 
1
Rozdział 2 
 
- No, dalej Toni. Bijesz jak dziewczyna. 
- Zamknij się, Jonas, ty wybryku natury. Ja jestem dziewczyną. 
Jonas  uśmiechnął  się  do  niej,  pot  ściekał  mu  po  twarzy.  Był 
ciemnoskórym  olbrzymem  o  łysej  głowie,  groźnym  spojrzeniu  i 
solidnych  mięśniach,  a,  sprowokowany,  śmiercionośną  maszyną  do 
zabijania. Ale Toni wiedziała, że, dopóki się go naprawdę nie wkurzy, 
był  wielkim  misiem.  W  swoim  poprzednim  życiu  służył  w  Marines, 
zanim został gliniarzem w Detroit. Złożył razem rękawice bokserskie i 
zarządził – Dosyć gadania, wracamy do pracy. 
Zgięła się w talii i oparła dłonie na kolanach. Miała na sobie parę
czarnych, sportowych spodni i pasujący do nich sportowy stanik. Jej 
długie do pasa blond włosy związane były w koński ogon, który nosiła 
zawsze  podczas  treningów  i  walk.  Podczas  gdy  Jonas  miał  szczęście 
być  wysoki,  jej  przekleństwem  był  niski  wzrost.  Kiedy  nosiła  parę 
naprawdę  dobrych  szpilek,  mogła  osiągnąć  1,64  m.  Niezbyt  dobry 
materiał na zabójcę. 
A właśnie tym kiedyś była. Zabójcą. 
Tak właśnie poznała Jonasa. Oboje pracowali dla Corbina, jako 
jego sekretne maszyny do zabijania. Byli najlepsi, nawet  jeśli Corbin 
nigdy  nie  wspominał  o  nich publicznie.  Byli  jego  małym,  mrocznym 
sekretem. 
Corbin zdradził Toni, a ona ledwo uszła z życiem. Jonas odszedł
razem  z  nią  i  nigdy  nie  obejrzał  się  za  siebie.  Jonas  zawsze  się  nią 
opiekował jak ojciec. Zajęła miejsce jego ludzkiej córki, którą utracił 
wiele lat temu.  
Co pozwalało mu sądzić, że może nią dyrygować. Toni warknęła
gardłowo. Po jej trupie. Nikt nie będzie jej mówił, co ma robić. Nigdy 
więcej. – Robimy to już wiele godzin. – Co było prawdą. Nawet nie 
poszli  spać.  Kiedy  reszta  wampirów  z  klanu  położyła  się  do 
 
2
wygodnych łóżeczek, zabrał ją do dużej siłowni w magazynie, który 
przerobiono na kwatery mieszkalne.  
- Nie puszczę cię, dopóki nie będziesz gotowa albo dopóki, do
cholery, nie zmienisz zdania – warknął Jonas.
- Oboje wiemy, że to jedyny sposób, żebyśmy mogli dostać się
do Corbina.
- Ale oni są niebezpieczni, nieprzewidywalni, a wieść głosi, że,
co gorsze, to dupki.
- Więc powinni czuć się jak w domu z tobą, Eric’iem i
Brendenem – odparowała.
- Zabawne, że wspomniałaś o Eric’u – Jonas rzucił rękawice na
bok i wziął dwie butelki wody, podając jej jedną. – Zastanawiam się, 
jak  nasz  przywódca  klanu  zareaguje  na  to,  że  chcesz  pójść  po  braci 
Toren.  
Toni rzuciła mu gniewne spojrzenie i upiła łyk wody. Oboje
doskonale  zdawali  sobie  sprawę,  jak  ich  przywódca  zareaguje  na to, 
że  jeden  z  członków  jego  klanu przyprowadzi  ze  sobą  trio  Czystych 
wampirów.  Wszystkie  wampiry  w  klanie  były  Trutniami,  to  znaczy 
zostały  stworzone,  a  nie  urodzone.  W  przeciwieństwie  do  Czystych 
wampirów,  które  mogły  pochwalić  się  swymi  drzewami 
genealogicznymi.  Przez  wieki  stworzone  przez  Czystych  WSR 
poddawały Trutnie represjom, uważając ich za zakałę gatunku.  
Rok temu grupa Eric’a i kilka innych klanów chwyciły wreszcie
za  broń  i  podjęły  walkę  przeciwko  WSR.  Potem  Trutnie  były 
zmuszone  wycofać  się  do  kontrolowanego  przez  wilkołaki  Detroit. 
Były  tu  bezpieczne  jedynie  dlatego,  że  wilki  nienawidziły  Czystych 
jeszcze  bardziej  niż  Trutnie  i  nie  tolerowały  obecności  WSR  w  ich 
rodzinnym mieście. 
- Pozwól mi przynajmniej pójść z tobą – poprosił Jonas ocierając
twarz  ręcznikiem.  –  Przy  tej  trójce  potrzebujesz  kogoś,  kto  będzie 
osłaniał tyły. 
 
3
Toni potrząsnęła głową. – Zobaczą cię i poczują się zagrożeni.
Wolę, żeby byli spokojni i chętni do współpracy.
Jonas chrząknął zirytowany. – Naprawdę nie rozumiem do czego
nam oni potrzebni.
- Urodzili się w społeczeństwie wampirów i dlatego będą
wiedzieć  o  WSR  to,  czego  my  nie  wiemy.  -  Mimo  że  służyli 
Corbinowi  wiele  lat,  zawsze  byli  trzymani  z  dala  od  tajemnic  z 
powodu  ich  statusu  Trutni.  Tajemnic,  które  miała  nadzieję  użyć 
przeciwko nim. Wypiła resztę swojej wody i rzuciła butelkę Jonasowi. 
– Po prostu daj mi jeden dzień na przekonanie Torenów  – poprosiła 
go. – Jeśli nie wrócę, macie zgodę, by wkroczyć do akcji uzbrojeni po 
zęby. 
Na jego twarzy pojawił się wyraz podejrzliwości. – Jak możesz
być taka pewna, że chociażby znajdziesz tych facetów? Słyszałem, że 
są nieuchwytni. 
- Mój brat wysłał mi smsa, że zdołał ich namierzyć godzinę temu
– odpowiedziała, błyskając zębami w uśmiechu.
Jonas przerzucił pustą butelkę z jednej wielkiej dłoni do drugiej i
wydał  zmęczone  westchnięcie.  –  Masz  pół  dnia,  a  potem  pójdę  po 
twój biały tyłek i przyprowadzę cię do domu, nawet jeśli będę musiał 
przerzucić cie przez ramię i nieść przez całą drogę.  
- Zgoda – powiedziała z uśmiechem, wychodząc z
pomieszczenia. Jonas próbował rzucić jej jeszcze jedno spojrzenie, ale 
je zignorowała. 
Zostawiwszy go, przeszła przez stary magazyn do biura
komunikacyjnego.  Okna  w  budynku  były  zasłonięte,  żeby  żaden 
promień słońca nie przedostał się do środka, a pomalowane na ciemno 
ściany  potęgowały  wrażenie  otchłani.  Gdyby  nie  różne  zabawki, 
rowery i wielka huśtawka, mieszkanie mogłoby uchodzić za ponure. 
Przy jednej ze ścian składowano broń, wykonaną zarówno przez
ludzi, jak i wampiry. Przy drugiej stał zespół komputerów. Ponieważ 
słońce dopiero zaczęło zachodzić, komputery obsługiwało tylko kilka 
 
4
osób.  Część  z  nich  monitorowała  ogromny  system  bezpieczeństwa 
chroniący  magazyn,  inni  szukali  informacji  o  ich  wrogach  i 
przyjaciołach. 
Zbuntowana grupa wampirów postawiła sobie za cel
doprowadzić do upadku WSR. A dokładniej doprowadzić do upadku 
Corbina,  przywódcę  organizacji.  Przypominając  sobie  swoją 
uwłaczającą  przeszłość  związaną  z  Corbinem,  Toni  potarła 
wewnętrzną  część  przedramienia,  naznaczoną  znakiem  T,  który 
wszystkie  Trutnie  miały  wypalony  tak,  by  nigdy  nie  mogły  się  go 
pozbyć. 
Toni uśmiechnęła się, widząc kto pracuje przy komputerze na
samym  końcu.  Brenden, jej brat.  Jej  kara.  Zauważył  ją  i  uśmiechnął 
się szeroko, pokazując kły, a potem jej pomachał. 
- Wcześnie wstałeś – powiedziała, mierzwiąc mu włosy. Z tyłu
sięgały  mu  kołnierzyka,  a  z  przodu  były  dłuższe  i  wpadały  mu  do 
niebieskich  oczu.  Wyglądał  dokładnie  jak  ich  matka.  Tak  samo  jak 
Toni. Szczęśliwie Brenden odziedziczył również wysoką i muskularną 
sylwetkę ich ojca. Inaczej byłby tak samo drobny jak Toni. 
- Myślę, że ich znalazłem.  
Przesunął  się  z  krzesłem,  żeby  mogła  usiąść  przed  ekranem 
razem z nim.
- Znalazłeś Torenów? – szepnęła. – Gdzie? 
- Dokładnie tutaj, w Detroit. 
Zacisnęła szczęki. – Cały czas byli pod naszym nosem, a my nic 
o tym nie wiedzieliśmy?
Brenden potrząsnął głową, nie odwracając się od ekranu. –
Przybyli  tu  niedawno.  Wychodzi  na  to,  że  wcześniej  ukrywali  się  w 
Chicago.  Nigdy  nie  zostawali  dłużej  w  żadnym  miejscu.  Z  jakiegoś 
powodu wyszli z ukrycia i zaczęli karierę wolnych strzelców. 
- Zastanawiam się, dlaczego w końcu wyszli z ukrycia – głowiła
się Toni. – Dlaczego Detroit? Muszą wiedzieć, że w mieście jest pełno
 
5
wilków i coś takiego to samobójstwo dla tak rzucających się w oczy 
Czystych. 
- Wątpię, żeby to był problem, odkąd mieszkają z wilkiem.  
Odsunęła się zszokowana. – Mieszkają z wilkołakiem? 
- Tak, a ten mały szczeniaczek  kocha swoje pornosy – Brenden 
zachichotał cichutko.
- Skąd wiesz, że lubi pornosy? 
-  Stąd,  skąd  dowiedziałem  się,  gdzie  są.  Włamałem  się  do  ich 
komputera  –  odpowiedział  uprzejmie,  bez  żadnych  oznak  poczucia 
winy. 
- Brenden! – wykrzyknęła Toni. – To takie podstępne i
przebiegłe. Jestem z ciebie taka dumna.
Brenden zarumienił się i wzruszył ramionami, a potem
wyświetlił trzy obrazy. Były to zdjęcia Torenów. Wszyscy trzej mieli 
te same ciemne włosy i wyraz twarzy w stylu „nie zadzieraj ze mną”. 
Brenden powiększył jeden, żeby mogła dokładniej mu się przyjrzeć. 
- Po pierwsze to w rzeczywistości tylko bracia przyrodni. Mimo
że  maja  tego  samego  ojca,  każdy  ma  inną  matkę.  Ten  tu  to  Rafe  – 
poinformował  Brenden.  Zdjęcie  ukazywało  młodego  wampira  o 
potarganych  włosach,  które  przysłaniały  mu  na  twarz.  Toni  ledwo 
mogła dostrzec jego jasnozielone oczy. Jego spojrzenie było twarde i 
niosło ze sobą niebezpieczeństwo. Otaczała go atmosfera, podobna do 
tej,  która  otacza  zabłąkanego  psa,  który  został  kopnięty  zbyt  wiele 
razy, a teraz kuli się w kącie gotów do ataku.  
- Jest najmłodszy z całej trójki – kontynuował Brenden. – Plotki
głoszą, że nie zmówi zbyt wiele. Niektórzy twierdzą, że to z powodu 
ataku, w którym o mało nie zginął. Myślę, że naprawdę go wkurzyło, 
że  nie  mógł  uratować  tej  ludzkiej  rodziny  i  że  zginęli,  chociaż  on 
przeżył. 
- Nie wszyscy zginęli – odpowiedziała cicho Toni. – Zdołał
uratować dziecko.
 
6
Brenden lekko kiwnął głową i pokazał kolejne zdjęcie. – Ten tu
to Dante.
Ten brat miał na twarzy zarozumiały uśmiech, który ledwo
przykrywał  jego  kły.  Jego  brązowe  oczy  zdawały  się  śmiać  z  żartu, 
który tylko on rozumiał, ale nie było wątpliwości, że za nimi kryje się 
zagrożenie.  Jego  włosy  były  starannie  ułożone  tak,  że  z  przodu 
opadały w łagodnych, uroczych falach. Był przystojny i dobrze o tym 
wiedział. 
- Dante to średni brat – kontynuował Brenden, podając
informacje, które Toni znała już na pamięć.
- To on jest dziwką w ich grupie. Rżnie wszystko, co ma cycki i
dwie nogi.
- Brenden! – Toni była zszokowana, że jej zazwyczaj grzeczny
brat używa takich słów.
Rzucił jej niewinne spojrzenie. – Ja tylko przekazuję, co
przeczytałem i usłyszałem.
Rzuciła mu srogie spojrzenie. – Kontynuuj. 
Kiedy  wyświetlił  ostatnie  zdjęcie,  serce  Toni  zerwało  się  do 
dziwacznego  galopu.  Ten  Toren  wydawał  się  najgorszy.  Jego  włosy 
były  schludnie  przycięte  bez  żadnej  absurdalnej  stylizacji,  a  wygląd 
jego  twarzy  całkowicie  do  tego  pasował.  Zarówno  usta,  jak  i 
intensywnie  niebieskie  oczy,  pozbawione  były  uśmiechu.  Jego  silne 
szczęki  były  zaciśnięte  w  srogim  i  twardym  wyrazie  i  wydawał  się 
być zwarty i gotowy do ataku. Był w stu procentach wojownikiem. – 
Kane – szepnęła. Zastanawiała się, co ją tak bardzo pociągało w tym 
bracie. 
Brenden rzucił jej zmęczone spojrzenie. – Tak, Kane. Jest
najstarszy  i  najgorszy.  Mówi  się,  że  jego  jedyną  słabością  są  jego 
bracia. Prawie zginął, ratując Rafe’a. 
Przysunęła się bliżej ekranu, ogarniając wzrokiem jego wysokie
kości  policzkowe  i  pełne,  zmysłowe  usta.  Jakby  to  było  go 
pocałować?  Robił  to  powoli  i  delikatnie  czy  twardo  i  z  żądaniem? 
 
7
Zaintrygowana,  wyciągnęła  rękę  i  pogładziła  jego  zdjęcie, 
przerywając dopiero, kiedy Brenden zmarszczył brwi. Szybko cofnęła 
rękę,  zszokowana  swoim  własnym  zachowaniem.  Uśmiechając  się 
nieszczerze, próbowała pozbierać się i nie wyglądać na poruszoną. 
- Podłość jest dobra – odpowiedziała energicznie. – Jest tym
czego potrzebujemy, by osiągnąć sukces.
- Skąd w ogóle możemy mieć pewność, że możemy im ufać?
Jeśli połowa tego, co o nich mówią, jest prawdą, są najgorszym , co 
może się przydarzyć.  
- Nie musimy im ufać, musimy ich tylko wykorzystać. 
-  Nie  rozumiem  jedynie,  dlaczego  to  właśnie  ty  musisz  być  tą, 
która ich znajdzie. Dlaczego Jonas nie może pójść zamiast ciebie?  – 
wcisnął kolejny przycisk na klawiaturze i pojawiło się zdjęcie starego, 
rozpadającego się domu. 
- Jeśli pójdzie Jonas, zaraz uznają go za zagrożenie i zaatakują.
Miejmy nadzieję, że we mnie zobaczą jedynie drobną kobietę i dadzą 
mi szansę do rozmowy, zanim przejdą na tryb defensywny.  
Brenden mruknął z dezaprobatą, nim powrócił do monitora. –
Mieszkają w tej kupie gówna. Cała trójka i wilkołak.
Świetnie, nie ma to jak dodać inne gatunki, by trochę ożywić
sytuację.  Ten  wilk  mógł  stanowić  problem,  a  ona  nie  lubiła 
problemów. Ale jeszcze nigdy nie cofnęła się przed wyzwaniem i nie 
zamierzała  wycofać  się  teraz.  Po  prostu  potrzebowała  Scooby 
Chrupek.  
Brenden spojrzał na swoje dłonie na klawiaturze, które zacisnęły
się w pięści. – Pozwól przynajmniej mnie pójść z tobą.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić – powiedziała łagodnie, nie
chcąc  urazić  jego  i  tak  już  poobijanego  ego.  –  Rozpoznają  w  tobie 
męskiego wampira i spróbują się ciebie pozbyć. 
- Nie jestem już jakimś słabym, bezbronnym pisklakiem. Ćwiczę
z  Jonasem  każdego  dnia  i  jestem  wampirem  już  od  roku  – 
przekonywał. 
 
8
- Wiem o tym, a Jonas mówi, że szybko się uczysz. Ale wciąż
jeszcze  musisz  się  uczyć  wykorzystywać  swoje  nowe  umiejętności  i 
dary.  Rok  to  nie  tak  długo.  –  Jej  dolna  warga  zadrżała,  kiedy 
przypomniała sobie noc jego przemiany. Jak przywiązali ją do krzesła 
i  zmusili,  żeby  patrzyła,  jak  go  wleką,  a  potem  przemieniają.  Jak 
zostawili  go  w  połowie  przemiany  i  była  zmuszona  użyć  swojej 
własnej krwi, by uratować jego życie, a jednocześnie wciągnąć go do 
świata koszmarów. Przejście przez transformację zawsze było bolesne 
i wciąż budziła się w nocy, słysząc we śnie krzyk agonii Brendena. 
- Musisz przestać się obwiniać – Brenden posłał jej spojrzenie
pełne zrozumienia. – To nie twoja wina, że mi to zrobili. Więc nie ma 
potrzeby, żebyś szła na jakąś niebezpieczną misję,  tylko po to, by to 
naprawić. 
- To moja wina – zaprzeczyła cicho. – Poprzez wniesienie
Corbina do mojego życia, wniosłam go do twojego. Wiedział, że, aby 
mnie zniszczyć, musi zranić ciebie. Moja miłość do ciebie była moją 
zgubą. 
- Cieszę się, że to zrobił. Dzięki temu ty jesteś obecna w moim
życiu i nie zamieniłbym tego na nic innego.
Bożę, jak bardzo chciałaby wierzyć w jego słowa, ale jak by
mogła? Cały jej klan stanowili uciekinierzy i, w nieustannej walce o 
przeżycie, musieli wciąż oglądać się za siebie, bo atak mógł nadejść w 
każdej chwili. I nie musieli się martwić jedynie  o Czystych. Byli też 
łowcy wampirów, czarownice, wróżki i niezliczona ilość innych istot, 
które pragnęły jedynie dodać wampira do listy swoich ofiar. 
Brenden zaczął nerwowo uderzać długopisem o bok stołu,
zupełnie  jakby  mógł  słyszeć  jej  myśli,  co  było  niemożliwe.  Tylko 
Czyste  wampiry  miały  zdolność  czytania  w  myślach  i  telepatycznej 
komunikacji.  –  Rozmawiałem  z  Joansem  i  jeśli  nie  wrócisz  w 
ustalonym  czasie,  obaj  pójdziemy  cię  wyciągnąć.  To  jedyny  powód, 
dla którego pozwalam ci pójść na ta zwariowaną misję  – zdradził  w 
końcu.  
 
9
Toni z całych sił próbowała nie przewrócić oczami. Jeśli
napotkałaby  jeszcze  trochę  testosteronu  na  swojej  drodze,  zaczęłaby 
się  dławić.  –  Mogę  sama  o  siebie  zadbać.  Całkiem  nieźle  sobie 
radziłam, zanim wy dwaj się pojawiliście.  
Brenden obrócił krzesło, była zaskoczona wyrazem jego twarzy.
Oczy  patrzyły  z  wściekłością,  a  linie  wzdłuż  szczęki  stawały  się 
bardziej  wyraziste,  gdy  jego  kły  wydłużały  się  wraz  z  narastaniem 
agresji. – Nie radziłaś sobie nieźle. O to właśnie chodzi. Że pieprzony 
Corbin wykorzystywał cię w każdy możliwy sposób i że już nigdy nie 
chcę widzieć cię tak zranioną.  
Toni czuła się, jakby ktoś jej przyłożył, kiedy próbowała
pogodzić  się  z  myślą,  że  jej  brat  zna  prawdę  o  jej  przeszłości  z 
Corbinem.  Celowo  ukrywała  przed  nim  krwawe  detale,  ale  on 
oczywiście  jakoś  się  o  nich  dowiedział.  To  uruchomiło  opiekuńczą, 
drapieżną  stronę  jego  natury,  a  to  była  ostatnia  rzecz,  jakiej  teraz 
potrzebowała. Musiała szybko znaleźć sposób, by uspokoić chłopca z 
kłami.  –  Torenowie  są  inni  niż  Corbin.  –  Położyła  mu  rękę  na 
ramieniu. Jego furia była tak potężna, że czuła jak się trzęsie. – Mają 
reputacje ludzi honoru. Nie skrzywdzą mnie.  
Brenden strząsnął jej rękę, niechcąc być uspokajanym. –
Słyszałem  o  nich  plotki.  Mówią,  że  prawdziwym  powodem,  dla 
którego  zostali  aresztowani  i  poszli  do  więzienia,  nie  była  porażka 
przy ochronie ludzkiej rodziny.  
Toni z całych sił starała się powstrzymać przyspieszone bicie
serca. – W takim razie co było przyczyną?
- Mówi się, że byli tymi, którzy zabili. Plotki głoszą, że bracia
byli  w  szponach  krwawej  żądzy  i  weszli  do  tego  domu,  zabijając 
członków  rodziny  jednego  po  drugim.  Mogę  się  założyć,  że  kiedy 
dogoniły ich WSR, byli pokryci ludzką krwią.  
Toni w zaskoczeniu uniosła dłoń do ust. Jednym z powodów, dla
których  chciała  się  spotkać  z  Torenami,  było  to,  że  kiedyś  byli 
najlepszymi  wojownikami  WSR.  A  co  jeśli  zabrnęli  tak  daleko  w 
 
10
ciemna stronę swojej natury, że stali się brutalnymi mordercami? A co 
jeśli wciąż tacy są? Może iść prosto w paszczę lwa. 
Patrząc na zdjęcie Kana, próbowała znaleźć w nim odpowiedź.
Jego groźne spojrzenia zdawało się wyskakiwać z ekranu prosto w jej 
duszę. Wstrząsnął nią dreszcz, gdy przypomniała sobie jego widok w 
więzieniu.  Widziała  go  wcześniej  tylko  raz,  gdy  pomagała  w 
przesłuchiwaniu  uwięzionego  skazanego.  Minęła  jego  celę,  ale  nie 
widziała  go  dokładnie.  Siedział  na  łóżku  w  rogu,  wśród  głębokich 
cieni.  Ale  czuła  jego  obecność,  ciężką,  niebezpieczną  aurę,  która  ją 
podniecała. To uczucie wróciło, gdy patrzyła na zdjęcie.  
- Jeden dzień – powiedział Brenden podniesionym głosem. – To
wszystko  co  Jonas  i  ja  możemy  ci  dać.  Jeśli  nie  będzie  cie  nawet 
sekundę  dłużej,  przyjdziemy  po  ciebie  i  nie  obchodzi  mnie,  jak 
okropni są ci bracia.