Johansen Iris Złoty barbarzynca

background image

Iris Johannes

Złoty barbarzyńca

Prolog

Belagio, Tamrovia

8 kwietnia 1797

Śmierć była tuż-tuż...
Tessa czuła, jak z każdą sekundą grzęźnie coraz głębiej. Bagno sięgało jej już do ramion i pochłaniało ją.

Nie chciała umierać. Wszystko wydarzyło się tak błyskawicznie...
Apollo zaskamlał i zaczął się szamotać. Walczył o życie. Nie, nie wolno mi umrzeć! Gdyby tak się stało,
Apollo zginąłby także i wszystko poszłoby na marne.

Tessa mocniej objęła charta i pogładziła go po długim pysku.
- Cicho, piesku! Wszystko będzie dobrze! Coś wymyślę. Ciekawe co?
Poczuła ogromną ulgę, gdy spojrzała przez ramię i zobaczyła swego stryjecznego brata Saszę. Siedział

na koniu kilka metrów od niej.

- Apollo, mamy szczęście! Nie zginiemy. A może nawet obejdzie się bez bicia!
Sasza Rubinoff nie był taki jak inni dorośli, których Tessa znała. Choć miał już dwadzieścia pięć lat, a

ona dopiero dwanaście, zawsze miał dla niej czas, a słysząc o jej wybrykach, nie złościł się, tylko śmiał.
- Nie mogę się wydostać, Sasza! Pnącze się urwało i...

- Co tu się dzieje, do diabła?

Do Saszy przyłączył się jeszcze jeden jeździec. Tessa spojrzała na niego z wyrzutem, jakby chciała

powiedzieć, że nie jest to czas na pogawędkę. Był to nowy przyjaciel jej kuzyna, przybysz z obcego kraju. Złoty
barbarzyńca, jak nazywał go, nie wiedzieć czemu, ojciec Tessy, miał śniadą cerę, ciemne włosy i oczy.
Przypominał bardziej posąg z brązu niż ze złota. Tessa spojrzała znów na stryjecznego brata i zażądała:

- Wydostań nas stąd, Sasza!

- Za chwilę!

Odwrócił się do mężczyzny, który zatrzymał się obok niego. - Galen, chyba nie przedstawiono cię jeszcze
mojej kuzyneczce. Tesso, oto szejk Galen Ben Raszyd. A to jej książęca wysokość Teresa Krystyna Maria
Rubinoff. Zapewniam cię, że zazwyczaj jest mniej upaćkana.
Jego brwi zbiegły się, jakby coś głęboko rozważał. - Choć o ile sobie przypominam...

Bagno sięgało jej już do gardła. Z wielkim trudem utrzymywała pysk Apolla na powierzchni. - Przestań się

ze mną drażnić!

- Dobrze już, dobrze!

Zeskoczył z siwej klaczy i rozejrzał się za gałęzią.

- Muszę udzielić nagany twej guwernantce, kuzynko!

Tessa ma już dwanaście lat, a najwyraźniej nie umie przeczytać tego wielkiego napisu przy drzewie: UWAGA,
NIEBEZPIECZEŃSTWO! - powiedział do Galena.

- Umiem czytać! - obruszyła się Tessa. - I znam ten las lepiej od ciebie! To wina Apolla! Wyprzedził mnie i

wpadł do bagna. Zaczął się miotać i zapadał się coraz głębiej, więc chwyciłam się pnącza i...

- ... poszłaś w jego ślady. To nie było mądre, Tesso. - Sasza westchnął, urwał długą gałąź i wypróbował, czy

jest dostatecznie mocna.

- Nie mogłam pozwolić, żeby utonął! Mógłbyś się ... pospieszyć?

Sasza wyciągnął gałąź nad bajorem. Była za krótka.

- Spróbuj dosięgnąć. Puść psa, zbliż się ostrożnie i mocno chwyć. Wyciągnę cię.

Gałąź wyglądała solidnie, a Sasza był bardzo silny. Za chwilkę mogła znaleźć się na pewnym gruncie.

Popatrzyła na gałąź z żalem i powiedziała:

background image

- Nie mogę zostawić Apolla. Znów zacznie się miotać i pójdzie na dno. Wymyśl co innego.

- Nie ma czasu, Tesso! Nie bądź głupia. To tylko pies!

Utoniesz!

Ogarnęła ją panika, w oczach zapiekły łzy. Była gotowa umrzeć.

- Nie mogę go zostawić! Sasza zaklął pod nosem.
- Nie ruszaj się! - odezwał się do Tessy nowo poznany mężczyzna.

Galen Ben Raszyd ściągnął elegancki surdut z ciemnoniebieskiego brokatu, położył go na łęku siodła i

zeskoczył z konia.

- Nie rób najmniejszego ruchu, dopóki nie powiem, że możesz!

Zdjął lśniące czarne buty.

- Wybierasz się po tę upartą smarkulę? - zdumiał się Sasza. - To moja powinność, przyjacielu.

- Książę krwi miałby grzęznąć po uszy w błocie? Zostaw to mnie. Trochę brudu nie zaszkodzi dzikiemu

rozbójnikowi. Ale miej tę gałąź w pogotowiu i uważaj pilnie.

Wszedł w grzęzawisko. Był wysoki i o wiele cięższy niż Tessa, więc natychmiast zapadł się po kolana.

Zanim do niej dotarł, błoto sięgało mu do pasa.

- Trzymaj mocno psa i nie próbuj mi pomagać! - powiedział Galen i objął Tessę w pasie. - Sasza, podaj gałąź!

- zawołał.

Tessa szeptem uspokajała Apolla.

- A jeśli wsadzi nos pod wodę? Nie będzie mógł oddychać.

- Zaraz się wydostaniemy. Myśl lepiej o sobie.

- Muszę dbać o Apolla - powiedziała i dodała od niechcenia: - Mną ty się zajmiesz.

Nie miała już wątpliwości, że wyjdzie z tego cało. Gdy objął ją w talii i zaczął wyciągać na brzeg,

poczuła się bezpiecznie.

- Wiem, że mnie nie puścisz. Odruchowo objął ją mocniej w pasie.
- Nie, nie puszczę cię, księżniczko. Zadałem sobie zbyt wiele trudu, by teraz to zmarnować. Jeszcze

trochę i będę mógł złapać za gałąź, a wtedy niech się już Sasza o nas martwi.

- Wolę to niż babrać się w tym plugastwie! - zawołał wesoło Sasza. - Nigdy nie lubiłem błotnych kąpieli.

Galen, jesteś moim dłużnikiem. Nie przeżyłbyś nigdy takiej przygody w Sedikhanie. Macie tam wprawdzie
piaszczyste wydmy, ale...

- Gałąź!

Sasza podał gałąź Galenowi i pomógł mu się wydostać z trzęsawiska.
- Dobry Boże! - wykrzyknął na widok przyjaciela. Galen od stóp do głów pokryty był błotem.

- Merde!

Co za widok! Szkoda, że twoje

cheres amies

nie mogą cię teraz zobaczyć! Może nie pchałyby się

tak do twego łóżka! - naigrawał się Sasza.

- A może jeszcze bardziej - odparł sucho Galen, stawiając Tessę na twardym gruncie. - Przecież

rozchylają dla mnie uda nie z powodu mojej urody!

- Ależ z ciebie cynik! Nie masz za grosz szacunku dla płci pięknej!

Galen spojrzał znacząco na Tessę. - Może nie przy dzieciach.

- Chodzi ci o Tessę? Może ma niewiele lat, ale zna życie. Wychowała się na dworze. Mam rację, mała?

Tessa z wysiłkiem starała się wyciągnąć psa z błota. - Dajcie spokój. Lepiej pomóżcie mi!

Galen odsunął dziewczynkę, chwycił charta za grzbiet i wyciągnął z bagna. Apollo natychmiast otrząsnął
się, obryzgując wszystko dokoła błotem. Galen wycierał policzek.

- Ty niewdzięczniku!
- To nie jego wina! - broniła zwierzaka Tessa. - Psy zawsze tak robią. Przestań się śmiać! Twój
szlachetny przyjaciel był bardzo dzielny i nie wypada tak go traktować - powiedziała do Saszy.
Błękitne oczy Saszy błysnęły szelmowsko.

, - Dokonałeś kolejnego podboju, Galen! Trochę jeszcze za młoda, ale za kilka lat rozkwitnie jak ...

- Nie zwracaj na niego uwagi - powiedziała Tessa do Galena z niesmakiem.

- Nie mam zamiaru.
- Gdzie jest Paulina, Tesso? - spytał Sasza . ..., Nie jesteś tu chyba sama?
- Oczywiście, że nie.

Tessa nawet nie spojrzała na niego. Uklękła obok Apolla i próbowała oczyścić jego długą sierść z błota.

- Ale Paulina i Mandle są bardzo zajęci. Zgubili się, gdy tylko weszliśmy w gąszcz. Pewnie wcale o
mnie nie myślą.
- Czym są tak zajęci?
- Spółkują·

background image

Sasza roześmiał się, widząc zgorszoną minę Galena.
- Szybko się to nie skończy. Naszej Paulinie nigdy nie dość!
- Kim jest ta Paulina? - spytał Galen.
- Panna Paulina Calbren to wierna i cnotliwa piastunka

Tessy - wyjaśnił Sasza. - A Mandle to jeden ze stajennych mego drogiego stryja.

- Nic z tego nie będzie. - Tessa zrezygnowała z czyszczenia Apolla, wstała i wsunęła rączkę w dłoń

Galena. - Chodź ze mną. Za tym wzgórzem jest jezioro. Będziemy mogli zmyć to błocko. - Odwróciła się
w stronę wierzchowca i stanęła jak wryta.

- Matko Boska! Ależ on piękny!

Puściła rękę Galena i podeszła do ogiera, który odsunął się płochliwie.
- Jak mogłam dotąd nie dostrzec tego cuda?!

- To normalne. Byłaś zbyt zajęta walką o życie - zażartował Sasza.

- Jak się nazywa?

- Telzan - odparł Galen.

- Nie zrobię ci nic złego, Telzan - gruchała cichutko Tessa, podchodząc do konia.

Spojrzał na nią niepewnie, ale stał bez ruchu. Dotknęła białej strzałki na jego nosie. Głaskała go

delikatnie.

- Zdumiewające - mruknął młody szejk. - Zazwyczaj nie pozwala dotykać się obcym.
- Wie, że go lubię. Przedtem też by się nie spłoszył, gdybym tak obrzydliwie nie cuchnęła.
- Racja - zmarszczył nos Sasza. - Też wolałbym być jak najdalej od ciebie.
- Doskonale sobie radzisz z końmi - powiedział zaciekawiony Galen.
- Ta mała albo brodzi po błocie, albo przesiaduje w pałacowych stajniach - wyjaśnił Sasza.
- Ale tego konia nie było w stajniach - stwierdziła Tessa z przekonaniem. - Na pewno bym go

zauważyła.

- Trzymałem go na mojej kwaterze w mieście. Przyjechałem na nim do pałacu dopiero dziś. - To koń z

Sedikhanu?

- Tak.

- Jeszcze nigdy nie widziałam konia tak silnego i zręcznego. Czy inne konie w twoim kraju są ...

- Tesso! - Sasza znów zmarszczył nos. - Trzeba zmyć to błoto.
- Pójdziemy pieszo nad jezioro. Nie chciałbyś chyba ubrudzić swego konia.
- Tak, tak, za żadne skarby nie wybrudź konia - zawtórował Sasza ze śmiertelną powagą.
- Świetnie się bawisz - zauważył Galen słodko. - Mam ochotę wrzucić cię do tego bajora. Ale poczekam,

aż zmyję z siebie ten brud i zobaczymy, który z nas jest lepszy.

Uniósł Tessę bez wysiłku i posadżił na koniu, a potem wskoczył sam.
- Ojej, zabrudziłam całe siodło. Mówiłam, że lepiej iść pieszo.
- Trochę błota nie zaszkodzi Telzanowi. Przywykł do większych niewygód - rzekł Galen.
Spiął konia piętami. Ruszyli w stronę wskazanego przez dziewczynkę wzgórza. Apollo popędził za nimi,

radośnie szczekając.

- Nie używasz ostróg?

- Nie używam ostróg i nie słucham rozkazów dzieci.

- Nie wydawałam ci rozkazów. Powiedziałam tylko, że lepiej iść pieszo.

- Na jedno wychodzi.

Galen objechał wzgórze i zatrzymał się nad jeziorkiem otoczonym wysokimi sosnami. - Głęboko tu?

- Nie.

- To dobrze. - Uniósł Tessę i wrzucił do jeziora. Z zimna zaparło jej dech. Galen, siedząc na koniu,

patrzył na nią z lekkim uśmiechem.

- Och, to było wspaniałe! - wysapała Tessa. - Serdeczne dzięki.

Uśmiech zniknął z jego twarzy. Był zdziwiony.

- Wygląda na to, że potrafisz być bardziej wdzięczna niż twój pies. Myślałem, że będziesz na mnie zła.

Apollo wskoczył do jeziora za Tessą. Obryzgał jej twarz wodą i błotem. Dziewczynka roześmiała się i
zanurkowała. Gdy się wynurzyła, woda spływała po jej roześmianej twarzy. - Czemu miałabym być zła?
Byłam ubłocona, a teraz jestem czysta.

- Powiedzmy, że każda inna dama byłaby oburzona.

- Ale ja nie jestem damą - Znów wsadziła głowę pod wodę i energicznie potrząsnęła bujnymi,

kasztanowymi lokami. - I nie będę nią jeszcze ze cztery lata. Muszę się uczyć.

- Ach tak? Więc nie urażę cię, kąpiąc się razem z tobą.

background image

Galen zeskoczył z karego ogiera. Wskoczył do jeziora i brnął przez fale, póki woda nie sięgnęła mu brody.

- Boże, ależ zimna!

Tessa zawzięcie spłukiwała błoto z włosów, potem znów zanurkowała.
- Dopiero kwiecień. Czy w twoim kraju o tej porze roku woda w jeziorach nie jest jeszcze zimna?

- Nie aż tak. Tamrovia leży na Bałkanach, a Sedikhan to przeważnie pustynny kraj. Ale i u nas górskie

jeziora w pobliżu Zalandanu nie są zbyt ciepłe.

Jego mokre włosy lśniły w słońcu jak heban, a twarz pod opalenizną zaczerwieniła się od zimna. W

ostrym świetle śniada skóra bardziej przypominała złoto. Tessa wpatrywała się weń zafascynowana. Rysy
szejka nie były tak regularne jak Saszy. Wydatne kości policzkowe sterczały jak granitowe skały rozsiane
na brzegu jeziora, a ciemne głęboko osadzone oczy kryły się za ciężkimi powiekami. Różnił się tak od
tamrowskich dworzan jak wilki, na które polował jej ojciec, od jej łagodnego charta. Wydawał się
silniejszy i bardziej dziki. Postępował także inaczej niż oni. Nie wahał się wejść do cuchnącego bajora, by
ją uratować. Nawet Sasza, który ją kochał, nie odważył się na to.

- Czemu się tak we mnie wpatrujesz,

kilen?

- Kilen?

- W moim języku to znaczy mała albo dziewuszka.
Tessa odwróciła wzrok.

- Zastanawiałam się, czy nazywają cię złotym ze względu na kolor twej skóry?

- Czyżby nawet w pokojach dziecinnych plotkowano

omnie? - spytał ironicznie. - Nie, księżniczko, zwą mnie tak, bo w mej kiesie nie brakuje tego kruszcu.

- Jesteś bardzo bogaty?
- Jak Midas. W górach koło Zalandanu jest pełno złota.- Uśmiechnął się krzywo. - Taki ze mnie bogacz,
że na tym wspaniałym dworze nikomu nie przeszkadza, że jestem barbarzyńcą, a moje towarzystwo jest
nawet mile widziane.

Tessa wyczuła ból w głosie Galena i zapragnęła go pocieszyć.

- Barbarzyńca to ktoś dziki, prawda? Przecież to nic złe-

go. W lesie jest pełno pięknych dzikich istot.

- Ale nikt nie zaprasza ich na eleganckie salony.
- Wielka szkoda - stwierdziła stanowczo.
- Za pięć lat będziesz innego zdania.
- Nieprawda! Nie zmienię zdania. - Wyszła z pluskiem na

brzeg. Pies wygramolił się za nią. Oba pantofle przepadły, a suknia z brązowego aksamitu nadawała się do
wyrzucenia. Tessa była pewna, że nie minie jej chłosta. Teraz jednak nie zamierzała się tym martwić.
Rzadko rozmawiała z .dorosłymi, a Galen Ben Raszyd był najbardziej interesującym człowiekiem, jakiego
poznała. Galen wyszedł na brzeg i usiadł koło Tessy.

- Zobaczymy. Zdziwię się, jeśli będzie inaczej. Twoja uro-

cza matka nie życzy sobie moich wizyt.

- Boi się gniewu mojego ojca. On chyba cię nie lubi.
- Dlaczego się go boi?

Tessa spojrzała na rozmówcę ze zdumieniem. - Bo ojciec ją bije, gdy go rozzłości.

- Doprawdy? Czy i ciebie bije, gdy go rozgniewasz?
- Oczywiście - odparła, jakby nie było w tym nic dziwnego. - Moja matka mówi, że wszyscy ojcowie tak
postępują. A ty bijesz swoje dzieci?

- Nie mam dzieci - odparł Galen. - My, ludzie z plemienia El Zalan, nie bijemy naszych kobiet. Znamy

lepsze sposoby, by je ukarać.

- Jakie?
- Nieważne.
- Pewnie je bijecie, tylko nie mówicie o tym. Moja matka twierdzi, że nie każdy mężczyzna się do tego
przyznaje, ale wszyscy biją żony i dzieci.
- Zony też nie mam. A kobiet nie biję i już!
- Nie złość się. Nie chciałam cię urazić. Chyba cię polubiłam. - Tessa wyciągnęła rękę i pogładziła
mokre futro Apolla.

- Jestem zaszczycony - uśmiechnął się ironicznie szejk i skłonił głowę.

Tessa zaczerwieniła się.

- Mówię szczerze! Naprawdę cię lubię. A w ogóle dziękuję, że uratowałeś mi życie. To było bardzo

szlachetne.

background image

- Zrobiłem to z czystego egoizmu. Mam się spotkać z Jego Królewską Mością, a wszystkie moje plany

poszłyby na marne i niezbyt mile spędziłbym dzień, przyglądając się, jak przeszukują trzęsawisko w
poszukiwaniu twego ciała.

- Kpisz sobie ze mnie - uśmiechnęła się niepewnie.

c-

I Apolla także uratowałeś.

- Czemu on wabi się Apollo? Bo taki piękny?
- Z powodu Dafne.
- Dafne?
- To nie są ich prawdziwe imiona. Mniej wiecej rok temu

mój ojciec kupił Apolla i Dafne od rosyjskiego arystokraty, który nazwał charty Wilk i Saba. Mój ojciec
chciał, żeby miały szczeniaki. Marzył o całym stadzie psów myśliwskich. - Ciężko westchnęła. - Ale
Dafne nie chciała Apolla.

Galen ryknął śmiechem.

- I otrzymała imię nimfy, która zmieniła się w drzewo, by uniknąć zalotów Apolla?

Tessa skinęła głową.

- Ale może Apollo wkrótce ją do siebie przekona - powiedziała zaniepokojona. - Mój ojciec jest na nich

coraz bardziej zły.

- A wpadnie w jeszcze gorszy humor, jeśli nie wrócisz natychmiast do swej piastunki.
Usłyszeli stukot końskich kopyt. Sasza bez pośpiechu podjechał ku nim i rzucił buty Galena na ziemię.

- Wyglądacie nieco lepiej.
- Wyglądamy znacznie lepiej - poprawiła go z oburzeniem Tessa. - Jesteśmy czyści i nie cuchniemy!
Muszę już wracać.

Wstała niechętnie. Nie chciała się z nimi rozstawać. Sasza zawsze umiał ją rozśmieszyć, a jego przyjaciel...
Tessa nie bardzo wiedziała, co o nim sądzić. Większość ludzi potrafiła rozgryźć bez trudu, ale ten szejk był
dla niej zagadką.

Jest taki... mroczny, myślała. Nie, czarny jak diabeł.

Ciemny jak noc.

Tessa zawsze wolała noc od dnia. Gdy zapadał mrok, świat ulegał czarownej przemianie. Wszystko

stawało się tajemnicze i podniecające. Tessa dygnęła, uśmiechnęła się nieśmiało i pożegnała z Galenem.

Uśmiech rozjaśnił twarz mężczyzny.

- Cieszę się, że mogłem cię poznać, ki/en. Tessa pobiegła przez las.

- Poczekaj! - zawołał za nią Sasza. - Wezmę cię na swego konia i ...

- Nie! - dziewczynka stanowczo potrząsnęła głową. - Lepiej pójdę sama. Paulina robiłaby mi wyrzuty,

że cię fatygowałam. Już i tak będzie zła ... - Dziewczynka z chartem u nogi zniknęła w gąszczu.

- Jedź za nią! - powiedział szorstko Galen. - Przecież nie może sama błądzić po lesie. Jeszcze zgubi

drogę albo wpadnie w grzęzawisko.

Sasza potrząsnął głową.

- Zna ten las. Nic jej nie będzie. Galen zacisnął usta.

- Pod opieką tej nierządnicy? Powiesz księżnej, jak ona się prowadzi?
- Nie, bo odprawi Paulinę.
- Najwyższy czas!
- Mylisz się. Tessa żyje jak w więzieniu. Znasz mego stryja Aksela. To jeden z naj ohydniejszych
tyranów, jakich ziemia nosi. Traktuje Tessę jak przedmiot. - Sasza skrzywił się· - A jak mała mu się
'sprzeciwi, to jeszcze gorzej. Pod opieką tej niedbałej dziewki Pauliny Tessa ma trochę swobody. Czemu
tak się tym przejmujesz? Zwykle brak moralności u służących ci nie przeszkadza. - Sasza zachichotał. -
Wręcz przeciwnie.

Reakcja Galena zaskoczyła nie tylko Saszę, ale i jego sa mego. Szczerość małej Tessy i stosunek do
otaczającego ją świata dziwnie poruszyły szejka.

- Twoja kuzyneczka jest niezwykle odważna. Bardzo cenię w ludziach tę zaletę. - Galen wzruszył ramionami

i wciągnął lewy but. - Ale jej wychowanie to nie moja sprawa. Wspomniałem o tym, bo to twoja krewniaczka. -
Spojrzał na Saszę. - Coś mi się zdaje, że aż za dobrze poznałeś cnotę tej Pauliny.

Sas~a skinął głową z zadowoleniem, wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się promiennie.

- Ubiegłego lata, przez cztery urocze tygodnie, bodłem ją

co noc jak dziarski byczek, a ona aż wrzeszczała z rozkoszy.

- I

gdzie się tak zabawialiście?

- W jej komnatce.

background image

Galen wciągał drugi but.

- Obok dziecinnego pokoju? Sasza zmarszczył brwi.

- Tak. Czemu pytasz?
- Ot, tak sobie. - Już wiem, dlaczego Sasza nie krępował

się mówić o wszystkim przy kuzynce, pomyślał Galen. Słysząc, jak się zabawiali w łóżku tego wycierucha on i
inni wielbiciele, dziewczynka poznała aż za dobrze sprawy tego świata.

Wstał, z trudem włożył elegancki surdut i wskoczył na grzbiet Telzana.

- Wracajmy do pałacu! Mam dość tych mokrych szmat.

Muszę się też stosownie przyodziać na spotkanie z twoim ojcem. U dzieli mi audiencji za trzy godziny.

- Wiesz, że nie mogłem ci bardziej pomóc. - Sasza smutnie potrząsnął głową. - Młodszy syn władcy niewiele

znaczy w królestwie.

Galen uśmiechnął się i puścił konia kłusem.
- Zrobiłeś więcej, niż oczekiwałem. Wprowadziłeś mnie na dwór i skłoniłeś ojca, by udzielił posłuchania

dzikusowi z Sedikhanu. Nie dostąpiłbym tej łaski, gdybyś się za mną nie wstawił.

Obawiam się, że nasza przyjaźń nie wyjdzie ci na dobre. Ani mój ojciec, ani starszy brat nie przepadają za

mną. Uważają,

że brak mi powagi.

Ga1en wiedział jednak, że Sasza jest inteligentny i dobry. Gdy się tylko poznali, odkrył, że jego ustawiczne

wybryki I niemądre żarty wynikały z nudy. Towarzystwo, w którym

się

obracał, nie odpowiadało jego

nieposkromionej naturze. Niejeden nieraz się zastanawiał, jakim człowiekiem byłby Sa

sza

gdyby obcował z

ludźmi miecza i hartował się w boju.

Wyświadczyłeś mi ogromną przysługę. Dzięki tobie uzyskałem to, po co przybyłem do Tamrovii.

Uśmiech Saszy zgasł.

Nie spodziewaj się zbyt wiele po tej audiencji. Bardzo (ludno skłonić dziś mego ojca do działania.

Jednak spróbuję. - Galen starał się panować nad sobą. Muszę go przekonać, że zawarcie sojuszu leży w

interesie

nilu

krajów.

Sasza zerwał się z fotela na równe nogi, gdy Galen wyszedł z

sali audiencyjnej.

Jak ci poszło? - spytał.
Nie ma mowy o przymierzu - stwierdził krótko Galen. lego Królewska Mość nie dostrzega żadnej korzyści

z sojuszu z prymitywnym ludem, który nie może ofiarować mu nic prócz obietnic. - Galen szedł energicznie
korytarzem wzdłuż szeregu lokajów, był zawiedziony. - Co za głupiec! czyż nie pojmuje, co mógłby mu dać
zjednoczony Sedikhan?

~ Nie zapominaj, że mówisz o moim ojcu - przypomniał łagodnie Sasza, dotrzymując przyjacielowi kroku.
- Jest głupcem, i tyle!
- Owszem - przytaknął uprzejmie Sasza. - W dodatku u partym jak osioł.

- Potrzebowałem tego sojuszu, by zjednoczyć plemiona Sedikhanu pod jednym berłem. Mając Tamrovię za
sprzymierzeńca, El Zalan mógł skupić wokół siebie szejków innych plemion. Nic tak nie jednoczy skłóconych
rodaków jak zagrożenie z zewnątrz! - Głos Galena rozbrzmiewał twardo pod zdobnym freskami sklepIeniem. -
Do stu diabłów, te wojny domowe nie mogą trwać wiecznie! One rujnują nasz kraj. Jak długo plemiona będą się
nawzajem atakować i wyrzynać, w Sedikhanie nic się nie zmieni. Wojska Tamrovii są słabe w porównaniu z
potęgą Sedikhanu. Twój ojciec jest szaleńcem, jeśli nie dostrzega, że moglibyśmy go wesprzeć w obronie
waszych granic.

Sasza nie przejął się kolejną zniewagą pod adresem ojca.

Był tego samego zdania co Galen. Niezbyt mu się jednak spodobało, że ktoś lekceważył armię Tamrovii.
Postanowił zmienić temat.

- I co teraz zrobisz?
- Wrócę do domu - mruknął wściekle Galen. - Cóż innego mi pozostało? Znów będę odpierał i zabijał
wrogów. Tak wygląda życie w Sedikhanie.
- Mógłbyś zostać u nas.
- Gdzie wszyscy uważają mnie za dzikusa? - Galen potrząsnął głową. - Nie, przyjacielu. Wkrótce miałbym
dość drwin i złośliwych uwag, a wtedy ... Nie zapominaj, że jestem barbarzyńcą. - Spojrzał na Saszę. - A
może ty pojedziesz ze mną do Sedikhanu? Nie przepadasz za życiem na królewskim dworze.
- Kto wie? Może. Słyszałem, że u was kobiety są piękne i niezwykle łaskawe dla nas, biednych mężczyzn.
- Sam się przekonaj!

background image

Oczy Saszy błysnęły swawolnie.

- Życie nie ogranicza się tylko do łóżka. A tobie tak zależy, by Sedikhan stał się nudnym, spokojnym

miejscem ... Przyglądał się Galenowi z zaciekawieniem. - Zawsze zastanawiałem się, dlaczego to robisz?

Galen milczał.

- Jesteś niezrównanym szermierzem, doskonałym strzelcem. A jednak ...

- Czy to ważne dlaczego?
- Jestem po prostu ciekaw. Wiem, że jeśli robię coś do-

brze, kusi mnie, by robić to często.

- Często pokusa bywa zbyt silna - powiedział Galen z wahaniem, nie patrząc na rozmówcę·

Zdumiony Sasza popatrzył na przyjaciela. Zrozumiał. Galen Ben Raszyd wcale nie był spokojnym

człowiekiem. Odkrył, że szejk jest z natury takim samym ryzykantem jak on. Jego fascynuje przemoc i walka,
myślał.

Galen obserwował Saszę.

- Tak - powiedział spokojnie. - Jestem większym barbarzyńcą, niż przypuszczasz. - Zacisnął wargi. - Nie

muszę jednak być taki! Mam rozum i wolę. To ode mnie zależy, czy poddam się swemu dziedzictwu i
instynktom.

Saszy było żal przyjaciela, bo pojął, że nieustannie zmaga się sam z sobą. Że jego wrodzona dzikość walczy

z rozsądkiem.

- Kiedy opuszczasz Tamrovię? - zapytał. Galen uśmiechnął się wesoło.

- Jutro o świcie. Przestań się martwić. Nie dałem za wygraną. Po prostu muszę zmienić strategię. Jeżeli nie

mogę liczyć na Tamrovię, może pojadę do Francji, do Napoleona.

- Do Francji z Sedikhanu daleka droga.
- Ale Napoleon jest chciwy. Może złoto Zalandanu prze-

kona go i udzieli mi wsparcia. - Galen wzruszył ramionami. W każdym razie warto spróbować ...

- Twoja matka miała w sobie francuską krew, prawda?
- Tak - odparł sucho Galen. - Francuską i waszą. - Zmie-

nił temat. - Wró'cę teraz do siebie i każę Saidowi szykować wszystko do drogi.

- Ale spotkamy się wieczorem?

Galen skinął głową. Swawolny uśmiech rozjaśnił mu twarz.
- Jak najbardziej. Spotkajmy się tutaj o ósmej. Znajdziemy z pół tuzina usłużnych dam i pokażę ci, jak bawi

się wojownik z plemienia El Zalano

Zanim Sasza zdążył odpowiedzieć, Galena już nie było.

- Pół tuzina? - mruknął zaintrygowany Sasza. Czuł, że czeka go bardzo interesujący wieczór.

Poczuł na sobie czyjś wzrok. Ocknął się całkowicie. Mięśnie sprężyły się gotowe do skoku, ale nadal

leżał bez ruchu, z przymkniętymi oczami. Sztylet leżał na stole przy łożu. Gdyby po niego sięgnął, mógłby
obudzić kobietę, która spała skulona po jego lewej stronie.

- Szlachetny panie ...

Podniósł powieki. Zobaczył pobladłą, zaniepokojoną twarz otoczoną chmurą kasztanowych loków i

szare oczy. Oczy dziecka.

Przy łóżku stała Tessa Rubinoff. W ręku trzymała miedziany lichtarz.
- Czy jesteś pijany? - szepnęła dziewczynka.
Galen raptownie usiadł i sięgnął po prześcieradło, którym

się okrył.

- Co ty tu robisz, do diabła? Tessa odetchnęła z ulgą.

- Nie jesteś pijany! Pobiegłam najpierw do komnaty Saszy, ale nie rozumiał, co do niego mówię ... -

Cofnęła się o krok. Potrzebuję pomocy! Sama sobie nie poradzę. Czy ty ... - spojrzała na nagą kobietę
skuloną po drugiej stronie Galena. - Aż dwie? Paulinie zawsze wystarcza tylko jeden. Dlaczego ...

- Jak się tu dostałaś? Drzwi były zamknięte. Nie byłem aż tak pijany.
- Przez garderobę. Jest tam sekretne przejście, które prowadzi do kilku innych pałacowych komnat.

Odkryłam je trzy lata temu - wyjaśniła Tessa od niechcenia, nadal przypatrując się złotowłosej kobiecie
przytulonej do Galena. - To hrabina Kamilla, prawda? Bez ubrania wydaje się szczuplejsza. Kim jest ta
druga?

background image

- Nie twoja sprawa. - Galen zmarszczył brwi. - Przecież w garderobie śpi Said!

- Twój sługa? Zachowywałam się bardzo .cicho i nie obudziłam go. - Wzruszyła ramionami. - Nie o to

chodzi! Potrzebuję twojej pomocy.

Spojrzała na prześcieradło, którym szczelnie owinął biodra.

- Zimno ci?

Z krzesła stojącego przy łożu zdjęła szkarłatny aksamitny szlafrok i podała mu.

- Dzięki - odparł sucho wsuwając ramiona w rękawy. Jesteś bardzo uprzejma, ale trochę nierozważna.

Kamilla odwróciła się i jęknęła przez sen. Tessa popatrzyła na nią.

- Śpią bardzo mocno. Czy są pijane?

- Wypiły trochę wina.

Tessa krytycznie przyjrzała się śpiącej kobiecie.

- Chyba więcej niż trochę! Lepiej będzie, jak mnie tu nie zobaczą. Naprawdę nie powinnam tu

przychodzić.

- Chyba już o tym mówiłem.

- Poczekam w garderobie.

Dziewczynka odwróciła się i skierowała ku drzwiom do przedsionka.

- Jeśli Said się zbudzi, poderżnie ci gardło. Moi rodacy nie lubią nocnych gości.

- Umiem chodzić po cichu. Nie zbudzę go.

- Lepiej od razu wracaj do siebie. Nie mam zamiaru ...

Przerwał, bo zauważył na białej dziecięcej koszulce rdzawoczerwone plamy krwi.

- Co się stało? - spytała Tessa.

- Nic. Idź już. Zaraz przyjdę do ciebie.

Dziewczynka otworzyła ozdobne drzwi i znikła. Galen zaklął pod nosem i ostrożnie wyśliznął się z

łóżka. Nie chciał budzić Kamilli. Po kilku godzinach pijaństwa i miłosnych igraszek głowa mu ciążyła.
Był zmęczony i zły. Nie chciał pakować się w kłopoty.

Jeśli ten brutal, ojciec Tessy, skatował własne dziecko, to może to jest sprawa' Saszy, ale na pewno nie

moja, myślał.

Czemu więc ogarnęła mnie taka wściekłość na widok krwi na jej koszulce? Wysłucham jej smutnej opowieści i
obiecam, że jutro rano porozmawiam z Saszą, postanowił.

Otworzył drzwi do garderoby. Tessa siedziała w fotelu stojącym przy przeciwległej ścianie. Była drobniutka

i krucha. W białej, obszernej koszuli zapiętej pod szyję wyglądała raczej na dziewięć niż na dwanaście lat.
Świeca rzucała złotawy blask na jej mały nosek, a rozwichrzone włosy płonęły ogniem. Said spał spokojnie na
niewielkim łóżku. Galena rozzłościło, że służący śpi tak mocno.

- Said! - krzyknął.

Said Abdul podniósł rozczochraną głowę i od razu oprzytomniał. Zdumiał się, gdy zobaczył Tessę. Galena

bynajmniej nie zdziwiło, że sługa był zaskoczony. Gdy Said udawał się na spoczynek, towarzyszące Galenowi
kobiety w niczym nie przypominały dzieci.

- Odejdź. Zawołam cię, gdy będziesz mi potrzebny _ rzekł Galen.

Said półprzytomnie skinął głową, zsunął się z łóżka, okręcił derką nagie ciało i przemknął obok Galena w

kierunku sypialni. Tessa wyprostowała się na fotelu. Galen zamknął drzwi i oparł się o nie. - Muszę się
spieszyć. Ojciec powiedział matce, że ma się mną opiekować, więc może będzie chciała sprawdzić ...

- Twoje plecy?

Dziewczynka zmarszczyła czoło, jakby nie rozumiała,

oco chodzi.

- Co z plecami? A, znów krwawią? Dobrze, że mi powiedziałeś. Muszę włożyć koszulę do zimnej wody. -

Potrząsnęła głową. - Ale nie o to chodzi. Matka podejrzewa, że Paulina nie pilnuje mnie jak należy.

- Twoja obecność tutaj najlepiej o tym świadczy. - Galen zacisnął wargi. - Dobrze, że przynajmniej komuś

zależy na tym, byś o tej porze była w łóżku.
- Ależ oczywiście, że rodzicom zależy - odparła ze zdumieniem. - Jestem im potrzebna. Nie mają syna, więc
muszę dobrze wyjśćza mąż. To zmniejszy nieco zawód, jaki sprawiła ojcu moja matka. A gdyby mi się coś stało,
nie mieliby już żadnego atutu.

- Ach tak?

Galen znał ten zwyczaj. W jego kraju było tak samo, a jednak poczuł dziwny gniew na myśl, że to dziecko

jest tylko pionkiem w grze rodziców.

- A kto jest tym wybrańcem?

- Jeszcze nie podjęli decyzji, choć powinnam już być zaręczona . .,.. Tessa zmarszczyła nosek. - Mój ojciec

background image

myśli, że wypięknieję z wiekiem i przyciągnę lepszych konkurentów.
Jej spojrzenie powędrowało ku drzwiom sypialni.

- Tak jak hrabina Kamilla. Miała wielu kandydatów, ale wydali ją za hrabiego Evaigne. Spanie z tobą musiało

być dla niej miłą odmianą, bo jej mąż to stary dziad.

- Starałem się, żeby było to dla niej niezapomniane przeżycie - powiedział drwiąco. Nie wyglądała na

rozcza ... Urwał, bo. zdał sobie sprawę, że rozmawia z Tessą jak z doświadczoną kobietą. - Lepiej zmieńmy
temat.

Tessa zwróciła na niego szare, przejrzyste jak kryształ oczy.

- Czemu? Nie miałam nic złego na myśli. Wiem, że tak to jest. Najpierw wychodzi się za mąż, a potem

bierze się do łóżka młodego, silnego mężczyznę. Paulina mówi, że każda mężatka ma kochanka, a czasem
nawet dwóch lub ...

- Nie interesuje mnie, co mówi Paulina - powiedział gniewnie Galen. - Po co do mnie przyszłaś?
- Chodzi o Apolla. - Tessa ciężko westchnęła.
- O psa? - Tego Galen zupełnie się nie spodziewał!
Tessa skinęła głową. Rączki zacisnęła na poręczach fotela. - Byłam głupia. Paulina rozgnie~ała się z powodu
aksamitnej sukni, więc jej opowiedziałam, jak Apollo wpadł do bagna. Powtórzyła to mojej matce; matka
ojcu, a on ...
- Zbił cię.
Spojrzała na niego zdziwiona.

- To nic. Spodziewałam się, że tak będzie. Ale ojciec roz

gniewał się, bo suka nie dopuszcza do siebie psa, a

ten omal nie spowodował nieszczęścia. - Wielkie oczy dziewczynki napełniły się łzami, które lśniły w
blasku świecy. ~ Kazał zabić charty.

Galen poczuł nagły przypływ tkliwości. On także kiedyś stracił swego ulubieńca.

- Bardzo ci współczuję, księżniczko.
- Nie chcę współczucia. Proszę o pomoc. - Tessa otarła oczy wierzchem dłoni. - Nie mogę do tego
dopuścić. Wymknęłam się z pokoju sekretnym przejściem i pobiegłam do psiarni. Główny psiarczyk,
Szymon, to dobry człowiek. Powiedział, że nie zabije psów od razu, ale muszą zniknąć, zanim mój
ojciec przyjdzie do psiarni.
- I to ja mam je zabrać?
- Chciałam, żeby to zrobił Sasza, ale on się ...
- Upił - dokończył Galen. - Dlatego wybrałaś mnie?
- Nie rozumiesz? Nie wiem, gdzie je ukryć. Myślę, że ty poradzisz sobie z tym o wiele lepiej niż Sasza -
dodała z zapałem. - Nawet gdyby wysłał psy do jednej ze swych wiejskich posiadłości, to mój ojciec
mógłby się o tym dowiedzieć, a do Sedikhanu przecież nie pojedzie.

- Święta prawda! Kto by się zapuszczał na takie dzikie pustkowie?

Nie zwróciła uwagi na jego ironiczny ton.

- Widziałeś Apolla. Jest bardzo łagodny, ma dopiero rok i można przyuczyć go do polowania albo

pilnowania domu. A Dafne ...

- Nie chce Apolla ...
- Może będzie z niej jakiś inny pożytek? - Głos jej drżał.- Jest bardzo grzeczna i przymilna. Przychodzi,
jak tylko ją zawołam, i trąca mnie nosem, i ma taką jedwabistą sierść ... Głos jej się załamał. Musiała na
chwilę zamilknąć. Gdy znowu się odezwała, mówiła prawie niedosłyszalnym szeptem. Tak je
kocham ... Nie pozwolę ich zabić. Bardzo cię proszę, pomóż mi.

Galen chciał podróżować lądem, a psy byłyby zawadą podczas długiej drogi. Byłby głupcem, gdyby
zabrał je ze sobą. Ale nie potrafił odmówić Tessie. Była taka samotna, tak bardzo kochała charty.

Galen westchnął z rezygnacją· - Gdzie one teraz są?

- Pomożesz mi? - spytała z radością·
Niechętnie skinął głową·

- Choć nie mam pojęcia, jak dam sobie z nimi radę w drodze do Sedikhanu! Said i ja nie podróżujemy

tak luksusowo jak wasi wielmoże.

Tessa odetchnęła. - Dzięki ci, Boże.

- Nie chciałbym bluźnić, ale może i mnie należy się trochę wdzięczności. To ja będę znosił straszne
niewygody przez wiele tygodni!
- Dziękuję ci z całego serca - powiedziała szczerze. - I przysięgam, że jakoś się odwdzięczę·

background image

Spojrzał na nią kpiąco.
- A jak?
- Zrobię wszystko, czego tylko zechcesz - odparła z prostotą·
Galen czuł, że mówi szczerze.

- Bez żadnych ograniczeń? - spytał z dziwnym wyrazem twarzy i dodał: - Może pewnego dnia

przypomnę ci o twej obietnicy. - Przeszedł przez pokój i pomógł jej wstać z fotela. - Ale jeszcze nie teraz.
Gdzie jest to sekretne przejście?

Tessa wskazała wiszący na ścianie kandelabr. - Przekręć go w lewo.

Galen obrócił kandelabr i ściana pokryta boazerią uchyliła się.

- Wracaj teraz do swej sypialni. Ubiorę się i pójdę do psiarni. Każę Szymonowi zabrać psy do lasu na

tyłach pałacu. Niech czeka tam na Saida i na mnie.

- A jeśli się nie zgodzi?
- Zgodżi się. Złoto każdego przekona.'
- Przekupisz go?

- Twój dług wobec mnie rośnie z każdą chwilą. - Podał jej miedziany lichtarz i popchnął lekko w stronę

ciemnego przejścia. - Pamiętaj, jak wiele jesteś mi winna, bo kiedyś zjawię się i upomnę o zapłatę.

- Nie zapomnę! - Rzuciła mu pospieszne spojrzenie przez ramię. - Ocalisz je? Naprawdę?
- Naprawdę. - Galen uśmiechnął się. - Masz moje słowo, księżniczko.
W następnej chwili dziewczynka znikła w mroku. Boazeria wróciła na dawne miejsce, a Galen

wpatrywał się w nią z dziwnym uśmiechem.

Los mi sprzyja, myślał Galen. Byłbym głupcem nie wykorzystując takiej okazji. Potrzeba mi

cierpliwości i determinacji, by osiągnąć cel. Zjednoczenie Sedikhanu jest najważme}sze.

Odwrócił się na pięcie i skierował do sypialni. Wiedział, że musi natychmiast wyruszyć do Sedikhanu.
Nie, nie natychmiast.
Muszę przedtem pójść do Saszy i doprowadzić go do przytomności na tyle, byśmy mogli porozmawiać.

Rozdział pierwszy

Port Dinar

w

Tamrovii 3 maja 1803 r.

Barkas wpływał już prawie do doku, gdy Tessa dostrzegła wysoką, smukłą postać Saszy. Opierał się od

niechcenia
ostos drewnianych skrzyń.
Nie zmienił się ani trochę, pomyślała Tessa z ulgą. Kasztanowate włosy stryjecznego brata, tak podobne do
jej własnych, płonęły w słońcu. Gdy przybijali do brzegu, Tessa zauważyła, że szczupła, choć muskularna
postać kuzyna odziana była - jak zawsze - z nieskazitelną elegancją. Sasza miał na sobie obcisłe kremowe
spodnie z koźlej skóry i frak ze złocistego brokatu. Śnieżnobiałą koszulę zdobił misternie związany krawat.

- Sasza! - Tessa zawzięcie machała do niego ręką, wychy-

lając się ryzykownie za burtę barkasa. - Sasza, to jal Usłyszała pomrukiwania kapitana, ale

zlekceważyła je. Kuzyn odsunął się od skrzyń. Uśmiechnął się szeroko.

- Ostrzegam, jeśli wpadniesz do morza, nie skoczę ci na ratunek! - zawołał. - Pierwszy raz mam na sobie

ten strój i bardzo mi odpowiada.

- Wyglądasz jak paw! - odkrzyknęła. - W Paryżu nosi się mniej ozdobne stroje!

- Skąd możesz o tym wiedzieć? Tkwiłaś przez sześć lat w klasztorze.

Gdy barkas był już w doku, Tessa ujęła wyciągniętą ku

background image

niej rękę Saszy i ostrożnie wyprostowała się.

- Mam oczy. A poza tym Paulina mi mówiła!
- Ach, tak! Jak mogłem zapomnieć o Paulinie.

Dłonie Saszy objęły smukłą talię kuzynki. Uniósł Tessę i postawił na brzegu. Jęknął i zatoczył się do tyłu.

- Merde,

ważysz chyba tonę! To pewnie przez tę całą klasztorną mądrość i pobożność. - Niebieskie oczy

Saszy błysnęły kpiąco, gdy oglądał kuzynkę od stóp do głów. Dzięki Bogu, że tego po tobie nie widać, inaczej
nigdy nie znalazłabyś męża.

N a wzmiankę o małżeństwie radość Tessy przygasła; zdecydowanie odsunęła jednak od siebie tę myśl.

Sądziła, że ojciec po to właśnie ją wezwał, nie mogło być innego powodu, ale nie umiała myśleć o tym teraz,
gdy nad jej głową świeciło słońce, a otaczający świat był taki piękny.

- Wcale nie ważę tak dużo - odparła. Tessa była szczupła i drobna, choć apetyt jej dopisywał. Sama

ubolewała, że nie jest pulchniejsza. Ledwie sięgała mu do piersi. Uniosła dumnie głowę i zrobiła pogardliwą
minę.

- To ty, rozpustniku, stałeś się słabeuszem i cherlakiem.

Dziwię się, że mój ojciec miał do ciebie tyle zaufania, by mnie powierzyć twojej opiece w drodze do Belajo.

Sasza przestał się uśmiechać. Nie patrzył już kuzynce w oczy.
- Lepiej odprowadzę cię do zajazdu. Powóz czeka za rogiem.
- Chwileczkę! - Tessa zwróciła się do kapitana, który wysiadał właśnie z barkasa, i podała mu rękę. - Do

widzenia, kapitanie! Dzięki za okazane mi względy. To była bardzo interesująca podróż. Musi pan niebawem
odwiedzić Belajo.

Siwowłosy kapitan uniósł do ust opiętą w rękawiczkę dłoń Tessy.
- Dla nas również było to interesujące przeżycie, Wasza Wysokość - odparł sucho. - Cóż, chętnie powitam tak

znakomitego gościa na mym pokładzie ... urwał - ... za rok czy dwa.

Tessa skinęła głową.

- Rozumiem. - Odwróciła się do Saszy i wsunęła mu rękę pod ramię. - Możemy już iść.
Sasza z ciekawością popatrzył przez ramię na kapitana, gdy szli bez pośpiechu ulicą.
- Kapitan nie wydawał się zachwycony. Cóżeś biedakowi uczyniła?
- Nic. - Dostrzegła sceptyczną minę kuzyna i rzuciła buntowniczo: - Po raz pierwszy byłam sama na

pokładzie statku. Nikt mnie bezustannie nie pilnował i nie mówił, co mi wolno, a czego nie. Gdy płynęłam do
Francji sześć lat temu, była ze mną Paulina. Nie pozwoliła mi zwiedzić statku. Tym razem nie zjawiła się na
przystani, a siostrzyczki nie miały czasu, by znaleźć mi inną przyzwoitkę. A swoją drogą, ciekawe, co się stało z
Pauliną? Gdy ja przebywałam w klasztorze świętej Małgorzaty, wyszła za mąż za młodego piekarza i za-
mieszkała w Paryżu. Widać teraz miała coś ciekawszego do roboty niż zajmowanie się mną.

- I co, zwiedziłaś statek?
- Byłeś kiedyś na bocianim gnieździe?
- Tym małym pudełeczku na szczycie masztu? Boże świę-

ty, jeszcze czego! Mam lęk wysokości.

- Mogłabym tam stać i patrzeć bez końca - powiedziała z rozmarzeniem Tessa. - Wiatr rozwiewa włosy, a

słona woń morza jest wspanialsza od wszystkich innych zapachów!

- A jak się tam wdrapałaś?
- Ściągnęłam buty i wspięłam się po maszcie. Tak samo

jak wtedy, gdy wchodziłam na drzewo w naszym lesie. - Tessa zmarszczyła czoło. - Tylko krzyki kapitana
trochę mi przeszkadzały.

- Przypuszczam, że był odrobinkę zaniepokojony - zauważył Sasza ze śmiertelną powagą.

-Nie powinien jednak wrzeszczeć, dopóki nie dotrę na

szczyt.

- Pewnie mu to powiedziałaś. Tessa skinęła głową.
- Ale był zbyt wściekły, by mnie słuchać. - Spojrzała uważnie na Saszę. - Czy nasza świta czeka w zajeździe?

- Nie, orszak przybędzie jutro. Zjawiłem się wcześniej. Młody lokaj zeskoczył z tyłu pojazdu i otworzył

drzwiczki. - Pomyślałem, że przyda ci się dzień czy dwa wypoczynku, zanim wyruszymy w głąb lądu. Mamy
przed sobą jeszcze cztery dni podróży.

- Na statku doskonale wypoczęłam. Chciałam pomagać marynarzom, ale mi nie pozwolili. - Jeśli w Belajo

czeka mnie to, czego się spodziewam, pomyślała, wcale mi tam nie spieszno. - Moglibyśmy zjeść wieczerzę w
tawernie? - Ruchem głowy wskazała szyld z syreną przycupniętą na skale. Jeszcze nigdy nie byłam w tawernie!
Zgódź się, Sasza!

background image

- W tawernie, owszem. Ale nie w portowej! - Skinął głową pobłażliwie.

- Dlaczego? Towarzystwo marynarzy jest bardzo interesujące. Opowiadają takie wspaniałe, niezwykłe

historie! Na twarzy Tessy odmalował się zawód.

- Może i wspaniałe, ale prawdy w nich niewiele. - Sasza podsadził ją do powozu.

- Chcę się sama o tym przekonać. - Tessa pochyliła się ku niemu pełna zapału. Pragnęłabym powędrować na

Wschód szlakiem Marco Polo. Czy to nie byłaby wspaniała przygoda? - dodała z zapałem.

Twarz Saszy złagodniała, gdy patrzył na kuzynkę.

- RzeczyWiście, wspaniała. - Wsiadł za Tessą do powozu i usadowił się naprzeciw niej. - Ale w tawernie

"Pod Syreną" nie spotkasz Marco Polo, a wszystkie marynarskie spelunki cieszą się złą sławą.

- No to co? Przecież będę z tobą. - Zrobiła żałosną minę. - Jeśli boisz się o moją cnotę, to zapewniam cię, że nikt
nie będzie na nią dybał! Jestem zbyt niepozorna. Marynarze na statku traktowali mnie jak pomyloną smarkulę. -
Opadła na poduszki, gdy powóz ruszył podskakując na kocich łbach. - Gdy przyszły mąż, którego mi wynalazł
ojciec, spojrzy na mnie, pewnie ucieknie. - Uśmiechnęła się szeroko, bo coś nagle przyszło jej do głowy. - To
byłoby wspaniałe. Mogłabym jeszcze trochę się oszpecić i minęłyby lata, zanim kogoś by znaleźli - marzyła na
głos.

Sasza spojrzał na nią spod przymkniętych powiek. - Nie spieszy ci się do zamęścia?
- Oczywiście, że nie - odparła. - W klasztorze było

okropnie, ale siostrzyczki traktowały mnie dobrze. A mąż ... Zwróciła wzrok w stronę okna. - Wolę o tym nie
myśleć.

- Nie wszyscy mężczyźni są tacy jak twój ojciec - powiedział łagodnie Sasza.

- Pewnie, że nie, ale wszyscy wykorzystują kobiety ... Tessa wyprostowała się i uśmiechnęła z trudem. - Nie

chcę o tym mówić. Opowiedz mi lepiej, co porabiałeś przez te wszystkie lata, gdy nie było mnie w domu. Po
wyjeździe z Tamrovii dostałam zaledwie parę listów od matki. We wszystkich pisała, żebym była potulna i
uległa. Nie ożeniłeś się?

- Uchowaj Boże! - odparł Sasza ze zgrozą.
- Jak ci się to udało? Masz już ze trzydzieści lat!
- Rzadko bywałem na dworze i wszystkie damy zapo-

mniały o mnie. - Sasza zmarszczył brwi. - A trzydziestka to nie starość!

- Już dużo wcześniej zauważyłam, że jesteś cherlak. Tessa zachichotała, oczy jej błyszczały radością.
- A ty jesteś bezczelna! - Sasza uśmiechnął się. - Cieszę się, że mniszki nie złamały w tobie ducha.

Zmrużył oczy i patrzył na nią bardzo uważnie. Tessa spostrzegła, że pomyliła się. Sasza jednak zmienił się.

Gdy opuszczała Tamrovię, był dość miękki, leniwy, a nawet fircykowaty. Teraz - mimo pewnej pozy -
wyczuwała w nim siłę i większą pewność siebie. Jakby jego słabość zniknęła pod wpływem doświadczeń
ostatnich kilku lat.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Co porabiałeś, kuzynku?
Ostrość jego spojrzenia przesłoniły znów opadające na oczy powieki.

- Och, to i owo! Trochę podróżowałem. Zdobywałem no-

we umiejętności. - Na przykład?

Sasza opadł na poduszki.
- Ale jesteś ciekawska! Może lepiej powiedz coś o sobie.

Czego nauczyli cię w klasztorze?

- Że powinnam unikać podobnych miejsc. Roześmiał się.

- I czego jeszcze?
- Szycia, tkania, lepienia świec. Niczego, co ma napraw-

dę jakieś znaczenie. No ... z wyjątkiem Pisma Świętego, oczywiście. - Tessa przechyliła główkę i przyjrzała się
bacznie krewniakowi. - Czemu nie chcesz odpowiedzieć na moje pytanie?

- Na wszystko przyjdzie pora. - Sasza wyjrzał przez okno powozu. - Zaraz będziemy w zajeździe. Będzie ci

usługiwać córka oberżysty, a kufry powinny niebawem przybyć ...

- Dlaczego wystarałeś się o służącą? Przecież nie wiedziałeś, że Pauliny nie będzie!

Sasza zawahał się i odparł z szelmowskim uśmiechem:
- Może pomyślałem, że przyda ci się 'młodsza, silniejsza służebna? Nasza czarująca Paulina musi mieć już co

najmniej trzydzieści dwa lata! - westchnął smętnie. - Jest jeszcze bardziej zgrzybiała niż ja, biedny staruszek.

Tessa roześmiała się.
- Mąż Pauliny wolałby, żeby miała mniej krzepy. Są małżeństwem dopiero od pięciu lat, a on wydaje się

strasznie wyczerpany i znużony.

background image

- Paulina zawsze wiele wymagała od partnera ... Choćby miał paść.
Powóz zatrzymał się. Lokaj otworzył drzwi. Sasza wyskoczył pierwszy i pomógł wysiąść kuzynce.

- Wejdź do zajazdu. Oberżysta zaprowadzi cię do pokoju.

Ja zaczekam, aż nadjedzie drugi powóz, i od razu każę wnieść twoje rzeczy.

- Przecież oberżysta mógłby ...
Sasza nie słuchał jej. Szedł po kamiennych płytach dziedzińca w kierunku stajni. Tessa po chwili wahania

odwróciła się i weszła do zajazdu.

- Wszystko w porządku? - spytał Galen, gdy tylko Sasza wszedł do stajni.

Sasza zatrzymał się tuż za drzwiami. Czekał, aż oczy przywykną do panującego mroku. W stajni nie było

nikogo prócz Galena. Klęczał przy swoim ogierze w jednym z boksów na lewo od drzwi. Był bez surduta i
rękawy białej koszuli zakasał powyżej łokci. Na niewielkim kominku w ogromnym kotle gotowała się woda. W
powietrzu unosił się zapach ziół, siana i nawozu.

- Nie - odparł Sasza. - Wcale nie w porządku. Czuję się jak Judasz.

- Dlaczego czujesz się jak zdrajca? - Galen starannie owinął parującym płótnem lewą przednią pęcinę ogiera.

- Zakażenie ustępuje. Za dzień, dwa będzie zdolny do dalszej dro

gI.

- Dlaczego niekażesz·Saidowi zająć się tym?
- Bo Selik jest mój, a o to, co moje, troszczę się sam. - Ga-

len podniósł głowę i dodał z naciskiem: - O wszystko, co do mnie należy.

Sasza wiedział, że to prawda, a jednak powiedział: - To prawie dziecko, do diabła!
- Jest wystarczająco dorosła. Czekałem dość długo.
- Wiem, ale ...
- Nie zmuszę jej siłą .
... Ale i tak dopnie swego! - pomyślał Sasza. Przez ostatnie sześć lat przekonał się, jak silną osobowość ma

jego przyjaciel.

- Lubię tę małą. Zawsze lubiłem. Nie zasłużyła sobie na to, by ktoś ją wykorzystał - rzekł.

- Chyba że sama będzie chciała. - Galen wstał i poklepał karego po nosie. - Zresztą wszyscy jesteśmy

pionkami w wielkiej grze.

Sasza spoglądał na niego w zadumie.
- A gdybym cię poprosił, żebyś zaniechał tego?
- Rozważyłbym to. Jesteś moim przyjacielem, a ona two-

ją krewną· - Galen na chwilę przestał głaskać pysk konia. - Rozważyłbyś moją prośbę, ale byś jej nie

spełnił.

- Wiesz, ile ta dziewczyna dla mnie znaczy. Byłeś prze-

cież w Sedikhanie. - Galen nadal gładził konia.

Sasza wiedział, jaką rolę w planie Galena ma odegrać Tessa. To jeszcze bardziej pogłębiało jego

rozterkę. Uśmiechnął się krzywo.

- Często zastanawiałem się, czy tylko dlatego chciałeś, bym pojechał do Sedikhanu? Może i ja jestem

pionkiem w twoich rękach?

Galen uśmiechnął się.

- Oczywiście, że dlatego chciałem, byś poznał moją ojczyznę. Myślałeś, że zaprzeczę? Nigdy jednak nie

byłeś pionkiem w mojej grze. Jesteś moim jedynym przyjacielemdodał cicho.

Tak, byli przyjaciółmi, towarzyszami broni. Byli sobie bliżsi niż bracia. Sasza pokręcił głową.
- Do diaskal Nie wiem, co robić.
- Nie rób nic. - Galen przestał gładzić konia. Odwrócił

się i podniósł swój czarny surdut. - Tessa sama podejmie decyzję. - Ubrał się i ruszył ku drzwiom. - Pójdę
do niej i dowiem się, co o tym myśli.

- Teraz?
- Chciałem porozmawiać po kolacji, ale nie mogę pa-

trzeć, jak się zamartwiasz. Lepiej się poczujesz, gdy decyzja zapadnie. - Skrzywił się. - Teraz, gdy cuchnę
koniem i ziołami, możesz być spokojny. Nie użyję innych sposobów prócz rozsądnych argumentów. -
Skierował się ku drzwiom.

- Gdy okład wystygnie, zamocz płótno w gorącej wodzie i przyłóż znowu. Wrócę tu po rozmowie z
Tessą·

background image

Izba w zajeździe była skromna, ale czysta. Tessa podskoczyła parę razy na łóżku i skrzywiła się. Było

twarde jak siennik w jej klasztornej celi.

Niech tam! - pomyślała. Nie pozwolę, by takie głupstwo zepsuło mi humor podczas ostatnich dni

wolności.

Uśmiechnęła się z ulgą, rozwiązując wstążki swego ~zepka. Zdjęła go z głowy i cisnęła w kąt.

Wylądował na wyściełanym krześle przy drzwiach. Poczuła się dużo lepiej. Nie znosiła nakryć głowy, ale
Paulina kupowała je tuzinami, gdy kompletowały garderobę Tessy przed wyjazdem z Paryża. Ściągnęła
długie białe rękawiczki i przegarnęła palcami włosy, z których posypały się szpilki i grzebyki. Nalała z
dzbana w kwiatki wody do miednicy.

Usłyszała stukanie do drzwi.

_ Entrez! -

zawołała obmywając twarz wodą· - Długo to trwało, Sasza! Wkrótce się ściemni i jestem już

głodna. Sięgnęła po ręcznik i odwróciła się do drzwi. - I chcę znów pojechać na wybrzeże ... - Otworzyła
szeroko oczy ze zdumienia. W drzwiach stał Galen Ben Raszyd.

_ Mogę wejść? - Nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Skłonił się

lekko. - Dawno nie widzieliśmy się. Wyrosłaś na młodą d~mę.

_ Urosłam tylko parę centymetrów. - Ze też wyrwało mi się coś równie głupiego, pomyślała z

niesmakiem, ale nic innego nie przyszło jej do głowy.

_ Niekiedy centymetr albo dwa to bardzo dużo. - Wzrok Galena prześliznął się po staniku jej sukni.

Tessa poczuła, że zalewa ją fala gorąca. Była pewna, że się

zaczerwieniła.

_ Czekam na Saszę. Właśnie przybyłam z Francji i ... Znów ta bezmyślna paplanina. - Czy podróżujesz

razem z Saszą? Nie przypuszczałam, że się znów spotkamy.

_ Ja byłem tego pewny. - Szedł ku niej z gracją dzikiego zwierzęcia. Już zapomniała, jaki był wielki.

Istny olbrzym.

Wpatrywała się zafascynowana w potężne mięśnie na jego udach i łydkach, widoczne przez materiał obcisłych
czarnych spodni. Miał na sobie czarny jedwabny surdut, ale był bez krawata. Nie zapięta pod szyją biała
koszula ukazywała mocno śniadą pierś. Emanował męską siłą, która porażała Tessę· Wyglądał tak samo jak
dawniej, a jednak był jakiś inny. Przed laty nie czuła zmieszania w jego obecności.

- Prawdę mówiąc, postarałem się, byśmy się znów spotkali. - Wyjął ręcznik z jej rąk. - I tym razem masz

mokrą twarz, księżniczko. - Delikatnie otarł policzki Tessy.

Podobną czynność mógłby wykonać ktoś ze służby, ale w zachowaniu Galena nie było nawet cienia

służalczości. Otarł twarz Tessie. Jego zachowanie było poufałe. Stała bez ruchu i wpatrywała się w niego, nie
mogąc oderwać oczu. Lśniące czarne włosy miał splecione w warkocz. Twarz wydawała się szczuplejsza i
bardziej ogorzała niż przed sześcioma laty. Pod jego pozornym spokojem nadal kryła się siła, którą w nim od
razu wyczuła. Tessie zabrakło tchu. Szybko odwróciła wzrok.

- Właśnie myłam twarz. - Kolejna idiotyczna uwaga, pomyślała. Co się ze mną dzieje?

- Widzę· - Delikatnie osuszył jej podbródek. - Zachowałaś swą piękną karnację. Większość kobiet traci ten

jedwabisty połysk skóry, gdy rozstaje się z dzieciństwem.

Galen stał tak blisko, że czuła bijący od niego zapach koni, skóry, ziół i mydła oraz ciepło jego ciała.

Odebrała mu ręcznik i odłożyła na umywalkę. Ze zdumieniem spostrzegła, że drżą jej ręce.

- Jak się miewa Apollo i Dafne?
- Znakomicie.
- To dobrze. Często o nich myślałam. - Cofnęła się o krok

i znów spytała: - Przybyłeś z Saszą?

- Nie. - Uśmiechnął się lekko. - To Sasza przybył ze mną· Dodam, że niezbyt chętnie. Jest w rozterce. -

Podszedł do krzesła przy drzwiach. - Czy mogę usiąść?

- Sasza zjawi się tu lada chwila.
Galen spojrzał na nią z ciekawością.

- Boisz się mnie. Zdumiewające. Dawniej tak nie było.

- Nic podobnego! Wcale się ciebie nie boję. Po prostu za-

skoczyłeś mnie. Nie spodziewałam się, że cię tu spotkam.

- Zaskoczyłem cię? - powtórzył w zadumie. - A ty nie lubisz być zaskakiwana? - Spojrzał na nią badawczo. -

Tak, zapewne tak jest. Nawet się nie dziwię. Biorąc pod uwagę życie, jakie dotąd wiodłaś. - Wskazał ręką
krzesło pod oknem. Proszę cię, usiądź. Nie jestem groźny.

background image

- Sasza zaraz ...
- Nie zjawi się tu, póki nie skończymy rozmowy.

Tessa zawahała się, szybko przeszła przez pokój i usiadła na brzegu krzesła z rękoma złożonymi na podołku.

Galen uśmiechnął się. Już chciał usiąść, ale powstrzymał się.

- To twoje? - sięgnął po leżący na krześle czepek z piórami. W jego silnych, zręcznych dłoniach czepek

wydawał się wyjątkowo niedorzeczny i frywolny. Długie, smukłe palce obracały cacko z aksamitu i piórek.

Ma piękne ręce, pomyślała mimo woli Tessa, - Jakoś nie pasuje do ciebie.

- To Paulina wybierała. Podobno ostatni krzyk mody.
- Uwierzyłaś jej?

Tessa wzruszyła ramionami. - To było bez znaczenia. Odłożył czepek na
stolik.
- Nie pasują do ciebie ozdóbki i piórka. Wybrałbym ci coś zupełnie innego ... - Usiadł i oparł dłonie na

poręczach ...gdybyś była moja.

Tessa rzuciła mu szybkie spojrzenie. Była spięta.

- Znów cię przestraszyłem. - Uśmiechnął się. - To zwykłe przejęzyczenie. My, barbarzyńcy, jesteśmy okrutnie

prymitywni, a zaborczość to jedna z naszych cech. - Pochylił się ku Tessie. - Nie musisz się niczego obawiać.
Nauczyłem się panować nad sobą. Jestem dzikusem tylko wtedy, gdy sam tego chcę.

- Nie pojmuję. - Zmarszczyła brwi.
- Wkrótce zrozumiesz. To bardzo proste. Mam dla ciebie

pewną propozycję. Pragnę cię pojąć za żonę.

Tessa zrobiła wielkie oczy. Napięła mięśnie brzucha, jakby chciała odparować cios.

- Co takiego?!

- By zrealizować swoje plany, potrzebuję trwałego soju-

szu z Tamrovią. Król Lionel odrzucił propozycję zawarcia przymierza. Uważa nas za dzikusów. W mojej
ojczyźnie więzy rodzinne są równie ważne jak alianse polityczne. Brat nie walczy z bratem. Dla ludów
Sedikhanu moje małżeństwo z przedstawicielką dynastii panującej w Tamrovii oznaczać będzie militarne
wsparcie ze strony tego kraju.

Galen zacisnął ręce na obitych materiałem poręczach tak mocno, że kłykcie mu zbielały.

- Muszę zjednoczyć plemiona Sedikhanu pod wspólnym berłem, a zdołam to uczynić tylko wtedy, gdy

przekonam wszystkich, że jestem od nich potężniejszy. W Sedikhanie liczy się tylko siła. Sojusz z
Tamrovią pozwoli ...

- Dosyć! - Tessa potrząsnęła głową w osłupieniu. - Dlaczego zwracasz się z tym do mnie? To mój

ojciec wybierze

dla mnie męża i z pewnością...

.

- ... nie będzie nim dziki szejk z Sedikhanu? - zakończył

za nią Galen.

Tessa powoli skinęła głową. - Nie chciałam cię urazić.

- I nie uraziłaś. Wiem, co o mnie myślą na dworze

w Tamrovii ... i właśnie dlatego zwracam się do ciebie. Pobierzmy się jutro. - Galen uśmiechnął się. -
Twego ojca po. wiadomimy już po fakcie.

Tessa roześmiała się z niedowierzaniem.

- Czy nie rozumiesz, że jestem jego własnością? Jeśli poślubię kogoś wbrew jego woli, ojciec zwróci

się do papieża, a ten unieważni małżeństwo.

- Czy chcesz być nadal jego własnością?
- Nie mam wyboru.
- Masz. Dzięki mnie - mówił niskim, przekonującym

głosem - możesz być wolna.

Tessa poczuła, jak gdzieś w głębi jej serca budzi się nadzieja.
- W małżeństwie nikt nie jest wolny.
- Ty możesz być. I będziesz. - Uśmiechnął się. - Zastana-

wiałaś się kiedyś, jakie to uczucie być wolnym? Robić, co się chce i kiedy się chce?

- Nie powinnam o tym myśleć! To boli! To nierealne odparła.

- Mogę sprawić, że tak się stanie. - Tessa zerwała się z krzesła, podeszła do okna i niewidzącymi

background image

oczyma patrzyła na dziedziniec.

- Jesteś taki jak inni mężczyźni. Sam to powiedziałeś.
- Powiedziałem też, że umiem nad sobą panować. Wyjdź

za mnie jutro za mąż, a po trzech latach odeślę cię do Paryża albo Londynu. Dokąd tylko zechcesz.
Będziesz miała piękny dom i wszystko, czego zapragniesz. Będziesz wielką damą. Na twoich salonach
będą bywać znakomitości. Będziesz żyć tak, jak zechcesz. - Zamilkł, a po chwili dodał: - Ja, oczywiście,
zostanę w Sedikhanie. Nie będę ci przeszkadzał.

- Według naszej tradycji takie małżeństwo jest sprzeczne

z naturą.

- Założę się, że niewiele cię obchodzi tradycja! Popatrzyła na niego uważnie.

- Naprawdę tak byś postąpił?

Gdy skinął głową, pomyślała, że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Jak wspaniale bowiem

byłoby, gdyby nie musiała już nigdy wracać do Belajo, zachowywać się wbrew sobie, i - jak jej matka -
być uległą innym. Zaczęła krążyć po pokoju z rękami założonymi do tyłu.

- To się nie uda. Złapią nas, zanim dotrzemy do granicy. Galen potrząsnął głową.
- Granica jest tylko o dzień drogi.
- Ojciec pojedzie za nami do Zalandanu.
- Może i miałby ochotę - zgodził się Galen - ale gdy znajdziemy się w Sedikhanie, nie grozi nam już
niebezpieczeństwo. Mój lud jest wojowniczy, a wy jesteście zbyt słabi.

- Więc czemu zabiegasz o sojusz z nami? - zapytała wyzywaJąco.

- Nieistniejący miecz bywa równie skuteczną bronią jak prawdziwy, jeśli nieprzyjaciel wierzy, że jest

wymierzony w jego serce.

- A jeśli inni szejkowie zorientują się, że Tamrovia. była przeciwna naszemu małżeństwu?

Galen był zdumiony wnikliwością Tessy.
- To słuszna uwaga. Myślę jednak, że tak się nie stanie.

Potrzebuję tylko pół roku, by przekonać twego ojca, że jestem takim zięciem, jakiego mu trzeba.

- Nie będziesz miał tyle czasu.
- Ależ będę miał. Może nawet nieco więcej. - Zamilkł. _

Wszystko zależy od tego, kiedy ojciec wyśle do klasztoru list z żądaniem twego powrotu do Tamrovii.

- Przecież on już ... - Tessa nagle pojęła. - Sasza? ..
- Złożył wizytę stryjowi i przy okazji opatrzył jego pieczęcią list do matki przełożonej.

Tessa przypomniała sobie nieobecność Pauliny, która nieoczekiwanie zawiodła.

- A Paulina?
- Tylko by nam zawadzała. Zapewniam cię, że darowizna

całkowicie ją zadowoliła.

- Ach tak? Nie zapomniałeś o niczym.
- Wszysrko odbyło się kulturalnie i jak należy - powiedział szyderczo. - Mój ojciec porwał niegdyś
moją matkę wbrew jej woli. Gdy się urodziłem, zmusił ją, by go poślubiła. Nie jestem taki jak on. Nie
lubię przemocy. Wolę ludzi przekonywać.

- Byle decyzja była po twej myśli? - Tessa spojrzała na niego uważnie.
- Dlaczego to małżeństwo nie miałoby przynieść korzyści nam obojgu?
..,. Dlaczego wybrałeś właśnie mnie? - Tessa przygryzła dolną wargę.

- Jesteś jedyną córką królewskiego brata. A poza tym ujęła mnie twoja odwaga i zdecydowanie. To

cechy niezbędne przy realizacji mojego planu.

- Więc tylko trzy lata, a potem będę wolna? Galen skinął głową·

- Przekonasz się; że życie w Zalandanie jest całkiem znośne.

- Mogłabym mieć konia? Takiego pięknego j.ak Telza.n?
- Dobrze, że nie jestem próżny; poczułbym SIę dotkmęty,

że wolisz konia ode mnie! - Galen lekko uśmiechnął się· - Dostanę konia? - nie dawała za wygraną

Tessa. Galen poważnie skinął głową·

- I

to bardzo pięknego. Mam bułankę, płowozłotą klaczkę·

Będzie doskonała dla ciebie.

.

background image

Tessa walczyła z sobą. Propozycja ją pociągała i przerazała. - Doprawdy nie wiem ...

- I

jeszcze jedno.

Spojrzała na rozmówcę z niepokojem.
- Chcę, byś urodziła mi jak najszybciej dziecko ..
- Dziecko? - Tessa popatrzyła na niego niepewme.
- Wydajesz się zaskoczona. Chyba to zrozumiałe.

- Oczywiście, każdy mężczyzna chce mieć syna.

.,

- Nie musi być syn. Dziecko wzmocni łączące nas WIęZI. Twemu ojcu będzie trudniej wydać cię za
kogoś innego, jeśli będziesz matką naszego dziecka ... A w oczach mojego ludu ono będzie rękojmią
sojuszu.
Od dzieciństwa wbijano Tessie do głowy, że jej obowiązkiem będzie urodzić mężowi tyle dzieci, ile

tylko zdoła. A jednak była zaskoczona.

- Dziecko ...
- Nie będzie dla ciebie ciężarem. Po twoim wyjeździe zostanie w Sedikhanie.

Nie wiedziała dlaczego, ale na myśl o tym poczuła przejmujący ból. Galen wpatrywał się w nią
zmrużonymi oczyma.
- O co chodzi?

- Sama nie wiem - odparła z wahaniem. - Bardzo mnie bolało, gdy zabrałeś Apolla i Dafne. A jeśli...
jeślibym chciała ...
- Dajmy teraz temu spokój. Mamy dużo czasu. - Galen uśmiechnął się. - Chcę, by urodziło się jak
najszybciej, ale to nie znaczy, że już jutro! Pragnę, byś się do mnie przyzwyczaiła. Czekam od dawna, mogę
poczekać jeszcze trochę. Teraz już pójdę, byś mogła zastanowić się nad moją propozycją. Podszedł do drzwi i
obejrzał się przez ramię. - To dobry układ. Będziesz miała wszystko, czego zapragniesz. Czy rzeczywiście
wolisz, żeby Sasza odwiózł cię do Belajo? - Z twarzy Tessy wyczytał odpowiedź i dodał miękko: - Więcej od-
wagi,

kilen.

Drzwi się za nim zamknęły. Więcej odwagi, pomyślała.

Nigdy nie brakowało jej odwagi, ale sytuacja była szczególna. Wiedziała, że ta decyzja zaważy na całym jej

życiu. Miała sprzeciwić się woli ojca i wyruszyć do dzikiego Sedikhanu z mężczyzną równie obcym i dzikim jak
jego ojczyzna. Propozycja była rozsądna. On sam uprzejmy, a jednak ciągle myślała o nim jak o barbarzyńcy.

Widziała przez okno, jak szedł w stronę stajni. Bez pośpiechu, prawie wolno. Każdy jego ruch świadczył

jednak o wielkiej, doskonale kontrolowanej sile. Nagle zdała sobie sprawę, że właśnie opanowanie najbardziej ją
w nim fascynuje. Gdy przedstawiał jej swoją propozycję, czuła jego porywczość, była ciekawa, co się stanie,
gdy podda się instynktowi.

Co za niemądre myśliI Jeśli nawet Galen jest porywczy, nigdy się o tym nie dowiem. A jeśli moja decyzja nie

będzie po jego myśli, czy nadal będzie tak opanowany i rozsądny?

Zniknął w stajni. Tessa poczuła nagłą ulgę, jakby pozbyła się krępujących ją więzów. Jakie znów więzy?

Przecież Galen obiecał mi wolność!

Odwróciła się od okna i usiadła na krześle. Oparła podbródek na dłoni i zamyśliła się.

Wolność l Myśl o niej była słodka jak miód, a pokusa nie do przezwyciężenia. Trzy lata ... i będę wolna na

resztę życia. Trzy lata to nie tak znów długo. Byłam w klaszorze sześć lat. W Zalandanie na pewno będzie
przyjemniej niż w tym ponurym miejscu. Wolność ..

- No i co? - spytał Sasza, gdy Galen wszedł do stajni.

- Zostawiłem ją, by mogła spokojnie przemyśleć moją

propozycję. - Zdjął surdut i zawiesił na ściance boksu. Przyklęknął obok· Saszy. - Teraz ja się tym zajmę.

- Może jestem jej potrzebny ...

Galen uniósł brwi i spojrzał z ukosa na Saszę.

- Nie wiem dlaczego, ale ciągle myślisz, że chcę skrzywdzić twoją słodką kuzyneczkę. Byłem wobec niej

bardzo szarmancki.

- To jeszcze dziecko. Miałem nadzieję, że nabierze trochę ...

- Trudno w klasztorze nauczyć się życia. - Galen zanu-

rzył płótno w gorącej wodzie. - Właśnie dlatego udało ci się skłonić ojca Tessy, by ją tam wysłał. - Nałożył maść
i owinął ściśle pęcinę ogiera. - To już nie dziecko. Może brakuje jej doświadczenia, lecz nie jest głupia.

Sasza przypomniał sobie Tessę, gdy mówiła mu o podróży szlakiem Marco Polo.

- Ale ma swoje marzenia.

- Ja także. - Galen poczekał chwilę, rozluźnił bandaż

background image

i zaczął go odwijać. - Sedikhan.

- Ile razy jeszcze będziesz to robił? - Sasza spoglądał ze

zmarszczonym czołem na okład.

Galen namoczył płótno w gorącej wodzie. - Dopóki nie będzie poprawy.

- Całą noc?
- Jeśli będzie trzeba.

Wyżął mokre płótno i zaczął rozsmarowywać na nim maść. Sasza poczuł niepokój. Uświadomił sobie, że

determinacja Galena w tej sprawie jest niczym w porównaniu z jego poświęceniem dla wielkiej idei.

- Czemu jej nie ostrzeżesz? - zapytał Galen, nie patrząc na przyjaciela. - Przecież masz na to ochotę.

- Nie wziąłbyś mi tego za złe?

- Skądże znowu. Poczujesz się lepiej, a to i tak niczego

nie zmieni.

- Sądzisz, że ją przekonałeś?

- Nie sądzę - odparł cicho Galen. - Wiem, że ją przekonałem.

Tessa wyglądała przez okno. Sasza wpatrywał się w jej ple

cy.

- Nie musisz tego robić. Powiedz tylko, że nie chcesz wyjść za Galena, a wyruszymy rankiem do

Belajo.

- To był twój pomysł, prawda? - spytała cicho. - Bardzo się zdziwiłam, gdy ojciec powiedział, że pojadę

do Francji. To ty podsunąłeś mu ten pomysł i przekonałeś go. Dlaczego?

- Galen uważał, że potrzebujesz opieki i że siostry zakon-

ne mogą ci ją zapewnić.

- A ty zawsze robisz to, co ci każe szejk Ben Raszyd?
- Przekonał mnie, że tak będzie dla ciebie najlepiej.
Odwróciła się twarzą do kuzyna.
- Tak, przekonywać to on umie. Jestem jednak zdumiona, że tak łatwo ulegasz.

- Wcale ... - Sasza urwał i skrzywił się żałośnie. - To prawda, że namówił mnie wówczas bez większego

trudu. Byłem bezmyślnym fanfaronem. Interesował mnie tylko najnowszy krój surduta.

- Ale zmieniłeś się. - Popatrzyła na niego w zadumie.
- To Sedikhan mnie zmienił. - Sasza spojrzał na swój·

frak ze złocistego brokatu. - Choć przyznam, że nadal mam słabość do błyskotek.

- Nic w tym złego - uśmiechnęła się serdecznie Tessa. A ten bezmyślny fanfaron okazał mi wiele serca.
- Nieprawda. Mogłem ci bardziej pomóc. Nie wystarczy

współczuć, trzeba działać.

- Tego właśnie nauczyłeś się w Sedikhanie?
- Tak, i wielu innych rzeczy.
- To musi więc być bardzo interesujący kraj. Dlaczego

nie chcesz, bym tam pojechała?

- Czuję się za ciebie odpowiedzialny.
- No więc?
- To niełatwa sytuacja. Nie chcę, by stała ci się krzywda.
- To dlaczego mu pomagałeś?
- Galen cię potrzebował. Cały Sedikhan cię potrzebował.

Myślałem, że to nic złego.

- A teraz zmieniłeś zdanie? Sasza wzruszył ramionami.

- Sam już nie wiem. Galen jest... On nie zawsze ... W Zalandanie Galen jest wszechmocny. Ludzie go

ubóstwiają· Cieszy się jeszcze większym autorytetem niż mój ojciec.

- To chyba dobrze, że poddani go kochają·
- Nie rozumiesz. Dla niego nic się nie liczy poza zjedno-

czeniem Sedikhanu. - Sasza spojrzał na nią poważnie. - Nie chcę, żebyś cierpiała z tego powodu.

Tessa roześmiała się.
- Dlaczego miałabym cierpieć? Będę tylko gościem w Sedikhanie. Przez trzy lata, może nawet krócej.
Widział, że jej policzki płoną z podniecenia. Zrozumiał,

że jej nie przekona, ale jeszcze próbował. - Trzy lata mogą się bardzo dłużyć.

background image

- Czy sądzisz, że Galen dotrzyma słowa?
Gdy przytaknął, przeszła przez pokój i cmoknęła go w policzek.

- Dzięki za troskę, Sasza, ale wszystko będzie dobrze! W jej głosie zabrzmiała niewesoła nuta. - Wiem,

że dla twego przyjaciela jestem tylko narzędziem, ale czy kiedykolwiek było inaczej? Jeśli przystanę na
jego warunki, może będę niezależna. Nikt inny nie proponował mi nawet tego. Tak, to całkiem niezłe
rozwiązanie.

- A więc podjęłaś decyzję?

Tessa skinęła głową i cofnęła się o krok.
- Tak. Powiem mu o tym. Gdzie on jest?
- W stajni. Pójdę z tobą.

- Wolę iść sama. - Rzuciła mu szelmowski uśmiech. I przestań się zamartwiać. Wszystko będzie dobrze.

Rozdział drugi

Co robisz? - spytała Tessa stając w drzwiach stajni. Galen odwrócił się. W zachodzącym słońcu, które oświetlało
ją od tyłu, wyraźnie widział jej smukłą sylwetkę i włosy płonące ciemnym ogniem.

- W drodze do Dinaru wąż ukąsił mojego konia i wdało się zakażenie - wyjaśnił Galen.
- Ściemnia się już, przydałaby się latarnia.
- Właśnie miałem ją zapalić.
- Ja to zrobię. Zostań przy koniu.
Podeszła szybko do latarni wiszącej na słupie przy drzwiach. Na półeczce pod nią znalazła krzemień i

krzesiwo. Potarła je o siebie. Błysnął płomyk. Gdy niosła zapaloną latarnię, przez cienki niebieski batyst sukni z
podwyższonym stanem widział zarys jej nóg. Postawiła latarnię na ziemi obok wiadra i z podziwem patrzyła na
konia. Pogłaskała go delikatnie po pysku.

- Jest piękny! Jak się nazywa?
- Selik.
- A co się stało z Telzanem?
- Teraz jest rozpłodowcem. Selik jest po nim.
- Jaki łagodny. To rzadka cecha u ogiera.
- Znasz się na ogierach? - Galen spojrzał na nią z zaciekawieniem.

- Troszkę. Chciałabym dowiedzieć się więcej. - Przyklęk-

ła obok niego. - Czy to był jadowity wąż? - Tak, ale rana jest powierzchowna.

- Jakiej maści używasz?
- Mieszanki z gorczycy i rajgrasu.
- Dodaj mięty. Chłodzi i dzięki temu ZWIerzę mo ze

znieść gorący okład. - Skąd to wiesz?

- Próbowałam różnych ziół, gdy jedna z klaczy hrabiego

nadwerężyła sobie ścięgno. - Tessa wychyliła się zza Galena, odwinęła płótno z pęciny Selika i delikatnie
pogładziła chorą nogę. - Spójrz! Czy widziałeś kiedyś równie delikatne kości?

Galen pomyślał, że jej własne kości są o wiele delikatniejsze. Mógłby je pogruchotać zbyt gwałtowną

pieszczotą. Dostrzegł błękitne żyłki na jej przegubie i miarowe pulsowanie tętna na skroni, która znajdowała się
zaledwie kilka centymetrów od jego głowy.

- Wyjątkowo delikatne - powiedział.
- Aż dziw, że takie smukłe pęciny wytrzymują wagę tego

wielkiego ciała. - Tessa zanurzyła płótno w wiadrze i wycisnęła nadmiar wody. - Przydałoby się więcej wrzątku.

background image

- Zaraz przyniosę. - Galen wstał, podszedł do drzwi, chlusnął przez nie resztę wody i znów wypełnił wiadro

po brzegi. - Jakiego hrabiego?

- Co takiego? - Tessa w skupieniu, ze zmarszczonymi brwiami, owijała pęcinę konia. - A, hrabiego de

Sanvene. Jego posiadłość sąsiadowała z klasztorem. Miał w swojej stajni piękne konie, ale ani jeden nie mógłby
się równać z tym cudem. - Przysiadła na piętach i z zachwytem wpatrywała się w ogiera. - Czy masz więcej
takich koni jak Selik?

- Każdy koń jest inny.
- Racja!
- Zakonnice pozwalały ci odwiedzać hrabiego?
- Z początku nie. Musiałam się wymykać. - Tessa skrzywiła się. - Nie zliczę, ile razy wielebna matka skarciła
mnie za to.

- Ile lat miał ten hrabia?

- Nie wiem. - Tessa wzruszyła ramionami. - Nigdy go o to nie pytałam.

- A jak sądzisz? - spytał ostro. Gdy zdał sobie sprawę, że Tessa patrzy na niego ze zdumieniem, spytał

łagodniej: Był młody?

Potrząsnęła głową.

- Chyba miał wnuki.
Galen poczuł ulgę. Postawił obok Tessy wiadro parującej wody.
- Lubiłaś go?

- Lubiłam jego konie. Z początku złościł się, ale gdy pojął, że mogę się przydać w stajni, stał się prawie

uprzejmy.

- Prawie?

- No ... Już na mnie nie krzyczał. Potem odwiedził matkę przełożoną i przekonał ją, żeby mi pozwoliła

przychodzić do stajni dwa razy w tygodniu.

- Jak mu się to udało?

- Zapewnił ją, że mnie przypilnuje, i powiedział, że mam zdolność uzdrawiania zwierząt. Powiedział też, że

święty Franciszek z Asyżu byłby na pewno rad, że tak im pomagam. - Tessa zachichotała. - Pierwszy raz w

życiu ktoś mnie porównał ze świętym! Wielebna matka była bardzo zaskoczona.

- I

tak poczciwy hrabia zdobył za darmo nowego stajennego?

- Co mi to szkodziło? Lubię konie. Dzięki nim łatwiej mi było wytrzymać w klasztorze. Kiedyś sama będę

miała wspaniałe stajnie i będę hodować takie konie jak Selik i Telzan powiedziała pełna radosnej nadziei.

Galen patrzył na jej ładną szyję i drobne krągłe piersi, widoczne w głębokim dekolcie. Ma jasną skórę o

niezwykłym połysku. Jakże musi być miękka w dotyku, myślał.

Zdjęła okład z pęciny Selika.
- Chciałabym też mieć psy, a może i gołębie pocztowe! To będzie cudowne życie, prawda?
- Lepsze niż modne salony?

- Na co mi salony? - spytała ze śmiechem. - Nie ma nic

nudniejszego niż czytanie poezji i dyskutowanie o Wolterze i Rousseau.

Mocny zapach ziół zmieszał się z bijącą od Tessy wonią mydła i lawendy. Zapachy te podrażniły jego

zmysły. Poczuł dreszcze w lędźwiach. Nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji swego ciała. Gotów był
wtargnąć w nią, choć wcale tego nie chciał. Tessa, zajęta wyłącznie koniem, jakby nie dostrzegała jego
obecności!

- Nie możemy jutro ruszać do Sedikhanu. Selik nie będzie jeszcze całkiem zdrów - powiedziała, patrząc na
niego. - No to pojedziemy pojutrze. - Po chwili dodał jakby od niechcenia: - Czy to znaczy, że przyjęłaś moją
propozycję? - Oczywiście. - Popatrzyła na niego ze zdumieniem. Przecież wiedziałeś, że tak będzie.

- Miałem taką nadzieję.

- Mów, co chcesz. Wiedziałeś, że nie oprę się pokusie -

powiedziała, smarując maścią pęcinę konia. - Myślę, że zakażenie się cofa, ale trzeba przykładać kompresy
przez resztę nocy. Będę czuwać pierwsza. Możesz się zdrzemnąć.

- Poradzę sobie sam.

- We dwoje będzie raźniej.

Galen nie sprzeczał się z nią. Chciał, by lepiej się poznali, a to wspólne przeżycie mogło być dobrym

początkiem. Uśmiechnął się i rzekł: - Masz rację, większość rzeczy lepiej robić we dwoje. - Przeszedł kilka
kroków i usiadł na świeżym sianie rozesłanym w pustym boksie naprzeciwko Selika. - Czuwaj przez dwie
godziny, ja będę przez dwie następne.

Podciągnął kolana i objął je ramionami nie spuszczając oczu z Tessy. Ruchy miała zwinne, oszczędne i
wdzięczne! Każdy był celowy i pełen życia. Obserwował jej kształtne nagie ramiona i zręczne dłonie, którymi

background image

tak delikatnie dotykała konia. Z jej drobnej postaci emanowała siła i ogień. Galena nigdy dotąd nie pociągały
filigranowe kobietki, ale te raz mięśnie brzucha ściskały mu się boleśnie na myśl o tym, jak ciasno zewrze się
wokół niego ciało Tessy, gdy wejdzie w nią. Próbował myśleć o czym innym. Cofnął się w cień i oparł głowę o
chropowatą ścianę. Nie chciał, by Tessa zauważyła jego reakcję. Była pełna nadziei i planów na przyszłość, a
takie właśnie uczucia pragnął w niej budzić.

Tessa czuła, że ktoś unosi ją ze słomy i gdzieś niesie. - Sasza? - mruknęła sennie.

- Nie. Śpij, śpij. Zaniosę cię do twego pokoju.

Powieki miała ciężkie, nie mogła ich unieść. - Galen! A Selik?

- Nic mu nie będzie. Już prawie dzień.
Gdy Galen wyniósł ją ze stajni, poczuła na twarzy chłod-

ny powiew. Oprzytomniała.

- Trzeba robić zimne okłady, by opuchlizna zeszła.
- Zacząłem je przykładać, kiedy spałaś.
- Nie chciałam zasnąć.
- Byłaś zmęczona. Musisz odpocząć.

Uniosła z wolna powieki. Twarz Galena znajdowała się niezwykle blisko. Tessa spoglądała sennie na ostry

zarys kości policzkowych, na kształtne usta. Nie zwróciła na nie dotąd uwagi, gdyż wielkie, ciemne oczy
Galena zaćmiewały pozostałe rysy. Wyczuł, że mu się przygląda, i spojrzał na nią. Uśmiechnął się.

- Śpij,

kilen.

Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Możesz mi zaufać.

Przypomniała sobie, z jaką determinacją i czułością opiekował się chorym zwierzęciem. Pomyślała, że może

mu ufać. Przymknęła oczy i znowu zasnęła, bezpieczna w jego ramionach.

Następnego dnia o trzeciej po południu w Katedrze Odkupiciela ojciec Franciszek Desleps połączył Tessę i
Galena wę złem małżeńskim. Galen przestrzegał muzułmańskich obyczajów swojego kraju, ale był
chrześcijaninem, czym ogromnie księdzu zaimponował. Udało mu się błyskawicznie zdobyć dyspensę, która
umożliwiała zawarcie małżeństwa bez potrójnych zapowiedzi i innych przedślubnych ceregieli.

Tessa dziwnie się czuła, klęcząc przed ołtarzem u boku Galena. Mówiła sobie, że równie nieswojo czułaby

się w towarzystwie innego mężczyzny, bo ślub bierze się tylko raz w życiu i nie sposób przyzwyczaić się do tej
ceremonii. Uśmiechała się. Gdy podziękowali księdzu i odeszli od ołtarza długą nawą, Galen spytał:

- Od jakiegoś czasu uśmiechasz się. Mogę wiedzieć, co

cię tak bawi?

_ Myślałam sobie, że to normalne, że czuję się tak dziw-

nie. Przecież ślub zdarza się tylko raz w życiu!

Ujął ją za ramię i sprowadził po schodach na wybrukowaną kocimi łbami ulicę·

- Zdarza się? Mówisz jak o ~ataklizmie. Może tak być, że wyjdziesz powtórnie za mąż. Zycie w Sedikhanie

nie jest bezpieczne, a bogate wdowy mają wielkie powodzenie.

- Nigdy więcej nie wyjdę za mąż! - oświadczyła stanowczo Tessa. - Po co dobrowolnie wkładać głowę w

pętlę? O wiele przyjemniej żyje się bez męża, który wiecznie wchodzi w drogę.

- Mąż też może się na coś przydać.
- Dla bezpieczeństwa? Mogę sobie wynająć straż.

Pomógł żonie wsiąść do powozu, który czekał przed kościołem.
- Nie myślałem o bezpieczeństwie. Raczej o tym, że mógłby ci ... dotrzymywać towarzyst}Va.
- Większość mężów tak się ugania za innymi kobietami, że ani myślą o swych żonach. Nie, o wiele lepiej

jest bez mężczyzn.

Galen oparł się wygodnie i przyglądał się żonie z uśmiechem. Powóz zachybotał się i ruszył.
- Zobaczymy, czy nie zmienisz zdania. Istnieją chyba jakieś przyczyny, dla których ludzie się pobierają.

Tessa spojrzała na niego ze zdumieniem.

- Tak, mężczyzna musi zapewnić sobie dziedzica, a kobieta chce być pewna, że ojciec ich dzieci nie porzuci

jej, gdy mu się znudzi.

Ciemne oczy Galena wpatrywały się w nią beznamiętnie. - A więc o to tylko chodzi?

Tessa skinęła głową z przekonaniem.

- Oczywiście. Sam o tym wiesz. Założę się, że nie pomyślałeś ani razu o hrabinie Kamilli czy innych

kobietach, które ci uległy.

- Ależ myślałem, i to nieraz.

background image

- Naprawdę? A kiedy? - Zmarszczyła czoło.

- Ilekroć byłem spragniony kobiety.

Tessa zaczerwieniła się i szybko odsunęła się od niego.

- To nie była pamięć, tylko zwykła żądza. - Pochyliła się i wyjrzała przez okno. Dostrzegła znajomy szyld. -

O, to ta interesująca tawerna! Prosiłam Saszę, żeby mnie do niej zabrał, ale odmówił. Zabierzesz mnie tam ...
dziś wieczór? Jeśli oczywiście Selik będzie się dobrze czuł - dodała pospiesznie.

- Naturalnie, odłóż ucztę weselną, aż Selik będzie w dobrej formie.
- Czemu cię to śmieszy? Oboje dobrze wiemy, że ta ceremonia nie miała żadnego znaczenia.
- Ależ miała ogromne znaczenie.
Tessa machnęła niecierpliwie ręką.

- Doskonale rozumiesz, co mam na myśli! Chodzi tylko o sojusz. Więc zabierzesz mnie do tawerny?

- Czemu nie? Należy ci się uczta za to, co zrobiłaś dla Selika. Zresztą ta wyprawa może być bardzo

pouczająca.

- Podoba mi się tutaj - oświadczyła Tessa, błądząc wzrokiem po wnętrzu gwarnej tawerny.

Drewniane klepki podłogi były spaczone i uginały się pod nogami, a z przymocowanych do ścian pochodni

buchały kłęby szczypiącego w oczy dymu.

- Czy to nie podniecające, Sasza?

- To nie miejsce dla ciebie.

Tessa zerknęła figlarnie przez ramię na Galena, siadając na krześle, które jej podsunął.
- Mylisz się. Jestem zamężną kobietą i mogę chodzić, gdzie mi się podoba. Mam słuszność, panie mężu?
- Do pewnego stopnia. - Galen obojętnie rozglądał się po wnętrzu. - Nie dostrzegam tu nic godnego uwagi.

- Jak możesz mówić coś podobnego?! - Oparła splecione dłonie w rękawiczkach na poszczerbionym stole. -

Tu jest cudownie. Jestem pewna, że i jedzenie będzie wyśmienite.

- Jeśli nie znajdziemy karaluchów w zupie. - Sasza usiadł obok Galena i skinął na krzepką sługę·

- Na statku nie było karaluchów w zupie! Jedzenie było mało urozmaicone, ale kucharz dbał o czystość i

jestem pewna, że ... Czy to ladacznica? - Tessa wlepiła wzrok w jasnowłosą kobietę w zielonej, przybrudzonej
sukni, która siadła jednemu z majtków na kolanach. - Całkiem ładna, prawda?

- Lepiej się prezentuje niż większość tego stada - odparł Sasza. Służebna postawiła przed nimi trzy szklanice.

Napełniła je czerwonym winem ze skórzanego bukłaka, który zwisał na rzemyku z jej szyi.

_ Stada? - Tessa zmarszczyła brwi. - Nie podoba mi się to określenie. Mówisz o kobiecie, nie o krowiel

Sasza ruchem ręki odprawił służącą i przyjrzał się dziewczynie, o której mówili. Jej ogromne piersi

wylewały się z dekoltu.

- Jest jednak pewne podobieństwo. Przyznaj sama.
- Ani myślę! To ludzka istota, nie zwierzę. Sprzedaje się, bo widocznie nie potrafi inaczej zarobić na życie.

- A co powiesz o Paulinie? - zapytał cicho Galen. - Dlaczego ona to robi?

- Paulina nie jest ulicznicą, ona ... - Tessa zastanowiła się przez chwilę. - Nie jest zbyt inteligentna i nic ją

nie interesuje. Pewnie robi to z nudów.

Sasza zakrztusił się winem.
- Całkiem możliwe. Z wielkim zapałem ... walczy z nudą·

Tessa czuła, że jej towarzysze kpią z niej, ale nie dbała o to.

Sprawa uciech cielesnych niezbyt ją interesowała - najwyżej jako dziwaczna słabostka. Tawerna była dużo
ciekawsza.

- Jestem głodna. Może coś zjemy?
- Ależ oczywiście! - Wargi Galena zadrżały. - Obowiąz-

kiem męża jest zaspokajać wszelkie ... apetyty małżonki.

- Uważaj, Sasza! - Tessa nie mogła powstrzymać się od śmiechu, gdy kuzyn próbował porwać ją do tańca na

dziedzińcu przed zajazdem. - Za dużo wypiłeś! Jeszcze oboje wylądujemy na ziemi.

- Obrażasz mnie! - żachnął się Sasza, patrząc na nią niezbyt przytomnym wzrokiem. - Myślisz, że mam słabą

głowę? To była wielka okazja i jestem ogromnie ... ożywiony!

- Ogromnie... podchmielony. - Tessa uśmiechnęła się pobłażliwie i podprowadziła kuzyna do drzwi. - Można

by pomyśleć, że to twoje wesele, bo tak hucznie świętowałeś.

- Właśnie dlatego, że nie było moje. - Uśmiech Saszy zgasł, jego oczy napełniły się łzami. Delikatnie dotknął

policzka Tessy. - Biedny dzieciak.

- Jest mniej godna politowania niż ty - stwierdził Galen zrównawszy się z nimi.

background image

- No chodź! Pomogę ci wleźć na górę!
- Nie trzeba!

Sasza wtoczył się do środka i ruszył ku schodom. - Potrafię sam ...

Noga mu się omsknęła na drugim stopniu i runął do przodu.
- ... Rozbić sobie gębę?
- Potknąłem się - wyjaśnił z godnością. - Jak można znaleźć drogę przy jednej mizernej świeczce?

- Dziwne, ja widzę wszystko wyraźnie. - Galen pomógł Saszy wstać i objął go w pasie. - Dopiero co skończyłem
kurować Selika i wcale mi nie zależy na następnym pacjencie.
- Porównujesz mnie do konia?!
- Tylko gdy jesteś trzeźwy. Po pijanemu przypominasz raczej ogłupiałego od skwaru wielbłąda;

- Jeszcze jedna zniewaga!
- A czego spodziewasz się po barbarzyńcy? - Galen ruszył po schodach, wlokąc Saszę. Ten zaczął
podśpiewywać pod nosem.
- Może wezwać jego lokaja? - spytała Tessa.
- Sasza nie podróżuje w towarzystwie lokaja. Said troszczy się o nas obu.

Galen przystanął, uchwycił mocniej przyjaciela i zarzucił sobie jego ramię na szyję.

- Zdumiewające! - Tessa zamknęła drzwi frontowe i przypatrywała się wchodzącym na schody. Ten Sasza,

którego znała, zawsze podróżował z całym orszakiem kucharzy, lokajów i stajennych.

- Nie tak bardzo. Słudzy raczej zawadzają na pustyni. Galen dotarł do szczytu schodów i spojrzał stamtąd na

Tessę. - Idź do swego pokoju. Zaraz do ciebie przyjdę.

- Naprawdę? - Uśmiech zamarł jej na wargach. Przeszedł ją dreszcz.

- Oczywiście.

Oczywiście, pomyślała Tessa. Czego innego mogłam się spodziewać? To przecież nasza noc poślubna.

Dziecko było częścią umowy. Nie jestem niewiniątkiem, które nie ma pojęcia, skąd się biorą niemowlęta. Ale
przyrzekł, że da mi trochę czasu ...

- Idź do swego pokoju, Tesso! - rzucił jej mąż półgłosem przez ramię.

Wbiegła na schody. Wyminęła Galena i Saszę i poszła do swej sypialni. Wiedziała, że nie powinna czuć się

rozczarowana, bo mężczyźni rzadko dotrzymują obietnic danych kobietom. Zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie
plecami. Serce jej waliło, twarz miała rozpaloną. Gdy się przyzwyczaję, nie będzie to takie straszne. Paulina
naprawdę lubiła to robić! Nieraz słyszałam, jak dopraszała się o więcej. Tylko że ja nie jestem Pauliną! Ale
zawarłam umowę i muszę jej dotrzymać, myślała. Trzeba się rozebrać. Powinnam być naga, gdy zjawi się
Galen.

Odetchnęła głęboko i odsunęła się od drzwi. Zaczęła rozpinać drobne perłowe guziczki swej zielonej jak

wiosna sukni. Po pięciu minutach leżała nagusieńka pod przykryciem.

W pokoju jest ciepło, więc skąd te dreszcze? Wszystko będzie dobrze. Paulinie się to podobało, a tamta

kobieta w tawernie też najwyraźniej nie miała nic przeciwko temu, że majtek miętosił jej pier ...

Drzwi·otworzyły się. W progu stał Galen. Uniósł trzymaną w ręku świecę i zobaczył Tessę. Leżała skulona

na wielkim dębowym łożu. Zacisnął usta z niesmakiem.

- Jak miło ujrzeć niecierpliwie wyczekującą żonę. Nie spodziewałem się, że będziesz aż tak chętna!

- To nie tak! - Głos Tessy drżał, ale starała się mówić spo-

kojnie. - Wcale nie mam na to ochoty.

Ponura twarz Galena wypogodziła się. - ~ięc skąd ta gotowość?

- Zadna gotowość! Obiecałam urodzić ci dziecko ...
- Ach tak ... - Galen zamknął za sobą drzwi. - Ale chyba

powiedziałem, że nie będziemy się spieszyć?

- Powiedziałeś, ale... - Poczuła ulgę. - Myślałam, że zmieniłeś zdanie.

- Dotrzymuję obietnic. Jeśli zmienię zdanie, dowiesz się

otym pierwsza. - Postawił cynowy świecznik na stole, zdjął surdut i powiesił go na krześle. - Nie zamierzam cię
gwałcić. - To by nie był gwałt. Zawarliśmy układ.

- Taką już mam słabostkę, że wolę uściski ochocze od

niechętnych. - Rozwiązał pasiasty halsztuk i pozbył się go. Zapewne nie poczniesz od razu. Nie chciałbym,
żebyś zaciskała zęby, ilekroć cię tknę.

- Nie mogę obiecać, że będę chętna. Wątpię, by to sprawiło mi przyjemność. Niezbyt się na tym znam.

Paulina lubi to robić, ale zauważyłam, że klacze, kiedy je ogier pokrywa, nie wyglądają, jakby im było ... -
urwała szukając właściwego określenia - ... wygodnie.

background image

- Wygodnie? - Galen uśmiechnął się. - Rzeczywiście, trudno doszukać się w tym wygody. Nie mogę ci też
obiecać, że obejdzie się bez bólu. Sądzę jednak, że uznasz to za interesujące przeżycie... - Rozpiął guziki i zdjął
koszulę. ~

• .. 0

ile podejdziemy do całej sprawy jak należy.

Tessa wpatrywała się

w

jego potężne muskuły widoczne na ramionach i piersi. Spojrzała na czarny trójkąt

włosów pokrywający pierś i znikających za paskiem czarnych spodni. Jego ciało przypominało połyskliwy brąz.
Poczuła w dole brzucha dziwne łaskotanie.

- Jeśli nie zamierzasz ze mną spółkować, to czemu zdejmujesz odzienie?
- Kładę się do łóżka.
- Razem ze mną? Masz przecież własny pokój!
- W. Zalandanie mamy inne obyczaje niż arystokracja w Tamrovii. U nas małżonkowie dzielą nie tylko
sypialnię, ale i łoże.
- 'Osobliwy zwyczaj! Takie narzucanie się to brak delikatności. - Tessa wzruszyła ramionami. - Cóż, chyba

się jakoś przyzwyczaję·

- Mam nadzieję. Odrzuć przykrycie. Tessa zdrętwiała, jej oczy rozszerzyły się. – Co takiego?

- Usiądź i zrzuć to przykrycie. Chcę na ciebie popatrzeć.
Policzki zaczęły ją piec.
- Po co, jeśli nie chcesz nic robić?
- Mam swój cel. Zrzuć przykrycie.
Tessa zmusiła się, by puścić ściskany w ręku materiał.

Przykrycie opadło jej do pasa. Miała wrażenie, że jej ciało płonie żywym ogniem. Uniosła wyzywająco głowę i
spojrzała wrogo na męża.

- Po co mam się przed tobą obnażać? Nie jestem pięknością jak hrabina Kamilla. Mój widok nie sprawi ci

żadnej przyjemności.

- Rzeczywiście, nie przypominasz Kamilli. - Wzrok Galena zatrzymał się na ramionach Tessy i spoczął na jej

piersiach. - Niekiedy jednak mniejszy klejnot bardziej zachwyca oczy.

Ledwie mogła oddychać. Miała wrażenie, że piersi leI

pęcznieją pod jego wzrokiem. - Mogę się już okryć?

Galen nie odrywał wzroku od jej piersi.
- Jeszcze nie. Chyba robimy pewne postępy.
- W czym?
- W poznawaniu się. Od dziś będziesz spała przy mnie

nago. Będę cię dotykał i tulił, kiedy tylko zapragnę.

Usiadł na krześle przy drzwiach, ściągnął lewy but i upuścił go na podłogę.
- Uklęknij na łóżku twarzą do mnie.
Nie patrząc na męża, odrzuciła przykrycie i przysiadła na piętach zwrócona w jego stronę. Usłyszała stuk

drugiego buta o podłogę.

- Czy chcesz mnie upokorzyć?
- Nie podoba ci się, że patrzę na ciebie?
- To mnie krępuje.
- Nie.powinno cię krępować. Jesteś prześliczna.
- Mam okropne rude włosy i oczy jak spodki, i ... - Prych-

nęła pogardliwie.

- Najdoskonalsze piersi i nogi, jakie kiedykolwiek widziałem.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Z uporem wpatrywa-

ła się w ścianę nad ramieniem męża. - Nie wierzysz mi?

- Nie - przełknęła ślinę.
- A więc udowodnię ci. Spójrz na mnie.
Niechętnie oderwała oczy od ściany. Galen stał nagi w lekkim rozkroku, niczym posąg siłacza z brązu i

hebanu. Oczy Tessy rozszerzyły się, gdy dostrzegła oznakę jego podniecenia. On również spojrzał w tym
kierunku.

- Otóż i dowód - powiedział cicho.
- Wyglądasz ... inaczej.
- Inaczej niż kiedy?
- Gdy pierwszy raz widziałam cię nago.

- Byłaś wtedy dzieckiem. - Galen roześmiał się. - A poza tym widziałaś mnie, gdy było po wszystkim. Zresztą
dowód pożądania nie zawsze jest aż tak widoczny. - Galen urwał. Ale dziś było mi diabelnie trudno go ukryć. -

background image

Wziął do ręki świecę i ruszył w stronę łóżka. - Posłuchaj mnie - powiedział cicho. - Pragnę cię tak bardzo, że aż
mnie to boli. Czy jeszcze w to wątpisz? - Zatrzymał się przed Tessą i postawił świecę na nocnym stoliku.

Była spięta. Patrzyła na niego w milczeniu. Wyciągnął rękę i dotknął jej włosów z ogromną czułością.
- Jesteś taka maleńka - szepnął. - Zeszłej nocy, patrząc na ciebie, myślałem bez przerwy, jak ciasno mnie

obejmiesz. Twardnieję z pożądania, marząc ...

Tessa miała wrażenie, że unosi ją potężna fala. Czuła mrowienie w dłoniach, w piersiach, w podbiciu stóp.
- Wątpię, czy się we mnie zmieścisz.
- Przekonasz się, że tak. Natura stworzyła kobietę, by

mogła przyjąć w siebie mężczyznę. By go pragnęła. Klacz może nie wygląda na zachwyconą, gdy ogier ją
pokrywa, ale czy nigdy nie widziałaś, jak odwraca się do niego zadem, zerka ku niemu, i wywija ogonem? -
Galen nie dotykał już włosów Tessy, tylko pieścił jej szyję. Jego kciuk powędrował do dołka u nasady jej szyi.
Była pewna, że mąż czuje szalejący pod jego dotknięciem puls. - Wyobrażasz sobie, jak bym się ucieszył,
gdybyś tak mnie wabiła?

Wzdrygnęła się zaszokowana. - Nie jestem zwierzęciem!
- Nie chciałem cię urazić. Niekiedy wyrażam się nie-

zręcznie. - Odjął dłoń od jej szyi. Obie ręce opadły wzdłuż boków. - Nie rozebrałem się do końca. Pomóż mi.

Spojrzała na niego zdumiona. Nie rozumiała, o czym mówi, bo był nagi. Galen odwrócił się do niej plecami.
- Mam włosy związane wstążką. Rozwiąż ją.
Uklękła i drżącymi palcami zaczęła mocować się z czarną wstążką z grubego jedwabiu. Jej piersi otarły się o

jego gorące plecy i przeszedł ją dreszcz. Bolały piersi, sutki stwardniały, a wewnątrz coś dziwnie pulsowało.

- Chyba nie dam sobie rady ... Zrób to sam.

- Nie - odparł gardłowym głosem. - To tradycja mojego kraju.

Miała wrażenie, że Galen obejmuje ją i pieści. W końcu udało się jej rozwiązać i wyciągnąć z włosów

męża wstążkę. Rzuciła ją na pobliski stolik i przysiadła na piętach z ulgą. Galen nadal stał odwrócony
tyłem. W blasku świecy jego gęste czarne włosy lśniły. Tessa zapragnęła dotknąć jego muskułów,
zanurzyć palce we włosach i przyciągnąć jego głowę do siebie. Odwrócił się. Był olbrzymi, pierwotny,
dziki. Oczy mu błyszczały. Ciemne włosy okalały bujnymi falami twarz. Jeden kosmyk opadł na czoło.
Nozdrza rozdęły się. Powoli przesunął dłońmi po swych udach - było to wyraźne zaproszenie. Tessie
zaparło dech. Mięśnie brzucha zacisnęły się. Choć nie dotknął jej, miała wrażenie, że przyciąga ją do siebie
tym zmysłowym gestem.

- Ządza budzi zwierzę drzemiące w każdym z nas, kilen. Mam nadzieję, że wkrótce się o tym przekonasz. -

Z trudem zaczerpnął powietrza i zacisnął mocno powieki. - Oby jak najprędzej!

Otworzył oczy i odsunął się od niej. Pochylił się nad świecą i zdmuchnął ją. Tessa w ciemności poczuła

się jeszcze bardziej bezbronna. Dostrzegała zarys potężnej postaci Galena. Czuła jego zapach.

- Połóż się. - W niskim głosie męża wyczuła napięcie. Więcej dziś nie zniosę.

Nic się właściwie nie stało, myślała z osłupieniem. Dotykał tylko moich włosów i szyi. Patrzył na mnie i

mówił
oswym pożądaniu. Dlaczego więc czuję, że jest inaczej ... - Kładź się!

Wśliznęła się pod przykrycie i odsunęła na sam brzeg łóżka.Poczuła, że siennik ugiął się pod ciężarem

Galena. Położył się obok, nie dotykając jej. Serce jej waliło. W pachwinach coś dziwnie pulsowało.

- Po co to wszystko? - odezwała się z wahaniem. - Czemu tak się zachowujesz?
- Będę kochał się z tobą tak, jak tego pragnę ... albo wcale - odparł zdławionym głosem.
- Przecież chodzi ci tylko o dziecko. Co za różnica, jak to się stanie?
- Jesteśmy ludźmi, a nie ogierem i klaczą. Przecież, na Boga, nie jestem barbarzyńcą - powiedział

zdesperowany.

Rozdział trzeci

background image

Gdy obudziła się następnego ranka, Galena już nie było.

Poczuła ulgę i rozczarowanie. Ubiegła noc była dla niej niepokojącym przeżyciem. Ben Raszyd okazał się
niezwykłym i zaskakującym człowiekiem. Mąż podniecał ją, budził ciekawość i radość życia. Nie rozumiała
swoich uczuć.

Ubrała się szybko w swą starą brązową amazonkę i wyszła z pokoju. Na schodach natknęła się na młodego

człowieka. Ubrany był w kaftan w wiśniowo-kremowe pasy i szerokie białe spodnie, wetknięte w buty z
brązowego zamszu. Twarz młodzieńca wydała się jej znajoma.

- Zmierzałem właśnie do pani pokoju,

madżiro -

powiedział z szacunkiem. -

Madżiron

życzy sobie, byśmy

odjechali stąd za godzinę. Czy mogę spakować twoje kufry, pani?

- Nie ma wiele do pakowania. Na tak krótki czas nie warto było wszystkiego rozpakowywać. Masz na imię

Said, prawda? - spytała po krótkim namyśle.

- Said Abdul,

madżiro. -

Skłonił się.

- Nie poznałam cię w pierwszej chwili. - W oczach Tessy

błysnęły wesołe iskierki. - Tym razem jesteś ubrany.

Said zamrugał oczami, wyraźnie zaszokowany.
- Mogę zabrać się do pakowania rzeczy,

madżiro?

Boże święty, jest nadęty i pełen powagi jak matka przełożona, pomyślała.
- Ależ oczywiście - odparła oficjalnym tonem. - Gdzie jest szejk?
- W stajni. Czy mam go zawiadomić, że chcesz się z nim widzieć, pani?

- Nie, zajmij się tym, co do ciebie należy. Sama go znajdę.
- Pójdziesz sama, pani? - zapytał zgorszony. - W stajni jest kilku mężczyzn,

madżiro.

- I co z tego?

- To nie przystoi. Jesteś przecież

madżirą ...

- Ja będę jej towarzyszył, Saidzie - rzekł Sasza, który właśnie zjawił się przy schodach. - Zabierz się do
pakowania.

- Ani krztyny poczucia humoru - powiedziała z dezaprobatą Tessa.

- Said to porządny chłop - stwierdził Sasza. - Ale bardzo dba o etykietę. Pamiętaj, że Sedikhan to zupełnie

inny świat niz nasz.

- Zaczynam to dostrzegać. - Tessa zbiegła z ostatnich kilku schodów. - Kto to jest

madżira?

Sasza uśmiechnął się szeroko.

- To ty. Małżonka

madżirona,

czyli - po naszemu - Jej Królewska Mość.

- A Galen to

madżiron?

- To jeden z jego tytułów. - Przestał się uśmiechać i spojrzał na nią badawczo. - Czy ... dobrze się czujesz?
Tessa zaczerwieniła się i odwróciła wzrok.

- Lepiej niż ty. Nie żałowałeś sobie wina ubiegłej nocy. Wyminęła go, zmierzając ku drzwiom. - Chcę

zobaczyć, co z Selikiem.

- Chcesz zobaczyć konia, nie męża?
- Mój mąż w przeciwieństwie do Selika był w świetnej formie, gdy go ostatnio widziałam. - Rzuciła mu przez
ramię kpiące spojrzenie.
- Koń czuje się o wiele lepiej.
Gdy odwróciła się, zobaczyła stojącego w progu Galena. Patrzył na nią z kamienną twarzą, ale usta mu
podejrzanie drgały.

- Bardzo się cieszę, że masz dobre zdanie o mojej ... kondycji.

Z miejsca, gdzie stał Sasza, usłyszała odgłos przypominający stłumiony chichot. Zaczerwieniła się, bo

przypomniała sobie Galena, jak stał przed nią w całej swej imponującej nagości, z pałającymi ciemnymi oczami
i opadającymi na ramiona włosami. Teraz miał włosy porządnie splecione w warkocz. Ubrany był w czarny
surdut z najprzedniejszego sukna i takież spodnie. Krawat miał związany równie misternie jak Sasza. Patrząc na
elegancki strój męża, poczuła się pewniej.

- Selik może ruszyć w drogę? - spytała. Galen skinął głową.

- Ale bez obciążenia. Będzie szedł luzem przez kilka dni.
- Całkiem rozsądnie - pochwaliła.
- Cieszę się, że jesteś tego samego zdania. - Galen schylił

głowę w ukłonie. - Kupiłem u oberżysty klacz, na której pojedziesz do Zalandanu. Nieco leciwa, ale nadaje się
do podróży. A teraz zjemy śniadanie, jeśli masz ochotę, i ruszamy w drogę. Orszak, który będzie nam
towarzyszył, czeka tuż za granicą, w oazie El DabaI.

background image

Jadę do Sedikhanu, pomyślała. Nigdy nie sądziłam, że odwiedzę kiedyś ten barbarzyński kraj. Tessę ogarnęła

nagła gorączka podróży.

- Jedźmy bez zwłoki! Nie jestem głodna.
- Musisz coś zjeść - powiedział Galen. - Zatrzymamy się dopiero o zachodzie słońca. Mogłabyś zasłabnąć w
drodze.
- Nie lubię, by mi rozkazywano. - Nachmurzyła się.
- Chyba wolisz moje polecenia od rozkazów ojca?
- To prawda. - Rzuciła mu spojrzenie spod rzęs. - Ale chyba nie zapomniałeś, że udawało mi się jakoś je
omijać.

- W Zalandanie to się nie uda. - Gdy dostrzegł, że Tessa sztywnieje i odsuwa się, dodał łagodnie: - Nie
zamierzam cię tyranizować. Zależy mi tylko na twoim bezpieczeństwie.
- Mój ojciec również dbał tylko o moje bezpieczeństwo. Nawet kazał zabić Apolla, który mnie tak kochał. -
Spojrzała mężowi prosto w oczy. - Ty też byś tak zrobił?

Galen popatrzył na nią w milczeniu i odparł bez pośpiechu: - Gdyby to było konieczne.

Była zaskoczona. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi.

Przecież to Galen ocalił Apolla. Teraz jednak był stanowczy. Wiedziała, że mówił szczerze.

- Postawmy sprawę jasno - rzekła, nie dopuszczając go do głosu, gdy chciał coś dodać. - Wiem, jakie

nadzieje wiążesz z moją osobą. Nie martw się, dotrzymam umowy.

- Nie myślałem o ...
- Oczywiście, że myślałeś! Nie jestem głupia. Wiem, ile

dla ciebie jestem warta. - Skierowała się w stronę izby, gdzie podawano posiłki. - Zjem coś, bo nie warto
sprzeczać się . o takie. drobiazgi. Ale przyrzekłeś mi wolność. Nie pozwolę, żeby wszystko było po twojemu.

- Będziesz wolna, jeśli zechcesz - uśmiechnął się Galen ale w Zalandanie moja wola je~t prawem.

Sasza ujął Tessę za łokieć, zręcznie odgradzając ją od Galena. - Umieram z głodu. Jeśli skończyliście już ten
słowny po- . jedynek, może coś zjemy? No chodź, kuzyneczko! Wiesz, że sprzeczki mają fatalny wpływ na mój
delikatny organizm. Usłyszał pełne niedowierzania prychnięcie Galena i patrzył na niego z Wyrazem
skrzywdzonej niewinności. - Gruboskórny niedowiarku. Nigdy nie doceniałeś mojej wrażliwości. - Popchnął
Tessę do przodu. - Zresztą, żadne z was nie okazuje mi należnych względów. Już mi się to sprzykrzyło.

Patrząc na rozbite namioty, można było sądzić, że spora armia okupowała ocienioną palmami oazę El

DabaI. Gdy Tessa, Galen, Sasza i Said zbliżyli się do obozowiska, co najmniej siedemdziesięciu jeźdźców w
ubiorach w wiśniowo-kremowe pasy - takie same jak u Saida - ruszyło w ich stronę. Tessa zatrzymała klacz,
by popatrzeć na tę kawalkadę.

- Matko Boska! Nawet Jego Królewska Mość nie ma tak imponującego orszaku.
- Król Lionel nie podróżuje po kraju rozdartym wewnętrznymi waśniami - odparł Galen. - W Sedikhanie

taka eskorta nie jest tylko ozdobą.

- Zwłaszcza gdy Tamar zgłasza pretensje do terenów przygranicznych - dodał Sasza i skrzywił się.

- Co za Tamar? - spytała Tessa.
- To szejk Tamar Hassan - wyjaśnił z roztargnieniem Ga-

len. Zdjął szyty na miarę surdut i krawat zawiesił na łęku siodła. Rozpiął trzy górne guziki koszuli.

- Co ty robisz? - zdumiała się Tessa.
- Pozbywam się śmiesznych cudzych piórek. Jestem już

u siebie w domu.

Gdy uśmiechnął się zuchwale, białe zęby błysnęły w brunatnej twarzy. Tessa patrzyła zafascynowana.

Wydawał się jeszcze bardziej dziki niż dotąd. Wiatr odgarnął mu włosy z czoła. Oczy płonęły nieskrywanym
podnieceniem. Zrozumiała, co miał na myśli, nazywając domem te piaski lśniące złotem pod jaskrawym
błękitem nieba. To była jego ojczyzna, tak samo jak on niezwykła i piękna.

- Zaopiekuj się moją żoną, Sasza. Muszę jak najprędzej spotkać się z Kalimem.

Galen spiął konia do galopu; Said poszedł w jego ślady.

Tessa obserwowała powitanie męża z grupą wojowników. Przez chwilę wszyscy stali bez ruchu, wydając tylko
donośne, przenikliwe okrzyki. Potem otoczyli Galena kołem. Nawet z tej odległości Tessa widziała na twarzach
mężczyzn graniczące z uwielbieniem przywiązanie i szacunek do swego

madżirona.

- Naprawdę go kochają - powiedziała z zadumą.
- Oczywiście. Dzięki niemu El Zalan żyje - rzekł Sasza.

background image

- Nie, to coś więcej.
Sasza popatrzył na nią uważnie.

- Co za intuicja. Galen to istny kameleon. Umie odegrać każdą rolę. Dostosować się do każdej sytuacji. Dać

to, czego oczekują. Spełnia nadzieje swych współplemieńców, a ci odwdzięczają się szczerym przywiązaniem i
wiernością. Mówiłem ci, że jest bardzo silny.

Po raz pierwszy Tessa poczuła niepokój. Była samotna w tym dzikim kraju.

Jeśli Galen jest takim kameleonem, jak twierdzi Sasza, to mężczyzna, którego zaczęłam po trosze

poznawać, może w ogóle nie istnieje, myślała.

- Nie pora już na wątpliwości - stwierdził Sasza. Tessa potrząsnęła energicznie głową·

_ Nie mam żadnych wątpliwości ... a w każdym razie niewielkie. - Spięła konia ostrogą. - Jedźmy już!

Jestem głodna.

Na widok Tessy rodacy Galena zamilkli. Poczuła się niepewnie i była zadowolona, że jest przy niej Sasza.
Galen rozlIlawiał z wyjątkowo przystojnym młodzieńcem, który do. siadał wspaniałego gniadego wałacha. Byli
tak pochłonięci sobą, że Tessa poczuła się jeszcze gorzej.

_ Co z Tamarem?! - zawołał Sasza, gdy tamci dwaj mogli go już usłyszeć.

_ Nie daje znaku życia - odparł posępnie Galen. - Ale to

nie znaczy, że nie czai się w pobliżu.

Piękny młodzieniec obok Galena poczerwieniał i pospiesznie zapewnił go:

- Przeszukałem teren bardzo dokładnie,

madżiron.

- Tamar to podstępna bestia. - Galen odwrócił głowę

i powiedział coś półgłosem do swego towarzysza.

Tess~ była zła, że mąż nie zwraca na nią uwagi. Ale nagle zdała sobie sprawę z własnej głupoty. Ich umowa

nie gwarantowała jej nieustannej atencji męża. Musi sama upomnieć się o to, na czym jej zależy. Zatrzymała
klacz tuż przed Galenem i rzekła:

_ Jestem zmęczona, spragniona i głodna, panie mężu. Spojrzał na nią z roztargnieniem i niedbale skinął na sto-
jącego obok mężczyznę·

- Oto moja małżonka, Kalimie. Tesso, poznaj mego zastępcę, Kalima Ranmira.

Na pięknej twarzy Kalima dostrzegła zdumienie i niechęć. Skłonił głowę w dwornym ukłonie.

- Witaj,

madżiro.

- Witaj, szlachetny panie - odparła i powtórzyła: - Jestem głodna.

Galen usłyszał w jej głosie buntowniczą nutkę i spojrzał uważnie. Zau:ważył cieniutkie linie koło ust i

nienaturalną sztywność smukłego ciała. Uśmiechnął się i zwrócił do Saida. - Zaprowadź moją małżonkę do

namiotu, Saidzie, i przy-

nieś jej wszystko, czego zapragnie.

- Czy przyłączysz się później do mnie? - spytała Tessa.
- Czyżby ci na tym zależało? - dociekał zdziwiony.
- Rób, co chcesz. Chciałam tylko wiedzieć, czy mam na

ciebie czekać. - Zawróciła konia, zanim zdążył odpowiedzieć. Przejechała przez tłum wojowników
wyprostowana, z dumnie uniesioną głową. Skierowała się w stronę pasiastego namiotu w barwach Galena, który
stał nad sadzawką pełną iskrzącej się, błękitnej wody w samym środku oazy ..

- Kim jet ten Kalim? - spytała Saida, jadąc u jego boku.
- Jest zastępcą

madżirona.

Kalim to niezwykle waleczny

wojownik, bardzo szanowany.

- Myślałam, że zastępcą mego męża jest Sasza.
- Ależ nie! - Said potrząsnął głową. - To wykluczone. Za-

stępcą nie może być nikt obcy. A on nie należy do naszego plemienia.

- Ale nie był na tyle obcy, by nie móc zaprzyjaźnić się z waszym

madźironem

i walczyć po jego stronie. -

Tessa wydęła usta.

- Nie chciałem go obrazić. Jest prawdziwym przyjacielem El Zalanu. Wszyscy go tu lubią.
Nie na tyle jednak, by uznać go za swego, nawet po latach i mimo zasług, pomyślała.

- Sasza zapewne bardzo to sobie ceni - rzekła.
- Dobrze się wśród nas czuje. Zwłaszcza przypadł do gu-

stu naszym kobietom - powiedział z uśmiechem. - Proszę mi wybaczyć, nie miałem na myśli nic złego,

madżiro

-

dodał szybko, żałując swej szczerości.

Tessa popatrzyła na niego ze zniecierpliwieniem.

background image

- Wygląda na to, że będziemy spędzać ze sobą sporo czasu, dlatego wyjaśnijmy coś raz na zawsze: nie jestem

taka jak kobiety z El Zalanu i nie zamierzam się zmienić.

Przywykłam bardziej do rozmów stajennych niż do babskich ploteczek. Nie urazisz mnie uwagami, które
wydają ci się niestosowne. - Zamilkła na chwilę· - Prawdę mówiąc, może dzięki takim rozmowom czułabym
się tu mniej ... - Zająknęła się, nie chcąc zdradzić swej bezradności. Powiedziała jednak bez ogródek: - ...
samotna.

Twarz Saida złagodniała. Zeskoczył z konia i pomógł jej

zsiąść.

_ Nie będziesz tu samotna,

madżiro.

Wszystkie kobiety na

dworze będą zaszczycone twoją przyjaźnią·

Madźiron

tego oczekuje.

_ Zobaczymy. Wolę jednak sama ułożyć sobie tutaj życie,

a nie czekać, aż się tym zajmie twój pan.

Odwróciła się i weszła do namiotu.

Said przyniósł wodę do mycia. Gdy Tessa odświeżyła się i usadowiła na pięknym perskim dywanie, podał

jej apetyczną potrawkę z królika. Była o wiele smaczniejsza niż dania serwowane poprzedniego wieczoru w
tawernie. - Czy

madźiron

i mój kuzyn dotrzymają mi towarzystwa?

Said zaprzeczył.

- Jedzą razem z innymi mężczyznami przy ognisku.

_ Doprawdy? - Gdy Tessa trochę odpoczęła, jej obawy nieco przygasły. - Może powinnam się do nich

przyłączyć? Wzięła miseczkę i chciała wstać, lecz Said zaczął trząść głową jak szalony. Był przerażony.

_ Madźiron

bardzo by się na mnie gniewał, gdybym ci pozwolił opuścić namiot. To nie ...

_ Przystoi - dokończyła. - W tym barbarzyńskim kraju panują nieznośnie surowe obyczaje!

_ Barbarzyńskim? - powiedział urażony. - Ludzie z plemienia El Zalan nie są barbarzyńcami. Inne szczepy

może są dzikie, ale my mamy prawa, które nam dał

madżiron.

Nie zbliżysz się do ogniska, pani?

Tessa była zmęczona. Nie chciała wywoływać skandalu, za jaki uznano by zapewne pogwałcenie przez nią

tutejszych obyczajów, i narażać Saida, którego polubiła.

- Ale w namiocie jest strasznie gorąco ... - rzekła.
- Rozłożę dywan przed samym wejściem i zgasimy latar-

nię, by nikt cię nie zobaczył.

- Czy to koniecz ... - Tessa westchnęła. - Dobrze. Rób, jak uważasz. Proszę, rozłóż ten dywan.

Rześki wieczorny wietrzyk chłodził twarz Tessy, gdy wypoczywała przed wejściem do namiotu. Said czuwał

nad nią, siedząc na osobnym dywaniku w niewielkiej odległości. Tessie nie chodziło jednak o ochłodę.
Wytrzymałaby gorąco w namiocie, ale nie mogła znieść, że siedzi tu sama, z dala od śmiechów, rozmów i
żartów mężczyzn zgromadzonych wokół ogniska. Pragnęła przyłączyć się do nich. Dostrzegła męża. Nie
wierzyła własnym oczom. Galen odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się serdecznie, słysząc jakąś uwagę Kalima.
Kalim też się uśmiechnął, a pozostali mężczyźni skupili się nieco ciaśniej wokół Galena, jakby przyciągnięci
magnesem. Tessa nie znała męża z tej strony. Zastanawiała się, czy jest serdeczny i szczery tylko wobec swych
ziomków. Sądziła, że Sasza również znał go takiego, bo towarzyszył mu i walczył u jego boku przez sześć lat.

Usłyszała smętne, słodkie zawodzenie - podobne nieco do płaczu i odwróciła się ze zdumieniem. To Said grał

na trzcinowym flecie. Melodia była piękna. Wtapiała się w noc, pustynię i ogień tworząc harmonijną całość.
Gdy Said skończył, powiedziała:

- Pięknie grasz. Był zażenowany.

- Madżiron

nie ma nic przeciwko temu. Muzyka uprzyjemnia czas, choć może członkowi gwardii

przybocznej

ma~

dżirona

niezbyt to ...

- ... przystoi - dokończyła Tessa. - Bzdura. Zagraj jeszcze coś.
- Nie wejdziesz do namiotu, pani?
- Nie. Zostanę tu jeszcze przez chwilę. Jest bardzo przy-

jemnie. - Chciała widzieć Galena, jak rozmawia ze swymi ludźmi przy ognisku. Myślała, że jeśli przyjrzy mu
się dobrze, gdy zachowuje się swobodnie, może lepiej go pozna.

Said znów zaczął grać na flecie, Tessa usadowiła się wygodniej na dywanie i, zafascynowana, obserwowała

męża.

Galen skończył biesiadę przy ognisku. Dochodziła dzie-

siąta. Był zaskoczony, gdy zobaczył Tessę przed namiotem. - Myślałem, że już śpisz.

- Byłam zmęczona, ale nie senna. - Tessa podniosła się.

background image

- Czy Said obsłużył cię jak należy?
- Brakowało tylko wesołego towarzystwa - powiedziała

cierpko.

Uniósł klapę zamykającą wejście do namiotu i przepuścił żonę przodem. Zdjął burnus i rzucił go na poduszki

niskiej otomany.

- Nie było mnie prawie dwa tygodnie. Kalim miał mi

wiele do powiedzenia.

- Jakoś nie wyglądało to na sprawy wielkiej wagi.
- Co za jędzowaty ton.
Zaczerwieniła się.

- Nic podobnego!. .. Byłam tylko ciekawa ... no i nudziło mi się. - Zmarszczyła czoło. - Chciałam się nawet

do was przyłączyć, ale Said omal nie dostał ataku apopleksji, gdy wspomniałam o tym.

- Nic dziwnego.
- Czemu? Gdy król Tamrovii podróżuje ze swym dworem, kobiety nie muszą siedzieć w gorących, dusznych
namiotach!
- Niewygodnie ci w namiocie?
- Ależ nie. - Rozejrzała się po wnętrzu. Na ziemi leżał puszysty dywan o pięknym wzorze. Zwróciła uwagę na
barwne jedwabne poduszki, kunsztowne latarnie z brązu i zdobne klejnotami srebrne świeczniki. - Nie
wszystkie komnaty pałacowe urządzone są z takim przepychem - powiedziała. - Ale czuję się tu jak więzień.
- Postaram się jakoś ci to umilić.
- Ale ja nie chcę ciągle tu siedzieć. Czemu nie miałabym towarzyszyć ci przy ognisku? Gdyby na naszym
dworze nie ...

- Wasi dworzanie nie muszą obywać się miesiącami bez kobiet - przerwał jej szorstko. - Zresztą, w

porównaniu z moimi ludźmi to pokojowe pieski.

Była zdumiona.
- Znieważyliby mnie?
- Nie. Jesteś przecież moja. Ale patrzyliby na ciebie i czu-

li żądzę i ból.

- Jesteś niedelikatny! - Policzki ją paliły.
- Taka jest prawda. Musisz to zrozumieć. Nie chcę nara-

żać moich ludzi na udrękę.

- Wolisz dręczyć mnie - naburmuszyła się Tessa. - Lepiej byłoby, gdyby nauczyli się panować nad sobą. A

poza tym nie jestem znów taka powabna.

- Chyba rozstrzygnęliśmy to ubiegłej nocy. - Galen uśmiechnął się lekko.
Nie sądziła, że może się jeszcze bardziej zaczerwienić, ale była w błędzie.
- Z pewnością nie każdemu przypadnę do gustu. Ty masz dziwaczny.
Roześmiał się. Jego twarz była równie młodzieńcza jak wówczas, gdy śmiał się i żartował ze swymi ludźmi.
- Zapewniam cię, że nie jestem żadnym wyjątkiem. Masz

coś, czego nie mają inne kobiety.

.

- Co? - zaciekawiła się Tessa.
- Jeszcze nigdy nie spotkałem kobiety tak pełnej życia

jak ty,

ki/en -

powiedział poważnie.

Tessa spojrzała na niego i zadrżała. Spuściła oczy. - Waszym kobietom brakuje żaru?

- O nie - odparł cicho. - Ale gdy ty wejdziesz do namio-

tu, staje w płomieniach.

Znowu zadrżała. Nie mogła złapać tchu.
- Piękne słówka. Ale znaczą po prostu: nie wolno ci opuszczać namiotu.

- Znaczą: wolę, by twój ogień palił się tylko dla mnie. Ogarnęła ją niezwykła radość. Nie mogę pozwolić, by tak
grał na moich uczuciach, pomyślała rozpaczliwie. Sasza powiedział przecież, że Galen jest jak kameleon.
Pewnie myślał, że oczekuję pochlebstwa i dlatego tak do mnie mówił.

Zmusiła się, by spojrzeć mu prosto w oczy i rzekła: - Wyglądasz inaczej w tym stroju.

- Bardziej po barbarzyńsku?
- Tego nie powiedziałam.
- Ale pomyślałaś. - Galen uśmiechnął się gorzko. - Prze-

background image

jąłem wiele waszych obyczajów, ale nie wyrzeknę się wszystkiego. Nasza odzież jest wygodna, materiał cienki,
a biel odbija promienie słoneczne.

Podszedł do stojącego w kącie niewielkiego kufra.

- Właśnie, niepotrzebnie pieczesz się w tej aksamitnej amazonce. - Grzebał w kufrze, aż znalazł szatę

podobną do tej, którą miał na sobie. - Włóż to. - Odwrócił się i rzucił ją Tessie. - Przekonasz się, że to o wiele
wygodniejszy strój.

- Moja amazonka jest całkiem wygodna.
- I wystarczająco nietwarzowa, by chronić cię przed spoj-

rzeniami moich ludzi. - Spojrzał Tessie w oczy. - Ale to nie wystarczy, gdy jesteśmy sami. Przebierz się.

Mam się przebrać przy nim, by sprawić mu przyjemność? - pomyślała Tessa. Wiele żon tak postępuje, ale to

jest zbyt... intymne.

Atmosfera w namiocie zmieniła się. Wzrosło napięcie.

Zmysły Tessy wyostrzyły się. Była bardziej świadoma miękkości trzymanej w ręku tkaniny, dochodzących z
ciemności dźwięków fletu Saida, intensywności spojrzenia Galena, który nie spuszczał z niej oczu. Przełknęła z
trudem ślinę. Zaczęła rozpinać guziki. Galen przyglądał się jej chwilę, potem odwrócił się i stanął u wejścia do
namiotu.

- Wychodzisz? - spytała zaskoczona. - Myślałam, że ... Urwała i oblizała dolną wargę.

- Myślałaś, że znów chcę na ciebie patrzeć? - Uśmiechnął się. - Tak, chcę tego. Ale zeszłej nocy w zajeździe

sprawa była prostsza. W cywilizowanym świecie bariery są oczywiste. Tutaj muszę się bardziej pilnować.

Uniósł klapę namiotu i wyszedł na zewnątrz. Widziała je go sylwetkę odcinającą się w świetle księżyca na tle
ciemnego nieba.

Gdy zrozumiała, że nie ma zamiaru odejść, poczuła radość. Zaraz jednak ogarnęło ją zmieszanie i lęk.

Przekonywała samą siebie, że tylko dlatego chce, by został, bo czuje się samotna w tym obcym kraju. Inaczej
wcale by jej nie obeszło, że wrócił do swych rodaków siedzących przy ognisku.

- Pospiesz się - odezwał się cicho, nie patrząc w jej stronę.

N

arzuciła na gołe ciało miękką szatę i utonęła w

niej. Obrąbek wlókł się po ziemi, rękawy były zbyt długie. Wyglądała karykaturalnie, a nie uwodzicielsko.
Podbiegła do kufra i wyciągnęła czarną jedwabną szarfę, okręciła się nią trzykrotnie w pasie i związała z przodu.
Podwinęła rękawy do łokci. Ubiór był tak obszerny, że powinna czuć się w nim niezręcznie, ale bawełniana
tkanina w porównaniu z amazonką była niezwykle lekka. Tessa przegarnęła włosy i ruszyła wojowniczym
krokiem w stronę wejścia.

- Wyglądam jak straszydło. Obiecaj, że nie będziesz się śmiał.
- Muszę? - Galen nadal wpatrywał się w ognisko po drugiej stronie sadzawki. - Na tym świecie jest tak mało

powodów do śmiechu.

- Nie chcę być jednym z nich. - Stanęła obok męża z nadąsaną miną. - Wcale nie wyglądam tak, jak się

spodziewałeś! Ale to twoja wina. Mówiłam, że nie jestem wcale powabna.

- Owszem, mówiłaś. - Galen spojrzał na jej twarz i na okutaną szatą postać. Usta mu zadrgały. - Ta kreacja

nieco cię przytłacza. Ale wyglądasz dokładnie tak, jak sobie życzyłem - powiedział poważnie.

- Naprawdę? - spytała z powątpiewaniem. I jak tu poznać charakter człowieka, który ciągle zmienia zdanie?!

- pomyślała. Ubiegłej nocy chciał mnie widzieć nago, dziś chce, żebym była zakryta od stóp do głów! - Miałeś
rację, jest mi wiele wygodniej niż w amazonce.

- Byłbym zawiedziony, gdyby się okazało, że nie miałem racji.

- Nigdy byś się do tego nie przyznał. Tak to jest z męż-

czyznami. Mój ojciec ...

Galen zmarszczył brwi.
- Mam dość ciągłego porównywania do twojego ojca.
- Rozumiem cię, ale znam niewielu mężczyzn. Ojciec nie

jest sympatyczny, więc może cię to drażnić. Przepraszam powiedziała poważnie.

- Z całą pewnością nie jest sympatyczny. - Wyciągnął rękę i dotknął leciutko włosów Tessy. - Ale ty nie

musisz się już nim przejmować,

kilen.

- Wcale się nim nie przejmuję, bo jego nie da się zmienić. Lepiej pogodzić się z tym, co złe, i cieszyć się
tym, co dobre.

Palce Galena musnęły ciemne kręgi pod jej oczami. Gnaliśmy z Dinaru jak szaleni. Czy nie był to dla ciebie

zbyt męczący dzień?

Tessa czuła dziwne mrowienie gdy jej dotykał. Była podniecona i bała się tak samo jak ubiegłej nocy. Z

trudem powstrzymała się od ucieczki.

- Nie, nie jestem aż takim cherlakiem. Po prostu nie najlepiej spałam zeszłej nocy.

background image

- Wiem, co to znaczy. Ja też nie spałem dobrze. - Galen odwrócił ją i leciutko popchnął do środka. - Właśnie

dlatego tak pędziłem. Chciałem zmęczyć się tak, by sen zmorzył mnie od razu. Dobrej nocy,

kilen.

- Nie wejdziesz do namiotu?
- Za chwilę. Kładź się.

Nie chciała się z nim rozstawać. Ociągała się· - O której jutro wyruszamy?

- O świcie.
- Jak długo będziemy jechać do Zalandanu?
- Jeszcze pięć dni.
- A czy ...
- Kładź się do łóżka. - powtórzył zdecydowanie.
- Dobrze już, dobrze. - Tłumiona pasja w jego głosie sprawiła, że Tessa wbiegła do namiotu i zwolniła kroku,
idąc do oddzielonej kotarami alkowy.

Po co uciekać, gdy Galen mnie nie ściga? - pomyślała. Zaciągnęła cienką kotarę i opadła na stertę poduszek,
którymi była zarzucona niska, szeroka otomana. Barbarzyńskie obyczaje wcale nie są takie złe, mówiła sobie,
moszcząc jedwabne gniazdko. Otomana była o wiele wygodniejsza niż łoże w zajeździe.

Kędzierzawe włosy Tessy płonęły ciemną czerwienią na beżowym atłasie poduszki. Szata rozchyliła się,

ukazując delikatne ramię o skórze miękkiej jak aksamit i lśniącej jak atłas. Galen wpatrywał się w żonę. Tessa
poruszyła się i odwróciła na bok. Niezwykle kształtna noga wynurzyła się z fałd bawełnianej szaty. Poczuł
bolesny ucisk w pachwinach. Umyślnie wybrał zbyt obszerną szatę, by nie widzieć jak wczoraj nagości żony, ale
teraz podniecała go jeszcze bardziej.

To dlatego, że jestem znów w Sedikhanie, mówił sobie.

Przecież to prawie dziecko nie może spowodować takiego zamętu w moim ciele.

Zawsze po powrocie do ojczyzny czuł, jak wzbiera w nim dzikość. Na pustyni wspomnienia dawnych

hulanek stawały mu zbyt żywo przed oczami. Ale nigdy jeszcze nie czuł tak dzikiej żądzy. Nigdy pragnienie
kobiety nie było w nim tak gwałtowne. Chciał nad tym zapanować.

Przecież to tylko kobieta, taka jak wszystkie, mówił sobie. Wiedział jednak, że tak nie jest. Cenił jej poczucie
humoru i wierzył, że jeśli zawarła z nim układ, to go dotrzyma.

Mógłbym ją teraz mieć, myślał. Wystarczy wyciągnąć rękę, przesunąć dłonią po sprężystych włoskach na

wzgórku łonowym, pogładzić je. Drażnić palcami jej ciało i słyszeć krzyki rozkoszy. Powalić na kolana i ...

Oprzytomniał. Tylko barbarzyńca zmusza kobietę do miłości. Rozebrał się szybko. Zdmuchnął świeczkę w

miedzianej latarni, która wisiała na słupie podtrzymującym namiot, i położył się na poduszkach obok Tessy.
Starał się jej nie dotykać. Napięcie w lędźwiach przerodziło się w ból. Odwrócił się plecami do żony. Serce
waliło mu jak szalone.

Potrafię nad sobą zapanować! Nie jestem dzikusem, który

bierze...

.

Poduszki ugięły się. Odurzający zapach lawendy, zapach kobiety dotarł do niego. Bał się głębiej· odetchnąć. I

nagle poczuł jej palce w swoich włosach.

- Tessa?- wyszeptał.
Mruknęła coś sennie. Była półprzytomna. Wstrząsnął nim

dreszcz, gdy koniuszkami palców musnęła jego ramiona. - Co ty robisz? - wyjąkał.

Tessa wyciągnęła wstążkę z jego warkocza i odrzuciła ją na bok. - To obowiązek żony ...

Odsunęła się i poznał po jej oddechu, że znowu mocno zasnęła.
Obowiązek żony? Nieźle bym się uśmiał, gdyby nie ta piekielna żądza. Chętnie wdrożyłbym cię w·

obowiązki żony. Osunąłbym się między twoje uda i zanurzył głęboko ... Czuł w dłoniach krągłość twoich
pośladków. Sprawił, byś poznała mnie, centymetr po centymetrze ... Chciałbym ...

Z najwyższym wysiłkiem odsunął od siebie te myśli i rozwarł zaciśnięte pięści. Wiedział, że musi teraz

rozważnie myśleć i cierpliwie czekać. Że pożegnał się już ze swą szaloną młodością. I nie czas nurzać się w
uciechach.

Dobry Boże, jak boli! ...

- Tylko piśnij, a poderżnę ci to śliczne gardziołko od ucha do ucha!

Przejmujący szept wyrwał Tessę ze snu. Otworzyła oczy.

W namiocie było ciemno. Widziała tylko niewyraźny zarys pochylonej nad sobą twarzy i błysk sztyletu.

Mam umrzeć? To niesprawiedliwe! Nie teraz, gdy życie

background image

zaczynało być takie podniecające, myślała.
- Gdzie on jest?

A zatem jeszcze go nie zabił, odetchnęła z ulgą.

Nóż drasnął jej skórę. Poczuła, że ciepła strużka spływa jej po szyi.

- Gdzie on jest?
- Tutaj!

Za plecami napastnika pojawiła się ciemna sylwetka. Błysnęła stal.

- Puść ją, Tamar!
Człowiek przygniatający swym ciężarem Tessę poczuł na

szyi sztylet. Znieruchomiał.

- Zdołam jeszcze poderżnąć jej gardło, Galen.
- Po co? Nie zdążyłbyś zrobić nic więcej.

Napastnik zawahał się, odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem.
- Zawsze potrafiłeś mnie zagadać, przyjacielu. - Odsunął ostrze od szyi Tessy. - Odłóż i ty sztylet.

Pogadajmy.

- Przekonała cię raczej stal niż moja wymowa - odparł

sucho Galen. - Rzuć nóż!

Obcy niedbale odrzucił sztylet. - A teraz zejdź z niej. Powoli.

- Z najwyższym żalem. Zawsze miałeś doskonały gust, je-

śli chodzi o kadiny. Może byś zapalił latarnię? Chciałbym się jej lepiej przyjrzeć - powiedział i uwolnił Tessę.

- Sam zapal. Chcę mieć wolne ręce.
- Cóż za brak zaufania.
Mężczyzna, którego Galen nazwał Tamarem, podszedł do wiszącej na słupie miedzianej latarni. Krzemień

zgrzytnął o krzesiwo i w namiocie zrobiło się jasno. Tessa ujrzała teraz twarz Tamara. Był

IN

wieku Galena.

Miał czarną, krótko przystrzyżoną brodę, nie związane równie ciemne włosy i takież oczy. Był nieco więcej niż
średniego wzrostu. Jego przystojną twarz rozjaśnił uśmiech.

- Masz szczęście, Galen. Gdy usłyszałem, że wziąłeś ze sobą kobietę, byłem pewny, że śpisz jak zabity.
Galen okrył się swoją białą szatą. Sztylet miał nadal w pogotowiu.
- Narobiłeś tyle hałasu, gdy przecinałeś płótno namiotu, że umarłego byś obudził.

Tamar skrzywił się.
- To ty miałeś zawsze kocie ruchy, nie ja - powiedział ze śmiechem. - Czy pamiętasz, jak zakradliśmy się do

haremu starego ...

- To było dawno.
Tamar potrząsnął smutno głową.
- To były czasy! Szkoda, że minęły - rzekł smutno.
- Po co tu przyszedłeś?
Tamar uniósł brwi.
- Spotkać starego druha, Galena Ben Raszyda!
- Po co? - powtórzył Galen.
- Z ciekawości. - Tamar wzruszył ramionami.
- ~ zabiłeś kilku moich ludzi z ciekawości?
- Zaden nie wszedł mi w drogę. - Tamar potrząsnął głową.
- Czy aby na pewno?
- Ciebie bym okłamywał?
- Gdyby ci to było na rękę ...
- Masz rację, ale teraz nie kłamię. Nikogo nie zabiłem. -

Popatrzył na Tessę. - Moi zwiadowcy powiedzieli mi, że jest ruda. - Przyjrzał się jej krytycznie. - Ma wspaniałą
cerę, ale nie jest w twoim typie. Ciekawe, czym cię usidliła?

- Galen, możesz mi powiedzieć, kto to taki? - spytała Tessa.
- Jakoś dziwnie mówi - zauważył Tamar. - Czyżbyś ostat-

nio polował poza Sedikhanem?

.:.. Przyjechała prosto z Francji. Odkryłem ją w jednej z tawern Dinaru.

Tessa spojrzała zdumiona na męża.

- Powinienem się był domyślić. Zawsze miałeś słabość do Francuzek. Dobra?

- Niezła. - Galen spojrzał na żonę i widząc rankę na jej szyi, znieruchomiał. - Ty sukinsynu, zraniłeś ją! .:..

Podbiegł do niej, przyklęknął i spytał: - Nic ci nie jest?

- O co ci chodzi? To tylko zadraśnięcie. - Tamar zmarszczył brwi.

background image

Galen nawet na niego nie spojrzał.

- Wynoś się stąd, Tamar! - warknął i delikatnie dotknął ranki na szyi żony. - Nie bój się.
- Wcale się nie boję. - Spojrzała na Tamara wilkiem. Czemu miałabym się obawiać kogoś, kto wślizguje się

po ciemku jak wąż i napada na śpiącą kobietę?

Tamar poczerwieniał i paskudnie się uśmiechnął.
- Mam ci pokazać, czego powinnaś się obawiać, dziwko?

Ta dziewucha nie zna swego miejsca. Daj mi ją, już ja ją wyszkolę - rzucił do Galena.

- Dlaczego miałbym ci oddawać to, co należy do mnie?
- Przecież to tylko kobieta! Nieraz zabawialiśmy się nimi

razem. - Tamar był zdumiony.

- Tę mam od niedawna i nadal mnie bawi.
- Zawrzyjmy układ. Dasz mi ją na dwie noce i będziesz

mógł bez przeszkód podróżować po moim terenie.

'

- To nie jest twój teren.
- Kiedy mówię, że jest, to jest!
- A ja mówię, że nie. Cóż znaczą słowa?
- Ale krew coś znaczy - powiedział cicho Tamar. - Wiesz,

że lubię jej smak. - Wiem.

- Tak samo jak ty - dodał Tamar. - W walce zachowujesz

się jak szaleniec.

- Więc strzeż się, bym nie oszalał - odparł ze znużeniem

Galen.

- Grozisz mi, przyjacielu?
- Ostrzegam.

Tamar spojrzał na leżący na ziemi sztylet. Wszystkie mięśnie Galena były spięte, jakby gotował się do skoku.

Tamar wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Nie teraz, Galen! Za dwa dni zamierzam zaatakować El Kabbar. - Złożył szyderczy ukłon. - Zatrzymaj ją

sobie. W ich obozowisku kobiet nie brakuje! - Rozejrzał się po namiocie. - Daj mi wina i pożegnamy się.

- Nie będziesz pił wina pod moim dachem. - Galen spojrzał wymownie na rankę na szyi Tessy i zacisnął

zęby.

- Niech i tak będzie - powiedział Tamar, wzruszając ramionami. - Oddaj mi tylko sztylet.

- Znajdziesz go jutro, po naszym wyjeździ~, w pniu palmy przy sadzawce. Nie pozwolę, byś ze złości

poderżnął gardło któremuś z wartowników.

- J ak ty mnie znasz - zachichotał Tamar. - Lepiej niż samego siebie, stary druhu. - Do następnego spotkania!

- rzekł i dodał, ruchem głowy wskazując Tessę. - Za chuda, ale lubię drobne. Czujesz się silny jak byk, dźgając
takie chuchro. Następnym razem z ochotą nauczę tę damulkę grzeczności - powiedział i wyszedł z namiotu.

Tessa głęboko odetchnęła.
- To było ... interesujące przeżycie.
- Interesujące? Zauważyłem, że lubisz to określenie -

powiedział z pewnym zdziwieniem i uznaniem. - Choć istotnie można Tamara nazwać interesującym.

- A ty jak byś go określił?
- To morderca, gwałciciel, bandyta. Nie ma w Sedikhanie

bardziej występnego szejka niż Tamar. - Mówił, że dobrze się znacie.

- Razem wychowywaliśmy się w Zalandanie. Przez pe-

wien czas plemię jego ojca i nasze były związane przymierzem. Gdy Tamar doszedł do władzy, zerwał sojusz i
powrócił na północ. Możesz spać spokojnie. Już nie wróci. - Podszedł do słupa i zgasił latarnię.

- Po co tu przyszedł?
- Któż to wie? Kieruje się byle zachcianką. To bandyta,

kompletny dzikus. - Galen zdjął szatę, opadł na poduszki i wyciągnął długie nogi.

- Ale byliście kiedyś przyjaciółmi.
- Dawno temu. - Zamilkł, ale Tessa czuła, że nadal jest

spięty.

- Dlaczego nie powiedziałeś mu, kim jestem?
- Tak było lepiej. Tamar nie chce zjednoczenia Sedikha-

nu. Gdyby wiedział, że jesteś cząstką mego planu, jeszcze bardziej chciałby mi ciebie odebrać.

background image

Tessa nagle przypomniałą sobie słowo, którego użył Tamar mówiąc o niej.

- Co to są

kadiny?

- Kurtyzany.
- Nie mogłeś powiedzieć, że jestem twoją żoną,

i

nic po-

za tym?

- Może i mogłem. Ale to wzbudziłoby jego podejrzenia.

Tamar wie, że nie palę się do żeniaczki.

Tessa poczuła dziwny ból. Przełknęła z trudem ślinę.
- Ach tak, rozumiem - powiedziała, analizując ostatnie wydarzenia. Po pewnym czasie znów się odezwała: -

Powiedziałeś, że nikt nie umie przewiedzieć, co Tamar zrobi ... Ty chyba wiesz.

- To prawda. Zawsze potrafiłem odgadnąć jego następny ruch.

- W jaki sposób?
Galen milczał tak długo, że Tessa była pewna, że już jej

nie odpowie.

- Bo on jest moim odbiciem.
- Co takiego?!
- Jest tym, kim ja byłem. Kim mógłbym się znowu stać.
- Przecież powiedziałeś, że to bandyta! - wypaliła bez za-

stanowienia. - Tak.

- Napastnik i gwałciciel.
- Tak.
Czuła, że mężem targają gwałtowne uczucia. Ze z najwyższym trudem powstrzynnlje gwałtowność, ale nie

było w nim zła, które biło od Tamara.

- Mylisz się. Nie mógłbyś nigdy stać się taki jak on ..
- Nie mylę się - powiedział cicho. - Ale do tego nie dojdzie. Póki nad sobą panuję i mam się na baczności...

Rozdział czwarty

Galen wspomniał mi, że mieliście zeszłej nocy gościa - powiedział Sasza, gdy następnego dnia o świcie

pomagał Tessie wsiąść na konia. - Nie obawiaj się. To się więcej nie powtórzy. Kalim był upokorzony, gdy
dowiedział się, że Tamar zdohił zmylić jego straże.

- Galen go zbeształ?
- Galen bardzo rzadko to robi. Po prostu powiedział Ka-

limowi, że zawiódł się na nim.

- To dość osobliwy sposób traktowania podwładnych.
- Ale skuteczny. Jego ludzie są bardziej przejęci tym, że

sprawili zawód

madżironowi,

niż gdyby otrzymali porządną reprymendę od kogoś innego.

Tessa zmarszczyła nosek.

- Kalim pewnie żałuje, że dziki Tamar nie poderżnął mi gardła, bo za mną nie przepada.

- Coś sobie wmawiasz. Dlaczego miałby czuć do ciebie niechęć? Przecież wcale cię nie zna ... - powiedział

nie patrząc na nią.

Tessa przypomniała sobie wrogość widoczną na twarzy Kalima, gdy Galen ich ze sobą zapoznawał, i

potrząsnęła głową·

- Wiem, co mówię. Co wiesz o tym Tamarze?

Dostrzegła męża. Opuszczał właśnie obóz. Kalim jechał obok niego.

- Niewiele. W ostatnich latach doszło do kilku starć mię

dzy ludźmi z jego plemienia i wojownikami El

Zalanu, ale Galen stara się go unikać.

- Dlaczego?
- Nie mam pojęcia. Nigdy ze mną nie rozmawiał o Tama-

background image

rze. - Sasza wzruszył ramionami.

- Wychowywali się razem. Może nadal czuje do niego sentyment?
- Galen nie przedłożyłby osobistej sympatii nad dobro kraju. Może tereny ich wpływów są tak odległe,

że nie wchodzą sobie w drogę.

Gadaj zdrów, pomyślała Tessa, a głośno powiedziała: - Pewnie masz rację. Jedźmy. Galen opuścił
już oazę.
- Nie ma pośpiechu. ~ Sasza dosiadł konia. - Będziesz je-

chała ze mną na samym końcu, póki nie dotrzemy do Zalandanu.

- Potrafię im dotrzymać kroku - obruszyła się. - Jeżdżę lepiej niż ty.
- Nie o to chodzi. Galen musi jechać na czele orszaku wraz z Kalimem, a chce, byś trzymała się z dala

od reszty.

- Matko Boska! Najpierw zamyka się mnie w namiocie, a potem każe jechać na końcu, w tumanie

kurzu. Mam już dość ...

- Czuję się dotknięty - przerwał jej Sasza, robiąc zbolałą minę· - Nie widzieliśmy się od wieków, a już

masz mnie dość.

- Dobrze wiesz, że nie o to ...
- Jeszcze tylko pięć dni - usiłował Ją udobruchać. -

W Zalandanie wszystko będzie inaczej.

Tessa spojrzała na niego spod oka. - Będę wolna?

- W większym stopniu.
U derzyła konia piętami i puściła się kłusem.

- Mam nadzieję, że w dużo większym stopniu - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Dość już trzymania

mnie pod kloszem. Gdy dotrzemy do Zalandanu, nie zamierzam tego dłużej znosić.

- Zaczekaj,

madżiro!

Odwrócili się i zobaczyli galopującego ku nim młodzieńca. Gdy ich dogonił, zatrzymał się, uśmiechnął

szeroko i skłonił głowę w dwornym ukłonie. - Witaj, pani! Kalim przysyła mnie, bym cię bronił i służył
ci podczas podróży. Nazywam się JusufBenardon.

- Potrafię sam obronić moją krewniaczkę, Jusufie - zauważył sucho Sasza.
Jusufrzucił mu niewinne spojrzenie. Czarne oczy w okrągłej twarzy przypominały błyszczące guziki.

- W porządku, zatem ty będziesz chronił

madżirę,

Sasza,

a ja ciebie. Mnie tam wszystko jedno. - Mnie?! - zdumiał się Sasza.

J usuf opuścił powieki, by ukryć figlarne błyski w oczach. - Uważasz że to zbyt wielki honor?
Rzeczywiście, każde-

,

.

go zbiłoby z tropu i onieśmieliło, gdyby usługiwał mu naJ-
potężniejszy wojownik Sedikhanu.

- Zaczyna mnie mdlić - mruknął Sasza.
- A nie mówiłem?

Madżira

zdecydowanie potrzebuje mo-

jej pomocy, gdyż twoje zdrowie szwankuje! - Jusuf zrobił wyniosły gest ręką.

Oczy Saszy błysnęły groźnie. Tessa skryła uśmiech. Jej . kuzynek mógł sam żartować ze swego

delikatnego zdrowia, ale nikt inny nie miał prawa nawet o tym wspomnieć. Jusuf dostrzegł rozbawienie na

twarzy Tessy i natychmiast zwrócił się do niej ze zniewalającym, szerokim uśmiechem.

- Nie odsyłaj mnie z powrotem do Kalima, pani! Nudzę się w tym towarzystwie okropnie. Wszyscy

zazdroszczą mi sprawności bojowej. Tu będziemy się razem o wiele lepiej bawić.

- Czyżby?
Uśmiechnął się i skinął głową z przekonaniem.

- Pozwolisz mi kąpać się w promieniach twojej wspaniałości, a ja odwdzięczę się mnóstwem

zabawnych i pouczających anegdotek. Zobaczysz, pani, że godziny podróży zlecą nam niezwykle szybko!

- Dobrze by było - westchnęła Tessa.
- Więc doszliśmy do porozumienia! - Jusuf obdarzył ją

jeszcze jednym olśniewającym uśmiechem. - Ruszę przodem, by sprawdzić, czy droga jest bezpieczna, ale nie
lękaj się, pani. Nie pozwolę ci długo nudzić się beze mnie.

Ruszył galopem za kolumną mężczyzn opuszczających oazę.

Tessa roześmiała się, słysząc, jak Sasza klnie pod nosem.

- Nie widzę nic zabawnego w tym... - Sasza urwał i uśmiechnął się niezbyt wesoło. - Nie dziwię się, że

background image

Kalim go tu odesłał. Ten łotrzyk każdemu potrafi dopiec do żywego. Przez pięć dni zdołałby skłócić ze sobą
wszystkich ludzi Galena.

- A więc nie jest znakomitym wojownikiem?
- Tego nie powiedziałem. To jeden z najlepszych szermie-

rzy. Niestety, jego język jest jeszcze ostrzejszy niż oręż. - Mam wrażenie, że go polubię.

- Nic dziwnego. Większość kobiet ma słabość do Jusufa

i dlatego też mężczyźni za nim nie przepadają. - Więc to uwodziciel?

Tessa była zaskoczona, bo J usuf nie był tak przystojny jak Kalimczy Sasza. Niezbyt wysoki, wydawał się

raczej zwinny niż silny. Przypominał sympatyczną małpkę z błyszczącymi oczkami i okrągłym, wesołym
pyszczkiem.

- Powiedzmy, że i on ma słabość do niewiast, w dodatku wszystkich. Gdy uśmiechają się do niego,

zapomina o względach należnych mężom czy rodzicom. - Sasza wzruszył ramionami. - Nie obawiaj się jednak:
Jusuf to ryzykant, ale nie szaleniec. Nie znieważy majestatu

madżiry,

a może być zabawnym kompanem. Choć

moglibyśmy doskonale obejść się bez tego hultaja - dodał z pewną urazą.

Tessa uśmiechnęła się. Poprawił jej się humor. Puściła klacz kłusem. Była pewna, że Kalim nie przysłał

Jusufa, by dostarczyć jej rozrywki. Pomyślała jednak, że w towarzystwie tego swawolnego młodzieńca podróż
mogła okazać się bardziej znośna.

- Otóż i Zalandan! - rzekł J usuf i puścił się galopem za kolumną wojowników, którzy wyprzedzali ich o

ćwierć mili.

Tessa zatrzymała się na szczycie wzgórza obok Saszy i patrzyła na wielkie warowne miasto leżące pod nimi

w dolinie. Popołudniowe słońce złociło delikatnie turkusowe minarety i białe kamienne domy Zalandanu.
Widok był wspaniały.

- Nie spodziewałam się czegoś podobnego. Robi ogromne wrażenie. Jest prawie tak wielkie jak Belajo.
- Ale na tym podobieństwo się kończy - stwierdził sucho Sasza. - Belajo to stolica zachodniego państwa.

Zalandan niewątpliwie należy do świata Wschodu.

- A jednak wolałeś tu spędzić ostatnie sześć lat.
- Bo Zalandan rzucił na mnie urok.
- Jak to rzucił urok? - spytała zdumiona Tessa.
- Przekonasz się sama.
Jechali krętą ścieżką w stronę miasta.

- Zalandan ma niepowtarzalny powab - powiedział Sasza, gdy wjechali w jedną z bram miejskich.

Przejeżdżając przez zatłoczone ulice Zalandanu, Tessa zrozumiała, co Sasza miał na myśli. Wśród sklepików

z ko- , rzeniami i kramów z jedwabnymi tkaninami krążyli sprzedawcy, niosąc klatki z gołębiami i białymi
papugami. Cały handel zamarł na chwilę, gdy przez wielkie targowisko przejechał zbrojny orszak. Jusufzawrócił
i przyłączył się do Tessy i Saszy.

- Ach, jak to dobrze być znowu w domu! - powiedział i westchnął z zadowoleniem. - To nie znaczy - dodał

szybko - że nie radowałem się każdą chwilą spędzoną w twym towarzystwie,

madżiro.

Zachowam minione dni

na wieki w mej pamięci.

- Daj spokój, Jusufie - powiedziała Tessa z roztargnieniem. - Rozglądała się ciekawie po sklepach i

stoiskach. Nagle jej uwagę zwrócił kram, w którym wystawiono mnóstwo różnobarwnych naczyń glinianych o
wyjątkowo długich uchwytach. - Co to takiego? Nigdy nie widziałam dzbanów podobnego kształtu. W dodatku
wszystkie są tej samej wielkości.

J usuf rzucił okiem na sklep, który wskazała.

- To nie dzbany, tylko

karobele.

Kamar ma ich największy wybór w całym Zalandanie. A jego córka jest

jedną z najpiękniejszych dziewcząt w mieście - dodał i z żalem obejrzał się na sklep garncarza. - W
dodatku równie łaskawa jak urodziwa ... Może teraz, gdy dotarliśmy szczęśliwie do Zalandanu,
pozwoliłabyś mi, pani...

Tessa potrząsnęła głową z rezygnacją. Czuła, że Jusuf zapomniał o niej ze szczętem w chwili, gdy

zobaczył ponętną i łaskawą garncarzównę ... Pomyślała, że będzie jej brakowało tego ladaco. Cieszyła się,
że Sasza i Jusuf dotrzymywali jej towarzystwa w podróży, bo Galena od pierwszego postoju prawie nie
widywała. Wcale mi zresztą na tym nie zależało zapewniła siebie.

- Pędź do córki garncarza, J usufie - powiedziała.
- Będę oczekiwał z niecierpliwością chwili, gdy znów za-

szczycisz mnie swym towarzystwem,

madżiro! -

Uśmiechnął się do niej.

Błyskawicznie zawrócił konia i pogalopował w stronę sklepu.

background image

- Przynajmniej oparł się pokusie, póki nie wkroczyliśmy w bramy miasta - zauważył Sasza. - Zazwyczaj

bywa mniej powściągliwy. Myślałem, że zboczy z drogi i odwiedzi którąś z mieszkanek górskich osad.

Tessa spodziewała się, że zobaczy w mieście ślady nędzy, z jakimi stykała się w Belajo i w Paryżu, ale

w Zalandanie domki - choć niewielkie - olśniewały czystością, a mieszkańcy wydawali się syci i pogodni.
Galena witały uśmiechy

i

wiwaty. Wszyscy rozstępowali się z szacunkiem przed jego orszakiem.

- Otóż i pałac - oznajmił Sasza i ruchem głowy wskazał olbrzymi dziedziniec przy końcu ulicy.

Trudno byłoby go przeoczyć, pomyślała olśniona Tessa. Pałac miał tylko dwie kondygnacje, ale zdobna

wieżyczkami budowla o łukowatych oknach i koronkowych balkonach była piękna jak sen. Gmach,

wzniesiony ze złotawego kamienia, przyciągał promienie słoneczne i lśnił jak olbrzymi klejnot pośrodku

dziedzińca.

- Jest... urzekający.
- Mówiłem, że cię oczaruje. Sasza dostrzegł zachwyt

w oczach Tessy i skinął ze zrozumieniem głową. - Witaj w Zalandanie!

Galen zeskoczył z konia i zmierzał ku nim. Tessa znieruchomiała. Czar prysnął. Galen dostrzegł

niepokój na twarzy zony.

- Mam nadzieję, że mój dom ci się podoba?
- Oczywiście! Jakże mogłoby być inaczej? Jest piękny.
- Nie spodziewałaś się czegoś takiego, prawda? -

Uśmiechnął się leciutko, pomagając żonie zsiąść z grzbietu klaczy na mozaikowe płyty dziedzińca. -
Mówiłem ci, że nawet wśród barbarzyńców nie zabraknie ci wygód. Za złoto można na tym świecie
zdobyć prawie wszystko. Wiem, że ciebie nie kupiłem za złoto. Zażądałaś wyższej ceny. Ale złoto może ci
uprzyjemnić pobyt w tym kraju - powiedział i zwrócił się do Saida. - Zabierz

madżirę

do jej komnat i

sprawdź, czy Viana pomyślała o wszystkim.

- Ja ją zaprowadzę - wtrącił szybko Sasza. - Nie mam nic lepszego do roboty.
Przez sekundę Tessie zdawało się, że dostrzega niepokój na twarzy męża.
- Jak sobie życzysz - rzekł i zwrócił się do żony. - Powiedz Vianie, że zjawię się w twej komnacie o

zmierzchu na wieczerzę·

- Znajdziesz na to czas?
- Znajdę - odparł zdziwiony jej sarkastycznym tonem.
Galen skierował się ku stajni, gdzie czekał na niego Kalim.

Tessa patrzyła, jak obaj znikają w stajni, i czuła, że ogarnia ją podniecenie zmieszane z urazą. Nie jadła w
towarzystwie męża od dnia ich ślubu. Prawie nie widywali się podczas podróży do Zalandanu. Spędzał
wieczory ze swymi ludźmi przy ognisku i wracał do namiotu, gdy Tessa już spała.

- Kuzyneczko?

Odwróciła się. Sasza przyglądał się jej z pobłażliwym uśmiechem. Wykonał przesadnie szarmancki gest,

przepuszczając ją przy wejściu do pałacu. Szybko weszła po schodach. Dwóch stojących na baczność
strażników w barwach Galena natychmiast otworzyło przed nią drzwi.

- Kim jest ta Viana?
- To przyrodnia siostra Galena.
- Nie wiedziałam, że ma siostrę - powiedziała i pomyśla-

ła: Nie powinno mnie to dziwić. Bardzo niewiele wiem

oswym mężu.

- Matka Galena zmarła, gdy miał dwanaście lat. Jego ojciec wkrótce znów się ożenił. Viana jest jedynym

owocem tego związku.

Sasza prowadził Tessę lśniącym korytarzem; szedł bardzo szybko.
- Polubisz ją.
- Nie wydaje mi się. Kobiety uważają mnie za nieokrze-

saną. - Tessa skrzywiła się.

- Chyba wiem, dlaczego - uśmiechnął się Sasza. - Niewiele kobiet woli stajnię od sali balowej. Ale z

Vianą z pewnością zaprzyjaźnisz się.

- Też lubi konie?
- Nie, raczej się ich boi, ale to nie ma znaczenia.
Tessa spojrzała na niego z powątpiewaniem. Nie wyobrażała sobie przyjaźni z kimś, kto nie lubi

zwierząt.

- Przekonasz się - roześmiał się, gdy zobaczył wyraz jej twarzy.

background image

Zatrzymał się przed drzwiami z rzeźbionego drzewa tekowego, otworzył je na oścież i przepuścił Tessę.

Drobna ciemnowłosa dziewczyna w powiewnym jasnobłękitnym stroju Wyszła im naprzeciw. Ciemny
rumieniec wypłynął na jej śniade policzki, gdy zobaczyła Saszę.
- Miło znów cię widzieć, szlachetny panie - powiedziała i zwróciła się do Tessy z łagodnym uśmiechem. -
Nie mogłam się doczekać twego przybycia, odkąd dostałam list od Galena. Witaj,

madżiro.

Viana Ben Raszyd była pełna serdeczności. Miała pogodne szeroko osadzone ciemne oczy i delikatną,

ujmującą twarz.

- Mam na imię Tessa. Pewnie też nie mogłabym się doczekać spotkania z tobą, gdybym wiedziała o

twoim istnie

mu.

- Mówisz, co myślisz, bez ogródek - Vianę wyraźnie rozbawiła ta uwaga. - Szczerość to wielka zaleta.

Nie zdołam ci w niej dorównać. Zbyt krępują mnie więzy uprzejmości.

- Niektórzy nie nazywają tego szczerością, tylko brakiem ogłady - powiedziała, śmiejąc się, Tessa.
- Ależ nie! - dziewczyna wyraźnie się speszyła. - Nie chciałam być nietaktowna, tylko ...

- Wiem, wiem! - Tessa gestem ręki przerwała usprawiedliwienia Viany. Wiedziała, że dziewczyna nie

chciała jej urazić. - Tylko żartowałam. Lubię się przekomarzać. Obejrzała się na Saszę, który wpatrywał
się w zadumie w Vianę. - Prawda, kuzynku?

- Co takiego?.. - Sasza oderwał wzrok od twarzy Viany.Rzeczywiście, zawsze byłaś źle wychowana.

Tessa nigdy jeszcze nie widziała na twarzy stryjecznego brata takiego wyrazu, a Viana znów się

zaczerwieniła. Spuściła długie rzęsy i pospiesznie odwróciła wzrok od Saszy.

- Pozwól, że się zatroszczę o twe wygody, siostro. Zechcesz zapewne nas opuścić, szlachetny panie?
Sasza pożegnał się z Tessą, odwrócił na pięcie i wyszedł.

Gdy drzwi się za nim zamknęły, Viana odetchnęła z ulgą.

- Teraz musisz się wykąpać, a ja znajdę dla ciebie jakiś strój.
- Moje suknie są w kufrach.
Viana klaśnięciem przywołała służącą i podeszła do szafy inkrustowanej masą perłową.
- Galen polecił, bym na dzisiejszy wieczór wybrała ci strój. Następne sam wybierze.

Suknia z wysokim kołnierzem, z białego szyfonu przetykanego srebrną nitką, była luźna i zakrywała drobną

postać Tessy od stóp do głów.

- Lepiej pasuje niż ta wybrana przeze mnie - stwierdził Galen, gdy wieczorem zobaczył żonę. - Jutro

zajmiemy się resztą twojej garderoby.

- Jestem zdumiona, że chcesz zajmować się takimi sprawami. Damskie fatałaszki nie powinny cię

interesować.

- Przekonałem się, że drobiazgi bywają niezwykle dokuczliwe, jeśli nie dbamy o nie jak należy. - Galen

uśmiechnął się lekko. - A stroje mojej żony mają dla mnie pierwszorzędne znaczenie.

- Nawet jeśli trzymasz ją w zamknięciu? - spytała Tessa wyzywającym tonem.

- Troszczę się o to, co do mnie należy. Poza tym sytuacja się zmieniła. Nie towarzyszą nam już moi

wojownicy. Usadowił się na poduszkach przed niskim stolikiem, który służba zastawiła delikatną porcelaną i
kielichami skrzącymi się od klejnotów. - Zamiast cienkich ścian namiotu mamy solidne mury. Jestem egoistą -
powiedział cicho, patrząc jej w oczy - i nie życzę sobie, by ktokolwiek prócz mnie słyszał twoje krzyki.

Krew napłynęła Tessie do twarzy. Poczuła, że nie może odwrócić wzroku od jego oczu. Dobrze wiedziała, o

jakich krzykach mówił. Od dzieciństwa słyszała, jak Paulina i jej partnerzy wrzeszczą w chwilach namiętności.

- Ach tak ... - powiedziała niepewnie. - Ale możesz się rozczarować. Zawsze uważałam ... że takie

zachowanie nie przystoi ...

- Ogromnie dbasz o pozory, co?
- Może nie znam się na kobiecych sztuczkach, ale wiem,

co to godność. - Tessa zaczerwieniła się.

Śmiech Galena ucichł. Odezwał się z czułością:
- Tak, umiesz zachować godność, i to tę prawdziwą. Nie wynikającą z pychy, tylko ze świadomości, jak wiele

jesteś warta.

- Naprawdę? - spytała zaskoczona. Galen skinął głową.

- Zauważyłem to, gdy byłaś jeszcze dzieckiem. Godność i poczucie honoru. Wiedziałem, że wyrośniesz na

niewiastę, której można ufać.

Poczuła, że jej serce wypełnia radość. Była kobietą, której

można ufać. Tessa miała wrażenie, że otrzymała bezcenny dar. - Sądziłam, że Viana zje z nami.

- Viana jada w towarzystwie innych kobiet.

background image

- Dlaczego? - powiedziała zadziornie.
- To nie mój wymysł. Matka wychowała ją w poszanowaniu dawnych tradycji. Moja siostra czuje się
swobodniej w kobiecej części domu.
- Powinieneś się postarać, by przekonała się do nowych zwyczajów.
- Codziennie walczę o to, by zwyciężyły.
- Ale nie w twoim pałacu.
- Istotnie, chyba nie - powiedział znużony. - Nie mogę nieustannie walczyć.
- Nie szkodzi. Teraz ja się tym zajmę - rzekła miękko.
- Nie wątpię. Ale nie wpychaj Viany do bagna, bardzo proszę·
- Ani mi to w głowie. Bardzo ją polubiłam. - Przysiadła na poduszkach naprzeciw męża. - W twoim pałacu

prawie nie ma europejskich mebli. Byłam pewna, że skoro spędziłeś tyle czasu w Tamrovii, kazałeś sprowadzić
stamtąd ...

- Spędziłem tam tylko tyle czasu, ile było konieczne. Mój dom jest tutaj - powiedział z głębokim

przekonaniem. Biorę od obcych tylko to, czego El Zalan i ja naprawdę. potrzebujemy.

- A stół nie jest ci potrzebny?
- Znacznie wygodniej jadać na podłodze.
- Czemu?
- Jedzenie jest rzeczą naturalną, podobnie jak siedzenie na ziemi. Czy ci nie wygodniej na tych jedwabnych
poduszkach niż na twardym krześle?

Tessa uświadomiła sobie, że mąż ma rację.

- Sądzisz, że życie powinno być proste i naturalne? - spytała.

- O ile to możliwe. Nie brakuje nam konfliktów i tragedii.

Nie musimy dodatkowo komplikować sobie życia - uśmiechnął się. - A teraz jedz. Dość już tego wypytywania.

- Nie chcesz, bym zadawała ci pytania?

- Masz do tego prawo. A ja mam prawo odmówić odpo-

wiedzi. - Nalał wina do zdobnego klejnotami kielicha i podał go żonie.

Ujęła kielich i wpatrzyła się w czerwoną toń. - Chcę ci zadać jeszcze jedno pytanie.

- A mianowicie?

- Kiedy ocaliłeś Apolla i Dafne, obiecałam, że spełnię

każde twoje życzenie. - Podniosła oczy i spojrzała znad stolika na męża. - Gdy składałeś mi swą propozycję w
zajeździe, nie wspomniałeś o mym przyrzeczeniu. Czemu?

- Z dWóch powodów. Po pierwsze: chciałem zdobyć twoje

zaufanie. Zależało mi, byś przyszła do mnie z własnej woli. - A drugi powód?

Galen znów się uśmiechnął.

- Chciałem mieć coś w rezerwie.
Tessa poczuła wyraźniej zapach gardenii stojących w wielkim alabastrowym wazonie w kącie pokoju,

miękkość przylegającego do jej piersi szyfonu, intensywność spojrzenia Galena, który nie odrywał od niej oczu.
Pospiesznie wypiła łyk wina. Spłynęło jej do gardła gorącą, upajającą strużką·

- Jesteś ze mną bardzo szczery.

- Jak zawsze. - Przyjrzał się jej uważnie. - Chciałabyś

znów zobaczyć Apolla? - Jeszcze dziś?

- Jutro. Przyjdę po ciebie po zakończeniu porannej au-

diencji.

Przyjdzie po mnie, pomyślała. A więc nie zamierza zostać tu na noc.

- Nie - odparł, jakby czytał w jej myślach. - Początkowo chciałem, byś przywykła do mej bliskości w łóżku.
Teraz pora rozstać się na jakiś czas.

- Nic z tego nie rozumiem i nie podobają mi się ciągłe przeprowadzki.

Oczy Galena zabłysły wesoło.

- Zapewniam cię, że i mnie to specjalnie nie odpowiada.

Skończymy z tymi przeprowadzkami, jak to określasz, gdy tylko będzie to możliwe. A wtedy zacznę spędzać w
twoim łóżku nie tylko wszystkie noce, ale i wiele godzin w ciągu dnia.

Poczuła dziwn~ mrowienie i brak tchu. Upiła wina i zapytała nerwowo: - Zebym urodziła ci dziecko?
- Oczywiście. Czyż nie po to tu jesteś? - rzekł z kamienną twarzą·

Tessa spoglądała ze zmarszczonym czołem na ładny dom z białego kamienia, przed którym zatrzymali się po

background image

długiej jeździe wąskimi uliczkami Zalandanu.

- Myślałam, że Apollo znajduje się w pałacowych stajniach. Nie mogłeś zatrzymać go przy sobie?

- Oczywiście, że mogłem. - Galen zeskoczył z Selika i pomógł zsiąść Tessie z klaczy. Rzucił Saidowi wodze i

ujął żonę pod ramię. - Podjąłem jednak inną decyzję.

...:. Dlaczego? Rozumiem, że sprawił ci wiele kłopotu w drodze do Sedikhanu, ale ...

- Miałem z nim pański krzyż podczas całej podróży przerwał jej zdecydowanie Galen - ale nie z tego powodu

pies zamieszkał tu, a nie w pałacu. - Otworzył prowadzącą do ogrodu furtkę z kutego żelaza i przepuścił Tessę
przodem. Przywiezienie Apolla i Dafne do tego domu rozwiązało równocześnie kilka problemów. Jestem prawie
stale w podróży, więc sam nie mógłbym zająć się chartami, a nie chciałem zamykać ich w psiarni. - Galen
spojrzał na żonę. - Chyba nie chciałabyś, by żyły w zamknięciu.

- Pewnie, że nie, ale jestem zaskoczona. Ilekroć o nich myślałam, wyobrażałam sobie, że są razem z tobą.

- Oddałaś psy w moje ręce, musiałem więc podjąć decyzję, co będzie dla nich najlepsze - prowadził

żonę ścieżką w kierunku domu. '- Gdy powróciłem do Zalandanu, dowiedziałem się, że w górach
rozgorzały walki. Jeden z naczelników zginął w nich wraz z żoną. Osierocili piętnastoletniego syna.
Chłopiec był samotny i zrozpaczony, więc przywiozłem go tu i powierzyłem mu tresurę Apolla i Dafne.

- Tresurę? - spytała zdumiona. - Próbowaliście tresować

Apolla?

- I świetnie nam się udało.
- Przyuczyłeś go do polowań?
- Nie, bo to nie było w jego naturze. Twój ojciec popełnił

błąd. Apollo nie ma instynktu zabijania. Nadawał się jednak na psa gończego. - Galen uśmiechnął się. -
Dziś potrafi wytropić człowieka albo zwierzę nawet na pustyni.

- Apollo? - spytała z niedowierzaniem. U śmiech Galena zgasł.

- Nie mógł być wiecznie psotnym szczeniakiem. Musiał się na coś przydać.

Przez te wszystkie lata Apollo pozostał dla Tessy dawnym przyjacielem, nieporadnym i zwariowanym.

Usiłowała teraz uśmiechnąć się.

- A co z Dafne? Czy i z nią sobie poradziłeś?
- Nie jest tak utalentowana jak Apollo, ale tropienie spra-

wia jej przyjemność. I dzięki niej Apollo został wielokrotnie nie tylko ojcem, ale i dziadkiem!

- Dafne w końcu dopuściła go do siebie?
- Kiedy przestano ją zmuszać, sama nabrała ochoty. No i były sprzyjające okoliczności.
Sprzyjające okoliczności i wolność wyboru, pomyślała i dostrzegła związek między zachowaniem

Galena wobec niej i cierpliwością, jaką okazywał psom.

- Już ... rozumiem - powiedziała.
- Nic nie rozumiesz. Oprócz sprzyjających okoliczności i możliwości wyboru suka musi jeszcze się
gonić.
Tessę zaskoczyła brutalność określenia.

- Zdumiewające, że i na to nie znalazłeś jakiegoś sposobu - stwierdziła impertynenckim tonem.
- O pewne sprawy najlepiej troszczy się matka natura rzekł z uśmiechem.

Zmysłowość jego uśmiechu sprawiła, że Tessa odwróciła wzrok. Dostrzegła górną część domu stojącego

o kilka ulic dalej, który dumnie wznosił się nad sąsiednimi budynkami.

- Co za wspaniała rezydencja! Kto w niej mieszka?
- Jusuf Benardon.
- Jusuf? - spytała, patrząc znowu na męża. - Taki z niego

bogacz?

- Jego ojciec był jednym z najznamienitszych kupców jedwabiu w Zalandanie.
- Więc czemu Jusuf zaciągnął się do twej gwardii przybocznej?

- Życie mieszczucha jest przeważnie nudne, a młodzi ludzie wolą walczyć niż handlować - odparł i

rzucił od niechcenia: - Jakoś bardzo interesujesz się Jusufem. Uważasz, że jest sympatyczny?

- Oczywiście - odparła z roztargnieniem, nadal przyglądając się domowi. - Chyba wszyscy tak sądzą. I

zawsze potrafi mnie rozśmieszyć.

- Czy jest przystojny?
- Chyba tak. - Tessa zastanowiła się. - Im dłużej się go

zna, tym się wydaje przystojniejszy.

- Chyba to był błąd, że pozwoliłem ci tak do niego przywyknąć. - Galen zacisnął usta.

background image

Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, mąż przenikliwie gwizdnął. Odpowiedziało mu zapamiętałe

szczekanie. Z domu wypadły dwa wielkie białe psy i pomknęły ku nim jak błyskawice. Tessę ogarnęła
ogromna radość. Po sześciu latach ....

- Apollo!
Przyklękła na ziemi, ale charty nie zwróciły na nią najmniejszej uwagi i przemknęły obok. Dopadły

Galena i powitały go z największą radością.

- Leżeć!

Uniósł dłoń i psy natychmiast zastygły w bezruchu. Tylko ogonami nadal wywijały jak szalone. Galen

dostrzegł wyraz bólu na twarzy żony i mruknął pod nosem:

- Nie przejmuj się tak! To tylko psy.

- Wiem - powiedziała drżącym głosem, starając się po-

wstrzymać łzy. - Byłam niemądra łudząc się, że o mnie pamiętają ... ale tak często myślałam o nich w
klasztorze ... Muszę si~ z nimi na nowo zaprzyjaźnić i tyle.

- Zycie płynie, Tesso - powiedział łagodnie: - Nic nie stoi w miejscu.

Tessa wstała i otrzepała amazonkę.

- Okazują ci wiele przywiązania. Widać, że je dobrze traktowałeś.
- Na litość boską, nie zamierzałem ograbić cię z ich uczuć!

- Oczywiście, że nie. Znałam je tylko jako szczenięta.

Wyrosły już przy tobie. - Uśmiechnęła się dzielnie. - Doskonale to rozumiem.

- A jednak zabolało cię ... - powiedział nieswoim głosem. Powinienem był to przewidzieć.

- Nie jesteś jasnowidzem. Skąd miałeś wiedzieć, jak zareagują niemądre zwierzęta? - Wyciągnęła rękę i

musnęła pieszczotliwie jedwabistą sierść Dafne. - Byłam naprawdę głupia ... - Urwała, bo psy nagle
porzuciły ich i popędziły do mężczyzny nadchodzącego ścieżką od strony domu. - Kto to?

Był to Kalim, ale nie ten wojowniczy, srogi Kalim, którego dotąd znała. Śmiał się jak chłopiec, gdy oba

psy rzuciły się na niego w szale radości. Tessa zesztywniała.

- Co on tu robi?

- Mieszka tu. Dałem mu ten dom przed sześcioma laty, gdy przywiozłem go z gór po śmierci jego ojca.

- Więc tym chłopcem był Kalim? - spytała zaskoczona, widząc, jak czule odnosi się do psów. - Nigdy

bym się nie domyśliła.
- Kalim bardzo poważnie traktuje swe obowiązki. Zycie zmusiło go, by stał się mężczyzną, nim przestał
być dzieckiem. - Lubisz go?

- I dobrze rozumiem. Miałem niespełna siedemnaście lat,

gdy zmarł mój ojciec i zostałem szejkiem El Zalanu. - Pospieszył ścieżką na spotkanie Kalima. -
Przywożąc cię tu, popełniłem błąd. Tylko się przywitamy i odjedziemy stąd.

Kalim uśmiechał się, patrząc na Galena.

- Od razu pomyślałem, że to ty, panie! Apollo wyskoczył jak ... - Urwał, gdy spostrzegł Tessę. Jego

uśmiech zgasł. Skłonił się oficjalnie. - Witaj,

madżiro!

Tessę przeszedł zimny dreszcz.

- Jak się masz, Kalimie? Powinnam ci podziękować za twoją dobroć dla Apolla i Dafne.

- Nie zasługuję na podziękowania,

madżiro.

Po prostu lubię te psy - powiedział i zwrócił się do Galena: -

Czy będę ci potrzebny, panie, w ciągu najbliższych kilku dni? Jeżeli nie, chciałbym udać się w góry i
odwiedzić mego stryjecznego dziadka.

- Jedź, ale miej się na baczności! Dziś rano zjawił się posłaniec z wieścią o kolejnych atakach od strony
Said Ababy. - Zawsze mam się na baczności. - Jeszcze raz serdecznie poklepał psy. - Tyś mnie tego
nauczył, panie. Pod koniec tygodnia złożę ci dokładną relację o tych napaściach.

Ukłonił się obojgu i pospieszył śc;ieżką w stronę domu.

Galen patrzył za nim ze zmarszczonym czołem. - Nie powinien jechać sam.

- Ty go naprawdę lubisz - powiedziała ze zdziwieniem

Tessa.

- Posiadam nieco ludzkich uczuć - odparł kpiąco, wziął ją za ramię i poprowadził przez ogród do furtki.

- Jestem przywiązany do Viany, Kalima, Saszy i wielu innych osób,
októrych nie masz pojęcia.

- Ale Kalim wydaje się taki... - zastąpiła słowo, które cisnęło jej się na usta, znacznie łagodniejszym

określeniem taki chłodny.

- Wcale nie jest chłodny. Po prostu go nie znasz.

background image

- Wątpię, czy go kiedyś lepiej poznam, On mnie nie cierpi.
- Istotnie.

Spodziewała się, że Galen będzie zaprzeczał jak niegdyś Sasza.

- Dlaczego? Boożeniłeś się ze mną?
- Między innymi. - Galen otworzył furtkę. - Przede

wszystkim jednak dlatego, że pochodzisz z Zachodu. - Nie rozumiem.

. - !<alim wyjeżdżał raz czy dwa za granicę i przekonał się, Jak sIlny wpływ wywiera Zachód.

- Na ciebie?
- Nie, nie na mnie. - Galen podniósł żonę i posadził

w siodle. - Przed śmiercią moja macocha doprowadziła do zaręczyn Kalima i Viany. Mają się pobrać

latem.

- Za zgodą Viany?
Galen zacisnął usta i dosiadł Selika.

- Inaczej nigdy bym się nie zgodził. Ciągle uważasz mnie , za tyrana. Szanuję niektóre dawne obyczaje,

ale nie skazałbym siostry na niechciane małżeństwo... tak jak nie zamknąłbym w klatce Apolla i Dafne.

- Dokąd teraz jedziemy? - spytała Tessa, starając się dotrzymać mężowi kroku.
- Wracamy do pałacu - odparł krótko. - Popełniłem błąd, ale postaram się go naprawić.

Stojąca w boksie stajennym bułanka była wysoka na piętnaście piędzi. W promieniach słońca lśniła

kremowym złotem.Galen poklepał klacz po nosie.

- Wabi się Pavda. Dosiadają jej tylko stajenni, by się nie zastała. Zamierzałem podarować ją Vianie,

ale moja siostra się jej bała.

- Bała się tego aniołka? - Tessa weszła do boksu za Galenem. - Spójrz w jej oczy. Od razu widać, że

jest łagodna jak owieczka.

- Powiedz to stajennemu, który ujeżdża ją co rano!
- Pewnie Pavda jest w złym humorze, bo ją zamykają

w kojcu - powiedziała, zerkając na męża. - Doskonale ją rozumiem.

- Czyżby to była aluzja pod moim adresem? - Galen zrobił zabawną minę. - Tak dobrze ją rozumiesz, że

powinnyście zaprzyjaźnić się bez trudu. Oczywiście, jeśli nie odmówisz przyjęcia Pavdy?

- Bardzo lubię Vianę. Nie mogłabym jej pozbawić takiego cuda. - Tessa spojrzała na klacz z

prawdziwym żalem.

- Nie możesz jej pozbawić czegoś, co nigdy do niej nie należało.
- Aż boję się uwierzyć. Naprawdę mi ją dajesz? Będzie moja? - Policzki Tessy zaróżowiły się z

podniecenia. Pieszczotliwie pogładziła klacz po pysku.

- Czy nie było tego w naszej umowie?
- Tak, ale mój ojciec ... - Tessa urwała. - Ciągle zapominam, że nie lubisz, gdy cię do niego porównuję.
Wiesz równie dobrze jak ja, że niewielu mężczyzn dotrzymuje obietnic danych kobietom.
- To dlatego, że i one prowadzą z nami nieczystą grę.
- Bzdura. Przecież to mężczyźni trzęsą światem - powiedziała z roztargnieniem, nie odrywając oczu od
Pavdy. - Jest naprawdę moja? Nie odbierzesz mi jej?

- Należy do ciebie - powiedział Galen i dodał ciszej: Nie będziesz musiała rywalizować z nikim o jej

uczucia. Nie ma i nigdy nie będzie miała innej pani prócz ciebie.

Tessa poczuła miły dreszczyk.
- Moja - szepnęła. - Mogę jej zaraz dosiąść?
- Nie w tej chwili. Będzie na to czas jutro.
- Ale tak bym chciała ...
- Jutro - rzekł stanowczo. - Będę teraz zajęty przez kilka godzin i nie mam czasu przyuczyć cię do ...

- Przyuczyć? - przerwała. - Doskonale jeżdżę konno. Lepiej niż większość mężczyzn.

- W damskim siodle. Od tej pory będziesz jeździła po mę sku. - Wziął ją za ramię i łagodnie pociągnął w
stronę wyjścia. Tessa spojrzała na męża, nie wierząc własnym uszom.

- Okrakiem?!
- Moja matka uległa śmiertelnemu wypadkowi, jadąc

w damskim siodle. Koń upadł i przygniótł ją - odparł posępnie Galen. - Nie pozwolę ci narażać się na takie
ryzyko. Roześmiał się, widząc minę Tessy. - Czemu tak na mnie patrzysz? Myślałem, że lubisz swobodę.

background image

- Ja nigdy ... Zawsze mi tłumaczono, że kobieta musi jeździć ... Nigdy nie przypuszczałam, że to będzie

możliwe.

- Tu, w Zalandanie, możliwe są sprawy, które cały świat uważa za niewykonalne - powiedział.

Uśmiechnął się lekko, widząc rozpromienioną twarz żony. - Musisz zacząć inaczej myśleć.

- Ale i ty trzymasz się starych zwyczajów.
- Robię to świadomie. - Nie patrzył teraz na nią. - Nie

trzeba od razu wszystkiego zmieniać.

- Ale mnie nie pozwalasz jeździć tak, jak do tego przywykłam.
- To co innego.
- Typowo męski punkt widzenia - powiedziała pogod-

nie. - Ale ponieważ dałeś mi Pavdę, wybaczam ci.

- Serdeczne dzięki. Mam nadzieję, że zrobisz dla mnie jeszcze jedno: przyjmiesz moją radę co do twej

nowej garderoby. Kupiec bławatny a zarazem krawiec zjawi się w twoich apartamentach dziś o drugiej po
południu.

- Naprawdę? - spytała nadąsana. - Wolałabym wrócić do

stajni i zaprzyjaźnić się z Pavdą. - Zrób to dla mnie. Wzruszyła ramionami.

- No dobrze. Będzie mi potrzebny nowy strój, bo amazonka nadaje się tylko do damskiego siodła.
Galen odwrócił się, Tessa zdążyła jednak zauważyć uśmiech na jego ustach.
- Tak, konna jazda to sprawa pierwszorzędnej wagi.

Gdy Tessa wróciła do pałacu, zaczęła szukać Viany. Szwagierka zajmowała apartamenty podobne do jej

własnych. Z jednym wyjątkiem. Na tarasie Viany znajdowała się olbrzymia ptaszarnia. W rosnących tam
drzewach i krzewach żyło mnóstwo ptaków naj rozmaitszych gatunków i barw. Furtka ptaszarni była lekko
uchylona. Tessa zatrzymała się przy niej.

- Viano!
- Proszę, wejdź, Tesso! Właśnie karmię ptaki!
- Zaczekam. - Tessa patrzyła z rezerwą na wielką papugę, która przycupnęła na smukłym ramieniu
Viany. - Lubisz ptaki?
- O, tak! Czyż nie są piękne?
Viana uniosła ramię i papuga odfrunęła na gałąź pobliskiego drzewa.
- Całkiem ładne.
- Czyżbyś się ich bała? - spytała. ze zdumieniem.
- Ależ skąd! - powiedziała niezbyt pewnie Tessa.
- Mówiłaś, że kochasz konie. Jak możesz obawiać się tych niewinnych istotek, jeśli nie lękasz się
tamtych wielkich bestii?
- Koń nie przeleci ci nad głową, obdarzając czymś niezbyt miłym bez krztyny delikatności.

- To prawda -powiedziała Viana ze śmiechem - ale mimo wszystko wolę obserwować ptaka w locie niż

trząść się ze strachu na grzbiecie ognistego ogiera.

- Galen podarował mi Pavdę. Musiałam ci o tym powiedzieć - wyrzuciła z siebie.
- Dlaczego? Nigdy nie miałam ochoty jeździć na niej.
- Galen mi to mówił, ale nie chciało mi się wierzyć.
Viana popatrzyła na zdziwioną minę szwagierki i uśmiechnęła się łagodnie.

- Musisz zrozumieć, że bardzo się różnimy i charakterem, i wychowaniem. Nie jestem wcale odważna i

nie zamierzam porywać się na coś, co przekracza moje możliwości.

- Skąd możesz wiedzieć, jakie są granice twoich możliwości, póki ich nie przekroczysz?

- Doprawdy ... - roześmiała się Viana. - Sama widzisz, jak się różnimy. - Zamknęła wejście do ptaszarni

i przeszła wdzięcznym krokiem przez taras. - Wyjechałaś z pałacu bardzo wcześnie. Pozwól, że cię
poczęstuję herbatą.

- Skąd wiesz, kiedy wyjechałam?
- Nie myśl, że cię szpieguję - powiedziała zmieszana. -

Kiedy umarła moja matka, służba uznała, że teraz ja powinnam zająć się wszystkim w pałacu. Galen nie
był przeciwny. - Viana pospiesznie mówiła dalej: - Oczywiście teraz ty jesteś

madżirq,

więc zapewne ...

- Ja? Chyba żartujesz?! Za żadne skarby! Mam zamiar spędzać więcej czasu w stajni niż w pałacu, póki

jestem w Zalandanie.

- Póki jesteś w Zalandanie? - Viana spojrzała na nią za-

skoczona. - Co też ty ... - Czy to gołębie? Viana przytaknęła.

- Hrabia hodował gołębie. Wytresował je tak, że nosiły listy do jego krewnych w Paryżu. To było

background image

ogromnie interesuJące.

- Nosiły listy?
- Hrabia mówił mi, że gołębia poczta była już znana

tysiąc dwieście lat przed narodzeniem Chrystusa. Dzięki ptakom wieści docierały na odległość setek,
nieraz nawet tysięcy kilometrów. Już wiem. Będziemy wspólnie tresowały gołębie - powiedziała z
zapałem.

- Nie wiem, czy ...
- Oczywiście, że je wytresujemy! - przerwała jej Tessa

z błyszczącymi oczami. - Czemuż by nie? To doskonały pomysł! Ty opowiesz mi wszystko o ptakach, a ja
tobie o koniach! - Założyła ręce do tyłu i zaczęła krążyć po tarasie. Hrabia mówił mi to i owo o tresowaniu
gołębi. Podobno większość z nich ma wrodzone zdolności. Jeśli hrabiemu udało się, to i nam się
powiedzie, bo on nie był zbyt inteligentny. Zanim opuszczę Zalandan, dowiem się wszystkie

go ...

- Opuścisz Zalandan? Dlaczego miałabyś stąd wyjeżdżać? Przecież tu jest dom twojego męża.

Tessa nie pozwoliła jej dokończyć:

- To wcale nie znaczy, że muszę tu zostać na zawsze. Nasze małżeństwo nie jest tego rodzaju.

- Małżeństwa mogą być tylko jednego rodzaju. Nie wolno ci nawet myśleć o czymś podobnym. - Viana

dodała stanowczym tonem: - Galen cię nie puści!

- Przekonasz się ... - Tessa urwała i zwróciła się do siostry męża. - Słyszałam, że i ty wychodzisz za mąż.

Lekki rumieniec zabarwił policzki Viany. Odwróciła wzrok ku gołębiom, które siedziały teraz na dolnej

gałęzi korzennika.

- Tak. To małżeństwo zaaranżowała jeszcze moja matka. Kalim to dobry człowiek i będzie o mnie dbał.
- Cieszysz się, że za niego wyjdziesz?
- O, chyba tak ... - odparła Viana z wahaniem. - Wydaje mi się, że niektóre kobiety nie są stworzone do
małżeństwa. Ogarnia mnie lęk, gdy myślę oKalimie .

. - Więc o nim nie myśl- poradziła jej Tessa. - Kto wie, co m<;>że wydarzyć się do lata? - Uśmiechnęła

się szeroko. A na razie będziemy się świetnie bawić, szkoląc twoje gołębie! Czy mają jakieś imiona?

- Aleksander Wielki i Roksana. Tessa roześmiała się.

- Widzisz, jak świetnie się składa? Aleksander Wielki objechał cały świat. Pewnie miałaś przeczucie, że

twój gołąb też będzie podróżował!

Viana uśmiechnęła się smętnie.

- W naj śmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że moje gołębie będą przenosić wieści!

- Czy to nie podniecające?
- Tak, to rzeczywiście będzie bardzo podniecające. - Uśmiechnęła się weselej, patrząc na
rozpromienioną twarz Tessy.

Rozdział piąty

Sam

wybieraj. Mnie wszystko jedno - powiedziała niecierpliwie Tessa.

Patrzyła bez zainteresowania na bele lśniących materiałów porozkładane na każdym krześle, na stole i na

otomanie w jej pokoju. Miała dość oglądania tego wszystkiego. Galen usiadł wygodnie w fotelu i wyciągnął
przed siebie długie nogi w wysokich butach.

- Szybko się nużysz. Ledwie rzuciłaś okiem na te tkaniny.
- Jakie to ma znaczenie? To tylko strata czasu. Myślałam,

że zdążę przed kolacją zanieść Pavdzie jabłko.

Spojrzała z niepokojem na zachodzące słońce.

- Ten szafirowy brokat jest wyjątkowo piękny,

madżiro

kusił ją brodaty bławatnik.

background image

Rzuciła niedbałe spojrzenie na rozwinięty na podłodze materiał.
- Rzeczywiście bardzo ładny. Mówiłam ci już o gołębiach? - spytała męża.

- Dwukrotnie - odpad z poważną miną.
- Ładny? - mruknął z rozczarowaniem kupiec. - Ten

brokat został sprowadzony z Chin, a przyozdobienie go perłowym haftem zajęło siedem miesięcy.

- Bardzo ładny - powtórzyła niecierpliwie Tessa. - Twoje towary są świetnej jakości.

- Weźmiemy ten brokat, ten zielony szyfon i złotogłów.

Znasz już wymiary

madżiry

i moje życzenia co do fasonu sukien. Spodziewam się, że pierwsza będzie gotowa

do miary w przyszłym tygodniu.

- Oczywiście, panie.

_

Mały człowieczek odetchnął z ulgą. Prztyknął palcami i jego młody pomocnik zaczął zwijać bele materiału.

- A te stroje, o których wcześniej mówiłeś, panie, zostaną dostarczone jutro o ósmej rano.
- Cóż to za stroje? - spytała Tessa.
- Między innymi do konnej jazdy.
Galen ruchem ręki odprawił kupca i jego pomocnika.

- Jaki to będzie fason? Mam nosić spodnie? - pytała wyraźnie zainteresowana.
- Coś w tym rodzaju. - Galen skrzywił się. - Nie chciałbym, byś ubierała się jak mężczyzna. Będzie to szeroka

spódnica ze szwem pośrodku.

- Z aksamitu?
- W tym klimacie?! Kazałem ją uszyć z tego samego materiału co moje szaty.

- Bardzo mi to odpowiada - powiedziała z zadowoleniem, bo przypomniała sobie miękkość tkaniny.
- O to właśnie chodziło. - Uśmiechnął się leniwie. Chcę, by wszystko było dla ciebie wygodne i miłe.

Oczywiście, nie włożysz pod spód żadnej bielizny.

- Naprawdę? To mi się mniej podoba. Paulina opowiadała, że cesarzowa Józefina nie nosi nic pod suknią, ale

zawsze mi się wydawało, że musi ją strasznie podwiewać.

- U nas jest cieplej niż we Francji.
- Cóż, mogę spróbować.
- Słusznie. Tak właśnie postąpimy.
- Jak?
- Powiedziałaś, że najlepiej wypróbować. Czemu nie zrobić tego od razu? Zdejmij amazonkę. - Rozwiązał
czarną szarfę, którą był opasany.

Nagła zmiana tonu - od rozbawienia do zmysłowości zbiła Tessę z tropu.

- Teraz?
- Właśnie teraz. Nie mamy przecież nic innego do ro-

boty.

Trzymał szarfę rozwiniętą i przesuwał lewą dłonią po całej jej długości. Tessa patrzyła zafascynowana na ręce

męża bawiące się szarfą, na jego długie, smukłe palce sunące leniwie i zmysłowo po fałdach czarnej tkaniny.
Serce mocniej jej zabiło, gdy ujrzała, jak wskazujący palec Galena bez pośpi~chu zagłębia się w fałdkę i
przesuwa po materiale w tę i z powrotem.

- l

tak nie zdążyłabyś odwiedzić Pavdy przed kolacją· Oderwała wzrok od dłoni męża i stwierdziła ze

zdumieniem, że całkiem zapomniała o klaczy.

- Nie możesz się zdecydować, czy chcesz mnie widzieć ubraną czy rozebraną - zauważyła z przekąsem. - To

mnie peszy.

- Może o to właśnie mi chodzi?
Tessa z trudem wciągnęła powietrze w płuca i zaczęła po-

woli rozpinać amazonkę.

- Przejrzałam twoje zamiary!
- Czyżby?
Amazonka opadła na podłogę.

- Chcesz mnie wytresować jak Apolla czy Dafne - powiedziała nadąsana. - Nie sprzeciwiam ci się ze względu

na naszą umowę. Ale nie jestem zwierzęciem i to wszystko wcale mi się nie podoba!

- Mam nadzieję, że przypadnie ci do gustu ... - uśIIiiechnął się - ... gdy przekonasz się, że jesteś panią
sytuacji. - Już kiedyś mi to mówiłeś. Nie zgadzam się z tobą· Zdjęła halkę.
- Jeśli będziesz ze sobą całkowicie szczera, odkryjesz jeszcze jeden powód, dla którego jesteś mi posłuszna.
- A mianowicie?
- Ciekawość. Kobieta tak pełna życia jak ty na pewno

background image

pragnie poznać je ze wszystkich stron - powiedział nie odrywając od niej wzroku. - Nawiasem mówiąc, masz
cudowne piersi. Drobne, ale doskonale kształtne.

Tessa oblała się gorącym rumieńcem, gdy dostrzegła pożądanie w jego spojrzeniu. Odchrząknęła. Mimo to

głos miała ochrypły, gdy wykrztusiła:

- A więc koniec z przeprowadzkami? Galen uśmiechnął się.
- Nad tym również warto się zastanowić. Oczekiwanie z całą pewnością wzmaga apetyt, nieprawdaż?
Zauważyła, że wymówił słowo apetyt z lekkim naciskiem.

Reszta jej bielizny leżała już na podłodze.

- Mówiłam ci już, żebyś mnie nie uważał za samicę taką jak Dafne.

- Gdybym traktował cię jak samicę, byłabyś teraz na czworakach, a ja wbijałbym się w ciebie bez końca. -

uśmiechnął się krzywo, widząc zaszokowaną minę Tessy. - Zachowuję się bardzo powściągliwie ... jak na mnie.

- <;:zego ty właściwie ode mnie chcesz?
- Ze~yś się goniła jak Dafne - odparł zdławionym gło-

sem. - Zebyś sama przyszła do mnie, obolała z pożądania.

Tessa poczuła skurcz mięśni brzucha i pulsowanie między

udami.

- Nie licz na to. Nie jestem taka jak Paulina.
- Tym lepiej! Podejdź tu.

Tessa zawahała się. Odetchnęła głęboko. Podeszła do jego fotela i stanęła przed nim. Galen nie poruszył się,

siedział, wpatrując się w jej piersi, które wznosiły się i opadały w rytm coraz szybszego oddechu.

- Co dalej?
- Czyżbyś już zapomniała? Mamy sprawdzić, czy materiał

jest miły w dotyku. - Galen potrząsnął czarną szarfą i owinął nią talię i piersi żony. Jedwab był chłodny i miękki.
- Przyjemnie? - Tak.

Szarfa opadła nieco niżej. Galen zacisnął ją tak, że biust Tessy uwypuklił się. Czuła, że jej piersi

nabrzmiewają, a sutki twardnieją aż do bólu. Rozluźnił węzeł i jedwabna szarfa zaczęła się zsuwać. Piersi Tessy
były w dalszym ciągu nabrzmiałe, wezbrane, zbolałe.

- To już wszystko? .. - spytała nieswoim głosem.

Oczy Galena nadal błyszczały, a policzki były zaczerwienione. Powoli wstał. Zaczerpnęła gwałtownie

powietrza, gdy palce męża musnęły wewnętrzną stronę jej uda.

- Masz przecież jeździć okrakiem ... Czasami rytm będzie łagodny i gładki. ..

Objął ją raIllieniem w pasie i pochwyciwszy drugi koniec szarfy, wsunął go między uda. Zabrakło jej

tchu. Czarny jedwab przesuwał się miękko i powoli w tył i w przód. Czuła, jak fałdy delikatnej tkaniny ze
zmysłowym szelestem ocierają się o najwrażliwsze partie jej ciała.

- Ponieważ jesteś z natury raczej porywcza, przeważnie jazda będzie trudna i szybka.

Ujął mocniej szarfę i wprawił ją w gwałtowniejszy ruch, przypominający piłowanie. Tessa krzyknęła.

Plecy wygięły się w łuk, gdy ciało przeszyły fale niezwykłych doznań. Wyciągnęła ręce na oślep i
zacisnęła je na ramionach Galena, szarfa sunęła w tył i w przód, łaskocząc i drażniąc wrażliwe ciało. Tessa
zamierała, była jak w gorączce, nabrzmiała i spragniona ... Wbiła zęby w dolną wargę. Poczuła, że miejsce
szarfy zajęła twarda dłoń męża, obejmował ją, dotykał i pieścił. Popchnął ją delikatnie na poduszki
otomany.

- Musiałaś to poznać.

Co musiałam poznać? ... - zastanawiała się w duchu, patrząc w osłupieniu na męża. Emocje, które

doprowadzają do szaleństwa, zniewalają, przepajają tęsknotą za uściskiem, atakiem, zagarnięciem? ..

- Dlaczego? - wykrztusiła z trudem.
Galen upuścił czarną szarfę na jedwabną poduszkę obok zony.

- Chciałem, byś pamiętała o mnie, ilekroć fałdy materiału dotkną twojego ciała. Chciałem, byś

zapamiętała to. Zapamiętasz, prawda, Tesso?

Nie mogła zapomnieć. Nadal drżała, czuła mrowienie, brakło jej tchu.

- Tak - szepnęła.

- A gdy będziemy razem jechać konno i spojrzę na ciebie, będziesz wiedziała, że myślę o tym, co

czyniłem z tobą w tej chwili. I będziesz pamiętała, że to właśnie odczuwa samica, gdy się goni - mówił
podniecony. - Nie zjemy dziś razem kolacji - oznajmił szorstko. - Muszę jeszcze ... - Ruszył w stronę
drzwi. - Spotkamy się jutro na dziedzińcu o dziewiątej rano.

Wyszedł.

background image

Tessa zebrała się na odwagę. Wyprostowała się i zeszła po schodach na spotkanie Galena. Idąc

dziedzińcem w stronę fontanny, przy której Said stał z końmi, mówiła dalej ze sztuczną swobodą:

- Jak się dziś miewa Pavda?

- Znakomicie - stwierdził Galen. - Tak samo jak Selik.

Sądzę, że Apollo i Dafne również świetnie się czują. - Zamilkł na chwilkę. - Podobnie jak ja.

Tessa zatrzymała się obok klaczy i wyciągnęła rękę, by pogładzić ją po pysku.
- Miałam właśnie o to spytać. Choć prawdę mówiąc, nie martwiłam się o ciebie zbytnio. Potrafisz o

siebie zadbać.

- Jesteś na mnie zła. Poczułaś się wczoraj bezbronna i masz o to do mnie pretensję - szepnął cicho.

- Tak.

- To nie moja wina. Sprawiła to twoja własna natura.

Mnie mogłaś łatwo pokonać. Wystarczyło powiedzieć nie, a przestałbym.

Tessa zaczerwieniła się.

- Zaskoczyłeś mnie. Nie spodziewałam się ...

- Oczekiwałaś aktu, a nie gry miłosnej? - potrząsnął głową. - To do mnie niepodobne.

Cofnął się o krok i obejrzał ją od stóp do głowy.
- Nowy strój do konnej jazdy pięknie na tobie wygląda. Tessa unikała wzroku męża.
- Materiał zanadto błyszczy. Wolałabym coś mniej strojnego.

- To prosty strój. - Galen przyjrzał się jej uważnie. I mam wrażenie, że bardzo ci się podoba.

Istotnie podobał się jej. Ale nie zamierzała się do tego przyznać przed mężem, bo nadal czuła się nieswojo.

Biała spódnica, rozdzielona pośrodku, efektownie układała się przy chodzeniu i dawała poczucie swobody,
jakiej Tessa nigdy dotąd nie zaznała. Uzupełnieniem stroju była luźna pelerynka, sięgająca bioder, ozdobiona
bogatym złocistym haftem. Powiewała wdzięcznie przy każdym ruchu.

- Viana wręczyła mi olbrzymią szkatułę z klejnotami .. Był w niej i ten - rzekła dotykając złotego wisiora,

który uczepiony był na cienkim łańcuszku opasującym jej szyję. - Powiedziała, że zyczysz sobie, bym zawsze
go wkładała, wychodząc z domu. - Zacisnęła usta i dodała: - Nie lubię takich ozdóbek!

- Ale będziesz go nosić.
- Nie będę!
- To nie jest zwykła ozdoba. Jedynie członkowie naszej

rodziny mają prawo nosić taki wisior.

Poczuła się, jakby była jego własnością. Tak samo jak zeszłej nocy, gdy leżała przed nim nago.

- Więc niech go Viana nosi.
- Viana ma identyczny i zawsze go wkłada, kiedy wycho-

dzi do miasta. Czemu się buntujesz? Ten klejnot będzie cię chronił.

- Zastanowię się nad tym.
Podeszła do Pavdy wyminąwszy Saida, który uparcie wpa-

trywał się w przestrzeń, udając, że niczego nie słyszy.

- Będziesz to nosić, inaczej nie opuścisz swego pokoju! Tessa spojrzała z wyzwaniem w ponurą twarz
męża.

- Powiedziałam przecież, że się nad tym zastanowię!
- Zostaw nas samych - rzekł Galen do Saida.

Młody człowiek odetchnął z ulgą i szybko oddalił Się w stronę pałacu.

- Nie masz się nad czym zastanawiać, Tesso - powiedział cicho Galen. - Wiem, że chcesz ze mną wygrać ... Ale
w tej s~rawie nie ustąpię. Ten wisior zapewni ci bezpieczeństwo, WięC będziesz go nosić!

- Co takiego? - spytała Tessa z roztargnieniem, wpatrując się w plecy Saida, który właśnie wchodził do

pałacu. - Czemu go odesłałeś?

. - Musiałem cię pokonać - powiedział zaskoczony pyta

mem.

- I nie chciałeś, by Said był świadkiem mojej porażki? Tessa patrzyła na męża ze zdumieniem. - Mój ojciec

często upokarzał matkę przy służbie - powiedziała, a widząc, że Galen otwiera usta, szybko dodała: - Wiem,
wiem! Znowu to zrobiłam! Spróbuję pohamować mój język! A teraz pomóż mi dosiąść Pavdy. Nie wiem, czy
zdołam przerzucić nogę przez jej grzbiet. Myślisz, że istnieje jakiś powód, że kobiety muszą jeździć w damskim
siodle?

Galen zmarszczył brwi.
- Nie skończyliśmy naszej dyskusji.
- Już skończyliśmy - powiedziała nadąsana. - Przecież

mam na szyi ten krzykliwy wisiorek. - I będziesz go nosić?

background image

- Podsadź mnie na Pavdę.

Galen podniósł żonę, ta zaś niezbyt zręcznie przerzuciła nogę przez koński grzbiet.

- Czuję się jakoś ... dziwnie.
- Przyzwyczaisz się. Dlaczego przestałaś się na mnie zło-

ścić?

- Wcale się nie ... - urwała napotkawszy wzrok męża i odpowiedziała szczerze: - Masz rację, nie lubię czuć

się bezradna, ale jakoś to zniosę, bo wiem, że szanujesz moją dumę.

Galen odwrócił wzrok i spojrzał w kierunku stajni.

- Mężczyzna także czuje się bezbronny, gdy ogarnia go pożądanie. Odczuwa ból. Nie może zasnąć i pragnie

tylko zagłębić się w kobiecym ciele. Wczoraj, gdy od ciebie wyszedłem, chciałem pójść do innej kobiety.
Wszystko jedno jakiej.

- I poszedłeś? - Tessa nagle zesztywniała.
- Nie.

- Dlaczego?

- Jesteśmy od niedawna po ślubie.

- No i co z tego?
..,.. Nie chciałem, żeby ktoś pomyślał, że mi się już nie podobasz.
- Nie jestem głupia - powiedziała i zaczerwieniła się. Wiem, że mężowie zdradzają swe żony. Nie ma to dla

mnie znaczema.

- Ale dla mnie ma.

- Naprawdę? - Zmarszczyła brwi. - Jesteś niezwykłym

mężczyzną, mój panie mężu.

- Przyznaję - uśmiechnął się krzywo. - Odkąd cię spotkałem, jestem jeszcze bardziej nieobliczalny.
- Chciałabym, żeby nasze stosunki były ... Nie chcę bawić się z tobą w kotka i myszkę.

- Ani trochę? Powiedz, czy obecna sytuacja nie wydaje ci się interesująca? Czy serce nie bije ci odrobinę

mocniej, bo nie wiesz, czego się po mnie spodziewać?

- Może masz rację, ale wcale mi się to nie podoba.

. - Raz będzie lepiej, raz gorzej - powiedział ze śmiechem. Ządza ma swoje przypływy i odpływy.

- Z tego, co mówisz, to bardzo męczące ... A ty nie wyglądasz na cierpliwego ...
- Umiem być cierpliwy, gdy coś jest tego warte. Nieoczekiwanie wyciągnął rękę i położył ją na udzie żony.

Zaparło jej dech, spojrzała na męża. Przez cienki materiał czuła wyraźnie mocny, ciepły dotyk jego dłoni.
Powróciło wspomnienie ubiegłej nocy. Zwilżyła wargi.

- Wartownicy ...

- Niczego nie zauważą. - Obrócił się tak, że zasłaniał sobą

żonę przed oczyma strażników pełniących wartę przy drzwiach pałacu. Patrząc jej w oczy, powiedział
gardłowym głosem: - Potrafię być cierpliwy, ale nie jestem mnichem! Muszę od czasu do czasu przynajmniej
cię dotknąć. Tak jak teraz.

Miała wrażenie, że ręka męża pali ją przez materiał. Piersi znów jej nabrzmiały i czuła, jak rozpierają stanik

sukni.

Po chwili cofnął dłoń i odsunął się. Wskoczył na grzbiet Selika.
- Potrafię czekać. Oczekiwanie także ma pewien urok, jeśli się zbyt nie przeciąga.
- A jeśli potrwa dłużej? - spytała drżącym głosem i zauważyła zniecierpliwienie na opanowanej twarzy męża.

- Wtedy natura weźmie górę nad silną wolą. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojązie. - Galen zawrócił Selika

i chwycił za cugle Pavdy. - Sciśnij ją kolanami i wyprostuj plecy. Będę trzymał klacz na wodzy, póki nie
złapiesz rytmu.

- Zatrzymaj się, do diabła! - Se1ik pomknął galopem za Pavdą. - Ściągnij wodze - powiedział ostro. Czuła, że

powinna go usłuchać, ale nie miała ochoty stanąć. Poranne niebo było błękitne. Słońce przyjemnie grzało, a
wiatr smagał jej twarz. Krew tętniła w całym ciele. Kłus Pavdy przeszedł w płynny galop. Tessa popędziła
jeszcze szybciej. Gdy Selik zrównał się z klaczą, Galen chwycił wodze.

- Nie! - protestowała Tessa. - Jeszcze nie!

Usłyszała cichy śmiech męża. Pavda szła znowu kłusem. - Jeszcze dwie mile i byłabyś w pół drogi do Said

Ababy-

powiedział ze śmiechem i dodał poważnie: - Znów mi się sprzeciwiłaś.

- Pavda musiała się dziś wybiegać - roześmiała się i poklepała klacz po szyi. - Selik zrobił się jakiś leniwy ...

background image

- Aż dziw, że zdołał was dogonić - zażartował i zaraz dodał: - Nie sprzeciwiaj mi się więcej, Tesso!

Zwłaszcza gdy jesteśmy za murami miasta.

- Przecież nie ma żadnego niebezpieczeństwa! Jeździmy tą drogą od tygodnia i nigdy nikogo nie spotkaliśmy

- rzekła i popatrzyła na rozległą pustą przestrzeń ciągnącą się ku dalekim zielonym wzgórzom. - Wokół nas ani
żywej duszy! Mówiłam ci ... - urwała i wskazała ręką wysoką, przypominającą walec budowlę na szczycie
wzgórza. Jakoś jej dotąd nie dostrzegła. - Co to takiego?

Galen spojrzał na wieżę z szarego kamienia. Jego twarz była bez wyrazu.
- To wieża strażnicza. Wzniósł ją mój dziad. Strażnicy mogli obserwować wozy wiozące złoto z gór do

Zalandanu i chronić je przed bandytami. Teraz jest bezużyteczna.

- Dlaczego? Czyżby nie było już bandytów?
- O, mamy ich pod dostatkiem.
- Więc dlaczego?
Galen zawrócił konia tak nagle, że Tessa zdumiała się.

- Pora wracać - powiedział. - I tak już straciłem dziś zbyt wiele czasu.
Jakoś o tym nie pamiętał, póki nie zobaczył wieży, pomyślała.
- Ta budowla wydaje się taka ... opuszczona. Paulina opowiedziała mi kiedyś bajkę o czarownicy, która

uwięziła swą ukochaną córkę w wieży, by nie zaznała pokus świata i by nikt jej nie porwał.

- Ta opowiastka jakoś nie pasuje do naszej Pauliny.
- Mylisz się - zachichotała. - Córka czarownicy zapuści-

ła bardzo długi warkocz i pozwoliła swemu kochankowi wspiąć się po nim. Co noc wołał: Rapunzel, spuść
mi swoje włosy, i kochankowie spotykali się. Taka przygoda bardzo odpowiadałaby Paulinie!

- A jaki był koniec bajki?
- Nie mam pojęcia. Paulinę interesowała tylko ta część opowieści. - Tessa zerknęła ciekawie przez ramię
na wieżę. - Może jutro zajrzymy do środka?
- Nie.
Gwałtowny sprzeciw zaskoczył Tessę. Spojrzała na męża.

Wyraz jego twarz sprawił, że zabrakło jej tchu, a dłoń instynktownie zacisnęła się na wodzach.

- Nie zbliżaj się do tej wieży, Tesso!
- Dlaczego?

- MerdeI

Nie wystarczy, że ja ci to mówię?! - spytał gwałtownie. - Zawsze musisz się spierać? Nie zbliżaj

się do niej i już!
- To bezsensu - odparła dotknięta do żywego. - Jeśli gro-

zi tam jakieś niebezpieczeństwo, to powiedz. - Grozi! - odparł z naciskiem.

- Bandyci?
- Nie.
- Wieża się wali?
- Nie mam pojęcia. Nie byłem tam od lat.
- Nie rozumiem ...
- Nie musisz rozumieć! Niech ci wystarczy, że tam grozi

niebezpieczeństwo!

- Ale jeśli nie ma bandytów, kogo bym się miała ...
- Mnie! - w stłumionym głosie Galena brzmiała groźba. -

Mnie, do diabła!

Smagnął Selika, zostawił Tessę za sobą i pogalopował ku· bramom Zalandanu.

- Wyobraź sobie, Sasza, widziałam dziś wieżę strażniczą na wzgórzu. Wielka, ponura budowla -

powiedziała Tessa niby od niechcenia, nie odrywając oczu od szachownicy. Galen wspomniał, że
zbudował ją jego dziadek.

- Naprawdę?
Sasza wykonał ruch koniem. Tessa nadal studiowała sza-

chownicę·

- Dlaczego nikt z niej teraz nie korzysta?
- Trzeba było spytać Galena.
- Pytałam.
- Gdyby chciał, sam by ci wyjaśnił.

background image

- Jesteś niemożliwy. - Tessa spojrzała na kuzyna złym

wzrokiem. - Dlaczego miałabym nie wiedzieć?
- Nie musisz o wszystkim wiedzieć - odchylił się na oparcie krzesła. - Przez ostatni tydzień ciągałaś mnie
po całym mieście i pożerałaś widoki i wyjaśnienia jak łakome dziecko. - Zalandan bardzo mnie interesuje.
- Tessa obracała w palcach królową z kości słoniowej. - Dlaczego Galen jest taki tajemniczy, jeśli idzie o
tę wieżę?

- Nie zbliżaj się do ~ej wieży, Tesso! To, co w niej się kry-

je, nie przypadłoby ci do gustu - powiedział poważnie. - Pajęczyny i myszy?

- I wspomnienia.
- Ty coś wiesz. Powiedz mi.
Sasza potrząsnął głową.
- Wspomnienia nie są przecież groźne - mruknęła Tessa.
- Niektóre wspomnienia Galena - owszem.
- Dlaczego?
- Ponieważ są bardziej gorzkie i okrutne niż większości

ludzi.

- Co to za wspomnienia?

Sasza z rozmysłem potrząsnął głową.

,

- Przestań mnie wypytywać. - Po chwili dodał: - W Galenie jest jakby dwóch różnych ludzi. Do dziś

wiodą ze sobą zaciekły spór. Póki nie zbudzą się w nim wspomnienia, nie masz się czego bać.

- Przesadzasz. Galen zawsze jest taki opanowany - powiedziała nadąsana.

- A ty masz ochotę pociągnąć tygrysa za ogon. - Sasza

dziwnie się uśmiechnął.

- Co za pomysł. Po prostu jestem ciekawa.
- I niecierpliwa - dodał Sasza cicho.

Tessa nie wiedz.iała, że tak łatwo było odgadnąć jej intencje. Wielki Boże! Zeby tylko Galen się nie

domyślił, pomyślała. Przez ostatni tydzień jej mąż raz traktował ją z żartobliwą czułością, to znów z
nieskrywaną zmysłowością. Jednym wejrzeniem, dotknięciem czy słówkiem strącał ją w otchłań
pożądania. Napięcie ciągle w niej rosło. Czekała bez tchu na słodką, dręczącą pieszczotę spojrzeń i słów. I
bała się, by k~oś nie pomyślał, że jest gotowa na pierwsze jego skinieme ...

Tessa zarumieniła się i szybko wstała.

- Nie wiem, o czym mówisz! Mam już dosyć tej głupiej gry! Poszukam lepiej Viany i odwiedzimy

ptaszki. Idziesz ze mną?

Sasza spojrzał na szachownicę.
- Chyba nie. Wracam dziś po południu do Tamrovii.
- Dlaczego? - zapytała zaskoczona.
- Galen chce wiedzieć, kiedy do twojego ojca dotrze

wieść, że opuściłaś Francję. Mnie, jeśli będę na dworze, najłatwiej będzie się dowiedzieć.

- Minęły dopiero trzy tygodnie. Przecież nie mógł się jeszcze dowiedzieć.
- Tak, to mało prawdopodobne. - Sasza odsunął krzesło i wstał. - Ale Galen nie chce żadnych

niespodzianek.

Tessa niecierpliwym krokiem przeszła przez taras i spojrzała na odległe wzgórza.
- Belajo to zupełnie inny świat. Tutaj znacznie bardziej mi się podoba!

- Mnie też.
- Nie przypuszczałam, że tak będzie. Rodacy Galena wy-

glądali tak groźnie ... Ale bardzo przywiązałam się do Viany i polubiłam Jusufa, Saida i ...

- Kalima?
- Jak mogłabym go polubić? Mrozi mnie każdym spoj-

rzeniem! - powiedziała, krzywiąc się. - Wierzyć mi się nie chce, że Vian.a go poślubi.

- Mnie także.
Gdy usłyszała gorycz w głosie kuzyna, odwróciła SIę

i spojrzała na niego zdumiona. - Sasza? ..

Uśmiechnął się niezbyt wesoło.
- Nie martw się, kuzyneczko! Jakoś to przeżyję.
- Naprawdę kochasz Vianę? Nie chce mi się wierzyć. Je-

steście tacy różni...

background image

- Może właśnie dlatego tak mnie chwyciła za serce. Widocznie wielkie uczucie nie wynika z

podobieństwa charakterów. - Sasza wzruszył ramionami. - Raz tylko na nią spojrzałem i poczułem, że
spływa na mnie błogi spokój.

- Spokój?! Na ciebie?
- Może tego zawsze szukałem.

Tessa spojrzała z powątpiewaniem. Błogi spokój jakoś nie pasuje do Saszy ... ale kto wie, co mogło

przypaść do gustu mojemu zmiennemu kuzynkowi?

- Wobec tego musisz ją zdobyćl- oświadczyła Tessa. - To nie powinno być trudne. Masz zdecydowanie

więcej uroku niż ten naburmuszony Kalim.

- Dla ciebie wszystko jest proste. - Sasza roześmiał się.
- Bo jest proste! Musimy tylko znaleźć właściwy sposób.

Galen nie będzie się chyba sprzeciwiał. - On nie, ale Viana tak.

- Przekonamy ją. - Tessa niecierpliwie machnęła ręką.
- Nie tak łatwo zmienić czyjś charakter.
- Musimy spróbować. Viana jest dobra i rozumna, ale

brakuje jej hartu ducha. Popracuję nad nią, gdy będziesz w Tamrovii.

- Zajmij się swoimi sprawami, Tesso.
- Chcę ci pomóc! Bardzo, ale to bardzo cię lubię.
- I dla mnie chcesz zmienić bieg wydarzeń? - Sasza wy-

ciągnął rękę i delikatnie pogładził ognisty loczek, który opadł jej na skroń. - Viana należy do tego świata.
Tu tkwią jej korzenie.

- A ty nie jesteś cząstką jej świata? Sasza potrząsnął głową ze znużeniem.
- Nie pochodzę z plemienia El Zalan, a oni niechętnie

przyjmują obcych. Nie należę ani tu, ani tam.

Podobnie jak ja, pomyślała i poczuła dziwny ból. - Jesteś księciem Tamrovii.
- W El Zalanie to nic nie znaczy. Pozycja Kalima jest tu

owiele mocniejsza od mojej. Wyjeżdżam za godzinę. Napiszę do ciebie zaraz po przyjeździe do Belajo.
Uważaj na siebie, kuzyneczko. - Sasza pocałował lekko Tessę w czubek nosa.

- Wyjdę na dziedziniec, żeby się z tobą pożegnać. Niech cię Bóg prowadzi.
- Trzymaj się z dala od tej wieży, Tesso - powiedział na odchodne.
Nie zamierzała ulegać ciekawości, jaką budziła w niej ponura wieża. Niech sobie Galen zachowa swoje

tajemnice i wspomnienia. Przecież długo tu nie zabawię. Nie będę więc szturmować muru, którym
odgrodził się ode mnie, myślała.

Ale nie zawadzi przekonać Viany, jakim wspaniałym mężem byłby Sasza. Sasza? Mężem?! Roześmiała

się, bo zdała sobie sprawę, jak bardzo te dwa pojęcia nie pasowały do siebie.

Jeśli jednak Viana jest kobietą, o której mój szalony kuzynek marzy, pomogę mu ją zdobyć.

Rozdział szósty

Godzinę później Tessa usłyszała stukot końskich kopyt na kamiennych płytach i gwar męskich głosów.

Sasza wyjeżdżał ze stajni, gdy Tessa wypadła na dziedziniec, na którym było około trzydziestu jeźdźców w
barwnych szatach. Podjechał do niej Galen na Seliku.

- Ty także wyjeżdżasz? - spytała, starając się, by nie poznał, jak bardzo jest zdumiona i rozczarowana. -

Dlaczego mi nic nie powiedziałeś?

- Nie cierpię pożegnań. Saida zabieram ze sobą, ale pro-

siłem Kalima, by przekazał ci list ode mnie. - Jak to uprzejmie z twojej strony!

background image

Galen zaklął pod nosem.
- Odprowadzam go tylko do granicy. Zaniepokoiły mnie wieści przywiezione przez Kalima z gór. Sasza

wraca do Tamrovii na moją prośbę. Chcę mu zapewnić bezpieczny przejazd przez ziemie Tamara.

- Nie musisz się przede mną tłumaczyć. Nie podważam twej decyzji. Dobrze mi zrobi trochę samotności.

Uważam tylko, że powinieneś powiadomić mnie o tym osobiście.

- Już ci mówiłem, nie znoszę pożegnań.
- Ani kurtuazyjnych gestów, jak widać - powiedziała

Tessa drżącym głosem. Urwała na chwilę i już pewniej dodała: - Wszyscy musimy od czasu do czasu robić
coś, co nam nie odpowiada. Jak inaczej znalazłabym się w Zalandanie?

- Na moje utrapienie! Niech ci będzie. Byłem nieuprzejmy, ale nie chciałem cię urazić. Pożegnasz się ze

mną mimo wszystko?

- Oczywiście. Szczęśliwej podróży, panie mężu. Galen wzdrygnął się, jakby go owionął zimny
wiatr.
- Dobrze, że jedziemy przez pustynię! - Gdy Tessa nic na to nie zareagowała, ciągnął dalej: - Gdybyś

czegoś potrzebowała, zwróć się do Kalima. Pod moją nieobecność on z'a wszystko qdpowiada.

- Jestem pewna, że wywiąże się z tego znakomicie. Jest niemal równie arogancki jak ty.
- Zrozum, do diabła, że to dla twojego dobra, Tesso! Ciemne oczy błysnęły w ściągniętej twarzy. -

Jestem u kresu wytrzymałości. Lepiej będzie, jeśli się rozstaniemy na jakiś czas.

- I jak zawsze sam podejmujesz decyzję. Czuję się jak pionek, którym suwasz po szachownicy według

swego widzimisię. Myślę, że pora rozpocząć nową grę - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
Galen znieruchomiał. Po chwili uśmiechnął się zuchwale. - Czyżby? Pogadamy o tym za tydzień, kiedy
będę z powrotem.

- Nie zdążysz w tak krótkim czasie wrócić z Tamrovii.

Przecież podróż od granicy zajęła nam pięć dni.

- Nic mnie wówczas nie nagliło. - Spojrzał w twarz żo-

ny. - Teraz mam niezwykle ważny powód, by się spieszyć.

Tessa poczuła falę gorąca. Płuca odmówiły posłuszeństwa: - Naprawdę? - szepnęła.
- Ależ tak! - powiedział nie odrywając od niej oczu. -

A wiesz, jaki to powód?

Wiedziała. Powróciło dobrze jej znane napięcie i ogarnęło ich oboje, zamykając w intymnym świecie

wspólnych doznań. Ze zdumieniem uświadomiła sobie, że taką właśnie reakcję pragnęła wywołać u męża.
Pomyślała, że może Sasza miał rację, iż chciała "pociągnąć tygrysa za ogon". Przełknęła ślinę. Widok
Galena budzi w niej niepokojące podniecenie.

- Z pewnością sam mi o tym powiesz.
- Koniec z przeprowadzkami. Mogę posłużyć się twoim

określeniem? - Uśmiechnął się.

Obaj z Saszą wyjechali z dziedzińca. Świta sunęła za nimi w luźnym szyku. Tessa czuła zawrót głowy.

Chciała za nimi biec, ale się powstrzymała.

I tak nie dogonię Galena! Kazałby mi zresztą wrócić. Muszę zaczekać do jego powrotu. Dobry Boże, jak ja to

zniosę? Nie ma rady. Muszę się z tym pogodzić i znaleźć jakieś zajęcie, żeby czas szybciej zleciał, myślała.

Odwróciła się, wbiegła po schodach do pałacu i popędziła korytarzami do komnat Viany. Szwagierka była na

tarasie. Spojrzała ze zdumieniem na Tessę, która wpadła jak burza, rozgorączkowana i z płonącymi oczami.

- Zbyt mało uwagi poświęcałyśmy dotąd Aleksandrowi i Roksanie - rzekła, kierując się w stronę ptaszarni. -

N ajwyższy czas zabrać się na serio do ich tresury.

- Zrozum wreszcie! Chcę się zobaczyć z twoim ... - nie dokończyła, bo nad głową służącej, która otworzyła

jej drzwi, dostrzegła schodzącego po schodach Jusufa. - Nieważne. Oto i on. - Wyminęła głośno protestującą
odźwierną i podbiegła do Jusufa, który zastygł na trzecim stopniu. - Doskonale, że cię widzę! Zupełnie nie
mogłam jej wytłumaczyć, że muszę z tobą pomówić! Myślałam już, że będę musiała ...

- Ależ,

madżiro! -

Jusuf przymknął rozdziawione ze zdumienia usta. - Nie możesz mieć jej tego za złe. W

Zalandanie cnotliwe niewiasty nie składają wizyt mężczyznom.

- Nie tylko w Zalandanie. Kobiety wszędzie skrępowane są głupimi zakazami. - Tessa zbyła sprawę

machnięciem ręki. - Przywykłam omijać większość bzdurnych przepisów. Wystarczy wiedzieć, czego się chce, i
nie dawać za wygraną.

background image

- Ach tak ... - Jusuf odprawił służącą i zaniepokojony popatrzył na pusty przedsionek za plecami Tessy. -

Wielki Boże, gdzie się podziała twoja eskorta, pani?

- Nie bądź śmieszny! Po co mi eskorta, gdy idę do ciebie?
- Istotnie, po co? - odezwał się słabym głosem Jusuf. - To

raczej mnie potrzebna będzie straż przyboczna, gdy

madżi

ran

dowie się, że odwiedziłaś mnie całkiem sama! To

nie przystoi ...

- Mówisz jak Said - skrzywiła się Tessa. - Matko Boska, mdli mnie, jak słyszę to słowo! Nie zniosę

ustawicznego towarzystwa gdaczących nade mną kogutów.

Słaby uśmiech pojawił się na przerażonej i zgorszonej

twarzy Jusufa.

- Koguty pieją, nie gdaczą.
- Co za różnica ... Nawet nie spytałeś, co mnie tu sprowadza.
- Zaniemówiłem z wrażenia.
Tessa zachichotała.

- Jesteś zdenerwowany, więc przejdę od razu do rzeczypowiedziała. - Potrzebny mi twój dach.

- Co takiego?!
- Gdy odwiedziłam z Galenem Kalima, zauważyłam, że twój dom jest bardzo wysoki. Masz dach najwyższy
w całym mieście! Muszę stąd wypuścić Aleksandra!
- Aleksandra?
- Mojego gołębia pocztowego. No, może nie zasługuje jeszcze na to określenie, ale z pewnością zasłuży, gdy
go dobrze wyszkolę. Viana ma dwa gołębie, ale Roksana raczej nie ma zdolności w tym kierunku, więc
musimy się skoncentrować na Ale ...

- Nie możesz tu przychodzić, pani - wszedł w jej słowo ]usuf. - To wykluczone.

- Uważasz, że powinnam poszukać innego domu? O Boże! Jestem pewna, że nigdzie nie znajdę tak

odpowiedniego dachu ... Zresztą, chodzenie od domu do domu

j

wypytywanie obcych ludzi...

- Nie! - zawołał Jusuf. - Nie wolno ci tego ... - Urwał i widząc determinację na twarzy Tessy spytał. - Na jak

długo mój dach będzie ci potrzebny, pani? ...

Tessa rozpromieniła się.
- Z pewnością to długo nie potrwa. Pewnie kilka dni, jeśli będę przychodzić każdego popołudnia.
- Ale gdy

madżiron

wróci do miasta, nie może być mowy

ożadnych odwiedzinach!

Tessa skinęła głową. - Jestem pewna, że Aleksander okaże się dostatecznie inteligentny i nauczy się,

czego trzeba, przed upływem tygodnia.

- Mam nadzieję. - Jusuf znowu westchnął. - Odprawię służbę, żeby uniknąć plotek. Miejmy nadzieję, że

nikt cię nie zobaczy, pani. - Choć to mało prawdopodobne ... - powiedział, patrząc na jej rude włosy, które
pałały ogniem w promieniach słońca wpadającego do przedsionka.

- Jestem pewna, że wszystko się powiedzie - uśmiechnęła się do niego Tessa. Wiedziałam, że mogę na

ciebie liczyć, Jusufie. Bardzo ci jestem wdzięczna. Do zobaczenia jutro, wczesnym popołudniem.

- Tego się obawiałem. Będę na twe usługi,

madżiro -

powiedział bez entuzjazmu.

Piasek na diunach zapadał się, unosił w górę i wirował w świetle księżyca w jakimś zaklętym tańcu.

Pustynia wydawała się całkowicie bezludna, ale mogło to być złudzenie. Galen wpatrywał się w ciemność.

- Czy sądzisz, że Tamar gdzieś tu jest? - spytał Sasza. Galen odwrócił się i zobaczył go zmierzającego ku
niemu od strony obozu.

- Całkiem możliwe - odpowiedział. - Jesteśmy na jego tereme.
- Sądzisz, że będzie nam sprawiał kłopoty?
- Nie, chyba że coś go podkusi. - Galen wzruszył ramiona-

mi. - Rozstawiłem tej nocy podwójne warty. Gdy jutro przekroczymy granicę Tamrovii, nic nam już nie
będzie zagrażać. - Oprócz kompletnego wyczerpania. - Sasza spojrzał na Galena, unosząc brwi. - Nigdy
dotąd aż tak nie poganiałeś swoich ludzi.

- Chciałem odstawić cię bezpiecznie do granicy. Wieści szybko wędrują od plemienia do plemienia.

Obawiałem się, że Tamar się domyśli, co mnie skłoniło do małżeństwa, i zacznie bruździć.

Sasza wpatrywał się w przyjaciela z niedowierzaniem. Galen wzruszył ramionami.

- Masz rację. Jestem niespokojny i pragnę jak najszybciej wrócić do Zalandanu - powiedział i podszedł

background image

do rozłożonej dla niego przy ogniu derki. - Zbyt wiele czasu byłem ostatnio poza krajem.

Na wargach Saszy pojawił się uśmieszek.
- Ach, jakież brzemię obowiązków spoczywa na barkach władcy! - Opadł na swoją derkę i usiadł

plecami do ognia.Dobrze, że jestem tylko rozpustnym fanfaronem, który może robić, co mu się żywnie
podoba.

Galen zrozumiał, że przyjaciel doskonale wie, czemu tak spieszno mu do Zalandanu. Zbyt długo byli

niemal nierozłączni! Sasza odgadł bez trudu, że to żądza ciągnie go z powrotem do Tessy. Zastanawiał się,
dlaczego sam nie wyjawił tego przyjacielowi z rubaszną, jak zwykle, otwartością. Sasza wiedział, że Galen
nie może długo obyć się bez kobiety, a od powrotu do Zalandanu nie odwiedził żadnej

kadiny.

Galen wmawiał sobie, iż nie chce wywołać plotek i że jest bardzo zajęty.
Nie mam czasu na ... Ileż potrzeba czasu, by ulżyć sobie w chętnych ramionach? Okłamuję sam siebie,

tak jak przedtem Tessę i Saszę! Po prostu nie chcę żadnej

kadiny.

Pragnę tylko jej - rozmyślał.

P~agnął jej od tej pierwszej nocy w stajni i pożądanie ciągle w mm rosło. Wystarczyło, że na nią

spojrzał, i już czuł niepokój w lędźwiach. Teraz starczała sama myśl o niej. Zaklął pod nosem i odwrócił
się twarzą do ognia. Płomienie świeciły równie jasno jak kasztanowe loki Tessy.

Nie, jej włosy lśnią głębszą, cudowniejszą czerwienią, pomyślał.
Galen zacisnął powieki, starając się nie myśleć o żonie.

Gdy raz się z nią prześpię, wszystko będzie inaczej. Straci nade mną swą moc. Pożądanie osłabnie, a

czułość ...

Nie chciał zastanawiać się nad czułością, jaką w nim budziła, ani nad szczęściem, jakie odczuwał na jej

widok. W Tessie płonęła radość życia i to go w niej pociągało. Lepiej nie myśleć o niczym prócz zwykłej
cielesnej żądzy. Można ją łatwo zaspokoić. Nie sprawia większego kłopotu ... Czyżby? - pomyślał posępnie.
Na szczęście, nie muszę już długo czekać. Po powrocie do Zalandanu zaspokoję pragnienie, które dręczy mnie
prawie od miesiąca.

Zdecydowanie odpędził od siebie wszelkie myśli o żonie.

Postanowił, że jutro wyruszy w drogę powrotną do Zalandanu!

Ktoś szedł za nią. Za rogiem przyspieszyła kroku. Była pora wieczornego posiłku i ulice Zalandanu

opustoszały. Wnętrza pustych sklepików zionęły jak mroczne pieczary. Tessa poczuła dreszcz niepokoju.
Kroki zwalniały i przyspieszały. Zastanawiała się, dlaczego ktoś miałby ją śledzić. Odruchowo dotknęła
złotego wisiora na szyi. Przekonała się w ciągu ostatnich kilku wieczorów, że choć w Zalandanie nie brakuje
łotrzyków, ona sama może poruszać się po całym mieście bez obaw. Sprawiał to wisiorek. Chronił ją niczym
niewidzialna zbroja - zbroja Galena.

Nie ma go w Zalandanie od trzech dni, myślała. Może dla . idącego za mną człowieka wisior jest tylko

złotym naszyj ni-

kim, wartym zrabowania, a nie znakiem ostrzegawczym ... - Stój! - usłyszała męski głos, ostry i

rozkazujący. Serce podskoczyło jej do gardła. Rzuciła się do ucieczki.

- Madżiro!

Głos był znajomy. Tessa odwróciła się i przyjrzała wysokiej, odzianej w długą szatę postaci, która zmierzała

ku niej. Był to Kalim.

- Przestraszyłeś mnie, Kalimie! Nie sądziłam ... - Z trudem zaczerpnęła powietrza i wyprostowała się

dumnie na widok jego groźnej twarzy.

- Nie powinnaś samotnie chodzić po ulicach, pani.

- Nic mi nie grozi.

- Odpowiadam za twoje bezpieczeństwo ... i za twoje za-

chowanie ... pod nieobecność

madżirona.

Od tej pory nie wolno ci opuszczać pałacu, pani - powiedział

stanowczo.

- Będę chodziła, gdzie mi się podoba! - rzekła gniewnie. Kalim uśmiechnął się ponuro.
- A podoba ci się dom Jusufa Benardona.

- Do diabła, czyżbyś mnie szpiegował, Kalimie?! - po-

wiedziała oburzona.

- Spełniałem tylko moją powinność wobec

madżirona.

Gdy jeden ze stajennych wspomniał, że nie dosiadłaś ani razu Pavdy, odkąd ...

- ~ ruszyłeś za mną!

- Zeby cię chronić. Sądziłem, oczywiście, że idziesz do

któregoś ze sklepów lub na bazar po jakieś świecidełka. - Skąd to przypuszczenie?

background image

- W ogóle nie brałem pod uwagę, że może być inaczej.

Ale kobiety Zachodu rzadko szukają niewinnych rozrywek, gdy opuszczają bezpieczny dom swego męża.

- Co przez to rozumiesz? - spytała, mrużąc oczy.

- Dobrze wiesz, pani.

- Mów otwarcie!

- J usuf jest młody i silny. Istny byk. Kobiety zawsze czu-

ły do niego słabość. ~ Uśmiechnął się krzywo . - Co jeszcze?

- Madżiron

jest daleko, a kobiety w twoim kraju nie lubią

czekać, gdy zachce im się rozkoszy.

- Niewiele wiesz o naszych kobietach! - odparła z gniewem. Kalim przestał się uśmiechać.
- Wystarczająco dużo, by nie pozwolić na hańbę mego pana i druha przed całym El Zalandanem! Twoja noga

już nie postanie w domu Jusufa.

- Będę chodziła, gdzie zechcę!

- Jeśli pójdziesz tam jeszcze raz, zastaniesz jego trupa.

- Co takiego?! - Oczy Tessy rozszerzyły się z przerażenia.

- Ciebie nie wolno mi tknąć bez zezwolenia

madżirona,

ale poza tym mam nieograniczoną władzę. Mogę

pozbyć się jusufa. - Zrobił krótką pauzę. - Podobnie jak każdego, kto by zagrażał mojemu władcy.

- Tylko dlatego, że złożyłam mu wizytę? - spytała zdu

mIOna.

- Spędziłaś z nim sam na sam ostatnie trzy popołudnia.

Przyznaję, że był dyskretny, ale jeśli to będzie trwało nadal, wieść się rozniesie i

madżirona

okryje hańba.

- A śmierć jusufa zapobiegnie temu?
- Zdrada w naszym kraju nie jest tolerowana tak jak

w twojej ojczyźnie. - Oczy Kalima błyszczały groźnie. - Galen tego ci nie wybaczy. Daje ci wiele swobody, ale
nie po-

zwoli, byś miewała kochanków.

.

Tessa znów z trudem wciągnęła powietrze, starając się

opanować wściekłość. - Znieważasz mnie!

Kalim przyglądał się jej obojętnie.

- Uwierzyłbyś, gdybym dała słowo, że nie zdradziłam męża?

- Kłamstwa przychodzą bez trudu kobietom z Zachodu.
- To nie do zniesienia! Nie będę marnować czasu na zaprzeczanie fałszywym oskarżeniom! - Odwróciła się
na pięcie i ruszyła spiesznie ulicą.

- Nie pójdziesz więcej do domu jusufa! - zawołał za nią Kalim.

- Zrobię, co zechcę! - Rzuciła mu przez ramię wściekłe spojrzenie. - Nie pozwolę, żebyś się wtrącał w moje
sprawy! - Odwiedź go znowu, a przyślę ci w koszyku jego głowę. Po plecach przebiegł jej dreszcz. Po raz
pierwszy uwierzyła, że Kalim spełni groźbę.

- Jesteś barbarzyńcą bez sumienia!
- Niekiedy tak - przyznał z uśmiechem. - Pamiętaj jednak, że to Galen mnie wychował. W porównaniu z nim,
gdy wpadnie we wściekłość, jestem łagodny jak baranek.

- Czy on tu jest? - Tessa wbiegła na taras. Spojrzała w stronę cienia, który rzucały gałęzie korzennika. -

Przyleciał?

- Przed godziną - powiedziała radośnie Viana, wycho-

dząc z ptaszarni. - To już trzeci raz, Tesso! - Dałaś mu ziarna?

- Gdy tylko usiadł na gałęzi koło Roksany.
- Przyleciał dopiero godzinę temu? - Tessa zmarszczyła

brwi. - Nie spieszył się zbytnio! Wypuściłam go z dachu Jusufa przed dwiema godzinami. Leciał widać bardzo
okrężną drogą·

Viana roześmiała się·

- Jakie to ma znaczenie? To istny cud, że w ogóle znalazł drogę do domu!

- To nie cud, to instynkt! - Tessa wzruszyła ramionami. Może te poczęstunki po powrocie sprawiają, że

chętniej mu ulegal Hrabia mówił, że na tym właśnie opiera się cała tresura. - Znów się nachmurzyła. - Wydaje
mi się jednak, że gołębie są strasznie głupie. Dom Jusufa znajduje się o godzinę drogi stąd. Wróciłam na
piechotę i prawie prześcignęłam Aleksandra!

- Na piechotę?! Spacerowałaś sama po mieście? Wiesz dobrze, że to nie przystoi! Ja bym się nigdy nie ...

- Byłam bezpieczna. - Tessa przeklinała w duchu swój długi język. Nie powinna była wygadać się przed

Vianą, że nie porusza się po mieście konno. Szwagierkę niepokoił już fakt, że Tessa urządza podobne wyprawy

background image

bez wiedzy męża. Teraz będzie jeszcze bardziej marudzić! - Za pierwszym razem pojechałam do domu Jusufa
na Pavdzie, ale jej podskoki zdenerwowały Aleksandra. Strasznie długo musiałam go uspokajać, zanim go
wypuściłam!

Viana potrząsnęła głową·
- Jeśli zawsze towarzyszy ci stajenny ...
- Sądzę, że należy poddać Aleksandra dłuższej próbie! -

przerwała jej żywo Tessa.

- Co masz na myśli? - spytała z pewnym niepokojem Viana. - Dom Jusufa stoi tuż przy bramie miejskiej.

- Trzeba będzie więc wyjść za bramę - rzuciła Tessa lek-

kim tonem.

- Ależ nie! Kobietom z naszego rodu jest to wzbronione.
- Galen często zabierał mnie na wycieczki poza miasto.
Viana zmarszczyła brwi.

- Dobrze wiesz, że nie pozwoliłby ci jechać bez niego, na. wet ze stajennym. Do powrotu Galena musi

nam wystarczyć

dom Jusufa. Może później zdołasz przekonać męża...

.

- Przekonać? - Tessa nadąsała się. - Chcesz powiedzieć ubłagać, a to słówko jest obrzydliwe.

- Galen jest dla ciebie bardzo wyrozumiały. Żadna kobieta nie ma takiej swobody jak ty - stwierdziła

rzeczowo Viana. - Musisz zrozumieć, że u nas nie ma zwyczaju, by niewiasta podróżowała bez męża.
Jestem pewna, że Galena potępiono by za taką pobłażliwość.

- Niezbyt się przejmuje krytyką.
- Przywykł do tego, że musi toczyć nieustanne boje - wy-

jaśniła Viana. - Od śmierci ojca mój brat próbuje przeszczepić do Zalandanu osiągnięcia Zachodu. Wielu
ludziom nie podoba się to, że odchodzimy od dawnych obyczajów.

- Na przykład Kalimowi.
- Albo mnie.
- Tobie?!
Viana skinęła głową.

- Pod tym względem Kalim i ja jesteśmy do siebie podobni. Uważam, że nasze obyczaje są piękne i

mądre.

- Czy to takie mądre, że jesteś zamknięta w swych kom-

natach jak twoje ptaszki w klatce?

- Ich klatki są piękne i nie zaznają w nich nigdy głodu.
- Ani wolności.
W oczach Viany błysnęło rozbawienie.

. - Aleksander może się nią nacieszyć, gdy wypuszczasz go przez okno.

- Ale nawet wtedy próbujemy go spętać, kusimy smakołykami, by wrócił do klatki. - Tessa potrząsnęła

głową.- Gdyby nie był taki głupi, wybrałby wolność i sam zadbał o siebie.

- Wtedy nie dochowałabyś się gołębia pocztowego.

Tessa nagle nachmurzyła się na wspomnienie swego ostatniego spotkania z Kalimem.

- Ale ty w niczym nie przypominasz Kalima. To barba-

rzyński potwór.

Viana uniosła delikatne brwi .
- Jesteś wyraźnie zła na niego. Czyżby cię uraził?

Tessa nie miała odwagi zwierzyć się szwagierce ze swej rozmowy z Kalimem.

- Po prostu go nie lubię - powiedziała wymijająco.
- Chwilami bywa nieprzystępny, ale trudno mu się dzi-

wić. Wyrósł wśród dzikich plemion pogranicza i nie znał nic prócz ciągłych walk i rozlewu krwi.. .. Potrafi
być bardzo miły, gdy zechce ...

- Nie jest interesującym rozmówcą. Wciąż tylko marszczy brwi i wygłasza kazania na temat

obowiązków! - powiedziała Tessa, zerkając na szwagierkę. - Sasza by cię tak nie zanudzał.

Viana zaczerwieniła się i odwróciła głowę.
- Nie. Z nim chyba nikt nie mógłby się nudzić.
- I jaki potrafi być dobry, gdy tylko chce.
- Znasz go lepiej niż ja.

background image

- A jaki przystojny! Wszystkie nasze damy tak uważają.
- Istotnie, bardzo przystojny. Dlaczego ciągle mówisz

oSaszy, Tesso?

Viana podeszła do balustrady i spojrzała na panoramę

miasta i rozciągające się za nim wzgórza. - Bo on cię bardzo lubi.

- Wiem.
- A ty jego.
- Podnieca mnie. - Viana zacisnęła dłonie na kamiennej

balustradzie. :- I budzi we mnie niepokój.

- Byłabyś znacznie szczęśliwsza z Saszą niż z Kalimem.

Dałby ci wolność.

- Mówiłam już, że nie zależy mi na wolności.
- Ale powinno - odparła z przejęciem Tessa. - Gdybyś wiedziała, jakie to cudowne ...

- Nie chcę dłużej o tym mówić.
Tessa była pewna, że jej słowa wywarły wrażenie, i miała

ochotę mówić dalej, ale doszła do wniosku, że na razie starczy. - Dobrze już, dobrze. Chcę dla ciebie jak

najlepiej.

Oczy Viany lśniły jak polerowany onyks.
- Mam nadzieję, że nie sprawiłam ci przykrości, zmieniając temat. Ogromnie się do ciebie

przywiązałam, siostro.

- Naprawdę? - spytała zaskoczona Tessa. - Myślałam, że cię drażnię, gdy zbyt energicznie cię do czegoś

skłaniam.

- Skłaniasz mnie? - Viana roześmiała się. - Czuję się, jakbym była wleczona na p<;lwrozie za Selikiem

w pełnym galopie. Ale to nie szkodzi. Zycie stało się o wiele bardziej podniecające, odkąd przybyłaś do
Zalandanu.

Tessa nie mogła oprzeć się pokusie i ciągnęła dalej.

- A Sasza jest znacznie bardziej interesujący niż ja! Powiem ci tylko ... - Urwała i uśmiechnęła się ze

skruchą, dostrzegając pełne wyrzutu spojrzenie Viany. - Taka jest prawda. Jestem za młoda, bym mogła
równać się z Saszą. Choć bardzo chciałabym go prześcignąć - powiedziała i dodała trochę niepewnie: -
Nigdy dotąd nie przyjaźniłam się z żadną kobietą, ale uważam cię za moją ... - zawahała się. - To

znaczy ......jeśli sama zechcesz ... jeśli nie masz nic przeciwko

temu ...

- Ależ oczywiście. Jesteśmy przyjaciółkami. - Viana uśmiechnęła się promiennie. - Przyjaciółkami i

siostrami. Gdy tylko cię ujrzałam, wiedziałam, że tak będzie.

- Jakaś ty mądra! - Tessa odwróciła się i zapatrzyła na znikające za wzgórzami słońce. Coś ściskało ją w

gardle. Nigdy nie mam pewności. Jedynie nadzieję ... - urwała i powiedziała z ożywieniem: - Pomówmy o
następnej wyprawie Aleksandra.

Viana zmarszczyła brwi.
- Myślałam, że ustaliłyśmy, że tylko z domu Jusufa.
- Nie, Jusuf ma już dość kłopotów. Mógłby znaleźć się

w niezręcznej sytuacji, gdybyśmy nadal korzystały z jego domu - powiedziała Tessa, unikając wzroku
Viany.

- W niezręcznej sytuacji?

Tessa oczyma wyobraźni ujrzała krwawą głowę Jusufa w wiklinowym koszu.

- Wyjątkowo niezręcznej ... Tak mi się przynajmniej wydaje. Jutro prześlę Jusufowi wiadomość, że nie

będziemy dłużej korzystać z jego dachu. - Dopiszę, pomyślała, że mądrze by postąpił, opuszczając
Zalandan aż do powrotu Galena. Niech sobie odpocznie kilka dni, a potem go poddamy trudniejszej próbie
- powiedziała, patrząc na Aleksandra.

- Jakiej? - spytała niespokojnie Viana. - I skąd go wypuścisz, jeśli nie z domu Jusufa?

- Coś wymyślę.

Nie chciała w tej chwili zdradzać swoich zamiarów. Viana bywała bardzo uparta, jeśli coś wydało się jej

nieprzystojne. Tessa postanowiła w ciągu następnych dwóch dni przygotować grunt i powoli przekonać
Vianę do swego planu. Spojrzała na dalekie wzgórza. Z tej odległości wieża strażnicza była niewidoczna,
ale Tessa doskonale ją sobie wyobrażała. Wysoka, potężna, tajemnicza budowla kusiła ją tak samo jak
wówczas, gdy ujrzała ją po raz pierwszy.

background image

Kalim powitał Galena tuż za bramą miasta. - Spieszyłeś się, panie.

- Nie traciłem czasu.
Galen spojrzał w stronę pałacu i poczuł niepokój w lędźwiach, któremu towarzyszyło uczucie szalonej

radości.

Jeszcze nie teraz. Opanuj się! Już niedługo.
- Nie żałowaliśmy koni. Czy wszystko w Zalandanie w porządku?
Kalim nie odpowiedział. Jego koń szedł stępa obok Selika. Galen zesztywniał i uważnie spojrzał na

Kalima.

- Coś nie

vii

porządku?

- W samym mieście nie wydarzyło się nic godnego uwagi - odpowiedział Kalim, nie patrząc na niego.
Spojrzenie Galena pobiegło w stronę pałacu.

- Viana również dobrze się miewa. Chodzi o

madżirę -

do-

dał z wahaniem Kalim.

Galen zaklął pod nosem.
- Niech cię diabli! Miałeś się nią opiekować! Zachorowała? ..
- Cieszy się doskonałym zdrowiem. - Policzki Kalima pa-

łały. Spojrzał niepewnie na towarzyszących im mężczyzn. To nie miejsce na takie rozmowy.

Galen puścił Selika kłusem. Odbili od świty. Nie zwolnił, póki nie wpadli na pałacowy dziedziniec.

Zatrzymał konia i zeskoczył z niego.

- Dlaczego chcesz ze mną mówić bez świadków?
Kalim z trudem przełknął ślinę i odparł chrapliwym głosem: - Nie chciałem ujawniać twojej hańby.
- Hańby?

- Madżira

trzykrotnie odwiedziła w tym tygodniu dom

. Jusufa Benardona i była tam przez kilka godzin. Sama.

Galen miiił wrażenie, że ktoś go kopnął w brzuch. - Jesteś tego pewny?

Kalim skinął głową. - Chodziła tam pieszo, nikt jej nie towarzyszył. Wypytałem sąsiadów Jusufa.

Powiedzieli, że przed każdą jej wizytą pozbywał się służby. Nie będzie żadnych plotek - dodał szybko. -
Zapowiedziałem, że miecz czeka każdego, kto by rozgłaszał tę hańbę!

Galen czuł, jak wzbiera w nim niepohamowany gniew.

Wyobraził sobie Tessę w łożu Jusufa, wijącą się na poduszkach, kochanek pochyla się nad nią ... Krew huczała
Galenowi w żyłach. Przed oczyma miał krwawą mgłę. Wytężył wszystkie siły, by myśleć logicznie.

- Czasem pozory mylą.
- Rozmawiałem z nią. Nie zaprzeczyła. Była ... zuchwała.

Tak, Tessa mogła zachować się zuchwale, pomyślał Galen i wyobraził ją sobie, jak stoi przed Kalimem z

pałającymi oczami. - A więc oskarżyłeś ją bez ogródek?

- Ostrzegłem, że jeśli nadal będzie go odwiedzać, jej kochanek straci głowę - odparł gwałtownie Kalim. - Z

rozkoszą zabiłbym go za twoją hańbę, panie.

- I nadal się z nim widywała? - spytał, starając się zachować spokój.

Kalim zaprzeczył.

- Służący Jusufa wyjawił, że następnego dnia jego pan otrzymał jakiś list i niezwłocznie opuścił miasto.

- Dokąd się udał?
- Odwiedził jedno z górskich plemion. - Kalim ode-

tchnął głębiej. - Myślałem, że na tym się skończy.

Galen odwrócił się. Nie chciał, by Kalim widział jego twarz. - Ale nie skończyło się?
- Dziś, zaraz po południu,

madżira

wyjechała z miasta.

Uważałem za swój obowiązek pojechać za nią. - Urwał. U dała się do wieży.

Galen odwrócił się raptownie. - Do wieży?

- Nie sądzę, by wiedziała, że to miejsce uczyni twoją hań-

bę jeszcze większą - szepnął Kalim. - Pewnie nikt jej nie powiedział.

- Jeśli nawet nie ona, to J usuf na pewno wiedział.
- Nie chciałem ci o tym mówić, panie - powiedział Ka-

lim ze łzami w oczach. - Zamierzałem sam uporać się ze wszystkim przed twoim powrotem.

- Wiem o tym, Kalimie.

Galen zdawał sobie sprawę z udręki przyjaciela, ale nie był w stanie teraz go pocieszać. Musiał

skoncentrować wszystkie siły, by pohamować straszliwy gniew. Chciał myśleć logicznie. Nie dawać upustu

background image

swej dzikiej naturze.

- Co mam czynić, panie? Przywieźć ją tu z powrotem?

- Nie. - Galen zawrócił i dosiadł znów Selika. - To już

nie twoja sprawa, Kalimie.

- Pozwól mi jechać z tobą. Może Jusuf jest...
- Mam nadzieję. Nie będę musiał go szukać - powiedział mściwie Galen.
Ręce Kalima zacisnęły się w pięści.

- Wiedziałem, że ta kobieta z Zachodu sprowadzi na ciebie nieszczęście.

- Sam je na siebie ściągnąłem. Wiem, do czego są zdolne kobiety, gdy się nudzą. Trzeba je trzymać krótko!

Wielki Boże, mówię zupełnie jak ~ój ojciec!. .. Czemuż by nie? Czuję to samo co on, wściekłość i żądzę ...
Powinienem był zabrać ją ze sobą· - Zawrócił konia. - Powiedz Vianie, że nie wrócę na noc.

Opuścił galopem dziedziniec i popędził przez miasto do bram.
Nie jestem taki jak mój ojciec, myślał. Ale przecież płynie we mnie ta sama krew i jestem jak on dziki. Tessa

wie, co to honor. Ale mówiła, że Jusuf jest pociągający. Lubiła śmiać się i żartować z nim. Jest jeszcze taka
dziecinna. Przed odjazdem umyślnie ją prowokowałem, by poczuła żądzę. Ostatniego dnia na dziedzińcu rzuciła
mu wyzwanie. Była gotowa ulec mężczyźnie. Każdemu?
Galen zaciął zęby, a ręce kurczowo zacisnęły się na wodzach. Muszę zachować spokój! Będę zimny i logiczny.
Dam jej szansę wyjaśnienia wszystkiego. Matko Boska! Spraw, bym nie wyrządził jej krzywdy ...

Wyjechał z bram miasta i skierował Selika w stronę wzgórz.

Tessa ostrożnie wyjęła Aleksandra z klatki.

- Nie bój się, mój mały, to nic nowego. Tylko się skoncentruj.
Wyprostowała się, wychyliła z okna jak naj dalej i wyrzuciła gołębia w powietrze. Szare skrzydła Aleksandra

trzepotały jak szalone. Maleńkie dzwoneczki przyczepione do jego nogi pobrzękiwały wesoło. Wzbił się w
niebo, zatoczył krąg i skierował na zachód.

- Nie w tę stronę, głuptasie! - burknęła Tessa, obserwując oddalającego się od wieży ptaka. - Lecisz prosto do

Said Ababy. Kto ci tam da ziarna?
Gołąb leciał beztrosko. Oddalał się od wieży i od Zalandanu. Tessa oparła łokieć o parapet, a brodę na dłoni.
Wykrzy wiła się w stronę szybko odlatującego ptaka, który wyraźnie zmierzał do granicy.

Niech tam, sam się w końcu połapiesz. Ale jak długo to potrwa, Matko Boska, zanim to głupie stworzenie

odkryje swój błąd? Muszę tu sterczeć w wieży, na wypadek gdyby powrócił tu, a nie do pałacu. Może to
przeklęte ptaszysko zupełnie zgłupieje i w ogóle nie wróci do domu, myślała.

Przyjrzała się uważnie słonecznym promieniom wpadającym do wnętrza. Doszła do wniosku, że zostały

jeszcze co najmniej dwie godziny do zachodu słońca, gdy Viana zacznie się niepokoić. Postanowiła poczekać do
zachodu. Jeśli do tej pory gołąb nie wróci, pojedzie do pałacu i sprawdzi, czy tam go nie ma. Wybrała górną
komnatę w wieży. W izbie strażników na dole panował okropny bałagan. Stoły i stołki były tam połamane i
poprzewracane, a w każdym kącie wisiały pajęczyny. Pokój na górze był jednak urządzony prawie zbytkownie.
Widać dowódcy tego posterunku dbali o swe wygody! Wielkie łoże zasłaniały ciężkie kotary z błękitnego
aksamitu, chroniące przed chłodem pustynnej nocy. Leżący na kamiennej posadzce błękitno-kremowy
wzorzysty kobierzec wydawał się równie puszysty i kosztowny jak dywan w pałacowej komnacie Tessy.
Kosztowne sprzęty pokrywała gruba warstwa kurzu. Tessa, skazana na długie oczekiwanie, nie zamierzała kłaść
się na brudnym łożu ani przysiadać na zakurzonej podłodze.

Podeszła do wielkiego, przypominającego tron krzesła, które stało przed ogromnym kominkiem. Zerwała

leżące na nim zbutwiałe poduszki i rzuciła na palenisko. Zdjęła płaszcz i przykryła nim krzesło. Usiadła
ostrożnie na twardym meblu.
Wieża rozczarowała ją. Nie znalazła tu nic ciekawego ani tajemniczego. Jedynymi jej mieszkańcami były myszy
i pająki. Nie miała pojęcia, dlaczego Galen zabronił jej tu przyjeżdżać. Zdawała sobie jednak sprawę, że
okłamuje samą siebie. Nie chodziło o wieżę, ale reakcję Galena na jej widok. Liczyła, że natrafi tu na ślad, który
pomoże jej poznać lepiej męża. Wiedziała, że jest bardzo powściągliwy i sam nigdy jej niczego nie zdradzi.
Czuła, że po jego powrocie stosunki

między nimi zmienią się. Pomyślała więc, że gdy go lepiej pozna,

poczuje się ~ezpieczniej.

Bezpieczniej? .. Ze też przyszło mi coś podobnego do głowy. Przecież nigdy nie boję się Galena. Może

być groźny dla otoczenia, ale zawsze panuje nad sobą. No cóż, wieża nie powiedziała mi niczego o
Galenie. Muszę poczekać do jego powrotu i sama go wybadam. Powinien być w Zalandanie za dwa,
najwyżej trzy dni, a wtedy ... - rozmawiała sama ze sobą.

background image

Starała się opanować podniecenie, które ogarniało ją na samą myśl o uściskach Galena.

Drobinki kurzu tańczyły w smudze światła wpadającego do komnaty przez długie, wąskie okno. Upał

nieco zmalał. W tym okrągłym pokoju, gdy słońce padało na jej twarz, było całkiem przyjemnie ...

Galen zbliżył się do wieży. Jej kształt rysował się wyraźnie na tle krwawo zachodzącego słońca.

Niedaleko obitych spiżem drzwi stała Pavda. Była uwiązana do rosnącego przy wejściu drzewa.
Tylko jeden koń. A więc Tessa jest w wieży sama, pomyślał. Może Kalim pomylił się. Ale Kalim nigdy by
mnie nie okłamał. Może Tessa zjawiła się tu w innym celu. Oczywiście, że musi być jakiś powód. Może
kochanek wyznaczył jej tu spotkanie.

Rapunzel, spuść mi swoje włosy!

W wąskim oknie nie było światła. Czyżby z zapaleniem świecy czekała na przybycie kochanka?
Galen czuł, jak cienie wieży chwytają go w swe żelazne szpony i wciągają w mrok.
Nie jestem barbarzyńcą. Muszę logicznie myśleć, szukać przyczyn, znaleźć usprawiedliwienie dla

żony ...

Jednak im bliżej był wieży, tym większy zamęt panował w jego myślach. Wróciła przeszłość. Zniknął

gdzieś okrzesany mężczyzna, a żył dziki, impulsywny chłopak, jakim był wówczas, gdy po raz ostatni
jechał tą krętą drogą w stronę wieży. Gniew ogarnął go jak pożar. Rozsadzała wściekłość.

Rozdział siódmy

Powinnam się chyba bać? - pomyślała sennie Tessa, gdy zobaczyła wielką, ciemną sylwetkę na tle

krwawego, widocznego przez wąskie okno nieba. Postać w obszernym płaszczu wydała jej się podobna do
dzikiego jastrzębia, oświetlonego blaskiem ognia. Poznała Galena.

Nie była przestraszona. Cieszyła się, że jej oczekiwanie dobiegło końca, bo samotność dokuczała jej

zbyt długo.

- Galen ...
- Tak, to ja. Bardzo mi przykro, że sprawiam ci taki za-

wód - powiedział oschle i Tessa całkowicie oprzytomniała. Ale życie pełne jest rozczarowań.

~ Skąd się tu wziąłeś? Myślałam, że wrócisz za dwa dni. - Który nowożeniec nie spieszy do swej
ukochanej? Wyczuła ironię w jego głosie i wzdrygnęła się. Galen pod-

szedł do kominka, ukląkł i pochylił się nad paleniskiem.

- Jestem rozczarowany, że nie rzuciłaś mi się w ramiona.
- Dobrze wiesz, że nie jestem twoją ukochaną!

Tessa obserwowała męża, który podpalał krzesiwem drwa na kominku. Zapragnęła, by pokój nadal tonął

w ciemności. Nie chciała widzieć wyrazu jego twarzy, bo zachowywał się inaczej niż zwykle.

- Jesteś na mnie zły?
- Byłem, ale już nie jestem.

Nie odczuła ulgi.
- Wiem, że zabroniłeś mi tu przyjeżdżać, ale musiałam. Zmarszczyła brwi, bo nagle przyszło jej coś do

głowy: - Skąd wiedziałeś, że tu jestem?

- Kalim cię śledził.
- Kalim ... - zaczęła i zrozumiała jego gniew. - Pewnie po-

wtórzył ci te brednie, które ...

- Nie chcę rozmawiać o Kalimie. On już zrobił swoje. Iskra padła na drewno i zajęło się płomieniem.
- Musimy porozmawiać o Kalimie, jeśli ...
Popatrzyła na Galena i zamarła. Rysy były znajome, ale wyraz twarzy zupełnie obcy. Wydawał się młodszy;

bardziej bezwzględny. Jego ciemne oczy płonęły w blasku ognia. Usta wykrzywiał zuchwały, okrutny uśmiech.

background image

- Byłoby lepiej, gdybyśmy o tym pomówili - powiedziała cicho.
- Mam dość rozmów. Czekania też mam już dość. - Zdjął

płaszcz i rzucił go na dywan przed kominkiem. - Nie jesteś teraz sobą. Wróćmy do pałacu i...

- Mylisz się. Dopiero teraz jestem naprawdę sobą.
Galen rozpiął koszulę, zdjął ją i rzucił niedbale na podłogę. Mówił miękko, ze swobodą, niemal beztrosko, ale

jej przypominał dzikie zwierzę. Potężnego kota, smukłego i zmysłowego. Podszedł do parapetu, przysiadł na
nim i ściągnął buty. Zdjął spodnie.

- Rozbierz się - powiedział jakby od niechcenia. - Masz być dla mnie gotowa. - Podniósł głowę, spojrzał na

żonę i uśmiechnął się lekko, widząc, że zesztywniała. - Od tej pory masz być gotowa o każdej porze i tak, jak
tego zechcę. Choćby to dziecko nie było moje, nie odbierzesz mi go. Jest mi potrzebne.

- Nie twoje?
Może powinna zaprotestować, może przestraszyć się ... Czuła jednak tylko jakąś ciekawość, była

zafascynowana mężem, bo dostrzegła w nim coś, czego dotąd nie znała.

- Twój owoc ucieszy mnie, nawet jeśli poczęłaś go beze

mme.

Galen był nagi. Szedł do niej przez całą komnatę. Patrzyła na zwierzęcą grację jego ruchów, grę muskułów na

udach, gwałtowne pobudzenie jego ciała.

- Wstań! - rozkazał.
Oderwała wzrok od jego ciała i powoli podniosła się. Czuła podniecenie.
- Wysłuchaj mnie - poprosiła.
- Po co? Zdrada leży w naturze kobiety. Wychowała cię

ladacznica, kto więc miał cię nauczyć zasad? - Zaczął rozpinać suknię Tessy. - Byłaś pełna pożądania, a mnie
zabrakło. Uśmiechnął się, dostrzegając dreszcz, który przebiegł ją, gdy musnął palcami jej piersi. - Nie popełnię
już nigdy tego błędu. Od tej pory zawsze będziesz mi towarzyszyć. - Rozchylił stanik jej sukni i przyjrzał się z
bliska piersiom. Na policzki wypłynął mu ciemny rumieniec. Mówił nieswoim głosem. - Nauczysz się, że twoje
ciało należy tylko do mnie. - Jego dłoń zacisnęła się na lewej piersi żony.

Tessa przygryzła dolną wargę, żeby nie krzyknąć. Dłoń Galena była taka twarda w porównaniu z miękkością

jej ciałal Ten dotyk sprawił, że przeniknął ją dziwny żar.

Galen drażnił paznokciem jej sutek, obserwując, jak twardnieje i nabrzmiewa.
- Podoba ci się to, prawda? - Powiedz, czy Jusuf okazał się dobrym kochankiem?
- Jusuf nie był... - Tessa urwała, gdy kciuk i palec wskazujący Galena zacisnęły się na jej sutku - nie boleśnie,

ale dość mocno, by przebiegł ją ognisty dreszcz. Tessa instynktownie wyprężyła się. Nie przypuszczała, że jej
ciało zareaguje tak silnie na jedno dotknięcie l Zaparło jej dech. Piersi gwałtownie wznosiły się i opadały, gdy z
trudem chwytała powietrze w płuca.

- Nie będziemy o nim rozmawiać - powiedział Galen.
- To nie ja wspomniałam o Jusufie! - odrzekła z urazą.
- Popełniłem błąd. Nie przewidziałem, jak rozzłości

mnie jego imię w twoich ustach. - Galen zaczerpnął powietrza. Jego dłoń otwierała się i zamykała na piersi
Tessy. - Chyba nie chciałbym sprawić ci bólu. Sama myśl o tym budzi we mnie niesmak.

Ściskał tylko jej pierś, ale Tessa odczuła dziwną próżnię między udami. Zwilżyła wargi językiem.

- Nie pozwoliłabym ci na to - powiedziała.
- W pewnych pozycjach kobieta jest całkowicie bezbron-

na. Poznasz je wszystkie. - Galen odjął dłoń i odwrócił się do żony plecami. - Brak mi już cierpliwości! Zdejmij
resztę ubrania, jeśli nie chcesz, żebym je z ciebie zdarł. Lepiej, żebyś miała w co się odziać, gdy będziemy
wracali do pałacu.

Tessa zawahała się, nie wiedząc, jak postąpić. Instynkt podpowiadał, by próbowała wszystko wyjaśnić, ale

Galen najwyraźniej nie chciał jej słuchać. Zresztą, czy naprawdę zależało jej na tym? Pragnienie nowych
doznań, jakie w niej wzbudził, stawało się z każdą chwilą bardziej naglące. Chciała się dowiedzieć! Czemu ma
sobie odmawiać tego, czego pragnęła - tylko dlatego, że słowa męża były obraźliwe?

Ściągnęła z ramion suknię i pozwoliła jej opaść na ziemię. - Czy nikt nie czuł ani trochę współczucia dla
czarownicy? ... - szepnął Galen.

Tessa zamrugała oczami.
- Co takiego?

- Musiała być przecież przywiązana do Rapunzel, jeżeli chciała uchronić ją przed troskami tego świata. A
jednak wszyscy są po stronie tych, którzy wywiedli ją w pole.
- Nie rozumiem, co ...
- Nieważne. Tak mi się tylko przypomniało.

background image

Pozbywszy się sukni Tessa przysiadła na krześle, zdejmując pończochy i zamszowe buty. Potem wstała. Co

powinna teraz zrobić? Czego on od niej oczekuje? Podeszła do męża i zaczęła rozwiązywać wstążkę w jego
warkoczu.

Mięśnie pleców Galena zadrgały pod dotykiem jej piersi. - Dlaczego to robisz?

- Czy nie w tym celu odwróciłeś się do mnie plecami?
- Nie. - Głos męża był szorstki. - Odwróciłem się, żeby cię nie pochwycić i nie posiąść natychmiast, na
stojąco.
- Czy to możliwe? - spytała zaciekawiona.
- Tak. - Oddech Galena był nierówny. - Więcej niż moż-

liwe.

- Chyba nigdy nie widziałam, żeby Paulina ... - Tessa urwa-

ła, gdy Galen odwrócił się do niej. - Czy to będzie bolało? - Jeżeli jesteś gotowa, to nie.

- Skąd mam wiedzieć, czy jestem gotowa?
- Skąd? ... Jusuf okazał się bardzo nieudolny, jeśli tego nie

wiesz ... - Galen urwał i uśmiechnął się ironicznie. - Dosk~nale! Byłem wściekły, że wszystkiego cię nauczył.
Wszystkiego! - Podszedł do niej i położył dłoń na wzgórku łonowym, gładząc go i pieszcząc. Wsunął w głąb jej
ciała dwa palce. - Ależ jesteś zaciśnięta!

Ten intymny atak zaparł Tessie dech. - Lepiej nie ...
- Nie wywiniesz się, do czarta! - burknął Galen. - Ale

zrobimy inaczej. - Popchnął Tessę na swój płaszcz i klęknął twarzą do niej. - Jesteś za mała.

Przypomniała sobie jak przez mgłę, co jej powiedział w noc poślubną.
- Mówiłeś, że kobieta jest tak stworzona, by mogła przyjąć w siebie mężczyznę.

- Nie powinienem był mówić tak ogólnikowo. Miałaś przyjąć mnie! - Jego głos przypominał warknięcie. Po-

pchnął Tessę na plecy i rozłożył jej uda. - Nie ruszaj się, niech ci się przyjrzę!

Nie ograniczył się jednak do patrzenia. Jego palce zagłębiały się w niej, badały ją, oczy miał wlepione w

najbardziej intymną cząstkę jej ciała. Poczuła wstyd i spiesznie opuściła powieki. Miała ochotę wtopić się w
leżący pod nią płaszcz. Piersi jej wznosiły się i opadały przy każdym oddechu, gdy leżała tak przed mężem
obnażona i bezbronna, i przenikały ją raz po raz ogniste dreszcze. Ręce Galena sunęły ku górze, prześliznęły się
po biodrach i zacisnęły wokół jej smukłej talii.

- Merde, ależ jesteś drobniutka! Moje dłonie prawie się stykają. Mógłbym cię złamać, gdybym chciał. - Puścił jej
talię. Dłonie zsunęły się w dół po brzuchu Tessy do kępki włosków otaczających jej łono. - Byłbym jednak
szaleńcem, niszcząc coś tak pięknego. - Jego palce zaplątały się w miękkie kędziorki, przeczesywały je i
gładziły. - Popatrz na mnie.

Tessa otworzyła oczy. Galen pochylał się nad nią. Jego oczy lśniły dziko w poczerwieniałej twarzy.

Znalazł miejsce, na jej ciele, którego szukał, i zacisnął na nim palce.

Oczy Tessy rozwarły się szeroko, gdy przeszyła ją gorąca, aż bolesna fala rozkoszy.
Galen drażnił i ściskał grudkę jej ciała łagodnie, umiejętnie; wpatrywał się w twarz żony, chłonął każde

drgnienie jej rysów.

- Cała płoniesz, prawda?
- Tak ... - Słowo przedarło się z trudem przez mgłę rozko-

szy, którą jej sprawiał. Rytm drażniących ją palców narastał... Tessa zagryzła dolną wargę, by nie
krzyczeć. Czuła, że mięśnie jej brzucha zaciskają się, plecy wyginają w łuk, że bezwiednie unosi się z
podłogi ku niemu. - O Boże!. .. Co ty ze mną robisz? ..

- Nie chcę ci sprawić bólu - szepnął, rozchylając jeszcze bardziej jej uda i osuwając się między nie,

docierając do ogniska jej kobiecości. - Musiałaś być na mnie gotowa ... Tessa sprężyła się i natychmiast
poczuła na brzuchu jego dłonie: głaskał ją i uspokajał szepcząc: - Już dobrze ...

Galen nie zdawał sobie chyba sprawy z tego, co czyni, gdyż twarz mu zastygła w wyrazie jakiejś

półprzytomnej zmysłowości, a słowa docierały jak gdyby z oddali. Tessa poczuła nagłe wzruszenie,
pojąwszy, że mimo swego gniewu Galen podświadomie stara się ułatwić jej to zbliżenie.

Nie powinnam bać się tego, co jest udziałem wszystkich

kobiet, pomyślała niecierpliwie.

- Dalej - szepnęła do męża. - Jestem gotowa! Wydał jakiś zdławiony okrzyk i runął na nią.
Tessa krzyknęła, gdy przebił przegrodę i zanurzył SIę w niej głęboko.
Usłyszała okrzyk zdumienia. Galen nagle znieruchomiał.

Starała się oswoić z obecnością męża w jej ciele. Ból już ustępował, ogarnęło ją uczucie rozkosznej pełni.

background image

_ Tak byłaś gotowa?! - odezwał się szorstko Galen. - Cze-

muś, u diabła ...

_ Cicho! - Tessa rozkoszowała się ich zespoleniem i nagle odkryła, że to jej nie wystarcza. - Nic nie

mów. Porusz się·

Chcę cię poczuć w sobie!

.

Galen znieruchomiał na moment, a potem krzywy uśmieszek pojawił się na: jego ustach.

_ Poczujesz mnie, i to jak! Masz rację, nie czas już na słowa! - Wynurzył się z niej, by znów wniknąć:

powoli, szybciej ... płycej, do głębi ... - Tak?

Tessa przytakiwała z zapamiętaniem. Jej głowa miotała się na płaszczu, a we wnętrzu jej ciała rosło

gorące napięcie.

Galen przerwał na chwilę. Jego ręce sięgnęły po omacku do piersi Tessy.

_ Do czarta, obejmujesz mme zbyt ciasno, zabijasz

mnie! - krzyknął

Czyżby robiła coś nie tak? ... Ale nie wyglądał na cierpiącego. Zgarbiony nad nią wnikał w nią raz po

raz, jego ciemne włosy opadały mu na ramiona, oczy miał zamknięte, a na twarzy wyraz aż bolesnej
rozkoszy.

Tessa próbowała się poruszyć, jakoś mu pomóc, ale Galen nie panował już nad sobą. Brał ją tak

zapamiętale, że każdym pchnięciem unosił ją z podłogi. W tej gorączce doznań mogła tylko kurczowo
przywrzeć do niego. Wreszcie stoczył się z niej, szepcząc coś nieskładnie, posadził ją na sobie i prężąc się
ku górze, wnikał w nią bez końca ... Wciąż niezaspokojony, znowu zmienił pozycję i usiadł, unosząc nogi
żony tak, by otaczały jego biodra. - To wszystko za mało ... - Galen miał twarz ściągniętą, wargi
nabrzmiały pożądaniem, a biodra wykonywały ostre, gwałtowne ruchy. - Chcę, żebyś była jeszcze bliżej,
stała się cząstką mnie ...

_ Staram się ... - Tessa nie była pewna, czy ją usłyszał. Nie było już ani śladu opanowanego Galena w

tym opętanym zmysłowością przewodniku po krainie erotycznych snów.

Znów się przekręcił, zmienił pozycję i Tessę ogarnęły nowe fale niezwykłych doznań. Wbiła paznokcie w
ramiona męża. Myślała, że więcej już nie zniesie! Płomień był zbyt palący!. .. A jednak w jej wnętrzu żar
ciągle się wzmagał.

Piękno ... Głód ... Poszukiwanie ...

Galen zagłębiał się coraz bardziej, coraz silniej. Słyszała nad sobą jego przerywany oddech.
- Bliżej ... - Jego zęby zwarły się. - Jeszcze bliżej ... Nie mogę .. ·

Jakby z oddali dotarły do niej niskie, zwierzęce okrzyki zrodzone w jej własnym gardle. Usłyszała nad

sobą cichy jęk Galena. Odrzucił głowę do tyłu, potężny dreszcz wstrząsnął całym jego ciałem.

Jakie to piękne! - pomyślała Tessa w oszołomieniu spojrzawszy w pochyloną nad nią twarz męża. Jej

wyraz był dla niej takim samym cudem jak ogarniające ją uczucie zaspokojenia. To ja dałam mu taką
rozkoszl - pomyślała z ogromną dumą.

Galen opadł do przodu, wspierając się na obu łokciach, by nie przygnieść zbytnio żony swym ciężarem.

Jego pierś wznosiła się spazmatycznie, gdy z wysiłkiem chwytał powietrze. Na chwilę zamarł w jej
wnętrzu. Tessa słyszała gwałtowne uderzenia jego serca tuż przy swoim.

Potem powoli, jak automat, Galen podniósł się do pozycji siedzącej. Oddychał nadal z najwyższym

trudem. Zaklął z cicha, wstając na nogi. Podszedł na bosaka do kominka, ściągnął z krzesła płaszcz Tessy i
wrócił do leżącej na dywanie żony.

- Usiądź!
- Jeszcze nie. - Nie chciało jej się ruszać. Chyba już nigdy

nie będzie miała ochoty na wstawanie! Cóż to za rozkoszna słabość! - pomyślała sennie. Prawie równie
cudowna jak niedawne doznania!

Galen popatrzył na nią ze zmarszczonym czołem. - Sprawiłem ci ból?
Tessa usiłowała zebrać myśli, przedrzeć się przez mgłę, która ogarnęła ją po szalejącej tak niedawno

burzy.

- Chyba tak. Troszkę. Na samym początku ...

_ To wyłącznie twoja wina!

Merde,

cóż za głupota! Czy nie rozumiesz, co mogłem ci zrobić? -

Szorstkość tonu kłóciła się z czułym dotykiem rąk Galena, gdy przyklęknąwszy otulił ją płaszczem. -
Powinnaś mi była powiedzieć, że Jusuf cię nie tknął!

- Nie chciałeś mnie słuchać.

background image

_ Trzeba mnie było zmusić! - Galen usiadł na dywanie koło żony, obejmując ramionami kolana.

Mięśnie barków i rąk miał naprężone. - Przecież to było ogromnie ważne!

- Uwierzyłbyś mi?
Galen milczał przez chwilę·
- Chyba nie. Nie byłem w tym momencie sobą· ..

Tessa jednak czuła, że namiętna zapalczywość, jaką odkryła tej nocy w Galenie, stanowiła równie

integralną część jego natury jak opanowanie, z którym się wcześniej zapoznała.

- Czemu więc jesteś na mnie zły?

_ Sądzę, że to ja powinienem raczej zapytać: czemu nie jesteś na mnie zła, choć wziąłem cię siłą?

_ Wcale nie wziąłeś mnie siłą. - Tessa podniosła się i otuliła płaszczem. - Powinieneś o tym wiedzieć!

Do licha, od dawna byłam ciekawa, jak też tobędzie?

Galen nie odrywał oczu od twarzy żony.
- Mam nadzieję, że zaspokoiłem nie tylko twoją ciekawość.
- O tak, bardzo mi się to podobało! Nic dziwnego, że

Paulina nie mogła się obejść bez tej rozrywki - powiedziała żywo Tessa.

Na ustach Galena pojawił się cień uśmiechu.

- A więc doszłaś do wniosku, że nie robiła tego wyłącznie z nudów?

Tessa zmarszczyła czoło w zamyśleniu. - To jest bardzo ... szukała właściwego określenia - potężne,

prawda? Nie miałam pojęcia ...

- Trzeba to samemu przeżyć. - Galen milczał przez chwi-

lę. - Jeszcze cię boli?

- Czuję się odrobinkę obolała. - Tessa zmarszczyła nosek. - Nie więcej niż po pierwszej jeździe w męskim
siodle. Prawdę mówiąc, obszedłeś się ze mną o wiele delikatniej niż Pavda!

Na twarzy Galena błysnęło zdumienie; potem odrzucił głowę do tyłu i ryknął śmiechem.
- Boże święty! To mnie porównujesz do swego ojca, to znów do konia!

Tessa uśmiechnęła się od ucha do ucha.

- Nie powinno cię to razić! Słyszałam, że mężczyźni sami się chętnie przechwalają, jakie z nich ogiery!

Uśmiech Galena znikł.

- Z ladacznicą mężczyzna może być ogierem. Dziewica zasługuje na delikatne traktowanie.
- Twoje jakoś mi nie przeszkadzało. Uznałam to za bardzo interesujące przeżycie. Pewnie nie byłam

taką prawdziwą dziewicą.

W oczach Galena błysnęło rozbawienie.
- Nie ma "prawdziwych" i "nieprawdziwych" dziewic.

Albo się nią jest, albo nie.

- Dobrze wiesz, co mam na myśli. - Tessa odwróciła od niego wzrok. - Znów nie okazałam właściwej

skromności. Tak bardzo mnie to radowało!

- Jakże się cieszę!

Znowu spojrzała na męża. - Naprawdę?

- Naprawdę - zapewnił ją uroczyście. - Powinienem był

wiedzieć, że tak będzie. - Delikatnie musnął jej włosy koniuszkami palców. - Przecież to życie,

ki/en!

Tessę ogarnęła taka upajająca, potężna radość, że cała jej ociężałość nagle znikła. Uśmiechnęła się

promiennie.

- Cieszę się, że nie masz mi za złe braku skromności! Byłoby straszne, gdybym musiała ... - Urwała

słysząc znany dźwięk dzwoneczków i suchy szelest piór. - Aleksander!

- Co takiego?

Tessa odrzuciła płaszcz, zerwała się na nogi i przebiegła przez pokój.

- To Aleksander! Wrócił!

- Co za Aleksander, u czarta?!

Zignorowała pytanie męża i podeszła do okna.

- No chodź, głuptasie! Cud, żeś się nie zgubił po ciemku! Aleksander wleciał przez okno i.przysiadł na
gzymsie nad

kominkiem.

Galen z najwyższym zdumieniem wpatrywał się w gołębia drepczącego po szerokim kamiennym

gzymsie.

background image

- Co to za ptak? - zapytał.
- Nie byle jaki ptak! Mój pocztowy gołąb! Opowiadałam

ci o nim na drugi dzień po przybyciu do Zalandanu.

- Rzeczywiście. Jak mogłem o tym zapomnieć? - Galen przypatrywał się żonie: schwytała ptaka i

zaniosła do wiklinowej klatki stojącej pod oknem. - Przyznam, że byłem wówczas zajęty kilkoma mniej
ważnymi drobiazgami: rozboje, wojny domowe, zjednoczenie kraju ... Przypuszczam, że to w związku z
Aleksandrem znalazłaś się tutaj?

- Oczywiście! - Tessa rzuciła mężowi zdziwione spojrzenie. - Przecież Kalim chciał skrócić Jusufa o

głowę! Poza tym lot z dachu domu Jusufa był już dla Aleksandra zbyt łatwym ćwiczeniem. - Popatrzyła na
ptaka, marszcząc brwi. Nie, nie dostaniesz ode mnie ziarna! Nie zasłużyłeś na nie. Miałeś wrócić do
Zalandanu! - Zamknęła klatkę. - Tracę już do niego cierpliwość! To głupie ptaszysko poleciało pewnie do
Said Ababy i z powrotem!

- Wykorzystywałaś dach na domu Jusufa do szkolenia gołębia?
- To najwyższy dach w Zalandanie. Aleksander wcale nie jest bystry, więc myślałam, że prędzej trafi do

pałacu, jeśli będzie go widział. - Wykrzywiła się w stronę gruchającego ptaka. - Posłuchaj tylko, jak się do
mnie przymila! Pewnie wcale nie pojmuje, że zrobił coś nie tak! - Wyjęła trzy ziarenka ze skórzanego
woreczka leżącego obok klatki i wsuwając je między pręty, surowo zwróciła się do gołębia: - Masz
wiedzieć, że to wcale nie jest nagroda! Po prostu nie chcę, żebyś umarł z głodu!

- Czemu nie powiedziałaś tego Kalimowi?
Tessa nie patrzyła na męża.

- Nie uwierzyłby mi. Nie czuje do mnie sympatii. - Odwróciła się i wojowniczo uniosła brodę. - A

zresztą, czemu miałabym się przed nim tłumaczyć? Z jakiej racji Kalim ma mi dyktować, co mogę robić, a
czego nie?

- Mogłabyś wówczas uniknąć wielu przykrości.

- Nie spotkało mnie nic przykrego. - Tessa zmarszczyła

czoło. - Tylko przez chwilę czułam się nieswojo: zaraz po przebudzeniu. Zachowywałeś się bardzo
dziwnie.

Galen odwrócił się do ognia.
- Powiedziałem ci już: nie byłem wówczas sobą. Nie znoszę tego miejsca.

- Dlaczego?
- Przypomina mi, jaki byłem niegdyś. - Jego wargi wy-

krzywiły się. - Chyba przez chwilę byłem dziś znowu taki jak wówczas.

- I sądzisz, że jest w tym coś złego?

- A ty nie?

Przez moment Tessa wyczuwała bezradność i osamotnienie, kryjące się za maską, którą Galen stale

nosił. Pragnęła jakoś pomóc mężowi, pocieszyć go - ale wiedziała, że jej na to nie pozwoli... Znała już
jednak pociechę, której nie odtrąci, a która przyniesie radość im obojgu.

- Nie. - Spojrzała mu śmiało w oczy i przeszedłszy przez pokój stanęła przy nim. - To nie jest złe. Tylko

niezwykłe i... in teresujące.

- Tobie cały świat wydaje się interesujący. - Galen potrząsnął głową.

Tessa potaknęła i powiedziała:
- Dostrzegam jednak różnicę między tym, co jest fascynujące, ale złe, a tym, co po prostu niezwykłe.

- Na czym, według ciebie, ona polega?

- Tamar jest fascynujący, ale zły. Byłabym przerażona, gdyby mnie tknął! - Tessa wyciągnęła rękę i

musnęła ciemny trójkąt włosów na piersi męża. - Lubię jednak, gdy ty mnie dotykasz!

Galen odparł nie poruszając się: - Całe szczęście!

- Chciałabym, żebyś znowu to uczynił.

- Teraz?

- Jeśli nie sprawi ci to kłopotu. - Nie wiedziała, co wyczy-

ta w oczach męża, więc rzuciła mu się w ramiona i przytuliła policzek do jego piersi. - Odkryłam, że gdy
na ciebie patrzę, czuję się jakoś ... chciałabym, żebyś znów mnie dotykał.

- Nie boli cię już?

- Nie. - Uniosła głowę i ~zepnęła: - I żebyś mnie pocało-

wał. Ani razu tego nie zrobiłeś.

- Naprawdę? - Musnął lekko wargami usta żony i delikatnie złożył ją znów na dywanie. - Jest tyle

rodzajów pocałunków ... To był jeden z najmilszych. Ale z rozkoszą nauczę cię wszystkich innych.

background image

Tessa oparła głowę na ręce i z satysfakcją przez całą szerokość pokoju popatrzyła na Aleksandra w

wiklinowej klatce. Paciorkowate oczka również na nią zerknęły i ptak zagruchał cicho. Poczuła, że jest jej
w tej chwili dziwnie bliski. Ona także szybowała tej nocy na wyżynach. Gdy zjawiła się po południu w
wieży, nie przypuszczała nawet, że będzie tu spoczywać nasycona, zdumiona - niezwykłą rozkoszą
miłosnych uniesień. Niegdyś pragnęła tylko rożwikłać zagadkę, jaką stanowił dla niej mąż ... Prawdę
mówiąc, nadal chciała bliżej go poznać - może to akurat dobry moment, by czegoś się o nim dowiedzieć?

- Co się wydarzyło w tej wieży? - Tessa przewróciła się na drugi bok i spojrzała na Galena. - Dlaczego

nie chciałeś, żebym tu przyjechała?

Galen milczał przez dłuższą chwilę i Tessa zwątpiła już, czy usłyszy jakąś odpowiedź.

- Tu zginęła moja matka - powiedział wreszcie.

- W tej wieży? Mówiłeś mi, że zabiła się, spadając z konia.

- Zginęła podczas ucieczki z wieży. - Galen wpatrzył się w płomienie tańczące wokół szczap na

kominku. - Mój ojciec zabił jej kochanka w izbie strażników na dole. Matka wybiegła, skoczyła na swego
konia i próbowała uciec. - Galen zamilkł na chwilę. - Po kwadransie znaleźliśmy ją martwą: koń ją
przygniótł na drodze do Said Ababy.

- Wy ją znaleźliście? - Tessa zdrętwiała. Galen wspomniał przecież, że miał dwanaście lat w chwili

śmierci matki. - Więc i ty przy tym byłeś?

Galen potwierdził gwałtownym ruchem głowy.
- Gdy ojciec się dowiedział, że matka spotyka się z kochankiem w wieży, posłał po mnie. Powiedział mi,

że moja matka to ladacznica, która zdradziła nas obu, i musi zostać za to ukarana. Dodał, że nigdy nie
kochała żadnego z nas i że chce uciec ze swym gachem do Said Ababy.

- Jak mógł powiedzieć coś tak okrutnego!
- Powiedział prawdę. Wiedziałem, że matka nigdy mnie

nie kochała. - Galen znów zamilkł. - Ale nie chciałem, żeby umarła. Myślałem, że gdy pojadę z ojcem do
wieży, zdołam ją jakoś ocalić.

- Pewnie się myliłeś. Każda matka żywi ciepłe uczucia do swego dziecka.
- Nie moja. Gdy tylko troszkę podrosłem, pozbyła się

mnie, oddając ojcu.

- Może on tego zażądał? Galen potrzasnął głową.

- Nie mogła mnie znieść. Sama mi o tym powiedziała. Wzruszył ramionami. - Nawet trudno się jej

dziwić. Mój ojciec zauważył ją na jednej z ulic Dinaru, pooglądał przez pół godziny, porwał i przywiózł do
Zalandanu jako swoją konkubinę·

- Mogła winić o to twojego ojca, ale nie ciebie!
- Widziała we mnie tylko odbicie ojca. Powiedziała mi kiedyś, że wyrosnę na takiego samego
barbarzyńcę jak on. Załowała, że nie poroniła.
Tessę przeszedł dreszcz obrzydzenia.
- Cóż za wstrętna kobieta! Lepiej się stało, że wychowy-

wał cię ojciec! - powiedziała.

- Lepszy-barbarzyńca niż ladacznica?
- Naprawdę był barbarzyńcą?
- Tak, o wiele groźniejszym niż Tamar. I ukształtował

mnie na swój obraz i podobieństwo! Nim skończyłem trzynaście lat, stałem się taki, jak przepowiadała
moja matka. Galen odwrócił oczy od ognia i spojrzał na żonę. - Pamiętam moje szesnaste urodziny.
Upiłem się i sprowadziłem właśnie tutaj dziwki i kilku kompanów, by uczcić ten dzień. - Zauważył
rozszerzone oczy Tessy. - Wstrętne, prawda? Taki właśnie wtedy byłem. Piliśmy, ucztowaliśmy i
hulaliśmy z Tamarem przez trzy dni. Nie wiedzieć czemu to miejsce budzi we mnie najgorsze instynkty .

... Rozpacz i bezradność ... Tessa nie wypowiedziała tego na głos, ale przysunęła się bliżej do męża.
- W pijackim szale Tamar zabił jedną z dziwek. - Galen znów zapatrzył się w ogień. - Udusił ją.
- Nie mogłeś go powstrzymać?
- Byłem równie pijany. Obudziłem się następnego dnia i uj-

rzałem trupa leżącego między nami na łożu. Przez chwilę myślałem, że sam ją zabiłem. Ogarnął mnie
wstręt i lodowaty strach. Potem spojrzałem na Tamara i zdałem sobie sprawę, ku czemu zmierzam, kim już
się stałem ... - W głosie Galena brzmiało wzburzenie. - Jacy byliśmy tutaj wszyscy. Pomyślałem, że muszę
znaleźć jakieś wyjście: ta krwiożerczość i bezprawie nie mogą trwać wiecznie! - Galen przyklęknął przy
ognisku i dołożył drew. - Od tej pory nie zbliżałem się do tej wieży.

background image

Tessa z drżeniem rozejrzała się po komnacie. Zdała sobie sprawę z tego, jaki wpływ wywarła na to

pomieszczenie królująca w nim niegdyś rozpusta i przemoc. Nawet mury nasiąkły tą niezdrową atmosferą.
W tej wieży Galen zaznał takiego bólu i goryczy, że ktoś słabszy niż on załamałby się pod tym ciężarem.
Galen przeciwnie - przeobraził się, zahartował, wzrósł w siłę. Jednak sama obecność w tym miejscu
musiała być dlań bolesna.

Tessa usiadła i zrzuciła okrywający ją płaszcz.

- Mam już dość tej wieży! - Wstała, podniosła z podłogi swoją suknię i włożyła ją. - Nic mnie już w

niej nie pociąga. Chcę wrócić do pałacu!

Galen przysiadł na piętach i uśmiechnął się lekko.

- Potrafiłbym chyba zająć cię, gdybyś zdecydowała się zostać tu do świtu - powiedział.

- Jestem tego pewna! - odpowiedziała z uśmiechem Tessa. - Odkryłam, że zabawy łóżkowe bardzo mi

odpowiadają, a ty jesteś w nich prawdziwym mistrzem!

- Staram się, jak mogę, żeby cię zadowolić ... - Głos Galena przeszedł w szept, a jego oczy przywarły

do piersi żony. .. .i sobie sprawić rozkosz.

- Możemy się tym zająć w pałacu. - Tessa wyprostowała się, rozejrzała za ubraniem męża i rzuciła je w

stronę Galena. - Jestem pewna, że i nam będzie o wiele wygodniej, \ i Aleksander lepiej się poczuje w
ptaszarni.

- A prawda, nasz wspaniały podróżnik Aleksander! - Galen uśmiechnął się. - Nie powinniśmy o nim

zapominać.

- Jaki tam wspaniały podróżnik - skrzywiła się Tessa. Wszystko robi nie tak. - Wzruszyła ramionami. -

Z czasem się nauczy. Mam trzy lata na wyszkolenie go jak należy!

Galen zastygł z butem w ręku. - Ustaliłaś sobie taki termin?

- Oczywiście. Bardzo polubiłam Vianę, a jeśli wytresuję

Aleksandra, będziemy mogły korespondować ze sobą, kiedy opuszczę Sedikhan.

- Naprawdę? - Galen gwałtownym ruchem wciągnął but i wyprostował się. - A więc już planujesz

wyjazd? Mógłbym ci przypomnieć, że musimy osiągnąć pewien cel, zanim ci pozwolę opuścić Zalandan.

- Chodzi ci o dziecko? - Tessa podeszła do okna i uniosła wiklinową klatkę. - Nie powinno to nam zająć

zbyt wiele czasu, kiedy zrobiliśmy taki dobry początek! Jestem młoda i zdrowa; jak Bóg da, do jesieni

będę już brzemienna. - Spojrzała na męża. - Jeśli nie mam korzystać z wieży, trzeba zna leźć inne miejsce

do tresowania Aleksandra. Przychodzi ci coś na myśl?

- Być może - mruknął Galen, zmierzając ku drzwiom. Zastanowię się nad tym.

Gniewa się o coś, pomyślała Tessa ze zdumieniem. Nawet na odległość wyczuwała napięcie męża i

emanującą z niego złość.

- Nie będziesz musiał mi tam towarzyszyć. Wystarczy, jak wyjaśnisz, gdzie ...

Galen odwrócił się do niej.

- Posłuchaj mnie uważnie! - powiedział z naciskiem. Od tej pory będę zawsze za twoimi plecami, przy

twoim boku albo w twoich ramionach. Kiedy wrócimy do pałacu, znajdziesz się w mojej komnacie i w
moim łóżku. Nie będziesz uganiać się poza miastem samopas ani z kimś innym! Może mamy przed sobą
tylko trzy lata, ale to będą niepodzielnie moje lata!

Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, otworzył drzwi na oścież i zaraz potem usłyszała stukot jego butów na

kamiennych schodach.

Tessa stała przez chwilę, spoglądając za mężem w pomieszaniu. Aleksander cicho zagruchał, więc

rzuciła mu roztargnione spojrzenie.

- Cicho bądź! Już idziemy.

Wzruszyła ramionami i zaczęła schodzić po spiralnych kamiennych schodach. Choć nie rozumiała

zachowania Galena, była zadowolona ze spędzonej w wieży nocy. Poz.nała świat rozkoszy i wiele
dowiedziała się o swoim męzu.

Nie, bynajmniej nie żałowała swojej wyprawy do wieży!

background image

Rozdział

ósmy

Usłyszała szmer głosów. Nie czuła ciepła męża przy sobie. Mruknęła niezadowolona.

- Wszystko w porządku. Śpij, śpij - powiedział Galen. Otworzyła jedno oko i ujrzała Saida. Zawzięcie
udawał, że

nie dostrzega

madżiry.

- Co się stało? - spytała.
- Said mówi, że Kalim chce się ze mną widzieć.

Galen zwiesił nogi z łóżka. Spojrzała w stronę zakratowanego okna. Świtało. Wrócili do pałacu po północy.

Spali zaledwie parę godzin.

- O tej porze?
- Mówi, że to ważne.
Uniosła się na łokciu. - Gdzie on jest?
- W przedsionku. - Galen zamilkł na chwilę. - Nie obawiaj się, nie pozwolę mu tu wejść. Wyjdę do niego.

- Ależ dlaczego? - spytała zdziwiona. - Nie przepadam za Kalimem, ale nie muszę się przed nim kryć.
Wzrok Galena padł na zarys nagich piersi żony widocznych pod jedwabnym przykryciem.

- Myślałem, że będziesz skrępowana jego obecnością.

- Chcesz powiedzieć poniżona? - Tessa potrząsnęła głową. - Mylisz się. Nikt mnie nie poniżył. Dotrzymałam
po prostu umowy i nie mam się czego wstydzić _ powiedziała i skinęła wyniośle dłonią. - Niech wejdzie,
Saidzie.

Galen dał znak Saidowi. Położył się z powrotem i naciągnął na siebie przykrycie. Okrył też nagie ramię żony

i otulił ją jedwabną tkaniną aż po brodę.

- Mam nadzieję, że nie urazi cię moja niechęć do pokazywania innym mężczyznom żony w negliżu.

Przyznam, że kieruje mną prymitywna zaborczość.

- Nie mam ci tego za złe, ale nie wiem, o co chodzi. Nie wydaje mi się to rozsądne ...

- Przepraszam, że ci przeszkadzam, panie. - Kalim wszedł do sypialni. - Przybył właśnie wysłannik z El Sabi-

ru. Napadnięto ich.

- Z obozowiska El Sabir? - Galen usiadł prosto na łóżku. - Kto ich zaatakował?
- Nie mają pewności - odparł z wahaniem Kalim. - To mogli być ludzie Tamara.
- Zapędził się tak daleko na południe? - spytał z powątpiewaniem Galen. - Nigdy dotąd nie atakował El

Zalanu.

Kalim wzruszył ramionami.
- Przywódca napastników z opisu przypomina Tamara.

Zagrabił oprócz złota także kobiety i konie. Te ostatnie wybierał z prawdziwym znawstwem. Znasz, panie,
pasję Tamara do rasowych koni.

- Kto przywiózł tę wieść?
- Jusuf - rzekł Kalim i nie rzucił nawet okiem na Tessę. - Nie było go w obozowisku w chwili napaści, ale
zjawił się tam niedługo po niej. To właśnie on zauważył, że wódz napastników z opisu przypomina Tamara.
Galen uśmiechnął się krzywo.
- Nie musisz okazywać aż takiej dyskrecji, Kalimie. Zapewniam cię, że Jusuf nie był wczoraj z

madżirą.

- Sądzę, że nie cieszyłby się równie dobrym zdrowiem, gdyby sprawy miały się inaczej - powiedział Kalim z

kamienną twarzą.

- Masz rację. - Galen wstał i sięgnął po szatę, którą podawał mu Said. - Moja żona nie była oczarowana

Jusufem, tylko jego domem. Potrzebny jej był wysoki dach. Stamtąd wypuszczała gołębia.

- Gołębia?! - spytał zdumiony Kalim.
- Ptak należy właściwie do Viany. Tresujemy go ... - Tessa

urwała. Czemu się tłumaczę przed Kalimem, pomyślała i zwróciła się do męża: - Gdzie jest ten El Sabir?

- To jeden z obozów strzegących kopalń złota w górach.

El Sabir to także nazwa plemienia, które uznaje zwierzchność El Zalanu - wyjaśnił Galen i ujął podsuwany
przez Saida kielich wina. - To jakieś cztery godziny jazdy stąd. - Pociągnął łyk wina i spytał: - Duże straty ? .

- Sprawy nie wyglądają dobrze. Wróg podpalił osadę. Jest sześciu zabitych. - Kalim urwał. - W tym jedno

dziecko.

background image

Mały synek Hanala.

.

- Matko Boska, kiedy to się wreszcie skończy?! - wykrzyknął z wściekłością Galen, oddał spiesznie kielich

Saidowi i skierował się w stronę garderoby. - Ruszamy za pół godziny. Zwołaj ludzi.

Kalim miał już wyjść, ale zatrzymał się i zwrócił do Tessy. - A więc pomyliłem się? - spytał niepewnie.
Popatrzyła na niego bez .słowa.
- ~owinnaś się bronić, pani... Zapewnić mnie ...
- Ze nie jestem ladacznicą? Dlaczego miałabym tłuma-

czyć się przed tobą? Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz. Wiem, że nie jesteś moim przyjacielem.

Kalim poczerwieniał.

- Może nie jestem twoim przyjacielem, ale nie chcę twej krzywdy. - Schylił głowę w ceremonialnym ukłonie.

Tessa spojrzała na niego ze zdumieniem. Kalim był dumnym człowiekiem i nie spodziewała się od niego

przeprosin. Okazał się mniej butny, niż sądziła. Przyglądała mu się ciekawie.

- Czujesz do mnie niechęć nie tylko dlatego, że pochodzę z Zachodu, prawda?
- Nie mam prawa żywić do ciebie niechęci. Jesteś przecież

madżirą ...

- Matko Boska, skończ z tym! - Tessa skrzywiła się. - Po-

wiedz prawdę.

Kalim milczał. W końcu wykrztusił: - To nie jest niechęć. To strach.

Słowa Kalima zaskoczyły ją. Nim zdołała cokolwiek powiedzieć, odwrócił się na pięcie i opuścił pokój.

Wpatrywała się pustym wzrokiem w drzwi. Zdumiała ją jego szczerość. Kalim wydawał jej się uosobieniem
tego, co było dla niej obce i odpychające w Zalandanie. Teraz zobaczyła człowieka, który skrywał swą
bezbronność i wrażliwość pod pogardliwą, zimną maską·

Zastanawiała się, czy to nie ona zbyt wiele oczekiwała od ludzi, których dopiero co poznała. Od chwili

przybycia do Zalandanu nawet nie próbowała dowiedzieć się czegoś o El Zalanie. Jak dziecko bawiła się
gołębiami, jeździła konno i szukała jedynie rozrywki. Jej rozmyślanie przerwał gotowy do podróży Galen.

- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, wrócę jutro wieczorem.

Ale Bóg widzi, że nie mogę za to ręczyć. Nie mogę dopuścić do wybuchu kolejnej wojny domowej. Nie
opuszczaj miasta, choć wątpię, żeby Tamar czyhał gdzieś w pobliżu. Zazwyczaj atakuje i z łupami wraca do
swego obozowiska. Lepiej jednak nie ryzykować. - Ruszył w kierunku drzwi.

- Zaczekaj! - zawołała Tessa. - Pojad~ z tobą.
- To nie będzie miła przejażdżka. Zadnych namiotów

z jedwabnymi poduszkami! Będziemy jechać szybko, a spać na ziemi.

- Wiem. Ale chcę pojechać. Spojrzał na nią uważnie.
- Dlaczego?
- Sama nie wiem. - Tessa oblizała wargi. - Może lepiej poznam ... - przerwała i powtórzyła bezradnie: - Sama
nie

WIem.

- Nie licz na miłe widoki.

Skinęła głową. Rękę zacisnęła na okrywającej ją pościeli.

Tkanina była miękka i jedwabista, podobnie jak całe życie Tessy od chwili przybycia do Sedikhanu. W
tym kraju istniało jednak inne, twarde życie i byli tu inni ludzie, których dotąd nie poznała.

- Mogę pojechać z tobą?

- Masz prawo wiedzieć, dlaczego sprowadziłem cię do Se-

dikhanu. Ubierz się. Za pół godziny spotkamy się na dziedzińcu.

Zapach spalenizny dotarł do Tessy dużo wcześniej, nim zobaczyła zgliszcza. Oczy ją piekły. Nie była

pewna - od dymu czy od łez. Pożar już ugaszono. Ponad połowa namiotów spłonęła. Serce ściskało się na
widok rodzin poszukujących resztek swego dobytku. Wygrzebywali poczerniałe garnki, strzępy pościeli,
dziecięce zabawki...

- Czy musiał podpalać namioty? - spytała zdławionym głosem.
- Nie. - Twarz Galena była ponura. - Ale to go zapewne bawiło. - Zatrzymał konia przed nadpalonym

namiotem. Tu mieszka Dala, matka zabitego dziecka. Nie musisz mi towarzyszyć.

- Idę z tobą·

Galen zeskoczył z konia i pomógł zsiąść żonie. - To może cię zaboleć - powiedział.

Zabolało rzeczywiście. Gdy tylko weszła do niewielkiego namiotu, ujrzała dziecko. Leżący na sienniku

chłopczyk nie mógł mieć więcej niż trzy latka. Miał długie rzęsy i dziecięco świeże policzki. Wyglądał

background image

jakby spał, ale we śnie nie ma tragicznego bezruchu. Przy dziecku klęczała szczupła młoda kobieta.
Bardzo niedawno sama pożegnała się z dzieciństwem. Gdy popatrzyła na nich, zobaczyli oczy starego,
cierpiącego człowieka.

- Boleję wraz z tobą, Dalu - powiedział łagodnie Galen. Czy mógłbym ci jakoś pomóc?

- Połamali mu kosteczki, panie - szepnęła. - Stratowali go jak bezpańskiego kundla, ktÓry zaplątał im się

pod nogi!

Dłoń Galena zacisnęła się na ramieniu kobiety.

- Dobrze go widzieli - powiedziała i potrząsnęła w osłupieniu głową. - Widzieli go, a jednak nie

wyminęli.

Madżi

ron,

on miał dopiero trzy latka!

- Gdzie jest twój mąż?

- Poszedł z innymi do namiotu zgromadzeń. - Oczy Da-

li były pełne łez. - Nie mógł znieść tego widoku. A ja nie mogę znieść myśli, że mi go zabiorą!

Wyciągnęła rękę i pogłaskała rozwichrzone kędziorki chłopca. Tessę ściskało w gardle. Pragnęła uciec z

tego miejsca żałoby. Boże święty, jak to boli, myślała.

- Przyślę ci męża - powiedział Galen.

Kobieta potrząsnęła głową.

- Muszę przygotować mego syna do pogrzebu. Mąż odczuwa nie tylko własny ból, ale i mój. Nie jest w

stanie udźwignąć takiego brzemienia.

- A sąsiadki?

- Muszą się troszczyć o własne rodziny. To zły czas.

- Zostanę z tobą. - Tessa zdała sobie sprawę z tego, co po-

wiedziała, gdy usłyszała własne słowa. Zrobiła krok do przodu i przyklękła obok Dali. - Jeśli mi
pozwolisz ... - Dobry Boże, po co się z tym wyrwałam, pomyślała. Wcale nie chcę tu zostać!

- Wszystko mi jedno - odparła bezbarwnym głosem kobie-

ta, nadal wpatrując się w dziecko. - Jak sobie

madżiron

życzy. - Chcesz tu zostać? - spytał Galen po cichu

żonę.

- Nie - głos Tessy drżał - ale muszę to zrobić.

Galen popatrzył na nią uważnie i z wolna skinął głową.

- Zostawię Saida na straży przed namiotem. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, poślij go po mnie -

powiedział.

Tessa nie mogła oderwać oczu od twarzyczki dziecka. Słodki Jezu, takie maleństwo!. .. A gdyby to było

moje dziecko?

Galen nie odchodził. Czuła na sobie jego spojrzenie.

- Idź już! - szepnęła. - Tutaj nic więcej nie możesz zrobić.

Galen wyszedł z namiotu. Tessa przez chwilę milczała.

Nie wiedziała, co począć. Jak pomóc tej stępiałej z bólu kobiecie. Nigdy nie umiała postępować z ludźmi.
Musiała jednak coś zrobić.

W porządku, pomyślała. Nieznam się na ludziach, ale na koniach tak. Zastosuję swą wiedzę o

zwierzętach do Dali. Jeśli chory koń raz się zwali, to już z nim koniec. Dala jest teraz jak ranne zwierzę.
Muszę zmusić ją do działania.

Wyciągnęła rękę i potrząsnęła jej chudym ramieniem. - Wiem, że nie masz na to siły, ale musisz mi
pomóc. Dala podniosła na nią błędne oczy.

- Czego chcesz?
- Pomogę ci przy synku, ale nie wiem, jak się do tego za-

. brać. Co mam zrobić?

Kobieta poruszyła się i jakby otrząsnęła z odrętwienia.

Zrozumiała, że musi pouczyć Tessę i pomóc jej. Potarła skronie i powiedziała z wahaniem:

- Najpierw powinnyśmy go umyć. Tessa skinęła żywo głową.

- Zaraz to zrobimy. Poproszę Saida, żeby przyniósł wody. - Wstała i podeszła do wejścia.

Tak, to brzmi całkiem rozsądnie. Czy istnieje jednak jakiś rozsądek w świecie, gdy zabija się niewinne

maleństwa? pomyślała.

Tessa nie opuszczała namiotu Dali aż do zachodu słońca.

Gdy wreszcie stamtąd wyszła, Sa id zerwał się na równe nogi. - Nic nie jadłaś, pani. Rozbiliśmy obóz nad
strumieniem, na skraju obozowiska El Sabir. Jest tu dość dziczyzny. Mogę ci podać gorącą strawę,

madżiro?

- Nie w tej chwili - powiedziała, była zbyt zmęq;ona

i zbolała, by myśleć o jedzeniu. - Gdzie jest mój mąż?

background image

Said ruchem głowy wskazał wielki namiot. - Jest nadal w namiocie zgromadzeń.

- Zaprowadź mnie do niego.
- Nie przystoi kobiecie przeszkadzać ...
Tessa gwałtownie odwróciła się. Ręce zacisnęła w pięści.

- MerdeI

Nie zamierzam zakłócać tych czcigodnych obrad! Choć Bóg jeden wie, czemu kobietom nie

wolno zabrać głosu, kiedy ich dzieci zarzyna się jak ... - urwała i odwróciła się. Przecież to nie wina Saida,
że życie obchodzi się z nami tak niesprawiedliwie!... A może to właśnie ich wina: Saida i Galena, i mojego
ojca, myślała. WszystkiCh mężczyzn, którzy domagają się od nas rodzenia dzieci, a nie mogą zapewnić im
bezpieczeństwa.

Tessa wyminęła Saida i poszła w kierunku namiotu zgromadzeń.
- Poczekam, aż narada się skończy, ale muszę pomówić z

madżironem

jak najszybciej.

Przed namiotem zobaczyła Kalima. Siedział w kucki na ziemi. Była zdumiona, że nie uczestniczy w

naradzie .

- Czemu nie bierzesz udziału w obradach? Jestem pewna, że Galenowi przydałoby się twoje poparcie.
- Urodziłem się w górach i wychowałem wśród tych lu-

dzi.

Madżiron

wie, że nie potrafiłbym zachować zimnej krwi.

Tessa spojrzała posępnie na otaczające ich zgliszcza. - A on potrafi?

- Nie będzie mu łatwo. - Kalim spochmurniał. - Ale jest

silniejszy niż my wszyscy.

- To nieszczęsne maleństwo ... - powiedziała gniewnie.
- Tamar to kanalia! Sama rzuciłabym się na niego!
- Ile zawziętości! - Na ustach Kalima zobaczyła cień

uśmiechu. Po chwili wyczuła, że znów zamyka się w sobie. Po coś tu przyszła, pani? Czy mogę w czymś
pomóc? - spytał. -' Wyciągnij męża Dali z narady i odeślij do żony. - Zmęczonym ruchem przegarnęła
palcami włosy. - Zrobiłam, co w mej mocy, ale ona go potrzebuje.

- Hanal nie życzy sobie ...
- Boże wielki! - wybuchnęła. - Nic mnie nie obchodzi, cze-

go on sobie życzy! Dala ma jutro pochować synka i potrzebuje wsparcia męża. Pójdziesz po niego czy
sama mam to zrobić?!

Kalim przez chwilę wpatrywał się w nią bez słowa. Odwrócił się i skierował w stronę wejścia.

- To nie będzie konieczne. Znajdę go i skłonię, by poszedł do żony.

- Naprawdę?
- Czemu tak się dziwisz, pani? Czy dzikus taki jak ja

mógłby oprzeć się mądrości kobiety z Zachodu?

- Dlaczego to robisz? - spytała, nie zwracając uwagi na jego drwiący ton.

Kalim obejrzał się przez ramię.

- Bo masz słuszność - odparł po prostu. - Hanal nie powinien ulegać bólowi i chęci zemsty, odmawiając

pociechy swoim najbliższym.

Teraz przekonała się, że Kalim potrafi działać bardzo skutecznie, jeśli chce. Po kilku minutach wyłonił

się z namiotu zgromadzeń, ciągnąc za sobą wzbraniającego się młodego człowieka.

- Co się tu dzieje?
Tessa odwróciła się i ujrzała Galena.
- Dlaczego Kalim wyprowadził Hanala?
- Bo go postraszyłam, że sama to zrobię - wyjaśniła Tes-

sa. - Dala potrzebuje teraz męża.

Galen sposępniał.
- Jak ona się czuje?
- Chyba trochę lepiej. Potraktowałam ją jak konia i to

zdaje się poskutkowało, ale ...

- Jak konia? - spytał zdziwiony.
- N o wiesz, nie pozwoliłam jej zwalić się na ziemię.
Na sekundę z twarzy Galena zniknęło napięcie i znużenie.

Uśmiechnął się.

- Bardzo rozsądnie - powiedział.
- Nie wiem, czy to było rozsądne. Ale nic innego nie

przyszło mi do głowy.

background image

- W podobnych sytuacjach najlepiej kierować się instynktem.

- Naprawdę? Nie miałam pojęcia. Nigdy jeszcze nie byłam w takiej sytuacji. Ale chyba sobie nieźle

poradziłam. Myślę, że Hanal może jej teraz bardziej pomóc niż ja. Nie musiałeś opuszczać obrad.

- Radzisz sobie świetnie - powiedział miękko. - A co się tyczy obrad, to niech się kłócą sami. - W głosie

Galena brzmiało znużenie. - Wrócę tam później. - Ujął żonę pod łokieć i skierowali się w stronę obozu. -
Sprawa przedstawia się o wiele gorzej, niż przypuszczałem. Każę przygotować dla nas jedzenie, a potem
Kalim odwiezie cię do Zalandanu.

- Said już przyrządził posiłek - powiedziała. - A ja nie mam zamiaru wracać. - Popatrzyła na spalone

namioty. Bóg świadkiem, że roboty mi tu nie zabraknie!

- Tobie?
- Dlaczego miałabym siedzieć z założonymi rękoma? Po-

ślemy do Zalandanu po żywność. Odwiedzę każdą rodzinę i zorientuję się, co jest potrzebne i w jakiej
ilości. - Wzruszyła ramionami. - Poza tym uważam, że dobrze się stanie, jeśli po jutrzejszym pogrzebie
Dala będzie miała pełne ręce roboty. Nie bardzo wierzę, by mogła liczyć na męża. Jestem pewna, że gdy
Dala pojmie, jak bardzo jest mi potrzebna, szybciej dojdzie do siebie.

- Wszystko sobie zaplanowałaś. - Galen nie odrywał oczu od żony. - Przecież to nie twoje zmartwienia.

Nie musisz się nimi przejmować.

- Jestem im potrzebna.
- Tak, twoja pomoc bardzo im się przyda. - Galen skinął

głową·

- Więc nie mówmy już o tym. Zostanę tu, póki i ty nie wrócisz do Zalandanu. Jak myślisz, czy już uda ci

się przekonac ich, żeby nie wszczynali wojny z Tamarem?

- Będę wymowny jak szatan kusiciel i pokorny jak Hiob.
- Ponieśli ogromne straty.
- I poniosą jeszcze większe, jeżeli zadrą z Tamarem. To

doświadczony rabuś.

- Mógłbyś im pomóc w walce - powiedziała z wahaniem.
- Tak. - Galen urwał. - Ale nie zrobię tego. Rozlew krwi

musi się skończyć! - Puścił ramię żony, gdy doszli do obozu. - Trzeba znaleźć inny sposób. - Zacisnął
wargi. - Ten Tamar! Niech go piekło pochłonie!

Tessa przez jeden tylko dzień była świadkiem cierpienia i przemocy, ale czuła się zbolała i okaleczona.

O ileż ciężej musi być Galenowi, który dorastał wśród rzezi i rozlewu krwi, pomyślała.

- Co teraz zrobisz? - spytała.
- Sam nie wiem. - Potrząsnął głową. - Pewnie wrócę

i spróbuję ich przekonać. - Dotknął palcem cieni pod oczyma Tessy. - To był dla ciebie ciężki dzień.

- Nie tak ciężki jak dla mieszkańców tej osady. I z pewnością lżejszy niż dla ciebie.

Tessa nie żałowała, że tu przybyła. Nowe przeżycia wzbogaciły i pogłębiły jej naturę. Miała wrażenie, że

wkroczyła na drogę, z której nie ma już odwrotu. Tragiczne wydarzenia napełniły ją takim przerażeniem,
że początkowo nie zdawała sobie sprawy z cierpień męża. Teraz jednak zrozumiała je z całą ostrością.

Jest silniejszy niż my wszyscy, przypomniały jej się słowa Tomasa. Ale jaką cenę zapłacił za tę siłę i

opanowanie? myślała.

- Nie wracaj dziś na naradę - nalegała. - Jesteś zbyt zmęczony. Poczekaj do jutra.
- Jestem wzruszony twoją troską.
- Ale nie zmienisz zdania - powiedziała nadąsana.
Twarz Galena złagodniała.

- Są zbyt wzburzeni. Muszę ich uspokoić. - Spojrzał w kierunku namiotu zgromadzeń. - Powinienem tam

już być - powiedział.

- Bzdura. Zjedz coś przynajmniej! Usiądź. - Popchnęła męża na kłodę leżącą koło ogniska i podeszła do

wielkiego kotła. - Przyniosę ci zupy i herbaty.

- Nie mam czasu.
- Właśnie, że masz - powiedziała i rzuciła mu przez ramię groźne spojrzenie. - Musisz się odprężyć! -
Jak rozkażesz,

madżiro.

Już dniało, gdy Tessa obudziła się i poczuła, że Galen wsuwa się pod derkę obok niej. Przytulił się do

jej pleców.

- Wszystko dobrze? - spytała sennym głosem.

background image

- Nie. - Galen wyci~gnął swe długie nogi i zanurzył

twarz we włosy żony. - Spij, śpij.

- Nie bądź śmieszny. - Tessa ziewnęła i przekręciła się na bok, twarzą do męża. - Gdybyś chciał, żebym

spała, tobyś skłamał. Ruszają przeciwko Tamarowi?

- Zgodzili się zaczekać trzy miesiące. Jeśli do tego czasu nie postawię Tamara przed trybunałem,

zaatakują jego kwaterę główną.

- Przed jakim trybunałem?
- Przed Trybunałem Zjednoczonych Ludów Sedikha-

nu - powiedział po chwili.

- W ciągu trzech miesięcy?! Mówiłeś, że to potrwa całe lata! - powiedziała zdumiona.

Galen gorzko uśmiechnął się·

- Właśnie dlatego zgodzili się. Nie zadrą ze mną, a krwawa łaźnia i tak będzie - powiedział.

- Co teraz zrobisz?
- A co mam robić? Zjednoczę ten przeklęty kraj w trzy

miesiące - powiedział zuchwale.

Tessa wpatrywała się w męża jak urzeczona, zafascyno-

wana jego siłą i wiarą.

- Nie dałeś za wygraną?
- Jakżebym mógł?

Wyzwanie wzbudziło w Galenie takie podniecenie i radość, jakiej Tessa nigdy jeszcze u niego nie

widziała. Zrozumiała go. Bez względu na to, jakie były szanse powodzenia, mógł nareszcie działać.

- Zamierzasz walczyć z wiatrakami? - spytała.
- Nie, chcę tylko, by przestały się kręcić.
Jego entuzjazm udzielił się Tessie. - Jak tego dokonasz?

- Przede wszystkim odwiedzę szejków dziewięciu naj większych plemion Sedikhanu i spróbuję skłonić ich
do przybycia na spotkanie w sprawie zjednoczenia kraju.

- Myślisz, że przybędą?
- Z całą pewnością. Zorganizuję

karobel.

Słowo wydało się Tessie dziwnie znajome, ale nie mogła sobie przypomnieć, co znaczy.

- Co to takiego? - zaciekawiła się.
- Wielki festyn. Uczty, muzyka, tańce, no i wyścig zwa-

ny

karobelem.

Niektórzy nie mają ochoty dyskutować o zjednoczeniu, ale na taką uroczystość na pewno

przybęr dą. A wtedy ugniotę ich jak wosk!

- Gdzie się to wszystko odbędzie?
- U podnóża gór w pobliżu Zalandanu. Można to na-

zwać od biedy neutralnym gruntem - powiedział i zmarszczył czoło zamyślony. - To mogłoby się udać.
Może nawet napaści Tamara nam pomogą. Ostatnio urósł w siłę. To nie podoba się wielu szejkom. Jego
rozbójnicze wyprawy wywołują wielkie wzburzenie. Może wszystko to przekona ich do zgody. I jeszcze
jedno. Mój prestiż wzrośnie, gdy dowiedzą się o małżeństwie z księżniczką Tamrovii ..

- Więc może zabierzesz tę swoją księżniczkę, żeby się nią pochwalić?

- Co takiego? - spytał zaskoczony.
- Przecież po to mnie tu sprowadziłeś? - Twarz jej była

zaróżowiona, pełna zapału. - Zabierz mnie ze sobą! - Naprawdę tego chcesz?

Tessa żywo przytaknęła.
- Musimy spędzić tu jeszcze kilka dni, pomagając tym biedakom, ale potem możemy jechać! -

Zmarszczyła brwi. - Muszę tylko przesłać wiadomość Vianie, żeby nie zaniedbywała Aleksandra. Nie
powinien wyjść z wprawy.

- Ależ oczywiście. Nie możemy zapomnieć o Aleksandrze. - Galen przyjrzał się uważnie żonie. - Tak się

zapaliłaś do wyjazdu. Dlaczego?

Tessa sama nie wiedziała. Może zapragnęła ulżyć mężowi w jego troskach i samotności? A może pociągała
ją po pro stu wielka przygoda? Każde wyjaśnienie odkryłoby jej słabości, których nie chciała ujawniać,
toteż pospiesznie spuściła oczy, wpatrując się w tętno bijące u nasady szyi męża.

- Zawarliśmy przecież układ. To dla mnie sprawa honoru. Chcę spełnić jego warunki jak najszybciej.

Galen zesztywniał.

- Będziesz mogła dzięki temu wcześniej opuścić Sedikhan.

background image

Opuścić Sedikhan? ... Była jak naj dalsza od podobnych myśli. Słowa Galena sprawiły jej ból, ale nie

dała tego po sobie poznać i odparła chłodno:

- Istotnie.
- Musisz więc koniecznie pojechać ze mną - rzekł i przytulił ją mocno. - Chcę wykorzystać każdą chwilę
twej obecności.

Rozdział dziewiąty

Tessa uśmiechnęła się grzecznie do starego szejka. Rzucił jej pogardliwe spojrzenie. Wystarczyło parę minut

spędzonych w towarzystwie Sarum Hakima, szejka plemienia El Kabbar, by doszła do przekonania, że wizyta u
niego nie będzie zbyt przyjemna. Uśmiechała się jednak nadal, zastanawiając się, co by zrobił ten stary tyran,
gdyby podeszła do niego i pociągnęła go za długą, białą brodę? Starała się opanować zmęczenie i zniechęcenie
do chwili, gdy szejk grubiańsko odwrócił się do niej tyłem i powiedział do Galena:

-. Za godzinę czeka nas wieczerza w gronie starszyzny, chcIałbym jednak przedtem porozmawiać z tobą sam

na sam. - Gdy pstryknął palcami, podbiegła do niego truchcikiem zawoalowana kobieta w ciemnych szatach. -
Zabierz

madżirę

do namiotu dla gości!

- Wzięliśmy ze sobą niewielki namiot - powiedział Ga-

. len. - Nie zadawaj sobie trudu.

- Gardzisz moją gościnnością? Galen wzruszył ramionami.

- Nie miałem takiego zamiaru. Chciałem tylko oszczędzić ci kłopotu. - Uśmiechnął się. - Oczywiście chętnie

skorzystamy z twojej gościnności.

Galen skinął na Saida, który stał kilka kroków za nimi.
- Postaraj się, żeby

madżira

miała wszystko, czego zapragnie.

Stary szejk uśmiechnął się nieprzyjemnie.

- Tak ją rozpieszczasz? Wy, ludzie z plemienia El Zalan dziwnie zmiękliście, odkąd wybudowaliście to wasze

piękn~ miasto i zerwaliście z koczowniczym życiem. Nasze kobiety znają swoje miejsce i okazują mężom
należyty respekt. Potrafimy nauczyć je uległości biczem. - Wskazał dłonią Tessę. - Popatrz tylko na nią! Nie
nosi czarczafu!

- Jest rodem z Tamrovii, a tam kobiety nie zakrywają twarzy.
- Doszły mnie słuchy, że ty sam nie żądasz tego od mieszkanek Zalandanu. Co za słabość!
- Każdy ma prawo do własnego zdania - odparł Galen spokojnie. - Gdy Tamar zabrał ci dwa miesiące temu

pięć kobiet i pół tuzina najlepszych koni, twoja siła ci nie pomogła.

Hakim spojrzał na niego bez słowa.

. - ~oże t~zeba inaczej działać, by coś podobnego więcej SIę me powtorzyło - dodał cicho Galen.

- Znowu gardłujesz za tym zjednoczeniem? - Szejk wahał się chwilę, potem odwrócił raptownie. Jego

wysoka, chuda postać była prosta jak trzcina. - Cóż, pogadać nie zawadzi. Chodźmy!

Obaj skierowali się do wielkiego namiotu, który stał kilka metrów dalej.
- Chodźmy,

madżiro! -

powiedział łagodnie Said. - To może potrwać kilka godzin ...

- Wiem! - powiedziała Tessa i niecierpliwie machnęła ręką. - WątpIę, czy zobaczę Galena wcześniej niż rano.
Odwróciła się i ruszyła za kobietą w czarczafie. Czuła z całą ostrością żar słonecznych promieni na swej

odsłoniętej twarzy. Wszystkie kobiety, które mijali po drodze, były ubrane na czarno? a ich podmalowane
czernidłem oczy spoglądały trwożnie znad ciężkich czarnych czarczafów na nią i na Saida. Nigdzie jeszcze
Tessa nie czuła się równie obco! Zalandan wydawał się istnym rajem wolności w porównaniu z obozowiskiem
tego plemienia. Powinnam już do tego przywyknąć, pomyślała ze znużeniem.

Osada El Kabbar była siódmą, którą odwiedzili. Tessę wszędzie przyjmowano tak samo. No, może nie

całkiem. Zazwyczaj stykała się z nieufnością i budziła sensację, ale tu wyczuwała wrogość. Nawet myśl,

background image

że kobiety nie są wobec niej nieprzyjazne, tylko zastraszone, nie poprawiła jej nastroju. Said patrzył na nią
ze współczuciem.

- Madżiron

wspomniał, że spędzimy tu tylko jedną noc.

Dzięki napaści Tamara szejk łatwiej da się przekonać. A ludzie z następnego plemienia, które odwiedzimy,
nie traktują tak surowo kobiet - powiedział, chcąc pewnie ją trochę pocieszyć.

- Chcesz powiedzieć, że mogą czasem odsłonić twarze i nie muszą kłaniać się w pas i usługiwać na

klęczkach swoim panom i władcom? Cóż za wielkoduszność. - Tessa spojrzała na kobietę idącą spiesznie
przed nimi. - Dobry Boże, ależ mi ich żal! Mam ochotę potrząsnąć nimi i ...

- Nie wolno ci tego robić - powiedział Said przerażony. - Zniweczyłoby to misję

madżirona!

- Nie obawiaj się. - Tessa przeczesała palcami splątane włosy. - Wiem, że to by nic nie dało. Wlepiłyby

tylko we mnie te swoje oczyska ... - Potrząsnęła głową. - Moja matka jest taka jak one, kropka w kropkę.
Gdybyśmy mieszkali w Sedikhanie, ojciec z pewnością zmusiłby ją do noszenia czarczafu.

Ich przewodniczka zatrzymała się i odchyliła klapę niewielkiego namiotu. Przytrzymując płótno,

odsunęła się, by przepuścić gościa.

- Dziękuję - odezwała się do niej Tessa.
- Kobieta skinęła tylko głową, spuszczając oczy.
- Matko Boska, ona się boi nawet mnie!
Wchodząc do namiotu czuła przygnębienie. Zatrzymała się tuż przy wejściu, jakby ktoś ją uderzył w

twarz. Wewnątrz panował mrok i skwar. Poczuła zaduch kadzidła. Z trudem rozróżniała stłoczone
przedmioty. Wszystko wydawało się obce i wrogie. Zupełnie jak w klatce! - pomyślała.

Zabrakło jej tchu. Ogarnęła ją panika. Serce tłukło się boleśnie. Strach przed zamknięciem wziął górę.

- Nie! - Odwróciła się gwałtownie i wybiegła z namiotu.

Omal nie przewróciła Saida. Na zewnątrz było również gorąco, ale nie tak okropnie duszno. Rozpaczliwie
chwytała

oddech.

.

- Strasznie zbladłaś, pani. - Said znalazł się obok niej. -

Czy jesteś chora?

Potrząsnęła głową, próbując opanować dreszcze.

- Nie wytrzymam w tym namiocie. Gdzie jest Pavda? Said ruchem głowy wskazał niezbyt odległą
zagrodę. - Mam pójść po

madżirona?

- Ależ skąd! - Tessa oddaliła się od namiotu, starając się

nie widzieć zdumionych spojrzeń kobiet. - Zaraz mi będzie lepiej. Musiałam tylko wyrwać się stamtąd!
Zrobię sobie małą przejażdżkę ...

- ~araz przyprowadzę konie.

. - Zadnych sprzeciwów, Saidzie? Nie mów mi tylko, że to me przystoi.

- Czasami trzeba postąpić wbrew zwyczajom. Wiem, że ostatnie. dni nie były dla ciebie łatwe -

powiedział Said, potrząsając głową.

Spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Znam niewielką oazę niedaleko stąd. Będziesz mogła tam odpocząć i odzyskać pogodę ducha, a ja

zagram ci na flecie ... - urwał. - Jeśli zechcesz.

Tessa spojrzała w zatroskaną twarz Saida i poczuła sympatię do niego. Często nie akceptował jej

poczynań, ale w ciągu ostatnich tygodni lepiej się poznali.

- Będę bardzo zadowolona z twojego towarzystwa, Saidzie.

Księżyc już wstał, gdy Tessa dostrzegła samotnego jeźdźca zbliżającego się do oazy. Był to Galen.

Zerknęła na Saida, który siedział na zwiniętej derce pod palmą, parę metrów od drzewa, pod którym ona
odpoczywała.

- Wysłałeś kogoś do mego męża z wiadomością, dokąd się wybieramy? - zapytała.

- Grzeczność tak nakazywała,

madżiro.

Said znów zaczął grać na flecie. Tessa sama powinna była

otym pomyśleć, ale chciała jak naj dalej uciec od namiotu. Od żałośnie spoglądających na nią kobiecych
oczu. Poza tym sądziła, że rozmowa Galena z szejkiem przeciągnie się długo w noc, jak to zwykle bywało.
Galen zatrzymał Selika tuż obok Pavdy. Tessa nie wiedziała, czy jest na nią zły. Twarz męża była
niewidoczna w cieniu palm. Podniosła się.

- Jak ci poszły rozmowy?

background image

Galen zbliżył się i przyklęknął przy żonie. - Nie najgorzej. - A ty jak się miewasz?

- Nic mi nie jest. Chciałam tylko uciec z ... - Urwała. -

Już mi lepiej. Możemy wrócić do obozu.

- Nie ma pośpiechu. - Galen usiadł obok niej i zawołał do Saida: - Wracaj do szejka i przeproś go w

moim imieniu. Powiedz, że

madżira

zachorowała, więc zobaczę się z nim dopiero jutro rano.

- Nie! Mówiłam ci, że nic minie jest. Mogę ...

Said nie zważając na jej protesty wsiadał na konia. Tessa zwróciła się do męża:
- Nie rób głupstw! Szejk i tak uważa, że rozpieszczanie żony jest oznaką słabości. To nie jest mądre

posunięcie.

- Nie obchodzi mnie, co szejk sobie myśli. Nie dbam

oludzką opinię.

- Ale od tego może zależeć zjednoczenie Sedikhanu. Nie chcę, by wszystkie wysiłki poszły na marne.

Przywołaj z powrotem Saida i powiedz mu ...

Galen wyciągnął się na derce z rękami pod głową.

- Po co? Nie zależy mi na jego towarzystwie. Zostaniemy tutaj jeszcze chwilę. Jest mi dobrze. Mogę się

odprężyć po raz pierwszy od początku naszej wyprawy.

- Ale szejk ...
- Szejk pomyśli najwyżej, że mam słabość do kobiet. - Ga-

len uśmiechnął się leniwie. - Przekonam go jednak bez tru du, że pod innymi względami jestem
wystarczająco silny. Lepiej niech się łudzi, że ma nade mną przewagę.

- Nie musisz tego robić dla mnie.
- Ty też nie musiałaś jechać ze mną, ale zrobiłaś to - od-

parł cicho. - Nie musiałaś cierpieć upokorzeń i godzić się na to, że nie staję w twojej obronie.

Spojrzała na niego ze zdumieniem.

- Wiedziałam, że nie możesz tego zrobić. Mieliby cię za

mc.

Galen przyciągnął żonę do siebie, tuląc ją w ramionach. - Nie byłem pewny, czy to rozumiesz. Nie mogę
się teraz rozpraszać. Gdy zjednoczymy się, zajmę się innymi sprawa

mI.

Tessa poczuła się lepiej. Wyczerpanie i zniechęcenie minęły. Przytuliła się mocniej do męża. Nagle

wybuchnęła:

- To przez te kobiety! Przypominały mi niewolnice, więzione i zmuszane batem do uległości. A potem

weszłam do namiotu ... i poczułam się jak w klatce. - Zaśmiała się nerwowo. - Chyba to mnie najbardziej
przeraziło.

- Przeraziło cię?
- Przecież to mogło spotkać także mnie! Przez całe życie

marzyłam o wolności, choć wiedziałam, że nie jest udziałem kobiet... Wystarczyłby złośliwy kaprys losu i
znalazłabym się w klatce tak jak one ... - Głos jej się załamał. Po chwili dorzuciła gwałtownie: - To
bezprawie! Kobiet nie wolno tak traktować. Te żałosne pełzające stworzenia, bojące się podnieść oczu ...
Albo Dala. Zabito jej synka i nie mogła nawet zabrać głosu ... To takie niesprawiedliwe, Galenie!

- Wiem.
- Zawsze czułam, że to niesprawiedliwe, ale myślałam, że

tak już musi być ... Boże kochany! Nawet księża wmawiają nam, że powinnyśmy być uległe i posłuszne. -
Zapatrzyła się w mrok. - Gdy siedziałam tu, rozmyślałam i doszłam do wniosku, że nie tylko wy,
mężczyźni, jesteście temu winni. To my pozwoliłyśmy wam na to. Zabrakło nam odwagi, by walczyć, by
pokazać, co jesteśmy warte. To się musi zmienić!

- Chętnie odpokutuję za moje grzechy, ale nie odpowiadam za winy całego rodzaju męskiego - powiedział

żartobliwie Galen.

- Jesteś lepszy niż cała reszta!
Galen uśmiechnął się i schylił głowę w ukłonie.

- Dzięki. Cóż za komplement - powiedział i dodał poważnie: - Mówiłem ci już, że nie mogę ...
- Wcale mnie nie słuchałeś! O nic cię nie proszę. Kobiety nie muszą wyręczać się mężczyznami.

Delikatnie odgarnął jej włosy z czoła.

- Sama chcesz stoczyć tę kampanię? Boże, miej nas w swojej opiece!
- Bóg już zrobił dla was wszystko co trzeba. Teraz nasza kolej!

- Kiedy więc ruszasz do ataku?
- Jeszcze nie wiem. - Tessa nachmurzyła się. - To nieła-

background image

twe zadanie ...

Dłoń Galena nadal gładziła skronie żony, ale nie patrzył

na mą.

- Może ci nie starczyć czasu ... Jeśli naprawdę chcesz wyzwolić mieszkanki Sedikhanu.
Słowa męża sprawiły Tessie ból. Była w jego ojczyźnie obca. W ciągu ostatnich tygodni przekonała się, jak

podejrzliwie odnoszą się do cudzoziemców jego rodacy.

- Tak przydałby się im jakiś wyzwoliciel - powiedziała, starając się, by zabrzmiało obojętnie, i zmieniła temat

rozmowy: - Czy Hakim przybędzie na

karobel?

Skinął głową.

- I chyba opowie się za zjednoczeniem. Poniósł zbyt wiele strat. Będzie chciał się odegrać.
- Więc zostało nam już tylko dwóch szejków. Chyba że chcesz zaprosić także Tamara?
- Jeszcze nie oszalałem! Mielibyśmy wojnę, nim doszłoby do obrad.

- A jak rozzłości go brak zaproszenia i zacznie ci bruździć?

- Uniemożliwię mu to.
- Jak?
- Starczy tych rozmów! - Zaczął rozpinać jej strój do

konnej jazdy.
- Bóg świadkiem, że będę miał ich powyżej uszu, gdy się znów spotkam z Hakimem. - Schylił głowę i musnął
wargami pierś żony. - Zaproponował, że przyśle mi na noc

kadinę~ Tessa zesztywniała.

- I co mu powiedziałeś?
- A co miałem mu powiedzieć? Wyjaśniłem, że jesteś ist-

ną boginią miłości i że pobłażam ci, bo czuję się jak w raju, ilekroć obejmujesz mnie swoimi udami.

Poczuła dobrze znany niepokój, gdy zęby Galena ostrożnie drażniły sutek. Przełknęła z trudem ślinę.

.,.. Nie musiałeś go okłamywać.

- To wcale nie było kłamstwo ... - wyszeptał, ściągając z niej suknię.

- Wygląda jak małe miasteczko - szepnęła Tessa do męża.

Zatrzymali się na wzniesieniu i patrzyli na dolinę, gdzie miał się odbyć festyn. Stało tam ponad sto namiotów.
Panował ożywiony ruch. Kobiety doglądały wielkich kotłów. Mężczyźni przechadzali się, słychać było śmiechy
i rozmowy. Piękne konie, których sierść lśniła w słońcu, kręciły się niespokojnie po wybiegu, na samym skraju
obozowiska.

- Nie widzę dzieci - zauważyła Tessa. - Przecież to festyn.
- Nikt poniżej trzynastego roku życia nie ma prawa wstępu na

karobel- wyjaśnił Galen i popędził konia. -

Dzieci zostały pod opieką starców.

- Dlaczego?
- Bo zarówno wyścig, jak i nagrody są dla dorosłych. -

Galen wskazał niewielki placyk w zachodniej części obozowiska. - Oto i Viana.
- Gdzie? - Teraz i Tessa dostrzegła drobną postać szwa gierki, która poruszała się z wdziękiem wśród
zapełniającej plac ciżby. - Już ją widzę! Spięła obcasami Pavdę i wyprzedzając Galena, popędziła w stronę
obozowiska. - Viano!

Viana rozejrzała się i uśmiechnęła. Stała bez ruchu, czeka-

jąc, aż Tessa zatrzyma klacz.

- Jak miło znów cię widzieć! Ślicznie wyglądasz. Tessa uściskała ją z całego serca.

- Przywiozłaś Aleksandra? - spytała.
- Byłam pewna, że o to zapytasz - powiedziała ze śmie-

chem Viana. - Oczywiście, że go przywiozłam. Czy nie przypominałaś mi o tym w trzech kolejnych listach?
Jest w moim namiocie. Możemy go wypuścić w każdej chwili. Poleciłam służącej, by dała mu ziarna, jak tylko
przyleci do pałacumówiła, nie dopuszczając Tessy do głosu. - Tak, tak, nie zaniedbywałam jego tresury. Kalim
mi pomagał.

Tessa zmarszczyła brwi. - Kalim?

- Co wieczór zabierał gołębia do domu Jusufa i wypusz-

czał z klatki. - Zamilkła. -A w ostatnim tygodniu wędrował z Aleksandrem po Zalandanie i wypuszczał go z
różnych punktów miasta. Ptak już całkiem nieźle odnajduje drogę do domu.

- Kalim w żadnym raporcie do Galena nie wspomniał

otym, że ci pomaga.

background image

- Byłam tego pewna. To przecież nie jest sprawa wagi państwowej.
Choć Kalim poświęcił dużo czasu i wysiłku, Tessa wcale nie była pewna, czy ją to cieszy.
- Gdyby Sasza tu był, postąpiłby tak samo jak on - powiedziała.

- Być może - odparła Viana, uśmiechając się lekko.
- Z pewnością! - oświadczyła lojalnie Tessa. - Czy Kalim

tu jest?

- Oczywiście, wszyscy przybywają na

karabel. Zgodnie z tradycją w zawodach biorą udział ludzie ważni.

- Nawet Galen?
Viana skinęła głową·

- Mój brat uważa, że dobrze jest podtrzymywać nieszkodliwe tradycje, jeśli chce się obalić szkodliwe.

Zwyciężył w czterech ostatnich

karabelach. - Uśmiech Viany zniknął. Nie powinnam stać tu i gawędzić. Jest

tyle jeszcze do zrobienia, a festyn rozpoczyna się pojutrze. Trzeba przygotować jedzenie. I przygotować
pomieszczenia dla

kadin.

- Dla

kadin? One też tu będą?

- Ależ oczywiście. Nie słyszałaś, że zwycięzca ma prawo

spędzić noc z kobietą, którą sobie wybierze? Kiedyś dochodziło do rozlewu krwi, gdy wybierał żonę albo córkę
jednego ze współzawodników. Postanowiono więc sprowadzać najpiękniejsze

kadiny. - Viana wzruszyła

ramionami. - Obsłużą prawie wszystkich uczestników festynu. Nie tylko uczty i zawody przyciągają na

karabel

większość szejków i ich wojowników. Zgodnie z tradycją każdy uczestnik festynu 'powinien choć raz
zakosztować rozkoszy z

kadiną.

- Ach tak ... - Właściwie nie powinnam się dziwić, pomyślała. Tutaj zarówno dla żon, jak i konkubin

obecność

kadin jest całkiem naturalna! - Czy już przybyły zZalandanu?

- Zjawią się jutro. Muszę zadbać, by ich namiot był wygodny i należycie umeblowany. Przyjmują wielu

gości.

- Wyobrażam sobie!
- Przywiozłam kufer ze strojami dla ciebie i twoją szka-

tułkę z klejnotami - wtrąciła żywo Viana i spojrzała z dezaprobatą na ubiór Tessy. - Lepiej przebierz się od razu.
Połowa szejków już się zjawiła. Musisz godnie reprezentować Galena.

-Mam czas. Czy one są bardzo piękne? - spytała, patrząc w zadumie na namiot

kadin.

- Oczywiście, sama je dobierałam - odparła ze zdziwieniem Viana. - Jakże inaczej mogłyby być nagrodą?

- Sama nie wiem. Wygląda na to ...
- Witaj, Viano. - Galen zatrzymał się obok nich. - Doskonale się spisałaś - pochwalił siostrę, patrząc na obóz.
Viana pokraśniała. z radości.

- Jest jeszcze wiele do zrobienia ... Właśnie wyjaśniałam to Tessie ... Ale do jutra wszystko będzie gotowe.

Przebierz się - powiedziała do szwagierki.

- Dobrze już, dobrze. Ale twarzy nie zasłonię, nawet dla Galena.
- Szkoda. Stary Hakim uznałby to za moje wielkie osiągnięcie - zażartował.

- Nie ma mowy! - stwierdziła bezapelacyjnie Tessa. Jej spojrzenie znowu pobiegło w stronę namiotu

kadin. -

Ale włożę inną suknię - dodała od niechcenia, spoglądając w stronę namiotu

kadin.

- Będę ogromnie wdzięczny - odparł Galen z całą powa

gą·

- Mam już dość tego ubrania. W strojach do konnej jazdy spędziłam ostatnie dwa miesiące. A poza tym nie

jestem głucha na rozsądne argumenty.

Głęboki kwadratowy dekolt toalety ze złocistego brokatu obszyty był perłami. Zadne inne ozdoby nie

zakłócały prostoty sukni.

Nie mam zbyt wiele do pokazania, pomyślała niewesoło Tessa, przeglądając się w zwierciadle z

polerowanego brązu.

Galen leżał na otomanie i przyglądał się żonie. Złoty materiał podkreślał ognisty blask jej włosów.

- Wyglądasz wspaniale - powiedział Galen.
- Jest jeszcze szal z frędzlami i śmieszna złota parasolka

do kompletu - powiedziała i dotknęła obnażonej szyi. - J akieś to nieskromne. Może jednak owinę się szalem?
Hakim znów będzie się na mnie gapił!

- Co cię to obchodzi? - Galen uniósł brwi.
- No ... Viana mówiła, że muszę dbać o twoją pozycję -

background image

odparła i patrząc w lustro rzuciła od niechcenia: - Jest też pewna, że na

karobelu zachowasz się zgodnie z

tradycją. Wspomniała, że większość mężczyzn odwiedza namiot

kadin.

- Istotnie.

- A ty? - spytała, unikając jego oczu: - To oczywiście nie ma większego znaczenia. Po prostu jestem ciekawa.

- Jeśli to bez znaczenia, dlaczego pytasz?
- To mi się nie podoba ... denerwuje mnie - powiedziała

nadąsana.

- Dlaczego?
- Skąd mam wiedzieć? - spytała ze zniecierpliwieniem. -

Po prostu nie mam ochoty myśleć, że ty ... - Urwała. - Pójdziesz do nich?

- Nie mogę nie przestrzegać tradycji. Inni mężczyźni

zwątpiliby w moją męską siłę. - Brednie.

- A Hakim uznałby mnie za wariata.
- Przestań się ze mną drażnić! Pójdziesz do nich czy nie?
Galen powiódł wskazującym palcem po perłach zdobią-

cych stanik jej sukni.

- Czy włożyłaś tę suknię, by mnie odwieść od tego zamiaru?
- Skądże znowu!
- To dobrze, bo popełniłabyś wielki błąd.
- Naprawdę? - spytała niepewnie.
- Prędzej byś mnie przekonała, gdybyś była naga. Zdecy-

dowanie wolę cię bez tych szmatek. - Uśmiechnął się. - Cieszy mnie jednak, że nie chcesz, bym zabawiał się z
innymi kobietami. Ale jeśli żądasz ode mnie takiego poświęcenia, powinnaś okazać mi wyjątkowe względy?

Kadiny

znają wiele uroczych, grzesznych sztuczek. Chciałabyś się ich nauczyć?

Wsunął palec w dekolt i zaczął muskać jeden z sutków.

Czuła, że całe jej ciało wyrywa się ku niemu. - Myślisz, że spodobają mi się?

- Jestem tego pewien.
Oblizała wargi. - Wobec tego ...
Do namiotu wpadł Kalim. - Tamar tu jest! - zawołał.
- Tamar? - Dłoń Galena opadła, wszystkie mięśnie sprężyły się. - Jesteś tego pewien?

- Sam widziałem, jak wjeżdżał do obozu.
- Z iloma ludźmi?
- W pojedynkę.
Galen nieco się odprężył.
- To dobrze. Przyprowadź go tu.
Kalim skinął głową i wybiegł z namiotu.
- Tamar - szepnęła Tessa. - Dobry Boże. Festyn nawet się jeszcze nie zaczął.
- Przypuszczałem, że się zjawi. Dobrze, że teraz ... Idź do namiotu Viany. Nie chcę, by cię widział.

- Jak mogłeś być taki nieuprzejmy, Galen? - powiedział Tamar, wchodząc do namiotu. - Gdybym to ja

urządzał

karabel,

nie zapomniałbym o tobie.

- Twoje napaści sprawiły, że większość mych gości nie darzy cię sympatią. Czyżbyś liczył na serdeczne

powitanie? spytał z kamienną twarzą Galen.

- Nie ze strony tych wieprzów! - Tamar wzruszył ramionami, podszedł do wielkiej drewnianej misy z

owocami i wybrał soczystą figę. - Ale ty zawsze cieszysz się na mój widok, prawda? - wbił mocne białe
zęby w miąższ i spojrzał na Tessę· - Wyglądasz wspaniale, pani... jak przystało na księżniczkę -
powiedział niskim i jedwabistym głosem. - To nieładnie ze strony Galena, że mnie nie powiadomił o swym
małżeństwie. Słyszałem, że podróżowałaś z moim przyjacielem po całym kraju. Pewnie olśniłaś tych
głupców swoją urodą?

- Odnieśliśmy pewien sukces - odparła Tessa chłodno. Sądzę, że miałam w tym swój udział.
Tamar znów wgryzł się w soczysty owoc.

- Co za duma! - Białe zęby błysnęły w brodatej twarzy. Wiesz co, Galen? Chyba wolę, że to księżniczka,

a nie dziwka. Wiesz, dlaczego?

- Nie, ale bardziej interesuje mnie, po co

tu

przyjechałeś.

- Chciałem ci dać ostatnią szansę: zrezygnuj z tego szaleństwa! Odeślij te barany na ich własne łączki i
przestań myśleć o zjednoczeniu, na którym nikomu prócz ciebie nie zależy.

background image

- Tobie z pewnością nie.
- Tak, nie odpowiada mi to. Nie znoszę żadnych ograni-

czeń. Podobnie jak ty. Założę się, że sam złamiesz śliczne nowe prawa, nim minie sześć miesięcy.

- Mylisz się.
Tamar potrząsnął głową.

- O nie, zbyt dobrze cię znam, przyjacielu! Przestał się uśmiechać. - Już ja się o to postaram, żeby nic z

tego nie wyszło. Rozpuść ich, Galen.

- Rozjadą się, gdy dojdzie do zjednoczenia Sedikhanu -

powiedział Galen, patrząc mu prosto w oczy.

- I ogłosicie mnie banitą? - spytał Tamar i zaklął pod nosem. Galen skinął głową.

- To przestaje być zabawne - powiedział Tamar z nienawiścią. - Posunąłeś się za daleko. Ostrzegam

cię ... - Starał się zapanować nad swą wściekłością. Na jego wargach ukazał się wymuszony uśmiech. - Źle
wybrałeś, Galen! - Odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia. W ostatniej chwili obejrzał się na Tessę. - Nie
chciałeś wiedzieć, ale powiem ci. Wolę, że to księżniczka, a nie dziwka, bo nigdy jeszcze nie spałem z
księżniczką ... - Urwał. - ... Jak dotąd.

W następnej chwili już go nie było.

Tessa była wstrząśnięta. Tamar tym razem nie miał noża, ale to spotkanie wydało jej się znacznie

groźniejsze od poprzedniego.

- Wracasz do Zalandanu - rzekł Galen stanowczo.
- Dlatego że Tamar pokazał zęby? Nie pojadę! Jestem tu

potrzebna. Może ich gorszę, ale każdy z szejków, gdy mnie widzi, przypomina sobie o twoich związkach z
Tamrovią.

- Wyjedziesz jutro rano. Kalim cię odwiezie.
- Jak tylko mnie dowiezie do Zalandanu, wyruszę zaraz

za nim i znowu się

tu

zjawię!

- Nie znasz Tamara! Nie pozwolę ... - Urwał na widok zaciśniętych ust i uniesionej brody Tessy. Zaklął

z cicha. - Ale ty jesteś uparta! Niczego nie rozumiesz? Tamar nie rzuca słów na wiatr, a on ci naprawdę
groził!

- Tobie też.

- To ja z nim walczę, a nie ty!

Nie odpowiedziała. Galen zaklął raz jeszcze, wykręcił się na pięcie i wyszedł z namiotu.

Galen nie ma racji, pomyślała Tessa. Czy nie rozumie, że wszystkie jego sprawy leżą mi na sercu? Do

końca życia będę ...

Do końca życia.

Zastygła ze wzrokiem utkwionym w ścianę namiotu, za którą zniknął jej mąż.

Merde,

co też przychodzi mi do głowy?! Nie chcę być z nikim związana.

A jednak była związana z Galenem Ben Raszydem nie tylko przysięgą małżeńską i namiętnością, ale

czymś znacznie ważniejszym.

Nie chciała się wiązać ani z Galenem, ani z Sedikhanem. ,Pragnęła być wolna. Pożądała Galena i

podziwiała go. To nie może być miłość. Tylko dlatego, że ciągle jesteśmy razem, że mamy wspólny cel,
staliśmy się sobie bliżsi niż większość małżeńskich par, ale to nie może być ... Zresztą, Galen mnie nie
kocha.

Poczuła ból. Niczego już nie była pewna. Spojrzała na brokatową suknię, w którą się wystroiła, by nie

poszedł do innej kobiety.

Jestem tylko zauroczona rozkoszą, którą Galen przede mną odkrył. Paulina tak samo straciła głowę dla

jednego ze swych kochanków i trwało dobre dwa tygodnie, nim się opamiętała. Ale nie jestem Pauliną. Nie
potrafię tak szybko zapominać. Nie będę o tym myślała, postanowiła. Znajdę sobie mnóstwo zajęć. Nie
będę miała czasu na rozmyślania o Galenie. Odsunę się od niego. Tak zrobię. Podobnie jak starałam się
zająć czymś Dalę w jej godzinie udręki, tak samo wyleczę siebie z tej słabości!
Było już po północy, gdy Tessa usłyszała, że Galen wchodzi do namiotu i zaczyna się rozbierać.
Oddychała jak naj lżej, by myślał, że już zasnęła. Położył się obok niej i przez chwilę leżeli w milczeniu.

- Nie śpisz, prawda? - Galen starał się dojrzeć żonę w ciemności.

- Nie.

- Wróciłbym wcześniej, ale Hakim chciał porozmawiać

oprawodawstwie ...

- Nic nie szkodzi.

Zamilkł na chwilę, a potem powiedział z wahaniem:

background image

- Nie chciałem na ciebie kląć. Byłem bardzo ... zdenerwowany.
- Nie jestem aż tak delikatna, by kilka szorstkich słów mogło mi zrobić krzywdę.

- Naprawdę? - Wyciągnął rękę i leciutko pogładził ją po policzku. - A mnie się wydaje, że jesteś bardzo

delikatna,

kilen.

Tessa zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy. Cóż za głupota! To czyste szaleństwo! Jedno czułe

dotknięcie ... i już gotowa jestem płakać jak niemowlę w powijakach. Tak, to jest bardzo rozsądna decyzja.
Muszę się od niego odsunąć.

- Mylisz się. Nie mogę zasnąć, bo jest za gorąco - powiedziała.

- Dziwne. N oc wydała mi się całkiem chłodna - odrzekł i dotknął piersi żony. - Twoje ciało nie jest

wcale rozgrzane. - Roześmiał się, czując, jak brodawka nabrzmiewa pod jego dotknięciem. - ... A jednak
wyczuwam jakiś żar ...

- Dobrze mnie wytresowałeś, prawda? Możesz być z siebie dumny. - Tessa odepchnęła dłoń męża i

odsunęła się od niego. - Wątpię, czy nawet Dafne nauczyła się swoich obowiązków tak szybko jak ja.

- Obowiązków?
- Dawać ci rozkosz i urodzić dziecko to przecież mój obo-

wiązek. Przemyślałam sobie całą sprawę i doszłam do wniosku, że zbyt długo byłam uległa - wyrzuciła z
siebie, starając się opanować drżenie głosu.

- A więc? ...

- Nie życzę sobie, żebyś mnie dotykał.

- Do diaska, Tesso, powiedziałem już, że mi przykro ...
- Twoje słowa nie mają nic wspólnego z moją decyzją. Te

zabawy łóżkowe są dość zajmujące, ale nieustanne piesz'czoty w końcu się przykrzą.

- Jakoś nie wyglądałaś na znudzoną dziś rano, gdy ujeżdżałaś mnie jak szalona!. ..

Poczuła mrowienie w całym ciele.

- Nie życzę sobie rozmów na ten temat. - Ani wspomnień o tamtych uściskach, pomyślała. - Jeśli zmienię

zdanie, powiem ci o tym.

- Serdeczne dzięki - powiedział z sarkazmem. - Uraduje mnie każdy okruch z twego stołu ... Lepiej sobie od

razu wyjaśnijmy. Nie mam zamiaru ... - Umilkł. Gdy znowu się odezwał, mówił pieszczotliwie. - Powiedz, o co
chodzi, Tesso? Co się między nami popsuło?

- Ależ nic. - Jestem znużona. Chce mi się spać. - Zamknęła oczy i odsunęła się jeszcze dalej.

- Chce ci się spać?! - Był zniecierpliwiony i zły. - Doprowa-

dzasz mnie do szału, a potem mówisz, że chce ci się spać?! - Tak.

- Nic z tego!
Czuła jak Galen zmaga się z rozpierającymi go emocjami

i usiłuje nad sobą zapanować.

- Chcesz spać, to śpij. Poczekam. Odwrócił się do niej plecami.

Wiedziała, że jego życie było oczekiwaniem. Czekał na miłość rodzicielską, której nie zaznał, na zakończenie

wojen, na urzeczywistnienie marzeń.

Boże święty, jak bardzo pragnę przytulić go i pocieszyć.

Objąć, ukołysać, zapewnić go ...
Wbiła paznokcie w dłonie, by nie wyciągnąć ich do męża. Nie wolno mi go dotykać! Jeśli jakoś przetrzymam tę
noc, następna będzie chyba łatwiejsza ... Nie mogę go dotykać ...

Rozdział dziesiąty

Tessa od świtu była w nieustannym ruchu.
Galen zatrzymał się u wejścia do namiotu Hakima i w nie najlepszym humorze przyglądał się żonie idącej

spiesznie przez plac w towarzystwie Viany i rozprawiającej o czymś żywo, z gorączkową niemal gestykulacją.

background image

Gdy się zbudził, już jej nie było; przez całe rano jej postać przemykała tylko od czasu do czasu w zasięgu jego
wzroku. Tessa - istny huragan energii - kroczyła w ślad za Vianą, doglądając wznoszenia i urządzania namiotów
oraz ustawiania biesiadnych stołów. W pewnej chwili Galen ujrzał nawet, jak żona w skupieniu marszczy czoło,
próbując zupy, gotującej się w kotłach na drzewnym ogniu.

Boże święty, zajęła się gotowaniem! Galen wiedział, że Tessa nie chciała nawet słuchać o nieciekawych

problemach pałacowych kuchni. Coś jest zdecydowanie nie w porządku! Doszedł do tego wniosku na widok
żony pochylonej nad garnkiem. Ale co to było, u czarta?!

Tessa zmieniła się; wydawała się skryta i obojętna. A jednak nie była z natury chłodna i mało kto odznaczał

się równą szczerością. Gdy zeszłej nocy odsunęła się od niego, Galen był wściekły i poczuł się oszukany, jakby
jej oddalenie pozbawiło go czegoś niesłychanie cennego.
Rozkoszy ... Pozbawiła go rozkoszy płynącej z jej ciała. Zawarli przecież układ i nie miała prawa się z niego
wymigi

wać! Jego cierpienie nie wynikało z urażonej dumy, ale z niemożności zaspokojenia pragnień:

przywykł do jej ciała i żadne inne nie mogło go już zadowolić. Muszę jej powiedzieć, że podobne
żachowanie nie może się już nigdy powtórzyć! Powinienem ją zmusić, by dała mi to, co ...

- Czy coś się stało?

Galen był tak pogrążony w myślach, że nie zauważył nadejścia Kalima.

- Cóż mogło się stać? Zjawili się wszyscy szejkowie dziewięciu plemion i nawet słuchają tego, co mam

im do powiedzenia.

- Byłeś taki nachmurzony, panie. - Kalim wzruszył ramionami. - Otrzymaliśmy właśnie wieści od

jednego z górskich plemion.

Galen zesztywniał. - Tamar?

Kalim potrząsnął głową·

- Tamar wyjechał stąd i dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Nie, wieść dotyczy Saszy Rubinoffa.

Widziano go o pół dnia drogi stąd.

- Sasza! - Galen pomyślał, że przybycie przyjaciela nie wróżyło nic dobrego, ale ucieszył się, że wraca

do Sedikhanu. Brakowało mu złośliwego dowcipu Saszy. - Wyślijcie eskortę na jego powitanie! Sądzę, że
Tamar jest gdzieś w pobliżu.

- Już wysłałem ludzi - uśmiechnął się Kalim. - Nie jestem skończonym głupcem.

- Wiem. - Spojrzenie Galena znów pobiegło ku Tessie. To on był głupcem, gapiąc się na żonę jak

zakochany dureń, gdy miał ważniejsze sprawy na głowie! - Spędzę resztę popołudnia z Lomedem i
Hakimem. Zawiadom mnie, gdy tylko Sasza przybędzie.

- Mam go zaprowadzić do ciebie, panie?
- Nie. - Galen znowu obejrzał się na Tessę. - Poślij go do

madżiry. -

Może Tessa zwierzy się kuzynowi, czym ją uraziłem, pomyślał. Boże święty, dłużej tego nie

zniosę!

Uśmiechnął się z gorzką ironią. Potrafił czekać cierpliwie prawie dwadzieścia lat, aż ziści się jego
marzenie o zjednoczeniu Sedikhanu, ale wystarczyło, że raz go odtrąciła mała rudaska, a już zaciska zęby i
gotów ją zgwałcić! - Powiedz Saszy, żeby przybył na wieczerzę do mego namiotu. Chcę z nim pomówić.

- Sasza! - Tessa przebiegła przez całą szerokość namiotu Viany i rzuciła się kuzynowi na szyję. Zaraz

jednak cofnęła się, marszcząc nos. - Rany boskie! Ależ ty cuchniesz potem i końmi!

- Co za niewdzięczność! - Sasza zrobił obrażoną minę. Pędzę do ciebie co tchu, bo Kalim zapewnił

mnie, że będziesz niepocieszona, jeżeli się z tobą nie przywitam, a ty mnie tak znieważasz! - powiedział.

- Mogłeś się najpierw wykąpać! Ale nie szkodzi, zatkam sobie nos. - Znów rzuciła mu się w objęcia i

wyściskała z całego serca. - Jakie nowiny?

- Niepomyślne. - Uśmiech Saszy zgasł. - Matka przełożona napisała do twego ojca z zapytaniem, jak ci

przebiegła po~róż i czy kapitan Braxgan okazał się godny zaufania.

Zrenice Tessy rozszerzyły się. - To istotnie niedobre wieści!
- Może nie będzię aż tak źle, skrzacie! - Sasza pogładził

ją po nosie wskazującym palcem. - Twój ojciec zamierzał nazajutrz po moim wyjeździe wezwać do siebie
kapitana i wybadać go. Być może jednak zacny kapitan opuścił już port.

- A jeśli nie? - Tessa przygryzła dolną wargę. - Mój ojciec

wie, że jesteś w to zamieszany? - Jeszcze nie.

background image

- Nie nabrał podejrzeń z racji twego nagłego wyjazdu?
- Mój czcigodny rodzic i brat wybierali się właśnie nad

Zandar. Powiedziałem więc twojemu ojcu, że zamierzam przyłączyć się do nich. - Sasza wykrzywił się. -
Bajeczka mało prawdopodobna, gdyż nie podzielam tych iście królewskich zamiłowań, ale stryjaszek mi - o
dziwo - uwierzył. - Nie na długo. W Dinarze nie ma zbyt wielu zajazdów i z pewnością dobrze cię zapamiętano.
- Tessa zmarszczyła brwi. - A Galen jeszcze bardziej rzuca się w oczy!

- Kolejna zniewaga! - stwierdził żałośnie Sasza. - Tylko od ciebie znoszę takie traktowanie, skrzacie!

- Przepraszam! - mruknęła Tessa z roztargnieniem. Mój ojciec nie jest głupi. Popyta tu i ówdzie, dowie się o

naszym małżeństwie i wyruszy do Zalandanu ... - Przerwała, próbując coś wyliczyć. - Ile nam zostało czasu do
jego przybycia?

Sasza uznał, że tym razem lepiej powiedzieć prawdę. - Jakiś tydzień, może jeszcze mniej.

Tessa odetchnęła z ulgą.

- Bałam się, że już nam następuje na pięty! Może zdążymy. Konny wyścig rusza jutro rano, a po nim

odbędzie się końcowa narada. Być może Galenowi uda się zjednoczyć ludy Sedikhanu, zanim mój ojciec się tu
zjawi.

- Wypadki potoczyły się zdumiewająco szybko po moim

wyjeździe. Cóż tak przyspieszyło bieg wydarzeń? - Tamar.

Sasza skinął głową.

- Po drodze wszędzie słyszałem o jego napaściach. Choć niezbyt grzecznie mi to wypomniałaś, chyba

rzeczywiście powinienem się wykąpać i przebrać, zanim zasiądę z Galenem do kolacji. Dotrzymasz nam
towarzystwa?

- Nie.

Odwrócił się i spojrzał na nią ze zdumieniem. Tessa uśmiechnęła się z przymusem.

- Mam jeszcze bardzo dużo roboty. Zjem razem z Vianą.

Może później przyłączę się do was.

Sasza przez chwilę przyglądał się jej badawczo. Potem wzruszył ramionami.
- Jak sobie życzysz. - Zawahał się. - Co tam słychać u Viany?

- Nic złego. - Tessa nachmurzyła się. - Ale przybyłeś w samą porę: Kalim zbyt wiele jej ostatnio pomaga przy

gołębiach.

- Przypuszczam, że ta informacja ma- jakieś ukryte znaczenie, ale chyba nie będę próbował go odgadnąć. -

Odchylił klapę namiotu. - Kalim weźmie udział w wyścigu?

- Tak. - Tessa zmarszczyła brwi. - A ty?
- Pewnie tak. To zazwyczaj wyśmienita zabawa.
- Naprawdę? Jak właściwie wygląda ten

karabel?

- Nie wiesz?
- Zajmowałam się samym festynem. Galen wspomniał

tylko, że to jakiś wyścig.

- Bardzo niezwykły wyścig. Trasa o długości ponad sze-

ściu mil prowadzi przez pustynię i skaliste wzgórza. - Są jakieś przeszkody?

- Pięć. N a nich przeważnie

karabele

się tłuką·

- O czym ty mówisz?

- Karabel

to gliniany wysoki dzbanek. Napełnia się go

wodą wymieszaną pół na pół z perfumami, mocno zatyka i przymocowuje do pleców zawodnika. Ścianki
naczynia są cieniutkie; tylko najlepszym jeźdźcom udaje się wrócić do obozu z całymi dzbankami. Inni
przyjeżdżają skąpani

w

wonnościach.

- Ciekawa próba zręczności! - Twarz Tessy nagle się rozjaśniła. - To musi być bardzo interesujące!
- Nie możesz w nim wziąć udziału, Tesso! - Uśmiech Saszy zgasł.
- Nie wspomniałam ani słowa o tym, że chcę ucżestniczyć w wyścigu! Powiedziałam tylko, że to

interesujące!

Sasza popatrzył na nią z powątpiewaniem.

- Wszyscy zawodnicy uznaliby to za zniewagę, gdyby kobieta wzięła udział w wyścigu.

Tessa dumnie uniosła brodę.

- Założę się, że mogłabym wszystkich pokonać! Dobrze by im chyba zrobiło, gdyby się przekonali, że

kobieta potrafi jeździć konno nie gorzej od nich!

background image

- Nie zapominaj, że jesteś

madżiTą

El Zalanu. Twój wybryk mógłby zaniepokoić szejków, może nawet

doprowadzić do zerwania obrad.

Poprzedni zapał Tessy utonął w fali rozczarowania.
- Masz rację. - Wzruszyła ramionami. - Tak sobie tylko

pomyślałam ... Nieważne.

Sasza odetchnął z ulgą i skierował się do wyjścia.
- Każdy zamiar lepiej gruntownie rozważyć, Tesso.
- Skąd wiesz? - spytała kąśliwie.

W oczach Saszy błysnęło rozbawienie, gdy rzucił na odchodnym:

- Nie z własnego doświadczenia. Natknąłem się na tę złotą myśl w jednym z nudnych dzieł, które mi niegdyś

kazał studiować mój guwerner.

Saszy już nie było, gdy Tessa późnym wieczorem wróciła do namiotu. Latarnia jednak paliła się nadal. Galen

siedział na otomanie całkowicie ubrany. Podniósł głowę znad stosu papierów piętrzących się przed nim na
niskim stoliczku. Twarz miał bez wyrazu.

- Ciekaw byłem, czy zjawisz się tu w ogóle dziś w nocy.
- Nie przyniosłabym ci takiego wstydu! - Tessa podeszła do męża. - Sasza powiedział ci o moim ojcu?
Galen skinął głową.

- To już nie ma znaczenia. Zanim się tu zjawi albo doprowadzę do zjednoczenia Sedikhanu, co powinno

wzbudzić w nim zbożny podziw, albo ...

- Albo co?
- Albo wszyscy zmienimy się w stado rozszarpujących się

nawzajem wilków. - Uśmiechnął się posępnie. - Tak czy owak, twój ojciec nie będzie czuł się tu panem sytuacji.

Tessa odwrócila wzrok od męża. - Nie oddasz mnie ojcu?

- Obiecałem przecież, że nie wydam cię w jego ręce. Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem taki jak on?

- Myślałam ... że jeśli Sedikhan się zjednoczy, moja rola

będzie tu skończona.

- Twoja rola skończy się wtedy, gdy ja tak zadecyduję.
- Sądzisz, że będę ci nadal potrzebna?
Galen spuścił wzrok na leżące przed nim papiery.
- Zawarliśmy umowę. Obiecałaś, że urodzisz mi dziecko.

Nie pozwolę się oszukać!

Tessa bynajmniej nie chciała opuszczać teraz męża. Toteż poczuła nieprawdopodobną ulgę. Odwróciła się

żywo i poszła w stronę alkowy za kotarą.

- Dziecko nie będzie ci już teraz potrzebne.
- Sam zadecyduję o tym, co mi potrzebne, a co nie. -

W głosie Galena zabrzmiała ostra nuta. - I zdobędę wszystko, czego zechcę.

Atmosfera w namiocie była aż ciężka od gniewu i bólu.

Tessa po raz pierwszy uświadomiła sobie hamowaną wściekłość Galena.

- Nie zdobędziesz ...

Nagle nocną ciszę rozdarł krzyk. Tessa zdrętwiała. I jeszcze jeden! Jakaś kobieta krzyczała z bólu.

- Zostań tu! - Galen zerwał się i podbiegł do wyjścia. Miała tu siedzieć i przysłuchiwać się, jak to biedactwo

krzyczy?! Boże wielki, a jeśli to Viana? ...

Galen przebiegł już spory kawał drogi, nim Tessa opuściła namiot. Znów rozległ się krzyk.
Z namiotów wybiegali półnadzy ludzie, rozbłyskiwały latarnie.

Tessa pomknęła przez plac do namiotu Viany.

- Co tu się dzieje, Tesso?l - Viana ze służebną u boku odchyliła klapę namiotu. Ten krzyk ...

- Nie mam pojęcia.

Galen chyba się jednak domyślał. Zmierzał w kierunku namiotów rozstawionych w północnej części

obozowiska.

Tessa pospieszyła za mężem. Znaleźli się na terenie zajętym przez ludzi z plemienia El Kabbar, ale nikt z

nich nie opuszczał namiotu.

Usłyszeli jeszcze jeden krzyk ... całkiem blisko.

Tessa skręciła za róg i omal nie wpadła na Galena, który zatrzymał się i obserwował scenę rozgrywającą się

background image

przed namiotem Hakima.

- Co tu się dzieje? - spytała.
- Mówiłem ci, żebyś nie wychodziła - powiedział, nie

patrząc na nią.

Drobna postać w czarnej sukni klęczała na placyku. Twarz kobiety była nadal osłonięta, ale plecy nagie i

pokryte sinymi pręgami i krwawiącymi ranami. Hakim stał nad ofiarą, trzymając okrwawiony bicz. Na oczach
Tessy zamierzył się do kolejnego uderzenia.

- Nie! - Tessa rzuciła się w jego stronę.
Galen chwycił żonę za przegub i szarpnął do tyłu. - Nie wtrącaj się!
- Nie widzisz?! Ona tego dłużej ...
- A, to ty, Galenie! - Hakim obejrzał się i zmarszczył

brwi. - Pewnie cię obudziły krzyki mojej żony? Bardzo mi przykro, ale ta dziewucha nie tylko jest niezręczna,
ale i tchórzliwa. Pewnie z wiekiem zmądrzeje. Ma dopiero trzynaście lat.

Galen nie patrzył na klęczącą dziewczynę.

- Wszystkim nam przyda się trochę, wypoczynku, jeśli mamy dobrze wypaść podczas

karobelu.

Nie mógłbyś

odłożyć kary do zakończenia wyścigu?

Hakim pokręcił przecząco zmierzwioną białą brodą.

- Stłukła mój ulubiony

karobel

i należą się jej jeszcze trzy uderzenia. Kobiety trzeba karać natychmiast po

występku, wtedy to lepiej skutkuje. Są jak psy albo konie: zbyt głupie, by długo pamiętać. - Spojrzenie Hakima
padło na Tessę. Posłuchaj moich rad, to może wychowasz tę swoją kobietę.

Tessę ogarnęła furia i rzuciła się ku niemu.
- Gdybyś ich nie katował, może nie byłyby takie nie-

zręczne i głupie...

'

- Milcz! - Ręka Galena zakryła jej usta.

Tessa zaczęła się szamotać, ale mąż uniósł ją, przerzucił sobie przez ramię i ruszył w drogę powrotną.

- Właśnie tak! - zawołał za nimi Hakim. - Dobra robota,

Galen! Nigdy nie pozwalaj im gadać bez zezwolenia!

Tessa tłukła Galena pięściami po plecach. - Puszczaj!

Gdy zbliżali się do części obozu zajętej przez El Zalan, dobiegł do nich jeszcze z oddali głos Hakima:
- Nie martw się, Galen! Moja żona nie będzie już wam przeszkadzać. Zatkam jej gębę!

Galen puścił Tessę dopiero po wejściu do namiotu. Rzucił ją na otomanę i cofnąwszy się do wejścia zamknął

klapę. Ze-' rwała się na równe nogi i chciała wybiec na zewnątrz,

- Nie! - Galen zagrodził jej drogę. - Jeżeli się nie uspo- ' koisz, będę musiał cię związać. - Schwycił żonę za

ramiona i potrząsnął nią. - Słuchaj! Jeśli nie przestaniesz się wtrącać, będę musiał cię ukarać tak, jak Hakim
karze teraz to biedne dziecko. Uzna twoją ingerencję za zniewagę, którą tylko w ten sposób można naprawić.

- Biczem?
- Lepsza chyba chłosta z moich rąk niż z jego? Nie mogę

teraz dopuścić do rozłamu!

- To bestia, potwór! - Głos Tessy drżał z gniewu. - Dobry Boże, z powodu glinianego dzbanka!
- Hakim jest bardzo dumny ze swego jeździeckiego kunsztu i z nagród zdobytych w

karobelach.

- Jeszcze go bronisz?!
- Nie. Po prostu wyjaśniam ci, że

karobel

to coś więcej niż gliniany dzbanek.

- Mogłeś go powstrzymać!
- Zniweczyłbym nadzieje na zjednoczenie. Hakim cieszy się wielkim poważaniem wśród pustynnych
szczepów.
- Powiedziałeś mi kiedyś, że twoi rodacy nie biją kobiet.
- Miałem na myśli El Zalano W plemieniu Hakima obowiązują inne prawa i obyczaje.
- I nie możesz nic na to poradzić?
- Nie, póki nie dojdzie do zjednoczenia i ujednolicenia prawodawstwa.

- Więc do tego czasu kobiety będą katowane i traktowane jak zwierzęta?

- Myślisz, że bawił mnie widok tej maltretowanej dziewczynki? - spytał ostro Galen. - Czy wiesz, jak często

musiałem się przyglądać takim scenom i byłem całkowicie bezradny? - Urwał, starając się opanować. - Nie będę
cię okłamywał. Nawet jeśli dojdzie do zjednoczenia, upłynie wiele lat, zanim nastąpi zmiana w traktowaniu
kobiet. Nie zmienią od ręki tego, do czego przywykli od stuleci!

- Przecież ludzie to nie bestie! - Dłonie Tessy zacisnęły się w pięści. - Ktoś powinien go ukarać! I to tak, żeby

zrozumiał!

background image

- Owszem. - Galen odwrócił się ze znużeniem. - Na litość boską, uspokój się! Powiedziałem ci, że nic na to

nie poradzę. Nie dziś. Może nieprędko. - Zaczął zbierać papiery, które rozsypały się po podłodze, gdy wybiegał
z namiotu. - Kładź się.

- Oczywiście, natychmiast zasnę! Przecież ją zakneblował, więc nie słychać krzyków.

Galen zaklął pod nosem i gwałtownie odwrócił się do żony. - Czemu tak cię to przeraża? Rodzony ojciec bił cię
do krwi. Sama mówiłaś, że znosiłaś to bez szemrania!

- Byłam wtedy przerażonym dzieckiem, wierzyłam, że

tak być musi. Teraz się zmieniłam. - Ale świata nie zmienisz.

- Dlaczego nie? Przecież ty właśnie usiłujesz to zrobić!
- To co innego. Jestem ...
- Mężczyzną? A ja tylko kobietą, którą można bić i więzić

jak zwierzę! - Tessa wyrzuciła ręce ku niebu. - Matko Boska! Jesteś takim samym barbarzyńcą jak Hakim! - Jej
gniew nagle się rozwiał, gdy ujrzała wyraz twarzy męża. Zadała mu ból. Posłużyła się jedynym słowem, które
mogło go zranić.

Twarz Galena stwardniała.

- Gdybym był barbarzyńcą, nawet byś nie usłyszała krzyków tej kobiety. - Z zuchwałym uśmiechem stanął
naprzeciw żony. - Sama byś się zanosiła od krzyku, tak bym się nad tobą pastwił. - Palce Galena wczepiły się
we włosy żony. _ Powinienem był powalić cię na łóżko, gdy tylko weszłaś do namiotu i tak cię zatrudnić, żebyś
nie miała w głowie nic prócz rozkoszy!

- Opierałabym się!
- Czy barbarzyńca na to zważa? - Brutalnie odgiął głowę żony do tyłu i uśmiechnął się patrząc jej w oczy. -
Czy taka bójka nie sprawi mu przyjemności? - Zaczął gładzić jej wygiętą szyję. - Chwilami rad bym powalić
cię na kolana! Może Hakim ma słuszność i powinienem ... - Galen zaczerpnął z trudem powietrza. Bez
pośpiechu rozluźnił uścisk i odsunął się od żony. - ,Nie! - Odwrócił się i przeszedł na drugi koniec namiotu.
Drżącymi rękami odpiął zamykającą wejście klapę.
- Dokąd idziesz? - spytała szeptem Tessa.
- A cóż cię to może obchodzić? - Obejrzał się z gorzkim uśmiechem. - Może do namiotu

kadin?

Czyżbyś

chciała mi towarzyszyć i przyjrzeć się, jak się zabawia barbarzyńca?

- Rzuciłam ci to słowo w gniewie - powiedziała z wahaniem. - Wcale tak o tobie nie myślę.

- A ja sądzę, że myślisz. To by wiele wyjaśniało. Zostawiam cię dziś samą, bo mam dość przemocy. - Galen

zamilkł. - Ale to nie znaczy, że jutro postąpię tak samo.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, opuścił namiot.

Tessa patrzyła za nim. Czy rzeczywiście poszedł do namiotu

kadin,

czy powiedział to tylko po to, by sprawić

jej przykrość?

Cóż ją mogło obchodzić, dokąd poszedł? A jednak obchodziło!
Przepełniała ją dziwna mieszanina uczuć: gniew, bunt, ból... i skrucha. Wiedziała, że sprawiła Galenowi ból.

Rzuciła mu w twarz tę samą zniewagę co jego matka. Przez całe życie starał się przemóc swoje dzikie
instynkty ... a ona zapewniła go, że wszelkie trudy były daremne!

Wszystkiemu winien ten stary potwór Hakim! Gdyby jej tak nie przeraził, nigdy nie zraniłaby Galena tym

słowem. Teraz miała już dwa powody, by porachować się z tym staruchem!

Tessa zbliżyła się do wejścia i zapatrzyła w mrok. Hakima należało ukarać nie tylko za katowanie tego

niedorosłego dziewczątka, ale i za krzywdę Galena!. .. Galen jednak stwierdził, iż niczego nie da się
zrobić ... Ale to wcale nie znaczyło, że Tessa ma związane ręce! Ukaranie Hakima mogło się okazać dość
trudne w obecnej sytuacji, ale rozumu jej przecież nie brak! Jeśli dobrze się zastanowi i rozważy sprawę
ze wszystkich stron, powinna znaleźć właściwe rozwiązanie ...

Galen zacisnął mócniej w pasie rzemyki przytrzymujące jego wiśniowy

karabel,

zanim ostrożnie

usadowił się w siodle. Dwudziestu sześciu jeźdźców zgromadziło się już za przegrodą ze sznura na
drugim końcu obozu. Mieli na sobie tylko spodnie i luźne koszule, od których przytroczone na plecach
dzbanki odcinały się jaskrawymi plamami przeróżnych kolorów. Jednemu ze starszyzny El Zalanu,
wielokrotnemu zwycięzcy w zawodach, powierzono zaszczytną funkcję: miał dać sygnał rozpoczęcia
wyścigu żółtą jedwabną chustką, zwaną

kamasa.

Starzec przechadzał się teraz z godnością w tę i nazad

przed odgradzającą zawodników liną.

Hakim skinął głową Galenowi, gdy ten minął go w drodze na start. Jak widać, stary bydlak znalazł inny

background image

karabel,

pomyślał gorzko Galen, ujrzawszy błękitny jak niebo dzbanek przytroczony do pleców szejka.

~ - Powodzenia, Galen!

Galen oderwał wzrok od Hakima i ujrzał zbliżającego się Saszę·
- A ty sam nie w siodle? Wspomniałeś przecież wczoraj wieczorem, że chcesz wziąć udział w wyścigu!
Sasza unikał wzroku przyjaciela. Wyciągnął rękę i poklepał Selika po szyi.

- Jakoś mi się nie chce. Podróż mnie zmęczyła - skrzywił się· - Zresztą i tak docieram zawsze najwyżej do
czwartej przeszkody - a potem

karabel

się tłucze, a ja tonę w perfumach! Nie mam ochoty spędzić reszty

dnia w kąpieli, żeby pozbyć się tego zapachu! - Sasza odsunął się i wskazał na ciżbę odgrodzoną linami
od zawodników na starcie. - Tym razem będę stał razem z nimi, gapił się i czekał, jak to się skończy!

Wśród tłumu nie było jednak Tessy. Wzrok Galena pobiegł w stronę ich namiotu, a ręce zacisnęły się

na cuglach. Po nocnej kłótni nie spodziewał się, że będzie mu życzyła wygranej, ale mimo wszystko
nieobecność żony zirytowała go.

- Przeszkody bardzo trudne? - spytał Sasza, nadal wpa-

trując się w tłum.

- Nie gorsze niż zazwyczaj.
- Czyli ciężkie jak diabli - mruknął Sasza.
Galen uniósł drwiąco brwi.
- Jestem wzruszony twoją troską! Sasza uśmiechnął się z przymusem.

- Zaraz dadzą sygnał

kamasq!

Dołącz lepiej do reszty zawodników!

Galen skinął energicznie głową i popędził Selika. Trzeba wyzbyć się wszelkich emocji i skoncentrować

na wyścigu.

. Nie musi koniecznie go wygrać, ale powinien zrobić dobre wrażenie na pozostałych szejkach: nie wolno

mu stłuc dzbanka! Nie spojrzawszy już w stronę swego namiotu, dołączył do innych jeźdźców
odgrodzonych linką.

Zgromadzony tłum nagle zamilkł. Żółta

kamasa

upadła na ziemię.

Drugą przeszkodę stanowiło zwalone drzewo o wielkich rosochatych gałęziach, leżące w poprzek trasy.
Selik skoczył, potknął się opadając na ziemię, odzyskał równowagę i biegł dalej. Kalim następował im

na pięty, ale Galen usłyszał jak klnie:

karabel

osunął mu się na plecach. Młodzieniec poprawił rzemyki i

jechał dalej. Za nim nie było zbyt wielu zawodników. Jeden z koni zwalił się i próbował rozpaczliwie
zerwać się na nogi. Wierzchowiec Ladara, młodego szejka El Zaboru, spłoszył się i jeździec uderzył w
drzewo rosnące na poboczu, tłukąc swój

karabel.

Mdlący zapach perfum przesycił pełne kurzu powietrze.

- Śmierdzisz jak tania dziwka, Ladarze! - zawołał triumfalnie Hakim, gdy jego własny koń gładko przesadził

zwalone drzewo, a dzbanek pozostał nietknięty. - Zobacz, jak sobie radzi prawdziwy wojownik!

Galen pochylił się w siodle, szepcząc coś do Selika.

- Cóż to ma być?! - ryknął tak wściekle Hakim, że Galen aż obejrzał się ,przez ramię.
Dostrzegł jeszcze jednego jeźdźca, który wziął bez wysiłku przeszkodę i wyminął Hakima na torze.

Tessa, z jaskrawoczerwonym

karobelem

na plecach, pochylała się do przodu, poganiając Pavdę. Minęła

Hakima, potem Kalima i zbliżała się coraz bardziej do Selika.

- Co ty wyrabiasz, do stu diabłów?! - wrzasnął Galen, gdy była już na odległość głosu.
Odpowiedział mu śmiech żony; pochyliła się jeszcze niżej, jej rude włosy lśniły w słońcu.
Galen słyszał stłumione przekleństwa Hakima: kurz spod kopyt Pavdy buchnął mu prosto w twarz.

Tessa wzięła następną przeszkodę - był to strumień - tuż za mężem. Dwóch jeźdźców spadło z koni. Ich

dzbanki potłukły się, a ciężkie perfumy zmąciły wodę strumienia. Kalim nie wytrzymał tempa i został w tyle.
Hakim przeskoczył i cwałował teraz za nimi.

W odległości mili ukazała się następna przeszkoda. Czterostopowa bariera z gałęzi przecinała trasę. Se1ik

nadal był na prowadzeniu, ale Pavda deptała mu po piętach, gdy zbliżali się do przeszkody.

- Za wysoka dla Pavdy! Jedź naokoło, do kata! - krzyknął Galen przez ramię.

Tessa potrząsnęła głową; policzki jej pałały, oczy miała

pełne blasku.

,

Galen zaklął pod nosem i odwrócił się, bo przeszkoda była tuż-tuż. Selik pokonał ją z pewnym trudem i

wówczas Galen znów obejrzał się do tyłu: Pavda poszybowała nad przegrodą z gałęzi, niemal dotykając jej
brzuchem.

Galen odetchnął z ulgą i poczuł mimo gniewu iskierkę

durny, gdy widział wyprostowaną sylwetkę Tessy i nietknięty

karobel.

Boże wielki, jeśli się nie postara, ta bezczelna dziewucha minie go w chmurze pyłu jak Hakima!

background image

Galen pogonił Selika, trącając go biczem po kłębach. Koń wytężył natychmiast wszystkie siły. Selik i Pavda

przeskoczyły ostatnią, pokrytą pokrzywami przeszkodę niemal łeb w łeb, ale na prostej drodze wiodącej do
obozu Se1ik wysunął się do przodu.

Galen obejrzał się przez ramię: Hakim, Kalim i inni zawodnicy pozostali daleko w tyle. On sarn przekroczył

linię mety jakieś dziesięć jardów przed Tessą. Słyszał krzyki odgrodzonych sznurami od toru widzów, nie
zwracał jednak na nie uwagi. Pavda mijała właśnie metę.

Bez jeźdźca.
Tessa leżała skulona na piasku w odległości trzech jardów od mety. Jej czerwony dzbanek był strzaskany, a

ciało nieruchome.

Tessa poczuła panikę, nie mogąc złapać tchu. Nie przypuszczała, że lądowanie będzie takie twarde. Całkiem

wyparło jej powietrze z płuc!

Słyszała, że Galen coś do niej mówi: rozbrzmiewający nad nią głos męża wydał się jej dziwnie zmieniony;

Tessa. była zbyt ogłuszona, by rozróżnić słowa. Jak przez mgłę czuła, że mąż rozpina rzemyki przytrzymujące
stłuczony

karobel

i uwalnia ją od niego. Potem dłonie Galena przesunęły się po całym jej ciele.

- Ranna? ... - To był głos Saszy, a jego zatroskana twarz

mignęła jej zza pleców Galena.

- Nie wiem - odparł ochryple Galen. - Nie rusza się.
- Jestem ... cała ... - wysapała Tessa. - Tchu mi brak ...
- Dzięki Ci, Boże! - odetchnął z ulgą Sasza. - Mówiłem ci, skrzacie, że to niebezpieczne!
Galen rzucił mu wściekłe spojrzenie.

- Ale jednak pomogłeś tej wariatce, co? Sarna by się na to nie zdobyła!
- Nie doceniasz jej - odparł Sasza. - Doskonale by sobie poradziła beze mnie. - Skinął głową. - Ale

rzeczywiście dałem jej swój karobel i wskazałem, gdzie może się ukryć w krzakach i czekać na pojawienie
się zawodników.

- Omal przez ciebie nie zginęła! - rzucił ostro Galen. Po coś to zrobił?!
- Potrafi człowieka zagadać - wzruszył ramionami Sasza.

I

dobrze wiesz, że nie znoszę HakimaI

- Sasza nic nie zawinił. - Tessa z pewnym trudem usiadła na piasku. - Musiałam ...
- Zabić się, co? - zaatakował ją Galen. - W ostatnim karobelu zginęło dwóch zawodników!

- Musiałam pokazać ... Hakimowi!... - Tessie udało się w końcu głębiej odetchnąć. Natychmiast tego

pożałowała: ciężki odór perfum całkiem ją przytłoczył. Dobry Boże, ależ śmierdzę···

Stary szejk zatrzymał się przed nią i uśmiechnął ze złośliwą satysfakcją·

- Widzisz jak to się kończy, kiedy kobieta zapomina, gdzie jest jej miejsce i stara się dorównać

mężczyznom? Leży haniebnie w pyle.- Odwrócił się do Galena i spytał nagląco: - Ukarzesz ją?
- Możesz być pewien, że usłyszysz jej krzyki - odparł ponuro Galen. - Wystarczy na to czasu przed
końcową naradą. - To dobrze. - Stary szejk zawrócił konia i skierował się w stronę namiotów swego
plemienia.

Sasza podszedł .do Galena.

- Wiem, że jesteś wściekły, ale musisz przyznać, że postępek Tessy był usprawiedliwiony ... To nie był

głupi żart, jak mogłoby się ...

- Poszukaj Viany i powiedz jej, by przygotowała wodę na kąpiel. - Galen wymownie zmarszczył nos. -

Dobry Boże, ależ ona cuchnie! - Zwracając się do Tessy, spytał chłodno: Zdołasz dojść?

- Oczywiście. - Uklękła z pewnym trudem, potem wstała. - Mówiłam, że nic mi nie jest.

- Wobec tego idź do namiotu i zaczekaj tam na mnie. Odwrócił się, ujął wodze Pavdy i Selika i ruszył ku

zagrodzie dla koni. - Pavdzie należy się więcej względów niż tobie. Omal jej nie zabiłaś przy czwartej
przeszkodzie.

- Wiedziałam, że ją weźmie! Na pewno nie ryzykowałabym życia Pavdy!
Galen nie wyrzekł już ani słowa i nie spojrzawszy nawet na żonę skierował się w stronę wybiegu.
Sasza gwizdnął z cicha.
- Uważaj, skrzacie! Jeszcze nigdy nie widziałem u niego takiej miny!

Tessa wyszła właśnie z kąpieli i Viana owijała ją wielkim ręcznikiem, gdy Galen wszedł do namiotu.

Miał w ręku peJcz.

background image

- Zostaw nas samych, Viano.

Viana spojrzała z przerażeniem na bicz. - Czy nie wystarczyłby jakiś kijek? .. Galen
uśmiechnął się ponuro.

- Hakim podarował mi go w dowód przyjaźni, żebym pamiętał, iż kobiety należy krótko trzymać. Czy to

nie ładnie z jego strony?

Viana zawahała się.
- Jestem pewna, że Tessa nie chciała wywołać skandalu, bracie. Czy nie mógłbyś ...

- Doskonale wiedziała, co z tego wyniknie - odparł sucho Galen. - Zostaw nas samych i powiedz

służbie, by zaczęła pakować rzeczy. Powiadomiłem Kalima, żeby zebrał ludzi i odwiózł cię dziś po
południu do Zalandanu.

- Ale ona naprawdę nie miała złych zamiarów, bracie!

Nie mógłbyś jej przebaczyć?

- Nie. Posunęła się za daleko. Gdybym jej nie ukarał, Hakim głosowałby przeciw zjednoczeniu

Sedikhanu.

- Ten okropny staruch! Co ci na nim zależy? ..

- Galen ma słuszność, Viano - powiedziała spokojnie Tessa. - Muszę zostać ukarana. To jedyne wyjście.
Zostaw nas samych.

Viana spojrzała na nią z niepokojem i bardzo niechętnie wyszła z namiotu.
- Nie spodziewałem się po tobie takiego zrozumienia odezwał się Galen beznamiętnym tonem. - Czy

upokorzenie Hakima podczas wyścigu było tego warte?

- Tak! - powiedziała zdecydowanie.
- Nie zgadzam się z tobą. - Ruszył w jej stronę. - Nic nie

było warte tego strachu, który odczułem na widok ... - Urwał i zatrzymał się przed żoną. - Myślałem, że się
zabiłaś, spadając z Pavdy.

- Wcale z niej nie spadłam! - odparła z oburzeniem. -

Nie mam zwyczaju spadać z koni!

Galena zamurowało.
- Co takiego?! - zapytał zaskoczony. '
- To znaczy spadłam, ale z własnej woli. - Tessa nachmu-

rzyła się. - Nie przypuszczałam, że się aż tak potłukę! Ostatni raz mi się to zdarzyło w dzieciństwie ... No i
myślałam, że piasek jest bardziej miękki!

- Możesz wyrażać się jaśniej? - spytał Galen, cedząc słowa.
- Przecież ci mówię: spadłam umyślnie. - Tessa wzruszy-

ła ramionami. - Nie chciałam rozwścieczyć Hakima ani reszty szejków ostatecznym zwycięstwem! To by
spowodowało zerwanie obrad i zniszczyło wszelkie szanse zjednoczenia Sedikhanu! Pomyślałam więc, że jeśli
spadnę i stłukę

karobel,

to uleczy ich zranioną dumę. - Spojrzała na męża, a w jej oczach był gniew. - Ale

musiałam go ukarać! Musiałam mu udowodnić, że kobieta może go zwyciężyć!

- Ale nie zwyciężyłaś. Sama zaprzepaściłaś swoje szanse.
- To, co zrobiłam, wystarczyło! - Tessa zmarszczyła

brwi. - No, może niezupełnie ... Byłam wściekła, gdy uśmiechnął się do mnie tak drwiąco, kiedy leżałam na pia-
sku! Następnym razem ... - Urwała i z trudem zaczerpnęła powietrza. - Ale na razie wystarczy! - Znów spojrzała
na bicz. - Mam uklęknąć?

- Nie, odwróć się tyłem. Odwróciła się
- A teraz zrzuć ten ręcznik.
Pozwoliła, by otulająca ją płachta opadła na ziemię. Zebrała się na odwagę i czekała aż padnie cios.

I wówczas - nie do uwierzenia - zamiast uderzeń bicza poczuła jakieś ciepłe muśnięcia wzdłuż kręgosłupa. '
Obejrzała się przez ramię i zobaczyła, że Galen klęczy na dywanie, a jego wargi suną w dół jej pleców. Bicz
leżał porzucony na ziemi. Tessę ogarnęła nagła radość.

- Nie ukarzesz mnie? - szepnęła.
- Nie powiedziałem, że cię będę bił, tylko że cię zmuszę

do krzyku. - Objął dłońmi jej pośladki i zaczął je ugniatać. I mam szczery zamiar dotrzymać słowa.

Ujął żonę w pasie i przyciągnął na kolana. - Myślałam, że jesteś na mnie zły.
- Bo jestem - odparł nieswoim głosem. Tessa leżała teraz

na dywanie, a jego dłonie głaskały ją, pieściły, podniecały ... Ależ mi napędziłaś stracha, dobry Boże!

background image

Zasługujesz na to, by się nad tobą pastwić ... ale nie biczem!

Pewnie powinnam mu się opierać, pomyślała mgliście; dreszcze przeszywały ją raz po raz. Była

przygotowana na chłostę, więc te erotyczne igraszki zbiły ją całkiem z tropu.

Galen rozchylił jej uda. Jego palce zaczęły poruszać się w urywanym rytmie. Tessa krzyknęła, a jej ciało

sprężyło się w szalonej rozkoszy. Pochylił się, że czuła jego gorący oddech na wewnętrznej stronie uda.

- Bez trudu zmuszę cię do krzyków, które każdy usłyszy! Po kilku minutach jego proroctwo się spełniło.
Tessa jęczała, krzyczała i skomlała, gdy bezlitośnie wlókł ją z jednego szczytu uniesień na następny. Zezwalał

jedynie na małą chwilkę wytchnienia, a potem wszystko zaczynało się od nowa. Nie miała pojęcia, jak długo to
trwało. Czuła tylko na przemian to najwyższe podniecenie, to ulgę. Kiedy wreszcie Galen podniósł głowę i
osunął się między jej uda, Tessa była tak rozdygotana, że mogła jedynie uczepić się go kurczowo.

Ciemne oczy Galena płonęły nad nią, jego pierś unosiła

się z wysiłkiem, oddech był przerywany.

..

- Nigdy więcej! - rozkazał chrapliwym głosem. - Nigdy więcej nie podejmiesz takiego ryzyka! - Po

każdym słowie wbijał się w nią gwałtownie. - Zabraniam kategorycznie!

- Musiałam to zrobić. Nie było żadnego niebezpieczeństwa. Wiesz, jak dobrze jeżdżę - powiedziała

Tessa, wyczerpana miłosnym uniesieniem.

- Jeszcze sprawniej na mnie, niż na Pavdzie!

- Przyznaj, że nieźle się spisałam.

Uśmiechnął się do żony i delIkatnie odgarnął pasemko włosów z jej twarzy.
- Kiedy nie miałem ochoty wyłoić ci skóry, byłem z ciebie bardzo dumny.

- Naprawdę?

- Naprawdę. - Zsunął się z niej i sięgnął po ręcznik, któ-

ry odrzuciła na jego rozkaz. - A teraz, kiedy osiągnęliśmy to, co zamierzałem, najwyższy czas udać się na
naradę.

Krew uderzyła Tessie do twarzy. - Myślisz, że mnie słyszeli? ..

- Bez wątpienia. W pewnej chwili przysiągłbym, że sły-

szą cię w Zalandanie!

Poczerwieniała jeszcze bardziej. - Zupełnie mnie zaskoczyłeś ... Galen
skończył się ubierać.
- Ale teraz nic cię już nie zdziwi, prawda? - Skierował się w stronę wyjścia. - Nie opuszczaj namiotu,

póki nie wrócę z narady. - Unosząc klapę, obejrzał się na leżącą na dywanie żonę. - Masz zbyt
zadowoloną minę i żadnych sińców. Wydam polecenie, by nikt tu nie wchodził prócz Saida.

- Właśnie że mam siniaka! - Tessa dotknęła jasnoniebieskiego śladu mężowskiego kciuka na biodrze.

Roześmiała się. - Ale to chyba trochę za mało? - Uniosła się na łokciu

i

spojrzała na Galena. - Wierzysz,

że będą głosowali za zjednoczeniem, prawda?

- Sam już nie wiem, w co wierzę. Jestem tak blisko ce lu ... - Dłoń Galena zacisnęła się na płótnie namiotu.
- Może boję się zapeszyć, żywiąc nadzieję?.. ,

Tessa wiedziała, że nie powinna dać się ponieść emocjom, ale wydawał się taki samotny.
- Więc ja będę miała nadzieję zamiast ciebie!

- Naprawdę,

kilen? -

Twarz Galena rozbłysła usmle-

chem. - Wobec tego wszystko się powiedzie! Jakże mogłoby być inaczej?

Tessa wiedziała, co się stało, gdy tylko Galen wszedł do namiotu.
- Sedikhan zjednoczony! - Podbiegła do męża i rzuciła mu się na szyję. - Kto sprawuje rządy?
- Twój pokorny sługa. - Galen okręcił nią jak wrzecionem. - Ale do ostatecznego celu jeszcze daleko!

Trzeba wdrożyć nowe prawa; z pewnością podniosą się burzliwe protesty. Teraz, gdy doszło do
zjednoczenia, muszę zadbać
oto, by było trwałe.

- Na pewno ci się uda! Kto inny zrobi to lepiej od ciebie. Galen pociągnął żonę na poduszki i wziął ją w
objęcia.

Twarz miał pełną młodzieńczego zapału. - Dobry Boże, udało się!

- AHakim?

- Głosował za zjednoczeniem. Jak wszyscy.

- I

co teraz?

- Wracąmy do Zalandanu. Trzeba opracować prawa - takie po mojej myśli, a nie Hakima! Spotkanie

background image

szejków odbędzie się za miesiąc.

- Viana odjechała ze swą świtą po południu. Prosiła, by cię w jej imieniu pożegnać. - Tessa ruchem

głowy wskazała stojącą w kącie klatkę. - Zostawiła mi Aleksandra. Nie wiedziałam, dokąd się udamy po
zakończeniu narady, więc pomyślałam, że będziemy mogły z Vianą posyłać sobie wieści.

- Niech będzie Aleksander albo nawet cała ptaszarnia! Nic nie wyprowadzi mnie teraz z równowagi! -
Zerknął przelotnie na ptaka w wiklinowej klatce i mocniej objął żonę. - Doszło wreszcie do zjednoczenia!

Tessa nie walczyła już ze sobą, nie okłamywała się. Tak bardzo go kochała! Prawda biła w oczy. Od

samego początku było to oczywiste i nieuchronne. Któż bardziej od Galena był wart jej miłości? ...

Pragnęła, by wolność zapanowała w kraju, ale wiedziała, że chwila triumfu, którą wspólnie przeżywają,

może oznaczać jej klęskę. Po zjednoczeniu Sedikhanu była już Galenowi znacznie mniej potrzebna.

Dziecko! Galen nadal pragnął dziecka. Tessa uchwyciła się kurczowo tej myśli. Dziecko podobne do

Galena, które mogłaby kochać ..

- Co tak zamilkłaś? - Galen pieszczotliwie dotknął wargami jej ucha.
- Chyba powinniśmy to jakoś uczcić? - spojrzała na męża z miłością.

- Czyżby?

Tessa skinęła głową i zaczęła rozwiązywać wstążkę jego warkocza. Wyciągnęła ją z włosów i rzuciła na

poduszki.

- Trzeba wymyślić coś całkiem niezwykłego ... Obiecałeś nauczyć mnie sztuczek waszych kadin.

- Wobec tego muszę koniecznie to zrobić! - Ułożył ją znów na poduszkach otomany. - Masz rację: to

będzie najlepszy sposób uczczenia naszego zwycięstwa!

Tessa przeczesywała palcami ciemną grzywę męża. Dostrzegła na jego twarzy zarówno czułość, jak i

drapieżną zmysłowość.

- Byłam pewna, że mój pomysł ci się spodoba - szepnęła. Dziecko ... , pomyślała.

Rozdział jedenasty

Kilkakrotnie w ciągu nocy budził Tessę stukot końskich kopyt i skrzypienie kół. O świcie obozowisko

opustoszało niemal całkowicie, pozostały tylko namioty El Zalanu.

Sasza uniósł kpiąco brwi na widok wychodzącej z namiotu Tessy.

_ Cóż za lekki krok, jakie różane lica! Jesteś w zdumie-

wająco dobrej formie po tej straszliwej kaźni!

Tessa uśmiechnęła się pogodnie. - Szybko odzyskuję siły.

_ Ale z pewnością zostały jakieś ślady przeżytych cier-

pień! - Przyłożył rękę do czoła, udając grozę. - Cóż to były za krzyki, aż litość brała!

Tessa zaczerwieniła się· - Słyszałeś?

_ Jak mógłbym nie słyszeć? Chciałem już biec na ratu-

nek, gdy nagle pojąłem ... - Co?

Sasza uśmiechnął się od ucha do ucha.

_ Że te krzyki są mi dziwnie znajome ... Mam nadzieję nie-

raz jeszcze usłyszeć podobne, nim dopadnie mnie starość.

Tessa pospiesznie zmieniła temat. - Skąd się tu wziąłeś?

_ Galen mnie przysłał z pytaniem, czy jesteś gotowa do drogi. Przybył wysłannik jednego z górskich

plemion i twój mąż właśnie z nim rozmawia.

Tessa spojrzała mu prosto w twarz. - Jakieś kłopoty?

--: . ~usi~y spyta~ o to Galena. - Wskazał ruchem głowy

zbhzaJącą SIę postac. - Nie wygląda na zadowolonego.

- Rzeczywiście. - Twarz męża była wyjątkowo posępna.Znowu Tamar? - spytała, gdy Galen podszedł

do nich.

background image

- Oddział w barwach Tamrovii zmierza w kierunku Zalandanu.
- Mój ojciec?
- Zapewne. A któż by inny?
- Czy są daleko stąd?
- O jakieś dwa dni drogi.
Zadrżała. Znów poczuła się dzieckiem, dygoczącym ze strachu na myśl o gniewie ojca.
- Musimy wyjść mu na spotkanie. - Dumnie wyprostowała się. - Jestem gotowa.
- Nie ty! - powiedział zdecydowanie i zwrócił się do Saszy. - Poje'dziesz ze mną? Twoja obecność może

mi pomóc, ale czy chcesz stanąć po mojej stronie, przeciw swym dostojnym krewniakom?

- Jakże mógłbym przepuścić okazję zagrania na nosie kochanemu stryjkowi?!
- Nie boję się spotkania z ojcem - skłamała Tessa.
. - Twoja obecność skomplikuje tylko sprawę i doleje oliwy do ognia - stwierdził Galen. - Zostaniesz tu

pod opIeką Jusufa, póki nie przyślę po ciebie. Twój ojciec byłby szalony, gdyby próbował zaatakować
Zalandan z taką garstką: To będą tylko pogróżki, nie dojdzie do bitwy.

- WIęC czemu mam SIę tu kryć? Czy nie mogłabym ...
- Nie - rzucił ostro. - Nie pozwolę, by mi ciebie odebrał.

Była szczęśliwa. Zaborczość jego tonu nie budziła żadnych wątpliwości.

- Dobrze, zostanę tutaj.
- Co za .uległość! - zachichotał Sasza. - Kara, jaką wymierzyłes swoJeJ zome, całkIem odebrała jej
ducha! Widać stary Hakim miał rację!

Galen, nie zważając na jego słowa, podszedł bliżej do Tessy i delikatnie odgarnął jej włosy z czoła.'

- Przyślę po ciebie, gdy tylko uznam to za bezpieczne.

Powitam twego ojca w taki sposób, by unaocznić mu siłę' i bogactwo Zalandanu. - Uśmiechnął się. - Nie
obawiaj się: będzie miał teraz do czynienia z głową całego państwa, a nie szejkiem jednego z wielu
plemion! To ogromna różnica. Dojdziemy z nim do porozumienia.

- Wybrukujesz stryjkowi Akselowi powrotną drogę do Tamrovii złotem? - spytał cierpko Sasza.

- Bez wątpienia. Warto będzie. - Galen ucałował lekko żonę w czoło. - Zostawię ci do obrony Jusufa z

oddziałem moich ludzi. Obiecaj, że nie zrobisz żadnego głupstwa!

- Nigdy nie robię głupstw! - Galen był jednak wyraźnie zaniepokojony i Tessę znów ogarnęła cudowna

radość. Obiecuję być grzeczna.

- Złamałeś w niej ducha .... To już zaledwie cień Tessy, którą znałem.
- Siedź cicho, Sasza! - Tessa nawet nie rzuciła nań okiem. - Po prostu jestem rozsądna.
- Czyżby? Myślałem, że ...
- Idziemy, Sasza! - Galen odwrócił się i skierował w stro-

nę wybiegu, gdzie Said siodłał już konie .

Sasza uniósł dłoń w pożegnalnym geście.
- Niech cię Bóg ma w swojej opiece, Tesso! - Jego

uśmiech zgasł. - A my zrobimy, co w naszej mocy! - Będzie ci teraz trudno wrócić do Tamrovii.

Sasza wzruszył ramionami.

- Mała strata. Nie przepadam za życiem na królewskim dworze. Nie doceniają tam ani mojej wybitnej

inteligencji, ani niezwykłego poczucia humoru.

Kilka godzin później do obozowiska wjechał Kalim. Na jego widok rozległy się krzyki przerażenia. Tessa
wybiegła z namiotu i spojrzała na Kalima ze zgrozą. Na głowie miał prowizoryczny, zakrwawiony
bandaż, przez rękaw białej koszuli także przesiąkła krew. Ledwie mógł utrzymać się w siodle.

Jusuf podbiegł do jeźdźca i o czymś gwałtownie go przekonywał, ale Kalim potrząsnął tylko głową.

Podjechał powoli do Tessy i stanął przed nią.

- Kalimie - szepnęła - co z Vianą?
- Odejdź - polecił Kalim Jusufowi, zsiadając z konia.

Gdy stanął na ziemi, kolana ugięły się pod nim i kurczowo uczepił się siodła.

J usuf podbiegł do niego.
- Kalimie, jesteś ranny! Pozwól, że cię ...
- Odejdź] - Kalim wyprostował się i puścił siodło. -

background image

Muszę pomówić z

madżirą

na osobności.

Jusuf mruknął coś pod nosem, potem z ociąganiem odwrócił się i odszedł.
- Co się stało? - spytała Tessa.
- To był Tamar. Zaatakował nas ze swymi ludźmi, gdy zapuściliśmy się na jakieś cztery mile w góry.
Nie mieliśmy żadnych szans. Było ich dwa razy więcej.
- Co z Vianą?
- Porwana. Wszyscy, których nie wybito, zostali uprowadzeni.

Tessa wciągnęła ze świstem powietrze. - Jak zdołałeś uciec?
- Nie uciekłem. - Kalim uśmiechnął się gorzko. - Tamar wysłał mnie tu z wieścią.

- Do Galena? Nie ma go, odjechał dziś rano do Zalandanu.

- Wiem o tym. Tamar także. Jego zwiadowcy mają obóz na oku. - Kalim zamilkł na moment. -

Wiadomość jest dla ciebie.

- Dla mnie? Skinął głową.

- Tamarowi nie zależy na Vianie, tylko na tobie. Uważa cię za najskuteczniejszą broń przeciwko Galenowi.
- Ka lim mówił bezbarwnym głosem, ze wzrokiem utkwionym w dal. - Gotów jest wymienić Vianę na
ciebie. Jeśli cię sprowadzę, obiecał uwolnić ją i pozwolić, bym odwiózł ją do Zalandanu.

- Matko Boska! - szepnęła Tessa.
- Jeśli się nie zjawisz, odda Vianę swoim ludziom, a po-

tem ją zabije. - Głos Kalima był nadal bez wyrazu. - Rozkazał, bym ci to powtórzył.

Tessa była przerażona. - Gdzie on jest?

- W górach.
- Może byś pojechał do Zalandanu, zdradził Galenowi jego kryjówkę, i zaskoczylibyście go tam?
- Tamar to nie głupiec, tylko doświadczony bandyta. Co noc zmienia miejsce postoju. Galen nigdy by go
nie znalazł. - Kalim spojrzał gdzieś w przestrzeń ponad ramieniem Tessy. - Zapowiedział, że jeśli
wymiana nie nastąpi do południa, wszystko przepadnie.
Tessa wciągnęła z trudem powietrze.
- Chcesz powiedzieć, że muszę tam się udać?

Kalim zamknął na chwilę oczy. Gdy je otworzył, Tessa ujrzała w nich tyle bólu, że zachwiała się jak pod

ciosem. - Tamar postąpi tak, jak zapowiedział.

- Musi znaleźć się jakaś rada! - Tessa w rozterce wichrzyła sobie włosy, usiłując zebrać myśli. Tamar
groził, że zmusi Galena do zerwania sojuszu. Nawet jeśli Galen jej nie kochał, miał ogromne poczucie
własności, wiedziała więc, że wyruszy na ratunek żonie. Po tym jak przekonał El Sabir, że nie należy
atakować Tamara, okaże się niewiarygodny, szukając osobistej zemsty, i osłabi swoją pozycję. Chodzi
nie tylko o mnie, ale o sojusz! Galen nie może zostać wciągnięty w wojnę domową!
Kalim milczał.
- Poradź mi! - zawołała z rozpaczą Tessa. - Co mam robić ?

- Nie mogę ci doradzać. Musisz sama podjąć decyzję.

- Jakże mam to uczynić, gdy ...
- Nie mogę ci pomóc! - powiedział Kalim gwałtownie. _

Czy ty tego nie rozumiesz? On ją zabije, i to będzie moja wina! Nie zdołałem jej obronić! Tamar odebrał mi ją,
jakbym był zgrzybiałym starcem! Viana zginie! Nie będę cię powstrzymywał, choć sprzeniewierzę się
rozkazom

madżirona.

- Rozumiem. - Do przepełniającej Tessę bezradności dołączyło się współczucie dla Kalima, gdy ujrzała jego

udręczoną twarz. Nie miała pojęcia, że ten opanowany, surowy młodzieniec zdolny jest do tak głębokich uczuć.
_ Oczywiście, że nie możesz mnie od tego odwodzić. - Wzruszyła ramionami ze znużeniem. - Muszę pójść i
tyle. Viana nie przechytrzy tego oślizłego gada!

- O, nie! Bardzo ... bardzo się go lęka. Wie, jaki on jest.

Zna Tamara od dzieciństwa.

Tessa także się bała, ale nie mogła pozwolić, by strach ją ogłupił.

- Wobec tego musimy ją uwolnić jak najszybciej. - Odwróciła się. - Wejdźmy do namiotu. Opatrzc; ci rany i

spróbuję przez ten czas coś wymyślić ...

- Nie!

Obejrzała się na niego. - Jakie znów "nie"?

background image

- Nie pozwolę, byś mnie opatrywała! Nie zasługuję na twoją dobroć.

- Wolisz się wykrwawić? Cóż Viani przyjdzie z twojej śmierci? - Chwyciła Kalima za ramię i pociągnęla do

namiotu. Zmarszczyła w zamyśleniu czolo i popychając rannego na otomanę powiedziała: -Przede wszystkim
musimy się upewnić, że wymiana odbędzie się bez żadnych sztuczek. Weźmiemy ze sobą Jusufa i pozostalych
mężczyzn, żeby bronili Viany, gdy Tamar ją wyda. Potem odwieziesz ją bezpiecznie do Zalandanu i
zawiadomisz Galena ...

- Nigdy mi tego nie wyhaczy. Słowa Kalima były prawie niedosłyszalne. - Jest mi droższy niż ktokolwiek

inny, z wyjątkiem Viany, a jednak zawiodlem. ..

- Uspokoisz się wreszcie?! - Tessa pchnęła go na poduszki. - Nie mogłeś zrobić nic innego! Musiałeś ją rato-

wać!

- A co z tobą? ..
- Ja nie jestem taka jak Viana. - Tessa zaczęła odwijać

bandaż, którym miał owiązaną głowę· - Bardzo ją kochasz?

- Oddałbym za nią życie - powiedział po prostu. - Honor już straciłem.
- Nie sądziłam, że ...
- Pokochałem ją, gdy byłem jeszcze dzikim chłopcem

z gór - powiedział Kalim. - Nie umiem pięknie mówić ani podbijać serc, tak jak twój krewniak. Jestem zwykłym
żołnierzem ... - Urwał i jego ręce zacisnęły się w pięści. - Ona nie może umrzeć!

- Nie umrze, skądże znowu! - Tessa obejrzała cięcie na skroni. - To nic groźnego. Czy rana na ramieniu jest
cięższa? - Zwykłe zadrapanie.

- To dobrze ... choć pewnie kłamiesz. - Tessa skierowa-

ła się w stronę wyjścia. - Zawołam Jusufa, żeby zabandażował ci rany i dał trochę laudanum. Znam się lepiej na
końskich dolegliwościach!

l

przestań się na mnie gapić, jakbym szła na własny pogrzeb! Nie pozwolę, by

Tamar zatriumfował nad moim mężem! Wymyślę jakiś sposób, by mu w tym przeszkodzić.

Piękne, śmiałe słowa! - myślała ze znużeniem Tessa, opuszczając namiot. Ale jak przechytrzyć Tamara i

uchronić Galena od wojny domowej? Jeśli rzeczywiście jego siły były tak wielkie jak mówił Kalim, ona sama
nie zdoła mu się wymknąć. Musi więc liczyć na pomoc Galena. A jeżeli Tamar ustawicznie przenosi się z
miejsca na miejsce, to jak Galen ich odnajdzie?!

Muszę coś wymyślić. Mam nad nim pewną przewagę, która może okazać się zbawienna: Tamar, podobnie jak

Hakim, uważał mnie za bezmyślne stworzenie, zwykłego pionka w grze politycznej Galena. Może więc
zdołam ...

Tessa raptownie zatrzymała się i oczy jej rozbłysły. - Matko Boska! Może się uda?!

Zawróciła do namiotu i zawołała do Kalima: - Chyba znalazłam sposób!

*

Tamar spojrzał tylko raz na Tessę, która siedziała na koniu dumnie wyprostowana, i odrzuciwszy głowę

do tyłu wybuchnął śmiechem.

- Boże bądź miłościw, co my tu mamy?! Czyżbyś ograbiła cały obóz?

- Nie widzę w tym nic zabawnego. - Tessa uniosła dumnie brodę i obrzuciła wyniosłym spojrzeniem

Tamara i towarzyszących mu, bardzo teraz ubawionych jeźdźców. Jak mogłabym obejść się podczas
podróży bez paru niezbędnych drobiazgów? Kto wie, od kogo zażądasz za mnie okupu i jak długo to
potrwa?

- To mają być niezbędne drobiazgi? - Wzrok Tamara powędrował od obróżki ze szmaragdów

otaczającej szyję Tessy do złotej parasolki, którą dzierżyła w lewej ręce. Grzywa jej wierzchowca była
przystrojona wstążkami ze złotogłowiu, a prowadzony za nią drugi koń objuczony był kuframi,
pakunkami, nawet zdobną w kokardy klatką z żywym ptakiem!

- Sroka! Galen ożenił się z lubiącą błyskotki sroką!
- Galen poślubił księżniczkę Tamrovii - rzekła dumnie

Tessa. - Ale nigdy nie dostąpiłby tego zaszczytu, gdybym wiedziała, do jakiej dziczy jadę! - Nadąsała się. -
W Belajo nigdy nie spotkałoby mnie coś podobnego! - Zwróciła się do Kalima, mówiąc niecierpliwie: -
Skończmy już z tym! Weź tę dziewczynę i wynoś się stąd, to będę mogła wreszcie zsiąść z tego okropnego
konia! Co za upał!

Kalim spojrzał pytająco na Tamara. Ten nadal z rozbawieniem przypatrywał się Tessie.

- Nie podoba ci się u nas?

background image

- W Zalandanie jest całkiem miło, ale jak można żyć na pustyni?! - Otarła czoło mocno naperfumowaną

chusteczką i powiedziała karcącym tonem: - Każesz mi czekać!

- Najuniżeniej przepraszam Waszą Wysokość! - Tamar złożył szyderski ukłon. Klasnął w rece i jeźdźcy

za nim rozstąpili się, odsłaniając drobną figurkę, również na koniu. - Viano!

Viana podjechała do Tessy. Twarz miała bladą i ściągniętą, oczy pociemniałe z bólu. Tessę ogarnął

gniew na Tamara. Zorientowała się, że uczucie to odbiło się na jej twarzy i umyślnie skierowała w stronę
Viany potok wyrzutów:

- Niemądra dziewczyno! Przez ciebie znalazłam się w wielkim kłopocie!

- Bardzo mi przykro - szepnęła Viana.
- Zresztą, tak będzie chyba lepiej. Jeśli ten opryszek

okaże się rozsądny, powinniśmy porozumieć się bez trudu. Kto wie, może to zrządzenie opatrzności?

Tamar uniósł brew. - Czyżby?

- Porozmawiamy o tym później. - Tessa skinęła wynio-

śle na Kalima. - Zabieraj ją i ruszaj!

- Tesso! - Viana zatrzymała swego konia obok Pavdy.Bardzo mi przykro, nie chciałam ...

- Jeśli ci naprawdę przykro, to odjedź jak najprędzej, bym mogła wreszcie zsiąść z tego zwierzęcia.

Wiesz przecie, że nie znoszę koni!

Viana zrobiła wielkie oczy ze zdumienia. - Ależ Tesso ...
- Chodźmy, Viano. - Kalim pospiesznie pochwycił wo-

dze jej konia i pociągnął ją za sobą·

Czy Tamar pozwoli im odjechać? ... Tessa wstrzymała dech, dostrzegając podstępne spojrzenie, jakim

szejk obrzucił Kalima i Vianę. Nie wierzyła, by dotrzymał danego słowa, gdyby mu to nie dogadzało.
Galen powiedział przecież, że Tamar kieruje się wyłącznie własną zachcianką.

Musi koniecznie ściągnąć jego uwagę na siebie! Po spiesznie tak obróciła koniem, by zasłonić
odjeżdżających przed wzrokiem Tamara.

- Mam dla ciebie propozycję.
- Propozycję? - obrzucił ją spojrzeniem.
- Czyżbym inaczej przystała na tę zamianę? To moja

szansa na opuszczenie tego okropnego kraju! Jeżeli zależy ci na okupie, możesz go zażądać od mego ojca,
księcia Tamrovii. - Znów otarła czoło i odezwała się kapryśnie: Czy musimy stać w tym skwarze?! Czy w
tym kraju nie ma nigdzie cienia? Wracamy do twego obozu!

- Czyżby, Wasza Wysokość? - Tamar uśmiechnął się. Nie sądzę. Zlikwidowaliśmy już obóz i czeka nas

daleka droga, nim znów się zatrzymamy. - Obejrzał się na Kalima i Vianę, którzy byli już daleko, zawahał
się i ponownie zwrócił do Tessy. - I to ja zadecyduję o tym, kiedy będziesz mogła odpocząć! Przekonasz
się, że nie przypominam wcale Galena Ben Raszyda. On jest zbyt miękki w postępowaniu z kobietami. To
przez tę sukę, swoją matkę, nigdy nie umiał się cieszyć ... - Nagle coś mu przyszło do głowy i znów się
roześmiał. - Tam do licha! - Uderzył się w udo. - Pewnie, czemuż by nie?! - Zawrócił konia. - W drogę,
Wasza Książęca Wyniosłość! Wpadłem na znakomity pomysł! Ruszamy!

- A moja propozycja? - protestowała Tessa, zerkając ukradkiem na zakręt drogi. Odetchnęła z ulgą, gdy

Kalim i Viana zniknęli za nim. Czekał już tam na nich J usuf wraz z eskortą.

- Możesz być pewna, że jej wysłucham! - roześmiał się Tamar.- Jesteś jeszcze zabawniejsza, niż

sądziłem. Możesz paplać, ile wlezie, póki nie zaczniesz mnie nudzić. Ostatecznie - rzucił jej złośliwe
spojrzenie - trzeba się będzie czymś zająć ... w przerwach.

~ Jesteś równie nieokrzesany jak mój mąż - powiedziała nadąsana. - Nie zniosę dłużej takiego

traktowania! Chcę wrócić do mojej ojczyzny, cywilizowanego kraju, gdzie mężczyźni znają się na
komplementach i grzeczności!

Tamar przyglądał się jej ze zdumieniem, jakby była jakimś osobliwym zwierzęciem.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz, co cię czeka? .. Niewiarygodne! - Śmiejąc się, spiął konia ostrogami. -

Prawie mi żal Galena! Ileż musiał wycierpieć, gdy ciągał cię od plemienia do plemienia przez ostatnie dwa
miesiące! Powinien mnie wynagrodzić, bo wyświadczam mu prawdziwą przysługę!

- Na litość boską! Zostawiłeś jąw jego rękach?! - Galen miał wrażenie, że coś w nim nagle pękło. -

Wydałeś mu ją?!

Kalim wzdrygnął się.

background image

- Wiem, że postąpiłem podle, ale co miałem zrobić?

Viana była ...

Sasza przyskoczył do niego:
- Co z Vianą? Wyrządził jej jakąś krzywdę?
- Nie. Jest tylko wyczerpana i przerażona. Przez całą

drogę do Zalandanu prawie się do mnie nie odzywała - odparł Kalim zdławionym głosem. - Gdy tylko
przybyliśmy do pałacu, pospieszyła do swych komnat, a ja tutaj.

- Gdzie nastąpiła wymiana~ - spytał Galen.
- W górach za obozowiskiem.
- Zbierz ludzi. Ruszamy natychmiast!
- On jest ranny - odezwał się cicho Sasza.

Galen odwrócił się raptownie. Czuł jak pożera go wściekły, płomienny gniew.

- Myślisz, że mnie to wzrusza? Jeśli tylko utrzyma się na koniu, to pojedzie jak wszyscy! Ma i tak

szczęście! Powinienem go zadusić własnymi rękami! Odbijemy ją!

- Nie możemy jechać na ślepo. - Sasza potrząsnął głową. - Znasz Tamara, umie znikać jak cień.

Moglibyśmy szukać po górach bez końca.

- N o to będziemy.
- Nie! - odezwał się Kalim.

- Nie? - spytał Galen ze słodyczą w głosie i z morder czym spojrzeniem. - Może uważasz, że powinna
zostać w rękach Tamara? Przekazałeś mu ją bez oporu i z wielkim pośpiechem!

Kalim zbladł.
- Nie mogłem ... - urwał i przełknął z trudem ślinę. Zasługuję na twój gniew, panie ... ale sama

madźira

powiedziała, że masz zaczekać tutaj!

- Czekać?! Ona nie ma pojęcia, do czego Tamar ...
- Wie - przerwał mu Kalim. - Powiedziała, że przyśle

ci wiadomość, gdzie się znajduje. - A jak zamierza to zrobić?

- Przez Aleksandra. Zabrała go ze sobą. Zapewniła, że

zawiadomi cię o miejscu swego pobytu. Obmyśliła też, jak obezwładnić Tamara i jego ludzi.

Galen wpatrywał się w niego w osłupieniu. Poczuł nagle odrobinę nadziei. Nie miał pojęcia, jakim

cudem samotna kobieta mogłaby pokonać bandę Tamara!... Ale sztuczka z gołębiem może się jej udać.

- Kiedy się rozstaliście?
- W południe.
- Do zachodu niedaleko. - Galen spojrzał na niebo. -

O zmierzchu zatrzymają się na nocleg. - Odwrócił się i skierował ku drzwiom. - Każ siodłać konie, Sasza,
a ludzie niech będą w pogotowiu! Chodź ze mm}, Kalimie. Opowiesz mi o planach Tessy. Idę do Viany
czekać na Aleksandra.

Był chory z przerażenia. Nadzieja zdawała się taka wątła ... a jednak była to jedyna szansa uwolnienia

Tessy.

Boże święty, Tessa zawsze twierdziła, żc tcn gołąb rozumem nie grzeszy! Nawet jeśli uda się jej go

wypuścić, co będzie, jeśli ptak nie wróci do Zalandanu? ..

- Dobry Boże, żeby tylko nic poleciał znowu do Said Ababy!
Tessa przyglądała się, jak Aleksander wznosi się na swych skrzydłach i oddala od wieży w kierunku

zachodnim.

Słysząc kroki na kamiennych schodach, pospiesznie odwróciła się od okna i popchnęła pustą klatkę w

ciemny kąt. Podeszła właśnie do otwartego kufra, gdy drzwi się otwarły i Tamar wszedł do komnaty.

- Nie mogę znaleźć mojej szkatułki z klejnotami! - poskarżyła mu się Tessa. - Wiedziałam, że ci durnie

gdzieś ją zawieruszą!

- Nic podobnego. Zanieśli ją dokładnie tam, gdzie im poleciłem. - Uśmiechnął się szeroko. - Jest w

moich jukach.

- Nie możesz pozbawić mnie tych klejnotów! Co więcej mam z tego małżeństwa? Nic tylko piasek,

skwar, kłótnie, zniewagi ... no i piegi! - A teraz jeszcze przywiozłeś mnie do tej okropnej wieży! Dlaczego
właśnie tu przyjechaliśmy?

- Dawno temu bawiliśmy tu razem z Galenem. - Wzrok Tamara padł na łoże z baldachimem stojące po

background image

przeciwnej stronie pokoju. - Teraz było mi tu po drodze i uznałem, że to miejsce w sam raz odpowiednie.

W pijackim szale Tamar zabił jedną z dziwek ...
Tessa opanowała dreszcz, który ją przebiegł na wspomnienie słów Galena o tamtej straszliwej nocy,

mającej zmienić całe jego życie.

Tamar nadal wpatrywał się w łoże.
- A poza tym Galenowi nie przyjdzie do głowy, żeby nas tu szukać. Jego wspomnienia z tej wieży nie są

równie miłe jak moje.

- Co z moją propozycją? - zagadnęła znów Tessa. - Życzyłabym sobie ...

- Nie teraz! - rzucił jej niedbale Tamar; oczy lśniły mu w brodatej twarzy. - Nie zawracaj mi głowy.

Miło czasem powspominać dawne dzieje ...

- Chce mi się jeść! Czy masz zamiar mnie zagłodzić?- marudziła Tessa.

Tamar oderwał wzrok od łoża i spojrzał na nią. - Dobry Boże, co za nieznośna jędza!

- A gdzie się podziała skrzynia win, które ze sobą zabrałam? To bardzo dobry rocznik! - nadąsała się
Tessa. - Zdumiewające, że to nieokrzesane plemię El Zalan umie produkować takie doskonałe wino!

- Moim ludziom rzeczywiście smakowało. Choć pewnie nie mają dość wyrobionego podniebienia, by

należycie je ocenić. - Tamar uśmiechnął się szeroko. - Ja się na tym lepiej znam, więc powiem ci, czy
podzielam ich opinię.

- To moje wina! Ta skrzynia wystarczyłaby mi na kilka lat po powrocie do Belajo!

- Spróbuję wyrwać im z łap jedną butelczynę dla ciebie ... A może lepiej nie? ... Wolę, żebyś była

trzeźwa i ożywiona podczas naszych zapasów. - Uśmiechnął się szyderczo. - Przecież obdarzysz mnie
łaskawymi względami, księżniczko?

- Nie wiem, co masz na myśli, ale jestem pewna, że to coś w złym guście - powiedziała Tessa i

naburmuszyła się. - Ale strasznie wygłodniałam, więc daj mi wreszcie coś do jedzenia!

-Przyślę ci trochę zupy.
- W mojej własnej srebrnej miseczce! - upomniała się

pospieszme.

- Ciesz się, że w ogóle dostaniesz jeść! - Zerknął na nią

przez ramIę.

- W mojej miseczce!

Znów odrzucił głowę do tyłu i ryknął śmiechem. - W twojej, w twojej!
Zatrzasnął za sobą drzwi, ale Tessa słyszała, jak śmiał się, schodząc po schodach. Odetchnęła

z

ulgą.

Wyraz twarzy Tamara, kiedy spoglądał na łoże, przyprawił ją o mdłości. Nie rozumiała, jak Galen mógł

sądzić, że są do siebie podobni?! Tamar to potwór! Podeszła znów do okna. Modliła się, by wino, które tak
przezornie kazała zapakować, zatrzymało Tamara i jego ludzi przez dłuższy czas, zanim zachce im się
innej rozrywki. Nie przypuszczała, że ogarnie ją aż taki strach! Jak długo zdoła utrzymać się w tej
idiotycznej roli? .. Kolana się pod nią uginały z przerażenia, gdy tylko Tamar zbliżał się do niej.

Popatrzyła w niebo: ani śladu Aleksandra! Może jednak zmienił kierunek i poleciał na wschód? ..
- Nie do Said Ababy! - szepnęła. - Błagam cię, Aleksandrze! Nie do Said Ababy! Do Zalandanu!
Po dwóch godzinach krzyki i rechot w pokoju strażników zaczęły cichnąć, a wreszcie całkiem umilkły.

Dłonie Tessy zacisnęły się na poręczach krzesła z taką siłą, że aż kłykcie zbielały, gdy nadsłuchiwała

odgłosów z dołu. Zupełna cisza. Czy Tamar też upił się tym winem? Czy była bezpieczna? Potem usłyszała
niezbyt pewne kroki na kamiennych schodach. Nie była wcale bezpieczna! Rozejrzała się niespokojnie po
pokoju. Stojący na stole srebrny dzban wydawał się dostatecznie ciężki, by posłużyć jako broń.

Tamar otworzył drzwi na oścież i wtoczył się do wnętrza.

- Nie zastukałeś! - upomniała go Tessa, zmuszając się do puszczenia poręczy krzesła. - Należą mi się

pewne względy! - Wstała i podeszła spiesznie do stołu, na którym stał srebrny dzban. -

I

nie przyniosłeś

obiecanej zupy!

- Wszystko zjedzone. Wina też już nie ma. - Słowa Tamara były nieco zamazane; przyglądał się jej

złośliwie. - Moi ludzie stwierdzili, że wino jest wyjątkowo mocne. Sam się zdziwiłem, czemu ... - Ruszył w
jej stronę. - ... Czemu od razu stali się tacy senni i kołowaci? .. Przywykli przecież do mocnych trunków ...

Tessa czuła, że drętwieje. Stała tyłem do Tamara. Byle tylko chwycić ten dzban ...

- To bardzo dobre wino. Łatwo pojąć ... - Urwała, czując ręce Tamara na swych ramionach. Odwrócił ją

z impetem ku sobie.

- Co w nim było?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Puść mnie!

background image

Syknęła, gdy dłonie Tamara zacisnęły się ze straszną si

łą·

- Co to było? Trucizna?

Nacisk ciągle się wzmagał; musiała w końcu przygryźć

dolną wargę, żeby nie krzyczeć. - No, co?

- Laudanum.

- Dużo?

- Nie wiem ... znalazłam trochę w obozie.

- I udawałaś arystokratyczną idiotkę, żebym myślał, że

jesteś głupia i nieszkodliwa. - Twarz wykrzywiła mu się gniewem, a dłonie z ramion Tessy powędrowały
do jej gardła. - Ty dziwko!
W pijackim szale Tamar zabił jedną z dziwek. U dusił ją. Przez sekundę Tessa miała wrażenie, że słyszy
krzyki biednej ulicznicy, odbijające się echem od ścian. Czy ona też tu umrze? ..

- Myślisz, że mi na tobie zależy? - spytał cicho Tamar, gdy jego ręce powoli zaciskały się na gardle

Tessy. - Twoja śmierć posłuży równie dobrze moim celom. Galen będzie musiał pomścić żonę, nawet jeśli
wcale o ciebie nie dba. Chciałem się z tobą zabawić, ale okazałaś się zanadto sprytna!

Brakło jej powietrza... Sięgnęła na oślep za siebie po srebrny dzbanek, ale zanim go złapała, Tamar

odsunął się wraz z nią od stołu. Dłonie Tessy uniosły się do gardła, próbując odepchnąć palce napastnika.
Czuła jak krew tętni jej w uszach, rozsadza skronie ... Kolana ugięły się pod nią, była bezwładna. Nie
upadła tylko dlatego, że bezlitosny chwyt Tamara trzymał ją w pozycji pionowej. Nie dotarł do niej stuk
otwieranych drzwi ani krzyk Galena; Tamar jednak to usłyszał.

Jego chwyt zelżał, nadal jednak trzymał Tessę za gardło i zwracając się ku drzwiom obrócił i ją w tę

stronę·

Galen ... Sasza ...
- Puść ją, Tamar! - Oczy Galena błyszczały dziko w blasku świec.

Jest mym odbiciem - tym, kim mógłbym się stać ... Tamar zaklął, puścił szyję Tessy i złośliwie wymierzył
jej tak silny policzek, że się zatoczyła. Chwycił za

sztyki

u pasa.

- Nie! - Galen rzucił się ku niemu przez cały pokój. Twarz Galena ... Było w niej coś, na co Tessa od
dawna czekała. Coś takiego ...

Galen był jednak nie dość szybki. Tamar miał już sztylet w garści ... Odwrócił się ku niej ... Galen nie

zdąży go dopaść! Przyjdzie jej umrzeć. Nie, nie teraz! Nie teraz, gdy wiedziała już, że Galen... Światło
świecy zalśniło na ostrzu ... Tessa poczuła, że osuwa się w mrok.

Rozdział 12

Galen niósł ją w swych silnych ramionach. Tessa słyszała stukot butów o kamienne stopnie. Gardło

strasznie ją bolało, gdy odezwała się do męża:

- Nie ... pozwól mi umrzeć ...
- Cicho, kochanie - przerwał jej Galen. - Nie mów nic!

Otworzyła oczy i spojrzała w jego pobladłą twarz. Czyżby tego nie rozumiał? Musiała mu powiedzieć,

jakie to ważne, by żyła i by mogli być razem.

- To takie ... ważne ...

Poczuła chłodny powiew na twarzy ... Zobaczyła blask setki pochodni w rękach ludzi Galena,

czekających na koniach u stóp wieży.

- Nie umrzesz! - powiedział Galen chrapliwym głosem. Ktoś inny wziął ją na ręce, gdy jej mąż wsiadał
na Selika. Poznała ramiona Saszy i spojrzała w jego znajome błękit-

background image

ne oczy~

- Dość już dużo wycierpieliśmy z twojej winy! Nie musisz nas jeszcze dobijać tym żabim rechotem.
Tessa poczuła ogromną ulgę: nawet Sasza nie wymyślałby od żab umierającej kobiecie!
- Nie moja ... wina - odparła z największym oburzeniem, na jakie było ją stać. - Jak się miałam ...

sama ... uporać ...

- Prawie ci się to udało! Spoiłaś bandę Tamara, przesłałaś nam wiadomość. Nie pozwoliłaś nam popisać się
bohaterstwem! Dobrze, że mogliśmy chociaż rozprawić się z Tamarem!

- Nie zdążyłam chwycić ... dzbanka.
- Oddaj mi ją - odezwał się Galen.

Znowu znalazła się w ramionach męża; okrył ją płaszczem i mocno obejmował.

- Nieźle się ... spisałam?
- Wyśmienicie. - Galen jeszcze szczelniej otulił żonę

i ułożył ją wygodniej w poprzek siodła - A teraz śpij i zostaw resztę spraw nam!

- Co

z ...

Tamarem?

Poczuła jak mięśnie Galena napięły się. - Nie żyje. .
Pomyślała, że Tamar był odbiciem Galena w krzywym zwierciadle ... Nie, to nieprawda! Musi

powiedzieć mężowi, jak bardzo się mylił.

- On był taki... wykoślawiony ... Ty jesteś całkiem ... inny.
- Ciii.. - Galen przytulił ją tak, że oparła się policzkiem

ojego ramię. Zawrócił Selika i uniesieniem ręki dał znak jadącym za nim wojownikom. - Porozmawiamy
później.

Rytm kroków Selika podziałał na Tessę jak kołysanka.

W dychała zapach zroszonej trawy, garbowanej skóry i cytryny. - Musimy ... porozmawiać ... Tyle ... do

powiedzenia ...

- Później.
Tak, wszystko może zaczekać. Nawet olśnienie, jakiego do-

znała na widok jego twarzy w tamtym strasznym momencie ...

Przytuliła się mocno do męża. - Później ...

Komnata Tessy tonęła w słońcu. Kiedy obudziła się po kilku godzinach, ujrzała siedzącą przy jej łóżku

Vianę. Twarz szwagierki była pełna niepokoju. Pochyliła się i ujęła rękę Tessy w obie dłonie.

- Nie męcz się mówieniem!

Tessa uniosła rękę do gardła i wzdrygnęła się dotknąwszy sińców.

- Boli!

- Jesteś strasznie posiniaczona - szepnęła Viana. - Tak mi

przykro! To moja wina ...

- Bzdura! - Tessa siadła na otomanie i zrzuciła przykrycie. Boże wielki, skrzeczała jak zachrypnięta

wrona!

- Jaka znów twoja wina?! Przecież to Tamar mnie dusił!. ..

Gdzie Galen?

- Dopiero co wyszedł. Przesiedział tu całą noc.

- Muszę się z nim zobaczyć! - Tessa wstała, zachwiała się

i znów wyprostowała. - Pomożesz mi się ubrać?

- Powinnaś odpocząć! - zaniepokoiła się Viana. - Zresztą Galen i tak nie może się teraz z tobą spotkać.

Otrzymał właśnie wieść, że gromada twoich rodaków jest blisko bram miasta.

Ojciec! Matko Boska, całkiem o nim zapomniałam, pomyślała i ze zdumieniem stwierdziła, że wieść o

jego przybyciu przeraża ją znacznie mniej niż poprzednio. W porównaniu z Tamarem ojciec nie wydawał
się zbyt groźny!

- Galen jest u siebie? Viana skinęła głową.

- Czy nie lepiej się wstrzymać? - powiedziała. - Kalim czeka nadal na korytarzu, mogłabyś przesłać

wiadomość ...

- Nie znoszę czekania! Chcę iść sama. - Tessa uniosła brwi. - Kalim czuwał w pobliżu przez całą noc?

Viana zarumieniła się i skinęła głową.

- Był dla mnie bardzo dobry, ale nie życzyłby sobie chyba, żeby o tym mówić. Jest przekonany, że

postąpił haniebnie.

Oddałbym za nią życie ... , przypomniała sobie słowa Kalima.

background image

- Jestem pewna, że Sasza byłby równie ... - Tessa nagle urwała i potrząsnęła głową. Słowa brzmiały

jakoś fałszywie. Powinna to sobie później przemyśleć!

- Galen nigdy mu nie wybaczy. Szalał z gniewu na Kalima, że pozwolił ci wpaść w łapy Tamara!

- To nie była wina Kalima. Pomówię o tym później z Galenem. - Ale nie w tej chwili: teraz pragnęła
przede wszyst kim uporządkować własne życie. - Pomóż mi, muszę się widzieć z Galenem, zanim się
zjawi mój ojciec. - Skierowała się do garderoby. - Włożę tę szmaragdową suknię. Wykąpię się i ubiorę, a
ty przez ten czas znajdź mi jakąś piękną szarfę. Okręcę ją wokół szyi i zakryję te siniaki!

Postaram się także mówić normalnym głosem. Na decyzji Galena nie może zaważyć litość! Cokolwiek

jej mąż postanowi, cokolwiek jej powie, musi płynąć prosto z serca.

- Wracaj do siebie! - zagrzmiał Galen, gdy Tessa weszła do jego pokoju. - I kładź się do łóżka!

- Czemuż to? Moje miejsce jest tutaj! - Tessa zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na męża. - Nie mam

zamiaru nudzić się w łóżku, gdy się będą działy takie interesujące sprawy!

Na sekundę uśmiech rozjaśnił jego posępną twarz.

- Nie zauważyłem, żebyś się specjalnie tam nudziła: w łóżku też bywa interesująco. - Uśmiech Galena

zgasł. Nie chcę, żebyś tu była, gdy przybędzie twój ojciec. Uczestniczyłaś już w zbyt wielu starciach.

- Przecież to także moja sprawa! Gdzie on teraz jest?

- Powinien niebawem się zjawić. Sasza wyjechał mu na

spotkanie i przyprowadzi go do pałacu.

- Poczekamy na nich razem. - Tessa uśmiechnęła się do męża. - Powinnam tu być i bronić się sama.

Zresztą jestem tylko słabą kobietą... skąd mogę wiedzieć, że nie oddasz mnie ojcu?

- Słabą kobietą? Chyba żartujesz! W całym El Zalanie mówią tylko o tym, jak przyczyniłaś się do klęski

Tamara! Galen zmarszczył brwi. - I przecież ci obiecałem, że nigdy ... Czemu się śmiejesz?

- Śmieję się, bo jestem bardzo szczęśliwa! - Przeszła przez cały pokój i stanęła przed mężem. - Powiedz

mi szczerze: teraz, gdy nie ma już Tamara, zerwanie sojuszu jest chyba znacznie mniej prawdopodobne?

- Racja.

- I nie jestem już niezbędna do trwałego zjednoczenia Sedikhanu?

Galen zesztywniał.
- Tego nie powiedziałem.
- No więc powiedz. Bądź ze mną szczery!

Zacisnął wargi. - Nie jesteś.

Tessa uśmiechnęła się.

- A więc mogę być wolna! Kiedy mój ojciec odjedzie, udam się do Francji. Postarasz się oczywiście o eskortę

dla mnie?

- Nie! - Ręce Galena zacisnęły się na ramionach żony.

Wpatrywał się w nią groźnie. - Obiecałaś mi... - Urodzić dziecko? Nie jest ci już potrzebne.

- Właśnie że jest!
- Nie ze względów politycznych.
- Nie, ale ja go potrzebuję!
- Przecież obiecałeś mi wolność. Czyżbyś chciał złamać

przyrzeczenie?

- Mówiłem ci już ... Jesteś mi potrzebna!
- Tylko barbarzyńca łamie dane słowo - powiedziała ci-

cho Tessa. - Chyba jesteś człowiekiem cywilizowanym, Galenie?

Na jego twarzy odbiła się męka, a dłonie zacisnęły na ra-

mionach żony.

- Nie! Wszystko mi jedno! Zostaniesz tu!
- Jak długo?
- Na zawsze! - krzyknął Galen tak gwałtownie, że cały

pokój zabrzmiał echem jego słów.

Tessa uśmiechnęła się do męża.

- To cudownie! - Rzuciła mu się na szyję. - Bałam się, że sama będę musiała cię prosić, żebyś mi pozwolił

zostać ... a damie to nie przystoi!

Galen zamarł, zbity z tropu, a potem odsunął żonę na odległość ramion.

- Chcesz tu zostać?! Boże święty, mam nadzieję, że wiesz, co mówisz! - Jego wielkie dłonie drżały, gdy
obejmował nimi policzki Tessy i przechylał głowę, by spojrzeć jej w oczy. Nie mogę się z tobą rozstać -
powiedział chrapliwie. - Nawet gdybym miał cię zatrzymać siłą, jak mój ojciec matkę! Przymknął oczy. - Dobry
Boże, kimże ja jestem? ..

background image

- Człowiekiem, którego kocham - odparła po prostu Tessa. - I mam nadzieję, że ty mnie też!
- O tak! - powiedział zdławionym głosem. - Pokochałem cię chyba już wówczas, gdy kurczowo obejmowałaś

Apolla w tym przeklętym bagnie!

- To wyjątkowo dla mnie pochlebne, zważywszy na to, że ociekałam wtedy szlamem i strasznie cuchnęłam. -

Tessa znów rzuciła mu się na szyję i przytuliła głowę do jego piersi. - Doskonale się złożyło, że na samym
początku .ujrzałeś mnie w takim stanie. Potem już w każdej sytuacji wyglądałam o wiele lepiej!

- Zeszłej nocy wcale tak nie było. - Ramiona Galena zacisnęły się wokół niej. - Leżałaś śmiertelnie blada ...

bez ruchu ... a twoje gardło ... - Zanurzył twarz we włosach żony. Przysiągłem Bogu, że jeśli zostawi cię przy
życiu, to pozwolę ci odejść!... Ale kiedy tu dziś weszłaś ... - mówił szeptem wolałem utracić swą nieśmiertelną
duszę niż ciebie! Jestem takim samym barbarzyńcą jak mój ojciec.

- Nie jesteś taki jak twój ojciec ani taki jak Tamar! Kocham w tobie dzikość równie mocno jak wszystko inne!

Tessa zmarszczyła czoło, szukając właściwych słów. - Nie pojmujesz? Jesteśmy tacy, jakimi nas Pan Bóg
stworzył. Ja na przykład jestem zbyt porywcza i zuchwała, no i strasznie samowolna. Czy z tego powodu mniej
mnie kochasz?

- Nie. - Blady uśmiech pojawił się na ustach Galena. Choć mam szczerą nadzieję, że z czasem zdołam cię

nieco utemperować.

- Może ci się to· jednak nie udać, a i ty sam zostaniesz pewnie do śmierci dzikusem ... Liczą się przede

wszystkim nasze usiłowania. Będziemy przez resztę życia wspólnie zmagać się ze złem. - Uściskała męża z
całej siły. - To powinno być bardzo interesujące!

- Nawet jeśli nie mogę ci obiecać, że w Sedikhanie zapanuje całkowita wolność, na której tak ci zależy?

- Zrobisz dla mnie tyle, ile będziesz mógł, a o resztę sama będę toczyć boje! - Przybrała zawzięty wyraz

twarzy. To również będzie interesujące, nie uważasz?

Galen udał, że drży z przerażenia.

- Dobry Boże, cóż nas wszystkich czeka?! Biedny Hakim!
- Zasłużył sobie na to! - Tessa machnęła wyniośle ręką. Zresztą, wy wszyscy też!
Galen odrzucił głowę do tyłu i ryknął śmiechem, rozbawiony jak mały chłopiec.

- Biedny Galen! - zawołał.
- Nie! - Tessa wspięła się na palce i musnęła jego wargi czu-

łym pocałunkiem. - Będę się o ciebie troszczyć i kochać cię, zawsze i zawsze! Nie dam ci okazji do
użalania się nad sobą! - Zawsze i zawsze - powtórzył wpatrzony w jej oczy. Zabrzmiało to jak przysięga i
napełniło Tessę takim szczęściem, że omal się nie rozprysnęła na milion słonecznych
odłamków. - Powinnam być wdzięczna Tamarowi, bo dzięki niemu zrozumiałeś, że mnie }{ochasz!

- Zrozumiałem to już wcześniej. Wtedy, gdy spadłaś z Pavdy w czasie wyścigu i myślałem, że się

zabiłaś.

- Wcale nie spadłam z Pavdy! Dobrze wiesz, że umyślnie ... - Tessa zmarszczyła czoło. - Naprawdę?

Czemuś mi

otym nie powiedział?

- A ty dlaczego nie powiedziałaś mi, że wcale nie chcesz mnie opuścić?

- Zawarliśmy umowę. Obawiałam się, że ...
- Ja też. - Gdy ujrzał, że oczy Tessy rozszerzają się ze zdu-

mienia, mówił cicho dalej. - Nigdy w życiu tak się jeszcze nie bałem. Sądziłem, że jeśli nie zatrzymam cię
siłą, natychmiast mnie opuścisz.

Tak jak matka Galena chciała wymknąć się jego ojcu, pomyślała.

- Nigdy cię nie opuszczę! - Ucałowała go pospiesznie, z czułością, a potem odsunęła się nieco. - To
wszystko, co chciałam ci powiedzieć. A teraz siądę sobie grzecznie na tym fotelu i pozwolę, żebyście z
moim ojcem rozstrzygnęli ... Przestań się śmiać! - Za chwilę jednak zawtórowała mu. Naprawdę postaram
się nie wtrącać!

Zerwali się na równe nogi, gdy Sasza bez pukania wtargnął do pokoju.

- Sasza! Co się stało, u czarta?

Tessa spojrzała na stryjecznego brata i natychmiast pojęła zdumienie w głosie Galena. Sasza był blady i

półprzytomny. Tessa spytała pospiesznie:

- Co powiedział? Bardzo był na ciebie zły?
- Kto?

Spojrzała na kuzyna ze zdumieniem. - Mój ojciec!

- Stryj Aksel? - Sasza potrząsnął głową. - Nie mam poję-

background image

cia, czy jest zły, czy nie. Tutaj go nie ma.

Tessa osłupiała.
- Nie ma go tu? Więc wysłał poselstwo?
- .. Tak, poselstwo. Stryj Aksel nie może teraz opuścić Tam-

rovn.

- Sasza, co się z tobą dzieje, do stu diabłów? - spytał Ga-

len.

J

ego szorstkie słowa przywróciły Saszę do przytomności. - Nie żyją. Obaj nie żyją!

- Kto taki?
- Mój ojciec i brat. Utonęli. Łódź się wywróciła, gdy pły-

nęli po Zandorze, i nie zdołano ich ocalić. Zdarzyło się to w dwa dni po tym, jak opuściłem Tamrovię.
Stryj Aksel pełni funkcję regenta. - Sasza uniósł głowę i popatrzył na swych rozmówców. - Pod moją
nieobecność. Jestem teraz królem Tamrovii. - Nagle wybuchnął śmiechem. - Dobry Boże, czy to nie
zabawne?! Ja - królem?

- Jesteś tego pewny? - spytał Galen.
- Graf Mazlek zapewnił mnie, że zarówno dwór, jaki pod-

dani oczekują z niecierpliwością mego przybycia do Belajo. Uśmiechnął się z goryczą. - Pierwszy raz się
zdarza, że ktoś z dworu ma ochotę mnie zobaczyć! - Sasza przerwał. - Po winno mi być chyba przykro, że
zginęli, prawda? - Wzruszył ramionami. - Nie będę hipokrytą. Nie czułem do żadnego z nich ani
szacunku, ani przywiązania, póki żyli, więc nie zamierzam opłakiwać ich po śmierci.

- I co teraz? - spytała Tessa.
Sasza spojrzał na nią pustym wzrokiem.

- Chyba muszę natychmiast wrócić do Tamrovii. - Wstał i ruszył ku drzwiom. - Każę spakować rzeczy. -

Nie patrzył na kuzynkę, gdy otwierając drzwi, dodał:. - Polecę również twojej służącej, Tesso, by pakowała
kufry. Spotkamy się na dziedzińcu za jakieś cztery godziny.

Tessa zdrętwiała. - Moje kufry?!

Sasza obejrzał się przez ramię ze srogą miną·
- Cóż, jako władca Tamrovii mam obowiązek zadbać o to,

byś poślubiła kogoś z naszej arystokracji.

Tessa zrobiła wielkie oczy. - Ależ, Sasza!

Jasne oczy kuzyna były równie lodowate jak ton głosu, gdy odparł: - Bardzo mi przykro, ale wypadki

śmierci w rodzinie królewskiej zmuszają do umocnienia więzi dynastycznych. Twoje małżeństwo zostanie
unieważnione i nim rok minie poślubisz któregoś z naszych wielmożów.

- Co takiego?!
- Nie godzi się, by księżniczka krwi była żoną barbarzyń-

skiego szejka ... - Sasza urwał i wybuchnął śmiechem. - Boże wielki! Ależ zrobiłaś minę, Tesso. Dałaś się
nabrać powiedział, trzęsąc się ze śmiechu.

- Ty łajdaku! Przez chwilę sądziłam, że mówisz serio!
- Naśladowałem tylko mojego ojca! - Sasza aż się wzdry-

gnął. - Co za koszmarna myśl! - Uśmiechnął się chytrze. A Galen już sięgał po sztylet, by zabić nędznika i
zatrzymać cię przy sobie!

- Nie ubawiłeś mnie zbytnio - stwierdził Galen, obejmując ciaśniej talię żony. - Gdybyś mówił

poważnie, twój kraj stanąłby w obliczu wojny.

- Merde,

muszę teraz uważać na każde słowo! Co za ponure perspektywy! - Wzruszył z niechęcią

ramionami i odwrócił się ku drzwiom. Chyba nie polubię swego nowego stanowiska: absolutnie nie nadaję
się na monarchę!

Cztery godziny później Tessa stała z Galenem u szczytu schodów i przyglądała się, jak Sasza na

dziedzińcu dosiada swego ogIera.

- Będzie mi go brak - szepnęła zdławionym głosem.
- Nie rozstajecie się na wieki - powiedział Galen.
Oboje jednak wiedzieli, że będzie inaczej.
- Sasza na pewno się zmieni - powiedziała ze smutkiem Tessa.

background image

- Wszyscy się zm~eniamy. - Galen delikatnie musnął wargami jej skroń. - Zycie byłoby bardzo nudne,

gdybyśmy wiecznie byli tacy sami. Tobie też nie przypadłoby to do gustu, kochanie. - Wypuścił żonę z
objęć i leciutko ją popchnął. - No, pożegnaj się z nim!

- Zrobiłem to wcześniej. - A ty? Nie znoszę długich pożegnań.
Sasza uśmiechnął się do zmierzającej ku niemu kuzynki. - Nie smuć się, skrzacie! Z Zalandanu do
Belajo nie tak

znów daleko, a i ja nie zapomnę drogi do was. - Pożegnałeś się z Vianą?

- Tak. - Sasza już się nie uśmiechał. - Niestety, nie sam

na sam, tylko z Kalimem w tle! Viana była ogromnie ... uprzejma. - Westchnął. - Usposobiło mnie to raczej
melancholijnie.

- Nie pleć!
- Myślałem; że wspierasz moje zaloty.
- Początkowo byłam zdania, że jeżeli chcesz Viany, to

powinieneś ją mieć. - Tessa spojrzała kuzynowi prosto w oczy. - Teraz jednak widzę, że ona wcale do
ciebie nie pasuje. Jesteśmy oboje z jednej gliny, Sasza! Pragnąłeś Viany, bo uosabiała bezpieczną przystań,
do której żadne z nas ni gdy nie dotarło. Ale nie minęłyby trzy miesiące, a miałbyś Viany po uszy! Będzie
jej o wiele lepiej z Kalimem. Powiedział mi kiedyś, że oddałby za nią życie.

- Mnie też nie brak odwagi.
- Wcale nie idzie o odwagę! - Tessa niecierpliwie mach-

nęła ręką. - Właśnie dlatego uważam, że Viana nie jest dla ciebie! Z przyjemnością naraziłbyś dla niej
życie, ale co potem? Zacząłbyś gonić za czymś innym! Powiedz mi, czemu tak bez oporu opuszczasz
Sedikhan, choć spędziłeś tu sześć lat?

- Może dlatego, że przedtem nikt jakoś nie proponował mi tronu - odparł sucho Sasza.

Tessa potrząsnęła głową.

- Nie? - Uniósł brwi. - Więc pewnie oświecisz mnie, jaka jest prawdziwa przyczyna!

- Wcale nie masz ochoty zostać królem! Odjeżdżasz stąd, bo choć nie wszystko się tu od razu uspokoi,

prawdziwe niebezpieczeństwo zniknęło po zjednoczeniu Sedikhanu. Nie widzisz tego? Nie potrzebujesz
bezpiecznej przystani, tylko wielkiej przygody, Sasza! A Viana nie byłaby twoją wielką przygodą·

Twarz mu złagodniała, gdy spojrzał na poważną minę Tessy. - A Galen jest twoją wielką przygodą? -
spytał cicho.
- O, tak! - odparła miękko.
- Nie wyruszysz już śladami Marco Polo?
- Może kiedyś ... - Tessa uśmiechnęła się szeroko. - Ale z pewnością zabiorę wówczas ze sobą Galena!

Kadiny

cieszą się w Sedikhanie zbyt wielką popularnością jak na mój gust! - Serdecznie uścisnęła rękę

Saszy, którą trzymał wodze, a potem odsunęła się na bok. - Jedź z Bogiem, Sasza,

i wracaj do nas, gdy tylko będziesz mógł!

.

- Wrócę. - Uśmiechnął się do niej. - Jak zjawisz się w Belajo za rok czy dwa, zobaczysz sporo zmian na

dworze! - Zawrócił konia, by przyłączyć się do grafa Mazleka i reszty świty. - Zawsze uważałem, że
przydałoby się tam trochę życia!

Tessa uśmiechała się obserwując kuzyna, który wyjeżdżał z dziedzińca: włosy błyszczały mu w słońcu,

ruchy miał śmiałe, beztroskie. Wyobraziła sobie nagle Saszę rozpartego na tronie, z iskrzącą się koroną na
rudych kędziorach _ odrobinę na bakier - i z szelmowskim błyskiem w niebieskich oczach.

- Boże, miej ich w swojej opiece! - mruknęła.
- Tesso! - zawołał mąż.
Odwróciła się i ujrzała Galena czekającego na schodach.

Wiatr rozwiewał mu ciemne włosy; spoglądał ku niej niecierpliwie, lecz z wielką miłością. Miał taki
skomplikowany charakter ... chyba nigdy nie pozna go do końca, tym bardziej że zmieniał się i rozwijał z
każdym dniem. Tessa nie mogła się j~ż doczekać kolejnego wyzwania, które jej z pewnością rzuci.

- Już idę! - odpowiedziała z uśmiechem.
Pobiegła przez dziedziniec ku swej wielkiej przygodzie.

background image

background image

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Johansen Iris Złoty barbarzyńca
Johansen Iris 02 Złoty barbarzyńca
Johansen Iris Mroczny tunel
Johansen Iris Eve Duncan 05 Mroczny tunel
Johansen Iris Zabójcze sny
Johansen, Iris Eve Duncan 04 Wszystkie kłamstwa
Johansen Iris Morze ognia
Johansen Iris W polu rażenia
Johansen Iris Morze ognia
Johansen Iris W polu rażenia
Johansen Iris Eva Duncan 03 Morderczy zywiol (czyt)
Johansen Iris A wtedy umrzesz
Johansen Iris Nieoczekiwana piesn
Johansen Iris A wtedy umrzesz
Johansen Iris Eve Duncan 03 Morderczy żywioł 2
Johansen Iris Zabójcze sny

więcej podobnych podstron