Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki
.
Copyright © by Anna Pasikowska
Copyright © for this edition by Walkowska Wydawnictwo / JEŻ
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Projekt okładki: Szymon Jeż, Adrian Łaskarzewski
Opracowanie graficzne i skład: Adrian Łaskarzewski
Powieść ta jest fikcją. Zbieżność nazwisk postaci powieści
z osobami żyjącymi bądź zmarłymi jest niezamierzona.
ISBN 978-83-61805-45-8
Wydanie II
Szczecin 2012
Walkowska Wydawnictwo / JEŻ
ul. Falskiego 29/8, 70-733 Szczecin
www.walkowska.pl
Powieść tę dedykuję
mojemu mężowi Grzegorzowi,
który jako jedyny wierzył,
iż ujrzy ona światło dzienne,
a także dzieciom, które na ile potrafiły,
były wyrozumiałe
i pozwoliły mi ją napisać.
PROLOG
Po raz pierwszy od niepamiętnych
asów
uła się wolna, bezpie na
i sz ęśliwa. Wody oceanu w kolo e głębokiego indygo działały na nią
wyjątkowo kojąco.
Z radością pat yła w dal z dziesiątego pokładu wielkiego transatlantyku,
podziwiając kilkumetrowe fale, których
ienione g ywy wyglądały jak
zwały bitej śmietany na rozg ebanym torcie urodzinowym. Rozpierała ją
duma, bo udało jej się doprowadzić do
ełnienia jednego ze swoich
najbardziej nieśmiałych ma eń, którym był rejs z Europy do Stanów
Zjedno onych i dalej wzdłuż Karaibów do Ameryki Południowej. Po em
docelowym było Rio de Janeiro.
Laura wiele razy wyobrażała sobie tę chwilę, nie mając nadziei, że
kiedykolwiek na ąpi. Teraz cieszyła się jak dziecko, bo
e ywi ość,
w której się znalazła przerosła jej najśmielsze wyobrażenia.
A to był dopiero po ątek. T y dni temu wsiadła na najnowo eśniejszą,
pasażerską jedno kę pływającą na świecie, noszącą imię „Lady Diana”,
płynącą w swój dziewiczy rejs.
Dopiero teraz mogła sobie pozwolić na tę ekskluzywną podróż ponieważ
była bogatą kobietą. Bogatą jednak od niedawna, zaledwie od roku.
W eśniej ledwo wiązała koniec z końcem, ciągle za anawiając się, jak
ona i jej troje dzieci przeżyją następny miesiąc.
Teraz już nikt jej nie p ekona, że pieniądze w życiu nie są najważniejsze.
Są, bo bez nich, zwyczajnie, nie da się żyć.
Wiele razy słyszała, że pieniądze szczęścia nie dają, ale przekonała, się że to
nieprawda. W życiu zawsze wszy ko rozbija się o pieniądze, na nich się
zaczyna i na nich się kończy.
Mogła porównać p eszłość, w której bez p erwy ich brakowało
z teraźniejszością, kiedy ma ich pod do atkiem. Pieniądze są w życiu
najważniejsze, zwłasz a kiedy ma się dzieci. Bo ona sama nie miała zbyt
wielkich wymagań. Natomia pot eby dora ających pociech prawie
zawsze przekraczały możliwości finansowe rodziców.
Wielokrotnie denerwowała się, gdy któreś z jej dzieci chciało do ać coś
ponadplanowego. One
adko chciały zrozumieć, że są
e y bardziej
potrzebne w codziennym życiu, niż najnowsze zabawki.
Teraz, kiedy była zamożna ać ją było na wiele. I uła się z tym bardzo
dobrze, tym bardziej, że zarobiła te pieniądze sama i były one nagrodą za jej
pracę. Stan jej konta powiększał się dzięki wielbicielom literatury pięknej,
a właściwie jednego z jej działów – literatury kobiecej.
Laura Pilawska pisała powieści dla kobiet, chociaż wiedziała, że i wśród
panów ma wielu zwolenników. W ciągu dwóch lat napisała tery książki.
To był naprawdę dobry wynik. Pierwsza
edała się w około dwu u
tysiącach egzempla y. Jak na warunki polskie, był to bardzo duży sukces.
Nakłady kolejnych powieści zwiększały się.
Dziś Laura mogła pochwalić się
edażą
ędu pó ora miliona
egzempla y. Wobec innych pozycji, ukazujących się na rynku, to był
nokaut. Jedyne w swoim rodzaju mi
o wo świata, jeśli chodziło
o
edaż książek. Nie mogła porównywać się z pisa ami o światowej
sławie, ale w nowej Polsce jeszcze nikt nigdy tyle nie sprzedał.
Na po ątku trochę, ale tylko trochę, dziwiła się, że jej powieść tak dob e
się
edaje. Okazało się, że tra ła na podatny grunt. Wiedziała, że od
asów Mniszkówny, Dołęgi Mo owi a, a potem Fleszarowej-Muskat nikt
nie pokusił się o napisanie zwyczajnego romansu.
Na półkach księgarskich można było znaleźć same niezbyt interesujące,
powieściopodobne pozycje autorów uważających się za wielkich pisa y,
któ y, w wywiadach prasowych i nie tylko, utwierdzali odbiorców
w przekonaniu, że w Polsce z pisarstwa wyżyć się nie da.
A p ecież Laura Pilawska była żywym p ykładem tego, że je całkowicie
ina ej. Nie tylko udowodniła, że da się wyżyć, ale luksusowo żyć.
Wystarczy po prostu pisać o tym, o czym ludzie chcą czytać, a nie wychodzić
nap eciw o ekiwaniom krytyków, któ y w większości cierpią na syndrom
nie ełnionych ma eń o pisarskiej sławie i forsują pogląd, że dobra
literatura, sztuka, kino i teatr powinny być ambitne, mądre i mę ące, p y
tym niezrozumiałe i egzaltowane.
Tylko, że ci któ y two ą taką kulturę nie zdają sobie rawy, że two ą ją
dla siebie. Publi ność domaga się
e y pro ych, bezpośrednich,
wzruszających. W literatu e szuka rozrywki i oderwania od codzienności.
Dlatego auto y, z uporem maniaka demonizujący szarą e ywi ość, nie
mogą wyżyć z pisarstwa, a ona właśnie płynie w egotyczną podróż.
Laura myśląc o tym wszy kim uśmiechała się do siebie. Ale najbardziej
podobało jej się po ucie bezpie eń wa, jakie dawały pieniądze. Jej
własne pieniądze. Było to dla matki trojga dzieci, do niedawna, zupełnie
obce u ucie. Nigdy w eśniej nie
uła się tak bezpie nie. Dotąd nie
zdawała sobie
rawy, jaką rolę odgrywają pieniądze w zapewnieniu
bezpie eń wa dzieciom. Nie jej samej, a właśnie dzieciom. Po ucie
pewności, że będzie miała za co je wykształcić, ełnić ich ma enia i pomóc
w starcie życiowym napawała ją ogromnym szczęściem.
Laura była sz ęśliwa, bo miała zdrowe i udane dzieci. Była wolna, bo
niezależna, wyzwolona z chorego, kilkuna oletniego związku z męż yzną
i bezpie na, bo nie musiała się ma wić jak ona i jej dzieci p eżyją
następny miesiąc.
***
– Widzę, że wpadłaś w melancholijny na rój – kobieta mniej więcej,
w wieku Laury bezceremonialnie przerwała jej rozmyślania.
– Nie, po pro u cieszę się, że je em tutaj, że mogę odpo ąć od tego
zamieszania, które rozpo ęło się dwa lata temu i trwa do dziś. No i cieszę
się też, że je eś tutaj ze mną, ina ej musiałabym ten rejs p eżyć sama
– Laura z rozrzewnieniem spojrzała na przyjaciółkę.
– Daję głowę, że nie nudziłabyś się, ale je em ci bardzo wdzię na, że
pomyślałaś właśnie o mnie, kiedy twoje dzieci dały ci kosza.
– No cóż, bardzo chciałam, żeby popłynęły ze mną, ale sama wiesz, one
w aniałomyślnie uwolniły się ode mnie na ten as. Może to i dob e,
odpo nę od nich, a one ode mnie. Wyjdzie nam to tylko na dobre. A jeśli
chodzi o dot ymanie towa y wa, to kogo miałam zaprosić jak nie ciebie?
Ty, chyba bardziej niż ktokolwiek inny, zasługujesz na trochę radości
w życiu. Mało kto p eszedł taką „golgotę” jak ty. Zresztą po co ja o tym
mówię, sama wiesz najlepiej – popatrzyła współczująco na Ewę.
– To prawda, każdy dźwiga jakiś tam swój k yż. Tobie też nie było łatwo,
a jednak potra łaś wyko y ać swoje możliwości i dlatego je eś tu gdzie
je eś, a ja pewnie już nigdy się nie pozbieram. Te dwanaście lat, które
poświęciłam Moni ce, a potem ta jej bezsensowna śmierć. To
niesprawiedliwe – w oczach Ewy pojawiły się łzy.
Rok temu zmarła jej córka. Zawsze li yła się z tym, że ta śmierć jej nie
ominie, ale do końca miała nadzieję, że może los ją oszczędzi.
Mała urodziła się z rozsz epem kręgosłupa i wodogłowiem. Na po ątku
leka e nie dawali dziecku żadnych szans. A dziew ynka, wbrew wszy kim
p ewidywaniom oraz dzięki determinacji swojej matki, rosła, rozwijała się,
robiła małe po ępy. Na o a u miłości do córki, Ewa złożyła swoje
małżeń wo ale i to nie pomogło. Po dwuna u latach morder ej walki
o życie, ciało Moniki poddało się. Dziecko rosło zbyt szybko, pękła jedna
mała żyłka i było po wszy kim. Z jednej
rony dob e się
ało, bo
dziew ynka p e ała się mę yć, matka uwolniła się od cierpień. Ale
Monika była wszy kim, co miała Ewa. Żyła tylko dla niej. Wszyscy się od
nich odsunęli, a mąż i ojciec jako jeden z pierwszych. Nie ety, panowie
chcieliby, aby cała ota ająca ich
e ywi ość była doskonała
i bezproblemowa. A kiedy taka nie je , najzwy ajniej w świecie nie
p yjmują tego do wiadomości i odchodzą. Im wolno. Nikt ich za to nie
potępia. Zupełnie nie ma wią się tym, co
uje kobieta, która zo aje
z problemem sama.
Ewa po śmierci córki zdecydowała się w ąpić do zakonu, życie wśród
ludzi nie miało dla niej sensu. Ale właśnie wtedy
otkała, całkowicie
przypadkowo, Laurę, która była już sławną pisarką .
Panie chodziły razem do pod awówki, potem ich drogi rozeszły się.
O atni raz rozmawiały około dziesięć lat temu, więc Laura znała sytuację
dawnej p yjaciółki. Kiedy wpadły na siebie w centrum mia a, Ewa nie
mogła uwie yć, że
oi p ed nią koleżanka ze szkolnej ławki. Za ęła
płakać. Od słowa do słowa i Laura usłyszała dramaty ną hi orię
umęczonej życiem kobiety, walczącej przez ostatnie lata z wiatrakami.
Pod koniec rozmowy Ewa uzmysłowiła sobie, z kim właściwie rozmawia,
zauważyła bowiem, iż ludzie, siedzący p y sąsiednich olikach w kawiarni,
bacznie obserwowali rozmawiające kobiety. W tym momencie zreflektowała
się i zaczęła gratulować koleżance sukcesu.
– Wiesz,
ytałam twoje powieści. Są rewelacyjne. Chciałam nawet do
ciebie zadzwonić i podziękować, że je napisałaś, ale nie miałam odwagi.
– Źle zrobiłaś, p ecież nic się nie zmieniło. P yjaciele pozo ają
p yjaciółmi, niezależnie od tego, jak poto y się ich życie. Sama widzisz,
siedzimy, rozmawiamy, jakby tych dziesięciu lat wcale nie było – w tym
momencie Laura postanowiła pomóc koleżance.
– Słuchaj, zapomnij o tym zakonie. To nie je najlepszy pomysł. Zo ań
wśród ludzi. A ponieważ nie możesz znaleźć pracy, zostałaś sama, to przyjmij
pomoc ode mnie.
– Ale ja tak nie mogę. Ty masz swoje problemy, je eś bardzo zajęta,
sławna, musisz pisać książki. Nie, ja już podjęłam decyzję. Jadę za tydzień.
Wszy ko mam załatwione. Sio ry na mnie ekają -Ewie p ez myśl nie
przeszło, że mogłoby być inaczej.
– Zadzwonisz i odwołasz to – Laura nie miała zamiaru słuchać prote u
koleżanki – Będziesz pracowała u mnie. Pot ebna mi je asy entka, sama
już sobie nie radzę i najwyższy
as to zmienić. Spadłaś mi po pro u
z nieba. O wiele bardziej p ydasz się mnie, z całym szacunkiem dla pracy
w zakonie, a tym samym p y ynisz się do rozwoju polskiej literatury
pięknej. Nie masz wyboru. No więc jak? – niecierpliwiła się.
– I co, mam zmienić wszy kie swoje plany w pięć sekund?
– zdezorientowana kobieta była p ekonana, że Laura proponuje jej tę pracę
po prostu z litości.
– No cóż, ja też podjęłam kilka takich pięciosekundowych decyzji w ciągu
ostatniego roku i jak widzisz dobrze na tym wyszłam.
Ewa jesz e p ez chwilę wahała się. To wszy ko wydawało się jej
niedo e ne. Ale ponieważ całe życie było jedną wielką niewiadomą
i balansowaniem na krawędzi, zdecydowała:
– Dob e, p ekonałaś mnie. Ale co ja miałabym robić? – zapytała
zaskoczona.
– Czy musimy rozmawiać o tym teraz? – Lau e wy ar yło, że Ewa
podjęła decyzję, szczegóły mogły odłożyć na później.
W taki właśnie
osób panie rozpo ęły w ółpracę. Dziś obie były z niej
bardzo zadowolone. Ewa, bo po uła się komuś
e ywiście pot ebna.
Laura, bo nareszcie mogła p ekazać komuś ęść swoich mniej p yjemnych
obowiązków całkowicie nie związanych z pracą twór ą. A, że znały się
bardzo długo, a Ewa z wykształcenia była ekonomi ką od organizacji
i zarządzania, więc uzupełniały się w każdym calu.
Dob e im się razem pracowało. W eśniejsza, młodzień a p yjaźń
zmieniła się w prawdziwą, dorosłą. Dla obu pań było to całkiem nowe
doświad enie. W eśniej ani jedna, ani druga nie miała
asu na
p yjaciółkę, której mówiłaby wszy ko. Każda miała swoje, ważniejsze
problemy niż babskie pogaduszki. Dla Laury całym światem były jej dzieci
i mąż, dla Ewy jej Monika.
Teraz, opierając się o
alową porę wielkiego pasażerskiego
atku,
patrzyły na coraz bardziej niespokojny ocean.
– Wiesz, uwielbiam mo e. Bardzo mnie u akaja. Lubię pat eć na fale,
słuchać jak szumią i rozbijają się o b eg. W p eciwień wie do Rafała,
mogłam godzinami leżeć na piasku i pat eć na wodę. On nigdy nie lubił
się smażyć. Dob e, bo p ynajmniej zajmował się dziećmi. A ty lubisz
mo e? – Laura zdała sobie
rawę, że nigdy nie rozmawiała z koleżanką
o tak p yziemnych
rawach. Zabrała ją w podróż zupełnie nie znając jej
upodobań.
– No, może nie je em tak wielką jego miłośni ką jak ty, ale owszem, na
mnie też ma dobry wpływ.
– P yjemnie tak
ać i nie myśleć o ni ym ważnym, o
e ach na
w oraj, o
otkaniach odkładanych w nieskoń oność, o nieudzielonych
wywiadach. Wiesz, gdyby ktoś jesz e t y lata temu p epowiedział mi taki
sukces, pomyślałabym, że ma nie po kolei w głowie. A teraz? Sama nie
wiem. Biorę udział w
ymś, co mogłam oglądać jedynie na ka kach
kolorowych asopism. I muszę p yznać, że oglądając w p eszłości zdjęcia
z wielkich p yjęć, pokazów mody, bankietów, jakbym p e uwała, że
kiedyś i ja się na nich znajdę. Nie zdawałam sobie
rawy jednak, że tak
szybko to na ąpi, i że w ogóle. Teraz dopiero p ypomniały mi się te moje
mrzonki.
– Miałaś intuicję. To jednak nie były m onki. Je eś wielka. Robisz ze
swoimi czytelnikami to, co chcesz. Oni cię uwielbiają .
– Nie mnie, moje powieści.
– Co za różnica. Właściwie
anowicie jedność. Ale powiem ci, iż nie
myślałam, że będzie z tym tyle roboty. Ciągle je eśmy
óźnione, zawsze
coś musi być na w oraj. Całe sz ęście, że promocję „Dzikiego b egu”
mamy już za sobą. Należy ci się te półtora miesiąca lenistwa.
– No może nie do końca – uśmiechnęła się Laura tajemniczo.
Ewa spojrzała na przyjaciółkę, domyślała się co oznacza ten uśmiech.
– Znowu coś wymyśliłaś?! Kobieto,
y ty ani na chwilę nie możesz
odpuścić! Doprowadzisz swoich wielbicieli do bankructwa.
– Wiesz, że to nieprawda. W p eciwień wie do innych, moje książki są
o t ydzieści procent tańsze – nie kryła zadowolenia autorka – Poza tym,
sama mówiłaś, że moje hi orie, to najlepsze pocieszycielki pod słońcem.
Więc jak mogę p e ać pocieszać. Lubię to robić, lubię
rawiać innym
radość, pomagać zapominać o szarości dnia.
– I stwierdzam, że ci się to udaje.
– Dziękuję, zawsze mogę liczyć na twoją przychylność.
– Polecam się na p yszłość. A teraz mam pytanie: y wybieramy się na
ten bal kapitański dziś wie orem? – Ewa nie była pewna, y powinna
pójść.
– Ależ o ywiście. Chyba nie chcesz pozbawić się widoku europejskiej
„śmietanki towa yskiej”. Podobno je tutaj książę Kentu, Claudia Shiffer
i Antonio Moderas z małżonką. To ci, o których wiem, a to podobno nie
wszyscy.
– O takich rzeczach mówisz mi dopiero teraz?!
– No cóż, p yznaję, że zrobiłam to z premedytacją. Chciałam, żebyś
popłynęła ze względu na moje towa y wo, a nie żeby po i ować
z bożysz em kobiet – Laura miała niezłą zabawę, widząc zdumienie
przyjaciółki.
– Po i ować to ja sobie mogę, ze ewardem. A i to nawet nie, nie znam
angielskiego.
– Służę jako tłumacz – zaoferowała się Laura.
– Taki atrakcyjny tłuma jak ty nie tylko mi nie pomoże, a na pewno
zaszkodzi.
– Oj, Ewka, Ewka mówisz tak, jakby tobie egoś brakowało. Poza tym ja
mam
terdzieści jeden lat i nie w głowie mi
i y. Dość mam
skomplikowanych sytuacji w mojej kcji literackiej. W życiu p ez jakiś as
może być nudno. Wcale się nie pogniewam.
– Gdybyś chciała, żeby tak było, nie płynęłabyś atkiem, którym płyną
same sławy. P ecież tutaj romans będzie gonił romans, a od we chnień
niedługo zgęstnieje powietrze! – podekscytowanym głosem mówiła Ewa.
– Świetnie to ujęłaś. Muszę to zapamiętać. Szybko się u ysz moja droga.
Jednak wbrew temu co mówisz, ja naprawdę mam zamiar, p ede
wszy kim odpo ąć – Laura ob awała p y swoim. Nie robiły na niej
wrażenia osobi ości obecne na „Lady Dianie”. Zdecydowała się na tę
podróż, między innymi, ze względu na nazwę tego pływającego mia a.
Swego
asu, jesz e za życia księżnej Walii, była jej wielbicielką.
Podziwiała jej stroje, sposób bycia, klasę. Uwielbiała ją oglądać.
Jeden z najbogatszych Anglików wybudował to pływające cudo w hołdzie
„Królowej ludzkich serc”. A że było to cudo, nikt nie miał wątpliwości.
Pasażerowie mogli do woli wybierać w naprawdę imponującej ofercie, którą
p ygotowali
ecjalnie dla nich projektanci
atku. A były to: kryte
i odkryte baseny, mini pole golfowe, ko y tenisowe, siłownie, gabinety
odnowy biologi nej, kilka sal kinowych, kilkanaście re auracji, barów,
dwie ogromne sale balowe. A kajuty były kajutami tylko z nazwy.
W
e ywi ości były to eleganckie apa amenty dwu-, t y-,
teropokojowe. Nawet najbardziej wybredny gość nie mógł znaleźć nic, co
by mu się nie podobało. Wszy ko było na najwyższym, światowym
poziomie klasy XXS.
Stylistyka wnętrz miała charakter i nowoczesny i tradycyjny, klasyczny.
Dywany, meble, boazeria
rawiały wrażenie jakby były żywcem
p eniesione z „Titanica”. Całość powodowała, że każdy pasażer mógł się
uć wyjątkowo, tak jakby cały ten kram zo ał wo ony
ecjalnie dla
niego.
P yjemnie było pop ebywać w tych luksusowych wnęt ach chociaż
p ez kilka tygodni. A p ede wszy kim, na
ym Lau e zależało
najbardziej, oddawać się błogiemu leni wu, z jakim nie miała do ynienia
nigdy p edtem. Najlepiej byłoby o ni ym nie myśleć, nie dzwonić do
nikogo, zupełnie się wyłą yć. Jednak w jej p ypadku nie było to możliwe
ze względu na dzieci. Dzwoniła do nich codziennie.
Były akurat wakacje. Na pierwszy miesiąc babcia, mama Laury, pojechała
z dziećmi nad Ba yk, do pensjonatu, do którego jeździli p ez o atnie kilka
lat. Znajome dzieciaki zap yjaźnionych rodzin i w asowi e też od lat
zawsze ci sami. „Wyrodna matka” mogła więc być
okojna o to, że jej
pociechy nie będą się nudzić i uprzykrzać babci życie.
Naj arszy syn Laury, Tomek, t yna olatek, nie bardzo miał
as na
rozmowę kiedy mama dzwoniła, bo właśnie wygrywał kolejny gem
w me u tenisowym, Jacuś – dziewięciolatek pokonywał na ępny poziom
w gameboyu z kolegą, i tylko ośmioletnia Ana azja miała więcej asu,
żeby porozmawiać z mamą.
Bardzo było im obu żal się roz awać ale o ate nie dziew ynka
zrozumiała, że mama powinna jechać i odpoczywać.
Laura miała bardzo dobre i mądre dzieci. Wiedziały, że t eba dać mamie
urlop. O ywiście nie same z siebie, ciężką pracę w tym względzie wykonała
ich babcia. I nawet Ana azja zacisnęła zęby i udało się mamie i córce
przebrnąć przez dramat pożegnania.
Po powrocie znad mo a ojciec dzieci miał zabrać je na Mazury. O ten as
Laura również mogła być
okojna. Cała trójka miała z nim dobry kontakt
i bardzo go kochała.
Za to ona nie miała z nim już ani dobrego kontaktu, ani go nie kochała.
Była jednak skazana na obecność byłego męża w swoim życiu ze względu
na dzieci.
Ale gdyby nie dramaty ne wrę zbiegi okoli ności, dziś, tak jak p ez
o atnie kilka lat, byłaby ze swoimi pociechami nad mo em i myślałaby
jak zwykle o tym, że już nic ciekawego się nie zda y, że już będzie tylko
opiekunką
i
go osią. A tu proszę, dzięki niewiernemu mężowi,
niewie ącemu ani trochę w jakiekolwiek możliwości swojej żony, ona, kura
domowa odniosła
ektakularny sukces. Stała się kobietą światową, dla
której jesz e niedawno nie i niało nic poza dziećmi, domem i mężem
udającym, że nim jest.
W owym asie Laura nawet nie chciała wiedzieć, że można mieć swoje
życie, swój świat, problemy nie tylko domowe, ale i inne, które każda
kobieta powinna mieć dla zdrowia psychicznego.
Paradoksalnie, to Rafałowi zawdzięcza pasmo swoich sukcesów.
Na na ępny dzień po szokującym odkryciu, iż
raciła wyłą ność na
bycie żoną swojego męża, po anowiła: po pierwsze, że tatuś będzie
dochodzący, po drugie, pokaże mu, że sobie bez niego poradzi. Nawet nie
ekała na jakiekolwiek tłuma enia, nie pomyślała, żeby mu cokolwiek
wyba ać. Zdecydowała od razu: nikt nie będzie jej dłużej upoka ał
i oszukiwał jej dzieci. Zasługiwała na coś lepszego niż życie, które do tej
pory wiodła.
Wtedy, kiedy pierwsze emocje opadły, najbardziej p erażające było dla
niej nie to, że zo ała oszukana i zdradzona, ale to, że w jednym momencie
ona i jej dzieci zostały bez środków do życia. Od zawsze to on zarabiał, a ona
rodziła i wychowywała dzieci.
Laura nie miała nigdy swoich własnych pieniędzy, bo i skąd. Człowiek,
któremu tak bardzo zaufała, któremu zawie yła los swoich dzieci, po pro u
ją zawiódł.
Ta bezradność, niemożność zrobienia
egokolwiek była porażająca,
najgorsza ze wszystkiego, co mogło spotkać matkę trojga dzieci.
W tamtej chwili Laura uzmysłowiła sobie, że męż yźni to, nie ety,
egoiści
adko myślący o konsekwencjach swoich
ynów. Wychodzą,
zamykają za sobą d wi i wieszają apkę na innym wieszaku. Najgorsze je
jednak to, że panowie uważają, iż wolno odejść im i zo awić rodzinę na
pa wę losu. Nikt
ecjalnie, bowiem, nie potępia odchodzących z domów
tatusiów.
Bardzo ę o, do tego jesz e, dzieci mają pretensje do swoich mam, że
pozwoliły im odejść. O zgrozo!
1
K
iedy była młodą dziew yną i słyszała, że kiedyś urodzi dziecko, to
uła ciarki na całym ciele. Laura wyobrażała sobie poród jako coś
ek remalnie bolesnego i dziwiła się, że mimo wszy ko, kobiety p ez to
p echodzą i nie umierają z bólu po wydaniu na świat kilku kilogramów
sinego ciałka.
W opowieści, że to cudowne, niepowta alne p eżycie, że w momencie,
kiedy zoba y się nowo narodzone dzieciątko, to natychmia zapomina się
o bólu – jakoś nie mogła uwierzyć.
Potem, po wielu latach okazało się, że jej obawy były słuszne, a to co
sama p eżyła pod as pierwszego porodu p erosło jej naj arniejsze
wyobrażenia. Nie chodziło o ból, trwający kilkanaście godzin, kiedy po
każdym kolejnym skur u była pewna, że nie dożyje na ępnego. Najgorszy
był res, który p eżyła, kiedy w malignie usłyszała, że grozi jej poród
klesz owy, bo na cesarkę było już za późno. Doszło do tego, że kilku
ojących nad rodzącą, leka y bezradnie rozłożyło ręce, nie wiedząc jak
pomóc malcowi uj eć nowy świat i tej, która naraziła go na takie męki. Na
sz ęście, jednego z owych bezradnych olśniło i o ate nie udało się
wyciągnąć matkę i noworodka z opresji.
Wtedy Laura obiecała sobie: nigdy więcej żadnych dzieci. Po anowiła, że
nie będzie narażała drugiej niewinnej istoty na podobną gehennę.
A później, kiedy znalazła się już w sali poporodowej, w najwygodniejszym
łóżku na świecie – tak jej się wtedy wydawało – płakała przez kilka godzin.
Nie mogła pow
ymać łez, nie mogła uwie yć, że już je po wszy kim,
że jej Tomek je cały i zdrowy, i że to co uważała za najgorsze w życiu, ma
już za sobą. Teraz miała już tylko karmić, zmieniać pieluchy, nie
ać po
nocach i być, po prostu być przy swoim maluszku.
Mąż Laury, Rafał cieszył się, że wreszcie został ojcem.
Byli już t y lata po ślubie, a jej w ogóle do macie yń wa się nie
spieszyło.
Miała swoją ulubioną pracę w bibliotece wojewódzkiej. Do ała się tam
zaraz po udiach bibliotekoznaw ych, uwielbiała książki. Znalazła się więc
w swoim żywiole. Cisza,
okój i zapach arych woluminów p enosiły ją
w magi ny świat. Lubiła też rozpakowywać nowe książki, p eglądać
kartki, ustawiać na półkach.
Kiedy urodziła Tomka, myślała, że szybko wróci do pracy. Ale tak zatraciła
się w opiece nad oseskiem, że dopiero po dwóch latach p ypomniała sobie
o swojej ukochanej bibliotece.
Bardzo cieszyli się z Rafałem ze swojego synka. Chował się zdrowo, był
mądrym i ładnym chłopcem. Wszyscy go kochali i rozpieszczali.
Ojciec był dumny ze swojej pociechy i mimo zapracowania dużo asu
spędzał z Tomkiem. Wszyscy troje tworzyli zwyczajną rodzinę.
Rafał był bardzo zakochany w żonie i p ez te kilka lat bycia razem nic się
nie zmieniło. Pobrali się, bo bardzo się kochali, chcieli być ze sobą, tylko we
dwoje. Poznali się na udiach, on był na o atnim roku architektury, ona na
wa ym bibliotekoznaw wa. A ponieważ Laura była nie tylko atrakcyjną
udentką ale również mającą „dob e poukładane w głowie” panienką,
p yszły pan architekt
wierdził, że już lepszej kandydatki na żonę nie
znajdzie i poprosił swoją ukochaną o rękę. Pobrali się po roku szaleństw.
Świetnie im się żyło. Od razu mieli swoje dwupokojowe mieszkanie, on
do ał się do biura projektów na
aż, ona obroniła pracę magi erską
i rozpoczęła pracę w bibliotece.
Młody pan Pilawski z niepoprawnego, wie nego imprezowi a
p edzie gnął się w domatora i cały swój wolny
as
ędzał ze swoją
piękną, mądrą żoną. Kiedy pojawił się Tomasz, szybko „zaprogramował się”
na tatusia i chcąc up yjemnić Lau e bycie mamą, pomagał jej jak mógł
w
ełnianiu rodzicielskich obowiązków. Laura również, nie chcąc dać
poznać po sobie jak bardzo dziecko wywróciło jej świat do góry nogami,
arała się t ymać fason i robiła wszy ko co mogła, żeby być, p ede
wszystkim, idealną matką.
Chciała również dalej być dobrą żoną. A kochanką? – Machnęła na tę sferę
życia ręką. Doszła bowiem do wniosku, że nie da się wszy kiego robić na
o procent. Uważała, że teraz je as Tomka. Więc Rafał, chce y nie chce,
musi zejść na drugi plan . Zresztą, uważała to za naturalny an p ejściowy
i specjalnie nie zawracała sobie tym głowy.
A mąż, jak to mąż, szybko zaczął domagać się swojego.
Ona, nie ety, była permanentnie niewy ana i zbywała sypialniane
zaloty, a tym samym odsuwała Rafała od siebie.
Po kilku miesiącach zabawy w kotka i myszkę on za ął mieć coraz
ę sze, słuszne zresztą, pretensje o brak zainteresowania jego osobą.
Wtedy, w sytuacjach kryty nych Lau e udawało się go jakoś ułagodzić.
A potem wszystko zaczynało się od nowa.
Stało się tak, że ona, która nigdy w eśniej nie interesowała się dziećmi,
po urodzeniu własnego, ała się matką na tery a procent. Nic, ani nikt
nie był w anie tego zmienić. Od kiedy mieli dziecko, życie towa yskie
p e ało i nieć. Ani oni nigdzie nie wychodzili, ani do nich nikt nie
przychodził. Odbyły się jakieś tam kurtuazyjne wizyty i to wszystko.
Kiedy pojawia się maluch, dla towa y wa jego rodzice już nie są
atrakcyjni –
ają się monotematy ni. Tak też było z Pilawskimi. Rafał
jesz e asami otykał się ze arymi kumplami, ale Lau e koleżanki nagle
p e ały być pot ebne. Było jej dob e. Dużo asu ędzała na powiet u,
na
acerach z wózkiem. Nawet nie miała ochoty na zawieranie nowych
znajomości z innymi paniami „od wózków”.
I tak sobie to wszy ko trwało. Tomek skoń ył dwa latka i jego matka
za ęła myśleć o powrocie do pracy. Wtedy jesz e tak masowo nie
wrę ano wypowiedzeń po urlopach wychowaw ych. Wróciła więc do
swojej biblioteki. Tomkiem zaopiekowała się babcia, co ozna ało, iż
ominęła ją batalia o wybranie odpowiedniej opiekunki do dziecka.
Rafał zakoń ył
aż w biu e projektów i rozpo ął pracę jako
samodzielny architekt. Założył, z kolegą po fachu, biuro projektów
i rozpo ęła się karuzela poszukiwania zleceń. Na swoim nie było już tak
łatwo, ale powoli bez większych pe urbacji, Rafał, w miarę zdolny
architekt, za ął zarabiać jakieś pieniądze. Sytuacja była dość
abilna.
Wszy ko to yło się dob e. Babcia, mama Rafała, póki co, nie wyrażała
chęci rezygnacji z zajmowania się wnukiem, co bardzo cieszyło rodziców
chłopca.
Niestety, szczęście nigdy nie może trwać zbyt długo.
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
e-booksweb.pl - audiobooki, e-booki
.