Tłumaczenie:
ma_dzik00
2
Rozdział
11
Arizona była gorącym i suchy stanem, tak jak Elena przypuszczała. Ona i Damon przyjechali
prosto do Juniper Resort i Elena była przybita, jeśli nie zaskoczona, że Matta jeszcze nie było.
– To nie powinno zająd mu więcej czasu niż nam– powiedziała jak tylko weszli do pokoju. –
Chyba że… o Boże, Damon! Chyba, że Shinichi go złapał.
Damon usiadł na łóżku i skinął ponuro na Elenę. – Zdaje się, że miałem nadzieję, że nie będę
musiał ci tego mówid. Myślałem, że ten kretyn będzie miał chod na tyle przyzwoitości, żeby samemu
ci powiedzied. Śledzę jego aurę odkąd się rozdzieliliśmy. Cały czas się oddala… w kierunku Fell’s
Church.
Czasami zła wiadomośd potrzebuje czasu żeby do ciebie dotarła.
– Masz na myśli,– powiedziała Elena– że w ogóle się tutaj nie pokaże?
– To mam na myśli, od miejsca gdzie kupiliśmy samochody do Fell’s Church było niedaleko.
Pojechał w tamtym kierunku i nie zawrócił.
– Ale dlaczego? – zażądała Elena, tak jakby logiczne myślenie mogło coś pomóc. – Dlaczego
miałby odjechad i mnie zostawid? A szczególnie, czemu miałby jechad do Fell’s Church gdzie go
szukają?
– Dlaczego odjechał: myślę, że ma mylne pojęcie co do naszej relacji. A może właściwe, tylko
trochę za wcześnie – Damon uniósł brwi, a ona rzuciła w niego poduszką– i zdecydował się dad nam
trochę prywatności. A dlaczego Fell’s Church…– Damon wzruszył ramionami. – Słuchaj, znasz gościa
dłużej niż ja, ale nawet ja mogę powiedzied, że to typ rycerza. Jeśli mnie pytasz, to myślę, że pojechał
skonfrontowad się z oskarżeniami Caroline.
– Och, nie. – powiedziała Elena podchodząc do drzwi, w których rozległo się pukanie. – Nie po
tym jak mu powiedziałam, że…
– Och, tak– powiedział Damon, przyjmując troszkę ostrzegawczą pozycję. – Nawet z twoimi
mądrymi radami dzwoniącymi mu w uszach.
Drzwi otworzyły się. To była Bonnie. Bonnie, ze swoim małym ciałkiem, truskawkowymi
włosami i dużymi, brązowymi oczami. Elena nie mogła uwierzyd własnym oczom, nadal myśląc o
rozmowie z Damonem. Zamknęła przed nią drzwi.
– Matt zostanie zlinczowany– prawie krzyknęła Elena, zirytowana, że nadal ktoś puka.
Damon wyprostował się. Przechodząc obok Eleny do drzwi, powiedział– Lepiej będzie jak
usiądziesz– a potem posadził ją na krześle i przytrzymał za ramiona dopóki nie przestała się wiercid.
Później otworzył drzwi.
Tym razem to Meredith pukała. Wysoka i wyprostowana, z włosami opadającymi w czarne
kaskady wokół ramion. Meredith pukałaby dopóki ktoś by jej nie otworzył. Coś stało się w Elenie,
odkryła, że może skupid się naraz na wielu rzeczach.
To była Meredith. I Bonnie. W Sedonie, w Arizonie!
Elena poderwała się z krzesła i objęła Meredith mówiąc nieskładnie. – Przyjechałyście!
Przyjechałyście! Wiedziałyście, że nie mogę do was zadzwonid, więc przyjechałyście!
Bonnie przesunęła się obok nich i szeptem powiedziała do Damona. – Znowu całuje
wszystkich, których spotka?
– Niestety– odparł Damon– nie. Za to przygotuj się na śmierd przez ściśnięcie.
3
Elena odwróciła się do niego. – Słyszałam to! Och, Bonnie! Nie mogę po prostu uwierzyd, że
naprawdę tu jesteście. Tak bardzo chciałam z wami porozmawiad!
W międzyczasie przytulała Bonnie, Bonnie ją, a Meredith je obie. Subtelne sygnały uścisku
sióstr zaczęły przepływad między nimi w tym samym czasie- podniesiona brw tu, delikatne
potaknięcie tu, napięcie i wzruszenie ramionami zakooczona westchnięciem. Damon nie wiedział
tego, ale właśnie został osądzony i zwolniony ze służby.
Elena pierwsza się otrząsnęła. – Musiałyście się spotkad z Mattem. Musiał wam powiedzied o
tym miejscu.
– Tak, powiedział. Potem sprzedał Priusa, szybko się spakowałyśmy, kupiłyśmy bilety na
samolot i czekałyśmy. Nie chciałyśmy za tobą tęsknid! – powiedziała Bonnie na bezdechu.
– Spodziewam się, że nie kupiłyście biletów nie więcej niż dwa dni temu. – zapytał Damon
sufit, kiedy tak stał z łokciem opartym o krzesło Eleny.
– Niech pomyślę, – zaczęła Bonnie, ale Meredith jej przerwała: – Tak, dwa dni temu, a co? Co
się wam przez to stało?
– Próbowaliśmy zmylid wroga. – powiedział Damon. – Okazuje się, że prawdopodobnie
traciliśmy czas.
Nie, pomyślała Elena, bo Shinichi może wejśd w twój umysł kiedy tylko zechce i spróbowad
zabrad twoje wspomnienia. A ty możesz tylko próbowad z nim walczyd.
– W taki razie, Elena i ja powinniśmy wyruszyd natychmiast– kontynuował Damon. – Jednak
najpierw muszę coś załatwid. Elena powinna się spakowad. Weź jak najmniej, tylko to co naprawdę
niezbędne. Łącznie z jedzeniem na dwa, trzy dni.
– Powiedziałeś… wyruszyd natychmiast? – wysapała Bonnie, a potem gwałtownie usiadła na
podłodze.
– To ma sens, skoro już straciliśmy element zaskoczenia. – odpowiedział Damon.
– Nie mogę uwierzyd, że wy dwie przyjechałyście się ze mną pożegnad, kiedy Matt opiekuje
się miastem. – powiedziała Elena. – To takie słodkie! – uśmiechnęła się szeroko zanim dodała w
myślach: I takie głupie!
– Cóż…
– Cóż, nadal mam coś do załatwienia– powiedział Damon, machając rękami. – Powiedzmy, że
wyjeżdżamy stąd za pół godziny.
– Sknera– narzekała Bonnie , kiedy drzwi bezpiecznie się za nim zamknęły. – W takim razie
mamy tylko kilka minut na rozmowę zanim wyruszymy.
– Mogę się spakowad w niecałe pięd minut– powiedziała smutno Elena i dopiero wtedy
dotarło do niej co dokładnie powiedziała Bonnie. Zanim wyruszymy?
– Nie mogę spakowad wszystkich potrzebnych rzeczy. – cicho zamruczała Meredith. – Nie
mogłam wszystkiego wrzucid na moją komórkę i nie mam pojęcia kiedy będę mogła znowu
naładowad baterię. Mam całą walizkę pełną materiałów!
Elena patrzyła nerwowo raz na jedną, raz na drugą. – Ekhm, jestem pewna, że tylko ja
powinnam się pakowad, – powiedziała. – Bo tylko ja jadę… prawda? – kolejne spojrzenie na
przyjaciółki.
– Jakbyśmy mogły pozwolid wyjechad do jakiegoś innego wszechświata bez nas! –
powiedziała Bonnie. – Potrzebujesz nas!
– Nie do innego wszechświata. Tylko do innego wymiaru, –powiedziała Meredith– ale panują
tu takie same zasady.
– Ale ja nie mogę pozwolid wam iśd ze mną!
4
– Oczywiście, że nie. Jestem od ciebie starsza. – odparowała Meredith. – Nie możesz mi na
nic pozwolid. Prawda jest taka, że my też mamy swoją misję. Chcemy znaleźd gwiezdną kulę
Shinichiego albo Misao. Jeżeli to zrobimy, to możliwe, że będziemy w stanie natychmiast
powstrzymad większośd rzeczy dziejących się w Fell’s Church.
– Gwiezdną kulę? – zapytała ślepo Elena, kiedy gdzieś w głębinach jej umysłu wykreował się
niejasny obraz.
– Wytłumaczę później.
Elena pokręciła głową. – Zostawiłyście Matta samego z tymi wszystkimi nadnaturalnymi
rzeczami dziejącymi się w Fell’s Church? Kiedy jest zbiegiem i musi ukrywad się przed policją?
– Eleno, nawet policja boi się teraz Fell’s Church i szczerze, zamknęcie go w Ridgemont może
byd dla niego najbezpieczniejsze. Jednak, nie zrobią tego. Pracuje z panią Flowers i dobrze im razem
idzie. Są zgraną ekipą. – Meredith zamilkła żeby nabrad powietrza i widad było, że rozważa w jaki
sposób coś powiedzied.
Bonnie powiedziała to za nią bardzo słabym głosikiem. – A ja nie byłam dobra, Eleno.
Zaczęłam… cóż, zaczęłam zachowywad się histerycznie. Słyszałam i widziałam rzeczy, których nie było.
Możliwe, że tylko je sobie wyobrażałam i potem stawały się prawdą. Bałam się sama siebie i myślę, że
wpędzałam ludzi w niebezpieczeostwo. Matt jest za bardzo praktyczny żeby to robid. – przetarła oczy.
– Wiem, że tamten wymiar będzie okropny, ale przynajmniej nie będę wpędzad w niebezpieczeostwo
domów pełnych ludzi.
Meredith przytaknęła. – Z Bonnie nie było dobrze. Nawet gdybym nie chciała iśd z tobą, to
musiałabym ją stamtąd wyciągnąd. Nie chcę dramatyzowad, ale wierzę, że tamte demony ją ścigały. A
odkąd nie ma Stefano, Damon może byd jedynym, który jest w stanie je odpędzid. A może ty możesz
jej pomóc, Eleno?
Meredith… dramatyzowad? Ale Elena widziała dreszcze przemykające pod skórą Meredith i
drżenie Bonnie wprawiające jej loczki w ruch.
Meredith dotknęła nadgarstka Eleny. – My nie uciekłyśmy czy coś. Fell’s Church jest teraz
obszarem wojny. To prawda, ale nie zostawiłyśmy Matta bez sprzymierzeoców. Dr Alpert, umie
trzeźwo myśled, jest tam najlepszym lekarzem i może nawet przekonad kogoś, że Shinichi i malaki są
prawdziwe. Poza tym, rodzice też się włączyli. Rodzice, psychiatrzy i dziennikarze. Przez nich nie
można otwarcie działad i tak. Matt nie jest żadną przeszkodą.
– Ale… zaledwie w ciągu tygodnia…
– Spójrz na niedzielną gazetę.
Elena chwyciła „Ridgemont Times”. To była największa gazeta w rejonie Fell’s Church. Wielki
nagłówek głosił: OPĘTANIE W XXI WIEKU?
Pod nagłówkiem było wiele szarych linii tekstu, ale tym co naprawdę przykuwało wzrok było
zdjęcie bójki trzech dziewczyn. Każda z nich wygięta była w pozycjach niemożliwych dla ludzkiego
ciała. Wyraz twarzy dwóch ukazywał cierpienie i przerażenie, ale to ta trzecia spowodowała, że Elenie
krew zamarzła w żyłach. Jej ciało było tak przekręcone, że jej głowa była ustawiona odwrotnie niż
powinna. Patrzyła wprost obiektywu z obnażonymi zębami, a jej oczy… Nie można tego inaczej ująd–
były demoniczne. Nie były to same białka, nie były zniekształcone. Nie świeciły też na czerwono.
Wystarczył sam ich wyraz. Elena nigdy wcześniej nie widziała oczu, na widok których chciało jej się
wymiotowad.
Bonnie powiedziała cicho. – Masz czasem takie wrażenie jakby „Och, ups, co jeszcze może się
wydarzyd?”
5
– Bez przerwy, odkąd poznałam Stefano. – powiedziała Meredith. – Bez obrazy, Eleno.
Chodzi o to, że to wszystko stało się w przeciągu kilku dni: od chwili kiedy dorośli, którzy wiedzieli, że
coś jest naprawdę nie tak, zebrali się razem.
Meredith westchnęła i przeczesała włosy idealnie wypielęgnowanymi paznokciami zanim
zaczęła mówid dalej. – Te dziewczyny są nowocześnie opętane, jak to mówi Bonnie. Może są
opętane przez Misao, samice kitsune powinny to robid. Gdybyśmy mogły znaleźd gwiezdne kule albo
chociaż jedną, to mogłybyśmy zmusid ich żeby to wszystko posprzątali.
Elena odłożyła gazetę, nie chciała już więcej widzied tych odwróconych oczu wpatrujących się
w jej. – Kiedy to wszystko się dzieje, to co robi twój chłopak podczas kryzysu?
Po raz pierwszy Meredith wyglądała jakby jej ulżyło. – Możliwe, że właśnie jest w drodze.
Napisałam mu o wszystkim co się dzieje. To on powiedział mi żeby wywieśd stamtąd Bonnie. –
Spojrzała przepraszająco na Bonnie, która jedynie uniosła ręce i głowę do nieba. – Kiedy tylko skooczy
pracę na jakiejś wyspie Shinmei no Uma, wróci do Fell’s Church. Takie rzeczy są specjalnością Alarica i
nie daje się łatwo przestraszyd. Więc nawet jeśli wyjedziemy na kilka tygodni, to Matt będzie miał
wsparcie.
Elena wyrzuciła ręce w taki sam sposób jak Bonnie. – Jest tylko jedna rzecz, którą musisz
wiedzied zanim zaczniemy. Nie mogę pomóc Bonnie. Jeśli liczysz na mnie, że zrobię jedną z tych
rzeczy, które zrobiłam kiedy walczyliśmy z Shinichim i Misao ostatnim razem… cóż, nie mogę.
Starałam się wiele razy zrobid te ataki skrzydłami, ale nic z tego nie wyszło.
– Może Damon coś wie… – powiedziała powoli Meredith.
– Może wie, ale Meredith, nie naciskaj go teraz. Nie w tej chwili. To co z pewnością wie to, to
że Shinichi w każdej chwili może wejśd do jego umysłu i zabrad wspomnienia i kto wie. Może nawet
znowu go opętad…
– Ten kłamliwy kitsune! – wybuchnęła Bonnie, brzmiąc prawie właściwie. Jakby, pomyślała
Elena, Damon był jej chłopakiem. – Shinichi przysiągł, że nie będzie tego robił.
– Tak samo jak przysiągł, że zostawi Fell’s Church w spokoju. Jedynym powodem, dla którego
wierzę w te wszystkie wskazówki, które dostaliśmy od Misao o lisim kluczu to fakt, że drwiła ze mnie.
Nigdy nie przypuszczała, że zawrzemy umowę i dlatego nie próbowała kłamad ani byd za sprytna.
Przynajmniej tak myślę.
– No i dlatego jesteśmy tu z tobą, żeby uwolnid Stefano– powiedziała Bonnie. – i jeżeli
będziemy mied szczęście i znajdziemy gwiezdne kule, to będziemy mogli kontrolowad Shinichiego.
Racja?
– Racja! – potwierdziła żarliwie Elena.
– Racja– odparła poważnie Meredith.
Bonnie przytaknęła. – Siostry na zawsze!
Położyły szybko swoje prawe dłonie jedna na drugiej formując trzyelementowe koło. To
przypomniało Elenie o czasie, kiedy miało ono cztery elementy.
– A co z Caroline? – zapytała.
Bonnie i Meredith popatrzyły po sobie. Potem Meredith potrząsnęła głową. – Nie chcesz
wiedzied, naprawdę.
– Zniosę to, naprawdę. – powiedziała Elena prawie szeptem. – Meredith, byłam martwa,
pamiętasz? Dwa razy.
Meredith nadal kręciła głową. – Jeżeli nie możesz patrzed na to zdjęcie, to nie powinnaś
słuchad o Caroline. Byłyśmy u niej dwa razy
6
– Ty byłaś u niej dwa razy– przerwała jej Bonnie– Ja za drugim razem zemdlałam i zostawiłaś
mnie pod drzwiami.
– I zdałam sobie sprawę, że mogę cię stracid na zawsze i przeprosiłam. – Meredith przerwała
kiedy Bonnie położyła swoją rękę na jej ramieniu i lekko je popchnęła.
– Poza tym to właściwie nie była wizyta– powiedziała Meredith. – Pobiegłam do pokoju
Caroline przed jej mamą i znalazłam ją w jej gnieździe- nie ważne co to jest- jedzącą coś. Kiedy mnie
zobaczyła, to tylko zachichotała i jadła dalej.
– I? – powiedziała Elena, kiedy napięcie było już nie do zniesienia. – Co to było?
–Myślę, – odpowiedziała beznamiętnie Meredith– że to były robaki i ślimaki. Podnosiła je i
wiły się zanim je ugryzła. Ale to nie było najgorsze. Słuchaj, tutaj musisz to docenid: ona uśmiechnęła
się do mnie i powiedziała grubym głosem: „Chcesz gryza?” i nagle moja buzia wypełniła się tą wijącą
masą i schodziła w dół mojego gardła. Zwymiotowałam na jej dywan. Caroline zaczęła się śmiad, a ja
pobiegłam na dół, podniosłam Bonnie i już nigdy tam nie wróciłyśmy. Ale… w połowie ścieżki
prowadzącej z domu zdałam sobie sprawę, że Bonnie się dusi. Miała robaki w ustach i nosie. Znam
pierwszą pomoc i udało mi się usunąd większośd zanim obudziła się wymiotując. Ale…
– To było doświadczenie, którego wolałabym więcej nie przeżywad. – beznamiętny głos
Bonnie powiedział więcej niż jakikolwiek dźwięk przerażenia.
– Słyszałam, że rodzice Caroline wyprowadzili się i nie mogę powiedzied, że ich za to
obwiniam. Caroline jest już pełnoletnia. Mogę jedynie dodad, że wszyscy modlą się, że w jakiś sposób
krew wilkołaka wygra. To wydaje się byd mniej okropne niż malak czy demon, ale jeżeli nie wygra…
Elena oparła brodę na kolanach. – I pani Flowers może sobie z tym poradzid?
– Lepiej niż Bonnie. Pani Flowers podoba się, że ma w pobliżu Matta. Tak jak powiedziałam,
są zgraną ekipą. A teraz kiedy w koocu przemówiła do ludzi dwudziestego pierwszego wieku, to
myślę, że jej się to podoba. Może teraz ciągle praktykowad rzemiosło.
– Rzemiosło? Och…
– Tak, tak nazywa czary. Nie mam pojęcia czy jest w tym dobra, bo nie mam do kogo jej
porównad albo do czego.
– Jej eliksiry działają jak magia! – powiedziała stanowczo Bonnie dokładniej w tej samej
chwili, kiedy Elena powiedziała: – Jej sole do kąpieli z pewnością działają.
Meredith uśmiechnęła się lekko. – Szkoda, że nie ma jej tu zamiast nas.
Elena pokręciła głową. Teraz kiedy znowu była z Bonnie i Meredith, to wiedziała że nigdy nie
mogłaby pójśd w Ciemnośd bez nich. Były czymś więcej niż jej rękami, były czymś o wiele większym
dla niej… a teraz są tu, gotowe zaryzykowad swoje życie dla Stefano i Fell’s Church.
W tym momencie drzwi pokoju otworzyły się. Damon wszedł niosąc kilka brązowych,
papierowych toreb w jednej ręce.
– Wszyscy ładnie się pożegnali? – zapytał. Wydawało się, że ma problem z patrzeniem na
dwójkę gości, więc patrzył jedynie na Elenę.
– Cóż, niezupełnie. – odpowiedziała Elena. Zastanawiała się czy Damon byłby w stanie
wyrzucid Meredith przez okno. Wybicie okna to na pewno dla niego pestka.
– Bo jedziemy z wami. – powiedziała Meredith, a Bonnie dodała. – Tylko zapomniałyśmy się
spakowad.
Elena przesunęła się szybko, żeby stad między Damonem, a pozostałymi. Jednak Damon tylko
wpatrywał się w podłogę.
– To zły pomysł.– powiedział łagodnie. – Bardzo, bardzo bardzo zły pomysł.
7
– Damon nie wpływaj na nie! Proszę! – Elena energicznie pomachała obiema rękami, a
Damon uniósł swoją jedną rękę i w geście negacji. W jakiś sposób ich ręce otarły się o siebie… i
złączyły.
Elektryczny wstrząs. Ten przyjemny, pomyślała Elena, chociaż właściwie nie miała czasu na
myślenie. Ona i Damon desperacko próbowali odciągnąd swoje ręce, ale nie byli w stanie. Małe
wstrząsy przebiegały wzdłuż kręgosłupa Eleny do całego jej ciała.
W koocu udało im się uwolnid ręce i oboje obrócili się z poczuciem winy, żeby popatrzed na
Bonnie i Meredith. Patrzyły na nich wielkimi oczami. Podejrzliwymi oczami. Oczami, które mówiły:
„ Aha! Co my tutaj mamy?”
Nastąpiła długa chwila milczenia i bezruchu.
Później Damon powiedział poważnie. – To nie jest jakaś wycieczka dla przyjemności.
Jedziemy, bo nie mamy innego wyboru.
– Sami nigdzie nie jedziecie. – powiedziała Meredith neutralnym głosem. – Jeśli Elena jedzie,
to my też.
– Wiemy, że to złe miejsce, – dodała Bonnie– ale z całą pewnością jedziemy z wami.
– Poza tym mamy też tam swój interes. – dodała Meredith. – Musimy oczyścid Fell’s Church z
krzywd jakie wyrządził Shinichi , i które nadal wyrządza.
Damon pokręcił głową. – Nie rozumiecie. To nie będzie wam się podobało. – powiedział
krótko. Wskazał głową na jej komórkę. – Tam nie ma elektryczności. Nawet posiadanie czegoś
takiego jest przestępstwem. A karą za każde przestępstwo są tortury i śmierd. – podszedł w kierunku
Meredith.
Meredith nie odsunęła się, wpatrywała się w niego ciemnym wzrokiem.
– Słuchajcie, nawet nie zdajecie sobie sprawy co musicie zrobid żeby chociaż się tam dostad. –
powiedział Damon beznamiętnie. – Po pierwsze, potrzebujecie wampira. Macie szczęście, bo macie
jednego. Potem będziecie musiały zrobid cały szereg rzeczy, które nie będą się wam podobad
– Jeżeli Elena może je zrobid, to my też możemy. – przerwała cicho Meredith.
– Nie chcę żeby którejś z was coś się stało. Jadę tam dlatego, że chodzi o Stefano. –
powiedziała szybko Elena, mówiąc częściowo do swoich przyjaciółek, a częściowo do siebie- kiedy w
koocu coś znowu zaczęło do niej docierad. Taka dziwna, rozpływająca się słodycz czegoś, co zaczęło
się jako wstrząs. Taki dziki wstrząs z powodu zwyczajnego dotknięcia czyjeś ręki…
Elenie udało się odwrócid wzrok od twarzy Damona i ponownie włączyd się w kłótnie, która
miała miejsce.
– Tak, jedziesz tam bo chodzi o Stefano– mówiła do niej Meredith. – i my jedziemy tam z
tobą.
– Mówię wam, to wam się nie spodoba. Będziecie żyd żałując tego. To znaczy, jeżeli
przeżyjecie. – powiedział Damon płynnie z mrocznym wyrazem twarzy.
Bonnie jedynie popatrzyła błagająco na Damona swoimi brązowymi, szerokimi oczami. Jej
ręce były złączone razem przy jej gardle. Wygląda jak obrazek na wizytówce Hallmarka, pomyślała
Elena. Te oczy były warte tysiąca logicznych argumentów.
W koocu, Damon popatrzył ponownie na Elenę. – Wiesz, że prawdopodobnie skazujesz je na
śmierd. Ciebie możliwe, że mógłbym ochronid. Ale ciebie i Stefano i twoich dwóch nastoletnich
przyjaciółek… nie mogę.
Usłyszenie tego było szokiem. Elena nie pomyślała o tym w ten sposób. Widziała jednak
zdeterminowany zacisk szczęk Meredith i sposób w jaki Bonnie stanęła na palcach żeby wyglądad na
wyższą.
8
– Myślę, że decyzja już zapadła. – powiedziała cicho, bojąc się, że jej głos może zadrżed.
Przez długą chwilę wpatrywała się w ciemne oczy Damona, a on nagle błysnął swoim promiennym
uśmiechem, ścierając go zanim się zaczął i powiedział. – Rozumiem. W takim razie muszę jeszcze coś
załatwid. Mogę nie wrócid przez jakiś czas, więc rozgośdcie się
– Elena powinna pójśd do naszego pokoju. – powiedziała Meredith. – Mam dużo materiałów
do pokazania jej, a skoro nie możemy dużo zabrad ze sobą, to będziemy musiały je przejrzed przez
noc.
– Więc powiedzmy, że spotkamy się tu o świcie. – powiedział Damon. – Stąd ruszymy do
Bramy Demona. Pamiętajcie, nie zabierajcie żadnych pieniędzy, nic tam nie znaczą. To nie są wakacje,
ale o tym bardzo szybko się przekonacie.
Damon wdzięcznym, ironicznym gestem, podał Elenie torbę.
– Brama Demona? – powiedziała Bonnie, kiedy weszły do windy. Jej głos drżał.
– Spokojnie. – odpowiedziała Meredith. – To tylko nazwa.
Elena żałowała, że tak bardzo dobrze wie, kiedy Meredith kłamie.