Czas powrotu
Trędowaty w swojej nieczystości i odrzuceniu nieustannie szuka kogoś, komu mógłby siebie powierzyć z całym zaangażowaniem. Zobaczył swoją szansę powrotu do życia w czystości, „upadając na kolana” przed Jezusem. Zdobył się na odwagę przyjścia do Nauczyciela, choć było to zabronione przez prawo. Sytuacja trudna skłania nas do posunięć heroicznych, na którą trudno byłoby się zdobyć przy naszym logicznym myśleniu i subtelnej trosce o przestrzeganie prawa.
Trędowaci mieszkali daleko od miast i wiosek. Byli zagrożeniem, więc ich izolowano. Chory człowiek nie tyle postanowił zlekceważyć zasady życia społecznego, lecz wiedziony wielką tęsknotą za czystością odważył się na krok w stronę Boga. Bez ryzyka nie ma czystości. Wymaga ona ryzyka, śmiałości, odwagi przy wszechobecnej jej negacji. Uznany za nieczystego, odtrącony przez ludzi, odczuł silną potrzebę do zmiany dotychczasowego stylu życia. Zobaczył Jezusa. Wiedział, że tylko On może mu pomóc. Stąd nieustępliwe wołanie, „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Dostrzegamy radość Pana. Cieszy się odwagą trędowatego. Mężczyzna nie narzuca Jezusowi swojego rozwiązania, swoich marzeń o wolności, mówiąc „Musisz mnie oczyścić”, lecz „Jeśli chcesz, możesz…”.
Czy zdobyłby się na powrót, gdyby nie wiedział, że jest ważny dla Boga? Odczuł swoją niepotrzebność ze strony ludzi, lecz Pan nigdy mu nie powiedział, że z niego zrezygnował. Ukrywał się w jaskini. Nie ona, która była chłodna i wilgotna, przysparzała mu najwięcej cierpienia, lecz ta, którą nosił we własnym sercu. Więcej boli to, co wewnętrzne, niż to, co zewnętrzne. Zwlekanie z podjęciem właściwej decyzji czyni nasze wnętrze chłodnym, a nas samych nieprzystępnymi i nadmiernie wrażliwymi na wydarzenia wokół nas.
Czas powrotu do Boga to chwile, w których odkrywamy, że już nic więcej nie możemy stracić, natomiast wiele możemy otrzymać. Odczucie potrzeby powrotu jest równoznaczne z zapotrzebowaniem na łaskę Jezusa. Potrzebujemy Jego dotknięcia, które przekonywuje, że nadal jesteśmy Jego braćmi.
Wielu z nas sądzi, że potrafi o siebie zadbać. Nie potrzebują Boga, ani Kościoła, ani kapłana, ani sakramentów świętych. Brak potrzeby Boga jest życiem w jaskini zimnej, ciemnej i budzącej ciągły niepokój. Jest to sytuacja, w której nie odczuwamy nadziei zdolnej „nieść nas” przez życie. Tęsknota za powrotem do Boga jest spowodowana napełnianiem się tym, co napełnić nas nie zdoła. Świat daje nam odczuć, że traktuje nas jedynie jako osoby cielesne, kończące swoje życie na ziemi.
Nieczystość serca wprowadza nas w odczucie bycia gorszym, przeświadczenie o tym, że jesteśmy odrzuceni przez innych, a życie na marginesie społeczeństwa, rodziny, wspólnoty czy znajomych jest naszym przeznaczeniem. Jest w nas silna potrzeba człowieka, któremu moglibyśmy powierzyć naszą „bolesną tajemnicę”. Powierzenie drugiemu tajemnic własnego serca i pozostanie niezależnym od niego, jest naszym ukrytym dążeniem. Nie możemy uzależniać się od tych, którzy znają nasze słabości. Będąc słabymi, mamy prawo do odczuwania szacunku i poruszania się w obszarze wolności, jaka jest dana człowiekowi przez Boga.
Powrót staje się koniecznością wraz z rozeznaniem, że tracimy kontrolę nad własnym życiem. Stajemy się zależnymi od przyjemności, które obiecują „niebo”, a w rzeczywistości pozostaje nam odczucie pustki, samotności i rozpaczy. Usiłujemy imponować sobie oraz innym naszą wydajnością pracy, osiągnięciami. Tymczasem nie to daje poczucie spełnienia. Nie chcemy być odizolowanymi od piękna, spokojnego wpatrywania się w nie. Tęsknimy za słuchaniem ciszy, której wielu ludzi nie znosi, pędząc za tworzeniem własnej wielkości. Nie odczuwamy bliskości ani Boga, ani człowieka. Mówimy, że zależy nam na przyjaźni, a tymczasem nie jesteśmy do niej zdolni, ponieważ nie umiemy składać własnego życia w ręce innych, powierzać je z zaufaniem. Brakuje nam czasu na stałe związki. Nie czujemy się przez to kochani i komukolwiek potrzebni. Nie możemy potrzeby tej zaspokoić przelotną znajomością czy kilkuletnim zamieszkaniem z kimś.
Popularność, sukces, bogactwo nie wypełnią w nas tęsknego oczekiwania za moralnym i duchowym bogactwem. Czyż nie jesteśmy duchowo i moralnie upośledzeni w tym znaczeniu, że nie wiemy gdzie powinniśmy szukać duchowego uzdrowienia? Chcemy dla kogoś być ważni, znaczący, potrzebni. Odczuwamy niedosyt w spotkaniu z człowiekiem, nawet z przyjaciółmi.
Nasze cierpienie jest wołaniem do Boga, również wtedy, gdy nie jesteśmy tego świadomi. Wielu zapewne było trędowatych w jaskini i wokół niej, lecz jeden z nich zdobył się na wyjście w stronę Pana. Trzeba zdobyć się na samotne wyjście z jaskini, choćby nikt inny nie chciał z nami pójść. Nawet wtedy, gdy nam się wydaje, że nie ma nadziei na zmianę życia. Nawet wtedy, gdy jesteśmy w jaskini naszego upadku powinniśmy pamiętać, że Jezus jest w pobliżu. Gdy zatęsknisz za Panem, posłyszysz Jego kroki. To tęsknota, marzenia, których nie jest zdolna zniszczyć w człowieku nieczystość pozwala wychylić się z jaskini upadku i poczucia rezygnacji.
Przez bardzo wiele upokorzeń trzeba przejść, żeby zrozumieć, że nie można igrać w życiu z nieczystością. Upokorzenia są dojrzewaniem do pokornego spojrzenia przede wszystkim na siebie i na własne życie. Czystym może być ten, kto uczy się życia przez upokorzenia. Pojawia się niechęć do samego siebie, do Boga, do własnej natury, która nie chce przyjąć określonych kanonów postępowania. Trzeba przez to wszystko przejść, co jest ciemnością i pomimo tego tęsknić za Bogiem, a tym samym za życiem w czystości.
Wydawać by się mogło, że powrót do życia w czystości jest powodowany decyzją umysłu, który właściwie rozeznaje, co jest dobre, a co złe i podejmuje właściwy wybór. Powracamy do ludzkiej godności, jaką jest życie w czystości, czołgając się wewnętrznie, doznając równocześnie wielu porażek. Jedno jest w tym wszystkim ważne - konieczne staje się przekonanie, że Bóg udziela miłości, której szukam i która jest w stanie uspokoić i wypełnić moją tęsknotę. Czystość boli tak, jak nic innego w życiu nie boli. Jest ona wchodzeniem w bliskość Boga, a konkretnie rzecz ujmując, jest przyzwoleniem, aby Bóg przeniknął nasze życie, wszystkie jego obszary, szczególnie te, które nie zostały przez Niego dotychczas pocieszone uzdrowieniem. Obszary ludzkiego istnienia i działania niedotknięte przez Pana z tej racji, że stawiamy stanowczy opór Jego pojawieniu się w nich, doprowadza nas do nieczystości.
W jakimś momencie życia zauważamy, że mamy dość życia pozornego, udawanego, jakim jest życie w nieczystości. Czymś właściwym jest odczucie niechęci, nie do siebie, lecz do takiego życia, w jakim się zanurzamy, a które obejmuje nas niepokojącym mrokiem. Żeby dostrzec problem własnej nieczystości, trzeba odczuć ból pojawiającego się w nas niepokoju, niedosytu i niespełnienia ze wszystkiego, kim jesteśmy i co robimy z naszym istnieniem.
Powracamy do Boga rozumianego między innymi jako życia w czystości, gdy poczujemy się bezpiecznie. Wraz z poczuciem bezpieczeństwa pojawia się w nas zdolność przyjmowania tego, co Bóg daje. Trzeba nam dorastać do tego, że bliskość Boga może nie pozbawiać nas poczucia bezpieczeństwa. Trwanie przy nim w tym stanie poprowadzi nas do odpoczynku w sercu. Niepokój serca jest stanem skłaniającym nas do ucieczki z domu Ojca.
Jest pewną „prawidłowością” nasze oddalanie się od Boga. Czymś, zatem koniecznym staje się powracanie do Niego. Odejście jest zapomnieniem, nie pamiętaniem o miłości. Moje serce znajduje dla siebie inne źródło przyjmowania pocieszenia. Powrót do Boga jest zmaganiem rozłożonym na całe nasze życie. Choćby nasze pobudki nie były czyste, szlachetne, nadprzyrodzone. Bóg przyjmuje mnie z taką motywacją powrotu, na jaką mnie teraz stać. Nie należy oczekiwać od siebie, że wraz z powrotem do Boga, zobaczymy nasze „czyste serce”. Dobrą motywacją do powrotu jest odczuwanie pustki i brak odczuwania szczęścia, spełniania się.
Doświadczanie nieczystości możemy porównać z włóczęgostwem. Człowiek nigdzie nie czuje się u siebie, ponieważ ciągle poszukuje kogoś, kto go pokocha. Nie dostrzega, że ci, którzy kochają, są tak blisko niego. Nie dostrzega ich, ponieważ nie takiej miłości od nich oczekuje. Jeszcze nie takiej, nie teraz. Będąc zabieganymi, zmęczonymi, sfrustrowanymi sięgamy po to, co nazywa się miłością, a faktycznie nią nie jest. Miłość sprowadza pokój, nieczystość zaś jego odwrotność. Co zrobić? Trzeba uwierzyć, że Bóg naprawdę nas kocha. Miłość Jego zaspokaja wszelkie ludzkie potrzeby. Żeby powrócić do czystości serca, a tym samym do miłości trzeba odważyć się zacząć wierzyć i przyjmować miłość, jaką Jezus ma do zaofiarowania.
Gdzie mam powrócić? Tam, gdzie mogę czuć się bezpieczny. Tam jest mój dom, moja przystań, tam na mnie czeka miłość. Poczucie bezpieczeństwa, którego z upragnieniem oczekujemy, daje wyłącznie Jezus. Powrót do domu jest powrotem do Niego. On naszą Miłością. Dzięki Jego miłości znajdujemy odpoczynek. Życie w nieczystości bardzo męczy, osłabia chęć życia, popycha w stronę rozpaczy. Nieczystość może stać się formą obsesji, obłędu, który mówi o naszej bezwartościowości. Powrót do Boga daje odpoczniecie, wyciszenie, odczucie, że zawsze byliśmy oczekiwani. Bóg nie stawia warunków wstępnych w rodzaju: „Przyjdź, gdy będziesz żył w czystości serca”. Przyjdź w takim stanie, w jakim teraz jesteś. Przyjdź do Mnie, będąc trędowatym.
Powracamy do Jezusa o wiele łatwiej, gdy był On nam naprawdę bliski. Trzeba powrócić do myśli i odczuć o bliskości Boga. Niech ta myśl o bliskości stanie się znowu ważna, nowa, pociągająca. Nie tyle trzeba myśleć o tym, że odszedłem od Niego, ale o tym, że bardzo pragnę powrócić. Zbyt częste myślenie o przeszłości, zniechęca do powrotu, rodzi w nas niewiarę, że to może się nam naprawdę udać. Warto zaufać przeczuciom. Dobre zawsze pochodzą od Boga.
Będziesz przeżywał rozdarcie pomiędzy chęcią powrotu do Boga a przyzwyczajeniem do praktykowania nieczystości. Nie lękaj się zostawić tego, co skłania do patrzenia na twój Egipt. Trudno rozstać się rolą bycia niewolnikiem. Równocześnie przywołaj to wszystko, co było i zobacz, że nie doświadczyłeś tego, czego najbardziej pragnęło twoje serce. Były chwile radości i cierpienia, szczęścia i smutku. Których chwil było więcej?
Coś powinno w tobie umrzeć, żeby mogło się narodzić nowe: nowe przeżycia, myśli, pragnienia, rozmowy. Niech przyjdzie nowe w tym, na co będziesz patrzył, co będziesz oglądał, czytał, o czym będziesz rozmawiał, jak zagospodarujesz swój wolny czas, po jaki relaks, rozrywkę będziesz sięgał, czy odnajdziesz w sobie siłę, żeby „tracić” czas dla Boga. Powracając przyjmij postawę człowieka obnażonego, bezbronnego, który prosi o ufność. To właśnie brak zaufania Bogu sprawił, że odszedłeś w dalekie strony, żyjąc rozrzutnie.