NICOLE BURNHAM
ZAPOMNIANA RÓŻA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Czy mogę rozmawiać ze Stefanem diTalorą? To bardzo pilne. - Amanda
Hutton próbowała nie zwracać uwagi na zaciekawione, a czasami wręcz
wścibskie spojrzenia, jakie jej rzucano. W kasynie «Campione" bywała
wyłącznie śmietanka towarzyska San Rimini. Gdyby Amanda się nie
wstydziła, pociągnęłaby dyrektora jaskini hazardu za rękaw eleganckiego
garnituru.
Jeśli natychmiast nie znajdzie tego arystokratycznego osła i nie sprowadzi
go do pałacu, dojdzie do największego skandalu w dziejach królestwa. Za
chwilę miała rozpocząć się ceremonia zaślubin następcy tronu, Antony'ego
diTalory, z najlepszą przyjaciółką Amandy, Jennifer Allen. I cóż z tego, że w
pałacowej kaplicy czekał tłum gości, w tym koronowane głowy i kwiat
europejskiej arystokracji, skoro zaginął pierwszy drużba.
Choć dyrektor kasyna patrzył na nią z wyraźną naganą, starała się nie
okazywać zniecierpliwienia. Prawdę mówiąc, była wściekła, że niemal
wszyscy pracownicy wylegli z zaplecza i jawnie studiowali jej różową
koronkową suknię druhny. Nie była to najgorsza kreacja, lecz nie
dorównywała sukniom znanych projektantów, w jakich paradowały panie
szukające rozrywki w kasynie.
- Proszę - zwróciła się ponownie do dyrektora. - Zdaję sobie sprawę, że
mój strój nie pasuje do tego miejsca, ale...
- Pani nazwisko. - Uniósł krzaczaste brwi, zapewne chcąc w ten sposób
zademonstrować swoje oburzenie.
- Powtórzę jeszcze raz. Nazywam się Amanda Hutton i muszę...
- Proszę pani, Jego Wysokość książę Stefano jest w środku bardzo ważnej
rozgrywki i nie wolno mu przeszkadzać - powiedział mężczyzna oschłym to-
nem i uśmiechnął się z wyższością.
Amanda policzyła do dziesięciu, by się uspokoić. Zanim jednak zdążyła
wyjaśnić, jak poważna jest sytuacja, dyrektor dodał:
- Proszę poczekać na zewnątrz... z innymi. - Wskazał ręką przeszklone
drzwi.
Amanda obejrzała się z desperacją. Kilka podekscytowanych młodych
kobiet krążyło przed drzwiami kasyna, czekając na pojawienie się księcia.
Przywołała na twarz najbardziej czarujący uśmiech, na jaki było ją stać, i
szepnęła:
- Oczywiście, przepraszam, że sprawiłam tyle kłopotu.
Dyrektor wyglądał na usatysfakcjonowanego, ale nie ruszył się z miejsca,
czekając, aż Amanda wykona jego polecenie.
Przechodząc przez hol, zauważyła wąskie schody. Pilnował ich wysoki
uzbrojony strażnik. Amanda doszła do wniosku, że jest to wejście do
salonów gry przeznaczonych dla specjalnych gości. Ponieważ dyrektor nadał
nie spuszczał z niej wzroku, powoli wyszła na ulicę i przyłączyła się do
tłumu rozhisteryzowanych wielbicielek księcia. Zmrużyła oczy i spojrzała na
wieżę zegarową królewskiego pałacu.
Szósta trzydzieści. Do ceremonii zaślubin pozostała godzina. Gdyby
wyznała dyrektorowi kasyna prawdę, naraziłaby na szwank dobre imię
królewskiej rodziny.
Jeśli teraz udałoby jej się dorwać tego książęcego bałwana, udusiłaby go
gołymi rękami. Nie ma co, udały mi się wakacje, westchnęła w duchu. Oto
miała okazję wziąć udział w bajkowym ślubie, odwiedzić jeden z
najpiękniejszych krajów na świecie, poznać najbogatszych i najbardziej
znanych Europejczyków. Potem będzie musiała wrócić do szarej rze-
czywistości, a przede wszystkim do ciężkiej pracy w Waszyngtonie.
Powinna teraz siedzieć na eleganckiej kanapie i plotkować zawzięcie z
innymi druhnami, a zamiast tego ugania się po San Rimini za jakimś
książęcym bubkiem. Eleganckie, lecz niezbyt wygodne buty zaczęły ją
obcierać, makijaż nieco się rozmazał, a suknia nie wyglądała już tak świeżo.
Z trudem powstrzymała okrzyk złości. Od ukończenia studiów pracowała
z dziećmi bogaczy i dyplomatów. Jak dotąd, nie spotkała równie uciążliwego
smarkacza jak książę Stefano. I pomyśleć, że ten osobnik ma już
dwadzieścia pięć lat!
Ponownie skupiła wzrok na holu kasyna. Jakaś dobrze ubrana kobieta
gorączkowo przekonywała o czymś dyrektora. Amanda wzięła głęboki
oddech, weszła do środka i ruszyła w stronę uprzednio wypatrzonych
schodów. Natychmiast zastąpił jej drogę uzbrojony strażnik.
- Czy mogę pani jakoś pomóc?
- Sama nie wiem... - odparła z wahaniem. - Hm... Te kobiety na zewnątrz
zapewne czekają na księcia Stefana.
- Z pewnością. - Strażnik wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu. - Ale o
co chodzi?
- Cóż, podsłuchałam fragment rozmowy. Podobno Jego Wysokość
zostawił otwarty samochód i jedna z wielbicielek wśliznęła się na tylne
siedzenie. Pomyślałam, że powinien pan o tym wiedzieć.
2
RS
Strażnik przez chwilę przyglądał się jej badawczo, lecz ku jej wielkiemu
rozczarowaniu nie wyszedł na zewnątrz. Zamiast tego zaczął szybko
rozmawiać z kimś przez radiotelefon.
- Jak wygląda ta kobieta? - zwrócił się do Amandy.
- Niezbyt wysoka blondynka w czerwonej sukni - improwizowała na
poczekaniu. - Zostanę tu, by ją zidentyfikować. Widziałam, jak skrada się w
stronę parkingu.
Strażnik zawahał się, później wskazał na jej eleganckie szpilki.
- Dobrze, pójdę jej poszukać, ale nie sądzę, bym był w stanie dotrzymać
pani kroku - wysilił się na żart. - Proszę tu poczekać. Być może policja
będzie chciała z panią porozmawiać.
- Oczywiście - odparła ulgą.
Gdy tylko strażnik przekroczył drzwi, Amanda wbiegła na strome schody.
Na górze był długi korytarz i około dwudziestu zamkniętych drzwi.
Przystawała przed każdymi, uważnie nasłuchując. Zza jednych,
opatrzonych tabliczką Privato, dobiegły ją podniesione głosy. Po chwili
nabrała pewności, że w pomieszczeniu toczy się gra o wysoką stawkę. Nagle
poczuła się jak bohaterka filmu o Jamesie Bondzie. Wzięła głęboki oddech i
weszła do środka.
Jedną ścianę pomieszczenia zajmował bar. Kryształowe lustra delikatnie
odbijały przytłumione światło, czerwony dywan tłumił kroki.
Drugą ścianę zajmowały trzy olbrzymie, sięgające od podłogi do sufitu
okna, z których rozpościerał się zapierający dech w piersiach widok na
Adriatyk.
Na środku pomieszczenia stał stół do gry obsługiwany przez długonogą
krupierkę. Atrakcyjna blondynka ubrana była w króciutką skórzaną
sukienkę. Czterej siedzący przy stole mężczyźni mieli na oko po dwadzieścia
parę lat. Wszyscy ubrani byli w czarne smokingi i nieskazitelnie białe
koszule. Jednak Amanda natychmiast domyśliła się, który z nich jest
księciem Stefanem.
Podpierał głowę dłońmi, od czasu do czasu przeczesując palcami jasne
włosy. Skrzące się inteligencją stalowoniebieskie oczy śledziły uważnie
każdy ruch krupierki.
W pewnym momencie książę wyprostował się i przesunął na środek
stolika pokaźny stos żetonów. Uśmiechnął się nieco ironicznie, a Amanda od
razu pomyślała, że te zmysłowe usta są wprost stworzone do pocałunków.
3
RS
Przyjrzała się uważnie jasnym gęstym włosom. Były lekko zmierzwione,
jakby książę dopiero przed chwilą wstał z łóżka.
Zganiła się w myślach za te głupie rozważania. Teraz musiała działać
szybko i sprawnie.
- Przepraszam, książę, muszę...
- Natychmiast opuścić to pomieszczenie - dokończył strażnik, który wyrósł
jak spod ziemi. Miał twarz wykrzywioną złością. Bezceremonialnie chwycił
Amandę za łokieć. - Przepraszam, Wasza Wysokość, ta pani wywiodła mnie
w pole. Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
Popchną} Amandę w stronę wyjścia.
- Proszę! - krzyknęła, chwytając się futryny. -Przysłano mnie...
- W porządku, Carlo, pozwól jej zostać - zainterweniował Stefano.
Zaskoczony strażnik uśmiechnął się niepewnie, lecz oczywiście uległ
prośbie księcia.
Stefano jak gdyby nigdy nic wrócił do gry, zaś Amanda podeszła do
stolika.
- Wasza Wysokość, przysłano mnie... - zaczęła ponownie.
- Zapewne mam przyjemność z panną Hutton. - Książę nawet nie podniósł
wzroku. - Przepraszam, ale zapomniałem, jak pani ma na imię. Nie
zapomniałem natomiast o ślubie. Zaraz skończę, proszę sobie zamówić
drinka.
- Czy pan się mnie spodziewał? - spytała Amanda, zdziwiona, że książę
zna jej nazwisko.
- Tak, to było do przewidzenia, że Antony kogoś po mnie przyśle. Sądząc
po ubiorze, jest pani pierwszą druhną. Wiem od brata, że jest pani najlepszą
przyjaciółką jego przyszłej żony. A na imię ma pani... - pstryknął palcami -
... już wiem, Amanda.
- Pragnę zaznaczyć, że uroczystość zaczyna się już za godzinę, dlatego
powinniśmy...
Jej dalsze słowa zagłuszyły okrzyki pozostałych graczy, bo właśnie przed
chwilą krapierka odsłoniła dla Stefana drugiego króla. Zrezygnowana
Amanda odsunęła się od stolika. Grała w black jacka tylko raz, podczas
krótkiego wypadu do Atlantic City. Jednak nawet ona rozumiała, o jak
wysoką stawkę gra Stefano. Sądząc ze stosiku żetonów, suma ta przekraczała
jej roczne zarobki. Rozgrywka zakończyła się dla księcia pomyślnie, co
pozostali gracze przywitali oklaskami.
Stefano nonszalancko wzruszył ramionami.
4
RS
- Dziękuję wszystkim. - Podsunął pokaźny stosik żetonów w stronę
krupierki.
W drzwiach pojawił się dyrektor kasyna.
- Czy wszystko w porządku, Wasza Wysokość?
- Tak, oczywiście. Powinien pan pomyśleć o podwyżce dla Rafaelli.
- Tak, Wasza Wysokość. Czy wymienić żetony na gotówkę, czy dopisać
sumę do pańskiego rachunku?
- Proszę przekazać pieniądze na Narodowy Fundusz Stypendialny. To mój
prezent z okazji ślubu księcia Antony'ego i Jennifer. Proszę wszystkich o
dyskrecję. Nie chcę, by nazwisko ofiarodawcy wyszło na jaw.
Obecni skinęli głowami. Amanda jednak dobrze wiedziała, że Jennifer nie
spocznie, dopóki nie ustali, kto tak hojnie zasilił założony przez nią i
Antony'ego fundusz.
- No dobrze, a teraz muszę już naprawdę iść na ślub. - Książę zapiął
kołnierzyk koszuli, perfekcyjnie zawiązał muszkę i podał ramię Amandzie.
- Wasza Książęca Mość jest nadzwyczaj hojny - powiedziała Amanda, gdy
przechodzili przez hol.
- Cóż, ta hojność wynika z poczucia winy - przyznał. - Nie miałem czasu
kupić odpowiedniego prezentu dla młodej pary.
A jednak miałeś czas na wizytę w kasynie, pomyślała Amanda zgryźliwie.
Stefano przeczesał ręką włosy, jeszcze bardziej je mierzwiąc.
- A zatem, panno Hutton, czy mogę się w takim stanie pokazać na
królewskim ślubie?
- Oczywiście, Wasza Wysokość - odparła grzecznie. Wiedziała, jak
postępować z możnymi tego świata, bo na tym polegała jej praca. Uczyła
protokołu dyplomatycznego nawet prezydenckie dzieci. Jako pojętna córka
ambasadora poradziła sobie z tym bez większego trudu.
Jednak książę Stefano zaintrygował ją. Cechowała go bezpośredniość,
właściwa tylko najlepiej urodzonym.
- I tylko tyle? - zakpił. - Powinna pani powiedzieć, że wyglądam
fantastycznie i niezwykle seksownie. Albo przynajmniej: „Cóż za wspaniały
smoking, Wasza Wysokość".
- Gdzie uczył się pan angielskiego? - spytała szybko Amanda, by zmienić
temat. - W odróżnieniu od swych braci, ma pan amerykański akcent.
- Antony i Federico nauczyli się angielskiego od niani, która pochodziła z
zamożnej angielskiej rodziny, a później studiowali we Włoszech. Ja
odebrałem edukację w Stanach.
5
RS
- Na jakim uniwersytecie?
- Da pani wiarę, że w Princeton?
- No tak, blisko Atlantic City, tej jaskini hazardu. Roześmiał się głośno.
Gdy schodzili po schodach, podszedł do nich strażnik.
- Wasza Wysokość, samochód już czeka. Kierowca będzie musiał
skorzystać z objazdu, bo na głównej ulicy kłębi się tłum dziennikarzy i
gapiów. - Otworzył drzwi i podprowadził ich do czarnej limuzyny.
Gdy siedzieli w środku, Stefano powiedział:
- Proszę posłuchać, doceniam pani wysiłki, ale Antony wie, jak
nienawidzę takich ceremonii. Wielokrotnie powtarzałem, że nie pozwolę, by
napastowali mnie dziennikarze. Mój brat niepotrzebnie się niepokoił. Nigdy
nie opuściłem naprawdę ważnych uroczystości. Zresztą nie rozumiem,
dlaczego wysłał akurat panią, skoro nawet się nie znamy. Amanda wzruszyła
ramionami.
- Antony i Jennifer uznali, że lepiej posłać kogoś spoza dworu, by pańska
nieobecność nie wyszła na jaw.
- No tak, i aby dziennikarze nie napisali, że jestem nieodpowiedzialnym
książątkiem.
- Myślę raczej, że nie chcieli niepokoić pańskiego ojca, który w
przeszłości wielokrotnie martwił się pańskim... - Przerwała, widząc, że
Stefano ze złością zaciska usta. - No cóż, tutejsi dziennikarze mnie nie znają.
Nikt się mną nie zainteresował.
- A zatem powinienem być pani wdzięczny - stwierdził Stefano i ujął jej
dłoń.
6
RS
ROZDZIAŁ DRUGI
Amanda już otwierała usta, gdy dobiegł ją szept Stefana:
- Proszę się nie denerwować, panno Hutton. Nie robię nic złego.
- Wasza Wysokość, proszę trzymać ręce przy sobie.
Posłuchał, lecz tylko na chwilę. Niespodziewanie pochylił się i musnął
palcami udo Amandy.
- Spokojnie, chciałem tylko wygładzić pani suknię - powiedział szybko,
widząc, jak Amanda dosłownie wciska się w siedzenie.
- Dziękuję - szepnęła bez tchu.
- Zawsze do usług. Mam nadzieję, że zechce pani ze mną zatańczyć na
weselu.
- Oczywiście, o ile będzie się pan zachowywał przyzwoicie.
Stefano obserwował ją spod oka. Doszedł do wniosku, że imię Amanda,
które zawsze uważał za bardzo wdzięczne, niezwykle do niej pasuje.
Wydawała się wprost stworzona do zagrania głównej roli w komedii
romantycznej. Świetna figura, pełne usta i lśniące brązowoczekoladowe
włosy.
Jednak jeszcze bardziej zaintrygowała go jej osobowość. Sądząc z tych
kilku zdań, które wymienili, Amanda miała bystry umysł i dość cięty
języczek.
Oczywiście spotkał wiele wspaniałych kobiet i zdobywanie ich
przychylności przychodziło mu niezwykle łatwo, jednak od wielu lat nikt,
ani mężczyzna, ani kobieta, nie traktował go jak zwykłego znajomego.
Wszyscy pamiętali, że jest księciem.
No, może z wyjątkiem przyjaciół jeszcze ze szkoły podstawowej, z
którymi nadał tworzyli zgraną paczkę. Po śmierci matki posłano go do
prywatnych szkół i szybko zapomniał, jak to jest być dzieckiem.
Amanda uchwyciła jego spojrzenie i natychmiast się zaczerwieniła. W tym
samym momencie Stefano poczuł nieprzepartą ochotę, by jej dotknąć.
Oczywiście nie zrobił tego, wyjrzał natomiast przez okno i powiedział:
- Na pewno zdążymy na czas. Vittorio zna wszystkie skróty.
Skręcili w wąską uliczkę pełną małych sklepików. Właściciele wypraszali
klientów na zewnątrz i w pośpiechu opuszczali żaluzje. Wszyscy chcieli
zdążyć na telewizyjną transmisję z królewskiego ślubu.
7
RS
- Przypuszczam, że pański szofer często używa tych skrótów - mruknęła
Amanda, gdy samochód wszedł w ostry zakręt, a Vittorio o mały włos nie
wjechał w grupkę spacerujących turystów.
- Jeśli pani sugeruje, że mam zwyczaj spóźniać się na ważne
uroczystości...
- Nic takiego nie powiedziałam.
- Nieważne, jesteśmy już na miejscu. - Samochód zatrzymał się przed
kutą, żeliwną bramą, za którą rozpościerały się pałacowe ogrody. Stefano
zerknął szybko na wieżę zegarową. - Mamy jeszcze dwadzieścia minut.
- Aż dwadzieścia? - skomentowała ironicznie. - Jennifer na pewno
odchodzi od zmysłów. Wątpię, czy będę miała czas, by poprawić makijaż i
fryzurę.
- Proszę zrobić to teraz. Minie kilka minut, zanim dotrzemy do kaplicy.
Zawahała się, zerknęła na torebkę, a potem zdecydowanie pokręciła
głową.
- Nie, to byłoby niewłaściwe.
- Mnie to nie przeszkadza.
- A mnie tak.
- Dlaczego? Bo siedzi pani obok księcia?
- Nie, ponieważ na tym polega moja praca.
- Na poprawianiu fryzury i makijażu?
- Uczę dzieci protokołu dyplomatycznego i dobrych manier. Próbuję żyć w
zgodzie z zasadami, które wpajam innym.
No tak, to wiele wyjaśnia, pomyślał. Traktuje mnie z rezerwą, bo moje
maniery nie przypadły jej do gustu.
- Powinienem był się domyślić, że prowadzi pani wykłady na temat
odpowiedniego używania sztućców. Ciekawe...
- Nie prowadzę wykładów i zapewniam, że nie ograniczam się jedynie do
nauki odpowiedniego zachowania przy stole. Pomagam dzieciom dygnitarzy
i dyplomatów radzić sobie z codziennymi problemami, jakie mogą wynikać
z pozycji ich rodziców.
- Na przykład, jak zwalczać uporczywy ból głowy? - zażartował. - To musi
być bardzo ekscytujące.
Spojrzała na niego badawczo, potem z uśmiechem odpowiedziała:
- Owszem, niektórych często boli głowa. Wtedy daję im aspirynę. Jednak
tak naprawdę zajmuję się czymś innym.
- To znaczy? Wzruszyła ramionami.
8
RS
- Uczę, jak opanować tremę przed występami publicznymi i jak prowadzić
konwersację. Jak rozpoznawać oszustów, którzy chcą wyłudzić pieniądze, i
jak trzymać na dystans dziennikarzy i przyjaciół, którzy próbują wyciągnąć
poufne informacje.
- Ach tak, rozumiem. - Wiedział dobrze, o czym mówiła. Często zdarzało
się, że nawet cieszący się powszechnym szacunkiem arystokraci próbowali
wkraść się w jego łaski, by uzyskać łatwiejszy dostęp do króla. Wspominał
też ze złością, jak kilka razy dał się sprytnie podejść i wypaplał rzeczy, o
których powinien milczeć.
- A co pani radzi swym uczniom, gdy znajdą się w takiej kłopotliwej
sytuacji?
- Uczę ich, jak grzecznie zbywać natrętów. To swego rodzaju sztuka,
trzymać ludzi na dystans, nie robiąc sobie przy tym wrogów. Mówię im
również, jak postępować z tymi, którzy mogą mieć wpływ na karierę ich
rodziców.
- Doskonale wiem, o co ci chodzi - burknął. Ileż to razy wymigał się od
oficjalnych obiadów, balów dobroczynnych i innych tego typu uroczystości?
Wolał w tym czasie pojechać na narty albo na ryby z przyjaciółmi. Ile razy
niechcący obraził dyplomatów, których starał sobie zjednać jego ojciec?
Nagle zrobiło mu się przykro. Matka świetnie radziła sobie z obowiązkami
królowej. Gdyby żyła, na pewno nauczyłaby go wielu rzeczy. Zdał sobie
sprawę, że skoro odsłużył wojsko, będzie się musiał włączyć w życie
polityczne kraju. Z zamyślenia wyrwał go głos Amandy.
- O ile dobrze pamiętam, pana matka zmarła, gdy miał pan zaledwie
piętnaście lat. Musiało panu być trudno.
Czyżby ta kobieta potrafiła czytać w jego myślach? Nie, po prostu
wyczuwała nastroje innych ludzi. Zupełnie jak jego matka.
Przytaknął z namysłem.
- Isabella i Federico byli w college'u, a Antony przebywał za granicą w
ważnej misji dyplomatycznej.
- No tak, a pan był w pałacu z rozpaczającym ojcem i tłumami reporterów.
Czy gdyby była taka możliwość, skorzystałby pan wówczas z moich usług?
- Być może, ale jakoś sobie poradziłem. - Odchrząknął i uciekł
spojrzeniem w bok. Nie chciał na nią dłużej patrzeć, bo zbyt go pociągała.
Może niepotrzebnie poruszali tak osobiste tematy. To niebezpieczne, bo
wtedy między ludźmi tworzy się zbyt bliska więź. Dawno temu obiecał sobie
9
RS
przecież, że będzie unikał zaangażowania emocjonalnego i zamierzał tego
dotrzymać.
O wiele bezpieczniej jest spotykać się z bystrymi, lecz raczej cynicznymi
kobietami, a potem zawrzeć związek małżeński zaaranżowany przez ojca.
- Amando, proszę się nie krępować i poprawić sobie makijaż. Obiecuję, że
nikomu nie powiem. Jestem pewien, że na dzisiejszej uroczystości pozyskasz
kilku nowych klientów. Dla mnie jest już za późno na naukę. Mogę ci mówić
po imieniu? - zapytał i uśmiechnął się czarująco.
Co do jednego Stefano się nie mylił, pomyślała Amanda, odkładając
srebrny widelczyk na talerzyk, gdy skończyła deser. Tak, było tu wielu
potencjalnych klientów, albowiem na uroczystości pojawiło się ponad dwa
tysiące osób. Powinna znaleźć jakiś sposób, by dyskretnie napomknąć
gościom, czym się zajmuje. Jeśli nie dostanie żadnego zlecenia, będzie mu-
siała zrezygnować z wynajętego mieszkania i wprowadzić się z powrotem do
rodziców.
Nie, to nie był najlepszy moment, by zadręczać się takimi myślami.
Wypiła łyk szampana i rozejrzała się po sali balowej. Większość gości
wywodziła się z najlepszych europejskich rodów: książęta, księżniczki i
kilka koronowanych głów.
W rogu królewska orkiestra grała walca. Pan młody, książę Antony,
pozował do zdjęć otoczony przez grono utytułowanych kuzynów, podczas
gdy król Eduardo rozmawiał z członkiem parlamentu.
- O rany, przyda mi się chwila wytchnienia. Naprawdę zasłużyłam na duży
kawałek weselnego tortu - szepnęła Jennifer, siadając obok Amandy.
- Wyglądasz na zmęczoną. - Amanda uśmiechnęła się do przyjaciółki.
- Właściwie to nie jestem zmęczona - westchnęła Jennifer. - Po prostu
padam z nóg. Umrę, jeśli będę musiała zatańczyć z jeszcze jedną
osobistością. I cóż z tego, że jestem teraz księżniczką? Muszę się dopiero
przyzwyczaić do nowej sytuacji. - Obok stołu przeszła księżniczka Isabella z
dwiema przyjaciółkami. - Ale nie tylko ja - dodała Jennifer. - Nie zdarza się
codziennie, by jakaś Amerykanka wdarła się do tego towarzystwa i poślubiła
następcę tronu.
Amanda zerknęła dyskretnie na księcia Antony'e-go, który nie odrywał
wzroku od swojej świeżo poślubionej żony. Wesele przebiegało bez
zakłóceń. Młodzi tańczyli na parkiecie, starsi zabawiali się rozmową.
- Jesteś ciekawa mojej opinii na ten temat? - spytała Amanda.
- Zawsze.
10
RS
- Świetnie sobie radzisz. Wszyscy widzą, że książę Antony jest w tobie
zakochany po uszy, a jego rodzina bardzo cię polubiła.
Jennifer uśmiechnęła się i ujęła dłoń Amandy.
- Wiem. Naprawdę wspaniale mnie przyjęli. - Zamrugała, by powstrzymać
cisnące się do oczu łzy wzruszenia. - A skoro już mowa o królewskiej rodzi-
nie, dziękuję, że sprowadziłaś Stefana. Wybawiłaś nas z dużego kłopotu.
- Nie ma sprawy.
- Zdążyliście w ostatniej chwili. Antony zaczynał tracie opanowanie.
Zupełnie jakby zapomniał, czego można się spodziewać po kimś takim jak
Stefano. Amanda zawahała się, czy dalej ciągnąć ten temat.
- Cóż... - zaczęła ostrożnie. - Antony jest bardzo odpowiedzialny i traktuje
serio swoje obowiązki. Stefano jest młodszy, to wolny duch.
Jennifer roześmiała się.
- Ładnie to ujęłaś, ale Antony nazywa brata nieodpowiedzialnym
buntownikiem. Czy wiesz, że kiedy był dzieckiem, uciekał ze szkoły i
włóczył się sam po mieście? To niezbyt bezpieczny sposób spędzania czasu,
zwłaszcza dla młodego księcia. - Jennifer westchnęła. - Będę się troszczyć o
Stefana, bo przypomina mi duże dziecko. Bardzo go lubię, wnosi tyle życia
w te mury.
Amanda przytaknęła. Tak samo jak Jennifer, miała mieszane uczucia w
stosunku do młodego księcia. Oczywiście była na niego wściekła, kiedy
musiała wyciągać go z kasyna, jednak zaraz potem zaskoczył ją swą
wspaniałomyślnością. Sądziła, że przeznaczy wygraną na weekendowe
szaleństwa lub na hazard.
A potem, podczas wspólnej jazdy do pałacu... Najpierw myślała, że będzie
ją podrywał. Nie była tak naiwna, by nie poznać, że wpadła mu w oko.
Zresztą, co tu dużo ukrywać, z wzajemnością. Jednak Stefano, mimo że ręce
go świerzbiły, zdołał się opanować i w sumie zachowywał się jak
dżentelmen.
- A skoro mowa o kłopotach, spójrz tam. - Jennifer dyskretnie skinęła
głową. - Lady Schipani przez cały wieczór chodzi za Stefanem krok w krok.
Amanda podążyła za spojrzeniem przyjaciółki. Książę stał w pobliżu
parkietu. Nie wiadomo kiedy zdążył starannie uczesać włosy. Prezentował
się równie poważnie i dostojnie jak na oficjalnych portretach.
Obok niego stała szczupła blondynka o kręconych włosach, około
trzydziestki. Wskazywała ręką parkiet i uśmiechała się zachęcająco. Stefano
uniósł dłonie w geście odmowy, lecz uśmiechał się przy tym miło.
11
RS
- Czy to jego dziewczyna? - spytała Amanda i zaraz pożałowała swej
ciekawości. Jennifer nie powinna się dowiedzieć, że interesowało ją
wszystko, co dotyczyło zbuntowanego arystokraty.
- Niestety, nie. Bardzo lubię łady Schipani. Pracuje w Narodowym
Komitecie Zdrowia i podobno w przyszłym roku będzie kandydować do
parlamentu. To bardzo mądra kobieta, zaangażowana w działalność
społeczną. Byłaby dobrą żoną dla Stefana. - Jennifer westchnęła i pokręciła
głową. - Antony twierdzi, że Stef przesadza z flirtami. Z łatwością podbija
damskie serca, ale nie jest zainteresowany poważnym związkiem, zwłaszcza
gdy na horyzoncie pojawia się kobieta inteligentna, na przykład taka jak lady
Schipani.
- Ach, typ playboya. Dlaczego mnie to nie dziwi?
- To niezupełnie tak. Stefano zgodził się, by król Eduardo znalazł mu
odpowiednią żonę.
- Zaaranżowane małżeństwo? - zdziwiła się Amanda. - Coś mi tu nie gra.
Dlaczego na to przystał?
- Może tobie uda się rozwikłać tę zagadkę. Mam nadzieję, że wówczas
mnie oświecisz.
Amanda uniosła wzrok i zauważyła, że Stefano zmierza prosto do ich
stolika. Tym razem nie towarzyszyła mu lady Schipani. Amanda poczuła
gwałtowne łomotanie serca. Jednak Stefano zwrócił się do Jennifer:
- Nie miałem jeszcze okazji powitać cię w naszej rodzinie. - Serdecznie
pocałował bratową. Spojrzał na Amandę, ale zaraz ponownie zwrócił się do
Jennifer: - Podczas obiadu ojciec powiedział mi, że chciałby z tobą
porozmawiać przed zakończeniem uroczystości. Nie wiem, o co chodzi.
Powinienem wspomnieć o tym wcześniej, ale... - Dyskretnie zerknął przez
ramię na lady Schipani, która bacznie go śledziła z drugiego końca pokoju.
Jennifer cichutko westchnęła, wstała i wygładziła suknię.
- W porządku, porozmawiam z nim teraz. - Skinęła głową i odeszła od
stołu.
Amanda poczuła się nieswojo. Nie chciała być sam na sam ze Stefanem.
Miała nadzieję pozyskać kilku wpływowych klientów, a tymczasem
zaczynała tracić głowę dla przystojnego księcia. Pora z tym skończyć i
przystąpić do bardziej konstruktywnych działań.
- Wasza Wysokość - zaczęła, zerkając w kierunku lady Schipani, która
rozmawiała z jakimś dyplomatą i dawała dyskretne znaki księciu. - Nie musi
mi pan dotrzymywać towarzystwa, zwłaszcza że chyba jest pan zajęty.
12
RS
Stefano podążył za jej wzrokiem, a potem pokręcił głową.
- Jestem pewien, że to nic pilnego. Poza tym właśnie wybierałem się na
spacer, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Czy zechcesz mi towarzyszyć?
Sam na sam z seksownym księciem? To byłoby ekscytujące, ale jakżesz
nierozsądne.
Musiał wyczuć jej wahanie, bo po chwili dodał:
- Jestem pewien, że jeszcze nie zdążyłaś wszystkiego zwiedzić.
- Dziękuję za zaproszenie, ale powinnam tu zostać i zaczekać na Jennifer. -
Przez chwilę Amandzie wydawało się, że na twarzy księcia odmalował się
zawód. Ale może była to tylko gra świateł? Stefano wydawał się pewny
siebie, a jednak intuicja podpowiadała jej, że nie umie sobie za bardzo
poradzić ze zbyt jawnym zainteresowaniem ze strony lady Schipani. -
Właściwie dobrze mi zrobi krótki spacer.
- Cudownie. - Stefano uśmiechnął się szeroko.
Gdy weszli do ogrodu różanego, Stefano głęboko zaczerpnął powietrza.
Od dziecka lubił tu przychodzić. Zapach róż uspokajał go. Czuł się tutaj
bezpieczniej niż w pałacu, pełnym pamiątek po dawno zmarłych przodkach.
Nigdy nie przyznał się do tej słabości przed rodziną. Nawet Isabella, która
spędzała w ogrodzie mnóstwo czasu, byłaby zaskoczona, że jej brat zna
wszystkie gatunki rosnących wokół róż.
- Jak tu pięknie - szepnęła Amanda. - Tutaj róże kwitną wcześniej, ale to
na pewno zasługa klimatu. Kto wpadł na pomysł, żeby zainstalować pod
wszystkimi krzewami światło?
- Wymyśliła to mama, ale ostatecznie zrealizowała Isabella. Mama
uważała, że można by tu urządzać nocne przyjęcia, a poza tym dzięki temu
ogród stanie się bardziej...
Zdążył ugryźć się w język, zanim powiedział: romantyczny.
Prawdę mówiąc, zaprosił Amandę na spacer tylko po to, by uciec przed
lady Schipani i rozmowami owyborach parlamentarnych oraz służbie
zdrowia.
- Bardziej jaki? - nie dawała za wygraną Amanda.
- No... bardziej bezpieczny - dokończył nieporadnie.
Roześmiała się głośno.
- To chyba zbyteczna ostrożność. Pałac jest otoczony wysokim murem i
wszędzie zainstalowane są kamery, nie mówiąc już o licznej rzeszy
strażników pałacowych.
13
RS
- No tak, ale to był pomysł mojej matki, a wtedy nie mieliśmy jeszcze
takich zabezpieczeń.
- Rozumiem.
Przez następne pół godziny spacerowali w milczeniu. Od czasu do czasu
Amanda zatrzymywała się i wąchała kwiaty. Nie szukała na siłę tematu do
rozmowy, za co Stefano był jej bardzo wdzięczny.
Gdy ruszyli w drogę powrotną do pałacu, książę dyskretnie obserwował
Amandę. Nie była podobna do jego matki, a jednak w jej towarzystwie czuł
się równie swobodnie i bezpiecznie.
Od czasu do czasu uśmiechała się do niego nieśmiało. Był ciekaw, czy
trochę się go obawia. Ostatecznie w drodze z kasyna pozwolił sobie na
niezbyt właściwe zachowanie i teraz bardzo tego żałował.
Właściwie nie warto sobie tym zaprzątać głowy. Ta piękna i spokojna
Amerykanka już jutro wyjeżdża, po cóż więc miałby analizować jej
charakter lub wdawać się w dywagacje na temat własnych uczuć? Nigdy
tego nie robił i tak powinno zostać.
Spojrzał na rzęsiście oświetlone okna pałacu. Z sali balowej dobiegały
dźwięki walca. Było zwyczajem, że po tym tańcu nowożeńcy opuszczają
uroczystość.
- Powinniśmy wracać. Jennifer może mnie szukać - powiedziała Amanda.
Stefano skinął głową.
- Chodźmy tą ścieżką, będzie szybciej. Jako drużbowie powinniśmy
odtańczyć ten taniec wraz z nowożeńcami.
- A więc się pospieszmy.
- Nie ma szans, nie zdążymy. - Stefano machnął z rezygnacją ręką. - Nie
przejmuj się, i tak wszyscy będą winić mnie.
Był nawet zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wolał przechadzać się z
Amandą po ogrodzie, niż trzymać ją w objęciach podczas walca. Tak było
bezpieczniej.
- No cóż, może nikt nie zauważy naszej nieobecności. Dziękuję, że
oprowadził mnie pan po ogrodzie. -Zatrzymała się i delikatnie musnęła żółte
pąki pnącej róży. - Te podobają mi się najbardziej. Mają niespotykany
kształt i odcień, a pachną wprost upajająco.
- To jedna z najstarszych odmian, a właśnie takie pachną najmocniej. Mój
przodek dostał kilka krzewów od cesarzowej Józefiny, żony Napoleona. -
Wyjął scyzoryk, który zawsze przy sobie nosił i odciął jeden pąk. - Proszę,
jeśli wstawisz go do wody, do rana rozkwitnie.
14
RS
- Dziękuję.
Zanim zdążył pomyśleć, co robi, uniósł jej dłoń do ust. Spojrzała
zdziwiona, lecz nie broniła się.
Przez jeden krótki moment miał ochotę porwać ją w ramiona. Na szczęście
zdołał się opanować. Powinien jak najszybciej zakończyć ten spacer,
odprowadzić Amandę do Jennifer, a potem pójść do łóżka. Sam. Było na tyle
późno, że nikogo nie zdziwi jego zniknięcie.
Poza tym na jutro zaplanował z przyjaciółmi wypad do Austrii. Obawiał
się, że gdy opadną emocje związane ze ślubem, ojciec ponownie skupi
uwagę na najbardziej krnąbrnym synu. Był znużony wysłuchiwaniem
licznych napomnień i pouczeń. Zamiast stać tu nieruchomo jak posąg,
powinien pakować rzeczy.
A jednak nie potrafił wypuścić dłoni Amandy. Ich spojrzenia się spotkały.
Stefano odebrał to jako zaproszenie.
Gdy całował wnętrze jej dłoni, rozluźniła palce. Żółta różyczka upadła na
ziemię.
- Wasza Wysokość... - zdołała wyszeptać. - Wydaje mi się...
- Stefano!
Na dźwięk znajomego głosu książę drgnął i gwałtownie puścił rękę
Amandy.
Po kilku sekundach zza fontanny wyłonił się król. Szedł energicznie,
podeszwy jego butów chrzęściły po żwirowej ścieżce.
Amanda skłoniła głowę.
- Wasza Królewska Mość...
- Powiedziano mi, że zabrałeś pannę Hutton na spacer. Szukam was od
dość dawna.
Stefano zacisnął zęby. No cóż, zapewne nie uda mu się umknąć kolejnego
kazania. Całe szczęście, że ojciec nie pojawił się kilka sekund wcześniej.
Byłby oburzony zachowaniem syna i nie dałby się łatwo przebłagać.
- Przepraszam, ojcze. Nie wiedziałem, że chcesz ze mną rozmawiać.
- Nie z tobą, Stefano. - Król skinął w stronę Amandy. - Panno Hutton,
przepraszam, że przerywam pani spacer, ale to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
Czy zechce mi pani towarzyszyć do gabinetu?
Amanda i Stefano wymienili zdziwione spojrzenia.
- Oczywiście, Wasza Wysokość. - Amanda odwróciła się i podążyła
ścieżką za królem Eduardem.
15
RS
Gdy Stefano został sam, spojrzał ze smutkiem na zapomnianą żółtą
różyczkę.
16
RS
ROZDZIAŁ TRZECI
Amanda wstrzymała oddech, patrząc, jak król Eduardo zamyka ciężkie
rzeźbione drzwi do biblioteki. Nie odezwał się ani słowem, gdy mijali
kolejne korytarze prowadzące do prywatnego skrzydła. Mój Boże, w co ja
się tym razem wpakowałam? - zastanawiała się gorączkowo. Król nie
zaprosiłby jej na prywatną rozmowę, gdyby nie chodziło o naprawdę ważną
sprawę. Może był zły, że ona i Stefano spóźnili się na ślub? Chciała zapytać,
lecz etykieta nakazywała, by monarcha przemówił pierwszy.
Król Eduardo był wysokim, postawnym mężczyzną o ciemnych,
przetykanych siwizną włosach. Teraz ubrany był stosownie do okazji, lecz
Amanda nie miała wątpliwości, że niezależnie od stroju zawsze wzbudzał
respekt.
Wskazał jej duże krzesło obite beżowym pluszem. Ani jego twarz, ani
zachowanie nie zdradzały żadnych uczuć.
Amanda usiadła, lecz król nie poszedł w jej ślady. Zamiast tego zaczął
przechadzać się wzdłuż ściany, którą pokrywały wysokie do sufitu półki z
książkami.
Na pewno chodzi o to spóźnienie na ślub, uspokajała się w duchu. Przecież
król nie widział, jak Stefano całował jej dłoń. Skrywała ich porośnięta
różami altanka.
Przymknęła oczy, przywołując w pamięci niedawną scenę. Usta Stefana
były takie ciepłe i delikatne.
Jednak nie da się ukryć, że zachowała się jak idiotka. Książę był od niej o
pięć łat młodszy, dlatego można mu było wybaczyć brak opanowania. To
śmieszne, że właśnie ona zapomniała o tym, co wypada, a co nie.
Wiedziała od Jennifer, że król nie tolerował tego typu wybryków. Obawiał
się, że wszędobylscy reporterzy uwiecznią taki moment i rozdmuchają
sprawę. Nawet niewinny pocałunek mógł się stać powodem złośliwych
komentarzy i plotek.
Amanda westchnęła cicho, gdy król przestał krążyć po pokoju i zatrzymał
się przy potężnym mahoniowym biurku.
Dotknął leciutko fotografii swej zmarłej żony, królowej Aletty, i nie
patrząc na Amandę, powiedział:
- Panno Hutton, dawno nie widziałem pani rodziców. Jak się miewają?
- Dziękuję, dobrze - odpowiedziała zaskoczona. - Nie miałam pojęcia, że
Wasza Wysokość ich zna.
17
RS
Król skinął machinalnie głową, lecz wydawał się myśleć o czymś innym.
- Gdy wstępowałem na tron, pani ojciec był amerykańskim ambasadorem
we Włoszech. Pani rodzice przyjechali na moją koronację, a panią chyba
zostawili w Rzymie. Była pani jeszcze małą dziewczynką.
- Oczywiście. Jak miło, że Wasza Wysokość to pamięta. - Miała wrażenie,
że to działo się przed wiekami.
Król ponownie dotknął zdjęcia żony.
- Wkrótce potem opuściliście Włochy. Zaprosiłem pani rodziców do
pałacu, ale niestety wizyta nigdy nie doszła do skutku.
- U mojej matki i jej siostry wykryto raka piersi. Mój ojciec poprosił o
odwołanie ze stanowiska, by mogli wrócić do Stanów.
- Rozumiem go. Czy teraz obie panie miewają się dobrze?
- Tak, dziękuję. - Oczywiście zawsze istniało niebezpieczeństwo nawrotu
choroby, ale zarówno matka, jak i ciotka uniknęły najgorszego. Amandę
zaliczono do grupy podwyższonego ryzyka i poddawano ją regularnym
badaniom lekarskim.
- Cieszę się. - Król zamyślił się na chwilę, a potem nieoczekiwanie
zapytał: - Czy mówi pani po włosku?
- Bardzo słabo. Chodziłam do włoskiej szkoły tylko przez kilka miesięcy.
- Ach tak, rozumiem. - Zawahał się, potem odwrócił w stronę Amandy
zdjęcie królowej Aletty. - Ta fotografia została zrobiona w dniu naszego
ślubu. Bardzo kochałem matkę Stefana. Niestety, jak pani zapewne pamięta,
moja żona zmarła dziesięć lat temu na raka jajników.
- Oczywiście, Wasza Wysokość. To była wielka tragedia.
Brukowa prasa pisała o śmierci młodej i pięknej królowej z takim samym
brakiem taktu jak o śmierci księżnej Grace z Monako.
- Nie ma dnia, bym o niej nie myślał. Bardzo długo ją opłakiwałem. -
Wyszedł zza biurka i usiadł na krześle naprzeciwko Amandy. - Niestety, po
śmierci żony popełniłem kilka poważnych błędów, ale z pani pomocą być
może uda mi się je naprawić.
- Nie jestem pewna, co Wasza Wysokość ma na myśli.
- Wiem, że to pani szukała Stefana, by zjawił się na czas na ceremonii.
- Tak - odpowiedziała szeptem.
- Proszę się nie martwić, panno Hutton. Moje dzieci robiły, co w ich mocy,
bym nie dostrzegł nieobecności najmłodszego syna. Pozwoliłem im myśleć,
że udało im się wyprowadzić mnie w pole. - Król uśmiechnął się leciutko. -
Już od dzieciństwa Antony, Federico i Isabelła ukrywali przede mną
18
RS
wszystkie przewinienia Stefana. Wymyślali niestworzone historie, podczas
gdy on jeździł z przyjaciółmi na nartach albo wymykał się z oficjalnych
uroczystości. Nadal uważają, że powinni go chronić.
Podczas tego przemówienia dość żywo gestykulował. Może i był władcą
jednego z najbogatszych europejskich państw, lecz nade wszystko stawiał
dobro rodziny, pomyślała Amanda.
- Jestem wdzięczny, że sprowadziła go pani na czas do pałacu, ale taka
sytuacja nie powinna się już nigdy powtórzyć. Cóż, nie jestem bez winy.
Stefano był zawsze bardzo krnąbrny, a ja zbyt często mu ulegałem. Za
bardzo zatopiłem się w smutku po śmierci żony i zaniedbałem wychowanie
syna. Wydawało mi się, że szybko otrząsnął się po tej tragedii i nie wymaga
mojej szczególnej uwagi. Potem zająłem się ślubem Federica z księżniczką
Lucrezią. Następnie trzeba było znaleźć odpowiednią żonę dla Antony'ego,
ponieważ to on jest moim następcą.
Amanda uśmiechnęła się niepewnie, bo nie miała pojęcia, dokąd zmierza
ta rozmowa.
- Książę Antony i Jennifer... księżniczka Jennifer - poprawiła się szybko -
będą razem bardzo szczęśliwi.
- Tak, jestem tego pewien. W tym przypadku moje pośrednictwo było
zupełnie niepotrzebne. Jednak jeśli chodzi o Stefana, sprawy mają się
zupełnie inaczej. Najwyższy czas, bym się tym zajął. - Król wstał, lecz ski-
nieniem ręki dał znać Amandzie, by pozostała na miejscu. Przeczesał dłonią
włosy i powiedział ze smutkiem:
- Wierzyłem, że wraz z upływem czasu Stefano nauczy się
odpowiedzialności. Posłałem go do Princeton, licząc, że tam dojrzeje.
Popełniłem błąd, bo wrócił jeszcze bardziej zbuntowany. Przez trzy lata
odbywał służbę wojskową, ale nawet tam nie zdołali go okiełznać. Zanie-
dbuje swoje królewskie obowiązki, a wolny czas spędza na nartach albo w
kasynie.
Amanda spojrzała na olbrzymi kominek. Nieco wyżej wisiał portret
królewskiej rodziny. Mniej więcej piętnastoletni Stefano stał za matką,
opierając dłoń na jej ramieniu. Im dłużej Amanda patrzyła na obraz, tym
więcej rozumiała.
- Być może - zaczęła powoli, starannie dobierając słowa - problem nie
tkwi w braku odpowiedzialności. Książę czuje się nieswojo w pałacu, gdzie
wszyscy tak wiele od niego oczekują. Boi się, że nie sprosta obowiązkom.
Spędza dużo czasu z przyjaciółmi, bo wtedy może być sobą.
19
RS
Przypomniała sobie scenę w kasynie. Tam, w otoczeniu przyjaciół,
zachowywał się bardzo swobodnie. Śmiał się i żartował. Jednak gdy tylko
dojechali do pałacu i zostali otoczeni przez tłum arystokratycznych gości i
wścibskich reporterów, książę Stefano natychmiast stracił dobry humor.
Unikał towarzystwa, a potem nagle zaprosił Amandę na spacer.
Po prostu chciał uciec jak najdalej.
Król uniósł brwi.
- To zadziwiające, ale doszliśmy do tych samych wniosków, panno
Hutton. - Ponownie usiadł na krześle. - Stefano wyrósł na bardzo silnego
mężczyznę. Ma swoje zdanie na wiele tematów, jednak nie zawsze się z tym
afiszuje, by nie ranić innych. Wie, kiedy powinien skrywać swe. emocje. To
bardzo cenne cechy dla członka królewskiej rodziny. - Król westchnął ze
znużeniem. - Jednak, ponieważ jest tak silny, sprawia wrażenie, że nikogo
nie potrzebuje. To oczywiście tylko pozory.
Gdy był dzieckiem, instynktownie szukał oparcia w matce. Dzięki niej
czuł się bezpieczniej w pałacu i nie przejmował się intrygami, które
zatruwają życie każdego dworu.
Spojrzał Amandzie prosto w oczy, a ona na chwilę niemal wstrzymała
oddech. Nareszcie jasno i wyraźnie zrozumiała, do czego zmierza ta
rozmowa.
- Panno Hutton, właśnie dlatego Stefano potrzebuje pani pomocy, choć jest
zbyt dumny, by się do tego przyznać. Jest pani ekspertem w dziedzinie życia
wyższych sfer i etykiety. Chcę, by była pani duchową przewodniczką mego
syna. Powinien czerpać przyjemność ze swego statusu społecznego, który
dotychczas był mu wyłącznie ciężarem. Dzięki pani mój syn odnajdzie się w
życiu publicznym. Musi to zrobić, ponieważ jest członkiem królewskiej
rodziny.
- Chce pan, bym została nauczycielką Stefana?
- Proszę mi obiecać, że przynajmniej rozważy pani moją propozycję.
- Wasza Wysokość, jestem zaszczycona, ale nie pracuję z dorosłymi. - A
już z pewnością nie z dorosłymi mężczyznami, którzy samym spojrzeniem
przyprawiają ją o szybsze bicie serca. Wyprostowała się i powiedziała,
starannie dobierając słowa: - Pracuję wyłącznie z dziećmi i nastolatkami,
Wasza Wysokość. Wydaje mi się, że nie sprostam temu zadaniu. Nie mam
ku temu odpowiednich kwalifikacji.
Król uśmiechnął się i mówił dalej, jakby nie usłyszał jej słów:
20
RS
- Znam i szanuję pani ojca. Wiem, że potrafi pani dochować dyskrecji. No
i w tej chwili jest pani zaprzyjaźniona z rodziną królewską, co czyni panią
idealną kandydatką na to stanowisko. Dziś wieczór rozmawiałem na pani
temat z księżniczką Jennifer. Zarekomendowała panią, a poza tym zdradziła,
że szuka pani nowych klientów.
I cóż z tego, że Jennifer była jej najlepszą przyjaciółką? Zasłużyła sobie na
jakąś wymyślną i dotkliwą karę.
- To prawda, Wasza Wysokość, jednak...
- Proszę mi wybaczyć, ale przeprowadziłem małe śledztwo na pani temat.
Pani ostatni kontrakt wygasł niemal cztery miesiące temu. Na pewno
przydałoby się pani trochę gotówki. - Spojrzał na nią, a później lekko skinął
głową jakby na potwierdzenie własnych słów. Potem wziął z biurka kartkę
papieru i podniósł do oczu. - Oferuję pani kontrakt na trzy miesiące. Stała
pensja płatna z góry. Kompleksowa opieka medyczna. Będzie pani mogła
korzystać z siłowni, usług fryzjera i krawca. Wszystko, czego będzie pani
potrzebowała. Po wygaśnięciu umowy znajdę pani zatrudnienie tutaj albo w
Stanach, w zależności od pani wyboru. Jeśli po trzech miesiącach uznam, że
Stefano wciąż potrzebuje pani pomocy, przedłużymy kontrakt.
Amanda starała się zachować zimną krew. To wszystko brzmiało jak
piękna bajka, lecz tkwił w tym mały haczyk. Nie mogła pracować ze
Stefanem. To było zbyt ryzykowne.
- Wasza Wysokość, to naprawdę bardzo atrakcyjna oferta, ale...
- Którą, mam nadzieję, pani przyjmie. Nic nie szkodzi, że dotychczas
pracowała pani jedynie z dziećmi. To prawda, że mój syn jest dorosłym męż-
czyzną i księciem, lecz zapewniam panią, że będzie panią traktował z
należytym szacunkiem i stosował się do wszystkich wskazówek. Czy
podpisze pani teraz umowę?
Amanda biła się z myślami. Nie bała się, że nie sprosta zadaniu. Przerażała
ją myśl o codziennym obcowaniu z tak atrakcyjnym, a przy tym zupełnie
nieosiągalnym mężczyzną.
Stefano robił wrażenie na wielu kobietach. Zauważyła to podczas
dzisiejszej uroczystości. Niepotrzebnie wybrała się-z nim na przechadzkę po
ogrodzie. O ile przedtem uznała go za atrakcyjnego, lecz trochę płytkiego
mężczyznę, to teraz doceniała również jego wrażliwość i inteligencję.
Będzie musiała zwalczyć ledwie kiełkujące uczucie. Jeśli zakocha się w
Stefanie, oczywiście straci pracę i z pewnością perspektywę na lepszą przy-
szłość. Kto zechce zatrudnić osobę, która zrobiła z siebie pośmiewisko.
21
RS
- Wasza Wysokość... - Urwała, napotkawszy spojrzenie króla. Odmowa
mogła oznaczać kłopoty. Słyszała, że król Eduardo ma wybuchowy
charakter.
Przymknęła oczy, nasłuchując odgłosów z sali balowej. Muzyka przed
chwilą umilkła i goście zapewne zbierali się do wyjścia. Jeśli nie podpisze
umowy, jutro wyjedzie do Stanów. Bez pracy i perspektyw, narażając się na
pełne dezaprobaty komentarze rodziców. Wstała z krzesła i podeszła do
biurka.
- Czy mogę prosić o pióro? - Zerknęła na kontrakt. Wysokość
proponowanej pensji nieco ją oszołomiła.
- Nie pożałuje pani swojej decyzji, panno Hutton. Obiecuję.
Amanda miała nadzieję, że król również nie będzie tego żałował. Ciekawe
jednak, jak na tę sytuację zareaguje Stefano? Nie dając sobie już ani chwili
dłużej do namysłu, podpisała umowę.
Stefano przekręcił się na bok i wyłączył budzik. Zaklął pod nosem, gdy
poczuł, że coś kaleczy go w zaciśniętą pięść. W skąpym świetle poranka
zobaczył żółtą różyczkę.
Co go napadło? Dlaczego podniósł zapomniany w ogrodzie kwiat i zabrał
do sypialni?
Dopiero gdy usiadł na łóżku, uzmysłowił sobie, że nie obudziło go
dzwonienie budzika. Ze snu wyrwał go brzęczyk do jego prywatnych
apartamentów. W dodatku ktoś dosyć głośno pukał, co nie wróżyło nic
dobrego. To zapewne Isabella, która zawsze zrywała się o świcie.
Przychodziła tak wcześnie, by nie zdążył uciec do ogrodu. Co rano bowiem
siostra oraz jej przyjaciółka lady Schipani zapraszały Stefana na dyskusje o
polityce. On również zaczął wstawać wcześnie, by umknąć przed tymi
fanatyczkami życia publicznego.
Westchnął z rezygnacją. Wiedział, że Isabella nie odejdzie, dopóki z nim
nie porozmawia. Jeśli będzie za bardzo naciskać, obieca jej, że zadzwoni do
lady Schipani. To powinno ją uspokoić i zniechęcić do dłuższego
przemówienia.
Przygładził włosy i wziął głęboki oddech. Po raz kolejny wykazał się
brakiem rozsądku. Powinien był wyjechać do Austrii natychmiast po
ceremonii.
Włożył szlafrok, wyszedł z sypialni i przez salon dotarł do drzwi. Gdy je
otworzył, ku swemu zdziwieniu nie zobaczył Isabelli, lecz ojca.
22
RS
Stefano zamarł. Musiało stać się coś złego. Król odwiedzał prywatne
apartamenty dzieci tylko w nagłych przypadkach. Nigdy jednak nie zjawiał
się o świcie.
Równie rzadko zdarzało się, by zapraszał kogoś późnym wieczorem do
swego gabinetu, jak miało to miejsce wczoraj. Stefano zaczął się
zastanawiać, czy tak wczesna wizyta ojca ma coś wspólnego z osobą
Amandy.
- Ojcze? - Stefano otworzył- drzwi na oścież. - Co się stało?
Król obrzucił syna uważnym spojrzeniem. Najwidoczniej niezadowolony z
wyniku oględzin, zmarszczył brwi.
- Nie powinieneś nikomu otwierać drzwi, gdy jesteś nie ubrany.
- Jest bardzo wcześnie.
Króla nie zadowoliła jednak ta odpowiedź. Wyraźnie zirytowany pokręcił
głową i przeszedł za synem do salonu.
- Takie zachowanie ci nie przystoi i właśnie o tym chciałem porozmawiać.
Stefano powstrzymał się od sarkastycznej odpowiedzi. Król podszedł do
okna, odsunął aksamitną zasłonę i wyjrzał przez okno wychodzące na
ogrody. Potem usiadł na krześle i powiedział:
- Synu, musimy poważnie porozmawiać. Stefano zamknął drzwi. Nakazał
sobie spokój, dlatego jego twarz przypominała kamienną maskę. Usiadł na
krześle, a potem położył nogi na stoliku, co oczywiście zdenerwowało ojca.
- Synu...
Stefano spojrzał na ojca wymownie. Nie chciał słuchać żadnych pouczeń.
Był dorosłym mężczyzną i w swoim salonie mógł zachowywać się tak, jak
mu się podobało.
- Synu - powtórzył król. - Przejdę od razu do rzeczy. Nie pochwalam
twego zachowania.
Stefano uznał, że najlepiej będzie milczeć, dlatego tylko wzruszył
ramionami.
- Nie obchodzi mnie, jak chodzisz ubrany, dopóki pozostajesz za tymi
drzwiami, ale kiedy wychodzisz, twój ubiór staje się sprawą wagi
państwowej.
Również tym razem Stefano nic nie odpowiedział. Król wstał i ponownie
podszedł do okna.
- Zaczynasz się cieszyć opinią ryzykanta. Dopóki byłeś w wojsku, nikogo
nie dziwiło, że zgłaszasz się do najbardziej niebezpiecznych misji. Uznałem,
że powinieneś się sprawdzić i wyszaleć, zanim włączysz się w życie
23
RS
polityczne kraju. - Król odwrócił się od okna i spojrzał na syna, który poczuł
się bardzo nieswojo. - Jednak nie podoba mi się, że to zamiłowanie do
ryzyka przenosisz na sferę prywatnego życia.
Stefano uniósł brwi.
- Czy ktoś skarżył się na moje zachowanie?
- Nie, ale pojawiły się pierwsze komentarze na ten temat. Pamiętasz, co ci
mówiłem, gdy uczyłem cię jeździć na nartach? Nie powinieneś szaleć na
stoku, lecz często zatrzymywać się i rozmawiać z ludźmi, którzy cię
rozpoznają. Cierpliwie pozować do fotografii. Jednak niewiele zapamiętałeś
z tych nauk. Jeździsz zbyt szybko, rozmawiasz wyłącznie z przyjaciółmi. To
nie robi dobrego wrażenia.
- Jeżdżę szybko, ale nigdy nie szarżuję. Poza tym nie sądzę, aby
ktokolwiek mógł mnie rozpoznać. W czapce i goglach?
Król założył ręce na piersi.
- Tak ci się tylko wydaje, jednak prawda wygląda inaczej. Moi doradcy są
trochę zaniepokojeni. Doszły ich słuchy, że przesadzasz z hazardem i
zachowujesz się jak playboy. Nie mam zamiaru tego tolerować.
Co do hazardu, to może i racja, przyznał w duchu Stefano. Zawsze
korzystał z prywatnych funduszy, a nie z państwowej kasy, co zaś do
playboya... Czy to jego wina, że gdziekolwiek się pojawił, opadało go stado
rozhisteryzowanych kobiet?
- Zaraz, czy chodzi o Amandę Hutton? - zapytał, tknięty złym
przeczuciem. Może ojciec widział, co zaszło w ogrodzie?
- Szczerze mówiąc, tak. Skąd wiesz? - spytał król, nie kryjąc zdziwienia.
Stefano zawahał się. Nie, ojciec niczego nie widział, bo w przeciwnym
wypadku nie byłby tak bardzo zdziwiony.
- A o czym właściwie mam wiedzieć?
- Że ją zatrudniłem.
- Zatrudniłeś ją? W jakim celu?
- Powiedzmy, że będzie twoją nauczycielką. Dzięki jej wskazówkom
odnajdziesz się w życiu publicznym. Przeprowadzi cię bezpiecznie przez
wszystkie rafy.
- Nauczycielka?!
- Ktoś w rodzaju doradcy, jeśli wolisz to tak nazywać.
Stefano zdjął nogi ze stolika i wyprostował się gwałtownie.
- Doceniam twoje starania, ojcze, ale jestem dorosły. Z pewnością nie
potrzebuję nauczycielki. - Uznał, że to odpowiedni czas, żeby poinformować
24
RS
ojca o swoich planach na przyszłość. - Poza tym nie będę zbyt często bywał
w pałacu. Postanowiłem wrócić do wojska, z tym wiążę moją przyszłość.
Przecież to dobry sposób, by służyć naszemu narodowi.
- Nie.
- Nie?
- Potrzebuję cię tutaj, w pałacu. Jestem coraz starszy i zamierzam
stopniowo przekazywać obowiązki moim dzieciom.
Stefano był bardzo zdziwiony takim obrotem sprawy. Spodziewał się, że
ojciec zaaprobuje jego pomysł na życie. Nie była to może wymarzona
kariera, lecz z pewnością lepsze zajęcie niż dyplomacja i polityka. Szkoda,
że jako księciu nie wypadało mu otworzyć ośrodka narciarskiego w Alpach.
W takiej roli czułby się najlepiej.
- Ojcze... - zaczął Stefano ostrożnie. - Z pewnością Antony i Federico
świetnie sobie poradzą. Antony okazał się znakomitym negocjatorem, a
Federico jest bardzo popularny. Udziela się w fundacjach dobroczynnych i
bywa na wszystkich ważnych przyjęciach. No i jest jeszcze Isabella...
- Koniec dyskusji, Stefano. Nie życzę sobie, byś wiązał swą przyszłość z
wojskiem. - Król wstał, podszedł do syna i położył mu dłoń na ramieniu. -
Synu, wielu może zrobić karierę w armii, ale nie każdy urodził się księciem.
Radzisz sobie lepiej, niż ci się wydaje. Jesteś wrażliwy i inteligentny. Twoi
znajomi i przyjaciele darzą cię szacunkiem i są wobec ciebie lojalni. - Król
mocniej ścisnął ramię syna. - Jestem z ciebie dumny. Chcę, byś dobrze
wykorzystał swoje talenty. Dlatego zostaniesz w pałacu. - Ruszył w stronę
drzwi, nie dając synowi okazji do dyskusji. Sięgnął do klamki i dodał: - Za
godzinę panna Hutton oczekuje cię w bibliotece. - Król uniósł ostrzegawczo
palec. - Pamiętaj, nie wiń jej za moją decyzję. Pozwól wykonywać jej pracę.
Nie będę się wtrącał do tego, co robicie. Zrozumiałeś?
- Tak jest.
Wszystko jasne. Czy mu się to podoba, czy nie, będzie miał prywatną
nauczycielkę. Dzień po dniu będzie musiał znosić towarzystwo kobiety,
której tak naprawdę powinien unikać.
Westchnął cicho. Jak spojrzy Amandzie w oczy po tym, co zaszło wczoraj
w ogrodzie? Przycisnął dłonie do skroni, które zaczęły boleśnie pulsować.
- Aha. - Król spojrzał ostro na syna. - Jest jeszcze coś. Dopóki będziesz
pracował z panną Hutton, nie wolno ci opuszczać pałacu, chyba że za moim
specjalnym przyzwoleniem.
25
RS
- Mam tu siedzieć jak więzień? - Stefano zerwał się na równe nogi. Do tej
pory udawało mu się trzymać nerwy na wodzy, jednak wizja domowego are-
sztu zupełnie go oszołomiła. - A jak długo potrwa ta nauka? Mam różne
plany.
- Tak długo, jak będzie trzeba. Nie żartuję, synu.
- Ojcze, nie możesz mnie w ten sposób traktować. Nie życzę sobie...
- Nie jestem tylko twoim ojcem, lecz również królem. Warto, byś o tym
pamiętał.
- Wasza Wysokość...
- Uważam rozmowę za skończoną.
Król wyszedł, zatrzaskując synowi drzwi przed nosem.
- Cholera - zaklął Stefano.
Przez chwilę patrzył na zamknięte drzwi, potem zaczął krążyć po salonie,
wymachując pięściami.
Nici z wyprawy na narty. Koniec z miganiem się od nudnych pałacowych
uroczystości. No i co z jego postanowieniem, by trzymać się z dala od
Amandy? Też diabli wzięli.
Przestał krążyć po pokoju. Teraz powinien się uspokoić i zebrać myśli.
Najpierw weźmie długi, zimny prysznic, a potem opracuje plan awaryjny.
Nie zamierza pobierać lekcji etykiety, zwłaszcza z Amandą Hutton w roli
nauczycielki. Nie podda się bez walki.
26
RS
ROZDZIAŁ CZWARTY
Stefano przystanął przed drzwiami do biblioteki. Wahał się przez chwilę, a
potem zdecydowanie wszedł do środka.
Jak zwykle nienagannie ubrana i uczesana Amanda siedziała przy biurku,
które niegdyś należało do jego matki. Studiowała jakieś papiery, mrucząc
coś pod nosem.
Stefano uśmiechnął się złośliwie. Zapewne król Eduardo dostarczył pannie
Hutton długą listę przewinień syna.
Był ciekaw, czy Amanda, tak jak cała jego rodzina, uzna go za
nieodpowiedzialnego hazardzistę i playboya. Wyglądała na zwartą i gotową.
A zatem na serio potraktowała swoją rolę książęcej nauczycielki. Miała na
sobie białą bluzkę i jedwabny beżowy żakiet, który, tego Stefano był pewien,
należał do Isabelli.
Wspaniale, pomyślał ironicznie. Jeśli jego siostra pożyczała Amandzie
ubrania, to zapewne również jego bracia będą w ten czy inny sposób
wspierać inicjatywę ojca. Dlaczego wszyscy wciąż traktują go jak
smarkacza?
Powściągnął gniew i przez otwarte drzwi cofnął się na korytarz. Na
szczęście Amanda była tak zaaferowana, że do tej pory nie zauważyła jego
obecności. Spojrzał na rozkwitłą już teraz różyczkę. Zastanawiał się, czy
powinien w jakikolwiek sposób nawiązać do tego, co zaszło w ogrodzie. Nie,
lepiej będzie udawać, że nic takiego się nie stało. To mogłoby mu pokrzy-
żować plany.
W wojsku nauczył się, że zanim przystąpi się do otwartego konfliktu,
trzeba zebrać odpowiednie informacje. Dowiedzieć się jak najwięcej o
wrogu i wykorzystać to dla swoich celów. Trudno jednak uważać za wroga
kogoś, kto ma tak fantastyczną figurę i urzekający uśmiech.
Wciąż stał w korytarzu i ukradkiem obserwował Amandę. Poprawiła się
na krześle, a potem zerknęła na zegar stojący w rogu biblioteki.
Książę uśmiechnął się ironicznie. Jak dotąd, wszystko szło po jego myśli.
Już był spóźniony, co zapewne irytowało Amandę. Pragnęła, by wszystko
funkcjonowało jak w szwajcarskim zegarku. Ona nigdy nie łamała zasad i
konwenansów, była odpowiedzialna i rozsądna. Właśnie dlatego nigdy nie
uzna go za mężczyznę wartego zainteresowania. A jednak udało mu się ją
pocałować. Tyle tylko, że ona nie odwzajemniła pieszczoty, nawet nie
schyliła się po tę różę.
27
RS
No a przede wszystkim zgodziła się pracować dla jego ojca.
Zwichrzył jeszcze bardziej włosy i ponownie powtórzył sobie punkty
swojego planu. Musi się udać.
Gdy brał prysznic, uświadomił sobie kilka rzeczy. Stało się dla niego
jasne, że nie uniknie lekcji. Nawet jeśli Amanda zrezygnuje z pracy, król
natychmiast znajdzie kogoś innego na jej miejsce. Gdy ojciec coś
postanowił, to doprowadzał sprawę do końca. Należało zatem skoncentrować
się na tym, by zmienić nauczyciela. Amanda drażniła jego zmysły, nie była
mu obojętna, a on nie chciał się angażować. W jej obecności nie potrafił
utrzymać emocji na wodzy. Nie chciał takich komplikacji.
Zerknął na zegarek. Był już spóźniony dziesięć minut. Teraz powinien
zrobić coś ze swoim ubraniem. Do diabła, dlaczego służba tak nieskazitelnie
prasuje spodnie! Ojciec byłby zachwycony, lecz Stefano nie zamierzał
pokazać się tak Amandzie. Wyglądał jak schludny i posłuszny uczeń, który
staje przed nauczycielką, by grzecznie wysłuchać codziennej porcji wiedzy.
Na litość boską, przecież miał dwadzieścia pięć lat! Ukończył studia i był
oficerem rezerwy.
Ujął nogawki spodni, usiłując je zmiąć. Daremny trud. Po chwili namysłu
wypuścił koszulę na wierzch i dopiero wtedy wkroczył do biblioteki. W
duchu modlił się, by jego plan nie spalił na panewce.
Gdy Amanda usłyszała jego kroki, uniosła głowę znad biurka. Pomyślał,
że ma naprawdę przepiękne oczy. Szkoda tylko, że teraz patrzyły na niego,
jakby zamienił się w obślizgłego gada.
- Dzień dobry, Wasza Wysokość. Właśnie miałam zamiar pana szukać, nie
po raz pierwszy zresztą. Król Eduardo nalegał, byśmy zaczynali punktualnie
o ósmej. Spóźnił się pan o dwanaście minut. I proszę włożyć koszulę do
spodni. Moi uczniowie powinni przychodzić ubrani jak na oficjalne
spotkanie.
Amanda zmusiła się, by zachować spokój. Było to dość trudne, gdyż
Stefano śmiało patrzył jej w oczy i uśmiechał się uwodzicielsko. Nie spała
pół nocy, zastanawiając się, jak powinna prowadzić lekcje z dorosłym
uczniem, a zwłaszcza z takim, który ją pocałował. Około czwartej nad ranem
postanowiła zdać się na instynkt. Z tego, co zauważyła, Stefano diTalora
lubił wyzwania i ryzyko. Dlatego powinna zrezygnować ze sposobu
nauczania, jaki stosowała wobec dzieci. Przestała oczekiwać, że Stefano
będzie posłusznie siedział na krześle i potulnie słuchał jej wykładu.
28
RS
Księżniczka Isabella potwierdziła słuszność tych domysłów. Odwiedziła
Amandę o siódmej rano i pożyczyła jej kilka eleganckich ubrań, stosownych
na taką okazję. Isabella zareagowała śmiechem, gdy Amanda zapytała ją, czy
Stefano szybko się nudzi. Potwierdziła, że Amanda nie powinna niewolniczo
trzymać się planu zajęć, lecz z drugiej strony musi uważać, by jej uczeń nie
przejął inicjatywy.
Gdy zobaczyła go dziś rano, zrozumiała, jak ciężkie czekają zadanie.
Nieco zmierzwione włosy nadawały księciu trochę hultajski, lecz pełen
wdzięku wygląd. O Stefanie można było powiedzieć wiele, lecz z pewnością
nie to, że prezentował się jak grzeczny i złakniony wiedzy uczeń.
Niepokoiło ją również to, że zareagował tak entuzjastycznie na jej widok.
Skwapliwie wsunął koszulę do spodni, a potem oparł się nonszalancko o
ścianę i wsunął jedną rękę do kieszeni.
- Miło mi panią znów widzieć, panno Hutton. - Uśmiechnął się zmysłowo i
zmrużył oczy. - A zatem mój ojciec zatrudnił panią, by nauczyła mnie pani
właściwie używać sztućców.
Odchyliła się na krześle. Biorąc pod uwagę okoliczności, Stefano
powinien być wściekły. Dlaczego zatem zachowywał się, jakby wygrał los
na loterii? Po krótkim namyśle odpowiedziała, starannie dobierając słowa:
- Wasza Wysokość, chyba pan pamięta, że wczoraj w samochodzie
wyjaśniłam panu, na czym polega moja praca. Chodzi o znacznie więcej niż
odpowiednie zachowanie przy stole.
- Skoro już mowa o wczorajszym dniu... - Wciąż uśmiechając się,
podszedł do biurka. Ku zdziwieniu Amandy wyjął z kieszeni żółtą różyczkę,
którą wczoraj upuściła w ogrodzie. - Wziąwszy pod uwagę, co zaszło
między nami wczoraj wieczorem, moglibyśmy posunąć się o krok dalej.
Zwłaszcza teraz, kiedy mój ojciec wręcz nakazał nam, byśmy ze sobą
przebywali jak najdłużej.
- Proszę o tym nawet nie myśleć.
Amanda wstała i zacisnęła dłonie, by opanować ich drżenie. Już wiedziała,
dlaczego Stefano ma taki świetny humor.
Wiele słyszała o księciu i wyrobiła sobie zdanie na jego temat. Wiedziała i
czuła, że to, co zaszło między nimi w ogrodzie, nie było mu obojętne -
przecież zatrzymał różę, którą upuściła. Odkrył przed nią swą duszę,
rozmawiał o bardzo osobistych sprawach. Był wrażliwym, lecz jednocześnie
skorym do żartów i trochę zgryźliwym młodym mężczyzną. Jennifer i
Isabella lojalnie ją ostrzegły, dlatego nie była teraz taka bezbronna. Mając to
29
RS
wszystko na uwadze, zmusiła się, by ani razu, nawet przez przypadek, nie
zerknąć na leżącą na biurku różę.
Jeśli nie chciała stracić pracy, musiała pozostać nieczuła na wdzięk
Stefana.
Obszedł biurko i stanął tuż przy Amandzie.
- A o czym według pani teraz myślę, panno Hutton? Jego ciepły oddech
muskał jej szyję. Przez jeden króciutki moment Amanda miała ochotę
odwrócić się do księcia i stanąć z nim twarzą w twarz. Ciekawe, czy
pocałowałby ją w usta?
Wzięła się w garść i powiedziała spokojnie:
- Flirtuje pan ze mną, by wyprowadzić mnie z równowagi. Oczekuje pan,
że sama zrezygnuję z tej pracy albo dam powód do plotek i pański ojciec
mnie zwolni. Nic żutego. Ten plan nie wypali.
Odsunęła się, by zwiększyć między nimi dystans. Stefano nie zareagował
tak, jak się spodziewała. Zamiast protestować, wypierać się wszystkiego,
odchylił głowę i roześmiał się głośno.
- Czy jestem aż tak marnym aktorem? Czym się zdradziłem? - spytał.
Nie potrafiła się na niego gniewać, toteż odwzajemniła uśmiech.
- To kwestia praktyki. Przyzwyczaiłam się, że moi uczniowie próbują
najdziwniejszych sztuczek, byle tylko przepadła im lekcja. Najgorzej jest
zawsze pierwszego dnia. To prawda, jeszcze żaden z nich nie dorównał
temu, co pan zaprezentował. - Wskazała ręką różę, celowo lekceważąc jej
symboliczne znaczenie. - Jednak z drugiej strony wszyscy byli co najmniej
dziesięć lat młodsi od pana. - Usiadła na krześle z dala od biurka, z dala od
księcia Stefana. Odchrząknęła i ciągnęła dalej. - Jak już wspomniałam,
jestem odporna na takie sztuczki. Król pragnie, by aktywnie uczestniczył pan
w życiu społecznym i politycznym. Mam sprawić, żeby pan poczuł się w tej
roli dobrze. Z tego, co mi powiedziano, mogę wnioskować, że będzie pan
bardzo pilnym uczniem.
Stefano uniósł brwi.
- Cóż, mój ojciec ma dar przekonywania, zwłaszcza gdy chce, by wszystko
szło po jego myśli. Pewnie dlatego przyjęła pani tę pracę.
- Zgadza się.
- Wszystko jasne.
Stefano usiadł obok Amandy. Gdy spojrzała w jego oczy, zobaczyła w
nich wolę walki. A zatem jeszcze się nie poddał.
30
RS
- Nie lubię podejmować ryzyka. Gdybym sprzeciwiła się woli pańskiego
ojca, naraziłabym na szwank swoją reputację i przyszłość zawodową.
- No, wreszcie zbliżamy się do sedna sprawy.
Stefanowi zabłysły oczy. - Jaki haczyk znalazł na panią mój ojciec?
- To niezbyt grzeczne z pana strony sugerować, że coś takiego w ogóle
istnieje. Chyba ma pan zbyt wybujałą wyobraźnię.
Cóż, król Eduardo nie zniżył się do szantażu, lecz prawdę mówiąc, nie dał
jej też wyboru. Po prostu nie mogła mu odmówić.
- Właśnie dlatego, że jestem niezbyt grzeczny, mój ojciec panią zatrudnił,
panno Hutton. Źle mnie pani zrozumiała. Wcale nie sugerowałem, że ma
pani na sumieniu jakieś ciemne sprawki. Być może jednak ojciec przekonał
panią w inny sposób.
- Traktuję swój zawód bardzo poważnie i nie trzeba mnie przekonywać do
jego wykonywania.
- Jednak uczy pani dzieci, a nie dorosłych mężczyzn, prawda?
Poczuła, że traci grunt pod nogami.
- A może... - zawahała się na chwilę - potraktowałam tę propozycję jako
wyzwanie. Coś nowego, co może mnie wzbogacić.
Nie zamierzała mówić, że zadecydowały sprawy finansowe, bo wtedy
najpewniej Stefano wypisałby czek na pokaźną sumę i odesłał ją do
wszystkich diabłów.
Spojrzał najpierw na sufit, a potem na Amandę.
- Wyzwanie... - mruknął. - Moja rodzina twierdzi, że to ja jestem
ryzykantem. Może to i racja, w każdym razie umiem rozpoznać pokrewną
duszę. Dlatego jestem pewien, że przyjęła pani tę posadę z zupełnie innych
powodów. Jeśli je poznam, być może wymyślę rozwiązanie, które zadowoli
nas oboje.
- Co pan ma na myśli? - spytała lodowatym tonem i zmarszczyła brwi.
- Nic osobistego, panno Hutton. W porządku, poniosłem klęskę, próbując
zniechęcić panią do tej posady, jednak nie zmieniłem zdania co do sensu na-
szych lekcji. Nie pozwolę siebie traktować jak smarkacza.
Amanda poczuła, jak oblewa ją zimny pot. Wiedziała, że sytuacja wymyka
się jej spod kontroli. Musiała utrzymać się na tej posadzie przynajmniej mie-
siąc, by zapłacić zaległe rachunki. Referencje otrzymane od króla
pomogłyby jej w uzyskaniu kolejnej korzystnej pracy. Miała wiele do
stracenia, dlatego postanowiła walczyć.
Stefano pochylił się w jej stronę.
31
RS
- Dlaczego pani przyjęła tę posadę? Nie chodzi o wyzwanie, prawda? A
może o prestiż? Pieniądze?
Przymknęła oczy, by Stefano nie zobaczył jej prawdziwych uczuć. Widać
jednak wszystko odmalowało się na jej twarzy, bo gdy uniosła powieki,
dostrzegła, że Stefano uśmiecha się szeroko.
- Ach tak, już rozumiem - mruknął. - Pieniądze. Domyślam się, że ojciec
zaproponował pani pokaźną sumkę.
- Jest pan nieprawdopodobnie nietaktowny. Będziemy musieli nad tym
popracować.
- A więc nie chodzi o pieniądze?
- Oczywiście, że nie. - Zatoczyła ręką krąg. -Jednak właśnie pan, Wasza
Wysokość, dobrze wie, że pieniądze czynią życie łatwiejszym. Gdyby nie
dysponował pan książęcą fortuną, nie mógłby pan spędzać tyle czasu w
kasynach lub na wypadach z przyjaciółmi.
- Gdybym nie był księciem, być może nie odczuwałbym takiej potrzeby. -
Przyglądał się jej tak badawczo, że Amanda poczuła się nieswojo. - A czego
ty pragniesz, Amando? Czego byś pragnęła, gdybyś miała moje pieniądze? -
uściślił.
- Niezależności - wyrzuciła z siebie i natychmiast pożałowała tych słów.
Jak mogła być tak nierozważna? Przecież to właśnie ona uczyła dzieci z
uprzywilejowanych rodzin, jak ukrywać prawdziwe emocje i dostosowywać
się do okoliczności. Uczyła, ze należy przedkładać dobro ogółu nad własne
zachcianki i marzenia. A przy okazji odsłoniła się przed Stefanem, zdradziła
się z tym, co ją dręczy. Do tej pory nie uwolniła się spod wpływu ojca.
Wciąż borykała się z obawą, że zawiedzie jego oczekiwania, rozczaruje go.
Dlaczego przy Stefanie była tak bardzo bezbronna i odsłoniła swoje
głęboko skrywane lęki?
- Pragnę tego samego - powiedział z zadziwiającą szczerością. Wskazał
portret króla Eduarda wiszący na ścianie biblioteki. - Jak pani się domyśla,
mój ojciec lubi kontrolować poczynania swoich dzieci. Dlatego uwielbiam
jeździć na nartach i pływać łódką. Jestem szczęśliwy, gdy czuję wiatr na
twarzy, a wokół nie ma nikogo, kto mówiłby mi bez przerwy, co po-
winienem robić. Kocham poczucie wolności, jednak trudno o nią w pałacu
przypominającym mauzoleum.
Cholera, pomyślała Amanda. Książę Stefano był ostatnią osobą, z którą
chciałaby rozmawiać o swojej sytuacji rodzinnej. Jednak gdyby się
32
RS
dowiedział, że ona świetnie rozumie jego problemy, mogłaby zamienić swą
słabość w siłę.
- Przez jakiś czas mój ojciec był amerykańskim ambasadorem we
Włoszech. Teraz jest doradcą prezydenta. Nie jest królem, tak jak pański
ojciec, lecz należy do elity i ma sporą władzę. Nie pozostaje to bez wpływu
na pozostałych członków naszej rodziny.
- Rozumiem. - Stefano skinął głową. - Pani próbuje się uwolnić, tak samo
jak ja. Wyprostowała się na krześle.
- W pewnym sensie. Rozumiem, co to znaczy być dzieckiem wpływowych
rodziców, jednak nie jestem córką króla. W przeciwieństwie do pana miałam
wpływ na wybór zawodu. Ojciec mógł mi coś doradzić, jednak nie musiałam
się stosować do jego poleceń.
- A co będzie, jeśli pani straci tę pracę lub sama z niej zrezygnuje? Czy
będzie to równoznaczne z utratą niezależności?
- Można tak powiedzieć - przyznała i wygładziła spódnicę. - Jeśli
zrezygnuję z posady, zanim zdobędę kolejne zlecenie, nie będzie mnie dłużej
stać na wynajmowanie mieszkania. - Zacisnęła usta, lecz tak naprawdę
powinna się ugryźć w język. Dlaczego, na litość boską, opowiada mu to
wszystko? Nie przygotowała się do lekcji, a mówiąc wprost, zbłaźniła się.
Czyżby nie była taką profesjonalistką, za jaką się uważała? Miała nadzieję,
że Stefano nie potrafi czytać w jej myślach. - Jednak nie powinniśmy mówić
o moim życiu osobistym, lecz skupić się na pańskich problemach.
Rozumiem, że decyzja ojca niezbyt się panu podoba. Przykro mi z tego
powodu.
Stefano zerwał się z krzesła i szybkim krokiem podszedł do okna. Patrzył
na rozciągający się w dole ogród. Amanda zastanawiała się, czy obserwuje
ojca. Wszyscy wiedzieli, że król uwielbia poranne przechadzki po ogrodzie
różanym.
Wreszcie Stefano odwrócił się.
- Przyznaję, że gdy stawiłem się na dzisiejsze spotkanie, przyświecała mi
tylko jedna myśl. Prowokowałem panią, by zrezygnowała pani z posady.
Skoro jednak odrzuciła pani moją pierwszą propozycję...
Spojrzał na jej nogi, nie ukrywając zachwytu. Amanda instynktownie
obciągnęła spódnicę.
- No cóż, zaproponuję pani inny układ. Prawdziwe przymierze.
Stefano oparł się o parapet. Nie lubił przyznawać się do błędów, a jednak
tym razem pomylił się. Amanda była dla niego niebezpieczna, lecz źle ocenił
33
RS
sytuację. Potraktował ją jak wroga, podczas gdy powinien swą złość
skierować na ojca.
- Co pan rozumie przez przymierze? - spytała, marszcząc brwi.
- Rozważmy spokojnie naszą sytuację. Jeśli mój ojciec nie będzie
zadowolony z pani pracy, straci pani i posadę,- i niezależność. Jeśli nie
będzie zadowolony z moich postępów, moja wolność zostanie jeszcze
bardziej ograniczona. Jednak jeśli będziemy zgodnie współpracować, oboje
dobrze na tym wyjdziemy.
- Co pan zatem proponuje? - spytała, krzyżując nogi, zmieszana jawnym
podziwem w oczach Stefana. - Oczywiście musi pan pamiętać, że mam do
wykonania konkretną pracę i nie zamierzam oszukiwać pańskiego ojca.
- Nie śmiałbym o nic takiego prosić. Załatwmy te lekcje, czy jak to pani
chce nazwać, najszybciej jak to możliwe. Dzięki temu mój ojciec pomoże
pani zdobyć kolejną dobrze płatną posadę, a ja odzyskam wolność. - Choć,
niestety, mocno ograniczoną, dodał w duchu. Ojciec dał mu wyraźnie do
zrozumienia, że oczekuje większego zaangażowania w sprawy państwowe.
Przynajmniej jednak zniesie ten idiotyczny zakaz opuszczania murów
pałacu.
- No dobrze, zatem słucham, jak pan sobie to wyobraża.
- Będę pilnym i posłusznym studentem, jednak mam kilka warunków.
- Można wiedzieć, jakich?
- Po pierwsze domagam się, by traktowano mnie jak dorosłą osobę.
Żadnych uwag na temat niechlujnego stroju i w ogóle mojego wyglądu.
Wiem, jak powinienem się prezentować podczas ważnych oficjalnych
spotkań. Jak pani zapewne pamięta, na ślub brata stawiłem się odpowiednio
ubrany.
Amandzie udało się zachować spokój, lecz jej policzki lekko się
zaczerwieniły.
- Zgoda - powiedziała po chwili. - Co dalej?
- Gdy będziemy sami, proszę mówić do mnie Stefano albo Stef. Jeśli nie
ma pani nic przeciwko temu, też chciałbym się zwracać do pani po imieniu.
- Pan może mówić do mnie po imieniu, lecz mi nie wolno w ten sam
sposób traktować księcia. To byłoby niewłaściwe.
- Jeszcze chwila, a oszaleję.
- A może będę do pana mówić: książę Stefano? To mniej oficjalne niż
Wasza Wysokość. Niech pan pójdzie na kompromis.
- Nie bardzo mi się to podoba, ale jakoś wytrzymam. Zgoda.
34
RS
- Miło mi to słyszeć. Nie będzie tak źle. Czy to już wszystkie warunki? -
Uśmiechnął się kpiąco.
- To się okaże w miarę rozwoju sytuacji. Amanda zerknęła na zegarek,
zdziwiona, że rozmowa z księciem zabrała jej tak dużo czasu.
- No dobrze. - Wzięła głęboki oddech. - Ponieważ robi się późno,
zacznijmy lekcję.
- Naucz mnie, jak zmylić czujność straży pałacowej.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. I panu też nie radzę.
Amanda spojrzała na niego z naganą. To mu przypomniało pewne
zdarzenie z dzieciństwa. Gdy miał osiem lat, sprytnie zakradł się do kuchni i
napełnił część pasztecików plasteliną. Był dumny ze swego psikusa,
ponieważ to danie miało być podane podczas uroczystego obiadu wydanego
na cześć ambasadora Niemiec. Wtedy królowa Aletta obdarzyła syna równie
karcącym spojrzeniem.
Odsunął te wspomnienia i spojrzał na poważną, wręcz zatroskaną minę
Amandy. Gdyby znali się lepiej, doceniłaby jego poczucie humoru, tak jak
doceniała je matka. Królowa najpierw skarciła syna, lecz gdy zostali sami,
nie kryła rozbawienia. Ostatecznie nie każdy miał okazję poznać smak
plasteliny, a zatem ambasador Niemiec znalazł się w uprzywilejowanym
gronie, stwierdziła potem.
- Spokojnie, Amando. No dobrze, to o czym chcesz ze mną porozmawiać?
Wahała się przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy może być do końca
szczera.
- Dlaczego czuł się pan nieswojo na ślubie księcia Antony'ego i
księżniczki Jennifer?
Trafiony, zatopiony. Amanda była nie tylko bardzo bystra, ale również
niezwykle spostrzegawcza.
- Proszę, tylko szczerze - dodała z naciskiem. Wzruszył ramionami, siląc
się na nonszalancję.
- Pewnie z powodu wścibskich dziennikarzy. Są tacy irytujący. Nie
wierzę, że ktokolwiek czuje się w ich obecności swobodnie.
- Kiedy zapraszał mnie pan na spacer po ogrodzie, w polu widzenia nie
było ani jednego dziennikarza. Szczerze mówiąc, miałam nieodparte
wrażenie, że ucieka pan przed lady Schipani i towarzyszącymi jej członkami
parlamentu.
- Politycy są również bardzo wścibscy.
35
RS
- Zgadzam się. Ale czy trzeba przednimi uciekać? Gdy stają się zbyt
natrętni, wystarczy dać im do zrozumienia, że nie życzymy sobie ich
towarzystwa.
Problem tkwił w tym, że wszyscy ludzie, nawet ci, których ledwo znał,
zadawali mu zbyt osobiste pytania, a Stefano nigdy nie wiedział, jak
powinien się w takich sytuacjach zachowywać.
- Nie umiem prowadzić konwersacji - przyznał. Uniosła brwi.
- Ze mną jakoś pan sobie radzi. Po wyjściu z kasyna dał mi pan do
zrozumienia, że powinnam zachwycać się pana wyglądem.
- To co innego - zaprotestował nagle zawstydzony. Prawdę mówiąc,
wygłosił wtedy tekst, który miał przygotowany na użytek ścigających go po
całym mieście wielbicielek. - Byliśmy tylko we dwoje, bez tłumu
kamerzystów i dziennikarzy.
- Nie, to nie jest coś innego. Żartował pan, by zmienić temat, bo widział
pan, że jestem wściekła. I naprawdę byłam. To żadna przyjemność
przeczesywać kasyno w poszukiwaniu niesfornego księcia.
- Naprawdę bardzo mi przykro...
- Nie ma o czym mówić. - Machnęła lekceważąco ręką. - Według mnie ma
pan wielki talent. Rzecz w tym, by umiejętnie z niego korzystać, również w
życiu publicznym. Być może w towarzystwie lady Schipani i członków
parlamentu nie czuje się pan tak swobodnie jak w gronie przyjaciół, lecz w
gruncie rzeczy chodzi o to samo.
- A więc, gdy ktoś taki jak lady Schipani ściga mnie godzinami, by zmusić
do wygłoszenia przemówienia na konferencji organizowanej przez Narodo-
wy Komitet Zdrowia...
- To pan powinien się zgodzić. - Roześmiała się. - Wiem, że nie lubi pan
publicznych wystąpień, ale z moją pomocą przełamiemy tę niechęć.
- A co, jeżeli ja po prostu nie chcę tego robić? Powiedzmy, że mam inne
plany. - Na przykład wypad z przyjaciółmi na narty, dodał w duchu.
- Wtedy należy grzecznie podziękować lady Schipani za zaszczyt i
powiedzieć, że jest pan zajęty. O ile to oczywiście prawda.
Przez kilka minut Stefano krążył po pokoju, rozważając słowa Amandy.
Obserwowała go, co wytrącało go z równowagi.
- Czy jest jakiś sposób, bym w takich przypadkach nie robił z siebie
głupca?
- Ćwiczenie czyni mistrza. Zaaranżujemy kilka takich sytuacji i
zobaczymy, jak pan sobie radzi. Udzielę panu niezbędnych wskazówek, a
36
RS
pan postara sieje jak najlepiej wykorzystać. Na pewno będzie ku temu wiele
okazji. W pałacu co i rusz odbywa się jakaś uroczystość. - Widząc jego pełne
powątpiewania spojrzenie, ciągnęła dalej: - Proszę się nie martwić,
zaczniemy od czegoś prostego. Proszę mi powiedzieć, co pan lubi robić. -
Uśmiechnęła się i dodała: - Poza grą w kasynie.
Zaczął wyliczać na palcach:
- Narty, łodzie wyścigowe, wypady z przyjaciółmi. - Opuścił rękę. -
Amando, uwierz mi, że te oficjalne uroczystości śmiertelnie mnie nudzą.
- Łodzie wyścigowe... - Zadumała się na chwilę. - Świetny pomysł. W ten
sposób połączymy przyjemne z pożytecznym.
- Nie bardzo rozumiem. - Spojrzał na nią sceptycznie i wzruszył
ramionami.
- Uważam, że powinien pan jak najszybciej wziąć udział w jakiejś
publicznej uroczystości. Jeśli się przyłożymy, powinien pan być gotów za
mniej więcej dwa tygodnie.
- Na moim biurku leży sterta zaproszeń...
- Nie o to chodzi. Można urządzić wyścigi łodzi, z których dochód będzie
przeznaczony na cele dobroczynne. Pan będzie gościem honorowym.
Być może Amanda miała zaufanie do własnych umiejętności. To świetnie,
lecz nie zdawała sobie sprawy z ograniczeń powierzonego jej opiece ucznia.
Albo była kompletnie szalona.
- Chcesz, żebym był gościem honorowym na wyścigach łodzi? Za dwa
tygodnie? To się nie uda.
- Mam sprawić, by oswoił się pan z rolą księcia. Do pana obowiązków
będzie należało uczestniczenie w wielu tego typu wydarzeniach. - Skinęła
głową jakby na potwierdzenie swoich słów. - Zaczniemy od oficjalnych
obiadów.
- Nie, i jeszcze raz nie.
- Spodziewałam się sprzeciwu, dlatego wymyśliłam coś, co się panu na
pewno spodoba.
Udało jej się go zaciekawić. Stefano miał świadomość, że Amanda
zastawiła na niego sprytną pułapkę. Świadomie połknął haczyk,
nauczycielka zaś triumfowała, i to niemal jawnie.
- A więc słucham.
- To nie będzie żadna wielka pompa. Nawet jeśli popełni pan jakąś gafę,
nic wielkiego się nie stanie. Zresztą najlepiej uczyć się na błędach. Ja ze
swojej strony zrobię wszystko, by nie doszło do żadnej wpadki.
37
RS
- Kiedy prowadzę łódź, nie ma mowy o żadnych wpadkach...
- Już wyjaśniam, o co chodzi. ~ Uśmiechnęła się promiennie. - Nie
możemy zorganizować wyścigów w tak krótkim czasie. Poza tym trzeba by
wyłączyć z ruchu sporą część zatoki, a to wywołałoby liczne protesty.
- Co zatem proponujesz?
- Hm... Kilka lat temu brałam udział w wyścigu kaczek. To było w
Waszyngtonie.
- Co takiego?
- Myślę, że uda nam się urządzić podobną imprezę w San Rimini.
Stefano jęknął głośno i zaczął krążyć po pokoju. Nie zażądał żadnych
wyjaśnień, właściwie to nawet nie chciał ich słyszeć. Wszystko było jasne.
Cokolwiek wymyśli Amanda, on i tak wyjdzie na głupka.
- Wasza Wysokość...
- Stefano - poprawił ją, podnosząc głos.
Podeszła do niego i nakryła dłonią jego rękę.
- Proszę pamiętać, że oboje wiele ryzykujemy i jedziemy na jednym
wózku. Mamy wiele do stracenia. Musi mi pan zaufać.
A czy miał jakiś inny wybór?
38
RS
ROZDZIAŁ PIĄTY
Po raz pierwszy od dwóch tygodni Amanda czuła się zrelaksowana.
Napawała się pięknym widokiem, wsłuchując się w szum Adriatyku. Stała
na prywatnym molo rodziny królewskiej i rozmarzonym wzrokiem patrzyła
na leniwie przetaczające się fale.
Odwróciła się i spojrzała na okazały i piękny w swej prostocie fort.
Palazzo d'Avorio, gdyż taką nazwę nosił, zbudowany został z miejscowego
kamienia w kolorze kości słoniowej, i od pięciuset lat strzegł wejścia do
zatoki. W początkach panowania król Eduardo odnowił budowlę. Obecnie
fort służył jako zimowa przystań dla łodzi, a także miejsce, w którym
urządzano nieoficjalne przyjęcia. Znajdowały się tam pięknie urządzone
przestronne pokoje i świetnie wyposażona kuchnia. To miejsce idealnie
nadawało się na imprezę, jaką zaplanowała Amanda.
Zeszła ostrożnie po drewnianych schodkach i pozwoliła, by fale łagodnie
obmyły jej stopy. Pomiędzy potężnymi palami zauważyła kilka kolorowych
rybek i wodorosty.
- Woda jest kryształowo czysta, nawet przy samym brzegu - zwróciła się
do Stefana, który stał tuż za nią. - Wprost wymarzony dzień na wyścigi.
Mamy wyjątkowe szczęście.
Przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Uwielbiała zapach
przesyconego morską solą powietrza. Słońce igrało w jej włosach,
ogrzewając zarówno ciało, jak i duszę. Amanda i Stefano przybyli do fortu
wcześniej, by sprawdzić, jak postępują przygotowania do imprezy. Gdy
przekonali się, że wszystko przebiega zgodnie z planem, zdecydowali się na
krótką przechadzkę po molo. Pozostało jeszcze trochę czasu do przyjazdu
pierwszych gości. Uroczystość miała zacząć się od koktajlu.
- Miałem nadzieję, że będzie lało - powiedział Stefano, siadając na
schodku obok Amandy.
- W San Rimini? To chyba niemożliwe. - Amanda roześmiała się.
Była dumna, że udało im się zorganizować Wyścigi w tak krótkim czasie.
Książę Stefano dał jej listę gości. Chyba po raz pierwszy jego sekretarka
miała pełne ręce roboty. Wszystkie zaproszenia dostarczył prywatny kurier.
Zebrane podczas wieczoru pieniądze miały zasilić krajowy fundusz do walki
z rakiem. Amanda wiedziała, czego najbardziej obawia się Stefano. Był
pewien, że wieczór nie okaże się finansową klapą, lecz potrzebował innego
39
RS
sukcesu. Marzył, by udało mu się sprostać wszystkim reprezentacyjnym
obowiązkom.
Oderwała wzrok od błękitnej wody i zerknęła ukradkiem na księcia. Przez
dwa tygodnie dzielnie walczyła z ogarniającym ją na jego widok
podnieceniem. Teraz uśmiechał się leciutko i sprawiał wrażenie osoby w
pełni zrelaksowanej i pewnej siebie.
Dziennikarze tłoczący się na wąskiej drodze prowadzącej do Palazzo
d'Avorio pstrykali jedno zdjęcie za drugim. Biała koszulka polo, w którą
ubrany był Stefano, podkreślała jego muskularne ramiona. Stroju dopełniały
eleganckie beżowe spodnie i markowe okulary przeciwsłoneczne. Stefano
prezentował się tak, jak tego po nim oczekiwano: młody, świadom swej
wartości książę, który za chwilę weźmie udział w imprezie dobroczynnej.
Jednak Amanda wiedziała, że pod tą maską skrywa się trochę zagubiony,
zdenerwowany czekającym go zadaniem, mężczyzna.
- Poradzi pan sobie. Wszystko będzie dobrze - powiedziała, czując, że
powinna dodać mu otuchy.
- Tak, tak, proszę mi zaufać - sparodiował jej ton i skrzywił się lekko.
Z trudem powstrzymała śmiech.
- Nie będzie tak źle, jak pan sobie wyobraża. W porównaniu z oficjalnymi
obiadami, w których muszą uczestniczyć książę Antony i pański ojciec,
czeka nas bardzo łatwe zadanie.
- Wiem i jestem ci za to bardzo wdzięczny. Wątpię jednak, by konwersacja
ograniczała się do samych wyścigów. To po prostu niemożliwe. Większość
arystokratów, których zaprosiłem, koncentruje swą uwagę wyłącznie na
dwóch sprawach. Po pierwsze troszczą się o własną karierę, a po drugie
namiętnie zbierają wszystkie plotki z królewskiego dworu. To zrozumiałe,
bo przecież muszą o czymś rozmawiać podczas następnego meczu polo. -
Oderwał kawałek chleba, który zabrał z kuchni, i rzucił krążącej nad nimi
mewie. Obserwując, jak ptak zręcznie chwyta zdobycz, Stefano dodał: -
Postaratn się wypaść jak najlepiej, ale chyba powinienem do końca
uroczystości trzymać język za zębami. Zawsze tak postępuję i dzięki temu
unikam kłopotów.
- No tak, ale dzisiaj rozpoczynamy nowy rozdział w pana życiu -
przypomniała mu. - Podczas ostatnich dwóch tygodni wiele się pan nauczył.
Wczoraj odgrywaliśmy różne sceny i świetnie pan sobie radził.
- Odgrywanie scenek ma niewiele wspólnego z prawdziwym życiem.
40
RS
- O wiele więcej, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Obiecuję, że ani na
chwilę nie spuszczę pana z oka. Gdyby potrzebował pan mojej pomocy,
proszę włożyć ręce do kieszeni.
Stefano przez chwilę obserwował krążącą w górze mewę, rzucił jej ostatni
kawałek chleba, a potem spojrzał bezradnie na puste ręce.
- Dobrze, zapamiętam. Nawet jeśli wesprzesz mnie w jakiejś nudnej
dyskusji, nie zdołasz zamknąć ust wszystkim wścibskim gościom.
Szczególnie niestrudzeni bywają członkowie parlamentu, zwłaszcza że mój
ojciec prowadzi poważne rozmowy handlowe i jutro podejmuje greckiego
ministra. Wszyscy będą próbowali coś ze mnie wyciągnąć na ten temat. -
Skrzywił się. - Tych ludzi chyba nic nie powstrzyma.
- Pan tego dokona. Ani na chwilę nie wolno panu zapominać, że jest pan
księciem. Jeśli nie są politycznymi samobójcami, ustąpią panu. Proszę tylko
pamiętać o moich radach, a wszystko będzie dobrze.
Stefano uśmiechnął się i zaczął mówić, ponownie naśladując ton Amandy,
a wręcz ją cytując:
- Jeśli rozmowa zmierza w niewygodnym dla pana kierunku, proszę jak
najszybciej zmienić jej przedmiot. Zawsze powinien pan mieć przygotowane
dwa zastępcze tematy.
Amanda ostrzegawczo uniosła palec.
- Dobrze, ale proszę unikać rozmów o pogodzie. Są wyjątkowo nudne i
banalne.
- I to mówi kobieta, która przed chwilą zachwycała się cudowną aurą.
- Książę...
- Tylko żartowałem. - Zdjął okulary, obejrzał szkła, a potem potarł nimi o
koszulę. Zrobił to wszystko machinalnie, co świadczyło o dużym
zdenerwowaniu. -A tak na poważnie, co mam zrobić, jeśli nie uda mi się
zmienić tematu?
- Gdy będą pytali o politykę, proszę odesłać ich do ojca. Jeśli o planowane
wydarzenia towarzyskie, proszę powtarzać, że musi pan potwierdzić
informacje u sekretarki. W najgorszym wypadku może pan udawać, że nie
zrozumiał pytania.
- Nie mogę. Mam udawać głupka? Na to nie pozwala mi ambicja.
- Zechce pan wysłuchać ostatniej rady?
- A czy mam jakiś wybór? I tak mi jej udzielisz.
41
RS
- Na pana miejscu nie robiłabym takich min. Proszę pamiętać o
wszędobylskich dziennikarzach. Ta ostatnia mina byłaby wprost idealna na
okładkę jakiegoś brukowca.
- To nie byłaby chyba najgorsza okładka, na jakiej się pojawiłem. - Po raz
pierwszy, odkąd tu przyjechali, uśmiechnął się swobodnie.
- No dobrze, na dzisiaj wystarczy. Proszę myśleć pozytywnie. - Zerknęła
na zegarek. - Pora iść. Za chwilę będą tu pierwsi goście.
Pochylił się i zagwizdał jej wprost do ucha kilka taktów marsza żałobnego.
Gdyby nie był księciem, chyba dałaby mu pstryczka w nos.
- Przecież mówiłam, że musi pan myśleć pozytywnie.
Ukłonił się i przepuścił Amandę przodem.
- Panie mają pierwszeństwo.
- Gdy będzie pan rozmawiał z kobietami, może pan zapomnieć o
wszystkich moich radach. Proszę po prostu być sobą.
- To znaczy?
- Pański urok sprawi, że nawet najbardziej dociekliwa posłanka
natychmiast zapomni o polityce.
Stefano wyprostował ramiona i zaczął się śmiać, jednak tak cicho, że ten
dźwięk niemal utonął w szumie fal i krzyku mew.
- Urok... Tak, to może być moja ostatnia deska ratunku.
Stefano obawiał się, że za chwilę jego kręgosłup po prostu pęknie. Cały
dzień na nartach? Proszę bardzo, nie ma problemu. Tydzień na skałkach w
Szwajcarii? Bułka z masłem. Jednak ile jeszcze czasu będzie w stanie
wytrzymać w tej nienaturalnej pozycji, jakby kij połknął? Jak długo jeszcze
zdoła uśmiechać się do zdającego się nie mieć końca strumienia księżniczek,
polityków i dyplomatów, domagających się odpowiedzi na kłopotliwe
pytania.
Uprzejmie potakiwał głową, gdy siwowłosa matrona zasypywała go
informacjami na temat ogólnokrajowej wystawy róż. Kochał róże i uwielbiał
rozmawiać z ich hodowcami, jednak ta kobieta raczyła go ploteczkami. Miał
nadzieję, że porażająca nuda nie odbija się na jego twarzy.
Dlaczego ojciec uważał, że dzięki takim rozmowom można poprawić swój
publiczny wizerunek? Antony, Federico i Isabella byli w tym nie tylko
dobrzy, ale chyba nawet sprawiało im to przyjemność. Natomiast Stefano
chętnie by zapracował na dobre imię królewskiej rodziny w zupełnie inny
sposób.
42
RS
Na przykład wygrywając regaty, ale takie prawdziwe, a nie jakąś śmieszną
namiastkę.
Miał ochotę rozmasować sobie plecy, i ta chęć na chwilę zdominowała
wszystkie jego myśli. Dlatego na wszelki wypadek wziął od przechodzącego
kelnera kieliszek szampana. Pił powoli i słuchał paplającej matrony,
dyskretnie rozglądając się w poszukiwaniu Amandy.
Choć na początku buntował się przeciwko tym lekejom, teraz musiał
przyznać, że bardzo mu pomogły. Dzięki radom Amandy dzisiejsza
uroczystość okazała się łatwiejsza do zniesienia. Zręcznie unikał odpowiedzi
na pytania dotyczące umowy handlowej z Grecją. Był z siebie zadowolony,
gdyż po raz pierwszy miał wrażenie, że nie wyszedł na gbura. Dobrze też, że
Amanda wymyśliła te wyścigi łodzi. Dzięki temu będzie mógł spędzić resztę
popołudnia na świeżym powietrzu, zamiast tkwić w zatłoczonej sali,
słuchając czczej gadaniny, jak miało to miejsce teraz. Jeden zero dla
Amandy.
Gdy wreszcie Różana Lady uwolniła go od swej osoby, Stefano rozpoczął
powolny obchód sali. Pochwalił nowy kolor włosów jednej ze swoich dal-
szych kuzynek, pogratulował sukcesów w turnieju tenisowym zawodnikowi,
który doszedł do ćwierćfinału French Open, no i cały czas wypatrywał
Amandy. Przecież obiecała, że ani na chwilę nie spuści go z oka, prawda?
Przez ostatnie dwa tygodnie próbował trzymać ją na dystans, zawsze
przedzielało ich przynajmniej biurko lub stolik. To była bezpieczna
odległość. Nie pozwalała księciu dosięgnąć puszystych włosów Amandy,
przesyconych zapachem szamponu jabłkowego. Codziennie siłą przepędzał
rozważania, czy Amanda odwzajemniłaby pieszczotę, gdyby ją nagle
pocałował.
Jednak teraz naprawdę jej potrzebował.
Wreszcie ku swej uldze dostrzegł ją. Stała przy dużym oknie i spoglądała
na zatokę San Rimini.
Związane w koński ogon włosy wyglądały nieskazitelnie. Okulary, które
zsunęła na czubek głowy, były modne i gustowne, choć nie pochodziły z
żadnej znanej kolekcji.
Na myśl o śmiesznym charakterze mającej się odbyć imprezy, Stefano
skrzywił się w duchu. Obiecał sobie, że kiedy będzie już po wszystkim,
zabierze Amandę na wyścigi prawdziwych łodzi. Wówczas nawet ta zawsze
opanowana kobieta poczuje potężny zastrzyk adrenaliny.
43
RS
Ruszył powoli w jej stronę, odpowiadając uprzejmie, lecz zwięźle, na
pytania nagabujących go gości. Wziął z tacy kieliszek szampana,
zamierzając wręczyć go Amandzie. Zatrzymał się z wahaniem, gdy
zobaczył, że wicehrabia Renati, bliski przyjaciel Antony'ego, wpadł na taki
sam pomysł. Młody arystokrata przystanął przy Amandzie, a ona na jego
widok uniosła wzrok i wyciągnęła rękę po kieliszek. Musiała czekać na
drinka, bo nie była zaskoczona, a już po chwili rozmawiała z wicehrabią jak
ze starym dobrym znajomym.
- Angelo Renati - mruknął pod nosem Stefano, obserwując, jak wicehrabia
strzepuje niewidoczny pyłek ze spodni.
Co prawda Angelo przyjaźnił się z cieszącym się nieposzlakowaną opinią i
teraz już żonatym Antonym, lecz wiele plotkowano o jego sercowych pod-
bojach. Już dwukrotnie jedna z miejscowych gazet przyznała mu tytuł
najseksowniejszego i najbardziej pożądanego kawalera San Rimini. Miał nie
tylko prezencję amanta z Hollywood, ale też zajmował prestiżową pozycję
prezesa Banku Narodowego. Sądząc ze zdjęć, które ukazywały się w prasie,
niemal na wszystkich imprezach pojawiał się z uwieszoną u jego boku
blondynką, za każdym razem inną. W odróżnieniu od Antony'ego i Stefana,
Angelo nigdy nie okazywał niechęci i zniecierpliwienia, gdy napotkane
przypadkowo kobiety wciskały mu do ręki karteczki z numerem telefonu.
Niektóre z jego wielbicielek posuwały się jeszcze dalej, ofiarowując mu
części garderoby, najczęściej tej intymnej. Można powiedzieć, że w
towarzystwie kobiet czuł się jak ryba w wodzie.
Jednak teraz rozrywkowy wicehrabia bez reszty poświęcał swą uwagę
pewnej bardzo inteligentnej brunetce. Zadziwiające, bo Amanda nie należała
do kobiet, które wciskałyby mężczyznom majteczki lub staniczki.
Stefano zerknął na zegarek. Czas dłużył mu się niemiłosiernie. Marzył o
tym, by jak najszybciej wyjść na zewnątrz i rozpocząć te groteskowe i żałos-
ne wyścigi.
Choć wiedział, że nie ma do tego prawa, był zazdrosny o Amandę. W
sumie, gdyby zaczęła spotykać się z kimś innym, ułatwiłoby to życie im
obojgu.
Angelo Renati nie był podły, nie był też oczywiście głupcem, jednak nie
należał do mężczyzn, z którymi pozwoliłby się spotykać swojej młodszej
siostrze. Z drugiej jednak strony, jeśli ktokolwiek zdołałby utemperować
jego wybujały temperament, była to właśnie Amanda.
44
RS
Jeden z przyjaciół Federica zapytał Stefana o zbliżające się wyścigi.
Książę odpowiadał najlepiej, jak umiał, starannie unikając zbyt
natarczywego przypatrywania się Amandzie. Jednak kiedy Angelo wskazał
ręką jacht zacumowany w zatoce i położył dłoń na ramieniu Amandy,
Stefano stracił cierpliwość i postanowił wkroczyć do akcji.
- Angelo, przyjacielu - powiedział, uśmiechając się z jawną obłudą. -
Chyba nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać. Jak się miewasz?
Wicehrabia Renati zabrał rękę z ramienia Amandy i odparł:
- Wasza Wysokość, miło mi pana widzieć. - Jego angielski był bez
zarzutu, może tylko akcent pozostawiał nieco do życzenia. - Właśnie
mówiłem pannie Hutton, że podziwiam pańską inwencję. Te wyścigi to
wspaniały pomysł, no i jaki szczytny cel. Świetnie się bawię, a to, że nie
muszę tkwić w smokingu, uznałem za dodatkowy plus. - Angelo mrugnął do
Amandy i dodał konspiracyjnym tonem: - Brat Jego Wysokości, książę
Antony, oczekuje, że na tego rodzaju uroczystościach wszyscy będą zjawiać
się w oficjalnych strojach. Dzisiejsza, bardziej swobodna w charakterze
impreza, świetnie oddaje osobowość księcia Stefana.
- Dziękuję za słowa uznania - odpowiedział Stefano. - Jednak to nie tylko
ja zasłużyłem na pochwałę.
- Rozumiem. Panna Hutton powiedziała mi, że przyjęła posadę w
królewskim pałacu. - Włoski akcent Angela nasilał się z każdym słowem.
Stefano zerknął na Amandę. Jak wiele zdradziła? Nie ustalili, co powinna
odpowiadać, gdy ktoś zacznie się interesować charakterem wykonywanej
przez nią pracy. Z pewnością rozumiała jednak, że nikomu z rodziny
królewskiej nie zależy na ujawnianiu całej prawdy.
- Jesteśmy szczęśliwi, że zgodziła się dla nas pracować - odpowiedział po
chwili namysłu. Bezskutecznie próbował rozszyfrować dość zagadkowy wy-
raz twarzy Angela. W myśl zaleceń Amandy nadeszła chwila, by zmienić
temat rozmowy. Zerknął na zegar ścienny i oznajmił: - Cóż, chyba
powinienem za chwilę ogłosić początek wyścigów.
- Niestety, panna Hutton nie wyjaśniła mi dokładnie, na czym polegają jej
obowiązki. - Wicehrabia nie połknął haczyka, Stefano zaś zaczął wpadać w
panikę. Angelo ostentacyjnie przyjrzał się Amandzie, a potem uniósł brwi. -
Szczerze mówiąc, Wasza Wysokość, wprost zżera mnie ciekawość, jaki
rodzaj usług świadczy panu ta piękna Amerykanka.
Stefano gorączkowo rozmyślał nad odpowiedzią, lecz nie mógł się
skoncentrować, zwłaszcza że Angelo wprost pochłaniał Amandę wzrokiem.
45
RS
Na szczęście panna Hutton zdawała się to ignorować i przytomnie ruszyła
z odsieczą.
- Jak pan wie, wicehrabio, książę niedawno zakończył służbę wojskową i
powrócił do pałacu. Ponieważ skoncentruje się teraz na sprawach państwo-
wych, postanowił stworzyć swoje biuro. Spotkał mnie ten zaszczyt, że jako
pierwsza zostałam w nim zatrudniona. - Oddała pusty kieliszek
przechodzącemu kelnerowi, a potem skinęła głową. - Dziękuję, że poświęcił
mi pan trochę czasu i pokazał kilka cudownych widoków - zwróciła się do
Angela. - Jednak obowiązki wzywają. Jestem pewna, że to nie było nasze
ostatnie spotkanie.
Angelo otworzył usta, jakby chciał zadać jeszcze jedno pytanie, lecz
Amanda odwróciła się, tym samym ucinając dalszą rozmowę.
- Wasza Wysokość, dochodzi trzecia. Już czas, by objaśnił pan gościom
zasady dzisiejszych wyścigów. Ja pójdę na molo sprawdzić, czy wszystko
jest przygotowane - powiedziała do Stefana.
- Dziękuję, panno Hutton.
Miał nadzieję, że Angelo powstrzyma się od dalszych pytań. Był
zachwycony sposobem, w jaki Amanda wybrnęła z kłopotliwej sytuacji.
Wykazała się refleksem i taktem, jednak teraz to on będzie musiał
kontynuować rozmowę z wicehrabią. Oby tylko niczego nie zepsuł.
Amanda lekko uścisnęła dłoń wicehrabiego i powiedziała:
- Miło mi było pana poznać.
Angelo umiał wykorzystać sytuację. Pochylił głowę i złożył pocałunek na
dłoni Amandy.
- Już się cieszę na nasze następne spotkanie, panno Hutton.
Stefano nakazał sobie spokój. Niestety, ta scena przypomniała mu
incydent w różanym ogrodzie. Po raz kolejny poczuł zazdrość.
Owszem, Angelo był sympatycznym facetem i świetną partią, ale nie
zasługiwał na to, by całować Amandę po rękach, bowiem jego intencje były
aż nazbyt oczywiste.
- Próbujesz łowić nie w tym jeziorze - szepnął Stefano, gdy Amanda już
się oddaliła. - Panna Hutton nie jest w twoim typie, a poza tym słyszałem, że
zarzuciłeś sieci na łady Caratelli.
- No cóż, Stef, skoro już mowa o tych sprawach... w pewnym sensie masz
rację. Zarzuciłem sieci, ale dobrze jest zbadać inne łowiska w poszukiwaniu
jeszcze lepszej zdobyczy. - Angelo uśmiechnął się leciutko. - Czy
46
RS
powinienem potraktować twoje słowa jako ostrzeżenie? Unikałeś
odpowiedzi na pytanie, w jakim celu zatrudniłeś tę śliczną dziewczynę.
- Myślę, że panna Hutton odpowiedziała wyczerpująco na twoje pytanie -
odparł Stefano nieco oschle.
- A więc nie kryje się za tym nic więcej? Stefano przybrał oburzony wyraz
twarzy.
- Angelo, czy kiedykolwiek spotykałem się z którąś z moich pracownic?
- O ile mi wiadomo, do tej pory żadnej nie miałeś. - Wicehrabia
uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Tylko jedną wiekową sekretarkę, którą, jak
sądzę, zatrudnił twój ojciec. No cóż, jeśli się z nią umawiałeś...
- Słyszałeś przecież, że organizuję swoje biuro.
Cholerny Angelo. Niestety, był jednym z najlepszych przyjaciół
Antony'ego, dlatego miał prawo do takich osobistych wycieczek.
Stefano rozejrzał się po sali, zastanawiając się, dokąd umknąć. Nie życzył
sobie dalszego przesłuchania, wiedział jednak, że nawet jeśli wicehrabia
posądza go o romans z Amandą, zachowa te rewelacje dla siebie. Był
człowiekiem honoru, a poza tym darzył królewską rodzinę prawdziwym
szacunkiem.
Jeśli jednak Angelo lekkomyślnie szepnie kilka słów lady Caratelli, będzie
krucho. Było powszechnie wiadomo, że to właśnie dziewczyna Angela jest
owym „dobrze poinformowanym źródłem", na które powoływała się
większość brukowców.
- Przepraszam, Angelo, muszę zająć się gośćmi.
- Oczywiście. - Wicehrabia dyskretnie poprawił kołnierzyk koszuli.
Stefano wiedział, że ten sportowy strój został uszyty na zamówienie we
Florencji i kosztował fortunę. - Już nie mogę się doczekać wyścigów.
Wykupiłem pięć łodzi.
- Dziękuję. - Stefano starał się ukryć zaskoczenie, wiedząc, że Angelo
musiał wydać pokaźną sumę. -Te pieniądze w znaczący sposób zasilą konto
fundacji. Życzę powodzenia.
- I nawzajem - powiedział wicehrabia, a potem dodał z lekko ironicznym
uśmieszkiem: - Ciekaw jestem, czy dzisiejszy dzień okaże się dla ciebie su-
kcesem.
Nie tylko ty, pomyślał ponuro Stefano, próbując pokryć butną miną brak
wiary we własne powodzenie.
47
RS
- Jak na razie wszystko idzie świetnie - szepnęła Amanda do Stefana, który
właśnie przygotowywał się do oficjalnego otwarcia wyścigów. - Wszyscy
znakomicie się bawią, a poza tym...
Stefano spojrzał na kawałek papieru, który podsunęła mu Amanda.
- Co to jest? - spytał.
- Sukces. Do tej pory zebraliśmy tyle pieniędzy. Spojrzał z
niedowierzaniem i pokręcił głową.
- Tak dużo? Chyba żartujesz. Ludzie z fundacji będą oszołomieni.
Nie mógł wyjść z podziwu. Okazało się, że można zdobyć tak szybko tak
dużą kwotę nie tylko przy zielonym stoliku. Grał w kasynie, by wspierać
różne organizacje dobroczynne. Po raz pierwszy udało mu się zorganizować
tak bardzo potrzebne środki w inny sposób, Odczuwał satysfakcję i miał
poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Jednak po krótkiej chwili
samozadowolenia opadły go złe przeczucia.
- Ile łódek weźmie udział w wyścigach?
- Około pięciuset.
Musiał w jakiś sposób okazać zaniepokojenie, ponieważ Amanda
uspokajająco położyła mu dłoń na ramieniu.
- Proszę się nie martwić, im więcej, tym lepiej. Widowisko stanie się
bardziej atrakcyjne dla gości i telewidzów.
- A nie bardziej chaotyczne?
- Skądże. Dzisiejszą uroczystość wszyscy będą długo wspominać.
Stefano próbował nie okazywać zwątpienia. Cóż, pamięta się zarówno
dobre, jak i złe rzeczy.
Odsuwając na bok nieprzyjemne myśli, wspiął się na wspornik wieńczący
molo. Powoli wygładził kartkę, którą dała mu Amanda.
- No to zaczynamy.
- Miał pan stać na końcu molo, a nie tutaj. To zbyt ryzykowne.
Spojrzał na nią jak dziecko, które kategorycznie odmawia odrobienia
lekcji.
- Proszę uważać, żeby pan nie spadł! - krzyknęła, obserwując go z
niepokojem.
- Wtedy przynajmniej rzeczywiście wszyscy mieliby co wspominać -
zażartował.
Zgromadzony na molo tłum gości powoli się uciszał. Przez krótką chwilę
Stefano miał ochotę wskoczyć do wody. Zrobiłby wszystko, co pomogłoby
mu opanować tremę. Jeszcze nigdy nie przemawiał do takiego tłumu.
48
RS
Wziął się w garść, podniósł kartkę i przemówił głośno:
- Drodzy państwo, właśnie otrzymałem ważną informację. Dzięki waszej
hojności nasz fundusz do walki z rakiem wzbogaci się o ponad milion
draemów. To wielki sukces.
Ledwo przebrzmiały jego słowa, rozległy się burzliwe oklaski. Kiedy
ponownie zapadła cisza, Stefano mówił dalej:
- Jak państwo zapewne wiecie, pieniądze te przeznaczone zostaną na
badania naukowe. Dziękuję wszystkim za przybycie. Jestem dumny, że
zaliczyliście mnie do grona swoich przyjaciół.
No cóż, chyba trochę przesadził. Nie byli jego przyjaciółmi, a po prostu
ludźmi, z którymi musiał się spotykać niemal od dnia narodzin. Jednak teraz,
gdy jawnie wyrażali swą aprobatę, poczuł się trochę pewniej. Nienawidził
tłumu i wygłaszania przemówień, lecz jego goście okazali się szczodrzy i
życzliwi.
Powoli zaczynał rozumieć, dlaczego jego rodzeństwo tak chętnie udzielało
się w życiu publicznym. Uśmiechnął się i kontynuował przemówienie.
- Otworzyliście serca i portfele. Teraz spójrzcie na wspaniałe łodzie, które
wezmą udział w dzisiejszym wyścigu. - Uniósł w górę małą białą łódkę, któ-
rą przed chwilą wręczyła mu Amanda.
Boże, co ja gadam, przecież nauczyłem się całego przemówienia na
pamięć. Dlaczego teraz...
Przez molo przetoczyła się fala nie wymuszonego, lecz szczerego i
żywiołowego śmiechu. Stefano zerknął na Amandę. Jej mina wyrażała
jedno: „A nie mówiłam?". Wreszcie poczuł się dobrze. Przestał go boleć
kręgosłup, ustąpiła sztywność mięśni. Uśmiechnął się szeroko i głęboko
odetchnął. Był tak podekscytowany, jakby miał wziąć udział w prawdziwych
wyścigach.
Zaczynał się naprawdę dobrze bawić. Może, zgodnie ze wskazówkami
Amandy, powinien po prostu być sobą i zobaczyć, co z tego wyniknie.
- Ponad pięćset tych imponujących i nowoczesnych jednostek morskich,
stanowiących wybitne osiągnięcie nowoczesnej myśli technicznej... - Prze-
rwał mu kolejny wybuch śmiechu. - ...umieszczono w pudłach na końcu
molo. Dokonując wpłaty, staliście się państwo właścicielami łodzi. Teraz
proszę je obejrzeć i wytypować tę, która dzisiaj wygra.
- A może kilka rad dla początkujących hazardzistów? - zawołał ktoś z
tłumu.
49
RS
To pewnie Angelo, pomyślał Stefano. Potrząsnął głową i przyjrzał się
trzymanej w dłoni łódce.
- Proszę zwrócić uwagę na wspaniałą linię tej małej, lecz solidnej łódki.
Wyprodukowano ją na Tajwanie z najlepszej gumy. Proszę wybierać te,
które trzymają się kursu i których nie zmiecie byle fala.
Gdy goście powoli ruszyli w stronę pudeł z łódkami, Stefano zauważył, że
wielu z nich ma po kilka biletów, które każdy otrzymywał na znak
dokonanej wpłaty. Zrobiło mu się ciepło na sercu. Odchrząknął i dodał:
- Jeśli dokonaliście tej wpłaty z myślą o jakiejś bliskiej osobie, proszę
napisać jej imię na burcie łodzi. Obok pudeł leżą flamastry. Być może w
nadchodzącym roku liczba osób zmagających się z chorobą znacząco się
obniży. I jeszcze jedna rzecz. - Wskazał na swoją łódź. - I to bardzo ważna.
Gdy już wybiorą państwo łódkę, proszę zapamiętać numer umieszczony na
kadłubie. Proszę wpisać swoje nazwisko i numer łódki na listę. Kto nie
dopełni tych formalności, traci szansę na nagrodę. - Po tym oświadczeniu
rozległy się okrzyki zaciekawienia. - Jak państwo wiecie, nagrodą dla
zwycięzcy jest tygodniowy pobyt w Tyrolu, w domu należącym do
królewskiej rodziny.
Goście zaczęli klaskać. Stefano nie był pewien, czy zdoła przekonać ojca
do tego pomysłu. Jeszcze się nie zdarzyło, by król Eduardo odstąpił dom w
Tyrolu komukolwiek spoza rodziny królewskiej. Jednak Stefano słusznie
przewidział, że tak atrakcyjna nagroda przyciągnie wielu chętnych. Poza tym
jego ojciec nigdy nie odmawiał pomocy ani wsparcia funduszowi do wałki z
rakiem.
- Wszyscy wiecie, że nie lubię długo przemawiać. Dlatego do dzieła.
Rozbawieni goście z zapałem zaczęli grzebać w pudłach, a Stefano
wreszcie mógł się rozluźnić. Najgorszą część imprezy miał już za sobą. I o
dziwo przebrnął przez wszystko bez ani jednego potknięcia.
Gdy odwracał się, by zeskoczyć ze wspornika, dwóch gości niechcący go
popchnęło. Stracił równowagę i zaczął spadać.
Nie, to tylko koszmarny sen, pomyślał rozpaczliwie.
Za chwilę zrobi z siebie pośmiewisko i zatrze dobre wrażenie, wpadając z
pluskiem do Adriatyku.
50
RS
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Stefano! - krzyknęła przestraszona Amanda.
Widziała, jak dwóch gości potrąciło księcia, w momencie gdy ten już z
jedną nogą w powietrzu zamierzał zeskoczyć ze wspornika. Stefano na
szczęście nie wpadł do wody, lecz zręcznie złapał się wspornika, a potem
lekko zeskoczył na molo.
Amanda odetchnęła z ulgą i podeszła do niego. Stefano uniósł brwi,
wygładził koszulkę i przybrał niewinny wyraz twarzy.
- Patrzcie, patrzcie, cóż za miła niespodzianka. Nareszcie zwróciłaś się do
mnie po imieniu. Czy coś się stało, panno Hutton?
- Przepraszam, rzeczywiście się zapomniałam. Dobrze pan wie, co się
stało. - Zawahała się na chwilę, a potem dodała: - Przecież prosiłam, żeby
pan uważał. Mógł pan wpaść do wody.
- Pierwsze słyszę. - Rozejrzał się po molo i stwierdził z zadowoleniem, że
nikt z gości zajętych oglądaniem gumowych łódek nie zauważył tego małego
incydentu. - Poza tym ryzyko dodaje życiu smaku. Lubisz ryzykować?
- Nie. Wiedziałam, że nie powinien pan stawać na tym wsporniku, bo będą
kłopoty. - Mówiła nieco zrzędliwym tonem, lecz Stefano dostrzegł w jej
oczach wesołe ogniki. - Miał pan szczęście, Wasza Wysokość.
- No cóż... - Położył rękę na ramieniu Amandy. Uznała, że ten gest, choć
zbyt osobisty, sprawia jej dużą przyjemność. - Może szczęście nie opuści
mnie już do końca imprezy.
- Jeśli pan nie wskoczy do Adriatyku, wszystko będzie dobrze.
- Miałem na myśli wygraną w wyścigach.
- Przecież pan nie może brać w nich udziału.
- Ja nie, ale ty tak. Kupiłem w twoim imieniu dwie łódki. - Schylił się i
podniósł małe brązowe pudełko, którego dotąd nie zauważyła. Gdy zdjął
wieczko, zobaczyła dwie gumowe łódki, identyczne z tymi, które stały w
pojemnikach na końcu molo.
Amanda już otwierała usta, by zaprotestować, lecz Stefano nie pozwolił jej
dojść do słowa.
- Jestem trudnym uczniem, więc zasłużyłaś na luksusowe wakacje. Wiem,
że chętnie przekazałabyś pieniądze na fundusz do walki z rakiem.
Dokonałem wpłaty, by uhonorować twoją matkę i ciotkę.
Wyjęła łódki z pudełka i tylko potrząsnęła głową. Była zbyt wzruszona, by
zdobyć się na inną reakcję. Na burcie jednej łódki wypisane było imię jej
51
RS
matki, na burcie drugiej - ciotki. Skąd Stefano wiedział? Spojrzała na niego,
i nagle ją olśniło.
- Dowiedział się pan od króla Eduarda? Przytaknął. Ponownie położył
dłoń na jej ramieniu i wyjaśnił:
- Wierz mi, nie grzebałem w twojej przeszłości. Po naszej pierwszej lekcji
poszedłem do ojca. Chciał wiedzieć, jak nam się razem pracuje. Miałem
trochę wątpliwości i wtedy opowiedział mi o twojej matce i ciotce. Chciał mi
uświadomić, że na pewno zrozumiesz, co przeżyłem po śmierci matki. -
Nerwowo przygładził włosy. - Postąpił słusznie. Uznałem, że wpłacając w
twoim imieniu pieniądze, odwdzięczę ci się za wszystko, co dla mnie robisz.
Miała ochotę objąć go i pocałować, a potem zaprowadzić do różanego
ogrodu. Podziękować mu za odruch serca.
Nie mogła sobie jednak pozwolić na takie zachowania. Paparazzi śledzili
każdy jej krok, a wokół kłębiły się tłumy gości.
Musiał sobie zdawać sprawę, jak bardzo była wzruszona, bo szybko cofnął
dłoń i powiedział:
- Mój ojciec wiedział, że świetnie mnie zrozumiesz, dlatego zaproponował
ci tę posadę. Pomyśl tylko, jak bardzo wzrosną twoje kwalifikacje. Teraz
będziesz mogła nauczać również dorosłych.
Roześmiała się głośno.
- Pochlebstwami nic pan nie wskóra.
- Pochlebstwami? Nigdy nie byłem lizusem. - Skinął głową w stronę gości.
- Nieźle mi dzisiaj poszło, ale mogło być lepiej. Nie czuję się zbyt
swobodnie, bo mam wrażenie, że wszyscy śledzą każdy mój krok. Potrzebo-
wałem też twojej pomocy, kiedy wicehrabia Renati zaczaj być zbyt
dociekliwy. Jednak szczerze mówiąc, i tak poszło mi lepiej, niż się
spodziewałem. Po raz pierwszy nie nudziłem się na tego typu imprezie i
dlatego winien jestem ci podziękowania.
Amanda czuła, jak jej policzki płoną.
- Po prostu wykonywałam swoją pracę - powiedziała skromnie. Jednak
dobrze wiedziała, że prywatna umowa, którą zawarła z księciem, czyni tę
posadę wyjątkową. Zerknęła na niego i szepnęła: - Dziękuję za słowa
uznania. To bardzo miłe z pańskiej strony.
- Mam nadzieję, że jedna z tych łódek wygra. Jeśli nie, osobiście załatwię
ci tygodniowy pobyt w naszym domku w Tyrolu. - Uśmiechnął się
czarująco.
52
RS
Amanda nie miała pojęcia, czy książę z nią flirtuje, czy tylko chce być
miły. Choć zżerała ją ciekawość, nie miała ochoty pytać o to. Choć jej serce
wyrywało się do księcia, zdrowy rozsądek hamował te zapędy. To byłoby
głupie, żałosne i śmieszne. Stefano nie wikłał się w poważne związki, co
więcej, bez sprzeciwu ożeni się z kobietą, którą wybierze mu ojciec. Ona
natomiast marzyła o prawdziwej, wielkiej miłości, która przytrafiła się
Jennifer i Antony'emu.
Gdyby nawet zdecydowała się na niezobowiązujący flirt z księciem, z
pewnością wkrótce straciłaby pracę, a na to nie mogła sobie pozwolić.
Ruszyła powoli przez molo, by podać numery swych łódek sekretarce
księcia Antony'ego, pannie Sophie Hunt, która zadeklarowała swą pomoc
przy tej imprezie.
Następnie Amanda umieściła swoje dwie łódki w boksie startowym,
umieszczonym na początku toru oznakowanego czerwonymi bojami.
Pomyślała przy tym o matce i ciotce, które po pokonaniu choroby potrafiły
cieszyć się najmniejszym drobiazgiem. Stefano poprosił zebranych o ciszę i
powiedział:
- Zasady są proste. Dzięki bojom żadna łódka nie zboczy z kursu. Fale
wyrzucą je na brzeg. Wygrywa ta, która pierwsza dotrze do plaży. Czy
wszyscy są gotowi? Start!
Stefano otworzył boks startowy. Amanda kątem oka zarejestrowała błysk
fleszy. Małe białe łódki, popychane wiatrem i falami, szybko płynęły w
kierunku brzegu.
W miarę jak zbliżały się do plaży, rosło podniecenie gości. Można nawet
było usłyszeć pojedyncze okrzyki i gwizdy, choć oczywiście nikt nie był w
stanie rozpoznać swojej łódki.
Zgodnie z opracowanym wcześniej scenariuszem, Stefano wmieszał się w
tłum gości. Rozdając uściski dłoni i uśmiechy, skierował się z całą grupą na
plażę. Potem książę zdjął buty i skarpetki, podwinął spodnie i stanął na linii
brzegu, by wyciągnąć zwycięską łódkę. Wyglądał przy tym na osobę w pełni
zrelaksowaną i pewną siebie. Udało mu się oczarować wszystkich gości, nie
wyłączając Amandy.
Po chwili samotna łódka zatrzymała się zaledwie kilka centymetrów od
stóp księcia. Podniósł ją i krzyknął:
- Numer sto sześćdziesiąt dwa!
- Sto sześćdziesiąt dwa! - powtórzyła Sophie. - Wygrywa Bernardo
Raffini!
53
RS
Siwowłosy sędzia postąpił naprzód i uniósł dłoń w geście zwycięstwa.
Nie mogło być lepiej, pomyślała Amanda, z entuzjazmem oklaskując
triumfatora. Podczas koktajlu zamieniła z sędzią kilka słów. Wiedziała, że za
kilka miesięcy przechodzi na emeryturę. Tydzień w Tyrolu będzie
wspaniałym podziękowaniem za długoletnią i nienaganną służbę Koronie.
Oczywiście sama też chętnie zrobiłaby sobie takie luksusowe wakacje,
zwłaszcza że Stefano napomykał coś na ten temat.
Odegnała niebezpieczne myśli i z niejakim trudem skupiła uwagę na
zwycięzcy, który właśnie odbierał od księcia symboliczne klucze.
To straszne. Zaczynała mieć obsesję na punkcie księcia. Poznała wielu
przystojnych, bogatych i wpływowych mężczyzn, lecz żaden z nich nie
oczarował jej tak jak Stefano diTalora. Zatrudniono ją, by go uczyła i na tym
jej rola powinna się kończyć.
Goście zaczęli wchodzić do sali bankietowej. Amanda i Sophie zbierały
dryfujące przy brzegu łódki. Wśród nich były te dwie, którymi Stefano
pragnął uhonorować matkę i ciotkę Amandy.
Tak, był księciem, lecz okazał swej nauczycielce wiele serca.
Amanda siedziała przy biurku w bibliotece i w roztargnieniu uderzała
piórem w notes. Od kilku minut usiłowała sporządzić listę tematów, którymi
powinni się zająć ze Stefanem. Sporządziła też kilka notatek dotyczących
wczorajszej uroczystości.
Po zakończeniu wyścigów Stefano, zgodnie ze wskazówkami Amandy,
wmieszał się w tłum gości. Ona sama wyszła z przyjęcia, by ponownie
spotkać się z księciem nazajutrz o ósmej rano, właśnie tu, w bibliotece.
Chciała, by radził sobie bez jej pomocy, przede wszystkim jednak pragnęła
zostać sama. Musiała zebrać myśli. Po długim, zimnym prysznicu skoncen-
trowała się na układaniu harmonogramu zajęć z księciem. Rano obudziła się
rześka i gotowa do pracy.
- Było aż tak źle? - Stefano wszedł do biblioteki i wskazał na notatnik.
Zmarszczył brwi, udając, że czyta. - A ja myślałem, że świetnie mi poszło.
- Bo tak było w istocie. - Amanda odłożyła pióro i wstała. - Jednak zawsze
coś można poprawić. Uczestnictwo w akcjach dobroczynnych to tylko jeden
z obowiązków, jakie przyjdzie panu spełniać. Pański ojciec na pewno
zechce, by włączył się pan aktywnie w życie publiczne. Powinien być pan na
to przygotowany.
- Czy powiedział ci, jakie ma względem mnie plany?
54
RS
- Nie. Mogę się tylko domyślać. Z pewnością chodzi o spotkania z
ważnymi osobistościami, uroczystości państwowe, oficjalne obiady...
- Oficjalne obiady? Mam nadzieję, że jeszcze nie teraz.
- Nie, ale już wkrótce. Pańska sekretarka powiedziała, że dostał pan około
trzydziestu zaproszeń. Wczoraj czytałam, że zakończył się remont Biblioteki
Narodowej. Oczekuje się, że otwarcia dokona członek rodziny królewskiej.
Myślę, że mógłby pan spróbować.
- Czeka mnie mnóstwo pracy.
- Owszem - przyznała. - Bycie księciem to praca na pełny etat.
- Tego się właśnie obawiałem.
- Proszę się nie martwić, z czasem pan do tego przywyknie. Rozmowy z
dyplomatami nie są o wiele trudniejsze niż to, co pan zrobił wczoraj. Ja
sprawię, że nawet pan nie zauważy różnicy.
- Co do tego jestem pewien - roześmiał się. Amanda uniosła zapisaną
kartkę i pomachała nią.
- Jednak na początek zajmiemy się prostszymi sprawami. Chciałabym, by
przygotował pan podziękowanie dla tych, którzy uczestniczyli we wczoraj-
szej imprezie. Proszę napisać, że ceni pan sobie ich wkład w sprawę walki z
rakiem i tak dalej. Potem proszę wystosować gratulacje do sędziego
Raffiniego. Może pan napisać, że wraz z jego przejściem na emeryturę
wymiar sprawiedliwości straci wybitną postać.
Stefano wyrwał z notesu czystą kartkę i zanotował: „Podziękowania.
Sędzia Raffini".
- Dobra jesteś.
Nie mogła się powstrzymać przed pełnym satysfakcji uśmiechem.
- Wiem.
- A co do sędziego... - Na chwilę odłożył pióro i spojrzał z uwagą na
Amandę. - Przykro mi, że to nie ty wygrałaś. Zasłużyłaś na tę nagrodę jak
nikt inny.
Ku swej rozpaczy Amanda poczuła, że ponownie się czerwieni. Tak działo
się zawsze, ilekroć rozmowa schodziła na bardziej osobiste tematy.
- Miło mi to słyszeć.
Stefano obszedł biurko i stanął tuż przy Amandzie. Cofnęła się nieco,
chcąc zwiększyć dystans.
- Muszę jednak przyznać, że kierowały mną również bardziej egoistyczne
pobudki. - Zagrodził jej drogę. - Miałem nadzieję, że będę mógł ci pokazać
naszą zimową rezydencję. Jako dziecko spędziłem tam wiele szczęśliwych
55
RS
chwil. Szalałem na sankach z rodzeństwem, jeździłem na nartach z matką,
zanim... Na pewno by ci się tam spodobało.
- Nic nie stoi na przeszkodzie, by kiedyś pokazał mi pan to miejsce -
powiedziała i natychmiast pożałowała swych słów. Właśnie zaproponowała
księciu wypad do uroczego domu w Tyrolu. Postanowiła szybko naprawić
gafę. - Oczywiście czyni pan tak szybkie postępy, że wątpię, by pański
ojciec chciał ze mną przedłużyć umowę. Wrócę do Stanów przed
rozpoczęciem sezonu narciarskiego. Może to i lepiej, że żadna z moich łódek
nie wygrała wyścigów.
Przysunął się jeszcze bliżej, tak że jego oddech muskał twarz Amandy.
- Szkoda - wyszeptał. - Wczoraj świetnie się bawiłem. Jestem pewien, że
wyjazd na narty w twoim towarzystwie byłby jeszcze zabawniejszy.
To tylko niewinny flirt, powtarzała sobie w myślach. Dlaczego zatem
miała nieprzepartą ochotę wyciągnąć rękę i...
Otrząsnęła się. Na litość boską, co ona wyprawia! Wróciła za biurko i
chrząknęła głośno.
- Na pewno sędzia Raffini i jego rodzina też dobrze wykorzystają pobyt w
Tyrolu.
- Oni nie jeżdżą na nartach - mruknął i założył jej za ucho niesforny
kosmyk włosów. Był to leciutki dotyk, zaledwie muśnięcie, lecz Amanda i
tak zadrżała. Stefano oparł ręce o ścianę, tak że Amanda nie miała dokąd
uciekać. - To znaczy jego żona nie jeździ.
- Ja też nie.
- A więc jest coś, czego nie potrafisz.
- Nigdy nie twierdziłam, że umiem wszystko -szepnęła niemal
niesłyszalnie i ta słabość wprawiła ją w zakłopotanie.
Leniwie obserwował jej twarz. Instynkt podpowiadał Amandzie, że
powinna natychmiast uciec w najdalszy kąt pokoju, a jednak nie uczyniła
żadnego ruchu.
- Powiedz mi coś, Amando. Jestem ciekaw twojej zawodowej opinii na
temat ucznia, który pragnie bardzo wylewnie podziękować nauczycielowi.
Jestem ci naprawdę bardzo wdzięczny. Dzięki tobie dowiedziałem się czegoś
o sobie samym. Mogę spełniać funkcje publiczne, nie zatracając
jednocześnie swojej osobowości.
- Już... już pan mi podziękował. Przecież łódki...
Stefano odgarnął z twarzy Amandy kolejny niesforny lok, a potem
delikatnie pocałował ją w policzek.
56
RS
- Myślę, że to o wiele lepszy sposób na wyrażenie wdzięczności.
Czy naprawdę był równie dumny z odniesionego sukcesu jak ona? Przez
dwa tygodnie robiła wszystko, by ich stosunki nie przekroczyły pewnej
granicy. Dlaczego teraz pozwoliła, by sprawy wymknęły się spod kontroli?
- Rozmawia pan ze mną bardzo swobodnie. Dlaczego zatem odczuwa pan
łęk przed wystąpieniami publicznymi?
- Bo to, co mówię, przeznaczone jest wyłącznie dla ciebie.
- Nie powinnam tego słuchać. Nie chcę...
Nie zdążyła już powiedzieć: „stracić pracy", bo Stefano zaczął ją całować
tak żarliwie i czule jak owego wieczoru w ogrodzie różanym.
Zapomniała o zdrowym rozsądku. Odpowiadała na jego pieszczoty, potem
zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła go bliżej. Dłońmi gładził jej
policzki, potem ramiona. Cichutko jęknęła, gdy poczuła żar płynący z jego
ciała.
Stefano diTalora był ucieleśnieniem jej snów.
Przycisnął ją lekko do ściany i pogłębił pocałunek. Zsunął ręce z jej
ramion i niecierpliwie zaczął szarpać zapięcie bluzki. Gdy jego dłoń
dotknęła nagiej skóry, Amanda zapragnęła więcej.
Pragnęła szalonych, dzikich nocy, słodkich pocałunków na dzień dobry,
radosnego seksu bez zahamowań.
Potem obsypywał pocałunkami jej szyję. Sunął wargami coraz niżej, aż
dotarł do koronkowego stanika.
Dawna Amanda, ta poukładana i rozsądna, nigdy by do tego nie dopuściła.
Zwłaszcza że zauważyła dopiero teraz, że drzwi do biblioteki stały otworem.
- Stefano - szepnęła - proszę... Nie możemy...
- Ależ możemy - szepnął, nie przestając jej całować.
- Nie powinniśmy. - Zamknęła oczy i bezradnie opuściła dłonie.
Nawet jeśli miałoby to im ujść na sucho. Nawet gdyby księciu chodziło o
coś więcej niż zwykły flirt, i tak nic z tego nie będzie. Pragnęła czegoś,
czego Stefano nie mógł jej dać.
No i była jeszcze jedna sprawa... Jej starannie skrywana tajemnica.
Odsunął się. Spojrzał jej w oczy, jakby się chciał upewnić, że mówiła
poważnie.
- Masz rację. - Zmarszczył brwi, a potem zaczął pospiesznie zapinać jej
bluzkę.
- Przepraszam... - szepnęła.
57
RS
- Nie masz za co. - Pogładził ją leciutko po policzku. - Jesteś fascynującą,
wspaniałą kobietą. Jesteśmy skazani na swoje towarzystwo i musimy jakoś
przez to przebrnąć. Zachowałem się głupio i nieodpowiedzialnie. To się
więcej nie powtórzy. - Wziął z biurka kilka kartek. - Teraz napiszę
podziękowania, a kiedy skończę, zajmiemy się następnym punktem z tej
listy.
- Wasza Wysokość...
- Stefano! - poprawił niecierpliwie i wypadł z biblioteki.
Nie powinien był tego robić.
Nie byłoby sprawy, gdyby zapomniał się z inną kobietą. Ale z Amandą
Hutton? Przecież miała niemal wypisane na czole, że marzy o poważnym,
stałym związku, a on chciał tylko trochę poflirtować, uciąć sobie
niezobowiązujący, szybki romans.
A może jednak nie? Po kilku minutach już nie był tego taki pewien. To
prawda, Amanda była piękna i inteligentna, jednak on spotykał wiele
wspaniałych kobiet. Nie musiał się zbytnio trudzić, by pozyskać ich
przychylność. A jednak po raz pierwszy w życiu poczuł zazdrość, gdy
wicehrabia Angeło jawnie flirtował z Amandą i tylko przy niej nie potrafił
utrzymać rąk przy sobie. Przed chwilą zupełnie się zapomniał. Zapomniał o
konsekwencjach. A gdyby ktoś ich nakrył w bibliotece?
Musi bardziej nad sobą panować. Nie chciał, by Amanda straciła przez
niego pracę, choć jeszcze kilka tygodni temu właśnie o tym marzył.
A nawet gdyby nie wyrzucono jej z posady, istniało inne
niebezpieczeństwo. Ojciec już na pewno zaplanował jego przyszłość. Z
pewnością znajdzie mu odpowiednią żonę, jakąś świetnie urodzoną i miłą
dziewczynę. Skoro bracia już pozwolili zaciągnąć się do ołtarza, on wkrótce
prawdopodobnie podzieli ich los. Jeśli zakocha się w Amandzie, taki
zaaranżowany związek unieszczęśliwi go na całe życie.
Przy niej nie musiał udawać kogoś innego, bo akceptowała go takim,
jakim był. Czuł się w jej towarzystwie tak dobrze, że stawało się to
niebezpieczne. Ludzie odchodzą, dlatego nie powinniśmy się do nich zbytnio
przywiązywać. Gdy zmarła jego matka, przysiągł sobie...
Kiedy dotarł do szczytu schodów, uderzył zaciśniętą pięścią w mijany
marmurowy posąg.
- Cholera jasna! - rzucił.
- Synu!
Stefano stanął jak wryty. Nie mógł dociec, skąd dobiegał go głos ojca.
58
RS
Po kilku sekundach król Eduardo wyszedł z jednej z komnat i przemówił
cicho, lecz stanowczo:
- Stefano, tyle razy cię prosiłem, żebyś nie przeklinał, zwłaszcza gdy może
cię ktoś usłyszeć.
Stefano
powstrzymał
się
przed
teatralnym
westchnieniem.
Z
nienaturalnym ożywieniem wskazał na papiery, które król trzymał w ręku.
- Co to? - spytał.
- Notatki do dzisiejszych rozmów.
- Chodzi o umowę, którą masz podpisać z premierem Grecji?
Król przytaknął.
- Przyjeżdża dziś rano. Przywitam go, potem będzie przemawiał w
parlamencie. Po południu zjawią się przedstawiciele kilku narodów
bałkańskich. Wieczorem podejmiesz ich uroczystą kolacją.
Tym razem Stefano naprawdę głośno jęknął.
- Bardzo śmieszne - mruknął.
- Niestety, to nie żart - powiedział król głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Co takiego?! - wykrzyknął zdenerwowany Stefano. - Wiesz, że brakuje
mi doświadczenia. Poza tym, o ile dobrze pamiętam, to Federico miał pełnić
rolę gospodarza wieczoru. Będzie tam przynajmniej połowa parlamentu, a
także...
- Wiem, kto tam będzie - przerwał mu król. - Jednak mam inne
zobowiązania. Dziś wieczorem jest uroczyste otwarcie nowego skrzydła
szpitala, które nazwano imieniem królowej Alerty. Muszę tam być. Federico
nie może cię zastąpić, bo Lucrezia zachorowała.
- Co się stało? - Stefano naprawdę się zaniepokoił. Jeszcze nigdy się nie
zdarzyło, by Federico z jakiegokolwiek powodu wymówił się od oficjalnych
obowiązków.
- Ma silny ból głowy. Nie chodzi jednak o zwykłą migrenę. Nic więcej
jeszcze nie wiem.
- A Isabella?
- Jest w Wenecji. Będzie gościem honorowym na jesiennym festiwalu
filmowym i pojechała na spotkanie organizacyjne.
- Każ jej wrócić! - krzyknął bliski paniki. - Nie dam rady. Nie jestem
jeszcze przygotowany! Cud, że jakoś przebrnąłem przez wczorajsze wyścigi.
Jeśli Amanda jeszcze wszystkiego ci nie opowiedziała...
- Chodź ze mną. - Król Eduardo uciął dalszą dyskusję i popchnął Stefana
w głąb korytarza.
59
RS
Po chwili książę posłusznie maszerował za ojcem do biblioteki.
60
RS
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Amanda wpatrywała się w notatki, usiłując skoncentrować się na liście,
którą zaczęła sporządzać, zanim Stefano ją pocałował. Jednak „pocałunek"
to chyba niewłaściwe słowo na określenie tego, co między nimi zaszło.
Przyjęła tę posadę, choć młody książę oczarował ją od pierwszego
wejrzenia. Nie łudziła się, że będzie łatwo, liczyła jednak na swój zdrowy
rozsądek i profesjonalizm. Teraz balansowała na cienkiej linie. Mogła stracić
posadę, a w dodatku wrócić do Stanów ze złamanym sercem.
Nurtowało ją pytanie, dlaczego Stefano tak gwałtownie wybiegł z
biblioteki. Oczywiście powstrzymał go jej nieśmiały protest, ale chodziło o
coś więcej. Pragnął jej równie mocno jak ona jego, tego była pewna, jednak
gdy spojrzał jej badawczo w oczy, dosłownie coś go zmroziło. Widziała, jak
w jednej sekundzie jego nastrój się zmienia.
Czyżby odgadł jej najskrytsze myśli i pragnienia? Czyżby wyczytał w jej
wzroku, że pragnęła dzielić z nim nie tylko łoże, ale i życie?
Uchodził za kobieciarza. Słyszała wiele opowieści na ten temat, jeszcze
zanim go poznała. Zrozumiała, dlaczego bał się zaangażować, gdy
opowiedział jej, co przeżywał po śmierci matki. Na pewno przystanie na
zaaranżowane małżeństwo, bo w tego typu związkach nikt nie oczekiwał od
partnera miłości.
- Panno Hutton.
Uniosła gwałtownie głowę i trochę nerwowo odsunęła na bok notatki, a
potem poderwała się na równe nogi.
- Wasza Wysokość, nie spodziewałam się pańskiej wizyty. Gdybym
wiedziała...
Król Eduardo machnął ręką.
- Spokojnie, panno Hutton, proszę usiąść. - Gdy siadała za biurkiem, do
biblioteki wkroczył Stefano. - Właśnie rozmawiałem z księciem na temat
oficjalnej kolacji, którą wydaję. - Król zdjął okulary i zaczął nimi uderzać o
nogę. - Chcę, by mój syn wziął udział w tym wydarzeniu.
- Ojciec chce, bym pełnił honory gospodarza - uściślił Stefano.
Amanda przez chwilę patrzyła na nich w milczeniu.
- Wasza Wysokość, myślę, że książę Stefano nie jest jeszcze gotów.
Wczoraj po raz pierwszy pełnił rolę gospodarza, ale to były tylko wyścigi
łódek.
61
RS
- A właśnie. - Król Eduardo podszedł i położył na biurku duży plik
papierów. - Rozmawiałem z moim przyjacielem, księciem Giovannim
Alessandrem, który brał udział we wczorajszej imprezie. Był pod wra-
żeniem. Dobrze zrobiłem, zatrudniając panią.
Amanda zastanawiała się, co powiedziałby król, gdyby zobaczył scenę,
która rozegrała się kilka minut temu w bibliotece.
- Wasza Wysokość, dziękuję za słowa uznania. Wczoraj książę Stefano
świetnie wywiązał się ze swoich obowiązków, jednak tego typu impreza ma
niewiele wspólnego z oficjalną kolacją. - Zawahała się na chwilę, szukając
najodpowiedniejszych słów. -Rozmowy, jakie Wasza Wysokość prowadzi z
bałkańskimi dyplomatami, są zapewne ważne i trudne. To oznacza, że
kolacja powinna przebiegać bez najmniejszych zgrzytów. Jeśli mogę coś
zaproponować, gospodarzami wieczoru powinni być książę Federico i
księżniczka Isabella. Oczywiście dobrze by było, gdyby książę Stefano
również był obecny, dzięki czemu zyskałby nowe doświadczenia.
- Zapewne - zgodził się król. Spojrzał na syna, który stał w odległym kącie
biblioteki. Z jego postawy Amanda wywnioskowała, że król Eduardo już
dawno podjął decyzję i nie warto nadal z nim dyskutować.
- Książę Federico i księżniczka Isabella nie mogą się tego podjąć? Czy
mam rację?
- Właśnie - odpowiedział król. - Zona Federica zachorowała, a Isabelli nie
ma - wyjaśnił i spojrzał przepraszająco na Amandę. - Żałuję, że nie mogę
dać pani więcej czasu na przygotowanie Stefana do nowej roli.
- Jakoś sobie poradzimy, Wasza Wysokość. Mam nadzieję, że księżniczka
Lucrezia szybko wróci do zdrowia.
Król postukał palcem w plik przyniesionych przez siebie papierów.
- To moje notatki dotyczące rozmów z bałkańskimi dyplomatami. Są tu też
przemówienia, które wygłosiłem na ten temat w parlamencie. Jak na razie
wszystko idzie dobrze i być może jutro podpiszemy umowę. Książę Stefano
musi teraz zapoznać się z tymi materiałami. Podczas kolacji Stefano nie
powinien i nie musi odpowiadać na żadne szczegółowe pytania. Wystarczy,
że będzie zabawiał gości miłą rozmową i wprawi ich w dobry nastrój. Czy to
jasne? - Spojrzał na Amandę, a później na syna.
- Jasne - odpowiedzieli zgodnie, lecz mina Stefana świadczyła o czymś
wręcz przeciwnym.
62
RS
- Panno Hutton, poprosiłem, by dostarczono pani do pokoju kilka sukien.
Proszę coś wybrać na dzisiejszą kolację. Czy potrzebuje pani czegoś
jeszcze?
Pokręciła głową, wciąż trochę oszołomiona biegiem wypadków. Czekał ją
bardzo trudny i pracowity dzień.
- A zatem dobrze. Za chwilę jadę z greckim premierem do parlamentu.
Gdyby pani czegoś potrzebowała, proszę się skontaktować z moją
sekretarką. Ona na pewno coś poradzi. - Ruszył w stronę drzwi, lecz zanim
wyszedł na korytarz, odwrócił się i spojrzał na Amandę. - Mam nadzieję, że
dzisiejszy wieczór okaże się sukcesem, panno Hutton. Zdaje sobie pani spra-
wę z wagi tego wydarzenia.
- Oczywiście, Wasza Wysokość. Król pokiwał głową i wyszedł.
Stefano nadal stał nieruchomo pod ścianą, wlepiając wzrok w Amandę.
- No, to te podziękowania mogą chwilowo poczekać - próbowała
rozładować sytuację.
- Słuchaj...
Uniosła rękę, nie pozwalając mu skończyć.
- Nie rozmawiajmy o tym, dobrze? Szkoda czasu, a i tak mamy go o wiele
za mało.
Nie chciała teraz rozmawiać o tym, co wydarzyło się między nimi. Nie
teraz, kiedy czekało ich tak trudne zadanie. Wydawało jej się, że we wzroku
Stefana zobaczyła ulgę... a może rozczarowanie? Nie była pewna.
- W porządku - zgodził się krótko.
Amanda skinęła głową w kierunku sterty przyniesionych przez króla
papierów.
- To nic takiego, naprawdę.
- Ja tak nie uważam.
- Proszę sobie wyobrazić, że czyta pan gazety, by dowiedzieć się, co
ciekawego wydarzyło się wczoraj na świecie. Przegląda pan wiadomości i
uważnie czyta te, które pana zainteresują. Chodzi o ogólne rozpoznanie
sytuacji, a nie o nauczenie się wszystkiego na pamięć.
Stefano uśmiechnął się z powątpiewaniem i wzruszył ramionami.
- Pański ojciec powiedział jasno, czego oczekuje. Ma pan zabawiać
dyplomatów miłą konwersacją. Nie musi pan z nimi rozmawiać na tematy
polityczne czy ekonomiczne. Wystarczy zapytać, jak się miewają ich żony,
powiedzieć, co podoba się panu w ich państwach i tego typu rzeczy. Wczoraj
obserwowałam pana uważnie i wiem, że sprosta pan temu zadaniu.
63
RS
- To po co ojciec przyniósł te wszystkie papiery? Amanda westchnęła w
duchu. Wiedziała, że jej odpowiedź nie przypadnie księciu do gustu.
- Podczas kolacji będzie pan musiał wygłosić krótkie przemówienie. Ci
ludzie przyjechali do San Rimini, by podpisać ważną umowę handlową.
Będzie mile widziane, jeśli napomknie pan o doniosłości tego faktu.
- Nie wydaje mi się, bym...
- To może być naprawdę krótkie przemówienie. Napiszemy coś i kilka
razy przećwiczymy.
Stefano podszedł do biurka i wziął papiery.
- Lepiej zacznę od razu czytać, bo mam mało czasu. Pójdę do swojego
pokoju.
- Tak chyba będzie najlepiej. Ja przygotuję szkic pańskiego przemówienia.
Spotkamy się za godzinę. I jeszcze jedno. Ci politycy wiedzą, że nie
uczestniczył pan w rozmowach negocjacyjnych. Jeśli były jakieś punkty
sporne, dyplomaci spróbują wywrzeć na pana nacisk. Mogą liczyć na to, że
przekaże pan ich sugestie i racje ojcu.
- Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. Zresztą ojciec i tak by mnie nie
posłuchał.
- Ale oni o tym nie wiedzą. Pozwólmy im wierzyć, że pana udział w życiu
politycznym jest znaczący. To poprawi pański wizerunek. Zawsze opłaca się
być uważnym słuchaczem. Każdą opinię można określić jako interesującą,
ale lepiej nie wdawać się w żadne szczegóły. Nie wolno panu niczego
oceniać, to bardzo ważne. Bez względu na to, co pan zrobi, proszę nie tracić
pewności siebie. To pan jest tutaj księciem. Stefano wreszcie zdobył się na
uśmiech.
- Mam nadzieję, że ty nie denerwujesz się tą kolacją. Zobaczysz, będzie
zabawnie. - Rozejrzał się po bibliotece. - To wnętrze jest bardzo skromne w
porównaniu z jadalnią, w której wydajemy oficjalne przyjęcia. Kiedy to
zobaczysz, zrozumiesz, dlaczego nie lubię tam przebywać.
Uśmiechnęła się ciepło, próbując w ten sposób dodać mu odwagi.
- Nie chcę tego dłużej słuchać. Spotykamy się za godzinę, żeby poćwiczyć
przemówienie. Proszę zapomnieć o swoich lękach i obawach, i zabrać się
ostro do pracy. Da pan radę, wiem to.
Bardzo prawdopodobne, że Stefano sobie jednak nie poradzi. Bywała na
wielu eleganckich przyjęciach, w tym również na królewskim ślubie, lecz je-
szcze nigdy nie miała takiej tremy. Powoli dotarła do szczytów schodów i
przeszła przez podwójne drzwi do sali recepcyjnej królewskiego pałacu.
64
RS
Leciutko wygładziła czarną suknię, w duchu dziękując królowi, że
wybawił ją z opresji. W swej garderobie nie miała nic na tyle eleganckiego,
by pojawić się na przyjęciu tej wagi. Już raz zwiedzała te pomieszczenia
jako turystka, co innego jednak znaleźć się tu w charakterze gościa.
Pomieszczenie było okrągłe. Posadzkę zrobiono z siedmiu gatunków
drewna. Masywne, bogato zdobione podwójne drzwi prowadziły do jadalni.
Z olbrzymich okien rozpościerał się oszałamiający widok na ogrody
królewskie oraz pulsujące życiem miasto. Światło z olbrzymiego
kryształowego żyrandola było bardzo jasne, lecz nie jaskrawe.
Jednak to nie wystrój wnętrza, lecz zgromadzeni tu ludzie wywarli na
Amandzie największe wrażenie. Na ślub Jennifer i Antony'ego zjechała
śmietanka towarzyska, dzisiaj gośćmi byli wpływowi politycy i dyplomaci.
Kilku przywódców z nowo powstałych państw bałkańskich dyskutowało z
ożywieniem przy oknie. Popijali koktajle, zastanawiając się, czy poprawa sy-
tuacji ekonomicznej ich regionu będzie miała pozytywny wpływ na
zażegnanie waśni etnicznych. Ich rozmowie przysłuchiwał się Roger
Warren, amerykański sekretarz stanu i przyjaciel ze studiów ojca Amandy.
Jak na razie wszystko szło dobrze.
Co minutę w drzwiach pojawiał się kolejny VIP. Był wśród nich
przedstawiciel Banku Światowego, kilku członków rządu włoskiego,
członkowie parlamentarnej komisji ekonomicznej.
Za kilka chwil w sali powinien pojawić się książę Stefano diTalora.
Zaprosi gości do jadalni i rzuci kilka uwag o sytuacji ekonomiczno-
politycznej regionu. Taką przynajmniej miała nadzieję. Ciężko pracowali
przez całe popołudnie, jednak teraz, rozglądając się po twarzach obecnych,
jej nerwy zaczęły brać górę. Dodatkowo speszył ją widok kilku reporterów.
Zerknęła na kelnera roznoszącego na srebrnej tacy wykwintne zakąski. Nie
mogła pozbyć się obawy, że Stefano nie sprosta zadaniu. Nie znał dobrze
tych ludzi. Na pewno potrafiłby się zaprzyjaźnić z każdym z nich, ale
jedynie w swobodnej rozmowie w cztery oczy i w innych okolicznościach.
Tutaj jednak przyjdzie mu się zmierzyć z dużą grupą wytrawnych i
wpływowych dyplomatów. Byle tylko nie popełnił żadnej gafy, lub co
gorsza nie wymknął się ukradkiem przed końcem kolacji.
Federico, Isabella i Antony nie przepuściliby okazji uczestniczenia w
takim ważnym wydarzeniu, ale Stefano? Miała tylko nadzieję, że wczorajsze
doświadczenie dodało mu pewności siebie.
65
RS
Na lekcjach świetnie sobie radził. Król Eduardo był zadowolony, lecz gdy
dzisiaj coś pójdzie nie tak, część winy spadnie na Amandę. Wzięła głęboki
oddech, a potem sięgnęła po kieliszek szampana. No cóż, przynajmniej
przekona się, czy jest taką profesjonalistką, jak jej się do tej pory zdawało.
Jedno jest pewne: książę Stefano diTalora może ją wynieść na zawodowe
szczyty, lub złamać jej karierę.
- Książę Stefano! - usłyszała za plecami Amanda.
Zobaczyła lady Schipani sunącą wdzięcznie w kierunku księcia, który
właśnie stanął w progu sali recepcyjnej. Amanda skrzywiła się lekko. Co
prawda Jennifer twierdziła, że lady Schipani jest bardzo inteligentna i miła,
lecz Stefano chyba za nią nie przepadał. Na pewno i tak był bardzo
zdenerwowany, a ta ociekająca słodyczą piękność jeszcze bardziej wypro-
wadzi go z równowagi.
Jednak jej obawy okazały się płonne, ponieważ książę przywitał
blondwłosą lady olśniewającym uśmiechem.
- Lady Schipani, cieszę się, że panią widzę. - Mówił tak cicho, że Amanda
ledwo go słyszała. - Wiem, że jutro przedstawi pani swoją kandydaturę
parlamentowi. Moje gratulacje.
Ujął jej dłoń i złożył na niej lekki pocałunek. Potem szybko i ukradkiem
zerknął na Amandę.
Odwzajemniła mu się spojrzeniem, które miało dodać mu otuchy. Na
chwilę przymknął powieki, jakby zrozumiał, co chciała mu przekazać.
- Dziękuję, Wasza Wysokość. Jeśli zostanę wybrana, skoncentruję się na
problemach służby zdrowia - powiedziała lady Schipani.
- Tak, potrafi pani być przekonująca.
- A właśnie - podchwyciła, biorąc z tacy kieliszek szampana. - Chyba
jednak przecenia pan moje zdolności w tej dziedzinie. Nadal nie otrzymałam
potwierdzenia, że wygłosi pan przemówienie na konferencji Narodowego
Komitetu Zdrowia. Jako przewodnicząca czułabym się zaszczycona...
- Oczywiście, z przyjemnością. Proszę się jutro skontaktować z moją
sekretarką, która sprawdzi terminarz. O ile nie mam innych zobowiązań,
może pani na mnie liczyć.
Lady Schipani promieniała, jakby właśnie dostała gwiazdkę z nieba. Kiedy
Stefano odszedł, by porozmawiać z jednym z włoskich ministrów, wciąż
jeszcze uśmiechała się, wyraźnie oszołomiona.
66
RS
Amanda z trudem powstrzymała okrzyk triumfu. Sądząc po tym, jak
Stefano poradził sobie z łady Schipani, dzisiejszy wieczór zakończy się
sukcesem.
Zaczęła krążyć po sali, wdając się w krótkie rozmowy z kolejnymi gośćmi.
Gdy rozległ się gong wzywający na posiłek, Stefano wyrósł przy niej jak
spod ziemi.
- Chyba idzie mi nieźle - szepnął.
Zerknęła na niego. W szytym na miarę smokingu wydawał się bardzo
pewny siebie. Lekko kpiący uśmiech wzmacniał to wrażenie.
- Nawet lepiej - odpowiedziała. - Gdyby to nie zabrzmiało zbyt
protekcjonalnie, powiedziałabym, że jestem z pana dumna-
- Lepiej wstrzymaj się z pochwałami, dopóki nie wygłoszę przemówienia.
Miała ochotę uścisnąć go uspokajająco za ramię, jednak obserwowało ich
zbyt wiele wścibskich oczu. Jak dotąd, prawie nikt nie zwracał na nią uwagi,
i lepiej, by tak pozostało.
- Niestety, nie będziesz siedziała obok mnie. Leciutko potrząsnęła głową,
nie dając po sobie poznać, jak przestraszyły ją te słowa.
- Nie będę, ale to nie ma znaczenia. Przecież nauczył się pan tego
przemówienia na pamięć.
- Nie o to chodzi.
W tym momencie stojący tuż za Amandą grecki minister gospodarki
podniósł głos.
- Problem wojennych uchodźców na Bałkanach wymaga pilnego
rozwiązania.
Inny, nieco otyły mężczyzna, w którym Amanda rozpoznała
przedstawiciela Słowenii, natychmiast ostro zareagował:
- To prawda, ale chyba pan nie sądzi... Stefano nie czekał na rady
Amandy, tylko bez namysłu zażegnał wiszący w powietrzu konflikt.
- Panie ministrze - zwrócił się do Greka - pozwoli pan, że wskażę panu
miejsce przy stole.
- Czuję się zaszczycony, ale...
- O, widzę sekretarza Warrena - powiedział Stefano i odwrócił się do
przedstawiciela Słowenii. - Panie Jankovic, sekretarz Warren bardzo pragnie
pana poznać.
- Naprawdę? - Słoweniec przeprosił towarzystwo i szybko ruszył w stronę
amerykańskiego sekretarza stanu.
67
RS
Natomiast Stefano skoncentrował uwagę na Greku, który bacznie
przyglądał się Amandzie. Gdyby tylko potrafiła przekazać mu telepatycznie,
że teraz powinien ją przedstawić. Niestety, Stefano lekko napiął mięśnie i
uparcie milczał.
- Wasza Wysokość, chyba jeszcze nie miałem przyjemności poznać tej
uroczej młodej damy - przerwał ciszę minister.
Amanda patrzyła bezradnie, jak Stefano leciutko zaciska usta. Nie, tylko
nie to! Nie po to tak ciężko pracowali, by teraz zjadła go trema.
- Przepraszam - odezwał się wreszcie książę. - To panna Amanda Hutton.
Niedawno dołączyła do mojej służby dyplomatycznej.
Co takiego? Amanda z trudem ukryła zdziwienie i podała rękę greckiemu
ministrowi.
- Panno Hutton, miło mi panią poznać.
- Ja również się cieszę, panie ministrze, że mogłam pana poznać.
Stefano wskazał Grekowi miejsce przy stole.
- Proszę sobie wyobrazić, że w zeszłym roku, podczas wypadu na narty
spotkałem pańską żonę. Czy jeździ pan na nartach równie dobrze jak ona?
Amanda z rozbawieniem obserwowała, jak pogrążeni w dyskusji o
ewolucjach narciarskich, kroczą ku szczytowi stołu. Powoli ruszyła przed
siebie, szukając kartki ze swoim nazwiskiem.. Stwierdziła, że posadzono ją
bardzo daleko od księcia. I właśnie wtedy coś sobie uświadomiła.
Jeżeli książę Stefano będzie się uczył w takim tempie, jej pobyt w San
Rimini będzie krótszy niż obiecane trzy miesiące. Powinna wziąć pod uwagę
taką ewentualność i zacząć rozmyślać o przyszłości.
Gdy zajęła miejsce, kelner postawił przed nią kieliszek z szampanem. Po
chwili w pomieszczeniu rozległ się spokojny i donośny głos Stefana. Książę
podkreślał konieczność współpracy państw regionu. Amanda nie była w
stanie skupić się na sensie wypowiadanych przez niego słów. Leciutko
przymknęła oczy, wsłuchując się w tembre jego głosu i brzęk kryształowych
kieliszków. W głębi serca wiedziała, że po raz ostatni bierze udział w tak
doniosłej uroczystości.
Już wkrótce król Eduardo znajdzie narzeczoną dla Stefana, kobietę, która
będzie go wspierać podczas wszystkich oficjalnych wystąpień, kobietę, która
będzie dobrą matką dla jego dzieci. Dlatego Amanda dla własnego dobra
powinna o nim jak najszybciej zapomnieć. Gdyby to tylko tak nie bolało...
Gdy w pomieszczeniu rozległy się oklaski, otworzyła oczy. Stefano usiadł,
a kelnerzy natychmiast zaczęli roznosić przystawki. Amanda uniosła wzrok i
68
RS
zauważyła, że Stefano patrzy wprost na nią. W jego wzroku dostrzegła
pożądanie, ale też coś jeszcze. Książę chciał, by była teraz tuż przy nim. Nie
tylko po to, by go podtrzymywać na duchu.
Czy to możliwe, by dojrzała w jego wzroku... szczerą miłość?
Na chwilę wstrzymała oddech. Nie, to niemożliwe, musiała się pomylić.
Zanim jednak zdołała rozszyfrować spojrzenie Stefana, sekretarz Warren
zwrócił się do księcia z jakimś pytaniem i Stefano oderwał wzrok od
Amandy.
69
RS
ROZDZIAŁ ÓSMY
Gdy już odjechali wszyscy goście, Stefano miał ochotę tańczyć i krzyczeć
z radości. Ostatnio był tak podniecony, gdy przyjęto go do Princeton. Wtedy
wiedział, że czeka go fascynująca przygoda. Wyzwoli się z więzienia, jakim
stał się dla niego pałac. Pozna ludzi, którym będzie obojętny jego tytuł. Jeśli
gó polubią, to bez żadnych ukrytych intencji. Świat stał przed nim otworem.
Dziś czuł się tak samo. Kluczem do sukcesu okazała się Amanda Hutton.
Z nią u boku zdoła rozwinąć skrzydła i sprosta trudom książęcych
obowiązków.
Teraz, w zaciszu biblioteki, obserwował zaróżowioną twarz Amandy.
- Wiedziałam, że Wasza Wysokość świetnie sobie poradzi - powiedziała i
uśmiechnęła się. - Oczarował pan wszystkich. Książę Federico i księżniczka
Isabella nie poradziliby sobie lepiej, a przecież zajmują się tym od wielu lat.
- Tak myślisz? - upewnił się.
- Oczywiście. - Amanda usiadła na krześle. - Tak się cieszę.
Stefano rozrzucił szeroko ramiona, wciąż podniecony odniesionym
sukcesem.
- A widziałaś reakcję lady Schipani, kiedy przyjąłem jej zaproszenie?
Chyba też nieźle sobie poradziłem z zażegnaniem konfliktu między Grecją i
Słowenią. Gdy ojciec o tym usłyszy, będzie nieźle zaskoczony. - Podszedł do
Amandy i położył dłonie na oparciu krzesła. - A samo przemówienie!
Gdybyś miesiąc temu powiedziała mi, że jakoś przez to przebrnę, a w
dodatku odczuję potem satysfakcję, tylko bym się roześmiał. Co
najdziwniejsze, przyszło mi to dość łatwo.
Wziął Amandę na ręce i wykonał kilka tanecznych kroków. Potem
postawił ją na podłodze, lecz nie wypuścił z objęć.
- Książę Stefano, to nie...
- Nie wypada? Do diabła z tym!
Spodziewał się, że Amanda go odepchnie, ona jednak tylko głośno się
roześmiała. Na chwilę przymknął oczy, pragnąc zachować w pamięci obraz
jej roześmianej i tchnącej wiarą twarzy. Wiarą pokładaną w nim. Ta kobieta
naprawdę mu ufała, i to podziałało na niego jak afrodyzjak.
- To, że jakoś przebrnąłem przez dzisiejszy wieczór, w dużej mierze
zawdzięczam tobie - powiedział. To niewiarygodne, czego dokonała w ciągu
zaledwie kilku tygodni.
70
RS
Objął ją ramionami tak ciasno, że nie miała szans na ucieczkę. Leciutko
uniósł Amandę i pocałował prosto w usta. Jej wargi były miękkie, ciepłe i
pachniały truskawkami. Pieścił jej usta językiem, z początku delikatnie,
potem coraz bardziej natarczywie. Chciał, by poznała siłę jego pożądania.
Amanda odwzajemniła pocałunek, najpierw trochę nieśmiało, potem z
rosnącą pasją. Objęła ramionami szyję Stefana; czuł na torsie jej krągłe
piersi. Jej stopy znajdowały się kilka centymetrów nad ziemią. Nie zamierzał
wypuszczać jej z objęć.
Gdy zabrakło im oddechu i przerwali pocałunek, Amanda zdołała szepnąć:
- Gdy jest się księciem, można czasami zlekceważyć zasady etykiety.
Jednak oboje wiemy, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Musimy
przestać. Pański ojciec zapewne wkrótce wróci z uroczystego otwarcia
szpitala. Z pewnością będzie chciał z panem porozmawiać i pogratulować
sukcesu. A pan wciąż jest moim uczniem.
Ostrożnie postawił ją na podłodze, nie wypuszczając z ramion. Położyła
dłoń na jego torsie, lecz nie odepchnęła go.
- To było bardzo przyjemne - przyznała z ociąganiem - ale nie powinno się
powtórzyć.
Myśli Stefana błądziły teraz w zupełnie innych rejonach. Skoro był tak
bardzo podniecony, jedynie trzymając Amandę w ramionach, co
odczuwałby, gdyby zostali kochankami? Sprawiłby, że krzyczałaby z
rozkoszy.
Jakby czytając w myślach Stefana, uwolniła się z jego ramion.
- Wasza Wysokość... - szepnęła
- Na litość boską, kiedy wreszcie zaczniesz mówić do mnie po imieniu!
Nie obchodzi mnie, co pomyśli o tym ojciec czy ktokolwiek inny. A nawet
gdyby nas ktoś teraz zobaczył, to co z tego? - wyrzucał z siebie szybko
bardzo wzburzony. - Coś mi się wydaje, że najwyższa pora, żebym to ja
udzielił ci kilku lekcji. - Podszedł do drzwi biblioteki. - Po pierwsze, jeśli
chcesz uniknąć krępujących wpadek, zawsze zamykaj drzwi. - Zamknął
drzwi na zasuwkę i ponownie podszedł do Amandy. Ujął jej twarz w dłonie i
odwrócił do siebie. Emocje, które dostrzegł w jej oczach, ośmieliły go. - Po
drugie, jeśli czegoś pragniesz, sięgnij po to przy najbliższej nadarzającej się
okazji.
Zsunął ręce na jej biodra. Podniósł ją, przeszedł kilka kroków, a potem
posadził ostrożnie na blacie biurka.
71
RS
- To na pewno nie jest zgodne z etykietą - zaprotestowała. - Nie mogę
mówić do pana po imieniu, ponieważ...
Uciszył ją pocałunkiem, a potem zsunął ramiączka jej wieczorowej sukni i
zaczął gładzić aksamitną skórę.
Serce biło mu jak oszalałe. Wyczuł, że Amanda na chwilę się zawahała,
lecz już po chwili pomagała mu zdjąć smoking. Potem przesuwała
niespokojnie dłońmi po plecach Stefana, tak mocno, że nawet przez materiał
koszuli czuł jej paznokcie.
Mógłby się zatracić w tej kobiecie. Mógłby sprawić, by ona zatraciła się w
nim. Po raz pierwszy w życiu zapomniał, że miłość to nie tylko ryzyko, ale
też uczucie, dla którego warto żyć. Pragnął przeżyć z Amandą coś pięknego i
szalonego bez względu na konsekwencje.
- Ależ byłem głupi - szepnął, przyciągając ją jeszcze bliżej. - Oczarowałaś
mnie od pierwszego wejrzenia. Tak naprawdę to właśnie dlatego zaprosiłem
cię na przechadzkę po ogrodzie różanym. Nie chciałem się do tego przyznać
nawet przed samym sobą...
- Jest kilka powodów, dla których powinniśmy się opanować -
powiedziała.
- Dziś wieczór naprawdę poszło mi nieźle. Może czas skończyć naukę.
Osobiście widzę cię u swego boku w zupełnie innej roli.
- Nawet nie chcę tego słuchać. Wiem, że pański ojciec już szuka dla pana
odpowiedniej żony.
Ze złością potrząsnął głową.
- Jesteś pierwszą kobietą, która mnie tak oczarowała. Świetnie mnie
rozumiesz, dodajesz mi otuchy, umacniasz mą wiarę w siebie. Jeszcze do
dzisiaj byłem pewien, że zgodzę się na zaaranżowane małżeństwo, tak jak
zrobił to Federico. Ale wtedy to nie ty siedziałabyś u mego boku podczas
tych wszystkich oficjalnych uroczystości. - Nie umiał lepiej wyrazić smutku,
jaki odczuł dziś wieczorem. Amandę posadzono tak daleko, jakby była kimś
mało ważnym. - Nie miałem racji, obawiając się miłości. Jesteś kobietą, dla
której gotów jestem podjąć ryzyko.
Próbował ją pocałować, lecz tym razem Amanda lekko go odepchnęła.
- Książę Stefano... - zaprotestowała.
- Stefano - poprawił po raz kolejny.
- Dobrze, Stefano. Zanim zabrniemy za daleko, chciałabym od ciebie
usłyszeć...
72
RS
- Co takiego? - zapytał trochę nieprzytomnie. Jeśli pragnęła miłosnego
wyznania, po raz pierwszy w życiu był gotów je wygłosić.
- Co masz na myśli, wspominając o ryzyku? - Musnęła palcami jego
wargi. Chciała w ten sposób zaznaczyć, że powinien poważnie potraktować
jej słowa. - Jak rozumiem, nie obawiałeś się reakcji ojca na nasz związek.
Skąd więc ten strach przed miłością? I dlaczego miałeś zamiar zgodzić się na
zaaranżowane małżeństwo?
A zatem nie oczekiwała żadnych wyznań ani czułych słówek. Jego podziw
dla niej jeszcze wzrósł. Jednak o wiele chętniej wyznałby jej miłość, niż
zdradził prawdziwy powód swych obaw. Nie chciał mówić o tym, jak
wstrząsnęła nim śmierć matki.
- Teraz to już nieważne - wymigał się od odpowiedzi.
- A jednak chcę to usłyszeć - nalegała. Powinien był przewidzieć, że
Amanda nie ustąpi tak łatwo.
- Uznasz to za nieprawdopodobne.
- Mów.
- Już dobrze - westchnął. Miała rację, chyba powinien powiedzieć jej
prawdę. - Po śmierci matki bałem się bliższych związków z ludźmi.
Dręczyła mnie obsesja ich nieuchronnej straty. Uznałem, że najlepszym
wyjściem będzie zaaranżowane małżeństwo. Nie chciałbym po stracie żony
cierpieć tak, jak cierpiał mój ojciec.
- Rozumiem cię.
- Nauczyłaś mnie pokonywać strach. Najlepiej skoczyć na głęboką wodę.
A poza tym wyglądasz na bardzo zdrową i... żywotną kobietę.
Amanda nagle posmutniała i odsunęła się od Stefana. Zacisnęła usta i
opuściła powieki. Gdy je ponownie uniosła, jej oczy były pełne łez.
- Amando, co się stało? Uraziłem cię? Na miły Bóg, chyba nie jesteś
poważnie chora?
- Nie o to chodzi.
- To o co?
- Nie jestem chora, ale...
- Wyduś to wreszcie.
- Moja matka i ciotka...
W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Stefano! Stef, jesteś tam?
Książę rozpoznał głos siostry. Isabella była bardzo zdenerwowana. Stefano
zaklął cicho pod nosem i nie spuszczając wzroku z Amandy, poprosił:
73
RS
- Mów dalej.
- Później. - Amanda zeskoczyła z biurka i poprawiła ramiączka sukni.
- O co chodzi? - nalegał Stefano, łapiąc ją za łokieć. - Amando, wiem, że
twoja matka i ciotka miały raka. Co jeszcze chciałaś mi powiedzieć?
- To nie jest odpowiednia chwila - szepnęła Amanda, ocierając łzy.
- Stefano! - Tym razem okrzykowi towarzyszyło głośne pukanie.
Książę nawet się nie obejrzał.
- Nie otworzę, dopóki mi nie powiesz, o co chodzi.
- Dobrze - ustąpiła. - Rak piersi bywa dziedziczny. Przeszłam badania i
okazało się, że jestem w grupie wysokiego ryzyka. Właśnie z tego powodu
nie powinieneś wiązać ze mną żadnych planów na przyszłość. Miałeś rację,
godząc się na zaaranżowane małżeństwo. Gdybyś związał się ze mną, być
może za kilka lat przeżywałbyś to samo, co twój ojciec.
- Amando... - Nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Miał wrażenie, że
piersi uciska mu wielki głaz. Jakiż okrutny bywa los. Gdy wreszcie znalazł
kobietę, którą szczerze pokochał, kobietę, która pomogła mu odnaleźć siebie
samego...
- Stefano! - krzyknęła Isabella i zaczęła szarpać za klamkę.
Książę zaklął, tym razem głośno, i podniósł z podłogi smoking.
- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy, Amando -szepnął, otworzył drzwi i
stanął oko w oko z zapłakaną siostrą.
- Przepraszam... - Isabella z trudem dobywała głos. Była blada jak ściana. -
Przepraszam, że przeszkadzam, ale musisz natychmiast zobaczyć się z Fe-
derikiem.
Stefano zmarszczył brwi. Zawsze elegancka i nienagannie uczesana
Isabella była bardzo potargana.
- Isabello. - Ujął ją za rękę i poprowadził do biblioteki. - Co się stało?
Dlaczego nie jesteś w Wenecji? Myślałem, że wracasz jutro rano.
- A więc jeszcze nic nie wiesz - szepnęła bezradnie. - Zadzwonił do mnie
ojciec i poprosił, bym natychmiast wróciła do domu. Chodzi o Federica.
Zamknął się w pokoju i nie chce z nikim rozmawiać.
Stefano wziął głęboki oddech, by się uspokoić, ponieważ zaczynał powoli
tracić cierpliwość. Nie wiedział, w jaki sposób delikatnie ponaglić siostrę.
Przeczuwał tylko, że musiało się stać coś strasznego.
- Isabello, uspokój się i opowiedz mi wszystko.
74
RS
- Chodzi o Lucrezię - załkała Isabella. - Gdy zamknęła oczy, po jej
policzkach potoczyły się strumienie łez. Ostatnio szlochała tak żałośnie, gdy
była dzieckiem. - Dwie godziny temu zmarła.
Stefano był pewien, że się przesłyszał. Przecież Lucrezia była zdrową,
trzydziestoletnią kobietą. Jeszcze rano z nią rozmawiał i nic jej nie dolegało.
No, może poza silnym bólem głowy.
- Lucrezia nie żyje? - powtórzył bezradnie. -Jak...
- Zostanę z księżniczką Isabellą - odezwała się Amanda spokojnym
głosem. Delikatnie podprowadziła Stefana pod drzwi. - Idź porozmawiać z
bratem.
Stefano przeskakiwał po dwa stopnie, biegnąc do apartamentu Federica.
Wpadł do rozległego holu, minął zaskoczonych strażników i zatrzymał się
dopiero przed sypialnią brata. Zmusił się, by cicho zapukać, choć tak
naprawdę miał ochotę z rozmachem otworzyć drzwi. Nikt z królewskiej
rodziny nie tolerował gwałtownego okazywania uczuć. Zwłaszcza Federico,
który był bardzo powściągliwy i wszystkie kłopoty zwykł rozwiązywać w
samotności. Jednak teraz sytuacja była wyjątkowa.
- Federico! - krzyknął Stefano.
- Daj mi spokój, próbuję zasnąć. Porozmawiam z tobą jutro. Przyjdź o
dziewiątej rano.
Stefano cicho zaklął, rozzłoszczony uporem brata. Chwycił za klamkę,
lecz drzwi były zamknięte na klucz.
- Stefano, proszę...
- Jeśli w ciągu minuty nie otworzysz drzwi, wezmę od ochmistrzyni
zapasowy klucz. Wiesz, że jestem do tego zdolny. - Stefano wstrzymał
oddech, nasłuchując odgłosów z sypialni. Po chwili za drzwiami rozległy się
ciężkie kroki i na progu stanął Federico. Miał zaczerwienione oczy i
zmierzwione włosy. Gestem zaprosił brata do środka. - Boże, więc to pra-
wda... - szepnął Stefano.
- Poprosiłem ojca, by wziął dzieci do siebie. Na razie zupełnie nie wiem,
jak im powiedzieć...
Stefano przytulił Federica. Dotarło do niego, że tym razem to on będzie
musiał pomóc zawsze opanowanemu i rozsądnemu starszemu bratu.
- Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Tak mi przykro.
- Do mnie też to jeszcze w pełni nie dotarło. - Federico wciąż trwał w
objęciach brata, bezskutecznie usiłując opanować emocje. - Dziś po południu
miałem wziąć udział w uroczystym obiedzie, ale zostałem w domu. Całe
75
RS
szczęście, bo nie zniósłbym myśli, że w chwili śmierci nie było przy Lucrezii
nikogo bliskiego.
Stefano podprowadził brata do krzesła, a potem podał mu szklankę wody i
aspirynę.
- Co było przyczyną śmierci?
- Tętniak. Nic nie można było zrobić. - Federico westchnął ciężko. - To
wszystko stało się tak szybko... Lucrezia była pełna życia i taka młoda.
Umarła jeszcze młodziej niż nasza mama.
- Nie myśl teraz o mamie. To ci w niczym nie pomoże. Powinieneś
wspominać szczęście, jakiego zaznałeś z żoną, i dziękować losowi, że
pozwolił wam spędzić ze sobą kilka wspaniałych lat.
- Ale ja nie mogę przestać myśleć o mamie i o tym, co działo się po jej
śmierci z ojcem. Bo widzisz, ja i Lucrezia... - Federico przerwał i przycisnął
dłonie do skroni.
Stefano uszanował to milczenie. On sam ze wszystkich sił próbował teraz
nie wracać pamięcią do tych strasznych chwil po śmierci matki. Wyciągnięto
go wtedy z łóżka w środku nocy i zaprowadzono do ojca. Król Eduardo
siedział zupełnie nieruchomo za biurkiem, ściskając w ręku szklaneczkę
whisky i powtarzając, że stracił jedyną osobę, na której mu zależało. Nie
zamienił z synem ani jednego słowa, może nawet nie zauważył jego
obecności.
Otrząsnął się i ponownie skoncentrował się na bracie.
- Co chciałeś mi powiedzieć o tobie i Lucrezii?
- Ja... - Federico zaśmiał się histerycznie. - Chyba po raz pierwszy w życiu
brakuje mi właściwych słów. - Westchnął i zwiesił ramiona. - Nigdy nie ko-
chałem Lucrezii, choć nie chciałem się do tego przyznać nawet przed samym
sobą.
- Co ty opowiadasz? - zaprotestował Stefano, choć ani przez chwilę nie
wątpił w słowa brata, bo od dawna znał prawdę.
- Ja i Lucrezia byliśmy przyjaciółmi, ale nigdy nie łączyło nas szalone
uczucie.
Stefano westchnął. Doskonale wiedział, że na pozór chłodny i opanowany
Federico w głębi duszy jest czułym i wrażliwym mężczyzną. Zgodził się na
zaaranżowane małżeństwo, jak często powtarzał, dla dobra kraju. Szkoda
tylko, że jego żoną została kobieta zimna jak sopel lodu i bardzo wyniosła.
- Dlaczego mi o tym mówisz? - spytał Stefano.
76
RS
- Bo nie chcę, żebyś kiedyś cierpiał tak samo jak ja. Odczuwam coś o
wiele gorszego niż zwykły żal po stracie żony. Wstyd mi, że okazałem się
oszustem. Nie umiałem pokochać żony.
- Nie, Federico, po prostu zachowałeś się bardzo odpowiedzialnie, jak tego
po tobie oczekiwano. Lucrezia była tego świadoma, nikt jej do niczego nie
zmuszał. Pragnęła wejść do rodziny królewskiej i kochała wasze dzieci.
Nigdy się na nic nie skarżyła i wyglądała na szczęśliwą. Nie wolno ci
myśleć, że ją oszukiwałeś.
- Może i masz rację - przyznał Federico po chwili. - Niektóre kobiety
wydają się stworzone do życia w pałacu. A jednak mam wątpliwości...
Stefano spojrzał na sygnet, który Federico dostał od ojca na swoje
osiemnaste urodziny. Niemal od dnia narodzin wszystkie królewskie dzieci
wiedziały, że należy przedkładać dobro państwa nad szczęście osobiste.
Federico świetnie i bez słowa sprzeciwu wywiązał się z tej roli, natomiast
Stefano miał naturę buntownika. Często ignorował polecenia ojca i migał się
od obowiązków.
Stefano miał zamiar pójść kiedyś w ślady brata, dopóki nie spotkał
Amandy. Teraz zapragnął czegoś więcej: związku opartego na prawdziwym
uczuciu. Jednak wciąż nie pozbył się wątpliwości, jaką drogą ostatecznie
powinien pójść.
- Może zdziwi cię to, co teraz powiem. - Stefano starannie dobierał słowa.
- Jednak po jakimś czasie przyznasz mi rację. To lepiej, że nie kochałeś
Lucrezii, bo łatwiej pogodzisz się z jej śmiercią i będziesz w stanie pomóc
dzieciom. Nasz ojciec był zbyt załamany, by pomyśleć o naszym bólu.
- No widzisz, i właśnie dlatego wyznałem ci prawdę.
- Nie rozumiem.
- Zawsze zadziwiała mnie twoja wiara, że w życiu można uniknąć bólu.
Cierpienie jest wpisane w nasze istnienie. Myślisz, że skoro nie kochałem
Lucrezii, to mój ból jest mniejszy? To nieprawda. Nie wiem, czy będę w
stanie pomóc dzieciom uporać się ze śmiercią matki.
- Jesteś silny. Nie popełnisz błędów naszego ojca.
- A jeśli kiedyś dzieci odkryją, że nie kochałem ich matki? Czy będą mnie
obwiniać tak samo, jak ty obwiniasz naszego ojca? - Roześmiał się
sarkastycznie, a potem wziął ze stolika oprawiony w skórę album. - Tu są
zdjęcia z mojego ślubu. Przyjrzyj im się uważnie, a później porównaj z tymi,
które umieszczą w swym albumie Antony i Jennifer.
- Posłuchaj mnie... - zaczął Stefano. Federico rzucił album na kolana brata.
77
RS
- Stef, stoisz na rozstaju i musisz zdecydować, w którą stronę pójdziesz.
Czy chcesz mieć taki album jak ja, czy też spędzisz życie z osobą, która jest
ci przeznaczona.
- O czym ty mówisz? Niby kto jest mi przeznaczony?
- Amanda.
- To nie tak... - dość nieudolnie zaprotestował Stefano. - Widzisz,
Federico, nawet gdybym ją kochał, a nic takiego nie powiedziałem, to nigdy
się nie uda. Ten związek nie ma przyszłości.
Po raz pierwszy tego wieczoru Federico szczerze się uśmiechnął.
- Stef, zauważyłem, jak patrzysz na Amandę, ale jednego nie potrafię
zrozumieć. Czyżbyś uważał, że emocje są czymś niewłaściwym? A może
boisz się, że prawdziwa miłość przyniesie ci ból?
- Nie powinniśmy teraz rozmawiać o Amandzie. To nieodpowiedni
moment.
Federico wzruszył ramionami, lecz nie zmienił tematu.
- Czy ty masz pojęcie, jak wiele osób chciało zatrudnić Amandę? Gdy
Lucrezia zobaczyła, jak świetnie poradziłeś sobie podczas wyścigu łódek,
natychmiast chciała jej zaproponować, by zajęła się naszymi dziećmi.
Poprosiłem ojca o radę, a on powiedział, że gdy do Stanów dotarła wieść, dla
kogo Amanda teraz pracuje, zaczęło napływać mnóstwo propozycji za-
trudnienia. Nie masz zbyt wiele czasu, by zdecydować o swojej przyszłości.
Jeśli pozwolisz Amandzie wyjechać, ona nigdy do ciebie nie wróci. Jest na
to zbyt dumna.
- Doceniam twoją troskę, Federico, ale nie rozumiem...
- Za to ja rozumiem aż nazbyt dobrze. Zawsze bałeś się miłości i nie winię
cię za to. Pomyśl jednak, co poradziłaby ci matka.
- To nie fair.
- Czyżby? Powiedziałem, co mi leżało na sercu, a teraz już idź. Robi się
późno, a ja muszę porozmawiać z dziećmi. - Federico zmarszczył brwi, dając
do zrozumienia, że uważa rozmowę za zakończoną. -Aha, i zabierz ten
album. Będzie ci bardziej potrzebny niż mnie.
Stefano miał ochotę polemizować z tym ostatnim stwierdzeniem, ale po
namyśle zrezygnował.
- No dobrze. - Jeszcze raz uściskał brata. -Wiesz, gdzie mnie szukać.
- I ty też zawsze łatwo mnie znajdziesz. Stefano wyszedł na korytarz. Gdy
przechodził
78
RS
obok apartamentu ojca, usłyszał głos Isabelli. Przystanął na chwilę. Siostra
czytała bratankom bajkę. Dzieci śmiały się radośnie. Po chwili podszedł do
niego strażnik.
- Książę Stefano, czy wszystko w porządku?
- Nie, nic nie jest w porządku. Jednak jakoś sobie poradzimy.
Gdy strażnik uśmiechnął się ze zrozumieniem, Stefano ruszył do swoich
apartamentów. Wszedł do sypialni, zamknął drzwi i zapatrzył się w widok za
oknem. Przez chwilę jakby coś ważył w myślach. Potem, ściskając pod
pachą album, wyszedł przez patio do ogrodu różanego.
79
RS
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Amanda czuła, jak po jej policzkach spływają gorące łzy. Była na siebie
zła, bo wiedziała, że nie powinna się teraz poddawać rozpaczy. Musiała coś
zrobić, i to niezwłocznie. Nie czas na łzy, trzeba zachować chłodny umysł.
Otworzyła pierwszą szufladę komody, wyciągnęła porządnie poskładane
rzeczy i byle jak wrzuciła je do walizki.
Przestań się mazać, powtarzała sobie w myślach.
Jednym gwałtownym ruchem zgarnęła z toaletki kosmetyki: szampon,
szczotka do włosów, puder, cienie, pomadki.
Zadowolona, że niczego nie zapomniała, zasiadła do pisania liściku do
księżniczki Isabelli. Dziękowała za wszystkie pożyczone ubrania, które dziś
rano jej zwróciła.
Potem usiadła na łóżku. Bała się zasnąć, a jeszcze bardziej bała się, że całą
noc przepłacze. Potarła oczy, rozmazując tusz.
Musiała jak najszybciej wyjechać z San Rimini, najlepiej jeszcze dziś w
nocy, zanim ktokolwiek zdoła ją zatrzymać.
Wróciła myślą do ostatniej rozmowy ze Stefanem.
To, co wydarzyło się między nimi, można by nazwać magią. Przez chwilę
Amanda uwierzyła, że ją i księcia czeka świetlana przyszłość. Odniosła
wrażenie, że on podziela jej uczucia.
Jednak potem, gdy powiedziała o czyhającym na nią zagrożeniu, Stefano
zaczął się wycofywać. Dodawał jej otuchy, lecz wyraz jego twarzy mówił
sam za siebie. Stefano nie był gotów podjąć ryzyka, jakie nieuchronnie
niesie ze sobą prawdziwe uczucie.
Zacisnęła dłonie w pięści, by się trochę uspokoić. Podniosła słuchawkę,
wykręciła numer i zarezerwowała miejsce na poranny lot do Waszyngtonu.
- Jedno miejsce? - upewniła się urzędniczka.
- Tak - odpowiedziała cicho.
- Najszybciej będzie z przesiadką w Paryżu. Samolot odlatuje za trzy
godziny. Czy pani zdąży?
- Tak, oczywiście.
Dziś wieczór Stefano udowodnił, że dorósł do roli, jaką z racji urodzenia
przyszło mu pełnić. Sam przyznał, że już nie musi się niczego uczyć, więc
jej dalszy pobyt w San Rimini nie miał sensu.
Stefano zaklął głośno, gdy poczuł na powiekach pierwsze promienie
słońca. Wczorajsza rozmowa z bratem wciąż nie dawała mu spokoju.
80
RS
Nie był gotów na spotkanie z nowym dniem. Miał zbyt wiele do
przemyślenia.
Wczoraj po wyjściu z pokoju Federica szukał ukojenia w ogrodzie.
Zamyślony krążył wśród alejek, aż dotarł do altany, w której po raz pierwszy
pocałował
Amandę. Nie, nie chciał wracać do tego miejsca. Po chwili namysłu usiadł
na stojącej nieopodal ławce.
Przez kilka godzin trwał tak w bezruchu. Trzymany na kolanach album ze
zdjęciami ślubnymi Federica i Lucrezii z każdą minutą ciążył mu coraz
bardziej.
Kochał Amandę, lecz mógł ją utracić. Nie zniósłby bólu po jej śmierci.
- Cholera! - zaklął głośno.
- Wasza Wysokość, czy mogę w czymś pomóc? Stefano podskoczył
gwałtownie. Był tak zatopiony w myślach, że nie usłyszał kroków kierowcy.
- Przepraszam, że przeszkadzam, Wasza Wysokość. Za chwilę zaczynam
pracę i zamierzałem wypić kawę w ogrodzie. Usiądę gdzie indziej.
- Proszę, dotrzymaj mi towarzystwa.
Vittorio wydawał się zdziwiony, lecz odpowiedział grzecznie:
- Oczywiście, Wasza Wysokość. To dla mnie zaszczyt. Czy mam panu
przynieść kawę?
- To ostatnia rzecz, jakiej mi teraz potrzeba.
- Rozumiem. Czy mogę spytać, co to za książka?
- Album ze zdjęciami ślubnymi Federica i Lucrezii.
- Szczerze panu współczuję z powodu śmierci księżniczki Lucrezii.
Stefano zerknął na kierowcę, a potem leciutko się uśmiechnął.
- Dobrze wiesz, że niezbyt ją lubiłem, ale dziękuję. Nie mogę myśleć
spokojnie o tym, co przeżywają Federico i dzieci.
Siedzieli w milczeniu, dopóki ciszy nie przerwał dźwięk samochodowego
silnika. Ciemna limuzyna wyjeżdżała powoli przez bramę. W innej sytuacji
Stefano byłby co najmniej zaintrygowany, bo zazwyczaj nikt o tak wczesnej
porze nie opuszczał pałacu.
Vittorio też popatrzył na samochód. Potem wzruszył bezradnie ramionami
i spytał:
- Wasza Wysokość, czy mógłbym obejrzeć te zdjęcia? Nigdy ich nie
widziałem.
- Ja też nie - przyznał z uśmiechem Stefano.
81
RS
- To może teraz jest ten właściwy moment - powiedział Vittorio. -
Zaczynam pracę dopiero za dwadzieścia minut.
Słońce przygrzewało coraz mocniej, sprawiając, że widoczne na krzakach
krople rosy lśniły niczym diamenty. Po chwili leniwą ciszę przerwał odgłos
kolejnego samochodu. Zamyślony Stefano pogładził skórzaną oprawę
albumu. Przez całą noc próbował podjąć jakąś decyzję. Wreszcie doszedł do
wniosku, że nie powinien oglądać tych zdjęć. A może jednak...
Teraz albo nigdy.
Wziął głęboki oddech i otworzył album. Powoli przewracał kolejne strony.
Uważnie przyglądał się zdjęciom, aż wreszcie dotarł do końca.
Zamknął oczy, wdychając upojny zapach róż. Dźwięk dzwonów z
pobliskiej katedry przywołał odległe wspomnienia.
Kiedy był dzieckiem, uwielbiał słuchać opowieści o historii tej świątyni.
Teraz niemal widział starego dzwonnika wdrapującego się po drewnianych
schodach na szczyt wieży. Mężczyzna powtarzał od łat ten sam rytuał.
Najpierw starannie sprawdzał czas na swoim zegarku, a potem wprawiał w
ruch stare dzwony. Tak działo się o każdym zachodzie słońca i w każdą
niedzielę, kiedy to dźwięk dzwonów zwoływał wiernych na nabożeństwo.
Vittorio dopił kawę i wstał.
- Dziękuję, Wasza Wysokość, że pozwolił mi pan obejrzeć zdjęcia.
Dźwięk dzwonów zawsze nastraja człowieka filozoficznie.
- Powiedz mi, Vittorio, skąd u ciebie takie myśli?
- Sądzę, że teraz co innego zaprząta pański umysł. - Kierowca założył
czapkę i dodał: - Gdyby mnie pan potrzebował, czekam tam, gdzie zawsze.
Kiedy Vittorio odszedł, Stefano pomału wstał z ławki i przeciągnął się.
Gdy zesztywniałe mięśnie nieco przestały boleć, wziął album i ruszył do
różanej altanki. Delikatnie musnął jedną z żółtych różyczek, wzdychając
cicho.
I nagle, gdy dotknął jedwabistych płatków, zrozumiał, co musi zrobić.
Szczerze mówiąc, wiedział to już wtedy, gdy po raz pierwszy pocałował
Amandę, właśnie tu, w różanym ogrodzie.
Amanda była pierwszą kobietą, która prawdziwie rozpaliła jego zmysły.
Wszystkie obawy i lęki nagle przestały się liczyć. Nie mógłby poślubić innej
kobiety, nie mógłby się związać z kimś, kogo nie darzył uczuciem. To
byłoby tchórzostwo, które zamieniłoby jego życie w piekło.
Dlaczego miałby stracić Amandę? Był gotów zwalczyć wszystkie demony,
stawić czoło wszelkim przeciwnościom.
82
RS
Wyjął scyzoryk i ściął dwanaście żółtych róż. Z naręczem kwiatów wszedł
do pałacowej kuchni.
- Wcześnie dzisiaj wstałeś - przywitała go Isabella. Na pewno położyła się
bardzo późno, lecz wyglądała nieskazitelnie. Spojrzała badawczo na brata, a
potem, wskazując jego wymięte ubranie, dodała: - A może w ogóle się nie
kładłeś?
- Zgadłaś.
- Ja też nie - przyznała, biorąc z koszyka rogalik. - Zjesz coś?
- Umieram z głodu, ale najpierw muszę znaleźć jakiś wazon.
- Chyba kucharka trzyma je w tym kredensie. -Wskazała masywny mebel
stojący w rogu.
Wybrał niezbyt bogato rżnięty, kryształowy, bo taki wydał mu się
najbardziej odpowiedni dla Amandy. Napełnił go wodą, potem włożył róże.
Przyjrzał się uważnie swemu dziełu, poprawił kilka kwiatów i z
zadowoleniem skinął głową.
- To chyba nie dla Federica? - spytała Isabella, podsuwając bratu koszyk z
pieczywem.
- Nie, jeszcze nie wymyśliłem, jak pomóc jemu i dzieciom.
- Rozumiem. - Położyła rękę na blacie, na którym Stefano zostawił album.
- Federico prosił, bym zabrał ten album. Myślę, że zdjęcia ze ślubu
przywołują zbyt bolesne wspomnienia - wyjaśnił Stefano.
- Nie. Federico chciał, żebyś obejrzał wszystkie fotografie.
Stefano przez chwilę jadł w milczeniu, unikając spojrzenia siostry, aż
wreszcie wybuchnął:
- Powiedział ci, prawda? Czy w tej rodzinie nikt nie umie trzymać języka
za zębami?
- Rozmawiałam z nim, zanim położył się spać. Myślę, że odwiedziłam go
zaraz po tobie. - Westchnęła, próbując się uśmiechnąć, lecz jej twarz wy-
krzywił żałosny grymas. - Federico ma rację. Nie mam pojęcia, co zaszło
wczoraj między tobą i Amanda w bibliotece, ale powinieneś wiedzieć, że...
- Amanda... - szepnął niemal bezgłośnie. Tknęło go złe przeczucie.
Dopiero teraz zauważył, że siostra ubrana jest w kostium, który Amanda
nosiła podczas ich pierwszej lekcji, a skoro oddała Isabelli ubrania... Poczuł
ucisk w żołądku, wargi stały się nagle suche i spierzchnięte. Dlaczego siostra
mówi mu o tym dopiero teraz? - Wyjechała? - stwierdził raczej niż zapytał.
Isabella wzruszyła ramionami.
83
RS
- Dziś rano wszystkie rzeczy, które jej pożyczyłam, wisiały na drzwiach
mojej sypialni. Znalazłam też liścik z podziękowaniami, ale ani słowa o
wyjeździe.
Stefano już dalej nie słuchał. Wypadł z kuchni, potrącił kucharkę, jednak
nie zatrzymał się, tylko rzucił przez ramię przeprosiny. Biegł coraz szybciej,
dopóki nie dotarł do drzwi Amandy. Zapukał trzy razy, lecz odpowiedziała
mu cisza. Gdy dotknął klamki, drzwi otworzyły się bezgłośnie.
Ani śladu Amandy. Żadnych kosmetyków na toaletce, nietknięta pościel,
ciemna łazienka. Chwycił słuchawkę i połączył się ze strażnikiem przy
bramie wyjazdowej.
- Mówi książę Stefano, Dziś rano ktoś wyjeżdżał limuzyną z pałacu. Czy
to była Amanda Hutton?
- Tak, Wasza Wysokość.
- Czy pojechała na lotnisko?
- Tak mi się wydaje, Wasza Wysokość.
- Czy może wiesz, o której godzinie ma samolot?
- Niestety, nie, Wasza Wysokość.
Cholera, zaklął w duchu Stefano. Nie mógł zadzwonić na lotnisko, bo ta
wiadomość natychmiast przedostałaby się do prasy. Brukowce nie
zostawiłyby na nim i na Amandzie suchej nitki.
- Wezwij Vittoria - zarządził. - Powiedz, żeby czekał na mnie przy bramie.
Muszę się natychmiast dostać na lotnisko. - Gwałtownie odłożył słuchawkę i
wybiegł z pokoju. Czuł, jak oblewa go zimny pot. Wiedział, że tylko Vittorio
zrozumie powagę sytuacji.
- Wasza Wysokość. - Kierowca poczekał, aż Stefano wsiądzie, potem
wskoczył za kierownicę i ruszył z piskiem opon.
Stefano zapiął pas i zamknął oczy. Przez tyle lat bał się otworzyć serce, ale
los z niego okrutnie zadrwił. Nie zraniła go żadna kobieta, tylko dokonał
tego on sam.
- Wasza Wysokość - odezwał się Vittorio - dotrzemy na miejsce za pięć
minut. - Rozmawiałem z innymi kierowcami i dowiedziałem się, że panna
Hutton leci Air France do Paryża, a stamtąd ma połączenie do
Waszyngtonu.
- Może wiesz, o której?
- Niestety, nie, ale zrobiłem dyskretny wywiad. Pierwszy samolot jest za
pół godziny.
Stefano zmusił się do uśmiechu.
84
RS
- Dziękuję, Vittorio - szepnął. Modlił się gorączkowo, by udało mu się jak
najszybciej wyłowić Amandę z tłumu pasażerów, a jeśli niebiosa okażą się
przychylne, będzie wiedział, jak przekonać ją do pozostania w San Rimini.
85
RS
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Amanda patrzyła na rząd automatów telefonicznych. Już od kilku minut
zbierała się na odwagę, by zadzwonić do rodziców. Skoro w San Rimini była
siódma rano, to w Waszyngtonie wybiła druga w nocy. Jej ojciec, nocny
marek, z pewnością jeszcze nie spał. Skończył papierkową robotę, zajrzał do
matki, a teraz prawdopodobnie siedzi w swym ulubionym fotelu i czyta
najnowszą powieść szpiegowską.
Szkoda, że nie zdobyła się na telefon natychmiast po przyjeździe na
lotnisko. Minuty mijały, a ona i tak nie była w stanie wymyślić niczego
sensownego. Jedyne, co jej przychodziło do głowy, to: „Cześć, tato, jaka u
was pogoda? A tak przy okazji właśnie zrezygnowałam z pracy dla rodziny
diTalora".
Zrobiła porządek w portfelu, przy okazji stwierdziła, że ma tysiąc pięćset
draemów. Kiedy wyląduje w Stanach, będzie musiała jak najszybciej znaleźć
nową pracę, albo zrezygnować z wynajmowanego mieszkania i
przeprowadzić się do rodziców. Poza tym powinna zwrócić pieniądze
królowi Eduardowi, który zapłacił jej za trzy miesiące z góry.
Niemal słyszała karcący głos ojca, jednak będzie musiała poprosić o
pożyczkę. Oczywiście ojciec jej pomoże, lecz z pewnością uzna, że córka
ponownie zawiodła jego oczekiwania.
Swoją drogą, jak mogła być tak potwornie głupia. Jak mogła się zakochać
w mężczyźnie, który był dla niej nieosiągalny.
- Nie - powiedziała głośno, a potem przykryła usta dłonią, gdyż siedzący
obok biznesmen zerknął na nią zaciekawiony.
Dość tego. Musi wziąć się w garść i zadzwonić do ojca. Wyjęła z portfela
kartę telefoniczną, zarzuciła torebkę na ramię i ruszyła do automatu. Jej
uwagę zwrócił zawieszony nad sufitem neon reklamujący kasyno w San
Rimini. Nie, nie rób tego, szeptał jej wewnętrzny głos.
Celowo patrzyła wprost przed siebie, ale natrętna myśl, która zaświtała jej
w głowie, nie dawała jej spokoju. Gdyby jej się poszczęściło, oddałaby
pieniądze królowi i mogłaby zapłacić kilkumiesięczny czynsz.
Drżącą ręką uniosła słuchawkę. Jak wytłumaczy ojcu, że poniosła klęskę?
Był taki dumny, że dostała posadę na królewskim dworze. Amanda
ponownie spojrzała na reklamę kasyna. Potem odłożyła słuchawkę, schowała
kartę telefoniczną do torebki i postanowiła, że zadzwoni do ojca z Paryża.
86
RS
Teraz jestem zbyt zdenerwowana, usprawiedliwiała się w duchu, ruszając na
drżących nogach po schodach.
Po kilku minutach przekroczyła próg ulokowanego na lotnisku kasyna.
Panujący półmrok rozjaśniały migające światełka automatów do gry.
Pomimo wczesnej pory w środku było sporo łudzi. Amanda usiadła na
stołku przed automatem Podwójny Diament.
- Jest jakaś szansa na wygraną? - spytała siedzącego obok mężczyznę.
- Złotko, może tobie się poszczęści - odpowiedział z charakterystycznym
teksańskim akcentem. -Ja grałem na nim pół godziny i wszystko prze-
rżnąłem. A ten złom chyba też jest pechowy. - Wrzucił kilka monet do
swojego automatu, który nazywał się Szczęśliwe Siódemki.
Amanda wrzuciła do automatu dwie monety i nacisnęła guzik. Zamknęła
oczy i zmówiła cichą modlitwę.
Gdy uniosła powieki, z maszyny wydobywał się upiorny dźwięk, rozbłysły
światełka, i po chwili automat zaczął wypluwać mnóstwo monet.
Teksańczyk zeskoczył ze stołka i podszedł do Amandy.
- Rany boskie, złotko. Nie wrzuciłaś monet?
- Dwie.
- Szkoda, że nie trzy. Wygrałabyś dwa razy więcej. Amanda siedziała bez
ruchu, nie wierząc we własne szczęście. Tej wygranej nie można było
nazwać fortuną, ale wystarczy, by oddać dług królowi Eduardowi. Amanda
uśmiechnęła się do Teksańczyka.
- Jestem szczęśliwa, że cokolwiek wygrałam. Podeszła do nich
uśmiechnięta drobna blondynka.
- Hej, Al, mam nadzieję, że to ty zgarnąłeś tę wygraną.
- Niestety, kochanie - odpowiedział. - Ta młoda dama zgarnęła wszystko,
co ja wrzuciłem do tej przeklętej maszyny.
- Masz szczęście, kochanie. - Blondynka uśmiechnęła się do Amandy.
Amanda wsypała wygraną do plastikowego pojemnika stojącego przy
automacie i powiedziała:
- Mam nadzieję, że tobie też się poszczęści. Kobieta pokazała Amandzie
swój plastikowy pojemnik, w którym nie było ani jednej monety.
- Niestety, przyszłam prosić Ala o trochę więcej pieniędzy. Chyba
powinniśmy się przenieść do stołu do black jacka i zapomnieć o tych głupich
maszynach. To jak?
87
RS
- Jestem za, kochanie - powiedział mężczyzna, a następnie zwrócił się do
Amandy: - Nazywam się Al Stanmore, a to moja żona Kristi. Będzie nam
miło, jeśli się do nas przyłączysz. Liczę na to, że przyniesiesz nam szczęście.
Gdy Amanda się przedstawiła, Kristi oskarżycielsko wyciągnęła palec i
krzyknęła do męża:
- To co, ja nie przynoszę ci szczęścia?
- A czy cokolwiek wygrałaś?
- Nie - przyznała Kristi. Uśmiechnęła się do Amandy, a potem ujęła ją za
łokieć. - Chodź z nami, nie daj się dłużej prosić. Pogramy w black jacka,
pogadamy. Mamy trzy godziny do odlotu i musimy coś zrobić z czasem.
- Dziękuję za zaproszenie, ale zaraz mam samolot.
- Dokąd lecisz?
- Najpierw do Paryża, a potem do Waszyngtonu.
- Co za zbieg okoliczności. Też lecimy przez Paryż do Waszyngtonu, a
potem jeszcze do San Antonio. Lot do Paryża jest opóźniony, dlatego
przyszliśmy do kasyna.
- Jakieś problemy techniczne - dodał Al.
- A to oznacza, że masz mnóstwo czasu. - Kristi z uśmiechem podała
Amandzie dwa żetony. - To na szczęście. No chodź, co masz do stracenia.
Amanda spojrzała na dwa czerwone żetony. Skoro i tak już straciła
wszystko - dobrą pracę, dumę i ukochanego - dlaczego teraz miałaby nie
zaryzykować straty dwóch plastikowych krążków? Zwłaszcza że dostała je
w prezencie.
- Czy jesteście pewni, że nasz lot się opóźnił? Air France 3422.
- Tak, właśnie ten - roześmiał się Al. - No to jak, spróbujesz szczęścia?
- Sama nie wiem. - Amanda zawahała się. Spojrzała na Kristi, która
wyraźnie była złakniona damskiego towarzystwa. - A właściwie, czemu nie?
Ale musicie mi pomóc, bo nie mam wprawy.
Zanim się spostrzegła, już siedziała przy stoliku pomiędzy Alem i Kristi,
którzy flirtowali jak para nowożeńców. Naprzeciwko siedziała inna para,
chyba Hiszpanie.
Amanda westchnęła w duchu. Miała nadzieję, że nie przyniesie pecha
sympatycznej parze z Teksasu. Gdyby wiedzieli, ile ją dzisiaj spotkało
nieszczęść, uciekaliby od niej, gdzie pieprz rośnie.
- Czy to wasz miesiąc poślubny? - zapytała. Kristi roześmiała się głośno, a
Al pogładził żonę po ramieniu i powiedział:
88
RS
- Nie, po prostu wizyta w San Rimini wprawiła nas w świetny humor.
Zakochałem się w tym kraju dwadzieścia lat temu, gdy przyjechałem tu po
raz pierwszy. Te cudowne plaże i...
- Nie waż się opowiadać, co robiliśmy na tych cudownych plażach, bo nas
aresztują za obrazę moralności - przerwała mu Kristi. - Wracamy tu co roku.
Na pewno słyszałaś o ślubie księcia Antony'ego i księżniczki Jennifer. Co za
romantyczna historia.
Amanda tylko skinęła głową, bo nie była w stanie wykrztusić ani słowa.
- Chcieliśmy zobaczyć tę uroczystość, ale trudno było o miejsce w hotelu -
zakończyła Kristi.
- Wygląda na to, że i tak świetnie się bawiliście.
- Jeszcze jak - odpowiedział Al.
Ku uldze Amandy rozpoczęła się gra. Kristi i Al byli miłymi i
serdecznymi ludźmi, jednak emanujące z nich szczęście było w jej sytuacji
trochę trudne do zniesienia.
Położyła otrzymane od Kristi dwa żetony na zielonym suknie. W miarę
upływu czasu zaczynała wierzyć, że Al nie mylił się co do jej szczęścia w
grze. Wygrywała za każdym razem i teraz zamiast dwóch miała szesnaście
żetonów.
- No, chyba pora się wycofać albo przynajmniej obniżyć stawkę. -
Amanda wyciągnęła rękę, by zdjąć ze sterty dwa żetony.
- Ani się waż - powstrzymał ją Al. - Dostałaś je od nas w prezencie. Zagraj
jeszcze raz, a dopiero potem obstawiaj niżej.
Amanda wzięła głęboki oddech. Dotąd szczęście jej sprzyjało, ale jak
długo jeszcze potrwa ta dobra passa? Skoro i tak czekał ją smutny powrót do
Stanów, być może powinna przynajmniej podreperować nadszarpnięte
finanse. Przysporzy zmartwień ojcu, ale nie będzie musiała prosić go o
pożyczkę.
- No dobrze - przystała wreszcie - ale to będzie naprawdę ostatni raz.
- No dalej! - krzyknęła Kristi.
Krupierka zaczęła rozdawać karty. Hiszpanie dostali piątkę i ósemkę,
przed Alem pojawił się as. Gdy Kristi dostała dwójkę, spojrzała zawiedziona
na krupierkę.
- Hej, dlaczego ja mam takiego pecha?
Nikt nie skomentował jej wypowiedzi. Amanda dostała króla. Potem Al,
ku radości Kristi, dostał damę.
Przed Amandą pojawił się drugi król. Miała więc dwadzieścia oczek.
89
RS
Patrzyła na karty i nagle przypomniała sobie podobną scenę. Stała w
kasynie i patrzyła, jak Stefano gra o wysoką stawkę.
Była wściekła i trochę zdesperowana. Miała na sobie niezbyt twarzową
różową suknię i niewygodne buty. Szukała krnąbrnego księcia, który wtedy
wydał się jej najmniej odpowiedzialnym człowiekiem na świecie.
Ale teraz dałaby wszystko, by przeżyć tę chwilę jeszcze raz.
Hiszpan wycofał się z gry. Jego żona zatrzymała się przy osiemnastu
oczkach, Kristi przy siedemnastu. Potem krupierka odwróciła się do
Amandy. Właśnie miała przykryć dłonią karty, dając znać, że pozostaje przy
dwudziestu oczkach, gdy poczuła za plecami jakiś ruch.
- Zaryzykuj.
Wszyscy przy stole odwrócili się w stronę księcia Stefana. Podszedł bliżej
i zwielokrotnił stawkę.
- Wasza Wysokość. - Krupierka z szacunkiem skłoniła głowę, po czym
zwróciła się do Amandy: - Signorina, jaką pani podejmuje decyzję?
Amanda spojrzała księciu prosto w oczy.
- Zgadzam się na podniesienie stawki - powiedziała jakby wbrew sobie. -
Co tu robisz?
- Szukam cię. Przeczesałem całe lotnisko. Czy wiesz, jak trudno cię
wytropić?
- Mogę sobie wyobrazić. Nie tak dawno temu to ja szukałam ciebie po
całym San Rimini.
- Celna uwaga. Skończ rozgrywkę, a potem porozmawiamy.
Amanda próbowała choć trochę uporządkować chaotyczne myśli. Stefano
pojawił się tak nagle, a ona wciąż nie wiedziała, czy powinna się z tego
cieszyć. Jak mu wyjaśni swoją nagłą decyzję o wyjeździe? W dodatku
odeszła bez słowa pożegnania.
Małżeństwo z Hiszpanii nie spuszczało z nich oczu. Chłonęli z zapartym
tchem każde słowo, jakby nie chcieli uronić ani sekundy z rozgrywającej się
przed ich oczami sceny.
- Kochanie - szepnęła donośnie Kristi - nie powiedziałaś, że znasz księcia.
Nie była w stanie nic odpowiedzieć. Próbowała skoncentrować się na grze,
niestety już po chwili krupierka zgarnęła wszystkie jej żetony. No tak, pomy-
ślała Amanda. Szczęście opuściło mnie w najmniej odpowiednim momencie.
- To było do przewidzenia - skomentowała na głos. - Ależ jestem głupia.
Przepraszam, że przegrałam wasze pieniądze - zwróciła się do Ala i Kristi.
90
RS
- Nic się nie stało, kochanie. - Kristi uspokajająco poklepała Amandę po
kolanie. - Straciłaś małą fortunę, ale chyba wygrałaś coś dużo ważniejszego.
- Kristi spojrzała na Stefana i widać było, że pragnie na zawsze zachować tę
scenę w pamięci.
- Czy państwo wybaczą nam na chwilę? - spytał Stefano, spoglądając na
zgromadzonych.
Krupierka skinęła głową i odstąpiła kilka kroków. Hiszpańskie
małżeństwo na drżących nogach ruszyło w odległy róg pomieszczenia, Al i
Kristi wstali powoli ze stołków i odeszli parę kroków, jednak pozostali na
tyle blisko, by nie uronić ani słowa z pasjonującej konwersacji.
- Czy pamiętasz, co powiedziałem ci wczoraj na zakończenie naszej
rozmowy w bibliotece? - spytał Stefano.
- Nie pamiętam - skłamała szybko Amanda.
- Powiedziałem ci, że wrócimy jeszcze do tego tematu. I zrobimy to teraz.
- To nie jest na tyle ważne, by do tego wracać.
- Wręcz przeciwnie - rzucił ze złością. - Dlaczego nie chcesz ze mną
porozmawiać?
- Bo wiem, jak bardzo cię to przygnębia.
- To co, wybierasz się już na tamten świat? Amanda aż zamrugała,
zdziwiona bezceremonialnym pytaniem.
- Mam nadzieję, że nie, ale kto to może wiedzieć na pewno.
- W życiu nie ma nic pewnego. Równie dobrze możesz jutro wpaść pod
samochód.
- O rany, ale podtrzymałeś mnie na duchu - spróbowała zażartować.
- To, że jesteś w grupie ryzyka, nie oznacza, że zachorujesz na raka -
powiedział poważnie.
- Owszem, jednak po śmierci twojej matki...
- Nie rozmawiamy teraz o mojej matce.
- Ależ tak - zaprotestowała. - Widziałeś, jak długo twój ojciec nie mógł
pogodzić się z jej śmiercią. Te dramatyczne przeżycia odcisnęły piętno na
twoim dalszym życiu. Zgodziłeś się na zaaranżowane małżeństwo, by
uniknąć cierpienia, które stało się udziałem twojego ojca. Dlatego gdy
wczoraj powiedziałeś mi, że powinniśmy się zastanowić nad wspólną
przyszłością...
- Nadal uważam, że powinniśmy to zrobić - powiedział spokojnym,
pewnym siebie głosem.
- Jak to sobie wyobrażasz? Ujął ją delikatnie za rękę.
91
RS
- To bardzo proste. Wyjdź za mnie.
Amanda poczuła, jak drżą jej kolana. Zamknęła oczy i wzięła kilka
uspokajających oddechów.
Czy Stefano naprawdę poprosił ją o rękę, czy tylko się przesłyszała?
Marzyła o takiej rozmowie, lecz miała na tyle zdrowego rozsądku, by
zdawać sobie sprawę z nierealności tego pomysłu.
- Chodzi o Coś jeszcze - szepnęła. Tak, to najlepszy moment, by wyjaśnić
wszystko do końca. - Czy wiesz, że jestem od ciebie o pięć lat starsza? Gdy
ty skończysz trzydzieści pięć lat, ja dobiegnę czterdziestki. To oznacza, że za
dziesięć lat będę w wieku, w którym twoja matka...
- Jesteś ode mnie o pięć lat starsza? - Stefano wzruszył ramionami. -
Szczerze mówiąc, jakoś to do mnie nie dotarło, zwłaszcza że wyglądasz
młodziej niż ja.
- Przepraszam, Wasza Wysokość - wtrącił się Al i podszedł trochę bliżej. -
Oświadcza się pan kobiecie, nie znając nawet jej wieku?
- Etykieta zabrania pytać kobietę o wiek - odpowiedział Stefano i puścił
oko do Amandy. - Chyba się państwo ze mną zgodzicie, że Amanda wygląda
jak nastolatka. - Uśmiechnął się czarująco.
- Wyjdź za niego, i to jak najszybciej! - krzyknęła Kristi.
- Nie mam pojęcia, kim są ci ludzie. - Stefano przyjrzał się parze z
Teksasu, a potem zwróci! się do Amandy. - Jednak powinnaś ich posłuchać.
Wyjdź za mnie, proszę.
- Nie obchodzi cię, że mogę wkrótce umrzeć?
- Kto powiedział, że mnie nie obchodzi?! - wybuchnął. - Mam nadzieję, że
wspólnie doczekamy późnej starości, jednak wolę spędzić z tobą choćby
tylko jeden rok, niż żyć bez ciebie.
- Na pewno?
- Zła odpowiedź! - krzyknęła Kristi. - Zgódź się. Po prostu zgódź się!
Amanda pewnie skwitowałaby te słowa śmiechem, gdyby nie widok
bardzo poważnej twarzy Stefana.
- Często podśmiewałem się, że unikasz jak ognia ryzyka i jesteś tak
przerażająco rozsądna.
- Przed podjęciem ważnej decyzji wolę zawsze rozważyć wszystkie za i
przeciw. To cecha bardzo pożądana w mojej pracy.
Włożył jej za ucho niesforne pasemko włosów gestem tak dobrze znanym
i kochanym.
92
RS
- Może i tak. Od kiedy jednak przyjechałaś do San Rimini, nieustannie
podejmowałaś ryzyko. Wtargnęłaś do prywatnego gabinetu w kasynie,
przyjęłaś pracę, którą ci zaproponował mój ojciec, trwałaś przy mnie
podczas kolacji dla dyplomatów, wreszcie zrezygnowałaś z dobrej pracy, bo
nie chciałaś mnie ranić.
- I nadal tego nie chcę.
Stefano zdecydowanie potrząsnął głową.
- Teraz moja kolej, żebym ja podjął ryzyko. Owszem, szalałem na nartach,
ścigałem się na łodziach, ale w życiu osobistym okazałem się wielkim
tchórzem. Pora z tym skończyć, nie uważasz? - Opadł na kolana, nie bacząc
na to, że wokół nich zebrał się mały tłumek. - Amando Hutton, po raz trzeci
pytam, czy wyjdziesz za mnie? Kocham cię i dla ciebie jestem gotów podjąć
największe ryzyko. Wiem, że to niezbyt wyszukane oświadczyny, nie mam
nawet pierścionka zaręczynowego, ale proszę, powiedz: tak.
Spojrzała na jego tchnącą szczerością twarz.
- Powiem ci, jak ja sobie wyobrażam oświadczyny - szepnęła drżącym
głosem. - Wystarczy, że mężczyzna poprosi a rękę kobietę, którą kocha, a
ona, jeśli również kocha, odpowie mu: tak.
- I tak właśnie brzmi twoja odpowiedź? - spytał głosem pełnym nadziei.
Uśmiechnęła się promiennie, pragnąc ten moment na zawsze zachować w
pamięci. Nagle dotarło do niej, że Stefano zupełnie zapomniał o tremie, która
zawsze mu towarzyszyła podczas publicznych wystąpień. Skoro oświadczył
się jej przed tłumem obcych ludzi, poradzi sobie również w każdej innej
sytuacji.
Opadła na kolana i patrząc księciu prosto w oczy, szepnęła:
- Tak.
93
RS
EPILOG
- Powinniście pojechać limuzyną, bo tak wypada. Rozbawiona Amanda
spojrzała karcąco na ojca.
- Pewna mądra osoba powiedziała mi kiedyś: „Do diabła z tym, co
wypada". Myślę, że to bardzo dobra rada. Czyżbyś był przeciwnego zdania?
Zupełnie zignorowała zszokowaną minę ojca i wyjrzała przez okno
czarnego rangę rovera, który powoli sunął Strada il Teatro. Opuściła szybę i
pomachała do tłumu tłoczącego się na chodnikach. Wszyscy wiwatowali na
cześć księżniczki Amandy. Dzieci przepychały się do przodu i
entuzjastycznie powiewały chorągiewkami San Rimini i amerykańskrmi.
Gdy mijali pilnującego porządku policjanta na koniu, mężczyzna z
szacunkiem skłonił głowę. Amanda mogłaby przysiąc, że w jego oczach
spostrzegła łzy wzruszenia.
- A poza tym - dodała, gdy zaczęli wjeżdżać na wzgórze, które wieńczyła
katedra - zaraz będziesz miał okazję zachowywać się zgodnie z dworską
etykietą.
- To prawda. - Ojciec objął ją serdecznie. - Kochanie, jestem z ciebie
dumny. Zdaję sobie sprawę, że nieraz byłem w stosunku do ciebie zbyt
krytyczny, lecz ty postawiłaś na swoim. Zuch dziewczyna. Ty i książę
Stefano będziecie bardzo szczęśliwi.
- Tak, wiem.
- Jedna rzecz mnie ciekawi. Czy będziecie składać przysięgę małżeńską
zgodnie z obyczajem panującym w San Rimini? Wiem, że poprosiłaś króla o
zgodę na amerykańską wersję przysięgi.
- Przeczytaliśmy oba teksty i napisaliśmy własny. Duchowni wyrazili na to
zgodę.
- Córeczko, chyba żartujesz?
- Nie martw się, tato - odpowiedziała. - Kochamy się i dlatego wygłosimy
słowa płynące wprost z serca. Oboje przykładamy do tego wielką wagę.
- Uroczystość ślubną będzie transmitować tutejsza telewizja i z pewnością
kilka amerykańskich sieci. A jeśli się zapomnisz i powiesz coś
niewłaściwego?
Amanda tylko się roześmiała. Gdy dojechali na okrągły plac przed katedrą,
ich przybycie obwieścił donośny dźwięk dzwonów. Do samochodu podeszło
kilku żołnierzy z gwardii królewskiej, którzy mieli eskortować pannę młodą
i jej ojca do świątyni.
94
RS
- Nie bój się, nie palnę żadnego głupstwa - zapewniła ojca. - A nawet jeśli,
uznaliśmy ze Stefanem, że warto podjąć takie ryzyko.
95
RS