1
Rozdział 5
Kane był zaskoczony, gdy szybko poznał kilka przykładowych chwytów z
arsenału Tori. Ledwo zdołał uchylić się przed kopniakiem, wymierzonym w
jego głowę, zanim umiótł stopą ziemię, podcinając jej nogi. Ruch spalił na
panewce, gdy chwilę później wykonała czyste salto do tyłu. Z kocią zręcznością
wylądowała na nogach, jednocześnie sięgając za siebie i wyciągając zestaw
dwóch sztyletów z pasa w talii.
- Chcę tylko z tobą porozmawiać – nie była nawet zdyszana. Była małym,
wysportowanym zabójcą. Powietrze zafurkotało, kiedy fachowo obróciła broń,
latarnie uliczne odbijały się w stali, rzucając światła na jej kości policzkowe.
- Możesz wrócić do Corbina i powiedzieć mu, że nie mam ochoty na
pogawędki – Tym razem to on wykonał zwrot, gdy uniosła w górę jeden ze
sztyletów. Odgłos rwania powiedział mu, że pocięła jego ulubiona koszulę,
zaraz potem ciepłe, lepkie uczucie utwierdziło go w przekonaniu, że zraniła go
do krwi.
- Nie pracuję już dla Corbina, durniu.
Wdzięcznym, choć zabójczym ruchem nadgarstka, zatoczyła drugim
sztyletem, ale tym razem był już gotowy. Jego ręka zaatakowała niczym bat i
schwytała jej ramię. Jeden obrót powstrzymał jej atak. Kolejny przyniósł jęk
bólu spomiędzy jej pełnych ust. Trzeci przyciągnął ją do jego piersi. Uniósł ją,
by utrudnić jej ucieczkę tak, że przesunęła ciało nad jego kutasem. Kane
wstrzymał oddech, gdy jego ciało znalazło się w stanie gotowości. Jej plecy i
pośladki zdawały się idealnie do niego pasować, zaszamotała się, więc
wzmocnił uścisk. Z rykiem gniewu, zaczęła walczyć coraz mocniej, ale nie
mogła mu uciec. Jej pupa znowu się z nim zetknęła, ocierając się o kutasa.
Zamknął na chwilę oczy i walczył o kontrolę, gdy wstrząsnęło nim
niechciane pożądanie. Ostatnia rzecz jakiej potrzebował to stwardnieć przy
jednym z zabójców Corbina. Było to jednak bezowocne. Jego umysł był
skupiony na tym, jak twarde było jej ciało i na tym, jak się poruszała w czasie
walki. Same jej umiejętności już go rozpalały. Dodając do tego sposób, w jaki
jej mięśnie poruszały się pod miękkimi kształtami, sprawiał, że prawie czuł
wobec niej żądzę krwi. Jedynym pocieszeniem było to, że wyczuwał zapach jej
podniecenia, wskazujący na jego wpływ na nią. Nie mógł widzieć wyrazu jej
twarzy, ponieważ była odwrócona. Ale mógł się założyć, że jest jaskrawo
czerwona od gniewu, który wstrząsał jej ciałem.
2
Tak, od gniewu, a nie strachu. Wiedział, że to gniew, ponieważ, gdyby się
bała, wyczułby to od niej. To było interesujące, większość jego przeciwników w
tym momencie błagała o darowanie życia. Z bliska zauważył, że pachnie, jak
świeżo ścięte kwiaty. Czubek jej głowy sięgał jego brody, jej włosy były jak
jedwab na jego twarzy i musiał powstrzymać głupie pragnienie, by położyć na
nich policzek i potrzeć.
- Chcę, żebyś mnie wysłuchał – wydyszała, a każdy jej oddech sprawiał,
że spód jej piersi ocierał się o jego ramię.
Taa, a ja chcę mieć ją w swoim łóżku i znaleźć się między jej udami.
Wyglądało na to, że żadne z nich nie dostanie tego, czego chce. – Nie muszę nic
dla ciebie robić, a już zwłaszcza prowadzić pogawędki od serca. Jeśli teraz
odejdziesz, to może zapomnę, że mnie zraniłaś.
Delikatnie pociągnęła nosem. Niski jęk przeszedł przez jej miękkie ciało i
powiedział mu, że wyczuła zapach jego krwi… i że jej się spodobała.
Niespodziewanie jej obraz z czasów więzienia stanął mu przed oczami. Kiedy
zobaczył ją po raz pierwszy, myślał, że jest aniołem zesłanym z nieba.
Promienne blond włosy, uzupełnione o wydatne usta i najłagodniejszą parę
błękitnych oczu, jaką kiedykolwiek widział. Jej włosy były ściągnięte do tyłu w
koński ogon, tak jak wtedy, ale mógł się założyć, że sięgają jej do pasa.
Jego kutas stwardniał jeszcze bardziej, gdy wyobraził ją sobie nagą,
przykrytą jedynie rozpuszczonymi, złotymi lokami. Musiała czuć przyciśniętą
do niej erekcję, ale nie szamotała się w jego uścisku, a nawet jakby się trochę
przysunęła. Musiał powstrzymać swój własny jęk. Sposób w jaki z nim walczyła
był tak fachowy, tak zabójczy, tak cholernie seksowny. Jeszcze na żadną kobietę
nie był tak napalony. Czy to możliwe, żeby ona była napalona na niego, czy to
tylko myślenie życzeniowe? Może tylko sobie wyobraził zapach jej podniecenia.
- Proszę, Kane – nie było pomyłki, sądząc po chrapliwej nucie w jej
głosie. – Potrzebuję twojej pomocy.
- Gdybyś zapomniała, to nie jestem teraz w stanie pomóc komukolwiek.
- Mylisz się. Z twoim doświadczeniem w walce, mógłbyś pomóc nie tylko
mnie, ale też mojemu klanowi.
Jej zaokrąglone pośladki otarły się o jego erekcję i, mimo najlepszych
chęci, wyrwało mu się ciche syknięcie. Po raz pierwszy zauważył, że nie była
ubrana w mundur WSR, a zamiast tego miała na sobie czarne bojówki i pasujący
do nich T-shirt z długimi rękawami. Kane wiedział, że istnieje klan
zbuntowanych Trutni, który schronił się w kontrolowanym przez wilkołaki
Detroit. Czy to możliwe, żeby mówiła prawdę? Czy naprawdę opuściła Corbina
3
i teraz była po właściwej stronie? – Co się stało? Corbin wyrzucił cię, bo znalazł
kogoś ładniejszego? – zapytał, choć nie mógł sobie wyobrazić nikogo bardziej
pociągającego od niej.
- Nie, próbował mnie zabić, gdy odkrył, że go zdradziłam. Ale najpierw
przyprowadził mojego brata, którego nie widziałam od dziesięciu lat, i go
przemienił. Musiałam tam siedzieć i słuchać krzyków Brendena, gdy
przechodził bolesna transformację.
Kane poczuł, że mięknie. Płakała tamtego dnia w więzieniu. To była tylko
jedna łza, ale dręczyła go przez te wszystkie lata. To i poczucie beznadziei
malujące się na jej twarzy, gdy Corbin przycisnął ją do krat. Wyglądało na to, że
porzuciła w życiu wszelką nadzieję, a on został wciągnięty w jej cierpienie. W
końcowych latach więzienia śnił o niej każdej nocy. Słyszał, jak Corbin
wymawiał jej imię i często budził się, mrucząc je cicho. Kurczowo trzymał się
wspomnień blond piękności przez całą resztę odsiadki, wiedział, że to pomogło
mu zachować zdrowe zmysły.
Skrzywił się ze wstydu, właśnie ją zaatakował, nawet nie próbując
dowiedzieć się po co przyszła. W chwili, gdy ja zobaczył, po prostu założył, że
to lider WSR przysłał ją, żeby go zabiła. Oczywiście, Kane nie oddał się
całkowicie walce z nią. Jakaś jego mała część zawahała się i właśnie dlatego
teraz krwawił. Trzymał ja blisko siebie, odmawiając zerwania kontaktu, gdy
zastanawiał się, dlaczego go odszukała, skoro była wolna od Corbina.
To jasne, że Corbin nie był dla niej miły. Pomyślał o piekle, które musiała
przejść, patrząc, jak jej brat zostaje przemieniony. Dobrze wiedział, jak to jest
słyszeć krzyki brata i być wobec nich kompletnie bezradnym. Jakaś część niego
zastanawiała się, czy nie jest to czasem pułapka zastawiona przez Corbina, ale
szybko porzucił tę myśl. Co wydałoby mu się głupie, gdyby wystarczająco
długo przestał myśleć kutasem. Cześć niego wiedziała, że Corbin nie był w
najlepszych układach z braćmi Toren. Ale jego serce powiedziało mu, że Tori
mówi prawdę.
- Nie chcesz, żeby Corbin zapłacił za to, co zrobił tobie i twoim braciom?
– zapytała.
Jej oddech owionął jego gardło, robił wszystko co tylko mógł, by nie
błagać jej, żeby go ugryzła. – Domyślam się, że oznajmisz mi, że możesz mi w
tym pomóc? – Ich usta były tylko kilka cali od siebie, w odległości szeptu.
- Mój klan ma kilku silnych żołnierzy. Są dobrymi wojownikami, każdy z
nich, ale nie mają pojęcia o wampirzej taktyce wojennej. Trochę im pokazałam,
ale nie wiem tak wiele jak ty.
4
- Widzisz, kobieto, właśnie wyszedłem z więzienia i to nie było zbyt
zabawne. Ostatnią rzeczą o jakiej marzę jest trafić tam ponownie. A trenowanie
grupy zbuntowanych Trutni wiedzie do tego prostą drogą.
Błysk gniewu mignął w jej oczach. – Więc się po prostu schowasz i
pozwolisz im wygrać?
Mógł usłyszeć, jak bicie jej serca przyspiesza wraz z narastaniem jej
gniewu i nagle przypomniał sobie od jak dawna się nie pożywiał. Cała jego
uwaga była skupiona na braciach, więc nie miał czasu, by zadbać o swoje
potrzeby. Zdecydował, że weźmie tę kobietę. Ale nadal coś go dręczyło i musiał
poznać odpowiedź. – Tamtego dnia w więzieniu, kiedy Corbin z ciebie pił,
widziałem, jak płakałaś. Dlaczego?
Jej brwi zmarszczyły się w zaskoczeniu nagłą zmiana tematu. – A co to
ma do rzeczy?
Jej ton był powściągliwy, musiał dotknąć ją do żywego. – Muszę
wiedzieć, że nie byłaś z nim z własnej woli.
- Dlaczego ma to mieć dla ciebie jakieś znaczenie?
- Ma. To dla mnie ważne.
Upłynęło kilka chwil napięcia, zanim wyszeptała szorstko. – Robiłam to,
co musiałam, żeby przeżyć.
Myślał, że te słowa przyniosą mu wielka ulgę, ale nie miał racji. Zamiast
tego zrobiło mu się czerwono przed oczami. Corbin zmuszał ją wbrew jej woli,
a, znając tego dupka, nie był przy tym zbyt delikatny. Zaskoczony,
przyhamował. Od kiedy stał się taki nadopiekuńczy? Kilka minut temu starali
się nawzajem pozabijać, a teraz czuł, że zabiłby każdego, kto próbowałby ją
skrzywdzić.
Zanim się zorientował co robi, uniósł rękę, by objąć jej policzek. Jakaś
jego część spodziewała się, że Toni się cofnie, ale się nie cofnęła. Z cichym
westchnieniem zamknęła oczy i zdawała się delektować jego dotykiem.
Kane wiedział, że powinien odpuścić. Była dla niego właściwie obcą
osobą i kiedyś pracowała dla jego śmiertelnego wroga. Ale to było niemożliwe.
Za każdym razem, gdy ją dotykał, coraz bardziej tego chciał. Wiedział tylko
jedno, nie wróci sam do domu i nie była to sprawa, o którą mogliby się spierać.
- Nie byłam z nikim poza Corbinem – wyszeptała, unosząc ciemne rzęsy i
ukazując przydymione pożądaniem oczy. Oczywiście też zadawała sobie
sprawę, że poznają się znacznie lepiej.
- To nie ważne – przeciągnął kciukiem po jej dolnej wardze, ciekawy
jakie to uczucie. Miękkie, gorące i gotowe na pocałunki.
5
Złapała go za nadgarstek i spojrzała na niego, krystaliczne łzy wypełniały
jej oczy. – Dla mnie ważne.
Drugą ręką objął jej policzek, okalając jej twarz. – Wierzę ci. – To była
prawda, choć był skończonym głupcem, znowu komuś ufając.
- Powinieneś wiedzieć zanim zaczniemy, jestem Trutniem. Wiem, że
niektóre Czyste nie lubią być z moim rodzajem.
- Mnie to nigdy nie martwiło – delikatnie potarł swoimi ustami jej wargi,
zanim się odsunął, drażniąc ich oboje. – Kiedy na ciebie patrzę, widzę jedynie
piękną kobietę. Która jest tak pociągająca, że jeśli szybko nie wbiję w ciebie
kłów, umrę.
To musiały być właściwe słowa, bo zarzuciła mu ręce na szyję i
pocałowała go z pasją i wielką żarliwością. Zaborcze warknięcie wyrwało mu
się z gardła, kiedy objął ramionami jej talię i przyciągnął ją jeszcze bliżej. To
było niebo, jej słodkie usta były wszystkim, o co mógłby prosić. Z początku
nieśmiała, szybko zatraciła się w tej chwili. Jej język spotkał jego, ocierając się,
odkrywając, żądając. Kiedy odsunęła usta, prawie wrzasnął w proteście. Wtedy
zaczęła całować jego szyję i zamiast tego jęknął z wdzięczności. Lizała jego
ciało, a jej język zostawiał za sobą gorącą, aksamitną ścieżkę. Oczekiwanie
rosło z każdą pieszczotą. Jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie chciał być
ugryziony tak bardzo. – Napij się ze mnie – zauważył drobne drżenie w swoim
głosie.
- Jesteśmy na środku twojego podwórka – sprzeciwiła się, mimo że wzięła
trochę skóry między zęby i skubnęła delikatnie.
- W tej okolicy nikt nie zauważy – przycisnął tył jej głowy jeszcze
bardziej, zachęcając ją.
Ale nie potrzebowała więcej zachęty. Z cichym westchnieniem zanurzyła
kły w jego żyle szyjnej i zaczęła pić głębokimi, mocnymi łykami. Pożądanie
uderzyło w jego ciało, jakby ktoś wstrzyknął mu je do żył. Skowycząc, złapał ją
za pośladki i uniósł. Nie zabierając jej ust z szyi, owinął jej nogi dookoła swojej
talii.
Zaniósł ją do domu, trzaskając za nimi drzwiami.