Rozdział I, Walka z Firbolgami
uatha de Danaan, lud bogini Danu, albo, jak ich
inaczej nazywano, Ludzie Dea, przybyli do Irlandii
na skrzydłach wiatru.
Nadeszli z północy, gdzie znajdowały się ich cztery
miasta, stolice nauki: wielkie Falias i złociste Gorias,
oraz Finias i bogate Murias. W tych czterech
miastach mieszkało czterech mędrców, którzy
uczyli synów i córki Danu i przekazywali im wielką
wiedzę. Tuatha de Danaan przywieźli ze sobą cztery skarby: Lia
Fail Kamień Waleczności zwany także Kamieniem
Przeznaczenia, Miecz, Włócznię Zwycięstwa oraz Kocioł od
którego nikt nigdy nie odszedł głodny.
Wtedy królem Tuatha de Danaan był Nuada. Jego brat miał na imię
Ogma. Był też Diancecht umiejący leczyć i Neit bóg bitew oraz
Credenus rzemieślnik i Goibniu kowal. Wśród kobiet
dominowała Badb, bogini wojen oraz Macha, której głównym
pożywieniem były głowy mężczyzn poległych w bitwie. Była także
Morrigu, Wrona Bitew oraz trzy córki Dagdy: Eire, Fodhla i Banba,
których imiona stały się później nazwami Irlandii. Eadon była
opiekunką poetów, Brigit kobietą poezji a poeci ją wielbili, gdyż
poruszała się pięknie i dostojnie. Jedna połowa jej twarzy była
szpetna, zaś druga połowa piękna. Jej imię znaczy tyle, co
BreoSaighit, Ognista Strzała. A wśród reszty kobiet było wiele
cieni i wiele wielkich królowych, a Dana, zwana Matką Bogów,
stała ponad nimi wszystkimi.
Tuatha de Danaan wzięli trzy rzeczy za swoje symbole: pług,
słońce oraz leszczynę, tak więc mówiło się, że Irlandia była
podzielona pomiędzy te trzy rzeczy: Coll leszczyna, Cecht pług
i Grian słońce.
Był to pierwszy dzień Beltaine, który teraz zwany jest May Day,
kiedy Tuatha de Danaan wylądowali w zachodniej części
Conachtu, ale Firbolgowie, którzy dotychczas zamieszkiwali
Irlandię i pochodzili z południa, nie widzieli nic poza mgłą
spowijającą wzgórza. Do króla Firbolgów Eochaida przyszli
zwiadowcy z nowiną, że oto w Irlandii jest nowa rasa, ale nie
wiadomo, czy przybyli z ziemi, niebios, czy z powietrza. Osiedlili
się na Magh Rein. Zwiadowcy sądzili, że wiadomość ta wprawi
Eochaida w zdumienie, ale tak się nie stało. Król miał już wcześniej
sen, którego znaczenie wyjaśnili mu Druidzi: że niedługo Eochaid
zyska nowego wroga. Król naradził się z doradcami i
postanowiono, że zostanie wysłany żołnierz, aby porozmawiać z
przybyszami. Wybrano Srenga, gdyż był wspaniałym
wojownikiem. On zaś wziął swoją mocną, brązowoczerwoną
tarczę, dwie włócznie o grubych drzewcach, miecz i wyruszył z
Teamhair na spotkanie Tuatha de Danaan do Magh Rein, lecz nim
dotarł do celu zwiadowcy Tuatha de Danaan spostrzegli go i
wysłali ku niemu wojownika imieniem Bres, z tarczą, mieczem i
dwiema włóczniami. Tak więc dwaj wojownicy zbliżali się powoli
do siebie a każdy bacznie obserwował drugiego, mierzył okiem
broń przeciwnika dopóty, dopuki nie zbliżyli się do siebie na tyle,
aby móc rozmawiać. Zatrzymali się i obaj wysunęli tarcze przed
siebie, po czym uderzyli nimi silnie o ziemię i spojrzeli na siebie
nawzajem ponad ich krawędziami. Bres przemówił pierwszy, a gdy
Sreng usłyszał, że to był język irlandzki, ten sam, którym on
władał, uspokoił się nieco. Podeszli do siebie jeszcze bliżej i
zaczęli pytać jeden drugiego o rodzinę i pochodzenie. Po chwili
odłożyli na bok tarcze, a wtedy Sreng powiedział, że najbardziej
obawiał się ostrej włóczni Bresa, ten natomiast przyznał, że
przestraszył się włóczni o grubym drzewcu Srenga i spytał się,
czy właśnie taką bronią dysponują wszyscy z rodu Filbolgów.
Wtedy Sreng zdjął z włóczni wszystkie wiązania, aby Bres mógł ją
sobie lepiej obejrzeć: była bardzo mocna, ciężka i ostra. Sreng
powiedział, że takie włócznie zowią się Craisech i przebijają
tarcze, rozszarpują mięśnie i łamią kości, dlatego pchnięcie taką
włócznią jest nie do wyleczenia. Spojrzał jednak Sreng na ostrą,
cienką włócznię Bresa. W końcu wymienili się bronią, żeby każdy
mógł dokładnie wiedzieć, czym włada drugi wojownik. Bres
przekazał Srengowi wiadomość od Tuatha de Danaan: jeżeli
Firbolgowie oddadzą im połowę Irlandii, lud bogini Danu weźmie ją
i pozostawi mieszkańców w pokoju. Lecz jeśli tak się nie stanie,
będzie wojna. Jednak Bres i Sreng obiecali sobie, że cokolwiek
zdarzy się w przyszłości, oni pozostaną przyjaciółmi.
Sreng wrócił do Teamhair i przekazał wiadomość od Tuatha de
Danaan oraz pokazał ich włócznię. Poradził swoim ludziom, żeby
zgodzili się na podział kraju by uniknąć wojny z tymi, co mają broń
dużo lepszą od ich własnej, lecz Eochaid skonsultował się ze
swoimi doradcami i w końcu rzekł:
Nie oddamy połowy naszej ziemi obcym, bo jeśli tak uczynimy,
oni wkrótce zapragną wziąć ją całą!
Natomiast kiedy Bres wrócił do swoich ludzi, pokazał im ciężką
włócznię Srenga i opowiedział, jacy silni i zawzięci są mieszkańcy
tej ziemi, jak dobrze uzbrojeni, wszyscy pomyśleli że wobec tego
na pewno będą chcieli walczyć. Dlatego też przenieśli się w inne,
lepsze miejsce, dalej na zachód do Conachtu, osiedlili się tam,
zbudowali mury i fosy na równinie Magh Nia, a za sobą mieli górę
zwaną Belgata. A w czasie kiedy się przeprowadzali i budowali
zabezpieczenia, trzy królowe: Badb, Macha i Morrigu udały się do
Teamhair, gdzie lud Firbolg przygotowywał się do bitwy. Mocą
swych czarów przyniosły mgły i chmury ciemności, które spowiły
cały Teamhair oraz sprowadziły ulewy ognia i krwi na ludzi tak, że
nie mogli ani widzieć siebie nawzajem, ani ze sobą rozmawiać
przez trzy dni. W końcu trzech Druidów Firbolg złamało ten czar.
edenaście batalionów Firbolgów wyruszyło i zajęło
miejsce po wschodniej stronie równiny Magh Nia. A
Nuada, władca Tuatha de Danaan, wysłał swoich
poetów, aby ponownie złożyli Eochnaidowi tę samą
ofertę, co poprzednio: że Nuada zadowoli się
połową kraju, jeśli ten zechce ją oddać. Król
Eochaid zaproponował poetom, aby zapytali o to
jego żołnierzy. Wojownicy nie zgodzili się. Wtedy
posłańcy spytali ich, kiedy chcą zacząć bitwę.
Musimy mieć trochę czasu odrzekli żeby uporządkować naszą
broń, naostrzyć miecze i zrobić takie włócznie, jakimi wy
dysponujecie.
Zgodzono się przełożyć bitwę o kwartał.
Kiedy bitwa się zaczęła był środek lata. Trzykroć po dziewięciu
miotaczy Tuatha de Danaan stanęło przeciwko takiej samej liczbie
miotaczy Firbolgów, z których wszyscy zostali zabici. Eochaid
wysłał posłów do Nuady z pytaniem, czy chcą walczyć każdego
dnia, czy co drugi dzień. Nuada powiedział, że bitwa będzie
odbywać się każdego dnia a po obu stronach ma być zawsze ta
sama liczba walczących. Eochaid zgodził się, lecz nie był zbytnio
zadowolony z takiego obrotu sprawy, gdyż jego wojsko znacznie
przewyższało liczebnie wojska Nuady. Bitwa trwała cztery dni,
obie strony walczyły dzielnie i poległo wielu walecznych
wojowników a ci, którzy dożywali wieczoru, byli leczeni przez
medyków kąpielami ze wszelkiego rodzaju ziół leczniczych tak,
aby następnego dnia byli znów gotowi do walki.
Czwartego dnia Tuatha de Danaan zmusili Firbolgów do odwrotu.
Podczas bitwy król Eochaid poczuł wielkie pragnienie i zszedł z
pola bitwy poszukać czegoś do picia a trzykroć po pięćdziesięciu
ludzi szło w jego obstawie. Jednak po trzykroć pięćdziesięciu
wojowników Tuatha de Danaan podążyło za nimi aż doszli do
strumienia zwanego Traigh Eothaile i tam stoczyli walkę, podczas
której zginął Eochaid. Pochowano go tam i ułożono wielki stos
kamieni na jego grobie.
Kiedy z jedenastu batalionów Firbolgów zostało zaledwie 300
ludzi ze Srengiem na czele, Nuada zaproponował im pokój i wybór
pomiędzy 5 prowincjami Irlandii. Wybór Srenga padł na Connacht.
I on i jego ludzie osiedlili się tam i tam wychowywali swoje
potomstwo. Z tego rodu pochodził Ferdiad. który walczył z
CuCullainem, oraz Erc, który go zabił. Bitwa na Maigh Nia była
pierwszą stoczoną w Irlandii przez Tuatha de Danaan. A lud bogini
Danu zajął Teamhair i od tej pory była to ich siedziba.
Rozdział II, Panowanie Bresa
odczas walki z Firbolgami Nuada stracił rękę. Wśród Tuatha de
Danaan istniało prawo, według którego żaden mężczyzna z
widoczną wadą fizyczną nie mógł być królem. Dlatego Nuada
został usunięty z tronu. Na jego miejsce wybrano Bresa. Był on
najurodziwszym ze wszystkich młodzieńców, więc każdy, kto
chciał określić piękno jakiejś rzeczy musiał porównywać ją do
urody Bresa. Jego matka pochodziła z Tuatha de Danaan i tylko
ona jedna znała imię i pochodzenie jego ojca. Jednak rządy Bresa
nie przyniosły szczęścia jego ludowi, gdyż Fomorianie, którzy
mieszkali za morzem, lub, jak twierdzili niektórzy, pod jego
powierzchnią, zaczęli nakładać podatki na Tuatha de Danaan.
Fomorianie przybyli do Irlandii dużo wcześniej. Byli bardzo
szpetnym ludem: mieli po jednej ręce, lub jednej nodze a dowodził
nimi olbrzym razem ze swoją matką. Irlandia nie widziała nigdy
bardziej przerażającej armii niż Fomorianie. Zaprzyjaźnili się co
prawda z Firbolgami i nawet zdecydowali się pozostawić im
Irlandię, lecz zawsze byli wrogo nastawieni do Tuatha de Danaan.
Podatki nałożone przez Fomorian były ogromne: Tuatha de
Danaan musieli oddawać trzecią część zboża i mleka oraz co
trzecie dziecko. A Bres nie uczynił nic, co polepszyłoby los jego
poddanych. Jakby tego było mało, Bres sam nałożył podatki na
każdą rodzinę w Irlandii. Trzeba było oddawać tyle mleka, aby
starczyło dla setki żołnierzy
Bres miał jeszcze jedną wadę: był bardzo niegościnny i jego
dowódcy skarżyli się, że w jego domu nigdy nie można było
naostrzyć noży ani napić się piwa. W domu Bresa brakowało
wesołości i zabawy: nie było poetów, harfiarzy, flecistów, kuglarzy
ani błaznów. A co do zawodów, prób sił między wojownikami,
które wszyscy zwykli byli oglądać, to nie organizowano ich już
więcej, gdyż wszystkie siły zużywano na to, aby wykonywać za
króla te prace, które należały do jego obowiązków.
Dagda musiał zbudować rath, czyli fortyfikację, jaką wtedy
budowano w Irlandii, a wokół niej wykopać rów. Praca ta bardzo
męczyła Dagdę, do tego stopnia, że pewnego razu o mało co
wszystkiego nie porzucił. Dagda spotkał kiedyś w pałacu króla
niewidomego mężczyznę Cridenbela o ciętym języku, który
powiedział mu tak: "Ze względu na swoje dobre imię powinieneś
oddawać mi trzy kęsy twojego jedzenia". I Dagda oddawał mu
część swojego posiłku każdego wieczoru, a odbywało się to tak,
że dla Cridenbela trzy kęsy stanowiły trzecią część jedzenia
Dagdy.
Pewnego dnia, gdy Dagda pracował kopiąc rów zobaczył swego
syna Angusa Og podążającego w jego kierunku.
Witaj ojcze rzekł Angus miło cię widzieć, lecz co się z tobą
dzieje? Nie wyglądasz najlepiej.
Powód jest taki westchnął Dagda że każdego wieczoru ślepiec
Cridenbel wymusza na mnie, abym oddawał mu część swego
jedzenia.
Poradzę ci coś, ojcze powiedział Angus. Włożył dłoń do swej
torby i wyjął z niej trzy kawałki złota i podał ojcu włóż to złoto w tę
część jedzenia, którą dasz Cridenbelowi. Będą one najlepszym
"kąskiem" z całego dania uśmiechnął się ślepiec od nich umrze,
jak tylko dostaną się do jego żołądka.
Najbliższego wieczoru Dagda uczynił tak, jak mu poradził syn. I
zaledwie Cridenbel połknął złoto padł martwy. Kilkoro ludzi od
razu pobiegło do króla z wieścią, że Dagda zabił ślepca dodając
mu do jedzenia jakieś trujące zioło. Król w to uwierzył i zezłościł
się na Dagdę i skazał go na śmierć. A Dagda powiedział:
Nie sądzisz dobrze, mój królu i opowiedział mu wszystko
cytując dokładnie słowa Cridenbela: "daj mi trzy najlepsze kąski z
twego dania" a akurat tego wieczoru najlepszymi "kąskami" w
daniu były trzy kawałki złota, więc mu je dałem.
Wysłuchawszy Dagdy Bres nakazał rozciąć ciało Cridenbela, a
kiedy znaleziono w jego wnętrzu trzy kawałki złota, był to dowód
na to, że Dagda mówił prawdę.
Następnego dnia Angus ponownie odwiedził ojca i rzekł mu:
Niedługo skończysz pracę. Kiedy nadejdzie czas zapłaty nie
bierz niczego, co będą ci ofiarować, dopóki bydło nie zostanie
zagnane z pastwisk. Wtedy dopiero wybierz czarną jałówkę.
I kiedy Dagda skończył pracę i zapytano go jakiego
wynagrodzenia żąda, on powiedział tak, jak doradził mu syn, choć
dla Bresa było to czyste szaleństwo. Sądził, że Dagda zechce
dużo więcej za swój trud niż tylko jałówkę.
Pewnego dnia do pałacu króla przybył Carpre poeta. Dano mu do
dyspozycji malutki domek bez mebli, gdzie nawet nie było łóżka
ani możliwości rozpalenia ognia a na kolację przyniesiono mu
jedynie trzy małe kawałki ciasta. Rano obudził się głodny i zły.
Pomyślał sobie: "Bez posiłku ani mleka, bez światła, które
rozświetliłoby ciemność nocy, bez godziwej zapłaty, niech takie
będzie powodzenie Bresa". I od tamtego dnia pech ciągle
prześladował Bresa.
iedy Nuada stracił rękę w bitwie przez kilka dni leżał
w gorączce leczony przez Diancechta. On też zrobił
dla niego nową rękę, całą ze srebra z możliwością
poruszania każdym palcem. Od tej chwili Nuada
zyskał przydomek "ArgatLamh", czyli Srebrnoręki.
Syn Diancechta, Miach, także był lekarzem i to
nawet lepszym w swoim fachu od ojca. Spotkał
kiedyś chłopca który miał tylko jedno oko.
Jeśli jesteś dobrym lekarzem powiedział mu dasz mi nowe oko
na miejsce tego, które straciłem.
Mógłbym dać ci kocie oko zaproponował Miach
Zgadzam się odrzekł młodzieniec
Miach włożył więc chłopcu kocie oko na miejsce utraconego ale
uprzedził go, że kiedy nocą ten będzie chciał odpocząć, nowe oko
zostanie czujne na każdy pisk myszy, trzepot skrzydeł ptaka,
każdy podmuch wiatru.. A w dzień, kiedy trzeba będzie
wypatrywać wrogiej armii, kocie oko będzie pogrążone w
głębokim śnie.
Miachowi nie spodobał się sposób Diancechta, w jaki ten poradził
sobie z przywróceniem sprawności Nuadzie. Wziął więc odcięte
ramię Nuady i przyłożył je do jego barku wypowiadając słowa
"staw do stawu, ścięgno do ścięgna". Trzy dni i trzy noce spędził
czuwając przy Nuadzie. pierwszego dnia przyłożył mu rękę do
boku, drugiego dnia do piersi, trzeciego dnia nałożył na niego
zioła rosnące na mokradłach i w końcu Nuada został uzdrowiony.
Rozdrażniło to Diancechta, który stał się zazdrosny o syna, że jest
lepszym lekarzem niż on sam. Wziął miecz i uderzył nim Miacha aż
rozciął mu mięśnie. Jako zdolny lekarz wyleczył go z obrażeń, lecz
potem uderzył po raz drugi, tym razem łamiąc kości czaszki.
Diancecht i tym razem był w stanie wyleczyć syna i uczynił to. Ale
potem ciął go mieczem po raz trzeci i czwarty aż naruszył mózg. I
Diancecht nie znał już lekarstwa na taką ranę. Miach umarł, a
Diancecht pochował go. Na grobie Miacha wyrosło tyle rodzajów
ziół ile miał stawów i ścięgien: trzysta sześćdziesiąt pięć. A
Airmed, jego siostra, przyszła i rozciągnąwszy płaszcz na ziemi
zebrała do niego wszystkie zioła układając je według ich
właściwości leczniczych. Lecz Diancecht pomieszał je wszystkie
tak, że po dziś dzień nikt nie zna właściwego przeznaczenia tych
ziół.
I kiedy Tuatha de Danaan zobaczyli Nuadę zdrowego, jakim był
przed bitwą z Forbolgami, zebrali się w Teamhair i poprosili Bresa
aby oddał tron Nuadzie. Bres zgodził się, co prawda, lecz bardzo
się rozeźlił. Zaczął zastanawiać się jak mógłby zemścić się na tych,
którzy usunęli go z tronu i jak zebrać armię przeciwko nim.
Poszedł do swojej matki, Eri, z prośbą, żeby mu wyjawiła imię i
pochodzenie jego ojca. Eri opowiedziała mu, że jego ojciec jest z
rodu Fomorian a na imię ma Elathan. Przybył do niej płynąc wielką,
srebrną łodzią poprzez spokojne morze przybrawszy postać
młodzieńca o jasnych włosach. Jego ubranie było bardzo bogate,
a na szyi miał pięć złotych pierścieni. Eri, która wcześniej nie
zważała na zaloty mężczyzn z Tuatha de Danaan, teraz z ochotą
ofiarowała swą miłość Elathanowi. On dał jej pierścień z prośbą,
aby oddała go jedynie temu mężczyźnie, na którego palec będzie
pasował. Potem odszedł równie tajemniczo jak się pojawił. Teraz
Eri przyniosła ów pierścień Bresowi, a gdy ten włożył go na
środkowy palec okazało się że pierścień pasuje doskonale.
Bres ze swoją matką i kilkoma swoimi ludźmi wyruszyli do kraju
Fomorian. Przybywszy na wielką równinę zobaczyli zebranych
tam ludzi i podeszli do z nich.
Macie ze sobą psy myśliwskie? spytano ich
Owszem odpowiedział Bres
Zobaczymy, czy są lepsze od naszych zaproponowali
Fomorianie
Porównano wszystkie psy i okazało się że psy Tuatha de Danaan
są lepsze.
A macie rącze konie? spytano ponownie
Oczywiście odparł Bres
Zorganizowano wyścig i konie Tuatha de Danaan okazały się
szybsze od koni Fomorian.
W końcu padło pytanie kto spośród przybyłych jest najlepszym
wojownikiem. Wszyscy zgodnie orzekli, że jest nim Bres. Kiedy ten
wyciągnął rękę i położył dłoń na rękojeści swego miecza, Elathan,
który stał pośród Fomorian, rozpoznał swój pierścień na palcu
Bresa. Spytał więc, kim jest Bres, na co Eri odrzekła, że Bres jest
ich wspólnym synem i opowiedziała całą jego historię.
Zasmucił się Elathan i spytał:
Co wygnało cię z kraju, gdzie byłeś królem?
Nic poza moją własną niesprawiedliwością i surowością.
Zabrałem ich majątek, dobytek, nawet jedzenie. Nikt nie nakładał
na nich podatków zanim ja nie zostałem królem.
To źle odrzekł Elathan jako król miałeś myśleć o ich
bezpieczeństwie i dostatku, a nie tylko o tym, jak utrzymać władzę.
Ale czego szukasz tutaj, wśród Fomorian?
Szukam ludzi, którzy zgodziliby się dla mnie walczyć. Chcę siłą
zdobyć Irlandię.
Nie masz prawa zabrać jej drogą niesprawiedliwości, jeśli nie
potrafiłeś utrzymać jej dzięki sprawiedliwości.
Jaką masz więc dla mnie radę?
Idź do Balora EvilEye, naszego wodza. On tobie doradzi.
Rozdział I, Nadejście Lugha
o niefortunnym panowaniu Bresa
Nuada Srebrnoręki wrócił na tron
w Teamhair. W mieście było
dwóch odźwiernych. Kiedy jeden z nich stał na
straży wrót Teamhair, zapukał do nich młody
człowiek i poprosił odźwiernego, żeby
zaprowadził go do króla.
A coś ty za jeden? spytał odźwierny
Jestem Lugh, syn Ciana z Tuatha de Danaan i
Eithne, córki Balora Fomoriana odrzekł i
mlecznym synem Taillte, córki króla z Wielkiej
Równiny.
A jaki jest twój zawód? spytał odźwierny bo
tutaj nie wpuszczamy nikogo, kto sam na siebie
nie potrafi zarobić.
Co za pytanie, jestem stolarzem odparł Lugh.
Nie potrzebujemy stolarzy, mamy już jednego:
Luchtara.
Wobec tego jestem kowalem
Mamy też kowala, Columa Cuaillemecha
W takim razie jestem przywódcą.
To też nie ma dla nas żadnego znaczenia, mamy
Ogmę, królewskiego brata.
No to jestem harfiarzem Lugh nie dawał za
wygraną
Znowu nie trafiłeś, mamy harfiarza. To Abhean.
Jestem poetą ponownie spróbował Lugh i
bardem.
Mamy już i poetę i barda: Erca, syna Ethamana.
No i jestem magiem... upierał się młodzieniec.
Też bez pożytku dla nas, mamy wielu
znakomitych magów.
... i lekarzem...
Naszym lekarzem jest Diancecht.
... i umiem wykuwać mosiądz.
Mamy już takiego, to Credne Cerd, nie
potrzebujemy ciebie.
No dobrze, to idź i spytaj króla, czy ktokolwiek z
jego ludzi umie robić te wszystkie rzeczy naraz, a
jeśli taki się znajdzie, to odejdę stąd.
Odźwierny poszedł do Nuady i opowiedział mu
wszystko:
U wrót miasta stoi młody człowiek mówił i
chyba powinien nazywać się Ildánach Mistrz
Wszelkiego Rzemiosła, gdyż potrafi robić
wszystko to, co każdy człowiek z twojej świty,
panie.
Zagraj z nim w szachy zaproponował Nuada.
Wyniesiono więc szachy na dwór a Lugh wygrał
wszystkie partie. Gdy doniesiono o tym Nuadzie,
ten powiedział:
Niech wejdzie, gdyż nigdy nikt taki jak on nie
zawitał do Teamhair.
Odźwierny wpuścił Lugha do domu króla.
Znajdował się tam wielki kamień, do którego
poruszenia trzeba było dwudziestu wołów. Ogma
podniósł go i wyrzucił tak daleko, że spadł poza
grodzenia Teamhair to było wyzwanie dla
Lugha. A Lugh odrzucił kamień tak, że spoczął na
samym środku domu króla. Lugh grał potem na
harfie, sprawiał, że słuchający śmiali się i płakali,
aż uśpił ich kołysanką. I kiedy Nuada zobaczył ile
rzeczy potrafi Lugh, pomyślał że dzięki jego
umiejętnościom mógłby wyciągnąć swój lud
spod tyranii Fomorian i uwolnić się od obowiązku
płacenia im podatków. Oddał więc tron Lughowi
na okres 13 dni.
oto historia narodzin Lugha:
Kiedy Fomorianie przybyli do
Irlandii Balor EvilEye mieszkał na
Wyspie Szklanej Wieży.
Niebezpiecznie było podpływać
statkiem w pobliże tej wyspy, gdyż
Fomorianie mogli go zająć.
Powiadają, że synowie Nemeda
przepływali kiedyś obok tej wyspy i widzieli wieżę
ze szkła stojącą pośrodku morza, a w wieży coś,
co przypominało ludzi. Wypłynęli więc naprzeciw
im mając w pogotowiu zaklęcia atakujące.
Fomorianie także odpowiedzieli atakiem. Kiedy
synowie Nemeda znaleźli się już całkiem blisko
wieży ona znikła. Pomyśleli, że została
zniszczona. Wtedy urosła nad nimi gigantyczna
fala i zatopiła wszystkie statki. A wieża stała tak,
jak przedtem.
Powodem, dla którego Balor zyskał przydomek
EvilEye, czyli "Złe Oko", był fakt, iż jedno jego
oko miało moc zabijania. Nikt nie mógł spojrzeć w
źrenicę Balora i przeżyć. Posiadł tę moc, kiedy
pewnego razu przechodził obok domu Druida
swego ojca, który rzucał właśnie śmiertelne
zaklęcia. Okno domu było otwarte, więc Balor
spojrzał do środka. Wtedy dym powstały ze
śmiertelnego zaklęcia podniósł się i wpadł do oka
Balora. Od tamtego czasu Balor musiał trzymać je
zamknięte, chyba że chciał uśmiercić wroga.
Wtedy ludzie towarzyszący Balorowi musieli
podnosić mu powiekę żelaznym pierścieniem.
Raz Druid przepowiedział Balorowi, że umrze z
ręki swego wnuka. Balor miał tylko jedno
dziecko: córkę imieniem Eithne. Po przepowiedni
Druida Balor zamknął ją w Wieży na wyspie
razem z dwunastoma kobietami, żeby ją strzegły i
nakazał, aby Eithne nigdy nie zobaczyła
mężczyzny, ani nawet żeby nie usłyszała
męskiego imienia.
Zamknięta w wieży Eithne wyrosła na przepiękną
pannę i czasami mogła widzieć mężczyznę w
swoich snach. Lecz kiedy pytała o mężczyzn
inne kobiety, te nie dawały żadnej odpowiedzi.
Balor nie bał się więc o swoje życie i grabił i
rabował tak, jak to czynił dotychczas, zajmując
każdy statek jaki pojawił się w pobliżu i czasem
wybierając się na ląd, żeby niszczyć.
W tym czasie, w miejscu zwanym Druim na Teine,
żyło trzech braci z Tuatha de Danaan. Byli to:
Goibniu, Samthainn i Cian. Cian był właścicielem
ziemskim a Goibniu sławnym kowalem. Cian był
w posiadaniu dorodnej krowy o imieniu Glas
Gaibhnenn. Wielu ludzi chciało mieć ją na
własność, więc musiała być pilnowana dzień i
noc. Pewnego razu Cian chciał zrobić kilka
mieczy, więc poszedł do kuźni Goibniu.
Oczywiście, zabrał ze sobą Glas Gaibhnenn. Gdy
przyszedł na miejsce zastał tam swojego
drugiego brata Samthainna, który także chciał
zrobić sobie nową broń. Cian poprosił go, aby
popilnował mu krowy podczas gdy ten będzie
rozmawiał wewnątrz kuźni z Goibniu.
Balor także bardzo chciał zdobyć Glas
Gaibhnenn, lecz nigdy nie mógł się nawet do niej
zbliżyć. Ale teraz nadarzyła się okazja. Przybrał
postać małego, rudowłosego chłopca i zagadał
do Samthainna, że słyszał na własne uszy iż Cian
i Goibniu chcą użyć wszystką stal na swoje
własne miecze.
Nie oszukają mnie tak łatwo! odrzekł
Samthainn popilnuj tej krowy, chłopcze, a ja
wejdę do kuźni i porozmawiam ze swoimi braćmi.
Z tymi słowy gniewnie wkroczył do budynku.
Balor natychmiast uciekł razem z Glas Gaibhnenn
na swoją wyspę. Gdy Cian zobaczył co się stało,
nie był w stanie zrobić nic więcej, jak zganić brata
i pójść spróbować odebrać Balorowi skradzioną
krowę, choć nie miał pojęcia, jak tego dokona. W
końcu poszedł do druida i spytał go o radę. Ten
odrzekł, że dopóki Balor żyje nic nie może zostać
mu odebrane. Przecież nikt nie przeżyje
śmiertelnego spojrzenia Balora.
Cian poszedł więc do druidki Birog z Gór i
poprosił ją o pomoc. Birog przebrała go w
kobiece ubranie i przeniosła przez morze
podmuchem wiatru, aż do wieży, gdzie
przebywała Eithne. Poprosiła także kobiety
mieszkające w wieży, aby dały schronienie tej
szlachetnej "królowej", która ocalała ze statku, a
kobiety nie chciały odmówić pomocy nikomu z
Tuatha de Danaan. Wtedy Birog za pomocą
czarów wszystkie je uśpiła, a Cian poszedł
porozmawiać z Eithne. Kiedy dziewczyna go
ujrzała rozpoznała twarz ze swoich snów.
Dlatego zgodziła się ofiarować Cianowi swoją
miłość. Niedługo potem Cian znikną z wieży
znów niesiony podmuchem wiatru.
A kiedy nadszedł czas, Eithne urodziła syna.
Balor, dowiedziawszy się o tym, nakazał swym
ludziom zawinąć dziecko w sukno, spiąć materiał
szpilkami i wrzucić do morza. Ale kiedy żołnierze
nieśli dziecko, szpilka wysunęła się z materiału a
dziecko wyślizgnęło się z sukna i wpadło do
wody. Wszyscy myśleli, że utonęło, lecz druidka
Birog przyprowadziła je czarami przez fale aż do
jego ojca Ciana, który oddał go Taillte do
karmienia.
kiedy Lugh przybył do Teamhair i
postanowił przyłączyć się do
oddziału swego ojca i stanąć
przeciwko Fomorianom. Wybrał
ciche, ustronne miejsce w Grellach
Dollaid i razem z Nuadą, Dagdą,
Ogmą, Goibniu i Diancechtem
przygotowywali plany natarcia na
Fomorian. Wszystko odbywało się w sekrecie tak,
aby wrogowie niczego nie podejrzewali. Później
miejsce ich spotkań nazwano "Szept ludu Bogini
Danu". W końcu postanowili rozstać się na
równo trzy lata i każdy udał się w wybranym
przez siebie kierunku. Lugh wrócił do swych
przyjaciół.
Jakiś czas potem Nuada zorganizował zebranie
na wzgórzu Uisnech po zachodniej stronie
Teamhair. Zaraz ujrzeli zbrojną kompanię
podążającą w ich kierunku od wschodu. Na czele
jechał młody człowiek, a jego twarz tak jaśniała,
że nie można było na nią bezpośrednio patrzeć.
Kiedy kompania podjechała bliżej, można już
było w dowódcy rozpoznać Lugha LamhFada,
czyli Długorękiego, który powrócił razem ze
swymi przyjaciółmi i mlecznymi braćmi. Dosiadał
klaczy szybkiej jak chłodny, wiosenny wiatr,
która mogła galopować przez morze jakby to był
suchy ląd i na której grzbiecie nie mógł zginąć
żaden jeździec. Lugh miał na sobie zbroję
chroniącą go przed ciosami, hełm ozdobiony
dwoma szlachetnymi kamieniami na przodzie i
jednym z tyłu. A kiedy zdjął hełm odsłaniał czoło
jasne jak słońce w letni dzień. Jego bronią był
miecz Freagartach, czyli The Answerer
(Odpowiadający). Nikt kto został nim zraniony nie
uchodził z życiem. Wobec niego nawet
najwaleczniejszy żołnierz stawał się słaby jak
kobieta albo noworodek.
Lugh ze swoimi ludźmi zbliżył się do miejsca,
gdzie stał Król Irlandii ze swoim oddziałem i
przywitał się. Zaraz potem ujrzeli następną grupę
ludzi podążającą w ich kierunku. Było to dziewięć
razy dziewięciu posłańców Fomorian, którzy
przyszli odebrać podatki. Podeszli do miejsca,
gdzie zatrzymał się Nuada, a ten razem ze swymi
ludźmi powstał na przywitanie Fomorian, chociaż
nie zrobił tego, gdy przybył Lugh.
Ten odezwał się więc:
Czemu powstajecie przed tą gburowatą,
niechlujną bandą i oddajecie im pokłon, a nie
uczyniliście tego wobec mnie i mojego oddziału?
Musieliśmy odparł Nuada oni nie zawahaliby
się zabić nawet dziecka, gdyby ośmieliło się
siedzieć w ich obecności.
Na mą duszę, sam mam ogromną ochotę ich
pozabijać rzekł Lugh i z tymi słowy rzucił się do
ataku na Fomorian. Ranił i zabijał aż została przy
życiu tylko dziewiąta część ich kompanii.
Zabiłbym was tak, jak pozostałych przemówił
do nich Lugh ale wolę odesłać was do waszego
kraju niż posłać tam moich własnych ludzi.
Dziewięciu pozostałych przy życiu Fomorian
wyruszyło więc w drogę powrotną do Lochlann i
opowiedzieli wszystkim jak młody, uzdolniony
chłopak zabił prawie wszystkich poborców
podatkowych.
I tylko dlatego darował nam życie dokończyli
opowieść żebyśmy mogli wam o tym
opowiedzieć.
Wiecie, kim jest ten człowiek? spytał Balor.
Ja wiem odezwała się Ceithlenn, jego żona to
syn naszej córki. A było przepowiedziane
dodała że w momencie kiedy on pojawi się w
Irlandii, my na zawsze stracimy swoją pozycję w
tym kraju.
Zwołano radę w której zasiedli dowódcy
fomorscy, poeci, druidzi a przewodził im Balor
razem z Ceithlenn, swoją żoną. I właśnie to był
ten czas, gdy do Balora przybył Bres z prośbą o
pomoc.
Pojadę do Irlandii mówił z siedmioma
batalionami konnych jeźdźców fomorskich i
wypowiem wojnę temu Ildánach Mistrzowi
Wszelkiego Rzemiosła. Przyniosę ci jego głowę.
Uczyń tak, nadajesz się do tego uznali
wszyscy.
Niech zbudują dla mnie statki rozkazał Bres i
napełnią je żywnością i wodą pitną.
Bez zwłoki zaczęto przygotowania. Zbudowano
statki, napełniono je żywnością i wodą pitną oraz
zebrano armię dla Bresa. Zrobiona dla nich broń i
zbroje i wysłano do Irlandii. Balor odprowadził
ich aż do przystani i rzekł:
Bij się z Ildánachem i przynieś mi jego głowę.
Potem przywiąż wyspę do swoich okrętów i
niech woda zniszczy to miejsce. Zabierz ją na
północ tak, aby już nikt z Ludzi Dea nie odnalazł
jej do końca swych dni.
Rozdział II, Synowie Tuireanna
ak tylko Fomorianie zaatakowali
pierwsze terytoria Irlandii niszcząc
EasDara, Lugh doniósł o tym
Nuadzie.
Teraz jedyne, czego potrzebuję
rzekł mu to twoja pomoc, abym
mógł z nimi walczyć.
Ale Nuada nie chciał pomścić
Bodb Dearga, gdyż sprawa nie dotyczyła jego
bezpośrednio. Lughowi nie spodobało się
zachowanie króla. opuścił więc Teamhair udając
się na zachód. Pewnego dnia zobaczył trzech
mężczyzn jadących znaprzeciwka: swojego
ojca: Ciana o jego braci: Cu i Ceithena. Gdy się
zbliżyli pozdrowił ich.
Jaki jest powód twej tak wczesnej podróży?
spytali Lugha
Fomorianie zaatakowali Irlandię, zniszczyli
EasDara. Wierzę, że pomożecie mi z nimi
walczyć.
Gdy dojdzie do bitwy, Lugh, każdy z nas
odeprze atak setki Fomorian, aby chronić ciebie.
Dzięki wam, ale myślę, że moglibyście pomóc mi
już teraz. Niech każdy z was zbierze ludzi, ilu
tylko zdoła, i przyprowadzi ich do mnie.
Cu i Ceithen wyruszyli więc na południe szukać
chętnych do obrony kraju, a Cian podążył na
północ. gdy dotarł da równiny Muirthemne
zobaczył daleko przed sobą trzech uzbrojonych
mężczyzn. Rozpoznał w nich synów Tuirenna,
wnuków Ogmy: Briana, Iuchara i Iucharbę . Te
dwie rodziny: Tuirenna i Cainte zawsze żyły ze
sobą w nieustannej wrogości i nienawiści, więc
pewnym było, że spotkanie Ciana z synami
Tuireanna doprowadzi do bijatyki.
"Gdyby byli ze mną moi dwaj bracie pomyślał
sobie Cian z pewnością nie bałbym się stawić
czoła synom Tuireanna. Ale skoro jestem sam,
najlepiej dla mnie, jeśli zejdę im z oczu".
Ujrzał stado świń pasących się nieopodal i
zamienił się w jedną z nich za pomocą druidzkiej
różdżki. Wtedy Brian Tuireann rzekł do swych
braci:
Widzieliście tego człowieka który jeszcze przed
chwilą szedł przed nami?
Widzieliśmy odrzekli
A wiecie, co tak nagle go stąd zabrało?
Nie, nie zauważyliśmy tego.
Że też nie zwracacie najmniejszej uwagi na to,
co się dzieje dookoła zwłaszcza, że jesteśmy w
stanie wojny! zdenerwował się Brian ja wiem,
co się stało z tym człowiekiem: użył druidzkiej
różdżki aby zmienić się w jednego z tych
wieprzów ryjących nieopodal. I kimkolwiek jest
ten człowiek, nie jest on naszym przyjacielem.
Brian, te świnie należą do kogoś z Tuatha de
Danaan i nawet jeśli zabijemy je wszystkie, ta
zaczarowana może uciec.
Że też jesteście takimi idiotami! syknął Brian
nie umiecie odróżnić prawdziwego zwierzęcia od
zaczarowanego mówiąc to wyciągnął druidzką
różdżkę i jej uderzeniem zamienił swoich braci w
charty, które natychmiast głośnym ujadaniem
wypłoszyły zaczarowaną świnię ze stada. Brian
chwycił włócznię, wycelował w zwierzę, rzucił i
trafił. Zraniony Cian wydał najpierw zwierzęcy
skowyt bólu, ale zaraz odezwał się ludzkim
głosem:
źle uczyniłeś raniąc mnie włócznią.
Oh, widzę, że umiesz mówić po ludzku zakpił
Brian
Gdyż, w rzeczy samej, byłem człowiekiem.
jestem Cian, syn Cainte... oszczędź mnie, proszę.
Przysięgam na wszystkich bogów rzekł Brian
że jeśli nawet życie wróciłoby do ciebie
siedmiokrotnie, zabrałbym je od ciebie za każdym
razem.
Jeśli tak, to przynajmniej pozwól mi przybrać na
powrót moją własną postać zanim umrę.
Ależ oczywiście... gdyż o wiele łatwiej mi zabić
człowieka niźli wieprza.
Gdy Cian przybrał ludzką postać poprosił
ponownie:
Oszczędź mnie teraz...
Nigdy!
Słuchaj więc, Brianie! Gdybyś zabił mnie kiedy
byłem zwierzęciem nie poniósłbyś żadnych
konsekwencji. Ale jeśli zabijesz mnie jako
człowieka... to zobaczysz: nikt nigdy nie zapłacił i
nie zapłaci tak wysokiej ceny za swój postępek
jak ty! Za śmierć żadnego człowieka nie będzie
wymierzona tak wysoka kara jak za moją! A te
ręce, które mnie zabiją, będą same świadczyć o
tym czynie przed moim synem!
Nie zabijemy ciebie żadną bronią rzekł Brian
lecz kamieniami które leżą tu dookoła.
I wtedy Brian i jego bracia zaczęli gwałtownie i
wściekle rzucać w Ciana kamieniami tak długo,
aż z Ciana pozostały jedynie krwawiące zwłoki ze
skórą zdartą do mięśni i z połamanymi kośćmi.
Brian z braćmi próbowali pogrzebać jego ciało na
głębokość równą wzrostowi człowieka, lecz
ziemia nie chciała go przyjąć. Sześć razy
synowie Tuireanna zakopywali ciało Ciana i
sześć razy ziemia oddawała je z powrotem.
Dopiero za siódmym razem ziemia przyjęła
zwłoki. Wtedy Brian z braćmi ruszyli w dalszą
drogę aby przyłączyć się do Lugha w bitwie
przeciw Fomorianom.
atomiast Lugh po rozstaniu się z ojcem pojechał
dalej na zachód, do wzgórz, które później
nazwano Gainech i Ilgainech. Tam skrzyknął
ludzi aby walczyli u jego boku. Podążając dalej
dotarli do równiny MaghMor an Aonaigh, gdzie
Fomorianie rozbili swoje obozy. Bres, który nimi
dowodził, spojrzawszy na horyzont zaniepokoił
się dziwacznym zjawiskiem:
To dziwne powiedział druidom słońce wstaje
od zachodniej strony, a nie od wschodniej, jak
zwykle bywało.
Lepiej dla nas, gdyby to było tylko słońce
westchnął druid
Jeśli to nie słońce, cóż więc takiego? spytał
Bres
To Lugh, panie, syn Eithne. Jego twarz jaśnieje
niczym wschodzące słońce.
Gdy Lugh dotarł do obozu Fomorian pozdrowił
ich.
Dlaczego przychodzisz tutaj i pozdrawiasz nas,
jakbyś był przyjacielem? spytał go jeden z
Fomorian
Gdyż połowa krwi w moich żyłach pochodzi z
Tuatha de Danaan, a druga połowa, od was,
Fomorianie. Przybyłem, aby odebrać wam
mleczne krowy, które zabraliście ludziom Danu.
Chyba żartujesz sobie z nas rozzłościł się
Fomorianin nigdy ci ich nie oddamy!
Lugh nie odpowiedział, tylko polecił swoim
ludziom rozbić obóz w pobliżu. Przez trzy dni i
trzy noce nic się nie stało, aż czwartego dnia na
miejsce przybyli Jeźdźcy z Sidhe: dwa tysiące
dziewięciuset żołnierzy pod dowództwem Bodb
Dearga, syna Dagdy.
Dlaczego tu tak spokojnie? Czemu zwlekasz z
wypowiedzeniem bitwy, Lugh? spytał Bodb
Dearg
Czekałem tylko na was.
I tak połączone siły Lugha i żołnierzy z Sidhe
stawiły czoła oddziałom Fomorian. Najpierw
ustawiono gęsto tarcze tworząc jednolite
grodzenie, potem setki włóczni ze świstem
przecinały powietrze a klingi mieczy migotały
odbijając słoneczne promienie tak, że zdawało
się iż setki płomieni powstały nad głowami
walczących. Wtem Lugh zobaczył namiot Bresa
oraz żołnierzy, którzy stali na straży i
natychmiast ich zaatakował. Walczył wściekle aż
do momentu kiedy żaden z nich nie został przy
życiu. Gdy Bres to zobaczył bez chwili namysłu
poddał się Lughowi.
Daruj mi życie tym razem poprosił Lugha a
obiecuję, że przyprowadzę do Ciebie całą rasę
Fomorian, żebyś mógł z nimi walczyć.
Przysięgam na księżyc i słońce, na ziemię i
morze.
Lugh darował życie Bresowi a wtedy druidzi
fomorscy także chcieli się jemu poddać, na co
Lugh odparł:
Na mą duszę, jeśli wszyscy Fomorianie
poddadzą mi się teraz, nie będę miał z kim
walczyć.
I Bres razem ze swymi druidami opuścili równinę
MaghMor an Aonaigh.
Po skończonej bitwie Lugh spotkał się z dwoma
swoimi krewniakami i spytał się, czy widzieli jego
ojca, Ciana, podczas bitwy.
Nie widzieliśmy odrzekli
Jestem pewien iż mój ojciec nie żyje
powiedział Lugh i przysięgam że dopóki nie
dowiem się co było przyczyną jego śmierci nie
tknę jedzenia ani napoju.
Wyruszył tedy w drogę a za nim podążyli
Jeźdźcy z Sidhe. Dotarli do miejsca gdzie Cian
spotkał Briana i jego braci. Gdy tylko Lugh
dotknął stopami ziemi w której pochowany był
Cian, ta przemówiła do niego:
Wielkie niebezpieczeństwo czekało tu na twego
ojca, Lugh, przybrał on postać zwierzęcia kiedy
spotkał synów Tuireanna, ale zabili go w jego
własnym kształcie.
Lugh znalazł dokładne miejsce gdzie Brian z
braćmi pogrzebali Ciana. Odkopawszy ciało ojca
ujrzał że jest całe w ranach.
Dlaczego dopiero teraz... zapłakał Lugh
trzymając ciało ojca w ramionach dlaczego teraz
jestem tutaj, kiedy jest już za późno? Moje oczy
nie widzą, uszy nie potrafią słyszeć, moje serce
nie bije a krew zastygła w moich żyłach z żalu.
Dlaczego nie było mnie tutaj gdy to wszystko się
działo? Straszna rzecz się stała! krzyknął do
swoich ludzi gdyż synowie Dany zdradzają się
nawzajem! Czeka nas zguba... Irlandia nigdy nie
będzie wolna od zdrady, od zachodu na wschód,
od północy na południe...
Zakopano ponownie ciało Ciana w ziemi,
ustawiono kamień na jego grobie i wyryto na nim
napis pismem oghamicznym.
To wzgórze rzekł Lugh przyjmie od dzisiaj
imię ojca mego, Ciana. A że synowie Tuireanna
byli sprawcami tej zbrodni, zgryzota i cierpienie
spadnie na nich i na ich potomków... krew
zastygła w mych żyłach, a serce nie bije z żalu że
Cian, człowiek tak mężny, nie żyje...
Wyruszyli w końcu w drogę powrotną do
Teamhair, a Lugh poprosił wszystkich aby nie
zdradzili się słowem że wiedzą o śmierci Ciana i
jego mordercach, dopóki on sam nie ogłosi
prawdy.
Wróciwszy do Teamhair Lugh zasiadł na miejscu
obok Nuady. Spojrzał na ludzi zgromadzonych w
sali i wśród nich zobaczył trzech synów
Tuireanna. Byli oni najzręczniejszymi a także
najurodziwszymi ze swojego rodu.
Lugh rozkazał potrząsnąć Łańcuchem Milczenia i
wszyscy na sali się uciszyli.
O czym tak rozprawiacie, Danaanowie? spytał
Lugh
O tobie, w rzeczy samej odrzekli
Mam do was pewne pytanie: jak każdy z was
zemściłby się na człowieku, który zabił jego ojca?
Po sali przeszedł szmer zdumienia.
Czyżby takie nieszczęście spotkało ciebie,
Lugh? spytał jeden z zebranych
W rzeczy samej potwierdził Lugh i nawet
mogę wskazać ludzi, którzy dokonali tego
nikczemnego czynu, gdyż znajdują się w tej sali! I
oni sami najlepiej wiedzą w jaki sposób zadali
śmierć memu ojcu!
Gdybym schwytał mordercę swego ojca wtrącił
się Nuada nie zabiłbym go od razu, tylko
każdego dnia odcinałbym po jednej kończynie aż
do momentu kiedy by umarł.
Zebrani, a w tym synowie Tuireanna, zgodzili się
z Nuadą
Mego ojca zabiło troje ludzi! krzyknął Lugh ale
ja każę zapłacić w inny sposób za jego śmierć...
lecz jeśli się nie zgodzą... nie złamię tradycji
gwarantującej wszystkim bezpieczeństwo w tym
domu, ale wówczas ci trzej musieliby czym
prędzej opuścić Teamhair zanim bym ich dopadł!
Gdybym to ja był mordercą ojca twego, Lugh
powiedział Nuada chętnie zgodziłbym się na
twoje warunki, wydają się być uczciwe.
To o nas mówi Lugh zaszeptali między sobą
młodsi bracia Tuireann powinniśmy przyznać
się do winy
Trochę się tego obawiam powiedział Brian on
właśnie tego od nas oczekuje. Chce, żebyśmy się
przyznali tu, przed wszystkimi. Nigdy nie pozwoli
nam odejść bez zadośćuczynienia.
Jednak powinniśmy się przyznać. A ty będziesz
mówił, Brian, bo jesteś najstarszy
Wtedy Brian wystąpił i rzekł:
To o mnie i o moich braciach mówisz, Lugh, i
myślisz, że zabiliśmy twego ojca. Nie uczyniliśmy
tego, lecz gotowi jesteśmy zapłacić za jego
śmierć tak, jakbyśmy byli jej winni.
A ja przyjmę od was zapłatę. Powiem wam jakie
są moje warunki. Jeżeli będzie to dla was za
dużo, część długu zostanie wam odjęta.
Słuchamy zatem rzekli bracia
Oto czego żądam: trzech jabłek, skóry knura,
włóczni, dwóch koni i rydwanu, siedmiu świń,
szczenięcia, rożna oraz trzech okrzyków. Jeśli to
dla was za dużo możecie zrezygnować z części
zapłaty
To nie jest za dużo powiedział Brian sto razy
tyle nie byłoby zbyt wiele. Ale, jak mi się zdaje, w
twoim żądaniu tkwi jakiś podstęp, wydaje się że
niewiele wymagasz.
Wymagam więcej, niż ci się wydaje. Daję ci
słowo Tuatha de Danaan że niczego więcej
żądać nie będę ponad to, co wymieniłem. Daj mi
teraz takie samo przyrzeczenie dotrzymania
umowy jakie ja tobie dałem.
Nie wymagaj specjalnie ode mnie przysięgi.
Słowo syna Tuireanna jest więcej warte niż
przyrzeczenie kogokolwiek innego.
Nie wystarczy mi twoje słowo! Często się
zdarzało, że go nie dotrzymywałeś!
Zatem król Nuada, a także Bodb Dearg i jeszcze
kilku dowódców poświadczyło za braćmi
Tuireann.
A teraz powiem wam rzekł Lugh o jakie
konkretnie przedmioty mi chodzi. Trzy jabłka o
które prosiłem to owoce jabłoni rosnącej w
Ogrodzie na Wschodzie świata, są one
najpiękniejsze ze wszystkich owoców na
świecie, mają kolor złota, rozmiar głowy
miesięcznego niemowlęcia, smak miodu a
spożywającemu je dają siłę i leczą rany i nie
zmniejszają swej objętości gdy się je ugryzie.
Skóra o którą mi chodzi należy do Tuisa, króla
Grecji i ma ona moc uzdrawiania z wszelakich ran
i chorób. A wiecie, skąd wzięła się ta skóra?
Lugh nachylił się do słuchających otóż w
greckich lasach żył knur. Ilekroć przekroczył on
strumień, woda w tym strumieniu zamieniała się
po dziewięciu dniach w wino. Ponadto każdy,
którego rana została skropiona winem z takiego
strumienia zostawał wyleczony. Greccy kapłani
powiedzieli, że to nie za sprawą samego knura,
lecz jego skóry. Złapano więc go i oskórowano.
Sądzę, że trudno będzie wam odebrać ją Tuisowi
miał tę skórę od zawsze.
Włócznia, o której wspomniałem, to Luim, należy
ona do króla Persji. Jej grot zawsze jest
zanurzony w naczyniu z lodowatą wodą, aby nie
rozżarzył się do białości i nie spalił wszystkiego
dookoła. Też bardzo trudno będzie wam ją
zdobyć.
Teraz powiem wam o koniach i rydwanie. Należą
one do Dobara, króla Siogair. Konie są rącze i
galopują przez morskie fale jakby był to suchy
ląd, zaś rydwan jest najmocniejszy i najbardziej
opływowy w kształcie ze wszystkich rydwanów
świata.
Siedem świń o które prosiłem należą do Easala,
króla Colún na h'Órge. Jeśli zarżnie się je
wieczorem rano znów są żywe a człowiek, który
zjadł ich mięso jest wolny od wszelkich chorób.
Co do szczeniaka: jest nim FailInis należący do
króla Ioruaidh Zimnego Kraju. I wszystkie dzikie
bestie padają pod wzrokiem tego szczenięcia a
jest ono piękniejsze niźli ogniste słońce. Będzie
wam trudno zdobyć tego szczeniaka.
Wspomniałem o rożnie pilnują go kobiety z Iris
Cennfhinne. A co do trzech okrzyków: muszą
być one wydane na wzgórzu Miochaoina.
Miochaoin i jego trzej synowie zobowiązali się że
nigdy nie dopuszczą aby w tym miejscu
podniesiono głos. Mój ojciec był ich przyjacielem
i nawet jeśli ja wam wybaczę jego śmierć, oni
nigdy wam tego nie odpuszczą. Jeżeli nawet
przeżyjecie wszystkie niebezpieczeństwa i
dotrzecie do Miochaoina, tam dosięgnie was
ramię sprawiedliwości! Oto wszystko, czego
żądam zakończył Lugh
Strach i rozpacz zagościły w sercach braci
Tuireann gdy usłyszeli te słowa. Wszyscy troje
poszli do swego ojca i powiedzieli mu o grzywnie
jaka została na nich nałożona.
Złe wieści przynosicie mi, synowie rzekł
Tuireann droga do tych czarodziejskich
przedmiotów prowadzi do waszej zguby. Jednak
Lugh sam chce wam pomóc a wiecie, że żaden
człowiek nie byłby w stanie ich zdobyć bez
pomocy Lugha albo Manannana. Idźcie więc do
Lugha i poproście go, żeby pożyczył wam
Aonbharra, konia Manannana jeżeli zależy mu na
tym, abyście spłacili swój dług. Ale on wam
odmówi twierdząc, że koń nie jest jego
własnością i że nie będzie pożyczał tego, co jemu
samemu zostało pożyczone. Poproście wtedy o
łódź Manannana Scuabtuine. Lugh wam nie
odmówi a ta łódź będzie wam bardziej przydatna
niż koń.
Poszli bracia do Lugha, pozdrowili go i
powiedzieli, że nie zdołają wypełnić jego poleceń
bez jego własnej pomocy i w związku z tym chcą
pożyczyć jego konia, Aonbharra.
Nie jestem jego właścicielem odrzekł Lugh a
nie będę pożyczał niczego, co zostało mi
pożyczone.
Jeśli tak, to daj nam na tę podróż Scuabtuine.
Zgoda, możecie ją wziąć
Bracia wrócili do swego ojca i siostry Ethne i
powiedzieli im, że zdobyli łódź.
Jednak niewiele poprawia to waszą sytuację
rzekł Tuireann Lugh potrzebuje każdej z tych
rzeczy, aby przeprowadzić wojnę z Fomorianami,
ale przede wszystkim chce waszej śmierci.
Bracia Tuireann razem z siostrą Ethne wyruszyli
do Brugh na Boinn, gdzie była zacumowana
Scuabtuine, zostawiając swego ojca
pogrążonego w smutku. Gdy dotarli na miejsce
Brian wszedł do łodzi, żeby ją sobie obejrzeć.
Tu jest zaledwie tyle miejsca żeby pomieścić
dwie osoby rzekł Brian z rezygnacją i począł
obwiniać się za naiwność.
Nie obwiniaj siebie rzekła mu siostra mój
najdroższy bracie, źle zrobiłeś zabijając ojca
Lugha. Ale jakakolwiek krzywda ciebie spotka nie
będzie ona zasłużona.
Nie mów tak, Ethne, jesteśmy dobrymi i
odważnymi ludźmi. I wolę setki razy zginąć w
walce niż umrzeć posądzony o tchórzostwo.
Mój największy smutek ma źródło w tym rzekła
Ethne że muszę żegnać ciebie, opuszczającego
rodzinny kraj.
Bracia wypchnęli łódź na fale i wypłynęli na
morze, zostawiając za sobą piękne i czyste jak
kryształ wybrzeże Irlandii.
Gdzie popłyniemy najpierw? spytali młodsi
bracia Tuireann
Poszukajmy jabłek zaproponował Brian gdyż
one jako pierwsze były wymienione przez Lugha.
Prosimy więc ciebie, Scuabtuine, zabierz nas do
ogrodu na Wschodzie świata!
cuabtuine była posłuszna jego prośbie i poniosła
ich poprzez zielononiebieskie fale, ponad
niezmierzonymi głębinami aż do portu na
Wschodzie świata.
Jaki macie pomysł żeby się tam dostać? spytał
Brian gdy dotarli na miejsce królewscy żołnierze
razem z nim samym na czele pilnują tego ogrodu
przez całe dnie i noce.
Cóż innego możemy zrobić jak otwarcie ich
zaatakować i zdobyć jabłka, albo polec w walce.
Nawet jeśli uciekniemy i unikniemy
niebezpieczeństwa tutaj, to spotka nas ono gdzie
indziej
Chyba nie chcecie, bracia, żeby opowiadano o
nas jak o tchórzach albo szaleńcach. Czy nie
lepiej żeby bardowie w pieśniach chwalili naszą
odwagę i spryt? Zdobędziemy jabłka i nie
będziemy musieli walczyć we trójkę z całym
oddziałem. Zamienię nas w szybkie jastrzębie i
będziemy krążyć nad ogrodem. Strażnicy zaczną
strzelać do nas z łuków i rzucać włóczniami, lecz
my będziemy stale poza ich zasięgiem aż do
momentu, kiedy skończą się włócznie i strzały.
Wtedy zniżymy lot i każdy z nas porwie z jabłoni
po jednym owocu.
Brian dotknął braci i siebie druidzką różdżką,
zamienili się w piękne jastrzębie i wzlecieli
wysoko ponad ogród. Strażnicy zobaczyli ich i
zaczęli strzelać do nich z łuków i rzucać
włóczniami, lecz bracia zaklęci w ptaki byli ciągle
poza ich zasięgiem i pozostali tak dopóty, dopóki
wszystkie włócznie nie zostały wyrzucone a
strzały wystrzelone z łuków. Wtedy Brian, Iuchar i
Iucharba złożyli skrzydła i zanurkowali szybko,
chwycili w locie jabłka i trzymając je w szponach
odlecieli nie odnosząc najmniejszej rany.
W mieście przylegającym do ogrodu natychmiast
zawrzało od nowin i plotek. Król tego miasta miał
trzy przebiegłe córki, które zamieniły się w sokoły
i ruszyły w pogoń za braćmi Tuireann. Gdy ich
dogoniły, lecących nad powierzchnią morza,
zaczęły rzucać w nich magiczne błyskawice
przypalając im pióra i parząc skórę.
Ratuj nas, Brianie! Krzyknęli Iuchar i Iucharba
bo inaczej spłoniemy wśród błyskawic!
Brian ponownie użył druidzkiej różdżki i zmienił
siebie i braci w białe łabędzie, które szybko
zniżyły lot i usiadły na wodzie a sokoły
zrezygnowały z pogoni. Wtedy bracia spokojnie
wrócili na swoją łódź.
zgodnili że teraz popłyną do Grecji po skórę
knura. Gdy dotarli na miejsce Brian spytał braci:
W jakiej postaci pokażemy się im tym razem?
Jakiej, jeśli nie naszej własnej? odparli bracia
Nie dokładnie tak pokręcił głową Brian
przedstawimy się im jako irlandzcy poeci,
zdobędziemy ich szacunek i poważanie.
Nie będzie to łatwe zauważyli młodsi bracia
nie znamy żadnych pieśni czy poematów, ani też
nie umiemy ich tworzyć.
Jednak zapukali do bram miasta i przedstawili
siebie strażnikowi jako poetów z Irlandii i
powiedzieli, że mają ułożony poemat specjalnie
dla króla Tuisa.
Wpuścić ich rozkazał Tuis gdy przekazano mu
wiadomość o przybyszach gdyż podróżowali
tak długo i z tak daleka aby wygłosić przede mną
poemat.
Potem rozkazał służbie aby wniosła na
dziedziniec wszystkie kosztowności po to, żeby
podróżnicy mogli potem rozpowiadać że nie ma
na całym świecie miejsca piękniejszego niż dwór
króla Tuisa.
Jak tylko Brian, Iuchar i Iucharba weszli na ów
dziedziniec zostali ugoszczeni miłym słowem i
napojami. Pomyśleli, że nigdzie indziej nie
widzieli dworu tak dużego i dostatniego jak tutaj i
że nigdzie nie spotkali się z tak uprzejmym
powitaniem.
Wpierw greccy poeci wygłaszali swe utwory
przed królem. Wtedy Brian szepnął do swych
braci:
Teraz wy wystąpcie i wygłoście poemat.
Nie mamy poematu mruknął Iuchar i nie proś
nas o żaden poemat, bo już ci powiedzieliśmy, że
ani żadnego nie znamy, ani nie umiemy napisać.
Proponowaliśmy tobie wtrącił Iucharba żeby
zdobyć to, co chcemy siłą, jeśli jesteśmy od nich
silniejsi, a jeśli nie, to polec w walce.
W ten sposób poematu nie ułożycie pokręcił
głową Brian i wstał.
"Wspaniały królu, Tuisie,
Godzien jesteś, aby chwalić cię
Za twoją mądrość, siłę i szczodrość,
Dlatego w nagrodę zechcę dostać
Czarodziejską skórę dzika.
Żadna armia nie zdoła
Oprzeć się wzburzonym falom morza
Dlatego proszę cię, Tuisie
O czarodziejską skórę dzika"
Ładny poemat powiedział król ale nie
rozumiem jego znaczenia.
Wytłumaczę ci go powiedział Brian Masz,
królu, w swoim posiadaniu skórę z
czarodziejskiego dzika, która ma przedziwną
właściwość leczenia ran. Ją właśnie chcę dostać
jako zapłatę za swój poemat, a słowa " żadna
armia nie zdoła oprzeć się wzburzonym falom
morza"... my jesteśmy jak wzburzone fale, Tuisie,
i twoja armia jest równie wobec nas bezsilna jak
wobec morskich odmętów.
Nagrodziłbym cię za twój poemat rzekł król
gdybyś tak często nie wspominał w nim o mojej
skórze z dzika. Nie jesteś dobrym dyplomatą,
poeto. Nie oddałbym tej skóry ani najbardziej
utalentowanemu poecie świata, ani
największemu mędrcowi, ani najwaleczniejszemu
wojownikowi. Jednakże otrzymasz godziwą
zapłatę: dam ci trzy razy tyle złota ile pomieści
owa skóra o której tak często wspominałeś w
swoim poemacie.
Niech bogowie mają ciebie w swej pieczy rzekł
Brian zdaję sobie sprawę z tego, że nie proszę o
błahostkę. Jeśli ma się stać tak, jak sobie
życzysz, Tuisie, pozwól, że ja i moi bracia
będziemy obecni przy odmierzaniu złota.
Tuis zgodził się i posłał braci razem ze swoimi
sługami do skarbca.
Odmierzcie wpierw złoto dla moich braci
rozkazał sługom Brian, jak tylko znaleźli się na
miejscu a potem dla mnie największą część,
gdyż to ja jestem autorem poematu.
Lecz jak tylko słudzy przynieśli skórę Brian
błyskawicznym ruchem wyrwał im ją z rąk i zadał
cios mieczem najbliżej stojącemu mężczyźnie
rozpłatając go na połowy. Brian narzucił na siebie
skórę i razem z braćmi wybiegł ze skarbca i
ruszył przez dziedziniec zabijając każdego, kto
stanął mu na drodze.
Kiedy już cała służba Tuisa i wszyscy jego
wartownicy zostali zabici bądź silnie ranieni, do
walki z Brianem stanął sam król, który po krótkim
pojedynku padł martwy.
racia Tuireann odpoczęli po
wyczerpującej walce, po czym
podjęli na nowo swoją wędrówkę.
Podjęli decyzję że pojadą teraz po
czarodziejską włócznię do króla
Persji. Wsiedli więc do łodzi i
odpłynęli zostawiając za sobą
modre strumienie Grecji i nie
zatrzymali się ani na chwilę, aż dopłynęli do celu.
Zastosujemy ten sam wybieg rzucił propozycję
Brian znów przedstawimy się im jako poeci.
Dobry pomysł poparli go tym razem bracia
ostatnim razem mieliśmy sporo szczęścia, może
teraz też się uda...
Bracia, jako irlandzcy poeci zostali przyjęci przez
króla Persji równie hojnie i serdecznie, co w
poprzednim państwie. Podobnie jak na dworze w
Grecji, tak i tutaj urządzono ucztę, gdzie poeci
dawali popis swojego kunsztu. Wreszcie
przyszła kolej na Briana. Wstał i rzekł te słowa:
"Jest taka włócznia
Dla której nie ma zbyt wielkich
Wojen ani bitew.
Sama rwie się do walki
A grot jej,
Osadzony na drzewcu
Ze szlachetnego drzewa,
Rozgrzany do czerwoności
Spala wszystko dookoła.
Nie ma zbyt niebezpiecznych bitew
Dla wojownika
Posiadającego tę włócznię"
To piękny wiersz rzekł król ale nie rozumiem
dlaczego jest w nim mowa o mojej włóczni?
Wytłumacz mi to, poeto z Irlandii!
Jako zapłatę za mój poemat chcę właśnie twoją
włócznię, królu, to dlatego.
Jak śmiesz prosić mnie o coś takiego!
zdenerwował się król nie każę ciebie zabić
jedynie z szacunku, jaki żywię do poezji!
Wtedy Brian, upewniwszy się, że ma pod ręką
czarodziejskie jabłko z Ogrodu na Wschodzie,
przebiegł przestrzeń dzielącą go od króla i
uderzył go mieczem tak silnie, że rozpłatał mu
czaszkę a jego mózg zbryzgał podest, na którym
stał tron. Słudzy i strażnicy rzucili się na młodych
Irlandczyków, lecz bracia byli doskonałymi
wojownikami i zdołali pokonać wszystkich, co do
jednego.
Gdy cały dziedziniec został zbroczony krwią i
zakryty ciałami martwych Persów, bracia
odnaleźli magiczną włócznię, której grot był
zanurzony w kotle z lodowatą wodą, aby nie
spalił wszystkiego dookoła.
o krótkim odpoczynku bracia wyruszyli na wyspę
Siogair po konie i rydwan o które prosił Lugh.
Tym razem zrobimy tak powiedział Brian gdy
dotarli na miejsce będziemy podawać się za
irlandzkich najemników. Najmiemy się u króla,
zdobędziemy jego zaufanie i w ten sposób
dowiemy się gdzie trzymane są konie i rydwan.
Gdy stanęli przed królem złożyli mu pokłon, a na
pytanie kim są, odrzekli:
Jesteśmy wojownikami z Irlandii i sprzedajemy
swe usługi wszystkim wielkim monarchom
kontynentu.
Czy chcecie zostać tu jakiś czas i służyć u
mnie? spytał król
Taki mieliśmy zamiar.
Bracia mieszkali w Siogair przez ponad miesiąc,
ale o miejscu ukrycia koni i rydwanu wiedzieli
akurat tyle, co w dniu przyjazdu. Wreszcie Brian
powiedział braciom:
W ten sposób niczego nie zdziałamy. Musimy
pójść do króla i zapowiedzieć mu, że opuścimy
jego i jego kraj na zawsze, jeśli nie pokaże nam
owych koni i rydwanu.
Tak też uczynili.
Chcę ci oznajmić rzekł Brian do króla, jak tylko
przed nim stanął że w Irlandii tacy utalentowani
wojownicy jak my zawsze mieli zaufanie i
szacunek swoich pracodawców. Zawsze strzegli
ważnych ludzi, stali przy nich i słyszeli każde
słowo, każdy szept ulatujący z ich warg.
Powierzano im wszystkie sekrety. Tutaj, jak
widzę, panują jednak inne zwyczaje. Masz
bowiem cudowne konie i rydwan, najlepsze na
świecie, ale nie pozwolono nam ich obejrzeć.
Wielka byłaby to dla mnie strata rzekł król
gdybyście porzucili u mnie służbę z tak błahego
powodu. Zwłaszcza że pokazałbym wam owe
konie i rydwan już pierwszego dnia, jak tu
przybyliście, gdybym tylko wiedział że wam na
tym tak zależy. Możecie obejrzeć je sobie teraz,
jeśli sobie tego życzycie.
Z tymi słowy król posłał służbę po konie.
Przyprowadzono je, od razu zaprzęgnięte w
rydwan. Umiały biec tak szybko jak wieje
chłodny, wiosenny wiatr, a morskie fale były dla
nich równie stabilnym podłożem co solidny trakt.
Brian najpierw powoli podszedł do koni, udawał,
że się im przygląda, że podziwia ich linię i raptem
skoczywszy na rydwan zrzucił z niego woźnicę,
który upadając roztrzaskał sobie głowę o
kamienie. Drugim błyskawicznym ruchem rzucił
w króla włócznią, którą zdobył od Persów,
przebijając mu serce. Iuchar i Iucharba zabili
jeszcze kilku ludzi którzy stanęli im na drodze, po
czym wskoczyli na rydwan i wszyscy troje uciekli
z Siogair.
Pojedziemy teraz do Easala, króla Colún na
h'Órge oznajmił Brian i zdobędziemy od niego
siedem warchlaków, wedle rozkazu Lugha.
o mieszkańców Colún na h'Órge
doszła już wieść o tym, jak młodzi,
odważni Irlandczycy desperacko
podejmują próby wywiązania się z
umowy danej człowiekowi
zwanemu Ildánach. Doszło do
niech, że tam, gdzie zawitali bracia
Tuireann, pozostawili po sobie
śmierć i zniszczenie. Król Easal wyszedł na
spotkanie braciom Tuireann. Gdy ich łódź
przybiła do brzegu przywitał się z nimi i spytał,
czy prawdą są te wszystkie szalone opowieści o
trzech braciach z Irlandii.
Oczywiście, że są prawdziwe parsknął Brian i
nie obchodzi mnie to, co teraz zrobisz, ani co
sobie o nas pomyślisz.
A co macie przywieźć z mojego kraju?
Siedem wieprzków należy do Ciebie, Easalu
rzekł Brian zdobycie ich dla Lugha jest częścią
naszego zadania.
A jak zamierzacie je ode mnie zdobyć?
Jeśli nie oddałbyś ich dobrowolnie jesteśmy
gotowi stoczyć walkę z tobą i twoimi ludźmi, w
trakcie której na pewno byś zginął, a my
odpłynęlibyśmy z tym po co przybyliśmy. Jeśli
jednak oddasz nam wieprzki z własnej woli
będziemy ci za to bardzo wdzięczni.
Szkoda by było wszczynać walkę z tak błahego
powodu zauważył Easal.
Rzeczywiście, szkoda rzekł już nieco znużony
Brian.
Easal nachylił się ku swoim doradcom i po
szeptanej wymianie zdań oznajmił głośno
Irlandczykom, że odda im siedem świń z własnej,
nieprzymuszonej woli.
Wieści o waszych odważnych czynach szybko
się rozchodzą oznajmił jak słyszałem nikt do
tej pory z wami nie wygrał. Wyszliście zwycięsko
z każdej bitwy a przecież nie mieliście za
przeciwników amatorów. Wolę oddać wam moje
świnie po dobroci, bo wiem, że gdybym się nie
zgodził, pozabijalibyście mnie i moich ludzi i po
prostu zabralibyście to, po co żeście tu przybyli.
Bracia ukłonili się królowi w podzięce. Byli mile
zaskoczeni, że po tylu trudnościach ktoś
wreszcie poszedł im na rękę. Cieszyli się, że nie
muszą znowu przechodzić przez piekło walki z
której na pewno nie wyszliby bez uszczerbku.
Easal zaprosił ich do swoich komnat, ugościł ich
wyborną kolacją i dał najlepsze miejsca do
spania, a z samego rana na rozkaz króla
dostarczono braciom siedem świń.
Cieszymy się, królu rzekł Brian że dajesz nam
je z własnej woli. Po raz pierwszy nie musimy bić
się o to, po co przybyliśmy.
I Brian w podzięce ułożył dla króla przepiękny
poemat chwalący szczodrość i mądrość Easala.
Gdzie się teraz wybieracie, synowie Tuireanna?
spytał potem Easal.
Jedziemy do Ioruaidh skąd musimy przywieść
szczenię które zowie się FailInis.
Mam do was prośbę: chciałbym pojechać z
wami. Moja córka jest żoną króla tego kraju. Mam
nadzieję przekonać go żeby oddał wam swoje
szczenię bez walki.
Chętnie zabierzemy cię ze sobą, Easalu, będzie
to dla nas zaszczyt odrzekli bracia.
Przygotowano więc królewski statek i wyruszono
w podróż bez chwili zwłoki. Gdy dotarli do
przepięknych brzegów Ioruaidh na ich powitanie
wyszedł król ze swoim wojskiem. Pierwszy na
brzeg wyszedł Easal pokojowym gestem
pozdrawiając swego zięcia i opowiedział mu
historię braci Tuireann od początku do końca.
Co przywiodło ich do mego kraju? spytał król
Chcą mieć twojego szczeniaka, FailInis
wytłumaczył mu Easal.
To był głupi pomysł, Easalu, przyjeżdżać tu z
nimi i prosić mnie o coś takiego! rozgniewał się
młody król jeszcze nikomu bogowie tak nie
pobłogosławili, żeby zdołał zabrać mi moje
szczenię czy to siłą, czy prośbą.
Dobrze ci radzę, oddaj im FailInis prosił Easal
zabili już tylu królów i ich żołnierzy że ty ze
swoim wojskiem nie będziecie dla nich dużą
przeszkodą na drodze do zdobycia tego psa.
Lecz Easal na próżno strzępił sobie język, jego
zięć był uparty. Wrócił więc na statek i powiedział
braciom, że niestety nie dostaną szczenięcia bez
walki. Na te słowa Brian, Iuchar i Iucharba dobyli
mieczy i wyzwali armię Ioruaidh do bitwy. Obie
strony walczyły zawzięcie i z pełnym
profesjonalizmem lecz po chwili szala
zwycięstwa zaczęła przechylać się w stronę
Irlandczyków. Iuchar i Iucharba walczyli obok
siebie, a za nimi, odwrócony plecami do swoich
braci, walczył Brian. Tak rozdzielili dwa szeregi
wojska i osłabili ich siły. Równocześnie taki układ
umożliwił Brianowi dotarcie do samego króla.
Zraniwszy go zaprowadził przed oblicze Easala.
Oto twój zięć, Easalu... przysięgam na swój
honor i męstwo, że dużo łatwiej byłoby mi zabić
go trzy razy niż przyprowadzić go tutaj żywego.
Tak więc król Ioruaidh, upokorzony, musiał
oddać FailInis synom Tuireanna. Bracia
pożegnali serdecznie Easala i popłynęli w dalszą
drogę.
ymczasem w Teamhair druidzi za
pomocą czarów pokazywali
Lughowi wszystkie czyny synów
Tuireanna. Zebrali już do tej pory
wszystkie przedmioty niezbędne
Lughowi do walki z Fomorianami.
Aby szybciej wejść w ich
posiadanie Lugh rzucił czar
zapomnienia, który dopadłszy dzielnych braci
sprowadził na nich wielką, bolesną tęsknotę za
Irlandią a także sprawił, że zapomnieli o reszcie
swojej powinności wobec Lugha. Nie zwlekając
ni chwili bracia zawrócili swą czarodziejską łódź i
popłynęli do domu.
Jak tylko bracia przybyli do Brugh na Boinn
powiadomiono o tym Lugha, który czym prędzej
zamknął się w Teamhair, przywdział lekką zbroję i
upewnił się, że ma pod ręką broń. Na powitanie
braci wyszedł Nuada i reszta Tuatha de Danaan.
Witajcie, synowie Tuireanna! zawołał król czy
zdobyliście już wszystko o co prosił Lugh?
Tak jest, mamy wszystko ze sobą odparł
dumnie Brian ale... gdzie jest Lugh? spytał
rozglądając się na wszystkie strony
chcielibyśmy wręczyć mu to osobiście.
Był tu jeszcze przed chwilą odparł Nuada i
posłał kilku ludzi, żeby znaleźli Lugha, ale
poszukiwania okazały się bezowocne.
Domyślam się, gdzie się ukrył. Wiedział bardzo
dobrze, że wracamy do Irlandii mając w swoim
posiadaniu tę całą czarodziejską broń
uśmiechną się Brian ze złośliwą satysfakcją
dlatego nas unika. Boi się nas.
Wysłano więc poprzez posłańców wiadomość
dla Lugha, że bracia Tuireann chcą oddać mu
obiecane przedmioty, ale Lugh jedynie rozkazał,
aby zostały one oddane Nuadzie. Dopiero wtedy
wpuszczono braci do Teamhair a Lugh wyszedł
im na spotkanie.
Oto jest zapłata za śmierć człowieka
powiedział gdy Nuada przekazał mu trzy jabłka,
skórę, siedem świń, rydwan z końmi i szczeniaka
jakiej nikt nigdy nie poniósł i nie poniesie. Ale...
to jeszcze nie wszystko, synowie Tuireanna, aby
wyrównać nasze rachunki. Czyżbyście
zapomnieli o czarodziejskim rożnie i trzech
okrzykach? Tego jeszcze nie otrzymałem!
Gdy Lugh wymówił te słowa czar rzucony na
braci przestał działać i uświadomili sobie, że to
jeszcze nie koniec niebezpieczeństw, że jeszcze
raz muszą opuścić Irlandię. Pogrążeni w
rozpaczy poszli do domu swego ojca i
opowiedzieli mu o swoich przygodach, o
niebezpieczeństwach jakie przeżyli i o tym, jak w
końcu Lugh ich nieuczciwie potraktował.
Następnego dnia, z samego rana, wsiedli z
powrotem na Scuabtuine. Żegnała ich siostra
Eithne.
Bracie mój, najdroższy Brianie, przeklinam los,
który każe mi się z tobą rozstawać. Obawiam się,
że nawet jak wyjdziesz cało ze wszystkich
niebezpieczeństw i wrócisz tu żywy, nie spodoba
się to Lughowi i każe ciebie zabić. Nie będę
mogła przestać o tym myśleć. Z każdą chwilą mój
smutek i strach rosną, Brianie.
Brian bez słowa ucałował siostrę, po czym razem
z braćmi wypłynął łodzią na wzburzone fale.
ch podróż do tajemniczej, podwodnej wyspy, Inis
Cennfhinne, trwała cały kwartał. Wreszcie dotarli
na miejsce. Brian rozebrał się i wskoczył do
wody. Długo nurkował rozglądając się za
miastem kobiet, o którym mówił Lugh, aż w
końcu udało mu się dopłynąć do niewielkiego
dziedzińca. Faktycznie, siedziały tam same
kobiety które zdawały się wcale nie zwracać
uwagi na przybysza, tak były zajęte
szydełkowaniem i haftowaniem przepięknych,
skomplikowanych wzorów. Pośrodku dziedzińca
znajdował się rożen. Gdy tylko Brian go dojrzał,
bez chwili wahania przeszedł pomiędzy pannami,
chwycił go w garść i już miał zamiar wynieść go
stąd, gdy nagle rozległ się perlisty śmiech. To
wszystkie kobiety przerwały robótki i zanosiły się
od śmiechu. W końcu jedna z nich, stłumiwszy
chichot, powiedziała:
Odważnych czynów się podejmujesz, Brianie.
Nawet, gdyby byli tu z tobą twoi bracia nie
pokonalibyście ani jednej z nas, a każda z nas
mogłaby z łatwością pokonać was trzech. Ale
skoro pomimo tego odważyłeś się zabrać nam
rożen... proszę, jest twój! W nagrodę za twoje
męstwo.
Brian ukłonił się grzecznie pannom i czym
prędzej wrócił na łódź gdzie Iuchar i Iucharba z
niecierpliwością czekali na jego powrót. Gdy
tylko go ujrzeli wynurzającego się z morskich
głębin i trzymającego w ręce rożen wznieśli
radosny okrzyk.
Teraz pozostało im ostatnie, najbardziej
niebezpieczne z zadań: oddanie trzech
okrzyków na wzgórzu Miochaoina, gdzie nie
wolno było wznieść swego głosu powyżej
szeptu.
Po dotarciu na miejsce bracia wyszli z łodzi na
ląd. Na spotkanie wyszedł im Miochaoin i zaczął
walczyć z Brianem. Obydwaj byli doskonałymi
wojownikami, walczyli więc długo i zaciekle
niczym dwa lwy, dopóki Miochaoin nie padł
martwy z ręki Briana. Wtedy do walki stanęło
trzech jego synów: Corc, Conn i Aedh. Każdy z
nich rzucił włócznią raniąc śmiertelnie synów
Tuireanna, jednak oni zdążyli jeszcze rzucić
swoje włócznie i synowie Miochaoina padli
martwi na ziemię.
Brian spojrzał na swoich braci.
Umieramy, Brianie odrzekli Iuchar i Iucharba z
wysiłkiem
Spróbujmy wstać powiedział Brian ciężko
podnosząc się z ziemi musimy oddać godnie te
trzy okrzyki, bracia.
Wstali z trudem, obficie krwawiąc od zadanych im
ran i ostatkiem sił krzyknęli tak głośno, jak tylko
zdołali. Gdy przebrzmiały ostatnie echa, wrócili
na czarodziejską Scuabtuine, położyli się na jej
pokładzie i pozwolili by sama zaniosła ich do
domu, do Irlandii.
Bracia długo leżeli w półświadomości, nie mając
siły się ruszyć, aż w końcu Brian spojrzał na
horyzont i rzekł:
Widzę dom naszego ojca... i Teamhair, bracia.
Irlandia... szepnął Iuchar
Podnieś nas trochę, Brianie poprosił Iucharba
oprzyj nasze głowy na swoim ramieniu, abyśmy
mogli zobaczyć Irlandię, zanim umrzemy.
Gdy dobili do brzegu, wyszli na ląd i tam spotkali
się ze swoim ojcem.
Idź, ojcze powiedział Brian do Lugha, zanieś
mu ten rożen i powiedz, że oddaliśmy trzy
okrzyki na wzgórzu Miochaoina, spłaciliśmy więc
cały dług wobec niego... poproś go, niech teraz
użyczy nam owej skóry z dzika, żebyśmy mogli
uleczyć swoje rany... i pospiesz się, ojcze, bo
niedługo umrzemy...
Tuireann poszedł do Lugha, zaniósł mu rożen i
wiadomość od swoich synów, ale Lugh odmówił
udzielenia pomocy. Brain, dowiedziawszy się o
tym nie stracił jeszcze nadziei. Poprosił ojca, aby
zaniósł go do Teamhair, aby Brian mógł
osobiście prosić Lugha o pomoc, lecz Lugh
ponownie odmówił, za nic mając poświęcenie i
cierpienie dzielnych braci i ich ojca. Wróciwszy z
powrotem nad brzeg morza Brian położył się
obok swoich braci i wszyscy troje umarli w tym
samym momencie. Tuireann zmarł zaraz potem, z
rozpaczy i zgryzoty, a Eithne pochowała ich
wszystkich we wspólnym grobie.