Rozdział I, Walka z Firbolgami
uatha de Danaan, lud bogini Danu, albo, jak ich
inaczej nazywano, Ludzie Dea, przybyli do Irlandii
na skrzydłach wiatru.
Nadeszli z północy, gdzie znajdowały si
ę
ich cztery
miasta, stolice nauki: wielkie Falias i złociste
Gorias, oraz Finias i bogate Murias. W tych czterech
miastach mieszkało czterech m
ę
drców, którzy
uczyli synów i córki Danu i przekazywali im wielk
ą
wiedz
ę
. Tuatha de Danaan przywie
ź
li ze sob
ą
cztery
skarby: Lia Fail - Kamie
ń
Waleczno
ś
ci zwany tak
ż
e Kamieniem
Przeznaczenia, Miecz, Włóczni
ę
Zwyci
ę
stwa oraz Kocioł od
którego nikt nigdy nie odszedł głodny.
Wtedy królem Tuatha de Danaan był Nuada. Jego brat miał na imi
ę
Ogma. Był te
ż
Diancecht umiej
ą
cy leczy
ć
i Neit - bóg bitew oraz
Credenus - rzemie
ś
lnik i Goibniu - kowal. W
ś
ród kobiet
dominowała Badb, bogini wojen oraz Macha, której głównym
po
ż
ywieniem były głowy m
ęż
czyzn poległych w bitwie. Była tak
ż
e
Morrigu, Wrona Bitew oraz trzy córki Dagdy: Eire, Fodhla i Banba,
których imiona stały si
ę
pó
ź
niej nazwami Irlandii. Eadon była
opiekunk
ą
poetów, Brigit - kobiet
ą
poezji a poeci j
ą
wielbili, gdy
ż
poruszała si
ę
pi
ę
knie i dostojnie. Jedna połowa jej twarzy była
szpetna, za
ś
druga połowa pi
ę
kna. Jej imi
ę
znaczy tyle, co Breo-
Saighit, Ognista Strzała. A w
ś
ród reszty kobiet było wiele cieni i
wiele wielkich królowych, a Dana, zwana Matk
ą
Bogów, stała
ponad nimi wszystkimi.
Tuatha de Danaan wzi
ę
li trzy rzeczy za swoje symbole: pług,
sło
ń
ce oraz leszczyn
ę
, tak wi
ę
c mówiło si
ę
,
ż
e Irlandia była
podzielona pomi
ę
dzy te trzy rzeczy: Coll - leszczyna, Cecht - pług i
Grian - sło
ń
ce.
Był to pierwszy dzie
ń
Beltaine, który teraz zwany jest May Day,
kiedy Tuatha de Danaan wyl
ą
dowali w zachodniej cz
ęś
ci
Conachtu, ale Firbolgowie, którzy dotychczas zamieszkiwali
Irlandi
ę
i pochodzili z południa, nie widzieli nic poza mgł
ą
spowijaj
ą
c
ą
wzgórza. Do króla Firbolgów Eochaida przyszli
zwiadowcy z nowin
ą
,
ż
e oto w Irlandii jest nowa rasa, ale nie
wiadomo, czy przybyli z ziemi, niebios, czy z powietrza. Osiedlili
si
ę
na Magh Rein. Zwiadowcy s
ą
dzili,
ż
e wiadomo
ść
ta wprawi
Eochaida w zdumienie, ale tak si
ę
nie stało. Król miał ju
ż
wcze
ś
niej sen, którego znaczenie wyja
ś
nili mu Druidzi:
ż
e
niedługo Eochaid zyska nowego wroga. Król naradził si
ę
z
doradcami i postanowiono,
ż
e zostanie wysłany
ż
ołnierz, aby
porozmawia
ć
z przybyszami. Wybrano Srenga, gdy
ż
był
wspaniałym wojownikiem. On za
ś
wzi
ą
ł swoj
ą
mocn
ą
, br
ą
zowo-
czerwon
ą
tarcz
ę
, dwie włócznie o grubych drzewcach, miecz i
wyruszył z Teamhair na spotkanie Tuatha de Danaan do Magh
Rein, lecz nim dotarł do celu zwiadowcy Tuatha de Danaan
spostrzegli go i wysłali ku niemu wojownika imieniem Bres, z
tarcz
ą
, mieczem i dwiema włóczniami. Tak wi
ę
c dwaj wojownicy
zbli
ż
ali si
ę
powoli do siebie a ka
ż
dy bacznie obserwował drugiego,
mierzył okiem bro
ń
przeciwnika dopóty, dopuki nie zbli
ż
yli si
ę
do
siebie na tyle, aby móc rozmawia
ć
. Zatrzymali si
ę
i obaj wysun
ę
li
tarcze przed siebie, po czym uderzyli nimi silnie o ziemi
ę
i
spojrzeli na siebie nawzajem ponad ich kraw
ę
dziami. Bres
przemówił pierwszy, a gdy Sreng usłyszał,
ż
e to był j
ę
zyk
irlandzki, ten sam, którym on władał, uspokoił si
ę
nieco. Podeszli
do siebie jeszcze bli
ż
ej i zacz
ę
li pyta
ć
jeden drugiego o rodzin
ę
i
pochodzenie. Po chwili odło
ż
yli na bok tarcze, a wtedy Sreng
powiedział,
ż
e najbardziej obawiał si
ę
ostrej włóczni Bresa, ten
natomiast przyznał,
ż
e przestraszył si
ę
włóczni o grubym drzewcu
Srenga i spytał si
ę
, czy wła
ś
nie tak
ą
broni
ą
dysponuj
ą
wszyscy z
rodu Filbolgów. Wtedy Sreng zdj
ą
ł z włóczni wszystkie wi
ą
zania,
aby Bres mógł j
ą
sobie lepiej obejrze
ć
: była bardzo mocna, ci
ęż
ka
i ostra. Sreng powiedział,
ż
e takie włócznie zowi
ą
si
ę
Craisech i
przebijaj
ą
tarcze, rozszarpuj
ą
mi
ęś
nie i łami
ą
ko
ś
ci, dlatego
pchni
ę
cie tak
ą
włóczni
ą
jest nie do wyleczenia. Spojrzał jednak
Sreng na ostr
ą
, cienk
ą
włóczni
ę
Bresa. W ko
ń
cu wymienili si
ę
broni
ą
,
ż
eby ka
ż
dy mógł dokładnie wiedzie
ć
, czym włada drugi
wojownik. Bres przekazał Srengowi wiadomo
ść
od Tuatha de
Danaan: je
ż
eli Firbolgowie oddadz
ą
im połow
ę
Irlandii, lud bogini
Danu we
ź
mie j
ą
i pozostawi mieszka
ń
ców w pokoju. Lecz je
ś
li tak
si
ę
nie stanie, b
ę
dzie wojna. Jednak Bres i Sreng obiecali sobie,
ż
e cokolwiek zdarzy si
ę
w przyszło
ś
ci, oni pozostan
ą
przyjaciółmi.
Sreng wrócił do Teamhair i przekazał wiadomo
ść
od Tuatha de
Danaan oraz pokazał ich włóczni
ę
. Poradził swoim ludziom,
ż
eby
zgodzili si
ę
na podział kraju by unikn
ąć
wojny z tymi, co maj
ą
bro
ń
du
ż
o lepsz
ą
od ich własnej, lecz Eochaid skonsultował si
ę
ze
swoimi doradcami i w ko
ń
cu rzekł:
- Nie oddamy połowy naszej ziemi obcym, bo je
ś
li tak uczynimy,
oni wkrótce zapragn
ą
wzi
ąć
j
ą
cał
ą
!
Natomiast kiedy Bres wrócił do swoich ludzi, pokazał im ci
ęż
k
ą
włóczni
ę
Srenga i opowiedział, jacy silni i zawzi
ę
ci s
ą
mieszka
ń
cy
tej ziemi, jak dobrze uzbrojeni, wszyscy pomy
ś
leli
ż
e wobec tego
na pewno b
ę
d
ą
chcieli walczy
ć
. Dlatego te
ż
przenie
ś
li si
ę
w inne,
lepsze miejsce, dalej na zachód do Conachtu, osiedlili si
ę
tam,
zbudowali mury i fosy na równinie Magh Nia, a za sob
ą
mieli gór
ę
zwan
ą
Belgata. A w czasie kiedy si
ę
przeprowadzali i budowali
zabezpieczenia, trzy królowe: Badb, Macha i Morrigu udały si
ę
do
Teamhair, gdzie lud Firbolg przygotowywał si
ę
do bitwy. Moc
ą
swych czarów przyniosły mgły i chmury ciemno
ś
ci, które spowiły
cały Teamhair oraz sprowadziły ulewy ognia i krwi na ludzi tak,
ż
e
nie mogli ani widzie
ć
siebie nawzajem, ani ze sob
ą
rozmawia
ć
przez trzy dni. W ko
ń
cu trzech Druidów Firbolg złamało ten czar.
edena
ś
cie batalionów Firbolgów
wyruszyło i zaj
ę
ło miejsce po
wschodniej stronie równiny Magh
Nia. A Nuada, władca Tuatha de
Danaan, wysłał swoich poetów, aby
ponownie zło
ż
yli Eochnaidowi t
ę
sam
ą
ofert
ę
, co poprzednio:
ż
e
Nuada zadowoli si
ę
połow
ą
kraju,
je
ś
li ten zechce j
ą
odda
ć
. Król
Eochaid zaproponował poetom, aby zapytali o to jego
ż
ołnierzy.
Wojownicy nie zgodzili si
ę
. Wtedy posła
ń
cy spytali ich, kiedy chc
ą
zacz
ąć
bitw
ę
.
- Musimy mie
ć
troch
ę
czasu - odrzekli -
ż
eby uporz
ą
dkowa
ć
nasz
ą
bro
ń
, naostrzy
ć
miecze i zrobi
ć
takie włócznie, jakimi wy
dysponujecie.
Zgodzono si
ę
przeło
ż
y
ć
bitw
ę
o kwartał.
Kiedy bitwa si
ę
zacz
ę
ła był
ś
rodek lata. Trzykro
ć
po dziewi
ę
ciu
miotaczy Tuatha de Danaan stan
ę
ło przeciwko takiej samej liczbie
miotaczy Firbolgów, z których wszyscy zostali zabici. Eochaid
wysłał posłów do Nuady z pytaniem, czy chc
ą
walczy
ć
ka
ż
dego
dnia, czy co drugi dzie
ń
. Nuada powiedział,
ż
e bitwa b
ę
dzie
odbywa
ć
si
ę
ka
ż
dego dnia a po obu stronach ma by
ć
zawsze ta
sama liczba walcz
ą
cych. Eochaid zgodził si
ę
, lecz nie był zbytnio
zadowolony z takiego obrotu sprawy, gdy
ż
jego wojsko znacznie
przewy
ż
szało liczebnie wojska Nuady. Bitwa trwała cztery dni,
obie strony walczyły dzielnie i poległo wielu walecznych
wojowników a ci, którzy do
ż
ywali wieczoru, byli leczeni przez
medyków k
ą
pielami ze wszelkiego rodzaju ziół leczniczych tak,
aby nast
ę
pnego dnia byli znów gotowi do walki.
Czwartego dnia Tuatha de Danaan zmusili Firbolgów do odwrotu.
Podczas bitwy król Eochaid poczuł wielkie pragnienie i zszedł z
pola bitwy poszuka
ć
czego
ś
do picia a trzykro
ć
po pi
ęć
dziesi
ę
ciu
ludzi szło w jego obstawie. Jednak po trzykro
ć
pi
ęć
dziesi
ę
ciu
wojowników Tuatha de Danaan pod
ąż
yło za nimi a
ż
doszli do
strumienia zwanego Traigh Eothaile i tam stoczyli walk
ę
, podczas
której zgin
ą
ł Eochaid. Pochowano go tam i uło
ż
ono wielki stos
kamieni na jego grobie.
Kiedy z jedenastu batalionów Firbolgów zostało zaledwie 300 ludzi
ze Srengiem na czele, Nuada zaproponował im pokój i wybór
pomi
ę
dzy 5 prowincjami Irlandii. Wybór Srenga padł na Connacht.
I on i jego ludzie osiedlili si
ę
tam i tam wychowywali swoje
potomstwo. Z tego rodu pochodził Ferdiad. który walczył z
CuCullainem, oraz Erc, który go zabił. Bitwa na Maigh Nia była
pierwsz
ą
stoczon
ą
w Irlandii przez Tuatha de Danaan. A lud bogini
Danu zaj
ą
ł Teamhair i od tej pory była to ich siedziba.
Rozdział II, Panowanie Bresa
odczas walki z Firbolgami Nuada stracił r
ę
k
ę
. W
ś
ród Tuatha de
Danaan istniało prawo, według którego
ż
aden m
ęż
czyzna z
widoczn
ą
wad
ą
fizyczn
ą
nie mógł by
ć
królem. Dlatego Nuada
został usuni
ę
ty z tronu. Na jego miejsce wybrano Bresa. Był on
najurodziwszym ze wszystkich młodzie
ń
ców, wi
ę
c ka
ż
dy, kto
chciał okre
ś
li
ć
pi
ę
kno jakiej
ś
rzeczy musiał porównywa
ć
j
ą
do
urody Bresa. Jego matka pochodziła z Tuatha de Danaan i tylko
ona jedna znała imi
ę
i pochodzenie jego ojca. Jednak rz
ą
dy Bresa
nie przyniosły szcz
ęś
cia jego ludowi, gdy
ż
Fomorianie, którzy
mieszkali za morzem, lub, jak twierdzili niektórzy, pod jego
powierzchni
ą
, zacz
ę
li nakłada
ć
podatki na Tuatha de Danaan.
Fomorianie przybyli do Irlandii du
ż
o wcze
ś
niej. Byli bardzo
szpetnym ludem: mieli po jednej r
ę
ce, lub jednej nodze a dowodził
nimi olbrzym razem ze swoj
ą
matk
ą
. Irlandia nie widziała nigdy
bardziej przera
ż
aj
ą
cej armii ni
ż
Fomorianie. Zaprzyja
ź
nili si
ę
co
prawda z Firbolgami i nawet zdecydowali si
ę
pozostawi
ć
im
Irlandi
ę
, lecz zawsze byli wrogo nastawieni do Tuatha de Danaan.
Podatki nało
ż
one przez Fomorian były ogromne: Tuatha de
Danaan musieli oddawa
ć
trzeci
ą
cz
ęść
zbo
ż
a i mleka oraz co
trzecie dziecko. A Bres nie uczynił nic, co polepszyłoby los jego
poddanych. Jakby tego było mało, Bres sam nało
ż
ył podatki na
ka
ż
d
ą
rodzin
ę
w Irlandii. Trzeba było oddawa
ć
tyle mleka, aby
starczyło dla setki
ż
ołnierzy
Bres miał jeszcze jedn
ą
wad
ę
: był bardzo niego
ś
cinny i jego
dowódcy skar
ż
yli si
ę
,
ż
e w jego domu nigdy nie mo
ż
na było
naostrzy
ć
no
ż
y ani napi
ć
si
ę
piwa. W domu Bresa brakowało
wesoło
ś
ci i zabawy: nie było poetów, harfiarzy, flecistów, kuglarzy
ani błaznów. A co do zawodów, prób sił mi
ę
dzy wojownikami,
które wszyscy zwykli byli ogl
ą
da
ć
, to nie organizowano ich ju
ż
wi
ę
cej, gdy
ż
wszystkie siły zu
ż
ywano na to, aby wykonywa
ć
za
króla te prace, które nale
ż
ały do jego obowi
ą
zków.
Dagda musiał zbudowa
ć
rath, czyli fortyfikacj
ę
, jak
ą
wtedy
budowano w Irlandii, a wokół niej wykopa
ć
rów. Praca ta bardzo
m
ę
czyła Dagd
ę
, do tego stopnia,
ż
e pewnego razu o mało co
wszystkiego nie porzucił. Dagda spotkał kiedy
ś
w pałacu króla
niewidomego m
ęż
czyzn
ę
- Cridenbela o ci
ę
tym j
ę
zyku, który
powiedział mu tak: "Ze wzgl
ę
du na swoje dobre imi
ę
powiniene
ś
oddawa
ć
mi trzy k
ę
sy twojego jedzenia". I Dagda oddawał mu
cz
ęść
swojego posiłku ka
ż
dego wieczoru, a odbywało si
ę
to tak,
ż
e dla Cridenbela trzy k
ę
sy stanowiły trzeci
ą
cz
ęść
jedzenia
Dagdy.
Pewnego dnia, gdy Dagda pracował kopi
ą
c rów zobaczył swego
syna Angusa Og pod
ąż
aj
ą
cego w jego kierunku.
- Witaj ojcze - rzekł Angus - miło ci
ę
widzie
ć
, lecz co si
ę
z tob
ą
dzieje? Nie wygl
ą
dasz najlepiej.
- Powód jest taki - westchn
ą
ł Dagda -
ż
e ka
ż
dego wieczoru
ś
lepiec
Cridenbel wymusza na mnie, abym oddawał mu cz
ęść
swego
jedzenia.
- Poradz
ę
ci co
ś
, ojcze - powiedział Angus. Wło
ż
ył dło
ń
do swej
torby i wyj
ą
ł z niej trzy kawałki złota i podał ojcu - włó
ż
to złoto w
t
ę
cz
ęść
jedzenia, któr
ą
dasz Cridenbelowi. B
ę
d
ą
one najlepszym
"k
ą
skiem" z całego dania - u
ś
miechn
ą
ł si
ę
-
ś
lepiec od nich umrze,
jak tylko dostan
ą
si
ę
do jego
ż
oł
ą
dka.
Najbli
ż
szego wieczoru Dagda uczynił tak, jak mu poradził syn. I
zaledwie Cridenbel połkn
ą
ł złoto - padł martwy. Kilkoro ludzi od
razu pobiegło do króla z wie
ś
ci
ą
,
ż
e Dagda zabił
ś
lepca dodaj
ą
c
mu do jedzenia jakie
ś
truj
ą
ce zioło. Król w to uwierzył i zezło
ś
cił
si
ę
na Dagd
ę
i skazał go na
ś
mier
ć
. A Dagda powiedział:
- Nie s
ą
dzisz dobrze, mój królu - i opowiedział mu wszystko
cytuj
ą
c dokładnie słowa Cridenbela: "daj mi trzy najlepsze k
ą
ski z
twego dania" - a akurat tego wieczoru najlepszymi "k
ą
skami" w
daniu były trzy kawałki złota, wi
ę
c mu je dałem.
Wysłuchawszy Dagdy Bres nakazał rozci
ąć
ciało Cridenbela, a
kiedy znaleziono w jego wn
ę
trzu trzy kawałki złota, był to dowód
na to,
ż
e Dagda mówił prawd
ę
.
Nast
ę
pnego dnia Angus ponownie odwiedził ojca i rzekł mu:
- Niedługo sko
ń
czysz prac
ę
. Kiedy nadejdzie czas zapłaty nie bierz
niczego, co b
ę
d
ą
ci ofiarowa
ć
, dopóki bydło nie zostanie zagnane
z pastwisk. Wtedy dopiero wybierz czarn
ą
jałówk
ę
.
I kiedy Dagda sko
ń
czył prac
ę
i zapytano go jakiego
wynagrodzenia
żą
da, on powiedział tak, jak doradził mu syn, cho
ć
dla Bresa było to czyste szale
ń
stwo. S
ą
dził,
ż
e Dagda zechce du
ż
o
wi
ę
cej za swój trud ni
ż
tylko jałówk
ę
.
Pewnego dnia do pałacu króla przybył Carpre - poeta. Dano mu do
dyspozycji malutki domek bez mebli, gdzie nawet nie było łó
ż
ka
ani mo
ż
liwo
ś
ci rozpalenia ognia a na kolacj
ę
przyniesiono mu
jedynie trzy małe kawałki ciasta. Rano obudził si
ę
głodny i zły.
Pomy
ś
lał sobie: "Bez posiłku ani mleka, bez
ś
wiatła, które
roz
ś
wietliłoby ciemno
ść
nocy, bez godziwej zapłaty, niech takie
b
ę
dzie powodzenie Bresa". I od tamtego dnia pech ci
ą
gle
prze
ś
ladował Bresa.
iedy Nuada stracił r
ę
k
ę
w bitwie przez kilka dni le
ż
ał
w gor
ą
czce leczony przez Diancechta. On te
ż
zrobił
dla niego now
ą
r
ę
k
ę
, cał
ą
ze srebra z mo
ż
liwo
ś
ci
ą
poruszania ka
ż
dym palcem. Od tej chwili Nuada
zyskał przydomek "Argat-Lamh", czyli Srebrnor
ę
ki.
Syn Diancechta, Miach, tak
ż
e był lekarzem i to
nawet lepszym w swoim fachu od ojca. Spotkał
kiedy
ś
chłopca który miał tylko jedno oko.
- Je
ś
li jeste
ś
dobrym lekarzem - powiedział mu -
dasz mi nowe oko na miejsce tego, które straciłem.
- Mógłbym da
ć
ci kocie oko - zaproponował Miach
- Zgadzam si
ę
- odrzekł młodzieniec
Miach wło
ż
ył wi
ę
c chłopcu kocie oko na miejsce utraconego ale
uprzedził go,
ż
e kiedy noc
ą
ten b
ę
dzie chciał odpocz
ąć
, nowe oko
zostanie czujne na ka
ż
dy pisk myszy, trzepot skrzydeł ptaka,
ka
ż
dy podmuch wiatru.. A w dzie
ń
, kiedy trzeba b
ę
dzie
wypatrywa
ć
wrogiej armii, kocie oko b
ę
dzie pogr
ąż
one w
gł
ę
bokim
ś
nie.
Miachowi nie spodobał si
ę
sposób Diancechta, w jaki ten poradził
sobie z przywróceniem sprawno
ś
ci Nuadzie. Wzi
ą
ł wi
ę
c odci
ę
te
rami
ę
Nuady i przyło
ż
ył je do jego barku wypowiadaj
ą
c słowa
"staw do stawu,
ś
ci
ę
gno do
ś
ci
ę
gna". Trzy dni i trzy noce sp
ę
dził
czuwaj
ą
c przy Nuadzie. pierwszego dnia przyło
ż
ył mu r
ę
k
ę
do
boku, drugiego dnia do piersi, trzeciego dnia nało
ż
ył na niego
zioła rosn
ą
ce na mokradłach i w ko
ń
cu Nuada został uzdrowiony.
Rozdra
ż
niło to Diancechta, który stał si
ę
zazdrosny o syna,
ż
e jest
lepszym lekarzem ni
ż
on sam. Wzi
ą
ł miecz i uderzył nim Miacha a
ż
rozci
ą
ł mu mi
ęś
nie. Jako zdolny lekarz wyleczył go z obra
ż
e
ń
, lecz
potem uderzył po raz drugi, tym razem łami
ą
c ko
ś
ci czaszki.
Diancecht i tym razem był w stanie wyleczy
ć
syna i uczynił to. Ale
potem ci
ą
ł go mieczem po raz trzeci i czwarty a
ż
naruszył mózg. I
Diancecht nie znał ju
ż
lekarstwa na tak
ą
ran
ę
. Miach umarł, a
Diancecht pochował go. Na grobie Miacha wyrosło tyle rodzajów
ziół ile miał stawów i
ś
ci
ę
gien: trzysta sze
ść
dziesi
ą
t pi
ęć
. A
Airmed, jego siostra, przyszła i rozci
ą
gn
ą
wszy płaszcz na ziemi
zebrała do niego wszystkie zioła układaj
ą
c je według ich
wła
ś
ciwo
ś
ci leczniczych. Lecz Diancecht pomieszał je wszystkie
tak,
ż
e po dzi
ś
dzie
ń
nikt nie zna wła
ś
ciwego przeznaczenia tych
ziół.
I kiedy Tuatha de Danaan zobaczyli Nuad
ę
zdrowego, jakim był
przed bitw
ą
z Forbolgami, zebrali si
ę
w Teamhair i poprosili Bresa
aby oddał tron Nuadzie. Bres zgodził si
ę
, co prawda, lecz bardzo
si
ę
roze
ź
lił. Zacz
ą
ł zastanawia
ć
si
ę
jak mógłby zem
ś
ci
ć
si
ę
na
tych, którzy usun
ę
li go z tronu i jak zebra
ć
armi
ę
przeciwko nim.
Poszedł do swojej matki, Eri, z pro
ś
b
ą
,
ż
eby mu wyjawiła imi
ę
i
pochodzenie jego ojca. Eri opowiedziała mu,
ż
e jego ojciec jest z
rodu Fomorian a na imi
ę
ma Elathan. Przybył do niej płyn
ą
c
wielk
ą
, srebrn
ą
łodzi
ą
poprzez spokojne morze przybrawszy
posta
ć
młodzie
ń
ca o jasnych włosach. Jego ubranie było bardzo
bogate, a na szyi miał pi
ęć
złotych pier
ś
cieni. Eri, która wcze
ś
niej
nie zwa
ż
ała na zaloty m
ęż
czyzn z Tuatha de Danaan, teraz z
ochot
ą
ofiarowała sw
ą
miło
ść
Elathanowi. On dał jej pier
ś
cie
ń
z
pro
ś
b
ą
, aby oddała go jedynie temu m
ęż
czy
ź
nie, na którego palec
b
ę
dzie pasował. Potem odszedł równie tajemniczo jak si
ę
pojawił.
Teraz Eri przyniosła ów pier
ś
cie
ń
Bresowi, a gdy ten wło
ż
ył go na
ś
rodkowy palec okazało si
ę
ż
e pier
ś
cie
ń
pasuje doskonale.
Bres ze swoj
ą
matk
ą
i kilkoma swoimi lud
ź
mi wyruszyli do kraju
Fomorian. Przybywszy na wielk
ą
równin
ę
zobaczyli zebranych tam
ludzi i podeszli do z nich.
- Macie ze sob
ą
psy my
ś
liwskie? - spytano ich
- Owszem - odpowiedział Bres
- Zobaczymy, czy s
ą
lepsze od naszych - zaproponowali
Fomorianie
Porównano wszystkie psy i okazało si
ę
ż
e psy Tuatha de Danaan
s
ą
lepsze.
- A macie r
ą
cze konie? - spytano ponownie
- Oczywi
ś
cie - odparł Bres
Zorganizowano wy
ś
cig i konie Tuatha de Danaan okazały si
ę
szybsze od koni Fomorian.
W ko
ń
cu padło pytanie kto spo
ś
ród przybyłych jest najlepszym
wojownikiem. Wszyscy zgodnie orzekli,
ż
e jest nim Bres. Kiedy
ten wyci
ą
gn
ą
ł r
ę
k
ę
i poło
ż
ył dło
ń
na r
ę
koje
ś
ci swego miecza,
Elathan, który stał po
ś
ród Fomorian, rozpoznał swój pier
ś
cie
ń
na
palcu Bresa. Spytał wi
ę
c, kim jest Bres, na co Eri odrzekła,
ż
e Bres
jest ich wspólnym synem i opowiedziała cał
ą
jego histori
ę
.
Zasmucił si
ę
Elathan i spytał:
- Co wygnało ci
ę
z kraju, gdzie byłe
ś
królem?
- Nic poza moj
ą
własn
ą
niesprawiedliwo
ś
ci
ą
i surowo
ś
ci
ą
.
Zabrałem ich maj
ą
tek, dobytek, nawet jedzenie. Nikt nie nakładał
na nich podatków zanim ja nie zostałem królem.
- To
ź
le - odrzekł Elathan - jako król miałe
ś
my
ś
le
ć
o ich
bezpiecze
ń
stwie i dostatku, a nie tylko o tym, jak utrzyma
ć
władz
ę
.
Ale czego szukasz tutaj, w
ś
ród Fomorian?
- Szukam ludzi, którzy zgodziliby si
ę
dla mnie walczy
ć
. Chc
ę
sił
ą
zdoby
ć
Irlandi
ę
.
- Nie masz prawa zabra
ć
jej drog
ą
niesprawiedliwo
ś
ci, je
ś
li nie
potrafiłe
ś
utrzyma
ć
jej dzi
ę
ki sprawiedliwo
ś
ci.
- Jak
ą
masz wi
ę
c dla mnie rad
ę
?
- Id
ź
do Balora EvilEye, naszego wodza. On tobie doradzi.
Rozdział I, Nadej
ś
cie Lugha
o niefortunnym panowaniu Bresa Nuada
Srebrnor
ę
ki wrócił na tron w Teamhair. W mie
ś
cie
było dwóch od
ź
wiernych. Kiedy jeden z nich stał na
stra
ż
y wrót Teamhair, zapukał do nich młody
człowiek i poprosił od
ź
wiernego,
ż
eby zaprowadził
go do króla.
- A co
ś
ty za jeden? - spytał od
ź
wierny
- Jestem Lugh, syn Ciana z Tuatha de Danaan i Eithne, córki
Balora Fomoriana - odrzekł - i mlecznym synem Taillte, córki króla
z Wielkiej Równiny.
- A jaki jest twój zawód? - spytał od
ź
wierny - bo tutaj nie
wpuszczamy nikogo, kto sam na siebie nie potrafi zarobi
ć
.
- Co za pytanie, jestem stolarzem - odparł Lugh.
- Nie potrzebujemy stolarzy, mamy ju
ż
jednego: Luchtara.
- Wobec tego jestem kowalem
- Mamy te
ż
kowala, Columa Cuaillemecha
- W takim razie jestem przywódc
ą
.
- To te
ż
nie ma dla nas
ż
adnego znaczenia, mamy Ogm
ę
,
królewskiego brata.
- No to jestem harfiarzem - Lugh nie dawał za wygran
ą
- Znowu nie trafiłe
ś
, mamy harfiarza. To Abhean.
- Jestem poet
ą
- ponownie spróbował Lugh - i bardem.
- Mamy ju
ż
i poet
ę
i barda: Erca, syna Ethamana.
- No i jestem magiem... - upierał si
ę
młodzieniec.
- Te
ż
bez po
ż
ytku dla nas, mamy wielu znakomitych magów.
- ... i lekarzem...
- Naszym lekarzem jest Diancecht.
- ... i umiem wykuwa
ć
mosi
ą
dz.
- Mamy ju
ż
takiego, to Credne Cerd, nie potrzebujemy ciebie.
- No dobrze, to id
ź
i spytaj króla, czy ktokolwiek z jego ludzi umie
robi
ć
te wszystkie rzeczy naraz, a je
ś
li taki si
ę
znajdzie, to odejd
ę
st
ą
d.
Od
ź
wierny poszedł do Nuady i opowiedział mu wszystko:
- U wrót miasta stoi młody człowiek - mówił - i chyba powinien
nazywa
ć
si
ę
Ildánach - Mistrz Wszelkiego Rzemiosła, gdy
ż
potrafi
robi
ć
wszystko to, co ka
ż
dy człowiek z twojej
ś
wity, panie.
- Zagraj z nim w szachy - zaproponował Nuada.
Wyniesiono wi
ę
c szachy na dwór a Lugh wygrał wszystkie partie.
Gdy doniesiono o tym Nuadzie, ten powiedział:
- Niech wejdzie, gdy
ż
nigdy nikt taki jak on nie zawitał do
Teamhair.
Od
ź
wierny wpu
ś
cił Lugha do domu króla. Znajdował si
ę
tam wielki
kamie
ń
, do którego poruszenia trzeba było dwudziestu wołów.
Ogma podniósł go i wyrzucił tak daleko,
ż
e spadł poza grodzenia
Teamhair - to było wyzwanie dla Lugha. A Lugh odrzucił kamie
ń
tak,
ż
e spocz
ą
ł na samym
ś
rodku domu króla. Lugh grał potem na
harfie, sprawiał,
ż
e słuchaj
ą
cy
ś
miali si
ę
i płakali, a
ż
u
ś
pił ich
kołysank
ą
. I kiedy Nuada zobaczył ile rzeczy potrafi Lugh,
pomy
ś
lał
ż
e dzi
ę
ki jego umiej
ę
tno
ś
ciom mógłby wyci
ą
gn
ąć
swój
lud spod tyranii Fomorian i uwolni
ć
si
ę
od obowi
ą
zku płacenia im
podatków. Oddał wi
ę
c tron Lughowi na okres 13
dni.
oto historia narodzin Lugha:
Kiedy Fomorianie przybyli do Irlandii Balor EvilEye
mieszkał na Wyspie Szklanej Wie
ż
y. Niebezpiecznie
było podpływa
ć
statkiem w pobli
ż
e tej wyspy, gdy
ż
Fomorianie mogli go zaj
ąć
. Powiadaj
ą
,
ż
e synowie
Nemeda przepływali kiedy
ś
obok tej wyspy i widzieli
wie
żę
ze szkła stoj
ą
c
ą
po
ś
rodku morza, a w wie
ż
y
co
ś
, co przypominało ludzi. Wypłyn
ę
li wi
ę
c
naprzeciw im maj
ą
c w pogotowiu zakl
ę
cia atakuj
ą
ce. Fomorianie
tak
ż
e odpowiedzieli atakiem. Kiedy synowie Nemeda znale
ź
li si
ę
ju
ż
całkiem blisko wie
ż
y - ona znikła. Pomy
ś
leli,
ż
e została
zniszczona. Wtedy urosła nad nimi gigantyczna fala i zatopiła
wszystkie statki. A wie
ż
a stała tak, jak przedtem.
Powodem, dla którego Balor zyskał przydomek EvilEye, czyli "Złe
Oko", był fakt, i
ż
jedno jego oko miało moc zabijania. Nikt nie
mógł spojrze
ć
w
ź
renic
ę
Balora i prze
ż
y
ć
. Posiadł t
ę
moc, kiedy
pewnego razu przechodził obok domu Druida swego ojca, który
rzucał wła
ś
nie
ś
miertelne zakl
ę
cia. Okno domu było otwarte, wi
ę
c
Balor spojrzał do
ś
rodka. Wtedy dym powstały ze
ś
miertelnego
zakl
ę
cia podniósł si
ę
i wpadł do oka Balora. Od tamtego czasu
Balor musiał trzyma
ć
je zamkni
ę
te, chyba
ż
e chciał u
ś
mierci
ć
wroga. Wtedy ludzie towarzysz
ą
cy Balorowi musieli podnosi
ć
mu
powiek
ę
ż
elaznym pier
ś
cieniem.
Raz Druid przepowiedział Balorowi,
ż
e umrze z r
ę
ki swego wnuka.
Balor miał tylko jedno dziecko: córk
ę
imieniem Eithne. Po
przepowiedni Druida Balor zamkn
ą
ł j
ą
w Wie
ż
y na wyspie razem z
dwunastoma kobietami,
ż
eby j
ą
strzegły i nakazał, aby Eithne
nigdy nie zobaczyła m
ęż
czyzny, ani nawet
ż
eby nie usłyszała
m
ę
skiego imienia.
Zamkni
ę
ta w wie
ż
y Eithne wyrosła na przepi
ę
kn
ą
pann
ę
i czasami
mogła widzie
ć
m
ęż
czyzn
ę
w swoich snach. Lecz kiedy pytała o
m
ęż
czyzn inne kobiety, te nie dawały
ż
adnej odpowiedzi. Balor nie
bał si
ę
wi
ę
c o swoje
ż
ycie i grabił i rabował tak, jak to czynił
dotychczas, zajmuj
ą
c ka
ż
dy statek jaki pojawił si
ę
w pobli
ż
u i
czasem wybieraj
ą
c si
ę
na l
ą
d,
ż
eby niszczy
ć
.
W tym czasie, w miejscu zwanym Druim na Teine,
ż
yło trzech braci
z Tuatha de Danaan. Byli to: Goibniu, Samthainn i Cian. Cian był
wła
ś
cicielem ziemskim a Goibniu sławnym kowalem. Cian był w
posiadaniu dorodnej krowy o imieniu Glas Gaibhnenn. Wielu ludzi
chciało mie
ć
j
ą
na własno
ść
, wi
ę
c musiała by
ć
pilnowana dzie
ń
i
noc. Pewnego razu Cian chciał zrobi
ć
kilka mieczy, wi
ę
c poszedł
do ku
ź
ni Goibniu. Oczywi
ś
cie, zabrał ze sob
ą
Glas Gaibhnenn.
Gdy przyszedł na miejsce zastał tam swojego drugiego brata
Samthainna, który tak
ż
e chciał zrobi
ć
sobie now
ą
bro
ń
. Cian
poprosił go, aby popilnował mu krowy podczas gdy ten b
ę
dzie
rozmawiał wewn
ą
trz ku
ź
ni z Goibniu.
Balor tak
ż
e bardzo chciał zdoby
ć
Glas Gaibhnenn, lecz nigdy nie
mógł si
ę
nawet do niej zbli
ż
y
ć
. Ale teraz nadarzyła si
ę
okazja.
Przybrał posta
ć
małego, rudowłosego chłopca i zagadał do
Samthainna,
ż
e słyszał na własne uszy i
ż
Cian i Goibniu chc
ą
u
ż
y
ć
wszystk
ą
stal na swoje własne miecze.
- Nie oszukaj
ą
mnie tak łatwo! - odrzekł Samthainn - popilnuj tej
krowy, chłopcze, a ja wejd
ę
do ku
ź
ni i porozmawiam ze swoimi
bra
ć
mi.
Z tymi słowy gniewnie wkroczył do budynku. Balor natychmiast
uciekł razem z Glas Gaibhnenn na swoj
ą
wysp
ę
. Gdy Cian
zobaczył co si
ę
stało, nie był w stanie zrobi
ć
nic wi
ę
cej, jak zgani
ć
brata i pój
ść
spróbowa
ć
odebra
ć
Balorowi skradzion
ą
krow
ę
, cho
ć
nie miał poj
ę
cia, jak tego dokona. W ko
ń
cu poszedł do druida i
spytał go o rad
ę
. Ten odrzekł,
ż
e dopóki Balor
ż
yje nic nie mo
ż
e
zosta
ć
mu odebrane. Przecie
ż
nikt nie prze
ż
yje
ś
miertelnego
spojrzenia Balora.
Cian poszedł wi
ę
c do druidki Birog z Gór i poprosił j
ą
o pomoc.
Birog przebrała go w kobiece ubranie i przeniosła przez morze
podmuchem wiatru, a
ż
do wie
ż
y, gdzie przebywała Eithne.
Poprosiła tak
ż
e kobiety mieszkaj
ą
ce w wie
ż
y, aby dały schronienie
tej szlachetnej "królowej", która ocalała ze statku, a kobiety nie
chciały odmówi
ć
pomocy nikomu z Tuatha de Danaan. Wtedy
Birog za pomoc
ą
czarów wszystkie je u
ś
piła, a Cian poszedł
porozmawia
ć
z Eithne. Kiedy dziewczyna go ujrzała rozpoznała
twarz ze swoich snów. Dlatego zgodziła si
ę
ofiarowa
ć
Cianowi
swoj
ą
miło
ść
. Niedługo potem Cian znikn
ą
z wie
ż
y znów niesiony
podmuchem wiatru.
A kiedy nadszedł czas, Eithne urodziła syna. Balor, dowiedziawszy
si
ę
o tym, nakazał swym ludziom zawin
ąć
dziecko w sukno, spi
ąć
materiał szpilkami i wrzuci
ć
do morza. Ale kiedy
ż
ołnierze nie
ś
li
dziecko, szpilka wysun
ę
ła si
ę
z materiału a dziecko wy
ś
lizgn
ę
ło
si
ę
z sukna i wpadło do wody. Wszyscy my
ś
leli,
ż
e uton
ę
ło, lecz
druidka Birog przyprowadziła je czarami przez fale a
ż
do jego ojca
- Ciana, który oddał go Taillte do karmienia.
kiedy Lugh przybył do Teamhair i postanowił
przył
ą
czy
ć
si
ę
do oddziału swego ojca i stan
ąć
przeciwko Fomorianom. Wybrał ciche, ustronne
miejsce w Grellach Dollaid i razem z Nuad
ą
, Dagd
ą
,
Ogm
ą
, Goibniu i Diancechtem przygotowywali
plany natarcia na Fomorian. Wszystko odbywało si
ę
w sekrecie tak, aby wrogowie niczego nie
podejrzewali. Pó
ź
niej miejsce ich spotka
ń
nazwano
"Szept ludu Bogini Danu". W ko
ń
cu postanowili
rozsta
ć
si
ę
na równo trzy lata i ka
ż
dy udał si
ę
w wybranym przez
siebie kierunku. Lugh wrócił do swych przyjaciół.
Jaki
ś
czas potem Nuada zorganizował zebranie na wzgórzu
Uisnech po zachodniej stronie Teamhair. Zaraz ujrzeli zbrojn
ą
kompani
ę
pod
ąż
aj
ą
c
ą
w ich kierunku od wschodu. Na czele jechał
młody człowiek, a jego twarz tak ja
ś
niała,
ż
e nie mo
ż
na było na ni
ą
bezpo
ś
rednio patrze
ć
. Kiedy kompania podjechała bli
ż
ej, mo
ż
na
ju
ż
było w dowódcy rozpozna
ć
Lugha Lamh-Fada, czyli
Długor
ę
kiego, który powrócił razem ze swymi przyjaciółmi i
mlecznymi bra
ć
mi. Dosiadał klaczy szybkiej jak chłodny,
wiosenny wiatr, która mogła galopowa
ć
przez morze jakby to był
suchy l
ą
d i na której grzbiecie nie mógł zgin
ąć
ż
aden je
ź
dziec.
Lugh miał na sobie zbroj
ę
chroni
ą
c
ą
go przed ciosami, hełm
ozdobiony dwoma szlachetnymi kamieniami na przodzie i jednym
z tyłu. A kiedy zdj
ą
ł hełm odsłaniał czoło jasne jak sło
ń
ce w letni
dzie
ń
. Jego broni
ą
był miecz Freagartach, czyli The Answerer
(Odpowiadaj
ą
cy). Nikt kto został nim zraniony nie uchodził z
ż
yciem. Wobec niego nawet najwaleczniejszy
ż
ołnierz stawał si
ę
słaby jak kobieta albo noworodek.
Lugh ze swoimi lud
ź
mi zbli
ż
ył si
ę
do miejsca, gdzie stał Król
Irlandii ze swoim oddziałem i przywitał si
ę
. Zaraz potem ujrzeli
nast
ę
pn
ą
grup
ę
ludzi pod
ąż
aj
ą
c
ą
w ich kierunku. Było to dziewi
ęć
razy dziewi
ę
ciu posła
ń
ców Fomorian, którzy przyszli odebra
ć
podatki. Podeszli do miejsca, gdzie zatrzymał si
ę
Nuada, a ten
razem ze swymi lud
ź
mi powstał na przywitanie Fomorian, chocia
ż
nie zrobił tego, gdy przybył Lugh.
Ten odezwał si
ę
wi
ę
c:
- Czemu powstajecie przed t
ą
gburowat
ą
, niechlujn
ą
band
ą
i
oddajecie im pokłon, a nie uczynili
ś
cie tego wobec mnie i mojego
oddziału?
- Musieli
ś
my - odparł Nuada - oni nie zawahaliby si
ę
zabi
ć
nawet
dziecka, gdyby o
ś
mieliło si
ę
siedzie
ć
w ich obecno
ś
ci.
- Na m
ą
dusz
ę
, sam mam ogromn
ą
ochot
ę
ich pozabija
ć
- rzekł
Lugh i z tymi słowy rzucił si
ę
do ataku na Fomorian. Ranił i zabijał
a
ż
została przy
ż
yciu tylko dziewi
ą
ta cz
ęść
ich kompanii.
- Zabiłbym was tak, jak pozostałych - przemówił do nich Lugh - ale
wol
ę
odesła
ć
was do waszego kraju ni
ż
posła
ć
tam moich
własnych ludzi.
Dziewi
ę
ciu pozostałych przy
ż
yciu Fomorian wyruszyło wi
ę
c w
drog
ę
powrotn
ą
do Lochlann i opowiedzieli wszystkim jak młody,
uzdolniony chłopak zabił prawie wszystkich poborców
podatkowych.
- I tylko dlatego darował nam
ż
ycie - doko
ń
czyli opowie
ść
-
ż
eby
ś
my mogli wam o tym opowiedzie
ć
.
- Wiecie, kim jest ten człowiek? - spytał Balor.
- Ja wiem - odezwała si
ę
Ceithlenn, jego
ż
ona - to syn naszej córki.
A było przepowiedziane - dodała-
ż
e w momencie kiedy on pojawi
si
ę
w Irlandii, my na zawsze stracimy swoj
ą
pozycj
ę
w tym kraju.
Zwołano rad
ę
w której zasiedli dowódcy fomorscy, poeci, druidzi a
przewodził im Balor razem z Ceithlenn, swoj
ą
ż
on
ą
. I wła
ś
nie to
był ten czas, gdy do Balora przybył Bres z pro
ś
b
ą
o pomoc.
- Pojad
ę
do Irlandii - mówił - z siedmioma batalionami konnych
je
ź
d
ź
ców fomorskich i wypowiem wojn
ę
temu Ildánach - Mistrzowi
Wszelkiego Rzemiosła. Przynios
ę
ci jego głow
ę
.
- Uczy
ń
tak, nadajesz si
ę
do tego - uznali wszyscy.
- Niech zbuduj
ą
dla mnie statki - rozkazał Bres - i napełni
ą
je
ż
ywno
ś
ci
ą
i wod
ą
pitn
ą
.
Bez zwłoki zacz
ę
to przygotowania. Zbudowano statki, napełniono
je
ż
ywno
ś
ci
ą
i wod
ą
pitn
ą
oraz zebrano armi
ę
dla Bresa. Zrobiona
dla nich bro
ń
i zbroje i wysłano do Irlandii. Balor odprowadził ich
a
ż
do przystani i rzekł:
- Bij si
ę
z Ildánachem i przynie
ś
mi jego głow
ę
. Potem przywi
ąż
wysp
ę
do swoich okr
ę
tów i niech woda zniszczy to miejsce.
Zabierz j
ą
na północ tak, aby ju
ż
nikt z Ludzi Dea nie odnalazł jej
do ko
ń
ca swych dni.
Rozdział II, Synowie Tuireanna
ak tylko Fomorianie zaatakowali pierwsze terytoria
Irlandii niszcz
ą
c EasDara, Lugh doniósł o tym
Nuadzie.
- Teraz jedyne, czego potrzebuj
ę
- rzekł mu - to
twoja pomoc, abym mógł z nimi walczy
ć
.
Ale Nuada nie chciał pom
ś
ci
ć
Bodb Dearga, gdy
ż
sprawa nie
dotyczyła jego bezpo
ś
rednio. Lughowi nie spodobało si
ę
zachowanie króla. opu
ś
cił wi
ę
c Teamhair udaj
ą
c si
ę
na zachód.
Pewnego dnia zobaczył trzech m
ęż
czyzn jad
ą
cych znaprzeciwka:
swojego ojca: Ciana o jego braci: Cu i Ceithena. Gdy si
ę
zbli
ż
yli
pozdrowił ich.
- Jaki jest powód twej tak wczesnej podró
ż
y? - spytali Lugha
- Fomorianie zaatakowali Irlandi
ę
, zniszczyli EasDara. Wierz
ę
,
ż
e
pomo
ż
ecie mi z nimi walczy
ć
.
- Gdy dojdzie do bitwy, Lugh, ka
ż
dy z nas odeprze atak setki
Fomorian, aby chroni
ć
ciebie.
- Dzi
ę
ki wam, ale my
ś
l
ę
,
ż
e mogliby
ś
cie pomóc mi ju
ż
teraz. Niech
ka
ż
dy z was zbierze ludzi, ilu tylko zdoła, i przyprowadzi ich do
mnie.
Cu i Ceithen wyruszyli wi
ę
c na południe szuka
ć
ch
ę
tnych do
obrony kraju, a Cian pod
ąż
ył na północ. gdy dotarł da równiny
Muirthemne zobaczył daleko przed sob
ą
trzech uzbrojonych
m
ęż
czyzn. Rozpoznał w nich synów Tuirenna, wnuków Ogmy:
Briana, Iuchara i Iucharb
ę
. Te dwie rodziny: Tuirenna i Cainte
zawsze
ż
yły ze sob
ą
w nieustannej wrogo
ś
ci i nienawi
ś
ci, wi
ę
c
pewnym było,
ż
e spotkanie Ciana z synami Tuireanna doprowadzi
do bijatyki.
"Gdyby byli ze mn
ą
moi dwaj bracie - pomy
ś
lał sobie Cian - z
pewno
ś
ci
ą
nie bałbym si
ę
stawi
ć
czoła synom Tuireanna. Ale
skoro jestem sam, najlepiej dla mnie, je
ś
li zejd
ę
im z oczu".
Ujrzał stado
ś
wi
ń
pas
ą
cych si
ę
nieopodal i zamienił si
ę
w jedn
ą
z
nich za pomoc
ą
druidzkiej ró
ż
d
ż
ki. Wtedy Brian Tuireann rzekł do
swych braci:
- Widzieli
ś
cie tego człowieka który jeszcze przed chwil
ą
szedł
przed nami?
- Widzieli
ś
my - odrzekli
- A wiecie, co tak nagle go st
ą
d zabrało?
- Nie, nie zauwa
ż
yli
ś
my tego.
-
ś
e te
ż
nie zwracacie najmniejszej uwagi na to, co si
ę
dzieje
dookoła zwłaszcza,
ż
e jeste
ś
my w stanie wojny! - zdenerwował si
ę
Brian - ja wiem, co si
ę
stało z tym człowiekiem: u
ż
ył druidzkiej
ró
ż
d
ż
ki aby zmieni
ć
si
ę
w jednego z tych wieprzów ryj
ą
cych
nieopodal. I kimkolwiek jest ten człowiek, nie jest on naszym
przyjacielem.
- Brian, te
ś
winie nale
żą
do kogo
ś
z Tuatha de Danaan i nawet je
ś
li
zabijemy je wszystkie, ta zaczarowana mo
ż
e uciec.
-
ś
e te
ż
jeste
ś
cie takimi idiotami! - sykn
ą
ł Brian - nie umiecie
odró
ż
ni
ć
prawdziwego zwierz
ę
cia od zaczarowanego - mówi
ą
c to
wyci
ą
gn
ą
ł druidzk
ą
ró
ż
d
ż
k
ę
i jej uderzeniem zamienił swoich braci
w charty, które natychmiast gło
ś
nym ujadaniem wypłoszyły
zaczarowan
ą
ś
wini
ę
ze stada. Brian chwycił włóczni
ę
, wycelował
w zwierz
ę
, rzucił i trafił. Zraniony Cian wydał najpierw zwierz
ę
cy
skowyt bólu, ale zaraz odezwał si
ę
ludzkim głosem:
-
ź
le uczyniłe
ś
rani
ą
c mnie włóczni
ą
.
- Oh, widz
ę
,
ż
e umiesz mówi
ć
po ludzku - zakpił Brian
- Gdy
ż
, w rzeczy samej, byłem człowiekiem. jestem Cian, syn
Cainte... oszcz
ę
d
ź
mnie, prosz
ę
.
- Przysi
ę
gam na wszystkich bogów - rzekł Brian -
ż
e je
ś
li nawet
ż
ycie wróciłoby do ciebie siedmiokrotnie, zabrałbym je od ciebie
za ka
ż
dym razem.
- Je
ś
li tak, to przynajmniej pozwól mi przybra
ć
na
powrót moj
ą
własn
ą
posta
ć
zanim umr
ę
.
- Ale
ż
oczywi
ś
cie... gdy
ż
o wiele łatwiej mi zabi
ć
człowieka ni
ź
li wieprza.
Gdy Cian przybrał ludzk
ą
posta
ć
poprosił
ponownie:
- Oszcz
ę
d
ź
mnie teraz...
- Nigdy!
- Słuchaj wi
ę
c, Brianie! Gdyby
ś
zabił mnie kiedy
byłem zwierz
ę
ciem nie poniósłby
ś
ż
adnych
konsekwencji. Ale je
ś
li zabijesz mnie jako człowieka... to
zobaczysz: nikt nigdy nie zapłacił i nie zapłaci tak wysokiej ceny
za swój post
ę
pek jak ty! Za
ś
mier
ć
ż
adnego człowieka nie b
ę
dzie
wymierzona tak wysoka kara jak za moj
ą
! A te r
ę
ce, które mnie
zabij
ą
, b
ę
d
ą
same
ś
wiadczy
ć
o tym czynie przed moim synem!
- Nie zabijemy ciebie
ż
adn
ą
broni
ą
- rzekł Brian - lecz kamieniami
które le
żą
tu dookoła.
I wtedy Brian i jego bracia zacz
ę
li gwałtownie i w
ś
ciekle rzuca
ć
w
Ciana kamieniami tak długo, a
ż
z Ciana pozostały jedynie
krwawi
ą
ce zwłoki ze skór
ą
zdart
ą
do mi
ęś
ni i z połamanymi
ko
ść
mi. Brian z bra
ć
mi próbowali pogrzeba
ć
jego ciało na
gł
ę
boko
ść
równ
ą
wzrostowi człowieka, lecz ziemia nie chciała go
przyj
ąć
. Sze
ść
razy synowie Tuireanna zakopywali ciało Ciana i
sze
ść
razy ziemia oddawała je z powrotem. Dopiero za siódmym
razem ziemia przyj
ę
ła zwłoki. Wtedy Brian z bra
ć
mi ruszyli w
dalsz
ą
drog
ę
aby przył
ą
czy
ć
si
ę
do Lugha w bitwie przeciw
Fomorianom.
atomiast Lugh po rozstaniu si
ę
z ojcem pojechał dalej na zachód,
do wzgórz, które pó
ź
niej nazwano Gainech i Ilgainech. Tam
skrzykn
ą
ł ludzi aby walczyli u jego boku. Pod
ąż
aj
ą
c dalej dotarli
do równiny MaghMor an Aonaigh, gdzie Fomorianie rozbili swoje
obozy. Bres, który nimi dowodził, spojrzawszy na horyzont
zaniepokoił si
ę
dziwacznym zjawiskiem:
- To dziwne - powiedział druidom - sło
ń
ce wstaje od zachodniej
strony, a nie od wschodniej, jak zwykle bywało.
- Lepiej dla nas, gdyby to było tylko sło
ń
ce - westchn
ą
ł druid
- Je
ś
li to nie sło
ń
ce, có
ż
wi
ę
c takiego? - spytał Bres
- To Lugh, panie, syn Eithne. Jego twarz ja
ś
nieje niczym
wschodz
ą
ce sło
ń
ce.
Gdy Lugh dotarł do obozu Fomorian pozdrowił ich.
- Dlaczego przychodzisz tutaj i pozdrawiasz nas, jakby
ś
był
przyjacielem? - spytał go jeden z Fomorian
- Gdy
ż
połowa krwi w moich
ż
yłach pochodzi z Tuatha de Danaan,
a druga połowa, od was, Fomorianie. Przybyłem, aby odebra
ć
wam mleczne krowy, które zabrali
ś
cie ludziom Danu.
- Chyba
ż
artujesz sobie z nas - rozzło
ś
cił si
ę
Fomorianin - nigdy ci
ich nie oddamy!
Lugh nie odpowiedział, tylko polecił swoim ludziom rozbi
ć
obóz w
pobli
ż
u. Przez trzy dni i trzy noce nic si
ę
nie stało, a
ż
czwartego
dnia na miejsce przybyli Je
ź
d
ź
cy z Sidhe: dwa tysi
ą
ce
dziewi
ę
ciuset
ż
ołnierzy pod dowództwem Bodb Dearga, syna
Dagdy.
- Dlaczego tu tak spokojnie? Czemu zwlekasz z wypowiedzeniem
bitwy, Lugh? - spytał Bodb Dearg
- Czekałem tylko na was.
I tak poł
ą
czone siły Lugha i
ż
ołnierzy z Sidhe stawiły czoła
oddziałom Fomorian. Najpierw ustawiono g
ę
sto tarcze tworz
ą
c
jednolite grodzenie, potem setki włóczni ze
ś
wistem przecinały
powietrze a klingi mieczy migotały odbijaj
ą
c słoneczne promienie
tak,
ż
e zdawało si
ę
i
ż
setki płomieni powstały nad głowami
walcz
ą
cych. Wtem Lugh zobaczył namiot Bresa oraz
ż
ołnierzy,
którzy stali na stra
ż
y i natychmiast ich zaatakował. Walczył
w
ś
ciekle a
ż
do momentu kiedy
ż
aden z nich nie został przy
ż
yciu.
Gdy Bres to zobaczył bez chwili namysłu poddał si
ę
Lughowi.
- Daruj mi
ż
ycie tym razem - poprosił Lugha - a obiecuj
ę
,
ż
e
przyprowadz
ę
do Ciebie cał
ą
ras
ę
Fomorian,
ż
eby
ś
mógł z nimi
walczy
ć
. Przysi
ę
gam na ksi
ęż
yc i sło
ń
ce, na ziemi
ę
i morze.
Lugh darował
ż
ycie Bresowi a wtedy druidzi fomorscy tak
ż
e
chcieli si
ę
jemu podda
ć
, na co Lugh odparł:
- Na m
ą
dusz
ę
, je
ś
li wszyscy Fomorianie poddadz
ą
mi si
ę
teraz,
nie b
ę
d
ę
miał z kim walczy
ć
.
I Bres razem ze swymi druidami opu
ś
cili równin
ę
MaghMor an
Aonaigh.
Po sko
ń
czonej bitwie Lugh spotkał si
ę
z dwoma swoimi
krewniakami i spytał si
ę
, czy widzieli jego ojca, Ciana, podczas
bitwy.
- Nie widzieli
ś
my - odrzekli
- Jestem pewien i
ż
mój ojciec nie
ż
yje - powiedział Lugh - i
przysi
ę
gam
ż
e dopóki nie dowiem si
ę
co było przyczyn
ą
jego
ś
mierci nie tkn
ę
jedzenia ani napoju.
Wyruszył tedy w drog
ę
a za nim pod
ąż
yli Je
ź
d
ź
cy z Sidhe. Dotarli
do miejsca gdzie Cian spotkał Briana i jego braci. Gdy tylko Lugh
dotkn
ą
ł stopami ziemi w której pochowany był Cian, ta przemówiła
do niego:
- Wielkie niebezpiecze
ń
stwo czekało tu na twego ojca, Lugh,
przybrał on posta
ć
zwierz
ę
cia kiedy spotkał synów Tuireanna, ale
zabili go w jego własnym kształcie.
Lugh znalazł dokładne miejsce gdzie Brian z bra
ć
mi pogrzebali
Ciana. Odkopawszy ciało ojca ujrzał
ż
e jest całe w ranach.
- Dlaczego dopiero teraz... - zapłakał Lugh trzymaj
ą
c ciało ojca w
ramionach - dlaczego teraz jestem tutaj, kiedy jest ju
ż
za pó
ź
no?
Moje oczy nie widz
ą
, uszy nie potrafi
ą
słysze
ć
, moje serce nie bije
a krew zastygła w moich
ż
yłach z
ż
alu. Dlaczego nie było mnie
tutaj gdy to wszystko si
ę
działo? Straszna rzecz si
ę
stała! -
krzykn
ą
ł do swoich ludzi - gdy
ż
synowie Dany zdradzaj
ą
si
ę
nawzajem! Czeka nas zguba... Irlandia nigdy nie b
ę
dzie wolna od
zdrady, od zachodu na wschód, od północy na południe...
Zakopano ponownie ciało Ciana w ziemi, ustawiono kamie
ń
na
jego grobie i wyryto na nim napis pismem oghamicznym.
- To wzgórze - rzekł Lugh - przyjmie od dzisiaj imi
ę
ojca mego,
Ciana. A
ż
e synowie Tuireanna byli sprawcami tej zbrodni,
zgryzota i cierpienie spadnie na nich i na ich potomków... krew
zastygła w mych
ż
yłach, a serce nie bije z
ż
alu
ż
e Cian, człowiek
tak m
ęż
ny, nie
ż
yje...
Wyruszyli w ko
ń
cu w drog
ę
powrotn
ą
do Teamhair, a Lugh
poprosił wszystkich aby nie zdradzili si
ę
słowem
ż
e wiedz
ą
o
ś
mierci Ciana i jego mordercach, dopóki on sam nie ogłosi
prawdy.
Wróciwszy do Teamhair Lugh zasiadł na miejscu obok Nuady.
Spojrzał na ludzi zgromadzonych w sali i w
ś
ród nich zobaczył
trzech synów Tuireanna. Byli oni najzr
ę
czniejszymi a tak
ż
e
najurodziwszymi ze swojego rodu.
Lugh rozkazał potrz
ą
sn
ąć
Ła
ń
cuchem Milczenia i wszyscy na sali
si
ę
uciszyli.
- O czym tak rozprawiacie, Danaanowie? - spytał Lugh
- O tobie, w rzeczy samej - odrzekli
- Mam do was pewne pytanie: jak ka
ż
dy z was zem
ś
ciłby si
ę
na
człowieku, który zabił jego ojca?
Po sali przeszedł szmer zdumienia.
- Czy
ż
by takie nieszcz
ęś
cie spotkało ciebie, Lugh? - spytał jeden z
zebranych
- W rzeczy samej - potwierdził Lugh - i nawet mog
ę
wskaza
ć
ludzi,
którzy dokonali tego nikczemnego czynu, gdy
ż
znajduj
ą
si
ę
w tej
sali! I oni sami najlepiej wiedz
ą
w jaki sposób zadali
ś
mier
ć
memu
ojcu!
- Gdybym schwytał morderc
ę
swego ojca - wtr
ą
cił si
ę
Nuada - nie
zabiłbym go od razu, tylko ka
ż
dego dnia odcinałbym po jednej
ko
ń
czynie a
ż
do momentu kiedy by umarł.
Zebrani, a w tym synowie Tuireanna, zgodzili si
ę
z Nuad
ą
- Mego ojca zabiło troje ludzi! - krzykn
ą
ł Lugh - ale ja ka
żę
zapłaci
ć
w inny sposób za jego
ś
mier
ć
... lecz je
ś
li si
ę
nie zgodz
ą
... nie
złami
ę
tradycji gwarantuj
ą
cej wszystkim bezpiecze
ń
stwo w tym
domu, ale wówczas ci trzej musieliby czym pr
ę
dzej opu
ś
ci
ć
Teamhair zanim bym ich dopadł!
- Gdybym to ja był morderc
ą
ojca twego, Lugh - powiedział Nuada
- ch
ę
tnie zgodziłbym si
ę
na twoje warunki, wydaj
ą
si
ę
by
ć
uczciwe.
- To o nas mówi Lugh - zaszeptali mi
ę
dzy sob
ą
młodsi bracia
Tuireann - powinni
ś
my przyzna
ć
si
ę
do winy
- Troch
ę
si
ę
tego obawiam - powiedział Brian - on wła
ś
nie tego od
nas oczekuje. Chce,
ż
eby
ś
my si
ę
przyznali tu, przed wszystkimi.
Nigdy nie pozwoli nam odej
ść
bez zado
ść
uczynienia.
- Jednak powinni
ś
my si
ę
przyzna
ć
. A ty b
ę
dziesz mówił, Brian, bo
jeste
ś
najstarszy
Wtedy Brian wyst
ą
pił i rzekł:
- To o mnie i o moich braciach mówisz, Lugh, i my
ś
lisz,
ż
e
zabili
ś
my twego ojca. Nie uczynili
ś
my tego, lecz gotowi jeste
ś
my
zapłaci
ć
za jego
ś
mier
ć
tak, jakby
ś
my byli jej winni.
- A ja przyjm
ę
od was zapłat
ę
. Powiem wam jakie s
ą
moje warunki.
Je
ż
eli b
ę
dzie to dla was za du
ż
o, cz
ęść
długu zostanie wam
odj
ę
ta.
- Słuchamy zatem - rzekli bracia
- Oto czego
żą
dam: trzech jabłek, skóry knura, włóczni, dwóch
koni i rydwanu, siedmiu
ś
wi
ń
, szczeni
ę
cia, ro
ż
na oraz trzech
okrzyków. Je
ś
li to dla was za du
ż
o mo
ż
ecie zrezygnowa
ć
z cz
ęś
ci
zapłaty
- To nie jest za du
ż
o - powiedział Brian - sto razy tyle nie byłoby
zbyt wiele. Ale, jak mi si
ę
zdaje, w twoim
żą
daniu tkwi jaki
ś
podst
ę
p, wydaje si
ę
ż
e niewiele wymagasz.
- Wymagam wi
ę
cej, ni
ż
ci si
ę
wydaje. Daj
ę
ci słowo Tuatha de
Danaan
ż
e niczego wi
ę
cej
żą
da
ć
nie b
ę
d
ę
ponad to, co
wymieniłem. Daj mi teraz takie samo przyrzeczenie dotrzymania
umowy jakie ja tobie dałem.
- Nie wymagaj specjalnie ode mnie przysi
ę
gi. Słowo syna
Tuireanna jest wi
ę
cej warte ni
ż
przyrzeczenie kogokolwiek innego.
- Nie wystarczy mi twoje słowo! Cz
ę
sto si
ę
zdarzało,
ż
e go nie
dotrzymywałe
ś
!
Zatem król Nuada, a tak
ż
e Bodb Dearg i jeszcze kilku dowódców
po
ś
wiadczyło za bra
ć
mi Tuireann.
- A teraz powiem wam - rzekł Lugh - o jakie konkretnie przedmioty
mi chodzi. Trzy jabłka o które prosiłem to owoce jabłoni rosn
ą
cej
w Ogrodzie na Wschodzie
ś
wiata, s
ą
one najpi
ę
kniejsze ze
wszystkich owoców na
ś
wiecie, maj
ą
kolor złota, rozmiar głowy
miesi
ę
cznego niemowl
ę
cia, smak miodu a spo
ż
ywaj
ą
cemu je daj
ą
sił
ę
i lecz
ą
rany i nie zmniejszaj
ą
swej obj
ę
to
ś
ci gdy si
ę
je ugryzie.
Skóra o któr
ą
mi chodzi nale
ż
y do Tuisa, króla Grecji i ma ona
moc uzdrawiania z wszelakich ran i chorób. A wiecie, sk
ą
d wzi
ę
ła
si
ę
ta skóra? - Lugh nachylił si
ę
do słuchaj
ą
cych - otó
ż
w greckich
lasach
ż
ył knur. Ilekro
ć
przekroczył on strumie
ń
, woda w tym
strumieniu zamieniała si
ę
po dziewi
ę
ciu dniach w wino. Ponadto
ka
ż
dy, którego rana została skropiona winem z takiego strumienia
zostawał wyleczony. Greccy kapłani powiedzieli,
ż
e to nie za
spraw
ą
samego knura, lecz jego skóry. Złapano wi
ę
c go i
oskórowano. S
ą
dz
ę
,
ż
e trudno b
ę
dzie wam odebra
ć
j
ą
Tuisowi -
miał t
ę
skór
ę
od zawsze.
Włócznia, o której wspomniałem, to Luim, nale
ż
y ona do króla
Persji. Jej grot zawsze jest zanurzony w naczyniu z lodowat
ą
wod
ą
, aby nie roz
ż
arzył si
ę
do biało
ś
ci i nie spalił wszystkiego
dookoła. Te
ż
bardzo trudno b
ę
dzie wam j
ą
zdoby
ć
.
Teraz powiem wam o koniach i rydwanie. Nale
żą
one do Dobara,
króla Siogair. Konie s
ą
r
ą
cze i galopuj
ą
przez morskie fale jakby
był to suchy l
ą
d, za
ś
rydwan jest najmocniejszy i najbardziej
opływowy w kształcie ze wszystkich rydwanów
ś
wiata.
Siedem
ś
wi
ń
o które prosiłem nale
żą
do Easala, króla Colún na
h'Órge. Je
ś
li zar
ż
nie si
ę
je wieczorem rano znów s
ą
ż
ywe a
człowiek, który zjadł ich mi
ę
so jest wolny od wszelkich chorób.
Co do szczeniaka: jest nim Fail-Inis nale
żą
cy do króla Ioruaidh -
Zimnego Kraju. I wszystkie dzikie bestie padaj
ą
pod wzrokiem
tego szczeni
ę
cia a jest ono pi
ę
kniejsze ni
ź
li ogniste sło
ń
ce.
B
ę
dzie wam trudno zdoby
ć
tego szczeniaka.
Wspomniałem o ro
ż
nie - pilnuj
ą
go kobiety z Iris Cenn-fhinne. A co
do trzech okrzyków: musz
ą
by
ć
one wydane na wzgórzu
Miochaoina. Miochaoin i jego trzej synowie zobowi
ą
zali si
ę
ż
e
nigdy nie dopuszcz
ą
aby w tym miejscu podniesiono głos. Mój
ojciec był ich przyjacielem i nawet je
ś
li ja wam wybacz
ę
jego
ś
mier
ć
, oni nigdy wam tego nie odpuszcz
ą
. Je
ż
eli nawet
prze
ż
yjecie wszystkie niebezpiecze
ń
stwa i dotrzecie do
Miochaoina, tam dosi
ę
gnie was rami
ę
sprawiedliwo
ś
ci! Oto
wszystko, czego
żą
dam - zako
ń
czył Lugh
Strach i rozpacz zago
ś
ciły w sercach braci Tuireann gdy usłyszeli
te słowa. Wszyscy troje poszli do swego ojca i powiedzieli mu o
grzywnie jaka została na nich nało
ż
ona.
- Złe wie
ś
ci przynosicie mi, synowie - rzekł Tuireann - droga do
tych czarodziejskich przedmiotów prowadzi do waszej zguby.
Jednak Lugh sam chce wam pomóc a wiecie,
ż
e
ż
aden człowiek
nie byłby w stanie ich zdoby
ć
bez pomocy Lugha albo
Manannana. Id
ź
cie wi
ę
c do Lugha i popro
ś
cie go,
ż
eby po
ż
yczył
wam Aonbharra, konia Manannana je
ż
eli zale
ż
y mu na tym,
aby
ś
cie spłacili swój dług. Ale on wam odmówi twierdz
ą
c,
ż
e ko
ń
nie jest jego własno
ś
ci
ą
i
ż
e nie b
ę
dzie po
ż
yczał tego, co jemu
samemu zostało po
ż
yczone. Popro
ś
cie wtedy o łód
ź
Manannana
Scuabtuine. Lugh wam nie odmówi a ta łód
ź
b
ę
dzie wam bardziej
przydatna ni
ż
ko
ń
.
Poszli bracia do Lugha, pozdrowili go i powiedzieli,
ż
e nie zdołaj
ą
wypełni
ć
jego polece
ń
bez jego własnej pomocy i w zwi
ą
zku z tym
chc
ą
po
ż
yczy
ć
jego konia, Aonbharra.
- Nie jestem jego wła
ś
cicielem - odrzekł Lugh - a nie b
ę
d
ę
po
ż
yczał
niczego, co zostało mi po
ż
yczone.
- Je
ś
li tak, to daj nam na t
ę
podró
ż
Scuabtuine.
- Zgoda, mo
ż
ecie j
ą
wzi
ąć
Bracia wrócili do swego ojca i siostry Ethne i powiedzieli im,
ż
e
zdobyli łód
ź
.
- Jednak niewiele poprawia to wasz
ą
sytuacj
ę
- rzekł Tuireann -
Lugh potrzebuje ka
ż
dej z tych rzeczy, aby przeprowadzi
ć
wojn
ę
z
Fomorianami, ale przede wszystkim chce waszej
ś
mierci.
Bracia Tuireann razem z siostr
ą
Ethne wyruszyli do Brugh na
Boinn, gdzie była zacumowana Scuabtuine, zostawiaj
ą
c swego
ojca pogr
ąż
onego w smutku. Gdy dotarli na miejsce Brian wszedł
do łodzi,
ż
eby j
ą
sobie obejrze
ć
.
- Tu jest zaledwie tyle miejsca
ż
eby pomie
ś
ci
ć
dwie osoby - rzekł
Brian z rezygnacj
ą
i pocz
ą
ł obwinia
ć
si
ę
za naiwno
ść
.
- Nie obwiniaj siebie - rzekła mu siostra - mój najdro
ż
szy bracie,
ź
le zrobiłe
ś
zabijaj
ą
c ojca Lugha. Ale jakakolwiek
krzywda ciebie spotka nie b
ę
dzie ona zasłu
ż
ona.
- Nie mów tak, Ethne, jeste
ś
my dobrymi i
odwa
ż
nymi lud
ź
mi. I wol
ę
setki razy zgin
ąć
w walce
ni
ż
umrze
ć
pos
ą
dzony o tchórzostwo.
- Mój najwi
ę
kszy smutek ma
ź
ródło w tym - rzekła
Ethne -
ż
e musz
ę
ż
egna
ć
ciebie, opuszczaj
ą
cego
rodzinny kraj.
Bracia wypchn
ę
li łód
ź
na fale i wypłyn
ę
li na morze,
zostawiaj
ą
c za sob
ą
pi
ę
kne i czyste jak kryształ wybrze
ż
e Irlandii.
- Gdzie popłyniemy najpierw? - spytali młodsi bracia Tuireann
- Poszukajmy jabłek - zaproponował Brian - gdy
ż
one jako
pierwsze były wymienione przez Lugha. Prosimy wi
ę
c ciebie,
Scuabtuine, zabierz nas do ogrodu na Wschodzie
ś
wiata!
cuabtuine była posłuszna jego pro
ś
bie i poniosła ich poprzez
zielono-niebieskie fale, ponad niezmierzonymi gł
ę
binami a
ż
do
portu na Wschodzie
ś
wiata.
- Jaki macie pomysł
ż
eby si
ę
tam dosta
ć
? - spytał Brian gdy
dotarli na miejsce - królewscy
ż
ołnierze razem z nim samym na
czele pilnuj
ą
tego ogrodu przez całe dnie i noce.
- Có
ż
innego mo
ż
emy zrobi
ć
jak otwarcie ich zaatakowa
ć
i zdoby
ć
jabłka, albo polec w walce. Nawet je
ś
li uciekniemy i unikniemy
niebezpiecze
ń
stwa tutaj, to spotka nas ono gdzie indziej
- Chyba nie chcecie, bracia,
ż
eby opowiadano o nas jak o
tchórzach albo szale
ń
cach. Czy nie lepiej
ż
eby bardowie w
pie
ś
niach chwalili nasz
ą
odwag
ę
i spryt? Zdob
ę
dziemy jabłka i nie
b
ę
dziemy musieli walczy
ć
we trójk
ę
z całym oddziałem. Zamieni
ę
nas w szybkie jastrz
ę
bie i b
ę
dziemy kr
ąż
y
ć
nad ogrodem.
Stra
ż
nicy zaczn
ą
strzela
ć
do nas z łuków i rzuca
ć
włóczniami, lecz
my b
ę
dziemy stale poza ich zasi
ę
giem a
ż
do momentu, kiedy
sko
ń
cz
ą
si
ę
włócznie i strzały. Wtedy zni
ż
ymy lot i ka
ż
dy z nas
porwie z jabłoni po jednym owocu.
Brian dotkn
ą
ł braci i siebie druidzk
ą
ró
ż
d
ż
k
ą
, zamienili si
ę
w
pi
ę
kne jastrz
ę
bie i wzlecieli wysoko ponad ogród. Stra
ż
nicy
zobaczyli ich i zacz
ę
li strzela
ć
do nich z łuków i rzuca
ć
włóczniami, lecz bracia zakl
ę
ci w ptaki byli ci
ą
gle poza ich
zasi
ę
giem i pozostali tak dopóty, dopóki wszystkie włócznie nie
zostały wyrzucone a strzały wystrzelone z łuków. Wtedy Brian,
Iuchar i Iucharba zło
ż
yli skrzydła i zanurkowali szybko, chwycili w
locie jabłka i trzymaj
ą
c je w szponach odlecieli nie odnosz
ą
c
najmniejszej rany.
W mie
ś
cie przylegaj
ą
cym do ogrodu natychmiast zawrzało od
nowin i plotek. Król tego miasta miał trzy przebiegłe córki, które
zamieniły si
ę
w sokoły i ruszyły w pogo
ń
za bra
ć
mi Tuireann. Gdy
ich dogoniły, lec
ą
cych nad powierzchni
ą
morza, zacz
ę
ły rzuca
ć
w
nich magiczne błyskawice przypalaj
ą
c im pióra i parz
ą
c skór
ę
.
- Ratuj nas, Brianie! - Krzykn
ę
li Iuchar i Iucharba - bo inaczej
spłoniemy w
ś
ród błyskawic!
Brian ponownie u
ż
ył druidzkiej ró
ż
d
ż
ki i zmienił siebie i braci w
białe łab
ę
dzie, które szybko zni
ż
yły lot i usiadły na
wodzie a sokoły zrezygnowały z pogoni. Wtedy
bracia spokojnie wrócili na swoj
ą
łód
ź
.
zgodnili
ż
e teraz popłyn
ą
do Grecji po skór
ę
knura.
Gdy dotarli na miejsce Brian spytał braci:
- W jakiej postaci poka
ż
emy si
ę
im tym razem?
-Jakiej, je
ś
li nie naszej własnej? - odparli bracia
- Nie dokładnie tak - pokr
ę
cił głow
ą
Brian -
przedstawimy si
ę
im jako irlandzcy poeci, zdob
ę
dziemy ich
szacunek i powa
ż
anie.
- Nie b
ę
dzie to łatwe - zauwa
ż
yli młodsi bracia - nie znamy
ż
adnych pie
ś
ni czy poematów, ani te
ż
nie umiemy ich tworzy
ć
.
Jednak zapukali do bram miasta i przedstawili siebie stra
ż
nikowi
jako poetów z Irlandii i powiedzieli,
ż
e maj
ą
uło
ż
ony poemat
specjalnie dla króla Tuisa.
- Wpu
ś
ci
ć
ich - rozkazał Tuis gdy przekazano mu wiadomo
ść
o
przybyszach - gdy
ż
podró
ż
owali tak długo i z tak daleka aby
wygłosi
ć
przede mn
ą
poemat.
Potem rozkazał słu
ż
bie aby wniosła na dziedziniec wszystkie
kosztowno
ś
ci po to,
ż
eby podró
ż
nicy mogli potem rozpowiada
ć
ż
e
nie ma na całym
ś
wiecie miejsca pi
ę
kniejszego ni
ż
dwór króla
Tuisa.
Jak tylko Brian, Iuchar i Iucharba weszli na ów dziedziniec zostali
ugoszczeni miłym słowem i napojami. Pomy
ś
leli,
ż
e nigdzie indziej
nie widzieli dworu tak du
ż
ego i dostatniego jak tutaj i
ż
e nigdzie
nie spotkali si
ę
z tak uprzejmym powitaniem.
Wpierw greccy poeci wygłaszali swe utwory przed królem. Wtedy
Brian szepn
ą
ł do swych braci:
- Teraz wy wyst
ą
pcie i wygło
ś
cie poemat.
- Nie mamy poematu - mrukn
ą
ł Iuchar - i nie pro
ś
nas o
ż
aden
poemat, bo ju
ż
ci powiedzieli
ś
my,
ż
e ani
ż
adnego nie znamy, ani
nie umiemy napisa
ć
.
- Proponowali
ś
my tobie - wtr
ą
cił Iucharba -
ż
eby zdoby
ć
to, co
chcemy sił
ą
, je
ś
li jeste
ś
my od nich silniejsi, a je
ś
li nie, to polec w
walce.
- W ten sposób poematu nie uło
ż
ycie - pokr
ę
cił głow
ą
Brian i
wstał.
"Wspaniały królu, Tuisie,
Godzien jeste
ś
, aby chwali
ć
ci
ę
Za twoj
ą
m
ą
dro
ść
, sił
ę
i szczodro
ść
,
Dlatego w nagrod
ę
zechc
ę
dosta
ć
Czarodziejsk
ą
skór
ę
dzika.
ś
adna armia nie zdoła
Oprze
ć
si
ę
wzburzonym falom morza
Dlatego prosz
ę
ci
ę
, Tuisie
O czarodziejsk
ą
skór
ę
dzika"
- Ładny poemat - powiedział król - ale nie rozumiem jego
znaczenia.
- Wytłumacz
ę
ci go - powiedział Brian - Masz, królu, w swoim
posiadaniu skór
ę
z czarodziejskiego dzika, która ma przedziwn
ą
wła
ś
ciwo
ść
leczenia ran. J
ą
wła
ś
nie chc
ę
dosta
ć
jako zapłat
ę
za
swój poemat, a słowa "
ż
adna armia nie zdoła oprze
ć
si
ę
wzburzonym falom morza"... my jeste
ś
my jak wzburzone fale,
Tuisie, i twoja armia jest równie wobec nas bezsilna jak wobec
morskich odm
ę
tów.
- Nagrodziłbym ci
ę
za twój poemat - rzekł król - gdyby
ś
tak cz
ę
sto
nie wspominał w nim o mojej skórze z dzika. Nie jeste
ś
dobrym
dyplomat
ą
, poeto. Nie oddałbym tej skóry ani najbardziej
utalentowanemu poecie
ś
wiata, ani najwi
ę
kszemu m
ę
drcowi, ani
najwaleczniejszemu wojownikowi. Jednak
ż
e otrzymasz godziw
ą
zapłat
ę
: dam ci trzy razy tyle złota ile pomie
ś
ci owa skóra o której
tak cz
ę
sto wspominałe
ś
w swoim poemacie.
- Niech bogowie maj
ą
ciebie w swej pieczy - rzekł Brian - zdaj
ę
sobie spraw
ę
z tego,
ż
e nie prosz
ę
o błahostk
ę
. Je
ś
li ma si
ę
sta
ć
tak, jak sobie
ż
yczysz, Tuisie, pozwól,
ż
e ja i moi bracia b
ę
dziemy
obecni przy odmierzaniu złota.
Tuis zgodził si
ę
i posłał braci razem ze swoimi sługami do
skarbca.
- Odmierzcie wpierw złoto dla moich braci - rozkazał sługom Brian,
jak tylko znale
ź
li si
ę
na miejscu - a potem dla mnie najwi
ę
ksz
ą
cz
ęść
, gdy
ż
to ja jestem autorem poematu.
Lecz jak tylko słudzy przynie
ś
li skór
ę
Brian błyskawicznym
ruchem wyrwał im j
ą
z r
ą
k i zadał cios mieczem najbli
ż
ej
stoj
ą
cemu m
ęż
czy
ź
nie rozpłataj
ą
c go na połowy. Brian narzucił na
siebie skór
ę
i razem z bra
ć
mi wybiegł ze skarbca i ruszył przez
dziedziniec zabijaj
ą
c ka
ż
dego, kto stan
ą
ł mu na drodze.
Kiedy ju
ż
cała słu
ż
ba Tuisa i wszyscy jego wartownicy zostali
zabici b
ą
d
ź
silnie ranieni, do walki z Brianem stan
ą
ł sam król,
który po krótkim pojedynku padł martwy.
racia Tuireann odpocz
ę
li po wyczerpuj
ą
cej walce,
po czym podj
ę
li na nowo swoj
ą
w
ę
drówk
ę
. Podj
ę
li
decyzj
ę
ż
e pojad
ą
teraz po czarodziejsk
ą
włóczni
ę
do króla Persji. Wsiedli wi
ę
c do łodzi i odpłyn
ę
li
zostawiaj
ą
c za sob
ą
modre strumienie Grecji i nie
zatrzymali si
ę
ani na chwil
ę
, a
ż
dopłyn
ę
li do celu.
- Zastosujemy ten sam wybieg - rzucił propozycj
ę
Brian - znów przedstawimy si
ę
im jako poeci.
- Dobry pomysł - poparli go tym razem bracia -
ostatnim razem mieli
ś
my sporo szcz
ęś
cia, mo
ż
e teraz te
ż
si
ę
uda...
Bracia, jako irlandzcy poeci zostali przyj
ę
ci przez króla Persji
równie hojnie i serdecznie, co w poprzednim pa
ń
stwie. Podobnie
jak na dworze w Grecji, tak i tutaj urz
ą
dzono uczt
ę
, gdzie poeci
dawali popis swojego kunsztu. Wreszcie przyszła kolej na Briana.
Wstał i rzekł te słowa:
"Jest taka włócznia
Dla której nie ma zbyt wielkich
Wojen ani bitew.
Sama rwie si
ę
do walki
A grot jej,
Osadzony na drzewcu
Ze szlachetnego drzewa,
Rozgrzany do czerwono
ś
ci
Spala wszystko dookoła.
Nie ma zbyt niebezpiecznych bitew
Dla wojownika
Posiadaj
ą
cego t
ę
włóczni
ę
"
- To pi
ę
kny wiersz - rzekł król - ale nie rozumiem dlaczego jest w
nim mowa o mojej włóczni? Wytłumacz mi to, poeto z Irlandii!
- Jako zapłat
ę
za mój poemat chc
ę
wła
ś
nie twoj
ą
włóczni
ę
, królu,
to dlatego.
- Jak
ś
miesz prosi
ć
mnie o co
ś
takiego! - zdenerwował si
ę
król -
nie ka
żę
ciebie zabi
ć
jedynie z szacunku, jaki
ż
ywi
ę
do poezji!
Wtedy Brian, upewniwszy si
ę
,
ż
e ma pod r
ę
k
ą
czarodziejskie
jabłko z Ogrodu na Wschodzie, przebiegł przestrze
ń
dziel
ą
c
ą
go
od króla i uderzył go mieczem tak silnie,
ż
e rozpłatał mu czaszk
ę
a
jego mózg zbryzgał podest, na którym stał tron. Słudzy i stra
ż
nicy
rzucili si
ę
na młodych Irlandczyków, lecz bracia byli doskonałymi
wojownikami i zdołali pokona
ć
wszystkich, co do jednego.
Gdy cały dziedziniec został zbroczony krwi
ą
i zakryty ciałami
martwych Persów, bracia odnale
ź
li magiczn
ą
włóczni
ę
, której grot
był zanurzony w kotle z lodowat
ą
wod
ą
, aby nie spalił wszystkiego
dookoła.
o krótkim odpoczynku bracia wyruszyli na wysp
ę
Siogair po konie
i rydwan o które prosił Lugh.
- Tym razem zrobimy tak - powiedział Brian gdy dotarli na miejsce
- b
ę
dziemy podawa
ć
si
ę
za irlandzkich najemników. Najmiemy si
ę
u króla, zdob
ę
dziemy jego zaufanie i w ten sposób dowiemy si
ę
gdzie trzymane s
ą
konie i rydwan.
Gdy stan
ę
li przed królem zło
ż
yli mu pokłon, a na pytanie kim s
ą
,
odrzekli:
- Jeste
ś
my wojownikami z Irlandii i sprzedajemy swe usługi
wszystkim wielkim monarchom kontynentu.
- Czy chcecie zosta
ć
tu jaki
ś
czas i słu
ż
y
ć
u mnie? - spytał król
- Taki mieli
ś
my zamiar.
Bracia mieszkali w Siogair przez ponad miesi
ą
c, ale o miejscu
ukrycia koni i rydwanu wiedzieli akurat tyle, co w dniu przyjazdu.
Wreszcie Brian powiedział braciom:
- W ten sposób niczego nie zdziałamy. Musimy pój
ść
do króla i
zapowiedzie
ć
mu,
ż
e opu
ś
cimy jego i jego kraj na zawsze, je
ś
li nie
poka
ż
e nam owych koni i rydwanu.
Tak te
ż
uczynili.
- Chc
ę
ci oznajmi
ć
- rzekł Brian do króla, jak tylko przed nim stan
ą
ł
-
ż
e w Irlandii tacy utalentowani wojownicy jak my zawsze mieli
zaufanie i szacunek swoich pracodawców. Zawsze strzegli
wa
ż
nych ludzi, stali przy nich i słyszeli ka
ż
de słowo, ka
ż
dy szept
ulatuj
ą
cy z ich warg. Powierzano im wszystkie sekrety. Tutaj, jak
widz
ę
, panuj
ą
jednak inne zwyczaje. Masz bowiem cudowne konie
i rydwan, najlepsze na
ś
wiecie, ale nie pozwolono nam ich
obejrze
ć
.
- Wielka byłaby to dla mnie strata - rzekł król - gdyby
ś
cie porzucili
u mnie słu
ż
b
ę
z tak błahego powodu. Zwłaszcza
ż
e pokazałbym
wam owe konie i rydwan ju
ż
pierwszego dnia, jak tu przybyli
ś
cie,
gdybym tylko wiedział
ż
e wam na tym tak zale
ż
y. Mo
ż
ecie obejrze
ć
je sobie teraz, je
ś
li sobie tego
ż
yczycie.
Z tymi słowy król posłał słu
ż
b
ę
po konie. Przyprowadzono je, od
razu zaprz
ę
gni
ę
te w rydwan. Umiały biec tak szybko jak wieje
chłodny, wiosenny wiatr, a morskie fale były dla nich równie
stabilnym podło
ż
em co solidny trakt.
Brian najpierw powoli podszedł do koni, udawał,
ż
e si
ę
im
przygl
ą
da,
ż
e podziwia ich lini
ę
i raptem skoczywszy na rydwan
zrzucił z niego wo
ź
nic
ę
, który upadaj
ą
c roztrzaskał sobie głow
ę
o
kamienie. Drugim błyskawicznym ruchem rzucił w króla włóczni
ą
,
któr
ą
zdobył od Persów, przebijaj
ą
c mu serce. Iuchar i Iucharba
zabili jeszcze kilku ludzi którzy stan
ę
li im na drodze, po czym
wskoczyli na rydwan i wszyscy troje uciekli z Siogair.
- Pojedziemy teraz do Easala, króla Colún na h'Órge - oznajmił
Brian - i zdob
ę
dziemy od niego siedem warchlaków, wedle
rozkazu Lugha.
o mieszka
ń
ców Colún na h'Órge doszła ju
ż
wie
ść
o
tym, jak młodzi, odwa
ż
ni Irlandczycy desperacko
podejmuj
ą
próby wywi
ą
zania si
ę
z umowy danej
człowiekowi zwanemu Ildánach. Doszło do niech,
ż
e
tam, gdzie zawitali bracia Tuireann, pozostawili po
sobie
ś
mier
ć
i zniszczenie. Król Easal wyszedł na
spotkanie braciom Tuireann. Gdy ich łód
ź
przybiła
do brzegu przywitał si
ę
z nimi i spytał, czy prawd
ą
s
ą
te wszystkie szalone opowie
ś
ci o trzech braciach
z Irlandii.
- Oczywi
ś
cie,
ż
e s
ą
prawdziwe - parskn
ą
ł Brian - i nie obchodzi
mnie to, co teraz zrobisz, ani co sobie o nas pomy
ś
lisz.
- A co macie przywie
źć
z mojego kraju?
- Siedem wieprzków nale
ż
y do Ciebie, Easalu - rzekł Brian -
zdobycie ich dla Lugha jest cz
ęś
ci
ą
naszego zadania.
- A jak zamierzacie je ode mnie zdoby
ć
?
- Je
ś
li nie oddałby
ś
ich dobrowolnie jeste
ś
my gotowi stoczy
ć
walk
ę
z tob
ą
i twoimi lud
ź
mi, w trakcie której na pewno by
ś
zgin
ą
ł,
a my odpłyn
ę
liby
ś
my z tym po co przybyli
ś
my. Je
ś
li jednak
oddasz nam wieprzki z własnej woli b
ę
dziemy ci za to bardzo
wdzi
ę
czni.
- Szkoda by było wszczyna
ć
walk
ę
z tak błahego powodu -
zauwa
ż
ył Easal.
- Rzeczywi
ś
cie, szkoda - rzekł ju
ż
nieco znu
ż
ony Brian.
Easal nachylił si
ę
ku swoim doradcom i po szeptanej wymianie
zda
ń
oznajmił gło
ś
no Irlandczykom,
ż
e odda im siedem
ś
wi
ń
z
własnej, nieprzymuszonej woli.
- Wie
ś
ci o waszych odwa
ż
nych czynach szybko si
ę
rozchodz
ą
-
oznajmił - jak słyszałem nikt do tej pory z wami nie wygrał.
Wyszli
ś
cie zwyci
ę
sko z ka
ż
dej bitwy a przecie
ż
nie mieli
ś
cie za
przeciwników amatorów. Wol
ę
odda
ć
wam moje
ś
winie po
dobroci, bo wiem,
ż
e gdybym si
ę
nie zgodził, pozabijaliby
ś
cie
mnie i moich ludzi i po prostu zabraliby
ś
cie to, po co
ż
e
ś
cie tu
przybyli.
Bracia ukłonili si
ę
królowi w podzi
ę
ce. Byli mile zaskoczeni,
ż
e po
tylu trudno
ś
ciach kto
ś
wreszcie poszedł im na r
ę
k
ę
. Cieszyli si
ę
,
ż
e nie musz
ą
znowu przechodzi
ć
przez piekło walki z której na
pewno nie wyszliby bez uszczerbku.
Easal zaprosił ich do swoich komnat, ugo
ś
cił ich wyborn
ą
kolacj
ą
i dał najlepsze miejsca do spania, a z samego rana na rozkaz króla
dostarczono braciom siedem
ś
wi
ń
.
- Cieszymy si
ę
, królu - rzekł Brian -
ż
e dajesz nam je z własnej
woli. Po raz pierwszy nie musimy bi
ć
si
ę
o to, po co przybyli
ś
my.
I Brian w podzi
ę
ce uło
ż
ył dla króla przepi
ę
kny poemat chwal
ą
cy
szczodro
ść
i m
ą
dro
ść
Easala.
- Gdzie si
ę
teraz wybieracie, synowie Tuireanna? - spytał potem
Easal.
- Jedziemy do Ioruaidh sk
ą
d musimy przywie
ść
szczeni
ę
które
zowie si
ę
Fail-Inis.
- Mam do was pro
ś
b
ę
: chciałbym pojecha
ć
z wami. Moja córka jest
ż
on
ą
króla tego kraju. Mam nadziej
ę
przekona
ć
go
ż
eby oddał
wam swoje szczeni
ę
bez walki.
- Ch
ę
tnie zabierzemy ci
ę
ze sob
ą
, Easalu, b
ę
dzie to dla nas
zaszczyt - odrzekli bracia.
Przygotowano wi
ę
c królewski statek i wyruszono w podró
ż
bez
chwili zwłoki. Gdy dotarli do przepi
ę
knych brzegów Ioruaidh na
ich powitanie wyszedł król ze swoim wojskiem. Pierwszy na brzeg
wyszedł Easal pokojowym gestem pozdrawiaj
ą
c swego zi
ę
cia i
opowiedział mu histori
ę
braci Tuireann od pocz
ą
tku do ko
ń
ca.
- Co przywiodło ich do mego kraju? - spytał król
- Chc
ą
mie
ć
twojego szczeniaka, Fail-Inis - wytłumaczył mu Easal.
- To był głupi pomysł, Easalu, przyje
ż
d
ż
a
ć
tu z nimi i prosi
ć
mnie o
co
ś
takiego! - rozgniewał si
ę
młody król - jeszcze nikomu bogowie
tak nie pobłogosławili,
ż
eby zdołał zabra
ć
mi moje szczeni
ę
czy to
sił
ą
, czy pro
ś
b
ą
.
- Dobrze ci radz
ę
, oddaj im Fail-Inis - prosił Easal - zabili ju
ż
tylu
królów i ich
ż
ołnierzy
ż
e ty ze swoim wojskiem nie b
ę
dziecie dla
nich du
żą
przeszkod
ą
na drodze do zdobycia tego psa.
Lecz Easal na pró
ż
no strz
ę
pił sobie j
ę
zyk, jego zi
ęć
był uparty.
Wrócił wi
ę
c na statek i powiedział braciom,
ż
e niestety nie dostan
ą
szczeni
ę
cia bez walki. Na te słowa Brian, Iuchar i Iucharba dobyli
mieczy i wyzwali armi
ę
Ioruaidh do bitwy. Obie strony walczyły
zawzi
ę
cie i z pełnym profesjonalizmem lecz po chwili szala
zwyci
ę
stwa zacz
ę
ła przechyla
ć
si
ę
w stron
ę
Irlandczyków. Iuchar i
Iucharba walczyli obok siebie, a za nimi, odwrócony plecami do
swoich braci, walczył Brian. Tak rozdzielili dwa szeregi wojska i
osłabili ich siły. Równocze
ś
nie taki układ umo
ż
liwił Brianowi
dotarcie do samego króla. Zraniwszy go zaprowadził przed oblicze
Easala.
- Oto twój zi
ęć
, Easalu... przysi
ę
gam na swój honor i m
ę
stwo,
ż
e
du
ż
o łatwiej byłoby mi zabi
ć
go trzy razy ni
ż
przyprowadzi
ć
go
tutaj
ż
ywego.
Tak wi
ę
c król Ioruaidh, upokorzony, musiał odda
ć
Fail-Inis synom
Tuireanna. Bracia po
ż
egnali serdecznie Easala i popłyn
ę
li w
dalsz
ą
drog
ę
.
ymczasem w Teamhair druidzi za pomoc
ą
czarów
pokazywali Lughowi wszystkie czyny synów
Tuireanna. Zebrali ju
ż
do tej pory wszystkie
przedmioty niezb
ę
dne Lughowi do walki z
Fomorianami. Aby szybciej wej
ść
w ich posiadanie
Lugh rzucił czar zapomnienia, który dopadłszy
dzielnych braci sprowadził na nich wielk
ą
, bolesn
ą
t
ę
sknot
ę
za Irlandi
ą
a tak
ż
e sprawił,
ż
e zapomnieli o
reszcie swojej powinno
ś
ci wobec Lugha. Nie
zwlekaj
ą
c ni chwili bracia zawrócili sw
ą
czarodziejsk
ą
łód
ź
i
popłyn
ę
li do domu.
Jak tylko bracia przybyli do Brugh na Boinn powiadomiono o tym
Lugha, który czym pr
ę
dzej zamkn
ą
ł si
ę
w Teamhair, przywdział
lekk
ą
zbroj
ę
i upewnił si
ę
,
ż
e ma pod r
ę
k
ą
bro
ń
. Na powitanie braci
wyszedł Nuada i reszta Tuatha de Danaan.
- Witajcie, synowie Tuireanna! - zawołał król - czy zdobyli
ś
cie ju
ż
wszystko o co prosił Lugh?
- Tak jest, mamy wszystko ze sob
ą
- odparł dumnie Brian - ale...
gdzie jest Lugh? - spytał rozgl
ą
daj
ą
c si
ę
na wszystkie strony -
chcieliby
ś
my wr
ę
czy
ć
mu to osobi
ś
cie.
- Był tu jeszcze przed chwil
ą
- odparł Nuada i posłał kilku ludzi,
ż
eby znale
ź
li Lugha, ale poszukiwania okazały si
ę
bezowocne.
- Domy
ś
lam si
ę
, gdzie si
ę
ukrył. Wiedział bardzo dobrze,
ż
e
wracamy do Irlandii maj
ą
c w swoim posiadaniu t
ę
cał
ą
czarodziejsk
ą
bro
ń
- u
ś
miechn
ą
si
ę
Brian ze zło
ś
liw
ą
satysfakcj
ą
-
dlatego nas unika. Boi si
ę
nas.
Wysłano wi
ę
c poprzez posła
ń
ców wiadomo
ść
dla Lugha,
ż
e bracia
Tuireann chc
ą
odda
ć
mu obiecane przedmioty, ale Lugh jedynie
rozkazał, aby zostały one oddane Nuadzie. Dopiero wtedy
wpuszczono braci do Teamhair a Lugh wyszedł im na spotkanie.
- Oto jest zapłata za
ś
mier
ć
człowieka - powiedział gdy Nuada
przekazał mu trzy jabłka, skór
ę
, siedem
ś
wi
ń
, rydwan z ko
ń
mi i
szczeniaka - jakiej nikt nigdy nie poniósł i nie poniesie. Ale... to
jeszcze nie wszystko, synowie Tuireanna, aby wyrówna
ć
nasze
rachunki. Czy
ż
by
ś
cie zapomnieli o czarodziejskim ro
ż
nie i trzech
okrzykach? Tego jeszcze nie otrzymałem!
Gdy Lugh wymówił te słowa czar rzucony na braci
przestał działa
ć
i u
ś
wiadomili sobie,
ż
e to jeszcze nie
koniec niebezpiecze
ń
stw,
ż
e jeszcze raz musz
ą
opu
ś
ci
ć
Irlandi
ę
. Pogr
ąż
eni w rozpaczy poszli do domu swego
ojca i opowiedzieli mu o swoich przygodach, o
niebezpiecze
ń
stwach jakie prze
ż
yli i o tym, jak w ko
ń
cu
Lugh ich nieuczciwie potraktował. Nast
ę
pnego dnia, z
samego rana, wsiedli z powrotem na Scuabtuine.
ś
egnała ich siostra Eithne.
- Bracie mój, najdro
ż
szy Brianie, przeklinam los, który ka
ż
e mi si
ę
z tob
ą
rozstawa
ć
. Obawiam si
ę
,
ż
e nawet jak wyjdziesz cało ze
wszystkich niebezpiecze
ń
stw i wrócisz tu
ż
ywy, nie spodoba si
ę
to Lughowi i ka
ż
e ciebie zabi
ć
. Nie b
ę
d
ę
mogła przesta
ć
o tym
my
ś
le
ć
. Z ka
ż
d
ą
chwil
ą
mój smutek i strach rosn
ą
, Brianie.
Brian bez słowa ucałował siostr
ę
, po czym razem z bra
ć
mi
wypłyn
ą
ł łodzi
ą
na wzburzone fale.
ch podró
ż
do tajemniczej, podwodnej wyspy, Inis Cenn-fhinne,
trwała cały kwartał. Wreszcie dotarli na miejsce. Brian rozebrał si
ę
i wskoczył do wody. Długo nurkował rozgl
ą
daj
ą
c si
ę
za miastem
kobiet, o którym mówił Lugh, a
ż
w ko
ń
cu udało mu si
ę
dopłyn
ąć
do niewielkiego dziedzi
ń
ca. Faktycznie, siedziały tam same
kobiety które zdawały si
ę
wcale nie zwraca
ć
uwagi na przybysza,
tak były zaj
ę
te szydełkowaniem i haftowaniem przepi
ę
knych,
skomplikowanych wzorów. Po
ś
rodku dziedzi
ń
ca znajdował si
ę
ro
ż
en. Gdy tylko Brian go dojrzał, bez chwili wahania przeszedł
pomi
ę
dzy pannami, chwycił go w gar
ść
i ju
ż
miał zamiar wynie
ść
go st
ą
d, gdy nagle rozległ si
ę
perlisty
ś
miech. To wszystkie
kobiety przerwały robótki i zanosiły si
ę
od
ś
miechu. W ko
ń
cu
jedna z nich, stłumiwszy chichot, powiedziała:
- Odwa
ż
nych czynów si
ę
podejmujesz, Brianie. Nawet, gdyby byli
tu z tob
ą
twoi bracia nie pokonaliby
ś
cie ani jednej z nas, a ka
ż
da z
nas mogłaby z łatwo
ś
ci
ą
pokona
ć
was trzech. Ale skoro pomimo
tego odwa
ż
yłe
ś
si
ę
zabra
ć
nam ro
ż
en... prosz
ę
, jest twój! W
nagrod
ę
za twoje m
ę
stwo.
Brian ukłonił si
ę
grzecznie pannom i czym pr
ę
dzej wrócił na łód
ź
gdzie Iuchar i Iucharba z niecierpliwo
ś
ci
ą
czekali na jego powrót.
Gdy tylko go ujrzeli wynurzaj
ą
cego si
ę
z morskich gł
ę
bin i
trzymaj
ą
cego w r
ę
ce ro
ż
en wznie
ś
li radosny okrzyk.
Teraz pozostało im ostatnie, najbardziej niebezpieczne z zada
ń
:
oddanie trzech okrzyków na wzgórzu Miochaoina, gdzie nie wolno
było wznie
ść
swego głosu powy
ż
ej szeptu.
Po dotarciu na miejsce bracia wyszli z łodzi na l
ą
d. Na spotkanie
wyszedł im Miochaoin i zacz
ą
ł walczy
ć
z Brianem. Obydwaj byli
doskonałymi wojownikami, walczyli wi
ę
c długo i zaciekle niczym
dwa lwy, dopóki Miochaoin nie padł martwy z r
ę
ki Briana. Wtedy
do walki stan
ę
ło trzech jego synów: Corc, Conn i Aedh. Ka
ż
dy z
nich rzucił włóczni
ą
rani
ą
c
ś
miertelnie synów Tuireanna, jednak
oni zd
ąż
yli jeszcze rzuci
ć
swoje włócznie i synowie Miochaoina
padli martwi na ziemi
ę
.
Brian spojrzał na swoich braci.
- Umieramy, Brianie - odrzekli Iuchar i Iucharba z wysiłkiem
- Spróbujmy wsta
ć
- powiedział Brian ci
ęż
ko podnosz
ą
c si
ę
z
ziemi - musimy odda
ć
godnie te trzy okrzyki, bracia.
Wstali z trudem, obficie krwawi
ą
c od zadanych im ran i ostatkiem
sił krzykn
ę
li tak gło
ś
no, jak tylko zdołali. Gdy przebrzmiały
ostatnie echa, wrócili na czarodziejsk
ą
Scuabtuine, poło
ż
yli si
ę
na
jej pokładzie i pozwolili by sama zaniosła ich do domu, do Irlandii.
Bracia długo le
ż
eli w pół
ś
wiadomo
ś
ci, nie maj
ą
c siły si
ę
ruszy
ć
, a
ż
w ko
ń
cu Brian spojrzał na horyzont i rzekł:
- Widz
ę
dom naszego ojca... i Teamhair, bracia.
- Irlandia... - szepn
ą
ł Iuchar
- Podnie
ś
nas troch
ę
, Brianie - poprosił Iucharba - oprzyj nasze
głowy na swoim ramieniu, aby
ś
my mogli zobaczy
ć
Irlandi
ę
, zanim
umrzemy.
Gdy dobili do brzegu, wyszli na l
ą
d i tam spotkali si
ę
ze swoim
ojcem.
- Id
ź
, ojcze - powiedział Brian - do Lugha, zanie
ś
mu ten ro
ż
en i
powiedz,
ż
e oddali
ś
my trzy okrzyki na wzgórzu Miochaoina,
spłacili
ś
my wi
ę
c cały dług wobec niego... popro
ś
go, niech teraz
u
ż
yczy nam owej skóry z dzika,
ż
eby
ś
my mogli uleczy
ć
swoje
rany... i pospiesz si
ę
, ojcze, bo niedługo umrzemy...
Tuireann poszedł do Lugha, zaniósł mu ro
ż
en i wiadomo
ść
od
swoich synów, ale Lugh odmówił udzielenia pomocy. Brain,
dowiedziawszy si
ę
o tym nie stracił jeszcze nadziei. Poprosił ojca,
aby zaniósł go do Teamhair, aby Brian mógł osobi
ś
cie prosi
ć
Lugha o pomoc, lecz Lugh ponownie odmówił, za nic maj
ą
c
po
ś
wi
ę
cenie i cierpienie dzielnych braci i ich ojca. Wróciwszy z
powrotem nad brzeg morza Brian poło
ż
ył si
ę
obok swoich braci i
wszyscy troje umarli w tym samym momencie. Tuireann zmarł
zaraz potem, z rozpaczy i zgryzoty, a Eithne pochowała ich
wszystkich we wspólnym grobie.