Społeczne królowanie ideologów LGBT
Kiedy wreszcie przestaniesz, Katylino, nadużywać naszej cierpliwości?
Jak długo jeszcze drwić z nas będziesz, szaleńcze? Dokąd panoszyć się
będzie ta nieokiełznana zuchwałość? Czy ani nocna straż na Palatynie,
ani warty na mieście, ani przerażenie ludu, ani zgromadzenie
najlepszych obywateli, ani to warowne miejsce posiedzeń senatu, ani
twarze, ani wzrok tych ludzi żadnego na tobie nie wywarły wrażenia?
Nie rozumiesz, że twoje plany odkryto [...]?
Mam pytanie do braci-katolików, którzy kibicują każdemu przejawowi
publicznej obecności ideologii LGBT: co jest waszym konkretnym
celem w tej sprawie?
Nie chodzi mi o te ogólniki, mówiące o tolerancji, której ruch
polityczny LGBT sam nie ma i której szczególnie nie potrzebuje,
ponieważ należy dziś do mainstreamu kultury zachodniej. Nie
interesuje mnie też odpowiedź utrzymana w retoryce współczucia
okazywanego niezależnie od rzeczywistych okoliczności, która
przypomina pistolet przyłożony do głowy. Taka retoryka działa jak
szantaż, który moglibyśmy streścić za pomocą hasła: „kto nie
maszeruje pod tęczą, ten przykłada rękę do nowego holokaustu".
Można bowiem mieć wrażenie, że sytuacja rozwija się tutaj zgodnie z
dialektyką rewolucyjną, w której moment największego przesilenia
nadchodzi w chwili, gdy dawny porządek już właściwie upadł. W tym
przypadku oznacza to, że im swobodniej, z dumą można obnosić po
ulicach grzech, tym ten przygotowany przez polskich katolików
holocaust wydaje się niektórym coraz bardziej realny. Tymczasem
pod płaszczykiem nieustannej walki z wyimaginowanym państwem
wyznaniowym - katolickim, dodajmy - proponuje się państwo
wyznaniowe innego typu, za którego nieakceptowanie jest się
określanym mianem nazisty. Grzmi się o konieczności rozdziału
państwa i Kościoła, ale okrzyki te tylko odwracają uwagę od fuzji
państwa i LGBT jako nowej podstawy porządków społecznych.
Jeden z księży, liderów „kościoła otwartego" udostępnia na
Facebooku link do oświadczenia „biskupów ewangelickich" przeciwko
„przemocy i nienawiści" i komentuje je słowami: „Tak właśnie myślę.
Że przez wieki skupialiśmy się na obronie Boga, czasami z krzywdą dla
człowieka..." Czy więc teraz mamy już Boga zupełnie pozostawić na
boku? Czy teraz mamy bronić człowieka w taki sposób, żeby stan jego
duszy uległ pogorszeniu a społeczeństwo uległo dalszej dezintegracji?
Bracia-katolicy, gdy milczycie wobec waszych liberalnych i
lewicowych przyjaciół w sprawie aborcji, to zbyt skupiacie się na
obronie Boga, czy może robicie to z troski o krzywdzonego człowieka?
Czy gniew kontrdemonstrantów Parady Równości w Białymstoku
usprawiedliwia uznanie relacji przeciwnych naturze za miarę całego
porządku społecznego? Przecież do tego zmierza to co widzimy. Tak
właśnie jest w większości krajów, gdzie panuje nie zwykła tolerancja,
ale społeczna nauka LGBT: w rządzie i parlamencie, na ulicy i w
szkole, w relacjach prywatnych i religii.
Demonstracje uliczne zawsze wiążą się z przemocą, której, rzecz
jasna, przeważnie nie warto usprawiedliwiać, ale dlaczego akurat
sobotnie wydarzenia mają być początkiem nowego holocaustu?
Jakiegoś absolutnego końca świata wartości? Dlaczego tym końcem
świata nie było dla Was zwolnienie pracy za cytowanie Pisma
Świętego? Dlaczego nie są codzienne mordy prenatalne? Dlaczego
nie dialogujecie z waszymi liberalnymi i lewicowymi przyjaciółmi, by
byli mniej okrutni wobec najsłabszych? Dlaczego nie staracie się ich
nawrócić z popierania aborcji, która odbiera konkretnym ludziom
życie? Dlaczego nigdy nie oczekujecie od nich ustępstw, a zawsze od
Kościoła? Dlaczego też przeważnie jesteście obojętni na brutalne
prześladowanie chrześcijan w tak wielu miejscach świata, choć wielu
z Was pochyla się nad każdym muzułmaninem nie przytulonym
dostatecznie czule, waszym zdaniem, przez europejskie systemy
społeczne? Skąd ten brak czułości wobec najbliższych i najsłabszych?
Jest on tak podobny do nienawistnej obojętności, jaką zwykle wobec
cierpienia chrześcijan czy maleńkich dzieci wykazują się rządzący
Europą. Kiedy „biskupi ewangeliccy” choćby na krótko pochylili się
nad tymi sprawami i kiedy udostępnialiście ich oświadczenia w tej
sprawie?
Czy publiczni grzesznicy, którzy nienawidzą nauczania Pana Jezusa są
dla Was teraz nowym mesjaszem, za którym pójdziecie? Czymś w
rodzaju nowego proletariatu? Czy Boże zbawienie dopełni się
dopiero, gdy wszystkie katedry chrześcijańskie obejmą nowi prorocy
jawnie zaprzeczający przykazaniu miłości, a idący za przykazaniem
nieprawości?
Co zatem marzy się katolikom, którzy dzierżą sztandar rewolucji
czułości? Czy marzy się Wam w Polsce społeczne królowanie LGBT
zamiast społecznego królowania Chrystusa?
Tomasz Rowiński