ELISABETH SCOTT
Szpital na prowincji
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Alison doszła do wniosku, że nie zniesie an
gielskiego klimatu ani dnia dłużej. Postanowiła wrócić
do domu. W jej rodzinnych stronach o tej porze
roku było upalnie i sucho. Padające od kilku tygodni
październikowe deszcze do reszty obrzydziły jej
Edynburg.
Dom kojarzył jej się z rozległymi, wolnymi prze
strzeniami, stadami owiec ojca, a przede wszystkim ze
Steve'em.
Stała przed przejściem czekając, aż zapali się zie
lone światło i wyobrażała sobie chwilę powitania.
Przebiegła przez Princess Street i w ostatniej chwili
wsiadła do autobusu, który jechał do szpitala. Teraz,
kiedy podjęła już decyzję, chciała jak najszybciej
wprowadzić swój zamiar w czyn.
- Nie wierzę ci - odezwała się jej przyjaciółka,
Morag, kiedy kilka dni później jadły obiad w szpital
nej stołówce. - Naprawdę chcesz pojutrze wyjechać?
- Już wszystko załatwiłam. Nie chciałam wcześniej
zawiadamiać Steve'a, ale teraz, kiedy mam już bilet,
wyślę do niego telegram. Chcę, żeby przyjechał po
mnie na lotnisko.
- Będę się o ciebie martwić - odezwała się wolno
Morag. - Wiem, że Steve proponował ci małżeństwo,
ale jakoś nigdy nie zauważyłam, żebyś za nim specjal
nie tęskniła. Nie sprawiasz wrażenia osoby, która
straciła z miłości głowę.
6
SZPITAL NA PROWINCJI
Mówiąc to zaczerwieniła się, gdyż, jak przystało na
prawdziwą Szkotkę, nigdy nie wtrącała się w cudze
sprawy. Alison po raz kolejny pomyślała, jak bardzo
jej będzie brak tej dziewczyny.
- Och, Morag - odezwała się z uśmiechem. - Steve
i ja nie należymy do ludzi, którzy tracą z miłości
głowę. Oboje jesteśmy bardzo rozsądni i mamy racjo
nalne podejście do życia. A co do tęsknoty, to chociaż
tego po sobie nie pokazywałam, to myślałam o nim
częściej, niż sądzisz. Bardzo lubiłam chodzić z wami
na wszystkie towarzyskie spotkania, ale zawsze żało
wałam, że nie ma ze mną Steve'a. Dopiero teraz
zrozumiałam, że chcę wrócić do domu i być z nim.
Może to nie jest najbardziej romantyczny rodzaj
miłości, ale z pewnością odpowiada mnie i jemu.
Kilka lat temu Steve przejął po ojcu farmę Bor-
ramunga, która bezpośrednio przylegała do jej ro
dzinnej posiadłości. Alison wtedy właśnie zaczęła
pracować jako pielęgniarka w miejscowym szpitaliku.
Lubiła swoją pracę, senne miasteczko Namboola
Creek i spotkania ze Steve'em.
Kiedy zaproponował jej małżeństwo, powiedziała,
że musi się nad tym zastanowić. Potrzebowała czasu,
żeby tę decyzję przemyśleć, a nade wszystko chciała
zobaczyć trochę świata. Nawet jeśli poczuł się roz
czarowany jej wahaniem nie pokazał tego po sobie
i nie namawiał Alison, żeby zmieniła zdanie.
-i tak zrozumiesz, że twoje miejsce jest tutaj, przy
mnie - powiedział wtedy. - Kiedy zauważysz, że jesteś
gotowa, by wrócić, powiedz tylko słowo. Będę na
ciebie czekał. Pamiętaj tylko, że nie cierpię pisać
listów.
To była prawda. Jego listy były krótkie i bardzo
treściwe. Ostatnio przysyłał je coraz rzadziej, jakby
miał jej coraz mniej do powiedzenia.
SZPITAL NA PROWINCJI
7
- Odkąd mama złamała rękę i przestała do mnie
pisać, poczułam się trochę odcięta od ich życia. Może
dlatego postanowiłam wrócić.
- Tęsknota za domem? - orzekła Morag z ciepłym
uśmiechem.
- Możliwe - przyznała Alison. - W każdym razie
decyzja już zapadła i nie ma od niej odwrotu. Będę
tęskniła za tym miejscem - rozejrzała się po szpitalnej
kafejce. - Doktor Mac miał rację mówiąc, że będzie mi
tu dobrze. A najbardziej będę tęskniła za tobą, Morąg.
Była zadowolona, że ostatnie godziny dzielące
ją od odlotu spędziła z przyjaciółką. Nie myliła
się twierdząc, że będzie jej brak ogromnego szpitala
w Edynburgu i ludzi, których w nim poznała. Ale
w Namboola Creek czeka na nią stary doktor Mac,
Marion i liczni znajomi, których zostawiła w Au
stralii.
Dopiero w samolocie przyszło jej do głowy, że
Steve może być niezadowolony z faktu, że poprosiła
rodziców, aby rozejrzeli się za pracą dla niej. Jeśli się
pobiorą, nie starczy jej czasu, żeby prowadzić dom
i jednocześnie pracować zawodowo.
Chociaż nie, na pewno ją zrozumie. Pozwoli jej
pracować do czasu, aż wszystko ustalą.
Chyba od razu się zaręczymy, myślała, rozciągając
się wygodnie w fotelu. Mama sporządzi listę gości,
pojedziemy do Brisbane kupować suknię, a tata bę
dzie narzekał, że wydajemy na to wszystko zbyt dużo
pieniędzy. Ale i tak będzie zadowolony, że wychodzę
za Steve'a.
Podczas podróży miała wystarczająco dużo czasu,
aby wszystko gruntownie przemyśleć. Przypomniała
sobie dzień, w którym żegnała się ze Steve'em. Jego
jasne włosy błyszczały w słońcu, a spalone na brąz
ramiona przyciągały ją mocno do siebie.
8
SZPITAL NA PROWINCJI
Jak dobrze będzie znów skryć się w ich uścisku!
Cieszyła się też na spotkanie z mamą. Wiedziała,
że nie jest jeszcze całkiem zdrowa i że trudno jej
prowadzić samej całe gospodarstwo. Meg, bratowa
Alison, z pewnością dużo jej pomagała, ale teraz
spodziewała się dziecka i nie miała tyle siły, co przed
kilkoma miesiącami.
Alison nawet jej dobrze nie znała. Kiedy wyjeż
dżała z domu, Brian i Meg dopiero się zaręczyli i,
chociaż Meg pochodziła z pobliskiego miasteczka,
Alison widziała ją zaledwie kilka razy w życiu.
W swoich listach mama pisała, że przez pierwszy
rok małżeństwa dziewczyna na dobre się u nich
zadomowiła.
Oboje rodzice z niecierpliwością wyczekiwali swo
jego pierwszego wnuka. Pewnie niedługo po chrzci
nach będą musieli wyprawić wesele córce. A kto wie,
może za rok przyjdzie na świat ich drugi wnuk. Steve
już wystarczająco długo czekał na to, by założyć swoją
rodzinę.
Długa podróż Alison była urozmaicona kilkoma
posiłkami, drzemkami i krótkimi spacerami po po
kładzie, żeby rozprostować kości. Perth, długi lot
przez Australię, a potem już Brisbane, gdzie przesiad-
ła się na samolot lecący do Namboola Creek.
Nie zawiadomiła Steve'a o dokładnej godzinie
przylotu, gdyż biuro podróży w Edynburgu nie po
siadało dokładnych rozkładów lotów krajowych
w Australii. Była jednak pewna, że Steve i tak jakoś
się tego dowie. Będzie wiedział, o której przylatuje do
Brisbane i jakie jest najbliższe połączenie do Nambo
ola Creek. Malutki samolot, którym teraz leciała,
wydawał jej się znacznie przytulniejszy niż ogromny
jet, którego pokład opuściła przed niespełna godziną,
chociaż szpitalny helikopter, którym latali w Australii
SZPITAL NA PROWINCJI
9
do pacjentów był jeszcze mniejszy. Używali go, kiedy
nawet land rover okazywał się bezradny w obliczu
wezbranych wód miejscowych rzek. Kiedy podchodzi
li do lądowania, wyjrzała przez okno, z rozrzew
nieniem przyglądając się znajomym budynkom, drze
wom i widniejącemu w oddali szpitalowi.
Sala przylotów była dziś wyjątkowo cicha. Alison
przesłoniła oczy przed rażącymi promieniami słońca
i sięgnęła do torby podróżnej po słoneczne okulary.
Tak, jak się tego spodziewała, Steve był na miejscu.
Stał przy samych drzwiach i czekał na nią.
Większość czekających podeszła do barierki, żeby
przywitać się z najbliższymi, ale Steve nie ruszył się
z miejsca.
Alison podeszła do niego, postawiła torbę na ziemi
i rzuciła mu się na szyję.
Dopiero znacznie później zrozumiała, że już wtedy
odczuła, iż coś jest nie tak. Steve niechętnie od
wzajemnił jej uścisk, a kiedy podniosła twarz, by go
ucałować, odwrócił głowę.
Dwa lata to długi okres, mówiła sobie. Steve
zawsze był bardzo nieśmiały w publicznych miejscach.
Ujęła go pod rękę i wyszli z lotniska.
- Założę się, że zaskoczyła cię moja decyzja.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - odpowiedział
i rozejrzał się dookoła. - Może napijemy się gdzieś
herbaty, zanim rozładują bagaż - zaproponował.
- Dobrze ci to zrobi.
- Może masz rację. Przed nami kilka godzin jazdy
samochodem.
Wziął od niej torbę i wskazał ręką znajdującą się
nie opodal kawiarenkę. Kiedy usiedli, zamówił dwie
herbaty.
- Jest. tutaj toaleta, jeśli chciałabyś się trochę od
świeżyć.
10
SZPITAL NA PROWINCJI
Wszystko będzie dobrze, pocieszała się w myślach
Alison. To dlatego, że tak długo się nie widzieliśmy.
Jak wrócimy do domu, wszystko się ułoży.
Patrzyła na swe odbicie w lustrze i zastanawiała
się, czy spoglądająca na nią dziewczyna o szarych
oczach i gęstych ciemnych włosach rzeczywiście
ma rację.
Kiedy wróciła, Steve skończył właśnie nalewać
herbatę i teraz podał jej białą filiżankę napełnioną
ożywczym płynem.
- Prawdziwa australijska herbata - powiedziała
Alison, z błogością smakując napój. - Dobrze, że
wpadłeś na ten pomysł, Steve. Nie wiem, czy inaczej
dojechałabym do domu.
- Chyba musisz na to trochę zaczekać. Mam dla
ciebie wiadomość ze szpitala.
Wyjął z kieszeni kartkę i podał ją Alison. Poznała
pismo Marion.
„Alison, bardzo mi przykro prosić cię o to, ale
nasza instrumentariuszka miała wypadek i nie ma kto
asystować przy operacji, która nie była zaplanowana.
Na jutro mamy zamówioną salę operacyjną. Dzięki
Bogu, że wróciłaś! Gdybyś zechciała pomóc nam w tej
sytuacji, zrobiłabym wszystko, żebyś jak najszybciej
zobaczyła się z rodzicami."
Złożyła kartkę i wsunęła ją z powrotem do koperty.
Odetchnęła z ulgą. A więc to dlatego Steve był taki
dziwny! Zdenerwował się, że Alison musi jechać
prosto do szpitala.
- Miło, że o mnie pamiętają. Najlepiej będzie, jak
pojadę od razu. Dałeś znać moim rodzicom?
-Tak. Mama nie była bardzo zadowolona, ale
powiedziała, że skoro czekała tak długo, to jeden
dzień więcej nie zrobi jej różnicy.
SZPITAL NA PROWINCJI
11
Jego błękitne oczy ciągle spoglądały na nią chmur
nie, a w uśmiechu nie było ani odrobiny ciepła.
- Steve - zwróciła się do niego, wyciągając rękę
przez stół - to tylko jeden dzień. Możemy zaczekać.
Wiem, że jesteś rozczarowany, ale nie mogę teraz nic
planować. Jak tylko...
- Alison! -przerwał jej. - Jest coś, o czym chciałbym
ci powiedzieć. Próbowałem ci to wyznać już wcześniej.
Napisałem wreszcie w zeszłym tygodniu, a kiedy wysła
łem list, przyszedł od ciebie telegram. Było już za późno.
Choć dzień był upalny, Alison poczuła, jak po
plecach przeszły jej zimne ciarki.
- Za późno na co? - spytała, mając nadzieję, że jej
głos brzmi równie spokojnie, jak jego.
- Za późno na nas - wyznał cicho. - Poznałem
kogoś innego, Alisòn. Nie chciałem, żeby to się stało.
Zawsze myślałem, że będziemy razem. Że wrócisz do
mnie tak jak obiecałaś.
I wróciłam, pomyślała. Ale, jak powiedział Steve,
było już za późno.
- Kim ona jest? Znam ją?
Potrząsnął głową.
- Nazywa się Tessa Cameron. Przyjechała tu z bra
tem kilka miesięcy temu. Jest...
Nie chcę o niej słuchać! Jeszcze nie teraz, myślała
Alison. Wolno dokończyła herbatę i odstawiła fi
liżankę.
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym
teraz pojechać do szpitala. Z pewnością Marion będzie
chciała chwilę ze mną porozmawiać.
Wstała i sięgnęła po torbę.
- Alison, nic mi nie powiesz?
Po raz pierwszy w życiu zrozumiała, jak trudno jest
się uśmiechnąć, kiedy wszystkie mięśnie twarzy od
mawiają posłuszeństwa, jakby były wykute ze stali.
12
SZPITAL NA PROWINCJI
-A co tu jest do powiedzenia? Nie byliśmy
nawet zaręczeni. Teraz to ja jestem tą stroną, która
musi zrozumieć. I zrozumiem, Steve, tylko daj mi
trochę czasu.
Bez słowa otworzył przed nią drzwi samochodu
i ruszył z miejsca.
- Gdybyś wiedziała wcześniej, może nie wróciłabyś
do domu.
-Możliwe - odparła zgodnie z prawdą. - Ale
wróciłam i wygląda na to, że w szpitalu mnie po
trzebują.
Żadne z nich nie powiedziało już ani słowa. Kiedy
zajechali na miejsce, Steve wyciągnął z bagażnika
walizkę Alison.
- Dam sobie radę sama - powiedziała, uśmiechając
się z trudnością. - Już zapomniałeś, jaka jestem silna!
Ujęła rączkę walizki i spojrzała na Steve'a.
- N i e martw się o mnie - dodała cicho. - Po
trzebuję tylko trochę czasu. I dzięki, że po mnie
wyszedłeś.
Zostawiła walizkę w holu niewielkiego przyszpital
nego hotelu i poszła prosto do pokoju siostry przeło
żonej. Wiedziała jedno - pod żadnym pozorem nie
może teraz myśleć o tym, co usłyszała od Steve'a. Na
szczęście czekało ją dużo pracy. Była tak zmęczona,
że tego wieczora na pewno nie będzie miała prob
lemów z zaśnięciem.
Marion nie było w pokoju i Alison przez chwilę
poczuła, że ogarniają panika. Za nic nie mogła teraz
być sama! Musiała czymś się zająć, z kimś poroz
mawiać. Postanowiła pójść przywitać się z doktorem
Makiem.
Drzwi gabinetu były zamknięte, ale kiedy zapuka
ła, rozległ się jego głos.
-Proszę.
SZPITAL NA PROWINCJI
13
Otworzyła drzwi i weszła do środka.
- Doktorze Mac, właśnie wróciłam i...
Przerwała. Za biurkiem siedział obcy mężczyzna.
Był wysoki i miał ciemne, trochę potargane włosy.
Jego brązowe oczy patrzyły na nią z uwagą. Z całą
pewnością nigdy przedtem go nie widziała.
- Doktor MacDonald pracuje teraz tylko jeden
dzień w tygodniu - odezwał się nieznajomy. Kiedy
wstał Alison spostrzegła, że był wyższy, niż sądziła na
początku. - Jestem doktor Cameron. Czym mogę
pani służyć?
Alison mechanicznie ujęła wyciągniętą do siebie
dłoń.
- W czym mogę pomóc? - spytał ponownie.
- Nazywam się Alison Parr. Siostra Alison Parr.
Właśnie wróciłam do pracy. Dostałam wiadomość
od oddziałowej, że mnie potrzebuje na bloku ope
racyjnym.
- Ach, tak. Siostra Parr. Słyszałem, że pani wraca.
Jego głos zabrzmiał chłodno i nieprzyjemnie. Do
piero wtedy Alison zrozumiała, kim jest doktor Ca
meron. Patrzyła na niego zmieszana.
- N i e byłaby pani dobrym graczem w pokera,
siostro Parr. Zgadza się. Tessa Cameron jest moją
siostrą.
Po raz pierwszy w życiu Alison nie wiedziała, co
powiedzieć.
- A pani z pewnością jest tą dziewczyną, która
przez lata wodziła za nos Steve'a Wintera, a która
dopiero teraz, kiedy znalazł kogoś innego, zdecydo
wała, że chce go mieć dla siebie.
Ku swemu niezadowoleniu zauważyła, że drży
jej głos.
- Ja... nie wiedziałam, że Steve ma kogoś innego
- wyjaśniła na swoje usprawiedliwienie.
14
SZPITAL NA PROWINCJI
Doktor Cameron spojrzał na nią z niedowierza
niem i Alison poczuła, że wzbiera w niej złość.
- Dowiedziałam się o tym, dopiero gdy wylądowa
łam w Namboola Creek - wycedziła chłodno.
- Steve zapewniał Tessę, że wysłał do pani list.
- Zrobił to, ale jego wiadomość już mnie nie
zastała w Edynburgu. Poza tym, to jest sprawa tylko
pomiędzy mną a Steve'em, doktorze Cameron.
Ścisnął ją za rękę tak mocno, że aż poczuła ból.
- Żebyśmy dobrze się zrozumieli - powiedział ci
cho. - Nie pozwolę, żeby mojej siostrze stała się jakaś
krzywda. Jeśli wyobraża sobie pani, że przyjedzie tu
i kiwnie palcem, a Steve Winter natychmiast do pani
przyleci, to jest pani w błędzie.
Alison wyrwała rękę, z trudem powstrzymując się,
by nie rozetrzeć bolącego miejsca.
- Nie mam najmniejszego zamiaru polować na
mężczyznę, który nie jest mną zainteresowany.
Wiedziała, że na tym powinna zakończyć tę rozmo
wę, ale nie potrafiła się powstrzymać, żeby nie dodać:
- Znam Steve'a całe życie i chcę się upewnić, że
wie, co robi. W końcu był tutaj całkiem sam, a w do
datku nie miał gwarancji, że dziewczyna, którą ma
poślubić, wróci... Uważam, że gra jest uczciwa.
Przez chwilę myślała, że doktor Cameron coś jej
zrobi. Postąpił do przodu, ale w ostatniej chwili
zatrzymał się i odwrócił głowę.
-Powinna ich pani zobaczyć razem, a dopiero
potem robić takie złośliwe uwagi. A teraz pozwoli
pani, że wrócę do pracy.
Usiadł za biurkiem i pogrążył się w czytaniu
notatek, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi.
Stała przez moment, patrząc na tę ciemną głowę,
a potem bez słowa wyszła, zamykając za sobą drzwi
z przesadną ostrożnością.
SZPITAL NA PROWINCJI
15
Dopiero na korytarzu w pełni zdała sobie sprawę
z tego, co zrobiła. Oto miała teraz pracować z męż
czyzną, który stał się jej najzacieklejszym wrogiem.
Kiedy przechodziła obok pokoju siostry oddziało
wej, wyjrzała z niego uśmiechnięta Marion.
- Alison! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że
cię widzę. Tak bardzo za tobą tęskniłam!
Marion była starą przyjaciółką jej matki i w dzie
ciństwie Alison nazywała ją ciocią Trix. Potem
przez długi czas pracowały razem na tym samym
oddziale.
Teraz obie rzuciły się sobie w objęcia i gorąco
ucałowały.
- Nie wiedziałam, kiedy do nas dotrzesz - powie
działa Marion, odchylając się do tyłu, żeby lepiej
przyjrzeć się dziewczynie. - Wyglądasz nieźle, ale
twojej skórze przydałoby się trochę słońca.
Alison starała się przyjąć pogodną minę, ale nie
specjalnie jej to wychodziło.
- Nie wiedziałam nic o doktorze Macu - rzuciła
szybko, by zmienić temat. - Przypuszczam, że odszedł
na emeryturę mniej więcej wtedy, kiedy mama złama
ła rękę. Inaczej coś by mi o tym napisała.
Twarz Marion zachmurzyła się.
- W końcu musiał przyznać się do tego, że nie ma
tyle sił, co kiedyś. Po prostu nie dawał rady. Teraz
przychodzi raz w tygodniu. Będzie uszczęśliwiony,
kiedy cię zobaczy.
- Nie można tego powiedzieć o doktorze Ca-
meronie.
Marion odezwała się dopiero po chwili.
- Z powodu Steve'a i Tessy - raczej stwierdziła niż
zapytała.
Alison skinęła głową, nie mając zaufania do
swego głosu.
16
SZPITAL NA PROWINCJI
- Wydaje mu się, że wiedziałam o tym, że Steve ma
kogoś, zanim tu przyjechałam - odezwała się z tru
dem. - Ale ja dowiedziałam się dopiero dziś na
lotnisku. Zresztą wolałabym teraz o tym nie mówić.
Zaczęły rozmawiać o sprawach zawodowych i cze
kającej ich jutro operacji.
- Siostra Butler miała wypadek, a ja nie czuję się
ostatnio zbyt dobrze. Zobaczysz, będziesz zadowolo
na z pracy z doktorem Cameronem.
Nie jestem tego taka pewna, pomyślała, przypomi
nając sobie ich niedawną rozmowę. Ale wolała tego
nie mówić na głos.
Porozmawiały jeszcze przez chwilę, aż w końcu
Alison postanowiła, że pójdzie się trochę przespać.
- Poproszę salową, żeby przyniosła ci zupę za
jakąś godzinę. Akurat zdążysz się wykąpać i za
dzwonić do domu.
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Pozdrów ode mnie Mary. Już ją przepraszałam
za to, że cię porwałam na jeden dzień. I wpadnij do
mnie jutro po operacji. Dam ci jedną z karetek, żeby
nie musieli po ciebie przyjeżdżać.
Podczas nieobecności Alison jej pokój nic się nie
zmienił. Nawet zasłony w oknach były te same. Tego
muszę się trzymać, pomyślała, zanurzając się w gorą
cej kąpieli. Rzeczy, które są stare i znajome. Nie zaś
nowych osób czy sytuaqi.
Po kąpieli założyła szlafrok i poszła zadzwonić do
domu. Sięgnęła po słuchawkę i zawahała się. Nie
będzie łatwo rozmawiać z mamą.
-Alison? Czekałam na twój telefon. Trix jest
bardzo przykro, mnie też, ale mam nadzieję, że
pojutrze cię zobaczymy, tak?
Alison wzruszyła się słysząc głos matki. Wypytała
ją dokładnie o ojca, Meg i Briana, a także o psy
SZPITAL NA PROWINCJI
17
i konie. W końcu jednak nie zostało już nic, o co
mogłaby spytać.
-Zapewne widziałaś się ze Steve'em - zaczęła
ostrożnie matka. - Powiedział, że pojedzie po ciebie
na lotnisko i że...
-Już mi powiedział, mamo. Jeszcze całkiem nie
dotarło to do mojej świadomości i potrzebuję czasu,
żeby przez to przejść.
- To musiał być dla ciebie szok, kochanie.
Alison przypomniała sobie listy Steve'a, które
otrzymała w ciągu ostatnich tygodni. Dopiero teraz
widziała, że już z nich mogła wywnioskować, iż coś
jest nie tak.
- Jak się czujesz, skarbie? - spytała matka głosem,
w którym słychać było tyle współczucia, że Alison
omal się nie rozkleiła.
- Porozmawiamy o tym, jak przyjadę do domu.
- Dobrze. A teraz idź do łóżka i trochę się
zdrzemnij.
- Tak zrobię. Ucałuj ode mnie tatę i całą resztę.
Wróciła do pokoju, zjadła obiad i wskoczyła do
łóżka. Upał powoli się zmniejszał, a znajome odgłosy
szpitala działały na nią uspokajająco. Prawie czuła,
jak jej powieki robią się coraz cięższe.
Kiedy zadzwonił budzik, słońce było już. wysoko
na niebie. Alison umyła się, zjadła niewielkie śniada
nie i pospieszyła na salę operacyjną.
Była to niewielka sala, na której wykonywano
tylko drobne zabiegi. Poważne operacje odbywały się
w Brisbane albo w Charleville. Spojrzała na rozpiskę
i z ulgą stwierdziła, że dzisiejszy dzień nie zapowiada
się najgorzej. Dwa zabiegi usunięcia migdałków, jeden
wyrostek i kilka drobiazgów. Wydaje mi się, pomyś
lała sprawdzając autoklaw, że wrastający paznokieć
może byc bardzo uciążliwy!
18
SZPITAL NA PROWINCJI
Ostatni raz asystowała przy operacji kilkanaście
miesięcy temu i była zadowolona, że ma teraz trochę
czasu, by wszystko sprawdzić i przypomnieć sobie,
gdzie co leży. Właśnie kończyła przegląd, kiedy na
salę wszedł doktor Cameron. W marszu ściągnął
z siebie koszulę i zanim zniknął za drzwiami niewiel
kiej przebieralni, Alison mimochodem ujrzała jego
opalony, muskularny tors.
- Dzień dobry, siostro - odezwał się zza drzwi.
- Wszystko gotowe?
- Tak - odparła sięgając, by zawiązać mu z tyłu
fartuch.
-Dziękuję, że nie odmówiła nam pani pomocy
- powiedział czysto profesjonalnym tonem.
Właśnie przyprowadzono pierwszego pacjenta
i ku swej uldze, nie musiała kontynuować rozmowy.
Był nim siedmioletni chłopiec. Alison pomogła mu
się położyć na operacyjnym stole. Potem otworzyła
sterylną paczkę z narzędziami, podała doktorowi
rękawiczki i zawiązała mu maskę.
- Wszystko w porządku, Glen? Zaraz poczujesz
senność - odezwał się spod maski doktor Cameron.
- Pamiętasz, co ci wczoraj mówiłem o liczeniu?
Założę ci małą maseczkę i zaczniesz odliczać. Raz,
dwa...
- Trzy, cztery, pięć - głos chłopca zaczął słabnąć.
Alison podała doktorowi potrzebne narzędzie
i ich spojrzenia na chwilę się spotkały.
- Odkładałem ten zabieg przez długi czas — ode
zwał się doktor Cameron nie przerywając pracy.
- Zawsze mam nadzieję, że dzieci wyrosną z kłopo
tów z migdałkami, ale w tym przypadku nie miałem
wyjścia. Miał nieustannie zajęte gardło, a ponadto
trudności z oddychaniem i przełykaniem.
Wyciągnął rękę i Alison podała mu skalpel.
SZPITAL NA PROWINCJI
19
- W zasadzie powinien być operowany w Char-
leville przez laryngologa, ale musiałby zbyt długo
czekać. Dlatego zdecydowaliśmy się operować go
u nas.
Alison zastanawiała się, czy mówi to wszystko po
to, żeby nie wydać się nieuprzejmym, czy aby nawią
zała się między nimi nić zawodowego porozumienia.
W każdym razie niebawem zauważyła, że zabieg
pochłonął ją bez reszty.
Czas płynął tak niepostrzeżenie, że ani się spo
strzegła, a skończyli pracę. Właśnie wyszedł ostatni
pacjent, któremu usunęli wrastający paznokieć, kie
dy w drzwiach pojawiła się Marion.
- Doktorze Cameron, zdarzył się wypadek. Jed
nemu z pasterzy z Borramunga utkwił w dłoni
haczyk od wędki. Mówi, że łowił ryby kilka dni temu
i sądził, że haczyk wyjdzie sam.
Doktor Cameron po raz kolejny tego dnia włożył
sterylne rękawiczki i spojrzał na wyciągniętą rękę.
- Wygląda na to, że w ranę wdała się infekcja.
Będziemy musieli zatrzymać pana przez parę dni
w szpitalu i dać antybiotyk. Może następnym razem
będzie pan miał więcej zdrowego rozsądku.
Mężczyzna skinął głową.
- Chyba tak, doktorze. Tylko niech pan już zrobi
swoje. T tak wystarczająco podle się czuję.
Podczas gdy doktor Cameron znieczulał pacjenta,
Alison umyła rękę i okryła pole operacyjne steryl
nymi serwetkami.
Wręczyła doktorowi skalpel, a potem podawała
gaziki, którymi oczyszczał ranę. Kilkoma zręcznymi
ruchami doktor Cameron poszerzył i pogłębił nacię
cie na skórze, a potem ostrożnie usunął z niego
haczyk. Następnie wsypał w ranę trochę antybiotyku
w proszku i założył opatrunek.
20
SZPITAL NA PROWINCJI
- T o powinno wystarczyć - powiedział w końcu.
— Nie będę zaszywał całej rany, tylko założymy sączek
Tak, ten mały. To na wypadek, gdyby w środku została
jeszcze jakaś wydzielina.
Kiedy skończył, Alison zabandażowała rękę pacjenta.
- Czy może pani zawiadomić siostrę Barton? Trzeba
go zabrać na oddział.
- Naturalnie. Już dzwonię.
- Tutaj nie musi pani dzwonić. To Namboola Cre
ek, a nie Edynburg. Wystarczy, że przejdzie pani ten
kawałek i poprosi ją osobiście.
Alison nie odezwała się, tylko podeszła do drzwi.
Zanim zdążyła wyjść, doktor Cameron zawołał ją
ponownie.
-Mogłaby mnie pani rozwiązać? Nigdy nie po
trafiłem dosięgnąć tych diabelskich tasiemek.
Alison bez słowa spełniła polecenie.
-Dziękuję, siostro. Całkiem dobrze się dziś pani
spisała.
Zdała sobie sprawę, że był to komplement.
- Nie ma za cp - odpowiedziała sztywno. Doktor
Cameron znów stał się dla niej mężczyzną, który
posądził ją o to, że wróciła do Australii, gdyż nie
mogła znieść myśli, że Steve mógłby zakochać się
w kimś innym.
Przez moment miała wrażenie, że chce jej coś po
wiedzieć, ale tylko spuścił wzrok i odwrócił głowę.
Alison miała przed sobą dwa wolne dni. Przy
obecnej sytuacji, jaka panowała w szpitalu nie mogła
dostać więcej. Marion obiecała jej, że w dniu rozpo
częcia pracy da jej popołudniową zmianę. Dzięki temu
będzie mogła spędzić w domu dwie noce.
- Słyszałam, że Gavin Cameron był miło zaskoczo
ny twoimi umiejętnościami - powiedziała siostra od
działowa.
SZPITAL NA PROWINCJI
21
Gavin. A więc tak miał na imię.
- To dobry chirurg - przyznała Alison, lekko się
ociągając.
Wieczorem poszła do szpitalnej stołówki, gdzie,
podobnie jak w jej pokoju, nic się nie zmieniło.
Podzieliła się tym spostrzeżeniem z Molly Barton,
która siedziała przy tym samym stoliku.
- Niestety, nie zmieniło się też jedzenie - wyznała
z żalem Molly. - Jak dobrze, że wróciłaś. Pracowałaś
w Edynburgu, tak?
Alison przytaknęła.
- Mam zamiar zrobić to samo. Przynajmniej zoba
czę, jak wygląda Europa. Podobno organizują tam
kursy dla pielęgniarek pracujących na oddziałach
dziecięcych. Słyszałaś coś o nich?
- Tak. Znam kilka dziewczyn, które je kończyły.
Jeśli chcesz, poproszę je, żeby przysłały ci jakieś
informacje.
- Świetnie! Nie wiem tylko, czy po wyjeździe tam
chciałabym potem wracać... - przerwała skonster
nowana i zaczerwieniła się.
Tak, pomyślała Alison. Mały świat Namboola
Creek nie zmienił się ani na jotę. Chyba każdy tu wie,
że Alison Parr miała poślubić Steve'a Wintera, który
znalazł sobie kogoś innego.
Zupełnie nieświadomie zadarła dumnie brodę. Nie
potrzebuje niczyjego współczucia!
- Przepraszam, Alison. Nie miałam na myśli... To
znaczy nie chciałam...
Alison udało się zdobyć na uśmiech.
- Nie martw się, Molly. Chyba muszę przywyknąć
do tego typu uwag.
Dokończyła kolację zastanawiając się, czy rzeczy
wiście wszyscy zgromadzeni w stołówce mówią teraz
o niej, czy to tylko wytwór jej wyobraźni.
22
SZPITAL NA PROWINCJI
- Wyjeżdżam jutro wcześnie rano - powiedziała,
wstając od stołu. - Pójdę sprawdzić, czy wszystko
spakowałam. Do zobaczenia.
Wyszła na zewnątrz, rozkoszując się przyjemnym
chłodem wieczoru. Teraz, kiedy została zupełnie sa
ma, chcąc nie chcąc zaczęła myśleć o tym, co ją
spotkało. Jak odległe wydało jej się wspomnienie
dziewczyny, która stała na deszczu w Edynburgu,
z nadzieją i radością spoglądając w przyszłość! Po
czuła, że łzy napływają jej pod powieki. Nie może
płakać! W każdym razie nie teraz i nie tutaj.
W gabinecie doktora Maca paliło się światło.
Widocznie Gavin Cameron jeszcze pracował.
To jego wina, pomyślała, lecz gdzieś w głębi jej
duszy tkwiło przekonanie, że jest niesprawiedliwa.
Wszystko przez to, że przyjechał do Namboola Creek
i przywiózł ze sobą tę swoją cenną siostrę. Jakże jej
w tej chwili nienawidziła!
ROZDZIAŁ DRUGI
Opuściła szpital wczesnym rankiem, kiedy słońce
nie prażyło jeszcze tak niemiłosiernie jak w ciągu dnia.
I chociaż tak wiele wydarzyło się od czasu jej przyjaz
du z Anglii, to jednak z utęsknieniem oczekiwała
chwili, kiedy znów znajdzie się wśród bliskich.
Widok oddalonych gór, rozległych pastwisk i czys
tego, błękitnego nieba działał na nią kojąco. Tu
przynajmniej nic się nie zmieniło.
Koryto rzeki było prawie całkowicie wyschnięte,
więc nie miała większego problemu z przedostaniem
się na drugą stronę. Kiedy spadną deszcze, taka
podróż może okazać się bardzo ryzykowna. Ale do
tego musi jeszcze upłynąć trochę czasu. W zeszłym
roku opady nie były zbyt obfite. Alison patrzyła na
wyschniętą, spieczoną ziemię i wiedziała, że wielu
farmerów nie może z tego powodu spokojnie spać.
Wyschnięta ziemia nie może być dobrym pastwis
kiem. I zawsze istnieje możliwość pożaru.
Kiedy przejechała rzekę, czuła się prawie jak w do
mu. Chociaż miała jeszcze do przejechania około
pięćdziesięciu mil, to cała ziemia po tej stronie rzeki
należała do Blue Rock Ridge. Kiedy byli dziećmi,
często objeżdżali z ojcem te tereny i Alison znała je
jak własną kieszeń.
Podjechała pod dom i ujrzała matkę stojącą na
ogromnej werandzie z tacą, na której znajdował się
dzbanek z herbatą.
24
SZPITAL NA PROWINCJI
- Widziałam kurz, jaki się za tobą wznosił, kiedy
byłaś jeszcze kilka mil stąd i pomyślałam, że odrobina
herbaty dobrze ci zrobi - odezwała się na przywitanie.
Powiedziała to całkiem zwyczajnym tonem, ale
Alison widziała, jak bardzo cieszy się z jej przyjazdu.
Sama, choć uważała się za osobę opanowaną, omal
się nie popłakała z radości. Rzuciła się matce w ob
jęcia, nie bacząc na tacę, która omal przy tym nie
wylądowała na ziemi.
Nadbiegły psy i z entuzjazmem zaczęły obwą
chiwać swą dawną panią.
- Masz rację, przyda mi się łyk herbaty - odparła,
siadając na jednym z wiklinowych foteli. - Jak się ma
twoja ręka?
- Znacznie lepiej, chociaż czasami czuję, że jest
trochę sztywna. Doktor Mac mówi, że miałam w niej
zapalenie stawu. Ale nie mówmy o mnie. Wydaje mi
się, że przez te dwa lata nic nie przytyłaś.
-Jesteś zazdrosna, mamo. Oboje z tatą możemy
jeść ile chcemy i nigdy nam to nie zaszkodzi.
Pani Parr nagle spoważniała i odstawiła filiżankę.
-Alison, kochanie. Wiedzieliśmy, że kiedy wyje
chałaś z Edynburga, nie miałaś jeszcze wiadomości od
Steve'a. Zadzwonił do nas i powiedział, że wysłał do
ciebie list zbyt późno.
Zbyt późno. Tak właśnie powiedział Steve,
- Powinien był wcześniej ci o wszystkim napisać.
Mówił, że miał taki zamiar, ale nie starczyło mu sił.
Myślę, że po prostu zbyt długo to odkładał. Mam o to
do niego żal.
Alison spojrzała na matkę.
- Tylko o to? - spytała ostrożnie.
Matka delikatnie pogłaskała ją po ręku.
-Alison, trzeba się słuchać serca. Oboje z ojcem
nie pragnęliśmy niczego więcej, jak widzieć cię na
SZPITAL NA PROWINCJI
25
ślubnym kobiercu ze Steve'em, ale przecież to ty
wyjechałaś, nie robiąc mu żadnej nadziei.
- To prawda - zgodziła się córka. - Ale obiecał
mi, że będzie czekał. Mamo, powiedział, że kiedy
będę gotowa, mam wrócić, a on będzie na mnie
czekał!
- Dwa lata to bardzo długo, kochanie.
Alison spojrzała w kierunku oddalonych wzgórz,
ale jej pełne łez oczy niczego nie widziały.
- Jak widać dla Steve'a zbyt długo.
Otarła oczy wierzchem dłoni i skarciła się w duchu.
Nie lubiła płakać przy ludziach.
- A oto i Meg - powiedziała z ulgą, widząc zbliża
jącą się bratową. - Meg, wyglądasz, jakbyś miała
urodzić to dziecko już w tym tygodniu! - krzyknęła
i pobiegła jej na spotkanie.
- Wiem. Zastanawiam się, czy nie będę miała
bliźniąt. Termin wyznaczono dopiero za miesiąc,
a spójrz, jaka jestem gruba!
Usiadła obok nich na werandzie i wzięła filiżankę,
którą podała jej teściowa.
- Dobrze, że wróciłaś, Alison. Będziesz miała czym
się zajmować jako ciocia. Przykro mi, że ze Steve'em
tak wyszło. To musiał być dla ciebie szok.
- Rzeczywiście, był - przyznała.
Zaczęły rozmawiać o Edynburgu, o szpitalu, w któ
rym pracowała i o nowinach z Namboola Creek.
- Gdzie jest tata i Brian?
- Sprawdzają ogrodzenie przy grobli. Jeden z pas
terzy mówi, że widział wśród owiec dingo. Powinni
niedługo wrócić.
Alison poszła przywitać się z końmi i obeszła całe
gospodarstwo. Ojciec i brat wrócili dopiero przed
wieczorem. Przywitali się ciepło i oczywiście rozma
wiali o niej i o Stevie.
26
SZPITAL NA PROWINCJI
- Jego strata. Ale muszę mu przyznać, że przyszedł
do nas i wszystko jasno powiedział. Szkoda, że nie
zachował się tak w stosunku do ciebie.
- A może to i lepiej? - wtrącił się Brian. - Inaczej
Alison mogłaby wcale do nas nie wrócić. A przecież
będziemy jej bardzo potrzebować, prawda, Meg?
- Zgadza się. Ten mały facet choć na jakiś czas
mógłby zostać mężczyzną twojego życia, Alison.
- Meg jest przekonana, że to chłopiec - powiedział
Brian i uśmiechnął się do żony.
- Robiłaś USG?
- Nie. Musiałabym jechać do Charleville. Gavin
Cameron dobrze mnie prowadzi i nie ma takiej
potrzeby.
- Prawie wszyscy w Namboola Creek dobrze o nim
mówią - potwierdziła mama. - Trix nie może się go
nachwalić. A ty, co o nim sądzisz?
- Jest dobrym chirurgiem. Ale jeśli mam go ocenić
jako człowieka, to powiem, że nigdy nie spotkałam
kogoś tak niegrzecznego i aroganckiego!
Przy stole zapanowała cisza.
-A więc nie przypadliście sobie do gustu? -- ode
zwał się po chwili Brian. - Ty zawsze tak szybko
osądzasz ludzi. Jak, do diabła, możesz znać tak
dobrze Gavina Camerona, skoro widzieliście się tylko
przez jeden dzień? Na litość boską, Alison, daj mu
szansę!
On mi takiej nie dał, pomyślała. Osądził mnie,
zanim jeszcze się poznaliśmy.
- Nie mam zamiaru tracić czasu na rozmowę o tym
człowieku - powiedziała wstając od stołu. - Meg,
domyślam się, że nie dasz się skusić na przejażdżkę
konną, ale ty, Brian, może wybrałbyś się jutro ze mną?
- Dobrze. Bądź gotowa na szóstą. Kiedy wrócimy,
Meg zrobi nam śniadanie. Zgoda, kochanie?
SZPITAL NA PROWINCJI
27
- Boso, w ciąży i w kuchni. Oto, jaką chce mnie
widzieć twój brat! - roześmiała się Meg, spoglądając
ciepło na męża. Alison dostrzegła w ich wzroku tyle
miłości, że przez moment poczuła zazdrość. Mogła
siedzieć tu teraz ze Steve'em i czuć się tak jak oni.
Rano, mając pod sobą siodło, poczuła się, jakby
wróciły stare dobre czasy. Pogalopowali z Brianem
w stronę odległych wzgórz i zatrzymali się dopiero na
szczycie pierwszego wzniesienia. W powrotnej drodze
ścigali się i Brian wygrał tylko o długość konia:
Meg przygotowała dla nich tradycyjne australijskie
śniadanie, składające się ze steków smażonych z jaj
kami. Po śniadaniu wypili po filiżance mocnej herbaty
i Alison pomogła pani domu zmywać naczynia.
- Mieliście dużo szczęścia, że się poznaliście - po
wiedziała patrząc na bratową.
- Wiem o tym - cicho przyznała Meg.
Alison zawahała się przez chwilę, lecz jednak od
ważyła się zapytać.
- Meg, jaka jest ta dziewczyna?
- Jest inna niż ty - odpowiedziała żona Briana
po chwili namysłu. - Jest drobna, ma jasne włosy
i błękitne oczy. Można powiedzieć, że jest ładna
i bardzo delikatna. Nie należy do osób, które rzucają
się w oczy.
- Ciekawe, jak da sobie radę jako żona farmera,
który prowadzi hodowlę owiec na tak dużej farmie
jak Borramunga. Sądząc z opisu, nie bardzo się do
tego nadaje.
- T a k to może wyglądać, ale... Nie chciałabym
cię zranić, Alison, ale i tak sama się przekonasz
prędzej czy później, jaka ona jest. Zobaczysz, jak
patrzy na nią Steve. Może nie jest osobą, dla której
farma byłaby najwłaściwszym miejscem, żeby na niej
mieszkać, ale Steve'owi zdaje się to zupełnie nie
28
SZPITAL NA PROWINCJI
przeszkadzać. Powiedziałabym, że oni nie mogą bez
siebie żyć.
Alison poczuła, że się czerwieni. Przypomniała
sobie, co powiedział jej Gavin Cameron: „Powinnaś
zobaczyć ich razem, zanim zaczniesz robić złośliwe
uwagi".
Ale to przecież on pierwszy był dla mnie niemiły,
przypomniała sobie szybko. Jej chwilowe zakłopota
nie szybko przerodziło się we wściekłość.
- Dobrze się czujesz, Alison? Nie chciałam cię
zdenerwować. Myślałam tylko, że powinnam cię jakoś
ostrzec. To znaczy uważam, że powinnaś wiedzieć, że
to, co jest między nimi, to nie jest tylko przelotna
znajomość.
Alison zapewniła swoją bratową, że zupełnie jej to
nie obchodzi, co nie było do końca zgodne z prawdą.
A potem przywołała swoje dwa psy i poszła na długi
spacer.
Przez te kilka godzin zrobiło się bardzo gorąco.
Doszła nad brzeg rzeki i usiadła w cieniu drzewa. Psy
położyły się u jej stóp.
Może Meg się myli, myślała. Może Steve jest tylko
zauroczony kobietą, która tak się różni od tutejszych
dziewczyn. Jak brzmią słowa tej starej piosenki, któ
rą mama tak często śpiewała? „Oczarowany, nie
spokojny
a
bezradny". Może Steve był po prostu zbyt
samotny po jej wyjeździe? Może rzeczywiście nie
powinna mówić doktorowi Cameronowi, że Steve
zachował się nie fair? Choć, gdy się nad tym wszyst
kim zastanawiała, to wydawało jej się, że racja jest
po jej stronie.
Podniosła się. Nie, doktorze Cameron. Z pewnoś
cią nie będę się narzucać mężczyźnie, który mnie nie
chce, pomyślała gniewnie. Ale muszę być pewna, że
on wie, co robi!
SZPITAL NA PROWINCJI
29
Gwizdnęła na psy i z dumnie podniesioną głową
udała się do domu.
Pomimo wszystkich nieprzyjemności, jakie ją spot
kały, Alison cieszyła się, kiedy następnego dnia sta
nęła przed drzwiami szpitala.
Poszła się przywitać z przełożoną pielęgniarek i za
pytać, na jakim oddziale ma zacząć pracę.
- Właśnie rozmawiałam z doktorem Cameronem.
Uznaliśmy, że najbardziej przydasz się na położnict
wie. W Edynburgu wiele się nauczyłaś, a my właśnie
tam potrzebujemy doświadczonej pielęgniarki. Jeśli
będzie jakaś pilna potrzeba, będziesz asystować dok
torowi Cameronowi przy operacji, ale na przyszły
tydzień nie mamy nic zaplanowanego. Za kilka dni
powinna wrócić Jean Butler. A teraz chodź, zaprowa
dzę cię na oddział. Będziesz pracowała z młodą Molly
Barton. To bardzo miła i pracowita dziewczyna.
Oddział położniczy składał się tylko z sześciu łóżek,
z których obecnie dwa były puste. Jedną ze szczęś
liwych matek okazała się Hazel Shaw, koleżanka
Alison ze szkoły.
- To pierwsze dziecko, Hazel?
- Trzecie. Ale pierwszy chłopiec. Nie sądzisz, że
jest podobny do Tima?
Alison spojrzała na czerwoną, pomarszczoną twa
rzyczkę i przypomniała sobie Timą, ogromnego męż
czyznę z szopą jasnych włosów na głowie.
- Cóż, może oczy...
Hazel uśmiechnęła się.
- No dobrze. Ale Tim i jego koledzy uważają, że
jest podobny do niego jak dwie krople wody, więc
wszyscy są szczęśliwi.
Kolejna matka była żoną pasterza z jednej z od
ległych farm. Jej dziecko miało niewielką żółtaczkę.
30
SZPITAL NA PROWINCJI
- D o k t o r Cameron mówi, że za dwa dni będę
mogła iść do domu. Mały czuje się coraz lepiej.
Następna pacjentka miała cukrzycę i chociaż dziec
ko było zupełnie zdrowe, musiała zostać jeszcze kilka
dni, aby upewnić się, czy nic jej nie grozi.
Ostatnia kobieta miała właśnie rodzić. Alison wzię
ła jej historię choroby i poszła do dyżurki.
- Pomiar temperatury co kwadrans, stopniowane
ćwiczenia, KTG dwa razy na dobę - czytała na głos.
- Zgadza się pani z moimi zaleceniami?
Głos doktora Camerona sprawił, że na jej poli
czkach pojawiły się rumieńce.
- Naturalnie - odpowiedziała, wściekła, że ją za
skoczył.
- Była pani w domu przez te kilka dni?
Alison ze zdziwieniem przytaknęła.
- Jak się czuje Meg?
- Dobrze.
- Cały czas jest przekonana, że to będzie chłopiec?
- Jest tego absolutnie pewna.
Doktor uśmiechnął się.
- Założyłem się z nią, że będzie miała córeczkę. Co
pani o tym sądzi?
- Nie wiem - odparła zmieszana. Nie spodziewa
ła się, że Gavin Cameron będzie rozmawiał z nią
w ten sposób po tym, jak wyglądało ich pierwsze
spotkanie.
Odwróciła się, by wrócić na oddział, ale zatrzymał
ją jego głos.
- Siostro Parr. Jestem pani winien przeprosiny
- powiedział z pewnym wahaniem w głosie. - Roz
mawiałem ze Steve'em. Wyjaśnił mi, jak to było z jego
listem. Zbyt pochopnie wyciągnąłem wnioski i nie
miałem racji. Przepraszam panią.
Alison nie wiedziała, co powiedzieć.
SZPITAL NA PROWINCJI
31
- Na litość boską, kobieto! Mogłaby pani przy
najmniej się do mnie odezwać!
Alison wzięła głęboki oddech.
- Cieszę się, że zna pan prawdę. Ale parę dni temu
nawet nie dał mi pan okazji, żebym się wytłumaczyła.
Bez wahania osądził mnie pan jak najgorzej.
Ileż to razy własna matka powtarzała jej, że zbyt
szybko ocenia ludzi, dzieląc ich na dobrych i złych!
Gavin Cameron podszedł do niej i z uwagą zajrzał
jej w oczy. Poczuła, że jego spojrzenie ją obezwładnia.
Zaczerwieniła się, niezdolna uczynić żadnego ruchu.
A potem równie nagle doktor odwrócił się.
- Powinna się pani nauczyć, jak przyjmować prze
prosiny od mężczyzny, siostro - powiedział zwykłym,
formalnym tonem. Czar prysnął i Alison zdawało się,
że wszystko było wymysłem jej wyobraźni.
- Przepraszam, doktorze. A teraz, jeśli pan po
zwoli, wrócę do pracy.
Bardzo ładnie z jego strony, że mnie przeprosił,
myślała idąc korytarzem, ale to i tak niczego nie
zmienia między mną à Steve'em.
Steve i ja. Te
słowa odbiły się w jej głowie pustym
echem. Nie ma już żadnego „Steve'a i ja" i nigdy nie
będzie.
Ale Alison pamiętała, co przyrzekła sobie, siedząc
nad rzeką. Była to winna im obojgu. Musiała mieć
pewność, że Steve wie, co robi.
Szybko przyzwyczaiła się do swoich nowych obo
wiązków. Czasami czuła się tak, jakby te dwa lata
spędzone w ogromnym szpitalu w Edynburgu były
tylko snem.
Jednak szybko uświadomiła sobie, że to zdarzyło
się naprawdę i że przez ten czas tak wiele zmieniło się
w jej życiu.
32
SZPITAL NA PROWINCJI
Jakże często łapała się na tym, że kończąc dyżur
spieszy się z porządkowaniem akt, by jak najszybciej
zobaczyć się z czekającym na dole Steve'em. A prze
cież tym razem nikt na nią nie czekał. Nie było już
Steve'a, który ją uspokajał,' gdy usprawiedliwiała się
za swoje spóźnienie. On jest teraz z kimś innym,
Ciągle też dziwiła się, że to nie stary poczciwy
doktor
1
Mac wchodzi na salę, by zrobić poranny
obchód. Jakoś nie mogła pogodzić się z jego ode
jściem.
Czas jednak biegł nieubłaganie i Alison powoli
zaczęła się przyzwyczajać do świadomości, że Steve
nigdy więcej nie będzie na nią czekał, a na obchód
przyjdzie Gavin Cameron w rozpiętym fartuchu i ze
zmierzwionymi włosami.
Choć niechętnie, musiała jednak przyznać, że był
bardzo dobrym lekarzem. Doskonale znał swój za
wód, ale oprócz tego posiadał jeszcze ten cudowny
dar uzdrawiania, bez którego nie można dobrze le
czyć, nawet jeśli zgłębi się całą wiedzę medyczną.
Od czasu, kiedy tak niefortunnie ją przeprosił,
Alison starała się zapomnieć o ich pierwszej roz
mowie. Odnosili się do siebie w sposób, który można
by nazwać poprawnym.
Musiała jednak przyznać, że w chwilach, kiedy
Stawał blisko niej i patrzył na nią tymi ciemnymi
oczami, zupełnie zapominała o tym, jaki był dla niej
nieuprzejmy.
- To złoto, nie człowiek - powiedziała raz Molly
Barton, kiedy doktor Cameron wyszedł z oddziału.
Alison uśmiechnęła się wbrew woli. Złoto? To
chyba nie najodpowiedniejsze określenie dla tego
wysokiego, ciemnego mężczyzny.
- A l e przyznasz, że jest przystojny - nalegała
Molly.
SZPITAL NA PROWINCJI
33
- Przystojny? Nie, ma zbyt nieregularne rysy, żeby
można go było uznać za przystojnego.
- Jedno jest pewne - podsumowała przyjaciółka,
wręczając Alison kubek z kawą. - Jest najbardziej
interesującym mężczyzną w Namboola Creek!
- Być może - zgodziła się Alison. - Ale osobiście
wolałabym zaprzyjaźnić się z kimś takim jak Patrick
Swayze.
Zadzwonił telefon i dowiedziały się, że zawiadowca
stacji z Quincomba właśnie wiezie do nich żonę. Była
to ta kobieta, którą Alison zastała na oddziale pod
czas pierwszego dnia pracy. Wówczas okazało się, że
był to fałszywy alarm. Tym razem podobno poród już
się rozpoczął.
- Oby tylko zdążyli - powiedziała Alison, odkła
dając słuchawkę. Zajrzała do karty ciążowej Lindy
Hutton. - Jej termin minął dwa dni temu. Doktor
Cameron powiedział, że jeśli nie zgłosi się w ciągu
najbliższych dni, to i tak będziemy musieli przyjąć ją
na oddział. Molly, sprawdź czy wszystko jest przygo
towane, a ja pójdę po doktora.
Gavin Cameron pił kawę z Marion.
- Zrobię szybki obchód na oddziale i zaraz przyjdę
na salę porodową, siostro.
Sala porodowa to bardzo pochlebne określenie dla
tego niewielkiego pokoju, w którym co jakiś czas
przychodzi na świat nowe życie, pomyślała Alison
rozkładając sterylne serwety. Jedno łóżko, miska i in
kubator. Ten ostatni na szczęście nie będzie dziś
potrzebny. Linda Hutton urodzi zdrowe, donoszone
dziecko.
Jej mąż musiał się bardzo spieszyć, pomyślała,
kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi land rovera.
Dave Hutton pomógł żonie dojść do wejścia. Alison
wyszła im na spotkanie.
34
SZPITAL NA PROWINCJI
- Mówi, że nie ma czasu do stracenia - powitał
ją Dave.
Nic dziwnego, pomyślała. Po takiej jeździe każdy
mógłby urodzić.
- Idź po doktora, Molly - powiedziała krótko.
Sięgnęła po rękawiczki, gdyż widziała, że dziecko
urodzi się lada moment.
- Powinnam przyjechać wcześniej - usprawied
liwiała się Linda - ale bałam się, że to znów
fałszywy alarm.
Alison dała Dave'owi znak, żeby otarł żonie czoło,
kiedy kolejny silny skurcz przeszył jej ciało.
- A więc tym razem nas nie nabierasz? - spytał
Gavin Cameron wchodząc na salę.
Główka dziecka była już widoczna.
Doktor odsunął się od łóżka i zrobił miejsce Alison.
- Śmiało, siostro. Jest pani gotowa, żeby odebrać
ten poród.
Nie było czasu do stracenia. Alison delikatnie
uwolniła główkę dziecka, po której wysunęły się
ramionka i po chwili dziecko bezpiecznie spoczywało
w jej dłoniach.
- Linda, masz chłopca! Jest rudy jak twój mąż
- oznajmił doktor.
Alison oddała dziecko Molly, a sama zwróciła się
w stronę matki, skurcz, który urodzi
łożysko. Kiedy już było po wszystkim, położyły Lin
dzie chłopca na brzuchu. Malec instynktownie sięgnął
ustami do jej piersi.
- Widać, że wie, co dobre - powiedział Dave
Hutton, pieszczotliwie dotykając policzka syna. - Do
brze się spisałaś, Lindo.
Alison zdjęła gumowe rękawiczki.
- Pani także nieźle dała sobie radę, siostro Parr
- pochwalił ją Gavin.
SZPITAL NA PROWINCJI
35
Choć powiedział to całkiem zwyczajnie, w jego
oczach dostrzegła ciepłe błyski, których nigdy przed
tem tam nie widziała. Zwykła zawodowa pochwała,
mówiła sobie, ale musiała przyznać, że zrobił jej tym
dużą przyjemność.
- To był bardzo prosty poród, doktorze Cameron.
- Wiem. Chciałbym panią zobaczyć w akcji przy
bardziej skomplikowanym.
Odwrócił się do rodziców i, podobnie jak młody
tata, dotknął bez słowa policzka noworodka.
Alison już dawno odkryła, że są dwa rodzaje
lekarzy. Jedni traktują przyjście dziecka na świat jako
swego rodzaju wyzwanie zawodowe, któremu trzeba
sprostać najlepiej, jak się potrafi. Dla innych każdy
poród był małym cudem. Miała nieodparte wrażenie,
że doktor Cameron zaliczał się do tej drugiej kategorii
lekarzy.
Podniósł głowę i zobaczył, że mu się przygląda.
- Ten mały szkrab wygląda na zdrowego, prawda?
- spytał, starając się nie pokazać po sobie, jakie
wrażenie wywarło na nim narodzenie dziecka.
Molly przyniosła świeżo upieczonym rodzicom
herbatę.
- Czy dla mnie nie ma herbaty dlatego, że spóź
niłem się na poród? - spytał doktor Cameron, unosząc
lekko brwi.
- Zaraz panu zrobię w dyżurce - zaczerwieniła się
Alison. - Siostro Barton, proszę sprawdzić, czy łóżko
pani Hutton jest gotowe.
- Ale... - zaczęła dziewczyna, lecz Alison prawie
siłą wyciągnęła ją z sali.
- Wiem, że jest przygotowane, ale chciałam, żeby
ci dwoje choć przez chwilę pobyli sami ze swoim
dzieckiem.
- Och, rzeczywiście!
36
SZPITAL NA PROWINCJI
- Nieźle to pani rozegrała - przyznał doktor Ca
meron, wchodząc za nimi do dyżurki.
Alison nastawiła wodę.
- Kiedy przyjedzie starsza pani Hutton, nie będą
mieli wiele okazji, żeby być sami. A w takiej chwili
bardzo im tego potrzeba.
- To fakt - przyznał. - Chociaż nigdy nie pomyś
lałbym, że...
Alison podała mu filiżankę, starając się nie okazy
wać złości, która w niej wezbrała.
- Nie pomyślałby pan, że coś takiego może mi
przyjść do głowy, tak?
- Przepraszam. Nie powinienem był tak powiedzieć.
Kiedy skończył, odstawił filiżankę i podziękował
Alison za herbatę. Zbliżając się do wyjścia, nagle
usiadł na brzegu stołu i spojrzał na nią z uwagą.
- Widziała się pani ze Steve'em od przyjazdu?
- Nie. Nie ma powodu, dla którego mielibyśmy się
teraz widywać.
Gavin Cameron wyraźnie się wahał, czy nie powie
dzieć czegoś więcej.
- Nie sądzi pani, że byłoby łatwiej zaakceptować
zaistniałą sytuację, gdyby pani z nim porozmawiała?
- spytał cicho. - A może nawet z Tessą?
Alison wstała.
- Ja zaakceptowałam tę sytuację, doktorze Came
ron - powiedziała z godnością, choć nie było to do
końca zgodne z prawdą. - Nie widzę powodu, dla
którego miałabym spotykać się ze Steve'em czy pana
siostrą. Mam to już poza sobą i nie chcę przeżywać
wszystkiego od nowa.
- Sądzę, że nie jest pani do końca szczera wobec
siebie - odparł, nie spuszczając z niej wzroku.
- Ani ze mną.
Po tych słowach wyszedł z pokoju.
SZPITAL NA PROWINCJI
37
Pomimo całej urazy, jaką żywiła do tego człowieka,
wiedziała, że nie będzie jej łatwo zapomnieć spo
jrzenia, jakim obrzucił nowo narodzone dziecko.
To Marion nalegała, żeby Alison poszła na or
ganizowany w szkole festyn.
Doktor Mac też o nim wspominał, ale kiedy
dziewczyna oświadczyła, że nigdzie się nie wybiera,
wyznał tylko, że będzie mu jej brakowało.
Marion jednak nie dała się tak łatwo zbyć jak stary
doktor.
- Przypominam ci, że będą tam ludzie, którzy
wspierają nasz szpital finansowo. Wielebny Jones
mówi, że przydałoby nam się akwarium, żeby roz
weselić dzieci. Koniecznie musisz przyjść.
Alison pomyślała o wszystkich znajomych, którzy
tam się pojawią. Tylu ludzi będzie na nią patrzeć,
mówić o niej i wyrażać swoje współczucie.
- Może zamienię się dyżurami i pójdzie ktoś, kto
naprawdę bardzo by tego chciał - powiedziała z de
speracją.
Ale Marion była nieustępliwa.
Kiedy nadszedł dzień festynu, Alison ubrała się
w bawełnianą koszulkę i dżinsy. Po chwili namysłu
zmieniła jednak zdanie i przebrała się w jedwabną,
szarobłękitną bluzkę, którą kupiła w Edynburgu kilka
tygodni przed wyjazdem. Uczesała włosy i zrobiła
delikatny makijaż.
Zdawała sobie sprawę, że w tym stroju wygląda
nieco prowokująco, ale wiedziała również, że kolor
bluzki znakomicie podkreśla barwę jej oczu i wydo
bywa głębię barwy włosów.
- A więc dobrze, Namboola Creek. Oto jestem!
Z tymi słowami wyszła przed szpital, gdzie miał
czekać Tim Shaw. Obiecał zabrać swą furgonetką
38
SZPITAL IVA PROWINCJI
wszystkich, którzy będą chcieli jechać do szkoły.
Jednak przed wejściem nikogo nie było.
Mogę pójść pieszo, pomyślała i ruszyła w stronę
bramy. Jednak po chwili dogonił ją land rover Gavina
Camerona.
- Niech pani wsiada. Jestem pewny, że jedziemy
w to samo miejsce.
- Mogę pójść pieszo.
- Z całą pewnością - zgodził się mężczyzna.- Ale
skoro jadę w tym samym kierunku, nie ma takiej
potrzeby.
Kiedy dalej się opierała, jego głos wyraźnie przy
brał ton zniecierpliwienia.
- Na miłość boską, niech pani nie będzie śmieszna!
Proszę w tej chwili wsiadać do samochodu!
Alison posłusznie wsunęła się do środka.
- Dziękuję panu - powiedziała sztywno.
- O ile wiem, Namboola Creek słynie ze swej
gościnności. Czy ludzie się nie zdziwią, jeśli cały czas
będziemy się zwracać do siebie tak oficjalnie? Może
chociaż dzisiaj mów mi po imieniu, Alison?
- Dobrze - zgodziła się po chwili wahania.
Doktor czekał.
- Dobrze, Gavin - wydusiła z siebie.
Podczas drogi wypytywał ją o szpital, w którym
pracowała w Edynburgu Pokonując pewne opory,
zaczęła mu opowiadać p wszystkim, co widziała.
Początkowo szło jej to niezbyt składnie, ale wkrótce
zupełnie się rozluźniła.
- To musiał być dla ciebie niezły szok kulturowy.
Chociaż było ciemno, wiedziała, że powiedział to
z uśmiechem.
- To prawda. Przez cały czas musiałam się mieć na
baczności. Myślałam, że nie zdołam sprostać ich
wymaganiom.
SZPITAL NA PROWINCJI
39
Gavin wjechał na szkolny parking. Przed nimi
rozciągał się wielki plac, pełen roześmianych ludzi
i świateł.
- Lubię słuchać opowiadań o tym mieście - po
wiedział wyłączając silnik. - Moi dziadkowie po
chodzą z Edynburga. Zawsze chciałem pojechać do
Szkoq'i.
- Domyśliłam się, że masz coś wspólnego z tym
krajem.
Alison wyskoczyła z samochodu sama, nie czekając
na pomoc Gavina. Ruszyli w kierunku zgromadzo
nych ludzi, lecz kiedy podeszli bliżej, dziewczyna na
chwilę przystanęła.
- Dasz sobie radę - zachęcił ją cicho Gavin.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
Jednak już po chwili ktoś wetknął jej w ręce talerz
z ogromnym stekiem, porcją sałaty i pieczonymi
ziemniakami. Jak spod ziemi wyrosła Marion więc
poprosiła ją, żeby opowiedziała o Jean Butler, która
cudem uniknęła operacji wyrostka robaczkowego i za
kilka dni chciała wrócić do pracy.
- Słyszałam, że doskonale dajesz sobie radę przy
operacjach - pochwaliła ją przełożona. - Może po
winnam pomyśleć już o emeryturze.
Gavin Cameron rozmawiał z właścicielem stacji
z Bindoota. Pomachał ręką w jej kierunku i Alison
pozdrowiła go tym samym gestem. Choć ciągle miała
mu za złe sposób, w jaki potraktował ją pierwszego
dnia ich znajomości, to jednak dziś była mu wdzięczna
za to, że pomógł jej stawić czoło mieszkańcom Na-
mboola Creek.
Teraz nie czuła się już onieśmielona. Choć do
strzegła, że kilka osób plotkowało na jej temat, to
jednak w większości ludzie starali się omijać w roz
mowach drażliwy temat. Była im za to wdzięczna.
40
SZPITAL NA PROWINCJI
Właśnie zamieniła parę zdań z Jean Butler, kiedy
ta spojrzała nagle ponad ramieniem Alison, a jej twarz
znieruchomiała.
Alison podążyła wzrokiem w tym samym kierun
ku, wiedząc z góry, co zobaczy. Poczuła się, jakby
opuściły ją wszystkie siły. Ujrzała kobietę, która
zabrała jej Steve'a.
Stali niedaleko od niej. Steve czule obejmował
ramiona drobnej, niewysokiej dziewczyny, której roz
puszczone włosy swobodnie opadały na ramiona.
Ładna, uświadomiła sobie Alison. Naprawdę jest
ładna.
Dziewczyna powiedziała coś do Steve'a, a on
z uśmiechem pochylił się nad swą towarzyszką.
Nie, pomyślała Alison, nie zniosę tego. Nie muszę
na to patrzeć. Jak nieprzytomna odwróciła się i za
częła iść w stronę kuchni. Nagle czyjaś silna dłoń ujęła
ją pod rękę. To był Gavin.
- Chodź, Alison. Poznasz moją siostrę.
Powiedział to tak głośno, że wszyscy w pobliżu
usłyszeli jego wyzwanie.
- Nie. Nie mogę... - zaczęła, ale uścisk Gavina nie
pozwolił jej odejść.
- Weź się w garść - dodał cicho. - Uśmiechnij się
i spróbuj wyglądać tak, jakby ci na tym wcale nie
zależało!
ROZDZIAŁ TRZECI
- Nie mogę! - powiedziała równie cicho jak on.
- Pozwól mi odejść!
- Nie ma mowy.
Trzymając ją pod rękę, poprowadził w stronę
Steve'a i stojącej obok niego jasnowłosej dziewczyny.
- Witajcie na festynie - odezwał się wesoło. - Ali
son, chciałbym, żebyś poznała moją siostrę. Tessa
porzuciła swoje życie w Canberze, by dotrzymać mi
towarzystwa w Namboola Creek.
Oczy Tessy Cameron były tak niebieskie, że wyda
wały się niemal fiołkowe. Jej drobna dłoń drżała,
kiedy wyciągnęła ją na przywitanie. Alison prawie
zrobiło się jej szkoda.
- Tessa - upomniał siostrę Gavin.
Zupełnie jak ojciec, który strofuje dziecko, że nie
powiedziało dziękuję za otrzymaną zabawkę.
- Och, tak. Bardzo chciałam cię poznać, Alison
-odezwała się nieśmiało dziewczyna.
Nie wątpię, pomyślała Alison. Jej zmieszanie gdzieś
zniknęło.
- Ja też się cieszę, że mam okazję cię zobaczyć
- powiedziała zgodnie z prawdą. Teraz miała już
pewność. Jak taka dziewczyna jak Tessa mogła po
móc Steve'owi w prowadzeniu farmy?
Ta myśl przywróciła jej pewność siebie. Najgorsze
miała za sobą. Wszyscy zebrani widzieli, że jej spot
kanie z Tessą obyło się bez żadnych sensacji.
42
SZPITAL NA PROWINCJI
- Jak się masz, Steve?
- Dobrze - odpowiedział niechętnie? - A ty?
- Przecież mnie znasz. Wiesz, że nigdzie nie czuję
się lepiej niż w domu. Niezależnie od tego, co w nim
zastaję - dodała po krótkiej przerwie.
Policzki Tessy Cameron na moment pokryły się
rumieńcem, lecz po chwili powróciła ich dawna bla
dość. Alison, pomimo urazy, pożałowała swego za
chowania.
Gavin opiekuńczym gestem dotknął ręki siostry
i przeciągle spojrzał w oczy Alison.
- Jak tam twoje lekcje, Tess? - zapytał.
-Dziękuję, świetnie. Mam trzech nowych
uczniów.
Zwróciła się w stronę Alison.
- Czasami, kiedy Gavin późno wraca ze szpitala,
nie widzimy się wieczorem. Szczególnie teraz, kiedy
mam dwie wieczorne grupy.
-Grupy?
- Prowadzę lekcje tańca. Uczę baletu, tańca klasy
cznego, a ostatnio zaczęłam prowadzić też aerobik.
- Szkoła tańca w Namboola Creek? - Alison nie
potrafiła ukryć zdziwienia.
Tessa zaczerwieniła się.
- Dlaczego, nie? - spytała unosząc głowę. - Więk
szość małych dziewczynek marzy o tańczeniu w bale
cie. Nawet tu, na prowincji! Zdziwiłabyś się, gdybyś
zobaczyła, ile kobiet chce się nauczyć tańczyć albo po
prostu trochę poruszać.
Alison niechętnie musiała przyznać, że nie brak tej
dziewczynie zapału. Mimo to miała już dosyć tej
rozmowy, w której Steve praktycznie nie brał udziału.
Prawdopodobnie był zbyt onieśmielony.
- Alison i ja mieliśmy właśnie zatańczyć - wybawił
ją z kłopotu Gavin. - Zobaczymy się później.
SZPITAL NA PROWINCJI
43
Objął ją ramieniem i pociągnął w stronę tańczą
cych. Na parkiecie było bardzo tłoczno, a muzyka
grała tak głośno, że jakakolwiek rozmowa była nie
możliwa. Gavin przytulił Alison do siebie, nie zważa
jąc na jej wysiłki, by pozostać jak najdalej od niego.
Poczuła na włosach jego oddech.
-Rozluźnij się i spróbuj wyglądać tak, jakbyś
dobrze się bawiła - szepnął. - Jak dotąd spisujesz się
nie najgorzej. Oby tak dalej.
- Nie musisz mnie tak mocno trzymać. Nie ucie
knę.
- Nie byłbym tego taki pewien.
Steve i Tessa też tańczyli. Orkiestra grała wolną,
nastrojową melodię i Alison patrząc na tańczącą
parę przyznała, że wyglądają, jakby byli dla siebie
stworzeni.
Nagle ogarnął ją taki smutek, że zupełnie zapom
niała, gdzie się znajduje. Gavin spojrzał na nią pyta
jąco. Odwróciła twarz, ale wiedziała, że zdążył zauwa
żyć jej wyraz.
-Chodźmy coś zjeść - zaproponował. - Mam
ochotę na filiżankę kawy.
Kiedy stanęła tyłem do tańczących, poczuła się
lepiej. Przez moment odczuła nawet coś na kształt
wdzięczności dla Gavina za to, że zabrał ją stamtąd.
Reszta wieczoru minęła niepostrzeżenie. Spotkała
tylu starych znajomych, że prawie zapomniała, iż
przyszła na festyn z Gavinem. Widziała go kilka razy
z siostrą, ze Steve'em, a raz nawet spostrzegła, jak
rozmawiał z doktorem Makiem.
- Zdaje się, że nasz nowy doktor zadomowił się
u nas na dobre - zauważyła żona burmistrza, której
Alison pomagała zmywać naczynia. - Dziękuję, moja
droga. Myślę, że ta liczba filiżanek zupełnie wystarczy.
O, właśnie o panu mówiłyśmy, doktorze Cameron.
44
SZPITAL NA PROWINCJI
- Mam nadzieję, że nic złego - uśmiechnął się.
- Alison, wracam do szpitala. Podwiozę cię.
Proszę, jaki jest pewny swego, pomyślała.
- Jeszcze nie...
- Wiem, że jutro o siódmej masz dyżur - przerwał
jej. - Jestem pewien, że chcesz już wracać. Dlaczego
zawsze musisz się ze mną kłócić?
Alison, nie chcąc dawać pani Jones tematu do
plotek, postanowiła się poddać.
- Nie musisz mnie podwozić tylko dlatego, że mnie
tu przywiozłeś - powiedziała, kiedy siedzieli już
w land roverze.
-i To właśnie w tobie lubię: umiesz okazać komuś
swą wdzięczność!
Alison nie potrafiła zachować powagi.
-Wiesz, wyglądasz znacznie ładniej, kiedy się
uśmiechasz - powiedział miękko Gavin.
- Podobnie jak ty - wypaliła, zanim zdążyła się
ugryźć w język.
- Czy ty na wszystko masz gotową odpowiedź?
Zapalił silnik i wyjechał ze szkolnego parkingu.
Kiedy dotarli na miejsce, nie zatrzymał się przed
drzwiami internatu, tylko podjechał z drugiej strony
budynku, gdzie było prawie całkiem ciemno.
-Dzięki za podwiezienie. Ja tylko... - zaczęła
pospiesznie.
- Żadne „tylko" - rzucił zdecydowanym głosem
i przyciągnął ją do siebie.
W ciemności zaczął delikatnie gładzić ją po twarzy.
To śmieszne, pomyślała. Muszę się odsunąć! Ale
dotyk jego palców zupełnie ją zahipnotyzował. Serce
waliło jej jak oszalałe... Jakże wiele by dała, żeby
posmakować w tej chwili jego pocałunku. Nie musiała
długo czekać. Usta Gavina odnalazły drogę do jej
warg i Alison z zapamiętaniem oddała się ich żarowi.
SZPITAL NA PROWINCJI
45
Dopiero po dłuższej chwili oprzytomniała i z prze
rażeniem odsunęła się od niego.
-Zrobiłeś to, żebym przestała myśleć o Stevie
- powiedziała z wściekłością w głosie.
Gavin przez chwilę nie odpowiadał, a potem
niespodziewanie odchylił głowę do tyłu i zaczął
się głośno śmiać.
- Słowo daję, Alison, jesteś niesamowita! Po
całowałem cię wyłącznie dlatego, że miałem na
to ochotę. Co więcej, muszę przyznać, że mi się
to podobało i dam sobie głowę uciąć, że tobie
również!
Ależ on ma tupet! Jednak to, co mówił, było
zgodne z prawdą. Dlatego nawet nie próbowała
zaprzeczać jego słowom.
Z godnością wysiadła z land rovera i nie oglądając
się weszła do holu internatu.
Nie spała prawie całą noc, a następnego dnia
stwierdziła, że jest tylko jeden sposób, w jaki może
się zachować po wczorajszych wydarzeniach. Musi
udawać, że nic się nie stało i ograniczyć kontakty
z Gavinem wyłącznie do spraw zawodowych.
W końcu nie pierwszy raz całowała się z lekarzem,
z którym pracowała. Przypomniała sobie przystoj
nego doktora z Brisbane, młodego stażystę z Edyn
burga i jeszcze kilku innych.
O, nie, doktorze Cameron. Nie jest pan pierwszym
lekarzem, który mnie pocałował i któremu muszę
spojrzeć w twarz następnego ranka!
Tylko dlaczego nie może zapomnieć uścisku jego
silnych ramion?
- Dzień dobry, siostro Parr - powitał ją, jak
zwykle niemal wbiegając na salę w swoim rozpiętym
fartuchu i z rozwianymi włosami. - Przepraszam za
46
SZPITAL NA PROWINCJI
spóźnienie. Dobrze, że mamy tu tylko kilka pacjentek.
Na oddziale wewnętrznym jest komplet.
Szybko obejrzeli chore i Gavin oddalił się do
swoich zajęć.
- Doktor Cameron nie poświęcił nam dziś zbyt
dużo czasu - pożaliła się Molly. - Właśnie kąpałam
noworodki, kiedy dosłownie wpadł na salę i po chwili
zniknął.
Spojrzała na Alison spod opuszczonych powiek.
- Taniec z nim musiał być prawdziwą przyjemnoś
cią. Dobrze tańczy?
-Trudno powiedzieć. Było tak ciasno, że ledwie
mogliśmy się poruszać.
W rzeczywistości jedyną rzeczą, którą pamiętała,
były silne ramiona obejmujące ją w talii.
- Skoro mamy trochę wolnego czasu, chciałabym
sprawdzić, czy mamy wszystkie leki. Wygląda na to,
że w przyszłym tygodniu będzie trochę więcej pracy.
Kiedy skończyły, Alison postanowiła zanieść Ma
rion listę potrzebnych środków. Siostry oddziałowej
nie było jednak w pokoju i musiała poszukać jej na
oddziale wewnętrznym.
Kiedy przechodziła koło gabinetu Gavina, zawołał
ją do środka i nie zdejmując z głowy słuchawek
radiowych, wskazał jej gestem, żeby usiadła.
- Blue Rock Ridge wzywa pomocy - powiedział
krótko. - Już do nas jadą.
To Meg, pomyślała Alison. Nigdy nie wiadomo,
kiedy przyjdzie czas rozwiązania.
- Od pięciu minut? - Gavin kontynuował rozmowę
przez radio. - Jesteś pewna? Nie, Meg, nie będzie na
to czasu. Tutaj nie zdołasz tego zrobić. Poproszę
Ricka, żeby mnie podrzucił. Powiedz Brianowi, żeby
czekał na mnie na pasie startowym.
Z westchnieniem przekręcił wyłącznik.
SZPITAL NA PROWINCJI
47
- Chciałbym, żebyś pojechała ze mną - zwrócił się
do Alison.
W nadzwyczajnych wypadkach szpital korzystał
z usług Ricka Garretta, którego mały samolot nieraz
już służył chorym jako środek transportu. Doktor
podniósł słuchawkę i wykręcił jego numer.
- Blue Rock Ridge. Chciałbym wylecieć natych
miast. Weźmiemy ze sobą przenośny inkubator. Cze
kam na ciebie za pięć minut. My z siostrą jesteśmy
gotowi.
Odłożył słuchawkę i uspokajającym gestem po
klepał Alison po ręku.
- Nic jej nie będzie. Na pewno zdążymy na czas,
a jeśli nie, to jest tam przecież twoja mama.
Nie było czasu do namysłu. Pobiegła na oddział,
powiedziała Molly, co się stało i zabrała zestawy,
które były przygotowane na taką okazję. Porody poza
szpitalem zdarzały się stosunkowo często. Tylko że
tym razem rodziła żona jej brata.
Rick Garrett czekał już na nich przy samolocie.
- Podróż zajmie nam jakieś pół godziny - powie
dział, starając się przekrzyczeć szum silników.
Lądowisko w Blue Rock Ridge było oddalone
o jakąś milę od ich domu. Jeszcze będąc w górze
dostrzegli land rovera ojca, który czekał, by ich
zabrać,
- Jak się ma Meg? - spytała Alison, jak tylko
znalazła się w samochodzie.
- Brian i mama są przy niej. Wydaje mi się,
że to już niedługo. Mam nadzieję, że zdążymy
na czas.
-W końcu nie byłoby to pierwsze dziecko, które
urodziło się bez doktora - pocieszał ich Gavin. - Je
stem pewien, że Mary potrafiłaby odebrać swego
wnuka.
48
SZPITAL NA PROWINCJI
Pomimo tych słów był pierwszym, który wyskoczył
z samochodu, jak tylko znaleźli się na miejscu.
Mary Parr czekała na nich w drzwiach.
- Proszę tędy, Gavin. Miałam nadzieję, że przyje
dziesz razem z doktorem - zwróciła się do córki.
Meg siedziała na łóżku, a Brian wycierał jej czoło
wilgotną szmatką.
- Dzięku Bogu, że zdążyliście - podniósł się na ich
widok. - Odbierałem już cielęta, ale nie chciałbym
odbierać porodu własnego dziecka!
Alison otworzyła pierwszy zestaw i podała Gavi-
nowi sterylne rękawiczki. Doktor Cameron zbadał
pacjentkę.
- Świetnie ci idzie, Meg.
Spojrzał na Alison.
- M a pełne rozwarcie. Za chwilę wejdzie w drugą
fazę porodu. Zostajesz z nami, Brian?
- Jasne. Meg mówi, że jestem dobry w masowaniu
krzyża. Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzał.
- Skąd będę wiedziała, kiedy mam przeć? - spytała
Meg słabym głosem.
- Sama zobaczysz - powiedziała krótko teściowa.
Po kilku minutach Meg jęknęła i spojrzała na
doktora Camerona.
- Chyba się zaczyna.
- Doskonale. Alison poda ci maseczkę z tlenem,
żebyś trochę pooddychała świeżym powietrzem.
Dziewczyna wykonała polecenie.
- Chcesz odebrać poród? - spytał ją cicho Gavin.
- Nie, dzięki. Za bardzo mi zależy na tym dziecku.
Nie pożałowała swojej decyzji. Okazało się, że
pępowina była okręcona dookoła główki.
- Zaczekaj, Meg! Nie przyj!
Przeciął pępowinę, zanim dziecko odczuło brak
dopływu tlenu.
SZPITAL NA PROWINCJI
49
- Jeszcze jeden skurcz i zostaniesz matką - za
chęcał Gavin. - Tylko nie za mocno.
W tej samej chwili dziecko pojawiło się w całości.
Doktor podał je Alison, która czekała z gotową
serwetą na rękach. Donośny krzyk noworodka upew
nił wszystkich, że dziecku nic się nie stało.
- No, Meg, wygrałem zakład. Masz dziewczynkę!
Alison podała bratowej dziecko.
- Dziewczynka? Jesteś pewien? - spytała z niedo
wierzaniem.
Alison i Gavin spojrzeli na siebie bez słowa.
- Absolutnie - powiedział grobowym głosem Ga
vin. - Możesz mi wierzyć. Mam w tej materii spore
doświadczenie.
Meg nieśmiało dotknęła drobnej twarzyczki.
- M a ł a dziewczynka - powiedziała w zadumie.
- Brian, czyż ona nie jest śliczna?
Alison popatrzyła na czerwoną, pomarszczoną
twarzyczkę bratanicy. Może wygląda ładniej niż inne
noworodki, ale żeby od razu piękna? Po raz kolejny
zastanowiła się nad fenomenem, który sprawiał, że
każdej matce jej dziecko wydawało się najpiękniejsze.
- Herbata - zaprosiła ich matka, kiedy wszystko
było już sprzątnięte. - Dobrze nam to zrobi.
Wszyscy, oprócz młodych rodziców, udali się do
kuchni. Czekał tam pilot i mąż Mary.
Alison spojrzała poprzez stół na Gavina. Gdyby
go tu nie było, Meg i Brian mogliby stracić dziecko.
- Nie miej takiej poważnej miny, Alison - powie
dział cicho. - Wszystko dobrze się skończyło.
- Ale mogło być inaczej. Cieszę się, że tu byłeś
- dodała, zanim uświadomiła sobie, co mówi.
- Ja też - odpowiedział po chwili.
Alison miała nieodparte uczucie, że Gavin miał na
myśli nie tylko szczęśliwy poród.
so
SZPITAL NA PROWINCJI
Teraz, kiedy napięcie opadło, wszyscy głośno oka
zywali swą radość. Najbardziej szczęśliwy wydawał się
być sam doktor.
Opowiadał zebranym historię o tym, jak jego
samolot utknął kiedyś w wyschniętym korycie rzeki,
gdzie napastowały go dwa nazbyt ciekawskie kan
gury. Alison głośno się śmiejąc zauważyła, że matka
przygląda się jej z uwagą. Zaczerwieniła się. Pamięta
ła, co opowiadała, będąc niedawno w domu, o dok
torze Cameronie.
Uznała go za nadzwyczaj aroganckiego i nieprzy
jemnego człowieka.
- Powinnam wykąpać dziecko - powiedziała, nie
chętnie wstając od stołu.
Gavin też się podniósł.
- Chyba Meg miała wystarczająco dużo czasu,
żeby stwierdzić, że to nie chłopiec?
-Pewnie też zdążyła już zapomnieć, że chciała
mieć syna - powiedziała Mary Parr z uśmiechem.
- Alison, tata poszedł po wanienkę. Zaraz ją umyję,
a ty przygotuj tu wszystko. No, panowie, proszę na
taras. Potrzebujemy tego stołu.
Meg siedziała wsparta na poduszkach, tuląc niemo
wlę do piersi. Wyglądała na zmęczoną, ale szczęśliwą.
Oczywiście, najbardziej dumny ze wszystkich był Brian.
- Od razu wiedziałem, że to będzie dziewczynka
- oznajmił przybyłym. - Chłopca możemy mieć na
stępnym razem.
Gavin uśmiechnął się do Alison.
- Już mówią o następnym razie, a to dziecko nie
ma jeszcze nawet imienia.
- Ależ ma - zaprzeczyła Meg i pocałowała córecz
kę w główkę. - Będzie się nazywać Ruth Alison.
Oczy Alison napełniły się łzami. Wzięła dziecko
z rąk bratowej.
SZPITAL NA PROWINCJI
51
-Brian, podaj mi szlafrok swojej mamy - powie
działa Meg. - Chcę wykąpać dziecko.
- Jesteś pewna, kochanie? Może nie powinnaś tak
wcześnie wstawać z łóżka?
- Nic mi nie będzie.
- Ale ciocia Alison będzie asystowała przy kąpieli,
zgoda?
Nie miała nic przeciw temu.
Wszyscy przeszli do kuchni, gdzie czekała już
gotowa wanienka. Alison pokazała Meg, jak trzymać
dziecko, a potem namydliła je i zanurzyła w ciepłej
wodzie. Po kilku minutach mała, już ubrana, bez
piecznie wylądowała w ramionach matki.
Meg przez chwilę przytulała ją do siebie, po czym
wręczyła teściowej.
- Mogłabyś, mamo, potrzymać ją przez chwilę?
Chcę zadzwonić do rodziców. Doktorze, czy będę
musiała jechać z panem do szpitala?
- Nie widzę takiej potrzeby. Masz tu radio, więc
w razie czego łatwo się ze mną skontaktujesz. Zresztą
Alison z pewnością będzie ci pomagać. Chciałbym
tylko, żebyś za kilka tygodni pokazała mi się razem
z dzieckiem.
Mary Parr oderwała wzrok od wnuczki i powie
działa Meg, żeby zaprosiła na kilka dni swoją matkę.
- Na pewno bardzo chciałaby zobaczyć małą.
A i mnie przyda się jej pomoc.
Meg przyjęła propozycję z entuzjazmem. Ustalono,
że oboje rodzice przyjadą następnego dnia, po czym
tata od razu wróci do pracy, a mama zostanie z nimi
przez jakiś czas.
Kiedy się żegnali, Mary Parr podziękowała Gavi-
nowi za to, co zrobił dla jej synowej.
- Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczna. Słuchaj,
Gavin, a może wpadłbyś do nas w przyszły weekend?
52
SZPITAL NA PROWINCJI
Alison ma wtedy wolne, więc może zabralibyście
się razem?
- Dziękuję, Mary. Z przyjemnością przyjadę.
Oczywiście, jeśli Alison nie ma nic przeciw temu.
- Nie, dlaczego miałabym mieć?
Alison zdziwiło nieoczekiwane zaproszenie matki.
Jakoś dziwnie się czuła w towarzystwie Gavina,
w szczególności tu, we własnym domu. Żałowała, że
matka nie uprzedziła jej o swych zamiarach. Z drugiej
strony wiedziała jednak, że sprzeciw i tak niewiele by
zmienił. Mary Parr była zbyt gościnną osobą, a w do
datku czuła wdzięczność za to, co doktor dla nich
zrobił. W każdym razie wolałaby więcej nie mieć
takich niespodzianek!
Powrotny lot zszedł im znacznie szybciej. Kiedy
dotarli do samochodu, Gavin wrzucił na tylne siedze
nie torbę z narzędziami i przenośny inkubator.
- Dzięki Bogu, że nie musieliśmy go używać. Szcze
rze mówiąc nie sądziłem, żeby w tym wypadku było
to konieczne, choć z dziećmi nigdy nie wiadomo.
Alison przypomniała sobie, jak palce Gavina zręcz
nie odplątały pępowinę z szyi dziecka.
- Gdybyś w porę nie zdążył, nasz inkubator mógł
by uratować małej życie - powiedziała czując, jak łzy
napływają jej pod powieki.
Dopiero później zdała sobie sprawę, że te łzy były
spóźnioną reakcją na stres wywołany całym przeży
ciem. Lecz nawet to usprawiedliwienie nie mogło
zmniejszyć wstydu, jaki odczuwała na wspomnienie
tej chwili. Rozpłakała się jak dziecko, a Gavin przy
tulił ją do siebie i delikatnie pogładził po twarzy,
ocierając łzy chusteczką.
- Już po wszystkim. Nic złego się nie stało - po
cieszał ją.
-Przepraszam.
SZPITAL NA PROWINCJI
53
- Jest takie stare szkockie przysłowie, które mówi,
że nic tak nie poprawia nastroju jak porządny płacz.
- Słyszałam je w Edynburgu - odparła, uśmiecha
jąc się przez łzy.
-i co? Czujesz się lepiej?
- Tak. Przepraszam za swoje zachowanie.
Spojrzał na nią ciemnymi oczami i Alison pomyś
lała o ramionach, które przed chwilą ją obejmowały.
Jak bardzo zapragnęła teraz poczuć jego usta na
swoich!
Zaczerwieniła się.
- Powinniśmy wracać do szpitala - powiedziała,
odwracając się od niego.
- Poczekaj.
Jeśli powie coś o poprzedniej nocy, pomyślała,
umrę tu ze wstydu.
- Chciałem cię zapytać, co czujesz teraz, kiedy
poznałaś Tessę.
Pomyślała o tej delikatnej, drobnej dziewczynie,
którą tak speszyło poznanie byłej dziewczyny swego
narzeczonego. W pewnym momencie Alison odczu
wała do niej coś na kształt współczucia.
- Co czuję? Chodzi ci o Steve'a i twoją siostrę, tak?
Cóż, jest bardzo ładna i bardzo różni się od... od
dziewcząt, które Steve znał do tej pory. Rozumiem
jego zafascynowanie.
W spojrzeniu Gavina nie było już ani odrobiny
ciepła, którym obdarzył ją na początku.
- Chcesz powiedzieć, że wątpisz w to, że się na
prawdę kochają?
Przypomniała sobie, jak Steve obejmował Tessę
podczas tańca.
-Powiedziałam, że Tessa jest atrakcyjną dziew
czyną. Ale...
- Ale co?
54
SZPITAL NA PROWINCJI
- A l e to jeszcze nie oznacza, że Steve musi ją
kochać.
Coś w jego spojrzeniu ją przeraziło, ale pomyślała
że teraz nie ma już nic do stracenia.
- Wydaje mi się, że Steve nie do końca wie, w co
się pakuje.
Gavin nie odezwał się.
-i mówiąc szczerze, nie wyobrażam sobie twojej
siostry żyjącej gdzieś na odludziu i prowadzącej gos
podarstwo rolne. Nie sądzę, żeby dała sobie radę.
- Nie masz pojęcia, z czym moja siostra potrafi dać
sobie radę - powiedział z drwiną w głosie.
Bez słowa wsiadł do samochodu i przekręcił klu
czyk. Alison wsunęła się na miejsce obok kierowcy.
Gavin odezwał się dopiero, kiedy stanęli przed
drzwiami szpitala.
- Co masz zamiar zrobić, skoro uważasz, że Steve
popełnia błąd?
- Nic. Jestem pewna, że prędzej czy później Steve
sam dojdzie do tego wniosku.
- Jeśli kiedykolwiek zrobisz coś, żeby zranić Tessę,
będziesz miała ze mną do czynienia.
Zabrał inkubator i wszedł do środka. Alison nie
mogła uwierzyć, że jeszcze tak niedawno siedziała
z tym człowiekiem przy jednym stole, śmiejąc się
i żartując.
A teraz jest sama. Sama!
Ogarnęła ją nagła złość. Gavinie Cameron, nie
potrzebuję twojego wsparcia. Potrafię sama dbać
o swoje sprawy!
W ciągu następnych dni doktor Cameron roz
mawiał z nią tylko na tematy zawodowe. Alison
dostrzegła kilka razy pytający wzrok Molly Barton,
ale dziewczyna nie ośmieliła się poruszać tak niebez-
SZPITAL NA PROWINCJI
55
piecznego tematu. Rozmawiały za to o pilocie, Ricku,
który był mężem jej siostry.
- Martwię się o nich - wyznała dziewczyna które
goś dnia. - Prowadzenie hotelu to nie jest najlepsze
zajęcie dla Ricka. Daje możliwość zawierania zbyt
wielu znajomości. A cała praca spada na Beth.
- Mają dwoje dzieci, tak?
- Zgadza się. Młodsze ma problemy z nerkami.
Przez jakiś czas było z nim dosyć źle i w tym okresie
Rick zachowywał się zupełnie przyzwoicie. Ale, cóż...
potem wrócił do dawnych nawyków. Może nie powin
nam tak mówić, ale byłam u nich wczoraj i widziałam
Ricka, który stawiał wszystkim kolejki, opowiadając
swoje niestworzone historie!
- Tak mi przykro, Molly. Chciałabym w jakiś
sposób pomóc.
- To nie twój problem, Alison. Ale może mogłabyś
kiedyś odwiedzić Beth? Bardzo by ją to ucieszyło.
Powiesz mi, czy ja aby nie przesadzam.
Alison przyrzekła, że to zrobi.
Tego samego dnia do szpitala przyjechał Brian,
przywożąc ze sobą Meg i ich malutką córeczkę.
- Nie do wiary! Jak ona urosła przez te kilka
tygodni! - wykrzyknęła Alison, witając się z bratem.
- J a nie mogę uwierzyć w coś zupełnie innego
-powiedziała ze śmiechem Meg. - Jeśli kiedyś uważa
łam, że mam dużo pracy, to teraz po prostu nie wiem,
co to jest chwila spokoju! Mogę usiąść tylko wtedy,
kiedy ją karmię... O, witaj Gavin. Przyjechaliśmy.
Alison usłyszała za sobą kroki doktora Camerona.
- Zbadamy was na oddziale położniczym.
Alison przysłuchiwała się, jak Gavin rozmawia
z Meg o karmieniu piersią.
- Nie ma wyjścia. W tym okresie dziecko jest dla
ciebie najważniejsze. Nawet ważniejsze od męża!
56
SZPITAL NA PROWINCJI
Wygląda na to, że zbyt szybko chcecie powrócić do
starych przyzwyczajeń.
- Zgadza się, Gavin - przytaknął Brian. - Słyszysz,
co mówi doktor? - zwrócił się do żony. Może chociaż
jego zechcesz słuchać!
Meg uśmiechnęła się i przytaknęła.
- Tak zrobię.
Dziecku bardzo podobało się mierzenie i ważenie,
ale po jakimś czasie zdecydowało, że przydałoby się
coś więcej. Meg zaczęła karmić małą.
-Pojadę kupić te wszystkie rzeczy, których po
trzebuje młoda mama. Niedługo wrócę - oznajmił
Brian.
Kiedy mężczyźni wyszli, Alison zrobiła herbatę dla
siebie i bratowej.
- Jak ci się żyje, Alison? - spytała miękko Meg.
W jej oczach widać było prawdziwą troskę i ciepło.
- Jakoś sobie daję radę.
A ponieważ nie chciała zbywać Meg byle czym,
przemogła się i dodała:
- Widzisz, obecny stan rzeczy nie jest szczytem
moich marzeń, ale starcza mi sił, żeby nie obnosić
swego smutku na zewnątrz.
- Zgadza się. Nic po tobie nie widać.
Przez krótką chwilę zawahała się.
- Steve i Tessa chyba się jeszcze nie zaręczyli,
prawda?
- Z tego, co wiem, nie. Ale myślę, że wkrótce się
to stanie.
- Będzie ci wtedy łatwiej?
Alison podeszła do okna i wyjrzała na zakurzone
szpitalne podwórze.
- Nie wiem - wyznała szczerze. - Może się mylę,
ale ciągle mi się wydaje, że Steve zrozumie, że to nie
jest dziewczyna dla niego. Nie jest jedną z nas, Meg.
SZPITAL NA PROWINCJI
57
Kiedy Meg nie odzywała się przez dłuższą chwilę,
Alison odwróciła się od okna.
W drzwiach stał Gavin. Sądząc po jego wzroku,
słyszał, co powiedziała.
Alison podniosła głowę. Nie będę go przepraszać,
pomyślała. Mam wszelkie prawo mówić to, co chcę!
Lecz Gavin zwrócił się do Meg.
- Znalazłem te zioła dla karmiących matek. Napi
sałem ci ich nazwę na kartce. Szczęśliwej drogi i nie
zapomnij odwiedzić nas za kilka tygodni.
Kiedy był już w drzwiach, zatrzymał się i spojrzał
na Alison.
- Chciałbym, żeby mnie pani odwiedziła w moim
pokoju, siostro Parr - powiedział sucho. - Jak tylko
będzie pani wolna.
Serce Alison zamarło.
- Oczywiście, doktorze Cameron.
Miała nadzieję, że jej głos zabrzmiał równie formal
nie, jak jego.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Masz jakieś kłopoty, Alison? - spytała Męg.
- Nie, nic takiego. - odparła? starając się nadać
głosowi lekkie brzmienie.
To prawda, że powiedziała to już wcześniej Gavi-
nowi, jednak fakt, że mówiła to komuś z zewnątrz
musiał być dla niego szokiem.
Z ulgą spostrzegła, że na podwórzu pojawił się
samochód brata.
-Przyjechał Brian. Chodź, pomogę ci zanieść
dziecko.
Pożegnała się z rodziną, wzięła głęboki oddech
i skierowała się do pokoju Gavina.
Ku swemu zdziwieniu spostrzegła, że jest w nim
również Marion. Przybrała groźną minę, chcąc dać
Gavinowi do zrozumienia, że niepotrzebnie wciąga
oddziałową w ich sprawy. Jednak słowa Marion
zupełnie ją rozbroiły.
- Zostałam wyrzucona z mojego pokoju. Elektrycy
mają tam coś do naprawienia i dlatego porozmawia
my tutaj. Już wczoraj chciałam ci coś powiedzieć.
Wzrok Gavina przez chwilę spoczął na Alison.
Wiedział, pomyślała ze złością. Doskonale wiedział,
co sobie pomyślę o jego wezwaniu. Mógł mi powie
dzieć, że chodzi o sprawy służbowe.
- C ó ż - zaczęła Marion. - Zapewne wiesz, że
siostra Butler wróciła do pracy. Postanowiła jednak,
że nie będzie pracować u nas na cały etat. W związku
SZPITAL NA PROWINCJI
59
z tym potrzebujemy kogoś, kto jeździłby z doktorem
Cameronem do nagłych wypadków.
Mówiąc to uśmiechnęła się szeroko i Alison wie
działa już, do czego to wszystko zmierza.
- W najbliższym czasie na oddziale położniczym
nie będzie zbyt dużo pracy. Jeśli pojawi się coś
pilnego, sama cię zastąpię.
Spojrzała na swą podopieczną wyczekująco.
Alison chwilę się zastanowiła, a potem sztywno
oznajmiła, że naturalnie, w razie jakiegoś nagłego
wypadku może towarzyszyć doktorowi i służyć mu
pomocą.
W ciągu następnych dni miała nadzieję, że nie
będzie takiej potrzeby. Obie z Molly opiekowały się
trzema pacjentkami, które wkrótce miały urodzić
dzieci. Jedna z nich, już po porodzie, napędziła im
ogromnego stracha. Tego dnia Alison weszła na
oddział i już przy drzwiach usłyszała płytki, nieregu
larny oddech młodej matki. Posłała nocną pielęgniar
kę, żeby zadzwoniła po doktora, a sama zaczęła
przygotowywać leki.
- Powiedz mu, że pacjentka ma krwotok. Tętno jest
znacznie przyspieszone, a ciśnienie bardzo się obniżyło.
Ustawiła łóżko w pozycji pochyłej, tak, że głowa
pacjentki znajdowała się niżej niż nogi. Musiała podać
ergometrynę, żeby obkurczyć macicę, ale ta czynność
wymagała wkłucia się do żyły, co pochłaniało cenne
sekundy.
Skoncentrowała na tej czynności całą uwagę, nie
spoglądając nawet na młodą pielęgniarkę, która w tej
chwili weszła na salę. Wreszcie igła znalazła się w żyle
i Alison nacisnęła tłok strzykawki. Kiedy przyszedł
Gavin, kobieta wyglądała trochę lepiej, choć Alison
zdecydowała, że należy dodatkowo podłączyć jej kro
plówkę z oksytocyna.
60
SZPITAL NA PROWINCJI
Gavin bez słowa pomógł jej to zrobić, po czym
zmierzył pacjentce ciśnienie.
-Wyjdzie z tego - powiedział, kiedy skończyli.
- Na wszelki wypadek będę w pobliżu.
Otworzył drzwi i puścił Alison przodem.
- Nie masz dziś dyżuru. Dlaczego przyszłaś?
Alison poczuła, jak się czerwieni.
- Nie wiem. Czasami mam przeczucie, że powin
nam sprawdzić, co się dzieje na oddziale. Siostra
Barton przyszłaby za pół godziny i z pewnością...
- Dobrze się stało, że właśnie dziś miałaś to prze
czucie - przerwał jej. - Nigdy nie lekceważ takich
sygnałów. Tego nie da się nauczyć ani wypracować.
Doszli do głównego budynku i w świetle bijącym
z jego wnętrza Alison zauważyła, że Gavin jest nie
ogolony. W tym spostrzeżeniu było coś tak intymnego,
że szybko powiedziała dobranoc i weszła do środka.
Następne dni nie przyniosły nic niespodziewanego.
Zarówno matki, jak ich pociechy czuły się dobrze.
I właśnie w jedno z takich cichych popołudni zjawił
się doktor Cameron oznajmiając, że niedaleko Bor-
ramunga jeden z pasterzy miał wypadek i że muszą
natychmiast tam jechać.
- Rick Garrett jest w Charleville, więc musimy
jechać samochodem. Za ile możesz być gotowa?
- Za pięć minut.
Kiedy wyszedł, zwróciła się do Molly:
-Gdyby coś się działo, Marion jest w pobliżu.
Ja powinnam wrócić dziś wieczorem, a najpóźniej
jutro rano.
-A co będzie, jeśli któraś z pacjentek dostanie
krwotoku, albo coś się stanie z dzieckiem? - spytała
drżącym głosem Molly.
Alison uspokajającym gestem poklepała ją po ra
mieniu.
SZPITAL NA PROWINCJI
61
- Jesteś wykwalifikowaną pielęgniarką, Molly.
Dasz sobie radę.
Jednak zanim pobiegła do czekającego land rovera,
weszła na chwilę do Marion i poprosiła ją, żeby
czasami zajrzała na oddział.
Gavin już zapalił silnik i kiedy tylko wskoczyła do
samochodu, ruszył w drogę.
Farma Steve'a nie była tak daleko jak Blue Rock
Ridge, ale Alison wiedziała, że podróż zajmie nie
mniej niż dwie godziny. Serce jej zamierało na myśl, że
musi spędzić ten czas siedząc obok Gavina Camerona.
- Poprosiłem Beth, żeby posłała Rickowi wiado
mość. Może się okazać, że chory nie będzie mógł
z nami jechać i chciałbym, żeby samolot był w po
gotowiu.
- Co dokładnie mu się stało? - spytała Alison,
szczęśliwa, że nie muszą rozmawiać na prywatne
tematy.
- Miał starcie z bykiem i jest podziurawiony jak
sito. Prawdopodobnie zwierzę uszkodziło mu jakieś
narządy. Podróż land roverem to nie najszczęśliwsza
perspektywa dla takiego delikwenta. Zresztą obejrzy
my go na miejscu.
Po jakimś czasie zaczęli rozmawiać o wypadku,
który zdarzył się na oddziale.
- Właściwie wcale mnie nie potrzebowałaś. Zrobi
łaś wszystko jak należy i wyprowadziłaś dziewczynę
z najgorszego.
To fajka pokoju, pomyślała Alison i chyba powin
nam ją przyjąć.
- Mimo to pewniej się czułam, kiedy przyszedłeś.
- Jestem pewien, że znasz podręcznik położnictwa
na wylot. Krwotok poporodowy to jedno z najpoważ
niejszych powikłań w tej dziedzinie. Ta kobieta praw
dopodobnie zawdzięcza ci życie.
62
SZPITAL NA PROWINCJI
- Oczywiście, zdaję sobie sprawę z konsekwencji,
jakie może mieć taki krwotok. Zastanawiam się jed
nak, dlaczego do tego doszło. To przecież było jej
pierwsze dziecko i nie miała przodującego łożyska.
- Wiem. Dlatego właśnie chcę jej zrobić wszystkie
badania. Nie chciałbym przeoczyć czegoś ważnego.
Zapadła cisza i Alison zastanawiała się, o czym
jeszcze mogą porozmawiać.
- Została nam jeszcze jedna rzeka do przejechania.
Na szczęście ostatnio nie padało, więc jedyne, co nam
grozi, to ugrzęźnięcie w piasku.
- Chyba wiem, jak sobie z tym poradzić - uśmiech
nął się Gavin. - Spuścić powietrze z kół i ułożyć na
drodze jakieś suche gałęzie.
- Szybko się uczysz, jak żyć na prowincji - za
uważyła.
Spoglądał na nią przez chwilę, po czym ponownie
zwrócił wzrok na drogę.
- T o dla mnie nie pierwszyzna. Moi dziadkowie
mieli farmę niedaleko Longreach i jako chłopiec
często spędzałem u nich wakacje. Zawsze ciągnęło
mnie do życia na wsi. Dlatego tu przyjechałem.
Nie wiedzieć dlaczego, Alison była tym zasko
czona.
- Aż tak ci się spodobało, że chciałeś się tu osiedlić?
- Podobnie jak ty - odparł nie patrząc na nią.
Oboje wiedzieli, że ten temat nie jest zbyt bezpiecz
ny, więc Gavin zaczął mówić dalej.
- P o przejściu na emeryturę mój dziadek często
wspominał lata spędzone na wsi. Tęsknił do gór,
bezkresnych przestrzeni i tego, co nazywał głęboką
ciszą prowincji.
- Czy on jeszcze żyje?
- Zmarł piętnaście lat temu, a babcia zeszła z tego
świata wkrótce po nim. Moi rodzice zginęli w zeszłym
SZPITAL NA PROWINCJI
63
roku w wypadku samochodowym. Dlatego chciałem
się przenieść w zupełnie inne miejsce. Uważałem, że
tak będzie lepiej dla mnie i dla Tessy.
- N i e wiedziałam o tym, Gavin - powiedziała
cicho.
- Niby skąd miałaś wiedzieć.
Później dopiero zrozumiała, że w tym momencie
dał jej szansę zapytania o Tessę, o to, jak poznała
Steve'a, ale nie skorzystała z tej możliwości. Zamiast
tego spytała go o Canberrę, miejsce, do którego
przeniósł się dziadek, kiedy przestał pracować jako
farmer.
- Nigdy tam nie byłam. Brian i Meg spędzili
miodowy miesiąc w Canberze i wrócili zachwyceni.
- Kiedy tam pojechali?
- Jesienią. Meg przysłała mi do Edynburga po
cztówkę, przedstawiającą leżące pośród drzew jezioro.
Pisała, że uderzyło ją to, jak bardzo zielone są wszys
tkie ogrody.
- Mam nadzieję, że nie powiedziałaś tego żadnemu
ze swych przyjaciół w Edynburgu. Nie sądzę, żeby
mogli to zrozumieć. Uważają, że ich trawniki są
najzieleńsze na świecie.
Przejechali rzekę i ich oczom ukazały się zabudowa
nia Borramungi. Ostatni raz Alison była tu ponad dwa
lata temu. Przypomniała sobie ten dzień. Czuła się
podniecona wyjazdem, tym, że zobaczy nowe miejsca
i pozna nowych ludzi. W głębi duszy wiedziała jednak,
że tu wróci. Że nie zostawi Steve'a i Borramungi.
I oto jestem, pomyślała. Tylko w jakże innych
okolicznościach!
- Przykro mi, Alison - powiedział Gavin wyłącza
jąc silnik.
Doskonale wiedziała, co ma na myśli, ale nie
chciała o tym mówić.
64
SZPITAL NA PROWINCJI
- Dlatego, że musiałeś zabrać mnie ze szpitala?
Molly przyda się trochę samodzielności.
Zupełnie niespodziewanie przykrył dłonią jej rękę.
- Dlatego, że tu przyjechałaś. Ze względu na ciebie
wolałbym, żeby to nie była Borramunga.
Gavin Cameron prawiący jej morały to rzecz, do
której już przywykła. Ale Gavin Cameron pełen ciepła
i współczucia, to coś zupełnie nowego!
- W porządku - powiedziała i wyskoczyła z sa
mochodu.
Steve wybiegł im na powitanie.
- Z nim jest bardzo kiepsko - powiedział po
krótkim przywitaniu. - Nie ruszaliśmy go. Leży na
polu przykryty kocem, bo cały się trząsł.
Podążyli na tyły domu, gdzie zebrała się grupka
mężczyzn, wśród których Alison dostrzegła jedną
kobietę.
- Żona Blueya - przedstawił ją krótko Steve.
Gavin już klęczał obok rannego mężczyzny i de
likatnie go badał.
- Niech ktoś przyniesie z samochodu nosze. Zabie
rzemy go do domu. Damy mu coś przeciwbólowego,
założymy opatrunek i zajmiemy się infekcją. Bez
szpitala się nie obejdzie.
Wiedziała o tym. Domyśliła się, że Gavin obawia
się uszkodzenia nerek. A to można było leczyć tylko
w warunkach szpitalnych.
Umieścili nieprzytomnego robotnika na noszach
i dwóch mężczyzn zaniosło go do domu.
- Musimy zawieźć pani męża do szpitala - zwrócił
się do zrozpaczonej kobiety. - Powiadomiłem Ricka,
żeby przyleciał po niego samolotem. Pojedzie pani
z nami?
- Oczywiście, doktorze. Wezmę tylko trochę rzeczy
i zaraz będę gotowa.
SZPITAL NA PROWINCJI
65
Zniszczoną ręką dotknęła czoła nieprzytomnego
mężczyzny i spojrzała na doktora Camerona.
- Czy mogę mu jakoś pomóc?
Gavin potrząsnął głową.
- Niech pani idzie po rzeczy. Samolot zaraz będzie.
My z siostrą Parr wyruszymy od razu, żeby być na
miejscu, jak przylecicie.
Steve przyniósł im herbatę i kilka kanapek.
- Chcecie już jechać? Pomyślałem, że dobrze wam
to zrobi. Mieliśmy wiadomość ze szpitala. Rick Gar
rett leci już do Namboola Creek i powinien tu być za
jakieś dwie godziny. Powiedziałem chłopakom, żeby
oznaczyli światłami miejsce do lądowania.
Gavin spojrzał na zegarek.
- Musimy ruszać. Steve, połącz się z Namboola
Creek i powiedz, żeby doktor Mac był w pogotowiu.
Wypij herbatę, Alison. Kanapki zjemy po drodze.
Zostawili Steve'a, żeby zaczekał na żonę rannego,
a sami poszli do samochodu.
- Myślisz, że ma uszkodzone nerki? - spytała
Alison, kiedy byli już w drodze.
- Niewykluczone. Prawdopodobnie pękła mu rów
nież śledziona. Podejrzewam, że będziemy zmuszeni
przesłać go do Charleville. To zależy od tego, co
stwierdzę podczas badania.
W milczeniu zjedli kanapki, popijając gorącą her
batą, którą kucharka nalała im do termosu.
Kiedy przejeżdżali przez rzekę, było już prawie
ciemno, ale na szczęście land rover miał silne światła.
Dlatego Alison zdziwiła się, gdy Gavin przeciągnął się
i wyłączył silnik.
- Przepraszam, ale jestem tak padnięty, że muszę
się trochę zdrzemnąć. Nie przejadę ani mili więcej.
Ostatnią noc nie spałem ani minuty i nie chcę ryzy
kować dalszej jazdy.
66
SZPITAL NA PROWINCJI
Nawet po ciemku nietrudno było zauważyć, jak
bardzo jest wyczerpany.
- Nie bądź śmieszny! powiedziała ostro. Nie
musimy się zatrzymywać.
- Przykro mi, ale muszę zamknąć oczy na pół
godziny. Inaczej padnę albo wjadę w jakieś
drzewo.
- W takim razie ja pojadę. Wyskakuj.
Gavin otworzył oczy.
- Nie dasz rady. To za duży samochód.
- Prowadziłam podobne, kiedy miałam szesnaście
lat. Przesuń się.
Gavin miał otwarte oczy tak długo, aż upewnił się,
że Alison rzeczywiście potrafi opanować jego land
rovera, a potem zasnął jak niemowlę. Spał oparty
o boczną szybę, lecz po jakimś czasie jego głowa
spoczęła na ramieniu towarzyszki.
Alison w skupieniu prowadziła samochód, cały
czas mając świadomość faktu, że mężczyzna, którego
tak nie lubi, śpi właśnie tak blisko niej.
Kiedy widać już było światła Namboola Creek,
zatrzymała samochód i zjechała na pobocze. Ramię,
o które opierał się Gavin, zupełnie jej zdrętwiało.
Ostrożnie spróbowała je uwolnić.
- Alison? - odezwał się nieprzytomnym głosem.
Spojrzała m niego i w nikłym świetle księżyca
wydał jej się znacznie młodszy niż zazwyczaj.
-Zdrętwiała mi ręka, o którą się opierałeś. Ale
jesteśmy już prawie na miejscu. Jeszcze jakieś pół
godziny i będziemy w domu.
Gavin usiadł prosto. Alison poczuła pustkę w miej
scu, gdzie przed chwilą spoczywała jego głowa. Była
dziwnie zmieszana.
- Chcesz prowadzić?
- Tak. Podaj mi rękę.
SZPITAL NA PROWINCJI
67
Roztarł jej dłoń i całą rękę, aż krew poczęła żywiej
krążyć w ścierpniętej kończynie. Kiedy skończył,
przykrył dłonią ramię Alison.
- Dziękuję. Już jest dobrze.
Nie poruszył się.
Alison miała dziwne uczucie, że w tej chwili cały
świat zamknął się w niewielkiej kabinie land rovera.
Byli tak blisko siebie, że wystarczyło tylko lekko się
przysunąć, żeby...
Odchyliła się.
- Ruszajmy.
Wysiadła z samochodu i podeszła do drzwi pasa
żera. W tej samej chwili Gavin zeskoczył na ziemię i,
zanim zdążyła cokolwiek zrobić, objął ją i przyciągnął
do siebie.
- Nie mam zamiaru po raz kolejny całować cię
w tym przeklętym samochodzie! Brak mi tam tchu!
ROZDZIAŁ PIĄTY
Usta Gavina były gorące i bardzo śmiałe. Alison
nie opierała się im ani przez chwilę. Z westchnieniem
przylgnęła do niego i oddała mu pocałunek.
- To też zrobiłem dlatego, że tego chciałem - po
wiedział, kiedy po dłuższej chwili oderwali się od
siebie.
Gdzie podziała się złość i antypatia, jaką do siebie
żywili? Jedyna rzecz, której Alison w tej chwili prag
nęła, to znów znaleźć się w ramionach Gavina i pod
dać się jego pocałunkom.
Odwróciła się zmieszana.
- Co się stało, Alison? - spytał z czułością, która
zupełnie ją rozbroiła.
- N i e powinnam... - nie dokończyła, niepewna
tego, co chce powiedzieć i co czuje.
Ujął jej brodę i podniósł głowę, tak że musiała mu
spojrzeć prosto w oczy.
- Nie powinnaś być zdolna do odczuwania
rozkoszy, tylko rozpaczać za utraconą miłością,
tak?
Poczuła, że się czerwieni. Gavin dokładnie nazwał
to, co w tej chwili czuła.
- Nie mówiąc już o fakcie - kontynuował nie
wzruszenie - że mnie wprost nie znosisz, tak?
- Szczerze mówiąc, ty też nie sprawiałeś wrażenia
osoby, która za mną przepada - odparła, ze wszyst
kich sił starając się dojść do siebie.
SZPITAL NA PROWINCJI
69
- Znam jeszcze jedno powiedzenie z Yorkshire.
„Nie ma miłości bez złości". Może dlatego tak na
siebie zareagowaliśmy, nie sądzisz?
Uśmiechał się. Alison nie potrafiła się na niego
dłużej boczyć. Ciągle jeszcze pamiętała ciepło jego
ciała i żarliwość pocałunku, jakim ją obdarzył.
- Powinniśmy wracać. Chyba chcesz być w szpita
lu, kiedy przyleci samolot.
- Usłyszelibyśmy jego silnik i zobaczyli światła.
Przynajmniej tak mi się wydaje. Ale masz rację,
powinniśmy wracać.
Zanim się odwróciła, ujął jej rękę i przez chwilę
przytrzymał w swojej.
- Gdybym to ja był Steve'em Winterem, nigdy nie
pozwoliłbym ci wyjechać - szepnął.
Alison uniosła dumnie głowę.
- Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić!
Młody lekarz uśmiechnął się z czułością.
- Wcale w to nie wątpię. Tylko że ja nie mówiłbym
ci, żebyś nie jechała. Po prostu sprawiłbym, że nie
chciałabyś ruszyć się ode mnie na krok!
Stał tak blisko niej, że czuła ciepło bijące z jego
ciała. W tej chwili nie było dla niej ważne, kim jest
ten mężczyzna. Pragnęła jedynie, by mocno ją objął
i całował do utraty tchu,
Gavin odsunął się.
- To nie Czas i miejsce.
Zabrzmiało to jak obietnica, pomyślała Alison,
siadając na miejscu obok kierowcy.
-i jeszcze jedno. Myślę, że nie musimy być do
siebie tak wrogo nastawieni. Pracujemy razem i, siłą
rzeczy, musimy się często widywać. Rozumiem, co
czujesz w związku ze Steve'em i moją siostrą, a ty
rozumiesz mnie. Może zawrzemy pokój i po prostu
będziemy omijać ten temat, zgoda?
70
SZPITAL NA PROWINCJI
Alison przez moment się zawahała, lecz po chwili
skinęła głową.
Do szpitala dotarli na godzinę przed przylotem
pilota, który transportował rannego mężczyznę i jego
żonę.
Było późno i Alison zdecydowała, że nie będzie
dzwonić po Jean Butler. Sama pomoże Gavinowi
na sali zabiegowej. Dokładne badanie potwierdziło
wcześniejszą diagnozę - obie nerki i śledziona były
uszkodzone.
- Jest powiększona i bolesna przy palpacji - stwier
dził. - Będę go musiał posłać do Charleville. Trzeba
zrobić USG. Połączę się z Latającym Pogotowiem.
Musi lecieć z lekarzem.
Alison posprzątała salę operacyjną i zrobiła he
rbatę, podczas gdy Gavin rozmawiał przez radio.
Kiedy skończył, poszli powiedzieć o wszystkim pani
Bluey.
- Doktorze, mąż wyjdzie z tego, prawda? - pytała
z rozpaczą w głosie kobieta.
Spojrzenia Gavina i Alison przez chwilę spotkały
się.
- Mam nadzieję - powiedział ostrożnie. - Trzeba
zrobić kilka badań, których u nas, niestety, nie można
wykonać. Dlatego posyłamy go do Charleville. Proszę
się nie spodziewać, że za kilka dni wstanie i zacznie
chodzić, jakby nic się nie stało. Ale ma duże szanse,
żeby wyzdrowieć.
Alison poczekała, aż karetka zabierze chorego na
pas startowy i poszła do internatu. Miała za sobą
długi dzień. Długi i obfitujący w różne niespodzianki.
Rozebrała się, wzięła szybki prysznic i usiadła
przed lustrem, by rozczesać włosy. Wpatrując się
w swe odbicie dotknęła ręką ust. Dziewczyna w lust
rze powtórzyła gest, patrząc na nią szeroko otwar-
SZPITAL NA PROWINCJI
71
tymi szarymi oczami, w których malowało się wspo
mnienie chwil spędzonych z Gavinem Cameronem.
Przypomniała sobie rozejm, jaki zawarli przed
rozstaniem.
Nie miała co do niego złudzeń. Doskonale pamię
tała, jak Gavin powiedział jej, że będzie miała z nim
do czynienia, jeśli zrani jego siostrę.
Gavin bardzo kocha Tessę. Jak daleko mógłby się
posunąć, żeby ją chronić? Może jego uściski i poca
łunki były obliczone na to, żeby Alison nie stanęła na
przeszkodzie szczęściu Tessy? Może chciał tylko od
ciągnąć ją od Steve'a?
Tylko dlaczego ta myśl tak boli? Dlaczego do oczu
cisną się łzy?
A więc rozejm. Zresztą i tak nie miała zamiaru
ingerować w sprawy Tessy i Steve'a. Wierzyła, że
prędzej czy później on sam zrozumie błąd, jaki popeł
nią. Tylko co będzie dalej?
To pytanie było początkiem całej lawiny wątpliwo
ści. Gdyby Steve wrócił do niej, czy Gavin miałby o to
żal? Czy duma pozwoliłaby jej ponownie zaakcep
tować Steve'a? Czy Cameronowie pozostaliby nadal
w Namboola Creek? Jak czułaby się ona sama?
W tym momencie Alison zdała sobie sprawę, że jest
śmieszna. W żadnym z tych przypadków nie mogła
nic zrobić. Pozostawało jej tylko czekać. Czekać, co
się stanie i zobaczyć, jak na to wszystko zareaguje.
Mama na pewno powiedziałaby teraz, że niepo
trzebnie martwi się na zapas. I zapewne miałaby rację.
Następnego dnia, by zająć myśli czymś innym,
postanowiła odwiedzić siostrę Molly w jej hotelu.
Słońce prażyło niemiłosiernie, a powietrze było aż
lepkie od wilgoci. Zupełnie, jakby pora deszczowa
była tuż tuż. Wszystko wokół potrzebowało wody.
Pola były wysuszone, a koryta rzek przecinały ziemię
72
SZPITAL NA PROWINCJI
niczym głębokie parowy, w których wymarło wszelkie
życie.
- Cześć, Alison.
Była tak zamyślona, że nie spostrzegła nadchodzą
cej z przeciwka Tessy Cameron. Jej jasne włosy były
związane z tyłu głowy, a błękitna sukienka podkreś
lała kolor oczu. Wyglądała bardzo ładnie.
- Cześć, Tessa. Przepraszam, że cię nie zauważyłam.
Myślałam o tym, jak bardzo potrzebujemy deszczu.
- Rzeczywiście. Wszędzie jest bardzo sucho - przy
znała siostra Gavina i spojrzała na Alison.
Zapadło kłopotliwe milczenie. Żadna z nich nie
wiedziała, co powiedzieć.
- Mam nadzieję, że Bluey wyzdrowieje - przerwała
ciszę Tessa.
- Tak. Przywiozą go z powrotem za kilka dni.
Ponownie spojrzały na siebie z zakłopotaniem.
I wtedy dziewczyna odezwała się nerwowo, jakby
nagie podjęła jakąś decyzję.
- Chciałam z tobą porozmawiać, Alison. To trochę
głupio tak udawać, że... że...
- Że Steve zdecydował się na ciebie, a nie na mnie?
Tessa gwałtownie się zaczerwieniła.
- Po prostu uważam, że powinnyśmy porozma
wiać. Może zrozumiałabyś...
- Co mianowicie?
Siostra Gavina podniosła głowę.
- Że Steve i ja się kochamy - powiedziała twardo.
- Że nie chciał cię zranić, tylko tak po prostu się stało.
Nie wiem, może to Steve powinien z tobą poroz
mawiać, nie ja. W każdym razie uważam, że nie
można tak zostawić tej sprawy!
No, nie! Ostatnia rzecz, której teraz potrzebuję,
pomyślała Alison, to żeby ta mała mówiła mi, jak
bardzo ona i Steve się kochają! Nic z tego!
SZPITAL NA PROWINCJI
73
- Przepraszam, ale naprawdę nie sądzę, żeby to
mogło w czymś pomóc.
- Może przynajmniej napiłybyśmy się razem her
baty?
Alison odmówiła wyjaśniając, że idzie właśnie do
Beth Garrett. Pożegnała się z Tessą i poszła w stronę
hotelu. Zanim weszła do środka, obejrzała się. Panna
Cameron szła z wysoko podniesioną głową.
Zapewne teraz opowie swojemu wielkiemu bratu,
jak to starała się nawiązać znajomość z tą panną Parr,
która odwróciła się do niej plecami. Alison straciła
ochotę na wizytę u Beth. Wiedziała, że Molly ją
zrozumie i nie będzie miała o to żalu.
W ciągu ostatnich dni Gavin zachowywał się
w pracy zupełnie nienagannie. Jak zawsze profesjonal
ny i kompetentny, jednak znacznie częściej wpadał
teraz na oddział na pogawędkę. Wypijał z nimi her
batę, rozmawiał z Alison o jej pobycie w Edynburgu
albo opowiadał o swoich przeżyciach z okresu, gdy
pracował w Latającym Pogotowiu.
Byłoby przykro, gdyby ich stosunki miały się teraz
popsuć, jednak Alison nic nie mogła zrobić, żeby do
tego nie dopuścić.
Z westchnieniem pchnęła hotelowe drzwi i weszła
do środka. Beth Garrett przywitała ją ze ścierką
i szklanką w ręku.
- Alison, jak miło, że wpadłaś! Zastanawiałam się,
kto to może być. Dzieci są jeszcze w szkole. Chodź
do kuchni, zrobię ci herbaty.
Alison przyjrzała się Beth i stwierdziła, że Molly
miała rację. Pani domu nie wyglądała najlepiej. Widać
było, że bardzo dużo pracuje.
- Molly tyle mi o tobie opowiadała - zaczęła Beth,
wycierając stół. - Bardzo lubi z tobą pracować.
Przez moment zawahała się, lecz po chwili dodała:
74
SZPITAL NA PROWINCJI
- Przykro mi, że nie ułożyło ci się ze Steve'em.
Mnie też jest przykro, pomyślała Alison, po raz
kolejny przeżywając tę straszną chwilę, kiedy Steve
powiedział jej o zerwaniu.
- Zdarza się - odpowiedziała swobodnie, choć łzy
napłynęły jej do oczu. - A co u ciebie, Beth? Widzia
łam kilka razy Ricka. Zawsze, kiedy go wzywamy,
rzuca wszystko i spieszy nam z pomocą.
- O tak. Bardzo to lubi - uśmiechnęła się Beth.
- Zawsze to jakieś urozmaicenie. W takim hoteliku
jak nasz, nie dzieje się nic specjalnie ciekawego.
- Ale wystarczająco dużo, żebyś miała pełne ręce
roboty.
- Ja nie narzekam.
Rozmawiały chwilę o rodzinie Alison, o Brianie
i jego małej córeczce i o ostatnich ploteczkach z Na-
mboola Creek. Alison zauważyła mimochodem, że
Beth wygląda na bardzo zmęczoną.
- Nic ci nie jest? - spytała, zbierając się do wyjścia.
- Spodziewam się kolejnego dziecka. Jeszcze niko
mu nie mówiłam. Podczas ostatniej ciąży miałam
problemy z nerkami i doktor Mac powiedział, że nie
powinnam planować więcej dzieci. Dlatego nikt jesz
cze o tym nie wie.
Alison bez słowa usiadła na krześle i nalała sobie
kolejną filiżankę herbaty.
- Który miesiąc?
- Początek piątego.
- Jak się czujesz?
- N i e najlepiej - przyznała Beth. - Cieszę się,
że ci powiedziałam - dodała odrobinę drżącym
głosem.
Alison wymogła na niej przyrzeczenie, że powie
o wszystkim Rickowi i rodzinie, a nade wszystko, że
wybierze się do lekarza.
SZPITAL NA PROWINCJI
75
- To ciąża wysokiego ryzyka, Beth. Musisz pozo
stawać pod ścisłą kontrolą.
- Wiem. Jutro pojadę do doktora Camerona. Bar
dzo chcę tego dziecka, chociaż go nie planowałam.
Kilka dni później Gavin wspomniał Alison, że
odwiedziła go Beth i dodał, że trzeba będzie solidnie
się nią zająć.
- Przeglądałem jej papiery. Będziemy mieli dużo
szczęścia, jeśli wszystko skończy się szczęśliwie. Ist
nieje bardzo duże prawdopodobieństwo rozwinięcia
się niewydolności nerek. Jeśli dociągniemy ją do
siódmego miesiąca, dziecko będzie miało dużą szansę.
Dobrze, że ją namówiłaś, żeby do mnie przyszła.
Jego stosunek do Alison nie zmienił się od czasu,
kiedy Alison spotkała Tessę. Z pewną niechęcią
musiała przyznać, że najwidoczniej dziewczyna nic
bratu nie powiedziała o ich spotkaniu. Gdyby tak
było, Gavin w żadnym wypadku nie przyjąłby za
proszenia jej matki na spędzenie weekendu w Blue
Rock Ridge.
- Już kilka razy musiałem jej odmówić. Czułbym
się głupio, gdyby i teraz stanęło mi coś na prze
szkodzie. Poza tym bardzo chcę was odwiedzić. Masz
coś przeciwko temu?
- Nie - przyznała, z zaskoczeniem konstatując, jak
bardzo się cieszy na ten weekend.
Wyjechali wcześnie rano, kiedy słońce nie prażyło
jeszcze tak niemiłosiernie jak w ciągu dnia. Roz
mawiali o pracy i o ostatnich wydarzeniach w szpita
lu. Gavin powiedział, że niedługo wróci do nich pan
Bluey i że przed powrotem do Borramunga poleży
u nich kilka dni.
Potem zamilkli, podziwiając widoczne w oddali
góry. Powietrze było tego dnia prawie przezroczyste,
a widoczność wyjątkowo dobra.
76
SZPITAL NA PROWINCJI
- Chciałbym pojechać w te góry powiedział
Gavin na wpół do siebie.
- Moglibyśmy pojechać konno - podchwyciła Ali
son. - Gdybyśmy wyruszyli wcześnie rano, wrócilibyś
my przed zachodem słońca. Zrobilibyśmy piknik na
Błękitnej Skale. Jest tam jaskinia i podziemne kory
tarze, w których świszczę wiatr. Często z Brianem
bawiliśmy się tam jako dzieci.
Kiedy dotarli do rzeki, zatrzymali się i wypili kawę,
którą Alison miała ze sobą w termosie.
Od rzeki wiał lekki wietrzyk, który potargał jej
włosy. Gavin delikatnie poprawił jeden kosmyk. Jego
palce przez moment zatrzymały się na karku Alison.
Spojrzał na nią oczami, które nagle stały się bardzo
ciemne.
- Wyglądasz znacznie młodziej niż w szpitalu - po
wiedział miękko.
- T y również.
- Chodź - podał jej rękę. - Nie możemy pozwolić,
żeby twoja mama czekała. Mamy mnóstwo czasu.
Podniósł się i pomógł jej wstać. Puścił rękę Alison,
dopiero kiedy doszli do land rovera.
- Mnóstwo czasu na co? - spytała niewinnie.
- Na wszystko.
Co jest w tym mężczyźnie, zastanawiała się, co
sprawia, że jego słowa robią na mnie takie wrażenie?
Zawsze usłyszę w nich więcej, niż rzeczywiście zostało
powiedziane.
Wkrótce ich oczom ukazały się pierwsze zabudo
wania. Alison miała w tej chwili tylko jedno prag
nienie. Chciała, żeby wyjeżdżali stąd pozbawieni
wszelkich animozji, które oddalały ich od siebie ni
czym ocean dzielący dwa kontynenty.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Dopiero później Alison uzmysłowiła sobie, że
Gavin zdawał się odgadywać wszystkie jej myśli.
- W ten weekend - powiedział, kiedy dotarli do
samochodu - chcę myśleć tylko o tym, że miło
spędzam czas z tobą i twoją rodziną. Żadnych kłótni
ani obrażania się! - dodał z uśmiechem, grożąc jej
palcem. - A teraz jedziemy na śniadanie!
Posiłek, który przygotowała dla nich mama, był
rzeczywiście wspaniały. Jajka na bekonie, parówki,
tosty, pomidory i ogromna ilość wybornej herbaty.
- To było wspaniałe, Mary - podziękował Gavin,
kiedy skończyli jeść. - Alison, czy starczy ci sił, żeby
odwiedzić bratanicę?
- Najpierw pomogę mamie zmywać naczynia.
- Dam sobie radę sama. Zresztą stara Jessie mi
pomoże. A was nie chcę tu oglądać ani chwili dłużej!
Tata i Brian będą w domu za kilka godzin. Pojechali
tropić konia, który uciekł od reszty stada.
Płacz dziecka dobiegł do ich uszu, jeszcze zanim
dotarli do domu Briana.
- Przynajmniej jej nie obudzimy - zauważył Ga
vin.
Widać było, że Meg nie miała czasu przygotować
się na ich przyjście.
- Potrzymaj ją - wręczyła bezceremonialnie dziec
ko swojej bratowej. -i jeśli mi powiecie, że to kolka
i że z tego wyrośnie, to was zabiję!
78
SZPITAL NA PROWINCJI
Alison wzięła delikatnie dziecko na ręce i pogłas
kała po buzi.
- Przytul ją mocniej, nie ugryzie cię! - roześmiała
się Meg. - Myślałam, że znasz się na dzieciach.
- Nie na takich. Znam się na noworodkach i na
dzieciach starszych. Nie mam jednak bladego pojęcia,
co robi się z takimi!
Dziewczynka przestała płakać i Alison usiadła na
kanapie, żeby się jej lepiej przyjrzeć. Mała miała już
trochę włosków, a jej oczy były równie błękitne, jak
oczy jej ojca.
- Teraz lepiej - powiedziała miękko. - Nie przyje
chaliśmy z tak daleka tylko po to, żeby słuchać, jak
płaczesz, droga panno.
Ogromne oczy spoczęły na niej i Alison zdawało
się, że dostrzegła w nich cień uśmiechu.
- Ty maluchu - powiedziała i ucałowała dziecko.
- Meg, ona jest cudowna!
- Wiem - zgodziła się młoda matka. - Gdyby
jeszcze potrafiła powiedzieć, co jej dolega!
Alison podniosła głowę i napotkała wzrok Gavina,
który przyglądał się jej z uwagą. W jego spojrzeniu
dostrzegła tyle ciepła, że poczuła się zawstydzona.
Wyciągnął ręce i Alison podała mu dziecko.
Posiedzieli chwilę z Meg, po czym Alison zabrała
Gavina do stajai. Zaraz przybiegły do nich psy i przy
witały panią z dziką radością.
- Jeśli chcemy wyruszyć wcześnie rano, musimy się
upewnić, że są zamknięte. Inaczej się ich nie po
zbędziemy.
Przedpołudnie spędzili spacerując po farmie i nad
rzeką. Kiedy upał stał się nie do zniesienia, usiedli na
obszernej werandzie. Początkowo rozmawiali o róż
nych rzeczach, ale potem ogarnęło ich błogie roz
leniwienie i zamilkli. Po chwili oboje zasnęli.
SZPITAL NA PROWINCJI
79
Po przebudzeniu Alison zauważyła, że Gavin wciąż
śpi. Przyjrzała mu się z uwagą. Wyglądał wyjątkowo
młodo i bezbronnie. Po raz pierwszy też nie dostrzegła
w jego rysach śladu zmęczenia.
Otworzył oczy i uśmiechnął się, widząc jej skon
sternowaną minę. Dziwna sprawa, że tak bardzo ją
niepokoił. Początkowo miała na jego temat bardzo
jednoznaczne zdanie. Nie lubiła go i denerwował ją
swoimi wypowiedziami.
Jednak kiedy ją obejmował, czuła się zupełnie
inaczej.
- Powiedziałbym, że dam każdą sumę, żeby znać
twoje myśli, ale może nie są na sprzedaż? - zapytał
sennym głosem.
- Zastanawiałam się, czy napijesz się filiżankę her
baty - skłamała gładko. Nie mogła się jednak oprzeć
wrażeniu, że on doskonale wie, iż to nie herbata była
tematem jej rozmyślań.
Ojciec i Brian wrócili dopiero przed wieczorem.
Nie zdołali złapać uciekiniera.
- Pogalopował za stadem dzikich koni. Będziemy
musieli jeszcze raz go poszukać - powiedział Jim
Parr. - Nie chcemy, żeby zaczął walczyć z którymś
z nich.
- Pamiętam, że kiedy jako mały chłopiec spędza
łem u dziadków wakacje, bardzo chciałem oswoić
dzikiego konia. To było moje największe marzenie.
- wyznał Gavin.
- Alison to się udało - wspomniał Brian. - Pamię
tasz, siostrzyczko?
- Jakie to uczucie? - Gavin patrzył na nią poprzez
stół.
- Cudowne - odparła, przypominając sobie godzi
ny, które spędzała na grzbiecie swego ulubieńca. - Nie
da się tego opisać słowami.
80
SZPITAL NA PROWINCJI
Kiedy skończyli jeść, obudziła się mała Ruth i jej
rodzice orzekli, że czas wracać.
- Mam nadzieję, że pozwoli nam się zdrzemnąć
przez kilka godzin - powiedziała z westchnieniem
Meg.
- A wy, jeśli chcecie wstać wcześnie, też powinniś
cie się położyć - zwróciła się Mary do gościa i córki.
- Gavin już ziewa.
Alison wstała.
- Jeśli ci życie miłe, nie powinieneś przeciwstawiać
się mamie - ostrzegła.
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Nie
mam zamiaru sprzeciwiać się ani Mary Parr, ani
jej córce.
Ponieważ w domu była tylko jedna łazienka, Ali
son pomogła mamie sprzątać po kolacji, a Gavin
w tym czasie wziął kąpiel. Kiedy przechodziła koło
jego pokoju, z rozczarowaniem stwierdziła, że drzwi
od niego były zamknięte. Nawet nie powiedział jej
dobranoc. Cóż, najwyraźniej był bardzo senny.
Wzięła prysznic i na wpół uśpiona skierowała się
do swego pokoju.
-Myślałem, że zasnęłaś w kąpieli - powiedział
Gavin, wychylając głowę zza uchylonych drzwi sypia
lni, która znajdowała się naprzeciw jej pokoju.
- Chciałem ci powiedzieć dobranoc.
Patrzył na jej rozgrzane kąpielą ciało, przykryte
tylko krótką bawełnianą koszulką i mokre, wymyka
jące się z węzła na czubku głowy włosy.
- Rzeczywiście, bardzo chce mi się spać.
-W tym uczesaniu wyglądasz jak mała dziew
czynka.
Uśmiechnął się i zmrużył oko.
- No, powiedzmy jak taka trochę większa dziew
czynka.
SZPITAL NA PROWINCJI
81
Alison zaczerwieniła się, świadoma swego skąpego
stroju, a także ubioru rozmówcy. Gavin miai na sobie
tylko krótkie spodenki.
- Obudzę cię rano - powiedziała szybko. Chyba że
zmieniłeś zdanie i nie chcesz ze mną jechać.
- Ależ chcę. Koniecznie.
Jeszcze raz ogarnął ją wzrokiem i krótko pożegnał.
- Dobranoc, Alison.
Tylko tyle. Przecież nie oczekiwałam, że mnie po
całuje, przekonywała samą siebie, kiedy leżała już
w łóżku. Nawet tego nie chciała. Zresztą, wziąwszy pod
uwagę stan, w jaki wprowadzały ją jego pocałunki,
lepiej, że do tego nie doszło.
Musiała przyznać, że jednak lubi Gavina. Pomimo
niefortunnego początku ich znajomości, doktor Came
ron okazał się troskliwym lekarzem, doskonałym spec
jalistą, a co więcej, cenił ją jako pielęgniarkę. Do tego
dziś udowodnił, że potrafi być również doskonałym
towarzyszem. Lubiła przebywać w jego towarzystwie
i chciała, żeby on czuł to samo. Z tą myślą zasnęła.
Kiedy obudził ją budzik, było jeszcze ciemno. Szyb
ko się ubrała i zeszła do kuchni. Zrobiła kawę i z fili
żanką w ręku weszła do pokoju Gavina.
Zastała go śpiącego bez żadnego przykrycia, w sa
mych tylko spodenkach. Nic dziwnego. Noc była
wyjątkowo gorąca. Wyglądał bardzo bezbronnie
i wzruszająco.
- Gavin - dotknęła lekko jego ramienia.
Jak wszyscy lekarze, obudził się prawie natychmiast.
W jednej chwili też przypomniał sobie, gdzie się znajduje.
- Przyniosłam ci kawę. Idę na dół zrobić śniadanie.
- Za pięć minut będę gotowy.
Rzeczywiście, zjawił się na dole, kiedy kończyła
pakować jedzenie, które jej matka przygotowała dla
nich poprzedniego wieczora.
82
SZPITAL NA PROWINCJI
Wyszli z domu po cichu, żeby nie obudzić psów
i podążyli do stajni. Kiedy osiodłali konie, zaczęło
świtać.
Alison od razu przekonała się, że Gavin jest
całkiem niezłym jeźdźcem. Ż dużym wyczuciem pro
wadził czarnego wierzchowca, którego dla niego
wybrała.
Mieli przed sobą długą podróż. W oddali rysował
się łańcuch górski, oświetlony na czerwono promie
niami wschodzącego słońca.
-W ciągu dnia zmienią kolor - oznajmiła Alison,
kiedy doktor zauważył, że w tym świetle góry wy
glądają nienaturalnie. - Widziałam je już żółte, brą
zowe, zielone, a nawet niebieskie.
Kiedy dojechali nad rzekę, zatrzymali się, żeby
coś zjeść.
- Powinniśmy rozpalić ognisko - powiedział Ga
vin. - Nie ma dla mnie nic bardziej urzekającego niż
blask płonącego ognia.
- Zrobimy ognisko później, kiedy będziemy piekli
mięso. Ja też bardzo lubię ogień. Dla aborygenów to
symbol przyjaźni i wspólnoty. Nazywają to „thir-
ramoulkra". Jessie, ta stara aborygenka, która poma
ga mojej mamie, dużo opowiadała mnie i Brianowi
o zwyczajach swoich współziomków.
Gdy wyruszyli w dalszą drogę, Gavin podjął temat.
- A Trwanie we Śnie? Nigdy nie mogłem zro
zumieć, o co im chodzi. Czy mają na myśli Wielką
Niewiadomą?
Alison zaprzeczyła.
- N i e , to coś więcej. To początek wszystkiego.
Stan, który osiągną, kiedy życie na ziemi się skończy.
Jessie mówiła, że najbliższa temu jest noc, kiedy
rozgwieżdżone niebo brata się z aborygenami, prowa
dzącymi w ciągu dnia normalne życie.
SZPITAL NA PROWINCJI
83
Nigdy wcześniej nie mówiła nikomu o tym, czego
nauczyła ją ta stara kobieta. Jednak w dziwny sposób
nie miała oporów, żeby zwierzyć się z tego jadącemu
obok niej na koniu Gavinowi.
Płaska dolina, którą już prawie pokonali, w tym
miejscu znacznie się zwężała i za jakiś czas stanęli
u stóp Błękitnej Skały. Zaczęli się wspinać po stromej
ścieżce, lecz w połowie drogi zsiedli z koni i po
prowadzili je za uzdy.
Lata minęły od czasu, kiedy Alison była tu ostatni
raz. Zapomniała już, jak zimno jest między granito
wymi skałami, które z obu stron otaczały wąską
ścieżkę. Zapomniała też, jak wygląda jaskinia, w któ
rej ponuro gwizdał wiatr.
Chociaż nie była już dzieckiem, zadrżała jak nie
gdyś, słysząc przeciągły świst. W ciemności poczuła
rękę Gavina, która mocno ujęła jej szczupłą dłoń.
- Wychodzimy - powiedział stanowczo.
Prowadząc ją za rękę, poszedł w kierunku wąs
kiego pasma światła, które przedostawało się przez
wejście. Wyszli na zewnątrz. Wprawdzie za nimi
znajdowały się surowe skały, ale tu nie było słychać
wiatru i temperatura była znacznie wyższa.
- Usiądź - zakomenderował Gavin i Alison po
słusznie spełniła jego polecenie.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że nie podoba ci
się w jaskini? - spytał cicho, siadając obok niej.
- Bo wydało mi się to głupie. Nigdy nie lubiłam
tam wchodzić. Za to Brian uwielbiał to robić i zawsze
towarzyszyłam mu, starając się udowodnić samej
sobie, że wcale mi to nie przeszkadza. Wszystko
przez ten wiatr.
- Rozumiem. Jak widać, potrafiłaś kiedyś stawiać
czoło przeciwnościom losu - dodał, zupełnie ją tym
stwierdzeniem zaskakując.
14
SZPITAL NA PROWINCJI
Wiedziała, że to nie ma sensu, ale udała, że nie
ozumie aluzji.
- Kiedyś powiedziałeś, że nie ma sensu dźwigać za
iobą zbędnego bagażu doświadczeń.
- T o prawda. Ale uważam, że powinniśmy po-
ozmawiać o niektórych rzeczach, które ciągną się
ja tobą.
Ujął jej ręce w swoje i spojrzał głęboko w oczy.
- Alison, dlaczego nie chcesz przyznać się przed
samą sobą do tego, co naprawdę czujesz do Steve'a
Wintera?
Odwróciła się, ale nie zdołała uwolnić rąk.
- Nie kochałaś go i on nie kochał ciebie. Oczywiś
cie, byliście do siebie bardzo przywiązani, ale to
przecież nie miłość. Możesz mi wierzyć.
Alison przypomniała sobie Morąg, która jeszcze
w Edynburgu wypowiedziała zbliżoną opinię. To było
chyba sto lat temu! Wyznała wtedy przyjaciółce, że
ani ona, ani Steve nie należą do ludzi, którzy tracą
z miłości głowę.
Może Morąg miała rację. Może wzięła za miłość
to, co było tylko przyjaźnią. Jedno jest pewne. Nigdy
będąc w ramionach Steve'a nie odczuwała tego, co
ogarniało ją, gdy obejmował ją Gavin.
Jakie to idiotyczne, tłumaczyła sobie. Myśli w ten
sposób o mężczyźnie który jest z nią tu teraz
tylko po to, żeby zapewnić szczęście swojej siostrze.
Sam powiedział, że zrobi wszystko, żeby oszczędzić
jej bólu.
Poczuła się głęboko urażona.
- T o nie twój interes, co ja czuję do Steve'a
- powiedziała opryskliwie.
- Ależ jak najbardziej mój.
- B o i s z się, że zmieni zdanie na temat twojej
siostry? - spytała kpiąco.
SZPITAL NA PROWINCJI
85
Wstała i nie oglądając się za siebie zaczęła iść w dół
stromą ścieżką. Zignorowała wołanie Gavina, żeby
była ostrożna. Kiedy doszła do miejsca, gdzie uwiązali
konie, poczuła zmęczenie. Gavin przybiegł za nią
zdyszany. Zdyszany i wściekły.
- Czasami zachowujesz się, jakbyś miała dwa latka
- odezwał się szorstko.
Jednak, kiedy na nią spojrzał, minęła mu złość.
- Zapomnij o nim, Alison. Zapomnij i daj sobie
szansę. Daj szansę nam.
- Nam? - spytała, nie potrafiąc ukryć zmieszania.
- Dobrze wiesz, o czym mówię! Długo jeszcze masz
zamiar to zwalczać? Wiesz równie dobrze jak ja, że
nie jesteśmy sobie obojętni!
Był tak blisko, że Alison się cofnęła.
- Chwileczkę - powiedziała szybko. - Skoro roz
mawiamy tak szczerze, to przyznaję, że mi się podo
basz. Ale to jest czysto fizyczne zainteresowanie, nic
więcej.
Nawet stojąc w cieniu drzewa, czuła przez koszulkę
gorące promienie prażącego słońca. Równie wyraźnie
czuła bicie własnego serca, które omal nie wyskoczyło
jej z piersi, kiedy Gavin pochylił się nad nią.
- Pochlebia mi to - powiedział miękko. - W takim
razie zacznijmy od tego.
Jego dłonie parzyły jeszcze bardziej niż popołu
dniowe słońce.
- Poczekaj! - powstrzymała go. - Nie życzę sobie
żadnych miłostek, rozumiesz?
- Tego ci nie mogę zagwarantować - odparł, przy
ciągając ją mocniej do siebie. - Osobiście nie mam nic
przeciw takim miłostkom w moim życiu!
Pocałował ją.
Alison zdało się, że cały świat zamknął się w ra
mionach tego mężczyzny. Wszystko, o czym myślała,
86
SZPITAL NA PROWINCJI
co mówiła, nie znaczyło nic wobec sposobu, w jaki jej
ciało zareagowało na pieszczoty Gavina.
Nie wiadomo kiedy znaleźli się na ziemi. Ręce
Gavina dotykały jej ciała z niecierpliwością, lecz nagle
znieruchomiały. Zdecydowanym ruchem wypuścił ją
z objęć i usiadł. Alison usiadła obok niego, czując, jak
płoną jej policzki. Wiedziała, że tym razem z pewnoś
cią by go nie powstrzymała.
- Może to trochę staroświeckie - odezwał się lekko
drżącym głosem - ale mam pewne zasady.
Wyciągnął do Alison rękę, od której bezwiednie się
odsunęła.
- Nie ufasz mi?
- Nie ufam samej sobie - wyznała szczerze.
Gavin zdumiał się, lecz za chwilę odrzucił w tył
głowę i wybuchnął śmiechem.
- Och, Alison! Całe życie czekałem, żeby spotkać
taką dziewczynę jak ty!
Spojrzał na nią i spoważniał.
- Nie taką dziewczynę jak ty. Po prostu ciebie.
Odwróciła głowę.
- Gavin, proszę, nie mów takich rzeczy.
Chyba że naprawdę tak myślisz.
Ta myśl zaszokowała ją. Wstała, starając się nie
pokazać po sobie zmieszania.
-Jeśli mamy rozpalić ognisko i upiec mięso, to
powinniśmy zacząć. Przed nami długa droga po
wrotna.
Gavin również się podniósł.
-Musimy zawrzeć nasze „thirra-moulkra". Jeśli
nie chcesz przyjąć mojej miłości, musisz przyjąć cho
ciaż przyjaźń.
Kiedy siedzieli już przy ognisku, doktor uśmiech
nął się i wyciągnął do niej rękę.
- A więc przyjaźń, Alison?
SZPITAL NA PROWINCJI
87
-Przyjaźń.
Później, kiedy tak wiele zmieniło się między nimi,
często wspominała tę chwilę, kiedy byli sobie tacy
bliscy.
Nie powiedzieli nic więcej, ale Alison miała wraże
nie, że osiągnęli milczące porozumienie. Od tej chwili
wszystko między nimi było proste i naturalne. Przy
rządzili posiłek, zjedli, a potem dokładnie wygasili
ogień. Odwiązali konie i powoli zaczęli zbierać sie do
powrotu. Upał nieco już zelżał. Gavin wskazał zbie
rające sie na horyzoncie chmury.
- Wygląda na to, że możemy trochę zmoknąć.
- Nie byłabym taka pewna. Tata mówi, że chmury
zbierają się każdego dnia. Wszyscy mają nadzieję, że
spadnie deszcz, a następnego ranka niebo jest czyste
jak łza. My w Blue Rock Ridge jesteśmy w dobrej
sytuacji. Nasze zapory wodne są dobrze położone, ale
wielu farmerów będzie miało prawdziwe kłopoty, jeśli
wkrótce nie spadnie deszcz.
Byli już w połowie drogi do domu, kiedy nagle oba
konie stanęły i nastawiły uszu. W tym samym momen
cie powietrze przeszyło wysokie, przejmujące rżenie.
Alison od razu je poznała. To zbiegły ogier wzywał
do walki inne konie.
- Tu go mamy - szepnął Gavin.
Zwierzę stało na szczycie odległego wzgórza z czer
wonego piaskowca. Patrzyło przed siebie nieruchomo,
dumnie unosząc do góry osadzoną na smukłej szyi
głowę. Było wspaniałe.
Ponownie zabrzmiało przeciągłe rżenie. Alison i jej
towarzysz z trudem utrzymali zaniepokojone konie.
Zdawało się, że minęła wieczność, zanim dziki koń
odwrócił się i wolno odszedł. Patrząc na niego, Alison
miała dziwne pragnienie, aby nigdy nie został złapany
i ujarzmiony.
88
SZPITAL NA PROWINCJI
- Zupełnie jakby był duchem ogiera - odezwała się,
kiedy udało im się uspokoić zwierzęta. - Mój koń
chciał uciekać, ale twój był chyba gotowy do walki.
- Gdyby do niej doszło, raczej nie miałby wielkich
szans. Teraz przynajmniej twój ojciec i brat będą
wiedzieli, gdzie go szukać.
- Pewnie masz rację - odparła z wahaniem.
Gavin spojrzał na nią z uwagą.
- Musimy powiedzieć, że go widzieliśmy - oświad
czył z rezygnacją, która ją rozbroiła.
- Wiem. - To śmieszne, że chcę, aby pozostał na
wolności. Jestem córką farmera i rozumiem, iż nie
można pozwolić, aby zabijał inne konie. Ale czyż nie
był wspaniały, kiedy tak stał, wzywając przeciwników
do walki?
- Dziki i wolny.
Popatrzył na nią i Alison poczuła, że ten mężczyzna
stał jej się bliski jak nigdy dotąd.
- Tak - odezwała się trzeźwo. - Będziemy musieli
powiedzieć, gdzie go widzieliśmy.
Jim Parr bardzo się ucieszył z wiadomości.
- To z pewnością wspaniała sztuka, ale na sąsied
niej farmie zginęło przez niego kilka koni. Po prostu
porwał je ze sobą. Nie chcę, żeby coś podobnego
zdarzyło się w naszym stadzie. A teraz chodźcie coś
zjeść. Matka przygotowała wspaniałą kolację.
Mieli za sobą długi i ciężki dzień, ale doktor
Cameron wyglądał na wypoczętego.
Powiedziała mu to, kiedy następnego ranka pożeg
nali się z rodziną i wyruszyli w powrotną drogę do
Namboola Creek.
- Zawsze uważam, że starczy mi sił, żeby jeszcze
trochę popracować, ale przyznaję, że potrzebowałem
odpoczynku. Ty zresztą też, chociaż pewnie, podobnie
jak ja, nie lubisz się do tego przyznawać.
SZPITAL NA PROWINCJI
89
Już otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, ale pomyślała,
że dyskusja o jej uporze może zaprowadzić ich w nie
bezpieczne rejony.
Zamiast tego rozmawiali o wydarzeniach minio
nych dni, o rodzinie Alison i wakacjach Gavina
z okresu dzieciństwa.
Dopiero kiedy zajechali pod szpital, doktor poru
szył temat, którego unikali całą drogę.
- Nie zapomnij o tym, co ci mówiłem, Alison
-powiedział cicho. - Bądź ze sobą szczera. I pamiętaj
o naszym „thirra-moulkra".
Och, tak. Z pewnością tego nie zapomnę, pomyś
lała, kiedy się rozstali. Nie zapomnę też naszego
ogniska i ramion, które mnie obejmowały.
Symbol przyjaźni? A może czegoś więcej? Czy
naprawdę chodziło tylko o fizyczne przyciąganie?
Gavin udowodnił jej, że nie kochała Steve'a i że wcale
nie cierpiała po zerwaniu z nim.
Tu jednak pojawiało się pytanie. Skoro Gavinowi
naprawdę na niej zależało, to dlaczego nie mogła
oprzeć się myśli, że motywy jego postępowania nie
były do końca szczere?
A może Gavin chciał tylko upewnić się, że nic nie
stanie na przeszkodzie szczęściu Tessy i Steve'a?
Chociaż nie było jej w pracy tylko kilka dni,
miała poważne trudności z wdrożeniem się w rutynę
codziennych obowiązków. Musiał minąć jakiś czas,
zanim w pełni się zaaklimatyzowała w Namboola
Creek.
W tym okresie miały miejsce cztery porody, z któ
rych dwa musiały odebrać same, gdyż lekarz nie
zdążył przybyć na czas. Jeden z nich przyjęła Molly.
Była z siebie bardzo dumna, a młoda matka po
stanowiła ochrzcić córeczkę jej imieniem.
90
SZPITAL NA PROWINCJI
- Odbierałam już poród przed egzaminem powie
działa do Alison, kiedy było już po wszystkim - ale
to coś zupełnie innego. Czuję, że teraz dałabym sobie
radę, gdybym została sama.
Molly odstawiła filiżankę z kawą i wzięła do ręki
robótkę na drutach.
- R o b i ę sweterek dla dziecka Beth - wyznała
nieśmiało. - Nie jestem w tym zbyt dobra, ale tym
razem obiecałam sobie, że to skończę. Wszyscy
z niecierpliwością oczekujemy maleństwa. Począt
kowo byliśmy zaszokowani, ale teraz, kiedy widzimy,
jak bardzo Beth chce tego dziecka, też nie możemy
się doczekać.
Nagle spoważniała.
- Tak się cieszę, że powiedziałaś jej, żeby poszła do
lekarza. Przekonał ją, że powinna się oszczędzać
i naprawdę nie pracuje już tak ciężko.
Alison wzięła z półki książkę pacjentek.
- Obiecała mi, że będzie odwiedzać doktora Came
rona regularnie - powiedziała przewracając kartki.
- Powinna przyjść do szkoły rodzenia w przyszłym
tygodniu. Będzie miała okazję poznać nowych ludzi.
Alison wolała pracować na oddziale położniczym,
gdzie patrzyła, jak rozwijają się Jej" dzieci niż
w szkole rodzenia. Wiedziała jednak, jak ważna jest
ta działalność i ile zależy od dobrego przygotowania
ciężarnej kobiety.
W następnym tygodniu z zadowoleniem przywitała
Beth Garrett, która czekała wraz z trzema innymi
kobietami. Kiedy wszystkim zrobiono badania, Beth
została, żeby napić się z nimi herbaty. Rozmawiały
chwilę i pani Garrett wyznała, że jej mąż nareszcie
zaczął interesować się trochę pracą w hotelu.
Najwyższy czas, pomyślała Alison. Lubiła Ricka,
ale denerwowało ją, że ten silny mężczyzna zostawia
SZPITALNA PROWINCJI
91
wszystkie obowiązki na głowie żony. Teraz przynaj
mniej miał wzgląd na jej zdrowie.
Muszę przyznać, że Beth wygląda całkiem nieźle
- wyznał Gavin, kiedy zostali sami. - Wygląda na to,
że na razie wszystko jest w porządku. Musimy za
czekać, aż przyjdą z Charleville wyniki badań. Mart
wię się o nią. Nawet jeśli uda nam się utrzymać ciążę,
to jeszcze nic nie oznacza. Możemy mieć do czynienia
z wewnątrzmacicznym niedorozwojem płodu albo
z nieprawidłowym wykształceniem się łożyska.
Alison też o tym myślała.
- Ponadto grozi nam niedotlenienie podczas poro
du albo śmierć dziecka z powodu wcześniactwa.
Spojrzeli na siebie i Gavin smutno się uśmiechnął.
- Nie martw się. Damy z siebie wszystko i żadna
z tych rzeczy nie będzie miała miejsca. Pójdę pocieszyć
trochę Molly - dodał, wstając od stołu. - Pomożesz
mi?
Odnaleźli młodą pielęgniarkę i chwilę z nią roz
mawiali.
- To najprzyjemniejszy oddział w całym szpitalu
- wyznał doktor Cameron. - Bardzo lubię tu przy
chodzić. Oczywiście, żeby odwiedzać pacjentki i ma
luchy - dodał po krótkiej przerwie. - Zgadza się pani
ze mną, siostro Parr?
Alison nie musiała spoglądać na Molly, żeby do
strzec jej szeroko otwarte ze zdumienia oczy.
- Oczywiście, doktorze Cameron - powiedziała
niewinnie. - Dlatego tu pracujemy, nieprawdaż?
- zwróciła się w stronę Molly.
Doktor wręczył Molly pustą filiżankę po kawie.
- Dziękuję, siostro.
Kiedy wyszedł, dziewczyna pozbierała resztę na
czyń i zmyła je. Mimochodem spytała Alison, czy nie
wydaje jej się, że ostatnimi czasy doktor sprawia
92
SZPITAL NA PROWINCJI
wrażenie, jakby był bardziej rozluźniony i wypoczęty.
Alison przytaknęła.
Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Choć
praca zawsze była na pierwszym miejscu, wspólnie
przeżyte chwile znacznie ociepliły ich wzajemne
stosunki.
Jednak mimo to nie potrafiła opanować uczucia
lekkiego zdenerwowania, kiedy zapytał ją, czy nie
wybrałaby się z nim na kolację.
-Wiem, że nie masz dyżuru, a ponieważ re
stauracja jest blisko szpitala, będę w każdej chwili
do dyspozycji - argumentował, nie dając jej moż
liwości sprzeciwu. - Mogę się założyć, że chociaż
hotelowa kuchnia daleka jest od haute cuisine, to
jednak znacznie lepsza od tego, co gotują wam
w internacie!
Alison nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Nie mylisz się - przyznała. - Ale...
- Żadnych „ale" - powiedział twardo Gavin.
- Chciałam tylko zapytać, czy wiesz, co robisz.
W takim miasteczku jak Namboola Creek niewiele
trzeba, żeby ludzie zaczęli plotkować.
Gavin uniósł brwi.
- Przeszkadza ci to? Mogę się założyć, że i tak już
wszyscy wiedzą, że spędziłem weekend u twoich ro
dziców.
- To co innego - zaprotestowała słabo.
- Ależ z ciebie uparta kobieta, Alison. Nie mam
zamiaru cię zgwałcić, wykorzystać ani poprosić o rę
kę! Przynajmniej nie tym razem. Chcę cię tylko
zaprosić na kolację!
- Nie wydaje mi się, żebyś mógł zrobić którąkol
wiek z tych rzeczy w hotelowej restauracji - odparła
uśmiechając się. - Przepraszam, Gavin. Bardzo chcia
łabym zjeść z tobą kolację.
SZPITAL NA PROWINCJI
93
Miał całkowitą rację, pomyślała, kiedy już poszedł.
Gdy przebywa w jego towarzystwie, staje się bardzo
kłótliwa. Weszło jej to w nawyk.
Ostatnio bardzo rzadko wychodziła w czasie wol
nych wieczorów, dlatego miała wielki problem, kiedy
musiała zdecydować, co na siebie włożyć. Białą su
kienkę, która tak podkreślała opaleniznę czy raczej
turkusowy kostium, dodający głębi jej szarym oczom.
Wybrała to drugie. Wyszczotkowała włosy, zadowo
lona, że nie zdecydowała się ich obciąć.
- Nieźle - powitał ją Gavin, kiedy się spotkali.
- Wyglądasz inaczej niż zwykle i z całą pewnością
inaczej pachniesz.
Alison zarumieniła się, zadowolona, że wracając ze
Szkocji kupiła na lotnisku francuskie perfumy.
- Nie sądzę, żeby zapach Chanel najlepiej pasował
do woni środków dezynfekcyjnych.
- Masz całkowitą rację - zgodził się Gavin. - Na
pijmy się czegoś przed kolacją.
W hotelu był niewielki bar, w którym obsłużył ich
Rick. Powiedział, że Beth jest w sali jadalnej.
- Ale tylko wszystkiego dogląda - dodał szybko.
- O tej porze powinna już odpoczywać, mam rację,
doktorze?
-Absolutną.
Uniósł swój kufel piwa i zwrócił się do Alison.
- Na zdrowie.
Alison sięgnęła po swoją sherry.
- Słyszałem przez radio, że spadło gdzieś trochę
deszczu.
- Ja też. Ale tata mówi, że chmury ciągle zbierają
się tylko po to, żeby się rozpierzchnąć. Aha. Mówił
jeszcze, że wytropili dzikiego ogiera. Ścigali go kilka
dni, ale im uciekł. Ostatni raz widzieli go daleko na
północy, ale nie udało im się go ustrzelić.
94
SZPITAL NA PROWINCJI
- Cieszę się, że uciekł. Mam nadzieję, że starczy mu
rozsądku, żeby nie plątać się po czyichś ziemiach.
Jakoś bym nie chciał, żeby go zabili.
- J a też nie. Chociaż jako córka farmera po
winnam być mniej sentymentalna. Ale on był taki
wspaniały!
- Nigdy go nie zapomnę.
Alison wiedziała, że nigdy nie zapomni bliskości,
jaka wytworzyła się między nimi, kiedy stojąc obok
siebie, przyglądali się dzikiemu ogierowi, dzieląc z nim
pragnienie wolności.
I nagle jakby ją olśniło. Wolność. Tak, jakby nagle
uwolniła się od Steve'a i od przeszłości.
Ta myśl zupełnie ją zaskoczyła. Czy Gavin myślał
o tym samym?
Jego ciemne oczy patrzyły na nią pytająco. Zmie
szała się i kiedy ujrzała Beth, z ulgą powitała jej
przyjście. Ich stolik był gotowy.
-Domyślam się, że w Edynburgu są wspaniałe
restaurale, prawda? - spytał, kiedy usiedli:
- Zapewne. Chociaż ja nie zwiedziłam ich zbyt
wiele. Pensja pielęgniarki nie jest oszałamiająca.
- Nie powiesz mi chyba, że nie było tam żadnego
przystojnego młodzieńca, który z chęcią zabrałby cię
na kolację?
Alison z uśmiechem pokręciła głową.
-Niezbyt wielu. Zresztą Brytyjczycy są bardzo
demokratyczni, jeśli chodzi o te sprawy. Panuje pełne
równouprawnienie. Ale, owszem. Było kilka dobrych
miejsc. Jedna z restauracji znajdowała się pod samym
zamkiem, w starym lochu. Bardzo smacznie gotowali,
no i atmosfera była niepowtarzalna.
- Pewnego dnia sam pojadę do Edynburga - po
wiedział, patrząc jej w oczy. Odniosła wrażenie, iż
chciał coś jeszcze dodać. Zmienił jednak zdanie i za-
SZPITAL NA PROWINCJI
95
miast tego spytał, jak smakowała jagnięca pieczeń.
- Nie była to nader wytworna kolacja - skomentował,
kiedy kończyli deser. - Następnym razem poszukamy
czegoś bardziej wystawnego.
Następnym razem? Przez moment miała ochotę mu
się sprzeciwić, ale zmieniła zdanie. Znów zarzuciłby
jej, że jest kłótliwa, Poza tym sama uznała, że bardzo
jej się ten wieczór podobał i że chętnie spotkałaby się
z doktorem Cameronem po raz kolejny.
- Wypijmy kawę w holu - zaproponował Gavin.
Przystała na propozycję. Byli już w drzwiach, kiedy
nagle zatrzymała się, jakby rażona piorunem. Przy
małym stoliku, stojącym niedaleko drzwi prowadzą
cych na taras, siedział Steve Winter w towarzystwie
Tessy Cameron. Było zbyt późno, żeby się wycofać,
bo Steve już ich dostrzegł.
- Zaplanowałeś to - wycedziła przez zęby.
- Mylisz się. Ale mówiąc szczerze nie jestem spec
jalnie zdziwiony, że ich widzę. Boisz się? - spytał,
ujmując j| silnie za łokieć.
- Czy się boję? Oczywiście, że nie!
Nie oglądając się na Gavina podeszła do stolika.
- Miło was tu widzieć - powitała spokojnym to
nem Steve'a i Tessę.
- Moja dzielna dziewczyna! - usłyszała nad uchem
cichy szept.
O, nie, Gavinie Cameron! Nie jestem twoją dziew
czyną i nigdy nią nie będę!
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Skoro już muszę przez to przejść, pomyślała, zrobię
to z godnością!
- Co za niespodziewane spotkanie ~ powiedziała,
odsuwając krzesło, zanim zdążył to zrobić Gavin bądź
Steve. - W Namboola Creek nie ma zbyt wielu miejsc,
w których można przyzwoicie zjeść.
-Przyszliśmy tylko na drinka - odparł Steve.
- Tessa sama zrobiła obiad. Jak to się nazywało?
- Beef stroganow - odparła rumieniąc się. - Sta
ram się, żeby Steve nie poprzestawał tylko na stekach
i mielonych kotletach!
Alison sama nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nie
zostawiła Tessy w spokoju. Może dlatego, że była zła
na jej brata?
- A zatem czeka cię ciężka walka - odparła współ
czującym tonem. - Farmer nie czuje się najedzony,
dopóki nie zje kotleta albo smażonego steku!
Ten obiad był wyśmienity - wyznał Steve. - Bar
dzo mi smakował.
Spojrzenia Gavina i Alison spotkały się na chwilę.
Jego oczy mówiły wyraźnie: Już dosyć. Uważaj, bo
się przeliczysz.
- M a m nadzieję, że zostawiłaś trochę dla mnie
-powiedział do siostry, - Twój stroganow zawsze jest
wyśmienity.
Ponownie spojrzał na Alison, jakby chciał po
wiedzieć:
SZPITAL NA PROWINCJI
97
W porządku. Chciałam ci tylko pokazać, że
to spotkanie nie przejdzie tak gładko. Na razie
składam broń.
Zapytała Steve'a, czy na farmie padał ostatnio
deszcz.
- Bardzo niewielki. Tyle z niego pożytku, że się
mniej kurzy. Jeśli dalej tak będzie, wpadnę w poważne
tarapaty. Ale, ale, słyszałem, że widzieliście dzikiego
ogiera. Podobno grasuje teraz gdzieś na północy.
- Cieszę się, że uciekł. Wiem, że może spowodować
wiele szkód, ale był naprawdę wspaniały.
Uznała temat za zamknięty. Nie chciała nikomu
opowiadać o chwili, jaką przeżyli z Gavinem patrząc
na ogiera, dumnie wzywającego przeciwników do
walki. To przeżycie było zbyt intymne, by się nim
z kimkolwiek dzielić. Spojrzenie na Gavina upewniło
ją, że myśli podobnie.
Zapytała Tessę, jak daje sobie radę ze swoją
szkołą tańca,
- Coraz lepiej. Wygląda na to, że ludziom napraw
dę się to podoba. Odwiedź mnie kiedyś, Alison.
Mogłabyś sama zobaczyć - zaprosiła ją z pewnym
wahaniem w głosie.
- Dlaczego nie. Gdzie prowadzisz lekcje?
- U nas w domu, w największym pokoju. Kiedy
się sprowadziliśmy, nie było mniejszego domu do
wynajęcia i teraz okazuje się, że dobrze się stało.
Przywiozłam ze sobą lustra, a Gavin zrobił poręcze
do ćwiczeń. Wyszło całkiem nieźle.
Alison zauważyła, że kiedy rozmawiali, kilka osób
przyglądało im się z zaciekawieniem. Postanowiła
udowodnić wszystkim, że może spokojnie rozmawiać
z mężczyzną, którego miała kiedyś poślubić i z dziew
czyną, którą wybrał zamiast niej. A przede wszystkim
chciała to udowodnić Gavinowi. Jednak kiedy jej
98
SZPITAL NA PROWINCJI
towarzysz oznajmił, że czas się zbierać, powitała to
wezwanie z niekłamaną ulgą.
Kiedy wyszli z hotelu, spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Dziękuję, że obiecałaś Tessie odwiedziny na jej
lekcji. Widziałem, że nie przyszło ci to łatwo.
- Nie wiem, dlaczego jej nie odmówiłam. Chyba
dlatego, że nietrudno ją zranić. Może jednak nie jestem
taka straszna, jak sądziłam. Albo raczej za jaką ty mnie
uważasz.
- Wcale nie uważam, że jesteś straszna - powiedział
miękko. - Znalazłbym kilka innych przymiotników,
żeby cię opisać, ale na pewno nie ten.
Alison poczuła, że za chwilę zapomni, gdzie się
znajduje. Szybko przypomniała sobie, że jest zła na
Gavina za to, że nie uprzedził jej o spotkaniu ze
Steve'em i Tessą.
- Nie lubię, gdy się mną manipuluje.
Zatrzymał się.
- N i e miałem takiego zamiaru. Ale przyznaję, że
chciałem cię zmusić, żebyś była ze sobą szczera.
Odwróciła się bez słowa.
-Ależ z ciebie uparciuch. Naprawdę nie wiem,
dlaczego cię...
- Dlaczego co?
Na szczęście stali w cieniu, gdyż na policzkach
Alison pojawiły się wypieki.
- Doskonale wiesz, co chciałem powiedzieć - ode
zwał się niezbyt pewnie Gavin.
Stali tak blisko siebie, że czuła na sobie jego oddech
i ciepło bijące z jego ciała. Wystarczyło tylko, żeby
któreś z nich zrobiło jeden, jedyny ruch.
- Dobranoc, Alison.
Poruszyła się, ale było za późno. Gavin odszedł.
Przez następne dni powtarzała sobie, że ich znajo
mość ma czysto zawodowy charakter. Przecież nie
SZPITAL NA PROWINCJI
99
pragnęła niczego więcej. Na szczęście, niezależnie od
tego, co działo się między nimi prywatnie, nie wpły
wało to na ich stosunki w pracy.
Po tygodniu przyszły z Charleville wyniki Beth
Garrett. Gavin przyszedł na oddział, żeby omówić je
z Alison i Molly.
- Jak dotąd wszystko idzie dobrze - powiedział,
opierając się o biurko w dyżurce pielęgniarek. - Nie ma
białka w moczu, a poziom potasu mieści się w granicach
normy. Obrzęki nie występują, a ciśnienie krwi można
uznać za prawidłowe. Gdyby pokazały się obrzęki,
zastosujemy łagodny lek moczopędny. Dzięki, Molly
- wziął od niej kubek z kawą. - Nic się nie martw,
doprowadzimy twoją siostrę do szczęśliwego rozwiąza
nia. Gdyby cokolwiek było nie tak, przyjmujemy ją na
oddział. Dziecko rozwija się prawidłowo i każdy
kolejny tydzień zwiększa jego szanse na przeżycie.
I szanse Beth, pomyślała Alison. Wiedziała, że
w jej wypadku niewydolność nerek jest wielce pra
wdopodobna. Cieszyła się, ze Gavin pokrzepił nieco
biedną Molly.
- Dziękuję, doktorze. Czuję się znacznie lepiej
- powiedziała Molly, a jej bladą twarz rozjaśnił
uśmiech. - A teraz chodźmy na obchód.
Kilka dni później rytm codziennych zajęć uległ
dramatycznej zmianie.
Alison została na oddziale sama. Molly właśnie
poszła na lunch. Kiedy skończyła przewijać ostat
niego noworodka, na salę wpadł Gavin.
- Czy mógłbym z tobą zamienić słowo?
Nie czekając na odpowiedź wszedł do dyżurki.
Alison podążyła za nim. Gavin wyciągnął dokumen
tację jednej z ciężarnych i zaczął ją studiować.
- Pani Martin - powiedział nie podnosząc wzroku
- ma problemy z krążeniem.
100
SZPITAL NA PROWINCJI
Alison nie musiała zaglądać do historii choroby.
- Termin przypada za cztery tygodnie. Będzie ro
dziła w Charleville.
Gavin odłożył teczkę.
- Nic z tego. Jest w pierwszej fazie porodu. Jej mąż
już ją wiezie. Przygotuj wszystko, co trzeba.
Poszli razem, żeby sprawdzić, czy mają komplet
niezbędnych leków.
- Chcę, żeby wezwano Jean Butler. Może trzeba
będzie podać tlen albo gazy znieczulające, a my oboje
będziemy zajęci czymś innym.
Pół godziny później Alison usłyszała pisk opon
na szpitalnym parkingu. Pobiegła, żeby pomóc pani
Martin.
- Pana proszę o pozostanie tutaj - wskazała far
merowi drzwi niewielkiej poczekalni. - Jak tylko
doktor Cameron zbada żonę, dam panu znać.
Zaprowadziła młodą kobietę na salę porodową
i pomogła jej się rozebrać.
- Miałam rodzić w Charleville, siostro. Może jesz
cze zdążyłabym tam dolecieć?
- Zobaczymy, co powie doktor Cameron - odpar
ła, wiedząc doskonale, jakie będzie jego zdanie.
Pięć minut później przyszedł Gavin.
- Cały czas pierwszy okres?
Alison przytaknęła,
- Doskonale. Siostra Barton robi herbatę dla pani
męża. Zdaje się, że doskonale mu to zrobi. Potem
może tu z panią posiedzieć. Ja tylko zrobię mały
zastrzyk i kiedy przekona pani męża, że może z po
wodzeniem rodzić u nas, przyjdziemy z powrotem.
Kiedy wyszli, zwrócił się do Alison.
- Rozmawiałem z Hartleyem. To kardiolog, który
miał się nią zająć. Nie możemy ryzykować podróży.
W każdej chwili może zacząć rodzić. Dostała środek
SZPITAL NA PROWINCJI
101
uspokajający, bo nie wygląda na to, żeby mąż miał
wpłynąć kojąco na jej nerwy. Jak będzie trzeba,
podamy morfinę. Musimy obserwować, czy nie naras
ta sinica i mierzyć ciśnienie co dziesięć minut. Uważaj
też, żeby tętno nie przyspieszyło powyżej stu dziesię
ciu. Wygląda na to, że będziesz miała trochę pracy.
Ja muszę wracać na oddział ogólny. Przyślij po mnie,
jak zacznie rodzić.
Alison odprowadziła go do drzwi.
- A gdyby były problemy ze sprowadzeniem cię?
- spytała, starając się, by jej głos brzmiał normalnie.
- Nie będzie. Ale na wszelki wypadek powiem ci,
jaki przyjmiemy plan postępowania. Może leżeć w ja
kiej pozycji chce. Cały czas będziemy podawać tlen
do oddychania i nie wolno jej przeć. Natniemy szyjkę
i założę kleszcze.
Przejechał ręką po włosach.
- Nie podoba mi się to wszystko. Nie mam do
świadczenia w kardiologii. Ona potrzebuje kogoś
takiego jak Hartley.
Alison położyła dłoń na jego ramieniu.
- Nie mamy wyboru, Gavin. Zrobimy wszystko,
co w naszej mocy. Dla niej i dla dziecka.
Spojrzał na nią i nagle uśmiechnął się.
- Dzięki, Alison. Tego mi było trzeba. Chodźmy
zobaczyć, jak się czuje.
Pod wpływem leku kobieta uspokoiła się. Jej mąż
także wydawał się być mniej zdenerwowany. Gavin
zapewnił ich, że siostra Parr przyśle po niego, jak
tylko będzie potrzebny.
- Proszę tylko dotrzymywać żonie towarzystwa
i robić wszystko, co każe siostra. Nie radziłbym z nią
zaczynać!
Po niespełna trzydziestu minutach Alison posłała
Molly po doktora Camerona.
102
SZPITAL NA PROWINCJI
- Miałem nadzieję, że wytrzyma trochę dłużej - po
wiedział Gavin po zbadaniu pacjentki. - Zamówiłem
krew na wypadek, gdybyśmy musieli dokonać trans
fuzji. Hartley nie może przyjechać, ale wysłał swojego
starszego asystenta. Powinien być za jakąś godzinę.
Bez monitora nie wiemy, co dzieje się z jej sercem.
Pani Martin czuła się bardzo dobrze.
- Jak tylko pokaże się główka natnę szyjkę i od
razu założę kleszcze. Bez monitora nie chcę ryzyko
wać normalnego porodu.
Alison pracowała w milczeniu. Podała lekarzowi
potrzebne do nacięcia instrumenty, a potem kleszcze.
Umieścił je delikatnie na główce dziecka. Cała reszta
poszła już potem jak z płatka.
Alison właśnie podawała głośno płaczącą dziew
czynkę Molly, kiedy na salę wszedł młody doktor
z Charleville.
- Widzę, że nie będę już potrzebny - powiedział,
starając się przekrzyczeć płacz dziecka.
- Wprost przeciwnie. Pana szef mówił, że to naj
bardziej niebezpieczny moment, kiedy do krążenia
powraca krew z obkurczającej się macicy.
- Trzeba jej podać ergometrynę, żeby obkurczyć
naczynia.
Podczas gdy Gavin zakładał szwy, nowo przybyły
lekarz podłączył pacjentkę do przenośnego monitora,
który ze sobą przywiózł.
- Jak na razie wszystko jest w porządku. Dobra
robota, doktorze Cameron. Siostro, jak się czuje
dziecko?
- Już ją odesłałam. Dostała osiem punktów w skali
Apgar. Całkiem nieźle, jak na takie warunki. Co teraz?
- Zabiorę je ze sobą. Matka ciągle wymaga moni
torowania, a dziecko urodziło się miesiąc przed ter
minem. Doktor Hartley z pewnością zaproponuje jej
SZPITAL NA PROWINCJI
103
podwiązanie jajowodów. Z takim słabym sercem nie
powinna więcej rodzić dzieci. Przed ciążą rozważaliś
my możliwość operacji serca. Teraz powinno się ją
wykonać, jak tylko to będzie możliwe - informował
młody doktor.
Pojawiła się Molly z kawą.
- Tego właśnie mi trzeba. Chcecie, żebym poroz
mawiał z jej mężem, zanim wyruszymy w drogę?
- Ja to zrobię - powiedział Gavin.
Alison przez uchylone drzwi widziała, jak tłuma
czył coś panu Martinowi i po chwili obaj pojawili się
w pokoju.
- Pozwólmy młodemu tacie porozmawiać przez
chwilę z żoną i córeczką. Nie ma paru nic przeciw
temu? - spytał doktor Cameron.
- Ależ skąd! Proszę za mną.
Alison zaprowadziła pana Martina na oddział,
mając nadzieję, że zmęczona twarz żony zbytnio go
nie przestraszy. Jednak młoda mama powitała męża
z uśmiechem i dumnie pokazała mu córeczkę.
- Cieszysz się, że mamy dziewczynkę?
- Jasne, że tak. Wprawdzie nie miałbym nic prze
ciwko kolejnemu chłopcu, ale nasza dwójka i tak
w zupełności mi wystarcza!
Pochylił się nad żoną i ucałował ją w policzek.
- Słuchaj, kochanie. Przyjadę do Charleville jak
tylko znajdę kogoś, kto zajmie się chłopcami. Pan
Warby pozwolił mi jechać. Uważaj na siebie i troszcz
się o maleńką.
Niespełna pół godziny później na oddziale znów
zapanowała cisza. Pacjenci odlecieli do Charleville,
a Gavin wrócił na oddział wewnętrzny. Pacjentki
czekały na odwiedzających.
- Było trochę zamieszania, prawda siostro?-spytała
jedna z nich. - Ale chyba nic poważnego jej nie grozi?
II
104 SZPITAL NA PROWINCJI
- Nie, wszystko będzie dobrze. Molly - zwróciła
się do pielęgniarki - idę zanieść doktorowi Ca
meronowi historię choroby pani Martin. Chciał ją
uzupełnić.
Drzwi do jego pokoju były uchylone. Zapukała
i weszła do środka. Doktor Cameron spał. Oparł
głowę na skrzyżowanych ramionach, a jego pierś
rytmicznie się unosiła. Miał za sobą długi, ciężki
dzień, a noc prawdopodobnie również nie będzie
lżejsza.
Stała, przyglądając się śpiącemu mężczyźnie.
Kołnierz jego fartucha był wywinięty na lewą
stronę i poczuła nieodpartą ochotę, żeby go po
prawić.
To pewnie dlatego, że mi go żal, pomyślała. Jest
tak bardzo zmęczony!
Zwróciła się do wyjścia, ale Gavin poruszył się.
- Alison? - spytał zachrypniętym głosem. - Nie
odchodź.
Wolno się odwróciła.
- Chyba zasnąłem. Przepraszam.
Uśmiechał się, ale wciąż wyglądał na bardzo
przemęczonego.
Alison przypomniała sobie, że już kiedyś widziała
go śpiącego. Jechali wtedy szpitalnym land roverem
i Gavia zasaąl z głową na jej ramieniu. I jeszcze
u niej w domu, kiedy poszła go obudzić przed
wyprawą w góry...
Zaczerwieniła się. Te momenty miały w sobie tyle
intymności, że aż poczuła się zmieszana.
- Przyniosłam historię choroby pani Martin - po
wiedziała szybko.
-Dziękuję. Odwaliliśmy kawał dobrej roboty,
nieprawdaż?
- Rzeczywiście, to był ciężki dzień.
SZPITAL NA PROWINCJI
105
- Nie chciałem zasnąć. Usiadłem tylko na minutę
i tak się jakoś złożyło. Chyba lepiej zadzwonię do
Tessy i powiem jej, żeby szykowała kolację.
Sięgnął po słuchawkę i zawahał się.
- Może pojechałabyś ze mną? Coś byśmy zjedli.
Kiedy później Alison o tym myślała, doszła do
wniosku, że jej reakcja była spowodowana niechęcią,
jaką wywołał w niej fakt, że Gavin tak bardzo
przejmował się swoją siostrą. Czy naprawdę musiał
zadzwonić do niej, żeby powiedzieć, iż się spóźni?
A może to chodziło o nią samą? Czy Gavinowi
chodziło o Alison Parr, czy raczej o to, by odciągnąć
ją od Steve'a? Wtedy nie znała odpowiedzi na te
pytania.
- Nie, dziękuję. Nie mam ochoty znaleźć się tam
tylko po to, żeby zobaczyć, jak rozkosznie spożywacie
posiłek w towarzystwie Steve'a!
Gavin wstał. Jego senność zniknęła jak za do
tknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Nie o to mi chodziło - powiedział krótko. - Choć
może nie uwierzysz, ale było to czysto przyjacielskie
zaproszenie. Wyglądałaś na zmęczoną i może trochę
samotną. A jeśli chodzi o Steve'a, to jest teraz na
farmie i wypatruje deszczu. Jeśli nie spadnie, to będą
z Tessą musieli odłożyć swoje małżeńskie plany na
później.
Alison poczuła, że krew odpłynęła jej z twarzy. Nie
z powodu tego, co usłyszała, gdyż już dawno pogo
dziła się z myślą, że nigdy nie kochała Steve'a, ale
z powodu wyrazu twarzy Gavina. Było w niej tyle
wrogości, że aż się przeraziła.
- Czujesz się zraniona? Widzę, że tak. Najwyraź
niej jeszcze się nie poddałaś. Mogłem się tego spodzie
wać. Powinienem wiedzieć, że nie zrezygnujesz tak
łatwo ze Steve'a.
106
SZPITAL NA PROWINCJI
Alison zaniemówiła. A więc ich dobre stosunki
w pracy, ich randki i sympatia, z jaką odnosili się do
siebie nic nie znaczyły! Myślała, że zmienił zdanie na
jej temat. Jak widać ciągle uważał, że ona próbuje
zniszczyć związek Steve'a i jego siostry. I najwyraźniej
nie miał zamiaru do tego dopuścić.
-Mylisz się - odezwała się z trudem. - Nie
interesuje mnie Steve. Jeżeli o mnie chodzi, to
koniec.
Spojrzał na nią bez cienia uśmiechu.
Odwróciła się, żeby wyjść, ale Gavin był szybszy.
Zasłonił sobą drzwi.
- Przepraszam - powiedział sztywno. - Nie powi
nienem tak do ciebie mówić.
Minęła jej cała złość. Czuła w sobie ogromną
pustkę, którą wypełniał jedynie ból.
- Ja również przepraszam. Zachowałam się ok
ropnie.
Położył rękę na jej ramieniu. Alison czuła, jak wali
jej serce. Prawie bezwiednie rozchyliła usta, czekając
na jego pocałunek.
Gavin gwałtownie się odwrócił
Zawstydzona zrobiła to samo. Przecież byli w szpi
talu, gdzie w każdej chwili mógł ich ktoś zobaczyć.
- Może jednak zmienisz zdanie i zjesz z nami
kolację?
- Nie, dziękuję - odparła nie całkiem pewnie.
- Ja... Muszę...
- Umyć włosy? - spytał i uśmiechnął się. - Co ja
mam z tobą zrobić, Alison?
- Nic. Zupełnie nic.
- Przychodzi mi do głowy kilka pomysłów.
Zaczerwieniła się.
- Dobranoc, doktorze Cameron.
- Dobranoc, siostro Parr.
SZPITAL NA PROWINCJI
107
Jego żartobliwy ton nie mógł zatrzeć nieprzyjem
nego wrażenia, jakie pozostawiła na niej cała roz
mowa. Postanowiła, że nigdy więcej nie zrobi czegoś,
co dałoby Gavinowi okazję do chronienia siostry.
Gorącym dniom wydawało się nie być końca.
Codziennie zbierały się chmury tylko po to, żeby
w ciągu nocy zniknąć za linią horyzontu.
Choć w szpitalu było dużo pracy, na oddziale
Alison życie płynęło w miarę spokojnie. Lubiła pa
trzeć, jak pacjentki z zaufaniem i wdzięcznością od
noszą się do doktora Camerona.
Powiedziała mu to któregoś dnia, kiedy ostatnie
dziecko zostało zważone i oddane matce.
- Trochę czasu mi to zajęło. Doktor Mac był tu tak
długo, że wszystkim zdawało się, że jest nie do
zastąpienia. Widziałaś kartkę od niego? Wygląda na
to, że dobrze się bawi. Zasłużył sobie na takie wakacje.
Podał jej ostatnią kartę. Alison schowała ją do
teczki.
- Po powrocie chciałbym go prosić, żeby zastąpił
mnie przez kilka dni. Kiedy twoja matka była u nas
w zeszłym tygodniu z Ruth, pytała, czy nie odwiedził
bym Blue Rock Ridge. Powiedziałem, że do czasu,
kiedy doktor Mac nie przyjedzie z urlopu, nie ma
o tym mowy, ale później może uda się to jakoś
załatwić.
- Świetny pomysł-przyznała od niechcenia. - M o
ja rodzina uwielbia gości.
- Twoja matka wspomniała też, że może i tobie
udałoby się załatwić kilka dni wolnego. Twierdzi, że
obojgu nam przydałby się krótki odpoczynek.
Jego głos brzmiał niewinnie. Zbyt niewinnie, jeśli
ktoś by ją o to spytał. Alison zastanawiała się, co
znów knuje jej ukochana mama.
108
SZPITAL NA PROWINCJI
- Nie wiem, co Marion na to powie. Zawsze mamy
za mało personelu.
- A l e to przecież Marion twierdzi, że personel
musi być wypoczęty, aby efektywnie pracować. Zre
sztą i tak nic nie wymyślimy przed powrotem
doktora Maca.
Alison bardzo spodobał się pomysł spędzenia kilku
dni z Gavinem w domu.
- Bardzo chciałabym zobaczyć swą bratanicę - po
wiedziała szybko, jakby chcąc się usprawiedliwić.
- To urocze maleństwo, prawda?
Gavin nie ponowił więcej swego zaproszenia na
obiad do domu. Alison nie marzyła specjalnie o tym,
żeby zobaczyć Tessę, ale czuła się trochę winna, że nie
poszła na jej lekcje aerobiku.
Któregoś dnia po skończonym dyżurze właśnie
zastanawiała się, czy nie zrobić tego teraz, żeby mieć
problem z głowy, kiedy usłyszała w oddali dźwięk
szkolnego dzwonka.
To mogło oznaczać tylko jedno: pożar buszu.
W następnej chwili usłyszała wycie syreny przejeż
dżającej obok szpitala straży pożarnej. Szybko wło
żyła dżinsy i pobiegła do szpitala.
Gavin i Marion właśnie wychodzili.
- Usłyszałam alarm! - krzyknęła Alison.
- T u ż przed nim nadawali ostrzeżenie przez radio
- poinformował doktor.
- Gdzie się pali?
- W Glengyle. Wygląda na to, że dom jest oto
czony przez ogień. Jeśli wiatr się zmieni, ogień
będzie rozprzestrzeniał się w kierunku miasta - od
powiedział Gavin i zwrócił się do Marion: - Wezmę
ze sobą każdego, kogo znajdę. Będziemy potrze
bowali dobrze zorganizowanego punktu pierwszej
pomocy.
SZPITAL NA PROWINCJI
109
- M o l l y zostanie, żeby pilnować oddziału. Ja jadę
z tobą - powiedziała Alison.
- Dzielna dziewczyna.
Gavin poszedł do land rovera, żeby przejrzeć za
wartość torby lekarskiej. Kiedy Alison wróciła z od
działu, pakował właśnie dodatkowe opatrunki.
Glengyle było oddalone od miasta o godzinę drogi,
ale ponieważ zrobił się wieczór, widzieli na horyzoncie
krwawą łunę. Kiedy podjechali bliżej, ich oczom
ukazał się ogromny pożar, błyskawicznie pochłania
jący wszystko, co spotykał na drodze. Wiedziała, że
do jego gaszenia przystąpili wszyscy farmerzy z oko
licznych posiadłości. W zapamiętaniu kopali głęboki
rów, który miał stanowić zaporę dla ognia.
- Jest tam twój ojciec - oznajmił Gavin. -i Brian.
Alison już dostrzegła ojca, który ocierając pot
z czoła kopał w ciszy, u boku innych mężczyzn.
Domostwo wydawało się być ze wszystkich stron
otoczone płomieniami. Kubły wody, którymi próbo
wano je ugasić, były kroplą w morzu potrzeb.
- Po pierwsze musimy znaleźć jakieś miejsce na
punkt pomocy. Potrzeba nam czegoś dostatecznie
bliskiego, ale bezpiecznego. Poczekaj tu, Alison.
Wrócił po chwili i oznajmił, że najlepszą lokalizacją
będzie dom głównego poganiacza bydła. Stał w nie
wielkim oddaleniu od reszty zabudowań, a co waż
niejsze, wiatr wiał w przeciwnym kierunku. Ledwie
zdążyli rozpakować sprzęt, kiedy żona właściciela
farmy przyniosła jedno z dzieci z poparzoną nogą.
- Wrócił do środka po psa - powiedziała, podczas
gdy Alison zabrała się do opatrywania rany.
- Uratowałeś go? - spytała, kiedy skończyła ban
dażować.
- Ją - poprawił chłopiec. -I małe. Sama nie dałaby
rady ich wynieść.
110
SZPITAL NA PROWINCJI
- To było bardzo niemądre - strofowała małego
bohatera matka. - Idź i powiedz tacie, żeby tu
przyszedł. Trzeba mu opatrzyć ręce.
Kilka minut później przyszedł właściciel farmy.
-Inni mężczyźni są bardziej poparzeni, ale żona
nalegała - tłumaczył się.
- Popatrzmy na pana dłonie.
W milczeniu wyciągnął przed siebie poranione ręce
i Alison wprawnie je opatrzyła. Ponieważ wiedziała,
że mężczyzna wróci do akcji, znalazła bawełniane
rękawiczki i nałożyła mu je na bandaż.
Gavin widząc, że Alison i dwie inne pielęgniarki
dają sobie radę z opatrunkami, przyłączył się do
gaszących ogień. Alison patrząc na walczących męż
czyzn miała wrażenie, że ich wysiłki są daremne.
Ogień cały czas rozprzestrzeniał się z tą samą gwał
townością, jak na początku.
Przez całą noc opatrywała rany. Jednym z męż
czyzn, którzy do niej przyszli, był Brian. Kiedy ban
dażowała mu ręce, informował ją, że ojciec jest cały
i zdrowy.
W kuchni zebrały się kobiety. Gotowały mężczyz
nom kawę i karmiły ich kanapkami. Alison wyprosto
wała się. W tym momencie spostrzegła szczupłą dziew
czynę w dżinsach, niosącą tacę pełną pustych filiżanek.
- Tessa? - spytała ze zdziwieniem.
Policzek Tessy, a także jej koszulka i spodnie były
osmalone dymem. Wyglądała na bardzo zmęczoną.
- Nie wiedziałam, że tu jesteś.
- Przyjechałam razem ze Steve'em. Dotarliśmy ja
ko jedni z pierwszych.
- Odpocznij chwilę. Nie jesteś...
Chciała powiedzieć, że nie jest przyzwyczajona do
takich warunków, ale coś w spojrzeniu Tessy ją
powstrzymało.
SZPITAL NA PROWINCJI
111
- Dam sobie radę - przerwała jej krótko siostra
Gavina. - Muszę iść. Tam na zewnątrz potrzebują
więcej kawy.
Alison patrząc za nią spostrzegła, że dziewczyna
utyka.
- Zraniłaś się w nogę?
Tessa odwróciła się.
- Nie - zaprzeczyła krótko. W dzieciństwie cho
rowałam na heinemedina. Kiedy jestem bardzo zmę
czona, utykam na jedną nogę. To wszystko.
„Nawet nie wiesz, do czego jest zdolna moja
siostra", powiedział kiedyś Gavin.
Nie było teraz czasu, żeby się nad tym zastana
wiać, ale Alison zdała sobie sprawę, ile wysiłku
musiało kosztować Tessę pokonanie choroby i nau
ka tańca.
Nie przerywając pracy, spoglądała na kobiety
noszące kawę i kanapki osmalonym farmerom i jej
podziw dla tej dziewczyny rósł z każdą chwilą.
Pracowała równo ze wszystkimi, a jej drobna postać
była widoczna prawie we wszystkich miejscach na
raz.
Było już jasno, kiedy spalony dom runął na
ziemię, posyłając w niebo ogromny snop iskier.
Właścicielka farmy stała tuż za Alison, patrząc na
to. co rozgrywało się przed ich oczami,
- Mogło być gorzej - powiedziała twardo. - Nikt
nie zginął i udało się ocalić zwierzęta. Wygląda na
to, że będziemy musieli wszystko zaczynać od nowa.
Dotknęła spracowaną ręką główki syna, który stał
obok niej.
- Dobrze, że uratowałeś wszystkie szczeniaki,
synku. Będą nam teraz potrzebne.
Alison odwróciła głowę czując, jak łzy napływają
jej do oczu.
112
SZPITAL NA PROWINCJI
Do pokoju wszedł Gavin. Na jego osmalonej twa
rzy widać było takie samo wyczerpanie, jak na twa
rzach wszystkich mężczyzn.
- Przepraszam, że zostawiłem cię samą. Tam by
łem bardziej potrzebny, choć i tak nie udało nam się
uratować domu.
- To prawda, ale przecież ocalała stajnia i zwierzęta.
Wszedł mężczyzna, któremu spadająca deska po
parzyła ramię. Alison opatrzyła ranę. Kiedy wyszedł,
spojrzała na Gavina. Stał oparty o ścianę i miał
zamknięte oczy.
Podeszła do niego i wtedy zobaczyła jego ręce.
- Gavin, twoje dłonie! - krzyknęła z przerażeniem.
-Pokaż, opatrzę ci je.
Przez moment miała wrażenie, że będzie się sprze
ciwiał, ale on bez słowa wyciągnął ręce przed siebie.
- Wygląda na to, że przez dłuższy czas nie będzie
z ciebie większego pożytku.
Delikatnie obmyła oparzenia i pokryła je tiulem.
Widziała, że przez twarz Gavina przeszedł grymas
bólu, ale nie odezwał się słowem.
- Dziękuję - powiedział, kiedy skończyła. - Musi
my poszerzyć zaporę przeciwogniową. Jeśli zmieni się
wiatr, będziemy mieli prawdziwe kłopoty.
- Chyba nie masz zamiaru...
Mam zamiar. Twój opatrunek i szpitalne rękawi
czki sprawiły, że czuję się jak nowo narodzony!
Zobaczymy się później.
Wiatr nasilił się i płomienie kąsały wszystko, co
napotykały na swej drodze z jeszcze większą zaciętoś
cią niż dotychczas. Ogień przerwał zaporę w dwóch
miejscach. Alison widziała z okna, jak mężczyźni
desperacko próbowali go zatrzymać.
Kolejnym pacjentem, który zgłosił się na opat
runek, był Steve. Alison była zajęta i jego oparzeniem
SZPITAL NA PROWINCJI
113
zajęła się inna pielęgniarka. Właśnie kończyła, kiedy
weszła Tessa Cameron.
Kiedy zobaczyła Steve'a, pobladła i zrobiła krok
w jego stronę. Lecz potem zatrzymała się i lekko
uśmiechnęła.
- Co to? Próbujesz się wymigać od pracy?
- Na to wygląda.
Wyciągnął zdrową rękę i Tessa ujęła ją w dłonie.
- Nic ci się nie stało, kochanie? - spytała z nie
pokojem.
- Jestem zdrów jak ryba.
Przejechał palcem po jej osmalonym policzku.
- Wyglądasz okropnie. Nigdy nie widziałem tak
umorusanej twarzy!
Zupełnie, jakby byli sami na świecie, pomyślała
Alison. Chciała odwrócić wzrok, ale nie mogła.
I w tym momencie zrozumiała, że musi zaakcep
tować prawdę, niezależnie od tego, ile miałoby to ją
kosztować. Już wcześniej zdała sobie sprawę, że jej
uczucie do Steve'a nie było miłością. Jednak w głębi
serca ciągle miała nadzieję, że to, co łączy go z dziew
czyną z miasta, okaże się błahą miłostką. Teraz
wszakże przekonała się, że nie miała racji.
Oni się kochają, pomyślała i ta myśl wcale nie
sprawiła jej takiego bólu, jakiego mogłaby się spo
dziewać.
Przypomniała sobie, z jakim zaangażowaniem Tes
sa pracowała przez całą noc i zrobiło jej się wstyd,
że posądzała ją o brak wytrwałości. Tessa będzie
ciężko pracować na farmie i doskonale da sobie
ze wszystkim radę.
To dlatego, że oni należą do siebie w sposób, w jaki
my ze Steve'em nigdy do siebie nie należeliśmy, myślała.
Ta myśl zrodziła w jej głowie nowe pytanie.
Czy w jej życiu pojawi się mężczyzna, którego ona
114
SZPITAL NA PROWINCJI
pokocha z takim oddaniem i który będzie należał
wyłącznie do niej?
Mężczyzna? Czy chodziło jej o jakiegokolwiek
mężczyznę? Czy może raczej miała na myśli Gavina
Camerona?
ROZDZIAŁ ÓSMY
Nie miała czasu, żeby zastanawiać się nad tym
frapującym zagadnieniem, gdyż w tym momencie na
zewnątrz rozległ się krzyk.
- Wiatr się zmienia!
Wszyscy wybiegli na dwór.
- Jak na razie stajnia się nie zajęła - zauważył ktoś
ze stojących.
Płomienie, które prawie lizały już oborę i stajnię,
zmieniły kierunek natarcia.
Wśród walczących mężczyzn zapadła cisza. Wszys
cy wiedzieli, że pożar buszu przesuwa się teraz w kie
runku miasta. Na razie był jeszcze daleko, ale przy
takim wietrze mógł dotrzeć do pierwszych zabudowań
za pół godziny.
- Moglibyśmy spróbować odciąć mu drogę koło
rzeki - zasugerował ojciec Alison. - Powiedzmy po
łowa z nas pojechałaby do przodu, a reszta próbowa
łaby opanować sytuację na miejscu.
- Zostało nam niewiele wody, a w korycie rzeki nie
ma prawie nic - zauważył któryś z mężczyn.
Lecz mimo to, wszyscy zabrali się z powrotem
do pracy.
Mężczyźni z zacięciem chwycili za łopaty i wiadra.
Nie mieli wyboru. Ich praca polegała głównie na
kopaniu, gdyż musieli oszczędzić resztę wody na
wypadek, gdyby zmienił się wiatr i ogień zajął zabu
dowania gospodarcze.
116 SZPITAL NA PROWINCJI
Tessa przyniosła pielęgniarkom kawę i kanapki.
Alison na chwilę usiadła i dopiero wtedy odczuła, że
boli ją każdy mięsień, każda kosteczka.
Właśnie kończyła jeść, kiedy jedna z pielęgniarek
wyjrzała przez otwarte drzwi.
- Czy to dym sprawił, że jest tak ciemno?
W jednej chwili wszyscy byli na zewnątrz, starając
się dojrzeć niebo, poprzez pełne dymu powietrze. Ich
oczom ukazały się ciężkie, prawie czarne chmury,
nisko wiszące nad górami. Alison wiedziała, że to
może oznaczać wszystko i nic.
W oddali rozległ się cichy pomruk burzy. I wtedy
zaczęło padać. Ogromne krople deszczu spadały wol
no, jakby z namysłem, a po chwili z nieba zaczęły lać
się strumienie życiodajnej wody.
To była jedyna rzecz, która mogła ich uratować.
Gdyby nie deszcz, pożar dotarłby do Namboola
Creek. Mieli zbyt mało wody, żeby go ugasić.
Mężczyźni stali na deszczu, którego krople ryso
wały na ich osmalonych twarzach jasne ścieżki. Każdy
się uśmiechał. Może tylko z wyjątkiem ludzi, którzy
stracili w tym dniu rodzinny dom.
- Nie martw się o nas. Damy sobie radę - powie
działa jego właścicielka, kiedy Alison spytała ją, co
zrobią. - Niedaleko jest pusta chata. Wprowadzimy
się do niej i rozbudujemy. Coś ci powiem. Mam
nadzieję, że wreszcie zafunduję sobie nowoczesną
kuchnię ze stalowym, nierdzewnym zlewem!
Lecz Alison dostrzegła w oczach kobiety łzy.
- Proszę przyprowadzić jutro Johnny'ego. Doktor
Cameron chce obejrzeć jego nogę. I ręce pani męża.
Spakowała to, co zostało z ich środków opatrun
kowych i zaniosła torbę do land rovera. Już sobie
wyobrażała, co się będzie jutro działo na izbie przyjęć.
Tyle opatrunków do zmiany i ran do opatrzenia!
SZPITAL NA PROWINCJI
117
-Alison! Jedziemy do szpitala. Czeka nas tam
mnóstwo pracy.
Obejrzała się i zobaczyła Gavina.
- Twoje bandaże są przesiąknięte - powiedziała
bez zastanowienia.
- Nie tylko moje. Zmienisz opatrunek, kiedy bę
dziemy na miejscu. Mogłabyś poprowadzić?
Usiadł obok niej, a dwie pielęgniarki usadowiły się
z tyłu. Dròga była śliska od błota, więc musieli jechać
bardzo ostrożnie. Nad rzeką nie było już ognia, tylko
osmalone krzewy dymiły, chłodzone kroplami pada
jącego deszczu.
- Pożar był całkiem blisko miasta - zauważył
Gavin. - Bez deszczu nie zdołalibyśmy zatrzymać
ognia. Kiedy zmienił się wiatr, nie mieliśmy żadnych
szans.
Spojrzał na Alison i uśmiechnął się.
- Można powiedzieć, że jest pani jasnowidzem,
siostro Parr.
- To samo dotyczy pana - odparła. Ucieszyła się,
gdy do rozmowy włączyła się jedna z pielęgniarek. Nie
była już skazana tylko na mężczyznę, który wprowa
dził w jej życie tak wiele zamętu.
Kiedy dotarli do szpitala, dowiedzieli się, że deszcz
spadł w całej okolicy. Alison zadzwoniła do domu
i rozmawiała z matką. Usłyszała, że w Blue Rock
Ridge było teraz mnóstwo wody. Wszyscy się spodzie
wali, że kolejne dni przyniosą kolejne opady.
Przez następny tydzień mieli pełne ręce roboty.
Oddział Alison był pusty, więc pomagała koleżankom
na izbie przyjęć. Prawie całe dnie zmieniali opatrunki,
opatrywali rany i sprawdzali, czy nie wdała się w nie
infekcja.
Alison nie miała wiele czasu na rozmyślania i bar
dzo jej to odpowiadało. Nie mogła jednak udawać, że
118
SZPITAL NA PROWINCJI
nie przeżyła godziny szczerości z samą sobą i musiała
stawić tej prawdzie czoło.
Chciała powiedzieć Gavinowi, że miał rację, jeśli
chodzi o jej uczucia do Steve'a twierdząc, że było to
tylko przywiązanie i rodzaj fascynacji. Chciała mu też
wyznać, że myliła się co do Tessy i jej związku ze
Steve'em.
Niejeden raz próbowała mu to wszystko powie
dzieć, ale zawsze pojawiały się te same wątpliwości.
Czy rzeczywiście to, co czuje do Gavina jest tylko
czysto fizycznym pożądaniem? Czy nie chodzi o nic
więcej? Nie, na pewno nie.
A skoro tak, to dlaczego tak niepokoiła ją myśl, że
jedynym powodem, dla którego tak się do niej zbliżył,
była chęć ułatwienia życia Tessie?
I dlaczego nie może zapomnieć tych kilku chwil,
które spędzili razem? Radości i poczucia bliskości,
jakie stały się ich udziałem, kiedy patrzyli na dzikiego
ogiera. Ulgi, jaką oboje odczuli słysząc, że uciekł na
północ. I tego, co Gavin powiedział tego samego dnia,
kiedy wyszli z jaskini.
„Całe życie czekałem, żeby spotkać kogoś takiego
jak ty! Nie kogoś takiego. Ciebie, Alison".
Czy naprawdę tak myślał? I czy ona chciała, żeby
to było prawdą? Nie, oczywiście, że nie. Była zbyt
wielką realistką.
Mimo to myśli te nie dawały jej spokoju. Tłuma
czyła sobie, że ten rodzaj przyciągania, jaki odczuwa
ją, może być tylko wyrazem ich fizycznej fascynacji.
Niczym więcej. Oczywiście, że jest to podniecające,
przyjemne, ale na tym koniec.
I oczywiście tylko dlatego, że lubiła swą pracę,
zrobiło jej się smutno, kiedy na izbie przyjęć trochę
się przerzedziło i musiała wrócić na oddział poło
żniczy.
SZPITAL NA PROWINCJI
119
- Dobrze ci się pracowało z doktorem Camero
nem? - zapytała niewinnie Molly.
- Tak, dobrze. Jest doskonałym lekarzem. Pracuje
szybko, dokładnie i nigdy nie daje nikomu odczuć, że
jest zbyt zajęty, żeby się nim zająć.
- Zabawne - ciągnęła Molly równie niewinnym
głosem jak na początku. - Mam wrażenie, że kiedyś
oceniałaś go zupełnie inaczej.
Alison zaczerwieniła się.
- To była osobista sprawa. Zawsze szanowałam go
jako lekarza.
- Ja również - przytaknęła Molly. - Wydaje mi się,
że doktor Cameron jest jedynym człowiekiem, który
może pomóc Beth urodzić dziecko.
Dzięki jego opiece i dokładnym, cotygodniowym
badaniom z każdym dniem zwiększała się szansa, że
Beth donosi dziecko na tyle, żeby miało szansę na
przeżycie.
- Chciałbym, żeby Beth pojechała do Charleville
- powiedział któregoś dnia Gavin. - Przeraża ją ta
myśl i za wszelką cenę wolałaby tego uniknąć. Wiem,
że zamartwiałaby się o Ricka, dzieci i hotel, a to nie
zrobiłoby dobrze jej ciśnieniu. Tak więc pozostają
nam częste badania. W razie potrzeby zadzwonimy
po Latające Pogotowie.
Skończył wypełniać kartę Beth Garrett i położył ją
na biurku.
- Doktor Mac wróci dopiero po świętach Bożego
Narodzenia. Tak więc muszę na razie odłożyć wizytę
u twojej mamy. Ale skoro mowa o świętach, nie
poszłabyś ze mną w sobotę na tę szkolną zabawę?
Bardzo bym chciał cię tam zabrać.
Zawahała się. Czy powinna utrzymywać z nim
jakiekolwiek stosunki poza pracą? Mając na wzglę
dzie wszystkie dręczące ją wątpliwości, powinna
120
SZPITAL NA PROWINCJI
raczej ograniczyć się do spraw ściśle zawodowych. Ale
jak mogła odmówić człowiekowi, który patrzył na nią
tak, jakby od jej zgody zależało całe jego życie? Poza
tym miała ochotę pójść z nim na tę zabawę.
- Z chęcią - odparła po krótkiej chwili wahania.
Może wtedy powie mu wreszcie, co myśli o związku
Tessy i Steve'a.
W sobotę zdecydowała się włożyć białą sukienkę.
Rozpuściła luźno włosy i zrobiła lekki makijaż.
Stanęła przed dużym lustrem i krytycznie przy
glądała się swemu odbiciu. Biały kolor sukni podkreś
lał opaleniznę, a delikatny makijaż wydobywał blask
z jej brązowych oczu.
Może być, pomyślała.
Ale spojrzenie Gavina powiedziało jej znacznie
więcej, choć on sam skwitował jej wygląd krótkim
komplementem.
- Ładnie - odezwał się. - Bardzo ładnie.
Tym razem zgodziła się, żeby przyjechał po nią do
internatu. Molly i tak powiedziała jej, że cały szpital
wie o tym, że siostra Parr i doktor Cameron idą razem
na zabawę. Kiedy wyszła, Gavin już czekał.
-Powinienem był chyba włożyć coś bardziej ele
ganckiego - powiedział z żalem.
Nie dając jej czasu na odpowiedź, podniósł ją
i posadził w land roverze.
- Alison, nie jestem najlepszy w prawieniu kom
plementów - wyznał niechętnie.
- Zgadza się - przytaknęła. - Znacznie lepiej wy
chodzą ci impertynencje.
Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się.
- Chyba masz rację. Ale mimo to spróbuję. Jestem
dumny, że to ja zabieram cię dziś na tańce.
Słyszała w życiu bardziej wyszukane komplementy,
lecz mimo to poczuła się uszczęśliwiona.
SZPITAL NA PROWINCJI
121
Szkoła była bardzo blisko szpitala i Alison żało
wała, że ich przejażdżka trwała tak krótko. Na
pewno na zabawie będzie bardzo miło, ale ona
poczuła dziwne pragnienie, żeby zatrzymać tę chwilę,
kiedy byli tylko we dwoje.
Parking przed szkołą był prawie pełen. Gavin
zatrzymał samochód w dość odległym miejscu.
- Nie wyskakuj, pomogę ci wyjść. Pobrudzisz
sobie sukienkę.
Zestawił ją na ziemię, ale nie wypuścił z objęć.
- Mam cię przed sobą ostrzec? - spytał w przerwie
między jednym a drugim pocałunkiem.
- Ostrzec?
- Jeśli pozwolisz mi się jeszcze raz pocałować, nie
ręczę za siebie. Powinnaś to wziąć pod uwagę.
Lecz Alison na nic nie zwracała już uwagi.
Nie czułą nic prócz gorących pocałunków i obe
jmujących ją silnie męskich ramion. Przylgnęła
do Gavina całym ciałem, rozkoszując się jego bli
skością i pragnąc, by ta chwila nigdy się nie
skończyła.
Jednak wszystko ma swój kres. Z niechęcią ode
rwali się od siebie.
- Chciałem tylko nadać ton wieczorowi - ode
zwał sie niezbyt pewnym głosem Gavin. Lekko do
tkną! jej włosów. Chyba zburzyłem ci fryzurę.
Gniewasz się?
- A jak myślisz?
- Myślę, że nie.
Alison poprawiła włosy i makijaż, a potem wyjęła
chusteczkę i upewniła się, czy Gavin nie ma na
ustach śladów szminki.
- N i e mam nic przeciwko temu, żeby wszyscy
dowiedzieli się, że przed chwilą cię całowałem - za
protestował.
122
SZPITAL NA PROWINCJI
- N i e ma się czego wstydzić - odparła Alison
swobodnie.
Naprawdę mi to nie przeszkadza, pomyślała. Nie
zależnie od tego czy to miłość, wzajemna sympatia
czy pociąg fizyczny, podoba mi się i nie mam zamiaru
pozbawiać się tej przyjemności!
Tuż przed drzwiami Gavin zatrzymał się.
- Chcę, żebyś wiedziała - zaczął z uśmiechem, od
którego Alison zakręciło się w głowie - że nie mam
zamiaru odprowadzić cię do domu o północy zaraz
po skończonej zabawie.
-Dlaczego?
- Pomyślałem, że moglibyśmy pojechać nad rzekę
i sprawdzić, ile wody przybrało po tych deszczach.
- Dlaczego nie - zgodziła się z uśmiechem.
Nagle jej dotychczasowe wątpliwości i pytania
przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.
- Chodź - ujął ją za rękę. - Czeka nas wspaniała
zabawa!
Powinnam była wtedy powiedzieć mu o tym, co
myślę o Stevie i Tessie, myślała później, Ale kiedy
weszli na rozświetloną kolorowymi lampami salę,
wypełnioną po brzegi tańczącymi ludźmi, ogarnął ich
nastrój radości i zabawy.
Nie wiadomo czy to z powodu deszczu, czy też
zbliżających się świąt'Bożego Narodzenia, wszyscy
w Namboola Creek zdawali się być szczęśliwi i zado
woleni z życia. Od czasu do czasu w polu widzenia
Alison pojawiali się Tessa i Steve, tańczący w drugim
końcu sali. Raz pochwyciła utkwiony w siebie wzrok
Gavina, w którym dostrzegła troskę o siebie. Nie
martw się, chciała mu powiedzieć. Wszystko jest
w porządku! Jednak to nie było odpowiednie miejsce
ani czas. Pomyślała, że wyzna mu wszystko, kiedy
pojadą nad rzekę.
SZPITAL NA PROWINCJI
123
W którymś momencie znalazła się w pobliżu
Steve'a i pomyślała, że musi wykorzystać okazję, by
raz na zawsze wszystko mu wyjaśnić.
- Chodź - powiedziała, ujmując go za rękę. -Tyl
ko mi nie mów, że nie potrafisz tańczyć. Tessa wiele
cię nauczyła.
Akurat grali walca i Alison z przyjemnością za
uważyła, że Steve rzeczywiście nieźle sobie radzi.
Choć prowadził bardzo dobrze, czuła jednak pewną
sztywność, z jaką ją obejmował.
- Steve, moglibyśmy wyjść na zewnątrz? Chciała
bym ci coś powiedzieć.
- Jasne - zgodził się po krótkiej chwili wahania.
Poszli do ogrodu warzywnego, który znajdował
się na tyłach szkoły. Było tam w miarę cicho i spo
kojnie.
Bardzo trudno było jej znaleźć właściwe słowa.
- Wiem, że nasza znajomość nie była najbardziej
udana - zaczęła. Kiedy chciał jej przerwać, potrząs
nęła głową. - Nie, pozwól mi mówić dalej. Dużo
o nas myślałam. To, co nas łączyło, to była sympatia,
przyjaźń, ale nie miłość. Ja tak myślałam i ty, dopóki
nie spotkałeś Tessy.
- Kiedy powiedziałem ci, że będę czekać, napraw
dę tak myślałem. Wydawało mi się, że nie może być
inaczej, że musimy się pobrać. I wtedy poznałem
Tessę. Wszystko zrozumiałem.
-Wiem o tym. Wiem, że to, co was łączy
jest trwałe i prawdziwe. Chciałabym, żebyś wie
dział, że nie złamałeś mi serca. Przez całe życie
byliśmy przyjaciółmi i mam nadzieję, że nadal
tak będzie.
Spojrzała na niego i ogarnęło ją dziwne uczucie.
- Musisz wiedzieć, że życzę tobie i Tessie wiele
szczęścia.
124
SZPITAL NA PROWINCJI
Wspięła się na palce i pocałowała Steve'a. A potem,
przez pamięć na wszystko, co kiedyś ich łączyło,
uścisnęła go.
- Idź i powiedz wszystko Tessie. Ja przyjdę za małą
chwilę.
Odprowadziła go wzrokiem i właśnie kiedy miała
udać się za nim, z ciemności wyłoniła się jakaś
postać.
To był Gavin. Było ciemno, ale nie na tyle, żeby
nie dostrzegła, jak bardzo jest wściekły.
- Po prostu nie możesz dać za wygraną, prawda?
- Nic nie rozumiesz - zaczęła, ale nie pozwolił jej
skończyć.
-Doskonale rozumiem. Widzę, że tylko czekałaś
na okazję. Umawiałaś się ze mną, pozwalałaś mi
myśleć, że... - przerwał. - Powinienem był się domyś
lić. Powinienem był wiedzieć, że nigdy się nie poddasz.
Ale nie wyobrażaj sobie, że odzyskałaś Steve'a. Wiem,
co czuje do Tessy i jestem pewien, że teraz ma do
siebie żal za tę chwilę słabości. Nawet nie mam do
niego pretensji. Ten biedny facet był bez szans.
Zdumienie Alison przerodziło się w złość.
- Nie chcę odzyskać Stve'a. Nie próbowałam tego
zrobić, ale ty jak zwykle nie dałeś mi nawet możliwo
ści wytłumaczenia się!
Doktor Cameron potrząsną! głową.
- Nie chcę słuchać żadnych wyjaśnień - powiedział
zmęczonym głosem. - Nie jestem ślepy i, wbrew temu
co najwyraźniej o mnie myślisz, nie jestem też głupi.
Widziałem, że to ty go pocałowałaś.
- Tak, pocałowałam go. Ale zrobiłam to dlatego,
że...
- Nie musisz się przede mną tłumaczyć - przerwał
jej chłodno. - Cieszę się, że miałem oczy szeroko
otwarte i że cię przejrzałem. A jeśli pocałunek tak
SZPITAL NA PROWINCJI
125
niewiele dla ciebie znaczy, nie będziesz zapewne miała
nic przeciwko temu.
Przyciągnął ją gwałtownie do siebie i pocałował
z siłą, z jaką nigdy przedtem tego nie robił. Był to
pocałunek pełen pasji, ale pozbawiony ciepła.
Puścił ją i prawie odepchnął od siebie. Bez słowa
odwrócił się i poszedł na salę.
Alison nie miała ochoty iść za nim. Obeszła dokoła
budynek, przeszła porzez parking, na którym stał
znajomy land rover i samotnie udała się pustą ulicą
w kierunku szpitala.
W domu wykąpała się, ale nie poszła spać. Usiadła
przy oknie, ale nie widziała za nim nic, prócz twarzy
Gavina. W jej uszach dźwięczał jego oskarżycielski
głos, a na ustach cały czas czuła chłód ostatniego
pocałunku.
Rano, kiedy obudziła się po kilku godzinach snu,
znów nie odczuwała nic prócz wściekłości. Nie dał jej
nawet szansy. Widział, jak całowała Steve'a, ale nie
słyszał, co mu powiedziała. Co gorsza, nie chciał tego
słyszeć. Jak zwykle posądził ją o najgorsze zamiary.
Nic mnie to nie obchodzi, powtarzała sobie, przy
gotowując się do pracy. Nie potrzebuję go. Żałuję
tylko, że nadal musimy pracować. Będę go unikać!
Jeszcze tego samego dnia miała się przekonać, że
Gavin powziął ten sam zamiar. Był dla niej grzeczny,
ale przychodził na oddział tylko wtedy, gdy jego
obecność była niezbędna. Molly z pewnością zauważy
ła tę zmianę, ale nie zadawała Alison zbędnych pytań.
Doktor Mac miał ciągle jeszcze wakacje, więc
na szczęście nie musiała się obawiać, że Gavin będzie
jej towarzyszył podczas wyprawy do domu. Kilka
najbliższych wolnych dni postanowiła spędzić z ro
dziną. Brian był w mieście, więc przy okazji zabrał
ją ze sobą.
126
SZPITAL NA PROWINCJI
- Na pewno nie masz nic przeciw temu, że musisz
przyjechać do pracy w czasie świąt? - spytała ją
Marion, kiedy przyszła się pożegnać.
- Nic a nic - zapewniła ją Alison. Cieszyła się, że
będzie zastępować Marion, gdyż to nie zostawi jej
zbyt wiele czasu na myślenie.
- Mama będzie rozczarowana, że nie spędzisz z na
mi świąt - powiedział Brian w drodze do domu.
- Miała nadzieję, że chociaż w tym roku zrobisz
wszystko, żeby być z nami.
- Mogłabym to załatwić - wyznała szczerze - ale
wolę pracować.
- Ciągle nie możesz się pozbierać po tej sprawie ze
Steve'em?
- Nie, to nie to.
Miała wrażenie, że Brian chce coś dodać, ale
zmienił zdanie. Powiedział coś o ilości wody, jaka
przybyła w rzece po deszczach.
Alison zastanawiała się, o co zapyta ją mama,
kiedy się zobaczą. Jednak po gorącym uścisku na
powitanie i krótkim, badawczym spojrzeniu, jakim
obdarzyła córkę, Mary Parr postanowiła nie zadawać
żadnych pytań.
Pierwszy dzień upłynął na odwiedzeniu Meg i ma
leństwa, na przeglądzie stajni i całego gospodarstwa.
Ale następnego dnia Alison po przebudzeniu umyła
się, włożyła szorty i koszulkę i zeszła do kuchni.
Zastała tam tylko matkę.
-Tosty i kawa, jak sądzę, zgadza się? Pewnie
nawet nie chcesz jajka.
- Jutro zjem jajko - obiecała Alison.
Mary usiadła na stołku obok niej i zaczęły roz
mawiać o dziecku, o farmie, o szpitalu i pogodzie.
I nagle wszystko stało się jakby prostsze. Opowiedzia
ła matce o wszystkim, co gnębiło ją od tylu tygodni.
SZPITAL NA PROWINCJI
127
- Miałaś rację co do Steve'a i Tessy - powiedziała
wolno. - Trzeba podążać za głosem serca. Kochają się;
i Tessa dołoży wszelkich starań, żeby być dla niego
dobrą żoną.
Mary Parr bez słowa nalała więcej kawy.
- Sama do tego doszłam. Zrozumiałam też, że
Steve nie złamał mi serca. Myślę, że nie kochałam go
naprawdę.
- Zawsze martwiłam się o ciebie i Steve'a. Nigdy
tak naprawdę się nie poznaliście i bałam się, że nie
będziesz szczęśliwa, jak go poślubisz. A kiedy wyje
chałaś, nie mogłam się powstrzymać od myśli, że to
dla was obojga duża szansa. Miałam nadzieję, że
ujrzycie rzeczy we właściwym świetle.
Odniosła puste kubki do zlewu.
- Myślałam też, że gdybyś naprawdę go kochała,
nigdy nie zdecydowałabyś się na ten wyjazd.
Alison przypomniała sobie, że to samo powiedział
jej Gavin. Nie chciała o nim rozmawiać. Była wdzięcz
na matce, a jednocześnie trochę zdziwiona, że nie
podejmowała tego tematu. Wspomniała tylko, że
może po powrocie doktora Maca Gavin przyjedzie ich
odwiedzić.
Alison nie odpowiedziała.
Jednak podczas pobytu w domu wielokrotnie
łapała się na tym. że o nim myśli. Tłumaczyła sobie,
że nie ma sensu zawracać sobie nim głowy tylko
dlatego, że był tu z nią i że przeżyli razem kilka
miłych chwil.
Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić. Często sta
wała na werandzie i wpatrywała się w widniejące na
horyzoncie góry, przypominając sobie dzień, kiedy
pojechali tam razem konno i poszli do jaskini. Jak
dobrze pamiętała gorące pocałunki i uścisk jego sil
nych ramion! Pocałunek, którym obdarzył ją po
12S
SZPITAL NA PROWINCJI
sobotniej zabawie, w niczym nie przypominał tych,
które teraz z takim rozrzewnieniem wspominała.
Ale chyba jeszcze częściej myślała o ognisku, które
rozpalili razem i o tym, jak tłumaczyła mu, co
u aborygenów oznacza „thirra-moulkra". Symbol
przyjaźni.
Przyjaźń, pomyślała gorzko. Jak można mówić tu
o przyjaźni, skoro on ustanowił się sędzią, nie dając
jej najmniejszej szansy obrony?
Zresztą dlaczego miałaby się tym przejmować?
Przecież już dawno powiedziała sobie, że to tylko
czysto fizyczne zauroczenie. Po co więc zawracać
sobie nim głowę i tracić niepotrzebnie czas?
Dość tego, powiedziała sobie stanowczo.
Ale zauważyła, że podczas ostatniego dnia matka
kilka razy spoglądała na nią pytająco.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku, skarbie?
- spytała, kiedy Alison wyjeżdżała.
- Absolutnie - zapewniła ją.
Uściskała rodziców i brata.
- Zadzwonię w święta. Nie zapomnij, mamo, roz
dać prezentów, które zostawiłam w wolnym pokoju.
- My jeszcze naszych nie przygotowaliśmy - po
wiedziała Meg, podając Alison córeczkę do pocało
wania. - Ale nie martw się. W ciągu tygodnia ktoś ci
podrzuci twoje paczki.
Policzek małej był miękki i pachniał kremem dla
dzieci. Alison poczuła nagły żal, że nie spędzi z nimi
świąt. Cóż, sama wybrała pracę!
Nie spodziewała się, żeby doktor Cameron był dla
niej milszy w związku z nadchodzącymi świętami. Co
do tego nie miała żadnych wątpliwości.
Pod nieobecność Marion Alison miała urzędować
w jej biurze. Oddział położniczy został pod opieką
SZPITAL NA PROWINCJI
129
Molly. Na szczęście w szpitalu nie było wielu
pacjentów i Alison miała nadzieję, że da sobie
radę z dodatkowymi obowiązkami, jakie na nią
spadły.
Naturalnie, oboje z Gavinem odnosili się do siebie
w grzeczny, nadzwyczaj poprawny sposób, który
jednak był pozbawiony jakiegokolwiek ciepła.
- Czy mogłaby siostra od razu przesłać to zamó
wienie do Charleville? Byłbym bardzo zobowiązany.
- Oczywiście, doktorze Cameron. Przypilnuję, że
by natychmiast to załatwiono.
Alison bezskutecznie usiłowała przekonać samą
siebie, że taka forma najzupełniej jej odpowiada.
Któregoś dnia była tak zaabsorbowana tłumacze
niem sobie tej prawdy, że prawie zderzyła się z wy
chodzącą ze sklepu Beth Garrett.
- Przepraszam, Beth, nie zauważyłam cię. Mog
łabyś chwilę na mnie poczekać? Skończył mi się
szampon. Jak się czujesz?
- Dobrze - odparła szybko Beth.
Zbyt szybko, pomyślała Alison. Zdjęła okulary
i spojrzała na towarzyszkę. Beth miała pod oczami
głębokie sińce, a kolor jej skóry był nienaturalnie
szary.
Nie chciała niepokoić Beth, ale jej wiedza i do
świadczenie, podpowiadały jej, że coś jest me w po
rządku.
- Kiedy wybierasz się do doktora Camerona?
- spytała od niechcenia.
- Pojutrze. W zeszłym tygodniu wszystko było
w porządku. Doktor chce, żebym na kilka tygodni
pojechała do Charleville. Mogłabym mieszkać z sios
trą Ricka. Nie chciałabym zostawiać dzieci samych,
ale Rick uważa, że powinnam jechać.
Spojrzała na zegarek.
130
SZPITAL NA PROWINCJI
- Muszę lecieć. Przywieźli towar, a Rick wyjechał
na dwa dni.
Alison kupiła szampon i wróciła do szpitala. Usia
dła za biurkiem Marion i otworzyła spis leków, które
miała sprawdzić. Jednak myślami ciągle była przy
Beth Garrett.
Gdyby doktor Cameron był tutaj, nie wahałaby się
ani sekundy. Jednak teraz, kiedy ich stosunki były
ściśle zawodowe, nie chciała robić nic, co wykraczało
by poza przyjęte normy.
A gdyby tak...
Wstała i nie dając sobie czasu na zmianę decyzji,
energicznym krokiem przeszła wzdłuż korytarza. Za
pukała do drzwi pokoju Gavina.
- Proszę wejść - odparł, nie podnosząc głowy znad
papierów.
- Doktorze Cameron - zaczęła.
- Słucham, siostro Parr - obrzucił ją chłodnym
spojrzeniem.
- Nie chciałabym przeszkadzać, ale właśnie przed
chwilą spotkałam Beth Garrett. Ma wyznaczoną wi
zytę na pojutrze, ale uważam, że powinien ją pan
zobaczyć wcześniej.
- Skoro pani tak uważa, to mi wystarczy - odparł
ku jej zaskoczeniu. - Jak to załatwimy?
My? Wiedziałas że nie oznaczało to nic szczególne
go, zresztą wcale jej na tym nie zależało.
-Myślę, że najlepiej będzie, jeśli powiemy jej to
wprost - odezwał się Gavin, odpowiadając sobie na
postawione przed chwilą pytanie. - Zgadza się pani?
Przytaknęła. Chciała wyjść, ale nakazał jej gestem,
żeby zaczekała, podczas gdy sam wykręcił numer
telefonu.
-Beth? Mówi doktor Cameron. Słuchaj, przed
chwilą przyszła do mnie Alison. Uważa, że powinnaś
SZPITAL NA PROWINCJI
131
dzisiaj przyjść na kontrolę. Nie, od razu. Dobrze.
Będę u siebie w pokoju.
Odłożył słuchawkę.
- Nawet specjalnie się nie sprzeciwiała. Najwidocz
niej nie czuje się najlepiej.
Zawahał się przez chwilę.
- Jesteś teraz zajęta? Może poszłabyś ze mną na
położnictwo. Chyba powinniśmy ją dokładnie zba
dać.
- Nie ma sprawy. W razie czego wszyscy wiedzą,
gdzie mnie szukać.
Kilka minut później Gavin zapukał do jej pokoju.
Odłożyła karty zleceń i poszła z nim na oddział, gdzie
czekała już Beth.
Alison zawsze ceniła Gavina za to, że był uczciwy
w stosunku do pacjentów. Dziś jednak mówił wyjąt
kowo mało. Zbadał Beth, zmierzył jej ciśnienie, obe
jrzał obrzęki i sprawdził tętno płodu. Kiedy było po
wszystkim, kazał jej się ubrać i usiąść przy biurku,
- Chyba orientujesz się, Beth, że sprawy nie wy
glądają najlepiej - zaczął.
Kobieta przytaknęła.
- Wmawiałam sobie, że wszystko jest dobrze, ale
widziałam, co się dzieje. Od kilku dni mam okropne
bóle głowy. Zauważyłam, że Alison nie była zachwy
cona moim wyglądem i właśnie nad tym rozmyślałam,
kiedy pan zadzwonił.
- Masz podwyższone ciśnienie, obrzęki i białko
w moczu. Ale na szczęście z dzieckiem nic się nie
dzieje. Waży już około trzech kilogramów. Co pani
o tym sądzi, siostro Parr?
- Z pewnością jest wystarczająco duże, żeby sobie
poradzić.
Beth podniosła wzrok na doktora.
- I co teraz będzie?
132
SZPITAL NA PROWINCJI
- Zadzwonię do Charleville, żeby przysłali po cie
bie Latające Pogotowie. Chciałbym, żebyś znalazła się
tam jak najszybciej. Trzeba indukować poród. Jesteś
gotowa?
-Tak. Tylko jeszcze zabiorę kilka drobiazgów
i mogę jechać.
- Nic z tego. Zostaniesz tutaj. Położysz się z noga
mi uniesionymi do góry i poślesz kogoś po rzeczy.
Może to siostra załatwić?
- Tak. Zaraz kogoś poproszę.
- Założę się, że pani siostra zachodzi w głowę, co
tu się dzieje - dodał nieco pogodniejszym tonem.
- Pójdę zamienić z nią kilka słów.
Wrócił po chwili razem z Molly. Była blada, ale
całkowicie opanowana.
- Zawsze lubiłaś odrobinę emocji - zwróciła się
z uśmiechem do siostry. - Zadzwonię do mamy, żeby
zajęła się dziećmi i hotelem do powrotu Ricka. Zaraz
potem zrobię ci filiżankę herbaty.
Kiedy poszła do swojego pokoju, po chwili zjawił
się Gavin. Alison od razu domyśliła się z wyrazu jego
twarzy, że coś jest nie w porządku.
- Nad Charleville szleje burza. Samoloty nie star
tują. Mówią, że mogą coś wysłać za kilka godzin. Nie
sądzę, żebyśmy mogli tyle ryzykować.
Alison stała w milczeniu. Gavin przez chwilę wy
glądał przez okno, a potem odwrócił się.
- Będziemy musieli indukować poród tutaj.
Oboje usłyszeli zduszony jęk Molly, która stała
w drzwiach z dzbankiem herbaty.
- Na razie Beth nie zagraża żadne niebezpieczeńs
two, Molly. Ale nie wiadomo, co będzie za kilka
godzin. Daj jej teraz trochę herbaty, a potem niech
nic nie je. Podłączymy pompę infuzyjną.
Kiedy wyszła, zwrócił się do Alison:
SZPITAL NA PROWINCJI
133
- Proszę przygotować wlew z oksytocyny. To po
winno ją ruszyć. Czy możesz asystować mi przy
porodzie?
- Oczywiście.
Wróciła do pokoju Marion i usiłowała skupić się
na jakiejś pracy, ale nie szło jej to najlepiej. Cały czas
myślała o Beth. W końcu wróciła na salę porodową.
Beth leżała na łóżku, a jej brązowe włosy były
rozrzucone na poduszce. Alison sprawdziła pompę
i zwilżyła usta pacjentki wilgotnym wacikiem. Przyje
chał Rick i Alison pozwoliła mu siedzieć obok żony
i zwilżać jej wargi. W drodze powrotnej do pokoju
spotkała Gavina.
-Myślałem, że do tej pory poród będzie bardziej
zaawansowany - powiedział. - Każda dodatkowa
minuta zwiększa zagrożenie rzucawką. Jeśli dostanie
napadu, oboje z dzieckiem będą w dużym niebez
pieczeństwie. Mógłbym jej profilaktycznie podać coś
uspokajającego, ale nie chciałbym ryzykować.
Alison wiedziała, że leki uspokajające zmniejszają
wprawdzie ryzyko napadu, ale z drugiej strony grożą
depresją ośrodka oddechowego i zatrzymaniem mo
czu. Nerki Beth były w zbyt ciężkim stanie, żeby
dodatkowo obciążać je środkami uspokajającymi.
- Tętno płodu jest dobre - przypomniała Gavi-
nowi - Z tej strony na razie wszystko jest w po
rządku.
- Jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. No cóż,
nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać.
Zobaczymy się za jakiś czas na porodówce.
Pół godziny później do pokoju Alison wpadła
zdenerwowana Molly. Dziewczyna bez słowa wstała
i pobiegła na salę porodową.
Kiedy otworzyła drzwi, doktor Cameron odwrócił
się i spojrzał na nią.
134
SZPITAL NA PROWINCJI
- Widzisz, Beth? Mówiłem ci, że przyjmuję porody,
tylko wtedy, gdy siostra Parr jest w pobliżu. Teraz
możesz przystąpić do dzieła.
Beth była w drugim okresie porodu. Gavin cały
czas mówił jej, co ma robić, zapewniając, że wszystko
idzie dobrze. Alison była szczęśliwa, że znów pracują
razem.
- Świetnie, Beth. Doskonale. Jeszcze jeden skurcz
i powinno być po wszystkim.
Ukazała się mała główka, a tuż za nią ramionka
i cała reszta.
- Masz dziewczynkę, Beth! I do tego silną jak tur!
Inkubator był przygotowany, ale Alison widziała
już, że nie będzie potrzebny. Mała darła się wniebo
głosy, przebierając w powietrzu drobnymi piąstkami.
Beth wyglądała na zmęczoną, choć bardzo szczę
śliwą. Oczywiście, będzie musiała teraz pojechać na
konsultację do Charleville. Jej ciśnienie wróciło już
do normy.
- Myślę, że możemy wpuścić Ricka, żeby zobaczył
nową córeczkę - zdecydował Gavin.
Alison poszła po niego i po Molly.
- Pięć minut i ani chwili dłużej. Musi odpocząć.
Gavin wyszedł za nią.
- Są jakieś szanse na kawę? Myślę, że tobie też
przydałaby się filiżanka.
Alison nastawiła czajnik i przygotowała dwa ku
bki. Robiąc kawę uzmysłowiła sobie, że przez cały
czas, kiedy pracowali przy porodzie Beth, nie było
między nimi obcości i chłodu.
Sądziła, że teraz znów będą zachowywać się
względem siebie grzecznie, ale ozięble. Ta myśl
przeraziła ją.
Kiedy zrobiła kawę, odwróciła się i ujrzała, że
Gavin siedzi w fotelu z odchyloną do tyłu głową
SZPITAL NA PROWINCJI
135
i zamkniętymi oczami. Zobaczyła, że jest wyczerpany.
Miał potargane włosy i był nie ogolony.
Stała tak patrząc na niego i nagle wszystko stało
się jasne.
Kocha go.
Jak mogła do tej pory tego nie zauważyć? Przecież
to jasne jak słońce. Jak mogła tak długo zwodzić samą
siebie, wmawiając sobie, że łączy ich tylko fizyczne
przyciąganie?
Ale ta świadomość niczego nie mogła zmienić. Jej
uczucia nie miały żadnego znaczenia. Doskonale bo
wiem wiedziała, co Gavin czuje do niej.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Alison stała tak z kubkiem kawy w ręku, a w głowie
miała całkowitą pustkę.
- Kawa, doktorze Cameron - powiedziała, zdając
sobie sprawę, że zabrzmiało to chłodno i oficjalnie.
Gavin otworzył oczy i wyprostował się. Alison
przypomniała sobie, ile razy widziała go śpiącego.
W land roverze, u siebie w domu i przy biurku
w pracy. Ostatnim razem prosił ją, żeby jeszcze nie
odchodziła. Co powie teraz?
- Dziękuję, siostro Parr - odparł równie chłodnym
głosem.
Jeszcze niedawno, kiedy razem walczyli, żeby ura- -
tować dziecko Beth, mówił do niej Alison. Ale ta
chwila już minęła.
Nagle poczuła, że musi natychmiast opuścić ten
pokój. Nie mogła znieść bólu, który odczuwała, pa
trząc na niego.
- Będę w pokoju Marion, gdyby mnie pan po
trzebował.
Jednak kiedy dotarła do drzwi, zatrzymał ją
jego głos.
- Siostro Parr?
Odwróciła się niechętnie.
- Wszystko w porządku? Wygląda pani...
- Nic mi nie jest - przerwała mu.
Wyszła i szybkim krokiem przeszła do biura. Z za
dowoleniem ujrzała, że czeka na nią kilka osób.
SZPITAL NA PROWINCJI
137
Będzie mogła zająć się sprawami zawodowymi, a to
na pewno pozwoli jej zapomnieć o cierpieniu. Przynaj
mniej na jakiś czas. Na szczęście popołudnie miała
równie zajęte jak ranek. Wieczorem doszła do nich
burza, która rano uniemożliwiła start samolotów
z Charleville. Kiedy Alison dotarła wieczorem do
internatu, była przemoczona do suchej nitki.
Dopiero kiedy się wykąpała i zjadła spóźnioną
kolację, powróciły wszystkie wątpliwości, które w cią
gu dnia starała się zagłuszyć pracą.
Jak mogła być taka ślepa? Sympatia? Wzajemne
zauroczenie? Na pewno, ale oprócz tego odczuwała
do niego dużo, dużo więcej. Podziw dla jego umiejęt
ności zawodowych, głęboką przyjaźń, a przede wszys
tkim to najpiękniejsze uczucie, którym można ob
darować mężczyznę. Jak mogła wcześniej tego nie
zauważyć?
Teraz jej uczucia nie miały już żadnego znaczenia.
Zachowanie Gavina na szkolnej zabawie upewniło ją
co do tego, że interesował się nią tylko dlatego, że
chciał, aby zapomniała o Stevie.
Gdyby naprawdę coś do niej czuł, nigdy nie za
chowałby się w taki sposób. Nie dał jej żadnej szansy.
Był absolutnie przekonany o swojej racji.
Co on takiego powiedział?
„Po prostu nie możesz dać za wygraną, prawda?"
Nigdy nie zapomni goryczy, z jaką wypowiedział
te słowa.
Byli sobie tak obcy, jakby ich drogi nigdy nie zeszły
się w Namboola Creek.
Następnego, dnia do szpitala przyleciało Latające
Pogotowie i Beth wraz z córeczką miały zostać za
brane do Charleville. Alison zeszła, żeby się pożegnać.
-Jest malutka, ale śliczna, prawda? - spytała
z dumą Beth. - Inkubatora potrzebowała tylko na
138
SZPITAL NA PROWINCJI
kilka godzin. Doktor Cameron mówi, że dziewczyn
ki wcześniaki znacznie lepiej dają sobie radę niż
chłopcy.
- Zgodzi się pani z tym, siostro Parr? - spytał
Gavin, który właśnie wszedł do pokoju. - Powiedzia
łaś już, jak zamierzasz nazwać dziecko, Beth?
- J o y - odparła trochę nieśmiało. - Dla mnie
i Ricka jej narodziny były ogromną radością. Chce
my, żeby nazywała się Joy Alison. W naszym kościele
nie ma rodziców chrzestnych, ale może zechciałabyś
trzymać ją na rękach podczas ceremonii chrztu?
- Doprawdy, czuję się zaszczycona.
- Pana także zapraszamy, doktorze. Rick mówi, że
urządzi prawdziwy bal na cześć naszej córki.
Kiedy helikopter odleciał, Molly zwróciła się do
doktora.
- Co oni mają zamiar z nią zrobić?
- Nie wiem. Muszą ocenić, czy ciąża nie spowodo
wała uszkodzenia nerek. Jeśli tak, zapiszą jej od
powiednie leki. Być może zaproponują jej też pod
wiązanie jajowodów. Nie powinna zachodzić więcej
w ciążę. Ale najważniejsze, Molly, że tak dobrze
zniosła poród. Teraz wszystko się już ułoży.
Święta były tuż-tuż. Cały szpital udekorowano
kolorowymi ozdobami, a w głównym holu stała ogro
mna sztuczna choinka. Któregoś dnia, wychodząc
z pokoju, Alison usłyszała przez przypadek, jak Gavin
rozmawiał z Jean Butler.
-Zawsze chciałem zobaczyć, jak wygląda Boże
Narodzenie w Szkocji.
- Wychowałam się w Yorkshire i muszę przyznać,
że nie ma nic piękniejszego niż święta ze śniegiem. Ta
wata na choince nie zastąpi prawdziwej zimy!
Dostrzegła Alison i zwróciła się w jej stronę.
SZPITAL NA PROWINCJI
139
Alison, ty spędziłaś kilka świąt w Szkocji. Opo
wiedz nam, jak było.
- Rzeczywiście, to wspaniałe przeżycie, chociaż
cały czas miałam wrażenie, że skoro jest tak zimno,
to nie mogą być prawdziwe święta!
-t Wszystko zależy od tego, do czego jesteśmy
przyzwyczajeni - zauważył Gavin. Jego głos za
brzmiał sztywno i nienaturalnie. Alison ze smutkiem
zdała sobie sprawę, że to ze względu na jej obecność.
Przeprosiła ich i poszła na oddział wewnętrzny.
W Wigilię do szpitala przyszło kilka osób z kościel
nego chóru, żeby śpiewać kolędy. Alison, choć była
już po pracy, została jednak, aby dotrzymać towarzy
stwa tym, którzy nie mogli spędzić tego dnia w domu.
Ku jej zdumieniu Gavin także był wśród zebranych.
Śpiewał wszystkie kolędy po kolei i zauważyła, że
robił to z prawdziwą przyjemnością. Właśnie zaczęli
„Wśród nocnej ciszy", kiedy Alison spostrzegła, że
doktor Cameron patrzy dokładnie w jej kierunku.
Odwróciła speszona wzrok, ale Gavin zdążył zauwa
żyć, że mu się przyglądała.
Oboje zostali na herbacie i ciasteczkach, którymi
częstowano chórzystów, ale doktor Cameron bardzo
uważał, żeby nie znaleźć się zbyt blisko Alison.
Nie były to pierwsze święta, które spędzała w pra
cy. Świąteczny nastrój i podniosła atmosfera, jakie
panowały w całym szpitalu, pozwalały choć na trochę
zapomnieć o rozłące z rodziną. Zaraz po śniadaniu
zadzwoniła do domu, wiedząc, że o tej porze wszyscy
będą już na nogach. Prezenty od nich miała zamiar
otworzyć dopiero po pracy.
W szpitalu nie działo się nic szczególnego. Wszys
tkie zabiegi i operacje zostały odłożone na okres
poświąteczny. Gavin powiedział, że cały czas będzie
w domu i żeby w razie potrzeby zadzwoniła do niego
140
SZPITAL NA PROWINCJI
bez wahania. Alison nie była jednak bardzo zdziwio
na, kiedy ujrzała go wchodzącego do pokoju Marion.
- Wszystko w porządku, siostro Parr?
Powściągliwie życzył jej wesołych świąt, na ćo
Alison odwzajemniła mu życzenia równie enigmatycz
nie i bezosobowo.
- Przejdę się trochę po oddziale. Jeśli jest pani
zajęta, nie musi mi towarzyszyć.
Alison wiedziała, że w takiej sytuacji Marion z pe
wnością poszłaby z doktorem na obchód. Dlatego,
choć z niechęcią, złożyła papiery i wyszła z Gavinem.
Obchód nie zajął im dużo czasu, gdyż w szpitalu
nie zostało wielu pacjentów. Na położnictwie leżała
tylko jedna kobieta, której dziecko urodziło się przed
dwoma dniami i dlatego nie mogła jeszcze wyjść
do domu.
- Więc w tym roku nie będziemy mieli bożonaro
dzeniowego dziecka - odezwał się doktor, kiedy wra
cali już do głównego bloku. Jego samochód stał
zaparkowany tuż przy wejściu, ale ku zdziwieniu
Alison, Gavin nie wyszedł od razu. Stanął przy
drzwiach i obracając w palcach kluczyki spoglądał na
widoczne w oddali góry. Po chwili zauważył, że chyba
zanosi się na deszcz.
W końcu spojrzał na nią, jakby wreszcie zdecydo
wał się zrobić to, nad czym. się tak długo zastanawiał.
- Tessa i Steve zaręczyli się dziś rano - powiedział
szybko. - Nie wiem, czy słyszałaś już o tym.
- Nie, nie słyszałam - odparła spokojnym głosem.
- Przekaż im moje gratulale i najlepsze życzenia.
Gavin wciąż stał nieruchomo.
-Tessa prosiła mnie, żebym ci powiedział, że
w sobotę wyprawiają przyjęcie i byliby bardzo szczęś
liwi, gdybyś zechciała przyjść. Ona chyba... - prze
rwał, a po chwili z trudem podjął wątek. - Ona chyba
SZPITAL NA PROWINCJI
141
myśli, że ty i ja znamy się bardzo dobrze, więc
poprosiła mnie, żebym cię zaprosił. Przykro mi z tego
powodu.
A więc jak widać Gavin nie powiedział siostrze
o tym, co zaszło między nimi na szkolnej zabawie.
Alison jakoś nie była tym faktem specjalnie zdziwio
na. Wiedziała, że Gavinowi trudno byłoby o tym
mówić. Podobnie zresztą jak jej.
- Jestem pewien, że Tessa zrozumie, jeśli odmówisz
- dodał po chwili milczenia.
Alison zdawała sobie sprawę, że to byłoby najpros
tsze rozwiązanie. Och, nie ze względu na Tessę czy
Steve'a, ale głównie ze względu na samego Gavina.
Dlaczego jednak miałaby się nim przejmować? Nie
dopuści do tego, żeby przez niego ktoś zarzucił jej
tchórzostwo. A przede wszystkim sam wielki doktor
Cameron!
- Nie ma takiej potrzeby. Przyjdę z przyjemnością.
Marion wróciła do pracy w piątek i Alison miała
bardzo dużo czasu, żeby się dobrze na to przyjęcie
przygotować. Długo zastanawiała się, co na siebie
włożyć.
W końcu zdecydowała się na szmaragdową sukien
kę. Po zabawie w szkole jakoś nie miała ochoty ubrać
się drugi raz w tę białą. W zielonej zawsze czuła się
dobrze. Upięła włosy wysoko na głowie i przejrzała
się w lustrze. Nieźle, pomyślała. Wyglądam inaczej niż
zawsze.
Inaczej niż na randkach, na które chodziłam
z doktorem Cameronem, dodała niechętnie w myś
lach. Zresztą, jego zdanie i tak zupełnie jej nie
obchodzi.
Największy pokój, w którym Tessa udzielała lekcji
tańca, był pełen ludzi. Alison pogratulowała narze
czonym i poszła przywitać się ze znajomymi.
142
SZPITAL NA PROWINCJI
Podobnie jak w szpitalu, Gavin cały czas unikał jej
towarzystwa. Tylko raz spojrzał na nią z drugiego
końca pokoju, lecz gdy spostrzegł, że odwzajemniła
spojrzenie, szybko odwrócił wzrok.
- Może ci w czymś pomóc? - spytała Tessę, podą
żając za nią do kuchni.
- Bardzo chętnie - odparła dziewczyna z wyraźną
ulgą. - Mogłabyś położyć te kiełbaski na dużej tacy?
Jest ich tyle, że zastanawiam się, czy ludzie zjedzą choć
połowę.
- Nic się nie martw, znikną, zanim się obejrzysz.
- Alison, czy ty i Gavin pokłóciliście się?
Alison poczuła się zaskoczona tym bezpośrednim
pytaniem. Nie odpowiedziała. Tessa zarumieniła się.
-Przepraszam. Wiem, że to nie mój interes, ale
myślałam, że się przyjaźnicie. Sądziłam nawet, że przy
jdziecie tu razem. Gdybym wiedziała, że będziesz sama...
- Och, znam tu prawie wszystkich. Naprawdę nic
wielkiego się nie stało.
Tessa jednak nie dawała za wygraną. Jej błękitne
oczy z uporem wpatrywały się w Alison.
- Można powiedzieć, że trochę się poróżniliśmy, ale
naprawdę nie ma się czym specjalnie przejmować.
Pracujemy razem, a w końcu to jest najważniejsze.
Nie miała ochoty dłużej rozmawiać o swoich stosun
kach z Gavinem, a raczej o ich braku. Wzięła tacę
i nienaturalnie beztroskim głosem oświadczyła, że idzie
zanieść te smakołyki wygłodniałym gościom.
-Alison, chciałam tylko...
Udała, że nie słyszy.
Po skończonym przyjęciu poszła pożegnać się z Tes
sa i podziękować za miło spędzony wieczór.
- T a k się cieszę, że przyszłaś, Alison. Dziękuję, że
wtedy na zabawie powiedziałaś to wszystko Steve'owi.
To dla nas obojga bardzo ważne.
SZPITAL NA PROWINCJI
143
- Przepraszam, że tak długo się do tego zbierałam.
A potem, powodowana nagłym impulsem, spytała
Tessę, czy mogłaby przyjść na jej lekcję.
- M o ż e w przyszłym tygodniu? Odrobina ruchu
dobrze mi zrobi.
Zadowolenie, jakie odmalowało się na twarzy Tes-
sy, zrobiło jej dużą przyjemność.
Upał nieco zelżał i chłód wieczoru zachęcał do
spaceru. Była zadowolona, że przyszła na to przyję
cie, choć z drugiej strony cieszyła się, że ma je już
za sobą.
Zrozumiała jedno. Nie może dłużej zostać w Nam-
boola Creek. Być tak blisko niego, a jednocześnie tak
daleko. Widzieć go codziennie i wciąż od nowa
napotykać w jego spojrzeniu ten chłód i niechęć. Nie,
tego nie zniesie.
Nie chciała wyjeżdżać, ale nie widziała innego
wyjścia.
- Alison!
Odwróciła się i ujrzała Gavina.
- Sama trafię do domu. Jeśli przysłała cię Tessa,
to niepotrzebnie tracisz czas.
- Nie, to nie Tessa mnie przysłała. Nie wątpię
też, że trafisz do domu bez mojej pomocy. Ja tylko
chciałbym...
Najwyraźniej brakowało mu słów.
- Widziałem, jak przed wyjściem rozmawiałaś
z Tessą. Spytałem ją i powiedziała, o czym roz
mawiałyście. Powiedziała mi też, co wyznałaś Ste-
ve'owi tamtej nocy. Jestem ci winien przeprosiny.
- Próbowałam ci to wyjaśnić, ale nie chciałeś mnie
słuchać. Nie dałeś mi żadnej szansy!
- Wiem o tym - wyznał cicho. - To był ogromny
błąd. Czy jesteś w stanie mi wybaczyć? Czy można
przywrócić między nami to, co było przedtem?
144
SZPITAL NA PROWINCJI
Nie, pomyślała. Nie, Gavin. Bo jeszcze wtedy nie
wiedziałam, co do ciebie czuję. Nie wiedziałam, że cię
kocham. A przecież nie mogę kochać człowieka, który
okazał mi taki brak zaufania.
Patrzył na nią, czekając na odpowiedź.
- Nie wiem - odezwała się w końcu. - Po prostu
nie wiem.
Tym razem on nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
- Czy sądzisz, że moglibyśmy chociaż spróbować?
Przypomniała sobie chwilę, w której zrozumiała, że
go kocha. Wtedy wszystko wydawało się takie proste.
Ale teraz było inaczej. Tak, kochała go, ale czy on
odwzajemniał to uczucie? To prawda, mówił jej różne
rzeczy, całował ją i adorował, ale czy to wszystko ma
jakąś wartość wobec osądu, jaki na nią wydał?
- Nie wiem - odparła ze smutkiem.
Kiedyś powiedział jej, żeby dała sobie szansę. Żeby
dała ją im. Teraz prosił o to samo.
-Dobrze, spróbujmy - zgodziła się, jednak serce
podszeptywało jej, że może tego kiedyś żałować.
Uśmiechnął się, choć jego oczy pozostały chłodne.
- Zrobię wszystko, żebyś dotrzymała obietnicy.
Odprowadził Alison do drzwi, ale nie pocałował jej
na pożegnanie. Spojrzał na nią tylko przeciągle w ła
godnym blasku księżyca.
- Śpij dobrze,' Alison powiedział cicho.
W ciągu najbliższych dni Alison przekonała się, że
choć rozmawiali teraz ze sobą dużo więcej, to jednak
ich obecne stosunki w niczym nie przypominały daw
nej zażyłości. Zastanawiała się, czy w ogóle jeszcze
kiedyś nawiąże się między nimi nić porozumienia.
Wróciła Marion i Alison z ulgą zwolniła pokój,
który znajdował się tak blisko pokoju Gavina. Teraz
widywała go tylko wtedy, kiedy przychodził na ob-
SZPITAL NA PROWINCJI
145
chód, albo gdy coś działo się na oddziale. Poza tym,
prawie w ogóle się nie spotykali.
Jednak ku swemu zdziwieniu któregoś dnia, kiedy
zeszła z dyżuru, zobaczyła go czekającego przed
wejściem do internatu.
- Wiem, że masz dziś wolne popołudnie - zaczął
bez żadnych, wstępów. - Ja też zrobiłem sobie małą
przerwę. Jak szybko możesz się przebrać?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, uśmiechnął się z za
kłopotaniem.
-Przepraszam, Alison. Zabrzmiało to, jakbym ci
rozkazywał, a to ostatnia rzecz, którą chciałbym
robić. Mogłabyś założyć dżinsy lub coś innego i wyjść
ze mną? Proszę.
- Dokąd mnie zabierzesz? - spytała, czując jak
serce zaczęło jej mocniej bić.
Potrząsnął głową i uśmiechnął się. Już wiedział, że
się zgodziła.
- Zobaczysz.
Kiedy wyszła przebrana w dżinsy i podkoszulek,
czekał na nią w samochodzie. Wspięła się na siedzenie
obok niego, świadoma ciekawych spojrzeń, które
śledziły ich zza niektórych okien.
Gavin wyjechał z miasta i skręcił nad rzekę, cały
czas nie mówiąc słowa. Kiedy dojechali na miejsce,
nic pomógł jej wysiąść, tylko otworzył tylne drzwi
land rovera.
Alison z ciekawością przyglądała się, jak wyciągał
z niego jakieś patyki, polana i jak ułożył z nich
ognisko.
-Z pewnością domyślasz się, co chcę przez to
powiedzieć, prawda? To nasze „thirra-moulkra". Nie
miałem lepszego pomysłu, żeby ci uzmysłowić, jak
bardzo mi zależy na twojej przyjaźni.
Alison poczuła, że łzy napływają jej do oczu.
146 SZPITAL NA PROWINCJI
Ujął jej rękę i mocno uścisnął w swojej.
- Ale to nie cała prawda, Alison. Bardzo sobie
cenię twoją przyjaźń, ale pragnę czegoś więcej. Chcę,
żebyś wiedziała, jak bardzo cię kocham.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Nie mógł zrobić nic bardziej właściwego, myślała
później. Nic, co przemówiłoby do niej w bardziej
bezpośredni sposób.
Stała przy ogniu trzymając Gavina za rękę i wie
działa, że tym razem nie ma już żadnych wątp
liwości.
- Bardzo chciałbym naprawić swój błąd - powie
dział cicho doktor. - Powinienem był dać ci szansę
wytłumaczenia się. Zachowałem się jak zarozumiały
głupiec, jak pewien siebie despota. Możesz to nazwać
jak chcesz. Byłem tak wściekły, że nie wiedziałem, co
robię! W tamten wieczór rozsadzała mnie radość.
Wierzyłem, że nasza znajomość przerodzi się w coś
trwałego, byłem prawie pewien, że należysz już do
mnie, a tu proszę! Moja ukochana całuje się ze
Steve'em!
-i błogosławi go na wspólną drogę życia z Tessą.
- I błogosławi go na wspólną drogę - zgodził się.
- Może to głupie, ale wiele sobie obiecywałem po
tej zabawie i wydawało mi sie, że... - nie dokoń
czył. - Chyba nie musimy wracać do tamtego zda
rzenia. Byłem zły, uparty i narobiłem strasznego
zamieszania.
- Ja także nie zachowałam się najmądrzej. Wcale
nie byłam mniej uparta niż ty. Sporo czasu zajęło mi,
zanim przekonałam się, że miałeś rację co do Tessy
i Steve'a. Że oni rzeczywiście są dla siebie stworzeni.
148
SZPITAL NA PROWINCJI
Zrozumiałam to dopiero w dzień pożaru. Widzia
łam ich razem, zobaczyłam, jak patrzą na siebie
i dopiero wtedy uznałam tę oczywistą prawdę.
A niektóre rzeczy uzmysłowiłam sobie jeszcze
wcześniej.
Gavin nic nie mówił, ale Alison widziała, że czeka
na to, co powie dalej.
- Zrozumiałam, że odejście Steve'a nie złamało mi
serca - powiedziała spokojnym głosem. - Że to, co
nas łączyło, było przyjaźnią, przyzwyczajeniem, ale
na pewno nie miłością.
- Żałuję, że mi tego nie powiedziałaś.
- Ja również. Ale przecież nie mogłam podejść do
ciebie w szpitalu, ot tak sobie i oznajmić, że zro
zumiałam, iż nie kocham Steve'a. Zgadzasz się?
-Rzeczywiście - przyznał Gavin z uśmiechem.
- Nie mogłaś tego zrobić.
- Chciałam ci to wyznać w tę pamiętną sobotę.
Myślałam, że zrobię to, kiedy pójdziemy nad rzekę.
Potrząsnął głową.
- Wiesz co? Możemy tak sobie rozmawiać przez
całą wieczność. „Gdybym tylko, dlaczego nie po
wiedziałam i mogłam to zrobić". Ale teraz to
chyba nie ma większego znaczenia. Powiedzieliśmy
sobie to, co najważniejsze i myślę, że jak na
razie to starczy tego gadania. Mamy przed sobą
całe życie.
- Nie - zaprzeczyła zdecydowanie Alison. - Jest
jeszcze jedna rzecz, którą chcę ci wyznać.
Jeśli nie powie tego teraz, chyba nigdy nie zdobę
dzie się na odwagę.
- Cały czas sądziłam, że interesujesz się mną ze
względu na swoją siostrę. Myślałam, że boisz się,
żebym nie odebrała jej Steve'a.
Zacisnął dłoń, w której trzymał jej rękę.
SZPITAL NA PROWINCJI
149
- Jak mogłaś pomyśleć coś takiego? - spytał
z niedowierzaniem, które rozwiało resztkę jej wątp
liwości. - Jak mogłaś nie dostrzec tego, co do ciebie
czułem?
Puścił jej rękę i poszedł po coś do samochodu. Po
chwili wrócił z kocem Rozłożył go na ziemi i zaprosił
gestem, żeby usiadła obok niego.
- Nie powinienem był do niczego cię zmuszać.
Wiem, że tego nie lubisz - powiedział głosem, od
którego Alison poczęło żywiej bić serce.
- Ależ ja uwielbiam wypełniać pana rozkazy,
doktorze. Jaki będzie następny?
Gavin położył się na plecach i spojrzał w bez
chmurne, błękitne niebo, które rozciągało się ponad
nimi.
- Mam zamiar przekonać cię, że nasza znajomość
to coś więcej niż tylko fizyczne przyciąganie.
Alison pochyliła się nad Gavinem i zaczęła łas
kotać go zerwaną trawką.
- Doprawdy? Więc czym wytłumaczyć to, co czu
jemy w tej chwili? - spytała lekko drżącym głosem.
Jednym ruchem wyciągnął jej z ręki źdźbło i przy
ciągnął dziewczynę do siebie.
- Jest takie słowo, które w pełni oddaje znaczenie
naszych uczuć.
Jego pocałunek początkowo był delikatny, czuły
i pełen słodyczy. Jednak po chwili stał się tak natar
czywy i niecierpliwy, że Alison dłużej nie mogła się
opierać.
- Co będzie, jeśli ktoś nas zobaczy? - spytała
między pocałunkami głosem, który wskazywał, że
w gruncie rzeczy niewiele ją to obchodzi.
- Nie zobaczy - odparł, prawie nie odrywając ust
od jej warg. - Jest zbyt gorąco, a poza tym wszyscy
są w szkole albo w pracy.
150
SZPITAL NA PROWINCJI
Jakie to ma znaczenie, pomyślała Alison i to była
jej ostatnia przytomna myśl. Zaraz potem cały świat
przestał dla niej istnieć. Liczyła się tylko ona i męż
czyzna, który ją trzymał w ramionach.
Dopiero po dłuższej chwili, kiedy leżeli wyczerpani
na kocu, Gavin uniósł się na łokciu i spojrzał na nią.
-Myślę, że powinniśmy niedługo się pobrać
- oświadczył i pocałował ją w czubek nosa. - Czy
znów wydaję ci rozkazy?
- Na to wygląda, ale tym razem wyjątkowo mi to
odpowiada.
- Nie powiedziałaś mi jeszcze, kiedy to się stało.
Wprawdzie nie musisz mnie przekonywać, ale zawsze
to miło wiedzieć.
- Zaraz po tym, jak przyjąłeś dziecko Beth. Robi
łam kawę, a ty siedziałeś w fotelu. Myślałam o tym,
jak dobrze nam się razem pracowało i jak będzie
przykro powrócić znów do tej nieznośnej sytuacji,
jaka wytworzyła się między nami po zabawie w szko
le. Odwróciłam się i zobaczyłam, że masz zamknięte
oczy. Byłeś taki zmęczony, nie ogolony i właśnie
wtedy zrozumiałam, że cię kocham.
- T a k po prostu?
- Tak po prostu.
Przysunęła się i pocałowała go. Gavin przytulił
Alison do siebie i odwzajemnił pocałunek. Tym razem
był on spokojny i czuły, jakby zapowiadał całą przy
szłość, która ich czeka.
Wreszcie z niechęcią oderwali sie od siebie, wstali
i zwinęli koc. Alison zaniosła go do samochodu,
podczas gdy Gavin uprzątnął miejsce, w którym palili
ognisko.
- Pojedziesz ze mną do domu? Wprawdzie może
my w nim zastać Tessę, ale i tak z pewnością będzie
znacznie bardziej kameralnie niż w internacie.
SZPITAL NA PROWINCJI
151
- Każde miejsce jest bardziej kameralne niż in
ternat.
Kiedy siedzieli już w samochodzie, spytała go czy
powiedzą o wszystkim Tessie.
- To zależy tylko od ciebie. Myślałem, że chciała
byś, abyśmy najpierw powiadomili twoją rodzinę.
Zdecydowali, że na razie nie będą nikomu mówić
o swoim szczęściu. Kiedy przyjechali do domu, Gavin
powiedział siostrze, że zaprosił Alison na kolację.
Tylko tyle.
- Świetnie. Jest spaghetti, więc z pewnością dla
wszystkich starczy.
Posiłek zjedli przy kuchennym stole. Później Tessa
oznajmiła, że ma trochę papierkowej pracy do zrobie
nia i zostawiła ich samych. Przeszli do pokoju, w któ
rym stał telewizor, ale choć był włączony przez cały
czas, żadne z nich nie miało pojęcia, co tego wieczora
było w programie.
Kiedy Alison wychodziła, zajrzała do pokoju Tes-
sy, żeby podziękować za kolację i pożegnać się.
- Wygląda na to, że wreszcie doszliście do porozu
mienia - powiedziała Tessa poważnie, choć w jej
oczach widać było wesołe iskierki.
- Można tak powiedzieć - odparł za nią Gavin.
Stary doktor Mac wrócił z urlopu pod koniec
stycznia. Dopiero wtedy Gavin mógł pojechać z Ali
son do Blue Rock Ridge.
- Czy mama była zdziwiona, kiedy powiedziałaś,
że z tobą przyjadę? - spytał, kiedy wyruszyli w drogę.
- Wcale. Oświadczyła tylko, że będzie im bardzo
miło, i że przygotuje dla nas śniadanie.
Ta podróż do domu była zupełnie inna niż ta, którą
odbyła przed Bożym Narodzeniem. Wtedy byli sobie
zupełnie obcy i dzieliło ich tak wiele. Nawet nie
152
SZPITAL NA PROWINCJI
przeszłoby jej przez myśl, że za kilka tygodni będzie
jechała z Gavinem tą samą drogą i to po to, by
oznajmić o swoim ślubie.
Zatrzymali się nad rzeką, żeby wypić kawę.
-Kochasz to miejsce, prawda? - spytał Gavin
przyglądając się Alison, która wpatrywała się w wi
doczne na horyzoncie góry. - Mieszkając w Nam-
boola Creek będziemy mogli często tu przyjeżdżać
- N i e myślałam o tak dalekiej przyszłości.
- Wspięła się na palce i lekko pocałowała Gavina
w usta. - Ale muszę przyznać, że ta myśl bardzo mi
się podoba.
- O nie, moja panno. Nie wywiniesz się tak łatwo
- powiedział przyciągając ją do siebie. - Twoi rodzice
z pewnością nie będą spuszczali nas z oczu i kto
wie, kiedy trafi mi się następna okazja, żeby cię
pocałować.
Kiedy ujrzeli przed sobą pierwsze zabudowania
farmy, Gavin z lekkim niepokojem w głosie zapytał,
jak jej zdaniem przyjmą go rodzice.
- Nie wiem - odparła szczerze Alison.
Przypomniała sobie jednak, jak mama powiedziała
kiedyś, że z niepokojem myślała o jej ewentualnym
małżeństwie ze Steve'em. Tym razem będzie chyba
miała trochę inne zdanie.
Po wielu burzach dotarli wreszcie do upragnionego
portu.
- Z czego się śmiejesz?
Kiedy mu powiedziała, przyznał, że to całkiem
niezła metafora dla opisania ich historii.
- Ale musisz przyznać, że gdyby podróż przebie
gała spokojnie, zawinięcie do portu nie byłoby takie
radosne!
Jak się okazało ani tata Alison, ani tym bardziej
mama nie byli zaskoczeni wiadomością.
SZPITAL NA PROWINCJI
153
- Zastanawiałam się, ile czasu zabierze wam zro
zumienie tego, co dla mnie od początku było oczywis
te - powiedziała Mary Parr, kiedy siedzieli wszyscy na
werandzie popijając herbatę.
- Naturalnie powiedziała mi o wszystkim i wtedy
ja również to dostrzegłem - dodał lojalnie jej mąż.
Meg również nie była zdziwiona.
- Nareszcie się dogadaliście. Tak się cieszę, że teraz
wszystko się ułoży!
Wszyscy znajomi przyjmowali tę wiadomość z ra
dością. Cieszyli się razem z nimi i nikt nie był ani
odrobinę zaskoczony.
Te kilka tygodni, które dzieliły ich od ślubu, minęły
jak chwila. Znów byli w Blue Rock Ridge, gdzie miała
się odbyć ceremonia zaślubin. Gavin, który przyjechał
z nią poprzedniego dnia, spędził noc u Briana i Meg.
Alison obudziła się bardzo wcześnie.
Był piękny, słoneczny dzień. Wyjrzała za okno,
gdzie w cieniu drzew ustawione były rzędy stołów.
Wkrótce wstanie mama i będzie wszystkiego doglądać
w kuchni. Koło południa zaczną zjeżdżać się za
proszeni goście.
Dotknęła ręką miękkiego materiału, z którego
uszyta była suknia. Zdecydowali z Gavinem, że ich
ślub będzie prosty i skromny. Suknia była uszyta
z kremowego jedwabiu i sięgała Alison nieco za
kolana. Jej świadkiem miała być Meg, która ubierze
się w błękitny kostium. Zaraz po śniadaniu miały
nazrywać kwiatów, z których ułożą bukiet.
Alison wiedziała, że mama zechce przynieść jej
śniadanie do łóżka, ale poczuła nagłą ochotę, żeby
wyjść na dwór. Założyła lekką koszulkę, szorty i wy
szła boso na werandę. Przywitała się z psami i na
kazała im, żeby nie robiły hałasu.
154
SZPITAL NA PROWINCJI
Potem poszła do stajni. Wszyscy jeszcze spali i tyl
ko z domu Briana dochodził głośny płacz małej...
Meg musi wstać, żeby ją nakarmić.
Wróciła do domu i zrobiła sobie kawę. Chciała
zabrać ją ze sobą na werandę i usiąść w bujanym
fotelu, ale jej miejsce było już zajęte.
- Nie możemy ciągle spotykać się po kryjomu
- powiedział na powitanie Gavin. - Może wreszcie
byśmy się pobrali?
- Zgoda.
- Co powiesz na dzisiejszy dzień? Masz jakieś
inne plany?
-Myślę, że da się to zrobić - odparła Alison
i wybuchnęła śmiechem.
Wziął od niej filiżankę z kawą i odstawił na stolik.
Potem objął ją i posadził sobie na kolanach.
- Mama da nam burę. Wiesz, że nie powinniśmy
się widzieć aż do samego ślubu.
- O niczym się nie dowie - powiedział narzeczony
i pocałował ją.
- Oczywiście, że się dowie - oświadczyła Mary
Parr, stając za nimi w otwartych drzwiach. - Mogłam
się spodziewać, że nie będziecie się zbytnio prze
jmowali konwenansami. Skoro już tu jesteś, Gavin,
to możesz zjeść z nami śniadanie. Będzie gotowe za
dziesięć minut,
Kiedy poszła, Gavin spojrzał na Alison.
- Wygląda na to, że będziesz tak samo despotycz
na, jak twoja mama.
- Chyba tak - zgodziła się. - Przeszkadza ci to?
Podniósł się i postawił ją na ziemi.
- Będę musiał nauczyć się z tym żyć.
Spojrzał na bezchmurne niebo i dodał łagodnym
głosem:
- Piękny dzień na ślub, prawda?
SZPITAL NA PROWINCJI
155
Piękny dzień na początek wspólnego życia, pomyś
lała Alison z zadumą i radością w sercu.
Gavin ujął ją za rękę i razem weszli do domu.