„To trzeba zobaczyć, a potem się wyrzygać”. Marcin
Makowski o aferze Rudnickiego i hipokryzji lewicy
Dodano dzisiaj 17:53
1308
Marcin Makowski, "Do Rzeczy"
/ Źródło: DoRzeczy.pl
17
0
Marcin Makowski w ostrych słowach odniósł się do zachowania dziennikarek
i celebrytek, które zamiast wesprzeć molestowaną koleżankę, zdecydowały się
relatywizować chamstwo słynnego pisarza, tylko dlatego, że należy do ich koterii.
„To trzeba zobaczyć, a potem się wyrzygać” – napisał Makowski.
Reporterka Anna Śmigulec na łamach „Wysokich Obcasów” opisała historię ze znanym pisarzem,
Januszem Rudnickim, z którym umówiła się po wywiadzie: „Rozmawiamy miło, kafejka pełna ludzi,
aż tu nagle w drzwiach pojawia się ów kolega, a pisarz woła do niego: »Chodź, ku**y już są!«”.
Wydawałoby się, że media, dziennikarze i dziennikarki, które ochoczo angażowały się w akcję
#Metoo, wesprę koleżankę. Nic z tego.
Co wolno wojewodzie…
"Jakiś tam pisarz nazwał dziennikarkę "Wyborczej" k***ą. Ta się (słusznie) oburzyła i opisała
wszystko w "Wysokich Obcasach". Wystarczyła chwila, żeby okazało się, na jaką minę wdepnęła.
Bo ów pisarz to nie był jakiś tam Ziemkiewicz, którego można z seksizmu rozliczać. To był znany
na salonach intelektualista, który po prostu "takie ma poczucie humoru". No lubi sobie wariat
poświntuszyć, co zrobisz" – pisze Makowski. "Tak też do ataku rzuciły się Eliza Michalik, Kazimiera
Szczuka oraz była minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata Omilanowska. Wszystkie
zgodnie racjonalizowały zachowanie oślizgłego typa, proponującego "dopicie piwa w zamian
za danie dupy". Gdzieś tam śmieszkuje sobie w tle Maciek Stuhr, wszelkiej maści publicyści
i publicyści. Renata Grochal z "Newsweeka" mówi, że przecież ta dziewczyna mogła dać pisarzowi
w twarz, a nie siedzieć cicho. I w ogóle cała akcja #metoo trochę trąci myszką" – podsumowuje
dziennikarz "Do Rzeczy".
Obroną kolegi zajęła się szybko dziennikarka „Gazety Wyborczej” (żona Jacka Żakowskiego):
"Ciekawe, czy to samo pisała, gdy na jaw wyszły seksistowskie zachowania Donalda Trumpa. To też
były niewinne żarty?" – pyta retorycznie Makowski.
Winne wszystkiemu nie jest chamstwo, tylko patriarchalna kultura
Makowski pisze dalej, że w obronie pisarza murem stanęły dziennikarki znane zazwyczaj z tropienia
wszelkiego przejawu seksizmu. Okazało się, że i tym razem wszystkiemu winne jest nie chamstwo
pisarza, tylko… polska, patriarchalna kultura.
„Nie rozumiem, dlaczego dziennikarka po prostu nie powiedziała Rudnickiemu, że nie życzy sobie,
żeby nazywał ją k...ą. Mogła wstać, dać mu w pysk i wyjść z kawiarni, zamiast grzecznie siedzieć
i udawać, że wszystko jest OK. Nie obwiniam jej za to, że tak nie zrobiła. W polskiej patriarchalnej
kulturze dziewczynki mają być przede wszystkim grzeczne” – pisała Renata Grochola
w „Newsweeku”.
Głos zabrała również naczelna feministka RP – Kazimiera Szczuka:
„Znam Janusza Rudnickiego. Lubię go Jego patologiczne żarty traktuje jako przejaw choroby
o nieznanej etiologii. I tyle. Dalej go będę lubić chociaż te żarty są często niestrawne i niesmieszne.
Jestem z Wami, moi patogiczni przyjaciele wszystkich płci ! (A, jeszcze mi się przypomniało,
ze przecież Rudnicki opisał jakieś rzekome nasze bzykanie w Kędzierzynie Koźlu. Nawet mi
nie przyszło do głowy się obrazić, po prostu mu powiedziałam że jest idiota)”.
Szczuka pisze dalej: „po prostu w ogóle nie potrafię zobaczyć w tej historii dziennikarki w roli ofiary.
Janusz Rudnicki nie jest ani Lepperem ani Ziemkiewiczem ani Sklepowiczem. Skąd to wiem ?
Trudno powiedzieć, ale nawet gdybym znała go tylko z tego co pisze rozpoznalabym zasadnicze
różnice. Dziennikarka w żaden sposob nie była i nie jest w słabszej pozycji. Ani inteltualnie ani
w żadnej zależności zawodowej ani jakielkowiek. Spokojnie może mu słowem za słowo przylozyc,
zarządac przeprosin, dac w twarz, powiedzieć na poważnie ze jest zszokowana - cokolwiek. Czy
seksualny kontekst - bo pada kurwa- aż tak obezwladnia ? Po prostu trudno mi zobaczyć
to w jednym worku z przemocą seksualną i nienawiścią do kobiet. A przeprosić powinien” [pisow.
org.].
"I tyle. Jednym wolno więcej, innym mniej" – podsumowuje Makowski.
Również Maciej Stuhr odniósł się do całej sprawy.
"Choć oficjalnie z wielką troską i empatią Stuhr pochyla się nad niedostatkiem polskiej edukacji
seksualnej, w tym przypadku pospieszył bagatelizować sytuację i wesprzeć kolegę pisarza" –
zauważa dziennikarz.
Na swoim profilu na Facebooku Makowski dodał:
„I co najciekawsze, ci sami ludzie jeszcze niedawno twierdzili, że molestowanie zaczyna się od słów.
A dzisiaj, jak słowa wypowiada pisarz, któremu wolno więcej, głoszą – ej, no ale nie bądźmy tacy
sztywni. Ręce idzie załamać”.
/ Źródło: wp.pl, Facebook
/ jfi
Złamana kariera
amerykańskiej
gwiazdy? House of
Lies
Seksafera
w brytyjskim rządzie.
Minister obrony
narodowej podał się
do dymisji