Sharon Sala
Dama z Kalifornii
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– O Boz˙e! Czy nie moz˙na by czegos´ zrobic´ z jej
twarza˛, panie doktorze?
Lily Brownfield stała za drzwiami swego pokoju
i słuchała, jak jej narzeczony, Todd Collins, roz-
mawia na korytarzu z chirurgiem odpowiedzialnym
za operacje˛. Czuła, z˙e zaraz pe˛knie jej serce, po
policzkach płyne˛ły łzy. Bandaz˙e zdje˛to z jej twarzy
niecałe pie˛tnas´cie minut temu, a ona juz˙ w tej chwili
miała wraz˙enie, z˙e jej z˙ycie wali sie˛ w gruzy.
W głosie Todda wyczuła wstre˛t. Nie chciała znac´
odpowiedzi lekarza, jednak stała niczym wros´nie˛ta
w ziemie˛ i słuchała, jak chirurg, ostroz˙nie dobiera-
ja˛c słowa, przemawia do jej rozgora˛czkowanego
narzeczonego.
– Oczywis´cie nadejdzie czas, kiedy be˛dziemy
mogli zrobic´ druga˛ operacje˛, aby zredukowac´ te˛
blizne˛. Teraz jednak powinien pan byc´ wdzie˛czny
losowi za to, z˙e narzeczona z˙yje i odzyskuje
ro´wnowage˛. Na wszystko potrzeba czasu, panie
Collins. Pan, jako prawnik, powinien o tym wie-
dziec´ najlepiej, poniewaz˙ nic nie działa tak powoli
jak wymiar sprawiedliwos´ci.
Lekarz us´miechna˛ł sie˛ łagodnie i dodał:
– Prosze˛ okazac´ cierpliwos´c´. Lily jest młoda˛,
pełna˛ z˙ycia kobieta˛. Najpierw niech powoli dojdzie
do siebie, a potem zobaczymy. Dobrze?
– Oczywis´cie, panie doktorze, oczywis´cie – od-
parł Todd – ale za niecałe dwa miesia˛ce mielis´my
wzia˛c´ s´lub. Teraz trzeba go przełoz˙yc´ na nie wiadomo
kiedy. Ona na pewno nie zechce przejs´c´ przez cały
kos´cio´ł z twarza˛jak... – Urwał i odchrza˛kna˛ł, po czym
dorzucił: – Nie moge˛ miec´ z˙ony, kto´ra... – Nagle jego
głos przeszedł w krzyk. – Jak ona w takiej sytuacji
moz˙e byc´ doskonała˛ z˙ona˛ i gospodynia˛?
Lekarz zagryzł wargi, by nie zmieszac´ swego
rozmo´wcy z błotem. W swej pracy stykał sie˛
z ro´z˙nymi ludz´mi i teraz uznał, z˙e ten znakomicie
ubrany, znakomicie wykształcony i znakomicie
,,wychowany’’ facet to łobuz jakich mało.
Jego pacjentka zapewne jest innego zdania, lecz
on uwaz˙ał, z˙e uwolnienie sie˛ od takiego faceta
byłoby dla niej wre˛cz dobrodziejstwem.
6
DAMA Z KALIFORNII
Lily wcia˛gne˛ła głos´no powietrze i przycisne˛ła
palce do warg, by zdławic´ szloch. Słowa Todda
potwierdzały jej najgorsze podejrzenia. Wiedziała,
z˙e w ich zwia˛zku brakuje głe˛bokiego uczucia, lecz
wszyscy woko´ł mo´wili, z˙e stanowia˛ idealna˛ pare˛.
Miała nadzieje˛, z˙e z upływem czasu jej małz˙en´stwo
z Toddem stanie sie˛ tak dobre i udane, jak małz˙en´st-
wo jej rodzico´w – do momentu przedwczesnej
s´mierci matki.
Zamkne˛ła mocno oczy i usiłowała zignorowac´ fakt,
z˙e jej plany na przyszłos´c´ włas´nie sie˛ posypały.
Fakto´w nie sposo´b lekcewaz˙yc´. Kiedy zdje˛to jej
bandaz˙e, na twarzy Todda dostrzegła wyraz´ne obrzy-
dzenie. Nawet gdyby bardzo zalez˙ało jej na tym s´lubie,
to czyz˙ moz˙e wyjs´c´ za ma˛z˙ za kogos´, komu bardziej
zalez˙y na tym, jak wygla˛da, niz˙ na tym, jaka jest?
Aby nie stracic´ kontroli nad swoim z˙yciem, moz˙e
zrobic´ tylko jedno: to ona jako pierwsza dokona
cie˛cia. Przerwie ten zwia˛zek. Nie be˛dzie to proste,
lecz w ostatecznym rozrachunku zaoszcze˛dzi jej
sporo bo´lu.
Otworzyła drzwi i spojrzała na swego narzeczo-
nego. Po jego twarzy przemkna˛ł cien´, jakby zaz˙eno-
wanie czy poczucie winy.
– Todd, chodz´ do mnie – odezwała sie˛ spokoj-
nie. – Musimy omo´wic´ cos´, co nie dotyczy pana
doktora ani jego metod leczenia.
7
Sharon Sala
Lekarz zmarszczył czoło, jakby znakomicie zda-
wał sobie sprawe˛ z tego, co za chwile˛ nasta˛pi za
drzwiami tego pokoju, i nie po raz pierwszy w z˙yciu
poz˙ałował, z˙e potrafi leczyc´ tylko ciała pacjento´w,
a nie ich dusze. Ta pie˛kna młoda kobieta, kto´ra˛ dwa
tygodnie temu przywieziono do izby przyje˛c´, dzis´
wro´ci do domu z długa˛, brzydka˛ blizna˛ na policzku.
W jego ocenie jednak ta szrama moz˙e zostac´
uleczona znacznie szybciej niz˙ rana, kto´ra˛ za mo-
ment zada jej narzeczony.
Czasami złamane serce w znacznie wie˛kszym
stopniu stanowi zagroz˙enie dla z˙ycia niz˙ najgorsze
urazy ciała.
Patrzyła niewidza˛cym wzrokiem w kierunku
plaz˙y. Jej dom stał na skarpie, w dole fale z hukiem
rozbijały sie˛ o skalisty brzeg. Juz˙ kilka tygodni temu
opus´ciła szpital, a do dzis´ nie mogła podja˛c´ z˙adnej,
najprostszej nawet decyzji dotycza˛cej przyszłos´ci.
Nie dostrzegała pie˛kna dnia, nie zauwaz˙ała mew
kra˛z˙a˛cych nad falami.
Przed oczami nieustannie miała twarz Todda
w momencie, gdy oddawała mu piers´cionek zare˛-
czynowy. Malowało sie˛ na niej wo´wczas poczucie
winy zmieszane z ulga˛, gdy re˛ke˛ z piers´cionkiem
wkładał do kieszeni.
Potem nawet zrobił gest, jakby chciał ja˛ obja˛c´.
8
DAMA Z KALIFORNII
Dlaczego tak po´z´no, Todd, pomys´lała. Zatrzymała
jego dłon´ w powietrzu i odsune˛ła sie˛ od niego. Nie
potrzebowała jego litos´ci, a fakt, z˙e mo´głby ja˛
obejmowac´ jeden z najlepszych młodych prawni-
ko´w z Los Angeles, przestał nagle miec´ znaczenie.
– Nie dawaj mi wie˛cej prezento´w, Todd – po-
prosiła go wo´wczas. – Najwyraz´niej bardziej kocha-
łes´ mo´j wygla˛d niz˙ mnie sama˛. Rozumiem, z˙e
mogłam zostac´ twoja˛ z˙ona˛ pod warunkiem, z˙e
mo´głbys´ sie˛ ze mna˛ wsze˛dzie pokazac´ i pochwalic´.
Bylibys´my pie˛kna˛ para˛, Todd, ty i ja. Teraz wiem,
z˙e byłam kompletna˛ idiotka˛.
– Ale Lily, chyba nie wiesz...
– Wiem znacznie wie˛cej, niz˙ miałabym ochote˛,
Todd. A teraz zostaw mnie. Sam zajmiesz sie˛
odwołaniem wszystkich przygotowan´. Moz˙esz wy-
mys´lic´ oboje˛tnie jakie kłamstwo, z˙eby wyjas´nic´
ludziom, dlaczego nie bierzemy s´lubu. Ja nie mam
zamiaru niczego udawac´.
Jej głos zadrz˙ał, lecz nie rozpłakała sie˛ na oczach
człowieka, kto´ry włas´nie złamał jej serce. Miała
ochote˛ krzyczec´, miała ochote˛ rzucic´ sie˛ na niego,
lecz nie uczyniła ani jednego, ani drugiego. Nie
byłoby to zbyt eleganckie, a Lily Catherine Brown-
field jest przede wszystkim dama˛. Todd kiedys´ jej
wyznał, z˙e była to jedna z pierwszych rzeczy, kto´ra
zwro´ciła jego uwage˛. Najwyraz´niej jednak bycie
9
Sharon Sala
dama˛ nie wystarczy, by utrzymac´ zwia˛zek, jes´li
twarz zostanie oszpecona.
Todd stał przed nia˛, zły i zawstydzony jednoczes´-
nie, lecz ani nie odpierał jej zarzuto´w, ani nie
pro´bował oddac´ jej piers´cionka. Natomiast w pew-
nej chwili zdecydowanym ruchem obro´cił sie˛ na
pie˛cie i znikna˛ł.
Przymkne˛ła wo´wczas oczy, po jej policzkach
popłyne˛ły łzy. Nie chciała jednak płakac´. Todd
Collins nie jest tego wart.
Wro´ciła do ło´z˙ka, opadła cie˛z˙ko na przes´cieradła
i zacze˛ła sie˛ zastanawiac´, co teraz pocza˛c´.
Nie moz˙e przeciez˙ pracowac´ i codziennie naty-
kac´ sie˛ na Toda w tym samym biurze. Przed
wypadkiem mogła pracowac´ wsze˛dzie. Była znako-
mita˛ sekretarka˛, lecz teraz zacze˛ło narastac´ w niej
przykre podejrzenie, z˙e z˙aden prawnik nie zatrudni
tak mało reprezentacyjnej sekretarki. Todd ja˛ znał,
podobno kochał, lecz nawet on nie był w stanie
znies´c´ widoku jej zmienionej twarzy. Dlaczego
jakis´ obcy człowiek miałby czuc´ inaczej?
Dzwonek telefonu sprowadził ja˛ na ziemie˛. Za-
mrugała powiekami, usiłuja˛c wymazac´ z pamie˛ci
wspomnienia przeszłos´ci, odwro´ciła sie˛ i wbiegła
do domu.
– Halo! – rzuciła do słuchawki.
– Lily Kate, gdzie byłas´? – Dz´wie˛czny, niski
10
DAMA Z KALIFORNII
głos ojca sprawił jej przyjemnos´c´, mimo z˙e ojciec
uparcie zwracał sie˛ do niej tak jak za dawnych lat,
w dziecin´stwie.
– Na dworze, tato – odparła mie˛kko. – Wiesz,
chciałam odetchna˛c´ s´wiez˙ym powietrzem, złapac´
troche˛ słon´ca.
– Kiedy wracasz do domu? – zapytał ojciec.
Nadal był na nia˛ ws´ciekły za to, z˙e nie pozwoliła
mu znokautowac´ Todda Collinsa. Ojciec nigdy nie
przepadał za tym ambitnym karierowiczem o blond
włosach. Teraz go wre˛cz nie cierpiał. Niemniej
miłos´c´ do co´rki sprawiła, z˙e gryzł sie˛ w je˛zyk,
ilekroc´ miał ochote˛ jej powiedziec´: ,,A nie mo´wi-
łem’’...
Lily westchne˛ła. Cia˛gle to samo. Gdy cos´ jej sie˛
przytrafiało, rodzina natychmiast z˙a˛dała, by wraca-
ła do domu, a oni juz˙ sie˛ nia˛ zajma˛. Wiedziała
jednak, z˙e tym razem powro´t do domu nic jej nie da.
Rana, zwłaszcza ta wewne˛trzna, jest zbyt głe˛boka.
– Tato, przeciez˙ juz˙ o tym rozmawialis´my. Ko-
cham ciebie, kocham moich braci, chociaz˙ czasami
we czterech bardzo dawali mi sie˛ we znaki. Ale tym
razem pod z˙adnym pozorem nie przyjade˛ do was,
z˙eby sie˛ ukrywac´. Wychowalis´cie mnie zupełnie
inaczej.
Morgan Brownfield westchna˛ł i palcami prze-
czesał włosy. Nie mo´gł dyskutowac´ z co´rka˛,
11
Sharon Sala
poniewaz˙ włas´nie posłuz˙yła sie˛ jednym z jego
argumento´w.
– Dobra – wymamrotał. – Ale jes´li uznasz, z˙e
chcesz nas odwiedzic´, to wiesz, z˙e nawet nie musisz
dzwonic´. Po prostu wpadaj.
– Wiem o tym, tato, i dzie˛kuje˛. Pozdro´w ode
mnie Cole’a, Buddy’ego, J.D. i Dusty’ego. Kocham
was wszystkich.
– My tez˙ cie˛ kochamy, malen´ka – odparł ojciec,
czuja˛c dławienie w gardle. Trudno mu było sie˛
pogodzic´ z faktem, z˙e jego dziecko, jego jedyna
co´reczka siedzi gdzies´ samotnie i cierpi. Znowu
przyszła mu do głowy mys´l, z˙e jes´li sie˛ natknie na
Todda Collinsa, oboje˛tne gdzie, to bez wahania da
temu prostakowi w jego pie˛kne ze˛by.
Lily odłoz˙yła słuchawke˛, opadła na fotel i skryła
twarz w dłoniach. Z jej oczu znowu popłyne˛ły łzy.
Nie ma sprawiedliwos´ci w z˙yciu. Palcami przesune˛-
ła po policzku, od oka niemal do ka˛cika ust. Blizna
była długa, czerwona i brzydka. Lily poczuła, z˙e
znowu ma ochote˛ krzyczec´.
Nie potrzeba było duz˙o czasu, by pijany kierow-
ca zmienił zupełnie bieg jej z˙ycia. Wiedziała jed-
nak, z˙e powinna byc´ wdzie˛czna losowi za to, z˙e to
z˙ycie w ogo´le zachowała.
Wstała i ruszyła wolnym krokiem na taras z wi-
dokiem na ocean. Tak, zachowała z˙ycie, ale trudno
12
DAMA Z KALIFORNII
jej było patrzec´ w lustro i codziennie na nowo
przekonywac´ sie˛ o tym fakcie.
Ostry podmuch wiatru szarpna˛ł jej włosami.
W powietrzu zafalowały jej długie, jasne loki,
a potem opadły z powrotem na jej nagie ramiona.
Ubrana była w stare błe˛kitne szorty i błe˛kitny top,
stopy miała bose. Włas´nie szła po drewnianej
podłodze w strone˛ wygodnego lez˙aka, gdy wiatr sie˛
nasilił.
Odniosła wraz˙enie, z˙e nad plaz˙a˛ przeleciało cos´
niewielkiego i białego. Odwro´ciła sie˛ zaciekawio-
na, co to jest. Nad z˙o´łtym piaskiem plaz˙y unosiła sie˛
gazeta, rozdzielona przez wiatr na kilka cze˛s´ci. Lily
zmarszczyła czoło. S
´
mieci. Cia˛gle te s´mieci.
Plaz˙a przed jej domem była prywatna, lecz ponad
kilometr dalej rozcia˛gała sie˛ bardzo popularna plaz˙a
publiczna. Lily wymruczała cos´ do siebie na temat
beztroski turysto´w i zbiegła po schodkach, by
sprza˛tna˛c´ gazete˛, zanim rozleci sie˛ doszcze˛tnie
i wiatr zaniesie oddzielne strony w niedoste˛pne
miejsca.
Biegała po plaz˙y jak szalona, usiłuja˛c przechyt-
rzyc´ z˙ywioł, kto´ry z płachtami papieru robił, co
chciał. W kon´cu, zdyszana i czerwona z wysiłku,
zdołała pochwycic´ cała˛ gazete˛ w wyja˛tkiem zaled-
wie dwo´ch kartek, kto´re porwała uciekaja˛ca fala.
Lily weszła na go´re˛ i skierowała sie˛ do kosza na
13
Sharon Sala
s´mieci. Gdy otworzyła wieko, by włoz˙yc´ do s´rodka
wilgotne strony, zauwaz˙yła tytuł gazety.
– Cos´ podobnego! – wyszeptała. – ,,The Daily
Oklahoman’’? Jakim cudem dotarło to az˙ tutaj?
Poniewaz˙ nie miała zbyt wiele do roboty, po-
stanowiła przejrzec´ gazete˛. To mogłoby byc´ cieka-
we dowiedziec´ sie˛, co sie˛ dzieje gdzies´ w samym
s´rodku kraju.
S
´
cisne˛ła gazete˛ w re˛ce i zaniosła do domu, by
ułoz˙yc´ strony po kolei i po´z´niej je przejrzec´.
Potem zrobiła sobie cos´ do zjedzenia i prze-
rzucała powoli pogniecione kartki. Nie znalazła tam
nic ciekawego – do momentu, gdy dotarła do
rubryki ogłoszen´.
– Pomoc domowa – mrukne˛ła pod nosem. – Zo-
baczmy, czym sie˛ ro´z˙ni rynek pracy w Oklahomie
od kalifornijskiego.
Ze znuz˙eniem przegla˛dała kolejne ogłoszenia,
gdy nagle jedno z nich przykuło jej uwage˛. ,,Po-
trzebna kucharka, Longren Ranch, Clinton, Oklaho-
ma, 405-555-BYK’’.
Rozes´miała sie˛. I zdała sobie sprawe˛, z˙e rados´ci nie
czuła od bardzo dawna. Włas´ciwie jej własny s´miech
ja˛zaskoczył. Łzy napłyne˛ły jej do oczu, gdy usiłowała
przypomniec´ sobie, kiedy ostatnim razem była wesoła.
– 555-Byk – powto´rzyła z us´miechem. – Kogo
oni chca˛ oszukac´?
14
DAMA Z KALIFORNII
Zerkne˛ła na date˛ i stwierdziła, z˙e gazeta jest
sprzed trzech dni. Ciekawe, czy juz˙ kogos´ znalez´li
na to miejsce, pomys´lała, a potem zadała sobie
pytanie, czy przypadkiem nie postradała zmysło´w.
Co´z˙ ja˛ w kon´cu obchodzi, czy posada kucharki na
ranczu jest jeszcze wolna?
Ona ma za soba˛ cztery lata college’u, pracowała
w firmie Prentiss and Sons jako pocza˛tkuja˛ca sekre-
tarka, a potem została sekretarka˛ w prywatnej kan-
celarii prawnej. Przeciez˙ stanowisko kucharki nie
jest dla niej.
To włas´nie sobie mo´wiła, gdy szła do telefonu.
W szerokim lustrze wisza˛cym nad kanapa˛ pod-
chwyciła swe odbicie i lekko zmarszczyła czoło.
Blizna na policzku jest bardzo wyraz´na. Pos´cig za
gazeta˛ na plaz˙y troche˛ nadwere˛z˙ył s´wiez˙a˛ tkanke˛.
Kto by chciał ogla˛dac´ taka˛ twarz?
Z
˙
oła˛dek podchodził jej do gardła, gdy usiadła,
chwyciła słuchawke˛ i wykre˛ciła numer. Po szo´stym
dzwonku usłyszała po drugiej stronie zaspany me˛ski
głos i nagle uprzytomniła sobie, z˙e w Oklahomie
jest teraz dwie godziny po´z´niej. O Boz˙e! Pomys´la˛,
z˙e dzwoni jakas´ wariatka.
– Mam nadzieje˛, z˙e sprawa jest waz˙na – rzekł
me˛z˙czyzna znuz˙onym głosem – bo chyba za po´z´no
na telefony.
Odpowiedziało mu milczenie.
15
Sharon Sala
– Jes´li ktos´ tam jest, to niech lepiej sie˛ odezwie.
To twoje pienia˛dze, koles´, a ja jestem zbyt zme˛czo-
ny, z˙eby sie˛ bawic´ w jakies´ gierki.
Lily odetchne˛ła głe˛boko i zapytała:
– Czy to pan Longren w Oklahomie?
– Tak, to ja – odparł zaspany głos. – Słucham
pania˛.
– Czy znalez´lis´cie juz˙ kucharke˛?
Teraz z kolei jej odpowiedziała cisza, a potem
w słuchawce rozległ sie˛ zduszony chichot.
– Dzwoni pani o jedenastej w nocy w sprawie
pracy? – W głosie me˛z˙czyzny pobrzmiewały resztki
s´miechu, lecz pytanie było powaz˙ne.
– Tak – wykrztusiła Lily, kto´ra˛ nagle ogarne˛ły
wa˛tpliwos´ci. – Ciekawa jestem, czy ta praca jest
jeszcze do wzie˛cia.
– Owszem, skarbie. Interesuje to pania˛?
Lily zacisne˛ła ze˛by. Skarbie!
– A ile pan płaci?
– A czy pani umie gotowac´?
– Tak, umiem gotowac´, inaczej bym nie dzwoni-
ła – odpowiedziała ostrym tonem.
Suma, kto´ra˛ wymienił, sprawiła, z˙e Lily ponow-
nie spojrzała na ogłoszenie.
– Az˙ tyle chce pan płacic´ kucharce? Na litos´c´
boska˛, kogo tam trzeba karmic´?
Case odrzucił kołdre˛ i usiadł na ło´z˙ku, przetarł
16
DAMA Z KALIFORNII
re˛ka˛ twarz i us´miechna˛ł sie˛ do siebie. Podobał mu
sie˛ dz´wie˛czny głos tej kobiety.
– Kilkunastu
robotniko´w,
kto´rzy
pomagaja˛
w wiosennym spe˛dzie stada. Trzy posiłki dziennie,
szes´c´ dni w tygodniu, własny poko´j. Warunki nie do
negocjacji. Aha – dodał jeszcze – praca jest czaso-
wa. Trzy miesia˛ce. Nie trzymam kucharki przez
cały rok. Wie˛kszos´c´ z moich stałych pracowniko´w
ma z˙ony. One im gotuja˛.
Lily milczała, zastanawiaja˛c sie˛ gora˛czkowo, jak
by to było, gdyby znikne˛ła na trzy miesia˛ce, by
dokonac´ analizy swojego z˙ycia. Ta mys´l dziwnie ja˛
pocia˛gała.
– To jak? – zapytał me˛z˙czyzna. – Interesuje to
pania˛?
– Kiedy miałabym zacza˛c´? – Nie mogła uwie-
rzyc´ własnym uszom, z˙e wypowiedziała te słowa!
– A kiedy moz˙e pani tu przyjechac´? – od-
powiedział pytaniem na pytanie.
– Potrzebuje˛ dwo´ch dni na załatwienie spraw
i kupno biletu na samolot, oraz wskazo´wek, jak
dojechac´ na ranczo. Włas´nie zatrudnił pan kuchar-
ke˛, panie Longren.
– Dobrze – odparł me˛z˙czyzna. – Tylko prosze˛
sie˛ pospieszyc´. Jes´li ludzie jeszcze troche˛ be˛da˛
musieli raczyc´ sie˛ z˙arciem Pete’a, to długo nie
pocia˛gna˛. Nie be˛de˛ pani tłumaczył, jak dojechac´.
17
Sharon Sala
Kiedy kupi pani bilet, prosze˛ zadzwonic´. Ktos´
wyjedzie po pania˛ na lotnisko.
– No to jestes´my umo´wieni – odrzekła.
Gdy odkładała słuchawke˛, jej re˛ka drz˙ała. Nie
wiedziała, czy ma s´miac´ sie˛, czy płakac´.
Na litos´c´ boska˛, co ona włas´nie zrobiła?
Lily nie znała lotniska w Oklahomie, lecz tak
samo jak na wielu innych lotniskach samolot wyla˛-
dował przy jednej cze˛s´ci budynku, a bagaz˙ był do
odebrania w przeciwnym jego kran´cu, i to na
dodatek na innym poziomie.
Gdy zdejmowała z karuzeli ostatnia˛ torbe˛, usły-
szała w głos´niku swoje nazwisko. Załadowała baga-
z˙e na wo´zek i wyruszyła na poszukiwanie stanowis-
ka informacji, do kto´rego miała sie˛ zgłosic´. Nie
miała poje˛cia, czego lub kogo oczekiwac´. Ani jej,
ani panu Longrenowi nie przyszło do głowy, by
jakos´ bliz˙ej sie˛ opisac´. Powo´d, jaki miała Lily, był
boles´nie oczywisty. Jak miała mu to powiedziec´?
Prosze˛ szukac´ blondynki o pokiereszowanej twa-
rzy? On zas´ pewnie by zasugerował, z˙eby wypat-
rywała kogos´ w kowbojskim kapeluszu. Jasne,
byłyby to bardzo pomocne informacje. Ludzie,
kto´rzy mieszkaja˛ na ranczu, chyba musza˛ wygla˛dac´
jak kowboje, prawda?
Poniewaz˙ nikogo takiego nie dostrzegła, zmieni-
18
DAMA Z KALIFORNII
ła taktyke˛. Zacze˛ła wyszukiwac´ w tłumie kogos´, kto
sprawiałby wraz˙enie, z˙e na kogos´ czeka. I znowu
okazało sie˛, z˙e niemal wszyscy pasuja˛ do tego
wizerunku.
– Pani to chyba nie jest ta˛ kucharka˛?
Odwro´ciła sie˛, by poszukac´ me˛z˙czyzny, kto´ry
wypowiedział te słowa. I ujrzała pomarszczona˛
twarz najniz˙szego człowieczka, jakiego w z˙yciu
spotkała. Miał niewiele ponad metr pie˛c´dziesia˛t
wzrostu, lecz nosił wysoki kapelusz oraz buty na
obcasie, co w sumie dodawało mu kilkanas´cie
centymetro´w.
– Słucham pana? – zapytała, staraja˛c sie˛ nie
patrzec´ na ge˛sta˛ siec´ zmarszczek przecinaja˛cych
jego twarz. Przypominały jej o jej szramie. Teraz
pods´wiadomie jej dotkne˛ła.
– Mo´wiłem, z˙e pani pewnie nie jest ta˛ kucharka˛,
co miała przyjechac´ na ranczo Longrena, co? Takie-
go szcze˛s´cia to chyba nie mamy.
Us´miech, jaki towarzyszył tej wypowiedzi, spra-
wił, z˙e Lily takz˙e sie˛ us´miechne˛ła.
– Czy pan Longren?
– Pudło, panienko! – Człowieczek zachichotał.
– Ja jestem Arloe Duffy, ale niech pani mo´wi do
mnie Duff. Tak na mnie wołaja˛. To co, pani jednak
jest ta˛ panna˛ Brownfield?
– Mo´w do mnie Lily – odrzekła, szukaja˛c na
19
Sharon Sala
twarzy me˛z˙czyzny oznak szoku lub odrazy na
widok jej powoli goja˛cej sie˛ rany.
Niczego takiego nie dostrzegła.
– Jakie fajne imie˛, Lily! – zawołał s´piewnym
głosem. – Na rany koguta, chłopaki dzis´ oszaleja˛,
jak cie˛ zobacza˛. Mys´la˛, z˙e przyjedzie jakas´ stara
szkapa na ostatnich nogach.
– A niby dlaczego tak mys´la˛?
– Bo jaka normalna baba chciałaby zaszyc´ sie˛
w ciemnej kuchni na całe lato? Chyba tylko taka,
kto´ra nie ma nic lepszego do roboty? – odparł Duff
rzeczowo i w tej samej chwili ugryzł sie˛ w je˛zyk.
Poczerwieniał, cos´ niezrozumiale wymamrotał,
a potem zerwał kapelusz z głowy. Spla˛tane pasma
siwych włoso´w tworzyły nad jego głowa˛ dzika˛
strzeche˛. Trzymaja˛c w zacis´nie˛tej re˛ce kapelusz,
walna˛ł sie˛ nim z całej siły w piers´, pragna˛c prze-
prosic´ swa˛ rozmo´wczynie˛.
– Zabic´ mnie, panienko! Nie słuchac´ mojej
gadaniny. Juz˙ całe wieki nie widziałem takiej ładnej
mło´dki. Zwyczajnie mo´zg mi s´cie˛ło. Wiesz, co
mam na mys´li, a tak po prawdzie to super, z˙e
be˛dziesz na naszej farmie. A jak jeszcze ugotujesz
nam lepiej niz˙ Pete...
Bo´l w jej sercu nieco zelz˙ał, gdy usłyszała, z˙e
jest młoda i ładna, choc´ nie do kon´ca Duffowi
wierzyła.
20
DAMA Z KALIFORNII
– No dobrze – odezwała sie˛ z namysłem. – Nie
mam poje˛cia, jak gotuje Pete, ale mam ojca i czte-
rech starszych braci, kto´rzy moga˛ za mnie zare˛czyc´.
Umiem ugotowac´ wszystko, i to w dowolnej ilos´ci.
– Ooo! – zaskrzeczał Duff. – To ja juz˙ nie moge˛
sie˛ doczekac´. Chodz´my, panienko Lily, bryka cze-
ka. – Wcisna˛ł pognieciony kapelusz z powrotem na
głowe˛, pochwycił jej bagaz˙e i gestem nakazał jej is´c´
za soba˛ długim korytarzem.
– Mo´w do mnie po imieniu – przypomniała mu,
lecz pognał do przodu tak szybko, z˙e chyba jej nie
usłyszał.
Poprawiła ro´z˙owe, lniane spodnie, wygładziła
kro´tki z˙akiet i najszybciej jak umiała, ruszyła za tym
przemiłym człowieczkiem.
– To tu – oznajmił Duff, skre˛caja˛c w szo´sta˛
z kolei brame˛ po zjez´dzie z autostrady i wskazuja˛c
biały, pie˛trowy dom otoczony licznymi przybudo´w-
kami i budynkami.
– Wygla˛da jak dom w programie telewizyjnym
,,Dallas’’ – zauwaz˙yła Lily.
– Co? Masz na mys´li Southfork? To zaraz za
granica˛ z Teksasem. Widziałem go pare˛ razy.
– To on naprawde˛ istnieje? – spytała rozczaro-
wana.
– Jasne – odparł. – Mieszkaja˛ w nim inni ludzie
21
Sharon Sala
i inaczej to ranczo nazywaja˛, ale miejsce jest to
samo. Patrz, tam jest szef.
Lily spojrzała we wskazanym kierunku. Nie była
w stanie odro´z˙nic´ jednego me˛z˙czyzny od drugiego.
Widziała jedynie stłoczone krowy i mucza˛ce ciela-
ki, kto´re biegały woko´ł robotniko´w. Wszystko
spowijały kłe˛by kurzu.
Wysiadła z niebieskiego pickupa, otrzepała spo-
dnie oraz z˙akiet i włoz˙yła przeciwsłoneczne okula-
ry. Potem nasune˛ła na lewy policzek pasmo włoso´w
o barwie miodu i postarała sie˛ ze wszystkich sił, by
nie marszczyc´ nosa przy wdychaniu powietrza
wypełnionego specyficznym zapachem s´wiez˙ego
nawozu oraz kurzu.
– Po czym mam go poznac´?
W tej samej chwili od tłumu oderwał sie˛ wysoki,
pokryty szarym pyłem me˛z˙czyzna. W jego ruchach
i sylwetce było cos´ władczego. To wraz˙enie byc´
moz˙e wzie˛ło sie˛ sta˛d, z˙e ze stoickim spokojem
przyjmował chaos panuja˛cy na farmie, jakby był
ponad to.
Serce Lily zabiło niespokojnie, lecz oparła sie˛
pokusie, by odwro´cic´ sie˛ i uciec. Ze swego miejsca
widziała jedynie, z˙e me˛z˙czyzna jest bardzo wysoki,
postawny, i z˙e włas´nie ruszył w ich kierunku.
Case Longren był brudny i spocony i robiło mu
22
DAMA Z KALIFORNII
sie˛ niedobrze od zapachu kurzu zmieszanego z wo-
nia˛ krwi. Od rana kastrowali młode byczki, jednym
zre˛cznym ruchem noz˙a przemieniaja˛c je w woły.
Niemal zapomniał, z˙e włas´nie dzis´ miała przyje-
chac´ nowa kucharka. Włas´ciwie to przypomniał
sobie o tym dopiero w chwili, gdy na podwo´rze
wjechał niebieski pickup Duffa. Ka˛tem oka starał
sie˛ dostrzec, jak wygla˛da ta jego nowa siła.
Po raz pierwszy w z˙yciu zachował sie˛ naprawde˛
lekkomys´lnie i zatrudnił pracownika przez telefon,
nie widza˛c go i nie z˙a˛daja˛c referencji. Przez głowe˛
przemkne˛ła mu nawet mys´l, czy przypadkiem nie
kupił przysłowiowego ,,kota w worku’’.
Wyprostował sie˛ i oniemiał, gdy z pickupa
wysiadła młoda blondynka, wyz˙sza od Duffa o dwa-
dzies´cia pare˛ centymetro´w.
– Słodki ptak młodos´ci – mrukna˛ł do siebie
i rzucił koniec liny stoja˛cemu najbliz˙ej pracow-
nikowi. Nie jest to co prawda kot, ale kocica z niej
niezła! I chyba nie pasuje do tego miejsca... – Masz,
Harris, trzymaj. Pomo´z˙ chłopakom skon´czyc´. Ja
zaraz wracam.
W tej kobiecie było cos´, co nawet z daleka
wyro´z˙niało ja˛ od pozostałych. Case znał sie˛ na
kobietach i natychmiast zauwaz˙ył, z˙e nieznajoma
nie mizdrzy sie˛ ani nie wdzie˛czy. Stała nieruchomo,
nie zasłaniaja˛c twarzy przed niesionym przez wiatr
23
Sharon Sala
kurzem. Gdy znalazł sie˛ bliz˙ej, us´wiadomił sobie, z˙e
kobieta wre˛cz wstrzymuje oddech.
Skonstatował, z˙e pewnie ponosi go wyobra-
z´nia, i zacza˛ł sie˛ zastanawiac´, co z nia˛ pocza˛c´.
Na pewno nie jest zawodowa˛ kucharka˛. Jej
stro´j oraz fryzura bez wa˛tpienia s´wiadczyły
o tym, z˙e pienia˛dze odgrywaja˛ w jej z˙yciu
niepos´lednia˛ role˛.
– Panna Brownfield? – zapytał, maja˛c nadzieje˛,
z˙e moz˙e to jednak jest ktos´ inny.
Moz˙e kucharka ma przyleciec´ naste˛pnym samo-
lotem? Jego nadzieje legły w gruzach, gdy kobieta
lekko kiwne˛ła głowa˛ i wycia˛gne˛ła na powitanie
re˛ke˛. Nie byłby bardziej zdziwiony, gdyby ta˛ re˛ka˛
podała mu we˛z˙a. Nie był jednak w stanie us´cisna˛c´
jej dłoni. Ona nie ma poje˛cia, czym sie˛ przez cały
poranek zajmował...
– Przepraszam – powiedział i wskazał na bydło
oraz pracowniko´w, łudza˛c sie˛, z˙e ona wszystko
zrozumie bez wnikania w szczego´ły. – Jestem za
brudny, z˙eby sie˛ z pania˛ przywitac´.
– Umyje˛ sie˛, panie Longren – odrzekła spokoj-
nie, uje˛ła jego re˛ke˛ i us´cisne˛ła ja˛, zanim zda˛z˙ył
zaoponowac´.
Odnio´sł wraz˙enie, z˙e niebo przecie˛ła błyskawica.
Zamrugał powiekami i spojrzał w go´re˛, spodziewa-
ja˛c sie˛ ujrzec´ burzowe chmury. Tymczasem zoba-
24
DAMA Z KALIFORNII
czył czysty błe˛kit i rozz˙arzone słon´ce nie szcze˛dza˛-
ce im swego blasku.
Niewidza˛cym wzrokiem wpatrywał sie˛ przez
chwile˛ w szczupła˛ dłon´ trzymaja˛ca˛ jego brudne
łapsko, a potem przenio´sł oczy na twarz kobiety,
zasłonie˛ta˛ cze˛s´ciowo przez okulary słoneczne
i wspaniała˛ grzywe˛ włoso´w. Nagle wypus´cił jej
dłon´, jakby go cos´ oparzyło.
– Pani wybaczy moje pytanie, ale chyba nie jest
pani kucharka˛ z zawodu?
Lily popatrzyła na jego pokryta˛ kurzem twarz,
trzydniowy czarny zarost na policzkach, sfatygowa-
nego stetsona, i zobaczyła oczy tak błe˛kitne, jakby
ktos´ odsłonił przed nia˛ kawałek nieba.
Stłumiła okrzyk, kto´ry naro´sł w jej piersi, i zro-
zumiała, z˙e przed tymi przenikliwymi oczami nic
sie˛ nie ukryje. Szybko odwro´ciła głowe˛, nie maja˛c
ochoty widziec´ szoku, jaki wkro´tce niechybnie
pojawi sie˛ na twarzy me˛z˙czyzny.
– Nie – odrzekła w kon´cu, wpatruja˛c sie˛ w punkt
tuz˙ nad jego ramieniem – ale umiem gotowac´, a pan
powiedział, z˙e moge˛ tu przyjechac´. Czy to pytanie
oznacza, z˙e mnie pan odsyła, nawet nie pozwalaja˛c
mi spro´bowac´?
W głosie kobiety pobrzmiewał wyraz´ny zawo´d,
jednak jej zachowanie nie zdradzało strachu, jaki ja˛
ogarna˛ł.
25
Sharon Sala
– Alez˙ ska˛d! – zaprotestował stanowczo. – Do-
trzymuje˛ słowa. Jestem tylko troche˛ zdziwiony, to
wszystko.
Zwro´cił głowe˛ w strone˛ Duffa, kto´ry stał obok,
szczerza˛c rados´nie ze˛by. Arloe Duffy s´wietnie
wiedział, jak sie˛ czuje szef. Widok nieznajomej
takz˙e jego zwalił z no´g.
Nic dziwnego, jest na co popatrzec´. A ta malutka
blizna na twarzy w niczym nie przeszkadza.
– Zawiez´ bagaz˙e do domu, Duff, a ja po´jde˛
z pania˛ i porozmawiamy.
– Rozkaz! – zawołał skrzekliwie Duff, wskoczył
do szoferki i skre˛cił w strone˛ domu. W ustach juz˙
czuł smak pysznej kolacji.
– Prosze˛ mo´wic´ do mnie Lily – poprosiła, gdy
ruszyli.
– Dobrze, Lily. Ty do mnie tez˙ mo´w po imieniu.
Chłopaki nazywaja˛ mnie Case albo szef, jak im tam
wygodniej.
Kiwne˛ła głowa˛ i przyspieszyła kroku, usiłuja˛c
nie pozostac´ w tyle. Case miał długie nogi i szybko
pokonywał odległos´ci.
– A wie˛c, Lily – odezwał sie˛, gdy weszli do holu
– gdzie mieszkasz? No, kiedy nie jestes´ tutaj...
– Us´miechna˛ł sie˛ łagodnie, usiłuja˛c ukryc´ zacieka-
wienie.
– W Los Angeles.
26
DAMA Z KALIFORNII
Ponownie zaniemo´wił. Oparł sie˛ o blat kuchenny
i zsuna˛ł kapelusz na tył głowy.
Czysty pas sko´ry, jaki sie˛ ukazał, poinformował
Lily, z˙e me˛z˙czyzna ma s´niada˛ cere˛. Ciekawe, czy
całe jego ciało jest tak ciemne? Zawstydziła sie˛ tej
mys´li i skarciła za nia˛ w duchu.
– W Kalifornii? – mrukna˛ł, zachodza˛c w głowe˛,
dlaczego Lily sie˛ skrzywiła.
Z westchnieniem kiwne˛ła głowa˛, poprawiła drz˙a˛-
cymi palcami włosy oraz okulary. No tak, zaraz sie˛
zacznie...
– To moz˙e mi wyjas´nisz, dlaczego taka młoda
i ładna kobieta telepie sie˛ przez po´ł kraju, z˙eby
w jakiejs´ zapadłej dziurze gotowac´ przez trzy
miesia˛ce z˙arcie zgrai brudnych chłopo´w? Przeciez˙
chyba nie mys´lisz, z˙e to zaje˛cie to jakas´ romantycz-
na heca?
Lily obro´ciła sie˛ woko´ł, zdje˛ła okulary, i pełnym
złos´ci gestem odsune˛ła włosy z twarzy.
– Czy wygla˛dam na kogos´, kto szuka roman-
tycznos´ci, panie Longren?
Case wydał z siebie taki pomruk, jakby włas´nie
ktos´ go boles´nie zdzielił mie˛dzy oczy. Na litos´c´
boska˛, co jej sie˛ przydarzyło? Wiedział jednak, z˙e
w tej chwili nie wypada o to pytac´.
Lily czekała, az˙ w niebieskich oczach Case’a
pojawi sie˛ przeraz˙enie, a on sam odwro´ci sie˛ od niej
27
Sharon Sala
ze wstre˛tem. Ku jej zdumieniu jednak nic takiego
nie nasta˛piło. Case po prostu stał i patrzył na nia˛, nie
reaguja˛c na jej atak ani słowem, ani gestem.
– No wie˛c? – zapytała w kon´cu, podnosza˛c
hardo głowe˛ i czekaja˛c na cios.
– Co wie˛c? – odezwał sie˛ po chwili, nie rozumie-
ja˛c, o co jej chodzi.
– Czy mam zostac´?
– No a co? – mrukna˛ł. – Tylko sobie nie mys´l, z˙e
chłopaki z Oklahomy be˛da˛ sie˛ zajadac´ jakimis´
kiełkami lucerny czy ziarnami słonecznika. My
tutaj jemy wołowine˛, a zielonka˛ karmimy bydło.
Lily us´miechne˛ła sie˛. Nie miała juz˙ wa˛tpliwos´ci,
z˙e Case chce, by została. Z jej barko´w spadł wielki
cie˛z˙ar.
– Jasne, szefie – powiedziała ostro. – To teraz mi
tylko pokaz˙, gdzie mam spac´, i oprowadz´ mnie po
kuchni.
Wiedziała, z˙e jest nieuprzejma, lecz poniewaz˙
było juz˙ za po´z´no, by cofna˛c´ te słowa, spro´bowała
złagodzic´ je us´miechem.
Case patrzył na nia˛ oniemiały, poraz˙ony jej
uroda˛. W tej chwili nie widział szramy na jej
policzku, poniewaz˙ zastanawiał sie˛, jak by to było
pocałowac´ te us´miechnie˛te usta...
– Co mo´wiłas´? – ockna˛ł sie˛ w kon´cu.
– Pytałam, gdzie mam spac´.
28
DAMA Z KALIFORNII
W moim ło´z˙ku, pomys´lał, lecz nie powiedział
tego na głos. Postanowił zachowywac´ sie˛ jak dz˙en-
telmen.
– Chodz´, pokaz˙e˛ ci two´j poko´j, a potem wyjas´nie˛
ci, gdzie co jest w kuchni. A co do reszty, to
decydujesz sama.
29
Sharon Sala
ROZDZIAŁ DRUGI
Ida˛.
Lily słyszała ich głos´ny s´miech i wymuszone
dowcipy. Juz˙ sa˛ na schodach na werande˛. Jej serce
wykonało wolte˛, a potem zabiło przyspieszonym
rytmem, gdy pierwszy z me˛z˙czyzn wszedł z zacie-
kawiona˛ mina˛ do jadalni.
W przylegaja˛cym do kuchni pomieszczeniu zsu-
nie˛to dwa długie stoły, a woko´ł nich ustawiono
przedziwna˛ zbieranine˛ krzeseł. Było dos´c´ miejsca
na pomieszczenie kilkunastu pracowniko´w, kto´rzy
trzy razy dziennie przez szes´c´ dni w tygodniu mieli
spoz˙ywac´ tu posiłki. Lily z˙ywiła nadzieje˛, z˙e prawi-
dłowo obliczyła ilos´c´ składniko´w potrzebnych do
nakarmienia tylu oso´b. Przypomniała sobie, ile
potrzebowała produkto´w z˙ywnos´ciowych do przy-
gotowania strawy dla ojca i czterech braci, a potem
pomnoz˙yła to przez szes´c´. Jes´li te chłopy sa˛w stanie
zjes´c´ jeszcze wie˛cej, to nie sa˛ ludz´mi.
Nie miała poje˛cia, w jaki sposo´b podawał jedze-
nie jej poprzednik, Pete, wiedziała jednak z do-
s´wiadczenia, z˙e jes´li ma sie˛ do nakarmienia duz˙a˛
liczbe˛ gos´ci, najlepsza˛ forma˛ serwowania posiłku
jest bufet. Totez˙ ustawiła wazy i po´łmiski na długim
pomocniku pod s´ciana˛, desery zas´ i picie na duz˙ym
kredensie.
W pomieszczeniu zapanowała cisza, gdy ostatni
z me˛z˙czyzn wcisna˛ł sie˛ do kuchni i stana˛ł przyparty
do s´ciany, usiłuja˛c dostrzec nowa˛ pania˛ kucharke˛,
o kto´rej wszyscy rozprawiali. Nie było to proste,
lecz jego kro´tki, zwie˛zły komentarz przerwał cisze˛
i... przełamał lody.
– No, jakos´ nie widze˛ pani, Lily – odezwał sie˛,
przecia˛gaja˛c sylaby – ale czuje˛ zapach jedzenia. Jak
pani pachnie tak fajnie jak te dania, wszystko be˛dzie
dobrze.
Me˛z˙czyz´ni rozes´miali sie˛, Lily spłone˛ła rumien´-
cem. Bała sie˛ stana˛c´ na wprost nich, podejrzewaja˛c,
z˙e na ich twarzach dostrzez˙e szok i zmieszanie,
kiedy zobacza˛ jej blizne˛. I znowu sie˛ pomyliła.
Wie˛kszos´c´ patrzyła wyła˛cznie na talerze i po´łmiski,
a ci, kto´rzy odwaz˙yli sie˛ zerkna˛c´ na nowa˛ kucharke˛,
zaczynali z nia˛ flirtowac´. Lily była zdumiona. Czy
31
Sharon Sala
to moz˙liwe, z˙e ta szrama tylko w jej wyobraz´ni
urosła do takich rozmiaro´w? Jes´li poczeka, to sie˛
przekona. Tymczasem dzie˛ki gotowaniu przestała
mys´lec´ o swych kłopotach. Przyjemnie było poczuc´
zno´w zme˛czenie.
Kiedy naste˛pny me˛z˙czyzna sie˛ odezwał, zorien-
towała sie˛, z˙e jest nim o´w spostponowany Pete.
– Dla mnie to moz˙e nawet byc´ niedobre – mruk-
na˛ł z obrzydzeniem. – Nigdy w z˙yciu tak sie˛ nie
cieszyłem z utraty roboty. Juz˙ re˛ce zaczynały mi sie˛
robic´ jak patelnie.
Tym razem zebrani wybuchne˛li gromkim s´mie-
chem, i nawet Lily nie potrafiła ukryc´ rozbawienia.
Atmosfera natychmiast sie˛ zmieniła.
– Jedzenie jest gotowe i zostało podane w formie
bufetu – oznajmiła. – Czy przed posiłkiem ktos´
odmawia modlitwe˛, czy...
– Raczej nie – odparł Case.
Lily az˙ podskoczyła. Nie wiedziała, z˙e Case stoi
za nia˛. Gdy sie˛ odwro´ciła, ledwo go poznała. Ogolił
sie˛! No, no! I kto by sie˛ spodziewał, z˙e pod
ciemnym, trzydniowym zarostem oraz kurzem
ukrywaja˛ sie˛ takie szlachetne rysy? Case Longren
nie jest po prostu przystojny. On jest wyja˛tkowo
przystojny. I, jak Lily podejrzewała, doskonale
o tym wie.
Patrzył na nia˛ z takim us´miechem, jakby miał
32
DAMA Z KALIFORNII
ochote˛ sie˛ z nia˛ droczyc´. Odwro´ciła sie˛ od niego,
pro´buja˛c ignorowac´ fakt, z˙e Case stoi blisko niej.
Niemniej trzeba pamie˛tac´, z˙e to on jest tu szefem,
i wolno mu stac´ wsze˛dzie.
– Ale to nie znaczy, z˙e nie byłoby dobrze zacza˛c´
– dodał Case. – Dzis´ ja to zrobie˛, jutro ktos´ inny.
Dobra, chłopy?
Lily zastanawiała sie˛, jak długo Case stał za jej
plecami. Ta mys´l ja˛ niepokoiła. Od niewielkiego
tłumku dobiegł jednak pomruk zgody i poczuła, z˙e
zaz˙enowanie wywołane propozycja˛ modlitwy ja˛
opuszcza. Modlitwa stanowiła tak naturalna˛ cze˛s´c´
jej z˙ycia, z˙e zapomniała, iz˙ wiele oso´b nie prak-
tykuje tego obyczaju.
Pochyliła głowe˛ i drz˙a˛cymi dłon´mi przytrzymała
sie˛ blatu, gora˛co dzie˛kuja˛c Bogu za to, z˙e przetrwała
swo´j pierwszy dzien´ na farmie bez wie˛kszych
niepowodzen´.
– Amen – rzekł Case i cze˛s´c´ zebranych to
powto´rzyła.
Lily zamrugała i podniosła głowe˛. Była tak
zdenerwowana, z˙e nie usłyszała ani jednego słowa
z modlitwy Case’a. Musi sie˛ opanowac´. Przeciez˙
chaotycznos´c´ nie jest jej cecha˛. Wygładziła dz˙in-
sowa˛ spo´dnice˛, poprawiła wpuszczona˛ do niej bluz-
ke˛ w niebieskie paski. Jes´li be˛dzie wygla˛dała na
spokojna˛, byc´ moz˙e tak sie˛ tez˙ poczuje.
33
Sharon Sala
– O rany! – mrukna˛ł jeden z me˛z˙czyzn. – Chyba
jednak nie wykituje˛ przez te trzy miesia˛ce. To z˙arcie
jest prawdziwe!
Lily patrzyła na suto zastawiony sto´ł, podczas
gdy robotnicy chwycili talerze, ustawili sie˛ po obu
stronach bufetu i s´mieja˛c sie˛ oraz przerzucaja˛c
z˙arcikami, nakładali sobie kopiaste porcje.
A wie˛c sie˛ udało! Po raz pierwszy od bardzo
dawna ogarne˛ło ja˛ poczucie dobrze spełnionego
obowia˛zku.
Case bardzo dobrze wiedział, z˙e powinien prze-
prosic´ Lily i pochylic´ czoło przed jej talentem
kulinarnym, ale był zbyt głodny, by bawic´ sie˛ w tej
chwili w konwenanse. Kiełki lucerny i ziarna
słonecznika! Tez˙ cos´! Od dawna sto´ł w jego domu
tak nie wygla˛dał. W gruncie rzeczy Lily wykorzys-
tała te same produkty z˙ywnos´ciowe co Pete, lecz
zamiast jak on rozgotowac´ wszystko na pape˛ lub
odpowiednio przypalic´, przyrza˛dziła z tego apety-
cznie wygla˛daja˛ce dania.
Czuja˛c, z˙e s´linka napływa mu do ust, Case
nałoz˙ył sobie porza˛dna˛ porcje˛ lasagne, dwie solidne
porcje sałatek oraz dwa smaz˙one udka. Potem
zatrzymał sie˛ przy gora˛cych bułeczkach, lecz tylko
dwie zdołał posmarowac´ masłem, poniewaz˙ stoja˛cy
za nim robotnicy zacze˛li go poganiac´. Gdy wszedł
do jadalni, oczom jego ukazały sie˛ stoja˛ce na
34
DAMA Z KALIFORNII
kredensie blachy ciasta z jabłkami. Zanim zaja˛ł
miejsce przy stole, pocze˛stował sie˛ duz˙a˛ porcja˛
deseru. Obawiał sie˛, z˙e gdy zje gło´wne danie
i dopiero wtedy ruszy po ciasto, zastanie puste
formy. Jeszcze nigdy nie widział, by jego pracow-
nicy rzucili sie˛ na jedzenie z ro´wnym entuzjazmem.
Wszystko smakowało znacznie lepiej, niz˙ Case
oczekiwał. Długo z˙uł kaz˙dy ke˛s, miał ochote˛ wre˛cz
je˛czec´ z rozkoszy. Gdy w pewnej chwili podnio´sł
głowe˛, ze zdumieniem spostrzegł, z˙e Lily zawiesiła
na nim wzrok i oczekuje jego reakcji.
Us´miechna˛ł sie˛ na tyle, na ile mu pozwalały
pełne usta, i pus´cił do niej oko, wyraz˙aja˛c w ten
sposo´b aprobate˛. Twarz Lily momentalnie sie˛ zmie-
niła. Kiedy odwro´ciła sie˛ i pobiegła do kuchni,
miała taka˛ mine˛, jakby połkne˛ła włas´nie z˙abe˛.
Case us´miechna˛ł sie˛ do siebie i z przyjemnos´cia˛
kon´czył kolacje˛. Okazało sie˛, z˙e nie kupił kota
w worku. Zatrudnił bardzo zdolna˛, i na dodatek
bardzo ładna˛ kucharke˛.
Ostatni robotnik wreszcie opus´cił kuchnie˛. Lily
wre˛cz sie˛ obawiała, z˙e be˛dzie musiała go poprosic´,
by nie wydrapał dziur w po´łmiskach.
– Jutro tez˙ be˛dzie kolacja – powiedziała z˙artob-
liwie. – Nigdzie nie wyjez˙dz˙am.
Me˛z˙czyzna zaczerwienił sie˛, a potem i ona sie˛
35
Sharon Sala
zarumieniła, gdy spojrzał na nia˛ i zatrzymał wzrok
na jej policzku. Podnio´sł brwi, otworzył ze zdumie-
nia usta, a potem przełkna˛ł s´line˛, odwro´cił głowe˛, po
czym ponownie zatrzymał wzrok na bliz´nie. Jego
słowa jednak kompletnie ja˛ zaskoczyły. Oblizał
palce z resztek ciasta i powiedział:
– Jes´li pani potrafi bic´ sie˛ tak samo jak gotowac´,
to ja juz˙ sobie wyobraz˙am, jak wygla˛dał pani
przeciwnik.
Teraz Lily z kolei otworzyła usta. Gdy me˛z˙czyz-
na znikna˛ł za drzwiami, bezwładnie opadła na
kuchenny stołek.
Nagle dało o sobie znac´ napie˛cie gromadzone
przez cały dzien´ i Lily zacze˛ła dygotac´. Spojrzała na
stosy brudnych garnko´w i talerzy, po czym skryła
twarz w dłoniach.
Mo´j Boz˙e, pomys´lała, alez˙ jestem zme˛czona.
Zanim jednak zda˛z˙yła sie˛ pouz˙alac´ nad swym
losem, poczuła na plecach czyjs´ dotyk. Podniosła
głowe˛. Case trzymał w dłoni cie˛z˙ki warkocz, kto´ry
sie˛gał jej za łopatki.
– Dobrze sie˛ czujesz? – spytał, zauwaz˙ywszy jej
pobladła˛ twarz.
Gdy wszedł do kuchni i zobaczył ja˛ w tej pozycji,
ogarne˛ło go wzruszenie. Był zaskoczony swa˛ reak-
cja˛. Nie pamie˛tał juz˙, kiedy ostatnio przeja˛ł sie˛
sytuacja˛ jakiejs´ kobiety.
36
DAMA Z KALIFORNII
– Tak – odparła Lily, wycia˛gne˛ła warkocz z jego
dłoni i rzuciła sie˛ w strone˛ stołu, by zbierac´
naczynia.
Case stał i patrzył na nia˛ z namysłem, zdaja˛c
sobie sprawe˛, z˙e jego obecnos´c´ odbiera tej kobiecie
pewnos´c´ siebie. Duz˙o dałby za to, by sie˛ dowie-
dziec´, co jej sie˛ przytrafiło, lecz dzis´ nie wypadało
o to pytac´.
– S
´
niadanie jest o szo´stej – oznajmił szorstko, po
czym odwro´cił sie˛ i znikna˛ł w wypoczynkowej
cze˛s´ci domu.
– Tak jest, szefie – odparła Lily ostro.
Case jednak juz˙ jej nie usłyszał.
Pierwsze dni na ranczu nie były łatwe. Lily
zapamie˛tała z nich gło´wnie upał, zapachy gotuja˛-
cych sie˛ potraw, zaste˛py wygłodniałych me˛z˙czyzn,
bola˛cy kre˛gosłup i pieka˛ce stopy. Niemniej jakos´
udało jej sie˛ to wszystko przetrwac´. A potem było
juz˙ coraz lepiej.
Tego dnia została jej jeszcze godzina do rozpo-
cze˛cia przygotowan´ do lunchu, totez˙ wzie˛ła sobie
szklanke˛ zimnej herbaty i wyszła na werande˛ na
tyłach domu. Tam usiadła bokiem na hus´tawce,
opieraja˛c stopy na pore˛czy. Jak to dobrze tak
posiedziec´ z nogami podniesionymi do go´ry! Ubra-
ła sie˛ dzis´ w granatowa˛ spo´dnice˛-spodnie i dobrana˛
37
Sharon Sala
kolorystycznie bluzke˛. Był to stro´j przewiewny
i wygodny do pracy.
Oparła sie˛ o pore˛cz z drugiej strony hus´tawki,
przymkne˛ła oczy i zimna˛ szklanka˛ przesune˛ła po
czole, a potem po policzkach. Co za przyjemne
uczucie, ten miły chło´d!
Westchne˛ła, przyłoz˙yła szklanke˛ do ust i wypiła
długi łyk lekko słodkawego napoju. Herbata miała
dzis´ wyja˛tkowo rozkoszny smak.
– No nie, ale laseczka!
Głos był obcy i zabrzmiał tak niespodziewanie,
z˙e Lily omal nie spadła na podłoge˛, gwałtownie
siadaja˛c na hus´tawce. Potem obcia˛gne˛ła spo´dnice˛
i odwro´ciła sie˛ w strone˛ miejsca, ska˛d dobiegał głos,
zakrywaja˛c re˛ka˛ policzek z blizna˛.
Twarz tego me˛z˙czyzny nie była jej obca. Kole-
dzy wołali na niego ,,Lane’’, nie miała jednak
poje˛cia, czy jest to imie˛, czy nazwisko.
– Czy czegos´ potrzebujesz? – zapytała ostro.
Nie spodobała jej sie˛ poufałos´c´ me˛z˙czyzny oraz
fakt, z˙e zatrzymał wzrok na jej bius´cie i nogach
dłuz˙ej, niz˙ wymagała tego przyzwoitos´c´.
– Zawsze tego potrzebuje˛ – odparł przecia˛gle.
Lily poczuła, z˙e ze złos´ci robi sie˛ czerwona. Ten
facet bardzo jej sie˛ nie podobał.
– No to co tu robisz? Case cie˛ po cos´ przysłał?
Słysza˛c imie˛ szefa, Lane rozejrzał sie˛ uwaz˙nie
38
DAMA Z KALIFORNII
woko´ł, zatrzymuja˛c na chwile˛ wzrok na podwo´rzu,
gdzie odbywał sie˛ przegla˛d stada.
– Nie – odrzekł. – Chciałem tylko powiedziec´ na
osobnos´ci, z˙e ładna z pani kobitka, a gotuje to pani
z˙e ojej!
– Dzie˛ki – mrukne˛ła Lily i wstała z hus´tawki
– ale musze˛ juz˙ is´c´ do kuchni.
Nie chciała z nim dłuz˙ej przebywac´. Było cos´
wstre˛tnego i spros´nego w spojrzeniu tego faceta.
Jego zas´ naste˛pne słowa potwierdziły jej podej-
rzenia i utwierdziły w przekonaniu, z˙e od tego
człowieka nalez˙y trzymac´ sie˛ z daleka.
– Czy ma pani tylko jedna˛ blizne˛? Bo tej na
policzku to nawet nie widac´. No ale jak sie˛ jest taka˛
fest kobita˛, to i blizna nie przeszkadza.
– To nie jest two´j interes, do cholery! – zawołała
i trzasne˛ła drzwiami.
Nie mogła wprost uwierzyc´, z˙e tak sie˛ zachowała.
W ułamku sekundy straciła panowanie. To do niej
niepodobne, takie mało wytworne maniery. Nadal
sie˛ trze˛sła ze złos´ci, gdy do kuchni wszedł Case.
– Czego ten Turney tu chciał, do diabła?
Case włas´nie szedł do domu, by zadzwonic´, gdy
zauwaz˙ył, z˙e jego najemny pracownik oddala sie˛ od
werandy, a Lily szybko wbiega do domu. Na mys´l
o tym, z˙e Lily moz˙e zadawac´ sie˛ z kto´ryms´ z robot-
niko´w, Case’a ogarna˛ł gniew.
39
Sharon Sala
Lily odwro´ciła sie˛ gwałtownie i spojrzała na
niego z taka˛ sama˛ tłumiona˛ furia˛, z jaka˛ on zadał jej
to pytanie. Case zachowuje sie˛, jakby to ona od-
cia˛gała tego robotnika od pracy!
– Po pierwsze – rzekła lodowatym tonem, choc´
ze złos´ci jej zielone oczy przybrały barwe˛ jadeitu
– chciał sie˛ dowiedziec´, czy mam blizny na całym
ciele, opro´cz twarzy.
Case zacisna˛ł usta. Bo´l w jej głosie poruszył jego
serce i sumienie. Nie spodziewał sie˛ takiej od-
powiedzi i z˙ałował, z˙e nie policzył do dziesie˛ciu,
zanim otworzył usta. Pamie˛tał, z jaka˛ intonacja˛
zadał pytanie, i miał s´wiadomos´c´, z˙e z´le ocenił
zastana˛ sytuacje˛. Tymczasem było juz˙ za po´z´no, by
wycofac´ swoje słowa, mo´gł jedynie za nie prze-
prosic´. Zanim jednak zda˛z˙ył to zrobic´, Lily dodała:
– I powiem ci to samo, co powiedziałam jemu.
To nie jest wasz interes, do cholery! Ja tu gotuje˛
i z nikim sie˛ nie spoufalam. Nie mam na to ochoty.
Mam nadzieje˛, z˙e wyraziłam sie˛ wystarczaja˛co
jasno.
Case uznał, z˙e Lily odzyskuje pewnos´c´ siebie.
Wyprostowała sie˛, podniosła do go´ry głowe˛ i odwaz˙-
nie ukazała swo´j zraniony policzek. To go os´mieliło.
– Przepraszam, Lily – odezwał sie˛ spokojnie.
– Obiecuje˛ ci, z˙e cos´ takiego sie˛ nie powto´rzy.
Pogadam z tym facetem.
40
DAMA Z KALIFORNII
Przekroczył pro´g zdecydowanym krokiem, po-
zostawiaja˛c tymczasem Lily stoja˛ca˛ nieruchomo
pos´rodku kuchni.
Juz˙ ja temu typowi przemo´wie˛ do rozumu,
powtarzał Case w mys´lach. Ale kto przemo´wi do
rozumu mnie? Wiedział, z˙e dobrze by mu to zrobiło.
Otwarcie nigdy by sie˛ nie przyznał do tego, z˙e
uczuciem, kto´re nim powodowało, była zazdros´c´
o Lily, a nie złos´c´, z˙e robotnik najemny miga sie˛ od
pracy.
Lily patrzyła na zatrzaskuja˛ce sie˛ drzwi i skuliła
ramiona, chronia˛c sie˛ przed ida˛cym od progu po-
dmuchem. Podmuch był gora˛cy, stanowił jakby
echo jej rozgora˛czkowanych emocji. Wcia˛gne˛ła
w płuca powietrze i spro´bowała głe˛boko odetchna˛c´,
lecz zamiast uspokajaja˛cego wydechu z jej gardła
wydobył sie˛ dz´wie˛k przypominaja˛cy łkanie. Kos-
myk włoso´w przesłonił jej oczy i gdy podniosła
re˛ke˛, by załoz˙yc´ go za ucho, palcami niechca˛cy
otarła sie˛ o blizne˛. I nagle zacze˛ła dygotac´. Odniosła
wraz˙enie, z˙e wala˛ sie˛ na nia˛ s´ciany kuchni, z˙e
wzywa ja˛ korytarzyk wioda˛cy do sypialni.
Samotnos´c´! Potrzebuje w tej chwili samotnos´ci...
Oczy wezbrały jej łzami. Zacisne˛ła mocno po-
wieki, ze wszystkich sił pro´buja˛c stłumic´ bo´l wywo-
łany pytaniem Lane’a. Nie udało sie˛. Po raz pierw-
szy od czasu wypadku i zdrady narzeczonego
41
Sharon Sala
zamarzyła o tym, by wro´cic´ do domu i powierzyc´
swe z˙ycie opiece ojca oraz braci. W tej chwili nie
jest w stanie zrobic´ tego sama.
Potykaja˛c sie˛, dotarła do sypialni i opadła na
ło´z˙ko. Przytulny wystro´j tego miejsca nie poprawił
jej nastroju, nie przynio´sł z˙adnej ulgi. Ta sypialnia
to tylko kryjo´wka.
Lily ukryła twarz w zagłe˛bieniu ramienia, s´cis-
ne˛ła kurczowo narzute˛ i rozpłakała sie˛.
Najpierw łzy płyne˛ły cichymi strumieniami,
a potem doła˛czył sie˛ do nich szloch. W kon´cu łkała
tak rozpaczliwie, z˙e zacze˛ło jej boles´nie brakowac´
powietrza.
Płakała z powodu niesprawiedliwos´ci s´wiata,
kto´ry zamienił jej bezpieczne i szcze˛s´liwe z˙ycie
w przykra˛ i pełna˛ zagroz˙en´ egzystencje˛. Płakała
z powodu utraty miłos´ci, kto´ra zapewne nigdy nie
była prawdziwa. Płakała z te˛sknoty za ciepłem
ramion ojca oraz braci, kto´rzy byli za daleko, by jej
teraz pomo´c. Płakała takz˙e dlatego, z˙e dzis´ – gdyby
Todd nie sprzeniewierzył sie˛ swym obietnicom
– odbyłby sie˛ ich s´lub.
A potem nagle ktos´ ja˛ podnio´sł z ło´z˙ka, przytulił
do siebie i nie dopus´cił, by sie˛ rozpadła na kawałki.
Słyszała głos´ne bicie czyjegos´ serca, czuła silne
ramiona i łagodne dłonie, lecz była zbyt rozbita, by
to wszystko poja˛c´. W tej chwili wystarczyła jej
42
DAMA Z KALIFORNII
jedynie s´wiadomos´c´, z˙e ktos´ przynosi jej ukojenie
i z˙e bo´l wreszcie słabnie.
Case zawro´cił, gdy usłyszał płacz Lily. A gdy
wszedł do jej sypialni, poczuł, z˙e serce kraje mu sie˛
na kawałki. Rozpacz tej kobiety była przygniataja˛-
ca, rozdzieraja˛ca.
Nigdy jeszcze nie widział człowieka w takim
stanie – bezradnego i ws´ciekłego jednoczes´nie.
W głe˛bi duszy podejrzewał, z˙e nieco sie˛ przyczynił
do cierpienia Lily. Mo´j Boz˙e, jak bardzo pragna˛ł
uwolnic´ ja˛ od tego bo´lu!
Przytulił do siebie jej rozdygotane ciało, zacza˛ł je
kołysac´ i szeptac´ do ucha słowa pocieszenia.
Alez˙ ona jest delikatna! I jak ma cudownie
wyrzez´bione ciało, przemkne˛ło mu przez głowe˛. No
i jak wspaniale mies´ci sie˛ w moich ramionach...
Zaskoczyły go te spontaniczne mys´li. Uznał, z˙e
powinien swej wyobraz´ni załoz˙yc´ cugle, bo sie˛
rozszalała. Jak moz˙na czerpac´ przyjemnos´c´ z przy-
tulania kobiety, kiedy ta kobieta cierpi?
– Przestan´ – szepna˛ł, tula˛c jej rozdygotane ciało.
– Prosze˛, Lily, nie płacz. Rozchorujesz sie˛. Prze-
praszam cie˛. Naprawde˛ cie˛ przepraszam. Nie chcia-
łem cie˛ zranic´, a co do Lane’a, to przysie˛gam, z˙e to
sie˛ nie powto´rzy.
Spoko´j i siła brzmia˛ce w jego głosie podziałały
na nia˛ koja˛co. Płacz słabł, drz˙enie uste˛powało,
43
Sharon Sala
strumien´ łez stawał sie˛ coraz mniejszy. Trzymaja˛ce
ja˛ ramiona rozluz´niły us´cisk i Lily poczuła, z˙e
czyjas´ re˛ka kieruje jej twarz ku go´rze.
Gdy uniosła powieki, ujrzała przed soba˛ przepas-
tna˛ głe˛bie˛ błe˛kitnych oczu Case’a, po czym gwał-
townie szarpne˛ła głowa˛, us´wiadamiaja˛c sobie, jak
wygla˛da.
– Nie odwracaj sie˛ ode mnie, Lily – szepna˛ł.
Pogłaskał jej policzki zgrubiałymi od pracy
dłon´mi, palcami otarł ostatnie łzy.
– Opowiedz mi o wszystkim.
Delikatnos´c´, z jaka˛gładził ja˛po twarzy, sprawiła,
z˙e Lily przestała czuc´ zaz˙enowanie. Potem jednak
raptownie sie˛ odsune˛ła, poraz˙ona s´wiadomos´cia˛, z˙e
jeszcze chwile˛ wczes´niej z własnej woli mocno sie˛
do niego tuliła.
Case patrzył, jak Lily sie˛ odwraca, jak obejmuje
sie˛ ramionami, i natychmiast sie˛ domys´lił, z˙e zbiera
w sobie siły. W tej jego kucharce drzemie dama...
– Nie ma o czym opowiadac´ – odrzekła w kon´cu.
– Byłam na przyje˛ciu z okazji s´lubu, a kiedy
wracałam do domu, pijany kierowca zmasakrował
mi twarz... i z˙ycie... na zawsze. Czy to chciałes´
usłyszec´?
W jej słowach była złos´c´, jakby sie˛ broniła.
Case’owi krajało sie˛ serce.
– I dlatego przyje˛łas´ te˛ oferte˛? Bo twoje z˙ycie
44
DAMA Z KALIFORNII
tak dramatycznie sie˛ zmieniło? Czy tez˙ moz˙e
uciekasz od z˙ycia? Przejechałas´ niemal po´ł kraju,
z˙eby wykonywac´ prace˛ zupełnie niezgodna˛ z twoi-
mi kwalifikacjami...
– Ta praca niczym sie˛ nie ro´z˙ni od tego, co
robiłam przez ostatnie dwanas´cie lat, zanim wresz-
cie wyjechałam z domu. Moja matka umarła, kiedy
miałam trzynas´cie lat. Byłam gło´wna˛ kucharka˛ dla
mojego ojca i czterech starszych braci. Oni wszyscy
mieli prace˛, a ja nie. Moja˛ praca˛ było gotowanie im
jedzenia. Pocza˛tkowo wcale mi to nie szło, ale
w kon´cu sie˛ nauczyłam. Ojciec wybaczał mi ro´z˙ne
potknie˛cia, bracia nigdy nie narzekali. Dopiero po
siedmiu latach zdałam sobie sprawe˛, z˙e zape˛dzili
mnie do kuchni tylko po to, z˙eby pomo´c mi
przetrwac´ pustke˛, jaka˛ poczułam po s´mierci matki.
– To tam miałas´ ten wypadek? – spytał Case.
Lily zawahała sie˛. Grunt stawał sie˛ grza˛ski,
a ska˛d moz˙e wiedziec´, ile szczego´ło´w z jej prywat-
nego z˙ycia wolno jej bezkarnie wyjawic´?
– Nie, mieszkałam wtedy w Los Angeles, zapo-
mniałes´? Wychowywałam sie˛ w okolicach Laguna
Beach.
Case wyczuwał jej wewne˛trzny opo´r. Domys´lał
sie˛, z˙e daleko mu do poznania całej prawdy.
– A co robiłas´ w Los Angeles? – odwaz˙ył sie˛
zapytac´. – Nie byłas´ chyba kucharka˛, prawda?
45
Sharon Sala
– Pracowałam tam jako sekretarka w kancelarii
prawnej.
Case zauwaz˙ył, z˙e Lily zacisne˛ła usta, jakby
z bo´lu, a oczy jej pociemniały ze złos´ci.
– No i...
– No i miałam ten wypadek, a potem przyjecha-
łam tutaj.
Zbyt proste, aby miało byc´ prawdziwe.
– I w Los Angeles nie było nikogo, kto by cie˛
chciał zatrzymac´? Na pewno masz przyjacio´ł, Lily.
Nie mogłas´ wro´cic´ do poprzedniej pracy?
Poczuła taki przypływ złos´ci, z˙e sama sie˛ prze-
straszyła. Ro´wniez˙ na twarzy Case’ a pojawił sie˛ le˛k.
– Mo´j narzeczony zaz˙a˛dał zwrotu piers´cionka,
bo nie miał zamiaru is´c´ do ołtarza z kobieta˛
o zeszpeconej twarzy. Przeciez˙ nie mogłam wro´cic´
do tego samego biura i pracowac´ z me˛z˙czyzna˛,
kto´ry nie mo´gł na mnie patrzec´, prawda?
Case chwycił jej re˛ke˛, kto´ra˛ gniewnie wskazywa-
ła na zraniony policzek. Jego oczy zwe˛ziły sie˛
w szparki.
– Czy chcesz mi powiedziec´, z˙e me˛z˙czyzna,
z kto´rym byłas´ zare˛czona i kto´ry twierdził, z˙e cie˛
kocha, nie chciał sie˛ z toba˛ oz˙enic´ z powodu tego
małego zadrapania na policzku?
Małego zadrapania!
Otworzyła zszokowana usta i zamrugała powie-
46
DAMA Z KALIFORNII
kami, by powstrzymac´ naste˛pna˛ fale˛ łez. Za nic
w s´wiecie nie rozpłacze sie˛ przed tym człowiekiem
po raz drugi.
– No co´z˙, Lily, gdybys´ mnie zapytała, to powie-
działbym ci cos´, co jest jasne jak słon´ce dla
kaz˙dego, tylko nie dla ciebie. Oto´z˙ spotkało cie˛
wielkie szcze˛s´cie, z˙e ten dran´ cie˛ rzucił, bo on na
ciebie nie zasługuje.
Lily otworzyła szeroko oczy. Widziała, z˙e Case
był ws´ciekły i domys´liła sie˛, z˙e gdyby teraz Todd
trafił w jego re˛ce, miałby sie˛ na pewno z pyszna.
– No... – mrukne˛ła, jednoczes´nie zdumiona i za-
z˙enowana. – Dzie˛kuje˛... ci.
– Bardzo prosze˛! – warkna˛ł. – Czy uspokoiłas´
sie˛ juz˙ troche˛?
– Chyba tak. I mys´le˛, z˙e masz racje˛. Lepiej z˙e
dzis´ gotuje˛ lunch dla twoich ludzi, niz˙ gdybym
miała wychodzic´ za ma˛z˙.
Zapadła ogłuszaja˛ca cisza.
– Dzis´ miał byc´ wasz s´lub? – zapytał w kon´cu.
Lily kiwne˛ła tylko głowa˛, obawiaja˛c sie˛, z˙e gdy
sie˛ odezwie, bo´l powro´ci ze zdwojona˛ siła˛.
– A teraz przepraszam – powiedziała, ruszaja˛c
w kierunku drzwi – ale musze˛ zabierac´ sie˛ do
roboty, bo mie˛so be˛dzie za twarde. Choc´ twoi ludzie
tak sie˛ rzucaja˛ na jedzenie, z˙e pewnie by nie
zauwaz˙yli, z˙e cos´ jest niedogotowane.
47
Sharon Sala
Wbiegła do kuchni. Case po sekundzie ruszył
tam za nia˛. Nie zatrzymał sie˛, lecz natychmiast
wyszedł na dwo´r kuchennymi drzwiami, trzaskaja˛c
nimi tak mocno, z˙e az˙ zadzwoniły szyby.
Lily zda˛z˙yła tylko usłyszec´, z˙e mie˛dlił pod nosem
jakies´ przeklen´stwa, lecz nie spojrzał na nia˛ ani tez˙
nic nie powiedział. Po chwili znikna˛ł jej z oczu.
Ona zas´ poczuła sie˛ nieco lepiej ze s´wiadomos´-
cia˛, z˙e ktos´ opro´cz niej uwaz˙a poste˛pek Todda
Collinsa za haniebny.
Dwie godziny po´z´niej robotnicy jak zwykle
hałas´liwie weszli do jadalni i Lily skoncentrowała
sie˛ na podawaniu posiłku. Case wpadł tylko na
chwile˛ i Lily pewnie by go nawet nie zauwaz˙yła,
gdyby nie poprosił o aluminiowa˛ folie˛.
– Nie mam teraz czasu na jedzenie – wyjas´nił.
– Przygotuj druga˛ paczke˛ dla Duffa. Musimy poje-
chac´ na pastwisko, gdzie pasie sie˛ stado, i spraw-
dzic´, czy nie zostały tam jakies´ ssa˛ce cielaki.
Wolałbym nie robic´ tego po´z´niej.
Lily nie miała odwagi spojrzec´ mu w oczy.
Szybko przygotowała im kanapki, cały czas z˙ałuja˛c,
z˙e nie potrafiła milczec´. Gdyby nikt nie znał
prawdy, nikt by jej nie wspo´łczuł.
– Lily – odezwał sie˛ Case tak cicho, z˙e z˙aden
z robotniko´w nie mo´gł go usłyszec´ – nigdy wie˛cej
nie odwracaj od nikogo twarzy. Słyszysz mnie?
48
DAMA Z KALIFORNII
Popatrzyła na niego ze złos´cia˛. On nie ma prawa!
Case odwzajemnił jej sie˛ takim samym spoj-
rzeniem. Nie wiedział, jak to sie˛ stało, lecz zanim
wyszedł z kuchni, w oczach Lily i na jej ustach
pojawił sie˛ delikatny us´miech.
– Aha – dodał jeszcze w progu – jutro jest
sobota. Po s´niadaniu przygotuj tylko troche˛ dodat-
ko´w do kanapek, a potem zro´b liste˛ rzeczy, kto´re
potrzebujesz na naste˛pny tydzien´. Ktos´ cie˛ zawiezie
do Clinton. Kup, co trzeba, mam do ciebie zaufanie.
W supermarkecie mam otwarty rachunek. Wystar-
czy, z˙e powiesz, z˙e pracujesz dla Longrena. Oni juz˙
be˛da˛ wiedzieli, co zrobic´.
Lily kiwne˛ła głowa˛. Gdy Case znikna˛ł w mroku,
odniosła wraz˙enie, z˙e mimo dobiegaja˛cego z jadalni
hałasu jest sama. Zagryzła wargi i odwro´ciła sie˛ od
okna. Nie be˛dzie przeciez˙ stac´ przy parapecie jak
ste˛skniony piesek i patrzec´, jak pan odjez˙dz˙a. Nie
miała zamiaru zaufac´ juz˙ z˙adnemu me˛z˙czyz´nie, nawet
gdyby był nie wiadomo jak dobry i wspaniałomys´lny.
Tuz˙ po s´niadaniu naste˛pnego dnia Lane Turney
zastukał do tylnych drzwi. S
´
ciskał kapelusz w dłoni,
twarz miał zafrasowana˛.
– Prosze˛ pani – odezwał sie˛, uciekaja˛c wzrokiem
w bok – mam pania˛ zawiez´c´ do miasta, jak be˛dzie
pani gotowa.
49
Sharon Sala
Stał i czekał na jej odpowiedz´, powstrzymuja˛c
oddech. Miał nadzieje˛, z˙e Lily nie zaprotestuje.
Wczoraj wieczorem usłyszał przypadkiem ostatnia˛
wypowiedz´ Case’a i pomys´lał, z˙e nadarza sie˛ okazja
poderwania tej dziwnej kucharki.
Wczoraj ws´ciekł sie˛, kiedy szef wyjechał na
niego z pyskiem za wizyte˛ na werandzie. Case
chyba zwariował! Jakie on ma prawo mo´wic´ mu,
z jakimi kobietami wolno, a z jakimi nie wolno mu
sie˛ zadawac´? Lane nie zwracał uwagi na blizne˛. Lily
była taka ładna i miała tak wspaniałe ciało, z˙e taki
drobny defekt wcale sie˛ nie liczył.
W istocie to Duffowi Case kazał zawiez´c´ ja˛ do
miasta – w cia˛gu najbliz˙szej godziny. Jes´li on, Lane,
be˛dzie miał szcze˛s´cie, wyjada˛ do Clinton, zanim
Duff dotrze do tej kuchni.
Lily była zaskoczona. Wiedziała, z˙e Case
ws´ciekł sie˛ wczoraj na Lane’a z powodu jego
zachowania i nie wyobraz˙ała sobie, by miał jej
kazac´ jechac´ do miasta z człowiekiem, kto´ry ja˛
obraził. Obrzuciła Lane’a długim i twardym spoj-
rzeniem. Gdy stwierdziła, z˙e jest speszony i od-
wraca od niej wzrok, doszła do wniosku, z˙e Case
musiał porza˛dnie zmyc´ mu głowe˛.
Lane zas´ uznał, z˙e lepiej sie˛ pokajac´, bo inaczej
daleko z ta˛ panna˛ nie zajedzie. Totez˙ zacza˛ł jak
dziecko przeste˛powac´ z nogi na noge˛ i wykrztusił:
50
DAMA Z KALIFORNII
– Przepraszam za wczorajsze. Nie miałem na
mys´li nic złego. Nie umiem dobrze mo´wic´, ale
chciałem powiedziec´ pani cos´ miłego, bez obrazy.
Nie odzywała sie˛ przez dłuz˙sza˛ chwile˛. Gdy Lane
w kon´cu zebrał sie˛ na odwage˛ i spojrzał na nia˛,
ujrzał na jej twarzy spoko´j.
– Nie powiem, z˙e zapomniałam, co mo´wiłes´,
Lane. Tylko chce˛, z˙ebys´ trzymał sie˛ ode mnie
z daleka. Czy to jasne?
– Jasne. Czy jest pani gotowa?
– Tak. – Cie˛z˙ko westchne˛ła. Wiele by dała za to,
by Case nie przysyłał do niej tego faceta, nie miała
jednak poje˛cia, jak mu odmo´wic´, nie robia˛c po raz
drugi sprawy z wczorajszego incydentu. – Wezme˛
tylko torebke˛ i liste˛.
Lane patrzył, jak Lily łagodnie kołysze biodrami
w czerwonych spodniach, oddalaja˛c sie˛ korytarzem,
a gdy wro´ciła, zerkna˛ł na jej piersi rysuja˛ce sie˛
wyraz´nie pod bluzka˛ bez re˛kawo´w. Potem ruszyli
w strone˛ samochodu typu combi. Lane otworzył
drzwi po stronie pasaz˙era i odsta˛pił krok do tyłu,
pozwalaja˛c Lily zaja˛c´ miejsce.
Wzniosła oczy do nieba, modla˛c sie˛, by ten dzien´
jak najszybciej dobiegł kon´ca, i spojrzała w bok za
okno, gdy Lane zajmował miejsce za kierownica˛.
– Juz˙ jedziemy – oznajmił rados´nie.
Brak reakcji ze strony Lily wcale nie zepsuł mu
51
Sharon Sala
humoru. Ma ja˛dla siebie przez cała˛ droge˛ do miasta,
i z powrotem. Jest mno´stwo czasu na to, by ja˛
zmie˛kczyc´.
Przeszkoda˛ w wykonaniu planu było to, z˙e Lily
postanowiła sie˛ nie odzywac´. Podczas całej drogi
nie wypowiedziała jednego pełnego zdania, a na
jego pytania odpowiadała wyłacznie monosylaba-
mi. Gdy dojechali do miasta, Lane był ws´ciekły.
– No to jestes´my na miejscu – warkna˛ł, podjez˙-
dz˙aja˛c pod ogromny supermarket. – Kiedy mam
przyjechac´?
Lily zerkne˛ła na zegarek, potem przebiegła wzro-
kiem liste˛ zakupo´w, i odrzekła:
– Za dwie godziny. – Zsune˛ła sie˛ z fotela
i szybko zatrzasne˛ła drzwi, pragna˛c znalez´c´ sie˛ jak
najdalej od Lane’a, kto´ry podczas całej drogi ob-
sypywał ja˛ lubiez˙nymi spojrzeniami i propozycjami
o podteks´cie erotycznym.
– Dam ci wie˛cej czasu, damulko – mrukna˛ł
Lane, opuszczaja˛c parking i skre˛caja˛c w strone˛
lokalnego baru.
Do realizacji swych plano´w potrzebował siły
i odwagi, a te zawsze znajdował w butelce.
– Szefie – zacza˛ł Duff, wracaja˛c do stodoły
i drapia˛c sie˛ w głowe˛ – panna Lily juz˙ wyjechała.
Ktos´ ja˛ widział w samochodzie z po´ł godziny temu.
52
DAMA Z KALIFORNII
Case podnio´sł głowe˛ znad cielaka, kto´rym sie˛
zajmował, i zmarszczył czoło.
– Jechała sama?
– Nie – odrzekł Duff. – Prowadził ktos´ inny, ale
nie wiadomo kto.
Case wzruszył ramionami. Tak bardzo sie˛ tym
nie przeja˛ł, niemniej był troche˛ zaskoczony. Kto by
sie˛ odwaz˙ył zawozic´ Lily do miasta i ryzykowac´
gniew szefa za wymigiwanie sie˛ od pracy? Case
wyprostował sie˛ i rozejrzał woko´ł, sprawdzaja˛c,
kogo brakuje na posterunku, gdy do stodoły wpadł
jeden z robotniko´w, krzycza˛c na cały głos:
– Szefie, ten cholerny byk znowu sie˛ urwał i jest
rozjuszony jak wszyscy diabli! Mys´li, z˙e podbiera-
my mu jego panienki!
Case rzucił wszystko i gestem wezwał pracuja˛-
cych obok ludzi do pos´cigu. Byk był olbrzymi
i najbardziej nieobliczalny ze wszystkich stworzen´,
jakie dotychczas Case posiadał. Co roku obiecywał
sobie, z˙e sprzeda to wredne zwierze˛ i kupi inne,
o łagodniejszej naturze. Pomijaja˛c wszystko, posia-
danie takiej bestii jest niebezpieczne. Lecz co roku
cielaki, jakie otrzymywał od tego byka, były tak
dorodne, z˙e Case decydował sie˛ dac´ groz´nemu
zwierze˛ciu naste˛pna˛ szanse˛.
– Paralizator! – zawołał Case do Duffa.
Wypadli ze stodoły i zobaczyli rozjuszonego
53
Sharon Sala
byka, kto´ry z opuszczonym łbem walił w ziemie˛
przednimi kopytami, wzbijaja˛c w powietrze tumany
kurzu, i wydawał z siebie chrapliwe pomruki,
kieruja˛c sie˛ w strone˛ zagrody dla kro´w i jało´wek.
Duff pobiegł po elektryczny paralizator, pozo-
stali me˛z˙czyz´ni szykowali lassa. Upłyne˛ła niemal
godzina, zanim byk znalazł sie˛ z powrotem w swej
zagrodzie. Wtedy Case juz˙ nie pamie˛tał o tym, z˙e
ma sprawdzic´, kto zawio´zł Lily do miasta.
Siedziała na stosie worko´w z karma˛ dla pso´w
i przez szybe˛ supermarketu patrzyła, czy na parkin-
gu nie pojawi sie˛ samocho´d combi. Lane spo´z´niał
sie˛ juz˙ prawie po´ł godziny.
Wreszcie dostrzegła go na ulicy. Zmarszczyła
czoło, gdy pojazd gwałtownie skre˛cił, o mały włos
unikaja˛c najechania na kobiete˛ z dzieckiem, kto´rzy
szli z załadowanym wo´zkiem w strone˛ zaparkowa-
nego auta. Potem poszukała wzrokiem chłopca,
kto´ry pomagał w pakowaniu zakupo´w, i gestem
przywołała go do siebie.
Chłopiec s´cia˛gna˛ł jeszcze dwo´ch kolego´w i wraz
z Lily wypchne˛li na dwo´r wo´zki ze sprawunkami.
Lily uznała, z˙e na tydzien´ to wystarczy.
Lane wreszcie zatrzymał sie˛ przy rampie.
– Witam, pie˛kna pani! – zawołał na cały głos,
wyskakuja˛c z kabiny. Szedł do niej, zataczaja˛c sie˛.
54
DAMA Z KALIFORNII
– Ładujcie szybko. Jeszcze musimy pojechac´ w pa-
re˛ miejsc.
Lily wydała z siebie okrzyk przeraz˙enia. On jest
pijany! Juz˙ sama ta mys´l wystarczyła, by zdja˛ł ja˛
paniczny strach. Mało brakowało, a jeden pijak
niedawno pozbawiłby ja˛ z˙ycia. Nie ma takiej siły,
kto´ra by zmusiła Lily do tego, aby wsiadła do
samochodu z pijanym kierowca˛. Gestem poprosiła
chłopco´w, by zaczekali.
– Lane, ja poprowadze˛ – oznajmiła. – Piłes´.
– A jasne, z˙e piłem! I jeszcze mam zamiar sie˛
pobawic´ – os´wiadczył głos´no. – A ty nie be˛dziesz
mnie nigdzie wozic´. Kiedy Lane Turney zabiera
gdzies´ kobiete˛, to on prowadzi, a nie ona. Jasne?
Zatoczył sie˛ i spojrzał na Lily takim wzrokiem,
jakby rzucał jej wyzwanie. Niech no tylko os´mieli
sie˛ mu sprzeciwic´!
Lily przyszło to bez trudu.
– Nie wsiadam do samochodu z kierowca˛ w ta-
kim stanie – rzekła ostro, nie dbaja˛c o to, z˙e nie sa˛
sami. – Nie wiesz, co robisz. Prosze˛, pozwo´l mi
prowadzic´. Nikomu nic nie powiem, ale z toba˛ za
kierownica˛ nie pojade˛.
Jej głos drz˙ał, ale Lane nie przejmował sie˛
niczyimi obawami czy tez˙ bezpieczen´stwem, takz˙e
swoim własnym.
– Dobrze. – Czkna˛ł. – To wracaj do domu na
55
Sharon Sala
piechote˛. Ciekawe, czy znajdziesz kogos´, kto zapro-
ponuje ci przejaz˙dz˙ke˛, kiedy zobaczy twoja˛ buz´ke˛.
Odwro´ciła głowe˛, ukrywaja˛c bo´l, jaki wywołały
jego słowa. To tylko pijacki bełkot, powtarzała
sobie. Te słowa nie sa˛ waz˙ne. Waz˙ne jest jej z˙ycie.
– Przepraszam – zwro´ciła sie˛ do chłopco´w,
kto´rzy byli s´wiadkami tego nieprzyjemnego in-
cydentu. – Pomo´z˙cie mi to wepchna˛c´ z powrotem
do sklepu, bo tu jest za gora˛co. Musze˛ zadzwonic´ na
ranczo i poprosic´ kogos´ innego.
Chłopcy szybko spełnili jej polecenie.
– Przepraszam pania˛ – powiedziała jakas´ kobie-
ta, dotykaja˛c jej ramienia.
Lily odwro´ciła sie˛ i zobaczyła jedna˛ z pracownic
supermarketu, z kto´ra˛ zamieniła kilka sło´w w jednej
z alejek.
– Słyszałam wszystko – wyjas´niła kobieta. – Na-
zywam sie˛ Debbie Randall. Znam Case’a Longrena
i wiem, z˙e nie be˛dzie tego tolerował. Za dziesie˛c´
minut mam przerwe˛ na lunch. Jes´li poczekasz, to
zawioze˛ cie˛ na ranczo.
Lily patrzyła na kobiete˛ z rosna˛cym zdumieniem,
a gdy usłyszała ostatnie słowa, odetchne˛ła z ulga˛.
Ratunek spadł jej praktycznie z nieba.
– Alez˙ to cudownie, Debbie – powiedziała i wy-
cia˛gne˛ła re˛ke˛. – Nazywam sie˛ Lily Brownfield.
Jestem nowa˛ kucharka˛ na ranczu Longrena.
56
DAMA Z KALIFORNII
Niska, apetycznie zaokra˛glona kobieta zmierzyła
Lily pełnym sympatii wzrokiem, udała, z˙e nie widzi
jej zranionego policzka, po czym us´miechne˛ła sie˛
promiennie.
– Tego sie˛ domys´liłam. A niech to! Wys´wiad-
czysz mi przysługe˛, pozwalaja˛c mi tam sie˛ zawiez´c´.
Ten Case to niezły kawał chłopa, no nie? Nigdy nie
przepuszcze˛ okazji, z˙eby dac´ mu sie˛ we znaki. On
na to mi pozwala, ale niestety, na nic wie˛cej, jes´li
mnie rozumiesz...
Rozes´miała sie˛ wesoło i wskazała Lily stos
worko´w z karma˛ dla pso´w. Lily odpowiedziała jej
us´miechem i zaje˛ła swoje poprzednie miejsce,
patrza˛c, jak seksowna kobietka znika w alejce, by
skon´czyc´ swa˛ robote˛.
Ciekawe, pomys´lała Lily, czy Case sie˛ kiedykol-
wiek z nia˛ umawiał, a potem zadała sobie pytanie,
dlaczego ja˛ to interesuje. Przeciez˙ Case’owi wolno
is´c´ do ło´z˙ka z kaz˙da˛ kobieta˛ pod słon´cem.
Case... w ło´z˙ku? Nie, nie, powiedziała sobie. Jest
taki jakis´ za duz˙y i troche˛ nieokrzesany jak na jej
gust. I to włas´nie powtarzała sobie przez cała˛ droge˛
do domu.
57
Sharon Sala
ROZDZIAŁ TRZECI
Case wyszedł przed dom, przystana˛ł na weran-
dzie i re˛ka˛ przeczesał włosy. Czuł sie˛ sfrustrowany.
Od dobrych paru godzin usiłował dociec, dlaczego
Lily nie pojechała po zakupy z Duffem. Nikt jednak
nie udzielił mu z˙adnej odpowiedzi. Na błe˛kitnym
niebie pozbawionym chmurki paliła gora˛ca kula
słon´ca, ws´ro´d kwitna˛cego kapryfolium i powoju
okalaja˛cego werande˛ buszował rados´nie koliber,
z daleka dobiegało przytłumione muczenie kro´w
poszukuja˛cych swych odebranych włas´nie cielako´w.
Case westchna˛ł, wsuna˛ł re˛ce głe˛boko do kieszeni
spodni i kopna˛ł jakis´ s´miec´ lez˙a˛cy na stopniu. Do
cholery, dlaczego ta Lily nie wraca? Duz˙o by dał,
aby zobaczyc´ w tej chwili jej chłodna˛ twarz i mine˛
mo´wia˛ca˛ ,,nie dotykaj mnie’’.
Wpatrywał sie˛ w podjazd i lez˙a˛ce za nim pola tak
intensywnie, jakby pragna˛ł przenikna˛c´ wzrokiem
horyzont.
Nie dostrzegł nic, co pozwoliłoby mu odetchna˛c´.
Wewna˛trz domu zadzwonił nagle telefon i Case
obro´cił sie˛ na pie˛cie. Gdy znikał w chłodnym
wne˛trzu holu, drzwi z moskitiera˛ zamkne˛ły sie˛ za
nim z trzaskiem.
– Halo?
Przytkna˛ł słuchawke˛ do ucha, maja˛c nadzieje˛, z˙e
po drugiej stronie usłyszy ten sam głos, kto´ry
obudził go w nocy dwa tygodnie temu i przewro´cił
jego z˙ycie do go´ry nogami.
Nie była to jednak Lily, a na dodatek osoba
dzwonia˛ca nie miała dla niego dobrych wies´ci.
Samocho´d combi be˛da˛cy własnos´cia˛ jego rancza
włas´nie sie˛ rozbił w wypadku na szosie na po´łnoc od
Clinton. Case czuł, jak mie˛kna˛ mu kolana, i osuna˛ł
sie˛ na obrotowy fotel stoja˛cy obok biurka. Zamkna˛ł
oczy, a zaste˛pca szeryfa, bo to on włas´nie dzwonił,
bezlitos´nie cia˛gna˛ł swa˛ opowies´c´.
– Czy ktos´ jest ranny? – zapytał Case, wcia˛gaja˛c
powietrze w płuca i usiłuja˛c zapanowac´ nad ogar-
niaja˛ca˛ go panika˛.
– Tak, jedna osoba – odparł zaste˛pca. – Karetka
juz˙ wiezie ofiare˛ do Clinton, ale nie wiem, jakie ma
obraz˙enia.
59
Sharon Sala
O mo´j Boz˙e, pomys´lał Case. To nie moz˙e byc´
Lily. Dos´c´ sie˛ nacierpiała. I nagle tkne˛ło go pewne
podejrzenie.
– Czy ofiara jest me˛z˙czyzna˛ czy kobieta˛? – spy-
tał ostro.
– Nie mam poje˛cia – padła odpowiedz´. – Po-
wiem ci, kiedy sam sie˛ dowiem.
– No dobra – przystał Case. – I dzie˛ki za telefon,
stary. Nie masz poje˛cia, jakie to dla mnie waz˙ne.
Gdy odłoz˙ył słuchawke˛, dygotał na całym ciele
i miał ochote˛ cos´ rozwalic´. Nie miał poje˛cia co
zrobic´ – jechac´ do miasta czy czekac´ na telefon od
zaste˛pcy.
Lily!
Nagle cały s´wiat nabrał ostros´ci, gdy us´wiadomił
sobie, z˙e jej moz˙e w nim zabrakna˛c´. Była to
s´wiadomos´c´ nie do zniesienia. Zna te˛ kobiete˛
zaledwie od tygodnia, ale jes´li sie˛ nie myli, to sie˛
w niej po prostu zakochał.
Jes´li to ona została ranna w tym wypadku...
– Hej, szefie! – zawołał Duff zza drzwi z mos-
kitiery, nies´wiadomy dramatu rozgrywaja˛cego sie˛
w sercu Case’a. – Ktos´ do nas jedzie. Wygla˛da mi to
na samocho´d tej małej s´licznotki z supermarketu.
Jak to ona ma na imie˛... Debbie?
Case z wysiłkiem podnio´sł sie˛ na nogi i przetarł
dłonia˛ twarz. Nie ma czasu dla gos´ci, a zwłaszcza
60
DAMA Z KALIFORNII
upartych kobiet, nawet jes´li sa˛ bardzo ładne. Teraz
musi jechac´ do szpitala! Nie be˛dzie czekac´ na
telefon od zaste˛pcy, bo ten moz˙e zadzwonic´ za
po´z´no.
– O la la! – zawołała Debbie, szczerza˛c w us´mie-
chu ze˛by. – Na werandzie czeka na nas sam
gospodarz.
Lily poczuła leciutki skurcz z˙oła˛dka, po czym sie˛
uspokoiła. Dlaczego tak reaguje na widok Case’a?
A zwłaszcza jego ramion? O jego twarzy zas´ wcale
nie chciała mys´lec´. Gdy patrzył na nia˛, stawała sie˛
nerwowa.
Case sprawiał wraz˙enie człowieka, kto´ry jest
w stanie przebic´ sie˛ przez jej sztuczny pancerz
opanowania i dotrzec´ do ukrytych pod nim po-
kłado´w bo´lu i goryczy. Nie podobało jej sie˛ to,
poniewaz˙ z zasady nie rozczulała sie˛ nad soba˛.
Nieche˛tnie tez˙ odnosiła sie˛ do ludzi, kto´rzy wyko-
rzystywali swe niepowodzenia lub dramaty dla
wzbudzenia wspo´łczucia.
Gdy ostatnio odnajdowała w sobie taka˛ che˛c´,
wiedziała, z˙e powinna sie˛ tego wstydzic´. Powtarza-
ła sobie wo´wczas, z˙e na s´wiecie z˙yje mno´stwo
ludzi, kto´rzy sa˛ w znacznie gorszej sytuacji niz˙ ona.
Lecz kiedy patrzyła w lustro, nie było łatwo o tym
pamie˛tac´.
61
Sharon Sala
Debbie zatrzymała samocho´d przed domem i wy-
siadła, witaja˛c Case’a serdecznym machnie˛ciem
dłoni, zanim Lily zda˛z˙yła skomentowac´ jej uwage˛.
– Czes´c´, stary. Chodz´cie z Duffem nam pomo´c.
Lily chyba przywiozła tu cały sklep.
Lily! Dzie˛ki ci, Panie!
Nigdy w z˙yciu Case nie odczuł az˙ tak wielkiej
ulgi. Mie˛kkos´c´ z jego kolan odpłyne˛ła. Szybko
zbiegł z werandy, kieruja˛c sie˛ w strone˛ samochodu,
w strone˛ Lily.
Na jego drodze stane˛ła jednak Debbie. Zarzuciła
mu ramiona na szyje˛ i serdecznie wys´ciskała.
– No, mo´j drogi – odezwała sie˛ z˙artobliwie – od
tygodni nie widziałam cie˛ w z˙adnej nocnej knajpie.
Czyz˙bys´ postanowił z˙yc´ w celibacie, wcale sie˛
z tym nie zdradzaja˛c?
Case zaczerwienił sie˛ jak burak i piwonia, po
czym, nadal tkwia˛c w ramionach Debbie, popatrzył
ponad jej głowa˛ w chłodne oczy o zielonej barwie.
Takich oczu jeszcze nigdy nie widział u z˙adnej
kobiety.
– Wro´ciłas´ – wykrztusił do Lily.
– Oczywis´cie – odparła, przecia˛gaja˛c sylaby
i patrza˛c wymownie na przytulone do niego pone˛tne
ciało Debbie, po czym weszła do s´rodka, niosa˛c ze
soba˛ kilka cie˛z˙kich toreb.
– Nie ws´ciekaj sie˛ na nia˛ – zas´wiergotała Deb-
62
DAMA Z KALIFORNII
bie. – Ona tak jakby utkne˛ła mie˛dzy młotem
a kowadłem. Ja po prostu zaproponowałam jej
sa˛siedzka˛ pomoc. A przy tym, pomys´lałam sobie,
nadarzy sie˛ okazja zobaczyc´ ciebie...
Jej je˛zyk bywał czasem niewyparzony, ale Deb-
bie miała złote serce i Case o tym s´wietnie wiedział.
– Nie mam poje˛cia, dlaczego z toba˛ przyjechała,
ale be˛de˛ ci za to wdzie˛czny do kon´ca z˙ycia.
– Co tam! – rozes´miała sie˛. – To nic takiego. Juz˙
Lily ci opowie, co sie˛ stało. Ja musze˛ wracac´ do
pracy. Czy to ostatnie torby? – zwro´ciła sie˛ do
Duffa, kto´ry robił juz˙ trzeci kurs.
– Tak – je˛kna˛ł, uginaja˛c sie˛ pod cie˛z˙arem dz´wi-
ganych warzyw.
– No to lece˛! Pokaz˙ sie˛ czasem w mies´cie,
skarbie! – zawołała do Case’a na poz˙egnanie.
Case patrzył, jak samocho´d Debbie znika
w chmurze pyłu, po czym wszedł do holu.
– Debbie pojechała? – zapytał Duff, mijaja˛c go.
– Tak – odparł. – Słuchaj, Duff, nie be˛dzie mnie
pewnie do wieczora. Musze˛ jechac´ do Clinton.
Dopilnuj tu wszystkiego.
– Jasne! – Malutki człowieczek pomachał Ca-
se’owi re˛ka˛ i odmaszerował, stukaja˛c swymi wyso-
kimi butami.
Case wszedł do kuchni. Gdy Lily po raz kolejny
spojrzała na niego pogardliwie, zastanowiło go,
63
Sharon Sala
czym sobie zasłuz˙ył na takie chłodne traktowanie.
Tak bardzo sie˛ cieszył, z˙e ja˛ widzi, z˙e nie miał
poje˛cia, od czego zacza˛c´.
– Mys´le˛, z˙e miałes´ powody – odezwała sie˛ Lily
– ale naste˛pnym razem, kiedy be˛de˛ jechała po
zakupy, przys´lij mi kogos´ innego. Albo najlepiej
pojade˛ sama, bo juz˙ znam droge˛. A jes´li chodzi
o tego Lane’a Turneya, to najlepiej by było, z˙eby sie˛
znalazł jak najdalej sta˛d. Czy wyraz˙am sie˛ do-
statecznie jasno?
Case az˙ sie˛ w sobie skurczył. A wie˛c to Lane
spowodował ten wypadek i to jego wioza˛ do
szpitala! Powinien był sie˛ domys´lic´...
– Nie wysyłałem go – oznajmił ze zmarszczo-
nym czołem.
Nic dziwnego, z˙e Lily jest na niego ws´ciekła. Jest
przekonana, z˙e to on kazał Lane’owi zawiez´c´ ja˛ do
miasta – mimo niewybrednych zaczepek tego czło-
wieka poprzedniego dnia. Mo´j Boz˙e! Czy ona
naprawde˛ tak z´le o mnie mys´li?
To podejrzenie go zabolało.
– Ale on tu przyszedł – os´wiadczyła. – Przyszedł
i powiedział, z˙e kazałes´ mu ze mna˛ jechac´. – Nagle
jej chło´d gdzies´ znikna˛ł, usta zacze˛ły sie˛ trza˛s´c´.
Przerwała wyjmowanie rzeczy z toreb i drz˙a˛cymi
palcami uchwyciła sie˛ blatu. – A potem on sie˛ upił.
Case zmarszczył czoło i głos´no zakla˛ł.
64
DAMA Z KALIFORNII
– Ale nie od razu – cia˛gne˛ła drz˙a˛cym głosem.
– Dopiero potem, kiedy przyjechał po mnie do
supermarketu. – Otoczyła sie˛ ciasno ramionami,
jakby było jej zimno, zacze˛ła chodzic´ wzdłuz˙ blatu,
i mo´wiła coraz szybciej. – Błagałam go, z˙eby
pozwolił mi prowadzic´. Ale sie˛ nie zgodził.
– Skarbie – powiedział Case. – Juz˙ jest wszystko
dobrze. Wiem, z˙e...
– Nie! – przerwała mu. – Nic nie wiesz! Ja go
błagałam, ale on nie chciał pus´cic´ mnie za kierow-
nice˛. A ja nie mogłam razem z nim wsia˛s´c´ do
s´rodka. Był pijany, a przez jednego pijaka wy-
gla˛dam teraz jak wygla˛dam, i...
Nagle znalazła sie˛ w jego ramionach. Spaz-
matycznie wcia˛gała powietrze, nie moga˛c uwolnic´
sie˛ od strachu.
– Miał wypadek – oznajmił cichym głosem
Case. – Mys´lałem, z˙e z nim jestes´. Nigdy jeszcze tak
bardzo sie˛ nie denerwowałem. Widziałem tylko
ciebie, jak lez˙ysz ranna... i uwaz˙ałem, z˙e byłaby to
moja wina. Powinienem był wyrzucic´ wczoraj tego
drania na zbity pysk. I zrobie˛ to, jes´li sie˛ nie zabił.
– O mo´j Boz˙e! – je˛kne˛ła Lily i poczuła, z˙e
ziemia usuwa jej sie˛ spod sto´p.
Słowa Case’a oz˙ywiły wspomnienie innego wy-
darzenia. Oczami wyobraz´ni ujrzała jada˛cy z na-
przeciwka samocho´d, kto´ry nagle skre˛cił na jej pas.
65
Sharon Sala
A potem nasta˛pił koszmarny okres bo´lu i przeraz˙e-
nia. Woko´ł niej wyrosła ciemna s´ciana i odgrodziła
ich od s´wiatła dnia, wsysaja˛c ja˛ do s´rodka. Lily
zemdlała.
Case poczuł, z˙e jej ciało staje sie˛ bezwładne
i pomys´lał, z˙e powinien był przekazac´ jej te˛ wiado-
mos´c´ delikatniej. Teraz jest na to za po´z´no. Zdołał ja˛
jednak przytrzymac´, zanim upadła na podłoge˛.
– Skarbie – wyszeptał jej do ucha. – Tak mi
przykro. Przepraszam cie˛, o Boz˙e, przepraszam.
Ona jednak nie słyszała go ani tez˙ nie widziała
miłos´ci, z jaka˛ na nia˛ patrzył, kiedy nio´sł ja˛ do
ło´z˙ka.
Potem wpadł do łazienki i przynio´sł zmoczony
woda˛ re˛cznik, kto´ry szybko przyłoz˙ył jej do czoła.
Napawał wzrok widokiem jej twarzy, wiedza˛c, z˙e
gdyby była przytomna, nie pozwoliłaby mu na to.
Odsuna˛ł z jej czoła złociste pasmo włoso´w, przetarł
twarz wilgotnym re˛cznikiem, dotkna˛ł palcami poli-
czka z blizna˛, a potem sie˛ pochylił i pocałował ka˛cik
jej ust tuz˙ pod kon´cem szramy.
Lily je˛kne˛ła, a Case poczuł na twarzy ciepły
powiew cichego westchnienia. Mrukna˛ł cos´ pod
nosem, tłumia˛c w sobie impuls, by połoz˙yc´ sie˛ obok
tej kobiety i juz˙ nigdy nie pozwolic´ jej odejs´c´.
Przesuna˛ł kompres w do´ł, usiłuja˛c wyciszyc´ jego
chłodem pulsuja˛ca˛ na szyi z˙yłe˛, i modlił sie˛, by po
66
DAMA Z KALIFORNII
odzyskaniu przytomnos´ci Lily nie winiła go bar-
dziej, niz˙ on winił siebie.
Gdy jej powieki drgne˛ły, Case odsuna˛ł sie˛, nie
chca˛c, by wiedziała, z˙e jest tak blisko.
– Skarbie – szepna˛ł – juz˙ jest dobrze. Tylko na
chwile˛ zemdlałas´.
Otworzyła oczy, zamrugała powiekami, i gdy
otaczaja˛cy ja˛ s´wiat nabrał ostros´ci, ujrzała przed
soba˛ zakochana˛ twarz me˛z˙czyzny. Miłos´c´ była
prawdziwa, lecz twarz – inna. To nie była twarz
Todda, a ona nie znajdowała sie˛ w Los Angeles.
Nagle przypomniała sobie wydarzenia tego dnia
i z jej ust wyrwał sie˛ cichy okrzyk. Usiadła gwał-
townie, usiłuja˛c uciec jak najdalej od tego wysokie-
go me˛z˙czyzny, kto´ry wywoływał w niej emocje,
o kto´rych najche˛tniej by zapomniała.
Wyraz miłos´ci znikna˛ł z jego twarzy, Case wstał
i cofna˛ł sie˛, robia˛c Lily przestrzen´, kto´rej po-
trzebowała.
– Wprost trudno mi w to uwierzyc´ – powiedzia-
ła, poprawiaja˛c bezładnie włosy.
Jej wargi drz˙ały, oczy wypełniły sie˛ łzami,
zdołała jednak zapanowac´ nad soba˛ i nie wybuch-
na˛c´ płaczem. Gwałtownym ruchem przetoczyła sie˛
na druga˛ strone˛ ło´z˙ka, pragna˛c znalez´c´ sie˛ jak
najdalej od Case’a.
– Uspoko´j sie˛ – rzekł ze smutkiem, widza˛c, z˙e
67
Sharon Sala
Lily wznosi mie˛dzy nimi mur. – Przestraszyłas´ sie˛,
i to bardzo, zwaz˙ywszy na okolicznos´ci. Jes´li nie
czujesz sie˛ na siłach, moz˙esz nie gotowac´ dzis´
kolacji. Jakos´ sobie poradzimy. Odka˛d tu jestes´,
robotnicy jedza˛ ponad miare˛.
– Wykluczone – odparła Lily. – Daj mi tylko
chwile˛, a przebiore˛ sie˛ i wracam do roboty.
Wstała, nie daja˛c Case’owi wyboru. Westchna˛ł,
odwro´cił sie˛ i poprzez otarte drzwi łazienki rzucił
w strone˛ umywalki re˛cznik, kto´ry wyla˛dował na
miejscu z głuchym plus´nie˛ciem. Case w milczeniu
opus´cił poko´j.
Lily zamrugała, zaskoczona jego pełnym złos´ci
gestem. Co mu sie˛ stało? To ona otarła sie˛ o naste˛p-
ny wypadek, a nie on. Zamkne˛ła drzwi, wzrusze-
niem ramion kwituja˛c zachowanie wielkiego kow-
boja. Potem zdje˛ła bluzke˛ i spodnie, odwiesiła je do
garderoby, po czym włoz˙yła z˙o´łta˛ sukienke˛ bez
re˛kawo´w, z marszczonej bawełny. Sukienka była
stara i nie be˛dzie w niej gora˛co. Przejrzała sie˛
w lustrze nad toaletka˛, uczesała włosy i upie˛ła je
w we˛zeł przy szyi. Naste˛pnie jak zwykle zbliz˙yła sie˛
lustra, by sprawdzic´, czy blizna przypadkiem nie
znikne˛ła. Skrzywiła usta w grymasie nieche˛ci,
stwierdzaja˛c, z˙e nic sie˛ nie zmieniło.
Gdy odwracała sie˛ od lustra, stała sie˛ rzecz
bardzo dziwna. To juz˙ nie siebie w nim widziała,
68
DAMA Z KALIFORNII
lecz Debbie tula˛ca˛ sie˛ do Case’a. Wiedziała, z˙e
pozwala sobie skupic´ uwage˛ na czyms´, co ja˛
zaniepokoiło... nie, raczej zszokowało.
Chodzi o to, z˙e Case jakby bardzo che˛tnie otoczył
ramionami inna˛ kobiete˛. Kiedys´ w ten sam sposo´b
przytulił ja˛, Lily, i było to przyjemne. Nie, nie moz˙e
sobie pozwolic´ na to, by ponownie przywia˛zac´ sie˛
do kogos´.
Rozstania sa˛ zbyt bolesne.
– Co z toba˛? – warkne˛ła pod nosem. – Mało ci
jednej zdrady? Ska˛d przyszło ci do głowy, z˙e jakis´
me˛z˙czyzna chciałby patrzec´ na twoja˛twarz dzien´ po
dniu, do kon´ca z˙ycia? Wez´ sie˛ w gars´c´, moja panno!
Z trzaskiem zamkne˛ła drzwi sypialni i pognała
do kuchni tak pre˛dko, jakby goniło ja˛ sto diabło´w.
Case nie pojawił sie˛ na kolacji, ona zas´ nie miała
odwagi zapytac´, co sie˛ stało. Gdy posprza˛tała
jadalnie˛ i kuchnie˛, zacze˛ła kra˛z˙yc´ po pomiesz-
czeniach na parterze, pro´buja˛c znalez´c´ sobie jakies´
zaje˛cie. Chciała cos´ zrobic´, by porza˛dnie sie˛ zme˛-
czyc´ i łatwiej potem zasna˛c´.
Nie znała przyczyny nieobecnos´ci Case’a. Byc´
moz˙e zirytowała go swym nieuprzejmym zachowa-
niem, swoja˛ niewdzie˛cznos´cia˛, podczas gdy on
okazał jej tyle serca i troski, gdy zemdlała.
Udawała sama przed soba˛, z˙e nie pamie˛ta, jak
Case trzymał ja˛ w ramionach i dzie˛kował Bogu, z˙e
69
Sharon Sala
jej w samochodzie Lane’a nie było. Włas´ciwie nie
chciała pamie˛tac´, jak to jest tulic´ sie˛ do me˛z˙czyzny,
wspominac´ potem jego zapach i dotyk. Bała sie˛, z˙e
historia sie˛ powto´rzy – ona najpierw sie˛ zakocha,
a potem twarz jej kochanka wykrzywi sie˛ w gryma-
sie obrzydzenia, gdy zobaczy blizne˛ na jej policzku.
Powinna zapamie˛tac´ raz na zawsze, z˙e juz˙ nigdy nie
be˛dzie ładna.
Zacisne˛ła dłonie w pie˛s´ci, przycisne˛ła je do ud
i cos´ do siebie wymamrotała. Ta robota to chyba jej
najgorszy pomysł od lat, ale jakos´ trzeba wytrwac´
do kon´ca kontraktu. W kon´cu nie ma gdzie sie˛
podziac´.
Ze stolika w gabinecie wzie˛ła kilka gazet i po-
spieszyła do sypialni.
Jakis´ czas po´z´niej ktos´ zastukał do drzwi. Drgne˛-
ła, trzymana w re˛ku gazeta wypadła na podłoge˛.
– Kto to? – zawołała, choc´ włas´ciwie znała
odpowiedz´.
Zbliz˙ała sie˛ dziesia˛ta i na dworze panowały
atramentowe ciemnos´ci. Z
˙
aden z robotniko´w nie
s´miałby jej szukac´ o tej porze. Odwaz˙yłby sie˛ na to
tylko Case.
Nie pomyliła sie˛.
– To ja – rozległ sie˛ głos z korytarza.
Otworzyła drzwi i patrzyła na Case’a w mil-
70
DAMA Z KALIFORNII
czeniu, staraja˛c sie˛ nie okazac´ rados´ci, jaka ja˛
ogarne˛ła na jego widok.
– Pomys´lałem sobie, z˙e moz˙e chciałabys´ wie-
dziec´, z˙e Lane przez˙yje – rzekł powoli. – Na pewno
przez˙yje wypadek, bo nie re˛cze˛, co sie˛ z nim stanie,
kiedy wypuszcza˛ go ze szpitala i wpadnie w moje
re˛ce. Nie wiem, w jaki sposo´b zostanie ukarany za
jazde˛ po pijanemu, i nic mnie to nie obchodzi. Ale
moz˙e obchodzi ciebie...
Bo´l w sercu Lily oz˙ył, gdy słuchała gniewnych
sło´w swego chlebodawcy.
– To dobrze, z˙e z tego wyjdzie – powiedziała.
– I dzie˛kuje˛ ci za to, z˙e o mnie pomys´lałes´.
Zawsze o tobie mys´le˛, moja pani, skonstatował
w duchu Case.
– Przykro mi, z˙e sprawiam tyle kłopotu – dodała
przybitym głosem, be˛da˛c przekonana, z˙e Case jest
na nia˛ zły. – Wydaje mi sie˛, z˙e kiedy zdecydowałes´
sie˛ zatrudnic´ do pracy kucharke˛, niczego takiego sie˛
nie spodziewałes´.
– Nie wiem, czego sie˛ spodziewałem – mrukna˛ł.
– Ale to nie ty... stanowisz kłopot – dodał. – Bardzo
sie˛ ciesze˛, z˙e jestes´ w moim domu, z˙e patrzysz na
mnie z furia˛, z˙e wznosisz mur utrzymuja˛cy ludzi na
odległos´c´. Dzis´ nawet pomys´lałem sobie, z˙e nigdy
nie odwaz˙e˛ sie˛ czegos´ takiego ci powiedziec´, ale nie
moge˛ juz˙ dłuz˙ej z tym wytrzymac´. Masz prawo
71
Sharon Sala
ws´ciekac´ sie˛ na mnie, masz prawo czuc´ sie˛ uraz˙ona,
czy cokolwiek tam chcesz, ale za chwile˛ cie˛ pocału-
je˛. I nie obchodzi mnie, czy be˛dziesz tym za-
chwycona, czy nie.
Nie zdołała jeszcze przetrawic´ sensu jego sło´w,
gdy Case wzia˛ł ja˛ w ramiona. Jego oczy płone˛ły
gora˛cym blaskiem, usta szeptały cos´ o miłos´ci. Lily
uprzytomniła sobie, z˙e włas´ciwie od pierwszego
dnia, kiedy pod gora˛cym słon´cem prerii ujrzała tego
zme˛czonego, pokrytego kurzem me˛z˙czyzne˛, zasta-
nawiała sie˛, jak be˛dzie wygla˛dał jego pocałunek.
Pocałunek...
Najpierw Case delikatnie muskał jej wargi, wy-
wołuja˛c na jej sko´rze przyjemne drz˙enie, a potem
przywarł do niej mocno. Wsune˛ła dłonie pod jego
kurtke˛ i je˛kne˛ła cicho, gdy przytulił ja˛ do siebie tak
mocno, jakby chciał sie˛ z nia˛ stopic´.
– O mo´j Boz˙e – szepna˛ł, odrywaja˛c od niej usta.
– Lily, kaz˙ mi przestac´, zanim cos´ sie˛ stanie.
Musisz, bo nie moge˛ ci obiecac´, z˙e zachowam sie˛
jak dz˙entelmen. Chce˛ od ciebie wie˛cej, niz˙ jestes´
gotowa mi dac´.
Lily z trudem odzyskała ro´wnowage˛, a potem
z godnos´cia˛ odsune˛ła sie˛ od Case’a.
– Nigdy nie be˛de˛ gotowa dac´ ci tego, czego
chcesz – rzekła chłodno. – Ja nie wskakuje˛ me˛z˙-
czyznom do ło´z˙ek.
72
DAMA Z KALIFORNII
Czuł, z˙e zz˙era go namie˛tnos´c´ wymieszana
z ws´ciekłos´cia˛. Chwycił Lily za ramiona i potrza˛s-
na˛ł nia˛.
– Ja nie prosze˛ o przygode˛, moja pani. Ja
chciałbym tylko odzyskac´ zdrowe zmysły. Przez
ciebie je straciłem. Pomys´lałem sobie, z˙e moz˙e
zechcesz sie˛ podzielic´ ze mna˛ swoim... rozsa˛dkiem.
I nie mys´l sobie, z˙e zapomne˛, z˙e odpowiedziałas´ na
mo´j pocałunek. Ty tez˙ to zapamie˛tasz.
Odwro´cił sie˛ i odszedł, znikaja˛c w ciemnos´ciach
opustoszałego domu, unosza˛c z soba˛ bo´l w sercu
i napie˛cie w mie˛s´niach, wynikaja˛ce z niezaspokojo-
nego poz˙a˛dania.
Lily patrzyła przed siebie z osłupieniem, przypo-
minaja˛c sobie zbyt po´z´no, z˙e to ona powinna w tej
sytuacji czuc´ sie˛ zraniona. Odsta˛piła krok do tyłu
i z trzaskiem zamkne˛ła drzwi. Zrobiła to jednak
troche˛ za głos´no i troche˛ za po´z´no.
Case zdołał juz˙ sie˛ przebic´ przez zapore˛ woko´ł jej
serca i pozostawił w niej pustke˛ domagaja˛ca˛ sie˛
wypełnienia.
Naste˛pne dni mijały w atmosferze gora˛czkowej
krza˛taniny. Z zimowego pastwiska przygnano na
ranczo kolejne stado kro´w. Robotnicy byli zaje˛ci
kastrowaniem młodych byczko´w i znakowaniem
bydła. Poza tym kle˛li w z˙ywy kamien´ tkwia˛ca˛ na
73
Sharon Sala
niebie kule˛ słon´ca oraz pustynny pył. Jak na wiosne˛,
panował wyja˛tkowo me˛cza˛cy upał.
Lily gotowała, prała, sprza˛tała, robiła zakupy
i szła spac´. I tak dzien´ po dniu. Nie czuła sie˛
najlepiej. Case od czasu do czasu obrzucał ja˛
jakimis´ dziwnymi, niepoje˛tymi spojrzeniami. Przy-
pomniały jej one tylko o tym, jak cudownie było
w jego ramionach. Poza tym nie narzucał sie˛
– przychodził na posiłki z robotnikami, razem
z nimi opuszczał jadalnie˛.
Tego dnia Lily skon´czyła sprza˛tanie kuchni dwie
godziny po kolacji i jak zwykle wyruszyła na
we˛dro´wke˛ po domu w poszukiwaniu zaje˛cia. Nie
miała ochoty na ogla˛danie telewizji – ostatnio
nadawano nieustannie powto´rki. Przeczytała juz˙
wszystko, co znalazła w tym domu do czytania,
a było za wczes´nie, by is´c´ spac´. A opro´cz tego, gdy
zamykała oczy, widziała jedynie wyraz bo´lu na
twarzy Case’a, gdy sie˛ z nia˛ z˙egnał po owym
pamie˛tnym pocałunku.
Cia˛gle nie była w stanie uwierzyc´, z˙e mogłaby
byc´ dla niego czyms´ wie˛cej niz˙ kaprysem. Wma-
wiała sobie, z˙e z powodu jej wygla˛du z˙aden me˛z˙-
czyzna juz˙ jej nie pokocha.
Z pobliskiego drzewa rozległo sie˛ pohukiwanie
sowy, przerywaja˛c wieczorna˛ cisze˛. Lily zwro´ciła
sie˛ instynktownie w kierunku drzwi i przyjaznych
74
DAMA Z KALIFORNII
cieni nocy. W mroku czuła sie˛ dobrze. Wtedy
wygla˛dała tak jak wszyscy inni.
Temperatura spadła o jakies´ dwadzies´cia stopni
w poro´wnaniu z dniem. Noce były tu nadal chłodne
i rzes´kie, i powoli opadała rosa. Lily czuła na sko´rze
wilgoc´, gdy wyszła na tylna˛ werande˛ i usiadła na
bujanej ławce. Usłyszała cichy trzask, kto´ry uzmys-
łowił jej, z˙e nie jest sama.
Case stał oparty o płot dalej na podwo´rzu, ukryty
w ciemnos´ciach, i patrzył, jak Lily sie˛ hus´ta,
zwieszaja˛c do tyłu głowe˛ i wdychaja˛c dz´wie˛ki oraz
zapachy nocy jak kobieta urodzona na wsi.
Stanowiła dla niego zagadke˛, ta dama z Los
Angeles. Gdy tu przyjechała, nie załoz˙yłby sie˛
nawet o centa, z˙e wytrzyma na ranczu dłuz˙ej niz˙
tydzien´. Pomylił sie˛.
Wszyscy sie˛ pomylili. Była nie tylko ładna, lecz
bardziej robotna niz˙ wszystkie kucharki, kto´re Case
dota˛d wynajmował, razem wzie˛te. A poza tym
te˛sknił za jej dotykiem i marzył o niej całymi
nocami.
Westchna˛ł cie˛z˙ko, odepchna˛ł sie˛ od płotu i ruszył
w kierunku werandy, zaznaczaja˛c swa˛ obecnos´c´
głos´nymi krokami.
Lily natychmiast sie˛ wyprostowała i wbiła wzrok
w ciemnos´c´, s´wiadoma, z˙e s´wiatło padaja˛ce z ku-
chni doskonale ja˛ os´wietla. Z jej ust wyrwało sie˛
75
Sharon Sala
westchnienie ulgi, gdy rozpoznała szerokie ramio-
na, wysoka˛ sylwetke˛ i charakterystyczny kapelusz
gospodarza.
– Czes´c´, Lily – pozdrowił ja˛.
– Czes´c´, Case – odparła i czekała.
Oparł sie˛ o balustrade˛, zsuna˛ł kapelusz na tył
głowy i miał nadzieje˛, az˙ Lily doda jeszcze cos´. Ona
jednak milczała.
– Chciałem ci powiedziec´, z˙e postanowiłem dac´
ludziom wolne. Jutro.
– Dlaczego? Czy cos´ sie˛ stało? Skon´czylis´cie juz˙
prace˛ z bydłem?
Panika brzmia˛ca w jej głosie os´mieliła Case’a.
Skoro nie chce, by jej praca tak szybko sie˛ skon´-
czyła, to znaczy, z˙e nie czuje do niego nienawis´ci.
– Nie, skarbie – odparł łagodnie, nie zwaz˙aja˛c na
to, z˙e słysza˛c to słowo, wcia˛gne˛ła głe˛boko powiet-
rze. Był juz˙ zme˛czony udawaniem. – Jeden z robot-
niko´w zranił sobie dzis´ noge˛, a kilku innych złapało
jaka˛s´ infekcje˛. Pomys´lałem, z˙e najlepiej niech od-
poczna˛ wszyscy.
– Aha! – Ulga w jej głosie powiedziała mu
wszystko.
– Moz˙esz jutro robic´, co chcesz. Moz˙esz spac´ do
po´z´na, potem wzia˛c´ samocho´d i pojechac´ do miasta
na zakupy. Cokolwiek. Prosze˛ cie˛ tylko o jedno:
powiedz mi, gdzie jedziesz i jak długo cie˛ nie
76
DAMA Z KALIFORNII
be˛dzie, z˙ebym w razie czego wiedział, gdzie cie˛
szukac´.
– Dobrze, tatusiu – odrzekła z˙artobliwie.
Case’owi z wraz˙enia szybciej zabiło serce. Lily
sie˛ us´miecha!
– Przepraszam – odparł z us´miechem. – Nie
chciałem, z˙eby to tak zabrzmiało. Ale jestes´ tu od
niedawna i wolałabym , z˙ebys´ sie˛ nie zgubiła.
– Dzie˛kuje˛ bardzo – powiedziała, przybieraja˛c
wyniosły ton. – Miło czuc´ sie˛ potrzebnym.
– Ja bardzo cie˛ potrzebuje˛, Lily. Nawet nie wiesz
jak bardzo – oznajmił i wszedł do domu, ignoruja˛c
oznaki konsternacji i zaz˙enowania, kto´re pojawiły
sie˛ na twarzy Lily.
Niech teraz ona sie˛ podenerwuje. On juz˙ swoje
przeszedł.
Nigdzie nie pojechała. Postanowiła poleniucho-
wac´, a przede wszystkim pospac´ az˙ do dziewia˛tej.
Tego dnia nie zjadła s´niadania, i wkro´tce po wstaniu
z ło´z˙ka wyszła na słon´ce ze szklanka˛ soku pomaran´-
czowego oraz ksia˛z˙ka˛, kto´ra˛ wygrzebała w gabine-
cie Case’a, i połoz˙yła sie˛ na lez˙aku.
Miała na sobie tylko ro´z˙owe szorty i ska˛py top,
kto´ry nosiła na plaz˙y nieopodal domu w Los
Angeles. Tutaj jednak czuła sie˛ w tym stroju nieco
dziwnie i wolała, by nikt jej nie widział, zwłaszcza
77
Sharon Sala
z˙e była jedyna˛ kobieta˛ w promieniu wielu kilomet-
ro´w, otoczona˛ przez niesforne stado me˛z˙czyzn. Nie
obawiała sie˛ o z˙ycie, lecz o swoje serce, i powoli
przyznawała sie˛ do tego.
Case stał przy kuchennym oknie i patrzył na swa˛
pracownice˛ odpoczywaja˛ca˛ na lez˙aku. Podejrzewał,
z˙e w Los Angeles Lily miała wiele takich wolnych
dni i nie po raz pierwszy skonstatował, z˙e jego
marzenie o zatrzymaniu tej kobiety w Oklahomie
jest zbyt s´miałe.
Nie była typowa˛ dziewczyna˛ z prowincji. Była
kobieta˛, kto´ra urodziła sie˛ w mies´cie, w mies´cie
wychowała i tam odebrała solidne wykształcenie.
Nie miał poje˛cia, ska˛d sie˛ brało jego przekonanie, z˙e
Lily zostanie, jes´li ja˛ o to poprosi. Wiedział jedynie,
z˙e nie pozwoli jej wyjechac´, nie pro´buja˛c wczes´niej
jej zatrzymac´.
Do jego uszu dobiegł warkot silnika samochodu.
Nieche˛tnie odszedł od okna i ruszył na werande˛ od
frontu. Samocho´d zatrzymał sie˛ na kon´cu podjazdu
i wysypało sie˛ z niego kilku me˛z˙czyzn.
Jeden z nich był wyraz´nie starszy i miał ciemne
włosy, opro´cz tego było dwo´ch młodszych ciemno-
włosych, i dwo´ch jeszcze młodszych, o włosach tak
jasnych jak Lily. Cos´ w ich sposobie poruszania sie˛
przypominało mu o...
– Czym moge˛ słuz˙yc´? – zapytał, gdy ruszyli
78
DAMA Z KALIFORNII
zwarta˛ grupa˛ w jego strone˛. Us´miechna˛ł sie˛ do
siebie na mys´l o tym, z˙e maja˛ zamiar go zaatako-
wac´. Nie wygla˛dali groz´nie. Włas´ciwie sprawiali
wraz˙enie zszokowanych.
– Czy to jest ranczo Longrena? – zapytał ten
najstarszy.
– Owszem – odparł. – A ja jestem Case Longren.
Słucham pano´w.
– Przyjechalis´my z Kalifornii, z˙eby zobaczyc´ sie˛
z Lily Brownfield. Czy ja˛ zastalis´my? – zapytał
Morgan Brownfield, spodziewaja˛c sie˛ usłyszec´ od-
powiedz´ przecza˛ca˛.
Nie mo´gł uwierzyc´, z˙e jego wykształcona co´rka
jest obecnie kucharka˛ na ranczu zajmuja˛cym sie˛
hodowla˛bydła. Z przeraz˙eniem przeczytał jej kro´tki
list, w kto´rym wyjas´niła swe zamiary. Poinfor-
mował o tym syno´w i razem zdecydowali, z˙e dadza˛
Lily trzy tygodnie na skontaktowanie sie˛ z rodzina˛.
Poniewaz˙ jednak Lily nie szukała kontaktu, po-
stanowili sami jej poszukac´.
Case poczuł nagle le˛k. Kalifornia, nie! Prosze˛,
Boz˙e, nie!
– Owszem, tak – odpowiedział. – Ale jes´li jeden
z was jest tym jej draniem narzeczonym, to niech sie˛
natychmiast zabiera w powrotna˛ droge˛ do Kalifor-
nii, bo na mojej ziemi nie ma dla niego miejsca. Czy
jasno sie˛ wyraz˙am?
79
Sharon Sala
Cole Brownfield przymkna˛ł oczy i zerkna˛ł na twarz
ojca, us´miechaja˛c sie˛ pod nosem. Wygla˛da na to, z˙e
Lily znalazła jeszcze jednego faceta, kto´ry jest goto´w
walczyc´ o jej honor. I Cole wcale sie˛ temu nie dziwił.
Morgan Brownfield zastanawiał sie˛, co powie-
dziec´. Włas´ciciel rancza, mimo z˙e dos´c´ obcesowy
i bezceremonialny, najwyraz´niej gardzi Toddem
Collinsem tak jak on. Był tym tak zdumiony, z˙e
wre˛cz zaniemo´wił. W kon´cu odzyskał głos.
– No co´z˙, panie Longren. Nie wiem, co powie-
dziec´, opro´cz tego, z˙e swo´j z pana chłop. Nie, tego
gada Collinsa nie ma tutaj. Ja nazywam sie˛ Morgan
Brownfield, o to sa˛ moi synowie: Cole, Buddy, oraz
bliz´niaki J.D. i Dusty. A Lily jest moja˛ co´rka˛.
Case odetchna˛ł z ulga˛. Wycia˛gna˛ł na powitanie
re˛ke˛ i zbiegł z werandy.
– Lily na pewno sie˛ ucieszy – os´wiadczył.
– I prosze˛ mo´wic´ do mnie Case. Moz˙ecie zostawic´
rzeczy w samochodzie, zabierzemy je po´z´niej. Lily
odpoczywa z tyłu domu. Dzis´ dałem wszystkim
wolne, wie˛c nie moglis´cie znalez´c´ lepszego dnia na
wizyte˛.
Kamien´ spadł Morganowi z serca. Spodobał mu
sie˛ ten wysoki, pote˛z˙ny me˛z˙czyzna, zwłaszcza z˙e
i on uwaz˙ał Todda za padalca. Zastanowił sie˛, czy
Lily z jej szefem ła˛czy jakas´ zaz˙yłos´c´, i spojrzał na
Case’a nieco inaczej.
80
DAMA Z KALIFORNII
– Rzeczy zostawilis´my w motelu w Clinton
– wyjas´nił Cole, s´ciskaja˛c dłon´ ranczera. Odnio´sł
wraz˙enie, z˙e ten me˛z˙czyzna odegra w ich z˙yciu
waz˙na˛ role˛.
– To przywieziecie je po´z´niej – podsumował
Case. – Zostajecie tutaj. W tym domu jest mno´stwo
miejsca. W ten sposo´b pobe˛dziecie dłuz˙ej z Lily.
Me˛z˙czyz´ni nie zaprotestowali, lecz posłusznie
ruszyli za Case’em. Cole jako pierwszy dostrzegł
długie nogi siostry na lez˙aku.
– Lily Kate, opro´cz ciebie nie znam nikogo, kto
by opus´cił słoneczne plaz˙e Kalifornii i przyjechał
sie˛ opalac´ do Oklahomy – rzekł na powitanie.
Lily zerwała sie˛ lez˙aka, rzuciła ksia˛z˙ke˛, jej twarz
rozpromienił us´miech.
Case’a ogarna˛ł smutek. Mo´j Boz˙e, oddałby cały
rok z˙ycia, by Lily popatrzyła na niego w taki
sposo´b.
– Cole! Tatus´! – Jej głos zadrz˙ał. – Ojej, Buddy!
I jeszcze J.D. i Dusty! Wszyscy do mnie przyjecha-
lis´cie?
Była zachwycona.
81
Sharon Sala
ROZDZIAŁ CZWARTY
Morgan Brownfield patrzył, jak Lily przygoto-
wuje im miejsca w jadalni. Przesuwała krzesła
i komenderowała brac´mi z wielka˛ wprawa˛. Gdyby
nie widział blizny na jej twarzy, przysia˛głby, z˙e jest
to ta sama Lily, kto´ra˛kochał od urodzenia, a nie owa
zamknie˛ta w sobie, milcza˛ca kobieta, jaka˛ stała sie˛
po wypadku i podłym uczynku Todda.
Odetchna˛ł z ulga˛, widza˛c, z˙e Lily zdrowieje
zaro´wno na ciele, jak i na duchu. O to sie˛ modlił i na
to czekał. A sa˛dza˛c po minie gospodarza, moz˙na
było domniemywac´, z˙e dobre samopoczucie Lily
moz˙na cze˛s´ciowo przypisac´ jemu.
Case Longren praktycznie nie spuszczał z niej
oczu. Sprawiał wraz˙enie człowieka zauroczonego
swa˛ pracownica˛. Niemniej trzymał sie˛ od niej
z daleka, najwyraz´niej nie przekraczaja˛c granic wy-
tyczonych na długo przed wizyta˛ druz˙yny Brown-
fieldo´w.
Case istotnie obserwował kaz˙dy ruch Lily i nie
uronił ani jednego słowa z przyjaznej przekoma-
rzanki mie˛dzy nia˛ a brac´mi, nies´wiadomy, z˙e jego
z kolei obserwował uwaz˙nie ojciec rodu.
Lily była tego dnia zupełnie inna niz˙ kobieta,
kto´ra przyjechała na to ranczo. Była opalona i roze-
s´miana i juz˙ nie odwracała głowy, gdy ktos´ za-
trzymał na niej wzrok. Moz˙na było nawet odnies´c´
wraz˙enie, z˙e zapomniała o defekcie urody.
Gdy Case w pewnej chwili zauwaz˙ył wbite
w siebie oczy Morgana, liczył po cichu na to, z˙e na
jego twarzy nie maluje sie˛ poczucie winy. Z
˙
ywił
ro´wniez˙ nadzieje˛, z˙e Morgan Brownfield nie widzi
wszystkiego, co dzieje sie˛ w jego duszy. Czułby sie˛
bardzo nieswojo, gdyby ojciec Lily wiedział, z˙e on,
Case, spe˛dza niemal cały czas na zastanawianiu sie˛,
jak by to było kochac´ sie˛ z jego co´rka˛.
– Lunch gotowy! – zawołała Lily. – I w sama˛
pore˛, bo załoga juz˙ nadchodzi.
Cole wyjrzał przez kuchenne okno i ze zdumie-
nia az˙ otworzył usta. Wczoraj, gdy przyjechali,
mieli Lily wyła˛cznie dla siebie. Dzis´ jednak był
normalny dzien´ pracy i w kierunku domu zmierzała
hałas´liwa gromada robotniko´w.
83
Sharon Sala
– Mo´wisz, z˙e codziennie ich wszystkich kar-
misz?
– Karmie˛ ich trzy razy dziennie, matołku – za-
kpiła. – To nie problem. Gdybys´ wstał dzis´ o przy-
zwoitej porze, juz˙ bys´ sie˛ z nimi spotkał. To jest tak
samo jak karmienie was, tylko trzeba przygotowac´
wszystkiego szes´c´ razy wie˛cej. Siadaj i zachowuj
sie˛ poprawnie. Nie chce˛, z˙eby pomys´leli, z˙e po-
chodze˛ z pogan´skiej rodziny.
Case rozes´miał sie˛. Warto było widziec´ miny jej
braci. Nie mogli wprost uwierzyc´, z˙e siostra nie ma
o nich najlepszego mniemania. Ich oburzone po-
mruki rozbawiły go jeszcze bardziej.
Zazdros´cił Lily poczucia, z˙e bez wzgle˛du na to,
co powie lub uczyni, rodzina zawsze be˛dzie ja˛
kochac´.
Case był jedynakiem, a jego matka opus´ciła ojca,
kiedy Case był w college’u. Gdy wro´cił na ranczo,
czekał na niego tylko rozgoryczony, wiecznie zły
ojciec, kto´ry prowadził interes do momentu, kiedy
uznał, z˙e syn jest w stanie go przeja˛c´. A kiedy to
nasta˛piło, Choke Longren zapił sie˛ na s´mierc´.
Jes´li zas´ chodzi o Case’a, to dla niego ojciec
umarł wiele lat wczes´niej, nim stane˛ło jego serce.
Nie miał poje˛cia, gdzie jest matka, i prawde˛ powie-
dziawszy, przestało go to obchodzic´. Pierwsza˛
kobieta˛, kto´ra miała dla niego znaczenie, stała sie˛
84
DAMA Z KALIFORNII
dopiero Lily. Niestety, nie miał poje˛cia, co sie˛
dzieje w jej duszy. Czasami odnosiła sie˛ do niego
z sympatia˛, czasami jednak ignorowała go cał-
kowicie. Spe˛dzał bezsenne noce, obawiaja˛c sie˛, z˙e
ten stan nigdy nie ulegnie zmianie.
Rodzina Lily została serdecznie powitana przez
kowbojo´w. Nie upłyne˛ło wiele czasu, a zacze˛li
namawiac´ bliz´niako´w do wypro´bowania sił przy
znakowaniu ciela˛t i kastrowaniu byczko´w. Chłopcy
uznali, z˙e tego rodzaju dos´wiadczenie bardzo uroz-
maici ich z˙yciorysy.
Lily us´miechne˛ła sie˛ pod nosem. Wiedziała, z˙e
bliz´niacy albo od razu odniosa˛ sukces, albo umra˛,
nie ustaja˛c w wysiłkach. Spos´ro´d czwo´rki braci oni
najche˛tniej rywalizowali, zaro´wno mie˛dzy soba˛, jak
i z innymi. Biedne cielaki, pomys´lała Lily, wyob-
raz˙aja˛c sobie, jak bracia przyswajaja˛ sobie trudna˛
sztuke˛ kowbojska˛.
Lunch dobiegł kon´ca. Robotnicy jak zwykle
zachowywali sie˛ jak szaran´cza. Nieodmiennie zdu-
miewała ja˛ ilos´c´ jedzenia, jaka˛ byli w stanie po-
chłona˛c´. Case był niezmiernie hojnym, a takz˙e
kompetentnym szefem.
Obserwowała wzajemne relacje mie˛dzy Case’em
a jej ojcem oraz brac´mi i doszła do wniosku, z˙e bez
wzgle˛du na ro´z˙nice w pochodzeniu i wykształceniu,
wszyscy sa˛ do siebie bardzo podobni: uparci, lecz
85
Sharon Sala
che˛tni do wysłuchania drugiej strony, silni i agresy-
wni, lecz zdolni do wspo´łczucia.
Case jednak wzbudzał w Lily zupełnie inne
uczucia niz˙ rodzina. Lily gora˛co kochała ojca
i braci, lecz gdy Case sie˛ do niej zbliz˙ał lub
zawieszał na niej wzrok, topia˛cy jej serce z˙ar nie
miał nic wspo´lnego z uczuciem miłos´ci do rodziny.
Nie miała poje˛cia, czy powoduje nia˛ zwykłe poz˙a˛-
danie, czy tez˙ rodzi sie˛ cos´ silniejszego. Niemniej
pozostawało faktem, z˙e w obecnos´ci Case’a prze-
stawała zachowywac´ sie˛ jak dama.
Przymkne˛ła oczy i podeszła do stosu brudnych
naczyn´, spychaja˛c mys´li o Casie w strefe˛ cienia.
Gestem dłoni poz˙egnała robotniko´w, kto´rzy uda-
wali sie˛ do swych zaje˛c´, zabieraja˛c z soba˛braci i ojca.
Nie miała czasu na frywolne mys´li. I za wszelka˛cene˛
pragne˛ła unikna˛c´ w przyszłos´ci sytuacji, w kto´rej
inny me˛z˙czyzna mo´głby ja˛ zranic´ tak jak Todd.
I tylko szokiem moz˙na wytłumaczyc´ to, z˙e nagle
pełna piany patelnia wpadła jej do zlewu, ochlapu-
ja˛c woda˛ s´ciane˛ i przo´d jej sukienki, gdy usłyszała
za plecami lekko zachrypnie˛ty głos.
– Dobrze widziec´, jak sie˛ us´miechasz, Lily.
– Na litos´c´ boska˛, Case – mrukne˛ła, niezbor-
nymi ruchami wycieraja˛c wode˛ spływaja˛ca˛ z szafki
na podłoge˛ – wystraszyłes´ mnie. Sa˛dziłam, z˙e
nikogo tu nie ma.
86
DAMA Z KALIFORNII
– Przepraszam – skłamał.
Skłamał, bo wcale nie było mu przykro z tego
powodu, z˙e został w kuchni i z˙e przemoczona
bluzka zdradziła szczego´ły anatomii Lily. Jaka ta
kobieta jest pie˛kna! Zapragna˛ł wzia˛c´ ja˛ w ramiona
i juz˙ nie wypuszczac´.
– Zobacz, co zrobiłes´ – rzekła oskarz˙ycielskim
tonem, podnosza˛c bezradnie kołnierzyk bluzki.
– Patrze˛ – odparł – ale nie wiem, czy po-
zwoliłabys´ mi patrzec´, gdybys´ widziała to co ja.
Z trudem powstrzymał us´miech, gdy twarz Lily
zapłone˛ła ro´z˙nymi odcieniami czerwieni, a ja˛ sama˛
ogarne˛ła furia.
– Gdybys´ był dz˙entelmenem, to bys´ sie˛ nie
gapił! – zawołała i odwro´ciła sie˛ do niego ze złos´cia˛.
– Alez˙ ska˛d, Lily Catherine – zaprotestował
łagodnie. – Tylko idiota nie patrzyłby na pie˛kna˛
kobiete˛. Nie na tym polega rycerskos´c´.
Juz˙ miała wytkna˛c´ mu fakt, z˙e uz˙ywa imienia
zarezerwowanego wyła˛cznie dla rodziny, gdy nagle
usłyszała słowo ,,pie˛kna’’. Jej re˛ka wystrzeliła
w strone˛ policzka, lecz nie dotarła do blizny. Case
chwycił ja˛ w połowie drogi.
– Przeciez˙ ci mo´wiłem, z˙ebys´ nie chowała prze-
de mna˛ twarzy – przypomniał jej, s´ciskaja˛c jej
drz˙a˛ca˛ dłon´ i odwracaja˛c Lily przodem do siebie.
Kiwne˛ła głowa˛, choc´ unikała jego oczu. Nie
87
Sharon Sala
chciała patrzec´ na jego pełna˛ litos´ci mine˛. Lecz
gdyby sie˛ odwaz˙yła na niego spojrzec´, zauwaz˙yłaby
cos´ zupełnie innego.
– Byłbym zapomniał, po co tu przyszedłem
– dodał, podnosza˛c jej głowe˛ do go´ry. – Nie ro´b dzis´
kolacji. Przygotuj tylko składniki do kanapek. Chło-
pcy sami sie˛ obsłuz˙a˛, poniewaz˙ zabieram ciebie
i twoja˛ rodzine˛ do restauracji.
Uczucie rados´ci, jakie ja˛ ogarne˛ło, znikne˛ło
niemal tak szybko, jak sie˛ pojawiło. Nie pokazywa-
ła sie˛ w miejscach publicznych od czasu wypadku
i teraz opanowała ja˛ panika.
– Nie uwaz˙am, z˙eby to był...
– Nie pytam, co uwaz˙asz, Lily – odparł Case.
– Nie chce˛ nawet tego słuchac´. Nie prosze˛ cie˛ o nic,
czemu nie jestes´ w stanie sprostac´. Nie prosze˛ cie˛
o nic trudnego. Mogłem cie˛ zaprosic´ do mojego
ło´z˙ka, ale tego nie zrobiłem. Zaprosiłem cie˛ tylko na
kolacje˛. Zgo´dz´ sie˛...
Gdyby nie wspomniał o ło´z˙ku, nie zapomniałaby
o tym, z˙e jest na niego zła. Lecz obraz nakres´lony
w jej wyobraz´ni przez słowa, kto´re wypowiedział,
sprawił, z˙e stopniała jak wosk. W kon´cu wzruszyła
ramionami.
– Moz˙esz sobie prosic´, ile chcesz, ale ło´z˙ko jest
ostatnim miejscem, do kto´rego bym z toba˛ poszła.
– Wyraz chłodnej wzgardy, jaka˛ usiłowała mu
88
DAMA Z KALIFORNII
okazac´, był mało przekonuja˛cy. – Ale poniewaz˙ tak
bardzo prosisz, kolacja wchodzi w gre˛... jes´li pojada˛
z nami bracia i ojciec.
Case us´miechna˛ł sie˛ szeroko.
– To jest najbardziej wyszukana obelga, jaka˛
zdarzyło mi sie˛ usłyszec´, moja kochana Lily.
Zbliz˙ył sie˛ do niej, otworzył usta, a gdy patrzyła na
niego z przeraz˙eniem i fascynacja˛, ułoz˙ył je w litere˛
O, wcia˛gna˛ł powietrze i... zdmuchna˛ł mydlana˛
ban´ke˛, kto´ra przylgne˛ła do jej policzka. Ban´ka
uniosła sie˛ w powietrze, a wtedy Case wycia˛gna˛ł re˛ke˛
i przebił jej ls´nia˛ca˛ powłoke˛ palcem. Ban´ka pe˛kła
z cichuten´kim trzaskiem, lecz Lily mimo wszystko
go usłyszała. W kaz˙dym ba˛dz´ razie pomys´lała, z˙e ten
dz´wie˛k, kto´ry słyszy, to trzask pe˛kaja˛cej ban´ki, a nie
kawałka lodu odrywaja˛cego sie˛ od jej serca.
– A wie˛c w sobote˛ wieczorem macie barbecue?
– rzekł do Lily Buddy, wpychaja˛c sobie do ust
sałatke˛.
I tak oto Lily dowiedziała sie˛ o sobotnich planach
Case’a. Przestraszyła ja˛ mys´l, ile jedzenia be˛dzie
musiała na ten wieczo´r przygotowac´, oraz s´wiado-
mos´c´, z˙e brata trzeba od nowa uczyc´ dobrych
manier. Troche˛ za długo nie było jej w domu.
– Buddy, cia˛gle nie moz˙esz sie˛ tego oduczyc´?
– zapytała ostro.
89
Sharon Sala
Brat podnio´sł głowe˛. W jego oczach pojawiło sie˛
pytanie, z ust zwisał mu strze˛pek sałaty.
– Czego? – wybełkotał.
– Mo´wienia z pełnymi ustami.
Buddy zaczerwienił sie˛, wepchna˛ł do ust sałate˛
i us´miechna˛ł sie˛ dobrodusznie do siostry.
– Przepraszam, mała. Mys´le˛, z˙e powinnas´ cze˛s´-
ciej wpadac´ do domu i robic´ nam powto´rke˛ z dob-
rych manier. Za wielu faceto´w mieszka samotnie
w naszym wielkim domiszczu.
– To nie moja wina, braciszku – droczyła sie˛
z nim. – Nie jestem w stanie poja˛c´, dlaczego
czterech zdrowych faceto´w nie zdołało znalez´c´
choc´by jednej baby. Albo jestes´cie strasznymi egoi-
stami, albo cos´ przede mna˛ ukrywacie, jes´li chodzi
o wasze preferencje...
Case wybuchna˛ł s´miechem, gdy na twarzach gos´ci
dostrzegł wyraz konsternacji i szoku. Fajnie byłoby
miec´ taka˛ rodzinke˛! Wiele by dał, by do niej wejs´c´.
– Z
˙
aden z nas nie ma za co przepraszac´ – wyma-
mrotał Cole. – Po prostu jeszcze nie znalez´lis´my
włas´ciwej baby, podobnie jak ty nie znalazłas´
włas´ciwego faceta, Lily Kate. Wiesz, z˙e od pierw-
szego dnia nie znosilis´my Todda Boda. Tak bardzo
sie˛ nie pomylilis´my, wie˛c mamy jeszcze szanse˛...
i ty tez˙. – Us´miechna˛ł sie˛ szeroko i spojrzał
wymownie na gospodarza siedza˛cego obok niej.
90
DAMA Z KALIFORNII
Lily zaczerwieniła sie˛ i wbiła wzrok w talerz.
Wiedziała, z˙e bracia maja˛ racje˛. Nigdy jeszcze az˙
tak bardzo sie˛ nie pomyliła w ocenie człowieka,
i z powodu tej pomyłki nie ufała uczuciom budza˛-
cym sie˛ w niej do obecnego szefa.
Rozejrzała sie˛ nerwowo po zatłoczonej restaura-
cji, wygładziła dekolt ro´z˙owej, jedwabnej, port-
felowej sukni, i pomys´lała, z˙e wszyscy widza˛ jej
zeszpecona˛ twarz. Kiedy stwierdziła, z˙e nikt nie
patrzy w ich kierunku, odetchne˛ła z ulga˛. Powoli
zacze˛ła unosic´ re˛ke˛ w strone˛ policzka, gdy przypo-
mniała sobie pros´be˛ Case’a i skierowała na niego
wzrok.
No jasne, te jego przenikliwe niebieskie oczy
obserwuja˛ kaz˙dy jej ruch z taka˛ intensywnos´cia˛,
z jaka˛ paja˛k s´ledzi muche˛ szamocza˛ca˛ sie˛ w jego
sieci. Zirytowana zuchwałos´cia˛ Case’a, ze wzgarda˛
uniosła głowe˛, nies´wiadoma zalotnos´ci tego ruchu,
bo włosy spie˛te na karku rozsypały sie˛ i przykryły
jej plecy oraz oparcie krzesła.
Case wstrzymał oddech, rozmarzony. Gdyby
znalazł sie˛ z Lily sam na sam, pozbawiłby ja˛
wszystkich szmatek i okrył jej sko´re˛ ta˛ miodowo-
złota˛ ge˛stwa˛.
Był tak zamys´lony, z˙e w ostatniej chwili usłyszał,
z˙e Morgan karci Cole’a za wspominanie Todda
Collinsa.
91
Sharon Sala
– Nie musiałes´ o nim mo´wic´ – rzekł Morgan ze
złos´cia˛.
– Tato, przestan´ – zaprotestowała Lily. – Nic sie˛
nie stało. A on ma racje˛. No bo co´z˙... Wyrolował
mnie, jak mo´wi J.D.
Case zauwaz˙ył, jak bo´l w jej oczach pojawia sie˛
i znika, i z˙ałował, z˙e nie ma prawa wzia˛c´ jej
w ramiona i go us´mierzyc´. Trudno, na razie musi sie˛
zadowolic´ tym, co ma.
Lily wstrzymała oddech i otworzyła ze zdumie-
nia usta, gdy Case wsuna˛ł re˛ke˛ pod sto´ł, wyja˛ł z jej
dłoni serwetke˛ i splo´tł palce z jej palcami. Mimo z˙e
s´miała sie˛ i z˙artowała, cierpiała nadal, i Case o tym
wiedział. Wychwycił gorycz w jej głosie i wyczuł
jej gniew. Gdy podniosła głowe˛, jego spracowana,
twarda dłon´ pogładziła jej delikatna˛ re˛ke˛ w ges´cie
pocieszenia.
Morgan zauwaz˙ył te˛ wymiane˛ spojrzen´ i prze-
mkne˛ło mu przez głowe˛, czy Lily przypadkiem nie
wpada z deszczu pod rynne˛. O Casie wiedzieli
jedynie to, z˙e cie˛z˙ko pracuje, odnosi sukcesy i naj-
wyraz´niej ma ochote˛ całowac´ ziemie˛, po kto´rej
sta˛pa Lily. Ale Todd Collins tez˙ miał te cechy, i jak
sie˛ zachował? Na korzys´c´ Case’a przemawiało
jedno: zupełnie nie zwracał uwagi na blizne˛ przeci-
naja˛ca˛ policzek Lily. Włas´ciwie zachowywał sie˛
tak, jakby nie wiedział o jej istnieniu.
92
DAMA Z KALIFORNII
Morgan westchna˛ł. Zdawał sobie sprawe˛ z tego,
z˙e zamartwianie sie˛ jest niekonstruktywne. Jego
co´rka jest dorosła i sama podejmuje decyzje. A jemu
pozostało modlic´ sie˛ o to, by sie˛ znowu nie pomyliła.
– A wie˛c – cia˛gna˛ł Buddy, jakby nic sie˛ nie
wydarzyło – o co chodzi z tym barbecue?
Case us´miechna˛ł sie˛ szeroko.
– To jest taka nasza tutejsza tradycja. Sa˛siedzi
przynosza˛ ro´z˙ne dobre rzeczy do jedzenia, a ja
dostarczam mie˛so. Duff, mo´j brygadzista, jest eks-
pertem w pichceniu na s´wiez˙ym powietrzu. Poma-
gamy mu troche˛ z go´rskimi ostrygami, ale w przy-
rza˛dzaniu wołowiny jest ekspertem.
– Go´rskie ostrygi? Co to jest?
Lily po raz pierwszy usłyszała o czyms´ takim,
lecz odpowiedz´, jaka˛ otrzymała, utwierdziła ja˛
w przekonaniu, z˙e nigdy, ale to przenigdy nie
wez´mie czegos´ takiego do ust.
– To znaczy, z˙e jecie... z˙e smaz˙ycie to, co kiedys´
było... to znaczy, ludzie jedza˛ to, co kiedys´...
– s´miech woko´ł niej sie˛ nasilał – stanowiło cze˛s´c´
anatomiczna˛ tych biednych, okaleczonych zwie-
rza˛t? – Wydała cichy okrzyk przeraz˙enia, zakrywa-
ja˛c usta palcami.
– Och, Lily, jestes´ niezasta˛piona! – Case nie był
w stanie ukryc´ rozbawienia. – To najbardziej ele-
gancka definicja...
93
Sharon Sala
Lily przerwała mu, zanim zdołał dokon´czyc´.
– Nie jadam takich rzeczy i nie wyobraz˙am
sobie, z˙eby ktokolwiek mo´gł to robic´! – Jej oburze-
nie rosło.
Case rozes´miał sie˛ na cały głos. Zmieszanie jego
damy z L.A. sie˛gne˛ło zenitu.
– Pamie˛tasz, jak kiedys´ obawiałem sie˛, z˙e be˛-
dziesz z˙ywic´ moich ludzi ziarnami słonecznika?
– spytał, usiłuja˛c zachowac´ powage˛. – No to moz˙e
potraktuj ostrygi go´rskie jak... ziarna hamburgera?
Gdyby wszystko miało pozostac´ na swoim miejscu,
tak jak natura sobie zaz˙yczyła, one w jakis´ sposo´b
przyczyniłyby sie˛ do powstania hamburgera. Jak
sa˛dzisz?
– Sa˛dze˛, z˙e wszystkim wam odbiło – rzuciła
dobitnie i wstała. – I sa˛dze˛, z˙e powinnam po´js´c´
umyc´ re˛ce... – mrukne˛ła, odchodza˛c od stolika
– albo raczej zmyc´ sie˛ sta˛d. Widze˛, z˙e w tym gronie
stanowie˛ zdecydowana˛ mniejszos´c´.
Nasta˛piły dni wypełnione do po´z´na intensywna˛
praca˛. Selekcja bydła trwała w najlepsze, rozpo-
cze˛ły sie˛ przygotowania do przyje˛cia na powietrzu.
Lily cieszyła sie˛, z˙e z tego powodu be˛dzie miała
wolne. Nie musiała przygotowywac´ go´ry jedzenia
na ten wieczo´r – poproszono ja˛tylko o to, by upiekła
ciasto z owocami. Stanowczo jednak odmo´wiła
94
DAMA Z KALIFORNII
gotowania niewielkich, owalnych plastro´w o mlecz-
nej barwie, z kto´rych na pewno powstana˛ sławetne
go´rskie ostrygi.
Wystarczyło, by przypomniała sobie ich pocho-
dzenie, a wzdrygne˛ła sie˛ z niesmakiem. Biedne
zwierze˛ta! Nie pomogło jej, z˙e wysłuchała wywodu
Case’a na temat bezsensu posiadania wielu byko´w
na jednym ranczu oraz zagroz˙eniach płyna˛cych
z tak zwanego chowu wsobnego. Wolała unikac´
rozmo´w o tych sprawach. Pewniej by sie˛ czuła
w dyskusji na temat rynku papiero´w wartos´ciowych
niz˙ rynku wołowiny. No ale tutaj, w Oklahomie,
o akcjach sie˛ nie rozmawiało.
– Lilyyy! – Ryk Buddy’ego ponio´sł sie˛ echem
w do´ł klatki schodowej i ogarna˛ł cały parter.
Lily przewro´ciła oczami, otrzepała dłonie z ma˛ki
i zerkne˛ła na swoje placki. W porza˛dku, moz˙e je
zostawic´ na kilka minut. Brat rozdarł sie˛ tak drama-
tycznym głosem, z˙e pewnie cos´ mu sie˛ nieprzyjem-
nego przydarzyło. Choc´ Buddy jest zupełnie nie-
przewidywalny.
Spojrzała na przestronny parter i szerokie scho-
dy, zatrzymuja˛c z przyjemnos´cia˛ wzrok na staro-
modnych, niemal wiktorian´skich ornamentach,
wiedza˛c, z˙e od czasu dziecin´stwa Case’a nic tu sie˛
nie zmieniło. Niemniej lubiła ten dom. Był zawsze
czysty, otwarty i przyjazny, i z˙ałowała, z˙e ma zbyt
95
Sharon Sala
mało preteksto´w, by sie˛ po nim cze˛s´ciej pokre˛cic´.
Case co tydzien´ wynajmował z agencji ekipe˛ do
sprza˛tania, kto´ra zachowywała sie˛ dyskretnie i ni-
gdy nie wchodziła Lily w droge˛.
Pocza˛tkowo widok dwo´ch me˛z˙czyzn i jednej
kobiety w zielonych kombinezonach, kto´rzy poru-
szali sie˛ po domu niczym cienie, troche˛ ja˛niepokoił.
Szybko jednak uznała to za element składowy
pejzaz˙u tego domu i była wdzie˛czna losowi, z˙e jej
praca ogranicza sie˛ do gotowania. Dom był tak
olbrzymi, z˙e jedna osoba nie byłaby w stanie
utrzymac´ w nim porza˛dku.
Szkoda, z˙e Case mieszka w nim sam...
– Lilyyy! – wrzasna˛ł powto´rnie Buddy, tym
razem jeszcze głos´niej.
W mgnieniu oka pokonała schody.
– Ide˛! – zawołała.
Stał w progu pokoju. W jednej re˛ce trzymał
koszule˛, a w drugiej wa˛ski krawat.
– Guzik mi sie˛ urwał! I nie umiem zawia˛zac´ tego
krawata!
– Na litos´c´ boska˛, Buddy! Mys´lałam, z˙e cie˛ ktos´
obdziera ze sko´ry.
Us´miechna˛ł sie˛ bezradnie i wzruszył ramionami.
Lily westchne˛ła, patrza˛c na brata z czułos´cia˛
i udawana˛ dezaprobata˛. Buddy, nieco młodszy od
Cole’a, zupełnie nie radził sobie z podstawowymi
96
DAMA Z KALIFORNII
problemami. Z
˙
ył w s´wiecie komputero´w i maszyn,
ograniczaja˛c do minimum kontakty z ludz´mi. Jako
programista odnosił w pracy spore sukcesy, lecz
niewielkie dawano mu szanse na małz˙en´stwo. Uni-
kał zwia˛zko´w z kobietami niczym zarazy i w swym
s´wiecie tolerował jedna˛ tylko istote˛ płci z˙en´skiej
– młodsza˛ siostre˛.
– Cos´ sie˛ stało? – zapytał Case, wypadaja˛c
z łazienki z re˛cznikiem owinie˛tym woko´ł bioder.
O mo´j Boz˙e, pomys´lała Lily, dlaczego on to robi?
Owszem, zastanawiałam sie˛, czy jest cały taki
opalony, ale przeciez˙ nie musze˛ tego wiedziec´.
A teraz be˛dzie mi sie˛ cia˛gle w tym re˛czniku
przypominał...
– O, przepraszam. – Case us´miechna˛ł sie˛ szeroko
i zacisna˛ł mocniej ro´g re˛cznika. – Nie wiedziałem,
z˙e tu jestes´, Lily. Brałem prysznic, kiedy usłyszałem
jakis´ straszny wrzask. Bałem sie˛, z˙e cos´ sie˛ stało.
Oj, stało sie˛, pomys´lała Lily, ale ze mna˛, a nie
z tym nieszcze˛s´nikiem.
– Przepraszam – mrukna˛ł Buddy. – Bez guzika
nie umiem zawia˛zac´ tego krawata.
Case us´miechna˛ł sie˛, widza˛c szok na twarzy Lily,
a potem zakiełkowała w nim nadzieja, bo szok
zmienił sie˛ w jakis´ inny wyraz. Jes´li sie˛ nie mylił,
było to jakby zainteresowanie... a moz˙e nawet
zaintrygowanie.
97
Sharon Sala
– Na komodzie w moim pokoju jest igła z nitka˛
– oznajmił Case, wycofuja˛c sie˛ do łazienki. – I pu-
dełko z guzikami. Lily, moz˙esz tam wejs´c´. A z kra-
watem zaraz mu pomoge˛. Przeciez˙ nie moge˛ dopus´-
cic´ do tego, z˙eby facet z Los Angeles sie˛ skom-
promitował. Przychodzi do nas mno´stwo pie˛knych
kobiet.
Buddy miał taka˛ mine˛, jakby połkna˛ł z˙abe˛.
Kobiet?
– Dawaj koszule˛ – mrukne˛ła Lily i wyrwała ja˛
bratu z re˛ki, zanim wyste˛kał jaka˛s´ wymo´wke˛ unie-
moz˙liwiaja˛ca˛ mu przyjs´cie na barbecue.
Buddy dał nura do pokoju, a Lily wiedziała, z˙e
sama perspektywa jedzenia nie wystarczy, by go
stamta˛d wycia˛gna˛c´. Case nie powinien był wspomi-
nac´ o tych kobietach. Rozumiała zdenerwowanie
brata, poniewaz˙ sama czuła sie˛ podobnie.
Musi znalez´c´ sie˛ jak najdalej od Case’a, od
widoku tej opalenizny, tego re˛cznika i tego co pod
nim...
Wpadła do sypialni Case’a i stane˛ła jak wryta.
Nigdy jeszcze nie przekroczyła progu tego pokoju,
totez˙ nie spodziewała sie˛, z˙e przez˙yje szok na widok
stoja˛cego tam ło´z˙ka. Było to najwie˛ksze łoz˙e z bal-
dachimem, jakie w z˙yciu widziała. A narzuta!
Czarna, atłasowa, zachwycaja˛ca! Ten pracuja˛cy
w brudzie, prostolinijny kowboj sypia w atłasach?
98
DAMA Z KALIFORNII
Drz˙a˛ca˛ re˛ka˛ uje˛ła szpulke˛, po czym odwine˛ła
kawałek nitki i go odgryzła. Obrazy, jakie przebie-
gały jej przez głowe˛, wcale jej nie pomogły nawlec
igły, kto´ra˛ wyje˛ła z poduszeczki. Zwilz˙yła w kon´cu
koniec nitki i wreszcie zdołała przecia˛gna˛c´ ja˛ przez
igielne ucho.
Case obserwował jej wysiłki z narastaja˛ca˛frustra-
cja˛. Ten obraz budził w nim, niestety, zdroz˙ne mys´li.
– Pomo´c ci? – zapytał w kon´cu.
Lily drgne˛ła. Igła upadła na podłoge˛, a guzik
potoczył sie˛ pod komode˛.
– A niech to szlag – mrukne˛ła zupełnie jak nie
dama, opadła na kolana, znalazła igłe˛ i zacze˛ła
wypatrywac´ guzika. – Dobrze by było, z˙ebys´ prze-
stał mnie zaskakiwac´.
Wyczuła palcami guzik i jednoczes´nie zobaczyła
obok siebie bosa˛ stope˛ i odziana˛ w dz˙insy noge˛.
Chwyciła guzik, odwro´ciła sie˛ i uje˛ła wycia˛gnie˛ta˛
re˛ke˛ Case’a, kto´ry chciał pomo´c jej wstac´. Niestety,
teraz pojawił sie˛ naste˛pny problem – Case miał na
sobie tylko dz˙insy.
Lily wbiła wzrok w jego szeroka˛klatke˛ piersiowa˛
o przepie˛knie opalonej sko´rze. Pro´bowała zmusic´
wzrok do we˛dro´wki w go´re˛, lecz naga sko´ra Case’a
przycia˛gała ja˛ hipnotycznie.
– Masz to? – zapytał uradowany, zdaja˛c sobie
doskonale sprawe˛, z˙e jego widok ja˛ onies´miela.
99
Sharon Sala
– To? – powto´rzyła niema˛drze.
– No, guzik... czy co tam upadło.
– Ach, guzik. Tak, mam.
Pokazała mu go na otwartej dłoni na dowo´d swej
prawdomo´wnos´ci i nagle ogarne˛ła ja˛ przemoz˙na
ochota, by ws´lizna˛c´ sie˛ pod ta˛ czarna˛ atłasowa˛
narzute˛ i nie opuszczac´ tego ło´z˙ka.
Case tymczasem sie˛ do niej s´miał. Jej re˛ka
automatycznie powe˛drowała w strone˛ policzka, lecz
zawisła w połowie drogi, gdy w oczach Case’a
pojawił sie˛ ostrzegawczy błysk.
– Przeciez˙ cie˛ prosiłem, Lily...
Zacze˛ła protestowac´, lecz ro´wnie dobrze mogła-
by starac´ sie˛ przenosic´ go´ry. Case wyja˛ł igłe˛ z jednej
re˛ki Lily, guzik z drugiej, i pieczołowicie umies´cił
je na komodzie.
– Oddaj bron´ – mrukna˛ł, zanim zgarna˛ł ja˛ w ra-
miona.
Lily poczuła jego ciepło, siłe˛ oraz usłyszała
odgłos głos´no bija˛cego serca.
– Co ty wyprawiasz? – wyszeptała.
– Nie mo´w tyle – mrukna˛ł.
– Case... – To było ostatnie słowo, jakie zdołała
wypowiedziec´.
Chwycił jej dłonie i połoz˙ył je na swym karku,
daja˛c tym samym sygnał, z˙e chce, by go obje˛ła. Jego
usta we˛drowały po jej twarzy, az˙ dotarły do ust i tam
100
DAMA Z KALIFORNII
juz˙ pozostały. W jego ciele pojawiło sie˛ napie˛cie,
jakby oczekiwał odrzucenia, kto´re jednak nie nade-
szło. Gdy re˛ce Lily obje˛ły go w pasie i przytuliła sie˛
do niego mocniej, nie mo´gł uwierzyc´ w swoje
szcze˛s´cie. I na dodatek odpowiedziała na jego
pocałunek!
Nigdy w z˙yciu niczego nie pragna˛ł tak bardzo jak
tej kobiety, nigdy jeszcze nie z˙ałował niczego tak
bardzo, jak tego, z˙e rozpocza˛ł cos´, czego nie moz˙e
skon´czyc´. Za niecała˛ godzine˛ zaczna˛ sie˛ schodzic´
gos´cie, pomijaja˛c fakt, z˙e ojciec Lily oraz jej czterej
bracia sa˛ tuz˙ za drzwiami. O mo´j Boz˙e, jak on to
wszystko wytrzyma!
Przesuna˛ł dłon´mi po ramionach Lily, s´cisna˛ł
lekko jej talie˛, po czym nieche˛tnie sie˛ od niej
odsuna˛ł.
– Budze˛ sie˛ z mys´la˛ o tobie, moja droga Lily,
i z mys´la˛ o tobie zasypiam. Ale Bo´g mi s´wiadkiem,
z˙e to wszystko, na co moge˛ sobie pozwolic´, bo
inaczej twoja rodzina rozszarpałaby mnie na strze˛py
na oczach tego tłumu, kto´ry zaraz nas osaczy.
Lily poczuła bo´l, gdy Case ja˛ pus´cił, i pochyliła
głowe˛, nagle zawstydzona tym, z˙e tak dobrze sie˛
poczuła w jego ramionach. Case pewnie pomys´li, z˙e
jest zdesperowana.
– Przepraszam – wyszeptała.
– Nie przepraszaj cia˛gle – mrukna˛ł, chwytaja˛c
101
Sharon Sala
jej re˛ke˛ i kłada˛c ja˛ poniz˙ej paska spodni. – Jak
widzisz, to mnie jest cie˛z˙ko. Ale to sie˛ musi
zmienic´. I zmieni, jes´li tylko pozwolisz mi udowod-
nic´ sobie, z˙e niekto´rym me˛z˙czyznom naprawde˛
moz˙na ufac´.
Lily zaczerwieniła sie˛ i zacze˛ła wyrywac´ re˛ke˛, po
czym nagle sie˛ zawahała, i w kon´cu połoz˙yła ja˛ na
sercu Case’a.
– To nie jest kwestia zaufania – odparła spokoj-
nym głosem. – Chodzi o to, co widze˛, kiedy patrze˛
w lustro, i co ty zobaczysz, kiedy sie˛ przy mnie
obudzisz. To jest problem, Case.
Odwro´ciła sie˛, ostroz˙nie wzie˛ła igłe˛, nitke˛, guzik
oraz koszule˛ brata, i w milczeniu opus´ciła poko´j.
– Jak tylko nadarzy sie˛ okazja – mrukna˛ł Case do
siebie, patrza˛c na zamykaja˛ce sie˛ drzwi – to temu
draniowi Collinsowi skre˛ce˛ kark.
Lily przestała sie˛ niepokoic´, gdy przyje˛cie sie˛
zacze˛ło. Gos´cie napływali strumieniami, s´mieja˛c
sie˛ i głos´no rozmawiaja˛c, i zajmowali miejsca przy
stołach ustawionych pod drzewami. W powietrzu,
nagrzanym jeszcze pala˛cym słon´cem dnia, unosił
sie˛ zapach wołowiny zmieszany z wonia˛ spalanego
drewna hikorowego. Wkro´tce zajdzie słon´ce, po-
mys´lała Lily, a otulaja˛cy wszystko zmrok da jej
poczucie bezpieczen´stwa.
102
DAMA Z KALIFORNII
Lily, jej ojciec i bracia zostali przedstawieni
wszystkim zaproszonym, az˙ w kon´cu Case po-
stanowił, z˙e spo´z´nialscy niech sie˛ martwia˛ o po-
znanie jego gos´ci sami. Lily zauwaz˙yła, z˙e nie-
kto´rzy na dłuz˙ej zatrzymywali wzrok na jej twarzy,
nie usłyszała jednak z˙adnych nieprzyjaznych ko-
mentarzy. Nie patrzyli na nia˛ z przeraz˙eniem,
okazywali jedynie wspo´łczucie z powodu dramatu,
jaki zapewne musiała przez˙yc´.
Nikt w kaz˙dym ba˛dz´ razie o nic nie zapytał, ona
niczego nie wyjas´niała, i wkro´tce sprawa jej blizny
przestała w ogo´le istniec´. Tylko od czasu do czasu
przychodziło Lily do głowy, z˙e została naznaczona
niczym te młode jało´wki porykuja˛ce w zagrodzie za
stodoła˛.
– Zapraszam wszystkich! – zawołał Duff, kto´re-
go drobna postac´ znikne˛ła w tłumie kłe˛bia˛cym sie˛
woko´ł roz˙na.
Rodzina Brownfieldo´w była pod wraz˙eniem.
Powitano ich w sposo´b przyjazny i otwarty i z˙aden
z me˛z˙czyzn nie miał wa˛tpliwos´ci, z˙e w takim
miejscu Lily z pewnos´cia˛ be˛dzie w stanie uleczyc´
swa˛ zbolała˛ dusze˛.
Nigdy jeszcze nie spotkali az˙ tylu ludzi naraz,
kto´rzy by ich zaakceptowali bez zastrzez˙en´.
Cole Brownfield obserwował z zainteresowa-
niem, jak jego zazwyczaj pows´cia˛gliwy brat,
103
Sharon Sala
Buddy, pogra˛z˙ył sie˛ w rozmowie z powaz˙na˛ młoda˛
kobieta˛, kto´ra przysiadła obok niego, by zjes´c´ posiłek.
Był zdumiony. W tej kobiecie cos´ musi byc´. Na twarzy
brata nie było widac´ s´ladu paniki. Gdyby to przyje˛cie
odbywało sie˛ w Los Angeles, Cole juz˙ musiałby sie˛
przyznac´ do tego, z˙e jest oficerem policji, po czym
zostałby albo obrzucony uwaz˙nym spojrzeniem, az˙
wreszcie złoz˙ono by mu niestosowna˛propozycje˛, albo
zignorowano. Tutaj nikogo nic nie obchodziło. Tutaj
Cole został zaakceptowany jako starszy brat Lily.
Tak sobie przynajmniej wyobraz˙ał do chwili, gdy
został przedstawiony małej kobietce – Debbie Ran-
dall. Ona go oceniła i uznała, z˙e przedstawia soba˛
jaka˛s´ wartos´c´...
Potem, niestety, oczarowała bez reszty Morgana,
sprawiła, z˙e Buddy poczuł sie˛ swobodnie, i wre˛cz
zapiszczała z zachwytu, gdy sie˛ dowiedziała, z˙e J.D.
i Dusty chca˛ zostac´ aktorami. Baby! No jasne! Od
tej pory Debbie przestała go dostrzegac´. No i dob-
rze. Po co mu taka kaprys´na kobietka z Oklahomy?
Własna siostra przysparza mu dos´c´ zmartwien´.
Totez˙ jednym okiem obserwował uroczystos´c´,
z˙artuja˛c z niekto´rymi z gos´ci, drugiego zas´ nie
spuszczał z Lily, kto´ra bez powodzenia usiłowała
usuna˛c´ sie˛ w cien´. Case skutecznie temu zapobiegał,
i Cole bardzo sie˛ z tego cieszył. Polubił owego
rosłego kowboja i zdawał sobie doskonale sprawe˛,
104
DAMA Z KALIFORNII
z˙e gdy tylko Lily sie˛ zgodzi, moz˙e byc´ z tego
całkiem powaz˙ny zwia˛zek.
– Co o tym mys´lisz, tato? – spytał Cole ojca, gdy
ten mijał go z pusta˛ szklanka˛ do herbaty, kto´ra˛
pragna˛ł uzupełnic´.
– Chyba o po´łnocy be˛de˛ szukał tabletek na
z˙oła˛dek, ale nigdy jeszcze nie zjadłem tylu dobrych
rzeczy w jednym miejscu. – Morgan wyszczerzył
ze˛by i pogłaskał sie˛ po brzuchu.
– Ale co sa˛dzisz o Lily? – powto´rzył Cole.
Morgan odwro´cił sie˛ i spojrzał na co´rke˛. Stała tak
blisko Case’a, z˙e niemal go dotykała, i s´miała sie˛
z jakiegos´ z˙artu Duffa, po czym jej s´miech sie˛
urwał, gdy jeden z bliz´niako´w włoz˙ył jej do ust
kawałek pieczonego mie˛sa. Zareagowała na to
oburzeniem, lecz widac´ było, z˙e jest ono udawane.
Gdy opuszczała Kalifornie˛, nie była w stanie s´miac´
sie˛ w takim tłumie, a takz˙e nie potrafiłaby odpłacic´
bratu pie˛knym za nadobne.
– Mys´le˛, z˙e z jej psychika˛ jest juz˙ całkiem
dobrze – odparł Margan – nie wiem tylko, czy
be˛dzie umiała to wykorzystac´.
– A ja uwaz˙am, z˙e Case potrafi jej w tym pomo´c.
Kiedy be˛dziemy wyjez˙dz˙ac´, nie dawaj jej z˙adnych
niepotrzebnych rad na przyszłos´c´. Niech sama
podejmie decyzje˛, czy chce wracac´ do domu, czy
moz˙e woli tu zostac´.
105
Sharon Sala
Morgan spojrzał na syna z lekkim przeraz˙eniem.
– Czy wiesz, co mo´wisz? – zapytał ostro.
– Nie tylko wiem, ale i stawiam na tego gos´cia
– odparł Cole. – Tylko zauwaz˙, jak on na nia˛ patrzy.
Jes´li jeszcze sie˛ w niej nie zakochał, na pewno zrobi
to lada moment.
Morgan pokiwał głowa˛, patrza˛c na Case’a, nie-
mniej troche˛ sie˛ martwił o co´rke˛. Tyle juz˙ w swoim
z˙yciu przeszła! Nie znio´słby, gdyby miała znowu
cierpiec´.
– Rozumiem, Cole – odparł. – I tym razem cie˛
posłucham, ale niech Bo´g strzez˙e człowieka, kto´ry
skrzywdzi Lily.
– Nie musisz mi tego mo´wic´, tato – odrzekł
spokojnie Cole. – Chyba pamie˛tasz, z˙e to mnie
trzeba było powstrzymywac´, z˙ebym nie pojechał do
Los Angeles i nie obił na fioletowo buz´ki Todda
Collinsa. Lily zawsze be˛dzie moja˛ mała˛ siostrzycz-
ka˛, bez wzgle˛du na to, ile ma lat.
Case patrzył, jak Lily opuszcza towarzystwo
i kieruje sie˛ do domu. Wbiegła na ganek i nie
ogla˛daja˛c sie˛, znikne˛ła w holu. Case wrzucił do
kosza niemal pusty talerz i ruszył za nia˛. W tej samej
chwili powietrze wypełniły pierwsze nuty ,,Shenan-
doah’’. To Pete zacza˛ł grac´ na skrzypcach.
– Lily! – zawołał Case, wchodza˛c do kuchni.
106
DAMA Z KALIFORNII
Był zaskoczony, gdy stane˛ła przed nim.
– Czegos´ potrzebujesz? – zapytała, trzymaja˛c
w re˛kach lekki z˙akiet. – Skon´czył sie˛ lo´d? Mam
zrobic´ wie˛cej lemoniady?
– Gdzie byłas´? – zapytał.
– Poszłam po z˙akiet. Zrobiło sie˛ chłodno.
– A ja pomys´lałem sobie... No dobra, niewaz˙ne
– mrukna˛ł.
W istocie obawiał sie˛, z˙e miała juz˙ wszystkiego
dos´c´ i poszła zamkna˛c´ sie˛ w swym pokoju. Nie
chciał jednak, by sie˛ tego domys´liła.
– No wie˛c czego nam zabrakło? – zapytała, ida˛c
w strone˛ drzwi.
– Cierpliwos´ci – odparł cicho.
Poczuła wypieki na policzkach. Case nakazał
sobie wzia˛c´ na wstrzymanie, lecz na pro´z˙no.
– Chodz´ do mnie – szepna˛ł, tula˛c ja˛ do siebie.
– Case – rzekła po´łgłosem – ktos´ zobaczy.
– Co zobaczy? Zobacza˛ tylko, jak... tan´czymy.
Co w tym jest złego?
– Tan´czymy? – W tej włas´nie chwili Lily usły-
szała przejmuja˛ca˛ melodie˛ grana˛ przez Pete’a.
– Ach, tan´czymy!
– Moge˛ cie˛ prosic´? – spytał łagodnie, puszczaja˛c
ja˛i cofaja˛c sie˛ o krok. Ukłonił sie˛ i wycia˛gna˛ł ku niej
re˛ke˛.
Lily głe˛boko odetchne˛ła, wiedza˛c, z˙e moz˙e tego
107
Sharon Sala
po´z´niej z˙ałowac´, nie była jednak w stanie mu
odmo´wic´.
– Oczywis´cie – wyszeptała.
Podała mu re˛ce, oparła policzek o jego klatke˛
piersiowa˛ i czekała. Case zacza˛ł tan´czyc´ walca,
prowadza˛c ja˛ niczym mistrz. W tej chwili Lily była
w takim stanie, z˙e pozwoliłaby mu zaprowadzic´ sie˛
do piekła.
Melodia była stara i słodka, Lily zas´ az˙ przestała
na moment oddychac´, gdy Case zacza˛ł wirowac´
z nia˛ woko´ł kuchni, a potem wyprowadził ich na
ganek, gdzie muzyke˛, do kto´rej teraz ktos´ zacza˛ł
s´piewac´, było słychac´ znacznie lepiej.
Raz, dwa, trzy. Raz, dwa, trzy. Tan´czyli w mroku
nocy, to oddalaja˛c sie˛ od siebie, to przytulaja˛c.
Oddech Case’a muskał ucho Lily, ona zas´ przy-
gryzała wargi, by nie zwro´cic´ ich w jego strone˛. Nie
chciała, by ja˛ pocia˛gał. Nie chciała przez˙ywac´
znowu bo´lu. Nie chciała pragna˛c´ Case’a, lecz
poz˙a˛danie było silniejsze od niej.
Czy on słyszy, jak głos´no bije moje serce?
– pytała sie˛ w duchu. Czy on sie˛ czegos´ domys´la?
Czy ona wie, jak jej pragne˛? – pytał w duchu
Case. Czy zdaje sobie sprawe˛, jak sie˛ me˛cze˛?
Lily westchne˛ła i zbliz˙yła sie˛ do niego. Case
powstrzymał oddech i zgarna˛ł ja˛ w ramiona. Muzy-
czne tony nadal unosiły sie˛ w powietrzu, ich stopy
108
DAMA Z KALIFORNII
jednak znieruchomiały. Lily spojrzała w oczy Ca-
se’a, tak błe˛kitne i szczere, z˙e dech jej zaparło.
Chciała cos´ powiedziec´, lecz słowa uwie˛zły jej
w gardle, bo w tym momencie Case ja˛ pocałował.
Teraz nie istniało nic opro´cz dłoni Case’a na jej
ciele i jego gora˛cych ust. Podnio´sł ja˛ lekko, niczym
pio´rko, obro´cił i oparł o s´ciane˛, pieszcza˛c ja˛ i cału-
ja˛c. Pozwalała mu na wie˛cej, niz˙ zakładał w naj-
s´mielszych snach. Zapragna˛ł jednak jeszcze wie˛cej.
– Lily... – zacza˛ł zduszonym głosem.
– Nie – odparła, zanim zdołał ubrac´ swe prag-
nienie w słowa.
Westchna˛ł, opus´cił ja˛ na podłoge˛, odsuna˛ł z twa-
rzy wzburzone przez siebie włosy, i przyłoz˙ył
policzek do czubka jej głowy.
– Kto´regos´ dnia zmienisz zdanie, moja słodka
Lily Catherine.
Az˙ sie˛ wzdrygne˛ła, słysza˛c bo´l w jego głosie,
niemniej przekonanie brzmia˛ce w jego słowach
napełniło ja˛ nadzieja˛. Gdyby tylko mogła mu za-
ufac´...
Gdyby tylko mogła zaufac´ sobie...
109
Sharon Sala
ROZDZIAŁ PIA˛TY
Lily nałoz˙yła troche˛ ro´z˙u na policzki, staraja˛c
sie˛ nie reagowac´ na widok blizny. Była niedziela,
ojciec i bracia jeszcze nie wyjechali. Ich obec-
nos´c´ dała jej siłe˛ uczynienia czegos´, co pragne˛ła
zrobic´ od pierwszego dnia swego pobytu na ran-
czu. Oto´z˙ za chwile˛ ma po´js´c´ do kos´cioła – lecz
nie sama.
Us´miechne˛ła sie˛, przypominaja˛c sobie szok na
twarzy Case’a, gdy wyjawiła mu swe zamiary.
– Ja? Do kos´cioła?
Patrzyła na niego, czekaja˛c spokojnie, az˙ Case
ochłonie.
– Tak. Ty... ja... i moja rodzina – podje˛ła.
– W domu zawsze chodziłam w niedziele˛ do kos´-
cioła. – Spojrzała na niego tak ostro, az˙ sie˛ wzdryg-
na˛ł. – A ty nie chodzisz do kos´cioła?
– Chodziłem – odparł – ale bardzo dawno, kiedy
jeszcze rodzice byli razem. Ale potem...
Lily pokiwała głowa˛.
– Tak podejrzewałam. Najwyz˙sza pora, z˙ebys´
znowu zacza˛ł. – Po czym złagodziła swe słowa
niewinnym pytaniem: – Nie sa˛dzisz?
Case włoz˙ył re˛ce do kieszeni. Nie da sie˛ nabrac´
na te˛ słodka˛ buzie˛ Madonny. Trzeba jej oddac´, z˙e
jest zawsze spokojna i zachowuje sie˛ jak dama.
Podejrzewał jednak, z˙e jes´li chodzi o siłe˛ woli, to ta
ma wytrzymałos´c´ stali. Tylko powierzchownos´c´ tej
kobiety moz˙e wprowadzic´ w bła˛d.
– Mys´le˛, z˙e masz racje˛, Lily – odparł. – Najwyz˙-
sza pora, z˙eby wiele rzeczy sie˛ tu zmieniło. Be˛de˛
goto´w.
Lily doskonale wiedziała, z˙e ws´ro´d ,,rzeczy’’,
o kto´rych Case wspominał, jest takz˙e ona. Problem
tkwił w tym, z˙e nie była jeszcze gotowa zmagac´ sie˛
z z˙adnymi problemami.
– Robi sie˛ po´z´no! – zawołała, staja˛c u sto´p
schodo´w i patrza˛c, jak Brownfieldowie wolnym
krokiem schodza˛ na do´ł.
Pierwszy pojawił sie˛ ojciec. Chodził z nia˛ do
kos´cioła w Laguna Beach i dzis´ che˛tnie korzystał
111
Sharon Sala
z okazji, by wzia˛c´ udział w niedzielnym naboz˙en´st-
wie w innej cze˛s´ci kraju.
Za ojcem poda˛z˙ali bliz´niacy, obaj jasnowłosi,
zielonoocy i po kalifornijsku opaleni. Ubrani byli
jak zwykle podobnie, lecz ich spodnie i koszule
mogłyby wzbudzic´ poruszenie ws´ro´d wiernych,
zwłaszcza gdyby znalazło sie˛ tam kilka samotnych
kobiet. Za nimi kroczył Cole, jedna˛ re˛ka˛ opieraja˛c
sie˛ o balustrade˛, a druga˛ prowadza˛c Buddy’ego,
kto´ry zaje˛ty był trzymana˛ w dłoni gra˛ komputerowa˛
i nie patrzył pod nogi.
– Daj mi to – rzekła Lily, gdy stopa brata stane˛ła
na najniz˙szym stopniu.
Brat podnio´sł głowe˛ zaskoczony i zaprotestował.
Nigdy nigdzie sie˛ nie ruszał bez jakiegos´ kom-
putera. Nie s´miał jednak zlekcewaz˙yc´ groz´by
w oczach siostry. Westchna˛ł cie˛z˙ko i oddał jej
zabawke˛.
Case obserwował te˛ scene˛ z go´ry, us´miechaja˛c
sie˛ z aprobata˛. Podobało mu sie˛ to, z˙e Lily w zdecy-
dowany, lecz ciepły sposo´b traktowała członko´w
swej rodziny.
Wszyscy czekali, az˙ jedyna kobieta w ich gronie
potwierdzi, z˙e wygla˛daja˛ przyzwoicie. Case podej-
rzewał, z˙e s´mierc´ matki uczyniła z Lily osobe˛
odpowiedzialna˛ w bardzo wczesnym wieku.
Teraz Lily policzyła głowy i stwierdziła, z˙e
112
DAMA Z KALIFORNII
jednej brakuje. Podniosła wzrok z zamiarem zawo-
łania Case’a, gdy niespodziewanie ujrzała go na
szczycie schodo´w. Zauwaz˙yła, z˙e ubrał sie˛ staran-
nie i nawet wypastował buty. A gdy poprawił
sztywny kołnierzyk przy koszuli, zrozumiała, z˙e
zrobił to dla niej. Pomys´lała z rozrzewnieniem, z˙e
gdyby nie ona, na pewno nie włoz˙yłby czegos´ tak
koszmarnie niewygodnego.
Starała sie˛ sobie przypomniec´, z˙e jest niedziela
i z˙e powinna miec´ zboz˙ne mys´li. Nadeszła pora, by
zastanowic´ sie˛ nad grzechami minionego tygodnia
i miec´ nadzieje˛ na lepsza˛ przyszłos´c´. Jednak widok
tego niebieskookiego me˛z˙czyzny wywołał w niej
mys´li, kto´re wcale zboz˙nymi nie były. Odwro´ciła
sie˛, by nie patrzec´, jak pokonuje ostatnie stopnie.
Case zauwaz˙ył rumien´ce na policzkach Lily
i wiedział, z˙e to nie tylko makijaz˙. Zrobiło mu sie˛
przyjemnie, gdy odkrył, z˙e w jakis´ sposo´b ja˛
obchodzi. No i dobrze, bo ona go obchodzi od
pierwszego dnia.
– Kto jedzie z kim? – spytał Cole z zaciekawie-
niem, poniewaz˙ zauwaz˙ył wymiane˛ spojrzen´ mie˛-
dzy siostra˛ a jej szefem.
Case postanowił nie dopus´cic´ kobiety do głosu.
– Lily jedzie ze mna˛. Reszta za nami. W ten
sposo´b nie be˛dziemy sie˛ tłoczyc´ i dotrzemy na
miejsce w znos´nym stanie. Co o tym sa˛dzicie?
113
Sharon Sala
– Mnie odpowiada – odparł Morgan i wyszedł na
ganek, a za nim ruszyli ge˛siego synowie.
– Zrobiłes´ to specjalnie – rzekła Lily oskar-
z˙ycielskim tonem.
– Jasne – potwierdził Case.
Jego przyznanie sie˛ do winy pozbawiło ja˛ amuni-
cji. Nie spodziewała sie˛ takiej odpowiedzi.
– No co´z˙ – mrukne˛ła – w takim razie lepiej sie˛
pospieszmy.
Ich samochody były niez´le zakurzone, gdy na
skrzyz˙owaniu pod Clinton skre˛cili w lewo.
– Gdzie jedziemy? – zapytała Lily.
Sa˛dziła, z˙e msza odbe˛dzie sie˛ w mies´cie, Case
zas´ skre˛cał w innym kierunku.
– Do kos´cioła – odparł. – Tego, gdzie byłem
chrzczony. Chyba tam chciałas´...
– W porza˛dku – rzekła łagodnie, usiłuja˛c nie
mys´lec´ o Casie i dzieciach w tej samej chwili.
I nagle ich oczom ukazał sie˛ mały wiejski
kos´cio´łek, ukryty w jedynej jak okiem sie˛gna˛c´ ke˛pie
drzew. In bliz˙ej niego sie˛ znajdowali, tym Case
stawał sie˛ cichszy. Lily z˙ałowała, z˙e w ogo´le
poruszyła temat kos´cioła. Widziała, z˙e ta chwila jest
dla niego trudna. Sa˛dza˛c z wyrazu jego twarzy,
powinien był to miejsce odwiedzic´ lata temu.
Case zlustrował wzrokiem zakurzone, białe mu-
114
DAMA Z KALIFORNII
ry. Nic sie˛ tu nie zmieniło. Re˛cznie namalowana
tabliczka na najniz˙szym stopniu schodo´w wisiała
na zardzewiałych łan´cuchach przytwierdzonych do
ro´wnie zardzewiałych sztab. Przeros´nie˛te krzaki
mirtu rosna˛ce pod oknami kwitły podobnie jak
kaz˙dego lata, odka˛d sie˛gał pamie˛cia˛. W zachodniej
Oklahomie panował zbyt suchy klimat dla wie˛kszo-
s´ci ros´lin, ludziom zas´ wiodło sie˛ tu tak samo jak za
czaso´w pionierskich. Tylko dzie˛ki cie˛z˙kiej pracy
i determinacji utrzymywali sie˛ przy z˙yciu.
– Jestes´my na miejscu – oznajmił Case bez
potrzeby.
– Jestes´ metodysta˛ – zauwaz˙yła z lekkim za-
skoczeniem, lecz i satysfakcja˛. – Tak jak ja.
– No to cos´ nas ła˛czy – odparł spokojnie,
chłona˛c jej urode˛ i łagodnos´c´.
W tej samej chwili zauwaz˙ył, jak re˛ka Lily
powe˛drowała w go´re˛, w strone˛ policzka, i zro-
zumiał, z˙e jego towarzyszka boi sie˛ spotkania
z obcymi ludz´mi.
S
´
cisna˛ł jej dłon´.
– Uspoko´j sie˛, Lily. Wszystko be˛dzie dobrze.
Zebrani w kos´ciele jak jeden ma˛z˙ odwro´cili
głowy i wbili w przybyszo´w wzrok, po czym szybko
sie˛ zreflektowali i w milczeniu przysune˛li do siebie
w ławkach, by zrobic´ miejsce dla spo´z´nialskich.
115
Sharon Sala
Lily była przekonana, z˙e wszyscy patrza˛ na nia˛,
z czasem jednak zorientowała sie˛, z˙e w centrum
zainteresowania sa˛ jej bracia. Miała racje˛, podej-
rzewaja˛c, z˙e spowoduja˛ wrzenie ws´ro´d nie zaje˛tych
niewiast. Wielkie wydarzenie stanowiło juz˙ to,
kiedy jeden samotny me˛z˙czyzna odwiedzał mias-
teczko, ale czterech! Poza tym czwo´rka˛ ta˛ byli
bracia Brownfield, a ich na pewno nie sposo´b było
zlekcewaz˙yc´.
J.D. i Dusty byli do tego przyzwyczajeni. Jako
bliz´niacy stanowili centrum uwagi od wczesnego
dziecin´stwa. Buddy wpadł w panike˛, lecz tego
moz˙na było sie˛ spodziewac´, poniewaz˙ zawsze sta-
wał sie˛ nerwowy w obecnos´ci kobiet. Szybko zaja˛ł
miejsce mie˛dzy Lily a ojcem. Cole natomiast starał
sie˛ trzymac´ fason, niemniej szelmowska mina Deb-
bie Randall siedza˛cej po drugiej stronie przejs´cia
sprawiła, z˙e miał ochote˛ zapas´c´ sie˛ pod ziemie˛.
– A Pan powiedział: nie poz˙a˛daj z˙ony bliz´niego
swego... – Głos duchownego wznio´sł sie˛ na wysokie
rejestry, przeszedł niemal w krzyk.
Cole az˙ podskoczył, po czym usiłował zamas-
kowac´ ten odruch, wygładzaja˛c spodnie. Pewnie
mam wyrzuty sumienia, skonstatował z ironicznym
us´mieszkiem i postanowił przegonic´ z głowy wszel-
kie mys´li o bra˛zowych oczach Debbie.
116
DAMA Z KALIFORNII
Case połoz˙ył re˛ke˛ na oparciu ławki, lecz oparł sie˛
pokusie, by przycia˛gna˛c´ Lily do siebie. Ta kobieta
i cudzoło´stwo wykluczaja˛ sie˛ wzajemnie. Kra˛z˙a˛ce
mu po głowie mys´li dotycza˛ce jego kucharki nie
miały nic wspo´lnego z poz˙a˛daniem... lecz wiele
wspo´lnego z miłos´cia˛.
Usiadł po jej prawej stronie, pods´wiadomie od-
dzielaja˛c ja˛ od innych. Czuł jej napie˛cie. Jednak
w miare˛ upływu czasu Lily sie˛ odpre˛z˙ała. W kon´cu
Case mo´gł z czystym sumieniem stwierdzic´, z˙e
zapomniała o bliz´nie, a skupiła sie˛ na słowach
duchownego.
W pewnej chwili przez małe okienko witraz˙owe
za pulpitem przenikna˛ł promien´ s´wiatła, jakby daja˛c
mu znak z niebios. Case był ciekawy, na czym sie˛
s´wiatło zatrzymało, totez˙ szybko sie˛ odwro´cił. Nie
musiał długo szukac´.
We włosach Lily, w złocistej aureoli nad jej
głowa˛, odbiły sie˛ wszystkie barwy witraz˙u. Intensy-
wny błe˛kit, czyste złoto, czerwien´ podobna do barwy
krwi na krzyz˙u, zielen´ tak głe˛boka jak oczy Lily.
Case wstrzymał oddech. Gdy pod powiekami
poczuł łzy, szybko zamrugał powiekami. Tego
ranka wszystko sprzyjało miłos´ci. Wiedział, z˙e sie˛
zakochał, i teraz musiał jedynie przekonac´ Lily, by
poszła w jego s´lady.
– Mo´dlmy sie˛ – zaintonował pastor.
117
Sharon Sala
Case natychmiast go posłuchał. Miał sie˛ o co
modlic´.
Wierni powoli, jeden po drugim, opuszczali
kos´cio´ł, wymieniaja˛c mie˛dzy soba˛ informacje doty-
cza˛ce wydarzen´ ostatniego tygodnia. Na koniec
wszyscy us´ciskiem dłoni z˙egnali sie˛ ze stoja˛cym
w progu pastorem.
Debbie stane˛ła za Cole’em, zdaja˛c sobie sprawe˛,
z˙e nie jest on s´wiadomy jej obecnos´ci. Z podziwem
patrzyła na jego plecy ukryte pod jasnozielona˛
koszula˛ i długie nogi w granatowych spodniach.
– Czes´c´ – szepne˛ła w kon´cu, i us´miechne˛ła sie˛
do siebie z wyraz´nym zadowoleniem, widza˛c, jak
Cole drgna˛ł.
– Och! – mrukna˛ł, odwracaja˛c sie˛. – To ty.
– Ładna msza, prawda? – zapytała, przyciskaja˛c
sie˛ do jego pleco´w na skutek naporu stoja˛cych za nia˛
ludzi, kto´rzy chcieli jak najszybciej opus´cic´ kos´cio´ł
i zjes´c´ w domu lunch.
Cole zagryzł wargi, czuja˛c na plecach jej piersi.
Co za cholerna kobieta! S
´
wie˛ty by z nia˛ nie
wytrzymał. A potem z westchnieniem us´wiadomił
sobie, z˙e on nie jest z˙adnym s´wie˛tym.
– Owszem – przyznał lakonicznie.
Debbie ponownie sie˛ us´miechne˛ła. Było to naj-
lepsze kazanie, jakie dota˛d słyszała. Była naprawde˛
118
DAMA Z KALIFORNII
zadowolona, z˙e tego ranka przyszła do kos´cioła.
A mało brakowało, by została w domu. A potem,
gdy w zasie˛gu jej wzroku pojawił sie˛ pastor, zacze˛ła
gwałtownie sie˛ zastanawiac´, o czym to dzis´ mo´wił.
Cos´ o kto´ryms´ przykazaniu... Przestała go słuchac´,
gdy do domu boz˙ego przyszli spo´z´nieni wierni.
– Wspaniałe kazanie, ojcze Donaldzie – stwier-
dziła Debbie, gora˛co potrza˛saja˛c dłonia˛ pastora.
No, pomys´lał pastor, promienieja˛c. Przynajmniej
jedna osoba go wysłuchała. Bo gdy Case wszedł do
kos´cioła ze swym towarzystwem, pastor czuł, z˙e
koncentracja wiernych znacznie osłabła.
– Case, ciesze˛ sie˛, z˙e cie˛ widze˛.
Lily rozpoznała w tej osobie sa˛siadke˛ z pobliskiej
farmy, kto´ra poprzedniego dnia uczestniczyła w ich
przyje˛ciu.
– I ja sie˛ ciesze˛, z˙e tu jestem, Mildred – odparł
Case, biora˛c Lily pod re˛ke˛. – Pamie˛tasz Lily,
prawda?
– Jasne – odparła Mildred. – To ty zrobiłas´ te˛
szarlotke˛ z kruszonka˛, prawda? Alez˙ to było dobre.
Musisz dac´ mi przepis. Mo´j stary gadał o tej
szarlotce przez cały wieczo´r.
– Dzie˛kuje˛ – odparła Lily. – Che˛tnie dam ci
przepis. To przepis mojej matki.
– S
´
wietnie. Wieczorem zadzwonie˛. Jutro przy-
chodza˛do mnie gos´cie, zrobie˛ wie˛c to ciasto na deser.
119
Sharon Sala
Case delikatnie s´cisna˛ł Lily za ramie˛, gdy Mild-
red oddalała sie˛ od nich, przecinaja˛c wysuszony
trawnik.
– Dzie˛kuje˛ – powiedziała i odwro´ciła sie˛ do
niego twarza˛.
– Za co?
– Za to, z˙e przyjechałes´ ze mna˛. Z
˙
e tu jestes´.
– Gdybys´ mi pozwoliła... zawsze byłbym z toba˛.
Wyrwała mu ramie˛ i pognała w strone˛ ojca, kto´ry
włas´nie rozmawiał z pastorem.
– Tato, pospieszmy sie˛, bo nie zda˛z˙e˛ przygoto-
wac´ lunchu.
Morgan kiwna˛ł głowa˛, potrza˛sna˛ł dłon´ pastora
i po raz pierwszy zauwaz˙ył rumien´ce na policzkach
co´rki. Odwro´cił sie˛ i dostrzegł wzrok Case’a. O ile
sie˛ nie mylił, Case włas´nie powiedział jego co´rce
cos´ takiego, co ona postanowiła zignorowac´.
– Jedziemy do Clinton do restauracji – oznajmił
Morgan. – Case mi tak mo´wił. Dzis´ masz wolny
dzien´.
– Ale w te˛ niedziele˛ musze˛...
– Dzis´ widocznie nic nie musisz – odparł Mor-
gan. – Chodz´. Zgarnijmy jeszcze twoich braci,
zanim zaczna˛ tu jaka˛s´ awanture˛ i be˛dziemy musieli
uciekac´ z miasta jak niepyszni. Widze˛ juz˙ kilku
bardzo wzburzonych ojco´w.
Lily usiłowała ignorowac´ Case’a. Nie było to
120
DAMA Z KALIFORNII
jednak proste, gdy podszedł do niej z mina˛ wy-
kluczaja˛ca˛ wszelkie komentarze.
– Jestes´ gotowa? – spytał.
Dla ciebie nigdy nie be˛de˛ gotowa, pomys´lała.
Case jednak nie czekał na jej odpowiedz´, tylko
zaprowadził ja˛do samochodu i zawio´zł do miasta na
niedzielny lunch.
Robiło sie˛ po´z´no. Lily popatrywała za zegar
wisza˛cy nad kuchennym piecem i starała sie˛ nie
denerwowac´. Case znikna˛ł na cały wieczo´r. Jeszcze
przed zapadnie˛ciem zmroku spodziewała sie˛, z˙e
lada chwila wejdzie do kuchni. Tak sie˛ jednak nie
stało, i w miare˛ upływu godzin zacze˛ła sobie
wyobraz˙ac´, z˙e przytrafiły mu sie˛ straszne rzeczy.
Kiedy jakis´ czas temu wszyscy siedzieli w gabi-
necie i ogla˛dali w telewizji stary film, do domu
wpadł z hałasem Duff. Zacza˛ł cos´ nieskładnie
mo´wic´ o tym, z˙e ktos´ zwalił płoty, i Case jest zaje˛ty
łapaniem bydła. Bracia Lily zaofiarowali sie˛ z po-
moca˛, lecz została ona odrzucona. Duff oznajmił, z˙e
maja˛ dosyc´ ludzi do pomocy, a Brownfieldowie
maja˛ dotrzymac´ towarzystwa Lily. Po to tu przyje-
chali.
No i dotrzymywali jej towarzystwa, az˙ wreszcie
udali sie˛ na spoczynek. Lily została sama i zamart-
wiała sie˛ na s´mierc´.
121
Sharon Sala
Odsune˛ła zasłone˛ i wpatrzyła sie˛ w ciemnos´c´.
Nie dostrzegła nic. Zasłoniła z powrotem okno,
podeszła do kredensu i zacze˛ła robic´ porza˛dki
w szufladzie ze sztuc´cami.
Gdzie oni moga˛byc´? Serce niespokojnie tłukło jej
sie˛ w piersi, z˙oła˛dek wyprawiał harce. Nic sie˛ nie
stało, powtarzała w mys´lach. Case sie˛ po prostu
spo´z´nia. Nie wiadomo, ile maja˛z tym bydłem roboty.
Lecz im bardziej przekonywała sama˛ siebie, z˙e jest
niema˛dra, tym silniejszy narastał w niej niepoko´j.
W pewnej chwili miała nawet pomysł, by obu-
dzic´ ojca. Powstrzymała sie˛ przed tym w ostatniej
chwili, stwierdzaja˛c, z˙e gdyby miała mu wyznac´, z˙e
sie˛ martwi, musiałaby tez˙ wyjas´nic´ dlaczego. Nie, to
niemoz˙liwe. Nie moz˙e martwic´ sie˛ o Case’a. Nie
zalez˙y jej na nim...
Wrzuciła ostatni widelec na miejsce, przetarła
noz˙e, mimo z˙e tego nie wymagały, po czym nagle
otworzyły sie˛ drzwi i szuflada wypadła Lily z ra˛k.
Nierdzewne sztuc´ce rozsypały sie˛ po ls´nia˛cym
linoleum.
Case, mimo z˙e był zme˛czony, us´miechna˛ł sie˛
szeroko.
– No, wreszcie serdecznie mnie witasz.
– Przestraszyłes´ mnie – rzekła oskarz˙ycielskim
tonem, po czym opadła na kolana i zacze˛ła zbierac´
noz˙e, łyz˙ki i widelce.
122
DAMA Z KALIFORNII
– Chyba tak – przyznał, kle˛kaja˛c, by jej pomo´c.
– Zaraz zrobie˛ z tym porza˛dek – powiedziała.
– Pozbieram je i umyje˛. To ja upus´ciłam szuflade˛.
– Czasami, Lily, przydaja˛ sie˛ dwie pary ra˛k. Nie
kło´c´ sie˛ ze mna˛. Nie mam siły tego wysłuchiwac´.
Usta˛piła, poniewaz˙ dostrzegła na jego twarzy
oznaki zme˛czenia. Jego sko´re˛ i ubranie pokrywała
cienka warstwa kurzu, zas´ zwykle ls´nia˛ce oczy
niemal poszarzały z wyczerpania. Uje˛ła go za re˛ke˛
i wyje˛ła z niej sztuc´ce.
– Idz´ sie˛ wyka˛pac´ – rzekła łagodnie. – Zo-
stawiłam ci kolacje˛.
Odchylił sie˛ na pie˛tach i spojrzał uwaz˙nie na
twarz Lily, szukaja˛c na niej czegos´ wie˛cej niz˙
zwykłej troski. Poniewaz˙ jednak niczego nie zna-
lazł, westchna˛ł z rezygnacja˛.
– Zaraz wro´ce˛ – oznajmił i wyszedł.
Wiedziała, z˙e dziwny nastro´j Case’a to nie tylko
zme˛czenie. Czuła to od samego rana. Cos´ w nim sie˛
zmieniło podczas mszy. Nie sa˛dziła, by doznał
wo´wczas jakiegos´ objawienia, ale nie potrafiła tez˙
odgadna˛c´, o co chodzi.
Gdyby tylko miała na tyle oleju w głowie, by sie˛
odwro´cic´ i spojrzec´ w lustro, dojrzałaby w swej
twarzy problem Case’a. Ale nawet gdyby odgadła,
co dre˛czy tego me˛z˙czyzne˛, nie umiałaby mu pomo´c,
tak samo jak nie potrafiła pomo´c sobie.
123
Sharon Sala
Gdy wro´cił do kuchni, na jego torsie pobłys-
kiwały drobne kropelki wody, a uczesane gładko
włosy były jeszcze mokre. Na dodatek guzik w pas-
ku dz˙inso´w pozostał nie dopie˛ty.
– Przepraszam za stro´j – powiedział, usiłuja˛c
zetrzec´ z jej twarzy wyraz szoku – ale tylko zjem
i ide˛ spac´.
Nakładała mu na talerz ciepłe jedzenie, staraja˛c
sie˛ nie zauwaz˙ac´ jego nagiej sko´ry.
– Nic nie szkodzi – powiedziała. – Mam w kon´-
cu czterech braci, prawda?
Ale z˙adnego z braci nigdy nie chciała dotkna˛c´
w taki sposo´b jak Case’a. Trze˛sły jej sie˛ re˛ce i kiedy
stawiała na stole miske˛ z fasola˛, troche˛ sosu wylało
sie˛ na sto´ł.
– Przepraszam – powiedziała, ida˛c po s´cierke˛.
– Chciałam ci podac´ ciepły chleb kukurydziany, ale
chyba be˛dzie twardy. Inne chleby lepiej sie˛ pod-
grzewaja˛. Zawsze staram sie˛, z˙eby...
Case chwycił ja˛ za re˛ke˛.
– Przestan´, Lily – odezwał sie˛ spokojnie. – Nie
ma o co robic´ sprawy. – A kiedy poczuł, z˙e ja˛ zranił
swa˛ szorstkos´cia˛, dodał: – Nie jestem przyzwycza-
jony do tego, z˙e ktos´ sie˛ o mnie martwi.
– Ale ja nie...
Urwała, gdy popatrzyła na jego twarz. Nie po-
trafiła kłamac´.
124
DAMA Z KALIFORNII
– No co´z˙ – dodała – wiedziałam, z˙e nic ci nie
jest. Tylko nie chciałam, z˙ebys´ poszedł spac´ głodny.
– Dzie˛kuje˛, Lily. Naprawde˛ to doceniam – wy-
znał, mys´la˛c o tym, z˙e nia˛ by sie˛ nie nasycił do
samego rana.
Zaczerwieniła sie˛ i podeszła do blatu, gdzie
lez˙ały zebrane z podłogi sztuc´ce.
– Musze˛ to najpierw umyc´, zanim schowam
– oznajmiła.
– Nikomu nie powiem, jes´li nie umyjesz.
Odwro´ciła sie˛ i z niedowierzaniem patrzyła na
jego twarz, na kto´rej malował sie˛ wyraz krystalicz-
nej niewinnos´ci.
– Obiecujesz? – Jej wargi zadrgały z powodu
tłumionego s´miechu.
– Obiecuje˛ – odparł uroczys´cie. – I zawsze
dotrzymuje˛ słowa. Powinnas´ o tym pamie˛tac´... na
przyszłos´c´.
Jej re˛ka drgne˛ła. Zaczerwieniła sie˛ ponownie
i zacze˛ła wkładac´ sztuc´ce w odpowiednie przegro´d-
ki. To nic nie znaczy, z˙e ja˛i Case’a poła˛czył wspo´lny
sekret. To takie niema˛dre, takie bez znaczenia...
Robiła porza˛dki na blacie, kiedy Case jeszcze
jadł. Nie wiedziała, z˙e co chwila podnosił głowe˛
i patrzył na nia˛ z namysłem. Dopiero kiedy usłysza-
ła chrobot odsuwanego krzesła, domys´liła sie˛, z˙e
skon´czył.
125
Sharon Sala
– To ja jeszcze pozmywam...
– Zostaw to – powiedział, wkładaja˛c naczynia
do zlewu i zalewaja˛c je woda˛.
Chciała zaprotestowac´, gdy dostrzegła wyraz
jego oczu. Odwro´ciła sie˛ i pochyliła głowe˛, pod-
s´wiadomie odgradzaja˛c sie˛ od niego.
– Do diabła, Lily, przestan´ mi tak robic´.
Była zdumiona, słysza˛c gniew w jego głosie.
– Tobie? Przeciez˙ nie jestes´...
– Jestem – odparował. – Ilekroc´ na ciebie spoj-
rze˛, oceniasz mnie przez pryzmat innego. Nie po-
doba mi sie˛ to. Wcale.
Znowu chciała zaprotestowac´, lecz uznała, z˙e nie
moz˙na kwestionowac´ prawdy. Wobec tego zacze˛ła
go przepraszac´, lecz nagle sie˛ okazało, z˙e nie moz˙e
mo´wic´.
Ten pocałunek był niespodziewany, choc´ trzeba
przyznac´, z˙e gdzies´ w głe˛bi serca go oczekiwała.
I pewnie dlatego nie zaprotestowała, lecz przeciw-
nie – przysune˛ła sie˛ do Case’a bliz˙ej. Jego ramiona
mocno ja˛ otuliły, ona zas´ bła˛dziła re˛kami po jego
piersi i mało brakowało, a zarzuciłaby mu je na
szyje˛.
Case z westchnieniem odsuna˛ł sie˛ od niej, po
czym znowu ja˛ pocałował. Miał gora˛ce usta. Jego
pocałunek pachniał chlebem, masłem oraz kawa˛,
kto´ra˛ na koniec wypił. Lily poczuła nagle gło´d
126
DAMA Z KALIFORNII
i pragnienie, a w głowie zame˛t. Case obsypał
pocałunkami jej twarz, a potem szyje˛. Zatrzymał sie˛
chwile˛ dłuz˙ej w miejscu, gdzie pulsowała mała
z˙yłka.
– Case...
Usłyszał w jej głosie wahanie. I jeszcze cos´, co
napełniło go nadzieja˛.
– Tak? – spytał, odsuwaja˛c sie˛ od niej z nad-
zwyczajnym wysiłkiem.
Lily odsta˛piła krok do tyłu przeraz˙ona. Przeciez˙
to niemoz˙liwe, z˙e chciała go prosic´ o cos´ takiego!
Nie wolno jej nawet o tym mys´lec´! Niemniej
pozostała w niej s´wiadomos´c´, z˙e mało brakowało,
a poprosiłaby Case’a, by wzia˛ł ja˛ do ło´z˙ka.
– Nic takiego – stwierdziła lakonicznie. – Jest
juz˙ po´z´no. Lepiej idz´ sie˛ wyspac´.
S
´
cisna˛ł re˛ce w pie˛s´ci, zamkna˛ł powieki i odliczył
do dziesie˛ciu. Gdy otworzył oczy, Lily juz˙ nie było.
– A niech to piekło pochłonie – szepna˛ł.
I tam włas´nie sie˛ znalazł, gdy wreszcie zasna˛ł.
Najpierw jednak długo miotał sie˛ w pos´cieli,
z przeraz˙eniem mys´la˛c o tym, z˙e zakochał sie˛
w kobiecie, kto´ra nie znosi me˛z˙czyzn. Czuł, z˙e jej
sie˛ podoba, lecz jednoczes´nie był s´wiadomy, z˙e Lily
opiera sie˛ pokusie z całej siły.
I to włas´nie uwaz˙ał w tym wszystkim za najgor-
sze. Oto ma do czynienia z najsilniejsza˛ kobieta˛,
127
Sharon Sala
jaka˛ dota˛d spotkał. Trzeba jednak znalez´c´ sposo´b,
by wykorzystac´ te˛ siłe˛ na budowanie zaufania do
płci me˛skiej, zamiast na jego brak...
Była tego s´wiadoma. Potrzebowała Case’a, prag-
ne˛ła go az˙ do bo´lu. Co´z˙, skoro to wykluczone.
Decyzje˛ podje˛ła dawno temu. Z
˙
aden me˛z˙czyzna nie
jest wart cierpienia. Z
˙
aden!
Niemniej we s´nie znalazła sie˛ w s´wiecie, w kto´-
rym silny me˛z˙czyzna trzymał ja˛ w ramionach,
w kto´rym niebo i jego oczy miały taka˛ sama˛ barwe˛,
jego dotyk wywoływał w niej fale gora˛ca, zas´ jej
us´miech był jasny jak sko´ra na jej twarzy.
Niestety, był to tylko sen.
128
DAMA Z KALIFORNII
ROZDZIAŁ SZO
´
STY
– Buddy, zapomniałes´ o tym! – zawołała Lily,
zbiegaja˛c po dwa stopnie na do´ł. Do piersi przycis-
kała buty, pasek i szczotke˛ do włoso´w.
Case wszedł frontowymi drzwiami do holu,
maja˛c zamiar pomo´c w znoszeniu bagaz˙y do czeka-
ja˛cego samochodu. Gdy jednak ujrzał pe˛dza˛ca˛ po
schodach Lily, zapomniał, po co sie˛ tu zjawił.
Pomys´lał sobie, jak by to było cudownie, gdyby Lily
zawsze go tak witała. Nie miał zamiaru sie˛ pod-
dawac´, mimo z˙e Lily ignorowała wszystkie spoj-
rzenia, jakie jej wysyłał.
Włosy miała skre˛cone w gruby sznur i zwia˛zane
w dwo´ch miejscach – ten sznur wygla˛dał na jej
plecach jak ogromny cukierek toffi. Jej sko´ra była
teraz nieco ciemniejsza niz˙ w dniu przyjazdu, i ostro
kontrastowała z miodowa˛barwa˛spalonych słon´cem
włoso´w.
Case złapał ja˛ na ostatnim stopniu.
– Uwaz˙aj, Lily, skarbie, bo zlecisz z tych scho-
do´w na głowe˛. Cos´ o tym wiem...
Zaczerwieniła sie˛, odwro´ciła sie˛ od niego i usiło-
wała mu wyrwac´. Nadal była przygne˛biona i zmie-
szana z powodu ich pamie˛tnego spotkania w kuchni.
Miała ogromna˛ ochote˛ pozwolic´ Case’owi na to,
czego pragna˛ł, poła˛czona˛ w przekonaniem, z˙e w ten
sposo´b wyda na siebie wyrok.
– Nie ro´b tego – mrukne˛ła. – Jeszcze ktos´
zobaczy. A poza tym nie jestem twoim skarbem.
– To akurat nie jest moja wina – odparł szorstko.
– A z˙e ktos´ zobaczy, to mnie w ogo´le nie obchodzi.
Wyszedł na ganek, pozostawiaja˛c ja˛, tam gdzie
stała, nie zdaja˛c sobie sprawy z tego, z˙e Lily
powiodła za nim te˛sknym wzrokiem. Zawsze długo
dochodziła do siebie po kaz˙dym bliskim kontakcie
z Case’em. Długo pamie˛tała jego silne ramiona,
bicie serca. W Los Angeles nie spotykała takich
me˛z˙czyzn.
Dzis´ wyjez˙dz˙ali jej bracia oraz ojciec i była
zdenerwowana, lecz nie bardzo potrafiła dojs´c´
przyczyny. Dopiero gdy przed chwila˛ spotkała
w holu Case’a, zrozumiała, o co chodzi. Boi sie˛...
zostac´... w tym domu... sama z Case’em!
130
DAMA Z KALIFORNII
Przed przyjazdem rodziny potrafiła utrzymac´
Case’a na bezpieczna˛ odległos´c´. W czasie ich
pobytu na ranczu wpadła w ramiona Case’a tyle
razy, z˙e nie umiała tego zliczyc´. Co sie˛ wobec tego
stanie, gdy bracia z ojcem opuszcza˛ ten dom?
– Lily! – wrzasna˛ł Buddy. – Jedziemy!
Na sztywnych nogach ruszyła w strone˛ drzwi.
O mo´j Boz˙e! A gdyby tak spakowała sie˛ szybko
i uciekła? Jeszcze zda˛z˙y... Bracia i ojciec ja˛ zro-
zumieja˛. A gotowac´ na ranczu moz˙e z powrotem
Pete. Zreszta˛, przegla˛d bydła niedługo sie˛ kon´czy.
Gdy wyszła na ganek, s´ciskaja˛c w re˛kach rzeczy
brata, Case dostrzegł w jej oczach wyraz paniki.
A wie˛c nie tylko on sie˛ boi!
– Dzie˛ki – powiedział Buddy, wrzucaja˛c przy-
niesione przez siostre˛ rzeczy do wypakowanej
torby. – Co ja bym bez ciebie zrobił?
No, wspaniale. Lily juz˙ była skłonna przyznac´
mu racje˛, lecz wtra˛cił sie˛ ojciec. Zauwaz˙ył jej mine˛
i musiał przyznac´, z˙e Cole sie˛ nie pomylił. Lily musi
te˛ sprawe˛ dokon´czyc´ – zbyt wiele było w jej z˙yciu
spraw niedokon´czonych, z˙eby dorzucac´ jeszcze
jedna˛. Ta historia musi miec´ swo´j finał.
– Co z toba˛, Buddy, mo´j chłopcze? – odezwał sie˛
z˙artobliwie Morgan. – Za długo juz˙ wykorzys-
tywalis´my Lily i popatrz, co sie˛ z nami stało!
Jestes´my w najlepszym razie banda˛ pasoz˙yto´w.
131
Sharon Sala
Wyjdzie nam tylko na dobre, jes´li sami sie˛ soba˛
zajmiemy. A Lily tez˙ dobrze wyjdzie na tym, jes´li
be˛dzie sie˛ musiała martwic´ tylko o siebie. Prawda,
kochanie?
Lily zmieniła zdanie, słysza˛c słowa ojca. Aha,
juz˙ nie potrzebuja˛ jej w domu. A moz˙e wre˛cz nie
chca˛, z˙eby z nimi mieszkała? Zwro´ciła wzrok na
Cole’a, z kto´rym ła˛czyły ja˛ najsilniejsze wie˛zy,
i modliła sie˛, by odgadł bez pytania, o co jej chodzi.
Cole obja˛ł ja˛ serdecznie, okre˛cił dookoła i wy-
szeptał jej do ucha:
– Wszystko be˛dzie dobrze, Lily Kate. Po prostu
ro´b to, co dyktuje ci serce. Nie skupiaj sie˛ na
przeszłos´ci, moja mała. Jest wiele rzeczy, dla
kto´rych warto z˙yc´.
Postawił ja˛ na ziemi, cmokna˛ł w otwarte ze
zdumienia usta, i z uczuciem pocia˛gna˛ł za warkocz.
– Kocham cie˛ – oznajmił.
– Ja tez˙ cie˛ kocham, Cole. Kocham was wszyst-
kich – powiedziała drz˙a˛cym ze wzruszenia głosem.
– I bardzo sie˛ ciesze˛, z˙e jestes´cie tacy ws´cibscy, bo
dzie˛ki temu odwiedzilis´cie mnie. A wygłupy bliz´-
niako´w z bydłem Case’a zapamie˛tam na całe z˙ycie.
Bliz´niacy zareagowali na jej z˙art lekkim us´mie-
chem, po czym J.D. sie˛gał do kieszeni i podał jej
koperte˛.
– Masz, siostrzyczko – powiedział.
132
DAMA Z KALIFORNII
– To dla Debbie Randall, twojej kolez˙anki
z Clinton – dodał Dusty.
Lily uniosła brwi. Wiedziała, z˙e jej znajoma
z supermarketu była na przyje˛ciu z barbecue, i za-
uwaz˙yła, z˙e bracia kilka razy z nia˛ rozmawiali.
Nigdy by jednak nie pomys´lała, z˙e ta znajomos´c´
zakon´czy sie˛ pisaniem poz˙egnalnych listo´w.
– To nie to, co mys´lisz. – J.D. wyszczerzył ze˛by
w szerokim us´miechu. – Tu jest adres agenta i list
polecaja˛cy od nas. Debbie interesuje sie˛ aktorstwem
i chciałaby przyjechac´ do Kalifornii. Troche˛ jej
w tym pomagamy.
– Jeszcze jedna! – westchna˛ł Morgan. – To nie
jest dobry powo´d, z˙eby wybierac´ sie˛ do Kalifornii.
Połowa mieszkan´co´w Ameryki uwaz˙a, z˙e ten stan to
mekka sławy.
– Ale tato – zaprotestował Cole. – J.D. i Dus-
ty’emu niez´le idzie. Choc´ to wcale nie oznacza, z˙e
w kaz˙dym odezwie sie˛ wrodzony talent, kiedy dos-
tanie szanse˛ zaprezentowania swego kunsztu. Przy-
pomnij sobie, przez ile lat chłopaki musiały kłamac´,
z˙eby wreszcie zacza˛c´ dostawac´ pienia˛dze za udawa-
nie kogos´ innego niz˙ sa˛. Co za ro´z˙nica?
Me˛z˙czyz´ni rozes´miali sie˛, a Lily schowała koper-
te˛ do kieszeni. Debbie chce zostac´ aktorka˛! Nigdy
by nie pomys´lała!
Zanim zdołała wymys´lic´ naste˛pny powo´d, by
133
Sharon Sala
jeszcze na chwile˛ zatrzymac´ braci, ich samocho´d
zacza˛ł sie˛ oddalac´. Jechali do Oklahoma City, gdzie
mieli złapac´ samolot do Los Angeles. Lily i Case
machali im na poz˙egnanie.
– Dobrze sie˛ czujesz? – spytał Case, gdy Lily
otarła łze˛.
– Oczywis´cie – odpowiedziała. – Dlaczego mia-
łabym sie˛ z´le czuc´? Przeciez˙ nie rozstaje˛ sie˛ z nimi
na całe z˙ycie. Za niespełna miesia˛c skon´czy sie˛
przegla˛d bydła i niepotrzebna ci be˛dzie kucharka.
Jej słowa go zraniły. Zabolała go takz˙e szorst-
kos´c´, z jaka˛ je wypowiedziała.
– Moz˙e bys´ sie˛ przynajmniej tak bardzo z tego
nie cieszyła, co? – warkna˛ł, ruszaja˛c w kierunku
zabudowan´.
Lily spose˛pniała. Poranne słon´ce uderzyło w nia˛
z cała˛ siła˛, gdy odwro´ciła sie˛, by popatrzec´ na
Case’a. Nad jej go´rna˛ warga˛ pojawiły sie˛ kropelki
potu, poczuła wilgoc´ na plecach. Nie była pewna,
czy sprawił to rosna˛cy upał, czy widok tego od-
dalaja˛cego sie˛ me˛z˙czyzny. Cokolwiek by o Casie
mo´wic´, jedno trzeba przyznac´: nalez˙y on do wyja˛t-
kowo seksownych me˛z˙czyzn.
Przesłoniła re˛ka˛ oczy, zastanawiaja˛c sie˛, dlacze-
go Case tak gwałtownie ja˛ opus´cił. Cichutki głosik
w głe˛bi jej serca szepna˛ł, z˙e zna odpowiedz´, lecz go
zignorowała. Czy to jej serce na czymkolwiek
134
DAMA Z KALIFORNII
w ogo´le sie˛ zna? Juz˙ kiedys´ ja˛ zawiodło, skierowało
w złym kierunku. Jakie ma gwarancje, z˙e ponownie
tego nie uczyni?
Zno´w nadeszła niedziela. Wszyscy mieli wolne.
Lily zrezygnowała z po´js´cia do kos´cioła, dłuz˙ej
pospała, i teraz sie˛ nudziła. Z
˙
ałowała, z˙e nie zmusiła
sie˛ wczes´niej do wstania. Brakowało jej naboz˙en´st-
wa, porannej rutyny, a takz˙e, jes´li miała byc´ ze soba˛
szczera, ludzi. Od czasu wizyty braci co niedziele˛
odwiedzała mały wiejski kos´cio´łek, odległy zaled-
wie o trzy kilometry od rancza. Została tam za-
akceptowana i czuła z tego powodu rados´c´.
Przed wypadkiem uwielbiała towarzystwo. Za-
wsze była pierwsza, gdy trzeba było urza˛dzic´
przyje˛cie lub komus´ pomo´c. Teraz unikała zbyt
cze˛stych spotkan´ z ludz´mi, obawiaja˛c sie˛ ich reakcji
na widok jej twarzy. Wizyty w kos´ciele pomagały
jej przyzwyczaic´ sie˛ na nowo do kontakto´w ze
s´wiatem.
Obeszła parter domu Case’a, zagla˛daja˛c po kolei
do wszystkich pokoi, wiedza˛c, z˙e Case jest na
dworze i moz˙e sobie tu we˛drowac´, ile chce.
Zajrzała do gabinetu i ponownie przyjrzała sie˛
me˛skiemu wyposaz˙eniu wne˛trza. S
´
ciany tego po-
mieszczenia jako jedyne nie zostały pomalowane na
biało, lecz wyłoz˙one starymi, se˛katymi deskami
135
Sharon Sala
sosnowymi. Gdy tu wchodziła, nieodmiennie spły-
wał na nia˛ spoko´j. W drewnianych podłogach
i s´cianach, w kamiennym kominku zamieszkało cos´
bardzo ciepłego i domowego.
Przebiegła wzrokiem po´łki z ksia˛z˙kami po obu
stronach kominka. Zastanowiła sie˛, czy by nie
poczytac´, lecz jakos´ ten pomysł jej nie porwał.
Przesune˛ła palcami po szklanych drzwiach za-
mknie˛tej na klucz szafki z bronia˛ i przeliczyła
zebrane na po´łkach sztuki.
Ws´ro´d wyłoz˙onych eksponato´w była strzelba
mys´liwska, taka sama jaka˛ miał Cole, i Lily
us´miechne˛ła sie˛ do siebie, przypominaja˛c sobie,
jak bardzo bolało ja˛ ramie˛, gdy uczyła sie˛ strze-
lac´. W sztuce strzelania do celu osia˛gała całkiem
niezłe rezultaty, mys´listwa jednak nie polubiła.
Nie potrafiła zabijac´, nawet gdyby celem było
zwierze˛ maja˛ce stanowic´ jedzenie dla rodziny.
Wolała po´js´c´ do supermarketu i kupic´ cos´, z czym
rozprawił sie˛ ktos´ inny. Dzie˛ki temu nie musiała
mys´lec´, w jaki sposo´b zdobywa sie˛ mie˛so, lecz
jak je przyrza˛dzic´.
– Panienko Lily!
Drgne˛ła, gdy przenikliwy okrzyk Duffa przerwał
jej rozmys´lania. A potem usłyszała w jego głosie
jaka˛s´ nagłos´c´ i jak strzała wybiegła z gabinetu. Co
sie˛, na Boga, stało?
136
DAMA Z KALIFORNII
– Tu jestem! – zawołała i wpadła do kuchni
w chwili, gdy Duff kierował sie˛ ku tylnym drzwiom.
– Och, dzie˛ki Bogu – mrukna˛ł, zdzieraja˛c z gło-
wy swo´j olbrzymi kapelusz i drapia˛c sie˛ po pokrytej
rzadkimi, siwymi włosami głowie. – A juz˙ mys´-
lałem, z˙e panienki nie ma.
– Co sie˛ stało? – zapytała, a dostrzegaja˛c krew
na jego koszuli, zdusiła okrzyk przeraz˙enia. – Co to
jest? Masz cała˛ koszule˛ we krwi.
– To nie moja – odparł Duff. – To szefa.
Pro´bował zabrac´ ciele˛ krowie i ona wcale nie była
tym zachwycona.
– Nie! – szepne˛ła Lily. – Gdzie on jest? Głe˛boka
jest ta rana? Mam wezwac´ pogotowie?
– Na Boga, nie! – wykrzykna˛ł Duff. – Case
obdarłby nas ze sko´ry. Ale niech panienka wez´mie ze
spiz˙arki apteczke˛ i po´jdzie ze mna˛. On mi nie pozwolił
nic z ta˛rana˛zrobic´, ale jak jej nie oczys´cimy, to moz˙e
sie˛ wdac´ zakaz˙enie. W oborze zawsze jest te˛z˙ec. Juz˙
raz widziałem taki przypadek szcze˛kos´cisku.
Lily otworzyła drzwi do spiz˙arni i w nerwowym
pos´piechu przeszukiwała po´łki, az˙ wreszcie Duff
wskazał jej pudełko, kto´re przypominało ojcowska˛
skrzynke˛ na narze˛dzia. Chwyciła je i pobiegła,
modla˛c sie˛, by Case’owi nic sie˛ nie stało. Ale jes´li
sie˛ okaz˙e, z˙e jest powaz˙nie ranny, to zawiezie go do
szpitala, nawet gdyby sie˛ zapierał re˛kami i nogami.
137
Sharon Sala
Słon´ce stało na niebie w połowie drogi mie˛dzy
zenitem a horyzontem. Tuz˙ po lunchu pojawił sie˛
lekki wiatr i z draz˙nia˛ca˛ precyzja˛ wzbijał w go´re˛
kurz z przesuszonej ziemi. Lily poczuła w ustach
czerwony pył i go wypluła. Biegła Case’owi na
ratunek i nie miała czasu mys´lec´ o tym, z˙e takie
zachowanie damie nie przystoi.
– Och nie! – szepne˛ła, gdy wpadła za Duffym do
zaciemnionego wne˛trza stodoły.
Case siedział blisko przejs´cia na beli słomy
i tamował strumien´ krwi, kto´ry sa˛czył sie˛ z głe˛bo-
kiego rozcie˛cia z tyłu ramienia.
Gdy zobaczył Lily oraz swego brygadziste˛,
skrzywił sie˛ z niesmakiem.
– No i musiałes´, prawda? – warkna˛ł w strone˛
Duffy’ego. – Musiałes´ leciec´ jej wypaplac´, z˙e sie˛
zadrapałem. I co, według ciebie, ona moz˙e zrobic´?
Dac´ mi buzi, i po krzyku?
– Nie gadaj tyle – poleciła Lily spokojnie, po
czym otworzyła wieko pudła i zacze˛ła w nim szukac´
s´rodko´w antyseptycznych i bandaz˙y.
Case niemal otworzył usta. Takiego podejs´cia do
pacjenta dos´wiadczył po raz pierwszy.
– Co ty powiedziałas´?
– Z
˙
ebys´ tyle nie gadał. Nie zrozumiem, dlaczego
me˛z˙czyz´ni wariuja˛, kiedy cos´ im sie˛ przydarzy, albo
zachoruja˛. Mo´j ojciec i moi bracia sa˛ tacy sami.
138
DAMA Z KALIFORNII
Duff nie wspominał o buziaku, cwaniaczku, wie˛c
nic z tego. Za to moz˙esz liczyc´ na kilka szwo´w.
Case zbladł. Szwy. A niech to szlag. A zastrzyko´w
znieczulaja˛cych nie lubił jeszcze bardziej niz˙ szwo´w.
– Jak to sie˛ stało? – zapytała Lily, delikatnie
przemywaja˛c rane˛. Była długa i w dwo´ch miejscach
bardzo głe˛boka. Miała wraz˙enie, z˙e dostrzega goły
mie˛sien´.
– Krowa rzuciła go na siatke˛ z drutu – odparł
Pete. – A z˙eby było jeszcze weselej, dz´gne˛ła go
łbem w brzuch.
Case wymruczał cos´ pod nosem. Nie lubił, kiedy
gadano o jego niechlubnych poraz˙kach. Nie cierpiał
uczucia bezradnos´ci, a był bezradny jak wszyscy
diabli, kiedy rozws´cieczona krowa rzuciła nim
o ziemie˛.
– Czy cie˛ boli, kiedy oddychasz? – spytała
szybko, zdaja˛c sobie sprawe˛, z˙e Case moz˙e miec´
pe˛knie˛te albo złamane z˙ebra.
– Niezbyt – odparł, po czym skrzywił sie˛, gdy
Lily przyłoz˙yła jego ramie˛ do boku i wlała w roz-
cie˛cie duz˙a˛ porcje˛ alkoholu. – Boli jak wszyscy
diabli! – wrzasna˛ł i wyszarpna˛ł ramie˛.
– Zachowujesz sie˛ jak dziecko – zauwaz˙yła.
Case dostrzegł wyraz oczu Lily, spojrzał na
zagojona˛ blizne˛ na jej policzku, i przestał gadac´.
Przynajmniej tyle mo´gł zrobic´.
139
Sharon Sala
– Zabieram cie˛ teraz do szpitala. A moz˙e wolisz,
z˙eby zawio´zł cie˛ kto´rys´ z twoich pomagiero´w?
Che˛tnie to zrobie˛, ale nie znam dobrze tych stron
i w drodze powrotnej moglibys´my sie˛ zgubic´, jes´li
cie˛ nafaszeruja˛ s´rodkami przeciwbo´lowymi.
– Ja go zawioze˛ – oznajmił Duff. – Nie ruszaj
sie˛, szefie. Ide˛ po samocho´d – oznajmił i w pod-
skokach wybiegł na dwo´r.
Twarz Case’a gwałtownie zbladła. Lily uznała,
z˙e to pewnie skutek szoku. Stracił takz˙e sporo krwi.
– Czy macie tu sok pomaran´czowy? – zapytała.
Jeden z me˛z˙czyzn kiwna˛ł głowa˛ i wybiegł ze
stodoły. Case zas´ spojrzał na Lily takim wzrokiem,
jakby włas´nie poprosiła o karaluchy.
– Kiedy oddaje˛ krew, zawsze dostaje˛ potem sok
i słodycze – wyjas´niła, zanim zda˛z˙ył zadac´ jej
pytanie. – Ty chyba nie przepadasz za słodyczami,
ale straciłes´ mno´stwo krwi. Sok pomoz˙e ci po-
wstrzymac´ mdłos´ci.
– Ska˛d ty to... – zacza˛ł Case.
– Przeciez˙ byłam w szpitalu, zapomniałes´? Po-
trzymaj to – poleciła, i jeden z me˛z˙czyzn posłusznie
pomo´gł jej zabandaz˙owac´ wyłoz˙ona˛ gazowymi
wacikami rane˛.
Gdy przyniesiono sok i Case zacza˛ł go powoli
pic´, Lily stwierdziła, z˙e jego twarz odzyskuje
barwe˛.
140
DAMA Z KALIFORNII
– Idziemy, szefie! – zawołał Duff, staja˛c
w drzwiach. – Nie marnujmy czasu.
Case wznio´sł oczy do nieba, podnio´sł sie˛ na nogi,
po czym chwiejnym krokiem ruszył w strone˛ samo-
chodu. W pewnej chwili ziemia umkne˛ła mu spod
sto´p i byłby upadł, gdyby Lily i Pete w pore˛ go nie
chwycili.
– Trzymaj sie˛ mnie – rozkazała Lily.
Z miła˛ che˛cia˛, pomys´lał Case i z wdzie˛cznos´cia˛
oparł sie˛ o jej szczupłe ramie˛, ukrywaja˛c twarz w jej
włosach.
Pachniały lekko cynamonem. Przez mys´l prze-
biegło Cas’owi, z˙e pewnie przepadnie mu szarlotka
upieczona na kolacje˛.
Lily przełoz˙yła zdrowa˛ re˛ke˛ Case’a przez swe
ramie˛ i obje˛ła go w pasie, podczas gdy Pete
podtrzymywał szefa z drugiej strony. Oboje za-
prowadzili go do pickupa Duffa i zanim Case zda˛z˙ył
zaprotestowac´, szybko usadzili go w szoferce.
– Posprza˛tam – powiedział Pete, gdy Lily po-
chyliła sie˛, by podnies´c´ zakrwawiony gazik, kto´ry
wypadł jej na ziemie˛. – A panienka niech wraca do
domu i sie˛ umyje.
Spojrzała na ubrudzone krwia˛ re˛ce i ubranie,
i skine˛ła Pete’owi głowa˛. Kiedy ruszyła w strone˛
domu, jeden z robotniko´w podał jej apteczke˛.
– Spisała sie˛ pani na medal – pochwalił.
141
Sharon Sala
– Naprawde˛. Sam bym lepiej tego nie zrobił.
S
´
wietny byłby z panienki kowboj. Chciałem
powiedziec´, kowbojka... – dodał z us´miechem.
– Dzie˛ki – odparła Lily i powe˛drowała do domu
us´miechnie˛ta od ucha do ucha.
Wiedziała, z˙e Case be˛dzie obolały, lecz jes´li nie
doszło do złamania z˙eber, rana wkro´tce sie˛ zagoi
i po całym tym zdarzeniu pozostanie jedynie blizna.
Blizna? Lily drgne˛ła. Dlaczego blizna wydaje sie˛
tak niewaz˙na, jes´li dotyczy kogos´ innego? Oczywis´-
cie, Case nie be˛dzie miał blizny na twarzy, niemniej
be˛dzie ona długa i brzydka i zapewne nigdy nie
zniknie zupełnie.
A moz˙e... ludzie tak samo mys´la˛ o jej bliz´nie?
Czy to moz˙liwe, z˙e w oczach innych jej blizna jest
tak nieistotna, jak blizna Case’a w jej oczach?
Czyz˙by to jedynie samolubna reakcja Todda Collin-
sa wpłyne˛ła na jej stan psychiczny?
Weszła do domu, odłoz˙yła na miejsce apteczke˛
i poszła do siebie. W łazience zapaliła go´rne
s´wiatło, a takz˙e lampke˛ nad lustrem, i przyjrzała sie˛
sobie uwaz˙nie. Blizna rzeczywis´cie była tam gdzie
zawsze, lecz czy jest az˙ tak widoczna, jak ona, Lily,
sobie wyobraz˙a? Czy kiedy ktos´ widzi ja˛, Lily, po
raz pierwszy, to czy ta blizna jest pierwsza˛ i ostatnia˛
rzecza˛, jaka˛ ten ktos´ zauwaz˙a, czy tylko pierwsza˛?
Czy ona, Lily, na tyle potrafi zaciekawic´ swego
142
DAMA Z KALIFORNII
rozmo´wce˛, z˙e przestaje on zwracac´ uwage˛ na ten
defekt?
Moz˙e wie˛c... moz˙e Case mo´wi prawde˛?
Zbliz˙yła twarz do lustra, niemal dotykaja˛c go
nosem, i poruszyła głowa˛. Nadal odnosiła wraz˙enie,
z˙e patrzy na jego pe˛knie˛ta˛ tafle˛, i z nieche˛cia˛
wykrzywiła usta, po czym szybko zgasiła lampke˛
nad lustrem, odkre˛ciła kran i zacze˛ła zmywac´ krew
Case’a z dłoni i ramion.
Nie ma sensu gdybac´. Istnieniu blizny nie da sie˛
zaprzeczyc´.
Mine˛ła pora kolacji, a błe˛kitny pickup nie wracał.
Lily siedziała na schodkach werandy, opieraja˛c
twarz na dłoniach, i wpatrywała sie˛ w coraz bardziej
niewyraz´na˛ linie˛ horyzontu. Moz˙e zobaczy s´wiatła
reflektoro´w?
Do zachodu słon´ca pozostała jeszcze chwila.
W trawie rozs´piewały sie˛ juz˙ cykady. Kilka kro´w
porykiwało na ła˛kach za zagroda˛, zapewne po-
szukuja˛c ciela˛t, kto´re niedawno zostały odstawione
od matek. Z zachodniej strony dobiegało szczekanie
pso´w uganiaja˛cych sie˛ pewnie za kro´likiem, kto´ry
nie zda˛z˙ył przed zmrokiem wro´cic´ do nory.
Wszystko tu było zupełnie inne niz˙ tam, gdzie sie˛
wychowywała, a jednak czuła z tym miejscem jaka˛s´
143
Sharon Sala
wie˛z´. Wiedziała, z˙e gdyby była teraz w Los An-
geles, siedziałaby zapewne na tarasie, ogla˛dała
zacho´d słon´ca nad oceanem, słuchała szumu fal oraz
dobiegaja˛cych z oddali dz´wie˛ko´w nocnego z˙ycia
miasta.
W Los Angeles nieustannie wyły syreny, wsze˛-
dzie było pełno ludzi. Lily co prawda nie wy-
chowała sie˛ na prowincji, lecz cos´ w tym wiejskim
z˙yciu pocia˛gało ja˛ jak narkotyk. Wolała nie mys´lec´,
jak bardzo jej be˛dzie brakowac´ tych przestrzeni
i ciszy, gdy sta˛d wyjedzie. A juz˙ zupełnie nie mogła
przyznac´ sie˛ do tego, z˙e be˛dzie brakowało jej Case’a
Longrena. Ta mys´l wydawała sie˛ zbyt bolesna.
Gdy dobiegł jej uszu zgrzytliwy dz´wie˛k silnika,
podniosła głowe˛ i ujrzała samocho´d Duffa na
zakre˛cie wyznaczaja˛cym granice˛ rancza. Odetchne˛-
ła z ulga˛. Oto i oni!
Po chwili pickup zahamował przy werandzie.
– No i jak sie˛ czujesz? – zapytała Lily, jednym
szarpnie˛ciem otwieraja˛c drzwi po stronie pasaz˙era
i zagla˛daja˛c do mrocznego wne˛trza.
S
´
wiatło w szoferce sie˛ nie zapaliło i widac´ było
jedynie to, co zdołały wydobyc´ z mroku s´wiatła
reflektoro´w. Lily ujrzała przepełnione bo´lem nie-
bieskie oczy.
Case zas´ po raz pierwszy w z˙yciu poczuł sie˛
ogromnie szcze˛s´liwy, z˙e kogos´ widzi. Cierpiał jak
144
DAMA Z KALIFORNII
wszyscy diabli i przez cała˛ droge˛ na zmiane˛ to kla˛ł
w z˙ywy kamien´, to sie˛ modlił. Ten cholerny karzeł
prowadził jak szaleniec i nawet Case nie był
w stanie mu tego wyperswadowac´.
– Dobrze – je˛kna˛ł i wycia˛gna˛ł noge˛ w po-
szukiwaniu stopnia.
– Wcale nie dobrze – zaprotestował Duff. – Nie
zgodził sie˛ wzia˛c´ od doktoro´w z˙adnych s´rodko´w po
zaszyciu rany, i teraz cierpi jak pies w studni.
Doktor mo´wił tez˙, z˙e trzeba mu dac´ cos´ na brzuch,
z˙eby nie chciało mu sie˛ rzygac´. A niedobrze to sie˛
Case’owi robi od tych zastrzyko´w, co mu zrobili
przed zaszyciem rany.
– Dzie˛ki, doktorze Kildare. Jestem zobowia˛zany
– mrukna˛ł Case.
– Pomo´z˙ mi wprowadzic´ go do domu – rzekła
Lily.
– Nie musicie nosic´ mnie na re˛kach – powiedział
Case gderliwym tonem. – Tylko sie˛ o ciebie opre˛,
i sam dojde˛.
– Jestes´ pewien? – zapytała.
– Tak – warkna˛ł.
– No to wal, mocarzu. Mys´le˛, z˙e jak na jeden
dzien´ dosyc´ mamy przez˙yc´.
Lily wycia˛gne˛ła do Case’a re˛ke˛, on oparł sie˛
mocno zdrowym ramieniem o jej kark i wyskoczył
z szoferki.
145
Sharon Sala
– Dzie˛ki, Duff. Do zobaczenia rano.
– Jasne, szefie – odparł brygadzista, a gdy Lily
z Case’em weszli do domu, szybko odjechał i zapar-
kował samocho´d, nie moga˛c sie˛ doczekac´, kiedy
uraczy czekaja˛cych robotniko´w swoja˛ wersja˛ wy-
prawy z Case’em do szpitala.
Lily bez przeszko´d pokonała ze swym szefem
schody i korytarz wioda˛cy do sypialni. Jednak gdy
weszli do pokoju, Case osuna˛ł sie˛ na ło´z˙ko i połoz˙ył
na czarnej atłasowej narzucie.
– Och, Case! – zawołała Lily, patrza˛c na jego
zakurzone i zakrwawione ubranie. – Twoja narzuta!
– To sie˛ upierze – mrukna˛ł. – A jes´li nie, kupie˛
druga˛. Jestem zbyt zme˛czony, z˙eby zawracac´ sobie
głowe˛ takimi drobiazgami.
– Pozwo´l chociaz˙ zdja˛c´ sobie buty – powiedziała
i pozbawiła go cie˛z˙kich bucioro´w, zanim zdołał
zaprotestowac´.
Miał na sobie koszule˛ zapinana˛ na zatrzaski,
totez˙ Lily musiała sie˛ pochylic´, by ja˛ rozpia˛c´. Gdy
patrzyła na opalona˛ sko´re˛ Case’a, odnalazła cos´
w rodzaju grzesznej rozkoszy w fakcie, z˙e moz˙e go
rozbierac´ bez ryzyka, z˙e zostanie z´le zrozumiana.
Było oczywiste, z˙e tym razem pan Longren nie jest
w stanie dac´ ujs´cia swych chuciom. Odwracał sie˛
grzecznie na bok, gdy zdejmowała koszule˛ z jego
ramion. Koszula nadawała sie˛ do wyrzucenia. Naj-
146
DAMA Z KALIFORNII
pierw rozdarła sie˛ na drucie, a potem pocie˛li ja˛
lekarze, by dostac´ sie˛ do rany.
A na brzuchu i na jednym boku tworzyły
sie˛ juz˙ wielobarwne sin´ce. No tak, to pamia˛tka
po atakuja˛cej krowie. Lily przesune˛ła delikatnie
palcami po uraz˙onym miejscu, po czym gwał-
townie cofne˛ła re˛ke˛. Nie powinna dotykac´ Case’a
w taki sposo´b.
– Ile masz szwo´w? – zapytała łagodnie.
– Pełno – odparł, patrza˛c ze złos´cia˛ na duz˙y
opatrunek zakrywaja˛cy ramie˛.
– Wypijesz zupe˛, jes´li ci przyniose˛?
Kiwna˛ł głowa˛. Patrzył, jak Lily opuszcza jego
poko´j, zabieraja˛c podarta˛ koszule˛. Nagle poczuł sie˛
całkiem dobrze. Oto jest w swoim domu, lez˙y
wygodnie na ło´z˙ku, Lily znajduje sie˛ w odległos´ci
zaledwie kilku kroko´w...
Nagle poko´j zawirował i Case zakla˛ł, po czym
uczepił sie˛ kurczowo narzuty, na kto´rej lez˙ał. Nie
cierpiał takich stano´w. Nie znosił zasypiania w brud-
nym ubraniu. Miał na sobie nie tylko krew, lecz
i kurz z prerii.
Zebrał sie˛ w sobie, usiadł i z wysiłkiem podcia˛g-
na˛ł sie˛ na nogi. Przez cała˛ droge˛ do łazienki krzywił
sie˛ z bo´lu. Kiedy Lily wro´ciła na go´re˛ z paruja˛ca˛
zupa˛, on juz˙ zdołał pozbyc´ sie˛ dz˙inso´w i włas´nie
brał prysznic, wystawiaja˛c obandaz˙owane ramie˛
147
Sharon Sala
poza kabine˛. Nie był w kon´cu kompletnym an-
alfabeta˛ i wiedział, z˙e szwo´w nie nalez˙y moczyc´.
Wiedział takz˙e, z˙e musi sie˛ pospieszyc´, bo
kre˛ciło mu sie˛ w głowie i nie chciał zemdlec´ pod
prysznicem w stroju Adama.
Człowiek w kon´cu ma swoja˛ dume˛.
Lily zajrzała do pustej sypialni, postawiła miske˛
z zupa˛ na nocnej szafce i wyruszyła na korytarz
z taka˛ mina˛, jakiej jej bracia obawiali sie˛ potwornie.
– Co ty wyprawiasz?! – zawołała, gdy otworzyła
drzwi łazienki i dostrzegła wydostaja˛ce sie˛ z kabiny
obłoki pary i stercza˛ce z niej ramie˛.
– Juz˙ skon´czyłem – dobiegł ja˛ głuchy głos, po
czym szum wody ustał. – Podaj mi re˛cznik.
– Powinnam była nalac´ ci oleju do głowy – wark-
ne˛ła – bo najwyraz´niej ci go brakuje.
Gdy podała mu re˛cznik, Case stwierdził, z˙e w jej
ruchu jest znacznie wie˛cej delikatnos´ci niz˙ w głosie.
Lily odwro´ciła głowe˛, pomagaja˛c mu wydostac´ sie˛
z kabiny.
– Nie ma gorszej rzeczy niz˙ kobieta, kto´rej sie˛
wydaje, z˙e zawsze ma racje˛ – os´wiadczył Case,
niezdarnie owijaja˛c re˛cznikiem biodra.
– Wracaj do ło´z˙ka, jas´nie panie – rozkazała.
Jej zielone oczy ciskały błyskawice, gdy stane˛ła
za drzwiami łazienki i wskazywała mu droge˛ do
sypialni.
148
DAMA Z KALIFORNII
Gdy posłusznie dotarł do ło´z˙ka, w głowie mu
wirowało, a kolana miał mie˛kkie jak wata. Jak
makaron rozgotowany przez Pete’a...
Lily zdje˛ła czarna˛ narzute˛, odsune˛ła na bok
cienka˛ kołdre˛ i czekała w milczeniu, az˙ Case
wygodnie sie˛ ułoz˙y. Potem nakryła go do pasa
i poprosiła:
– Dawaj ten mokry re˛cznik.
Usłuchał pokornie. Był zbyt osłabiony, by dow-
cipkowac´. Wa˛tły zapas energii wyczerpał pod pry-
sznicem, lecz jeszcze nigdy w z˙yciu nie był tak
zadowolony z tego, z˙e jest czysty.
Lily pochyliła sie˛ i wzie˛ła druga˛ poduszke˛, by
podłoz˙yc´ mu ja˛ pod głowe˛, aby mo´gł wygodniej
usia˛s´c´ i zjes´c´ zupe˛. Gdy niespodziewanie westchna˛ł,
poczuła na szyi jego oddech i zadrz˙ała na mys´l
o tym, jak to by było lez˙ec´ z nim pod ta˛ kołdra˛...
O Boz˙e! – mrukne˛ła w duchu. To sie˛ musi
skon´czyc´!
– Czy dasz rade˛ utrzymac´ miske˛, czy mam ci
pomo´c? – zapytała ostro, po czym natychmiast
poz˙ałowała swego tonu. Case nie zasługuje na to
dodatkowe cierpienie tylko dlatego, z˙e ona ma
erotyczne fantazje.
Spojrzał na nia˛zdziwiony. W jej głosie zabrzmia-
ła złos´c´, lecz wyraz jej twarzy oraz delikatny dotyk
powiedziały mu, z˙e ta kobieta sie˛ o niego troszczy.
149
Sharon Sala
– Poradze˛ sobie – oznajmił, wzia˛ł z jej ra˛k miske˛
i wypił zupe˛. – Dzie˛ki, Lily Catherine – dodał.
– Byłabys´ znakomita˛ piele˛gniarka˛, gdybys´ tylko
popracowała nad podejs´ciem do pacjenta.
Juz˙ otworzyła usta, by sie˛ odgryz´c´, gdy dostrzeg-
ła wyraz jego oczu. Mimo bo´lu ten facet usiłuje ja˛
rozbawic´! Poczuła ostre szarpnie˛cie w okolicach
serca i domys´liła sie˛, z˙e sumienie nakazuje jej albo
to wszystko tolerowac´, albo sie˛ zamkna˛c´. Wybrała
drugie wyjs´cie.
Wzie˛ła od Case’a pusta˛ miske˛, odstawiła ja˛
i wycia˛gne˛ła spod jego głowy poduszke˛. Nie mogła
sie˛ jednak oprzec´ i odsune˛ła z czoła Case’a kosmyk
włoso´w, po czym przyłoz˙yła do niego re˛ke˛ i spraw-
dziła, czy Case ma temperature˛.
– Gdzie masz tabletki przeciwbo´lowe?
– Pewnie w kieszeni spodni – wymamrotał sen-
nym głosem. – Ale nie be˛de˛ brał tego s´win´stwa. Łeb
mi od nich pe˛ka, a jutro mam huk roboty.
Zignorowała jego słowa, pospieszyła do łazienki,
i w kieszeni dz˙inso´w odnalazła buteleczke˛ z tablet-
kami. Kiedy jednak wro´ciła do sypialni, Case juz˙
głe˛boko spał. Postawiła buteleczke˛ na szafce noc-
nej, a obok niej szklanke˛ z woda˛. Zrobiła dwa kroki
w strone˛ drzwi, po czym sie˛ odwro´ciła, by jeszcze
raz na niego spojrzec´.
Ale on z˙ałos´nie wygla˛da z tym obandaz˙owanym
150
DAMA Z KALIFORNII
ramieniem, ułoz˙onym ostroz˙nie z boku! Poczuła, z˙e
ma ochote˛ ws´lizna˛c´ sie˛ do jego ło´z˙ka i przez cała˛
noc tulic´ go do serca. Znakomicie pamie˛tała bo´l,
jaki czuła, kiedy po operacji obudziła sie˛ w s´rodku
nocy, samotna i obolała, i nie mogła znies´c´ mys´li, z˙e
Case be˛dzie cierpiał tak samo.
Zanim zdołała sobie ten pomysł wyperswado-
wac´, zbiegła na do´ł, przebrała sie˛ w piz˙ame˛ i szlaf-
rok, chwyciła koc i poduszke˛ i pospieszyła na go´re˛
do sypialni gospodarza. Jes´li bo´l go obudzi w s´rod-
ku nocy, ona przy nim be˛dzie.
Nie chciała odpowiadac´ na pytanie, dlaczego
robi cos´ tak głupiego. Zwine˛ła sie˛ w kłe˛bek na
podłodze i przykryła kocem. Nie chciała słuchac´
głosu, kto´ry jej us´wiadamiał, z˙e włas´nie przekro-
czyła znacza˛ca˛ granice˛ w ich stosunkach.
Nie słuchała juz˙ niczego – z wyja˛tkiem nie-
spokojnego oddechu s´pia˛cego w ło´z˙ku me˛z˙czyzny.
151
Sharon Sala
ROZDZIAŁ SIO
´
DMY
Case udawał, z˙e s´pi, lecz ka˛tem oka patrzył, jak
Lily unosi głowe˛ z poduszki, zerka w strone˛ ło´z˙ka,
potem powoli podnosi sie˛ na nogi, zabiera koc
i poduszke˛ i cicho opuszcza poko´j.
Do s´witu pozostało niewiele czasu.
Case poczuł dławienie w gardle i spro´bował
odeprzec´ od siebie uczucie, kto´re sie˛ w nim pojawi-
ło, gdy us´wiadomił sobie, z˙e Lily spała przy nim na
podłodze tylko dlatego, by nad nim czuwac´.
Przewro´cił sie˛ na plecy i skrzywił, gdy oban-
daz˙owane ramie˛ zetkne˛ło sie˛ z kołdra˛. Potem za-
czerpna˛ł głe˛boko powietrza, przełykaja˛c cos´ jakby
szloch, i przesuna˛ł zdrowa˛ re˛ka˛ po policzkach i po
brodzie. Wyczuł kłuja˛cy zarost. Potem spojrzał na
cienie wyłaz˙a˛ce powoli na suficie, na coraz rzadszy
zmrok za oknem, i us´wiadomił sobie, z˙e nie potrafi
dłuz˙ej ukrywac´ swych uczuc´ wobec Lily.
Juz˙ dawno przyznał, z˙e ja˛ kocha. Usiłował tez˙
przekonac´ Lily, z˙e uczucia, jakie wobec niej z˙ywi,
sa˛ szczego´lne, dopiero jednak dzis´, gdy patrzył na
nia˛ we s´nie, uzmysłowił sobie ich siłe˛. Jes´li Lily go
opus´ci, on tego nie przez˙yje.
Po raz pierwszy dotarło do niego, w jaki do´ł
psychiczny musiał wpas´c´ jego ojciec, gdy matka od
nich odeszła. Zrozumiał, dlaczego Chock Longren
stoczył sie˛ do piekła z pomoca˛ butelki. Chodziło
w tym o cos´ wie˛cej niz˙ miłos´c´. Chodziło o to, by byc´
blisko drugiej osoby, by zaspokajac´ jej potrzeby. By
pozbyc´ sie˛ egoistycznego pragnienia sprawiania
przyjemnos´ci sobie, i poczuc´ potrzebe˛ sprawiania
przyjemnos´ci drugiemu człowiekowi. Case nie wie-
dział, jakim słowem nazwac´ to, z˙e chce lez˙ec´ obok
Lily i patrzec´, jak s´pi, z˙e chce miec´ prawo ja˛
przytulac´, walczyc´ o nia˛, dodawac´ jej otuchy i dbac´
o nia˛ do kon´ca z˙ycia.
Z jego zacis´nie˛tych ust wydobył sie˛ cichy je˛k.
Przymkna˛ł oczy i zakla˛ł przez ze˛by. Musi cos´
zrobic´, z˙eby zburzyc´ s´ciane˛ bo´lu, za kto´ra˛ Lily sie˛
ukrywa. Goto´w był na wszystko, by zatrzymac´ ja˛ na
ranczu po zakon´czeniu jej kontraktu.
Nie moz˙e jej stracic´.
153
Sharon Sala
Obudziła sie˛ w nocy, słysza˛c, jak Case cos´ do
siebie we s´nie mo´wi. Wiedziała, z˙e cierpi. Czasami
przewracał sie˛ z boku na bok i syczał, kiedy
niechca˛cy uraził sie˛ w bola˛ce ramie˛. Podejrzewała
takz˙e, z˙e trudno jest mu znalez´c´ wygodna˛ pozycje˛
z powodu poturbowanego brzucha i boku.
Wstała ze swojego prowizorycznego posłania,
podeszła na palcach do ło´z˙ka, wytrza˛sne˛ła z fiolki
dwie tabletki, wsune˛ła re˛ke˛ pod głowe˛ Case’a,
uniosła ja˛ nieco i wyszeptała mu do ucha:
– Case, otwo´rz usta, mo´j drogi.
Posłuchał jej bez protesto´w, nie otwieraja˛c oczu.
Lily wsune˛ła mu na je˛zyk tabletki, a potem sie˛gne˛ła
po szklanke˛.
– Wypij – poprosiła. – To tylko woda. Łatwiej
zas´niesz.
Przyłoz˙yła mu szklanke˛ do ust, on zas´ wypił cała˛
jej zawartos´c´, połykaja˛c przy tym nies´wiadomie
tabletki. Lily odstawiła puste naczynie i opus´ciła
głowe˛ Case’a na poduszke˛.
– Teraz zas´nij – wyszeptała mu do ucha i przesu-
ne˛ła palcem po dolnej wardze, usuwaja˛c z niej
malen´ka˛ kropelke˛ wody i czuja˛c, z˙e ma ochote˛
pochylic´ sie˛ i pocałowac´ to wilgotne miejsce.
Case odwro´cił na bok głowe˛, mrukna˛ł cos´ wprost
do wne˛trza jej dłoni, a ona pomys´lała, z˙e do rana
zapomni wszystko.
154
DAMA Z KALIFORNII
Trudno, takie jest z˙ycie.
Poprawiła w kon´cu kołdre˛, spogla˛daja˛c w ciem-
nos´ciach na nagi tors i szerokie ramiona. Były
widoczne, bo spoczywały na białej pos´cieli i ostro
z nia˛ kontrastowały.
Lily zdawała sobie sprawe˛, z˙e cos´ sie˛ z nia˛dzieje.
Juz˙ przestała temu zaprzeczac´. Była zakochana
w Casie coraz bardziej, a to sie˛ moz˙e dla niej
skon´czyc´ tylko i wyła˛cznie katastrofa˛.
Kiedys´ mys´lała, z˙e kocha Todda. Niemniej uczu-
cia, jakich dos´wiadczała, gdy z nim przebywała,
były niczym w poro´wnaniu z bo´lem w trzewiach,
kto´ry ja˛ atakował na widok Case’a. Robiło jej sie˛ na
przemian zimno i gora˛co, albo wszystko naraz, i to
zawsze. Wystarczyło, z˙e spojrzała na jego twarz
o szorstkich rysach, na ge˛ste, czarne, zawsze potar-
gane włosy, i te oczy... niczym niebo w Oklahomie,
docieraja˛ce do jej duszy, a juz˙ chciała sie˛ przy nim
połoz˙yc´ i nigdy nie wstac´.
Gdyby tylko poznała Case’a przed Toddem,
gdyby to z nim była zare˛czona, kiedy miała wypa-
dek. Gdyby...
Westchne˛ła. Gdybanie jest zaje˛ciem marzycieli,
a ona w spełnianie marzen´ juz˙ nie wierzyła.
Wro´ciła na palcach do swego legowiska, owine˛ła
sie˛ kocem i zwine˛ła w kłe˛bek nieszcze˛s´cia, czekaja˛c
na nadejs´cie poranka.
155
Sharon Sala
Nie spała, gdy pierwsze promienie s´witu przenik-
ne˛ły przez zasłony. Usiłuja˛c kilkakrotnie przełkna˛c´
gule˛, kto´ra utkwiła jej w gardle, spojrzała jeszcze
raz na Case’a, a dopiero potem wyszła. Powinno jej
to wystarczyc´. Nie moz˙e czekac´ i ryzykowac´, z˙e
Case sie˛ obudzi. Ten człowiek zdumiewaja˛co szyb-
ko odzyskiwał siły i wcia˛gna˛łby ja˛ do ło´z˙ka, zanim
zdołałaby policzyc´ do dwo´ch.
Szybko wzie˛ła prysznic, lekko sie˛ umalowała,
zawia˛zała włosy w we˛zeł na karku i umocowała go
kilkoma dekoracyjnymi grzebieniami. Zdje˛ła z wie-
szaka biała˛ bluzke˛ w paski o barwie mie˛ty, wyje˛ła
czysta˛ pare˛ dz˙inso´w oraz pło´cienne teniso´wki,
i szybko sie˛ ubrała.
Chciała przygotowac´ Case’owi s´niadanie i za-
nies´c´ je na go´re˛ jeszcze przed pojawieniem sie˛
robotniko´w. To nic nadzwyczajnego, powtarzała
sobie, zjes´c´ s´niadanie w ło´z˙ku po takim dramatycz-
nym dniu, jaki przydarzył sie˛ Case’owi.
To samo powtarzała sobie w mys´lach, ida˛c z taca˛
na go´re˛.
– Pora sie˛ obudzic´! – zawołała rados´nie, za-
gla˛daja˛c do s´rodka przez uchylone drzwi i widza˛c,
z˙e Case siedzi na ło´z˙ku i dotyka z˙eber, jakby
sprawdzaja˛c, czy bola˛ go mie˛s´nie.
Ze zdziwieniem spojrzał na kobiete˛ zmierzaja˛ca˛
ku niemu z taca˛. Nie spodziewał sie˛ jej o tak
156
DAMA Z KALIFORNII
wczesnej porze, i to na dodatek w tak dobrym
humorze.
– Co to jest? – spytał podejrzliwie.
– S
´
niadanie – odparła, ignoruja˛c wyraz zdumie-
nia maluja˛cy sie˛ na jego twarzy.
No tak, pomys´lała, me˛z˙czyz´ni. Wszyscy sa˛
tacy sami. Twardzi jak stal, kiedy im to odpo-
wiada, a kiedy zachoruja˛, zachowuja˛ sie˛ zupełnie
jak dzieci.
– W ło´z˙ku?
Jego głos podnio´sł sie˛ niemal o oktawe˛, gdy
zadawał to pytanie, a potem Case rozejrzał sie˛,
jakby sie˛ obawiaja˛c, z˙e Duff wetknie głowe˛ do
s´rodka i zacznie z niego szydzic´. Prawdziwy me˛z˙-
czyzna nie je s´niadania w ło´z˙ku! Przynajmniej nie
robił tego z˙aden ze znanych mu me˛z˙czyzn.
Nie miał poje˛cia, czy cieszyc´ sie˛ z faktu, z˙e nie
musi wstawac´ i schodzic´ jak kaleka po schodach na
oczach swoich ludzi, czy tez˙ czuc´ sie˛ zaz˙enowany
tym, z˙e Lily przyniosła mu jedzenie do sypialni.
– Popraw kołdre˛ – poleciła, a gdy ja˛ wygładził,
ostroz˙nie umies´ciła tace˛ na jego kolanach. – Co
jeszcze moge˛ dla ciebie zrobic´? – zapytała, syca˛c
wzrok widokiem Case’a, kto´rego włosy były potar-
gane od snu, oczy patrzyły na nia˛ sennie spod
cie˛z˙kich powiek, a reszta ciała, z wyja˛tkiem torsu,
ukryta była pod kołdra˛.
157
Sharon Sala
Us´miechna˛ł sie˛, wzia˛ł widelec i z przyjemnos´cia˛
wcia˛gna˛ł w nozdrza zapach jajecznicy.
– Czy naprawde˛ sie˛ spodziewasz, z˙e ci odpo-
wiem? – odezwał sie˛ z˙artobliwie, mierza˛c jej szczu-
pła˛ postac´ aprobuja˛cym wzrokiem.
Zaczerwieniła sie˛, okre˛ciła na pie˛cie i ruszyła
w strone˛ drzwi.
– Chyba rzeczywis´cie lepiej sie˛ dzis´ czujesz
– mrukne˛ła z dezaprobata˛. – Jes´li stac´ cie˛ na takie
aluzje, to na pewno juz˙ całkiem wyzdrowiałes´.
– Gdzie idziesz, skarbie? – zawołał głos´no. – Nie
nakarmisz mnie?
– Na pewno nie chcesz, z˙ebym wsadziła ci to
jedzenie tam, gdzie mys´le˛ – warkne˛ła i opus´ciła
jego poko´j.
S
´
miech Case’a s´cigał ja˛, gdy zbiegała po scho-
dach, i pozostał w jej sercu do kon´ca dnia.
Przez naste˛pny tydzien´ na farmie panowało spore
oz˙ywienie. Case nadzorował przebieg prac na ran-
czu, niemniej trzymał sie˛ nieco na uboczu, uwaz˙aja˛c
na swe rany. Nie miał zamiaru zaprzepas´cic´ wysił-
ko´w lekarzy i jeszcze raz wyprawiac´ sie˛ do szpitala.
Był twardy, lecz strzykawek i igieł nienawidził.
Lily torpedowała jak mogła jego pro´by, by
znalez´c´ sie˛ z nia˛ sam na sam, a potem cierpiała
w milczeniu, gdy Case w kon´cu sie˛ poddawał,
158
DAMA Z KALIFORNII
nies´wiadomy, z˙e patrzyła na jego oddalaja˛ca˛ sie˛
sylwetke˛, wymawiaja˛c jego imie˛.
Nadeszła w kon´cu sobota, dzien´, w kto´rym Lily
wybierała sie˛ zazwyczaj do miasta po zakupy. Case
udał sie˛ juz˙ wczes´niej do szpitala na zdje˛cie szwo´w,
i chociaz˙ od rana zanosiło sie˛ na deszcz, po-
stanowiła pojechac´ sama. Podczas pobytu na ranczu
bywała w supermarkecie tak cze˛sto, z˙e kierownik
witał ja˛ po imieniu.
Po zrobieniu zakupo´w zjadła jeszcze lunch z Deb-
bie, lecz w kon´cu dała sie˛ przekonac´ przyjacio´łce, z˙e
powinna wracac´ jak najpre˛dzej. Gdy wyszły z restau-
racji, Debbie z niepokojem popatrzyła w niebo.
– Z
´
le mi to wygla˛da – oznajmiła.
Lily podniosła głowe˛, patrza˛c na ciemne, niemal
ołowiane chmury z zielona˛ pos´wiata˛, i wzruszyła
ramionami.
– Jeszcze nie pada – zauwaz˙yła. – A poza tym
troche˛ deszczu nie zaszkodzi. Uspoko´j sie˛, Debbie.
Nawet nie ma wiatru.
– W tym włas´nie problem – odparła Debbie
z namysłem.
– Problem? Dlaczego problem?
– Taka cisza zapowiada pogode˛ z piekła rodem
– ostrzegła Debbie przyjacio´łke˛. – Uwierz mi na
słowo. Wsiadaj szybko do samochodu i wracaj do
domu. I jeszcze jedno...
159
Sharon Sala
– Co? – zapytała Lily, widza˛c, z˙e Debbie jest
coraz bardziej zmartwiona.
– Zadzwon´ do mnie, kiedy wro´cisz. Chciałabym
wiedziec´, z˙e jestes´ bezpieczna.
– Oczywis´cie, zadzwonie˛ – odrzekła Lily, spog-
la˛daja˛c pełnym obaw wzrokiem w niebo.
Droga powrotna wyczerpała ja˛ psychicznie. Po-
łowe˛ czasu spe˛dziła, patrza˛c na szose˛, a połowe˛ na
ciemne, kłe˛bia˛ce sie˛ chmury. Mimo ostrzez˙en´ Deb-
bie, z˙e moz˙e nasta˛pic´ koniec s´wiata, Lily bezpiecz-
nie dotarła do rancza i zanim spadły pierwsze krople
deszczu, zda˛z˙yła wnies´c´ do kuchni zakupy.
Zadzwoniła takz˙e do Debbie, zapewniła ja˛, z˙e
jest bezpieczna, po czym przysta˛piła do rozpakowy-
wania pe˛katych toreb z z˙ywnos´cia˛.
Kilkakrotnie podchodziła tez˙ do okna i wpat-
rywała sie˛ ciemne, nisko zawieszone chmury. Padał
coraz silniejszy deszcz, wiał wiatr.
Case powiedział, z˙e tego dnia ma nie gotowac´
kolacji, totez˙ przygotowała do jedzenia zimny bu-
fet, poniewaz˙ robotnicy z powodu pogody skon´czyli
prace˛ przed południem. Case sam zrobił sobie
kanapke˛, lecz nie zasiadł przy wspo´lnym stole.
Wyszedł z nia˛ na taras i tam zjadł ja˛ na stoja˛co, cały
czas z niepokojem spogla˛daja˛c w niebo.
Poniewaz˙ lało jak z cebra, kowboje przyjechali
na kolacje˛ samochodami. Skon´czyli jedzenie w re-
160
DAMA Z KALIFORNII
kordowym tempie i biegiem ruszali do swych
pojazdo´w, marza˛c tylko o tym, by znalez´c´ sie˛
w baraku i tam spe˛dzic´ na pro´z˙nowaniu wieczo´r.
Lily szybko doprowadziła kuchnie˛ do porza˛dku,
a potem zrobiła rundke˛ po parterze, udaja˛c, z˙e
sprawdza, czy okna sa˛ porza˛dnie zamknie˛te. W rze-
czywistos´ci jednak szukała Case’a. W kon´cu znala-
zła go w gabinecie – przysiadł w ulubionym fotelu
i sprawiał wraz˙enie pochłonie˛tego programem na-
dawanym w telewizji. No co´z˙, westchne˛ła Lily, jes´li
to go tak interesuje, to nie be˛de˛ mu przeszkadzac´.
Case jednak nie był zaje˛ty ogla˛daniem komedii
sytuacyjnej, lecz lektura˛ puszczanego pod nia˛ paska
informuja˛cego o zmianach pogodowych. Nienawi-
dził burz, zwłaszcza kiedy niosły z soba˛ zagroz˙enie
tornadami. Kiedys´ znalazł sie˛ w sercu tra˛by powiet-
rznej i wystarczy mu to na reszte˛ z˙ycia.
Przez cały wieczo´r i cze˛s´c´ nocy kra˛z˙ył mie˛dzy
gabinetem a weranda˛, to czytaja˛c prognoze˛ pogody,
to ogla˛daja˛c ciemne niebo. Gdy rozdzierała je
błyskawica, wypatrywał s´miertelnego leja skre˛co-
nej chmury – oznaki zbliz˙aja˛cego sie˛ tornado.
Wiedział, o kto´rej godzinie Lily zrezygnowała
z jego towarzystwa i poszła spac´. Wsune˛ła głowe˛ do
gabinetu i powiedziała mu dobranoc. Tym razem
jednak, wyja˛tkowo, Case nie miał ochoty sie˛ z nia˛
droczyc´ ani tez˙ ruszyc´ za nia˛ korytarzem w nadziei,
161
Sharon Sala
z˙e uda mu sie˛ ukras´c´ całusa na dobranoc. Dzisiejsza
pogoda naprawde˛ stanowi dla nich zagroz˙enie.
Poniewaz˙ był tak niekomunikatywny, uznał, z˙e
Lily zapewne pomys´li, z˙e jest zły. W istocie jednak
było wre˛cz przeciwnie. Nie chciał jej mo´wic´, co go
niepokoi. Nie chciał niepotrzebnie jej wystraszyc´.
Po wielekroc´ noce takie jak ta kon´czyły sie˛ tylko
niewyspaniem – burze zazwyczaj miały swo´j spo-
kojny finał. Tym razem jednak Case nie był tego
taki pewien.
Bał sie˛ po´js´c´ do ło´z˙ka i z˙ywic´ nadzieje˛, z˙e
z nadejs´ciem poranka wszyscy sie˛ obudza˛.
Odniosła wraz˙enie, z˙e s´pi juz˙ od kilku godzin.
Nieustanne walenie deszczu o dach utuliło ja˛ do
głe˛bokiego snu, kto´ry został nagle przerwany przez
tak głos´ne uderzenie pioruna, z˙e poczuła drz˙enie
ło´z˙ka.
Wkro´tce potem do jej uszu dobiegło szorstkie
wołanie Case’a i silne re˛ce uniosły ja˛ oraz koc.
Miała wraz˙enie, z˙e s´ni. We s´nie jednak nigdy nie
była az˙ tak przestraszona. A gdy Case kopnie˛ciem
otworzył drzwi i wybiegł z nia˛ w s´ciane˛ deszczu,
sprawiaja˛c, z˙e w jednej sekundzie oboje przemokli
do suchej nitki, wiedziała juz˙, z˙e to nie sen.
To koszmar!
– Stan´! – krzykna˛ł jej do ucha, chca˛c, z˙eby go
162
DAMA Z KALIFORNII
usłyszała mimo tłuka˛cego o dach deszczu i przeta-
czaja˛cego sie˛ huku pioruna. – Musze˛ otworzyc´
drzwi do piwnicy.
Gdy dotkne˛ła stopami ziemi, poczuła, z˙e tonie
w wodzie niemal po kolana. Case pewnie wsadził ja˛
do jakiejs´ głe˛bokiej kałuz˙y, albo pro´buje ja˛ utopic´.
Była jednak zbyt przeraz˙ona i zzie˛bnie˛ta, by sie˛ tym
przejmowac´. Wiatr szarpał na wszystkie strony
kocem, kto´rym Case ja˛ otulił, i s´ciskała go panicz-
nie, boja˛c sie˛, z˙e jes´li wiatr go porwie, to razem
z nia˛.
– Case! – krzykne˛ła, nagle us´wiadamiaja˛c sobie,
z˙e znikna˛ł jej z oczu. Wiatr wyrywał jej włosy
z głowy, zdzierał ubranie.
Case natychmiast znalazł sie˛ przy niej, otaczaja˛c
ja˛ ramionami, zas´ nikły promyk s´wiatła z latarki,
kto´ra˛ trzymał w jednej dłoni, wskazywał droge˛ do
piwnicy.
– Chodz´, skarbie! – zawołał na cały głos – chodz´
do s´rodka. Tu nic sie˛ nam nie stanie! Obiecuje˛!
Nie czekała na drugie zaproszenie. Niemal bie-
giem ruszyła na kamienne schodki, nie maja˛c
poje˛cia, doka˛d prowadza˛, lecz podejrzewaja˛c, z˙e
tam nie moz˙e byc´ gorzej niz˙ na dworze.
– W porza˛dku, Lily Catherine? – spytał Case,
gdy przeraz˙ona podskoczyła, słysza˛c uderzenia
kamieni o drzwi piwnicy.
163
Sharon Sala
– Co to jest? – zapytała, nawet nie pro´buja˛c
ukryc´ strachu, i cias´niej otuliła sie˛ wilgotnym
kocem.
– Grad – odparł ponuro.
Sa˛dza˛c po odgłosie, kule gradowe musiały byc´
wielkie. Piwnice˛ wypełniły dz´wie˛ki podobne do
dzikiego walenia w werble. Case połoz˙ył latarke˛ na
po´łce, kieruja˛c odrobine˛ s´wiatła na twarz Lily.
Potem szybko przesuna˛ł dłon´mi po jej ramionach,
szukaja˛c ewentualnych ran.
Przeciez˙ jak wariat wycia˛gna˛ł ja˛ z ło´z˙ka i nie był
pewien, czy podczas ucieczki do piwnicy zachował
sie˛ wystarczaja˛co delikatnie. Pogoda jednak nie
sprzyjała demonstrowaniu dobrych manier. Przypo-
mniał sobie, jak zasna˛ł przed telewizorem, a obudził
sie˛, gdy dz´wie˛k syreny na ekranie ogłaszał alarm
tornadowy. Najpierw pomys´lał, z˙e nie zdołaja˛ do-
trzec´ do piwnicy, a potem przestał filozofowac´
i pognał do jej pokoju. Musi zapewnic´ tej kobiecie
bezpieczen´stwo.
– Odpowiedz mi, Lily. Dobrze sie˛ czujesz?
– pytał z niepokojem.
Pokiwała głowa˛ i, os´lepiona, zamrugała powie-
kami. Case poczuł, z˙e drz˙y, i przytulił ja˛ do siebie,
zanim zda˛z˙yła zaprotestowac´.
– Przepraszam, Lily, skarbie. Bardzo cie˛ prze-
praszam – powiedział, tula˛c ja˛ coraz mocniej. – Nie
164
DAMA Z KALIFORNII
chciałem przestraszyc´ cie˛ na s´mierc´, ale mielis´my
mało czasu. Zasna˛łem w fotelu i nie usłyszałem
w pore˛ ostrzez˙enia.
– Ostrzez˙enia? – zapytała. Krople wody na jego
nagim torsie zacze˛ły sie˛ ogrzewac´ od ciała i spływa-
ły jej po twarzy. – Jakiego ostrzez˙enia?
Pro´bowała sobie przypomniec´, co jej mo´wił, lecz
uczucie wilgoci i tego, z˙e stoi przyklejona do
Case’a, stanowiły mocny afrodyzjak.
– Przed tornadem – wyjas´nił i nagle zadrz˙ał.
Je˛zyk Lily zacza˛ł zlizywac´ z jego sko´ry krople
deszczu. – Co ty, do diabła, robisz? – zapytał,
czuja˛c, z˙e przemoczone dz˙insy robia˛ sie˛ za ciasne.
Wsuna˛ł dłonie w mokre, spla˛tane włosy Lily
i podnio´sł głowe˛ tak, by mo´c spojrzec´ jej w oczy.
Były szeroko otwarte, nieprzytomne i zielone i pat-
rzyły na niego z bo´lem i niepewnos´cia˛.
– Lily?
Odwro´ciła głowe˛, ponad ramieniem spojrzała na
stare z˙elazne ło´z˙ko i materac z poduszkami, wabia˛-
ce ich w mrok przestronnej piwnicy, a potem
wro´ciła wzrokiem do twarzy Case’a i odsune˛ła sie˛
od niego na tyle, by swobodnie mogli oddychac´.
I to był bła˛d.
Jej koszula nocna została przemoczona do suchej
nitki i teraz przywierała do niej niczym druga sko´ra.
Case widział wszelkie moz˙liwe zagłe˛bienia i wzgo´r-
165
Sharon Sala
ki. Lily krzykne˛ła przestraszona i zacze˛ła owijac´ sie˛
kocem, kiedy Case powstrzymał ja˛ chrza˛knie˛ciem
i dotykiem dłoni.
Czuł sie˛ tak jak owego dnia, kiedy zaatakowała
go krowa, tyle z˙e tym razem strona˛ atakuja˛ca˛ była
Lily: czuł sie˛ pokonany, bezradny i obolały od
samego patrzenia na swa˛ towarzyszke˛. Podejrze-
wał, z˙e jest na granicy obłe˛du.
Lily ujrzała jego zawieszona˛ mie˛dzy nimi dłon´,
nieruchoma˛, jakby czekaja˛ca˛ na znak, w kto´ra˛
strone˛ sie˛ skierowac´...
Podje˛ła decyzje˛ w imieniu ich obojga. Była to
jedyna rzecz, jaka˛ mogła zrobic´. Posta˛piła krok do
przodu, pozwoliła re˛ce Case’a opas´c´ na swo´j biust,
po czym przyłoz˙yła głowe˛ do jego bija˛cego głos´no
serca.
– O mo´j Boz˙e, Lily! – mrukna˛ł. – Czy na pewno
wiesz, co robisz? Za kilka sekund nie be˛de˛ w stanie
w ogo´le mys´lec´.
– No to nie mys´l – odszepne˛ła, pochylaja˛c sie˛
w bok i gasza˛c latarke˛. – Tylko czuj!
Case zgarna˛ł ja˛ w ramiona, zanio´sł do ło´z˙ka
i nakrył swym spragnionym kobiety ciałem.
– Lily, moja Lily – szeptał, oszalały z rados´ci,
syca˛c sie˛ jej ciepłem. – Obejmij mnie, kochanie.
Pomo´z˙ mi cie˛ kochac´.
Zarzuciła mu re˛ce na szyje˛, wbiła palce w twarde
166
DAMA Z KALIFORNII
mie˛s´nie na karku i przywarła do jego bioder, by
zaspokoic´ pulsuja˛ce poz˙a˛danie. Pioruny grzmiały,
w wycia˛gu wentylacyjnym nad piwnica˛ zawodził
wiatr, Lily zas´ oddawała swe serce me˛z˙czyz´nie,
kto´ry jej nie opus´cił w niebezpieczen´stwie.
Tej nocy bez wzgle˛du na koszty nie tłumiła
nieokiełznanej potrzeby, by do niego nalez˙ec´. Na-
wet jes´li to ma potrwac´ tylko chwile˛, tylko jedna˛
noc, posia˛dzie Case’a tak, jak z˙adna kobieta nigdy
go nie posiadła. Case zapomni, z˙e jej uroda nie jest
idealna. Tej nocy doskonała kochanka zaspokoi
z˙a˛dze doskonałego me˛z˙czyzny.
Case ukrył twarz w jej dekolcie i cicho wes-
tchna˛ł, usiłuja˛c zachowac´ sie˛ jak człowiek cywili-
zowany, mimo z˙e miał ochote˛ zatracic´ sie˛ w miło-
s´ci. Usłyszał cichy je˛k i poczuł jej westchnienie, gdy
rozsune˛ła nogi, by go przyja˛c´, a potem zapomniał
o całym s´wiecie.
– Case – szepne˛ła – kochaj sie˛ ze mna˛. Kochaj
mnie, nawet gdyby to miało trwac´ tylko te˛ noc.
– Tylko jedna˛? – spytał ochrypłym szeptem.
– Be˛de˛ cie˛ kochał cała˛ wiecznos´c´...
Była słodka, ciepła i wilgotna, i doprowadzała go
do szalen´stwa. Jej re˛ce dotykały go, jej ciało sie˛
wiło, jej usta były gora˛ce i prosza˛ce, az˙ w kon´cu
stracił orientacje˛, gdzie jest i dlaczego. Czuł, z˙e sie˛
wznosi, i czuł, z˙e spada. Lily była tak nieokiełznana
167
Sharon Sala
jak szaleja˛cy ponad nimi z˙ywioł. Nabrał przekona-
nia, z˙e czekanie sie˛ skon´czyło.
Gdy w pewnej chwili na moment sie˛ odsuna˛ł, by
zdja˛c´ mokre dz˙insy, Lily ze zdumieniem doznała
ogromnego poczucia straty. Lecz gdy tylko znowu
znalazł sie˛ przy niej, ogarne˛ło ja˛ uczucie jakby
powrotu do domu, do miejsca, w kto´rym jest
najlepiej. Zda˛z˙yła jeszcze pomys´lec´, z˙e w jej z˙yciu
nie wydarzyło sie˛ nic takiego, co by ja˛przygotowało
do spotkania tego me˛z˙czyzny.
– Case, ja sie˛ zaraz spale˛ – szepne˛ła, przytulaja˛c go
mocno i opasuja˛c udami. – Wszystko juz˙ mnie boli.
– Zaraz przestanie – obiecał i wzia˛ł ja˛w posiada-
nie.
Lily us´wiadomiła sobie, jak długa˛ przebyła dro-
ge˛, i rozpłakała sie˛ z rados´ci. Jej cichy płacz,
w miare˛ jak zbliz˙ali sie˛ do kulminacji, stawał sie˛
coraz bardziej donos´ny. Wszystko działo sie˛ jakby
za szybko, a jednoczes´nie za wolno. Az˙ w kon´cu
porwał ich oboje wir namie˛tnos´ci, ro´wnie gwałtow-
ny i intensywny co szaleja˛ca na dworze burza,
kompletnie pozbawiaja˛c ich sił i czucia.
Case szeptał jej potem do ucha słowa pełne
miłos´ci, tak pie˛kne, z˙e wiedziała, z˙e pre˛dzej umrze,
zanim usłyszy cos´ podobnego po raz drugi, i pies´cił
ja˛ tak delikatnie, z˙e oczy napełniły jej sie˛ łzami.
Ukryła twarz w zagłe˛bieniu jego ramienia, wbijaja˛c
168
DAMA Z KALIFORNII
paznokcie w jego kark. Tym gestem chciała za-
protestowac´ przeciwko temu, co miało wydarzyc´ sie˛
za chwile˛.
A za chwile˛ be˛dzie musiała wstac´ i spojrzec´ mu
w oczy, wiedza˛c, z˙e kobieta, kto´ra˛ kochał w ciem-
nos´ciach, nie jest juz˙ taka atrakcyjna w s´wietle dnia.
Nie miała wa˛tpliwos´ci, z˙e Case ja˛ kochał. To, co
wydarzyło sie˛ mie˛dzy nimi, nie wypłyne˛ło tylko
i wyła˛cznie z poz˙a˛dania, lecz moz˙liwe to było tylko
w ciemnos´ciach.
Lily nie potrafiła uwierzyc´, z˙e Case ro´wnie
gora˛co by sie˛ z nia˛ kochał w biały dzien´. Jak moz˙na
tak pie˛knie robic´ to z kims´ tak brzydkim?
Była przekonana o słusznos´ci swego rozumowa-
nia. Zachowywanie dystansu i nieufnos´c´ stanowiły
jej jedyna˛ obrone˛ przeciwko bo´lowi odrzucenia.
Wiatr zamierał, grad ustawał, deszcz powoli
przestawał padac´. Case uja˛ł twarz swej kochanki
i całował blizne˛ na jej policzku, az˙ dotarł do ust,
kto´re sie˛ otworzyły ze zdumienia. Ucałował je
gora˛co, po czym odsuna˛ł sie˛ z westchnieniem z˙alu.
– Chyba najgorsze juz˙ mine˛ło. Lepiej sie˛ ubiore˛
i sprawdze˛. Byc´ moz˙e nie mamy do czego wracac´,
moja droga.
– Och nie! – zawołała i zacze˛ła szukac´ resztek
swej koszulki nocnej. Nie przyszło jej do głowy, z˙e
konsekwencje burzy moga˛ byc´ az˙ tak powaz˙ne.
169
Sharon Sala
– Ale to jest bez znaczenia – oznajmił spokojnie,
wkładaja˛c buty i szukaja˛c latarki. – Najwaz˙niejsze,
z˙e mam ciebie. I tylko ciebie nie chce˛ stracic´.
Wszystko inne moz˙na czyms´ zasta˛pic´, ale ciebie,
mo´j skarbie, nie moz˙na zasta˛pic´ niczym. Nigdy
o tym nie zapominaj.
Zapalił latarke˛, skierował ja˛w strone˛ ło´z˙ka i patrzył,
jak wyraz zdumienia na twarzy Lily przemienia sie˛
w wyraz aprobaty. Odrzuciła koszulke˛, kto´ra˛zacze˛ła
na siebie wkładac´, i połoz˙yła sie˛ na boku, podpieraja˛c
sie˛ na łokciu, i spokojnie patrzyła w s´wiatło latarki jak
kobieta, kto´ra wie, ile dla swego me˛z˙czyzny znaczy.
Odchyliła głowe˛ do tyłu, odrzuciła włosy na plecy,
i pozwoliła mu patrzec´ na swa˛ niedoskonałos´c´.
Trzymaja˛ca latarke˛ dłon´ Case’a zadrz˙ała – ogar-
ne˛ło go poz˙a˛danie tak obezwładniaja˛ce, jakby sie˛
z ta˛ kobieta˛ jeszcze nie kochał. Zacza˛ł rozpinac´
spodnie, kto´re włas´nie włoz˙ył, kiedy nagle dobiegł
ich tupot no´g na schodkach oraz głos Duffa. Lily
szybko sie˛gne˛ła po koszule˛ oraz mokry koc lez˙a˛cy
na podłodze.
Case pomo´gł jej sie˛ okryc´ i pocałował uspokaja-
ja˛co w policzek, a potem stana˛ł mie˛dzy nia˛ a Duf-
fem w chwili, gdy ten ostatni pchna˛ł drzwi.
– Nam nic sie˛ nie stało – oznajmił Case, gdy
sylwetka Duffa zamajaczyła w mroku. – A co
z ludz´mi?
170
DAMA Z KALIFORNII
– W porza˛dku – odparł Duff. – Zamkne˛lis´my sie˛
w starej stodole. Nikomu nic sie˛ nie stało.
Case wiedział, z˙e robotnicy zawsze sie˛ chronia˛
w starszych budynkach, postawionych jeszcze
przez ojca. Dolna cze˛s´c´ stodoły, wbudowana w zbo-
cze wzgo´rza, stanowiła bezpieczny azyl podczas
najsilniejszych burz.
– Nam nic nie jest – powto´rzył Duff – ale nie
byłbym taki pewny, jak chodzi o dach stajni. Wez´
latarke˛ i chodz´ ze mna˛. Niedługo przestanie padac´,
a ludzie juz˙ wszystko sprawdzaja˛.
– Zaraz do was doła˛cze˛ – odparł Case – tylko
dopilnuje˛, z˙eby Lily bezpiecznie dotarła do domu.
– Jasne! – zawołał Duff i wybiegł, pozostawia-
ja˛c drzwi otwarte.
Case juz˙ miał sie˛ odwro´cic´, gdy nagle poczuł, jak
ramiona Lily obejmuja˛ go od tyłu i zaciskaja˛ sie˛ na
jego pasie. Poczuł jej głowe˛ na plecach, a potem
dobiegł go cichy szept:
– Szkoda, z˙e burza sie˛ skon´czyła...
Odwro´cił sie˛ i uja˛ł jej twarz w dłonie.
– Kochanie, ona dopiero sie˛ zacze˛ła – os´wiad-
czył i złoz˙ył na jej ustach gora˛cy pocałunek,
przypiecze˛towuja˛c nim swoje słowa.
171
Sharon Sala
ROZDZIAŁ O
´
SMY
– A teraz s´pij – polecił.
Wczesniej przenio´sł Lily po kobiercu usypanym
gradowymi kulkami i ułoz˙ył ja˛ bezpiecznie w ło´z˙ku
w jej sypialni.
Spała jak zabita. Nie miała nawet poje˛cia, kiedy
Case wro´cił do domu po inspekcji szko´d wyrza˛dzo-
nych przez burze˛. Wczes´niej rzuciła mokra˛ koszule˛
na podłoge˛, przebrała sie˛ w sfatygowana˛, wygodna˛
bluze˛, nakryła sie˛ i zwine˛ła w kłe˛bek. Jeszcze zanim
zasne˛ła, w ostatniej chwili pomys´lała sobie, z˙e
dzie˛ki Bogu dalej brała pigułke˛, bo tej nocy kom-
pletnie sie˛ zatraciła. A potem przemkne˛ło jej przez
głowe˛ wspomnienie uczucia nasycenia, kto´re ja˛
ogarne˛ło, gdy Case brał ja˛w posiadanie. Przyjemnie
be˛dzie o czyms´ takim s´nic´...
Duz˙o po´z´niej do sypialni Lily dotarł zapach
s´wiez˙o parzonej kawy. Zmarszczyła nos, obro´ciła
sie˛ na plecy i leniwie otworzyła jedno oko, by sie˛
przekonac´, czy przypadkiem nadal nie s´pi. Gdy
poczuła na twarzy promienie słon´ca, z wraz˙enia
omal nie spadła z ło´z˙ka. Nigdy tak po´z´no nie
wstawała!
– O nie! – je˛kne˛ła, patrza˛c na budzik.
Jego czerwone cyferki migotały niczym neon,
z czego Lily wywnioskowała, z˙e w nocy wysiadł
pra˛d i budzik nie zadzwonił.
Rzuciła sie˛ do łazienki, a minute˛ po´z´niej zmie-
rzała juz˙ do kuchni. Nadal miała na sobie bluze˛,
w kto´rej spała, rozwiane włosy. W re˛ce trzymała
buty.
Nie wiedziała, co ja˛ czeka w kuchni, lecz na
pewno nie spodziewała sie˛ ujrzec´ tam Case’a
w dz˙insach, rozpie˛tej niebieskiej koszuli i boso.
Jadalnia była pusta, Case zas´ z filiz˙anka˛ w dłoni stał
przy oknie i w zamys´leniu marszczył czoło.
– Zaspałam – wymamrotała, gdy odwro´cił sie˛
gwałtownie, słysza˛c jej kroki.
– Wiem – odparł łagodnie, odstawił filiz˙anke˛
i podszedł do niej.
Nie miała poje˛cia, jak sie˛ zachowac´. Case wyba-
wił ja˛ z rozterki, us´miechaja˛c sie˛ szeroko i zgar-
niaja˛c ja˛ w ramiona.
173
Sharon Sala
– Dzien´ dobry, Lily Catherine – szepna˛ł, uno-
sza˛c ja˛ do go´ry.
Ucałował ja˛w oba policzki, kto´re w jednej chwili
pokryły sie˛ wypiekami, a potem pocałował ja˛
gora˛co w usta. Nigdy dota˛d nie poznawała smaku
porannej kawy w tak nietypowy sposo´b. Ten poca-
łunek dostarczył jej takiego zastrzyku adrenaliny,
jakiego nie dałaby z˙adna kawa.
Była rozdarta mie˛dzy che˛cia˛ wycofania sie˛ a pra-
gnieniem odwzajemnienia uczuc´ Case’a. Nie po-
trafiła zdecydowac´, czy to, co sie˛ stało wczoraj, ma
potraktowac´ jako pocza˛tek zwia˛zku, czy koniec.
Oczywis´cie była s´wiadoma, czego naprawde˛ chce,
nie umiała jednak ocenic´, czy to jest rozsa˛dne. Zbyt
boles´nie została zraniona, by tak szybko znowu
powierzyc´ komus´ swoje serce.
Case natychmiast wyczuł jej rezerwe˛. Postawił ja˛
z powrotem na podłodze, uwolnił jej ramiona
i spojrzał twardym wzrokiem w jej pełne poczucia
winy oczy.
– Nie ro´b tego, Lily – poprosił smutnym głosem.
– Nie po takiej nocy. Nie moz˙na jedna˛ re˛ka˛ wysłac´
kogos´ do nieba, a druga˛ wtra˛cac´ go na dno piekła.
Zabolały ja˛ te słowa, lecz nie miała wa˛tpliwos´ci,
z˙e Case ma prawo czuc´ do niej z˙al. Gdy jednak mu
nie odpowiedziała, odwro´cił sie˛ od niej z pose˛pna˛
mina˛.
174
DAMA Z KALIFORNII
– Nie be˛dzie mnie przez wie˛kszos´c´ dnia – mruk-
na˛ł rozgoryczony. – Trzymaj na podgrzewaczu
garnek z gulaszem albo fasola˛ w sosie. Nie musisz
przygotowywac´ nic pracochłonnego. Ludzie be˛da˛
wpadali grupami cos´ przeka˛sic´. Dzis´ cały dzien´
porza˛dkujemy.
Burza! Lily z przeraz˙eniem uprzytomniła sobie,
z˙e wczoraj szalał tutaj z˙ywioł. Tyle sie˛ zdarzyło
mie˛dzy nia˛ a Case’em, z˙e zupełnie zapomniała o tej
przeraz˙aja˛cej nawałnicy.
– Duz˙e sa˛ zniszczenia?
– Zniszczenia? – Nerwowym gestem przegarna˛ł
potargane włosy. – I to jakie! Wiele rzeczy sie˛
wczoraj zniszczyło. Wiele rzeczy...
Obrzucił ja˛ twardym spojrzeniem i wyszedł, nie
wyjas´niwszy, co miał na mys´li. Lily podejrzewała,
z˙e nie miały one nic wspo´lnego z burza˛, lecz z tym,
co zaszło mie˛dzy nimi. Ona, nie chca˛c angaz˙owac´
sie˛ w zwia˛zek z Case’em, zniszczyła delikatne
oznaki zaufania, jakie sie˛ mie˛dzy nimi narodziły.
Mimo obaw i potrzeby chronienia sie˛, nie była juz˙
taka pewna, czy słusznos´c´ jest po jej stronie.
Słyszała, jak Case idzie na pie˛tro, a po chwili
schodzi na do´ł, tym razem w butach i w koszuli.
Ruszyła w strone˛ frontowej werandy, pragna˛c go
zatrzymac´ – choc´ nie miała poje˛cia dlaczego – lecz
nie zda˛z˙yła. W ostatniej chwili zauwaz˙yła, jak Case
175
Sharon Sala
wciska na głowe˛ kapelusz i zatrzaskuje za soba˛
drzwi.
Przesune˛ła palcami po wargach, marza˛c o tym,
by przestały drz˙ec´. Zacisne˛ła mocno powieki, prag-
na˛c powstrzymac´ zbieraja˛ce sie˛ w oczach łzy, lecz
bezskutecznie. Przyłoz˙yła dłonie do policzko´w,
przełykaja˛c gorzkie łzy z˙alu, i łkaja˛c wro´ciła do
sypialni.
Musi sie˛ ubrac´ i zaja˛c´ praca˛. Czeka ja˛długi dzien´.
Południe nadeszło i mine˛ło, z minuty na minute˛
stawało sie˛ gore˛cej. Trudno było wprost uwierzyc´,
z˙e poprzedniego dnia temperatura obniz˙yła sie˛ tak
bardzo, z˙e z nieba spadały zamroz˙one gradowe
kule, a dwanas´cie godzin po´z´niej moz˙na było sie˛
ubrac´ w koszulke˛ z kro´tkimi re˛kawami. Pogoda
w Oklahomie to jest temat!
Lily zakre˛ciła olbrzymi termos z mroz˙ona˛ her-
bata˛, chwyciła przepastna˛ torbe˛ s´wiez˙o upieczo-
nych owsianych ciasteczek i kuchennymi drzwiami
wyszła z domu.
Im dalej od niego odchodziła, tym bardziej
widoczne stawały sie˛ szkody wyrza˛dzone przez
burze˛.
Pod jednym wzgle˛dem mieli szcze˛s´cie. Na pew-
no ich rejon nawiedziło tornado. Zostało to potwier-
dzone przez kilka oso´b, kto´re widziały tra˛be˛ po-
176
DAMA Z KALIFORNII
wietrzna˛ przemieszczaja˛ca˛ sie˛ nad preria˛, lecz
w ostatniej chwili jej lej został wcia˛gnie˛ty przez
chmury i omina˛ł ranczo. Najwie˛cej szko´d wy-
rza˛dziły wiatry oraz grad.
Lily widziała dachy pozbawione gonto´w, ar-
kusze blachy zerwane z dachu obory owinie˛te
woko´ł sztachetek płotu, podwo´rze zasłane połama-
nymi gałe˛z´mi. W kilku oknach po jednej stronie
domu straszyły potłuczone szyby i połamane framu-
gi. Przednia szyba pickupa Duffa została zmiaz˙-
dz˙ona przez gałe˛zie i dacho´wki, zwaliła sie˛ takz˙e
duz˙a cze˛s´c´ płotu wzdłuz˙ podjazdu. Kawał s´ciany
jednego z małych zabudowan´ gospodarczych ode-
rwał sie˛ od całos´ci i został zawleczony przez
wichure˛ tak daleko, z˙e zerwał dwa najwyz˙sze rze˛dy
kolczastego drutu.
Na terenie całego rancza kre˛cili sie˛ ludzie. Zna-
kowanie bydła zostało przerwane i w tej chwili
wszyscy zajmowali sie˛ przywracaniem porza˛dku
w gospodarstwie. Lily skierowała sie˛ w strone˛
stodoły, gdzie pracowało najwie˛cej robotniko´w.
Duff dostrzegł ja˛ jako pierwszy, pomachał jej re˛ka˛
i posłał szeroki us´miech, gdy zobaczył, z˙e niesie
torby z prowiantem.
– Mam nadzieje˛, z˙e to jest mokre i zimne
– powiedział, gdy podała mu termos i plastikowe
kubeczki.
177
Sharon Sala
Pete włoz˙ył re˛ke˛ do torby, wzia˛ł dwa pachna˛ce
ciastka, po czym przekazał torbe˛ w obieg. Me˛z˙czy-
z´ni z ulga˛ przerywali prace˛ i raczyli sie˛ słodyczami
oraz herbata˛.
– Gdzie Case? – zapytała w kon´cu Lily. Podej-
rzewała, z˙e celowo ja˛ ignoruje.
Duff zmarszczył czoło i otarł usta grzbietem
dłoni.
– Uhm... Tam, za stodoła˛. Grzebie cielaki. Szlag
by to trafił...
Lily na moment zaniemo´wiła. Case grzebie ciela-
ki? Przeciez˙ wichura nie była chyba az˙ tak silna? Jak
to sie˛ dzieje, z˙e burza taka jak wczorajsza jest
w stanie zabic´ zwierze˛? To jej sie˛ nie mies´ciło
w głowie.
Wolnym krokiem ruszyła za stodołe˛ i skierowała
sie˛ ku niewielkiemu wzniesieniu. Zobaczyła tam
Case’a, kto´ry zsiadał włas´nie z cia˛gnika. Przy-
spieszyła kroku, a gdy znalazła sie˛ blisko niego,
zacze˛ła biec. Kiedy sie˛ do niej odwro´cił, słowa,
kto´re miała zamiar wypowiedziec´, zamarły na jej
ustach.
Patrzył na nia˛ ze zdziwieniem, na jego twarzy
widniały wyraz´ne s´lady łez. Nie wiedziała, co sie˛
stało, nie miała poje˛cia, co robił, zdawała sobie
jednak sprawe˛, czego na pewno potrzebuje. Ot-
worzyła szeroko ramiona, a on schronił sie˛ w nich
178
DAMA Z KALIFORNII
niczym zagubione dziecko, kto´re wreszcie odnalaz-
ło rodzica.
– Cholerny grad – mrukna˛ł, wsuwaja˛c re˛ce w jej
włosy i ukrywaja˛c w nich twarz. Pachniała cytryna˛
i mydłem, cynamonem i przyprawami, a on jeszcze
nigdy w z˙yciu nie czuł sie˛ tak dobrze.
– Grad? – Niezupełnie go zrozumiała, lecz nie
miało to znaczenia. Wystarczyło, z˙e trzyma go
w ramionach.
– Tak – odparł, opieraja˛c policzek na jej głowie
i wtulaja˛c jej nos w zagłe˛bienie swojej szyi.
Jego re˛ce we˛drowały po jej plecach, on zas´
niewidza˛cym wzrokiem zapatrzył sie˛ na wzgo´rza
nalez˙a˛ce do jego rancza.
– Grad był za duz˙y, a niekto´re cielaki za małe.
Cztery musiałem zakopac´. Bardzo mi ich szkoda
– dodał. – Były takie małe...
Lily wstrzymała oddech, us´wiadomiwszy sobie,
z˙e włas´nie odkryła inna˛ strone˛ me˛z˙czyzny, kto´rego
pokochała. Z
˙
ył z ziemi. Nie tylko hodował zwierze˛-
ta, lecz takz˙e o nie dbał – tak jak pasterz troszczy sie˛
o swoje stada. Gdy kto´res´ ze zwierza˛t gine˛ło,
martwił sie˛ tym, poniewaz˙ s´wiadczyło to o tym, z˙e
sie˛ o nie wystarczaja˛co nie zatroszczył.
– Tak mi przykro, skarbie – szepne˛ła, nie zdaja˛c
sobie sprawy, z˙e uz˙yła czułego słowa.
Nie miał zamiaru mo´wic´ jej, z˙e sie˛ przeje˛zyczyła.
179
Sharon Sala
Koncentrował sie˛ na tym, z˙e trzymał ja˛ przy sobie.
Było mu smutno, poniewaz˙ stracił cztery znakomite
cielaki, lecz goto´w byłby stracic´ nawet całe stado,
gdyby to miało na zawsze zatrzymac´ Lily w jego
ramionach.
Przycia˛gne˛ła go do siebie mocniej, a potem
odsune˛ła sie˛, us´wiadomiwszy sobie, z˙e tula˛ sie˛ na
oczach całego s´wiata.
– Czy juz˙ skon´czyłes´? – zapytała. – Przyniosłam
mroz˙ona˛ herbate˛ i ciastka. Jes´li sie˛ pospieszysz,
moz˙e sie˛ jeszcze na cos´ załapiesz.
– Wskakuj – polecił Case, zajmuja˛c miejsce na
siodełku cia˛gnika i podaja˛c jej re˛ke˛.
– Och nie! – wyszeptała przestraszona, odsuwa-
ja˛c sie˛ od wielkiej zielonej maszyny. – Po´jde˛ pieszo.
– Boisz sie˛? – spytał, nie cofaja˛c re˛ki.
Lily spojrzała najpierw na traktor, potem na
odległos´c´ dziela˛ca˛ ich do stodoły, potem zno´w na
traktor, az˙ wreszcie na Case’a. I to włas´nie pomogło
jej podja˛c´ decyzje˛. Chodziło tu o cos´ wie˛cej niz˙
zaufanie do jego prowadzenia. Była to kwestia
zaufania do samego Case’a.
– Z toba˛sie˛ nie boje˛ – odrzekła i podała mu re˛ke˛.
Jego silne palce oplotły sie˛ woko´ł jej dłoni
i pus´ciły ja˛ dopiero wtedy, gdy usiadła obok niego
na siodełku, obja˛wszy go za szyje˛, z˙eby nie spas´c´.
Jedna jej odpowiedz´ tego rodzaju wystarczyła,
180
DAMA Z KALIFORNII
by czuł sie˛ wspaniale do kon´ca dnia. Wiedział, z˙e
z ta˛ kobieta˛ trzeba poste˛powac´ bardzo ostroz˙nie.
Be˛de˛ sie˛ wlo´kł krok po kroku, pomys´lał Case, ale ja˛
zdobe˛de˛. Tak sie˛ stanie.
Kiedy postawili cia˛gnik pod stodoła˛, na po-
dwo´rze wjechała cie˛z˙aro´wka. Z szoferki wyskoczył
przysadzisty me˛z˙czyzna z pote˛z˙nymi bicepsami
i wystaja˛cym brzuchem.
Od razu ruszył w strone˛ Case’a, kto´ry włas´nie
pomagał Lily zejs´c´ z traktora. Us´miech, jakim go
obdarzyła, natychmiast wyleczył wszystkie rany,
jakie zadała mu dzis´ rano. Jes´li be˛dzie cierpliwy,
Lily na pewno zrozumie, z˙e jest dla niego czyms´
znacznie wie˛cej niz˙ ładna˛ kobieta˛. Był tak zafascy-
nowany jej us´miechem, z˙e niemal zapomniał o cie˛-
z˙aro´wce. Ockna˛ł sie˛, dopiero gdy usłyszał głos
kierowcy:
– Przywiozłem blache˛ i kanto´wki – wyjas´nił
przybysz, wskazuja˛c kciukiem za siebie i przeno-
sza˛c je˛zykiem wykałaczke˛ z jednej strony ust na
druga˛. – Gdzie to wyładowac´?
– Duff zaraz pomoz˙e – odparł Case i rozejrzał sie˛
woko´ł w poszukiwaniu brygadzisty, totez˙ nie za-
uwaz˙ył spojrzenia, jakie wymienili Lily i me˛z˙czyz-
na.
Jego oczy przesune˛ły sie˛ po jej bliz´nie, od ka˛cika
oczu po ka˛cik ust. Zmarszczył czoło, nies´wiadomie
181
Sharon Sala
przesuna˛ł palcem po policzku, wyja˛ł wykałaczke˛
z ust i odwro´cił głowe˛, wypluwaja˛c s´line˛ na mokra˛
ziemie˛, tak jakby chciał pozbyc´ sie˛ nieprzyjemnego
posmaku wywołanego przez widok twarzy Lily.
Us´miechne˛ła sie˛ pogardliwie, podniosła głowe˛
i wynios´le spojrzała na jego zszokowana˛ twarz. Nie
po raz pierwszy spotkała sie˛ z takim zachowaniem.
– To na razie – rzuciła do Case’a, zaskakuja˛c go
szorstkim tonem i szybkim krokiem.
Obro´cił sie˛ na pie˛cie i dostrzegł spojrzenie
tłustego dostawcy. Patrzył włas´nie na Lily, kto´ra
kołysza˛cym sie˛ krokiem szła w strone˛ domu.
– Szkoda jej – mrukna˛ł facet, wsadzaja˛c wykała-
czke˛ do ust i zaczynaja˛c ja˛ ssac´ wymownym
ruchem. – Byłaby z niej niezła laska, jak by nie ta
paskudna szrama.
Case poczerwieniał z ws´ciekłos´ci i zacisna˛ł re˛ce
w pie˛s´ci. Wiedział, z˙e Lily słyszała kaz˙de słowo, bo
jej plecy zesztywniały, a krok sie˛ wydłuz˙ył.
– Zamknij te˛ swoja˛ głupia˛ ge˛be˛ – warkna˛ł
groz´nie i podszedł do kierowcy – chyba z˙e sam
chcesz cos´ takiego zarobic´.
Me˛z˙czyzna zbladł jak kreda, niemal sie˛ zakrztu-
sił wykałaczka˛, i powio´dł woko´ł wzrokiem, jakby
szukał kogos´ do pomocy. Zrozumiał, z˙e ostro
przesadził i z˙e jes´li szybko sie˛ nie zwinie, Case
moz˙e sie˛ wkurzyc´ jeszcze bardziej.
182
DAMA Z KALIFORNII
– Gdzie ten Duff? – zapytał. – Mam jeszcze duz˙o
towaru do rozwiezienia. Nie tylko wam burza
narobiła szko´d.
Case gestem wezwał Duffa, wydał mu pospiesz-
nie instrukcje i odszedł od kierowcy, zanim zrobi
temu typowi cos´, czego po´z´niej mo´głby z˙ałowac´.
Chciał po´js´c´ do Lily i zapewnic´ ja˛, z˙e to, co ten
człowiek powiedział, nie ma dla niego z˙adnego
znaczenia, podejrzewał jednak, z˙e nie byłaby to
odpowiednia pora na tego rodzaju wyznania. Do-
szedł do takiego wniosku, widza˛c, jak sie˛ zachowa-
ła. Podejrzewał, z˙e gdyby nie była dama˛, dałaby
temu facetowi tak popalic´, z˙e by sie˛ nie pozbierał.
Kiedy po´z´niej z cała˛ ekipa˛ przyszedł do domu na
wczesna˛ kolacje˛, Lily miała bardzo oficjalna˛ mine˛.
Nie patrzyła na niego, odpowiadała monosylabami.
Westchna˛ł, zjadł pospiesznie swoja˛porcje˛, nawet nie
wiedza˛c, co mu podano, i uznał, z˙e wro´cili do punktu
wyjs´cia. Z zachowania Lily wnosił, z˙e postanowiła
ich zwia˛zek skazac´ na wczesna˛, lecz bolesna˛s´mierc´.
Odsuna˛ł krzesło od stołu, zanio´sł talerz do zlewu
i z hukiem rzucił go na stos innych.
Lily zamrugała powiekami i odwro´ciła sie˛ w stro-
ne˛ zlewu, przekonana, z˙e cos´ sie˛ potłukło. Case
spojrzał na nia˛ tak, z˙e az˙ przeszły ja˛ ciarki. Naj-
wyraz´niej nie spodobało mu sie˛ jej milczenie – mało
tego, był ws´ciekły, z˙e sie˛ ucieka do takich sztuczek.
183
Sharon Sala
– Nie mam zamiaru tolerowac´ twojego uz˙alania
sie˛ nad soba˛, Lily Catherine – rzekł po´łgłosem, gdy
ja˛ mijał. – Nie wykre˛cisz sie˛ tak łatwo od tej nocy.
Lily odrzuciła w mys´lach pierwsza˛ odpowiedz´,
jaka przyszła jej do głowy, i w milczeniu patrzyła,
jak Case znika w mroku. Wcale nie chciała od
niczego sie˛ wykre˛cac´, bała sie˛ tylko, z˙e kiedys´ na
twarzy Case’a zobaczy taki sam wyraz nieche˛ci jak
u wielu innych. Jedynym sposobem, by tego unik-
na˛c´, jest trzymac´ sie˛ od niego jak najdalej.
Spe˛dziła nerwowy wieczo´r, a potem samotna˛
noc. Tego dnia Case nie pojawił sie˛ w gabinecie, by
wspo´lnie obejrzec´ ich ulubiony program telewizyj-
ny. Poza tym w z˙aden inny sposo´b nie okazywał, z˙e
ja˛ zauwaz˙a. Gdy wreszcie usłyszała, z˙e wro´cił,
ocie˛z˙ałym krokiem wspia˛ł sie˛ na pie˛tro, nawet nie
zagla˛daja˛c do gabinetu. Potraktował ja˛ tak, jakby
mie˛dzy nimi nigdy sie˛ nic nie wydarzyło.
Zdusiła łzy i te˛po zapatrzyła sie˛ w ekran, nie chca˛c
przyznac´ nawet w duchu, z˙e w pełni zasłuz˙yła sobie na
nieche˛c´ Case’a. W kon´cu, zme˛czona i zbolała, powoli
ruszyła w strone˛ swojego pokoiku na parterze, wzie˛ła
prysznic i połoz˙yła sie˛ do ło´z˙ka. Materac był wygodny,
pos´ciel czysta i pachna˛ca, jej zas´ marzyło sie˛ stare
skrzypia˛ce ło´z˙ko z piwnicy oraz zalatuja˛cy ste˛chlizna˛
materac. Te˛skniła za me˛z˙czyzna˛, kto´ry kochał sie˛ tam
z nia˛tak cierpliwie i namie˛tnie, jak nikt nigdy dota˛d.
184
DAMA Z KALIFORNII
– Jade˛ do miasta. Potrzebujesz czegos´? – zapytał
kro´tko.
Odsune˛ła na bok go´re˛ ciasta, kto´re włas´nie
wyrabiała, i wytarła re˛ce w fartuch.
– Kilka rzeczy – odrzekła spokojnie. – Moge˛ to
sama załatwic´, gdy pod koniec tygodnia pojade˛ do
supermarketu.
– Daj mi liste˛.
Wycia˛gne˛ła w jego strone˛ kartke˛, na kto´rej
systematycznie zapisywała kon´cza˛ce sie˛ artykuły
spoz˙ywcze. Chwycił ja˛ za re˛ke˛ i przycia˛gna˛ł do
siebie, az˙ prawie zetkne˛li sie˛ nosami.
Patrzyła na niego jak zaczarowana, obserwuja˛c
zmieniaja˛ce sie˛ barwy jego oczu, kto´rych błe˛kit
przeszedł niemal w czern´.
– Niedługo przez ciebie oszaleje˛, moja pani.
Patrze˛ na ciebie i mys´le˛ tylko o tym, jakie delikatne
jest twoje ciało, i jak cudownie reagowało, kiedy je
pies´ciłem.
Było to najpie˛kniejsze... i zarazem najgorsze
wyznanie, jakie usłyszała. Przypomniała sobie
wszystko.
Pochyliła sie˛ ku niemu, jej mie˛s´nie stały sie˛
bezwładne. Zda˛z˙yła jeszcze zauwaz˙yc´ jego zacis´-
nie˛te usta i rozszerzaja˛ce sie˛ nozdrza, a potem nie
widziała juz˙ nic, bo Case przytulił ja˛ do siebie
i unio´sł w go´re˛. Delikatnie muskał wargami jej usta,
185
Sharon Sala
az˙ rozchyliły sie˛ zapraszaja˛co, a jej re˛ce oplotły jego
szyje˛. Czuja˛c jego podniecenie, je˛kne˛ła, przypomina-
ja˛c sobie, czym sie˛ to skon´czyło owej pamie˛tnej nocy.
A potem wypus´cił ja˛z obje˛c´ i odsuna˛ł sie˛, ona zas´
czuła tylko bo´l, gdy patrzyła, jak chowa jej liste˛ do
kieszeni i us´miecha sie˛ do niej.
– Ja tu jeszcze wro´ce˛. Nie zapomnij o mnie,
dobrze?
Patrzyła na niego w osłupieniu, zaskoczona
absurdalnos´cia˛ jego sło´w. Miałaby zapomniec´?
Jego? Na pewno nie w tym z˙yciu. Ukryła twarz
w dłoniach i oparła sie˛ o drzwi, nasłuchuja˛c cich-
na˛cego w oddali warkotu silnika cie˛z˙aro´wki.
Chyba nie wytrzyma do kon´ca tego cholernego
kontraktu!
Było juz˙ po´z´no, kiedy Case zapukał do sypialni
Lily. Jego podro´z˙ do miasta trwała nieco dłuz˙ej
z powodu nieprzewidzianego wydarzenia. Na ulicy
mianowicie spotkał Lane’a Turneya, kto´ry zaz˙a˛dał
od niego zaległej pensji oraz rzeczy, kto´re zostawił
na ranczu.
Spotkanie nie nalez˙ało do przyjemnych, lecz cel
został osia˛gnie˛ty. Case przez całe tygodnie pow-
tarzał sobie, co powie człowiekowi, kto´ry w cham-
ski sposo´b potraktował Lily, a na dodatek rozbił
jego samocho´d.
186
DAMA Z KALIFORNII
Jednak gdy nadarzyła sie˛ sposobnos´c´, zdołał
wydusic´ z siebie jedynie to, z˙e jes´li Lane jeszcze raz
pojawi sie˛ w pobliz˙u Lily Brownfield, to on zrobi
z niego mokra˛ miazge˛ i rzuci kojotom na poz˙arcie.
Twarz Lane’a na zmiane˛ bladła ze strachu i pur-
purowiała z ws´ciekłos´ci, na tyle jednak znał swego
byłego szefa, by nie miec´ wa˛tpliwos´ci, z˙e dotrzyma
słowa.
– Oddaj mi moje rzeczy! – wrzasna˛ł Lane przez
ramie˛, gdy pospiesznie oddalał sie˛ od Case’a,
zadowolony, z˙e ostatnie słowo nalez˙ało jednak do
niego.
Case w ponurym milczeniu załatwił sprawy
i wro´cił do domu. Nagle zapragna˛ł ujrzec´ Lily
i upewnic´ sie˛, z˙e nic sie˛ jej nie stało. Wspomnienie
tego, jak mało brakowało, by wybryk Lane’a Tur-
neya skon´czył sie˛ dla niej tragicznie, nie prze-
stawało go przes´ladowac´ i przeraz˙ac´.
Gdy zajechał na podjazd, dom był pogra˛z˙ony
w ciemnos´ciach. Paliło sie˛ jedynie s´wiatło w holu
i w skrzydle, w kto´rym znajdowała sie˛ sypialnia
Lily.
Połoz˙ył sprawunki na stole kuchennym, a potem
wyja˛ł z jednej z toreb płaskie pudełko i ruszył do
pokoju Lily.
Gdy pod jej drzwiami usłyszał szum wody,
domys´lił sie˛, z˙e Lily bierze prysznic, zmywaja˛c
187
Sharon Sala
z siebie zme˛czenie i napie˛cie całego dnia. Wyob-
raził ja˛ sobie w kabinie i natychmiast zadał sobie
pytanie, co by było, gdyby tak ws´lizna˛ł sie˛ do niej
i... Po namys´le uznał jednak, z˙e jest troche˛ za
wczes´nie na tego rodzaju poufałos´ci.
Owszem, Lily sie˛ z nim kochała, lecz takz˙e
skutecznie potrafiła odsuna˛c´ go od siebie. Nie miał
zamiaru zmuszac´ jej do czegos´, na co nie była
jeszcze przygotowana. I nawet jes´li w głe˛bi serca
czuł, z˙e jej troche˛ na nim zalez˙y, to mimo wszystko
pragna˛ł to od niej wyraz´nie usłyszec´, a nie zadowa-
lac´ sie˛ domysłami.
Ostroz˙nie nacisna˛ł klamke˛, zajrzał do s´rodka
i ucieszył sie˛, z˙e zda˛z˙y wypełnic´ swa˛ misje˛ i wyco-
fac´ sie˛, zanim Lily opus´ci łazienke˛. Pospiesznie
połoz˙ył na ło´z˙ku ,,niespodzianke˛’’.
Chwile˛ po´z´niej Lily zakre˛ciła kran, owine˛ła sie˛
re˛cznikiem i wyszła z kabiny. Z drugiego re˛cznika
zrobiła na głowie turban i zacze˛ła sie˛ wycierac´.
Poniewaz˙ łazienka była pełna pary, otworzyła drzwi
do sypialni i dopiero wtedy sie˛gne˛ła po suszarke˛.
Pochyliła sie˛ i gdy jej rozpuszczone włosy sie˛gne˛ły
niemal podłogi, zacze˛ła je suszyc´. W miare˛ jak
schły, skre˛cały sie˛ w fale o miodowej barwie.
W kon´cu wyprostowała sie˛ i spojrzała w lustro,
kto´re juz˙ odparowało, a w nim ujrzała rozłoz˙ona˛ na
ło´z˙ku długa˛, cienka˛ jak paje˛czyna koszule˛ nocna˛.
188
DAMA Z KALIFORNII
Suszarka wypadła jej z ra˛k, wtyczka wysune˛ła sie˛
z gniazda i w łazience zaległa cisza. Kiedy Lily
gwałtownie sie˛ odwro´ciła z zamiarem przejs´cia do
pokoju, re˛cznik, kto´rym sie˛ owine˛ła, rozwia˛zał sie˛
i zsuna˛ł na podłoge˛.
Chwile˛ po´z´niej przekonała sie˛, z˙e nie było to
przywidzenie. Na pos´cieli istotnie lez˙ała jedwabna
koszula o barwie truskawkowej. Niczym we s´nie,
Lily podniosła re˛ce i włoz˙yła ja˛ na siebie.
Case wstrzymał oddech, patrza˛c, jak jego uko-
chana podchodzi zauroczona do ło´z˙ka, nies´wiado-
ma swej nagos´ci, bierze do ra˛k koszule˛ i wkłada ja˛,
poprawia na ramionach włosy i us´miecha sie˛ z nie-
skrywanym zadowoleniem.
Powiodła dłon´mi po cienkiej materii od dekoltu
po uda, z lubos´cia˛ gładza˛c jedwab. Gdy przymkne˛ła
oczy, przypomniała sobie stara˛ koszule˛ nocna˛, kto´ra˛
Case zerwał z niej owej pamie˛tnej nocy, i w tej
samej chwili odwro´ciła sie˛, zdaja˛c sobie nagle
sprawe˛ z jego obecnos´ci.
Gdy oczy Lily spocze˛ły na nim, znieruchomiał.
Dostrzegł w nich jakis´ błysk, jakby us´wiadomienia,
z˙e ktos´ widział ja˛rozebrana˛. Wsuna˛ł zacis´nie˛te pie˛s´ci
do kieszeni. Oby tylko zdołał je tam zatrzymac´!
Kaz˙dy jej zmysłowy ruch sprawiał, z˙e jedwab
falował niczym w podmuchach gora˛cego wiatru.
Case czuł, jak narasta w nim napie˛cie.
189
Sharon Sala
– Pasuje? – spytał niespokojnym głosem.
Kiwne˛ła potakuja˛co głowa˛.
– Jest przepie˛kna – odparła po´łgłosem i przesu-
ne˛ła dłon´mi po biodrach, nie moga˛c sie˛ nacieszyc´
mie˛kkos´cia˛ materii.
– Tak jak ty – powiedział Case i nim sie˛
zorientowała, znikna˛ł w głe˛bi korytarza.
Jej oczy natychmiast nabiegły łzami. Zdała sobie
z tego sprawe˛ dopiero wtedy, gdy spostrzegła mokre
plamy na dekolcie. Szloch s´cisna˛ł ja˛ za gardło
i wypełnił poko´j. Zadrz˙ała i cofne˛ła sie˛ w strone˛
ło´z˙ka. Gdy wyczuła jego brzeg, opadła bezwładnie
na pos´ciel.
– Niech cie˛ szlag! – wymamrotała przez łzy,
pełna bo´lu i ws´ciekłos´ci. – Niech cie˛ szlag trafi za
to, z˙e ci uwierzyłam.
Połoz˙yła sie˛, zwine˛ła w truskawkowa˛ kupke˛
nieszcze˛s´cia, i płakała tak długo, az˙ zmorzył ja˛ sen.
Duff obrzucił Lane’a Turneya nieprzyjaznym
spojrzeniem, gdy ten ostatni z bun´czuczna˛ mina˛
zbierał swoje rzeczy. Im szybciej ten człowiek
opus´ci ranczo, tym lepiej.
Cos´ w zachowaniu tego typa wywoływało
w Duffie niepoko´j. Nie wiedział, czy chodzi po
prostu o to, z˙e mie˛dzy tym draniem a jego szefem
przepłyne˛ło wiele złej krwi, czy tez˙ o to, z˙e Lane
190
DAMA Z KALIFORNII
nieustannie zerkał w strone˛ domu, jakby w nadziei
ujrzenia Lily. Bez wzgle˛du zreszta˛ na powo´d,
z punktu widzenia Duffy’ego dobrze by było, gdyby
Lane Turney wyjechał jak najszybciej.
– Kon´czysz juz˙? – zapytał ostro.
Turney spojrzał na niego ze złos´cia˛, złapał swoja˛
marynarke˛ i walizke˛, po czym w milczeniu ruszył
ku drzwiom. Uznał, z˙e taki wrak człowieka jak
Duffy nie zasługuje nawet na słowo poz˙egnania.
Wyszedł przed barak, stana˛ł na chwile˛ w słon´cu,
rzucił swo´j dobytek na tył pickupa i włas´nie miał
zamiar sia˛s´c´ za kierownice˛, kiedy zza baraku wyło-
nił sie˛ Pete.
– Szef cie˛ szuka! – zawołał do Duffa, wskazuja˛c
w strone˛ zagrody, gdzie do cie˛z˙aro´wek ładowano
woły.
Duff spojrzał triumfalnie na Turneya, zadowolo-
ny, z˙e dopełnił swego obowia˛zku, po czym ruszył
w strone˛ Case’a.
Turney włas´nie na to czekał. Odskoczył od
cie˛z˙aro´wki i wykorzystuja˛c osłone˛ zabudowan´,
skierował sie˛ chyłkiem w kierunku zagrody, gdzie
trzymano zarodowego byka. Longren jeszcze poz˙a-
łuje, z˙e mu nie wypłacił zaległego wynagrodzenia!
Lane Turney nie przyja˛ł do wiadomos´ci faktu, z˙e
remont rozbitego samochodu kosztował dziesie˛c´
razy wie˛cej, niz˙ Case był mu winien.
191
Sharon Sala
Lane pragna˛ł zemsty.
Nie potrafił jednak ukryc´ paraliz˙uja˛cego strachu,
kiedy wielki ciemnobra˛zowy byk rasy Brahman,
wyczuwaja˛c obecnos´c´ człowieka, odwro´cił sie˛ w je-
go strone˛. Gdy Lane zbliz˙ył sie˛ do furtki, zwierze˛
prychne˛ło, podrzuciło łbem i zaryło przednimi
kopytami w ziemie˛. W powietrze wzbiły sie˛ kłe˛by
kurzu, pokrywaja˛c pyłem wielki łeb zwierze˛cia
i jego kark, a w kon´cu s´lepia i nozdrza. To ostatnie
rozjuszyło bestie˛ jeszcze bardziej.
Lane otworzył furtke˛, po czym czmychna˛ł z po-
wrotem do samochodu. Na moment dz´gne˛ło go cos´
w rodzaju poczucia winy – byk wszak był wielki
i bardzo groz´ny – lecz zaraz potem pomys´lał, z˙e
Longren mimo wszystko powinien był dac´ mu te
pienia˛dze. Wskoczył za kierownice˛, uruchomił sil-
nik i ruszył przed siebie w chmurze czerwonego
pyłu, pozostawiaja˛c po sobie wyła˛cznie złe wspo-
mnienia.
Rozjuszony wizyta˛ człowieka byk ryczał, orał
z ws´ciekłos´cia˛ ziemie˛ i walił łbem o metalowe pre˛ty
ogrodzenia. Nagle poczuł, z˙e jest wolny! Mie˛dzy
nim a porykuja˛cymi krowami nie ma juz˙ z˙adnej
przeszkody! Jeszcze raz podrzucił łbem, wydał
gniewny pomruk i ruszył w strone˛ swego stada
z zamiarem starcia w proch wszystkiego, co stanie
mu na drodze.
192
DAMA Z KALIFORNII
Case włas´nie opus´cił rampe˛ i patrzył, jak odjez˙-
dz˙a ostatnia cie˛z˙aro´wka z załadunkiem woło´w.
S
´
wiadomos´c´, z˙e oto znowu dobiegł kresu kolejny
przegla˛d stada, była zawsze przyjemna. Kiedy woły
opuszczały ranczo, niewiele juz˙ pozostawało do
roboty. Za niecały tydzien´ ogromny wysiłek ostat-
nich miesie˛cy be˛dzie jedynie wspomnieniem, a po-
zostanie tylko problem, jak przetrwac´ długie, upal-
ne lato.
Zdja˛ł kapelusz, otrzepał go o udo, i skierował sie˛
w strone˛ domu, by sie˛ umyc´. Był pogra˛z˙ony w mys´-
lach i ida˛c, patrzył w ziemie˛, gdy nagle dobiegł go
cho´ralny krzyk. W głosie Duffa i ludzi brzmiało
takie przeraz˙enie, z˙e Case zdre˛twiał.
Gdy podnio´sł głowe˛, stana˛ł oko w oko z roz-
juszonym zwierze˛ciem.
Byk sie˛ urwał!
Kilkanas´cie metro´w od niego stała waz˙a˛ca po´ł-
torej tony, pełna furii bestia z opuszczonym łbem.
W powietrzu wznosił sie˛ ge˛sty pył, z trzewi zwie-
rze˛cia dobywał sie˛ groz´ny pomruk.
Case zmartwiał. Spojrzał niespokojnie w kierun-
ku domu, potem przenio´sł wzrok na zagrody, kto´re
z kaz˙da˛ chwila˛ coraz bardziej sie˛ oddalały. Wresz-
cie podja˛ł decyzje˛: spro´buje sie˛ wycofac´ do jednej
z nich. Nie ma wyjs´cia.
Była to jego ostatnia mys´l, zanim byk na niego
193
Sharon Sala
natarł. Bestia rozpe˛dzała sie˛ jak zjez˙dz˙aja˛ca z go´ry
cie˛z˙aro´wka, w kto´rej zawiodły hamulce. Ten czło-
wiek stana˛ł na drodze mie˛dzy nim a jego haremem...
Case cisna˛ł w zwierze˛ kapeluszem i rzucił sie˛
w kierunku stodoły, biegna˛c ro´wnolegle do Duffa
oraz jego ludzi i maja˛c s´wiadomos´c´, z˙e teraz moz˙e
sie˛ jedynie modlic´. Strach dodawał mu skrzydeł,
lecz odległos´c´ mie˛dzy nim a bykiem nieubłaganie
sie˛ kurczyła, az˙ nagle ziemia zadrz˙ała pod wpły-
wem cie˛z˙aru napieraja˛cej bestii i Case’owi zrobiło
sie˛ gora˛co.
Przez głowe˛ przemkne˛ła mu niczym błyskawica
mys´l, z˙e tym razem sie˛ nie wywinie, i wraz z nia˛
konstatacja, z˙e nie be˛dzie mu dane spe˛dzic´ reszty
z˙ycia z Lily.
Boz˙e, jes´li to koniec, to niech nasta˛pi szybko,
modlił sie˛ w duchu, czuja˛c na karku gora˛ce tchnie-
nie s´mierci.
194
DAMA Z KALIFORNII
ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY
Lily odstawiła na miejsce ostatnie garnki i tale-
rze, kto´re pozmywała po lunchu. Teraz be˛dzie miała
godzine˛ wolnego, bo po´z´niej czeka ja˛ przygotowa-
nie kolacji.
Patrzyła, jak odjez˙dz˙aja˛ ostatnie cie˛z˙aro´wki z by-
dłem, i wiedziała, z˙e jej pobyt na ranczu powoli
dobiega kon´ca. Poczuła, jak serce s´ciska jej strach,
z˙al i jeszcze cos´, czego nie miała odwagi nazwac´.
Kiedy nadejdzie ten dzien´, nie be˛dzie gotowa
opus´cic´ Case’a. Wczoraj jednak grymas niesmaku
na twarzy dostawcy drewna sprawił, z˙e zno´w znala-
zła sie˛ w takim samym stanie psychicznym, w jakim
tu przybyła.
Zamkne˛ła szafki, wytarła wilgotne re˛ce w ku-
chenna˛ s´cierke˛ i rzuciła ja˛ na blat. Bezsenna noc tez˙
jej nie pomogła. Lily czuła piasek w oczach, a gdy
mys´lała o swym losie, od nowa zalewała sie˛ łzami.
Odwia˛zała fartuch, powiesiła go na oparciu krze-
sła i poszła do gabinetu. Tam wycia˛gne˛ła ze spodni
w paski bluzke˛ w odcieniu mie˛ty, i zacze˛ła zsuwac´
buty. W tej samej chwili powietrze rozdarł okrzyk
przeraz˙enia. Lily znieruchomiała, a kiedy spojrzała
w okno i dostrzegła jego przyczyne˛, niemal stane˛ło
jej serce.
Duff krzyczał wniebogłosy i gnał przed siebie,
wzbijaja˛c w niebo tumany kurzu. Pozostali me˛z˙czyz´-
ni biegli tuz˙ za nim, trzymaja˛c sznury, machaja˛c
re˛kami i wydzieraja˛c sie˛ na całe gardło. W ten sposo´b
usiłowali zwro´cic´ na siebie uwage˛ rozws´cieczonego
potwora, kto´ry stał jak zaczarowany pos´rodku duz˙e-
go podwo´rza mie˛dzy domem a zabudowaniami.
Lily zaje˛ło tylko sekunde˛, by zorientowac´ sie˛, co
– lub raczej kto s´cia˛gna˛ł na siebie uwage˛ byka.
Case!
– Nieee! – je˛kne˛ła, patrza˛c na rozgrywaja˛ca˛ sie˛
przed jej oczami scene˛.
Byk zaatakował w chwili, gdy Case rzucił w nie-
go kapeluszem, jakby w ten sposo´b chciał roz-
proszyc´ uwage˛ bestii. Potem wszystko sie˛ potoczyło
jak na zwolnionym filmie. Lily poje˛ła w oka-
mgnieniu, z˙e Case nie zdoła schronic´ sie˛ w za-
grodzie, a jego ludzie nie sa˛ w stanie mu pomo´c.
196
DAMA Z KALIFORNII
Niespodziewanie przycisk do papieru znalazł sie˛
na podłodze ws´ro´d odłamko´w szkła, a Lily trzymała
w re˛kach strzelbe˛ Case’a. Całe szcze˛s´cie, z˙e włas´nie
z takiego egzemplarza lata temu Cole uczył ja˛
strzelac´.
Szybko sprawdziła bron´. Naładowana. Dzie˛ki
Bogu, ktos´ był przewiduja˛cy! Gdyby musiała teraz
szukac´ amunicji, niechybnie przegrałaby wys´cig
z czasem.
Nigdy nie potrafiła odtworzyc´ w pamie˛ci sek-
wencji wydarzen´, kto´re potem nasta˛piły. Na pewno
zbiegła z werandy, przecie˛ła podwo´rze lotem błys-
kawicy i znalazła sie˛ za płotem. Przez cały czas nie
spuszczała oczu z Case’a, kto´rego szansa na prze-
trwanie malała z sekundy na sekunde˛.
Case czuł, jak z czoła i karku spływa mu ge˛sty
pot. Gdy dostanie sie˛ do oczu, nic nie be˛dzie
widział! Jednak ta mys´l wcale nie wydała mu sie˛
straszna, bo przemkne˛ło mu przez głowe˛, z˙e moz˙e
to byc´ ostatnie s´wiadome uczucie, jakiego be˛dzie
mu dane dos´wiadczyc´. Był ws´ciekły, gdy przy-
spieszał kroku, lecz i tak nie wa˛tpił, z˙e przegrywa.
Nie chciał umierac´. Nie teraz, kiedy wreszcie
znalazł powo´d, by z˙yc´. Lily!
Mie˛dzy domem a zabudowaniami gospodarskimi
przetoczył sie˛ pote˛z˙ny huk, mieszaja˛c sie˛ z łomotem
serca Case’a oraz dudnieniem kopyt.
197
Sharon Sala
Case rzucił sie˛ w strone˛ ogrodzenia. Wiedział, z˙e
to nie potrwa juz˙ długo, bo gora˛cy oddech bestii
przypiekał mu sko´re˛ na plecach.
Dopadł płotu, nagle wstrza˛s´nie˛ty faktem, z˙e
cia˛gle z˙yje. Z najwyz˙szej z˙erdzi obejrzał sie˛ za
siebie, zdumiony nagła˛ cisza˛ i nieruchomym obra-
zem, jakby miał przed soba˛ fotografie˛.
Serce podskoczyło mu do gardła i łzy popłyne˛ły
z oczu, gdy rozdygotany powoli zsuna˛ł sie˛ na
ziemie˛. Duff i jego ludzie wydawali radosne okrzy-
ki, on jednak nie potrafił skupic´ sie˛ na niczym
z wyja˛tkiem pote˛z˙nego cielska, kto´re lez˙ało teraz
bezwładnie w odległos´ci niespełna metra od ogro-
dzenia.
Jakim cudem?
Rozejrzał sie˛ woko´ł osłupiały, po czym az˙ mu
dech zaparło, gdy zobaczył, jak Lily opada na
kolana, upuszcza w pył strzelbe˛ i chowa twarz
w dłoniach.
O mo´j Boz˙e! Lily!
Modlił sie˛ bezwiednie, podobnie jak bezwiedne
były jego kroki woko´ł wielkiego, martwego zwie-
rze˛cia, na kto´rym powoli osiadał pył. Case zmierzał
w strone˛ Lily.
– Szefie! Szefie! – krzyczał Pete, poklepuja˛c
Case’a po ramieniu. Wkro´tce wszyscy ich okra˛z˙yli.
– Nic ci nie jest? Widziałes´? Widziałes´ ten strzał?
198
DAMA Z KALIFORNII
Załatwiła go za pierwszym podejs´ciem! Bylis´my
pewni, z˙e juz˙ po tobie...
Case kiwał głowa˛ i szedł dalej, koncentruja˛c
uwage˛ na kobiecie, kto´ra siedziała skulona w obło-
ku kurzu.
– Sprza˛tnijcie to s´cierwo – warkna˛ł Case. – Po-
tem do kon´ca dnia macie wolne. Zobaczymy sie˛
jutro.
– Hurra! – zawołał Pete. – Ale historia! Załoz˙e˛
sie˛, z˙e nikt w mies´cie nie uwierzy, z˙e nasza
kuchareczka z Kalifornii uratowała szefowi z˙ycie.
S
´
miech i z˙artobliwe komentarze ucichły, gdy
Case podszedł do Lily. Ukla˛kł przy niej, odsuna˛ł
dłonie od twarzy i dopiero wtedy us´wiadomił sobie,
z˙e Lily szlocha.
– Kochanie – szepna˛ł, podnosza˛c ja˛ i tula˛c do
siebie – nie płacz. Nie płacz.
Zadrz˙ała, słysza˛c głos Case’a i czuja˛c ciepło jego
ramion.
Z
˙
yje!
Tak sie˛ bała, gdy pocia˛gała za spust. Gdy jednak
strzelba uderzyła ja˛w ramie˛, a byk zachwiał sie˛ w po´ł
kroku i cie˛z˙ko runa˛ł na ziemie˛, ogarne˛ło ja˛obezwład-
niaja˛ce poczucie ulgi. Zwiotczały jej wszystkie
mie˛s´nie i nie potrafiła utrzymac´ sie˛ na nogach.
– Bałam sie˛, z˙e cie˛ trafie˛ – wyznała przez łzy
i ukryła twarz na jego piersi.
199
Sharon Sala
Nie przeszkadzał jej zapach brudnej, przepoco-
nej koszuli Case’a. Otoczyła go ramionami w pasie
i przytuliła sie˛ do niego desperacko. Nie obchodziło
jej, kto na nich patrzy i co sobie mys´li. Ten
me˛z˙czyzna jest jej całym s´wiatem. Przed chwila˛ był
tak blisko s´mierci, z˙e teraz trudno jej było uwierzyc´,
z˙e nie zgina˛ł.
– Wstan´, skarbie – wyszeptał jej do ucha. – Spi-
sałas´ sie˛ wspaniale. Po prostu znakomicie.
Pochylił sie˛, podnio´sł strzelbe˛, druga˛ re˛ka˛ oto-
czył drz˙a˛ce ramiona Lily i ruszył z nia˛ powoli
w strone˛ domu.
Jego wne˛trze było mroczne i chłodne. Panowała
tam cudowna cisza, kto´ra zwielokrotniała kaz˙dy
odgłos: bicie serca, skrzypienie drzwi, szcze˛k broni
wieszanej na swoim miejscu w szafie.
Case popatrzył na Lily. Oparta o s´ciane˛ wpat-
rywała sie˛ w niego szeroko otwartymi oczami,
kto´rych uroda zawsze go urzekała. Oddychała cie˛z˙-
ko, tłumia˛c płacz. Drz˙a˛ca˛ dłonia˛ przesune˛ła po
twarzy. Jej palce znieruchomiały, gdy niechca˛cy
dotkne˛ła czerwonej blizny.
– O nie! – zaprotestował. – Nie teraz, Lily
Catherine! Nie teraz, kiedy bylis´my blisko utraty
wszystkiego, co dopiero sie˛ zaczynało.
Przez chwile˛ patrzyła na niego, po czym opus´ciła
re˛ke˛ i oparła głowe˛ o s´ciane˛. Gdy Case podszedł
200
DAMA Z KALIFORNII
bliz˙ej, us´wiadomiła sobie, z˙e poznała juz˙ ten wyraz
jego twarzy. Było to tej nocy, gdy rozszalała sie˛
burza.
Teraz czuła sie˛ ro´wnie bezradna jak wo´wczas...
– Chodz´ ze mna˛ – rzekł prosza˛cym tonem, a gdy
sie˛ zawahała, wzia˛ł ja˛ na re˛ce i ruszył w kierunku
schodo´w, jakby nic nie waz˙yła.
Zanio´sł ja˛ wprost do swojej sypialni. Nie padło
mie˛dzy nimi ani jedno słowo. Kopnie˛ciem zamkna˛ł
drzwi, podszedł do ło´z˙ka i ułoz˙ył Lily pos´rodku
czarnej atłasowej kapy.
– Kocham cie˛, Case – wyszeptała Lily.
Uznała, z˙e nie ma sensu udawac´. Albo Case
przyjmie jej wyznanie, albo złamie jej serce.
– Wiem, kochanie – odparł ro´wniez˙ szeptem,
zrzucaja˛c koszule˛ na podłoge˛. – Ja tez˙ cie˛ kocham.
I nie ukrywałem tego od samego pocza˛tku, ale nie
chciałas´ mi uwierzyc´.
Lily us´miechne˛ła sie˛ przez łzy i zacze˛ła sie˛
rozbierac´. Case powstrzymał ja˛ spojrzeniem.
– Ja to zrobie˛ – szepna˛ł i patrzył, jak w oczach
Lily rozpłomienia sie˛ namie˛tnos´c´.
Jej włosy rozsypały sie˛ na błyszcza˛cej kapie
niczym płynny mio´d. Case rozbierał ja˛tak ostroz˙nie,
jakby poszczego´lne cze˛s´ci jej garderoby były z naj-
bardziej kruchego szkła. Jego delikatnos´c´ przypra-
wiała ja˛ o szalen´stwo, gdy słyszała niespokojne
201
Sharon Sala
bicie jego serca i patrzyła, jak przymyka powieki,
by zaczerpna˛c´ powietrza i uspokoic´ drz˙a˛ce palce.
Kilka minut wczes´niej o mały włos nie stracił z˙ycia,
a ta oto dziewczyna uratowała go od s´mierci – po-
darowała mu z˙ycie wraz ze swoja˛ miłos´cia˛. Mo´gł
tylko chylic´ czoło w obliczu hartu jej ducha, kto´ry
musiała wykazac´, by pocia˛gna˛c´ za spust, oraz odwagi,
kto´ra˛zademonstrowała, wyznaja˛c mu miłos´c´. Z poko-
ra˛przyjmował dar, jaki włas´nie otrzymał. Wyczuwał
jednak, z˙e musi posia˛s´c´ Lily tak, by oboje utwierdzili
sie˛ w przekonaniu, z˙e z˙ycie... i miłos´c´... wcia˛z˙ istnieja˛.
Lez˙ała teraz przed nim. Dzienne s´wiatło opro-
mieniało jej pone˛tne ciało na tle czarnego atłasu.
Czekała...
Zrzucił swoje ubranie na podłoge˛. W ostatniej
chwili zawahał sie˛, nie be˛da˛c pewien, czy gdy jej
dotknie, potrafi utrzymac´ emocje na wodzy.
Lily westchne˛ła, wycia˛gne˛ła do niego re˛ce, a on
chwycił je niczym tona˛cy ostatnia˛ deske˛ ratunku.
Ich ciała stopiły sie˛ w jedno, dłonie gora˛czkowo
zapewniały o tym, z˙e z˙ycie nadal istnieje i z˙e jest
wspaniałe. Case wstrzymał oddech, zacisna˛ł ze˛by
i marzył tylko o tym, by nie skon´czyc´ zbyt wczes´-
nie, gdy Lily otaczała go udami, reaguja˛c na jego
kaz˙dy ruch, delektuja˛c sie˛ kaz˙dym gestem.
– Nie opus´cisz mnie – szepna˛ł zduszonym gło-
sem, tula˛c ja˛ do siebie jak najwie˛kszy skarb.
202
DAMA Z KALIFORNII
Uniosła ocie˛z˙ałe od miłos´ci powieki i spojrzała
w niebieskie oczy, w kto´rych istnieli tylko oni
dwoje, a potem westchne˛ła i powoli pokiwała
głowa˛.
– Nie, nigdy – obiecała ro´wniez˙ szeptem. – A te-
raz kochaj mnie, kowboju, bo za chwile˛ oszaleje˛.
Jes´li z˙ywiła jakies´ wa˛tpliwos´ci, z˙e Case potrafi
sie˛ z nia˛ kochac´ tylko w mroku nocy, to teraz
przestały one istniec´. Zabrał ja˛do nieba i sprowadził
z powrotem na ziemie˛ w s´wietle dnia, z promykami
słon´ca tan´cza˛cymi w jej włosach. A gdy skon´czył,
połoz˙ył sie˛ przy niej i w milczeniu patrzył, jak jego
kochanka płacze ze szcze˛s´cia, a wreszcie usypia.
Dopiero wtedy dał ujs´cie swoim emocjom – z je-
go oczu tez˙ popłyne˛ły łzy. Były to łzy oczysz-
czaja˛ce, uzdrawiaja˛ce, kto´re wkro´tce takz˙e na niego
sprowadziły sen.
Wieczorne słon´ce włas´nie chyliło sie˛ ku za-
chodowi...
– Jutro zadzwonie˛ do twojego ojca – oznajmił
spokojnie, patrza˛c, jak Lily sie˛ powoli budzi. – Nie
be˛de˛ go prosił o zgode˛, tylko mu powiem, z˙e
zostaniesz moja˛ z˙ona˛. Jutro... za tydzien´... za mie-
sia˛c. Jest mi oboje˛tne gdzie, byle szybko. Od dzis´
nie przes´pie˛ juz˙ samotnie z˙adnej nocy, moja droga
Lily. Juz˙ cie˛ nie wypuszcze˛...
203
Sharon Sala
– Dzien´ dobry – powiedziała z us´miechem i za-
pragne˛ła pocałowac´ jego ułoz˙one w wyraz buntu
wargi. – I dzie˛kuje˛. Tak, mys´le˛, z˙e masz racje˛.
Jego mina była warta uwiecznienia na fotografii.
Lily odrzuciła głowe˛ do tyłu i zacze˛ła s´miac´ sie˛ na
cały głos, zanim wreszcie Case uciszył ja˛ najpierw
pocałunkiem, potem dłon´mi, a potem całym ciałem.
Z
˙
ycie jest wspaniałe.
Naste˛pnego dnia przy s´niadaniu Duff spojrzał na
Lily, a potem na szefa, i us´miechna˛ł sie˛ szeroko.
Jego twarz przecie˛ły tysia˛ce drobnych zmarszczek
rados´ci, oczy zwe˛ziły sie˛ w wa˛skie szparki, gdy
z zadowoleniem poklepał sie˛ po udzie.
– Co cie˛ tak ucieszyło? – warkna˛ł Pete, marsz-
cza˛c czoło, gdy jeden z kolego´w stoja˛cych za nim
w kolejce wzia˛ł kilka plastro´w bekonu wie˛cej, niz˙
mu sie˛ nalez˙ało.
– Mamy kucharke˛! – os´wiadczył s´piewnym gło-
sem Duff.
– Czys´ ty zwariował, stary? Cały czas mamy
kucharke˛.
– Mam na mys´li... mamy kucharke˛... na stałe
– oznajmił Duff konspiracyjnym tonem i dz´gna˛ł
Pete’a w bok, wskazuja˛c wzrokiem szefa, kto´ry
włas´nie s´cierał z policzka Lily odrobine˛ ma˛ki.
Pete otworzył szeroko usta i zapomniał sie˛
204
DAMA Z KALIFORNII
ws´ciec, gdy dwo´ch innych robotniko´w wepchne˛ło
sie˛ przed niego do kolejki.
– Jasny gwint! – rzekł po´łgłosem. – Drogi Arloe,
juz˙ nigdy nie zrobie˛ dla was gotowanej wołowiny
ani kompotu z suszonych s´liwek. Juz˙ zawsze be˛-
dziemy jes´c´ jak paniska.
Starzy przyjaciele wyszczerzyli do siebie ze˛by
i tra˛cili sie˛ łokciami, odchodza˛c od bufetu ze
s´niadaniem. Gdy kilka minut po´z´niej ruszali do
pracy, w ich głosach pobrzmiewała rados´c´, a w ru-
chach widac´ było zastrzyk s´wiez˙ej energii.
Szefowi nalez˙ało sie˛ troche˛ szcze˛s´cia, Lily zas´
stanowiła... wielkie szcze˛s´cie. Była nie tylko bardzo
ładna, lecz takz˙e potrafiła znakomicie gotowac´ oraz
strzelac´. Czy moz˙na wie˛cej wymagac´ od kobiety?
– pytali jeden drugiego.
Lily nie miała o tym poje˛cia, lecz tak sie˛ stało, z˙e
zakochała sie˛ w me˛z˙czyz´nie ze stanu, w kto´rym nikt
nie cierpiał z powodu braku feministek. Tutaj
kobiety zawsze były ro´wne me˛z˙czyznom, bez
wzgle˛du na to, czy chciały tego, czy tez˙ nie. Tak
było od samego pocza˛tku, od czaso´w osadnictwa.
Uprawiały ziemie˛, rodziły dzieci. Chwytały bydło
na lasso i wznosiły ogrodzenia. Potrafiły jez´dzic´
konno, walczyc´, i zawsze bezbłe˛dnie wyczuwały,
kiedy nadchodziła pora na miłos´c´. Oboje˛tne czy
wydobywały rope˛, czy zawiadywały ranczem, czy
205
Sharon Sala
prowadziły inne interesy lub po prostu były gos-
podyniami domowymi, same dokonywały wyboru,
a ich me˛z˙czyz´ni zawsze je wspierali.
Kobiety z Oklahomy były uparte, dumne i ule-
pione z twardej gliny, a Lily Brownfield pasowała
do nich jak ulał.
– Pete juz˙ wie – zauwaz˙yła, patrza˛c na od-
chodza˛cych me˛z˙czyzn.
– Duff
tez˙
–
dorzucił
rozbawiony
Case.
– I nie dziwota. Pewnie cały czas mam na twarzy
lubiez˙ny us´miech. Naznaczyłas´ mnie na całe
z˙ycie.
Zaczerwieniła sie˛ jak piwonia i zamachne˛ła na
niego s´cierka˛.
– Wynocha z mojej kuchni, prosze˛ pana – roz-
kazała z˙artobliwie. – Mam mno´stwo pracy.
– Dzis´ wieczorem dzwonimy do twojego ojca
– przypomniał jej.
Skine˛ła głowa˛, pro´buja˛c powstrzymac´ łzy. Nie
potrafiła uwierzyc´ w swoje szcze˛s´cie. Az˙ bała sie˛
dzie˛kowac´ za nie Bogu.
– Nie ba˛dz´ taka smutna, prosze˛ – je˛kna˛ł Case
i zagarna˛ł ja˛ w ramiona. – Nie mam czasu nieustan-
nie ci przypominac´, z˙e szaleje˛ na two´j widok. Zanim
wyjada˛ robotnicy, trzeba zrobic´ generalne porza˛dki
po burzy.
– Alez˙ ja wcale nie wa˛tpie˛ w ciebie – odrzekła
206
DAMA Z KALIFORNII
łagodnie, zarzucaja˛c mu re˛ce na szyje˛ i ocieraja˛c sie˛
o niego biodrami. – Mam po prostu pare˛ przykrych
wspomnien´...
– Obiecuje˛ ci, z˙e jes´li be˛de˛ miał okazje˛, pora-
chuje˛ kos´ci temu Collinsowi. Tak go skopie˛, z˙e mu
d... spuchnie jak balon!
– Case!
Na twarzy Lily pojawił sie˛ wyraz rozbawienia
zmieszanego z oburzeniem. Case us´miechna˛ł sie˛
łobuzersko, uja˛ł jej twarz w dłonie i pochylił sie˛.
Nie mo´gł sie˛ doczekac´ wieczoru. Lily w jednej
sekundzie potrafiła sie˛ zmienic´ z pone˛tnej kusicielki
w znakomicie wychowana˛ dame˛, i odwrotnie. Ni-
gdy nie był pewien, czego moz˙e po niej oczekiwac´.
– Obiecuje˛ – powto´rzył, ucałował ja˛ gora˛co
i wyruszył do pracy.
Morgan Brownfield odłoz˙ył słuchawke˛ z us´mie-
chem na ustach i rados´cia˛ w oczach, po czym
odwro´cił sie˛ do syno´w.
– Cole wygrał – oznajmił. – Powiedział, z˙e Case
zadzwoni przed upływem miesia˛ca. Ja dawałem mu
czas do lipca. Chyba ich nie doceniłem... Tak czy
owak, rodzina nam sie˛ powie˛ksza.
Spojrzał wymownie na najstarszego syna.
– Zdaje sie˛, Cole, z˙e lekcje strzelania do celu,
kto´rych udzielałes´ Lily, nie poszły na marne. Case
207
Sharon Sala
powiedział, z˙e Lily uratowała mu z˙ycie... jednym
celnym strzałem.
Cole Brownfield us´miechna˛ł sie˛ szeroko, po-
prawił kabure˛ i schował pistolet do futerału pod
pacha˛. Rozpierała go duma. Lily była dla niego
kims´ wyja˛tkowym, i to pod wieloma wzgle˛dami...
– A nie mo´wiłem, z˙e sie˛ zakochała – zauwaz˙ył
łagodnie. – Hej, Buddy! – krzykna˛ł, chowaja˛c
odznake˛ do kieszeni bluzy. Czekał, az˙ jego roztarg-
niony, acz genialny brat opus´ci swo´j prowizoryczny
gabinet obok kuchni.
Buddy Brownfield wytkna˛ł głowe˛ zza drzwi
i podsuna˛ł okulary na czoło.
– O co chodzi? – zapytał ro´wnie głos´no. – Od-
rywacie mnie od czegos´ bardzo waz˙nego.
– Zawsze jestes´ w trakcie czegos´ bardzo waz˙-
nego – draz˙nili sie˛ z nim bliz´niacy. – Chodzi o to, z˙e
Lily Kate wychodzi za ma˛z˙.
– Nalez˙ało sie˛ tego spodziewac´ – westchna˛ł
Buddy. – Kiedy w nieruchome ciało uderza siła nie
do powstrzymania...
– Buddy! – skarcił go ojciec. – To miłos´c´.
Buddy przewro´cił oczami.
– A ja o czym mo´wie˛?! – wycedził przez ze˛by.
– Chociaz˙ raz, jeden jedyny, moglibys´cie pokazac´,
z˙e rozumiecie, co sie˛ do was mo´wi w waszym
ojczystym je˛zyku.
208
DAMA Z KALIFORNII
Popatrzyli najpierw na drzwi, za kto´rymi znikna˛ł
Buddy, potem po sobie nawzajem. Wybuchne˛li
radosnym s´miechem. Buddy to Buddy, a ich z˙ycie
potoczy sie˛ dalej spokojnym torem. Teraz Case
Longren zaopiekuje sie˛ ich ukochana˛ siostra˛. Do
kon´ca swoich dni. Nie mieli co do tego wa˛tpliwos´ci.
I bardzo ich to ucieszyło.
– Gdzie chciałabys´ wzia˛c´ s´lub? – zapytał Case,
patrza˛c, jak Lily zre˛cznymi ruchami splata długie,
jedwabiste włosy w warkocz. Z trudem oparł sie˛
pokusie, by zatrzymac´ jej re˛ce i rozpus´cic´ te pie˛kne
włosy ponownie. – Moz˙emy pojechac´ do Los
Angeles, jes´li tego chcesz. Zreszta˛, tam pewnie
mieszka wie˛kszos´c´ twoich przyjacio´ł.
Włosy Lily hipnotyzowały go. Uwielbiał je.
Oboje˛tne mu było, jak Lily je czesze, poza tym
mogła nie miec´ na sobie nic opro´cz nich. Kochanie
sie˛ z ta˛ kobieta˛ weszło mu juz˙ w nawyk, ale skoro
nie wyraz˙ała z˙adnych zastrzez˙en´, nie miał zamiaru
niczego zmieniac´.
Teraz us´miechne˛ła sie˛ łagodnie i odwro´ciła twa-
rza˛ do Case’a, kto´ry lez˙ał na jej ło´z˙ku i patrzył, jak
kon´czy poranna˛ toalete˛.
– Oto´z˙ mylisz sie˛, mo´j panie – odparła. – Wie˛k-
szos´c´ moich przyjacio´ł mieszka raczej w Oklaho-
mie. Moz˙e i sa˛ to nowi przyjaciele, ale za to
209
Sharon Sala
prawdziwi, w przeciwien´stwie do wielu moich
znajomych z Los Angeles. Tatus´ i bracia przyleca˛ tu
samolotem. Nie mam innych bliskich krewnych. A ty?
Case spowaz˙niał. Był to temat, kto´rego on i Lily
nigdy nie poruszali, ale skoro ma zostac´ jego z˙ona˛,
powinna sie˛ dowiedziec´, co ja˛ czeka.
– Jak ci wiadomo, ojciec zmarł kilka lat temu.
Kiwne˛ła głowa˛, wyczuwaja˛c, z˙e rozmowa przy-
biera powaz˙ny obro´t.
Case odetchna˛ł głe˛boko, wstał z ło´z˙ka i zapatrzył
sie˛ w okno. Nie dostrzegał słon´ca niestrudzenie
przenosza˛cego sie˛ coraz wyz˙ej, ani kolibro´w wska-
kuja˛cych i wyskakuja˛cych z karmniko´w, kto´re Duff
kazał porozwieszac´ na werandzie. Przed jego ocza-
mi natomiast pojawiły sie˛ obrazy z przeszłos´ci...
Po niebie sune˛ły ciemne chmury, po czym roz-
darła je błyskawica, gdy matka Case’a zbiegała z tej
werandy. Pe˛dziła w kierunku ich starego chevroleta,
mimo z˙e woko´ł szalała burza. Biegna˛c, wyrzucała
z siebie gniewne słowa, lecz Case ich nie słyszał, bo
zagłuszał je wiatr i dudnienie jego serca.
Chock Longren w milczeniu patrzył na scene˛,
kto´ra zachwiała fundamentami jego z˙ycia. W głe˛bi
duszy zawsze wiedział, z˙e ten dzien´ kiedys´ nade-
jdzie, nie potrafił jednak powstrzymac´ rosna˛cego
niezadowolenia swojej z˙ony, kto´rej nie odpowiada-
ło cie˛z˙kie i samotne z˙ycie na prerii.
210
DAMA Z KALIFORNII
Carrie Longren odjechała, nie odwracaja˛c sie˛ ani
razu. Case juz˙ dawno zapomniał, jak ojciec wyjas´nił
mu jej odejs´cie. Nigdy jednak nie wybaczył matce
tego, co zrobiła temu niegdys´ dumnemu człowieko-
wi. Na oczach Case’a ojciec stawał sie˛ coraz twardszy
i coraz bardziej zgorzkniały, a potem coraz wie˛cej pił.
W kon´cu z dawnego ojca nie pozostał nawet cien´.
Case nie miał poje˛cia, gdzie jest jego matka, i Bo´g mu
s´wiadkiem, wcale go to nie obchodziło.
Teraz zas´ zastanawiał sie˛, czy potrafi opowie-
dziec´ te˛ historie˛ tak, by Lily go zrozumiała. Jej
rodzina była przeciez˙ bardzo zz˙yta.
Odwro´cił sie˛ od okna i utkwił w Lily przenikliwe
spojrzenie.
– Nie wiem, czy to zrozumiesz, ale uwierz mi, z˙e
kaz˙de moje słowo jest prawdziwe. – Zno´w głe˛boko
westchna˛ł. – Ojciec nie z˙yje... ale matka chyba tak.
Przynajmniej tak mi sie˛ wydaje. Szczerze mo´wia˛c,
nic mnie to nie obchodzi.
– Case!
Spodziewał sie˛ takiej reakcji.
– Miałem dziewie˛tnas´cie lat, kiedy nas opus´ciła.
To go zabiło, a ja... no co´z˙, szybko dorosłem.
Włas´ciwie... nigdy nie była dobra˛ matka˛. Nie prze-
padała za z˙yciem na farmie, ale mogła przeciez˙, do
cholery, od czasu do czasu dac´ mi jakis´ znak. Nie
zrobiła tego, az˙ przestałem na nia˛ czekac´.
211
Sharon Sala
Nagle Lily znalazła sie˛ w jego ramionach.
Bo´l w jego sercu znowu sie˛ odezwał. Czuła,
z˙e narasta, kiedy jego głos stawał sie˛ coraz
bardziej gwałtowny, i domys´lała sie˛, z˙e potrzeba
be˛dzie duz˙o miłos´ci, by ten bo´l odrzucenia
osłabł.
Ogarne˛ło ja˛ wspaniałe, głe˛bokie uczucie blisko-
s´ci z tym człowiekiem. Pocałowała go lekko w szy-
je˛, wyczuła pulsuja˛ca˛ te˛tnice˛, a potem odchyliła sie˛
do tyłu i spojrzała mu w oczy.
– Tak mi przykro, kochanie – wyszeptała. – Za
to masz mnie. Przysie˛gam na wszystkie s´wie˛tos´ci,
z˙e nigdy cie˛ nie opuszcze˛. Chyba z˙e Bo´g po mnie
przyjdzie i mnie zabierze. Ale dopo´ki tego nie zrobi,
jestem twoja.
Czuł, jak wzruszenie s´ciska go za gardło. Nie był
pewien, czy zasłuz˙ył na az˙ tak wielka˛ miłos´c´, az˙
takie przywia˛zanie.
– Wiem, Lily Catherine. I bardzo ci dzie˛kuje˛...
– Głos mu sie˛ załamał, przytulił Lily do siebie,
a w kon´cu dodał: – Nigdy nie be˛dziesz z˙ałowac´, z˙e
mi zaufałas´.
Us´miechne˛ła sie˛, wyczuwaja˛c, z˙e moz˙na juz˙
zmienic´ nastro´j. Otarła sie˛ o niego zmysłowo.
– Juz˙ sie˛ ciesze˛ z bardzo wielu rzeczy, mo´j
kowboju. Po pierwsze...
Zanim skon´czyła, zanio´sł ja˛ do ło´z˙ka.
212
DAMA Z KALIFORNII
– Znowu mnie rozbierasz? – spytała z udawa-
nym oburzeniem.
– Oczywis´cie – odparł z cała˛ powaga˛. – Bardzo
mi przykro, Lily, ale włosy tez˙ musisz miec´ roz-
puszczone.
– Panie, zmiłuj sie˛ nade mna˛ – je˛kne˛ła rozpacz-
liwie. – Co ma pocza˛c´ dama w takiej sytuacji?
– Słonko – Case juz˙ pies´cił jej piersi – bycie
dama˛ nie ma z tym nic wspo´lnego. Nic a nic.
Westchne˛ła zachwycona, gdy jego dłonie za-
cze˛ły niespiesznie we˛drowac´ po jej ciele. Case ma
racje˛. Zdecydowanie!
Godzine˛ po´z´niej Case wsuna˛ł sobie poduszke˛
pod głowe˛, podparł sie˛ na łokciu i przesuna˛ł palcem
po jej brodzie, szyi, zagłe˛bieniu mie˛dzy piersiami,
okra˛z˙ył pe˛pek i, dalej, w rejony, kto´re, gdyby tam
dotarł, przedłuz˙yłyby znacznie ich pobyt w ło´z˙ku.
Lily chwyciła te˛ zbła˛kana˛ re˛ke˛, nim ta napytała im
biedy, i patrza˛c na niego karca˛cym wzrokiem,
szepne˛ła:
– Case, kochalis´my sie˛ tyle razy, z˙e starczyłoby
tego na trzy miesia˛ce miodowe, a wesele dalej nie
zaplanowane!
– Och, kochanie – szepna˛ł, schylaja˛c głowe˛ do jej
piersi – jes´li uwaz˙asz, z˙e to za duz˙o, to poczekaj. Ty
zajmiesz sie˛ planowaniem wesela, a ja ciekawszymi
rzeczami. Takimi jak na przykład noc pos´lubna.
213
Sharon Sala
Lily westchne˛ła z rezygnacja˛.
– Nie be˛dziesz rozczarowany? My... No, my
juz˙...
Rozes´miał sie˛. Oboje byli nadzy, rano kochali sie˛
juz˙ dwa razy, i dziesia˛tki razy przedtem, a Lily ni
z tego ni z owego jest zawstydzona! Kochał te˛
kobiete˛ z Los Angeles, zwłaszcza z˙e zmieniała sie˛
niczym kameleon.
– Tak, owszem – przyznał, szczerza˛c ze˛by – ale
sa˛ sposoby, o kto´rych jeszcze nie słyszałas´, moja
ukochana. I je włas´nie zostawiam na noc pos´lubna˛.
– Och nie, nigdy! – zawołała, niepewna czy sie˛
oburzyc´, czy ucieszyc´.
– Wcale tak o tobie nie mys´lałem. – Zno´w
us´miechna˛ł sie˛ szeroko. – Ale poznasz je, moja Lily.
Juz˙ ja tego dopilnuje˛.
W te˛ obietnice˛ akurat nie wa˛tpiła...
Kilka tysie˛cy kilometro´w dalej, na tym samym
kontynencie, Todd Collins z trzaskiem odłoz˙ył
słuchawke˛ i usiadł wygodnie w swym jasnoniebies-
kim dyrektorskim fotelu. Pogładził palcami kosz-
towna˛ sko´re˛, potem zlustrował znakomicie dobrane
meble gabinetu i zmarszczył czoło.
Nic nie idzie zgodnie z planem.
Spodziewał sie˛ otrzymac´ stanowisko młodszego
partnera juz˙ miesia˛c temu, a tymczasem zaszczyt
214
DAMA Z KALIFORNII
ten spotkał Marve’a Leedy’ego. Jego, Todda, po-
klepano tylko po ramieniu, ktos´ mrukna˛ł, z˙e dalej
trzeba cie˛z˙ko pracowac´, ktos´ inny wyraził nadzieje˛,
z˙e wkro´tce wszystko sie˛ ułoz˙y, lecz Todd podej-
rzewał, z˙e sa˛ to puste frazesy.
Doskonale zdawał sobie sprawe˛ z tego, kiedy
kwestia jego awansu zacze˛ła kulec´ – był to dzien´,
w kto´rym przyja˛ł od Lily piers´cionek zare˛czynowy.
Jego szefowie na wiadomos´c´ o zerwanych zare˛czy-
nach zareagowali konsternacja˛, Todd zas´ wyczuł
ich głe˛boka˛dezaprobate˛, gdy wspominaja˛c o twarzy
Lily, dodał, z˙e namawiał ja˛ do operacji plastycznej
jeszcze przed s´lubem.
Gdyby Lily tak sie˛ nie pospieszyła ze zwrotem
piers´cionka, miałby czas sie˛ zastanowic´. Był prze-
konany, z˙e gdyby pozwolono mu stopniowo oswa-
jac´ sie˛ z faktem, z˙e twarz Lily została trwale
oszpecona, nauczyłby sie˛ z˙yc´ z ta˛ s´wiadomos´cia˛.
Makijaz˙ potrafi zdziałac´ cuda. Oboje przeciez˙ mie-
szkali w filmowej stolicy s´wiata. Na pewno udałoby
sie˛ jakos´ ukryc´ te˛ blizne˛.
Z
˙
oła˛dek s´cisne˛ło mu głe˛bokie uczucie niepokoju.
Instynkt podpowiadał mu, z˙e jes´li kiedykolwiek
chce cokolwiek osia˛gna˛c´ w tej firmie, musi na-
prawic´ stosunki z Lily Brownfield.
Była tu powszechnie lubiana i na nikim nie
wywarł dobrego wraz˙enia fakt, z˙e jej zare˛czyny
215
Sharon Sala
z Toddem zostały zerwane z powodu blizny. Todd
nieraz czuł, z˙e wspo´łpracownicy krzywo na niego
patrza˛. Wiedział tez˙, z˙e wszystkie rozmowy cichna˛,
gdy on wchodzi do pokoju.
No co´z˙, nie moz˙e sobie pozwolic´ na to, by tak
było dalej. Dosyc´. Musi po prostu odnalez´c´ Lily
i skłonic´ ja˛ do powrotu. Nie powinno to byc´ takie
trudne. Kiedy jej opowie, jak sie˛ cały czas z tym
wszystkim czuł, ona na pewno z rados´cia˛ przyjmie
go z powrotem. Czy poza nim ktos´ ja˛ w ogo´le
zechce? – pomys´lał i wycia˛gna˛ł re˛ke˛ po elegancki
notes z numerami telefono´w.
216
DAMA Z KALIFORNII
ROZDZIAŁ DZIESIA˛TY
Patrzył na samochody jada˛ce przed nim, jedno-
czes´nie uwaz˙nie czytaja˛c drogowskazy. Nie chciał
przegapic´ skre˛tu do Laguna Beach.
Zadzwonił wczes´niej do nadmorskiego domu
Lily, sa˛dza˛c, z˙e tam włas´nie uda mu sie˛ zacza˛c´
naprawe˛ ich stosunko´w, musiał jednak zmienic´
plany, gdy słuchawke˛ podniosła obca kobieta. Ko-
bieta ta, obdarzona według niego najgorszym pro-
wincjonalnym akcentem, jaki kiedykolwiek słyszał,
poinformowała go słodkim głosem idiotki, z˙e Lily
,,tak jakby’’ nie ma i wyjechała ,,tak jakby’’ na całe
lato.
Wyobraził sobie, z˙e Lily wyjechała do Laguna
Beach, do rodziny. Doskonale ja˛ rozumiał. Gdyby
spe˛dzenie lata w towarzystwie takiej panny jak owa
Mitzi było jego jedyna˛ alternatywa˛, on tez˙ by
wyjechał. Po rozmowie z ta˛ pannica˛ odłoz˙ył słucha-
wke˛ z obrzydzeniem. W jego opinii to przez
przybyszo´w takich jak ona Kalifornia powoli scho-
dzi na psy.
Zmarszczył brwi i wystudiowanym gestem prze-
czesał jasne włosy. W domu Lily był tylko dwukrot-
nie, i za kaz˙dym razem samocho´d prowadziła ona,
nie pamie˛tał wie˛c dobrze drogi.
Po drugiej wizycie nie miał ochoty na naste˛pne.
Bracia Lily nie zapałali do niego sympatia˛. Nie był
tez˙ pewien, co mys´li o nim jej ojciec. Podczas tej
wizyty cały czas zastanawiał sie˛, czy Cole nie skuje
go przypadkiem w kajdanki i nie wrzuci do oceanu,
albo czy ten wariat Buddy za chwile˛ nie porazi go
s´miertelnie pra˛dem przy pomocy kto´regos´ z jego
niezliczonych elektronicznych wynalazko´w. Jego
,,zabawki’’ panoszyły sie˛ dosłownie wsze˛dzie – po-
dobnie jak bracia Lily i jej ojciec. Gdzie by sie˛ nie
ruszył, zawsze na kto´regos´ trafiał. A gdy pojawili
sie˛ bliz´niacy, Todd stwierdził, z˙e za chwile˛ oszaleje.
Wygla˛dali identycznie, identycznie mys´leli, poro-
zumiewali sie˛ bez sło´w i stali sie˛ kropla˛, kto´ra
przepełniła czare˛.
Powiedział wtedy Lily, z˙e musi wyjs´c´, i to
natychmiast. Wo´wczas nawet ona uznała sensow-
nos´c´ tej decyzji. Zirytowało go natomiast to, z˙e Lily
218
DAMA Z KALIFORNII
uwaz˙ała zachowanie braci za zabawne, a nie obu-
rzaja˛ce.
Nagle pojawił sie˛ odpowiedni drogowskaz i z du-
sza˛ na ramieniu Todd skre˛cił w prawo. Nie miał
poje˛cia, kogo zastanie w tym zwariowanym domu,
aczkolwiek miał nadzieje˛, z˙e be˛dzie w nim sama
Lily. Nie miał ochoty spotykac´ sie˛ z nikim z jej
rodziny. Najpierw musza˛ sie˛ pogodzic´. A z˙e tak sie˛
stanie, nie miał z˙adnych wa˛tpliwos´ci.
Ostatnia˛osoba˛, jaka˛Cole Brownfield spodziewał
sie˛ ujrzec´ na progu swego domu, był dawny narze-
czony siostry. Nie wiedział, czy ma tego typa na
dzien´ dobry walna˛c´ w ze˛by, czy tez˙ czekac´, az˙ Todd
otworzy usta. Jes´li uderzy go teraz, rozkrwawi mu
wargi. A jes´li poczeka, az˙ Todd sie˛ odezwie, byc´
moz˙e rozchwieje mu kilka z tych pokrytych pie˛k-
nymi koronami ze˛bo´w.
Todd zauwaz˙ył wyraz złos´ci na twarzy brata Lily
i podnio´sł do go´ry re˛ce w ges´cie poddania.
– Witaj, Cole – powiedział, błyskaja˛c ze˛bami
w us´miechu. – Przyjechałem zobaczyc´ sie˛ z Lily.
Chyba nie odmo´wisz mi szansy wyjas´nienia wszyst-
kich nieporozumien´ mie˛dzy nami.
– Co takiego?! – warkna˛ł Cole, nie wierza˛c
własnym uszom.
– Chce˛ zobaczyc´ sie˛ z Lily – powto´rzył Todd.
219
Sharon Sala
– Bardzo mi jej brakowało. Koniecznie musze˛ sie˛
dowiedziec´, jak sobie radzi. Pewnie o mnie nie
wspominała?
– Pewnie nie... – mrukna˛ł Cole z namysłem.
Todd stłumił grymas nieche˛ci.
– To... powiesz Lily, z˙e tu jestem?
– Nie.
Todd przewro´cił oczami. Uwaz˙ał Cole’a za naj-
gorszego z braci. Najstarszy, najbardziej arogancki
i... umie strzelac´. W pore˛ sobie przypomniał, z˙e
Cole jest policjantem. Lepiej go nie draz˙nic´.
– Dlaczego nie, Cole? Czy Lily s´pi? A moz˙e robi
zakupy?
– Wyjechała. Nie ma jej w Kalifornii.
Gdyby Cole os´wiadczył, z˙e Lily poleciała na
Ksie˛z˙yc, Todd byłby nie mniej zdumiony.
– Wyjechała? – wymamrotał.
Cole przytakna˛ł.
I nagle w jego głowie zrodziła sie˛ szatan´ska mys´l.
Moz˙e jednak nie da Toddowi w ze˛by... Moz˙e
wystarczy mu powiedziec´, doka˛d Lily pojechała...
Przypomniał sobie wrogos´c´ i drapiez˙nos´c´, z jaka˛
Case Longren ich przywitał, kiedy w pia˛tke˛ zjawili
sie˛ przed jego domem. Przypomniał sobie groz´na˛
nute˛, jaka zabrzmiała w głosie gospodarza, gdy
dopytywał sie˛, kto´ry z nich jest byłym narzeczonym
Lily.
220
DAMA Z KALIFORNII
– Pojechała do Clinton w Oklahomie. No...
niezupełnie – dodał Cole, cedza˛c słowa. Oparł sie˛
o framuge˛ drzwi, z satysfakcja˛ obserwuja˛c zdener-
wowanie Todda.
– To gdzie ona włas´ciwie jest? – dociekał Todd.
– Musze˛ sie˛ z nia˛ zobaczyc´. To bardzo waz˙ne.
– Waz˙ne, powiadasz? No co´z˙, skoro tak, to
chyba nie mam wyjs´cia...
Todd odetchna˛ł. Wreszcie sie˛ czegos´ dowie.
– Podaj mi adres – zaz˙a˛dał, wycia˛gaja˛c notes
i długopis.
– Trudno by mi było podac´ adres – cia˛gna˛ł Cole
zachwycony. – Lily mieszka na ranczu pod mias-
teczkiem i pracuje jako... kucharka dla kowbojo´w
zatrudnionych przy wiosennym spe˛dzie.
Długopis Todda stukna˛ł o notes, on sam otworzył
usta i przewro´cił oczami, ukazuja˛c same białka.
Gdyby Cole go nie znał, mo´głby pomys´lec´, z˙e Todd
Collins włas´nie doznał wylewu krwi do mo´zgu.
– Kucharka? Ranczo? Spe˛d bydła? Co ja narobi-
łem? Nie miałem o tym poje˛cia. Jak moz˙na tam sie˛
dostac´?
Coraz lepiej! Cole z trudem ukrywał rados´c´.
W tej chwili marzył juz˙ tylko o tym, by zamienic´ sie˛
w muche˛ i przycupna˛c´ gdzies´ na s´cianie pomiesz-
czenia, w kto´rym dojdzie do spotkania Case’a
Longrena z Toddem Collinsem.
221
Sharon Sala
– Zaraz ci wyjas´nie˛. Daj kartke˛. Wszystko ci
dokładnie narysuje˛. Bylis´my tam miesia˛c temu.
Całkiem fajne miejsce. Uczestniczylis´my w wiel-
kim przyje˛ciu, z grillem, choc´ jedzenie było nieco
dziwne. – Cole zawiesił na chwile˛ głos, chca˛c
wywrzec´ jeszcze bardziej dramatyczny efekt. –
Jednym z gło´wnych dan´ były go´rskie ostrygi.
Jadłes´? Robi sie˛ to tak...
Kiedy wreszcie Cole zwro´cił Toddowi notes,
twarz tego ostatniego na przemian to zieleniała, to
szarzała. Cole wiedział, z˙e znakomicie wykonał
swe zadanie. Nie stłukł co prawda Todda na kwas´ne
jabłko, jak po wielokroc´ obiecywał, ale zafundował
mu cos´ znacznie ciekawszego...
Todd wro´cił do samochodu i pospiesznie zaja˛ł
miejsce za kierownica˛. No, wreszcie. Lily musiała
byc´ naprawde˛ zdesperowana. Teraz wystarczy, z˙e ja˛
odwiedzi. Be˛dzie go błagała, z˙eby do niej wro´cił.
A kiedy to sie˛ stanie, partnerstwo w firmie be˛dzie
miał w kieszeni. To tylko kwestia czasu.
Wreszcie wszystko zaczyna sie˛ układac´.
– Wychodzisz za ma˛z˙?
Debbie Randall az˙ pisne˛ła z rados´ci, gdy Lily
z us´miechem pchne˛ła w kierunku kasy wo´zek
z zakupami. Teraz było ich znacznie mniej, bo
niemal cała dodatkowa załoga juz˙ wyjechała. Pozo-
222
DAMA Z KALIFORNII
stało jedynie dwo´ch robotniko´w, kto´rzy pomagali
Duffowi wykonac´ ostatnie prace. Wiosenny spe˛d
dobiegł kon´ca, a z˙ycie Lily włas´nie sie˛ zaczynało.
– Dzwonilis´my juz˙ do taty i chłopako´w, ale nic
jeszcze nie jest ustalone. Cos´ mi sie˛ jednak wydaje,
z˙e szybko podejmiemy decyzje˛. Case nie lubi
czekac´, szczego´lnie kiedy...
Lily spłone˛ła jak piwonia, Debbie wyszczerzyła
ze˛by.
– No jasne! – zas´wiergotała, biora˛c szybko
zakupy z tas´my i wczytuja˛c ceny. – O la la! – dodała
głos´niej. – A to znaczy, z˙e kiedy twoja rodzina tu
przyjedzie, to na pewno cała...
Gdy Debbie podkres´liła to ostatnie słowo, Lily
spojrzała w sufit i z trudem powstrzymała wybuch
s´miechu. Przerabiała to całe z˙ycie. Jes´li nie chodziło
o jednego brata, to o drugiego, i tak dalej. Szczerze
mo´wia˛c, nie pojmowała, co kobiety w nich widzia-
ły. Cole był zadufany w sobie, Buddy z˙ył w swoim
urojonym s´wiecie, zas´ J.D. i Dusty nie znajdowali
czasu na nic opro´cz siebie.
– Tak, bliz´niaki tez˙ tu be˛da˛– rozes´miała sie˛ Lily,
podejrzewaja˛c, z˙e to oni włas´nie sa˛ przedmiotem
westchnien´ Debbie.
Kasjerka wymownie uniosła brwi, wybiła uzys-
kana˛ sume˛ i powiedziała:
– Osiemdziesia˛t dwa dolary pie˛c´dziesia˛t trzy
223
Sharon Sala
centy. Dlaczego sa˛dzisz, z˙e chodzi mi akurat o bliz´-
niako´w?
Teraz z kolei Lily osłupiała.
– No bo... zostawili ci list... i w ogo´le...
Debbie potrza˛sne˛ła głowa˛ i us´miechne˛ła sie˛
tajemniczo.
– Nie denerwuj sie˛ – odrzekła. – Ciesze˛ sie˛, z˙e
przyjada˛.
Lily podpisała czek i poz˙egnała sie˛ z Debbie,
kto´ra zacze˛ła juz˙ podliczac´ naste˛pny wo´zek wyła-
dowany zakupami.
Case podjechał, otworzył bagaz˙nik i serdecznie
ucałował narzeczona˛, podczas gdy jeden z chłop-
co´w sklepowych zaja˛ł sie˛ ładowaniem toreb do
samochodu.
– Case – rzekła po´łgłosem Lily, wygładzaja˛c
ubranie, gdy Case nieche˛tnie wypus´cił ja˛ z ramion
i prowadził na miejsce dla pasaz˙era. – Jeszcze ktos´
zobaczy...
Us´miechna˛ł sie˛ rados´nie i pomachał re˛ka˛Debbie,
kto´ra rozes´miana patrzyła na nich przez panorami-
czna˛ szybe˛ sklepu.
– Ktos´ juz˙ zobaczył.
Lily westchne˛ła, zrobiła bezradna˛ mine˛, poma-
chała Debbie i pospiesznie zaje˛ła miejsce w samo-
chodzie. Im pre˛dzej zabierze Case’a z widoku
publicznego, tym lepiej.
224
DAMA Z KALIFORNII
– Debbie podoba sie˛ jeden z moich braci – za-
uwaz˙yła, gdy przeciskali sie˛ przez zatłoczone o tej
porze ulice, kieruja˛c sie˛ w strone˛ rancza.
Case unio´sł brwi, odchylił głowe˛ i przez chwile˛
sie˛ zastanawiał. Potem us´miechna˛ł sie˛, odwro´cił
w strone˛ Lily i tak na nia˛ spojrzał, z˙e zrobiło jej sie˛
gora˛co.
– To Cole.
Nie byłaby bardziej zdumiona, gdyby jej oznaj-
mił, z˙e jego zdaniem Debbie zainteresuje sie˛ jej
ojcem.
– Wykluczone – zaprotestowała.
– Alez˙ ska˛d, to Cole – nie uste˛pował Case.
– Co cie˛ skłania do takiego wniosku, mo´j ty
me˛drcu?
– Nie zauwaz˙ali siebie, a ignorowanie czyjejs´
obecnos´ci jest bez wa˛tpienia sygnałem zaintereso-
wania.
– Tez˙ cos´! – prychne˛ła. – Ty mnie przeciez˙ nie
ignorowałes´!
Case westchna˛ł i skre˛cił w podjazd pod domem.
– To prawda, ale to nie była moja wina.
Lily otworzyła usta, zaczerwieniła sie˛, po czym
z naburmuszona˛ mina˛ zapytała:
– Moja? Bo to ja sie˛ za toba˛ uganiałam? I nie
pozwoliłam, z˙ebys´ mnie ignorował?
Załoz˙yła re˛ce na piersi i ze złos´cia˛ patrzyła przed
225
Sharon Sala
siebie. Samocho´d stana˛ł, Case automatycznie ot-
worzył bagaz˙nik. Potem popatrzył szelmowsko na
swa˛ obraz˙ona˛ narzeczona˛.
– Kochanie, a co miałem robic´? Czekałas´, az˙
rozszalało sie˛ tornado, az˙ zacza˛ł walic´ grad, a ja
byłem bezradny i przemoczony do suchej nitki. A to
ło´z˙ko... no, to nie była moja wina. Nie miałem gdzie
uciekac´.
Mine˛ miała istotnie przepyszna˛. Case s´miał sie˛
do siebie przez cała˛ droge˛ z samochodu do domu
i potem, gdy pozostał w kuchni, by pochowac´
zakupy, a Lily bez słowa ulotniła sie˛ do pokoju.
Znał ja˛ juz˙ bardzo dobrze i wiedział, z˙e nie jest zła.
Po prostu zabrakło jej argumentu, by sie˛ odgryz´c´.
Zatrzasna˛ł drzwi lodo´wki, schował do szafki
ostatnia˛ puszke˛ z brzoskwiniami, starannie poskła-
dał papierowe torby z supermarketu i odwro´cił sie˛,
słysza˛c za plecami jakis´ dz´wie˛k.
Wstrzymał oddech, torby wypadły mu z ra˛k, a on
stał jak zaczarowany, patrza˛c na Lily ubrana˛ w owa˛
koszule˛ nocna˛, kto´ra˛ tak niedawno kupił jej w pre-
zencie.
Jej włosy opadały na ramiona niczym słoneczny
jedwab, stopy miała bose, i jes´li wzrok go nie mylił,
pod spodem nie miała absolutnie nic.
– No to co, kowboju? Jestem tu – odezwała sie˛
łagodnie. – W tym domu jest troje drzwi i tyle
226
DAMA Z KALIFORNII
słon´ca, ile chcesz, wie˛c albo sta˛d uciekaj, albo bierz
sie˛ do roboty.
– O Boz˙e! – je˛kna˛ł Case na widok Lily w trus-
kawkowej szatce.
– Czekam – szepne˛ła prowokuja˛co.
– Nie pozwole˛ ci długo czekac´ – mrukna˛ł,
zgarna˛ł ja˛ w ramiona i pospieszył do jej sypialni.
– Case... kochanie... mys´lałam o czyms´ innym
– szepne˛ła mu do ucha. – Ja po prostu uwielbiam sie˛
kochac´ na tym twoim czarnym atłasie.
Case znowu je˛kna˛ł. Czarny atłas, tez˙ cos´! Nie
miał siły, by ja˛ donies´c´ do jej sypialni, a co dopiero
wspinac´ sie˛ po schodach!
– Po´z´niej, kochanie – mrukna˛ł, kłada˛c ja˛ na
ło´z˙ku. – Po´z´niej. Juz˙ nie moge˛ czekac´...
Us´miechne˛ła sie˛ i patrzyła, jak Case zrzuca
z siebie ubranie. Gdy znalazł sie˛ przy niej, zrozumia-
ła, z˙e mo´wił prawde˛. Tym razem nie było z˙adnych
pieszczot, z˙adnych czułych sło´wek. Wzia˛ł ja˛ na-
tychmiast, az˙ je˛kne˛ła, a on zdusił ten je˛k pocałun-
kiem. Był to szybki akt, gwałtowny. Lily poczuła,
jak przenika ja˛ fala gora˛ca, gdy Case wygia˛ł sie˛
w łuk i zadrz˙ał, poddaja˛c sie˛ fali rozkoszy.
Potem zapadła cisza. Powoli wracali do rzeczy-
wistos´ci, uspokajał sie˛ rytm ich serc.
– Co sie˛ stało? – zapytał, ukrywaja˛c twarz na jej
piersi.
227
Sharon Sala
– Case, kochanie – szepne˛ła mu do ucha.
– Co? – powto´rzył, czuja˛c, z˙e ogarnia go bło-
gos´c´.
– Wspaniale spełniasz swoje obowia˛zki.
– Dzie˛kuje˛, Lily Catherine.
Us´miechne˛ła sie˛ do siebie, wzdychaja˛c z przyje-
mnos´cia˛, gdy Case muskał nosem i wargami jej
sko´re˛.
– Bardzo prosze˛...
Patrzyła na Case’a, kto´ry szedł w strone˛ pickupa.
Wiedziała, z˙e nie be˛dzie go na ranczu przez co
najmniej dwie godziny. Nerwowo wykre˛cała palce,
wiedza˛c, z˙e gdyby tylko sie˛ domys´lił, co ona knuje,
z pewnos´cia˛ by ja˛ zabił.
Zapewniał ja˛ na wszystkie s´wie˛tos´ci i sposoby,
z˙e kocha ja˛ taka˛, jaka jest, wie˛c gdyby sie˛ teraz
dowiedział o jej planach, na pewno doszedłby do
wniosku, z˙e nie uwierzyła w z˙adne jego słowo.
Tymczasem jej chodziło o cos´ zupełnie innego.
Nie miała z˙adnych wa˛tpliwos´ci, z˙e Case ja˛ kocha,
ale musiała czegos´ sie˛ dowiedziec´. Wie˛c gdy tylko
pickup Case’a znikna˛ł za drzewami, pobiegła do
gabinetu, gdzie stał telefon.
Na pierwsza˛ wizyte˛ u lokalnego chirurga plas-
tycznego znalazła czas podczas jednej z podro´z˙y po
zakupy. Druga zbiegła sie˛ w czasie z odwiedzinami
228
DAMA Z KALIFORNII
u kosmetyczki. Teraz musiała zadzwonic´, by podja˛c´
decyzje˛ w sprawie ewentualnego trzeciego spot-
kania.
Wykre˛ciła numer, przedstawiła sie˛, spytała, czy
moz˙e rozmawiac´ z doktorem Callowayem, i czeka-
ła. Gdy usłyszała w słuchawce jego głos, wstrzyma-
ła oddech, a potem jej twarz sie˛ rozjas´niła. Najpierw
pojawiły sie˛ radosne ogniki w oczach, naste˛pnie
rozcia˛gne˛ły sie˛ w us´miechu usta, a po´z´niej roz-
s´piewało sie˛ serce. Przez chwile˛ Lily sie˛ obawiała,
z˙e pe˛knie z rados´ci.
Jest gotowa. Twarz zagoiła sie˛ na tyle dobrze, z˙e
lekarz zgadza sie˛ na zabieg korekcyjny. I chociaz˙
z zasady był ostroz˙ny, tym razem spodziewał sie˛
znakomitych rezultato´w.
Odłoz˙yła słuchawke˛, obiecuja˛c, z˙e sie˛ z nim
wkro´tce skontaktuje. Najpierw jednak musi przeko-
nac´ Case’a, jakie to jest dla niej waz˙ne – czuc´, z˙e
odzyskała dawna˛ urode˛ nie z obawy, z˙e Case
przestanie ja˛ kiedys´ kochac´, lecz dlatego, z˙e poko-
chał ja˛ mimo braku urody.
Todd wro´cił na autostrade˛ i skrzywił sie˛ z nieche˛-
cia˛. Z
´
le skre˛cił juz˙ po raz czwarty. Gdzie do cholery
jest to koszmarne ranczo, na kto´rym sie˛ zaszyła?
Jes´li ono w czymkolwiek przypomina dwa ostat-
nie, na kto´re trafił, Lily powinna biegiem znalez´c´ sie˛
229
Sharon Sala
przy jego samochodzie i błagac´ go, by ja˛ zabrał.
Nigdy jeszcze, w całym swoim z˙yciu, nie widział
takich ilos´ci kurzu i zwierza˛t gospodarskich.
Na ostatnim ranczu pies omal nie rozszarpał mu
re˛ki. Wydawało mu sie˛ takz˙e, z˙e gdy tenz˙e pies
rzucił sie˛ na przo´d samochodu, usłyszał brze˛k
tłuczonego szkła. Wystawił wtedy re˛ke˛ za okno, by
s´cia˛gna˛c´ na siebie uwage˛ włas´ciciela. Ludziom
powinno sie˛ zabronic´ posiadania takich ws´ciekłych
zwierza˛t.
Wyraz˙ał niezłomne przekonanie, z˙e wszystkie
szczekaja˛ce i warcza˛ce stworzenia nie powinny
miec´ wie˛cej niz˙ trzydzies´ci centymetro´w wysokos´ci
i powinno sie˛ je trzymac´ na kolanach.
Za to przynajmniej dowiedział sie˛, gdzie jest to
cholerne gospodarstwo Longrena. Wypatrywał
uwaz˙nie drogowskazu, o kto´rym wspomniał włas´-
ciciel poprzedniego rancza, i wkro´tce z uczuciem
ulgi skre˛cił w długa˛, wa˛ska˛, z˙wirowa˛ droge˛.
Juz˙ prawie dotarł do celu. Wkro´tce zabierze Lily
do Los Angeles i jego z˙ycie potoczy sie˛ zaplanowa-
nym torem, tak jak marzył.
Gdy Lily usłyszała samocho´d na podjez´dzie,
stwierdziła, z˙e nie przypomina on warkotu silnika
forda Case’a. Podeszła do okna z us´miechem zado-
wolenia. Staje sie˛ prawdziwa˛ kobieta˛ ranczera – za-
230
DAMA Z KALIFORNII
czyna juz˙ rozpoznawac´ pojazdy po odgłosie, a nie
wygla˛dzie.
Przed domem zahamował samocho´d osobowy.
Był cały pokryty kurzem, miał stłuczony reflektor,
a w przednia˛ szybe˛ tak ostro s´wieciło słon´ce, z˙e
nawet nie potrafiła powiedziec´, kto siedzi za kiero-
wnica˛ – me˛z˙czyzna czy kobieta.
Wyszła na werande˛, przystane˛ła na drugim stop-
niu i przesłoniła oczy jedna˛re˛ka˛, druga˛zas´ oparła na
biodrze.
Todd z zaskoczeniem odkrył, z˙e obudziło sie˛
w nim poz˙a˛danie na widok wychodza˛cej do niego
kobiety. Była wysoka, opalona i w ro´z˙owo-białej
sukni wygla˛dała bardzo atrakcyjnie. Trudno mu
było uwierzyc´, lecz prezentowała sie˛ rewela-
cyjnie!
– To przeciez˙ Todd!
Rozpalił sie˛ w niej ja˛trza˛cy gniew. Po chwili
odniosła wraz˙enie, z˙e z tego gniewu zaczyna wre˛cz
płona˛c´. Jak on s´miał tu przyjechac´!
– Lily! Moja kochana!
Wyskoczył z auta i pobiegł w jej strone˛, uwaz˙a-
ja˛c, z˙e zachowuje sie˛ bardzo romantycznie. Jego
zdaniem czekała tylko na to, by wbiegł na stopnie
werandy.
– Co ty tu, do diabła, robisz? – warkne˛ła nie-
uprzejmie.
231
Sharon Sala
Spojrzał na nia˛ bezgranicznie zdumiony. Jego
Lily tak nie mo´wiła. Lily, kto´ra˛ znał, nie prze-
klinała, nie patrzyła takim ws´ciekłym wzrokiem
ani... niech Bo´g ja˛ strzez˙e! Ani nie zaciskała dłoni
w pie˛s´ci.
Co sie˛ stało z ta˛ słodziutka˛, uległa˛ młoda˛ kobieta˛,
kto´ra była jego narzeczona˛?
– Posłuchaj, Lily – zacza˛ł Todd. – Na pewno
masz powody do złos´ci, ale ja sie˛ zastanowiłem nad
naszym zwia˛zkiem i...
– My nie mamy zwia˛zku – odrzekła spokojnie.
– Sam tak postanowiłes´. Nie pamie˛tasz?
Zaczynał tracic´ pewnos´c´ siebie. Zupełnie inaczej
wyobraz˙ał sobie te˛ rozmowe˛.
– Wiem, i jestem załamany – wyznał z mina˛
wyraz˙aja˛ca˛, jego zdaniem, szczery z˙al. – Moge˛
tylko powiedziec´, z˙e chyba... byłem w szoku. Nie
pamie˛tam, co wtedy mys´lałem. Ale dobrze wiem,
dlaczego jestem tutaj. Chce˛ zabrac´ cie˛ z tego
miejsca, z tego... – Rozłoz˙ył re˛ce i potoczył woko´ł
wzrokiem, nie potrafia˛c znalez´c´ odpowiednich sło´w
dla wyraz˙enia mys´li, z˙e ona tu haruje dla bandy
zbiro´w.
Kiedy samocho´d wspia˛ł sie˛ na wzgo´rze za do-
mem, Case zmarszczył czoło, widza˛c na podjez´dzie
obcy pojazd. W miare˛ zbliz˙ania sie˛ do rancza
232
DAMA Z KALIFORNII
nabierał pewnos´ci, z˙e Lily jest w tarapatach. Nacis-
na˛ł na gaz. Lane Turney opus´cił to miejsce na dobre,
kto w takim razie...
Promienie słon´ca zatan´czyły na s´wietnie ostrzy-
z˙onych, spłowiałych blond włosach. Chwile˛ potem
Case dostrzegł opalona˛ sko´re˛ i rza˛d idealnie ro´w-
nych, białych ze˛bo´w. Wysiadł z pickupa, nasadził
kapelusz mocno na głowe˛ i ruszył w kierunku Lily.
Jej niebieskie oczy ciskały błyskawice.
Todd odwro´cił sie˛. Z wraz˙enia wstrzymał od-
dech, a kiedy odzyskał głos, był on o dwie oktawy
wyz˙szy.
– Kto to? – zapytał piskliwie.
– To ktos´, od kogo chcesz mnie zabrac´ – oznaj-
miła Lily przecia˛gle, maja˛c s´wiadomos´c´, z˙e oto za
chwile˛ zostanie wymierzona sprawiedliwos´c´.
Wszystkie plany, wszystkie marzenia, wszystkie
nadzieje, jakie Todd z˙ywił w zwia˛zku ze swoja˛
przyszłos´cia˛, legły w pyle prerii. Nie wiedział, czy
ma stac´ w miejscu, czy uciekac´. Tak czy owak, jego
nadzieja na uwolnienie Lily od ,,tego wszystkiego’’
rozpłyne˛ła sie˛.
Me˛z˙czyzna, kto´ry sie˛ do niego zbliz˙ał, emanował
furia˛ i miał ponad metr osiemdziesia˛t wzrostu.
– Jes´li on mnie uderzy, podam go do sa˛du!
– krzykna˛ł Todd i wskazał palcem na Case’a, kto´ry
był coraz bliz˙ej.
233
Sharon Sala
Tego było juz˙ za wiele. Lily straciła resztki
zdrowego rozsa˛dku. Nie pozwoli, z˙eby Case’owi
ktos´ groził. Z jej gardła wydobył sie˛ gniewny
pomruk, zacisne˛ła pie˛s´ci i zbiegła ze schodko´w.
– To podaj mnie, ty draniu.
Todd sie˛ nie zorientował, co mu zagraz˙a, w prze-
ciwien´stwie do Case’a. Case natychmiast zauwaz˙ył,
z˙e Lily traci nad soba˛ panowanie, wiedział jednak,
z˙e nie zda˛z˙y do niej dotrzec´, by ja˛ powstrzymac´.
Nos Todda zachrze˛s´cił pod jej pie˛s´cia˛, Todd
zatoczył sie˛ i opadł na krzak kapryfolium. Z jego ust
wydobył sie˛ okrzyk bo´lu, z nosa popłyne˛ła krew.
– Uderzyłas´ mnie! – zawołał z niedowierza-
niem.
– I za chwile˛ to powto´rze˛! – krzykne˛ła Lily.
Zwaliła sie˛ na niego i zacze˛ła okładac´ go pie˛s´-
ciami, niszcza˛c przy okazji troche˛ winoros´li i kwia-
to´w kapryfolium. Je˛ki bo´lu i okrzyki strachu mie-
szały sie˛ z jej okrzykami złos´ci.
Case us´miechna˛ł sie˛ do siebie. Dla Lily nie
moz˙na było wymarzyc´ lepszego lekarstwa.
To wydarzenie wyleczy skutecznie wszystkie
rany w jej sercu. Stana˛ł obok, podparłszy sie˛ re˛kami,
i z duma˛ patrzył, jak Lily wymierza naste˛pne celne
ciosy. Wreszcie uznał, z˙e pora przyjs´c´ na ratunek
nieszcze˛snemu Toddowi Collinsowi. W kon´cu jesz-
cze troche˛ z niego zostało, moz˙na go jakos´ prze-
234
DAMA Z KALIFORNII
wiez´c´ do Los Angeles. Nie chciał grzebac´ tego
drania tu, na ranczu. Zanieczyszczanie s´rodowiska
jest wbrew prawu.
– Lily, kochanie! Daj mu spoko´j! – mrukna˛ł
Case, pochylił sie˛ i pocia˛gna˛ł ja˛ za ramiona.
Lily wymierzyła jeszcze kilka cioso´w, tym razem
juz˙ w powietrzu, a kiedy stwierdziła, z˙e odcia˛gnie˛to
ja˛ od celu, zacze˛ła obrzucac´ Todda wyzwiskami.
Ten jeszcze nigdy w z˙yciu nie słyszał tylu
przeklen´stw naraz, i to padaja˛cych z ust kobiety,
gniew zas´ w niebieskich oczach me˛z˙czyzny, kto´ry
włas´nie wyzwolił go od losu gorszego niz˙ s´mierc´,
utwierdził go w przekonaniu, z˙e nie jest wcale
bezpieczny.
Case bacznie obserwował Lily oraz skulona˛
postac´ wychodza˛ca˛ na czworakach z jego pie˛knego
do niedawna krzewu. Nieskazitelnie obcie˛te włosy
opadały w stra˛kach na czoło, spod kołnierzyka
markowej koszulki polo sterczały lis´cie, na białych
spodniach od Calvina Kleina zieleniły sie˛ plamy
z trawy, łokcie zas´ i twarz ofiary pokrywały ciemne
smugi, kto´re mieszały sie˛ z krwia˛płyna˛ca˛z nosa i ust.
– Dobrze sie˛ czujesz, kochanie? – spytał Case,
zerkaja˛c niespokojnie na Lily.
– Czy ona dobrze sie˛ czuje? Ona?! Czys´ ty
postradał rozum? Popatrz na mnie! To mna˛ sie˛
trzeba zaja˛c´!
235
Sharon Sala
Todd z trudem podnio´sł sie˛ na nogi i w tym
samym momencie pomys´lał, z˙e najma˛drzej byłoby
wzia˛c´ nogi za pas.
– Toba˛ trzeba sie˛ zaja˛c´? – zapytał Case spokoj-
nie.
Toddowi przemkne˛ło przez głowe˛, z˙e głos tego
faceta jest za spokojny. Potrza˛sna˛ł przecza˛co głowa˛,
ale było juz˙ za po´z´no. Ktos´ włas´nie sie˛ nim zaja˛ł.
– Uwaz˙asz, z˙e to ty zostałes´ skrzywdzony?
Todd ponownie potrza˛sna˛ł głowa˛ i zacza˛ł rakiem
wycofywac´ sie˛ w strone˛ wynaje˛tego samochodu.
Bał sie˛, z˙e tym razem sie˛ nie wywinie. Los Angeles
jest zbyt daleko, a ten wielki facet zbyt blisko.
– Ja ci zaraz pokaz˙e˛, co to znaczy kogos´ skrzyw-
dzic´, ty podła gnido – powiedział dobitnie Case,
łapia˛c Todda za kołnierzyk. Powlo´kł go do auta.
Tam oparł go o karoserie˛ i wyszeptał mu cos´ do
ucha.
Lily zauwaz˙yła, jak Todd podnosi przeraz˙ony
wzrok na swego oprawce˛, po czym wczołguje sie˛ do
wne˛trza pojazdu przez otwarte okno i kuli ze
strachu.
Poczuła, z˙e w głe˛bi jej duszy zaczyna rodzic´ sie˛
głos´ny s´miech. Wiedziała, z˙e razem z nim opus´ci ja˛
cały bo´l, jaki ja˛ dre˛czył od czasu wypadku. Przypo-
mniała sobie, co Case obiecał zrobic´, jes´li kiedykol-
wiek spotka jej dawnego narzeczonego. Gdy szczu-
236
DAMA Z KALIFORNII
pła postac´ Todda znikała we wne˛trzu samochodu,
Lily zadała sobie absurdalne pytanie, co by było,
gdyby tyłek jej byłego narzeczonego spuchł jak
balon, ale potem przeraz˙ony Todd odjechał i Lily
o groz´bie Case’a zapomniała.
Case odwro´cił sie˛, słysza˛c za plecami nieznany
mu odgłos.
To Lily! Lily sie˛ s´mieje!
Kle˛czała na trawie z odrzucona˛ do tyłu głowa˛
i zanosiła sie˛ dobywaja˛cym sie˛ z głe˛bi trzewi
s´miechem. Z jej oczu płyne˛ły łzy, z˙łobia˛c małe
koleiny w umazanej brudem twarzy, a ona obje˛ła sie˛
re˛kami w pasie i zgie˛ła w po´ł, nie be˛da˛c w stanie
opanowac´ wybuchu rados´ci. Kilkakrotnie wskazała
palcem droge˛, mamrocza˛c cos´ histerycznie, a potem
zno´w odchylała sie˛ do tyłu i s´miała, s´miała, daja˛c
ujs´cie wszystkim emocjom, jakie od miesie˛cy dre˛-
czyły jej zbolała˛ dusze˛.
– O rany! – westchne˛ła w kon´cu, usiłuja˛c pod-
nies´c´ sie˛ na nogi. – Pomo´z˙ mi. Nie mam siły wstac´.
– Pomo´c tobie? – Us´miechna˛ł sie˛, biora˛c ja˛
w ramiona. – Nie wygla˛dałas´ mi na kogos´, kto
potrzebuje pomocy. Spisałas´ sie˛ s´wietnie, Lily Kate.
Na medal.
– No nie? – odrzekła z zadowoleniem i obejrzała
sie˛ przez ramie˛ na droge˛, na kto´rej opadał kurz po
odjez´dzie Todda. – Nie było to zachowanie godne
237
Sharon Sala
damy – oznajmiła, po czym dodała z us´miechem:
– Cole byłby ze mnie dumny.
– Nie az˙ tak dumny jak ja, moja mała. Czasami
bycie dama˛ nie jest tak waz˙ne, jak bycie kobieta˛.
Czy wiesz, co chce˛ przez to powiedziec´?
Pytanie Case’a było powaz˙ne, mimo z˙e w jego
oczach nadal błyszczały iskierki rozbawienia.
Lily odetchne˛ła i otoczyła go ramionami.
– Wiem, co chcesz powiedziec´, Case. I mys´le˛, z˙e
włas´nie s´piewaja˛co zdałam z tego egzamin. – Us´-
miechne˛ła sie˛ rados´nie. – Wczoraj byłam tylko
dama˛. Dzis´ stałam sie˛ kobieta˛.
Case rozes´miał sie˛ i podnio´sł ja˛ do go´ry.
– Jestes´ prawdziwa˛kobieta˛, Lily Catherine. Moja˛
kobieta˛. Chodz´, trzeba cie˛ doprowadzic´ do porza˛dku.
Musimy odwiedzic´ kilka miejsc i spotkac´ pare˛ oso´b.
Od dzis´ uwaz˙am, z˙e zasłuz˙yłas´ sobie na najwie˛kszy,
najbardziej jarmarczny diament, jaki znajde˛.
– O nie! – ostrzegła go, opieraja˛c głowe˛ na jego
ramieniu i pozwalaja˛c mu zanies´c´ sie˛ do domu.
– Jarmarczny diament nie przystoi damie. Wolała-
bym cos´ gustowniejszego...
Case promieniał szcze˛s´ciem. To wspaniałe, mys´-
lał, miec´ taka˛ z˙one˛. Taka˛ jak ta kobieta z Los
Angeles.
238
DAMA Z KALIFORNII
ROZDZIAŁ JEDENASTY
– Czy wyja˛łes´ mi z włoso´w wszystkie lis´cie?
Głos Lily był zduszony, bo dobiegał spod ro´z˙o-
wej bawełnianej koszulki, kto´ra˛ włas´nie s´cia˛gała
przez głowe˛.
– Tak, kochanie – odparł Case, zrzucaja˛c buty.
– Czy mam jakies´ s´lady trawy z tyłu? – docieka-
ła, rozpinaja˛c spodnie i odwracaja˛c głowe˛.
– Tak, kochanie – oznajmił, rzucaja˛c swoje
spodnie i koszule˛ na buty.
– Mam nadzieje˛, z˙e niczego nie podarłam – wy-
mruczała. – Bardzo lubie˛ te spodnie.
– Ja tez˙ je lubie˛, ale ciebie wole˛ bez nich.
Zadrz˙ała, widza˛c jego wzrok.
– Czy moz˙esz mi pomo´c odpia˛c´ stanik? Lewa
re˛ka mnie troche˛ boli.
– Owszem, kochanie – rzekł przecia˛gle. – Boli
cie˛, bo nia˛ sprałas´ Todda.
Zaczerwieniła sie˛ i zdje˛ła spodnie. Case przybrał
mine˛ czystej niewinnos´ci, gdy ostatni kawałek jego
garderoby wyla˛dował na stosie.
– Czy mam ci umyc´ plecy?
Spojrzała na niego z oburzeniem, bo nagle
dotarło do niej, z˙e Case troche˛ sie˛ z niej s´mieje.
Weszła do łazienki i odkre˛ciła prysznic.
W tym samym momencie poczuła na sobie jego
ramiona, jego brzuch tula˛cy sie˛ do jej bioder. Potem
gwałtownym ruchem odwro´cił ja˛ twarza˛ do siebie
i stane˛li pod strumieniem wody. Jego dłonie pies´ciły
jej piersi, woda przepływała przez jego palce, jego
ciało zdradzało poz˙a˛danie. Lily je˛kne˛ła i oparła
głowe˛ na piersi ukochanego.
– Jes´li doz˙yje˛ setki, Lily Catherine, to i tak nigdy
nie be˛de˛ kochał cie˛ bardziej niz˙ dzisiaj. Walczyłas´
o mnie, i walczyłas´ o siebie.
– To prawda.
– Fajnie było, co?
– Nie tak fajnie jak teraz. Teraz jest daleko
lepiej, Case.
Jego le˛dz´wie ocierały sie˛ o jej biodra, jego dłonie
przesuwały sie˛ coraz niz˙ej...
Z jej ust wyrwał sie˛ cichy okrzyk, gdy Case
podnio´sł ja˛, oparł o s´ciane˛ i nieco opus´cił w do´ł. Gdy
240
DAMA Z KALIFORNII
brał ja˛ pod prysznicem, pomys´lała, z˙e s´wiat od-
wro´cił sie˛ do go´ry nogami.
– Musze˛ ci cos´ powiedziec´ – wyszeptała, kiedy
obraz przed jej oczami odzyskał ostros´c´.
Wzie˛ła re˛cznik, kto´ry Case jej podał, i schowała
twarz w jego puszystych fałdach, totez˙ docieraja˛ce
do Case’a słowa były nieco przytłumione.
– Co ty gadasz? – Odsuna˛ł re˛cznik od jej twarzy
i utkwił w niej oczy. Nie mo´gł uwierzyc´, z˙e to, co
usłyszał, jest prawda˛.
Lily westchne˛ła. Obawiała sie˛, z˙e Case tak to
przyjmie. Dlatego włas´nie tak długo sie˛ wahała
z konsultacja˛ u lekarza.
– Powiedziałam, z˙e kilka dni temu rozmawiałam
z chirurgiem. Według niego blizna zagoiła sie˛ na
tyle, z˙e moz˙na spro´bowac´ przeprowadzic´ naste˛pna˛
operacje˛ plastyczna˛.
– Nie chce˛, z˙ebys´ wie˛cej cierpiała, Lily Cathe-
rine. Nie chce˛, z˙ebys´ przez˙ywała rozczarowanie,
jes´li sie˛ nie uda. Teraz tez˙ jestes´ pie˛kna.
– Wiem, z˙e mnie kochasz taka˛, jaka jestem.
I dlatego moge˛ wreszcie to zrobic´.
– Mnie to nie jest potrzebne – przekonywał ja˛.
– Nie wa˛tpie˛. – Oparła głowe˛ na jego piersi,
delikatnie pogładziła jego ramie˛. – Ale mnie jest
potrzebne, Case. Mnie.
241
Sharon Sala
Case był przeraz˙ony. Sama mys´l o tym, z˙e Lily
mogłaby cierpiec´, rzuciła go na kolana.
Lily nie spodziewała sie˛, z˙e Case zareaguje w ten
sposo´b. Serce jej sie˛ krajało, gdy widziała udre˛ke˛ na
jego twarzy. Przesune˛ła palcami po jego wilgotnych
włosach i oparła je na jego ramionach.
– Kochanie, prosze˛, wstan´.
Ani drgna˛ł. Zamkna˛ł jedynie oczy i wyszeptał tak
cicho, z˙e ledwo go usłyszała:
– Lily, nie ro´b tego...
– Case! Naprawde˛ nie rozumiesz? Przeciez˙ wie-
rzysz, z˙e cie˛ kocham i nigdy cie˛ nie opuszcze˛!
– Nie chodzi o to – odparł udre˛czonym szeptem.
– Nie chce˛, z˙ebys´ cierpiała. W moich oczach juz˙
jestes´ doskonała.
– Gdybym miała co do tego jakies´ wa˛tpliwos´ci,
nie zadzwoniłabym do tego lekarza.
Wreszcie usłyszał determinacje˛ brzmia˛ca˛ w jej
głosie, i zamilkł. Przez klika długich, pełnych
napie˛cia chwil z˙adne sie˛ nie odezwało. A gdy
wreszcie przemo´wił Case, Lily poczuła, z˙e ze
wzruszenia łamie jej sie˛ serce.
– Najpierw wyjdziesz za mnie. Jes´li musisz to
zrobic´, prosze˛ bardzo, ale wyła˛cznie dla siebie. Bo
mnie to do niczego nie jest potrzebne!
Na te˛ propozycje˛ mogła rados´nie przystac´.
242
DAMA Z KALIFORNII
– Masz obra˛czki? Co sie˛ z nimi stało? Kto ma
kwiaty? Czy nie powinnis´my miec´ czegos´ w buto-
nierkach?
Chaos zgodnie wywołany przez bliz´niako´w wpa-
dał Case’owi do jednego ucha, a drugim wypadał.
On sam spokojnie wia˛zał krawat.
– Zamknijcie sie˛! – mrukna˛ł starszy brat.
– Cole! – Morgan Brownfield usiłował przywo-
łac´ syno´w do porza˛dku, lecz na pro´z˙no. W małym
pomieszczeniu na tyłach niewielkiego kos´cio´łka
panowało zamieszanie. – Nie pora ich strofowac´.
– Najche˛tniej sam by to zrobił. Bliz´niacy doprowa-
dzali wszystkich do szału.
Buddy siedział spokojnie na ławce pod s´ciana˛i grał
w cos´ na komputerku wielkos´ci kalkulatora. Ubranie
na nim sie˛ marszczyło, koszule˛ miał krzywo zapie˛ta˛,
krawat zas´ zwisał mu pod szyja˛ jak zmie˛ta szmatka.
Az˙ sie˛ prosiło, z˙eby ktos´ mu go porza˛dnie zawia˛zał.
Chwilowa˛ cisze˛ zburzył komputerowy aplauz
tłumu. Buddy az˙ podskoczył na ławce i z rozanielo-
na˛ mina˛ wrzasna˛ł:
– Zabiłem smoka! Kurde, zabiłem go! Ksie˛z˙-
niczka jest moja!
Morgan wznio´sł oczy do nieba.
– Nie przeklinaj w kos´ciele.
Buddy rozejrzał sie˛ zdumiony. Nawet nie zdawał
sobie sprawy z tego, gdzie sie˛ znajduje.
243
Sharon Sala
– Przepraszam...
Case us´miechna˛ł sie˛ szeroko. W niezła˛ rodzinke˛
sie˛ pakuje!
– Wszyscy przyzwoicie pozasłaniani? Wchodze˛!
Debbie Randall stane˛ła w progu, wymine˛ła Mor-
gana i skierowała sie˛ prosto do Buddy’ego, kto´ry
nadal był oczarowany faktem, z˙e pokonał komputer.
– Zdobyłem ksie˛z˙niczke˛! – os´wiadczył z przeje˛-
ciem.
– Fantastycznie, skarbie – mrukne˛ła Debbie, po
czym zaje˛ła sie˛ jego wygla˛dem. – Lily wiedziała, z˙e
tak be˛dzie – oznajmiła Debbie, us´miechaja˛c sie˛ do
Case’a i rozpinaja˛c koszule˛ Buddy’ego. – Kazała mi
tu przyjs´c´ uspokoic´ bliz´niako´w, zaja˛c´ sie˛ tym
elektronicznym oszołomem, i ucałowac´ ojca.
Morgan nadstawił policzek, czekaja˛c na obieca-
ny pocałunek, i us´miechna˛ł sie˛ z zadowoleniem,
gdy obietnica została spełniona.
– Dosyc´ tego – rzekła Debbie, wyjmuja˛c gre˛
z ra˛k Buddy’ego i chowaja˛c ja˛ do kieszeni mary-
narki. – Pora zawia˛zac´ krawat.
Buddy ze stoickim spokojem znosił zabiegi ma-
ja˛ce nadac´ mu cywilizowany wygla˛d, bliz´niacy zas´
zacze˛li grzebac´ w pudle z kwiatami, kto´re włas´nie
zostało dostarczone. Debbie powstrzymała ich jed-
nym spojrzeniem.
– Poczekajcie, ja sie˛ tym zajme˛.
244
DAMA Z KALIFORNII
Posłuchali bez sprzeciwu.
Cole obserwował te˛ scene˛ w pełnym zdumienia
milczeniu. Po raz pierwszy w z˙yciu był s´wiadkiem
tego, jak ktos´ uciszył az˙ pie˛ciu Brownfieldo´w naraz
przy pomocy kilku sło´w.
– A co Lili kazała zrobic´ ze mna˛? – spytał.
– Naprawde˛ chciałbys´ wiedziec´? – Debbie prze-
cia˛gała słowa, obrzucaja˛c wzrokiem jego postac´
ubrana˛ w smoking.
Cole zakrztusił sie˛ i zaczerwienił, Case zas´ zrobił
mine˛ człowieka dos´wiadczonego. Był pewien, z˙e
sie˛ nie myli. Cole jest stracony i na pewno wkro´tce
sie˛ o tym dowie.
Drobna, kra˛gła figurka Debbie przesuwała sie˛ od
jednego do drugiego, wpinaja˛c kwiaty do butonie-
rek, poprawiaja˛c krawaty, przyczesuja˛c włosy, az˙
wreszcie jej zadanie zostało spełnione.
– Buddy!
– Tak, prosze˛ pani – mrukna˛ł, nagle przytłoczo-
ny faktem, z˙e jego siostra za chwile˛ wyjdzie za ma˛z˙.
– Nie wierc´ sie˛, dobrze?
Buddy skina˛ł głowa˛. Gra w jego kieszeni wła˛czy-
ła sie˛, na co Debbie zmarszczyła czoło. Chłopak
wre˛czył jej swa˛ zabawke˛ w milczeniu i patrzył
z˙ałos´nie, jak jego skarb znika w walizce.
– Bliz´niaki!
Stane˛li na bacznos´c´.
245
Sharon Sala
– Prezentujecie sie˛ doskonale. Niczego nie
zmieniajcie.
– Tak jest! – odparli zgodnym cho´rem.
– Panie Brownfield, za chwile˛ be˛dzie pan miał
najwspanialszego zie˛cia pod słon´cem. Trudno wy-
marzyc´ sobie lepszego. Cos´ o tym wiem, bo znam
Case’a od dziecin´stwa.
Morgan kiwna˛ł głowa˛ z us´miechem, gdy Case
obja˛ł Debbie, dzie˛kuja˛c jej za pomoc. Cole zas´
wygla˛dał na zirytowanego. Gdyby było gdzie uciec,
juz˙ by to zrobił. Nie miał poje˛cia, czy sie˛ cieszyc´
z tego, z˙e Debbie go ignoruje, czy złos´cic´, z˙e został
w ten sposo´b wyro´z˙niony. Wcia˛gna˛ł powietrze
i wypus´cił je powoli, gdy Debbie kierowała sie˛ do
drzwi. Jego nie musiała przywoływac´ do porza˛dku.
Rados´c´ jednak okazała sie˛ przedwczesna.
– Masz obra˛czki? – zapytała, przystaja˛c przy nim.
Cole podskoczył, zaskoczony tym pytaniem. Ze
zdenerwowania nie potrafił jej odpowiedziec´. Wsu-
na˛ł re˛ke˛ do kieszeni spodni.
– Nie moz˙esz znalez´c´? – spytała z niewinna˛mina˛.
Zno´w sie˛ zaczerwienił. Debbie wcale nie miała
na mys´li obra˛czki, i oboje o tym wiedzieli.
Wreszcie jego palce natkne˛ły sie˛ na twardy
przedmiot. Dzie˛ki Bogu!
– Moge˛ – warkna˛ł i podetkna˛ł jej obra˛czki przed
nos. – Nigdy niczego nie zgubiłem.
246
DAMA Z KALIFORNII
I znowu trafił kula˛ w płot.
– To dobrze. Nigdy nie wiadomo, kiedy be˛dziesz
tego potrzebował – odparła zaczepnie i opus´ciła ich,
szeleszcza˛c ro´z˙owa˛ suknia˛ z falbanami.
– S
´
wie˛ty Panie Boz˙e – mrukna˛ł Cole, opieraja˛c
sie˛ o s´ciane˛.
– Nie przepus´c´ tej okazji – powiedział Case
z us´miechem.
– Cos´ starego, cos´ nowego, cos´ poz˙yczonego,
cos´ niebieskiego – przepowiadała sobie Lily.
Nigdy nie widziała niczego bardziej błe˛kitnego
niz˙ oczy Case’a. Sama ta konstatacja jednak nie
załatwiała sprawy. Koniecznie potrzebowała cze-
gos´ niebieskiego.
Usłyszała pukanie do drzwi i rozejrzała sie˛ za
jaka˛s´ kryjo´wka˛. Znała swego narzeczonego na tyle
dobrze, by wiedziec´, z˙e nie be˛dzie spokojnie czekał,
az˙ ruszy nawa˛ do ołtarza. Była nawet zdumiona, z˙e
jeszcze nie pro´bował tu wtargna˛c´.
– Kto to? – zawołała.
– Lily?
– Case! Odejdz´! Nie wolno ci mnie zobaczyc´.
To zła wro´z˙ba!
– Bzdura.
– Case! Jak moz˙esz? Takie słowa w dzien´ s´lubu,
i to w kos´ciele!
247
Sharon Sala
– Jestes´ ubrana? – cia˛gna˛ł. – Niewaz˙ne. Wchodze˛.
– Case... nie! Poczekaj... ja nie...
Juz˙ był w s´rodku i na nia˛ patrzył. Oczy mu
błyszczały, gdy do niej podchodził.
– Jestes´ bardzo, bardzo pie˛kna, Lily Catherine.
Westchne˛ła z rezygnacja˛, wsune˛ła sie˛ w jego
obje˛cia i oparła głowe˛ na jego ramieniu, niespodzie-
wanie wdzie˛czna losowi za to, z˙e nie włoz˙yła
welonu. Tak dobrze było wtulic´ sie˛ w Case’a. Moz˙na
dac´ pocza˛tek nowej tradycji. Ta be˛dzie ich autorstwa.
Ostatni us´cisk przed złoz˙eniem przysie˛gi.
Case odsta˛pił krok do tyłu, nieche˛tnie wypusz-
czaja˛c narzeczona˛, i pogładził palcami kremowa˛
koronke˛ okrywaja˛ca˛ jej ramiona.
– To suknia mojej matki – rzekła Lily.
– A to Biblia mojego ojca. – Wre˛czył jej ksie˛ge˛
oprawna˛ w sko´re˛ z wypisanym złotymi literami
imieniem i nazwiskiem włas´ciciela: Charles Longren.
W oczach Lily zabłysły łzy. Jej te˛czo´wki przy-
brały barwe˛ tropikalnej zieleni.
– Po´jde˛ z nia˛ do ołtarza.
Widziała, z˙e jest głe˛boko wzruszony, nie chciał
jednak sie˛ do tego przyznac´.
– Wyjde˛, zanim Debbie tu wpadnie i mnie wyrzuci.
Lily kiwne˛ła głowa˛ i mocno s´cisne˛ła Biblie˛.
Case zatrzymał sie˛ w połowie drogi do drzwi,
jakby sobie cos´ przypomniał.
248
DAMA Z KALIFORNII
– W tej Biblii jest wysuszony kwiat – oznajmił.
– Z ich s´lubu.
Usta Lily zadrz˙ały. Wiedziała, jak trudne było
dla niego to wyznanie.
– Be˛de˛ uwaz˙ac´ – obiecała i przycisne˛ła tomik do
piersi.
Juz˙ w progu Case dodał:
– Łubin, bo mo´j ojciec pochodził z Teksasu.
Cos´ niebieskiego!
Wzruszenie dławiło ja˛ w gardle. Została sama.
Co za zbieg okolicznos´ci, z˙e Case przyszedł do niej
włas´nie w chwili, gdy zastanawiała sie˛, ska˛d ma
wzia˛c´ cos´ niebieskiego.
Ostroz˙nie otworzyła Biblie˛.
Niebieski kwiat łubinu był kruchy i spłowiały,
jednak przetrwał małz˙en´stwo, a takz˙e człowieka,
kto´ry wiele lat temu umies´cił go z miłos´cia˛ w tej
ksie˛dze. Lily poje˛ła znaczenie trwałos´ci tego kwia-
tu. Przymkne˛ła powieki i zacze˛ła modlic´ sie˛ o to,
z˙eby ona i Case mieli tyle szcze˛s´cia w z˙yciu, co ten
zasuszony kwiat.
Morgan Brownfield przełkna˛ł s´line˛ i us´miechna˛ł
sie˛ ze wzruszeniem, widza˛c radosna˛ twarz co´rki.
Pozwolił jej poprawic´ sobie krawat, przyczesac´
włosy, i pocałowac´ sie˛ w policzek.
– Kocham cie˛, tatusiu – wyszeptała.
249
Sharon Sala
– Ja tez˙ cie˛ kocham, Lily Kate – odpowiedział
szeptem.
Rozbrzmiała muzyka. Niewielka grupka złoz˙ona
z członko´w rodziny oraz wybranych przyjacio´ł
odwro´ciła sie˛ w strone˛ wejs´cia. Ojciec i co´rka
wkroczyli do s´wia˛tyni.
Gdy zebrani ujrzeli promienna˛ twarz Lily, w kos´-
ciele rozległo sie˛ zbiorowe westchnienie zachwytu.
Nikt nie widział blizny na jej policzku. Wszyscy
byli zbyt zaje˛ci podziwianiem eleganckiej młodej
kobiety, nad kto´rej głowa˛ widniała aureola s´wiatła
padaja˛cego z pojedynczego witraz˙a pod sufitem.
Case wstrzymał oddech. Lily! Jego Lily!
Chyba jest jedynym człowiekiem na całym s´wie-
cie, kto´ry dał do prasy ogłoszenie, z˙e szuka kuchar-
ki, a znalazł anioła.
I oto Lily stane˛ła przy nim, podała mu z ufnos´cia˛
re˛ke˛, a głos pastora zaintonował prawde˛, kto´ra
błyszczała w oczach Case’a.
– Umiłowani moi...
250
DAMA Z KALIFORNII
EPILOG
Lily skrzywiła sie˛. Krzesło stoja˛ce przy oknie jej
pokoju szpitalnego nie nalez˙ało do najwygodniej-
szych. Wiedziała jednak, z˙e to nie z powodu krzesła
jest zdenerwowana. Dzis´ nadszedł termin zdje˛cia
bandaz˙y. Dzis´ jej los sie˛ dopełni.
Dzis´ be˛dzie na powro´t wygla˛dała tak jak przed
wypadkiem. Tego była pewna.
Case stał pod s´ciana˛ i patrzył, jak jego z˙ona coraz
bardziej sie˛ niecierpliwi. Był s´miertelnie przeraz˙o-
ny. Nie miał poje˛cia, co zrobi, jes´li Lily nie be˛dzie
zadowolona z dzieła chirurga. Cichy głos gdzies´
w głe˛bi jego duszy szeptał, z˙e jes´li operacja sie˛ nie
powiedzie, be˛dzie musiał zaczynac´ wszystko od
pocza˛tku. A potem pojawiały sie˛ zdrowe mys´li
i Case nabierał pewnos´ci, z˙e nic mie˛dzy nimi sie˛ nie
zmieni. Lily stanowiła jego z˙ycie – zgodziła sie˛ na
to, by nalez˙ec´ do niego.
– Lily? – powiedział, widza˛c, z˙e jej uwaga
koncentruje sie˛ na jednej rzeczy.
– Hm?
– Powinnis´my pomys´lec´ o dzieciach.
Gdyby powiedział, z˙e włas´nie rosna˛ mu uszy
i wyrasta ogon, nie byłaby bardziej zaskoczona. Nic
nie miała przeciwko temu tematowi, jednak teraz
była tak dalece zaprza˛tnie˛ta czym innym, z˙e znalaz-
ła sie˛ w rozterce.
– Pomys´lec´ czy... robic´?
Na twarzy Case’a pojawił sie˛ w tym momencie
wyraz determinacji.
– Chciałbym troje. A ty?
– Najpierw chciałabym zdja˛c´ te bandaz˙e – wyja-
s´niła spokojnie.
– Moz˙e w przyszłym roku, ale nie po´z´niej. Co
o tym sa˛dzisz?
– Nie słuchasz mnie – wyszeptała.
S
´
wietnie zdawała sobie sprawe˛, dlaczego Case
rozpocza˛ł te˛ rozmowe˛. Obawiał sie˛, z˙e straci swa˛
kobiete˛. Obawiał sie˛, z˙e jes´li jej twarz stanie sie˛
nieskazitelna, nie be˛dzie go potrzebowała. A jes´li na
policzku pozostanie jakis´ defekt, to jego z˙ona
odgrodzi sie˛ od s´wiata.
– Case, ja cie˛ słysze˛, a ty mnie?
252
DAMA Z KALIFORNII
Podszedł do okna, przytulił ja˛ i ukrył twarz w jej
włosach.
– Zdejmujemy bandaz˙e?
Pytanie lekarza, podobnie jak jego obecnos´c´,
zaskoczyły ich. Z
˙
adne z nich nie słyszało, kiedy
wszedł do pokoju.
– Nie! Tak! – padły dwie ro´wnoczesne od-
powiedzi.
Case wzruszył ramionami. Jego głos był gło-
sem sprzeciwu i sie˛ nie liczył. Odszedł pod
okno i przystana˛ł w nogach ło´z˙ka, podczas gdy
lekarz posadził Lily na jego brzegu i zacza˛ł
ostroz˙nie, warstwa po warstwie, zdejmowac´ z jej
twarzy opatrunki.
Case chciał patrzec´, strach jednak zamkna˛ł mu
oczy. Panika s´cie˛ła mu krew w z˙yłach, zmie˛kły mu
kolana.
Nagle lekarz wydał okrzyk zachwytu. A potem
Case usłyszał radosny okrzyk Lily, gdy lekarz
wre˛czył jej lusterko.
– Pie˛knie! – szepne˛ła, delikatnie przesuwaja˛c
dłonia˛ po jeszcze zaczerwienionym, lecz gładkim
policzku.
Po bliz´nie pozostały ledwo widoczne s´lady, kto´re
z czasem takz˙e miały znikna˛c´. Wszystko wygla˛dało
tak, jak chirurg obiecywał.
– Case, popatrz! Pie˛knie, prawda?
253
Sharon Sala
Otworzył oczy, lecz i tak nic nie widział, bo
wypełniły je łzy. Oparł sie˛ o pore˛cz ło´z˙ka i wyszep-
tał zmienionym głosem:
– W moich oczach zawsze byłas´ pie˛kna, Lily
Catherine. Zawsze...
254
DAMA Z KALIFORNII