Wasz prezydent Nasz premier. Scenariusz dla dwóch aktorów istniejących. "Polską po 9 października może rządzić koalicja PiS i PO"
opublikowano: 15 Sierpnia 2011
Polska obchodzi mnie bardziej niż dobro Platformy Obywatelskiej czy Prawa i Sprawiedliwości. Taka, ktoś powie infantylna, konstatacja powinna wyjaśnić to co zaraz przeczytacie...
Jeśli po październikowych wyborach PO utworzy rząd razem z SLD i może domieszką PSL, nie daje takiemu rządowi perspektywy dłuższej jak rok - zakończy się polskim efektem Gyurscany'ego. Dlaczego? - kryzys polskich finansów i zmniejszająca się efektywność gospodarki nie zareagują na najsprawniejsze nawet zabiegi pijaru. Płótno w kieszeniach skuteczniej przemawia do świadomości mas niż najpiękniejsze zabiegi producentów mydlanych baniek z Wierniczej i Czerskiej.
PiS i jego lider znakomicie zdają sobie z tego sprawę. Mogą zatem spokojnie czekać rachując, że w krótkim czasie władza sama wpadnie im w ręce.
Tylko, czy dziś można działać w myśl strategii: im gorzej tym lepiej?
Przecież - to gorzej - będzie dotykało całego naszego kraju i nas, jego obywateli.
Jakakolwiek forma rządzenia będąca powieleniem istniejącego podziału naszej sceny politycznej, wobec nadchodzących wydarzeń, będzie kaleka i nacechowana oderwanymi od skrzeczących realiów emocjami.
Mówiąc najkrócej odnoszę wrażenie, że obecny kształt polskiej polityki nie przetrwa starcia z nadciągającym kryzysem gospodarczym, zatem żaden państwowo myślący polityk nie może liczyć w tym wypadku na 'kryterium uliczne”, gdyż jak wiadomo ulica wynosi do góry jedynie najsprawniejszych i najbardziej bezwzględnych populistów.
Polski nie stać ani na „kontynuację”, ani na „dyktat ulicy”, do którego owa „kontynuacja” w nieubłaganej konsekwencji wiedzie.
Polska potrzebuje także wyjścia z widocznej już na każdym kroku „zapaści smoleńskiej”, etycznego kryzysu, który coraz mocniej odciska się na państwie. Kryzys szacunku i zaufania do państwa przynosi coraz bardziej zatrważające efekty, a to dopiero początek.
Powiedzmy sobie szczerze: - naszego narodu nie stać na równoległe funkcjonowanie dwóch zwalczających się społeczeństw żyjących w coraz większej rozłączności i zrywających wszystkie punkty styczne.
Nasza kultura pewnie może podążać dwoma torami: oficjalnym i niezależnym, nawet nasza semantyka może budować odmienne krainy wyobraźni i znaczeń, ale nasza codzienność nie zniesie na dłuższą metę takiego rozszczepienia - schizofreniczne społeczeństwo owocuje jedynie schizofrenicznym, fasadowym państwem, które przewróci niebawem każde westchnienie potężnych sąsiadów. Tak rozbite i po części oderwane od kulturowych wartości społeczeństwo nie obroni swojej niezawisłości przed gospodarczym, kulturowym i administracyjnym naporem sąsiadów.
I jeszcze jedno - Unia Europejska (przekonaliśmy się o tym choćby przy kwestii budowy Nord Streamu) przed niczym nas nie ustrzeże. Jest zbyt wygodna aby w ogóle zajmować się kwestią Gdańska, o umieraniu (ekonomicznym, dyplomatycznym, symbolicznym, bo przecież nie dosłownym) za Gdańsk nie ma już mowy.
Mając w świadomości nawet tak uproszczony obraz dzisiejszej i jutrzejszej Polski mamy obowiązek zastanowić się nad możliwością, która gdzieś tam się kluje, ale nikt jej głośno nie wypowiada. Więc zacznijmy!
Oto już przed wyborami (zakulisowo i dyskretnie) rysuje się możliwość stworzenia najmocniejszej i najbardziej reformatorskiej koalicji w dwudziestoletnich przeszło dziejach tzw III Rzeczpospolitej.
Polską po 9 października może rządzić koalicja PiS i PO!!!
Czarny sen Czerskiej i Wiertniczej zacznie się realizować i oba te samozwańcze olimpy („o” małe na szczęście) stracą swoje patologicznie rozbudowane i pozostające poza wszelką demokratyczną kontrolą wpływy.
Koalicja mająca, lekko licząc, prawie 80 procent poparcia (zwielokrotniona siłą d Hondta) nie tylko będzie w stanie oprzeć się kryzysowi, ale przy pierwszych sukcesach umożliwi wolne sklejanie się zaropiałej polskiej rany, której brzegi dotąd systematycznie są posypywane solą.
Zawarcie takiej, epokowej, koalicji wymaga jednak samoograniczenia i szybkiej dojrzałości szczególnie od Platformy Obywatelskiej.
Koalicja może bowiem funkcjonować tylko w jednym wariancie - „Wasz (PO) prezydent Nasz (PiS) premier”. Resorty takie jak MSWiA oraz MON w rękach ludzi PiS, gospodarka w rękach ekonomistów z szerokiego kręgu PO, sprawy społeczne solidarnie podzielone przez obie partie pomiędzy najlepszych w Polsce ekspertów. Nikt nie odmówi.
Pomyślcie jaki duch i jaka energia wyzwolą się po zawarciu tak potrzebnego historycznie kompromisu!
Polityka to sztuka realnego działania, czasem z zatkanym nosem i stoperami w uszach, polityków bowiem historia sądzi wyłącznie za efekty, a nie za bieżące badania opinii publicznej i teatralne gesty.
Wiem, że i ze strony PiS - u wiele środowisk natychmiast rozpocznie (moralnie uprawniony) lament na temat nierozwiązanej „kwestii smoleńskiej”,
Katonowie przypomną żądania Trybunału Stanu dla obecnego premiera, wygnania zdrajców, oczyszczenia - jest tylko jeden szkopuł, żądania niewiele kosztują, a ich wcielenie w życie wymaga realnej siły sprawczej.
W takim przypadku mówię jedynie tyle: prawdy trzeba szukać, ale forsowanie własnych poglądów za wszelką cenę, bez uwzględniania realiów, jest kontrproduktywne.
W polityce nigdy nie osiąga się stu procent, polityka, z dzisiejszego, polskiego punktu widzenia paradoksalnie, jest jednak grą kompromisów.
W tym wypadku Wielkiego Kompromisu umożliwiającego, naszym solidarnościowym i patriotycznym środowiskom odzyskanie wpływu na kurs państwa.
My możemy pozostać czyści i nie skalani, ale nasi politycy nie!
Im pisany jest kompromis, albo czyhanie na zły los Polski, ale z takich, czyhających, środowisk ja się wypisuję.
Polsce potrzebny jest sukces, a dziś największym sukcesem będzie stworzenie silnego i reformatorsko, a nie pijarowo nastrojonego rządu.
Ktoś powie - ale wtedy postkomunistom zostawimy rolę jedynej opozycji!
Tak....ale:
W roli opozycji oczywiście urośnie SLD, tyle tylko, że jego działacze będą musieli wyjść z postkomuszych salonów (okolic Czerskiej i Wierniczej) i zbudować prawdziwą lewicową alternatywę, a taki rozwój wypadków tylko na zdrowie wyjdzie naszemu krajowi.
PSL zniknie bądź też nie, pozostanie mu jednak jedynie rola masa tabulettae polskiej polityki.
Czy Kaczyński i Tusk zdolni są do tak odważnego i co tu dużo mówić wizjonerskiego ruchu?
Myślę, że tak i ułatwieniem będzie tu pozycja jaką posiadają w swoich ugrupowaniach.
Będzie po prostu tak jak postanowią.