Jan Brzechwa Przygoda Króla Jegomości

background image

Jan Brzechwa

BAŚNIE I POEMATY

PRZYGODA KRÓLA JEGOMOŚCI

Gdy skończyły się już łowy,

Król Jegomość w dzień majowy

Zjechał dworem do Zamościa.

Tam kasztelan uczcił gościa

I swe miody co najstarsze

Do kielicha lał monarsze.

Ale Król nie lubił miodu.

Pewnie z tego też powodu

Wkrótce dość miał kasztelana

I niedzieli pewnej z rana,

Choć nie było to w zwyczaju,

Rzekł: "Zjem obiad w Biłgoraju,

Bo podobno biłgorajki

Warzą pyszne zalewajki.

Niech kolasa tu zajedzie,

Chcę być w porę na obiedzie!"

Zaprzężono czwórkę koni,

Kornie cały dwór się skłonił,

A królowa w oknie stała

I chusteczką pomachała.

Potoczyła się kolasa

Nie do sasa, nie do lasa,

Lecz przez mostek na ruczaju

Wprost do miasta Biłgoraju.

Jadą, jadą tak trzy mile,

Foryś z przodu, hajduk w tyle,

Ciepły wietrzyk łechce mile,

Tu i ówdzie brzęczy muszka,

A Król siedzi na poduszkach

I paznokcie poleruje.

Wtem... wychodzą z lasu zbóje,

Trzej wąsale, trzej brodacze,

background image

Jeden wprost do koni skacze,

Drugi wali w łeb hajduka,

Trzeci zaś w kolasie szuka -

Bo to jedzie pan bogaty,

Pewnie w kiesie ma dukaty.

Hajduk umknął, gdzie pieprz rośnie,

Foryś ukrył się na sośnie,

A Król woła: "Stój, hultaju,

Spieszno mi do Biłgoraju,

Nie zatrzymuj!"

A zbój na to,

Przysuwając twarz brodatą:

"Gdzieś widziałem jegomościa,

Czy jegomość nie z Zamościa?"

Król zdjął złoty pierścień z palca.

"Patrz - powiada do zuchwalca -

Jam jest król, a tylko głupi

Na gościńcu króla łupi,

To się, bratku, skónczy smutnie.

Jutro kat wam głowy utnie!"

Tu się herszt podrapał w ucho

I tak rzecze z wielką skruchą:

"Daruj, Królu Jegomości,

My jesteśmy ludzie prości,

Myśleliśmy, żeś ty kupiec,

Że się da interes upiec,

Lecz dla Króla droga wolna

Od Zamościa aż do Kolna!"

"Jak się zwiecie, drapichrusty?"

"Roch." "Ja - Melchior." "Ja - Faustyn,

Wszyscy trzej rodzeni bracia

Kupście, rodem z Podkarpacia."

Król w niezgorszym był humorze,

Więc powiada tak: "Melchiorze,

Fautynie i ty, Rochu,

Wtrąciłbym was trzech do lochu

I w kajdany zakuć kazał,

Bo spotkała mnie obraza,

Lecz że serce mam łaskawe,

background image

Daję czas wam na poprawę."

I pociągnął niuch tabaki,

Bo był wtedy zwyczaj taki.

Podał zbójcom tabakierę,

Mówiąc: "Gęby macie szczere,

Jestem władcą tego kraju,

Lecz nie byłem w Biłgoraju.

Jeśli gwałt ma ujść wam płazem,

Pojedziecie ze mną razem."

Trzej brodacze, choć brudasy,

Wsiedli żwawo do kolasy

I kichnęli jednocześnie,

Tak jak nikt przy królu nie śmie.

Hajduk mruknął do forysia:

"A to heca będzie dzisiaj,

Droga borem-lasem wiedzie...

Chciałbym być już na obiedzie!"

Potoczyła się kolasa.

A wiadomo, że w tych czasach

W polskich borach żył Boruta,

Bestia na dwie nogi kuta.

Skrzesał iskrę spod kopyta,

A kolasa już jak wryta

Staje w miejscu. Król się gniewa,

A tu właśnie spoza drzewa

Ukazuje się Boruta.

Utkwił w Królu wzrok filuta

I rzekł: "Waszych kies nie ruszę.

Nic nie wezmę, tylko dusze!

Zbieram dusze, potem suszę

Tak jak grzyby, i dla smaku

Wrzucam je do kapuśniaku.

Jasne? Prawda? A więc proszę...

Albo sam was wypatroszę!"

Mówiąc to, na dusze łasy

Pcha już pazur do kolasy.

Hajduk umnkął, gdzie pieprz rośnie,

Foryś ukrył się na sośnie,

background image

A Faustyn rzecze śmiało:

"Dusze trzy, to też niemało!

Nasze grzeszne dusze zabierz,

Ale na tym zakończ grabież.

Jaka wiara - taka miara,

Lecz od Króla, diable, wara!

Król bez duszy być nie może,

Boby rządził znacznie gorzej."

Rzekł Boruta: "Będę stratny,

Lubię towar delikatny,

A królewska dusza miękka

Jest smaczniejsza od opieńka."

Wrzasnąl Roch: "Nie gadaj więcej!

Bierz, co samo wpada w ręce,

Albo rogi ci ukręcę!"

Mruknąl diabeł: "Gminem gardzę,

Wasze dusze są jak smardze,

Ale niech tam! Czasu szkoda,

Lubię zgodę, a więc - zgoda!"

Melchior czekał już za długo,

Machnął grabą jak maczugą,

Splunął w jedną garść i w drugą

Mówiąc: "Nadstaw kapelusza.

Jedna dusza... Druga dusza...

Trzecia dusza... Bierz i zmiataj,

Żwawo, bom ja zbój, nie rataj!"

Bies przytrzymał leżąc placiem

Dusze chwackie, podkarpackie,

A choć były dosyć kruche,

Wepchnąłl wszystkie za pazuchę,

W psa czarnego się obrócił,

Pobiegł w las i już nie wrócił.

Król chusteczką otarł czoło,

A po chwili rzekł wesoło:

"Czyn to piękny, przyznać muszę,

Oddać za mnie własną duszę,

I niech los mnie skarze srodze,

Jeśli was nie wynagrodzę!

Teraz jedźmy, bo kto jedzie,

background image

Będzie w porę na obiedzie!"

Potoczyła się kolasa

Nie do sasa, nie do lasa,

Lecz przez mostek na ruczaju

Wprost do miasta Biłgoraju.

A już w mieście zamieszanie,

Przerazili się mieszczenie,

Że z paradą zbójcy jadą

Grożąc wszystkim w krąg zagładą.

Burmistrz bić na alarm każe,

Broń chwytają miejskie straże,

Tylko mieszczki pilnym okiem

Wypatrują zbójców z okien.

Starościna ma trzy córki,

Chowa córki do komórki,

A Starosta już z dwururki,

Gdy zbliżyła się kolasa,

Mierzy w króla jak w bekasa.

Szczęściem proch w panewce przemókł,

Więc Starosta strzelić nie mógł.

A tu przyskoczył foryś:

"Stój, mospanie - woła - skoryś

Do strzelania. Szkoda prochu,

Łacno zgnijesz za to w lochu.

Gość przyjechał znakomity,

Choć sekretnie i bez świty.

Król Jegomość! A brodaczy

Najjaśniejszy Pan nasz raczył

Przywieźć tutaj, by pospołu

Z nami zasiąść dziś do stołu."

Zbladł Starosta, szybko bieży,

Wita Króla jak nalży.

Tłum się zebrał na ulicy,

Biłgorajscy dostojnicy

Niosą chleb i sól na tacy,

Bo Polacy są już tacy.

Starościna w reweransie

Prosi: "Najjaśniejszy Pan się

Zgodzi z nami siąść do stołu.

background image

Sztukę mięsa mam z rosołu,

Pstrągi z wody, kaczki z rożna,

Bardzo proszę, jeśli można."

Córki stały przy Starości.

Syknął: "Też o łaskę proście."

Na to dwornie Król zawoła:

"Starościno, chylę czoła,

To nam raczej łaskę czyni

Taka zacność gospodyni,

A potrawom smaku doda

Twych powabnych cór uroda."

Wchodzi Król więc na komnaty,

Za nim kroczy Roch brodaty,

Dalej Melchior i Faustyn,

Jak maszkary trzy w zapusty.

Idą obok Starościny,

Wzrok posępny, groźne miny,

Starościanki patrzą z trwogą

I zrorumieć wprost nie mogą,

Że Król tak się postponuje,

Bo to przecież zwykli zbóje!

Wreszcie obied się zaczyna,

Już się krząta Starościna,

Biegną służki i lokaje,

Ten przynosi, ów podaje,

Leją trunki, jak potrafią,

A Król raczy się ratafią,

Starościnę wypić prosi,

Starościanek zdrowie wznosi

Pokrzykując: "Pij, Melchiorze!

Cóż to? Roch już pić nie może?

A dlaczego to Faustyn

Ma przed sobą kielich pusty?

Jak się hula, to się hula!

Proszę wypić zdrowie króla!"

Wkrótce każdy miał już w czubie,

A Król wołał: "Tak to lubię!

Pijcie! Dam dukatów po sto

background image

Tym, co będą pić. Starosto,

Jeśli chcesz zażegnać sprzeczkę,

Każ wytoczyć wina beczkę!"

Sto dukatów - rzecz niamała!

Starościna spokorniała

I pod stołem córki kopie.

Starościanki jak w ukropie,

Do węgrzyna nie nawykły

Spąsowiały na kształt ćwikły.

Król powiada przy deserze:

"Starościno, chęć mnie bierze

Być tu dziś za dziewosłęba.

Spójrz na Rocha. Co za gęba!

Tęgi w barach, cienki w pasie,

Dla twej młodszej córki zda się.

Melchior wąs ma jak u Turka,

Niechaj średnia twoja córka

Idzie w jasyr do Melchiora,

Do zamęścia już jej pora.

A Faustyn, chłop jak świeca,

Do najstarszej się zaleca.

Jeśli panna się postara,

Będzie z nich dobrana para."

Zbladł Starosta. Starościna,

Już pąsowa od węgrzyna,

Po tych słowach cała sina

Załamała ręce z bólu:

"Najjaśniejszy Panie, Królu,

Moje córki to szlachcianki,

To ślicznotki z morskiej pianki,

Mają wziąć je zwykli zbóje?

Najjaśniejszy Pan żartuje,

Wolę je potopić w rzece,

Niż pohańbić tak dalece!"

Na to Król się wziął pod boki:

"Moje zuchy nie wywłoki,

Tylko trzej rodzeni bracia

Kupście - rodem z Podkarpacia.

Znam tych ludzi, znam te strony,

background image

Każdy będzie uszlachcony,

Nadto zaś ode mnie w wianie

Każdy po pięć wsi dostanie

I dukatów pięć tysięcy,

I starostwo. Chcecież więcej?

A posagów nie potrzeba!

Tylko niech ku chwale nieba

Każda panna przy niedzieli

Duszą z zuchem się podzieli.

Dusza to nie chłopska morga -

Trzy wystarczą dla sześciorga!

Starościno, czasu szkoda,

Niech tu przyjdzie golibroda!"

Był cyrulik w Biłgoraju

Znany ponoć w całym kraju.

Ten przed królem się nie zbłaźnił,

Zabrał zuchów trzech do łaźni,

Tam ich ostrzygł po szlachecku

I podgolił po niemiecku,

Długo mył mydlaną pianą,

Wodą zwykłą i różaną,

Wypucował, jak należy,

I każdemu strój dał świeży.

Gdy wrócili na pokoje,

Krzyknął Król: "O zakład stoję,

Że w Warszawie, w całym świecie

Chwatów takich nie znajdziecie!"

W rzeczy samej, golibroda

Ubrał ich, jak każe moda,

A że przy tym krew nie woda,

Zajaśniała ich uroda

I zabłysła dziarskość młoda.

Cóż to byli za junacy!

Tacy właśnie są Polacy,

Takich tylko wyszorować

I już ich do ślubu prowadź!

Każdy skłonił się przed Królem,

Każdy pannie swojej czule

Ucałował dwa paluszki,

background image

Dwa różowe ich koniuszki.

Starościna stała w pąsach,

A Starosta szarpał wąsa,

Po czym z każdym przyszłym zięciem

Ucałował się z przejęciem.

Starościanki na odmianę

Spoglądały zakochane

I Królowi dziękowały

Za ten wybór doskonały.

Z przyzwolenia Starościny

Król wyprawił zaręczyny

Rad, że udał mu się kawał,

Sam w toastach nie ustawał,

Innym gościom przykład dawał,

Potem trzy wypisał skrypty

Nie ujmując ani szczypty

Z wiana, które zuchom szczerze

Ofiarował przy deserze.

Tak skończyła się przygoda.

A kronikarz tylko doda,

Że gdy świt różowił lasy

I siadano do kolasy,

Golibrodę Król łaskawy

Zabrał z sobą do Warszawy.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jan Brzechwa Za króla Jelonka
Jan Brzechwa Przygoda Lutka Historia krótka
KACZKA - DZIWACZKA, KACZKA - DZIWACZKA ( Jan Brzechwa)
jan brzechwa zoo
Jan Brzechwa Zasadzka
Jan Brzechwa Dwie gaduły(1)
Jan Brzechwa
Jan Brzechwa Jeż
Jan Brzechwa Pan Soczewka w puszczy
02 Podroze Pana Kleksa Jan Brzechwa
Jan Brzechwa Te same usta(1)
Gliński Kazimierz ZALOTY KRÓLA JEGOMOŚCI
Jan Brzechwa Pan Szczuka
Jan Brzechwa Woda sodowa
Jan Brzechwa Latający pogrzebacz

więcej podobnych podstron