Melanie Milburne
Tego nie było w umowie
Tłumaczenie: Ewa Pawełek
HarperCollins Polska sp. z o.o.
Warszawa 2021
Tytuł oryginału: His Innocent’s Passionate Awakening
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2020 by Melanie Milburne
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub
całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo
do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie
przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami
należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego
licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do
HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane
bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
ISBN 978-83-276-7410-4
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek /
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Artemisia Bellante popatrzyła na prawnika swojego ojca z przerażeniem
w oczach.
– To musi być jakaś pomyłka. Castello Mireille należy do nas od
pokoleń. Ojciec nigdy nie zastawiłby rodowej posiadłości. Nigdy nie
wspominał też, że jest dłużny bankowi pieniądze.
– Bo nie o bank tu chodzi.– Prawnik położył na blacie biurka plik
dokumentów z grobowym wyrazem twarzy. – Słyszała pani o Luce
Ferrantellim? Odziedziczył i rozwinął przedsiębiorstwo po zmarłym ojcu.
Jest także znanym producentem wina i oliwek. Interesują go nowe odmiany
winogron, niektóre z nich znajdują się na terenie Castello Mireille.
Artie opuściła wzrok na leżące przed nią dokumenty. Po kręgosłupie
przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz.
– Tak, słyszałam o nim… – Mimo że przez lata nie wychylała nosa
z rodzinnej posiadłości, wiedziała, kim jest ten przystojny milioner,
i widziała jego zdjęcia w gazetach. Ona również nie pozostała obojętna na
jego wdzięk, podobnie jak większość kobiet w wieku od piętnastu do
pięćdziesięciu lat. Był wyjątkowo atrakcyjnym mężczyzną. Znów podniosła
wzrok na prawnika. – Ale jak do tego doszło? Wiem, że tata odprawił kilku
ogrodników, by ograniczyć wydatki, ale nie wspominał o pożyczaniu
pieniędzy od kogokolwiek. Nie rozumiem, dlaczego signor Ferrantelli stał
się właścicielem posiadłości? Dlaczego ojciec nie powiedział mi o tym
przed śmiercią?
Czuła się oszukana i głęboko zraniona. Czy to był sposób, by zmusić ją
do opuszczenia domu, którego w ogóle nie chciała opuszczać? Jak ma teraz
znaleźć wyjście z tej katastrofalnej sytuacji?
Bruno nasunął okulary na grzbiet rzymskiego nosa.
– Najwyraźniej twój ojciec i ojciec Luki mieli w przeszłości jakieś
powiązania biznesowe. Poza tym, gdy pod koniec zeszłego roku burza
zniszczyła dach zamku, musiał poszukać pożyczki, bo jego polisa
ubezpieczeniowa wygasła. Wiedział, że nie da rady utrzymać posiadłości.
Artie zamrugała szybko.
– Ubezpieczenie wygasło? Dlaczego mi o tym nie powiedział?
Jestem… byłam jego jedynym dzieckiem, jedyną rodziną, jaka mu została.
Jak mógł nie ufać mi na tyle, by powiedzieć prawdę o finansach?
Bruno Rossi wzruszył ramionami.
– Duma. Zakłopotanie. Wstyd. Z pewnością nie było mu łatwo przyznać
się do klęski. Musiał obciążyć posiadłość hipoteką, by zapłacić za remont.
Luca Ferrantelli wydawał się ostatnią deską ratunku, biorąc pod uwagę zły
stan zdrowia twojego ojca. Niestety plan spłaty nie poszedł zgodnie
z planem, co stawia cię w niekorzystnej sytuacji.
Artie zmarszczyła brwi, czując przeszywający ból z tyłu głowy. To
musiał być koszmar. Za chwilę się obudzi i okaże się, że cała ta sytuacja
jest tylko złym snem. Błagam, to nie może być prawda, powtarzała
w myślach.
– Tata na pewno wiedział, że prędzej czy później będzie musiał spłacić
pożyczkę? Zawsze był bardzo skrupulatny w rachunkach. Nie ryzykowałby
niepotrzebnie. A może to signor Ferrantelli wykorzystał sytuację? Może od
samego początku dążył, by przejąć majątek?
Bruno westchnął, pochylając się nad biurkiem.
– Twój ojciec był dobrym człowiekiem, Artie, ale nie radził sobie
z finansami, zwłaszcza od czasu wypadku. Twoja matka była jedyną osobą,
która potrafiła trzymać rękę na pulsie i zarządzać. Po tym, jak zginęła,
wszystko spadło na twojego ojca. Niestety nie zawsze słuchał rad swoich
księgowych i doradców finansowych. – Zamilkł na moment. – Muszę ci
wyznać, że ten wypadek bardzo go zmienił. Stał się drażliwy i nieufny.
Zwolnił trzech ostatnich księgowych, bo mu powiedzieli, że trzeba zmienić
sposób zarządzania majątkiem. Przykro mi, Artie, ale jeśli nie znajdziesz
pieniędzy na spłatę kredytu hipotecznego, posiadłość przejmie Luca
Ferrantelli.
Po jej trupie! Nie odda rodzinnego domu bez walki, nawet jeśli
oznaczało to nierówne starcie Dawida z Goliatem. Znajdzie sposób, by
uratować posiadłość. Musi znaleźć. Ignorowała zimne krople potu na
plecach i bolesne pulsowanie za gałkami ocznymi. Nie mogła jednak nie
zauważyć, że pod wpływem stresu podłoga pod jej stopami zaczęła się
chybotać jak papierowa łódka.
– Kiedy i gdzie ojciec spotkał signora Ferrantellego? Przez ostatni rok
nie odstępowałam ojca nawet na moment. Nie przypominam sobie, żeby ten
człowiek nas odwiedził, chociaż raz.
– Może był tutaj, gdy akurat gdzieś wyszłaś?
Gdzieś wyszła? Ona nigdzie nie wychodziła. Nie przypominała innych
ludzi, którzy spotkali się z przyjaciółmi w kinie czy w restauracji. Dla niej
trójka była już tłumem.
– Może… – przyznała cicho.
Jej fobia była gorsza od więzienia o zaostrzonym rygorze. Nie
opuszczała zamku, od kiedy skończyła piętnaście lat. Dziesięć lat. Dekada,
prawie połowę życia spędziła ukryta przed światem. Kiedy ktoś przyjeżdżał
do ojca, zazwyczaj unikała spotkań. W ostatnich dwóch latach nie pojawił
się nikt nowy, poza lekarzem i fizjoterapeutą. Jego tak zwani przyjaciele
szybko przestali się nim interesować. Teraz, gdy się okazało, że ojciec był
bankrutem, rozumiała dlaczego. Nie było nikogo, do kogo mogłaby się
zwrócić. Od kilkunastu lat uczyła się w domu. Nie miała żadnych
znajomych. Jej jedyną przyjaciółką była Rosa, gospodyni.
Wzięła głęboki oddech. Musiała spojrzeć prawdzie w oczy. Traciła
ukochany dom, azyl, kryjówkę. Nigdy nie pracowała, opiekowała się
jedynie ojcem, nie da rady zarobić tyle, by spłacić długi. Odsunęła od siebie
dokumenty.
– A co z funduszem powierniczym matki? Nie zostało na nim żadnych
pieniędzy?
– Zastało tyle, żebyś mogła żyć przez kilka miesięcy, ale to wszystko.
– Ile mam czasu? – Nie wyobrażała sobie życia bez Castello Mireille.
To był jej dom, kotwica, cały świat.
Bruno z powrotem podsunął dokumenty w jej stronę.
– Rok. Najwyżej dwa. Pamiętaj, że posiadłość wymaga licznych
nakładów, dom potrzebuje remontu. Kosztownego remontu. Zeszłoroczna
burza obnażyła liczne słabości rezydencji. Dach w północnym skrzydle
nadal jest w fatalnym stanie. Potrzebne są miliony euro, aby…
– Tak, wiem, wiem.
Artie wytarła wilgotne dłonie o uda. Castello niszczało. Widziała to
każdego dnia, ale wyprowadzka z domu była nie do pomyślenia.
Niemożliwa. Nie mogła tego zrobić. Ogarniała ją coraz większa panika.
Ucisk narastał w jej klatce piersiowej, miażdżący ciężar napierał na jej
płuca. Zagrożenie wyłoniło się z mrocznych cieni jej świadomości, by ją
pochwycić i ostatecznie pokonać. Złowrogi lęk podążał za nią, od kiedy
wróciła ze szpitala po wypadku, w którym straciła matkę i który z jej ojca
zrobił inwalidę na wózku. Wypadek, do którego nie doszłoby, gdyby nie
ona.
– Jest coś jeszcze – dodał prawnik, chropawym głosem.
– Co takiego? – spytała, drżąc na całym ciele.
– Signor Ferrantelli zaproponował plan spłaty. Jeśli spełnisz jego
warunki, odzyskasz zamek w przeciągu sześciu miesięcy.
Uniosła wysoko brwi. Jej niepokój stał się ostry jak brzytwa i trzepotał
w jej żołądku, raniąc ją boleśnie. Przecież w tak krótkim czasie nie da rady
spłacić długu. Czego on, u licha, chce?
– Plan? Co za plan? – Jej głos był napięty i przypominał piszczącą
zabawkę.
– Nie upoważnił mnie do rozmowy na ten temat. Chce z tobą
porozmawiać osobiście. Sam ci wszystko wyjaśni. Zaproponował spotkanie
w Mediolanie, w swoim biurze, w poniedziałek o dziewiątej rano.
Przedyskutujecie spokojnie różne możliwości.
Możliwości? A jakie tu były możliwości? Żadnych. Albo spłaci dług,
albo straci dom. Czego Ferrantelli mógł od niej chcieć? Od kobiety, której
w ogóle nie znał? O dziewiątej, w jego biurze, w Mediolanie. Wszystko
wskazywało na to, że ten człowiek wydawał rozkazy i przyzwyczajony był
do posłuszeństwa. Nie mogła jednak pojechać do Mediolanu. Nie
w poniedziałek. Nigdy. Wystarczało, że zbliżała się do bramy, a już
ogarniała ją panika. Złapała za oparcie krzesła. Jej serce waliło, jakby
przygotowywało się do udziału w igrzyskach olimpijskich.
– Przekaż mu, by spotkał się ze mną tutaj. Nie stać mnie na podróż, na
taksówkę…
– Signor Ferrantelli jest niezwykle zajętym człowiekiem. Wyraźnie
powiedział, żebym ci przekazał…
Artie uniosła wysoko podbródek.
– Przekaż mu, by spotkał się ze mną w poniedziałek o dziewiątej tutaj.
W przeciwnym razie w ogóle nie dojdzie do spotkania.
Luca Ferrantelli podjechał swoim maserati pod zardzewiałą bramę
rezydencji Castello Mireille w poniedziałkowy poranek. Posiadłość miała
w sobie coś z baśni braci Grimm. Wiekowy, kamienny budynek porośnięty
bluszczem otoczony był ogrodem, który wyglądał, jakby nikt go nie
doglądał od lat. Zarośnięte żywopłoty, niepoprzycinane róże, ścieżki
porośnięte chwastami i stare drzewa, które przypominały surowych
wartowników. Rezydencja była na skraju upadku, ale on nauczył się
dostrzegać brylanty w popiele.
A skoro mowa o brylantach… Spojrzał na aksamitne pudełko leżące na
siedzeniu obok, które zawierało pierścionek zaręczynowy jego zmarłej
babci, i uśmiechnął się w duchu. Artemisia Bellante będzie idealną
tymczasową żoną. Jej ojciec, Franco, zdążył przesłać mu przed śmiercią
zdjęcie córki z prośbą, by opiekował się nią, gdy jego zabraknie. Wizerunek
dziewczyny zasiał w jego umyśle ziarno, które wypuściło korzenie
i zakwitło niespodziewanym pomysłem. Nie mógł się już doczekać
spotkania, by przedstawić plan, który dla nich obojga był bardzo korzystny.
Artie była młodą, niewinną, nieśmiałą kobietą – dokładnie taką, jaką jego
konserwatywny dziadek chciał widzieć u jego boku. Przyszła pani
Ferrantelli nie mogła być byle kim. Czas uciekał. Pozostało niewiele czasu,
by przekonać dziadka do leczenia. Jeśli to mogło mu pomóc, zrobi to. Zrobi
wszystko. Ożeni się nawet z biedną dziedziczką. W końcu to on ponosił
winę za to, że jego dziadek stracił chęć do życia. Był mu coś winien za
zniszczenie rodziny.
Zacisnął powieki, ale nie dał rady powstrzymać wspomnień. Bezwładne
ciało ojca i jego starszego brata Flavia. Widział ich martwe ciała
wyciągnięte z morskich fal. A wszystko przez niego. Przez lekkomyślne
zachowanie nastolatka. Dwa życia zostały zmarnowane, a szczęście jego
dziadka i matki nieodwracalnie zniszczone. Od tamtej pory nic już nie było
takie samo. Nic! Nie mógł cofnąć czasu ani szkód, jakie wyrządził rodzinie.
Jego babcia zmarła rok temu i wtedy dziadek stracił całą chęć do życia. Nie
chciał podjąć leczenia, choć jego rak był stosunkowo łatwy do
wyeliminowania. Odmówił przyjęcia chemii i zupełnie się poddał. Dlatego
przyprowadzi do domu młodą żonę, by dać dziadkowi nadzieję, że jego ród
nie wygaśnie. Nawet jeśli byłaby to tylko ułuda z baśni braci Grimm.
Artie patrzyła przez okno, jak Luca wjeżdża przez bramę potężnym
samochodem. Silnik mruczał jak rozdrażniony lew. Przyciemnione szyby
uniemożliwiły jej wnikliwsze oględziny. Dzięki internetowi wiedziała,
z kim będzie miała do czynienia. Luca Ferrantelli prowadził z sukcesami
przedsiębiorstwo i łamał serca kobietom na całym świecie. Nie minął
tydzień, od kiedy sieć zalały jego zdjęcia z piękną blondynką wiszącą mu
na ramieniu.
Potężny sportowy samochód zatrzymał się na podjeździe. Artie
wstrzymała oddech, gdy zobaczyła, jak mężczyzna wysiada. Zdjęcia nieco
fałszowały rzeczywistość. Na żywo prezentował się jeszcze lepiej.
Atletycznie zbudowany, wysoki i przystojny jak diabli. Jej puls trzepotał
jak rój motyli. Dobra wróżka nie szczędziła mu darów. Czarne włosy,
zaczesane niedbale do tyłu, odsłaniały wyjątkowo piękną twarz. Jak zniesie
jego obecność?
Luca musiał wyczuć jej spojrzenie, bo zdjął okulary i spojrzał w okno.
Zastygła zaskoczona, z trudem łapiąc oddech. Szybko odskoczyła od okna
i oparła się o sąsiednią ścianę, przyciskając dłoń do gardła. Ciepło wypełzło
na policzki. Minęło kilka minut, zanim gospodyni Rosa wprowadziła gościa
do salonu, ale ona wciąż nie potrafiła opanować drżenia. A jeśli zauważy,
że się zarumieniła? A jeśli spostrzeże, że jest rozdygotana? A jeśli…
– Signor Ferrantelli, do ciebie – oznajmiła gospodyni, kiwając głową
w kierunku mężczyzny, po czym wycofała się za drzwi.
Pierwszą rzeczą, na jaką Artie zwróciła uwagę, były jego włosy, które
wcale nie były tak czarne, jak jej się zdawało. Na skroniach widniały
srebrnoszare kosmyki, które nie licowały z młodą twarzą. Jego oczy,
brązowozielone otoczone były gęstymi i ciemnymi jak atrament rzęsami.
Szczęka była gładko ogolona, ale wokół ust widoczny był ślad ciemnego
zarostu. Czuła się oszołomiona jego władczą prezencją, wibrującą energią,
nieziemskim wyglądem.
– Dzień dobry, signora Bellante.
Jego głos przypominał pomruk silnika sportowego samochodu. Był
niski, głęboki, mocny. Z wahaniem podała mu rękę. Uścisk był silny,
a jednocześnie delikatny. Ciemne włosy na dłoni znikały pod mankietem
markowej koszuli i równie markowego garnituru. Domyśliła się, że to
Armani. Woda po goleniu o wyraźnej cytrusowej nucie drażniła jej zmysły.
– Dzień dobry, signor Ferrantelli.
Puściła jego rękę, jakby się sparzyła, ale wciąż nie była w stanie
odwrócić wzroku od męskiej twarzy. Było w nim coś magnetyzującego,
hipnotyzującego, czarującego… Jego oczy zdawały się wydobywać z niej
wszystkie tajemnice, nie zdradzając własnych.
– Po pierwsze, proszę przyjąć najszczersze kondolencje w związku ze
śmiercią pani ojca.
– Dziękuję. Proszę usiąść. – Wskazała sofę. – Poproszę Rosę o kawę.
Jaką pan sobie życzy?
– Czarną i mocną.
No tak. Mogła się domyślić. Nacisnęła guzik intercomu i poprosiła
gospodynię o kawę, ukradkiem patrząc na mężczyznę. Wszystko w nim
było mocne i silne. Mocna, zdecydowana szczęka, silne, inteligentne oczy.
Mocne i umięśnione ciało wskazywało, że to człowiek, który nie bał się
przekraczać granic wytrzymałości. Człowiek, który wyznaczał sobie cele
i nie pozwalał, by ktokolwiek powstrzymał go przed osiągnięciem ich.
Usiadła na sofie, w bezpiecznej odległości. On zaś rozparł się wygodnie,
jedno ramię opierając na zagłówku w swobodnej pozie. Zazdrościła mu
tego. Ona musiała położyć ręce na udach, by powstrzymać drżenie kolan.
Nie ze strachu, ale z dziwnego podniecenia. Starała się nie patrzeć na jego
nogi, dobrze uformowane mięśnie pod miękkim materiałem spodni, płaski
brzuch, ale jej wzrok płynął po męskim ciele wbrew jej woli. Zastanawiała
się, czy te zaciśnięte usta łagodniały, gdy całował kobiety… Co się z nią
działo? Ledwie zamieniła z nim słowo, a już rozbierała go oczami.
– Mam nadzieję, że przyjazd z Mediolanu nie był dla pana zbyt
kłopotliwy? – spytała uprzejmie.
– Nie był, ale nawet gdyby był, nie pozostawiła mi pani wyboru.
– Signor Ferrantelli, nie należę do kobiet, które dostosowują się do
życzeń mężczyzn.
W jego oczach pojawił się błysk.
– Tym razem będzie się pani musiała dostosować, bo praktycznie
posiadam Castello Mireille, chyba że mnie pani spłaci.
W jego głosie zabrzmiało ostrzeżenie „nie zadzieraj ze mną”.
– Prawnik poinformował mnie o układzie finansowym z moim ojcem.
Dziwię się, że od razu nie przejął pan posiadłości.
– Pani ojciec umierał. Zasłużył sobie na cień nadziei.
Artie uśmiechnęła się cynicznie.
– Mam wierzyć, że zdobył się pan na współczucie wobec niego? Choć
dzień po dniu przejmował pan jego dom, wszystko, co kochał?
Luca nie zmienił pozycji. Dalej opierał się nonszalancko na sofie, ale
jego wzrok stwardniał.
– Pani ojciec zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc pod koniec zeszłego
roku. Udzieliłem mu jej, ale nie jestem instytucją charytatywną.
Zawarliśmy umowę. Czas, aby się z niej wywiązać – oznajmił stanowczo.
Artie zerwała się z sofy, jakby ktoś poraził ją prądem. Popatrzyła na
niego z wściekłością.
– Nie może pan zabrać mi domu. Nie pozwolę na to!
Spojrzenie Luki było twarde jak diament.
– Nie jestem bez serca. Mogę zwrócić pani posiadłość, ale pod
pewnymi warunkami. Wszystko ma swoją cenę – zawiesił tajemniczo głos.
– Jaką cenę? Przecież pan wie, że jestem bez pieniędzy.
– Nie chodzi o pieniądze. Nie przejmę domu, jeśli zgodzi się pani być
moją żoną przez sześć miesięcy.
ROZDZIAŁ DRUGI
Artie patrzyła na niego z otwartymi ustami i sercem, które tak łomotało,
jakby chciało uciec z piersi. Czy dobrze zrozumiała, czy też wyobraźnia
płata jej figle? Nie mógł tego powiedzieć! Żona? Tak się wyraził? Kobieta,
którą się wybiera, by spędzić z nią resztę życia w miłości i wierności?
– Słucham? – wydukała.
– Słyszała pani dobrze – powiedział spokojnie. – Potrzebuję żony na
sześć miesięcy i wyłącznie na papierze.
Jej niechęć do niego jeszcze bardziej wzrosła. Na papierze?
– Ma pan na myśli małżeństwo na pokaz?
– Ależ oczywiście!
Dla niej nie było w tym nic oczywistego. Nawet jeśli było to śmieszne,
poczuła się obrażona tą niezwykłą propozycją. Z miejsca została odrzucona
jako potencjalna kochanka, co wcale nie było miłe. Zaraz jednak jakiś
szyderczy głos przywołał ją do porządku. Kto by cię chciał? Zabiłaś swoją
matkę i okaleczyłaś ojca. A wszystko dlatego, że koniecznie chciałaś jechać
na głupią imprezę.
W tym momencie do salonu weszła Rosa, niosąc tacę z filiżankami
i dzbankiem kawy. Artie odstawiła filiżankę na stolik, nie ufając trzęsącym
się dłoniom. Tak, nie powinna się obrażać. Wciąż jednak nie rozumiała
motywów Luki.
– Mogę spytać, dlaczego to mnie spotkał ten zaszczyt? – spytała. – Na
pewno nie brakuje na świecie bardziej odpowiednich kandydatek do tej roli.
Celebrytki, modelki, aktorki, a nie takie wystraszone kurczątko jak ona.
Luca odstawił filiżankę na spodek.
– To pani ojciec podsunął mi ten pomysł.
– Mój ojciec? – powtórzyła niczym echo.
– Martwił się o pani przyszłość. Nie był pewien, jak sobie pani poradzi
po jego śmierci. Chciał, by miała pani zabezpieczenie, ale przecież zdawał
sobie sprawę, że sytuacja finansowa majątku jest katastrofalna. Ja z kolei
pieniędzy mam pod dostatkiem, za to potrzebuję żony. To dobry układ dla
obu stron, nie uważa pani? Castello za sześć miesięcy małżeństwa na niby.
Artie poczuła, że słabnie, ale nie chciała usiąść obok niego. Wolała
zachować dystans.
– Ale dlaczego pan chce, żebym… została pańską żoną?
Jej umysł opanowały niechciane obrazy. Ona i on razem, przed
ołtarzem. Jego ramię oplata ją w pasie i przyciąga bliżej, do umięśnionego
ciała. Usta opadają powoli, by przysięgę przypieczętować pocałunkiem…
– Jest pani dokładnie taką kobietą, jakiej chciałby dla mnie mój dziadek.
Jego wzrok powędrował na chwilę do jej warg, jakby i jemu nieobce
były myśli o całowaniu i dotykaniu.
Artie uniosła brwi.
– Naprawdę? To znaczy jaką?
Jego usta wygięły się w ironicznym uśmiechu.
– Słodką, niewinną, posłuszną i nieśmiałą, a przynajmniej tak
przedstawił panią ojciec.
O czym jeszcze opowiedział? Wyjawił, że cierpi na fobię społeczną?
Złamał daną jej obietnicę? To był ich sekret. Choć zachowała kamienny
wyraz twarzy, w środku kipiała ze złości. Jak ojciec śmiał knuć za jej
plecami? Wystawiać ją na sprzedaż jak rzecz? I dlaczego Luca Ferrantelli
tak bardzo chce zadowolić dziadka?
– Przykro mi, ale chyba doszło do nieporozumienia, signor Ferrantelli.
Nie widzę żadnego powodu, dla którego miałabym brać udział w tej farsie.
Nie zostanę pańską żoną.
– Chyba jednak nie jest pani tak słodka i posłuszna, jak twierdził pani
ojciec – zakpił z szerokim uśmiechem. – Ale to nieważne. Zrobi pani to, co
mówię.
Wyprostowała ramiona. Jej spojrzenie stało się tak lodowate, że jeszcze
chwila, a rzęsy zmieniłyby się w sople lodu.
– Proszę wyjść – rzuciła chłodno. – Nie mamy już o czym rozmawiać.
Luca nie ruszył się z miejsca. Wciąż siedział na sofie, w irytująco
zrelaksowanej pozie. W jego oczach czaił się jednak niebezpieczny błysk.
Artie zawahała się. Nie miała żadnego doświadczenia z mężczyznami
i powinna być ostrożniejsza. Jej starcie z tym mężczyzną było niczym
walka Dzwoneczka z tytanem.
– Nie ma pani dużego wyboru. Jeśli nie zgodzi się pani na ślub, przejmę
castello, a pani wyląduje na bruku.
Artie zacisnęła dłonie w pięści. Tylko tyle mogła zrobić, by nie rzucić
się na niego z pazurami. Wyobraziła sobie, jak robi zamach, by wymierzyć
mu policzek, a on łapie ją za nadgarstek, przyciąga do siebie i namiętnie
całuje… O nie! Naoglądała się „Przeminęło z wiatrem”, naczytała
romantycznych opowieści i takie są efekty!
Wskazała na drzwi władczym gestem.
– Proszę wyjść.
Luca podniósł się z wdziękiem lwa i stanął naprzeciw niej. Walczyła ze
sobą, żeby nie wykonać kroku w tył, nie okazać, że onieśmiela ją swoją
magnetyczną obecnością. Musiała wyciągnąć szyję, by móc mu spojrzeć
w twarz.
– Dam pani dwadzieścia cztery godziny na przemyślenie mojej
propozycji. Proszę się spokojnie zastanowić.
Artie uniosła podbródek.
– Już to przemyślałam. Jutro moja odpowiedź będzie taka sama. Proszę
nie tracić czasu i więcej tu nie przychodzić.
– Ma pani dużo do stracenia, signorina Bellante. – Omiótł wzrokiem
pokój. – Naprawdę chce pani, żeby rodowa siedziba przepadła z powodu
głupiej dumy?
– Duma nie ma nic wspólnego z moją decyzją. Jeśli wyjdę kiedyś za
mąż, to z miłości.
W jej głowie rozległ się głośny rechot. Z miłości? A jak chcesz znaleźć
męża, skoro umierasz ze strachu za każdym razem, gdy widzisz obcego
człowieka? I kto by cię chciał? Myślisz, że ktoś cię pokocha?
Wzrok Luki powędrował do jej ust i zatrzymał się tam na dłuższą
chwilę.
– Kocha pani to miejsce, prawda? Jest w pani rodzinie od pokoleń.
Nasze małżeństwo byłoby więc związkiem z miłości. Z miłości do domu,
którego przecież nie chce pani stracić. – Melodyjny ton jego głosu podziałał
na nią hipnotyzująco. Musiała zmobilizować wszystkie siły, żeby stawić
opór. To byłoby takie proste powiedzieć „tak”. Wszystkie jej problemy
zostałyby rozwiązane.
– Oczywiście, że kocham to miejsce. To jedyny dom, jaki mam.
Ich oczy się spotkały.
– Proszę za mnie wyjść, a nie straci go pani. Biznes to biznes. Jeśli będę
musiał, nie będę miał skrupułów, by odzyskać to, co moje. Nigdy nie
pozwalam, by emocje przesłoniły zdrowy rozsądek. Proszę o tym
pomyśleć.
Starała się zignorować cyniczny błysk w jego oku, zignorować śliskie
węgorze paniki wijące się w jej brzuchu. Nie mogła stracić domu. Nie
mogła pozwolić, żeby rezydencja została przekształcona w luksusowy
hotel, żeby obce osoby przechadzały się po pokojach, naruszały spokój
wiekowych murów, które przechowywały najpiękniejsze wspomnienia jej
rodziny.
– Nie wyrzuci mnie pan stąd. Ja też mam chyba jakieś prawa, prawda?
– No cóż, to pani ojciec błagał mnie o pomoc – przypomniał
nonszalancko. – To ja jestem w prawie.
– I dlatego mam spełnić pańskie życzenie? Oczekuje pan, że tak po
prostu się zgodzę? Czy kiedykolwiek ktoś panu odmówił?
– Raczej nie. – Wyjął z kieszeni aksamitne pudełko i wyciągnął dłoń
w jej stronę. – Może to pomoże pani podjąć decyzję.
Artie popatrzyła z niesmakiem na pudełko, jakby miał z niego
wyskoczyć karaluch.
– Myśli pan, że przekupi mnie diamentami?
– Jeszcze pani nie wie, czy w środku są diamenty.
Delikatnie podniósł kciukiem wieczko.
– Proszę przymierzyć. Mam nadzieję, że będzie pasował.
– Nie, dziękuję.
Zapadła cisza. Luca zatrzasnął wieczko, pudełeczko położył na stoliku
do kawy. Jeśli nawet obraziła go stanowczą odmową, nie dał tego po sobie
poznać.
– Wrócę jutro. Mam nadzieję, że zmieni pani zdanie. Ciao!
Ukłonił się, jakby z niej szydził, po czym opuścił salon, zamykając za
sobą drzwi.
Artie wypuściła z płuc palący oddech. Jej ciało zwiotczało po napięciu
napędzającym jej organizm adrenaliną i kortyzolem. Usiadła z powrotem na
sofie, zanim do reszty straciła czucie w nogach. Szantażowano ją, by
poślubiła obcego mężczyznę, jeśli chciała uratować dom. Zupełnie jak
w jakiejś dziewiętnastowiecznej powieści. Co ojcu przyszło do głowy, by
coś takiego sugerować Luce Ferrantellemu? Dla niego był to tylko biznes,
a dla niej kwestia życia i śmierci. Rezydencja była dla niej czymś więcej
niż tylko budynkiem. To było jej bezpieczeństwo, jej przyszłość, jej
dziedzictwo. Jak Luca śmiał ją szantażować?! Nie zamierzała być pionkiem
w jego grze. Jeśli miał ją za słodką, posłuszną idiotkę, która przyjmie ofertę
z otwartymi ramionami, to pokaże mu, że się pomylił.
Rosa wróciła do salonu, żeby zabrać filiżanki.
– Twój gość już wyszedł – stwierdziła. – Czego chciał? – Jej wzrok padł
na aksamitne pudełeczko. – Och, co to jest?
Artie podniosła się z sofy, przeczesując włosy palcami.
– Nie uwierzysz, gdy ci powiem. Ledwie się powstrzymałam, żeby go
nie uderzyć. To najbardziej obrzydliwy facet, jakiego kiedykolwiek
spotkałam. Łajdak. Zwykły łajdak.
Rosa posłała jej rozbawione spojrzenie.
– Mówisz tak, jakbyś ich nie wiadomo ilu spotkała. – Uniosła wieczko
i aż gwizdnęła. – Mamma mia! Przecież to pierścionek zaręczynowy.
Artie wyrwała jej pudełko i zatrzasnęła wieczko.
– Mogę się tylko cieszyć, że nie miałam do czynienia z takimi draniami.
Wiesz, co mi zaproponował? Chce się ze mną ożenić. Sześć miesięcy
fikcyjnego małżeństwa i tego typu bzdury. A wiesz, co jest najgorsze? To
ojciec podsunął mu ten pomysł. Luca Ferrantelli umorzy mój dług, jeśli
zostanę jego żoną. Tylko wtedy odzyskam posiadłość.
– I co mu powiedziałaś?
– A jak myślisz? Odmówiłam.
Rosa zastygła, ustawiając filiżanki na tacy.
– A gdyby zaproponował ci prawdziwe małżeństwo, a nie na papierze,
zgodziłabyś się?
– Nie, oczywiście, że nie – odparła z nieco nadmiernym oburzeniem.
– W takim razie nie rozumiem, w czym problem. Boisz się, że nie
dotrzyma słowa?
Artie oparła ręce na biodrach, ignorując fakt, że kanty pudełka wbijają
jej się w dłoń.
– Chyba nie mówisz poważnie. Uważasz, że powinnam przyjąć jego
szaloną propozycję? Rozum straciłaś? – Artie zmrużyła oczy. – Zaraz!
A może wiesz coś o tym? Mówił ci ojciec, że chce mnie przehandlować
obcemu facetowi?
Rosa podniosła tacę z filiżankami. Wyraz jej twarzy zdradzał
pragmatyczne podejście do życia.
– Twój ojciec martwił się o ciebie. Nie wiedział, co zrobisz i jak sobie
poradzisz ze wszystkim, gdy jego już zabraknie. Poświęciłaś mu ostatnie
lata swojego życia, ale teraz przyszedł czas, by wszystko zmienić. Masz
szansę odzyskać swoje dziedzictwo i swoje życie. A co do Luki
Ferrantellego… Nie jest on zupełnie obcym facetem, skoro twój ojciec mu
zaufał i poprosił o pomoc. Sześć miesięcy to przecież nie tak dużo. Dopóki
wszystko jest zgodne z prawem, masz wiele do zyskania i nic do stracenia.
Artie rzuciła pudełko na sofę.
– Nie mogę uwierzyć w to, co mówisz! Naprawdę uważasz, że
powinnam poślubić tego wstrętnego szantażystę?
– Nie możesz tu tkwić do końca życia jak w grobowcu. To nie jest
normalne, a zważywszy na katastrofalną sytuację finansową, nie będzie to
również możliwe. Powinnaś przyjąć ofertę. Twój ojciec by tego chciał. Nie
możesz się wiecznie obwiniać.
Artie prychnęła z irytacją.
– Ja nie mogę stąd odejść. Przecież mnie znasz. Wiesz, że umieram
z strachu, ilekroć zbliżam się do bramy. Nie mam na to wpływu i nic na to
nie poradzę.
Rzeczywiście, nic nie pomogło. Leki, sesje z psychoterapeutą,
medytacje. Nic nie uwolniło jej od tej przeklętej fobii. Pogodziła się
z myślą, że życie spędzi w izolacji. Cóż innego jej pozostawało? Musiała
zaakceptować swój los.
Rosa popatrzyła na nią swymi brązowymi oczami.
– Jeśli nie wyjdziesz za tego człowieka, będziesz musiała stąd odejść.
Stracisz castello. Stracisz dom, zastanów się.
Na samą myśl o opuszczeniu rodzinnej posiadłości dostawała gęsiej
skórki. Nawet jeśli w skrytości ducha marzyła o tym, by znów być
normalną, otwartą na świat kobietą, zdawała sobie sprawę, że życie poza
domem było całkowicie poza jej zasięgiem. Zerknęła na małe pudełeczko
rzucone w przypływie złości na sofę.
– Luca Ferantelli to znany playboy. Co tydzień zmienia kochanki. Jaki
z niego materiał na męża?!
– Nie dowiesz się tego, jeśli go nie poślubisz. Poza tym to i tak będzie
małżeństwo tylko z nazwy – rzekła Rosa.– Przekonaj go, żebyście wzięli
ślub tutaj, w castello. Wtedy nie będziesz musiała nigdzie wychodzić. Na
miesiąc miodowy też nikt nie każe ci wyjeżdżać. Za sześć miesięcy
odzyskasz dom, a na pamiątkę po tej transakcji zostanie ci wyjątkowo
piękny pierścionek. Problem z głowy.
Artie wzdrygnęła się. Nawet nie pomyślała o miesiącu miodowym.
Luca pewnie też nie, bo nie o taką pannę młodą mu chodziło… prawda?
Poczuła znajome mrowienie w dolnej części ciała. Jego usta przyciśnięte do
jej ust. Jego ciało przy jej ciele. Dłonie, które robiłyby jej to, o czym
niekiedy fantazjowała, ale czego nigdy nie doświadczyła.
Przycisnęła palce do skroni, kiedy Rosa opuściła pokój. Myślała, że
gospodyni podzieli jej obawy, a tymczasem namawiała ją, żeby wyszła za
mąż. Wypuściła z płuc urywany oddech i rozejrzała się po salonie. Czarne
aksamitne puzderko leżące na białej sofie oznaczało szansę. Przed oczami
miała atletyczne ciało Luki, rozparte na kanapie w nonszalanckiej pozie.
Powietrze wciąż pachniało cytrusową nutą wody po goleniu. Jej tętno nadal
nie wróciło do normy i nie była pewna, czy to się kiedykolwiek stanie.
Spotkanie z Lucą Ferrantellim obudziło w niej kobiecość, którą od tylu lat
ignorowała. Jej ciało nabrało życia, było pobudzone jak nigdy wcześniej.
Wiedziała, że Luca to najgorszy człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkała,
ale ciało zdawało się nie mieć dostępu do tej wiedzy. Reagowało w sposób
nieprzewidziany w scenariuszu. Spojrzenia mężczyzny rozgrzały jej krew
i wyobraźnię.
Wzięła puzderko i zacisnęła na nim mocno palce, myśląc o tym, że
schowa je do sejfu i przechowa do jutrzejszego dnia, by zwrócić
właścicielowi. Niespodziewanie jednak palcami uniosła wieczko. Pierścień
zalśnił w całej okazałości, jakby kusił, żeby go włożyć. To był
najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek widziała. Nie oglądała co
prawda wystaw sklepowych, ale wielokrotnie przeglądała różne strony
w internecie. Przesunęła opuszką palca po misternym splocie, oszołomiona
pięknem klejnotu. Luca zapewne myślał, że na widok olbrzymiego
brylantu, padnie przed nim plackiem i od razu zgodzi się na ślub. Obróciła
pudełko, patrząc, jak światło mieni się w drogocennych kamieniach. Nie
miała zamiaru go przymierzyć. Pewnie i tak byłby na nią za duży.
Przygryzła dolną wargę. Przecież nic się nie stanie, jeśli go włoży na palec,
tylko dziś, wyjątkowo. Nikt nie musi o tym wiedzieć. Ostatni raz
przymierzała biżuterię w tradycyjnym sklepie jubilerskim wieki temu, gdy
matka kupowała jej kolczyki. To mogła być jedyna okazja, żeby założyć
zaręczynowy pierścionek. Wsunęła go na serdeczny palec lewej ręki.
Pasował idealnie. Blask brylantów i głęboki błękit szafiru zaparł jej dech
w piersi.
– Nie przyzwyczajaj się! – rzuciła ostrzegawczo do pierścienia – Nie
zamierzam cię zatrzymać.
Szafir błysnął na nią, jakby chciał powiedzieć: Jesteś pewna? Artie
zdjęła pierścionek, włożyła go z powrotem do aksamitnego pudełeczka
i zatrzasnęła wieczko.
– Już na ciebie nie patrzę, nie chcę cię, rozumiesz?
Zostawiła pudełeczko na stoliku do kawy i ruszyła do kuchni, gdzie
Rosa skrobała warzywa do zupy.
– I jak? Pierścionek pasował? – spytała gospodyni.
Artie zacisnęła usta.
– Skąd wiesz, że go przymierzyłam?
Rosa uśmiechnęła się dobrotliwie.
– Każda dziewczyna chciałaby przymierzyć tak wspaniały pierścionek.
Artie zmarszczyła brwi.
– Sądziłam, że będziesz stała po mojej stronie. Nie martwi cię ani
trochę moja sytuacja?
– Oczywiście, że martwi, i dlatego uważam, że powinnaś skorzystać
z oferty, którą złożył ci Luca Ferrantelli. W przeciwnym razie stracisz
wszystko. – Rosa oparła dłonie na biodrach. – Naprawdę są gorsze rzeczy
niż małżeństwo z przystojnym i bogatym mężczyzną, który wobec ciebie
nie ma żadnych oczekiwań. Sądząc po pierścionku, będzie cię rozpieszczał.
– A jeśli ja nie chcę, żeby mnie rozpieszczał?
Rosa uniosła cebulę, obracając ją w palcach.
– Widzisz? Mężczyźni tacy jak Luca Ferrantelli są jak cebula. Ty
dostrzegasz tylko pierwszą warstwę, fasadę. Zdejmij warstwy, a zobaczysz,
co się kryje pod maską. Nigdy nie wiadomo, co tam znajdziesz. Możesz być
jeszcze mile zaskoczona.
– A jeśli odrywanie kolejnych warstw doprowadzi mnie wyłącznie do
łez, tak jak to się dzieje z cebulą?
– Zawsze istnieje takie ryzyko, gdy się do kogoś zbliżamy. – Rosa
przekroiła cebulę na pół. – I Bóg jeden wie, że siedząc zamknięta w tym
domu, nigdy nie będziesz miała okazji, by się do kogoś zbliżyć. Ten
mężczyzna rzucił ci koło ratunkowe i będziesz niemądra, jeśli go nie
chwycisz. Dobrze cię radzę.
Rosa miała rację. Jeśli nie poślubi Luki Ferrantellego, będzie musiała
opuścić castello i to na zawsze. Straci dom, straci wszystko. Nie mogła do
tego dopuścić.
Wróciła do salonu i chwyciła puzderko z pierścionkiem, by odnieść je
do sejfu, ale znów nie potrafiła się powstrzymać i otworzyła wieczko. Co ja
mam robić? – rozmyślała gorączkowo. Wreszcie wsunęła pierścionek na
palec. Postanowiła, że ponosi go, tak dla własnej przyjemności, a jutro
zwróci właścicielowi. A może nie? Powinna go poślubić czy posłać do
diabła? Przez całe popołudnie roztrząsała tę kwestię, a wieczorem zdała
sobie sprawę, że pierścionka nie ma na jej palcu. Skoczyła jak oparzona
i rozejrzała się bezradnie wokół siebie. Co się mogło stać? Gdzie on jest?
W którym momencie zsunął jej się z palca? O Boże, Boże! Pierścionek wart
fortunę! I co ona teraz zrobi? Żołądek ścisnął jej się ze strachu. Zaczęła
przerzucać poduszki na sofie w nadziei, że zaraz ujrzy blask brylantów.
W tym momencie do salonu weszła Rosa.
– Rozumiem, że sytuacja finansowa jest fatalna, ale nie znajdziesz
pieniędzy pod narzutą.
Artie spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami, bliska paniki.
– Nie mogę znaleźć tego cholernego pierścionka – zawołała
roztrzęsiona.
Rosa zmarszczyła brwi.
– Miałaś go umieścić w sejfie.
– Tak, ale założyłam. Chciałam go tylko trochę ponosić. – Zrzuciła
wszystkie poduszki na podłogę. – I co ja teraz zrobię?
Rosa przyłączyła się do poszukiwań.
– Musisz sobie przypomnieć, gdzie byłaś. Wychodziłaś na zewnątrz, do
ogrodu?
– Nie, nie. Byłam tylko w domu.
Artie sięgnęła po koszyk z przyborami do szycia i wysypała na podłogę
całą zawartość. Między naparstkami, szpulkami nici i igłami nie było
jednak pierścionka.
– Musi gdzieś tu być! Boże, gdzie on jest? Jak mogłam go zgubić! –
Wepchnęła przybory z powrotem do koszyka, kłując się przy tym igłą
w palec. – Au! – Włożyła palec do buzi i wyssała krew, rzucając złowrogie
spojrzenie Rosie. – Nie miał prawa dawać mu tak drogiego pierścionka. To
jego wina. Będę teraz musiała wyjść za niego za mąż.
Jakiś głos w głębi duszy odezwał się nieproszony. Przecież chcesz tego,
prawda? Małżeństwo z Lucą Ferrantellim pozwoli ci odzyskać kontrolę nad
życiem, o której marzyłaś od dawna. Pieniądze, wolność i przystojny mąż,
tylko na papierze.
Rosa pochyliła się i raz jeszcze obejrzała wnętrze koszyka.
– Ach, oto jest! – Wręczyła Artie pierścień. – Lepiej włóż go do pudełka
i odłóż w bezpieczne miejsce, zanim znów się zgubi.
Oddać? Stracić jedyną szansę na to, by zatrzymać dom? Wsunęła
pierścionek na palec, czując nagły przypływ jasności umysłu.
– Nie oddam. Może masz rację. To szansa, być może jedyna,
i zamierzam ją wykorzystać. W końcu to tylko sześć miesięcy. Cóż mam do
stracenia?
Rosa uniosła brew.
– Serce?
– To niemożliwe. To będzie umowa wyłącznie biznesowa. Jeśli Luca
Ferrantelli potrafi podejść do tego na chłodno, to i ja będę potrafiła.
Wychodzę za mąż.
Luca nie pamiętał, kiedy ostatni raz z taką niecierpliwością czekał na
spotkanie. Liczył minuty, żeby zobaczyć Artemisię Bellante, kiedy
następnego dnia jechał do Castello Mireille. W tej dziewczynie było coś, co
mocno go intrygowało, a niełatwo było go zadziwić. Spodziewał się, że
będzie posłuszna i uległa, a tymczasem okazała się niepokorna i stanowcza,
co było miłą odmianą po tych wszystkich pochlebcach, którzy gotowi byli
spełnić nawet najmniejszy jego kaprys. Nie mógł oderwać od niej oczu, od
szczupłej, ale kobiecej sylwetki, błyszczących brązowych oczu, kręconych
włosów, zgrabnego nosa, zdecydowanego podbródka i czerwonych ust.
O mało nie zaproponował jej prawdziwego małżeństwa, ale w porę się
opanował. Dla niego nie istniało prawdziwe małżeństwo. Nie chciał ani nie
potrzebował miłości. Uważał, że to nic niewarte emocje, które powodują
same szkody. Miał okazję się o tym przekonać. Sześciomiesięczna umowa
to zupełnie co innego. Nie mógł uratować ojca i brata, ale zamierzał ocalić
dziadka. A poślubienie Artemisii Bellante było sposobem, żeby to osiągnąć.
Jedynym sposobem. Franco Bellante zapewniał go, że jego córka jest
bardzo nieśmiała w stosunku do mężczyzn. On jakoś nie dostrzegł tej
nieśmiałości. Widział pewną siebie, zdecydowaną i bardzo atrakcyjną
kobietę. Jej wzrok błądzący wokół jego ust pozwalał sądzić, że nie miałaby
nic przeciwko prawdziwemu małżeństwu. Stop. Nawet o tym nie myśl!
Luca wiedział, jak kontrolować swoje impulsy. Życie nauczyło go, że musi
dwa razy pomyśleć, zanim podejmie decyzję. Artemisia Bellante może
i jest najbardziej ponętną dziewczyną, jaką spotkał, ale umowa to umowa.
Małżeństwo na papierze potrwa sześć miesięcy i ani dnia dłużej. Lekarze
dawali jego dziadkowi najwyżej rok życia, jeśli nie rozpocznie leczenia.
Zegar tykał nieubłaganie. Musiał działać szybko.
Gdy przybył na miejsce, gospodyni zaprowadziła go do salonu, gdzie
czekała Artemisia. Stała przy dużym oknie. Ręce zaplotła za plecami,
spoglądała na niego z napięciem. Wyglądała jak dumna królowa, chociaż
miała na sobie codzienne ubranie, niebieskie dżinsy i białą koszulę
z kolorową apaszką zawiązaną na szyi. Spodnie podkreślały smukłe nogi
i krągłe biodra, a biel koszuli uwydatniała gładką cerę w kolorze kości
słoniowej. Podbródek uniosła wysoko. W ciemnobrązowych oczach
błyszczała niechęć. To jednak zamiast go odstraszyć jeszcze mocniej
podniecało. Umawiał się z wieloma kobietami, ale te spotkania coraz
bardziej go nużyły. Były nudne i przewidywalne. W Artemisii Bellante nie
było nic nudnego ani przewidywalnego. Spokojnie, stary. Przywołał się do
porządku. Pamiętaj o celu. Masz ratować dziadka, a nie romansować.
Ukłonił się i uśmiechnął ciepło.
– Dzień dobry, Artemisio. Podjęła już pani decyzję?
Jej głos przypominał syk osaczonego kota.
– Tak.
– I? – Na chwilę wstrzymał oddech. Chciał, żeby została jego żoną.
Musiał zdobyć tę dziewczynę, choć nie do końca rozumiał, dlaczego aż tak
bardzo mu na tym zależy.
– Wyjdę za pana.
Zaskoczyła go. Był przekonany, że powie „nie” i będzie musiał znów
wytoczyć cały arsenał argumentów, żeby ją przekonać do zmiany decyzji.
– Cieszę się – zawołał z ulgą.
Uniosła wysoko brwi.
– Stawiam jednak pewne warunki.
– Słucham.
Miała na nogach brązowe botki, które dodawały jej kilka centymetrów,
ale i tak była dużo niższa od niego. Gdy uniosła rękę, którą poprawiła
włosy, dostrzegł na jej palcu pierścionek zaręczynowy jego babki. Pasował
idealnie, jakby został zaprojektowany specjalnie dla niej. Musiał uważać,
by się nie poddać sentymentalnym uczuciom. Ich związek miał być jedynie
umową biznesową. Oczywiście, mógł podarować Artie nowy pierścionek,
ale pragnął tym gestem wzruszyć dziadka i uwiarygodnić ich relację. To
dziadek był sentymentalny, a nie on.
– Proszę usiąść – zaproponowała uprzejmie, ale spojrzenie pozostało
surowe.
Luca wskazał na sofę.
– Panie przodem.
Artie zajęła miejsce, zaciskając mocno kolana.
– Zdecydowałam się przyjąć pańską ofertę, pod warunkiem, że ślub
odbędzie się tutaj. Chciałabym też cichego i skromnego wesela z jak
najmniejszą liczbą gości.
Zaskoczyła go. Przecież każda dziewczyna marzy o tym, by na jeden
dzień stać się bohaterką bajki, prawdziwą księżniczką. Co druga kochanka
dawała mu do zrozumienia, że marzy o hucznym przyjęciu, sukni od
projektanta, której będą jej zazdrościły wszystkie kobiety, i najdroższym
pierścionku zaręczynowym.
– Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego ślub ma się odbyć tutaj,
a nie w kościele?
– Tutaj odbył się pogrzeb mojego ojca, mojej matki również. Wielu
moich przodków jest tu pochowanych.
– Rozumiem, ale my nie urządzamy pogrzebu, prawda? – zażartował.
– Uważam inaczej. To nie będzie prawdziwe małżeństwo. Czułabym się
niekomfortowo, wypowiadając fałszywą przysięgę w kościele. To byłby
brak szacunku. Nie chcę też wystawnego wesela, bo niedawno straciłam
ojca. Chyba pan to rozumie.
– W porządku. Pobierzemy się tutaj. Formalności proszę zostawić mnie.
Pani ojciec przed śmiercią wysłał mi potrzebne dokumenty. Wszystko
zorganizuję.
– A więc był pan pewien, że przyjmę pańską propozycję. Nie
rozumiem, przecież widział mnie pan tylko raz w życiu. Wczoraj.
Wzruszył jednym ramieniem.
– Pani ojciec pokazał mi pani zdjęcie i dużo opowiedział. Uznałem, że
będzie pani odpowiednia.
– A jeśli bym się nie zgodziła?
Luca się uśmiechnął.
– Znalazłbym sposób, żeby zmieniła pani zdanie. A tak w ogóle, może
mówmy sobie po imieniu. W końcu mamy być małżeństwem.
– Tylko na papierze – przypomniała mu. – Nie mogę uwierzyć, że mój
ojciec zachęcał cię do ślubu ze mną. Kiedy się z nim spotkałeś? Nigdy cię
tu nie widziałam.
– Odwiedziłem twojego ojca w szpitalu, kiedy zachorował na zapalenie
płuc. Miałem nadzieję, że cię tam spotkam. Tyle o tobie opowiadał. Ty
jednak nie pojawiłaś się ani razu. Twój ojciec wyjaśnił mi, że od wypadku
nie przepadasz za szpitalami. Potem dzwoniliśmy do siebie
i wymienialiśmy mejle. Udało nam się nawet zaprzyjaźnić.
Przygryzła wargi i odwróciła wzrok.
– Co o mnie mówił?
– Że jesteś bardzo nieśmiała. Nie przepadasz za imprezami i życiem
towarzyskim. Jesteś typem odludka.
Parsknęła gorzkim śmiechem.
– Cóż, nie mogę zaprzeczyć.
Luca wstał i podszedł do kredensu, na którym ustawione były zdjęcia
w ramkach. Podniósł jedno z nich, przedstawiające małą Artie na kolanach
młodej kobiety.
– Twoja matka była bardzo piękna. Z tego, co wiem, była Angielką, czy
tak?
– Tak – przyznała cicho.
Luca odstawił zdjęcie i zwrócił się w jej stronę.
– Musiało ci być bardzo ciężko po jej śmierci. Byłaś jeszcze dzieckiem.
Wiedział, co to znaczy stracić kogoś bliskiego. Wiedział też, co to są
wyrzuty sumienia. To on sprowadził na ukochane osoby śmierć. Nigdy nie
pogodził się z ich utratą. Wciąż torturował się myślami „co by było,
gdyby…”. Ich oczy się spotkały.
– Straciłeś ojca i starszego brata, gdy byłeś nastolatkiem, prawda?
Luca wiedział, że informacje o wypadku wciąż można znaleźć
w internecie. Wciąż widział te nagłówki: „Dyrektor generalny dużej firmy
i jego spadkobierca zginęli na morzu w Argentynie”. Nikt nie napisał o roli
Luki w utonięciu bliskich i dopiero później dowiedział się, że to dzięki
dziadkowi, który pociągnął za odpowiednie sznurki, by go chronić. Tym
większy miał wobec niego dług wdzięczności. Musiał go ratować nawet za
cenę małżeństwa z obcą dziewczyną.
– Tak, miałem wtedy trzynaście lat – przyznał z ociąganiem.
– Bardzo mi przykro. Czy twoja mama żyje?
– Tak. Mieszka teraz w Nowym Jorku.
– Wyszła ponownie za mąż?
– Nie – rzucił krótko takim tonem, jakby już nie chciał dłużej o tym
rozmawiać.
Zapadła cisza. Luca nie wyjaśnił, dlaczego matka wyjechała z Włoch,
nie przyznał, że nie potrafiła poradzić sobie z tragedią. W jej życiu powstała
wyrwa, której nic nie było w stanie naprawić. Tamtego koszmarnego dnia
stracił nie tylko ojca i brata, ale całą swoją rodzinę. Matka nie była w stanie
na niego patrzeć. Dziadkowie starali się okazywać mu troskę i wsparcie, ale
sami byli poranieni tragedią. Jego dalsza rodzina, ciotki, wujkowie i kuzyni
odsunęli się od niego.
– Dlaczego zmieniłaś zdanie co do małżeństwa ze mną? – spytał,
kierując rozmowę na inne tory. – Niech zgadnę. Skusił cię zaręczynowy
pierścionek? – zażartował.
Jej policzki zarumieniły się.
– W pewnym sensie tak.
Luca nie podejrzewał, żeby Artie dała się kupić za biżuterię, ale to był
naprawdę wyjątkowo piękny pierścionek. Zatrzymał wzrok na jej ręce.
– Dobrze na tobie wygląda. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że jest
używany? Należał do mojej babci. Zapisała mi go w testamencie.
Jej oczy zrobiły się wielkie i okrągłe jak dwa spodki.
– Twoja babcia? O mój Boże… Dobrze, że…
– Tak? – spytał, zaciekawiony.
Posłała mu spłoszone spojrzenie.
– Przestraszyłam się wczoraj, że go zgubiłam. Nie powinieneś był mi
dawać tak cennego pierścionka. To przecież rodzinna pamiątka. Co ty sobie
myślałeś? Oczywiście zwrócę ci go po sześciu miesiącach.
– Nie chcę, żebyś go zwracała. – Machnął ręką.– To prezent dla ciebie.
– Nie mogę go zatrzymać. Pomijam jego wartość rynkową, która
zapewne jest niebotyczna, ale tu chodzi przede wszystkim o wartość
sentymentalną.
Luca wzruszył ramionami.
– Nie przejmuj się. To tylko pierścionek. I tak nie zrobiłbym z niego
użytku. Nic dla mnie nie znaczy.
– A co ma dla ciebie znaczenie poza zarabianiem pieniędzy?
Luca wykrzywił usta w cynicznym uśmiechu.
– Pieniądze otwierają wiele drzwi.
– A inne zamykają. Skąd masz wiedzieć, czy ktoś ceni ciebie, czy twoje
pieniądze?
– Potrafię rozpoznać nieszczerych pochlebców.
W jej oczach zalśniła odraza.
– Nie wątpię.
– A mówisz tak, jakbyś jednak wątpiła. Powiedz, co naprawdę myślisz.
– Nie ma znaczenia to, co myślę. Oboje chcemy ubić interes i liczę na
to, że uda nam się osiągnąć cel.
Leniwy uśmiech Luki sprawił, że zadrżała.
ROZDZIAŁ TRZECI
Artie nawet na torturach nie przyznałaby się do tego, że Luca Ferrantelli
porusza jej zmysły. Za każdym razem, gdy rozmawiali, ogarniała ją
ekscytacja. Luca był bez wątpienia mężczyzną inteligentnym, bystrym
i czarującym. Nie mogła zrozumieć, dlaczego dał jej pierścionek
zaręczynowy babci. Dobrze, że go nie zgubiła.
– Musimy porozmawiać o miesiącu miodowym – oznajmił. – Dokąd
chciałabyś pojechać?
Odruchowo przycisnęła dłoń do gardła.
– Miesiąc miodowy? Ale dlaczego? Przecież mamy być małżeństwem
tylko na papierze.
– Nie przeszkadza mi cichy ślub, ale nalegam na podróż. Powinniśmy
uwiarygodnić nasz związek.
Miałaby wyjechać? Pokazywać się publicznie? Przebywać w otwartych
przestrzeniach? Pędzące tłumy. Ruch drogowy. Hałas! O mało nie zatoczyła
się do tyłu.
– Nie! Nie mogę tego zrobić! To nie będzie prawdziwe małżeństwo.
Nigdzie nie pojadę.
Oddychaj! Oddychaj! Nie panikuj! Tylko spokojnie. Oddychaj!
– Przecież cię nie wykorzystam – zapewnił ze śmiechem.
– Nigdzie z tobą nie pojadę. Nawet cię nie lubię.
– Artemisio, musimy się pokazywać publicznie. Ludzie muszą
uwierzyć, że jesteśmy prawdziwym małżeństwem. Będziemy spędzali ze
sobą dużo czasu.
Jej żołądek zrobił salto.
– Mamy razem mieszkać?
– Ależ oczywiście.
Zadrżała. Przecież nie mogła opuścić domu. Może powinna mu
powiedzieć o swojej fobii? Może by zrozumiał? Nie, mało prawdopodobne.
Zerwie umowę i zabierze jej castello.
– A nie mógłbyś się wprowadzić tutaj? To ogromny dom. Miałbyś
swoje pokoje i nawet nie musielibyśmy się widywać. Nikt by się nie
dowidział, że nie jesteśmy naprawdę…
– Nie! – Jego ton był stanowczy.
Artie ze wszystkich sił starała się odzyskać kontrolę nad oddechem.
Kręciło jej się w głowie, do gardła podchodziły mdłości. Nie mogła teraz
zemdleć. Nie przed tym człowiekiem! Odetchnęła głęboko.
– Nie mam zamiaru opuszczać domu dla twojej wygody kosztem mojej.
Dopiero co pochowałam ojca i chciałabym przeżyć żałobę spokojnie, poza
zasięgiem opinii publicznej.
Tęskniła za ojcem i to nawet nie tylko dlatego, żeby byli ze sobą
szczególnie mocno związani, ale ponieważ opieka nad nim stanowiła sens
jej życia.
Luca przyglądał jej się, ale wyraz jego twarzy nie zdradzał żadnych
emocji.
– W porządku. Możemy przełożyć miesiąc miodowy – powiedział
wreszcie.
Odetchnęła z ulgą, odgarniając włosy z twarzy.
– Dziękuję.
Od wypadku nie jechała samochodem, nie leciała samolotem. Całe jej
życie toczyło się między kamiennymi ścianami i nic nie wskazywało na to,
by w najbliższym czasie miało się to zmienić.
Luca zmniejszył dystans między nimi.
– Zdaję sobie sprawę, że sytuacja finansowa twojego ojca musiała być
dla ciebie szokiem. I rozumiem, że nie jest ci łatwo, ale jednej sprawy nie
odpuszczę. Mój dziadek musi uwierzyć, że jesteśmy prawdziwym
małżeństwem.
– Dlaczego to dla ciebie takie ważne?
– Ma raka i nie chce podjąć leczenia.
– Och, tak mi przykro! – zawołała ze szczerym współczuciem.
– Mnie również. Umrze w ciągu roku, jeśli nie zgodzi się na terapię.
Zawsze marzył, żebym się ustatkował i ożenił z jakąś miłą, skromną
kobietą. Nie pochwala mojego swobodnego stylu życia i przypomina mi
o tym przy każdej okazji. Chcę, żeby nabrał chęci do życia, i myślę, że
moje małżeństwo mu w tym pomoże. Będzie szczęśliwy, gdy się dowie, że
znalazłem odpowiednią pannę młodą.
Odpowiednia panna młoda. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo się mylił.
Gdyby tylko wiedział o jej fobii.
– Czy twój dziadek da radę przyjechać na ślub?
– Mam nadzieję.
Artie przygryzła wargę. Źle się czuła z tym, że nie powiedziała Luce
prawdy o sobie, ale nie mogła ryzykować utraty domu. Wiedziała już, że to
twardy, pozbawiony sentymentów biznesman, który z pewnością nie
pochyliłby się ze zrozumieniem nad jej psychicznymi problemami.
– Skąd wiesz, że jestem odpowiednia? Może mój ojciec przesadził
w pochwałach? Może jestem najgorszą osobą na świecie? Może tak
naprawdę nie nadaję się na żonę?
Leniwy uśmiech pojawił się na jego wargach.
– To, co do tej pory widziałem, bardzo mi się podoba.
Artie czuła, że jej policzki pokrywają się szkarłatnym rumieńcem.
W dole brzucha poczuła dziwną ciężkość. Jego spojrzenie zatrzymało się na
jej ustach i mimowolnie, czubkiem języka dotknęła warg. Co się z nią
dzieje? Co za potężną władzę miał nad nią Luca Ferrantelli? Nigdy nie
miała takiej świadomości swojego ciała. Czuła cytrusowe nuty wody po
goleniu. Niepewnie spojrzała mu w oczy. Serce podskoczyło jej w piersi,
gdy Luca podniósł dłoń do jej twarzy i przesunął palcem po policzku.
Każdy nerw w jej ciele pulsował ogniem.
– Jesteś o wiele piękniejsza niż na zdjęciu, które dostałem od twojego
ojca, Artemisio.
Głos Luki był szorstki i jednocześnie miękki. W jego oczach był miód
i ostry żwir, pokusa i niebezpieczeństwo.
– Nikt nie mówi do mnie „Artemisia” tylko „Artie”.
Na litość boską! Nie mogła powiedzieć czegoś mądrzejszego?
Luca uśmiechnął się.
– Artie… Słodko. Podoba mi się. Artemisia brzmi nieco groźnie. Takie
imię nosiła królowa Halikarnasu. Była sojuszniczką króla perskiego
i słynęła z odwagi.
– To imię wybrała mi mama. Pasjonowała się grecką historią.
Jego wzrok ponownie spoczął na jej ustach.
– Będziemy musieli wiarygodnie odegrać zakochanych. Poradzisz
sobie?
– O czym mówisz?
– O pocałunkach, przytulaniu, trzymaniu się za ręce.
Jej podbrzusze zaczęło pulsować dziwnym rodzajem bólu. Jak
zniosłaby jego bliskość? Jak poradziłaby sobie ze zwykłym muśnięciem
jego dłoni? Z silnym ramieniem wokół talii? Z jego ustami na swoich
ustach? Nikt nigdy nie dotykał jej w ten szczególny sposób. Nikt jej nigdy
nie całował, a teraz przytłaczało ją pragnienie, by ten mężczyzna pieścił ją
jak kochanek.
– Poradzę sobie – zapewniła, nie wierząc własnym słowom. Chyba
zwariowała. Tak, zwariowała przez pożądanie, które wzbudzał w niej Luca.
Reagowała na niego tak, jak nie powinna. Nawet go nie lubiła. Był
arogancki, pewny siebie i irytujący. Czy oparłaby mu się, gdyby ją
pocałował?
Luca wciąż się w nią wpatrywał z zapierającą dech w piersiach
intensywnością.
– Czyli pozwolisz mi… spróbować teraz?
– A niby dlaczego? Jesteśmy tu sami. Nie musimy odgrywać
przedstawienia. – Artie była dumna ze swojego oponowania i spokoju, choć
w środku wszystko w niej płonęło.
Luca musnął kciukiem jej górną wargę.
– Widzę, jak na mnie patrzysz – powiedział głębokim szeptem.
– A jak patrzę?
– Przecież wiesz.
Dotknął jej twarzy rozgrzaną dłonią. Przymknęła oczy, rozdygotana
pożądaniem, a wtedy on cofnął rękę.
– No dobrze, poczekamy do ślubu. Co byś powiedziała na ten weekend?
Artie udało się stłumić westchnienie.
– W ten weekend? Tak szybko?
– Nie jestem fanem długiego narzeczeństwa.
– Ale to za szybko! Skąd wezmę sukienkę? A może mam wystąpić
nago?
W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
– Dobry pomysł!
– Zapomnij! Nigdy nie zobaczysz mnie nagiej.
Uśmiechnął się leniwie.
– A czy jakikolwiek mężczyzna widział cię nago?
Cofnęła się, zła na siebie, że nie zrobiła tego wcześniej. Nie potrafiła się
oprzeć jego zmysłowej sile.
– Nie mam zamiaru rozmawiać z tobą o swoim prywatnym życiu. To
nie twoja cholerna sprawa.
– Musimy coś o sobie wiedzieć. W przeciwnym razie nikt nie uwierzy,
że jesteśmy prawdziwym małżeństwem.
– Masz zamiar udawać, że mnie kochasz? Nikt w to nie uwierzy.
Jesteśmy jak ogień i woda.
– Mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają, prawda?
Choć jego uśmiech roztapiał upór, zrobiła surową minę i zmroziła go
wzrokiem.
– Wiem, że to może być zaskoczeniem dla kogoś z rozbuchanym ego,
ale nie jestem tobą zainteresowana.
– W takim razie będziesz musiała wykazać się aktorskimi zdolnościami,
by przekonać mojego dziadka, że jest inaczej. Myślisz, że sobie poradzisz,
cara mia?
To pieszczotliwe określenie mało nie zwaliło jej z nóg. Uniosła brodę.
– A ty sobie poradzisz, panie cyniczny? Potrafisz udawać, że jesteś
namiętnie zakochany w swojej żonie?
Utkwił w niej bezczelne spojrzenie.
– To będzie bardzo łatwe.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Artie stała przed lustrem i taksowała wzrokiem swoje odbicie. Mogła
założyć ślubną kreację matki, ale zdecydowała się na kremową suknię
balową z miękkiej satyny. Klasyczny fason z tiulową halką podkreślał
zgrabną talię, a dopasowana góra uwydatniała piękny biust, pomimo
skromnego dekoltu.
Nie chciała profanować sukni ślubnej matki małżeńską farsą. Jej
rodzice pobrali się z miłości i żyli razem szczęśliwie, dopóki nie uparła się,
by ją zawieźli na urodziny do koleżanki, gdy miała piętnaście lat.
Przygryzła wargę, aż ją zabolała. Dlaczego tak się wtedy uparła na tę głupią
imprezę? Gdzie są teraz jej przyjaciele? W szpitalu odwiedziła ją ledwie
garstka znajomych. Nikt nie przyjechał do castello, by zapytać, dlaczego
nie wraca do szkoły. Nikt nie przyszedł na pogrzeb jej matki. Odsunęła złe
wspomnienia. Dziś był dzień jej ślubu. Wyjdzie za Lucę, by ratować dom.
Oby nie była to kolejna decyzja, której będzie żałowała do końca życia.
Spojrzała na pierścionek zaręczony. Im dłużej go nosiła, tym bardziej go
lubiła i w jakiś dziwny sposób czuła się związana z babcią Luki. Staruszka
chyba przekręciłaby się w grobie, wiedząc, że jej wnuk żeni się bez miłości,
by oszukiwać jej męża.
Do sypialni weszła Rosa, niosąc bukiet kwiatów z ogrodu.
– Wyglądasz pięknie.– Artie zaciągnęła się zapachem róż. – Nie
założyłaś welonu?
– To nie jest prawdziwy ślub.
Rosa zmarszczyła brwi.
– Ale jednak ślub. Co ci szkodzi wyglądać jak prawdziwa panna młoda.
Niech twój przystojny mąż patrzy na ciebie i się zachwyca. – Podeszła do
dużej szafy i wyciągnęła pudło z suknią ślubną. Delikatnie wyjęła
zabezpieczony bibułą haftowany welon, który miała na swoim ślubie nie
tylko matka, ale także babka Artie.
– Zrób mi tę przyjemność, proszę.
Artie przewróciła oczami, ale ustąpiła, pozwalając, by Rosa umocowała
welon na włosach. Gospodyni cofnęła się, by ocenić dzieło.
– Luca Ferrantelli padnie z wrażenia, gdy cię zobaczy. Jesteś piękna.
Artie odwróciła się do lustra, by ocenić efekt. Rzeczywiście, wyglądała
jak prawdziwa panna młoda.
– Powiedz, że nie robię największego błędu w swoim życiu, drugiego
co do wielkości.
Rosa chwyciła ją za rękę.
– Straciłaś w życiu tak wiele, nie możesz stracić domu. Robisz to, co
musisz. Tak trzeba. – W jej oczach pojawiły się łzy. – Śluby dziwnie mnie
wzruszają. Zawsze na nich płaczę. Na swoim pewnie też bym płakała.
– A chciałaś kiedyś wyjść za mąż? – Artie jakoś nigdy wcześniej nie
wpadła na pomysł, by o to zapytać. Rosa miała sześćdziesiąt lat i była
związana z castello, odkąd sięgnęła pamięcią. Była częścią rodziny
i kochała ją jak krewną, ale nigdy nie myślała o życiu miłosnym gospodyni,
czy też raczej jego braku.
– Dawno temu byłam zakochana, ale… nie wyszło.
– Co się stało?
– Ożenił się z inną. Nigdy potem nie poznałam nikogo, z kim
chciałabym być. Dawne dzieje.
– Przykro mi.
Rosa się zaśmiała.
– Zaoszczędziłam sobie dużo bólu. Ten mężczyzna zdążył się już trzy
razy rozwieść. – Jej twarz przybrała poważniejszy wyraz. – Twoi rodzice
mieli szczęście, że na siebie trafili. Wiem, że nie spędzili ze sobą tyle czasu,
ile by chcieli, ale lepiej przeżyć rok z właściwym człowiekiem niż
pięćdziesiąt lat z niewłaściwym.
A jak przeżyć sześć miesięcy z mężczyzną, który jednym spojrzeniem
sprawiał, że krew szybciej krążyła jej w żyłach?
Luca stał w kaplicy rezydencji, czekając, aż pojawi się Artie. Dziadek
nie czuł się dobrze i nie mógł przybyć na ślub, ale Luca planował, by jak
najszybciej przedstawić mu swoją żonę. Przedtem jednak zamierzał spędzić
z Artie trochę czasu. Powinni wyglądać wiarygodnie jako para
nowożeńców i czuć się swobodnie w swoim towarzystwie. Ta zadziorna
dziewczyna stanowiła dla niego prawdziwe wyzwanie. Jej obojętność na
jego niewątpliwy urok intrygowała go i pobudzała. Rozumiał, co znaczy
słowo „nie”, i potrafił znieść odrzucenie, bo tak naprawdę nigdy poważnie
nie zaangażował się w żaden miłosny związek, ale opór Artie był
zastanawiający. Przecież wyraźnie wyczuł jej zainteresowanie, tę
wyjątkową chemię, która elektryzowała powietrze. Z jednej strony miał
ochotę zaryzykować i przekroczyć warunki umowy, z drugiej jednak, gdyby
Artie chciała więcej, niż mógłby jej dać, wpadłby w prawdziwe kłopoty.
Gdyby się w nim zakochała, wszystko by się zmieniło. A co jeśli on by się
zakochał…? Odsunął tę myśl, przeskoczył nad nią jak nad urwiskiem.
Miłość to niebezpieczna pułapka. Jego serce wzdrygało się przed uczuciem
niczym narowisty koń przed skokiem przez przeszkodę. To zbyt
ryzykowne. Zbyt bolesne.
Usłyszał szmer i odwrócił się w stronę wejścia do kaplicy. Stłumił
westchnienie, gdy jego płonący wzrok ogarnął cudowną postać w kremowej
sukni i welonie. Szczupłą sylwetkę oświetlało wpadające przez okno
słońce, nadając jej wygląd anioła. Gdy podeszła do niego z bukietem róż
w dłoni, musiał się niemal zmusić do spokojnego oddechu. Im była bliżej,
tym mocniej biło mu serce, tym głośniej dudniła mu krew, a klatka
piersiowa wypełniała się jakimiś dziwnym i przyjemnym ciepłem, które
topiło to, co było w nim zamrożone i twarde. Gdyby mógł, wymierzyłby
sobie policzek, żeby otrząsnąć się z tego stanu. To była tylko umowa
biznesowa. Nic więcej. Cóż z tego, że Artie wyglądała pięknie jak anioł?
I co z tego, że jego ciało płonęło z tęsknoty, żeby jej dotknąć? Nie chodziło
tu przecież o niego, tylko o jego dziadka, aby walczył o życie, aby podjął
leczenie.
Kiedy Artie stanęła obok niego, mimo welonu zasłaniającego twarz
dostrzegł na jej policzkach rumieńce. Delikatny makijaż podkreślał jasną
cerę i głęboki brąz oczu, otoczonych czarnymi rzęsami. Usta muśnięte
błyszczykiem lśniły apetycznie i kusiły go, by sprawdzić, czy smakują
równie słodko, jak wyglądają. Czuł zapach jej perfum – upajającej
mieszanki świeżych kwiatów, które przypominały mu o nadchodzącej
wiośnie po długiej i ponurej zimie.
– Wyglądasz oszałamiająco – powiedział, biorąc ją za rękę. Ścisnęła
jego dłoń palcami i w tym momencie znów ugodziły go zdradzieckie strzały
pożądania. Na samą myśl, że mogliby skonsumować małżeństwo… Szybko
się opanował. Nie, nie, nie! Nie nadawał się na prawdziwego męża, a ich
relacja to farsa, a nie bajkowy romans.
– Denerwuję się – szepnęła drżącym głosem.
Luca delikatnie ścisnął jej palce.
– Spokojnie. – Jego głos był szorstki i ciężki. Nie chciał tego przyznać,
ale także był zdenerwowany. Nie samym ślubem. Traktował to jak kolejny
interes, kolejne dokumenty do podpisania. Denerwował się obietnicą, którą
złożył. Ich małżeństwo miało istnieć wyłącznie na papierze. Uśmiechnął się
lekko.
– Zróbmy to – powiedział, po czym zwrócił się twarzą w stronę
kapłana.
– Ja, Artemisia, biorę sobie ciebie za męża i ślubuję ci… – powtórzyła
Artie drżącym głosem – …w zdrowiu i chorobie… – Przełknęła ciężko
i kontynuowała, świadoma mrocznego spojrzenia Luki.
Nie była szczególnie religijna, ale gdy wypowiadała słowa przysięgi,
wiedząc, że ich nie dotrzyma, zastanawiała się, czy nie zostanie rażona
piorunem. Nic się jednak takiego nie stało, a jedyny piorun, który
przeniknął jej ciało, związany był z bliskością Luki. Gdy wziął ją za rękę,
boleśnie czuła każdą komórkę w ciele. Ubrany w jasnoniebieski garnitur
wyglądał, jakby zszedł z bilbordu reklamującego markową odzież męską.
Jego zapach drażnił zmysły. A niech to! Jak można być tak cholernie
pociągającym?! Jak mogła godzić się na ten ślub?
Luca wziął ją za lewę rękę, muskając palcem obrączkę.
– Ja, Luca, biorę sobie ciebie…
Mrugnęła, by powstrzymać łzy. Składał przysięgę w sposób niezwykle
przekonujący. I patrzył na nią tak, jakby była najcudowniejszą kobietą,
która chodzi po ziemi. To gra, ostrzegła samą siebie. Nie daj się nabrać.
– Możesz pocałować pannę młodą – usłyszała słowa księdza.
Wciągnęła gwałtownie powietrze, zanim ręce Luki spoczęły na jej
biodrach, Jego usta nieubłaganie sunęły w stronę jej ust. Pierwszy nacisk
warg wywołał w jej ciele elektryczny wstrząs, który przemknął po
kręgosłupie i rozprzestrzenił się poprzez żyły. Czas zatrzymał się na krótką
chwilę. Luka cofnął się na ułamek sekundy, dając jej czas, by złapała
oddech, po czym pocałował ją mocno. Jedną rękę położył na jej policzku,
w geście czułości. Artie poddała się bez wahania. Jego usta były czystym
grzechem. Kuszące, drażniące, namiętne. Rozchyliła wargi, pozwalając, by
ich języki złączyły się w tańcu. Jej wnętrze pulsowało tęsknotą
i pożądaniem. Przylgnęła do niego mocno, obejmując go za szyję. Czuła się
jak kwiat, który pod wpływem słońca rozkwita. Oszałamiała ją moc, której
nie była świadoma aż do teraz.
Ksiądz chrząknął znacząco i wtedy Luca odsunął się z wyrazem
oszołomienia na twarzy. Patrzyła na niego nie mniej wstrząśnięta.
Odruchowo oblizała wargi, wciąż czując smak pocałunku. Luca zamrugał
kilkukrotnie, po czym zawołał z przesadną wesołością:
– Cóż, teraz jesteś panią Ferrantelli. – Jego głos był dziwnie zduszony,
patrzył na nią, jakby wciąż nie wierzył w to, co stało się między nimi przed
chwilą. Podziękował księdzu, a następnie wziął Artie za rękę, ciągnąc ją do
ogrodu, gdzie Rosa przygotowała poczęstunek.
– Dziś odpoczniemy – powiedział. – Jutro zaś pojedziemy do mojego
dziadka.
– Tak szybko? – przestraszyła się.
– Jest w złym stanie. Muszę cię przedstawić jak najszybciej.
Artie przygryzła wargę i spuściła wzrok.
– Rozumiem, ale potrzebuję więcej czasu, by się przyzwyczaić… do
bycia twoją żoną. Nie chciałabym powiedzieć czegoś nieodpowiedniego, co
wzbudziłoby jego podejrzenia.
Luca posłał jej łobuzerskie spojrzenie.
– Jeśli pocałujesz mnie tak, jak przed chwilą, nie będzie miał żadnych
podejrzeń.
Artie poczuła, jak płoną jej policzki.
– Podążałam tylko za tobą. Nigdy wcześniej się nie całowałam i…
– Naprawdę? – Uniósł brwi w zdumieniu.
Odsunęła się od niego.
– No dalej, kpij sobie ze mnie, że w wieku dwudziestu pięciu lat jestem
dziewicą. Muszę być dziwadłem w oczach kogoś, kto zmienia kochanki
codziennie.
Mało nie zapadła się pod ziemię ze wstydu. Jak mogła mu wyznać, że
jest dziewicą! Idiotka z niej.
– Posłuchaj, z tego, co mówił twój ojciec, wywnioskowałem, że nie
masz dużego doświadczenia, ale nie zdawałem sobie sprawy, że nigdy nie
miałaś chłopaka. Ojciec ci zabraniał, czy co?
Artie odwróciła wzrok.
– Nie. Byłam zajęta opieką nad nim i nie miałam czasu na randki.
– Nie mógł wynająć pielęgniarki albo opiekunki?
– To był mój wybór. Chciałam się nim opiekować. Byłam szczęśliwa, że
mogę to robić.
Luca położył ręce na jej ramionach i obrócił ją twarzą w swoją stronę.
W jego orzechowych oczach nie było szyderstwa tylko czułość i troska.
– Byłaś tylko dzieckiem, gdy zdarzył się ten wypadek. Twój ojciec nie
powinien był ci pozwolić na takie poświęcenie. To niesprawiedliwe. A co
ze szkołą?
– Skończyłam ją online. Nie chciałam zostawiać ojca pod opieką
obcych ludzi. To był naprawdę mój wybór. Nikt mnie do tego nie zmuszał.
Jego dłonie zaczęły się przesuwać ku szyi, masując lekko napięte
mięśnie.
– To, co zrobiłaś dla swojego ojca, jest godne podziwu, ale nadal nie
mogę się oprzeć wrażeniu, że cię wykorzystał. Powinnaś była mieć czas dla
siebie, spotykać się ze znajomymi, chodzić na randki.
Wyswobodziła się z uścisku, podążając wzrokiem za Rosą, która
podnosiła butelkę szampana.
– Powinniśmy porozmawiać z gośćmi – mruknęła i, nie czekając na
odpowiedź, podeszła do gospodyni, której towarzyszył kapłan i ich ślubny
świadek, pracujący w castello. To byli jedyni goście na ślubie.
Luca patrzył, jak Artie podnosi z tacy kieliszek szampana. Wyraz jej
twarzy był spokojny, ale domyślał się, że wspominając o opiece nad ojcem,
dotknął czułego punktu. Podejrzewał, że jest dziewicą, jej ojciec dawał to
do zrozumienia, ale nie spodziewał się, że ma zerowe doświadczenie, że
nigdy nie była na randce, nigdy nie miała chłopaka, nikt jej nigdy nie
całował.
Przesunął językiem po ustach, smakując słodką, owocową pozostałość
błyszczyka. Wciąż czuł nacisk miękkich warg, pulsowanie w pachwinie,
mrowienie w udach i dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Pocałował w swoim
życiu wiele kobiet, ale wiedział, że nigdy nie zapomni pocałunku z Artie.
To doświadczenie wryło mu się w pamięć. Miękkie usta, dotyk języka,
smak poziomki i wanilii. Nie powinien tak myśleć. Za sześć miesięcy
zwróci jej wolność. A fakt, że była niedoświadczona, stanowił jeszcze jeden
powód, by trzymał ręce przy sobie. Nie mógł Artie zaoferować nic, czego
taka młoda i niewinna dziewczyna, by oczekiwała. Nie wchodził w tego
typu relacje, bo wymagało to zaangażowania i odpowiedzialności, a on
tych, których kochał, narażał tylko na same nieszczęścia. Lepiej było nie
kochać, nie cierpieć, nie tęsknić. Łatwiej trzymać emocje pod kontrolą,
zamrożone na twardą bryłę. Głupotą byłoby myślenie, że odrobina
pożądania jest w stanie rozpuścić ten lód w piersi, a on głupi nie był.
A jednak, gdy spojrzał na Artie, coś ścisnęło go za gardło. Stała obok
zabytkowej kamiennej fontanny. Szemrząca woda i śpiew ptaków stanowiły
idealne tło dla jej wyjątkowej urody. Światło słoneczne wydobywało
niezwykły połysk z jej ciemnobrązowych włosów, a lekka bryza bawiła się
jej lokami wokół twarzy. Spojrzała na niego, przyłapując go, jak się w nią
wpatruje. Na jej policzkach natychmiast pojawił się rumieniec. Czy
popełnił błąd, wybierając ją na żonę? Była taka niewinna, cudowna, jakby
wróżka za pomocą czarów przeniosła ją z klasycznej baśni. Chodź jego
umysł krzyczał „nie”, ciało wrzeszczało pierwotnym głodem. Zakochanie
się w tej niewinnej i słodkiej istocie byłoby najbardziej lekkomyślną
i głupią rzeczą, jaką zrobił. Już kiedyś zapłacił za lekkomyślność. Odebrał
surową lekcję od życia, gdy jedna spontaniczna decyzja kosztowała życie
jego bliskich. Tym razem musi się mieć na baczności.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Artie świadoma była tego, że Luca nie spuszcza z niej wzroku. Starała
się na niego nie patrzeć, ale i tak nieustannie myślała tylko o tym, jakie
wywołuje w niej napięcie. Wystarczyło najdelikatniejsze muśnięcie palców,
by rozpalić w jej ciele ogień, który dręczył jej sekretne miejsca. Zupełnie
jakby żarzyły się w niej węgle, które tylko czekały na lekki oddech tlenu,
by zapłonąć. Tamten pocałunek… Powinna o nim zapomnieć. Mieli żyć
w platonicznym związku, ale to, czego doświadczyła w jego objęciach, nie
było platoniczne. Zbudziło się w niej coś, co domagało się zaspokojenia.
Przez ułamek sekundy do umysłu wkradła się zdradziecka myśl, że może
powinna poprosić Lucę o zmianę reguł w ich małżeństwie. To byłaby
idealna okazja, by zdobyć doświadczenie. Sześć miesięcy, podczas których
mogłaby się oddawać rozkoszom ciała. Co miała do stracenia poza
dziewictwem? Dumę? Ciśnienie jej podskoczyło. Tak, dumę! Nie była
nawet w typie tego playboya. Czy byłaby w stanie zadowolić go chociaż
przez sześć minut, nie mówiąc już o sześciu miesiącach?
Luca wziął kieliszek szampana od Rosy i podszedł do Artie, która wciąż
stała przy fontannie.
– Ojciec Pasquale najwyraźniej przepada za kuchnią twojej gospodyni.
Ona długo tu pracuje?
– Odkąd byłam dzieckiem. Ten dom jest także jej miejscem na ziemi.
– To co by zrobiła, gdybyś sprzedała castello i wyprowadziła się stąd?
Artie uniosła brodę.
– Nigdy nie sprzedałabym rezydencji. Nie chcę mieszkać w innym
miejscu.
Nie mogę mieszkać w innym miejscu.
Luca przez dłuższą chwilę patrzył jej w oczy.
– Jak dasz radę utrzymać posiadłość? Wymaga ogromnych nakładów
i chyba zdajesz sobie sprawę, że prędzej czy później…
Opróżniła kieliszek i posłała mu cierpkie spojrzenie.
– Czy to właściwy moment na takie rozmowy? To dzień naszego ślubu.
Zmarszczył brwi.
– Chyba nie muszę ci przypominać charakteru tego małżeństwa?
– Nie. Ale może ja tobie powinnam przypomnieć? Na pocałunek
zareagowałeś zbyt entuzjastycznie jak na kogoś, kto nalegał na papierowe
małżeństwo.
– Być może, ale przyznaj, że odwzajemniłaś pocałunek, cara.
Mówił tonem tak głębokim i szorstkim, że zaraz poczuła ciarki wzdłuż
kręgosłupa. Chciała się od niego odsunąć, ale złapał ją za rękę. Przeszył ją
ciepły dreszcz, promieniujący na całe ciało.
– Co robisz? – wydusiła z siebie, bardziej zdziwiona niż oburzona. Jego
kciuk masował puls na jej nadgarstku.
– Jesteśmy małżeństwem, cara. Odegrajmy więc dobrze tę rolę. Jako
zakochani powinniśmy się dotykać.
– Nie jestem do tego przyzwyczajona – mruknęła.
Luca musnął delikatnie jej policzek.
– Ale lubisz, gdy cię dotykam, prawda? – Potarł palcem dolną wargę,
wyczuwając drżenie. – O tak, bardzo to lubisz.
Artie chciała zaprotestować, ale nie była w stanie. Siła woli całkowicie
ją opuściła. Pragnęła jego dotyku, jak uzależniona. Zaciągnęła się
urywanym oddechem.
– Przepraszam, jeśli wysłałam sprzeczne sygnały. Nie było to moim
zamiarem.
Podniósł jej rękę do ust i ucałował mocno.
– Nie ty jedna wysyłasz sprzeczne sygnały. – Puścił dłoń i uśmiechnął
się ze smutkiem. – Nie zamierzam zmieniać warunków umowy. To byłoby
nieuczciwe wobec ciebie.
– Martwisz się, że mogłabym się w tobie zakochać? – zapytała, zanim
zdążyła ugryźć się w język. Jego ciemne oczy na moment spoczęły na jej
ustach.
– Byłabyś niemądra, gdybyś to zrobiła.
– Czy ty kiedykolwiek kogoś kochałeś?
– Nie. – Jego odpowiedź była natychmiastowa i krótka.
– Naprawdę? Jak dałeś radę tego uniknąć? Przed miłością nie można się
ukryć. Ona po prostu trafia w człowieka i jest. Może nie spotkałeś jeszcze
odpowiedniej kobiety?
– Nie o to chodzi. Mnie po prostu nie interesuje ten rodzaj relacji.
– Dlaczego? – dopytywała zaciekawiona.
Wzruszył ramionami. Jego spojrzenie pozostało nieodgadnione.
– Nie nadaję się do stałego związku. Nie potrafiłbym być dla kogoś
bratnią duszą, jestem zbyt wielkim egoistą.
Artie nie była tego taka pewna. Poślubił nieznajomą kobietę, by ratować
życie dziadka. Czy to był przejaw egoizmu? I za sześć miesięcy
małżeństwa był gotów oddać jej olbrzymią posiadłość. To nie były
działania samolubnego człowieka.
W tym momencie podeszła do nich Rosa z tacą.
– Jeszcze jeden łyczek przed ślubnym zdjęciem? – spytała ze
śmiechem.– Fotograf czeka już w ogrodzie.
Artie odłożyła pusty kieliszek i sięgnęła po nowy.
– Grazie.
– A pan? – Rosa zwróciła się do Luki.
Potrząsnął głową.
– Ja dziękuję. Proszę mi mówić Luca. – Chwycił Artie za rękę. –
Chodźmy. Niech fotograf nie czeka.
Po sesji ślubnej, Artie pomogła gospodyni posprzątać po posiłku.
Wkrótce ksiądz i fotograf opuścili posiadłość, więc mogła pogrążyć
w myślach. Dlaczego Luca tak bardzo się bał miłości? I jak udawało mu się
kontrolować uczucia? Nie miała żadnego doświadczenia w tej kwestii, ale
przecież widziała swoich rodziców, oglądała filmy, czytała książki
i wiedziała, że są emocje, nad którymi nie można zapanować. Ona tęskniła
za miłością, ale zdawała sobie sprawę, że nikt nie byłby w stanie
odwzajemnić jej pragnień. Nie po tym, jaką tragedię spowodowała. Luca
wyraźnie ostrzegł, żeby się w nim nie zakochała, ale jak utrzymać w ryzach
uczucia? Przy tym mężczyźnie stawała się zupełnie bezbronna. Odruchowo
dotknęła nadgarstka, przypominając sobie uścisk jego palców. Był dla niej
uosobieniem pokusy, a ona byłaby naprawdę głupia, gdyby uległa
emocjom. Dlaczego więc znów pragnęła znaleźć się w jego objęciach,
dlaczego znów pragnęła poczuć jego usta na swoich?
Po skończonej pracy usiadła w salonie i, chcąc czymś zająć ręce,
sięgnęła po przybornik do szycia i zajęła się haftowaniem niewielkiej
serwetki. To zajęcie zawsze ją odprężało. Po chwili do pokoju wszedł Luca.
Jego włosy wyglądały na potargane wiatrem. Zamiast ślubnego garnituru
miał na sobie dżinsy i bawełnianą koszulę, z rękawami podwiniętymi do
łokci. Biel materiału kontrastowała z oliwkową opalenizną. Niebieskie
spodnie podkreślały mięśnie nóg.
Odłożyła robótkę do koszyka, czując rosnące napięcie. Odruchowo
skrzyżowała nogi.
– Nie byłam pewna, jakie masz plany na dziś, ale na wszelki wypadek
poprosiłam Rosę, by przygotowała dla ciebie pokój gościnny na piętrze,
z pięknym widokiem na winnicę.
Jego spojrzenie spoczęło na niej z palącą intensywnością.
– Więc twoja gospodyni wie, że nasze małżeństwo to lipa?
Artie oblizała wargi.
– No tak. Wiesz, ja nie jestem najlepszą aktorką i nie potrafiłabym
przed nią udawać. Musiałam jej powiedzieć prawdę.
– Wolałbym, żebyś już nikomu nie mówiła o tym, że to fikcja –
oświadczył stanowczo. – Nie chcę, żeby jakieś głupie plotki dotarły do
mojego dziadka.
– Mam do Rosy pełne zaufanie. Ona nas nie zdradzi, możesz być
spokojny.
Luca podszedł do sofy i wziął do ręki serwetkę, którą wyszywała.
Przesunął palcem po kwiatowych pąkach i listkach.
– To jest piękne. Od dawna haftujesz?
Artie siliła się na obojętność, ale pochwała sprawiła jej ogromną
przyjemność. Nikt nie miał okazji widzieć jej prac, z wyjątkiem ojca i Rosy.
– Od kiedy wyszłam ze szpitala. To takie tam moje hobby, nic
specjalnego.
Luca sprawdził lewą stronę serwety, gdzie szwy były równe
i precyzyjne.
– Za mało się cenisz, cara. To świetna robota. Mogłabyś nieźle na tym
zarobić. Wielu ludzi chciałoby mieć ręcznie haftowane rzeczy. Załóż stronę
w internecie, a zobaczysz, że zaraz znajdą się chętni kupcy.
– Pomyślę o tym – rzekła wymijająco, wkładając serwetę do koszyczka.
– Pomyśl, koniecznie. Co cię powstrzymuje?
Nie mogła mu wyznać, że strach. Potworny lęk przed zewnętrznym
światem. Jak miałaby prowadzić nawet najmniejszy biznes, skoro siedziała
zamknięta w castello? Napotkała jego badawcze spojrzenie i natychmiast
odwróciła wzrok. Co by o niej pomyślał, gdyby się dowiedział o jej fobii?
– Haftuję dla przyjemności. Obawiam się, że gdybym musiała szyć na
zamówienie i trzymać się terminów, straciłabym całą radość z tego zajęcia.
– À propos terminów. Chciałbym, żebyśmy jutro z samego rana
pojechali do mojego dziadka. On szybko się męczy, więc najlepsza pora dla
niego na przyjmowanie gości to przedpołudnie.
Artie mrugnęła nerwowo. Jej oddech stał się szybki. Skóra pokryła się
zimnym potem. Wstała z sofy na chwiejnych nogach i podeszła do okna.
Przytrzymała się parapetu.
– Może powinieneś pojechać do niego sam. Ja potrzebuję więcej czasu,
żebym…
– Nie ma czasu. On umiera.
Artie przełknęła gulę w gardle, jeszcze mocniej zaciskając dłonie na
parapecie.
– Nie mogę z tobą iść.
Zapadła krótka, złowieszcza cisza, tak gęsta, że zdawała się oblepiać
cały pokój.
– Co masz na myśli? Jak to nie możesz? Zawarliśmy umowę i oczekuję,
że wypełnisz warunki. – Jego głos przepełniała frustracja. – Bądź gotowa
o siódmej trzydzieści. Nie przyjmuję odmowy.
Artie puściła parapet i zwróciła się w jego stronę. Żołądek jej falował
jak przy chorobie morskiej.
– Luca, proszę, nie rób mi tego. – Ton jej głosu przypominał papier
ścierny.
Zmarszczył brwi.
– O czym mówisz? Oczekuję tylko, że wypełnisz warunki umowy.
Podpisałaś dokumenty, pamiętasz?
Artie przyłożyła dłonie do policzków, starając się kontrolować oddech.
– Nie chodzi o to, że nie chcę jechać.
– Więc o co?
Opuściła ręce i zacisnęła usta, żeby powstrzymać ich drżenie.
– Nie powiedziałam ci… czegoś ważnego.
Luca podniósł się z miejsca i przeszedł przez pokój w jej stronę. Wziął
ją pod brodę, zmuszając, by spojrzała mu w oczy. Nie był zły, raczej
zmartwiony.
– Co się dzieje? – Jego dotyk był niewiarygodnie delikatny i kojący. –
Powiedz mi, cara.
– Ja… nie byłam za murami posiadłości, odkąd skończyłam piętnaście
lat. Nie chodzi o to, że nie chcę, tylko nie mogę…
Odsunął rękę od jej twarzy.
– Dlaczego nie możesz? W czym problem?
Zaśmiała się gorzko i wskazała na swoją klatkę piersiową.
– We mnie! – Owinęła się ramionami. – Cierpię na fobię. Paraliżuje
mnie już sama myśl o spotykaniu obcych ludzi, o ruchu ulicznym. Dostaję
ataku paniki. Przepraszam – dodała cicho. – Powinnam była wcześniej ci to
powiedzieć, ale się wstydziłam.
– Nie przepraszaj. – Jego głos był ochrypły, na twarzy malowała się
troska. – Dlaczego twój ojciec nic mi nie powiedział? Pozwolił, bym
wierzył, że jesteś…
– Normalna? – Uniosła brwi. – To chciałeś powiedzieć? Przykro mi, że
cię zawiodłam.
– Daj spokój, nie w tym rzecz. Badał cię lekarz?
– Cztery razy.
– I?
Artie rozłożyła ręce.
– I nic. Leki nie pomogły. Otępiały mnie tylko. Medytacje działały
początkowo, ale nie na tyle, bym potrafiła opuścić posiadłość. Terapia
przynosiła efekt, ale nie miałam pieniędzy na kontynuowanie jej, a poza
tym nie miałam czasu. Musiałam zajmować się ojcem. – Westchnęła
ciężko. – Spotkania z psychologiem były dla mnie bardzo trudne, jeśli mam
być szczera. Mówienie o tym, o czym nie chciałam mówić.
– Wypadek?
Artie kiwnęła głową.
– A więc teraz już wiesz.
Luca pogłaskał ją po policzku.
– Spójrz na mnie, cara. – To był rozkaz, ale wypowiedziany czułym,
życzliwym głosem. Uniosła wzrok.
– Przepraszam, że wprowadziłam cię w błąd. Pewnie byś mnie nie
poślubił, gdybyś wiedział. Byłam tak zdeterminowana, żeby odzyskać
castello. To nie tylko mój dom. To moje schronienie i gdybym musiała stąd
odejść… – Zagryzła wargę. – Wolałabym umrzeć.
Delikatnie dotknął kciukiem jej ust.
– Przestań to robić. Zaczniesz krwawić. – Jego spojrzenie było
zaskakująco ciepłe. – Znajdziemy sposób, by sobie z tym poradzić.
– Jak? Twój dziadek jest zbyt słaby, by podróżować, a ja nie dam
rady…
– Na szczęście z pomocą przychodzi technologia. – Poklepał kieszeń
spodni, gdzie trzymał telefon. – Połączymy się przez funkcję Face Time.
Dziadek nie przepada za iPhonami, ale lepsze to niż nic.
– Jesteś bardzo wyrozumiały. Nie miałabym pretensji, gdybyś podarł
umowę.
Luca położył dłonie na jej ramionach.
– Nie martw się. Nie zrobię tego. Razem sobie poradzimy.
– Skąd ta dobroć? Mówiłeś, że jesteś egoistą, ale ja tego jakoś nie
widzę.
Zrobił kwaśną minę.
– Potrafię być skrajnie samolubny, żeby dostać to, czego chcę.
Jego spojrzenie powędrowało do jej ust. Patrzył na nią ciemnymi,
lśniącymi od emocji oczami, długo i intensywnie. Powietrze wibrowało
dziwną energią.
– Luca? – Jej głos przeszedł w słaby szept. Uniosła dłoń i dotknęła jego
porośniętej zarostem szczęki, czując ukłucia pod palcami. Przesunęła
opuszką po konturach górnej i dolnej wargi. Usłyszała jego gwałtowny
oddech, jakby ten dotyk go podniecał. Chwycił ją za nadgarstek i chwilę
później przykrył jej usta swoimi.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Luca wiedział, że powinien przerwać pocałunek, zanim sytuacja
wymknie się spod kontroli. Wiedział, że nie powinien przyciskać jej do
siebie, bo w sekundę zagotowała się w nim krew. Wiedział, że głupotą jest
zmiana reguł ich dziwnego małżeństwa. A jednak w tej chwili wszystko, co
mógł zrobić, to całować jej miękkie usta i pozwalać zmysłom sycić się
słodkim, kuszącym smakiem.
Artie otworzyła się przed nim, wzdychając cicho. Poczuł mrowienie
wzdłuż kręgosłupa, gdy spotkały się ich języki. Przytulił ją mocniej
i pocałował głębiej, żeby zapomnieć o regułach, jakie sami ustalili. Być
może był lekkomyślnym głupcem, ale umarłby bez tych słodkich ust,
odpowiadających na jego pocałunki. Ciało Artie przylgnęło do jego ciała
z taką łatwością, jakby było stworzone specjalnie dla niego. Chciał zbadać
miękkość jej piersi, chłonąć zapach jedwabistej skóry, smakować ją
w najbardziej intymny sposób. Złapał ją za biodra, ale wtedy powrócił
zdrowy rozsądek i cofnął się nieznacznie, przerywając pocałunek.
– Wiesz, że to się nie może zdarzyć – oświadczył szorstkim głosem.
Spojrzała na niego błyszczącymi z podniecenia oczami.
– Dlaczego nie? Oboje jesteśmy dorośli.
Luca złapał ją za nadgarstki i zdjął jej ręce z szyi.
– Wiesz, dlaczego.
Jej usta się zacisnęły. Rumieniec na policzkach stał się jeszcze bardziej
widoczny.
– Ponieważ jestem dziewicą? O to chodzi?
Odsunął się od niej na bezpieczną odległość.
– Nie chodzi tylko o to.
– A więc jestem dla ciebie za mało atrakcyjna? Nie pociągam cię?
Luca westchnął głośno.
– Uważam, że jesteś bardzo atrakcyjna i pociągająca, ale nie dlatego się
z tobą ożeniłem. Nie taka była umowa. To nam tylko niepotrzebnie
skomplikuje sytuację.
– Skąd wiesz? Nie wierzysz w niezobowiązujący romans? Przecież
jesteś ich mistrzem. Nie musimy się od razu w sobie zakochiwać.
Choć zachowywał dystans, miał wrażenie, że Artie przyciąga go niczym
magnes.
– Jesteś młoda i niedoświadczona. W ciągu dziesięciu lat nie spotykałaś
się z żadnym mężczyzną. Nie wiesz, czym jest romans bez zobowiązań.
Wyraz jej twarzy świadczył o tym, że poczuła się zraniona.
– A więc uważasz mnie za dziecko w ciele dorosłej, tak?
Luca zacisnął wargi, walcząc ze sobą. Ta dziewczyna była dla niego
uosobieniem pokusy, ale nie mógł tego zrobić, skoro wiedział, jak bardzo
była niewinna. Był pierwszym mężczyzną, który ją pocałował, dotknął,
rozbudził seksualnie, a ona przypominała nastolatkę, zauroczoną po raz
pierwszy w życiu. Powinien przerwać to, zanim jeszcze na dobre się
zaczęło.
– Zrozum, nie jestem dla ciebie odpowiednim mężczyzną.
– Rozumiem. Nie będę ci się więcej narzucała. Przepraszam, nie wiem,
co mnie napadło. Zaskoczyłam samą siebie.
Luca uśmiechnął się krzywo.
– Powinniśmy ograniczyć publiczne całowanie do absolutnego
minimum – oznajmił stanowczo.
Artie wzruszyła obojętnie ramionami, ale nie zdołała ukryć
rozczarowania.
– W porządku. Pasuje mi takie rozwiązanie.
Zapadła cisza, którą Luca czuł każdą komórką ciała. Tak łatwo było to
wszystko zmienić. Mógł wziąć ją w ramiona, by ukoić tęsknotę, która paliła
jego ciało gorącymi językami ognia. Wiedział, że byłoby im wspaniale.
Z nikim nie odczuwał takiej elektryzującej chemii, nigdy aż tak nie pożądał
żadnej kobiety. Najchętniej rzuciłby ją na sofę, by zatopić się w jej miękkim
ciele.
– Jeśli nie masz nic przeciwko temu, pójdę się położyć do łóżka. – Artie
zdała sobie sprawę z dwuznaczności tych słów i dodała szybko: – Sama. To
nie było zaproszenie, nie martw się.
– Nie martwię. Dobranoc, cara.
Artie biegła po schodach, jakby ścigała ją zjawa. Jak mogła to zrobić?!
Prawie błagała, żeby się z nią kochał. Zawsze była skromna i powściągliwa,
co ją więc napadło? Co z nią jest nie tak? Oto skutki izolacji. Jej ciało
obudziło się w chwili, gdy Luca ją pocałował podczas ślubu. Jego usta
sprawiły, że pojawiły się pragnienia, których wcześniej nie miała.
Zamknęła za sobą drzwi sypialni, wypuszczając z płuc urywany oddech.
Idiotka. Idiotka. Idiotka. Przecież wiedziała, na co się pisze. To miała być
wyłącznie umowa biznesowa. A jednak, ciepło jego dotyku sprawiło, że
chciała więcej. Czuła, że on też jej pragnie. Dlaczego więc odmawiał im
obojgu fizycznej przyjemności, której chcieli? Bo tak naprawdę wcale cię
nie chce, usłyszała w głowie szyderczy głos.
Usiadła na łóżku z kolejnym westchnieniem. Była zbyt
niedoświadczona dla takiego światowca jak Luca. Kiedy jednak ją całował,
wreszcie poczuła się kobietą, a nie tylko córką czy opiekunką. Zerknęła na
obrączkę, symbol ich zaślubin. Łączyło ich prawo, ale nie miłość.
Akceptowała to, ale nie miałaby nic przeciwko temu, by poza prawem
łączyło ich wzajemne odkrywanie tej elektryzującej chemii. Zeskoczyła
z łóżka i poszła do łazienki. Zaczęła wpatrywać się w swoje odbicie
w lustrze, nad umywalką. Oczy jej błyszczały, usta wciąż były nabrzmiałe
po pocałunku. Dotknęła dolnej wargi, zdumiona wrażliwością na najlżejsze
muśnięcie, jakby odtajały zamrożone połączenia nerwowe. Znów
westchnęła. Luca ją odrzucił. Teraz rozumiała, co się wtedy czuje.
Upokorzenie i wstyd. Dlaczego nieustannie prześladuje mnie pech?
Dlaczego nie mogę zaznać choć odrobiny szczęścia?
Luca nie pił dużo alkoholu, ale w tym momencie miał ochotę opróżnić
butelkę szkockiej i rozbić ją o ścianę. Chciał pójść do sypialni Artie, wziąć
ją w ramiona i pokazać, jak bardzo jej pragnie. Chciał wdychać jej zapach,
całować słodkie usta, pieścić dłońmi piękne ciało. Historia z ojcem i bratem
nauczyła go jednak, by nie działać bez zastanowienia i by nie robić rzeczy,
których można potem żałować. Jedna noc z Artie zmieniłaby charakter ich
związku, a do tego nie mógł dopuścić. Zaskoczyła go wyznaniem, że cierpi
na fobię, ale teraz wszystko składało się w jedną całość. Rozumiał już,
dlaczego nigdy nie spotkał jej w szpitalu, dlaczego nalegała na ślub
w castello, a nie w kościele, dlaczego była taka czujna i niespokojna w jego
obecności. Wciąż jednak trudno mu było uwierzyć, że spędziła dziesięć lat
w zupełnej izolacji. Dziesięć lat! Nie do pomyślenia dla kogoś takiego jak
on, kto nieustannie podróżował. Częściej przebywał w hotelach niż
w swojej rezydencji, w Toskanii. Gdy zbyt długo siedział w jednym
miejscu, zaczynał rozmyślać o przeszłości. Dlatego nieustannie rzucał się
w wir pracy. To było panaceum na wszystkie dolegliwości. Rozbudował
przedsiębiorstwo ojca. Prowadził międzynarodowe interesy, miał więcej
pieniędzy, niż potrafiłby zliczyć. Nie dało mu to szczęścia, ale dzięki temu
zyskał wolność. Wolność od związków, które prowadzą donikąd.
Podszedł do okna i popatrzył na księżyc w pełni, który rzucał
przytłumione światło na wielowiekowe drzewa, będące świadectwem tego,
jak wiele żyło tu pokoleń. Artie kochała to miejsce. Miłość…
Najtrudniejsza z emocji. Dostrzegł tłukącą się o szybę ćmę. Natura pod
płaszczem księżyca wciąż nie spała. Spojrzał na oświetlony ogród. Był dość
zaniedbany, ale winorośl była najlepszego gatunku. Z takich winogron
można by produkować najlepsze wino. Oczywiście, wymagałoby to
pieniędzy. Dużo pieniędzy, których Artie nie miała. Pomoże jej. Niech to
będzie prezent na zakończenie ich małżeństwa, za sześć miesięcy. Jeden
dzień już minął i przyniósł niespodziewane rewelacje. Okazało się, że jego
żona zmaga się z fobią i nigdy nikt jej nie całował. Dwudziestopięcioletnia
dziewica. Prawdziwa Śpiąca Królewna, która czekała na przebudzenie do
fizycznej satysfakcji. Przestań myśleć o seksie, upomniał się. Ale jak, skoro
wciąż czuł na ustach smak pocałunku. Nie mógł sobie poradzić z frustracją
niezaspokojenia. Castello było ogromne i jego sypialnię od pokoju Artie
dzielił długi korytarz, ale świadomość, że jest niedaleko, nie pozwalała mu
spać. Jeszcze nigdy nie musiał tak ze sobą walczyć. Co takiego było w tej
dziewczynie, że miał ochotę złamać swoje zasady? Jej niewinność?
Zmysłowy urok? Zjawiskowa uroda? Odwrócił się od okna z jękiem
frustracji. Gdyby miał ze sobą laptop, zająłby się pracą, ale zostawił go
w samochodzie. Prawdziwy pan młody zajęty by był swoją oblubienicą. On
jednak nie był prawdziwym panem młodym i lepiej, żeby o tym nie
zapominał.
Kiedy nazajutrz z samego rana Artie weszła do kuchni, zastała tam
Rosę przygotowującą śniadanie. Gospodyni krzątała się jak zawsze, ale bez
wigoru. Na bladej twarzy wokół oczu widoczne były wyraźne zmarszczki
i cienie.
– Wszystko w porządku? – spytała Artie, podchodząc bliżej.
– Okropnie boli mnie głowa. Mam atak migreny.
– W takim razie zostaw to i idź do łóżka. Zaraz zadzwonię do lekarza.
– Nie, nie trzeba. Nic mi nie będzie, to tylko ból głowy. Nieraz już tak
miałam.
Artie zmarszczyła czoło.
– Źle wyglądasz. Proszę, połóż się. Poradzę tu sobie. Najwyższy czas,
żebyś miała trochę czasu dla siebie. Nawet nie pamiętam, kiedy byłaś na
urlopie. – Artie wreszcie musiała przyznać, że uzależniła się od obecności
Rosy. Nie wiedziała, jak by sobie bez niej poradziła.
– Jesteś pewna? – spytała, rozwiązując troki fartucha.
– Marsz na górę. Natychmiast. Jeśli nie poczujesz się lepiej, zadzwonię
po lekarza.
– Dobrze, dobrze, signora Ferrantelli – zażartowała, wychodząc
z kuchni.
Artie westchnęła, siadając przy stole. Apetyt nagle ją opuścił. Rosa była
nie tylko jej przyjaciółką i gospodynią, ale także łącznikiem ze światem
zewnętrznym. Gdyby coś jej się stało… Nawet nie chciała o tym myśleć.
Masz przecież teraz męża, usłyszała kpiący głos. Odwróciła się za siebie,
słysząc kroki. Luca szedł sprężystym krokiem. Jego włosy były nadal
wilgotne po porannym prysznicu, twarz miał gładko ogoloną,
a w powietrzu rozniósł się zapach cytrusowej wody. Na pierwszy poślubny
dzień wybrał ciemne dżinsy i biały t-shirt, który mocno opinał muskularną
klatkę piersiową.
– Dzień dobry. – Jej ton zradzał napięcie. – Dobrze spałeś?
– Dzień dobry. – Usiadł naprzeciwko niej, rozkładając serwetę na
kolanach. – Tak, spałem dobrze, dziękuję. Widziałem Rosę, jak szła na
górę. Źle wyglądała. Jest chora?
Artie nalała do szklanek sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy.
– Wysłałam ją do łóżka. Ma silny ból głowy.
Podała mu sok, ale on pokręcił głową i sięgnął po dzbanek. Bogaty
aromat palonej kawy wypełnił powietrze.
– Nie myślała o przejściu na emeryturę? To ogromna posiadłość.
Przydałby jej się ktoś do pomocy.
Artie spuściła wzrok.
– Musieliśmy zwolnić część personelu jakiś czas temu. Ja będę jej
pomagać. Opiekowała się mną przez całe życie. Czas, żebym się
odwdzięczyła.
– A w jaki sposób się tobie opiekuje? Co robi? – rzucił jej czujne
spojrzenie.
– Chociażby zakupy, jeśli nie mogę czegoś zdobyć przez internet.
W ogóle jest z moją rodziną od dawna. Tu jest jej dom, przy mnie.
Luca odstawił filiżankę z brzękiem na lekko wyszczerbiony spodek.
– Nie może tu zostać na zawsze, Artie. I ty też nie. – Jego ton był
łagodny, ale stanowczy, gdy mówił prawdę, której ona bała się stawić czoło.
Odsunęła krzesło i wstała od stołu.
– Wybacz, zajrzę do Rosy, czy wszystko w porządku.
– Usiądź, cara – rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu. A gdyby tak się
zbuntowała? Czy próbowałby ją powstrzymać, gdyby mimo wszystko
chciała wyjść z kuchni? Co by zrobił? Chwyciłby ją za nadgarstki?
Przyciągnął do swego twardego ciała? Puls jej przyśpieszył od tych wizji.
Usiadła z powrotem, rzucając mu cierpkie spojrzenie.
– Mam nadzieję, że nie będziesz mi rozkazywał. Nie jestem twoją
niewolnicą.
– Chcę z tobą tylko porozmawiać o Rosie. Rozumiem, że jest ci bliska,
że możesz na niej polegać, ale może jej obecność blokuje cię przed
niezależnością? Wiesz, że w razie czego ona wszystko załatwi. Może
gdybyś była zdana tylko na siebie, przełamałabyś ten lęk, który cię
paraliżuje.
Artie wydęła dolną wargę.
– Nie wiedziałam, że do spisu twoich imponujących osiągnięć doliczyć
trzeba też dyplom z psychologii.
– Nie potrzebuję dyplomu z psychologii, żeby zobaczyć, co tu się
dzieje. – Wziął łyżeczkę i zamieszał kawę, choć nie słodził i nie używał
mleka. – Wiem, że jest ci ciężko, ale…
– Nic nie wiesz! – Uderzyła ręką w stół. Zagrzechotała porcelana
i sztućce. – Nie jesteś mną, nie znasz moich myśli, nie wiesz, co czuję!
Tylko ja to wiem! – Miała wrażenie, że żelazna obręcz zacisnęła jej się na
klatce piersiowej. Oddech stał się ciężki, skóra pokryła się potem. Panika
wspięła się po kręgosłupie. Serce waliło mocno.
Luca podniósł się ze swojego miejsca i przykląkł przy jej krześle. Wziął
ją za rękę i uścisnął.
– Oddychaj, cara. Weź powolny, głęboki wdech i wypuść, licząc do
trzech. Raz, dwa, trzy i znowu. Bardzo dobrze. Tak dobrze. No, jeszcze raz.
Raz, dwa, trzy.
Artie skoncentrowała się na oddechu, trzymając się jego dłoni jak
kotwicy, czerpiąc pociechę z czułych słów. Panika powoli ustępowała,
wycofując się niczym poskromiona bestia. Westchnęła głęboko.
– Już dobrze… Myślę, że…
Chciała wyswobodzić rękę, ale on jej nie puszczał, gładząc skórę
palcami.
– Spokojnie, mia piccola. Daj sobie czas.
Arrtie zerknęła w jego zatroskane oczy.
– Pewnie myślisz, że oszalałam. Wariatka, która nie potrafi wyjść za
bramę posiadłości.
Luca wziął ją pod brodę. W jego ciemnych oczach dostrzegła brązowe
plamki na tęczówkach, które wraz z ciemną zielenią tworzyły piękną
mozaikę.
– Wcale tak nie myślę – odparł ze smutkiem. – Kiedy mój ojciec i brat
utonęli, przez miesiąc nie wychodziłem z domu po pogrzebie. To był
okropny czas.
Artie odwzajemniła uścisk dłoni.
– Bardzo ci współczuję. To musiała być potworna tragedia dla ciebie
i twojej matki. Jak sobie z tym poradziłeś?
Uniósł kąciki ust, co pewnie miało być uśmiechem, ale nie wyszło zbyt
wiarygodnie.
– Nie wiem, czy sobie poradziłem. Rzuciłem się w pracę, żeby nie
rozpamiętywać. Uczyłem się, zdawałem egzaminy i robiłem praktyki, żeby
przejąć firmę ojca. Staram się odsuwać myśli o tamtych chwilach. Nic mi
nie zwróci bliskich. Mam tylko nadzieję, że ojciec, gdzieś tam
w zaświatach, jest ze mnie dumny. Nigdy nie miałem zamiaru zarządzać
przedsiębiorstwem. To było marzenie mojego brata. Po ich śmierci zająłem
się wszystkim. Nie mogłem dopuścić, by zmarnowała się praca ojca.
– A co z twoją mamą? Doszła do siebie po tej tragedii?
Luca puścił jej dłoń i wstał. Artie miała wrażenie, że dotknęła
wrażliwego punktu. Najwyraźniej wspomnienie o matce bolało go bardziej,
niż chciał przyznać.
– Dość tych smutków – oświadczył z werwą. – Dokończ śniadanie,
cara. Potem zadzwonimy do mojego dziadka i przedstawię cię.
Jej żołądek drgnął z nerwów.
– A jeśli mnie nie zaakceptuje? Jeśli uzna, że nie jestem dla ciebie
odpowiednia?
Luca pogłaskał ją ramieniu.
– Nie martw się. Jestem pewien, że pokocha cię od pierwszego
wejrzenia.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Luca usiadł z Artie na sofie, obejmując ją ramieniem, po czym wybrał
numer dziadka. Jej zapach drażnił jego nozdrza, miękkie włosy łaskotały go
w szczękę, kiedy pochyliła się bliżej ku niemu. Po chwili twarz dziadka
ukazała się na ekranie iPhona. Natychmiast poczuł, że ciało Artie napięło
się jak struna. Uścisnął ją delikatnie i uśmiechnął się ciepło.
– Mam dla ciebie niespodziankę, dziadku – zawołał entuzjastycznie. –
Pozwól, że ci przedstawię moją piękną żonę, Artemisię, w skrócie Artie.
Pobraliśmy się wczoraj.
Starszy mężczyzna zmarszczył krzaczaste brwi.
– Twoja żona? Żarty sobie ze mnie stroisz, czy co? Przecież zawsze
powtarzałaś, że nigdy się nie ożenisz, a teraz mówisz, że masz żonę?
– Nie żartuję. Naprawdę się ożeniłem.
– To dlaczego nie przyprowadziłeś jej do mnie, żebym mógł poznać
twoją wybrankę?
– Jesteśmy w podróży poślubnej, dziadku, ale wkrótce cię odwiedzimy.
– Buongiorno, signor Ferrantelli – przywitała się Artie, przywołując na
twarz najpiękniejszy uśmiech. – Luca bardzo chciał, żeby był pan na ślubie,
ale podobno nie czuje się pan najlepiej. Walka z chorobą musi być dla pana
frustrująca.
– Powiem ci, dziecko, co jest frustrujące. Posiadanie wnuka playboya,
który zawsze bardziej cenił beztroską wolność niż stabilizację
i małżeństwo, a przecież wie, że przed śmiercią chciałbym jeszcze
zobaczyć prawnuka. To jego obowiązek, by przedłużyć rodowe nazwisko
i tworzyć nowe pokolenie.
Luca zaśmiał się lekko.
– Pracujemy nad tym, dziadku. Daj nam trochę czasu – powiedział
i nagle uświadomił sobie, że chciałby, aby te kłamstwa stały się prawdą.
Chciał spędzać z Artie jak najwięcej czasu, poznać ją lepiej, pomóc jej
pokonać paraliżujący lęk. Odkąd ją pocałował, nie potrafił myśleć o ich
małżeństwie jak o czystym biznesie. Pragnął obudzić jej ciało, dzielić z nią
rozkosz, ale domowe ciepełko? Dzieci? Nowa generacja Ferrantellis?
O nie! Nic z tego!
– Zmarnowałeś mnóstwo czas – sarkał dziadek. – Twój ojciec w twoim
wieku był już od dawna żonaty i miał Angela i ciebie.
– Tak wiem – odparł, próbując zignorować ukłucie bólu w klatce
piersiowej na wspomnienie ojca, brata i oczywiście matki. Wciąż nie
pozbył się poczucia winy, że zniszczył jej życie. Może wnuki złagodziłyby
ból, ale on nie miał zamiaru mieć dzieci. Życie rodzinne nie było dla niego.
– My też zamierzamy mieć przynajmniej dwoje maluchów – wtrąciła
Artie z taką szczerością, że aż mu serce mocniej zabiło. – Luca jest
wymarzonym mężem i cieszę się, że na mnie zaczekał.
– Dałeś jej pierścionek zaręczynowy babci? – spytał starszy pan,
zwracając się do wnuka.
– Si.
Artie uniosła dłoń, żeby była widoczna w ekranie iPhona.
– Uwielbiam go. To najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek
widziałam. Czuję się niezwykle zaszczycona, że mogę go nosić. Bardzo
żałuję, że nie mogłam poznać pańskiej żony. Musi pan za nią bardzo
tęsknić.
– Codzienne – przyznał mężczyzna. Jego czoło przecięła pionowa
zmarszczka. – Musisz się pośpieszyć, Artie, jeśli chcesz mnie poznać. Nie
zostało mi dużo czasu.
– Miałbyś go więcej, gdybyś posłuchał swojego lekarza – wtrącił
cierpko Luca.
– Bardzo chcę pana poznać – powiedziała Artie. – Luca wiele mi o panu
opowiadał.
– Cóż, szkoda, że on o tobie nic mi nie powiedział – stwierdził
z dezaprobatą. – Jak się poznaliście?
– Przez jej ojca – pośpieszył Luca z wyjaśnieniem. – Od razu
wiedziałem, że to ta jedyna. – Spojrzał na Artie. To nie było kłamstwo.
Kiedy ją poznał, nie miał wątpliwości, że to ta jedyna. Jedyna, która
spodoba się jego dziadkowi.
Starszy mężczyzna chrząknął.
– Mam nadzieję, że będziesz potrafiła sobie z nim poradzić, Artie. To
typowy Ferrantelli, a my nie jesteśmy łatwi we współżyciu. Skoro go
kochasz, to wierzę, że dasz radę.
– Myślę, że jest pan najbardziej niezwykłym człowiekiem, jakiego
kiedykolwiek poznałam. – Artie uśmiechnęła się szczerze. – Proszę o siebie
dbać, signor Ferrantelli. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy się na
żywo.
Najbardziej niezwykły człowiek, jakiego kiedykolwiek poznała? Luca
zaśmiał się w duchu. Artie spotkała w swoim życiu tak niewielu mężczyzn,
że wcale nie było trudno jej zaimponować. Bardzo chciał jej pomóc
w pokonaniu fobii i nie chodziło tylko o dziadka. Wiedział, że gdy
przełamie lęk, otworzą się przed nią nowe możliwości. Czy jednak pozwoli
sobie pomóc?
Artie popatrzyła na Lucę, gdy zakończył połączenie. Silne ramię wciąż
obejmowało ją w talii.
– Myślisz, że go przekonaliśmy?
– Kto wie? – rzekł w zamyśleniu. Po chwili jednak napięte mięśnie jego
twarzy rozluźniły się. – Dobrze się spisałaś. Miłym akcentem był tekst, że
jestem mężczyzną twoich marzeń. Nawet się trochę przestraszyłem, bo
brzmiałaś bardzo przekonująco. – Odgarnął zbłąkany kosmyk włosów z jej
twarzy. Jego spojrzenie pociemniało. Artie widziała, że patrzy na jej usta
i serce zaczęło jej bić mocniej. Zmarszczyła brwi, spoglądając na obrączkę,
która połyskiwała obok pierścionka.
– Czuję, że cię zawiodłam, bo nie mogliśmy pojechać, żeby spotkać się
z nim osobiście.
– Nie zawiodłaś mnie – zapewnił ciepło. – Chciałbym ci pomóc. Może
zaczniemy powoli, od drobnych kroków, i zobaczymy, dokąd nas to
zaprowadzi?
– Przecież próbowałam już i nic nie pomogło.
– Bo nie próbowałaś ze mną. – Uśmiechnął się i wziął ją za rękę,
gładząc kciukiem jej dłoń. – Daj mi szansę.
Ogarnął ją znajomy niepokój.
– Ale… teraz?
– A na co czekać?
Zacisnęła wargi, kontrolując oddech.
– No… nie wiem.
Uniósł jej podbródek.
– Zaufaj mi, cara. Tylko krótki spacer. Nie będę naciskał, jeśli
poczujesz, że nie dasz rady. Kilka małych kroczków.
Artie wypuściła powietrze z płuc.
– W porządku. Spróbuję, ale nie miej do mnie żalu, jeśli nie zajdę zbyt
daleko.
Pochylił się i pocałował ją w czoło.
– Nie martw się, nie urwę ci głowy, mia piccola. Jestem bardzo
cierpliwym człowiekiem.
Kilka minut później stali na schodach rezydencji. Artie spoglądała
z napięciem na mosiężną bramę. Bardziej niż kiedykolwiek chciała
pokonać swój lęk. Chciała poznać dziadka Luki i wywiązać się z umowy.
A co, jeśli znowu zawiedzie? Za każdym razem, gdy próbowała opuścić
castello, ulegała panice. Miała wrażenie, że od wolności dzieli ją gruba
szyba. Widziała, co jest po drugiej stronie, ale nie potrafiła rozbić
przeszkody. Na terenie posiadłości była bezpieczna. Tutaj nikt nie mógł jej
skrzywdzić i ona nie mogła wyrządzić krzywdy.
Luca uśmiechnął się i wziął ją za rękę.
– Gotowa? Krok po kroku. Nie śpiesz się. Powoli. Wszystko będzie
dobrze.
Artie wzięła głęboki wdech i ruszyła drogą, ściskając jego dłoń.
– Próbowałam wiele razy i nigdy mi się nie udało – jęknęła żałośnie.
– Nie wmawiaj sobie, że tym razem się nie uda, cara – upomniał ją
łagodnie. – Uwierz, że możesz to zrobić. Jeśli nie uda się dziś, uda się jutro.
– Łatwo ci mówić. – Artie rzuciła mu szybkie spojrzenie. – Jesteś
pewnym siebie, odnoszącym sukcesy biznesmanem. A ja co? Nic! Nigdy
nie pracowałam, nie robiłam tylu rzeczy…
Luca zatrzymał się i położył ręce na jej ramionach i zwrócił ją ku sobie.
– Przez dekadę opiekowałaś się ojcem. Pewnie przedłużyłaś mu życie.
Poza tym jesteś utalentowaną hafciarką. Nigdy nie widziałem tak pięknej
i precyzyjnie wyszytej serwety. Musisz zacząć w siebie wierzyć, cara. Ja
w ciebie wierzę.
Artie spojrzała ponad jego szerokim ramieniem na bramę. Strach ścisnął
jej wnętrze. Wzięła głęboki oddech, zanim spojrzała mu w oczy.
– No dobrze, kontynuujmy. Ja muszę to zrobić. Chcę to zrobić.
– Brawo! Moja dzielna dziewczynka – odpowiedział, biorąc ją za rękę.–
Jestem z tobą. Nie bój się.
Artie zrobiła dwa krok, trzy, kolejne, aż straciła rachubę. Brama była
coraz bliżej. Coraz bliżej był zewnętrzny świat i wolność. Nagle jakiś
spłoszony ptak wyleciał z zarośli i zakwilił głośno. Przestraszyła się,
potknęła i pewnie by upadła, gdyby Luca jej nie przytrzymał.
– Och! – zawołała.
– Spokojnie, nic się nie dzieje. To tylko ptak.
Artie spojrzała na bramę.
– Myślę, że na dziś wystarczy.
– Nie chcesz spróbować jeszcze trochę? Jesteśmy prawie na miejscu.
Jeszcze tylko kilka kroków.
– Przepraszam. – Dyszała ciężko. – Dziś już nie dam rady. Spróbuję
ponownie jutro. Obiecuję.
Luca pogłaskał ją po głowie.
– Dobrze się spisałaś, mia piccola.
Rzuciła mu smutne spojrzenie.
– Poniosłam porażkę.
Pogłaskał ją po policzku leniwym gestem.
– Porażka byłaby wtedy, gdybyś się poddała na starcie, a ty próbowałaś.
Nie przejmuj się. Uczyniłaś pierwszy krok i to dosłownie, by pogonić
demony.
Kiedy wrócili do domu, Artie raz jeszcze podjęła temat.
– To nie jest tak, że nie chcę wychodzić na zewnątrz.
Luca podał jej szklankę wody mineralnej.
– Czego się boisz najbardziej?
Wzięła szklankę, zaciskając palce na szkle.
– Boję się, że kogoś skrzywdzę.
– Ty? Dlaczego miałabyś kogoś skrzywdzić?
Podniosła wzrok.
– To moja wina, że mieliśmy wypadek.
Luca zmarszczył brwi, usiadł na sofie przy niej, biorąc ją za rękę.
– Ale przecież nie prowadziłaś samochodu. Miałaś dopiero piętnaście
lat.
– Chciałam jechać na imprezę do koleżanki. Rodzice nie byli tym
zachwyceni, ale tak długo ich męczyłam, że wreszcie ustąpili. Zawieźli
mnie. Wcale nie bawiłam się dobrze. A potem, kiedy rodzice przywozili
mnie do domu… Cóż, mój ojciec był bardzo zmęczony, było późno i do
tego padał deszcz. Zjechał na sąsiedni pas. – Na chwilę zamknęła oczy. –
Obudziłam się w szpitalu po miesiącu bycia w śpiączce. Mama nie żyła,
a ojciec był sparaliżowany.
Luca objął ją ramieniem i przytulił do siebie.
– Bardzo ci współczuję. Wiem, że nie ma słów, które mogłoby cię
pocieszyć, ale byłaś dzieckiem. Uwierz, że rozumiem twoje poczucie winy.
Artie cofnęła się, by spojrzeć mu w oczy.
– Nigdy nie spotkałam nikogo, kto by mnie naprawdę rozumiał. – Jej
wargi wykrzywił grymas. – Nie żebym spotkała wielu ludzi przez ostatnie
dziesięć lat, ale ty… chyba naprawdę rozumiesz.
Tym razem to ona pogłaskała go po policzku.
– Nie znasz mnie. – Jakiś cień przemknął mu po twarzy. W jego głosie
była nuta wstrętu do samego siebie. – Nie wiesz, co zrobiłem!
Zerwał się z sofy, poruszony.
– O czym mówisz? – spytała, patrząc na niego z niepokojem.
– Nie powiedziałem ci, w jakich okolicznościach zginęli mój brat
i ojciec.
– Opowiesz mi? – podsunęła ostrożnie, cichym szeptem.
– Utonęli przeze mnie – zaczął, nie patrząc na nią. – Byliśmy na
wakacjach w Argentynie. Poszliśmy na dziką, odosobnioną plażę, bo
słyszałem, że tam są najlepsze fale. Uwielbiałem surfować. Na początku
wszystko było dobrze, ale potem warunki się zmieniły. Ojciec ostrzegał, ale
go nie posłuchałem. Złapałem deskę i… – Skrzywił się z bólu na
wspomnienie tamtego dnia. – Przeceniłem swoje możliwości. Ojciec rzucił
mi się na ratunek. Potem brat… Ja przeżyłem, a oni zginęli. Nigdy sobie
tego nie wybaczyłem. Byłem lekkomyślny i samolubny. Utonęli przeze
mnie. Zabiłem ich.
Artie podeszła do niego i położyła mu ręce na ramionach.
– Och, Luca. Przecież byłeś dzieckiem. Nastoletni chłopcy już tacy są.
Nie możesz się winić, ale… rozumiem cię. Ja też siebie winię za śmierć
matki i niepełnosprawność ojca.
– Tak, wiesz, co czuję. – Jego oczy były pełne bólu. – Były chwile,
kiedy żałowałem, że to nie ja umarłem. Jestem pewien, że myślałaś
podobnie. Nie mogliśmy jednak cofnąć czasu, prawda?
– Tak. – Oparła głowę na jego piersi, obejmując go w pasie. – Dziękuję
ci.
– Za co?– Jego niski głos rozległ się przy jej uchu.
– Za wysłuchanie, za zrozumienie, za to, że mnie osądziłeś. – Wzięła
oddech, zanim dodała: – I że pokazałeś mi, że można mnie pragnąć
pomimo tego, co zrobiłam.
Luca popatrzył na nią, pocierając kciukiem jej wargi.
– Pragnę cię. Próbowałem zaprzeczać, ignorować to, ale nie mogę
dłużej.
Oblizała usta, dotykając językiem jego palca.
– Ja też cię pragnę. – Pogłaskała go po brodzie. – Nie rozumiem,
dlaczego musimy trzymać się umowy. Przecież oboje tego chcemy.
Dlaczego nie skorzystać z tego, co możemy mieć? Jesteś moją jedyną
szansą, bym zdobyła doświadczenie. W końcu jestem twoją żoną, prawda?
Nie mogła zrozumieć, skąd u niej ten przypływ odwagi. Luca objął jej
twarz dłońmi. Jego oczy płonęły.
– Naprawdę tego chcesz? Chociaż wiesz, że po sześciu miesiącach się
rozstaniemy?
Może się nie rozstaniemy. Nie powiedziała tego na głos, ale ta myśl
wyraźnie rozbłysła w jej głowie. Po wypadku porzuciła marzenia o miłości.
Zniszczyła swoją rodzinę, więc nie miała prawa, by tworzyć nową. Kiedy
poznała Lucę, uświadomiła sobie, ile przegapiła. Zbyt długo ignorowała
naturalne potrzeby ciała.
– Chcę wiedzieć, jak to jest kochać się z mężczyzną – powiedziała
zdecydowanie. – Chcę, żebyś to ty był tym mężczyzną. Ufam ci. Wiem, że
zrobisz to, jak należy.
Odgarnął jej włosy z czoła.
– Nigdy nikogo nie pragnąłem tak jak ciebie, ale nie chciałem, byś
pomyślała, że chcę cię wykorzystać. Posłuchaj, muszę być szczery. Nie
chciałbym dawać ci złudnej nadziei, że między nami możliwe jest coś…
trwałego.
Objęła go za szyję.
– Przestań się tym martwić. Rób to, co mówi ci serce, a nie głowa.
Kochaj się ze mną, Luca.
Położył jej ręce na biodrach.
– Jesteś pewna? Masz jeszcze czas, by zmienić zdanie.
Pocałowała go raz, drugi, trzeci.
– Nie zmienię zdania. Pragnę cię. Chcę się z tobą kochać.
– Chodźmy na górę.
Pociągnął ją za sobą do sypialni. Cicho zamknął drzwi i objął
spojrzeniem Artie. Ona sądziła, że będzie onieśmielona, skrępowana, ale
gdy tylko zaczął rozpinać guziki jej bluzki, drżała z tęsknoty, by wreszcie
poczuć jego ciało przy swoim.
Całował ją długo, nie śpiesząc się, językiem drażniąc jej usta i zmysły.
Westchnęła cicho, gdy jego wargi dotknęły wrażliwej skóry pod uchem.
Ręce wsunęły się pod jej bluzkę w poszukiwaniu piersi. Dotyk był
delikatny, a mimo to wywołał burzę w jej ciele. Sutki stwardniały, nogi
osłabły pod wpływem pożądania.
– Chcę cię pieścić całą. – Mówił szorstkim, seksownym tonem, który
niczym wir wciągał ją w eksplozję doznań.
– Ja też chcę cię pieścić.
Wyciągnęła t-shirt ze spodni, by dostać się do jego nagiej klatki
piersiowej. Ciepłe i twarde ciało wydawało jej się czymś egzotycznym,
z czym do tej pory nie miała do czynienia. Badała owłosiony tors dłońmi,
podziwiając napięte mięśnie. Różnica między ich ciałami była czymś
fascynującym. To ją podniecało i zachęcało, by odkrywać więcej.
Luca odpiął jej stanik i wpatrywał się w nią pożądliwie.
– Jesteś piękna.
Jego palce zaczęły pieścić nabrzmiałe sutki. Artie po raz pierwszy
pomyślała o piersiach jak o strefie erogennej, po raz pierwszy doświadczyła
przyjemności płynącej z dotykania ich. Ciało mrowiło i rozgrzewało się pod
wpływem pieszczot, zaczynało być świadome pierwotnej potrzeby, aby
poczuć w sobie męską twardość.
Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy szorstki język zaczął pieścić
sutki.
– Och, och – pojękiwała, drżąc.
Luca uniósł głowę i uśmiechnął się.
– Lubisz to?
– Uwielbiam – potwierdziła. – Nigdy nie będę miała dość.
Zsunął dłonie do paska jej spodni, odpiął klamrę, przez cały czas nie
spuszczając z niej wzroku. Wreszcie wsunął rękę, próbując przedostać się
przez koronkową zaporę bielizny. Jej ciało zareagowało zapraszająco.
– Nie mogę się tobą nacieszyć – wyznał. – Zrobimy to powoli, nie będę
cię poganiał. Chcę, żeby ci było dobrze.
Artie położyła rękę na pasku jego dżnsów.
– Mogę?
Jego oczy błyszczały.
– Oczywiście.
Wstrzymała oddech, odpinając guziki, potem zsunęła bieliznę, by ujrzeć
nabrzmiałą męskość.
Luca oddychał z trudem, gdy jej palce pieściły twardy członek.
Pocałował ją mocno, delektując się smakiem ust. W ciągu kilku chwil
zrzucili z siebie ubrania i położyli się wygodnie na łóżku. Przygarnął ją do
siebie, ale niespodziewanie jego zamglony wzrok stał się zupełnie trzeźwy.
– Musimy pamiętać o zabezpieczeniu, zwłaszcza biorąc pod uwagę
naszą sytuację.
Artie wiedziała, że to odpowiedzialne i rozsądne, ale wzdrygnęła się na
przypomnienie, że ich związek ma ściśle określone ramy początku i końca.
Przypadkowa ciąża zmieniłaby wszystko. Związałaby ich ze sobą na
kolejne lata, może nawet na zawsze.
– Rozumiem, ja też nie chcę… wpadki – powiedziała, choć w jej głowie
pojawiła się wizja wspaniałego, ciemnowłosego dziecka. Dziecka Luki.
Zapomnij o tym. To tylko sześć miesięcy. Nie licz na nic więcej. Wkrótce
w te rozmyślania ponownie wdarło się podniecenie. Luca gładził jej udo.
– To dla mnie ważne, żeby ci było przyjemnie. Chcę, żebyś się czuła
komfortowo, więc mów, jeśli coś ci się nie podoba.
– Wszystko mi się podoba.
Uśmiechnął się, wziął ją za rękę i ucałował wszystkie palce.
– Jeszcze nigdy nie kochałem się z dziewicą.
– Denerwujesz się?
– Trochę – przyznał.
– Niepotrzebnie. – Pocałowała go w usta. – Chcę się z tobą kochać.
Mam wrażenie, że czekałam na to całe życie.
Tym razem Luca przylgnął do jej warg w sposób, który odurzył jej
zmysły. Pieścił ją dłońmi, językiem, ustami, aż zaczęła dyszeć
z niecierpliwości. Pulsujący ból między nogami zintensyfikował się, palił ją
żywym ogniem. Luca całował ją po piersiach, brzuchu, a potem dotknął
językiem centrum jej kobiecości. Pieszczotami domagał się odpowiedzi
i doczekał się, bo wkrótce z jej ust wyrwał się krzyk przeżywanego
orgazmu. Kołyszące fale rozkoszy przeniosły ją w inny wymiar, a potem
ogarnął ją błogi spokój.
– Nie miałam pojęcia, że… tak może być. – Ledwie mogła mówić
i nagle ogarnęła ją nieśmiałość.
Luca pocałował ją mocno.
– Nie wstydź się, cara.
Przygryzła wargę.
– Łatwo ci mówić. Ty doświadczałeś tego setki razy, a ja jestem zupełną
nowicjuszką.
Odsunął włosy z jej twarzy i popatrzył na nią poważnie.
– Nie wierz we wszystko, co wyczytałaś w gazetach. Nie jestem aż taki
rozwiązły, jak ci się wydaje. Niestety mój dziadek myśli inaczej. –
Wykrzywił wargi w smutnym grymasie. – Miałem kilka przelotnych
romansów, ale zawsze starałem się tak postępować, żeby nie skrzywdzić
żadnej kobiety. Nadal tego chcesz?
Pogłaskała go po ustach.
– Chcę. Kochaj się ze mną. Naucz mnie tego.
Jego usta dotknęły jej ust. Ich nogi się splotły, ciało wciskało się
w ciało. Artie powiodła dłonią w dół po twardym torsie i dotknęła
nabrzmiałej erekcją męskości. Luca cofnął się na chwilę, by założyć
prezerwatywę.
– Postaram się zrobić to powoli, ale jeśli będziesz chciała, żebym się
wycofał, powiedz. Nie chcę ci sprawić bólu.
– Nie sprawisz mi bólu.
Delikatnie rozchylił ją palcami i zaczął się wsuwać. Jej ciało powitało
go bez oporu i bez bólu.
– Wszystko w porządku? – zapytał, zatrzymując się.
– Jest cudownie – westchnęła, obejmując dłońmi jego pośladki
i przyciskając go do siebie.
Pchnął głębiej, nadal jednak nad sobą panując. Jej ciało przeniknęły
strzały przyjemności. Wysunęła się ku niemu, żeby mógł wejść głębiej.
Została wciągnięta w jego rytm, napięcie rosło. Wspinała się na szczyt,
dążąc do całkowitego spełnienia, choć nie wiedziała, jak to zrobić. Luca
sięgnął dłonią między ich ciała i dodatkowo stymulując ją palcem,
pociągnął aż do orgazmu. Spirale intensywnej przyjemności przeniknęły ją
gwałtowną falą. Zmysły wpadły w wir obłędnej rozkoszy, myśli się
rozpierzchły. Luca osiągnął szczyt chwilę potem. Udręczony jęk wyrwał się
z jego gardła, gdy ciało ogarnęły konwulsje. Artie objęła go i leżała pod
nim spokojna, dryfując w błogim nasyceniu jak po oceanie. Rozmyły się
granice między tym co fizyczne a tym co emocjonalne. Wiedziała, że ten
moment zapamięta jako kluczowy w jej życiu jako kobiety. Luca
Ferrantelli. Jej mąż. Jej pierwszy kochanek. Eksplozja przyjemności wciąż
odzywała się echem we wszystkich komórkach. Jak mogła pomyśleć, że
Luca jest arogancki i podły? Potraktował ją jak księżniczkę, z ostrożnością
i szacunkiem. Na każdym kroku dbał o to, żeby było jej dobrze.
Powstrzymywał się, żeby to ona pierwsza osiągnęła orgazm. Mogłaby się
w nim zakochać. To byłoby łatwe, ale znała zasady i akceptowała je.
Luca oparł się na łokciu, wycofując się powoli z jej ciała. Dyskretnie
pozbył się prezerwatywy.
– Jak się czujesz? – spytał zachrypniętym głosem.
– W porządku.
Zmarszczył brwi.
– Nie bolało cię?
– Ani trochę.
Wygładziła mu zmarszczkę na czole opuszką palca.
– Dziękuję, że byłeś taki delikatny.
– Twoje doznania są dla mnie na pierwszym miejscu. Pamiętaj, że nie
musisz potrzeb mężczyzny stawiać ponad swoje.
– A tobie było dobrze?
Wziął ją pod brodę i pocałował mocno.
– Bardzo dobrze. Nigdy nie traktowałem kobiet jak trofea do zdobycia,
ale muszę przyznać, że to dla mnie zaszczyt, że mogłem być twoim
pierwszym.
– Ja też się czuję zaszczycona. Byłeś wspaniały.
Przez chwilę zapanowała cisza. Luca pogłaskał ją po plecach.
– Chyba powinienem pozwolić ci wstać i się ubrać.
Uśmiechnęła się do niego figlarnie.
– Naprawdę tego chcesz?
W odpowiedzi popchnął ją na plecy i przygwoździł swoim ciałem.
– Nie chcę – odparł, całując ją mocno.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Luca musiał się zmuszać, żeby wstać z łóżka. Nie pamiętał, kiedy
ostatni raz tak przyjemnie spędził poranek. Seks z Artie przeszedł jego
najśmielsze oczekiwania. Pasja, która ich połączyła, przekraczała wszystko
to, czego doświadczył do tej pory. I to było bardzo niepokojące. Dlaczego
to doświadczenie aż tak mocno nim wstrząsnęło? Ponieważ ona była
niedoświadczona, a on myślał przede wszystkim o niej, a nie o sobie?
A może chodziło o dotyk jej ust? Jej westchnienia? Przy niej poczuł się
prawdziwym mężczyzną. Zaufanie, jakie mu okazała, poruszyło go do
głębi. Na szczęście nie zawiódł jej, a przy okazji on sam wspiął się na
zupełnie nowy poziom doznań, jakby wcześniej jego ciało pogrążone było
we śnie. Każdy pocałunek zapisał się w jego umyśle i skórze. Chciał, by to
trwało, a dotychczas nie spotykał się z nikim dłużej niż dwa tygodnie. Na
emocje zamknął się dawno temu i nie spodziewał się, że ktoś w nim
poruszy tę wrażliwą strunę.
Za każdym razem, gdy Artie patrzyła na niego tymi wielkimi,
brązowymi oczyma, ogarniało go dziwne, szarpiące duszę uczucie. Jeszcze
żadna kobieta nie obudziła w nim takiego pożądania i takiej czułości. Gdy
się uśmiechała, miał wrażenie, że jasne słońce rozświetla ciemność.
Luca podniósł się z łóżka, zanim uległ pokusie, by kochać się z Artie po
raz trzeci.
– Wstawaj, cara – zawołał. – Czas na kolejną sesję terapii.
– A nie lepiej zostać tutaj? – Jej oczy błyszczały, gdy przeciągała się
pod kołdrą. – Będzie przyjemniej.
Popatrzył na nią jak surowy nauczyciel.
– Cara, nie zwlekaj, bo będzie ci trudniej.
Jej spojrzenie straciło figlarną iskrę, usta się zacisnęły. Sięgnęła po
prześcieradło, żeby ukryć nagość.
– Wolałam, kiedy byłeś moim tymczasowym mężem i kochankiem,
a nie terapeutą. Nie podoba mi się to, że próbujesz mnie zmienić.
Luca powstrzymał westchnienie frustracji.
– Nie próbuję cię zmienić, próbuję ci pomóc. Chciałbym, żebyś znalazła
w sobie odwagę, by uczynić kolejny ważny krok na drodze do wolności.
Będę przy tobie przez cały czas i nie zmuszę cię do niczego wbrew twej
woli. Zaufaj mi, proszę.
– Posłuchaj, wiem, że chcesz dobrze, ale przecież próbowaliśmy i się
nie udało.
– Ale to nie znaczy, że dziś nie może się udać. Nie poddawaj się.
Nastąpiła chwila ciszy.
– No dobrze. Spróbuję jeszcze raz – rzekła. – Nie masz nic przeciwko,
żebym najpierw wzięła prysznic?
Luca wskazał na łazienkę.
– Śmiało. Spotkamy się na dole za pół godziny. – Musiał walczyć
z pokusą, by nie dołączyć do niej pod prysznicem.
– Czy kochałeś się ze mną tylko dlatego, żeby mnie łatwiej namówić na
wyjście za bramę?
– Kochałem się z tobą, bo chciałem i ty też tego chciałaś.
– Mam nadzieję, że nie zawiodę cię tym razem.
Podszedł do niej i złożył delikatny pocałunek na jej ustach.
– Nigdy mnie nie zawiodłaś.
Artie dopadały coraz większe wątpliwości. Dlaczego tym razem
miałoby się udać? Panika mroziła umysł i ciało. Przez kręgosłup
przechodziły zimne ciarki. Pocieszała ją jedynie myśl, że Luca będzie przy
niej, będzie ją wspierał, by stawiła czoło największym lękom, z którymi
żyła od tak dawna, że stały się częścią jej tożsamości. Kim byłaby bez tego
strachu? Godziny spędzone w ramionach Luki ośmieliły ją, by wyjść poza
strefę komfortu. Jej skóra wciąż nosiła ślady pocałunków, całą magię
namiętnego dotyku.
Gdy zeszła na dół, Luca już na nią czekał.
– Gotowa? Nasz plan na dzisiaj to przejść troszkę dalej. Nie musimy
wychodzić za bramę. Artie zadrżała, jej serce zabiło mocniej.
– Brzmi rozsądnie. Dobrze, spróbujmy.
Świeciło słońce i białe, puszyste chmury przemykały po niebie.
Powietrze pachniało różami kwitnącymi w ogrodzie.
Luca trzymał Artie za rękę, dając jej wsparcie. Spojrzała na niego
z ciepłem w oczach.
– Dziękuję za cierpliwość.
Objął ją ramieniem i trzymał mocno, gdy szli brukowaną alejką do
bramy z kutego żelaza.
– Nie śpieszmy się. Za pierwszym razem narzuciłem ci za szybkie
tempo.
Artie starała się skoncentrować na coraz wyraźniejszym zapachu róż,
zamiast na lęku pełzającym po skórze. Czuła się pewniej, otoczona
muskularnym ramieniem.
– Pewnie uważasz, że to śmieszne. Gorzej ze mną niż z dzieckiem.
Uścisnął ją mocniej.
– Wcale tak nie uważam. Strach to bardzo silna emocja i może
paraliżować. Strach przed porażką, strach przed sukcesem, strach przed…
– Zaangażowaniem?– podsunęła.
– Tak, to też – potwierdził, po chwili pauzy.
– Strach przed miłością? – Była tak zaabsorbowana rozmową, że nawet
nie zauważyła, że zbliżają się do bramy.
Nastąpiła kolejna cisza, zakłócona jedynie ćwierkaniem ptaków
w zaroślach.
– Strach przed niemożnością kochania. – Jego ton zawierał nutę
smutku.
– Dlaczego myślisz, że nie potrafiłbyś nikogo pokochać? Przecież
kochasz swojego dziadka, swoją matkę, prawda?
Luca uśmiechnął się cierpko.
– Rodzinna miłość to co innego. Nie potrafiłbym jednak kogoś kochać
do końca życia. Nie byłbym zdolny do takiego uczucia. Prędzej czy później
zraniłbym bliską osobą.
– Ale czy kochanie kogoś to kwestia wyboru? – spytała Artie. – To
znaczy, ja jeszcze nigdy nie byłam zakochana, ale z tego co wiem, to taki
rodzaj uczucia, który nie poddaje się kontroli. To się po prostu dzieje.
Złapał luźny kosmyk włosów i włożył jej z powrotem za ucho. Dotyk
był lekki, a jednocześnie elektryzujący, w jego ciemnych oczach błyszczała
tajemnica.
– Nieliczni szczęściarze znajdują miłość na całe życie, to prawda. A gdy
ukochany człowiek odchodzi, miłość staje się torturą dla tego, kto dalej
żyje.
Artie przystanęła.
– Czy to właśnie stało się z twoją mamą?
Spojrzenie Luki powędrowało w dal.
– Nigdy nie zapomnę wyrazu jej twarzy, gdy dowiedziała się o śmieci
mojego ojca i brata. Przez kolejne miesiące i lata nie potrafiła na mnie
patrzeć bez łez. Dlatego starałem się trzymać od niej na dystans. Ona nie
potrafiła znieść mojej obecności. Ja też z trudem na nią parzyłem, bo była
dla mnie żywym wyrzutem sumienia.
Artie przywarła do niego, obejmując go w pasie.
– Och, Luca, musisz sobie wybaczyć. Jestem pewna, że twoja matka cię
nie obwinia. Byłeś nastolatkiem, dzieckiem. To był wypadek.
Prawdopodobnie było jej lżej, że przynajmniej ty ocalałeś. Przecież
mogliście wszyscy utonąć.
Odsunął się, ponuro spoglądając jej w oczy.
– Były chwile, gdy żałowałem, że nie zginąłem wraz z nimi. Ale potem
zdałem sobie sprawę, że moim obowiązkiem jest żyć dalej, by o nich
pamiętać.
Artie słyszała w jego opowieści echa własnej historii. Wyrzuty
sumienia, których nie można uciszyć, życie bez miłości, życie w strachu…
Spojrzała na frontową bramę, biorąc drżący oddech.
– Luca, nie dam rady dziś pójść dalej. Przepraszam.
Wziął ją za rękę i raz jeszcze uścisnął ramieniem.
– Dasz radę. Poradzisz sobie. Jesteśmy już prawie na miejscu. Jeszcze
tylko kilka kroków…
– Nie! – Artie wyrwała się z jego objęć i pobiegła w stronę domu. – Nie
mogę! Nie dam rady!
Luca dogonił ją i złapał za nadgarstek, odwracając ją przodem do siebie.
– Zwolnij albo skręcisz sobie nogę.
Nie mogła zaczerpnąć oddechu. Żołądek jej się ścisnął, skóra pokryła
się kroplami potu. Zamknęła oczy, ale ławica ryb płynęła jej pod
powiekami. Miała wrażenie, że umiera, że jeszcze chwila i pochłonie ją
ciemność.
Luca przyciągnął ją do siebie, gładząc po plecach.
– Oddychaj, cara. Raz, dwa, trzy i znowu. Raz, dwa, trzy. Jeszcze raz,
piccola. Raz, dwa, trzy. Już dobrze. Jesteś bezpieczna.
Jego delikatne słowa uciszyły burzę szalejącą w jej wnętrzu. Strach
ustępował, tlen powrócił do krwioobiegu. Czuła jego kojący dotyk,
spokojne ruchy dłoni, bicie serca i cytrusowy zapach wody kolońskiej.
– Byłaś bardzo dzielna. To dopiero nasza druga próba, a udało ci się
podejść prawie pod bramę. Spróbujemy ponownie jutro.
– A jeśli nigdy mi się nie uda? A jeśli ja…
Uciszył ją, przyciskając palec do jej ust.
– Nie wmawiaj sobie, że się nie uda, cara. Wiem, że możesz to zrobić.
Chcesz to zrobić, a to już połowa sukcesu.
Artie uśmiechnęła się, pokrzepiona jego wiarą, cierpliwością i troską.
– Bardzo tego chcę. Mam dosyć życia w zamknięciu, w izolacji,
w samotności.
– Nie mogę się doczekać, żeby ci pokazać, jak cudowny jest świat
zewnętrzny. Jest tak wiele rzeczy, które możemy razem zrobić. Kolacje
w restauracjach, taniec, zwiedzanie, narty. Z radością pokażę ci wszystkie
moje ulubione miejsca.
– W takim razie muszę się postarać pokonać lęk, żebyśmy zdążyli
zrobić razem to wszystko, zanim upłynie sześć miesięcy.
Przez jego twarz przemknął cień, jakby nie chciał pamiętać, że ich
związek jest tylko tymczasowy.
– Najważniejsze, żebyśmy odwiedzili dziadka. Nie mogę go zwodzić,
że jestem w podróży poślubnej przez kolejne miesiące.
– Może poczuje się lepiej i przyjedzie do nas? – rzekła z nadzieją.
– Nie możemy na to liczyć. Poza tym mam swoją pracę. Nie mogę tu
zostać.
– Nie powstrzymuję cię przed powrotem do pracy. W każdej chwili
możesz wyjechać.
– Chcę, żebyś była ze mną. – Wsunął dłoń pod kaskadę włosów, patrząc
na jej usta. Po kręgosłupie przeszedł jej dreszcz podniecenia. – Nie
sądziłem, że mogę kogoś tak bardzo pragnąć.
Oparła mu dłonie na klatce piersiowej.
– Ja też ciebie pragnę.
– To dla ciebie za wcześnie po pierwszym razie. Będziesz obolała –
mówił cicho, trzymając ją za biodra.
Artie pocałowała go lekko.
– Nie będę obolała. Byłeś bardzo delikatny.
Jęknął i przyciągnął ją bliżej, przyciskając usta do jej ust. Otworzyła się
na rozkazujące pchnięcie języka. Pocałunek wprawiał jej ciało w stan
wrzenia. Poczuła ogniste mrowienie, gdy położył dłoń na jej piersi, a potem
wsunął ją pod bluzkę i miseczkę stanika. Pogłaskał napięty sutek, a po
chwili przylgnął do niego wargami. Szarpał go delikatnie zębami,
sprawiając, że Artie jęknęła z rozkoszy.
Wtedy rozległ się dźwięk telefonu. Luca zaklął i natychmiast sięgnął do
kieszeni spodni. Artie obciągnęła bluzkę, przysłuchując się rozmowie.
Z coraz większym niepokojem rejestrowała kolejne słowa. Dziadek upadł
i został zabrany do szpitala z podejrzeniem złamania biodra. Luca
powiadomił pielęgniarza, że natychmiast jedzie na oddział. Włożył telefon
z powrotem do kieszeni, posyłając Artie poważne spojrzenie.
– Słyszałaś, co się stało?
Kiwnęła głową, kładąc mu dłoń na ramieniu.
– Tak mi przykro. Co z nim będzie?
Wzruszył ramieniem.
– Nie wiem. Ma osiemdziesiąt trzy lata. To poważny wiek, a złamanie
biodra może mieć konsekwencje. Muszę natychmiast jechać do szpitala.
Powinienem porozmawiać z chirurgiem ortopedą. Chcę mieć pewność, że
dziadek ma najlepszą opiekę. – Wbił w nią spojrzenie. – To może być
ostatnia szansa, żeby mógł cię poznać.
Zdawała sobie sprawę, jaki wysiłek musiał włożyć w to, by jego głos
brzmiał spokojnie. Nozdrza mu się rozszerzały, gdy kontrolował oddech.
– Chciałabym z tobą pojechać. Naprawdę. Wybacz mi.
Sięgnął po jej dłoń i uścisnął krótko, ukrywając rozczarowanie.
– Wrócę najszybciej, jak będę mógł.
– Pozdrów go ode mnie i przekaż życzenia zdrowia. – Artie wiedziała,
że to bezużyteczne frazesy. Luca potrzebował jej u boku, by ratować
dziadka, a tymczasem nie mogła mu pomóc. I znów zawiodła.
Patrzyła, jak odjeżdża, i serce rozrywało jej się na pół. Patrzyła teraz na
castello nie jak na dom, ale jak na więzienie. Jeszcze nigdy strach aż tak
bardzo jej nie ciążył. Dlaczego nie mogła z nim pojechać? Czy przez resztę
życia miała być uwięziona w tych murach? Luca jej potrzebował, a ona nie
mogła z nim być, a pragnęła tego najbardziej w świecie, w każdym
możliwym sensie. Kochała go. Nie mogła dłużej zaprzeczać, nie mogła
wypierać się uczuć. Zakochała się, choć ją ostrzegał, choć miała się
trzymać umowy. Luca zdobył jej serce, gdy pocałował ją po raz pierwszy.
Wybudził ją z emocjonalnej śpiączki, dał jej drugie życie, a ona zawiodła
go w chwili, kiedy potrzebował jej najbardziej.
Rosa podeszła, osłaniając oczy przed słońcem.
– Wiesz, kiedy wróci?
Artie westchnęła zgnębiona.
– Nie. Źle się czuję z tym, że nie mogłam z nim pojechać. Co ze mnie
za żona?
Rosa zamyśliła się.
– Musisz zdecydować, co jest silniejsze: strach czy chęć, by z nim być.
Artie próbowała powstrzymać zalew negatywnych myśli. Jesteś
beznadziejna. Do niczego się nie nadajesz. Miała ochotę zwinąć się w kulkę
i ukryć, tylko co by to dało? Ukrywała się przecież od dziesięciu lat i nic się
nie zmieniało. Czy na pewno? Coś się jednak zmieniło. Luca ją zmienił.
Obudził w niej uczucia, które uważała za niemożliwe. Luca był światłem
w ciemności, obietnicą życia poza rezydencją, był jej bramą do świata
zewnętrznego, któremu nie ufała, ale ufała Luce. Jej miłość do niego była
większa niż strach, a przecież miłość potrafiła zwyciężać wszystkie
przeszkody, prawda? Miała szansę, żeby to udowodnić.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Luca dotarł do szpitala, zanim dziadek został przewieziony na salę
operacyjną. Wziął pomarszczoną dłoń w swoją, spoglądając na popielatą
twarz mężczyzny i wielki siniec pod okiem.
– Będę tutaj cały czas – próbował go pocieszyć. – Kiedy się wybudzisz
po operacji, będę przy twoim łóżku. Nic się nie martw. Zajmę się
wszystkim.
Dziadek skrzywił się z bólu, oczy zaszły mu łzami.
– Kiedy wreszcie poznam twoją żonę? Lepiej przyprowadź ją do mnie,
zanim przeniosę się na tamten świat.
– Wkrótce ją przyprowadzę – zapewnił, mając nadzieję, że będzie mógł
spełnić to życzenie. – Musisz tylko wydobrzeć. Chyba nie chcesz jej
straszyć tymi wszystkimi siniakami?
– Dobrze, że się ustatkowałeś, Luca. Martwiłem się o ciebie, od dawna.
– Tak, wiem – odparł, klepiąc go po dłoni. – Po prostu czekałem na tę
jedyną, tak jak ty czekałeś na babcię.
– Tak… To była cudowna kobieta – rzekł z tęsknym spojrzeniem. –
Tęsknię za nią każdego dnia.
– Wiem, dziadku. Ja też za nią tęsknię.
Kolejny powód, by nie kochać. Ból po stracie bliskiej osoby był
nieustającą torturą. Najgorsze było to, że on już tęsknił za Artie, choć nie
widział jej zaledwie kilka godzin. Chciał, żeby mu towarzyszyła w szpitalu,
nie tylko przez wzgląd na dziadka. Naprawdę lubił jej towarzystwo, co było
dla niego nowym doświadczeniem. Z żadną kobietą nie czuł się tak dobrze.
Kochając się z nią, miał wrażenie, że on także robi to po raz pierwszy.
Pragnął jej teraz. Ileż by dał, żeby znów zobaczyć jej uśmiech, wtulić się
w jej ciało.
Dziadek zwrócił ku niemu twarz.
– Byłem dla ciebie surowy, Luca, przez te wszystkie lata. Widzę to
teraz, kiedy już jest za późno, by cokolwiek zmienić. Dużo od ciebie
wymagałem. Za dużo. Musiałeś tak szybko dorosnąć po śmierci ojca
i Angela. – Westchnął, krzywiąc się z bólu. – Ciężko pracowałeś. Wiem, że
ojciec byłby dumny z twoich osiągnięć. Kontynuowałeś jego dziedzictwo.
Sprawiłeś, że Ferrantelli Enterprises odniosło ogromny sukces. – Posłał mu
zmęczony uśmiech. – Zawsze chciałem, żebyś był szczęśliwy. Sukces
zawodowy jest ważny, ale najważniejsza jest rodzina. Dobrze, że się
ożeniłeś. Spełniło się moje marzenie.
Zwierzenia przerwał sanitariusz, który przyjechał po pacjenta, by zabrać
go na salę operacyjną.
– Trzymaj się, dziadku. Będę na ciebie czekał. – Po raz ostatni uścisnął
mu dłoń. Gdy został sam w prywatnym pokoju, usiadł na fotelu i zamknął
oczy. Przebywanie w miejscu, które wiązało się z chorobami i śmiercią, źle
na niego działało. Powracały do niego wspomnienia związane z utratą
najdroższych osób. Chciał jednak tu być, okazać dziadkowi wsparcie,
pokazać mu, że nie jest sam. Nagle wstrzymał oddech. Jeśli dziadek
przetrzyma operację…
Artie wrzuciła torbę do bagażnika. Wzięła głęboki oddech i w myślach
policzyła do trzech. Podeszła do drzwi od strony pasażera. W porządku,
mogę to zrobić. Muszę to zrobić. Dla Luki, dla siebie, dla jego dziadka.
Wsiadła do samochodu i zapięła pasy bezpieczeństwa. Serce waliło jej jak
młotem, skóra pokryła się kłującymi kroplami potu.
Rosa uruchomiła silnik i wrzuciła bieg.
– Jesteś pewna?
Artie skinęła głową z ponurą determinacją.
– Jestem pewna. To nie jest łatwe, ale chcę być z Lucą. Muszę z nim
być. Jedźmy.
Rosa ruszyła przed siebie, włączając przycisk, który automatycznie
otwierał bramę. Artie skupiła się na oddechu, próbując zignorować strach,
który był jak tysiące małych mrówek, pełzających po jej skórze na lepkich
nóżkach. Rosa popatrzyła na nią badawczo.
– Wszystko w porządku?
Artie chwyciła się pasa bezpieczeństwa.
– W porządku. Jedź. Już prawie jesteśmy ze bramą.
Artie w napięciu czekała, aż pojawi się znajoma panika, ale w głowie
cały czas słyszała spokojny głos Luki: „Oddychaj, cara. Raz, dwa, trzy
i znowu”. Nie on pierwszy uczył ją kontrolowania oddechu, robiło to
dwóch terapeutów, ale on jeden zrobił to skutecznie. To Luca dał jej siłę, by
pokonać strach. Spojrzała na Rosę i zaśmiała się.
– Zrobiłam to! Udało się!
Rosa otarła łzę.
– Tak, moja kochana.
Podróż nie należała do łatwych. Musiały zatrzymywać się wiele razy,
żeby Artie mogła opanować nie tylko lęk, ale także mdłości. Starała się
skupić uwagę na widokach za oknem. Sądziła, że już nigdy nie zobaczy
tych krajobrazów. Zielone pola, góry, winnice i oliwkowe gaje Umbrii.
Przed oczami przewinęły jej się sceny z dzieciństwa. Nadszedł czas, by iść
dalej. Luca dał jej siłę i motywację, żeby zmieniła życie.
Szczęśliwie dotarły do szpitala, ale wtedy pojawił się problem,
o którym zapomniała. Lekarze, pacjenci, tłumy, umierający, cierpiący,
ranni… Nagle znów ujrzała wyraźnie posiniaczone ciało matki i ojca na
wózku z potrzaskanym kręgosłupem. A wszystko przez nią. Przez nią!
Zniszczyła swoją rodzinę. Artie złapała się siedzenia.
– Nie mogę tam wejść!
Rosa zaparkowała samochód i wyłączyła silnik.
– Przebyłaś tak daleką drogę.
– To był błąd. – Artie zamknęła oczy. – Nie mogę tego zrobić. Nie
jestem gotowa.
– A jeśli pójdę po Lucę, żeby tu przyszedł do ciebie?
Artie otworzyła oczy i odetchnęła. Luca był w tym budynku, dzieliło
ich tylko kilkadziesiąt metrów. Wykonała olbrzymią pracę, a wszystko po
to, by dostać się niego.
– Nie musisz. Zrobię to sama. Możesz wrócić do domu. Zadzwonię do
ciebie, gdy się dowiem, co z dziadkiem. – Wytarła wilgotne dłonie
o spodnie. – Jestem gotowa. Idę. Życz mi powodzenia.
Rosa uśmiechnęła się, ocierając łzy wzruszenia.
– Powodzenia.
Luca otworzył oczy, słysząc, że drzwi do pokoju się otwierają.
Spodziewał się pielęgniarki, a tymczasem ujrzał Artie. Przez chwilę myślał,
że śni. Zamrugał kilkakrotnie, po czym dopadł do niej i chwycił ją za
ramiona, by się przekonać, że nie jest wymysłem jego wyobraźni.
– Cara? Nie wierzę własnym oczom!
Uśmiechnęła się, oczy jej błyszczały, policzki pokryły się rumieńcem.
– Rosa mnie przywiozła. Chciałam być z tobą. Nawet nie wiesz, jak się
bałam! Droga była okropna, ale oddychałam, tak jak mnie uczyłeś, i jakoś
się udało.
Luca przyciągnął ją do siebie, wdychając kwiatowy zapach włosów,
które łaskotały go w brodę. Pokonała lęki, z którymi żyła od dziesięciu lat,
dla niego! Sam nie wiedział, co czuje. Był zachwycony, wzruszony i bardzo
szczęśliwy.
– Wykazałaś się wielką odwagą, mia piccola. Cieszę się, że jesteś tu ze
mną. Nie mogę uwierzyć!
– Ja też nadal w to nie wierzę. – Odwzajemniła uśmiech.
– Dziadek bardzo chciał cię poznać. Będzie miał niespodziankę.
Ucieszy się.
– Jak on się czuje? Rozmawiałeś z nim przed operacją?
– Był obolały. Zdążyliśmy zamienić słowo. – Wciąż nie wypuszczał jej
z objęć. – Tęskniłem za tobą.
– Ja też za tobą tęskniłam. – Patrzyła na niego rozpromienionym
wzrokiem.
Po chwili zamknęła oczy, pozwalając, by ich usta złączyły się
w pocałunku. Jej usta miały smak truskawek z cynamonem, słodkie
westchnienia były muzyką dla jego uszu i jeszcze mocniej podsycały jego
pożądanie, które uderzało w niego falami. Jak jeden pocałunek mógł
wywołać taki pożar w ciele? Mógł, ponieważ to był jej pocałunek. Oderwał
się i popatrzył w zarumienioną twarz i błyszczące oczy.
– Gdybyśmy nie byli w szpitalu, pokazałbym ci, jak bardzo za tobą
tęskniłem.
Zaśmiała się lekko, uszczęśliwiona takim powitaniem.
– Wysłałam Rosę do domu. Chcę z tobą zostać. Mogę, prawda?
Luca uśmiechnął się.
– Oczywiście. Kiedy już się dowiemy, co z dziadkiem, pojedziemy do
mojej willi. Jest tylko pół godziny drogi stąd.
Pogładziła jego twarz.
– Dziękuję, że pomogłeś mi przezwyciężyć mój strach. Wiem, że jest
jeszcze za wcześnie, by mówić o sukcesie, pewnie jeszcze wiele porażek
przede mną, ale czuję, że wreszcie zmierzam we właściwym kierunku.
Luca miał wrażenie, że na jego serce rozlano płynny, ciepły miód.
– Jestem z ciebie bardzo dumny. Pierwsze kroki zawsze są
najtrudniejsze, potem będzie łatwiej. Przekonasz się.
– Kiedy tu jechałam, myślałam o tobie, i to mi pomogło. Wiedziałam,
że powinnam ci pomóc, i ta potrzeba stała się silniejsza niż strach.
Objął jej twarz, patrząc uważnie w rozpromienione oczy.
– Nie mogę się doczekać, żeby przedstawić cię dziadkowi. Będzie
zachwycony.
Wspięła się na palce, by pocałować go lekko w usta.
– Ja też się nie mogę doczekać.
Niedługo potem dziadek został przywieziony do pokoju. Artie ściskała
mocno rękę Luki, zdenerwowana spotkaniem, ale mężczyzna u jej boku
sprawiał, że czuła się silna. Miała wrażenie, że jest między nimi jakoś
inaczej. Pojawiła się jakaś subtelna zmiana, która pozwalała jej mieć
nadzieję. Może jej nie kochał, ale tęsknił za nią i chciał ją przy sobie mieć,
a tu już dużo. Miłość do niego pojawiła się nagle, niektórzy mogliby rzec,
że za szybko, ale przecież z niektórymi ludźmi tak już jest. Jedno spotkanie,
silny pociąg, którego nie można pohamować i pewność, że to właśnie ta
osoba. Luca nie wierzył, że może kogoś pokochać. Ona też nie wierzyła, że
da radę przekroczyć bramę posiadłości, a jednak się udało. Znalazła w sobie
odwagę, żeby to zrobić. Dlaczego więc on nie miałby pokonać ograniczeń?
– Luca? – Dziadek otworzył z trudem jedno oko, leżąc na łóżku.
– Jestem tutaj, dziadku. Artie też tu jest.
Dziadek obrócił lekko głowę, a jego senne spojrzenie pojaśniało.
– Ach, moja droga dziewczynko. Tak się cieszę, że mogę cię poznać
osobiście. Mam nadzieję, że będziecie tak szczęśliwi, jak ja z moją
Mariettą.
Artie podeszła bliżej.
– Buongiorno, signor Ferrantelli. Tak miło jest pana wreszcie zobaczyć
twarzą w twarz.
Staruszek chwycił ją za rękę.
– Nazywaj mnie dziadkiem. Jesteśmy teraz rodziną, prawda?
Rodzina… Gdyby znał prawdę… Artie uśmiechnęła się i odwzajemniła
uścisk dłoni.
– Tak, dziadku. Jesteśmy rodziną.
Godzinę później Luca wiózł Artie do rozległej posiadłości w Toskanii,
kilka kilometrów od miejscowości San Gimignano, która słynęła ze
średniowiecznych warowni. Roztaczający się przed nimi krajobraz
wypełniony był stromymi wzgórzami, na zboczach których rosły oliwkowe
gaje, zielonymi dolinami i łąkami z kwitnącymi czerwonymi makami.
Wysokie sosny spoglądały na pola, a zachodzące słońce rzucało złoty blask,
nadając ziemi spektakularny wygląd. Artie napawała się pejzażami,
wzruszona tym pięknem do łez. Szybko otarła oczy i przełknęła gulę.
– To niesamowite. Te kolory, światło. Nie mogę uwierzyć, że widzę to
naprawdę, a nie w ekranie telewizora czy komputera. – Zwróciła się w jego
stronę. – Nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy się na chwilę zatrzymali?
Chciałabym posłuchać odgłosów natury.
– Jasne. – Luca zjechał na pobocze i zgasił silnik. Następnie podszedł
do drzwi pasażera, otworzył je i wyciągnął rękę. Uśmiechnął się, marszcząc
powieki. – To przepiękny zakątek, prawda?
– Oczywiście. – Stanęła przy nim i uniosła twarz w kierunku
zachodzącego słońca, chcąc poczuć na twarzy taniec wieczornej bryzy.
Wdychała zapach sosen i ziół, zasłuchana w ptasi świergot. Patrzyła, jak
rybitwa krąży w powietrzu, zataczając koła.
– Nie sądziłam, że kiedykolwiek to zobaczę – szepnęła. – Myślałam, że
życie się dla mnie skończyło.
Luca objął ją ramieniem i przyciągnął bliżej do siebie.
– Jestem z ciebie naprawdę dumny. Wiem, że nie było ci łatwo, ale
warto było, prawda?
Spojrzała na niego z uśmiechem.
– Nie wiem, jak ci dziękować.
– Znam sposób. – Jego oczy pociemniały, gdy pochylił się, by złożyć na
ustach długi pocałunek. – Lepiej jedźmy, zanim zrobi się ciemno.
Kiedy wrócili do samochodu, wziął ją za rękę.
– Dziękuję, że byłaś taka słodka dla dziadka. On już cię kocha. Myślę,
że przypominasz mu moją babcię.
Artie ucieszyła się z komplementu.
– Jaka ona była? Byliście ze sobą blisko?
Spochmurniał jak niebo na zewnątrz.
– Tak, do czasu tamtego wypadku. Potem utraciła chęć życia i już nigdy
jej nie odzyskała. – Jego ręce zacisnęły się mocno na kierownicy. –
Podobnie stało się z moją matką. Przebywanie ze mną przypominało jej
tych, których straciła, dlatego odczuwała ulgę, gdy wyjechałem do szkoły
z internatem, a potem na studia.
Poklepała go pocieszająco po udzie.
– Mogę sobie tylko wyobrazić, jakie to musiało być dla was wszystkim
trudne. A co z twoją matką? Mówiłeś, że mieszka w Nowym Joru. Widujesz
ją czasem?
– Rzadko. Kiedy jestem w podróży służbowej. – Wykrzywił usta. – Te
spotkania są dla niej trudne. Dla mnie zresztą też.
– Nie rozumiem. Przecież jesteś taki kochany i… – Przygryzła wargę,
bo jeszcze trochę, a wyznałaby mu spontanicznie miłość, a tego
z pewnością nie chciałby usłyszeć. To nie mieściło się
w sześciomiesięcznym kontrakcie. Koniec. Kropka.
Luca zerknął w jej stronę i uśmiechnął się ciepło.
– Ty też jesteś kochana.
Jego silny, niski głos sprawił, że tym bardziej zatęskniła za jego
ramionami. Chciała poczuć tę zmysłową moc jego ciała. Pragnęła go, ale
przede wszystkim kochała.
– Czy poznam twoją matkę? To znaczy, czy masz jakieś życzenia
związane z jej osobą i ze mną? – spytała.
Zmarszczył brwi i westchnął cicho.
– Nie wiem, czy fakt, że się ożeniłem, w jakikolwiek sposób jej
pomoże. Szczerze wątpię.
– A jeśli ja chciałbym ją poznać?
Rzucił jej krótkie spojrzenie.
– A dlaczego?
– Straciłam matkę, gdy miałam piętnaście lat, i ciągle mi jej brakuje.
– I myślisz, że uleczysz relacje z moją matką? To się nie uda.
– Przynajmniej nadal ją masz.
Luca chrząknął, ściskając mocniej kierownicę.
– Słuchaj, wiem, że próbujesz pomóc, ale te sprawy lepiej zostaw
w spokoju. Nic się nie da zrobić.
– Tak samo myślałam o strachu przed opuszczaniem castello. Straciłam
dziesięć lat życia, ulegając lękom. Zamiast je kontrolować, pozwoliłam,
żeby one kontrolowały mnie. Sądziłam, że tak już będzie zawsze, ale ty
pomogłeś mi zobaczyć, że można żyć inaczej. Może podobnie jest z tobą
i twoją mamą? Nie powinieneś rezygnować z prób naprawienia relacji tylko
dlatego, że to trudne. Spotkała cię straszna tragedia, straciłeś bliskich, ale
nadal masz rodzinę, Luca. Matkę i dziadka, a ja nie mam nikogo.
Luca podniósł jej rękę do ust i pocałował palce.
– Masz mnie, cara. – W jego głosie słychać było czułość, która
sprawiała jej radość i ból. Jak długo będzie go miała? Sześć miesięcy?
Potem znowu zostanie sama. Nie chciała teraz o tym myśleć. Choć przez
chwilę pragnęła zapomnieć o tym, co się stanie w przyszłości, i żyć
teraźniejszością, cieszyć się chwilą i obecnością mężczyzny, którego
kochała.
Niedługo potem Luca wjechał za bramę posiadłości i zatrzymał się
przed zabytkową, imponującą willą. Zbudowana na wzór fortecy
czterokondygnacyjna, z centralną kopułą i wieżyczkami, otoczona była
ogrodami, w których wzrok przykuwała kamienna fontanna.
– Niech cię nie zwiodą pozory – powiedział Luca, wyłączając silnik. –
Tylko z zewnątrz prezentuje się tak ponuro. W środku przeprowadziłem
gruntowną renowacją.
– Staram się nie oceniać książki ani ludzi po okładce – odparła. – Co
prawda, nie spotkałam zbyt wielu ludzi, ale mam nadzieje, że teraz to się
zmieni.
Oczy Luki rozbłysły.
– Nie jestem pewien, czy chcę cię tobą dzielić. Wolę cię mieć tylko dla
siebie. To w końcu nasz miesiąc miodowy, prawda?
Dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie. Posłała mu nieśmiały uśmiech.
– Więc będziemy tu sami? Tylko ty i ja?
Pochylił się w jej stronę, opierając rękę na skrzyni biegów.
– Tylko ty i ja – powtórzył, zbliżając usta do czerwonych ust.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Artie obudziła się następnego rana, z głową na piersi Luki i z jego
ramionami wokół talii. Czuła dłoń gładzącą ją powolnym ruchem po
kręgosłupie i natychmiast zrobiło jej się cieplej. Ręka mężczyzny zsunęła
się niżej, do krzywizny pośladków, i każdy nerw ciała wykonał radosny
obrót. Jej wnętrze obudziło się pod wpływem dotyku, przypominając sobie
magię poprzedniej nocy i pragnąc więcej. Wciąż nie miała dosyć. Jego
pieszczoty były delikatne, a mimo to wywoływały burzę doznań. Luca
obrócił ją na plecy i pochylił się nad nią.
– No proszę, a kto to śpi w moim łóżku! – Jego głos był seksowny,
lekko ochrypły i natychmiast ją rozpalił.
Artie przesunęła palcem po jego policzku i szczęce.
– Chyba nie było mowy o spaniu. A może śniłam, że się ze mną
kochasz? Ile to było razy?
Jego oczy pociemniały.
– Trzy. – Delikatnie dotknął dolnej wargi. – Mogły być i cztery razy
albo i pięć, ale bałem się, że będzie cię bolało. To wszystko jest dla ciebie
nowe i…
Artie palcem wygładziła mu zmarszczkę na czole.
– Nowe, ale cudowne. – Spojrzała mu głęboko w oczy. – Nie sądziłam,
że może być aż tak cudownie. Zawsze tak jest?
Luca uchwycił jej spojrzenie. Uśmiechnął się tajemniczo.
– Nie, nie zawsze jest aż tak dobrze.
– Naprawdę? A może mówisz to tylko po to, żebym poczuła się lepiej?
Podniósł jej dłoń i ucałował z czułością.
– Mówię tak, ponieważ to prawda. Z tobą jest… inaczej.
– W jaki sposób?
– Nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu jest inaczej. Lepiej.
– A może to przez mój brak doświadczenia? To musi być coś nowego
dla mężczyzny, który był z wieloma kobietami.
Uniósł jej brodę i popatrzył w oczy. Powietrze wypełniło napięcie.
– Nie mam zamiaru wypierać się przeszłości. Nie byłem święty i nie
ukrywam, że lubię seks, nawet z kobietami, których twarzy potem nie
pamiętałem. Z tobą jednak… mam wrażenie, że odkrywam seks po raz
pierwszy. Wchodzę na jakiś inny poziom. Wyższy poziom.
– Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego pierwszego kochanka.
Jego usta objęły jej wargi, sprawiając, że puls jej przyśpieszył. Palcami
przeczesywał jej włosy, język figlarnie tańczył z jej językiem. Jej łono
drżało z tęsknoty, by połączyć się z nim w najbardziej intymny sposób.
Luca miażdżył swym torsem jej piersi, sutki napięły się, gdy poczuła
pieszczącą je dłoń. Stopione, rozlane ciepło lizało ciało. Rozchyliła nogi
w zaproszeniu, desperacko chcąc go w sobie poczuć.
– Jesteś bardzo niecierpliwa, cara. – Zaśmiał się, sięgając po
zabezpieczenie. Jego oczy lśniły pożądaniem, które doskonale rozumiała.
– Tak bardzo cię pragnę, to aż boli.
– Ja też cię pragnę. Rozpaczliwie. – Pocałował ją natarczywymi ustami.
Zszedł niżej, całując jej piersi, brzuch i sekretne serce jej kobiecości.
Pieścił ją językiem, aż zaczęła pojękiwać z rozkoszy. Fala przyszła nagle
i rozbiła się w jej wnętrzu, przynosząc na chwilę spokój, ale już po chwili
zaczęła się kolejna, gdy wszedł w nią powolnym, głębokim pchnięciem.
Uda jej drżały, nie mogła zaczerpnąć tchu. Niezwykłe doznania falowały
coraz mocniej, w rytm szybkich pchnięć. Jego dotyk trawił ją ogniem, krew
pulsowała szybko, a gorąca fala rosła, napędzana erotycznym tarciem
męskiego ciała. Artie uniosła biodra, żeby Luca zabrał ją poza świadomość,
ale wciąż czekała na spełnienie.
– Jestem tak blisko, tak cholernie blisko…
– Spokojnie, mia piccola, nie walcz z tym.
Luca wsunął dłoń między ich ciała i palcem pogłaskał jej wrażliwy
punkt, sprowadzając na nią gigantyczny orgazm, który przewyższał
wszystko, z czym miała do tej pory do czynienia.
Pod powiekami wybuchła seria gwiazd. Eksplodowały fajerwerki,
a gorąco wypełniło ją po czubki palców.
– O Boże! O Boże! – krzyczała, wstrząsana ekstazą. Wtedy także Luca
przestał się powstrzymywać i dał upust napięciu. Całe jego ciało naprężyło
się, a potem jęknął i zalała go rozkoszna gorączka. Musiało minąć kilka
długich chwil, zanim ochłonął i się uspokoił.
Artie pogłaskała go plecach, mokrych od potu i usianych gęsią skórką.
Jego oddech łaskotał ją w szyję, ale nie chciała się poruszyć, by nie
zniszczyć tej chwili bliskości. Próbowała sobie tłumaczyć, że to nie potrwa
długo. Najwyżej sześć miesięcy, ale teraz uznała to za kiepski żart. Chciała
być z tym mężczyzną do końca życia. Nie potrafiłaby już pokochać nikogo
innego. Jej serce należało do Luki i tylko do niego, od chwili, gdy
pocałował ją po raz pierwszy.
Musiał wyczuć subtelną zmianę jej nastroju, bo odsunął się, szybko
pozbył prezerwatywy, a następnie oparł się na jednym łokciu, odgarniając
jej włosy z twarzy.
– Co się stało?
Zmusiła się do uśmiechu.
– Nic.
Patrzył na nią uważnie, szukając szczerej odpowiedzi w jej oczach.
Kciukiem zaczął gładzić jej dolną wargę.
– Z doświadczenia wiem, kiedy „nic” znaczy „coś”. Powiedz mi, cara,
co cię martwi?
– Ja tylko… zastanawiam się, czy kiedykolwiek znajdę kochanka, który
sprawi, że będę się czuła tak cudownie jak przy tobie. To znaczy,
w przyszłości, kiedy się rozstaniemy…
Zapadła cisza. Luca westchnął i opadł na plecy, ramieniem zasłaniając
twarz.
– To ostania rzecz, o jakiej mógłbym teraz myśleć. Ty z innym
mężczyzną… – mówił szorstko, niemal z gniewem.
– Ale pewnego dnia do tego dojdzie – powiedziała cicho. – Któregoś
dnia każde z nas pójdzie w swoją stronę. Przecież taka była umowa, tego
chciałeś, prawda?
Zdjął rękę z twarzy i usiadł, napinając mocno mięśnie brzucha. Postawił
stopy na podłodze, jego głowa i ramiona pochyliły się, jakby się zmuszał do
kontrolowania emocji. Nastąpiła kolejna chwila ciszy.
– Luca? – Wyciągnęła dłoń i pogłaskała go między łopatkami.
Wzdrygnął się, jakby ten dotyk go palił. – Coś nie tak? Co się dzieje?
– Nic.
Uśmiechnęła się.
– Wiesz, przed chwilą ktoś powiedział mi, że „nic” znaczy „coś”.
Luca roześmiał się.
– Trafna odpowiedź. – Odwrócił głowę, by na nią popatrzeć. Wziął jej
rękę i delikatnie ugryzł koniec palca wskazującego, a następnie wsunął go
do ust i zaczął ssać. Zadrżała, czując, jak przepływa przez nią fala gorąca.
– Czasami się zastanawiam, czy dobrze zrobiłem, pozwalając, by
sprawy między nami zaszły tak daleko. – Kciukiem nacisnął wnętrze
dłoni. – Nie potrafię się jednak powstrzymać. Tak bardzo cię pragnę.
Przysunęła się do niego, opierając dłonie na twardym torsie.
– Możesz mnie mieć, kiedy chcesz. – Pocałowała go w usta. – Mamy
dla siebie sześć miesięcy – rzekła lekko.
– Wykorzystajmy więc ten czas jak najlepiej – odparł, przylgnąwszy do
jej warg.
Następnego dnia pojechali do dziadka, do szpitala, a następnie Luca
zabrał ją na kolację do restauracji w San Gimignano, ze spektakularnym
widokiem. Artie usiadła przy stoliku naprzeciwko niego, podekscytowana
pierwszym posiłkiem poza domem. Upiła łyk białego wina o rześkim
smaku, a następnie zaczęła przeglądać menu.
– Tyle do wyboru…
– Nie śpiesz się – rzekł, rozumiejąc, że to dla niej nowa sytuacja.
Gdy złożyli zamówienie, Artie przygryzła wargę, onieśmielona.
– Boję się, że mogę użyć złych sztućców. Tak dawno nie byłam
w restauracji. Cieszę się, że jest tu tak pusto. W ogóle nie ma ludzi, dziwne.
Sięgnął po jej dłoń i przytrzymał.
– Zadbałem o to. Znam właściciela i poprosiłem, żeby zarezerwował tę
część restauracji tylko dla nas.
Artie zamrugała, zdziwiona.
– Naprawdę? Ale czy nie straci przez nas części dochodów?
Luca wzruszył ramionami.
– Nie martw się. Dobrze na tym zarobił.
Wzruszyło ją to, że zadał sobie tyle trudu, by czuła się komfortowo.
– Z całą pewnością randka ze mną dużo cię kosztuje.
– Jesteś warta o wiele więcej, cara. Mój dziadek jest tobą zachwycony.
Widziałaś, dzisiaj już czuł się lepiej. Spotkanie z tobą dodało mu sił.
Wreszcie zgodził się na leczenie. Już jest umówiony na chemioterapię.
Dałaś mu powód, by żyć. Nigdy ci tego nie zapomnę.
– Bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że leczenie nie będzie zbyt
wyczerpujące. Nie jest już młodym człowiekiem.
– Nie, ale to twardy facet. Prawdziwy Ferrantelli. – Pogłaskał ją po
dłoni. – Bałem się, że go stracę. Jest moim łącznikiem z bratem i ojcem,
oczywiście poza matką.
Artie widziała, jak Luca mocno kocha dziadka, i miała nadzieję, że
któregoś dnia będzie gotowy, by przyjąć miłość romantyczną. Miłość na
całe życie. Jej miłość.
– Czy twoja mama była ostatnio u dziadka?
Jego usta wykrzywił grymas.
– Rozmawiają czasami przez telefon. Mama nienawidzi latać
samolotami. Przypomina jej to powrót z Argentyny, z ciałami mojego brata
i ojca. – Puścił jej rękę i podniósł kieliszek, wpatrując się w złoty płyn, ze
zmarszczonym wyrazem twarzy.
– Mogę sobie tylko wyobrazić, jak byliście wszyscy zdruzgotani
podczas tamtej podróży. Pamiętam, jak wracałam ze szpitala do domu. Do
ostatniej chwili łudziłam się, że mama wyjdzie nam na spotkanie, że jej
śmierć to jakaś koszmarna pomyłka. Ojciec zamknął się w sobie. Stał się
zupełnie innym człowiekiem. Winiłam siebie, tak jak ty to robiłeś i nadal
robisz.
Luca chwycił jej obie dłonie.
– Spotkała nas straszna tragedia. Nic nie zmieni przeszłości. Stało się.
Nie cofniemy tego. Ważne jest to, byśmy zaczęli żyć teraźniejszością.
Artie spojrzała na ich złączone dłonie.
– Ja zaczęłam żyć teraźniejszością dzięki tobie. Mam wrażenie, że
spałam przez ostatnie dziesięć lat. – Popatrzyła mu w oczy. – Nie zdawałam
sobie sprawy, jak bardzo strach przejął nade mną kontrolę. A potem, gdy się
zorientowałam, było już za późno. Dzięki tobie odzyskałam swoje życie.
Naprawdę, nie wiem, jak ci dziękować.
– Nie musisz mi dziękować. Sama tego dokonałaś. Świetnie sobie
poradziłaś. Nie potrafię opowiedzieć, jaki byłem zachwycony
i zszokowany, gdy zobaczyłem cię w szpitalu. Myślałem, że śnię.
– Byłam chora z przerażenia, ale myśl, że czekasz na mnie, dodała mi
odwagi. Byłeś moim celem, do którego dążyłam.
Luca uśmiechnął się, puszczając jej dłonie. Następnie wyjął płaskie
pudełeczko z kieszeni marynarki.
– Mam coś dla ciebie. – Położył pudełko na stole. – Otwórz.
Artie podniosła wieczko . W środku, na aksamicie leżały naszyjnik
z brylantami i szafirami oraz pasujące do niego kolczyki.
– Och, Luca! To jest przepiękne! – Podniosła jeden kolczyk. – Mają ten
sam wzór co pierścionek zaręczynowy twojej babci. Czy to znaczy…
– Tak. Należały do niej. Chcę, żebyś miała całą kolekcję.
– Ale to przecież bezcenne pamiątki. Dlaczego mi je dajesz?
– Nie uważasz, że na nie zasłużyłaś?
Odłożyła kolczyk i przesunęła palcem po złotym łańcuszku.
– Nic takiego nie zrobiłam – odparła. – Czuję się nieswojo. Jesteś
bardzo hojny, a przecież za pół roku się rozstaniemy. Jestem chyba
największą beneficjentką w tym układzie. Dostanę castello i tę piękną
biżuterię, a ty co dostaniesz?
Popatrzył na jej usta.
– Niezapomniane wspomnienia. Nie mówiąc już o zdrowiu dziadka.
Artie zmarszczyła brwi.
– A nie chcesz czegoś więcej?
– Czego jeszcze mógłbym chcieć?
Mnie. Możesz mnie mieć na zawsze. Artie nie powiedziała tego głośno,
ale miała nadzieję, że w dzwoniącej ciszy usłyszy jej myśli.
– Nie chcesz zachować biżuterii babci na wypadek, gdybyś spotkał
kobietę, z którą pragnąłbyś się ożenić?
– To się nie wydarzy. – Upił łyk wina. – Nie mam tego w planach.
To się nie wydarzy. Słowa te dzwoniły w jej umyśle przez cały czas,
gdy jedli kolację. To się nie wydarzy. Jak mógł być tego taki pewny? Jak
mogła mieć wciąż nadzieję, że pewnego dnia się w niej zakocha?
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Kiedy kolacja dobiegła końca, Luca poprowadził ją z powrotem do
samochodu obok klubu, z którego dobiegała głośna muzyka. Słodkie szepty
znanej miłosnej piosenki wypełniły nocne powietrze.
Luca spojrzał na Artie i dostrzegł tęskną minę.
– Masz ochotę wejść na chwilę?
Zaczęła przestępować z nogi na nogę, rozdarta między chęcią ucieczki
a ciekawością.
– Nigdy wcześniej nie słyszałam muzyki na żywo. I nigdy z nikim nie
tańczyłam.
Wziął ją za rękę i pociągnął lekko.
– To chodź, zatańczymy.
Niedługo potem objęci poruszali się w rytm melodii. Głowa Artie
spoczywała na jego piersi, jej włosy łaskotały go w podbródek, kwiatowy
zapach szamponu drażnił nozdrza. Zgrali się tak, jakby tańczyli ze sobą od
dawna. Naturalność ich ruchów przypominała mu sposób, w jaki się
kochali. To samo dopasowanie, ta sama harmonia. Byli dla siebie idealnymi
partnerami. Idealny partner? Partnerka? Na chwilę wybił się z rytmu
i w ostatniej chwili uniknęli zderzenia z inną parą.
– Przepraszam – bąknął speszony. – Zdekoncentrowałem się.
I chyba straciłem rozum, dodał w myślach. Przez chwilę pomyślał o ich
wspólnej przyszłości, ale właśnie tego nie mógł jej dać. A jednak, kiedy
proponował jej sześciomiesięczny związek, wydawało mu się, że to
strasznie długo, a teraz miał wrażenie, że dramatycznie krótko. Unikał
myślenia o ich nieuchronnym rozwodzie, o niej w ramionach innego
mężczyzny. Robił się chory, gdy wyobraził sobie, że mogłaby się kochać
z kimś innym. A przecież nigdy nie był zazdrosny o swoje kochanki.
Artie spojrzała na niego błyszczącymi oczami.
– Uwielbiam tańczyć. Czy możemy tu wrócić jutro?
Luca pochylił się, żeby ją pocałować.
– Oczywiście. Dla ciebie wszystko.
Następne tygodnie mijały szybko jak sen. Artie miała wrażenie, że
wręcz unosi się nad ziemią. Jeździli do szpitala, żeby zobaczyć się
z dziadkiem, który robił duże postępy po operacji biodra, a potem spędzali
czas na łonie natury, urządzali pikniki pośród wzgórz i dolin. Luca
wprowadził ją w tajniki produkcji wina, pokazywał swoje gaje i winnice.
Co wieczór zabierał ją na kolacje do znanych, wielokrotnie nagradzanych
restauracji, ale także do tych mniej znanych, gdzie atmosfera była równie
wspaniała, a jedzenie przepyszne.
Artie miała także okazję zrobić wreszcie zakupy w stacjonarnych
butikach. Luca sprezentował jej piękne stroje, w tym kostiumy kąpielowe
i bieliznę. Artie jednak najbardziej lubiła spędzać czas w domu, gdy po
prostu rozmawiali, słuchali muzyki albo oglądali filmy. Opierała wtedy
głowę na jego ramieniu i myślała o tym, że tak mogłoby wyglądać ich
wspólne życie. Widziała, że Luca się zmienił. Choć często prowadził
służbowe rozmowy, odbierał mejle i prowadził telekonferencje, wydawał
się bardziej zrelaksowany niż wcześniej. Często się śmiał i żartował. Czy to
dlatego, że terapia dziadka przynosiła efekty? A może dlatego, że dzięki
niej Luca zrozumiał, że poza pracą też jest życie i to całkiem przyjemne, że
nie trzeba się bać romantycznych uczuć? Wielokrotnie musiała ugryźć się
w język, żeby nie wyznać mu, co czuje. Wyznawała mu miłość w inny
sposób, pieszczotami, ustami, dotykiem. Pragnęła to jednak wykrzyczeć.
Chciała, żeby usłyszał od niej słowa: „Kocham cię”. I to samo chciała
usłyszeć od niego.
Któregoś wieczoru siedzieli obok siebie na sofie i obserwowali przez
okno salonu, jak wschodzi księżyc. Światło odbijało się w wodzie basenu
na tarasie i oświetlało oliwny gaj. Jej głowa spoczywała na jego ramieniu.
Dźwięki romantycznej ballady poruszały jej serce. Oddałaby wiele, żeby
ich wspólny czas nie miał końca.
– Luca?
– Tak? – spytał, bawiąc się jej włosami.
Artie przechyliła głowę, żeby na niego popatrzeć.
– Luca, chcę z tobą o czymś porozmawiać.
– Jestem gotów w każdej chwili, możemy iść do sypialni – powiedział,
nachylając się nad jej ustami, ale odwróciła głowę.
– Nie żartuj. Naprawdę chcę porozmawiać. To ważne.
Jego oczy w sekundę pociemniały. Udał, że odgarnia włos z jej
policzka.
– Mów. – W jego głosie słychać było niepokój, ale to jej nie
zniechęciło.
– Jestem z tobą taka szczęśliwa. Rozpieszczasz mnie jak księżniczkę.
Okazujesz mi tyle cierpliwości i czułości. Pomogłeś mi odbudować
pewność siebie.
Uśmiechnął się lekko, ale z jego oczu nie zniknęła powaga.
– Lubię patrzeć, jak rozkwitasz, cara. Jesteś piękną kobietą, która zbyt
długo ukrywała się przed światem.
Dotknęła jego twarzy dłońmi.
– Nigdy nie myślałam, że spotkam kogoś takiego jak ty. I nie chodzi
tylko o to, że zostałam zamknięta w castello. Po prostu nie miałam pojęcia,
że mogą istnieć tak cudowni ludzie jak mój mąż.
Luca mocno chwycił ją za ramiona i uściskał.
– Nie rób ze mnie jakiegoś bohatera, Artie, bo daleko mi do niego.
Wiem, do czego zmierzasz. Wydaje mi się, że bierzesz pociąg seksualny
za… inne uczucia.
– Luca… – Wzięła głęboki wdech. – Nie chcę, by nasz związek się
zakończył i myślę, że ty też tego nie chcesz.
Jego ręce opadły. Pośpiesznie wstał z sofy.
– Mylisz się. Zawarliśmy porozumienie…
Artie również wstała i stanęła naprzeciw niego.
– Tak, zawarliśmy porozumienie, a potem zmieniliśmy charakter naszej
relacji. Jesteśmy razem w każdy możliwy sposób i kocham cię. Nie jestem
z tobą dla castello. Kocham cię.
Luca westchnął, opierając dłonie na biodrach.
– Jesteś młoda i niedoświadczona. To normalne, że myślisz, że twój
pierwszy kochanek jest także twoją miłością, ale, wierz mi, to błąd. Nie
jestem właściwym facetem.
Wyraz jego twarzy przypominał otoczoną murem fortecę. Zamkniętą
i niedostępną.
– Jesteś. – Słowa i emocje wezbrały w jej gardle. – Jesteś nim od
pierwszej chwili, gdy pocałowałeś mnie na ślubie. Wiedziałam to,
czułam…
– Słyszysz, co mówisz? – Jego głos ciął ostrzej niż nóż. – Opowiadasz
jakieś bajkowe fantazje, które nie mają nic wspólnego z prawdziwym
życiem. Zrobiłaś ze mnie romantycznego bohatera, księcia na białym koniu,
który spełnia twoje wszystkie życzenia, a to dlatego, że w ogóle nie masz
doświadczenia. Kiedy zaczniesz się spotykać z innym mężczyznami,
zyskasz szerszą perspektywę. W końcu mi za to podziękujesz. Związanie
się ze mną do końca życia byłoby błędem. Pożałowałabyś tego bardzo
szybko. – Odwrócił się do niej plecami, starając się, by jego głos brzmiał
łagodnie. – Nie mówmy już o tym. Nie chcę, żebyś była smutna.
Artie przełknęła ciężko. W kącikach oczu zapiekły ją łzy.
– Już jestem smutna. Jest mi przykro, że odrzucasz moją miłość.
W dodatku robisz ze mnie małą dziewczynkę, która nic nie wie, nie
rozumie i nie ma pojęcia, co czuje. Nie potrafię zaprzeczyć emocjom, tak
jak ty to robisz.
Luca odwrócił się w jej stronę.
– Posłuchaj, jesteś jedną z najwspanialszych osób, jakie kiedykolwiek
spotkałem, cara. Masz wiele do zaoferowania i chcę, żebyś była
szczęśliwa, naprawdę. Ja jednak nie dam ci szczęścia. Nie potrafię kochać,
nie potrafię odwzajemnić twoich uczuć. Ja nie chcę tego, czego ty.
Artie na chwilę zacisnęła usta, żeby powstrzymać drżenie.
– A ja myślę, że chcesz, tylko nie potrafisz się do tego przyznać.
Uważasz, że nie zasługujesz na miłość po tym, co się stało z twoją rodziną.
Rozumiem to lepiej niż ktokolwiek inny, bo sama przez to przeszłam.
Wiem, co to poczucie winy. Zmagam się z nim od dziesięciu lat. Uwięziło
mnie, zniewoliło, ale spotkanie z tobą sprawiło, że się zmieniłam.
Uwolniłeś mnie od strachu, dałeś mi drugie życie. – Położyła mu dłoń na
ramieniu. – Wiem, że są w tobie głęboko ukryte uczucia. Czuję to za
każdym razem, gdy mnie całujesz. Czuję to za każdym razem, gdy się ze
mną kochasz.
Luca obrzucił surowym spojrzeniem jej rękę na swym ramieniu, jakby
spoczywał tam insekt.
– Mylisz seks z uczuciami – oświadczył szorstko. – To częsty błąd
u niedoświadczonych kobiet. Z czasem, gdy zaczniesz spotykać się
z innymi mężczyznami, zrozumiesz, że to, co było między nami, to
zauroczenie, które nie może trwać wiecznie.
– Nie muszę mieć doświadczenia, żeby wiedzieć, co czuję. Wiem to.
– Ja też wiem, co czuję i niestety nie jest to miłość. Nie ta, o której
mówisz. Przykro mi. – Przesunął dłonią po jej policzku. – Oczywiście
zależy mi na tobie. Lubię ciebie, twoje towarzystwo, pragnę cię i nic
więcej.
Serce Artie przeszył bolesny skurcz. Zależało mu na niej, pragnął jej
i tyle? To wszystko? Miał ją za niedoświadczoną dziewczynkę, która nie
posiada rozeznania w swych własnych uczuciach. Jak miała do niego
dotrzeć? Jak miała mu udowodnić, że naprawdę go kocha? A może, nawet
gdyby uwierzył, to i tak niczego by to nie zmieniło? Może naprawdę
zakochała się w iluzji, sądząc, że Luca będzie w stanie odwzajemnić
miłość? Może on naprawdę nie był do niej zdolny?
– Pokonałam dla ciebie swój strach i opuściłam castello. Dlaczego ty
nie możesz zmierzyć się ze swoimi lękami? Rozumiem, jakie to trudne
przyznać, że ci na kimś zależy. Wiem też, że nie chcesz podejmować
decyzji lekkomyślnie i spontanicznie, ale naprawdę nie zamierzasz dać mi
szansy? Mamy ze sobą tyle wspólnego, nie widzisz tego? Jesteśmy dla
siebie stworzeni.
Luca odwrócił się, krzyżując ramiona.
– Przestań, Artie. Ta rozmowa prowadzi donikąd. Bierzesz mnie za
kogoś, kim nigdy nie będę. Niepotrzebnie robisz sobie nadzieję.
Artie przesunęła językiem po ustach, czując metaliczny smak
rozczarowania. Wezbrały w niej szalejące emocje.
– Nigdy nie będziesz wolny, jeśli nie uwolnisz się od przeszłości,
dopóki będziesz kontrolował emocje, dopóki nie otworzysz serca. Ja dla
ciebie otworzyłam swoje. Dlaczego nie możesz tego zrobić dla mnie? –
Wzięła głęboki wdech. Popatrzyła mu uważnie w oczy. – Jeśli nie zmienisz
zdania, nie widzę sensu, żeby kontynuować naszą znajomość. To byłoby
niesprawiedliwe. Nie chcę takiej nierównej relacji.
– O czym tym mówisz? – Mierzył ją surowym wzrokiem. – Nierówna
relacja? Oboje otrzymujemy to, na co się umówiliśmy. Po sześciu
miesiącach dziadek zakończy leczenie, a ty otrzymasz castello. To
korzystne dla obu stron.
Potrząsnęła głową.
– To porażka, ale ty nie jesteś w stanie tego dostrzec. Wolałabym twoją
miłość od rodowej posiadłości. A tak w ogóle, jak zamierzasz wytłumaczyć
dziadkowi nasze rozstanie?
Wzruszył lekceważąco ramionami.
– Małżeństwa się rozpadają, nic nowego. Za pół roku reakcja dziadka
nie będzie już ważna. Najważniejsze, że wyzdrowieje. – Mówił spokojnie,
bez emocji, jakby omawiał biznesowy plan.
Artie zakryła twarz. Nagle dopadły ją wątpliwości. On naprawdę jej nie
kochał. Nie była godna jego miłości, nie była wystarczająco dobra. Nigdy
nie odwzajemni jej uczuć. Była dla niego tylko środkiem do osiągnięcia
celu, nikim więcej. Jej stary, znany przyjaciel, a raczej wróg – panika –
nieproszony podkradł się i zaczął szeptać: Nie poradzisz sobie sama. Zostań
z nim na jego warunkach. Zamknij się, bo wszystko stracisz. Strach
wślizgnął się do brzucha i owinął wokół jelit, zaciskając się mocno. Stracisz
castello, jeśli go teraz zostawisz. Artie słyszała ten głos, ale nie zamierzała
znów zamknąć się w więzieniu, a trwanie w małżeństwie bez miłości było
czymś gorszym niż zamknięcie w domu. Nie mogła znów zmienić się
w niepewną siebie, wystraszoną osobę. Luca dał jej siłę, by żyć,
i zamierzała z tego skorzystać. Wyprostowała się, zaczerpnęła powietrza.
– Nie sądzę, żeby było sens to ciągnąć. Im dłużej z tobą będę, tym
trudniej będzie mi potem odejść. Najlepiej, jeśli wyjadę już teraz.
Zacisnął dłonie w pięści.
– Teraz? Oszalałaś? Nie możesz wyjechać. Mamy umowę. Podpisałaś
ją. Stracisz wszystko, jeśli ją zerwiesz!
Artie westchnęła głośno.
– Nie mogę być z tobą, skoro mnie nie kochasz. Zrozum, że to dla mnie
krzywdzące. Znów zaczęłabym myśleć, że jestem nic niewarta, że jestem
winna wszystkiemu, co mi się przydarza. Muszę zostawić tę część życia za
sobą i zacząć coś nowego, jako dorosła kobieta, które wie, czego chce, i nie
boi się o to prosić.
Luca przeczesał ręką włosy, mamrocząc pod nosem przekleństwo po
włosku.
– Nie mogę cię siłą zatrzymać, ale wiedz, że to nie przejdzie bez
konsekwencji. Nie zamierzam oddać ci posiadłości, jeśli nie dotrzymasz
warunków umowy. Przekształcę castello w hotel, a potem go sprzedam. –
W jego oczach błysnęły zielone iskry gniewu. Wściekłość była tak
namacalna, że aż trzaskała w powietrzu. Artie pohamowała złość.
– Rób to, co musisz, Luca. Nie będę stawała ci na drodze i tego samego
oczekuję od ciebie. Zadzwonię do Rosy, żeby po mnie przyjechała.
– Nie bądź śmieszna – rzucił szorstko. – To zajmie wiele godzin.
– W takim razie odwieziesz mnie?
Jego oczy przypominały zimny kamień.
– Chyba sobie żartujesz.
– To co proponujesz?
Znów zaklął.
– Zorganizuję ci kierowcę – powiedział, wyjmując z kieszeni telefon.
Po chwili przekazał swojemu pracownikowi, że ma ją odwieźć do
Umbrii. Mówił spokojnie, w jego głosie nie było słychać nic, co by
sugerowało, że jest zraniony. Był wściekły, ale nie smutny. Nie kochał jej,
więc nie było powodu, by rozpaczał. Denerwował się, bo popsuła mu plany,
i nic więcej.
– Gotowe. – Luca schował telefon z powrotem do kieszeni. – Emilio
będzie tu za pięć minut.
Artie zwilżyła językiem usta, suche jak pergamin. Czy to się działo
naprawdę? Pozwalał jej odejść bez walki? To utwierdzało ją w przekonaniu,
że podjęła słuszną decyzję. Lepiej się wycofać, zanim zainwestuje zbyt
wiele w związek. Problem w tym, że ona już zdążyła zainwestować
wszystko. Kochała go całą sobą, a on traktował ją wyłącznie jak część
biznesowej umowy. Dla niej to było za mało.
– Dziękuję. Pójdę spakować swoje rzeczy.
Odwróciła się i zaczęła iść w stronę drzwi, z nadzieją, że jednak ją
zatrzyma. Zwolniła nawet, by dać mu więcej czasu. Jeden krok, dwa,
cztery…
– Artie!
Serce jej zadrżało. Zmienił zdanie? Będzie błagał, żeby została, żeby
przemyślała decyzję? Proszę, zrób to! Powiedz, że nie chcesz mnie stracić,
że mnie kochasz!
– Tak?
Wyraz jego twarzy przypominał wykutą w kamieniu maskę. Nie było na
niej widać żadnych emocji.
– Uważaj na siebie – powiedział szorstkim tonem, jakby wydawał
polecenie pracownikowi.
Ból w piersi i lawina emocji uniemożliwiły jej złapanie oddechu.
Zapiekły ją oczy, ale ze wszystkich sił starała się powstrzymać łzy. Nie
będzie płakać. Nie teraz. Powinna zachować choć resztki godności. On był
chłodny i spokojny, więc ona również. Ich kontrakt dobiegł końca. Tak
powinna na to patrzeć.
– Ty też. I… dzięki za wszystko. – Ściągnęła z palca pierścionek
i obrączkę. – Kolczyki i wisiorek są na górze. Zostawię je na toaletce.
– Zatrzymaj biżuterię.
– To rodzinna pamiątka…
– Powiedziałem, zatrzymaj je.
Artie pokręciła głową. Odłożyła pierścionek na stolik, a potem
odwróciła się i wyszła z pokoju, zamykając za sobą cicho, ale
zdecydowanie drzwi.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Gdy tylko samochód zniknął z pola widzenia, Luca pośpiesznie
wciągnął powietrze, które boleśnie przeorało mu gardło, jakby to były
wilcze pazury. Czego od niego oczekiwała? Że pobiegnie za nią? Że na
kolanach zacznie ją błagać, by została? Przecież wszystko było jasne.
Ustalili warunki już na samym początku. Dał jej jasno do zrozumienia,
gdzie się granice. Tylko że to nie ona je przesunęła. Sam to zrobił. Spał
z nią. Noc w noc, dzień w dzień. Zakrył twarz dłońmi, czując obrzydzenie
do samego siebie. Tak, przesunął granice, a przecież znał życie i powinien
był wiedzieć, czym to się może skończyć. Artie była młoda
i niedoświadczona. Ubzdurała sobie wielką miłość, a on nie był w stanie
sprostać jej romantycznym wizjom. Byli zupełnie różni. On był ciemnością,
a ona światłem. Ją cechowała naiwność i ufność, jego wyrachowanie
i cynizm. Ona nie skrywała swych uczuć, a on nie był do nich zdolny. To
był kod, język, którego nie znał i nie chciał znać.
Podniósł ze stolika pierścionek i obrączkę. Zamknął dłoń, by nie patrzeć
na kpiące, oskarżające go brylanty. Przez chwilę grzechotał nimi, po czym
rozwarł palce i z powrotem rzucił na stół z głośnym przekleństwem.
Nie zamierzał za nią jechać. Gdyby nie wypadek, gdyby był inny,
pewnie wbiegłby po schodach, zanim zdążyła się spakować, padłby na
kolana i błagał, żeby została. Nie był jednak już tamtym lekkomyślnym
nastolatkiem. Potrafił panować nad emocjami i myśleć logicznie. Czy na
pewno? Przecież kochał się z dziewczyną, która miała być żoną tylko na
papierze. Czy to było rozważne i logiczne? Zrobił, co zrobił, i cieszył się
z każdej chwili. Było mu dobrze, jak z żadną inną kobietą. Coś się w nim
zmieniło i nie był pewien, czy może to cofnąć, ale zamierzał spróbować.
Odzyska kontrolę nad uczuciami, o ile je w ogóle posiadał.
Artie przez pierwszy miesiąc po tym, jak wróciła do domu, na próżno
czekała na telefon od Luki. Tęskniła za jego głosem, dotykiem
i pieszczotami. Czuła się jak narkoman na odwyku, który musi się nauczyć
żyć bez używek dających mu szczęście i zapomnienie. Nocami szukała go
po drugiej stronie łóżka, ale jej dłoń napotykała jedynie chłodną poduszkę.
Teraz dopiero rozumiała, przez co musiał przejść jej ojciec, jak bardzo
cierpiał po stracie żony, którą kochał całym sercem. Utrata Luki bolała nie
mniej od śmierci. Odszedł z jej życia, a ona nie mogła nic na to poradzić.
Przez krótki czas był mężem, o jakim mogła jedynie pomarzyć, czułym,
troskliwym, spełniającym jej najskrytsze fantazje. Rozumieli się, bo oboje
przeszli przez podobną tragedię. Nie potrafił jej jednak pokochać, a ona
wiedziała, że nie może się zadowolić namiastką uczucia. Oddała całe serce
i oczekiwała tego samego.
Od rana siedziała w salonie i haftowała ubranko do chrztu dla dziecka
jednego z pracowników. Robiła to z pewnym smutkiem, bo myślała o tym,
że pewnie nigdy nie zostanie matką. Nie wyobrażała sobie, by ktoś inny
poza Lucą mógł jej dotykać. To z nim chciała mieć dzieci.
Twierdził, że powinna się spotykać z innymi mężczyznami, aby nabrać
doświadczenia. Nie musiała mieć porównania, by wiedzieć, czym jest
prawdziwa miłość.
Uporała się z kolejnym równiutkim ściegiem, zastanawiając się, co
teraz Luca robi. Bez wątpienia działa. Nie potrafił nic nie robić. Pewnie
odwiedza dziadka, pracuje i spędza noce z kolejną kochanką. Buntowała się
na myśl, że mógłby zastąpić ją inną kobietą. Postanowiła skupić się na
hafcie i nie torturować się dłużej. Chciała ze swojego hobby uczynić pracę,
na której mogłaby zarabiać. Założyła konto w mediach społecznościowych
i stronę internetową. Zamówienia posypały się lawinowo, tak że ledwie
nadążała. To jednak pomogło jej oderwać się od czarnych myśli i wypełnić
tęsknotę.
Do salonu weszła Rosa, niosąc tacę z napojami. Odstawiła ją na stół, po
czym przysiadła na sofie obok Artie.
– Od pewnego czasu noszę się z pewnym zamiarem – zaczęła, sięgając
po filiżankę herbaty. – Chciałabym wyjechać na krótkie wakacje. Wiem, że
to nie najlepszy czas, biorąc pod uwagę twoją sytuację, ale pomyślałam, że
nadarza się okazja, by zobaczyć kawałek świata, skoro stałaś się bardziej
niezależna.
Artie odłożyła ubranko, owijając je wcześniej muślinem, które chroniło
tkaninę przed zabrudzeniem.
– Ależ oczywiście, Roso. Wspaniały pomysł. Od dawna mam straszne
wyrzuty sumienia, że skazałam cię na siedzenie tu razem ze mną. Teraz nie
musisz się już o mnie martwić. Poradzę sobie. Sama widzisz, że zaczęłam
coraz częściej opuszczać posiadłość. Byłam już trzy razy w kawiarni i za
każdym razem jest mi łatwiej.
– Bardzo się cieszę. – Rosa westchnęła i po chwili kontynuowała. –
Kiedy byłaś z Lucą, zdałam sobie sprawę, że nie wspierałam cię
wystarczająco mocno. Nie zrozum mnie źle, chciałam ci pomóc, ale chyba
moje powody nie były tak altruistyczne, jak myślisz.
Artie popatrzyła na nią uważnie, marszcząc brwi.
– Co masz na myśli?
– Kiedy przeżyłam zawód miłosny, wiele lat temu, zaczęłam pracować
w posiadłości dla twojej rodziny. To był mój sposób, by zapomnieć
i uniknąć kolejnego zranienia. Tutaj czułam się bezpieczna. Bardzo was
wszystkich pokochałam. Obawiam się, że może nieumyślnie zatrzymałam
cię przy sobie i uzależniłam.
– To nieprawda – zaprotestowała Artie. – Nie ponosisz winy za moje
lęki i traumy. Na szczęście powoli wychodzę na prostą. A tobie nie wiem,
jak dziękować za te wszystkie lata, kiedy mnie wspierałaś. Nie
poradziłabym sobie bez ciebie.
Rosa rzuciła jej czujne spojrzenie.
– Miałaś jakieś wieści od Luki?
Artie pokręciła głową ze smutkiem.
– Nie.
– Dzwoniłaś do niego? Wysłałaś mu wiadomość?
Artie sięgnęła po filiżankę.
– Po co? Nie byłoby sensu. Wszystko zostało już powiedziane. Muszę
żyć dalej. Bez niego.
– Co zrobisz, gdy sprzeda castello?
– Znajdę inne miejsce, inny dom. Nie mogłabym tu mieszkać sama. To
niepraktyczne. – Zamilkła na moment. – Pozostaną mi wspaniałe
wspomnienia, związane z ojcem i mamą, z czasem przed wypadkiem, gdy
byłam tu taka szczęśliwa. Nadszedł jednak moment, by iść dalej, by ktoś
inny mógł cieszyć się tym miejscem.
Rosa poprawiła fałdy sukienki na kolanie.
– Nie powiedziałam ci wszystkiego – rzekła z zawstydzeniem. – Te
wakacje… Nie jadę sama tylko z… przyjacielem.
Artie odstawiła filiżankę, jej oczy wyrażały zdziwienie.
– Z jakim przyjacielem?
Policzki Rosy pokryły się szkarłatem.
– Pamiętasz, jak ci mówiłam o miłości mojego życia? Cóż, Sergio i ja
spotkaliśmy się, kiedy byłaś u Luki. Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz
więcej czasu i poprosił, żebym z nim wyjechała na krótkie wakacje.
Powiedziałam, że muszę uzgodnić to z tobą. Gdybyś mnie potrzebowała…
Artie objęła mocno Rosę.
– Tak się cieszę. – Popatrzyła jej w oczy. – Zawsze będę cię
potrzebowała, Roso, ale tak jak potrzebuje się przyjaciółki, a nie opiekunki.
Rosa się skrzywiła.
– Nie sądzisz, że jestem za stara na randki i miłość?
– Nie, jeśli go kochasz i on cię kocha.
– Kocha mnie. I jestem z nim szczęśliwa.
– I to jest najważniejsze. Miłość.
Szkoda, że Luca tego nie rozumiał.
Luca na początku nie zdradził dziadkowi, że rozstał się z Artie.
Zamierzał taić prawdę tak długo, jak to tylko możliwe, ale nie mógł tego
robić w nieskończoność. Kiedy dziadek został umieszczony na oddziale
onkologicznym, zdobył się na szczerość.
– Zostawiła mnie.
Te dwa słowa były jak rany postrzałowe w pierś. Staruszek nie mógł
w to uwierzyć.
– Ale dlaczego? Co się stało? Przecież jest dla ciebie idealna. Dlaczego
pozwoliłeś jej odejść?
– Dziadku, minęły czasy, kiedy samiec może złapać kobietę za włosy
i przyprowadzić z powrotem do jaskini – odparł nieco zniecierpliwiony. –
Nie mogłem jej zmusić, żeby ze mną została. To była jej decyzja.
Dziadek popatrzył na niego surowo.
– Nie rozumiem. Pokłóciliście się? To się zdarza w najlepszych
małżeństwach. Można jeszcze wszystko naprawić. Jeśli kochasz ją tak
mocno jak ja twoją babcię, to zrobisz wszystko, by ją odzyskać.
Zakochanemu mężczyźnie kobieta nie odmówi. Zwłaszcza zakochana
kobieta.
Luca poluzował guzik przy kołnierzyku koszuli i oparł łokcie na udach.
– Dość o mnie. Powiedz, jak się czujesz i czy mogę coś dla ciebie
zrobić.
Pokręcił głową i zamknął oczy.
– Dobrze. Po prostu muszę dużo wypoczywać.
Luca wstał i położył mu rękę na ramieniu.
– Wrócę jutro. Śpij dobrze.
Kiedy wracał ze szpitala, usłyszał wibracje telefonu. Zerknął na
wyświetlacz i strach chwycił go za gardło. Odebrał natychmiast.
– Mama?
– Luca, co z dziadkiem? Próbowałam się do niego dodzwonić, ale musi
mieć wyłączony telefon. Jego pielęgniarz powiedział mi, że miesiąc temu
upadł i miał operację na biodro. Powiedział też, że się ożeniłeś. To prawda?
Dlaczego nie zaprosiłeś mnie na ślub?
– Dziadek czuje się dobrze. Rozpoczął terapię, a jeśli chodzi o moje
małżeństwo, to długa historia i bez szczęśliwego zakończenia.
– Och, Luca – zawołała z żalem. – Co się z nami stało? Dlaczego nie
chciałeś, żebym uczestniczyła w twoim ślubie?
Chrząknął, starając się przełknąć gorzką gulę w gardle.
– Nie chodzi o ciebie. To ja. Problem tkwi we mnie.
– Jesteś dla siebie zbyt surowy. Przypominasz mi swojego ojca, nawet
nie wiesz jak bardzo. Wasze podobieństwo jest niesamowite. – Westchnęła
ze smutkiem. – To dlatego przebywanie w twoim towarzystwie było dla
mnie takie trudne. Kiedy patrzyłam na ciebie, widziałam twojego ojca
i przypominałam sobie o swoim udziale w tym, co się stało.
Luca zmarszczył brwi.
– O czym ty mówisz? To ja się uparłem, żeby surfować tamtego dnia.
Nie było cię z nami na plaży.
– Nie. – Słyszał jej drżący głos.– Nie było mnie. Poszłam na zakupy,
zamiast spędzić ten dzień z rodziną, o co prosił mnie twój ojciec. Nawet nie
wiesz, jak bardzo tego żałuję. Gdybym była z wami, wezwałabym pomoc.
Nie mogę znieść myśli, że biegałeś wzdłuż plaży, ledwie żywy, próbując
znaleźć kogoś, kto wezwie ratowników. – Zaczęła szlochać. – Zawsze, gdy
na ciebie patrzyłam, widziałam swoją winę i to, jak bardzo zawiodłam jako
żona i matka.
Luca zamrugał, by pozbyć się piekącej wilgoci pod powiekami.
– Mamo, proszę, nie płacz. Przepraszam, że nie zadzwoniłem.
Przepraszam, że nie powiedziałem ci o ślubie. To było samolubne.
– Nie jesteś ani trochę samolubny – zaprotestowała. – Twój ojciec był
taki sam. Dobry, życzliwy i odważny. Chciał uczynić świat lepszym
miejscem. Powiedz mi, co miałeś na myśli, mówiąc, że twoje małżeństwo
nie ma szczęśliwego zakończenia? Tak bardzo bym chciała, żeby ci się
układało, tak jak mnie z twoim ojcem. Jestem wdzięczna losowi za lata
spędzone z nim.
– Mamo, wolałbym o tym nie mówić przez telefon. Jak będę w Nowym
Jorku, wszystko ci opowiem przy obiedzie, dobrze?
– Bardzo bym tego chciała, synku. Uściskaj ode mnie dziadka.
– Dobrze, mamo. Wkrótce się odezwę.
Luca starał się nie myśleć o Artie i próby te przeważnie kończyły się
sukcesem. Przeważnie. Stłumił wspomnienie jej uśmiechu, pocałunku
i dotyku, narzucając sobie nieludzkie tempo w pracy. Ze zmęczenia padał
na łóżko, przekonany, że szybko zaśnie, ale wtedy zaczynały się prawdziwe
tortury. Poczucie pustki można było odeprzeć w dzień, ale nie w nocy.
Przewracał się z boku na bok, wiercił, walił pięścią w poduszkę i zawzięcie
ignorował tę stronę łóżka, gdzie kiedyś leżała Artie. Jej zapach wciąż unosił
się w powietrzu i w żaden sposób nie mógł się go pozbyć. Pozwolił jej
odejść. Musiał to zrobić. Oczekiwała więcej, niż on mógł dać. Odrzucił ją,
bo pragnął wolności, ale teraz zrozumiał, że nie chce takiej wolności.
Tęsknił za Artie. Bał się również, bo pojawiły się w jego sercu uczucia,
które tłumił przez długie lata. Przerażała go perspektywa bycia z kimś, bo
to oznaczało otworzenie się, a to z kolei wiązało się z ryzykiem zranienia.
Rozmowa z matką sprawiła, że nie potrafił się już dłużej oszukiwać.
Odezwało się w nim coś, co było martwe. Potrzeba kochania i bycia
kochanym.
Nagle w jego głowie odezwał się wyraźny głos. Kochasz ją. Przystanął
na moment, odchylając głowę. Tak, kocham ją. Przez jego ciało przepłynęła
pozytywna energia. Kocham ją. Pośpiesznie wsiadł do samochodu i ruszył
do domu. Chciał zabrać ze stolika pierścionek zaręczynowy i obrączkę.
Biżuteria powinna się znaleźć z powrotem na palcu Artie. Dziadek miał
rację. Nie można odmówić zakochanemu mężczyźnie. Nic go nie
powstrzyma przed odzyskaniem kobiety, którą kocha.
Artie usłyszała ryk samochodu wjeżdżającego za bramę i aż ścisnęło ją
w piersi. Wyjrzała przez okno w salonie i zobaczyła potężną sylwetkę Luki.
Serce łomotało jej w niespotykanym tempie, skóra mrowiła. On jest tutaj.
Przyjechał! Podeszła do drzwi frontowych z najbardziej obojętnym
wyrazem twarzy, na jaki potrafiła się zdobyć. Nie powinna sobie robić zbyt
wielkich nadziei. W końcu nie podjął żadnego wysiłku, żeby się z nią
skontaktować w ciągu ostatniego miesiąca.
– Luca, co cię tutaj sprowadza? – Była dumna ze swojego chłodnego
i uprzejmego tonu.
– Ty mnie sprowadzasz, cara. Ty i tylko ty. – Stał z rękami
opuszczonymi wzdłuż ciała. Wyglądał na zmęczonego. Miał kilkudniowy
zarost. – Muszę z tobą porozmawiać.
Artie cofnęła się o krok.
– O czym chcesz rozmawiać?
Chwycił ją za ramiona.
– Byłem strasznym głupcem. Zajęło mi to trochę czasu, żeby
uświadomić sobie, że… – Ścisnął ją mocniej. – Kocham cię, mia piccola.
Kocham cię tak cholernie, że aż boli. Nie mogę uwierzyć, że pozwoliłem ci
odejść. Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? – Artie nie wierzyła własnym
uszom. Ze zdziwieniem spostrzegła w jego oczach łzy. – Popełniłem
straszny błąd. Żałuję, że nie powiedziałem ci tego wcześniej, ale tak bardzo
się bałem. – Przyciągnął ją do siebie. – Powiedz, że nie jest za późno.
Kocham cię i chcę resztę życia spędzić z tobą. Proszę, powiedz „tak”.
Powiedz, że do mnie wrócisz. Proszę, daj mi szansę, żebym mógł ci
udowodnić, jak cię uwielbiam.
Artie uniosła dłoń i pogłaskała go po zarośniętym policzku.
– Nie wierzyłam, że kiedykolwiek usłyszę od ciebie te słowa. Straciłam
już nadzieję. Mijały tygodnie, a ty się nie odzywałeś.
Przytulił ją mocno.
– Nie przypominaj mi. Byłem upartym głupcem. Nie dzwoniłem, bo się
bałem, że gdy usłyszę twój głos… Bardzo cię przepraszam. Żałuję, że
sprawiłem ci tyle bólu. Tak tęskniłem.
Artie cofnęła się, by spojrzeć mu w oczy.
– Najważniejsze, że tu jesteś. Tylko to się liczy. Ja też bardzo za tobą
tęskniłam. Bez ciebie czułam się na wpół martwa.
Objął jej twarz dłońmi.
– Jesteś spełnieniem moich marzeń. Dzięki tobie jestem lepszy, chcę
być lepszy. Nie potrafię opisać słowami, ile dla mnie znaczysz. Kocham
cię.
– Ja też cię kocham, bardziej, niż myślisz.
Luca przylgnął ustami do jej ust. W jej wnętrzu eksplodowała radość.
Był tutaj i kochał ją. Chciał z nią spędzić życie i potwierdził to
pocałunkiem, który zawierał wszystkie niewypowiedziane emocje. Nawet
bicie jego serca zdawało się mówić: kocham cię, kocham cię, kocham cię!
Po chwili Luca oderwał się od jej ust i wyjął coś z kieszeni spodni.
W dłoni trzymał pierścionek i obrączkę.
– Czas, żeby to się znalazło na właściwym miejscu, nie uważasz?
– Tak, proszę, zrób to. – Podała mu rękę, a on wsunął pierścionek
i obrączkę na serdeczny palec.
– Nigdy więcej ich nie zdejmę – zapewniła ze wzruszeniem.
Luca uśmiechnął się.
– Chcę, żebyś poznała moją mamę. Polecisz ze mną do Nowego Jorku?
Artie uniosła brwi, zachwycona i zdumiona.
– Rozmawiałeś z nią?
Jego twarz jaśniała radością.
– Tak. Okazało się, że przez lata źle interpretowałem jej zachowanie.
Teraz nasze relacje mają szansę być naprawdę dobre. Nie mogę się
doczekać, kiedy się poznacie. Jestem pewny, że cię pokocha tak jak
dziadek.
– Ja też się nie mogę doczekać, żeby ją poznać. – Uniosła głowę, żeby
go pocałować. Serce rozpierała jej miłość. Smutne życie zmieniło się
w bajkę. Uwolniła się z więzienia, na które się sama skazała, a mężczyzna
jej marzeń kochał ją i chciał z nią być.
Luca spojrzał na nią z czułością.
– Czy po tym, jak odwiedzimy moją matkę, pojedziemy w podróż
poślubną?
– Spróbuj mnie powstrzymać!
Pogładził ją po policzku.
– Nie miałem zamiaru sprzedać castello.
Artie uśmiechnęła się i przytuliła do niego mocno.
– Gdzieś w głębi serca wiedziałam, że nie mógłbyś tego zrobić. Dopóki
mam ciebie, nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Nieważne, gdzie będę
mieszkała, najważniejsze, że z tobą.
Luca cały promieniał.
– Przez całe dorosłe życie bałem się kogoś pokochać, żeby potem nie
cierpieć. Kiedy cię poznałem, zaprzeczałem uczuciom, które we mnie
wzbudziłaś. Nie chciałem się przyznać, jak bardzo mi na tobie zależy.
Odrzucałem pragnienie, by kochać i być kochanym. Nie mogę uwierzyć, że
miałem tyle szczęścia, że cię poznałem. – Znów ją pocałował.
– To ja miałam szczęście. Gdyby nie ty, nadal tkwiłabym w więzieniu
własnych lęków. Przywróciłeś mnie światu.
Luca rzucił jej figlarne spojrzenie.
– Wiem, że za wcześnie, by o tym mówić, ale może czas pomyśleć
o dzieciach, których dziadek tak się nie może doczekać?
– Naprawdę? – zawołała z przejęciem. – Chcesz mieć dzieci?
– Dlaczego nie? – Pocałował ją w czubek nosa. – Tworzenie wraz z tobą
rodziny to będzie wspaniałe doświadczenie. Będziesz najlepszą matką na
świecie.
– A ty będziesz najlepszym ojcem – zapewniła ze łzami w oczach. – Nie
mogę się doczekać, kiedy wezmę nasze dziecko w ramiona. Nigdy nie
myślałam o posiadaniu rodziny, dopóki ciebie nie spotkałam. To wszystko
jest jak sen, który się spełnił.
Luca popatrzył na nią z miłością.
– Dziękuję ci, że taka jesteś. Urocza, słodka, niesamowita i moja.
Artie posłała mu kpiący uśmieszek.
– Więc już nie uważasz, że jestem naiwną marzycielką?
– Jesteś idealna – odparł, całując ją w usta. – A jeśli chodzi o twoją
niewinność… Cóż, zaraz się tym zajmiemy.
Arie zaśmiała się, zarzucając mu ramiona na szyję.
– Zrób to. Natychmiast.
SPIS TREŚCI:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY