Witold Gadowski: Niemcy mają w Polsce
wielkie wpływy i z nich nie zrezygnują
Tomasz Poller: W ostatnim czasie znów mamy do czynienia z
ekscesami w wydaniu niemieckich mediów polskojęzycznych.
Szczególnie jaskrawie były one widoczne w rocznicę Bitwy
Warszawskiej, gdy wręcz rehabilitowano w owych mediach rosyjską
narrację historyczną. Przypomnę, że gdy rozmawialiśmy przed
wyborami prezydenckimi na temat brutalności kampanii oraz
rozpętanej przez niemieckie media histerii pt. "Duda ułaskawił
pedofila", zwrócił Pan od razu uwagę na osobę nominowaną na
nowego ambasadora Niemiec w Polsce (zresztą do tej pory nie
zatwierdzonego przez stronę polską), którym ma zostać wysoki
oficer służb specjalnych, Arndt Freytag von Loringhoven.
Witold Gadowski, pisarz, reporter, publicysta: Rzecz w tym, że
Niemcy naprawdę poważnie traktują swoje wpływy w Polsce. I starają
się tutaj przysyłać porządną kadrę, która będzie tych wpływów
pilnowała. Mają tutaj sporą agenturę, mają tutaj mnóstwo fundacji,
pod płaszczykiem których kryją się agenturalne działania niemieckie. I
w ten sposób dbają o to, ażeby ich stan posiadania w Polsce co
najmniej się utrzymywał, jeżeli nie rozszerzał. Można powiedzieć, że
Amerykanie są bardziej lekkomyślni, przysyłając tutaj panią
Mosbacher...
Warto odnotować, że właściwie wszyscy dzisiaj otwarcie łączą u nas
osobę pana Loringhovena z tematem niemieckich mediów. Nawet
po drugiej stronie barykady, chcąc nie chcąc, poruszono ten wątek
(zniekształcając, co zrozumiałe, obraz wydarzeń). Np. parę dni temu
w jednym z tekstów Gazeta Wyborcza rozczulała się wręcz nad tym
panem, oburzając się równocześnie w tym samym materiale, że "PiS
atakuje polskie media należące do niemieckich koncernów".
Pojawia się jednak pytanie, skąd akurat teraz taka a nie inna
aktywność owych niemieckich mediów? Bo np., jeśli chodzi o
medialny blitzkrieg przez wyborami, sprawa była jasna, chciano nie
dopuścić do reelekcji Andrzeja Dudy. Ale w tym momencie, skąd
takie, zintensyfikowane działania?
Media niemieckie są przedłużeniem niemieckiej racji stanu,
niemieckich pomysłów na Mitteeluropę. I będą tego rodzaju cele
realizować. Bo to jest genetyka tych mediów. Na coś takiego
oczywiście nie pozwoliliby u siebie, ale Polskę traktują jako kraj mniej
wartościowy, więc w Polsce można robić takie rzeczy. Niemcy
odgrywają tutaj różne konkretne operacje, które są zresztą zawsze
rozpisane na różne głosy. Każdy poważny kraj ma strategie,
przygotowywane wariantowo, na długo przed nastąpieniem pewnych
wydarzeń. Tylko w Polsce mamy problem z tą polityczną genetyką, bo
nie potrafimy nawet obronić własnego rynku medialnego, a co
dopiero prowadzić jakąś politykę. To jest niestety przykre... Niemcy
są poważnym państwem, mówiąc krótko. I poważnie traktują Polskę
jako swój obszar wpływów.
A więc raczej nie dopatrywałby się Pan tutaj jakichś bardziej
sprecyzowanych, konkretnych strategicznych celów na chwilę
obecną, ale raczej po prostu widziałby Pan jakąś taktykę
długofalową?
Tak. Tu nie chodzi o to, że ma być zrealizowany taki cel czy inny, to
nie są tego typu strategie. Tutaj chodzi o utrzymywanie pewnych
instrumentów, które są w każdym momencie gotowe do użycia.
Czego zresztą, w przeciwieństwie do polityki niemieckiej, nasza
polska polityka kompletnie nie posiada. Nie dysponujemy żadnymi
instrumentami prowadzenia poważnej polityki. Co widać w
odniesieniu do Białorusi.
No właśnie, jeżeli wspominamy tutaj o Białorusi... Co generalnie
Polska mogłaby zrobić? Jakich instrumentów użyć? A jeżeli takich
instrumentów nie posiada, to jak o ich posiadanie zadbać?
Polska mogłaby w tej chwili dysponować całą grupą mediów na
Białorusi, które w jakiś sposób byłyby z Polską związane, związane z
polską racją stanu i w ten sposób realizować dalekosiężne cele.
Polityka zagraniczna polega na tym, że istnieje świadomość
posiadania pewnych realnych instrumentów. Nie deklaracji, tylko
instrumentów, którymi możemy realizować tę politykę. I takimi
instrumentami mogłyby być np. różnorakie media. Nie potrzeba
byłoby wielkich pieniędzy, wielkiego wysiłku intelektualnego, ażeby
tam na Białorusi rozwinąć sieć mediów, powiedzmy... od centrum
gdzieś w stronę prawą... Dziś mielibyśmy do dyspozycji jakieś
narzędzia, a tak mamy tylko kiepską, tendencyjną i złą telewizję
Biełsat, która tylko pogarsza nasze stosunki z Białorusią i nie przynosi
niczego.
Czy tym samym jest Pan nadal zwolennikiem tej opcji, która głosiła,
że mimo wszystko z Łukaszenką należało próbować jakoś tam się
dogadać i jednak nie wspierać białoruskiej opozycji?
Chodzi o to, że w polityce należy dysponować szerokim wachlarzem
możliwości. I ten wachlarz powinien rozciągać się od możliwości
rozmów z Łukaszenką, aby coś dla Polski zyskać z tych rozmów, aż do
możliwości wspierania opozycji. Jednak z takiego szerokiego
wachlarza możemy korzystać praktycznie jedynie wówczas, gdy nasz
partner ma świadomość, że my mamy tak szeroki wachlarz
możliwości. Natomiast w momencie, gdy my wszystkie jajka
pakujemy do jednego koszyka, to nie jest to żadna polityka. To są
emocje i to jest niedojrzałość.
Częściowo zgodziłbym się z takim poglądem czy koncepcją.
Częściowo. A skoro już weszliśmy w wątek białoruski, to mamy
również wypowiedź pana Sommera w Najwyższym Czasie na temat
ewentualnego odzyskania Grodna (kilka osób zresztą tego rodzaju
treści powtarzało). O ile w kontekście ostatnich wydarzeń pojawia
się wiele wypowiedzi czy narracji, czy nie uważa Pan, że akurat tutaj
doszło, mówiąc bardzo delikatnie, do pewnej przesady...
To nawet nie jest przesada, to jest lekkomyślność i brak jakiegoś
rozeznania. Nie wiem, czy te wypowiedzi nie zostały wyrwane z
kontekstu, ale jeżeli one brzmiały tak, jak one są podawane i
kolportowane, to jest to lekomyślność i brak zrozumienia realiów
polityki zagranicznej. Oczywiście, te wypowiedzi zostały natychmiast
wykorzystanie przez rosyjską propagandę na Białorusi i tylko
przyniosły szkodę Polsce. Zawsze trzeba spoglądać na efekt działań,
wtedy widzimy ich właściwe rozmiary, widzimy czy stoi za nimi
głupota czy celowość. Ja nie popieram tego typu wypowiedzi,
ponieważ uważam, że Białoruś powinna być najbardziej przyjaznym
krajem wobec Polski. Tak jak zresztą jest teraz, jeżeli chodzi o naród
białoruski. Białorusini są najbardziej nam przyjaźni, Białorusini są
otwarci na Polskę. Nie powinniśmy zadrażniać stosunków z
Białorusią. Trzeba dużego zrozumienia sytuacji wewnętrznej
Białorusi, ażeby zabierać głos na ten temat.
Wróćmy jeszcze na moment do wątku, o którym rozmawialiśmy na
początku. Właściwie mam tutaj jeszcze jedno pytanie. O pana
Loringhovena. Jak wiemy, Polska nie zaakceptowała jeszcze
wniosku o ów agrément, a więc nie wyraziła zgody strony
przyjmującej na rozpoczęcie misji dyplomatycznej. Kwestia, która
się pojawia, jest zatem następująca: czy polskie władze mogą, czy
będą potrafiły i czy w ogóle zechcą zablokować niemiecką
nominację tego pana na stanowisko ambasadora?
Polska jest niepodległym krajem i może tak zrobić. To, czy polscy
politycy będą mieli odwagę, niezależność, będą potrafili to zrobić, to
jest inna sprawa. Ja uważam, że ten pan nie powinien być
ambasadorem. Dyskwalifikuje go jego pochodzenie z rodziny
narodowosocjalistycznej, nazistowskiej. I dyskwalifikuje go staż
zawodowy, który sprawia, że jest on niepożądany w Polsce. Nie
powinien być ambasadorem i tyle. Powinniśmy to zablokować.