N
a bezchmurnym b∏´kitnym nie-
bie olÊniewajàca tarcza s∏oƒca
razi oczy. Lecz w umiarkowa-
nym blasku szkar∏atnych zachodów czy
przez cienki welon ob∏oków oko mo˝e
na niej czasami dostrzec ciemne obsza-
ry. W 1607 roku sam Johannes Kepler,
znakomity teoretyk i nie byle jaki ob-
serwator dostrzeg∏ „niewielki kleks” na
wyÊwietlonym obrazie S∏oƒca. Dwa la-
ta póêniej opublikowa∏ prowizoryczne
wyjaÊnienie, uwa˝ajàc za Niezwyk∏e zja-
wisko, czyli Merkury na S∏oƒcu rzadkie
przejÊcie Merkurego rysujàcego si´ na
tle jaskrawej tarczy. Nie móg∏ byç tego
ca∏kowicie pewien, poniewa˝ jego ta-
bele planetarne nie przewidywa∏y jesz-
cze wystarczajàco wiarygodnie takich
przejÊç, i rzeczywiÊcie si´ myli∏.
Wyst´puje równie˝ inny typ skazy
s∏onecznej; nie jest to cieƒ, lecz praw-
dziwy defekt, majàcy fizyczne korzenie
w samym S∏oƒcu. Ka˝da z nich jest ro-
dzajem d∏ugotrwa∏ego cyklonu, zwane-
go plamà s∏onecznà i stanowi charakte-
rystyczny znak zmiennej pogody ma-
gnetycznej w goràcej s∏onecznej atmos-
ferze. Rok 2000 wyznacza zas∏ugujàce
na upowszechnienie maksimum w je-
denastoletnim cyklu plam s∏onecznych,
podczas którego pojawiajà si´ one,
wzrastajà, zlewajàc si´ cz´sto, by osta-
tecznie zaniknàç.
W 1613 roku Galileusz pos∏u˝y∏ si´
w∏asnym teleskopem, by wykreÊliç i
barwnie opisaç obserwowane przez sie-
bie plamy, chocia˝ ich wyst´powanie
pierwsi zanotowali Chiƒczycy ponad
1000 lat wczeÊniej. Zarówno Kepler, jak
i Galileusz opisywali dwa rodzaje ciem-
nych skaz na S∏oƒcu: ÊciÊle ko∏owà krop-
k´ planetarnà, znikajàcà w ciàgu kilku
godzin, oraz du˝e, z∏o˝one obszary
plam s∏onecznych, które mog∏y prze-
trwaç i powróciç po blisko czterech
tygodniach obrotu S∏oƒca. W kroni-
kach Karola Wielkiego, og∏oszone-
go przez papie˝a cesarzem, zanoto-
wano, jak to opisywa∏ Galileusz
w historii Franków, ˝e osiem wieków
wczeÊniej wielu ludzi we Francji zauwa-
˝y∏o ciemne znaki na S∏oƒcu, utrzymu-
jàce si´ przez osiem dni. Cesarz zebra∏
swych uczonych, którzy zgodnie orze-
kli, ˝e musia∏ to byç Merkury. Galileusz
by∏ dla nich surowy: có˝ za wstyd dla
tych starodawnych astronomów, któ-
rzy nie wiedzieli, ˝e ˝adne przejÊcie
Merkurego nie mo˝e trwaç nawet oÊmiu
godzin! (Mo˝na podejrzewaç, ˝e po pro-
stu zachowali oni dla siebie odpowiedê,
poniewa˝ uznali, ˝e przewidywalna
kropka, która ju˝ znikn´∏a, wyda si´
mniej niepokojàca ni˝ plamy nieznanej
natury.)
Do 1629 roku dok∏adniejsze tablice
Keplera pozwoli∏y mu przewidywaç
przejÊcia planet na tle tarczy s∏onecznej.
Uwaga astronomowie! Dwa przejÊcia
dla roku 1631: Merkury w listopadzie,
Wenus kilka tygodni póêniej. Kropka
Merkurego (zbyt ma∏a by mog∏a paso-
waç do kleksa Keplera z 1607 roku) za-
uwa˝ona zosta∏a przez teleskop w Pa-
ry˝u tu˝ przed opuszczeniem tarczy,
oko∏o pi´ciu godzin za wczeÊnie. „Na-
kry∏em go...” – pisa∏ wytrawny astro-
nom Pierre Gassendi do kolegi. Ostat-
nie przejÊcie Merkurego, 15 listopada
1999 roku po po∏udniu, obserwowa∏
w Denver z prawdziwà przyjemnoÊcià
nasz przyjaciel astronom, dok∏adnie
o czasie przewidzianym przez obecne
tabele. W XVIII wieku starano si´ usilnie
wykorzystaç dok∏adne czasy przejÊcia
Wenus z ró˝nych miejsc, by uzyskaç in-
formacje o rozmiarach Uk∏adu S∏onecz-
nego, lecz metoda ta zosta∏a ju˝ dawno
zarzucona. PrzejÊcia Merkurego nast´-
pujà kilkanaÊcie razy w ka˝dym stule-
ciu, nast´pne b´dzie w roku 2003. We-
nus czyni to rzadko. Pomi´dzy dwoma
jej przejÊciami mo˝e up∏ynàç wiek.
Ostatnie przejÊcie Wenus nastàpi∏o w
1882 roku, kolejne b´dzie w 2004.
PrzejÊcia zdarzajà si´ dzi´ki szcz´Êli-
wemu ustawieniu odleg∏ych obiektów,
lecz plamy na S∏oƒcu sà zjawiskami fi-
zycznymi, zwiàzanymi z ró˝nymi wy-
buchami s∏onecznymi. Wielkie chmury
plazmy wyrzucane sà wtedy poza orbi-
t´ naszej planety i zak∏ócajà naszà aur´
magnetycznà. W czasie ostatniego mak-
simum plam w 1989 roku w konse-
kwencji silnych pràdów w uziemieniu
przez szeÊç godzin nie by∏o energii elek-
trycznej w prawie ca∏ym Quebecu. Wie-
le satelitów Ziemi nara˝onych jest na
ryzyko uszkodzeƒ elektroniki w wyni-
ku podobnych zjawisk na orbicie. W
tym roku zorza polarna mo˝e wystàpiç
raz czy dwa razy nawet w po∏udnio-
wych stanach USA. Plamy2K mogà daç
si´ bardziej we znaki ni˝ Rok2K! Spró-
bujcie nie przeoczyç jasnych barwnych
zórz, samych ciemnych plam s∏onecz-
nych (obserwowanych bezpiecznie dzi´-
ki projekcji na papier) czy nieoczekiwa-
nego zachowania krótkofalówek.
Odkryto ju˝ ponad dwa tuziny s∏a-
bych planet krà˝àcych wokó∏ odleg∏ych
gwiazd podobnych do S∏oƒca, choç ˝ad-
nej z nich nie uda∏o si´ zobaczyç. Do ta-
86 Â
WIAT
N
AUKI
Maj 2000
ZADZIWIENIA
Philip i Phylis Morrison
Skazy na S∏oƒcu
KOMENTARZ
DUSAN PETRICIC
Plamy2K mogà daç si´
bardziej we znaki ni˝ Rok2K.
Ciàg dalszy na stronie 88
pod której natchnieniem stworzy∏ on
swe magnum opus The Rights of Man.
Dzie∏o to nie przypad∏o do gustu An-
golom, którzy zakazali druku i oskar-
˝yli Paine’a o zdrad´. Wówczas uciek∏
on do Francji, gdzie nadal podgrzewa∏
niech´ç do wszelkich form ucisku mo-
narchistycznego
3
. W 1802 roku Paine
wróci∏ ostatecznie do Stanów (gdzie
przekona∏ si´, ˝e o nim zapomniano)
i tam w 1809 roku umar∏.
Ale i wówczas nie zazna∏ spokoju.
W dziesi´ç lat po pochówku koÊci Pa-
ine’a odgrzeba∏ i wyprawi∏ frachtow-
cem przez Atlantyk (by póêniej zagu-
biç je w Liverpoolu) jego wielbiciel:
jeszcze jeden proamerykaƒski reforma-
tor spo∏eczny, cierƒ w ˝ywym ciele es-
tablishmentu brytyjskiego, niejaki Wil-
liam Cobbett, o którym ju˝ kiedyÊ
wspomina∏em. Tym razem chcia∏bym
tylko dodaç, ˝e oprócz swojego fascy-
nujàcego dziennika podró˝y, w którym
opisywa∏ pozbawionych praw obywa-
telskich, ˝yjàcych w n´dzy i ucisku
cz∏onków najni˝szych warstw wieÊnia-
czych Anglii (Rural Rides), Cobbett po-
pe∏ni∏ równie˝ dzie∏o, w którym wys∏a-
wia∏ Richarda Brinsleya Sheridana (jego
podziwu godny charakter), dramatopi-
sarza i od 1776 roku kierownika lon-
dyƒskiego Drury Lane Theater. W nim
to w 1777 roku wystawi∏ on swojà cie-
szàcà si´ wielkim powodzeniem sztu-
k´ Szko∏a obmowy. Sheridan by∏ równie˝
politykiem, który bra∏ debaty parlamen-
tarne tak powa˝nie (kiedyÊ zdarzy∏o
mu si´ przemawiaç przez bite cztery
godziny), ˝e nawet kiedy pali∏ si´ jego
teatr, nie opuÊci∏ Izby Gmin, by si´ tym
zajàç.
Jego kolegà z pa∏acu Westminster-
skiego (oraz z londyƒskich klubów,
w których obaj oddawali si´ hazardo-
wi) by∏ jeden z tych goÊci, którzy sà nie-
mal zbyt dobrzy, by byli prawdziwi.
Kolos, ale nie na glinianych nogach, Wil-
liam Wilberforce – powszechnie podzi-
wiany, dobroduszny, szeroko czytywa-
ny filantrop, który samodzielnie
przepchnà∏ przez parlament ustawy
znoszàce niewolnictwo. A wi´c niemal
z ulgà przeczyta∏em, ˝e jego najbardziej
znany syn (który zosta∏ nie byle kim, bo
biskupem Oksfordu) cieszy∏ si´ przy-
domkiem Mydlany Sam. A to z racji je-
go md∏ego stylu przemawiania i sk∏on-
noÊci do tego, by mydliç wszystkim
oczy, zamiast zajàç zdecydowane sta-
nowisko w jakiejkolwiek sprawie. Bi-
skup Wilberforce swe miejsce w historii
zawdzi´cza dwom sprawom: udanej re-
formie KoÊcio∏a Anglikaƒskiego oraz
pora˝ce w publicznej debacie naukowej
w Oksfordzie w 1860 roku (mimo ˝e na
rzeczonym uniwersytecie otrzyma∏ na
matematyce dyplom z wyró˝nieniem).
Zwyci´skim oponentem Wilberfor-
ce’a w tym sporze by∏ buldog Darwina.
Huxley rozstrzygnà∏ spraw´, wyg∏asza-
jàc s∏ynne zdanie: „JeÊli... ktoÊ zada∏-
by mi pytanie, czy wola∏bym mieç za
przodka n´dznà ma∏p´, czy cz∏owieka
bogato wyposa˝onego przez natur´
i posiadajàcego znaczny dar przekony-
wania, a wykorzystujàcego te zdolno-
Êci po to tylko, by oÊmieszyç powa˝nà
debat´ naukowà – bez wahania zapew-
ni∏bym go, ˝e mój wybór pad∏by na
ma∏p´.”
T∏umaczy∏a
Magdalena Pecul
Przypisy redakcji:
1
Morse ukoƒczy∏ londyƒskà Royal Academy, a tak-
˝e by∏ pierwszym prezesem National Academy of
Design w Stanach Zjednoczonych.
2
Paryski Traktat Pokojowy z 1783 roku.
3
I gdzie o ma∏y w∏os nie zosta∏ zgilotynowany.
88 Â
WIAT
N
AUKI
Maj 2000
kich odkryç wykorzystuje si´ zjawisko
powolnego poruszania si´ tam i z po-
wrotem, które ka˝da pobliska du˝a pla-
neta wymusza na swej bardziej masyw-
nej gwieêdzie przez wzajemne przy-
ciàganie grawitacyjne. Jedna z niewi-
dzialnych planet zapowiada∏a mo˝li-
woÊç ujrzenia przejÊç zdarzajàcych si´
co kilka dni. Z takiego oddalenia nie
sposób zobaczyç kropki planety, gdy˝
odleg∏oÊç powoduje skurczenie si´ ca-
∏ej tarczy gwiazdy do jasnego punktu
Êwietlnego. PrzejÊcie nastàpi∏o o czasie
w po∏owie listopada. Âwiat∏o gwiazdy
Êciemnia∏o o prawie 2%, gdy wielka pla-
neta przesz∏a 150 lat Êwietlnych od nas
na tle swej gwiazdy. To charakterystycz-
ne pociemnienie Êwiat∏a gwiazdy (i jego
punktualne powtórzenie podczas na-
st´pnego obiegu) zdradzajàce istnienie
planety, wspaniale potwierdzi∏o pomia-
ry poÊrednie. OczywiÊcie, samo pociem-
nienie nie zastàpi szczegó∏owych zdj´ç.
DziÊ wyglàda na to, ˝e dzi´ki przejÊciom
mo˝na identyfikowaç planety tak nie-
wielkie jak Ziemia, których skromne po-
ciàgni´cia w∏asnych s∏oƒc sà nie do
zmierzenia.
Uchwycenie nag∏ego spadku jasno-
Êci wymaga obserwacji nie zbadanej do-
tychczas gwiazdy w odpowiednim cza-
sie i przy odpowiedniej orientacji. Jakà
mo˝emy mieç nadziej´ na wygranà
w takiej loterii? Jest tylko jeden sposób:
kupiç bardzo wiele losów! W t∏umacze-
niu na j´zyk obserwacji: instrumenty
muszà przez lata wpatrywaç si´ w bar-
dzo wiele gwiazd s∏onecznego typu, tak
jakby by∏y one nieruchome na niebie.
Nale˝y mierzyç jasnoÊç ka˝dej z tych
gwiazd oddzielnie i w ka˝dej chwili byç
gotowym do uchwycenia charaktery-
stycznego pociemnienia Êwiat∏a, zda-
rzajàcego si´ raz na 10–12 tys. przypad-
ków. JeÊli przeoczysz kilka godzin
przejÊcia planety, b´dzie to znaczy∏o,
˝e zmarnowa∏eÊ czas przeznaczony na
t´ gwiazd´. Wiele gwiazd zmienia si´
na mnóstwo innych sposobów, lecz po-
szukuj jednej tylko formy: nag∏ego nie-
wielkiego pociemnienia trwajàcego kil-
ka godzin, które powtarza si´ dok∏ad-
nie tak samo, po wiele d∏u˝szych prze-
rwach. ˚adne inne zmiany blasku
gwiazdy nie sà podobne do tej. (Nie za-
niedbaj sprawdzenia trzeciego przej-
Êcia dla tej gwiazdy; jeÊli trzy razy
mówi to samo, musi to byç prawda.)
Powtarzaj, powtarzaj, powtarzaj, mie-
rzàc jasnoÊci przez kilka lat.
Mo˝esz si´ wówczas spodziewaç zlo-
kalizowania kilkuset planet ziemskie-
go typu, okrà˝ajàcych swoje s∏oƒca,
spoÊród oko∏o 150 tys. przypadkowo
wybranych gwiazd, a na dodatek wie-
lu pó∏ek z zapisami innego rodzaju
zmiennoÊci. Zaproponowano do tego
celu budow´ sondy kosmicznej o ca∏-
kowitej masie poni˝ej tony, unoszàcej
na swoim pok∏adzie teleskop o Êredni-
cy metra i d∏ugoÊci kilku metrów, któ-
ry przeglàda∏by ogromnà skarbnic´
gwiazd podczas okrà˝ania S∏oƒca, nie-
co na zewnàtrz orbity Ziemi. P∏aszczy-
zna ogniskowa zape∏niona b´dzie 21
najbardziej nowoczesnymi uk∏adami
fotodetektorów CCD, dajàcymi w su-
mie oko∏o 90 mln pikseli. Sonda ma byç
tak precyzyjnie kierowana, by obraz
ka˝dej gwiazdy zajmowa∏ sta∏e miejsce
o rozmiarach kilku pikseli. Jej projekt
jest ju˝ powa˝nie zaawansowany. JeÊli
przejdzie pomyÊlnie wszystkie testy la-
boratoryjne, za kilka lat zostanie wy-
strzelona na orbit´ wokó∏s∏onecznà. Ke-
pler – zaproponowano takà nazw´
sondy na czeÊç pierwszego cz∏owieka,
który przewidzia∏ przejÊcia – jest dzie-
∏em zespo∏u kierowanego przez Willia-
ma Boruckiego i Davida Kocha z NASA
Ames Research Center.
Wy∏awianie z morza gwiazd charak-
terystycznego wzorca pociemnienia
wskazujàcego na przejÊcie planety wy-
daje si´ naj∏atwiejszym dotychczas sce-
nariuszem odnajdywania podobnych
do Ziemi planet (chyba ˝e najpierw da-
dzà o sobie znaç zamieszkujàcy je astro-
nomowie).
T∏umaczy∏
Zbigniew Loska
ZADZIWIENIA
, ciàg dalszy ze strony 86