Ideologia multi-kulti a prawda o kulturze
Prof. dr hab. Henryk Kiereś, kierownik Katedry Filozofii Kultury KUL, profesor WSKSiM.
Można sądzić, że poznanie humanistyczne wzięło swój początek w starożytnej
Grecji, w okresie kiedy Grecy odkrywali naukę (filozofię) i jednocześnie
przezwyciężali poznanie mitologiczne, oparte na poezji i wyrażane w metaforach.
Pierwsi humaniści podjęli próby zrozumienia dziejów ludzkich, a przede wszystkim
sensu ludzkich poczynań kulturowych, dzięki czemu narodziła się historia - jako
nauka, a także skupili uwagę na dziełach tworzących kulturę materialną oraz
kulturę duchową, czego owocami są historia sztuki, krytyka artystyczna i filologia.
Poznanie humanistyczne, zrazu naiwne i uprawiane hobbystycznie, pojawiło się jeszcze
przed odkryciem filozofii, a wraz z doskonaleniem się refleksji nad ludzkim poznaniem - co
stało się domeną filozofii - specjalizowało się i krzepło teoretycznie, ale także przechodziło
kryzysy i upadki.
Kultura jest do dziś wdzięcznym polem badań naukowych. Świadczy o tym choćby dzisiejsza
moda na studia kulturoznawcze; pojawiły się one w programach wielu uczelni jako odrębny
kierunek studiów naukowych. To cieszy, lecz skłania także do refleksji. Dlaczego? Otóż za
wspomnianą modą na kulturoznawstwo stoi ideologia tzw. multikulturalizmu (ang. multi-
culti), która zakłada, że wszystkie istniejące kultury są równosilne czy też równoważne
sobie. Skąd to błędne przekonanie? Multikulturalizm jest orężem socliberalizmu, jego tzw.
globalizmu, czyli nadziei na zbudowanie supercywilizacji światowej na bazie ekonomii
i techniki. Czym jest zatem kultura w liberalizmie? Jak w każdym socjalizmie jest ona
swoistą "nadbudową" ("bazą" życia ludzkiego jest konsumpcja materialna), a w liberalizmie
jest swoistym "kwiatkiem do kożucha" reprezentowanym przez sztukę i masową rozrywkę.
Dziedziny te są miejscem ekspresji ludzkiej wolności czy wręcz środkiem na "zabicie
czasu", mogą więc przybierać dowolne formy, nawet prymitywne myślowo i zdegenerowane
moralnie, jeśli tylko "coś" wyrażają lub "wyzwalają wolność".
Charakterystyczne, że chociaż ideologia multi-kulti zawęża kulturę i spycha ją w objęcia
absurdu (a absurd eskaluje sam siebie), to dominuje ona w programach studiów
humanistycznych i kulturoznawczych. Wiele wskazuje na to, że kluczowym założeniem tych
programów jest relatywizm, pogląd głoszący, że prawda jest rzeczą względną (zmienną,
stopniowalną, uzależnioną od okoliczności). Przyjęcie takiego założenia, zgodnego z
liberalnym kryterium ideologicznej poprawności, pozwala na badanie kultur, lecz wyklucza
ich ocenę. W związku z tym odnotujmy, że założenie to jest nie tylko niezgodne z wiedzą
naukową o kulturze, lecz przede wszystkim z naszym codziennym doświadczeniem.
Doświadczenie to pokazuje, że kultur jest wiele i że nie są one sobie równe pod względem
jakości (doskonałości), istnieją bowiem kultury ułomne, prymitywne, a nawet aspektownie
nikczemne. I dlatego właśnie poddajemy ocenie działalność ludzką, własną i cudzą, nie
tylko w zakresie kultury indywidualnej, lecz także w jej roszczeniu do uniwersalności.
Odróżniamy przecież i respektujemy na co dzień różnicę pomiędzy faktem kulturowym a
faktem kulturotwórczym. Nie wszystko, co człowiek tworzy, bogaci realnie kulturę, a jeśli
człowiekowi trafi się fałsz czy błąd, jego kultura staje się nieodwołalnie antykulturą, alienuje
się i zwraca się przeciwko swojemu twórcy. I właśnie świadomość tej różnicy jest racją
usprawiedliwiającą istnienie nauk o kulturze i studiów kulturoznawczych.
Kultura jest uprawą świata (łac. colo, -ere), sposobem naszego bytowania w świecie, tworzą
ją cztery integralnie powiązane dziedziny naszej aktywności - nauka, moralność, sztuka i
religia, a jej jakość zależy od samego człowieka, od jego wiedzy i dobrej woli, aby kierować
się prawdą, dobrem, pięknem i doskonalić samego siebie w człowieczeństwie, którego
najwyższym wyrazem jest świętość. Naiwna akceptacja liberalnej ideologii multi-kulti to
zgoda na "dyktaturę relatywizmu", ta zaś podważa instytucję nauk humanistycznych i
autorytet szkoły wyższej.
[