1
Orginał: Abandon
Autor: Batsutousai
Link: http://www.hpfandom.net/eff/viewstory.php?sid=5286
Tłumaczenie: Shairine
Link: http://www.yaoifan.fora.pl/fan-fiction,2/hp-lv-au-t-porzucony,443.html
PORZUCONY
Rozdział 1/47
-----------------------------------------------------------------------------------
Myśli
-----------------------------------------------------------------------------------
Harry Potter siedział spokojnie w swojej sypialni na Privet Drive 4. Wyglądał przez okno przyglądając się
jak jego kuzyn Dudley Dursley i Piers Polkiss biegają dookoła spryskiwacza, starając się zachować chłód
w wakacyjnym upale. Harry w myślach przeklinał ich za taką beztroskość. On nigdy nie mógł odprężyć
się w takim stopniu, przynajmniej dopóki Voldemort był na wolności.
Rzeczywiście wydawało się, że Voldemort zawsze znajdował się na samej górze listy zmartwień
zielonookiego Gryfona. Sprawę pogarszał brak zajęcia i fakt, że nikt z Zakonu Feniksa nie skontaktował
się z nim od zakończenia roku szkolnego, który odbył się prawie tydzień temu. W zeszłym roku Zakon
trenował z nim, aby pomóc mu w wojnie przeciwko Voldemortowi. Obawiał się, że bez tego treningu
mógłby zwariować. Miał nadzieje, że nie stanie się to tego lata.
Nawet Prorok Codzienny – gazeta świata czarodziejów – nie mogła na dłużej utrzymać uwagi Harry’ego.
Artykuły wypełnione były atakami Voldemorta, zarówno na mugoli jak i czarodziejów. Mugolskie gazety i
wiadomości telewizyjne nie wiele się od nich różniły. Wszystko to już wcześniej czytał, tylko z innej,
dokładniejszej perspektywy. Po pewnym czasie nawet on był tym znudzony.
Harry wyciągnął różdżkę z kieszeni. Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, po czym zaczął pukać nią
w parapet. Zastanawiał się jak radzą sobie jego dwoje najlepszych przyjaciół: Hermiona Granger i Ron
Weasley. Myślał jak czują się członkowie GD. Czy tak samo jak on obwiniali się za zeszłoroczną śmierć
dwóch osób? Czy czytali codziennie gazetę i oglądali wiadomości, tak samo jak on to robi?
Przeniósł spojrzenie na małe pamiątki, które poustawiał dla czworga przyjaciół, którzy padli z ręki
Voldemorta. Zdjęcie Cedrica Diggory, Syriusza Blacka, Cho Chang i Marietty Edgecombe. Cedric
uśmiechał się do niego uspokajająco, Cho wyglądała jakby miała się rozpłakać, a Marietta patrzyła na
niego z nachmurzoną miną – nigdy go nie lubiła, Syriusz uśmiechał się radośnie – wyglądał jakby był
gotowy zrobić psikusa każdemu, kto do niego podejdzie. Obok stało małe oprawione zdjęcie, z którego
uśmiechali się do niego rodzice. Przed pamiątkami i oprawionym zdjęciem znajdowały się świeżo zebrane
kwiaty z ogrodu ciotki Petunii.
– CHŁOPCZE – usłyszał krzyk z dołu.
Harry westchnął i schował różdżkę z powrotem do kieszeni. Sprawdził czy ma w drugiej kieszeni swoją
pelerynę niewidkę, po czym uśmiechnął się w stronę sowy siedzącej w klatce.
– Wkrótce wrócę, dobrze dziewczynko? – zapytał ją cicho.
Hedwiga zahukała do niego smutno, po czym schowała łepek z powrotem pod skrzydła, aby jeszcze
trochę pospać.
Nie wiele myśląc wyszedł z pokoju, aby dowiedzieć się czego chciała od niego ciotka. Wątpił, aby było to
coś dobrego.
__________________________
Harry nie wiedział, z jakiego powodu znalazł się ciotką w centrum Londynu. Nie miał jednak zamiaru
pytać o powody tej podróży. Ciotka powiedziała mu, że muszą kupić kilka rzeczy. Jednak zaważył, że na
razie kupili tylko to, co równie dobrze mogli dostać na ich ulicy lub w pobliżu miejsca, w którym
mieszkają.
Nie żeby miał ochotę narzekać. Sprawiało mu dużą przyjemność przebywanie poza domem. Poczuł się
jeszcze lepiej, gdy jego palce natrafiły na różdżkę i pelerynę niewidkę schowane w jego kieszeniach.
– Kup mi kilka kiści winogron – powiedziała Petunia, wskazując stoisko świeżych owoców na przeciwległej
ulicy. – Kup sporo!
2
– Nie mam pieniędzy, ciociu Petunio – powiedział Harry w pewnym stopniu rozbawiony roztargnieniem
ciotki.
Petunia patrzała na swojego siostrzeńca dłuższą chwilę, po czym wyciągnęła kilka banknotów z portfela i
wcisnęła mu do ręki.
– Idź.
Harry przytaknął i przeszedł na drugą stronę ulicy. Był całkiem zadowolony, gdy zorientował się, że mógł
nie tylko dostać „sporo” winogron, ale jeszcze mógł schować resztę do kieszeni. Nie, żeby lubił kraść, ale
to była jego ciotka. Uważał, że zasłużył sobie na chodź trochę od tej rodziny.
Zauważył, że z daleka przygląda mu się Snape.
cholera.
Harry kupił winogrona i odwrócił się, aby wrócić do miejsca, gdzie zostawił ciotkę, ale nie było jej tam.
Nie było jej nigdzie w zasięgu wzroku.
Harry Potter został porzucony w Londynie.
– Do diabła.
-----------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 2/47
-----------------------------------------------------------------------------------
Myśli
-----------------------------------------------------------------------------------
Pieniędzy starczyło mu na mały pokoik niedaleko Dziurawego Kotła. Nie chciał obecnie przebywać w tym
miejscu, zbyt wiele osób mogłoby go tam rozpoznać.
Harry potrzebował przebrania. Gdyby został rozpoznany, a młody czarodziej nie miał co do tego
wątpliwości, prawdopodobnie zostałby zabity.
Teraz, gdzie można znaleźć coś, co mógłby użyć do ukrycia się? Prawdopodobnie na Nokturnie…
Nienawidził tego miejsca. Zbyt odrażające jak na jego gust.
Masz prawie siedemnaście lat, nie bądź śmieszny!
Harry jęknął. Dlaczego jego wewnętrzny głos brzmi jak Hermiona albo Snape?
Czekaj, Hermiona i Snape?
Harry zadrżał.
To nie było jego dzień.
__________________________
Poradził sobie z przedostaniem się z hotelu do wylotu ulicy Nokturna bez zostania rozpoznanym.
Dziękował za to raz za razem swojemu ojcu, któremu zawdzięczał pelerynę niewidkę. Podziękowałby
Dumbledore’owi gdyby ten człowiek nie wysłał go do Dursleyów.
Dupek.
Naprawdę spędził zbyt wiele czasu w pobliżu Snape'a! Wyciągną głowę, aby lepiej widzieć kąty ciemnej
ulicy. Naglę ktoś wpadł prosto na niego i Harry krzykną upadając. Ktokolwiek to był, teraz na nim leżał.
Chłopak podniósł głowę by przeprosić… I mało brakowało, a znowu by krzyknął.
Rozdział 3/47
-----------------------------------------------------------------------------------
Myśli
----------------------------------------------------------------------------------
– Nigdy nie myślałem, że idąc Nokturnem wpadnę na niewidzialnego Chłopca - Który - Przeżył. To
naprawdę MUSI być mój szczęśliwy dzień, zgodzisz się ze mną Panie Potter?
3
O cholera.
– Zaskoczony widząc mnie?
O CHOLERA.
Tom Riddle uśmiechnął się do Harry’ego, gdy ten wypuścił z uścisku pelerynę.
– Skąd to masz? Przypuszczam to raczej użyteczna rzecz.
– Złaź – wyszeptał zachrypniętym głosem Harry.
– Tak mi całkiem wygodnie, dziękuję – powiedział Tom, unosząc brwi.
Harry spojrzał na mężczyznę, który zamordował mu rodziców. Na co Tom uśmiechnął się szerzej.
Nie, to definitywnie NIE był jego szczęśliwy dzień.
__________________________
Harry spojrzał na Czarnego Pana, który siedział na przeciwko niego, przy stoliku w małej mugolskiej
kafejce. Voldemort miał jego różdżkę i płaszcz, a on znajdował się w głębokim bagnie.
– Nie mam zamiaru cię zabić, Potter – westchnął boleśnie starszy czarodziej.
– Więc dlaczego nazywasz mnie Potter, TOM?
Voldemort obdarzył zbawiciela Czarodziejskiego Świata zdenerwowanym spojrzeniem.
– Pozwolę ci się tak do mnie zwracać tylko dlatego, że wywołasz scenę wrzeszcząc Voldemort najgłośniej
jak potrafisz w samym środku tej miłej rozmowy. Masowa panika może być przyjemna, ale wolę sam
wybrać, kiedy ma się zdarzyć.
– MIŁA rozmowa? – zapytał z niedowierzaniem chłopiec.
– Przyjmując, że przestałbyś wściekle na mnie patrzeć, tak.
– Co się stało z próbami zabicia mnie?
– Jestem zmęczony z kpienia z mojego ego. – Szkarłatne oczy zwęziły się patrząc na nastolatka. – Poza
tym, dlaczego jesteś sam w centrum Londynu?
– Zostawiła mnie tu moja ciotka – westchną Harry.
– Z jakiego powodu?
– Jej zapytaj. – Harry spojrzał ponownie na mężczyznę. – Dlaczego pytasz?
– Dumbledore chyba zwykle lepiej dba o swojego Złotego Chłopca? – zapytał Voldemort, podnosząc
brwi.
– Och, on tak. Moja rodzina mnie nienawidzi.
– Dlaczego nie wyślesz sowy do Dumbledore‘a, żeby cię zabrał? – Głos Czarnego Pana zabarwiony był
ciekawością.
Harry potrząsną głową.
– Moja sowa jest w domu wujostwa. Poza tym Dumbledore powiedział żebym mu nie przeszkadzał,
chyba, że to coś ważnego.
– A to nie jest ważne?
– Brzmisz jak moja przyjaciółka Hermiona – powiedział Harry nie mogąc powstrzymać szerokiego
uśmiechu.
Wargi Voldemorta ścisnęły się w wąską linię.
4
– Odpowiedz na pytanie, Potter.
– To zależy, próbujesz mnie zabić?
– Odpowiadanie pytaniem na pytanie jest niegrzeczne.
– Nie mam dużego zaufania do dobrego wychowywania. Będziesz musiał mi to wybaczyć – odpowiedział
sarkastycznie Harry.
Voldemort obserwował chłopca z rozbawionym w szkarłatnych oczach.
– Skąd masz ten płaszcz?
– Hm? Och, był mojego taty – tym razem Harry oszczędził Czarnemu Panu wściekłego spojrzenia przy
wzmiance o jego ojcu. – Dumbledore dał mi go podczas mojego pierwszego Bożego Narodzenia w
Hogwarcie.
– Nic dziwnego, że ciągle pakujesz się w kłopoty – zachichotał Voldemort, na co Harry posłał mu
zszokowane spojrzenie. – Co się stało?
– CHICHOCZESZ!
Voldemort przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niego zanim głośno się zaśmiał.
Harry nic nie mógł poradzić na szeroki uśmiech.
__________________________
– Jacy są twoi przyjaciele?
– Którzy?
Tom przymknął oczy.
– Ci, który za każdym razem ci pomagają, kiedy wpadamy na siebie.
Harry zaśmiał się.
– Ron i Hermiona są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Hermiona jest mugolakiem… – uśmiechną się
szerzej, widząc minę Toma – …a Ron to Weasley.
– Nie powinienem spodziewać się po tobie czegoś lepszego.
Harry parskną.
– Jest jeszcze Neville, którego największym koszmarem jest Snape…
– Myślę, że słyszałem już o nim…
– Ginny, młodsza siostra Rona…
– Następny Weasley? Ile ich jest?
– Luna, która ciągle ma głowę w chmurach...
– Jak sobie radzi?
Harry spojrzał na Toma.
– Mówisz. Spójrz na Crabbe'a i Goyle'a
Tom zacisną wargi.
Tom zmrużył oczy, jednak podał mu także płaszcz.
– Odłóż to.
5
Płaszcz i różdżka znalazły się bezpiecznie w kieszeni Harry’ego.
– Jestem głodny.
– Nastolatki – pokręcił głową Tom.
Harry rzucił w odpowiedzi złowieszcze spojrzenie.
Starszy mężczyzna potoczył swoimi oczami i machał na kelnera.
– Bardzo dobrze. Przestań wściekle na mnie patrzeć.
__________________________
– To był dziwny dzień – oświadczył Harry.
– Dlaczego? – zapytał Tom, spoglądając na niego, zanim z wdziękiem ugryzł kęs placka z owocami.
– Zacznijmy od tego, że zostałem porzucony w Londynie. Później wpadłem na swojego najgorszego
wroga. Teraz oboje mamy całkiem kulturalną rozmowę o Binnsie.
– To mi przypomina, co robiłeś na Nokturnie? – zaśmiał się Tom.
– Chciałem zobaczyć czy dostanę coś, aby się zamaskować – odpowiedział zgodnie z prawdą.
– Rozumiem… – Tom przyglądał mu się przez chwilę. – Nadal chcesz spróbować?
– Nie wiem. Tylko dlatego, że ty nie masz zamiaru mnie zabić nie oznacza, że jestem bezpieczny,
prawda?
– Nie, wydaje mi się, że nie. – Czarny Pan oparł się o krzesło. – Teraz jest już za późno, ale jeśli chcesz
możemy spotkać się jutro. Zabiorę cię do dobrego sklepu. Wiem, co na Nokturnie może okazać się
użyteczne.
– Och, to tam odzyskałeś swoją dawną urodę? – drażnił go Harry.
Tom przymknął oczy.
– Sam to zrobiłem, dziękuję. Nie jestem niekompetentny.
– Dałbym się oszukać – parsknął Harry.
Tom w odpowiedzi przeszył chłopca zabijającym spojrzeniem.
– Snape jest straszniejszy.
– Snape ma tłuste włosy, żółtą skórę i haczykowaty nos. Oczywiście, że jego spojrzenie jest straszniejsze
– powiedział niezadowolony Tom.
Harry zaśmiał się.
– Poza tym, DLACZEGO zmieniłeś swój wygląd? Dumbledore mówił, że wyglądałeś jak wąż już, gdy w
młodości podróżowałeś po świecie.
– Sprawiasz, że brzmi to jak był bym STARY, Harry – parsknął Tom, słysząc chichot młodego czarodzieja.
– Poważnie?
Harry przytaknął.
– Miło jest móc spacerować ulicą Pokątną, gdy wszyscy nie odwracają się i nie uciekają.
– Ty MASZ serce! – Pokręcił z niedowierzaniem głową Harry.
Tom westchnął.
– Oczywiście, że mam. Też jestem człowiekiem.
– ZASTANAWIAŁEM się nad tym.
6
– Jeśli byłbyś moim śmierciożercą, był byś już pod Cruciatusem za ten policzek – poinformował go
Czarny Pan.
Harry uspokoił się szybko.
– Nie byłby to pierwszy raz.
Tom obdarzył go smutnym spojrzeniem.
– Nie, nie przypuszczałem, że by był. – Wstał i przeciągnął się. – Muszę powiedzieć Harry Potterze, że na
Gryfona jesteś zaskakująco dobrym towarzyszem.
– To ma być komplement? – zapytał z humorem Harry, po czym wstał.
– Dlaczego ja uważam, że tak – zaśmiali się oboje. – Jutro?
– Pewnie, zobaczymy się tu w południe.
– O drugiej – potrząsnął głową Tom.
– Ach, cały czas zapominam o twojej pracy, czyż nie?
– Tak, obawiam się, że przejmowanie świata to raczej żmudny proces – westchnął z żalem Tom.
Harry przymknął oczy, gdy ten się uśmiechną.
– Jutro o drugiej.
– Obiecuję nie przyprowadzić żadnego śmierciożercy, aby pomógł mi cię obezwładnić.
– Naprawdę? Wow. Nasza rozmowa musiała być NAPRAWDĘ stymulująca! – prychnął Harry. Odchodząc,
słyszał za sobą śmiech Toma.
Możliwe, że ten dzień nie był tak całkiem zły.
Rozdział 4/47
-----------------------------------------------------------------------------------
Myśli
~Telepatia~
----------------------------------------------------------------------------------
Harry usadowił się na zewnątrz małej kawiarni z filiżanką herbaty, na którą poświęcił swojego ostatniego
funta. Zbliżała się druga, a on nie miał już co robić. Zaplanował, że znajdzie sposób, aby udać się do
swojej skrytki, gdy będzie na ulicy Pokątnej i zamienić trochę pieniędzy czarodziei na pieniądze mugoli,
aby nadal móc tu przeżyć.
– Znudzony, prawda? – dotarł do niego głos Toma, zza jego pleców.
Harry odwrócił się i spojrzał na mężczyznę.
– Nie ma tu wielu zajęć, brak choćby książki do eliksirów, po której mógłbym bazgrać, jak również pióra,
które mogłoby mi do tego posłużyć.
Tom westchnął i usiadł naprzeciwko Chłopca - Który - Przeżył.
– Możesz zawsze pójść i kupić kilka. ~Musisz popracować nad swoją złością Potter~
– Po tym, jak dostanę przebranie – jęknął Harry.
Tom rzucił chłopcu szybkie spojrzenie.
– Harry, twoja blizna jest prawdopodobnie jedyną rzeczą, którą trzeba by zamaskować.
– Magia tu nie pomaga...
Tom obdarzył go ostrym spojrzeniem.
7
– Próbowałeś wcześniej, prawda?
– Oczywiście. Ostatnio założyłem na nią kapelusz.
– Na rycerza...? – prychnął Czarny Pan.
Harry wlepił wzrok w mężczyznę siedzącego naprzeciwko niego.
– Co?
– Czy ty Tom Marvolo Riddle, użyłeś właśnie MUGOLSKIEGO powiedzenia?
– Zamknij się Harry.
Chłopiec zaczął się śmiać.
__________________________
– Kup tę.
– Nie zajmuję się Czarną Magią, Tom.
– Częścią pokonania wroga jest poznanie go.
– Och, to dlatego ze mną rozmawiasz?
– Ciekawe, dlaczego jest legalna – prychnął, wkładając ją do koszyka na ramieniu.
– Nic nie poradzę na decyzje ministerstwa.
– Ostatecznie pomaga w łamaniu prawa, więc możesz zrobić to i tym razem?
– Nieprawda. – Spojrzał na Harry'ego.
– Zgoda. Lucjusz Malfoy zrobi to dla ciebie.
– Lucjusz robi wszystko w swoim własnym interesie, nie moim. Moglibyśmy, proszę, zmienić temat?
– Nie lubisz rozmawiać o Lucjuszu?
Tom jęknął.
– Nie. Ne lubię sprzeczać się z tobą o stanowiskach moich zwolenników w miejscu, w którym każdy może
to usłyszeć. Na przykład w magicznej księgarni.
– Boisz się trafić do Azkabanu?
– Nie mogą zatrzymać mnie w Azkabanie. Ty z drugiej strony, nie miałbyś takiego wyboru. Zmień
temat.
Harry włożył do koszyka książkę o przekleństwach, którą zauważył wcześniej.
– Podaj imię osoby, której nie znosisz.
Tom zamrugał zaskoczony.
– Albus Dumbledore.
– Dlaczego? Znaczy, zawsze mówisz, że go nie lubisz, ale DLACZEGO go nie lubisz?
– Po pierwsze, jestem Ślizgonem, a on jest uprzedzony.
– Przyznam ci rację. Ale stara się widzieć to, co najlepsze w ludziach – burknął Harry.
– Być może. Zrobił tak ze mną, raz. Zawsze wydawał się mieć podejrzenia co do mnie.
– Miał rację.
– Och, nie zawsze. Inni Ślizgoni też sprawiali kłopoty. Ja często trafiałem w nieodpowiednie miejsca w
nieodpowiednim czasie.
8
– Cieszę się, że jestem Gryfonem – zachichotał Harry, dostrzegając niezadowolone spojrzenie Dziedzica
Slytherina.
– Sprawia wrażenie, że czyta w ludzkich umysłach, doprowadza mnie do szału.
– To doprowadza do szału każdego. Co nie znaczy, że go nienawidzą.
– Och, i cały czas próbuje mnie zabić.
– I zawodzi za każdym razem. Teraz to moje zadanie.
Tom westchnął.
– A co z tobą, Harry. Kto jest osobą, której nie znosisz?
– Korneliusz Knot.
– Dlaczego? – zapytał lekko zszokowany Tom.
– Nie nadaje się na swoją posadę, nawet nie próbuje nikogo słuchać. Kiedy Dumbledore i ja
powiedzieliśmy mu dwa lata temu, że wróciłeś, stwierdził, że jesteśmy nienormalni.
– Harry, każdy wie, że Dumbledore nie jest zdrowy psychicznie, a z tego, co czytałem, Rita Skeeter
podważała również twoje zdrowie psychiczne przez cały rok.
– Och, tak, wiesz, ta cała sprawa z więzią między nami... – odpowiedział sarkastycznie.
– Pewnie, zwal to na mnie.
Harry westchną i pokręcił głową.
– Tom, jak mam ocalić świat, jeśli nikt nie będzie mnie słuchał? – zapytał cicho, zanim stanął w kolejce
do kasy.
__________________________
– Dobrze. Kogo jeszcze nie znosisz? – zapytał Harry w drodze do Dziurawego Kotła, aby coś zjeść.
– Petera.
– Pettigrew?! – Harry spojrzał na Toma, gdy ten przytaknął. – Masz problemy z Glizdogonem i nadal
trzymasz go w pobliżu?
– Jest dokuczliwy, ale przydatny.
– Do czego? Praktyk?
– To też.
– Tom…
– Jest animagiem, Harry. I to szczurem.
– NIELEGALNYM Animagiem.
– To nawet lepiej.
– Dlaczego po prostu nie wyślesz go do ministerstwa? – jęknął Harry.
– Czemu miałbym to zrobić?
– Bo jest drażniący, wszystko miesza i ma u mnie dług życia?
– Ma?
– Tak.
– Nie wiedziałem o tym.
9
– Ocaliłem mu życie, kiedy Syriusz i Remus chcieli skopać mu tyłek.
– Cóż za język...
– Zamknij się, Tom.
Tom zachichotał, kiedy siadał na swoim miejscu.
__________________________
– Kogo jeszcze nie możesz znieść, Harry?
– Gilderoy’a Lockharta.
Tom parsknął w swoją herbatę.
– Lockhart. Oszust, który sam wymazał sobie pamięć?
– Och, tak. W drodze do komnaty rzucić Obliviate na mnie i Rona, na dodatek wadliwą różdżką.
– O Merlinie
– Zwalił sufit na nasze głowy.
– I sam sobie wymazał pamięć?
– Tak!
– Ach, był wystarczająco głupi, aby spojrzeć jej w oczy. ?
– Jej? Bazyliszek był...samicą?
– Taaak.
Harry spojrzał na Toma.
– Skąd niby miałem wiedzieć?!
– Próbowałeś sprawdzić?
– Wiesz, w zasadzie cały czas próbowała mnie zabić. Nie miałem okazji.
– Temperament!
– Zamknij się Tom.
__________________________
– Będziemy to przerabiać każdego dnia?
– Och, nie wiem. Nadal jesteś bardziej interesujący niż Crabbe i Goyle.
– BINNS jest bardziej interesujący niż Crabbe i Goyle.
– O nie. Ty znasz ich dzieci. Rodzice są gorsi. Źdźbło trawy jest bardziej zajmującego niż ci dwaj.
– A kapiąca woda?
– To nie jest interesujące, to jest denerwujące.
– Hej, a czy jestem bardziej interesujący niż Glizdogon?
– Ocz-y-wiście M-m-m-mis-Mistrzu – wyjęczał Tom.
Harry parsknął.
– To był Glizdogon czy Quirrell?
Tom zatrząsł się.
10
– O Merlinie. Quirrell. Wiesz, prawe o nim zapomniałem.
– Ciszę się, że mogę pomóc ci z pamięcią na starość.
– Oh, definitywnie jesteś bardziej interesujący od każdego z moich śmierciożerców, może poza
Lucjuszem. TY nie boisz się mnie znieważać – zawyrokował Tom.
– OWSZEM. Wiesz, powiedziałeś, że mnie nie zabijesz. Nie możesz też tak po prostu rzucić na mnie
Cruciatusa przy wszystkich. Stwierdziłem więc, że jestem teraz cholernie bezpieczny.
– Skąd możesz być pewny, że cię nie zabiję? Co sprawia, że myślisz, że dotrzymam słowa?
– Nie jesteś Malfoyem.
Tom zaśmiał się.
– Jesteś bardziej interesujący niż Lucjusz, Harry. On nigdy by sobie nie uchybił.
Harry oparł się o krzesło ze śmiechem.
__________________________
– Jutro?
– Tak.
– O drugiej.
– Tutaj.
– Idealnie. Do zobaczenia ex - wężowa - twarzo. – Harry machał ręką odchodząc.
Rozdział 5/47
-----------------------------------------------------------------------------------
Myśli
~Telepatia~
----------------------------------------------------------------------------------
– Oh. Cześć.
Tom usiadł po drugiej stronie Harry'ego, przy ich stoliku na zewnątrz kawiarni.
– Jakie będziemy dziś rzucać w siebie uroki?
Harry spojrzał zakłopotany.
– O czym będziemy dzisiaj rozmawiać, Harry – westchnął Tom. – Do tej pory myślałem, że masz rozum.
– Późno się obudziłem. Nie jestem jeszcze całkiem rozbudzony.
– Rozleniwiamy się?
– Tak, Tom. Jestem strasznie leniwy. To, dlatego jeszcze mnie nie zabiłeś.
– Och, świetne bądź taki nadal. – Tom machał na kelnerkę i zamówił filiżankę silnej, czarnej herbaty. –
Więc, dlaczego jesteś taki zmęczony?
– Koszmary – westchną Harry.
– O czym? Ja żadnego ci nie wysyłałem.
– Nie, nie wysłałeś. – Harry westchną i potarł łagodnie oczy, zastanawiając się nad ich połączeniem. –
Śnię o ludziach, którzy umarli: moi rodzice, Cedric, Syriusz, Cho i Terry.
Tom potrząsnął głową.
– Obwiniasz się. Nie pozwalasz im odejść.
Harry popatrzał ostro na Toma.
11
– Co ty możesz o tym wiedzieć?
– Niewiele – przyznał. – Ale ZNAM ciebie.
– Jakby to wszystko rozwiązywało.
– Nie, nie przypuszczam, żeby to pomogło.
----------------------------------------------------------------------------------
– Co oznacza twoje imię? Znaczy Voldemort.
– Nie wiesz?
– Nie jest z angielskiego. Hermiona nie jest zainteresowana poszukaniem tego dla mnie.
– Może sam powinieneś tego poszukać?
Harry zamrugał kilka razy w ciszy.
– Po co, przecież mogę zapytać ciebie.
– Dobrze. Pochodzi z francuskiego.
– Francuskiego, czego?
– Możesz poszukać.
– Tom!
– Harry! – Powtórzył Tom.
– Dureń.
– No dalej. Możesz sam tego poszukać. Jak znajdziesz powiesz mi, co ono oznacza, a ja ci powiem czy
masz rację.
– Jesteś za bardzo podobny do Hermiony.
– To zabolało – wykrzywił się.
Harry uśmiechnął się.
– Czasami masz rację. Inteligentny dupku.
– Musisz myśleć w ciągu lata!
– To, dlatego moi nauczyciele zadają mi pracę domową, Tom, żebym myślał.
– Więc, masz już zrobioną którąś z prac domowych?
– Nieee... Moja ciotka i wuj, znowu schowali pod kluczem moje książki.
– Znowu?
– Tak! Robią to cały czas! To ich ulubione hobby.
– Dobry Merlinie. A teraz?
– Nie mam zadań.
Tom jęknął.
– Potrzebujesz sowę.
– Po co?
12
– W ten sposób możesz ją wysłać do swojej przyjaciółki Hermiony i poprosisz ją o zadania domowa.
– Ach.
– Nie patrz tak na mnie.
– Jak? Ostatnio dość często na ciebie patrzę.
Tom spojrzał wściekle na Harry'ego.
– Tak, jakbyś chciał mi powiedzieć, że jestem zbyt inteligentny dla mojego własnego dobra.
– To prawda.
– Zamknij się.
– Hermiona.
– Sam się o to prosisz Potter.
Harry zaśmiał się.
----------------------------------------------------------------------------------
– Quiddich.
– Nie to.
– Dlaczego? Nie lubisz Quiddicha?
– Nie szczególnie.
– Dlaczego nie?
– Przeszkadzał mi w nauce.
– TOM!!!
– To prawda
Harry tylko spojrzał.
– No dobrze. W szkole nigdy nie byłem tym zainteresowany.
– Nie? A teraz?
– Nigdy nie starałem się polubić Quidditcha, PONIEWAś nie czuję już, że muszę nauczyć się każdej
książki w szkolnej bibliotece.
– Zrobiłeś to?
– Tak.
– Uczyłeś się Quidditcha Przez Wieki?
– To zostało dodane już po moim odejściu, Harry.
– Na pewnie mieli w Hogwarcie książkę o Quiddichu, kiedy chodziłeś do szkoły.
– Tak, tak mieli. Przeczytałem raz tą cholerną książkę i ją odłożyłem.
– Ale nie UCZYŁEŚ się jej?
– Czy jest w tym jakiś sens?
– Nie. Chciałem tylko wiedzieć, co myślisz o Quiddichu.
– Kręcimy się w kółko.
13
– Myślałem, że to było ładne kółko.
– Nie lubię Quiddicha, możemy zmienić temat? – Jęknął Tom.
– A Armaty Chudley‘a?
– POTTER!
----------------------------------------------------------------------------------
– Twoja ulubiona część Hogwartu? – Zapytał Harry, kiedy próbował powstrzymać Toma przed rzucaniem
urokami na niego i Mugoli po incydencie z Obliviate.
– Biblioteka.
– Hermiona.
Tom spojrzał na chłopca.
– Dobrze. Pokój wspólny Slytherinu. Ciemny i cichy.
– Do tego zimny i odrażający!
– Kiedy byłeś w pokoju wspólnym Slytherinu?!
– Oops.
– Harry…
– Drugi rok, jeśli musisz wiedzieć.
– Jaaaak?
– Oh, Ron i ja weszliśmy, jako Crabbe i Goyle wypytać Malfoya o komnatę.
– Przygotowaliście Sok Wielosokowy na drugim roku?
– No tak. Mieliśmy HERMIONE.
– Skąd wzięliście książkę? Jest w dziale zakazanym!
– Lockhart.
– Oh Merlinie. – Tom zamknął oczy z jękiem.
– Hermione się podobał.
– Nie musiałem o tym wiedzieć, Harry.
– I założę się, że nie chciałeś.
– Całkiem prawdziwe.
– Dobrze.
Tom posłał mu spojrzenie.
– Wykreowałem potwora.
– No to masz!
– Powinienem jeszcze raz cię przekląć.
– Wiesz, nie trafiłeś ostatnio, jeśli pamiętasz. Trafiłeś w tamten stół – prychnął Harry. – W biednych
Mugoli.
– Zamknij się Potter.
14
– A potem musiałeś Oblivować wszystkich dookoła!
– Potter...
– Co nie jestem pewny czy było poprawne wyk…
– Potter!
– Tak Tom?
– Zamknij się.
----------------------------------------------------------------------------------
– Widzisz ten budynek?
– Oczywiście, że widzę. Nie jestem ślepy.
– Wyjmij swoje soczewki i to powtórz.
– Ha ha, co z tym budynkiem.
– To biblioteka. Idź znaleźć, co oznacza Voldemort.
– Już idziesz?
– Praca Harry. Na pewno pamiętasz?
– Myślę, że tak.
– Idź i znajdź sposób, aby skontaktować się z tą Mugolską przyjaciółką. Dowiedz się o prace domowe.
– Dlaczego ci na tym zależy?
– Możliwe, że mógłbym ci pomóc.
– Co Snape by powiedział gdyby się dowiedział, że pomogłeś mi z pracą domową!? Poszedłby do
Dumbledore i powiedział, że mnie skorumpowałeś. Miałby rację. Dzięki tobie kupiłem książkę o Czarnej
Magii.
– Idź już.
– Jesteś mną zmęczony?
– Tak!
– To dobrze!
– Zaraz cię przeklnę.
– Oh. Idź rzucić kilka Cruciatusów ode mnie Glizdogonowi.
– Z chęcią. Krzyczy głośniej od ciebie.
– Dziękuję. Tak myślę.
– Oczywiście.
– Więc do jutra. – Harry przytaknął zanim skierował się do biblioteki.
Wbrew byciu elementarnie złym, Tom nie był takim złym facetem. Przeważnie.
Rozdział 6/47
-----------------------------------------------------------------------------------
Myśli
~Telepatia~
-----------------------------------------------------------------------------------
15
– Zwalczenie śmierci – powiedział Harry, siadając naprzeciwko Toma następnego dnia.
– Bardzo dobrze, twoja przyjaciółka Hermiona była by dumna.
– Och, proszę nie mów jej. Jeszcze pomyśli, że sam mogę wyszukiwać takie rzeczy.
Tom zmarszczył brwi widząc jak chłopiec się uśmiecha.
– Dowiedziałeś się o pracę domową?
– Tak. Wyszukałem jej numer telefonu w książce telefonicznej. Powiedziałem, że Hedwiga nie może
dostarczyć listu, a kupiłem już książki.
– Uwierzyła?
– Tak, chociaż była trochę zaskoczona, że udało mi się skorzystać z telefonu.
– Jak dokładnie traktują cię twoi krewni?
– Ach… jak skrzata domowego?
– Skrzata Malfoyów? Czy skrzata z Hogwartu?
Harry westchną.
– Tak naprawdę to coś pomiędzy.
– Pomiędzy?
– Częściej jak skrzata Malfoyów.
– Mugole – prychną Czarny Pan.
– Zamknij się Tom.
– Dlaczego nadal wierzysz w mugoli, Harry? Traktują cię okropnie – zapytał Tom, mrużąc oczy.
– Rodzice Hermiony są wspaniali, a są mugolami. Tylko, dlatego że jedno jajko jest zepsute nie oznacza,
że powinieneś wyrzucić cały karton.
– Jajka to nie ludzie.
– Tom, jeżeli miałbym przyjąć twoje rozumowanie, mógłbym wybić cały świat. Świat Czarodziejów nie
był dla mnie szczególnie uprzejmy. Myślą, że jestem na wpół obłąkany, pamiętasz?
– Pamiętam…
– Więc nie sprzeczaj się ze mną kiedy nie masz racji.
– Nie zbijaj moich racji.
Harry podniósł brew.
– Nie zbijam ich, tylko wskazuję, że są błędne.
– To, to samo cholerstwo.
– Nieprawda.
– Och, tak jest!
– Odmawiam brzmienia jak trzylatek.
-----------------------------------------------------------------------------------
– Poza tym, po co uczysz się Obrony Przeciw Czarnej Magii? Wiesz o tym wszystko.
– Znam przekleństwa, nie zawsze znam do nich teorie, a do OWTO będę potrzebować teorii tak samo jak
na kurs na aurora.
16
– Och, nie stawaj się aurorom – jęknął Tom.
– Dlaczego nie.
– Są nudni.
– Tom to, co robiłem do tej pory zasadniczo jest pracą aurora.
– Ale nie jest to oficjalne, poza tym mają mnóstwo papierkowej pracy.
– Więc będę miał partnera, który lubi pisać raporty.
– Co jeśli nikt nie będzie chciał być twoim partnerem?
– Tom jestem Chłopcem - Który - Do diabła - Przeżył. Wszyscy poza Ślizgonami chcą być moimi
partnerami.
– Dlaczego nie zostaniesz Ministrem Magii? Wykop Korneliusza Knota.
– A mówiłeś, że aurorzy są nudni.
– Bo są.
– Świetnie, TY zostań Ministrem Magii i powiesz mi jak to jest.
– Harry NIE MOGĘ, jestem Czarnym Panem.
– Więc? Zmień strony.
– Nie, absolutnie nie!
– Dlaczego nie?
– Z powodu wszystkiego, na co tak ciężko pracowałem Harry. Popatrz na to.
– Co? Morderstwa? To nie są dokonania Tom. To głupie i bezsensowne.
– Jesteś uprzedzony.
– Nie jestem!
– Tak, jesteś.
– Jakim cudem?
– Jesteś po przeciwnej stronie.
– I?
– Dumbledore nauczył cię uprzedzeń.
– Tom próbowałeś mnie zabić, tu nie było potrzeby mnie uczyć.
– Przyznajesz, że jesteś zaślepiony?
– Jak ktoś może być zaślepiony śmiercią? Sam się jej boisz.
– Nie boje się!
– Więc dlaczego próbujesz stać się nieśmiertelnym?
– Nie boję się śmierci. Po prostu chciałbym żyć trochę dłużej niż zwykli ludzie.
– Lord Voldemort, jako duch. Terroryzujący małe dziewczynki i chłopców na pierwszym roku w
Hogwarcie. Właśnie to widzę.
17
– Och, zamknij się.
– Idealna wizja, nie wydaje ci się?
– Rób swoją prace domową, Potter. Jesteś cichszy, kiedy próbujesz myśleć.
-----------------------------------------------------------------------------------
– Czy to jest słowo?
Tom obdarzy Harry'ego zdenerwowane spojrzeniem.
– Co teraz?
– Co robiłeś?
– Liczyłem mugoli do zabicia.
– Tom…
– Och dobrze, drzemałem.
– Nie wyspałeś się ostatnio?
– Nie, miałeś szczęśliwy sen. Nie mogę spać, kiedy ty masz te sny.
– Bardzo mi przykro.
– Nie, nie jest. Co chciałeś?
– Pozytywizm, czy to jest słowo?
– Nie wiem.
– Nie uczyłeś się nigdy słownika?
– Nie Potter, nigdy nie uczyłem się słownika, nie są zbyt interesujące.
– Powiedz to Hermionie.
– Prawdopodobnie dla niej są.
– Tak długo jak Ron nie czyta jej zza ramienia.
– Jest w tym coś złego?
– Jest dla Rona.
– Dlaczego?
– Za każdym razem, kiedy wskazuje brzydkie słowo, obrywa od niej słownikiem w głowę.
– Więc dobrze mu służy.
– Tom właśnie stanąłeś po stronie mugolaka.
– Tak, ale nie miałem dużego wyboru – szlama albo Weasley. Skazuje się na potępienie bez względu na
to, kogo wybiorę.
– Racja i nie nazywaj jej tak.
– Jak?
– Szlama, nienawidzę tego przezwiska.
– To bardzo celne przezwisko.
– Jeśli jesteś hipokrytą.
18
– Nie jestem szlamą, jestem pół krwi.
– Mimo to masz „brudną" krew. W połowie jesteś mugolakiem.
– Wracaj do pracy.
– To prawda, twój ojciec był mugolem…
– Potter, zaraz cię przeklnę.
– …Więc jesteś szlamą.
– Potter!
– To ty ciągle mi powtarzasz żebym myślał.
– NIE to miałem na myśli.
– Po prostu staram się to rozszyfrować. Ja jestem wychowany przez Mugoli. To głupie.
– Nie jesteś głupi, bardzo od tego odbiegasz.
– O rany dzięki.
– Mówię poważnie, są osoby, które pochodzą z rodzin czarodziejów, a nie mogliby powiedzieć jak
wygląda kij do mopa, nie mówiąc już o określeniu oznaczeń czy rozumieniu naszych obyczajów.
Rozumiesz dużo, nawet wbrew rodzinie mugoli.
– Mam siedemnaście lat. Oczywiście, że już rozumiem takie rzeczy.
– Harry wątpię żeby nawet Lucjusz Malfoy miał ochotę rozszyfrować czy powinnam, czy nie być nazwany
szlamą.
– On tak jakby nie wie, prawda?
– Oczywiście, że wie.
– Wie?
– Teraz wie. Otwierasz swoje wielkie usta i mówisz im wszystkim przy każdej okazji, prawda?
– Myślałem, że twoi śmierciożercy mi nie wierzą.
– Możliwe, że nie chcą ci wierzyć, ale ta myśl nie opuszcza ich umysłów, kiedy już ją usłyszą.
– To nie znaczy, że kiedyś się nad tym zastanowią.
– Nie myślę, że nie, po to jest Legmencja.
– Ale nie możesz jej użyć na każdym.
– Na przykład tobie?
– Pewnie.
– Prawda, za to Lucjusz jest łatwy do odczytania.
– Nic dziwnego, że wrócił za pierwszym razem i powiedział, że był pod zaklęciem Imperio.
– Och, jesteś doskonałym małym draniem, prawda?
– Tylko dla niektórych ludzi.
– Jak Lucjusz Malfoy.
– Drugi rok, od tego czasu go nienawidzę.
19
– Ach, mój pamiętnik, przypuszczam, że za to możesz go nienawidzić.
– Poza tym wyrzucił Dumbledore’a ze szkoły i próbował rzucić na mnie klątwę, kiedy uwolniłem od niego
Zgredka.
– Zgredka?
– Skrzata domowego.
– Uwolniłeś własność Malfoya od Malfoya!?
– Tak, włożyłem pamiętnik do skarpetki i mu go oddałem. On rzucił go do Zgredka. Było zabawnie.
– Zabawnie?
– Zgredek zrzucił go ze schodów, jeśli dobrze pamiętam.
– Kiedy ten chciał cię przekląć?
– Dokładnie.
– Chciałbym tam być.
– Dlaczego?
– Materiał na szantaż.
– Racja, jesteś Ślizgonem. To dziwne ciągle o tym zapominam.
– Myślisz, że jesteś zabawny, prawda?
– Ja WIEM, że jestem zabawny.
– Powinni zrobić osobny dom dla takich jak ty.
– Och, naprawdę?
– Tak dom Hogwartu dla pomylonych Zbawicieli Świata Czarodziejów!
– To by był ten sam dom, w którym by był Dumbledore, zgadza się?
– Tak – zaśmiał się Tom. – Masz rację. Bylibyście w nim tylko we dwoje.
– Cudownie. A mają dom dla pomylonych Czarnych Panów?
– Oczywiście, nazywa się Slytherin.
– Powinienem pomyśleć, kto będzie kolejnym Czarnym Panem.
– Nie posuń się za daleko.
– Więc, Vincent Crabbe czy Gregory Goyle?
Tom przez dłuższą chwile wpatrywał się w Harry'ego, po czym pokręcił głową i roześmiał się.
– Nie, zaczeka Pansy Parkinson!
– Każdy tylko nie ona! – Tom odetchną i roześmiał się.
Harry uśmiechną się.
– Wiele zyskujesz śmiejąc się, powinieneś robić to częściej.
– Och, wracaj do swojej pracy domowej, durniu – odpowiedział Tom, wycierając łzy, które zebrały się w
zakątku jego oczu.
20
Harry prychnął, ale zrobił tak jak zostało mu powiedziane.
-----------------------------------------------------------------------------------
– Chodźmy jutro na ulice Pokątną.
– Po co?
– Powinienem sprawdzić moją inwestycje.
– Inwestycję?
– Sklep z kawałami.
– Dlaczego miałbyś zainwestować w sklep z kawałami?
– Nie miałem nic lepszego na wydanie pieniędzy z turnieju Trójmagicznego.
– Dobry Merlinie!
– Więc możemy?
– Nie widzę powodu, dlaczego nie.
– Może będziesz mógł kupić kilka rzeczy do użycia na twoich, śmierciożercach?
– śartujesz?
– Nie, nie całkiem. Naucz ich być bardziej ostrożnym.
– Mam nadzieje, że by byli.
– Nie zaszkodzi spróbować.
– Lord Voldemort używający drobnych sztuczek na swoich śmierciożercach? Raczej nie.
– Raczej Crucio ich?
– Oczywiście.
– Nie zawstydzać ich?
– Oczy… – Tom zamarł, powoli uśmiech prześlizgną się przez jego twarzy. – Jeżeli przedstawiasz to w ten
sposób…
– Spotkamy się tu jutro i pójdziemy na ulice Pokątną – oświadczył Harry wstając.
– Bardzo dobrze.
Gryfon pomachał mu i odszedł ze swoimi książkami pod ramieniem, uśmiechając się szeroko.
– To może być zabawne.
Rozdział 7/47
-----------------------------------------------------------------------------------
Myśli
~Telepatia~
-----------------------------------------------------------------------------------
– NAJWYśSZY CZAS! – Harry wyszczerzył zęby, gdy tylko Tom podszedł do ich stoliku.
– Jesteś niecierpliwy, Harry. Powiesz mi, dlaczego? – zapytał Tom z lekkim uśmiechem.
– Zamknij się.
Harry wstał, chwytając bladą dłoń starszego czarodzieja i ciągając go w dół ulicy.
– Whoa! Harry, zwolnij! – zaśmiał się Tom, w rzeczywistości ciesząc się czasem, który ostatnio razem
spędzali.
21
Gryfon zwolnił dopiero, kiedy zbliżyli się do Dziurawego Kotła. Nie zatrzymali się wewnątrz, zamiast tego
przeszli na na drugą stronę.
Tom westchnął, mimo to pozwolił pociągnąć się dalej.
Zatrzymali się dopiero na zewnątrz małego sklepiku ze znakiem „Czarodziejskich Dowcipów Weasleyów”.
Jeżeli zaczynają się o mnie niepokoić zawołają Molly albo Dumbledore‘a! Tom mógłby mieć kłopoty!-
pomyślał niespokojnie Harry.
– Nie mów, że nagle się zdenerwowałeś – droczył się z nim Voldemort.
Chłopak zagryzł usta, obdarzając Czarnego Pana uważnym spojrzeniem.
– Mogliby wezwać ich mamę albo Dumbledore’a jeśli uznają, że nie jestem bezpieczny.
– Jeśli tak się zdarzy to po prostu zostawię cię z nimi, przyjmując, że jesteś pod lepszą opieką niż
zwykłego, bezimiennego czarodzieja takiego jak ja. Jednak ktoś, kto cię zna, powinien doskonale
wiedzieć, że dobrze możesz sobie sam dać radę i to bez względu na to czy masz obłąkanego Czarnego
Pana przeciwko sobie czy nie.
Harry uśmiechał się szeroko.
– Miejmy nadzieję, że Czarny Pan nie usłyszał jak nazywałeś go obłąkanym, Tom. Słyszałem, że tego nie
lubi.
– Pozwól, że powierzę ci tajemnicę panie Potter – powiedział Tom tajemniczym głosem, oglądając się
dokoła i szepcząc mu na ucho. – Voldemortowi raczej podoba się bycie widzianym, jako obłąkany. To
odstrasza jego wrogów.
– Nigdy nie działało na mnie! – poinformował go Harry, patrząc z triumfem na Czarnego Pana, zanim
wszedł do środka.
Tom uśmiechną się.
– Zauważyłem – powiedział cicho, podążając za młodym czarodziejem.
– Harry – zawołały w tym samym czasie dwa głosy.
Rudowłosi bliźniacy stanęli dookoła czarnowłosego chłopca, wydawali się nie zauważać zmiany w
wyglądzie czarodzieja.
– śyjesz!
– Wszyscy zaczęli się martwić, gdy przestałeś wysyłać listy!
– Mama już chciała cię ratować, tak jak ostatnio!
– Wszystko ze mną dobrze! Naprawdę! – zaśmiał się Harry, odpowiadając bliźniakom ze spokojem. –
Nigdy nie miałem się lepiej.
Bliźniacy wymienili spojrzenia, po czym spojrzeli na bezradnego Chłopca - Który - Przeżył.
– Mów Potter – powiedzieli zgodnie.
– Eh – westchnął. – Porzucili mnie w Londynie. Mieszkam po mugolskiej stronie, mam tak jakby
przebranie.
– To dobre przebranie przeciwko Sam - Wiesz - Komu i jego śmierciożercą. Większość z nich nie zna cię
dość dobrze by cię rozpoznać, ale powinieneś być ostrożniejszy przy ich dzieciach – ostrzegł jeden z braci
odwracając się i wchodząc na zaplecze.
– Wezmę to pod uwagę, Fred. Mogę się sam sobą zająć – prychnął Harry.
– Nie o to się martwiliśmy. Każdy wie, że umiesz doskonale się sobą zająć – westchną Fred. – To o twój
brak odpowiedzialności się martwiliśmy.
– Przykro mi, znacie mnie lubię załatwiać sprawy po swojemu. ZADZWONIŁEM do Hermiony.
22
– A wspomniałeś jej, że włóczysz się samotnie po ulicach Londynu? – prychną przekornie Fred.
Harry spojrzał przerażony.
– Powiedzieć HERMIONIE, ZWARIOWAŁEŚ?!
– Więc dokładnie to tak – zgodził się Fred. – Kim jest ten wysoki, przystojniak w drzwiach?
Harry poczuł słaby rumieniec, gdy zorientował się, że mówią o Tomie.
– Tom, przestaną się czaić – rozkazał starszemu czarodziejowi.
Mężczyzna rozejrzał się, gdy dwaj czarodzieje podnieśli brwi widząc rumieniec Harry’ego, który się tylko
pogłębił.
– Nie czaję się, Harry. Jestem uprzejmy i pozwalam ci porozmawiać.
– Jaki taktowny – wtrącił George, wracający z zaplecza.
Harry westchnął.
– Tom, to jest Fred i George. Gred, Forge to jest Tom, to on mnie pilnował przez te kilka dni.
Bliźniacy rzucili okiem na wysokiego czarodzieja, po czym przytaknęli.
– Skąd go wytrzasnąłeś Harry? – spytał Fred.
– Znamy się z Tomem od lat. Wpadliśmy na siebie pierwszego dnia, kiedy mnie tu zostawili –
poinformował ich Harry.
Tom się uśmiechnął. Rzeczywiście on i Harry znali się od lat. Bardzo subtelny sposób, aby mu zaufali.
To ciekawe, że ten młody człowiek nie jest Ślizgonem.
– Och, dobra – westchną Fred, posyłając Harry’emu zadowolone spojrzenie i spoglądając ufnie na
starszego czarodzieja.
– Masz – George wyjął coś z kieszeni i podał Harry'emu.
Harry spojrzał na mały wisiorek, marszcząc przy tym brwi.
– Co to jest?
Tom zajrzał Harry’emu zza ramienia, aby przyjrzeć się wisiorkowi, po czym przeniósł zaskoczone
spojrzenie na bliźniaków.
– To jest mroczniejszy wytwór ludzkiej ręki niż można by oczekiwałby, że znalazł się w rękach
Weasleyów.
– Co TO jest? – powtórzył Harry.
– Jest zaczarowany tak, aby zrobić cię mniej zauważalnym w tłumie – wyjaśnił Fred. – Noś to, kiedy
wychodzisz będziemy się lepiej czuć, OK?
– To nie jest nielegalne, prawda?
– Nieeeee – odpowiedział szybko George.
– To jest ledwie legalne – poinformował Tom Chłopca - Który - Przeżył. – Myślałem, że Ministerstwo
wymaga na nie pozwolenie.
George wyciągnął kawałek pergaminu do dwóch ciemnowłosych czarodziejów. Tom je wziął, Harry był
zbyt zajętym oglądaniem wisiorka.
– Pozwolenie jest przekazane na sklep. Jest przeznaczone do przewożenia bezpiecznie pieniędzy.
Wszystkie sklepy na ulicy Pokątnej mają takie. Harry akurat bardziej go potrzebuje niż my, a skoro jest
23
naszym finansowym wsparciem, dla niego też jest legalny – wyjaśnił Tomowi czytającemu dokument.
Tom zmarszczył brwi, gdy Harry wyciągnął pergamin z jego ręki.
– Poradziliście sobie by sformułować to tak, że brzmi jak BYŁOBY legalne.
– Nigdy nie wiadomo, kiedy Harry mógłby skorzystać z dodatkowej ochrony – zgodził się Fred.
– Harry, załóż to. Dzieła tylko, gdy go nosisz – rozkazał George, wyciągając pergamin z palcy młodego
czarodzieja, który próbował złapać sens prawnego znaczenia.
Harry prychną na nich, ale założył wisiorek na szyję.
– Więc?
– Jesteś mniej zauważalny. To dobry urok – potwierdzał Tom.
– Im więcej ludzi dookoła tym lepiej działa – poinformował Fred młodego czarodzieja, gdy George chował
dokument. – Weź go ze sobą do Hogwartu i noś go w Hogsmeade, dobrze?
– Albo, gdy zdecydujesz wpaść do nas – dodał George. – BĘDZIESZ zdawał test na aportację, kiedy
skończysz siedemnaście lat prawda?
– Czy mam jakiś wybór? – spytał ironicznie Harry.
– Zawsze jest wybór – powiedział cicho Tom do chłopca. – Aportacja może być pomocna przy ataku
obłąkanego czarnoksiężnika, ale to nie znaczy, że MUSISZ być w stanie wykonywać tą czynność. Byłeś w
stanie przeżyć przez blisko siedemnaście lat bez możliwości aportacji. Kto powiedział, że nie możesz żyć
bez niej dłużej.
– Uwielbiam, kiedy próbujesz dać mi wybór, kiedy takiego nie mam – burknął Harry.
Widząc i właściwie interpretując zmieszane na twarzy Toma, jeden z bliźniaków zaczął mu wyjaśniać:
– Harry nienawidzi świstoklików od Turnieju Trójmagicznego…
– …I nigdy nie znajdziesz duszy, która jest gorsza z siecią flu niż nasz Harry.
– Jest świetny z testalami i hipogryfami...
– …Ale one nie zawsze są pod ręką…
– …To samo tyczy się miotły…
– …I latających Ford Agilla.
– Latający Ford Agilla?
Harry wyszczerzył zęby.
– Tak, Ron i ja wzięliśmy takiego do szkoły na drugim roku, gdy Zgredek zamknęła platformę pociągu.
Powinien być jeszcze dziki w Zakazanym Lesie. Uratował nas raz od Acromantuli.
Tom zamrugał.
– Aragog?
– Tak, nie mieliśmy Hagrida, więc pomyśleli, że mogą nas zjeść.
– Tak myślałem – prychnął Tom.
– Więc Harry, z jakiego POWODU tu jesteś? – spytał George.
– Poza utrzymaniem klanu Wesleyów od chorowania ze zmartwienia, potrzebuję kilka waszych produktów
do zabawy na niepodejrzewających niczego mugolach…
– Nie zrobiłbyś tego! – Bliźniacy zaśpiewali chórem z błyszczącymi figlarnie oczami.
24
– Być może. Wszystko jest możliwe.
Tom chrząknął dźwiękiem, który aż nazbyt przypominał słowo „Slytherin". Harry posłał czarnoksiężnikowi
zdenerwowane spojrzenie, na co Tom uśmiechnął się niewinnie.
– Z przyjemnością patrzymy jak rzucacie sobie te spojrzenia za naszymi plecami. Wierzę, że chciałeś coś
od nas, mój drogi Harry? – urwał Fred.
– I jestem pewny, że będziemy mieć coś, co potrzebujesz.
– Wspaniale. – Harry posłał jeszcze jedno piorunujące spojrzenie do Toma zanim skierował się za
bliźniakami w głąb małego sklepiku.
Tom uśmiechnął się i podążył za nimi.
-----------------------------------------------------------------------------------
– Gdzie się zatrzymałeś? – zapytał Harry’ego Fred, gdy w tym czasie George objaśniał coś Tomowi.
– W małym Mugolskim schronisku nie daleko Dziurawego Kotła. Miłe miejsce, nie zadawali żadnych
pytań, poza tym mają ładne i prywatne pokoje. Nie ma dużo ludzi wbrew temu, że mamy środek lata –
odpowiedział Harry, przeczesując włosy palcami.
– Prawdopodobnie popularniejsze miejsce jest w pobliżu.
– Taak…
– Dlaczego nie przyjechałeś do Nory?
– Voldemort, Fred – westchnął Harry. – Nie zaryzykuję, że zaatakuję wasz dom. Wiesz, co czuję, gdy
stawiam was w niebezpieczeństwie.
– Wiemy, wiemy – przewrócił oczami Fred. – Dumbledore pozwoliłby ci zostać w Hogwarcie lub w
Kwaterze Głównej, jeśli byś zapytał.
– Nie zostanę już więcej w Kwaterze… – warknął Harry. – I wolałbym nie zostawać w Hogwarcie w moje
wolne od Dursleyów wakacje. Jeszcze tylko kilka dni do moich urodzin. Kiedy już będę mógł używać
magii wszystko będzie dobrze, wiecie o tym.
– Przynamniej pozwól mamie wyprawić ci przyjęcie.
– Zgadzam się – poparł Tom George'a. – Na pewno ci nie zaszkodzi wizyta u przyjaciół. Prawdopodobnie
jestem dla ciebie nudny.
Harry przymknął oczy.
– Tom zaufaj mi, ty nigdy nie będziesz nudny. Robisz zbyt wiele nieuprzejmych żartów.
– Cieszę się słysząc, że to powstrzymuje mnie od bycia nudnym, tak myślę – parsknął, gdy Harry się
uśmiechnął.
– Tom, ty też przyjdź – zaofiarował George, gdy nabijał na kasie wybrane rzeczy.
Czarny Pan potrząsnął ostro głową, posyłając Harry’emu definitywne nie.
– Och, dlaczego nie? Mama była by nim zachwycona! – jęknął George zdecydowanie lubiący Toma
poczucie humoru, zwłaszcza po tym jak mężczyzna przeklął go, gdy ten na niego nie patrzył.
– Mam dużo pracy do nadrobienia – westchnął Tom. – Zbyt wiele czasu zajmowaniem się niesławnym
Harry’m Potterem.
– To dobrze o tobie świadczy – pochwalił go George.
– Poza tym, czym się zajmujesz?
– Tom jest Aurorem – powiedział szybko Harry. Tom zamrugał kilka razy poczym przytaknął. – Nie jest
fanem ani Voldemorta ani Dumbledore’a więc nie marnujcie czasu – dodał, kiedy już otwierali usta by
25
zapytać go o przyłączenie się do Zakonu.
Tom zmarszczył brwi, patrząc na chłopca.
– Nie byłem świadomy, że moje usta powędrowały do ciebie, Harry.
Chłopiec wykrzywił usta, podczas gdy bliźniacy chichotali.
– Dobrze, Tom to będzie piętnaście galeonów – poinformował go George. Tom westchnął i wręczył
pieniądze.
– Mówiłem ci, że znajdziesz coś, co możesz użyć w pracy!
– Harry ja planuje połowę tego użyć na tobie.
– Więc nie powinieneś mi tego mówić.
– Potter, zamknij się.
– Więc w urodziny? – uciął Fred.
– Pewnie, wyślijcie mi sowę z czasem, spotkamy się tutaj.
– Oczywiście. Tata pewnie będzie chciał cię zabrać na test.
– Tak, tak, nieważne.
– Idealnie! – Fred złapał ramie Harry'ego, podczas gdy Fred złapał ramie Toma. Po chwili wyprowadzili
ich ze sklepu.
– Dobrego dnia, Harry!
– Oczekuj naszej sowy!
– Zawsze się uśmiechaj.
– I nie zapomnij nosić naszyjnika na sobie – zawołali chórem przed zamknięciem drzwi sklepu za Harry'm
i Tomem.
Harry wyszczerzył zęby do Czarnego Pana.
– I co myślisz?
– Oni są obłąkani, Harry.
– Ale zabawni!
– A teraz naprawdę, auror?
– Pracujesz z czarnoksiężnikami i zajmujesz się atakami.
– Nigdy nie chciałem być aurorem!
– Wiem TY chciałeś być CZARNYM PANEM – westchnął Harry. – Chciałeś być na celu różdżek w sklepie
bliźniaków?
– Zamknij się Potter.
– Tak właśnie myślałem.
– Idiota.
– Dzięki.
Tom spojrzał na niego.
– Gdzie teraz?
26
– Myślę, że możemy się rozdzielić i pójść do domu.
– Dobrze, spotkamy się jutro w kafejce?
– Idealnie.
Tom przytaknął i zmierzwił włosy Harry’ego.
– Nie oberwij Avadą Kedawrą kiedy mnie nie będzie, a jeśli oberwiesz zostaw mi wiadomość, kto to zrobił
żebym mógł ich dorwać – powiedział pogodnie Voldemort i aportując się z alei.
Harry przymknął oczy.
– Nie byłem świadomy, że ci zależy Riddle. Naprawdę, zostawić mu wiadomość. Co za idiota – westchnął
Harry i wyruszył w drogę ku schronisku.
Rozdział 8
________________________________________
- Musisz znowu wracać do odrabiania tego nudnego zadania domowego?
- Dlaczego, nie? Dobrze jest mieć je zrobione wcześniej.
- To byłyby akurat słowa twojej mugolskiej przyjaciółki?
- No wiesz to było niegrzeczne, chociaż prawdopodobnie masz rację. Dlaczego sobie nie usiądziesz?
- Nie, nie i jeszcze raz nie, jesteś nudny, kiedy pracujesz. Może po prostu wyskoczę zabić kilkoro ludzi.
- Tom…
- No co? Przecież to moja praca, wiesz?
- Wiem, że się tym zajmujesz. Czasami po prostu życzyłbym sobie, żebyś przy mnie o tym nie
wspominał.
- Och, biedny Harry Potter! Czyżbyś przypomniał sobie znowu o swoich zmarłych przyjaciołach?
-Co cię dzisiaj ugryzło?
Tom potrząsnął głową i usiadł. – Przepraszam. Zły poranek.
Harry odłożył pióro, i spojrzał na swojego towarzysza. – Mów. Nie mogę pracować, kiedy masz chandrę.
- Wcale nie mam chandry.
- Co tylko powiesz, Tom. Więc, co się stało?
- Naprawdę nie chciałbyś wiedzieć.
- I tak będę wiedział. Nie mam wątpliwości, że przyśni mi się to dzisiaj w nocy. Może zaoszczędziłbyś mi
trochę bólu i powiedział mi o tym teraz, co?
Usłyszawszy to Tom tylko uśmiechnął się smutno. – Po prostu sporo śmierci.
- Planowałeś rajd, czyż nie?
- Zeszłej nocy- przytaknął.
- Nie wyszło dokładnie tak jak sobie zaplanowałeś?
- Małe gnojki Dumbledore znowu weszły mi w drogę.
- Jak bardzo? – Harry zaczął wyglądać na zainteresowanego.
Wykrzywiając się Tom odpowiedział. – Wystarczająco. Zabili pięcioro moich i cały rajd stał się porażką.
- Czyżby zrujnowali ci śniadanie?
Tom przewrócił oczami na widok szyderczego uśmieszku na twarzy chłopca. - Zaufaj mi, nie byłem
jedynym któremu je zrujnowano.
- Niech pomyślę. Czyżby to miało coś wspólnego z Cruciatusami?
- Trafił pan, panie Potter.
- Tylko znowu z tym nie zaczynaj!
- Z czym?
- Nazwałeś mnie panem Potterem! Zabrzmiałeś jak Snape!
- Ohyda…
- Ha ha. Zemsta.
- Wiesz, powinienem go wysłać na rajd.
- O tak. Niech Dumbledore zacznie go podejrzewać.
- Powinien go podejrzewać już od dłuższego czasu.
Harry odkaszlnął lekko, sięgając po długopis. – Tak, jasne! Tutaj, mógłbyś mi pomóc z Zaklęciami!
- Zaklęciami? – Tom potrząsnął głową. – Daj spokój, Harry. Co wiesz o Severusie?
- Nie i nie. To jest zupełnie coś innego!
Tom posłał Harryemu mordercze spojrzenie, na które nastolatek odpowiedział szerokim uśmiechem. –
Założył szare bokserki w dzień kiedy zdawał swojego SUMA z obrony przed czarną magią.
Mrocznego Lorda zamurowało. – Niby, jak się tego dowiedziałeś?
Chłopak tylko uśmiechnął się złośliwie i po chwili zapytał. – Więc? Co wiesz o zaklęciach sprzątających?
- Absolutnie nic!
- Kurcze, szkoda. – Mówiąc to nastolatek zagłębił się w swoim podręczniku.
- Harry…
27
- Ja się tu próbuję uczyć, Tom. Więc albo mi pomożesz, albo chociaż się zamknij.
Voldemort spiorunował chłopaka wzrokiem nie odzywając się już więcej.
________________________________________
- Tom?
- Czego? – Mroczny Lord posłał nastolatkowi znękane spojrzenie, chowając szybko różdżkę w rękawie.
- Co robisz?
- Przeklinam mugoli.
-Tom!
- Chciałeś czegoś?
- Chciałbym, żebyś przestał rzucać klątwami w ludzi!
- Marne szanse.
- Palant.
- Chciałbyś czegoś, Potter?
- Przestań zachowywać w ten sposób.
- Więc?
Chłopiec tylko westchnął. – Jak myślisz, na ile sposobów mógłbyś mnie zabić?
Tom zszokowany kilkakrotnie otwierał i zamykał usta zanim odzyskał ponownie głos. – Dlaczego
chciałbyś się tego w ogóle dowiedzieć?!
- Praca domowa na Wróżbiarstwo.
- Nie sądzę abyś zadał to pytanie właściwej osobie. Ja jestem tą osobą, która za każdym razem ponosi
porażkę.
- W porządku. W takim razie jak zabijasz większość ludzi?
- Avadą Kedavrą.
- O, poważnie?
- Mógłbyś zrobić to samo, co ja zrobiłem z Longbottomami. Rzucaj na siebie Crucio tak długo, aż staniesz
się obłąkany.
- Nie, zdecydowanie nie. Jeśli Neville kiedykolwiek by to zobaczył…
- Mięczak.
- Tom, przymknij się. Nie zamierzam zranić w ten sposób przyjaciela.
- Widzę, że do niczego ci się na razie nie przydam. Zamiast, więc siedzieć tutaj z tobą, może lepiej pójdę
porzucać Crucio na moich lojalnych Śmierciożerców. Przynajmniej do czasu, aż poczuję się lepiej.
- A idź sobie, draniu.
- Potter - odezwał się Tom zaciskając mocno pięści. – Ty, Potter jesteś całkiem bezwartościowy.
- Słucham?- Nawet kolorowe soczewki nie mogły ukryć szybko ciemniejących oczu Harryego.
- Bezwartościowy. Morderca.
- Nie powinieneś mówić w ten sposób o sobie, Tom. To dosyć niezdrowe.- Źrenice młodzieńca uległy
zwężeniu.
Mroczny Pan obrócił się na pięcie i wypadł z pokoju, rzucając napotkanym po drodze ludziom złowieszcze
spojrzenie.
W tym samym czasie Harry zebrał wszystkie swoje rzeczy i pospieszył do wynajmowanego przez siebie
pokoju. Wbrew powszechnej opinii miał o wiele więcej zdrowego rozsądku. Wiedział, że ostatnią z rzeczy,
na które ma teraz ochotę jest pozostać na zewnątrz w momencie, kiedy szalony Mroczny Lord stracił
swoją cierpliwość.
Rozdział 9
- Dobry... - ziewnął Harry, wkraczając do sklepu z żartami.
Fred uśmiechnął się na powitanie. - Zmęczony? - spytał ostrożnie; Harry nie wyglądał za dobrze.
- Koszmary - przyznał. Wiedział, że Tom był wciąż na niego zły, więc nawet nie zawracał sobie głowy
wybieraniem się do kawiarni ani pracą domową bez żadnej wskazówki, jaką cudowny Czarny Pan mu
zaproponował. - Dam sobie radę.
- W porządku... - odpowiedzieli zgodnie George i Fred, obdarzając go nieufnym spojrzeniem. Znali
chłopca na tyle, żeby wiedzieć, iż wszelki nacisk nie ma sensu. Powiedli go więc do kominka.
- Fiuu? - Fred wyciągnął pojemnik z proszkiem
Harry wykrzywił się, jednak wziął garść i wrzucił do kominka.
- Nora! - krzyknął i zniknął w zielonych płomieniach. Wszystko zawirowało i grunt uciekł mu spod nóg.
***
- Nie znoszę tego! - Podniósł się z podłogi kuchni Weasleyów.
- Wiem, kolego. - Ron uśmiechnął się szeroko
- Och, Harry! Cudownie znowu cię widzieć! - Molly podbiegła i uścisnęła go mocno. George i Fred
wylądowali obok.
- Widzisz: cały i zdrowy. Mówiłem ci, że wszystko z nim w porządku - oznajmił Fred
- Harry! - Hermiona i Ginny wpadły do pomieszczenia i uścisnęły go równie mocno jak Molly.
- Ginny, Hermiona! - Ciemnowłosy chłopak zaśmiał się. - Pani Weasley, czy mógłbym dostać trochę
28
kawy? W miejscu, w którym się zatrzymałem raczej nie serwują jej na śniadanie... - zapytał, gdy w
końcu uwolnił się od uścisków.
- Oczywiście, mój drogi! Jakiej?
- Czarna jest dobra - westchnął młody czarodziej. Pani Weasley wręczyła mu filiżankę, po czym nalała do
niej gorącej kawy - Dziękuję pani. - Przytaknął głową, a następnie wziął spory łyk, nie zważając
wcześniej na fakt, jak bardzo była gorąca.
- Oczywiście. - Zmarszczyła brwi, patrząc na to, w jakim jest stanie, gdy Ginny zaciągnęła go do stołu,
aby wspólnie z Ronem przejrzeć wyniki rozgrywek w quidditchu.
- Harry! - Pan Weasley wkroczył do pokoju rozpromieniony. - Wszystkiego najlepszego, mój drogi
chłopcze!
- Brzmi pan jak Dumbledore - zaśmiał się Harry. Kawa zdecydowanie mu pomogła. Przebij TO, Tom!,
pomyślał w duchu.
- Ach, więc praktyka nie poszła na marne. - Wszyscy obecni wybuchnęli śmiechem. - Mamy nadzieję, że
się nie obrazisz, bo pozwoliliśmy sobie zaprosić kilku przyjaciół na małe przyjęcie...
- Nie, wcale! Kto to będzie? - Napił się kawy.
- Neville, bo to również jego urodziny, Dean, Seamus, Lee i Luna. - Ginny poinformowała chłopca. - No i
Seamus orzekł, że przyjdzie ze swoim chłopakiem, więc musieliśmy się zgodzić...
- Uroczo - westchnął Harry, wiedząc, że Seamus spotyka się ze Ślizgonem z ich roku.
- A, no i Tonks, Moody i Remus przyjdą w imieniu Zakonu - dopowiedział Artur. - Dumbledore chciał
zawitać, jednak nie może... Myślę, że ma problem z pewnymi nauczycielami.
Harry wykrzywił się. Tom, daj biednemu Snape'owi chwilę wytchnienia, okej? Skrytykował w głowie
człowieka, który zwykle go nawiedzał.
W odpowiedzi usłyszał ciche warknięcie.
- Mam nadzieje, że wszystko jest w porządku. - To tyle, co mógł powiedzieć rodzinie zebranej w salonie.
- Tak, tak... - Przytaknął pan Weasley. - Bill oczywiście też zamierza przyjść, jednak musi pracować do
późna... Myślę, że to już wszyscy.
- Brzmi nieźle - zgodził się Harry.
Nagle z kominka rozbłysło ogniste światło i roześmiany Seamus Finnigan wyłonił się z niego, trzymając
kilka prezentów. Blaise Zabini podążył za nim, rozglądając się nerwowo.
- Hej! - powitał wszystkich Seamus. Blaise jedynie pokiwał do głową.
- Więc w końcu dowiedzieliśmy się, kim jest ów tajemniczy chłopak? - Drażnił się Harry. - Dobry wybór.
Miło cię widzieć, Blaise - przywitał się, na co chłopak odpowiedział uśmiechem.
- Taa... Wszystkiego najlepszego, Harry. - Seamus promieniował szczęściem.
***
Przyjęcie odbyło się na podwórzu za domem. Nikt nie chciał psuć tego specjalnego dnia, więc wszyscy
byli przyjaźnie nastawieni w stosunku do Blaise'a. Jednak gdyby Harry mógł powiesić jedynego syna
rodziny, która wspierała Sam-Wiesz-Kogo, nikt chyba nie starałby się go powstrzymywać.
- Cześć, Harry. - Ślizgon podszedł do jednego z solenizantów, podczas gdy ten nabierał sobie owoców.
- O, witaj, Blaise!
- Dzięki - powiedział głosem, który zbyt "dziękująco" nie zabrzmiał.
- Za co?
- Za miłe przyjęcie mnie tutaj.
- Nie dziękuj mi za to. Nie jesteś złym chłopakiem, Blaise. Skoro Seamus cię lubi, nie widzę powodu żeby
się odwracać i cię zdołować.
- Myślałem, że nienawidzisz mnie za to wszystko, co mówił Malfoy.
- Blaise. - Harry spojrzał na niego pewnie. - To nie ze Ślizgonami mam problem, tylko z ich
osobowościami, z tym, jak traktują innych i z tym jak obnoszą się ze swoimi przekonaniami. Nie dałeś mi
powodu, żebym cię nienawidził przez te sześć lat. Nie wydaje mi się, żeby cokolwiek, prócz tego jak
traktujesz Seamusa, mogłoby to zmienić. Jest dobrym kumplem i dopóki traktujesz go dobrze, dopóty
nie widzę powodów, aby zmieniać o tobie zdanie.
- Co jeśli otrzymam Mroczny Znak?
- A chcesz? - spytał spokojnie Harry. Blaise zamrugał. Po dłuższej chwili Harry odrzekł: - Wciąż będę cię
szanował. Nie odwrócę się od ciebie. Mroczny Znak nie czyni cię złym, to zamierzenie pomiędzy złem a
twoimi czynami.
- Chciałbym zobaczyć, jak mówisz to Malfoyowi. Byłby zdezorientowany. - Blaise uśmiechnął się
delikatnie, na co Harry wybuchnął śmiechem.
- Przyprowadź go!
Blaise pokiwał przecząco głową. - Jeszcze raz dzięki. Widocznie myliłem się co do ciebie.
- Ach, widocznie. - Harry zamrugał figlarnie. - A, i przyjacielska rada, nie pij napoju ze swojego kubka.
Pod stołem siedzi jeden z bliźniaków.
- HARRY! - George wyskoczył spod stołu.
Cudowny Chłopiec wymusił uśmiech. - Nigdy nie zostawiaj swojego picia bez opieki i nigdy nie jedz
czegoś, czego nikt wcześniej nie spróbował - ostrzegł roześmianego Ślizgona, po czym delikatnie zmył się
29
z miejsca rozmowy.
George westchnął smutno. - Nie dorwę go. To wszystko przez tego gostka, Toma.
- Tom? - drążył Blaise.
- Taa. Auror, kumpel Harry'ego. Pilnował go, niesamowity koleś. Chociaż trochę tajemniczy.
Podejrzewaliśmy z Fredem, że prawdopodobnie był ze Slytherinu.
- Interesujące. - Blaise obserwował, jak Harry rozmawia z Tonks. - Jak wyglądał?
- Hm? Czarne włosy, naprawdę wysoki, blady. Podobny do Harry’ego. - George wzruszył ramionami. -
Czemu pytasz?
- Tak po prostu - odpowiedział, po czym wrócił do Seamusa.
Ginny mrugnęła do Harry'ego z miejsca, w którym podsłuchała rozmowę brata. Tom? Aby na pewno nie
Tom Riddle? Opis do niego pasuje, chociaż... Hm... - pomyślała.
***
- Więc? Jak to jest, żyć na własną rękę? - spytał Ron.
- Nudno, wiesz? Zacząłem nawet odrabiać prace domowe.
- Co?! JUś? - Ron spojrzał na niego przerażony.
- Uważam, że to świetnie - skwitowała Hermiona. - Cieszę się, że zadzwoniłeś do mnie po nią.
- Się wie - odpowiedział nerwowo Chłopiec-Który-Przeżył.
- Czekaj... Harry zadzwonił, aby dowiedzieć się o pracę domową? - zdziwił się Dean.
- Nie mogłem wysłać jej sowy, Hedwiga została u Dursleyów.
Hermiona zmartwiła się. - Mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku...
- Mogę pójść i ją zabrać... w tym tygodniu.
- Nie rób niczego, czego będziesz potem żałował!
- Przeklnij ich porządnie - mruknął Ron.
- Nauczy to ich, żeby się z tobą nie drażnili! - zgodził się z nim Dean.
- Zostawić czarodzieja w samym środku Londynu, naprawdę...! - Seamus pokiwał głową.
- Naprawdę to zrobili? - westchnął Blaise. Wszyscy przytaknęli. - Głupi mugole.
- Słyszysz, słyszysz?! - zawołał Seamus.
- Seamus, czy w końcu odkryłeś, jak zamieniać przedmioty w rum? – spytał Harry, śmiejąc się.
- Tak! - przytaknął Blaise. - Właściwie... Zdołał namówić mnie, abym go nauczył.
- śałujesz tego? - mruknął Dean.
- Nie. Jest zabawny, gdy się upije - odpowiedział, puszczając mu oczko. Ron, Dean i Neville zrobili
przerażone miny. Harry uśmiechnął się na siłę, na co Blaise odpowiedział uśmiechem od ucha do ucha.
- Nie chciałbym tego przerywać, panie i panowie - oznajmił Artur, przechodząc - jednak muszę się
upewnić, że obydwu solenizantów otrzyma dziś licencję na aportację. Zbierajcie się!
- Ta cholerna licencja, znowu. Nie ucieknę - jęknął Harry.
- W każdym razie, nie zostałeś przeklęty przez Freda i George'a. - Neville wskazał na swoje
pomarańczowe od ich żartu włosy.
- Cóż, Harry jest na to za dobry - westchnął Fred, obejmując go ramieniem.
- Fred, jeśli to dostanie się w pobliże mojej twarzy, ja wrobię cię w następnym roku - ostrzegł go Harry,
dostrzegając rękę na swoim ramieniu.
- To powiedz, o czym myślałem?
- Nie, po prostu Harry zna już wszystkie twoje kawały - prychnął Ron.
To była w połowie prawda. Harry spędził ostatnie lato, ucząc się jak wykryć rzeczy, które według
Moody'ego i Tonks były niezwykłe. Większość jego przyjaciół nie wiedziała o tych zajęciach, jednak
częściowo był to powód tego, że przeżył swoją ostatnia walkę z Voldemortem. Chociaż i tak nie był w tym
najlepszy. Gdyby nie znał Freda ani George’a tak dobrze, prawdopodobnie nie wyłapałby większości ich
trików.
- Nie wszystkie z nich. Nie przestawajcie próbować, chłopaki. - Wyrwał się Fredowi. - Panie Weasley, jak
dostaniemy się do Ministerstwa?
- Dzięki sieci Fiuu!
Harry i Neville jęknęli.
***
Harry i Artur aportowali się z powrotem do Nory, Neville natomiast wrócił do domu po odśpiewanym dwa
razy "sto lat". Gdy wrócili, zauważyli, że wszystko definitywnie ucichło.
Moody zaciągnął Harry'ego na stronę, zanim zdążyli go zauważyć jego przyjaciele. - Potter, Dumbledore
prosił, aby ci przekazać, że jeśli uważasz ze potrzebne ci wciąż szkolenie, masz dać nam znać.
- Tak jest, Szalonooki - przytaknął mu z powagą. - I możliwe, że cię o to poproszę, jednak najpierw
muszę skończyć moje prace domowe.
- Oczywiście - uśmiechnął się krzywo. - I od teraz nie będziemy musieli rzucać żadnych zaklęć, aby
uchronić cię przed Ministerstwem.
30
- Och, dzięki za troskę. - Przewrócił oczami.
- Proszę bardzo. - Moody aportował się, zostawiając Harry'ego samego ze swoimi myślami. Przyzwyczaił
się już do dziwacznego poczucia humoru byłego aurora podczas ostatnich wakacji.
- Harry! - Przywołał go do siebie ręką Ron. Byli z nim Ginny, Hermiona i Dean. Rzucił na wszystkich
okiem.
- Blaise, Seamus i Luna wrócili już do domów?
- Lee też - odpowiedziała Ginny, wskazując na bliźniaków pogrążonych we śnie.
Harry zachichotał. - Kto ich położył spać?
- Powiedziałbyś?! - Ron rzucił na nich okiem.
- Ja - uśmiechnęła się delikatnie Ginny. - Rzuciłam zaklęcie, gdy nie patrzyli.
- Moja droga, zamieniasz się w absolutnego Ślizgona! - zaśmiał się Harry.
- Neville zdał? - zapytała Hermiona.
- Pewnie. Choć trochę mu to zajęło.
- Super - wyszczerzył się Dean. - Przekażę Seamusowi. Miłych urodzin, Harry.
- Dzięki, że przyszedłeś. Do zobaczenia w pociągu.
- No jasne. Do zobaczenia! - Pomachał wszystkim i wyszedł z domu, łapiąc świstoklika.
- Więc jestem zmuszony spędzić tę noc tutaj? -zażartował Harry.
- Oczywiście, że tak! - Wpadła do nich Molly. - Nie pozwolimy ci wrócić do Londynu w urodziny!
- Dziękuję, pani Weasley. Czy Remus wrócił już do domu?
- Tak. Mamy dziś pełnię. - Pani Weasley posmutniała. - Biedny chłopak.
Harry nie zdołał odpowiedzieć zanim ziewnął.
- Do łóżek! - odrzekł dziarsko Ron. - Chodź, pożyczę ci jakąś piżamę.
- Dzięki, Ron. Dobranoc wszystkim.
- Śpij dobrze - odrzekła Molly.
Harry podziękował i pomaszerował z Ronem do pokoju. Położył się do łóżka. Dobranoc, Tom. Pozwól mi
spać w spokoju, chociaż raz.
***
Lord Voldemort, wyglądający jak wąż i człowiek skrzyżowani w przerażającą istotę, westchnął i wstał -
dosyć ludzkie czynności, zwłaszcza jak na niego.
- Glizdogonie, idę spać. Jeśli jacyś idioci będą mnie potrzebowali, każ im czekać do rana - rozkazał,
wychodząc z holu.
Miłych snów, Harry. Wszystkiego najlepszego, pomyślał. Być może była to chwila pogodzenia się z
chłopcem. Zrozumiał, że przez ostatnie dni brak mu było jego towarzystwa. Wydało mu się to dziwne -
tyran świata czarodziejów, tęskniący za widokiem swojego największego wroga odrabiającego prace
domowe. Jednak pogodził się z tym.
Co innego mógł zrobić?
Rozdział 10
Harry'ego obudziło pukanie do drzwi, Ron jeszcze spał, więc czarnowłosy poszedł je otworzyć.
- Gin?
- Och, już wstałeś.
- Tak mi się wydaje. Potrzebujesz czegoś?
- Właściwie to miałam nadzieję, że będę mogła z tobą porozmawiać.
- Kto? - wymamrotał ze swojego łóżka Ron.
- To tylko Ginny. Śpij dalej - odpowiedział łagodnie Harry, a następnie wyszedł na korytarz. - Jasne, że
możesz ze mną pogadać, Gin.
- Świetnie. - Ginny złapała chłopaka za rękę i zaprowadziła do swojego pokoju. Hermiona nie została na
noc, więc był pusty. Dziewczyna zamknęła drzwi na klucz i usiadła na swoim łóżku; w tym czasie Harry
wziął sobie krzesło.
- W porządku, wyraz twojej twarzy mówi mi, że to będzie poważna, utrzymaj-to-w-tajemnicy, rozmowa.
Czy mam rzucić Zaklęcie Wyciszające? - zapytał chłopak.
- Tak, proszę.
Harry wyszeptał zaklęcie, machając różdżką.
- Proszę. - Skinął głową dziewczynie, chowając różdżkę do rękawa; przyzwyczajenie, które nabył od
Toma.
- Słyszałam, jak George mówił Blaise'owi o aurorze, z którym spędziłeś czas, a który nazwa się Tom -
powiedziała Ginny, przechodząc do sedna sprawy. - Czy jest to ten Tom, który obawiam się, że jest?
Harry odchylił się na krześle, posyłając dziewczynie przenikliwe spojrzenie.
- O kim myślisz, Gin?
- Cóż, Tom Riddle.
31
- Ja i Voldemort? - zapytał cicho Harry, ale poważnym, nie drwiącym, tonem.
- Tak właśnie pomyślałam. Ale opis George'a sprawił, że pomyślałam o nim.
- Opis?
- Blaise zapytał, jak on wyglądał. George powiedział, że wygląda podobnie do ciebie. - Ginny skinęła
głową.
- Wspaniale - westchnął Harry. - Tak, to Tom Riddle.
- Dlaczego?
- Wpadliśmy na siebie na Pokątnej i poszliśmy porozmawiać. On wcale nie jest taki zły, chyba że chce cię
zabić albo jest na ciebie wkurzony.
- Wkurzony?
- Pokłóciliśmy się kilka dni temu. Wiesz, że może mi wysyłać koszmary.
- To dlatego wyglądałeś na tak zmęczonego!
- Dokładnie.
- Dzisiaj wyglądasz w porządku.
- Myślę, że dał mi przerwę, bo to były moje urodziny. - Harry urwał. - Przyjmujesz te wiadomości raczej
dobrze.
- Ufam twojej opinii - westchnęła Ginny. - A poza tym poznałam Toma od tej miłej strony.
- Wiem. Inaczej nie powiedziałbym ci o nim.
- Co razem robicie? - zapytała Ginny, kładąc się na łóżku.
- Rozmawiamy, obrażamy jeden drugiego, ja robię pracę domową, a on rzuca klątwy na mugoli. - Harry
uśmiechnął się. - Spotykamy się w takiej mugolskiej kawiarence. Tom jest też powodem, dla którego
mam takie dobre przebranie.
- Chciał być pewny, że żaden z jego popleczników cię nie rozpozna - potwierdziła Ginny.
- Taa - Harry westchnął. - Myślę, że to dziwne. Czuję, że powinienem z nim walczyć, a jednak nie
powinienem.
- Lubisz go?
- Ee?
- Harry, podoba ci się?
- Dlaczego tak uważasz?
- To widać w twoich oczach. Miałeś to przez Cho dwa lata temu i przez Seamusa w zeszłym roku.
- Cholera.
- Harry?
- Nigdy przedtem o tym nie myślałem...
- Polubiłeś go!
- Nieświadomie!
- Ja myślę! - Ginny uśmiechnęła się złośliwie. - Kiedy mu powiesz?
- Nigdy.
- Harry...
- Mówię poważnie. Zabiłby mnie.
- Jeśli go lubisz, powiedz mu! Wielki Merlinie!
- Gin, on mnie zabije!
- W takim razie ja mu powiem.
- Nieee - jęknął Harry. - Nie możesz. Już nigdy nie będę mógł mu spojrzeć w twarz.
- A co, jeśli on też cię lubi?
- To cholerny Czarny Pan, Gin! Nie lubi nikogo!
- Ginny! Harry! Ron! Pora wstawać! - zawołała nagle Molly.
- Chodźmy. Śniadanie! - Ginny podskoczyła i wybiegła z pokoju.
Harry jęknął do swoich rąk:
- Jestem stracony.
-~*~-
- Idziesz do Dursleyów? - zapytał Ron, gdy wszyscy jedli śniadanie.
- Taa. Mam tylko nadzieję, że dostanę moje rzeczy z powrotem - westchnął Harry.
- Co zrobisz ze swoimi książkami? - zapytał Artur. - Teraz będziesz miał dwa komplety.
- Ginny może dostać te nowsze, które mam, a które ona potrzebuje lub przydałyby się jej nowsze kopie.
Resztę mogę oddać do księgarni z używanymi książkami - odpowiedział Harry.
- Poważnie?! - Ginny spojrzała na czarnowłosego.
- Oczywiście. - Harry kiwnął głową.
- Łał. Jesteś wspaniały, Harry.
- To wszystko zależy od tego, czy dostanę swoje rzeczy z powrotem. Zaczarowałem kufer, więc nie mogli
nic zniszczyć, przynajmniej w większości, ale, znając ich, coś wymyślą, żeby się ich pozbyć. - Harry
westchnął smutno.
- Na pewno dostaniesz wszystko z powrotem. - Ron wyszczerzył się. Reszta Weasleyów wokół niego
pokiwała głowami.
- Dzięki. - Harry uśmiechnął się lekko. - Z wami wszystkimi po swojej stronie, nie ma szans, że ich nie
odzyskam!
32
Wszyscy się roześmiali.
-~*~-
Harry zapukał do drzwi domu numer cztery przy Privet Drive; wyglądał na zirytowanego. Samochód
Vernona stał na podjeździe i Harry z opóźnieniem zorientował się, że był piątek, a w piątki Vernon chodził
do pracy późno, co oznaczało, że chłopak nie będzie mógł tak po prostu powiedzieć ciotce, żeby
przekazała mu wszystko.
Nie. Musiał dogadać się ze swoim wujem.
Drzwi otworzyły się i Dudley wydał z siebie okrzyk przerażenia, zanim spróbował zatrzasnąć Harry'emu
drzwi przed twarzą.
Czarnowłosy zablokował je stopą, a na jego twarzy pojawił się zimny uśmiech.
- Dudley, czy nikt cię nie nauczył, żeby sprawdzać, kto stoi po drugiej stronie drzwi, zanim je otworzysz?
- Kto to? - zawołał Vernon.
- Och, to tylko ja, wujku Vernonie! - odkrzyknął Harry śpiewnym głosem, który kontrastował z jego
chłodnym uśmiechem. - Przyszedłem po moje rzeczy!
- Wynoś się z mojego domu - warknął Vernon, wychodząc zza rogu i spoglądając na korytarz.
Chłopak potrząsnął lekko palcem, jakby mówił do małego dziecka.
- No, no, wujku Vernon, tak się nie traktuje gości. Co pomyślą sąsiedzi?
Vernon zamarł, jego twarz posiniała z wściekłości. Zmrużył oczy.
- Dudley, wpuść go do środka.
Harry wszedł do domu, gdy Dudley szybko cofnął się, by go wpuścić. Czarodziej cicho zamknął za sobą
drzwi, zanim odwrócił się z powrotem do rozwścieczonego wuja (Dudley uciekł do jadalni).
- Mój kufer, wujku Vernonie. Chciałbym dostać go z powrotem.
- Nie.
Kiedy Harry obserwował grubego mężczyznę, jego różdżka pojawiła mu się w ręce; przejechał po niej z
czułością palcami - kolejny nawyk, który nabył od Toma.
- Nie odmawiałbym mi czegoś tak nieskomplikowanego, gdybym był tobą. Teraz mogę używać magii -
wyszeptał cichym, groźnym tonem.
Vernon zbladł.
- Jest w komórce pod schodami.
- Świetnie - zamruczał Harry, idąc za mężczyzną do drzwi. - Alohomora - szepnął w stronę zamka, a ten
kliknął, otwierając się. Czarodziej otworzył drzwi, ignorując Vernona, który gorączkowo rozglądał się za
sową z Ministerstwa. Harry wycelował różdżkę w kufer i wyszeptał - Minuta Tabula. - Włożył swój
zmniejszony kufer do kieszeni, uśmiechając się złośliwie do wujka. - Moje rzeczy nadal są w mojej
sypialni, prawda?
- Tak - wystękał purpurowy mężczyzna.
- Cudownie. - Harry przeszedł dumnie obok niego i pobiegł po schodach w górę do najmniejszej sypialni.
Jedną "Alohomorę" później znajdował się w swoim pokoju, krążąc w nim i zbierając swoje rzeczy.
Szybkim zaklęciem uwolnił Hedwigę. - Zatrzymałem się w Londynie, niedaleko Dziurawego Kotła. Jestem
pewien, że będziesz potrafiła mnie znaleźć, co?
Sowa kiwnęła lekko łebkiem, co wywołało uśmiech na twarzy Harry'ego.
- Doskonale. Leć i baw się dobrze. Zobaczymy się później.
Hedwiga zahukała na zgodę, zanim wyleciała przez otwarte okno. Harry zmniejszył jej klatkę i umieścił ją
w kieszeni razem z resztą rzeczy.
- Jesteś już gotowy, chłopcze? - warknął Vernon, gdy Harry zszedł po schodach na dół, uśmiechając się
pogodnie.
- Och, nie całkiem.
- Więc się pospiesz! - wrzasnęła zza męża Petunia.
Harry upuścił kilka niespodzianek na podłogę, następnie rzucił dwie klątwy i aportował się z głośnym
"trzask!".
Dudley wyjrzał na korytarz.
- Mamo? Tato?
Zmrużył oczy, patrząc na cukierki znajdujące się obok pary myszy - jednej fioletowej i dość pulchnej,
drugiej białej i bardzo chudej.
- Oooch... - wsadził cukierka do ust i powrócił do poszukiwania rodziców, przypadkiem nadeptując na
purpurową mysz.
Następnie Dudley zamienił się w świnię i zupełnie zapomniał o swoich rodzicach.
Rozdział 11
Voldemort wlepił ostre spojrzenie w Glizdogona, który mazgaił się z powodów dla Czarnego Pana
niezrozumiałych. Sowa, która szybując gładko, przyfrunęła do niego, wyrwała go z lekkiego otępienia,
chociaż nigdy by się nie przyznał, że kiedykolwiek był otępiały. Tom wziął list i długo wpatrywał się w
niego ze zmrużonymi oczami. Przesyłkę zaadresowano do: "Lord Voldemort, Nieznane Złe Miejsce", zaś
adres zwrotny brzmiał: "Ginewra Weasley, Nora".
Ostatnio miałem zdecydowanie zbyt dużo kontaktów z Weasleyami. Te od Harry'ego przechodzą na
mnie.
- Glizdogonie - rzucił Czarny Pan aksamitnym głosem, wsuwając palec pod skrzydełko koperty, aby ją
33
otworzyć.
- Tak, p-panie?
- Proponowałbym ci, żebyś zniknął, zanim mnie naprawdę zirytujesz.
Glizdogon otworzył szerzej oczy i, kłaniając się, całkiem szybko wyniósł się z pomieszczenia.
Czarny Pan zachichotał chłodno i jego szkarłatne spojrzenie prześlizgnęło się po pergaminie, który wyjął
z koperty.
Drogi Voldemorcie,
Jestem tym zaskoczona, ale mam nadzieję, że jesteś zdrowy i że nie oczekujesz ode mnie, iż nagle się do
Ciebie przyłączę, gdyż takie przeświadczenie byłoby bezsensowne.
Może mnie pamiętasz? Albo słyszałeś o mnie? Jestem tą małą dziewczynką, która otworzyła Komnatę
przez Twój dziennik. Przez to doświadczenie nie sądzę, że naprawdę jesteś tak zły, a Harry wie o tym.
Powiedział mi o Waszej dziwnej przyjaźni. Nawet się cieszę, że tak się stało. Być może mogłabym trochę
pomóc?
Harry powierzył mi tajemnicę i powinien był wiedzieć, iż nigdy nie utrzymam jej w sekrecie, a myślę, że
byłbyś raczej rozbawiony, dowiadując się o niej. Jednakże to o Harrym rozmawiamy i chciałabym się
upewnić, że nie skrzywdzisz go, gdy powiem Ci o jego tajemnicy. Jestem pewna, że zrozumiesz.
Jeśli dasz mi słowo Dziedzica Slytherina, że nie wykorzystasz sekretu Harry'ego przeciw niemu w żaden
sposób, z radością Ci go przekażę.
Z poważaniem
Gin Weasley
Voldemort poczuł, jak uśmiech unosi jeden kącik jego ust. Ta młoda dama bez wątpienia posiadała
gryfońską odwagę.
- Glizdogonie! - krzyknął. - Przynieś mi pióro, pergamin i kopertę! NATYCHMIAST!
Czarny Pan uśmiechnął się złośliwie, rozmyślając nad odpowiedzią.
-~*~-
- Ginny! - Ron wpadł jak burza do pokoju najmłodszej Weasley, a jego twarz wyrażała jednocześnie
wściekłość i przerażenie. W ręce trzymał list.
- Ron? Co się stało?
- Co to ma znaczyć?! - krzyknął, wymachując listem przed jej twarzą.
Ginny wyrwała mu go z ręki i mrugnęła ze zdziwienia; jej umysł pracował szybko.
- To od Harry'ego. Taki nasz mały żarcik, rozumiesz - oświadczyła z niewinnym uśmiechem, wsuwając
list od Czarnego Pana pod wakacyjną pracę domową, którą przed chwilą odrabiała.
- śarcik?
- Taaak.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- W porządku. - Ron odwrócił się i wypadł z pokoju.
Ginny pospiesznie nagryzmoliła do Harry'ego list, w którym uprzedziła go, że pisała do "Toma", a Ronowi
powiedziała, że adresatem był Potter. Zagroziła, że powie bratu, z kim Harry się spotykał, jeśli teraz nie
będzie ochraniał jej tyłka. Dziewczyna szybko poszła wysłać Świnkę z listem, chwyciła swoją sowę Celerę
i pospiesznie wróciła do pokoju.
Po zamknięciu drzwi i ustawieniu przed nimi krzesła, usiadła, otworzyła list od Voldemorta i zaczęła
czytać.
Droga Ginewro,
Doszedłem do wniosku, że ostatnio miałem zbyt wiele kontaktów z Wami, Weasleyami. Obwiniam za to
Pana Pottera.
Więc Chłopiec-Który-Przeżył ma tajemnicę? Kolejna nowość. Jednakże, udało Ci się mnie zaciekawić.
Powstrzymam się przed użyciem tych informacji przeciwko panu Harry'emu J. Potterowi w przyszłości,
nawet jeżeli jest to żart. Także przysięgam na mojego przodka, Salazara Slytherina. Masz moje słowo.
Voldemort
PS Ach, to bardzo źle, że nie przyłączysz się do mnie. Słyszałem o Tobie wiele dobrych rzeczy! Wielka
szkoda.
Ginny uśmiechnęła się znacząco i zaczęła pisać odpowiedź.
-~*~-
Voldemort z roztargnieniem odwiązał list od nóżki sowy, słuchając Lucjusza zdającego raport z kolejnego
ataku.
- Zawiodłeś. Znowu - odpowiedział z irytacją Czarny Pan, gdy Malfoy zamilkł.
- Więcej strat było po ich stronie, mój panie - rzucił szybko Lucjusz.
Voldemort spojrzał w dół i na górze pergaminu dostrzegł szybko nagryzmolone słowa: "Na Twoim
miejscu przeczytałabym to bez świadków". Patrząc na Malfoya, zmrużył oczy i wstał.
- Masz szczęście, Lucjuszu, że ten list wymaga mojej natychmiastowej uwagi. Nie zawiedź mnie znowu,
bo inaczej nie przeżyjesz - ostrzegł lodowatym tonem Czarny Pan, zanim opuścił komnatę z sową Ginny
34
siedzącą delikatnie na jego ramieniu.
Śmierciożercy odetchnęli z ulgą i deportowali się szybko.
-~*~-
Voldemort usiadł przy biurku ze szklanką wody i listem od Ginny.
Drogi Voldemorcie,
Jestem pewna, że tylko niektóre z rzeczy, które słyszałeś, są prawdą. Chyba że Harry Ci powiedział,
oczywiście.
Wielką tajemnicą Harry'ego jest to, że mu się podobasz...
Czarny Pan upuścił z wrażenia list, otwierając szeroko oczy. "Co?!"
:Tom? Coś nie tak?: zapytała Nagini, pojawiając się w zasięgu wzroku.
:Ja... nie jestem pewien...:
:Tom?:
:Panna Weasley mówi, że... podobam się Harry'emu...:
:To możliwe.: Nagini westchnęła. :Miło byłoby widzieć cię szczęśliwego, wiesz?:
:Nagini...:
:Naprawdę! Przyznaj się. Ty też go lubisz. Mówisz tylko o nim.:
:Jestem od niego starszy przynajmniej o pięćdziesiąt lat!:
W odpowiedzi Nagini jedynie prychnęła.
:Nie przekonuje cię to.: Czarny Pan westchnął bezradnie.
:Podoba ci się?:
:Nie wiem! Nie rozumiem tego, co czuję! To nie tak, że jestem zazdrosny. I przestałem go
nienawidzić! Nie wiem, co czuję, Nagini!: syczał gniewnie i z irytacją Czarny Pan.
:Panuj nad sobą: upomniała go Nagini. Czerwone oczy jej ludzkiego towarzysza jedynie zwężyły się
bardziej. :Jeśli ci się nie podoba, nie mówiąc o miłości, przynajmniej znalazłeś przyjaciela,
wreszcie ludzkiego przyjaciela. W każdym razie, jestem szczęśliwa, bo ty jesteś szczęśliwy.:
:Ty. Mi. Nie. Pomagasz.:
:Nie jestem od tego, żeby "pomagać", Tom. Jestem od tego, żeby odnaleźć w tym sens. Tym
razem musisz sam sobie pomóc. Porozmawiaj z Harrym: rzuciła Nagini. Prawie niemożliwe było
sprawić, by ten wąż stracił swój temperament, chyba że jego człowiek był w niebezpieczeństwie.
:Nie.:
:No to będziesz cierpiał sam: westchnął wąż, zanim wypełzł z pokoju tą samą drogą, którą przybył.
Voldemort jęknął i znów spojrzał na list.
Wielką tajemnicą Harry'ego jest to, że mu się podobasz... Boi się, że już nigdy nie będziesz chciał z nim
rozmawiać, jeśli się o tym dowiesz. Jako zastępcza siostrzyczka Harry'ego proszę, abyś nie przestawał z
nim rozmawiać po tym, co przeczytałeś. Jeśli przestaniesz, po prostu dorwę Cię osobiście.
Nie ważne co, wy dwoje zdajecie się być dobrzy dla siebie nawzajem. Harry nie był tak szczęśliwy, odkąd
Syriusz umarł. Jego uśmiech nie obejmował oczu od tak dawna...
Z poważaniem
Gin
Siejący postrach Czarny Pan przetarł ostrożnie oczy. "Dlaczego ja?"
-~*~-
Ginny uśmiechnęła się, gdy Świnka wleciała do środka przez otwarte okno. Jedno spojrzenie na
odpowiedź Harry'ego upewniło dziewczynę, że chłopak włączył się do gry. Ginny dała Śwince sowi
przysmak i wysłała ją, by denerwowała inne sowy, po czym otworzyła list.
Gin
Och, żyjesz, by przyprawiać mnie o ataki serca! Jeśli Tom mnie zabije, ja zabiję Ciebie. Na Merlina,
35
dziewczyno!
Jeśli Ron zapyta, jasne, powiem mu, że tylko się wygłupiamy. Nie chciałbym, żeby moje tajemnice
wymsknęły się komuś do mojego najlepszego przyjaciela, nieprawdaż? Bałwan.
Harry
A.K.A. - Skazany, by Umrzeć Młodo
Ginny zachichotała. Właśnie miała zacząć pisać odpowiedź, gdy Ron wetknął głowę do jej pokoju.
- Ginny? Mama mówi, że masz jej pomóc z obiadem.
- Teraz?
- Tak. Teraz.
- Właśnie miałam odpisać Harry'emu!
- Za dużo do niego ostatnio piszesz. Powinnać przestać na jakiś czas. Ktoś mógłby pomyśleć, że znów się
w nim zadurzyłaś!
- Ronaldzie Weasley! - Ginny odwróciła się i spojrzała ostro na brata. - To jest... - Zastanowiła się i
sprawiła, że jej policzki poczerwieniały. Odwróciła się szybko i wsunęła list od Harry'ego do kieszeni. -
Zaraz będę na dole.
Ron posłał triumfalny uśmiech plecom siostry i, podskakując, zszedł na dół.
Ginny uśmiechnęła się złośliwie do siebie i napisała krótką odpowiedź do Harry'ego.
SbUM
Ron myśli, że znów się w Tobie zadurzyłam, bo tyle do Ciebie piszę. Jeśli Tom również Cię lubi, możemy
mieć przykrywkę dla waszego związku, wiesz.
Kochająca
Gin
Ginny zaadresowała list i pospieszyła schodami na dół by go wysłać, a następnie poszła pomóc
mamie. Mam nadzieję, że Tom lubi Harry'ego! Oby to wszystko nie poszło na marne!
Rozdział 12
Harry był tego ranka zaskoczony, widząc Toma siedzącego przy ich stoliku przed kawiarenką. Wśliznął się
na krzesło naprzeciwko mężczyzny, spostrzegając ciemne kręgi pod jego oczami.
- Myślałem, że musisz pracować do drugiej.
Tom spojrzał na niego, marszcząc brwi.
- Wszyscy zostawili mnie samego po tym, jak rzuciłem na Bellę klątwę Cruciatus za to, że zaśmiała się z
żartu Rudolfusa.
- Ech, zasłużyła sobie. - Harry wzruszył ramionami.
Tom nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz koszmarnie.
- Jestem zmęczony.
- W ogóle nie spałeś?
- Nawet nie próbowałem. - Tom ułożył głowę na ramionach i zamknął oczy. - Za dużo myślałem.
- To musi być trudne - westchnął Harry. - Być geniuszem i w ogóle.
Voldemort spiorunował wzrokiem młodego mężczyznę siedzącego na przeciwko niego.
- Jakiś ty miły.
- To część mojego uroku.
Tom prychnął i wstał nagle.
- Harry, muszę się napić. Pójdziesz ze mną?
- Tom... - Harry przyjrzał się uważnie mężczyźnie. - Upicie się nie pomoże twojemu stanowi
psychicznemu, wiesz?
- Wiem. - Czarny Pan uśmiechnął się krzywo. - Ale może mnie trochę uspokoi.
- Dobra, pójdę z tobą. - Harry wstał. - Ale musisz oddać różdżkę. O ile wiem, kiedy się upijesz, możesz
stać się nieobliczalny. Pijany Czarny Pan w mugolskim Londynie to ostatnia rzecz, której potrzebuję.
Tom potrząsnął głową i podał mu cienki patyk.
- Myślę, że byłbyś w stanie sobie ze mną poradzić.
- Więc jesteś nieobliczalny, gdy się upijesz? - zapytał Harry, gdy zmierzali do najbliższego mugolskiego
pubu.
- Nie mam pojęcia. - Starszy czarodziej wzruszył ramionami. - Nie piję alkoholu. Ludzie mogliby mnie
zaatakować, kiedy byłbym odurzony.
- A dlaczego uważasz, że ja tego nie zrobię?
- Mówiąc tak, jak kiedyś zwrócił się do mnie Dumbledore: Bo właśnie mnie o to spytałeś, mój drogi
chłopcze.
Harry zachichotał i przytrzymał drzwi pubu dla Toma, a następnie wszedł do środka za nim.
- Znajdę stolik w jakimś miłym, ciemnym i cichym kącie.
- Jak wolisz. - Voldemort zbył go machnięciem ręki i poszedł do baru zamówić coś do picia.
Harry westchnął i upatrzył stolik w kącie. Wymruczał pod nosem Zaklęcie Wyciszające, czyniąc miejsce
bardziej prywatnym.
36
- Czy wspominałem, że nie znoszę zapachu alkoholu? - poskarżył się Tom, siadając naprzeciw Harry'ego
z dwiema butelkami piwa.
- To dlaczego chcesz go pić? - zapytał chłopak, podczas gdy Voldemort usiłował otworzyć butelkę.
- Bo słyszałem, że to zabawne? - Mężczyzna wzruszył ramionami, nadal walcząc z kapslem. - Cholera!
Harry przewrócił oczami, zabrał butelkę i otworzył ją zaklęciem.
- Zabawne? - westchnął, gdy ją oddawał.
- No. - Tom wziął łyk i wzdrygnął się. - Blee.
Harry zachichotał.
- Gorsze od eliksiru?
- To zależy, kto go zrobił - odrzekł Tom z szelmowskim uśmiechem. - Nie wypiłbym eliksiru, który zrobił
Severus, nawet, gdybyś mi zapłacił.
- Och, naprawdę? A kto robi dla WAS te wszystkie eliksiry?
- Severus - prychnął Voldemort. - Jednakże ja robię własne i zamieniam je z tymi, które on przygotuje.
Harry zaśmiał się.
- Chciałbym móc robić tak w szkole!
- Ha. Twoja strata. - Tom mrugnął, patrząc w dół na butelkę, która była do połowy opróżniona. - Chwila.
Gdzie to wszystko zniknęło?
Harry jęknął.
- Wypiłeś to.
- Wypiłem?
- Jesteś już pijany?
- Nie wiem.
- Cudownie.
Tom wypił jeszcze trochę piwa.
Harry przeczytał etykietkę na jednej z pozostałych butelek.
Voldemort napił się jeszcze.
Harry zaczął dłubać w czymś na stole.
- To coś naprawdę okropnie smakuje, wiesz? - poinformował towarzysza Tom, kończąc butelkę.
Chłopak z jękiem walnął głową w stół.
- Harry?
- Tak, Tom? - Harry westchnął do stolika.
- Możesz to dla mnie otworzyć?
Chłopak otworzył zaklęciem kolejną butelkę i powrócił do dłubania w bałaganie.
Zapadła długa cisza.
- Harry?
- Tak, Tom?
- Znam zbyt wielu Weasleyów.
- Dlaczego tak mówisz?
- Cóż, spotkałem Freda i George'a...
- Tak.
- I nawet dali mi swoje dowcipy...
- Tak.
- Które jeszcze muszę użyć.
- Cholera.
- Hę?
- Powinieneś ich użyć.
- Tak mówiłeś.
- Zamiast Crucio.
- To nie jest żadna zabawa.
- Mniejsza szansa, że oszaleją, kiedy ty naprawdę stracisz nad sobą panowanie.
- Harry, oni pomyśleliby, że to ja oszalałem!
- Czy to nie o to chodzi?
Tom jęknął.
- Weasleyowie.
- Dooobrze. - Tom przebiegł palcami po włosach i zainteresował się łupieżem, który spadł na stół.
- Tom?
- Muszę wziąć prysznic.
- Nie tak pilnie, jak Snape.
- Nie. Nie tak pilnie, jak Severus. - Tom potrząsnął głową. - Nigdy tak pilnie, jak Severus.
- Wszystko w porządku?
- Czy to prawda?
- Co jest prawdą?
Tom spojrzał Harry'emu w oczy.
- Podkochujesz się we mnie?
Harry gwałtownie wciągnął powietrze.
- Zatem podkochujesz. - Tom przekrzywił głowę. - Jak to jest?
- Co jak to jest?
37
- Podkochwiać się w ludziach...
- Tom...
- Więc?
- Nie wiem.
- Nie wiesz.
- Nie potrafię... Nie potrafię tego wyjaśnić słowami.
- Och. - Tom rzucił okiem w dół na swoje piwo. - Skąd to wiesz?
- Eee?
- Skąd wiesz, że ktoś ci się podoba?
- Nie wiem.
- Więc...
- Gin to wydedukowała.
- Nazwała się twoją zastępczą siostrą, wiesz? Zagroziła mi, że mnie dorwie, jeśli przestanę z tobą
rozmawiać.
- Cóż, jest dla mnie jak siostra, tak myślę. - Harry wzruszył ramionami. - Ale powiem jej, żeby ci więcej
nie groziła. Naprawdę.
- Nie, nie. To całkiem miłe. Nikt inny mi nie grozi. Za bardzo się boją. - Tom zaśmiał się smutno. - Są
ludzie, jak ty i Dumbledore, którzy są zagrożeniem dla mnie, ale wy nigdy nie wyjdziecie i nie powiecie,
że chcecie mnie zabić.
- Nie, raczej nie.
- Lubię znać ludzi, którzy mają dość ikry, by to zrobić. To dodaje życiu pikanterii.
- Och, Merlinie. Jesteś kompletnie zalany.
- Jestem?
- Tak. Nie wygłaszasz takich tyrad, kiedy jesteś trzeźwy.
- Słuchałeś mnie?
- No... tak...
- I miało to sens, nieprawdaż?
- Tak przypuszczam.
- Dobrze. Wreszcie zrobiłem coś dobrego.
- Robisz wiele dobrego!
- Czy zabijanie ludzi jest dobre?
- Eee...
- Nigdy nie robię niczego dobrego.
- Upijanie się też nie jest do końca dobre, wiesz?
- Ach, ale jest tolerowane przez społeczeństwo.
- Do pewnego stopnia.
- Cóż, to prawda. Ty nie powinieneś pić. Nie jesteś jeszcze w odpowiednim wieku.
- Racja.
- Jak mugole ich nazywają?
- Nazywają kogo?
- Drajwerów*...
- Tom?
- Jesteś moim Drajwerem, Harry?
- Jasne...
- Jednak nie możesz być moim Teleporterem.
- Cóż, lepiej by było, gdybyś się aż tak nie upił, żebyś nie mógł się aportować z powrotem.
- Myślę, że już za późno.
- Fantastycznie.
- Chcesz trochę? - Tom wskazał na swoją butelkę piwa.
- Czy nie o tym właśnie mówiliśmy?
- Och.
Harry westchnął.
- Więc byłeś zaniepokojony z powodu listu Ginny?
- Tak jakby.
- Tak jakby?
- Ja byłem... zdezorientowany...
- Zdarza się każdemu, Tom.
- Nie mnie!
- W porządku, w porządku. Nie tobie. - Harry przewrócił oczami. - Dlaczego byłeś zdezorientowany?
- Nie rozumiem moich uczuć.
- Jakich uczuć?
- Czy mi się podobasz czy może jesteś tylko przyjacielem... czy nie wiadomo... - Tom wzruszył
ramionami, nie dostrzegając zaskoczonego spojrzenia Harry'ego. - Nagini się na mnie obraziła.
- Gdybym był wężem, prawdopodobnie też bym się na ciebie obraził - prychnął Harry. - Nie masz
skłonności do mówienia z sensem, gdy chodzi o uczucia, wiesz?
- Nie przypuszczam, że mam... - Tom wziął łyk piwa. - Nie miałem przedtem żadnych uczuć, by mówić o
nich z sensem.
38
- Miałeś złość.
- Taaa... i nienawiść i zaborczość.
- Nie wiedziałem, że zaborczość jest uczuciem.
- Myślę, że jest.
- Ok. Może jest.
- Może nie jest, a mi się po prostu wszystko pomieszało.
- Tom...
- Pomieszało mi się, przecież wiesz.
- Wszyscy tak mają.
- Ech, nie ty.
- Nie, zaufaj mi. Mam tak samo pomieszane w głowie jak reszta świata.
- Nie sądzę.
- Dzięki.
- Nie. Naprawdę tak uważam!
- Dobrze! Dobrze! Przepraszam, że w ciebie zwątpiłem! Usiądź!
Tom wśliznął się z powrotem na swoje krzesło ze spuszczonym wzrokiem.
- Przepraszam.
- W porządku. Tylko nie zacznij rzucać rzeczami. - Harry urwał. - Daj mi te butelki.
Tom skrzywił się.
- Nie będę niczym rzucał.
- Jesteś pewien?
- Jeszcze nie rzucałem.
- Och, cóż. Taak. Przypuszczam, że to prawda.
- Więc którego Weasleya przedstawisz mi jako następnego?
- Nie przedstawiałem ci Ginny. Sama to zrobiła.
- Taaa. To prawda.
- A Fred i George tak naprawdę nie wiedzą, kim jesteś.
- Wkrzurzyliby się.
- Niewątpliwie. Ron wysłałby mnie do Świętego Munga. Percy nadal nie rozmawia z rodziną. Molly by się
wkurzyła. Artur dziwnie by mi się przyglądał... - Harry westchnął. - Nie wiem, jak Bill i Charlie przyjęliby
to do wiadomości.
- Panna Weasley zareagowała raczej spokojnie.
- Cóż, tak. Ale ona najpierw poznała twoją szesnastoletnią tożsamość.
- Byłem daleki od bycia miłym, mając szesnaście lat.
- Najwyraźniej. Otworzyłeś Komnatę Tajemnic, mając szesnaście lat.
- Czy ty mnie właśnie obraziłeś?
- Och, załapałeś?
- Może jestem odurzony, ale jestem też daleki od bycia głupim.
- Muszę ci powiedzieć, że coraz bliżej ci do bycia głupim.
- Zamknij się, Harry.
Harry wzruszył ramionami.
- Lubisz Gin?
- Jest zabawna. Lucjusz zawsze na nią narzeka.
- Bardziej niż na mnie?
- Och, nie. Na nikogo bardziej nie narzekają niż na ciebie.
- Dobrze. Lubię wiedzieć, że wyrobiłem sobie reputację.
- Reputację? Harry, jesteś cholernym Chłopcem-Który-Przeżył. Nie potrzebujesz wyrabiać sobie
reputacji!
- Harry potrzebuje wyrobić sobie reputację. Chłopiec-Który-Przeżył może iść się pieprzyć.
- Och, czy nie jesteś wulgarny?
- A czy ty nie jesteś zalany?
- Wypchaj się, Potter!
Harry uśmiechnął się złośliwie.
- Pytanie.
- Dajesz!
- Eee? Och, mugolski termin. Prawie o nim zapomniałem...
- Tom?
- Racja. - Tom urwał. - Dlaczego nie jesteś w Slytherinie?
Harry zaśmiał się.
- Powiedziałem Tiarze, żeby mnie tam nie umieszczała. Czemu o tym wspomniałeś?
- Po prostu wciąż uważam, że powinieneś być Ślizgonem, to wszystko. Szczególnie, kiedy rozmawiam z
tobą tak, jak teraz.
- Co? Kiedy jesteś pijany?
Tomowi udało się go spiorunować wzrokiem.
- Wiesz, co mam na myśli. Palant.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Oddaj mi różdżkę.
39
- Raczej nie.
- Chcę tylko rzucić klątwę i wypisać ci "Palant" na czole.
- Stanowczo odmawiam.
- Och, daj spokój, Harry.
- Nie.
- Proszę?
- Myślę, że wypiłeś już wystarczająco dużo.
- Co cię skłania do tego, żeby tak mówić?
- Robisz się śmieszny.
- Robię się?
- Musisz pytać?
- Cóż, tak.
- Tak. Robisz się śmieszny.
- Och.
Harry przewrócił oczami.
- Pewnie później tego pożałuję, ale chodź ze mną. - Wstał, rozpraszając Zaklęcie Wyciszające.
- Co?
- Zabieram cię do mojego pokoju. Jeśli wyślę cię z powrotem w takim stanie, wszyscy twoi poplecznicy
cię zaatakują. Chodź.
- Nie wiedziałem, że cię to obchodzi.
Harry pociągnął Toma i wyprowadził go z pubu.
- Oczywiście, że mnie to obchodzi. Jeśli cię zabiją, do czego będę potrzebny?
- Do zbierania materiałów?
- Cudownie. Wiedziałem, że coś wymyślisz.
- Ja po prostu jestem bystry.
- Tom, idź dalej.
- Co?
- Po prostu się zamknij i idź dalej, dobra?
- Och.
-~*~-
- Przytulnie.
- Też tak myślę. - Harry zamknął cicho drzwi. - Chociaż jest tylko jedno łóżko.
- Och.
- Nie martw się. Położę się na kanapie, jeśli zostaniesz na noc.
- Masz sowę.
- Co? - Harry zobaczył Świnkę. - Och, to tylko Świnka.
- Świnka?
- Sowa Rona.
- Dlaczego nazwał ją Świnką?
- Cóż, Gin nazwała ją Świstoświnką, a ponieważ ta sowa nie chciała reagować na nic innego, Ron skrócił
jej imię na Świnka.
- Głupie imię.
- Świstoświnka czy Świnka? - zapytał Harry, odwiązując list od nóżki sowy. Był zaadresowany pismem
Rona.
- Oba.
- Zgadzam się. - Chłopak otworzył list i przeczytał go szybko. - Ach. Wiedziałem to. I to też. Idiota.
- Co?
- śeby zataić fakt, iż do ciebie pisała, Gin powiedziała, że tak naprawdę pisze do mnie. Ron wymyślił
sobie, że znów się we mnie zadurzyła, bo wysyła do mnie tyle listów.
- Och, sprytna dziewczyna.
- No.
- Zamierzasz mu odpisać?
- Nie. Może się wypchać.
- Miły jesteś.
- Cóż, to nie moja wina, że zachowuje się jak dureń, jeśli chodzi o to wszystko.
- Haha.
- Zamknij się i idź spać.
- Nie jestem zmęczony.
- A ja nie będę się zajmował pijanym Tomem Riddlem. W łazience jest trochę Eliksiru Bezsennego Snu.
Weź trochę i daj mi to przeczytać.
- Ta książka jest nielegalna.
- Widzisz, jak mnie zepsułeś?
- Dobrze. - Tom powędrował do łazienki. - Kto zrobił to coś?
- Ja. Nie Snape. Ja.
- Och, to dobrze. - Tom usadowił się na łóżku i wypił eliksir. - Och, nawet lepiej.
40
- Tak, kiedy robię eliksiry, dodaję im smaku. Dowiedziałem się, jak to robić w książce, którą kupiłem rok
temu.
- To dobrze.
- Zamknij się i idź spać.
- Nie rzucaj na mnie klątwy.
- Cholera.
- Potter.
- Po prostu idź spać, Tom.
-~*~-
- Niedobrze mi.
- To za to, że się tak nawaliłeś.
- Dzięki.
- Nie zwymiotuj na łóżko.
- Co to ma być? śadnego "Dzień dobry"?
- Jest czas kolacji.
- W takim razie dobry wieczór.
- Idź już wymiotować.
- Nie muszę.
- Robisz się zielony.
Harry uśmiechnął się złośliwie, gdy Tom poleciał do łazienki, a po chwili powrócił do butelkowania
eliksiru, nad którym pracował.
- Co warzysz?
Harry wskazał na książkę leżącą obok niego.
- Nie mam zielonego pojęcia, jak to działa.
Tom zamrugał.
- To czarna magia, wiesz?
Harry wzruszył ramionami.
- Fred i George poprosili mnie, żebym to zrobił. Oni nie mają czasu.
- Będziesz miał kłopoty.
- Małe szanse. Jestem wybawcą Jasnej Strony. Nie mogą mnie zamknąć w Azkabanie.
- Nie. Nie przypuszczam, żeby mogli.
- Proszę. - Harry podał mu buteleczkę z eliksirem koloru głębokiego błękitu.
- Co to jest?
- Eliksir, który pomaga w poalkoholowych bólach głowy. Zrobiłem dla Seamusa cały kociołek po tym, jak
wczoraj przysłał mi sowę. Dobrze, że jeszcze nie wysłałem mu tego eliksiru.
- Dlaczego twój przyjaciel, Seamus, miałby tego potrzebować? - zapytał Tom po wypiciu eliksiru,
wzdrygając się z powodu jego smaku.
- Nie potrafię znaleźć niczego, żeby to smakowało lepiej - przeprosił Harry. - A Seamus w końcu nauczył
się zamieniać płyny w rum. Jest Irlandczykiem.
- Domyśliłem się tego po imieniu. - Tom postawił fiolkę na biurku Harry'ego. - Dzięki.
- Mnie też pomaga. Mam bóle głowy wtedy, kiedy ty je masz.
- Och, musisz mieć je przez cały czas.
- Tylko wtedy, gdy masz jakiś naprawdę mocny ból, jak teraz.
- Ups.
Harry prychnął.
Tom usiadł z powrotem na łóżku i obserwował pracującego cicho chłopaka przez długi czas.
- Równy z ciebie gość.
- Hm?
- Robisz dla dwójki przyjaciół nielegalne eliksiry, a także inny eliksir dla innego przyjaciela, żeby
uratować go od bólu głowy, bo nielegalnie się nawalił - westchnął Tom.
- Och. Przypuszczam, że to prawda.
- Dlaczego?
- Dlaczego jestem dobry w eliksirach? - Harry zerknął przez ramię na swojego gościa. - Jeśli nie ma
Ślizgonów sabotujących mi pracę albo Snape'a patrzącego na mnie złośliwie, dopóki wszystkiego totalnie
nie zawalę, jestem całkiem dobry.
- Naprawdę? Łał. Nigdy bym nie zgadł.
Harry prychnął i wrócił do pracy.
- Czuję się jak nastolatek.
- Dlaczego?
- Ja... - Tom zmarszczył brwi, przyglądając się swoim dłoniom. - Nic. Mniejsza z tym.
Harry westchnął i zakorkował ostatnią butelkę, a następnie rzucił zaklęcie czyszczące na kociołek i usiadł
obok Toma.
- Co?
- Po prostu próbuję zrozumieć moje uczucia.
- Nie tylko nastolatkowie to robią.
- Nie, pewnie nie. - Tom położył się na łóżku i wpatrzył się w sufit.
Harry odwrócił się i przez dłuższą chwilę obserwował starszego czarodzieja.
41
- Och, racja!
- Hmm?
- Twoja różdżka. Leży obok kociołka.
- Mogę wziąć ją później.
- Przyniosę ci ją teraz...
Tom wyciągnął rękę, łapiąc Harry'ego za ramię, by go powstrzymać. Chłopak obejrzał się na niego,
marszcząc brwi.
- Później.
- Tom...
- Harry, pocałujesz mnie?
Harry wytrzeszczył oczy w szoku.
- Co?
- Pocałuj mnie.
- Tom...
- Myślę jasno.
- To nie o to się mar...
Tom uciszył chłopaka, przyciągając go do siebie i całując gwałtownie. Harry zamknął się i oddał
pocałunek.
Kiedy się od siebie odsunęli, ukrył twarz w koszuli Toma.
- Do diabła z tobą.
Tom zamknął chłopaka w uścisku.
- Myślę, że już to zrozumiałem. Nagini będzie taka dumna.
- Och?
- Nie podkochuję się w tobie.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Zatem? - Harry spojrzał w szkarłatne oczy.
- To coś więcej.
- Więcej?
- Harry Potterze, wierzę, że cię kocham.
Harry'emu zaparło dech z wrażenia.
- Tom...
- I znalazłem świetny sposób na to, żebyś się zamknął, kiedy tak o tym pomyślę.
- Tom...
Czarny Pan jedynie przyciągnął młodego mężczyznę, by pocałować go ponownie i Harry postanowił mu
odpuścić.
Na trochę.
* Drajwer - kierowca, jedyna trzeźwa osoba w samochodzie jadącym na lub z imprezy (według słownika
slangu polskiego)
_________________
Rozdział 13
- Tom?
- Hmm?
- Jak działa to zaklęcie?
- Eee? Och... Sprawia, że osoba, na którą się je rzuci, staje się napalona na rzucającego urok.
- Okropne.
- Dlaczego celujesz we mnie tą różdżką?
- Chcę sprawdzić, czy potrafię to zrobić.
- Harry.
- Taaak?
- Expelliarmus.
- Tom!
- Accio Sztuka Czarnej Magii.
- To moja książka!
- Owszem, wiem o tym. Ale na pewno ty, panie Orędowniku Światła wiesz już dużo o Czarnej Magii.
- Nie prowokuj mnie...
Tom uniósł brew, patrząc na młodego czarodzieja i odłożył na stół książkę razem z różdżką Harry'ego.
- Jestem przerażony, panie Potter.
Harry uśmiechnął się ironicznie, skradając się w stronę Czarnego Pana, który odwrócił się do niego
plecami.
- Powinieneś być.
42
- Jeśli nie zauważyłeś, to tak się złożyło, że mam obie nasze różdżki. Nie muszę się niczego obawiać z
twojej strony - poinformował Tom zielonookiego czarodzieja i powrócił do czytania książki, którą
przyniósł ze sobą.
- Niczego? - syknął Harry, pochylając się nad nim, i ugryzł płatek jego ucha.
Tom zamknął oczy.
- Nie słyszałem cię.
- I o to chodziło, drogi Tomie. - Harry uśmiechnął się, przechylając się, by podnieść różdżkę.
Tom wykorzystał okazję i ściągnął chłopaka z kanapy, prosto w swoje ramiona. Harry zareagował
piskliwym wrzaskiem.
- Nie jesteś idealny, ale przypuszczam, że mi wystarczysz - wymruczał Czarny Pan, odnajdując ustami
jego usta.
Po chwili Harry odsunął się, celując różdżką w nos Toma.
- Co to było znowu za zaklęcie?
- Kto chciał czekać?
- Zamknij się.
- Nie dąsaj się na mnie.
- Dąsam się, na co chcę.
- A ja temu zaradzę...
Głośne pukanie do drzwi zmroziło czarodziejów. Spojrzeli po sobie ze zdenerwowaniem.
- Kto tam? - zawołał Harry, spokojnie wyswobodzając się z ramion Toma.
- Gin!
- A jak ty, na Merlina, mnie znalazłaś?
- Huuu - odpowiedziała Hedwiga.
Harry jęknął.
- Wpuścisz nas? - poprosiła przymilnie dziewczyna.
- Jestem zajęty!
Tom prychnął, zasłaniając usta dłonią i położył książki o czarnej magii na półce, gdzie zupełnie jawnie
leżało kilka nielegalnych lub prawie nielegalnych rzeczy, które Złoty Chłopiec uzbierał w ciągu ostatniego
roku (większość z nich była niespodzianką dla Czarnego Pana).
- No to przestań być zajęty!
Harry posłał Tomowi rozpaczliwe spojrzenie. Czarny Pan przewrócił oczami i otworzył drzwi machnięciem
różdżki.
Hedwiga wleciała do środka i z pełnym zadowolenia gruchnięciem usiadła na swojej żerdzi.
Ginny weszła z szerokim uśmiechem.
- Hej, Harry! - powiedziała wesoło, zamykając za sobą drzwi.
- Dlaczego tu jesteś? - zapytał Harry, wskazując Ginny kanapę. Dziewczyna najwyraźniej nie zauważyła
Toma.
- Nie mogę odwiedzić chłopca, w którym ponoć jestem zadurzona - odpowiedziała wyniośle dziewczyna.
Tom zaśmiał się i wyszedł zza półki na książki. Ginny wstała i szybko się odwróciła, celując w niego
różdżką.
- Niezły refleks, panno Weasley - skomentował mężczyzna z ironicznym uśmiechem.
- Tom. - Ginny ukłoniła się lekko i już miała schować różdżkę, gdy Czarny Pan powiedział ostrzegawczo:
- Jesteś pewna, że powinnaś mi zaufać?
- Stała czujność, nawet wśród przyjaciół - mruknął Harry, wracając na kanapę. - Tom nie jest twoim
przyjacielem, Gin. Nie chowaj różdżki.
- Ty nie masz swojej! - odpowiedziała ze złością Ginny, a jej brązowe oczy zaiskrzyły niebezpiecznie.
- Owszem, ma. - Tom podszedł do nich i usiadł na skraju kanapy. - A w każdym razie będzie miał.
Zaczarował ją, by tkwiła w jego rękawie, dopóki jej nie potrzebuje.
Ginny spojrzała na Czarnego Pana.
- I tak nie mogę używać magii.
- Nigdy nie zdradzaj potencjalnemu wrogowi swoich słabych punktów. Jeżeli jeszcze o nich nie wie, masz
przewagę - wtrącił łagodnie Harry.
- Gdzie znalazłeś tę zasadę? - zapytał z ciekawością Tom.
- A co ja przed chwilą powiedziałem?
- Och, więc teraz jestem potencjalnym wrogiem?
Harry uśmiechnął się złośliwie.
- A co powiedziałem przedtem?
- Dureń.
- Dupek.
- Kretyn.
- Mieszaniec.
- Okularnik.
- Uch - skrzywił się Harry. - Zawsze używasz tego określenia.
- Co przed chwilą powiedziałeś?
Harry posłał Czarnemu Panu surowe spojrzenie.
- Tom, kocham cię, ale to nie uchorni cię przed moją klątwą, zatem powstrzymaj się, proszę, od
obrażania mnie w moim własnym mieszkaniu.
43
Voldemort wyszczerzył się do niego.
- Więc nareszcie jesteście razem! - wykrzyknęła radośnie Gryfonka.
- Powiedzmy - westchnął Tom z udawanym smutkiem. - Harry powiedział "Zero seksu, dopóki jestem w
szkole".
- Po miesiącu go złamiesz.
Czarny Pan potrząsnął głową.
- Ginny, on jest pod opieką Dumbledore'a...
- I może się aportować - odparła Ginny, rozsiadając się wygodnie obok Harry'ego.
Tom uniósł brew.
- Niech pani kontynuuje, panno Weasley.
- Och, nie - jęknął chłopak, kryjąc twarz w dłoniach.
- Jak wszyscy wiedzą, ja i Harry jesteśmy teraz samotni - wyjaśniła Ginny. - Nasz udawany związek
mógłby pomóc Harry'emu wydostawać się ze szkoły i ominąć bariery antyaportacyjne przy sekretnych
wyjściach.
- Podoba mi się to. - Tom skinął głową.
- Moje życie zamienia się w piekło - jęknął Harry.
- Myślałem, że już takie było.
- Zamknij się, Tom.
Czarny Pan wzruszył ramionami i znów spojrzał na Ginny, która według niego wyglądała na podejrzanie
rozluźnioną.
- Ale to ma swoją cenę, prawda?
Harry podniósł z zainteresowaniem wzrok.
- Chcę dokładnie dwóch rzeczy - przytaknęła Ginny.
- Zatem posłuchajmy.
- Po pierwsze - nie wolno ci zaatakować mojej rodziny.
- Załatwione. Jeśli jednak znajdą się na polu bitwy, to nie mogę zagwarantować, że przeżyją. To
niemożliwe.
- Rozumiem.
Tom skinął głową.
- A druga rzecz?
Po twarzy dziewczyny przebiegł uśmieszek, gdy tak spoglądała na dwójkę czarodziejów. - Zaklęcia.
Istnieją takie, które można zakwalifikować do "mrocznych", ale są legalne. W naszej szkole się ich nie
naucza, nikt mi w tym nie pomoże.
- Chcesz, żebym nauczył cię legalnych czarnomagicznych zaklęć? - zapytał sarkastycznie Tom.
- Tylko podstaw.
- Nie mogę.
- Dlaczego...?!
- Tom nie lubi legalnych rzeczy. To moja działka - uciął łagodnie Harry. - I tak, myślę, że mogę cię
nauczyć tych zaklęć.
- A co, jeśli chodzi o nielegalne rzeczy? - zapytała spokojnie Ginny.
- Przy tym będziemy musieli poważnie negocjować - odpowiedział stanowczo Harry. - Możemy zapewnić
ochronę dla twojej rodziny i nauczyć cię legalnej czarnej magii, ale nielegalne rzeczy to inna sprawa.
Ginny westchnęła.
- A eliksiry? Fred i George mówią, że jesteś w tym dobry.
- Severus to sukinsyn - zgodził się Tom.
- Po prostu nie potrafi się dogadać z ludźmi. Jego lekcje są przez to niezrozumiałe, a uczniowie nie uczą
się adekwatnie do ich możliwości. Poza tym Snape jest strasznie stronniczy. Zaufaj mi, jeśli będziesz
potrzebować pomocy w eliksirach, powiedz. Musiałem się tego wszystkiego nauczyć sam.
- Ale wciąż masz beznadziejne oceny z eliksirów!
- Jak już powiedziałem, stronniczość. To, co działa na moją niekorzyść, to nienawiść Snape'a.
- Taaak, a skąd ona się wzięła? Robiłeś sobie z niego żarty, czy co?
- Zaczęło się od jednej rzeczy, a potem zaczęło narastać - odpowiedział wymijająco Harry.
Ginny odwróciła się do Toma, ale ten potrząsnął głową.
- Na mnie nie patrz. W obecnej sytuacji prawdopodobnie znacie Severusa lepiej, niż ja kiedykolwiek
poznam. Facet jest zamknięty w sobie. Nie mogę go rozgryźć, a Harry zawsze zbywa moje pytania -
mówiąc to, Czarny Pan odwrócił się, by spojrzeć na młodszego czarodzieja.
Harry wzruszył ramionami.
- Nie lubię faceta, to fakt. Jednakże, jego życie zależy od paru sekretów, które znam. Wyjawienie innych
tajemnic sprawi, że jego egzystencja stanie się gorsza, niż jest w tej chwili. Dopóki utrzymuje moje
sekrety w tajemnicy, jego będą bezpieczne u mnie. - Młody mężczyzna przeciągnął się lekko,
zapominając pozornie o pozostałej dwójce. - Gin, twoja pierwsza, należyta lekcja eliksirów zaczyna się
teraz. Chodź.
Ginny jęknęła i również wstała.
- Co będziemy warzyć, profesorze?
Harry posłał dziewczynie złośliwy uśmiech.
- Coś dla twoich braci. Potrzebuję przy tym pomocy.
- I to jest sygnał, że najwyższy czas wracać do "pracy" - oznajmił Tom, wstając.
44
- Nie zostawiaj mnie z nim samego! - krzyknęła Ginny.
Tom wzruszył ramionami.
- Lubię cię, ale on próbował mnie namówić, żebym pomagał mu z tym przez trzy tygodnie. Wychodzę,
dopóki mam jeszcze jakąś szansę ucieczki.
- Oszust - mruknęła Ginny.
Harry potrząsnął głową i mocno szturchnął Toma w pierś.
:Wrócisz jutro?:
:Będę późno.:
:Atak?:
:Taaak.:
:I oczywiście idziesz, bo bez ciebie sobie nie poradzą.:
:Nie potrafię dobrze rzucać Cruciatusa na siebie:
:Zrobię to za ciebie.:
Tom uśmiechnął się lekko i ujął twarz Harry'ego w dłoń.
:Zrobiłbyś to, prawda?:
:No dobrze. O której godzinie mogę się ciebie spodziewać?:
:Ach... Myślę, że powinienem być o czwartej, najpóźniej.:
:Świetnie.: Harry przysunął się i mocno pocałował Toma w usta. :Uważaj na siebie.:
:Nie wysadź się w powietrze, przystojniaku: odpowiedział Tom z szelmowskim uśmiechem. Harry
prychnął.:Kocham cię, wiesz?: dodał łagodnie Czarny Pan.
:Z wzajemnością: odrzekł Harry.
Tom skinął głową i odsunął się od drugiego czarodzieja.
- Doskonale. Nie męcz panny Weasley za bardzo. Wypuść ją stąd o rozsądnej porze. Znasz zasady -
ostrzegł młodego mężczyznę, który zaśmiał się. Odwrócił się do Ginny. - Wiem, że on jest diabelnie
przystojny, ale jeżeli tylko udajesz, że nic do niego nie czujesz, to będę sam zmuszony pokazać ci kilka
nielegalnych zaklęć. W innym przypadku - bawcie się dobrze! - oznajmił Czarny Pan i deportował się z
trzaskiem.
- Przepraszam za niego - westchnął Harry, drapiąc się po głowie.
- Myślę, że to słodkie! - odpowiedziała Ginny, niespeszona tym, jak ją potraktowano. - Chciałabym
znaleźć kogoś, kto zrobi to dla mnie.
Harry zmarszczył brwi.
- Znajdziesz, Gin. Musisz w to wierzyć.
- Więc, jesteś już po jego stronie?
- Eee?
- Cóż, jesteś Orędownikiem Światła, prawda?
- Taaak.
- I zakochałeś się w swoim największym przeciwniku.
- To prawda.
- I znasz się na czarnej magii.
- Cóż, taa.
- Więc jesteś już oficjalnie po stronie Toma?
- Nie wiem. - Harry wzruszył ramionami. - Chyba jestem gdzieś pomiędzy czarną i białą magią.
Przypuszczam, że zawsze tak było.
- Dlaczego? - Ginny zmrużyła oczy. Zawsze jej się wydawało, że Harry twardo stał po jasnej stronie.
- Cóż, tak czuję. Rozumiem, o co walczy Tom i rozumiem, o co walczy Dumbledore. Zgadzam się
częściowo z obydwoma, choć nigdy nie miałem szansy wybrać. Jestem uosobieniem światła dla świata
czarodziejów.
- Wróg ostateczny... - sapnęła Ginny.
Harry skinął głową.
- Więc, powiedz mi, Gin... Jesteś w pokoju ze swoim największym wrogiem, czy też z najlepszym
przyjacielem? - zapytał z powagą czarodziej, a następnie odwrócił się, by sięgnąć do biblioteczki po
przepis, który był mu potrzebny.
45
Ginny mogła tylko patrzeć.
_________________
Rozdział 14
Tom aportował się do pokoju hotelowego.
– Co…?
Ginny puknęła Toma w łokieć. – Cześć! Fred, George i ja przyszliśmy pomóc Harry’emu spakować się do
szkoły!
Tom podrapał się po głowie z westchnięciem.
- Już 31 sierpnia, tak?
- Zgadza się!
- Niemożliwe, znasz się na kalendarzu!
- Idioci - mruknął do bliźniaków Harry, gdy Tom rzucił im piorunujące spojrzenie.
- Wybacz, Tom! - powiedzieli jednocześnie rudzielcy, szczerząc się identycznie.
Harry przewrócił oczami i zerknął na uśmiech Czarnego Pana. - Prawie skończyliśmy.
Tom skupił swoją uwagę na Harry'm, gdy rodzeństwo zostawiło ich samych.
- Prawie? To miejsce wygląda jakby przeszło tu tornado.
- Zamknij się. – Harry spojrzał krzywo na wyższego czarodzieja. - Musimy zaczarować wszystkie te
rzeczy, ponieważ mogą wpędzić mnie w kłopoty.
- Oooch… - uśmiechnął się okrutnie Tom. - Czyżby to były te naprawdę mroczne księgi i artefakty, o
których ci mówiłem, żebyś kupił?
-Tak, te. - Zmrużył oczy Harry. - Musisz wziąć wszystko, czego nie byliśmy w stanie ukryć. Jeśli
Dumbledore mnie złapie, to nawet nie mamy co marzyć o potajemnym spotkaniu.
- Cholera.
- Tom…
- Tak, tak, wezmę je.
- Dziękuję - powiedział z ulgą młody czarodziej.
Tom przesunął palec pod brodę Harry’ego i delikatnie podniósł jego głowę tak, aby móc patrzeć w
szmaragdowe oczy młodszego mężczyzny. - Harry, kiedy ostatni raz przespałeś bez problemu całą noc?
- Nie wiem.
- Dzisiaj. Potrzebujesz snu, panie Potter.
- Nie nazywaj mnie tak.
Tom westchnął. - Harry, naprawdę. Wyglądasz jak gówno.
- Jakiś ty elokwentny...
- Harry!
- Dobra, dobra. Przepraszam.
- Mówię poważnie. Martwię się o ciebie.
46
- Naprawdę?
- Och, nie zaczynaj znowu.
- Wybacz.
- Nie przepraszaj. - Tom westchnął i mocno przytulił młodszego czarodzieja, chowając twarz we włosach
Harry’ego. - Po prostu dbaj o siebie, dobrze?
- Ha. Kto by się spodziewał, że nadejdzie dzień, w którym będziesz mi mówił, że mam bardziej o siebie
dbać.
Tom spojrzał krzywo na młodszego czarodzieja. - Przestań. Po prostu przestań.
- Ale to zabawne…
Tom przyłożył rękę do ust Harry’ego i zmierzył go wzrokiem. - Dość. Nie waż się znowu zaczynać.
- Przez cały dzień był przygnębiony. - Zaoferowała się Ginny, która właśnie weszła do pokoju, w
towarzystwie braci. - Zresztą nie tylko on jeden.
Tom kiwnął głową i odsunął rękę od ust Pottera. - Harry, Merlinie dopomóż, gdybym znalazł sposób na
zatrzymanie cię przy sobie, wykorzystałbym go, wiesz o tym. W każdym razie, i tak musisz wrócić do
Hogwartu na swój ostatni rok.
- Muszę udawać. – Harry uśmiechnął się szyderczo.
- Kumplu, pozwól nam zdradzić ci mały sekret…
- … nie ma znaczenia, kim jesteś…
- … i tak zawsze udajesz.
- Jesteś po prostu większym szczęściarzem niż większość ludzi.
Tom spojrzał na dwójkę Weasleyów z wdzięcznym uśmiechem, gdy zobaczył, że nastrój Harry'ego
wyraźnie się polepszył.
Na początku, gdy bliźniacy dowiedzieli się, że Harry Potter zakochał się w Lordzie Voldemorcie, byli w
szoku. Potem zaczęli nad tym myśleć i przypomnieli sobie, ile zabawy dawało towarzystwo "Toma
Aurora". Wtedy zaczęli pomagać Ginny teleportować się z Nory do pokoju Harry'ego.
- Och, mama zdecydowała, że Harry spędzi ostatnią noc w Norze - poinformowała nagle Ginny.
Tom przytaknął. - Tak myślałem.
- Jakiś ty inteligentny, Tom - zachichotał Harry. - Może w końcu pojmiesz, dlaczego nie jesteś w stanie
zapanować nad światem.
Ginny, Fred i George wybuchli śmiechem, gdy Tom objął Harry'ego. - Co ty nie powiesz? To w takim razie
wyjaśnij, czemu nie mogę zapanować nad światem.
Harry z uśmieszkiem wywinął się z uścisku Toma. - Proste. Musisz się podzielić.
- Podzielić? Powiem ci, że Lord Voldemort nie musi się z nikim dzielić.
- A co z Chłopcem-Który-Przeżył?
- Jakim chłopcem? Nie, nie. Jest zbyt seksowny, by być chłopcem.
- Cóż, dziękuję.
- Dla ciebie wszystko - zasyczał Tom w ucho Harry’ego. Młodszy mężczyzna zadrżał i uśmiechnął się.
- To jest dziwne - oznajmił George, wracając do pakowania. Fred poszedł w jego ślady.
- Są zwyczajnie zazdrośni - poinformowała dwóch ciemnowłosych czarodziejów Ginny.
47
- Oczywiście, że są. Chcą Harry’ego, ale wiedzą, że nie mogą go mieć.
- Tom.
- Tak?
- Interesuj się sobą.
- Sobą? - Tom uśmiechnął się ironicznie. - Miałem dla siebie całe dekady, Harry. Teraz jestem
zafascynowany tobą.
- I ta fascynacja trwa od siedemnastu lat, tak?
- Jeśli chcesz wiedzieć, całe te siedemnaście lat zajęło mi zrozumienie, co straciłem.
- Jesteście słodcy, ale lepiej to skończmy, ok? - zasugerowała delikatnie Ginny.
- Cholera - westchnął Tom, całując Harry’ego w czubek głowy, zanim
pozwolił mu iść.
- Zgadzam się. Ginny, skarbie, masz okropne wyczucie czasu.
- Wiecie, jeśli o was chodzi, to zawsze robię coś nie w porę...
- Widzę, że nareszcie to zrozumiałaś.
- Harry, szybko biegasz, tak?
- Taaaaaak…
- W takim razie możesz już zacząć uciekać, chłopcze.
- Ani się waż tym we mnie rzucić!
- Expelliarmus - westchnął Tom i zabrał artefakty w bezpieczne miejsce. - Gin, do tego kąta. Harry, do
tamtego. Wracajcie do pakowania.
Dwójka uczniów pokazała języki Czarnemu Panu, zanim poszli na swoje miejsca i wrócili do pracy.
Tom przewrócił oczami i przeniósł kilka rzeczy do ich kufrów. - Merlinie, jak mam z nimi wygrać?
- Nie licz na to - poradził Fred.
- Są Gryfonami - przytaknął George.
- Ze ślizgońskimi umysłami.
Bliźniacy wymienili spojrzenia, odkaszlnęli i wrócili do pracy.
Tom jęknął. - Nastolatki!
Wszyscy w pokoju wybuchli śmiechem.
-~*~-
Ginny, Tom i Harry byli sami w pokoju, podczas gdy Fred i George przetransportowali kufer Harry’ego do
Nory. Ginny poszła skorzystać z łazienki, taktownie dając dwóm czarodziejom szansę na szybkie
pożegnanie.
- Nienawidzę pożegnań, wiesz o tym - mruknął Harry w koszulkę Toma.
- Często to mówisz.
- Zawsze jest szansa, że gdy powiem komuś : „Do widzenia”, już nigdy
tej osoby nie zobaczę.
48
- Zobaczysz mnie ponownie. Prawdopodobnie szybciej niż myślisz.
- Och?
Tom uśmiechnął się ironicznie.
- Nie wyjaśnisz mi tego, tak?
- Zgadza się.
- Spadaj.
- Też cię kocham.
- Dobrze.
Tom westchnął i pociągnął nastolatka do długiego pocałunku.
Oderwali się od siebie po dłuższej chwili. - Nie jestem pewien, czy będę tęsknić za brakiem tlenu.
Tom roześmiał się.
- Masz ładny śmiech, Tom – poinformowała Ginny, wchodząc do pokoju.
- Mówisz to za każdym razem, gdy go słyszysz- parsknął Tom.
- To tylko podkreśla moje słowa – odpowiedziała pogodnie czarownica.
Harry parsknął śmiechem, a Tom przewrócił oczami.
- Gotowy do drogi? – spytała łagodnie.
- Tak mi się wydaje - Harry zerknął w roześmiane, czerwone oczy. - Tak.
W każdym razie pożegnania nie są na zawsze.
- Mam nadzieję - odpowiedział zgryźliwie Tom.
Harry i Ginny roześmiali się.
- Cóż, Harry. Powinniśmy już iść. Mama zacznie się martwić. Nie chcemy, aby wysłała Rona. On wciąż nie
potrafi się dobrze aportować.
- Nie mam pojęcia, jak zdobył swoją licencję - westchnął Harry.
- Cóż, czasami potrafi się aportować, gdzie chce bez rozczłonkowania.
- Do czasu - zaoponował Harry na wydechu. Ginny wyszczerzyła się.
- Bardzo dobrze. – Tom przyciągnął uwagę Harry’ego na wystarczająco długo, aby skraść mu pocałunek.
- Idźcie. Jestem pewien, że wszystko pójdzie dobrze - bez rozczłonkowania pana Weasleya czy śmierci
Dumbledore'a. - Harry i Ginny wybuchli na to śmiechem. - Może to zabrzmi dziwnie w moich ustach, ale
nie używajcie Czarnej Magii, dopóki nie będziecie pewni, że nie ma nikogo w pobliżu. Szczególnie ty, Gin.
Harry, ty prawdopodobnie mógłbyś się z tego wykpić, ale zawsze lepiej jest nie próbować skończyć w
Azkabanie. Zrozumiano?
- Zrozumiano!- powiedzieli chórem.
- Dobrze. Już was tu nie ma. Do widzenia i inne takie. – Odprowadził ich do drzwi i aportował się.
Harry westchnął smutno.
- Harry?
- Już za nim tęsknię.
- Wkrótce go zobaczysz.
49
- Nie tak szybko jak bym chciał.
- To nigdy nie jest dostatecznie szybko.
Harry uśmiechnął się lekko. - Dzięki, Gin.
- Od tego ma się siostry.
- Gin, jesteś najlepsza.
- No jasne. W końcu miałam sporo praktyki.
Harry zaśmiał się.
Rozdział 15
- Dlaczego jest tak, że każdego roku się spieszymy?
- A jest tak?
- Tak myślę.
- Wiesz, on ma rację.
Ron spojrzał ze złością na Hermionę, bo zgodziła się z Harrym. Wciąż był w niej poważnie zadurzony, ale
w zeszłym roku, po miesiącu chodzenia z Weasleyem, dziewczyna rzuciła go.
Czasami któremuś z nich robiło się przykro z powodu rudowłosego. Czasami.
- Przestań tak na mnie patrzeć. To prawda.
Ron mruknął coś pod nosem i Hermiona pacnęła go w głowę, gdy weszli do pustego przedziału.
Harry uśmiechnął się do dwójki swoich przyjaciół. Jeśli już musiał cierpieć z powodu braku Toma, będzie
cierpiał w towarzystwie Rona i Hermiony. Ostatnio byli ciągle tacy zabawni.
Trójka Gryfonów usiadła na miejscach w przedziale, gdy pociąg wyjechał z miasta.
- A więc, Harry, co tam u ciebie? - zapytała Hermiona. - Nie widziałam cię od twoich urodzin!
- Nudziłem się niemiłosiernie - westchnął Harry. - Dopóki nie pojawiła się Ginny. Ucieszyło mnie to. -
Posłał im promienny uśmiech, trzymając się historii, którą wymyślił wraz z Ginny, Fredem, George'em i
Tomem.
- Dobrze wiedzieć! - Hermiona uśmiechnęła się radośnie.
- Mamy zdaniem wy dwoje powinniście zostać w Norze. Nie podoba jej się pomysł, żeby Ginny
podróżowała tam i z powrotem, od Nory do Londynu, mimo że Fred i George obiecali zadbać o jej
bezpieczeństwo - zrzędził Ron.
Harry przewrócił oczami. Od kilku tygodni Ron i Molly nie dawali mu spokoju i przy każdej możliwej
okazji przypominali o uważaniu na dziewczynę, dopóki poprzedniej nocy nie przybył do ich domu, by tam
zostać.
- Wiem, Ron.
Hermiona klepnęła go przyjaźnie w rękę i uśmiechnął się w odpowiedzi, co sprawiło, że Ron poczerwieniał
z zazdrości. Znowu.
- Ron. - Harry spojrzał z ukosa na rudowłosego. - Robisz się śmieszny.
- Ja nie jestem twoją dziewczyną, Ronaldzie Weasley - powiedziała z irytacją Hermiona.
Harry westchnął i wstał, gdy pozostała dwójka wpatrywała się w siebie ze złością.
- Coś wam powiem. Możecie to rozstrzygnąć we dwójkę. Ja zamierzam znaleźć Ginny. - Wyśliznął się z
przedziału, zanim jego przyjaciele mogli wnieść sprzeciw.
Znalazłszy się daleko od nich, włóczył się bez celu. Tak naprawdę nie obchodziło go, gdzie znajdowała się
Ginny - prawdopodobnie spędzała czas z Luną lub jedną z jej pozostałych przyjaciółek - ale to była dobra
wymówka.
- Potter!
Harry odwrócił się, by ujrzeć Draco Malfoya obserwującego go z wejścia do przedziału.
- Malfoy - odpowiedział uprzejmie.
- Wejdź tutaj.
- Dlaczego? - Harry uniósł pytająco brew, patrząc na Ślizgona.
- Chciałbym z tobą pomówić. Bez reszty pasażerów tego pociągu, jeśli można.
- A może ja nie mam ochoty rozmawiać, Malfoy?
- Och, nie bądź głupi.
To przykuło uwagę Harry'ego.
- Dobrze.
Gryfon podążył za blondynem do pustego przedziału i usiadł wygodnie. W tym czasie Ślizgon zamknął
drzwi i usiadł naprzeciw niego.
- Mów, Malfoy - zasugerował czarnowłosy.
- Chcę ogłosić rozejm.
- Rozejm?
- Koniec walk, koniec zwracania się do siebie po nazwisku, koniec rzucania do siebie klątwami na
50
korytarzu.
Ciekawość zepchnęła jego czujność na dalszy plan i Harry pochylił się do przodu.
- Dlaczego?
- Nazwij to nawróceniem, jeśli musisz.
- Malfoy...
- Nie mogę ci powiedzieć.
- To nic nowego. Nikt nie może mi nigdy nic powiedzieć - prychnął Harry, wstając gwałtownie.
- Kazanomitozrobić!
- Powtórz to. Powoli.
- Kazano. Mi. To. Zrobić.
- Kto ci kazał?
- Mój ojciec.
- Dlaczego Lucjusz Malfoy chciałby, żebyśmy byli przyjaciółmi?
- Nie wiem!
- Czy ty zawsze robisz wszystko, co twój ojciec rozkaże?
Draco trzymał język za zębami.
- A więc robisz! - stwierdził Harry z udawanym zaskoczeniem.
- Tylko, jeśli coś z tego mam!
- A co z tego masz?
- Potter, zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś interesujący, tak?
- Co?!
- Jesteś interesujący.
- Malfoy, przestałeś mówić z sensem. Wychodzę.
- Nie!
- Przesuń się.
- Usiądź.
- Rzucę na ciebie klątwę, jeśli się nie przesuniesz.
- Potter, proszę. Usiądź.
- Stup...
- HARRY!
- Malfoy...
- Harry, usiądź, proszę. Błagam cię.
- Malfoyowie nie błagają.
- Więc łamię zasadę. Siadaj. Proszę?
Harry zmarszczył brwi, ale wrócił na swoje miejsce, a różdżkę schował do rękawa.
Draco zrobił pełen ulgi wydech i również usiadł z powrotem.
- Przypomnij sobie, że chciałem być twoim przyjacielem od pierwszego roku. Po tym, jak odrzuciłeś moją
propozycję, mój ojciec powiedział, że nie wolno mi więcej myśleć o zostaniu twoim przyjacielem. Zmienił
zdanie tego lata. Okej?
- Nie jestem taki pewien, czy chcę przyjaciela, który odwróciłby się i rzucił klątwę w moje plecy przy
pierwszej okazji.
- Słowo Czarodzieja. Nie będę przyczyną twojego upadku, dopóki jestem twoim przyjacielem i tylko ty
możesz zdecydować, kiedy to przyrzeczenie straci ważność lub skończy się nasza przyjaźń.
- Mówisz poważnie?
- Tak. To właśnie próbowałem ci powiedzieć.
- Nigdy nie sądziłem, że możesz być taki dojrzały, Malfoy.
- Draco.
- Drac.
- Nie. Absolutnie nie!
- Drake?
- Nie!
- Dray.
- Potter!
- Mam ksywki dla wszystkich moich przyjaciół.
- Z mojego imienia nie robi się "ksywki".
- Od teraz tak.
- Nie.
- Drac, Drake czy Dray?
- śADNE!!
- Dray podoba mi się chyba najbardziej.
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie...
- Dray - to jest to!
- Merlinie, co za upokorzenie...
- Twoja wina.
- To nie jest moja wina, że Gryfokretyni muszą mieć krótsze imiona, żeby wołać jeden na drugiego!
- Zauważ, że to co mówisz, to ubliżanie.
- Zraniłem twoją dumę?
51
- Niezupełnie. Po prostu mówię ci, żebyś to zauważył.
- Eeech...
Harry zaśmiał się
Draco popatrzył na niego ze złością.
Z korytarza na zewnątrz dobiegł ich dźwięk.
- Harry?
- To Herm.
- Granger?
- Być może znasz jakieś inne Herm?
- Ksywki. Łee...
- Dray?
- Nie...
- A co z Ronem i z Herm?
- Co z nimi?
- Są moimi przyjaciółmi, wiesz.
- Harry. Nie mogę znieść Weasleya. Zostałem wychowany tak, by nienawidzić szlam... eee, czarodziejów
mugolskiego pochodzenia. - Draco zmarszczył brwi. - Będę twoich przyjacielem, ale nie ich. Nie mogę.
Harry westchnął
- Wątpię też, że oni chcieliby się z tobą zaprzyjaźnić. - Wstał. - Po prostu spróbuj, okej?
- Być miłym? - zapytał Draco z pełnym niesmaku spojrzeniem.
- Tak. Udawaj, że nasza przyjaźń zależy od tego, jak ich traktujesz - zasugerował Gryfon, a następnie
opuścił przedział, żeby zapewnić przyjaciół, że wszystko z nim w porządku.
Draco spochmurniał.
-~*~-
- Zabiję go, Harry.
- Ron, wyluzuj i zamknij się.
- On cię wykorzystuje!
- Owszem. Nie ufam mu.
Harry i Ginny spojrzeli na siebie bezradnie. Czarnowłosy właśnie opowiedział trójce przyjaciół o Draco.
Wiedział, że Ginny nie przejmowałaby się tym, ale teraz ona i Tom byli przyjaciółmi...
- Myślę, że wszystko jest w porządku - powiedziała rudowłosa, kładąc głowę na ramieniu Harry'ego.
- Ginny... - zaczął Ron.
- Zamknij się, Ron - rzucili chórem Harry i Ginny.
- Nie możecie na zawsze mieć w Ślizgonach wrogów - zwróciła uwagę Weasley. - Jeśli Malfoy chce być
przyjacielem Harry'ego, ja jestem za.
- Och, Ginny. Jesteś najlepszą dziewczyną pod słońcem - westchnął czarnowłosy. Ginny uśmiechnęła się
szeroko.
- Jego ojciec jest śmierciożercą, Harry! - syknął Ron.
- Tak czy owak okazuje mi sympatię - odparł Harry, spoglądając gniewnie na przyjaciela. - Dopóki to nie
jest kolejna sztuczka Voldemorta, w co wątpię, nie widzę powodu, żeby mu nie ufać!
- Tego już za wiele! - odkrzyknął rudzielec. Wzdrygnął się, gdy czarnowłosy wymówił nazwisko Tego,
Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Zawsze to robił. Nadal.
- A co, jeśli to jest spisek? - zgodziła się Hermiona nieco łagodniejszym tonem.
- No to będziecie musieli mieć nadzieję, że potrafię o siebie zadbać, prawda? - warknął Harry, wstając. -
Chodź, Ginny.
- Nie zabierzesz mojej małej siostry do tego drania - krzyknął Ron, zrywając się z miejsca, żeby
powstrzymać "parę".
- Locomotor Mortis. - Rudowłosy natychmiast zamarł w miejscu. - Ron, znajdź nas, kiedy chociaż raz
przestaniesz doszukiwać się tylko najgorszych cech u Ślizgonów - powiedział zimno Harry, a następnie
wyprowadził Ginny z przedziału.
- Finite Incantantum - mruknęła Hermiona, celując w rudowłosego różdżką.
- Co mu się stało?!
- Ron, myślę, że Harry chce się zaprzyjaźnić z Malfoyem.
- Malfoy musiał rzucić na niego jakieś zaklęcie!
- Jakie? Klątwę Imperius? - odparowała Hermiona. Ron spojrzał na nią gniewnie, milcząc. - Daj spokój,
Ron. Harry zmienił się od czasu śmierci Syriusza. Wiesz o tym. I ja o tym wiem.
- Syriusz nie chciałby, żeby miał coś wspólnego z Malfoyem.
- Nie, pewnie nie. - Hermiona westchnęła. - Ale to nie powstrzyma teraz Harry'ego.
- Więc co mam zrobić?
- Daj trochę luzu. Zaufaj mu. - Wzruszyła ramionami. - Traktuj go tak, jakby nic się nie stało i spróbuj
nie rzucać klątw na Malfoya na korytarzach szkolnych. Po prostu bądź przyjacielem Harry'ego.
- Jestem jego przyjacielem!
- Wiem i on też o tym wie.
- Po prostu lecieć z wiatrem? Mam spokojnie się wszystkiemu przyglądać, aż Malfoy zaprowadzi
Harry'ego do Sama-Wiesz-Kogo?
- Nie. Po prostu bądź przy nim. I jeśli Malfoy spróbuje oddać go Voldemortowi, będziemy tu, żeby go
powstrzymać.
52
- Och...
-~*~-
- Dray?
Draco otworzył drzwi do przedziału i posłał Harry'emu gniewne spojrzenie, kiedy zza jego pleców rozległ
się śmiech.
- Potter...
- Myślałem, że mówiłeś do mnie Harry.
Więcej śmiechu.
- Kto jest z tobą w środku?
- Pansy i Blaise - wymruczał blondyn.
Harry spojrzał ponad ramieniem Draco i ujrzał dwójkę pozostałych Ślizgonów.
- Hej!
- Dlaczego jest z tobą Weasley? - zapytał z wyrzutem blondyn, spostrzegłszy nagle uśmiechniętą szeroko
Ginny.
- Uciekamy od mojego brata i Hermiony - wyjaśniła rudowłosa.
- Dlaczego? - Draco skrzywił się.
- Zamierzasz nas zaprosić do środka? - zapytał Harry.
- Nieee.
- Dlaczego nie?
- Byłem zajęty.
- Wpuść ich, Draco - zawołała Pansy. - A może powinnam powiedzieć "Dray"?
Draco był jedyną osobą, która się nie śmiała, gdy pozwolił dwójce Gryfonów wejść do środka.
- Mógłbym cię po prostu zabić, Potter.
- Tak bywa. - Harry wzruszył ramionami i rzucił się na miejsce naprzeciw pozostałych Ślizgonów. -
Zabini, Parkinson, to dla mnie przyjemność.
- On ma swój urok - zachichotała Pansy. - To nie powinno być dozwolone w Gryffindorze, wiesz?
- Dobrze to ukrywa - odpowiedziała z uśmiechem siedząca obok czarnowłosego Ginny.
Draco jęknął.
- Właściwie aspiruję na Ślizgona. Mam nadzieję na trochę treningu - odpowiedział nonszalancko Harry.
Ślizgoni roześmiali się, podczas gdy Ginny przewróciła oczami.
- Wiem, dlaczego Dray nie miota we mnie klątwami, ale dlaczego wy dwoje jesteście nagle tacy mili?
- Z tego samego powodu. - Draco usiadł obok Harry'ego, wzdychając.
- Nasi rodzice kazali nam być dla ciebie miłym, Potter - prychnął Blaise.
- Prawie wszyscy rodzice Ślizgonów kazali im być dla ciebie miłym - westchnęła Pansy.
- Dziwne.
- Pewnie któryś śmierciożerca lubi Harry'ego i zaszantażował ich wszystkich - powiedziała mrocznie
Ginny.
- Gin... - Harry popatrzył na nią surowo.
- Nie, ona ma rację - rzucił Blaise. - Jedyną przyczyną, dla której nasi rodzice nagle kazaliby nam być
miłym, musiałby być szantaż.
Albo rozkaz! Tom! Harry zrozumiał w jednej chwili. Jego i Ginny spojrzenia spotkały się i Gryfon wiedział,
że pomyśleli o tym samym.
- Więc kto cię tak lubi, Potter? - zapytała pogodnie Pansy. Jej oczy pozostały zimne.
- Nie mam pojęcia. Być może Voldemort czuje do mnie namiętność, która nie pozwala mu mnie zabić? -
zażartował Harry.
- Taa, racja.
Oj! Mówię poważnie! Harry uśmiechnął się do siebie ironicznie.
- Który śmierciożerca mógłby mieć tyle władzy? - spytała sarkastycznie Ginny.
- Malfoy.
Cztery pary oczu zwróciły się ku potomkowi wymienionego mężczyzny.
- Nic nie wiem. Nie patrzcie tak na mnie.
- Zawsze lubiłem tajemnice - wymamrotał Blaise.
- Ja zazwyczaj też. Aczkolwiek ta dotyczy mojego życia - odrzekł mrocznie Harry.
- Och, pojęliśmy to, Harry - powiedział czule Draco, obejmując Gryfona ramieniem.
- Dray, ja bym uważał. Gin może być zazdrosna - prychnął Harry.
Ginny posłała Malfoyowi zimne spojrzenie.
- Ach, w porządku. - Draco puścił czarnowłosego młodzieńca i popatrzył z dezaprobatą na Gryfonów. -
Nie za bardzo przypominacie parę.
- Każdy ma sekrety - wyjaśniła Ginny z uśmieszkiem, z którego Malfoy byłby dumny.
Dezaprobata w oczach Draco stała się jeszcze wyraźniejsza.
Blaise i Pansy wyglądali na zakłopotanych.
Harry i Ginny mrugnęli do siebie. Czas rozpocząć zabawę.
Rozdział 16
- Harry! Ginny! Jesteście!
- Czekaliśmy na was.
53
- Wybaczcie.
- Wysiedliśmy wcześniej niż inni i pojechaliśmy powozem razem z Draco.
- Z tym palantem?
- Ron!
Harry i Ginny obserwowali, jak Hermiona zagania rudowłosego do szkoły.
- Nie wygrasz z nimi wszystkimi.
Czarnowłosy westchnął i posłał słaby uśmiech swojej "dziewczynie".
- To coś, czego nauczyłem się lata temu, ale dzięki.
- Jasne. - Ginny chwyciła go za rękę, uśmiechając się szeroko. - Chodź. Znajdźmy sobie miejsca!
- Racja... - Harry pozwolił dziewczynie zaciągnąć się do zamku, a potem - poprzez zatłoczoną salę
wejściową - do Wielkiej Sali.
- Próbujemy usiąść obok Rona, czy nie? - zapytała rudowłosa, pokazując miejsce, skąd jej brat patrzył na
nich gniewnie.
- Usiądźmy z Neville'em. Wygląda na ledwo żywego.
Neville Longbottom rzeczywiście wyglądał beznadziejnie. W trakcie wakacji urósł nieco, ale wciąż
wyglądał na raczej zapominalskiego i zmęczonego. Jego kapelusz był przekrzywiony - wierzchołek zwisał
smętnie.
- Taaa... Ciekawe, co go tak przygnębiło w tym roku...
Ginny i Harry usiedli naprzeciwko siebie; czarnowłosy obok Neville'a.
- Hej, Nev. Co cię tak dobiło? - zapytał Harry, ze swobodą poprawiając kapelusz chłopaka.
- Tylko babcia. - Gryfon westchnął smutno. - Tak, no i przyjechałem tu w przedziale Ślizgonów.
Czarnowłosy posłał mu pełne współczucia spojrzenie.
- Ty biedaku.
Neville uśmiechnął się lekko do Chłopca, Który Przeżył.
- Dzięki, Harry.
- Od tego ma się przyjaciół, Nev.
- Harry! - krzyknęła nagle rudowłosa dziewczyna.
- Co?
Ginny wskazała w stronę, gdzie siedział Snape. Harry podążył za jej spojrzeniem - na końcu stołu
prezydialnego siedział Tom Marvolo Riddle, ubrany w ślizgońską zieleń i srebro. Zmienił wygląd - miał
turkusowe oczy i brązowe włosy, rzucające cień na jego twarz. Harry zbladł.
- O co chodzi? - zapytał Neville.
- Nasz nowy nauczyciel obrony przed czarną magią. Harry i ja go znamy - jęknęła Ginny. - Och, co on
sobie myśli?
Tom?
Witaj, piękny. Powiedziałem, że zobaczymy się niedługo, nieprawdaż? - odpowiedział rozradowany głos
Toma.
Jesteś obłąkany?
Całkiem możliwe. Śmiem twierdzić, że bez pomocy Freda i George'a nie przekonałbym Dumbledore'a,
żeby powierzył mi to stanowisko. Wie tylko, że jestem aurorem. Przyjacielem bliźniaków i twoim.
Na Merlina. Ty jesteś obłąkany.
To właśnie próbowałem ci powiedzieć, mój drogi.
Tom?
Taaak?
Znowu piłeś?
Mentalny śmiech Toma Harry odczuł wszystkimi zmysłami, po czym ponownie poświęcił uwagę Ginny i
Neville'owi.
- Fred i George musieli poddać mu pomysł na tę pracę - mruknął.
- Ech, ci dwaj - westchnęła Ginny, potrząsając głową.
- Czy on nie jest przypadkiem Ślizgonem? - spytał nerwowo Neville.
- Taa. - Harry kiwnął głową. - Ale nie powinien być zbyt przykry. W końcu dogaduje się ze mną, Ginny,
Fredem i George'em.
- Harry, nie żebym chciała kogoś obrazić, ale to nie jest jakoś specjalnie pocieszające - zwróciła uwagę
Gryfonka, uśmiechając się szeroko.
- Ucisz się. - Harry rzucił dziewczynie ostre spojrzenie.
Neville zaśmiał się.
- Mogę się założyć o cokolwiek, że Ron narzeka, jak bardzo jest teraz głodny - mruknęła nagle Ginny.
- Faktycznie, narzeka, moja piękna damo - powiedział Sir Nicholas de Mimsy-Porpington, duch
Gryffindoru, wyłaniając się ze stołu.
- Idiota.
- A tak w ogóle dlaczego nie siedzicie z Ronem? - zapytał Neville, gdy Nick poszybował dalej, żeby
przywitać się i porozmawiać z resztą Gryfonów.
- To palant - wyjaśnili chórem Harry i Ginny.
- O tym już dawno wszyscy wiedzą.
- To długa, nudna historia.
- Która zaczyna się i kończy na... zgadnij, o kim mówię?
- O Sami-Wiecie-Kim - odgadł Neville.
54
- Czyli nic nowego. - Harry położył głowę na stole, tuż obok swojego talerza.
- Nareszcie! - usłyszeli Rona, który usiadł, gdy drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się, wpuszczając nowych
uczniów i profesor McGonagall. Większość obecnych na sali osób posłała Weasleyowi krótkie, jadowite
spojrzenia, zanim powróciła do obserwowania pierwszoroczniaków podchodzących do stołu
prezydialnego.
Harry westchnął i usiadł wygodnie, żeby obserwować Ceremonię Przydziału, zapomniawszy o Ronie,
Draco i Tomie.
-~*~-
- Witam was, jak zawsze z przyjemnością, w Hogwarcie! - oznajmił Albus Dumbledore, kiedy jedzenie
zniknęło ze stołów. - Mam nadzieję, że to będzie dobry rok dla nas wszystkich. Zanim jednak pozwolę
wam udać się do waszych ciepłych łóżek, muszę ogłosić kilka rzeczy. Zakazany Las jest po prostu
zakazany. Spróbujcie o tym pamiętać w tym roku. - Spojrzenie niebieskich oczu spoczęło na niektórych
członkach niesławnej GD. Wielu z nich towarzyszyło Harry'emu, by - jak zawsze - ratować świat przed
mrocznym Lordem Voldemortem. - Lista zakazanych przedmiotów pana Filcha wydłużyła się do małej
książki. śeby ją zobaczyć, proszę przejść się do gabinetu pana Filcha. I jeszcze, żadnych zaklęć na
korytarzach pomiędzy zajęciami. W zeszłym roku były z tym problemy.
Błękitne oczy zamigotały, gdy dyrektor ponownie omiótł spojrzeniem członków GD, ale jego wzrok
zatrzymał się również przez dłuższy czas na stole Slytherinu.
- Z przyjemniejszych spraw - chcielibyśmy powitać profesora Brutùsa jako naszego nowego nauczyciela
obrony przed czarną magią! - Wielką Salę wypełnił huk oklasków, głównie od strony stołu Slytherinu.
Harry i Ginny uśmiechnęli się do najnowszego nauczyciela, klaszcząc. - Sądzę, że to wszystko. -
Dumbledore posłał swoim uczniom uśmiech pełen dumy. - Wszyscy do łóżek! Pierwszoroczni, idźcie za
prefektami waszych domów.
Gdy uczniowie dookoła nich wstali, Harry i Ginny pożegnali się szybko z Neville'em i skierowali się do
stołu prezydialnego.
- Pan Potter. Panna Weasley. - Snape zatrzymał ich w tłumie. - Myślę, że powinniście udać się do swoich
dormitoriów.
- Nonsens, Severusie. - Blada dłoń zacisnęła się na ramieniu mistrza eliksirów i spośród hałasu wokół
napłynął do nich głos Toma. Czarny Pan uśmiechnął się do dwójki uczniów, gdy wyminął Snape'a. -
Harry, Gin, cudownie znów was widzieć.
- Och, cała przyjemność po naszej stronie, profesorze - odpowiedział Harry, szczerząc się.
Tom poczochrał czule włosy chłopaka, gdy Snape spojrzał na nich ostro.
- Z ciebie, Potter, jest mądrala - poinformował Harry'ego Czarny Pan. - Wy dwoje, jesteście zbyt
zmęczeni, czy może chcielibyście spędzić trochę czasu ze mną, zanim udacie się do łóżek?
- Sądzę - powiedział zimno Snape - że dla Pottera i Weasley najlepiej byłoby skierować się do
dormitoriów.
- Severusie, pytałem cię o zdanie? - zapytał Tom; jego głos przybrał oziębły ton.
- Jestem za herbatą - powiedziała stanowczo Ginny, spoglądając krzywo na opiekuna Slytherinu.
- W końcu nie mamy jutro pierwszych zajęć - zgodził się Harry. Rok temu zaplanował wszystko tak, żeby
zaczynać zajęcia później. Wiedział, że Ginny zrobiła to samo, podobnie jak większość członków GD.
- Dobranoc, Severusie - rzucił z naciskiem Tom, mrużąc swoje turkusowe oczy.
Harry pociągnął nowego nauczyciela za ramię i - z pomocą Ginny - odciągnął Czarnego Pana od jego
sługi, zanim starszy mężczyzna kogoś przeklął.
:Tom, proszę, nie rób niczego głupiego: syknął ostro czarnowłosy.
Tom rozluźnił się.
- Tak w ogóle to przybrałem nazwisko Marka Brutùsa.
- Dlaczego? - spytała Ginny, gdy wyszli na korytarz.
- Marek Juniusz Brutùs był przyjacielem Juliusza Cezara i jednym z jego zabójców. Pomyślałem, że to
zabawne nazwisko. - Tom uśmiechnął się sarkastycznie, a następnie wydał z siebie dramatyczne
westchnienie. - Et tù, Brute?
Gryfoni zaśmiali się.
- Dlaczego Snape tak bardzo cię nie znosi? - zapytał Harry.
- Nie ufa mi. - Czarny Pan wzruszył ramionami i zatrzymał ich przed nieokreślonymi drzwiami. - To mój
pokój.
- Niech zgadnę. Trzeba podać hasło. - Ginny wyszczerzyła się.
- Bardzo dobrze, Gin. - Tom skinął głową. - Podam je waszej dwójce, ale nie wolno wam go nikomu
powtórzyć.
- Oczywiście, nie powtórzymy - zapewnił Harry, a rudowłosa skinęła z powagą głową.
- Doskonale. - Na twarzy Toma pojawił się zimny uśmiech i nauczyciel odwrócił się do drzwi. - Ucieczka
przed Śmiercią.
Czarnowłosy Gryfon zaśmiał się, gdy drzwi się otworzyły.
- Dobre, Marku.
Czarny Pan wprowadził ich do środka; teraz na jego twarzy gościł sarkastyczny uśmieszek.
- To samo pomyślałem. - Zamknął drzwi.
- Czegoś nie rozumiem - stwierdziła Ginny.
55
- Siadajcie, przyniosę herbaty - zaprosił ich Tom, lawirując pomiędzy kilkoma krzesłami i kanapą, zanim
zniknął za innymi drzwiami.
Harry usiadł na kanapie, a brązowooka czarownica wybrała krzesło.
- To tłumaczenie nazwiska Voldemort - wyjaśnił zielonooki czarodziej. - Tego lata Tom zmusił mnie,
żebym do tego doszedł.
- Och. - Ginny uśmiechnęła się z zażenowaniem. - Tom, będziesz fantastycznym nauczycielem!
- Będę? - Tom wszedł z powrotem do pokoju, niosąc małą tacę z trzema filiżankami parującej herbaty,
cukrem, mlekiem i czajniczkiem.
- Tak. Zmusiłeś Harry'ego do uczenia się, a potem on uczył mnie!
- Rzeczy, które nie mają nic wspólnego z obroną przed czarną magią - przytaknął Harry.
- Ach. - Tom postawił tackę na stole i usiadł na kanapie obok chłopaka.
- Więc jak, na Merlina, zorganizowałeś to wszystko? - zapytała Ginny, biorąc do rąk filiżankę. Harry zrobił
to samo, nasypując do herbaty cukru, podczas gdy Tom oparł się o kanapę i objął czarodzieja
ramieniem.
- W większości zajęli się tym Fred i George. Słyszeli, że Dumbledore miał problem ze znalezieniem
nowego nauczyciela obrony przed czarną magią i wiedzieli, że przemieszczanie się Harry'ego od
Hogwartu do mnie byłoby w najlepszym wypadku trudne. Powiedzieli Dumbledore'owi, że mają
przyjaciela aurora, który byłby skłonny do podjęcia się pracy. Kiedy Dumbledore poprosił o spotkanie,
przygotowali je i pomogli mi z zamaskowaniem się. Dowiedziałem się dopiero w zeszłym tygodniu.
- I nie powiedziałeś mi. - Harry zrobił nadąsaną minę.
Tom uśmiechnął się i przyciągnął Gryfona, żeby go uścisnąć.
- To miała być niespodzianka.
- Zaskoczyłeś go - zapewniła Czarnego Pana Ginny. - A co ze Snape'em? Powiedziałeś, że on ci nie ufa.
- Nie. Wie tylko, że jestem pomniejszym śmierciożercą, który przybył go szpiegować i zbliżyć się do
Harry'ego oraz jego przyjaciół.
- Trudno się dziwić, że nie chciał zostawić cię z nami samego - powiedział ze zrozumieniem chłopak.
- Dużo nie trzeba, żeby nas rozdzielić - westchnął cicho Tom.
Harry przewrócił oczami.
- Idiota.
- Ależ oczywiście. - Tom pocałował czubek głowy Harry'ego, a następnie odepchnął nieznacznie chłopaka,
żeby wziąć swoją herbatę. - A teraz... Co jest z panem Weasleyem i panną Granger? Myślałem, że wasza
trójka jest nierozłączna. - Mężczyzna uniósł brew, spoglądając na Harry'ego.
- Ron stał się palantem - wyjaśniła Ginny.
- Zechcecie rozwinąć temat?
- To twoja wina - parsknął Harry i upił łyk swojej herbaty.
- Ach. Co takiego narobiłem tym razem?
- Jedno słowo: Ślizgoni - odrzekł chłopak, posyłając Czarnemu Panu spojrzenie pełne irytacji.
- Z wieloma z nich ostatnio rozmawiałeś?
- Z Draco Malfoyem, Pansy Parkinson i Blaisem Zabini.
- Powiedziałeś, że eliksiry lepiej ci idą, kiedy nie ma Ślizgonów sabotujących twoją pracę.
- Tom, ja nie miałem na myśli, żeby oni wszyscy nagle zostali moimi przyjaciółmi!
- Nie? Och, cóż.
Harry jęknął, zaś Ginny uśmiechnęła się.
- Tom, to chyba nie był najlepszy sposób rozwiązania tej sytuacji.
- Ale to część mojego ogólnego planu, rozumiecie!
- Ogólnego planu? - Harry znów parsknął.
- Tak.
- Ty i plan? Zawsze musi być ten pierwszy raz.
- Harry.
- Taaak?
- Silencio. - Tom odwrócił się z powrotem do Ginny, która próbowała nie roześmiać się na widok
spojrzenia, jakie wbijał w Czarnego Pana Harry. - Pomyśl o tym. Próbuję zaprzyjaźnić się z Harrym i jego
przyjaciółmi. Dlaczego wszyscy Ślizgoni nie mieliby zrobić tego samego?
- To ma sens, kiedy przedstawiasz sprawę w takim świetle.
- Tak... - Tom westchnął, a następnie wydał z siebie okrzyk i podskoczył, gdy herbata Harry'ego
wylądowała na jego kolanach. - Zrobiłeś to specjalnie! - zawołał, przekrzykując śmiech Ginny.
Chłopak posłał mu złośliwy uśmieszek i nalał sobie więcej napoju.
- Jeśli ta filiżanka znajdzie się w pobliżu mnie, będziesz miał tygodniowy szlaban!
Harry posłał Czarnemu Panu sugestywne spojrzenie, gdy wstawał, trzymając naczynie w ręku.
- Z Filchem! Siadaj!
Ginny rzuciła Finite Incantantum, wciąż się śmiejąc, więc Harry mógł znowu mówić.
- Ranisz mnie, Tom - powiedział smutno i usiadł.
Tom rzucił zaklęcie osuszające na swoją szatę, zanim usiadł obok młodego mężczyzny.
- Ja ranię ciebie. Phi!
Na kolanach Toma wylądowała druga filiżanka z herbatą i Czarny Pan posłał roześmianym nastolatkom
rozeźlone spojrzenie, a następnie odchylił się do tyłu na kanapie z nadąsaną miną.
_________________
56
Rozdział 17
Harry uznał, że warto było wstać wcześniej pierwszego dnia zajęć. Choćby po to, żeby zobaczyć wyraz
twarzy Snape'a, gdy obok niego usiadł Tom, któremu udało się wciągnąć mistrza eliksirów w cichą
konwersację.
Sądząc po minie, jaką miał opiekun Slytherinu, gdy pospiesznie opuszczał Wielką Salę, Czarny Pan
prawdopodobnie mu groził. Nie żeby Harry specjalnie się tym przejmował. Ten człowiek zasłużył na to, co
dostał.
Przebłysk wspomnienia, które Gryfon wyrwał z umysłu Snape'a dwa lata temu - wspomnienia małego
chłopca chowającego się przed krzyczącym ojcem - złagodził podejście nastolatka, który skończył
śniadanie ze smutnym spojrzeniem.
Marszcząc brwi, Tom obserwował swojego dawnego wroga wychodzącego z Wielkiej Sali.
Coś nie tak?
Tom? Ech, nic. Tylko myślę.
O czym?
Harry zamilkł i Czarny Pan mógł stwierdzić, że chłopak rozważał swoją odpowiedź.
Co powiedziałeś Snape'owi?
Powiedziałem mu, żeby nie wtrącał się, gdy następnym razem zechcę porozmawiać z jednym albo
dwoma moimi uczniami na osobności.
Groziłeś mu.
Cóż, tak.
Nie rób tego.
Dlaczego nie?
Po prostu nie - było całą odpowiedzią Harry'ego, zanim przeniósł swoją uwagę na coś innego.
Tom odchylił się na swoim krześle, marszcząc brwi. Co takiego dotyczącego Snape'a ukrywał Gryfon?
-~*~-
Tom wszedł do klasy siódmoklasistów, gdy zadzwonił dzwonek. Wszyscy obserwowali z ciekawością, jak
kładł na biurku przyniesione wcześniej książki. Przypomniał sobie, że ta klasa miała sześciu nauczycieli
obrony przed czarną magią w ciągu ostatnich lat. Chcieli wiedzieć, jak długo on sam zostanie.
Tom odwrócił się do zaciekawionych młodych mężczyzn i kobiet. Zanim zaczął mówić, na krótki moment
spojrzał każdemu w oczy.
- Jestem profesor Brutùs. śeby uprzedzić pytanie, które z pewnością pragniecie zadać, jestem tutaj tylko
na ten rok. Macie szczęście... A teraz... Wiem, że mieliście kilku raczej marnych nauczycieli w ciągu
ostatnich lat, prawda? - Nie był zaskoczony, ujrzawszy rękę wymachującą w powietrzu obok Harry'ego. -
Panno Granger?
Hermiona zamarła na chwilkę, najwyraźniej zaskoczona, że ich nowy nauczyciel znał jej nazwisko bez
zerkania do listy, w ogóle bez niczego, ale w końcu odzyskała zdolność mówienia.
- No więc, proszę pana, profesor Lupin był całkiem dobry, jak i również Moody.
- I GD! - zawołał nagle Seamus Finnigan.
Dwanaście par oczu spojrzało na niego ze złością i Dean, który siedział obok Irlandczyka, uderzył go
lekko. Tom odchylił się do tyłu, opierając się o swoje biurko i skrzyżował ramiona na piersi; na jego
twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
- Och, już słyszałem o niesławnej Gwardii Dumbledore'a - zapewnił ich. - Całkiem dobra robota, panie
Potter. A panna Granger, jak sądzę, była tą, która wpadła na ten pomysł?
Hermiona zarumieniła się, a Harry przewrócił oczami.
- Oczywiście, profesorze. To dlatego dwóch członków Gwardii umarło w zeszłym roku.
W pomieszczeniu zaległa cisza, kiedy Harry z powrotem popatrzył w dół na swoją ławkę. Po prostu...
wydawało się, że to w porządku - zachować milczenie na ten moment i nawet Tom ani Ślizgoni nie
przerwali go.
- Przepraszam - mruknął nagle Seamus.
śycie powróciło znów do klasy i Harry odwrócił się, żeby uśmiechnąć się do kolegi z dormitorium.
- Nie przejmuj się. Po prostu zrób nam przysługę i nie przychodź znowu pijany na lekcję.
Śmiech wypełnił pomieszczenie, podczas gdy Irlandczyk poczerwieniał lekko.
- Obawiam się, że zabrzmię jak profesor Snape, ale... Spokój - rozkazał Tom. Uczniowie uciszyli się,
uśmiechając się z zadowoleniem. - Dobrze. Materiał siódmego roku przewiduje, że macie poznać ten
fragment czarnej magii, który wciąż jest legalny. Muszę was zapewnić, że to naprawdę bardzo mały
fragment. Mogę również przybliżyć wam nieco tej nie-aż-tak-legalnej magii, jako że nie jestem za
trzymaniem się reguł i wątpię, czy wielu z was jest. - Na te słowa odpowiedzieli śmiechem. - Dobrze.
Oprócz tego chciałbym dodać, że nigdy nie postawię przed wami zadania, którego nie będziecie w stanie
wykonać i oczekuję tego samego od was. Szczególnie - Tom uniósł brew, spoglądając w kąt, gdzie zebrali
się Ślizgoni, otoczeni przez Krukonów i znajdujący się tak daleko od Gryfonów, jak tylko mogli - ...od
naszych Ślizgonów. Miejcie to na uwadze.Naprawdę nie chcecie, żebym wysłał was do dyrektora. Do
diabła, ja sam nie chcę iść do dyrektora. - Więcej śmiechu. - A teraz, co takiego ma do powiedzenia nasz
ekspert od obrony przed czarną magią? Panie Potter? - Tom zerknął w stronę Harry'ego, który cierpliwie
57
siedział z podniesioną ręką.
- Profesorze Brutùs, Gwardia była związana z tym przedmiotem... Może powinien pan spytać uczniów, co
już umieją, żeby się niepotrzebnie nie powtarzać?
- I tak też miałem zamiar zrobić. Będę umieszczać na tablicach ogłoszeń notatki z informacją o tym,
kiedy chcę się zobaczyć z poszczególnymi uczniami na krótkich rozmowach. Będę wzywał każdego,
ponieważ, w odróżnieniu od pana Pottera, nie znam waszych talentów... - Tom skinął, widząc kolejną
uniesioną rękę. - Panie Nott?
- Tak z czystej ciekawości, profesorze. Po której stronie pan się opowiada w obecnej sytuacji na świecie?
- zapytał Teodor Nott.
- Co to jest? Mugolska lekcja wosu? - Tom zmarszczył z irytacją brwi.
- To uzasadnione pytanie - zauważył Draco Malfoy.
- To uzasadnione pytanie może być zignorowane, panie Malfoy. Chyba że chcielibyśmy wszyscy
przedstawić nasze poglądy na obecną sytuację polityczną...?
- Hej, ja z dumą popieram Czarnego Pana - odrzekł Draco. - I wszyscy o tym wiedzą.
- Taaa, tylko dlatego, że twój ojciec znów został zamknięty w Azkabanie - zawołał Ron.
- Ron... - jęknął Harry.
- Chcesz tu podejść i to powtórzyć, Wisielcu?
- Draco! - krzyknął nagle Harry.
Draco obdarzył czarnowłosego krótkim spojrzeniem, usiadł z powrotem i poukładał swoje rzeczy na
ławce.
Ron parsknął.
- Ty też się uspokój, Ron - powiedział ostro Harry.
Jedno spojrzenie w szmaragdowe oczy płonące furią natychmiast uspokoiło rudowłosego.
- Cóż, panie Potter. Chciałby pan może prowadzić zajęcia? - zapytał z rozbawieniem Tom. Właściwie był
nieco zdumiony. Nie spodziewał się, że Draco ustąpi tak szybko, podobnie jak nie sądził, że jedno
spojrzenie na Harry'ego pohamuje Rona.
- Och, nie. Wystarczy mi utrzymywanie porządku - odparował sarkastycznie Gryfon.
Inny nauczyciel odjąłby mu punkty za ten ton. Tom prychnął.
- Bardzo dobrze. Pięć punktów dla Gryffindoru za uspokojenie kolegów z klasy. - Spojrzał przelotnie po
sali. - Czarna magia - powiedział nagle, od razu wracając do tematu. - Nie jest czymś, z czym można
sobie igrać. Czy ktoś może podać mi przykład? Panie Potter.
Harry wyszczerzył się.
- No, myślę, że Voldi...
Nauczyciel drgnął.
- Voldi? - zapytał ostro, przerywając chłopcu.
- No, tak, proszę pana. Większość ludzi naprawdę nie lubi, kiedy mówię "Voldemort".
Jakby na dowód słów Harry'ego, prawie cała klasa podskoczyła.
Tom skrzywił się.
- Na tych zajęciach, panie Potter, możesz mówić o nim jako o Voldemorcie. - Znów wszyscy podskoczyli.
- Właściwie pozwolę ci nawet nazywać go niepoczytalnym psychopatą. Jakkolwiek, byle nie... -
Nauczyciel zadrżał lekko. - ...Voldi.
Harry westchnął.
- Oczywiście, proszę pana. - Tom skinął głową, zachęcając go, by kontynuował. - Jak mówiłem, Voldi...
- Potter! - krzyknął Voldemort.
Ślizgoni ukryli uśmiechy, podczas gdy reszta usiłowała nie śmiać się zbyt głośno. Harry wyglądał na
jedynie zdezorientowanego.
- Proszę pana?
- Szlaban. Dziś wieczorem. A teraz nie waż się otworzyć ust do końca zajęć.
- Tak, proszę pana. - Chłopak skinął głową.
Ale, gdy tylko Tom powrócił do skutków korzystania z czarnej magii, Harry zaczarował kredę, a ta
zaczęła wypisywać na tablicy wyraz "VOLDI" za pomocą wielkich, jasnozielonych liter. Nauczyciel
zauważył to jakieś dwie minuty później.
- Expelliarmus - syknął, odbierając różdżkę chłopaka, wyczyścił tablicę i powrócił do lekcji. Znowu.
Harry do końca zajęć był nadąsany.
-~*~-
- Harry, jesteś ekstra!
Harry wyszczerzył się do Draco i reszty klasy, która otoczyła go w drodze na obiad.
- Dzięki, Dray.
- Jak mogłeś wyjść z tego w tak dobrym stanie? Mógłbym przysiąc, że niewiele brakowało, żeby cię
przeklął - powiedział Blaise, który stał obok Malfoya. Gryfoni spoglądali nerwowo na Ślizgonów, ale Harry
ich zignorował.
- Marek i ja jesteśmy przyjaciółmi. Tego lata spotkaliśmy się znowu i bliźniacy Weasley wysłali go do
profesora Dumbledore'a w sprawie pracy.
- Marek? - Hermiona spojrzała na przyjaciela, marszcząc brwi. - Naprawdę, Harry, mówić o nauczycielu,
używając jego imienia.
58
Harry przewrócił oczami.
- Och, definitywnie. śebyś wiedziała, że ostatniego wieczoru Ginny i ja spędziliśmy z nim dwie godziny.
- Naprawdę? - spytał nagle Ron.
- Cóż, tak.
- Och. Zastanawiałem się, dokąd wtedy poszliście... - oświadczył Dean Thomas.
Hermiona wzięła nagle gwałtowny wdech.
- Harry, czy ty w ogóle dostałeś z powrotem swoją różdżkę?
Harry westchnął.
- Oj. Nie. Dostanę ją, kiedy wejdziemy do Wielkiej Sali. Wsadził ją do swojej kieszeni, o ile pamiętam.
- Rozbrajać tak po prostu ucznia, naprawdę. - Gryfonka ponownie cmoknęła z niezadowoleniem.
Wszyscy przewrócili oczami.
Kiedy grupa siódmorocznych weszła do Wielkiej Sali, rozmawiając, odwracały się za nimi głowy. To był
dziwny widok.
Harry natychmiast odnalazł Toma i skinął swoim kolegom.
- Zamierzam teraz odzyskać moją różdżkę.
Powtarzane chórem "powodzenia, Harry" towarzyszyło mu przez całą drogę do stołu nauczycielskiego.
Snape spiorunował go wzrokiem, zaś spojrzenie Toma było nieufne.
- Czego chcesz, Potter? - warknął Snape. Tom zerknął na profesora eliksirów z poirytowaniem, gdy Harry
mówił:
- Cóż, zastanawiałem się, czy zamierzałeś kiedykolwiek oddać mi moją różdżkę, Marku.
Severus i cała reszta znajdująca się w zasięgu słuchu zdumieli się i odwrócili, by obserwować Toma,
który uśmiechał się słabo.
- Harry Potterze, sprawiasz więcej kłopotów, niż jesteś wart, ale tak, możesz odzyskać swoją różdżkę. -
Tom wyciągnął różdżkę do Harry'ego, ale cofnął ją, gdy ten spróbował ją chwycić. - Czego się
nauczyłeś?
- By nigdy nie nazywać Voldemorta "Voldim" w twojej obecności - westchnął Harry, przewracając
oczami.
- Dobrze. - Tom wręczył mu różdżkę. - I następnym razem nie pozwól mi się zaskoczyć, jasne?
- Och, tak mi przykro. - Harry odwrócił się i ruszył z powrotem w kierunku swojego stołu, wysyłając
Czarnemu Panu telepatyczne Voldi.
Tom skrzywił się.
-~*~-
Harry zapukał cicho do gabinetu Toma i drzwi otworzyły się. Nauczyciel spojrzał na niego spode łba.
- Właź, bachorze.
- Och, czyżbym zranił twoje uczucia? - zakpił Harry, robiąc unik przed wymierzonym mu klapsem.
Tom rzucił zaklęcie wyciszające i poprowadził Gryfona do przyległego saloniku, którego Harry nie mógł
sobie przypomnieć z żadnej ze swoich poprzednich wizyt w tym gabinecie.
- Siadaj.
- Naprawdę jesteś na mnie aż tak wściekły?
Tom westchnął i przetarł oczy.
- Harry, naprawdę nie dbam o to, czy w szkole traktujesz mnie jak kumpla. Do diabła! Nie dbam o to, że
przejmujesz moją klasę, ale musisz być ostrożniejszy wobec nauczycieli!
- Dlaczego? - dopytywał się Harry.
Tom rozsiadł się niedbale w fotelu - widok, do którego Harry przyzwyczajał się tego lata coraz bardziej i
bardziej.
- Severus najwyraźniej powiedział Dumbledore'owi, że uważa, iż pracuję dla siebie. Spędziłem całą wolną
godzinę, wyjaśniając Albusowi Dumledore'owi, co wydarzyło się w klasie i dlaczego byłeś potem bez
różdżki.
- Och. - Harry zaszurał nogami. - Przepraszam.
Tom pokręcił głową.
- Nie mogłeś wiedzieć, że Snape przekazuje mu informacje.
- Wiedziałem.
- Co?
- Wiedziałem. Wiedziałem, że mu powie - wymamrotał Harry, wciąż wpatrując się w swoje buty.
Tom skojarzył fakty.
- Więc Severus jest szpiegiem.
- Tak.
- I, oczywiście, nie mogłeś powiedzieć mi o tym wcześniej.
- Zabiłbyś go!
Tom zmrużył oczy, wpatrując się w plamkę na ścianie, by nie patrzeć na Harry'ego.
- Prawdopodobnie.
- Tom, proszę…
- Czemu go bronisz, do diabła?! - Szkarłatne oczy zapłonęły zimną furią, gdy spojrzenie Czarnego Pana
spoczęło na Harrym.
- Bo on chroni mnie i wielu innych ludzi, na których mi zależy, choć nas nienawidzi. Ocalił mi życie na
59
pierwszym roku, kiedy Quirrell próbował strącić mnie z miotły. W trzeciej klasie przyszedł po nas, gdy
napotkaliśmy Syriusza. W czwartej wrócił do szpiegowania cię, żeby przekazywać nam informacje, które
ratowały życie ludziom. W piątej wysłał Dumbledore'a i resztę Zakonu po nas do Ministerstwa. W zeszłym
roku osłonił wszystkich uczniów w lesie przed przypadkowymi klątwami, gdy Zakon rozprawiał się ze
śmierciożercami.
- Tylko mi nie mów, że masz wobec niego cholerny dług, bo zawdzięczasz mu życie, Harry.
- Nie. To chyba on wciąż tak jakby spłaca dług, bo zawdzięcza życie mojemu ojcu. - Chłopak pozwolił, by
jego szmaragdowe spojrzenie napotkało szkarłatne płomienie w oczach obserwującego go Toma. - Ale
nie pozwolę ci go zabić, nieważne, co miałbym zrobić.
- Czemu nie, u diabła?!
- Szanuję go, Tom! Niech to szlag!
Czarodziej zacisnął usta i odwrócił wzrok.
- Szanujesz faceta, który cię nienawidzi.
- I cholernie kocham faceta, który przez siedemnaście lat usiłował mnie zabić. No i weź to zrozum -
odparował Harry.
Tom westchnął i obejrzał się na Harry'ego; miał zmęczone oczy.
- Może nie powinienem był tu wracać. Teraz jesteś na mnie zły.
Gryfon zacisnął usta.
- Obiecaj mi. Obiecaj, że nie zamordujesz go przy pierwszej lepszej okazji.
Tom znów westchnął.
- Nie zabiję go, ale też nigdy więcej nie powierzę mu w zaufaniu żadnej ważnej informacji.
- W porządku - Harry przytaknął.
- Wciąż jesteś na mnie wściekły?
Harry zamrugał; zaskoczył go zraniony ton głosu Czarnego Pana.
- Każdy dzień z tobą to niespodzianka, Tom. - Uśmiechnął się. - A ja bardzo lubię niespodzianki.
Tom potrząsnął głową i skinął na Harry'ego, by usiadł z nim, co Harry uczynił, siadając mu na kolanach.
- Teraz co do tego całego "Voldiego"…
- To pieszczotliwe!
- Nie przystanę na to.
- Cóż, obecnie siedzisz…
- Wiesz, co mam na myśli.
- Zamierzasz dawać mi szlaban za każdym razem, gdy nazwę cię Voldi?
- Tak.
- Och, to świetnie. - Harry ułożył głowę na jego piersi.
- Zepsuty bachor - wyszeptał Tom.
Gryfon wyszczerzył zęby.
- Lubisz to.
- Nie mogę zaprzeczyć oczywistemu, prawda?
- Nie przy mnie. Za dobrze cię znam.
- Mi też się tak wydaje.
- Och?
- Tak. Jeśli ktokolwiek inny znałby mnie tak dobrze, musiałbym go zabić. Wiedziałby po prostu o wiele za
dużo.
Harry tylko się zaśmiał.
Rozdział 18
Brzydził się Snape'em. Nienawidził Snape'a. Z całego serca.
A jeśli będzie musiał robić ten eliksir czyszczący jeszcze raz…
- Nienawidzę swojego życia…
- Coś pan mówił, panie Potter?
- Nic, panie profesorze.
- Lepiej dla ciebie, żeby tak było.
Nie zrobił niczego źle! Nikt nie sabotował jego pracy. Postępował zgodnie ze wszystkimi wskazówkami.
Był idealnie grzeczny. Nawet na niego krzywo nie spojrzał!
Ale nieee. Snape nie uważał, jakoby wywar Harry'ego był dooobry. I powiedział Gryfonowi, że ma
szlaban. Bezżadnego konkretnego powodu.
Harry był wkurzony.
Harry był gotowy przekląć go na wieki.
Harry nagle uśmiechnął się znacząco.
- A więc, panie profesorze… - zaczął towarzysko.
- O co chodzi, Potter?
- Czy mój ojciec zdjął panu gacie w dniu OWTMów z obrony przed czarną magią?
Snape pobladł drastycznie.
- Potter, uważaj na język w mojej obecności.
- Co zamierza pan z tym zrobić, profesorze? Dać mi kolejny szlaban? - zadrwił Harry. Jeśli miał cierpieć
60
bez Toma, Snape też to odczuje.
- Wygląda na to, że nie rozumiesz, Potter.
Gryfon skrzywił się.
- Więc może pan spróbuje wytłumaczyć mi tak, jak nauczyciel powinien?
- Profesor Brutùs nie jest tym, za kogo go bierzesz…
- Och, a więc nie jest szpiegiem Voldemorta.
Snape wzdrygnął się na dźwięk tego imienia, ale zapomniał o tym, gdy tylko sens słów Harry'ego dotarł
do niego w pełni.
- Słucham?
- Marek jest sprzymierzeńcem, profesorze - powiedział chłodno Gryfon. - Dobrym przyjacielem, któremu
ufam i który ufa mnie. Wiem całkiem dobrze, dla kogo pracuje; tak samo, jak wiem, dla
kogo pan pracuje. Nie będę narażać na szwank pańskiej sytuacji, jeśli zostawi mnie pan, kurwa, w
spokoju i da mi szansę dowieść, że umiem o siebie zadbać. - Młody mężczyzna wstał nagle. - Jeśli mój
eliksir pana nie satysfakcjonuje, niech go pan sobie sam uwarzy. Mam to gdzieś.
Harry odwrócił się i wymaszerował z klasy.
-~*~-
Draco, przechodząc w pobliżu klasy eliksirów, zobaczył postać osuwającą się po ścianie. Natychmiast
odgadł, kto to.
- Harry?
Zielone oczy napotkały szare.
- Dray. Wspaniale cię widzieć, ale możesz nie chcieć przebywać teraz w moim towarzystwie.
Draco prychnął.
- Co cię tak wkurzyło?
Harry spojrzał na blondyna, unosząc brew.
- Badasz moje emocje, Dray? Fiu, fiu…
Ślizgon wywrócił oczami.
- Odczep się ode mnie. Jak na razie każdy Ślizgon potrafi odczytać twoje emocje. Właściwie sądzę, że
całaszkoła nauczyła się rozpoznawać twoje nastroje.
- Naprawdę jestem aż tak przerażający? - zapytał Harry z zaciekawieniem.
- A nie jesteś tym jedynym, który może pokonać Czarnego Pana?
- Mam nadzieję, że to było pytanie retoryczne.
Draco wyszczerzył zęby.
- Chodzi o Snape'a, czyż nie?
- Och, dokładnie. Nie ufa Markowi, więc daje mi szlaban bez powodu.
- A ty pokazałeś mu, gdzie jego miejsce, tak? - zapytał blondyn, przypominając sobie, jak Harry
zachował się wobec czwartoklasisty ze Slytherinu, skarżącego się przy nim na profesora Brutùsa. To było
brutalne.
Zimny uśmieszek, który pojawił się na twarzy Harry'ego, sprawił że Draco zadrżał.
- Och, dokładnie.
- Harry, wiesz, że możesz mieć przez to kłopoty?
- Gadasz jak Hermiona.
- W tej chwili mam to gdzieś.
Harry wywrócił oczami.
- Daj mi spokój. Snape nie ma dowodów. - Grymas powrócił, choć już nie tak lodowaty, jak za pierwszym
razem. - Nie tak, jak na trzecim roku. - Z tymi słowami szmaragdowooki chłopak odwrócił się i beztrosko
oddalił w stronę lochów.
Jak on to robi? - Draco zastanawiał się daremnie, nim ruszył z powrotem do pokoju wspólnego
Slytherinu. Nie był nawet całkowicie pewny, co próbował zrozumieć.
-~*~-
Gdy Harry wszedł do pokoju wspólnego Gryfonów, Ginny natychmiast przyskoczyła do niego,
wykrzykując jego imię, i uściskała mocno swojego "chłopaka".
- Och, cześć.
- Coś nie tak? - spytała zatroskana dziewczyna. Większość Gryfonów przerwała swoje zajęcia, żeby
popatrzeć. Gdy Harry nagle sposępniał, pokój wspólny owionął chłód.
- To tylko Snape. Znowu.
Ginny spojrzała na Chłopca, Który Przeżył, unosząc brew. Niewypowiedziane pytanie kłębiło się w jej
czekoladowobrązowych oczach.
- Tak. - odparł po prostu Harry.
- Och, to kompletny sukinsyn. - Gryfonka znów go objęła, po czym chwyciła jego dłoń. - Chodź na górę,
opowiesz mi wszystko.
Ron załapał, co się dzieje, dopiero gdy "para" zniknęła na schodach wiodących do dormitoriów chłopców.
- Zostawcie drzwi otwarte! - krzyknął za nimi.
Harry trzasnął drzwiami w odpowiedzi i rzucił zaklęcie wyciszające.
61
- Ron cię zabije - powiedziała Ginny pogodnie, sadowiąc się wygodnie na łóżku Harry'ego.
- Będzie musiał ustawić się w kolejce - mruknął Harry, rzucając torbę w kąt.
- Dobra, gadaj.
- Snape trzyma mnie z dala od Toma, tylko dlatego, że Tom pracuje dla… - Harry zamrugał kilka razy,
zanim udało mu się dokończyć zdanie - …samego siebie…
Ginny zaśmiała się.
- No, tak. Myślałam, że o tym wiedziałeś, Harry.
- Nie spodziewałem się, że Snape ujawni się i powie mi o tym!
- Czemu nie?
- Ponieważ istnieje kilka reguł Zakonu, według których jego członkowie nie mogą mi powiedzieć o żadnej
cholernej rzeczy, która mogłoby się okazać bardzo ważna.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Naprawdę są takie reguły?
- Nie wiem, do diabła, ale generalnie tak to działa!
- Harry, proszę, uspokój się - poprosiła Ginny.
Gryfon spostrzegł migoczące płomienie świec i momentalnie się uspokoił.
- Przepraszam…
- Wiesz, założę się, że w chwili, gdy zgodzisz się przespać z Tomem, te drobne wybuchy
niekontrolowanej magii znikną.
- Gin, zamknij się - mruknął Harry, wyglądając za okno, by ukryć nagły rumieniec.
- Och, na brodę Merlina, Harry. Daj mu się w końcu zerżnąć!
- Kto cię nauczył takiego języka?! - zapytał Gryfon, odwracając się, by spojrzeć na nią z dezaprobatą,
choć wyraźnie był pod wrażeniem.
- Fred i George. Któż by inny?
- Na brodę Merlina, dziecko.
- Nie nazywaj mnie dzieckiem, Harry!
- Przepraszam.
Ginny oparła się o ścianę i taksowała ciało Harry'ego płonącym wzrokiem.
- Prawie chciałabym, żebyś był wolny, wiesz?
- Gin… - To było ostrzeżenie.
- Przepraszam. - Tym razem to Ginny się zarumieniła. - Może powinnam już iść.
Harry prychnął i usadowił się na łóżku obok niej.
- Tak, tak… Może po prostu powinnaś sobie w końcu znaleźć cholernego chłopaka.
- Już to przerabialiśmy…
- Gin, znajdź chłopaka, który dochowa tajemnicy. Do diabła, znajdź sobie Ślizgona! Oni wszyscy cię
lubią.
- Bo jestem twoją dziewczyną, Harry.
- Nonsens!
- Nie, to prawda!
- Gin, Dray nie lubi cię dlatego, że jesteś moją dziewczyną. Lubi cię, bo jesteś zabawna. Bini nie lubi cię
dlatego, że jesteś moją dziewczyną. Lubi cię, bo jesteś sarkastyczna. Ted nie lubi cię dlatego, że jesteś
moją dziewczyną. On po prostu cię lubi.
Ginny zarumieniła się.
- Zakręć się wokół Teda. Wy dwoje się lubicie, nie? Ja to zauważyłem. Bini to zauważył. Dray przez
przerwy dokucza Tedowi z tego powodu. Pan nie może przestać o nim świergotać. Mi to pasuje, więc
umów się z nim wreszcie.
- Ale ja jestem twoją dziewczyną, Harry.
- I będzie dobrze, jeśli będziesz miała dokąd pójść, gdy ja przypadkowo zniknę na noc, żeby dać się, jak
to wymownie określiłaś, zerżnąć.
Ginny zakaszlała, żeby ukryć śmiech.
- No dalej. Chodźmy znaleźć ci Teda.
- Nie, Harry, naprawdę…
Harry otworzył drzwi i napotkał czerwoną twarz Ronalda Weasleya.
- Oho, czas zmienić miejscówkę! Chodźmy, Ginny. - Gryfon chwycił kurczowo jej nadgarstek i na wpół
zwlekł, na wpół sprowadził ją schodami w dół.
- Potter, co robisz mojej siostrze?! - dobiegł ich przerażony krzyk Rona.
- Ech? - Harry spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela. - Zabieram ją do Ślizgonów. Pan chciała z nią
pogadać, ja mam słówko do zamienienia z Drayem.
Ron wyglądał na totalnie ogłupiałego, gdy dwójka Gryfonów przeszła przez dziurę w portrecie, a ta
zamknęła się za nimi.
Ginny zachichotała nagle.
- Nogi za pas!
- Zmiataj do legowiska węży - odkrzyknął Harry, puścił ją i zwiał korytarzem.
Ginny pobiegła za nim, gdy dziura w portrecie otworzyła się znowu.
- POTTER! WRACAJ TU Z MOJĄ SIOSTRĄ!!
-~*~-
62
Dwójka Gryfonów wciąż się śmiała, gdy weszli do pokoju wspólnego Slytherinu.
Draco, Pansy, Teodor Nott i Blaise przyglądali im się rozbawieni, podczas gdy reszta zignorowała ich,
bądź tylko zerknęła, by sprawdzić, kto przyszedł. Wszyscy wiedzieli, że Harry Potter miał teraz wstęp do
każdego pomieszczenia w szkole. Po prawie dwóch miesiącach semestru nie było już niespodzianką
zobaczyć go niezapowiedzianego w pokoju wspólnym Slytherinu.
- Więc co tym razem zrobiliście?
- Uciekliśmy Ronowi. - Harry rzucił się na krzesło pomiędzy Draco i Blaise, zostawiając miejsce między
Teodorem i Pansy dla Ginny. - On chyba myśli, że sypiam z jego siostrą.
- Oczywiście bez mojej zgody - dodała spokojnie Gryfonka.
Czworo Ślizgonów parsknęło śmiechem.
- Zatem przybiegliśmy tutaj. - Chłopak uśmiechnął się znacząco do Ginny. - Gin natomiast chce wyznać
Tedowi swą dozgonną miłość i dowiedzieć się, czy coś między nimi się wydarzy.
Ginny spiorunowała go wzrokiem, chociaż na jej policzki wstąpiły rumieńce.
- Palant.
- Myślałem, że Gin była z tobą... - powiedział zdezorientowany Draco. Troje Ślizgonów przytaknęło.
Harry rozejrzał się dookoła, rzucił zaklęcie wyciszające na kąt, w którym siedzieli, i nachylił się do innych,
zachęcając ich, by zrobili to samo.
- Zwróćcie uwagę na to, że mam do was kompletne zaufanie, bo zaraz zdradzę wam jedną z moich
największych tajemnic.
- Wiesz, że nic nie powiem - zapewnił go Draco.
- Trzymam w tajemnicy sekrety tych, którzy trzymają w tajemnicy i bezpieczeństwie moje - przysiągł
Blaise, mając na myśli swój związek z Seamusem.
- Nie zawiodę cię, przecież dałeś mi porządną ksywkę - powiedziała Pansy Gryfonowi.
- Jeśli to znaczy, że dostanę Gin, będę trzymał buzię na kłódkę - zgodził się Teodor całkiem na poważnie.
Ginny zarumieniła się jeszcze bardziej.
- W porządku. - Harry spojrzał po przyjaciołach. - Nie, Gin nie jest moją dziewczyną. Tak naprawdę to
nigdy nawet nie byliśmy na randce. Nasze chodzenie ze sobą jest tylko przykrywką dla mojego związku z
Markiem.
Szok nie był emocją często opanowującą Ślizgonów. Albo przynajmniej nie był przez nich okazywany.
Draco, Teodor, Pansy i Blaise byli wszyscy w czystym szoku.
- Chyba się tego nie spodziewali? - zapytała Ginny.
Harry uśmiechnął się ironicznie i odchylił się na swoim krześle.
- Czy to dlatego Snape nie chce, żebyś się koło niego kręcił? - spytał Draco, przytomniejąc jako
pierwszy.
- Nie. A przynajmniej mam nadzieję, że nie.
- Czyli o TO chodzi!
- Niech mnie. TO rzeczywiście jest czymś, co należałoby trzymać w tajemnicy. Zwłaszcza, jeśli wszystko,
o czym mówił mój ojciec, jest prawdą - mruknął Teodor.
- A czym jest TO? - zapytała natychmiast Ginny. Nott wzdrygnął się.
- śe Brutùs pracuje dla Czarnego Pana... - Spojrzał nerwowo na Harry'ego. Ten spokojnie przytaknął.
- To prawda.
Przez twarze Teodora i Blaise'a ponownie przetoczyła się fala szoku, ale Draco i Pansy zdołali się tym
razem opanować.
- Wiedziałeś? - wyszeptała Ślizgonka.
- Taak. Dowiedziałem się. Nie robi mi to różnicy.
- Poczekaj. - Blaise wyglądał, jakby nad jego głową nagle zapaliła się żarówka. - Więc to Brutùs był tym,
który zdołał nakłonić naszych rodziców, żeby kazali nam być dla ciebie miłymi?
Harry nachmurzył się.
- Albo raczej im rozkazał.
- Ma aż taką władzę? - Teodorowi zaparło dech ze zdumienia.
- Nic nie jest takie, jak się wydaje - odparł Harry i wstał. - Przed dziewiątą Ginny ma już tutaj nie być. -
Młody mężczyzna uśmiechnął się złośliwie. - Bawcie się dobrze, dzieciaki.
Opuścił pokój wspólny Slytherinu, machnięciem różdżki zdejmując zaklęcie wyciszające.
- Ten chłopak przyprawia mnie o migrenę - poinformował Ślizgonów Draco, z jękiem kładąc głowę na
stole.
- Zachowuj się jak Malfoy, Dray - powiedziała Pansy pogodnie, podczas gdy Teodor wstał, ciągnąc ze
sobą Ginny, żeby trochę ją oprowadzić.
- Odpieprz się, Pan.
- Co za język.
- Odpieprz się, Pan.
Pansy mrugnęła do Ginny i zachichotała, a następnie poszła za Teodorem do dormitorium. Blaise
przewrócił oczami, a Draco spiorunował wzrokiem swego przyjaciela.
-~*~-
- Och, właśnie minąłeś się z Severusem - rzekł Tom, otworzywszy Harry'emu drzwi.
63
- Ou. Cholera - powiedział Harry. W ogóle nie zabrzmiało to tak, jakby się zmartwił.
- Co się stało?
- Wkurzyłem go, doprowadziłem do tego, iż powiedział mi, że jesteś swoim szpiegiem, a potem
wypadłem z klasy w stanie ledwie kontrolowanej furii?
- Harry…
- Hm?
- Nieważne…
- Co?
- Musimy popracować nad twoim temperamentem.
- Gin wywnioskowała, że to minie, kiedy się ze sobą prześpimy.
Tom zaśmiał się.
- Doprawdy?
- Och, tak.
- Jestem za.
- Ach, nie.
- Haaaarryyyy…
- Czy ty właśnie jęczałeś?
- Taaak...
- O, Merlinie…
- No, dalej. Nie ma nic lepszego niż seks.
- Nie ma mowy. A w ogóle to muszę zobaczyć się z Gin za niecałą godzinę, żeby upewnić się, czy
bezpiecznie wróciła do Gryffindoru.
- Możesz wrócić!
- Nie. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie.
- Och, daj spokój.
- Nie skończyłem jeszcze szkoły, nie zrobię tego.
- Łamiesz się, widzę to.
- Znów widzisz rzeczy, których nie ma, Tom?
- Denerwujesz się dlatego, że nie możesz ich widzieć, tak jak ja.
- Właściwie to nie.
- Więc!
- Co tym razem?
- Co ty i Gin zamierzaliście zrobić, poza wymyślaniem sposobów na zmniejszenie twojego stresu?
Oczy Harry'ego zwężyły się, ale chłopak pozwolił na zmianę tematu.
- Cóż, Ron myśli, że uprawiam seks z Gin bez jej zgody. A Gin i Ted są oficjalnie parą.
Tom zbladł.
- Okej, jako że spotkałem się z pojmowaniem rzeczywistości przez pana Weasleya, rozumiem to
pierwsze, ale czy mógłbyś rozwinąć ostatnie zdanie?
- Ech?
- Gin i Teodor?
- Och, zaciągnąłem Gin do lochów i połączyłem ich ze sobą kilka minut temu. W pewnym sensie
powiedzieliśmy Tedowi, Pan, Biniemu i Dray, że ja i ty jesteśmy razem, ale Gin pozostaje zajęta.
Tom jęknął.
- Czy mogę usiąść ci na kolanach?
- Czy możemy uprawiać seks?
- Potraktuję to jako "nie".
- Cholera.
- Masz pewność, że nie jesteś nastolatkiem?
- Ech? Nie jestem!
- Serio? Na pewno zachowujesz się, jakbyś był.
- Też byś się tak zachowywał, gdybyś żył bez seksu tak długo jak ja.
- Naprawdę, nie chciałbym wiedzieć, jak to jest.
- Bycie tobą ssie.
- Ja niczego nie ssę.
- Jeszcze.
- Zamknij się, Tom.
- Czerwony naprawdę nie jest twoim kolorem.
- Naprawdę się zamknij, Tom.
- Czas tak szybko leci, kiedy dobrze się bawisz! - powiedział nagle Czarny Pan.
- Hę?
- Jest za pięć dziewiąta. Lepiej idź po Gin.
Harry milczał przez chwilę.
- Co?
- Idź.
- O co chodzi?
- Idź, Harry.
- Tom?
64
- IDŹ!
Harry zostawił Toma. Miał smutne spojrzenie.
-~*~-
- Co oznacza to spojrzenie?
- Nic.
- Nie mów mi, że wy dwaj wkręciliście się w kolejną walkę!
- Nic się nie stało, Gin.
- Wiesz, zawsze mogę wrócić sama.
- Przestań.
- Powinieneś spędzić z nim noc.
- Gin...
- Uczta w Noc Duchów wypada w przyszły piątek.
- I co z tego?
- Tańczycie ze sobą i spędzacie całą noc razem, choćbym miała was związać i zabrać wam różdżki. Czy to
zrozumiałe?
- Teraz mnie przerażasz.
- To dobrze. Jestem zdeterminowana, żeby doprowadzić to do końca.
- Powiedziała swatka.
- Patrzcie, kto mówi! Złoty.
Gruba Dama wpuściła ich i spotkali się z wściekłym Ronem i poirytowanymi Gryfonami.
- GDZIE BYLIŚCIE PRZEZ OSTATNIĄ GODZINĘ?!
Harry wywrócił oczami.
- Silencio. Przykro mi, że musieliście wysłuchiwać jego tyrad przez tyle czasu. Obiecuję, że kiedy
następnym razem będziemy gdzieś wychodzili, rzucę na niego zaklęcie wyciszające. Branoc! - rzucił
pogodnie, pocałował Ginny w policzek i poleciał do łóżka.
- Jestem z Harrym. To był taki wyczerpujący dzień - westchnęła Ginny, rzeczywiście wyglądając na
zmęczoną. - Jest najlepszy.
Gryfonka też pomknęła do pokoju.
W pokoju wspólnym Gryffindoru rozległ się śmiech, gwizdy i oklaski, podczas gdy oniemiały Ron
spoglądał to na jedną, to na drugą klatkę schodową.
Wyglądało na to, że nikt nie chciał odczarować Weasleya, kiedy ten zaczął krzyczeć.
Rozdział 19
- Och... Merlinie...
- Co się stało, Miona? - zapytał Harry, nie podnosząc wzroku znad swojego tosta.
Hermiona podsunęła mu Proroka Codziennego pod nos.
Gryfon odłożył grzankę, by wziąć gazetę i przeczytać wielki nagłówek na pierwszej stronie:
ATAK ŚMIERCIOśERCÓW NA MINISTERSTWO, 16 ZABITYCH, 69 RANNYCH
Harry zakrztusił się i upuścił pismo. Ginny złapała Proroka, zanim zdążył spaść w śniadanie Gryfona. W
miarę czytania artykułu robiła się coraz bardziej blada.
- Jakieś wieści od taty? - spytała brata, gdy skończyła.
Ron wyjął list, którego nadejścia nikt inny nie zauważył. Podał go Ginny bez słowa - od zeszłej nocy nikt
jeszcze nie zdjął z niego zaklęcia wyciszającego. Harry planował pozostawić je tak długo, aż ktoś się nad
Weasleyem zlituje.
- Tata ma się dobrze. Percy też. To nie była ich zmiana w pracy - powiedziała Ginny reszcie. Wszyscy
przy ich stole odetchnęli z ulgą.
- Ale nie każdy może tak powiedzieć - mruknął Harry, wskazując na uczniów wyprowadzanych z Sali
przez opiekunów domów. Kilku młodszych Gryfonów poszło z McGonagall i ulgę zastąpił smutek. -
Zapowiada się bardzo smutna wycieczka do Hogsmeade. Zakładając, że nas na nią puszczą, oczywiście.
- Lepiej, żeby nas puścili! - zawołała Lavender Brown, która ich podsłuchiwała.
Gryfon zwrócił na dziewczynę zielone oczy pełne zmęczenia.
- Lavender, ludzie właśnie potracili swoje rodziny. Nigdy nie wiemy, gdzie znajduje się następny cel
Voldemorta. Wolisz zaryzykować życie, by kupić trochę cukierków, czy zostać w Hogwarcie, gdzie możesz
znaleźć kogoś, kto wybłaga co nieco od skrzatów domowych?
- On nie zaatakuje w dzień! - zawołał ze złością chłopak z czwartego roku.
- A my potrzebujemy kostiumów na bal w Noc Duchów! - wykrzyknęła Parvati Patil.
Ginny wstała i położyła dłoń na ramieniu Harry'ego.
- Chodź, Harry. Chodźmy gdzie indziej. Ten lament w niczym nam nie pomoże.
Harry wstał także. Tych Gryfonów, którzy zdawali się nie przejmować tym, co się stało, uraczył
spojrzeniem zdolnym zabić.
- To nie jest zabawa, wy idioci. Jeżeli raz dacie się zaskoczyć, to potem nie będzie już odwrotu. To jest
65
prawdziwe życie - tu macie tylko jedną szansę. Pewnego dnia, może nawet szybciej, niż myślicie, to wy
możecie kogoś stracić. Do tego momentu pławcie się w swojej słodkiej nieświadomości. W sumie, dobrze
wam tak. Jednak, kiedy przed twarzą ujrzycie różdżkę Śmierciożercy i dokładnie uświadomicie sobie, jak
poważna to sytuacja, nie próbujcie mnie szukać. Nie pomogę wam.
To powiedziawszy, odwrócił się na pięcie i wypadł z Wielkiej Sali.
W ciszy, która zapadła, Ginny przeczesała wzrokiem stół nauczycielski i zauważyła, że Toma przy nim nie
ma. Następnie pospieszyła szukać swego "chłopaka".
Cisza minęła, gdy tylko Gin przeszła przez drzwi. Dziewczyna skrzywiła się z powodu hałasu. Harry,
myślę, że w końcu udało ci się nakłonić resztę do myślenia.
-~*~-
- Daj spokój.
- Gin, nie słuchałaś tego, co powiedziałem wcześniej?
- Słuchałam. - Ginny wywróciła oczami. - A Dumbledore wysyła nas do Hogsmeade grupami, pod opieką
nauczycieli. Reszta Gryfonów już wyszła. Jeśli się pośpieszymy, możemy iść ze Ślizgonami. Poza tym
wiesz równie dobrze jak ja, że on nie zaatakuje wioski.
Harry spojrzał na dziewczynę znad książki o czarnej magii, ukrytej za wypracowaniem na transmutację.
- Nie mam ochoty na słodycze i żarty, Gin. Idź sama.
Ginny złapała ramię Gryfona i wyciągnęła go z łóżka. Wylądował z hukiem na ziemi.
- Wciąż jeszcze nie zrobiłeś zakupów na Noc Duchów i potrzebujesz dobrego przebrania. Mówiłam ci pod
koniec lata, żebyś jakiś kupił, ale ty całe dnie spędzałeś z Tomem. Jeśli zaraz nie ruszysz tyłka, pójdziesz
na Bal nago.
Harry wstał z jękiem.
- Dobrze, mamo.
Ginny walnęła go w potylicę. Mocno.
- Au! Za co to?
- Za wymądrzanie się? - Dziewczyna wzruszyła ramionami i pociągnęła Harry'ego w dół do sali
wejściowej.
- Jednak udało ci się go sprowadzić. - Draco uśmiechnął się szyderczo do Gryfona.
- Tęskniłeś? - zapytał Harry.
- Och, oczywiście. - Malfoy pokiwał głową.
- Swoją drogą, wspaniałe było to wcześniejsze przedstawienie - powiedział Blaise pogodnie.
- Cholernie wszystkich przestraszyłeś - przytaknęła wesoło Pansy.
Gryfon wywrócił oczami.
- Jejku, dzięki. Starałem się, jak mogłem.
- Z twoją rodziną wszystko w porządku? - Teodor nagle zapytał Ginny. Cała uwaga skupiła się na
dziewczynie.
- Taa. Nie było ich wtedy w pracy. - Gryfonka przytaknęła. Ślizgoni odetchnęli z ulgą.
- Dobrze. - Wszyscy odwrócili się na dźwięk głosu Toma. On i Snape szli w ich kierunku. - Profesor Snape
i ja będziemy wam towarzyszyć w drodze do Hogsmeade. Wszyscy znacie zasady, może z wyjątkiem
pana Pottera, który tak czy inaczej nie byłby skory ich przestrzegać. - Czarny Pan puścił Harry'emu oko.
Chłopak również mrugnął, choć minę miał nachmurzoną.
- Nie będzie żadnych samodzielnych wędrówek. Nie możecie sobie nagle zadecydować, że chcecie spędzić
dzień z inną grupą. Będziemy czekać, aż wszyscy zrobią zakupy w każdym sklepie, do którego
wejdziemy, ale nie będziecie się guzdrać - powiedział ostro Snape. - Jeśli będzie jakiś problem,
poinformujcie mnie o nim bezzwłocznie.
- Co z profesorem Brutùsem? - spytała Pansy.
- Och, ze mną? - Tom uśmiechnął się. - Wiecie, profesor Snape tak do końca mi nie ufa. Oto, dlaczego
jest tu nas dwóch. Chce mnie bardzo dobrze pilnować.
Mrugnął do uczniów, większość z nich parsknęła śmiechem.
Snape spojrzał na niego ze złością.
- Bardzo dobrze. Idziemy.
Odwrócił się i ruszył szybkim krokiem przez drzwi, a potem po murawie.
Uczniowie pospieszyli za nim. Harry, Draco, Ginny, Pansy, Blaise i Teodor zamykali pochód.
- Ach, pewnego dnia zaskarbię sobie zaufanie współpracowników - westchnął Tom, wchodząc pomiędzy
Harry'ego i Ginny.
- Możesz pomarzyć, Marku - prychnęła Ginny.
- Jest na mnie wściekły, prawda? - spytał ją Tom, wskazując na Harry'ego.
- Zapytaj go.
- Jesteś na mnie wściekły, prawda?
- Spieprzaj!
- Jest na mnie wściekły.
- Odwal się.
Przez dłuższą chwilę Tom w szoku przypatrywał się Harry'emu, po czym zmarszczył brwi z
niezadowoleniem.
- Obwiniasz mnie, oczywiście.
66
Przyspieszył kroku, by dogonić kilku Ślizgonów idących przodem, chcąc z nimi porozmawiać.
Draco, Pansy, Teodor i Blaise spojrzeli jednocześnie na Ginny, czekając na wyjaśnienie.
- Atak z zeszłej nocy. - Gryfonka wzruszyła ramionami.
Nie potrzebowali więcej, by zrozumieć. Draco zrobił minę do Harry'ego.
- Sądzisz, że to jego wina?
- Tak.
- Czemu miałby robić coś takiego? - syknął blondyn. Pozostała trójka Ślizgonów również chciała
wiedzieć.
- Dziwnie się wczoraj zachowywał. - Harry wzruszył ramionami.
- Mieli jedną ze swoich zwykłych kłótni - przetłumaczyła im Ginny.
- Ooooch… - Czworo Ślizgonów westchnęło.
- Więc wy dwaj się pokłóciliście, a teraz myślisz, że z tego powodu postanowił pójść i zabić kilku ludzi? -
spytała Pansy.
- Oczywiście - odrzekł posępnie Gryfon.
Pozostała piątka jęknęła.
- Harry, wiem, że to będzie dla ciebie szokiem, ale świat nie kręci się wokół ciebie - poinformował
chłopaka Blaise.
- Dosyć tego! - Harry odwrócił się i ruszył przez murawę z powrotem w kierunku szkoły.
- Potter! - zawołał Snape, oglądając się do tyłu, usłyszawszy okrzyk Gryfona.
Tom jęknął i machnął ręką, pokazując mistrzowi eliksirów, by szli dalej.
- Dogonimy was - powiedział stanowczo do opiekuna Slytherinu, następnie odwrócił się i popędził za
nastolatkiem.
Snape spojrzał za nimi gniewnie, ale zwrócił się ponownie w stronę Hogsmeade i kontynuował
przewodzenie grupie.
Jeśli nawet dziewczyna Pottera nie jest w stanie go uspokoić, nie wiem, jak Markowi miałoby się to udać.
W każdym razie, ma moje poparcie. Nie mam ochoty znosić humorów Pottera, ale nie chcę też po
powrocie zastać szkoły w gruzach, kiedy chłopak znów będzie miał napad szału.
-~*~-
Tom dogonił Harry'ego na środku trawnika, złapał chłopaka za ramię i odwrócił go gwałtownie.
- Uspokój się, do cholery!
Gryfon szarpnął się gniewnie w uścisku Czarnego Pana.
- Masz. Mnie. Puścić. Riddle.
Nauczyciel zmrużył niebezpiecznie oczy. Zacisnął palce na podbródku chłopaka i zmusił go do patrzenia
sobie w twarz.
- Do jasnej cholery, co tym razem jest nie tak? I nie waż się wygłaszać wykładu o napadaniu na
niewinnych, bo moi ludzie nie skrzywdzili twoich przyjaciół.
- Jestem zmęczony twoimi zmianami nastrojów, cholera! W jednej chwili beztrosko próbujesz mnie
namówić, bym się z tobą przespał, w drugiej każesz mi się wynosić! Puść mnie!
- Nie. Nie, dopóki nie będę pewny, że nie uciekniesz.
Harry skrzywił się.
- Posłuchaj, przepraszam za moje humory. W porządku? - odezwał się miękko Tom, zmieniając
nieznacznie ton. - Po prostu pobyt w Hogwarcie jest dla mnie trochę stresujący. Powiedziałem ci
wcześniej, że nie pozwoliłbym ci tu wracać, gdybym znalazł jakieś inne wyjście. I naprawdę starałem się
coś z tym zrobić. Gdybym mógł zabrać cię stąd i zmniejszyć wywieraną na ciebie presję, zrobiłbym
to. Zależy mi na tobie, Harry, wiesz o tym, ale bez przerwy jestem pod obserwacją Snape'a i
Dumbledore'a i to mnie denerwuje.
- Więc wyjedź. Jeśli to takie stresujące, rzuć pracę.
- Nie chcę rzucać tej pracy. Podoba mi się przebywanie tu z tobą. Do diabła, podoba mi się nauczanie. -
Czarodziej uśmiechnął się nieznacznie. - Skoro moje dręczenie w sprawie seksu aż tak ci przeszkadza,
dobrze, przestanę. Przepraszam. Jednak chciałbym wiedzieć, czemu przeszkadza ci aż tak bardzo.
Harry zbladł.
- Chociaż... Nie musisz mówić teraz - zapewnił go Tom, notując sobie w pamięci, by wypytać chłopaka
przy następnej okazji. - A teraz musimy dogonić twoich kolegów i Severusa, zanim wyślą kogoś z
powrotem, żeby sprawdził, czy nie zaprowadziłem cię do Czarnego Pana.
- Voldi! - zaszczebiotał Harry z błyszczącymi oczami; znów miał okazję do irytowania starszego
czrodzieja.
Tom wzdrygnął się.
- Dobrze.
Puszczając chłopaka, zadrżał ponownie.
- Sprawię, że zaczniesz tak o sobie mówić, zanim skończy się ten rok. - Harry uśmiechnął się złośliwie.
- Nie zrobisz tego!
- Zrobię!
- Nie!
- Dziesięć galeonów, że mi się uda.
- Zgoda!
67
Przecięli zakład.
- Dobra, idziemy - powiedział Tom, obejmując chłopaka ramieniem.
Harry wywrócił oczami i otoczył go ręką w pasie, gdyż mężczyzna był wyższy.
- Tak, tak. Nie chcę, żeby Ted próbował pocałować Gin podczas mojej lub Rona nieobecności, bo nie
będzie miał mu kto przeszkodzić i w ogóle.
Tom zaśmiał się.
- Nie możemy na to pozwolić! - zawołał z ironią głosie.
Rozpoczęli przyjemny spacer w kierunku Hogsmeade.
- To mi o czymś przypomniało… Czemu pan Weasley jest dziś taki cichy?
- Nikt nie chciał zdjąć z niego zaklęcia wyciszającego, które rzuciłem na niego wczoraj wieczorem.
- Szkoda, że mnie tam nie było.
- Co będziesz robił w czasie balu w Noc Duchów?
- Hm? Och, będę nad wami czuwał. Czemu pytasz?
- Tylko się zastanawiałem.
- Idziesz z Gin?
- Taak. Mówi, że powinienem pójść. Wszyscy zdają się z nią zgadzać.
- I ja także. Dobrze jest spędzić czas w taki sposób.
- A na ilu balach byłeś ty, kiedy chodziłeś do Hogwartu?
- Na żadnym. I zobacz, do czego mnie to doprowadziło.
Harry zachichotał.
- Słusznie.
- Ach, tam są. Uśmiechnij się do Severusa, żeby wiedział, że cię nie przekląłem ani nic w tym stylu.
Chłopak skrzywił się.
- Nieee… To nie ten uśmiech, o który mi chodziło.
Harry uśmiechnął się złośliwie do Toma, szturchnął go mocno w bok, a potem wyśliznął się profesorowi
Obrony Przed Czarną Magią i prędko znalazł się poza jego zasięgiem.
- Ahaha, Marku, nie złapiesz mnie! - Pokazał język Czarnemu Panu, który w odpowiedzi rzucił mu
niezadowolone spojrzenie.
- I znów jesteście przyjaciółmi, czyż nie? - zapytał Blaise, uśmiechając się, gdy Harry do nich dołączył.
- Można tak powiedzieć - zgodził się Gryfon. Jego oczy błyszczały łobuzersko.
- Harry... Wiesz co? - Pansy przerzuciła rękę przez jego ramiona, uśmiechając się dwuznacznie.
Ramię Ginny objęło zielonookiego w pasie.
- Mamy już dla ciebie kostium na Noc Duchów.
Harry uświadomił sobie, że jest w potrzasku między dwiema dziewczynami i wszyscy stoją przed sklepem
z szatami.
- Ach, dziękuję moje panie. Może mi go pokażecie?
- Och, nie. Musimy być absolutnie pewne, że spełni swoje zadanie - zamruczała Pansy.
Harry obejrzał się na Draco, Teodora i Blaise'a.
- Pomocy?
- Nie. Idź z nimi. Na pewno spotkamy się w środku - powiedział z uśmiechem Blaise. Draco i Teodor
pokiwali głowami.
- Chodź, ukochany - rzuciła Ginny niebezpiecznym tonem. - Wiesz, musimy cię odpowiednio przyodziać.
Tom! Pomocy! One chcą mnie zabić!
Z mojej strony to tak nie wygląda, kochanie.
Nie możesz mnie tak zostawić!
Tom uniósł brew, spoglądając na grupę.
- Bawcie się dobrze, dziewczęta! - powiedział do Ginny i Pansy.
Dziewczyny wydały okrzyk radości i wciągnęły bladego Harry'ego do sklepu.
Blaise, Draco i Teodor otoczyli nauczyciela, spoglądając na niego drapieżnie.
- Więc, profesorze Brutùs… W co pan się przebierze w Noc Duchów?
Czarny Pan prychnął.
- Mam już kostium i nie, nie możecie go dla mnie poprawić. - Wskazał na sklep. - Właźcie. Wszyscy
muszą być w tym samym miejscu. Wiecie o tym.
Chłopcy ruszyli ze spojrzeniami utkwionymi w ziemię.
Tom oparł się o ścianę budynku z pełnym ulgi uśmiechem.
- Dzięki, Merlinie, że nie jestem Harrym.
Rozdział 20
Harry i Ginny przebierali się na Bal w dormitoriach Ślizgonów. Gryfoni nie pozwolili im zaprosić Pansy do
Wieży, żeby dziewczyny mogły odpowiednio przyszykować Harry'ego, więc dwójka przyjaciół
zdecydowała się zejść do lochów zaraz po piątkowej kolacji.
- Dobra, Harry. Idź do łazienki z Draco i Blaise'em. Jak już się przebierzesz, to wyślij jednego z nich po
nas, żebyśmy mogły dokończyć robotę - powiedziała Pansy rozkazującym tonem.
Harry westchnął i skinął głową, wiedząc że nie ma sensu sprzeczać się z Królową Ślizgonów.
- Chodźcie, chłopaki.
Draco i Blaise wywrócili oczami i poszli za Gryfonem na górę do sypialni chłopców. Gdy tylko się tam
68
znaleźli, każdy udał się do swojej garderoby, by włożyć własny kostium.
Malfoy przebrał się pierwszy. Wyglądał jak najprawdziwszy król. Jego jasne, sięgające ramion włosy nie
były wygładzone i układały się swobodnie wokół twarzy. Na głowie Draco spoczywała srebrna korona ze
stojącym na tylnych łapach smokiem. Szaty Ślizgona miały barwę ciemnej królewskiej purpury i srebra, a
na jego ramionach wisiała peleryna koloru korony z tym samym, perfekcyjnie wykonanym, smokiem.
Brązowe spodnie były wciśnięte w buty z zielonej, smoczej skóry.
Blaise wyjrzał ze swojej garderoby.
- Och, wyglądasz świetnie. A teraz mógłbyś mi pomóc to zapiąć, zanim zaczniesz być lepszym-ode-mnie-
Królem?
Draco zachichotał i skinął głową.
- Świetnie.
Blaise wyszedł z garderoby. On i Teodor szli jako rycerze Króla Draco i Królowej Pansy. Ginny grała
księżniczkę. Oprócz dwóch dziewczyn nikt nie wiedział, za kogo ma się przebrać Harry. Nawet jemu tego
nie powiedziały, Gryfon widział tylko niektóre fragmenty swojego stroju.
Gdy Draco i Blaise walczyli z kolczugą, którą miał na siebie włożyć Zabini, a Harry nadal siedział w swojej
garderobie, Pansy i Ginny też się przebierały.
- Absolutnie cudownie! - rzekła Ślizgonka, odsuwając się od drugiej dziewczyny.
Włosy Ginny były zebrane na czubku głowy i skręcone w kok, przed którym spoczywała delikatna złota
tiara. Pojedynczy rudy pukiel opadał na plecy dziewczyny. Ciemnobrązowa peleryna, ze złoto-brązowym
gryfem stojącym na tylnych łapach, podkreślała delikatną czerwień i fiolet sukni. Szata była obcisła, nie
zostawiając wyobraźni pola do popisu. Na szyi dziewczyny wisiał na srebrnym łańcuszku naszyjnik
pasujący do smoka Draco. Ogon stworzenia znajdował się tuż nad dekoltem sukni. Pansy podkreśliła
brązowe oczy Ginny brązowymi i złotymi cieniami. Jej usta były muśnięte wiśniową czerwienią, a na
policzkach gościł lekki rumieniec.
- Hej, ty wyglądasz lepiej - odparła Ginny i obie dziewczyny zachichotały.
Pansy pozwoliła swoim ciemnoblond włosom luźno opadać na ramiona. Jej korona była taka sama jak
Draco; podobnie jak peleryna, którą miała na sobie. Purpurowo-srebrna suknia też pasowała do tego, co
włożył Malfoy, i była równie ciasna jak kostium Ginny. Srebrny naszyjnik, który wisiał na smukłej szyi
Ślizgonki, był herbem rodziny Parkinsonów i należał do matki Pansy aż do zeszłego roku, kiedy to
dziewczyna osiągnęła odpowiedni wiek, by go otrzymać. Stary pierścionek, który Draco dał jej jeszcze
zanim poszli do Hogwartu, znajdował się na małym palcu jej prawej ręki. Był to mały wąż pasujący do ich
Domu. Na powiekach dziewczyna miała jasnofioletowy cień, a jej usta były intensywnie czerwone, prawie
purpurowe.
- Jak myślisz, chłopcy już się przebrali? - mruknęła Pansy.
Ginny uśmiechnęła się złośliwie.
- Możemy sprawdzić.
- Ooch... Podoba mi się twój tok myślenia!
Przyjaciółki pobiegły z dormitorium dziewczyn do dormitorium chłopców i zapukały do drzwi łazienki.
- Panowie! Lepiej, żebyście już byli gotowi!
- Harry nie chce wyjść! - odkrzyknął Draco.
Ginny i Pansy, wchodząc do pomieszczenia, wymieniły niezadowolone spojrzenia.
- Harry, masz wyjść - powiedziała Gryfonka swemu "chłopakowi" zabarwionym groźbą tonem.
- Nie wyjdę!
- Pójdę po Marka!
- Wychodzę!
Harry otworzył drzwi garderoby i wyszedł potulnie. Draco i Blaise obaj oniemieli, żaden z nich nie widział
go wcześniej. Szata Gryfona miała rożne odcienie zieleni i przylegała ciasno do jego ciała. Jej górna część
wisiała luźno, odsłaniając harmonijnie wyrzeźbioną klatkę piersiową. Chociaż szata zasłaniała dokładnie
wszystko, poza czubkami ciemnozielonych butów ze smoczej skóry, natychmiast stało się jasne, że
chłopak nic pod nią nie miał. Jego policzki zaczerwieniły się pod wpływem spojrzeń przyjaciół.
- Wyglądasz fantastycznie.
- Niemal perfekcyjnie.
- Ale jeszcze czegoś tu brakuje!
- Cholera.
- Język! - trójka Ślizgonów krzyknęła ostro.
- Hm? - Teodor wystawił głowę zza drzwi. - Niech to. Wszyscy wyglądacie wspaniale.
- Jak tam czyszczenie szklarni? - spytał Draco złośliwie.
Teodor uśmiechnął się lekko.
- Właściwie, to raczej zabawa. Nie chciałbym być w klasie, która będzie tam miała następne zajęcia w
poniedziałek.
Wszyscy się zaśmiali.
- Świetnie. Draco, Blaise, pomóżcie Teodorowi się przebrać. Spotkamy się w pokoju wspólnym, jak
skończymy z Harrym - powiedziała Pansy spokojnie.
- Powodzenia, Harry - rzekł Draco współczująco, nim wyszedł za Teodorem i Blaise'em z pokoju. Drzwi
zatrzasnęły się za nimi.
Gryfon patrzył na dwie kobiety nerwowo.
- Co jeszcze zamierzacie mi zrobić?
69
- Uczynić cię absolutnie zniewalającym - poinformowała Ginny Chłopca, Który Przeżył.
- Musicie?
- Siadaj - rozkazała Pansy, wskazując na krzesło, które dopiero co się pojawiło.
Harry usiadł spięty, rozglądając się dookoła, gotowy dać nogę w każdej chwili.
Ślizgonka przewróciła oczami i usadowiła się na drugim krześle wyczarowanym naprzeciw, patrząc na
niego z powagą.
- Jeśli się ruszysz, będę musiała zacząć od początku. Odpręż się i zamknij oczy.
Harry jęknął i zrobił, jak mu polecono.
Pansy i Ginny wymieniły porozumiewawcze uśmieszki.
-~*~-
- Wielmożny Królu, Dzielni Rycerze, wierni poddani, pozwólcie sobie przedstawić Chłopca, Który Przeżył,
By Napełnić Umysły Ludzi Naprawdę Brudnymi Myślami!
- PANSY!
- Po prostu wyłaź stamtąd, Harry - rzekła Pansy, przekrzykując śmiechy Ślizgonów.
Śmiech ustał, gdy tylko chłopak wszedł do pokoju, a około trzydzieści osób utkwiło w nim spojrzenia.
Jego sięgające teraz bioder włosy oplatały się wokół ciała, a czerwone pasemka sprawiały, że lśniły jak
krew. Okulary ustąpiły miejsca parze noszonych latem soczewek, które nie zmieniały koloru jego oczu.
Słynna blizna została przedłużona do podstawy nosa i lśniła niezdrową zielenią Avady Kevadry. Harry
miał na sobie czarną pelerynę ze złotym lwem i srebrnym wężem śpiącymi razem spokojnie, wspaniały
czerwono-złoty feniks wznosił się ponad nimi, wśród roztańczonych płomieni.
- Kurwa… - Blaise pierwszy zareagował.
Nikt nie kłopotał się, by zwymyślać go za język.
- Możemy teraz iść? - spytał Harry, próbując się nie rumienić pod wpływem spojrzeń reszty. Nie znosił,
gdy się na niego gapiono.
- Jasne - przytaknął natychmiast Draco, odzyskując zmysły. Podał Pansy ramię. - Harry, Gin, będziecie
za nami. Teodor, Blaise, zamykacie pochód. Jak znajdziemy miejsca, możecie robić, co wam się podoba,
ale wchodzimy razem i siadamy razem. Rozumiemy się?
- Jasne, Dray - zgodziła się Ginny, ciągnąc Harry'ego, by ustawił się w wyznaczonym miejscu.
- Tak, sir! - rzekli natychmiast Blaise i Teodor, ustawiając się za Gryfonami.
- Ruszajmy więc, by zszokować ich naszym naturalnym pięknem! - zawołała Pansy.
Cała szóstka wyszła wśród radosnych okrzyków.
-~*~-
Tom obserwował uczniów siedzących przy stolikach i tańczących w rytm przebojów jakiejś grupy
wynajętej przez Dumbledore'a. Nie mógł sobie przypomnieć nazwy tegoż zespołu i tak naprawdę miał to
gdzieś. Wiedział tylko, że byli zbyt głośni...
A chłopak, którego szukał, wciąż się nie pojawił.
- Ach, Marek! - zawołał Dumbledore, zbliżając się do profesora obrony przed czarną magią. Dyrektor
przebrał się za kurczaka. Czarny Pan omal nie zwymiotował.
Powstrzymał się i w zamian za to uprzejmie skinął głową.
- Dyrektorze…
- Ach, Rzymianin? - spytał Dumbledore, mając na myśli przebranie Toma.
- Juliusz Cezar - przytaknął czarodziej, uśmiechając się do siebie.
Dyrektor zamilkł na najkrótszy z możliwych momentów.
- Kreatywne.
- Też tak sobie pomyślałem.
- Dobrze się bawisz?
- Na Balu, czy ogólnie w Hogwarcie?
Dumbledore uśmiechnął się, niebieskie oczy zamigotały szalonym blaskiem.
- I tu, i tu.
- Bal jest całkiem niezły, może trochę za nudny i za głośny. Moje lekcje są świetne, jednakże nie za
bardzo podoba mi się ten ewidentny brak zaufania w stosunku do mnie - odparł Tom neutralnym tonem,
zerkając na dyrektora, by upewnić się, że załapał aluzję.
- Będziesz musiał wybaczyć mi ostrożność. To naprawdę ciężki czas na znalezienie godnego zaufania
nauczyciela obrony przed czarną magią, jestem pewien, że jesteś tego świadom.
- Mniej więcej. Chociaż uczę tu już od dwóch miesięcy. Jestem pewien, że można zmniejszyć środki
bezpieczeństwa do jednego nauczyciela patrzącego mi na ręce, z tych czterech, którzy robią to teraz. -
Czarodziej rozejrzał się wokół. - Pięciu, jeśli policzy pan siebie.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, mój drogi chłopcze.
- Oczywiście, że pan nie ma - zgodził się ironicznie.
- Ach, wielkie wejście, tak jak się spodziewałem - powiedział nagle Dumbledore, gdy w Wielkiej Sali
zapadła cisza, a uczniowie rozstąpili się, robiąc przejście Draco i Pansy.
- Spodziewał się pan, dyrektorze? - prychnął Tom, wciąż obserwując uważnie.
Inni Gryfoni, z którymi trzymał Harry, jeszcze chwilę temu tańczyli, więc nie mogło być wątpliwości, że
70
chłopak przyszedł tu właśnie z parą Ślizgonów.
- Tak, obawiam się, że pan Malfoy lubi się popisywać.
Gdy król i królowa, za których przebrani byli Draco i Pansy, skręcili w stronę stołów - w polu widzenia
pojawiła się Ginny i jej eskorta. Tomowi zajęło kilka sekund rozpoznanie czarnowłosego chłopaka, z
którym szła Gryfonka. Kiedy już mu się to udało, wstrzymał oddech. Dobrzy Bogowie…
Harry podniósł wzrok, gdy usłyszał te słowa w swojej głowie i niemal natychmiast dostrzegł rzymskiego
imperatora. Jego policzki zaróżowiły się, gdy ujrzał totalny szok na twarzy Czarnego Pana.
Potem spostrzegł dyrektora i musiał powstrzymać wybuch śmiechu.
Draco i Pansy siedzieli po królewsku przy pustym stole. Harry i Ginny poszli za ich przykładem, podczas
gdy Teodor i Blaise postanowili chronić ich wszystkich przed resztą uczestników balu.
- Spójrz na Dumbledore'a - zachichotał Harry, wskazując miejsce, gdzie tuż obok niczego
nieświadomego, radosnego żółtego kurczaka siedział Tom, próbując dojść do siebie.
Ginny, Pansy i Draco uśmiechnęli się, powstrzymując wybuch śmiechu. Teodor i Blaise prychnęli,
próbując zachować powagę.
- Ciekawe, co jest nie tak z profesorem Brutùsem - powiedziała Pansy, marszcząc lekko brwi.
- Poza tym, że Dumbledore do niego mówi? - parsknął Malfoy.
- Nie widzieliście go, kiedy mnie zobaczył - powiedział Harry pozostałym.
- Och. Czy miał otwarte usta? - westchnęła beztrosko Pansy.
- Całkiem szeroko - potwierdził uprzejmie Gryfon.
- To okropnie nieślizgońskie - poskarżyła się królowa, kręcąc nosem.
Harry zaśmiał się.
- Harry! Ginny!
Kilka minut później podeszli do nich Ron, Hermiona, Neville, Dean i wyglądający na pijanego Seamus.
Draco zmrużył oczy, patrząc na zbiorowisko, a Pansy delikatnie zasłoniła nos chusteczką, jak gdyby coś
jej śmierdziało. Blaise i Teodor obejrzeli się, by sprawdzić, czy powinni pozwolić Gryfonom się zbliżyć.
- Musimy to jakoś przetrzymać - szepnął Harry Teodorowi do ucha, kiedy ten znalazł się w pobliżu.
Chłopak skinął głową i razem z Blaise'em zrobili Gryfonom przejście.
- Draco, zatańcz ze mną - zażądała Pansy.
Blondyn zdawał się nie mieć nic przeciwko takiemu potraktowaniu, kiedy wstawał szybko i prowadził
dziewczynę na parkiet.
- Hej!
Gryfoni opieszale pousadzali się przy stole. Seamus, przebrany za Irlandczyka, usiadł w pobliżu Blaise'a.
Po obu jego stronach stały puste krzesła. Ron w kostiumie aurora zajął miejsce koło przebranej za anioła
Hermiony, która siedziała obok Harry'ego. Neville przyszedł jako centaur. Usadowił się przy Ginny, obok
której był Teodor. Dean, przebrany równie nieoryginalnie co Seamus - w mugolskie ciuchy - usiadł obok
Neville'a.
- Rewelacyjny kostium, stary! Czym ty jesteś? - spytał Ron Harry'ego.
Gryfon zamrugał powoli kilka razy i spojrzał na Ginny.
- Czym ja jestem?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Nie wiedzieliśmy, jak cię nazwać. Jesteś księciem bez korony, tak myślę.
- Och. Ok. - Harry popatrzył na Rona i wzruszył ramionami.
- Uważam, że twój kostium jest uroczy, Harry - powiedziała Hermiona przyjacielowi, nim odwróciła się do
rudowłosej. - A ty, Ginny, wyglądasz absolutnie pięknie.
- Dzięki, Herm. Pan jest prawdziwą artystką, jeśli chodzi o ubrania - zgodziła się dziewczyna.
- Podobają mi się te peleryny. Szczególnie twoja, Harry - zaczął Dean. - Kto je zrobił?
- Pan i Dray'a należą do jego rodziny - wyjaśniła Ginny. - Moją pożyczyła mi Pan. Dostała ją po jakimś
krewnym, który umarł parę lat temu. Peleryna Harry'ego... - Urwała. - Właściwie to nie mam pojęcia,
skąd jest peleryna Harry'ego…
- Pansy może wiedzieć - podsunął Harry.
- Możliwe - zgodziła się Gryfonka.
Chłopak uśmiechnął się nagle, spojrzawszy na Blaise'a i Seamusa, będących właśnie dość blisko siebie.
- Sir Blaise?
- Książę Harry. - Blaise odwrócił się szybko i stanął na baczność. Dean i Ron, którzy zachichotali, umilkli
uraczeni jadowitym spojrzeniem Harry'ego.
- Blaise, może być zaprosił Seama do tańca?
- Książę?
- To rozkaz, sir Blaise - dodał chłopak.
Wszyscy Gryfoni i Teodor uśmiechnęli się.
- Zrozumiano. - Blaise odwrócił się do Seamusa. - Seamus, proszę do tańca.
- Uch… - Gryfon zamrugał kilka razy, a potem na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech. - Jasne! - Wstał
i pozwolił Blaise'owi poprowadzić się na parkiet.
- Na tym polega moja praca. - Harry odwrócił się do Ginny, mrugając do Teodora. - Księżniczko Ginewro,
może mały taniec, nim oddam cię twojemu wspaniałemu obrońcy?
Dziewczyna zachichotała i podała mu dłoń. Wstali, zostawiając czworo Gryfonów z rozdziawionymi ustami
i uśmiechającego się dyskretnie Ślizgona.
71
-~*~-
Gdy Harry i Ginny wrócili do stołu, Draco, Pansy i Teodor byli pochłonięci konwersacją z Tomem.
- Cezarze. - Harry skłonił mu się poważnie, a Ginny ukryła uśmiech.
Mężczyzna szybko podniósł wzrok, ale jego oblicze złagodniało, gdy tylko zobaczył, kto to powiedział.
- Książę Harry, księżniczko Ginewro, muszę przyznać, że wyglądacie naprawdę oszałamiająco
dzisiejszego wieczora. - Wstał. - Pozwólcie mi się wam dobrze przyjrzeć. Odwróćcie się.
Dwójka Gryfonów pozwoliła mu się obejrzeć, a potem usiedli - Harry obok Toma, Ginny koło Teodora.
- Więc co robiłeś wcześniej z Dumbledore'em? - spytał chłopak.
- Dawałam mu subtelne aluzje, że jestem zmęczony nim oraz resztą profesorów, wciąż patrzącymi mi na
ręce.
- Biedny Marek - zakpiła Ginny.
- Panno Weasley, zdaje się, że zapomniała pani, że jestem jej nauczycielem.
- No jasne - przytaknęła z udawaną powagą.
- Powinienem odjąć ci punkty.
- Nigdy nie odjąłbyś punktów domowi Harry'ego.
- Nie - zgodził się Gryfon. - On tylko bez ustanku daje mi szlabany.
- Tajne schadzki z migdaleniem - oświadczył Draco głośnym szeptem, ściągając na siebie gniewne
spojrzenia Toma i Harry'ego.
- Zagrajmy w grę - powiedziała nagle Ginny.
- Może beze mnie i Draco - odparła Pansy. - Czysta krew i w ogóle.
- Dobrze! W takim razie tylko Harry, Ted, Marek i ja!
Tom przerwał jej.
- Nie sądzę, żebym chciał się w to bawić…
- Marku Brutùsie, jeśli spróbujesz wstać czy stąd odejść, gorzko tego pożałujesz - ostrzegła go
Gryfonka.
Harry uśmiechnął się szeroko, odchylając się w krześle.
- Gdybym był tobą, po prostu udawałbym, że gram.
- Niech będzie.
- W co gramy? - spytał Teodor.
- Zamieniamy się partnerami! Chodźmy! - Ginny wstała szybko i pociągnęła Teodora na parkiet.
Tom zbladł.
- Czy to jest to, o czym myślę?
- To sposób Ginny, by się upewnić, że z tobą zatańczę. Chodź, zanim wróci i spełni swoje groźby.
- Jakie?
- Zwiąże nas razem i powiesi nagich u sufitu.
Czarny Pan skrzywił się i wstał.
- Wolałbym taniec.
- Przecież wiesz, że chciał zatańczyć tak czy inaczej. - Draco uśmiechnął się złośliwie.
Tom zmarszczył czoło i spojrzał na króla Ślizgonów.
- Chcesz wiedzieć, co jeszcze chciałbym zrobić, panie Malfoy?
Draco przerwał, patrząc na niego zaniepokojony.
- Nie. Raczej nie.
- Tak też myślałem.
Tom złapał dłoń Harry'ego i razem oddalili się na parkiet.
- Zamorduję ją.
- Próbowałem jej to wszystko wyperswadować w zeszłym tygodniu.
- Wszystko?
Harry zakasłał.
Mam spędzić z tobą noc.
Tom uśmiechnął się.
:Świetnie: zasyczał chłopakowi do ucha.
Harry zadrżał.
-~*~-
Tomowi i Harry'emu udało się, nie bez małej pomocy "królewskiej" grupy, utrzymać przez resztę tańca z
daleka od Snape'a i Dumbledore'a. Draco i Pansy albo Teodor zajmowali się mistrzem eliksirów.
Dumbledore ciągle wpadał na Ginny albo Blaise'a z pijanym Seamusem.
Członkowie "królewskiej grupy" - prócz Zabiniego, ale za to z Tomem - opuścili zabawę wcześnie. Mogli
wyjść niepostrzeżenie dzięki pomocy innych Ślizgonów i kilku Krukonów, których rodziny miały mroczne
powiązania.
- Teraz, gdzie was dwóch wysłać, żeby Snape i Dumbledore was nie znaleźli - zastanawiała się Pansy,
gdy wszyscy byli już na dole w lochach, niedaleko pokoi Ślizgonów.
- Komnata Tajemnic, oczywiście - podsunęła Ginny.
Harry i Tom rzucili jej ostre spojrzenia, a Ślizgoni gapili się na nią zszokowani.
- Co? Harry jest jedynym wężoustym w szkole, a bazyliszek już nie żyje - odparła dziewczyna, głównie ze
72
względu na spojrzenia Harry'ego i Toma.
- Ona ma rację - westchnął Gryfon, poddając się.
Ale tam jest tak niewygodnie!
Tam na dole jest sypialnia, wiesz.
Naprawdę?
Tak. Znalazłem ją pewnego lata.
- Panowie? - Ginny pomachała im ręką przed twarzami.
- Przepraszam - odparł Harry, gdy Tom rzucił jej gniewne spojrzenie za to, że się wtrąciła.
- Nie ma sprawy. Przywykłam do tego, że wy dwaj mnie ignorujecie. - Na twarzy dziewczyny pojawił się
uśmieszek, gdy dwaj wężouści zmarszczyli brwi.
- Czemu nie pójdziecie tam teraz, zanim Dumbledore czy Snape zorientuje się, że was nie ma i zacznie
was szukać?
- A co z wami? - spytał Gryfon.
- Ted i ja zamierzamy się ulotnić, żeby zirytować Gryfonów...
- O ile Seam nie upił ich wszystkich - wtrącił łagodnie Teodor.
Ginny uciszyła swojego chłopaka ostrym spojrzeniem i mówiła dalej:
- Pan i Dray wracają do pokoju wspólnego. Co się tyczy Seama i Biniego, myślę że też planują zniknąć na
noc. Jednak jeśli chodzi o was dwóch, proponowałabym nie przegapić śniadania. Harry, wiem, że
będziesz w stanie znaleźć mnie i Teodora. Zejdę na śniadanie z tobą.
- Doskonale. Dzięki, koledzy.
- To fajne, pomagać śmiercieżercy ukryć się na noc z Chłopcem, Który Przeżył, tuż pod nosem
Dumbledore'a - zapewnił Harry'ego Draco.
Tom prychnął.
- Spodziewa się pan, że wstawię się za panem u mojego pana, panie Malfoy?
Draco wzruszył ramionami.
- Niespecjalnie. Bezmyślne tortury i śmierć to nie moja działka.
- Ale popierasz Czarnego Pana? - drążył Tom z ciekawością. Rzadko się zdarzało, żeby jacyś zwolennicy
szczerze mówili, po której opowiadają się stronie.
- Popieram go, tak. Wierzę w czystość krwi. Nie popieram mordowania ludzi, jak w tych atakach, które
urządza. - Draco przerwał, następnie zbladł, zorientowawszy się, że powiedział to jednemu z
najwierniejszych zwolenników Voldemorta. - Przepraszam. Nie powinienem był tego wszystkiego mówić.
- Nie, masz do tego prawo - zapewnił blondyna Tom. - Może moglibyśmy porozmawiać o tym jakoś w ten
weekend?
- Marek nie zamorduje cię za twoje poglądy, Dray - powiedział Harry uspokajająco, zauważając że
Ślizgona ogarnia panika. - Za to mógłby szepnąć słówko o twojej niechęci do zabijania i tortur
Voldemortowi.
Draco spojrzał na nauczyciela nerwowo, a ten przytaknął.
- Dokładnie. Jestem ciekaw, to wszystko. Jesteś dobrym człowiekiem i przyjacielem Harry'ego, nie
skrzywdziłbym cię.
- Oberwie później. - Ginny zachichotała.
- Gin, wciąż mam wątpliwości, czy pozwolę ci żywej skończyć siódmą klasę - ostrzegł dziewczynę Tom.
Ginny skinęła potulnie.
- Tak, tak. Wiem. Idźcie. Obaj. - Machnęła na nich rękami, jakby przeganiała koty, po czym skinęła na
Teodora, który poprowadził ją w głąb lochów.
- Do jutra, Harry, profesorze - dodał grzecznie Draco.
- Śpijcie dobrze - zachichotała Pansy.
- Bardzo śmieszne, Pan. - Harry skrzywił się.
Tom podniósł Harry'ego i zaniósł daleko wśród odgłosów zirytowania, jakie wydawał chłopak, pisków
Pansy i śmiechu Draco.
Rozdział 21
- Nie podoba ci się tu?
- Tobie też by się w tym miejscu nie podobało, gdybyś nie potrafił zapomnieć, że gigantyczny wąż
próbował cię tu zeżreć.
- Przepraszam.
- Nie przejmuj się. - Harry położył głowę na ramieniu Toma, już nie narzekając na to, że jest niesiony na
rękach. - Gdzie jest ta sypialnia?
- Trzeba przejść przez usta Salazara.
- Och. - Gryfon zadygotał.
- Co?
- Stamtąd wychodził bazyliszek.
- Chronienie sypialni było częścią jej pracy - przyznał Tom, zatrzymując się. - Postawię cię na ziemi.
- Dobra.
Harry stanął na własnych nogach, a mężczyzna uklęknął przy rozkładającym się bazyliszku.
- Wywinąłeś jej niezły numer, hm?
- No wiesz, wtedy lubiłem nieco swoje życie - odpowiedział urażony chłopak. - I to nie tak, że
73
wydostałem się stąd bez uszczerbku na zdrowiu.
Tom spojrzał na niego pytająco.
- Nie?
- Nie. Jeden z jej kłów wbił się w moje ramię. Ale Fawkes wyleczył ranę.
- To dobrze.
- Dobrze, że miałem jej kieł w ramieniu, czy że Fawkes mnie uratował?
Czarny Pan uśmiechnął się smutno i spojrzał przez ramię w dół, na martwego bazyliszka.
- Nie jestem pewien.
Harry zadrżał i położył dłoń na ramieniu Toma, sprawiając że czarodziej znów zwrócił na niego wzrok.
- Chodź.
- Wiesz, jak otworzyć posąg? - spytał Czarny Pan, wpatrując się bez mrugnięcia w zielone oczy
chłopaka.
- Myślę... że tak...
- Spróbuj.
Chłopak odwrócił się nerwowo, by spojrzeć na olbrzymią rzeźbę przedstawiającą Salazara Slytherina i
oblizał usta. Obecność stojącego za nim mężczyzny dodała mu pewności siebie.
:Przemów do mnie, Slytherinie, największy z Czwórki Hogwartu: zawołał.
Ręce Toma objęły go w pasie. Czarny Pan położył głowę na jego ramieniu, podczas gdy usta posągu
zaczęły się otwierać.
:Bardzo dobrze, Harry: syknął czarodziej, a chłopak znów zadrżał.
- Tom, jak dostaniemy się na górę? - spytał Harry, wskazując na otwór, który znajdował się kilkadziesiąt
metrów nad nimi.
- Jesteś czarodziejem, czy nie?
- Och.
- Zbyt często myślisz jak mugol, drogi Harry. Powinienem cię z tego kiedyś wyleczyć, wiesz.
- Gdy utkniesz gdzieś bez różdżki, powinieneś umieć zrobić coś po mugolsku - wyrecytował Harry.
- Wielki Merlinie, skąd ty to wziąłeś?!
Chłopak uśmiechnął się złośliwie.
- To, mój drogi Voldi, jest tajemnica - wyszeptał, uwalniając się z objęć Toma.
Czarny Pan nachmurzył się.
- Wiedz, że jesteś na dobrej drodze, żeby oberwać bardzo bolesną klątwą - poinformował tonem
zabarwionym urazą.
Harry przytaknął.
- Na którą prawdopodobnie znam przeciwzaklęcie.
Tom wyciągnął różdżkę i wycelował nią w chłopaka.
- Wingardium Leviosa.
Harry wydał okrzyk, wznosząc się w powietrze. Skrzywił się, widząc uśmieszek na twarzy mężczyzny, ale
bez słowa pozwolić się wylewitować w górę do ust Salazara.
Gdy chłopak znów stanął bezpiecznie na własnych nogach, Tom wycelował różdżkę w swoją stronę,
wyszeptał coś i pojawił się cicho u boku Harry'ego.
- Co to za zaklęcie?
- Rodzinna tajemnica - odparł Czarny Pan ze złośliwym uśmiechem, po czym odwrócił się i ruszył w dół
ciemnym tunelem.
Chłopak szybko go dogonił i złapał się jego prawego ramienia - był zaniepokojony, ponieważ Tom nadal
trzymał różdżkę w lewej dłoni.
- Spodziewasz się ataku? - szepnął.
- Niezupełnie. - Czarny Pan wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia, jak Salazar na ciebie zareaguje, w
końcu nie jesteś dziedzicem, to wszystko.
- Och. Obawiasz się, że mnie zaatakuje?
- Z Salazarem Slytherinem nigdy nic nie wiadomo.
Harry zadrżał.
- Boisz się?
- Trochę.
- Zimno?
- Tak.
- Tam w pokoju będą koce.
- Jak daleko stąd?
- Tam. - Tom wskazał różdżką na drzwi jarzące się upiornym zielonym światłem.
Harry ścisnął mocniej ramię mężczyzny i sam wyjął różdżkę.
Czarny Pan pchnął drzwi i ukazał im się urządzony w zieleni i srebrze pokój. Na olbrzymim łóżku
znajdowały się jedwabne prześcieradła i złożona kołdra. Naprzeciw dalekiej ściany stała komoda z
lustrem, a obok niej szafa. Przed kominkiem znajdowały się dwa krzesła. Zielone płomienie, które
tańczyły w palenisku, nasunęły Harry'emu skojarzenie z ogniem, do którego wrzucało się proszek Fiuu.
Widmowa postać stała na środku pokoju, wpatrując się w dwóch czarodziei.
- Czego chcecie? - spytała.
Harry pobladł i schował się za Tomem. To był duch Salazara Slytherina.
Czarny Pan uniósł brew, patrząc na jednego z Założycieli.
74
- Z pewnością mnie pamiętasz, Slytherinie?
- Tom Marvolo - przytaknął Salazar. - Kto jest z tobą?
- Harry Potter - odrzekł po prostu Tom.
Harry wyjrzał zza Czarnego Pana i skinął grzecznie głową, usiłując udawać, że wcale nie jest przerażony.
- Dlaczego go tu przyprowadziłeś, Marvolo? - zapytał Toma Salazar.
- Ukrywamy się przed Dumbledore'em - poinformował Założyciela chłopak, po czym znów zniknął za
Czarnym Panem, gdy widmo zwróciło w jego stronę srebrzyste oczy.
Tom uśmiechnął się nieznacznie.
- Jest tak, jak Harry powiedział. Spędzimy tę noc razem.
Salazar posłał swojemu dziedzicowi lustrujące spojrzenie, które Czarny Pan odwzajemnił.
- Zależy ci na nim, Marvolo?
- Bardzo - odrzekł stanowczo Tom, a jego spojrzenie stało się nieustępliwe.
Duch skinął głową.
- A zatem on również będzie tu bezpieczny.
Salazar rozpłynął się w powietrzu i w pomieszczeniu natychmiast zrobiło się cieplej.
Harry zerknął ponownie na sypialnię.
- Zniknął?
W oczach Toma igrało rozbawienie.
- Ile ty masz lat? Trzy?
- On jest straszny! A jestem Gryfonem! Skąd miałem wiedzieć, że tak łatwo mi odpuści tylko dlatego, że
cię lubi, a tobie na mnie zależy?! - krzyknął zdenerwowany chłopak.
Czarny Pan odwrócił się i objął go ciasno ramionami.
- Przepraszam, Harry.
Chłopak rozluźnił się w jego uścisku.
- Muszę być jedynym Gryfonem z takim cholernym instynktem samozachowawczym.
Tom zaśmiał się i znów podniósł Harry'ego. Podszedł do łóżka, a potem rzucił na nie nastolatka.
- Kiedy ostatnio spędziliśmy razem noc?
- Za pierwszym i zarazem ostatnim razem byłeś pijany - odrzekł chłopak ze złośliwym uśmiechem. - Za
każdym razem udało mi się ciebie wykopać, tylko nie wtedy.
Czarny Pan uniósł brew, patrząc na Gryfona.
- Powinienem upijać się częściej?
- Jasne. Lubię cię, kiedy jesteś pijany.
Tom wśliznął się na łóżko i ukradkiem przysunął do Harry'ego, uwalniając ich obu od butów za pomocą
zaklęcia.
- Nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
- Dla mnie dobrze, dla ciebie źle.
- Doprawdy?
- Och, tak.
- Dlaczego?
- Zdradzasz różne informacje, kiedy jesteś pijany.
- Planujesz dowiedzieć się następnym razem, gdzie jest moja baza?
- Pewnie.
- Pokażę ci, gdzie jest moja baza, jeśli chcesz.
- Dlaczego myślę, że mi się to nie spodoba?
- Och, bardzo ci się spodoba, mogę cię zapewnić. - Zwinne palce Toma odpięły pelerynę Harry'ego. Po
chwili znalazła się ona na wieszaku obok zamkniętych drzwi.
Gryfon zadrżał, patrząc głęboko w szkarłatne oczy.
- Planujesz mnie porwać w najbliższym czasie?
- Jakkolwiek jest to kuszące, wolałbym nie mieć Dumbledore'a siedzącego mi na ogonie.
- Nie bardziej niż już masz - uściślił Harry.
- Taaak... - Tom przesunął palcem w dół klatki piersiowej Gryfona do miejsca, gdzie jego szata stawała
się ciaśniejsza.
- Tom...
Czarny Pan pochylił się nad nim i pocałował go gwałtownie. Udało mu się w ten sposób uciszyć Harry'ego,
gdy zajmował się guzikami jego szaty.
Co...?
Wiesz, że tego chcesz, nie zaprzeczaj, Harry.
Merlinie...
Chcesz tego.
Harry sapnął, gdy Tom odsunął się nieco, nie porzucając swojego zajęcia.
Czarny Pan powiódł spojrzeniem swoich szkarłatnych oczu po opalonym ciele Gryfona i uśmiechnął się
znacząco.
- Wiesz, jesteś piękny.
Policzki Harry'ego pokryły się rumieńcem.
- Ciągle to mówisz.
- Tylko dlatego, że przez cały czas tak uważam. - Tom spojrzał prosto w jego oczy. - I będę to powtarzał,
dopóki w to nie uwierzysz, więc zacznij się przyzwyczajać.
75
Gryfon przełknął z trudem. Spojrzenie Czarnego Pana było intensywne.
- Na jakiej podstawie sądzisz, że jeszcze w to nie uwierzyłem?
- Bo wciąż się rumienisz, gdy tylko to mówię.
- Wcale nie - opowiedział Harry, mimo że jego policzki stały się jeszcze bardziej czerwone.
Tom uśmiechnął się ironicznie.
- Potrzebujesz lustra? - zapytał, gdy jego palce rozpoczęły wędrówkę po ciele Gryfona.
- Co zamierzasz mi zrobić? - spytał nagle Harry.
Dłonie Czarnego Pana zamarły i mężczyzna napotkał spojrzenie chłopaka.
- Tylko to, na co mi pozwolisz - odrzekł z powagą.
Harry zamrugał.
- Jeszcze na nic się nie zgodziłem.
- Ale też nie protestowałeś - zauważył spokojnie Tom, gdy końce jego palców musnęły częściową erekcję
chłopaka. - Twoje ciało mówi mi czego chce, ale ty sam nie powiedziałeś ani słowa. Dopóki nie usłyszę
sprzeciwu, nie zamierzam przestać - wyszeptał naprzeciw ust Harry'ego i pocałował go łagodnie.
Materiał tuniki Czarnego Pana otarł się o czubek penisa chłopaka i nastolatek jęknął w usta Toma,
zamykając oczy.
Język starszego czarodzieja wsunął się w usta Harry'ego zachęcając go, by pogłębił pocałunek.
Gryfon zaaprobował to, milcząc, a jego ręce uniosły się, by dotknąć Czarnego Pana przez cienką szatę,
którą miał na sobie.
Harry nachmurzył się nagle i odsunął, by przerwać pocałunek.
- Panie Riddle, nosisz o wiele za dużo ubrań.
- Czy to jakiś problem? - zapytał z rozbawieniem Tom, przesuwając palcem po członku chłopaka.
Gryfon wydał głęboki pomruk gdzieś z głębi gardła i wycelował różdżką w starszego czarodzieja.
- Jeśli pozwolisz mi się ich pozbyć, jutro nie będziesz miał co na siebie włożyć.
Czarny Pan zaśmiał się i skinął głową, wstając z łóżka, by zdjąć tunikę i koronę z liści laurowych. Gdy
odwrócił się, by wrócić do łóżka, spostrzegł, że Harry wpatruje się w niego zachłannie.
- Co?
- Nie jestem jedyną piękną osobą w tym pomieszczeniu - powiedział chłopak ochrypłym głosem.
- Och, więc kto jeszcze poza tobą jest w tym pokoju?
Harry skrzywił się nagle.
- Ty, Tom.
- E? To coś nowego.
- Nowego? - prychnął Gryfon. - Co, nikt ci nigdy wcześniej nie mówił, że jesteś obłędnie przystojny?
- Ach, nie.
- Idioci.
Tom zaśmiał się.
- Oczywiście, jeżeli ty to mówisz, to musi być prawda.
- I to mówi człowiek, który bez przerwy powtarza mi, że jestem piękny, a jest tak do mnie podobny, że
moglibyśmy być bliźniętami, gdyby nie te pięćdziesiąt-z-czymś lat różnicy między nami.
Czarny Pan zaśmiał się i usiadł z powrotem na łóżku obok Harry'ego.
- Ten jeden raz przyznam ci rację - zgodził się, a potem położył dłoń na klatce piersiowej Gryfona. - Połóż
się.
Chłopak spełnił rozkaz i położył głowę na jedwabnych poduszkach. Westchnął z zadowoleniem.
- Nie uciekniesz mi tak łatwo, Harry Jamesie Potterze - ostrzegł go Tom, pochylając się nad mniejszym
czarodziejem i opierając łokcie po obu stronach jego głowy.
- Szlag - rzucił sarkastycznie Harry.
Czarny Pan uśmiechnął się ironicznie i pochylił się jeszcze bardziej, by uwięzić usta chłopaka w pocałunku
i posmakować go powoli.
Gryfon zaczął go pieścić językiem, sprawiając że Tom zadrżał.
Mężczyzna odsunął się nieco, by móc składać pocałunki wzdłuż żuchwy Harry'ego, aż dotarł do delikatnej
skóry na jego szyi. Pamiętając, że mógłby zostawić ślady, z których chłopak nie miałby jak się
wytłumaczyć, powstrzymał się od ugryzień i wycałował ścieżkę aż do jego sutka.
Harry syknął i zacisnął powieki, gdy poczuł ciepło otulające to miejsce.
- Och... Bogowie...
Tom podrażnił go przez chwilę językiem, a potem uśmiechnął się i odchylił nieco, by spojrzeć na twardy
sutek. Następnie zaatakował drugi.
Gryfon położył dłonie na ramionach drugiego czarodzieja, nie otwierając oczu.
Specjalnie robisz to wolno...
Oczywiście.
Tom skierował spojrzenie swoich szkarłatnych oczu na twarz chłopaka.
- śeby cię nie skrzywdzić.
- Wiem o tym...
- Dobrze. A teraz się zamknij.
Harry zaśmiał się i otworzył oczy, w których również igrało rozbawienie.
Czarny Pan powrócił do swojego zajęcia, jakim było wycałowywanie ścieżki w dół ciała Gryfona,
zaczynając od sutka, który nadal był twardy. Jego wargi dotarły do pępka. Okrążył go językiem, a
następnie polizał. Skrzywił się nagle.
76
Łe... Włosy...
Harry zaśmiał się.
Myślę, że rzeczywiście rosną raczej szybko...
Po prostu będziesz musiał bardziej się starać, żeby się ich pozbyć, prawda? zganił go Tom.
Tak, mamo.
W odpowiedzi na nieuprzejme zachowanie Gryfona, Czarny Pan ugryzł jego pępek, na co chłopak pisnął.
- Potwór!
Tom położył głowę na płaskim brzuchu i jego szkarłatne spojrzenie napotkało szmaragdowe oczy
Harry'ego.
- Och, uwielbiasz to.
Gryfon uniósł brew.
- Tak?
Blady palec przesunął się po wilgotnej główce penisa Harry'ego, na co chłopak zadrżał.
- Och, tak.
- Zabijasz mnie.
- To moja praca, piękny - odrzekł Tom. A potem przesunął głowę w dół i przeciągnął językiem wzdłuż
całej długości erekcji Harry'ego.
Gryfon zamknął oczy, z jego ust wydobył się niski jęk.
Czarny Pan uśmiechnął się znacząco i powoli wsunął penisa chłopaka do ust, "przypadkowo" podrażniając
zębami wrażliwą skórę.
Drań... sapnął Harry.
Szsz.
Tom przesunął bladą dłonią po brzuchu Gryfona, ssąc lekko jego członek. Drugą ręką przytrzymał
chłopaka w pasie, żeby powstrzymać jego biodra od podskakiwania.
Przesunął dłoń z jego brzucha w dół i zaczął krążyć wokół jego wejścia palcem, który w jakiś sposób
został nawilżony czymś śliskim.
Kiedy palec wśliznął się w ciasny otwór, Tom wyczuł - dzięki ich połączeniu - jak w Harrym wzrasta
strach i panika, więc zamarł.
Harry?
Przepraszam...
Tom westchnął i porzucił swoje zajęcie, by móc przysunąć swoją twarz do twarzy Harry'ego. Spod
zaciśniętych powiek Gryfona wypływały łzy, które Czarny Pan delikatnie otarł.
- Co się dzieje, Harry?
- J-ja nie m-mogę... - zaszlochał chłopak.
- Czego nie możesz? - Tom dotknął dłonią jego twarzy. Ta nagła zmiana w zachowaniu Harry'ego
zmartwiła go, zwłaszcza gdy przypomniał sobie ich rozmowę, kiedy Gryfon nagle postanowił wracać z
Hogsmeade do Hogwartu.
Chłopak wtulił twarz w klatkę piersiową Czarnego Pana, nie starając się powstrzymać płaczu.
Tom objął ciasno jego drobne ciało i pocałował go delikatnie w czubek głowy.
Kocham cię. Chciałbym wiedzieć, co cię tak bardzo przestraszyło, dzieciaku.
Dudley odpowiedział mentalny głos, który jakimś cudem był spokojny, pomimo szlochów Harry'ego.
Co zrobił twój kuzyn, kochany?
Mentalny głos Gryfona stał się nagle zimny i szyderczy, całkowicie przecząc chłopcu szlochającemu w
ramionach Czarnego Pana.
On i jego banda chcieli sprawdzić, czy nabędą jakichś specjalnych mocy albo czegoś w tym stylu, gdy
rozprawią się z dziewictwem "dziwoląga".
Starszemu czarodziejowi zrobiło się zimno.
- Zabiję ich.
- Przepraszam... - wyszeptał Harry pomiędzy słabnącymi szlochami.
- Nie ma nic, za co miałbyś przepraszać - syknął Tom. - Absolutnie nic.
- Ale ja...
- Nie.
Czarny Pan odsunął jego głowę od swojej klatki piersiowej tak, by móc popatrzyć z powagą w
szmaragdowe oczy.
- Harry, kochany, posłuchaj mnie. To. Nie. Była. Twoja. Wina. Wątpię, że mogłeś cokolwiek zrobić, by
tego uniknąć. Widziałem tych chłopaków, są ogromni. - Tom potrząsnął głową.
- Nigdy więcej nie chcę słyszeć, że się o to obwiniasz. Nigdy.
Harry przytaknął ostrożnie. Tom puścił jego podbródek i pochylił się, by go pocałować.
- Nadal mnie lubisz? - zapytał niepewnie Harry, gdy Tom przerwał pocałunek.
Szkarłatne oczy rozszerzyły się z zaskoczenia.
- Słucham?
- Nadal mnie lubisz?
- Harry... - jęknął drugi czarodziej. - Proszę, jesteś inteligentny, nie zadawaj głupich pytań.
- Ale jestem brudny...
Czarnemu Panu wyrwał się kolejny jęk i mężczyzna popatrzył surowo na Gryfona.
- Harry Potterze, to najgłupsza rzecz, jaką w życiu powiedziałeś, nie mówiąc już o myśleniu. A to chyba
coś znaczy! - Tom wywrócił oczami. - Jeśli ty jesteś "brudny", to czym ja jestem? Stertą śmieci?
77
Twarz chłopaka rozjaśniła się, gdy jego usta rozciągnęły się w mimowolnym uśmiechu.
- Tak.
- Bachor. - Wyzwisko zostało wypowiedziane z czułością, gdy Czarny Pan poczochrał niesforne włosy
Harry'ego.
- Sterta śmieci.
- Nie zaczynaj ze mną, panie Potter.
Gryfon prychnął i położył głowę na klatce piersiowej drugiego czarodzieja.
- Jestem zmęczony...
- No to jest nas dwóch - odrzekł Tom, uśmiechając się nieznacznie.
- Tom...? - szepnął Harry, gdy Czarny Pan przykrył ich splecione ze sobą ciała jedwabną pościelą.
- Hm?
- A co...
- Harry - przerwał mu nagle czarodziej. - Śpij.
- Ale...
- Nie będę ci tego powtarzać - rzucił z lekkim poirytowaniem Tom. Jedynym źródłem światła pozostał
ogień w kominku.
Gryfon westchnął, ale dał sobie spokój.
- Branoc, wężowa twarzo.
Czarny Pan zaśmiał się.
- Branoc, bliznowaty.
Na zewnątrz pokoju Salazar westchnął i oparł się o ścianę, potrząsając głową. Był wewnętrznie
przygotowany na długą noc spędzoną na pilnowaniu dwóch czarodziejów.