Blood Lust
Stephani Hecht
The Drone Vampire 01
2
Rozdział 1
- Dlaczego parkingi podziemne zawsze pachną jak szczyny i gówno?
Kane ledwie powstrzymał jęk, słysząc pytanie wyszeptane przez jego brata
Dantego. Ten idiota mógł równie dobrze po prostu wykrzyczeć je w martwej
ciszy garaży. Po pierwsze dlatego, że stworzenia, na które polowali, mogły
usłyszeć nawet najdrobniejszy hałas, po drugie dlatego, że pytanie było tak
denerwujące, że podrażniło nadwątlone nerwy Kane’a.
To nie zapach parkingu czujesz. To twój oddech wraca do ciebie.
Odpowiedział poprzez tę samą telepatyczną nić, którą dzielił z braćmi odkąd
byli małymi dziećmi. A teraz utrzymujmy całą konwersację w naszym ukrytym
trybie, zgoda? Ostatnia rzecz jakiej nam trzeba, to żeby te dranie dowiedziały
się o naszej obecności.
Dante podniósł rękę i chuchnął na dłoń, sprawdzając smród swojego
oddechu. Musiał widocznie nic nie odkryć, bo jego ciemne oczy zmrużyły się w
grymasie gniewu. Ssij się, Kane, i to nawet nie w normalny wampirzy sposób.
Kane, gdyby mógł, prychnąłby na zarozumialstwo swojego brata. Wysoki i
smukły Dante miał wiele innych osób łaszących się do jego urody. Z
ciemnobrązowymi oczami, które roztapiały serca obu płci, Dante nigdy nie
musiał się martwić o znalezienie kolejnego partnera, by się pożywić.
Wykorzystywał swoją urodę, zawsze dobrze się ubierając i układając ciemne
włosy wystarczająco długie z przodu, by od czasu do czasu wpadały mu do
oczu. W tej chwili Dante nie wyglądał tak czarująco. Twarz miał wykrzywioną
w gniewnym grymasie i rzucał przekleństwa.
Kane instynktownie odwrócił się, żeby zobaczyć, co jego najmłodszy brat,
Rafe, myśli o biadoleniu Dantego. Ale wzrok Rafe’a był utkwiony w jego
stopach. Jego włosy były z przodu jeszcze dłuższe, więc zawsze zakrywały mu
twarz i przysłaniały jego jasnozielone oczy przed spojrzeniami innych. Był
niższy niż Dante, ale miał więcej mięśni, wyrobionych podczas walk na pięści.
Świetnie, uciął Dante.
Kane posłał mu ostre spojrzenie. Dobry Boże, jakim cudem Dante potrafił
stosować sarkazm, kiedy używali telepatii?
Dante kontynuował biadolenie. Na co dziś polujemy? Psychotyczne
wilkołaki? Wiedźmy cierpiące na PMS? A może na mordercze króliczki?
Czekajcie, skoro zbliża się Halloween, może jest to grupa wściekłych czarnych
kotów poszukujące cukierków.
3
Kane wziął głęboki oddech, aby jednocześnie powstrzymać się od
uduszenia swojego brata i przygotować się na udzielenie mu odpowiedzi.
Polujemy na kuboldy.
Maska złości i niedowierzania prześliznęła się po twarzy Dantego. Proszę,
powiedz mi, że cię źle usłyszałem, że nie wspomniałeś właśnie, że polujemy na
jakieś pieprzone szczury.
Techniczne rzecz ujmując kuboldy były naprawdę goblinami, ale
wyglądały i zachowywały się jak zwykłe szczury. Nawet pachniały jak one.
Jedyne co je odróżniało, to wielkość i wredność buldoga. Och, i mogły również
gadać najpodlejsze świństwa. Kane jeszcze nie spotkał kubolda, który nie
opowiadałby kupy bzdur. Były w końcu uważane za szczury i żaden szanujący
się wampir nie zniżyłby się do takiego poziomu, by na nie polować.
Ale bracia Torenowie nie byli szanującymi się wampirami. Już nie.
- Pieprzyć to – powiedział głośno Dante. – Aż tak bardzo nie potrzebujemy
tych pieniędzy.
Kiedy obrócił się i zaczął iść, Rafe położył mu rękę na piersi i go
zatrzymał. Nic nie powiedział, ale jego milczenie wystarczyło za zarzut. Przez
chwilę Dante wyglądał jakby zamierzał przyłożyć swojemu młodszemu bratu.
Wtedy jego twarz złagodniała i odpuścił.
- Cholera – mruknął cicho.
Kane wiedział, że jemu Dante w każdej chwili mógłby powiedzieć żeby się
odpieprzył, ale nigdy nie powiedziałby czegoś takiego Rafe’owi. Nie po tym co
Rafe przeszedł. Nie po tym jak prawie stracili Rafe’a tamtej nocy, która była już
tak dawno. Oczywiście, Dante nie wahałby się wymienić z Rafe’em kilka
ciosów i ta dwójka prawdopodobnie zrealizuje ten plan zanim ta noc dobiegnie
końca. Ale mimo wszystko Dante nigdy nie odwróciłby się plecami do swojego
najmłodszego brata i nie zostawiłby go samego na placu boju.
Zgoda. Dante wrócił do trybu mentalnego. Zapolujmy na kilka szczurów.
- Możesz już mówić głośno – odgryzł się Kane wyjmując glocka.
Dante spojrzał na niego zmieszany. – Dlaczego? – Odpowiedź przyszła
wraz z kuboldem, który pojawił się znikąd. Przygniótł pierś Dantego i pociągnął
go w dół na zimny cement. Kane nawet nie interweniował, zupełnie się o niego
nie martwiąc. Umiejętności jego brata w walce były tak samo skuteczne jak jego
język.
Nie minęło kilka minut, jak szczur wydał głośny jęk bólu, jego spiczasta
twarz wykrzywiła się w agonii, a na wyszczerbionych zębach błysnęła ślina.
Upadł ciężko na bok, kiedy Dante zrzucił go z siebie głośno stękając. Nóż był
4
wbity głęboko w klatkę piersiową kubolda, dokładnie pośrodku guzików górnej
części jego ogrodniczek. Nadnaturalny szczur był martwy, jeszcze zanim
uderzył o ziemię. Dante stanął na nogach i popatrzył na krew stworzenia, która
wsiąkała w jego błękitne jeansy i czarny T-shirt.
- Możemy mówić głośno – wycedził Kane – ponieważ, dzięki twojemu
zbyt długiemu językowi, wiedzą już, że tu jesteśmy.
- Ile ich jest? – Dante starł krzepnącą krew z twarzy i splunął.
- Urzędnik miejski, który nas zatrudnił, nic o tym nie mówił. Jedyne co
wiem, to że otworzyły tu interes i zabiły kilka osób. Muszą zostać wytępione. –
Kane, nawet kiedy mówił te słowa, wciąż bardzo starał się nimi nie udławić. On
i jego dwaj bracia byli kiedyś najbardziej elitarnymi żołnierzami świata
wampirów. Mówiło się, że jeśli chcesz, żeby robota została wykonana, wzywasz
braci Torenów. Teraz wzięli się za tę gównianą robotę, bo nikt inny by ich nie
zatrudnił.
- Jak, do cholery, te kuboldy wylądowały tu w Detroit? – spytał Dante i
ponownie splunął. Krew kuboldów smakowała obrzydliwie nawet dla
wampirów.
Kane wzruszył ramionami. – Myślę, że są wszędzie, gdzie mogą znaleźć
coś do jedzenia. Pomyśl, parking podziemny to idealne miejsce, by tropić ludzi.
Rafe wreszcie przemówił głosem szorstkim od zbyt rzadkiego używania. –
Ciii… Słyszę, jak nadchodzi ich więcej.
Pięć gigantycznych szczurów wytoczyło się z ciemności z różnych stron i
zaczęło iść w kierunku braci. Szpony bestii klekotały na cemencie. Dźwięk ten
mieszał się z regularnym kapaniem w oddali. Dlaczego wszystkie parkingi
zawsze zdawały się gdzieś przeciekać? Może to było związane z tym całym
zapachem szczyn i gówna. Dante mógł mieć w końcu trochę racji.
Jeden szczur odłączył się od stada, pokazując tym samym, że jest liderem.
Jego pozbawione warg usta usiłowały wyrażać uśmiech, ale poległy z kretesem.
Wszystkie osobniki miały włochatą sierść, dłuższą niż normalne gryzonie,
różniły się kolorem, od gównianego brązu po cholernie szary. Ich świdrujące
czarne oczy przyglądały się badawczo znad wydłużonych, spiczastych nosów i
nawet z tej odległości Kane był w stanie poczuć zapach ich oddechu. Śmierdział
zjełczałym mięsem i papierosami.
Lider uśmiechnął się pokazując ostre jak brzytwa zęby. – Albo mnie oczy
zawodzą, albo to bracia Toren. Właśnie tutaj, w Detroit, z jego wszystkimi
Trutniami i wilkołakami. Wy, Czyste Wampirze dupki, musicie cienko prząść.
Słyszałem, że Wampirze Siły Regulacyjne mocno ścisnęły was za jaja. Teraz
5
widzę, że to prawda. Co by powiedzieli wasi czystej krwi mamusia i tatuś,
widząc was odwiedzających brudne slumsy?
Słowa wypowiedziane przez kubolda były obślinione i niewyraźne, a ślina
kapała mu na brodę po zbyt dużych kłach. Pozostałe kuboldy zaczęły się śmiać,
wydając równie wilgotne dźwięki. Kane bardzo się starał nie wywrócić oczami,
kiedy Dante dołączył do nich, a śmiech wampira ocierał się o szaleństwo. Nawet
przed tamtą nocą wiele lat temu, Dante miał skłonność do napadów i wyglądało
na to, że jest właśnie po uszy w jednym z nich, co dobrze wróżyło braciom, ale
bardzo źle szczurom. Kuboldy jeden po drugim przestawały się śmiać, kiedy
zdały sobie sprawę, że Dante z nich drwi, a w jego oczach pojawił się
morderczy chłód.
Ramie Dantego podniosło się w niedostrzegalnym dla oka ruchu i, zanim
mógłbyś powiedzieć szczurza dupa, strzelił w głowę lidera kuboli. Stworzenie
upadło na kupie śmieci, a jego krew rozlała się po brudnej, upstrzonej plamami
oleju podłodze. Kane posłał swemu bratu znudzone spojrzenie.
- Skończyłeś już bawić się myszami? – spytał, kiedy Dante wymierzył w
resztę koboldów.
- Nie wiem – wycedził Dante, rzucając zdegustowane spojrzenie na
szczury. – Zaczynam nieźle się bawić z tą trzódką. Przypomina mi się lokalny
jarmark.
- Pierdole cię – syknął jeden ze szczurów.
- Nigdy, nawet w moich najgorszych okresach – odpowiedział Dante.
Kiedy kuboldy zaatakowały, bracia poruszali się, jak jedna
wyspecjalizowana w zabijaniu maszyna. Nie krzyczeli, ani nie ustalali swoich
ruchów, bo po prostu nie musieli. Każdy z nich instynktownie wiedział co robią
pozostali i co będą robić za chwilę. Właśnie dlatego zawsze byli tak skutecznym
zespołem i dlatego w całym dotychczasowym życiu przegrali tylko jedna bitwę.
Nie minęło pięć minut i wszystkie szczury leżały na schludnej kupce otoczonej
przez trzy wampiry. A żaden z nich nie był nawet draśnięty.
Kiedy Kane złapał oddech, wyciągnął telefon komórkowy i zadzwonił do
klienta. – Zrobione - zakomunikował krótko, kiedy człowiek odpowiedział.
- Jesteś pewien – odparł cienki głosik.
W głowie Kane’a pojawił się obraz kościstego mężczyzny w okularach i
tanim garniturze. Kane wykrzywił usta. – Oczywiście, że jestem pewien.
- Nie mogą pozostać żadne dowody.
Kane popatrzył na cały ten bałagan, krew zaczęła właśnie kapać na niższy
poziom. – Więc lepiej przyślij pokojówkę.
6
- Nie zapłacimy wam dopóki nie sprzątniecie… szczątków. – Człowiek
przełknął nerwowo ślinę.
Kane ścisnął telefon tak mocno, że prawie go zmiażdżył. Ten dupek
oczekiwał, że pozbędą się też szczątków? To było jak wisienka na gównianym
torcie. Nigdy dotąd nie miał ochoty zaatakować w gniewie człowieka, ale ten
kutas naprawdę go do tego zachęcał. – Zgoda – wycedził przez zęby Kane. –
Ale jest mnóstwo krwi. Myślisz, że jak my się tego pozbędziemy?
- Cóż, jesteście wampirami. Nie możecie tego po prostu zlizać czy coś?
Mam na myśli, że to byłby darmowy posiłek dla waszej trójki.
Rafe i Dante usłyszeli ten komentarz dzięki wyczulonemu słuchowi
wampirów. Rafe miał w oczach niebezpieczny błysk, a Dante zaklął bezgłośnie.
- Zajmiemy się ciałami – Kane był pewien, że złość, którą czuł, była
słyszalna w jego głosie. – Ty zajmiesz się krwią, człowieku. Chyba, że chcesz,
by twoja własna zmieszała się z tą tutaj.
***
Załadowanie padliny na tył pickupa i jazda nad brzeg rzeki Detroit, zajęły
im prawie godzinę. Na miejscu Kane podjechał do najciemniejszej okolicy i
wyłączył silnik. Przez kolejne pół godziny wyładowywali szczury i wrzucali je
do wody.
- Kto wzywa Przytulankę? – zapytał Dante, ocierając pot z czoła.
- Ja to zrobię – zgłosił się na ochotnika Kane.
Wyciągnął sztylet zza pasa i wykonał głębokie nacięcie na dłoni. Krzywiąc
się z bólu ścisnął ranę, trzymając ją nad wodą. Jego krew ściekała z pięści,
wpadając w mroczne odmęty. Mimo że w brudnej i cuchnącej wodzie unosiło
się już sporo krwi kuboli, tylko jedna rzecz mogła zwabić Przytulankę ku
brzegom – wampirza krew. Kane nie miał pojęcia jaki pakt zawarły wampiry z
wężem morskim wiele wieków temu, wiedział jedynie, że Przytulanka przyjdzie
zawsze, gdy jeden nich złoży ofiarę krwi.
Po chwili duża brązowa głowa wynurzyła się na powierzchnię, a za nią
długa szyja. Wąż morski otworzył potężne usta, by zaprezentować długie, ostre
jak brzytwa zęby.
Kane nie był pewien, ale mógłby przysiąc, że Przytulanka się do nich
uśmiechała.
- Przynieśliśmy ci coś na ząb. Dlatego, że cię kochamy, ślicznotko –
zanucił Dante.
7
Odrobina obłędu wciąż była słyszalna w jego głosie i Kane zastanawiał się,
jak wielkie napięcie spowodowała w nim bijatyka. Przytulanka parsknęła
potężnie, opryskując braci. Kane wzdrygnął się, gdy smarki węża morskiego
zmieszały się z zakrzepniętą krwią kuboli na ich ubraniach.
- To nie było mile Przytulanko – wyjęczał Dante.
Przytulanka zanurzyła głowę pod wodą i wyłowiła kubola. Wszyscy trzej
bracia skulili się słysząc trzask kości. Wąż donośnie mlasnął zasysając resztę
ciała do gardła, głośno przełykając.
- Oj, Przytulanko, Przytulanko – zganił ją Dante. – Z takimi manierami
nigdy nie pójdziesz na randkę. Zastanawiam się tylko czy jesteś wężem
chłopcem, czy wężem dziewczynką?
- Dlaczego nie zanurkujesz i nie sprawdzisz? – zasugerował Kane.
Rafe wydał nietypowy zduszony śmiech.
Dante udał obrażonego. – A co jeśli Przytulanka usiądzie na mnie i zostanę
wbity w jakiś otwór? Beze mnie byście zginęli, chłopaki.
Przytulanka wyszukała w wodzie kolejnego szczura i znowu zaczęła jeść.
Rafe wykrzywił usta w niesmaku i rzucił Przytulance spojrzenie
zarezerwowane zwykle dla buta, którym wdepnęło się w coś brzydkiego. –
Grubiaństwo.
Dante potrząsnął głową. – Patrz co zrobiłaś, Przytulanko. Sprawiłaś, że
Rafe przemówił. Wiesz jakie to bolesne, gdy to robi.
Rafe popatrzył na Dantego spod włosów, a jego spojrzenie przepełniała
furia. – Fiut.
Dante położył rękę na piersi, udając niepewność. – Dwa słowa? Kurde,
zaraz zemdleję.
- Czy ty nigdy się nie zamkniesz?
Brązowe oczy Dantego wyrażały strapienie. – Muszę po prostu nadrabiać
za twój styl emo, z tym całym nie odzywam się i zamierzam się pociąć jeszcze
trochę.
- Nie tnę się – Rafe zacisnął dłonie w pięści, ale trzymał je opuszczone.
- Jesteś o krok od tego – Dante zaśmiał się sarkastycznie. – Jedyne co
musisz zrobić, jak wrócimy, to odciąć się od wszystkiego. Zachowujesz się,
jakbyśmy wciąż byli w więzieniu.
- Dante! – krzyknął Kane. – Zamknij się, posuwasz się za daleko.
- Och, a twój sposób jest niby lepszy? Chodzimy wokół niego na
paluszkach już od roku, z nadzieją, że teraz, gdy jesteśmy wolni, weźmie się w
8
garść, ale nic z tego. Spójrz na niego. Wygląda jak kupa gówna, a każdego dnia
coraz gorzej. Kiedy ostatni raz się pożywiał?
Kane nienawidził tego, ale musiał przyznać Dantemu rację. Rafe był blady
i, na wampirzy sposób, wychudzony i żadna ilość ludzkiego jedzenia nie mogła
tego zmienić. Mimo że był bardziej muskularny niż Dante, to też wkrótce
zacznie zanikać bez budulca. Tym czego Rafe potrzebował była krew, im
świeższa, tym lepsza. Obaj z Dantem przynosili do domu ten pakowany w
torebki syf od znajomych lokalnych wampirów, ale ostatnio Rafe odmawiał
nawet tego.
Rafe uśmiechnął się szyderczo. – Przynajmniej nie biegam dookoła
pieprząc wszystko co ma dwie nogi, jak ty, Dante.
- Po prostu staram się nadrobić stracony czas, braciszku. Dziesięć lat to
długi czas przeżyty bez miłości.
- Nimfomanka.
- Emo.
Obaj zaatakowali w tym samym momencie, padając na ziemię wśród
pięści, stóp i kłów. Kane postanowił się odsunąć i pozwolić im dać upust swoim
frustracjom. Po tym całym syfie tej nocy nie winił ich za to, że chcieli upuścić
trochę pary. Przytulanka zdawała się posyłać mu spojrzenie pełne potępienia, w
odpowiedzi wzruszył ramionami. – Obwiniam za to naszego tatusia, nigdy nie
nauczył nas miłości.
Po kilku sekundach Przytulanka zdawała się mieć dosyć tego, że zakłócają
jej kolację. Wyrzuciła z siebie kolejną porcję glutów, tym razem całkowicie
pokrywając nimi wszystkie trzy wampiry. Dante i Rafe zastygli w połowie
walki, na ich twarzach malowała się całkowita dezaprobata.
Kane zaklął głośno. Właśnie kiedy myślał, że nie może być bardziej do
dupy, okazało się, że to możliwe. Starał się wytrzeć trochę swoje ubranie, ale
smarki nie chciały zejść. Powstrzymał odruch wymiotny, który zrodził się w
jego gardle i wymienił spojrzenia ze swoimi braćmi. Kane chwycił ich obu za
kark i popchnął w kierunku ciężarówki. – Wam dwóm już wystarczy. Musimy
się zbierać, słońce niedługo wzejdzie.
***
Kane siedział w ciężarówce na tyłach ich domu i patrzył na tę kupę gówna,
która była ich pierwszym prawdziwym domem odkąd ich wypuszczono. Nie
była wprawdzie tak zła jak więzienie, ale była też niewiele lepsza. Była to
9
rozpadająca się, stara siedziba, która znajdowała się jedynie dwa stopnie wyżej
niż zwykła rudera. Ale to było wszystko na co mogli sobie pozwolić teraz, gdy
już nie byli na liście płac agencji. Pracując jako wolni strzelcy ledwo wiązali
koniec z końcem. Nie mogli się nawet zwrócić o pomoc do swojego ojca. Duma
i fakt, że się ich wyrzekł, położyły na tym krzyżyk.
Dante zdawał się czytać w jego myślach. – Nie jest tak źle. W końcu mamy
kamerdynera.
Kane nie mógł powstrzymać uśmiechu. – Ozzie jest marną namiastką
kamerdynera. Jest tylko gościem, który trzyma się z nami dla darmowego
mieszkania i jedzenia.
- Ale jest wilkołakiem – zauważył Dante. – Więc jest też groźnym psem
łańcuchowym. Poza tym lubi spać w nocy, zatem w dzień może pilnować domu.
Kane musiał przyznać bratu rację. Pomimo wszystkich wad, nie było szans,
żeby ktoś dostał się do domu braci w ciągu dnia, kiedy był w nim Ozzie.
Wilkołak dużo zawdzięczał wampirom i nie chodzi tu wcale o darmowe żarcie.
Kilka miesięcy temu ocalili rodzinę Ozziego od ataku harpii. Od tamtej pory
wilkołak był jednocześnie ich dobrym przyjacielem i solą w oku.
Jak tylko weszli do domu, zaczął narzekać. – Ledwo się załapaliście. Już
tylko pół godziny do wschodu słońca.
Ozzie siedział przed komputerem, blask monitora podkreślał twarde rysy
jego twarzy. Jego długie brązowe włosy zebrane były w koński ogon
przewiązany skórzanym rzemykiem, sprawiając, że wyglądał bardziej jak hippis
niż istota nadnaturalna. Wilkołak nosił swój zwykły T-shirt z tandetnymi
postaciami kreskówek. Tym razem był to kot zaangażowany w jakiś stosunek
seksualny z psem. To był ich Ozzie, z klasą od początku do końca.
- Znasz nas – Kane uśmiechnął się szeroko. – Lubimy życie na granicy
ryzyka.
Żółte oczy Ozziego uniosły się nieznacznie, ale to nie było nic nowego.
Wilk zdawał się żyć w wiecznym stanie półświadomości. Kane wiedział, że to
tylko gra. Widział Ozziego w walce i był on tak śmiercionośny jak żadne inne
stworzenie.
- Po prostu nie chcę być zmuszony, żeby wyjść i zebrać was, kiedy
zamienicie się w maciupkie kupki mazi, bo wasza trójka postanowi złapać
trochę opalenizny. – Wilkołak oderwał się od swego pornosa na chwilę i
wskazał kuchnię. – Zrobiłem wam wszystkim obiad, a ponieważ tak cholernie
mi zależy, udało mi się nawet załatwić, żeby był jeszcze ciepły. Możecie też
wziąć prysznic. Pachniecie jak szczyny i gówno.
10
Dante obrócił się do Kane’a z uradowanym spojrzeniem. – Widzisz,
mówiłem ci, że parking podziemny śmierdzi.
Rafe przeszedł między nimi i zaczął wspinać się po schodach do jedynej
łazienki. Mimo że Kane nie mógł zobaczyć oczu Rafe’a z powodu jego włosów,
wiedział, że brat przewraca oczami na nich obu, a może nawet na Ozziego.
Kane’owi zaczęło być przykro z powodu Rafe’a. Musiało być ciężko żyć z nimi
wszystkimi. Wtedy zdał sobie sprawę, że jego brat prześcignął ich w drodze do
prysznica, zostawiając ich na dłużej z krwią kuboldów zmieszaną ze smarkami
Przytulanki.
Jego współczucie zmarło błyskawiczną śmiercią.