FredrikssonMarianne
ElisabethiKatarina
To poruszająca opowieść o powtarzalności losów matki i córki, o niemożliwości wyrwania się z
zaklętegokręguuczućikompleksów,onadzieiiodwadze.
KiedyKatarinazwierzasiękoleżance,żedlaniejmiłośćtotylkoseks,przyjaciółkaodpowiada,że
bardzo jej współczuje. Bolesny sens tych słów dotrze do Katariny, kiedy zajdzie w ciążę i
postanowi urodzić dziecko. Ta decyzja całkowicie zmienia jej życie. Katarina przełamuje barierę
milczenia, jaka przez wiele lat dzieliła ją od matki. Nareszcie może się uporać z tragicznymi
wspomnieniamidzieciństwa.Imocnowierzy,żeonateżpoznasmakprawdziwejmiłości.
JECHAŁANAPÓŁNOCpowiedziećmatce,żeurodzidziecko,niemajednakzamiaruwychodzićzamąż.
Wmieścieciąglebyłociemnozielonepóźnelato,alejużnapółnocodSaliwklonachpłonęłypierwsze
czerwoneplamy,apodBollnasempółnocnywiatrrzucałnaszybępękizłotychbrzozowychliści.
Podkręciłaogrzewaniewsamochodzie.
Jej matka była rozsądna. Kiedy się dowie, że płód nie ma jeszcze dwunastu tygodni, zacznie mówić o
aborcji. A Katarina odmówi, niczego nie wyjaśniając. Przecież nie powie o skrobance. Trzy lata temu.
Aniotym,jakmęczyłojąpytanie,kimbyłobynienarodzonedziecko.
Niepowiedziałamatceoaborcji.Pocojąniepotrzebnieniepokoić.
Po co niepotrzebnie mamę wciągać. W wioskach położonych nad Ljusnanem myśleliby, że jest kurwą.
Prawdabyłataka,żelubiłamężczyznizakochiwałasięzniekłamanąradością.Inależaładotych,którzy
nigdyniemylązakochaniazmiłością.
-Największąprzyjemnośćsprawiamiuczeniesięnowychnumerówwłóżku-zwierzyłasięprzyjaciółce,
kwitnącejwroliżonyimamy.
Przyjaciółkanieprzyłączyłasiędośmiechu,powiedziałanatomiast,żetrochęjejwspółczuje.
Katarina nie przyznała się, że ona też jej współczuje. Pomyślała 0 mężu, który siedzi z dziećmi w
szeregowcu,oglądatelewizję,patrzynazegarekiczekanażonę.
Wyszłyzrestauracjiipożegnałysię.Słowaprzyjaciółkizabolałyją,niedawałyspokoju.
Niebyławdługichzwiązkach,najdłuższyskończyłsięposześciumiesiącach.Tylemniejwięcejtrwało
zakochanie. Według jej doświadczeń. A kiedy rozstania bywały przykre, sądziła, że dzieje się tak z
powodunadmiarujejczułościwchwilizerwania.
Bojęsiębliskości,myślała.
Aterazchcęmiećdziecko,chcęjekochać,karmićpiersią,nosićdzieńinoc.Tamyśltakjąprzeraziła,że
musiałazrobićprzerwę,wyjśćzsamochodu,głębokopooddychaćinamówićserce,żebyzwolniło.
Zaparkowałanapoboczuipatrzyłanarzekę.Niewidząc.Wróciłyobawy:Nieporadzęsobie,niestarczy
mi sił, nie zrozumiem potrzeb dziecka. Będzie mi niesamowicie brakować deski kreślarskiej i biura
projektów.
Będę...Listaniemiałakońca,awniosekwydawałsięoczywisty:Wyrządzędzieckuokropnąkrzywdę.
Wiatrprzeszywałubranie,marzła.Wróciładosamochodu.
Isiedziała.Doceluzostałookołotrzydziestukilometrów,jeśliprzedłużypostój,zdążysięprzygotować
dorozmowy.
Nowięcmamapowiedziałaby:„Aborcja".Aona,żechcetegodziecka.Mamatrochębyzwlekała,alew
końcuwyłożyłabykartynastół.„Niemaszpredyspozycjidomacierzyństwa".Zmarszczyłabytwarz,jak
zwykle, kiedy była zmuszona mówić o nieprzyjemnych sprawach, i miałaby mnóstwo argumentów.
Katarina nigdy nie przebywała w towarzystwie rozchichotanych dziewcząt i zawsze uważała, że
niemowlętasąobrzydliwe.Takjakprzeklętemiesiączki,którenieodmienniedoprowadzałyjądoszału.
IKatarinabysiępoddała,wróciładomiastaizrobiłaskrobankę.
Wjeżdżającnaszosę,niewidziałanajlepiejwewstecznymlusterku.
Płakała. Ale kiedy skręciła w boczną drogę prowadzącą do domu letniskowego mamy, odzyskała
kontrolę,miałasucheoczyiuśmiechwpogotowiu.
Wjechałanapodwórko.Zauważyła,żesięskurczyło.Wolno,aczniewzruszenielaspodchodziłpoddom.
Naczelewędrowałypędytarniny,kolczaste,niedoprzebycia.
Boże,cozapustkowie.Ijakcicho.Ptakiśpiewająceodleciałynapołudnie,te,którezostały,jeszczenie
potrzebowałyludziiichkarmników.Nawetsrokiniekrzyczały.
Taksamotnie.
Zanimzaciągnęłaręcznyhamulec,mamajużtambyła.Przezchwilępatrzyłynasiebie.Zradością.Potem
sięobjęły,długiimocnyuścisk,któregociepłorozeszłosiępocałymciele.
Kiedysięuwolniłyzobjęć,mamapowiedziała,żeKatarinajestokropnieblada,iKatarinaodparłatak,
jakpowinna,żejestzmęczonadługąpodróżą.Igłodna.
Nacomamapowiedziałatak,jakpowinna,żemawpiecuzapiekankęzkartofliwsosieśmietanowym.I
świeżąpalię.Katarinaniechciałajeść,aleuśmiechnęłasięzobowiązkuipowiedziała,żetoświetnie.
Chciałojejsiępłakać.
-Marzniesz,wejdźmydośrodka-zaproponowałamama.
Postępujemyzgodniezescenariuszem,pomyślałaKatarina.
Dlaczegonigdyniestaćnasnazażyłość?
Odpowiedźbyłaoczywista:Istniałozbytdużeryzykozranieniasię.
-Wnieśwalizkędopokoju,ajawtymczasieprzygotujęjedzenie-
powiedziałaElisabeth.
-Jasne.
Katarinawybraładłuższądrogę,przezwerandę,gdziepatrzyłanamieniącesięodcienierzeki,odjasnego
błękituililaposeledyn.
Czerwonedomywdolinielśniłynatleniebieskichgórjakklejnoty.
Kiedybyładzieckiem,dowiedziałasię,żegórywznoszącesiępodwóchstronachrzekirozmawiająze
sobą, dzielą się tajemnicami i pamiętają stare opowieści. Często się zastanawiała, w jaki sposób to
robią,izapytałakiedyśmamę,imamajejwyjaśniła,żegóryodtysięcylatżyjąwświecie,doktórego
ludzieniemajądostępu.
Popołudniowe słońce błyszczało w szybkach werandy, z doniczek na parapecie rozchodził się zapach
cytryny.Geranium,któregowońmiałakorzystnywpływnapłuca,oklapłozbrakuwody.
Katarinaopuściławerandęinamomentzatrzymałasięwdrzwiachdużegopokoju.Szmacianechodniki
straciłykolor,poszarzałyzbrudu.
Wyświechtanyfotelprzykaflowympiecuteżbyłszaryizniszczony,niebyłonanimczerwonegopledu,
którym mama zwykle go przykrywała. Na stole stały jak zwykle cynowe świeczniki, tyle że bez świec.
Pasiastybieżnikbyłpomarszczony,awdużympękatymglinianymwazonieniebyłopolnychkwiatów.
Dziwnieismutno.
-Dostołu!
Tongłosudawałdozrozumienia,żejedzeniejestdarembogów.
Nie poradzę sobie, pomyślała Katarina. Z kuchennego pieca emanowało ciepło i miły nastrój, jedzenie
byłosmaczne,aonazdumiewającogłodna.
Jeśćzadwoje,pomyślała.Tośmieszne.Płódbyłmałyinie-wymagający.
Potemusłyszałasiebiemówiącą,żewlesieprzezcałedługielatomusiszsięczućsamotnie,mamo.
Rysytwarzymatkiwyostrzyłysię,zmarszczkizmieniływbruzdy.
-Samotnośćniejesttrudna.Gorzejzwitalnością.Katarinasięzlękła,sercezabiłomocniej.
-Chybaniejesteśchora,mamo?
-Nie,nie,posłuchaj...-Mówiławolno,starałasię.-Dużosobieobiecywałampolecie.Miałamstaćna
podwórku i patrzeć na przeloty żurawi. Miałam wędrować w górę potoków, słuchać kukułki,
zatrzymywaćsięprzywodospadzieipodziwiaćskaczącełososie.
Umilkła,jakbymusiałaszukaćsłów.
- Miałam się cieszyć każdym wiosennym kwiatkiem, przylaszczkami, zawilcami, pierwiosnkami, no
wiesz,apotembodziszkiem
leśnym i skrzypem polnym. I wszystko widziałam, patrzyłam i patrzyłam, ale... - Spojrzała Katarinie w
oczy.-Najtrudniejszybyłtendzień,kiedyjaskółkiwróciłydoswoichgniazdpoddachem.
Pamiętasz,jaksięzawszecieszyłyśmy,stawałyśmynagankuiśpiewałyśmyimnapowitanie.
Katarinaskinęłagłową,próbowałasięuśmiechnąć.
-Ateraz...
- Nic. Stwierdziłam tylko, że znowu słychać szum pod dachówkami, a potem usiadłam w kuchni i
pomyślałam,żeumarłam.
Zapadałzmierzch.
-Jesteśprzepracowana,mamo-powiedziałaKatarina.
- Też tak początkowo myślałam. Ale to nieprawda. To wiek. Powoli i nieubłaganie daje o sobie znać.
Zmysły,oczy,nosiuszytracąkontaktzsercemalbozduszą,czyjaktonazwiemy.
Katarina powędrowała spojrzeniem po niebieskich ciemnościach, ale dotarła tylko do czarnej jak noc
ścianylasu.Odwróciławzrokipopatrzyłanamatkę.
- Też tak czułam - powiedziała z wahaniem. - Że niewiele mi zostało z mojego entuzjazmu i radości.
Jakbypowtarzalnośćstopniowoniszczyłażycie.Samoistnieniestajesięmonotonne.
-Przecieżjesteśmłoda,Katarina!
-Aleintensywnieżyję,mamo.Czasamimyślę,żeprzedemnąbardzomałonowychprzeżyć.
Wnastępnejchwilipołożyłarękęnabrzuchu,jakbymogłapoczućpłód.Możetodlatego...
Obiebyłyzmęczone.
Elisabethwyszła,Katarinaumyłasięwmiednicyprzyzlewieiwkońcuzaniosławalizkędopokojuna
poddaszu.Spotkałysięnapodwórzu.Stojącbosowtrawie,myłyzęby.
-Dobranoc,mamo.
-Dobranoc,Katarina.
2
ELISABETHNIEMOGŁAZASNĄĆ.Bolałyjąplecyiniemogłasięwygodnieułożyć.
KiedyKatarinazadzwoniła,wiedziała,żecórkachceoczymśporozmawiać,oczymś,cojąnurtuje.
Dzisiajniepadłoanijednosłowo.
Przypuszczalnie wyjdzie za mąż za Amerykanina. I przeniesie się do USA. Był interesującym
człowiekiem. Błyskotliwy, z poczuciem humoru. Może zanadto czarujący. Elisabeth czuła między nimi
wibracje.
Ipomyślała:Czytymrazemtocośpoważnego?
Katarina będzie elokwentna, powie, że codziennie odlatują do USA samoloty. Możesz u nas mieszkać
zimą.Pomyśl,mamo,Kalifornia.
Żadnychczarnychnocyiżadnychciepłychmajtek.
IElisabethspróbujesięroześmiać.Zpowodzeniem.
Musi...
Ale...
Elisabethrzadkowidziałaszczęśliwemałżeństwa.Możeistniały,możepoprostuichniezauważała.Jej
małżeństwobyłopiekłem.
Niewyobrażalnylęk,kiedymiłośćsięskończyła,ciągłeupokorzenia,alkohol,przemocfizyczna.Awtym
wszystkimdwojedzieci.
W końcu to, co zwykle: inna kobieta. Młodsza, wychowywana na żonę i matkę. Mieli dwoje dzieci,
dwóchchłopców.Ijeśliwierzyćplotkom,byłszczęśliwy.
Nagleprzypomniałasobie,żeumarłnazawał.
Bolało ją między łopatkami, musiała się przewrócić na wznak. Tak było lepiej, ale w tej pozycji nie
mogłazasnąć.Leżaławięc,nieśpiąc.
Problemy zaczęły się z chwilą, kiedy się nie zgodziła zrezygnować z pracy. Oczywiście, że była
zakochana.Alelatanaukiwseminariumiciekawezajęciawjejpierwszejszkolezrobiłyswoje...
Noipoczuciewłasnejwartości.Wbrewmatce,rodzinie,wyobrażeniommężaodobrejżonieczekającej
wdomuzesmacznymobiadem.
Urodziła dziecko i stała się nienaturalną matką. Tak powiedziała jej mama i bracia. I rodzina, i
społeczeństwo.
Najgorzejbyłozmężem,prawdziwymmężczyznązdolnymutrzymaćswojąrodzinę.
Wszystkopotoczyłosiętak,jakmusiało.Przewróciłasięnabokipomyślała,żeKatarinajestarchitektem
iżeprawdopodobniepotrzebujątakichwKalifornii.
MyślbyłapocieszającaiElisabethwkońcuzasnęła.
Katarinausnęłanatychmiast,ledwieprzyłożyłagłowędopoduszki.
AleobudziłasięwcześnieijejmyślipobiegłydoJackaijegoironiczno-radosnegouśmiechu.Żadnelato
niebyłotakiejakto:wiatrwżaglach,woda,słońce,skałyidomeknawysepce,któregoużyczył
mukolega.
Boże,alezanimtęskniła.
Ibolesnamyśl:Oszukałamgo.
-Nieświadomie-powiedziałagłośno.Zapomniałaopigułkach.
Chciałazadzwonićdoswojegoginekologa,poprosićowysłaniereceptydoaptekiwNorrtälje.Aleio
tymzapomniała.
Gdybyusunęłaciążę,nigdybysięoniczymniedowiedział.
OświcieElisabethiKatarinaspotkałysięwumywalni.Śmiałysię,stojącnago,każdawswojejbaliiz
wodą. Było zimno. Katarina owinęła się ręcznikiem i marzła, Elisabeth rozcierała jej plecy i ramiona.
Tutajwisiałojedynedużelustro,zmętniałe,mocnosfatygowanezpowoduwilgociichłodu.Nagiestały
przednimichichotałynawidokswoichodbić.
-Alejesteśmydosiebiepodobne-powiedziałaKatarina.-Toniesamowite.
-Tyjesteśdużoładniejsza.Zawszebyłaśładniejszaodemnie.
-Dajspokój,mamo.Niewidzisztychdługichnosów,mocnychszczęk,niebieskichoczuidużychust?Są
identyczne.Nawetwłosy,gęstablondczupryna.
-Mojesąfarbowane.
-Mojeteż.
Śmiałysię.Elisabethpomyślała,żeprzezmomentmusnęłojeszczęście.
-Ateraznapijemysiękawy.
Pobiegły.Byłorześko.
Elisabethjużrozpaliławpiecu,wkuchnibyłociepło,wkrótceunosił
sięzekspresuzapachkawy,nastolebyłchleb,masło,żółtyserimarmolada.
-Jesteśzła-powiedziałaKatarina.
-Zawszemyliłaśzłośćzestanowczością,jeśliomniechodzi.
-Toznaczy,żejesteśstanowcza?
-Tak.Chceszmioczymśpowiedzieć.Ichcętousłyszeć.
-Dobrze,mamo.Będęmiaładziecko,aleniewyjdęzamąż
-powiedziałato,cosobiewcześniejułożyła.
Trzaskał ogień. Tylko tyle dało się słyszeć w kuchni i Katarina miała ochotę krzyknąć: „No, dalej,
powiedz coś!". I zobaczyła, że matka płacze, lśniące łzy spływały bruzdami po policzkach, torowały
sobiedrogęjakwiosennepotoki.
-Płaczesz?
Elisabethkilkarazyprzełknęłaślinę,zanimodzyskałagłos.
-Tołzyradości.
Itowszystko,cozostałopowiedzianetegoprzedpołudnia.
W milczeniu, spokojnie poszły ścieżką w głąb lasu. Wróciły z koszem pełnym kani, usmażyły je jak
befsztykiizgodnieprzyznały,żekanietonajsmaczniejszegrzyby.Zjadłyjezklopsikami,choćwłaściwie
mogłysiębeznichobyć.
*
Potempołożyłysię,każdausiebie.Wiedziały,żeczekajedługiwieczór.
Katarinaspałajakdziecko.Głęboko,wolnaodobawiwątpliwości.
Decyzjazapadła.
Znastaniemzmierzchuzerwałsięwiatr.Silnypółnocnywiatrzatrząsłkuchennymoknem,przeniosłysię
więcdodużegopokojuirozpaliływkaflowympiecu.
-UmówiłamsięzJackiemtaksamo,jakrobiłamtozinnymi.
Powiedziałam,żechcębyćwolnaicieszyćsięzewspólnychchwil.
Mówiąc to, widziała jego twarz, zdziwienie i uśmiech ulgi, krzywy uśmiech, w którym się zakochała.
Uśmiechprzerodziłsięwśmiech.
-Jesteścudowna-powiedział,apochwilidodał:-Jestemżonatyimamdwojedzieci.
Zabolałojąto,aleznalazławłaściwesłowa.
-Wporządku.Nikogonieskrzywdzimy,dobrzesięrazembawiąctegolata.
Itaktopowinnobyć,pomyślała.
-Alezapomniałamopigułkach,kiedywypływaliśmyzVaxholmu-
powiedziałapotemdomatki.
-Zapomniałaś.
Katarinausłyszałaironięwjejgłosie.Musiałaprzyznaćmatcerację.
-Trzymającsięfaktów,przypuszczalniegooszukałam.
-Czyonwieoswoim...szczęściu?
-Nie.
Długomilczały;Elisabethdołożyładrewdopieca.
-Normalnieniebyłbytożadenproblem,mamo.Usunęłabymciążę.
Alecośwemniechcetegodziecka.Tojesttaksilne,żeniepotrafięsiętemuoprzeć.
-Acozrobisz,jeślionsięrozwiedzie?
- Powiem „nie". Nie chcę wychodzić za mąż. A już na pewno nie za kogoś, kto miałby dla mnie
poświęcaćswojąkarieręidwojemałychdzieci.Nie,mamo.
-Lubiszgo?
-Niestety.
Wciszyrozległosiępohukiwaniesowy,drgnęłyiuśmiechnęłysiędosiebie.
-Awięcniematucałkowitejmartwoty-zdziwiłasięKatarina.
-Ależskąd,jeśliwstanieszoświcie,tozobaczyszłosienapodwórku.
-Myślałam,żepowiesz„aborcja",mamo.OczyElisabethstężały,twarzoblałrumieniec.
- Usunęłam kiedyś ciążę - powiedziała po chwili. - To naj-potworniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek
zrobiłam,inigdysobietegoniewybaczyłam.
Katarinamilczała,przedewszystkimzezdumienia.
- To się stało po rozwodzie - kontynuowała Elisabeth - w tym czasie, kiedy mieszkałyśmy razem w
Göteborgu.Miałamkilkaromansów.-
Zauważyła zdziwienie na twarzy Katariny i roześmiała się. - Niczego się nie domyślałaś. Prawdę
mówiąc,sprawiałomitoogromnąprzyjemność.Dopierowtedypoznałam,czymmożebyćseks.Tobył
wspaniałyokres,pełentajemnic.
Nie wiedzieć czemu, Katarina poczuła się skrzywdzona. Niemal zawstydzona. Niemądra jestem,
pomyślała.
-Cobyłotakiegostrasznegowaborcji?
-Wszystko.Pogardapersonelu,obcesowylekarz,skalpel,rozwieracz,ostreświatłownikającewmoją
kobiecość.Czasamiwydajemisię,żetammieszkadusza.Ukobiet.
Dopieropodłuższejchwilibyławstaniekontynuować.
-Ból,Boże,potwornyból.Żadnejnarkozy,mnóstwokrwi...
-Wspomnieniaściągnęłyjejtwarz,wyglądałastaro.Zmusiłasię,żebymówićdalej.-Iniedającespokoju
pytanie,kimbybyłatatakbardzodociebiepodobnadziewczynka?
-Skądwiesz,żedziewczynka?
-Lekarzmipowiedział.Widzisz,zadługozwlekałam.Chybadlategobyłotyle...krwi.
Elisabethnaglewstałaiotrząsnęłasięjakmokrypies.
-Napijemysiękoniaku-powiedziała.
Itenmomentjużminął,mamaniedowiesięoskrobanceKatariny.
Podniosłykusobiekieliszki,wypiły.Elisabethdodna,Katarinałyczek,bopomyślałaodziecku.
-Skądcitoprzyszłodogłowy,żemogłabymcidoradzaćaborcję?
Jesteś wyjątkowo samodzielna, masz dobrą pracę. I żyjesz w środowisku, w którym respektuje się
samotnematki.Niesąniczymnadzwyczajnym.
Katarinaszukałasłów.
-Nieotochodzi,mamo.Chodziomnie,janigdyniebawiłamsięlalkamiinieznosiłammałychdzieci.
Niemachybawemnieżadnychmacierzyńskichuczućibojęsiębliskości.Jedyne,wczymjestemdobra,
toseks.-Zbierałojejsięnapłacz.-Wydajemisię,żeskrzywdzętodziecko,rozumiesz?
-Takmyśląwszystkiemamyzapierwszymrazem.
-Chceszpowiedzieć,żeczłowieksięuczy?
-Dzieckocięnauczy.Pozatymuczuciasądosyćpodobne.
-Podobnedoczego?
- Dziecko jest ogromnie zmysłowe, Katarina. Potrzebuje fizyczności, stałej bliskości cielesnej. A
przecieżwieszzdoświadczenia,żeciałotrudnooszukać.
Katarinawpiłasięwzrokiemwoczymatki.
WprzytłaczającejciszyrozległsięśmiechElisabeth.
- Zapomniałam ci powiedzieć, że dziecko w twoim brzuchu będzie znacznie bardziej wymagające niż
mężczyzna.
Katarinalekkosięuśmiechnęła.
-Nigdyniegrzeszyłaśnadmiaremsłówpocieszenia.
-Słowapocieszeniasąjakbitaśmietana,coś,cosiękładzienawierzchu.
-Tak,pamiętam,częstotopowtarzałaś.
-Brakowałocitego,kiedybyłaśmała.
-No,trochętrwało,zanimsięnauczyłam,żelepiejbyćuczciwym,nawetjeślitogorzkosmakujeijest
trudnedoprze-
łknięcia.
Elisabethpokręciłagłową.
-Uczciwośćtonietakieproste,Katarina.Bardzomałooniejwiemy.
Większośćpocieszającychszukapociechydlawłasnychlęków.-
Długomilczała,jakbyniepotrafiłaznaleźćodpowiednichsłów.-
Chodzimioto,żerezygnacjazpocieszaniaoznaczaszacunekdlatejosobyijejbólu.
- Sprytna jesteś, mamo. Przypomina mi to o podstawowym rodzaju pociechy, mianowicie o jedzeniu -
powiedziałaKatarina.
Elisabethroześmiałasię.
-Notochodźmyzrobićsobiekilkakanapek.Chrupkichlebzżółtymserem.
Zjadły,północnywiatrpotrząsałkuchennymoknem,inagleniemiałysobienicdopowiedzenia.
-Sprawamipraktycznymizajmiemysięjutro-zdecydowałaElisabeth.-Wiesz,żemożesznamnieliczyć.
-Zrozumiałamto.Mampewienplan.
-Zostałmitylkojedensemestrnauczelni.Wspaniale,żebędęmogłaprzejśćnaemeryturę.
3
KATARINAMIAŁAJASNYUMYSŁ,byłasilnaiufna.Niemogłajednakspać,możeniechciała.Toz
Jackiem...
Jeszczerazmusisobieprzećwiczyćcałątętrudnąrozmowę...
Ale nie mogła się na tym skupić. Wróciła wspomnieniem do spotkania Jacka z mamą. Było wyraźne i
czyste,jakbyzarejestrowałatendzieńwGävlenataśmiefilmowej.
Wjejmieszkaniu,naSöderwSztokholmie,Jackpowiedział,żechciałbypoznaćjejmamę.
-Tyleoniejmówisz.Jakaonawłaściwiejest?
-Nodobrze,zadzwonięispytam,czymożemydoniejwpaśćwczasieweekendu.
Długorozmawiałyizaśmiewałysię,dopókiKatarinaniespojrzałanaJacka.Zauważyła,żegotomęczy,
więcprzeszłanaangielskiipowiedziała,żejestzniąjejamerykańskiprzyjaciel.
-SoyouhavetobrushupyourEnglish,Mummy.Wybuchśmiechuinazakończenieto,corozumiałpo
szwedzku:
-Hejda.
-Cociętakrozbawiło?
-Mamauczyangielskiego.Nowiesz,theQueens.
Wpowietrzuczułosięwiosnę,świeciłosłońce,nanagichgałęziachdrzewpodjejoknempojawiłysię
pąki.
-Wstawaj-powiedziała,budzącgo-bożycietosamaradość.
-Pachniemiodem-odparłsennie.
-Tak.Klonywypuściłypąki.
Godzinępóźniejbyliwdrodze.
- Widzisz zawilce? Tam, w lesie. Musimy się zatrzymać i zerwać trochę dla mamy. U niej nawet
przylaszczkijeszczeniezakwitły.
Jackjęknął,alepotulniesięzgodził,ipochwilimielidużybukiet.
Katarinazawinęłagowgazetę,którązmoczyławstrumieniu.
-Cudnie-powiedziała.
-Bardzoegzotycznie.Pochwilispytał:
-Czyjesteściedosiebiepodobne?
- Tak. Mamy takie same podbródki i wysokie czoła, to samo zdecydowane spojrzenie i gęste blond
włosy.Ijesteśmytegosamegowzrostu.Alemamyinneoczy.Jejsąjasnoniebieskie,niemalprzezroczyste,
jakmocnorozcieńczonawodąakwarela.Kiedybyłammała,wydawałomisię,żemamapotrafiprzejrzeć
każdegonawyloticzytaćwjegomyślach.
-Toniezbytprzyjemne.
- Było przez jakiś czas. Ale potem zrozumiałam, że ile razy miała to swoje jasnowidzące spojrzenie,
zawszepatrzyławgłąb.
-Jakto„wgłąb"?
-Wsiebie.
-Myślisz,że...mniepolubi?
-Onarzadkokogoślubi.Bierzeludzitakimi,jacysą,iakceptujeich.
-Toteżniejestzbytprzyjemne.
- Posłuchaj, Jack. Trudno opisać własną matkę. Ale żebyś miał o niej jakieś pojęcie, powiem ci, jak
zareagowała,kiedypierwszyrazsięzakochałam.Najprzystojniejszychłopakwklasiezaprosiłmniedo
kina.Wydawałomisię,żejestemzakochana,tymczasemtomipoprostuschlebiało.I,rzeczjasna,byłam
napalona.Kinoznaczyłowtedytyle,codługiepocałunkiwciemnościimnóstwopieszczot,podczasgdy
na ekranie jakiś kowboj galopował po prerii z wyciągniętym pistoletem. To było wspaniałe przeżycie.
RozpaloneciałaiwściekłastrzelaninanaDzikimZachodzie.
Jackroześmiałsię,znałtouczucie.
- Tak byliśmy podnieceni, że postanowiliśmy kontynuować pieszczoty u mnie w domu, na kanapie w
dużympokoju.Mamamiałajakiśwykład,nieliczyłamczasu,inaglepoprostustanęławdrzwiach.
Kiedy zobaczyła, co się dzieje, wyszła do kuchni, zamknęła drzwi i zajęła się robieniem herbaty. -
Katarinazachichotałanatowspomnienie.-Chłopakomałoniedostałzawału,zgarnąłubraniaiwypadł
na schody. Drżały mi nogi, kiedy usiadłam na krześle w kuchni obok mamy. Uśmiechnęła się i
powiedziała,żetorozumie.Żetowmoimwiekunaturalne.Żecałeciałobuzuje.Apotempoprosiłamnie,
żebym ją uprzedziła, kiedy będę dostatecznie dojrzała do odpowiedzialnego współżycia, to mi załatwi
pigułkiantykoncepcyjne.
Katarinabyłazadowolonaztejopowieści.Jackpoczerwieniałjakburakibyłwyraźniezszokowany.Do
końcapodróżymilczeli.
Stanęliwprzedpokojustaregomieszkania.Elisabethwyciągnęłarękęnapowitanie.
-Prawdziwyzciebiekowboj-powiedziała.-Nicetomeetyou.
Nie był to najlepszy wstęp. Jack skrzywił się w uśmiechu bardziej niż zwykle. Elisabeth miała w
piekarniku pizzę, którą kupiła w sklepie, nakryła do stołu, nie kładąc obrusa, do pizzy podała sałatę i
piwo.
Katarinaodczytałajegomyśli.Żesięniewysiliła.
Rozmawiali o wiośnie. Katarina rozwinęła bukiet, wokół niej i matki pojaśniało, kiedy - stojąc przy
zlewie-wkładałykwiatydowazonu,starannie,zawilecpozawilcu,jakbyodprawiałyjakiśrytuał.
Kiedysiedzieliprzystole,Elisabethzapytała:
-Niespodobałcisiętenkowboj?
-Nie.ToszwedzkistereotypAmerykanina.
- Nie dla mnie, dla mnie to nie jest stereotyp. Dla mnie kowboj jest archetypem. To bohater, silny i
piękny, odważny i czystego serca, niezachwianej wiary i prosty. Jak chłopiec z bajki, który ruszył na
smoka.Wświecie,wktórymprawdaciąglebyłaczymśnieskomplikowanym.
Katarinausłyszała,jakJackgwiżdżezzachwytu.
Popołudnie uratowane, pomyślała, wyrzucając ich do dużego pokoju. Zajęła się zmywaniem i
przygotowaniem kawy. Jednym uchem słuchała wywodów Jacka o kulcie matki. Była na jego odczycie
poświęconymwykopaliskomwTelAl,gdzieznaleziononajwcześniejszepopotopiefigurkikobiet.
-Byłyszczupłeiwytworne,pomalowanenaczarnoiczerwono-
powiedział, po czym przedstawił różne interpretacje historyków dotyczące władzy tej wielkiej bogini
nadduszamiwzamierzchłejprzeszłości.
Katarinawniosłafiliżanki,ciasteczkaikawęwszklanymdzbanku.
-Twojainterpretacjajestfeministyczna-mówiłJack.-Niebyłotojednaktakieproste,rytuałpłodności
wiązałsięzwielkimcudemnarodzin.
Elisabethskinęłagłowąiszukałaczegośwpamięci.
- ,Jedno dla wszystkich wejście w życie... W łonie matki zostałem ukształtowany jako ciało... we krwi
okrzepły,znasieniamęskiego".
KsięgaMądrości.
-Muszętozapisać-powiedziałJack.
- Mimo wszystko jest czymś szczególnym - zauważyła Elisabeth, kiedy Jack wrócił z notatnikiem - że
wielka matka przeżywa obecnie swój renesans. Za pośrednictwem nowego mitu, naukowego, zgodnie z
duchemczasu.Terazchodziodobrąmatkęijejogromneznaczeniewżyciudziecka.Wykorzystujesięgo,
jakwiesz,dosilniejszegozwiązaniakobietzdomem.
Pilikawę,twarzJackawyrażałamieszaneuczucia.
Potemodezwałsięwswójbezpośrednisposób:
-Jesteścórkąpastora,zakładamwięc,żesporowieszoBogu.
-Myliszsię.DużowiemoBiblii,alenicoBogu.Jedynymbogiem,któregodarzęjakąśtamsympatią,jest
JahwezeStaregoTestamentu.
-PlemiennybógŻydów...?
-Tak. Ten, którynienawidzi i karze,jest zazdrosny i żądnywładzy, osądza iniszczy. Bóg Hioba, który
jesttaksamozłyjakczłowiek.Alemniejświadomy.
Jackomaływłosnieupuściłfiliżankiiprzynajmniejnamoment,kiedyścierałkawęzestołu,odebrało
mumowę.
-Jeślimaszrację-powiedziałpotem-ludziomantyku,którzymieliwielubogów,byłolepiej.
Elisabeth roześmiała się, stwierdziwszy, że ani on, ani ona nie mają o tym żadnego pojęcia. Ale
wielobóstwo daje być może więcej możliwości projekcji. Jeden bóg jest uwikłany w mnóstwo
sprzeczności.
KiedynastępnegodniaranowyjeżdżalizGavle,JackiElisabethbyliprzyjaciółmi.
- W Ameryce - powiedział Jack przy śniadaniu - mit o dobrej matce wydaje się bardzo powszechny.
Przynajmniej wśród coraz liczniejszej klasy średniej. Oznacza to, że prawie wszystkie matki mają
wyrzutysumienia.
Elisabethskinęłagłową.TaksamojestwSzwecji.
-Aletysięwydajeszodtegowolna.
-O,nie,wielurzeczyniezrobiłamiwieluniepowinnambyłazrobić.
Zobaczyłcieńnajejtwarzyipożałowałswoichsłów.
-Chciałabymwierzyć,żepoczuciewinystanowiczęśćnaszegożycia.Trzebasobieztymradzićnajlepiej
jakumiemy.Czasamimyślę,żedziękiwinieistniejemoralność.
Katarinausłyszała,jakJackgłębokowciągapowietrze.Elisabethuśmiechnęłasię.
- Parę dni temu czytałam o pewnych badaniach. Rzecz jasna, przeprowadzonych w Ameryce. Otóż
dorosłedziecinaprawdędobrychitroskliwychmatekczęstomająnajwiększepoczuciewiny.Najlepiej
sobieztymradząci,którzymieliwmiaręporządnematki.JaktookreśliłaWinnicot:good enough. To
mniepocieszyło.
Roześmiałasię.Jackbyłpoważny,nigdyniesłyszałoWinnicot.
4
NASTĘPNEGODNIAranociąglewiałzimnywiatr.Spałydługo.O
świcie Katarina na chwilę się obudziła, żeby popatrzeć na spacerujące po podwórku łosie, dostojne,
prastarezwierzęta.
Kiedyusłyszała,żemamarozpalawpiecu,zeszłanadółzrysunkiemiplikiemfotografii.
-Popatrz,tojestdomekszeregowywprzyzwoitejokolicy,napółnocodmiasta.Właścicielemjestmój
kolega,któryoddawnamaochotęnamojemieszkanienaSöder.Izaczęliśmyrozmawiaćozamianie.
-Todużydom-powiedziałaElisabeth.-Staćcięnato?
- Nawet nie masz pojęcia, ile kosztuje własnościowe mieszkanie na Söder. Więcej niż dom. Z różnicy
będęmogłagoodnowić,pomalowaćitakdalej.
-Boże.
- Największą jego zaletą jest całkowicie urządzone piętro. Jest tam kuchnia, salon, sypialnia i mała
łazienka.Miałabyśosobnemieszkanie,mamo.
-Boże.
-ZostawBogawspokojuiporozmawiajzemną.
Elisabethzaczęławyjmowaćchlebimasło.
-Każdypowinienuprawiaćswójogródek...-powiedziaławkońcu.
-Mamo...!Niemożemyporozmawiaćpoważnie?!
-Mówisię,żedorosłedzieciniepowinnymieszkaćzrodzicami.
-Nigdynieprzejmowałaśsiętym,cosięmówi...
-Aleistniejąpewnetrudności,Katarina.
-Zdajęsobiesprawę.Jesteśmysobiezbytbliskie.
-Niewiem.
-Comasznamyśli?
-Jeśliwróżnychsytuacjachżyciowychmożnanakimśpolegać,toniemapowodu,żebysięskradaćna
palcach.Jakty-powiedziałaElisabeth.
Katarinaczułanarastającązłość.Podniosłasię.
-Atytegonierobisz?Nigdyniestawiaszżadnychwymagańaninieudzielaszrad.Nigdyniemówisz,co
myślisz.Chociażtooczywiste,żemaszswojezdanie.
Elisabethpatrzyławsiebieniewidzącymspojrzeniem.Tymsamym,któreprzerażałoKatarinę,kiedybyła
dzieckiem.Próbowałasięhamować,alebezpowodzenia.
-Totwojeniewtrącaniesię-wybuchnęła-iniespoufalanienazywaszrespektem.Jakmyślisz,jakjasię
wczorajczułam,kiedymipowiedziałaśoswoichromansachiaborcji?
Elisabethpobladła.Wzięłasięjednakwgarśćipowiedziałachłodnymgłosem:
-Dziedziczymynaszewzorce.Znajgorszychrobimyantywzorce.
Mojamatkamusiałaomniewiedziećwszystko.Żebymócżyć.
-Wiem,znałambabcię,wysysaławszystkiesokizeswoichdzieci.Z
ciebieitwoichbraci.ŻebyniewspomniećoOlofie.
-Tusięmylisz-odparłaElisabethirozpłakałasię.
Tobyłostraszne.Katarinapoczuławyrzutysumienia,podeszładomatkiiobjęłają.
Elisabethwytarłanospapierowymręcznikiem.Katarinausiadła.
Milczały.
WkońcuElisabethzgodziłasięnaokrespróbny.
-Wprowadzęsiędociebienarok,zarazpoBożymNarodzeniu,ibędęztobąwnajgorętszymokresie.A
potemzobaczymy.
-ZatrzymaszmieszkaniewGàvle?
-Tak,wynajmęje.
Elisabeth miała wielu przyjaciół, była aktywnym członkiem rozmaitych towarzystw i stowarzyszeń.
Wygłaszałaodczyty,byławmieściekimś!Miaładużodostracenia.Katarinazezdumieniemstwierdziła,
żewogóleotymniepomyślała.Żematkamaswojeżycie.
Zawstydziłasię.
-Niemusiszsięprzenosić,mamo.Damsobieradę.
-Popierwsze,niewiesz,comówisz.Podrugie,chciałabymcośznaczyćdlatwojegodziecka.Wiesz,o
czymmyślałamtejnocy?
-Nie.
-ŻemojadecyzjaoprzejściunawcześniejsząemeryturębyłaczymśwrodzajuznakuodBoga.
-Powiedziałacórkapastora.Elisabethuśmiechnęłasię.
Resztę dnia zajęły im sprawy praktyczne. Spuszczanie wody, sprzątanie, zakładanie pułapek na myszy,
wstawianiewewnętrznychokienizaklejanieich,opróżnieniespiżarki,odmrożeniezamrażarkiilodówki.
Obiewyjeżdżały,ElisabethdoGâvle,nazajęciawswoimostatnimsemestrze,Katarina-doSztokholmu,
żebyporozmawiaćzJackiem.
-Bojęsię-przyznała.
-Przecieżtorozsądnyczłowiek.
-Tak?Dzisiajranopomyślałam,żebyćmożeniconimniewiem.
Byłotakciepło,żemogłyzjeśćnadworze.
-Comyśliszomiłości,mamo?-spytałaKatarina,kiedypiłykawę.
-Chodziciotęwielką,romantyczną...?
-Tak.
-Nigdyjejnieprzeżyłam,więcniemamzdania-powiedziałaElisabeth.-Tynapewnowieszwięcej,
częstobyłaśzakochana.
-Tak,ozakochaniucoświem.-Roześmiałasię.-Krewsięburzy,wgłowieśpiewająptaki.Wszystko
stajesięcielesne,jestcudownie.
-Brzmitodosyćegocentrycznie.
-Alewcale"takniejest.Jegodotykimójdotyk,wyprawaodkrywcza,poznawanieciaładrugiejosoby,
całkiem innego ciała mężczyzny, oczy zatapiają się w sobie, łączą się usta. Nie ma w tym egoizmu,
przeciwnie,jestrezygnacjazsiebie,pełneoddanie,szaleństwo,wspaniałeszaleństwo.Dopókiniemato
związkuzmiłością.No,wiesz,obietnice,przymus,komplikacje,żądania.
Elisabethroześmiałasię.
-ZJackiembyłoinaczej-podjęłaKatarinapochwiliwahania.-
Jakbym go dobrze znała. To bardzo dziwne, mamo, on był zupełnie inny. Potwierdzał wszystkie moje
uprzedzeniadoAmerykanów.Był
otwartywtakisposób,żepółprawdywydawałysięwiarygodniejszeodprawdy,anadokładkęjegojęzyk
ciała był jakby żywcem wzięty z Hollywoodu. - Skierowała spojrzenie na las, w jej głosie dało się
słyszećzdumienie.-Togłupie,alekiedypatrzyliśmynasiebie,myślałam,żeznamgocałeżycie.
Zamknęłaoczy,przypomniałasobienudneprzyjęcie,krótkiuściskdłoniipierwszegłupawesłowaJacka:
„Tutajjesteś,pięknaSzwedko".
Czaspłynął,słońcezaczęłopowoliopadaćkugóromnazachodzie.
Musząruszaćwdrogę.
Zanimwsiadły,każdadoswojegosamochodu,długostałynapodwórkuipatrzyłynasiebie.
5
KATARINABYŁAnaE4nawysokościUppsaliiprzypomniałasobie,żemniejwięcejtutajJackzadał
jejpewnepytanie,kiedywracalizGavie.
-Naogółnienawidzisięmatkizatakączyinnącechę.Aleciebietowyraźnieniedotyczy.
Trochęzwlekałazodpowiedzią.
- Dotyczy. Najgorzej było w okresie mojej młodości, ale nawet teraz zdarza mi się, że jestem na nią
wściekła.Przedewszystkimdlatego,żezawszemarację.
Roześmiałasiępotem,jakbypomyślałaoczymśzabawnym.
-Częstomnieirytujątewszystkiesłowa,którezawszemapodręką,dobrzeprzemyślane,trafne.Itajej
wszechwiedza na temat społeczeństwa, historii, religii, psychologii. Męczy mnie to. Czasami na nią
krzyczę.Aletakreagujemojadziecinnastrona.Onaotymwieijawiem,ipotemsięztegośmiejemy.
Jack pokręcił głową i milczał, kiedy mijali ostatnie światła za Uppsalą. Później, z pewnymi oporami,
powiedział:
-Mojamamanienależydoelokwentnych.Jestmałomówna.
Najczęściejwszystkiegotrzebasiędomyślać,czytaćmiędzywier-szami.No,wiesz,coś,couchodziza
wyrafinowanewpowieściach,alewżyciujestobrzydliwe.Zwłaszczadladziecka,którerobiwszystko,
żebysiędostosować.
- Rozumiem. Moja babcia była taka. Dama, jak mówiła o sobie. A to oznacza zahamowania we
wszystkich obszarach, szczególnie, jak myślę, w życiu uczuciowym. W miłości. Szanujące się kobiety
powinnybyćseksualnieindyferentne.-Westchnęła.-Musiałabyćuwiedziona,rozumiesz?Wziętawbrew
swojejwoli.Adziadekniebył
uwodzicielem. - W smutnym tonie Katariny pojawiła się złość. - Swoją namiętność wyładowywała na
dziecku.
PrzykułaElisabethdosiebie.Pilnowałajej,rościłasobiepretensjedojejmyśliiuczuć.Tosięnazywa
miłość,alewrzeczywistościjestczymśwrodzajugwałtu.
JechaliautostradądoSztokholmu.Prowadziłszybko,zaszybko,mocnościskałkierownicę,ażpobielały
mukostki.
A jej było wstyd i pomyślała, że zachowała się tak jak mama, za dużo miała skojarzeń i za dużo
powiedziała.
Tobyłowmaju,terazjestwrzesień.PrzebiłasięjakośprzezNortull,wybraładrogęnapołudnieprzez
tunel i nagle uderzyło ją, że doskonale pamięta ich wspólną podróż do Gâvle. Może odtworzyć niemal
każdesłowo,wszystko,comówilitamtegowieczoruumamyiwdrodzepowrotnej,wsamochodzie.A
zawszemiałakłopotyzpamięcią.
Zwykłamyśleć,żejejwspomnieniaspoczywająnadniemorzajakzatopioneskarby.Czasamibyłojejz
tegopowodusmutno,uważała,żeludziepozbawienipamięcisąjednowymiarowi.
Miałapowtarzającysięsen.Opadaławczarnejwodzienadno,tamgdziewszlamiestałyskrzynie.Były
ciężkie, miały solidne zamki, nie do sforsowania. Najprzyjemniej było wtedy, kiedy wypływała na
powierzchnię,nabierałapowietrzawpłucaistrząsałazwłosówbłotnistąwodę.Potemdługounosiłasię
nafalach,rozkoszującsięwiatremisłońcem.
Budziłasiędziwnieporuszona,alezadowolona,żeskrzyniesąporządniezamknięte.
6
WSTAWIŁA SAMOCHÓD do garażu. Jak zwykle, kiedy czekało ją coś niemiłego, czuła się nieswojo.
Otworzyładrzwiinapółcewprzedpokojuzobaczyłajegopłaszcz.Jacksiedziałwfoteluwsalonie.
Zerwałsięnatychmiast.
-Nareszciejesteś-powiedział.
Cholera,pomyślała.Alechwilępóźniej,kiedysięobejmowali,uznała,żemożetoidobrze,żebędzieto
jużmiałazasobą.
Zauważyła,żejestzdenerwowany,niemalroztrzęsiony.
-Muszęsięnapić-powiedział.
Katarinaprzyniosławhiskyinalała:jemusolidnąporcję,sobie
-odrobinę.Wypiłdodna.
-Mojamamajestchora.Prawdopodobniemaraka.
-Tostraszne,Jack.Jestwszpitalu?
-Tak,podkroplówkąitakdalej.
-OBoże...Musiszjechaćdodomu.
- Tak. Załatwiłem bilet na samolot do Frankfurtu. Lecę jutro rano. A stamtąd bezpośrednio do Los
Angeles.
-Rozmawiałeśzjejlekarzem?
-Nie,tylkozsiostrąi...
-Comówiła?
-Żemamapowiedziała,żeniemożeumrzeć,dopókimnieniezobaczy.
Katarinazasępiłasię.Zauważyłto.
-Alezżonąteżchybarozmawiałeś?-spytała,mrużącoczy.
-Nie,toniemiałobysensu.Powiedziałaby,żemamaudajeijakzwyklemnąmanipuluje.
PodsunąłKatarinieswójkieliszek,nalałamu.
-MamaiGracesięnielubią-dodał.Katarinaniechciałajużonicpytać.
-Bardzomałoosobiewiemy-powiedziałatylko.
- I to jest cudowne - odparł z uśmiechem. - Coś magicznego między nami. Żadnego grzebania się w
naszychsprawach,żadnychwarunków.
Katarina czuła narastającą płomienną złość; próbowała ją powstrzymać i oddychać spokojnie, nie
zwracaćuwaginamocnobijąceserce.Milcz,pomyślała,nicniemów.Alesięnieudało.
-Terazjestinaczej,Jack-usłyszałaswójgłos.-Widzisz,jestemwciąży.
Upłynęłasekunda,poczymsiępodniósł,podszedłdoniejikrzyknął:
-Jaktosię,docholery,stało?!
-Zapomniałamzabraćpigułki.
-Zapomniałaś!Tousuń!-wrzasnął.-Toprzecieżdozwolonewtympieprzonymsocjalistycznymkraju!
-Nie.
-Wszyscywiedzą,żejesteśdziwką,żezmieniaszfacetówtakczęsto,jakkobietyzmieniająmajtki.
Milczała,wiedziała,żeonniemawątpliwości,żetojegodziecko.
Zrobiłkuniejjeszczekrokiuderzyłjąpięściąwleweucho.Kolejnyciostrafiłjąwnos.Byletylkonie
zemdleć, pomyślała, byle nie zemdleć. Wpadła do łazienki, zamknęła drzwi, chwyciła frotowe
prześcieradło i próbowała zatamować płynącą z nosa krew. Bolało ją ucho, usiadła na sedesie, miała
jakieśprzedziwneomamy.
Dobijałsiędodrzwi.
-Otwieraj,dziwko!
Łazienkawirowałajejprzedoczami.Ztrudemwzięłasięwgarść.
-Jack-powiedziałaopanowanymgłosem-mamprzysobiekomórkę.Jeślinatychmiastniewyjdzieszz
mojegodomu,dzwonięnapolicję.Wtympieprzonymsocjalistycznymkrajuniewolnobićkobiet.Policja
zatrzymacięnalotnisku.
Zadrzwiamibyłocicho.
-Ilechcesz?-wrzasnąłpochwili.-Zapłacę.Zapłacę.Wdolarach!
Słyszysz?!
-Odejdź.
W końcu usłyszała trzask zamykanych drzwi, chwiejnie wyszła z łazienki, zasunęła zamek i założyła
łańcuch.Okropniebolałojąucho.
Elisabethdzwoniłaidzwoniła,przeczekaławielesygnałówinic.
Niktnieodbierał.Możewyszlicośzjeść,pomyślała.AleKatarinaobiecała,żezadzwoni,azazwyczaj
dotrzymywałasłowa.
Potemsięzaniepokoiła,ogarnąłjąniewytłumaczalnylęk.Dochodziładziesiąta.Powinnabyładojechać
w trzy godziny. Olof, pomyślała, muszę się skontaktować z Olofem. I zadzwoniła do Uppsali. Na
szczęścieodebrał.
-CośsięstałoKatarinie!-krzyknęładosłuchawki.-Proszęcię,maszklucze...
-Jużjadę,mamo.
Wniespełnagodzinępóźniejzadzwoniłdodrzwi.Niktnieotwierał,przezotwórnalistyzobaczył,żew
przedpokojupalisięświatło.
Kluczepasowały,aledrzwibyłyzamkniętenałańcuch.Pukał,wołał.
Pochwiliusłyszałjejkrzyk.
-Gotohell,Inever,never...
Głosumilkł.Olofuchyliłprzesłonęotworunalisty.
-Toja!-zawołał.-Olof.Słyszyszmnie?!
Dziesięćminutpóźniejocierałkrewzjejtwarzy.Marzła,całasiętrzęsła,owinąłjąkocami,alenictonie
dało.
Zadzwoniłpokaretkę,mieliprzyjechaćwciągukwadransa.WtymczasieskontaktowałsięzElisabeth.
- Katarinie przydarzyło się... Ma poważne obrażenia. Czekam na karetkę, jedziemy do szpitala.
Zadzwonię,jaktylkobędęmógł.Kładź
siędołóżka,mamo,ipostarajsięzasnąć.
Elisabethubrałasię,zjechaławindądogarażu,wskoczyładosamochoduiruszyłanapołudnie.
OlofsiedziałwpoczekalniiobmyślałplanzabiciaAmerykanina.
Przyszedł lekarz i powiedział, że Katarina ma pękniętą błonę bębenkową i uszkodzenia przewodu
słuchowego.
-Kimpanjest?-zapytał.
Olofwyczułpodejrzliwośćwjegogłosie.
-Jestemjejbratem.
Lekarz miał sceptyczną minę. Olof powiedział mu o telefonie matki, jej złych przeczuciach i prośbie,
żebypojechałdosiostry.Lekarzmuuwierzył,musiałsięjednakwylegitymować.
Pielęgniarkaznocnejzmianyprzyniosłakawęiciastko.
Mijałygodziny.Lekarzwrócił.Chybaimsięudałoprzywrócićsłuchwlewymuchu.Alepacjentkamusi
zostaćnanocnaobserwacji.
-Niechpastorjedziedodomuipomodlisięzanią.
Olofwyczułsarkazmiuśmiechnąłsię.Byłprzyzwyczajony.
-Tojestpobicie-kontynuowałlekarz.-Powinienemzłożyćdoniesieniewtejsprawie.Czywiepan,kim
byłtenmężczyzna?
-Wiemtylkotyle,żetoAmerykanin.
-Imię?Nazwisko?
-Niestety,alemojamatkabędziewiedziała.Przedchwilązniąrozmawiałem,jedzietutaj.Jeśliwolno,
chciałbymtuzostaćdoczasujejprzyjazdu.
PozwolonomusiępołożyćnawózkuszpitalnymwpokojuKatariny.
Zasypiałnakrótkiechwile,budziłsięnakażdyjejruch.Wśrodkunocypowiedziałazezdumieniem:
-Cotyturobisz,Olof?
Nieodpowiedział,usiadłprzyniejiwziąłjązarękę.
- Usiłuję sobie przypomnieć - szepnęła, zamknęła oczy i po chwili je otworzyła. - Strasznie mi wstyd,
Olof.
Milczał,żebyniekrzyknąć,żetotencholernyJackpowiniensięwstydzić.
-Widzisz,byłamwnimśmiertelniezakochana-przyznałaKatarina.
-Śmiertelnezakochanieczęstoświadczyotym,że...wdrugiejosobierozpoznajemysiebie.Jakodbicie
własnegorozdarcia.
Katarinabyłazdziwiona.Cienienajejtwarzyrozjaśniałypromyczkiświatła.
-Śpij,siostrzyczko-szepnąłOlof.
O świcie przyjechała Elisabeth. Od długiej nocnej podróży miała zaczerwienione oczy. Mrużyła je.
Lekarz,którypracowałcałąnoc,był
równieczerwonooki.
- Potrzebne mi nazwisko Amerykanina - powiedział. Elisabeth podała nazwisko, tytuł naukowy,
zaznaczyła,żejestwykładowcąwizytującymnaUniwersytecieSztokholmskim.
-Alenieznamjegoadresu,anitutaj,aniwKalifornii.
-Policjasiętegodowiezapośrednictwemuczelni.
Alezanimlekarskiraportdotarłnapolicję,zArlandyodleciał
jużsamolotdoFrankfurtu.Niebyłotojednakistotne,ponieważKatarinaniechciałaskładaćdoniesienia.
7
PRZYJECHALI DO MIESZKANIA na Asógatan i Elisabeth wzięła się do sprzątania. Na dywanie w
salonie i na podłodze w przedpokoju były plamy krwi. Zerwana półka z wieszakami leżała razem ze
stertąpłaszczyikurtek.Nastolewpokojustałapustabutelka.
-Czyonpił?
-Tak.
Wymienilispojrzenia.
Katarinapołożyłasię,zażyłamocneśrodkiizasnęła.
OlofsiedziałwsalonieirozmawiałprzeztelefonzEriką,któraodetchnęłazulgą,dowiedziawszysię,że
zdaniemlekarzyKatarinapowinnaodzyskaćsłuchwlewymuchu.
-Kiedydzwoniłeśzeszpitala-powiedziałapodniesionymgłosem-
mówiłeś,żeAmerykaninczekałnaKatarinęwjejmieszkaniu.Toznaczy,żemaklucze.
-Dojasnejcholery!-zakląłOlof,zamiastsięzwrócićdoBogawmodlitwie.
Elisabeth systematycznie przeszukała każdą część odzieży w przedpokoju, przepatrzyła biurko i regały,
zajrzaładoszufladwkuchni.
-Musimysięstądwynosić-powiedziałOlof.
-Musimykilkagodzinodpocząć-powiedziałaElisabeth.
Itakzrobili.Przespalisię,zjedlipokanapceiułożyliKatarinęnatylnymsiedzeniudużegovolvaOlofa.
Elisabethpojechałazanimi.W
UppsaliczekałaErikazkolacjąiciepłymiłóżkami.
Katarinadługostaławhallu,trzymającErikęzaręce.Niebyłazachwycona,żebędzieterazzależnaod
bratowej, tej osobliwej Laponki, która czerpie swoje mądrości znikąd, podczas gdy inni z niemałym
wysiłkiemmusząichszukaćwksiążkach.
Katarinadostałazupęwbutelcezesmoczkiem.Erikadomyśliłasię,żemożemiećkłopotyzgryzieniem.
CałaErika,pomyślałaElisabeth,pochylającbutelkę,żebynakarmićKatarinę.
-Niewidziałyśmysięodkilkulat-powiedziałaniewyraźnie.
PojedzeniuKatarinazamknęłaoczy,żebyniemyśleć,żebyodpłynąćwsen.
Naglepodwóchstronachłóżkastanęłyaniołki.
-Czymożemyciępogłaskać?-cichospytałstarszy.
-Tylkoporęku-szepnęłaipoczułananadgarstkachiramionachdotykmałychchłopięcychdłoni.
-Czyonbyłpijany?Ten,coprowadziłsamochód?
-Tak,szalonyipijany.
-Niewiedział,corobi-powiedziałSamuel.
-Tak,niewiedział.
-Tatamówi,żewyzdrowiejesz.
-Tak,niedługowyzdrowieję.
-Iwtedybędziemyrysowaćbajki.
-Będziemy,obiecuję.
Otworzyłaoczyipopatrzyłanachłopców,delektującsięichurodą.
Przystanęliwdrzwiachipomachalijejnapożegnanie.
Nie zasnęła, wróciły zdumiewająco wyraźne wspomnienia wspólnych chwil spędzonych z Jackiem.
Pływaliwśródwysepekarchipelagu,przycumowalidopomostuprzyjednejznichiwłożyliwiatrówki.
Nieźledmuchało,śpiewałtakielunek.
ZacząłjąwypytywaćoOlofaijegorodzinę.
-Jesteśznimwdobrychstosunkach?
-Tak-odparłabeznamysłu.-Mójbratijazawszebyliśmyprzyjaciółmi.Lubimysię.Zcałegoserca.
-Aletoksiądzinapewnomaokreślonezdanienatematwszystkichtwoichmężczyzn.
-Nie.Dlaczegomiałbymieć?
-Wieotym?
-Tak,rozmawiamznimowszystkim.Mówięmuznaczniewięcej...
niżmamie.
Teraz,wewspomnieniu,zobaczyłazdziwienieJacka.Jegoreakcję.
Opór,wątpienie.
- Posłuchaj, Jack. Olof nie jest pasterzem, który patrzy na bliźnich jak na zbłąkane owce, które trzeba
złapaćizagonićdozagrody.
-Tojakimonjestksiędzem?
-Takim,któryszanujekażdegoczłowiekaijegowybórdrogiżyciowej.
Jackpokręciłgłową,nierozumiał.
- Myślałem - powiedział po chwili - że chrześcijaństwo sprowadza wszystkich na tę samą, wąską
ścieżkę.
-Maszograniczonypoglądnachrześcijaństwo.Ktojakkto,aletypowinieneświedzieć,żereligiatocoś
więcejniżmoralizm.
Zjedliszynkęzpuszkiiwypilibutelkęwina.Wmilczeniu.
Kiedywpełzlidośpiworów,Jackpodjąłrozmowę.
-Ajakajestjegożona?
Katarinazachichotałaipowiedziała,żetonietakieproste,jakmogłobysięwydawać.
- Widzisz, Erika spełnia wszystkie oczekiwania, jakie można mieć wobec żony pastora. Piecze chleb i
ciastka, sprząta i bez protestów dba o porządek, zaprasza wiernych na kawę, wysłuchuje opowieści
starychkobietoichtroskachizmartwieniach.-Katarinaroześmiałasięgłośno.
- Wszystko się zgadza. Nawet wygląda jak doskonała żona i matka, nieco kanciasta, o ciepłych
brązowych oczach. A mimo to nigdy nie spotkałam kogoś równie zaskakującego. Ona jest
nieprzewidywalna.
-Jakto?
-Nigdyniewiadomo,jakzareaguje,jakiezajmiestanowisko.Nistąd,nizowądpotrafiuciąćrozmowęi
spokojnie, łagodnym głosem opowiada niewiarygodne rzeczy. Coś, co wywraca do góry nogami
wszystkie przesądy. I nagle człowiek sobie uświadamia, że ta kura domowa jest niesamowicie
błyskotliwa.Iobdarzonaintuicją.
Czasaminiemalupiorną.Jakbypatrzyłagdzieśwdal,przezławicemgłyiprzezmury.
-Dziwnieoniejopowiadasz-powiedział.-Nielubiszjej.
-Jestemoniązazdrosna-przyznałaKatarina.
-Chodziotwojegobrata?
-Nie,nie.Chodziomamę.Elisabethionasądobrymiprzyjaciółkami.Bliskimi...
We wspomnieniu odebrała swój ton głosu jako dziecinny. Czy on to usłyszał? Chyba tak. Bo następne
pytaniezadałradośniej.
-Majądwóchmałychchłopców?
-Tak,sącudowni,rozkoszni.
Jejnagledźwięcznygłosposzybowałpodsufitkajuty.Iopowiedziałaotymokresie,kiedyErikaiOlof
niemoglimiećdzieci.
Badanialekarskie,mnóstwoprób.Wkońcurozpacz.CośbyłonietakzErikąinicniedałosięzrobić.To
było okrutne, całe życie marzyła o dzieciach. Wpadła w depresję, chodziła na terapię. W końcu
zaproponowałarozwód.
-Olofjestwręczstworzonynaojca-powiedziałaElisabeth,którazaprosiłaichobojedoswojegodomu
nadLjusnanem.
SiedzielitamcałyminocamiiuleglinamowomElisabeth.Adopcja.
Obojebylipodwpływemruchówprowietnamskich,mielikontaktyztymokaleczonymwojnąkrajem.Po
długotrwałychbiurokratycznychformalnościachwSzwecjiiwWietnamiepojechaliwreszciedoHanoii
przywieźlidzieci.
-Cudowne,fantastycznedzieciaki-zniekłamanąradościąpowiedziałaKatarina.
Usiadłispytałszorstko:
-WięctwoibratankowiesąChińczykami?
-Niewiem,czyWietnamczycytoChińczycy.
*
Wtedy, na łodzi, nie zwróciła uwagi na dystans w jego głosie. Dalej opowiadała o chłopcach, o ich
urodzie,wdzięku,czułościiuzdolnieniach.
-Sąniesamowiciebystrzy-powiedziała.
Aonnato,żeChińczycyczęstosąsprytni,błyskotliwi...
Czyniedodał:„wyrachowani"?Niepamiętała.Pomyślałatylko,leżącnapiętrzeplebaniiwUppsali,że
byłysygnałyostrzegawcze.
JaktoująłOlof?Odbiciewłasnegorozdarcia?Niezrozumiała,niechciałarozumieć.
Choreuchorozsadzałból.Wzięłaproszek.Izasnęła.
8
JACKODCHYLIŁFOTELLOTNICZY,aleniemógłspać.
Przydałabysięjeszczejednawhisky.OdwylotuzFrankfurtuwypiłjużdwieitrochęsięwstydził.
Lecielipodsłońce.
Boże, jaka ona była piękna. Długie opalone nogi, grające mięśnie, wspaniała sylwetka, łabędzia szyja.
Jędrnepiersi,okrągłytyłeczek.
Jestjakrzeźbadłutastaregomistrza,pomyślał,widzącjąspacerującąnagopoplaży.
I twarz. Oczy niebieskie jak letnie niebo o zmierzchu i jak niebo otwarte, usta oddające wszystkie
uczucia,wyrażającepożądanie,chęćposiadania,smakowaniajegociałaijegomęskości.
Początkowobyłzaszokowany,aonasięzniegośmiała.
-Zarazzrobimyporządekztymamerykańskimpurytaninem.
Wieczorami,kiedyszykowalisiędosnuwciepłejkajucie,myślał,żenigdydotądniemiałpojęcia,czym
jesterotyka.Mimożebyłzwielomakobietamiioddawnapozostawałwzwiązkumałżeńskim.
Onamniewyzwoliła.
Wolałniemyśleć,coterazzrobiztąwolnością.Rozpłakałsię.
Szeptemzłożyłzamówienieprzechodzącejstewardesie,zwdzięcznościąwziąłodniejpodwójnąwhisky,
wypiłjakwodęiczuł,jakodchodziwniepamięćniechlubnykoniecichmiłości.Nigdyniebędzieotym
myślał.
Obudził się z bólem głowy, połknął proszek i postanowił się skupić na Grace, jak ją poznał, jak się
pobraliijakimminąłpierwszyrokwnowymdomu.Kiedyjeszczewszystkoukładałosiędobrze.
Byłacórkąjegopromotora,któryżyłnadobrejstopiezeswoimidoktorantami.Poznalisięnaprzyjęciuw
domuprofesora.Jackzostał
przedstawiony dwóm córkom. Młodsza była ładna, ale nieciekawa, starsza wydawała się nieśmiała i
przygnębiona. Zawsze pociągały go smutne kobiety. Zakochał się, ogarnięty pragnieniem pocieszania,
przekonany,żemusiętouda.
OczyGracebyłyduże,bojaźliwe,czarne.Rozpaczodcisnęłasięnajejtwarzyzmarszczkamigoryczy.
Jejrodziceuprzedziligo,żeGracejużjakonastolatkaczęstopopadaławdepresję.Wzruszyłramionamii
powiedziałcośgłupiegoomiłości,którawyzwalaiwybacza.
Na początku wszystko było dobrze, kupili dom, ona go urządzała i chodziła na kursy gotowania. Kiedy
ogarniałjąsmutek,pocieszałją,czekałnajejinicjatywęwłóżku,kupowałcośzbiżuteriialboseksowną
bieliznę.Byłszczęśliwy,rozkoszowałsięswojąwładzą.
Potem urodził się chłopiec. Zajęła się nim teściowa. Grace leżała w szpitalu, miała depresję
poporodową.Wdniujejpowrotuprzygotował
powitalnąkolacjęikupiłróże.Lekkooszołomionalekami,zuśmiechemuległamuwłóżku.Znowuzaszła
w ciążę, którą zniosła spokojnie, pełna ufności. Ale kiedy wróciła do domu z drugim synem, znów
osaczyłyjąciemności.Zatrudniłpielęgniarkędodziecka,starszychłopieczostałzbabciąirozwijałsię
normalnie.Alemłodszemupostawionodiagnozę:upośledzonyumysłowo.
Jackpisałdoktorat,częstogoniebyło.
Kiedywracałdodomu,widział,żeonacorazbardziejsięzamyka,oddala.Próbowałzniąrozmawiać,
pieścił,chciałdoniejjakośdotrzeć.
Alenieumiał.
Iwtedyzacząłjąbić.
Iuciekać,wyjeżdżaćsłużbowozagranicę.
Zlotniskazadzwoniłdosiostry,któramupowiedziała,żemamajestjużwdomu.Niemiałaraka,tylko
depresjęogroźnychsomatycznychobjawach.
-Wyzdrowieje.Przyjeżdżajjaknajszybciej.
Samolot do San José już czekał. W San José poszedł wynająć samochód. Nogi mu się plątały. Jetlegs,
pomyślał.Pamiętałjednak,żetrochęwypił,iprowadziłzgodniezprzepisami.
PowinienrozpaczaćzpowoduKatariny.Iwściekaćsięnamatkę.
Wiedział,żebyłotak,jakzwykłamawiaćGrace.
-Twojamatkarozgrywaswojegierki.Aleniebyłownimżadnychuczuć.
Dotarcie do wytwornego przedmieścia Berkeley zajęło mu przeszło godzinę. Na wzgórzu w okazałym,
przypominającym park ogrodzie, oczywiście z basenem, stał jego rodzinny dom. The American way of
łife.
Byłtamnieszczęśliwy,wystraszony,przywiązanydomatki,bitejprzezmęża.Ależonnienawidziłojca,
dotejporynienawidził
człowieka,któregoniewidziałoddwudziestulat.Iileodniegooberwałjakodziecko.
WyszłamunaspotkaniesiostraEvelyn.Schudłaizmizerniała.
Kiedysięnieporadnieuścisnęli,najejzgorzkniałejtwarzypojawiłsięuśmiech.
Matkależaławniebieskiejjedwabnejpodomcenabiałejkanapiewsalonie.Wyciągnęładoniegoręce,
ruszył w jej objęcia i pomyślał, że nigdy nie kochał nikogo innego. Nie mówili dużo, uroniła kilka
ładnychłezradościiuśmiechnęłasię,jakzwykleniekalająctwarzyzmarszczkami.
Wyglądałamłodziejodcórki.
-Napewnojesteśbardzozmęczony-powiedziała.
-Tak.
-Twojasypialniajestprzygotowana,wykąpsięiidźdołóżka
-powiedziałaEvelyn,amatkaskinęłagłową.
Ale najpierw wznieśli powitalny toast szampanem, którego przyniosła na tacy stara gosposia. Była
przygarbionaitrzęsłysięjejręce.
Jackprzywitałsięzniąizezdumieniemstwierdził,żesięwstydzi.
Idącnapiętro,zwróciłsiędosiostry:
-Butelkawhisky.
-Jużjestwtwoimpokoju.
Spałdziesięćgodzin.Dopieronastępnegodniaprzyśniadaniumatkawspomniałamimochodem,żeGrace
wystąpiłaorozwódiprzebywazdziećmiwnieznanymmiejscu.
Późnym wieczorem wykręcił numer Katariny. Dzwonił z komórki, tej rozmowy jego matka nie mogła
podsłuchać.
OdebrałmężczyznaiJackpoprosiłdotelefonuKatarinę.
-Ktopyta?
-NazywamsięJackO'Hara.
-Jakśmiesztutajdzwonić,sukinsynu?!-wrzasnąłmężczyznarozwibrowanymgłosem.
-ChciałbymrozmawiaćzKatariną.Mężczyznaniecosięuspokoił.
-Katarinanadaljestnieprzytomna.Przeszłaoperację,doznałalicznychurazówgłowy,mapękniętąkość
szczękowąiuszkodzeniaprzewodusłuchowego.Prawdopodobnie...zostaniejejtoprzezresztężycia.
-Godinheaven...helpme.
Chłodnygłoskontynuowałnieubłaganie:
- Jesteś poszukiwany za usiłowanie zabójstwa. Twoje zdjęcie i numer paszportu są znane policji
granicznej. Rób, co chcesz, bylebyś tylko tutaj nie przyjeżdżał. I możesz wyrzucić klucze, bo właśnie
wymieniamzamek.
Mężczyznarzuciłsłuchawkę.Jackchwiejniepodszedłdołóżka,otworzyłbutelkęipomyślał,żeKatarina
nieuchyliłasię,takjakGrace.
TaprzemądrzałaSzwedkastaławyprostowana,dumna,pełnapogardy.
Cholerniejąkochał.
Kiedymatkaprzyszłażyczyćmudobrejnocy,zdążyłsięupićdonieprzytomności.
9
KTÓREJŚNOCYKatarinęobudziłaburza.Wiatrznadotwartychrówninprzypuściłzmasowanyatakna
jejokno,gałęziestarychdrzewniewytrzymałynaporuiwylądowałynadachu.
Mamaspałaspokojnienawysuwanymłóżkutużobok.Nicgroźnegoniemogłosięstać.
Potemdokonałaodkrycia.Słyszaławszystkieodgłosyburzy,wycie,zawodzenie,trzaskłamanychgałęzi,
słyszała...Ijużnieczułabólu.
Ostrożnie,żebynieobudzićElisabeth,usiadłanałóżkuizatkałazdroweuchokciukiem.Słyszała,słyszała
naleweucho,zpewnegooddalenia,niezbytwyraźnie,alesłyszała.
Ibólminął!
Chciałaspać,niemogła.Dosyćuciekania,pomyślała,tostraszne,aleterazmuszęsięztymuporać.
Byłaczwarta,przezgłowęprzelatywałyzłemyśli,wstyd,gniewiprzerażająceobrazytego,cosięstało.
Pamiętałakażdesłowozichwymianyzdań,coonapowiedziała,coonkrzyczał.Iciosy...Ipytanie,kim
onjest,kim,udiabła,jesttenczłowiek.
Oświcieudałojejsięzdrzemnąć.Wpłytkimśnienagranicyświadomościzaatakowałająpotężnafala,
wielkajakdom.Ilesiłwnogach,pobiegłakuprzybrzeżnymskałomizaczęłasięnaniewspinać.
Jużnaszczyciezobaczyła,żefalasięzałamujeiwracadomorza,skądnadpływanastępna,ogromna.
Tonapewnopodwodnetrzęsienieziemi,pomyślała,iwsekundępóźniejrozbudziłasię.
Elisabethsiedziałanałóżkuipatrzyłananią.
-Śniłamisięstraszliwaburza-powiedziałaKatarina.
-Nicdziwnego,bookropniewieje.
-Wiesz,mamo,słyszęwiatrlewymuchem.
Elisabethszerokootworzyłaoczy.
-Jesteśpewna?
PrzezdłuższąchwilęzatykałazdroweuchoKatarinynajpierwręką,potempoduszką.Córkasłyszała,nie
byłocieniawątpliwości.PopoliczkachElisabethpopłynęłyłzyradości.
Przyszedł Olof, przyszła Erika, wśliznęli się chłopcy i trzymali Katarinę za ręce. Olof zadzwonił do
lekarza,któryobiecałzajrzećtrochępóźniejizanimodłożyłsłuchawkę,powiedział:
-Wszystkoidzieponaszejmyśli.
ElisabethmusiaławracaćdoGavle,gdzietegosamegodniamiaławykłady.
-Jedź,mamo,zczystymsumieniem-powiedziałaKatarinairozpłakałasię.
-Jesttakjakwtedy,kiedybyłaśmała,ajamusiałamiśćdopracy.
Wiedziałam,żejestciprzykro,alezawszebyłaśopanowana.Zewzględunamnie.Alekiedymachałaśmi
zoknanapożegnanie,widziałam,żepłaczesz.
NagleKatarinamogławielerzeczy.Mogłazjeśćchlebzpasztetemipozmywaćpośniadaniu,nawetlekko
się uśmiechnęła, kiedy Jon spytał, dlaczego ma sino-żółtą twarz. Mogła się wykąpać i ubrać, to było
wspaniałe.
Erikapomogłajejrozczesaćświeżoumytedługiewłosy.
-Najgorszyjestwstyd-przyznałaKatarina.
ErikaniepowiedziałatakjakOlof,żetoJackpowiniensięwstydzić.
-Ja...ciwierzę.Mówisię,żezgwałconekobietyczująwstyd.
-Aletoprzecieżgłupie.
- Nie sądzę, żeby to miało coś wspólnego z mądrością. Katarina marzła, Erika posadziła ją w fotelu
przedkaflowympiecemirozpaliłaogień.
-Kawy...?
-Chętnie.
Katarinarozejrzałasiępopokoju.Podobałjejsię.Byłskromny,nienowy,ładny.
Cichoweszlichłopcy.
-Teraz,kiedywyzdrowiałaś-powiedziałpółgłosemJon-możesznamchybanarysowaćbajkę?
Tobyłajużtradycja.Wszystkozaczęłosięodtego,żewBożeNarodzenieElisabethopowiadałabajkę,a
Katarina ją rysowała, obrazek za obrazkiem, w miarę rozwoju akcji. Chłopcy nie od-stępowali od jej
krzesła,piszczelizpodniecenia,posapywali,wzdychaliiśmialisię,patrzącnapowstającerysunki.
ZczasemKatarinazaczęłarysowaćbajkibezudziałuElisabeth.Niebyłytakrozbuchaneibogate,alejej
rysunkistałysiętreściwsze,kiedymogłajerobićwswoimrytmie.
Stalitamteraz,przekrzywiającgłowy,niemogłaimodmówić.
-Postaramsię.Przynieścieblokikredki.
Chłopcywrócili.WtymsamymmomencieErikaweszłazkawą.
-Daszradę?-spytała.
-Chciałabymspróbować.
Piłakawę,wpatrywałasięwbiałyarkuszpapieru,wzięłakredkę...W
głowiemiałapustkę.
I nagle pomyślała o porannym śnie, o wielkiej fali, która zagrażała jej życiu. Już wiedziała, że jest on
częściąinnego,powracającegosnuoskrzynizeskarbamispoczywającejwszlamienadniemorza.
-Byłasobierazmaładziewczynka,któramieszkałanadmorzem.
Każdegodniaspacerowałapobrzeguisłuchałaśpiewuwody.Piosenkaniemiałakońcaidochodziłaz
przepastnychgłębin.Dziewczynkaubóstwiałają.
Napapierzepojawiłosięmorze,błękitnejakniebo,zielonejaktrawa,lśniącejakzłoto.Nabiałejplaży
staładziewczynka,malutkanatlemorzaiwysokichskał.
- Dziewczynka zbierała tajemnice. Były tak sekretne, że nikt nigdy nie powinien ich poznać. Pewnego
dniapostanowiłaukryćjewmorzu.
I obmyśliła sposób, jak to zrobić. Dziewczynka zbierała nie tylko tajemnice, ale i pudełeczka. Bardzo
ładne,
wiecie,takie,któremożnazamknąćnakluczyk.Wkażdympu-dełeczkuschowałapotajemnicy,apotem
poszłanastrychposkrzynię.
Byładużaiciężkaimiaładwazamki.Wszystkotomusiałazrobićwnocy,kiedyjejmamaspała.
Katarina narysowała dziewczynkę schodzącą po stromych schodach w ciemności i ciągnącą za sobą
ciężką skrzynię. Na następnym rysunku dziewczynka siedziała przed domem i wkładała do skrzyni
wszystkieswojepudełeczka.
-Tobyłaletnianociprzyświecałjejksiężyc.Katarinanarysowałaokazałyksiężycwpełni.
-Aleniemogławejśćzeskrzyniądalekowmorze,żebyjązatopićwnajgłębszychgłębinach,jaktosobie
obmyśliła.
-Icozrobiła?
-Pożyczyłałódź-powiedziałaKatarinapochwilinamysłu.-Przypomościenabrzegukołysałasięłódka.
Nakolejnymrysunkuciężkaskrzyniastaławłódce.
-Dziewczynkawiosłowałaiwiosłowała,ażwkońcustałasięmalutkimpunkcikiemnahoryzoncie.Itam
zepchnęłaskrzyniędomorza.
Narysowałapotężnebryzgitowarzyszącewpadającejdowodyskrzyni.
Katarinazmęczyłasię,czułalekkiezawrotygłowy.Achłopcywołalijedenprzezdrugiego:
-Icodalej?Icodalej?
-Todosyćsmutnabajka-powiedziałaKatarina,nieodrywającwzrokuodEriki.
-Ajaksmutna?-zapytałSam.
Katarinaprzypomniałasobie,żeSamuwielbiasmutneopowieści.
Wzięławięcgłębszyoddechikontynuowała:
- Po jakimś czasie dziewczynka zaczęła tęsknić za swoimi tajemnicami, chciała je odzyskać. Już nie
pamiętała,jakwyglądają.Ipostanowiławypłynąćwmorze,iodszukaćskrzynię.
Narysowała dziewczynkę płynącą ku horyzontowi. Na następnym obrazku była w głębinach, a na dnie
leżaładopołowyzanurzonawszlamieskrzynia.Moglizobaczyć,żejestzamkniętanadwazamki.
- Potem - powiedziała Katarina - dziewczynka musiała szybko wypłynąć na powierzchnię, żeby
zaczerpnąćpowietrza.Byłabardzozadowolona,strząsnęławodęzwłosów,leżałanaplecachicieszyła
sięsłońcem.
Zobaczylijązbliska,unosiłasięnafalach.ErikanalałaKatariniedrugąfiliżankękawyipogłaskałająpo
głowie.
-Powinnaśodpocząć-powiedziała.
-Musimysiędowiedzieć,jaksiętoskończyło!-krzyknęlichłopcy.
- Którejś nocy - podjęła Katarina - rozszalał się sztorm i dziewczynkę obudził huk fal, wielkich jak...
wieżowce,którezaczęłypodpływaćpodichdom.
Narysowaładom,którywporównaniuzpierwsząogromnąfaląwyglądałjakmalutkachatka.
- Dziewczynka, jej mama, dziadek, babcia i bracia wybiegli z domu i wspięli się na najwyższą skałę.
Mamapowiedziała,żetonapewnopodwodnetrzęsienieziemi.Wtedydziewczynkasięrozpłakała.
Uświadomiłasobie,żejejskrzyniazostałazniszczonaiżewszystkiejejtajemniceprzypłynądobrzegu.
-Notojeodszuka-powiedziałJon.
-Alebrzegjestdługi,sątamtysiącezatoczekisetkitysięcyostrychkamieni.
-Musipoświęcićdużoczasu.
-Alebardzojąboląnogi.
Katarinanarysowaładwiemocnoporanione,krwawiącestopy.
-Etam-skomentowałJon.-Powinnawłożyćporządnebuty.
-Katarinajestzmęczonaimusiodpocząć-powiedziałaErikamatczynymtonem.
Chłopcysiępoddali,alezanimsiępożegnali,zawołalijużwdrzwiach,żenastępnymrazemchcielibysię
dowiedzieć,cobyłodalej.
-Kiedyśmusiszprzecieżtozakończyć-powiedziałJon.
-Mamnadzieję-odparłaKatarina.
10
LEKARZ RODZINNY Elgów nazywał się Lasse Simonsson. Był u Katariny już pierwszego dnia,
zaopatrzonywjejkartęchorobyidobreradychirurgazeszpitalanaSöder.Terazzjawiłsiępopołudniu,
żebysprawdzićjejsłuch,iwmiarębadaniacorazszerzejsięuśmiechał.
- Niedługo stanie pani na nogi, trzeba się tylko wystrzegać wysokich dźwięków. I trochę to jeszcze
potrwa,zanimbędziepanimogłaprowadzićsamochód.
Wypisałjejzwolnienienacałymiesiąc.
-Toniemożliwe,muszęiśćdopracy,jestempotrzebna,moikoledzy...
Katarinamiałamnóstwoobiekcji,alelekarzpokręciłgłową.
-Chybaniechcepaniryzykowaćutratysłuchu?Katarina,któramyślałaopracyjakowybawieniu,była
skonsternowana.
-Uważamteż,żeniepowinnapaniwracaćdoswojegomieszkania-
dodałnadomiarzłego.
-Dlaczego?
-Zewzględunahałas.
-Niemogęprzecieżnarzucaćsiętutajzeswojąobecnością...wnieskończoność.
-Wiesz,żemożesz-zirytacjąwtrąciłaErika.
-Paniszwagierkajestztych,którymtrudnoprzyjąćczyjąśpomoc-
powiedziałlekarz.
-Domorosłypsycholog!-warknęłaErikapojegowyjściuiKatarinaniemogłasięnieuśmiechnąć.
Olofprzyszedłdodomunaobiad.Rozpromieniłsię,kiedyusłyszał,copowiedziałlekarz.
-Towspaniale,żebędzieszznami.
-Lepiejsiedźcicho,bosięrozpłaczę-powiedziałaKatarina.Olofmiałjeszczezajęciaiwyszedł,Erika
kąpała chłopców i układała ich do snu, a Katarina zmywała naczynia w dużej nienowoczesnej kuchni i
myślała, że powinna im sprezentować zmywarkę. Wstawiając może zbyt energicznie talerze do szafki,
dokonała pewnego odkrycia. Od ostrego dźwięku poczuła ból w uchu. Simonsson miał rację, musi
uważać.
- Przydałoby się nam trochę świeżego powietrza - stwierdziła Erika, kiedy dzieci zasnęły. - Co byś
powiedziałanaspacerwokółdomu?
Daszradę?
Katarinabyłazachwycona.Erikadałajejdużąwełnianączapkę,którąmogłanaciągnąćnauszy.OdOlofa
pożyczyłakurtkęnafuterkuibuty.Kiedyjewkładała,dokonałakolejnegoodkrycia;zakręciłojejsięw
głowie.Musiałausiąść,hallwirował.Erikaczekała.Zanimwyszły,minęłotrochęczasu.
-Uszymająjakiśzwiązekzezmysłemrównowagi-powiedziałaErika,kiedyprzeszłydziesięćmetróww
jednąstronęidziesięćzpowrotem.
Powoli,krokpokroku.Uczuciewielkiejprzygody.Potemsiedziaływpokojuprzedrozpalonympiecemi
Erikazebrałasięnaodwagę.
-Codobutówdobrychdospacerówpoplaży...znamfantastycznegoszewca.
Katarinamilczała,przełknęłaślinę.
-Mamuprzedzeniadopsychiatrów-powiedziałapochwili.-Samachcęsięztym...uporać.
-Teżtakmyślałam,kiedybyłamwdołku.Alesięmyliłam.Bardzomipomogli.
-Pamiętam,chodziłaśdojakiegośdocenta.Ale...mojeproblemyniesątakpoważnejaktwoje.
-Skądmożesztowiedzieć?
-Niewiem-przyznałaKatarina,dotykającbrzucha.
-Przemyślto.
Obejrzaływtelewizjiprogrampublicystycznyiposzłyspać.
11
BURZA WYMIOTŁA niż znad Upplandii. Nastało babie lato, kilka zdumiewająco słonecznych,
złocistychdni.
-Jedziemydolasu-zdecydowałaErika.
I tak zrobili. Wrzucili do samochodu koce, kanapki, termosy z czekoladą i z kawą i ruszyli krętymi
drogami pośród żółtych ściernisk, sunęli ogniście czerwonymi alejami, minęli kopce królewskie, w
którychspaliodstulecinieznaniwikingowie.
Zaparkowali na poboczu i zanurzyli się w złoty las. Chłopcy biegli przodem, rozkopywali liście,
wydawaliokrzykiradości.Pachniałojesienią,grzybamiimelancholią.
Katarinawyjęłazatyczkizuszu,słuchałaśmiechudzieciiszelestuliścipodstopami.
DogoniłaErikę.
-Zdecydowałamsiępójśćsamawzdłużbrzegu.Boso-powiedziałazrozbrajającymuśmiechem.
-Todobrze.Niechtosiędokonawswoimrytmie.
-Owszem.Alebędęsięopieraćzewszystkichsił.
Pochwilizatrzymalisięprzedzaroślamitarniny.
-Dolicha,powinnyśmyzabraćrękawice-powiedziałaKatarina.
-Sąwsamochodzie-odparłaErika.
W nieforemnych samochodowych rękawicach nazrywały całą reklamówkę niebieskich owoców.
Podrapałysobieramiona,Katarinamiałazadraśnięcianatwarzy.
-Terazjesteśsina,niebieskaiczerwona-zauważyłJon,kiedyErikaprzemywałazadrapaniasalubrinem.
-Poconamtekulki?Sąobrzydliwe!-krzyknąłSamisplunął.
-Zrobimyznichsok-powiedziałaErika,nacochłopcychóremzapewnili,żezanicgoniebędąpić.
Usiedlipotemnakocach,jedlikanapki,pilikawęiczekoladę.Poposiłkuchłopcyzaczęliganiaćwśród
drzew i krzaków jak małe łobuziaki. Wrócili ze znaleziskiem, opuszczonym gniazdem, i Katarina
wytłumaczyłaim,jakmozolniebyłobudowane,źdźbłopoźdźble.
-Ktownimmieszkał?-spytałszeptemJon.
-Wydajemisię,żepliszki.
-Agdzieoneterazsą?
-Odfrunęły,sąwdrodzedociepłychkrajów,doEgiptu.Razemzdziećmi.
-JateżchcędoEgiptu.Gdzietojest?
-Napołudniu,tamgdzieterazjestsłońce-wyjaśniłaErika,wskazującpalcem.
Chłopcyodbiegli.
-Tobardzodaleko,tysiącdnistąd-zawołałazanimi.Zatrzymalisięrozczarowani,alepochwiliSam
powiedział
doJona:
-Ech,mytylkotak,naniby.
- Tej nocy nie spałam i myślałam o wstydzie - powiedziała Erika. - I o tym, o czym rozmawiałyśmy
wczoraj.Ze,codziwne,wstydzisięofiara.
-Wiem,żetoniemądre,aleconocmnietomęczy.Doszłaśdojakichśwniosków?
- Że słusznie się wstydzisz. Dałaś się upokorzyć. Zapadła absolutna cisza, jakby cały las wstrzymał
oddech.
-Toprawda-przytaknęłapochwiliKatarina.-Onzaspokajałmojepotrzebyseksualneimojąpróżność,
moje...wyobrażenie0sobiejakokobieciewolnej.Używałamgo,takjakwszystkichinnychmężczyzn.I
przymykałamoczynato,kimjesticonaprawdęmyśli.Aprzecieżbyłysygnałyostrzegawcze.
-Możezbytrzadkoprzyglądaszsięsobie-skwitowałaErika.
Nie zdążyła nic dodać, bo wrócili chłopcy. Spotkali pewnego pana, od którego się dowiedzieli, że do
Egiptujestbardzodalekoiżebysiętamdostać,trzebapoleciećsamolotem.
-Tak,toprawda-przyznałaErika.-Zapomniałamwamotympowiedzieć.
-Zapytajcietatę,ontambył-wtrąciłaKatarina.
Pozbierali wszystkie rzeczy i poszli do samochodu. W domu Katarina powiedziała, że jest zmęczona i
musichwilęodpocząć.
-Itroszkępopłakać-szepnęładoEriki.
DopieropóźnymwieczoremKatarinaiErikaznowubyłysame.
-Niebardzocięrozumiem.Comiałaśnamyśliztymprzyglądaniemsięsobie?
Erikawestchnęła,zastanawiałasięipodłuższejchwiliodparła,żeniepotrafitegowyjaśnić,niemówiąc
oswojejwierze.
-Anapewnoświetniewiesz,żewszystko,comawymiarreligijny,istniejepozasłowami.
-Nierozumiem.ComaztymwspólnegoBóg?
-DlamniedrogadoBogaprowadziprzezwiaręwsiebie.
-TakjakmówiąwAmeryce:Kochajsiebiesamego.
ErikausłyszaładrwinęwgłosieKatarinyiwzruszyłaramionami.
-Nie,raczejtak,jakmawialiGrecy:Poznajsamegosiebie.
-Totylkosłowa.
-Adlamnieświadomośćwłasnychuczuć,umiejętnośćichrozróżnianiaiakceptowaniabezwzględuna
ichwartość.Wtensposóbuczymysięrozpoznawaniawłasnejzłości,niechęci,zazdrości,żądzywładzy.
-Tostraszne.
ErikaniepatrzyłanaKatarinę.
-Napoczątkutotrudne.Trzebaprzebyćdalekądrogę.Twójcieńjestdużowiększyigłębszy,niżcisię
zdaje.
-Niebrakujemiwiarywsiebie.Erikaroześmiałasię.
-Wiarawsiebietonietosamocoznajomośćsiebie.WKatarinieobudziłsięsprzeciw.
-Toczym,twoimzdaniem,jestwiarawsiebie?
-Sprostaniemswoimszykownym,domorosłymautoportretom.
Funkcjonowaniemwswoichrolach.
Katarinapoczułasięniemiledotknięta.
-Ijaktosięrobi?-spytałajadowicie.
-Jakjużpowiedziałam,trzebasięsobieprzyglądać.Byćwsobie.
Katarinaoniemiałazezdumienia.
-Chodziłaśnaterapię,żebywidzieć...?-powiedziałapochwili.
-Tak,tobyłopomocne.Dzieciwcześniesięuczą,czymjestwstyd.
Fe, wstydź się, tak nie wolno. A kolejny krok to: Zrobiłeś mamie przykrość... - Erika zastanawiała się
chwilę.-Dziecizawszechcąznaćpowody.Jeśliniktimniczegoniewyjaśni,biorąwinęnasiebie.To
przezemnierodzicesiękłócą,tatajestzły,mamapłacze,abratabolibrzuch...No,wiesz.
Siedziałyprzezchwilęwmilczeniu.
-Nauczyłamsiędziękiterapii-podjęłaniepewnieErika-żedecyzjepodejmowałodziecinnedziecko.
Żeodbywałosiętonabardzoprymitywnympoziomie.
Zgasiłylampy,siedziaływpokojuprzyblaskupalącegosięwpiecuognia.
-Wiem,Erika-powiedziałaKatarina.-Tomojawina,żetatabił
mamę.Moimobowiązkiembyłojejbronić...-Głosjejsięzałamał.-Ateraznarażamjąnatraumatyczne
przeżycie.Czypomyślałaśotym,jakniąwstrząsnęłatahistoriazJackiem?
Erikamilczała.
Kiedynastępnegodniaranorobiłyśniadanie,Katarinaspytała:
-Jakmożnasięnauczyćprzyglądaniasięsobie?Erikaszerzejotworzyłaoczy.
-Dajmikawy.
Dostałakawęiniecosennieszukałasłów.
- Pojawiają się w nas silne, często nieprzyjemne uczucia. Skąd się biorą? Kiedy potraktowałam to
poważnie,doszłamdowniosku,żemająonezwiązekzmoimiwłasnymiwyobrażeniamiosobie,którez
jakiejśprzyczynydoznałyuszczerbku.Dolejmikawy.
Katarinanapełniłajejfiliżankę.
-Proszę,mówdalej.
-Napoczątkudotarłamdotejwspaniałej,miłej,zawszeuczynnejiposłusznejEriki.Poznałamjąbliżeji
znienawidziłam.Alebezprzerwywystawiałaswójpaskudnyryj.Wtedyodkryłam,żewtejwspaniałej
istociekryjąsięstraszneuczucia.Itakwrednemyśli,żeaższkodasłów.
-Nierozumiem,Erika.Jakiemyśli?
Katarinazezdumieniemzauważyła,żeErikazaczerwieniłasiępokorzonkiwłosów.
-Damciprzykład-zaczęłaiumilkła,jakbyzbierałasięnaodwagę.-
TyiElisabethjesteścieumnienaobiedzie-podjęła.-Dołożyłamogromnychstarań,przygotowałamtrzy
dania, a Elisabeth mówi mimochodem, że jej smakowało i że mi dziękuje. Po czym wracacie do tych
waszych wprawek intelektualnych. Kiedy zmywam, zaglądasz do kuchni i pytasz od niechcenia, czy
mogłabyśpomóc.Kręcęgłowąiodpowiadam,żezachwilęprzyniosękawę.Szorujęgarnkiizeskrobując
nożemnajgorszezakamarki,nienawidzę,wykluwamcioczy,bezczelne,wyzywająconiebieskieoczy.
-Pamiętam,żemniewyrzuciłaśzkuchni.Pomyślałam,żejeślirolamęczennicysprawiaciprzyjemność,
toniebędęcijejodbierać.
-Możetakibyło.
Erikaroześmiałasię.DokuchniwszedłOlof.
-Wyczuwamniepokójwpowietrzu-powiedział,otwierająckartonmleka.
-Isłusznie-odparłaKatarina.-Rozmawiamyonieprzyjemnychrzeczach.Czykiedykolwiekmyślałeśo
tym,żetymogłeśbyćdzieckiem,ajamusiałamwydoroślećwwiekusześciulat?
-Tak.Wiedziałemotymodpoczątku.Czasamiwydawałomisię,żewłaśniedlatego...powinienemcito
jakośzrekompensować.
Chłopcyszlidokuchninaśniadanie,więcKatarinasyknęłapółgłosem:
- Idź do diabła... Nie trzeba mi żadnych rekompensat. Kiedy biegła po schodach na piętro, usłyszała
śmiechEriki.Nienawidziłaswojejbratowej.
12
SEN ZWSZE BYŁ miłosierny dla Katariny. Spała jak dziecko, z kołdrą na głowie. W pozycji
embrionalnej,zrękąnabrzuchu.
Gdzieśzoddaleniausłyszała,jakcichouchylająsiędrzwiidwagłosikiszepcą:
-Śpi.
Ijużichniebyło.
Dzieciwydobyłyjązgłębokiegosnuinaglepojawiłysięobrazy,przygnębiające,przerażającowyraźne.
Byładzieckiem,siedziaławpociągu,wciśniętawkątprzedziału.Naprzeciwkosiedziałakobieta.
Zasłaniałatwarzdużymczarnymszalem;byłapokaleczona,znosaciekłakrew,policzkimiałaopuchnięte.
Wobjęciachtrzymałaśpiącegochłopczyka.
Dziewczynkachciałająpocieszyć,chciałazawołać:„Kochanamamusiu!".
Szybkosięzorientowała,żeniemożeanikrzyczeć,animówić.Ale,codziwne,słyszała.Słyszałałoskot
kółibrzększkła.Chciałojejsiępić,nieudałojejsięjednakdosięgnąćkarafki,aniemogłapoprosićo
wodę.
Dużo straszniejsze od dźwięków były różne postaci, które przechodziły korytarzem jak duchy,
przystawały, gapiły się. Niektóre kręciły głowami z politowaniem, niektóre śmiały się głośno, niektóre
patrzyłypożądliwie.Wszystkieznała,tobyliludziezwioski.
Potempociągzahamował,naperonieczekałdziadekinajejwidokotworzyłramiona.Aleonaniemogła
się ruszyć, skamieniała. Mama z Olofem wysiadła, a dziewczynka została. Pociąg ruszył na północ, w
ciemność,stuku-puk,stuku-puk...
Katarinaotrząsnęłasię,zrozumiała,żetojejsercetakbiło.
Uświadomieniesobietegopomogłojejodpędzićkoszmar;siedziałanałóżkuwdomubrataiusiłowała
uspokoićserce.Tobyłtylkosen,totylkosen.
Wiedziałajednak,żenietylko,żeprzyśniłojejsięwspomnienie.
Podróżwstydu,pomyślała.
Otarła pot z twarzy, napiła się wody ze szklanki stojącej na nocnej szafce i rozpamiętywała tamto
zdarzenie.
Wtedy też była jesień, szybko zapadały ciemności. Był piątek, ostatni z wielu podobnych. On nie
przychodził,twarzmamyrozjaśniłasię.
-Niewróci-szepnęła.-Pojechałdoniej.
Chwilępóźniejusłyszałyszumoponnapodjeździeipiskhamulcówprzedbramągarażu.
-Katarina-powiedziałamama.
Katarina wiedziała, co ma robić. Wzięła dwulatka na ręce i tylnymi drzwiami wymknęła się do
Berglundów.Dzwoniącdonich,zauważyła,żeciężarówkastoinaulicy.CzyliwujekKallejestwdomu.
Podbiegładoniegoizawołała:
-Pomóżnam,onzabijemamę!
Wysokikierowcawstał,wpadłdopokojugościnnegoiwyjąłzszafystrzelbę.
-Dojasnejcholery!-krzyknął.
-Kalle,naBoga,uspokójsię!-krzyknęłaciociaKarin.Aleonjejniesłyszał.
Olofzacząłpłakać.
-Napijemysięgorącejczekolady-powiedziałaKarin.Katarinawciążbyłazdenerwowana,widziała,jak
ciociKarindrżąręce,kiedywlewałamlekodogarnka.AOlofdostałcyna-monoweciasteczkoiumilkł.
Chwilępóźniejusłyszelihuk.WujekKallestrzelał,wujekzastrzelił
tatęiKatarinaczułaprzypływradości.Nieżyje,pomyślała,nieżyje,iwybuchnęłaśmiechem.
Olofzatozacząłrozdzierającokrzyczeć.CiociaKarin,drżącjakosika,pobiegładoichdomu.Wróciła
dużospokojniejsza.
-Bądźciecicho!-wrzasnęła.-Oboje!
Katarinazamknęłausta,powstrzymującśmiech,któryrozsadzałjejbrzuch.Achłopczykprzełknąłkrzyk.
CiociaKarinpodeszładotelefonuiKatarinadomyśliłasię,żewezwiepolicję.
- Już jadą, będą w ciągu pół godziny - powiedziała potem, głęboko westchnęła i przytuliła Katarinę. -
Kallestrzelałwsufit,nikomunicsięniestało.Twójtatasiedzizwiązanynafoteluipłacze.
-Amama...
-Niedługo...wszystkobędziedobrze.
-Muszęsięniązaopiekować.
-Nie.
-Ale,ciociuKarin,jatorobiłamtylerazy,wycierałamkrewitakdalej...
-Niemożemytamiść,mojedziecko,policjazabroniła.Skłamała.
Katarinawidziałatowjejtwarzy.
- Jeśli to coś poważnego, zadzwonią po lekarza - powiedziała Karin, żeby ją uspokoić, ale Katarina,
przeraziłasiębardziejniżkiedykolwiek.
ChciałasięwyrwaćzobjęćKarin,alesięnieudało.Olofzasnąłzrękaminakuchennymstole.
-Zajmijsięlepiejswoimbratem.Chłopiecsięzsikał.
-Muszępójśćpopieluchę.
-Nigdzieniepójdziesz.
Katarinaposłuchała,widziała,żeKarinpłakała.Wsekundępóźniejprzyjechałradiowóz.
TerazobrazyzaczęłysięrozmywaćwewspomnieniachKatarinysiedzącejnałóżkuwpokojugościnnym
wdomubrata.Głosyodpłynęły,jużniesłyszała,comówilidorośli.
Pamiętała tylko, że policjanci byli sympatyczni i że klęczała przy mamie, ocierała jej krew z twarzy i
pocieszała:
-Jużdobrze,jużdobrze...
IżeKarinpomogłajejpakowaćubraniadodużejwalizki,kiedypolicjancidzwonilidodziadka.
Potemwróciłsenopodróżypociągiem.Bardzowyraźneobrazy.Niechciałaichzapomnieć,wyjęłablok
ikredki.
Skończyłarysunekizeszłanadół,żebypoprosićOlofaowybaczenie.Aleniebyłogowdomu,nikogo
niebyłowtymdużymdomu.
13
KATARINASPRZĄTNĘŁAkuchnięiwyjęłaodkurzacz.Powinnobyćelegancko,kiedymamaprzyjedzie.
Jutro.Tobyłapocieszającamyśl.
Dom był duży, miał wiele zakamarków i wnęk. Elisabeth nazywała go ruiną, a Erika narzekała, że jest
nieustawnyiniewygodny.
Toprawda.
Wymagałponadtopilnegoremontu,przebudowy,wymianyrur.
Zawrotnekoszty.Niewyobrażalne.
Jaknadomzprzełomuwieków,byłwznakomitymstanie.
Według Katariny miał charakter, ładne proporcje i był dobrze zaprojektowany. Teraz, kiedy odkurzała
hall za hallem, pokój za pokojem, schody za schodami, stracił swój urok. A niech to szlag trafi,
pomyślała.Jestdobrydlakogoś,ktomasłużbę,ludzidopomocy,którychswegoczasuniebrakowałoi
możnaichbyłotanionająć.
Dawnotemu.
Odkurzałaschody,kiedywróciłaErikazdziećmi.
Byliwhalitargowejizrobilizakupynaweekend.
-Cotywyprawiasz?-zirytacjąspytałaErika.-Atwojeucho?!
Katarina szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Kompletnie zapomniała o uchu. Dotknęła go, owszem,
trochębolało,aleczęstoczułabólprzydotyku.
-Zapomniałam,żejestemchora.Wymieniłyuśmiechy.
-Chora,spoconaibrudna-powiedziałaErika.-Weźpryszniciwłóżcośczystego.
- Ach, jak mi wstyd! Chowam ogon pod siebie i znikam. Zatrzymała się na moment na schodach i
odwróciładoEriki.
- Pomyślałam o tym, co mówiłaś o wstydzie. Nie miałaś racji, wstyd nie jest wyuczony, to wrodzony
odruchwszystkichzwierzątstadnych.
-Wilkówisłoni,itakichtam!-zawołałradośnieJon.
- Właśnie - potwierdziła Katarina. -1 milionów ludzi od setek tysięcy lat, którzy nie mogliby przeżyć,
gdybyzostaliodtrąceniprzezswojeplemię.
-Poddajęsię-powiedziałaErikaipodniosłaręcedogóry.
Katarina wzięła prysznic, umyła włosy. Poczuła się lżej na duchu, mimo przykrego snu i niemiłych
wspomnień. Poszła do gościnnego pokoju, posłała łóżko, wysunęła dodatkowe łóżko i wyjęła czystą
pościel dla Elisabeth. Pokój znajdował się nad dużą przeszkloną werandą, był jasny, w południe
zaglądałotusłońce.
Aletegodniabyłopochmurno.
Włożyła czerwoną bluzkę i czarne spodnie. Uznała, że to odpowiedni strój. Potem skropiła perfumami
płatkiuszuinadgarstki,uśmiechnęłasiędoswojegoodbiciawlustrzeistwierdziła,żejejtwarznabrała
kanciastychkonturówiżemiędzynasadąnosaaustamipojawiłysięnowezmarszczki.
-Jestemcorazbardziejpodobnadomamy-powiedziałazza-dowoleniem.
WkuchniErikawkładałazakupydolodówki.Nablaciekołozlewuleżałomnóstwokwiatów.
-Pomyślałam,żezrobiszznimiporządek.
-Zprzyjemnością.
Układając bukiety i wstawiając je do większych i mniejszych wazonów, Katarina mówiła o domu, jak
trudnogoutrzymaćwporządku.Erikawestchnęłaiprzyznała,żenapoczątkusięnieskarżyła.
-Zaspokajałmojepotrzebymęczennicy-powiedziała.-Aleteraz,kiedysięjejpomałupozbywam,chce
mi się krzyczeć, ile razy muszę zbierać po wszystkich kątach zabawki, gazety, książki, czasopisma,
ogryzki i niedojedzone ciastka. - Niemal kipiąc ze złości, pokazała na okno. - Żeby nie wspomnieć o
tysiącachmalowniczychszybek,którychniemyję.
- W poniedziałek ściągnę kogoś do mycia okien - powiedziała Katarina i zanim Erika zdążyła
zaprotestować,dodała:-
Pomyślałamteżozainstalowaniuzmywarki.Pozatym,przygo-towującjedzenieizmywając,możnasobie
tupołamaćkręgosłup.
Podniesiemywszystkieblaty,Erika.Ijazatozapłacę.PrzynajmniejrazEricezabrakłosłów.
-No,cotynato?
-Olofzanicsięniezgodzi.
-Onrzadkogotujeinigdyniezmywa.Niemawięcnicdogadania.
Samaznimporozmawiam.
-Żebysiępoczułjakwinowajca?
-Aczemunie?-skwitowałaKatarina.
Momentpóźniejzaczerwieniłasię.
-Najpierwprzeproszęgozato,copowiedziałamdzisiajrano.
-Etam,tobyłotylkozwykłeprzekomarzaniesięsiostryzbratem.
Onteżsięniepopisał,wyjeżdżającztąrekompensatą.
Katarinachciałapowiedzieć,żekochaswojąbratową.Aleniemogła.
Erikazmarszczyłanos.
-Słuchaj,rozmawiałyśmyotymwczoraj.Zderzająsiędwaautoportrety:silnejkobietyidobregobrata.
-Rety!-westchnęłaKatarina.Erikaroześmiałasię.
PotempojawilisięchłopcyiKatarinamusiałaimopowiedziećbajkę.
Chcieli, żeby była o słoniach. Z ulgą poszła po blok i kredki. Nie byli zainteresowani zakończeniem
smutnejopowieściodziewczynce,któraszukałanabrzeguswoichwspomnień.
Rysowaniesłonibyłołatweiprzyjemne.
Wyrwałarysunekprzedstawiającyprzedziałwpociągu,położyłagonaparapecieizeszładochłopców,
którzyczekalinaniąwpokoju.
-Byłsobierazmalutkisłoń...
-Dwa!-krzyknęlichłopcy.Katarinazaśmiałasię.
-Okej.
*
Godzinępóźniej,kiedyErikazaczęłaprzygotowywaćjedzenie,Katarinaszybkozadbałaoto,żebymama
słonicaznalazłaswojenieposłusznedzieciizaprowadziłajedostada,wktórymzniknęłyjakwogromnej
ruchomejgórze.
Iposzładokuchni.
-Przychodzęspytać,czymogęciwczymśpomóc.Erikauśmiechnęłasięzdawkowo.
-Możeszzrobićsałatkę.
-Denerwujeszsię?
-Tak.
Katarinaonicwięcejniepytała.Pokroiłasałatęipomidoryiskropiłacytryną.Wtymdomu,jakzdążyła
sięzorientować,dressingpodawałosięosobno.
Milczały,chłopcykłócilisięojakąśzabawkęiKatarinaprzypomniałasobie,żekiedyrysowałaimbajkę
osłonikach,częstodzwoniłtelefon.Wkońcuzebrałasięnaodwagęispytała:
-GdziejestOlof?
-Chybawkościelezorganistą.Przygotowująmuzykęnaniedzielnenabożeństwo.
-Pójdęponiego.
Erikazrobiłaruch,żebyjąpowstrzymać.AleKatarinajużwłożyłapalto.
14
MUSIAŁA PRZEJŚĆ zaledwie kilka przecznic. Marzła. Całkiem nieoczekiwanie łagodna jesień się
poddała.Byłprzenikliwyziąb,Katarinapostawiłakołnierzinaciągnęłaczapkęnauszy.
OrganistaKrister,któregodobrzeznała,siedziałprzyorganach.
Weszła do niego, ale Olofa tam nie było. Ciepło się przywitali i już miał ją spytać o „wypadek
samochodowy",kiedykościółprzeszył
krzyk.
Krzykdziecka,szybkouciszony.
Zagrzmiałyorgany,aleKatarinasiędomyśliła.
-Ukrywacieuchodźców...
-Olofzawiezieichdzisiajwieczoremdoklasztoru.
KristerJohanssonnapotkałjejspojrzenie.Katarinaskinęłagłową.
-Wiesz,żemożeszmizaufać.
ZeszlinadółispotkaliOlofawzakrystii.
-Jużwiem-powiedziałaKatarina.
- No to możesz nam pomóc - odparł Olof. - Przyjedź tutaj moim samochodem i zaparkuj na tyłach
kościoła.PowiedzErice,żebędziemynakolacjipiętnaścieminutpóźniej,ipoprośją,żebyprzygotowała
kanapki.
Katarinapuściłasiębiegiemdodrzwi.
-Idźnormalnym,spacerowymkrokiem,siostruniu-upomniałjąOlof.
Kiedysamochódstałnaswoimmiejscu,rodzeństwoudałosiędodomu.Oloftrzymałjejdłońwswojej
kieszeni.
-Przyszłamcięprosić,żebyśmiwybaczyłto,copowiedziałamdzisiajrano.
-Jateżniezachowałemsięmądrze.
Olofnaglestanął,zadarłgłowęiwęszyłjakwilkwietrzącyniebezpieczeństwo.
-Zanosisięnaburzę-powiedział.
Około dziesiątej wieczorem Katarina usłyszała, że Olof wychodzi z domu. Siedziała w kuchni z Eriką,
obiemilczały.
Katarinażałowała,żeniemażadnegoboga,doktóregomogłabysięmodlić.
Chwilępóźniejwwiązachprzedoknemrozszalałsięwiatr.
-Znówbędzieburza-powiedziałaErika.-Alespróbujmyzasnąć.
Katarina nie spała, patrzyła w sufit i myślała: Jak mało o sobie wiemy, być może najmniej wiemy o
osobachnamnajbliższych.JutroprzyjedzieElisabeth,jejszczeramama,któramatysiącetajemnic.
Mimowszystkochybasięjednakzdrzemnęła,boniesłyszałasamochoduiobudziłojąpukaniedodrzwi.
TobyłOlof.Anitrochęniewyglądałnazmęczonego,przeciwnie,wydawałsiępełenradosnegowigoru.
Katarinaspojrzałanazegarek,byłopopierwszej.
- Przepraszam, że cię budzę. Ale mam kłopot. Cała rodzina nie zmieściła się do samochodu, zostało
dwóchchłopców.SiostraKristinapowiedziała,żenicsięniestanie,jeśliprzyjadąjutro,alejutromam
mnóstwopracy,rano-ślub,popołudniu-konfirmanci.
-Zawiozęich-powiedziałaKatarina.
-Wiedziałem,żetakpowiesz.Obudzęcięopiątej,bomusiszjechać,kiedyjeszczebędzieciemno.
TużprzedpiątąprzyłóżkuKatarinystanęłaErikazdużąfiliżankąkawy.
-Wstydmi,żeniemamprawajazdy-przyznała.
-Isłusznie.Jeślichcesięnależećdostada,trzebaumiećprowadzić.-
Katarinaroześmiałasię.-Aletyniejesteśwtymzbytdobra.
-Jestburza.
-Olofmadużyprzyczepnysamochód.Obiecuję,żeniedamsięzdmuchnąćdorowu.
-Włóżwiatrówkęibotki.
-Dobrze,mamo.
Olof już podjechał pod kościół i dwóch chłopców siedziało w kocach na tylnym siedzeniu. Krister,
zacinając się, udzielał im wskazówek w obcym języku. Nauczył się bośniackiego, pomyślała Katarina.
Olofpokazałjejdrogęnaszczegółowejmapie,powinnatrafićbezproblemu.
-Gdybywaszatrzymałapolicja-powiedział-wiedzą,żetrzebasiępołożyćnapodłodze.
-Otejporzeniebędziepolicji.Iwtakąpogodę.
-Fakt,ryzykojestmałe.Gorzej,żemożesypnąćśniegiem.Jedź
ostrożnie,bomamletnieopony.
-Odkiedyzacząłeśprzepowiadaćpogodę,Olof?
-Tonieja,tylkoErika.
-Mamydopieropaździernik.Aprzedwczorajbyłojakwlecie.
Pomachałamurękąnapożegnanie.
Nie uruchamiając silnika, zjechała z przykościelnego wzgórza, skręciła w prawo i zatrzymała się na
światłachprzedrondem.
Uśmiechnęłasiędochłopcówipokazałanazegarkugodzinęipiętnaścieminut.
Skinęligłowami,zrozumieli.
NaE4byłopusto,włączyładługieświatła.Potemskręciławprawo.
Staraszosawiłasięwśródpól,bylinaotwartymterenie.Samochodemmiotałysilnepodmuchywiatru,
musiałamocnotrzymaćkierownicę.
Pół godziny później jeden z chłopców klepnął ją w plecy, przekrzywił głowę, pokazał na radio i
powiedział:
-Myzyka.
Katarinawłączyłaradioitrafiłanarozgłośnięnadającąstareamerykańskieprzeboje.GłównieElvisa.
Jaknazamówienie,pomyślała,słysząc,żechłopcyzaczęlinucićdobrzeimznanepiosenki.
Dałaimpotabliczceczekolady,którądostałaodEriki.
-Dzienkuje-powiedzieli.
Zatrzymałasięnachwilę,żebyspojrzećnamapę.Tak,wporządku.
Zarazskręcąwbocznądrogęprowadzącądoklasztoru.Klasztorstał
się powszechnie znany, odkąd siostry zaczęły przygarniać ludzi, którym odmówiono prawa pobytu w
Szwecji. Katarina rozpoznała zakonnicę czekającą na nich przy furcie, dość często pokazywano ją w
telewizyjnych wiadomościach. Uśmiechnęła się przyjaźnie do Katariny i podała jej rękę. Suchą, ciepłą
rękę.
- Dzwonił pani brat - powiedziała. - Nad północną Upplandię nadciąga burza śnieżna. W okolicach
Uppsalimożedojśćdochaosunadrogach.Prosił,żebypanijaknajszybciejwracała.
-Mojemubratutylkoburześnieżnewgłowie.
-Jeślitak,towradiuzapadlinaidentycznąchorobę.Teżostrzegająprzedśniegiem.
-Aha.Czyzdążęskorzystaćztoalety?
Zakonnicaroześmiałasięipokazałajejdrogę.KiedyKatarinawyszła,czekałananiąwhalluzgorącą,
mocnąkawą.
Na dworze przywitał ją szalejący śnieg, ostre igiełki kłuły w policzki. Mimo zachmurzonego nieba
wstawałświt,copocieszyłoKatarinę,kiedyzjeżdżałakuotwartejrówninie,gdziesilnywiatrtargał
ciężkimsamochodem.Śniegzacinałwszybę,niewielewidziała.
Włączyładługieświatła,byłojeszczegorzej,przełączyłanamijania.
Wrzuciła trzeci bieg, włączyła dmuchawę, maksymalne ogrzewanie i wycieraczkę tylnej szyby.
Zahamowała na próbę. Okej, żadnego poślizgu. Śnieg jeszcze nie przywarł do nawierzchni, był zajęty
budowaniemzasp.
Nieźlesięzapowiada,pomyślała,cieszącsięztakiegowyzwania.
WradiuśpiewałElvis.Pochwilizabrzmiałainnapiosenka:WhenyouthinkI'velovedyouallIcan,I'm
gonnaloveyoualittlebitmore...
Żałosne,pomyślałaKatarina,powstrzymującłzy.
Znalazła rozgłośnię lokalną i wysłuchała prognozy pogody. Wiatr z północy do dwudziestu metrów na
sekundę,gwałtowneopadyśnieguwpółnocnejUpplandii,naE4stłuczkiichaos.
Cholera,pomyślała.Banalnapiosenkaniedawałajejspokoju:WhenyouthinkI'velovedyouallIcan,
I'mgonnaloveyoualittlebitmore...
TakśpiewałjejJack.Każdegodniarano.
Niemogęotymmyśleć,bowylądujęwrowie.
Przypomniałasobie„Balladęomuzykachfrancuskiegokróla"izaśpiewałanagłos:
-„JesteśmyzBurgundiiizGienne,zBrabancjiizzielonejNormandii..."
Rytm,metrum,porządek.Uwielbiałatakąpoezję.Takjakuwielbiałaklasycznąarchitekturę.
Kończyłaśpiewać,kiedyzatrzymałająpolicja.Młodypolicjantwetknąłgłowędośrodkaipowiedział,
żeE4jestnieprzejezdnanawetdlaradiowozówikaretekpogotowia.
-TojaksiędostanędoUppsali?
-Mapanimapę?
Wyjęłamapęipokazałjejobjazdbocznymidrogami.
-Przypierwszymzjeździewprawo.Iproszęjechaćostrożnie.Potemwsiadłdoradiowozu.Katarinaz
westchnieniemskonstatowała,żenieusłyszał,jakmocnobijejejserce.
Wąskie drogi, ślisko na zakrętach, jeden solidny poślizg na wzniesieniu. Udało jej się jednak z niego
wyjśćiwkrótcezobaczyłaświatłamiasta.
KiedywtoczyłasięprzeddomOlofa,bolałyjąbarki,alebyłaszczęśliwa.Przywitalijąjakksiężniczkę,
Olofomaływłosniezmiażdżyłjejwuścisku,dziecizdjęłyzniejbuty.
-Baliśmysię-powiedzieli.-Alemamamówiła,żewszystkobędziedobrze.
Erikaposadziłająnastołkuwkuchniimasowałaramiona,Olofposzedłdokościołanaślub,achłopcy
dopiwnicybawićsięnaswoimtorzesamochodowym.
-Elisabethniemożeprzyjechaćsamochodem-powiedziałaKatarina.
-Dzwoniłamdoniej.Przyjedziepociągiem.Oszóstej.Jeśliniebędzieopóźnień.
PalceErikirozcierałynapiętemięśniekarku.Katarinasięrozpłakała.
-Totakieidiotyczne,żeażmiwstyd.Wradiupuszczalipiosenkę,którąJackmizawszenucił.
-Zaśpiewaj.
Katarina,odziwo,posłuchałaiwkrótceśpiewałyrazem,przeważnie
„la-la-la",boniepamiętałysłów.
Topomogło,napięciemięśniustąpiłoiKatarinapłakałaiśmiałasięnaprzemian.
Zjadłaspóźnioneśniadanie.Potempodeszładooknaipatrzyłanaśnieżnązadymkę.
-Wydajemisię,żewiatrustaje.
OdwróciłasięispojrzałanaErikę.Erika,niepatrzącnanią,powiedziała:
-Będzieszmiaładziecko,Katarina.Toniebyłopytanie,tylkokonstatacja.
-Tak!
-Todziewczynka-powiedziałaErika.
Siedziaływkuchni,milczały,słuchałyszumuwiatruiświstuzacinającegowoknośniegu.Ichspojrzenia
spotkałysię.
-Bardzosięcieszę-szepnęłaErika-zewzględunaciebie,nasiebieicałąnasząrodzinę.
-Aleczyniepomyślałaśotym,żejasięnigdyniepozbędęJacka?
-Jeszczezawcześnienapodejmowaniedecyzji.
-Jużjąpodjęłam.
15
KATARINA SPAŁA, kiedy przyjechała Elisabeth i piła w kuchni herbatę, z chłopcami na kolanach.
Dziecimówiłynanią„Amo".
- Dobrze, że zadzwoniłaś i powiedziałaś, żebym zrezygnowała z samochodu. Wydawało się to dosyć
dziwne,bowGavleświeciłosłońce.
- Już nie świeci, nawałnica kieruje się na północ - stwierdziła Erika i spojrzała w okno, za którym w
świetlelampywirowałśnieg.-Atutajniedługozaczniepadaćdeszcz.
-Czytakmówiwróżka?
-Może.
Byłomiędzyniminaturalneciepło.Oczywiste,pomyślałaElisabeth.Ichzwiązekbyłdużoprostszyniżjej
zKatariną,gdzieistniałotyleniedopowiedzeń.Westchnęła.
Potem rozłożyły stół w dużym pokoju, nakryły białym obrusem i wyjęły najlepszą porcelanę. Chłopcy,
jedenprzezdrugiego,mówiliosłoniach.
-Arno,Arno,musiszjezobaczyć.
-Jaktylkoskończymynakrywaćdostołu,owszystkimmiopowiecieipokażecierysunkiKatariny.
Usiedli przed kaflowym piecem i chłopcy z zapałem opowiadali o biednych słonikach, które odłączyły
się od stada i były narażone na wiele niebezpieczeństw. W wysokiej trawie czyhał na nie tygrys, a z
powietrzaatakowałyjeokropnesępy.
-Oj,tostraszne-wzdrygnęłasięElisabeth.Alechłopcyjąpocieszyli.
-Jużniedługoprzyjdzieichmama.
Elisabethdługopatrzyłanarysunekstada,natoczącesięgóry,gdziesłonikiprzypominałymałepagórki,
jednezwielu.
PowiedziałaErice,żerysunkiKatarinynabraływiększejgłębi.Erikapokiwałagłową.
-Iwiększejczułości-dodała.
Przezchwilęsiedziaływmilczeniu.PotemErikazwróciłasiędochłopców:
-Możeciejąobudzić.
WkrótcenaschodachrozległsięstukotsandałówKatariny.RzuciłasięwobjęciaElisabeth,stałytakco
najmniejpięćminut.Chłopcybylizażenowani.
-Dlaczegoonetorobią,mamo?
-Bobardzosiebiepotrzebują-odparłaErika.
Długo siedzieli przy stole, delektując się łososiem z rusztu, szpinakiem, markowym winem i wesołymi
pogaduszkami.NieobyłosiębezopowieściopodróżyKatarinypodczasśnieżnejnawałnicy.
-Alemaszpomysły-powiedziałSam.-Żebyrobićsobiewycieczkiwtakąpogodę.
-Maszrację,toniebyłonajmądrzejsze-zgodziłasięKatarinaipokręciłagłową.
Kiedy Erika poszła ułożyć dzieci do snu, Elisabeth i Katarina zajęły się zmywaniem, a Olof zaparzył
kawę.Powiedział,żedzwoniłazakonnica.
-Wiesz,comówiłaotobie,Katarina?
-Nie,niewielemogłapowiedzieć.Ledwiesięprzywitałyśmyimusiałamwracać.
-Wkażdymraziepowiedziała,żemaszniewinneoczy,takie,jakiewidujesiętylkoudzieci.
Katarinazaczerwieniłasię.
-Marację-zgodziłasięElisabeth.
-MaszidentycznespojrzeniejakJon-wtrąciłaErika,którajużprzeczytałachłopcombajkęnadobranoc.
-Otwarteizdziwione.
-Pewniezatrzymałamsięwrozwoju.
RoześmialisięwszyscyzwyjątkiemElisabeth,któraposmutniała.
-Wybaczciemi,alejestemzmęczonaimarzęołóżku.Erikajużmiaławstać,kiedyzastygławpołowie
ruchu.
-Cicho-szepnęłainagleusłyszelibębniącyokuchenneokno,ulewnydeszcz.
-Łaskawiekrótkazima-zauważyłaElisabeth.
-Odjutraznówbędzieszaro-powiedziałOlofniemalztęsknotąwgłosie.-Ibłotniście.
Wpokojugościnnymmatkaicórkaułożyłysięwłóżkachipodciągnęłykołdrypodbrodę.
-Zimnoci,mamo?
-Tak,trochę.
- Włączę elektryczny kaloryfer. - Katarina zapaliła także czteroramienny świecznik. - Będzie cieplej i
przytulniej.
-Powiedziałaśodziecku?
-Nie,aleErikaitaksiędomyśliła.
Katarinaopowiedziałaoichdziwnejrozmowiewkuchni.Elisabethniebyłazaskoczona.
- Oczywiście, że ona wie. Myślę, że wiedziała od samego początku. I chyba dlatego nalała ci zupy do
butelkizesmoczkiem.
Przezchwilęleżaływmilczeniu.
-Erikajestjasnowidząca-podjęłaElisabeth-jaktosiękiedyśmówiło.Onauważa,żetodziedziczne.
Jejbabciabyłatakąwioskowączarownicą,ogromnieprzywiązanądownuczki.AleniechErikasamaci
otymopowie,takbędzielepiejdlaniejidlaciebie.
Katariniezwrażeniaodjęłomowę.Dopieropodłuższejchwiligłoswróciłiszepnęła:
-Chybawtoniewierzysz,mamo?
-Wierzęwto,cowidziałamnawłasneoczy.Atrochęsiętegouzbierało.
-Cowidziałaś?
Pytaniezawisłowpowietrzu.Elisabethspała.
Katarinazgasiłaświece,apotemleżałaisłuchałaspokojnegooddechumatki.Byłarozczarowana.Onai
mamaniezbliżyłysiędosiebie.
16
KATARINA ZASNĘŁA późno i spała długo. Obudziła ją Erika, zapukała do drzwi i spytała, czy
przynieśćimkawędołóżka.
-Dziękuję,zejdziemy-powiedziałaElisabeth.
Katarinaprzełknęłałzy.Mamaniechciałabyćzniąsamnasam.
Weszładołazienki,załatwiłasię,wykąpałaiumyławłosy.Trochętotrwało,ibardzodobrze.Elisabeth
napewnojużsiedziprzystolewkuchniipaplazdziećmi.
Alekiedywyszła,mamasiedziałanawiklinowymkrześleprzyoknieistudiowałajejrysunek,naktórym
próbowałaodtworzyćsenopodróżydodziadka.
PopatrzyłanaKatarinęjasnoniebieskimspojrzeniem.
-Cototakiego?-spytała.
-Podróżwstydu.Przyśniłamisięktórejśnocy-odparłaKatarinaiopowiedziałasen.
Elisabethmilczała.
-Chybategoniezapomniałaś,mamo.-GłosKatarinyprzeszedłwfalset.-Jaksiedzieliśmywprzedziale
iwszyscysąsiedzizwioskigapilisięnanas!
ElisabethdługopatrzyłanaKatarinę.Wkońcuzebrałasięwsobieipowiedziałarzeczowo:
-Niejechaliśmypociągiem.KarlBerglundzawiózłnasdodziadka.
Zrobiliśmysobieposłanienatylnymsiedzeniujegosamochodu.Niktnasniewidział.
-Dlaczegoniechceszpamiętać,mamo?!-krzyknęłaKatarina.-
Dlaczegofałszujeszrzeczywistość?
-DoGrynasuniejeżdżąpociągi-spokojnieskonstatowałaElisabeth.
-Niematamperonu,naktórymmógłbyczekaćdziadek.Acodotychludzizwioski,którzywtwoimśnie
tak strasznie się gapili, to praktycznie nikogo przy tym nie było. Mieszkaliśmy na nowym osiedlu na
przedmieściachVasterasuitakjakwszyscyinnibyliśmyraczejanonimowi.
Katarinausiadłanałóżku,zamknęłaustaiwpatrywałasięwmatkę.
-Awięcsnykłamią-szepnęła.
-Tegobymniepowiedziała.Snysąjakmity,symboliczneitrudnedowyjaśnienia.
-Comasznamyśli?
- Że są odzwierciedleniem określonych doznań, potęgują je. Uczucie paraliżu, jakiego doświadczyła
dziewczynka siedząca w pociągu, jest na pewno prawdziwe. Podobnie jak to straszliwe uczucie
opuszczenia,kiedypociągruszyłdalej,wnoc.
Długopatrzyłynasiebiewmilczeniu.
- Możliwe, że to mój wstyd przeżywałaś we śnie - powiedziała później Elisabeth. - Boże, jak ja się
wstydziłam...
-Bogodziłaśsięnaupokorzenia?
- Tak, to też... Ale wtedy było mi wstyd, że pozwoliłam, by dziecko wzięło całą odpowiedzialność na
siebie.Totypostanowiłaśpoprosićopomoc.Zrobiłaścoś,cojapowinnambyłazrobićdużowcześniej.
Tobyłoniedorzeczne,niewybaczalne.
-Czyczujeszsięwobecmniewinna,mamo?
-Ajakcisięzdaje?!-Elisabethpodniosłagłos.-Czujęsięwinnazatamtenwieczórizawszystko,co
musiałaś znosić w najgorszych chwilach. Myślisz, że kiedykolwiek zapomnę o tym, że ty, sześcioletnia
dziewczynka,przemywałaśmiranyikładłaśmniedołóżka?
Katarinadrżałazzimna.
-Niemiałamotympojęcia-szepnęła.
-Tomojepoczuciewinystanowimurmiędzynami-powiedziałaElisabeth.
Wnastępnejchwilirozległosiępukaniedodrzwi.Jonwsunąłgłowędopokoju.
-Mamamówi,żejeślimaciesobiedużodopowiedzenia,tomusicienajpierwcośzjeść.
-Kawa-przypomniałasobieKatarina.-Jużidziemy.Erikapoczęstowałajeświeżoupieczonymchlebem
imocnąkawą.Darowałasobieniezobowiązującepogawędki,zacobyłyjejwdzięczne.
Wkuchnipanowałomilczenie.
Deszczzacinałoszyby.
Wróciłydopokojugościnnego.Katarinausiadłanałóżkuiowinęłasiękołdrą.Mimogorącejkawynadal
marzła.Elisabethusiadłanawiklinowymkrześle.
-Potymśnieprzypomniałamsobiecałytenokropnypiątek
-powiedziałaKatarina.-Alemożezewspomnieniamijesttaksamojakzesnami.
- Całkiem możliwe. Zapamiętujemy werbalnie, a język przetwarza rzeczywistość. Przebiera jak w
ulęgałkach.Aletakjakwwypadkusnówwcaletonieznaczy,żewspomnieniawgłębszymznaczeniusą
kłamliwe.Powiedzmi,cozapamiętałaś.
Katarinazdałabardzoszczegółowąrelacjęztamtegonieszczęsnegopiątku.TwarzElisabethstężała.
-Oilewiem,towłaśniesięwydarzyło-powiedziała.Katarinaskinęłagłowąiuśmiechnęłasiękrzywo.
-Mówisz,żejęzykprzetwarzaprzeszłość.Janiejestemwtymzbytdobra.Zapamiętujęobrazy,które,być
może,sąbardziejwiarygodne.
Elisabethzpewnymwysiłkiemzdobyłasięnauśmiech.
-DużorozmawiałyśmyzErikąowstydzie,no,wiesz,żeokropniewstydzęsiętego,żeJackmnieuderzył.
Takjaksięwstydząkobietyzgwałcone.
-Icoonapowiedziała?
- Że mam powód do wstydu. Chodziło jej o to, że bawiłam się drugim człowiekiem i nie zadawałam
sobiepytań,kimonjestijakiesąjego...ciemnestrony.
Elisabethdługosięzastanawiała.
-Niewiem-powiedziałanakoniec.-Jawkażdymrazietegoniedoświadczyłam.Bardzobyłomiżal...
twojego ojca. Chciałam mu wynagrodzić jego okropne dzieciństwo, pocieszać i minimalizować jego
poczucie niższości, znosić wybuchy zazdrości, przechwałki i stałą potrzebę rywalizacji.
Usprawiedliwiałamnawetjegobrutalność.Takbyłamwyrozumiała,żeunicestwiłamsamąsiebie.
Zaległabolesnacisza.
- To był długi proces - podjęła Elisabeth. - Trwał całe lata. A koniec był taki, że straciłam wolę
działania.Iwtedyzacząłmniebić.
Katarinachciałapłakać,aleniemogła.
-Kiedysiępożegnałyśmytamumnie,wlesie,pomyślałam,żemuszęprzywołaćwszystkiewspomnienia,
żebyjeszczerazspróbowaćzrozumieć.Izewzględunaciebie.WracającdoGâvle,podjęłamdecyzję,że
tospiszę.
-Spiszesz?
-Tak.Napiszędociebiedługilist.
-Ależ,mamo,niemusisz.
-Alechcę.
Postanowiły się wybrać na spacer. W domu nikogo nie było. Olof siedział w urzędzie parafialnym, a
Erikazdziećmiudzielałasięwchórzekościelnym.
Bezprzerwypadałdeszcz.
17
WPONIEDZIAŁEKosiódmejranoprzyszedłhydraulik.
-Czytyjesteśolbrzymem?-zapytałJon.
-No,tochybawidać-odparłdwumetrowymężczyznaizaśmiałsiętakdonośnie,żeuniósłsięsufitw
kuchni.
Potemposadziłsobiechłopcanakolanach.
-Proszęokawęidziękuję.
Słowo„dziękuję"brzmiałodłużejniż„kawa".
-AtyjesteśmałymChińczykiem-kontynuowałtubalnie.-Synemnajstarszegoinajmądrzejszegonarodu.
To wyście wynaleźli kompas. I pismo. Mam nadzieję - zwrócił się do Eriki - że pani dzieci uczą się
chińskiegoalfabetu.
- Owszem, będą się uczyć - przyznała Erika i ciepło się uśmiechnęła, nalewając olbrzymowi kawę do
filiżanki.
-Niemapaninicwiększego?
-Tak,prawdęmówiąc,jesttujedenkubekdlaolbrzymów.
Chwilępóźniejwniósłdokuchniswójsprzętichłopcypatrzyliwielkimioczami,jakdługastalowalina
wwiercasięwrurępodzlewem.
Alepokilkumetrachsięzbuntowała.
-Szanownapani.-HydraulikwstałispojrzałEriceprostowoczy.-
Tutajniemaodpływu,wszystkościekabezpośredniodoziemi.
-Todlategonatrawnikujestjezioro!-zawołałSam.
-Aniemówiłem?Chińczycytonajinteligentniejszynaród
-powiedziałhydraulik.
Pokręciłgłowąispytał,czypastorjestwdomu.
-Mążniedługoprzyjdzie-odparłaErika.-Aleonniemapojęciaoodpływach.
-Notak,zajmujesięrurociągami,którecelująwniebo.Ato,copodziemią,jestmuzapewneobce.
-Otóżto-przytaknęłaKatarina.
Erikazwijałasięześmiechu,ahydraulikznowupokręciłgłową.
- Pani pastorowa chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Wbrew przepisom
odprowadzacie ścieki wprost do środowiska naturalnego. Grozi za to kara grzywny, a może nawet
więzienia.
-Nie!-krzyknęliprzerażenichłopcy.Hydraulikpodniósłichobudogóry.
-Nicnikomuniepowiemy-oznajmił.-Aniwy,anijaniepiśniemyotymsłowa.Proszęowięcejkawy,
dziękuję.
Wyszedł z dziećmi do ogrodu i z komórki rozmawiał z kimś o kopaniu rowu. Potem wmaszerował do
kuchniispytał:
-Czyktośwtymdomumaotymbladepojęcie?
-Tak,ja-odparłaKatarina.-Jestemsiostrąpastora.Iarchitektem.
Jużotymmyślałam.
-Aha.Icopaniwymyśliła?
Katarinapodeszładościanydziałowejwkuchniipopukaławnią.
-Nadnamijestłazienka.Idęozakład,żejestbezpośredniopołączonazodpływemkomunalnym.
-Najakiejpodstawiepanitaksądzi?
-Bołazienkęurządzonotutajdużopóźniej.
-Dobrze,paniarchitekt,chodźmy.
Iposzlidołazienki.Sprężynahałaśliwiezanurzyłasięwmuszli.
-Świetnie-powiedziałhydraulik.-Toproszęterazrozrysowaćplankuchni.
Zanimwyszedł,jeszczerazpodniósłchłopcówpodsufit.
Erikabyłabliskałeziuważała,żeniemożnaciągaćludziposądach,jeślioniczymniewiedzieli.
- Wydaje mi się, że każdy jest zobowiązany wiedzieć - odparła Katarina, błądząc spojrzeniem po
ścianach w kuchni. - Będzie dużo przyjemniej, Erika. Pomyśl tylko, kącik do jedzenia przy oknie, w
słońcu.
Elisabeth zajęła się chłopcami, podczas gdy Erika mierzyła wszystko calówką, a Katarina szkicowała.
Kuchniabyładuża,wrogumogłopowstaćdobremiejscedoprzygotowywaniaposiłków.
PrzyszedłOlofiażusiadłzwrażenia,usłyszawszyoodpływie.
-Tonieprawda-powiedział.
-Prawda,prawda,ijeśliktośsięotymdowie,możemytrafićdowięzienia-odrzekłaErikaiśmiejąc
się, zacytowała hydraulika, który stwierdził, że pastor wie bardzo dużo o rurociągach celujących w
niebo,aleniemapojęciaotym,jakonewyglądająpodziemią.
Olofnawetsięnieuśmiechnął.
-Tobędziepotworniedrogie.
Erika dokonała wszystkich pomiarów, które Katarina naniosła na szkice. Potem zjedli szybki lunch i
ElisabethpojechałazcórkądoSztokholmu.
18
KATARINĘ ZDJĄŁ LĘK, jakby owłosiony pająk usiadł jej na przeponie, kiedy otwierała drzwi
mieszkanianaSöder.Włożyładużostarańwjegoaranżacjęiurządziłajezesmakiem.Znakomiciejejsię
to udało. Ale teraz nie odczuwała żadnej radości, kiedy chodząc od pokoju do pokoju, patrzyła na
gustownetkaniny,stylowemeble,nasyconeżywymibarwamiobrazy,rzeźby,kamionki.
Wszystkorazemstanowiłojejodbicie.
Aleonajużniewiedziała,czyje...
Elisabeth poszła kupić najniezbędniejsze rzeczy. Katarina przeglądała pocztę. I znalazła list z
amerykańskimiznaczkami.
NowyJork,15.10
Katarina!
Nie pisze po to, żeby Cię prosić o wybaczenie. Wiem, że to, co zrobiłem, jest niewybaczalne. Nawet
jeślimożnabysiębyłodo-
szukaćpowodów.ChcęCitylkopowiedzieć,żejestemzrozpaczony.
Rozwodzęsię,zrezygnowałemzpracywBerkeley.Teraz,kiedyjestemsam,wiemzcałąpewnością,że
Ciękocham,żekochałemCięodsamegopoczątku.
Udawaliśmy,żesięsobątylkocieszymy.Zefundujemysobiejedno wspaniałe łato. Teraz wiem, że to
nieprawda.Przynajmniejjeśliomniechodzi.
Byłbymwdzięcznyzakilkasłów,napisz,proszę,jaksięczujesziczywygoiły się Twoje rany. 1 czy w
dalszymciąguchceszurodzićdziecko.
Jeślitak,chciałbymwtympartycypowaćfinansowo.
TwójJack
Czytając, Katarina miała łzy w oczach, ale przestał ją nękać ten obrzydliwy, owłosiony pająk.
Przypomniałasobie,comamapowiedziałaoojcu,jakbardzobyławyrozumiałaijakbardzobyłojejgo
żal,ażwkońcuzatraciłasiebie.
Nigdy,pomyślałaiodrazumuodpisała.
Sztokholm,13.11
Jack!
Wewszystkichdokumentachmojegodzieckabędępisać:Ojciecnieznany.Niemaszwięcnicwspólnego
zdziewczynką,którąurodzę.
JakCijużmówiłam,nieprzyjmężadnychpieniędzy.NiemadlaCiebiemiejscawmoimżyciu.
Twoje listy będą odsyłane, nie będę ich czytać. Przyślij mi tylko kartkę z odpowiedzią na jedno
pytanie:Czybiłeśswojążonę?
Wystarczymi„tak"lub„nie".
DziwkazpieprzonegosocjalistycznegokrajuKatarina
Listydomojejkochanejcórki
Gdvle,poniedziałek,20listopada
Katarina!
Częstosięmówioprostejinajczystszejprawdzie.Aleprawdanigdyniejestaniczysta,aniprosta.
Będątowięcdługielisty.Żebyumieścićkilkapuzzlinawłaściwymmiejscu,muszęzacząćodswojego
dzieciństwa.
Jakwiesz,pierwszażonamojegoojcaurodziładwóchsynów.Mieliosiemidziesięćlat,kiedyzginęła
wwypadkusamochodowym.
Był to na pewno niesamowity szok i ogromny smutek dla ojca i dla dzieci. Wtedy po raz pierwszy
pojawiła się w domu Katrin, siostra ojca, nauczycielka tak jak ja, wdowa, zaradna i samotna. Jak
wiesz,imiędostałaśponiej.
Wdomuznowuzapanowałporządek,regularneposiłki,chłopcyotrzymali dobre wychowanie, opiekę,
wyrozumiałość. Obowiązywały ustalone reguły gry. Ale w dwa lata później wydarzyło się coś
niepojętego,czegoniktnigdynieumiałwyjaśnić.Zwłaszczaojciec.
Ojciecożeniłsiępowtórnie.
Jego wybranka była ładna, wiotka i - jak wówczas mówiono -o wątłych nerwach. Dzisiaj by się
powiedziało,żecierpiałanaciężkąneurozę.Itaka istotaniedo życiazostałażoną pastoranadużej
wiejskiejplebanii.
Niedawałasobieradyzpasierbami.ZamieszkaliuwujawKarlstadzieimyślę,żenigdytegoojcunie
wybaczyli. Katrin zniknęła, nikt nie wiedział, czy została wyrzucona, czy odeszła sama na znak
protestu.Ogromniebyłaprzywiązanadochłopców.
I pewnego dnia piękna żona zaszła w ciążę. To byłam ja. Poród, jak sama mówiła, o mały włos nie
pozbawił jej życia. W każdym razie nie miała siły się mną zajmować. Różne były opinie o tym, jak
udałomisięprzeżyć.Niektórzytwierdzili,Żeojciecpostarałsięomamkę(małoprawdopodobne,żeby
napoczątkulatczterdziestychbyłymamki),innimówili,żekarmiłamnierozcieńczonymwodąmlekiem
krowimstarasłużąca.Takczyinaczej,doktorSvanberg(pamiętaszgo?)przeraził
się,badającdziecko,którenierosłoiniekrzyczało.
Podobno nawymyślał ojcu, proboszczowi, który poprzestawał na modleniu się o życie dziecka.
Skończyłosiętym,żepojechałdoSdjfleiprzywiózłKatrin.
Katrinzostałamojąmatkąidałamisiłę.Ikochałamnie.(Wtymmiejscumuszęprzerwać,żebychwilkę
popłakać.) Katrin tubalnie się śmiała. Nieczęsto miała ku temu okazję, ale ilekroć się nadarzyła,
wszyscywdomuzamierali,słuchaliiwtórowalijej.Ajazawszewtedybyłamprzeświadczona,żenic
złegostaćsięniemoże.
To mówił jej śmiech. » Ona sama twierdziła, że istnieją rzeczy nieprzyjemne, których nie da się
uniknąć.Trzebasobieznimiradzić,wmiaręjaksiępojawiają.
Na przykład wtedy, kiedy matka popatrzyła na mnie z góry na dół i powiedziała, że zupełnie nie
rozumie,jakmogłaurodzićtakiebrzydkiedziecko.
(Czysłyszyszjejnosowesamogłoski?)
Tooczywiste,żejejsłowamnieprzybiły.
Katrin i ja spędzałyśmy zimy w kuchni. Bardzo dużo się wtedy nauczyłam. Nie tylko gotowania, ale
takżetego,jaksięrobimąkęzziarnaijakzmłynatrafiadosklepikarza,apotemnanaszstół.Ijaksię
nazywajągwiazdy,ijakzrobićpyszneciastonaleśnikowe.
Czytała mi też bajki. Ale kiedy nie miała na to czasu, a ja marudziłam, mówiła: „No to naucz się
czytać".
Izaczęłamiwycinaćliteryz„YdrmlandsFolkblad",najpierw
samogłoski,popewnymczasiespółgłoski.Powtarzałamjegłośnoidosyćszybkoskładałamwzdania.
Miałam cztery łata i, zdaniem ojca, było to wbrew naturze. Katrin uśmiechnęła się tylko i ojciec
wyszedłzkuchni.Jakzapewnepamiętasz,Katrinmiałabardzoszczególnyuśmiech-wargisięunosiły,
akącikiopadały-iszczególne,niecogorzkiepoczuciehumoru.
Któregośdniazrozumiałam,żeojciecsięjejboi.
Pewnego razu zaczął mi wymyślać, że zawsze się spieszę, że jestem uparta i wszędzie mnie pełno.
Katrinstraciławtedycierpliwość,uderzyładłoniąwstółipowiedziała:„DrogiGustafie,ponieważw
twojejtępejgłowiekołaczesiętylkokilkamyśli,niejesteśwstaniezrozumieć kogoś o dużej i żywej
inteligencji.Elisabethjestniezwykleuzdolnionaijakwszyscyjejpokroju-niecierpliwa".
Stałosiętopodczaskolacji,naktórej-corzadkie-byłatakżemojamatka.Imatkapowiedziała:„To
straszne.Dzieckojestnietylkobrzydkie,aleiinteligentne.Nigdyniewyjdziezamąż".
Zabrzmiałotojakwyrokśmierci.
WtedyprzezdomprzetoczyłsiętubalnyśmiechKatrin.
Naturalnie, nie wszystko rozumiałam. Ałe, rzecz jasna, niektóre rzeczy zapadły we mnie. Nasionka
zostałyzasianeipołatachwykiełkowałyznichchwasty.Niemalżezabijajączdrowerośliny.
Amojamatka?
Rzadko ją widywałam, przesiadywała u siebie na piętrze. A mimo to była w każdym pokoju, na
schodachiwkorytarzach,naswójsposóbwszędzieczułamjejobecność.Jedynymmiejscem,gdzienie
mogłamniedosięgnąć,byłakuchnia.
Itakżyła,rokzarokiem.
Napewnopamiętaszjejpogrzeb,byłaśwtedyprawiedorosła.
Przyszło dużo łudzi Z wioski, którzy ani razu jej nie widzieli, ale stalą się dla nich legendą, więc
chcieli się pogapić. Przy trumnie zebrali się jej wytworni krewni, sam biskup celebrował tę
uroczystość;ojciecbylprzedziwniespokojny.
Moiprzyrodnibracianieprzyjechali.
Tylkojajednapłakałam,rozpaczliwieigłośnoopłakiwałammatkę,którejnigdyniemiałam.
Kiedy porządkowaliśmy jej pokój, szukałam jej fotografii. Nie znalazłam, odkąd się pojawiła na
plebanii,niemiałażadnychzdjęć.
Wgabinecieojcawisiałapowiększonaipokolorowanafotografiapannymłodej.Byłapiękna.
Porazpierwszyzadałamsobiepytanie,dlaczegostaląsiętym,kimsięstała.Cotakiegosięwydarzyło,
cojąspotkałowdzieciństwie?JakzwyklezwróciłamsięztympytaniemdoKatrin,ałeniewielemogła
mipowiedzieć.
„Totylkoplotki",oświadczyła.
Ale coś tam mi się udało poskładać do kupy i zrozumieć. Podobno już jako mała dziewczynka była
neurasteniczna,nieśmiałaibojaźliwa.
Miała napady lęku, ówcześni lekarze zalecali kaftan bezpieczeństwa i pobyt w szpitalu dla
wytworniejszychwariatów.Kiedywracaładodomu,atakihisteriiuspokajałysięnakilkamiesięcy,by
znowująmęczyć,zakażdymrazemcorazdotkliwiej.
Rodzinamiałapotwornyproblem,cozniązrobić,botakiedzieckotowstyd.
Plotkowałosię,żeszaleństwojestdziedziczne.
Naturalnie,ogromnieimulżyło,kiedypojawiłsiętennaiwnywiejskiklechaioświadczyłsięojejrękę.
Pochłopskuiżałośnie.Takpowiedziałjejojciec.Czylimójdziadek.Któregonigdyniewidziałam.
Muszęterazzrobićsobieprzerwęipostaraćsięzasnąć.Jutrobędękontynuować.
Mama
Wtorek,21listopada
CzęstomniepytałaśomójstosunekdoBoga.TerazspróbujęCiodpowiedzieć.
Mój stosunek do Boga jest żaden. Może dlatego, że w dzieciństwie było tego za dużo. Ale bardziej
prawdopodobnewydajemisięinnewytłumaczenie:nigdyniemiałamżadnegostosunkudoojca.
Oilematkabyła„obecna",otyleojciecbyłpustką.
Olof nie bardzo w to wierzy. Uważa, że dziadek był mądry i proroczy. I miał wielkie serce dla
wszystkichmarnychrobakównatejziemi.ZdaniemOlofa.
Aja,naturalnie,odpowiadam,żemusimyszanowaćswojeoceny.Alekiedyrozmawialiśmyotymporaz
pierwszy, poszłam do siebie i waliłam pięściami w ścianę. I płakałam ze złości, że nie byłam nawet
jednymzwielumarnychrobaków,któremiałyswojemiejscewhojnymsercuojca.
Apotem...?
Wiesz, Że jestem mistrzem w znajdowaniu usprawiedliwień dla wszelkich możliwych zaniedbań i
grzechów.Więczaczęłam„rozumieć"ojca,któryniechcącymiałdziecko.Zkobietą,któraokazała się
jegokatastrofalnąpomyłką.
Biednyojciec,biednydobrytata.
Oloftwierdzirównież,Żedziadekbyłmistrzemwsłuchaniu.
Tymczasem ja nigdy z nim nie rozmawiałam. Nigdy mu się nie zwierzałam ani nie dzieliłam swoimi
przemyśleniami.
Irobięsobieztegopowoduwyrzuty.Chociażnaprawdęniewiem,jakdzieckomożenawiązaćkontaktz
pustką.TorównieniemożliwejakrozmowazBogiem.
Kreślęponuryobrazdzieciństwa,aprzecieżwcaletakiniebył.
MiałamKatrin,któradawałamisiłę.
Miałam też kolegów. W tamtych czasach ciągle byli w wiosce dorośli, dzieci i zwierzęta, stanowiący
takzwanąspołeczność.
Mieliśmy szkolę, pocztę, sklep, piekarnię, fryzjera, lekarza i pielęgniarkę rejonową. Mieliśmy nawet
dentystę, ale do niego nie chodziliśmy, bo byl szorstki i często pijany. No i mieliśmy, oczywiście,
tartak,dziękiktóremu-jakmówiłaKatrin-wszystkotrzymałosiękupy.
Początkowo dzieciaki mrowiące się nad jeziorem i na łąkach patrzyły na mnie krzywo, byłam córką
damy i proboszcza. Ałe się tym nie przejęłam, łaziłam po drzewach, a nawet biłam się jak oni. I
wiosłowałam.Niewiedziećczemu,miałamtalentdowiosłowania.
Chłopcy mnie zaakceptowali, a dziewczynki bojkotowały. Nigdy nie mogłam być z nimi, kiedy się
bawiłylalkami,więcsiętegonienauczyłam.
Małedziewczynkipotrafiąbyćpiekielniezłośliwe.
Najgorszebyłycórkiszewca,najładniejszewcałejwsi.Toonepotwierdziłyto,comówiłamojamatka,
powiedziały, że jestem brzydka jak purchawka. Elina wymówiła te słowa z varmlandzkim akcentem i
całagromadkadziewczątryknęłaśmiechem.Wtedyjeszczeniewiedziałam,cototakiego„purchawka",
aledomyślałamsię,żecośobrzydliwego.
Iodpowiedziałamjejnajczystszymszwedzkim,żemożepowinnasięnauczyćludzkiejmowy.
Wszyscy nazywali mnie chłopczycą, co dzisiaj brzmi niewinnie, ale wtedy miało wydźwięk czegoś
odbiegającegoodnormy,obcegoigroźnego. Naturalnie, poszłam ze swoim zmartwieniem do Katrin,
którawysłuchałamniezpowagą.Tamtegowieczoruzdobyłampierwszewiadomościospołeczeństwie
klasowym,jejzdaniem,czymśohydnym,cowdalszymciąguistniejegdzieśnadnie,wukryciu.
„Jeślitwójojciecmówi,żewszyscysąrówniwobecBoga,tojesttozpewnościąprawda.Zgórynie
widaćróżnic.Nigdyniewidziałaś,jakżyjeElina,KajsaiEmilijakimsiępowodzi".Katrinjakzwykle
nieprzejmowałasiętym,cojestemwstaniezrozumieć,izaczęłamiopowiadaćorewolucjifrancuskiej.
Otworzyłsięprzedemnąniewiarygodnyświat.
„Alejatotylkoja".
„Nie -powiedziała - nikt nie jest tylko sobą. Jesteś naznaczona przez dobór słów i wymowę, sposób
myśleniaiubieraniasię,przezgesty.
Powiedziałabymnawet,żeotwoimświatopoglądziedecydujeprzynależnośćklasowa.Jesteśdzieckiem
inteligenckiejklasyśredniej,któranawsijestuważanazaklasęwyższą.TakwięckiedysiębawiszZ
tutejszymidziećmi,reprezentujeszklasę,którejsięzazdrościiktórąsiępogardza.Jesteśjednąztych
lepszych i próżnych, którzy nie muszą zarabiać na chleb w pocie czoła. Córki szewca są nie tylko
ładne, są także w gorszej sytuacji i radzą sobie najlepiej jak mogą. Wiem to, bo ich ojciec jest
zagorzałymsocjalistąiwysokogocenię".
Długo opowiadała o tlącej się nienawiści klasowej, która mogła w każdej chwili wybuchnąć
płomieniem. Mówiła o narastającej wściekłości robotników i lęku bogatych. Nie rozumiałam
wszystkiego,alesięprzestraszyłam.Ijużsięniebawiłamzinnymidziećmi.
Kiedyposzłamdoszkoły,obcośćsiępogłębiła.Umiałamczytać,pisać,rachować,modlićsięiśpiewać
psalmy.NauczycielkauznałatozadosyćkłopotliweirazemzKatrindoszłydowniosku,żepowinnam
przeskoczyćjednąklasę.Siedziałamwięcwdrugiejklasie,najmłodszainajmniejsza,inudziłamsię,i
byłamnajlepsza.Częstobolałmniebrzuch.
Mimodolegliwościżołądkowychiwymiotówbyłamszczęśliwawdomu,włóżku,zmoimiksiążkami.To
wtedyprzeczytałamSelmęLagerlof.Izzachwytemrzuciłamsięnaklasyków.
W końcu Katrin uzyskała zgodę na uczenie mnie w domu. Do szkoły musiałam przychodzić tylko na
klasówki. Byłam wesoła jak skowronek na wiosnę. Katrin z troską rozmawiała z ojcem o potrzebie
czegoś,conazwałatreningiemspołecznym.
On,jakzwykle,niemiałzdania.
Więczostałam,jakwiesz,jedynymdzieckiem.
Na wiosnę, kiedy skończyłam czternaście łat, przystąpiłam do konfirmacji. Z powodów dła mnie
niezrozumiałych Katrin nie chciała, żebym zdawała egzamin u ojca. 1 raz w tygodniu jeździłam
autobusem do Karłstadu. To były moje pierwsze podróże na własną rękę, z radością chodziłam
szerokimiulicamiipatrzyłamnaokazałedomy.
Inaludzi.Odktórychsięroiło.Pamiętam,żepewnegopopołudnia, kiedy stałam na rynku, uderzyła
mniemyśl:Jestnasniesamowiciedużo.
Pastor był miody i ładny, szczery i przekonujący. Siedziałam na ostatniej ławce. I uważałam go za
elokwentnegołgarza.
Jesienią tego samego roku zachorowałam na zapalenie opon mózgowych. Przez kilka dni leżałam w
śpiączce. To był koszmarny okres dla Katrin, która nie odstępowała mojego łóżka. Ja tymczasem
przebywałamwbezkresnym,błogimświecie.Wszystkobyłoradością, nie mogło mi się przytrafić nic
złego.Wędrowałamwswojejogromnejduszy.
Wspominamotymprzeżyciu,ponieważstałosiędlamnieważne,niemaldecydujące.Chorobanauczyła
mnie,żeintelekttoszelma,jeślitylkoonowszystkimrozstrzyga.
UściskiMama
Środa,22listopada
Dzisiaj rano postanowiłam na jakiś czas odstąpić od wspomnień z dzieciństwa. Powodem jest to, co
napisałam wczoraj o utracie przytomności i odnalezieniu duszy. Uświadomiłam sobie, że na dnie
każdegoczłowiekatkwigłębokoukrytawiedza.Niemożna
0 niej dyskutować w kategoriach naukowych. Ani religijnych. Nasze kościoły uczyniły z mitów i
symboliprawdyhistoryczne.Ten,ktotakrobi,bojkotujerzeczywistość.
IwtedypomyślałamoErice.
Pamiętasz, kiedy Olof oznajmił, że poznał pewną dziewczynę 1 że tym razem to coś poważnego?
Chciał,żebyśmysięspotkali,Tyija,oniona.Zapomniałam,dlaczegopostanowiłyśmyzaprosićichna
kolację do Ciebie, chyba z jakichś praktycznych powodów. Bardzo się starałyśmy, przyrządziłyśmy
smacznejedzenie,kupiłyśmyświetnewinoispierałyśmysięoto,jaksięubrać.Niezaeleganckoinie
zapospolicie.Napewnotopamiętasz.
Erika nie była z tych, które się spontanicznie obejmuje i przytula, więc wymieniłyśmy tylko uściski
dłoni i pomyślałyśmy, że to nie może być prawda. Niepozorna, dosyć brzydka dziewczyna, mała i
kanciasta.
I niema. Podczas tego okropnego wieczoru powiedziała może pięć zdań, banalnych i bez znaczenia.
Nerwowo usiłowałyśmy to skompensować na intelektualną modłę i prowadziłyśmy ożywioną
konwersację. Wiedziałam, że studiuje religioznawstwo w Uppsali, i stwierdziłam, że to z pewnością
interesujące.Odparła,żenudne.
Siedzieliśmy przy stole w nieskończoność. Przy pożegnaniu nie miałam odwagi spojrzeć Olofowi w
oczy.Wstydziłamsię.Potemsiępokłóciłyśmy.Jamówiłam,żedziewczynasiębała,żetakieoględziny
jak jałówki na targu to nic przyjemnego. Twoim zdaniem wcale się nie bała ani nie czuła w gorszej
pozycji.Przeciwnie,gardziłanami.
Pragnęłam,żebyśmiałarację.Bochciałam,żebyubokumojegosynabyłasilnaiinteligentnażona.
AleTysięroześmiałaśipowiedziałaś,żebyćmożemimowszystkokryjesięwemniezłośliwateściowa.
„Ciekawe,czykiedykolwiekznajdziesztakąktórabyłabyodpowiedniadłatwojegosyna".
Nie przyłączyłam się do śmiechu i tej nocy nie mogłam zasnąć. Olof miał się ożenić z dziewczyną,
którachodziłabyzanimjakpiesnasmyczy.
Kilka miesięcy później przyjechałam z odczytem do Uppsali. Punkt wyjścia stanowiła Emilia
Fogelklou i jej grupa z Fdgelsty, a teza była taka, że każde kolejne pokolenie młodych kobiet w
pewnymsensiemusizaczynaćodpoczątku,odwłasnychdoświadczeń.Zbytdużoniepamiętam,aleto
bezznaczenia.
ManatomiastznaczeniemojespotkaniezEriką.Staląwgrupiekobiet,którechciałymipodziękować,i
kiedydomniepodeszła,ztrudemjąpoznałam.
„Chciałampowiedzieć,żeniejestemtakagłupia,najakąwyglądam
".
Powiedziałam jej, że nie chcę znowu tracić jej z oczu. „Daj mi kwadrans na podziękowanie
organizatorom,poczekajnamniewfoyer,pójdziemydomojegopokojuwhotelu".
Isiedziałyśmytamdoczwartejrano.Przybutelcewinaikanapkach,którezamówiłamwrecepcji.Ona
-nałóżku,zpodciągniętyminogami,ja-wfotelu.
Opowiadała o specyficznym dorastaniu w chałupie zagrodnika daleko na północy. Jej matka umarła
przyporodzieizajęłasięniąbabcia,Laila,wioskowaczarownica.
Mówiącto,Erikapatrzyłanamniewyczekująco.Jasne,żeniemogłamukryćzdziwienia.Nieulegało
jednak wątpliwości, że byłam zaciekawiona. Opowiadała o okaleczonych drwalach przywożonych do
babci.„Babciaznakomicietamowałakrew".
Potem się roześmiała, a ja po raz pierwszy zauważyłam, że jest urocza, że jest w niej jakiś blask.
Uśmiechającsię,mówiła,żewlesiebyłotakdużowypadków,żebabciamusiałasięwystaraćopikapa,
staregogruchota,który-rzężącizgrzytając-pokonywałgórskiedrogi.
Naplatformieprzygotowałałóżko,naktórymkładzionorannych.
Tamowałaimkrew,apotemwiozładoszpitala,gdzieichzszywaliileczyli.
„Czymiałaprawojazdy?"
„Nie.Aleniktnaniąniedoniósł,wszyscydobrzewiedzieliojejzasługach.Pozatymmyślę,żetrochę
się jej bali, no, wie pani, wioskowa wiedźma. Poszłam do tamtejszej szkoły, ale tylko się nudziłam.
Umiałam czytać i pisać, i takie tam... Nigdy się więc nie przystosowałam społecznie, czy jak to się
terazmówi".
Siedziałamwfoteluwyprostowana,powiedziałam,żemuszęsięjeszczenapić.
Erikanalałamnieisobie.Ikontynuowała:
„ To kalectwo, pani Elisabeth. Kiedy spotykam osobę pani pokroju, moich kolegów ze studiów,
przyjaciółOlofaiinnychłudziwmieście,odejmujemimowę.Mamdużoprzemyśleń,naprzykłado
religioznawstwie,ocomniepanispytałanapierwszymspotkaniu.
Mogłabymmówićprzezkwadransotym,jaknaukazamieniawpopiół
rzeczywielkieipełnetajemnic".
Zamilkła,jakbycośmusiałarozważyć.
„Kiedy rozmawiają ludzie tacy jak pani i Katarina, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wszystko, co
mówicie, to kłamstwo. Nie chodzi o to, że słowa kłamią, ale jest coś takiego w akcencie 1 barwie. I
celu.Czymożemniepanizrozumieć?"
„ Tak, i mogę ci do pewnego stopnia przyznać rację. Ale mowa jest przecież czymś w rodzaju
smarowidła,którepozwalanamsięzbliżyćdo innych ludzi. Żeby zaimponować i pozyskać dla siebie
szacunek".
„Wiem,wiem.Muszęsiętegouczyć".
„Tylkoniebierztegotakśmiertelniepoważnie".
Samarozumiesz,Katarina,żebyłtozaskakującywieczór.Alecośnajbardziejniewiarygodnegozaszło
podczaspożegnania.Stojącwdrzwiach,powiedziaładomnie:
„Mam nadzieję, że pozbędzie się pani obrazu małego grzecznego pieska, który drepce za Olofem na
smyczy"
Poszła,ajależałamizastanawiałamsię,skąd-ulicha-wiedziała,oczymmyślałamtegookropnego
wieczoru u Ciebie. Kiedy wróciłam do Gavle i trochę się uspokoiłam, napisałam list do Eriki i
zapytałamjąoto.
A potem, nie wiem czemu, opowiedziałam o świetlistej wędrówce duszy, jaką przeżyłam, leżąc w
śpiączce.
I zostałyśmy z Eriką przyjaciółkami. Wiem, że jesteś zazdrosna o tę przyjaźń. Potrafię to zrozumieć.
Przedniąnicsięnieukryje.Poprostu.
Teraz mówię Ci „dobranoc". Jutro czwartek, w czwartki, jak wiesz, mam najwięcej zajęć. W piątek
czekamniewykład,awweekendsięzobaczymy.Zprzyjemnościąobejrzędom.
Mama
Środa,29listopada
Częstomiałaśdomniepretensję,żejestemtajemnicza.PrzyznajęCirację. Nie umiałam być otwartą
mamą,jakbyśsobietegożyczyła.
Z drugiej strony, tajemnice mają to do siebie, że im dłużej się ich nie wyjawia, tym bardziej są
niedostępne.Później,zupływemłat,kurcząsięitracąnaznaczeniu.Iwtedyzadajemysobiepytanie,
dlaczego,dodiaska,wogólebyłytajemnicami.
Właśniejestemnatymetapie.
Moje listy sprawiają wrażenie, że mimo wszystko prowadzimy rozmowę. Na czym to ja skończyłam,
zanimprzeskoczyłamdoEriki?
Atak,łatagimnazjalnewKarłstadzie.
Nareszciespełniłosięmojemarzenie,stałamsięjednązwielu.Już.
sięniczymnieróżniłamodinnych.Byłato,rzeczjasna,kwestiaklasowa.Doszkoły,którązałatwiłami
Katrin,chodziłydziewczętamojegopokroju,córkiztakzwanychdobrychdomówzVdrmlandii.
KilkasłówmuszępoświęcićElin.TakjakKatrinbyławdowąiutrzymywałasięzwynajmowaniapokoi
dobrze wychowanym dziewczętom, które chodziły do szkoły w mieście. Znała wszystkie reguły gry.
Przyjechałam tydzień wcześniej od innych, zaprowadziła mnie do fryzjera i kazała modnie ostrzyc.
Potemdopilnowała,żebymbyłaodpowiednioubrana.Icałyczasmówiłami,jakajestemurocza.
Ukoronowaniem wszystkiego było próbowanie po-madek i w sobotnie popołudnie stałam się
właścicielkąpierwszejpomadkiwmoimżyciu.
Potemuczyłamnie,cosięmówiijaksięmówi.Iczegosięniemówi,ocosięniepyta.Ijaksięmówi
półprawdy,oczymniemiałamżadnegopojęcia.
Niemówiłosięnaprzykładoseksie.Byłotodosyćniezwykłe,ponieważkipiącehormonamidziewczęta
rozmawiałyoMiłości.
Poświęcałyśmy Miłości dużo czasu i energii, jak opętane. Szepty, chichoty, plotki i wszystkie długie
dyskusje prowadzone wieczorami traktowały o chłopcach, obleśnych i ładnych, tępych i bystrych.
Nowy, przystojny chłopiec rozgrzewał powietrze w pokojach do czerwoności, zazdrość niemal
wydrapywałaoczynajładniejszejdziewczyniealbotej,którąznimwidzianowmieście.
Choćbyłamznimi,zostałamodludkiemiprawiewogólenieotwierałamust.
Opowiadałyoswoichmarzeniach,osymbiozienacałeżycie,
0weselnychdzwonachiwspaniałychdomach.Nigdyoseksie,czasemopocałunkach,alenicponadto.
Dziewczęta owładnięte Miłością często dostają kręćka na punkcie swojego ciała, włosów, ust, oczu.
Godzinyspędzaneprzedlustrem,niekończącesięrozmowyomakijażuiciuchach.
Sporo było przypadków anoreksji. Ale tak się to wtedy nie nazywało i nikt nie traktował poważnie
głodzących się dzieci. Ja 1 inne dziewczęta zazdrościłyśmy im, że są takie szczupłe, dopóki nie
zainteresował się nimi lekarz szkolny i nie zostały odesłane do domu, do rodziców, na odkarmienie.
OczywiściesiętoniepowiodłoiKlara,mojakoleżankazpokoju,popełniłasamobójstwo.
(Takgłębokozanurzyłamsięwewspomnieniach,żesprawiamitoból.)
Chłopcy,wktórychsiędurzyłyśmy,teżbyli,oczywiście,opętani.NieMiłością,tylkoseksem.Ibyłotak,
jakbyćmiało,kiedychłopiecidziewczynaspotykalisięwłóżku.
W szkole szło mi dobrze, jak zwykle. Miałam kilku natchnionych nauczycieli i moje zamiłowanie do
literaturyihistoriiprzerodziłosięwprawdziwą namiętność. Napisałam pracę o duńskich pisarzach,
koncentrującsięprzedewszystkimnaKarenBüxeniKajuMunku.
Kaj Münk był wówczas postacią legendarną, ksiądz zabity przez gestapo, autor dramatu o Żydzie
Jezusie.
Co jeszcze pamiętam? Grałyśmy „Antygonę", wielka inscenizacja, piękne kostiumy i klasyczny tekst
Sofoklesa.Dostałamgłównąrolę,alekto,co...?Nicmisięnieprzypomina.
Tochybadziwne,prawda?
Potembyłamatura,teżnicniepamiętam.DostałamstypendiumijesieniąpojechałamdoGóteborgana
studianauczycielskie.
Pierwszyrazmieszkałamsamaibardzomisiętopodobało.W
samotności ma się czas dla duszy. Miasto mi pomogło, duże miasto, w którym można zniknąć.
Ogromniemnietocieszyło.
„JesteśzVärmlandii?"
„Tak,aco,słychać?"
„ZbogategoBergslagen?"
„Nie,tatabyłpastoremnawsi".
Chłopiec, który mnie o to pytał, dowiedział się, czego chciał, zostałam zaszufladkowana, i od razu
powiedział o swoim ojcu, inżynierze z Götaverken. Wszystko się zgadzało. Uznaliśmy, że do siebie
pasujemy.
WWyższejSzkolePedagogicznejdziewczętateżchichotały,alebeztejhisteriitowarzyszącejMiłości.
Romantykamniejmiałatutajszans,jakożeksiążętazbajkisiedzielinazajęciachtużobokibylitak
samoniezdarni,niepewniispocenijakbraciaczykuzyni.
Nadalbyłamsamotnikiem,choćmiałamparuprzyjaciół.Aleniepowierników.Dobrzemiztymbyło,
chodziłamnaprzyjęcia,którenazywaliśmyprywatkami,świetniesiębawiłamiodnosiłamnawetpewne
sukcesy.Bobardzodobrzetańczyłam.
Alenajwspanialszebyłomorze.
Pierwszej jesieni w niemal każde wolne popołudnie, a czasami, kiedy nie miałam zajęć, wczesnym
rankiem, jeździłam tramwajem do Saltholmen. Z pierwszego wagonu, ze zgrzytem sunącego przez
Majornę, widziałam budzące się miasto. O świcie na Karl Johansgatan cale tabuny mężczyzn w
roboczych kombinezonach spieszyły na promy, które miały ich przewieźć na drugi brzeg rzeki, do
Hisingen, do stoczni i zakładów Volvo. Göteborg był miastem robotniczym, czego się nie widziało,
mieszkająctakjakjawwynajętympokojunaVasastanie.
Ale wracam do morza. Dorastałam nad jeziorem i zawsze miałam je przed oczami, ilekroć czytałam
książkiożyciunadmorzem.Niebyłamsobiewstaniewyobrazićjegoogromu.
Tramwajmiałkońcowyprzystanekkawałekodwody,więcostatniodcinek,donagichskał,trzebabyło
przejść.
Itamsiadałam.
Była słoneczna jesień. Z morza wyłaniało się przedziwne światło, tak przezroczyste, że niemal
pozbawionecieni.Otulałoskałyiludzinabrzegu,miękkoiwyraźnie.Ajapozwalałammuwnikaćw
siebieidoznawałamtegosamegowielkiegouczuciacowdzieciństwie.
Wróciło,dającmisamoświadomość.
WszystkotomiałamstracićwVästeräsie.
Jeszczedotegowrócę.
Mama
Niedziela,2grudnia
Dostałam pierwszą pracę w Vdsterdsie, spotkałam dzieci, które miały wypełnić treścią mój
nauczycielskiżywot.Studiadałynamdosyćpowierzchowną wiedzę pedagogiczną i mgliste pojęcie o
rozwojupsychicznymdziecka.
Itawłaśniewiedzazaczęłabyćdlamnienajważniejsza.Niemalcodzienniesiedziałamwbibliotecei
czytałam „Objaśnianie marzeń sennych " Freuda, zaabsorbował mnie Jung i archetypy, ale
najważniejszastałasięKarenHorney.
ByłotonadługoprzedAliceMilleriWinnicot.
Opisuję to chyba zbyt teoretycznie. Byłam dobrą nauczycielką. Może dzięki Katrin. A może talent
pedagogicznyjestwrodzony,takidarodlosu.NajtrudniejinajciekawiejpracowałomisięZuczniami
wwiekuprzedpubertalnym,kiedybuzująhormony,awpowietrzuunosisięzapachbuntu.
Czułamsięwspaniale.Razwtygodniuspotykaliśmysięwgroniemłodychnauczycieliidzieliliśmysię
swoimi doświadczeniami. I dobrze się bawiliśmy. Kiedy teraz do tego wracam, myślę, że ciągle
dyskutowaliśmyotym,copóźniejzaczętonazywaćrozwiązywaniem konfliktów. I mobbingiem. Ale to
słowowtedynieistniało.
Majken, którą dobrze znasz, i ja dostałyśmy jednopokojowe mieszkanie w nowej kamienicy.
Siedziałyśmytamprzydużymbiurkuisprawdzałyśmystertywypracowań.Apotemzasypiałyśmy,każda
wswoimłóżku,podwóchstronachbiurka.
Inadeszławiosna.IposzłyśmynabalwNocWalpurgi.TampoznałamStenainareszciezrozumiałam,o
czym mówiły dziewczyny w latach gimnazjalnych i na studiach. Dopadły mnie wszelkie możliwe
symptomy,czerwieniłamsię,sercewaliło,zgubiłamtorebkę,straciłamrozumizdolnośćmówienia.
Tańczyliśmy,Boże,jakmytejnocytańczyliśmy.
Powiedział,żejestempiękna,ijamuuwierzyłam.
Powiedział,żejestemnajpiękniejsządziewczyną,jakąkiedykolwiekspotkałWtoteżuwierzyłam.Onz
kolei był w moim przekonaniu najprzystojniejszym mężczyzną: wysportowany, wysoki, o ostrych
rysach,ciemnychoczachiciemnychkręconychwłosach.
Dopierooświcie,kiedyMajkenzaciągnęłamniedodomu,zrozumiałam, że i mnie się przydarzyło to
coś,czemunigdyniedawałamwiary.Zakochałamsię.
Następnego dnia dostałam kwiaty i bilecik z błędami orto-graficznymi. Zwróciłam na to uwagę, ale
czułamjedynietkliwość.
A w piątek czekał na mnie przed szkołą. Miał samochód, co w tamtych czasach było czymś
nadzwyczajnym.Ryczącsilnikiem,pomknęliśmynadMalarenipamiętam,żepękałamześmiechu.
Droga skończyła się, tam się zatrzymał i patrzyliśmy razem na podbiał, który zakwitł malutkimi
słoneczkami.Inabrzozyozielonychmysichuszach,dumnieprzeglądającesięwjeziorze.
Opowiedziałam mu o morzu, szukałam słów, żeby opisać moje odczucia z Saltholmen. Ale on mnie
wyśmiałinazwałniegroźnąwariatką.
Tomipochlebiło:miałamniepokoleiwgłowie.
Potemsięcałowaliśmy,niezbytnamiętnieikrótko,aledelikatnieiczule. Po raz pierwszy pocałował
mniemężczyznaiczułamsiębłogo.
Wracając do domu, zaproponowałam, żebyśmy coś o sobie opowiedzieli, skąd jesteśmy i jakie mamy
oczekiwaniawobecżycia.
Umilkł,domyśliłamsię,żetokrępujące,więcjazaczęłam.
„UrodziłamsięiwychowałamnaplebaniiwVarmlandii".
„Wiem-powiedział.-Twojamatkajestszlachcianką,aojciecznanymproboszczem".
„Skądwiesz?"
„Masięswojeźródła".
Powinnambyłanabraćpewnychpodejrzeń,alepogłaskałmniepogłowieipocałowałwszyję.Apotem
niepewnie i zdawkowo opowiedział o sobie. Biedny dom, ojciec - robotnik budowlany i alkoholik,
matka-depresyjnaiporywcza.
„Było koszmarnie. Często dostawałem lanie. Ale się nie buntowałem, żeby oszczędzić mamę. Byłem
dosyćzdolny—mówiłcorazdonośniej
—skończyłemgimnazjumidostałemsięnapolitechnikę.JesteminżynieremipracujęwASEI".
Był dumny, a ja pod wrażeniem. Zupełnie jakbym usłyszała fragment powieści jednego z wielkich
pisarzyproletariackich.
„Maszrodzeństwo?"-spytałam.
„Nie,jestemjedynakiem".
„Takjakja".
W środku lata oświadczył się, uroczyście i nieco komicznie. Ale mnie to wzruszyło, bez namysłu
powiedziałam„tak"ipewnegoniedzielnegoporankapojechaliśmydoVarmlandii.
Zostaliśmyprzyjęcikawą.
Ojciecbyluprzejmy,matkazdumiona.
„Nigdyniemyślałam,żetraficisiętakiprzystojnymężczyzna".Nieprzejęłamsiętym,zatoStensię
napuszył. Chciałam pobyć w kuchni tylko z Katrin, niepokoiły mnie jej złe spojrzenia. Jak zwykle
oświadczyłaprostoz.mostu:„Popełniaszdużybłąd".
Zdenerwowałamsięzupełnieniedorzecznieipowiedziałamkilkaniewybaczalnychsłów.
Dopiero teraz, po latach, wiem, że stanowisko Katrin i moja reakcja zakończyły nasz dialog, który
stanowiłdlamniepożywkęwokresiemojegodorastania.Byłatojednazwiększychstrat.
Nie przestałyśmy ze sobą rozmawiać. Ale najczęściej robiłyśmy to telefonicznie i mówiłyśmy tylko o
pogodzie i mojej pracy w szkole. Anirazu nie spytała, jak się czuję w nowym domu, a ja byłam zbyt
dumna,żebyjejotymopowiadać.
Albozbytlojalna.
Wyszłam za mąż za prawdziwego mężczyznę, silnego i powodo-wanego emocjami. Jego czułość była
równie bezgraniczna jak niezamierzone okrucieństwo, jego śmiech równie intensywny i zaskakujący
jakzłość.
Początkowotakbyłamnimoczarowana,żegodziłamsięnazłetraktowanie.Iwgwałtownychzmianach
nastrojówdoszukiwałamsięswoistegouroku.
Ale po jakimś czasie zaczęłam się bać, byłam przerażona. Wolałam nie ryzykować, nigdy się nie
sprzeciwiałam,stałamsięniewolniczouległa.
Upierałamsiętylkoprzyjednym.NiechciałamzrezygnowaćZpracy.
Stenowisiętoniepodobało,uwłaczałojegogodności.Ojciecodbyłzemnąpoważnąrozmowęnatemat
powinnościżony,matkakrzyczała,żeprzynoszęwstydrodzinieiżebędębeznadziejnąmatką.Kłótnię
przerwałsłynnytubalnyśmiechKatrin.
„ Ta baba jest nienormalna " - powiedział mój mąż, ale szybko zamknął usta, widząc niesmak na
twarzyojca.Stenbyłniezwykłewrażliwynakażdynajmniejszyprzejawkrytykiiwsamochodzie,kiedy
wracaliśmydodomu,usłyszałam,jaktomojarodzinazniegoszydziijaknimpogardza.
„Klasawyższazawszesiętakdonasodnosi",powiedział.
Właśniewtedy,podczasnaszejpodróżydodomu,zrodziłosięwemnieuczucie,którekazałomizostać
wpiekle.
Byłomigożal.Imusiałamsięnauczyćgorozumieć.
Byłzłyztychsamychpowodówcocórkiszewca.
Prawienigdyniemówisięopoczuciuwinyiuległościludzizklaswyższychwobectychz„nizin".
Nic nie wiedziałam o seksualności i niczego się nie nauczyłam w małżeństwie, w którym każde
zbliżeniemnieprzerażałoiznieważało.
Moje ciało nie umiało kłamać i to go raniło. Wściekał się. Nie byłam prawdziwą kobietą, czegoś mi
brakowało. Przyznałam mu rację, czytałam przecież Freuda. Przypomniałam sobie o dziwactwach
matki,ogarnęłymnieczarnemyślioszaleństwie,któreprzechodzizpokolenianapokolenie.
Stopniowostałamsięsobieobca.Jakmatka.
Powiedział,żejestembrzydka,ijamuuwierzyłam.Miałamciałozdrewnaikto,uUcha,chciałbysię
kochaćzdeską.
Wtedyzacząłmniebić.
Pamiętam,jakkrzyczał:„Rozumiemojca!"Potempłakał,cozawszerobiłonamnietosamowrażenie;
biedny,biednychłopiec.Alenieumiałamgopocieszyć,nieznajdowałamsłów.
Ażnadszedłwieczór,kiedytakmniepobił,żestraciłamprzytomność.
Byłpijany,wyłjakwściekływilkiprzybieglisąsiedzi,Karlobezwładnił
Stena, a Katrin wezwała karetkę. Ja nie miałam o niczym pojęcia, unosiłam się w miękkich,
miłosiernychciemnościachibyłamzdumiona,kiedysięobudziłamnałóżkuszpitalnym.
Lekarzchciał,żebymzłożyładoniesienienapolicję.
Niemogłam.
NastępnegodniaodwiedziłamnieKatrin.Onateżpróbowałamnienakłonićdopójścianapolicję.
„Najpierw doniesienie, potem rozwód - powiedziała. - Mężczyźni, którzy biją, robią to stałe, bez
przerwy.Musiszodniegoodejść,zanimbędziezapóźno".
Niebyłamwstanienicpowiedzieć,pokręciłamtylkogłową.
Achciałampowiedzieć,żejużjestzapóźno,żejestemwciąży.Aległosodmówiłmiposłuszeństwa.
Milczałampodczaswypisywaniazeszpitala,lekarzbytzmartwiony.
Sten przyjechał po mnie, speszony i zrozpaczony. Lekarz poprosił go o rozmowę w cztery oczy. Nie
dowiedziałamsię,oczymmówili.
W domu doszło do nieprzyjemnej sceny; płaszczył się przede mną, płakał i błagał o wybaczenie,
przysięgał,żetosięnigdyniepowtórzy,ciąglemnieotymzapewniał.
Niewierzyłammu.
Ale nastały spokojniejsze dni. Nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia, zaległa między nami głucha
cisza.OdczasudoczasuprzychodziłaKatrin,jakmówiła,„zaglądała".Stenoglądałtelewizję,a my
siedziałyśmy w kuchni, piłyśmy kawę i prowadziłyśmy babskie rozmowy. Dzięki temu pomału
otrząsałamsięzodrętwienia.
Któregoświeczoruzdobyłamsięnaodwagęipowiedziałam,żejestemwciąży.
Pogratulowała mi, ale miała markotną minę. I powiedziała coś, co zapadło mi w pamięć, coś
wspaniałegoicudownego.
„Nicniejestwstaniedorównaćrozwijającemusięwłoniematkidziecku.Myślisz,żetodziewczynka?
Rozmawiaszznią?Róbto.
Śpiewaj,jeślipotrafisz,niechpoznawszystkiedziecięcepiosenki".
Wydaje się to oczywiste, ale dla mnie było jak objawienie. Moja wyobraźnia, moje myśli i czułość
znowuobudziłysiędoŻycia.
Niełatwomiznaleźćodpowiedniesłowa,Katarina.AledziękiTobieodnalazłamsiebie.
KilkadnipóźniejKatrinposzłazemnądoginekologa,dużego,tryskającego humorem mężczyzny. Ku
własnemuzdumieniuopowiedziałammuoswoimmałżeństwie,ofizycznejprzemocyiostrze-
żeniachszpitalnegolekarza.
Kiedyskończyłam,zadałmipytanie:
„Czykochapanitegoczłowieka?"
Mojaodpowiedźbyłataksamobezpośredniajakjegopytanie.
„Nie".
„Wobec tego radzę się rozwieść, zanim dziecko przyjdzie na świat. Ma pani dobre wykształcenie, z
pewnościąutrzymapanisiebieidziecko".
W głowie kołatały się myśli. Nowe myśli. Nie byłam na nic skazana, byłam wolna, miałam wyjście,
mogłam... Ale tylko wtedy, kiedy rozumowałam chłodno, nie popadałam w odrętwienie, nie
paraliżowałamnieogólnaniemoc.
Nazakończeniewizytypowiedział,żewnastępnąsobotę,odrugiej,chciałbywidziećmnieimęża.
„Toodpowiednidzień,boniebędziemógłsięwykpićpracą".
Po powrocie do domu rozpaliłam w kominku, usiadłam przed ogniem na wiklinowym krześle i
śpiewałam dziecku piosenki. Drżącym głosem, bo płakałam, zebranymi w dłoni łzami głaskałam
brzuch.
Potem, ogromnie zdziwiona, pomyślałam, że ani razu przez te wszystkie miesiące nie płakałam z
rozpaczy.
KiedyStenwróciłdodomu,oznajmiłam,żemammucośważnegodopowiedzenia.Przestraszyłsię.
„Chceszodemnieodejść?"
Wpadłamwutartąkoleinęiodparłampocieszająco:„Będziemymielidziecko.Byłamdzisiajulekarza
iontopotwierdził".
Ponieważ jego reakcji nigdy nie można było przewidzieć, nie wiedziałam, co się stanie. Zakładałam
najgorszeiobmyślałamdrogęucieczki.ZewybiegnękuchennymidrzwiamidoKatrin.
Tymczasem on się niesamowicie ucieszył, przytulił mnie i kołysał w objęciach, jakbym to ja była
dzieckiem.Nawetsięrozpłakał,zczarnychoczupłynęłyłzyiznówmogłampodziwiaćichurodę.
Potem przekazałam mu słowa ginekologa, że obecnie ojcowie udzielają się w okresie ciąży i
uczestnicząpodczasporodu.IdlategopowinniśmypójśćrazemdodoktoraRobertaBorgawsobotęo
drugiej.
Kłamałampewnymgłosemibezwyrzutówsumienia,aonbyłdumnyizadowolony.
„Musimytouczcić-powiedział.-Pojadędomonopolowegoposzampana".
„Ale,Sten,niemogępićalkoholuzewzględuna...",ipoklepałamsiępobrzuchu.„Tylkotroszeczkę..."
„Okej".
Iwznieśliśmytoastzadziecko,razemzwinemzniknąłrozum,jakpowiada przysłowie. Bo przez tych
kilkaszczęśliwychchwilwierzyłam,żewszystkoułożysiętak,jaktosobiekiedyśwymarzyłam.
Alepotembyłasobotaisłowa,iżadnychnowychprzysłów.
Nazegarzezbliżasiępółnocijestemdosyćzmęczona.
Dobrejnocy,Katarino.
Mama
Poniedziałek,4grudnia
GabinetdoktoraBorgawydałmisięjakiśsurowszyniżzapierwszymrazem.Woknieniebyłokwiatów,
wgłębistałwózekzwysterylizowanyminarzędziami.
Możetylkotosobiewmówiłam.
Byłamjednakcałkiempewna,żedoktorsięzmienił.Miałbielszyfartuchiztwarzyzniknęływszelkie
śladydobregohumoru.Bytnawetwyższyniżwśrodę.„Proszęusiąść".IzwróciłsiędoStena.
„Lekarz, biorąc odpowiedzialność za przyszłą matkę, przeprowadza gruntowną anamnezę. Jakie
choroby dziecięce pacjentka przebyła, jakie inne choroby albo urazy mogą wpływać na stan jej
zdrowia".
Popatrzyłamnaniegozdziwiona,wcześniejpytałmnietylko,czychorowałamnaróżyczkę.
„Pańskażona-kontynuował-powiedziałamimiędzyinnymioswoimpobyciewszpitalukilkatygodni
temu.Wspomniałajedynie,żetrafiłatamzjakimiśniejasnymiobjawami.Żebysięczegośdowiedzieć,
skontaktowałem się z jej lekarzem w szpitalu. Otrzymałem jego raport, z którego wynika, że
przywiezionojąciężkopobitąinieprzytomną.Iżenacielemiałaśladywcześniejszychobrażeń".
Zapadłatakacisza,żewyraźniesłyszałambrzęczeniemuchynaszybie.Niemiałamodwagispojrzećna
męża,zatodoktorBorgwpatrywałsięwniego,apotemlekkosiępochyliłipowiedział:
„Jestpanjednymztychtchórzliwychłajdaków,którzybijąkobiety.
Jeśli to się powtórzy podczas ciąży pana żony, złożę doniesienie o zabójstwie, ponieważ pańskie
dzieckonieprzeżyjekolejnegopobicia".
Potemzwróciłsiędomnie:
„A pani powinna się dobrze zastanowić. Może pani wybrać aborcję, ponieważ jesteśmy w stanie
udowodnić,żemążpaniąbije.Możepanirównieższybkouzyskaćrozwód.Trzeciewyjścietourodzenie
dziecka,którebędziedorastaćwbardzotrudnychwarunkach".
Jego słowa tak mnie oszołomiły, że nawet nie zauważyłam, że Sten zanosi się od płaczu jak małe
opuszczonedziecko.Aledoktortylkoparsknął.
„ Pana skomlenie nie robi na mnie żadnego wrażenia. Widziałem aż nadto mężczyzn pana pokroju i
wiem,żepłacząprzedewszystkimzlitościnadsobą".
Szlochumilkł.
Lekarzskierowałwzroknamnieiterazdostrzegłamszczególnybłyskwjegooczach.
„Jeśli pani Elisabeth wbrew zdrowemu rozsądkowi zdecyduje się nadal z panem mieszkać, musicie
mieć osobne sypialnie. Nie wolno panu, panie Jonsson, nawet tknąć żony, ani w łóżku, ani, co
oczywiste, przy użyciu pięści. Jeśli zależy panu na dziecku, proszę się zachowywać jak gentleman. A
panibędziedomnieprzychodzićnabadaniakontrolnerazwtygodniu.Proszędużoodpoczywaćirobić
długiespacery.Aleprzedewszystkimmusipanidbaćospokójpsychiczny.
Stanylękoweszkodządziecku".
Wyznaczyłmiterminkolejnejwizytyipożegnałsięznami.W
drzwiachStenwarknął,żesąprzecież,docholery,inniginekolodzy.
Lekarzporazpierwszysięroześmiałipowiedział:
„Istnieją,oczywiście,ośrodkiopiekinadmatką.TamteżbędąwszystkiedaneopaniElisabeth".
Bałam się, że Sten wyładuje na mnie swoją wściekłość, jak tylko zamkniemy za sobą drzwi naszego
domu.Taksięjednakniestało.
Kumojemuzdumieniupowiedziałzpodziwemwgłosie:„Tenlekarztotwardziel".
Tegosamegodniawyprowadziłsięzsypialni,zniósłswoje
łóżko i ulokował się razem ze wszystkimi popielniczkami, radiem i gazetami w małym pokoju
gościnnymnaparterze.
Następnego dnia przy śniadaniu nie zamieniliśmy ze sobą słowa, nawet tych zwyczajowych fraz o
pogodzieczywiadomościachradiowych.Jużwhalluzatrzymałsięispytał:
„Ktotojestgentleman?"
Nieodpowiedziałam.
W szkole uczniowie pisali klasówkę, miałam więc sporo czasu dla siebie. Krążyły mi po głowie
chaotyczne myśli, które nie chciały się ułożyć w żadną spójną całość. Doszłam jednak do jakichś
wniosków,bopopowrociedodomuodrazupodeszłamdotelefonuizadzwoniłamdoKatrin.
Nareszcie.
Płaczącidukając,mówiłamprzezdobrągodzinę.Katrinprzeważniemilczałaizakończyłatęrozmowę
stwierdzeniem:
„Przyjeżdżamjutroizostanęprzeztydzień".
Podziękowałamjejiwyszeptałamzwyczajowe:„Prowadźostroż-
nie".
Byłamszczęśliwa,niebałamsię,choćzdawałamsobiesprawę,Żedojdziedokłótni.Stenniecierpiał
Katrin, jego zdaniem ucieleśniała wszystkie najgorsze maniery wyższych sfer i miała go w głębokiej
pogardzie.
Cośwtymchybabyło.
Poza tym mówił, że jestem do niej podobna, z wyglądu i sposobu bycia. W tym też coś było. Nic
dziwnego,żemnienieznosił.
DrogaKatarino,kończęnadzisiaj.Jestemniesłychaniezdumiona,żepamiętamtakwieleszczegółów.
Mama
PS Widzę, Że nie napisałam o pewnej rzeczy, która stała się powodem niechęci Stena do Katrin.
Mieszkaliśmywjejdomu.Kupiłagoiwynajęłamizaniewielkicomiesięcznyczynsz,którypłaciłamze
swojejpensji.UwłaczałotokomuśtakiemujakStenJonsson.
Jednocześnierozsadzałagoduma,żematakiwspaniałydom.
Wtorek,5grudnia
Przeczytałam to, co napisałam wczoraj, i ogarnęło mnie przykre uczucie. Jestem krótkowzroczna i
niesprawiedliwawobecTwojegoojca.Miałteżswojeinnestrony.Chciałabym,żebyśotympamiętała.
Nie powiedziałam Stenowi o przyjeździe Katrin, chyba nie starczyło mi odwagi. Więc kiedy wrócił z
pracy,poprostuzastałjąsiedzącąwsalonie.
Togozałamało,całysięskurczyłpodjejostrymspojrzeniem,uciekł
wzrokiem,wkońcuukryłtwarzwdłoniach.
Wstydziłsię,porazpierwszywidziałam,żesięwstydzi,inatychmiast,jakzwykle,poczułamdlaniego
litośćibyłamgotowagopocieszać.
„Opuśćręceiprzestańrobićzsiebiemałpę"-powiedziałaKatrin.
Posłuchał,byładlaniegopodobnymautorytetemjakdoktor.
„DlaczegobijeszElisabeth?"
„Boonamazawszerację,zawszewszystkowienajlepiej.Rodzitowemnienienawiść,nienawidzęjej,
rozumiesz?Nienawidzę!Całejejciałokłamie,udaje,litujesięnademną.Czyniktniepotrafipojąć,co
znaczydlamężczyznylitowaniesięnadnim?"
„Ja potrafię - wolno i z namysłem odparła Katrin. - Nie potrafię natomiast zrozumieć, dlaczego
uważasz,Żemaszprawojąmaltretować".
„Jawtedyniemyślę,dostajębiałejgorączki,niewiem,corobię".
Katrindługonaniegopatrzyła,akiedysięodezwała,wjejgłosiebyłowspółczucie.
„Wdzisiejszychczasachwielumężczyznżenisięzkobietami,któresąodnichsilniejsze,mądrzejsze,
lepiejwykształcone,inteligentniejsze.
Mówiąc krótko, z kobietami, które zawsze mają rację. Ale na ogól mężczyźni ich nie biją, nie
nienawidzą.Jakmożnanienawidzićkogoś,ktozawszenadajesprawomnajlepszybieg?"
Wsaloniezaległagłuchacisza.
WkońcuStenjązakłóciłipowiedziałpółgłosem:
„Niezawszejejnienawidzę.Tęsknięzanią.Aleonasięboi,ucieka,zawszeucieka".
„Nicdziwnego".
Podczas tej wymiany zdań dosłownie odjęło mi mowę. Sten wyszedł z domu i minutę później
usłyszałyśmyryksilnika.Tegodnianiewrócił
nanoc.CośtamzjadłyśmyzKatriniwcześniesiępołożyłyśmy.
Następnegodniaposzłazemnądolekarza.Powiedział,żefizyczniewszystkojestwporządku.
„Niepokoi mnie tylko pani rezygnacja, to, co pani nazywa paraliżem woli. Jaki jest powód tej
autodestrukcji?"
„Myślę, że mam to po mamie. Ona cierpi na jakąś przedziwną chorobę. Brak jej woli, własnego ja.
Stajęsiędoniejpodobna".
„Czytoznaczy,Żezapadapaninadziedzicznąchorobęumysłową?"
Przytaknęłam.
„Nie jestem psychiatrą, ale sporo widziałem. Czy mogłaby pani, pani Katrin, opisać mamę pani
Elisabethijejchorobę?"
IKatrinrzeczowoirezolutnieopowiedziałaotejpięknejkobiecie,przypominającejtrzcinęnawietrze,
doglądanej dwa razy w tygodniu przez pielęgniarkę, którą nazywała pokojówką, a którą opłacali jej
zamożnikrewni.
„Jestniegroźna,jestjakcień".
Tutajzaprotestowałam.
„Niejakcień,tylkojakduch,obecnywewszystkichpomieszczeniachjednocześnie,zwyjątkiemkuchni.
Chybawiedziałaś,Katrin,jakbardzosięjejbałam".
Katrinpokręciłagłową.
„Zewstydemprzyznaję,żeniewiedziałam".
Powiedziałatozesmutkiemipodjęłapodłuższejchwilimilczenia:
„Myślę,żejestjednąztychkobiet,naktórychodcisnęłoswojepiętnowiktoriańskie wychowanie. Za
czasów Freuda objawy jej choroby nie były niczym niezwykłym, Freud dokonał wielu odkryć,
obserwująchisterycznekobietyzwyższychsfer".
Katrinbyłabliskapłaczu.
„Nawetniepodejrzewałam-kontynuowała-żeprzypisujeszjejmagicznąmoc.Częstośmiałyśmysięz
niejizjejzłośliwości".„Byłazłośliwa?"
„Niewiem,czybyłazłośliwa,możeniebyłategoświadoma.Onajestjakprzerażonedziecko,którenie
mażadnychhamulców".
„Aktopowiedział,zejejchorobajestdziedziczna?"-zapytałdoktorBorg.
„ To tylko plotki — odparła Katrin, a po namyśle dodała: -Elisabeth ma sporo wnuków, to znaczy
dzieci przyrodnich braci i kuzynów. Są wspaniałe, dosyć ostro buntują się przeciwko rzekomym
wzorcomtypowymdlaklaswyższych.Moimzdaniemsąokazemzdrowia".
Zanimwyszłyśmy,doktorBorgpowiedział,żenawszelkiwypadekwyślemniedopsychiatry.
„Tobędądługierozmowyitrochębadań",dodałnapocieszenie.
Naturalnie,bałamsiętejwizyty.Przyjęłamniestarszakobieta,silnaizmęczona.Popatrzyłanamnie
mądrymioczymasowyilekkoprzekrzywiłagłowę.
NazwałamjąSowa.
Izaczęłammówić.
Potylułatachnajlepiejpamiętamto,żeczęstopytałamnieoojca.O
pustkę,októrejjużCipisałam.Płakałamuniej.
Odzyskałamułamkisamowiedzy,powolizaczęłamsobiecośuświadamiać.
Powolizaczynałamrozumiećsiebie.
WmajupojawiłaśsięTy.Cośrówniewielkiegodotądmisięnieprzydarzyło,tobyłotakwspaniałe,że
niepotrafiętegooddaćsłowami.
Daruję sobie achy i ochy, jaka byłaś zachwycająca, i że wypełniłaś moje życie treścią, nadałaś mu
sens.
Aponieważbyłaścudem,uczyniłaścud,jeślichodzioojca.Stenstał
się czułym, cierpliwym i kochającym tatą. Kiedy miałaś kolkę, brał Cię na ręce i nosił, śpiewał Ci
piosenki.
Miałpięknygłos.
Dzisiajjużkończę.
ŚciskamMama
Środa,6grudnia
Tomójostatnilist.
Przeżyliśmy we troje kilka znośnych lat. Wspólnie opiekowaliśmy się Tobą i to stanowiło fundament
naszegocodziennegożycia.
0miłościniebyłojużmowy,alebyłasolidarność.
KiedyśrozmawiałyśmyoWielkiejMiłości,pamiętasz?Czymjest?
Czywogóleistnieje?Czytojedynieprojekcja?
Ijaniemiałamżadnychpoglądów,żadnegodoświadczenia.
Wiem,żezmagaszsięzeswoimiuczuciamidoJacka.
Domyślamsię,żekryjesięwnichtęsknotasilniejszaniżrozsądek.
Czymamrację?
Miłość, jaką kultura masowa wmawia dziewczętom, kończy się szczęśliwie. Ale jeśli spojrzeć na to z
perspektywywielkichzachod-nioeuropejskichmitów,jesttragiczna.RomeoiJulia,Tristan1Izolda...
Może powinnam się cieszyć, że mnie nigdy nie spotkała. Może Miłość jest czymś beznadziejnym,
namiętnością,któratużprzedtragicznymkońcemogarniapłomieniemciałoiduszę.
Amożechodzioprzeznaczenie.Wieludzisiajwtowierzy:Onisąsobiepisani.
Jakwidzisz,mojemyślisąchaotyczne.
Powiedziałaś mi, że kiedy się pierwszy raz spotkaliście, miałaś wrażenie, jakbyś znała Jacka przez
całeżycie.Kogowłaściwiepoznałaś...?
Bardzomnietonurtuje.
Twój ojciec Cię uwielbiał, byłaś jego księżniczką, jego oczkiem w głowie, najukochańszą istotą.
Nauczył Cię szybko biegać, jeździć na rowerze, pływać, wspinać się. Ćwiczył Twoją odwagę i
waleczność.
„Nigdysięniepoddawaj—mówił.—Możeszwszystko".
Nagleznalmnóstwofascynującychbajek,któreCiopowiadał,iśmialiście się tak głośno, że aż dach
sięunosił.
Wszystkomogłosięułożyćjakwprzeciętnymnudnymmałżeństwie,gdybymznowuniezaszławciążę.
Doktor Borg przeniósł się do Czerwonego Krzyża i pomagał okaleczonym kobietom w Sudanie. Na
pewnobyłtampotrzebny.Alejaczułamwielkizawód.
Wośrodkuopiekinadmatkąwykrytoumnieniebezpieczniewysokipoziombiałka.Dostałamleki,ale
organizmjeodrzucił.
Ginekologzaproponowałaborcję.Odmówiłam.Katrinchciałamniezabrać do siebie, do Vdrmlandii.
Stensięniezgodził.Dostałamzwolnienielekarskie,Stenżądał,żebymzrezygnowałazpracy.
Posłuchałamgo,złożyłamwypowiedzenie,odcinającostatniącumęłączącąmniezpoczuciemwłasnej
wartości.
Jakoś się uporali z moim białkiem, ale musiałam odpoczywać; to nieustanne odpoczywanie.
Pogrążałamsięcorazbardziej,nieubłaganiepochłaniałamnieciemność,ogarniałparaliżwoli.
Przyszedłlekarzipowiedział:„Depresja".Aletobyłotylkosłowo.
Mójdompopadałwruinę.PrzyjechałaKatrin,zrobiłaporządkiizabrałaCiebiedoVdrmłandii.
I wtedy Sten zaczął pić. Wieczorami siadał przed telewizorem, z butelką wódki. Po jakimś czasie w
ogóleniewracałdodomu.
Pomyślałam,żemainnąkobietęiżepowinnambyćzadowolona.Nicjednaknieczułam.
Twojenarodzinybyłybólemiwielkimświętem.Olofprzyszedłnaświatpodwóchdniachmęczarni.Ale
zdołałmniewydobyćzodrętwienia,wzbudziłtkliwośćdrzemiącąwmoichciemnościach.
Sten nie interesował się synem. Niemal z radością zawiózł mnie i dziecko do Vdrmlandii. Wiosna,
zawilce, drzewa puszczające listki, a na schodach starej plebanii Ty, czteroletnia dziewczynka,
rozkoszniejszaniżwiosna.Rzuciłaśsięwmojeobjęcia,apotemwtaty.
Niewydajemisię,żebyśdostrzegłałzywjegooczach.
Tamtego łata wyzdrowiałam. Nie odzyskałam wprawdzie pełni sił, ale po raz pierwszy od dawna
mogłammyślećoprzyszłości.
ZadzwoniłamdoStena,dojegobiura,botylkotambyltrzeźwy.
„Rozwód",powiedziałam.
„Nigdy".
Tegosamegodniawieczoremzadzwoniłdomniezdomuiwy-bełkotał:„Zgadzamsiępodwarunkiem,
żecórkabędziezemną".
„Nigdy",odparłam.
Katrin rozmawiała ze swoim adwokatem, tym, który zajął się spadkiem po śmierci jej męża.
Powiedział, że nie za dobrze zna się na rozwodach, ale możemy pójść do sądu i wytoczyć proces o
przyznanie władzy rodzicielskiej. To mnie przerażało. Widziałam w szkole wiele dzieci z. rozbitych
rodziniwiedziałam,coprzeżywają,kiedyrodziceoniewalczą.
Tamtego deszczowego lata często siedziałyśmy w kuchni, grałyśmy w kości, czytałam Ci bajki, Ty
rysowałaś coś w zeszycie. Mówiłaś, że bardzo tęsknisz do ojca. Tak bardzo, że mogłabyś umrzeć, i
podobno płakałaś za nim po nocach. To akurat nie była prawda, bo spałyśmy w jednym pokoju, w
starympokojugościnnym,ijedynąosobą,którabudziłasięwnocyikrzyczała,byłOłof.
Według Katrin w ten sposób objawiała się Twoja zazdrość o braciszka. Zanim pojawiłam się na
plebaniizOłofem,anirazuniewspomniałaśotęsknociezaojcem.Tęskniłaśzamamą.Akiedymama
wreszcieprzyjechała,poświęcałaswójczasobrzydliwemuniemowlakowi.
PrzypuszczalnieKatrinmiałarację.
AlepodjesieńwróciliśmywetrojedoVdsterdsu.Znowusiępoddałam.
Dnimijałynamspokojnie,jużwiedziałam,żeStenmainnąkobietę,ibyłomijejżal.
Popewnymczasieweszłomuwkrew,żebywkażdypiątkowywieczór,popowrociedodomu,rzucaćsię
namniezpięściami.
Resztęznasz,byłaśprzytymimaszdobrąpamięć.
Teraz mam siebie dosyć. Inie sądzę, żeby ta pisanina czegoś mnie nauczyła. Przeciwnie. Jeszcze
trudniejmitowszystkozrozumieć.
Jutrowrzucętewszystkielistydoskrzynki.Kiedysięspotkamy,porozmawiamyotym.
Mama
19
KATARINA ZOBACZYŁA LISTY, jak tylko otworzyła drzwi; trzy grube koperty formatu A4, każda
opatrzonaznaczkamiopokaźnychnominałach.
Pomyślała:Niemamodwagi.
Uznała,żejestzmęczona,brałaudziałwdużymprojekciebudowynowegoprzedmieścia,ciąglesiedziała
nazebraniach,gdziesiękłócili,śmiali,mieliodmiennepoglądy,nowepomysły,nowepunktywidzenia.
Wbiurzebyłoczworoarchitektów,wszyscykreatywniiwmiaręszaleni,dziękiczemuprzyjemnieimsię
razempracowało.
TymrazemKatarinaniecosięzdystansowała,aleniesądziła,byktokolwiektozauważył.
Niktzwyjątkiemrodzinyniewiedziałojejciąży.
Zjadłasolidnyposiłek.
Potemwyłączyłatelefonipołożyłasię.Opółnocyprzeczytaławszystkielistyinawetniespojrzawszyna
zegarek,zadzwoniładoGavle.
-Śpię-wymamrotałaElisabeth.
-Jużdociebiejadę.
- Nigdzie nie jedziesz, ostrzegają przed gołoledzią na wszystkich większych drogach. Słyszysz, co
mówię?
-Jutroranowsiadamwpociąg.
-AlejamamkonferencjęwMalmó.AtyjedzieszdoEriki,żebyobejrzećkuchnię.
-Zupełnieotymzapomniałam-zesmutkiempowiedziałaKatarina.
-Cosię,naBoga,takiegostało,żemusiszzemnąrozmawiaćwśrodkunocy?
-To,żejesteśślepakura-odparłaKatarina,odłożyłasłuchawkęizgasiłalampęprzyłóżku.
20
JACK ŻYŁ WŚRÓD BEZDOMNYCH na Bronxie, na zaśmie-conych ulicach i koszmarnie brudnych
schodach zaniedbanych domów. Był popularny, zawsze udawało mu się zdobyć pieniądze. No, prawie
zawsze.Trafiałysiętakiedni,kiedyupijałsiędonieprzytomnościipogrążałwtotalnejpustce.
Tutajniebyłobanków.
Wnocy,dziesiątegodniajegoprzemieszkiwanianaulicach,doszłodobójki.Przyjechałapolicjairazem
zinnymizgarnęładoaresztupobitegoizamroczonegoJacka.Obudziłsięwdziesięcioosobowejceli,w
którejtejnocytłoczyłosięokołotrzydziestuludzi.
Miałprzeciętąwargęiobluzowanyząb.Potworniegobolałaprawaręka,mógłjednakwidziećito,co
zobaczył,atakżeto,copamiętał,wprawiłogowprzerażenie.
Widział wysokie ogrodzenie, solidną bramę i wartownika, który chodził tam i z powrotem, trzymając
dłońnapistolecie.Iśpiącychnapodłodzemężczyzn.Tużobok,zgłowąnajegoramieniu,leżał
ogromnyIrlandczyk,którygopobiłdonieprzytomności.
Jackbyłprawietrzeźwyiczułpotwornysmród.Musiałsięzałatwić,aleniemiałodwagisięruszyć.Bał
sięobudzićIrlandczyka.
Wezwanogonaprzesłuchaniewpierwszejkolejności.Nazwisko?
Adres?Naszczęścieprzypomniałsobie,żewynajmowałmieszkanie,ipamiętaładres.
-Numertelefonu?Toteżpamiętał.
-Okej.Mamyzgłoszeniepańskiegozaginięcia.
-Ktozgłosił?
-Panaojciec,Ed0'Hara.
Jack sam się zdumiał swoim śmiechem, dzikim i głośnym, odbijającym się od ścian. Policjant nie
zareagował.
-Jestpanwolny-powiedziałtylko.-Zajakiśczaswymierzymypanukaręgrzywny.
Dostałzpowrotempasekiportfeliudałomusięnakłonićnieufnegotaksówkarza,żebygozawiózłpod
adres,októrymsobieprzypomniał
podczasprzesłuchania.
Nigdy dotąd nie stał tak długo pod prysznicem ani nie zużył tyle mydła. Znalazł czyste ubrania, stare
włożyłdoplastikowegoworkaiwyrzuciłdozsypu.Dygotałnacałymciele,niesamowicie,trzęsłymusię
ręce,nogi,wszystko.Doskonaleznałnatolekarstwo,alewszedłdołóżkaipowiedziałgłośno:
-Nigdywięcej.
Kiedysiępokilkugodzinachobudził,słowa„nigdywięcej"
obowiązywały,jakbyktośwyryłjewkamieniuwtymponurympokoju.
Wiedział, co go czeka. Najpierw lęki związane z abstynencją, potem głód. A potem Matka, Siostra i
PoczucieWiny.AleprzedewszystkimKatarina.
Byłgłodny,zjechałwindąnadółikupiłkilkahamburgerówichleb.
Kawa?Jasne,żepotrzebujekawy.
Parzącmocnąkawę,zjadłhamburgerazchlebem.Poczułuciskwżołądku,któryzelżałpowypiciukawy.
Potemznowusiępołożyłizasnął.
Obudziłsięnastępnegodnia,przezwyświechtanezasłonysączyłosięszareświatło,torującsobiedrogę
dozniszczonychtapetiujawniającpozostałościwzorków.
Kiedyśtapetybyływróże.
Nastał kolejny beznadziejny dzień. Miał ochotę na whisky, tylko jeden kieliszek i tylko ten jeden raz.
Potemprzypomniałsobieprzebudzeniewceli,Irlandczyka,strach.
Przygoleniurozbolałgoruszającysięząb.Nietojednakbyłonajgorsze.Wlustrzezobaczyłswojątwarz.
Spuchniętą,posiniaczoną,oprzekrwionychoczach.
Zaparzyłkawę.Kiedyjąpił,dodrzwiktośzadzwonił,długie,uporczywedzwonki.
Policja,pomyślał,poczułuciskwgardle,brakowałomupowietrza.
Wkońcuudałomusięprzełknąćślinę,kilkarazygłębokoodetchnął.
Uznał,żemożechodziokaręgrzywny,iposzedłotworzyćdrzwi.
Długopatrzylinasiebie.
Jackanaszładziwnamyśl:Jaknazłość,jesteśmydosiebiebardzopodobni.Identyczneusta,identyczne
wysokieczołairów-
niezimne,szareoczy.Zauważył,żeojciecpłacze.Wziąłsięwgarśćipowiedział:
-Wchodź,wchodź.Iujadaj.Pobićmniejużniemożesz,bojestemsilniejszy.
Wpokojubyłotylkojednokrzesło.Jackzrzuciłzniegoubrania.
-Siadaj,dodiabła,siadaj.Iprzestańsięmazać.
-Postaramsię.
Długosięstarałimilczenieprzerodziłosięwczarnąpustkę.
-Napijeszsiękawy?-zpewnymwysiłkiemzaproponowałJack.-
Przedchwilązaparzyłem.
-Dziękuję,chętnie.
Pilikawę,żadenznichniemiałodwagisięodezwać.Alepustkaodrobinępojaśniała.
0 rany, pomyślał Jack, zaniepokojony, że w milczeniu zaczyna wyczuwać coś w rodzaju tkliwości.
Cholera.Nie,niechcę.Odkądpamiętam,nienawidzętegoczłowiekaidobrzemiztąnienawiścią.
-Pocoprzyszedłeś?-spytał.
- Dowiedziałem się... od Evelyn, że odszedłeś... od matki. -Ojciec mówił wolno, dukał i robił pauzy
niemalpokażdymsłowie.-Ja...teżto...kiedyśzrobiłem.Dlatego...wiem...jakietotrudne.
-Tyzostawiłeśjąpodziesięciulatach.Mnietozajęłotrzydzieścilat.
-Jackusiłowałsięroześmiać,aledrwinautknęłagdzieśwprzełyku.-
Porzuciłeśdwojedzieci-warknął.-Zostawiłeśnapastwęwampira.
Czykiedykolwiekotymmyślałeś?
-Codziennie.
Inaglezacząłmówićskładnieipewnie.
Może to prawda, pomyślał Jack, przypominając sobie adwokata, który przychodził do nich raz w
miesiącu,żebysprawdzić,czydomjestzadbanyiczymająpieniądze.Adoktorzaglądałjeszczeczęściej
izawszedługorozmawiałznimizEvelyn,zatrzymywałsięwogrodzieiopowiadałimbajki.
Mama mówiła o nich: „szpicle ojca". 1 za każdym razem po ich wyjściu dostawała bólu głowy, tak
strasznego,żetruchlelizprzerażenia.
PorazpierwszyJackspojrzałojcuprostowoczyimiałcorazwięcejkłopotówzzadaniemmujednego
pytania.Wkońcusięośmielił.
-Dlaczegomniebiłeś?
-Bobyłemidiotą,chciałemcięwtensposóboderwaćodniej.Niemożnategoniczymusprawiedliwić,
Jack.Niemogłempatrzeć,jakonaciępochłania,pożera.
Pozbierałsiępodługimmilczeniuikontynuował:
-Mójszalonymózgmówiłmi,żebijęnieciebie,tylkoją.Piłem,bodajnigdyniebyłemtrzeźwy.
-Jąteżbiłeś.
-Chybatak.
Wpatrywalisięwsiebie.PodługichminutachJackowiudałosięodwrócićwzrok,wylałkawęnałóżko,
chwycił poduszkę i wtulił w nią twarz. Tak osłonięty rozpamiętywał swój ostatni wieczór w
Sztokholmie,scenaposcenie,słowoposłowie.
-Matkamaraka.
-Dzwoniłeśdojejlekarza?
-Nie.
-Rozmawiałeśzżoną?Onanapewnowie.
-Nie,jejzdaniemmatkamnąmanipuluje.
Widział zwątpienie w oczach Katariny. Wiedziała, że on wie. I to wzbudziło w nim ślepą wściekłość.
Potempowiedziała,żespodziewasiędziecka.Iwtedyjąuderzył.
Jackdygotałnacałymciele.Edusiadłobokniegonałóżkuiniezdarnieobjął.
Długoniemógłsięuspokoić.
-Mamnaruszonyząb-powiedziałwkońcu.-Czyznaszjakiegośdobregodentystę?
JakweśnieusłyszałgłosEda,któryrozmawiałzkimśprzeztelefon:
-Mójsynwdałsięwbójkę.Czymożeszmupomóc?Owpółdopiątej?Dobrze,dziękuję.
21
JACKNIEPAMIĘTAŁ,jakpowrzucałubraniadoworkaciężkiegoodkaset,zdjęćizapisków.Anijak
Edzłapałtaksówkę.Zapamiętał
tylkorozmowęwsamochodzie.
-Musiszwiedzieć,żemieszkamzpewnąkobietą,któraniechcezamniewyjść.
-Dlaczego?
-Samjąotospytaj.Myślę,żejąpolubisz.
Kilka godzin później stał w okazałym hallu dziesięciopokojowego apartamentu na Manhattanie,
oszołomionyjegowykwintnością.
Kobieta,któradoniegopodeszła,miałazdumiewającobiałyuśmiechnaczarnejtwarzy.
-TojestJanet-przedstawiłjąEd,niekryjącdumy.
Jamajka, pomyślał Jack, rytm, chód przypominający taniec. Ale była odrobinę ciemniejsza. Dziadek z
SierraLeone?Ładnynos,jakiśKreolwtle?Codooczu,tutajsiępogubił,byłyniezgłębionejakOcean
Indyjski.
Podałamurękę,uprzejmie,aczbezczułostkowości.
-Kogośmiprzypominasz-powiedział.
Mówiłztrudem,bolałgoząb,twarzzdobiłykompresy.
-Mamnadzieję,żekogośsympatycznego-odparła.
Już wiedział. Janet przypominała mu Elisabeth Elg, zadziwiającą mamę Katariny. Inteligentna,
bezpośrednia,natwarzymnóstwozmarszczekodśmiechu.
-Tak-przyznał-kogoś,komumożnawierzyć.
- Wobec tego chyba mi uwierzysz, jeśli powiem, że dzisiaj tutaj przenocujesz. I że zjesz zupę, którą
ugotowałam.
-Wporządku.
Wyszładokuchni,aJack,zdumionyidziwniezły,zwróciłsiędoojca:
-Cośty,naBoga,zrobił,żebyzdobyćtakąkobietę?
-Samtegonierozumiem.Ale...chybajesttak,jaksugerujesz,żesamBóg...
-Stałeśsięwierzący?
-Tak.Onajestwierząca,jestchrześcijanką.
W dużej rustykalnej kuchni Janet podała zawiesistą zupę mięsną i chleb, który wydawał się świeżo
upieczony. Jedli w milczeniu. Jack popatrzył na Janet i domyślił się, że ona zdaje sobie sprawę z jego
napiętychstosunkówzojcem,alesiętymanitrochęniemartwi.
Mniejwięcejgodzinępóźniejpołożyłsięwpokojugościnnym.Spał
ciężko,alemiałdziwneuczucie,żektośdoniegoodczasudoczasuzagląda.
Następnegodniaranobólzelżał,twarzwlustrzebyławmiaręznośna,ciągleposiniaczona,aleludzka.
Skinąłgłowąkuswojemuodbiciuipomyślał,żemożejednak...
Myślgoprzeraziła,głódwhiskyodezwałsiębólemprzepony.
Długo siedzieli przy śniadaniu, Ed był spięty, a Janet naturalna jak słoneczny wiosenny poranek. Kawę
wypiliwdużymprzestronnymsalonie.Jackrozejrzałsię.
-Skandynawskidesign?
-Tak-potwierdziłaJanet.-Uwielbiamoczywistości.
Katarina też by tak powiedziała, pomyślał Jack, i nagle sobie uświadomił, jak desperacko jest
przeczulony.Janetzauważyłajegoból,aleniezrezygnowałazpytania:
-PółrokuspędziłeśwSzwecji.Jakcitambyło?
Niemogęsięrozpłakać.-Jacknapiąłwszystkiemięśnietwarzy.
-Dobrze.Interesująco.
Odpowiedziałzwięźle,Edniezorientowałsię,żeporuszająsiępozaminowanymterenie.
- Znam ludzi, którzy twierdzą, że Szwedzi mają manię na punkcie sprawiedliwości. Wszyscy muszą
uczestniczyć we wszystkim. Związki zawodowe są niesamowicie żądne władzy, a podatki
nieprawdopodobne.
- Tak chyba jest - powiedział Jack. - Mają za to czystą wodę, bardzo mało żebraków, otwartą służbę
zdrowiaiżadnychslumsów.NazywajątoDomemLudowym.Ibardzosąztegodumni.
-Jatonazywamsocjalizmem-przyznałEd.
Byłatotylkoot,takasobiekonwersacja,typowoamerykańska.W
USArzadkospotykasięludzitraktującychpolitykępoważnie,pomyślałJackipoprosiłowięcejkawy.
Ed mówił jednak dalej, wspomniał o pewnym znajomym, który uważał, że Skandynawowie cierpią na
wyjątkowopaskudnąodmianęluterańskiejchandry.
KuwłasnemuzdumieniuJackpoczułnarastającązłość.
- Pokażę ci kilku Szwedów, których nęka ta choroba. Wstał, roześmiał się, zabolała go twarz, i spytał
Janet:
-Czymaszrzutnik?
- Tak, mamy nawet coś w rodzaju mini studia filmowego. Jack przyniósł zdjęcia i usiedli w miękkich
fotelachwciemnympokoju.
Janet opuściła ekran i wyjęła rzutnik. Jack przeglądał swoje zbiory i zaproponował obejrzenie
Sztokholmu.
ZacząłodstandardowegozdjęciaStrómmenzzamkiemkrólewskimwtle.Potempokazałkilkafotekze
StaregoMiasta.
-Takulturajestkilkalatstarszaodnaszej-powiedział.
-Cośpodobnegomożnazobaczyćwkażdymeuropejskimmieście-
zauważyłEd.-Pragajestładniejsza.
-Dobrze.Notopokażęcicoś,czegonigdyprzedtemniewidziałeś.
Następnezdjęcieprzedstawiałoludziwkostiumachkąpielowychinagiedziecikąpiącesięprzybrzegu
pośrodkuwielkiegomiasta.
- Woda jest czysta - wyjaśnił Jack. - Tysiące ścieków odprowadza się do wielkich stacji oczyszczania
wody.Pieniądzezpodatków.
Ednareszciezamilkł.
-Atutajsąmoi...moiprzyjaciele,tacy,cocierpiąnazaawansowanąluterańskąchandrę.
Elisabeth,zbliżenietwarzy.
-Tojesttakobietapodobnadociebie,Janet.Zaśmiałasię.
-Żartujesz.
-Nie.
Kiedyszukałkolejnegozdjęcia,drżałymuręce.
NaekraniepojawiłasięroześmianatwarzKatariny.
-Boże,jakaonapiękna-powiedziałEd.
-Dużojestładnychdziewcząt-dodałaJanet-alerzadkosięwidujekogośotaksilnej...osobowości.
-Pływaliśmyrazemwśródwysepekarchipelaguzamiastem
-wyjaśniłJack.
-Zostawjeszczeprzezchwilęzdjęcietejdziewczyny-poprosiłaJanet.
-Tonieostatnie.
Stałanadwodą,naga,piękna,doskonała.Edwciągnąłpowietrze,aJacksięroześmiał.
-Typowaprzedstawicielkaluterańskiejchandry-powiedział.
-Zdecydowana orędowniczka otwartej służby zdrowia, równych płac i równouprawnienia. By nie
wspomniećoprzedszkoludlakażdegodzieckaioczywistymprawiedoaborcjinakosztpaństwa.
-Chcęzobaczyćwięcejjejzdjęć-pochwilimilczeniaodezwałasięJanet.
Ibyłynastępnezdjęcia:Katarinakołomasztuzwłosamirozwianyminawietrze,Katarinazwijającafok,
Katarina przy sterze, roześmiana, żeglująca na wiatr. Śmiech z otwartymi ustami, tak głośny, że mieli
wrażenie,żegosłyszą.
Edzapytałojejrodzinę.
- Jej matka jest literaturoznawcą - powiedział Jack - a brat pastorem w mieście o nazwie Uppsala.
Katarinajestarchitektem,samasięutrzymujeijestniezależna.
Janetsłyszała,jakzałamujemusięgłos,alemimotospytała:
-Kochaszją?
-Tak.
-Cosięstało?
-Omaływłosjejniezabiłem.
Rzuciłzdjęcianastółiwybiegł.Drzwiwejściowezamknęłysięztrzaskiem.
22
KIEDYKATARINAOBUDZIŁASIĘwsobotęrano,byłojejwstydzpowodunocnejrozmowyitego,co
powiedziałaoślepejkurze.
Muszęzadzwonićdomamyiprzeprosićją.
AlewGavleniktniepodnosiłsłuchawki,ElisabethsiedziałajużwsamolocielecącymdoMalmo.
Katarinazrobiłasobieśniadanie,niemiałajednakapetytu.ZanimprzygotowałasiędowyjazdudoOlofa
iEriki,iichkuchni,jeszczerazprzeczytaławszystkielisty.Wdziennymświetlebolałyjeszczemocniej.
W starym domu pod Uppsalą panował ożywiony ruch. Olbrzymi hydraulik się rozmnożył, wziął do
pomocytrzechsynów,silnychchłopcówodonośnymtatusinymśmiechu.
Żwawi chłopcy Eriki byli oczarowani. Bawili się razem, używając na całego, ganiali po pokojach i
korytarzach.Kiedypoirytowanyhydraulikkazałimsięnatychmiastuspokoić,schowalisięzakanapąw
salonie.Ileżelitam,cichojakmyszy.Aletylkoprzezchwilę,wkrótceznowuzaczęliszaleć,ścigającsię
poschodachikorytarzach.
Kiedywpadlidokuchni,dwumetrowymężczyznarozłożyłręceikrzyknąłzdesperowany:
-Czyniematujakiejśludzkiejistoty,którazabrałabytychdzikusówdopiwnicy?
-Chodźmynatorwyścigowy-zaproponowałOlofiwyszedłzdziećmi.
Wkuchnizapanowałspokój.
Posadzkarzskończyłpracę,staresosnowedeskiprzykryłlinoleum.
Erikaniebyłazachwycona,aleKatarinaniemiaławątpliwości.
-Podłogamusibyćłatwawutrzymaniu.
-Jestpewienkłopot.
Hydraulikmiałpoważnąminę,kiedyzacząłmówićowentylacji.
Niktniepomyślałotym,żenowakuchenkawymagawyciągu.
-Tomojawina-przyznałaKatarina.-Dałampanudosyćniechlujneszkice.
- Jak na dzieło architekta są wyjątkowo porządne. Ale wszyscy zapomnieliśmy o wentylacji. Jasne, że
możemypuścićkuchennewyziewydostarejłazienki,tyleżebędzietamzalatywaćgrochówkąirybami.
Erikaroześmiałasię.
-Nicnieszkodzi,tomożenawetzaostrzyćapetyt.
-Mamnadzieję,żepaniżartuje-powiedziałhydraulik.
-Przecieżłazienkamawentylację-stwierdziłaKatarinaipomknęłanapiętro.
W łazience był pochyły sufit. Oczywiście, pomyślała, przecież to jedna z wielu przybudówek w tym
domu.Zulgązbiegłazeschodówiwyciągnęłahydraulikanadwór,naśnieg.
-Czywidzipantenspadzistydach?-spytała,pokazującręką.
-Niechmniekule!
Zgodzilisię,żemająniesamowiteszczęście.
PopołudniuErikapoczęstowaławszystkichkiełbaskamizchlebem,piwemimlekiem.Potemhydraulikz
synamiodjechałiwkuchnizapanowałspokój.SamiJonusiedliprzedtelewizorem,adorośliwzięlisię
dorobieniaporządków.
Katarinabyłapodniecona.
-Ściągniemydosprzątanialudzizfirmy.Ispecjalistęodmyciaszprosowychokien.Będziewspaniale,
Erika,blatpodoknem,funkcjonalnemiejscedoprzygotowywaniaposiłków.Izmywarka.
Nigdywięcejbrudnychnaczyń,piętrzącychsięjak,nieprzymierzając,wyrzutsumienia.
-Inowebiałezasłonki-wrozmarzeniudodałaErika.
Olofmiałkłopotyzgłosem,kiedywkońcuzadałpytanie,nadktórymdługosięzastanawiał.
-Skądtymasznatopieniądze,Katarina?
-Niebardzomisięwypadaprzyznawać.Dzieciznówbyływkuchni.
-Obrabowałaśbank?-znapięciemwgłosiespytałJon.
- Ty głuptasie - odparła Katarina i zwróciła się do Olofa: -Dostaliśmy po sto tysięcy od mamy, kiedy
odziedziczyławszystkopoKatrin.
Przypuszczam,żeulokowałeśswojączęśćwbanku.
-Tak,jakozabezpieczenie,nawypadekgdybycośsięstało.
-Todobrze.Janiemamdzieci...przynajmniejnarazie...-Katarinapołożyładłońnabrzuchu.-Dlatego
zdecydowałam się na coś śmielszego, mianowicie: spekulowałam na giełdzie. Korzystając z pomocy
kolegi,któryniemalobsesyjnieinteresujesiękursamiakcji.W
ciągukilkulatpodwoiłammójmajątek.
Erikaroześmiałasięnacałego,ażmusiałausiąść.Olofoscylował
międzyzdumieniemizachwytem.
-Mojafantastycznasiostra.
SamiJonnicztegoniezrozumieli.
- Co ona zrobiła, tato, co ona zrobiła?! - zaatakowali Olofa. Katarina i Erika wyszły do salonu,
zostawiającwyjaśnieniaOlofowi.Ciąglesięśmiały.
-Najbardziejmisiępodobawtymremonciehydraulikijegochłopcy-stwierdziłaErika.-Pamiętasz,
kiedy tu przyszedł pierwszy raz, podrzucił dzieciaki pod sufit i powiedział, że Chińczycy to
najmądrzejsza ze wszystkich nacji. Po pewnym czasie zrozumiał, jak bardzo są samotni, i zaczął
przyprowadzaćswoichsynów.PorazpierwszySamiJonmielisięzkimbawić.Wiesz,żepróbowaliśmy
ich umieścić w najróżniejszych świetlicach i przedszkolach, ale wszędzie byli... ciężko mi to mówić...
odrzucani.
-Szykanowani.Tak,wiem.
-JegożonaUlla,równieimponującajakon,jestprzedszkolankąimarzyjejsięniewielkieprzedszkole
dlaróżnychdzieci.Larsniejestbogaty,aleobiecałwtozainwestować.
Katarinadopieropochwiliuświadomiłasobie,żetakmanaimięhydraulik.
-Amymarzymydalej-zpewnymzażenowaniemkontynuowałaErika.-Olofjestskłonnydołożyćswoje
oszczędnościimoglibyśmyodpowiedniourządzićpiwnicę.Pomieszczenianatyłachdomumająporządne
okna.
-Tochybazbytpiękne,żebybyłoprawdziwe.
-Czekanassporobiurokratycznychformalności,alektowie...Ullamadyplom,aOlofpewienprestiż.
No,aleterazzrobiękawę.
Erikaprzyniosładwakubkikawyisucharki.
-Odkądprzyjechałaś,widzę,żecościjest-powiedziała.
-Tak,mamanapisaładomniekilkalistów,wsumiejakieśdwadzieściastron.Opowiadawnichoswoim
dzieciństwieiomał-
żeństwie. To niesamowicie... wzruszające, Erika, czytałam i czytałam, i chyba nareszcie zaczynam coś
rozumieć.
Przerwaliimprzekrzykującysięchłopcy.
-Dlaczegotusiedzicieimacietajemnice?
Olof poszedł przygotowywać kazanie na następny dzień, które -co dosyć zabawne - miało traktować o
wielbłądzieiuchuigielnym.Kiedywrócił,powiedział:
-Katarina,jestmaildociebie.ZMalmó.Poangielsku.Nieczytałem.
Wjegogłosiedałosięwyczućniepokój.Katarinauspokoiłago.
-Tonapewnoodmamy,jesttamnajakiejśkonferencji.TowierszEliota.Posłuchajcie:
„Gdziejestżycieutraconeprzezżycie?
Gdziemądrośćutraconawwiedzy?
Gdziewiedzautraconapośródwiadomości?"
-Rozumiesz,ocojejchodzi?
-Tak,zwłaszczadwaostatniewersy.-Przezchwilęsiedziaławmilczeniu,skupiona.-Nigdyniegroziła
miutratamądrości.
Olofroześmiałsię,Erikapokręciłagłową,achłopcywrzasnęlijedenprzezdrugiego:
-Acozgubiłaś?
-Właśnieniewiem-przyznałaKatarinaidodałazuśmiechem:-
Chodźmydorestauracjinaporządnyobiad.
Itakzrobili.
DopieropóźnymwieczoremKatarinaiErikamiałychwilędlasiebie.
-Czydużobyłodlaciebierzeczycałkiemnowychwtychlistach?
-Większość.Naprzykładto,żezanimpojawiłasięKatrin,niemowlęciuniemalgroziłaśmierćzpowodu
brakuopieki.Totłumaczypóźniejszyparaliżwolimamy,wtedykiedybyliśmydziećmiikiedyojciecją
bił.
-Nigdyotymniemówiła...?
-Nie.Atywiedziałaś?
-Trochę,zgrubsza,kiedyopowiadałamjejomojejmatce,którazmarła,ajatrafiłamdobabci.
-Aha.
Erikamogłazauważyć,żeKatarinapoczułasięurażona.
-Strasznejestto,żemamanierozumie.Niewidzizwiązku.Erikęnamomentzamurowałozezdumienia.
Szukałasłów.
-Musiałaśsiępomylić,Katarina.Elisabethprzezdwalata1Przeł.M.Sprusiński(przyp.tłum.).
chodziła na psychoterapię w Goteborgu. I dzięki temu rozwikłała wszystkie wątpliwości dotyczące jej
dzieciństwa.Katarinasięzezłościła.
-Jeślitakcipowiedziała-oświadczyłastanowczo-toznaczy,żekłamie.Jestempewna.Onaijazawsze
byłyśmyrazem.Tobył
najlepszyokreswmoimżyciu.
ErikachciałaobjąćKatarinę,aleKatarinaodepchnęłajejrękę.
-Elisabethnigdyniekłamie-powiedziałaErika.-1tyotymwiesz.
Pozatymchodziłaśprzecieżdoszkoły.
Milczały.Katarinazmarzła,Erikaprzyniosłajejpled.
-Wiem,żepsychologiamożenampodsunąćpewnewzorce.Dziękinimpoznajemyróżneuwarunkowania
i współzależności -powiedziała Erika, okrywając Katarinę pledem. - To pomaga, nawet bardzo. - Po
chwili milczenia objęła Katarinę ramieniem. -Ale wielu spraw nigdy się do końca nie zrozumie. Zycie
składasięzparadoksów...to,cosięnamprzydarzaijaksięztymobchodzimy,smutekiśmierć,radośći
miłość...Niematakiejwiedzy,którapotrafiłabynaswyleczyćzsamotnościalbouwolniłaodwielkiego
lęku.
-Towłaśniechciałamipowiedzieć,wysyłającwierszEliota
-szepnęłaKatarina.
Powiedziałysobie„dobranoc",alenaschodachKatarinazatrzymałasię.
-Zapytałamkiedyśmamęociebie-zwróciłasiędobratowej-skądwtobietyleniesamowitejmądrości
i...intuicji.Powiedziała,żesamamusiszotymopowiedzieć.
Erikazamyśliłasię.
-Możezrobiętosamo,coona,napiszęlist.Widzisz,todługahistoria.
-Niechcęjużżadnychlistów,boopaczniejeodczytuję.Chciałabympatrzećciwoczyizadawaćpytania,
jeśliczegośniezrozumiem.
Chybamożeszmipoświęcićjedendzień.
-Owszem,poBożymNarodzeniu.
-Tak,BożeNarodzenie.Niemogłowypaśćgorzejwtymroku.
Mamaijamusimyzdążyćzprzeprowadzką.
23
KATARINĘ OBUDZIŁO słońce, iskrzące się światło świetnie harmonizowało z jej nastrojem. Była
radosna, pełna nadziei. Wzięła dzień wolny, za kilka godzin odbierze mamę z lotniska, z Arlandy, a
stamtądpojadąobejrzećdom.
Wiem, że się jej spodoba, pomyślała Katarina, położyła dłonie na brzuchu i zaśpiewała maleństwu
piosenkę.
DodrzwizapukałOlofipowiedział,żesądwadzieściadwastopnieponiżejzera.
-Włóżnasiebiewszystko,comaszwełnianego.Jemyśniadanieprzedpiecemkaflowym.
-Jużidę.
Nawetwdomubyłochłodno,Erikadałakażdemupogrubymswetrze.Katarinamartwiłasięosamochód,
aleOlofobiecał,żegouruchomi.Izdążyrozgrzać.
Zjadłatrzykanapkizżółtymserem,wypiłagorącąkawęipowiedziałachłopcom,żedzisiajniebędzie
bajki.
Próbowalijąprzebłagać,przekrzywiającgłowy.
-Nicztego-odparłaKatarina.-Chybaniechcecie,żebyArnomarzłanalotnisku.
JużnaE4wsamochodziebyłociepło.MójmilutkiJapończyk,pomyślała,patrzącnaolśniewającobiały
pejzażznaczonydługiminiebieskimicieniami.
Miaładużoczasu,zdążyławypićdrugąkawę.Niebyłotonajlepszedladziecka,aledotknąwszybrzucha,
obiecałamu,żejużwkrótceskończyzkofeiną.
OgłoszonoprzylotsamolotuzMalmó,Elisabethwyszłanakońcu.
Uśmiechnęłysiędosiebie.
-Dostałaświersz?
-Tak.
-Ładny?
-Tak.
Stałynaruchomychschodach.
-Przepraszamcięzatęślepąkurę.
-Byłaśzdenerwowana.
-Mamo,dlaczegominiepowiedziałaś,żechodziłaśnapsychoterapięwGoteborgu?
Czekałynabagaż.
-Jakpowiedziećsiedmioletniejdziewczynce-odparłaElisabeth-żemamamusichodzićcodzienniedo
doktora,któryleczywariatów.
Dziecku,którejestwrażliwe,którezdążyłozbytwieleprzeżyć...izbytdużowidziało.
Jechaływindąnaparking.Milczały.WsamochodzieElisabethkontynuowała:
-Jasne,żemogłamciotympowiedziećpóźniej.Ale...tegoniezrobiłamizciszypowstałmurmiędzy
nami. Dopiero tego lata zrozumiałam, że zapełniłaś tę pustkę fantazjami. I, rzecz jasna, przykrymi
wspomnieniami.Pamiętasztęnasząwspólnąporannąkąpielwmojejchacie?Totam,kiedypatrzyłyśmy
nasiebiewstarymlustrze,wkońcudostrzegłamwtwoichoczachwszystkiepytania:Jakmogłaś,mamo?
Dlaczegotoznosiłaś?Iwtedypostanowiłamdociebienapisać.
Zamilkła,zapięłapas,akiedyKatarinawyjeżdżałazmiejscaparkingowego,powiedziała:
-Byłamidiotką,alechciałamcitojakośwynagrodzić.Chciałam,żebyśmiałapogodnąiczułąmamę.
-Imiałam-potwierdziłaKatarina,wycierającnos,ijużzaszlabanemdodała:-Postanowiłam,żedzisiaj
spędzimybardzomiłydzień.
Elisabethroześmiałasię.
-Samalepiejbymtegonieujęła.
-Nowiesz,kuraijajko.
-Alecięostatniowzięłytekury.
Katarinaparsknęłaśmiechem,ledwiemogłautrzymaćkierownicę.
ZjechałyzE4,minęłytysiącletnikościółijezioro.
-Pięknietutaj-powiedziałaElisabeth.
-Zarazzobaczysz.-OczyKatarinyroziskrzyłysięjakśniegwsłońcu.-Zarazzobaczysz.
-Bardzomałomipowiedziałaśodomuiokolicy.
-Chybarozumiesz,żetomabyćniespodzianka.
Ibyła.
-Katarina,toprzecieżniejestdomekszeregowy,tylkowilla.
-Nie,szeregowy,bostoiwjednymszereguzgarażem.
Katarina wyjęła klucze i otworzyła drzwi. W dużym hallu było ciepło i pachniało farbą. Świeżo
pomalowane, białe ściany, po lewej dobrze wyposażona kuchnia, po prawej duży salon z kominkiem. I
dużeoknawychodzącenaotwartąprzestrzeń.
-Ateraz,mamusiu,zobaczyszcośwspaniałego.
Zewzruszeniagłosuwiązłjejwgardle,kiedywchodziłazmamąnagórę.
Napiętrzebyłskośnysufit,dłuższaścianadużegopokojumiałamansardoweokna.Elisabethnatychmiast
tampodeszłaipatrzyłanałąkiizagajnikirosnącenałagodnymzboczuschodzącymnadjezioro.
-Czytojezioro?
- Tak, skute lodem, ale już niedługo, mamusiu. Hanssonowie mówili, że zwykle siadali tutaj wiosną i
słuchali,jakruszająlody.
Nagórze,takjaknaparterze,rozkładbyłdosyćprosty.Poprawejsypialnia,polewejkuchnia.Kuchnia
byłaodnowiona,aleniewielkałazienkamocnosfatygowana.
-Mieszkałytunastolatki.Jakośtemuzaradzimy,kiedybędziemywiedzieć...no,jeślinamsięspodoba...
-Mniejużsięspodobało-powiedziałaElisabeth,bliskarozpłakaniasięzradości.-Agdziejesttwoja
sypialnia?
-Zakuchnią,dużaiwygodna.Chodź,zobaczysz.
Elisabeth poczuła się zmęczona nadmiarem wrażeń. W domu nie było nawet stołka, usiadły więc obok
siebienablaciekołozlewuiKatarinaopowiadałaosąsiadach.Byłotubardzodużomałychdzieci.
Mniejwięcejwpołowiedrogimiędzydomemajezioremjestprzedszkole,pozatymmajątuprzychodnię
zdrowia,ośrodekopiekinadmatką,szkołę,bibliotekęitakdalej.I,rzeczjasna,najróżniejszesklepy.
- Nie może być lepiej. Do miasta jeździ kolejka, ale to oczywiste, że będziemy zdane na nasze
samochody.
Naglektośzadzwoniłdodrzwi,popatrzyłynasiebie,lekkospłoszone.
-Pewniejedenzsąsiadówchciałbysięprzywitać.Rzeczywiście.W
drzwiachstałdużygrubymężczyzna.Brodatą
twarz,kwadratową-jakbyjąwyrzeźbiłwdrewnieamatorentuzjasta
-zdobiłycętkiolejnejfarby.Zalatywałoodniegopotemiterpentyną.
-NazywamsięKarlsson,wpadłem,żebysięprzywitać.Pomyślałemteż,żemożemiałybypanieochotęna
kawęizedwakrzesła.
-Albofotel-powiedziałaElisabeth.
-Tomiłezpanastrony-dodałaKatarina.
-Wobectegoidęzaparzyćkawę.
Włożyłybotkiipalta,Katarinaintensywniemyślała.
-Jagoznam,mamo.
-Skąd?Ktotojest?
-Niewiem.
Ale kiedy weszły do hallu Karlssona, przypomniała sobie. Na ścianie w głębi połyskiwał kolorami
zarośnięty,niemaltropikalnyogród.
-Uznałem,żeprzydasiętutajtrochęciepła-skonstatowałKarlsson.
- Ach, tak pan uznał? Mamo, ten pan, który chce uchodzić za obcesowego i niepoważnego, to jeden z
najlepszychszwedzkichmalarzy,ViktorEmanuelKarlsson.
-Chylęgłowę-powiedziałaElisabeth.-Czytakimistrzpotrafizaparzyćkawę?
-Jestemwtymcholerniedobry.Chodźciedokuchni.
-Jadziękujęzakawę-powiedziałaKatarina.-Widzipan,jestemwciążyidzieckonielubikawy.
-Dodiabła,tocudownie-odparłiserdeczniejąuściskał.
*
Katarinaprzerwałaciszę.
-Czymogęsięrozejrzeć,kiedybędzieciepilikawę?
-Jasne,proszę.Aleniematuzadużomebli,bomieszkamnapiętrze.
Skinęła głową, domyśliła się, że salon służy mu za atelier. Było tu tyle prac, że musiała się na coś
zdecydować.Wybieraj,pomyślała,niewszystkonaraz.Nakrótszejścianiezobaczyładużytryptyk.
24
USIADŁANAKRZEŚLEprzedtryptykiem.Słyszaładochodzącyzkuchnibrzękfiliżanek,żartyiśmiech.
Malarzprzyniósłjejszklankęmlekaijabłko.Tengrubymężczyznaprzeszkodziłjejwkontemplacji,nie
chciałagowidzieć,chciałagowyrzucić,mimotopowiedziała:
-Proszęmiotymopowiedzieć.
-Nocóż,oddawnakochamtryptyki.Znapanirenesansowychmalarzy.Totypowymotyw:Zwiastowanie
iświatłooczekiwania...
błękitnatęsknota.Chwilaskupieniawobliczucudu.I,rzeczjasna,lęk.
Pośrodku namalowałem życie, pełne radości i smutku, a na końcu starość, śmierć i powrót do wielkiej
tajemnicy.
Umilkł,lekkozażenowany,idrapałsiępogłowie.
-Niechpanmówidalej-poprosiłaKatarina.
-Starzymistrzowiebylikonkretni,możetakwidzieliświat,naiwnieikonkretnie-podjął,znówdrapiąc
sięwgłowę.-Chybawidzielidużowięcej,alemalowalijakdladzieci.Cowówczasbyłozpewnością
namiejscu.Obowiązywaładosłowność,którądodzisiajpróbująuprawiaćniektórzyksięża.Tyleżemity
tracąwtedyswojąsiłę.Rozumiepani?
-Tak.
-Chodziłomioto,żebyprzywrócićmitomichtajemnicę.Rozebraćzhistorycznegokostiumu...
KatarinazauważyłaElisabeth.Stałazfiliżankąkawytużzamalarzem.
-Cotynato,mamo?
-Jestempodogromnymwrażeniem.
-Chciałabymjeszczeprzezchwilętuposiedzieć-powiedziałaKatarina.
DopieroterazmalarziElisabethdostrzeglijejgłębokieporuszenie.
Wyszli, a ona zatonęła w pierwszym obrazie; wiedziała, że właśnie tam, w tym miejscu sama się teraz
znajduje.Spektrumwszystkichniebieskichodcieninieba,ostryksiężycowobiałylękkruchychpostacii
przenikającewszystkozłoteświatłobrzasku.Światłooczekiwania,pomyślała.
Zjadłajabłkoiposzładokuchni.
-Chybabędęmogłatujeszczewrócić?
-Aleśtyblada,Katarina.Musimyjużjechać.
-Tak,mamo.Typrowadzisz.
Zanim Katarina zasnęła tego wieczoru, ze zdumieniem stwierdziła, że światło w rozkwicie życia było
turkusowe,aujegozaraniapomarańczowe.
25
NASTĘPNEGODNIAobudziłysięwcześnierano.
-Ostatnianocwstarymmieszkaniupowinnabyć,nowiesz,niecopodniosła-powiedziałaKatarina.
-Ico,była?
-Nie,mamo.Znadziejąmyślęotym,comnieczeka.
Zaczęły pakować porcelanę i książki. Kilka godzin później przyszli im pomóc Olof i Erika. Dzieci
zostawilizUllą,żonąhydraulika.
ZajrzeliHanssonowie,kilkadnispędziliusyna.Ichmeblebyłyjużwciężarówce.
-Jutroodziesiątejranoprzyjadąludziezfirmyiposprzątają
-powiedziałaKatarina.-Wprowadziciesiędoczyściutkiegomieszkania.
-Będziewspaniale-przyznałaKerstinHansson.
Katarinaskinęłagłowąipoczułalekkieukłuciewsercu,wyob-raziwszysobie,jaktutajbędziezaparę
dni.Pięknestaremeble,gęste,grubezasłony,ciężkiedywanyistyloweskórzanekanapy.
Naturalnie powstał rozgardiasz, kiedy wóz z meblami podjechał pod dom nad jeziorem. Ale nie trwał
długo,zaledwiekilkagodzin.Katarinawiedziaładokładnie,gdziecomastanąć,dziękiczemumogłasię
zająćzawieszaniemnowychzasłon.
Przyszedłmonterztelekomunikacjiiodrazumiałyczynnytelefon.
Zarazponimzjawiłsięelektryk,zainstalowałkomputerisprzętgrający,przeciągnąłkilkaprzedłużaczy,
podłączyłświatło.
-Superarmatura-powiedziałzuznaniem.Potemodwiedziłaichsmutnakobieta.
-NazywamsięKristiansson-przedstawiłasię-iprzychodzęzpuddingiemzokazjipierwszegodniaw
nowymdomu.Mieszkamposąsiedzku.
-Och,jakmiło-ucieszyłasięElisabeth.
-Jużrobiękawę-powiedziałaKatarina,aElisabethwyjęłazlodówkikanapki.
-Cholerniesąporządnickietepaniusie-odezwałsięViktorEmanuelKarlsson,któryprzyłączyłsiędo
powitalnegopoczęstunku,przynosząctrunki.
- Jeśli o mnie chodzi, wcale nie jestem porządnicka - stwierdziła Elisabeth. - To moja córka ma
niezwykłytalentorganizacyjny.
Kiedyzjedli,wdomuniemalwszystkostałojużnaswoimmiejscu.
Pani Kristiansson otrzymała tyle pochwał za pudding, że aż się zaczerwieniła. Przed wyjściem
powiedziała,żemawdomudużoroślindoniczkowych,wystarczywpaśćiwziąćpędy.
Następnegodniaranopojechałynadworzec.TerazprzyszłaporanaGävle.
Pokłóciłysięołóżko,starepoczciwełóżkoElisabeth.
-Niezabieramygo-oznajmiłaKatarina.-Maprzeszłodwadzieścialat.
-Nicmuniebrakuje.
-Mazużytesprężyny,jestpowygniataneibrudne.Nigdyniesłyszałaśoroztoczach?
-Oczywiście,żezabioręswojełóżko.
-Niezabierzesz,booddzisiajczekanaciebienowe,identyczne.
Prezentodemnie,mamo.
-Zwariowałaś.Niemasznacowydawaćpieniądze?
-Nie.Ponieważmojamamamakłopotyzkręgosłupem,niemogłamznichzrobićlepszegoużytku.
W czwartek rano wyruszyły z Gavle. Elisabeth jechała razem ze swoim dobytkiem i niemal całą drogę
przespała.Katarinaprowadziłajejstarysamochódiuznała,żemamapowinnasprawićsobienowy.
Alezaczęłasięniecomartwićostanswoichfunduszy.
Iumościłysobiegniazdko.Jużpokilkutygodniachkażdydrobiazgbyłnaswoimmiejscu.
-Porządek-powiedziałaElisabeth.-Marzyłamotymprzezcałeżycie.
Niesamowiciezadowolonezsiebie,zamknęłydomiudałysiędoUppsalinaświętaBożegoNarodzenia.
26
WAPARTAMENCIEnaManhattaniezaległanieznośnacisza,kiedyJackzamknąłzasobądrzwi.Jakby
zatrzymałsięczas.
EdiJanetnieznaleźlisłów,żebyprzerwaćmilczenie,stracilizdolnośćmówieniaimyślenia.Byłpiątek,
zapamiętajągojakojedenznajdłuższychdniwichżyciu.
Wskazówkazegarapotrzebowałagodziny,żebyprzesunąćsięokwadrans.
Dzwoniłtelefon,odpowiadałasekretarka,nagrywałysięnieważneinformacje.
WkońcuJanetspojrzałaEdowiwoczyiwyszeptała:
-Toniemożebyćprawda.
- Może. Spytałem go wczoraj, czy zamierza wrócić na wykłady do Sztokholmu. Powiedział, że jest
poszukiwanyprzezszwedzkąpolicję.
-Awięctoprawdaztądziewczyną.
-Takmyślę.
-Przecieżtoniedopojęcia,Ed.Tegoniemożnaanizrozumieć,aniprzebaczyć.
-Wiemto...zwłasnegodoświadczenia.Typrzecieżteż...Spotkałaśpodczasswojejpraktykidużobitych,
maltretowanychkobiet...
Jęknął.
Iznówzanurzylisięwciszę.
Zjedliwkuchniskromnyobiadiwypilipopiwie.ŻołądkidostałyswojeimózgJanetsięożywił.
Przecieżjestemprofesjonalistką,pomyślała.DałaEdowiproszeknasennyiposłałagodołóżka.Potem
usiadładotelefonuiwkrótcemiałanumerdopastoraOlofaElgawUppsali.
-Terazniemożepanidzwonić-powiedziałatelefonistka.-W
Szwecjijestśrodeknocy.
Mamtogdzieś,pomyślałaJanetiwykręciłanumer.Dużosygnałów,wkońcuodezwałsięjakiśzaspany
głoswniezrozumiałymdlaniejjęzyku.
-DoyouspeakEnglish?
-Yes.
Powiedziała, że jest adwokatem i że... ma kontakt z mężczyzną, który uważa, że jest poszukiwany w
Szwecjizazamordowaniekobiety,ewentualniezausiłowaniemorderstwa.
-Jestbardzobliskipopełnieniasamobójstwa-dodałaizawstydziłasię.
-MyGod-westchnąłszwedzkigłoszeznakomitymangielskimakcentem.
-Tak.MyGod.Panjestpastorem,jajestemchrześcijanką.
-ProszęprzekazaćJackowi0'Harze,żeKatarinawróciładozdrowiaicieszysięnaprzyjściedziecka.
-Dziecka?
Janetzakręciłosięwgłowie,przedoczymaprzesuwałysięniesamowiteobrazy.
GłoszzaAtlantykuwrócił:
-JakmogęsięskontaktowaćzJackiem?
- Chwilowo gdzieś przepadł, ale mam nadzieję... że... Przypuszczalnie jest na policji... Powinni
zawiadomićjegoojca.Czymogęoddzwonić?
-Tak,jaktylkobędziepanicoświedziała.
JanetpobiegładoEda.Spał.Niebędziegobudzić,jeszczenie.
Rzuciła się do kobiecych zajęć, pozmywała po obiedzie, uporządkowała zdjęcia Jacka. Niewiele to
pomogło,mocnobiłojejserce,wustachzaschło.Wkońcupodeszładoswojejsekretnejszafkiinalała
sobiedużąwhisky.Wypiła.
Zadzwoniłtelefon.
-NazywamsięErikaElg-odezwałsięgłębokikobiecygłos.-JestemżonąOlofa.Mążniemógłspaći
poszedł do kościoła, a ja obiecałam mu, że do pani zadzwonię. Czy miała pani jakieś wiadomości od
Jacka?
-Nie.-Głosjejsięzałamał,niepotrafiłategoopanować.
-Oddzwonię,jaktylkosięczegośdowiem.Dziękujępani.
RozmowaobudziłaEda.
-Cosiędzieje?
-Zadzwoniłamdojejbrata.Wśrodkunocy.Poczekaj,nagrałamtęrozmowę.
Puściła taśmę i zrobiła głośniej, kiedy bardzo angielski głos powiedział: „Proszę przekazać Jackowi
0'Harze,żeKatarinawróciładozdrowiaicieszysięnaprzyjściedziecka..."
Edwciągnąłpowietrze,Janetusiadłakołoniego.
-Dzwonięnapolicję-zdecydował.-Jackpowiniensiędowiedzieć.
-Nie,Ed,musimymuufać.
Siedzielibliskosiebienakanapie,kiedywdrzwiachzachrzęścił
klucz.
- Siedzicie w ciemnościach? - Zapalił światło. - Wiem, że źle się zachowałem. Ale udało się, tato.
Chodziłempoulicachtegocholernegomiastailiczyłemknajpy.Wiesz,iletujestlokali,wktórychmożna
sięupić?Setki.Toidiotyczne.Alenigdzieniewszedłem.
Chybawidzisz,żeniewypiłemanikieliszka.
Odrzuciłgłowędotyłuizaśmiałsię.Niebyłtośmiechradości,tylkozwycięstwa.
-Jestemgłodny-powiedział.-Czymaszjeszczetęsmacznązupę,Janet?
-Tak,mam-odparłaześmiechem.-Alenarazieniebędziejedzenia.Mamyważniejszesprawy.
ZdałamurelacjęzposzukiwańnumerutelefonudopastoraElgazUppsali.
-Wiedziałam,żetamjestnoc,alemiałamtogdzieś.-Puściłataśmę.
-Słuchajuważnie.
Jacktakpobladł,żeJanetsięprzeraziła.
-Słuchajno-powiedziałaswoimnajsurowszymtonem.-Niebędzieszmituterazmdlał,bopastorElg
czekawUppsalinatelefon.
Jackowi tak się trzęsły ręce, że potrzebował pomocy w wybraniu wielocyfrowego numeru. Janet i Ed
wyszli z pokoju i został sam na sam z tym aroganckim angielskim głosem, który go zbeształ, kiedy
zadzwoniłdoSztokholmu.
Aleterazgłospoprosiłgoowybaczenie.
-Chybarozumiesz,byłemzrozpaczonyiwściekły,spędziłemnocwszpitalu,kiedyjąoperowali.Przez
kilka dni nie mogłem się wyzbyć niedorzecznej złości i kiedy zadzwoniłeś, zachowałem się
niewybaczalnie.
-Zasłużyłemnato.
-Nacozasłużyłeś,tosprawamiędzytobąaBogiem.Żadenczłowiekniemaprawaosądzaćdrugiego,tak
jakjatozrobiłem.
Zaległodługiemilczenie.
WkońcuJackpowiedział,coczuje,żetrudnomumówić.Izrozumieć.
-Posłuchaj.Katarinajestwpełnisił.To,cocimówiłemopolicji,niemiałożadnegofinału.Niechciała
złożyćdoniesienia.
-Niechciała?
-Nie.
-Jakmamtorozumieć?
- Posłuchaj mnie uważnie. Nie mogę niczego robić bez wiedzy siostry i pertraktować z tobą za jej
plecami.Tojestwyłączniejejsprawa.
-Bojest.
- Elisabeth ma inne zdanie i uważa, że matka nie ma prawa zabronić dziecku spotkań z ojcem -
powiedziałOlofipodługiejciszykontynuował:-JeślichodzioKatarinę,niczegoniemogęciobiecać.
Niewiem,cootobiemyśliicodociebieczuje.Jawkażdymraziepostaramsię,żebyśzostałzaproszony
nachrzciny.Wzamianobiecaszmi,żezachowaszsięodpowiedzialnie.Dobrze?
-Dobrze.
Tej nocy Jack spał spokojnie, zanurzony w miłosiernych ciemnościach. Obudził się wcześnie, o siwym
brzasku,popatrzył,jakdeszczspłukujemiasto,ipomyślał,żewszystkomusięprzyśniło.
NamiękkichnogachposzedłdoJanet.Spała.Jestrówniepiękna,kiedyśpi,pomyślał,zanimwyszeptał:
-Janet,jamuszętowiedzieć.Czytosięnaprawdęstało?
-Głuptas-powiedziała.-Nagrałamcałąrozmowę.Wystarczyodsłuchać.Ajeślibędzieszmnieznowu
budził,toniepokazujsiębezdużejkawy.
OpowieśćEriki
27
-JESTEMBĘKARTEM.Matkaumarłaprzyporodzieichociażnikttegoniepowiedziałwprost,myślę,
żewszystkimulżyło.
W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia Erika i Katarina znalazły czas na zaplanowaną wcześniej
rozmowę.Elisabeth,Olofidziecisiedzieliwkinie.
Katarinawłaśnierozpalałaogieńwkaflowympiecuitaksięprzejęła,żezwrażeniaupuściłazapałkę.
-Niktniemożesięcieszyćzpowoduśmiercimłodejmamy!
-No tak, możejestem zbyt surowa.Ale wstyd pozostał. Podobnotak się darłam,że słyszała mnie cała
wieś.
-Urodziłaśsięnapoczątkulatsiedemdziesiątych.Wtedyniebyłojużbękartów.
-Były,były,ciąglesięotymplotkowało.Wierzmi.Inieróbtakiejprzerażonejminy,bojanatymbardzo
dobrzewyszłam.Odesłanomniedobabci,wgóry.Doczarownicy,któraumiałatamowaćkrewiktórej
wszyscysiębali.Jakją,ulicha,opisać?MiałanaimięLaila.-
Erika zamilkła, musiała pomyśleć. - Ludzie z wioski mówili, że to lapońskie imię. Płynęła w niej
lapońskakrew.KilkarazywrokuzjawiałsięzwizytąLapończyk,no
wiesz,eleganckoubrany,niecouroczystyiniezwykleczuły.
Któregośdniadowiedziałamsię,żetomójojciec.Alejakopisaćbabcię?Byłatwardajakskała,alew
odróżnieniuodgranituniemiałaświecidełek.Niehodowałakwiatów,dbałazatooswójwarzywnik.Na
począteknauczyłamnie,żebysięzanadtoniewsłuchiwaćwsłowa,tylkoczytaćztwarzy.Wjejchacie
zawszebyłodużoludzi,przychodzilizbolącyminogami,skrofułami,krwotokami.Podobnoichleczyła.
Ale jej zdaniem wracali do zdrowia dzięki wierze w jej zdolności. Po ich wyjściu ćwiczyła mnie w
zapamiętywaniuichtwarzy,wtym,jakmimikawspółgrazesłowami.Uważała,żetegotypućwiczeniasą
dla mnie ważne. Według niej za często się uśmiechałam. Była bardzo zła, mówiła, że wie, dlaczego.
Zwymyślała ciocię Elin, która mnie do niej przyprowadziła. Powiedziała jej przez zaciśnięte zęby:
„Gdybym miała cielaka tak chudego jak ta dziewczynina, to nie wiedziałabym, gdzie podziać oczy ze
wstydu".
CiociaElinodwarknęła:„Samasięprzekonasz,jakietoprostezmusićjądojedzenia.Dziewuszyskojest
rozpieszczone". A ja przekrzywiłam głowę i uśmiechnęłam się. „Idź już sobie", powiedziała babcia do
cioci.
Potem dostałam jajko rozbełtane ze śmietaną. Każdego dnia długo rozmawiałyśmy o tym, co będziemy
jadłynaśniadanieinaobiad.W
trakcietychrozmówmiałamwustachpełnośliny.Mówiłam,colubię,aonasłuchała.Potemzaczęłamnie
uczyć,czegopotrzebujeorganizm,żebyrósłibyłsilny.„Niepotrzebujesolonychśledzi",mówiła,aja
oddychałamzulgą.Posolonychśledziachzbierałomisięnawymioty.
„Ale,rzeczjasna,będziemyjadłyryby.Musząbyćjednakświeżuteńkie".Inauczyłamsięłowićryby.To
byłofajne.Kiedybrały,wybuchałamśmiechemibabciamówiła,żetakwłaśnietrzebasięśmiać.Nocami
chodziławeśnie,pojakimśczasiechodziłamija.
Bywało, że spotykałyśmy się w świetle księżyca w zapuszczonym ogrodzie. Nigdy jednak ze sobą nie
rozmawiałyśmy. Wcale mnie to nie dziwiło. Każda była przecież w swoim śnie. Miałyśmy kury,
nauczyłam się liczyć, szukając jaj i sprawdzając, czy wszystkie gdaczące ptaki są w kurniku, zanim
zamknęłamjenanoc.Babciamówiła,żepopółnocyprzychodzilis.Nauczyłamnieczytać,powiedziała,
żemuszętoumieć,bozjejoczamijestcorazgorzej.
Zazwyczajnieokazywałamiżadnychuczuć,zdarzałosięjednak,żejejtkliwośćmusiała
znaleźćjakieśujścieiczasamimnieprzytulała.Bywało,żemówiłarzeczykompletnieniezrozumiałe,na
przykład:„Nareszciemojacórka".Kochałyśmysię,alenigdysobietegoniepowiedziałyśmy.
Lailabyłareligijna.Niewpowszechnymtegosłowaznaczeniu.
Żadnychmodlitw,psalmówczywizytwkościele.Iniewczystopowierzchownychreakcjach.Nowiesz,
jaktoludziemówią,kiedyświecisłońce:„Jakiboskidzień".Kiedywkwietnioweporankipadał
deszcz,kiedywpołudnieparowałśnieg,apodwieczórprażyłosłońce,mówiła:„Bógnasdzisiajwidzi".
I naprawdę tak myślała. No i jeszcze to z pogodą. Mogłam na przykład siedzieć w bezchmurny, ładny
dzieńnajakiejśskale,gdynistąd,nizowądzaczynałymnieswędzićręce.
Biegłamwtedydobabciiwołałam,żezbliżasięburza.„Tak-mówiła-
czujęto".Izabierałyśmysiędopracy,zaganiałyśmykuryikrowę,przykrywałyśmypikapabrezentem.I
zawsze zdążyłyśmy, byłyśmy gotowe tuż przed pierwszą błyskawicą. Miałam jeszcze jedną dziwną
przypadłość.Wiedziałam,kiedyzadzwonitelefon.Babciaśmiałasięztegoimówiła,żewyprzedzamjąo
pięćminut.Alezatopotrafiłapowiedzieć,ktodzwoniiwjakiejsprawie.Czasamiprzybierałapoważną
minęimówiła,żecośsięstałowlesie.Jesieniąizimąnazboczachgórroiłosięoddrwali.Zdarzałosię,
żektóryśźlewycelował
i zamiast w pień trafiał w stopę. Wiedziałam, co mam wtedy robić: gotowałam wodę, wyjmowałam
czystepłócienneręczniki,łubki...
wszystkomusiałobyćprzygotowane,kiedybiedaczyskowjeżdżałnapodwórze.Razbyłonaprawdęźle,z
otwartejranytryskałakrew.
Babciazatamowałająwkilkaminut,założyłaopatrunekimężczyznazostałprzeniesionydosamochodui
przykrytygrubymikocami.
Siedziałamzjegogłowąnakolanachistarałamsięgouspokoić,kiedyjechaliśmywdół,nadrzeką,do
szpitala, na oddział intensywnej terapii. Laila znała lekarza. Za każdym razem, kiedy kończył operację,
powtarzał:„Dolicha,Laila,niemogłabyśmipokazać,jaktytorobisz?".Ababciazawszeodpowiadała:
„Jużmówiłam,żeniewiem".
Tegoroku,kiedymiałamzacząćszkołę,babciamartwiłasię.Jacyśurzędnicyuznalizarzeczoczywistą,
żepowinnamtrafićdointernatu.
Babcia się sprzeciwiła, więc zwrócili się o pomoc do komisji opieki nad dziećmi. Musiałam tam
siedzieć pół dnia, odpowiadać na pytania i wypełniać formularze. Wypełnianie ich zdumiało, bo
siedmiolatkizazwyczajnieumiejączytaćanipisać.Mojemurozumowinicniebrakowało.Podobniejak
wychowaniu, byłam układna i uprzejma. Na koniec zbadał mnie doktor, opukał plecy, pouciskał w
różnychmiejscachipowiedział,żerzadkowidujetakiezdrowedzieci.
Mimotopobralimikrew.Tobyłookropne,chciałam,żebybyłaprzymniebabcia...nawypadekgdyby
zaczęłatryskać...Nicnieznaleźli.
Ale kobieta z komisji nie była zadowolona. Muszą przecież brać pod uwagę samotność i izolację
dziecka. Powiedziała, że musi się stosować do paragrafów. Babcia miała starego pikapa. Był w
warsztacie na przeglądzie, gdzie go nasmarowali i wymienili zużyte części. Każdego dnia rano
podwoziłamniepodszkołęikażdegopopołudniamnieodbierała.ZdaniemciociElinbyłaniemądra.Jak
możnasiętakzamęczaćtylkodlatego,żebydogodzićrozpieszczonemudzieciakowi.
Babcia jej odpowiadała, że są rzeczy, których ciocia Elin nigdy nie zrozumie. Nikt mnie w szkole nie
szykanował. Babcia miała w okolicznych wioskach dużą władzę. Ale, rzecz jasna, z nikim się nie
przyjaźniłaminiebawiłam.Popewnymczasiejawnieokazywanominiechęć.Przedewszystkimdlatego,
żebyłamzdolna.Znałamodpowiedzinawszystkiepytania,wiedziałam,coijakpoliczyćbezliczenia.To
byłoproste,wystarczyłotylkowejśćwmójibabciświat.
Nic jednak nie wiedziałam o marzeniu Laili. Zmarła tego samego dnia, kiedy zdałam maturę. W
testamenciezapisałamichatęiziemię,iswojeoszczędności,awliście,którydołączyła,zażyczyłasobie,
żebym była pomostem łączącym jej umiejętności z wiedzą, żebym została lekarzem. Teraz już wiesz,
dlaczegojestemtaka,jakajestem.Trochęmnietomęczyismuci.
28
JECHAŁYDODOMUozmierzchu.-Cościętrapi?-spytałaElisabeth.
Katarinauderzyłapięściąwkierownicę,ażpodskoczyłsamochód.
-Jużjasiępostaram,żebyErikaziściłamarzenieLaili.
-Ajakmatozrobić?
-Studiującmedycynę.
-Todługadroga.Zdwójkądzieciiwymagającymmężem.
-Olofniejestwymagający,mamo.Onjesttylkorozpieszczony.Alejatoukrócę.
Roześmiała się głośno, przez sekundę miała nieodparte uczucie, że Laila mruga do niej z odległej
gwiazdynaczarnymzimowymniebie.
SilnaKatarinawróciła,pomyślałaElisabethi,codziwne,niesamowiciejątoucieszyło.
Czekałnanienowydom,chodziłyzpokojudopokoju,zadowolone.
WskrzyncenalistyleżałopasłypakietzaadresowanydoElisabeth.
Otworzyłaispojrzałazlekkimzażenowaniem.
- Książki o ogrodnictwie - powiedziała. - Zamówiłam je. I zapisałam się na kurs ogrodnictwa dla
początkujących.
- Wspaniale, mamo. - Katarina przypomniała sobie, że ile razy rozmawiały o domku, Elisabeth zawsze
powtarzała:„Iogród,iogród".
- Wiesz, co zrobimy jutro? Odwiedzimy sąsiadkę, tę, która zna się na kwiatach. Kupię jakąś okazałą
roślinędoniczkowąipójdziemydoniejzpoświątecznymiżyczeniami.
Elisabeth miała pewne wątpliwości, pomyślała, że potem trudno będzie jej się pozbyć entuzjastycznej
sąsiadkiowieluzdecydowanychpoglądachdotyczącychogrodnictwa.Alezdrugiejstrony...
-Zachowujesięzrezerwą-powiedziałaKatarina-iśmiejesiętak,jakbysiętegonauczyłanakursie.
Alemożezatąfasadąbijegorąceserce.
-Wobectegozrobimy,jakmówisz.
Wgodzinępóźniejspały,każdausiebie,toznaczyElisabethczytałajakiśkryminał,aKatarinadotykała
dłońmibrzucha,gdziekopałodziecko.Tak,tojużniebyłpłód,tylkodziecko.Odpłodudodziecka.
Miałajużnawetdlaniegoimię.Laila.
Początekwizytywyglądałmniejwięcejtak,jaksięspodziewały.
SąsiadkaIngriducieszyłasię,kiedyzadzwoniłydodrzwiiKatarinazawołała:
-Proszęnasszybkowpuścić,żebytencudnieucierpiał!
Tobyłrzeczywiściecud:niemalmetrowaazaliaobsypanapąkami.
-Ależdoprawdy,tomusiałokosztować...-wydukałaIngrid.
Wyposażenie domu jest takie jak ona, pomyślała Katarina. Surowe i porządne. Niemal bez ozdób,
żadnychpamiątekanizbędnychświeczników,zatonaszerokichparapetachbogactwozieleni.
Pośrodkusalonustałdużystółzawalonykatalogamiibroszurami.
Naciemnymdębowymblaciemieniłosiętysiącekwiatówikrzewów.
Elisabeth,zwykleprzestrzegającadobrychmanier,rozsiadłasięnakrześleizatopiławbroszurach.
-Rety-mówiła-rety,jakieśliczne!
-Tojestsztukauwodzenia-powiedziałaIngrid.
-Chętniedamsięuwieść-odparłaElisabeth.
Ingriduśmiechnęłasiępółgębkiemistwierdziła,żetakaporarokutoczasmarzeń.
Katarina i Elisabeth wymieniły zdziwione spojrzenia. Potem wyjrzały przez okno, gdzie owocowe
drzewkasmagałśnieg.
Byłodwadzieściadwastopnieponiżejzera.
-Czytałamopaniwgazecie-powiedziałaIngrid,patrzącnaElisabeth.-Niewiedziałam,żejestpani
uczoną,doktoremitakdalej...
-Dajmytemu,ulicha,spokójimówmysobiepoimieniu,dobrze?
Katarinauśmiechnęłasię,słyszącmałoparlamentarnąodpowiedź
matki.
- Mama ma dar mowy. Ä propos sztuki uwodzenia, prowadzi wykłady i pisze niesamowite artykuły, w
którychłączysprzecznepoglądywzapładniającewyobraźnięteorie.Elisabethskinęłagłową.
-Wiesz,jaktojest,Ingrid.Prawdydowiadujemysięoddzieciiszaleńców.
Apotem,niebardzorozumiejącdlaczego,pomyślałaoJacku0'Harze.
- Skąd u doktora to nagłe zainteresowanie ogrodnictwem? W pytaniu nie było złośliwych intencji i
Elisabethuznała,żewymagaonouczciwejodpowiedzi.Mimowolniepozwoliłasobienaosobistyton.
-Jesteśmymniejwięcejwtymsamymwieku,więcnapewnopamiętasz,jaktokiedyśbyło.Marzeniao
własnym małym domku, pięknie umeblowanym i zadbanym. Miał być idealny, czysty, schludny,
prawdziwadumawłaściciela.Szczęścienapokaz.Powodzenienapokaz.Pamiętasz?
-Tak.Alewiększościznassięniepowiodło,dzieciizabawki,okruszkiipieluchy.Noizmęczenie.
-Właśnie,zmęczenie-przyznałaElisabethipodługiejpauziepodjęła:-Książęzbajkiwybiłmizgłowy
marzenia, stałam się nikim, a wszystko wokół legło w gruzach. Kiedy czasami wyzwalałam się z
odrętwienia, próbowałam coś robić w ogrodzie, kopałam, grabiłam, siałam, ale nie wyhodowałam ani
jednejroślinki.Jakbyogródstałsięsymbolemmojejżyciowejporażki.
Długapauza.Katarinabyłazdumiona.
- Więc kiedy moja córka - dodała na zakończenie Elisabeth -wyszła z propozycją kupna domu, wizja
cudownegoogrodupowróciła.Noidziecko...dziecko,którebędziesiębawićwśródkwiatów.
PorazpierwszypodczastejrozmowyIngridsięożywiła.Powiedziała,żetodobrypomysł.
-Nicnieodpłacasięlepiejodnasionka,którerośnie,iodkwiatów,którerozkwitają.Oczywiście,nie
liczącdzieci-zakończyłasłabszymgłosem.
IwtedyElisabethzadałatonieszczęsnepytanie:
-Maszdzieci?
-Miałam.ZginęływkatastrofielotniczejwAlpach.Chłopcy,bliźnięta,mielipodziewiętnaścielat.
Zaległaogłuszająca,nieprzeniknionacisza.
-Potemodszedłmójmąż-podjęłaIngrid.-Niepotrafiłsobieznaleźćmiejsca...Zastrzeliłsię.
Katarinaszukaławsparciawoczachmatki.AleElisabethnaniąniepatrzyła,zacisnęładłonietakmocno,
że pobielały jej kostki. Potem rozprostowała palce, znów je zacisnęła i znów rozprostowała. Dla
Katariny nie było to nic nowego: Elisabeth zachowywała się tak samo w piątkowe wieczory, kiedy
czekałynapowrótojca.Spojrzałanaswojeręce.Drżały.
-Aterazzaparzękawę-zwyczajnymtonempowiedziałaIngrid.
-Nie,nie,maszmożesok?
-Owszem,bardzosmaczny,białeporzeczkizmiętą.
Wyszładokuchni.Kiedywróciłazsokiemnatacy,wpokojupanowałanieznośnacisza.Jejgościenie
mieliodwaginasiebiespojrzeć,Katarinabyłaniesamowicieblada,aElisabethpłakała.
- Może myślicie - odezwała się lekko zawstydzona Ingrid -że jestem wyjątkowo nietaktowna, mówiąc
wamowszystkimtakprostozmostu.
Aleuznałam,żebędzielepiej,jeślidowieciesięotymodemnie,aniezplotek.
Przytaknęły.
- Wszyscy o tym wiedzą i mam dosyć współczucia. Ono właściwie nie istnieje. Nikt nie jest w stanie
wczuć się w cierpienie drugiego człowieka. Kiedy ludzie stykają się z cudzą tragedią, boją się i ich
pierwszymodruchemjestucieczka.Jategoniekrytykuję.Poprostuniktniemożewejśćwpołożenie...no
tak,nikt...-Przezchwilęmilczała.-Tostwarzaprzepaśćmiędzymnąiinnymi.
Elisabeth usiadła na kanapie obok Ingrid i wzięła ją za rękę. Ingrid miała suche oczy, była sztywna,
skamieniała.
*
Nigdysobienieprzypomną,wjakisposóbsiępożegnałyiwyszły.
Zapamiętałyjedynie,żezanimdotarłydosiebie,wiatrzamroziłichłzy.
29
TYDZIEŃPÓŹNIEJzadzwoniłtelefon.ToViktorEmanuelchciał
przypomniećKatarinie,żeobiecałamupozować.
-Terazzaraz-powiedział.
-Teraz?Jestczarnanoc.
-Możenigdyotymniemyślałaś,alewtwojejojczyźnieotejporzerokuświatłoprawiewogólesięnie
pojawia.Jestósma,biednedzieciakijużsiedząwszkolnychławach.
Katarinazachichotała.
-Cotytammamroczesz?-zapytałmalarz.
-Nictakiego,przyjdę.Dajmipółgodziny.
Izaczęłasięwalkaolinię.
Katarina leżała na łóżku turystycznym, z górą poduszek pod plecami. Dostała coś w rodzaju szarej
narzuty,zasobąmiałabiałąścianę.
Viktor Emanuel szukał linii w olbrzymim szkicowniku, nie udawało się, klął, drapał się w głowę,
odwracałkartkiiprzeżywałkatusze.
Wkrótce stał po kolana w niedokończonych szkicach i przez chwilę Katarina miała wrażenie, że on
płacze.Uspokoiłasięjednak,słyszącprzekleństwa.
Mijałygodziny,mimowygodnejpozycjizaczęłaodczuwaćzmęczenie.
-Muszęwstaćitrochęsięporuszać.
-Poco?
-Bozłapałmnieskurczwlewejnodze.
-Przejdzieci.Dajmijeszczejednąszansę.
Elisabethprzyniosłaimkanapki.
-Jakidzie?
-Jakpogrudzie,jednowielkiegówno.
Elisabethwyznawałazasadę,żewszystkichtrzebawysłuchaćizrozumieć.Nawetszaleńców.
-Aczegoszukasz?-spytała.
-Linii!-ryknął.
Porozkopywałwszystkienieudaneszkice,wziąłElisabethzarękęiprzesuwałniąpocieleKatariny.
-Czujeszlinię?Spróbujjązobaczyć,łączyrozżarzonedobiałościjądroZiemizBogiemwniebie.
Szarpnąłsięzawłosy.JakŻydzizeStaregoTestamentu,pomyślałaElisabeth.
-Tegowłaśnieniepotrafięoddać-wyjęczał.-Kapujesz?Zawszeprzerażałyjąsilneemocjeiwielkie
słowa.
-Nie-odparła,kręcącgłową.-Przykromi,Viktor,alenierozumiem...
Milczałchwilę.
-Nawetjeślity,matka,tegoniewidzisz,musiszchybazdawaćsobiesprawę,jakietoważne,żebymją
odnalazłipokazałświatu.
Katarinawstała,żebyrozprostowaćnogi.NaoświetlonejścianiepojawiłsięjejcieńinagleElisabeth
zobaczyłalinię;łagodnezaokrągleniewokółnieznanego,drzemiącegożycia.
-Chybasiędomyślam,oczymmówisz,ViktorzeEmanuelu.
Milczeli,wkońcuKatarinaprzerwałaciszę.
-Tojakbędzieztąkawą?
W ten sposób wróciła codzienność, zapalili światło i śmiejąc się, poszli do kuchni, do czekających
kanapekiekspresudokawy.
Alenastępnegodniaranowalkaolinięznowusięzaczęła.Katarinastawiłasięwcześnie,ViktorEmanuel
wyszedłmokryspodprysznica.
Wycierającwłosyręcznikiem,powiedziałodrobinęzawstydzony:
-Mamnadzieję,żesięnieprzeraziłaśmoimwczorajszymwybuchem.Niejestemordynusem,Katarina.
-Dajspokój.Poprostupoważnietraktujeszto,corobisz.Kochamtakichludzi.
Izaczęli.ViktorEmanuelznowurwałsobiewłosyzgłowy.Dzieckuudzieliłosięchybatonapięcie,bo
kopałomocniejniżzwykle.
-Chodźtu,szybko!-zawołałaKatarina.
Długoklęczał,trzymającdłońnajejbrzuchu,dopókidzieckosięnieuspokoiłoinieusnęło.Wtedywstał
izamknąłoczy...
-Chyba,chyba...mam-powiedział.-Jutrociągdalszy.Terazjużwystarczy...ażnadto.
-Rozumiem.
Katarinaposzładosiebie,ugotowaładwajajkaiobrałakrewetki;dlasiebieidlamamy.
Następnegodniao8.46znalazłlinię.Dokonałosiętobezokrzykówradości,wnabożnejciszy.
30
KTÓREGOŚ DNIA, kiedy Katarina wróciła z pracy, zadzwoniła Ingrid, pytając, czy może przyjść i
pokazaćkilkazdjęć.Elisabeth,któraspędziłacałydzieńnadksiążkamioogrodnictwie,ucieszyłasięztej
przerwy.
-Świetnie,wpadaj.
-Zacznęodpokazaniawamnajładniejszegoogroduwokolicy.Jestwłasnościątegoszalonegomalarza.
Ludzie mówią, że jest leniwy, ale to absolutna nieprawda. Nie ma chyba nic żmudniejszego od
zaprojektowaniałąkiiodpowiedniegojejpielęgnowania.
Elisabethzobaczyławiosnę:złoćiniebieskiedywanycebulicy,ikępyzawilców.Nadrugimzdjęciubyło
lato:kampanule,makiogrodoweipolne,plamabławatkównadywaniezmargerytekijaskrów.
-Teżbymtakchciała.
- A ja nie - stwierdziła Katarina. - Nie chcę chodzić z kosą, nie dopuszczać do wysychania torebek
nasiennychicałyczassprawdzać,czyziemiajestdostatecznieuboga.
-Aleśtysięnaglezrobiłafachowa-cierpkozauważyłaElisabeth.
- Tak, tak, mamo, architekci też powinni to i owo wiedzieć 0 ogrodach. Na przykład, jak ukryć
niefortunnąfasadę.Czylizakrzaczyć.
Roześmiałasię,Ingridzarechotała,aleElisabethbyłapoirytowana...
- Jeśli tyle wiesz, to może byś coś zaproponowała. Jak dotąd nie usłyszałam od ciebie ani słowa o
ogrodzie.
-Mamo,totybędzieszzakładaćogród.Jaurodzędziecko.Tosięnazywapodziałpracy.Zaczniemyod
razu, wy tutaj planujcie, a ja tymczasem zaparzę bratu kawę. Właśnie tu jedzie, żeby ze mną
porozmawiać...naosobności.
-Możeciepójśćdomojegopokoju.
ElisabethuśmiechnęłasięiKatarinapomyślałazniepokojem,żemamapewniewie,czegochceOlof.
KwadranspóźniejOlofzrzuciłbutywhallu,uściskałmamęiprzywitałsięzIngrid.Katarinazbiegłaze
schodówiucałowałagonadzieńdobry.
-Zrobiłamdlanaskawęnagórze.Paniezajmująsiętutajplanowaniemogrodu.Wporządku?
Elisabethpopatrzyłanaswojeładnemłodedzieci.Szczęśliwaidumna,dopókinienapotkałaspojrzenia
Ingrid.Izawstydziłasię.
NapiętrzeOlofusiadłprzybiurkuElisabeth,aKatarinazwinęłasięjakkotnakanapie.
- Tuż przed Bożym Narodzeniem zadzwonił telefon. Było wpół do trzeciej w nocy, ale się wziąłem w
garśćiwykrzesałemzsiebiemójnajlepszyangielski.Dzwoniłakobieta,adwokat,żebymipowiedzieć,
że Jack O'Hara jest bliski samobójstwa. Właśnie wypuścili go z aresztu, gdzie siedział za pijaństwo i
bójkę.
Zaopiekowałsięnimojciec.AleJackznowugdzieśprzepadł.
OpowiedziałrodzinieodziewczyniezeSzwecji,otym,żejąkochaiżeomaływłosjejniezabił.
-Alecojamogęzrobić,Olof?
-Nic,czekać.Ustaliłemztąadwokatką,żeJackzadzwonidomnie,jaktylkosiępojawi.Noizadzwonił,
aletymrazembyłemlepiejprzygotowanyinagrałemtęrozmowę.Posłuchaj.
Katarinasłuchałazkamiennątwarzą,tylkooczyjejpociemniały.
-Mógłbyśtopuścićjeszczeraz?-poprosiła,kiedytaśmaumilkła.
Skinąłgłową,cofnąłnagranieigłosywróciły.
Katarinabyłabliskakrzyku.
-Jakbymtojabyławinna!
-Jesteśśmieszna.Jegożycie-jegoodpowiedzialność,bezwzględunato,czybijekobiety,czyszwenda
siępijanyulicamiNowegoJorku.
Zgodziłemsięnatenkontaktwyłączniezpowodudziecka.
-Któremaprawowiedzieć,kimjestjegoojciec.Jakmówimama.
-Tak.
-Macierację.Ajamuszęsięztymjakośuporać.Wiem,wiem.-
Rozpłakała się. - Ale, widzisz, Olof, jeśli chodzi o Jacka, po tym, co się stało, czuję się kompletnie
niezdolnadodziałania...byłamwnimtakniesamowiciezakochana.
Olofskinąłgłową.
-Zejdęporozmawiaćzmamą-powiedział-atysiętymczasemzastanówipodejmijdecyzję.
-Jużpodjęłam.Tooczywiste,żemusimyzrobić,jaktychcesz,izaprosićnachrzcinycałątęrodzinkęz
Ameryki.
-Dobrze.
KiedyOlofschodziłposchodach,usłyszałjejśmiech,głośnyśmiechbliskipłaczu.
NaparterzeIngridiElisabethułożyłylistę,którąwyślądoAnglii.
-Mnóstwowspaniałychnasion-powiedziałarozpromienionaElisabeth.
Ingridwstała,musiałanatychmiastwracaćdodomu.
-Mamnadzieję,żejeszczesięzobaczymy-powiedziałOlof,odprowadzającjądodrzwi.
Potemzapewniłmamę,żeKatarinawszystkojejwyjaśni.
-Słyszę,żepłacze.
-Tak-przyznałOlofiwyglądałjakjedenwielkiwyrzutsumienia.-
Alebędzieszzadowolona,mamo.
Przedwyjściemkrzyknął„cześć"idodał:
-Ktośmusizadzwonić...
-Proszę...ty.
-Okej.
Wreszciezostałysame.Katarinauśmiechałasięprzezłzy.
-Czasnakoniak,mamo.
-Ale...
-Tylkoumoczęusta.
Kiedy Elisabeth popijała uspokajający trunek, Katarina opowiedziała o telefonie amerykańskiej
adwokatkiiopróbiesamobójstwaJacka.Apotemwłączyłataśmę.
Elisabethzrobiłatakjakcórka,wysłuchałataśmędwarazy.
-Icobędzie,Katarina?
-Zaprosimyichnachrzciny.
- Zawsze mówiłaś - powiedziała Katarina, zanim się położyły - że w najgorszych chwilach czułaś się
niezdolna do żadnego działania, sparaliżowana. Nie mogłam tego pojąć. Ale teraz wiem, że właśnie to
stałosięzemną,kiedyJackmniepobił.Nierozpamiętywać,niepróbowaćrozumieć,niemyślećonimi
absolutnienicnierobić.Bojeślisięcokolwiekzrobi,wszystkoznówstaniesięrzeczywiste.Aleteraz
muszę.
31
WSZWECJISTAŁSIĘCUD,lodyruszyły,kapałozdachu.SłońceświeciłonaKatarinę.Siedziałaprzy
południowejścianiewfutrzeiwbotkachimrużyłaoczyodniebywałegoświatła.
WNowymJorkuwiosnazawitałajużdawno,padałdeszcz,wkrótcewparkachzakwitnąkwiaty.Jackowi
trudnobyłojednakoddychaćmokrym,przemieszanymzespalinamipowietrzem.
ByłgotowydozałatwieniaformalnościrozwodowychwKalifornii.
Myślał,żetoproste.Uznaswojąwinę,zgodzisięnawszystkoiscedujespadekpodziadkunaGracei
dzieci.Niemiałsięczegoobawiać.Posprzątaposobie.
Alekiedyzbliżałsiętendzień,tojużniebyłotakieproste.Bałsię.
Zniechęciąprzyznał,żeniemiłeuczuciemazwiązekztym,żesięotworzyłprzedEdemiJanet.Iprzed
tymcholernymszwedzkimksiędzem.
-Imwięcejsięmówi,tymgorzej-powiedziałdoJanet.Częściowoprzyznałamurację.
-Uczucia,októrychopowiadamy,zamieniająsięzokropnychcieniwsurowąrzeczywistość.Todobrze,
boonesąrzeczywiste.
Byłaniedzielaijakzwykledługosiedzieliprzyśniadaniu.
-DlaczegoożeniłeśsięzGrace?-spytałEd.-Tobyłoprzecieżoczywiste,żeona...no,miałakłopotyz
nerwami.
-Zakochałemsięjakszaleniec.Zawszemniepociągałysmutnekobiety.
-Żebyśmógłjepocieszać...?
Jackuśmiechnąłsiękrzywoioczymurozbłysły.
-Pocieszanietakichkobietzawszemnieniesamowiciepodniecałoseksualnie.
Janetmilczała,Jackzwróciłuwagę,żenaniegoniepatrzy.UnikałarównieżspojrzeńEda,nieodrywała
oczuodsufitu.Pochwilijeopuściłaispytała:
-Jakiesąjejżądaniarozwodowe?
-Chcezatrzymaćwszystko.Ijasięnatozgodzę.
-Wszystko,toznaczyco?
- Mam list od jej adwokata. Poczekaj, zaraz przyniosę. Pismo było długie, Janet wzięła je i wyszła do
gabinetu.Edzacząłznosićzestołuiwłączyłzmywarkę.Jacknaglezobaczył,żeojcudrżąręce.
- Nie bierz tego tak poważnie - powiedział. - Przecież chodzi tylko o pieniądze. Niedługo będzie po
wszystkim,będęwolny.
-Icobędzieszpotemrobił?
Jackopowiedziałmuoswojejksiążce.
- Widzisz, w Szwecji prowadziłem wykłady na czymś, co nazywają letnim uniwersytetem. Nie było
egzaminów ani zbierania punktów, żadnych tego typu wymagań, dzięki czemu dobrze się czuliśmy,
studenci i ja. Mogłem sobie pozwolić na prezentację różnych teorii i hipotez dotyczących indiańskich
szamanówiceltyckichdruidów.
Omawiałem kult matki w różnych kulturach, mówiłem o Germanach, jak się znaleźli w Europie,
oczywiście nie ukrywałem, że to tylko spekulacje. Choć, rzecz jasna, oparte na pewnych faktach,
zaczerpniętychprzedewszystkimzlingwistyki.
JackopowiadałzentuzjazmemiwidzączainteresowanieEda,dodał:
- Nie chcę się chwalić, ale moje wykłady w Sztokholmie zrobiły furorę i wieczorami rozmyślałem o
napisaniuksiążkipopularnonaukowej.
-Tocudownypomysł-przyznałaJanet,słuchającwdrzwiach.Edzajaśniałjaksłońce.
-Jestjednoale-powiedziałJack.-Ryzykujęreputacjęnaukowca.
-Myślę,żemożeszmiećtowpięcie-odparłEd.
-Takzrobię-przytaknąłJackiroześmiałsię.
Potemprzyniósłswojemateriały,notatkizwykładów,pokazywał
zdjęcia,opowiadał.Byliciekawi,zadawalipytania,chcieliwiedziećwięcejiJacksięrozkręcił.
Spędziliprzyjemneprzedpołudnie.Edogromniesięzainteresował
pomysłamiJacka,Janetbyłaprzedewszystkimzafascynowanatym,żeJackwyraźniesięożywiłinabrał
wigoru.
Zjedlilunchwdużejkuchniikontynuowalirozmowę.
-Nacoczekasz?-Edbyłwyraźnierozgorączkowany.-Przecieżmaszwszystkiemateriały.
- Najpierw chciałbym mieć za sobą rozwód. No, a potem zostaje przygotowanie konspektu, selekcja i
sensownypodziałnarozdziały.
Tosporopracy.
- Co do rozwodu - powiedziała Janet - musimy się zastanowić nad żądaniami Grace. Wynajęła
doświadczonego adwokata. Tobie też jest ktoś taki potrzebny. Mogę ci zaproponować swoje usługi.
Oczywiście,jeślichcesz.
-Alejaniechcęsiętargować.
- Nie chodzi tylko o pieniądze. To także sprawa twojego dobrego imienia, twojej reputacji i wiary w
siebie.
Edposzedłsięzdrzemnąć,aJackiJanetusiedliprzybiurkuwgabinecie.
-CzytywogóleprzeczytałeśtenlistodadwokatazKalifornii?
-Niedokładnie.Odpoczątkubyłemzdecydowanynaustępstwa.
-Onacięoskarżaomaltretowanie.Czytoprawda,Jack?
-Chybatak.
Janetznówuciekłaspojrzeniemiznówutkwiławzrokwsuficie.
Przyznającsię,nawetsięniezaczerwieniłipomyślała,żeniemawstydu.
-Jakmożnabićczłowiekachoregopsychicznie?
- Nie wiesz, jak się czułem, kiedy zapadała się w sobie, uciekała, a ja nic nie mogłem zrobić.
Próbowałem wszystkiego, potrząsałem nią, nic to nie pomagało, coraz bardziej się ode mnie oddalała.
Niemiałempojęcia,żejestchora.Dopieropóźniejdowiedziałemsięodlekarza,żecierpinapsychozę
maniakalno-depresyjnąiżetochoroba.Iżedepresjepojawiająsięiodchodzą.
Ulżyłomi,niebyłatowięcmojawina.Lekarzciągletopowtarzał.
Nie ponosi pan żadnej winy... Nie było też żadnej mojej zasługi w tym, że miała lepsze okresy, była
radosna i pełna energii. Wszystko odbywało się niejako automatycznie. Tabletki przypuszczalnie
łagodziłyekstremalneskokinastroju.Alejajużniemiałemsiły,uciekałem...
Janetmilczała.Jackwstałikrążyłpopokoju.
-Chybarozumiesz,żejąkochałem.Miaławsobietyleżycia.
-Nielubięsłowa„kochać",jestdośćmętne.Możekochałeśjądlatego,żemiałeśnadniąwładzę.
Nieodpowiedział.Janetpatrzyławsufit.
-Przyznajesz,żepotrząsałeśnią,żebywróciładorzeczywistości-
powiedziałapochwili.-Aleniebiłeśjej?
-Niepamiętam.
- Dobrze, będziemy się tego trzymać. Byłeś zrozpaczony i żywiłeś dziecięcą wiarę, że potrząsając nią,
pomożeszjejwrócićdonormalnegożycia.
JanetnapisałaopasłylistdoadwokatazSanFrancisco.Wytargowałaniższeświadczeniaalimentacyjne,
aleitakJackakosztowałotobardzodużo.
Uzyskałprawodowidywaniasięzdziećmi.Janetuważała,żetoważne,aleJackstwierdził,żeztegonie
skorzysta.Rozwódbyłzwykłąformalnością.
32
WIOSNANIEPOJAWIŁASIĘtakjakzwykle,czylinieśmiało,zwahaniem,krokpokroku.Przyszłajak
fala powodziowa. Dniem i nocą padał deszcz, jakby w niebie otwarły się śluzy. Po szarym śniegu nie
zostałośladu,drogi,łąkiileśneścieżkizniknęłypodbłotnistąwodą.W
telewizjipodniecenireporterzytrajkotalioklęsceżywiołowej.Vanernwystąpiłozbrzegów,wmiastach
portowychnabrzeżomibulwaromgroziłozalanie.
*
Katarina i Elisabeth przyjęły to spokojnie, siedziały przed kominkiem i słuchały zacinającego o szyby
deszczu.OdczasudoczasuzaglądałdonichViktorEmanuel,wypijałpiwoicieszyłsiętakąpogodą.
-Katastrofyzawszemniepociągały-powiedziałktóregośdnia.
Katarina przyznała, że ją też. Elisabeth tylko prychnęła. Ingrid przyniosła nasiona, które zamówiły w
Anglii.
-Naszeogrodyszlagtrafił.Musimywysiewaćdodoniczek.Lałoprzezsześćdniisześćnocy.Siódmego
dnianadlasemwstałożółteokrągłesłońce.Podziwiałytencudzkuchni.
-JestjakwPierwszejKsiędzeMojżeszowej,nowiesz,siódmegodnia...
AleKatarinadawnotemuzapomniała,cosięstałosiódmegodnia.
-CzytowtedyBógzrobiłsklepienieioddzieliłwodęodlądu?
-Nie,chybanie.Sprawdzę.
WróciłazeStarymTestamentemizszerokimuśmiechemnaustach.
-Siódmegodniaodpoczywał.
Kilka godzin później nad polami unosiła się para. Nie minął tydzień, kiedy zakwitły podbiały i
przylaszczki.Wiosnamaszerowałapewnym,szybkimkrokiem.
-Topodejrzane-powiedziałaIngrid,zajrzawszydonich.-Będziejeszczenawrótzimy.
Alenawrotuniebyło,przygrzewałosłońce,parowałaziemia.
-Rozplanowanenamedal-powiedziałViktorEmanuelzzapłotu.-
Zakilkadniziemiaodmarznie.
Elisabethtaksięucieszyła,żezrobiłapysznązapiekankęrybnąizaprosiłamalarzanakolację.
DługosiedzieliprzykuchennymstolewniebieskimświetlewiosennegozmierzchuiElisabethodważyła
sięzadaćmupytanie,jaktosięstało,żejesttakiinny.
Zmarszczyłtwarz.
-Niejestemtakielokwentnyjakwy.
Ale nagle zaczął opowiadać o matce, która w ciągu dziesięciu lat urodziła sześcioro dzieci. Wyszła za
mąż,mającdwadzieścialat,awwiekutrzydziestudwóchmusiałasieopiekowaćcałąszóstką.Niemiała
chwiliwytchnieniaanimożliwości,żebykażdemuzosobnapoświęcićtrochęczasu.
- Nie biedowaliśmy, mieszkaliśmy w przyzwoitym rzemieślniczym domu. Ale utrzymanie go na pewno
niebyłołatwe.
Nieobecnymspojrzeniempatrzyłwprzeszłość,wspominałdzieciństwo.Westchnął.
-Kiedyznowuzaszławciążęwwiekuczterdziestulat,przeklinałaswójlos.Takpojawiłemsięja.
Próbowałoddaćsłowamitencud,takimianowicie,żecałamatczynamiłość,naktórąnigdyprzedtemnie
miała czasu, skupiła się na ostatnim dziecku. Dla niego miała czas i poświęcała mu mnóstwo uwagi.
Jakbyczerpałazkapitałuskładanegolataminaksiążeczcebankowej.
-Jakbypodejmowałaodsetki.
I opowiedział o wędrówkach po okolicy, jak się zatrzymywali przy każdym owadzie, każdym robaku i
każdymkwiatku.Ijakpotrafiłamówićotychwszystkichwspaniałościach.
-Jeśliczegośniewiedziała,szliśmydobibliotekiisprawdzaliśmy.
Roześmiał się na to wspomnienie. Mały chłopczyk i starsza pani siedzieli w dużym cichym
pomieszczeniu, wertowali słowniki zoologiczne i czytali o wszelkim możliwym robactwie. Najlepiej
zapamiętałdużąksiążkęodrzewach.
-Wtensposóbstałemsięwizjonerem-powiedział.
-Onażyje,prawda?-spytałaKatarina.-Tomamęodwiedzaszwweekendy?
-Tak,nieznamnikogo,ktobyłbyrównieżywotny.Elisabethchciałajednakwrócićdotematuizapytała,
czy
właśnietemuwizjonerstwuzawdzięczaswojepoglądynaświat.
-Ładniepowiedziane.-ViktorEmanuelwydawałsięzażenowany.-
Przepraszam - dodał, widząc smutek w oczach Elisabeth. - Chyba rozumiesz, że nie wierzę słowom.
Łatwowypaczyćrzeczywistośćrozmaitymiwypowiedziami,osądamiipieprzeniemwbambus.
-Aczymwedługciebiejestrzeczywistość?Zastanawiałsię.
-Najpierwjestrzeczywistośćzmysłowa.Słońcewstajezmorza,okrągłeiczerwone,księżyczawiesza
swój srebrny talerz na wieczornym niebie i gwiazdy tajemniczo mrugają do dzieci. Potem pojawia się
rzeczywistośćwynikającazwiedzy,słońcejestgorącąkulą,aKsiężyc-małąplanetą,którakrążywokół
Ziemi.AZiemiatotylkojednazmilionówplanetwniedocieczonymwszechświecie.
-Kiedyzaprzepaściliśmynasząwiedzę?PamiętaszwierszEliota?
Katarinauśmiechnęłasiędomamy.
-Jesttrzeciarzeczywistość-powiedziałponamyśleViktorEmanuel.-Mądrośćnainnympoziomie.
-Masznamyślirzeczywistośćmistyczną?
-Niepodobamisiętosłowo,to,oczymmyślę,niejestmistyczne,mgliste,ukryte.Torealność,coś,co
znamy.Wtensposóbstajesięonaintelektualnymdoświadczeniem.
Przezchwilęmilczeli.
-Pamiętaszlinię?-spytałViktorEmanuel.
-KiedyKatarinapozowała,atyrwałeśsobiewłosyzgłowy?
-Tak.Powiedziałaś,żenierozumiesz,ocomichodzi.AlepotemKatarinawstała,zobaczyłaśjejcieńi
oświadczyłaś,żejużrozumiesz.
-Chodzicioto,żenawiązałamkontaktztrzecimpoziomemrzeczywistości?
Byłopóźno,podziękowałzakolację,podniósłsięipożegnał.
Wydawałsięniesamowiciezażenowanyswoimgadulstwem.
33
NASTĘPNEGO DNIA RANO świeciło słońce. Jeszcze jeden słoneczny dzień! Przed południem na
niebiepojawiłysiępasmachmuriElisabethuznała,żeIngridmiałarację,żeczekaichnawrótzimy.
Chmurysięjednakrozproszyłyiniebobyłobardziejbłękitneniżkiedykolwiek.
Elisabethmiaławykładnauniwersytecie,poszławięcdokolejki,którabardzogrzeczniezatrzymywała
sięprzedbudynkaminaFrescati.
KatarinapostanowiłazłożyćwizytęViktorowiEmanuelowi.Właśniesprzątałatelier.
-Cześć!-zaczęłainaglespeszona,zaczerwieniłasię.-Chciałamcipodziękowaćzawczoraj.Nareszcie
zrozumiałam,żesztuka...
prowadzidotrzeciegopoziomurzeczywistości.
-Istniejedużodróg.Najbardziejtypowajest,byćmoże,religia.Alewówczaszsymboliimitówtworzy
się,niestety,rzeczywistośćhistoryczną.
-Którąsięnawylotnicuje.
-Ktotopowiedział?
-Ty.Amożemama?
ViktorEmanuelroześmiałsię,Katarinasięuśmiechnęła.
-Chciałabymcięocośspytać.Czymwedługciebiejestmiłość?
-Międzydwojgiemludzi?
-Tak.Przezwielelatbyłeśwudanymzwiązku,więcpowinieneśtochybawiedzieć.
-Totakjaknaczyniapołączone.
Zamknęła oczy i pomyślała o Jacku, z którym nie mogłaby prowadzić nawet tego rodzaju codziennych
rozmów.Byłamgłupia,tobyłachoroba.Całyczastapotrzebaszukanianowychmężczyzn.
Wnastępnejchwiliuświadomiłasobie,żemiędzyniąagrubymmalarzemwibrujepowietrze.Napięcie
wzrosło,sutkistwardniały,łonozwilgotniałozoczekiwania.
-Chodź-powiedziałizaniósłjąnałóżko.
Zbliżeniebyłodelikatne,pełneczułościipożądania.Niewszedłwnią,nienaruszyłgniazdka,wktórym
spałodziecko,tylkopieszczotamidoprowadziłjądoorgazmu.Onajegoteż.
Chwilęspali.Kiedysięobudziła,pogłaskałagopobrodzieipowiedziała,żetojestjeszczejednadroga
dotrzeciejrzeczywistości.
Mruknąłpotakująco.
Niepowtórzylitego,powstrzymałichjejdużybrzuchijegoobawaprzedzrobieniemjejkrzywdy.Przez
kolejne dni, kiedy wiosna była coraz bliżej maja, nie rozmawiali na ten temat, wymienili tylko wiele
spojrzeń.
Miałaoczymmyśleć.Stalepowracałajednamyśl:Mojaprzeklętachcica,mojeciągłezakochiwaniesię,
mojapogońzamężczyznami,którychwykorzystywałam...
Kiedy na brzozach pojawiły się mysie uszy i trzeba było przycinać róże, Viktor Emanuel podjechał
ciężarówkąnatyłyogrodów.W
szoferce, w bojowym nastroju, siedziała Ingrid, na platformie leżały kamienie, kilka olbrzymów, kilka
średniejwielkościimnóstwomałychokrągłych.
-Teraz,Elisabeth,zamienimytwójtakzwanyogródskalnywgrańzotoczaków.Musimytylkopoczekać
naOlofa,bodotegotrzebawięcejmężczyzn.Zadzwoniłemponiego.
Katarinabyłaostatnidzieńwpracy.
-Niedająmiżadnychdużychiciekawychprojektów-poskarżyłasięmatce-tylkokażąsięzajmować
głupstwami.Mogętozrozumieć,wkońcuprzezrokmnietamniebędzie.Alemimotojestmiprzykro.
Jakbymnaglestraciłakompetencje,dlategożebędęmiaładziecko.
-Kobiecapułapka-powiedziałaElisabeth.-Weszłaśwniąimusiszponieśćkonsekwencje.
Katarinawróciładodomu.Odczułaulgę,kiedyrozstałasięzkolegami.Nawidokciężarówkianitrochę
sięniezdziwiła.
-Wiedziałaś-powiedziałaElisabeth.
- Oczywiście, mamo. To prezent urodzinowy od twoich przyjaciół i od dzieci. Może zapomniałaś, że
niedługoskończyszsześćdziesiątlat.
-Kiedyskończę,będziemywinnymświecie.Wświeciedziecka,pomyślała.
Chwilę później przyszedł hydraulik, który nie był hydraulikiem, tylko budowlańcem, i Olof. Zanim
zaczęli,wypilipopiwie.Niebyłowątpliwości,ktodecyduje,jakigdziekłaśćkamienie.
Absolutnie autorytarnie, niemal z wojskowym drylem Viktor Emanuel wywrzaskiwał rozkazy
niewolnikom,którzyharowalijakzwierzęta,żebyzataszczyćogromnegłazytam,gdziezażądał.
Przedrozrzuceniemmniejszychkamieniznowuwypilipopiwie.
Malarzbyłnadalstanowczy,kląłipokrzykiwał,ilekroćkamienietrafiaływniewłaściwąszczelinęalbo,
cogorsza,tworzyłykopiastegórki.
-Oślepliście,docholery,niszczyciecałąkompozycję.NajcelniejzewszystkichrzucałaIngrid.
PóźniejOlofiViktorEmanuelposzliwziąćprysznic.OlofzdobyłsięnaodwagęipodzieliłzViktorem
swoimiprzemyśleniami.
- Słuchaj, już kilka razy chciałem ci opowiedzieć o tym, co przeżyłem w Londynie. Byłem tam na
konferencjiikiedykoledzyzwiedzalimiasto,poszedłemdomuzeum,wktórymwystawialitwojeprace.
Czytałemotobiewszwedzkiejprasieibyłemciekawy.
Wycieralisiędużymiręcznikamikąpielowymi.Olofszukał
właściwychsłów,nieznalazłistwierdziłkrótko:
-TobyłojakspotkaniezBogiem.
ViktorEmanuelukryłtwarzwręczniku.Kiedyjąodsłonił,powiedziałniewyraźnymgłosem:
-Nawetniewiesz,człowieku,jakąmisprawiłeśradość.
PrzeznajbliższedniIngridiElisabethwypełniałyszczelinyziemią.
ViktorEmanuelciąglewydawałrozkazy.
-Dużepaprocietutaj,funkie,białeizielonetutaj.Naspadkachtymianek,dobrzewypełnia,dajekolori
pachnie.Przyszłejwiosnymożeszdosadzićjednorocznekwiaty.
Katarina podziękowała mu i powiedziała, że ona i Olof muszą się z nim rozliczyć za tyle pracy. Ale
ViktorEmanuelodparł,żeniemapośpiechu.
-Najakiśczaswyjeżdżam-dodał.
-Nadługo?
Dostrzegłniepokójwjejtwarzyiukryłswojezadowolenie.
-Góratydzień.
-Dokąd?
-DoNowegoJorku.Ingridjedziezemnąibędziemnietrzymaćwkarbach.Widzisz,zamierzamsprzedać
mójtryptykMuseumofModernArt.
Katarina wydawała tak głośne okrzyki radości, że Elisabeth zeszła do nich. I zobaczyła córkę w
objęciachViktoraEmanuela.Niebyłotoproste,przeszkadzałimwtychczułościachjegodużybrzuch,by
niewspomniećojejbrzuchu,wktórymkopałodziecko.
- Mamo, posłuchaj. Tryptyk będzie sprzedany Museum of Modern Art. W Nowym Jorku. Bardzo się
cieszę, jestem dumna, że mam takiego przyjaciela! - zawołała Katarina, uderzając Viktora pięściami w
tors.
-Boże-powiedziałaElisabethiusiadłazwrażenia.-Zobaczągomilionyludzi,tofantastyczne.
ViktorEmanueluśmiechnąłsięzzażenowaniem.
-Właściwieniechciałemgosprzedawać.Alechodziobardzodużepieniądze.
Potempodalisobieręce,pożegnalisię,życzylimuszczęśliwejpodróży,żebyosiebiedbałitakdalej,i
takdalej.
TegosamegodniawieczoremwkuchniKatarinaspytała:
-Czywiesz,dlaczegoonzabierazsobąIngrid?
-Tak,Ingridprowadzimuksięgowość,awłaściwiezajmujesięwszystkimijegosprawami.Ustalaceny
jego obrazów, organizuje mu wystawy i pilnuje jego podatków. Ma do tego odpowiednie kwalifikacje:
zanimurodziłabliźnięta,pracowaławbiurzeprawnym.
IElisabethopowiedziałaotym,jaktoViktorEmanuelzgłosiłsiędoIngridtydzieńpokatastrofieispytał,
czyniemogłabymupomóc.
34
PO WIELKANOCY w domu przy Oxelvagen nastał spokojny tydzień. Brakowało im sąsiadów,
hałaśliwegoViktoraEmanuelaiciętejIngrid.
Alejakzwykle,odkądsiętuwprowadziły,dzwoniłtelefon.
NiemalzawszedoElisabeth.JejprzyjaciółkizGavlechciaływiedzieć,jakimsięmieszka,iopowiadały
o swoich dzieciach i pracy, i przeczytanych ostatnio książkach. Jak mówiła Elisabeth, chciały się
wygadać.
RzadkobyłytelefonydoKatariny,ajeślijuż,towyłączniezbiura,gdzieposzukiwaliróżnychrysunkówi
planów.
PewnegopopołudniaKatarinaodważyłasiępostawićsobiepytanie:Dlaczegojaniemamprzyjaciół?
Była popularna w kręgach towarzyskich, zawsze zapraszano ją na przyjęcia i rozmaite imprezy. Była
ładnaibłyskotliwa.
Aleprzyjaźń?
Bliskiewięzizprzyjaciółką,którejmożnaufać?Nie.
Nagle przypomniała sobie rozmowę w barze tego wieczoru, kiedy wyznała, że nie zna nic lepszego od
uczeniasięnowychsztuczekwłóżku.Aprzyjaciółkapowiedziała,żejejwspółczuje.
Poczerwieniałazewstydu.
Byłam cholernie napalona, pomyślała. Dlaczego, skąd się to wzięło, dokąd mnie to zaprowadziło? W
ramionaJacka.
„Zmieniaszfacetówtakjakinnekobietyzmieniająmajtki!"
-krzyczał. Czy tak się o niej mówiło w kręgu znajomych? Tak, niemal to słyszała: „Patrzcie, łowczyni
mężczyzn".
Usiadłanałóżkuipowiedziałanagłos:
-Tonieprawda.Niepolowałamnażonatychmężczyzn.
IpomyślałaoJacku,którymiałwAmeryceżonęidwojedzieci.
-Niemiałamzłychzamiarów.Żałośnietozabrzmiało.
Sumieniejejmówiło,żeżyłajakstuprocentowaegoistka.Takjakczęśćniedojrzałychmężczyzn,którymi
pogardzała.
Dziecko kopało. Położyła rękę na brzuchu i nagle przypomniała sobie, co myślała, kiedy jechała do
Ljusnanu.
Patrzącnarzekę,zrozumiała,żeboisiębliskości.
Elisabethprzyniosłaherbatę.Zobaczyła,żeKatarinapłakała.
-Mów-powiedziała.
-Najpierwzadałamsobiepytanie,dlaczegoniemamprzyjaciół.Tymasztakwielu.
I mówiła o prześladującej ją seksualności, przytoczyła plotki na jej temat i co Jack wykrzyczał o
majtkach.
Elisabethsłuchałaijakzwykleniemiałasłówpocieszenia.AleKatarinapoczułasięlepiej.
NastępnegodniamiałaprzyjechaćzwizytąErikaijejprzyjaciółkaUlla.Bezdzieci.Cieszyłysię,jakby
sięwybierałynawycieczkędowolności.
-Typrzygotujeszlunch-powiedziałaElisabeth.-Jajestemtrochęzmęczona.
Katarinazadrżała,przypominającsobie,cojejpowiedziałprzedwyjazdemViktorEmanuel.
-UważajnaElisabeth.Jestnienaturalniezmęczona,powinienjązobaczyćlekarzigruntowniezbadać.
Katarina przytoczyła w odpowiedzi wszelkie możliwe psycho-logiczne argumenty: To z powodu
przeprowadzki,noweśrodowisko,rezygnacjazpracy.Iniepokójodziecko...
-Bzdura.Elisabethjeststabilnapsychicznie.Założęsię,żejestcośnietakzjejzdrowiem.
Mówiłtopoważnie.
Katarinazrobiłaciastoipojechaładosklepupołososia,krewetkiiśmietanę.Zajrzaładoośrodkaopieki
nadmatkąispotkałasiostręBirgittę.
-Czycośsiędzieje?
-Nie,nie,chciałamtylkospytać,doktóregolekarzamasznajwiększezaufanie.Widzisz,martwięsięo
mamę.
IpowiedziałaBirgitcieonienaturalnymzmęczeniuElisabeth.
-ZapiszęjądodoktoraRobertaGillegoizadzwonię-obiecałaBirgitta.
Wracając do domu, Katarina uświadomiła sobie zmianę w swoich relacjach z innymi. Między nią a
siostrą Birgittą istniały silne przyjacielskie więzi. Może ze strony Birgitty była to jedynie rutyna, może
podobnieodbierałyjąwszystkieprzyszłematki.Aletobezznaczenia,najważniejsze,żeKatarinaczuła
serdecznośćiciepło.
Jednakcośsięzemnądzieje,pomyślała.Tozasługadziecka.
Kiedywypakowałazakupy,zadzwoniłtelefon.Powiem,żemamaucięłasobiedrzemkę,ipoproszę,żeby
tenktośzadzwoniłjeszczeraz.
AletobyłaErika.Chłopcymielijakąśinfekcjężołądkaiczekałanalekarza.
-Więcniestety...
Katarina była ogromnie zawiedziona, ale wzięła się w garść i niemal pokornie spytała, czy Ulla nie
mogłabyprzyjechaćsama.
-Zadzwońdoniej.Dostałanumer.
-Jasne,żeprzyjadę.Chciałabymciępoznać.
Ajapotrzebujękogoś,zkimmogłabymporozmawiać,pomyślałaKatarina.
-Zapraszam-powiedziała.
Szybko zdecydowała się na dwa mniejsze dania; istnieją przecież jakieś granice ich możliwości. A
Elisabethjetyle,coptaszek.
Siedziałaprzystolewkuchniiczyściłakrewetki,kiedynaschodachusłyszałaniepewnekrokiElisabeth.
Zdjąłjąstrach,Boże,niebyłojużcieniawątpliwości.Gdziejamiałamoczyiuszy?
-Jatozrobię-powiedziałaElisabeth,zabierającsiędokrewetek.
Katarinaposiekaławtymczasiekoperek,wyczyściłałososiaizrobiłasos.
-Erikanieprzyjdzie,bochłopcymającośzżołądkiem.
-Cośpoważnego?-zaniepokoiłasięElisabeth.
-Nie,mamo.AlebędzieUlla.
- Świetnie. Mam miłą wiadomość. Dzwoniła Ingrid, jutro o dziesiątej rano naszego czasu lądują z
ViktoremEmanuelemnaArlandzie.
Katarinaodczułaogromnąulgę,nawetniepróbowałategoukryć.
-DziękiBogu.
Telefonznowuzadzwonił.SiostraBirgittachciałazawiadomić,żeElisabethElgjestzapisanadodoktora
Gillegonaponiedziałekojedenastej.
-Długosiędoniegoczeka,alezrobiłwyjątek.
-Dziękuję.
-Posłuchaj,mamo.Byłamwprzychodniizapisałamciędodobregolekarza.Naponiedziałek.
Spodziewałasięprotestów,tymczasemElisabethbyłazadowolona.
-Chciałabymsiędowiedzieć,skądsięumniebierzetodziwnezmęczenie.
Katarina pomyślała o raku i ręce jej drżały, kiedy przygotowywała dressing do sałatki. Nie, nie, to
niemożliwe.
Ulla wyglądała jak dziecko. Wszystko w niej było okrągłe, miękkie, dziecięce. Odęte wargi, malutki
zadartynosekiszerokootwarteoczy.
Jakbysięwieczniedziwiła.
Dopieropodłuższympatrzeniunaniąmożnabyłodostrzecostrośćjejspojrzenia.
Jadły, Ulla dużo mówiła i często się śmiała. Opowiadała o hydrauliku i trzech synach, a Katarina
wstydziła się, że nie może się włączyć do rozmowy. Za to Elisabeth nie jeden raz wybuchała głośnym
śmiechem,skubiącswojąskromnąporcjęwróbelka.Potemzostawiłajesame.
-Oddawnajesttaka?
- Nie bardzo wiem, to się pojawiło niepostrzeżenie, ukradkiem. Na pewno ją widywałaś u Eriki w
Uppsali.
Ullaskinęłagłową.
-Bardzosięzmieniła.Mojamama-powiedziałapochwiliwahania-
miała raka. Przeszła operację piersi, usunęli jej węzły chłonne. Potem bardzo długo chodziła na
naświetlaniaiwyzdrowiała.Teraztylkokilkarazywrokuzgłaszasięnabadaniakontrolne.
Katarinasłuchałazachłannie,uciskwprzeponiezelżał.
-Nieprzeczę,żetobyłstrasznyokres.Teżbyłamwtedywciąży,jakty.Zpierwszymdzieckiem.
-OJezu.
- Widzisz - podjęła Ulla - byłam jedynaczką wychowywaną tylko przez matkę. Ale dała mi wszystko,
czegodzieckomożepotrzebować...
Katarina zaparzyła kawę, przeniosły się do salonu i Katarina zaczęła opowiadać o swoich ostatnich
przemyśleniach,ouganianiusięzamężczyznamiinowycherotycznychdoświadczeniach.
Icałyczasmyślała:Jestemniemądra,onanapewnotegoniepochwali.
-Znamto-stwierdziłaUlla-przechodziłampodobneokresywmłodości,dopókiniespotkałamLarsa.A
miałamwtedysporopowyżejdwudziestki.-Wybuchnęłaśmiechem.-Nasyciłamsięseksemiwszystkim,
cosięztymwiąże.Kłótnie,dramaty,pożądanie,czułość.
Hormonyprzestałyszalećiterazjestemwłóżkunormalną,zadowolonąpartnerką.
Rozmawiały,czaspłynął.NagleKatarinawspomniałaoJacku.Iopobiciu.Ullawestchnęłaciężko.
-Wiem,wjakimdomudorastałaś,Olofmimówił.Myślę,żedziewczęta,któremajątakiedoświadczenia,
czująsilnypociągdodamskichbokserów.Dlatego,proszę,skończznim.
WybiłaczwartaiUllamusiałajużiść,żebyodebraćchłopcówzprzedszkola.
35
WSOBOTNIEPRZEDPOŁUDNIEIngridiViktorEmanuelchwiejniewysiedliztaksówki,wkuchnipań
Elgzjedlipoomlecieztartymseremiposzlispać.
Katarinasprawdziłazawartośćtorby.Byływniejdziecinneubranka,przyborytoaletowe,nocnakoszulai
podomka.Spakowaławszystkodosyćdawnotemu,wiedziała,żenicniebrakuje,alejednak...
Padałdeszcz,Ingrid,obudziwszysiępokilkugodzinach,uznałatozaprawdziwebłogosławieństwo,bo
ziemiawyschłanapieprz.Padałoprzezcałąniedzielęipołowęponiedziałku.
ViktorEmanuelpiłporannąkawęwkuchniKatariny.
- Pojadę z wami do lekarza - powiedział. - Weźmiemy mój samochód, jest większy. No i nie będziesz
musiałaprowadzić.
-Dziękuję.
Gillenieróżniłsięniczymodwiększościlekarzy;byłprzemęczony.
Kiedy Katarina odpowiadała na pytania, osłuchał serce Elisabeth, zmartwił się i zaordynował badanie
krwiiEKG.
PorazpierwszytegodniaKatarinapoczułastrach,jakbyktośzadał
jej cios w przeponę. Czekali w małym pokoju całą wieczność, Katarina mocno ściskała dłoń Viktora
Emanuela.Byłaspocona.
Onteżsięboi,pomyślała.
Wkońcuprzyszedłdoktoripowiedział,jaksięsprawymają:przewężenienaczyńwieńcowych.
- Natychmiast musi się poddać leczeniu. Zadzwoniłem do Karolińskiego, są przygotowani. Siostra
sprowadziłakaretkę.Wedługmojejocenybędąpotrzebneszczegółowebadania,apotemoperacja.
-Czymożemypojechaćzniąkaretką?
-Naturalnie.Niewolnowamjednakzarażaćpacjentkiwaszymniepokojem.
PodałKatarinierękęnapożegnanieipowiedział,żejąrozumie.Niejestłatwo,alemaprzecieżmęża.
Porazpierwszymalarzstałsięjejmężem,późniejzdążąsiędotegoprzyzwyczaić.
Wszpitaluwszystkoodbyłosiętaksprawnie,żeoniemielizezdumienia.Wciąguzaledwiekilkuminut
Elisabethdostałakroplówkę,akomputerrejestrowałpracęjejserca.
Usiedliwpoczekalni,upływałytrwającewiecznośćgodziny.
Wreszcieprzyszłodwóchlekarzy,jedenstarszy,pełenwspółczucia,drugimłody,rezolutny.
-Operacjazatydzień.Dotegoczasupoddamyjąróżnegorodzajubadaniom.Przywieźliściejąpaństwow
stanieprzedzawałowym.
Chłodnygłos,jakbymówiłtozpretensją.Skinąłgłowąiodszedł.
- Spróbujemy PTCA - zaczął wyjaśniać starszy lekarz. Katarina nie słuchała, pomyślała, że to jakiś
medycznyżargon.
AleViktorEmanuelsłuchałirozumiał.Jegoprzyjacielebylipotegotypuoperacjach.
-Tojestjakcud-stwierdził,kiedysiedzieliwszpitalnymbufecie,jedząckanapkiipijąckawę.-Słuchaj
uważnie,Katarina.
Ipowiedziałotym,jaksięwprowadzaprzezpachwinękameręibaloniki.
-Jaktylkozlokalizujązwapnienia,jedenbalonikpęka.
-Niedowiary.
-Właśnie.Oilewiem,toskutecznametoda,bardzorzadkocośsięnieudaje.Wydajemisię,żezaparę
tygodniElisabethbędziewdomu.
Katarinamilczała.
Dałjejspokójipowiedział,żezarazzadzwonidoOlofa.
-IcoOlof?
-Żewszyscymajągrypężołądka,całarodzina.Zabroniłemmututajprzyjeżdżać,anijednejpieprzonej
bakterii na chirurgii! Teraz złapiemy taksówkę, podjedziemy pod przychodnię, a stamtąd już moim
samochodemwrócimydodomu.Idęozakład,żewlepilimimandatzaparkowanie.
Wlepili.
Ingrid posprzątała i zmieniła pościel. Katarinie ku niemałemu zdziwieniu udało się zasnąć. Zadzwonił
Olof,chciałrozmawiaćzViktoremEmanuelem.
-Niemagowdomu-odparłaIngrid.
-Togdzieonjest?!
-Uspokójsię,synu.Pojechałnawymyślaćpolicji.Jaktylkowróci,powiem,żebydociebiezadzwonił.
IViktorEmanuelzadzwonił.
- Katarina śpi jak dziecko. Nie mamy żadnych wiadomości z Karolińskiego, czyli nic się nie dzieje.
DzisiajbędęspaluKa-tarinynakanapiewsalonieiobiecuję,żeaninaminutęjejniezostawię.
-Dlaczegowymyślaszpolicji?
-Poszłoomandatzaparkowanie.Odpuścilimiipodarlitenświstek.
Parsknąłśmiechem.Olofprzyznał,żeteżsięzapisałdolekarza.
Musiwiedzieć,czymajakąśtambakterięwżołądku.
-Wjelicie-poprawiłgoViktorEmanuel.-Tomiwyglądanaprzyjemnebadanie.Zdzwonimysię.
Katarina po obudzeniu miała ochotę na kleik, coś łagodnego dla żołądka. Dostała duży kubek, potem
poszła do ubikacji i szybko wróciła do łóżka. Viktor Emanuel pościelił sobie na kanapie, marudził, że
jestzawąska,alepochwilijużspał.Lampanabiurkurzucałaciepłeświatło.
Malarzzasnął,niechrapał,tylkomruczał.Katarinaczułasiębezpiecznie,wkrótceionazasnęła.
Viktor Emanuel zerwał się na krzyk Katariny, rzucił okiem na zegarek, dochodziła druga, i pobiegł do
niej.
-Śniłomisię,żepływam,iobudziłamsięwwodzie.
Wjejoczachczaiłsiępotwornystrach.Całełóżkobyłomokre.
ViktorEmanuelpospiesznierozmawiałprzeztelefon.
-Tak,dziękuję,zadziesięćminut.-Odłożyłsłuchawkę.-
Mówią, że to nic groźnego, często bywa tak, że poród zaczyna się od odpłynięcia wód płodowych.
Dzieckokopieirozrywabłony.
Zdjąłzniejkoszulę,włożyłinną,suchą,międzynogiwsunąłfrotoweprześcieradłoiprzyniósłpodomkę.
-Niemogłoznieśćtego,cosięwczorajdziało-szepnęłaKatarina.
Nieodpowiedział,boprzyjechałakaretka.Katarinależałananoszach,zacisnęłazęby,obokstałatorbaz
dziecięcymirzeczami.
-Czymapaniboleści?-zapytałsanitariusz.
-Nie,tylkoodczasudoczasuczujęlekkitępyból.
-Tatuśjesttutajitrzymaswojądziewczynęzarękę.
ViktorEmanuelzdążyłzamknąćdrzwiiwrzucićkluczedoskrzynkiIngrid.Alezapomniałportfela.
W klinice położniczej panował spokój, położna osłuchała brzuch, sprawdziła wielkość rozwarcia i
powiedziała,żeberbeciowispieszysięnatenświat.
-Czywszystkojestwnormie?
-Oczywiście.Ato,jakrozumiem,tata,którybędzieobecnyprzyporodzie?
-Tak-odparłViktorEmanuel.
Kiedywymytyiubranywszpitalnyfartuchwróciłnasalęporodową,Katarinakrzyknęła.Zesztywniałze
strachu,chciałuciekać,chciał
powiedzieć,żeniedarady...Krzyknęłajeszczeraz,aonprzypomniał
sobieinnykrzykzdzieciństwa,krzykzarzynanychświń.
-Niemamyczasunazajmowaniesięmdlejącymitatusiami
-powiedziałapołożna,widząc,jakzbladł.-Proszęusiąśćprzyżonieipomócjejspokojnieoddychać.I
przeć,jaktylkowystąpiąbóle.
Osłuchali ją i poszli, więcej kobiet rodziło tej nocy, słyszał ich krzyki. Minuty stały się godzinami,
międzybólamioddychali,aonbezprzerwymyślałoucieczce,otym,żekobietysąniemądre,żenigdynie
rozumiał...iżewybaczyimwszystkiedziwactwa,kiedyjużwie...
Znówból.
-Przyjzcałychsił-powiedział.
Bólepowtarzałysię,dochodziłapiąta,kiedyKatarinakrzyknęła,żezarazpęknie.
Ipękła,aViktorEmanuelchciałumrzećrazemznią.Alepołożnabyłanamiejscuizawołałaradośnie,że
jużjąmamy,żewychodzigłówka,żewszystkojesttak,jakbyćpowinno.
Pięć minut później z Katariny wyśliznęło się coś na kształt dużej ryby, położna się temu przyjrzała i
położyłanabrzuchuKatariny.
-Sercenasercu-wyjaśniła.
Aleonniezrozumiał,bryłkanacieleKatarinywyglądałajakżaba,szara,upapranatłustąmazią.
Kazanomuiśćdokawiarninapićsiękawy.WtymczasiezszyjąKatarinę,adzieckoumyjąiodetną.
-Odetną!
-Pępowina.
-Alejajestemgłupi.
Dopierokiedypiłkawę,zauważył,żezapomniałportfela.Naszczęściemiałkomórkę.Wykręciłnumerdo
Uppsali.OdebrałOlof.
ViktorEmanuelzdałmukrótkąrelację,niewdającsięwszczegóły.
Olofniezłapałbakterii,więcmógłnatychmiastprzyjechać.
-Wobectegozamówięjajkanabekonie.Bowidzisz,niemamprzysobiepieniędzy.
36
VIKTOREMANUELsiedziałwgłębi,wkąciekawiarniibył
bardziejzarośniętyiniechlujnyniżzwykle.Mrużyłprzekrwioneoczy.
NawidokOlofauśmiechnąłsię.
-DziękiBogu,żejesteś.
Niezjadłjajek,leżałynatłustymtalerzuiwpatrywałysięwnichżółtymioczami.Olofprzyniósłsobie
kawęiusiadłprzystole.Milczeli.
WkońcuViktorEmanuelotworzyłusta.
- Już rozumiem - powiedział - dlaczego kobiety są uparte jak osły, głodne miłości, mocne jak skała i
kruchejaktrzcinanawietrze.
-Alecięwzięło.GdybyKatarinatosłyszała,byłabywściekła-odparł
Olof,aleViktorEmanueltozignorował.
-Jasnacholera,przezcoonemusząprzechodzić.Ijakatoodpowiedzialność.
Olofskinąłgłową.
- Byłem przekonany - powiedział z zaciętym wyrazem twarzy Viktor Emanuel - że ona umrze.
Pomyślałem,żeniktniejestwstanieprzeżyćtakiegobólu.-Długacisza.-Czybyłeśprzyubojuświń?
-Tak,dorastałemnawsi.
-Krzyczałaidentycznie.-Kolejnadługacisza.-Poczterechgodzinachrozpołowiłasięiwyszłazniej
żaba,którąpołożylijejnabrzuchu.Potemmniewyrzucili,żebyjązaszyć.Bylizadowoleni,powiedzieli,
żewszystkoodbyłosięnormalnieiżetażabatomalutkaślicznadziewczynka.
Olofzadzwoniłnaoddział,naktórymleżałaKatarina,idowiedział
się,żedzieckoczujesiędobrze,amamajaśniejejaksłońce.Onitatasąmilewidzianiodwunastej.Jeśli,
rzeczjasna,biednyojciecprzeżył
poród.
-Ledwo,ledwo-odparłOlof,agłospodrugiejstronieroześmiałsiędonośnie.
Była ósma rano i Olof musiał w jakiś sposób nakłonić Viktora Emanuela, żeby się przespał. Malarz
siedziałnaniewygodnymkrześlejakworekkartofli.
-Chodź,wyjdziemydosamochodu.
Malarzwstałiposzedłzanimjakzombi.NaparkinguOlofrozłożył
tylnesiedzeniewswoimvolvo,nadmuchałmateraciprzygotował
koce.
-Tysiępołóż,ajabędęwolnojeździłpookolicy.Silnikmruczy,dziadekśpi.Rozumiesz?
-Zgłupiałeś.
-Anitrochę.Przekonaszsię.
ViktorEmanuelzasnął,zanimopuściliparking.
Olof jeździł zadbanymi willowymi uliczkami, mijał duże pola golfowe, wille pachniały tradycją i
pieniędzmi.Nadmłodązieleniąiniebieskimizatoczkamiświeciłomajowesłońce.
Pięknie.
Sunąłnapółnocwzdłużbrzegu,ażskończyłysięzabudowania.
Przednimwznosiłsięjakiśdziwoląg,owalnyiolbrzymi.HangarwHägernäsie.Notak,kiedyśbyłtutaj
dywizjon. Świetnie, znikąd ludzkich głosów. Tylko ptaki śpiewały jak szalone na przybrzeżnych
drzewach.Zatrzymałsiękilkametrówodzatoki,popatrzyłnalasypodrugiejstronie,głębokoodetchnąłi
wyłączyłsilnik.
PokilkuminutachViktorEmanuelzacząłsiękręcić,usiadłiszerokootworzyłoczy.
-Fantastycznabudaijakieproporcje!Cotojest?
-Opuszczonyhangar.Stacjonowałtutajdywizjon,jegoeskadrysamolotówmiałybronićSzwecji.
-Żartujesz.
Podeszli do najbliższych zarośli, żeby się wysikać. Stojąc w słońcu, z uczuciem przyjemnej ulgi
opróżnialipęcherze.
-Byłeśwwojsku?
-Tak,wlotnictwie.WHalmstadzie.
-Nieźle.JabyłemwBodenie.
-Cholernietamzimno.
-Fakt.
Wrócilidosamochodu.
-Koszmarniewyglądasz-powiedziałOlof.-Mamwtorbieprzyborydogolenia,mydłoiszczoteczkędo
zębów.
ViktorEmanuelposzedłztorbąnabrzeg,umyłsięnajlepiejjakmógł,uczesałidoprowadziłdoporządku
brodę.
Kiedysiedziałwsamochodzie,wróciłstrach.
-Katarina,musimy...Onanapewnocierpiiczujesięopuszczona...
-Jaśniejejaksłońce-odparłOlofiprzytoczyłswojąrozmowęzpołożną.
-Beztroskiedupki.Łżą,ażsiękurzy...
- Posłuchaj, Viktor, nikt nie łże, to fachowcy. Odbierają porody dniami i nocami. Jeśli powiedzieli, że
wszystkojestwnormie,totakpoprostujest.Pozatymkobietytużpoporodzierzeczywiściejaśniejąjak
słońce.Tofakt.
-Dziwnemaszpojęcieofaktach.Wybuchnęliśmiechem.
PochwiliOlofzebrałsięnaodwagęispytał,nieowijającwbawełnę:
-JakbędzieztobąizKatariną?
-Oświadczyłamisię-odrzekłzuśmiechemViktorEmanuel.
-Wwypadkumojejsiostrywcalemnietoniedziwi.Czywolnospytać,coodpowiedziałeś?
-Poprosiłemoczasdonamysłu.
-Dlaczego?
-ChcęzobaczyćtegoAmerykanina.Iichdwojerazem.
-Nicciniepowiedziała?
-Oczym?
Olof rąbnął pięściami w kierownicę, zniżył głos i zaczął od tego, jak Katarina odwiedziła matkę nad
Ljusnanem. Jak się rozstały i Elisabeth pojechała do Gävle, a Katarina do Sztokholmu. I że Katarina
obiecałazadzwonićzarazpopowrociedodomu.
- Nie zadzwoniła i nie odbierała telefonów, i około dziesiątej Elisabeth ogarnął strach. To nie było
podobnedoKatariny.Więcmamazadzwoniładomnie,wsiadłemwsamochódiprzyjechałem.
Miałemkluczedojejmieszkania.Zastałemjąwprzedpokoju,leżałanapodłodze,wszędziebyłopełno
krwi, była półprzytomna. Wezwałem karetkę i kiedy się nią zajmowali w szpitalu, siedziałem w
poczekalniiwymyślałemnajróżniejszesposobylikwidacjiAmerykanina.-Jęknął,pięścinadaluderzały
wkierownicę.-Leweuchobyłodoniczego.
Ciągleźlenaniesłyszy.Chybazauważyłeś,żesłuchając,nadstawiaprawe.
-Muszęwyjść!-krzyknąłmalarz,wytoczyłsięzsamochodu,obiegł
go,pochyliłsięnadOlofemiwyjęczał:-1cobyłodalej?
-Leżałaunaswdomuprzezkilkatygodni.Erikajejpomagała.
Lekarzechcielizłożyćdoniesienienapolicję,aleKatarinasięniezgodziła.ZresztąAmerykaninwyjechał
zeSzwecji.
ViktorEmanuelopadłnafotelobokOlofa.
-Dlaczegoonawogóleotymniemówi?
-Erikauważa,żeKatarinasięwstydzi.Todziwne,alenaprzykładzgwałconekobietybiorącałąwinęi
wstydnasiebie.
TerazOlofmusiałwysiąśćzsamochodu,głębokoodetchnąćirozprostowaćzaciśniętedłonie.
Trochętotrwało,zanimudałomusięzapanowaćnadgłosem.
-Fizyczneobrażenianiebyłynajgorsze.Wróciłatraumazdzieciństwa,niesamowitystrach.Bowidzisz,
Viktor,naszojcieclatamibiłmatkęiKatarina,któramiaławtedypięć,sześćlat,opiekowałasięnią.
ViktorEmanuelwpatrywałsięwniego,kręciłgłową.
-Tonieprawda.Elisabeth?
-Tak.
Dochodziłowpółdodwunastej,czasjechaćdoszpitala.
-Muszęsięnapić.
-Jateż,ale...
-Tak,wiem.
-Powinniśmymiećzesobąkwiaty-powiedziałwwindzieOlof.
Ale w pokoju już były kwiaty. Od Ingrid i Ulli. Katarina leżała z zawiniątkiem przy piersi. Olof
powiedział,żeświecijaksłońcepolarne,iwszyscytrojesięroześmiali.
Potemzaczęliomawiaćsytuację.Elisabethbyłapodścisłąkontroląinarzekałatylkonato,żeniewolno
jejsięruszać.
Zrobilijejprześwietlenienaczyńwieńcowych,niebyłoprzyjemne,aledowytrzymania.Erikazajrzałado
niej,aleniesiedziaładługo,żebyjejprzypadkiemczymśniezdenerwować.PowiedziałaotymKatarinie
przeztelefon.Terazczekałanarozmowęzlekarzami.
-Możesięczegośdowiemyodpielęgniarkioddziałowej-powiedział
Olof.-Erikamakomórkę.-Izadzwoniłdoniej.-Dobrewiadomości-
poinformowałpóźniej,uzgodniwszyzEriką,żezagodzinęponiąprzyjedzie.-Wydajeimsię,żebędą
moglizastosowaćtęmetodębalonikową.Mniejwięcejzatydzień.
Erika zapytała, czy może powiedzieć Elisabeth o dziecku. Lekarz pokręcił głową; nic, co mogłoby ją
zaniepokoić.
-Bardziejbędzieniespokojna,jeśliniebędziewiedzieć
-skomentowałaKatarina.
Olofprzyznałsię,żeopowiedziałViktorowiEmanuelowioJackuiotym,cosięstało.
-Todobrze-stwierdziłaKatarinaizwróciłasiędomalarza:-
Przepraszamcię,aleniebyłamwstanieciotympowiedzieć.Nadolnejpółcewmojejsypialnisąlisty,
któredostałamodmamy.Chciałabym,żebyśjeprzeczytał.Alenajpierwmusiszsięprzespaćiwypocząć.
Napewnojesteśpotworniezmęczony.
Zanimodniejwyszli,powiedziała:
-Mamaopowiadaczęstootym,coczuła,kiedyleżaławśpiączce.
Mówi,żewędrowałapowłasnejduszyiżewszędziebyłojasno.
Właśnietamterazjestem,tyleżecałkowicieprzytomna.
37
ERIKA, siedząc nadal w Karolińskim, podjęła decyzję. Zakradła się do pokoju Elisabeth, wzięła ją za
rękę i szepnęła o narodzinach dziecka, że poród przebiegł bezproblemowo i że mała jest zdrowa i
rozkoszna.
- A Katarina jaśnieje jak słońce, tak powiedział Olof. Uśmiech ulgi świadczył o tym, że Elisabeth
zrozumiała.
-Katarinanawetnaminutęniezostałasama-szeptaładalejErika.-ViktorEmanuelbyłzniąprzezcałą
noc.Trochęgoszkoda,bo,jakmówiOlof,jestwstrząśnięty.
UśmiechElisabethstałsięjeszczewyraźniejszy.Potemprzyszłapielęgniarka,powiedziała,żepacjentki
niewolnoniepokoićiżepodskoczyływskaźniki.
Erikaodeszłazsiostrąnabokiwyjaśniła,jaksięsprawymają.
Elisabethmartwiłasięocórkę.Terazjejsercenapewnosięuspokoi.
Siostraskinęłagłową.
-Dobrzepanizrobiła.Tylkonicnikomuniemówmy.
-Jeszczetutajprzyjdę.
-Bardzoproszę.
-Aczymogłabymzniąpobyćjeszczeprzezpięćminut?
-Podwarunkiem,żenicwięcejpanijużniepowie.
-Dobrze,obiecuję.
Pielęgniarka wróciła do swoich monitorów i ze zdumieniem zauważyła, że parametry Elisabeth Elg
ustabilizowały się na właściwym poziomie. Erika przesuwała dłonie po ciele Elisabeth, od stóp do
głowy.Dłużejzatrzymałasięnasercu.Elisabethusnęła.
-Niedługowyzdrowiejeszibędzieszwdomu-szepnęłaErika.
ChwilępóźniejOlofprzyjechałpoErikędoKarolińskiego.Wsadził
ViktoraEmanueladotaksówkiidałmupieniądzenadrogę.
Malarzzastałdomposprzątany,wszystkobyłobezzarzutu.Zjadł
zrazywołowe,wychyliłdużąlampkękoniaku,zwaliłsięnałóżkoijakprzezmgłędotarłydoniegosłowa
Ingrid,jakieżtoniesamowiteilościwódmiałatadziewczynina.
Spałdziesięćgodzin.ObudziłsięoświcienałóżkuKatariny,godzinęprzeleżałwjejwannieipomyślał:
Jużsamniewiem,gdziejamieszkam.Niesprawiłomutożadnejprzykrości.
Terazodważyłsięprzywołaćwspomnieniatejokropnejnocy.
Strach,nieznośnyból,nieludzkiekrzyki.
Poszedł do atelier, próbował przelać na płótno zapamiętane obrazy, bez powodzenia, przyjmował to
jednakspokojnie.Zbytwielkiebyłyemocje,zadużouczuć,musiałynajpierwwybrzmieć,dojrzeć.
Nagle obraz kanionu, łupkowe stromizny, tysiące kolorów, warstwa po warstwie, przepaści, a hen, w
dole,woda,hukrzeki?Wszkicubyłocoś,comudogadzało,więczostawiłgonasztalugach...
WogrodzieElisabethzobaczyłcośniesamowitego.Góraotoczakówrozkwitładzikimibratkami,tysiące
kwiatkówzwracałokuniemulśniąceliliowetwarzeipatrzyłozłotymioczkami.
PrzyszłaIngridzaparatemfotograficznym.
-Ktomógłmarzyćotym,żecośpodobnegobyłowziemi,jakąprzywieźliśmyrazemzkamieniami?
Zerwał duży bukiet i zawiózł Katarinie o dwunastej. Tak jak wczoraj promieniała i śmiała się, kiedy
opowiadałobratkach.
-Cud-powiedziała.-Kolejnycud.
Miałatylkojednozmartwienie:zadużomleka.
-Jestemjaknieszczelnakrowa.Musząmniedoićprzedkażdymkarmieniem.Małanienajlepiejssie,ale
napoczątkutopodobnonormalne.
ViktorEmanuelzacisnąłzęby,niezająknąwszysięsłowem,żewtymcholernymszpitaluwszystkouważa
sięzanormalne.
-Mamimię-powiedziałaKatarina-nareszcieznalazłamdlaniejodpowiednieimię.
-Ciekawe,jakie.
-Laila,pobabciEriki,czarownicy.Ktowie,możeimionakryjąwsobiejakąśmagięidzieckoprzejmie
poniejniektórezdolności.
ViktorEmanuelpokiwałgłową.
- Na drugie, rzecz jasna, będzie miała Elisabeth, po mamie. A na trzecie Viktoria, po tobie. Czy to nie
wytworne:Laila,Elisabeth,Viktoria?
Nieodpowiedział,aleKatarinawidziałaradośćnajegotwarzy.
-Czekanastrochęproblemów.Jutroodsyłająmniedodomu.
Brakujetumiejsc.
Przeraziłsię.
-Docholery...
-RozmawiałamzsiostrąBirgittązośrodkaopiekinadmatką.
Pomoże ci wszystko przygotować. Dzwoniłam też do Eriki, w piątek zostawi chłopców z Ullą i
przyjedziecięzastąpić.
-Niepotrzebujęzastępstwa.
-Niebędziemysięterazwysypiać.Dlatakichmaluchówniemażadnejróżnicymiędzydniemanocą.
ViktorEmanuelwyszedłzeszpitalaiKatarinapomyślała,żeidzisiajniespojrzałnadziecko.Trochęto
byłoprzykre,alezczasemsięprzyzwyczai.
Nawet w najdzikszych fantazjach malarzowi nie przyszłoby do głowy, ilu rzeczy potrzebuje nowy
człowiek. Wagi do ważenia, wanienek do kąpieli, butelek ze smoczkami na dodatkowe mleko, góry
bieliznyipieluch.IngridprzyniosłakołyskęipostawiłaprzyłóżkuKatariny,niemówiąc,skądjąma.On
zkoleiprzypomniałsobie,żenastrychustoistaryfotelnabiegunachiżemożesięprzyda.
Kiedy wszystko było gotowe, zaprosił siostrę Birgittę na kawę i przyznał, że nigdy w życiu nie
podejrzewał,żerodzeniejesttakiestraszne.
-Myślałem,żeKatarinaumrzezbólu.
- Czy wie pan, komu tej nocy było najgorzej? Dziecku. Proszę tylko pomyśleć, konieczność porzucenia
spokojnychwarunków,przyjemnej,letniejwody,przeciskaniesiękawałekpokawałkuprzezciasnytunel,
apotemokropnyzimnyświat,wrzaski,podniesionegłosy,lodowatenarzędziaisamodzielneoddychanie.
ViktorEmanueloniemiał.
-Myślę,żetonarodzinysąźródłemnaszegolękuwdorosłymżyciu-
dodała.
Następnegodnia,kiedyopuszczaliszpital,ViktorEmanuelniósł
dziecko.Katarinasłyszała,jakszepce:
-Tymałydzielnyskubańcu.
Nastał czerwiec. Żadne z nich nigdy nie zapomni, jak podczas białych nocy Viktor Emanuel chodził z
dzieckiemtamizpowrotemiśpiewałmu„Aaa,kotkidwa..."
38
DOKATARINYprzyszedłlistzamerykańskimiznaczkami.Niechciałagootwierać.Alekiedyzobaczyła
naodwrocie,żenadawcąjestadwokatJanetMorris,ciekawośćwzięławniejgórę.
SzanownaPaniKatarino!
Pomyślałam, że powinnam Pani wyjaśnić, kim jestem i co robię w rodzinie O'Harów. To, co robię,
niełatwoaniwyjaśnić,anizrozumieć.
JestemzEdem0'Harą,czylikimśwrodzajumacochyJacka.
ZobaczyłamJackaporazpierwszyzeszłejjesieni,pobitegoipijanego.
Jestemczarna,urodziłamsięwHarlemiejakopiątedzieckosteranejżyciemkobiety.Mojerodzeństwo
umarło. Z powodów, których nigdy nie poznałam, kościół mojej mamy łożył na moją naukę, dzięki
czemuskończyłamcollege,apotemprawonauniwersytecie.
Moje pochodzenie przesądziło o tym, że zaczęłam pomagać bitym i maltretowanym kobietom w
uzyskaniurozwodunagodziwychwarunkach.WAmeryceniejesttoprosteiczęstoprzegrywałam.
Przynajmniejnapoczątku.Zczasemdużolepiejpoznałamwręczbeznadziejnyparaliżwoliwiększości
kobiet.
I napisałam o tym książkę, która - ku mojemu zdumieniu -wywołała debatę na temat maltretowania
kobiet w rodzinie. Wtedy też dostałam list od Eda 0'Hary, który chciał mi wyjaśnić, w jaki sposób
mężczyźnistająsiędamskimibokserami.
Nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia, uznałam, że napisałam wystarczająco dużo o tym, jak z
małychbitychchłopcówwyrastająmężczyźni,którzyteżrozdająciosy.Alezgodziłamsięnaspotkanie.
Byłopożyteczne,dowiedziałamsięniecowięcejoudzialeirolimatekwtejokropnejgrze.
Z pewnością Panią zanudzam. Więc już krótko: Zrozumienie dla Eda przerodziło się w sympatię.
Podobneuczuciażywiędo
Jacka, którego okaleczono tak wcześnie, że nie sądzę, by kiedykolwiek stał się w pełni dojrzałym
człowiekiem.
Przyjedziemy na chrzciny 15 czerwca. Bardzo się cieszę. Śpiewam muzykę gospel. Prawdę mówiąc,
całkiem nieźle. Czy zechciałaby Pani zapytać swojego brata pastora, czy mogłabym zaśpiewać na
zakończenietejceremonii?
BardzoserdeczniepozdrawiamJanet
Tegosamegodnia,popołudniu,kiedydzieckospało,Katarinaodpisała.
SzanownaPaniJanet!
Dziękuję za list, który dużo dla mnie znaczy. Oczywiście za-stanawialiśmy się, skąd się Pani wzięła,
jak zdołała wszystko wyjaśnić i usunąć przeszkody uniemożliwiające jakikolwiek sensowny dialog
międzydwiemarodzinami.
Urodziłam dziecko, prześliczną dziewczynkę, i nigdy nie przypuszczałam, że można być tak
szczęśliwym.
Dziękujętakżezato,coPanipiszeoJacku.Aledecyzjęjużpodjęłam.
Nic nas nie łączy, należymy do dwóch różnych kultur i mamy odmienne systemy wartości. Tego
szalonego lata sprawiała nam przyjemność wyłącznie bliskość cielesna. A to się już nigdy nie
powtórzy.Bojęsięgo,zawszebędęsiębala.Chodzituocoświęcejniżurazyfizyczne.
Wychowywałamsięwdomu,wktórymmójojciecdotkliwiebiłmatkę,ajaniemalprzezcałeżycienie
potrafiłamjejwybaczyć,żesięnatogodziła.Byłanauczycielkąisamamogłautrzymaćmnieibrata.
Historia z Jackiem przywołała wszystkie koszmarne wspomnienia z mojego dzieciństwa. Nachodzą
mnie dziwne myśli o przeznaczeniu i zadaję sobie pytanie: Czy dziedziczymy określone modele
zachowań?
Moja matka zachorowała i operowano ją, „wysadzając baloniki" w sercu. To zadziwiające, czego
dzisiajpotrafiądokonaćlekarze.
PrzekazałamOlofowiPaniżyczeniedotycząceśpiewuwkościele.
Jest zachwycony i prosi o przefaksowanie nut organiście, Amerykaninowi z pochodzenia. Prześle
mailemadresinumertelefonu.Olofprosiłmnierównież,bymzaznaczyła,żetodużykościół.
Mnóstwonajserdeczniejszychpozdrowień
Katarina
FaksodJ.G.Habnera,organistyzUppsali,doJanetMorriszNowegoJorku:
Dziękuję za nuty, ale Pani piosenka wydaje się zbyt skromna, a poza tym jest zupełnie nieznana w
Szwecji.Alewamerykańskichkościołachczęstośpiewasięszwedzkąpiosenkę,którąPanizpewnością
zna,ponieważdawnotemuElviszrobiłzniejprzebój.Melodiajestludowa,słowaułożyłstolattemu
szwedzkipastor.Towszystkojestsprzedstulat.Proszęsięwczućipoczuć.
FaksodJanet:
Wspaniała,częstojąśpiewałam.Zgoda.Dziękuję.MaildoJanetMorrisodOlofaElga:
Organistachciałbywiedzieć,czymogłabyPaniprzyjechaćdzieńwcześniej, żebyście Państwo zrobili
próbę.GdybyprzyleciałaPaniwczwartek,będęczekałnalotniskuizaopiekujęsięPanią.
MaildoOlofaodJanet:
Niestety, musimy lecieć przez Frankfurt, gdzie Ed ma ważne spotkanie. Wszyscy troje będziemy w
czwartek. W piątek zrobimy próbę w kościele, a potem obejrzymy Sztokholm. Zarezerwowaliśmy już
pokojew„GrandHotelu".
39
CZERWIECNIESZCZĘDZIŁsłonecznychdniibłękitnychnocy.
-Akuratnachrzcinysięrozpada-powiedziałaIngrid,krążącpoogrodziezezraszaczemiprzeklinając
suszę.
Olofodebrałmatkękilkadnipooperacji.Zmieniłasię,pomyślał.
Jestspokojniejsza,jużnietakawygadana,aleszczęśliwszaniżkiedykolwiek.
Iona,iKatarinarozpłakałysięprzypowitaniu.Elisabethpróbowałasięopanowaćigłębokoodetchnęła.
-Już-powiedziała.
Przezcałedługieprzedpołudniesiedziałaprzykołysce.Niktniewiedział,cotamrobiła,wkażdymrazie
dziewczynkasięobudziłaiuśmiechnęładobabci.
Tobyłjejpierwszyuśmiech,któryIngriduznałazakolkę.AlekiedyKatarinaposzłająnakarmić,cudsię
powtórzył.Apopołudniu,kiedyViktorEmanuelpochyliłsięnadkołyską,żebycośjejzanucić,uśmiech
wrócił,wyraźny,niewątpliwy.
-Stajesięczłowiekiem-stwierdził.
OlofpoprosiłViktoraEmanuelaorozmowęnaosobności.Malarzazdumiałotooficjalnesformułowanie.
Kiedyweszlidoatelier,Olofpowiedział:
-Chciałbymprzywrócićinstytucjęojcachrzestnego.Nowiesz,kiedyśzachrześniakaodpowiadałojciec
chrzestny.
- Było to przede wszystkim zobowiązanie finansowe, na wypadek gdyby się coś stało. Dzisiaj rodzice
rzadkoumierają,zostawiającmałedzieci.
- Ale często się rozwodzą. A zwyczajne rodziny z dziećmi żyją pod presją, mają mało czasu i mało
pieniędzy.Imieszkajązdalaodnajbliższychkrewnych.
-Którzyteżniemajączasu-dodałViktorEmanuel.Olofskinął
głową.
- Panuje wśród ludzi jakieś dziwne zawirowanie, są różne systemy wartości, zmieniające się normy,
wzrastanietolerancja.Mamyteżmedia,telewizję,któraoferujerozmaitegry,filmyiokrutneobrazy.-
Myślałprzezchwilę.-Corazczęściejmówisięotym,żedziecipotrzebująwiększejliczbydorosłych.W
szkole,wprzedszkolu.Osóbdojrzałych,zapewniającychpoczuciebezpieczeństwaistabilności.Iżywo
dziećmizainteresowanych.
ViktorEmanuelpopatrzyłnaOlofazdziwiony.
- Ale z ciebie naiwny marzyciel! Ja jestem podobny, więc cię rozumiem. Chodzi ci o to, żeby ojców
chrzestnychzwiązaćumową?
-Nie,raczejprzysięgąskładanąpodczaschrzcin.
-Świętąprzysięgą?
-Naileprzysięgamożedoczegokolwiekzobowiązywać-odparł
Olofiwestchnął.
-Chceszmniepoprosić,żebymzostałojcemchrzestnym?
-Nie,właśniewtymrzecz.Początkowobyłeśoczywistymkandydatem,alepóźniej...
-Copóźniej?
-No,zrozumiałem,żebędzieszojcemdziecka.Mylęsię?
-Nie.Możeszbyćpewien,żesięzaopiekujęLailą.Milczeli.
-Ojakichrodzicachchrzestnychmyślałeś?
- Przede wszystkim o Ingrid i hydrauliku. Potraktują to poważnie, oboje są zainteresowani i
odpowiedzialni.NoalejestjeszczeJackO'Hara.Niestety,jużmuobiecałem.
-Wszystkojedno.-ViktorEmanuelwcaletakniemyślałidałosiętoponimzauważyć.-Chcębyćna
chrzcie w kościele -powiedział, zanim zakończyli rozmowę. - A potem prosto z Uppsali jadę do
Borlänge.-
Roześmiałsię.-Mojamamamusisiędowiedzieć.
Słońceschowałosięzagórami,złoteświatłowciążopromieniałodomy.Elisabethsiedziaławogrodziei
patrzyłanabratki,któreprzywłaszczyłysobieotoczaki.Ingridprzyniosłasokporzeczkowy,usiadłaobok
niejiprzytaknęłasłowomElisabeth,żemimowszystkożyciejestpełnecudów.Dziecko,dzikiebratki.
Potem obie pomyślały o Katarinie i Viktorze Emanuelu. Nic jednak nie powiedziały. Ingrid mówiła o
bratkach.
-Tam,skądbraliśmykamienie,byłapiaszczystaziemia.Kwaśna.
Alejeślimająsiętuprzyjąćpaprocieifunkie,iwszystkienaszekwiaty,potrzebnybędzieczarnoziemi
wapno.Abratkomtoniesłuży.
-Toprzykre.
-Alebratkiniedługoprzekwitną.Ichybachciałabyścośinnegonaswoimpagórku?
-Tak.Tyleżewbratkachjestcośmagicznego.Jakbyznałynaszetęsknotyiniosłyotuchę.
Elisabethwskazałanamaływazonnastole.Długopatrzyłynakwiatki.
Ingridskinęłagłową,przyznającElisabethrację.
Katarina przerwała ich rozważania. Dziecko przy jej piersi zaćwierkało, beknęło i zasnęło, zmęczone
jedzeniemisłońcem.OlofiViktorEmanuelprzyłączylisiędonichiopowiedzieli,dojakichwniosków
doszli.
Elisabethrozumiała,żeViktorEmanuelchcepomówićzmatką.
Katarina, uśmiechając się opuszczonymi kącikami ust, stwierdziła, że jeśli się zdecydował zostać
prawdziwymojcem,tonaturalnieniemożebyćjednocześnieojcemchrzestnym.
Olof zmarszczył czoło. Znał ten uśmiech siostry i pomyślał, że może to wszystko wcale nie jest takie
proste,jakViktorEmanuelsobiewyobraża.AIngridwpatrywałasięzezdumieniemwKatarinę.
Kiedypodwieczórkobietyzostaływkuchnisame,Ingridpowiedziałaswoimnajsurowszymtonem:
- Jeśli masz zamiar wyjść za Viktora Emanuela, to czeka cię życie na huśtawce. Nie twierdzę, że nie
możnamuufać,aleonjestjakdziecko,ciekawewszystkiegoiotwartenacuda.Topodstawajegopracy.
Zawsze będzie szukał nowych wyzwań. Mam na myśli nie tylko kolejne kobiety, w których się będzie
zakochiwał,aletakżenowedoznania,któregopochłoną,którebędzieinterpretowałiprzetwarzał.
-Niekracz,Ingrid.
Elisabethbyłazła,aKatarinasięroześmiała.
-Maszmniezaidiotkę,Ingrid.Alesięmylisz.ViktorEmanueljestjakmalutkiOlle,któryposzedłdolasu
zesłońcemwoczach,głaskał
niedźwiedzieiczęstowałjejagodami.
Widząc zdziwione spojrzenie Elisabeth, powiedziała o pierwszych nocach z dzieckiem w domu, kiedy
malarzchodziłzmałątamizpowroteminucił„Aaa,kotkidwa..."
-Wtedyprzyszłomitodogłowy-powiedziała.-ViktorEmanuelmawielewspólnegozmalutkimOlle:
dobreserce,ciekawośćitęsknotę.
I Katarina zaśpiewała fragment starej piosenki dla dzieci: „Głaszcze niedźwiedzia rączkami, wnet
Koszykwyciąga,poczęstujsię.Miśszybkozjadawszystko,cojest.Lubiszjagódki-tojesteśfest".
-Apotemprzyszłamamaiuratowałago-powiedziałaIngridześmiechem.
-Właśnie-skwitowałaKatarina.
40
LATOTRZYMAŁOSzwecjęwgorącymuścisku.Wradiuitelewizjimówionoozagrożeniupożarowym,
chłopi narzekali, ogrodnicy podlewali swoje uprawy. Około dziewiątej wieczorem słońce
przygotowywałosiędosnunapółnocnymzachodzie.Nigdyjednaknieudałomusięzasnąć.
WtymzłotymświetleOlofczekałnaArlandzie,ażsamolotzFrankfurtupozbędziesięswoichpasażerów.
W końcu ją zobaczył. Wspaniała ciemnoskóra kobieta poruszała się jak w tańcu, wysoka i szczupła,
energiczna, o śnieżnobiałym uśmiechu i niezwykle żywej twarzy. Towarzyszyło jej dwóch wysokich
mężczyzn.
Olofpoprawiłdżinsy,przerzuciłpłóciennąmarynarkęprzezramięipodszedłprzywitaćkrólową.
-MrsJanet,Ipresume?IamOlofElg.
-Itcan'tbetrue-powiedziałairoześmiałasię.
-Zapewniam,żetoja.
- Proszę posłuchać. Pastor powinien mieć brodę, skończone pięćdziesiąt lat i wzrok, który przeszywa
najczarniejszezakamarkiduszy.Apanjestchłopcem,bardzoczarującym,alechłopcem!
-Zdajesię,żemaciewAmeryceokropnychksięży.
-Tak,sąitacy-powiedziałJack.-Olofjestpodobnydosiostry,więcręczę,żetoon.
Wszyscyześmiechempodalisobieręce.OlofunikałpatrzenianaJacka,aleodrazupoczułsympatiędo
starszego0'Hary.
-Chcęzobaczyćtenkościół-powiedziałaJanet,kiedyjużsiedzieliwvolvo.
-Tonapółnocy,amyjedziemydoSztokholmu,napołudnie-odparł
Olof.
-Alejestwidnojakwdzień.Donocyjeszczedaleko.
-Tak,jakieśparęmiesięcy.Dobrze.
Zadzwoniłdokościelnegoiuprzedziłoichwizycie.
-Bardzojestemciekawy,jakiesąpaniwyobrażeniaotymkościele.
Wprzeciwieństwiedomniejeststaryiszacowny.
Olof się droczył, ale Janet była poważna jak dziecko, kiedy opowiadała o małym kościele pod lasem,
prostychdrewnianychławkach,ołtarzuzbiałymobrusemiorganach.
-Jeślipaninieżartuje,toproszęsięprzygotowaćnaszok
-powiedziałOlof.
Niemówiłpoważnie,alekatedrarzeczywiściezaszokowałaJanet.
Zasłoniłaoczydłońmiiprzezchwilęstałabezruchu,zanimodważyłasięprzyjrzećdokładniejczemuśtak
oszałamiającemu.
-Muszęusiąść,muszęsięprzyzwyczaić,żebynieoglądaćwszystkiegonaraz-szepnęła.
Olof oprowadził Jacka i Eda, wyliczył królów i możnych, którzy spoczywali w kaplicach katedry.
ZatrzymalisiędłużejprzyGustawieWazieijegokrólowych;olśniewające,niebiesko-złotebarwy.
PotempodszedłdoJanet.Siedziała,patrzącnanawęgłównąifantastycznegotyckiesklepienia.
-Czymyślipan,żeBógjestzadowolonyztakiegodomu?
-Niewiem.Aleczujęobecnośćjegoduchaunoszącegosiępodsklepieniem.
-Mogętozrozumieć-przyznałaJanetizestrachemwoczachspytała:-Czyzastanawiałsiępannadtym,
jakmójsłabiutkigłostutajzabrzmi?
-Niejasięmiałemzastanawiać,tylkopani.Napisałem,żekościół
jestduży.
-Duży!
Nareszciesięroześmiała.
Wyszlizkatedry.
-Jeślichciałnampanzaimponować-odezwałsięEd-tosiętopanuudało.
-Todobrze-odparłOlof,stojącprzytelefonie,żebyzamówićtaksówkę.
Przenieślibagaże.
-InteresująmniewasiLapończycy-powiedziałJack.-Aletodalekostąd,prawda?
-JeślichcepanpoznaćLapończyków,toproszęporozmawiaćzmojążoną.ErikajestLaponkąimadobre
kontaktyzeswoimikrewnymi.
JechaliE4napołudnie,doSztokholmu.
-TenprzystojnymłodypastormażonęLaponkęidwójkęchińskichdzieci-powiedziałJack.
- Żadnych osobliwości więcej - sennie poprosiła Janet. Wszyscy troje potrzebowali snu. W pięknych
pokojach„GrandHotelu"cierpliwieczekałynanichwygodnełóżka.
Następnego dnia rano Jack wynajął samochód. Jedli śniadanie i po raz pierwszy patrzyli na miasto i
wodę.
-Cotozaogromnygmach?-spytałaJanet.
-Zamekkrólewski.
ZwybiciemdziesiątejJanetstanęławdrzwiachkatedry,gdziejąprzywitałmłodyamerykańskiorganista.
Naszczęście,niemawnimnicegzotycznego,pomyślała.
-Tenogromnykościółpotworniemniewczorajprzestraszył
-przyznała.-Mamzbytmałygłosjaknatakiesklepienia.
-Wcalenie-odparłorganista.-Musisiępanitylkoprzyzwyczaićdoprzeczekiwaniaecha.
Izaczęlićwiczyćprzyzwykłympianinie.
41
I WRESZCIE NADSZEDŁ dzień chrztu. Amerykańska rodzina stawiła się wcześnie i spotkała niską,
niecokanciastąmłodąkobietę.
Niemusisięsilićnaprzeciętność,pomyślałaJanet,podającjejrękę.
Janet wyglądała niezwykle wytwornie w połyskującym białym jedwabiu. Erika miała na sobie szarą
spódnicęibiałąbawełnianąbluzkę.
-JestemErika,żonaOlofa-przedstawiłasię.-Wyznaczonomnienawaszegoprzewodnikaitłumacza.
Przejdźmymożenarazietutaj.
Wskazałaimdosyćponuremiejscezezwalistymsarkofagiem.Janet,zdenerwowana,usiadłanacokolei
oparła się plecami o trumnę. Erika głośno się zaśmiała i cała jej kanciastość gdzieś odpłynęła. Jest
przeurocza,pomyślałEd.
-PaniJanet-powiedziałaErika.-Niewiem,czypanisłyszałaoSwedenborgu.
-O,tak,towielkiwizjoner.JedenzmoichwujówbyłczłonkiemjegokościoławAmeryce.
-Właśniesiedzipaninajegotrumnie.
Janetzerwałasięnarównenogiipodniosładłońdoust,żebyniekrzyknąć.
-Onpaniąlubi-powiedziałaErika.-Napewnochce,żebypanidalejtusiedziała.
Janetusiadła,tymrazemostrożniej.
-Jakpaniodgadła,żeonlubiJanet?-zadrwiłJack.
-Napytanie„jak"niemamodpowiedzi-zcałąpowagąpowiedziałaErika.-Tomnienieinteresuje.-
Widzącichzdziwienie,mówiładalej,rozbawiona:-Swedenborgbyłwyjątkowym
mężczyzną i za życia, i po śmierci. Jego prochy przywieziono tutaj i niezwykle uroczyście pochowano.
Byłotoodrobinękrępujące,ponieważstraciłgłowę.
Wpatrywałysięwniątrzyparyzdumionychamerykańskichoczu.
Roześmiałasięgłośno.
- Kilka lat temu - podjęła - okazało się, że głowa Swedenborga miała być wystawiona na aukcji w
Londynie.Niewiemdokładnie,jaktosięodbyło,wkażdymrazieparuSzwedówpojechałodoAngliii
wróciłozczaszką.Trumnęotwartoigłowęuroczyściezłożonoobokciała.-
Chichotała.-Częstobawiłamsięmyślą,żeSwedenborgsiedzisobiewniebiewśródaniołów,patrzyna
toiryczyześmiechu.
JackzwahaniempopatrzyłnaErikę.
-Tomiprzypominabajkę.
- Pewnie - odparła Erika, nie przestając się uśmiechać. - Jak większość rzeczy w naszych czasach,
prawda?Alewtymwypadkuniebrakujedokumentów,którepotwierdzająto,copowiedziałam.
-AcomówidzisiajszwedzkanaukaokrólestwieduchówSwedenborga?
-Przecieżwiesz,Ed,wjakimświecieżyjemy.Ostatniojedenzbadaczystwierdził,żeSwedenborgbył
poetą.Jegowiarazostałatymsamymzredukowanadopoziomuliteratury,mniejwięcejjakpowieść.
Erikaspojrzałanazegarek.
-Chodźmy,przedceremoniąpowinniwaspoznaćrównieżinnigoście.
W środkowej nawie stała Elisabeth. Blond lady w najgorszym angielskim wydaniu wyższych sfer,
pomyślałaJanet.I,rzeczjasna,zachowałastosownydystans,witającsięzJackiem.
Kiedy przyszła kolej na Eda, w gestach Elisabeth było dużo ciepła, natomiast na widok Janet w jej
oczachpojawiłysięłzy.
-Czymogępaniąuściskać?
Istaływobjęciach,dwiekobiety,którezdaniemJackabyłydosiebiebardzopodobne.
Ed podał rękę hydraulikowi i jego pulchnej żonie, jak zwykle szorstkiej Ingrid Kristiansson i
Karlssonowi, grubemu, niechlujnemu mężczyźnie o ciepłym spojrzeniu. Potem przywitał się z jakimś
innymrobotnikiem,grupkąimponującychakademiczekikilkomamężczyznamioprofesorskimwyglądzie.
WgłowachJanetiEdabrzęczałoodszwedzkichnazwisk.
Wszyscy byli sympatyczni, uśmiechali się jednak z pewnym wysiłkiem, kiedy Erika dokonywała
prezentacji.
-GdziejestKatarina?
JackspytałElisabethszeptem,któryspotęgowałoechoniosącegłospodwysokiesklepienia.
-Siedzigdzieśzbokuikarmidziecko.
Jack przypomniał sobie wspaniałe piersi Katariny i z obrzydzeniem pomyślał o tym, że cieknie z nich
mleko.Gracemiałanatyledobregosmaku,żebyniekarmićpiersią.
Chwilępóźniejorganyzagrałymarszaizebraniwolnoruszylikujednejzkaplic,gdziemiałysięodbyć
chrzciny.
-Wciągustuleciwłaśnietutajkoronowanowieluszwedzkichmonarchów-szepnęłaErika.-Spójrzcie
nawitraże.
SpojrzeliiJanetniemalgwizdnęłazzachwytu.
Usiedliwdwóchrzędachkrzesełustawionychnaprzeciwkosiebie.
Elisabethmiałajednodzieckonakolanach,drugiesiedziałoobok;dwajmalichłopcy,którzyukradkiem
dawaliznakiErice.
MyGod,pomyślałaJanet.Toprawda,mająchińskiedzieci.
NakońcuweszłaKatarinazdzieckiemprzypiersiiusiadłaobokmatki.
Miałanasobiedługąbiałąsuknię,gęstejasnewłosyzebraławkoronę,copodkreślałojejładnyprofil,
długąszyjęikrólewskąsylwetkę.Jackwstrzymałoddech.Byłapiękniejszaniżwjegosnach.
Katarinaskinęłagłowązagranicznymgościom.SpojrzałanaEda,pomyślała,żeojciecisynsądosiebie
podobni. Uśmiechał się nieco krzywo, przyjaźnie i wstrzemięźliwie, jak Jack. Oczy też miał szare, ale
więcejwsobiekryłygłębiiniebyłyrozbiegane.
UśmiechnęłasiędoJanet.Ukradkowy,porozumiewawczyuśmiech.
Na końcu popatrzyła na Jacka. Starannie się przygotowała do tego spotkania, nie mogła jednak
przewidziećswojejreakcji.Niemalszaleńczatęsknotaiwielkiból.
Jakby w ciągu tego roku, kiedy się nie widzieli, nic się nie wydarzyło, choć wydarzyło się wszystko,
wszystkosięzmieniło.
Dzieckowyczułojejwzruszenie,obudziłosięipojękiwało.Katarinabyłamuniemalwdzięczna,mogła
je podnieść, przytulić małą twarzyczkę do policzka i mieć pewność, że nikt nie zauważył, jak się
zaczerwieniła. Podczas chrztu była jednak dosyć oszołomiona, niewiele słyszała z mowy Olofa i
przysięgirodzicówchrzestnych.
Bardzosiebiesamąrozczarowała.
Organyzagrałyprostyhymnopochwalelataiamerykańscygościezezdumieniemspostrzegli,żewszyscy
śpiewają,wszyscyznajągonapamięć.
Pastorstanąłprzedołtarzemiodmówił„Ojczenasz".Janetrozpoznawałakażdesłowowtymobcymdla
niejjęzyku.Tasamamodlitwa,pomyślała,tasamawiara,cowmoimkościele.
Późniejbyłodużotrudniej.Mówiłodziecku,któreprzyszłonaświatkuradościichwszystkich,onowym
członkuludzkości,godnymmiłościiszacunku.
ErikaszeptemtłumaczyłaJanetzdaniepozdaniu.Janetkiwałagłową,poważnaiwzruszona.
Późniejpastormówiłostarannymwyborzerodzicówchrzestnych.
Zetegorodzajurodzicielstwowymagaodnichodpowiedzialnościizaangażowania.
- Rodzina w obecnej dobie żyje pod ciągłą presją, brakuje nam czasu, brakuje nam sił. Dziecku trzeba
więcejdorosłych,poczuciawspólnotyzosobamidojrzałymi,którepoświęcąmuczasizainteresowanie.
Erikatłumaczyłazzacięciem,Janetkiwałagłowąipociągnęłanosem.
-Mapanichusteczkę?
Tak,Erikamiałachusteczkęwkieszenispódnicy.
Pastor poprosił troje rodziców chrzestnych o powstanie i podejście do ołtarza, by mogli złożyć
przysięgę.„Tak"Ingridzabrzmiałostanowczo,„tak"Larsarozsadzałaradość.
Do Jacka pastor mówił dłużej, streścił mu wszystko po angielsku, Jack skinął głową, powiedział, że
rozumie,izłożyłprzysięgę.
-Dlaczegopanijesttakasmutna?-szepnęłaErikadoJanet.
- Kiedyś to wyjaśnię - odparła Janet i pomyślała o Jacku, który po rozwodzie nie zamierzał nawet
korzystaćzprawadowidywaniasięzdziećmi.
Iprzyszłaporanachrzest.Elisabethprzyniosładziecko,Olofwziął
jewobjęciaidelikatniepokropiłwodąjegogłówkę:„WimięOjcaiSyna,iDuchaŚwiętego".
Głośnozabrzmiałyimiona:Laila,Elisabeth,Viktoria.
Oczydzieckabyłyokrągłezezdziwienia.Niepłakało.
Zaśpiewalijeszczejedenhymn:„Wspaniałajestziemia..."
Janetzauważyła,żejejorganistaprzemykasiędopianina,iogarnął
ją potworny strach i lodowaty spokój. Kiedy hymn wybrzmiał, stanęła przed ołtarzem i pod sklepienie
popłynęłazdumiewającapieśń:Thensingsmysoul,mySaviorGod,toThee:HowgreatThouart,how
greatThouart!Thensingsmysoul,mySaviorGod,toThee:HowgreatThouart,howgreatThouart!
Śpiewając,szłakołyszącymsię,rytmicznymkrokiem,jakwtańcu.
Dźwiękiwznosiłysięiopadały,anirazuniezapomniała0tym,byprzeczekaćecho.
Otejporzedniaroiłosięodludzi,turyścichcielizobaczyćkatedrę,innichcielisiępomodlićwktórejśz
kaplic,młodzieżowychórchciał
tutajpoćwiczyć.SłyszącśpiewJanet,wszyscyzamarli,ucichłyrozmowy.Kiedyskończyłaiukłoniłasię,
rozległysięoklaskiiwołania:Dacapo!
SpojrzałanaOlofa.
-Daszradę?-spytał.
Naturalnie,żetak.Ijeszczerazpopłynęłapodsklepieniejejpieśń.
Thensingsmysoul,mySaviorGod,toThee:HowgreatThouart,howgreatThouart!
Przywyjściuczekalinaniązaproszeninachrzcinygoście,ściskalijejręceidziękowali.Nareszciebyła
naświeżympowietrzuipółżywawsiadładosamochoduOlofa.
42
PRZYJĘCIEZOKAZJICHRZTUodbywałosięwdwóchdomachprzyOxelvagen.Wdwóchkuchniach
czekałnagościszwedzkistół,piwoiwino.Tylkosięczęstować.
Jack szukał Katariny, która gdzieś zniknęła z marudzącym dzieckiem przy piersi, zmęczonym tym całym
zamieszaniem.
-Nienajadłasiędzisiaj-powiedziałaKatarinadoElisabeth,któraprzyszłajązmienić.-Alewlodówce
jestprzygotowanabutelka.
-Zejdźjużdogości.
NaschodachspotkałaJacka.
-Zobaczymysięzachwilęnagórzewpokojumamy-powiedziała.-
Najpierwmuszęsięzewszystkimiprzywitać.
Przechodziłazjednychobjęćwdrugie,wypatrującJanet.Oloftozauważyłipowiedział,żeJanetzEdem
ugrzęźliwatelierViktoraEmanuela,gdzieIngridpokazujeimobrazy.
-WobectegonajpierwporozmawiamzJackiem.
I w końcu siedzieli naprzeciwko siebie. Drzwi do sypialni, gdzie Elisabeth pilnowała dziecka, były
uchylone.
Jackwsparłgłowęnadłoniachipochyliłsiękuniej.Widziałajegopodkrążoneoczyismutekwtwarzy.
Ciąglejestładny,pomyślała.
-Jesteśpiękniejszaniżkiedykolwiek-powiedział.
-Topodobnotypowepourodzeniudziecka.Nieuśmiechnąłsię.
Długosiedzieliwmilczeniu.
- Nie mamy sobie zbyt wiele do powiedzenia - zaczęła Katarina, czując, że jej przygotowania do tej
rozmowynieposzłynamarne.-
Spędziliśmy ze sobą czarujące lato. Ale to była tylko zabawa, nie mająca nic wspólnego z
rzeczywistością.
-Dlamniebyłotojedynespotkaniezrzeczywistością,zprawdziwymżyciemiz...miłością.
Zabrzmiało to patetycznie, głos mu się załamał. Katarina patrzyła mu prosto oczy, zrozumiała, że nie
kłamieinieprzesadza.
Dlategopoczułeśsiętakpotworniezagrożony,żeomaływłosmnieniezabiłeś,pomyślała.
-Mamprzyjaciela-powiedziałagłośno-jestwdowcem,alebyłwdługimistabilnymzwiązku.Według
niego miłość to naczynia połączone. Wiemy, gdzie jest nasz partner, rozumiemy jego ból, myślimy
równolegle.Znakomicietooddajejedenznaszychznanychwierszy:„Marznąmitwojeręce".
Jackpokręciłgłową.
-Tookropne.
-Teżtakkiedyśmyślałam.Alepewniedlatego,żesiębroniłam.
Chciałabymtakżyć,żebyniczegonieukrywać.Naraziejednakdotegoniedojrzałam.
-Janawetniechcępróbować.
- Sam widzisz, że nie mamy najmniejszych szans. Nie mamy pojęcia, jak drugie z nas myśli i co czuje.
Porozumiewałysięwyłącznienaszeciała.
-Niechcesznawetspróbować?
-Nie.Mamyinnąprzeszłośćiróżnesystemywartości.Za-mienilibyśmyżyciewpiekło.Ajaniechcęza
wszelką cenę bronić swoich praw, nie chcę być zła, zgorzkniała i rozczarowana. Cenię sobie własną
integralność,takjaktyceniszswoją.
-Tak,wiem,alemimotomiałemcieńnadziei,żemiłośćwszystkozwycięży.
Katarinadługomilczała,zastanawiałasię.
-Jestjeszczecoś,Jack.Możetoiprawda,żemiłośćzwycięży...
niemalwszystko,alenieporadzisobiezestrachem.Zemściłeśsięnamniezacoś,cocięspotkałogdzie
indziejikiedyindziej,izinnąkobietą.
-Tak,możemaszrację.Zbladł.
-Niemamztymnicwspólnego-kontynuowała.-Zanimzacznieszbićnastępnąkobietę,musiszsięztym
samuporać.
Milczał.
-Bojęsięciebie.Zawszebędęsiębała.Nigdynieodważęsiębyćztobąsamnasam.Nawetteraz,mimo
uchylonychdrzwidosypialni,gdziejestmama,imimomnóstwaprzyjaciółwdomu,bolimniebrzuchi
mocniejbijemiserce.
Wstał,podszedłdodrzwi,odwróciłsię.
-Rozumiemcię-powiedział.-Samsięsiebieboję.
Ijużgoniebyło.Katarinazajrzaładomamy.
-Smutna?-spytałaElisabeth.
-Tak,alejużpowszystkim.
Katarina zatrzymała się w hallu na piętrze, wzięła głęboki oddech i przysłuchiwała się radosnemu
gwarowi.
Wpołowieschodówpomyślała:Wogóleniespytałodziecko,nawetniechciałgozobaczyć.
Tamyśljąpokrzepiła.
TableofContents
1