AmyRuttan
SzalonanocwLasVegas
Tłumaczenie:
Anna
Borowiec
PROLOG
Las
Vegas
Nie
miałapojęcia,jakwylądowaławtejkaplicy.
–Emily
West,czybierzeszRyanaGary’egozamęża?
–Jasne
–odpowiedziałaradośnie.
Zmrużyła
oczy,by
lepiejskupićwzroknastojącymprzednią
facecie w stroju Elvisa. Czemu gość nie trzyma pionu? Czyste
wariactwo.
Co
tam! Spojrzała jeszcze raz na mężczyznę u swego boku
itwarzrozciągnęłasięjejwbłogimuśmiechu.
Nie
miałapojęcia,jaksiętuznalazła,alejestzniąnajbardziej
seksowny, urzekający neurochirurg na świecie. I nie czuła
ataku paniki, jaki zazwyczaj wywoływały w niej wszelkie
kontaktytowarzyskie.
Po
wykładzie na temat bliźniąt syjamskich przemogła się, by
podejść do prelegenta i powiedzieć mu, jak bardzo ceni jego
osiągnięcia.Nieoczekiwała,żedoktorRyanGaryzaprosijąna
drinka.
Powinna
była odmówić. Jej związek z Robertem, również
chirurgiem,rozpadłsięzpowoduzawiścizawodowej.Czułasię
emocjonalnie wypalona. Uznała jednak, że jeden drink nie
zaszkodzi.
Jeden
faktycznie nie zaszkodził. Ale następne pięć dokonało
spustoszenia.
Tak
miło jednak się rozmawiało o konferencji i technikach
chirurgicznych…
Oświadczył się
jej
całkowicie nieoczekiwanie. To znaczy,
chybasięoświadczył…Podrinkachbyłakolacja,tańce,kolejne
drinki i namiętne obłapianie się na tylnym siedzeniu wynajętej
limuzyny. A teraz byli w kaplicy ślubnej na obrzeżu głównej
dzielnicyLasVegas.
Doktor
Garyteżmazaburzeniarównowagi,odnotowała.
Czyżbystraciła
panowanie
nadsytuacją?
Może,
ale
czasamidobrzesobieodpuścić.Uśmiechnęłasiędo
siebie.
Od
rozstania
z
Robertem
nie
spotykała
się
z mężczyznami. Byli jej obojętni. Nie rozumiała przy tym
rytuałuzawieraniaznajomości,więcdałasobiespokój.
Ryan
byłjednakrówniezainteresowanyjejpracą,coonajego
dorobkiem.Atenuśmiech,tapewnośćsiebie…Przynimmiękły
jejkolana.
–Aty,Ryanie
Gary,czybierzeszEmilyWestzażonę?
–Słucham?–Panmłodyzachwiałsięizamrugał.
Przymknęła
na
chwilęoczy,aleświatnadalwirował.
Elvis
wyglądałnazakłopotanego.
–Biorę,oczywiście,żebiorę.–
Ryan
rozdziawiłsięoduchado
ucha.Znówpoczuła,jakuginająsiępodniąnogi.Zadużobyło
tychmojito.
–Wobectegonamocyuprawnieńnadanychmiprzezwładze
stanuNevadaogłaszamwasmężemiżoną.
Rzuciła
bukietem
wElvisa,atenpróbowałporwaćjąnaręce.
– Chyba powinieneś zrobić to przed progiem domu, a nie
wkaplicy
–zauważyła.
–Jesteślekkajakpiórko–zamruczał,wywołującspazmwjej
ciele,aledałzawygraną.–Poczekam,ażbędziemywhotelu.Te
mojitobyłystraszniemocne.
Zachichotała.Rozśmieszałoją
samo
słowo„mojito”.
Kierowca
podniósłbrwi,otwierającdrzwilimuzyny.
–Rzeczywiściebyłymocne–powtórzyłRyan,gramolącsiędo
środka.–Jutromuszęlecieć…–Spojrzałnazegarek.–Amoże
to
jużjestdzisiaj?
–Dzisiaj.Jest
jużpopółnocy.
Powiódł
po
niej leniwym wzrokiem. Jej serce na chwilę
straciłorytm.
–Apopółnocywcośsięzmieniasz?
–Nie.Aty?
Pogładziłją
po
policzkuipocałował.Gorąco,namiętnie.
Taaak… Słusznie postąpiła, przyjmując oświadczyny.
Od
dawna nie czuła się tak dobrze z mężczyzną. Robert nigdy tak
nierozpalałjejzmysłów.
–Cieszęsię,żezaprosiłemcięnakolacjęiże
wzięliśmyślub.
–Ponowniepogłaskałjąpotwarzy.
–CodziejesięwLasVegas,zostajewLas
Vegas,prawda?–
zachichotała.
–Absolutnie!
Limuzyna
zatrzymałasięprzedhotelem.
–Wszystkowporządku,
pani
doktor?Paniedoktorze?–spytał
kierowca,otwierającimdrzwi.
–Zdecydowanie
–oświadczyłRyan.
– Jest superowo – potwierdziła Emily. Nigdy przedtem nie
używała takich określeń, ale to pasowało do sytuacji.
Ibrzmiało…
superowo.Jak
mojito.
Kierowca
podniósłbrwiiskinąłgłową.
Ryan
objął ją i wkroczyli do hotelu. Pojechali windą do jego
apartamentu. Pomogła mu włożyć kartę do czytnika, bo miał
ztymtrudności.Gdydrzwisięotworzyły,porwałjąnaręce.
Całe
jej
ciałopulsowałowoczekiwaniu.Takwłaśniepowinno
być, uznała. Chce tego. Może w ten sposób uwolni się od
przeszłości.
–Jesteśpewna?–Niebieskieoczywpatrywałysięintensywnie
wjej
twarz.
– Całkowicie. – Przejechała palcami przez jego włosy
ipogładziłaszyję.–
Inaczej
tutajbymnieniebyło.
– Wobec
tego pozwól, droga żono, że przeniosę cię przez
próg.
Wirowało
jej
w głowie. Jedna noc. Co złego może wyniknąć
zjednejszalonejnocy?
ROZDZIAŁPIERWSZY
Seattle,sześćmiesięcypóźniej
–Ohoho!–EmilywpatrywałasięwzdjęcieUSGprzesłanejej
przezAnęRuchi,zaprzyjaźnionąlekarkęzniewielkiegoszpitala
międzyPortlandiSeattle.
– Tak, bliźnięta zrośnięte. Dziewczynki. Mają osobne
kręgosłupy,alewdolnejpartiipołączonyukładnerwowy.Mają
równieżpołączonąwątrobęiczęściowo
jelito
grube.Dzielątrzy
nerki.
– Dobrze, że mają w pełni uformowane osobne kończyny
inarządyrozrodcze.
Przepołowienie wątroby i rozdzielenie bliźniaczek, myślała,
da im szanse na samodzielne życie. Na szczęście obie
dziewczynki miały własne serca i czaszki. Wspólne organy
wewnętrzne da się względnie łatwo rozdzielić. Względnie…
Operacja będzie ryzykowna, oceniła, ale wygląda to nie
najgorzej.
Pozostawało
pytanie, czy
po rozdzieleniu kończyny będą
sprawnie funkcjonować. I zasadnicza kwestia: czy bliźniaczki
przetrwająporód?
– To
są plusy – potwierdziła doktor Ruchi na drugim końcu
linii.
–IrodzicewyrazilizgodęnaprzeniesieniedoSeattleina
to,
żebym przeprowadziła operację? – Emily powiększyła skan na
ekranie.
– Tak, matkę poinformowano, że płody są zrośnięte
i uprzedzono o ryzyku związanym z rozdzieleniem, ale
zdecydowałasięnaporód.
Emily
poczuła lekkie kopnięcie i spojrzała na swój brzuch.
Szóstymiesiąc.Ciążyniedawałosięjużukryć.
Pacjentka
zdecydowała się urodzić… Słowa Any odbiły się
echemwjejgłowie.Todopierociężkadecyzja.Naszczęścienie
musi dokonywać takiego wyboru. Jej dziecko rozwija się
normalnie.
–Kiedy
planujecieodebraćporód?
– Szczerze mówiąc, wolałabym przenieść matkę do Seattle,
żeby była pod twoją opieką. Za kilka tygodni płody będą
bardziej rozwinięte i wydobędziecie je przez cesarskie cięcie.
Przyda się wówczas twoja wiedza i doświadczenie. W końcu
uznawana jesteś za najlepszego chirurga dziecięcego w kraju
iprzeprowadzałaśjuż
rozdzielenia
zroślaków.
– Jasne, niepokoi
mnie tylko wspólna część układu
nerwowego. Wątroba, nerki, nawet jelito grube – to mnie nie
przeraża. Ale do rozdzielenia układu nerwowego potrzebny
byłbyświatowejklasyneurochirurg.
–Mam
takiego.
Emily
poczuła,jakżołądekpodchodzijejdogardła.
– Słucham?! – Dobrze, że koleżanka
nie
mogła widzieć jej
twarzy.Przewidywała,kogomanamyśli.
–RyanGary.ZgodziłsięprzyleciećzSan
Diego.Chciałabym,
żebyście razem operowali. To dla mnie ważne. Odbierałam
pierwszedzieckotejkobiety.
Ryan
jest jak najbardziej właściwą osobą, Emily przyznała
w duchu. Ma doświadczenie w rozdzielaniu zrośniętych
bliźniąt. Ale operowanie ramię w ramię z facetem, któremu
niedawno wysłała pozew rozwodowy, może być trochę
kłopotliwe.
Zpoprzedniegozwiązkuwyszłamocnopoobijana.Byłapełna
obawprzedwiązaniemsięzkolejnymchirurgiem.Obaw?Mało
powiedziane. Była zdecydowana, by do tego nie dopuścić. Ta
jednonocna przygoda w Las
Vegas była wielką pomyłką. Och,
nocbyławspaniała,alekonsekwencje…
Za
kilka miesięcy będzie samotną matką. Żałowała tego
wariactwa.No,możeniedokońca…
Tak
czyowak,niemożeodmówićkoleżancetylkodlatego,że
zaliczyła wpadkę z doktorem Garym po pijanej nocy w Las
Vegas.
Kiedy
próbowała się z nim skontaktować i poinformować, że
zaszławciążę,dowiedziałasię,żeprzebywanamisjimedycznej
wTrzecimŚwiecie.
Nie
odezwał się nawet, gdy wysłała mu pozew rozwodowy.
Nietonie.Załatwitenrozwódwtenczywinnysposób.
Nie
planowała macierzyństwa. Nie chciała być samotną
matką.Alestałosię.Jest,jakjest.
–Emily?
–dotarłdoniejgłosAny.
–Słucham?
Ach,tak.Doktor
Gary…
– Jakiś problem? – W głosie koleżanki słychać było nutę
zaniepokojenia.
Zajęło
jej
lata, by nauczyć się wyłapywać niuanse
wkontaktachzludźmi.Potrafiławyczuwaćautentycznątroskę.
Ostatnioludziezwracalisiędoniej,jakbybyłoimjejżal.
–Wszystkowporządku.Pewniebędęmusiałauzyskaćzgodę
naczelnego chirurga… W końcu w naszym Centrum Matki
iDziecka
mamywłasnegoneurochirurgapierwszejklasy.
Kłamczucha!
Postawmy
sprawęjasno,powiedziaładosiebie.Maszproblem
z facetem. Nie odpowiedział na mejle z informacją o ciąży.
Najwyraźniejniepoczuwasiędoodpowiedzialności.
Po
raz kolejny zawiódł ją mężczyzna. Potrafi jednak sama
wychowaćdziecko.Niechceżadnegofacetawswoimżyciu.
Dla
dobra pacjentki musi jednak z nim współpracować. Jest
znakomitymchirurgiem.
– Z twoim
szefem już wszystko załatwiłam – powiedziała
łagodnie doktor Ruchi – ale wolałam mieć pewność, że ty też
się włączysz. Nie chcę, żeby twój szef przydzielił moją
pacjentkęjakiemuśinnemuchirurgowidziecięcemu.
–Ana,wkońcu
jestem
ordynatoremkliniki!
– No dobrze – przyznała doktor Ruchi z westchnieniem. –
Chodziło mi o jego zgodę na udział doktora Gary’ego w tej
operacji. Chcę ciebie i jego. Nie
ufam nikomu innemu. Oboje
jużprzeprowadzaliścierozdzielenia.Wiem,żetopotrafisz.
– Też to wiem. – Czy potrafi jednak stanąć przy stole
operacyjnymzRyanem
?
Owszem, jest
znakomitym chirurgiem, ale ma ochotę go
udusić. Za to, że nie zdobył się ma odpowiedź na jej
korespondencję. Nie była pewna, jak to wpłynie na atmosferę
wsalioperacyjnej.
Przestań się złościć, powiedziała
do
siebie. Po prostu
zachowujsięprofesjonalnie.
Ale
jak? Potrząsnęła głową. Podziwiała jego umiejętności,
pociągała ją pewność siebie, jaką emanował. A przy tym,
przyznała w duchu, jest uroczy i diabelnie przystojny. Dlatego
terazonajestwkłopotach.
Kiedy
byli razem, nie odczuwała zażenowania i tremy. Jakby
jego asertywność jej również się udzieliła. Przy nim czuła się
pożądana.
–Kiedymatkaiojciec
mająbyćtuprzewiezieni?
– Wysłałam ci grafik i całą dokumentację. Powinni być
przetransportowanijutroambulansempowietrznym.Aledoktor
Gary dotrze nawet wcześniej. Przyleciał do Portland wczoraj
wieczorem i ma dolecieć dzisiaj do Seattle śmigłowcem wraz
z chłopcem, którego ma operować. Dziesięciolatek z urazami
kręgosłupa.
To
takżejejpacjent!
O przylocie chłopca była uprzedzona, ale bez szczegółowych
informacji o towarzyszącym mu lekarzu. Czyli będą wspólnie
zajmowaćsięteżtymdzieckiem.OnaiRyan.
Niech
todiabli,lepiejniemożnabyłotegowymyślić!
Spojrzała
na
pager.
– Dobrze, Ana. Zaopiekuję się twoją pacjentką.
Daj
mi znać,
kiedybędąodwaswylatywać.
–Jasne.Dziękuję,Emily.
Odłożyłasłuchawkę,jęknęłaiukryłatwarzwdłoniach.
Nie,to
niedziejesięnaprawdę!
Po
rozstaniuzRobertem,któryniemógłprzełknąćjejawansu
na
stanowisko
ordynatora
kliniki
chirurgii
dziecięcej,
poprzysięgła sobie, że nigdy nie zwiąże się uczuciowo
zchirurgiem.
Noimasz.
Przez
pięćlatunikałamężczyzn.AżdotejkonferencjiwLas
Vegas,kiedyoczarowałjąRyanGary.
Powinna
byłastuknąćsięwgłowę!
Została
wykorzystana. To
bolało, ale pozbierała się. Nie
będzie się nad sobą użalać. Ma dobrą pracę i spodziewa się
dziecka. Wychowa je tak, by widziało w niej wzór do
naśladowania.
Nawet
jeśli
perspektywa
samotnego
macierzyństwająprzerażała.
Ryan
jest w drodze do Seattle i nie ma sposobu, by ukryć
przed nim ciążę. Ale przynajmniej na miejscu wymusi na nim,
bypodpisałwniosekrozwodowy.
Wciągnęła głęboko
powietrze. Poradzi
sobie. W końcu daje
sobie radę z rozwścieczonymi rodzicami, którzy wrzeszczą na
nią i zespół, bo przełożono planowaną operację ich dziecka,
gdyż trzeba było się zająć nagłym wypadkiem. Potrafiła wobec
nichbyćgrzeczna,leczstanowcza.Taksamoodnosićsiębędzie
do
tego
aroganta.
Może
być
jednym
z
najlepszych
neurochirurgównaświecie,aleonateżmadokonaniairenomę.
Dla
dobrapacjentkizniesiejegoobecność.
Hmm… Z pacjentami i rodzicami małych pacjentów radzi
sobie, bo to jest jej praca. W życiu osobistym już nie jest tak
dobrze.
Pod
koniec ich związku Robert często ją deprecjonował.
Naśmiewał się z jej przypadłości. Z tego, co różniło ją od
innych,acostarałasiępojąćprzezcałeswojeżycie.
Jako
osoba
z
zespołem
Aspergera,
łagodnym,
wysokofunkcjonującymzaburzeniemosobowości,nigdywpełni
niepasowaładootoczenia.
Gdy
sprawy rozgrywały się na płaszczyźnie osobistej, traciła
pewnośćsiebie.
Przejrzy
ją…Zorientujesięwjejsłabościach.
Zabrzęczał pager. Śmigłowiec był w drodze. Serce zabiło jej
mocniej.
Schowała
aparat
do kieszeni fartucha. Wstała i przeciągnęła
się. Poczuła, jak dziecko wykonuje fikołka. Trudno było się nie
uśmiechnąć.
Jakoś
to
będzie.Bywałogorzej.
Włożyła
stetoskop
i ruszyła do windy. Lądowisko znajdowało
sięnadachuCentrum.
– Pani doktor, proszę ze mną – zwróciła się do Amandy Teal,
stażystki, która siedziała w pobliżu dyżurki pielęgniarek,
wypełniającgrafik.–Niechpanizorganizujewózekispotkamy
sięnalądowisku.
W windzie
wbiła kod pozwalający wyjechać na górę. Nerwy
miałanapiętejakpostronki.
Dzień był słoneczny. Z dachu Centrum widać było cieśninę
Pugeta i kursujące po niej promy. Przez moment cieszyła się
widokiem i spokojem późnowiosennego poranka. Po chwili
usłyszała bicie łopat i pojawiła się sylwetka pomarańczowego
medycznegośmigłowca.
Weź się w garść, powiedziała do siebie. Założyła ręce na
piersiiprzygryzładolnąwargę.
Jest
tuwyłączniezpowodówzawodowych,przekonywałasię.
Chodzi o życie dziecka. Nie będzie żadnej wymiany
uprzejmości.
Podmuchy
powietrzazwirnikamaszynypotargałyjejkrótkie
blondwłosy.Schroniłasięwnadbudówce.
–Chodźmy.–SkinęłagłowądodoktorTeal,gdywirnikzaczął
zwalniać i obie, przygięte
do
ziemi, pobiegły do śmigłowca.
Ratownicy na pokładzie przygotowywali się do przekazania
pacjenta.
Kątem
oka
zauważyła Ryana. Wyglądał tak, jak go
zapamiętała.
Brązowa
czupryna
była
zmierzwiona,
zdumiewająco
niebieskie
oczy
skupione
na
pacjencie
iratownikach.Wyrazistypodbródekzakrywałachusta,aleitak
możnabyłodostrzecuroczydołeczek.
Weźsięwgarść!
W tym
samym momencie przeniósł wzrok na nią. Przez
ułamek chwili na twarzy miał wymalowane zaskoczenie. Nie
spodziewałsięjejtutaj?
Nie,to
małoprawdopodobne.
Odwróciła
wzrok
iruszyładoratowników.
Jeżeli
ma
zachować panowanie nad sytuacją, to musi
traktować go jak każdego innego chirurga. Z dystansem. Ich
relacjepowinnymiećwymiarwyłączniezawodowy.
Tak
powinna była zachować się sześć miesięcy temu w Las
Vegas.Zamiastpozwolić,byzawróciłjejwgłowie.
Amoże
tego
potrzebowała?
Odgoniłatęmyśl.
– Dziesięciolatek – raportował ratownik – z urazami
kręgosłupa odniesionym podczas jazdy pojazdem terenowym.
Złamanie między kręgiem C7 i T3. Doktor Gary wprowadził
pacjentawstanśpiączkifarmakologicznejihipotermię.
–Hipotermię?–
Emily
byłazaskoczona.
–Żebyzabezpieczyćrdzeńkręgowy–wyjaśniłRyan,stającpo
drugiej stronie noszy i pomagając
przy
umieszczeniu ich na
wózku.–Byćmożedziękitemuznówbędziemógłchodzić.
Nie
odezwałasiędoniegoanisłowem.
–Przejmujemy
opiekę–poinformowałaratownika.
Ratownik
przekazał jej dokumentację. Odebrała papiery
ipopchnęławózekwkierunkuwindy.
Czuła
na
sobie wzrok Ryana, lecz było jej wszystko jedno.
Teraz musi umieścić pacjenta na Oddziale Intensywnej Terapii
inadzorowaćstabilizację.ZdoktoremGarymbędzierozmawiać
wyłącznie o kwestiach medycznych i podpisaniu pozwu. I tyle.
Aletoniejestwłaściwymomentnarozmowęorozwodzie.
Kiedy
zjeżdżalinapiętro,naktórymmieściłsięOIT,usłyszała
ryksilnikaodlatującegośmigłowca.Szkoda,żeRyanniezostał
napokładzie,pomyślała.
Hipotermia?
Wprowadzanie w stan hipotermii pacjentów
z urazami kręgosłupa często dawało dobre wyniki. Ale to
stosowałosiędodorosłych.Wprzypadkudzieciniezalecanotej
procedury.
Odbiło
mu?
Czyjestnatylezadufanywsobie,żeuważasięza
Boga?
– Co do diabła przyszło ci do głowy, żeby w stan hipotermii
terapeutycznej wprowadzać dzieciaka?! – wypaliła. Była
rozjątrzona.Aletaknaprawdęniechodziłojejoplan
leczenia.
Wściekałasię,
bo
ignorowałjąprzezpółroku.
Nie
zareagowałnawiadomość,żejestwciąży.Sprawiłjejból.
PrzydoktorTealniemogłajednaktegopowiedzieć.Krytykując
jegodecyzję,wyładowaławściekłość,jakączułaodchwili,gdy
gozobaczyła.
Zauważyła,
jak
na chwilę oczy Amandy Teal zrobiły się
okrągłe. Poczuła się głupio, że pozwoliła sobie na wybuch
wobecnościstażystki.
Mężczyzna
po
przeciwnej stronie wózka uśmiechnął się do
niej szeroko. Tym samym czarującym aroganckim uśmiechem,
przezktórynarobiłasobiekłopotów.
–Miło
jest
znówcięwidzieć,najdroższażono.
ROZDZIAŁDRUGI
Nieprzesadziłztymtupetem?
Miałwrażenie,żewodpowiedziEmilyzioniewniegoogniem.
Patrzyła na niego tak, że gdyby wzrok potrafił zabijać… Ale,
myślał,wyglądarównieapetyczniejakwtedy.
Jasne, niemal platynowe włosy były krótsze, lecz nowe
uczesanie pasowało do jej twarzy. Przypomniał sobie, jak
całowałjązauchemijakwzdychałazprzyjemności.
Musibyćidiotą,skorojązostawił.
Aletoraczejonagozostawiła.
Kiedy obudził się w apartamencie w Las Vegas, już jej nie
było.Zostałtylkowypisaktumałżeństwa.Przyłóżku,nanocnej
szafce.
Dzwoniłdoniej,alenieodbierała,agdywreszcieodzwoniła,
wchodził właśnie na pokład samolotu odlatującego na Bliski
Wschód.
Potem milczała aż do momentu, gdy przed tygodniem
otrzymałpozewrozwodowy.Itobyłjedynykontaktzjejstrony
od pół roku. Mniej więcej w tym samym czasie doktor Ruchi
poprosiła go o pomoc w operacji rozdzielenia bliźniaczek
syjamskich.
Pomyślał, że ładnym gestem będzie, jeśli podpisane papiery
rozwodoweprzekażejejosobiście.Tobędzieepilogtejszalonej
nocywVegas.Możezamkniesprawęipotrafioniejzapomnieć,
bojakduchbezustannienawiedzałagowmyślachprzezsześć
miesięcy.
Rozstrajałgosamfakt,żeznówprześladujągowspomnienia
okobiecie.Dobrzezapamiętałpoprzedniraz.
Sądził, że Morgan go kocha. Tymczasem gdy zaszła w ciążę,
nicmuniepowiedziała,zrobiłaaborcjęiodeszła.
Od tego czasu unikał poważnych związków. Przelotne
jednonocneprzygody–owszem,alemałżeństwo?!
Skądwogóletenpomysł?
Z ulgą odebrał wiadomość, że Emily też się chce z tego
wyplątać.
Przed przylotem do Seattle mentalnie przygotował się na
najgorsze, ale chyba jednak nie przewidział własnej reakcji na
ponownespotkaniezniątwarząwtwarz.
W Las Vegas urzekła go od pierwszej chwili. Była cudowna,
może trochę nieśmiała, ale miała w sobie coś, co go
fascynowało.Chciałjąlepiejpoznać.
Zauroczyła
go
jej
inteligencja,
piękno,
wdzięk,
jej
nieumiejętność tańca. Ostatecznie jednak wykorzystała go
izniknęła.
Przyzwyczaiłsiędotego,żetoonodchodzi,anieodwrotnie.
To była jedyna metoda, by oszczędzić sobie bólu serca. By nie
powtórzyłasięhistoriazMorgan.
Emily otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale spojrzała przez
ramięnastażystkęiwybrałamilczenie.
Drzwi windy otworzyły się i zawieźli małego pacjenta na
Oddział Intensywnej Terapii. Ryan miał teraz nadzorować
ogrzanie chłopca do temperatury fizjologicznej i przystąpić do
operacjikręgosłupa.
– Pani doktor – Emily zwróciła się do Amandy – może pani
zorganizowaćdladoktoraGary’egoodzieżoperacyjnąiczepek?
Odwróciła się do niego z rękami na piersiach. Wtedy
zauważyłjejlekkozaokrąglonybrzuch.
Sercenachwilęmuzamarło.Niedowiary!Jestwciążyinic
muniepowiedziała?!Wróciływspomnienia.
–Powinnaśbyłamipowiedzieć,żezaszłaśwciążę!
– Niby dlaczego? – Morgan pakowała swoje rzeczy. – Nie
jesteśmy małżeństwem i nie chcę być matką. Chcę się skupić
nakarierze.
–Mamprawowiedzieć.
–Tosięwłaśniedowiedziałeś.Możemyzamknąćtentemat?
Potrząsnął głową, by wyrzucić ten obraz z pamięci. Nie
planowałzostaćojcem,alegdywróciłzesłużbowejpodróżydo
Nowego Jorku, i tak było po wszystkim. Morgan przerwała
ciążęizakończyłazawiązek.Nicwcześniejmuniemówiąc!
Historiasiępowtarza.
Musidelikatniepodejśćdosprawy.
–Dobrzewyglądasz,Emily.
–Odpuśćsobie.
–Ococichodzi?
–Wieszoco.Todzieciak.–Spojrzaławkierunkurzędułóżek.
–Zurazemrdzeniakręgosłupa.–Czułsięzdezorientowany.–
ChciałemzapewnićmunajbezpieczniejszyprzewózzPortland.
Przygryzławargęipokręciłagłową.
–Dzieciźleznosząhipotermięterapeutyczną.
–Chłopakmadziesięćlat–odparłstanowczo.–Tonieosesek
i wprowadziłem go w stan śpiączki farmakologicznej. Jest
wystarczająco duży, żeby znieść krótkoterminową hipotermię,
i na tyle młody, żeby szybko odzyskać siły. Hipotermia nie
powinna zostawić żadnych znaczących skutków, jeśli chodzi
ofunkcjonowaniemózgu,wkażdymrazienic,czegoniedasię
usunąć przez rehabilitację. Której i tak będzie wymagał
w każdych okolicznościach. Bez operacji byłby sparaliżowany
dokońcażycia.
Westchnęłaitwarzjejzłagodniała.
–Zakładam,żeuzyskałeśzgodęrodziców?
– To nie jest moja pierwsza operacja dziecka z urazem
kręgosłupa. Przywrócimy organizm do normalnej temperatury
izajmęsięurazem–oświadczyłszorstko.
Byłzły,żegoprzepytuje.Zdałsobiesprawę,żewtymspięciu
niechodzioplanleczenia.Wtlebyłaciążaipozewrozwodowy.
Dlategobyłazła.
Aleonrównież.
–Tomojedziecko?–Popatrzyłnajejbrzuch.
–Tak.–Zaczerwieniłasię,zaskoczonapytaniem.–Czylimoje
mejledotarły?
–Jakiemejle?–Podniósłbrwi.
– Wysłałam ci mejla, kiedy dowiedziałam się, że jestem
w ciąży. I jeszcze kilka potem. Nie odpowiedziałeś, więc
uznałam, że nie chcesz mieć nic wspólnego ze mną
izdzieckiem.
–Poprostutaksobieuznałaś?
–Nieraczyłeśodpowiedzieć–syknęła.
– Emily, nie dostałem żadnych mejli. Nie miałem pojęcia, że
jesteśwciąży.
Chciała coś powiedzieć, ale obok nich pojawiła się doktor
Teal.
–Czymożepaninadzorowaćprzygotowaniesalioperacyjnej?
–zwróciłsiędoniejRyan.
–Oczywiście.–DoktorTealznówzniknęła.
– To moja stażystka. – Emily przebiła go wzrokiem. – Ma się
uczyćpodmoimnadzorem.
– I będzie, bo mam nadzieję, że również będziesz w sali.
Obiecano mi, że będziesz uczestniczyć w tej operacji.
Powiedziałem rodzicom, że będzie ze mną najlepsza chirurg
dziecięcanazachodnimwybrzeżu.
–Oczywiście,żebędę.
–Świetnie.
Wiele miał jej jeszcze do powiedzenia, ale nie pośrodku
głównejsaliOIT-u.Toniebyłoodpowiedniemiejscenadyskusję
omałżeństwieidziecku,nawetjeśliichmałżeństwoniebyłojuż
wszpitalutajemnicą.
Potym,jaknazwałjążonąwobecnościstażystki,wiadomość
bezwątpieniarozniosłasięlotembłyskawicy.
– Czy jest tu jakieś pomieszczenie, gdzie mógłbym się
przebrać i zostawić moje drobiazgi? – zapytał. – Mój bagaż
pojechał bezpośrednio do wynajętego apartamentu, nie mam
nawettorby.
–Jasne.–Twarzjejznowuzłagodniała.–Pokażęcipokojedla
wizytującychlekarzy.Chodźmy.
Czuła na sobie oczy kolegów. Większość z pewnością już
usłyszała o tym, jak się do niej zwrócił. Nie winiła doktor Teal
zabrakdyskrecji.
Sytuacja była szokująca. Czuła się nie w porządku, że
stażystkabyłaświadkiemichspięcia.
Samaniezdecydowałabysięnazastosowaniehipotermii,ale
niepowinnabyłakwestionowaćjegometod.Miałakontrolować
emocje,zamiasttegodolałaoliwydoognia.
Zamierzała traktować Ryana jak każdego innego kolegę po
fachu,arzadkozdarzałosię,bypubliczniespierałasięzinnym
lekarzem.Nadodatekneurochirurgianiebyłajejdomeną.Tak,
przyznała w duchu, zareagowała złością, bo się z nią nie
kontaktował. Postawił się jej w obecności stażystki i w efekcie
podważył jej autorytet. Wściekało ją, kiedy Robert postępował
podobnie.
Zazwyczaj
była
uosobieniem
spokoju.
Szczyciła
się
profesjonalnym
podejściem
do
problemów
medycznych.
Włożyłaogrompracy,bysięnauczyć,jakukładaćsobierelacje
zludźmi.Toniebyłowjejstylu.Byłazłanasiebie,żepozwoliła
ponieśćsięemocjom.
– Tam jest wolna kabina. – Wskazała na pomieszczenie na
drugimkońcusali.
Samazostałaprzydrzwiach.Tobyładrogaucieczki.
–Jedenmejldomniedotarł–oświadczył,zdejmującskórzaną
kurtkę.–Tenzwiadomością,żewysyłaszpozewrozwodowy.
– Ale nie te z informacją, że jestem w ciąży? Wysłałam ich
chybadziesięć.
– Mówiłem ci tej nocy, kiedy się pobraliśmy, że następnego
dniawylatujęzagranicę.Tam,gdziebyłem,internetniedziała
dobrze.Nieignorowałemcięświadomie.
Rozpinał koszulę, by włożyć bluzę chirurgiczną. Starała się
niepatrzeć.Chciałamuwierzyć.
–Niepamiętam,żebyścośtakiegomówił.Aletegowieczoru
sporowypiliśmy.
–Japamiętam,choćjakprzezmgłę.Musieliśmydużowypić,
skoro zgodziliśmy się, żeby ślubu udzielił nam facet w stroju
Elvisa.Przyznasz,żetobyłotrochęszmirowate.
Najwyraźniej chciał obniżyć napięcie. Z powodzeniem. Nie
mogłapowstrzymaćśmiechu.
–Przyznaję.
–Cieszęsię,żezdecydowałaśsięurodzić.
–Tochybaoczywiste.
Gdy wciągał bluzę, przez jego twarz przemknął grymas
niedowierzania.
Jeżelioniąchodzi,wiedziała,żechcetegodzieckaodchwili,
gdy na testerze wyświetlił się pozytywny wynik. Czy było
planowane?Nie,aleitakbyłaszczęśliwa.
Lubiładzieci.Wkońcudlategospecjalizowałasięwchirurgii
dziecięcej.
– Po operacji musimy usiąść i spokojnie porozmawiać –
oświadczył.
–Orozdzieleniuzroślaków?Muszęprzynieśćdokumentację…
–Oczymtymówisz?–Podniósłbrwi.
–Obliźniaczkachsyjamskich.Aty?
–Onaszymmałżeństwieidziecku.
Jejsercenachwilęstraciłorytm.Czuła,jakczerwieniąsięjej
szyjaipoliczki.
–Ryan,niejesteśmymałżeństwem.
–Jestaktślubu.Niemapodstaw,żebygounieważnić.Acodo
rozwodu,niewiem,czychcępodpisaćtepapiery.
Nojasne,będzierobiłtrudności!
– Chcesz dyskutować o rozwodzie? W pozwie jest wszystko
opisane.
– Nie, nie chcę dyskutować o rozwodzie – odpowiedział
z irytacją. – Chcę porozmawiać o nas i o naszym dziecku.
Otym,copowinniśmyzrobić.
Roześmiałasięzgoryczą.
–Ryan,niema„nas”.Vegasbyłopomyłką.
–Jataknieuważam–odparłzpowagą.
–Chybażartujesz?
– Nie żartuję. Chcę uczestniczyć w wychowaniu dziecka. –
Urwał, na twarzy miał wyraz niepewności. – Chcę, żebyśmy
razemwychowalitodziecko.
ROZDZIAŁTRZECI
Nie ma mowy! To absurd. On chce, by małżeństwo się
ułożyło?Niemamałżeństwa.Spotkalisię,wypilikilkadrinków
zadużoiwylądowaliwłóżku.
Najednąnoc.Towszystko.
Iwcaleniejestpewna,czymówiprawdęotychmejlach.
Faktemjest,żewyglądałnazaskoczonego…
Zdrugiejstrony,Robertteżpotrafiłjązwodzić…
Przygryzławargę.Niewiedziała,cootymmyśleć.
Znałajegoartykuły,słuchałajegoreferatów,alepozatymnic
o nim nie wiedziała. Ani on o niej. To nie jest podstawa do
jakiegokolwiek związku. Jej rodzice, zanim się pobrali, byli
przyjaciółmi. Dali sobie czas, by się poznać. Dzięki temu
cieszyli się długim i szczęśliwym małżeństwem. Nadal się
cieszą.
Ona i Ryan spędzili razem jedną noc. Na tym nic nie można
budować.
Poczułalekkiruchwbrzuchu.Nodobrze,możełączyichcoś
więcej, ale nie ma ochoty o tym z nim rozmawiać. Nie są
małżeństwem.Czemunaglemutakzależy,bysięzaangażować?
–Niebędziemyterazotymmówić–stwierdziłastanowczo.–
Widzimysięnablokuoperacyjnym.
–Niewiem,gdziejestblokiniemamtamdostępu.
Cholera!
–Skończsięprzebierać–wydusiłaprzezzęby.
–Emily…
– Przestań – warknęła. – Po operacji będziemy mówić
wyłącznieorozdzieleniuzrośniętychbliźniąt.Toważnyzabieg.
Matkęprzywożąjutro.Jeżelidzieciprzetrwająporódiprzeżyją
pierwszy tydzień, mamy dokonać separacji. Trzeba to
zaplanować. Chcę skupić się wyłącznie na pacjentach
i kwestiach medycznych. To wszystko, Ryan. Nie jestem
wstaniemyślećoniczyminnym.
To była prawda. Czuła się przytłoczona sytuacją. W takim
staniepsychicznymniebyłaodczasurozejściasięzRobertem.
Ibyłojejztymźle.
Jegooczyzwęziłysię.Rozpiąłklamrępaskaoddżinsów.
–Wporządku.
Powiedziałtojednakwtakisposób,żeodniosławrażenie,że
to nie koniec tej rozmowy. Był uparty. Podobnie jak ona. To
doceniała.
Dzięki
determinacji
zdobył
opinię
jednego
z najlepszych neurochirurgów, a ona wyrobiła sobie nazwisko
wchirurgiidziecięcej.
Wiele osób twierdziło, że ze względu na ograniczone
umiejętnościspołecznewynikającezzespołuAspergeraniejest
jej pisana kariera w chirurgii. Ale udowodniła, że się myliły.
Dowodem jest jej stanowisko. Ciężko pracowała, by zdobyć tę
pozycję.
Chciałabyćnajlepsza.Osiągnąćperfekcję.
Ciążanadałajejżyciunowyludzkiwymiar,choćbyłarównież
gorzką pigułką. Potrafiła jednak przyznawać się do własnych
błędówiponosićkonsekwencje.
Namomentpozwoliłamusięzauroczyć.Twierdzenie,żejest
tocoświęcej,byłobygłupotą.
Na moment? Nadal jesteś nim zauroczona, przemknęło jej
przezgłowę.
Poczuła wypieki na policzkach, gdy sięgnął po spodnie
chirurgiczne.
–Poczekamnazewnątrzipójdziemynablok.
– Dobrze – odpowiedział krótko, ale w jego oczach pojawiły
sięłajdackieiskierki.
Wiedział,jaknaniądziała!Itojąrozjuszało.
Wyszła,oparłasięościanęistarałasięopanowaćoddech.Na
chwilęprzymknęłaoczy.
Gdy je znów otworzyła, zauważyła grupkę stażystów,
pielęgniarek,
a
nawet
lekarzy
szepczących
do
siebie
ispoglądającychnajejbrzuch.
Dojasnejcholery!
Nie lubiła być przedmiotem plotek. Nie przeszkadzało jej,
jeżeli znalazła się w centrum uwagi ze względu na pracę. Ale
plotki na temat ciąży i tego niby-małżeństwa? To nie było
przyjemne.
Wyszedł na korytarz przebrany w ciemnogranatowy strój
chirurgiczny,którypodkreślałbłękitjegooczu.
–Dobrzesięczujesz?Wyglądaszblado.
–Wszystkowporządku–skłamała.–Idziemy.Czekająnanas
i nie chcę, żeby ten chłopak utrzymywany był w stanie
hipotermiiominutędłużej,niżtokonieczne.
–Prowadź.
W drodze na blok operacyjny nie zamienili ani słowa, ale
czuła się spięta. Plotki wędrują błyskawicznie. Będzie musiała
porozmawiaćzdoktorTeal.
Przedwejściemwłożyłaczepekizmieniłabuty.Ryannaswoje
sportoweobuwiezałożyłochraniacze.Wbiłakod.
Terazzaczynasięwalkaożyciemałegochłopca.
MachinalniepogłaskałaswójbrzuchispojrzałanaRyana.Też
patrzyłnajejciążowybrzuszek.Podniósłwzrok.Wjegooczach
zobaczyłabólistrach.
–Umywalniajesttam.–Wskazaładrzwi,byobniżyćnapięcie.
Ruszył przed nią. Z umywalni widać było stół zabiegowy.
Pacjenta przygotowywano już do operacji. Anestezjolodzy
czekali.
Myjąc ręce, wpatrywał się w chłopca. Sama często też tak
robiła. W głowie przechodziła krok po kroku przez scenariusz
zabiegu.
–Myślisz,żesięuda?–spytała.
Ryanjestświetnymneurochirurgiem,towiedziała.Alenigdy
z nim nie operowała. Żaden z neurochirurgów zatrudnionych
w
centrum
nie
odważyłby
się
zastosować
hipotermii
w przypadku pacjenta młodszego niż szesnaście lat. Doktor
Garybyłindywidualistą.
Może to właśnie tak ją w nim pociągało? Był odwrotnością
Roberta,któryściśleprzestrzegałprocedur.
Iróżniłsięwtymwzględzieodniej.
– Oczywiście. – W jego uśmiechu była pewność siebie. –
Operowałemjużpacjentówztakimiurazami.
–Todobrze,botomójpierwszyraz.
– Nie przeprowadzałaś dekompresji rdzeniowej i zespolenia
złamania?
– Asystowałam przy takich operacjach, ale nie miałam do
czynieniazdzieckiemwstaniehipotermii.
– Wszystko pójdzie dobrze. – Otrzepał ręce i wytarł
ręcznikiem.–Zaufajmi.
Została dłużej przy umywalce. Miałaby mu zaufać… Chciała,
dla dobra pacjenta. Ale zaufanie osobie, której nie znała,
przychodziłojejztrudnością.
Lubiła rutynę. Miała swój zestaw ludzi, z którymi lubiła
pracować:
anestezjologów,
rezydentów,
pielęgniarek
chirurgicznych.Rutynazapewniałajejpoczuciespokoju.
ZRyanemmiałaoperowaćporazpierwszy.
Onmaświetnąrenomę,uspokajałasiebie.
Osuszyła ręce i ruszyła do sali. Nancy, pielęgniarka
chirurgiczna, z którą szczególnie lubiła pracować, pomogła jej
założyćfartuchirękawice.
Dziś nie jest głównym operatorem, przypomniała sobie.
DzisiajdowodzituRyan.
Owszem,onajestordynatoremklinikichirurgiidziecięcej,ale
to operacja neurochirurgiczna. Ryan jest neurochirurgiem
i musi mu zaufać. On przyjmował pacjenta. On uzyskał zgodę
rodzicównaoperację.Onznaprocedurę.
Spojrzała na antresolę. Siedział tam chirurg naczelny
Centrum oraz grupa stażystów i rezydentów. Przyszli oglądać
przedstawienie.
Cóż,Ryancieszyłsięfamąchirurgicznejznakomitości.
Musi się wyzbyć wątpliwości i skupić na zadaniu. Wkrótce
będąstaliturazemjakowspółprowadzącyoperację,anastole
będziedwojeniemowląt,któretrzebabędzierozdzielić,bydać
imszansenaprzeżycie.
Stanęłapodrugiejstroniestołu.ObokstałdoktorSharipova,
rezydent na jej oddziale. Amanda Teal, stażystka, była
obserwatorem.
– Pani doktor – Ryan zwrócił się do Amandy – proszę do
protokołuodczytaćdanezkartypacjenta.
Formalnie było to zadaniem lekarza rezydenta, lecz Ryan
zlekceważyłtęregułę.
Doktor Teal niepewnie spojrzała na Emily. Emily skinęła
głową.
–Proszę…
– Jason Klassen, dziesięciolatek, przyjęty z urazem
kręgosłupa między kręgiem C7 i T3. W Portland, przed
przewiezieniem do Centrum, pacjent został wprowadzony
w stan śpiączki farmakologicznej i w stan hipotermii
terapeutycznej. Celem operacji jest przywrócenie temperatury
fizjologicznejipróbazespoleniazłamania.
– Nie próba, pani doktor – oświadczył Ryan stanowczo. –
Zespolenie.
–O…oczywiście–zająknęłasiędoktorTeal.
–Jesteśmygotowi–oświadczyłaEmily.
Ryanskinąłgłową.
–Skalpel.
Powielogodzinnejoperacjiwyglądałanazmęczonąiobolałą.
Pewniebysiędotegonieprzyznała,aleRyantozauważył.
Siedziałanaławienazewnątrzsalioperacyjnej,podtrzymując
głowę dłonią. Oczy miała zamknięte. Podnoszące się ramiona
wskazywały,żegłębokooddycha.
Operacja była wyczerpująca, ale zakończyła się sukcesem.
Testywykazały,żepacjentpowinienodzyskaćczuciewnogach.
Pozostawało wybudzenie go ze śpiączki i sprawdzenie, jak
funkcjonujemózg.
Ryan był przekonany, że nie powinno być zaburzeń.
Wprowadzeniechłopcawstanhipotermiibyłosłusznądecyzją.
Teraz uwagę skupił na Emily. Czy nie przemęcza się,
ryzykującwłasnymzdrowiemizdrowiemdziecka?
Usiadł okrakiem na ławie obok niej. Chciał jej dotknąć, lecz
powstrzymałsię.Przewidywał,żeźlezareagujenatengest.Od
chwili przylotu dawała mu do zrozumienia, że nie jest mile
widziany.
Ten stan rzeczy trzeba zmienić, myślał. Podczas pobytu
w Seattle będzie okazywał jej wsparcie. Perspektywa ojcostwa
napełniałagojednakstrachem.Niemiałdobregowzorca.
Ojciecporzuciłjegoimatkę.Niechciałuprawiaćzieminajej
gospodarstwie.Aterazonmabyćojcem?Niebyłpewien,czym
potrafi.
Morganniedałamuszansy.Możetoilepiej?Życiejestzbyt
krótkie…
Czyśtyzidiociał?Potrząsnąłgłową.
–Trzymaszsię?–zapytałEmily.
–Tak.–Wyprostowałasię,alewidział,żejestwyczerpana.
–Stałaśnanogachprzezwielegodzin.
–Zdajęsobieztegosprawę.
–Kiedyostatnirazjadłaś?
– Lunch. – Pokręciła głową. – Przed telefonem od doktor
Ruchi w sprawie zrośniętych bliźniaczek i zanim zaszczyciłeś
mnieswojąobecnością.
Roześmiałsię.
–Chodź,nakarmięcię.
–Terazniemamyczasu.Rodzicechłopcaczekają,żebyznimi
porozmawiać.
–Tochodźmyporozmawiać,alepotemniechstażyścizabiorą
ich i chłopca na OIT. A my coś zjemy. To zalecenie lekarza –
zażartował.
–Dobrze.–Podniosłasięzwestchnieniem.
–Niebędzieszsięzemnąspierać?
–Nie.Umieramzgłodu.
Zachwiałasię.Oczymiałazamknięteibyłablada.
–Oj,kiepskoztobą.–Podtrzymałją.
– Trochę mi się kręci w głowie. Masz rację. Lekko
przesadziłam.Nieuczestniczyłamwzabiegachortopedycznych
ineurochirurgicznychodczasu,gdyzaszłamwciążę.
Posadziłjązpowrotem.
–Siedźtutaj.Pogadamzrodzicamiizarazwracam.
–Dobrze.–Kiwnęłagłową.
Niechciałjejzostawiać,alerozmowazrodzicaminależałado
jego obowiązków. Pożyczył jej identyfikator, by móc poruszać
sięposzpitalu,izabrałzsobądoktorTeal.
Wytłumaczyłrodzicom,naczympolegałaoperacjaijakiebyły
rokowania. Po zagojeniu ran Jasona czekała rehabilitacja. Ale
dzieciaki,oświadczył,szybkodochodządosiebie.
ZostawiłrodzicówzdoktorTealiwróciłnablok.
Emilysiedziałanapodłodzezgłowąmiędzynogami.Podbiegł
doniejiprzyklęknął.
–Emily?
– Faktycznie muszę coś zjeść – powiedziała z niewyraźnym
uśmiechem.
– Chodź, pójdziemy do najlepszej restauracji w mieście. –
Pomógłjejwstać.
– Nie powinieneś zostać na terenie szpitala, dopóki twój
pacjentpozostajenaintensywnejterapii?
– Powinienem. Musimy zadowolić się stołówką. Ale kiedy już
będę mógł, zabiorę cię do autentycznie ekskluzywnej
restauracji.Możeszjakąśpolecić?
Parsknęłasłabymśmiechemiwzruszyłaramionami.
– Nie mam pojęcia. Mieszkam w Seattle od pięciu lat, ale
niewielezwiedziłaminiekorzystałamzżycia.
–Niejesteśstąd?
– Nie, wychowałam się w Salt Lake City. Zanim się spytasz:
niejestemmormonką.Rodzicesąpraktykującymimormonami,
alereligiazawszebyłamiobca.Wierzęwnaukę.
Skinął głową. Dobrze to rozumiał. Jego również pociągała
wiedza ścisła. Matka oczekiwała, że będzie prowadził
gospodarstworodzinne,alegdydorósł,stałosięjasne,żesiędo
tegonienadaje.
Matka zerwała z nim kontakt, musiał się nauczyć, jak
samemuosiebiezadbać.
– Nie było moim zamiarem wypytywanie cię o twoje
przekonaniareligijne.
– Przepraszam, zwykle jestem o to pytana, kiedy podaję
miejsceurodzenia.Przepraszam,żetakpowłóczęnogami.
–Niemasprawy.–Dlaczegozawszystkoprzeprasza?
– To takie frustrujące. Biegałam po tym szpitalu, a teraz
poruszamsięjakżółw.
Przemknęło mu przez głowę, że to może on powinien ją
przeprosić.AletamtejnocywLasVegasciągnęłoichdosiebie
i wiedzieli, co robią. Czuł jednak wstyd i był na siebie zły, że
przez pierwsze pół roku ciąży była zdana tylko na siebie. Nie
widziałsięwroliojca,lecz–gdybywiedział–nigdybyjejsamej
niezostawił.
Wstołówcekupiłkanapkiiwodę.
– Zabiorę cię na bardziej wyrafinowany posiłek, gdy tylko
rozejrzęsiępotymmieście.–Usiadłobokniej.–Toobietnica.
–Pocotowszystko?
–Emily,musimypoważnieporozmawiać…
–Niemamzamiarudyskutowaćoniczymzwyjątkiempracy.
Napisałamcicałkiemserio:jestemwstaniesamawychowaćto
dziecko.Popełniliśmybłąd…
– Nie chcę uciekać od swojej odpowiedzialności – wszedł jej
w słowo, zirytowany, że z góry go wykluczyła. Nie chciał się
wykręcać.No,możetrochę…
Nie był pewien, czego chce. Pamiętał jednak ból i poczucie
straty, gdy Morgan powiedziała mu o usunięciu ciąży. Za to
dzieckoweźmieodpowiedzialność.
Nie wyrzeknie się ich. Nie zostawi Emily samej. Będzie jej
pomagał.
ROZDZIAŁCZWARTY
Znalazła cichy kąt na oddziale. Dyżur niemal dobiegł końca,
ale nie miała ochoty wracać do domu. Nic tam na nią nie
czekało.Miałapoczuciewinyzpowoduwrogości,jakąokazała
Ryanowi.Zwyjątkiemrodzicównigdyniemiałanikogo,nakim
mogłaby polegać. Musiała ciężko pracować, by pokonywać
problemy wynikające z zaburzeń osobowości. Jedyną osobą,
którejzaufała,byłRobert.
Aonjąponiżałioszukiwał.Byłagłupia.
CzemuRyanmiałbyokazaćsięinny?
Dała mu możliwość, by zrzekł się odpowiedzialności. Miała
wrażenie, że tego chce, lecz dziś powiedział coś odwrotnego.
Wydawałsięwściekły,gdyoświadczyła,żeniemusisięmartwić
odziecko.
Podniosła wzrok. Ryan siedział przy łóżku Jasona i wpisywał
informacjedokomputera.
Podobno nigdzie nie lubił zagrzać miejsca, ale najwyraźniej
dbałopacjentów.DoktorRuchibyładoniegoprzekonana.
Naekranswojegokomputerawywołałainformacjeprzesłane
przez zaprzyjaźnioną lekarkę. Jeszcze raz obejrzała skan
zrośniętychpłodów.Szanse,żedziewczynkiprzeżyjąseparację,
były duże, choć jedna z bliźniaczek miałaby tylko jedną nerkę.
Rozdzieleniewątrobyijelitagrubegoniepowinnoprzedstawiać
trudności.Aledolnaczęśćkręgosłupaiukładnerwowy…
Nie można jednak wykluczyć, że po rozdzieleniu będą miały
sparaliżowanedolnekończyny.
Przesunęłarękąpotwarzy.
Dokonywałaś już rozdzieleń, powiedziała do siebie. Zawsze
z powodzeniem. Kluczem do sukcesu jest dobry zespół lekarzy
iwspólnieprzećwiczonyplandziałania.
Wylogowała się z systemu, wypisała zlecenia i przekazała je
pielęgniarce. Nie musiała spotykać się z lekarzem rezydentem
znocnejzmiany.Wie,codoniegonależy.
Rzuciła ostatnie spojrzenie na Ryana i poszła się przebrać.
Potrzebowałaodpoczynku.
Jutrowrazginekologiemmarozmawiaćzmatkąbliźniaczek.
Wkładałapłaszcz,gdypojawiłsięRyan.
– Idę do domu – poinformowała go. – Muszę odpocząć. Jutro
przywożąmatkębliźniątsyjamskich.
Rozmasowałsobiekark.
–Przepraszam,żenaciebiewarknąłem.
– W porządku. Oboje jesteśmy pod presją. – Owinęła szyję
szalikiem.–Wyśpijsięiporozmawiamyjutro.
–Aniemoglibyśmyjeszczedziświeczorem?
–Nibyoczym?Onaszymdziecku?Jużcimówiłam…
– O rozdzieleniu tych bliźniaczek, jak chciałaś. Jest dopiero
siódma. Lekarz na nocnym dyżurze ma numer mojego pagera.
Zjedzmyprzyzwoitąkolację.Kanapkaminiemogłaśsięnajeść.
Powiedznie,idźdodomu,dźwięczałojejwgłowie.
– Dobrze. W pobliżu jest małe bistro. Jeżeli cię wezwą,
będzieszniedalekoiłatwoznajdzieszdrogę.
–Świetnie.
Szybkosięprzebrał.
Ze szpitala wyszli w milczeniu. Noc była chłodna. Późna
wiosna.Jeszczenielato.
Lubiłatęporęroku.Zdecydowanienatomiastnielubiłazimy.
– Tam. – Wskazała na niewielką restaurację przy
skrzyżowaniu po przeciwnej stronie ulicy. – Naczelny chirurg
lubitamranozajrzeć.Jeżelichceszgodopaśćsamnasamisię
znimspoufalić,towiesz,gdzieprzyjść.
– Zanotuję w pamięci – odparł ze śmiechem. – Chociaż nie
mam zamiaru z nikim się spoufalać. Na ogół to ludzie starają
sięspoufalićzemną.
Roześmiałasię.
–Zczegosięśmiejesz?
– Spoufalić, spoufalać… Czasami, jak się jakieś słowo
powtórzy kilka razy, to staje się śmieszne. Jakby traciło
znaczenieizostawałtylkodźwięk.
Podniósł brwi. Zbzikowała? Może ze zmęczenia gada od
rzeczy.
–Muszęprzyznać,żeniezauważyłem.
– Powtórz „spoufalać” jeszcze kilka razy – zaproponowała
przekornie. Przypomniał się jej ślub i „mojito”. Nie potrafiła
zgasićuśmiechu.
–Dajmysobiespokój.–Otworzyłdrzwi.
–Stolikdladwóchosób?
–Tak.
Kierownik sali zaprowadził ich do stolika w rogu,
oddzielonegoprzepierzeniemodresztysali,ipodałlistędań.
–Kelnerzarazdopaństwaprzyjdzie.
–Dziękujemy.–Emilyzaczęłastudiowaćdania.
Ryannalistęrzuciłtylkookiem.Niemiałwielkiegoapetytu.
–Chciałaśmówićooperacji.
–Lubiębyćprzygotowana.
–Cośdopicia?–Kelnerpojawiłsięobokichstolika.
–Poproszęoespresso.–Ryannawetnaniegoniespojrzał.
–Dlamnietylkowoda.
Kelnerkiwnąłgłowąizniknął.
–SkądznaszdoktorRuchi?–zapytała.
– Czemu pytasz? Chciałaś mówić wyłącznie o operacji, a to
nienaszapacjentka–odpowiedziałprowokująco.
Przewróciłaoczami.
–Byłamojąmentorką,gdyrobiłamspecjalizacjęchirurgiczną
i to ona zachęciła mnie do wyboru chirurgii dziecięcej.
Zastanawiam się, skąd jej znajomość z kimś takim jak ty,
sławnymneurochirurgiem.Typrzynajmniejwiesz,żeurodziłam
sięwSaltLakeCity,ajaotobienic.
Jego usta rozciągnęły się w zdecydowanie łajdackim
uśmiechu.Przypomniałosięjej,jakjącałowały.
–Wieszomniewięcejniżwiększośćkobiet.
–Nieotymmówię.–Zrobiłasiępąsowa.
Westchnął.
– No dobrze, skoro musisz wiedzieć. Mniej więcej rok temu
usunąłemsporytętniakzjejmózgu.
Poczuła skurcz żołądka. Ana nic jej o tym nie mówiła. Ani
o tętniaku, ani o operacji. Jak mogła przeoczyć, że Ana ma
poważneproblemyzezdrowiem?!
–Jakto?Kiedy?
– Tak jak powiedziałem, mniej więcej rok temu. Zgłosiła się
do mnie, kiedy zaczęła mieć problemy ze wzrokiem, które
utrudniałyjejpracę.Wykryliśmytętniakaizałożyłemjejklipsa.
–Niepowinieneśmiotymmówić!Obowiązujeciętajemnica
lekarska.
Uśmiechnąłsięipochyliłdoniej.
– Ana przewidziała, że będziesz mnie przepytywać. Wyraziła
zgodę,żebycipowiedzieć.
Och,Anaznająażzadobrze.
Przygryzła wargę i wymamrotała przekleństwo. Musi
porozmawiaćzAną!Żeteżnicjejniepowiedziała!
Atyjejniepowiedziałaś,żeRyanjestojcemtwojegodziecka,
przemknęłojejprzezgłowę.
– To dlatego ci ufa i nalega na twój udział w operacji
rozdzieleniabliźniaczek.
– Uczestniczyłem w kilku operacjach rozdzielenia, kiedy
zrośnięty był rdzeń kręgowy i elementy układu nerwowego.
Zapoznałem się z dokumentacją, Emily. Wiem mniej więcej, ile
wspólnych
włókien
nerwowych
mają
te
dziewczynki.
Rozdzielenie będzie trudne i musimy się przygotować, ale nie
przeprowadzamytejoperacjijutro.Najpierwtrzebaodebraćte
dzieciizapewnić,żeichstanjeststabilny.Dooperacjimożemy
sięprzymierzyćnajwcześniejtydzieńpoichurodzeniu.
Była pod wrażeniem. Równie silnym jak podczas wykładu na
konferencjiwLasVegas.Potemjakośzapomniałaojegowiedzy
iwarsztacie.Ajestznakomity!
Uważaj, przestrzegła siebie. Od tej fascynacji wszystko się
zaczęło.Iwylądowałaśwkłopotach.
Olśniłjąrozmowąprzydrinku,zawróciłwgłowieiskończyło
się w łóżku, z wizytą w szemranej kapliczce w podejrzanej
dzielnicyLasVegaspodrodze.Mimopróbniemogławymazać
zpamięcidoznańtamtejupojnejnocy.
Kelnerwróciłzkawąiwodą.
–Gotowisąpaństwozamówić?
– Proszę nam dać jeszcze chwilę. – Podniosła kartę dań
izdecydowałasięnasałatkę.–Atycośzjesz?
Pokręciłgłową.
– Może później. Najadłem się tymi kanapkami. Zamówię
jeszcze jedną kawę. Chcę być przytomny, jeśli wezwą mnie do
Jasona.Mamnadziejęwybudzićgoześpiączkizadwadni.
–Nieprzewidujeszproblemów?
Uśmiechnąłsię.
–Jużmnieotopytałaś.
–Faktycznie…
–Tobyłciężkiibardzo…ciekawydzień.
Wypiłałykwody.
–Czyliuratowałeśżyciemojejmentorceiprzyjaciółce?
–Natowychodzi.
–Gdziesięwychowałeś?
Przeztwarzprzemknąłmugrymas.
–Czemuchceszwiedzieć?
–Jacipowiedziałam,skądpochodzę.
–Myślisz,żekiedycipowiem,tolepiejmniepoznasz?
– Tak sadzę. Chciałabym wiedzieć, jakie miejsce uważasz za
dom.Niemaszwłasnejklinikiiniejesteśzatrudnionynaetacie
wżadnymszpitalu.
Wydąłusta,rysymulekkostężały.Bawiłsięfiliżanką.
–Miałemklinikę,aletoniewyszło.
–Miałeśwłasnąklinikę?
–Tak–odparłszorstko.
Zdała sobie sprawę, że trafiła w czuły punkt. Co się
wydarzyło?
– Przez krótki okres w Nowym Jorku – ciągnął. – Ale i tak
wiązało się to ze stałymi rozjazdami. A pochodzę z małego
miasteczka w Wyoming. Mieszka tam sporo mormonów, ale
matka nie jest mormonką. – Zauważył, jak się zarumieniła. –
Poinformowałaś mnie o swoim wyznaniu, a raczej jego braku,
więcsięodwdzięczam.Cośchceszjeszczeomniewiedzieć?
Roześmiałasię.
–Wykształcenie.Gdziestudiowałeśmedycynę?
–NaHarvardzie.
–Jestempodwrażeniem.
– Ja jestem pod wrażeniem twojej kariery. Masz opinię
jednego z najlepszych chirurgów dziecięcych na zachodnim
wybrzeżu,alesiętymniechwalisz.
Rumieńcewróciły.
–Pocomiałabymsięchwalić?
–Adlaczegonie?
Poczułasięniezręcznie.Uważała,żeniemaczymsięchwalić.
Pozycjęiuznaniezawdzięczałaciężkiejpracy.
– Skąd wiesz, że uważana jestem za jednego z najlepszych
chirurgówdziecięcych?
– Odrobiłem lekcje, kiedy obudziłem się i znalazłem odpis
aktu małżeństwa z twoim nazwiskiem. – Wypił łyk kawy. –
TwoimiElvisa.WrzeczywistościnazywasięGeorgeLuongo.
Wybuchnęłaśmiechem.
–Gotowisąjużpaństwozamówić?–Kelnerznówpojawiłsię
przyichstoliku.
– Tak, poproszę o sałatkę z kurczakiem, a pan chce jeszcze
jedno espresso. Sprawdzałeś mój życiorys w internecie? –
spytała,gdykelnerodszedł,zabierająckarty.
–Niepowieszmi,żetyniesprawdzałaśmojego.
– Owszem, żeby zdobyć twój adres mejlowy, kiedy zdałam
sobiesprawę,żejestemwciąży.Twojepublikacjeprzeczytałam
jeszczeprzedkonferencją.AleniemiałampojęciaoHarvardzie
iotym,żepochodziszzWyoming.
–Czytomaznaczenie,skądsiępochodzi?
– Tak myślę. Z tego wiele wynika. Rodzina i miejsce
zamieszkaniakształtująnasząosobowość.
Najegotwarzyponowniepojawiłsięgrymas.
–Niedokońca…
–Czemutakuważasz?
– Skupmy się na tej operacji. – Przejechał ręką po twarzy. –
Pewniebędzieszchciałaprzeprowadzićsymulację?
–Tak,zawszetakrobięprzedrozdzieleniem.
– Któraś z twoich operacji się nie powiodła? Dzieci nie
przeżyły?
Nie była przygotowana na to pytanie. Na chwilę przygasła.
Nielubiłamyślećopacjentach,którychnieudałosięuratować.
Bo nie każdego można uratować, tego była świadoma. Pamięć
o tych, którzy nie przeżyli, tkwiła gdzieś w tyle głowy.
Rzutowała na następne operacje, skłaniała do jeszcze
większegowysiłku.
Terazjednakniechciałaotymmówić.
– Jak dotąd wszystkie zabiegi rozdzielenia się udały. I nie
chcę,żebytobyłpierwszy,którysięniepowiódł.
–Anija.–Uśmiechnąłsięlekko.
Kelnerprzyniósłzamówionyposiłekikawę.
Jadła
w
milczeniu.
Doktor
Ruchi
wybrała
dobrego
neurochirurga, uznała. Podczas operacji Jasona sprawnie
współdziałali, a współpraca nie zawsze układa się dobrze, gdy
zinnymchirurgiemoperujesięporazpierwszy.
Każdy ma swój styl, a ona lubiła, by w sali operacyjnej
wszystko przebiegało według jej wytycznych. Obawiała się, że
Ryan, jako główny operujący, wywróci wszystko do góry
nogami, ale po pierwszych kilku minutach asystowania mu
stwierdziła,żeniemusisięmartwić.
Chirurgiczniebylizgrani,dowyjaśnieniapozostawałysprawy
osobiste.
Posiłek przerwał rozdzierający krzyk z drugiego końca sali.
Obojepodskoczyli.
Na
podłodze
klęczała
kobieta
usiłująca
utrzymać
wramionachdziewczynkę,któramiaładrgawki.
– Nie wiem, co się dzieje! – krzyczała matka. – Wezwijcie
pomoc.
Oboje podbiegli. Emily ściągnęła żakiet i podłożyła
dziewczyncepodgłowę,Ryanułożyłjanaboku.
–Czycośpodobnegojużmiałomiejsce?–spytałaEmily.
–Nie,nigdy–odrzekłamatka.–Zachowywałasięnormalnie,
apotemzaczęławpatrywaćsięprzedsiebieispadłazkrzesła.
Jesteścielekarzami?
–Tak–odparłRyan.
Emilyobserwowaładzieckoisprawdzała,iletrwajądrgawki.
– Robi się sina. Nie oddycha. – Matka próbowała wziąć
córeczkęnaręce,aleRyanjąpowstrzymał.
– Wszystko będzie dobrze – uspokajała ją Emily. – Ma napad
toniczno-kloniczny. Wygląda to strasznie, ale za chwilę
przejdzie.
Faktycznie, po kilku sekundach dziewczynka zaczęła
oddychaćidrgawkiustąpiły.
Zulicydobiegłdźwiękpodjeżdżającejkaretki.
Dziecko nadal było nieprzytomne. Emily zmarszczyła czoło.
Toniedobryznak.
Ryanzrelacjonowałratownikowi,cozaszło.
–Gdziechceciejązawieźć?–spytałaEmily.
–SeattleGeneral.
– Nie – oświadczyła stanowczo. – Zabierzcie ją do Centrum
Matki i Dziecka po drugiej stronie ulicy. Jestem ordynatorem
klinikichirurgiidziecięcej,adoktorGaryjestneurochirurgiem.
Tonaszapacjentka.
Ratownikskinąłgłową.
Ryanpomógłjejwstaćiszepnąłnaucho:
–Powinnaśpójśćdodomuiodpocząć.
Wzruszyłaramionami.
– To moja pacjentka, która właśnie miała pierwszy napad.
Potrzebujękonsultacjineurologicznej.Alboneurochirurgicznej.
–Dobrze,alepotemzawiozęciędodomu.
Ryan poszedł zapłacić rachunek. Dziewczynka odzyskiwała
przytomność.
–Cosięstało?–Byłazdezorientowana.
–Miałaśdrgawki.–Emilypodniosłażakietzpodłogi.
–Akimpanijest?
Mówiłaniewyraźnie.Toteżniedobryznak,odnotowałaEmily.
– Jestem lekarzem. Pojedziesz do mojego szpitala i tam cię
zbadamy,zanimmamazabierzeciędodomu.
–Boże,jaktodobrze,żepaństwotubyli–powiedziałamatka.
– Zajmiemy się nią. – Emily skinęła głową. – Za chwilę
zobaczymysięwCentrum.
Po wyjściu ratowników pomasowała brzuch. Dziecko się
wierciło,bolałyjąnogi.Szkoda,żeteżniezamówiłaespresso.
Damyradę,powiedziaładosiebie.
–Idziemy?–Ryanbyłjużwkurtce.
Kiwnęła głową. Jeszcze trochę i dotrze do łóżka. Musi
odpocząćpotymemocjonalniewyczerpującymdniu.
ROZDZIAŁPIĄTY
Nanogachbyłodświtu.Zwykleniemiałztymproblemu,ale
podróż z San Diego do Portland, następnie z Portland do
Seattle,apotemoperacjazupełniegowyczerpały.
Stan Jasona był stabilny; teraz martwił się o Raquel,
dziewczynkęprzywiezionązbistra.Spojrzałnazegar.Pierwsza
wnocy.Emilyzpewnościąjużśpi.Potrzebowałaodpoczynku.
Wypił łyk zimnej kawy. Czekał na obrazy rezonansu
magnetycznegogłowydziewczynki.
Nie było historii padaczki, ale nie mógł jej wykluczyć.
Niepokoiłagojednakdługośćnapaduiczas,jakizajęłoRaquel
odzyskanieprzytomności.
Emilyzmierzyłaczas:ponadpięćminut.
Obyniebyłtoguz…
–Mamyobraz,doktorze.
Ryan patrzył przez ramię technika, jak obraz pojawia się na
monitorze.Poczułuciskwsercu.
Dokładnieto,czegoniechciałwidzieć…
–Możemipanprzesłaćtenobrazmejlem?
–Oczywiście,paniedoktorze.
Wyszedł z laboratorium diagnostyki obrazowej. Dziecko było
podobserwacją,spotkaniezmatkąmógłodłożyćdorana.Przed
rozmową z matką chciał porozmawiać z Emily. Teraz powinien
pomyśleć,codalej.
Tak, dziewczynka ma guza mózgu, ale nie musi być złośliwy.
Może być łagodny. Potrzebna będzie biopsja, by określić, czy
zabiegchirurgicznyjestpotrzebny,anawetczyjestmożliwy.
Wykrycie u dziecka ciężkiej choroby, zwłaszcza takiej, która
możedoprowadzićdośmierci,byłoszczególnieprzygnębiające.
Pomyślał o dziecku, którego nie było mu dane trzymać
wramionach.Dziecku,któreutracił…
Odetchnąłgłęboko.Nieteraz.Terazmusisięskupićnamałej
pacjentce.Niewiedziała,cosięzniądzieje.Byłaprzerażona.
Zatrzymałsięprzykonsolipielęgniarek.
– Chcę wysłać wiadomość doktor West. Można prosić o jej
numer?
–Jeszczeniewyszła.
–Co?!
–Jestwnocnejdyżurcenumercztery.
–Dziękuję.
Przeklął pod nosem. Co ona tu robi? Miała pójść do domu
i odpocząć. Był zły, ale nie zaskoczony. Emily jest w ciąży, ale
jest lekarzem. Lekarze, zwłaszcza chirurdzy, nie oszczędzają
się. Nie postępują zgodnie z radami, jakich udzielają swoim
pacjentom. Ileż to razy harował do upadłego, bez snu
ijedzenia.Aleniemożedopuścić,byEmilytaksięforsowała.
Zapukał delikatnie w drzwi dyżurki. Cisza. Przekręcił gałkę
i zajrzał do środka. W świetle dobiegającym zza pleców
zobaczyłskulonąpostaćnależance.
Złość wyparowała. Wszedł i ukląkł przy niej. Była piękna.
A przy tym inteligentna, choć uparta. Tak wiele w niej go
pociągało.
Jakwtedy,wVegas…
Delikatnie dotknął jej brzucha. Wyczuł lekki ruch i targnęły
nimsprzeczneemocje.Jakmożesobiewyobrażać,żenadajesię
na ojca? Nie potrafi sprostać zadaniu. Powinien podpisać
papieryrozwodoweidaćsobiespokój.
Kiedy Morgan usunęła ciąże osiem lat temu, boleśnie to
przeżył. Nie chciała być matką. Uważała, że on nie nadaje się
doroliojca,boskupiasięnakarierze.Niemiałamutegozazłe,
bo dla niej kariera również była ważniejsza niż rodzina. Może
miała rację? Może faktycznie praca jest dla niego wszystkim?
Niewie,jakbyćojcem,boniemawzorca?
Weźsięwgarść,powiedziałsobiewduchu.
Emily cicho jęknęła przez sen. Cofnął dłoń. Podniósł się
iskierowałsiędowyjścia.Zderzyłsięzdrzwiami.
Otworzyłaoczy.
–Ryan?
– Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. Myślałem, że
pojechałaśdodomu.
Usiadła,przecierającoczy.
–MartwiłamsięoRaquel…
– Rezonans pokazał masę nowotworową w mózgu. Jutro
trzebazrobićbiopsję.
Twarzjejposzarzała.
– To straszne. Zorganizuję wszystko, ale najpierw musimy
przyjąć tę matkę ze zroślakami, spotkać się z ginekologiem-
położnikiem i odbyć telekonferencję z doktor Ruchi, żeby
zdecydować,kiedyodbierzemyporód.
– To będzie ciężki dzień. I dlatego powinnaś wyspać się we
własnymłóżku.
–Prześpięsiętutaj.
– W domu lepiej odpoczniesz. Zawiozę cię i po drodze
porozmawiamyoRaquel.
Otworzyła usta, jakby chciała protestować, ale tylko
westchnęła.
–Okej.
–Okej?Niebędzieszsięzemnąkłócić?–Byłzdumiony.
Spojrzałananiego,jakbybyłpomylony.
–Uważaj,bojeszczezmienięzdanie.
–Chodźmy.–Roześmiałsię.
Złapał jej płaszcz i swoją kurtkę i wyszli ze szpitala. Siąpiło.
Jakże inna pogoda niż w San Diego, inna niż na Bliskim
Wschodzie,skądledwiewrócił,innaniżwWyoming.
W Wyoming jest zwykle sucho i zimno. Klimat jest surowy,
podobniejakprzyroda.Czułsiętamsamotny.
Bo byłeś samotny, powiedział do siebie. Ale nie pora o tym
myśleć. Ani o miejscu, ani o matce. O matce nigdy nie chciał
myśleć.
–Tamzaparkowałam.
–Chcesz,żebympoprowadził?
– Przecież nie wiesz, gdzie mieszkam. Chcę być z powrotem
przeddziewiątą.
–Ajachcebyćnaobchodzieosiódmej.Pojadęztobą,wrócę
taksówkąiprześpięsiękilkagodzinwjakiejśnocnejdyżurce.
Mieszkałaniedaleko.
Wszedł
do
środka.
Apartament
był
minimalistycznie
urządzony, jakby rzadko tu bywała, ale miał przeszkloną
zewnętrzną ścianę z widokiem na zatokę i Space Needle,
kosmiczną iglicę, symbol miasta: metalowy słup zwieńczony
tarasemprzypominającymlatającyspodek.
–Ładnemieszkanie…
– Jest w porządku. Po prostu mieszkanie. Chciałeś pomówić
oRaquel.
Zdjęła płaszcz i usiadła na kanapie. Przycupnął obok na
krześle.
–Rezonanspokazałguznaciskającynapłatpotyliczny.
–Oponiak?Tochybanajczęściejspotykanynowotwórmózgu?
– Istotnie. Mam nadzieję, że to oponiak. Z tym mogę sobie
względniełatwoporadzić.–Przejechałrękamipotwarzy.–Ale
nie ma pewności, dopóki nie zrobimy biopsji. Nienawidzę
robieniabiopsjidzieciakom.
–Teżtegonielubię.
–Chcę,żebyśprzytymbyła.
–Czytokonieczne?Któryśzrezydentówmożeciasystować.
Patrzyłjejprostowtwarz.
–Nieufamnikomupozatobą.
Nieoczekiwałategostwierdzenia.Byłazaskoczona.
Ufa jej? Na jakiej podstawie? Nawet jej dobrze nie zna.
Spędziliraptemjednąnociterazjedendługidzień.Niewiedzą
nicosobie.
Zaufanianiebudujesięwokamgnieniu.
–Ryan,nawetmnienieznasz.
–Wiem,jakfunkcjonujeszwsalioperacyjnej.
Awięcotochodzi?
Ledwiepowstrzymaławestchnienieulgi.
– Nie dowiesz się, jak operują inni chirurdzy, jeżeli będziesz
ich unikał. Mamy w Centrum znakomity, oddany pracy zespół.
Jeżeli mi ufasz, to uwierz, że mamy świetnych ludzi,
a możliwość asystowania doktorowi Gary’emu wpisałaby się
wnaszprogrampodnoszeniakwalifikacji.
Zauważyłacieńuśmiechunajegotwarzy.
Wiedziała, jak prawić pochlebstwa. Nauczyła się tej
umiejętności.Pomogłojejtowkarierze.
–Terazłechczeszmojąpróżność.Widzę,cosiętuwyrabia.
Zachichotała.
– Mówię prawdę. Poza tym będziemy potrzebowali sporego
zespołu, żeby rozdzielić te bliźniaczki. W sali będzie sporo
aparatury.Dobrzebyłoby,żebyśpoznałmoichkolegów.
–Tomasens.
–Wiem.–Zabrzmiałotoniemalzalotnie.
– Dobrze. – Pokręcił głową. – Idź spać. Już dawano minęła
pierwsza.
–Wezwęcitaksówkę.
–Amożemógłbymsięzdrzemnąćnatwojejkanapie?
–Jeststarainiewygodna.–Krytyczniespojrzałanamebel.
–Wytrzymam.
– Dobrze. Obudź mnie, jak będziesz wychodził. Też chcę
zacząćwcześnie.
–Obiecuję.–Skinąłgłową.
–Przyniosęcipoduszkęikoc.
Zdjąłkurtkęizsunąłbuty.Wyciągnąłsięnakanapie.
Gdy wróciła z poduszką i kocem, już spał. Nie mogła
powstrzymaćuśmiechu.
Gdyby przed kilkoma dniami ktoś powiedział jej, że amant
jednej nocy i ojciec jej dziecka będzie leżał na kanapie za jej
zgodą,uznałaby,żerozmówcaoszalał.
Amożetojaoszalałam?–zadałasobiepytanie.
Pokręciła głową. Zostawiła poduszkę na krześle i delikatnie
okryłagokocem.
To był fizycznie i emocjonalnie wyczerpujący dzień.
Zpewnościąniemogłanarzekaćnanudę.Jakbywpadławwir.
JaktamtejnocywLasVegas.
Westchnęła i poszła do sypialni. Zapowiada się, że następny
dzieńbędzierównietrudny.
Obudziłgopłacz.
Otrząsnąłsię,zdezorientowany.Próbowałsobieuprzytomnić,
gdziejest.
Usiadł. Za oknem panował brzask. Na Space Needle nadal
błyskałyświatła.JestwSeattle.WmieszkaniuEmily.
Ponownieusłyszałłkanie.Wstałizacząłjejszukać.
Boże, chyba nic złego nie stało się dziecku?! Może się
przeforsowała?Możepowinienwezwaćkaretkę?
Leżałanaboku,skulona,ipłakałaprzezsen.
Odetchnął z ulgą i przesunął ręką po twarzy. Spojrzał na
budziknanocnejszafce.Piątatrzydzieści.Powiniensięzbierać.
Obchódzaczynasięosiódmej.
Chciał się wymknąć, ale obiecał jej, że obudzi ją przed
wyjściem. Podszedł na palcach do łóżka, przyklęknął
idelikatniejejdotknął.
–Emily?
–Nie!–burknęła.Przewróciłasięnadrugibok.
–Emily?–Niemógłopanowaćuśmiechu.–Chciałaś,żebyci
powiedzieć,kiedywychodzę.
–Zamknijsię–wymamrotała.
Roześmiał się. We śnie była bardzo wojownicza. To mu się
podobało.
–Emily?
–Zamknijsięikładź–warknęła.
Usiadła,nieotwierającoczu,iponowniesiępołożyła.
Wzruszył ramionami i wykonał polecenie. Za kilka minut,
pomyślał, ponownie spróbuje ją obudzić. Wyciągnął się. Emily
przytuliłasiędoniego.Promieniowałozniejciepło.
Tylko nie zaśnij, powiedział do siebie. Powieki robiły się
jednak coraz cięższe. By się nie poddać, próbował myśleć
o biopsji, o operacji rozdzielenia bliźniąt, o Jasonie, o ofercie
stałej pracy w San Diego, której przyjęcie opóźniał, bo nie
chciałnigdziezapuszczaćkorzeni.
Nie działało. Jego mózg rejestrował jedynie, że leży obok
Emily.Rozkosznieciepłej.
Potarł twarz i ziewnął w zaciśniętą dłoń. Był cały obolały.
Kanapa faktycznie była potwornie niewygodna. Nie potrafił
sobieznaleźćdobrejpozycji.
Zatołóżko…
Może dobrze byłoby gdzieś mieć dom na stałe… Odgonił tę
myśl.
Ręce i nogi miał jak z ołowiu. Powinien wstać i wyjść. Może
jest gdzieś ekspres do kawy, by mógł sobie zrobić potrójne
espresso?
Tylkoniezaśnij…
Miał nadzieję, że Emily się nie wystraszy, gdy się obudzi
iznajdziegooboksiebie.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Obudził ją pisk budzika. Szósta trzydzieści. Obchód zaczyna
sięzapółgodziny.Ryanmiałobudzićjąprzedwyjściem!
Przewróciła się na drugi bok. Leżał obok niej na kołdrze,
pogrążonywgłębokimśnie.
Jakwylądowałwjejłóżku?!Ikiedy?
–Ryan.–Potrząsnęłanim.–Wstawaj.Spóźniszsięnaobchód.
–Co?–Usiadłiprzetarłoczy.–OBoże,zasnąłem.
–Możeszmiwytłumaczyć,jaksięznalazłeśwmoimłóżku?–
spytałazniedowierzaniem.
– Zaprosiłaś mnie. – Zdławił ziewnięcie i przesunął się na
skrajmateraca.
–Przepraszam?–Byłazszokowana.–Jacięzaprosiłam?
–Owszem.
– Nic takiego nie pamiętam. Pamiętam tylko, że zostawiłam
cięnakanapieipołożyłamsięspać.Sama.
–Alepotempłakałaś.
–Niepłakałam–odparłaczupurnie.
– Płakałaś przez sen. Próbowałem cię kilkakrotnie obudzić,
uprzedzić, że wychodzę, ale powiedziałaś mi, żebym się
zamknął i położył. Usiadłaś, popatrzyłaś mi prosto w twarz
ikazałaśkłaśćsięprzytobie.Miałemsiękłócić?
Wygłosiłswojąkwestięzuśmiechemświadczącym,żebardzo
jestzsiebiezadowolony.
Jęknęła.
–Nicniepamiętam.
Jako nastolatka często miewała nocne koszmary i mówiła
przez sen. O ile jednak było jej wiadomo, nic takiego nie
zdarzyłosięodlat!
Nocne zmory nawiedzały ją tylko wtedy, gdy była pod
ogromną presją. Kiedy nie była w stanie poradzić sobie
sytuacją.KiedyujawniałsięzespółAspergera…
Robert nienawidził jej sennych mar. Zawsze się na nie
uskarżał.
Ukryłatwarzwdłoniach.
–Uff…Przepraszam.
–Niemaszzacoprzepraszać.
Ton jego głosu działał kojąco. Nikt nigdy nie starał się jej
podnieść na duchu, gdy walczyła z przeciwnościami losu. To
miłe,pomyślała.
–Pozatym–ciągnął–twojełóżkojestbardzowygodne,aja
byłemwykończony.
Zaśmiałasię.Patrzyła,jakpodnosikurtkę,którąnajwyraźniej
rzuciłnapodłogę,zanimsięobokniejpołożył.
– Daj mi dziesięć minut i razem pojedziemy do szpitala.
Przykro mi, że przeze mnie spóźniłeś się na obchód.
Przepraszam–dodała,starającsięobrócićcałąsytuacjęwżart
–żemusiałeśsięzemnąprzespaćnarozkaz.
Roześmiałsię.
–Wporządku.Nieśpieszsię.Wezwętaksówkęipojadęteraz,
bo chcę porozmawiać z matką Raquel i zorganizować biopsję.
Będępotrzebowałpomocyktóregośztwoichlekarzy.
Ciąglebyłatrochęspięta,alepowolisięrozluźniała.
–Dziękuję,żewziąłeśsobiedosercamojeuwagiopotrzebie
szkoleniapersonelu.
–Kogopolecasz?
–
Doktora
Sharipovę.
Powinien
być
na
miejscu
inajprawdopodobniejzapoznałsięjużzkartąpacjenta.
–Zapamiętałemgo.Chętnydopracy.Podobamisię.
– Zaproponuj mu, żeby był lekarzem prowadzącym. Doktor
Tealjeststażystką,onjestjejbezpośrednimprzełożonym.
–Jasne.Niechcęnaruszaćhierarchii.Odlatniepracowałem
wszpitaluklinicznym.
–Wybaczamcizawczoraj.–Uznała,żetrochęmożesięznim
podroczyć.–Lepiejjużjedź,zanimzrobiąsiękorki.
–Widzimysięwszpitalu?
– Jasne. Wyślę ci wiadomość na pager, kiedy z Portland
przylecimatkabliźniaczek.
– Okej. – Zawahał się na chwilę, jakby coś jeszcze chciał
dodać,aletylkoskinąłgłowąimruknął:–Notonarazie.
Patrzyła, jak wkłada buty i wychodzi z sypialni. Po chwili
usłyszałatrzaśnięciedrzwi.
Oparła się o poduszkę i przymknęła oczy. Trochę była zła na
siebie,żekazałamupołożyćsiędołóżka.Alejegoobecnośćtuż
obok tłumaczyła, dlaczego się dobrze wyspała. Od miesięcy jej
senbyłpłytki,niespokojny.Dobrzebyłozasnąćgłęboko,choćby
nakrótko.
Niemożeszmupozwolićnażadnebliższerelacje,upomniała
siebie.
Że też musi to sobie powtarzać! Poprzednim razem, gdy
pozwoliłamężczyźniezbliżyćsiędosiebie,sprawiłjejból.
– Stanowisko głównego lekarza prowadzącego w Seattle? –
Robert nie ukrywał złości. – Jakim cudem dostał tę pracę ktoś
takijakty?
Jakbyuderzyłjąwtwarz.
–Cotoznaczy„ktośtakijakja”?!
–Zzaburzeniemzespektrumautyzmu!
Starała
się
zignorować
te
nienawistne
słowa.
Był
rozgniewany. Kiedy był zły lub spięty, zawsze wypominał jej
problemyzfunkcjonowaniemwgrupie.Wykorzystywałfakt,że
nie potrafi wyłapywać sygnałów w kontaktach międzyludzkich.
Kiedy odkryła, że ją zdradza, uznała, że musi wyplątać się
z tego toksycznego związku. Dlatego zaczęła starania o pracę
wSeattle.
–Złożyłampodanie.MiałamrekomendacjędoktorRuchi…
–Och,towszystkojasne.DoktorRuchizawszeciępopierała.
Pamiętasz, jak mnie traktowała, kiedy byliśmy na stażu? Ale
udzieliła poparcia osobie, która ledwie zdała lekarski egzamin
końcowy.
Jego nienawiść ją dusiła. Zatruwała serce, tłamsiła wolę.
Wpędzała ją w depresję. Ostatecznie doktor Ruchi przemówiła
jej do rozumu i pomogła w wydostaniu się z dołka
psychicznego.Wskazałajejścieżkękariery.
Cotudużomówić,dostałaodniejkopniakawtyłek,którego
potrzebowała. I przez pięć lat wszystko było poukładane. Aż
spotkałaRyana.
Nie minął nawet dzień od jego przylotu do Seattle, a znowu
znalazł się z nią w łóżku! Co w nim jest, że ma do niego taką
słabość?
Dziecko zaczęło dokazywać. Uśmiechnęła się i pomasowała
brzuch.
–Toty,maluchu,mąciszmiwgłowie.
Maluch odpowiedział kopniakiem. Roześmiała się cicho.
Uświadomiłasobie,cojątakpociągawRyanie.Pewnośćsiebie.
On wierzy w siebie, myślała. Czuje się dobrze we własnej
skórze. Ma silny charakter. Jest inteligentny. Oddany swojemu
zawodowi.Iwydajesiętroskliwy.
Robert nigdy nie okazywał troskliwości, zachowywał się,
jakby mu na niczym nie zależało. Była zła, że tak późno to
dostrzegła.
Porawstawać,powiedziaładosiebie.Pryszniciśniadanie.To
będzietrudnydzieńimusibyćwformie,gdyprzywioząmatkę
bliźniaczek. Ta kobieta musi być przekonana, że wszystko jest
zaplanowane,żewiedzą,jakzaopiekowaćsięjejdziećmi.
Rzecz w tym, że nie ma jeszcze planu. Konieczna jest
rozmowa z doktorem Samuelem. Przede wszystkim trzeba
zapewnić, że dzieci przetrwają poród i będą na tyle silne, by
możliwebyłoichrozdzielenie.
Nie ma czasu na myślenie o Ryanie i o tym, że spał w jej
łóżku.
Jednym haustem wypił drugie potrójne espresso. Ręce mu
drżały i starał się opanować emocje. Zawsze był roztrzęsiony,
gdysłyszałpłaczdziecka.
Wogóleźleznosiłpłacz.
Przywodziłwspomnieniaoojcu,którywściekałsię,ilekroćsię
rozpłakał.Nauczyłsiępowstrzymywaćłzy.
Matkamówiłamu,żetoprzezjegopłaczojciecichzostawił.
Nie była to prawda. Ojciec nie chciał pracować na fermie,
amatkaniechciałazniejwyjeżdżać.
Samjednakteżniechciałzostaćrolnikiem.
–Dobrze–oświadczyłamatka,gdypowiedziałjej,żeprzyjęto
gonaHarvard.–Jedź,aleniewracaj.
Jejsłowasprawiłymuból,alezastosowałsiędojejzakazu.
Awersja do płaczu pozostała. Nie radził sobie z widokiem
dziecipłaczącychzbólulubzestrachu.Natychmiastwyobrażał
sobie, że zostały skrzywdzone, nawet jeśli wiedział, że to
nieprawda.
Siedziałotownimgłęboko.
RozumiałprzerażenieRaquel.
Miał przeprowadzić biopsję stereotaktyczną mózgu, czyli
dostaćsiędowewnątrzjejczaszkiipobraćtkankęmózgową.
Zapewnił ją, że będzie spała i nic nie poczuje. To ją trochę
uspokoiło.
Deficyt snu i płacz dziecka sprawiły jednak, że czuł się
podminowany.
Musi znaleźć cichy kąt, uspokoić się, pomyśleć. I wypić
jeszczejednoespresso.
Wyrzuciłpustykubeczekdopojemnikanaśmieci.
–Paniedoktorze,salaoperacyjnajestprzygotowana.–Doktor
Sharipovapodszedłdoniego.
–Świetnie,apacjentka?
–ZajmujęsięniądoktorTeal.
–Dobrze,jużdonichidę.
Ruszyłwkierunkusaliprzedoperacyjnej.Miałnadzieję,żepo
biopsji nie będzie trzeba przenosić Raquel na oddział
onkologiczny.Zdiagnozowanierakazawszeciężkoprzeżywał.
Raquelznówbyłarozdygotana.Matkaniemogłajejuspokoić.
Dziewczynkaniechciałanawetnaniegospojrzeć.
–Możenampanidaćminutę?–zwróciłsiędodoktorTeal.
–Oczywiście.–DoktorTealwyszłazsalki.
– Powiedz mi, czym się martwisz. Możesz mnie pytać
owszystko–zwróciłsiędoRaquel.
–Niechcęmiećogolonejgłowy–wyszeptaładziewczynka.
–Itocięprzeraża?
Kiwnęłagłową.
–Panidoktorpowiedziała,żetrzebaogolićmigłowę.
–Tylkomaleńkiemiejsce.Tam,gdziezrobimynakłucie.
Widział w brązowych oczach małej pacjentki, że mu nie
dowierza.
–Naprawdę–starałsięjąprzekonać.–Igłajestbardzomała.
Muszę zrobić tycią dziurkę w twojej głowie, żeby zbadać, co
tam jest. Nie będziesz miała łysego placka. Ale po operacji
muszęzaszyćdziurkę.
–Widzisz,toniebędziedużaoperacja–powiedziałałagodnie
matka.
–Dobrze,aleniechcęmiećogolonejgłowy.
– Coś ci powiem – oświadczył Ryan. – Jeżeli będę musiał
ogolićcigłowę,totybędzieszmogłaogolićmoją.
–Naprawdę?–WoczachRaquelpojawiłsiębłysk.
–Słowohonoru.–Skinąłgłową.
–Zgoda.
– No to umowa stoi. Czy chce pani być przy indukcji? –
zwróciłsiędomatki.
Obecność rodzica przy indukcji znieczulenia była przyjętą
procedurąwCentrum.
–Tak,Raquelotoprosiła.
–Todobrze.Przyrodzicachdziecisąspokojniejsze.Osobiście
zachęcamrodzicówdoobecnościprzyindukcji.Przedoperacją
przyjdzietuopiekunkarodzinna,którapomagauspokoićdzieci.
Jak już mówiłem, przeprowadzę biopsję stereotaktyczną.
Używamydotegospecjalnegoskanera.Naznaczęmałepunkty
na głowie Raquel, a potem oprogramowanie do planowania
i badania rezonansu magnetycznego pokaże nam, jak najlepiej
dostaćsiędomiejsca,gdzieskanpokazałzmianępatologiczną.
Tę,któraspowodowałautratęprzytomnościidrgawki.Raquel,
ty będziesz spała, a ja usunę maleńką kępkę włosów, zrobimy
maciupci otworek, wprowadzimy igłę biopsyjną i pobierzemy
próbki.Apotemwszystkozacerujęipoczekamynawyniki.
Matkauścisnęładłońcóreczki.
–Okej–powiedziaładrżącymgłosem.
Nie mógł winić matki, że również była przerażona. Biopsja
stereotaktycznatometodainwazyjna.Wcześniej,naosobności,
wytłumaczył matce możliwe komplikacje. Małej pacjentce nie
była potrzebna wiedza o możliwym guzie rakowym, wzroście
ciśnieniaśródczaszkowegolubwylewie.
– Zobaczymy się za chwilę w sali operacyjnej. – Mrugnął
porozumiewawczododziewczynkiiwyszedł.
NakorytarzuczekaładoktorTeal.
– Proszę wezwać opiekunkę rodzinną – polecił jej – żeby
pomogła matce przygotować się do obecności przy indukcji.
Matkamusisięprzebraćwjałowyfartuch.
–Oczywiście.Dostałamprzedchwiląwiadomośćnapagerod
doktorWest.PacjentkęzPortlandprzywożąwłaśniedotrzeciej
zatoki. Doktor West i doktor Samuel mają nadzieję, że zajdzie
pantamprzedbiopsją.
– Doktor Samuel? – Czemu Emily zaprosiła dodatkowego
lekarza?Nieufamu?Poczułukłuciezazdrości.
–Toginekolog-położnik.
–Achtak,świetnie.Jużdonichidę.
Właściwie to należy mu się, myślał w drodze na podjazd, by
dała mu po nosie. Wczoraj chciała omówić i zaplanować
rozdzieleniebliźniaczek,aonwolałmówićonocywLasVegas.
– Jesteś samolubny! – krzyczała matka. – Nic dziwnego, że
ojciecodszedł.
Czemu dopadają go teraz te wspomnienia? Był zły, że nagle
chodzą mu po głowie. Co je wywołuje? Przyjazd do Seattle
i spotkanie z Emily zmąciło mu umysł. Dlaczego? Od lat nie
myślałorodzicach.
Bo nigdy nie masz czasu, by o nich pomyśleć, odpowiedział
sobie.
Taka była prawda. Ciągle był w ruchu. Stale w rozjazdach.
Proszono go o przeprowadzanie operacji lub konsultacje na
tereniecałychStanów,aczasamirównieżzagranicą.
Niemiałdomu.
Niemiałkorzeni.
Bynajmniej nie z braku propozycji. Och, tych było wiele, ale
nigdzie nie chciał się zadomowić. Dwa razy w życiu był
przywiązany do ludzi i miejsca: w dzieciństwie i podczas
związkuzMorgan.Idwarazyskończyłosiętoźle.
Matkaniechciałamiećznimdoczynienia.Morganprzerwała
ciążęiodeszła,bochciałaskupićsięnakarierze.
Przymknął oczy, zacisnął dłonie i głęboko odetchnął. Może
Morganmiałarację?Jakmożnabyćdobrymojcem,gdyjestsię
ciąglewpodróży?Iniemadobregowzorca?
Emily stała w zatoce, sprawdzając coś w tablecie. Zapewne
najnowszeinformacjeopacjentce,pomyślał.Włosymiałaspięte
ztyługłowy.Wydawałasięwypoczęta.
Todobrze,pomyślał.
Spojrzał na jej zaokrąglony brzuszek i znów poczuł ucisk
wsercu.Jakiesąszanse,żeokażesiędobrymojcem?Możedla
dzieckabędzielepiej,jeślibędziewjegożyciunieobecny?
Dladzieckaidlaniej.
Jest tu wyłącznie ze względów zawodowych. Po rozdzieleniu
bliźniaczekwyjedzie.
Jakzwykle.Nicsięwjegożyciuniezmieni.
Emilypoczułanasobiejegowzrokipodniosłaoczy.Stałprzy
wejściu. Wyglądał na zmęczonego. To pewnie przez nią,
pomyślałazpoczuciemwiny.
W dzieciństwie siostra, z którą dzieliła sypialnię, ciągle
narzekała, że nie może się wyspać, bo Emily gada przez sen
irobidziwnerzeczy.
Dziś będzie mógł odespać, zamruczała do siebie. To był
pierwszy i ostatni raz, kiedy zaprosiła go do siebie, ba!, do
swojego lóżka. Wszystko ma swoje granice. Jeżeli ich relacje
mają mieć wyłącznie zawodowy charakter, to nie będzie
żadnych wspólnych kolacji, które kończą się w jej sypialni.
Trzebawyraźnieokreślićregułygry.
Zdrugiejstrony,dziękiniemuświetniesięwyspała.
Dobrze mieć kogoś, kto gotów jest o ciebie zadbać,
powiedziaładosiebie.
Onie,niewpadnijznowuwtęsamąpułapkę,natychmiastsię
ostrzegła.
Odwróciła wzrok, gdy ruszył w jej kierunku. Musi pozbierać
myśli,aniewspominać,jakmiłobyłoobudzićsięprzytulonado
mężczyzny. Tego mężczyzny! Jak dobrze było zjeść razem
posiłek…
–Panidoktor,powiedzianomi,żenaszapacjentkaladachwila
tubędzie–oświadczył.
Z zadowoleniem odnotowała, że w obecności ginekologa
zwraca się do niej formalnie. Doktor Samuel nie miał pojęcia,
żeRyanjestojcemjejdziecka.
O ile do niego również nie dotarła wiadomość, że są
małżeństwem!
–Karetkapowinnatubyćwciągupiętnastuminut.Mająmałe
opóźnienie. – Odkaszlnęła i nagle poczuła się niezręcznie. –
Derek – zwróciła się do ginekologa – to doktor Gary,
neurochirurg,którybędziebrałudziałwoperacjirozdzielenia.
DoktorowiSamuelowirozbłysłyoczy.
– Miło mi pana poznać, doktorze. Znam pańskie dokonania.
Dowiedziałem się, że pan i Emily jesteście małżeństwem i to
panjestojcemjejdziecka.Niejestemzaskoczony,żeEmilynic
nam nie powiedziała. Nie lubi rozgłosu. Proszę przyjąć
spóźnionegratulacje.
RyanpodniósłbrwiispojrzałnaEmily.Byłapąsowa.
Notak,wiadomośćsięrozniosła.
–Derek…–zaczęłaiurwała.Niewiedziała,copowiedzieć.
– Dziękujemy – Ryan z elegancją odpowiedział w imieniu
obojga.–Bardzocieszymysię,żezostaniemyrodzicami.
– Za kilka dni Emily będzie miała skan. – Derek pokiwał
głowązuśmiechem.–Mamnadzieję,żedotejporyjeszczepan
nie wyjedzie. Emocjonalne wsparcie matki ma olbrzymie
znaczeniewprocesieprzygotowaniadoporodu.
– Absolutnie – odparł Ryan. Jednocześnie przeszyło go
poczucie winy. Czy w ogóle będzie przy porodzie za trzy
miesiące?
Emily jęknęła i odeszła kilka kroków. Ich relacje miały być
wyłącznie profesjonalne. A tu nie ma ani profesjonalizmu, ani
dyskrecji.
Zoddalidobiegłichsygnałkaretki.Terazmusisięskupićna
pacjentce, chronić ją przed stresem. Dzieci pozostaną w łonie
tak długo, jak to tylko możliwe. Dzięki temu będą silniejsze
i zyskają większą szansę na przeżycie operacji. W tej chwili
tylkotosięliczyło.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Przedstawiła się Janet, matce bliźniaczek, ale potem
zostawiła ją z doktorem Samuelem. Miał dokonać oceny
pacjentki i porozmawiać z nią o odebraniu dzieci przez
cesarskie cięcie. Emily nie chciała dodatkowo obciążać matki
rozmowąorozdzieleniu.
Itakjużbyłazestresowanaiprzerażona.
Wyobrażała sobie, co kobieta przechodzi. Machinalnie
dotknęłabrzucha.
–Jaksobieradzipacjentka?–spytałRyan.
– Powoli się uspokaja. Była zdenerwowana i miała
podwyższone ciśnienie. Doktor Samuel obawia się, że jest
ryzykostanuprzedrzucawkowego.
– To zła wiadomość – skrzywił się. – Choć trudno się dziwić,
że jest zemocjonowana. Przyleciała z innego miasta, z innego
stanu, jej pierwsze dziecko zostało w Oregonie. Żyją
w zawieszeniu. I nawet nie ma pewności, że ostatecznie
wszystkoskończysiędobrzeidzieciprzeżyją.
–Tostrasznieponure,comówisz.
–Takajestprawda.–Wzruszyłramionami.
Westchnęła.Miałrację.
–Czyniemiałeśzrobićbiopsji?
– Właśnie idę do sali operacyjnej. Chcesz być przy tym? Nie
musisz asystować, ale może chcesz się przypatrywać? Byłaś
wrestauracji,kiedytamałamiałanapad.
Była rozdarta. Z jednej strony chciała być w sali ze względu
naRaquel,zdrugiejpowinnatrzymaćgonadystans.
To tylko zabieg, powiedziała sobie, a Raquel jest pacjentką
wjejklinice.Nicsięniestanie,jeżeliznimpójdzie.
–Dobrze,alebędętylkoobserwować.Zgalerii.
– W tej sali nie ma galerii. – W oczach miał szelmowskie
iskierki, jakby wszystko zaplanował. – Musisz się przebrać
wstrójchirurgiczny.
–Wporządku.
Przebrali się i poszli do jednej z mniejszych sal na bloku
operacyjnym.PrzedwejściemnałóżkuczekałaRaquelzmatką,
również przebraną w jałową odzież, i opiekunką rodzinną.
Matkaściskałarękęcórki.
Emilypodeszładonich.
–Pamiętaszmnie,Raquel?–zwróciłasiędodziewczynki.
–Nie,alemamamówiła,żepaniteżbyławrestauracji.
– Tak, a teraz będę w sali, żeby przypatrywać się, jak pan
doktorprzeprowadzazabieg.
–Proszętylkopilnować,żebynieogoliłmigłowy.
Emilypodniosłabrwi.Matkasięroześmiała.
– Pan doktor obiecał mi – wyjaśniła Raquel – że jeśli będzie
musiałogolićmigłowę,tojabędęmogłazgolićjegowłosy.
–Będęgopilnować.–Emilysięzaśmiała.
Towjegostylu,pomyślaławdrodzedoumywalni.Potrafibyć
uroczy i przekonywujący. To dlatego pół roku temu straciła
głowę.
Zauważyłjejuśmiech.
–Cociętakbawi?
–Słyszałamotwojejumowie.
Jęknąłiroześmiałsię.
–Straszniesięmartwiła.
–Touroczeztwojejstrony.
Wywróciłoczami.
–Niedamjejszansynaogoleniemigłowy.Mamnadzieję,że
tołagodnyguz.
–Jateż.
W sali operacyjnej przeniesiono Raquel na stół zabiegowy,
adoktorSharipovaodczytałjejdane.Dziewczynkapatrzyłana
niego,jakbybyłpotworem,którywylazłspodłóżka.
– Nie martw się – zażartowała Emily, mrugając do małej
pacjentki – tylko sprawdzamy, że mamy właściwą głowę do
golenia.
– Gotowi do indukcji – oświadczył doktor Ahmed,
anestezjolog. Założył dziewczynce maskę. Jej ciało zaczęło
wiotczeć,alenagledostaładrgawek.
–Zróbciecoś–krzyknęłamatka.
– To nie napad, to tak zwane stadium podniecenia. Proszę
zobaczyć,jużsięuspokaja.
– Jest znieczulona – potwierdził anestezjolog. – Możemy
podłączyćjądokroplówki.
Patricia, opiekunka rodzinna, otoczyła matkę Raquel
ramieniemiwyprowadziłazsali.
Pod nadzorem Ryana doktor Sharipova umieścił na głowie
dziewczynki znaczniki. Skan miał być przeprowadzony
najbardziej nowoczesną techniką, bez ramy stereotaktycznej.
Czujniki miały dostarczyć koordynaty do miejsca nacięcia
iokreślićtrajektorięigły.
Emily
cofnęła
się,
by
oglądać
obraz
rezonansu
magnetycznego na monitorze. Ryan szybko zlokalizował masę
nowotworu.Biedactwo,pomyślałazełzamiwoczach.
DoktorSharipovapodniósłgolarkęchirurgiczną.
– Lepiej ja to zrobię – oświadczył Ryan. – Mam umowę z tą
panną.Muszęsięwywiązać,boinaczejstracęwłosy.
Ogolił maleńki punkcik. Nie było szansy, by ktokolwiek go
zauważył,oileRaquelniezaplotłabywłosów.
–Chybasięwywiązałemzzadania–stwierdził.
– Też tak myślę. – Emily podeszła bliżej i kiwnęła głową
zuznaniem.
–Skalpel.Ostrzedziesiątka.
Pielęgniarka chirurgiczna podała mu skalpel. Emily cofnęła
sięponowniedoekranu.Niechciałastwarzaćtłokuprzystole.
Mózgtodelikatnynarząd,myślała.Jakostażystkanaoddziale
chirurgicznym musiała obserwować operacje mózgu i układu
nerwowego. Czuła się onieśmielona. To nie była specjalizacja
dlaniej.
Z drugiej strony podobnie myślała o chirurgii dziecięcej,
dopóki nie przekonała jej doktor Ruchi. Nie planowała zostać
matką i uważała, że nie potrafi pracować z dziećmi. Ale praca
jakochirurgpediatraokazałasięjejpowołaniem.
Być może dlatego, że w dzieciństwie potrzebowała innego
wsparcia niż większość rówieśników. Teraz chciała wyrażać
potrzebytych,którzysamitegoniepotrafili.
–Wprowadzamigłębiopsyjną–poinformowałRyan.
Emily zafascynowana oglądała na ekranie, jak delikatnie
wsuwaigłęprzezotwórtrepanopunkcyjnyipobieratkankę.
–Świetnie–zamruczał.
Pobranie próbki nie trwało długo. Igłę z tkanką przekazał
doktorowiSharipovie.
– Niech pan zadba, żeby dotarło to na patologię. Chcę jak
najszybciejznaćwyniki.
–Oczywiście.
Najszybciejoznaczałojednaktrzydoczterechdni.
GdydoktorSharipovawyszedł,Emilyzajęłajegomiejsce.
–Gdybyśpotrzebowałasystenta…
–Zamknijmyranę.
–Znakomitarobota.–Dobrze,żemiałamaskę,bozasłaniała
jejwypieki.
– Dziękuję – oświadczył. – Teraz najtrudniejsze stadium.
Czekanie.
Takabyłanaturaichpracy.Szybkiedziałanie,apotemczęsto
długi okres wyczekiwania. Na tę najważniejszą informację.
W tym przypadku na odpowiedź, czy guz jest złośliwy czy
łagodny.
RyansiedziałprzyłóżkuRaquelwsalipooperacyjnej.Gdysię
obudzi,zpewnościąbędziebolećjągłowa.Pewniebędziemiała
trudności z wykonywaniem prostych czynności, zanim rana
w mózgu się zagoi. Dochodziło ryzyko wzrostu ciśnienia
śródczaszkowegolubinfekcji.
Pozostawałoczekanie.
Do sali przywożono inne dzieci po zabiegach. Niektóre były
ciche i oszołomione, inne histerycznie płakały. Trudno
przewidziećreakcję,gdyprzestajedziałaćznieczulenie.
Na oddział pooperacyjny mieli dostęp matki i ojcowie
pacjentów. W Centrum wyznawano zasadę, że ich obecność
pomaga w procesie zdrowienia dzieci. Nie potrafił sobie
wyobrazić,przezcoprzechodzilirodzicetowarzyszącyswojemu
potomstwu.
Niepotrafisz,bosamniejesteśojcem,powiedziałdosiebie.
Poczuł ucisk w gardle. Morgan nie chciała mieć dziecka.
Ityle.Pamięćotymnadalsprawiałamuból.
Raquelporuszyłasięicichojęknęła.
–Możepanijużpoprosićmatkę–zwróciłsiędopielęgniarki.
Delikatniedotknąłramieniadziewczynki.
–Boli–wymamrotała.
–Wiem,przezjakiśczasbędzietrochębolało,aleprzejdzie.
Raquelsięgnęładogłowy.
–Mamwłosy.
–Zgodniezobietnicą.Jesteśbardzodzielna.
Raquel kiwnęła głową, nie otwierając oczu, i uścisnęła mu
dłoń.Wkrótcepojawiłasięmatka.
– Raquel ciągle jest oszołomiona. To skutki znieczulenia –
wyjaśnił Ryan. – Świetnie się spisała. Chcę, żeby została
w szpitalu jeszcze kilka dni. Będziemy obserwować, czy po
biopsji nie ma skutków ubocznych. Jeżeli w tym czasie będzie
pani miała jakieś pytania, proszę poprosić kogoś z personelu,
żebyskontaktowałsięzemnąprzezpager.
Na tę chwilę wykonał swoje zadanie. I miał nadzieję, że nic
więcej nie będzie musiał robić. Jeżeli guz był łagodny, Raquel
będzieleczonafarmakologicznie.
Gdyby jednak nowotwór okazał się złośliwy, będzie musiał
operowaćiskontaktowaćsięzonkologiąwsprawieradioterapii
i chemoterapii. Wolałby, aby dziecko nie musiało przez to
przechodzić. Ale to nie był problem na teraz. Nie ma sensu
zakładaćnajgorszegoscenariusza.
Wyszedł z oddziału pooperacyjnego i skierował się do
stołówki.Kawailunch.
W drodze dostrzegł Emily siedzącą przed komputerem przy
głównejkonsoli.Wpatrywałasięwmonitor.Znówwyglądałana
zmęczoną.
–Hej.–Podszedłdoniej.
–Cześć.–Zauważył,jakzesztywniała.
–Przeszkadzam?
– Nie, przygotowuję się do symulacji. Próbuję zebrać zespół
izarezerwowaćsalęoperacyjną.
– Raquel dochodzi do siebie na pooperacyjnym. Jest z nią
matka.
–Todobrze.–Najejtwarzypojawiłsięlekkiuśmiech.
–Idęcośzjeść.Chceszpójśćzemną?
Zawahała się. Obiecała sobie, że będzie trzymać go na
odległość. Ale niepewność trwała tylko w chwilę. W końcu od
czasu do czasu musi jeść. A przy okazji będą mogli
porozmawiaćorozdzieleniu.
–Jasne.
Wylogowałasięizdjęłazoparciafartuchchirurgiczny.
–Corobiszdzisiajprzezresztędnia?–spytał.
– Mam kolejny obchód, ale naczelny chirurg chce, żebym
skupiłasięnaprzygotowaniudorozdzielenia.Aty?
– Muszę sprawdzić, co u Jasona. Wydaje się w porządku… –
urwał.
Jason był wybudzony, ale nie było żadnych sygnałów, że jest
w stanie poruszyć stopami. To mógł być skutek środków
przeciwbólowych. Operacje kręgosłupa, zwłaszcza wiążące się
z rekonstrukcją rdzenia kręgowego, należały do szczególnie
ciężkich.Nawetdorosłymprzezkilkadnipozabiegupodawano
silne analgetyki. Ryan miał nadzieję, że to one opóźniają
odzyskanie przez chłopca zdolności motorycznych. Z drugiej
strony, myślał, dzieci zawsze szybciej wracają do siebie niż
dorośli…
–Napewnobędziedobrze.Operacjasięudała.
To miło, że podtrzymuje go na duchu, odnotował. Pamiętał
jednakjejdezaprobatęzpowoduwprowadzeniachłopcawstan
hipotermii. Dała temu stanowczo wyraz. Dziwił się, że potem
takłatwomuodpuściła.
– Na pewno – odkaszlnął. Postanowił zmienić temat. Nie
chciał rozmawiać o zabiegach. Potrzebował rozluźnienia
atmosfery. – Co powinienem zobaczyć w Seattle przed
wyjazdem?
Przez jej twarz przemknął grymas. Czy wywołała go
wzmiankaowyjeździe?
– Oczywiście Space Needle. I powinieneś pojechać na
wycieczkępromem.Możerynekuliczny?Spacerwzdłużzatoki
toteżdobrypomysł.Możnapooglądaćbarkimieszkalne.Lubię
tamchodzićnaprzechadzki.
–Awycieczkawgóry,naMountRainier?Wartozobaczyćten
szczyt?
–Pewnietak.–Wzruszyłaramionami.–Samatamjeszczenie
byłam.Wybierałamsię,alezawszecośwchodziłomiwparadę.
– No to może zrobimy sobie wspólny jednodniowy wypad?
Macie tu sporo chirurgów dziecięcych; na razie jest dość
spokojnie…
–Nigdyniemów,żejestspokojnie–skarciłago.–Niemogę
sobie na to pozwolić. A co, jeśli Janet, matka bliźniaczek,
zacznie rodzić? Muszę tu być, żeby mieć pewność, że ich stan
jeststabilny.
– Jeżeli dzieci przyjdą na świat teraz, to nie przeżyją. Przy
przedwczesnym porodzie jedno dziecko miałoby szansę, ale
zroślaki? Muszą jeszcze rozwinąć się w łonie matki. Dobrze to
wiesz. Janet jest dopiero w dwudziestym piątym tygodniu, to
nawet nie dwie trzecie normalnego okresu ciąży. Dlatego
odpoczywaijestpodobserwacją.
– Hm… Jutro i pojutrze mam wolne, ale zamierzałam
pozbieraćróżnemateriały…
– Czy ty w ogóle odpoczywasz, czy tylko harujesz bez
przerwy?
– Ostatni raz, kiedy zrobiłam coś dla przyjemności, coś
wariackiego,skończyłosiętowizytąwkaplicy,apotemuciebie
whotelu.
–Achtak!–Parsknąłśmiechem.
– Lubię być zajęta – przyznała cicho, gdy ustawili się
wkolejcewstołówce.
–Zdajęsobiesprawę,aleodczasudoczasumusiszodpocząć.
Poza tym, raczej nie popełnisz tego samego błędu. Już żeśmy
siępobraliijużcizrobiłemdziecko.
Wywróciłaoczami,alesięroześmiała.
–Toprawda.
– No to może pojedziemy do Parku Narodowego w górach
izrobimysobiepiknik?Jutromabyćładnie.
–Niepotrafiszodpuścić?–spytałazwestchnieniem.
–Musiszsobiezrobićprzerwę,ajachcętrochępozwiedzać.
– Dobrze. – Wybrała kanapkę. – Ale bierzemy samochód, ja
prowadzę,więctymaszzadbaćopiknik.
–Układstoi.
Zapłacilizakanapkiiusiedliprzywolnymstoliku.Wstołówce
panował większy ruch niż podczas ich poprzedniej wizyty. Był
ztegozadowolony.Lubił,gdywokółsporosiędziało.Momenty
ciszy i spokoju budziły złe wspomnienia. O dziecku, które nie
przyszłonaświat,omatceioojcu.
Tak,lubiłzamieszanie.Wówczasmógłmyśleć.
Tyle że teraz myślenie utrudniała obecność Emily. Zaczął
sobie uświadamiać, jak silnie na niego działa. Zawróciła mu
w głowie. I był tym przerażony. A co, jeśli sprawi jej zawód?
Sam przeżywał rozczarowania wielokrotnie i nie chciał
przynosićichinnym.
Emilyzauważyła,żeprzycichł.
–Dobrzesięczujesz?Wpatrujeszsięwtękanapkęodpięciu
minut.
– Ciągle jestem zmęczony. – Pokręcił głową. – Brak snu. Nie
przywykłem,żebywnocypoleceniawydawałaminieprzytomna
osoba–zażartował.
– Haha. Mówiłam przez sen. Posłuchałeś się mnie, choć nie
musiałeś.
– Kiedy kobieta każe mi iść do lóżka, to się słucham –
oświadczyłzłajdackimuśmiechem.
Jej serce przyspieszyło. Czuła, jak się rumieni na policzkach
iszyi.Facetmatupet,pomyślała.
Walnęłagowramię.
–Jesteśzłośliwy.
–Au…–poskarżyłsięześmiechem.–Tozabolało.
–Miałozaboleć.
To przekomarzanie, skarciła się w duchu, nie ma nic
wspólnego z utrzymywaniem stosunków wyłącznie na stopie
profesjonalnej.Miałanadzieję,żeniktprzysąsiednichstolikach
nieusłyszał,żeprzezsenkazałamuwłazićdołóżka.
–Tobyłanocnazmora–wyjaśniłaszeptem.
–Zmorąbyło,żenadodatekkazałaśmisięzamknąć.
Parsknęłaśmiechem.
– Mogło być gorzej. Mogłam zacząć wrzeszczeć. Mamy tu
maluchy, które krzyczą w nocy i musimy umieszczać je
wseparatkach,żebyresztadzieciakówmogłasięwyspać.
– To było moje pierwsze doświadczenie z osobą, która cierpi
na koszmary. Nie wiem, jak poradziłbym sobie z dzieckiem,
które krzyczy przez sen. Wystarczającym wyzwaniem jest,
kiedykrzycząnajawie.
– Ale wtedy przynajmniej można je pocieszyć. – Spojrzała na
swójzaokrąglonybrzuszek.
Miała nadzieję, że maluch nie odziedziczy jej skłonności do
koszmarów. Istniało ryzyko, że przekaże mu w genach
skłonność do unikania kontaktu z otoczeniem, swoje
autystycznezachowaniailęki.Napawałojątostrachem.
Perspektywa samotnego macierzyństwa już sama w sobie
była
przerażająca.
Nawet
bez
nocnych
koszmarów
ilunatykowania.
Nie musisz wychowywać dziecka sama, przypomniała sobie
słowaRyana.
Rzuciła na niego spojrzenie. Powiedział, że chce być
zaangażowany w wychowywanie dziecka, odmówił podpisania
pozwu rozwodowego. Ale mówił też o wyjeździe. Nie wydaje
się, myślała, że chce być poważnie obecny w życiu swojego
dziecka.
Jakmogłabynanimpolegać?
Niemoże,uznała.
Wiedziała, czym jest prawdziwe małżeństwo. Jej rodzice byli
tegoprzykładem.Łączyłaichmiłośćiprzyjaźń.Pomagalisobie
i wspierali się nawzajem. Wspólnie walczyli z przeciwnościami
losu.
Gdybyplanowałamałżeństwo,towłaśnietakie.Chciałamęża,
którybyłbypartneremwkażdymznaczeniutegosłowa.Robert
nim nie był i Ryan również nie wydawał się być odpowiednim
typemmężczyzny.Chirurgowieuważają,żesąpępkiemświata.
Asertywni,apodyktyczni,zadufani.
Toszłowparzezzawodem.
Też trochę taka jest. Musi. Od jej decyzji zależy zdrowie
iżyciepacjentów.
Ryan może jest życzliwy i odpowiedzialny, ale w gruncie
rzeczy nie rozmawiał z nią o dziecku. Nie prosił, czy może
poczuć,jakdokazujewjejłonie.Wspomniałowyjeździe.Tojest
światowiec, neurochirurg z olbrzymią renomą. Mało jest
prawdopodobne,bykiedykolwiekznalazłsobiestałemiejsce.
Pozwolimusięzaangażowaćtakdalece,jakbędziechciał,ale
niejestosobą,naktórejdasiępolegaćnacodzień.Codzienna
opieka i wychowywanie dziecka będzie zadaniem, któremu
samamusisprostać.NiemazamiaruwyjeżdżaćzSeattleinie
pociągajejjegostylżycia.
Tak,zżyciemmusizmierzyćsięwpojedynkę.
Miała tego świadomość od chwili, gdy ciążowy tester
zabarwiłsięnaniebiesko.
Pytanie, czy podoła. Ma wszystkie cechy charakteru, dzięki
którym jest świetnym chirurgiem. Czy jednak potrafi być
samotnąmatką?
Topytaniespędzałojejsenzoczu.
ROZDZIAŁÓSMY
Zadzwońdoniegoiodwołajtęwycieczkę.
Wyjrzałaprzezokno.Pięknysłonecznydzień.
Cholernapogoda!
Miałanadzieję,żebędziepadałoiwykręcisięztegowypadu
za miasto. Poprzedniego dnia po lunchu z Ryanem czytała
artykułynaukoweiposzłanaobchód.Udawałosięjejunikaćgo
przez resztę dnia. Męczyła ją wzmianka o wyjeździe. Miała
nadzieję, że zapomniał o swoim znakomitym pomyśle
jednodniowej wycieczki, ale wieczorem przysłał informację, że
zabierzejązdomuodziewiątej.
Przewidywała, że to ona będzie prowadzić, ale napisał, że
wynajął samochód, by nie musiała siedzieć przez trzy godziny
za kierownicą. Nie miała pojęcia, co będą robić w Parku
Narodowym.Byławstaniepójśćnakrótkąprzechadzkę,aleco
pozatym?WUtahuwielbiaładługiespacery.Lecztobyłoszmat
czasutemu!
A może będzie przyjemnie? – próbowała się pocieszyć.
Akurat! – odpowiadało pesymistyczne alter ego. To porąbany
pomysł.
Podniosła telefon, by wysłać mu wiadomość, że zmieniała
zdanie.Jednocześniezabrzęczałdzwonekdomofonu.
Do dziewiątej jeszcze dobre pół godziny. Przyjechał przed
czasem? Nie była na to przygotowana. Zmiany terminów
zawszejądeprymowały.
–Słucham?
–Ryan.Jestemnadole.Gotowa?
–Niecałkiem.Jestdopierodwadzieściaparęminutpoósmej.
–
Przepraszam.
Przewidywałem
korki,
a
dojechałem
zdumiewającoszybko.
– Wchodź. – Wcisnęła przycisk domofonu, przeklinając pod
nosem.
Możejednakniebędzieażtakźle?
Mieszkała w Seattle od pięciu lat, ale nie znała miasta. Nie
miała tu nawet wielu znajomych. W szpitalu uznawano ją za
osobę, która wyłącznie skupia się na pracy. Gdy poprzedniego
dnia poinformowała zastępującego ją lekarza, że na dzień
wyjeżdża,sprawiałwrażeniezdumionego.
Aletakwłaśniechciałaułożyćsobieżycie.Żadnychzwiązków.
Żadnych przyjaźni. Lepiej trzymać ludzi na dystans, nawet
jeżeli od czasu do czasu dolega im samotność. Do braku
towarzystwa się przyzwyczaiła. Gdy dorastała, też nie miała
wieluprzyjaciółiprzyjaciółek.
Usłyszałapukanieiotworzyładrzwi.
Miałnasobiedżinsyigrubąflanelowąkoszulę.Nieogoliłsię,
alebyłomudotwarzyzjednodniowymzarostem.Kawałchłopa,
pomyślała,czującmiękkośćwkolanach.
–Nieprzesadziłeś?–Postanowiłatrochęsięznimpodroczyć.
–Zczym?
–Niesądziłam,żewoziszzsobąflanelowekoszulewczarno-
czerwonąkratę.
– Nie wożę, ale wczoraj poszedłem do sklepu sportowego
ikupiłemcotrzeba.PochodzęzWyoming,tamteżmamygóry.
–Wyglądaszjakdrwal.
–Drwal?–Podniósłbrwidogóry.
– A może pozujesz na mięśniaka, ale ja generalnie jestem
kiepskawrozumieniumowyciała.
Zaczerwieniła się, zdając sobie sprawę, co mu ujawnia. Poza
kadrami w Centrum Matki i Dziecka nikt nie wiedział, że
zdiagnozowano u niej Aspergera. No, wiedziała jeszcze doktor
Ruchi.
OrazRobert.Iwiadomo,jaktosięskończyło.
Usiadłanakanapieiwłożyłabutyturystyczne.
– Nie mamy zamiaru łazić przez pół dnia? – Postanowiła
zmienićtemat,byniedaćmuszansynadrążenietematu.
– Nie, ale jest krótka pętla spacerowa, Szlak Cieni,
prowadząca przez łąki. Pomyślałem, że to będzie miła
przechadzka. W sklepie dali mi mapę parku z zaznaczonymi
rejonami,gdziewystępujązagrożenia.
– Zagrożenia? Jakie znowu zagrożenia? – Nagle poczuła się
niepewnie.
–MountRainiertowulkan.Aktywny.
–Co?!
–Niewiedziałaś?
–Wyleciałomizgłowy.–Pomasowałaskronie.Corazlepiej…
Namyślowulkanachdostawałagęsiejskórki.Nibywiedziała,
żenazachodnimwybrzeżujestsporowulkanówtworzącychtak
zwanyPierścieńOgnia,alewyrzuciłatęwiedzęzpamięci.Salt
Lake City też jest położone w górach, ale to nie teren
wulkaniczny.
–Możetawycieczkatonienajlepszypomysł…
Jedź, staw czoło lękom, przemknęło jej jednocześnie przez
głowę.
– Będzie dobrze. Trasa jest zabezpieczona. Trzeba tylko
uważaćireagowaćnasygnałyniebezpieczeństwa.
–Atysięnatymznasz?–Ciąglebyłazdenerwowana.–Boja
nie.–Nielubiłaniespodzianek.
– Yellowstone, nasz największy park narodowy, obejmuje
w części Wyoming. To teren wulkaniczny, pełen gejzerów.
Chodziłem tam. Tak, potrafię odczytać sygnały zagrożenia
iwiem,corobić,kiedyspotkasięniedźwiedzia.
–Niedźwiedzia?–Usiadłaizaczęłaściągaćbuty.
–Corobisz?
–Niejadę.Wulkanyiniedźwiedzietoniedlamnie.
Zachichotał. Nienawidziła, gdy ktoś się z niej naśmiewał.
Robertwtymcelował.
–Towcaleniejestzabawne.Naprawdęsięboję.
Twarzmuzłagodniała.
–Nieśmiejęsięzciebie.
–Tozczego?
–Botojesturocze.Twójstrachjestuzasadniony.Aledobrze
jestwiedzieć,żektośtakpewnysiebiejaktyteżsięczegośboi.
Ten komplement ją zaskoczył. Nie uważała się za osobę
pewnąsiebie.Ryanusiadłprzyniej.
– Mount Rainier dzisiaj nie wybuchnie. Sprawdziłem
prognozysejsmicznewinternecie.Górajestspokojna.
– Może za spokojna? – Teraz starała się obrócić wszystko
wżart.
Roześmiałsię.
–Zróbcośszalonego.
– Kiedy ostatni raz zaszalałam, wiesz, jak się skończyło. –
Wskazałanabrzuch.
–Przynajmniejmaszpewność,żetosięniepowtórzy.
Nachmurzyłasię.
–Dobrze,alejakzobaczęlawę,zrobięcipiekło.
–Zgoda,choćzanimzobaczyszlawę,zatrzęsiesięziemia.
–Czytychcesz,żebympojechała?
–Oczywiście.
– To przestań opisywać erupcję wulkanu. – Złapała klucze
itorebkę.
–Będziefajnie.Zobaczysz–powiedziałwwindzie.
– Jeżeli nie zjedzą nas niedźwiedzie i nie otworzy się pod
namiziemia.
–MountRainierwybuchłostatnirazw1894roku.
–Tomożewłaśnieporanakolejnywybuch.
Zmarszczyłbrwi.
–Jaknachirurgadziecięcegojesteśstrasznąpesymistką.
Niepotrafiłapowstrzymaćuśmiechu.Byłazadowolona,żenie
próbowałszukaćwyjaśnieniajejwcześniejszejuwagi.
Ludzie inaczej na nią reagowali, gdy dowiadywali się o jej
zaburzeniuosobowości.
Jakmogłajednakzapomnieć,żetagórawidocznazSeattleto
wulkan? W Centrum przechodzili specjalne szkolenie na
wypadek wybuchu. Ludzie zamieszkali na terenach, na które
mogły
dotrzeć
lahar,
czyli
spływ
popiołowy,
i
opad
piroklastyczny, mieli być ewakuowani do miasta. Brano pod
uwagę lawiny błotne, pożary lasów, zaburzenia pogody i inne
katastrofynaturalne.
Wyszli z budynku. Ryan zaparkował przed samym wejściem.
WypożyczyłSUV-a.
–Poszedłeśnacałość?
– Lubię jeździć SUV-em. Najwyraźniej Wyoming wciąż we
mniesiedzi.
Kiwnęła głową. W Utah, zwłaszcza na północy stanu, ludzie
też lubili samochody terenowe. A poza tym SUV jest wygodny
ibezpieczny.
Otworzył drzwi po stronie pasażera. Robert nigdy tego nie
robił. W takim zachowaniu jest pewien przekaz, uzmysłowiła
sobie.
–Cościętrapi?–spytał,gdyusiadłzakierownicą.
–Otworzyłeśmidrzwi…
–Noi…?–Byłzdezorientowany.
– Nikt przedtem tak koło mnie nie skakał. Widać dobre
manieryumierają.
– Ojciec mi to wpoił – mruknął – Jedyna dobra rzecz, którą
zrobił.
Włączył nawigację satelitarną i ruszyli. Zauważyła, że ściska
kierownicę.Knykciemiałprawiebiałe.
–Chceszotymporozmawiać?
–Oczym?
–Jesteśspiętyodchwili,gdywspomniałeśoojcu.
– Nie chcę o nim mówić. Zostawił nas, kiedy miałem siedem
lat.
–Straszniemiprzykro.
– Dawałem sobie radę. – Wzruszył ramionami. – Ale
faktycznie nauczył mnie dobrych manier. Matka mówiła, że
potrafiłbyćczarujący.Wsumiejegonaukasięprzydała.Ciągle
podróżuję, spotykam nowych ludzi i przydaje się sztuka
sprawianiadobregowrażenia.
– Pewnie jest ci potrzebna, bo nie budujesz stosunków
zludźmi.Chciałeś,żebymbyłaztobąwsalioperacyjnej,bonie
ufałeś naszemu rezydentowi. Gdybyś pracował w jednym
szpitalu na stałe, musiałbyś zbudować zespół i wiedziałbyś,
zkimcisiędobrzepracuje,azkimnie.
– Może. – Spojrzał na nią z ukosa. – Ale budowanie zespołu
jakoś mnie nie podnieca. Wolę być w ruchu, zwiedzać świat.
Próbowałemrazznaleźćstałemiejsce,ale…–zawahałsię–nie
wyszło.
–Dlaczego?
–Bominieodpowiadało.–Rysymustwardniały,dłonienadal
ściskały kierownicę. Za tym kryje się coś więcej, niż chce
ujawnić,pomyślała.
Odpuść, powiedziała do siebie. Pamiętaj, masz zachować
profesjonalnydystans.Wściubianienosawjegoprywatneżycie
nie jest metodą na trzymanie go na odległość. A poza tym
wszystkowskazujenato,żeniebędziegoprzyporodzie.Lepiej
oszczędzićsobiebóluserca.Sobieidziecku.
Trzygodzinna jazda do Mount Rainier była na tyle nudna, że
się zdrzemnęła. Obudziła się, gdy już zjechali z autostrady na
krętądrogępnącąsiępodgórę.Widokizrobiłysięciekawsze.
– Ohop Bob? – mruknął Ryan, gdy przejeżdżali przez
niewielkiemiasteczko.–Cozaśmiesznanazwa.
–Tujestmuzeumpoświęconehistoriipierwszychosadników!
–Chceszsięzatrzymać?
–Nie,jedźmydoParkuNarodowego,apotemwracajmy.
–Niepotrafiszżyćbezpracy…
–Cochceszprzeztopowiedzieć?
– Dokładnie to, co mówię. Kiedy podjedziemy po wulkan,
będziesz chciała zawrócić i pędzić do Seattle. Masz dwa dni
wolne,doczegosięspieszysz?Twoimpacjentomnicniegrozi.
–Nigdynicniewiadomo–wymamrotała.
– Są w dobrych rękach. Wcześniej udzieliłaś mi wykładu na
tematzaufaniawzespole.Ufaszswoimkolegom?
– Tak – wykrztusiła przez zęby. Lubiła mieć poczucie
bezpośredniej
kontroli.
Kontrola
i
porządek.
Tego
potrzebowała.
–Toniezabrzmiałoszczególnieentuzjastycznie.
– Lubię mieć wszystko ustawione po swojemu – odparła
zirytowana.
–Iniepotrafiszodpocząć…
– Skoro tak uważasz… – Wywróciła oczami. – Praca to moje
życie.
–Takniepowinnobyć.
–Atynibyjesteśinny?Człowiekbezstałegodomu?
–Aleprzynajmniejodpoczywamwwolnedni.Zwiedzamnowe
miejsca.Jakteraz.
Amożewkażdymmieściemainnąkobietę?–przemknęłojej
przez głowę. Zaprasza je na kolacje i… Zaraz, zaraz! Co to?
Zazdrość?!
– Dobrze – mruknęła po chwili. – Zatrzymajmy się
iodwiedźmytomuzeum.Kiedybyłammała,uwielbiałamczytać
ioglądać„Domeknaprerii”.Toteżopionierach,osadnikach.
–Mówiszpoważnie?–Wydawałsięzszokowany.
–Samzaproponowałeś.
–Aleniesądziłem,żeskorzystaszzpropozycji.
–Notosiępomyliłeś–roześmiałasię.
–Możetomuzeumbędziezamknięte–zamruczałznadzieją.
Byłootwarte.
– Według mapy to jest Eatonville. Może Ohop Bob to stara
nazwa?–zastanawiałasię,wysiadajączSUV-a.
–Dziwaczna.
–Wkażdymstaniesąmiejscowościodziwacznychnazwach.
–MaszjakieśprzykładyzUtah?
– Jest sporo miejscowości o nazwach zaczerpniętych z Biblii
albo
noszących
nazwiska
mormońskich
proroków.
AwWyoming?
–MamyJayEm.Tobyłmiejscowyranczer.
–Iuważasz,zeOhopBobjestdziwne?
–Faktycznie.–Pomasowałszyję.–Chybalepiejsięzamknę.
–Dobrypomysł.
Wmuzeumwzruszyłasięnawidokstarychmebli.
–Podobającisię?–Widaćbyło,żeniezbytgoekscytują.
–Strasznie.
Jakodzieckomiałaobsesjęnapunkcieksiążekzserii„Domek
naprerii”.Chciaławręczubieraćsięwczepkiifartuszkijakich
bohaterki.Dzieciakiwszkolesięzniejnaśmiewały.Poczułasię
zażenowananasamowspomnienie.
–Wszystkowporządku?–Ryanzauważyłjejzmieszanie.
–Tak,aletysięwynudzisz.
–Notoco?Tobiesiętupodoba,niemasprawy.
–Ryan,uwielbiałamksiążeczkioosadnikach.Dzieciwszkole
uważały, że jestem pomylona. Nie miałam wielu przyjaciółek.
Książkimijezastępowały.
Spojrzałnaniązezrozumieniem.
–Niemasięczegowstydzić.Jateżniemiałemprzyjaciółjako
dzieciak.
–Poważnie?–Trudnojejbyłowtouwierzyć.
–Wychowałemsięnafarmie,któraledwieciągnęła.Nosiłem
używaneubrania.Byłemmiejscowymbiedakiem.
– U mnie zdiagnozowano zachowania autystyczne – wypaliła
zdrżeniemwgłosie.
–Co?–Oczyzrobiłymusięokrągłe.
– Mam zespół Aspergera, bardzo łagodny. Na granicy
zaburzeń osobowości. Jako dziecko… – Szukała słów. – Nawet
teraz…czasamijestmitrudno…
Nie potrafiła patrzeć mu w twarz. Jeżeli teraz okaże do niej
niechęć,nieporadzisobie.
Podniósł jej podbródek. W oczach miała łzy. Nie lubiła
okazywaćsłabości.Przednikim.Alewjegooczachniewidziała
odrzucenia.Byłwnichpodziw.
– Nie masz się czego wstydzić – powiedział łagodnie. – Nie
masz powodu być zażenowana dlatego, że inaczej widzisz
świat, ani dlatego, że na sukces musiałaś ciężko pracować.
Jesteś wspaniała. Opowiedz mi, co cię tutaj szczególnie
interesuje.
Byławdzięcznazajegoreakcję.Zato,żestarasiępoznaćjej
zainteresowania, choć sam najwyraźniej śmiertelnie się nudzi.
Mało kto okazywał jej wsparcie. Na ogół na informację, że ma
zaburzenia
autystyczne,
jej
rozmówcy
reagowali
stwierdzeniem: „A zupełnie na to nie wyglądasz”. Jakby ludzie
zzespołemAspergeramielijakiśszczególnywygląd!
Po niespełna godzinie uznała, że dosyć się nacierpiał,
izasugerowała,byruszylidalej.
DoParkuNarodowegobyłoniedaleko.Podczasjazdyniebyła
już spięta. Ale niepokoił ją fakt, że czuje się zrelaksowana
wjegotowarzystwie.Jestmiły,myślała,alemimowszystkonie
powinnasięznimzaprzyjaźniać.
Gdy dowiedziała się, że przylatuje do Seattle, nie
przewidywała, że pojadą razem na wycieczkę. Ale czy
kiedykolwiek
jej
życie
osobiste
układało
się
zgodnie
zprzewidywaniami?
Żałował, że wspomniał jej o ojcu. Że też nie potrafi trzymać
języka za zębami! Jej obecność wyzwalała w nim jednak
emocje,zktóryminiebardzopotrafiłsobieporadzić.
Pobudzała
wspomnienia
o
rodzicach
i
dzieciństwie.
Przywoływałamyśliodziecku,którestracił.Poto,byzdusićte
myśli, był w ciągłym ruchu, choć w głębi serca miał już tego
dość.Chciałznaleźćswojemiejsce.Byłzmęczony.
Założysz dom, myślał, i co? Powtórzy się historia z Morgan.
Musiszciągleodchodzić.Jakojciec.
Niejesteśgodnytego,bybyćojcem.
OtrząsnąłsięipodjechałpodPomnikBohaterówpoświęcony
strażnikomparku,którzyzginęli,ratującżycieinnym.
Emily wysiadła, odeszła kilka kroków i stanęła z rękami
w kieszeniach sportowej bluzy z kapturem. Widział jej profil
iniemógłoderwaćoczuodciążowegobrzuszka.
Tamjestjegodziecko.
Pragnął własnego domu. Pragnął rodziny. Lecz bał się, że
swoimnajbliższymwyrządzikrzywdę.Morganzpewnościątak
uważała.
Noaleonaniechciałamiećdziecka.
Emily,myślał,świadomiezdecydowałasięurodzić.Wkażdym
razietaktwierdzi.Morganniepozostawiłamuwyboru.Otym,
żezaszławciążę,dowiedziałsię,gdyjużjąusunęła.
Tak,Emilychcetegodziecka.
Zauważył,jakdelikatniedotykabrzucha,kiedysądzi,żenikt
tego nie widzi. Pojawia się wówczas na jej twarzy delikatny
tajemniczyuśmiech.Chciałdoniejpodejśćiprzytulićichoboje.
Jakby wyczuła, że ją obserwuje. Odwróciła się i spojrzała
wjegostronę.Ztymsłodkimuśmiechem.
Boże,jakajestpiękna…
Nachwilęodebrałomuoddech.Zasługujenakogoślepszego
niżon.Jestinteligentna,uparta,poprostucudowna.Dziękisile
charakterujestznakomitymchirurgiem.Niedajesobiechodzić
po głowie i za to ją szanował. Musiała przezwyciężyć wiele
trudności,byosiągnąćsukces.Tymbardziejjestmudroższa.
Przy niej nie czuł się samotny. Dzięki niej się śmiał. Dzisiaj
rano z radością oczekiwał, kiedy ją zobaczy. Chciał być przy
niej. Ale to samolubne pragnienie. Chciał ją mieć dla siebie,
lecznaniąniezasługuje.
Będziesięcieszyćkażdąchwiląspędzonąrazem,postanowił.
Ażdowyjazdu.
PodeszładoPomnikaBohaterów.
–Wspaniałypomysł.
–Zamałouznaniaokazujemyludziom,którzysąnapierwszej
linii ognia. Strażnikom, policjantom, żołnierzom… Na nas,
chirurgów, spływa splendor z racji naszej pracy, ale ludzie,
którzynacodzieńryzykujążyciem,pozostająniedoceniani.
– Mój ojciec – kiwnęła głową – był policjantem w Salt Lake
City.
–Był?
– Jest na emeryturze. Pamiętam, jak każdego wieczoru, gdy
spóźniał się do domu, matka wysyłała nas do łóżek, a sama
nerwowochodziłapopokoju.Niekładłasię,dopókiniewrócił.
Jakodzieckoniepotrafiłamdocenić,jaksilnewiążeichuczucie.
Dopiero gdy dorosłam… Nie wiem, czy w całym swoim życiu
takmocnokogośkochałam.Aty?
Tak,odpowiedziałwmyślach.
–Teżnie–odparłgłośno.
Och, był przywiązany do Morgan, ale czy ona była do niego
przywiązana? Raczej nie. Gdyby go kochała, zachowałaby się
inaczej. Szanował jej wybór, ale złamała mu serce. I chyba
zbytniosiętymnieprzejęła.
– Szlak zaczyna się tutaj. – Odchrząknął i zmusił się, by
mówić pewnym głosem. Wskazał początek trasy. – Chcesz
przedtem…
Przerwałomuwyciesyren.Ziemiazadrżała.
– O Boże! – Emily z przerażenia przytuliła się do niego.
Trzymał ją mocno w ramionach. W dolinie huczało, jakby
przejeżdżałprzezniąpociąg.Syrenynadałwyły.
Wydawałosię,żeupłynęławieczność,zanimwkońcuucichły.
Serce nadal mu jednak dudniło i otaczał ramionami jej drżące
ciało. Gdzieś musiał wytworzyć się lahar. Była późna wiosna,
topniał lód, woda spływała po stokach. W połączeniu
z aktywnością sejsmiczną wulkanu spływ popiołowy nie
powiniendziwić.
Aobiecałjej,żenicdramatycznegosięniewydarzy!
Gdyby nie zatrzymali się w muzeum, byliby już na szlaku
ibłotnistarzekamogłabyichzalać!
Na parkingu pojawili się strażnicy leśni. Jeden poszedł do
nich.
–Nicpaństwuniejest?
–Wszystkowporządku–odpowiedziałRyan.
Emily wciąż przytulała się do niego, ale wydawała się
spokojniejsza.
–Cotobyło?–zapytała.
– Lahar. Idziemy na szlak sprawdzić, czy nikomu nic się nie
stało.Poszłatamwycieczkaszkolna.
– Jestem chirurgiem dziecięcym – oświadczyła. – Mogę się
przydać.
Przerażenie całkowicie ustąpiło. Teraz myślała, jak pomóc
innym.Trudnojejniepodziwiać,pomyślał.
– Również jestem chirurgiem. Proszę nami dysponować –
zwróciłsiędostrażnika.
Z jednej strony nie chciał, by Emily znalazła się w terenie,
gdzie mogło być niebezpiecznie. Nie w jej stanie. Z drugiej
strony,tamsądzieci…
– Świetnie! – ucieszył się strażnik. – Będziemy wdzięczni za
każdąpomoc.Pojedziemymojąterenówką.
Droga była kręta i wyboista. Zabrało im pół godziny, by
dojechać do miejsca, gdzie utknęła wycieczka. Nauczycielom
i opiekunkom udało się zaprowadzić dzieci na bezpieczne
wzniesienienadkorytemrzeki.
Problemwtym,żeniebyłodrogizejścia.Fałdęokalałapełna
szlamuwoda.
Strażnicyprzerzucalikładkiipowoliprzeprowadzalidziecina
szlak. Na szczęście nie były to maluchy, ale dzieciaki w wieku
jedenastu, dwunastu lat. Z miejsca, gdzie zaparkował
przewożący ich strażnik, Emily i Ryan widzieli, że niektórzy
uczestnicy wycieczki mieli zadrapania i otarcia. W sumie
drobneobrażenia.
– Przyprowadzę dzieciaki do was, wy się stąd nie ruszajcie –
poinstruował ich strażnik i ruszył do miejsca, gdzie lahar
przelałsięprzezszlak.
Wokółbyłobłotoileżałypowalonedrzewa.Wydawałosię,że
gruntjeststabilny,aleRyanwiedział,żeniemapewności.Nie
podobałomusię,żeEmilyjesttakbliskomiejscakatastrofy.
Objął ją ramieniem. Nie cofnęła się. Teraz wydawała się
napompowanaadrenaliną.
–Przeszedłstrach?
– Nie całkiem, ale teraz trzeba się skupić na dzieciach. To
ważniejsze niż zaburzenia lękowe i nadmierne obciążenie
sensoryczne. Należy skupić się na zadaniu. Tak sobie z tym
radzę.
–Napewnopotrafisz.–Skinąłgłową.
Zdał sobie sprawę, jak jest przerażony. Nie bał się o siebie,
lecz o nią. To było nieoczekiwane uczucie i nie wiedział, jak
sobieznimradzić.
Czy potrafiłby znieść, gdyby coś złego stało się jej lub
dziecku?Lubobojgu?
Emily skończyła opatrywać grupkę dzieci, które odniosły
obrażenia, uciekając przed laharem. Na szczęście nikt nie był
poważnie ranny. Na wszelki wypadek wszyscy mieli jednak
pojechaćdoszpitalanabadania.
–Tobyłookropne–oświadczyłaJessica,dziewczynka,której
Emilyoczyściłaizabandażowałaniewielkąranę.
–Teżsiębałam,kiedyzawyłysyreny.Zapomniałam,żeMount
Rainier jest aktywnym wulkanem. Nigdy przedtem nie
widziałamlaharu.
–NiepochodzipanizestanuWaszyngton?
– Nie, wychowałam się w Utah. Też tam mamy góry, ale nie
wulkaniczne. Biegnij do karetki. Zawiozą was do szpitala.
Strażnicymówią,żetamjużczekająnawasrodzice.
Ratownicy pomagali dzieciom wsiadać do karetek. Ryan
zajmowałsięjednymzestrażników,którypośliznąłsięipotłukł
podczas akcji ratunkowej. Konieczne było usztywnienie
kręgosłupanaczasprzewozudoszpitala.
Dobrzebyło,myślałaEmily,znaleźćwnimwsparcie,gdybyła
przerażona i zdezorientowana. Kiedy zawyły syreny, czuła się
bezradna i bezbronna. Instynktownie przytuliła się do niego.
Zdrugiejstronybyłazła,żewidział,jaksięrozkleiła.Nielubiła
przednikimokazywaćsłabości.
W sumie, oceniła, słusznie postąpiła, mówiąc mu o swoich
zaburzeniach.Ogólniebiorąc,dobrzegomiećprzysobie.Choć,
oczywiście, nigdy nie przyjechałaby do parku, gdyby nie ten
jegofantastycznypomysł!
Ryan pomógł umieścić rannego strażnika w karetce
ipodszedłdoniej.
–Trzymaszsię?
–Wporządku,choćczujęsięzmęczona.
– Może to nie był najlepszy pomysł, żeby dzisiaj tutaj
przyjeżdżać.
–Cośpodobnego!–roześmiałasię.–Jaktwójstrażnik?
– Na szczęście nic sobie nie złamał. Potłuczenia, możliwy
krwiak. Więcej nie będziemy wiedzieć, dopóki nie zrobią mu
rezonansukręgosłupa.Aleruszapalcamistóp.Możemiećmałe
wstrząśnieniemózgu.Wszystkotozbadająwszpitalu.
–Coteraz?Wracamy?
–Musimyznaleźćkogoś,którypodrzucinasdosamochodu.
– Ja mogę was zabrać – powiedział jeden z ratowników. –
Nikogoniewiozę.
W karetce trzęsło jeszcze bardziej niż w terenówce. Ryan
otoczył ją ramieniem, by o nic się nie uderzyła. Wyśliznęła się
jednakzjegoobjęć.Niedopytywałsiędlaczego.
Byłazłanasiebie.Żeteżniepotrafitrzymaćgonaodległość,
karciłasięwduchu.Toniewjejstylu.
Całe swoje życie ciężko pracowała, by nie musieć na nikim
polegać!
A mimo wszystko była zadowolona, że jest przy niej. Jego
obecnośćjąuspokajała.
Naparkinguprzygłównymwejściudoparkupanowałacisza.
Była trzecia po południu i słychać było tylko śpiew ptaków
i szum drzew. Znów jednak czuła się spięta. Podczas krótkiej
podróżykaretkąwróciłyemocje.
–Niejesteśgłodna?–spytałRyan.
–Wręczumieramzgłodu–przyznała.
– Już dawno powinniśmy byli coś zjeść. Planowałem zabrać
prowiant na przechadzkę. Myślałem, że zjemy lunch na rzeką.
Alerozsądniejbędziezjeśćgotutaj.
–Zgoda.–PoszlirazemdoSUV-a,zktóregowyjąłprzenośną
chłodziarkęikoc.
Niedaleko znaleźli słoneczną polankę z widokiem na Mount
Rainier i dolinę. W parku było cicho. Strażnicy nie otworzyli
jeszcze szlaków. Usiedli na kocu, Emily zaczęła wyjmować
jedzeniezchłodziarki.
– Przepraszam, że się ciebie uczepiłam, kiedy zatrzęsła się
ziemia.Niechciałamstwarzaćniezręcznejsytuacji.
–Zupełnieminieprzeszkadzało,żesięmnieuczepiłaś.
Poczuła,jakzapłonęłyjejpoliczki.Spojrzałananiego.Tonie
był żart, mówił poważnie. Miała wrażenie, że coś między nimi
sięzmieniło.Niepotrafiłajednaktegookreślić.
–Niegniewaszsię,żeodsunęłamsięodciebiewkaretce?
– Nie, nie chcę ci się narzucać. Ale póki tu jestem, chcę się
tobąopiekowaćnatyle,nailemipozwolisz.
–Chceszczyczujeszsięzobowiązany?
Westchnąłipotrząsnąłgłową.
– Chciałbym mieć rodzinę, ale nie wiem, czy potrafię
wysiedziećwjednymmiejscu.Pracajestdlamnieważna.
–Inigdziedługomiejscaniezagrzewasz…
– Właśnie. Lubię podróżować… Mój ojciec też nie potrafił
nigdzie zostać na dłużej. Może jestem jak on. Może… – urwał
wzamyśleniu.
Miała wrażenie, że broni się przed powiedzeniem czegoś
głośno.
–Niechcęcięskrzywdzić,Emily.Gdybymwiedział,żezaszłaś
wciążę…
–Teżbyśniezostał.Maszważnąpracę.
– Ale chcę zapewnić opiekę tobie i dziecku – powiedział
zpowagą.–Torównieżmojedzieckoichcępomóc.
Pragnęłamuwierzyć,leczprzewidywała,żeniezatrzymasię
nadługo.Alejakoojciecmiałswojeprawa.
–Możeszsięzaangażowaćnatyle,nailechcesz.
–Dziękuję.–Skinąłgłową.
Położyładłońnajegoręce.
–ZadwadnimamwizytęudoktoraSamuela.Przyjdź.
–Oczywiście.
–Obiecujesz?
– Obiecuję. Ale widzę, że mi nie ufasz. Nie obrażam się,
wkońculedwiesięznamy.
– Nie ufam wielu ludziom. Sparzyłam się. Wykorzystano
przeciwkomnieto,żeniewyczuwamkłamstwisarkazmu.
–Cosięstało?
Westchnęła. Nie chciała mówić o Robercie. Żenował ją fakt,
że zakochała się w mężczyźnie, który nie potrafił uznać jej
sukcesów,pomniejszałjąizdradzał.Niedostrzegałajegowad.
Nie mogła sobie wybaczyć, że tak długo współżyła
zczłowiekiemtakiegopokroju.
Poprostubyłaśgłupia,powiedziaładosiebie.
Gdy jej rodzice dowiedzieli się, że miała jednonocny romans
i zaliczyła wpadkę, z radością przyjęli jej decyzję o urodzeniu
dziecka,cieszylisię,żebędąmieliwnuka,alekrytycznieocenili
fakt, że po raz drugi wybrała sobie niewłaściwego mężczyznę.
Martwili się, czy da sobie radę. Mieszkała daleko, w innym
stanie.
Niepokoiło ich to, że daje sobą manipulować i pozwala się
wykorzystywać.
Sama również uważała, że padła ofiarą bajeranta. Lecz im
bardziej poznawała Ryana, tym bardziej dochodziła do
przekonania,żeprawdajestbardziejskomplikowana.
Jestczłowiekiem,któryniepotrafiznaleźćsobiemiejsca.
Błędyprzeszłościciążyłyjejjednaknasercu.Nadomiarzłego
matkaobawiałasię,żenieporadzisobie,jeślidzieckookażesię
genetycznie obciążone autyzmem. Emily również to martwiło.
Uznała jednak, że nie schroni się pod skrzydła rodziców. Jest
wstaniesobieporadzić.
– Byłam w związku z mężczyzną, który okłamywał mnie
i zdradzał – odpowiedziała. – Kochałam kogoś, kto nie
zasługiwał na moją miłość. Poprzysięgłam sobie, że nie zwiążę
się nigdy z innym chirurgiem. Od pięciu lat znakomicie radzę
sobiesama.
–No,radziłaśdomomentu,kiedyspotkałaśmnie.–Woczach
Ryanazabłysłyprzekorneiskierki.
– Tak – westchnęła – do tej pechowej nocy w Las Vegas. Nie
chciałamwiązaćsięzinnymchirurgiem,aletejnocynieżałuję.
–Leczminieufasz…
–Przykromi.Przychodzimitoztrudnością.
– Nie musi ci być przykro. Mogę cię tylko zapewnić, że
możeszmizaufać.Byćmożeniepotrafięzałożyćdomu,alenie
zawiodęcię,jeżelichodziopomocwwychowaniudziecka.
Niebyłapewna,czymożemuwierzyć.Zamiastodpowiedzieć
dotknęłajegopoliczka.Możezasługujenakredytzaufania?
Również pogłaskał ją po policzku. To było czułe delikatnie
muśnięcie. Przymknęła oczy, czerpiąc przyjemność z tego
dotyku.Gdysześćmiesięcywcześniejtakjejdotknął,skończyła
wjegoramionach.
Brakowało jej takiej czułości. Nie chciała się przed sobą do
tegoprzyznać,aleczułapotrzebęzbliżenia,intymności…Ibyła
tymwystraszona!
–Nigdynieskrzywdzęaniciebie,anidziecka–wyszeptał.
–Wiem.
Zanim zdała sobie sprawę, co się dzieje, pochyliła się ku
niemu.Dławioneuczuciaszukałyujścia.Starałasiętrzymaćje
pod kontrolą, głęboko schowane, ale przy nim waliły się
wszystkiebariery.
Przynimstawałasiębezbronna.
Zamknęłaoczy.Pocałowałjądelikatnie,alewpocałunkuczuć
było trzymaną na wodzy namiętność. Wyczuwała jego
podniecenie. Jej tętno przyspieszyło, krew zaczęła pulsować,
żarpocałunkurozlałsiępocałymciele.
Ryanwyzwalałwniejpożądanie.
Odepchnęłagoiprzezmomentstarałasięzłapaćoddech.
– Czeka nas długa jazda z powrotem. Powinniśmy ruszać –
oświadczyła.
–Maszrację.–Skinąłgłową.–Skończjeść,ajaposprzątam.
Gdy poszedł wyrzucić śmieci, odetchnęła głęboko kilka razy,
by uspokoić rytm serca. To niebezpieczna gra, powiedziała
sobie.Możeszbardzosięsparzyć.
Niechciałaznówwystawiaćsercanapróbę.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Potejwyprawieniewidziałagoprzezdwadni.
WdrodzepowrotnejdoSeattlezasnęła.Obudziłasiędopiero,
gdyRyanpodjeżdżałpojejapartamentowiec.Odprowadziłjądo
mieszkania,aleniewszedł.Pocałowałjąwczołoipożegnałsię.
Wciąż starała się uporządkować wszystko w głowie. Była
zdezorientowana.
Z jednej strony broniła się przed tym, by mu zaufać. To
człowiek bez stałego domu, a na dodatek chirurg. Z drugiej,
gdypatrzyłnaniączule…
Robert nigdy nie okazywał jej takiej czułości. Wciąż była zła
na siebie, że nie potrafiła wcześniej wyrwać się z tego
toksycznegozwiązku.
Bała się, że znów zostanie zraniona. Lecz Ryan zachowywał
się inaczej niż Robert i w głębi serca wiedziała, że nigdy nie
skrzywdziłbyanijej,anidziecka.
Może powinnaś dać mu szansę? – zadawała sobie w kółko
pytanie.
Alenasamąmyślotymprzejmowałjąstrach.
Zadźwięczałjejpager.Ryanprosił,byjaknajszybciejprzyszła
na patologię. To mogło oznaczać tylko jedno: przyszły wyniki
badańRaquel.Odczułauciskwżołądku.
OBoże,niechwszystkobędziedobrze…
Wylogowała się, wstała od komputera, wyszła z gabinetu
i ruszyła na oddział. Ryan czekał przed wejściem, oparty
ościanę,ukrywająctwarzwdłoniach.
–Jestem–oznajmiła.–DostałeśwynikibadańRaquel?
Wręczyłjejkartkę.
–Nowotwórjestzłośliwy.Rakmózgu.Wyślęjąnatomografię,
żebysprawdzić,czyniemaprzerzutów.
Kiwnęłagłową.
– Chciałbym – ciągnął – żebyśmy razem przekazali tę
wiadomość dziecku i matce. To twoja pacjentka. Jeżeli są
przerzuty,możemywspólnieoperować.
–Okej.
Potarłdłońmitwarz.
– Ciężko jest komukolwiek powiedzieć, że ma raka. Ale
dziecku…Wolęoperowaćdorosłych.
– Będzie dobrze. – Pogłaskała go po ramieniu. – Dzieci
potrafią być twarde, dużo bardziej odporne niż dorośli.
Załatwimy to razem. Jeżeli nie ma przerzutów, kiedy chcesz
wyciąćtenguz?
– Jak najszybciej. – Pokiwał głową. – Jeżeli urośnie, trudniej
będziedokonaćdoszczętnejresekcji.
– Porozmawiajmy z matką i nich ona przekaże wiadomość
córce.Amybędziemypodręką,żebyjewesprzeć.
Raquel spała, a matka siedziała przy jej łóżku z książką
w ręku. Emily spojrzała na nią ze ściśniętym sercem. Zbierało
sięjejnapłacz,leczwiedziała,żemusisięopanować.
– Vanessa, możemy chwilę porozmawiać? – Matka podeszła
donich.–Możewtamtympokoju?
Matkazrobiłasięprzerażającoblada.Ryandelikatniepołożył
jejrękęnaplecach.GdyEmilyzamknęładrzwiiusiedli,matka
zaczęłaszlochać.
–Tozłośliwyguz,prawda?
–Bardzonamprzykro.–Ryanuścisnąłjejdłoń.
Emily podała matce chusteczkę i przysunęła krzesło. Nadal
walczyłazełzami.
– Zabierzemy Raquel na tomografię komputerową, żeby
upewnićsię,żeniemaprzerzutówiwówczasopracujemyplan
leczenia.
–Wkażdymwypadkuchcęusunąćtenguz–oznajmiłRyan.–
Zanim się powiększy, a Raquel będzie miała częstsze napady
izacznietracićsprawność.
– Trudno mi to wszystko ogarnąć – wyznała matka. –
Wychowuję Raquel samotnie, musiałam wziąć wolne z pracy,
apokryciekosztów…
– Proszę mi zostawić te zmartwienia – przerwał jej Ryan. –
Nadal
dysponuję
środkami
z
publicznego
funduszu
zdrowotnego. Nie wiem, co prawda, jaka jest sytuacja
Centrum…
– Nie musi się pani martwić – Emily weszła mu w słowo. –
Najważniejsze jest zdrowie Raquel. Doktor Teal, nasza
stażystka, zorganizuje CT i na podstawie skanu doktor Gary
będzie mógł podjąć decyzję, jak najlepiej przeprowadzić
operację. Nasz zespół z onkologii dziecięcej będzie z panią
wkontakcie.
Vanessapotarłaskronie.
–Raqueltojedynaistota,jakąmamnaświecie…
–Niestracijejpani–wydusiłaEmilyprzezściśniętegardło.–
Dzieci mają wielką wolę walki, a my zrobimy wszystko, co
wnaszejmocy,żebyjąratować.
–Dziękujęzawszystko,copaństwodlaniejrobią.
– Pójdę jej pomóc odpowiedzieć na pytania Raquel –
powiedziałRyanpowyjściumatki.
–AjapoproszędoktorTeal,żebyzleciłaskan…
Wtymmomencietamapękłaipopłynęłyłzy.
Ryanukląkłprzedniąipołożyłręcenajejkolanach.
–Coztobą?
– Nie wiem – chlipnęła. – Nie masz pojęcia, ilu dzieciom
usuwałam nowotwory. I potrafiłam panować nad sobą. A teraz
sięrozsypałam.Topewnieskutkiciąży.Zwykleniepoddajęsię
emocjom.
–Topewniehormony.Choćjateżjestemroztrzęsiony.Aleja
rzadko operuję dzieci, a rak u dziecka mnie przybija. Jesteś
silnąkobietą,Emily.Jesteśsilniejszaodemnie.
–Dziękujęzato,żejesteśtakimiły.–Otarłałzy.
– Nie jestem miły. Po prosty stwierdzam fakty. – Podniósł jej
podbródek.
Odetchnęła głęboko kilka razy, by zebrać się w sobie. Takie
zachowanieniebyłowjejwstylu.Niemożesobiepozwolić,by
sięrozkleić.
Wstała.Światzawirował.Zabrałojejkilkachwil,bydojśćdo
siebie. Wyszła z salki i wezwała pagerem stażystkę.
Postanowiłapoczekaćnaniąprzydyżurcepielęgniarek.
– Pacjentkę z sali 607 trzeba zabrać na tomografię –
poinformowała Amandę kilka minut później. – Wyniki biopsji
wskazują,żenowotwórjestzłośliwy.
Amanda nie kryła przygnębienia. Gdy odeszła, Emily
postanowiłaruszyćdalej.Znówzakręciłosięjejwgłowie.
Usłyszała,jakktośwołajejimię,poczuła,jakuginająsiępod
niąkolana,iwchłonęłająciemność.
–Awięcstracęwłosy?
– Chemoterapia i radioterapia mają taki skutek – Ryan
wyjaśniałRaquel.–Aletymrazembędęcimusiałogolićgłowę
przedoperacją,żebydostaćsiędoguza.
–Trudno.–Raquelzwestchnieniemspojrzałanamatkę.
– Widzę, że nie możesz się z tym pogodzić. – Ryan przysiadł
nałóżkudziewczynki.–Żebycizadośćuczynić,będzieszmogła
ogolićmojągłowę.
– Panie doktorze, to naprawdę nie jest konieczne -wtrąciła
matka.
–Abędęmogławystrzycwzorki?–Raquelbyłapodniecona.
–Niemamowy.Żadnychwycinanek.Tustawiamgranicę.Ale
możeszostrzycmnienajeża.
–Dobra–zgodziłasiędziewczynka.
–Przewidywałem,żetocipoprawihumor.
WdrzwiachstanęładoktorTeal.
–MamzabraćRaquelnatomografię.
– Proszę mi wysłać wiadomość na pager, gdy obrazy będą
gotowe.
Miał nadzieję, że nie ma przerzutów. U dorosłych pierwotne
guzy rakowe w mózgu są rzadkie. Zazwyczaj są skutkiem
gruczolakoraka w innej części organizmu, na przykład raka
płuc,aleudziecizdarzająsięczęściej.Natowłaśnieliczył.
Jeżeli skan potwierdzi, że to guz pierwotny, będzie mógł go
usunąć, a chemoterapię i radioterapię, w połączeniu
zimmunoterapią,będziemożnaograniczyćdominimum.
Nakorytarzuzłapałagopielęgniarka.
–Szukaliśmypana,doktorze.
– Coś się stało? Jakiś problem z Jasonem? – Był
zdezorientowany.PozaRaqueltobyłjedynypacjentwCentrum,
którymsięzajmował.
–ZJasonemniczłegosięniedzieje.AlepanidoktorWestjest
na oddziale położniczym pod opieką doktora Samuela.
Zemdlała.
Nieczekałnadalszeinformacje,leczbiegiemruszyłnadrugi
koniec szpitala. Czuł, jak w uszach tętni mu krew. Pędził,
starając się nie potrącać przechodzących korytarzem ludzi.
Przebiegł przez łącznik prowadzący do oddziału położniczego
izacząłszukaćgabinetudoktoraSamuela.
Jedna z pielęgniarek rozpoznała go i wykrzyknęła numer
pokoju,gdyjąmijał.
Wpadłdośrodkabezpukania.
Emily spoczywała na leżance. Była blada, oczy miała
zamknięte.Zauważyłniewielkierozcięcienagłowie,zamknięte
przypomocypaskówSteri-Strip.
–Coztobą?–Przykucnąłprzyleżance.
–Ryan?Jakmnietuznalazłeś?
–Pielęgniarkamipowiedziała,żezemdlałaś.Jaksięczujesz?
Cozdzieckiem?
– Wszystko jest w porządku – oświadczył doktor Samuel,
wchodząc do pokoju. – Emily spadł poziom cukru. Chcę zrobić
testtolerancjiglukozyizbadać,czyniemacukrzycyciążowej.
Uderzyłasięwgłowę,aleniemaoznakwstrząśnieniamózgu.
– A dziecko? – Słowa ginekologa nie przebiły się do jego
świadomości.Byłprzerażony,żestraciłkolejnedziecko.
–Wszystkoporządku.Chceszusłyszećbicieserca?
–Tak.
DoktorSamuelrozsmarowałżelnabrzuchuEmilyirozpoczął
badanie USG. Na początku były zakłócenia statyczne, szumy,
które – jak wiedział – były dźwiękiem przepływającej krwi,
apotemusłyszałrytmiczneuderzenia.
Tobiłosercejegodziecka.
–Zdrowysilnyrytm–stwierdziłginekologzuśmiechem.
Ryan ścisnął rękę Emily i oniemiały wsłuchiwał się
wuderzeniamałegoserca.
–Terazmaszpójśćdodomu–ginekologzwróciłsiędoEmily
–iodpoczywać.Nicniejedziniepijpopółnocy,aranoczekam
tunaciebie,żebyzrobićtestobciążeniaglukozą.
–Dobrze,Derek–zgodziłasiępokornie.
–Ryan,odwiezieszjądodomu?
–Aleonmapacjentów…–próbowałaprotestować.
–Oczywiście–oświadczyłRyanstanowczo.
–ARaquel…?
–
Doktor
Teal
może
mi
przesłać
mejlem
zdjęcia
tomograficzne.Dziśjużjestzapóźnonaoperację.Zabieramcię
do domu i będę się tobą opiekować. Masz niski poziom cukru
irozbiłaśsobiegłowę.Niemamzamiaruspuszczaćzcięzoczu.
Westchnęłaiwytarłażelzbrzucha.Pomógłjejwstać.
–Siedźtutaj,zabiorętwojerzeczyipodjadęsamochodemdo
najbliższegowyjścia–polecił.
–Niemapotrzeby…–próbowałaoponować.
– Słuchaj go i rób, co mówi – powiedział doktor Samuel
iwyszedłzpokoju.
–Nigdziesięnieruszaj–powtórzyłRyan.
– Już dobrze, dobrze. – Wywróciła oczami i usiadła
naburmuszonazrękamizałożonyminapiersiach.Alenatwarzy
miałalekkiuśmiech.
Wyszedł,oparłsięościanęigłębokoodetchnął.Rozmasował
rękamitwarz.
Myśl, że coś może stać się Emily bądź dziecku, przepełniała
go lękiem. Podobnie było pod wulkanem, gdy zawyły syreny.
Nie potrafił sobie wyobrazić, co by zrobił, gdyby któreś z nich
stracił. Nie był pewien, czy jest psychicznie zdolny znieść taki
ból.
Takjakniebyłpewien,czypotrafibyćojcem.Czułdosiebie
obrzydzenieiwstydzatęniepewność.
Musi zebrać się w sobie i otoczyć oboje opieką. Nie opuści
ich,takjakjegoopuściłojciec.
Wkażdymraziejeszczenieteraz.
Siedziałanałóżkuopartaopoduszkę.
Bogu dzięki, że ma w sypialni telewizor. Inaczej by
zwariowała. Od momentu, kiedy weszli do mieszkania, Ryan
krążyłwokółniejiniepozwalałzrobićkrokuzsypialni.
– Mam odpoczywać, ale Derek nie mówił, że muszę leżeć
włóżku!–zawołała,bymógłjąusłyszećwkuchni.
–Agdziezwykleodpoczywasz?
–Włóżku.–Podniosłaoczydonieba.
– Proszę. – Podał jej filiżankę herbaty. – Zamówię kolację.
Maszapetytnacośkonkretnego?
–Jakieśchińskiedanie.
–Dośćtypowedlakobietywciąży.
Przeszyłagowzrokiemiwypiłałykbezkofeinowejherbaty.
–Jużdobrze.–Próbowałjąuspokoić.–Możezamówimyjakiś
filmwinternetowejwypożyczalni?
–Atyniemusiszwracaćdoszpitala?
– Doktor Teal ma mi przesłać tomogramy mejlem i wówczas
zadecyduję, co dalej. Raquel jest po posiłku, więc dziś już nie
mogęoperować.Jutrozawiozęciędoszpitalanatesttolerancji
glukozyiprzeprowadzęoperację.
–AJason,twójdrugipacjent?
–Bezzmian.Madobrąopiekę.–Toznaczyło,żechłopiecnie
odzyskałjeszczeczuciawstopach.Zdawałasobiesprawę,żeto
przygnębiałoRyana.Pewniedlategotakwokółniejsiękręci,by
siętymniedręczyć.
Wyszedłzamówićkolację,alenatychmiastwrócił.
Wciąż miała wrażenie, że w głowie ma watę. Miejsce, gdzie
uderzyła się, osuwając na podłogę, wciąż bolało. Dotknęła
delikatnierany.
–Przestańdłubać–zacząłstrofowaćjąRyan.
–Niedłubię.
– Dłubiesz. – Przysiadł na łóżku. – Jedzenie będzie za
czterdzieściminut.
Sięgnęła po tablet i wywołała obraz USG zrośniętych
bliźniaczek.Ryanjeszczegoniewidział.
– Popatrz. Skoro nie pozwalasz mi wstać i masz zamiar tu
siedzieć,toprzynajmniejmożemyotymporozmawiać.
Wziąłtablet,zsunąłbutyiprzysunąłsiędoniej.
–Ależmnóstwowspólnychnerwów.
– Myślisz, że uda się je rozdzielić tak, żeby nie były
sparaliżowane?
– Mam nadzieję. – Przesuwał obrazy. – Ale tak naprawdę
okaże się dopiero w trakcie operacji. Najtrudniejsze będzie
przełożenieichtak,żebymożnabyłooperować.
– To istna łamigłówka. Każdy przypadek jest inny –
westchnęła.
–Gdybywszystkiebyłytakiesame,byłobyprościej.
– Szkoda, że nie jest. – Wypiła łyk herbaty. – Jak Raquel
przyjęławiadomość?
– Była wystraszona. Uspokoiła się trochę, gdy jej obiecałem,
żebędziemogłamiostrzycgłowę.
– Co?! – Dobrze, że przełknęła, bo pewnie opryskałaby go
herbatą. – Zgodziłeś się, żeby dziesięciolatka ostrzygła ci
głowę?!
– No, żeby ostrzygła mnie na jeża. Chciała w paseczki, ale
zgłosiłemsprzeciw.
– Chyba nieco przesadzasz z opieką nad pacjentem? –
Podniosłabrwi.
–Byłabardzouradowana.
Emily uśmiechnęła się. Ryan potrafi zajmować się dziećmi.
Z pewnością byłby świetnym ojcem. Dobrze byłoby, gdyby był
wpobliżu,gdyurodzisięichdziecko.
Uświadomiłasobie,żeporazpierwszypomyślała,żeto„ich”
dziecko.Cosięzmieniło?
–Czyliniebędziepaseczków?–zażartowała.Pochyliłasięku
niemu i przejechała mu placami przez czuprynę. – Masz ładne
włosy.Niewiem,czybędziecidotwarzynajeża.
– Nosiłem włosy na jeża, ale wtedy mnie nie znałaś. To było
dawno temu. – Wyciągnął telefon i pokazał jej zdjęcie. – To
zogólniaka.
Zachichotała.Nazdjęciuwydawałsięchudyiniezgrabny.
–Czemutrzymasztozdjęciewtelefonie?
–Żebysobieprzypominać,jakdalekozaszedłem.
–Musiszsobietoprzypominać?
–Czasami.
Zapadła cisza. Poczuli się niezręcznie, trochę jak po tym
pocałunku w Parku Narodowym. Ryan schował telefon
wmomencie,gdyzadzwoniłdzwonekdodrzwi.
–Pewnienaszejedzenie.–Ruszyłdoprzedpokoju.
Oparła się o poduszkę i przymknęła oczy. Gdyby tylko
potrafiła spytać się go wprost, jak wyobraża sobie przyszłość.
Gdybytylkopotrafiłamuzaufać…
Gdyby… Musi nastawić się na to, że marzenia rzadko się
spełniają.
Zjedliposiłekwjejpokoju.Nalegał,byniewstawałazłóżka.
Na początku oponowała; mówiła, że boi się pobrudzić drogą
bawełnianąpościel,żeczujesięnatyledobrze,byusiąśćprzy
stole, ale nawet nie chciał jej słuchać. Uderzyła się w głowę,
oświadczył,iniemazamiarupodejmowaćżadnegoryzyka.Jest
neurochirurgiem i wie, co mówi. W ramach kompromisu
wygrzebałzespiżarkistarątacę.
Przyniósł sobie z salonu krzesło, by się nie wściekała
z powodu tej pościeli, choć miał ochotę również usadowić się
z posiłkiem na jej łóżku. Było o wiele wygodniejsze niż jego
hotelowe.Niewspominającojejkanapie.
Potem obejrzeli komedię z lat osiemdziesiątych, wówczas
bardzo popularną, chodź teraz wydawała się dość banalna.
Emilyprzyznałajednak,żewciążsięjejpodoba.Uznał,żejest
tourocze.
Wkońcuusnęła,aonposprzątałipostawiłszklankęwodyna
jejnocnejszafce.
Pogrążonaweśniewyglądałatakspokojnie…
Otrzymałwiadomość,żezdjęciatomograficznesąjużgotowe.
Niemógłjednakściągnąćichnaswójtelefon.
Albomusijechaćdoszpitala,albopoprosićEmilyohasłodo
jejtabletu.
–Emily…–szepnął.
–Co?–Byłazaspana.
–Przepraszam,żeciębudzę.SąjużwynikiCT,alenieładują
się na mój telefon. Możesz otworzyć swój tablet? Chyba że
wolisz,żebympojechałdoszpitala…
–Teżchcęobejrzeć.–Usiadłaiwłączyłatablet.
– Jasne. – Włączył aplikację pocztową i zalogował się do
swojegokonta.Otworzyłzałączonezdjęcia,przezchwilępilnie
się w nie wpatrywał, po czym odetchnął z ulgą. – Nie ma
żadnych przerzutów. Co najwyżej drugi stopień złośliwości
histologicznej.
–Och,todobrze–zdusiłaziewnięcie.
WyciągnąłtelefonipołączyłsięzAmandą.
–DoktorTeal?Chciałemprosićozamówieniesalioperacyjnej
na jutro rano i przygotowanie Raquel do operacji. Możliwie
najwcześniej. – Rozłączył się i zwrócił do Emily. – Kto, twoim
zdaniem,jestuwasnajlepszymonkologiemdziecięcym?
–DoktorRamses.Zdecydowanienajlepsza.
–Poproszęjąokonsultację.–WysłałmejladodoktorRamzes,
załączajączdjęcia.
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast. Potwierdzała, że
zbadaRaquelprzedoperacją.
– Musisz jechać tam bladym świtem, bo przedtem czeka cię
strzyżenie.–Uśmiechnęłasięfiluternie,alewidaćbyło,żejest
zmęczona.Czułsięwinny,żejąobudził.
– Chcesz, żebym sobie poszedł, abyś mogła odpocząć? –
spytałłagodnie.
– Zostań. Prześpij się tutaj, skoro od rana musisz być na
nogach.
–Tyteż.
–Wiem.–Kiwnęłagłową.–Testtolerancjiglukozy.Niebędzie
to przyjemne. Będę musiał wypić paskudny pomarańczowy
ulepek.–Przymknęłaoczyizapadławdrzemkę.
Ponownie zsunął buty i położył się przy niej. Coraz bardziej
się angażujesz, wypomniał sobie. Ale chciała, by został.
Najwyraźniejjegoobecnośćwpływałananiąkojąco.
Jeżeliwyjedziesz,złamieszjejserce,powiedziałdosiebie.Na
samąmyślotymzrobiłomusięniedobrze.
Możezostanienadłużej?Mógłbypracowaćjakoneurochirurg
dziecięcy. Ma kwalifikacje. Podobało mu się w Seattle. Byłby
bliskoEmilyidziecka.Niemusielibysięrozwodzić…
Chybasię,chłopie,zakochałeś!–zadźwięczałomuwgłowie.
Pociągała go, to było jasne już w Las Vegas. Ale w relacjach
między nimi coś się zmieniło. Zburzyła mur, jaki zbudował
wokółsiebie,bychronićserce.
Odgradzałsię,odkiedyopuściłichojciec.Wzmacniałtenmur
potym,jakmatkaobraziłasięnaniego,boniechciałzostaćna
gospodarstwie.Uszczelniał,gdyMorganusunęłaciążę.
AleEmilyprzebiłasięprzezwszystkiezapory.Niebyłjednak
pewien, czy potrafi zapewnić jej życie, na jakie zasługuje. Nie
był nawet pewien, czy potrafi kochać. Ani czy potrafi być
dobrymojcem.
Jakżejestpodobnydowłasnegoojca!
Gdy już był lekarzem, spotkał się z nim. Tylko raz. Było to,
zanim jeszcze związał się z Morgan. Ojciec wyszukał go
w rejestrze lekarzy i przyszedł po poradę. Spotkanie było
krótkie, obaj czuli się niezręcznie. Potem nie utrzymywali już
kontaktu.
– Byłem złym rodzicem – przyznał wówczas ojciec. – Nie
potrafiłemsięzmienić.
Skupił się na karierze medycznej. Jak ma zaopiekować się
rodziną, skoro ciągle jest w rozjazdach? Medycyna stała się
nadrzędna.
Wciemnościprzewróciłnabokipołożyłrękęnajejbrzuchu.
Poczułmałekopnięciaiuśmiechnąłsię.
Nie,niemożeodnichodejść.Nieteraz.
Czyjednakpotrafioszczędzićswojemudzieckubólu,którego
jemunieoszczędzilirodzice?Bałsię.
Już sam strach źle o tobie świadczy, przemknęło mu przez
głowę.
Musiszwsiebieuwierzyć,przekonywałsię.Inaczejtosięnie
uda.
Chciał z nimi zostać, dać dziecku miłość. Gdy w szpitalu
usłyszał bicie małego serca, był podekscytowany i w równym
stopniu wystraszony. Był chirurgiem, ludzkie życie często było
w jego rękach. Ale to małe życie, które tętniło teraz pod jego
dłonią, to zupełnie inna sytuacja. Temu życiu wraz z Emily dał
początek.
Przytuliłpoliczekdojejbrzucha.
–Spróbuję,obiecuję–wyszeptał.Tobyłaszczeraobietnica.
Doświadczenie podpowiadało mu, że lepiej będzie, jeżeli
odejdzie.Sercemówiłocoinnego.Nakłaniało,bypodjąłpróbę.
Próbę znalezienia szczęścia. Czegoś, co było w jego życiu
nieobecne.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Następnego dnia rano Ryan zawiózł Emily na badania. Nie
mógł jednak zostać. Musiał przygotować się do operowania
Raquel.Emilyzdawałasobiesprawę,żebadaniepotrwadługo.
By zbadać krzywą cukrową, kilkakrotnie będzie miała
pobieranąkrew:przedipowypiciuroztworuglukozy.
Cukrzyca ciążowa wykluczyłaby jej udział w operacji
rozdzielenia bliźniaczek. Ryan miał świadomość, jak bardzo by
ją to załamało. Doktor Ruchi liczyła na nią. Emily była jednym
znajlepszychchirurgówdziecięcychwkraju.AledoktorRuchi
sama jest ginekologiem-położnikiem, myślał, i z pewnością
zrozumiesytuację.
Oby nie było komplikacji… Nie był pewien, czy jest
wystarczająco silny psychicznie, by opanować nerwy. Kiedy
powiedzianomu,żezemdlała,prawiespanikował.
Poprosił Emily, by przesłała mu na pager wiadomość
owynikachbadania.Niezależnieodporydnia,podkreślił.Jeżeli
będzie w trakcie operacji, informacje przekaże mu któryś ze
stażystów.Niewiedzajestnajgorsza.
DotarłdoRaquel,gdydoktorRamseszbierałasiędowyjścia.
Przedstawiła
dziewczynce
i
matce
plan
leczenia
pooperacyjnego.
– Miło mi wreszcie pana poznać, doktorze – przywitała go
onkolog.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Uścisnął jej dłoń. –
DoktorWestgorącopaniąpoleca.
– Miło mi to słyszeć. – Doktor Ramses uśmiechnęła się
szeroko.
–
Właśnie
omówiłyśmy
plany
chemoterapii,
radioterapii i immunoterapii. Raquel nie będzie potrzebowała
wielu dawek, ale chciałabym zacząć dwa dni po usunięciu
nowotworu. Chcę mieć pewność, że stężenie hormonów, jakie
przedostały się z nowotworu do krwi, jest praktycznie zerowe.
Pochemoterapiizastosujemynapromieniowanie,kiedyjużrana
w mózgu się zagoi. Oczywiście zapoznam się z pana raportem
zprzebieguoperacji.
Raquel była już przygotowana do przewiezienia na blok
operacyjny. Wydaje się taka maleńka, taka przerażona,
pomyślał.Wyjąłzkieszenielektrycznąstrzyżarkę.
–Gotowa?
Oczydziewczynkizrobiłysięokrągłe.
–Pandoktornieżartował?
– Nie. Strzyżesz mnie pierwsza. Będziesz miała pewność, że
sięniewymigam.
Usiadł na podłodze, by mogła łatwo dosięgnąć jego głowy.
Zdawałsobiesprawę,żemożetowyglądaćgłupio,alechciałją
rozbawić.Radośćdajejnadzieję.
Zamknął oczy, gdy posypały się pierwsze kosmyki włosów.
Raqueluwinęłasiębłyskawicznie.
–Zrobione.Żadnychwzorków.
–Terazja.–Przejąłmaszynkę.Widział,jakRaqueldrżąusta.
–Zaczynamy?
–Taaak…
– Jesteś bardzo dzielna jak na swój wiek. Na pewno ze
wszystkimsobieporadzisz.
Och,gdybymógłtosamopowiedziećosobie!
Matka siedziała na skraju łóżka i trzymała dziewczynkę za
rękę, gdy golił jej głowę. Wiedziała, że włosy i tak by wypadły
wnastępstwiechemoterapii.
–Skończyłem–oświadczyłpochwiliiprzykląkłprzyłóżku.–
Terazobojewyglądamyodlotowo.
Raquelpogładziłagopogłowie.
WdrzwiachpojawiłasiędoktorTealwstrojuchirurgicznym,
wtowarzystwiesalowejzłóżkiem.NawidokRyanajejoczyna
moment zrobiły się okrągłe, ale powstrzymała się od
komentarzy.
–Musimyjechać.
–Mamateżtambędzie?–spytałaRaquel.
– Nie tym razem. – Ryan pokręcił głową. – I tak będzie tłok.
Alemamabędzieczekaćtużobok.
Ruszyłnablokoperacyjny,ignorujączdumionespojrzeniana
widok jego ogolonej głowy. Potem przejrzy się w lustrze,
postanowił. Pewnie zmasakrowała mu czuprynę, ale co tam…
Włosyodrastają.
Założył czepek i stanął przy umywalce. Raquel przenoszono
nastółoperacyjny.Przymknąłoczy.Szkoda,żeniematuEmily.
Jej obecność uspokajała, a przy tym Raquel była również jej
pacjentką.
Test obciążenia glukozą zaczął się dwie godziny wcześniej,
wkrótcepowinnybyćwyniki.
–Podobnomaszdramatnagłowie.
Odwrócił się. Emily stała w wejściu do umywalni. Ubrana
w strój chirurgiczny, z uśmiechem na ustach i iskierkami
woczach.
–Zdjąłbymczepek,żebycipokazać,aleniechcędopuścićdo
jakichkolwiekzanieczyszczeń.
–Włosyodrastają–zauważyłaroześmiana.
–Właśnie.–Wytarłręce.–Ajaktysięczujesz?
– Dobrze. Nie mam cukrzycy ciążowej. Doktor Samuel
ponaglił laboratorium, żebym mogła tu zdążyć. Jest dla mnie
miejsce?
– Jasne. To także twoja pacjentka. To jakie były przyczyny
omdlenia?–spytał,gdystanęłaprzyumywalce.
– Niski poziom cukru. Ginekolog nalega, żebym mniej
pracowała.Jedynąoperacją,wktórejbędęuczestniczyć,będzie
rozdzielenie bliźniaczek. Potem wezmę wolne aż do narodzin
dziecka.Chce,żebymzwolniłaobroty.
GdybydoktorSamuelbyłwpobliżu,pewniebygowyściskał.
Wiedziałrównież,żejeśliEmilybędziebardzoźlesięczuła,nie
odważy się ryzykować i nie podejmie się separacji zrośniętych
dziewczynek.
–Dobrze,żetoniecukrzyca.Alepotrzebujeszodpoczynku.
– Dobrze, że nie kazał mi leżeć w łóżku, bo już zaczęły
prześladować mnie koszmary, jak ustawicznie krzątasz się po
moimmieszkaniuizamawiaszposiłki.
– Co w tym strasznego? – roześmiał się. – Przeraża cię moja
krzątaninaczyzmawianieposiłkównawynos?
–Ijedno,idrugie.Alenaserio–otrząsnęłaręce–miłojest,
kiedyplączeszsięwpobliżu.
Nie mogła uwierzyć, że powiedziała to głośno. Lecz była to
prawda. Rodzice byli daleko. Wiedziała, że gdyby pojawiły się
jakieś komplikacje podczas ciąży, matka wzięłaby wolne
i przyleciała z Salt Lake City, by się nią opiekować. Ale była
zadowolona,żeRyanjestnamiejscuimożenanimpolegać.
Napewnotegochcesz?–zadałasobiepytanie.
Gdzieś głęboko ciągle siedziały wątpliwości. Ale nie chciała
o nich myśleć. Skup się na pozytywach, powiedziała sobie,
zaufaj mu. Na razie sprawdza się w każdej potrzebie. Dobrze
miećkogoś,nakogomożeszliczyć,nawetjeżeliprzyzwyczaiłaś
siędoniezależności.
Niezależnośćoznaczarównieżsamotność.
Po rozstaniu z Robertem nie sądziła, że kiedykolwiek
zapragnie, by nowy mężczyzna pojawił się w jej życiu. Chciała
sobie oszczędzić kolejnego bolesnego doświadczenia. Dopiero
po pięciu latach – i w następstwie nieprzemyślanej decyzji
wLasVegas!–pozwoliłasobienanadzieję,żetakamiłość,jaka
łączyjejrodziców,możebyćtakżejejudziałem.
Miłość?!
Potrząsnęła głową. Nie, tego nie może być pewna. Jest
wciąży,możetotylkobuzująhormony?Aledobrze,żeRyantu
przyjechał,powtórzyławmyślach.
Poprzedniego wieczoru myślał, że śpi, gdy dotknął jej
brzucha,bypoczućruchydziecka.Słyszałajegoobietnicę.Łzy
napłynęłyjejdooczu.
Możepowinnadaćmuszansę?
Ryan był już w sali operacyjnej. Pielęgniarka chirurgiczna
pomagała mu włożyć fartuch. Anestezjolog ułożył Raquel we
właściwej pozycji. Dziewczynka była wyraźnie przestraszona,
aleRyanjąpocieszał.
Raquel spojrzała na niego z uwielbieniem i niemal
natychmiast się uspokoiła. On może sobie z tego nie zdawać
sprawy, pomyślała Emily, ale potrafi postępować z dziećmi.
Ichceopiekowaćsięichdzieckiem…
Ale to temat na potem. Teraz trzeba usunąć nowotwór
zmózguRaquel.
Osuszyła ręce i weszła do sali. Raquel spojrzała w jej
kierunku.
–Panidoktorteżtubędzie?–zapytałaznadziejąwgłosie.
–Tak,będępomagać,jeżeliniemasznicprzeciwkotemu.
–Pewnie,żeniemam.
Uśmiechnęła się do dziewczynki, choć Raquel nie mogła
widzieć jej twarzy. Anestezjolog przytknął małej pacjentce do
twarzymaskęanestezjologiczną.
–Oddychajgłęboko–wyszeptaładoniejEmily.
Oczy dziewczynki zamgliły się, ale nie opuściła powiek.
Wyciągnęła rękę i ścisnęła dłoń Emily. Powoli uścisk wiotczał.
Tymrazemzasnęłabezstadiumpobudzenia.Emilypołożyłajej
rękęzastole.
–Jestznieczulona–oświadczyłanestezjolog.
Pielęgniarka zakleiła Raquel oczy taśmą i podłączyła
kroplówkę, którą dożylnie podawane miały być środki
podtrzymującestanogólnegoznieczulenia.
–Jesteśmygotowi–anestezjologpoinformowałRyana.
– Świetnie. Zabierajmy się do roboty i dajmy temu dziecku
szansę.
Ryan zamykał ranę. Emily poszła się umyć po operacji
i zaprowadzić Vanessę na intensywną terapię, gdzie miano
przewieźćRaquel.
Nowotwór nie był łatwy do wycięcia, ale Ryan usunął guz
w
obrębie
zdrowych
tkanek
wolnych
od
nacieku
nowotworowego. Dzięki temu rokowania były lepsze, choć
gojeniesięranypowolniejsze.Chciał,bywstanieznieczulenia
przebywałamożliwiedługo.Sentonajlepszelekarstwo.
GdyEmilywróciłazoddziału,siedziałprzedlaptopem,pisząc
raport.Personelsprzątałsalę.
–Dobrarobota–pochwaliłago.
Obojejużpozbylisięmasek.
–Dziękuję.Obawiamsięjednak,żerekonwalescencjapotrwa.
Jak tylko skończę, pójdę na OIT, sprawdzę, jak ma się Raquel
iporozmawiamzmatką.
–Chceszzostaćwszpitalunanoc?
–Takbędzielepiej.–Skinąłgłową.–Przyokazjisprawdzę,co
uJasona.
Serce się jej ścisnęło. Oby okazało się, iż podjął dobrą
decyzję,
wprowadzając
chłopca
w
stan
hipotermii
terapeutycznej…Jasonciąglenieodzyskałczuciawnogach.Ze
smutkiemdopuszczałamożliwość,żebędzieparaplegikiem.
– Jadę teraz do domu odpoczywać, jak zalecił ginekolog –
poinformowała go. – Na jutro po południu zorganizowałam
symulacjęrozdzielenia.Możeszprzyjść?
–Oczywiście.Zadbajosiebie.Pamiętajoposiłkach.Wyślijmi
tekst na pager, gdy przyjedziesz jutro rano. Pewnie się
zdrzemnęwktórejśdyżurce.
–Damznać.Iniemartwsięomnie.
–Wiesz,żeniepotrafię.–Mrugnąłdoniejiwróciłdopisania.
Westchnęła,alebyłazadowolona,żeRyansięprzejmuje.Nie
róbsobiezbytwielkichnadziei,przestrzegałasięjednocześnie.
Popowrociezpodróżyniestarałsięztobąskontaktować,choć
jesteście małżeństwem i miał twój adres. Wątpliwości
pozostają.
Możesiębał?Teżsiębałaś…
Ba, bała się nadal. Nie była pewna, dokąd to wszystko
zmierza.Przebiłsięprzezjejpancerzochronnyimógłzranićjej
serce.Niemożepozwolić,powtarzałasobie,byodbiłosiętona
dziecku.Musibyćostrożna.
Amimowszystkoniepotrafitrzymaćgonadystans!
Chybasięwnimzakochała!
Następnego dnia, przed laboratoryjną symulacją operacji,
zajrzałanaOIT,bysprawdzić,jakczujesięRaquel.
Ryan już tam był. W rzeczywistości, jak dowiedziała się od
pielęgniarki oddziałowej, spędził na oddziale całą noc.
Zastępował Vanessę, gdy musiała wyjść. Prawie nie odchodził
odłóżkaRaquel.
Poczułaciepłowsercu.Dbaoswoichpacjentów,odnotowała.
Dowody
jego
troskliwości
zaczęły
przeważać
nad
wątpliwościami. Może należy dać mu szansę? Może jest tego
wart?
Podniósł głowę znad papierów i dostrzegł ją przez szybę.
Uśmiechnąłsięiwyszedłnakorytarz.
–Witaj.
– Dzień dobry. – Obejrzała jego nową fryzurę i pogładziła go
pogłowie.–Cieszęsię,żeRaquelnieostrzygłacięcałkiemna
łyso.
–
Pewnie
by
spróbowała
–
roześmiał
się
–
ale
zaprogramowałem odpowiednie ustawienia długości. A w nocy
tu i ówdzie wyrównałem, bo miałem na głowie górki i dołki.
Teraz rozumiem, dlaczego z takim rozbawieniem mi się
przypatrywano.
– Ta fryzura pasuje do ciebie. Idziemy do laboratorium
symulacjimedycznych?
–Już,skończętylko…
Przerwał im dźwięk jej pagera. Wzywano ją z oddziału
chirurgicznego,gdzieleżałamatkabliźniaczek.
–Muszęiśćnaporodówkę.Bliźniaczki.
– Uważaj na siebie. Ja idę do laboratorium i przećwiczę
rozdzielenieukładunerwowego.
–Damciznać,cosiędzieje.
Widział, że jest zdenerwowana. Za wcześnie było na poród.
Szpitalprzygotowanybyłjednaknakażdąewentualność.Emily
miała opracowane specjalne procedury dla wcześniaków. Była
nie tylko chirurgiem dziecięcym, ale także neonatologiem.
Odbierała porody o wiele bardziej niedojrzałych wcześniaków
niżzrośniętedziewczynki.
Pobiegła na blok porodowy. Błyskawicznie przebrała się
w strój chirurgiczny i upięła z tyłu włosy. Wrzuciła fartuch
lekarski do szafki i przypięła pager do spodni. Umyła się
iweszładosaliporodowej.
Inkubator z lampą grzewczą był już przygotowany. Doktor
Samuel był na miejscu. Janet podano znieczulenie ogólne; na
rdzeniowebyłojużzapóźno.
–Zaczynamy–poinformowałjąginekolog.
–Jestemgotowa.
Noworodki,zrośnięteplecami,byłymaleńkie.Musząurosnąć
inabraćsił,myślała,zanimbędziejemożnarozdzielić.Aleitak
będzietotrudne.
Odbierała nawet mniejsze dzieci, ale nie ze wspólnymi
organami.
–Otoone–ogłosiłdoktorSamuel,przekazującjejbliźniaczki.
Doktor Sharipova stanął obok i podtrzymywał jej ręce. Gdy
ginekolog przeciął pępowinę, jedna z dziewczynek cichutko
zakwiliła.
–Witajcie,maluchy–wyszeptałaEmily.
Wraz
z
doktorem
Sharipovą
umieścili
noworodki
winkubatorze.
Zespółwiedział,corobić.Zajęłasięocenądzieciipodaniem
imtlenu.Niemowlętabyłyjednaktakmałe,żemusiałapoprosić
asystujących lekarzy, by przytrzymywali maski podczas
intubacjiipodłączaniaaparaturykontrolno-pomiarowej.
– Jedziemy na intensywną terapię noworodka – powiedziała
doswoichasystentów.
Doktor Samuel został, by opiekować się matką. Ściskało ją
wgardlenamyśl,jakmusiałabyćprzerażona,gdypospiesznie
przewożonojąnasalęporodową.Jakbardzomusiałasiębać,że
dziecinieprzeżyjąporodu…
Będą żyły. Zrobi wszystko, co w jej mocy, by przetrwały i by
zostały rozdzielone, gdy będą silniejsze. To twoje zadanie,
powtarzałasobie.
Dokonatego.Nieprzegratejwalki.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Emily nie odpowiadała na wiadomości wysyłane na pager
i Ryan zaczynał się niepokoić. W końcu poszedł na oddział dla
noworodków.
Bliźniaczki były w inkubatorze. Przetrwały poród – to dobra
wiadomość. Ale nigdzie nie widział Emily. Czyżby znów źle się
poczuła?
–Kiedynastąpiłporód?–zapytałpielęgniarkę.
– Mniej więcej trzy godziny temu. Doktor West była tu do
momentu, kiedy miała pewność, że stan dzieci jest stabilny.
Potemposzłaporozmawiaćzmatką.Matkajestjużwybudzona.
Obserwowałnoworodki.
–Czymająkrwawienieśródczaszkowe?
–DzieckoAtak,dzieckoBnie.DzieckoBjestsilniejszeodA.
– Jestem neurochirurgiem, który ma je operować. Proszę
mnieinformowaćostaniedzieci,zwłaszczadzieckaA.
Wyszedł z oddziału w poszukiwaniu Emily. Wysłał jej kolejną
wiadomość. Bez odpowiedzi. Ze zdenerwowania poczuł skurcz
w żołądku. Idąc korytarzem, zauważył zamknięte drzwi do
jednegozpokoików,wktórychodpoczywalilekarze.
ZajrzałizobaczyłEmilysiedzącąnależancezgłowąpodpartą
narękach.Spazmatycznieszlochała.
–Hej–mruknął,wszedłdośrodkaizamknąłdrzwi.
Podniosłagłowę.Miałaczerwoneoczyimokrątwarz.
–Przepraszam…
–Zaco?–spytałłagodnie,przysiadającsięnależance.
–Zato,żemniewidziszwtakimstanie.Niewiem,cosięze
mną dzieje. Jestem spięta i nie panuję nad sobą. Nigdy dotąd
taksięniezachowywałam.
–Cosięstało?
– Rozmawiałam z Janet, matką bliźniaczek. – Przetarła ręką
oczy.–Jestroztrzęsiona.
– To zrozumiałe. Urodziła dzieci i nie może ich zobaczyć ani
wziąćnaręce.
– Właśnie – pociągnęła nosem. – Udziela mi się jej nastrój.
Bebechysięprzewracająnamyśl,żetetyciedziewczynkimogą
umrzeć.
–Standziewczyneksięniepogarsza.Raquelteżjestwstanie
stabilnym.Atypowinnaśpójśćdodomuodpocząć.
–Niechcęleżećwdomuwłóżku.–Odetchnęłagłęboko.
–Emily,potrzebujeszodpoczynku.
– Jestem potrzebna tutaj, żeby opiekować się tymi
bliźniaczkami.Niepozwolę,żebycośimsięstało.
Ujmowałagojejzadziorność,wolawalki,troskliwość.Kochał
jązato.Dobrzeczułsięprzyniej.
– Bliźniaczka A ma krwawienie wewnątrzczaszkowe –
westchnęła.
–Wiem.
–Skąd?
– Byłem na oddziale dla noworodków i czytałem ich karty.
Jestem
w
kontakcie
z
oddziałem.
Krwawienie
wewnątrzczaszkoweczęstozdarzasięuwcześniaków.
– Wiem, jestem neonatologiem. – Wstała, dłonie miała
zaciśnięte w pięści. – Jestem wściekła na siebie. Zajmuję się
poważniechorymidziećmi.Chodziłamnapogrzebydzieciaków,
których nie udało się uratować. Nikomu tego nie życzę.
Widziałam,jakzmaluchówuchodziżycie.Gdybymniepotrafiła
kontrolować własnych reakcji, to bym zwariowała. Dlaczego
akurattenprzypadektakmnierozkłada?
–Jesteśwciąży–powiedziałcicho.
Wywróciłaoczamiiroześmiałasię.
–Jasnacholera…
–Co?
–Hormony.Rozsypujęsięprzezhormony.
– Wszyscy mamy… hormony – odparł ze śmiechem. – To
znaczy wszyscy mamy momenty, kiedy tracimy panowanie nad
sobą.
Przeszyła go wzrokiem, ale było jasne, że nie jest na niego
zła.
–Pff…Mężczyźni…
–Ocomaszpretensjedomężczyzn?
–Wamtojestdobrze.
–Rzeczywiście?–Byłzdezorientowany.
–Muszęwyjśćnatrochęzeszpitalaiochłonąć–oświadczyła.
–Alewżadnymwypadkunieidędodomu.
– Dobrze. Chodźmy na spacer. Albo wjedźmy na Space
Needle.
–Co?–Spojrzałananiego,jakbypostradałzmysły.
– Może obraz świata z góry pozwoli ci odnaleźć wewnętrzną
busolę. – Podszedł do niej i położył jej dłonie na ramionach. –
Bliźniaczki są w dobrych rękach. Chodź. To niedaleko.
Przewietrzyszgłowę.
Przygryzławargęizmarszczyłabrwi.
–Dobrze.
–Dobrze?
–Aleodrazu,zanimsięrozmyślę.
Po wyjściu ze szpitala wyraźnie się ożywiła. Najwyraźniej
potrzebowałazmianyotoczenia.
Kupił bilety i wjechali windą sto sześćdziesiąt metrów na
taras obserwacyjny. Widok zapierał dech. Widzieli całe miasto,
zatokęElliotta,awdaliwulkan,którymieliokazjępoznaćbliżej
kilkadniwcześniej.
–Jestemtupierwszyraz–przyznała.Wjejgłosiesłychaćbyło
zadowolenie.
–Dobrze,żeniemaszlękuwysokości.
– Nie lubię wysokich budynków, ale co tam, żyje się raz. –
OparłasięoporęcziprzezszybępatrzyłanaGóryKaskadowe
nawschódodmiasta.
Taras zewnętrzny tego dnia zamknięto ze względu na silny
wiatr. Ryan był nawet z tego zadowolony. Sto kilkadziesiąt
metrównadziemią,ostrywiatriciężarnakobieta–tozadużo
jaknajegonerwy.
–Idąchmury.–Wskazałnapółnocnywschód.–Będziepadać.
– Żadna niespodzianka. Tu ciągle pada, ale mi to nie
przeszkadza. Ale kiedy jest ładnie, można czasami w nocy
zobaczyćzorzępolarną.
–Wjakiejporzeroku?
–Późnąjesienią.
–Nieteraz?–Byłwyraźniezawiedziony.
– Noce są za jasne. Też żałuję. Takie widowisko może
pomogłoby mi zapomnieć, że się rozkleiłam. Naprawdę jestem
złanasiebie,żeniepotrafięopanowaćemocji.
–Popłakałaśsięwobecnościpacjentki?
–Nie.
– Więc nie straciłaś samokontroli. Emily, masz silniejszy
charakter,niżmyślisz.
– Nie wydaję mi się – wyszeptała. – Po prostu nauczyłam się
kontrolować emocje. Zrozumiałam, że muszę zadbać o siebie
iniczegoodnikogonieoczekiwać.
Spojrzałnaniązdziwiony.
–Wydawałomisię,żemiałaśszczęśliwszedzieciństwoniżja.
– Dzieciństwo było szczęśliwe. Potem było gorzej. Kiedyś
wierzyłamwmiłość…
–Czytoprzezemnieprzestałaświerzyć?–spytałostrożnie.
– Nie. – Nie chciała mówić o Robercie, lecz była zmęczona
gryzieniem się z myślami w samotności. Znużona ukrywaniem
czegoś,czegosięwstydziła.
JakmogłazwiązaćsięzkimśtakimjakRobert?Zrujnowałjej
życie, przez niego nie była w stanie zaufać żadnemu
mężczyźnie.
– Powiedziałam ci, że miałam przykre przejścia, które mnie
całkowiciezniechęciłydochirurgów.Pięćlattemu,kiedybyłam
jeszcze lekarzem rezydentem, miałam partnera, również
chirurga.Myślałam,żegokocham.Byłuroczy,czarujący…
– Już go nienawidzę na podstawie samego opisu. – Mrugnął
doniej,starającsięjąrozchmurzyć.
Roześmiałasię.
– Pierwsza dostałam awans i ofertę stałej pracy. Nie byle
jakiej pracy, zaproponowano mi objęcia stanowiska ordynatora
kliniki pediatrycznej. Był wściekły. Poniżał mnie z powodu
mojego autyzmu. Zarzucał, że praca jest dla mnie ważniejsza
niż on. Był zazdrosny, ale potem powiedział mi o wszystkich
kobietach, z którymi mnie zdradzał, kiedy byliśmy razem.
Twierdził, że dlatego, bo byłam zbyt zajęta swoją karierą i go
zaniedbywałam.
–Cozadupek!
– Przysięgłam sobie, że nie pójdę do łóżka z żadnym innym
chirurgiem. Wytrzymałam pięć lat. Aż do chwili, gdy ty się
pojawiłeś.–Żartobliwieszturchnęłagowbok.
–Niemogęnawetpowiedzieć,żejestmiprzykro–wyszeptał
wodpowiedzi.
Poczuła, że się czerwieni. W brzuchu zaczęły hasać motylki.
Niemiałotonicwspólnegozciążą.Tobyłopożądanie,tosamo,
jakie czuła do niego pół roku wcześniej. Zburzył fortyfikacje,
jakimisięotoczyła.
Czemu przy nim czuje się tak bezbronna jak przy żadnym
innymmężczyźnie?
– Nie jesteś jedyną osobą, która sparzyła się na miłości –
powiedział.–Paręlattemuteżmiałemzwiązek,którysmutnie
się skończył. Mojej partnerce nie podobał się mój styl życia,
drażniło ją, że ciągle podróżuję. Rzuciła mnie, żeby się skupić
nawłasnejkarierze.Odtegoczasuteżjestemostrożny.
– Ale nie podpisałeś papierów rozwodowych… – Była
zdezorientowana.–Skoroniechceszmałżeństwa,tojepodpisz.
– Nie podpisałem, bo okazało się, że jesteś w ciąży. Nie
zrobiłemtegozewzględunadziecko.
– Ludzie nie powinni ratować małżeństwa ze względu na
dzieci. Małżeństwo powinno opierać się na głębszym związku.
Na miłości. Powinno być na zawsze. Przynajmniej taką mam
nadzieję,ale…
Podniósł
jej
podbródek,
by
patrzyła
mu
w
twarz.
W niebieskich oczach dostrzegła coś, co sprawiło, że serce na
chwilęstraciłorytm.
Z windy wyszła kolejna grupa zwiedzających. Zachowywali
sięhałaśliwie,zawadiacko.
Czarownymomentminął.
–Lepiejpojadędodomu–odkaszlnęła.
–Zawiozęcię–oświadczył.–Aleobiecuję,żeniekażęcileżeć
włóżku.
–Zgoda–roześmiałasię.
Dobrze, ze pojawili się ci wycieczkowicze, pomyślał, bo był
o krok od tego, by wziąć ją w ramiona i ponownie pocałować.
Od pocałunku pod wulkanem ciągle miał na to ochotę i nie
potrafiłsobiewybićtegozgłowy.
Zasługujenakogoślepszegoniżty,wypominałsobie.
Niemiałzamiaruwchodzićdojejmieszkania,alegozaprosiła
ijejuległ.
Rozbudziła w nim pragnienie wspólnej przyszłości. Spróbuj,
wołałoserce.Aleumysłprzypominał,żejestnieodpowiedzialny
iniepowinienjejzwodzić.Problemwtym,żecorazbardziejbył
w niej zakochany. Czy potrafi sobie wybaczyć, jeżeli zada jej
ból?Czywytrzyma,jeżelitoonaodniegoodejdzie?
Bałsię.
Siedzieli razem na kanapie i oglądali film, lecz nie śledził
akcji. Potrafił myśleć jedynie o tym, że jest przy niej. Wdychał
zapachjejszamponu,czułciepłojejciała.
–Ryan…–szepnęła.
–Słucham?
–Amożeumówmysięnajazdępróbną…
–Jazdępróbną?–Niemiałpojęcia,ocojejchodzi.
– Myślę o małżeństwie. Pobraliśmy się, ale dopiero musimy
się poznać, więc może spróbujmy dla dobra dziecka. Jeżeli się
nieuda,tosięrozejdziemy.
Och, jakże pragnął usłyszeć te właśnie słowa. Lecz obawy
przeważały.
–Emily,ja…
Pogłaskałagopotwarzy,woczachmiałałzy.
–Chciałabymspróbować,Ryan.Niemampojęcia,dokądnas
tozaprowadzi,alechcędaćnamszansę,choćbojęsiękolejnej
pomyłki.
–Niejestemtakijakon.Nigdybymcięnieskrzywdził.
–Aleskrzywdziłeś,ignorującmojemejle.
Westchnąłiodgarnąłwłosyzjejczoła.
–Niechciałemcisprawićprzykrości.Przysięgam,twojemejle
domnieniedotarły.Gdybymjeotrzymał,tobymprzyjechał.
Napewno?–chciałaspytać.
– Wierzę ci – zapewniła. – Choć przyznaję, przychodzi mi to
ztrudnością.
Pogłaskałjąpopoliczku.
–Naprawdęmiprzykro.Zwłaszczażetakdługobyłaśsama.
Położyła głowę na jego ramieniu. Wdychał kokosowy zapach
jejwłosów.
Dajemuszansę,myślał,bymiałwszystko,cosobiewymarzył.
A on się boi wyciągnąć po to rękę. Emily zasługuje na kogoś
lepszegoniżon.
– Czuję się szczęśliwy, Emily – szepnął, kładąc dłoń na jej
brzuchu.
Przytuliładłońmocniej.Miałałzywoczach.
Poczułruchdziecka.Szukałoznimkontaktu.Uśmiechnąłsię.
–Nieziemskieuczucie.Tenmaluchrośniewsiłę.
– Wiem. Nie daje mi spać. To awanturnik. Pewnie ma to po
ojcu.
Zaśmiałsięipodniósłjejtwarzkusobie.Cudowneniebieskie
oczy,różoweusta…Byłwniejpouszyzakochany.Pocałowałją.
Wreszcie, pomyślał. Pragnął jej. Miał jednak świadomość, że
kilkaskradzionychchwilniewystarczynaresztężycia.
–Och,Ryan–wyszeptała.–Takbardzociępragnę.
Po takim zaproszeniu słowa były już zbędne. Rozsądek
podpowiadał mu, że nie powinien, lecz była jak narkotyk.
Z pragnienia mąciło mu się w głowie. Porwał ją na ręce
izaniósłdosypialni.
Nie chciał jednak forsować tempa, by nie sprawić jej bólu.
Posadził ją na podłodze, wziął jej twarz w dłonie i namiętnie
pocałował. Jej pocałunki go rozpalały. Pomógł jej ściągnąć
sweterprzezgłowęirozpiąłstanik.Wyzwalającjązdresowych
spodni,całowałjejbrzuchiuda.
– Moja kolejka – mruknęła, rozpinając mu koszulę. Dotyk jej
palcównatorsiewywoływałdreszczepodniecenia.–Tęskniłam
zatobą.
–Ajazatobą.
To była prawda. Od tamtej nocy w Las Vegas ciągle mu
zaprzątałamyśli.
Wstała z podłogi, usiadła na łóżku i pociągnęła go za sobą.
Wymieniali pieszczoty. Jego umysł już nie pracował. Słyszał
jedynie jej pojękiwanie, które doprowadzało go niemal do
szaleństwa.Nicwięcejsięnieliczyło.
Pragnęłago.Przezkilkachwilchciałapoczućsięszczęśliwa,
zapomniećojutrze.
Raz jeszcze ciała przeżyć noc w jego ramionach. Oferowała
mu wspólną przyszłość, ale nie była pewna, czy potrafią być
rodziną. Zdawała sobie sprawę, że wciąż przed czymś ucieka.
Nadalukrywajakąśtajemnicę.
Teraz jednak chciała cieszyć się chwilą. Jego pocałunki
stawałysięcorazbardziejnamiętne.Rozpalonedłoniegładzące
jejplecydoprowadzałyzmysłydoszaleństwa.
Położyłjąnałóżku,wyciągającsięobok.
Nigdyprzedtemniepragnęłatakbardzomężczyzny.Bałasię
tego pożądania. Jutro, pojutrze może wyjechać. Może nie
dotrzymaćobietnicy.Leczwtymmomenciebyłotonieistotne.
–Och,Emily,Pragnęcię.Doszaleństwa.
Drżała w oczekiwaniu. Pamiętała, jak badał jej ciało tamtej
nocy.
–Jesteśtakapiękna–szepnął,obsypującjąpieszczotami.
W kolejnych pocałunkach czuła rosnącą potrzebę spełnienia.
Przejechał ustami wzdłuż jej szyi, dotarł do piersi i całował
sutki.Jejciałowygięłosięzrozkoszy.
–Teraz,Ryan.
–Chcębyćdelikatny.Powiedzmi,gdybycośzabolało.
–Niesprawiszmibólu.Chcęcięteraz.
Pogładził ją po policzku, a potem jego ręka zjechała w dół,
międzyuda.Całejejciałopulsowało.
Ich oczy spotkały się, gdy w nią wszedł. Delikatnie ugryzł ją
wszyję.Jegobiodraruszałysiępowoli.Owinęłamuręcewokół
szyi, przyciskając do siebie. Chciała zawłaszczyć go całego.
Chciałapoczućgogłębiej.Chciała,byprzyspieszył.
Byłarozbudzonajaknigdydotąd.
Kochałagoibałasiętejmiłości.
Cieszsiętąchwilą,przemknęłojejprzezgłowę.
Pchnięcia bioder stały się szybsze, jakby odczytał jej
pragnienie. Wybuch zmysłów wstrząsnął jej ciałem. Dogonił ją
chwilępóźniej.
Potem trzymał ją w ramionach, całując czubek głowy.
Pragnęła,bytachwilatrwała.Byzostałnazawsze.
I wciąż bała się własnych marzeń. Lękiem przepełniała ją
świadomość, że tak dobrze czuje się w jego ramionach, że
potrafi sprawić, iż zapomina o wszystkich problemach
i wyzbywa się zwątpienia w siebie. Bała się, a jednocześnie
czuła się z nim bezpieczna, odprężona. Jak można czuć się
bezpieczniezkimś,kogojutromożetuniebyć?
Teraz jednak zamykały się jej powieki. Zapadła w głęboki
spokojnysen.
ROZDZIAŁDWUNASTY
Tendzieńbyłjakiśinny.Coświsiałowpowietrzu.
Przez dwa tygodnie wszystko układało się znakomicie.
Przeniósłsięzhoteludojejmieszkania.Wciągudniazajmowali
siępacjentami,nocespędzaliwjejsypialni.
Nierozmawialiotym,coprzyniesienastępnydzień.
Żyli chwilą. Emily godziła się na takie rozwiązanie, choć
wtyległowyodzywałosiępytanie,czyRyanzniązostanie.Czy
jej dziecko będzie dorastać bez ojca? Czy ulokowała uczucia
wkimś,ktozadajejból?
Zrośnięte bliźniaczki, Sasha i Melanie, stawały się z dnia na
dzieńsilniejsze.Zbliżałsięmomentoperacji.
Codziennie zespół ćwiczył na symulatorze, zwracając uwagę
nakażdynajdrobniejszyszczegół.Ryanprzechodziłprzezróżne
scenariuszerozdzieleniawiązeknerwów.
Emilyruszyłanaobchódzprzeczuciem,żezanosisięnajakąś
zmianę. Spokój, słowo w szpitalu zakazane, trwał zbyt długo.
Każdywulkanmusiwkońcuwybuchnąć.
– Wydajesz się spięta – zauważył Ryan, gdy zatrzymała się
przydyżurcepielęgniarekwklinicepediatriiogólnej.
–Cośjestnietak.
Zmarszczyłczoło.
–Tylkoniemówsłowana„s”,bowywołaszburzę.
– Nie zamierzam kusić losu – odparła z uśmiechem. – Jak
dzisiejszapraktykanasymulatorze?
– Chyba mamy wszystko pod kontrolą. Przestudiowałem
najnowsze skany i mam plan operacji. Kiedy ty zrobisz swoje
i przełożymy te maleństwa, zacznę od rozdzielenia nerwów na
odcinku krzyżowym i ogonowym. Pobiorę szczep dla Sashy, bo
większość kości ogonowej ma Melanie. W jej wieku szczep
powiniensięłatwoprzyjąć.
– Hmm… – Przygryzła wargi. Nie mogła się wyzbyć uczucia,
żecośtuniepasuje.
Usłyszała grzmot, podniosła oczy i przez przeszklony sufit
dostrzegła szybko zbierające się ciemne chmury. Zbierało się
naburzę.Nieboprzeszyłabłyskawica.
– Pewnie te twoje złe przeczucia wynikają z pogody –
mruknął.
–Obytakbyło.
W tej samej chwili zabrzęczał jej pager. Oddział Intensywnej
TerapiiNoworodka.Sercejejzamarło.Bliźniaczki!
Biegiem ruszyła na oddział. Ryan biegł tuż za nią. Jego
równieżwzywano.
–Pędzęprostonablokoperacyjny.
– Skontaktuj się z doktorem Sharipovą i powiedz mu, żeby
zwołał zespół neurochirurgiczny! – krzyknęła do niego,
wpadającdowindy.
Miaławrażenie,żedrzwizamykająsięwzwolnionymtempie.
Obyzdążyła!Obytemaleństwaudałosięustabilizować…
Przed
wejściem
na
oddział
stała
zapłakana
matka.
Wyproszonojązsali,bynieprzeszkadzaławakcjiratunkowej.
– Janet, chcę teraz przeprowadzić rozdzielenie. Planowałam
odczekać, aż będą silniejsze, ale jeżeli teraz nie dokonamy
operacji,nieprzetrwają.Czywyrażaszzgodę?
Matka kiwnęła głową. Mąż stał tuż za nią, z rękami na jej
ramionach.Całysiętrząsł.
– Będziemy was informować, co się dzieje. – Emily przetarła
dłoniepłynemaseptycznymzdozownikaprzydrzwiachiweszła
naoddział.
Inkubatorotaczałagrupaneonatologówipielęgniarek.
–Cosiędzieje?–zapytałagłośno.
– Częstoskurcz serca u bliźniaczki B. U bliźniaczki
A wewnętrzne organy przestają funkcjonować. Wspólne nerki
sobie nie radzą. Jest niebezpieczeństwo niewydolności
wielonarządowej.
Kiwnęłagłową.
– Wszystkich dostępnych neonatologów proszę o udanie się
do sali operacyjnej numer trzy. Potrzebujemy każdej pary rąk.
Przeprowadzaliśmy symulacje, teraz czas wcielić tę wiedzę
wżycie.
Gdyzespółbyłpewien,żestanbliźniaczekjestnatyledobry,
by przewieźć je na blok operacyjny, przepięto wszystkie kable
i przetoczono inkubator do windy zarezerwowanej dla nagłych
wypadków.
Emilystarałasięniepatrzećnamatkę.Jejpłaczniemożeci
sięudzielić,mówiłasobie.Musiszpanowaćnademocjami.
Widząc maleńkie bliźniaczki, trudno było jej nie myśleć
owłasnymdziecku.Miałanadzieję,żenigdyniebędziemusiała
przechodzić przez to, co przeżywa Janet. Że nie doświadczy
rozpaczyrodziców,którychdzieciwalcząożycie.
Masz wszystko pod kontrolą, powiedziała do siebie. Te
maleństwadzisiajnieumrą.
Na bloku operacyjnym zostawiła inkubator pod nadzorem
zespołuiposzłaumyćsiędooperacji.Założyłaulubionyczepek
chirurgiczny.
Na galerii obserwacyjnej zgromadziła się już spora grupa
lekarzy i stażystów, z naczelnym chirurgiem włącznie. Nie
lubiła tłumu. Ale przynajmniej nie ma ich w sali operacyjnej,
stwierdziła.Poprostuniebędzieonichmyśleć.
Odetchnęłagłęboko.Maszwszystkopodkontrolą,powtórzyła
wmyślach.
Poczułaostrekopnięciedziecka.Popatrzyłanabrzuch.
– Słuchaj – zamruczała – musimy porozmawiać. To będzie
długa operacja, ale nie ma wyjścia. Musisz współpracować.
Zgoda?
Nie było kolejnego kopnięcia, co uznała za znak, że maluch
okazałzrozumienie.
Ryan był już na sali i wydawał polecenia. Bliźniaczki zostały
przeniesionezinkubatoranadwazestawionestołyoperacyjne.
Wydawały
się
nieproporcjonalnie
maleńkie
na
dużej
powierzchni.Każdądziewczynkąmiałsięzająćosobnyzespół.
Pielęgniarka pomogła Emily założyć i zawiązać fartuch.
Dziewczynkom podano znieczulenie. Ryan stanął z boku. Na
ułamekchwilipodniosłagłowęispojrzałananiego.Wokółoczu,
nadmaską,pojawiłysięzmarszczkiświadczące,żeuśmiechem
starasiędodaćjejotuchy.
– Przygotowywaliśmy się na tę chwilę – zwróciła się do obu
zespołów.–Rozdzielamyzrośniętebliźniaczki,MalanieiSashę
Wainwright. Moja grupa operuje bliźniaczkę B, grupa doktora
Knoxa bliźniaczkę A. Po rozdzieleniu organów wewnętrznych
i otwarciu dostępu do kanału kręgowego musimy przełożyć
dziewczynki tak, żeby doktor Gary mógł dokonać rozdzielenia
odcinka kości ogonowej. Miejmy nadzieję, że uda się
przeprowadzićrozdzielenieukładunerwowegobezutratyprzez
dziewczynkifunkcjiruchowych.Zaczynamy.
Popatrzyłanadziewczynki.Takietycie,takiebezbronne…
–Skalpel.
Pokilkugodzinachprzystoleoperacyjnymczułabólwcałym
ciele. Była wyczerpana. Ale maluch w jej brzuchu zachowywał
sięprzykładnie.Niekopnąłanirazu.
Byliprawiegotowidoprzełożeniadziewczynekiprzejściado
fazy rozdzielenia kręgosłupa. Melanie, bliźniaczka A, miała
teraz dwie nerki. Ta, z która się urodziła, była zbyt mała, by
funkcjonowaćsamodzielnie.Sashamiałajedną,aledużąisilną.
Jelito grube i wątroba zostały rozdzielone i zszyte. Pozostawał
jedynie odcinek kości ogonowej i wspólne wiązki układu
nerwowego.
– Czy jesteśmy gotowi do przełożenia dziewczynek? –
zapytaładoktoraKnoxa.
–Gotowi…
Marzyła o tym, by usiąść i wypić napój wysokobiałkowy.
Swoje zadanie prawie wykonała, mogłaby pójść do domu, lecz
chciałazostaćdozakończeniaoperacji.
–Dobra,przekładamy.
Kilka par rąk podniosło dziewczynki. Otulano wciąż otwarte
rany, sprawdzano intubację i kroplówki, pilnowano, by po
przełożeniu wszystko było we właściwym miejscu. Pomagając
podtrzymywaćmaleństwa,nachwilęwstrzymałaoddech.Tylko
ostrożnie, delikatnie… To było prawie jak przenoszenie płatka
śniegu.
–Przełożeniezakończone.Bezproblemów–ogłosiła.
Nagaleriiobserwacyjnejodezwałysiębrawa.
Cofnęła się. Miejsce jej zespołów zajęła teraz ekipa
neurochirurgiczna.
Usiadła.AmandaTealotarłajejczołoipodałanapój.
–Świetnarobota.
–Tojeszczeniekoniec–odparłazezmęczonymuśmiechem.
Obserwowała, jak pracuje Ryan. Czujniki monitorowały
przepływ impulsów nerwowych. Skupiła wzrok na monitorze.
To ją uspokajało. Jeżeli tylko jedna z dziewczynek będzie
w stanie chodzić, myślała, to już będzie można mówić, że
operacja się udała. W głębi serca miała jednak nadzieję na
pełnysukces.
– Proszę przekazać państwu Wainwright – zwróciła się do
Amandy–żeprzełożeniebliźniaczekodbyłosiębezproblemów.
Pod ścianą operacyjną czekały dwa inkubatory, w których
rozdzielone dziewczynki miały być przewiezione na oddział
intensywnejterapii.
–Jużniedługo–mruknęładosiebieiprzymknęłaoczy.
– Bliźniaczka A, funkcjonują kończyny dolne i górne –
oznajmiłRyan.
Nagaleriiznówodezwałysiębrawa.
Tooznaczałokoniecrozdzielenia.Wstrzymałaoddechiwbiła
sięwzrokiemwdrugiekran.AcozSashą?
–BliźniaczkaB–kontynuował–kończynydolnefunkcjonują,
kończynygórnerównież.Dobrarobota,panieipanowie.
Kolejnaporcjabraw.
Stoły operacyjne zostały teraz rozsunięte i powróciły dwa
pierwsze zespoły. Emily znów skupiła się na Melanie. Wybrała
ją, bo była słabsza, pozostawiając doktorowi Knoxowi
mocniejszą Sashę. Kątem oka zauważyła, jak Ryan wychodzi
zsali.Onjużwykonałswojezadanie.
–Jakfunkcjeżyciowe?–spytała.
–Znacznielepiej–odrzekłdoktorSharipova.
– Pani doktor – zwróciła się do Amandy Teal – może pani
potrzymaćhak?–Tobyłanagroda.Amandabyłajejprawąręką
przez te kilka godzin i zasłużyła na to, by włączyć się
wkońcowestadiumoperacji.
–Dziękuję,panidoktor.–Amandaprzejęłahakiobieskupiły
sięnazszywaniuranpooperacyjnych.
Dziewczynki były teraz samodzielne, organy wewnętrzne nie
były przeciążone. Za wcześnie na ogłaszanie sukcesu, ale
rokowaniabyłydobre.
– Mogę zostawić panu przewiezienie Melanie na oddział? –
zapytaładoktoraSharipovy,zamykającostatnienacięcie.
– Oczywiście. – Doktor Sharipova poszedł się umyć, a Emily,
zpomocązespołu,umieściładziewczynkęwinkubatorze.
DrugizespółprzenosiłSashędojejinkubatora.
Odetchnęłaiusiadła.
–Dziękuję,wszyscyświetniesięspisali.
Jeszczeraznagaleriiodezwałysięoklaski.Naczelnychirurg
pomachałdoniejipodniósłdogóryobakciuki.
Chwilę później w sali operacyjnej była sama. Ściągnęła
fartuchiczepekiponownieprzysiadła.
Jeszczeniemogławyjść.Potrzebowałakilkuchwildlasiebie.
Zaczęło się jej znów zbierać na płacz i musiała opanować
emocje, zebrać się w sobie przed spotkaniem z matką, by jej
powiedzieć,żedzieciprzeżyły.
Ryanowi trzęsły się ręce. Był w drodze na oddział
neurochirurgii.Dostałwiadomość,żestanJasonawymagajego
obecności.Próbowałopanowaćnerwy.
Nie po raz pierwszy brał udział w operacji rozdzielenia
bliźniąt
syjamskich.
Usuwał
tętniaki
i
przeprowadzał
skomplikowane operacje kręgosłupa, wykonywał zabiegi
wymagające niezwykłej precyzji, ale niczego nie można
porównać z napięciem, jakie towarzyszyło rozdzieleniu
dziewczynek.Przezcałyczaswtyległowysiedziałamumyśl,że
jeżelipopełnijakiśbłąd,Emilynigdymuniewybaczy.
Rozmasował twarz. Nie chciał okazać, jak przeżywał tę
operację.Starałsięniemyślećoswoimdziecku,którenigdynie
przyszłonaświat.
W pierwszej chwili niemal bał się dotknąć dziewczynek
z obawy, że może im sprawić ból. Jak można być chirurgiem
i obawiać się dotknąć pacjenta? Jak ma pracować z dziećmi,
skoro za każdym razem pojawiają się myśli o jego
nienarodzonymdziecku?
Jak ma sobie radzić, skoro nęka go strach, że okaże się taki
samjakjegoojciec?
Dwa tygodnie z Emily były wspaniałe, ale poproszono go
o konsultację w Nowym Jorku. I podniecała go perspektywa
wyjazdu!
Jesteśtchórzemiwiecznieuciekasz,wyrzucałsobie.Uciekasz
przed odpowiedzialnością. Boisz się, że związek się nie ułoży
istrachdostarczaciwymówki.
Jesteś jak ojciec. Samolubny. Niezdolny do znalezienia sobie
miejsca.
Czułdosiebiewstręt.
W sali, gdzie leżał Jason, było już kilka osób. Nie zauważył
jednak rodziców. Serce mu zamarło. Może popełnił błąd,
wprowadzając
dziesięciolatka
w
stan
terapeutycznej
hipotermii?MożeEmilymiałarację?
To pytanie dręczyło go od kilku dni. Czuł się coraz bardziej
przybity.Zakażdymrazem,gdyzaglądałdoJasona,okazywało
się, że nie ma oznak powracającego czucia w nogach. Może
dopuściłsiębłęduwsztuce?
–Cosiędzieje?
– Nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Przestał oddychać,
musieliśmy go reanimować i intubować – wyjaśnił jeden
zlekarzy.–Trzymasię,alewskaźnikiniesądobre.Brzuchjest
twardy i są oznaki wylewu. Podejrzewamy, że mogło nastąpić
pęknięcieśledziony.
– Przewieźmy go jak najszybciej do sali operacyjnej. – Przez
zęby wymamrotał przekleństwo pod swoim adresem. Może
powstał skrzep, który przeoczył, skupiając się na operowaniu
kręgosłupa?
Skoncentrował
się
na
problemie
neurochirurgicznym, a chłopak umiera wskutek obrażeń
wewnętrznych?
Gdybyniehipotermia,wyszłobytowcześniej.Tyzarozumiały
idioto,powiedziałdosiebie.PowinieneśbyłporadzićsięEmily.
Emily właśnie wychodziła z sali operacyjnej, gdy Jasona
wwożononablok.Oczyzrobiłysięjejokrągłezezdumienia.
–Cosięstało?
–Krwawieniewewnętrzne.Przypuszczalnieśledziona,alenie
mamy
pewności.
Musimy
przeprowadzić
laparotomię
zwiadowczą.Sercemustanęłoiprzestałoddychać…
Zobaczył gniew w jej oczach, nie powiedziała jednak ani
słowa. W pobliżu było zbyt wiele osób. Przyłączyła się jedynie
do jego grupy i poszła ze wszystkimi do sali operacyjnej.
Spodziewałsię,cobędziechciałazrobić.
Po wyrazie jej twarzy domyślał się, że przypomina sobie
moment przyjmowania Jasona i ich starcie, gdy oświadczył, że
chłopieczostałwprowadzonywstanterapeutycznejhipotermii.
Jasona przeniesiono na stół operacyjny. Emily poszła do
umywalni. Widział, że jest zmęczona i spięta. Ledwo co
skończyła operację rozdzielenia bliźniąt. Czy nie oczekuje od
siebiezbytdużo?
–ZadzwoniępodoktoraKnoxa–oświadczyłstanowczo.–Nie
powinnaśsięterazzabieraćzalaparotomię.
–Niemusiałabym,gdybyśzastosowałsiędoprocedur.
Wezbrałwnimgniew.
– Nie wiemy, czy stan Jasona jest wynikiem hipotermii.
Wszystkomogłosięwydarzyć.Mawysokipoziombiałychciałek
krwi.Tomożebyćzakażenie.
–Podjąłeśryzykownądecyzję,ateraztenchłopiecpłacizato
cenę.–Wytarłaręceiprzeszładosali.
Jakbyktośdałmuwtwarz!
Miała rację. Popełnił błąd. Życie chłopca wisiało na włosku.
Z każdym dniem oczekiwania na odzyskanie przez chłopca
czucia w nogach nabierał przeświadczenia, że dokonał złego
wyboru.
Namiłośćboską,jestemtylkoczłowiekiem,chciałzawołać.
Poczuł supeł w żołądku, gdy wszedł do sali i zobaczył Emily
przystolezeskalpelemwręku.
–Przejmujęoperacjędomomentu,gdyprzyjdziedoktorKnox
–ogłosił.–Emily,proszę,wyjdź.
– Nigdzie nie idę. Jestem szefową chirurgii dziecięcej i już
rozpoczęłamzabieg.
– To mój pacjent. Laparotomię przeprowadzi doktor Knox.
Panidoktor,proszęopuścićsalę.
Zprzykrościąsłuchałtonuwłasnegogłosu.
–Niewyjdę.Podlegami…
– Słuchaj, zdaję sobie sprawę, że Asperger powoduje, że nie
potrafisz ustąpić, ale tym razem musisz. To mój pacjent, moja
operacja.Proszęwyjśćzsali.Bezzwłocznie!
Natychmiastpożałowałtychsłów.Wjejoczachwidział,jakją
zabolały. Odnotował szok na twarzach pozostałych członków
zespołu, którzy nie zdawali sobie sprawy, że Emily ma
zaburzenia ze spektrum autyzmu. Zachował się wobec niej
nielojalnie!
Jesteśpotworem,przebiegłomuprzezgłowę.
–Niewyj…–Oczyjejuciekłyiosunęłasięnapodłogę.
–WezwijciedoktoraSamuela!–Pochyliłsię,byjąpodeprzeć,
ale jednocześnie zaczął piszczeć monitor, do którego podpięty
byłJason.
Jeżeli chłopak krwawi wewnętrznie, to musi natychmiast
przystąpić do operacji. Nie ma wyboru, musi zostawić ją na
podłodze.
– Proszę ją wynieść i wezwać doktora Samuela! – krzyknął
ponownie.
Dwóch młodszych lekarzy przyniosło nosze, założyło Emily
maskętlenowąizabrałojązsalioperacyjnej.
Jestnieudacznikiem.Życiedwojgaludzijestzagrożonezjego
winy,aonjestbezsilny.Porazkolejny…
ROZDZIAŁTRZYNASTY
Poprzedniegowieczorunieprzyszedłjejodwiedzić.
Doktor Samuel powiedział, że Ryan kontaktował się z nim
przezpageripytałojejzdrowie.Aledoniejniezajrzał.
Towszystkojejwina.
Niepowinnabyłananiegonaskoczyć.Nieponosiłwinyzato,
że
Jasonowi
zatrzymało
się
serce.
Była
wyczerpana,
nieszczęśliwa, że Jason wymagał reanimacji i na nim
wyładowałazłość.
Od rana przeczuwała, że ten dzień źle się skończy. Operacja
rozdzielenia bliźniaczek zakończyła się powodzeniem, ale
przypuszczalnie zrujnowała szansę na wspólną przyszłość
z Ryanem. Użyła swojego stanowiska, by przejąć nadzór nad
operacjąJasona,aon–isłusznie!–wyrzuciłjązsali.Aleto,co
powiedział jej w obecności innych, zabolało. Jakby wbił jej nóż
wplecy.
Powinna była to przewidzieć. Powinna była słuchać, co
podpowiadał jej instynkt. Związki z chirurgami nie mają
przyszłości. Przynajmniej w jej przypadku. Wszyscy chirurdzy,
z nią włącznie, mają kompleks Boga. Są egotystami.
A mężczyźni nie są w stanie pogodzić się z sytuacją, kiedy
kobietamawładzę.
Wydawałosięjej,żeRyanjestinny.Alesiępomyliła.
Pocieszeniembyłoto,żebliźniaczkiprzeżyłynociichstanbył
stabilny.Niewiedziałajednak,codziejesięzJasonem.
Otarła łzy. Gdyby mogła cofnąć czas… Gdyby mogła wycofać
swojesłowa…Niepowinnabyłataksięforsować.Terazjestjuż
na urlopie macierzyńskim. Doktor Samuel postawił sprawę
jasno.
Usłyszała pukanie i podniosła głowę. W drzwiach stał Ryan.
Miałpodkrążoneoczy.
–Ochnie!Nieumarł?
–Nie–odpowiedział,aleniewchodziłdopokoju.–Konieczna
byłaresekcjajelitaizszyciemałegopęknięciaśledziony,alesię
udało.Powinienztegowyjść.
– Bogu dzięki. – Oczekiwała, że wejdzie do pokoju,
przysiądzienajejłóżku,alewciążstałwdrzwiachiniepatrzył
jejwoczy.
Nie potrafi pogodzić się z jej Aspergerem, nie potrafi
zaakceptować kobiety na kierowniczym stanowisku, szeptał
głoswjejgłowie.Wyjedzie.Wiedziałatoodpoczątku.Tylkoże
terazzłamiejejserce.
–WezwanomniedoNowegoJorku.
–Achtak?
–Nakonsultacje.
–Czyliwyjeżdżasz.–Przewidywała,żetakbędzie,amimoto
miaławrażenie,żedźgnąłjąprostowserce.
–Niepotrafię…Nieumiemsobieztymwszystkimporadzić.
–Takjakmyślałam.
–Cotoznaczy,takjakmyślałaś?!
– Nie potrafisz sobie poradzić z kobietą na kierowniczym
stanowisku. Nie umiesz się pogodzić z tym, że mogę być
lepszym chirurgiem od ciebie. Potrzebujesz popychadła, a ja
taka nie jestem. Głupia byłam, dopuszczając możliwość, że
związekzchirurgiemmaprzyszłość.
– To nie o to chodzi – prawie warknął. – To nie ma nic do
rzeczy.
–Toprzedczymuciekasz?Czegosięboisz?
Ciągleniepotrafiłspojrzećjejwtwarz.
Zakochała się w nim. Roberta nigdy nie darzyła tak silnym
uczuciem. Robert zadał jej ból, ale to, co przeżywała obecnie,
bolało o wiele bardziej. Ale lepiej, że Ryan odchodzi teraz,
uznała.Późniejsprawiłbybólrównieżdziecku.
–Przykromi,Emily.
–Wcaleciniejestprzykro.Niepotrafiłeśpowstrzymaćsięod
tychuwagnatematAspergera.Wstydziszsięmnie.Ajasięnie
wstydzę i nie mam zamiaru dłużej ukrywać, jak mnie
zdiagnozowano. Jedynym moim błędem było to, że pozwoliłam
ci zbliżyć się do mnie. – Wargi jej drżały. – Byłam głupia. Idź
sobie.
Nie potrafiła powstrzymać łez i była na siebie zła. Nie
chciała, by widział ją roztrzęsioną. Słabą, bezbronną, ze
złamanymsercem.
–Żegnaj,Emily.
Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i zalała się łzami. Po
chwili zauważyła dokumenty rozwodowe na szafce przy łóżku.
Podpisałjeizostawił.
Tokoniec.Jużnigdyniepokochajakiegokolwiekmężczyzny.
Dzieckobędziejejpocieszeniem.Będąrazemwalczyćzcałym
światem. W tym względzie nic się nie zmieniło od dnia, gdy
dowiedziałasię,żejestwciąży.
Jestnajgorszymznajgorszych.
Serce mu pękało. Mało nie zabił pacjenta, podejmując
nieodpowiedzialną
decyzję.
Hipotermia
nie
zapobiegła
paraliżowi,
a
jedynie
spowodowała
szereg
problemów
wymagającychchirurgicznejinterwencji.
Wobec Emily zachował się nielojalnie. To dlatego zemdlała.
Bałsię,żestraciłiją,idziecko.DoktorSamuelostrzegłgo,że
dziecko może urodzić się przedwcześnie, jeśli Emily będzie
upieraćsię,byprzychodzićdopracy.
Rozmasowałtwarzizacząłzbieraćswojerzeczy.
Dlaczegoniezostaniesz?–pytałsięwmyślach.
Botoniedobrypomysł.Niepotrafiłbypracowaćzdziećmi.Są
zbytbezbronne,zbytdelikatne.Skupisięnaleczeniudorosłych.
Nie udźwignąłby kolejnej straty. Jest zbyt wyczerpany. Jak
miałbyleczyćdzieciipodejmowaćtrudnedecyzje?Paraliżował
gostrach.
Bałsię,żestaniesiętakijakojciec.
Jużsięstało,powiedziałgłoswjegogłowie.Jużuciekasz.Jak
ojciec.Ciągleuciekasz.Dlaczego?
Zestrachuprzednowymbólem.Przedniewiadomym.
Życie jest tak strasznie skomplikowane. Radość i cierpienie
idąwparze.
Otrząsnąłsię.Niewie,coprzyniesieprzyszłość,aleniemoże
zostawić Emily i dziecka. Za bardzo ich kocha. Emily
przezwyciężyłatyleprzeciwnościlosu.Tymwiększymadoniej
szacunek. Nie, nie może jej stracić. Nie może jej skrzywdzić.
Niemożewyjechać.
Zbyt długo już ucieka. Nie zostawi kobiety, którą kocha.
Sprawił jej ból i resztę życia poświęci na to, by jej to
wynagrodzić.Jeżelitylkomunatopozwoli.
Zabrzęczał pager. Wzywano go do Jasona. Spodziewał się
najgorszego. Czas zapłacić za swoją megalomanię. Pamiętał
przerażenie
i
cierpienie
w
oczach
rodziców
chłopca.
Przerażenieludzistojącychnadprzepaścią.
Rozumiałichból.Samgoprzeżył.
Wbrew oczekiwaniu w pokoju Jasona było spokojnie. Tylko
rodzicemielimokreoczy.Boże,czyjużstałosięnajgorsze?!
Aletoniebyłyłzyrozpaczy!Jasonbyłprzytomny.Uśmiechał
się!
–Niechpanpopatrzy,doktorze.
Chłopiec poruszył palcami najpierw lewej, a potem prawej
nogi.
–Czujęje.Mogęnimiporuszać!
Uczucie ulgi było nie do opisania. Udało się! Nie zniszczył
małegożycia.Ryzykownadecyzjaokazałasięzbawienna.
Przesunął przyrządem do badania czucia po prawej stopie
chłopca.
–Czujeszto?
– Tak. – Chłopiec był rozpromieniony. – Ledwo ledwo, ale
czuję.
Matkachłopcazaszlochała.
– Czucie będzie wracać powoli – oświadczył Ryan
zuśmiechem.–Aletodobryznak.Bardzodobry.
– Dziękuję, doktorze. – Do rozmowy włączył się ojciec. –
Dziękujęzauratowaniumużycia.Baliśmysię…
–Jateżsiębałem–przyznałRyan.
Patrzyłnaszczęśliwąrodzinę.MusiotymopowiedziećEmily.
Natychmiast.
Leżała odwrócona plecami do drzwi. Na nocnej szafce
zauważył
pudełko
chusteczek.
Obok
dokumentów
rozwodowych.Postanowiłjepodrzeć.
–Emily…–szepnął.
–Idźsobie–chlipnęła.
–Nigdzienieidę.
Odwróciłasię.Patrzyłananiegojaknaszaleńca.
– Co to znaczy? Dopiero co tu byłeś i powiedziałeś mi, że
odchodzisz. Zostawiłeś podpisane papiery. To ja je wysłałam,
aletobyło,zanim…
– Wiem – przerwał jej. – Masz rację. Chciałem uciec. Ale to
niemanicwspólnegozpracą.
–Czyżby?
–Uwierzmi.Nieprzeszkadzamitwojestanowisko.Niemam
ci za złe, że miałaś pretensje o mój plan leczenia. Nie mam
problemu z twoim Aspergerem. Masz rację. Jesteśmy
egocentrycznymi chirurgami. Czasami zachowujemy się jak
roboty, ale czasami czujemy miłość. Kocham cię, Emily. Bałem
siępozwolićsobienatęmiłość.
–Zpowoduojca?Ryan,niejesteśtakijakon…
–Nie,niezpowoduojca.Bałemsię,żemógłbymcięstracić.
Ciebie i dziecko. I że po raz drugi nie będę mógł nic na to
poradzić.
–Porazdrugi?–Jejoczyzrobiłysięokrągłe.
Przysiadłnajejłóżku.
–Mówiłemci,żebyłemwzwiązkuzlekarką.Zaszławciążę,
ale nic mi nie powiedziała. Zależało jej na karierze. Mnie
zresztą też. Uznała, że dziecko będzie tylko przeszkadzać.
Wyjechałem na konsultację i po powrocie powiedziała mi, że
przerwałaciążęiodchodzi.Ciążę,októrejniewiedziałem.Nie
pytała się, czy chcę mieć dzieci. Nie dała mi możliwości
wyboru. To mnie zdruzgotało. – Głos mu się załamał. – Ale już
jestem zmęczony ciągłą ucieczką. Nie wiem, co przyniesie
przyszłość, ale wiem, że nie mogę już uciekać. Kocham cię.
Iprzyznaję,zachowałemsięjakidiota.
– Faktycznie zachowałeś się jak idiota. – Pogłaskała go po
twarzy–aleteżciękocham.Jaktakżebałamsię,żeznówktoś
złamie mi serce i broniłam się przed tobą, lecz uświadomiłeś
mi,żemiłośćjestmożliwa.
– Przykro mi, że sprawiłem ci ból. Te papiery… Jeżeli już je
podpisałaś,topobierzemysięponownie.
–Jeszczeniepodpisałam.
– To świetnie. – Podniósł dokumenty, przedarł je na pół
i pocałował ją w czubek głowy. – Kocham cię. Tak bardzo, że
mnietoprzeraża.
–Równieżciękocham.Myślałam,żesamadamradę…
–Napewnobyśdała…
– Ale nie chcę. Chcę, żebyś był obecny w moim życiu i życiu
naszejcóreczki.
–Dziewczynka?–Zuśmiechemdotknąłjejbrzucha.
–Tak.DoktorSamuelzrobiłUSGispytał,czychcęznaćpłeć
naszegodziecka.
–Kochamwasobie.–Pocałowałjąwpoliczek.–Mamjeszcze
jednądobrąwiadomość.
–Jaką?
–Jasonruszapalcamistóp.
– To cudownie – westchnęła. – Twoja decyzja się sprawdziła.
Przepraszam,żejąkwestionowałam.
–Jesteśchirurgiem.Toleżywnaturzezawodu.
–AcoztąkonsultacjąwNowymJorku?
– Niech znajdą kogoś innego albo przywiozą pacjenta tutaj.
Twój szef oferował mi pracę i zamierzam osiąść w Seattle.
Dobrzesiętuczujesz,amnierównieżsiętupodoba.
– Chcesz ze mną pracować? – Spojrzała na niego
zniedowierzaniem.
–Tak.Inadalmożemysięspieraćoplanyleczenia.
–Obiecuję,żebędzieszmiałtaryfęulgową.
– Nie chcę, bo wówczas nie będziemy mogli się godzić. A to
jestnajprzyjemniejsze.–Przyciągnąłjądosiebieiprzytulił.
EPILOG
Rokpóźniej…
Po całym ciągu ponurych deszczowych dni wreszcie wyszło
słońce. Wiosna. Emily dręczyło uczucie nudy. Nadal była na
urlopiemacierzyńskim,aleniemogłasiędoczekaćpowrotudo
pracy.
Słoneczny dzień był świetną okazją, by zapakować Ruth do
wózka spacerowego i odwiedzić Ryana w Centrum Matki
iDziecka.
Czekał przy wejściu. Rozpromienił się na ich widok. Była
trochęzdziwiona,bonaogół,gdyzachodziładoszpitala,trzeba
byłogowywoływaćpagerem.
–Sądziłam,żebędzieszwkliniceneurochirurgicznej…
– Nie dzisiaj. – Uśmiechnął się tajemniczo. Nie lubiła
niespodzianekidobrzeotymwiedział.Pochyliłsięipocałował
córeczkę w czubek głowy. – Tęsknie za nią, kiedy jestem
wpracy.
– Wiem – stwierdziła sucho. – No dobrze, co to za
niespodzianka?
–Jakaniespodzianka?–zapytałniewinnie.
–Cośukrywasz.Awiesz,żenielubiębyćzaskakiwana.
– Ale potem się cieszysz. Pamiętasz, jak byłaś zadowolona,
kiedy w tajemnicy przed tobą zorganizowałem przylot twoich
rodzicównaBożeNarodzenie?
Założyłaręcenapiersi.
–Cotymrazemwykombinowałeś,Ryan?
–Chodźmydosalikonferencyjnejnapiętrze.
–Dosalikonferencyjnej?–Terazzżerałająciekawość.
Wodpowiedzitylkosięuśmiechnął.
Na korytarzu czekało kilka osób: Amanda Teal, która
otrzymałajużrezydenturę,doktorSamuelidoktorRuchi.
– Ana? – Emily uścisnęła swoją byłą mentorkę. – Co ty tu
robisz?Nienawidziszpodróży…
–Przyjechałamjakoopiekunkabardzoważnychpacjentów.
Serce Emily zabiło mocniej. Ryan otworzył drzwi i wtoczył
wózekdośrodka.
Pierwszą osobą, którą zauważyła, była bardzo dojrzale
wyglądającadziewczynka,prawienastolatka,obujnychlokach.
–Raquel!–wykrztusiłazezdumieniem.
– Pani doktor. – Dziewczynka powitała ją szerokim
uśmiechem.
MatkaRaqueljąobjęła.
–Panidoktor,gdybyniebyłopanitamtegowieczoruwbistro,
niewiem,czycórkabyłabytudzisiaj.
OczyEmilywypełniłysięłzami.
Ryannadaludawałniewiniątko.
Kolejnąosobąwrzędziebyłchłopiec,któryopierałsięolaskę
imiałnanogachszynyortopedyczne.
– Wiem, że pani doktor tylko krótko się mną zajmowała, ale
doktor Gary chciał, żebym przyszedł i pokazał, jakich
dokonałempostępów.
–Jason!Widzę,żedobrzesobieradzisz.
Ana Ruchi poprowadziła ją dalej. Otarła łzy, ale po chwili
znów miała mokre oczy. Wzdłuż ściany, trochę chwiejnie,
chodziły dwie urocze blondyneczki. Bliźniaczki! Melanie
iSasha.ToichprzypadekponowniepołączyłjąiRyana.
Matka,JanetWainwright,teżniekryławzruszenia.
–Dziękuję,panidoktor.
–Ryan,cotusiędzieje?
–Upłynąłrok,odkądpostanowiliśmypodjąćryzykoistaćsię
rodziną. To są pacjenci, którymi się wówczas opiekowaliśmy,
o których leczenie się spieraliśmy, których udało nam się
uratować.Takjaktyuratowałaśmojeżycie.Emily,kochamcię.
Zdajęteżsobiesprawę,jaktęskniszzapracą.
Otarłatwarzipocałowałago.
–Dziękuję.
–Tojadziękuję.Zato,żejesteśmojążoną,zato,żeurodziłaś
micudownącóreczkęizato,żejesteśfenomenalnymlekarzem.
Świętujemy tortem. Za kolejne zwycięstwa po twoim powrocie
dopracy.
Położyłamugłowęnaramieniu.Niesądziła,żekiedykolwiek
będzieażtakszczęśliwa.Byłczas,kiedyniewierzyławmiłość.
Aprzynajmniejniewierzyła,żemiłośćjestdlaniej.
Na szczęście się myliła. Miłość ją odnalazła. Nie sądziła, że
ktokolwiekbędziewstaniezrozumieć,jakpostrzegaświat,ale
Ryanpotrafił.
Życie niesie także smutek, ale przede wszystkim liczą się
chwileszczęścia.
Miłośćjestpotęgą.Iktomógłprzypuszczać,żewariackanoc
wLasVegastaksięskończy?
Odrobinawariactwaczasamiwychodzinadobre.Bezniejnie
miałaby rodziny, nie otaczałaby jej miłość. A cóż warte jest
życiebezmiłości?
Tytułoryginału:CarryingtheSurgeon’sBaby
Pierwszewydanie:HarlequinMedicalRomance,2019
Redaktorserii:EwaGodycka
©2019byAmyRuttan
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2020
WydanieniniejszezostałoopublikowanenalicencjiHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone,łączniezprawemreprodukcjiczęścilubcałościdzieł
wjakiejkolwiekformie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób
rzeczywistych–żywychlubumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do
HarlequinEnterprisesLimitedizostałyużytenajegolicencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins
Publishers,LLC.Nazwaiznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarperCollinssp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1Blokal24-25
ISBN:9788327648082