie wicze pozwoli
dostrzec jeszcze wyra niej g bsz ich jedno a tym samym wzajemne dope nianie si
obu rodzajów ich pojmowania.

1. Skupienie obejmuj ce cia o

Pierwsze wiczenia na drodze modlitwy prostoty zmierzaj do tego, co w poszukiwaniu
skupienia jako postawy duchowej atwo jest przeoczy : do pe nej akceptacji cielesno ci
naszego ludzkiego ducha, do jego pe nego „wcielenia”. Skupienie, które próbowa oby
odrywa si od cia a, nie by oby pe ne, nie prowadzi oby do prawdziwej jedno ci. Chodzi
nie o wy czenie, ale o w czenie cia a, o akceptacj , która daje g bsze opanowanie,
ró ne od dominacji narzuconej „na si ”. Dlatego droga do skupienia to nie zaciskanie
powiek, z bów, marszczenie czo a czy inne formy napinania mi ni. To wszystko
wywo uje dodatkowe napi cie, powoduje zm czenie i sprawia, e trudno jest d

ej

wytrzyma w takiej postawie. Zreszt w ten sposób nie uspokoj si nawet nasze my li.
Znikn mo e na krótko, ale potem samo istniej ce w nas napi cie wywo a nowe my li, nie
te, na które mo e czekali my, by na nich si skupi , ale zwyczajne „rozproszenia”
zwi zane z nienaturaln postaw .

W jaki sposób zatem w czy cia o do naszej medytacji? Skoro najwyra niejsz
przeszkod w skupieniu s ró norodne my li oraz ich ruchliwo , to trudno szuka
pomocy w samych my lach. Cz owiek pe en rozbieganych my li nie b dzie w stanie

background image

skupi si ani przez „oderwanie” od nich, ani przez skoncentrowanie na jednej. Musi
przyj , e jego wewn trzna ruchliwo - pozbawiona jakby kontroli - oznacza nie tyle, e
„straci g ow ”, ile raczej e jego g owa straci a kontakt z cia em, jakby si od niego
oderwa a... W takiej sytuacji pomoc mo e by w

nie „uziemienie” my li, „uwi zanie”

ich przez zwi zanie uwagi z cia em. Zamiast poddawa si coraz to nowym my lom,
unosz cym dalej i dalej, bez ko ca, mo na podda si inaczej: da si zatrzyma
nieruchomo ci w asnego cia a.

Nieruchoma postawa podczas modlitwy nie jest czym oczywistym - wymaga uwagi, albo
jeszcze dok adniej: wiczenia uwagi. Tam, gdzie w modlitwie zwraca si uwag jedynie
na s owa, my li, uczucia, zak ada si zasadniczo, najcz ciej milcz co, nieruchomo cia a
w okre lonej pozycji; nieruchomo nie wydaje si jednak istotna, podobnie zreszt jak
sama cielesna postawa, od której wymaga si najwy ej, aby wyra

a uszanowanie wobec

Boga. Id c dalej w tym kierunku mo na by doda , e skupienie daje si zachowa tak e
w ruchu, co wi cej, e uwaga po czona z ruchem mo e by szczególnie efektywnym

wiczeniem postawy skupienia. Ale... droga, któr posuwamy si tutaj, w „prostej

praktyce medytacji”, bazuje (spoczywa) na nieruchomej pozycji cia a, a pierwszym
krokiem jest w

nie wiczenie tej pozycji - ze skupieniem uwagi.

Najpierw kilka s ów o tym, co w nieruchomej pozycji cia a jest istotne. Sama
nieruchomo , oczywi cie, zak ada, e wybór postawy jest nie przypadkowy, ale
dokonany z uwag , ze wiadomo ci , e trzeba j b dzie zachowa bez zmiany przez
okre lony czas. Okre lenie z góry czasu przeznaczonego na wiczenie jest szczególnie
wa ne: chodzi o to, by trwanie w przyj tej postawie by o mo liwie niezale ne od
pojawiaj cych si trudno ci. Niespokojny wewn trznie cz owiek, który szuka w wiczeniu
skupienia, b dzie niew tpliwie poddany pokusie, aby ju po jego rozpocz ciu
„przyspiesza ” je i skraca - po prostu dlatego, e dopiero próba przyj cia cielesnego
bezruchu uprzytamnia, jak wielka jest wewn trzna „ruchliwo ” - trudniejsza do przyj cia,
kiedy przynajmniej bezruch cia a stawia jej opór... Ale w tym miejscu nie chodzi jeszcze
o wskazywanie i omawianie pojawiaj cych si w wiczeniu trudno ci. Niech zatem
wystarczy na razie tyle: czas trwania w bezruchu cia a trzeba okre li tak, aby wytrwanie
w tej pozycji by o realnie mo liwe - bez nadmiernego wysi ku, ale i bez nazbyt atwego
poddawania si trudno ciom... Jasne, e z pocz tku lepiej nie narzuca sobie zbyt d ugiego
czasu trwania wiczenia, cho nie powinien on by nazbyt krótki: mniej ni kwadrans to
na ogó za ma o, by wiczenie mog o owocowa .

Co do samej pozycji cia a: najwa niejsze jest zachowanie wyprostowanego kr gos upa!
Nie wchodz c w uzasadnienia zauwa my jedynie: chocia na pocz tku „powracanie” do
prostoty mo e by tak e pod tym wzgl dem bolesne, to jednak w miar up ywu czasu

background image

przekonamy si , e d

sze trwanie w postawie „skrzywienia” jest w gruncie rzeczy

trudniejsze i bardziej „obci aj ce” ani eli szukanie naturalniejszej postawy, któr ma e
dzieci przyjmuj ca kiem spontanicznie. Z pocz tku mo na ewentualnie szuka
dodatkowej pomocy w oparciu pleców, by stopniowo znajdowa „samodzielnie” postaw
wyprostowan . Jednak nawet przy opieraniu pleców trzeba zwa

na to, by ich ci ar nie

spoczywa na oparciu; nale y raczej „odci

” je przez zwrócenie uwagi na rodek

ci ko ci pleców i kr gos upa, tak by podczas spoczywania w

nie tutaj móg si skupi

ich ci ar. Natomiast co do reszty cia a, to jej ustawienie winno uzupe nia i dodatkowo

atwia zachowanie prostoty kr gos upa. G owa spoczywa swobodnie na kr gach

szyjnych - na przed

eniu linii kr gos upa, r ce spoczywaj z przodu ze z

onymi

mi, odwróconymi wierzchem ku do owi: prawa ni ej, na niej lewa tak, e ich kciuki

si dotykaj .

Opisana pozycja kr gos upa, g owy i r k jest zasadniczo wspólna wszystkim wiczeniom -
dopuszczaj c wszak e rozmait pozycj nóg. Mo liwa jest np. postawa kl cz ca -
zw aszcza w pomieszczeniach ko cielnych, gdzie mo na znale

dodatkowe oparcie:

z ty u dla siedzenia, a z przodu dla r k, które wówczas lepiej ( atwiej) jest z

tak, jak

to wida na redniowiecznych obrazach. Kiedy jednak przyjmujemy postaw medytacyjn
we w asnym mieszkaniu, wówczas mo e by bardziej wskazana inna postawa: albo
siedzenie na krze le, z nogami opuszczonymi i stopami opartymi o ziemi , albo siedzenie
na pod odze (na specjalnym sto ku, poduszce czy z

onym kocu) w taki sposób, aby

kolana dotyka y ziemi. W tym ostatnim przypadku mo liwe s ró ne dodatkowe
„warianty” pozycji. Ale istotne jest znowu jedno: pozycja winna u atwia przede
wszystkim zachowanie wyprostowanego kr gos upa i wytrwanie przez okre lony czas bez
ruchu.

Mo e si wydawa , e powy szy opis daleki jest od prostoty, której przecie w naszych

wiczeniach szukamy. Có , rozmaito wymienionych pozycji ma prowadzi do wyboru

jednej, tej, która oka e si - po prostu - najodpowiedniejsza, by posuwa si naprzód
w wiczeniu: w skupieniu obejmuj cym cia o. Wybór i przyj cie okre lonej pozycji cia a
w danym czasie jest dopiero pocz tkiem wiczenia. „Obejmowanie” cia a, o które w nim
chodzi, wymaga uwagi - wiczenia uwagi. Na czym polega to wiczenie?

Przyj cie nieruchomej pozycji cia a ma u atwi unieruchomienie, zatrzymanie równie
naszej uwagi: skupienie jej na jednym -w

nie w ciele. Tym jednym mo e by samo

cia o; poniewa jednak poszukiwana jedno obejmuje tak e wielo w ludzkim ciele,
dlatego skupienie na jednym mo emy wiczy przez skierowanie uwagi na jedn cz
cia a. W tej mierze, w jakiej chodzi najpierw o samo odwrócenie uwagi od my li

bi cych si w g owie, nie jest w

ciwie istotne, czy skupiamy si na jednej jedynej,

background image

czy na ró nych cz ciach cia a: liczy si niejako samo „wcielenie” naszej uwagi. Pomocne
mo e by jednak zachowanie pewnego porz dku: zauwa enie najpierw tych cz ci cia a,
które w przyj tej postawie s uciskane, nast pnie stopniowe przesuwanie uwagi na coraz
to inne cz ci - od siedzenia w gór , wzd

kr gos upa czy r k, nast pnie w dó - wzd

nóg itd. Wa ne jest, by w poszczególnych miejscach zatrzyma uwag przez chwil -
wyczuwaj c dan cz

, przyjmuj c obecne tam wra enia (ucisku, ciep a, styku

z ubraniem), a je li wyczuwamy napi cie czy ból, próbujemy je przyj , bo sama ich
akceptacja mo e je „roz adowa ”, przynajmniej na tyle, e zdo amy wytrwa w przyj tej
postawie -w przyj tym wcze niej czasie.

To wiczenie uwa nego jednoczenia si z w asnym cia em mo e przybiera ró ne formy,
dostosowane nie tylko do przyj tej pozycji bezruchu, ale te do aktualnej dyspozycji

wicz cego. Z pocz tku czas przeznaczony na wiczenie mo e up yn tak szybko

(najlepiej bez patrzenia na zegarek, lecz przez zauwa enie sygna u budzika czy minutnika
odpowiednio nastawionego), e skupienie obj o tylko niektóre cz ci cia a. Liczy si
jednak fakt, e skupienie w ogóle zosta o zapocz tkowane! Przy regularnym powracaniu
do wiczenia b dzie si udawa o z pewno ci coraz lepiej obj cie nim ca ego cia a:
niekoniecznie w tym sensie, e uwaga obj a kolejno wszystkie poszczególne cz ci, lecz
raczej przez to, e skupiaj c si w pe ni cho by na jednej cz ci, czymy si tym samym
z ca

ci . Zreszt im bardziej wzrasta w miar praktykowania wicze nasze „wcielenie”,

czyli wiadome prze ywanie w asnego cia a, tym szybciej równie nasze „skupienie
obejmuj ce cia o” b dzie rzeczywi cie skierowane na jedno - nasze cia o jako „naczynie”,
w którym zwracamy si jeszcze g biej - ku Jednemu.

Na tym jednym mo na by poprzesta . Kiedy si temu dziwimy, mo emy zas

sobie na

zarzut, który kryje si tak e w zdziwionym pytaniu w. Paw a: Czy nie wiecie, e cia o
wasze jest wi tyni Ducha wi tego, który w was jest, a którego macie od Boga (1 Kor
6,19)? Droga pe nego skupienia na jednym, nawet je li tym jednym jest „tylko” w asne
cia o, jest drog prawdziwie duchow - w opisanym wcze niej sensie. Pr dzej czy pó niej
objawi si , e jest to droga ducha - Ducha. Je li zatem w tym miejscu si nie
zatrzymujemy, lecz przechodzimy do innych jeszcze elementów jednej drogi, to
przy wieca nam pragnienie, by wspomniane objawienie dokona o si nie pó niej, ale...
niech b dzie: jak najpr dzej.

background image

2. Skupienie na oddechu

Zauwa my od razu, e przej cie do nast pnego, drugiego wiczenia pozwoli nam spojrze
jeszcze pe niej na pierwsze. W

nie w przej ciu bowiem ods ania si g bsza jedno

drogi, na któr weszli my, skoro opis kolejnego kroku wymaga zauwa enia, gdzie
jeste my. A zatem: skupienie obejmuj ce cia o - z góry obejmuje wi cej... Nie tylko
dlatego, e samo skupienie jest dzia aniem naszego ducha. Ju tam, gdzie si skupiamy na
„samym” ciele, musimy zauwa

jego jedno - z otoczeniem. Cho by wra enia, jakich

do wiadczamy w kontakcie z odzie

, z ziemi nie pozwalaj nam „zamkn ” si

w granicach w asnego cia a. Tak e inne wra enia zmys owe, nie tylko dotyku, ale
zw aszcza s uchowe, przypominaj nieustannie, e nie jeste my w naszym ciele sami - e
jeste my wraz z nim zanurzeni w wi kszej ca

ci jednego, wielokszta tnego wiata.

W tym miejscu jest odpowiedni moment na istotne dopowiedzenie dotycz ce postawy
w pierwszym wiczeniu: skupienie na ciele i na jego cz ciach nie oznacza „odrywania
si ” czy „odcinania si ” od otoczenia. Owszem, przede wszystkim chodzi o jedno
z w asnym cia em, jednak nie „przeciwko” wielo ci wiata, ale w otwarciu na jeszcze

bsz jedno - w nim i z nim. W naszym pierwszym wiczeniu poci ga to za sob dwie

implikacje - wskazówki. Pierwsza: oczy pozostaj przez ca y czas otwarte; nie szeroko, co
prowadzi oby dodatkowo do napi cia w powiekach, ale na tyle, aby wzrok móg si
kierowa ku ziemi przy zachowaniu prostej postawy kr gos upa i bez pochylania g owy.
Nie chodzi te o skupianie wzroku na okre lonym punkcie, ale o zatrzymanie go na
postrzeganym „nieostro” („ogólnie”) tle; w ka dym razie nie nale y oczu zamyka , gdy
wi ksze na pozór skupienie przy takim „oderwaniu si ” od otoczenia nie u atwia, ale
ostatecznie utrudnia post powanie ku prawdziwej jedno ci. W relacji do otoczenia istotna
jest raczej postawa, któr precyzuje druga wskazówka: wszystkie wra enia, które do nas
docieraj , s zauwa ane jako wra enia naszego cia a, jednak dalej nasza uwaga
zatrzymuje si przy ciele, bez „zastanawiania si ”, co wra enia oznaczaj itd. Chodzi o to,
aby pod wp ywem docieraj cych wra

nasza uwaga nie rozprasza a si w my lach czy

wyobra eniach, ale pozosta a przy odczuwaniu cia a. W tym sensie skupienie obejmuj ce
cia o mo na nazwa „odrywaniem” si od wszelkich my li: nie przez usuwanie ich, czy
inne formy zajmowania si nimi, ale przez proste zauwa enie i pozostawienie ich, aby
„uwolniony” od nich duch odnalaz swoj g bsz wolno - w ciele.

Przy takim spojrzeniu na pierwsze wiczenie mo emy poj , w jaki sposób dope nia si
ono w drugim: w skupieniu na oddechu. Ca a zewn trzna i wewn trzna postawa jest taka
sama, jak dotychczas. Jedynym nowym elementem jest to, e przejawem .jednego”, na
którym si skupiamy, jest teraz okre lony element naszego cielesnego ycia: oddech.
Mo na by o nim powiedzie , e jest w naszym ciele jego najmniej cielesnym, najbardziej

background image

duchowym elementem. Dlatego kiedy Pismo wi te mówi w sposób obrazowy
o stworzeniu cz owieka na Bo e podobie stwo, to jako cielesny znak tego podobie stwa
wybiera w

nie oddech: Bóg ulepiwszy cia o pierwszego cz owieka tchn w jego

nozdrza tchnienie ycia, wskutek czego sta si cz owiek istot

yj

(Rdz 2,7). Nie

zosta o to powiedziane o adnym innym stworzeniu, tak e yj cym; dlatego oddech jest tu
znakiem nie tylko ycia w ogóle, jakie cz owiek dzieli ze wszystkim, co yje i ma dusz ,
lecz jest znakiem ycia samego Boga - Jego Ducha.

Jednak nie obrazy ani rozwa ania teologiczne stanowi teraz przedmiot naszej uwagi.
Zostawmy je na razie skupiaj c si raczej w dalszym ci gu na samym wiczeniu. Skoro
punktem wyj cia jest w nim to, do czego prowadzi o poprzednie wiczenie, przeto na
pocz tku trzeba po wi ci przynajmniej krótk chwil na opisane „skupienie obejmuj ce
cia o”. Kiedy doprowadzi o ju ono do ca

ciowego „zauwa enia” cia a i do jedno ci

otwartej na otoczenie, wtedy mo emy zwróci uwag na oddech - dodatkowy znak
jedno ci cielesno-duchowej i z otaczaj cym wiatem. Wa ny jest sposób, w jaki czymy
teraz nasz uwag z tym jednym - z oddechem. By on w nas oczywi cie obecny ju
wcze niej, kiedy go nie zauwa ali my. Teraz trzeba si po prostu na t obecno
otworzy . Nie chodzi zatem o adne „sterowanie” oddechem, np. przez wyd

anie go czy

inne sposoby wp ywania na niego przez sam fakt, e go „obserwujemy”. Nale y raczej
zauwa

go takim, jaki jest - nie chcie go zmienia , lecz w czy si uwag w jego

faktyczny rytm: wdech - wydech. Nic wi cej.

Mo e jednak nasuwa si trudno w zwi zku z tym, e mamy skupia si na .jednym”,
a przecie sam oddech ma dwie wyra nie ró ne fazy. Poza tym ca a nasza postawa cia a
ma wyra

bezruch, a tymczasem oddech jest ruchem, ci

ym nast powaniem obu faz -

wdechu i wydechu... W jaki sposób zatem nasze skupienie na oddechu mo e by
rzeczywi cie skupieniem na jednym? Odpowied winna przyj niejako sama - w miar
post powania w wiczeniu. Ale mo e nie od rzeczy b dzie nast puj ca wskazówka:
zauwa enie jedno ci kryj cej si w oddechu przychodzi atwiej, je li czymy si nie tyle
z jego ruchem („falowaniem” p uc, czy z ró nic wdechu i wydechu), ile z okre lonym
punktem bezruchu - punktem cia a, z którego oddech niejako wychodzi i do którego
powraca. Ten punkt staje si

atwiej wyczuwalny, kiedy w miar post powania

w wiczeniu nasz oddech stopniowo si uspokaja i pog bia, nie ograniczaj c si do górnej
cz ci klatki piersiowej, ale uruchamiaj c wyra niej tak e parti brzuszno-przeponow .
Poniewa nie chodzi jednak, przypomnijmy, o manipulowanie oddechem, dlatego
skupienie si na tym punkcie - nieco poni ej p pka - ma na celu jedynie zauwa enie
w oddechu elementu bezruchu i jedno ci.

background image

Trudno doprawdy posun si w tym miejscu dalej przez mno enie s ów i wyja nie .
Mo na jeszcze doda , e wspomniany punkt czy si , jako ” z owym punktem ci ko ci,
który stanowi niejako centrum przyj tej w wiczeniach nieruchomej pozycji cia a. Oba
„punkty” - centrum, z którego wznosi si nasz wyprostowany kr gos up, i ród o,
w którym nasz oddech zaczyna si (przy wdechu) i ko czy (przy wydechu) - stanowi
jakby jedn sfer , w której skupia si podczas wicze „ruchomy bezruch” naszego cia a
i która wobec tego mo e skupi najpe niej równie nasz uwag . Trzeba jednak pami ta ,

e wszystkie u yte okre lenia maj charakter przybli ony, tj. opisuj tylko obrazowo

i poniek d zewn trznie (ciele nie) elementy skupienia na .jednym”. Najwa niejsza jest
postawa duchowa, która w tym skupieniu si wyra a. Zanim opiszemy j jeszcze
dok adniej, przejd my do ostatniego, trzeciego i „ostatecznego” wiczenia, które nie tylko
ko czy, ale i wie czy „prost praktyk medytacji”, przed

aj c j - w niesko czono .

background image

3. Skupienie na Imieniu: Jezus

Tak, trudno jest znale

dodatkowe s owa do opisu naszych wicze . Jednak zosta o nam

dane S owo - nie maj ce równych sobie, S owo, przez które wszystko si sta o (J 1,3),
i które wcieli o si w Cz owieku imieniem Jezus. To imi nie tylko oznacza: „Bóg
zbawia”, ale objawia konkretn posta tego zbawienia - w

nie Jezusa, prawdziwego

Cz owieka i prawdziwego Boga. W tym sensie Aposto Piotr móg powiedzie , e nie
dano ludziom pod niebem adnego innego imienia, w którym mogliby my by zbawieni
(Dz 4,12).

Co znaczy zatem nowy krok w naszych wiczeniach - ostatni element, którym w naszej
praktyce modlitwy prostoty b dzie skupienie na „tym” jednym: na imieniu „Jezus”?
Zauwa my najpierw, e dopiero teraz wymiar modlitewno-religijny, wcze niej w naszych

wiczeniach ukryty, staje si wyra niejszy. By obecny ju przedtem, skoro wiczyli my

si w postawie, która w modlitwie jest najwa niejsza: nie s owa, nie gesty, ale skupienie
si na jednym, ukrytej postaci Jednego. Nasza wcze niejsza droga dope nia si : posuwanie
si drog wcielenia i ladem oddechu - symbolu dzia aj cego w nas Ducha - prowadzi nas
do Tego, w którym rozpocz o si wcielenie samego Boga, dope niaj c si w pos anym
przez Niego Duchu. Bo w Jezusie wszystko si jednoczy - to, co w niebiosach, i to, co na
ziemi (Ef 1,10). W tym duchu ostatnim krokiem na drodze naszej modlitwy prostoty jest

czenie oddechu z wymawianiem imienia Jezus.

Powtarzanie Bo ego imienia jest w wielu religiach drog do zjednoczenia z samym
Bogiem, który w tym imieniu objawia si , ale i ukrywa. Stary Testament zajmuje pod tym
wzgl dem inn postaw , pragn c podkre li i zachowa

wi to Bo ego imienia.

„Jahwe” znaczy najpe niej: „Jestem, kim Jestem”, czyli w

ciwie nie wyjawia, „Kim” jest

- „Jest”. Objawia to dopiero w

nie Jezus, nazywaj c Boga nie tylko Ojcem, jak to czyni

ju Stary Testament, ale darz c Go i wzywaj c imieniem „Abba”, co w

ciwie znaczy:

Tatusiu... W tej niesko czenie bliskiej relacji do Boga jako Ojca kryje si i objawia
najg bsza tajemnica Jezusa jako Syna Bo ego, z czonego z Ojcem w mi

ci –

w jedno ci Ducha wi tego. I Nowy Testament po wiadcza, e równie my jeste my

czeni w t synowsk relacj , kiedy czymy si z Jezusem w Jego Duchu, w którym

mo emy wo

: rrAbba, Ojcze!” Sam Duch wspiera swym wiadectwem naszego ducha,

e jeste my dzie mi Bo ymi (Rz 8,14 nn.).

A jednak... w naszej modlitwie prostoty powtarzamy tylko jedno imi : Jezus. Sens tej
praktyki ods oni si nam w dalszych rozwa aniach. Najpierw jeszcze o samej praktyce.
Poniewa stanowi ona przed

enie pierwszego i drugiego wiczenia, przeto mo na by

powtórzy : na pocz tku trzeba po wi ci przynajmniej krótk chwil na „skupienie

background image

obejmuj ce cia o” i ko cz ce si zatrzymaniem na oddechu; po tym przygotowaniu
kierujemy nasz uwag „dodatkowo” na imi Jezus. Ten „dodatkowy” element pojawia si
znowu podobnie jak wcze niej, kiedy „zauwa yli my” sam oddech. Zaczynaj c
wymawianie Imienia wewn trznie, nie czynimy tego w asnym g osem, ale w taki sposób,

e jakby zauwa amy „duchow ” obecno Imienia w nas dopiero teraz, chocia ono ju

wcze niej tu by o. Wymawianie dokonuje si wraz z oddechem. Jak? „Praktyka”
pokazuje, e najprostsze jest nast puj ce po czenie: wdech (krótszy) jest z czony z Je -,
za wydech (d

szy) jest zwi zany z - zuuuus. Nic poza tym jednym: skupieniem na

imieniu Jezus.

To ju w zasadzie wszystko, co odnosi si do „praktycznej” strony naszej medytacji.
W swej ko cowej postaci - w skupieniu na powtarzanym wraz z oddechem imieniu Jezus -
nie wymaga ona dodatkowych wicze . Dalszy post p na drodze modlitwy jest ju „tylko”
owocowaniem tego jednego: trwania przy Jezusie. Na zako czenie cz ci „praktycznej” -
opisuj cej poszczególne elementy, jakby trzy stopnie jednego wiczenia - warto mo e
jeszcze doda dwie krótkie uwagi co do sposobu skupienia na Imieniu.

Najpierw kwestia „po czenia” Imienia z oddechem. Z pocz tku mo e si ono wydawa
niepotrzebnym utrudnieniem postawy, która przecie ma by prosta... Czy skupienie si na
samym tylko oddechu nie by oby prostsze? Dodatkowe trudno ci, jakie si pojawiaj po
„do czeniu” Imienia, nie s jednak argumentem przeciwko niemu; wskazuj raczej, e
w naszej postawie brak jest dostatecznej prostoty. Je li zatem odczuwamy jakby konflikt,
napi cie pomi dzy oddechem a Imieniem, to trzeba w nim dostrzec sygna g bszego
napi cia, które wyra a si w tym wypadku na ogó w zbytnim „nacisku” wi zanym
z wymawianiem Imienia - nacisku, który wp ywa na zak ócenie oddechu. „Roz adowanie”
mo e przyj przez powrót do pocz tku: najpierw do samego oddechu, a kiedy ju
ponownie z czyli my z nim (uspokoili my) nasz uwag - zauwa amy w nim nadto imi
Jezus. Czasami mo e trzeba d

szego czasu pozostawania przy samym oddechu, aby

znowu si uspokoi i pozby napi cia; ale w ko cu zawsze powracamy do Imienia.
Dlaczego? Na razie powtórzmy: Bo „nie dano ludziom pod niebem adnego innego
imienia, w którym mogliby my by zbawieni”.

Ostatnia uwaga dotyczy znowu sposobu wymawiania Imienia. Kiedy „zauwa yli my” je
wreszcie na tle naszego oddechu, wtedy ju ono, nie oddech, winno nas ca kowicie
absorbowa . Wymawianie, z czone z naturalnym rytmem oddechu, dokonuje si nie tyle
jako nasze dzia anie, lecz jako przyjmowanie dzia aj cego w nas Imienia. W Imieniu jest
wszystko, czego potrzebujemy; dlatego ono mo e i powinno ca kowicie nas wype ni -
najpierw przynajmniej przez czas, przeznaczony na t modlitw . W Imieniu kryje si tak e
Osoba, która je nosi. Trzeba zauwa

, e w naszej praktyce medytacyjnej nie zwracamy

background image

si „do” Jezusa, nie powtarzamy: Jezu, ale stwierdzamy: Jezus. Nie chodzi te o wi zanie
z tym Imieniem jakichkolwiek wyobra

. Sam d wi k, sama obecno Imienia jest tym

jednym, na czym si tutaj ca kowicie skupiamy. Poza tym jednym-jest oczywi cie
wi cej... Ale szukaj c na medytacji tylko jednego - trwania przy imieniu Jezus - nie
musimy o wi cej si martwi . Przyjdzie na pewno.

background image

IV. Oczekiwanie Boga - w Jezusie

Opis wicze naszej „prostej praktyki medytacji” w poprzednim rozdziale zawiera
najwa niejsze elementy dotycz ce postawy, przede wszystkim zewn trznej, ale po cz ci
równie wewn trznej. W

nie to „po cz ci” jest znakiem, e trzeba powiedzie wi cej na

temat postawy duchowej - tego, co w medytacji jest najwa niejsze. Dlatego dalej staj
przed nami dwa zadania. Najpierw - w obecnym rozdziale - trzeba uzupe ni opis
wewn trznego nastawienia, które winno wiczeniom towarzyszy a zarazem dzi ki nim
si pog bia . Opis b dzie mia charakter pozytywny, czyli skupi si na „poci gaj cych”
elementach medytacji: uka e jej drog w perspektywie celu, którego „przyci gaj ca” moc
pozwala wytrwa po ród trudno ci drogi. O tych trudno ciach - „chlebie powszednim”
praktyki medytacyjnej - b dzie mowa w nast pnym rozdziale. Wprawdzie w wiczeniach
trudno ci pojawiaj si ju wcze niej, w

ciwie od pocz tku. Skoro jednak chodzi nam tu

o zach

, nie o zastrasz nie co do medytacji, przeto poszukajmy najpierw dodatkowych

elementów... Dobrej Nowiny.

1. Bosko-ludzkie dzia anie

Co robi ? Co pocz

? Rozpoczynaj c od tych pyta - jak e cz stych w ludzkim yciu -

dajemy wyraz przekonaniu, e do nas nale y nie tylko dzia anie, ale i jego pocz tek.
Tymczasem: Ewangelia jako Dobra Nowina pragnie nas przekona o czym innym.
Wyra aj to programowe s owa Jezusa, rozpoczynaj ce Jego nauczanie wed ug

wiadectwa najstarszej Ewangelii: Czas si wype ni i bliskie jest królestwo Bo e.

Nawracajcie si i wierzcie w Ewangeli (Mk 1,15)! Najpierw jest mowa o tym, co Bóg
czyni, co On sam rozpocz dla dobra cz owieka: oto sprawia, e wielowiekowe
oczekiwanie na Jego zbawcze przyj cie zaczyna si wype nia . Czas pe ni - czas Bo ego
królowania w wiecie jest „bliski”, a znakiem tej blisko ci jest sam Jezus - On, który t
Dobr Nowin oznajmia i objawia we w asnej Osobie. To On jest Boskim Pocz tkiem -
odwiecznie obecnym w samym Bogu i wcielonym w czasie, który w

nie dzi ki temu

móg sta si „pe ni czasu” (Ga 4,4). W obliczu tej tajemnicy, któr Jezus objawia,
wystarczy jedno. Mówi o tym druga cz

Jego wezwania, wzywaj ca do nawrócenia

i wiary. Tak, oba elementy s wyrazem jednej postawy, jakiej Bóg oczekuje od cz owieka
wobec oznajmionej mu Ewangelii: nawrócenie jest po prostu uwierzeniem, e Dobra
Nowina jest prawd . Takie to proste? Tak, chocia nam, którym „wiara”, „prawda”
i „Dobra Nowina” zd

y spowszednie , trudno jest przyj ca prostot Bo ej prawdy.

Tak trudno, e sam Jezus nie posiada si ze zdziwienia i z wdzi czno ci wo

:

Wys awiam Ci , Ojcze, Panie nieba i ziemi, e zakry

te rzeczy przed m drymi

i roztropnymi, a objawi

je prostaczkom (Mt 11,25).

background image

Jak poj prostot Ewangelii - tajemnic Bo ego dzia ania dla naszego dobra? Spo ród
wielu mo liwych dróg wybierzmy tutaj jedn - t , która jest najbli sza naszej medytacji.
Jest to droga „oczekiwania Boga”. Chodzi o jedn postaw , cho w jedno ci dwóch
wymiarów. Najpierw, bardziej fundamentalnie jest to postawa samego Boga: On jest Tym,
który oczekuje. W jakim sensie? W tym, e uczyni ju wszystko, co móg dla nas
uczyni . Jak wyrazi to wszystko?

Tajemnica zawiera si ju w biblijnym obrazie Bo ego dzia ania w stworzeniu: po
dokonaniu ca ego dzie a Bóg móg „odpocz

” (Rdz 2,2), pozostawiaj c odt d ca e

dzia anie w wiecie cz owiekowi. Ca e dalsze dzieje wiata s w wietle tego obrazu
niejako trwaniem i przed

aniem si w ludzkim czasie siódmego, ostatniego dnia

stworzenia - pe nym spokoju „spoczynkiem”, jakby „niedzia aniem” Boga jako t a
ludzkiego dzia ania w wiecie. To Bo e „niedzia anie” jest wielk tajemnic ; nie oznacza
ono, e Bóg „nic nie robi”, ale e Jego dzia anie w wiecie jest inne od dzia ania
ludzkiego. Najpe niej objawia to Jezus Chrystus, zmuszony do prostowania ludzkich
wyobra

o Boskim „nie-dzia aniu”. Kiedy ydzi zakazuj dzia ania w szabat, powo uj c

si na „spoczynek” Boga, Jezus przeciwstawia im g bsz prawd : Jego w asne dzia anie
jest tylko obrazem dzia aj cego Ojca (J 5,17.19 n.). Dlatego w

nie w szabat Chrystus

dokonuje uzdrowie , aby pokaza , e spoczynek szabatu nie jest „niedzia aniem” na
sposób ludzki, ale na sposób Bo y: oznacza najwy sze dzia anie, które jest znakiem
mi

ci - uzdrawiaj cej, zbawiaj cej.

Tak, ju w stworzeniu kryje si najg bsza prawda o Bo ym dzia aniu w wiecie, chocia
dopiero pó niej ods ania si jej fundament -w Chrystusie jako Pocz tku wszystkiego, co
stworzone. Nie jest zatem tak, e w stworzeniu uczyni Bóg „za ma o”, by dopiero
w dziele zbawienia uczyni „wi cej”... Ale prawd jest, e w dziele zbawienia Bo e
„niedzia anie” w wiecie objawia si w sposób najbardziej dramatyczny: w bezsilno ci
ukrzy owanego Jezusa, która jest tak e bezsilno ci Boga, cho nie jej (Jego) ostatnim

owem, skoro pe ny sens tej bezsilnej, „nie-dzia aj cej” mi

ci objawia si w wietle

Zmartwychwstania. A jednak „oczekiwanie Boga” trwa dalej i jest trwaniem
Chrystusowej ofiary - dokonanej wprawdzie „raz na zawsze”, ale w

nie tak, e Chrystus

trwa w swoim tajemniczym niedzia aniu, oczekuj c tylko, a nieprzyjaciele Jego stan si
podnó kiem nóg Jego (Hbr 10,12 n.).

To jedna, fundamentalna strona „oczekiwania Boga”: On sam oczekuje, by cz owiek
przyj Jego tajemnicze „niedzia anie” - tak, jak przyj je i objawi Jezus. W

nie w Nim,

w Jezusie, tajemnica si dope ni a: Jego „niedzia anie” objawia si jako Bosko-ludzkie -
jako najwy sze dzia anie, „znosz ce” z o przez przyj cie go w mi

ci. Tego samego

oczekuje Bóg - Jezus - od wszystkich ludzi, oczekuje tylko jednego: aby nie stawiali oporu

background image

temu Bo emu (nie)dzia aniu, lecz aby otwieraj c si na nie stawali si w pe ni -zgodnie
z celem stworzenia - obrazem Boga i Jego dzia ania.

Dopiero w tym wietle mo na poj

tak e drug stron „oczekiwania Boga”: ludzkiego

oczekiwania na Niego. Ten sam Jezus, który objawi sens Bo ego oczekiwania w

nie

przez to, e jako cz owiek w pe ni na nie odpowiedzia , pragnie nauczy tej samej
odpowiedzi tak e innych ludzi, najpierw swoich uczniów. Postawa czujnego oczekiwania,
opisana w tylu przypowie ciach, dotyczy najpierw nie „powtórnego”, ale pierwszego
przyj cia Pana - Jego niespodziewanego, tak ró nego od ludzkich oczekiwa „przej cia”
(paschy) przez krzy . To przecie w obliczu Ogrójca uczniowie s wezwani: Czuwajcie
i módlcie si , aby cie nie ulegli pokusie (Mt 26,41). Có , wtedy wezwanie Chrystusa nie
pomog o. Dlatego pozostaje ono dalej, zawsze aktualne - tak e w obliczu „powtórnego”
przyj cia Pana. To przyj cie dokonuje si nadal inaczej, ani eli oczekuj tego ludzie –
i tylko ci, którzy czuwaj - modl c si - s i b

w stanie rozpozna przychodz cego do

nich Pana. Mamy by podobni do ludzi, oczekuj cych swego pana, kiedy z uczty weselnej
powróci, aby mu zaraz otworzy , gdy nadejdzie i zako acze. Szcz liwi owi s udzy,
których pan zastanie czuwaj cych, gdy nadejdzie. Zaprawd , powiadam wam: Przepasze
si i ka e im zasi

do sto u, a obchodz c b dzie im us ugiwa . Czy o drugiej, czy

o trzeciej stra y przyjdzie, szcz liwi oni, gdy ich tak zastanie ( k 12,35-38).

Przypowie zak ada, e oczekiwanie ma miejsce w nocy - w ciemno ci, w której nie
mo na Pana zobaczy . To obraz naszej wiary, która nie kieruje si tym, co widzialne, lecz
trwa ,jakby widz c Niewidzialnego” (Hbr 11,27). Tym, co widzimy, jest przewa nie z o
i rozmaite trudno ci. Dlatego wiara kieruje si wbrew pozorom, które zdaj si przeczy
obecno ci i blisko ci Boga, na to, co niewidzialne - jest trwaniem „mimo wszystko”
w Jego niewidzialnej obecno ci. Wiara wie, e Bóg nie odszed , nie opu ci nas, ani nie
zaprzesta dzia

w wiecie; wierzymy, e Jego obecno i dzia anie s inne, tajemnicze,

objawiaj c si jedynie tym, którzy wierz i w

nie dzi ki wierze otwieraj si na Bo e

dzia anie. Dlatego jeszcze bli szy prawdy jest inny obraz biblijny, w którym oczekiwanie
Boga nie jest oczekiwaniem kogo dalekiego, kto musi przeby najpierw d ug drog , aby
do nas „powróci ”. Obraz mówi raczej s owami samego Jezusa: Oto stoj u drzwi
i ko acz : je li kto pos yszy mój g os i drzwi otworzy, wejd do niego i b

z nim

wieczerza , a on ze mn (Ap 3,20).

Czy w tym wszystkim, co teraz zosta o powiedziane, „oddalili my” si od tematu
medytacji, i czy musimy dopiero do niej „powróci ”? Wystarczy raczej „zauwa

”, e

w ca ej opisanej dot d postawie „oczekiwania Boga” czy Bosko-ludzkiego (nie)dzia ania
kryje si to samo, co w medytacji - w prostym skupieniu na Jezusie. Co wi cej, teraz

background image

mo emy wskaza wyra niej elementy wewn trznej postawy, duchowego nastawienia,
które w medytacji jest istotne.

Sta o si wyra niejsze to, e skupienie na jednym oznacza zredukowanie do minimum
naszego dzia ania. Naturalnie, to „minimum” jest wcale niebagatelne; wiadczy o tym ca y
poprzedni rozdzia , który mu po wi cili my! A jednak istotnie: bezruch postawy cia a,
skupienie ca ej uwagi na oddechu i w ko cu na Imieniu - to wszystko jest nie tyle
przejawem naszego dzia ania, ile raczej przyj ciem postawy „niedzia ania”, albo lepiej:
otwarciem si na g bsze dzia anie, które w nas si dokonuje. Nie chodzi w tym miejscu
o analiz czy cho by bli sze okre lenie tego g bszego dzia ania. Wi kszo trudno ci,
o których b dzie mowa dalej, pochodzi na medytacji w

nie st d, e nie potrafimy tak

naprawd „ograniczy ” naszego dzia ania i otworzy si bez reszty na dzia anie Bo e.
Zreszt ... wcale nie jest atwo powiedzie , kiedy dzia a w nas „tylko” Bóg, bo nawet
w postawie najpe niejszego otwarcia si na Jego dzia anie, dokonuje si to w Bosko-
ludzkiej jedno ci, tajemnicy Jezusa. atwiej zatem okre li , jakiego dzia ania pragniemy
na medytacji unikn

: wszystkiego, co nie jest skupieniem na jednym - na imieniu Jezus.

A co dalej?

Przytoczona przypowie o czuwaniu pozwala okre li jeszcze bli ej nasz postaw na
medytacji. Nie zajmujemy si ani przejmujemy ciemno ci , któr nas otacza; nie dajemy
sobie wmówi , e Pan jest daleko, e si opó nia... Nie, skupiamy si tylko na jednym, na
Jego niewidzialnej obecno ci w nas, widzialnej na razie tylko w znaku Jego imienia.
W ten sposób otwieramy si na Niego - a kiedy On uzna, e ju do jeste my otwarci,
wtedy wejdzie do nas jeszcze pe niej, by dzia

w nas i przez nas. Z naszej strony trzeba

tylko jednego: mamy zamieni si niejako „w s uch”, jak wtedy, kiedy pragniemy
pos ysze jaki bardzo cichy g os i kiedy wstrzymujemy nawet oddech, aby nic nie
zak óca o naszego s uchania. W medytacji nie zatrzymujemy oddechu, bo w

nie z nim

czy si wymawiane imi ale tak si w nie ws uchujemy, by nic innego nie odwraca o

naszej uwagi, nawet oddech...

background image

2. Trwanie - owocowanie w Jezusie

Szukaj c obrazów, które by wyrazi y istot medytacyjnej postawy, natrafiamy na jeszcze
jeden, mo e najpe niejszy. Przekaza go umi owany ucze Jezusa - ten, który najg biej
do wiadczy wi zi z Panem i Jego mi

ci. To on ukaza najwyra niej, e nie tylko ca e

ycie Jezusa, ale szczególnie Jego mier

wiadczy o tym, i umi owawszy swoich na

wiecie, do ko ca ich umi owa (J 13,1). W wietle tej mi

ci dope nia si starote-

stamentowe przykazanie, które w

nie umi owany ucze móg najdobitniej sformu owa

jako jedno mi

ci Boga i bli niego: Je liby kto mówi : „Mi uj Boga”, a brata swego

nienawidzi , jest k amc , albowiem kto nie mi uje brata swego, którego widzi, nie mo e
mi owa Boga, którego nie widzi (1 J 4,20). Ale to „stare” przykazanie mi

ci zyskuje

nowy sens, skoro jedno mi

ci Boga i cz owieka objawia si w samym Jezusie, w Jego

Bosko-ludzkiej mi

ci. W Nim objawia si , jak Bóg umi owa

wiat i cz owieka - tak, jak

Jezus nas mi uje. St d zgodnie ze wiadectwem umi owanego ucznia Jezus formu uje
„swoje” przykazanie: To jest moje przykazanie, aby cie si wzajemnie mi owali, tak jak Ja
was umi owa em (J 15,12).

W tym jednym przykazaniu wszystko si zawiera, ca a Ewangelia. Na pocz tku jest
mi

Boga, objawiona ciele nie, widzialnie w Jezusie. Nie pojmiemy, jak „my”

powinni my mi owa , je li najpierw nie pojmiemy, jak Jezus nas, ka dego z nas mi uje.
Podobnie jak ydzi w Starym Testamencie uwa amy cz sto, e Bo e przykazania
przekraczaj nasze mo liwo ci, e s niemo liwe do spe nienia. Nie rozumiemy
przykaza , bo nie pojmujemy mi

ci, która w nich si objawia. Potrzeba nawrócenia, tj.

zasadniczej zmiany w naszym sposobie my lenia: na pierwszym miejscu nie stoj
okre lone wymagania pod adresem naszego ycia i dzia ania, ale to jedno: aby my
przyj li, e Bóg naprawd nas mi uje - bo wtedy wszystko inne b dzie nam przydane...
I w

nie o tym mówi obraz, który Jezus nam pozostawi jako bezpo rednie t o swojego

przykazania - obraz, który zarazem wyra a najpe niej to, o co chodzi w medytacji:

Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Ka
latoro l, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a ka

, która przynosi owoc,

oczyszcza, aby przynosi a owoc óbjUszy. Wy ju jeste cie czy ci dzi ki s owu, które
wypowiedzia em do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja [b

trwa ] w was. Podobnie jak

latoro l nie mo e przynosi owocu sama z siebie – je li nie trwa w winnym krzewie - tak
samo i wy, je eli we mnie trwa nie b dziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy -
latoro lami. Kto trwa we Mnie, a Jaw nim, ten przynosi owoc obfity, poniewa beze Mnie
nic nie mo ecie uczyni . (...) Jak Mnie umi owa Ojciec, tak i Ja was umi owa em.
Wytrwajcie w mi

ci mojej. I po przytoczonych ju s owach przykazania mi

ci Jezus

dodaje: Nie wy cie Mnie wybrali, ale Ja was wybra em i przeznaczy em was na to, aby cie

background image

szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwa - aby wszystko da wam Ojciec, o cokolwiek
Go poprosicie w imi moje (J 15,1-17).

Czy s owa te wymagaj komentarza, zw aszcza w kontek cie naszej medytacji? Trwanie w
Jezusie - tak ci le, jak trwa ga zka w krzewie winnym... Ten obraz jest pe niejszy od
obrazu czuwania, gdzie zak ada si jakby, e Pana jeszcze nie ma, e dopiero musi
przyj , podczas gdy Jezus zapewnia w innym miejscu, na samym ko cu Ewangelii: Oto
Ja jestem z wami przez wszystkie dni, a do ko ca wiata (Mt 28,20). Jego przychodzenie
objawia si w

nie w naszym otwieraniu si na Jego obecno - dzi ki trwaniu w Nim,

wytrwaniu w Jego imieniu. W tym jednym zawiera si ju wszystko. Przede wszystkim
dokonuje si oczyszczenie, o którym powiemy wi cej w nast pnym rozdziale -
oczyszczenie, dzi ki któremu Jezus dzia a w nas coraz pe niej, a nasze dzia anie, gdy
przyjdzie na to czas, b dzie rzeczywi cie

Jego dzia aniem. Nie trzeba si obawia , e medytacyjne „niedzia anie” b dzie
niekorzystne dla niezb dnego przecie w yciu dzia ania. Skoro nasze „niedzia anie” jest
trwaniem przy Chrystusie, to On sam b dzie w nas dzia

coraz pe niej - tak e poza

medytacj . On sam b dzie wydawa owoce w naszym yciu - trwa e owoce, które s
ostatecznie owocowaniem mi

ci. Zaczniemy pojmowa , e istotnie: bez Niego nic nie

jeste my w stanie uczyni . Ale trwaj c w Nim - mo emy wszystko, czego On chce –
i wszystko w Jego imi nam si spe nia (por. J 14,14).

background image

3. Trynitarny wymiar medytacji

W teologicznej cz ci naszych rozwa

zwró my jeszcze uwag na kwesti , o której

wspomnieli my krótko ju wcze niej. Trwanie przy Jezusie w Jego imieniu nie jest
wzywaniem Go, ani zwracaniem si do Niego; jest raczej stwierdzaniem Jego obecno ci -
tego, e jest w nas i przy nas: „Jezus”. Do kogo zatem si zwracamy? Prosta odpowied :
„do Jednego”, powtarzana przez nas tyle razy, wystarcza... i nie wystarcza. W tym sensie
wystarcza, e odpowiada nie tylko przytaczanym s owom Jezusa, ale i ca ej Jego postawie.
Tym Jednym, ku któremu zwraca si w Jezusie wszystko, jest - , jest”. Kto? Sam Jezus
nazywa Go Ojcem. Ale nawet to imi - ta nazwa - nie wystarcza, aby w pe ni wyrazi
tajemnic Jednego. Bo Jego jedno jest znowu inna, ni wyobra ali sobie ludzie
wcze niej, przed Jezusem. Jest jedno ci we wspólnocie Osób: jedno ci Ojca, Syna
i Ducha - jedno ci , która nie „zamyka” si w samym Bogu, ale otwiera si na wspólnot
ludzkich osób. Wystarczy przypomnie znowu wiadectwo umi owanego ucznia, który t
jedno Bosko-ludzkiej wspólnoty opisa najpe niej w

nie jako jedno mi

ci. Wyra a

to po wiadczona przez niego modlitwa Jezusa o jedno : aby wszyscy stanowili jedno, jak
Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, (...) aby wiat pozna ,

Ty Mnie pos

i

Ty ich umi owa tak, jak Mnie umi owa

(J 17,21 nn.).

Jaki jest sens tych s ów w kontek cie naszej medytacji jako skupienia na imieniu Jezus?
Po prostu: je eli jednym, na którym si skupiamy, jest to Imi , to otwieramy si nie tylko
na Osob Jezusa, ale uczestniczymy zarazem - w sposób bardziej ukryty i tajemniczy –
w Jego wspólnocie z Ojcem, Duchem - i ze wszystkimi lud mi. Mówienie o tym, w wielu
wypadkach nieodzowne, dla samej medytacji nie jest istotne: ona jest drog , która pozwala

g bsz , wielowymiarow jedno „realizowa ” - w

nie: urzeczywistnia , wciela , nie

tyle nawet „do wiadcza ” w sensie nadzwyczajnych prze

, ile

i dzia

pod jej

bezpo rednim wp ywem.

Dlatego wystarczy trwanie przy Jezusie, a reszta - jest Jego „spraw ”, Jego yciem
i dzia aniem zwróconym bez reszty ku tajemnicy Jednego.

Ten ukryty g biej trynitarny charakter medytacji mo na by wyrazi jeszcze inaczej -
wyra niej podsumowuj c poszczególne elementy medytacyjnej drogi. Zacz li my od
skupienia obejmuj cego cia o. Jednym, na którym si tu skupiali my, nie by o „samo”
cia o: nie tylko dlatego, e uwaga mog a obejmowa ró ne jego cz ci, albo e
uwzgl dnia a jedno cia a z otoczeniem; skupienie obejmuj ce cia o si ga o g biej - by o
„transcendentne” wobec cia a w

nie w tym sensie, e si do niego nie ogranicza o,

chocia sam ten element si gania „poza” - pozosta niejako niewyra ony, najbardziej
ukryty. Na tym tle kolejne wiczenie - skupienie uwagi na oddechu - mo emy uzna za

background image

dodatkowy krok na drodze „wychodzenia” z ukrycia i wyra ania owego .jednego”,
poszukiwanego najpierw z pomoc cia a. Skupienie na oddechu mog o pos

jako

symbol tego, e .jednego” nie mo na ograniczy do cia a; mog o pomóc nam poj
wyra niej duchowy charakter wiczenia, cho oczywi cie nie wolno zapomina , e
oddech jest tylko obrazem Ducha, który - znowu - transcenduje go niesko czenie. A dalej
- czy ju nie przeczuwamy, e dope nienie medytacji w skupieniu na Jezusie jest zarazem
najwyra niej-szym „wyj ciem” z ukrycia, dope nieniem jej trynitarnej struktury?
Wprawdzie Imi , przy którym trwamy, jest te „tylko” znakiem kryj cej si za nim Istoty.
Ale „ten” znak, to Imi przybli a w sposób szczególny tajemnic Jednego, którego

nie Jezus najg biej objawia. Bo Jezus jest nie tylko drog do celu, który Go

transcenduje, ale jest zarazem celem - jednocze nie „drog , prawd i yciem”. Dlatego:
Kto Mnie zobaczy , zobaczy tak e i Ojca (J 14,6.9).

background image

V. Droga oczyszczenia

Trzeba wreszcie pomówi o trudno ciach pojawiaj cych si w naszej „prostej praktyce
medytacji”. Pierwsza i zasadnicza trudno przejawia si w tym, e dalecy jeste my od
prostoty, nie tylko w modlitwie, ale przede wszystkim w yciu. Dlatego tak trudno
przychodzi nam skupi si na jednym - cokolwiek by to by o; tym trudniej - skupi si na
Jednym. Nic dziwnego, e w tej sytuacji droga prowadz ca do prostoty i jedno ci „musi”
by - drog oczyszczenia. Brzmi to zniech caj co: wchodz c na drog

wiczenia

„modlitwy prostoty” musimy nastawi si nie tyle na „przyjemne”, ile na trudne
do wiadczenie oczyszczaj ce - na „czy ciec”. Ale „czy ciec” jest nieuchronny na drodze
do „nieba”, do pe nej jedno ci z Bogiem. Potwierdza to wiadectwo mistyków i wi tych -
ludzi, którzy przeszli czy ciec ju na ziemi i dlatego mogli si znale w niebie -
umieraj c... Czy mamy inne wyj cie? Czy pr dzej, czy pó niej nie czeka nas konieczno
oczyszczenia? Czy warto zatem czeka z jej przyj ciem, zamiast wype ni ju teraz
oczekiwanie Boga?

1. Trudno ci - znaki na drodze

Powtórzmy - skoro „powracanie” i trwanie przy „tym samym” jest elementem naszej drogi
- s owo Kierkegaarda: To nie droga jest trudna, ale trudno ci s drog . Tak, trudno ci
pojawiaj ce si w naszej medytacyjnej praktyce mog by znakami na drodze, wskazuj c
to wszystko, co dzieli nas jeszcze od prostoty.

Zacznijmy od trudno ci najbardziej zewn trznych, zwi zanych z postaw cia a. Dla
niektórych sam bezruch - cho by przez krótki czas - jest tortur . Jeszcze liczniejsi s ci,
którzy maj problem z zachowaniem prostej pozycji kr gos upa... Do tego dochodz
rozmaite bóle odzywaj ce si w ciele, napi cie w mi niach, dr twienie, cierpni cie - list
mo na by przed

. Trudno ci pojawiaj si nie tylko podczas siedzenia czy

spoczywania na ziemi, bez krzes a, ale tak e na krze le, zw aszcza kiedy opuszczone nogi
ci

i cierpn . Próba u atwienia sobie pozycji cia a, np. przez dopuszczenie skrzywionej

postawy pleców, te nie pomaga, a poza tym -je li jest zbyt „wygodna” - mo e sprzyja
ujawnianiu si senno ci. Co zatem robi ?

Na pocz tku mo e oczywi cie up yn troch czasu, a znajdziemy postaw , w której
przynajmniej przez kwadrans b dziemy potrafili pozosta bez ruchu, bez zmiany pozycji.
Zanim to nast pi, mo e si nieraz okaza , e bóle staj si nie do wytrzymania, tak e
ulegniemy pokusie przerwania wiczenia albo te przyj cia innej postawy przed
zaplanowanym ko cem. Tak e te „niepowodzenia” trzeba umie przyj - nie zra

si

i nie rezygnowa z dalszych prób: mo e innej pozycji, innego (krótszego) czasu trwania

background image

albo te zwyk ego powtórzenia tej samej pozycji, która z biegiem czasu winna
przychodzi z mniejszym trudem. W ka dym razie kolejnym krokiem naprzód b dzie
umiej tno przyj cia samego bólu - przynajmniej a do ko ca wiczenia. W

nie tutaj

mamy okazj , aby po raz pierwszy do wiadczy , e trudno ci - mog wskazywa dalsz
drog . W naszym skupieniu obejmuj cym cia o wra enie bólu mo e by sygna em, nie
tylko „gdzie”, ale i ,jak” winni my skupi uwag : akceptuj c ból, przyjmuj c go jako
element cia a, istniej cego w nim napi cia - i w

nie dzi ki takiemu nastawieniu

„znosz c” ból. To „znoszenie” obejmuje dwie fazy, dwa znaczenia: jest nie tylko
trwaniem i wytrwaniem w cierpieniu, ale mo e równie oznacza jego przezwyci enie:
je eli bowiem tak dalece je przyj li my, e nie pragniemy nawet jego usuni cia, to znika
te zwi zane z tym pragnieniem napi cie duchowe - przestaje by istotne, czy ból jest, czy
go nie ma, a wtedy istotnie - przestaje by ...

To nie s tylko s owa. Potwierdza to zgodne wiadectwo uczestników kursów
medytacyjnych, gdzie czas trwania wspólnych wicze jest na tyle d ugi, e wytrwanie
bez ruchu mo e sta si autentycznym problemem, a zmiana przyj tej pozycji przed
czasem jest dodatkowo niedopuszczalna jako przeszkadzanie innym. Bywa wtedy i tak, e
sygna oznajmiaj cy koniec wiczenia jest wyczekiwany jak zbawienie - a ca a uwaga
skupia si na tym jednym: ju nawet nie na bólu, ale na tym, kiedy wreszcie odezwie si
sygna ! Doprawdy, trudno to wytrzyma , ale skupienie jest wówczas znaczne: nie
pojawiaj si liczne i zmieniaj ce si rozproszenia, bo ca a uwaga skupia si na
oczekiwaniu... I w

nie wtedy - nieoczekiwanie - mo e si okaza , e nagle ca y ból

i napi cie znikaj . Co to znaczy? Mo e pierwszy znak, e oczekiwanie jednego, cokolwiek
by to by o, otwiera na spotkanie z Jednym?

Tego rodzaju momenty ulgi przynosz dodatkow motywacj do kontynuowania
medytacji, albowiem - droga jeszcze si nie sko czy a. Co wi cej, dopiero teraz, kiedy
sko czy y si ju problemy z postaw cia a, zaczynaj si ods ania dalsze... Kiedy prosta
pozycja nie sprawia ju k opotu (przynajmniej podczas modlitwy), wtedy okazuje si , e

ównym k opotem jest postawa naszego ducha. Ujawniaj ce si od tej strony trudno ci -

to z pocz tku przede wszystkim rozmaite my li, „rozproszenia” zwi zane z nasz reakcj
na wra enia, na to, co si dzieje w otoczeniu czy w nas samych. Jest oczywiste, e samych
wra

nie mo emy unikn , skoro s one po prostu przejawem naszej cielesno ci

i zmys owej komunikacji ze wiatem. Dlatego, jak ju zauwa yli my, nie same wra enia

„rozproszeniem”, ale nasza duchowa reakcja - zw aszcza my li czy obrazy, które pod

ich wp ywem sami tworzymy jako „dodatek” do wra

. Nasz brak skupienia mo emy

rozpozna wówczas, kiedy nagle zauwa amy, e nie wra enia cia a, oddech czy wreszcie
imi Jezus zajmuj nasz uwag , ale co innego: najcz ciej rozmaite my li czy obrazy.

background image

Kiedy to one nas absorbuj , nawet tego nie zauwa amy: po prostu tkwimy w nich „po
uszy”, ca kiem przez nie poch oni ci. Nasze pogr enie w my lach zauwa amy dopiero
wtedy, kiedy „b ysk” wiadomo ci pokazuje nam, e „zapomnieli my” o oddechu czy
Imieniu, które niejako znikn y z pola naszej uwagi. Tak, wielokrotnie b dziemy to
stwierdza : chcieli my si skupi na jednym, a tymczasem tyle innych spraw, my li,
obrazów nam przeszkadza.

Na czym polega zatem „oczyszczenie” dokonuj ce si na medytacji? Nie jest to
w pierwszym rz dzie „uspokojenie” czy „wyciszenie”, w którym dzi ki skupieniu si na
jednym przestaj nas rozprasza i niepokoi ró ne sprawy. Owszem, taki stan mo e si
pojawi do szybko niejako „na si ”, kiedy nasz uwag i energi po wi camy na samo
„unikanie” dodatkowych my li - albo przez „wypychanie” tych, które si pojawiaj , albo
przez napi cie, które zamiast w czy si do naszego skupienia na oddechu i Imieniu
próbuje opanowa je, prowadz c do sztucznej manipulacji. Wp dzaj c si w ten sposób
w rodzaj „transu” mo na do wiadczy „przyjemnych” stanów i uwa

je za owoc,

którego si szuka o. Ale zatrzymuj c si na tym -tracimy z oczu prawdziwy cel medytacji.
Mówi c obrazowo: nie prowadz do niego „przyjemne” stany, którymi mogliby my si
delektowa , ale jedynym przewodnikiem jest trwanie przy Imieniu, bez zwracania uwagi
na wszystko inne. Bo jedynie wówczas, kiedy nie damy si zwie „syrenim g osom”
nadzwyczajnych wra

, mo emy si zbli

do g bszego pokoju - na drodze

koniecznego wcze niej oczyszczenia.

Znakiem dokonuj cego si oczyszczenia mo e by nie pokój, ale... niepokój, jakby
dodatkowo spowodowany czy wywo any przez medytacj . My li i obrazy, które zaczynaj
w nas si k bi , kiedy ju przyzwyczaili my si do bezruchu cia a, nie oznaczaj , e
medytacja jest teraz mniej owocna; s raczej - raz jeszcze - trudno ci dan jako znak w
dalszym kierunku. Samo ich ujawnianie si jest wymownym znakiem post pu:
poniewa „dzia anie” medytacyjne ogranicza si do jednego (trwania przy Imieniu),
dlatego staje si mo liwe, e to wszystko, co normalnie jest w nas t umione przez nasz
aktywno , mo e wydobywa si z ukrycia na powierzchni . Najpierw s to my li,
obrazy... Ale za nimi kryje si wi cej. Jak d ugo poddajemy si my lom, czyli zamiast je
pozostawi wchodzimy w nie dzia aniem naszego umys u i rozwuamy dalej - bez ko ca,
tak d ugo nie mo e si ujawni to, co si za nimi kryje. Natomiast im bardziej pozwalamy
si prowadzi samemu Imieniu, nie pozwalaj c, by wra enia i my li odrywa y nas od
Niego, tym bardziej my li si uspokajaj - same znikaj , by ust pi miejsca temu, co
wcze niej w

nie przez nie si wyra

o. Pojawia si g bszy niepokój mieszcz cy si

poza my lami - w sferze naszych uczu .

background image

Tak, nie wystarczy oczyszczenie czy uspokojenie naszych my li, skoro ich ród o tkwi
w z

onej, dalekiej od prostoty postawie naszego ducha. Trudno ci pojawiaj ce si

w medytacyjnym skupieniu pokazuj nam, jak bardzo jeste my niewolnikami naszych
uczu : to one opanowuj nas i nasze dzia anie, chocia (albo: dlatego e) nie zdajemy
sobie z tego sprawy. Przypatrzmy si uwa niej temu, co w nas si dzieje podczas
medytacyjnych „rozprosze ”. Je li np. zaczyna si odzywa niepokój, to kryje si on
i próbuje znale

uj cie w rozmaitych my lach, jakie nam podsuwa. Przypominaj si

sprawy, które nas niepokoj , niepewno co do przysz

ci - i od razu pojawiaj si

najrozmaitsze wersje mo liwych wydarze . Gubimy si w tych my lach, rozwa amy
problemy, jakie z nimi si wi

, ale nie zdajemy sobie sprawy, e te my li tak d ugo si

nie uspokoj , jak d ugo b dzie w nas tkwi g bszy niepokój, który si za nimi kryje
i w nich si przejawia. Podobnie jest, kiedy budzi si w nas uczucie niech ci czy z

ci.

Wtedy te nasuwaj si od razu my li, w których te uczucia szukaj znowu uj cia
i wyra enia si : mo e to by niech do okre lonych osób, które nam si teraz
przypominaj , albo nasza niech mo e si skierowa przeciwko samej medytacji, tak e
zaczynamy rozwa

, czy nasze wiczenia maj sens, czy nie by oby lepiej po wi ci ten

czas na dzia anie przynosz ce „co konkretnego”. I tak dalej - przyk ady mo na by znowu
mno

bez ko ca.

Proces medytacyjnego oczyszczenia wymaga zatem rozró nienia, coraz wyra niejszego
w miar posuwania si na tej drodze -pomi dzy my lami, obrazami, jednym s owem:
ró nymi „przedmiotami” pojawiaj cymi si w naszym umy le - a uczuciami, które w nas
tkwi i szukaj tego „przedmiotowego” wyrazu. To rozró nienie jest istotne i dodatkowo

umaczy, dlaczego nasz modlitw mo na okre li jako „pozaprzedmiotow ”. Bo chocia

pojawiaj si w niej ró ne „przedmioty” - my li i obrazy rzeczy oraz osób - to jednak
nasza uwaga kieruje si poza nie, nie pozwalaj c, aby to one nas absorbowa y, ale
zwracaj c si dalej - ku jednemu, g biej - ku Jednemu. O ile pierwszy krok polega na
tym, aby nie poch ania y nas my li, o tyle drugi krok wymaga uwagi, aby nie poch ania y
nas uczucia, które si spoza nich zaczynaj wydobywa : ani te „przyjemne”, ani te trudne
-ci

ce i przygn biaj ce. Tak e uczucia, pocz tkowo poza „przedmiotami” my lowo--

wyobra eniowymi, mog si nam nasuwa jako „przedmiot” naszej uwagi - jako „czyste”
(bo uwolnione od my li czy obrazów) stany. Jednak niezale nie od tego, czy te stany s
przyjemne czy nieprzyjemne, nie trzeba si skupia na nich jako g bszym, bardziej
subtelnym „przedmiocie”, lecz zwracamy si dalej tylko ku jednemu: w stron Imienia.
Tylko imi Jezus jest „przedmiotem” naszej uwagi jako znak Tego, w którym
„przedmiotowe” i „pozaprzedmiotowe”, ludzkie i Boskie czy si w jedno ci „bez
zmieszania”, ale i „bez rozdzielania”.

background image

Trudno ci, które ujawniaj si w trakcie medytacji, maj ambiwalentny charakter:
mieszaj si w nich elementy z a i dobra. S one przejawem pomieszania obecnego
w naszym wn trzu i w ca ym yciu. Nie chodzi jednak w medytacji o „przedmiotowe”
rozró nianie tego, co jest dobre od tego, co z e. Dlaczego? Nie tylko dlatego, e nie mamy
si tu zajmowa „ adnym” przedmiotem, poza jednym tylko Imieniem. Do tej ogólnej,
zasadniczej odpowiedzi mo emy doda : z o i dobro tkwi nie tyle w przedmiotach, którymi
si cz owiek zajmuje, ale w odnoszeniu si do nich, w ludzkim sposobie ich u ywania. Ju
w biblijnej wizji stworzenia widzimy, e wszystko, co Bóg stworzy , jest dobre, za z o
i grzech pojawia si dopiero w momencie, kiedy cz owiek u ywa dobrego stworzenia
„wbrew” porz dkowi danemu przez Stwórc . Nie wchodz c jednak w tym miejscu
w rozwa ania teologiczne zauwa my jedynie: skoro nawet dobre stworzenie mo e
cz owieka prowadzi do z ego, to wa niejsze od rozró niania „przedmiotów” jest
rozró nianie w samym cz owieku tych porusze , które prowadz ku dobru od porusze w
przeciwn stron .

Taki jest sens „rozeznawania duchów”, które odgrywa istotn rol w tradycji duchowo ci
chrze cija skiej. W naszej „prostej praktyce medytacji” mamy do czynienia z bardzo
szczególnym przypadkiem takiego rozeznawania. Nie jest tu istotne rozró nianie w ród
pojawiaj cych si stopniowo „przedmiotów” dobrych od z ych. Jedno tylko wymaga
nieustannego rozeznawania: czy trwamy przy Imieniu, czy te nasza uwaga „uciek a”
w inn stron . W tym sensie z e nie s przedmioty, które absorbuj nasz uwag , ale z e
jest to, e odwracaj nas one od trwania przy Jezusie. Bo w ten sposób ujawnia si istotny
brak naszej duchowej postawy: jeste my tak dalecy od prostoty, e nawet przez krótki czas
medytacji nie jeste my w stanie skupi si na jednym. Wprawdzie uznajemy Jezusa jako
Pana, ale kiedy próbujemy podda si Jego panowaniu, wtedy si ujawnia, jak bardzo
jeste my opanowani przez inne sprawy. Znowu trzeba powtórzy : nie chodzi o to, e te
inne sprawy s z e; nie tylko mog by dobre, ale w swoim czasie mog by wr cz nasz
konkretn drog trwania przy Jezusie tak e w dzia aniu. Skoro jednak nie potrafimy si od
nich uwolni nawet przez krótki czas medytacji, to czy mo emy powiedzie , e jeste my
wolni prawdziwie, tj. wolno ci , której ród em jest sam Chrystus? Tylko On mo e nas
uwolni , je li trwaj c przy Nim poddajemy si Jego oczyszczaj cemu dzia aniu. I dopiero
w ten sposób stajemy si zdolni do „przemiotowego” rozeznawania w naszym konkretnym

yciu: wszystkie wybory i decyzje, które musimy podejmowa , b

dokonane w Duchu

Chrystusa, je li On sam mo e w nas dzia

dzi ki nieustannemu rozeznawaniu

i wybieraniu Jego samego na drodze medytacyjnego trwania przy Nim „mimo wszystko”.

background image

2. Droga krzy a

Czy trzeba dodawa , e nasza oczyszczaj ca droga medytacji jest drog krzy a? Nie
brakowa o g osów, nawet w ród wybitnych teologów, e medytacja jest „zdrad ” krzy a
(H. U. v. Balthasar). Trudno oczywi cie zaprzeczy , e pewne formy, np. te, w których
dominuje szukanie stanów „nadzwyczajnych” - „przyjemnych”, istotnie zas uguj na
zarzut ucieczki - nie tylko od krzy a, ale od rzeczywisto ci. Ale to nieporozumienie trudno
jest odnie do „prostej praktyki medytacji”, któr tu si zajmujemy. Sam fakt, e
w pojawiaj cych si trudno ciach szukamy znaków na drodze, jest z chrze cija skiego
punktu widzenia przejawem tajemnicy krzy a: znaku sprzeciwu i (nie)ludzkiego z a,
a zarazem znaku Boskiego zbawienia. W tym sensie równie ambiwalencja trudno ci -
przejawów ukrytego w nas z a, ale i oznak oczyszczaj cego dzia ania dobra - jest
ostatecznie ambiwalencja krzy a, w którym z jednej strony ujawnia si najni sze z o
a z drugiej - najwy sze dobro.

Nie wdaj c si zatem w polemiczne czy teologiczne rozwa ania poprzesta my w tym
miejscu na jednym: na jeszcze wyra niejszym wskazaniu zwi zku medytacyjnej
„praktyki” z tajemnic krzy a. Wspomnieli my ju o „znoszeniu” z a, w którym
ambiwalencja krzy a daje si uchwyci w naszym j zyku nawet poj ciowo:
w dwuznacznej jedno ci „znoszenia” jako „wytrzymywania” z a i w konsekwencji (jak e
trudnej do wytrzymania!) jego „unicestwienia”. Innym przejawem tej ambiwalencji jest
zwi zana z medytacj droga „wyzwolenia”. W pierwszym rz dzie mamy oczywi cie na
my li wyzwolenie od z a. Ale warunkiem, aby to mog o si dokona , jest najpierw:
wyzwolenie si i ujawnienie z a, które wcze niej si ukrywa o. Tak w

nie dokona o si

i dope ni o objawienie w Jezusie Chrystusie. wiadczy o tym ca a Ewangelia. Ju od
pocz tku objawianie si Boga jest zarazem ujawnianiem si , „uaktywnianiem” z a
obecnego w wiecie: „Bóg si rodzi, moc truchleje” - nie tylko w Betlejem, gdzie
„truchlej ce” ze strachu z o ujawni o si w Herodzie i jego mordzie... Tak e na pocz tku
publicznej dzia alno ci Jezusa okazuje si , e samo Jego pojawienie si „wyzwala”
kryj ce si w ludziach demony. Co wi cej, one jako pierwsze „objawiaj ”, kim jest Jezus,
zdradzaj c zarazem siebie: Przyszed

nas zgubi . Wiem, kto jeste : wi ty Bo y

(Mk 1,24). Sam Jezus nie ukrywa, e Jego zbawienie jako wyzwolenie cz owieka
z niewoli z a nie dokona si inaczej, jak przez nasilone dzia anie z ego. Tak nale y
pojmowa Jego pozbawione z udze s owa: Czy my licie, e przyszed em da ziemi
pokój? Nie, powiadam wam, lecz roz am ( k 12,51).

W tym w

nie sensie trudno ci na drodze medytacji s znakiem krzy a: wskazuj z o,

które w nas tkwi o a teraz wyra niej si ujawnia, ale g biej jeszcze s znakiem dobra
zwi zanego z sam medytacyjn postaw . To dobro jest mo e ma o widoczne

background image

i nieustannie zagro one. Najpierw zniech caj rozproszenia, pó niej - samo zniech cenie
staje si bardziej „czyste”, jako nieokre lony, wymykaj cy si uj ciu stan, który jeszcze
trudniej znie . Zamiast jednak dawa mu „uj cie” w zniech ceniu do medytacji, czy
w ogóle w jej zaprzestaniu, nale y nie ustawa na jedynej drodze prawdziwego
„znoszenia” tego z a: w trwaniu przy Jezusie. Owszem, zauwa amy wszystkie negatywne
uczucia, jakie w nas tkwi . Samo ich zauwa enie jest nie tylko znakiem ujawnienia si
ich, ale te pierwszego kroku w kierunku uwolnienia si , skoro nie ulegamy im a tak
bardzo, jak dawniej, kiedy ich po prostu nie zauwa ali my. A dalsze uwolnienie wymaga
tylko jednego: ca kowitego skupiania si na Jezusie, aby On sam móg w nas dzia

. Bo

ostateczne wyzwolenie mo e si dokona nie si naszej woli czy naszego dzia ania, ale
tylko przez otwarcie si na dzia anie samego Boga. Taki jest ostateczny sens krzy a: to
sytuacja, w której my sami nic - absolutnie nic nie mo emy uczyni - poza jednym: w lad
za ukrzy owanym Jezusem - wraz z Nim - odda si ca kowicie Jednemu. A wtedy Jezus,
przy którym trwamy, powtarza bezg

nie tak e w nas: „Ojcze, w r ce Twoje oddaj

Ducha mego” (por. k 23,46). Reszta jest - nie milczeniem, ale dzia aniem Ojca
ujawniaj cym si w przej ciu przez mier do pe ni ycia - ze Zmartwychwsta ym.

background image

3. Nie ja, lecz Chrystus we mnie

Mówi c o drodze - trudno ci, oczyszczenia, krzy a - nie zapominamy o jej celu, skoro
Jezus jest jednym... i drugim. Patrz c od strony drogi mo emy doda : w medytacji chodzi
o to, by On wzrasta , a ja si umniejsza (J 3,30). Tak móg powiedzie o swojej relacji do
Chrystusa Jan Chrzciciel, o którym sam Jezus za wiadczy , e chocia mi dzy
narodzonymi z niewiast nie powsta wi kszy od Jana, to jednak najmniejszy w królestwie
niebieskim wi kszy jest ni on (Mt 11,11). Tak, bo relacja Jana do Jezusa by a mimo
wszystko zewn trzna, nawet mimo bezpo redniego wskazania na przychodz cego
Mesjasza. Miar nowej relacji, która obowi zuje w nowej rzeczywisto ci niebieskiego
królestwa, s s owa innego wiadka Chrystusa - Aposto a Paw a. Swoj jedno z Jezusem
tak opisa : Ju nie ja, lecz we mnie - yje Chrystus (Ga 2,20).

owa Aposto a trudno jest prze

; w naszym „prostym”, tj. dos ownym t umaczeniu

robi wra enie gramatycznego „zgrzytu”: kto tutaj mówi, kto yje? „Ja”? „Nie ja”?
Aposto ? Chrystus? Wiele mo na by w tym miejscu mówi o tajemnicy ludzkiej osoby i o
jej g boko chrze cija skim sensie, ods aniaj cym si w Jezusie Chrystusie. Bo w

nie w

Boskiej Osobie objawia si , e jej istot jest relacja ca kowitego oddania siebie drugiej
Osobie. Taki jest równie sens przytoczonych ju wcze niej s ów Jezusa: Kto Mnie
zobaczy , zobaczy tak e i Ojca. Mówi c inaczej: Jezus jest najpe niej Sob , Osob , kiedy
nie czyni nic innego jak to, co czyni Ojciec. Jego misj , ca ym Jego yciowym
pos annictwem jako Syna jest „uobecnianie”, „re-prezentowanie” Ojca: Syn nie móg by
czyni niczego sam od siebie, gdyby nie widzia Ojca czyni cego (J 5,19).
I przed

eniem misji Chrystusa jest pos anie aposto ów, czyli... pos anych: Jak Ojciec

mój pos

mnie, tak i Ja was

... Dlatego podstawowym zadaniem aposto a jest re-

prezentowanie Chrystusa wsz dzie, dok d sam si udaje: jego dzia anie „na laduj ce”
dzie a Jezusa jest owocem g bszego upodobnienia si do Pana - w tej jedno ci, o której
za wiadczy

w. Pawe , kiedy dzia a nie on, ale yj cy w nim Chrystus.

Taki, nie inny jest równie cel medytacyjnej drogi. Nie dzia anie, ale bycie jest
fundamentem. Dlatego medytacyjne „nie-dzia a-nie” nie jest zwyk bezczynno ci . Jak
wielkiej aktywno ci wymaga to jedno: opieranie si wszystkiemu, co odrywa od skupienia
na Jezusie, by podda si bez reszty tylko Jemu - Jego obecno ci i dzia aniu! Je li
z pocz tku ta jedyna aktywno wymaga wielkiego wysi ku, p ynie to st d, e trzeba
przeciwdzia

przyzwyczajeniom naszego , ja”, trzeba pozwoli mu obumrze , aby

odrodzi o si jako „nowe stworzenie” w Jezusie Chrystusie. Im bardziej i g biej dokonuje
si to obumieranie, tym prostsze staje si trwanie przy Jezusie - bo ju nie ,ja”, ale On we
mnie dzia a i podtrzymuje ca e „moje” dzia anie. Dzia anie staje si lekkie - bo jest
niejako unoszone przez Bo ego Ducha: jak na wietrze, kiedy wystarczy mu si podda .

background image

Jednak raz jeszcze powtórzmy: nie mo na opisanej tu „lekko ci” czy atwo ci szuka ani
oczekiwa . Nie oczekujemy przecie podczas medytacji ustania trudno ci, ale stania przy
Chrystusie. Sam Jezus nie obiecuje nam zreszt , e trwaj c przy Nim - posuwaj c si Jego

ladem - unikniemy w naszym yciu trudno ci. Jak wiele jest w Ewangelii - Dobrej

Nowinie - ostrze

w

nie przed trudno ciami, które czekaj tak e, mo e zw aszcza,

cz owieka wierz cego. Jedno wszak e obiecuje Chrystus i na tej obietnicy wolno
absolutnie polega : nie tylko nie opu ci nas w tych trudno ciach, ale pozwoli nam
wytrwa - je li tylko my przy Nim wytrwamy. Có , trudno ci s znakiem krzy a. Ale je li
ten krzy jest nam dany, by my nie polegali na sobie, na w asnym dzia aniu, lecz tylko na
Chrystusie, to przyjmuj c go, przyjmujemy g biej Jego samego: nasze ukrzy owane , ja”
odradza si w Nim. Nie licz si ju trudno ci, tylko On, który w nich - we wszystkim -
przychodzi i .jest”.

background image

VI. Droga ycia w mi

ci

Pora na podsumowanie naszych rozwa

. Droga medytacji, któr opisali my jako „prost

praktyk ”, ma nas prowadzi na innej i jeszcze trudniejszej drodze - ycia. Nie trzeba ju
wyja nia , e nasza medytacja nie jest ucieczk od ycia. Wszystkie pojawiaj ce si
trudno ci s przecie znakiem, e nawet je li zewn trznie oddalamy si od zaj
i codziennego dzia ania, to nie oznacza to automatycznie oddalenia wewn trznego,
duchowego: wszystko „powraca” na medytacji, odrywaj c nasz uwag od jednego, na
czym tutaj pragniemy si skupi . Skoro jednak nie uciekamy równie od tych trudno ci,
lecz zgodnie z przyj

zasad widzimy w nich znaki danej nam szansy oczyszczenia, to

nasza medytacyjna postawa otwiera na jeszcze wi cej: z czasem trudno ci przestaj nam
przeszkadza i zak óca spokojne trwanie przy Jezusie - najpierw na medytacji, a dalej
tak e poza ni . B dzie to znakiem, e nasza wytrwa

- dodatkowy dar trwaj cego przy

nas Jezusa - przemienia dog bnie nas samych i nasze ycie. Prawdziwy pokój znaleziony
na drodze medytacji nie b dzie nas opuszcza tak e w obliczu yciowych trudno ci
i w pokoju znajdziemy moc do dzia ania, które stawi czo o trudno ciom stopniowo je -
znosz c.

1. Mi

doskona a

W naszych rozwa aniach - podobnie jak w samej medytacji - zajmujemy si ci gle
jednym, ale jednym, przybieraj cym ró ne postacie czy imiona. W ród nich jednym
z najwa niejszych jest imi - mi

ci. A poza tym imieniem? Rzeczywisto , która za nim

si kryje, jest celem medytacji. Powiedzieli my ju niejedno o zwi zku tych dwóch
postaw: medytacji i mi

ci. Na koniec dodajmy jeszcze kilka uwag zwi zanych

z jedno ci , dzi ki której droga medytacji owocuje w naszym yciu jako droga mi

ci.

Mi

doskona a - to w wietle Ewangelii mi

samego Boga. Objawia si ona

w Jezusie - w Jego Osobie, jego obecno ci i dzia aniu w ród ludzi. O tym by a ju mowa.
Sam Jezus nie mówi wiele o mi

ci, wiadcz c o niej po prostu ca ym sob . Tym bardziej

znamienne s s owa, które wyra nie jej po wi ca. Nies ychane jest ju to, e sam Bóg ma
by dla nas przyk adem post powania: B

cie „doskonali, jak doskona y jest Ojciec wasz

niebieski”. Ale jeszcze bardziej zdumiewa to, co wed ug Jezusa jest szczególnym znakiem
doskona

ci Bo ej mi

ci: to, e s

ce Jego wschodzi nad z ymi i nad dobrymi, i On

zsy a deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mt 5,45). Doskona e jest w tym

wietle przede wszystkim to, e Bo a mi

nie rozdziela, nie dzia a inaczej wobec z ych

i dobrych. Dlatego nowe, Jezusowe przykazanie doskona ej mi

ci nie tylko powtarza

dawne: B dziesz mi owa swego bli niego, ale dodaje: Mi ujcie waszych nieprzyjació
i módlcie si za tych, którzy was prze laduj (Mt 5,44).

background image

Nie musimy dodawa , e sam Jezus da przyk ad tej postawy w

nie w tym, e „a do

ko ca umi owa ” - a ko cem by krzy , na którym modli si przede wszystkim za swoich
prze ladowców. Zwró my uwag na to, jak opisana praktyka medytacyjna przybli a w
kierunku tej postawy. Krzy uj ce nas „niedzia anie”, pozostawianie na boku wszystkiego,
co próbuje nas zaprz ta , poza jednym - trwaniem przy Jezusie - jest w

nie

realizowaniem w tej sytuacji postawy samego Jezusa. Nie kierujemy si tym, czy
zajmuj ce nas my li, sprawy, albo g biej stany uczuciowe, s dobre czy z e, przyjemne
czy nieprzyjemne. Nie uzale niamy naszej akceptacji czy odrzucenia ich od tego, jakie s
czy jak si nam jawi . Kierujemy si tylko ku Jednemu - Jemu pozostawiaj c wszystko
inne, po prostu wszystko. Jedynie w ten sposób stajemy si stopniowo zdolni do niepoj tej

„oboj tno ci” Bo ej mi

ci. Tak, czy ona nie jest niepoj ta? Jakby nie widzi ró nicy

mi dzy z ymi i dobrymi; co wi cej, je li w ogóle mo na w Bogu „podejrzewa ” jakie
wyró nianie, to w wietle Ewangelii okazuje si -ku ogólnemu zgorszeniu „dobrych”, e
Bóg najwyra niej wyró nia w

nie „z ych”! Doprawdy niepoj te! Chyba e... trwaj c

przy Jezusie i otwieraj c si na Jego postaw wobec ludzi zaczynamy sami pojmowa sens
Jego dzia ania.

Jak to poj

? Zauwa yli my ju , e medytacja uczy nas postawy czujno ci, uwagi,

ca kowitej obecno ci, której „zmys owym” obrazem mo e by pe ne „zas uchanie” czy
„zapatrzenie” - ale nie w sensie „oderwania” si od rzeczywisto ci, lecz w

nie jako pe ne

na ni otwarcie. W samej Ewangelii znajdujemy dodatkowy obraz tej postawy. To obraz
ze znanej przypowie ci o „dobrym Samarytaninie” ( k 10,30-37). Wiemy, e przypowie
ma ilustrowa przykazanie mi

ci bli niego. Pami tamy te , w czym przejawi a si

mi

okazana przez Samarytanina: w pomocy, okazanej cz owiekowi, który znalaz si

w potrzebie, w niebezpiecze stwie mierci. Jednak istota tej samaryta skiej mi

ci

bli niego ods ania si g biej. Owszem, dzia anie j ujawnia, ale pierwszym jej znakiem
by o co innego: po prostu „zauwa enie” cz owieka potrzebuj cego pomocy. Nie wystarczy
samo tylko spojrzenie, bo mo na patrze i nie zauwa

- jak pokazuje w przypowie ci

przyk ad kap ana i lewity... Na pewno byli oni zaj ci czym innym; ich uwaga by a
przes oni ta wa nymi mo e sprawami, ale oboj tno okazana cz owiekowi na ich drodze
zdradza brak najwa niejszego - mi

ci. Na tym tle objawia si pe niej sens mi

ci

bli niego okazanej przez Samarytanina. Równie on by bardzo zaj ty, jak wiadczy o tym
podj cie nazajutrz zajmuj cej go podró y. Ale jego uwaga nie by a na tyle zaprz tni ta

asnym dzia aniem, by uniemo liwi zauwa enie nowego, nieoczekiwanego dzia ania.

Tym dzia aniem by o najpierw g bokie poruszenie na widok nieszcz liwego. Nie tylko
poruszenie uczu , ale poruszenie tak g bokie, e ju w nim by a obecna mi

bli niego

- a dalsze dzia anie by o „tylko” poddaniem si temu najg bszemu poruszeniu. I czy

background image

musimy dodawa , e to najg bsze poruszenie mi

ci w obliczu drugiego cz owieka

pochodzi od Tego, który w

nie z tym cz owiekiem w pe ni si uto samia - pozwalaj c

nam poj

, e mi

bli niego jest rzeczywi cie mi

ci samego Boga?

Pe na uwagi postawa Samarytanina to zaiste obraz doskona ej mi

ci. W przeciwie stwie

do oboj tno ci, któr okazali przechodnie - oboj tno ci wynik ej ze skupienia na
„w asnych” sprawach, Samarytanin okaza inn oboj tno . Okaza o si , e w obliczu
drugiego cz owieka mo e sta si dla niego jakby oboj tne to, czym si wcze niej
zajmowa , bo oto pojawia si konieczno jednego, jedynego dzia ania nie cierpi cego
zw oki w danym momencie. I czy unikniemy teraz nieporozumienia, kiedy nazwiemy t
postaw - ten rodzaj uwagi - obrazem oboj tno ci samego Boga - oboj tno ci Jego
mi

ci? Nie ma On innej mo liwo ci, aby udzieli pomocy nieszcz liwcowi przy

drodze, jak przez poruszenie skupionej uwagi Samarytanina. Ale to wystarcza. Im wi cej
znajduje Bóg takiej uwagi, tym bardziej Jego dzia anie mo e si objawia tak e w ludzkim
dzia aniu. I nie jest przypadkiem, e bezpo rednio po przypowie ci o dobrym
Samarytaninie znajdujemy w Ewangelii ju nie obraz, ale ywe, wzi te z ycia

wiadectwo postawy uwagi, w której objawia si mi

: w skupieniu Marii na jednym -

Jezusie ( k 10,38 nn.).

Do tego samego ma prowadzi nasze skupienie na Jezusie - z pocz tku przynajmniej przez
krótki czas medytacji. Jej owoce b

mo e niezauwa alne albo nawet, jak ju

zauwa ali my, b dzie si raczej ujawnia niepokój, rosn ca dra liwo itd. B

my

jednak konsekwentni: skoro na medytacji liczy si tylko Jezus i nasze trwanie przy Nim,
to jedynie to nas zajmuje - nie za „dodatkowe” owoce. One pojawi si same -
niekoniecznie zauwa alne dla nas samych, by my zamiast wzrasta w pokornej prostocie
nie „napawali” si osi gni ciami... Lepiej b dzie, je li nasza przemiana stanie si
zauwa alna dla innych - w naszym yciu i dzia aniu. Sama medytacja mo e by
prze ywana jako jeden wielki krzy , jako nieko cz ce si oczyszczanie. Bo mo e si
wydawa , e nie robimy tu nic innego poza ci

ym stwierdzaniem, jak bardzo jeste my

przywi zani do wielu spraw i osób - i jak trudno nam si od tego oderwa cho by podczas
medytacji. Jednak je li naprawd w tym nie ustajemy - trwaj c nie tylko w wysi ku
odrywania si , ale i w zwracaniu si do Jezusa w Jego imieniu -dokonuje si oczyszczenie,
którego owoce staj si widoczne, kiedy znowu wracamy do naszych spraw czy osób.
Okazuje si , e jeste my wobec nich spokojniejsi, bardziej wolni (nie: powolni), e atwiej
skupi si na jednej sprawie w danym momencie, bez ci

ego rozdarcia mi dzy wieloma

problemami, których za jednym razem nigdy nie rozwi emy. I umiemy uwa niej s ucha ,
zauwa

drugiego cz owieka - nie kieruj c si naszymi uprzedzeniami, oczekiwaniami,

ale odkrywaj c w nim bli niego, Boga. To jest - mi

.

background image

ugo jeszcze mo na by o tym mówi , bo tyle jest nieporozumie w zwi zku z tym

najwa niejszym - z mi

ci . Dodajmy przynajmniej tyle: mi

bli niego nie oznacza

bynajmniej mi

ci do wszystkich ludzi. Nie chodzi o uczuciow wra liwo czy „roztkli-

wianie” si nad ka dym przejawem nieszcz cia w ludziach i w wiecie (tak e zwierz t).
Mój bli ni to nie ka dy, „oboj tnie” jaki, nieszcz liwy cz owiek. Kto zatem nim jest?
Mówi c ogólnie: ten, komu Bóg chce pomóc - w

nie przeze mnie. A bardziej

konkretnie: moim bli nim staje si cz owiek, na którego sam Bóg kieruje moj uwag .
Jak? Czujna uwaga zostaje poruszona - tak, obecno ci nieszcz liwego cz owieka, ale

biej przez Boga, którego dzia anie we mnie, uchwytne dzi ki uwadze, chce si wyrazi

równie w moim dzia aniu wobec tego cz owieka. Czy nie tak „odkrywa ” swoich
bli nich Jezus? Nie ka de ludzkie nieszcz cie porusza o go tak, jak to by o konieczne,
aby dostrzec w nim poruszenie samego Ojca zmierzaj ce do uzdrawiaj cego dzia ania.
Owszem, tym poruszeniem, pierwszym znakiem Bo ego dzia ania, mog a by wiara
prosz cych go ludzi. Ale tam, gdzie Jezus dokonywa znaków niejako z w asnej
inicjatywy, znakiem dla Niego samego by o w

nie owo wewn trzne poruszenie

(np. k 7,13). Tak w

nie, mo emy si domy la , wciela a si i realizowa a tajemnica

Syna, który nie zdzia a niczego, je li nie widzi dzia ania Ojca: Albowiem to samo, co On
czyni, podobnie i Syn czyni (J 5,19). I je li t postaw uwagi, ca kowitego nastawienia na
Bo e dzia anie nazwiemy „kontemplacj ”, to istot mi

ci, jednocz cej Boga i bli niego,

mo emy okre li jako postaw „kontemplacji w dzia aniu” - nie tylko u Jezusa, ale
u wszystkich, którzy trwaj c przy Nim, coraz pe niej Go uobecniaj w swoim yciu
i dzia aniu.

background image

2. Jedno - modlitwy i ycia

Mi

jako wspólny cel medytacji i ycia jest najwy szym przejawem jedno ci, do której

zmierzamy - tak e jedno ci modlitwy i ycia. Modlitwa jest tylko cz ci

ycia, jednak

jako „dobra cz stka”, celuj ca bezpo rednio ku najwa niejszemu, przenika coraz bardziej
ca

. Przemiana dokonuje si stopniowo. To droga na ca e ycie. Wa ne jest jednak, aby

drog odnale - aby przynajmniej rozró nia , co zbli a do celu, a co od niego odwodzi,

zwodz c na manowce. Nie wystarczy, e si modlimy, bo tak e modlitwa mo e by
zwodnicza. Nie wystarczy oczekiwa , e Bóg wys ucha okre lonych pró b, które mu
przedstawiamy. Zamiast narzeka i dziwi si , dlaczego Bóg nas nie wys uchuje, trzeba
mo e zapyta , czy nie jest raczej odwrotnie - czy to nie my odmawiamy Bogu
wys uchania Go, kiedy w naszym odmawianiu s ów modlitwy nie ws uchujemy si w Jego
milczenie, które tak d ugo pozostaje „g uche”, jak d ugo nie po wi camy mu nale nej
uwagi.

Wa nym krokiem w tym kierunku jest nasza „prosta praktyka medytacji”, dope niaj ca si
w modlitwie imieniem Jezus. Przemiana, jaka dzi ki niej si dokonuje, nie jest naszym
dzie em. Wszelkie próby, aby „samemu” si zmieni , ko cz si podobnie: podj te w tym
celu dzia ania pozwol mo e opanowa jedn wad , ale wysi ek tego „opanowania” mo e
owocowa wewn trznym usztywnieniem, tward surowo ci , krótko mówi c „si ”, która
jest bardziej szkodliwa od s abo ci „opanowanej” a takim kosztem. Medytacja
wprowadza nas na inn drog -na ca e ycie. Nie udzimy si , e osi gniemy cel w asnym
dzia aniem; pozwalamy dzia

Bogu, by nas prowadzi tak, jak Jemu si podoba. Mo e

nie by Jego wol , by my byli wolni od ró nych s abo ci, które nam utrudniaj

ycie

i nasze relacje z bli nimi. Nawet Aposto Pawe potrzebowa czasu, eby zrozumie , e
tajemnicza (nie znana nam) s abo , która towarzyszy a mu przez ycie, by a ostatecznie
wol Bo . Musia us ysze : Wystarczy ci mojej aski. Moc bowiem w s abo ci si
doskonali (2 Kor 12,9). udzimy si , kiedy chcemy by uwolnieni od wszystkich naszych

abo ci. Cz owiecze stwo w pe ni na obraz Bo y, czyli wi to , to nie wolno „od”
abo ci; to raczej wolno „mimo” s abo ci, które nie odrywaj od Chrystusa, ale jeszcze

bardziej do Niego zbli aj . W tym sensie Pawe móg w ko cu wyzna , e w

nie jego

abo ci s jego moc , bo przypominaj mu nieustannie o potrzebie trwania w Chrystusie.

A skoro zbli aj go do Chrystusa, to czego mo e jeszcze brakowa ? Có mo e nam
zagrozi , je eli „nic” nie zdo a nas od czy od mi

ci Boga, która jest w Chrystusie

Jezusie (Rz 8,39)?

W wietle tej mi

ci mo na nie tylko przyj swoj s abo , ale te skutecznie j

„znosi ”. Im g biej do wiadczamy tej prawdy podczas medytacji, tym bardziej
przemienia ona ca e nasze ycie. Jak wiele z a ujawnia si w naszym yciu przez to, e

background image

w ró ny sposób chcemy ukry w asn s abo , cho by pod mask si y albo przez ci

e

demaskowanie cudzych s abo ci. Medytacja pozwala nam zajrze pod w asn mask :
pozwala ujrze z o, które w nas samych si kryje, a jednak wskazuje obecnego jeszcze

biej Jezusa. W Nim znajdujemy ród o naszej mocy. Kiedy ró ne sytuacje yciowe

i nasze na nie reakcje pokazuj , e jeste my s abi, mo emy przyj to spokojnie, z pokor ,
bo rzeczywi cie tacy jeste my. Istotnie, do wiadczamy tutaj prawdy s ów Chrystusa: Beze
Mnie nic nie mo ecie uczyni . Tak, nie jest mo liwe przyj w asn s abo „bez” Jezusa.
Ale z Nim i w Nim? Mo emy do wiadczy prawdy po wiadczonej przez Aposto a:
Wszystko mog w Tym, który mnie umacnia (Flp 4,13).

Powtórzmy: to jest droga ca ego ycia. Mo e jeszcze wyra niej winni my na koniec
powiedzie o przebiegu tej drogi, tj. o konkretnym miejscu, jakie mo e tu zaj

„prosta

praktyka medytacji”. By a ju mowa o tym, e czas po wi cany na t form modlitwy nie
powinien by krótszy od kwadransa. Powstaje dodatkowe pytanie: o jakiej porze dnia ma
to mie miejsce? Dobrze jest, kiedy mo na sobie pozwoli na ten rodzaj modlitwy
z samego rana. Zw aszcza ludzie bardzo „zaj ci”, którzy ju od momentu rannego
otwarcia oczu nie my

o niczym innym, jak o nat oku czekaj cych ich prac, mogliby

wiele skorzysta , gdyby umieli zacz

od czego innego: od uprzytomnienia sobie, e

troszcz si i niepokoj o wiele, a potrzeba tylko jednego... Prawdziwe, 1j. przemieniaj ce

wiadomienie sobie tego - wymaga czasu, ale bardziej: wiczenia, nie ustawania

w opisanej „praktyce”. W ostateczno ci mo na rano po wi ci na t praktyk czas jeszcze
krótszy ani eli kwadrans, mo e nawet kilka minut - pod warunkiem, e „punkt ci ko ci”
naszej modlitewnej praktyki przesun li my na wieczór - tutaj ju bez skracania... Mo e
jest jeszcze lepiej, je li tego rodzaju modlitwa ko czy dzie . Ale nie „w ostatniej chwili”,
kiedy jeste my ju zbyt zm czeni i mamy si y jedynie na to, by „pa ” do

ka i zapa

w sen. Raczej w momencie, kiedy zm czenie przejawia si inaczej: w niepokoju,
nerwowo ci, niezdolno ci, by „przyj do siebie” po ca odziennych zaj ciach. Wtedy
dobrze jest nie ucieka od tego stanu, cho by przez ogl danie telewizji, ale zauwa

go

i zwróci si z nim - ku Jednemu. Sama modlitwa mo e by w tej sytuacji nieustannym
„przegl dem” my li i odczu z ca ego dnia, ale ju fakt, e zwracamy si z tym ku
Chrystusowi i pozwalamy dzia

Jemu samemu, jest krokiem w kierunku g bszego

wyzwolenia. A wówczas nie tylko k adziemy si do snu spokojniejsi, ale i z rana
potrzebujemy mniej czasu, aby znale

g bszy sens i smak rozpoczynaj cego si dnia.

Warto jeszcze wspomnie o relacji tej postaci modlitwy do innych form i praktyk
modlitewno-religijnych. Nie chodzi oczywi cie o to, aby wszystko inne wyeliminowa !
Nie wykluczanie, ale integracja i dope nienie - taki jest przecie cel medytacyjnej
praktyki. Prostota, której szukamy i do której zbli amy si na opisanej drodze, b dzie

background image

ywia a wszelkie nasze dzia anie. Nie tylko inne modlitwy, ale równie

ycie

sakramentalne pog bi si dzi ki temu, e coraz bardziej otwieramy si na obecno
Jednego. W szczególno ci Komunia wi ta mo e ods oni przed nami ca swoj g bi :
sakramentaln , naj ywsz realizacj tego, co w medytacji dokonuje si bardziej w ukryciu
- trwania w Jezusie w niewys owionej unii, komunii. Tej samej, o której powtórzmy za
Nim: Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, poniewa beze Mnie nic
nie mo ecie uczyni . (...) Nie wy cie Mnie wybrali, ale Ja was wybra em i przeznaczy em
was na to, aby cie szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwa .

background image

3. Owoc ywota Twojego - Jezus

Ostatnim s owem naszych rozwa

niech b dzie - nieoczekiwanie? - s owo po wi cone

Maryi. Zwrócili my ju uwag na inn Mari , t z Betanii, jako przyk ad skupienia na
Jednym. Ale sama Ewangelia ka e nam si skupi na jednej, wyró nionej po ród innych
Matce Jezusa, wzywaj c J s owami: B ogos awiona jeste mi dzy niewiastami
i

b ogos awiony jest owoc Twojego ona ( k 1,42). To wezwanie wesz o do

najpopularniejszej modlitwy maryjnej, gdzie - przynajmniej w naszym j zyku - przyj o
brzmienie: „...b ogos awiony owoc ywota Twojego, Jezus”. Dodanie w tym miejscu
imienia Jezus do ewangelicznego wezwania by o dzie em tradycji Ko cio a
powszechnego. Nasza polska tradycja ka e nam zwróci uwag na inny jeszcze wymiar
tajemnicy: „ ywot” Maryi, którego owocem jest Jezus, to najpierw - w sensie dawnej
polszczyzny - Jej ono, ale dzisiaj nie sposób unikn w tym miejscu skojarzenia z Jej

yciem; mo na zreszt spotka si z takim w

nie powtarzaniem maryjnego wezwania:

ogos awiony owoc ycia Twojego -Jezus...

Czy wolno dostrzec w tym co wi cej ani eli gr s ów? Samo wiadectwo Ewangelii
wskazuje, e rola Maryi w kszta towaniu Jezusa nie ogranicza a si do pocz cia Go
i wydania na wiat. Jako cz owiek by On owocem nie tylko Jej ona, ale tak e Jej
pó niejszego po wi cenia si Jemu - zw aszcza w dzieci stwie, co Ewangelia po wiadcza
najwyra niej ( k 2,40.51n.). Ten wp yw Matki na Syna jest poniek d jak najbardziej
naturalny, skoro wiara poucza nas, e prawdziwy Bóg by zarazem prawdziwym
cz owiekiem. Jednak poza tym mo na doszuka si g bszego, nie tak oczywistego sensu
„nadnaturalnego” („nadprzyrodzonego”). W tym g bszym wymiarze jest niejako
odwrotnie: poza wp ywem Matki na Syna w Jego cz owiecze stwie kryje si i ods ania, e
jeszcze bardziej Ona sama jest pod Jego wp ywem kszta towana. Co wi cej, w

nie o tym

wiadczy Ewangelia przede wszystkim: o wzrastaniu tajemnicy Jezusa i o dojrzewaniu

samej Matki w coraz pe niejszym jej przyjmowaniu.

Czy musimy to przypomina ? Wed ug wiadectwa ewangelisty ukasza Maryja przyj a
najpierw - jako pierwsza - imi swojego Dziecka, imi Jezus, którym Je nazwa anio ,
zanim si pocz o w onie ( k 2,21). I kiedy przyj ty ju w tym imieniu Syn pocz si

i narodzi , wtedy mia o si okaza , e nie wystarczy jednorazowe przyj cie Chrystusa, na
pocz tku, bo Jego tajemnica ods ania si stopniowo wraz z Jego wzrastaniem - w yciu
Maryi. Kolejne wydarzenia zdumiewa y J , Syn nie przestawa zadziwia Jej swym
post powaniem. A Ona? Nie ustawa a w odnawianiu swojego pocz tkowego „Tak, niech
mi si stanie wed ug s owa Twego”. Trwa a przy Synu, nie zra

a si niezrozumia ymi

czy nawet rani cymi znakami Jego odmienno ci od wcze niejszych oczekiwa

background image

i wyobra

. W ten sposób wytrwa a a do ko ca, nie tylko do kresu w cieniu krzy a, ale

do wspólnego z innymi oczekiwania na b ogos awione owoce mierci Jezusa - w przyj ciu
Ducha, który „od Ojca i Syna pochodzi”.

W wietle tego przypomnienia, które mo na by jeszcze rozwin i dope ni , staje si
jasne: Maryja jest jeszcze jednym obrazem, szczególnie znacz

ikon postawy, której

szukamy na drodze medytacji. Nie wystarczy powo

si na znane s owa, wiadectwo

samej Ewangelii o „medytacyjnej” postawie Matki Bo ej: o tym, e zachowywa a
wszystkie te sprawy i rozwa

a je w swoim sercu ( k 2,19.51). Trzeba przyj

, e

wcze niej i w sposób bardziej ukryty realizowa a Ona w swoim yciu „oczekiwanie
Boga”, w którym najprostsza modlitwa wyra a si jako postawa ca kowitej gotowo ci
i czuwania w obliczu przychodz cego Pana. Dzi ki Niej mog o si dokona dope nienie:
Wcielenie. Bóg przyj cia o jako owoc ona Maryi. Ale Cia em Chrystusa staje si
równie wspólnota wierz cych - Ko ció . I w

nie Maryja jako pierwsza b ogos awiona,

która uwierzy a ( k 1,45), jest w szczególny sposób - w ca ym swoim yciu - ywym,
cielesnym obrazem swojego Syna. S owa wypowiedziane przez Aposto a wyra aj
równie spe niony cel Jej ycia: „Nie ja, lecz Chrystus we mnie - yje”. Tak, ca e Jej ycie
sta o si dojrzeniem owocu, z

onego w Niej w momencie pocz cia - Jezusa, owocu Jej

ycia.

Zauwa my wreszcie, e maryjny przyk ad medytacyjnej postawy mo e stanowi
dodatkow pomoc na drodze naszej modlitwy prostoty. Postawa Matki Bo ej, Jej
wzrastanie w wierze - w niezmiennym oczekiwaniu Boga, pokazuje nam, jak trwanie przy
Chrystusie owocuje upodobnieniem si do Niego: Jezus mo e si ukaza w nowej postaci,

nie w yciu osoby, która ca kowicie Jemu si oddaje. I ten nowy znak mo e by nam

o tyle bli szy, e jest niejako „czysto ludzkim” przyk adem wcielenia Boga, mniej
„niepowtarzalnym” ani eli znak samego Boga-Cz o-wieka. Tym bardziej warto kierowa
spojrzenie wiary na Maryj , by nie ustawa w trudno ciach drogi, kiedy mo e si
wydawa , e w ska cie ka wskazana przez Boga-Cz owieka nie jest dla nas do
przebycia... A kiedy do Niej si zwracamy, Ona nie zatrzymuje naszego spojrzenia na
sobie, lecz wskazuj c na Syna mówi: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2,5).

Tak, w naszej praktyce modlitwy imienia Jezus wystarczy tylko jedno, tylko: „Jezus”. Ale
chocia On sam nas prowadzi, to jednak pojawiaj ce si trudno ci - w modlitwie i w yciu
- mog by tak wielkie, e potrzeba dodatkowej pomocy. Dobrze jest znale cz owieka
(„kierownika duchowego”), który w takich trudnych sytuacjach mo e s

swoim

do wiadczeniem. Ale je li znalezienie go stanowi dodatkow trudno , wtedy mo na
„ucieka si ” - poza modlitw imienia Jezus - do Maryi, do modlitwy, w której Ona sama
staje si nam bli sza, nios c umocni nie i pocieszenie. Jest to zw aszcza modlitwa

background image

cowa, która ma wiele wspólnego z opisan tutaj „prost praktyk medytacji” i mo e

dodatkowo j „wspiera ”.

Ale jest jeszcze inna mo liwo . Na koniec podziel si (tak, wreszcie w pierwszej osobie
i we „w asnym” imieniu) wiadectwem, w jaki sposób sam w czam Maryj , czy raczej:
korzystam z Jej pomocy, by w czy si w medytacyjne trwanie przy Jej Synu. Po
zwyk ym, wst pnym przygotowaniu w skupieniu uwagi na ciele i oddechu, zaczynam
odmawia modlitw „Zdrowa ” a do s ów: „...b ogos awiony owoc ywota Twojego -
Jezus”. W tym momencie zatrzymuj si ju przy Imieniu - nic wi cej. Dopiero kiedy
up ynie czas przeznaczony na modlitw , odmawiam reszt . A poniewa teraz - w tym
miejscu - up ywa tak e czas przeznaczony na niniejsz ksi eczk , zako cz tak samo:

wi ta Mario, Matko Bo a, módl si za nami grzesznymi teraz, i w godzin

mierci

naszej. Amen.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bolewski Jacek ks Prosta praktyka medytacji
Prosta praktyka medytacji Jacek Bolewski SJ
Prosta praktyka medytacji Jacek Bolewski SJ
Bolewski Jacek S J Prosta praktyka medytacji
Jacek Bolewski Prosta praktyka medytacji
Podstawy Dhammy Buddy w praktyce medytacyjnej
Podstawy Dhammy Buddy w praktyce medytacyjnej
2 Skąd nieczystość ks Józef Pierzchalski (Medytacje o czystości)
9 Komuś zaufać ks Józef Pierzchalski (Medytacje o czystości)
8 Zobaczyć wspólnotę ks Józef Pierzchalski (Medytacje o czystości)
3 b Czystość zależna od pragnień ks Józef Pierzchalski (Medytacje o czystości)
1 Ból samotności ks Józef Pierzchalski (Medytacje o czystości)
ks Józef Pierzchalski Medytacje o czystości
7 Kształtowanie smaku ks Józef Pierzchalski (Medytacje o czystości)
5 Czas powrotu ks Józef Pierzchalski (Medytacje o czystości)
10 Patrzeć w Oblicze Jezusa ks Józef Pierzchalski (Medytacje o czystości)
4 Odnowa myślenia ks Józef Pierzchalski (Medytacje o czystości)

więcej podobnych podstron