Rozdział15
Uprzemysłowiona wersja piosenki Trenta Reznora 'Closer' grała w momencie kiedy
wspięłam się na barowy stołek i warknęłam w kierunku odwróconego do mnie
plecami barmana ,że potrzebuję kolejki dobrej whiskey z górnej półki i żeby się
pośpieszył.
Chcę poczuć cię ze środka…
Ze względu na ostatnie doświadczenia miałam o wiele więcej zrozumienia dla
ciemniejszej połowy rasy wróżek niż kiedykolwiek bym chciała. Znałam tą pustkę
która nimi kierowała. Byłam pokarmem ich niekończącego się nigdy głodu.
Chester było pełne obrzydliwości stworzonych przez króla Unseelie a ludzie witali
ich, konkurując miedzy sobą o to aby zostać przez nich zauważeni, pozwalając im
'poczuć się ze środka' jeśli to właśnie było tym co przyciągało do nich ich uwagę.
Uwodzeni przez obietnicę ponadprzeciętnej siły wyostrzonych zmysłów i pokusę
nieśmiertelności. Nigdy nie rozumiałam dlaczego ktoś miałby chcieć żyć wiecznie.
Zawsze wydawało mi się ,że śmierć pożycza życiu swego rodzaju pikanterię i
niezbędne napięcie.
— Może dwa miliardy z nas potrzebowały śmierci — wymamrotałam. Nie byłam w
zbyt dobrym nastroju.
— Też się tego napiję — Dani usadowiła się na stołku obok mnie
— Niezła próba
— Czy kiedykolwiek pozwolisz mi dorosnąć? Czy będziesz taka sama jak wszyscy
inni?
Spojrzałam na nią, następnie zmieniłam moje pierwotne zamówienie na dwie kolejki
Macallana, stu procentowy strzał. Tata zrobił mi to samo kiedy byłam w jej wieku.
Twarda miłość
Szkło zabrzęczało na wypolerowanym chromowy barze, towarzyszyło temu głębokie
— Witaj piękna dziewczyno
Moje spojrzenie przeleciało na barmana i przechyliłam podwójną kolejkę. To był ten
facet z rozmarzonymi oczami którego pierwszy raz spotkałam kiedy przeczesywałam
muzeum w poszukiwaniu Przedmiotów Magicznych, a potem zdziwiłam się kiedy
dowiedziałam się ,że pracuję z Christianem w Departamencie Języków Starożytnych
w Koledżu Trinity. W pierwszym odruchu ucieszyłam się ,że przeżył ale zaraz
zostało to wyciszone przez podejrzliwość. Zbiegi okoliczności wprawiają mnie w
zdenerwowanie.
— Świat jest mały — powiedziałam lekko
— Wystarczająco duży — posłał mi lekki uśmiech — Przez większość czasu
przynajmniej
— Nowa praca?
— Miasto się zmienia, praca też. Ty?
— Bezrobotna. Nikt nie kupuje książek — wszyscy oni polują na mnie
— Zmieniłaś wygląd. Przechodzisz na mroczną stronę, piękna dziewczyno?
Dotknęłam swoich włosów
— Bardziej niż ci się wydaję
— Wystarczająco aby przetrwać
— Trudno powiedzieć ile to wystarczająco
— Zobacz kto gdzie pracuję
— Zobacz kto gdzie piję
— Potrafię sama sobie radzić, a Ty?
— Zawsze — posłał mi kolejny z tych uśmiechów i ruszył w głąb baru, zbierając,
szkło, nalewając do pełna, szybko i zgrabnie, przyciągając wzrok.
Obok mnie Dani zakrztusiła się, wypluła, sapnęła i zaczęła niekontrolowanie kaszleć.
Kiedy poklepałam ją po plecach, odsunęła się gwałtownie i przyszpiliła mnie
spojrzeniem — Co próbujesz zrobić? Zabić mnie? — zaskrzeczała kiedy już mogła
mówić — To benzyna! Kto chciałby to pic?
Zaśmiałam się — Ty wydawałaś się mieć na to ochotę
— Wydaje mi się ,że urodziłam się już ze wszystkimi smakami jakich potrzebuję! —
Złapała garść wiśni z drugiej strony baru, napełniła nimi usta i zeskoczyła ze stołka
— Dorośli są dziwni — powiedziała ponuro
— Gdzie ci się wydaje ,że idziesz?
— Rozejrzeć się
Nie podobał mi się ten pomysł i tak też jej powiedziałam
— Daj spokój Mac, Jestem super szybka i super silna. Nikt nie może mnie tknąć. To
ja powinnam martwic się pozostawiając cię samą ślamazaro
Cóż jeśli o to chodziło to miała rację
— Daj mi chwilę oddechu Mac
Przeskakiwała z nogi na nogę, a spojrzenie w jej oczach mówiło ,że i tak zniknie czy
się zgodzę czy nie.
Nagle ogarnęło mnie całkowicie niechciane zrozumienie dla Roweny. W jaki sposób
opiekować się dzieckiem które jest szybsze niż Ty, silniejsze niż Ty i całkiem
możliwe ,że mądrzejsze? — Nie odchodź daleko i zaraz wracaj, stoi?
— Stoi
— I bądź ostrożna ! — wiatr rozwiał mi włosy i już jej nie było.
— Kim jest ten dzieciak? — facet z rozmarzonymi oczami był z powrotem. Kolejka
zabrzęczała na kontuarze. Przechyliłam ja, skrzywiłam się i sapnęłam. Ogień rozlał
się po moim wnętrzu.
— Przyjaciółką
— Dobrze mieć jakiś w czasach takich jak te
— Jak znalazłeś to miejsce?
— W ten sam sposób co Ty, jak sobie wyobrażam
— Wątpię w to
— Znalazłaś Christiana?
Mówił o dniu kiedy dzwoniłam do Departamentu Języków Starożytnych z tuzin razy,
szukając młodego szkota. Zamartwiałam się ponieważ Barrons zmusił mnie przy
użyciu 'Głosu' to zdradzenia informacji ,że klan Keltar go szpieguję i obawiałam
się ,że dopadnie Christiana i go skrzywdzi — Tak — nie widziałam ,żadnego sensu w
informowaniu go o tym ,że ponownie go straciłam, tym razem może na zawsze.
— Widziałaś go może ostatnio?
— Nie. Ty?
— Nie. Ale chciałbym
— Dlaczego? — nabrałam podejrzeń
— Przyjaciel, dobrze mieć takiego w tych czasach.
— Co sądzisz o tym miejscu? — dlaczego tu był? Kolejny śliczny chłopak
poszukujący nieśmiertelności?
— Życie i śmierć piękna dziewczyno. O to chodziło na początku i tak będzie aż do
końca
— Co jest Twoją trucizną? Też chcesz żyć wiecznie?
— Chciałbym trochę ciszy i spokoju. I piękną dziewczynę — zaśmiał się — I dobrą
książkę
— Myślisz tak samo jak ja. Też uwielbiam dobre książki — w lustrze wiszącym z
tyłu nad barem zobaczyłam coś co przykuło mój wzrok, stężałam.
W loży poza mną Szara Kobieta trzymała za ręce dobrze zbudowanego, wspaniałego
kelnera który wcześniej flirtował z tym czymś co miało wymiona.
Mogłam zobaczyć obie jej wersję, to czym była naprawdę i to czym była dla niego,
spowita zauroczeniem. Dla niego była księżniczką wróżek, nieludzko piękną,
spoglądającą na niego z oczarowaniem i adoracją.
Tylko ja mogłam zobaczyć otwarte, sączące zmiany chorobowe rany którymi go
głaskała i przez które wysysała jego życie, pozostawiając zniszczone zęby, gnijące
oczy i cienką skórę jak szary pergamin. Szybko się z nim uwijała. Nie wytrzyma
nawet godziny.
Moja ręka odruchowo powędrowała do kabury z włócznią przypiętej pod ramieniem
— Uważaj na siebie piękna dziewczyno — powiedział miękko chłopak z
rozmarzonymi oczami
Przesunęłam spojrzenie z lustra i gapiłam się na niego. Wskazywał oczami na mój
płaszcz, obserwując jak moja ręka porusza się wewnątrz. Nie możliwe aby wiedział
czego pod nim szukałam.
— O czym mówisz?
Spojrzał poza mną — Są tutaj i ....cóż sama będziesz wiedziała
Duże ręce opuściły się na moje ramiona. Za mną stało dwóch mężczyzn. Mogłam ich
poczuć. Wielkich, elektryzujących, potężnych mężczyzn
— Wyciągnij tą rzecz — mężczyzna warknął — Zabierzemy ci to i nigdy nie
oddamy. Pierwsza zasada tego miejsca, to neutralny grunt. Druga zasada tego
miejsca, łamiesz zasady umierasz.
— Zabieraj ode mnie te łapy — warknęłam
— Mamy dzieciaka. Chcesz ją jeszcze zobaczyć? Wstawaj
Zmrużyłam oczy. W jaki sposób dorwali Dani? — Nie ma mowy abyście —
— Jesteśmy szybsi
— Jak Barrons?
Nie było żadnej odpowiedzi
Cóż znalazłam moją ósemkę, a przynajmniej dwóch z nich. I mieli Dani.
Westchnęłam. Wstałam i zerknęłam na Szarą Kobietę w odbiciu lustra ale ona nie
zauważyła, zbyt zajęta obsługując się sama z dobrze zbudowanego kelnera jak z
talerza. Moja krew się zagotowała. Już dłużej nie był przystojny. Barrons powiedział
mi ,że Szary Człowiek rzadko zabiera tyle piękna ,że jego ofiara umiera.
Najwyraźniej Szara Kobieta miała większy apetyt. Zaktualizowałam moje
szacowanie, zostało mu najwyżej dziesięć minut
Chłopak z rozmarzonymi oczami odbijał się lustrze poza nimi. Gapiłam się. Nie
wyglądał tak samo w lustrze. Był... rozmyty na krawędziach … źle, bardzo źle.
Zadrżałam, uderzona przez przenikający do głębi duszy chłód. Próbowałam skupić
się na jego odbiciu ale czym bardziej próbowałam, tym bardziej rozmyty się stawał.
Rozmazany kształt wyostrzył się posyłając mi ostre spojrzenie — Nie rozmawiaj z
tym, piękna dziewczyno. Nigdy z tym nie rozmawiaj
Sapnęłam — Z nią? Masz na myśli Szarą Kobietę?
— Z tym — warknął to słowo z taką odrazą ,że aż się wzdrygnęłam
Przeniosłam spojrzenie z odbicia w lustrze bezpośrednio na niego i nagle byłam w
stanie znowu oddychać. Znowu był chłopcem. Przystojnym z rozmarzonymi oczami.
A nie czymś przed czym chciałam uciekać z krzykiem — Jakie to?
Spoglądał na mnie bez wyrazu — Nic nie mówiłem
— Teraz — mężczyzna poza mną warknął niecierpliwie — Ruszaj się
* * *
Eskortowali mnie szeroką chromowaną klatką schodową na ostatnie piętro Chester.
Poza chromowaną balustradą, rozciągały się ściany z ciemnego szkła pokrywające
całe piętro, gładkie bez drzwi czy klamek
Zerknęłam od jednego z eskortujących mnie mężczyzn do drugiego. Nie powiedzieli
nawet słowa od momentu kiedy zacisnęli swoje ręce na moich przedramionach i
zaczęli przepychać się przez tłum. Nie żebym ja coś mówiła. Czułam czym byli,
przemocą trzymaną na smyczy. Oboje wyglądali na dobrze zbudowanych
trzydziestolatków. Mężczyzna po lewej miał pokryte wieloma bliznami dłonie. Byli
ogromnymi masywnymi facetami. Coś w ich oczach kazało mi trzymać buzię na
kłódkę przynajmniej do momentu kiedy lepiej nie ograne położenia w którym się
znalazłam.
Zerknęłam w dół kiedy przechodziliśmy przez niezabudowane klatka schody. Kelner
był na podłodze martwy. Szara Kobieta już szukała nowej zabawki. Moje ręce
zacisnęły się w pięści. Szliśmy wzdłuż ściany z ciemnego szkła do momentu kiedy
jakaś charakterystyczna powierzchnia musiała wskazać na drzwi, ponieważ
mężczyzna po mojej lewej przycisną dłoń do szkła. Panel odjechał na bok ukazując
duże pomieszczenie wykonane w całości z dwustronnego szkła obramowanego przez
metalowe dźwigary. Można było tu zobaczyć wszystko co działo się na zewnątrz.
Przestrzeń sufitowa była wypełniona małymi ekranami odbierającymi obraz z kamer
bezpieczeństwa. Tutaj znajdowało się wnętrze klubu. W Chester nie działo się nic
czego nie można było zobaczyć tutaj.
— Przyprowadziłem ją jak mówiłeś Ry
Pchnęli mnie do środka. Panel zatrzasnął się za mną z miękkim syknięciem.
Pomieszczenie było ciemne ale rozświetlone przez blask ekranów LCD. Zrobiłam
krok aby złapać równowagę. Przez chwilę miałam wrażenie ,że upadnę ale była to
tylko iluzja stworzona przez podłogę, która również została zrobiona z dwustronnego
szkła. Światło było tak przytłumione ,że w pomieszczeniu widziałam tylko zarysy,
biurka, kilku krzeseł, stołu i mężczyzny stojącego po drugiej stronie pomieszczenia
zwróconego do mnie plecami. Wszystko poza tym pokojem jednakże było wyraźnie
widoczne. Sprawiało to ,że każdy krok wydawał się być jak skok wiary.
— Szklane domy co nie Ryodan? — pierwszy raz kiedy zadzwoniłam na numer
zapisany pod IYCGM (Jeśli nie możesz się ze mną skontaktować ) znajdujący się w
mojej komórce, Ryodan powiedział mi ,że ludzie którzy żyją w szklanych domach
nie powinni rzucać kamieniami, implikując i oskarżając mnie o to ,że moje cele nie
były wcale takie wzniosłe i inne niż Barronsa. Teraz stał tutaj, obserwując swój świat
z wnętrza innego. Czy swoje własne cele uważał za tak nieskazitelne? Zmrużyłam
oczy. Było jeszcze jedno pomieszczenie dalej poza tym w którym staliśmy, nawet
ciemniejsze. Cokolwiek czaiło się w jego cieniu, obserwował to w skupieniu
Po chwili nadal nie odwracając się w moją stronę powiedział — Dlaczego przyszłaś
Mac?
— Dlaczego karmisz Unseelie ludźmi?
— Nie ma żadnego przymusu w moim klubie. Tylko odwzajemnione pragnienie
— Oni nie rozumieją co robią
— To nie mój problem
— Umierają. Ktoś musi ich obudzić, przywrócić do rzeczywistości
— Są zakochani w umieraniu
— Nie rozumieją tego, są skołowani
— To nie mój problem
— Mógłbyś coś z tym zrobić
— Mógłbym, więc powinienem? — powiedział — Czy ten tłum tam w dole
wygląda dla ciebie przyjaźnie? Ten tłum gotuję się na skraju kolejnych zamieszek,
jednocześnie chciałabyś abym odgrywał rolę moralnego doradcy. Mężczyźni byli
krzyżowani za mniejsze przewinienia. Widziałem w swoim życiu wystarczająco dużo
wraków aby wiedzieć kiedy szyny są zablokowane a hamulce zawiodły. To wszystko
tam na dole to takie właśnie wraki Mac. W tej chwili interesuję mnie tylko jedna
rzecz. Potencjał. Barrons myśli ,że go masz
Jego ton wszystko wyjaśnił — Ale Ty tak nie uważasz — powiedziałam stanowczo
— Martwisz mnie
— Ty też mnie martwisz — zrobiłam kilka kroków w głąb pokoju. Chciałam móc
lepiej na niego spojrzeć. I chciałam wiedzieć co obserwował.
Jak Barrons i moja eskorta Ryodan był wysoki i dobrze zbudowany. Zastanawiałam
się czy to był swego rodzaju wymóg aby być tym czym byli, tak jakby mięczak był
pośród nich niedopuszczalny. Miał na sobie ciemne spodnie i śnieżnobiałą koszulę,
rękawy podwinięte na umięśnionych przedramionach. Srebrne obręcze identyczne jak
Barronsa błyszczały na jego nadgarstkach.
— Wszyscy wydają się uważać ,że Ty jesteś rozwiązaniem, nieprawdaż? —
powiedział
Wzruszyłam ramionami — Nie wszyscy — Rowena tak nie myślała
— Nie przyszło ci do głowy ,że to Ty możesz stanowić problem ?
— Co masz na myśli?
— Jak ci się wydaję dlaczego wciąż natykasz się na książkę podczas gdy wszyscy
inni którzy jej szukają nigdy nie znajdują nawet śladu po niej? Nawet Darroc, twój
znakomity mistrz nie może się do niej zbliżyć. Ale nikt kto naprawdę chcę ją mieć
nie może jej znaleźć. Z wyjątkiem ciebie
— Jestem Wykrywaczem Przedmiotów Magicznych — przypomniałam mu —
Tylko ja potrafię je wyczuć To potencjał dla ciebie.
— W rzeczy samej. Potencjał do czego? Przyszło ci do głowy ,że może nie Ty ją
znajdujesz tylko ona znajduje ciebie?
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Jak myślisz czego chce książka Mac?
— Skąd mam wiedzieć? Śmierci. Destrukcji. Chaosu. Tego samego co reszta
Unseelie
— Czego Ty byś chciała gdybyś była książką?
— Ja jestem inna i to jest proste, nie chciałabym być książką
— Może wcale nie jesteś inna. Może ona też nie chcę nią być
— Ma też inne formy. Jest też bestią
— Czy bestia kiedykolwiek kogoś skrzywdziła? Nie sądzisz ,że zrobiłaby to gdyby
mogła, czyż nie leży to w jej naturze?
Wpatrywałam się w jego plecy, rozważając to co powiedział — Chcesz powiedzieć
,że bestia jest tylko wizją, zauroczeniem. Że tak jak każda wróżka książka tworzy
iluzję
— A co jeśli jej prawdziwą formą jest tylko książka? Taką formą która nie może
chodzić czy poruszać się ani robić niczego na własną rękę?
— Chcesz powiedzieć ,że uważasz iż książka przejmuje ludzi tylko po to aby mieć
ich ciała?
Spojrzał na panel ekranów LCD mieszczących się ponad jego głową — Nie wiem co
myśleć. Rozważam wszystko. Obserwowałaś ich wystarczająco długo, widziałaś
czego chcą. Głód Unseelie jest jak zagłodzeni więźniowie szukający czegoś do czego
król Unseelie sprowadził ich istnienie. Co jeśli książka szuka cielesności? Ruchomej
formy dzięki której będzie mogła korzystać z autonomii? Jednostki którą będzie
mogła zatrzymać i kontrolować? Żyć własnym życiem?
— Więc dlaczego zabija ludzi których ciała przejmuje?
— Może wcale tego nie robi. Może są one po prostu jak lalki które się łamią. A
może niektórym z nich udaję się przejąc kontrolę na kilka chwil i zatrzymać to co
robi im książka w jedyny sposób w jaki mogą. A może czeka na właściwy moment.
Może posiada zdolności wróżek do prognozowania różnych możliwości, delikatnego
kształtowania wydarzeń dla osiągnięcia pewnych celów. Czy książka kiedykolwiek
do ciebie przemówiła?
— Tak
— Barrons powiedział ,że zawołała cię po imieniu
Nigdy mu tego nie mówiłam. Musiał słyszeć jak przemówiła do mnie tamtej nocy.
Myślałam ,że to odbyło się tylko w mojej głowie — Co z tego? Nie wiem skąd zna
moje imię — lubił grac w 'być może', ja też mogłam w to grac — Może ona zna
imiona wszystkich. Nie wiem co sugerujesz ale książka mnie od siebie odpycha.
Ledwie mogę zbliżyć się do niej. Jestem zbyt dobra a książką zbyt zła
— Doprawdy — nie mógł już powiedzieć tego bardziej sucho
— Co masz na myśli mówiąc 'doprawdy' — powiedziałam defensywnie
— Dobro i zło są ledwie przeciwnymi stronami monety Mac. Wyrzuć ją w powietrze
na wystarczając odległość a zobaczysz jak łatwo może spaść na złą stronę. Może
książka wie coś o Tobie co sprawia ,że wydajesz jej się inna. Sprawia ,że chce
właśnie ciebie. Uważa ,że kiedy przejdziesz na drugą stronę będziesz warta dużo
więcej niż ktokolwiek z nas kto by to zrobił
To co mówił nie miało sensu. I trochę mnie przerażało — Jak co na przykład? I jeśli
o to chodziło dlaczego nie wzięła mnie już wcześniej, miała przecież wiele okazji
— Darroc czekał na odpowiedni moment. Może nie jesteś jeszcze gotowa aby
zmienić strony. Wieczne życie rodzi wieczną cierpliwość. Gdybyś żyła wystarczająco
długo mogłabyś znać odczucie, że jeśli dzień cię rozbawił to był to dobry dzień.
Poczucie dobra i zła, moralności, wszystkich wartości może przestać istnieć
Z wyjątkiem dwóch rzeczy które trzymały wszystko do kupy, zastoju i zmiany —
klasycznego postrzegania wróżek. Oczywiście nieśmiertelność by to to uczyniła
— Więc uważasz ,że książka sama sobie dostarcza rozrywki, czekając na
odpowiedni moment aby się na mnie rzucić? Obudź się Nigdy nie będzie
właściwego dla tego momentu!
— Arogancja, jak gniew, często jest fatalnym błędem
— Darroc mnie stracił. Nie dostał tego co chciał. Wciąż stoję na własnych nogach. I
wciąż walczę. I nigdy nie zmienię stron — powiedziałam chłodno.
— Wciąż stoisz z powodu niej Mac — pokiwał w kierunku pokoju w który się
wpatrywał — Nie zapominaj o tym. Nigdy nie widziałem czegoś takiego jak ona a
widziałem już sporo.
Przesunęłam się aby stanąć obok niego i zajrzałam do następnego pomieszczenia. Z
bliska mogłam już rozróżnić kształty. Dani była pośrodku czterech mężczyzn, kręcąc
się nieustanni, z mieczem w górze
— Skrzywdzisz ją a cię zabiję — powiedziałam mu. Nie ważne ,że był stopę wyższy
ode mnie i ważył dwa razy tyle co ja
— Ona powiedziała to samo o tobie
Nagle Dani przeszła na super szybkość, następnie wszyscy oni zniknęli i pojawiła się
znowu Dani, otoczona przez czterech mężczyzn.
— Nie przestaję próbować się wydostać od momentu kiedy ją tam umieściłem.
Zastanawiam się jak długo mogłaby przetrwać
Nie za długo bez jedzenia pomyślałam, ale nie miałam zamiaru mu tego mówić.
Spojrzałam w górę na niego.
Odwrócił się do mnie spoglądając w dół. Przystojny, chłodny mężczyzna. Jego oczy
były najczystszymi jakie kiedykolwiek widziałam. To był mężczyzna który nie toczył
ze sobą żadnych konfliktów. Nie miał żadnego problemu z byciem tym czym był.
Spoglądaliśmy na siebie — Czarny dobrze do ciebie pasuję — wymruczał— Czy
Barrons widział cię taką?
— Wieczna Cierpliwość — zamruczałam z powrotem. Jego krawat był poluzowany
a w otwartym kołnierzyku jego białej koszuli jego szyja była plątaniną blizn, z jedną
długą okropnie wyglądającą , rozciągającą się po lewej stronie od ramienia aż do
ucha. Nie potrzebowałam pielęgniarki aby powiedziała mi ,że wyleczył się dawno
temu z rany która zabiłaby większość mężczyzn. Jak dawno temu?
— Czy dzisiejszy dzień cię rozbawił, Ryodan?
Jego usta zakrzywiły się. Spojrzał z powrotem na Dani i po chwili pokiwał — Tak.
Bardziej niż jakikolwiek inny w ciągu ostatnich.....lat
— Ona ma trzynaście lat!
— Czas to naprawi
— Martwisz mnie Ryodan
— Wracając do ciebie Mac, mała rada. Życie to jak ocean pełen fal. Wszystkie one
są niebezpieczne. Wszystkie one mogą cię utopić. Przy odpowiednich
okolicznościach nawet najłagodniejsza fala może przekształcić się w pływ. Czekanie
z nadzieją na odpowiednią fale to metoda dla weekendowych wojowników. Wybierz
jedną i trzymaj się jej, zwiększy to Twoje szanse na przetrwanie — obserwował
przez chwilę Dani a potem powiedział — W moim domu obowiązują pewne zasady
— Twoi kumple już powiedzieli mi jakie są dwie pierwsze. Neutralny grunt. Złam tą
zasadę a zginiesz
— Nie zabijamy wróżek wewnątrz mojego klubu. Przebywanie w moich ścianach
oznacza bycie pod moją ochroną
— Właśnie obserwowałam jak jedna z twoich chronionych wróżek zabiła człowieka
— Jeśli są na tyle głupi aby tu być, są też na tyle głupi aby zginać
— Czy to oznacza, że ja też mogę zabijać ludzi? — powiedziałam słodko. Była
pewna dwójka która przyciągnęła mój wzrok. Derek O’Bannion, młodszy brat
irlandzkiego mafioza którego zabiłam po tym jak ukradłam mu włócznię
przeznaczenia, a ostatnio prawa ręka Lorda Master, przekraczał właśnie parkiet pod
moimi stopami. Towarzyszyła mu Fiona, kobieta która kiedyś prowadziła Książki i
Bibeloty Barronsa, do czasu aż nie próbowała mnie zabić, potem Barrons ją zwolnił.
Teraz tylko potrzebowałam jeszcze LM we własnej osobie i kilku książąt Unseelie
aby zgromadzić wszystkich moich wrogów w tym samym miejscu
— Specjalne zasady dla ciebie Mac. Nie zabijesz niczego w moim klubie, ani
człowieka ani wróżki. Tocz swoją walkę poza tymi ścianami. A jeśli wiara Barronsa
w ciebie okaże się bezpodstawna, nie będzie żadnego miejsca w którym będziesz
mogła się ukryć. Każdy z nas przyjdzie po ciebie.
Nie zaszczyciłam jego groźby odpowiedzią
Zapukał w szybę i wykonał gest swoją lewą dłonią. Trzej mężczyźni zniknęli. Dani
zamrugała. Wtedy nagle pojawiła się przed nami a jeden z jego mężczyzn trzymał jej
miecz przy jej gardle
— Jeśli jeszcze kiedykolwiek przyjdziecie do mojego klubu nosząc ze sobą broń,
odbierzemy Wam ją i nigdy nie oddamy. Czy to jasne?
— Jak podłoga pod moimi stopami
Tłumaczenie agaz.7@wp.pl