MAURICE CAILLET BYŁEM MASONEM (Z MROKU LOŻY DO ŚWIATŁA CHRYSTUSA)

background image

1





MAURICE CAILLET





BYŁEM MASONEM

Z MROKU LOŻY DO ŚWIATŁA CHRYSTUSA

background image

2

1.

KRÓTKA BIOGRAFIA AUTORA

- Urodzony w 1933 roku; jego rodzice byli ochrzczeni, ale niewierzący, żyli w
małżeostwie cywilnym.

- W dzieciostwie nie został ochrzczony. Uczęszczał do laickiej szkoły podstawowej
oraz średniej.

- Ukooczył studia na Wydziale Lekarskim w Paryżu.

- W 1956 roku zawarł związek małżeoski w obrządku katolickim (nie będąc
ochrzczonym).

- Stażysta w szpitalach paryskich, następnie asystent fizjologii na Wydziale
Lekarskim (1961-1965). W latach 1966-1987 chirurg urolog i ginekolog.

- Członek Planning Familial. W 1975 roku należał do lekarzy wprowadzających w
życie prawo Veil o dopuszczalności przerywania ciąży.

- Rozwiedziony w 1968 roku; w 1972 roku zawarł cywilnie nowy związek
małżeoski.

- Członek Wielkiego Wschodu Francji (1969-1986).

- Różokrzyżowiec (1976-1986).

- Radiesteta, okultysta, bioenergoterapeuta, spirytysta.

- Przewodniczący Zespołów Orzekających (ubezpieczenia społeczne) (1979-1986).

Wykładowca profilaktyki na Wydziale Lekarskim w Rennes (1979-1983).
Wiceprzewodniczący Observatoire Régional de Santé w Bretanii (1982-1985).
Członek Société Française de Médecine Préventive et Sociale.

- W 1984 roku chrzest w obrządku prawosławnym, następnie przejście na
katolicyzm w 1987 roku.

- Ślub kościelny w 1988 roku.

- Lekarz homeopata stosujący akupresurę (1987-1993).

- Pod koniec 1993 roku przeszedł na emeryturę.

* * *

Maurice Caillet zrzeka się wszelkich praw autorskich. Ewentualny dochód z tej
książki, przekazany stowarzyszeniu „L'Icône de Marie", przeznaczony będzie na
rozpowszechnianie wydawnictw religijnych oraz Biblii na Ukrainie (skąd pochodziła
babcia autora) - w kraju, który doświadczył prześladowao religijnych.

background image

3

2. PRZEDMOWA OJCA RENÉ LAURENTINA

Historia niezwykłych poszukiwań

Maurice Caillet napisał książkę zadziwiającą. Opowiada w niej historię swojego
życia – a był on człowiekiem niewierzącym, nieochrzczonym, masonem i
czcigodnym loży Wielkiego Wschodu, różo- krzyżowcem; interesował się niemal
wszystkimi formami parapsychologii, a nawet okultyzmu.

Po krótkiej przynależności do prawosławnego Kościoła galijskiego odnalazł on z
radością Drogę, Prawdę i Życie w Kościele katolickim za pośrednictwem Odnowy
charyzmatycznej.

Chrzest w Duchu otworzył go na światło Ducha Świętego, wielkiego nieznanego
Trójcy Świętej, który dany w sakramencie chrztu, a następnie bierzmowania często
pozostaje ukryty, gdyż nie przyjmuje się Jego dynamicznej obecności: wielu
ochrzczonych nigdy Go nie odnalazło ani nawet nie szukało.

Wraz z Maurice'em Cailletem przeżywamy burzliwą, niebezpieczną historię ze
„szczęśliwym zakooczeniem", którego blask rzuca światło na wszystko, co
wydarzyło się wcześniej.

Książka jest niejednokrotnie zaskakująca, ale też niezwykle pouczająca ze względu
na różnorodnośd i oryginalnośd przeżyd autora, które pojawiały się, zanim jeszcze
odkrył Chrystusa, w czasie Jego odkrywania, a także później.

Książka jest ciekawa również dlatego, że Maurice Caillet opisuje swoje przeżycia
„od kooca": najpierw wyraża radośd z odnalezienia nowego życia, a dopiero potem
powraca do swoich wcześniejszych poszukiwao, nie podając jednak chronologii
faktów, z wyjątkiem daty chrztu w 1984 roku oraz ślubu w 1988 roku (jako osoba
rozwiedziona musiał przez dłuższy czas czekad na uregulowanie swojej sytuacji
małżeoskiej).

Historia ta jest świadectwem duchowej przygody nawrócenia. Autor opowiada, w
jaki sposób Bóg dotknął go, przemienił jego życie, obdarował swoim pokojem i
szczęściem.

Bywają rozmaite nawrócenia - niektóre budzą zdumienie nawet u ludzi Kościoła,
tak bardzo różne są ich miejsca i okoliczności. Bóg ma swoje drogi, które nie są
naszymi drogami. Potrafi dotrzed do człowieka „od wewnątrz", odnajduje go na
zawiłych drogach jego życia, w jego zagubieniu. Niekiedy proces ten trwa długo,
kiedy indziej zaś jest to nagłe, darmo dane światło, jak w przypadku Św. Pawła.
Bracia Teodor i Alfons Ratisbonne są przykładem tych dwóch sposobów działania

background image

4

Boga. Nawrócenie Maurice'a Cailleta dokonało się w toku jego niezaspokojonych
poszukiwao oraz pod wpływem wstrząsu wywołanego propozycją szatana podczas
seansu spirytystycznego. Potem nastąpił dialog z ludźmi Kościoła, którzy często nie
potrafili sprostad sytuacji, ale zawsze okazywali dobrą wolę.

Ze wszystkich luźno poukładanych zwierzeo, które zapoznają nas pobieżnie z
licznymi, czasem dosyd niezwykłymi dziedzinami, szczególną uwagę zwróciłem na
zagrożenie, jakie niesie - uchodzące za nieszkodliwe - zajmowanie się okultyzmem,
a więc spirytyzmem, wróżbiarstwem, rozwijaniem rozmaitych ukrytych zdolności.

Ci, którzy po omacku, korzystając ze wszystkich dostępnych środków, zgłębiają
owe nieznane obszary, nierzadko spotykają tam nieznanego rozmówcę - księcia
ciemności, a wraz z nim jego władzę, kuszenie i złośd.

Maurice Caillet kilkakrotnie opowiada o takich spotkaniach i o tym, jak znajdował
ucieczkę w modlitwie i sakramentach Kościoła - z braku doświadczonych, tak
dzisiaj nielicznych egzorcystów. Chciałbym bardzo, aby rozwinął on ten ostatni
punkt i lepiej wyjaśnił skalę zagrożenia.

Wielu młodych ludzi wyobraża sobie, że wirujące stoliki i przesuwające się
talerzyki, które udzielają odpowiedzi na wszystkie pytania, to jedynie niewinna
zabawa. A tymczasem są to groźne pułapki, w które człowiek wpada, gdy tylko
przekroczy pewną niewyraźnie określoną granicę.

Maurice Caillet rozpoznał ją, odrzucając propozycję zawarcia obiecującego układu,
który niechybnie doprowadziłby do opresji lub opętania, jakże często kooczących
się wizytą u psychiatry, a nawet samobójstwem.

Obecnie we Francji 10-20% młodych ludzi zajmuje się tego typu praktykami z
ciekawości. Wychowawcy i rodzice nie zwracają na to uwagi, gdyż zgodnie z
powszechnie obowiązującym poglądem młodośd jest czasem rozmaitych
poszukiwao, które nie pociągają za sobą żadnych konsekwencji itp. A tymczasem
konsekwencje są, i to poważne, zwłaszcza że generalnie nie są one rozpoznawane.

Szatan, który tylko czeka na okazję, zwodzi najpierw obietnicą sukcesu, pieniędzy,
miłości, władzy; początkowo oszałamia, później prowadzi do destrukcji - książę
tego świata nie ma przyjaciół, lecz jedynie niewolników.

Jak zauważają licealni katecheci oraz księża w parafiach, młodzi ludzie, którzy
wkraczają na drogę tych praktyk, przestają uczestniczyd w katechezie i Mszy
świętej. Jeśli czasem wracają, to dopiero „po szkodzie", kiedy na tyle jeszcze
uświadamiają sobie, co się stało, aby zwrócid się do Kościoła z prośbą o pomoc.

background image

5

Książka w sposób sugestywny pokazuje różnorodne i stymulujące doświadczenia
człowieka wykształconego, lekarza, eksperta w różnych specjalizacjach
medycznych i chirurgicznych, przez długi czas uprawiającego najróżniejsze formy
okultyzmu, o których wspomina w sposób bardzo ogólny i z perspektywy tego, co
już się skooczyło.

Autor pisze z dużą swobodą, wypowiadając od czasu do czasu swoje zdanie na
różne tematy. Niektóre z jego poglądów mogą nas zdziwid, inne będą całkowicie
odmienne od naszych przekonao. Jego podwójna zasługa polega na całkowitej
szczerości i dosyd obszernej informacji o dziedzinach, które są nam obce, mimo że
dotyczą nas w większym lub mniejszym stopniu, ponieważ mają wpływ na nasze
życie.

Książka wyraża szczęście, jakie daje odkrycie Boga, oraz pokazuje, jakie
niebezpieczeostwa niosą w sobie inne drogi, które nie są po prostu odmiennym
sposobem życia, wynikającym z różnorodności ludzkich wyborów, lecz są
skrzywieniami i ślepymi zaułkami, jakże niekiedy straszliwymi.

Zasadnicza treśd opowieści Maurice'a Cailleta, poza historią owych poszukiwao,
zawiera się w dwóch następujących stwierdzeniach:

- Diabeł jest, spotkałem go.

- Bóg jest, spotkałem Go.

A stwierdzeniom tym autor nadaje taki oto sens: „Diabeł ofiarował mi namacalnie
swoje kuszące towarzystwo, z którego zrezygnowałem: wiem, że poprowadziłby
mnie od róż do cierni. Znalazłem Boga za pośrednictwem Kościoła - nieco
ociężałego, drobiazgowego, ale ugruntowanego, który w koocu okazał się
opiekuoczy i przyjacielski; to w nim odnalazłem życie i szczęście jednocześnie
boskie i ludzkie".

Książka ta ma swoją nieopublikowaną jeszcze kontynuację. Żona autora, która
towarzyszyła mu w jego poszukiwaniach medycznych, paramedycznych oraz
parapsychologicznych, okazała się wyposażona w dar, który znalazł swoje
zastosowanie terapeutyczne w Kościele. Opowieśd o tym doświadczeniu może stad
się tematem kolejnej książki, jeśli tylko czytelnik będzie chciał je poznad.

Ojciec René Laurentin

Ekspert Soboru Watykaoskiego II, członek Papieskiej Akademii Teologicznej w Rzymie

„Nasza epoka bardziej potrzebuje świadków niż nauczycieli”

Paweł VI

background image

6

„Jego Świątobliwości papieżowi Janowi Pawiowi II, Umiłowanemu Jezusa i Maryi”

3. WPROWADZENIE

Zawsze miałem pewne uprzedzenie wobec książek czysto beletrystycznych, mimo
że to one właśnie określają prawdziwych pisarzy. Byd może po prostu obawiałem
się ich, ponieważ mnie wciągały i porywały, a ja już w okresie dorastania czułem,
że oddalają mnie one od prawdziwego życia, od rzeczywistości.

Bardzo wcześnie w sposób zupełnie nieuświadomiony poszedłem za radą R. M.
Rilkego: „Uważajcie, by życie nie przeminęło wam bez waszego udziału". A Pan,
zanim Go jeszcze poznałem, odpowiedział na moje głębokie pragnienie bycia
aktorem, nie zaś widzem, i pozwolił, aby moje życie było burzliwą i wspaniałą,
chociaż nikomu nieznaną przygodą. Burzliwą - z powodu rozstao, konfliktów i
licznych zmian, które były moim udziałem. Wspaniałą - dzięki spotkaniom z ludźmi,
którzy obdarzali mnie życzliwością, przyjaźnią lub miłością, przede wszystkim zaś
dzięki spotkaniu z Bogiem, które nadało sens mojemu życiu.

Chociaż moja wiedza jest niepełna, dusza osiągnęła swój cel, którym jest kochad i
wiedzied, że jest się kochanym ponad wszelkie stworzenie, a jednocześnie
całkowicie wolnym - że jest się kochanym przez samego Boga. Czyż nie jest to
dobro najwyższe, cenniejsze niż wszelkie zaszczyty, niż literacka albo naukowa
Nagroda Nobla?

Moje świadectwo składa się z dwóch odrębnych części.

Częśd pierwsza, Z mroku loży do światła Chrystusa, której początkowo nadałem
tytuł Metanoia, a która została napisana w 1989 r. w formie listu otwartego do
mojej rodziny, dotyczy nagłego i niespodziewanego zwrotu, nawrócenia, które od
1984 r. przemieniło moje życie osobiste i małżeoskie.

Częśd druga, Dzieje pewnego charyzmatu, powstała w 1994 r., opisuje równie
gwałtowne i poruszające wkroczenie Pana w moje życie zawodowe w 1989 r. oraz
w latach późniejszych.

Moim dziadkom i obydwu babciom, z których jedna była katoliczką, a druga
prawosławną, a które zasiały w naszej rodzinie ziarno chrześcijaoskiego
miłosierdzia - będącego miłością, a nie pobłażliwością.

Moim rodzicom i teściom.

Claude, mojej żonie w Chrystusie, którą kocham i która kochała mnie takim, jakim
byłem, i takim, jakim jestem.

background image

7

Naszym czworgu dzieciom.

Naszym dziewięciorgu wnukom.

„Najjaśniejszy czas naszego życia to czas, kiedy oczekujemy na coś z nadzieją, a
więc gdy o coś prosimy, i to nasze pragnienie jest już modlitwą. Ile czasu
przeżywamy, dziękując, a więc wielbiąc? Ten list jest pewnego rodzaju
testamentem. Niechaj Duch Święty prowadzi mnie, abym złożył świadectwo
szczere i godne uczucia, jakim darzę każdego z Was.

Napisałem je w okresie czterdziestu dni Wielkiego Postu 1989 roku.

4. LIST OTWARTY DO MOJEJ RODZINY W FORMIE UWIELBIENIA
BOGA

„Dzięki składam Temu, który mnie umocnił, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu,
że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi sobie mnie, ongiś
bluźniercę, prześladowcę i oszczercę. Dostąpiłem jednak miłosierdzia, ponieważ
działałem z nieświadomością, w niewierze. A nad miarę obfita okazała się łaska
naszego Pana, wraz z wiarą i miłością, która jest w Chrystusie Jezusie". (1 Tm 1,12-
14)

Istotą życia jest przygotowanie swojej wieczności. Jedyną rzeczą, jakiej się dzisiaj
boję, jest nie to, że zniknę fizycznie z Waszych oczu, ale że odejdę do Boga, nie
pozostawiwszy Wam w spadku nie tyle dóbr materialnych, których nie umiałem
albo nie mogłem zachowad, ile owocu moich duchowych poszukiwao. A chciałbym
to uczynid po to, abyście wiedzieli, ku czemu dążę, jakim pragnę się stad - gdyż nikt
oprócz Boga nie będzie nigdy wiedział, jakim jestem. A także po to, abyście
wiedzieli to, o czym chcę złożyd świadectwo teraz, wkraczając w pięddziesiąty
szósty rok mojego życia.

Każdy bowiem powinien złożyd świadectwo nie tego, co posiada, ani tego, kim
jest, ale świadectwo tego, co otrzymał od Boga. W naszym życiu zbyt często
kierujemy się tym, by „mied", o wiele rzadziej, by „byd", jeszcze rzadziej zaś kieruje
nami wdzięcznośd wobec Stwórcy wszystkich rzeczy.

Dziś, w epoce triumfu nauki, a przede wszystkim techniki, wszystko, co nas
spotyka, tłumaczymy najchętniej siłami natury, genetyką, psychologią albo wręcz –
przyjmując postawę jeszcze bardziej fatalistyczną - przeznaczeniem czy nawet
przypadkiem. Przypadki jednak nie istnieją, każdy bowiem skutek ma swoją
przyczynę, a każda przyczyna - swój skutek.

background image

8

Współczesna fizyka wykazała nawet, że istnieje wsteczne oddziaływanie skutku na
przyczynę (dlatego często to właśnie my zadajemy ból Chrystusowi na krzyżu). Jak
pisze Bernanos: „To, co my nazywamy przypadkiem, jest byd może logiką Boga".

Widzę już zakłopotanie lub sceptycyzm w oczach niektórych z Was: jedni z racji
swoich agnostycznych uprzedzeo albo z powodu codziennych trosk nie są skłonni
do wznoszenia się ku rzeczywistości ponad- zmysłowej; inni z kolei, mając umysł
krytyczny, dostrzegają pozorną niespójnośd mojego grzesznego życia. Pierwszych
proszę, aby z życzliwości do mnie uczynili niewielki wysiłek i wysłuchali tego, co
pragnę powiedzied. Drugich proszę o to, aby byli wyrozumiali i przeczytali moje
słowa, nie osądzając mnie i usuwając drzazgę ze swojego oka, podczas gdy ja
opisuję belkę, która tkwiła w moim oku przez pięddziesiąt lat. Jednych i drugich
pragnę zapewnid, że zawsze żywiłem wobec nich życzliwośd, chod i mnie zdarzało
się czasem popełnid ten błąd, że ich osądzałem.

Ten wstęp, który może nieco zaskakiwad w rodzinie, gdzie dyskusje filozoficzne,
metafizyczne czy religijne cieszą się mniejszą popularnością niż rubaszne historyjki
i gdzie uczucia objawiają się najczęściej podczas wspólnego biesiadowania, nie zaś
poprzez stałe, dyskretne okazywanie sobie względów - wstęp ten, powtarzam,
wymaga najpierw pewnych wyjaśnieo, zanim spróbuję opowiedzied o tym, co
otrzymałem od czasu mojego chrztu i co te powtórne narodziny we mnie zmieniły.

Fakt, iż nie czuję lęku przed śmiercią fizyczną, może się Wam wydawad dziwny lub
pretensjonalny. Ponieważ nie raz byłem świadkiem śmierci, zdaję sobie oczywiście
sprawę, że w ostatnich chwilach życia ciało niekiedy buntuje się przeciwko temu,
co nieuchronne, gdyż czuje, że musi umrzed. Należy ten fakt uszanowad, podobnie
jak szanowad powinniśmy nasze ciało, które zostało nam powierzone na pewien
czas jako towarzysz duszy. Jeśli nie boję się śmierci, to dlatego że mam pewnośd, iż
moja dusza będzie żyła wiecznie - dusza, w której nadal będzie moja osobowośd,
moje wspomnienia i uczucia; dusza, która będzie istnied w moim uwielbionym
ciele. Tego ciała nie będą potrafiły dostrzec Wasze ludzkie spojrzenia, jednakże
będzie ono widoczne dla tych, którzy nas poprzedzili w śmierci.

Przypuszczam, że moje odejście zasmuci niektórych - nawet tych, którzy wierzą w
życie wieczne, ale nie zgłębili byd może tej Tajemnicy. Proszę, aby nie pogrążali się
zbytnio w żalu, ponieważ martwiąc się o nich, nie będę mógł - o ile jest to możliwe
- w pełni cieszyd się szczęściem Nieba. Proszę ich, jak również tych wszystkich,
którzy mają wobec mnie chod odrobinę sympatii, aby nasze rozstanie traktowali

background image

9

jako chwilowe, a nawet pozorne: obiecuję, że będę wstawiał się za Wami, abyście
doznali pocieszenia i aby pokój panował w Waszych sercach.

Byłbym nawet zadowolony, gdyby mój pogrzeb nie odbywał się w atmosferze
powagi, lecz - jak to dzieje się w Luizjanie - towarzyszyła mu radosna muzyka i
śpiew. Nawet jeśli to, co Wam tu powiem, nie wpłynie wcale na wasze życie, nie
będę wcale czuł urazy, gdy moje odejście będziecie celebrowad, wesoło
biesiadując.

Tych, którzy z uporem nie chcą uwierzyd w nieśmiertelnośd duszy, pytam: dlaczego
boicie się śmierci do tego stopnia, że nawet nie chcecie o niej rozmawiad, skoro
uważacie, że jest ona jedynie początkiem długiego, spokojnego snu? Czy
kiedykolwiek baliście się zasnąd? Kim ja jestem? A Wy? Kim Wy jesteście? Czy
kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym? Na początku tego listu celowo użyłem
wyrażenia:, „jakim pragnę się stad", aby podkreślid moje przekonanie, że człowiek
jest istotą, która się staje, oraz że jedynym celem jego ziemskiego, a później także
niebieskiego życia jest poznanie Tego, który jest Początkiem i Koocem, Alfą i
Omegą, Boga, który nas stworzył i który ponownie zabierze nas na swoje łono,
kiedy pojmiemy Miłośd - On bowiem jest Miłością.

Wszystko to może się Wam wydawad bardzo niejasne i niekonkretne. A zatem
dotknijmy czegoś bardziej konkretnego. Czy człowiek powinien byd wierny
samemu sobie? Czy w pewnym momencie swojego życia powinien powiedzied:
„Wszystko już zrozumiałem i moje poglądy na wszystkie sprawy nigdy już się nie
zmienią. Wiem, kim jestem, i nie odstąpię od tego ani na jotę"? Postawa taka
byłaby dowodem bezsensownej pychy, ale także bardzo krótkiej pamięci.

Przypomnijmy sobie - niezależnie od tego, ile teraz mamy lat - czy zawsze byliśmy
wierni naszym przyjaźniom, miłościom, poglądom? Czy nie zmieniały się nasze
upodobania artystyczne, literackie czy nawet po prostu smakowe? I dlaczego
mielibyśmy się tego wstydzid?

Wszystko, co Bóg stworzył, ciągle podlega przemianie: kamieo kruszeje i staje się
piaskiem, roślina rodzi kwiaty i nasiona, zwierzę linieje lub przeobraża się, a
ludzkie komórki nieustannie się odnawiają, tak iż po kilku latach nasze ciało
fizyczne nie jest już tym samym, co wcześniej. Jedynie niektóre wspomnienia,
niektóre osoby i znajome miejsca pozwalają nam mied nadzieję, że to, co
przeżyliśmy, nie jest snem i że naprawdę jesteśmy wpisani w nurt ludzkiej historii,
która także stale podlega przemianom, podobnie jak cały wszechświat.

background image

10

Każde zatrzymanie się w rozwoju prowadzi do pewnego skostnienia, które
poprzedza zniknięcie, prawdziwą śmierd - obojętnie, czy chodzi o roślinę, zwierzę,
człowieka, czy cywilizację. Stworzenie jest dziełem nieprzerwanym; Księga Rodzaju
powinna byd czytana z punktu widzenia wieczności, nie zaś z perspektywy czasu
linearnego, w którym obecnie żyjemy. A zatem nie będę próbował powiedzied
Wam, kim jestem, ponieważ sam tego nie wiem w danej chwili; już bowiem w
następnej chwili życie (jak to się zwykło mówid), czyli Bóg, dba o to, aby dad mi
nową lekcję, która mnie zmieni - zmieni po to, abym nie umarł definitywnie,
skostniały w swoim narcyzmie i pewności siebie. To, kim byłem, będzie jedynie
mogło pomóc zrozumied to, kim mam nadzieję się stad; pomóc tym, którzy mnie
znali i którzy zatrzymali w pamięci taki czy inny mój portret będący często tylko
niedokładnym szkicem.

Dlaczego chcę złożyd świadectwo i dlaczego teraz? Przede wszystkim dlatego, aby
– jak już powiedziałem - podziękowad Bogu. Ale niewątpliwie pragnę to zrobid
także z powodów czysto ludzkich i zrozumiałych:, aby ci, których kocham, poznali
to, co dla mnie jest ważne i czym żyję. Słowo pisane wydaje mi się najpewniejszą
metodą dotarcia do Waszych serc i umysłów. W naszej rodzinie - z powodu
skrępowania, a może z obawy przed odrzuceniem (ciągle ta blokada osobowości,
która nie chce się zmienid ani zostad zmieniona) - unika się rozmów o sprawach
najważniejszych.

Każdy udaje, że jego to nie dotyczy, albo zasłania się sceptycyzmem czy nawet kpi
z zagadnieo, które dotykają samej istoty naszego życia, to znaczy duszy. Natomiast
tekst pisany można wziąd do ręki wtedy, kiedy ma się na to czas, można powrócid
do tej czy innej myśli, a przy tym nie zmusza do obmyślania odpowiedzi podczas,
gdy druga osoba jeszcze mówi, co często się zdarza podczas rozmowy. Moje
wyznanie zresztą nie wymaga odpowiedzi.

Dlaczego składam świadectwo właśnie teraz? Ponieważ 28 stycznia 1989 roku
otrzymałem wylanie Ducha Świętego w klasztorze Jezusa Króla Miłości w St
Brolade w regionie Doi (departament Illeet-Vilaine w Bretanii) i właśnie Duch
Święty w słowie prorockim poprosił mnie, abym zaniósł moje świadectwo rodzinie.
Chrystus powiedział: „Do każdego, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi,
przyznam się i Ja przed Moim Ojcem, który jest w niebie" (Mt 10,32).

Nie mam wątpliwości, że słowa te potęgują zakłopotanie jednych i sceptycyzm
drugich. Przychodzi mi na myśl to, co mojej żonie Claude powiedziała matka
Yvonne-Aimée de Malestroit: „Przyjaciele nazwą was szaleocami". Dlaczego nie

background image

11

rodzina? Dobrze wiem, że niektórzy uważają Odnowę w Duchu Świętym za sektę,
chod jest to ruch otwarty, pozostawiający swoim członkom całkowitą wolnośd,
ruch, który odnawia Kościół, to znaczy wspólnotę chrześcijan, przez to, że
obecnośd Ducha Bożego przejawia się w nim tak, jak w dniu Pięddziesiątnicy i w
początkowym okresie chrześcijaostwa.

Przeczytajcie po prostu rozdział drugi Dziejów Apostolskich. Jan Paweł II przyjął
przedstawicieli tego ruchu w maju 1981 r. Zamiast próbowad oskarżad tysiące
osób o zbiorowe szaleostwo, lepiej zatrzymad się, żeby posłuchad i zbadad, nie zaś
odrzucad i dokonywad upraszczających klasyfikacji.

Tak czy inaczej wiara jest zawsze szaleostwem w oczach tego świata - świata, który
zmierza gdzieś bez celu, depcząc wszystkie wartości, w wyniku czego dusze ludzkie
i cała natura ulegają skażeniu. Ja zaś po tym, czego doświadczyłem, nie mogę
milczed.

* * *

Wybaczcie mi więc, że naprzykrzam się Wam z moimi stanami duszy, które
niewątpliwie zakłócą Wasz spokój, jeśli tylko łączą nas jakieś uczucia - a żywię
nadzieję, że tak właśnie jest. Ale bycie świadkiem jest obowiązkiem, skoro Bóg
sam uniża się, aby chodby w małym stopniu przemienid nasze życie. Nie jestem
prorokiem, kimś wybranym ani tym bardziej doskonałym. Jako człowiek dążący do
świętości jestem po prostu osobą posłaną, której powierzona została misja
przypomnienia członkom mojej rodziny, że Bóg może wkroczyd w ich życie... jeśli
tylko uchylą przed Nim drzwi.

Nie wyobrażajcie sobie bowiem, że Bóg wszedł w moje życie metodą włamania.
Jego pedagogia jest bardziej delikatna i świadczy o miłości, która w najwyższym
stopniu respektuje naszą wolnośd. Oczywiście ma On nadzieję, że każdy z nas się
nawróci; to znaczy, że porzucimy dawnego, zatwardziałego człowieka, który tkwi w
każdym niezależnie od tego, ile ma lat, i staniemy się człowiekiem nowym,
przekonanym o tym, że nie jest na świecie sam, lecz że otacza go życzliwa troska
niebieskich mocy; człowiekiem, który nie jest zniewolony przez dogmaty, obrzędy
czy pobożne praktyki, ale wyzwolony ze swoich win, niepokojów, lęków,
począwszy od lęku przed śmiercią, o którym boi się mówid; po prostu człowiekiem
wolnym, złączonym więzią miłości ze Stwórcą i całym stworzeniem. Jestem
pewien, że niektórzy, czytając te słowa, czują się nieswojo, jakby słuchali
wyuczonego tekstu albo indoktrynacji.

background image

12

Tych, którzy wiedzą, jak bardzo zawsze ceniłem wolnośd, proszę, aby zaświadczyli,
że nie jestem człowiekiem skłonnym do podporządkowywania się komukolwiek
ani też do przyjmowania jakiejś doktryny w całości, chyba że jestem do niej w pełni
przekonany. Całkowicie oddałem się i poświęciłem jedynie mojej żonie Claude
oraz Bogu, lecz zrobiłem to z wolnej woli - nie jako niewolnik, lecz syn (zob. Ga
4,7).

Bóg wkroczył w moje życie, kiedy zawołałem z głębi mojego cierpienia i
upokorzenia, ponieważ w takim właśnie zamęcie człowiek wzywa pomocy, a Bóg
daje mu swoją odpowiedź. Z głębi upokorzenia - chociaż bowiem Bogu miła jest
pokora, nie chce, aby Jego dzieci żyły w upokorzeniu. „Pan jest blisko skruszonych
w sercu i wybawia złamanych na duchu" (Ps 34,19). Dlatego wyprowadził swój lud
z ziemi egipskiej.

Nie ma potrzeby rozwodzid się nad cierpieniem, które przeżywałem na początku
1984 roku, kiedy stwierdziłem, że ani ja - lekarz chirurg, ani moi koledzy nie
jesteśmy w stanie poradzid sobie z alergią pokarmową Claude, która od miesięcy
nie mogła jeśd nic poza odrobiną ryżu i marchewki, a zmiany skórne powodowały
bóle tak silne, że niekiedy prowadziły do omdlenia. W ostateczności pojechaliśmy
samochodem w góry (Claude przez całą drogę leżała) z nadzieją, że zmiana miejsca
i klimatu przyniesie poprawę. Ale nic takiego nie nastąpiło, a Claude większośd
czasu spędziła w łóżku. Znajdowaliśmy się w Pirenejach niedaleko Font-Romeu i
przyszło mi na myśl, że wstąpienie do Lourdes w drodze powrotnej, jeśli niczego
nie pogorszy, to byd może pomoże Claude, chodby tylko psychicznie.

Sami widzicie, jakie były moje przekonania! Jeśli chodzi o skutki psychiczne, to
okazały się one katastrofalne, chociaż bowiem Claude jako pielęgniarka doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, jak ciężka jest jej choroba, nie sądziła jednak, że
sytuacja jest aż tak poważna, aby jej mąż, lekarz racjonalista o poglądach
scjentystycznych, mason i antyklerykał, zaproponował jej zanurzenie się w
cudownej wodzie z Lourdes. Była na tyle dzielna, że nic wtedy nie powiedziała, ale
ponieważ stale zachowywała wiarę chrześcijaoską, zaczęła się bad, aby w razie
niepowodzenia mój sceptycyzm oraz ateizm nie wzrósł jeszcze bardziej. To tyle na
temat cierpienia.

Jeśli chodzi o upokorzenie, to przeżyłem je pod koniec 1983 roku, kiedy mój
dyrektor i przyjaciel, członek tej samej loży, nagle i bez żadnego powodu
postanowił mnie zniszczyd, odbierając mi wszystkie funkcje i obowiązki
przewodniczącego Zespołów Orzekających, ograniczając mnie do mojego biura i

background image

13

pozbawiając możliwości kontaktów z kimkolwiek. I to po pięciu latach sukcesów,
publikowania w czasopismach, występowania na kongresach, uczestniczenia w
pracach komisji Ministerstwa Zdrowia i Ubezpieczeo Społecznych, wyróżnieo w
różnych Towarzystwach Medycznych, a nawet otrzymania nagrody w konkursie
paostwowym. Nagle zapadnia pana Ubu, milczenie, anonimowośd, bez telefonu,
bez sekretarki, bez listów, a nawet bez dostępu do czasopism specjalistycznych!

Znacie tę sprawę, przynajmniej w ogólnym zarysie, ale spróbujcie sobie wyobrazid,
jakie upokorzenie i cierpienie przeżywa pięddziesięcioletni mężczyzna, który
odnosił sukcesy w dwóch tak różnych dziedzinach medycyny jak chirurgia i
profilaktyka i który w ciągu kilku dni staje się nikim z powodu kaprysu człowieka
ogarniętego chorobą władzy, jakich wielu spotyka się na tym świecie, gdzie
ludziom wydaje się, iż sami doszli do posiadanych stanowisk.

Dziś z perspektywy czasu zastanawiam się, czy Bóg nie pozwolił mi doświadczyd
ucisku ze strony możnych tego świata, abym ja sam nie wpadł w ten straszliwy
obłęd. Tych, którzy mają wątpliwości co do mojej uczciwości w tej sprawie,
odsyłam do wyroku sądu apelacyjnego, który przyznał mi - tyle że pięd lat później -
całkowite odszkodowanie, bez jakichkolwiek okoliczności łagodzących dla tego,
któremu już wtedy wybaczyłem. Taką samą sytuację przeżyła Claude, która od
kwietnia 1984 roku była podobnie szykanowana.

Jeśli chodzi o mojego nieszczęsnego oprawcę, kara spotkała go kilka miesięcy po
rozpoczęciu tego absurdalnego konfliktu, ponieważ Bóg zezwolił, aby moce,
którymi się posługiwał, doprowadziły do samobójstwa jego syna, z którego był
bardzo dumny. Obawiam się jednak, że nic z tego nie zrozumiał, ponieważ dalej
gnębił kolejnych lekarzy, w tym także swoich braci masonów. Nienawiśd jednak
zawsze obraca się w koocu przeciwko osobie, która w niej trwa. Uważajmy,
abyśmy nie szczuli psów na innych ludzi, gdyż któregoś dnia gotowe będą
rozszarpad nas samych

1

.

* * *

I tak oto, w tym okresie cierpienia i upokorzenia, znalazłem się z Claude w
Lourdes. Był początek lutego, z nieba padała marznąca mżawka, toteż Claude
stawiła się do kąpieli, trzęsąc się z zimna i niepokoju. Przynajmniej tak mi się
wydawało, ona zaś potwierdziła to.

1

W 1994 r. dołączył do swego syna i modlę się, aby Pan przyjął go w swoim niebie.

background image

14

Ponieważ nie mogłem jej towarzyszyd, zacząłem szukad schronienia. Znalazłem je
w krypcie pod Bazyliką Górną, gdzie właśnie odprawiano Mszę świętą. Nigdy dotąd
nie uczestniczyłem w Eucharystii lub raczej nie poświęcałem jej uwagi podczas
uroczystości ślubnych czy żałobnych, na których byłem obecny ze względu na moje
zobowiązania towarzyskie.

Zanim zostałem członkiem loży masooskiej, traktowałem Mszę jako przestarzały
obrzęd, rodzaj zabobonu mającego na celu uzyskanie dla siebie przychylności
nieba w taki sam sposób, w jaki prymitywne ludy poprzez rozmaite zaklęcia starają
się zjednad dla siebie dobre bóstwa, a przepędzid złe. W masonerii tłumaczono mi,
że zarówno w przyrodzie, jak i w człowieku obecny jest pewien wymiar sakralny
oraz że należy szanowad to wszystko, co wprowadza porządek do ogólnego
chaosu. A zatem zacząłem postrzegad Mszę jako rytuał podobny do wszystkich
innych, pomagający człowiekowi zaprowadzid porządek w samym sobie i wokół
siebie - jak gdyby porządek i harmonia były dziełem nie Boga, lecz człowieka.

Tym razem jednak nie mogłem uczestniczyd w Eucharystii z roztargnieniem ani
poczuciem wyższości. Moje serce przeżywało wielką rozterkę. Oto postawiłem
krok całkiem nieoczekiwany jak na człowieka o sztywnym karku. Chod trzeba
przyznad, że już wcześniej zostałem „złamany" przez okoliczności. A zatem
słuchałem uważnie. I usłyszałem słowa

Pana skierowane do mnie, słowa, które powtarzałem podczas spotkao loży, nie
wiedząc, że zostały one wypowiedziane przez samego Jezusa: „Proście, a będzie
wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam" (Mt 7,7 )

2

.

Przyszedłem prosid i kołatad, nie mając świadomości, jak znaczące jest to, co
zrobiłem. Ja, który szukałem osławionego światła w inicjacjach, patrzyłem na
kapłana podnoszącego Hostię, żywą obecnośd Chrystusa.

A Duch Święty, którego nie znałem, ponieważ nigdy o Nim nie słyszałem -
sądziłem, że chodzi o głos mojej własnej świadomości - zapytał mnie, co mam do
ofiarowania, prosząc o uzdrowienie Claude. Chociaż zupełnie nie wiedziałem, czym
jest ofiara, nie musiałem się długo zastanawiad, aby zrozumied, że nie mam Bogu
niczego innego do zaofiarowania poza samym sobą.

To ofiara mało warta, ale jakże wielka dla ateisty, który przez ponad czterdzieści
lat krytykował Kościół i który oskarżał judeochrześcijaoską kulturę o obarczenie
człowieka okropnym poczuciem winy zaprawiającym goryczą wszystkie ziemskie

2

Zdanie to należy do masooskiego obrzędu inicjacyjnego.

background image

15

przyjemności. Po zakooczeniu Mszy świętej poszedłem do zakrystii i poprosiłem
księdza o udzielenie mi chrztu, nie wiedząc, że trzeba się do tego wcześniej
przygotowad.

Ksiądz, mając byd może wątpliwości co do mojego stanu umysłowego, a w każdym
razie co do mojej przeszłości, dowiedział się ze zgrozą, że jestem masonem, a co
więcej, że należę do loży Wielkiego Wschodu - diabeł znaleziony w kropielnicy nie
zrobiłby na nim takiego wrażenia! Wyjaśnił mi wówczas, że muszę skierowad
specjalną prośbę do arcybiskupstwa w Rennes. Trudno mi się było na to
zdecydowad, ponieważ wyobrażałem sobie wszystkie przeszkody albo w
najlepszym razie uciechę, jaką odczuwad będzie pewien ksiądz wobec upokorzenia
dawnego czcigodnego loży, członka masooskiej kapituły. W rzeczywistości to tylko
moja pycha odzywała się jeszcze tak donośnie, gdyż widocznie to, co do tej pory
przeżyłem, nie nauczyło mnie jeszcze pokory. Czy jestem już dosyd pokorny dziś,
kiedy wiem, jak bardzo uniżył się Bóg, przyjmując naszą ludzką naturę, aby nas
zbawid?

Wydarzenia w Lourdes przekonały mnie również o tym, że Bóg lepiej od nas wie,
czego potrzebujemy, gdyż zamiast uzdrowid ciało Claude, zaczął uzdrawiad moją
duszę i umysł. Zresztą stan zdrowia Claude szybko się poprawiał, tak iż dwa
miesiące później mogła byd obecna przy moim chrzcie i powrócid do pracy -
oczywiście z pewnymi trudnościami, ale z optymizmem. Otrzymała także pomoc ze
strony pewnego bioenergoterapeuty, który został naszym przyjacielem, a nawet
instruktorem, przekazując swój sekret polegający na tym, że nakładając ręce na
chorych, modlił się imieniem Jezusa.

Jest rzeczą wiadomą, że wielu bioenergoterapeutów przywołuje niestety inne
moce, a szczególnie chętnie wypowiada imię Judasza. Robią to z powodzeniem,
gdyż Lucyfer, jak pozwala się domyślad łacioskie tłumaczenie tego imienia („Ten,
który niesie światło"), fałszuje światło nawet podczas uzdrowieo

3

.

Wiem, że dziś nawet wśród chrześcijan mówienie o szatanie nie należy do dobrego
tonu.

Dzięki temu jego legiony mają wolne pole manewru w naszym

konsumpcyjnym społeczeostwie rozbudzającym w nas pragnienia i fantazje
ukierunkowane ku temu, co materialne i zmysłowe, i usilnie oddalające nas od
trosk duchowych. A przecież siły zła istnieją i parafrazując słowa Frossarda,

3

Od tamtego czasu przekonaliśmy się z własnego doświadczenia, że można modlid się, przyjmowad Komunię świętą

i równocześnie podtrzymywad więź z szatanem poprzez uprawianie praktyk ezoterycznych, magicznych lub
okultystycznych, bądź też poprzez kontakt z tymi praktykami.

background image

16

mógłbym powiedzied: Diabeł jest, spotkałem go. Tym razem nie mówię tego z
ironią, ale raczej z litością wobec pewnych ludzi, którzy będą patrzed na mnie nie
tyle jak na osobę nawiedzoną, nieco zwariowaną, ale w gruncie rzeczy
nieszkodliwą, ile jak na ciężki przypadek nawrotu do mentalności średniowiecznej.
Możecie się jednak uspokoid: nikogo nie mam zamiaru posyład na stos.

A więc - powiecie mi - chcemy dowodów! Dowody w dziedzinie duchowości, w
dziedzinie tego, co nieuchwytne i niewidzialne, nie przeciwstawią się tak zwanej
logice kartezjaoskiej (a przecież Kartezjusz był mistykiem, który miewał wizje
ekstatyczne!).

Wystarczy stwierdzid, że chodzi o sugestię, halucynację indywidualną lub
zbiorową. Albo też powiedzied, że to, czego się nie da wyjaśnid, nie istnieje, chod
przecież prawdziwa postawa naukowa, którą tak się chlubimy, polega właśnie na
przyjęciu faktu pozornie niewytłumaczalnego i próbie jego wyjaśnienia. W
przeciwnym razie skąd posiadalibyśmy wiedzę wyjaśniającą wielkośd
nieskooczenie małych i nieskooczenie wielkich? Czy kiedykolwiek zrezygnowano z
badania najmniejszych cząsteczek albo najbardziej oddalonych galaktyk tylko
dlatego, że nie były one dostępne naszym zmysłom, a jedynie rachunkom i
teoretycznym rozważaniom? A zresztą czy logika stworzenia ludzkiego jest na
miarę logiki Stwórcy?

Ale wródmy do tematu, czyli do sprawy szatana. Opowiem teraz o dwóch
wydarzeniach, które sam przeżyłem, a które upewniły mnie w moim
przeświadczeniu bardziej niż przeczytane książki.

Pierwsze wydarzenie miało miejsce w owym 1984 roku, na początku opisywanej
przeze mnie historii. Claude miała zwyczaj stawiania wieczorem na swoim nocnym
stoliku szklanki wody mineralnej na wypadek, gdyby w nocy chciało jej się pid.
Rano woda ta zawsze była równie czysta i smaczna jak wieczorem. Otóż któregoś
dnia po obudzeniu Claude stwierdziła, że jej woda jest mętna, mdła i cuchnie
zgnilizną jak woda stojąca przez dłuższy czas w wazonie. Sytuacja powtarzała się
przez kilka dni. Próbowaliśmy zamiast wody mineralnej zostawid w szklance wodę
z kranu, ale powtórzyło się to samo zjawisko.

Po kilku dniach opowiedzieliśmy o wszystkim pewnemu zakonnikowi, o którym
później napiszę więcej. Poradził nam, abyśmy zastosowali metodę
eksperymentalną. Wieczorem na stoliku ustawiliśmy trzy szklanki: do jednej
nalaliśmy wodę mineralną, do drugiej wodę z kranu, do trzeciej zaś wodę
mineralną z kroplą wody święconej, otrzymanej od tego zakonnika. Rankiem woda

background image

17

w dwóch pierwszych szklankach była cuchnąca, natomiast woda w trzeciej
szklance nie straciła nic ze swojej czystości. Taki sam rezultat otrzymywaliśmy
przez kilka kolejnych dni.

Nie sposób nam było tego nie skojarzyd z chorobą układu pokarmowego Claude,
na którą medycyna naukowa nie potrafiła znaleźd lekarstwa, podobnie jak nie
sposób było nie dostrzec pozytywnego skutku dodania wody święconej do jednej
ze szklanek. Później dowiedzieliśmy się, że pewna grupa osób „wtajemniczonych"
spotykała się w tamtym okresie i sprawowała rytuał, którego celem było
doprowadzenie do zniszczenia nas na wszystkich płaszczyznach

4

.

* * *

Drugie wydarzenie ma charakter o wiele bardziej subiektywny, ale chodzi o
zjawisko znane osobom, które mają wkrótce przyjąd święcenia diakonatu albo
kapłaoskie. Otóż kilka tygodni później przygotowywałem się do chrztu, studiując
teksty teologiczne z gorliwością neofity, co musiało się nie podobad przeciwnikowi.
Dwukrotnie zostałem obudzony przez szyderczy chichot rozlegający się blisko
moich uszu oraz przez wizję jakichś zielonkawo-czarniawych, falujących kształtów,
zmieniających się na podobieostwo płomieni ognia, tyle że pozbawionych światła i
ciepła. Na ten widok poczułem zimne dreszcze przenikające moje ciało. Miałem na
tyle przytomności umysłu, aby przywoład na pomoc Matkę Bożą, a wtedy widzenie
znikło natychmiast. Zapewniam, że ani wówczas, ani w żadnym innym czasie nie
brałem jakichkolwiek środków uspokajających czy narkotyków, nie piłem też
alkoholu i z całą pewnością byłem całkowicie poczytalny. Chyba że już sam fakt
interesowania się teologią, metafizyką i duchowością uznacie za dowód utraty
pełni władz umysłowych! Szaleostwo w oczach świata - mądrośd w oczach Boga.

Niektórzy może nie wiedzą, że Bóg, który stworzył ludzkośd, stworzył także
aniołów, których w swojej miłości obdarzył taką samą wolnością jak nas, wolnością
przyjęcia lub odrzucenia miłości Boga - ponieważ nie ma miłości bez wolności.
Wielu ludzi wybrało odrzucenie, ale takiego wyboru dokonał także Lucyfer i jego
legiony upadłych aniołów. Czyhają one na każdą okazję, aby zaszkodzid ludziom
lub stad się narzędziem ich jawnych lub tajemnych aktów wiarołomstwa, zazdrości
i nienawiści. Bóg nie może odebrad ofiarowanej wolności, dlatego każdy musi sam

4

Jedna z osób pracujących ze mną nieostrożnie oznajmiła niektórym pracownikom, że „będziemy mieli skórę pani

Caillet jeszcze przed koocem roku". Oto jak miejsce mające służyd życiu może byd jednocześnie przedsionkiem
piekła!

background image

18

dokonywad wyborów. Przy czym człowiek ma tę przewagę nad aniołem, że w
każdej chwili może powrócid do Boga.

Ostra odprawa, którą dostałem w zakrystii w Lourdes, nie zniechęciła mnie.
Pomyślałem sobie, że jest jakaś prawda w tym, co mówiła moja rodzina na temat
nietolerancji i sekciarstwa katolików. Po powrocie do Rennes spotkałem się z
prawosławnym znajomym, który skierował mnie do ojca Patricka należącego do
prawosławnego Kościoła galijskiego - Kościoła, który z inicjatywy biskupa Jeana
oraz pod opieką Patriarchatu Rumuoskiego odnowił ryt staro- galijski. Ojciec
Patrick przyjął mnie bardzo ciepło i powiedział, że Chrystus, skoro do Niego
przychodzę, chce mnie do siebie przygarnąd, mimo iż jestem masonem, a
dodatkowo człowiekiem rozwiedzionym, żyjącym w powtórnym związku
małżeoskim, lekarzem znanym z działalności na rzecz aborcji oraz rozmaitych
metod antykoncepcji. Chrystus bowiem przyszedł do chorych i grzeszników, a nie
do sprawiedliwych i tych, którzy się mają dobrze. Jeśli chodzi o tych ostatnich, to
lepiej jest zapobiegad niż leczyd, dlatego obecnie uważam, że chrzest dzieci
stanowi pierwszą ochronę przed szatanem.

Ojciec Patrick poruszył mnie swoim miłosierdziem, ponieważ odniósł się do mnie
jak Chrystus do jawnogrzesznicy: „I ja ciebie nie potępiam". Nie powiedział nawet:
„Idź i odtąd już nie grzesz" ( J 8,11 ). Moje serce już było nawrócone. Zobaczyłem
w nim Chrystusa.

Ojciec Patrick poprosił mnie tylko, żebym przygotował się do chrztu poprzez
lekturę i dwa czy trzy spotkania, podczas których upewnił się co do mojej
znajomości prawd wiary. Odnajdowałem w nim z radością niektóre cechy
charakteru mojej ukochanej babci, która przybywszy do Francji po rewolucji
rosyjskiej, zachowała ze swojej religii wielkie serce, wielką tolerancję, nadzieję
życia wiecznego, radośd zmartwychwstania oraz małą ikonę, przed którą modliła
się codziennie, a która dzisiaj wisi nad naszym łóżkiem.

Mimo podejmowanych przez szatana prób zastraszenia mnie otrzymałem
sakramenty chrztu oraz bierzmowania w obrządku prawosławnym w Wielką
Sobotę 1984 roku podczas nabożeostwa Wigilii Paschalnej. W blasku światła i przy
dźwiękach śpiewu charakterystycznego dla tego obrządku przyjąłem z ogromnym
wzruszeniem niesamowity wstrząs polania wodą, a następnie delikatne tchnienie
Ducha. Ze łzami w oczach wstępowałem przed ikonostas, mając obok siebie ojca
Patricka. Czułem radośd stania się dzieckiem Boga obmytym z grzechów, radośd
bycia przyjętym do wspólnoty ubogiej i miłosiernej, która stała się moją rodziną w

background image

19

Duchu Świętym. Odczuwałem też ból z powodu odłączenia się od części Was, moja
rodzino według ciała.

Moje wzruszenie było o wiele silniejsze niż to, które towarzyszyło mi podczas
pierwszej inicjacji masooskiej, kiedy to sfera sakralna dotykała jedynie zmysłów i
intelektu, nie zaspokajała jednak duchowego głodu, który nasycid może jedynie
sam Bóg zniżający się ku nam przez swojego Syna. Przyjęcie Komunii świętej, które
nastąpiło wkrótce potem, wniosło pokój w moją duszę i mój umysł.

* * *

Kilka dni później zapisałem się na zajęcia teologii w Instytucie Saint-Denis w Paryżu
i zacząłem odkrywad nieznane mi dotąd skarby duchowe i kulturowe, zawarte w
Piśmie świętym, Didache oraz pismach Ojców Kościoła. Mówię o skarbach kultury,
gdyż dopiero w świetle tych tekstów zrozumiałem to, co dotychczas wydawało mi
się niejasne i niezrozumiałe w pewnych dziełach literackich, malarskich,
rzeźbiarskich czy muzycznych. Ile wersów i zdao, ile alegorii i inwokacji nabiera
sensu dopiero w świetle tradycji judeochrześcijaoskiej, której spadkobiercami
jesteśmy, czy tego chcemy, czy nie. I chociaż zawsze byłem i pozostanę
zwolennikiem rozdziału Kościoła od paostwa, ponieważ duchowa sfera życia może
się jedynie zbrukad w zetknięciu z polityką, to jednak uważam, że pojęcie laickości
należałoby zrewidowad w dwóch aspektach.

Po pierwsze, powinna ona polegad nie tyle na neutralności, ile na otwartości na
wszelką myśl filozoficzną i religijną, ze szczególnym uwzględnieniem podstawowej
wiedzy o wielkich religiach świata.

Po drugie, nauczyciele uczący w szkołach laickich powinni mied możliwośd jasnego
określenia swojego światopoglądu przy jednoczesnym poszanowaniu poglądów
dzieci i ich rodziców.

Jak widzicie, jestem nie tylko człowiekiem nawiedzonym, ale również odrobinę
utopistą: dla mnie różnice są tym, co ludzi wzbogaca, a nie rozdziela. Zapomniałem
dodad, że w moim „programie" we wszystkich szkołach i liceach powinny byd
godziny przeznaczone na naukę religii wyznaniowej - jak to jest w Alzacji od czasu
podpisania konkordatu - a udział w tych lekcjach powinien podlegad ocenie na
tych samych zasadach, jak udział w lekcjach innych przedmiotów obowiązkowych.

* * *

Zapytacie mnie teraz, dlaczego po trzech latach należenia do Kościoła
prawosławnego stałem się katolikiem? Przemiana czy niestałośd? Z pewnością nie

background image

20

była to niestałośd, gdyż przekonacie się, że nie wybrałem drogi najprostszej. Mogę
wymienid kilka przyczyn mojej decyzji.

Pierwsza przyczyna związana jest z pewnym opatrznościowym spotkaniem -
opatrznościowym, gdyż jak już wspominałem, przestałem wierzyd w przypadki,
szczególnie od czasu, kiedy wyruszyłem na poszukiwanie Tego, który jest, to
znaczy Boga. Tym spotkanym przeze mnie człowiekiem był - jego pokora musi
ścierpied, że podam tu jego imię - ojciec Yves z benedyktyoskiego opactwa Ste
Anne de Kergonan w regionie Vannes (departament Morbihan w Bretanii). A
dlaczego uważam, że było to dzieło Opatrzności? Otóż przebywając na wakacjach
w 1984 roku w Quiberon, zauważyliśmy nieduży afisz zapraszający do tego
opactwa, o którym nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, na słuchanie śpiewu
gregoriaoskiego.

Ponieważ zawsze lubiliśmy muzykę, w tym także muzykę sakralną, pojechaliśmy
tam pewnego dnia posłuchad nieszporów. Jakaż czystośd, prostota i głębia, a
równocześnie jakie niezwykłe odczucia muzyka ta budziła w naszych duszach, a
nawet w ciałach. Claude mogła już wtedy odżywiad się w miarę normalnie, ciągle
jednak wykwity sprawiały jej ogromne cierpienie. Tymczasem wychodząc z
kościoła, wyznała mi, że podczas słuchania śpiewu nie czuła bólu. Udaliśmy się do
rozmównicy, gdzie spotkaliśmy furtiana, którym był właśnie ojciec Yves.

Wspomnieliśmy mu o naszym zdumiewającym odkryciu, on zaś wydawał się z
nami to zdumienie dzielid, po czym, wypowiedziawszy kilka zdao na jakiś błahy
temat, wyjawił nam mimochodem, że doktor Tomatis, muzykoterapeuta, który
przez jakiś czas mieszkał w opactwie w Kergonan, stwierdził efekty lecznicze
niektórych psalmów. Wówczas opowiedzieliśmy mu krótko o naszej sytuacji (o
zdrowiu Claude i o problemach zawodowych), a wtedy ojciec Yves przyniósł nam
książkę opisującą przejawy obecności szatana.

Zaproponował, żebyśmy przeczytali ją jeszcze tego samego dnia i wrócili do niego
nazajutrz po południu. Dziwna książka i niezwyczajna propozycja, ale zgodziliśmy
się na nią. I oto nazajutrz, a potem przez wiele następnych dni trwała rozmowa,
podczas której dobry mnich wysłuchiwał naszych wyznao o grzesznym życiu z
pozorną, pogodną naiwnością, której towarzyszyły okrzyki: „Ach tak! Ach więc to
tak!", budujące w nas przeświadczenie, że otwieramy mu oczy na świat pełen
nieszczęśd i zepsucia. Miał przy tym spojrzenie, jakiego nie widzieliśmy do tej pory
u nikogo - spojrzenie przenikające naszą historię, nasze doświadczenia, jak gdyby
widział nasze dusze, nie osądzając ich jednak.

background image

21

To właśnie jego spojrzenie pozwoliło nam zrozumied, czym może byd prawdziwa
miłośd - agape; to ono pozwoliło nam odkryd, że prawdziwa tolerancja, którą
chlubią się niektóre świeckie instytucje, jest tylko bladym odbiciem tolerancji, jaką
Chrystus okazuje światu i jaką można odkryd w oczach tych ludzi, którzy z prostotą
i pokorą przyoblekają się w zmartwychwstałego Chrystusa. Tolerancja ta objawiła
się w sposób namacalny w radach zaskakujących tak mnie, jak i tych, którzy mają
uproszczoną, manicheistyczną wizję ludzkości: „Dobrzy to my, źli to inni".

I tak na przykład moja przynależnośd do Kościoła prawosławnego zrodziła u niego
jedynie refleksję, że zakon św. Benedykta został przez niego ufundowany w
czasach, kiedy Kościół chrześcijaoski nie był jeszcze podzielony, oraz że
benedyktyni, podobnie jak prawosławni, troskliwie strzegli tradycji Ojców
Kościoła. Pokazałem mu moje prace pisemne z teologii, on zaś poprawił moje
błędy bynajmniej nie z perspektywy katolickiej, ale całkowicie ortodoksyjnej, dzięki
czemu kilka miesięcy później podczas egzaminu ustnego w Paryżu otrzymałem
ocenę pozytywną.

Gdy nie mogłem pogodzid się z tym, że osobą, która mnie zniszczyła zawodowo,
był mason, mój brat i przyjaciel, oraz że inni bracia nie przyszli mi z pomocą, ojciec
Yves wskazał mi Jezusa, który także został zdradzony przez Judasza i opuszczony
przez apostołów, a przecież nie wzywał na pomoc swojego Ojca, aby uniknąd męki,
lecz zawierzył Jego woli i miłości. Nie chodzi o przyjęcie postawy rezygnacji -
poradził mi, abym użył wszystkich metod pokojowych, a zatem prawnych, by
dochodzid swoich praw; chodzi o postawę zaufania, ponieważ nie wiemy, jaki jest
plan Boga wobec nas. Bóg bowiem nie opuszcza swoich dzieci. Poza tym
doświadczenie krzyża, które jest skandalem dla naszych ciasnych umysłów, czyni
możliwym cud zmartwychwstania, triumf prawdziwego życia.

Nawet w loży osiemnastego stopnia wtajemniczenia, do której należałem,
symbolem jest właśnie róża na krzyżu, obrazująca prawdę, że cierpienie jest
źródłem rozwoju osobowości wyzwolonej z więzów i ograniczeo tego świata. To
oczywiście nieudolne naśladownictwo, bo ofiarą przebłagalną jest tam nie
Chrystus, lecz... pelikan! Jakiż pożałowania godny substytut!

Dzięki temu dobremu zakonnikowi zrozumiałem, że nie zmienię świata swoim
buntem i krzykiem, ale mogę to uczynid, zmieniając siebie samego - cierpliwie i
systematycznie; tylko tak mogę przyczynid się do nawrócenia, do przemiany tego
świata. I uświadomiłem sobie, że drogą od krzyża do róży jest ofiara, to znaczy
miłośd do wszystkich ludzi, w tym także do tych, którzy nas nienawidzą. W efekcie

background image

22

stałem się zdolny przebaczyd z głębi serca tym, którzy nękali mnie materialnie,
moralnie oraz przy pomocy metod okultystycznych: „Ojcze, przebacz im, bo nie
wiedzą, co czynią" (Łk 24,34).

Jednak chod moje serce potrafiło przebaczyd, rozum domagał się gestu
ostatecznego zerwania. Ojciec odradzał mi porzucenie masonerii w odruchu
buntu, aby dad moim przeciwnikom czas na zreflektowanie się

5

.

Drugą przyczyną mojego przejścia na katolicyzm był znak, jaki otrzymałem od
Boga; Bóg bowiem w decydujących momentach naszego życia daje nam swoje
znaki. Trzeba tylko zrozumied ich sens.

Ojciec Yves pochylił się nad naszą sytuacją małżeoską: obydwoje byliśmy
rozwiedzeni, obydwoje powtórnie zawarliśmy związek małżeoski, nie mogliśmy
zatem przyjmowad Komunii świętej w Kościele katolickim. Według prawa
kanonicznego sprawa była jednoznaczna i dobry ojciec wiedział, jak bolesna jest
świadomośd bycia oddalonym od Chrystusa i oddzielonym od wspólnoty.

Problem taki nie istniał w Kościele prawosławnym i ojciec Patrick proponował nam
nawet, że pobłogosławi nasz związek. Jednakże Claude czuła, że nie może tej
propozycji przyjąd, gdyż byłoby to niezgodne z jej sumieniem i nieuczciwe w
stosunku do Boga. Ojciec Yves zaskoczył nas któregoś dnia, wyjaśniając, że znane
są mu przypadki, gdy trybunał kościelny ponownie rozpatrywał okoliczności
zawarcia związku małżeoskiego.

W moim przypadku nie było problemu, ponieważ podczas pierwszego ślubu nie
byłem jeszcze ochrzczony. Jeśli chodzi o Claude, wydawało nam się rzeczą
niemożliwą, żeby księża, tak formalni – jak sądziliśmy - mogli ponownie pochylid
się nad błogosławieostwem ślubnym udzielonym przed dwudziestoma pięcioma
laty, nawet jeśli tamten związek nie był owocem miłości i od pierwszego dnia
zmienił się w piekło.

Ponieważ ojciec Yves nalegał, Claude złożyła w trybunale kościelnym w Rennes
prośbę o unieważnienie małżeostwa, nie wiążąc z tym jednak wielkich nadziei.
Kilka tygodni później byliśmy w Quiberon i tam w dzienniku „Ouest-France"
przeczytaliśmy króciutką wzmiankę zapowiadającą przyjazd do Wersalu ojca
Emiliana Tardifa, charyzmatycznego księdza przyciągającego tłumy, ponieważ

5

Zresztą wtedy nie dostrzegałem jeszcze fundamentalnej niezgodności, jaka istnieje między chrześcijaostwem a

masonerią.

background image

23

podczas odprawianych przez niego Mszy świętych dokonują się nagłe uzdrowienia,
których nie sposób wytłumaczyd bez interwencji Bożej.

Był 24 września 1985 roku, dzieo moich urodzin; za pięd dni w okolicy Vannes miał
się odbyd ślub naszego najstarszego dziecka. Czytając informację w gazecie,
pomyśleliśmy od razu o jednym z naszych znajomych, który od wielu lat
poddawany był dializom z powodu niewydolności nerek. To właśnie on
opowiedział nam parę miesięcy wcześniej o ojcu Tardifie, z którym zetknął się w
Ognisku Miłosierdzia Tressaint w Poudouvre (departament Côtes d'Armor w
Bretanii). Pasjonował się okultyzmem, toteż zapragnął zbadad osobowośd i „cuda"
tego kapłana, a mówiąc wprost, chciał się z nim zmierzyd. Jednakże podczas Mszy
świętej usłyszał wypowiedziane przez ojca Tardifa słowo poznania, które go
bardzo poruszyło: „Jest tutaj mężczyzna cierpiący na chroniczną chorobę nerek.
Przyszedł tu z ciekawości. Następnym razem przyjdzie prosid Chrystusa o
uzdrowienie".

A zatem zatelefonowaliśmy wieczorem do tego znajomego, aby go namówid na
udanie się do Wersalu. Ku naszemu zdumieniu dowiedzieliśmy się, że on sam nie
ma zamiaru tam jechad, ale zarezerwował trzy miejsca w autokarze jadącym z
Rennes dla nas i dla jeszcze jednego znajomego rolnika z tych stron. Wydawało
nam się to nierozsądne, ponieważ powrót przewidziany był oczywiście nocą, a
następnego dnia o godzinie jedenastej miał się odbyd ślub. Mimo wszystko
przyjęliśmy propozycję.

Wyjechaliśmy wcześnie rano. Podróż trwała długo ze względu na koniecznośd
zatrzymywania się po drodze i zabierania kolejnych pielgrzymów. Autokar
rozbrzmiewał pieśniami i modlitwami maryjnymi. Około godziny szesnastej
znaleźliśmy się wreszcie w kościele Saint-Louis, gdzie zgromadziło się około
czterech tysięcy pielgrzymów. Przez dwie godziny odmawiany był różaniec, aż
wreszcie około godziny osiemnastej pojawił się uśmiechnięty ojciec Tardif w
towarzystwie kilku księży, wśród których ku mojemu zdumieniu znajdował się
biskup Wersalu Louis Simonneaux.

Ksiądz Tardif wyjaśnił w kilku słowach, że on sam w żadnym razie nikogo nie
uzdrowił, lecz że czyni to Jezus obecny w Eucharystii, a uzdrowienia te są Jego
znakami. Claude nie czuła się jeszcze całkiem dobrze, więc przypuszczałem, że
będzie prosid o zdrowie dla siebie. Toteż w sekrecie serca poprosiłem Boga, aby
nasz związek został kiedyś pobłogosławiony. Po Mszy świętej dowiedziałem się, że
Claude modliła się o to samo. Zachwyciła mnie modlitwa w językach, która nagle

background image

24

zabrzmiała w zgromadzeniu. Czytaliśmy już o niej w książce Ranaghana Le retour
de l'Esprit,
ale wyobrażałem sobie, że jest to pewnego rodzaju kakofonia
połączona z przejawami przesadnej egzaltacji.

Czy można bowiem sobie wyobrazid - zważywszy nasze ograniczone rozumienie
świata - że osoby, które się nie znają, wspólnie intonują wokalizę albo delikatne
melodeklamacje w językach nieznanych im samym, że śpiew ten narasta, aby
potem stopniowo wyciszyd się, i że jest to śpiew harmonijny, bez chodby jednej
fałszywej nuty, mający nawet pewną melodię; śpiew niezwykle piękny,
wyciskający łzy z najbardziej nawet niewrażliwych oczu. Nie byłoby to możliwe bez
jednoczącego działania Ducha Świętego, który sprawia, że wszyscy stanowią jedno
ciało. Od tamtej pory słyszeliśmy modlitwę w językach w St Broladre, w Corde, w
Tressaint, a także w grupach modlitewnych w Vannes i Rennes i za każdym razem
odnajdowaliśmy tę samą harmonię - znak jedności.

Ale powródmy do Wersalu. Eucharystia była prosta, ale powietrze stawało się
coraz cięższe, jak przed burzą. Przed Komunią świętą ojciec Tardif poprosił,
abyśmy się nie ruszali ze swoich miejsc, ponieważ księża wejdą w tłum, aby rozdad
konsekrowane Hostie. Jeden z księży wszedł do nawy głównej, obsłużył kilka
rzędów przed nami, a następnie ominął nas - pomyśleliśmy, że o nas zapomniał.
Po chwili jednak wrócił. Uważałem, że zgodnie z prawem Kościoła prawosławnego
mogę przystąpid do Komunii, toteż podszedłem do niego.

Natomiast Claude, wiedząc, jaka jest jej sytuacja w Kościele katolickim, została na
swoim miejscu. Tymczasem kapłan stanął przed nią i zaproponował jej Ciało
Chrystusa. Ona odpowiedziała, że jako osoba rozwiedziona, która powtórnie
wyszła za mąż, nie może Go przyjąd. Ksiądz zapytał wtedy:, „Dlaczego tu
przyszłaś?". - „Żeby byd we wspólnocie". - „Dlaczego płaczesz?". - „Płaczę podczas
każdej Eucharystii".

Kapłan, który wcześniej cofnął rękę, teraz zamknął oczy, zamyślił się na kilka
sekund, po czym wyprostował się i powiedział: „Daję ci Ciało Chrystusa, a ty
kontynuuj swoje próby". Z ludzkiego punktu widzenia nie mógł on wiedzied, że
Claude wystosowała prośbę o unieważnienie małżeostwa.

Od tamtej pory zresztą utraciła ona dar łez. Po Komunii ojciec Tardif otrzymał
słowo poznania i zaczął zapowiadad uzdrowienia. I oto jak za czasów Jezusa na
ziemi niepełnosprawni wstawali ze swoich noszy, chorzy na artrozę podnosili ręce,
aby pokazad, że są w stanie nimi poruszad, głuchy oznajmił, że słyszy. Pewien
lekarz powiedział o uzdrowieniu kręgosłupa, o którym nie odważył się dad

background image

25

świadectwa przed rokiem, podczas pobytu ojca Tardifa we Francji, kiedy to prosił o
zdrowie nie dla siebie, lecz dla syna.

W pewnej chwili usłyszałem odpowiedź na moją modlitwę: „Jezus błogosławi
pewnemu związkowi". Oczywiście były tam niewątpliwie również inne pary
oddzielone jak my od Chrystusa, ale miałem wewnętrzne przeświadczenie, że
słowa te są skierowane do nas. Jedną z łask wiary jest zdolnośd dostrzegania w
Piśmie świętym, w Słowie obecności Boga, który naprawdę zwraca się do każdego
z nas: „Kto ma uszy, niechaj słucha!" (Mt 13,9).

Trzecim, bardziej już intelektualnym powodem mojego przejścia na katolicyzm
było odkrycie, że tolerancja i pragnienie pojednania widoczne jest nie tylko w
jasnym spojrzeniu ojca Yves'a, ale również w przemianie Kościoła, jaka
dokonywała się z inspiracji jego pasterza, papieża Jana Pawła II. Mam na myśli
odwiedziny papieża w synagodze rzymskiej, a jeszcze bardziej spotkanie w Asyżu w
październiku 1986 roku, na które Jan Paweł II zaprosił religijnych przywódców z
całego świata, aby wspólnie modlid się o pokój i pojednanie. Był to dla mnie
prawdziwy wstrząs wywracający do góry nogami moje dotychczasowe
wyobrażenia.

Do tej pory bowiem nosiłem w sobie obraz Kościoła nietolerancyjnego i
triumfującego, czego przejawem była inkwizycja, prześladowanie katarów, noc Św.
Bartłomieja czy wreszcie układanie się niektórych papieży z władzami świeckimi.
Zrozumiałem, że od Soboru Watykaoskiego II Kościół, upokorzony swoim
zwróceniem się do świata, przeżywał teraz zmartwychwstanie i odnajdywał swoje
prawdziwe miejsce, którym jest wyłącznie sfera duchowa.

Chod było mi żal z powodu niektórych zmian w rytuale Mszy świętej, które
pozbawiają ją pewnych aspektów energetycznych, znanych budowniczym katedr i
niektórym ezoterykom, jednak ostatecznie uważam, że przybliżenie ołtarza do
zgromadzenia (oraz fakt, że kapłan zwrócony jest do niego twarzą) przyczynił się
do zlikwidowania bariery psychologicznej. Do tej pory wierni mogli odnosid
wrażenie, jakoby Kościołem był jedynie kler, nie zaś wspólnota ludzi ochrzczonych.

Obecny układ lepiej pozwala widzied w naszych pasterzach - jeśli tylko chcą to
uznad oni sami, a zdarza się to coraz częściej – ludzi tak samo grzesznych, jak my, a
zatem ludzi, którzy powinni każdemu okazywad miłośd i zrozumienie. W ten
sposób nietolerancja staje się niemożliwa. A w każdym razie nie może już odnosid
się do całego Kościoła, lecz co najwyżej jest cechą poszczególnych osób, które
będą musiały zdad z tego sprawę przed Panem.

background image

26

Ostatni impuls do podjęcia decyzji o przejściu na katolicyzm pojawił się kilka
miesięcy później, w 1987 roku, kiedy trybunał kościelny w Rennes, a następnie w
Angers przesłał Claude szczęśliwą wiadomośd, że jej małżeostwo zostało
unieważnione z powodu jej niedojrzałości uczuciowej w momencie zawierania
związku oraz braku aktu woli, czyli zgody małżeoskiej.

Chcę wyraźnie podkreślid, że nikt w naszej sprawie nie interweniował w tych
instancjach, gdzie postępowanie prawne jest długie i bardzo drobiazgowe; a także,
że procedury te nie są wcale kosztowne, a zatem są one powszechnie dostępne, w
przeciwieostwie do prawnych procedur paostwowych (mam tu na myśli przede
wszystkim adwokatów) - kosztowało nas to w sumie dwa tysiące franków za sąd
pierwszej instancji oraz odwoławczy.

Widziałem w tym wydarzeniu palec Boży i znak otwartości katolickiej hierarchii na
cierpienie braci oddzielonych od Kościoła. Ojciec Yves złożył dziękczynienie za
szczęśliwe rozwiązanie sprawy, o które się modlił. Zgodził się już, żebym
ostatecznie zerwał z masonerią, kiedy w styczniu mój drogi dyrektor, nie mogąc
złamad mojego biernego oporu, zwolnił mnie z pracy z powodu „utraty zaufania"
(sic). Odeszliśmy także z Claude z zakonu różokrzyżowców AMORC, którego
członkami byliśmy od dziesięciu lat, dochodząc również w tej organizacji do
stopnia Braci Róży Krzyża (znowu róża na krzyżu!).

Wtedy właśnie odszedłem z Kościoła prawosławnego i stałem się członkiem
Kościoła katolickiego. Nie wiązało się to dla mnie z dużym wyrzeczeniem, gdyż
kwestie dogmatyczne różniące obydwa Kościoły wydają mi się niewielkie,
szczególnie osławione filioque: czy Duch Święty pochodzi jedynie od Ojca, czy też
od Ojca i Syna? Nie znam się na tajemnicy Trójcy Świętej na tyle, żeby się na ten
temat wypowiadad i jeśli miałbym zrobid zakład - który nie jest zakładem Pascala -
to stawiam na swobodny przepływ Miłości między trzema Osobami Trójcy Świętej
i na Jej zstępowanie na człowieka poprzez Ducha Świętego, Ojca i Syna. Zresztą
nikt nie widział Ojca z wyjątkiem Syna, jeśli zaś chodzi o Ducha Świętego, to
postrzegamy jedynie Jego działanie.

Mogliśmy nareszcie zrealizowad nasze pragnienie otrzymania ślubnego
błogosławieostwa przepowiedzianego nam przez ojca Tardifa. W tym czasie
podjęliśmy już na nowo pracę w portowym miasteczku Crouesty w zakładzie
wodolecznictwa. Pewnego dnia zwróciłem się do proboszcza tego miasteczka z
pytaniem o możliwośd zawarcia związku małżeoskiego, na które odpowiedział
bardzo pozytywnie. Kiedy oznajmiłem nowinę Claude, nie była ona tak

background image

27

zachwycona, jak się tego spodziewałem, ponieważ właśnie dokonała innego
wyboru. Otóż podczas modlitwy siostra Dominique, która z chwilą naszego
przybycia do Crouesty z własnej inicjatywy zaoferowała nam swoją pomoc,
otrzymała natchnienie, że nasze małżeostwo należy powierzyd ojcu Kergoatowi,
proboszczowi katedry w Vannes. Zarówno siostra Dominique, jak i ów ojciec
należeli do Odnowy, którą znaliśmy jedynie przez ojca Tardifa.

A zatem w sierpniu 1987 roku ojciec Kergoat przyjął nas, dał nam do przeczytania
bardzo piękną książkę prawosławnego autora Michela Laroche'a i wyznaczył dzieo
ślubu na 7 października, święto Matki Bożej Różaocowej. Poprosił, abyśmy go
wcześniej dwukrotnie odwiedzili, chciał bowiem udzielid nam nauk i załatwid
sprawy formalne. Bardzo pragnęliśmy, aby naszymi świadkami byli nasz ojciec Yves
i siostra Anne-Hdlene, augustianka z Malestroit, o której jeszcze chyba nie
wspomniałem. Siostra ta bardzo pomogła nam w naszej wędrówce przez pustynię,
przede wszystkim otwierając nas na duchowe skarby mistycznego życia jej dawnej
towarzyszki i przełożonej, matki Yvonne - Aimée od Jezusa

6

.

Okazuje się jednak, że prawo kanoniczne nie pozwala osobom konsekrowanym
byd świadkami. Poprosiliśmy więc o to naszych przyjaciół, Michele i Bernarda. To
właśnie oni pierwsi pozwolili nam odkryd Yvonne-Aimée dzięki książce, która była
zakazana przez hierarchię kościelną ze względu na niezwykłośd opisywanych
zjawisk, które szokowały nie tylko racjonalistów, ale nawet znaczną częśd
katolików myślących w kategoriach racjonalizmu naukowego, którzy nie zetknęli
się jeszcze z Odnową.

Zaprosiliśmy dwunastu przyjaciół, przekonanych i zaangażowanych chrześcijan, nie
chcieliśmy bowiem, żeby uroczystośd o charakterze duchowym przekształciła się w
towarzyskie spotkanie, gdzie ciekawośd, a nawet ironia mieszają się z chęcią
zjedzenia dobrego posiłku. Msza święta była wyznaczona na godzinę jedenastą. O
godzinie dziesiątej, kiedy zamierzaliśmy właśnie wyjśd z domu, zadzwonił do nas
ojciec Kergoat, pytając mnie zaniepokojony, czy moja pierwsza żona była
katoliczką. Gdyby była poganką jak ja, nasz związek, określany jako naturalny,
byłby uznawany przez Kościół za ważny i nie mógłbym się ponownie ożenid.
Powiedziałem, że była ona ochrzczona, uczęszczała na katechezę i przyjęła
sakrament bierzmowania; nie powinno byd zatem przeszkód, ponieważ ja z całą
pewnością nie byłem wtedy ochrzczony.

6

Szczególnie warto przeczytad książkę Un amour extraordinaire René Laurentina, Éditions O.E.I.L.

background image

28

Ojciec poprosił nas, abyśmy zaczekali z udaniem się do kościoła, zanim nie
sprawdzi tych wiadomości u biskupa Quimper, powiedziałem mu jednak, że
musimy pojechad do Vannes, gdzie jesteśmy umówieni z przyjaciółmi. Pół godziny
później wchodząc do katedry, ujrzeliśmy smutne miny przyjaciół, którym ojciec
Kergoat już powiedział to, co teraz nam powtórzył, a mianowicie, że moje
pierwsze małżeostwo jest ważne, ponieważ zostało pobłogosławione na mocy
dyspensy od przeszkody, jaką jest różnica religii.

Wiadomośd spadła na nas jak grom z jasnego nieba po tylu miesiącach starao i
nadziei. Nie wiem, co wtedy czułem bardziej: rozczarowanie czy bunt. Ojciec
równie jak my zmartwiony zaproponował odprawienie Mszy świętej dla nas i
naszych przyjaciół. W kazaniu wyraził swój ból wobec wymogów prawa
kanonicznego, ale także nadzieję: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego". Przyjaciele
dotrzymywali nam towarzystwa przez większośd dnia, ale i tak, mimo ich
życzliwości, odczuwaliśmy wielki smutek.

* * *

Kilka dni później ojciec Kergoat zatelefonował do nas, proponując, abyśmy się
spotkali z przewodniczącym sądu penitencjarnego w Vannes, ojcem Le Masie.
Wyznam, że byłem bardzo zbuntowany i niewiele brakowało, a byłbym odmówił.
Czemu mielibyśmy się podporządkowywad postanowieniom Kościoła zamiast
uznad, że po dwudziestu latach wspólnego życia, dwukrotnie złączeni przed
ludźmi: najpierw w merostwie, a następnie w loży podczas ceremonii uznania
związków małżeoskich, byliśmy również złączeni przed Bogiem w naszych sercach i
umysłach? Czemu mielibyśmy się podporządkowywad, skoro Kościół prawosławny,
który przecież też jest Kościołem apostolskim, zezwala na powtórne zawarcie
małżeostwa, gdy tymczasem Kościół katolicki się temu sprzeciwia?

Czułem jednak, że diabeł cieszy się z tych przeciwności, które sprawiały mi
cierpienie, dlatego postanowiłem podjąd kolejną próbę. Początek spotkania
przebiegał w dosyd chłodnej atmosferze. Ksiądz wysłuchał uważnie naszej historii,
a następnie zaczął wątpid w szczerośd moich intencji.

Spotkanie trwało dwie godziny. Co pewien czas zapadało między nami
przygniatające milczenie. Wydawało się, że po ludzku żadne rozwiązanie nie jest
możliwe, że pozostaje już tylko rezygnacja, kiedy nagle, po kolejnej chwili ciszy,
ksiądz rzekł: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego". Było to zdanie, które ojciec
Kergoat powiedział do nas podczas kazania. Czyżby Duch Święty działał?

background image

29

Ksiądz wyjaśnił nam, że istnieje tylko jedno rozwiązanie: zwrócid się z prośbą o
dyspensę dla mnie dla dobra wiary osoby nawróconej. Na mocy tzw. przywileju
Pawiowego papież po zasięgnięciu rady Kongregacji Nauki Wiary może zezwolid
osobie nawróconej na ponowne zawarcie związku małżeoskiego z osobą należącą
do Kościoła katolickiego. Taki przypadek nie zdarzył się jeszcze ani w Vannes, ani w
Rennes; decyzja papieża była tego rzędu co prezydenckie prawo łaski wobec
skazaoca, jeśli mogę sobie pozwolid na takie świeckie porównanie.

A zatem znów wziąłem do ręki mój kij pielgrzymi. Wypełniłem formularze i
zredagowałem prośbę do papieża. Potrzebne mi były świadectwa, zwłaszcza od
rodziny, co nie obyło się bez zamieszania. Następnie trzech sędziów i księży, z
których jeden pełnił rolę adwokata diabła, przesłuchiwało mnie przez kilka godzin
w trybunale kościelnym w Rennes.

Claude przeszła już przez podobną procedurę, ale żeby o niej mówid, trzeba to
przeżyd samemu. To naprawdę droga pokory i cierpienia, gdyż trzeba obnażyd
przed obcymi ludźmi swoje życie, rozdrapując przy tym stare rany. Jednakże ani
przez chwilę nie czułem się upokorzony - delikatnośd ojców była równie wielka, jak
ich troska o prawdę. Na koniec jeden z nich, odprowadzając mnie do wyjścia",
chciał mnie podtrzymad na duchu i powiedział, że moja sprawa nie jest
beznadziejna, gdyż „dla Boga nie ma nic niemożliwego"; trzeba jednak zachowad
cierpliwośd, ponieważ Kongregacja Nauki Wiary ma wiele spraw do rozpatrzenia. I
rzeczywiście, miesiące mijały... ale przecież trzech kapłanów zapewniło nas, że „dla
Boga nie ma nic niemożliwego"!

Tymczasem pewne wcześniejsze wydarzenie powinno utwierdzid mnie w wierze
pomimo przeciwności. Miało ono miejsce na kilka dni przed naszym niedoszłym
ślubem i na długo zapisało się w mojej pamięci. Był wrzesieo. Dowiedzieliśmy się,
że ojciec Tardif ma przybyd do Pontmain, miejsca objawieo Matki Bożej.
Postanowiliśmy więc się tam udad i ku naszemu zdumieniu spotkaliśmy wielu
naszych znajomych, mimo że nie umawialiśmy się z nimi.

Do Pontmain przybyło ponad dziesięd tysięcy osób, a ponieważ pogoda
dopisywała, spotkanie odbywało się na placu przed bazyliką. Po pieśniach i
modlitwie zgromadzony tłum przeżył rozczarowanie, gdyż oznajmiono nam, iż
ojciec Tardif musiał wrócid do Kanady z powodu śmierci swojego brata. Mszę
świętą miał odprawid ojciec Marin. Nigdy nie słyszałem o tym księdzu, toteż
zastanawiałem się, w jaki sposób oczekiwanie tych wszystkich ludzi zostanie
zaspokojone.

background image

30

Wraz z kilkoma przyjaciółmi usiedliśmy na małym murku w głębi placu, około stu
metrów od ołtarza, opierając się o ogrodzenie. Pod koniec Eucharystii księża
wchodzili w tłum, żeby udzielid Komunii świętej. Następnie odmawiana była
modlitwa o uzdrowienie, po czym kapłan wypowiadał słowa poznania. Jacques
Marin mówił o dokonywanych uzdrowieniach, a uzdrowione osoby podnosiły rękę,
żeby dad znad, że pragną powiedzied swoje świadectwo.

Przyznam, że czułem się nieco zniechęcony nieobecnością ojca Tardifa, toteż o nic
dla nas się nie modliłem: Claude była zdrowa i oboje cieszyliśmy się z czekającego
nas niedługo ślubu. Nagle usłyszałem - i usłyszeli to także nasi przyjaciele – jak
ojciec Marin mówi do mikrofonu: „W głębi placu, przy ogrodzeniu znajduje się
członek loży masooskiej wysokiego stopnia wtajemniczenia, który ma trudności z
wejściem do Kościoła katolickiego".

Przyjaciele obrócili się w moją stronę, śmiejąc się z mojego zaskoczenia. Nie
mogłem mied dłużej żadnych wątpliwości co do tak zwanych charyzmatów.
Próbowałem dostad się do mikrofonu, żeby dad świadectwo, ale zbyt gęsty tłum
uniemożliwił mi to. Obiecałem sobie, że zrobię to po południu, po procesji z
Najświętszym Sakramentem, w czasie specjalnie na to przeznaczonym.

Kiedy jednak przyszła ta pora, musiałem opuścid zgromadzenie z powodu dziwnej i
nagłej niedyspozycji, jak gdyby jakaś siła chciała przeszkodzid mi w podzieleniu się
ze wszystkimi radością, że w tym ogromnym zgromadzeniu Duch Święty troszczy
się o każdego z osobna.

Toteż dopiero dziś mogę spłacid ów dług uwielbienia. Chciałbym, aby ojciec
Jacques Marin mógł się któregoś dnia dowiedzied, że jego słowo poznania było
naprawdę natchnione, przypuszczam bowiem, że jego charyzmatowi nieraz
towarzyszą wątpliwości

7

.

Noc Bożego Narodzenia tego samego 1987 roku, spędzona w St Broladre we
Wspólnocie Błogosławieostw, również była dla nas objawieniem, pomocą w
wyciszeniu mojego buntu i umocnieniem w oczekiwaniu. Wcześniej już
dwukrotnie próbowaliśmy odwiedzid tę wspólnotę, ale musiało się to widocznie
nie podobad przeciwnikowi, ponieważ za pierwszym razem nie było ani przyjęd, ani
żadnego nabożeostwa, za drugim zaś cała wspólnota była nieobecna.

7

Spotkaliśmy ojca Jacques'a Marina w Nouanle-Fuzelier; pamiętał tamto niecodzienne słowo poznania dotyczące

masona i podziękował nam za potwierdzenie go, ponieważ rzeczywiście wzbudziło w nim ono wątpliwości.

background image

31

Również w to Boże Narodzenie niewiele brakowało, a nie dotarlibyśmy na miejsce.
Mimo iż z Rennes wyjechaliśmy odpowiednio wcześniej, to z powodu silnego
deszczu i wiatru przejechanie osiemdziesięciu kilometrów zajęło nam półtorej
godziny - zmuszeni byliśmy bowiem do ostrożnej jazdy. Jednakże przybycie do
małego, ciepłego kościółka ozdobionego ikonami i rozbrzmiewającego
polifonicznym śpiewem obficie wynagrodziło nam wszystkie trudy i obudziło we
mnie radosne wspomnienie obrzędów prawosławnych, które towarzyszyły moim
powtórnym narodzinom w Bogu. Nie sądzę, żeby życie religijne mogło się karmid
wyłącznie Pismem świętym, poruszającym sam tylko umysł - potrzebuje ono także
uczestnictwa zmysłów: widoku ikon i symboli, zapachu kadzidła, słuchania śpiewu,
smaku Ciała i Krwi Chrystusa, które poruszają naszą duszę. Postawy, gesty, taoce
podczas modlitwy pozwalają również naszemu ciału uczestniczyd w spotkaniu z
Bogiem.

Jedną z zasług Odnowy jest właśnie to, że owe trzy wymiary ludzkiej osoby na
nowo wprowadziła radośnie do obrzędowości religijnej, czerpiąc z tradycji
żydowskiej i bizantyjskiej. Jest to bardzo konkretny krok w kierunku dialogu
judeochrześcijaoskiego, który stanowi pilne zadanie, jeśli chcemy uratowad nasze
wartości wobec wzrastającego wpływu islamu, a zwłaszcza jego radykalnego
skrzydła. Szanuję islam, który z pewnością jest jedną z niepewnych dróg
prowadzących do domu Ojca; czuję jednak lęk wobec zagrożenia, jakie dla całej
ludzkości niesie ze sobą nietolerancja i agresywnośd, które charakteryzują i zawsze
charakteryzowały fanatyzm religijny; fanatyzm, który zapomina, że Bóg z miłości
uczynił człowieka wolnym i że żaden przymus nie może przyprowadzid człowieka
do Boga. Bóg nieustannie ponawia swoje wezwanie, ale w nieskooczonym
szacunku wobec stworzenia cierpliwie czeka na jego nawrócenie, które uczyni
możliwym dialog. Nawrócenie, to znaczy przemiana, metanoia - poruszenie, w
którym odwracamy się od samych siebie, aby dążyd do spotkania twarzą w twarz z
Bogiem oraz z ludźmi.

Rok 1988 upłynął na oczekiwaniu, szczęśliwie przeplatanym spotkaniami z ojcem
Yves'em, który zachęcał nas do trwania w nadziei, a jednocześnie stanowczo
podtrzymywał zakaz przystępowania do sakramentów. Nie było to wcale łatwe.
Mój intelekt - ta dorosła, zbuntowana osoba - nie zawsze potrafił przyjąd, że skoro
chrzest obmył mnie z moich wcześniejszych, nawet najcięższych grzechów, to
chociaż żyłem w stanie oddalenia od Boga z powodu ludzkiej decyzji, jednak w
moim życiu od tamtej pory nic się nie zmieniło.

background image

32

Oczywiście uznawałem, że jestem grzesznikiem, ale w nie większym stopniu niż ci,
którzy przyjmowali Eucharystię obok mnie. Czyż Jezus nie przyszedł do
grzeszników i celników? Nasz ojciec duchowy cierpiał jednak wraz z nami i kiedy
podczas Wigilii Paschalnej zostaliśmy przez jednego z zakonników posadzeni w
pierwszej ławce, ojciec Yves wyznał, że miał rozdarte serce, widząc nas tak blisko,
podczas gdy on rozdawał wiernym Komunię świętą.

Odwiedziny u naszej siostry Anne-Hélène w Malestroit także nam pomagały,
ponieważ opowiadała nam ona z wielką prostotą o mistycznych zjawiskach
przeżywanych w naturalny i dyskretny sposób przez jej przełożoną Yvonne-Aimée
od Jezusa. Oczywiście zjawiska te opisane są częściowo w książce księdza
Laurentina, ale jakimż wzbogaceniem wiary było wysłuchanie bezpośredniego
świadectwa siostry, która na własne oczy oglądała stygmaty Męki Paoskiej,
mistyczny pierścieo, rozkwitanie kwiatów w zimie, a zwłaszcza bilokację, kiedy
Yvonne-Aimée, aresztowana przez gestapo, nagle pojawiła się przed Anne-Hélene
w ich niedużym domu w XVI dzielnicy.

Jak nie mied nadziei, jeśli znajoma siostra zakonna opowiada nam, że kilka lat
temu miała przejśd operację z powodu raka jelita; że poprosiła chirurga, aby
przesunął termin operacji; że w tym czasie pojechała na Międzynarodowy Kongres
Odnowy w Duchu Świętym w Lourdes i że kilka miesięcy później chirurg, który na
szczęście najpierw ją zbadał, stwierdził zniknięcie raka wyczuwalnego wcześniej
wyraźnie pod ścianą brzuszną.

Oczywiście, jak mówi ojciec Tardif, Pan nie uzdrawia wszystkich chorych - lekarze
staliby się wtedy niepotrzebni, a na świecie szybko nastąpiłoby przeludnienie!
Uzdrawia tych, którzy proszą o to z wiarą

8

, a uzdrowienia mają byd znakiem po to,

aby inni uwierzyli w Jego obecnośd i miłośd. O ileż liczniejsze są natomiast
uzdrowienia dusz i umysłów, które są najważniejsze, ponieważ prędzej czy później
na skutek grzechu pierworodnego wszyscy musimy umrzed, ale będziemy gotowi
na spotkanie, które uczyni nas podobnymi do Chrystusa.

* * *

15 listopada 1988 r. otrzymałem telefon z trybunału w Rennes: z radością
powiadomiono mnie, że 11 listopada papież podpisał dyspensę na mocy
przywileju Pawłowego, zezwalając mi na zawarcie związku małżeoskiego z
katoliczką Claude-Andrée. Jaka radośd, że oto nareszcie zostanie nadany

8

Oczywiście fakt, że nie nastąpiło uzdrowienie fizyczne, nie jest wcale oznaką słabej wiary.

background image

33

konkretny kształt dwudziestu dwu latom naszej miłości, że teraz będziemy mogli
przystępowad do sakramentów świętych i zostaniemy włączeni do Kościoła
katolickiego, to znaczy powszechnego. Ewentualnych oszczerców, którzy myślą, że
kuria rzymska ma jakieś szczególne przywileje dla bogatych, informuję, że cała ta
procedura kosztowała mnie czterysta pięddziesiąt franków... i rok niepokoju!

Ojciec Yves i ojciec Kergoat, których natychmiast powiadomiliśmy telefonicznie,
ucieszyli się bardzo, ten ostatni zaś zaprosił nas do siebie dla ustalenia szczegółów
uroczystości. Ostrzegł nas jednak, że teraz czeka nas jeszcze pokuta. Już prawie
zaczęliśmy się irytowad, na szczęście ojciec roześmiał się głośno i powiedział,
żebyśmy pojechali do Ste Anne de Kergonan i przystąpili do sakramentu
pojednania u ojca Yves'a. Zrobiliśmy to już raz przed rokiem. Niektórzy mają uraz
na punkcie spowiedzi, ponieważ natrafili na jakiegoś niedyskretnego lub zbyt
dociekliwego księdza.

Nie powinni się jednak łatwo zniechęcad, ponieważ sakrament ten, poza swoimi
właściwościami uzdrawiającymi, pozwala nam spotkad się z Bogiem jako
kochającym i miłosiernym Ojcem, który przebacza nam winy i błędy, jak uczynił to
ojciec wobec marnotrawnego syna. Iluż ojców według ciała jest tak miłosiernych
jak nasz Ojciec w niebie? Ojciec Kergoat chciał, aby nasz ślub odbył się jak
najszybciej; byd może obawiał się kolejnych przeszkód! Albo też uważał on
miłosiernie, że nasze cierpienie trwało już wystarczająco długo. Uroczystośd
odbyła się tak, jak to było zaplanowane rok temu. Zapytałem, czy
błogosławieostwu ślubnemu mogłoby towarzyszyd nałożenie rąk i wylanie Ducha
Świętego, ale ojciec obiecał jedynie, że pomoże nam się do tego przygotowad.

Ślub był naprawdę tym mistycznym zjednoczeniem, na które czekałem przez
cztery lata, a Claude jeszcze dłużej, chod nie miała śmiałości wierzyd, że ono kiedyś
naprawdę nastąpi.

Jakież to niezwykłe przeżycie, gdy oto nasza ludzka miłośd, krucha i ułomna,
zostaje nareszcie poświęcona przez nieskooczoną miłośd Chrystusa - nie na czas
skooczony, ale na wiecznośd.

7 października 1987 r. oddaliśmy nasz związek pod opiekę Maryi Bramy Nieba,
której ikony zdobią nasz pokój oraz miejsce pracy, w takiej oto modlitwie:

„Błogosławiona jesteś, Maryjo Bramo Nieba, Ty, któraś uwierzyła w to, co zostało
Ci powiedziane przez Pana. Błogosławiona jesteś, Maryjo Przybytku Ducha
Świętego, Ty, któraś umiała wiernie zachowywad w sercu słowa Pana. Dziś
poświęcamy Ci nasz związek. Bądź dla nas Bramą Nieba, otwierającą przed nami

background image

34

drogę do Twojego Syna Jezusa. Zachowaj nas w jedności na życie wieczne, tak jak
Chrystus strzeże swojego Kościoła. Módl się za nami, aby Duch Święty obdarzył nas
charyzmatami potrzebnymi w naszym powołaniu".

Maryja Brama Nieba

wysłuchała nas i nasz związek został pobłogosławiony.

Podczas ceremonii Claude kilkakrotnie była nieobecna duchem i ojciec Kergoat
musiał ją przywoływad, żeby odpowiedziała na pytania zgodnie z obrzędem.
Później powiedziała mi, że ojciec wydawał jej się bardzo wysoki, chod w
rzeczywistości jest średniego wzrostu, oraz że kaplica zalana była światłem i
wypełniona śpiewem, gdy tymczasem w grudniu nawet w południe jest ona dosyd
ciemna, a ceremonii towarzyszył jedynie śpiew siostry Dominique. Duch Święty z
pewnością nie zważał na porę, aby ubogacid jej duszę.

* * *

Po uroczystości ojciec Kergoat wskazał nam kilka książek, które powinny nam
pomóc przygotowad się przez siedem tygodni na wylanie Ducha Świętego, i zalecił,
abyśmy systematycznie uczestniczyli w spotkaniach grupy modlitewnej działającej
w ramach Odnowy. W ciągu tego czasu czuliśmy dosłowny głód Pisma świętego i
książek poświęconych Duchowi Świętemu. We wtorki chodziliśmy wieczorem do
kościoła St Augustin w Rennes na spotkania grupy modlitewnej Notre-Dame de
Joie, w soboty zaś uczestniczyliśmy w nieszporach w kościele St Broladre, jednakże
nie związaliśmy się bliżej z tą grupą.

Tymczasem po raz kolejny doświadczyliśmy działania Opatrzności, ponieważ w
sobotę szóstego tygodnia animatorzy (z którymi niczego wcześniej nie
uzgadnialiśmy) zaproponowali niektórym wiernym - jeśli tego pragną - wylanie
Ducha. Było to 28 stycznia 1989 roku - niemal dokładnie pięd lat po moim nagłym
nawróceniu. Dwa tygodnie wcześniej, wracając z krótkiego seminarium
medycznego odbywającego się na południu Francji, wstąpiliśmy do Lourdes i aby
podziękowad za wszystkie łaski otrzymane od tamtego nawrócenia, odnowiliśmy
niejako nasz chrzest, zanurzając się w lodowate wody wypływające z groty.

Tego wieczora w St Broladre podszedłem do ołtarza, gdzie klęczały już dwie
siostry, które miały przyjąd wiernych. Uklęknąłem obok nich, one zaś zapytały
mnie, czy mam jakąś prośbę, którą chciałbym wypowiedzied. Powiedziałem, że
chciałbym wiedzied, czego Pan ode mnie oczekuje. Wtedy one położyły ręce na
moich ramionach i cicho modliły się w językach. Nagle zaczął mną wstrząsad
gwałtowny szloch i zalałem się łzami; później ogarnął mnie nieopisany pokój,
znikły wszystkie napięcia, niepokoje, lęki, wszystkie dawne urazy. Jedna z sióstr

background image

35

otrzymała wtedy słowo poznania i oznajmiała mi, że powinienem pomagad
chorym i zranionym przez życie, ale wcześniej - i to było dla mnie nieoczekiwane -
powinienem złożyd świadectwo mojej rodzinie.

* * *

Oto dlaczego postanowiłem skierowad do Was ten list otwarty - otwarty, gdyż
mam nadzieję, że moje świadectwo poruszy również inne osoby, które je będą
czytały. Starałem się byd tak szczery i autentyczny, jak to możliwe, ponieważ „kto
szuka chwały Tego, który go posłał, ten godzien jest wiary" (J 7,18). Publiczny
charakter tego dokumentu wystawia go na krytykę osób, które mnie znały, i tych,
które tu wymieniam. Jeśli poddana zostanie w wątpliwośd jedynie moja szczerośd
albo poczytalnośd umysłowa, nie muszę na tę krytykę odpowiadad. Niektórzy
mogą mi jednak postawid poważniejszy zarzut: co zrobiłem z moimi
wcześniejszymi przekonaniami?

Najprostsze, a zarazem najbardziej ścisłe będzie tu stwierdzenie, że metanoia jest
gwałtowną i całkowitą przemianą, dawnego człowieka czyniącą nowym; że dawny
człowiek jest ze świata, to znaczy zajmują go przede wszystkim problemy
materialne i cielesne, gdy tymczasem człowiek nowy wkracza w perspektywę
wieczności, gdzie najważniejsza staje się więź z Bogiem, która nie prowadzi wcale
do zamknięcia się w sobie, lecz przeciwnie, otwiera na miłośd do innych ludzi.
Każdy człowiek bowiem nosi w sobie Bożą iskrę, która pragnie zapłonąd. Sądzę
jednak, że nie jest to dla Was wystarczające wyjaśnienie, dlaczego wzgardziłem
tym, czym żyłem przez tyle lat, toteż moje świadectwo utraciłoby na
wiarygodności, gdybym nie zrobił przed Wami tego rachunku sumienia.

* * *

Nie będę tu wspominał o moich przeżyciach z dzieciostwa i okresu młodzieoczego,
ponieważ nie interesuje mnie autoanaliza ani tym bardziej psychoanaliza. Przez
długi czas uważałem, że skoro natura obdarzyła nas zdolnością zapominania, to nie
po to, abyśmy specjalnie naruszali osady albo wręcz błoto naszej podświadomości.
Dziś jestem przekonany, że jest to dar Boga, mający udział w Jego miłosierdziu.
Ponadto psychoanaliza zbyt często skłonna jest zrzucad winę za nasze nieudolne
czy nieudane życie na postawy i poglądy ojca, matki lub otoczenia. A przecież
najważniejsze jest to, co my sami przeżywamy i jak postępujemy wobec
konkretnych osób i w konkretnych sytuacjach.

Powiem jedynie, że mój ojciec, który jest katolikiem przez chrzest, sam określa
siebie mianem epikurejczyka. Nie brak mu cnót - szczególnie obywatelskich -

background image

36

ponieważ był sumiennym ginekologiem położnikiem oraz członkiem Ruchu Oporu
od początku wojny, ale w postępowaniu jest raczej hedonistą, to znaczy szuka
raczej epikurejskiej przyjemności niż ascezy; w swoich poglądach jest libertynem,
antyklerykałem i wolnomyślicielem, co niewątpliwie jest rezultatem konfliktów
spowodowanych rozdziałem Kościoła od paostwa. Jeśli chodzi o mamę, to wydaje
się, że była ona obojętna religijnie, chociaż przyjęła chrzest w obrządku
prawosławnym.

Nie osądzam ich jednak ani nie krytykuję, przeciwnie, pragnę wyrazid im
wdzięcznośd za to, że wpoili we mnie - bardziej przykładem niż słowami -
upodobanie do rzetelnej i uczciwej pracy, szacunek wobec innych, a przede
wszystkim silną potrzebę wolności myśli i słowa (to właśnie ona była powodem
tego, że nie chcieli narzucad mi wyznania przez chrzest). Ta potrzeba wolności i
samookreślenia, mająca istotny wpływ na decyzje woli, ochroniła mnie, jak sądzę,
przed indoktrynacją i alienacją w moich rozlicznych doświadczeniach życiowych, o
których pokrótce wspomnę.

* * *

Przede wszystkim wierzyłem we wszechmoc nauki i z tego względu wybrałem
studia medyczne, a następnie specjalizację chirurgiczną. Wierzyłem, że postęp w
naukach biologicznych doprowadzi do zwalczenia chorób i wydłużenia ludzkiego
życia.

Uczestniczyłem w wielu prekursorskich osiągnięciach medycyny, takich jak
pierwsze przeszczepy nerek. Jednakże gdy rozpocząłem pracę jako chirurg w dużej
klinice w Rennes, stwierdziłem z jednej strony poważne braki w otrzymanym
wykształceniu, z drugiej zaś – luki w czysto mechanistycznej koncepcji istoty
ludzkiej, nawet tylko w odniesieniu do aspektu fizycznego. Widziałem śmierd ludzi,
których stan fizyczny, potwierdzony licznymi badaniami, uznawany był za
normalny. Byłem świadkiem powrotu do zdrowia pacjentów, którzy znajdowali się
w stanie tak krytycznym, iż wielu lekarzy rezygnowało z wszelkich działao
terapeutycznych. Jednakże jeszcze przez wiele lat uważałem, że niezrozumiałośd
owych faktów wynika jedynie z ograniczoności naszych metod badawczych.

Kiedy w 1970 roku ukazała się książka Jacques'a Monoda Przypadek i koniecznośd,
od samego początku zgodziłem się z jej treścią, będąc przekonany, że życie jako
zjawisko czysto biologiczne jest owocem przypadkowego zetknięcia się pewnych
cząsteczek.

background image

37

Po upływie trzynastu lat zrezygnowałem z pracy jako chirurg, z kilku powodów. Po
pierwsze, byłem zmęczony intensywną i nużącą pracą mającą co prawda duży
prestiż społeczny, ale niedającą odpowiedzi na pytanie o sens życia i śmierci; po
drugie, odczuwałem niepokój, wykonując bardzo lukratywny w tamtych czasach
zawód i mając za współpracowników osoby zainteresowane, jak się wydawało,
wyłącznie zyskiem, gdy tymczasem moje przekonania polityczne skłoniły mnie do
przynależności do Partii Socjalistycznej; po trzecie, często odnosiłem wrażenie, że
jestem jedynie technikiem na koocu taśmy, wkładającym wiele czasu i energii w
naprawianie szkód, których można by uniknąd dzięki odpowiedniej profilaktyce, to
znaczy dzięki edukacji społeczeostwa w zakresie zdrowia i higieny. Poglądy
społeczne poróżniły mnie z moimi współpracownikami - dziś jednak konflikt ten
oceniam jako opatrznościowy, mimo iż wówczas był on dla mnie przyczyną
bolesnych doświadczeo.

Postanowiłem zatem przejśd do systemu ubezpieczeo zdrowotnych i przyjąłem
stanowisko przewodniczącego Zespołów Orzekających w Rennes, co pozwoliło mi
zaspokoid trzy potrzeby: pracę w ściśle określonych godzinach, pozostawiającą mi
czas na poszukiwanie poza medycyną celowości życia; stalą pensję, wyzwalającą
mnie z niewłaściwego stosunku do pieniędzy; możliwośd działania w dziedzinie
profilaktyki. Claude towarzyszyła mi w tej zmianie zawodowego ukierunkowania,
chod nie bez żalu, ponieważ naprawdę lubiła swoją pracę pielęgniarki-
instrumentariuszki, w której była doskonała. To właśnie Claude otworzyła mi oczy
na wymiar współczucia wobec chorych, którym ona sama służyła z wielkim
poświęceniem.

Jakie są moje obecne poglądy na temat życia, człowieka, choroby i medycyny?
Przede wszystkim, jak już wcześniej wspomniałem, przestałem wierzyd w
przypadki. Ponieważ ukooczyłem zajęcia ze statystyki, wiem, że przypadek jest
pojęciem abstrakcyjnym, użytecznym w badaniach operujących wielkimi liczbami.
Przypadek nie może jednak istnied w odniesieniu do rzeczy ani tym bardziej istot
żywych.

Każda rzecz, zanim zostanie utworzona, musi najpierw powstad w umyśle jej
pomysłodawcy. Możecie rozmontowad zegar, włożyd wszystkie części do
pojemnika i potrząsad nimi przez tyle stuleci, ile będziecie chcieli, ale zegar i tak
nie powstanie na nowo, dopóki jakaś istota obdarzona inteligencją nie złoży części
we właściwy sposób. Idea poprzedza formę, co jest w zgodzie z myślą wielkich
filozofów starożytnych, a także z chrześcijaoskim pojęciem stwórczego Słowa.

background image

38

Filozof Karl Popper pisze: „Pojawienie się jakiejkolwiek postaci świadomości
zdolnej do autorefleksji jest doprawdy jednym z największych cudów". Jeśli chodzi
o mnie, to uważam, że życie w ogólności oraz ludzka świadomośd, która jest tego
życia najwyższym przejawem, mogą byd owocem jedynie nieskooczonego rozumu
- Boga, w którego myśli istniejemy odwiecznie poza czasoprzestrzenią; owa
czasoprzestrzeo dostępna jest jedynie naszym ograniczonym zmysłom i rozumowi.

Zresztą najwybitniejsi fizycy teoretycy mieli przeczucie istnienia Boga Stwórcy, nie
ośmielając się jednak nazwad Go po imieniu. Warto w tym miejscu wspomnied o
mistycyzmie, który zrodził się spontanicznie w środowiskach naukowych
astrofizyków czy fizyków cząstek elementarnych zarówno wśród materialistów
Princeton, jak i wśród marksistów Bajkonuru.

Zapytacie, dlaczego nie nawrócili się oni masowo na chrześcijaostwo. Ponieważ
Chrystus, który jest Drogą miłości, objawia się tylko maluczkim i pokornym, nie zaś
uczonym i pysznym, którzy chcieliby dojśd do Boga poprzez wiedzę, jak to czynili
alchemicy. Czymże zresztą jest prawdziwy kamieo filozoficzny? Jest nim Miłośd,
która otwiera nam bramę Nieba.

* * *

Jeśli chodzi o moją koncepcję człowieka zdrowego czy też chorego, jest ona
trynitarna, a zarazem unitarna. Trynitarna, gdyż poza ciałem fizycznym (które
według mnie łączy aspekt materialny i energetyczny) istnieje dusza - siedziba
wyobraźni, pożądao i uczud, oraz duch - siedziba woli, rozumu, samoświadomości
oraz pojęd duchowych lub metafizycznych.

Unitarna, gdyż nie ma żadnych barier między tymi trzema piętrami, które
nieustannie oddziałują na siebie wzajemnie. Obecnie dosyd często uznaje się
istnienie wzajemnych oddziaływao ciała i duszy w przypadkach chorób
psychosomatycznych oraz w psychicznych następstwach chorób somatycznych,
natomiast wpływ rzeczywistości duchowej na pozostałe dwa piętra nie jest nawet
wspominany przez przeważającą większośd lekarzy, nawet chrześcijan czy
neurologów chrześcijan.

A tymczasem jestem przekonany, że w odniesieniu do konkretnych przypadków
klinicznych

9

można mówid o patologii na płaszczyźnie duchowej, która zdolna jest

zakłócid równowagę całego organizmu. Istnieją zresztą mało niestety znane prace

9

Owe przypadki kliniczne zostaną omówione w części Dzieje pewnego charyzmatu, stanowiącej dalszy ciąg tej

książki.

background image

39

poświęcone temu zagadnieniu, jak na przykład książka ojca Michaela Scanlana La
guérison intérieure, a we Francji książki doktora Philip- pe'a Mądre, jednego z
założycieli Wspólnoty Błogosławieostw (dawniej noszącej nazwę „Lwa Judy").

Fakt, iż tym samym określeniem obejmuję ciało fizyczne i energetyczne (to
ostatnie nazywane jest w niektórych tradycjach ciałem eterycznym), wynika stąd,
że wydają mi się one nierozłączne, a zresztą na podstawie mojej teoretycznej i
praktycznej wiedzy z zakresu homeopatii oraz akupunktury mogę stwierdzid, że
nierównowaga energetyczna bardzo często poprzedza zmiany somatyczne,
możliwe do zbadania za pomocą metod naukowych.

Nie odrzucam niektórych odmiennych koncepcji ezoterycznych lub tradycyjnych,
które pod rozmaitymi określeniami kryją te same treści: ciało astralne
różokrzyżowców odpowiada duszy, to znaczy siedzibie uczud, natomiast
templariusze, podobnie jak św. Tomasz z Akwinu, uznają ponadto istnienie w
samej głębi człowieka trynitarnego jądra złożonego z duszy boskiej,
odpowiadającej Ojcu, duszy duchowej, odpowiadającej Duchowi Świętemu, oraz
ciała mentalnego, odpowiadającego Synowi.

Nierzadko ludzie i instytucje okazują sprzeciw wobec słów i określeo, mimo iż
oznaczają one takie same treści; wygodniej im wtedy uciec się do klątwy, która
schlebia miłości własnej i odrzuca drugiego człowieka, zamiast szukad tego, co
zbliża w prawdziwym duchu ekumenizmu.

Bądźmy pokorni i uznajmy, że chociaż Objawienie, szczególnie za pośrednictwem
św. Pawła, dało nam pojęcie owej trójdzielności ciała-duszy-ducha, to jednak wiele
późniejszych schematów i koncepcji jest owocem naszego ograniczonego i
upraszczającego myślenia.

Któregoś dnia będziemy się śmiali z naszych idei, dyskusji, a nawet sporów, kiedy
za zasłoną śmierci dostąpimy pełnego poznania Tego, który powiedział: „Ja jestem
Prawdą i Życiem" i który na tym padole łez ofiarował się nam jako Droga.

Podsumowując, jestem dziś przekonany, że zdrowie - to znaczy równowaga
wszystkich naszych funkcji fizycznych, energetycznych, psychicznych i umysłowych
- oraz radzenie sobie z cierpieniem fizycznym i moralnym zależą od solidnego i
spójnego systemu przekonao religijnych, jakim dla mnie jest wiara chrześcijaoska.

Z pewnością inne religie wpisane w inne kultury mogą przynieśd pokój duszy i
zbawienie ducha, trzeba się jednak wystrzegad - szczególnie w obecnej epoce -
pokusy łączenia niemożliwych do pogodzenia przekonao i tworzenia czegoś, co

background image

40

określa się mianem synkretyzmu. Synkretyzm taki jest bowiem często szczeliną,
przez którą wkrada się między nas Zły. Jestem więc zwolennikiem tolerancji i
miłości bliźniego, nigdy zaś synkretyzmu albo pretensjonalnej gnozy (Poznanie
przez wielkie P jest jedną z pokus szatana).

* * *

Uważam, że jako terapeuta nie mogę traktowad choroby i cierpienia jako
nieprzyjaciół, śmierci zaś jako porażki. Należy się wystrzegad - niezależnie od
stosowanej techniki - triumfalizmu i pokusy panowania nad innymi. Lepiej z
pokorą i współczuciem towarzyszyd naszym cierpiącym braciom aż do progu
śmierci niż podejmowad beznadziejną, czasem nawet nieludzką walkę o jej
oddalenie.

Chory także powinien postawid sobie kilka pytao: Jeśli zdrowie lub uzdrowienie, to
w jakim celu? Aby żyd lepiej czy dłużej? Aby byd zawsze gotowym służyd innym czy
aby zamknąd się w sobie, drżąc z niepokoju na każdy najmniejszy objaw nawrotu
choroby?

Istnieje niebezpieczeostwo prawdziwie bałwochwalczego stosunku do zdrowia i
dobrej formy fizycznej! Czy nie lepiej starad się zrozumied sens cierpienia
fizycznego, psychicznego czy duchowego, które w życiu jest nieuniknione, i
przygotowad się z godnością na śmierd niż przechodzid obok prawdziwej miłości
(agape), która jest ofiarą i poświęceniem i która przybliża nas do Tego, który jest
Miłością - do Jezusa Chrystusa?

A z jakim spokojem powinien wychodzid na spotkanie cierpienia i śmierci
chrześcijanin, który przecież wie lub powinien wiedzied, że Chrystus jest zawsze
przy nim i przyjmie go z miłosierdziem, gdy tylko wejdzie on za zasłonę śmierci?
Zresztą uważam, że miłośd Chrystusa przekracza nasze ludzkie pojmowanie i że z
taką samą czułością przyjmuje On ludzi niewierzących i odstępców od wiary, jeśli
tylko pycha nie zamknęła im serc na przyjęcie Bożego przebaczenia.

Niektórzy z Was mogą mi zarzucad, że łatwo mi tak mówid o cierpieniu i chorobie,
skoro zawsze byłem z tej „dobrej" strony bariery. W rzeczywistości jeśli pozwalam
sobie na tego typu refleksje, to dlatego że między 1972 a 1976 rokiem sam byłem
ciężko chory na wrzodziejące zapalenie jelita grubego (na temat tej choroby
miałem swoją własną koncepcję: przypadek czy Opatrznośd?), chorobę, która
wymagała stałego leczenia i transfuzji, niekiedy nawet w przerwie między dwoma
wykonywanymi przeze mnie operacjami.

background image

41

Dla zwolenników rozdzielenia sfery psychicznej i cielesnej warto, abym przedstawił
okoliczności, w których owa choroba się pojawiła. Otóż był to okres, kiedy od
czterech lat trwały procedury rozwodowe, toczące się w klimacie nienawiści
podsycanej przez nieprzychylnego adwokata, który sam nie wiem, czy był winny,
czy cierpiał na paranoję - niech Bóg mu wybaczy, tak jak ja mu wybaczyłem.

Pewnego dnia 1972 roku, kiedy razem z Claude znajdowaliśmy się na Sali
operacyjnej, jeden z lekarzy podszedł do mnie i powiedział, że mój adwokat czeka
na korytarzu (później okazało się, że miał dla mnie dobre wiadomości, gdyż
rozwód został ogłoszony za orzeczeniem winy obydwu stron). Operacja dobiegała
już kooca, ale nie mogłem zamknąd ściany brzusznej i pozostawiłem wykonanie
tego Claude, ponieważ poczułem nagłe, bardzo silne bóle brzucha. Wyszedłem w
pośpiechu, zaledwie pozdrawiając adwokata, i udałem się do toalety, gdzie
wydaliłem gwałtownie pół litra świeżej krwi.

Później w ciągu czterech lat traciłem równie dużo krwi w mniejszych ilościach, ale
za to kilkakrotnie w ciągu dnia, czemu towarzyszyły bóle brzucha. Próbowałem
wszelkich możliwych oficjalnie uznawanych metod leczenia: sulfonamidy, rozmaite
opatrunki, kortykoidy stosowane miejscowo i ogólnie, a nawet leki uspokajające.
Ponieważ nie przynosiło to żadnej poprawy, mój gastroenterolog, zaprzyjaźniony i
kompetentny lekarz z Paryża, zaproponował mi wizytę u psychoanalityka, której
jednak kategorycznie się sprzeciwiłem.

Przerwałem wówczas dotychczasowe leczenie i udałem się - ja, osoba zawsze
krytycznie odnosząca się do akupunktury i homeopatii - do lekarza stosującego
tradycyjną akupunkturę, który swoją wiedzę zdobywał na Dalekim Wschodzie.
Zbadał on moje tętna, wkłuł trzy czy cztery igły i uprzedził mnie, że teraz mój
charakter się zmieni. Rzeczywiście w godzinę później zachowałem się agresywnie
wobec Claude.

Przypomniałem sobie wtedy, co pisał Laborit na temat szkodliwych skutków
hamowania w sobie uczud. Uświadomiłem sobie, że z jednej strony mam poczucie
winy wobec moich dzieci pozbawionych pełnej rodziny, z drugiej zaś - jestem
nadmiernie cierpliwy, pasywny i poprawny wobec nienawistnych ataków ze strony
innych ludzi; i to właśnie muszę w sobie zmienid.

Po drugiej wizycie zaburzenia ustały i oto mija już trzynaście lat, odkąd jestem
zdrowy bez powikłao, ku zdumieniu mojego gastroenterologa. Jedyny krótki
nawrót tej choroby miałem w okresie opisanych wcześniej problemów w pracy.

* * *

background image

42

Zanim przejdę do tematów niezwiązanych z medycyną, chciałbym jeszcze
powiedzied o antykoncepcji, przerywaniu ciąży i seksuologii, którymi zajmowałem
się przez długi czas.

Tutaj znowu pewnego rodzaju idealizm oparty na pojęciu absolutnej wolności, a
także wrodzony sprzeciw wobec dyskryminowania kobiet doprowadziły mnie do
praktykowania - zanim jeszcze było to prawnie dozwolone - rozmaitych form
antykoncepcji, w tym podwiązywania jajowodów. Sądziłem, że kobieta czy też
para małżeoska powinna mied wolnośd decydowania o liczbie dzieci, które czują
się oni zdolni wychowad. Dziś uważam, że w rzeczywistości mają oni wolnośd
sprzeciwiania się planom Boga.

Ekolodzy z pewnością nie zaprzeczą, kiedy powiem, że pigułka stwarza ryzyko
zahamowania naturalnego cyklu oddziałującego na równowagę hormonalną i
psychiczną kobiety. Miejmy też odwagę uznad, że wkładka wewnątrz- maciczna
jest środkiem aborcyjnym, ponieważ uniemożliwia zagnieżdżenie się
zapłodnionego jajeczka.

Uważam zatem, że naturalne metody, takie jak metoda Billingsa, uwzględniające
rytm płodności kobiety, są wystarczającymi i wartościowymi środkami dla
zapewnienia właściwej przerwy między narodzinami kolejnych dzieci. Oczywiście
paostwo powinno gwarantowad wolnośd obywateli w tej dziedzinie, tak samo jak
w każdej innej, szanując rozmaite poglądy.

Jeśli chodzi o podwiązywanie jajowodów, to zabieg ten wykonywałem wyłącznie u
kobiet powyżej trzydziestego piątego roku życia, które miały co najmniej troje
dzieci. Owa technika stanowi oczywiście niemal definitywną przeszkodę wobec
planu, jaki Bóg przygotował dla każdej pary, powinna byd zatem odrzucona przez
tych, którzy pokładają w Nim całą ufnośd. Ponadto nie pozostaje ona bez
konsekwencji psychicznych, gdyż wiele kobiet, mimo że ich decyzja była
przemyślana, ma poczucie winy z powodu zahamowania swojej naturalnej
płodności i stwórczego działania Boga.

Przerwanie ciąży jest problemem szczególnie bolesnym, ponieważ wiąże się z
brakiem szacunku wobec ludzkiego życia. Propagowałem i praktykowałem ten
zamach na życie i nie szukam dla siebie żadnego wytłumaczenia. Dziękuję Panu, że
przebaczył mi tę ciężką zniewagę, ofiarowując mi sakrament chrztu, który obmył
mnie ze wszystkich dawnych grzechów. Niemniej rana nadal pozostaje we mnie,
mimo że jestem przekonany o niezmierzonym miłosierdziu Boga wobec

background image

43

najgorszych grzeszników, do których się zaliczam, ponieważ przyczyniałem się -
poprzez krwawe ofiary z ludzi - do królowania Bestii.

To właśnie ta niezagojona rana każe mi teraz mówid, ponieważ przebaczyd nie
znaczy zapomnied. Przed wejściem w życie prawa Veil kilkakrotnie wykonywałem
zabieg przerwania ciąży z przyczyn zdrowotnych, takich jak rozwijający się rak,
albo z poważnych przyczyn społecznych, takich jak niepełnoletniośd i choroba
umysłowa matki. Wykonywałem też zabiegi z przyczyn o wiele bardziej
dyskusyjnych, na przykład dla uniknięcia skandalu rodzinnego, przy czym nie
czerpałem z tego żadnych korzyści.

Dziś jednak postąpiłbym inaczej. Ponadto walczyłem o uchylenie prawa z 1920
roku, które uważałem za zbyt represyjne, niepozostawiające żadnej swobody w
podejmowaniu decyzji ani kobiecie, ani lekarzowi. I oto kiedy prawo Veil zostało
przegłosowane, musiałem ponieśd konsekwencje zajmowanego przeze mnie
stanowiska.

Jako chirurg urolog i ginekolog stałem się natychmiast osobą rozchwytywaną: w
początkowym okresie otrzymywaliśmy każdego dnia trzydzieści do czterdziestu
zgłoszeo do aborcji dziennie. Claude przyjmowała pacjentki i starała się je odwieśd
od tej decyzji, co spotykało się z wrogimi reakcjami ze strony ruchów
feministycznych.

Uważaliśmy jednak, że chociaż prawo zezwala na przerywanie ciąży, to
jednocześnie nakłada obowiązek rozmowy z pacjentką i pozostawia lekarzowi
wolny wybór. Większośd próśb była motywowana brakiem środków utrzymania
lub ciasnotą mieszkao, ale pojawiały się też kobiety niedostatecznie lub źle
poinformowane, które sądziły, że przerwanie ciąży jest zwykłą metodą
antykoncepcyjną.

W tamtym okresie nie istniały żadne struktury ofiarujące psychiczne i finansowe
wsparcie w trudnych przypadkach; kobietom chrześcijaoskim mogliśmy
proponowad jedynie opiekę kapelana kliniki Guy'a Ménarda, który zresztą odnosił
się do nich z wielką delikatnością i współczuciem. Pokój jego duszy - jest teraz u
Pana. Przez trzy miesiące, zanim otwarto ośrodek aborcyjny w szpitalu, ową
bardzo kontrowersyjną działalnością zasłużyliśmy sobie na wiele nienawistnych
ataków, również w prasie lokalnej i ogólnokrajowej. Było to bardzo trudne
doświadczenie dla Claude, ponieważ ona sama, zanim szczęśliwie urodziła dziecko,
kilkakrotnie poroniła, a ponadto będąc w głębi serca chrześcijanką, starała się
znaleźd jakieś rozwiązanie wszystkich trudnych sytuacji.

background image

44

Jeśli chodzi o mnie, to chociaż byłem agnostykiem, czułem nienaturalnośd tego
wszystkiego i byłem wręcz przerażony, widząc zrozpaczone i zranione spojrzenia
niektórych kobiet przed narkozą, później zaś wyciągając kolejne części embriona;
przy tym zgodnie z prawem zawsze odmawialiśmy wykonania aborcji powyżej
dziesiątego tygodnia ciąży. Ponieważ zajmowaliśmy się także leczeniem licznych
przypadków bezpłodności, odczuwaliśmy sprzeciw wobec nieprawidłowości
systemu prawnego, zezwalającego na usunięcie płodu, ale zabraniającego
doprowadzania do bezpośredniego kontaktu między kobietą, która chce dokonad
aborcji, a parą pragnącą adoptowad dziecko.

Byliśmy zresztą zaskoczeni, spotykając się z negatywną, a nawet agresywną
reakcją większości kobiet, którym proponowaliśmy donoszenie ciąży i oddanie
dziecka do adopcji. Jest to wyraźna oznaka zwyrodnienia rodzaju ludzkiego i jego
pogrążenia się w grzechu.

Przez kilka tygodni musieliśmy wykonywad dwanaście do piętnastu zabiegów
przerwania ciąży tygodniowo, mając narastające poczucie zniechęcenia wobec
dramatu niektórych kobiet, lekkomyślności innych i wobec świadomości, że zbyt
szybko zostaliśmy wybrani (lub raczej wyznaczeni) jako oprawcy.

Otwarcie szpitalnego ośrodka aborcyjnego szybko położyło kres naszej działalności
w najwyższym stopniu karygodnej, gdyż wymierzonej przeciwko życiu, i to życiu
niewinnemu. Ale słusznie przeczuwaliśmy również, że zawarte w prawie określenia
„trudna sytuacja" oraz „perswazja" będą interpretowane dowolnie na korzyśd
fałszywie rozumianej wolności ofiarowywanej kobietom, a w rzeczywistości
stanowiącej zachętę do wyboru zabójstwa jako rozwiązania problemów
rodzinnych, społecznych i ekonomicznych, które wymagałyby raczej prawdziwej
polityki rodzinnej

10

.

Mniej więcej w tamtym okresie jedna z naszych córek poprosiła nas o wykonanie
zabiegu aborcji u jej dziewiętnastoletniej koleżanki z liceum. Ciąża była jednak zbyt
zaawansowana - minął już czwarty miesiąc - i o wykonaniu aborcji nie mogło byd
mowy, chociaż dziewczyna nie miała żadnych materialnych środków na

10

Psychiczne oraz duchowe konsekwencje przerwania ciąży, jakie zaobserwowaliśmy między 1989 a 1994 r. są

katastrofalne. Kobiety, które zdecydowały się na aborcję z jakichś logicznych - patrząc z czysto ludzkiej perspektywy
- przyczyn, noszą wewnętrzne zranienie, któremu towarzyszą konsekwencje psychosomatyczne, wymagające
zawsze sakramentu pojednania, a nawet niekiedy modlitwy o uwolnienie, ponieważ w momencie głębokiego
rozdarcia, jakim jest dla kobiety świadome zniszczenie owocu swojego łona, powstają w niej prawdziwe „więzy
śmierci". Przykłady pokażemy w drugiej części tej książki.

background image

45

wychowanie dziecka, była sierotą bez ojca i matki, a ojciec jej dziecka pochodził z
nizin społecznych naszego miasta Rennes.

Staraliśmy się uzyskad jakąś pomoc ze strony organizacji społecznych lub
charytatywnych, ale wszędzie spotykaliśmy się z odmową. A ponieważ dziewczyna
mieszkała u przyjaciółki w przyczepie kempingowej bez ogrzewania (był środek
zimy), zaprosiliśmy ją do siebie. Mieszkała u nas przez dwa lata, dzięki czemu
mogła ukooczyd szkołę. Dziś jest bardzo cenioną pielęgniarką, specjalistką od
reanimacji, natomiast jej syn uczy się w liceum.

Zdarzyło się później, że Opatrznośd pozwoliła nam spotkad pewną kobietę
zamieszkałą w Bayonne i będącą medium, która nigdy nie wykorzystywała swoich
darów dla osiągnięcia korzyści majątkowych, lecz pragnęła jedynie pomagad
swoim bliskim znajomym. Owa ponad dziewięddziesięcioletnia kobieta, katoliczka,
zwolenniczka myśli New Age, opowiedziała nam między innymi następującą
historię. Wiele lat temu jako osoba należąca do międzynarodowego grona wysoko
postawionych osób została zaproszona do Stanów Zjednoczonych na spotkanie
spirytystyczne, podczas którego słynne media spontanicznie nawiązywały kontakt
z duchami. Wtedy osoba ta nie wiedziała jeszcze, że sama także posiada zdolności
mediumiczne. W pewnym momencie jeden z duchów zwrócił się do niej głosem
medium: „Jestem Piotr, twój syn, czekałem na tę okazję, aby móc z tobą
porozmawiad". Nasza znajoma, która nie miała dzieci i była bezpłodna, zaczęła się
śmiad z pomyłki medium i opuściła spotkanie.

Kilka lat później w Anglii, kiedy jej mediumiczne zdolności już wyszły na jaw,
zgodziła się wziąd udział w podobnym spotkaniu. I znów głosem jednej z jej
znajomych duch odezwał się do niej: „Jestem Piotr, twój syn, może tym razem
mnie wysłuchasz?". - „Tak, ale ja nigdy nie miałam syna" - odpowiedziała. „Czy
nigdy nie byłaś w ciąży?".

Wtedy ona zastanowiła się i przypomniała sobie, że rzeczywiście zaszła kiedyś w
ciążę, ale mniej więcej w szóstym tygodniu nastąpiło samoistne poronienie.
Przypomniała sobie także, że chciała wtedy, aby jej dziecko miało na imię Piotr.
Tak oto ten maleoki embrion rozwijał się w świecie niewidzialnym i objawił jej, iż
zawsze łączyła go nierozerwalna więź miłości z matką. Historię tę usłyszałem
wkrótce po moim nawróceniu i pomogła mi ona zrozumied, że poprzez obcowanie
świętych jesteśmy złączeni z tymi, których zabrała śmierd, a których wcześniej Bóg
powierzył naszej miłości i trosce, oraz że szacunek do życia i to od chwili poczęcia
jest obowiązkiem absolutnym. Obecnie jesteśmy członkami stowarzyszenia Maryi

background image

46

Matki Miłosierdzia, które stara się otoczyd opieką kobiety planujące przerwanie
ciąży. I niech nikt nie mówi o przeludnieniu, kiedy jest tyle terenów
niezamieszkałych, tyle cynicznego marnotrawstwa i niewykorzystanych zapasów
jedzenia.

* * *

Jedną z nauk najbardziej odpowiedzialnych za winy naszej epoki jest seksuologia.
Nie chodzi o to, że seksualnośd nie może stanowid przedmiotu badao naukowych,
ale badania te zostały od samego początku wypaczone, ponieważ płciowośd
rozpatrywana była w oderwaniu od miłości. Dziedzina ta rozwijałaby się całkiem
inaczej, gdyby zamiast mężczyzn zajmowały się nią od samego początku kobiety,
one bowiem rzadko oddzielają akt seksualny od uczud, dzięki którym mogą go w
pełni przeżyd.

Czy zdarzyło się, aby kobieta - lub grupa kobiet - zgwałciła mężczyznę? Seksuologia
uczyniła seksualnośd dobrem konsumpcyjnym na równi z papierosami, radiem i
telewizją. Uczyniła ją także prawem, a nawet koniecznością, jak gdyby czystośd i
wstrzemięźliwośd musiały niechybnie powodowad nierównowagę umysłową albo
wręcz byd jej skutkiem. W efekcie u wielu osób zrodziło to frustrację i kompleksy, a
nasze dzieci swoje życie seksualne rozpoczynają tak, jak się pali pierwszego
papierosa - żeby nie uznano je za osoby niedorozwinięte; tymczasem w
rzeczywistości ich dojrzałośd uczuciowa jest opóźniona z powodu wydłużenia się
okresu nauki oraz nad opiekuoczych postaw rodziców.

Skutkiem wczesnej inicjacji seksualnej jest zresztą brak zadowolenia połączony z
późniejszą oziębłością i impotencją. A ileż nieporządku wynika z tej seksualności
pozbawionej prawdziwej i odpowiedzialnej miłości: wczesne stosowanie
antykoncepcji, mające dodatkowy wpływ na desakralizację związku między
miłością i życiem (które zostaje odrzucone); przerywanie ciąży, jeśli antykoncepcja
została zaniedbana lub okazała się nieskuteczna. Przerwanie ciąży z kolei
oddziałuje na psychikę, i to tym silniej, im dziewczyna jest młodsza i im żywszy jest
u niej ten instynkt macierzyoski, który każe jej niekiedy długo trzymad swoją lalkę
lub od wczesnych lat zajmowad się z miłością najmłodszym rodzeostwem.

Wychowanie seksualne nie może sprowadzad się do instrukcji użycia narządów
płciowych, jak to zbyt często się zdarza, ale powinno byd poetyckim hymnem do
miłości, która jest najpierw uczuciem, później zaś aktem woli; akt seksualny
natomiast należy ukazywad jako najwyższą tajemnicę dotykającą tajemnicy życia, a
zatem samego Boga.

background image

47

Ilu nieszczęśd, ilu rozwodów dałoby się uniknąd, gdyby można było wytłumaczyd
nastolatkom w gimnazjach i liceach - ale także ludziom dorosłym - że seksualnośd
nie jest ani kwestią popędu, ani gimnastyką zdrowotną, ale że angażuje ona całą
ludzką osobowośd i że wymaga dojrzałości fizycznej, psychicznej i duchowej
obydwojga partnerów. Nie należy brad ślubu w wieku dwudziestu dwóch lat, jak ja
to zrobiłem, wyłącznie dla zaspokojenia pociągu fizycznego, który można
powściągnąd dzięki uprawianiu sportu i panowaniu nad sobą.

Istnieje jeszcze jeden aspekt seksuologii będący źródłem wypaczeo, a mianowicie
przyjęcie założenia, że dla powstania i rozwinięcia się aktywności seksualnej
konieczne są fantazmy. Prawdą jest, że owa interwencja spaczonej wyobraźni
zdarza się często w przypadku współżycia z osobą, której się nie kocha. Niektórzy
małżonkowie zwierzają mi się, że każde z nich kocha się, jeśli można tak
powiedzied, z wyimaginowanym partnerem, co w sumie daje cztery osoby - jak
wynika z mojego rachunku. A mówię tu jedynie o najprostszych przypadkach.

Aniołowie, którzy wszystko widzą, podobnie jak nasi drodzy zmarli, muszą sobie
zasłaniad twarz jak serafini. A przecież Jezus przekazał nam jako pierwsze
przykazanie Miłośd przez wielkie M. Skąd zatem te fantazmy? Stąd, że potrafimy
kochad już tylko zewnętrzną „powłokę" człowieka, nie zaś jego duszę i ducha. A
jeśli ta „powłoka" posiada jakieś braki, jeśli nie odpowiada kryteriom narzucanym
nam przez modę, czasopisma, plakaty, telewizję, tworzymy sobie wzorzec
odpowiadający naszym pragnieniom i bardzo prędko przychodzi moment, kiedy
zwracamy się w stronę innej „powłoki" - takiej, która najbardziej przypomina nasz
wzorzec. Podobnie jest z ludźmi, którzy odrzucają Boga dlatego, że nie jest on
zgodny z ich wyobrażeniami... jak gdyby garnek mógł robid zarzuty garncarzowi!

Pora na nowo nauczyd nasze dzieci piękna duszy, uniesieo ducha i wielkości
miłości-agape, która jest także wolą kochania. Bez tej woli kochania bliskich - ale
też nieprzyjaciół - człowiek nigdy nie będzie zdolny przyjąd Królestwa Bożego. A
zdolnośd ta zrodzi się z trudu przemiany siebie, nie zaś z utopijnego pragnienia
zmienienia innych ludzi, społeczeostwa, ludzkości. Przemiana jednej osoby ku
pełni miłości przyczynia się do przemiany całej ludzkości.

Chrystus zostawił nam w swojej modlitwie do Ojca takie zdanie: „Nie dopuśd,
abyśmy ulegli pokusie" (Mt 6,13). Odnosząc te słowa do sfery seksualności, można
modlid się: „Nie dozwól, abym uległ moim nieczystym pragnieniom i moim
fantazmom". W ten sposób łatwiej zrozumied, że pożądliwe spojrzenie jest dla
Boga równorzędne z cudzołóstwem.

background image

48

Nieczyste pragnienie jest grzechem, przynajmniej jeśli człowiek znajduje w nim
upodobanie.

Medycyna i biologia nie nadała sensu ani mojemu życiu, ani życiu w ogóle. O
dziwo, to mój nauczyciel Sasza, żarliwy prawosławny, z którym miałem
cotygodniowe konwersacje w języku rosyjskim, powiedział mi pewnego dnia:
„Maurice, czuję, że brakuje ci rodziny duchowej. Wydaje mi się, że mógłbyś ją
znaleźd w masonerii". Był to rok 1968, okres chybionej rewolucji, gdy nad
zagadnieniem celowości zastanawiało się wielu ludzi. Myślę, że ten święty
człowiek z wielką przenikliwością dostrzegł moją głęboką potrzebę, ale nie
próbował mnie ewangelizowad na siłę. Nie byłem jeszcze gotowy szukad sensu
życia poza życiem.

Jako więzieo jednego, doczesnego życia między narodzeniem a śmiercią, będąc z
zasady niechętny wobec proponowanych przez religie systemów moralnych
rodzących w człowieku poczucie winy, gotowy byłem przyjąd jedynie podstawowe
zasady etyczne, którymi człowiek powinien kierowad się w swoim postępowaniu.
Natychmiast przyjąłem za swoje główne zasady masonerii: wolnośd, równośd,
braterstwo, będące źródłem tolerancji i solidarności.

Ponieważ byłem osobą, która odniosła już pewien sukces zawodowy, w wieku
trzydziestu sześciu lat zostałem członkiem loży Wielkiego Wschodu Francji. Do loży
tej należałem piętnaście lat, pełniłem w niej ważne funkcje, takie jak czcigodny
loży, to znaczy mistrz katedry, delegat do Konwentu, który jest masooską izbą
deputowanych. Zostałem przyjęty do kapituły w osiemnastym stopniu
wtajemniczenia oraz do Fraterni Wyższych Funkcyjnych.

Planuję napisad kiedyś książkę poświęconą wyłącznie masonerii. A jednak
opuściłem ją bez żalu, a także bez trudności, byłem bowiem na tyle przezorny, że
nie uwikłałem się tam w żadne układy, które wiązałyby mnie w sposób ostateczny.
Nie mam także zamiaru nikogo obmawiad ani zdradzad tajemnicy, która polega
wyłącznie na nieujawnianiu nazwisk braci.

Zbyt wielu z powodu takich niedyskrecji poniosło śmierd na zesłaniu, masoneria
bowiem jest zaprzeczeniem nazizmu i w ogóle wszelkiego fanatyzmu. Nie
wypieram się zresztą żadnej z zasad wolnomularstwa: czyż nie sam Chrystus
przyniósł ludzkości owe trzy fundamenty, jakimi są wolnośd, równośd i
braterstwo? Jednakże Wielki Wschód, pozostawiając problemy metafizyczne
prywatnym poglądom członków, przyjmuje, że człowiek jest istotą wolną, a więc
określa się sam, że uznaje innych jako równych sobie w prawie i często ogranicza

background image

49

swoje braterstwo i solidarnośd do członków masonerii, chod jednocześnie aspiruje
do uniwersalności. Nie mówi, skąd pochodzi człowiek, który w chwili śmierci
wchodzi do Wiecznego Wschodu - pewnego rodzaju nicości, gdzie jednak
obdarzony jest szacunkiem i uznaniem swoich braci.

Masoni uważają się za uczniów św. Jana Ewangelisty, podobnie zresztą jak
różokrzyżowcy i templariusze, będąc przy tym w opozycji do Piotra i jego
następców. Zapominają oni jednak, że to właśnie umiłowany uczeo Jezusa
przekazał nam tak jasno Jego naukę, że mówił on o Bogu, który z miłości uczynił
człowieka wolnym; o Bogu, w którego oczach celnik i prostytutka są sobie równi,
tak samo jak skrupulatnie przestrzegający prawa faryzeusz; o Bogu, który chce,
abyśmy wszyscy byli bradmi i wzajemnie się miłowali.

Nie dajmy się zwieśd spirytualistycznym lożom, gdzie czci się Wielkiego Architekta
wszechświata, gdyż jest to Bóg abstrakcyjny, Bóg matematyk. Co prawda można
się tam nauczyd dostrzegad sakralny charakter harmonii świata, której sprawcami i
świadkami są między innymi liczby, ale upadek jest postrzegany i przeżywany jako
oddalenie między ludzkością a boskością. Istnieje obawa, że chrześcijanie, którzy
wstępują do masonerii (a jest ich wielu w Wielkiej Loży Francji, a także w lożach
rytu anglosaksooskiego), zamkną się na wymiar nieskooczonej miłości Boga
objawionej we wcieleniu Chrystusa, rzeczywistej obecności, uniżeniu się (kenozie)
Boga do ludzkiej natury.

Poprzez kolejne inicjacje odbywające się według mniej lub bardziej dramatycznych
scenariuszy jest się stopniowo wprowadzanym w symboliczne wymiary
stworzenia. Istnieje tu jednak niebezpieczeostwo pewnej elitarności; niektórzy nie
wahają się twierdzid, jakoby otrzymali Światło (przez wielkie Ś). Często dochodzi
do tego, że masoni utrzymują kontakty jedynie ze swoimi bradmi i siostrami.

Jeśli chodzi o światło otrzymywane przez postulanta, a przekazywane przez
wtajemniczonych, to nie jest to oczywiście blask chwały Bożej ani światło
przemienienia, ani też światło mistyków. Jest to pewnego rodzaju poznanie siebie,
które dokonuje się – niekiedy bardzo gwałtownie - poprzez inicjacyjne
psychodramy oraz symbolizm, a które można by uzyskad przez jakąkolwiek
psychoterapię grupową.

Wielkim niebezpieczeostwem jest tu egocentryzm (nie mówię egoizm) i pycha.
Człowiek wierzy, że może kierowad swoim życiem sam bez pomocy Boga i Jego
niewidzialnego świata. To właśnie jest grzech pierworodny - człowiek pragnący
stwarzad siebie sam, byd „jak Bóg". Wąż powiedział do pierwszych ludzi:

background image

50

„Będziecie jak bogowie". Ta forma pychy, zagrażająca wszystkim grupom o
charakterze ezoterycznym, jest pokarmem Złego, chod oczywiście na początku ich
założyciele i członkowie nie zawierają świadomego paktu z diabłem. A wówczas
światło staje się światłem Lucyfera - Tego, który niesie światło – a owoce stają się
widoczne: rozbicie rodzin, hedonizm posuwający się do rozwiązłości, ambicje bez
zahamowao i bez skrupułów, żądza władzy i bogactwa. Zresztą, jak mówi Św.
Paweł, „skoro umarli nie zmartwychwstają, to jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy"
(1 Kor 15,32).

Przynależnośd do grup o charakterze inicjacyjnym głęboko naznacza umysł i duszę.
Dwa lata po moim odejściu z masonerii chciałem skorzystad z sakramentu
pojednania u pewnego kapłana związanego ze wspólnotą charyzmatyczną, który
mnie nie znał ani którego ja nie znałem; otóż kapłan ten na samym początku
przerwał mi i powiedział: „Pan jest masonem!". Musiałem zapewnid go o
całkowitym zerwaniu z lożą.

Trzeba tu stwierdzid z całą stanowczością: chrześcijanin w masonerii nie ma nic do
odkrycia, nic do zyskania dla swojej duszy, ponieważ cała Prawda - w tym także
idea wolności, równości i braterstwa - zawiera się w Objawieniu i Tradycji.

Opuściłem masonerię w 1987 roku bez żadnych trudności, po tym jak zostałem
zwolniony z pracy przez mojego dawnego przyjaciela, dyrektora i „brata", który nie
miał względu na moją przynależnośd do loży. Nie naciskano na mnie - chyba że
przyjacielsko - abym pozostał, ani później, abym powrócił, ale powtarzam, że na
szczęście nie związałem się z żadnymi układami politycznymi czy finansowymi

11

.

Claude i ja byliśmy przez dziesięd lat różokrzyżowcami, ale na szczęście
potrafiliśmy zachowad pewien dystans wobec otrzymywanej tam nauki. W AMORC
poznaliśmy wielu zabłąkanych chrześcijan. Uważam, że organizacja ta jest dla nich
jeszcze bardziej niebezpieczna niż masoneria. O ile bowiem w masonerii szanuje
się metafizyczne przekonania każdego i nie proponuje się niczego innego poza
ogólnymi zasadami, o których już wspominałem, o tyle u różokrzyżowców nie
narzuca się co prawda żadnych idei, ale raz w miesiącu każdy członek otrzymuje
cztery monografie, zalecane każdemu indywidualnie, których lektura mająca na
celu pogłębienie wtajemniczenia stopniowo i podstępnie kształtuje poglądy
wszystkich członków według tego samego wzoru.

11

Kościół zawsze potępiał przynależnośd katolików do masonerii; ostatnie takie potępienie nastąpiło w 1983 r.

background image

51

Uwzględniając moje doświadczenie w tej materii, streszczę teraz, w 1998 roku,
argumenty, które uzasadniają – jak sądzę - stanowisko Kościoła:

1. Masoneria powstała w Anglii w XVIII wieku z inicjatywy dwóch pastorów:
Désaguliers'a i Andersona, a niedługo potem we Francji z inicjatywy co prawda
katolików, ale gallikanów. Tak jedni, jak i drudzy sprzeciwiali się prymatowi
biskupa Rzymu i przeciwstawiali św. Jana (który rzekomo był wtajemniczonym,
założycielem religii ezoterycznej) św. Piotrowi, przywódcy religii egzoterycznej.
Oto dlaczego loże podstawowe, zwane niebieskimi, noszą nazwę „lóż św. Jana".

2. Chrześcijaostwo opiera się na kerygmacie (głoszeniu Jezusa Chrystusa, Syna
Bożego, który umarł za nasze grzechy i zmartwychwstał), ugruntowanym na
bezpośrednich świadectwach, szczególnie na świadectwie św. Jana, który widział
Jezusa przemienionego, ukrzyżowanego, złożonego do grobu i który następnie jadł
z Nim po Jego zmartwychwstaniu, a wreszcie stał się istotnym świadkiem
wniebowstąpienia. W przeciwieostwie do tego masoneria opiera się na mitach,
głównie na historii o rzekomym zabójstwie Hirama, architekta świątyni Salomona,
przez złych towarzyszy.

3. Chrześcijaostwo zawiera pewną liczbę dogmatów będących owocem wiary
(Objawienie, Trójca Święta, Niepokalane Poczęcie, Wcielenie, Wniebowzięcie...),
gdy tymczasem masoneria opiera się na myśli humanistycznej, sprzeciwiającej się
wszelkiemu dogmatyzmowi.

4. Masoneria ma charakter okultystyczny, gdyż jej nauczenie jest zarezerwowane
dla wtajemniczonych, trzymane w tajemnicy, podczas gdy Jezus objawił Prawdę
wszystkim, a przede wszystkim maluczkim i pokornym.

5. Chrześcijanin zostaje zbawiony przez swoją wiarę (nie przez same uczynki)
dzięki łasce Bożej, która już tu, na ziemi, daje mu przystęp do rzeczywistości
nadprzyrodzonej, a po śmierci ofiarowuje mu życie wieczne. Mason natomiast
dąży do osiągnięcia wyższego statusu w świecie materialnym dzięki swoim
zasługom, staraniom... i dzięki braciom. Z chwilą śmierci wchodzi w Wieczny
Wschód będący pewnego rodzaju nicością, który w najlepszym razie zapewnia mu
szacunek braci, ale nie niesie żadnej nadziei na życie przyszłe.

6. Masoneria głosi tolerancję, ale także relatywizm, gdy tymczasem
chrześcijaostwo przynosi Prawdę Jezusa Chrystusa: Jego życie i Jego Słowo.

7. Naśladowanie Jezusa Chrystusa musi prowadzid do pokory, która sprzyja
uzdrowieniom wewnętrznym i pojednaniu (z sobą samym, z ludźmi i z Bogiem)

background image

52

szczególnie podczas sakramentu spowiedzi oraz Eucharystii. Masooskie
wtajemniczenie może prowadzid do elitaryzmu, a więc do pychy i zatwardziałości,
a także do braku miłości siebie samego, innych ludzi i Boga.

8. Kościół-wspólnota - Ciało Chrystusa - ożywiony Duchem Świętym przechowuje
depozyt Mądrości Bożej oraz Tradycji, co daje mu prawo przeciwstawiania się
herezjom i synkretyzmowi: chęd bycia jednocześnie chrześcijaninem i masonem
wbrew zdrowemu rozsądkowi jest formą synkretyzmu.

9. We wszystkich społeczeostwach, gdzie masoneria miała swoje wpływy,
popierała ona rozwody, antykoncepcję, aborcję i eutanazję. Tymczasem Kościół
zawsze staje w obronie sakramentu małżeostwa oraz życia.

Do tego dochodzi fakt, że w masonerii spotkania robocze mają na celu swobodną i
pokojową wymianę poglądów pod opieką mistrza, a ostatnie słowo należy do
jednego z braci, którego zadaniem jest próba stworzenia syntezy. Tymczasem u
różokrzyżowców mistrz przekazuje najczęściej naukę ex cathedra, krótka zaś
dyskusja, jaka potem następuje, ma na celu przede wszystkim oświecenie tych,
którzy nie osiągnęli jeszcze „poznania".

Toteż mogę was zapewnid, że o ile w większości przypadków potrafię rozpoznad
masona, zwłaszcza po tym, jak zachowuje się na forum publicznym, o tyle jeszcze
prędzej rozpoznaję różokrzyżowca po jego sposobie wysławiania się, po pewnych
słowach, które powracają u niego jak lejtmotyw, takich jak energia kosmiczna,
karma itp. Tu także nie jest moją intencją ujawnianie nauki, która jest tajemnicą,
ale istnieją ogólnie dostępne książki pozwalające zapoznad się z głoszonymi przez
różokrzyżowców ideami. Nie twierdzę, że są one złe same w sobie, ale ponieważ u
wielu chrześcijan wywołały zamęt, czuję się w obowiązku ich przestrzec.

Jak bowiem chrześcijanin może w swoim umyśle i w sercu pogodzid pojęcie Boga
osobowego i miłosiernego z pojęciem bezosobowej i zimnej siły kosmicznej, która
miałaby księgowad w jakiś sposób nasze dobre i złe uczynki? Jak może on pogodzid
chrześcijaoską prawdę o buncie upadłych aniołów i ludzi utożsamionych z
Adamem z teorią, jakoby zło nie istniało samo w sobie, lecz było jedynie brakiem
dobra?

Jak może on pogodzid chrześcijaoskie pojęcie zmartwychwstania w uwielbionym
ciele z pojęciem kolejnych reinkarnacji, które następują aż do wyczerpania się
karmy. Jak może się on zgodzid, aby uczono go, że Jezus jest wcieleniem jakiegoś
wielkiego mistyka i że jego uczniowie w porę zdjęli Go z krzyża, aby mógł jeszcze

background image

53

długo i spokojnie nauczad w klasztorze na Górze Karmel (o tym właśnie pisze
imperator Spencer Lewis w książce Mistyczne życie Jezusa)?

Jeśli się nie mylę, dla chrześcijanina jest to bluźnierstwo. Oczywiście nie jestem
zwolennikiem odrzucania bluźnierców - Bóg rozpozna swoich. A jeśli wierzę w
Chrystusa, Syna Boga żywego, który powstał z martwych, wiem, że jest to akt
wiary (wyznawanej, to prawda, w ciągu dwóch tysięcy lat przez miliardy osób),
łaska otrzymana od Boga, i każdy ma prawo myśled inaczej.

Ale utrzymuję, że chrześcijanin szukający wtajemniczenia u różokrzyżowców
narażony jest na realne niebezpieczeostwo duchowego skażenia. Tutaj
wtajemniczenie (albo raczej wtajemniczenia, gdyż jest ich wiele) ma na celu
uzyskanie zdolności parapsychologicznych - które zresztą niektórzy posiadają
samoistnie – co czasami rzeczywiście się udaje: autohipnoza, widzenie aury,
podróże astralne, kontakt z kosmicznymi nauczycielami. Jest to jednak całkowite
przeciwieostwo łaski - to droga poznania sprzeczna z drogą miłości; droga, na
której łatwo wpaśd w pułapkę pychy i żądzy władzy.

A ponieważ ludzie przestali wierzyd w szatana, on skwapliwie korzysta z tego,
mamiąc barwnymi złudzeniami, siejąc zamieszanie w duszach wrażliwych i
zwodząc najsilniejsze. I nierzadko zdarza się, że ci najbardziej naiwni mają
zrujnowane życie materialne, podczas gdy wielcy wtajemniczeni odnoszą
społeczne i finansowe sukcesy, przypisując je pozytywnemu myśleniu, nie
wyjaśniając przy tym, że chodzi o ich własną wolę albo manipulowanie wolą
wszystkich członków, to znaczy siłą Gregora

12

, znaną również niektórym masonom

okultystom. Jest oczywiste, że owo pozytywne myślenie, które opiera się na
wizualizacji pożądanych rezultatów, nie ma nic wspólnego z chrześcijaoską
modlitwą, która jest uwielbieniem albo prośbą, ale nigdy stawianiem wymagao.

Nie twierdzę oczywiście, że fakt bycia różokrzyżowcem jest sam w sobie naganny.
Uważam jedynie, że może się to wiązad z niebezpieczeostwem dla równowagi
duszy chrześcijanina, a w każdym razie jest to całkowicie sprzeczne z
chrześcijaoską wiarą. Zrezygnowałem więc z przynależności do tego zakonu, gdy
tylko uświadomiłem sobie ową sprzecznośd. Również tu nie robiono mi przy
odejściu żadnych trudności, a jedynie poproszono, abym spalił monografie, co
uczyniłem.

* * *

12

Egregor - według ezoterystów jest to dusza grupy.

background image

54

Przez dwa lata uprawialiśmy w Rennes jogę i hatha-jogę, a także tai chi chuan; w
Vannes uczestniczyliśmy w dwóch kursach Qigong pod kierunkiem profesora
medycyny tradycyjnej uniwersytetu w Pekinie. Tai chi oraz Qigong mają na celu
osiągnięcie panowania nad własną energią oraz nad energiami kosmicznymi i
telurycznymi, poprzez wykonywanie dwiczeo - dosyd dynamicznych w pierwszym
przypadku i raczej statycznych w drugim. Ponadto przez pewien czas
praktykowałem dwiczenia zen, opierając się na wskazówkach K. G. Durckeima,
niemieckiego filozofa, który spędził dziesięd łat w Japonii.

Sądzę, że człowiek Zachodu, a zwłaszcza chrześcijanin, może się do tych technik
odnieśd na dwa sposoby. Pierwszy sposób, pozostający w zgodzie z kulturą
judeochrześcijaoską, polega na traktowaniu ich jako metod mających pomóc w
osiągnięciu równowagi i pokoju ciała, duszy i umysłu. Ludzie cywilizacji zachodniej
są często bardzo spięci fizycznie, pełni psychicznego niepokoju i mentalnie
gadatliwi. Jest to postawa bardzo szkodliwa dla zdrowia, a także dla modlitwy,
która potrzebuje atmosfery odprężenia, ufności i wielkiej ciszy wewnętrznej.
Zresztą mieliśmy wielkie szczęście, gdyż nasz nauczyciel jogi pozostawiał nam
wolnośd myślenia, dzięki czemu mogliśmy modlid się do naszego Boga podczas
pozycji. Nasz instruktor tai chi, który był prawosławnym diakonem, a później
księdzem i który znał nasze przekonania, zachęcał nas, abyśmy modlili się podczas
wykonywania dwiczeo, innym zaś uczniom pozostawiał swobodę myślenia.

Podczas zajęd Qigong byliśmy zaskoczeni, słysząc jak chioski profesor,
spadkobierca tradycji taoistycznej, proponuje nam, abyśmy dwicząc, modlili się
zgodnie z naszymi przekonaniami. Natomiast K. G. Durckeim jest chrześcijaninem i
zaadaptował zen do mentalności zachodniej. Ostatnio zresztą grupa francuskich
zakonników udała się do Japonii do klasztorów zen, aby szukad ubogacenia
niektórych praktyk zakonnych.

Niestety nie wszyscy mają takie szczęście. Często mistrzowie albo guru wschodnich
technik medytacji odkrywają swoje tajemnice jedynie przed bardziej
zaawansowanymi uczniami, manipulując mentalnie i magicznie uczniami
początkującymi, pobudzając ich czakramy niższego rzędu, nie interesując się
natomiast ich rozwojem duchowym

13

.

13

Musieliśmy na przykład pomóc pewnej starszej, dystyngowanej damie liczącej sobie blisko osiemdziesiąt lat,

która wprowadzona w podstawy jogi tantrycznej nagle zaczęła odczuwad kompulsywne podniecenie seksualne.
Podobnie musieliśmy przyjśd z pomocą pewnemu młodemu małżonkowi, który po intensywnych dwiczeniach
Qigong zaczął się w sposób niepohamowany onanizowad ku wielkiej rozpaczy jego żony, a w koocu zrobił
ekshibicjonistyczną scenę na modnej plaży w Bretanii, przynosząc wstyd całej rodzinie. W Lourdes wysłuchaliśmy

background image

55

Drugi sposób obciążony jest większym ryzykiem, a polega on na próbie wgłębienia
się w religie czy też filozofie Dalekiego Wschodu. Nie mają one związku z naszymi
korzeniami, z naszą kulturą i naszym sposobem życia. Dodatkowo istnieje tu
poważne niebezpieczeostwo synkretyzmu. Chrześcijanin nie ma nic do zyskania,
sięgając wszędzie po okruchy innych tradycji i religii, ponieważ jego własna
tradycja i religia może i powinna w pełni zaspokoid jego poszukiwania. Albo po
prostu nie zna on jej bogactwa. Nie wyklucza to oczywiście pewnej znajomości
innych tradycji i kultur, otwierającej nas na miłośd bliźniego.

Istnieje bowiem fundamentalna różnica między drogą chrześcijaoską, na której
dążąc do coraz większej bliskości z Bogiem, pozostaje się w międzyosobowej relacji
miłości z Nim i z innymi ludźmi, a drogą tradycji dalekowschodnich, która
zasadniczo zmierza do stopienia się człowieka z Jednią przy całkowitym
unicestwieniu osoby, często przy braku współczucia wobec innych. Trzeba wybrad:
spotkanie twarzą w twarz lub „zatopienie".

Jeśli chodzi o często czynione subtelne rozróżnienie między chrześcijaoską ekstazą
a hinduistyczną lub wschodnią ekstazą, wydaje mi się ono użyteczne tylko wtedy,
jeśli przyjmuje się, że pierwsza jest otwarciem się na Boga, druga zaś zamknięciem
się w sobie. Jednakże Bóg, jeśli chce, dotyka nas zarówno od zewnątrz, jak i od
wewnątrz - najważniejsze, by byd gotowym na Jego przyjęcie, tak jak pięd
ewangelicznych panien, które zachowały w swojej lampie zapas oliwy (zob. Mt
25,1-13).

Niewiele powiem na temat akupunktury, której miałem szczęście uczyd się w
spirytualistycznej szkole nieodżałowanego profesora Laviera. Będąc specjalistą
starożytnego języka chioskiego, sam przetłumaczył Nei Ching Su Wen, taoistyczne
dzieło poświęcone medycynie, powstałe trzy miliony lat przed Chrystusem. Wielka
wiedza na temat kultury hebrajskiej i chioskiej pozwoliła mu dokonad zestawienia
tych dwóch tradycji, pozornie tak odmiennych. I tak oto porównuje on upadek
Adama, utratę tego, co określa się jako pierwotne cechy naturalne, z opisywanym
przez dawnych taoistów zanikiem niektórych zdolności, które posiadali wielcy
przodkowie. Uważa on - myślę, że słusznie - że postęp techniczny nie jest oznaką
postępu człowieka, lecz przeciwnie, oznacza koniecznośd stosowania przyrządów,
a zatem podpór dla zrekompensowania stopniowego niedoboru jego najwyższych

zwierzeo pewnej pięddziesięcioletniej zakonnicy, u której praktykowanie jogi rozbudziło uśpione dotąd zmysły.
Pierwsza i trzecia z tych osób odnalazły pokój po modlitwie o uwolnienie. Natomiast owemu młodemu mężczyźnie
zabrakło pokory, by przyjąd taką pomoc, w efekcie pozostał ze swoim problemem, a jego żona zmarła na
gwałtownie rozwijającego się raka.

background image

56

zdolności, które odnajdujemy u wielkich mistyków wszystkich kultur: widzenia
nieba, prorokowania, jasnowidzenia, słyszenia głosów, uzdrawiania, lewitacji czy
wreszcie bilokacji.

Można praktykowad akupunkturę, zabiegi moksy i wschodnią dietetykę, nie
identyfikując się przy tym z zasadami taoizmu, lecz jedynie je rozumiejąc. W
pewnym stopniu opierają się one na symbolice liczb, podobnej do tej, jaką
znajdujemy w kabale. Ale wydaje mi się, że istotą taoizmu jest dążenie człowieka
do osiągnięcia równowagi między niebem a ziemią, między twórczymi Chen
(aniołami?) a destrukcyjnymi Kwei (złymi duchami?). Pojęcia te nie mają jednak
konotacji moralnej, z jaką łączy je kultura judeochrześcijaoska. Nie dokonując
żadnych prób synkretyzmu, warto jedynie zauważyd, że dwie tak bardzo różne
kultury powstały byd może z podobnych inspiracji lub objawieo: wystarczy
dostrzec u kogoś destrukcyjne skutki jakiejś więzi, zniewolenia lub opętania, aby
rozpoznad działanie Kwei.

Nigdy nie potrzebowałem, jak niektórzy, potwierdzenia istnienia meridianów przy
pomocy fotografii w podczerwieni i wskaźników promieniowania radioaktywnego,
aby pogodzid akupunkturę z wiarą chrześcijaoską. Odrzuciłem natomiast wszystko,
co ma związek z chioską astrologią leżącą u podstaw niektórych technik
akupunktury. Astrologia zachodnia, wywodząca się ze Środkowego Wschodu,
oparta jest przede wszystkim na pozycji planet, natomiast astrologia chioska głosi
podporządkowanie każdej istoty ludzkiej pozycji pewnych gwiazd. Tymczasem
jestem przekonany, że człowiek jest niezależny od działania sił kosmicznych i
telurycznych, jeśli tylko pokłada swoją ufnośd w Zbawicielu Jezusie Chrystusie.

Oczywiście prawdą jest, że całe stworzenie cierpi z powodu naszego
nieposłuszeostwa wobec Stwórcy; oczywiście nie można zanegowad wpływu na
nasze zdrowie zmian klimatycznych, pór roku, cyklów Słooca i Księżyca, a także
pewnych prądów magnetycznych lub elektromagnetycznych. Jednakże wszelkie
dobrowolne uzależnienie od tych sił, wszelkie bałwochwalstwo jest wyrzeczeniem
się wolności dzieci Boga, które wiedzą, że „Bóg z tymi, którzy Go miłują,
współdziała we wszystkim dla ich dobra" (Rz 8,28).

Astrologia zachodnia, którą zajmowaliśmy się kiedyś, może byd krytykowana w ten
sam sposób. Dodatkowo jest ona kłamliwa, pseudonaukowa, nie uwzględnia
odległości między gwiazdami, nie zawsze uwzględnia precesję punktów
równonocy, która zmienia mapę nieba w okresie ponad dwudziestu pięciu tysięcy
lat, nie mówiąc już o rozszerzaniu się wszechświata. Praktyka pokazała nam, że

background image

57

jest to po prostu jedna z metod wróżbiarstwa, a wszelkie wróżbiarstwo jest
poddane rozmaitym podejrzanym manipulacjom „rządców świata tych ciemności,
*...+ duchowych pierwiastków zła na wyżynach niebieskich" (Ef 6,12).

Zauważmy przy tym, że prawdziwi prorocy uznani w kanonie biblijnym nigdy nie
podają daty zapowiadanych wydarzeo, które nie są wcale nieuchronne, podczas
gdy wszelkie wróżbiarstwo, a zwłaszcza astromancja, zamyka człowieka w ściśle
określonym kalendarzu nieuniknionych zdarzeo. Wyklucza też przemieniające
działanie łaski Bożej.

Obydwoje z Claude zostaliśmy wtajemniczeni w radiestezję i geobiologię, które
praktykowaliśmy przez kilka lat, a teraz całkowicie porzuciliśmy. Należy jednak
rozróżnid radiestezję fizyczną i radiestezję wróżbiarską, zwłaszcza że bardzo łatwo
ulec pokusie, aby z tej pierwszej przejśd do drugiej.

Radiestezja fizyczna, której narzędziem jest różdżka i która leży u podstaw
geobiologii, wiąże się z faktem, że mniej więcej 80% ludzi, dzięki obecności
magnetytu w stawach, jest w stanie wyczud zmiany pól elektromagnetycznych,
spowodowane przede wszystkim przepływem wód podziemnych, siatkami
magnetycznymi (Hartmana i innymi) oraz żyłami rud. Udowodnił to Yves Rocard,
profesor fizyki w College de France i znany fizyk atomowy.

W ten sposób wykluczone zostało istnienie tajemniczego „daru" posiadanego
jedynie przez nielicznych. W rzeczywistości siła elektromagnetyczna wywołuje
fizjologiczne zmiany napięcia mięśniowego, co tłumaczy reakcję różdżkarza.

Radiestezja wróżbiarska posługująca się wahadełkiem pozwala wykryd na
odległośd na planie albo mapie prądy teluryczne, ale także zaginione przedmioty i
osoby. W jaki sposób odbywa się taki przekaz informacji? Telepatia, której
istnienie wydaje się udowodnione, przyjmuje istnienie nadawcy i odbiorcy
posiadającego świadomośd, a więc nie dotyczy zmian zachodzących w polach
elektromagnetycznych. Zmiany te są zresztą zbyt liczne, aby można sobie było
wyobrazid w sposób racjonalny, że nasz mózg jest w stanie odszyfrowad wszystkie
informacje, jakie do niego napływają, i ustalid, co dzieje się w odległości kilkuset
czy kilku tysięcy kilometrów (naturalne fale teluryczne i kosmiczne, fale radiowe,
sieci elektryczne i telefoniczne, radary itp.).

Teoria pól morfogenetycznych Sheldrake'a (która mówi o neutrinach) dotyczy - o
ile mi wiadomo - jedynie jednostek mineralnych, roślinnych i zwierzęcych tej
samej kategorii, klinicznie lub genetycznie identycznych, w tym przekazu
informacji na przykład przez kryształ do innego kryształu będącego w trakcie

background image

58

formowania się. Nie wchodzi tu w grę przekaz zmiany pola istocie żywej. Jedynym
wiarygodnym wytłumaczeniem jest połączenie radiestezji na odległośd z
technikami wróżbiarskimi, jasnowidzeniem czy spirytyzmem: odbiorca otrzymuje
informacje od ducha, który jest „przewodnikiem", „niebieskim lekarzem", ale
którego nie należy mylid z Aniołem Stróżem lub Duchem Świętym.

Poświadczeniem tej tezy jest fakt, którego sami doświadczyliśmy. Otóż praktykując
radiestezję na odległośd, należy przyjąd pasywny stan umysłu, w którym człowiek
nastawiony jest na odbiór, jak we wszystkich stanach mediumicznych. Zdolnośd tę
nabywa się poprzez kontakt z osobami, które są już wtajemniczone w te praktyki -
jest to zatem przekazywanie daru! Chyba że chodzi o duchowe „zanieczyszczenie"!

Podobnie jak we wszystkich praktykach ezoterycznych i okultystycznych, u osób,
które je uprawiają, obserwuje się - i my także to zaobserwowaliśmy - powszechne i
częste następstwa, na ogół niezauważalne dla samych zainteresowanych: pychę z
powodu posiadania daru otrzymanego od kogoś wtajemniczonego, a nawet od
Boga; uniesienie z powodu posiadania „poznania" i przynależności do niewielkiego
klanu wtajemniczonych, którzy wzajemnie utwierdzają się w tym złudzeniu;
intelektualne przyzwolenie na wszystko, co umacnia taki system wierzeo i praktyk;
oddalenie lub całkowite odejście od sakramentów Kościoła, a czasem wręcz
niemożliwośd uczestnictwa w nabożeostwach religijnych, co jest już skutkiem
nękania przez złe duchy; no i oczywiście bałwochwalczy stosunek do ciała i do
zdrowia za wszelką cenę. A przecież Jezus powiedział: „Kto chce zachowad swoje
życie, straci je" (Mt 16,25), co oznacza, że można dążyd do uratowania swojego
ciała, a jednocześnie zgubid swoją duszę. Jezus nie przyszedł na ziemię z
wahadełkiem i różdżką.

Powiedział, że nie przyszedł znieśd Prawa, lecz je wypełnid. Otóż w Starym
Testamencie znajdujemy wiele zakazów praktyk wróżbiarskich, szczególnie w
Księdze Powtórzonego Prawa: „Nie ucz się popełniad tych samych obrzydliwości
*...+. Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by *...+ uprawiał wróżby, gusła,
przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma,
zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni"
(18,9-14).

Pierwsi uczniowie Chrystusa wyciągnęli z tego praktyczne wnioski: „I wielu też z
tych, co uprawiali magię, przynosiło księgi i paliło je publicznie" (Dz 19,19). Ja
także wraz z Claude spaliliśmy kilkaset książek poświęconych ezoteryzmowi i
okultyzmowi - bez świadków, na miejskim wysypisku śmieci.

background image

59

Jeszcze bardziej niebezpieczna niż radiestezja wróżbiarska jest uprawiana przeze
mnie przez kilka miesięcy radiestezja emitująca czy też przekazująca, której
propagatorem jest matematyk Etienne Guillé, pracownik CNRS, ale również
pasjonat alchemii. Metodą tą zajmowałem się bezinteresownie, aby pomóc
chorym, mogę potwierdzid jej skutecznośd, ponieważ w niektórych przypadkach,
gdy interwencja odbywała się bez wiedzy pacjentów, uzyskiwana była znacząca
poprawa zdrowia, nawet w przypadkach raka lub AIDS. U podstaw leży założenie,
że niektóre choroby spowodowane są tak zwanymi negatywnymi energiami, które
należy odprowadzid. Z metodą tą wiążą się jednak liczne niebezpieczeostwa, gdyż
manipulacja negatywnymi energiami może wywoład zaburzenia zdrowia zarówno
u samego radiestety, jak i u osób z jego otoczenia.

Podczas seansu inicjacyjnego w Bordeaux na kongresie uzdrawiaczy (w którym
uczestniczyli ojciec Biondi i doktor Jeannine Fontaine) nasz instruktor, uzdrawiacz
z Tuluzy, napisał na tablicy nazwy energii, używając przy tym liter hebrajskich. W
tej samej chwili dwie kobiety, w tym moja żona, odczuły skurcze mięśni,
powodujące gwałtowne wykręcenie członków, a w wyniku tego upadek i utratę
świadomości.

Na szczęście dwaj uzdrawiacze, którzy znają tego typu niebezpieczeostwa i pilnują
sali, odwrócili te energie i szybko opanowali sytuację. Później instruktor
przepraszał za to zajście: okazało się, że zapomniał on napisad najpierw nazw
energii pozytywnych, które zrównoważyłyby szkodliwy wpływ energii
negatywnych. Pokazuje to, jaką moc mają same tylko symbole.

Między propagatorem tej metody a praktykującymi ją osobami wytworzyły się
silne więzy zależności. Radiesteta zaczął uważad się za cudotwórcę i wpadł w
pułapkę pychy, która jest tym, co nas najbardziej oddziela od Boga. Owa metoda
terapeutyczna odwołuje się jedynie do ludzkiej woli, co stoi w sprzeczności z
chrześcijaoską modlitwą, która nawet jeśli jest modlitwą prośby, jest
równocześnie zdaniem się na wolę Boga.

Dosyd szybko zrezygnowałem z tej techniki, ponieważ wraz z innymi przekonałem
się, że ów słynny przekaz energii dokonuje się także na moją małżonkę, która z
tego powodu cierpiała. Zrezygnowałem także dlatego, że otrzymałem kilka czeków
na znaczną sumę, o które wcale nie prosiłem, obawiałem się więc, że w ten sposób
łatwo mogę wpaśd w pułapkę pieniądza.

Claude odczuwała bóle, ilekrod praktykowałem tę metodę w sąsiednim pokoju –
nawet bez jej wiedzy. Jej stan ogólny znowu się pogorszył, a ja dowiedziałem się,

background image

60

że żony kilku uzdrawiaczy, którzy uprawiają tę metodę, cierpią na szybko
postępującą chorobę nowotworową. Jeśli chodzi o radiestezję wróżbiarską, to
tworzy ona więzi krępujące wolnośd dzieci Bożych. Na przykład gdy ja zajmowałem
się w moim pokoju poszukiwaniem czegoś na planie lub mapie, ruchy mojego
wahadełka wywoływały identyczne ruchy wahadełka Claude, która przebywała w
pomieszczeniu obok.

Zajmowaliśmy się także bioenergoterapią i uczestniczyliśmy w spotkaniach
uzdrawiaczy. Zostałem nawet członkiem GNOMA - Groupement National pour
l'Organisation des Médecines Alternatives (Krajowego Związku Medycyny
Niekonwencjonalnej). Wśród uzdrawiaczy w Bretanii mamy kilku prawdziwych
przyjaciół. Mam nadzieję, że nie zranię ich, wyjaśniając, dlaczego odsunęliśmy się
od tego środowiska. Przede wszystkim wierzę w istnienie magnetyzmu ludzkiego,
chociaż określenie to, zgodnie z naszą wiedzą naukową, jest z całą pewnością
niewłaściwe, ponieważ do tej pory niemożliwe było wykrycie tutaj prawdziwych
zjawisk elektromagnetycznych. Jest bardziej prawdopodobne, że chodzi o
wymianę energii między uzdrawiaczem a chorym, dokonującą się poprzez fuzję ich
ciał eterycznych lub energetycznych i/lub ich ciał astralnych.

Chociaż jest to jeszcze zjawisko tajemnicze dla naukowców i nadużywane przez
zwolenników New Age, istnienie energii ludzkiej innej niż energia mechaniczna i
cieplna powstała z przemiany materii wydaje się potwierdzone przez dwiczenia tai
chi chuan, które wzmagają dynamizm i zmniejszają wrażliwośd na zimno, a także
przez akupunkturę, która pozwala, z widocznymi efektami klinicznymi, zmniejszyd
lub zwiększyd energię w meridianach, a w następstwie tego modulowad
funkcjonowanie odpowiednich organów. Magnetyzm wydaje mi się zatem cechą
naturalną, nie zaś mniej lub bardziej rozwiniętym darem, w zależności od osoby i
jej stanu zdrowia.

Tradycyjni bioenergoterapeuci ograniczali się do kilkakrotnego dostarczenia
chorym dodatkowej energii pobudzającej naturalne siły obronne organizmu.
Prosili przy tym pacjenta, aby skonsultował się z lekarzem, gdyby ich interwencja
nie przyniosła natychmiastowej poprawy. Na co dzieo trudnili się inną
działalnością zawodową, bioenergoterapią zaś zajmowali się okazjonalnie,
pomagając sąsiadom czy przyjaciołom.

Niestety niektórzy bioenergoterapeuci zaczęli uprawiad bioenergoterapię jako
zawód. Kierując się zyskiem, nie zaś dobrem pacjentów, rozciągnęli oni zakres
swoich interwencji, a chcąc uzyskad większą skutecznośd, wykształcili się

background image

61

dodatkowo w zakresie naturopatii, homeopatii, radiestezji, ale także magii - która
chod jest magią białą, to jednak jest magią szataoską.

Stąd stosowanie magicznych zaklęd, w których szczególnie często pojawia się imię
Judasza, nienależącego wszak do apostołów najbardziej godnych szacunku.
Niekiedy bezwiednie przyzywa się także moce ciemności: Zły, jak wiadomo,
naśladuje wszystkie dzieła Boże jak małpa i także dokonuje spektakularnych
uzdrowieo, które wcale nie są cudowne.

Uzdrawianie samo w sobie nie jest oznaką świętości, chyba że najpierw głośno i z
mocą głosi się Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, tak jak to
czynią ojciec Tardif, ojciec Halter, Philippe Mądre oraz inni, którzy otrzymali
charyzmat uzdrawiania.

Wielu uzdrawiaczy, zwłaszcza w Bretanii, wyznaje swoją wiarę w Boga (ale szatan
też w Niego wierzy), a na ścianach ich gabinetów wiszą święte obrazy. Kiedy ich
zapytad o uczestnictwo w życiu religijnym, okazuje się, że do Komunii świętej
przystępują rzadko lub nigdy, nie korzystają z sakramentu pojednania i chętnie
pielgrzymują do miejsc objawieo nieuznawanych przez miejscowego biskupa.

Żaden z nich nie uważa za konieczne, aby mied swojego kierownika albo ojca
duchowego, ponieważ nie jest im znany apoftegmat pewnego Ojca pustyni: „Ten,
kto czyni siebie swoim własnym nauczycielem, czyni siebie uczniem głupca".
Uzdrawiacze znajdujący się najbardziej pod wpływem New Age określają siebie po
prostu jako „kanał boski", niektórzy zaś nie wahają się praktykowad egzorcyzmów.

Oczywiście poza pychą ogromne zniszczenie sieje chęd wzbogacenia się, która
skłania wielu z nich do brania potrójnego honorarium lekarza internisty. Są też
tacy, którzy za pomocą technik psychologicznych lub magicznych powodują
powstanie prawdziwego uzależnienia, więzów okultystycznych, z których może
wyzwolid jedynie modlitwa o uwolnienie wewnętrzne. Oczywiście więzy te mogą
zniewolid również samego uzdrawiacza.

Spotkaliśmy także uzdrawiacza - ale to był skrajny przypadek - który zawarł pakt z
szatanem i chlubił się wspaniałymi wynikami. Jednakże takie pakty zdarzają się
rzadko; zdecydowana większośd radiestetów i bioenergoterapeutów jest szczerze
przekonana, że wykrywanie energii naturalnych i manipulowanie nimi jest
dozwolone i bezpieczne.

Zazwyczaj nie są oni świadomi, że pewne siły kosmiczne, takie jak magnetyczne
sieci teluryczne (ale także cieki wodne, energia drzew, wiatru itp.), są nośnikami

background image

62

energii negatywnych, to znaczy szkodliwych dla człowieka. Energie te - chodzi o
siły naturalne, nie zaś o upadłych aniołów - stanowią przedmiot świadomej
manipulacji czarowników i szamanów ze społeczeostw animistycznych oraz
adeptów magii. Oddziałują one negatywnie na tych, którzy w swojej naiwności i
nieświadomości uprawiają radiestezję, bioenergoterapię, wszelkie formy
mediumizmu albo wschodnie techniki medytacji (joga). Zakłócają one zdrowie
fizyczne i psychiczne osób, którzy przebywają z nimi w stałym kontakcie - z własnej
woli lub nie. Dowodem na to jest częsta bezsennośd, depresja i choroby
nowotworowe, na które cierpią w miejscach szczególnie szkodliwych, jakimi są
skrzyżowania prądów magnetycznych i cieków wodnych, wskazywanych z
łatwością przez tradycyjnych różdżkarzy.

Innym dowodem jest pogorszenie zdrowia psychicznego i fizycznego niektórych
adeptów jogi czy alchemii; u tych ostatnich zdarzają się próby samobójcze. W
ostatnim stadium bowiem owe negatywne energie stają się podłożem opresji, a
nawet opętania przez szatana.

Wreszcie podczas świadomej manipulacji tymi energiami, dzięki której otrzymuje
się nadnaturalne zdolności magiczne (takie jak Siddhi joginów lub szamanów),
dochodzi do prawdziwej walki, podczas której wtajemniczony może całkowicie
utracid swoją wolnośd, a więc duszę. Lepiej słuchad świętego Pawła, który w Liście
do Kolosan mówi nam: „Baczcie, aby ktoś was nie zagarnął w niewolę przez tę
filozofię będącą wierutnym oszustwem, opartą na ludzkiej tylko tradycji, na
żywiołach świata, a nie na Jezusie Chrystusie. W Nim bowiem mieszka cała Pełnia:
Bóstwo na sposób ciała, a zostaliście napełnieni w Nim (przez chrzest), który jest
Głową wszelkiej Zwierzchności i Władzy *...+. Dzięki Niemu po rozbrojeniu
Zwierzchności i Władz jawnie wystawił je na pokaz, powiódłszy je w triumfalnym
pochodzie" (2,8-15).

Oczywiście od czasu buntu niektórych aniołów i grzechu pierworodnego cierpi całe
stworzenie, człowiek zaś musi nieustannie toczyd fizyczną, psychiczną i duchową
walkę z negatywnymi albo wrogimi siłami. Mądrośd każe jednak nie pertraktowad
z tymi mocami i podążad ku życiu wiecznemu z wiatykiem modlitwy, postu i
siedmiu sakramentów. A wówczas Duch Święty przebywa w nas, Jezus zaś staje się
Drogą, która nas prowadzi ku Ojcu, pomimo choroby, cierpienia i konieczności
przejścia przez śmierd fizyczną.

Głód wiedzy i pragnienie zakosztowania owocu z drzewa poznania dwukrotnie
doprowadził nas do nawiązania kontaktu z uzdrawiaczami filipioskimi - owymi

background image

63

osławionymi „chirurgami bez skalpela", którzy przybyli do Francji, aby tu pokazad
swój talent. Dwaj pierwsi zachowywali się bardzo powściągliwie, byli uzależnieni
od organizatora i jak się wydawało, nie interesowała ich zbytnio kwestia
duchowości. Miałem możliwośd asystowad jednemu z nich przez pół dnia i
wycierałem watą krew wypływającą z ciała pacjentów.

Zwróciłem uwagę na posiadaną przez mojego „chirurga" umiejętnośd (którą
nabyliśmy także z jednym z moich przyjaciół) wykrywania chorego organu przez
powolne przesuwanie rąk nad ciałem chorego. Nie stwierdziłem tam żadnego
oszustwa, tyle że „operacje" odbywały się na zwykłym stole restauracyjnym, nie
mieliśmy rękawic i po każdej interwencji myliśmy ręce w wielkiej miednicy z wodą.
Nie uczestniczyłem w wyjmowaniu tak zwanych fragmentów organów, jakie
oglądałem w reportażach telewizyjnych. Natomiast wydawało mi się, że krew typu
żylnego (rozpoznawalna po zapachu i kolorze) pochodziła z punktów
akupunkturowych i że pacjenci sygnalizowali różnorodne wrażenia w miejscach
przebiegu meridianów.

Czy zatem były to zjawiska o charakterze energetycznym? W akupunkturze
oddziaływanie na niektóre punkty jest bardziej skuteczne, jeżeli można uzyskad z
nich niewielki wypływ krwi. Honoraria w gotówce, przyjmowane przez
organizatora francuskiego, rozsądnie wynagradzały dwóch Filipioczyków za
wykonane zabiegi i pokrywały koszt ich podróży.

Jeśli chodzi o Tony'ego, dawnego wyznawcę Antonia Agpaoa, słynnego
filipioskiego uzdrawiacza, widzieliśmy go w działaniu podczas pewnego
seminarium – niezwykle nagłośnionego i zabarwionego duchowością. Była to
duchowośd synkretyczna, charakterystyczna dla New Age, korzystająca z pojęd
chrześcijaoskich (miłośd, pokój, modlitwa do Boga Ojca), ale bez odniesieo do
Jezusa; wszystko to przeplatane było bardzo rytmicznymi śpiewami w języku
tagalskim, wprowadzającymi w stan lekkiej hipnozy. Tony wygłaszał ponadto
długie mowy, wyraźnie mające na celu wywołanie silnej sugestii.

Jego „operacje" odbywały się bez świadków i moje uprawnienia lekarskie nie
posłużyły mi tym razem za przepustkę, aby w nich uczestniczyd. Niektórzy pacjenci
byli ciężko chorzy, w tym również na raka, ale z tego, co wiem, nie nastąpiło żadne
nadzwyczajne uzdrowienie ani od razu, ani później. Natomiast honoraria Tony'ego
wynosiły dwieście dolarów od osoby... i to w gotówce, co ostatecznie przyciągnęło
uwagę urzędu skarbowego! Nie odstraszyło to jednak od organizowania jeszcze
droższych lotów czarterowych na Filipiny.

background image

64

Niewiele brakowało, abyśmy - już po moim nawróceniu, ale przed ślubem
kościelnym i wylaniem Ducha Świętego - wpadli w sieci sekt. Możemy zaświadczyd,
że wszystkie one stosują takie same metody zdobywania nowych zwolenników i
ofiar. Tak jak we wszystkich grupach ezoterycznych spotykacie się tam z bardzo
serdecznym przyjęciem, wasze „dary" są natychmiast rozpoznane i docenione, tyle
że cele każdej z tych grup, a czasem nawet ich nazwy nie są jasno sprecyzowane,
co powoduje uśpienie nieufności.

I tak oto zostaliśmy zaproszeni przez miłych ludzi, którzy pod hasłem Jasnego Życia
sprzedawali ekologiczną żywnośd. Ponieważ mówili o równowadze, harmonii,
pokoju i miłości, a zatem o pojęciach nam bliskich, zgodziliśmy się bez zastrzeżeo
na ich propozycję wysłuchania Luca Joureta, niezbyt jeszcze znanego lekarza
homeopaty i naturopaty. A zatem pewnego wieczoru znaleźliśmy się w salonie
dużego wiejskiego domu w towarzystwie około dwudziestu bardzo sympatycznych
osób siedzących w kręgu. Jako że Luc Jouret ostatecznie do nas nie dotarł,
zaproponowano nam wysłuchanie jednej z jego konferencji nagranej na kasecie.
Słuchaliśmy jej w skupieniu, po czym ze wszystkich stron zaczęły padad
entuzjastyczne komentarze.

Wyraziłem kilka zastrzeżeo co do niektórych stwierdzeo prelegenta i natychmiast
poczułem się tak, jakbym popełnił zbrodnię obrazy majestatu. Na szczęście
zastanowiliśmy się wtedy poważnie, czy powinniśmy ponownie spotkad się z
gronem, w którym panowała taka nabożna jednomyślnośd.

Wkrótce potem w moim gabinecie zjawiła się przedstawicielka laboratorium, która
nosiła bardzo rzucającą się w oczy ozdobę w formie trójkąta. Miałem wrażenie, że
już ją kiedyś spotkałem, ale nie byłem sobie w stanie przypomnied, gdzie to mogło
byd. Zapytałem ją, czy nosi tę ozdobę przez przypadek, czy też jest to jakiś symbol.
Z porozumiewawczym uśmiechem dała mi do zrozumienia, że chodzi - symbol loży
masooskiej, gdzie się spotkaliśmy. Ale wtedy znałem ją jako farmaceutkę, nie jako
przedstawiciela handlowego. Opowiedziała mi, że razem ze swoim mężem, także
farmaceutą, zainteresowali się konferencjami Luca Joureta oraz jego pociągającą
osobowością i stali się członkami jego oficjalnych organizacji Arkedia i Amenta.
Następnie tylko jej mąż - tylko on - został uznany godnym wstąpienia do
tajemnego zakonu Świątyni Słooca w Kanadzie; sprzedał więc cały majątek,
pieniądze ze sprzedaży przekazał zakonowi, po czym opuścił żonę i dziecko i
połączył się z sektą. Po tym spotkaniu skooczył się nasz kontakt z tą organizacją.

background image

65

O wiele trwalsze kontakty mieliśmy natomiast z innym lekarzem homeopatą
stosującym akupunkturę. Był on bardzo przystojnym, interesującym mężczyzną
mającym dar wymowy, do ludzi odnosił się serdecznie i bezpośrednio. Uczył
oryginalnej i skutecznej metody homeopatii mineralnej. Spotkania z nim odbywały
się w niedziele, dośd często w pomieszczeniach Wydziału Lekarskiego w Paryżu, co
nadawało spotkaniom większą rangę. Wiele mówił o energiach, o medycynie
energetycznej, o wpływie kolorów na ośrodki energetyczne (czakramy). Była to
formacja w zakresie energochromokinezy, w której uczestniczyli lekarze i nie-
lekarze, co propagatorowi tej dziedziny przysporzyło później kłopotów z
wymiarem sprawiedliwości. Tym jednak, co od początku zwróciło naszą uwagę i
zarazem nas rozczarowało, była wysokośd pobieranego przez niego honorarium za
konsultację, a jeszcze bardziej brak współczucia wobec chorych, których
przyjmował podczas zajęd praktycznych swojego seminarium.

Pewnego wieczoru zostaliśmy zaproszeni na wykład w luksusowym apartamencie
w XVI dzielnicy. Grupa była mniejsza niż zazwyczaj - niewątpliwie elita (!) – a
wykład bardzo krótki. Następnie poproszono nas o przejście do salonu, gdzie
czekał poczęstunek z ciasteczkami i szampanem. Podczas gdy ja rozmawiałem z
jednym z uczestników, organizator podjął rozmowę z Claude. Prędko
zorientowałem się, że ma ona jakieś trudności. Okazało się, że rozmówca chwalił
jej rozliczne talenty i proponował, aby wstąpiła do jego zakonu templariuszy,
pozostawiając mnie za drzwiami. Kiedy podszedłem, Claude powiedziała mi po
prostu, że rozmówca zaprasza nas obydwoje, abyśmy wstąpili do zakonu. Moja
odpowiedź była krótka i nieodwołalna: „Nie po to opuściłem masonerię i
różokrzyżowców, aby zostad templariuszem!". Nigdy już nie spotkaliśmy tego
człowieka.

Zwródmy uwagę, że jedną z technik tych organizacji jest rozdzielanie małżeostw,
jak to było w przypadku sekty Luca Joureta.

* * *

Jeszcze bardziej wyrafinowana jest technika antropozofów. Uczestniczyliśmy w
pięciu czy sześciu seminariach medycyny antropozoficznej, opartej na
objawieniach duchowych niemieckiego filozofa Rudolfa Steinera. Poznaliśmy u
naszych przyjaciół pewnego przedstawiciela regionalnego, lekarza homeopatę i
fitoterapeutę, człowieka łagodnego i skromnego, żarliwego prawosławnego.
Weekendy formacyjne odbywały się w miejscu budzącym zaufanie, a mianowicie
w klasztorze Saint-Gildas-de-Rhuys, gdzie niegdyś żył Abelard. Na centralnym

background image

66

miejscu sali wykładowej wisiała ikona, a rano dla uczestników spotkania została
odprawiona Msza święta w prywatnej kaplicy sióstr.

Przedstawiciel krajowy okazał się człowiekiem poważnym i bardzo głębokim w
swoich wypowiedziach, w których mówił o metafizycznej harmonii między
człowiekiem a przyrodą.

Wykłady na temat roślin i efektów ich rozcieoczania odbywały się w atmosferze
pogodnej, skupionej, niemal religijnej. Proponowane lekarstwa pochodziły z
laboratorium, którego personel jest jakoby dobierany pod kątem stopnia rozwoju
duchowego,

jako

że

praca

przy

produktach

fitoterapeutycznych

i

homeopatycznych - wykonywanych zawsze ręcznie – mogłaby spowodowad ich
zanieczyszczenie. Ponadto można tam było kupid książki Rudolfa Steinera, jak
również prace na temat upraw biodynamicznych, uwzględniających cykle Księżyca
i planet, oraz na temat homeopatii. W jeden z weekendów wykład prowadziła
osoba, która przedstawiła się jako psychoanalityk chrześcijaoski, co już zwróciło
moją uwagę, ponieważ rzadko się zdarza, aby odniesienie do chrześcijaostwa
służyło do wspierania teorii analitycznych.

W pewnym momencie ze zdumieniem usłyszałem, jak mówi o reinkarnacji. Po
zakooczeniu wykładu planowałem zadad wykładowcy kilka pytao, używając jednak
słów wyważonych, pasujących do wyciszonej atmosfery panującej w tym
czcigodnym miejscu. Nie zdążyłem jednak nic powiedzied, ponieważ jeden z
uczestników, lekarz z Kambodży, zepsuł brutalnie nastrój, mówiąc: „Proszę mi
wybaczyd, jestem buddystą i nie przeszkadza mi to, że mówi pan o reinkarnacji, ale
pan przedstawił się jako chrześcijanin i tego już nie rozumiem.

Czy jest pan chrześcijaninem, czy też wierzy pan w reinkarnację?". Ja także
poprosiłem wykładowcę, aby się wytłumaczył, a po nas uczyniło to kilka innych
osób. Atmosfera natychmiast się zaogniła. Organizatorzy - do tej pory tak
serdeczni i spokojni - zrobili się czerwoni ze złości i próbowali nas przekonad, że
nie jesteśmy dosyd zaawansowani w „wiedzy duchowej", aby poruszad taki
problem. Ponieważ było tam około trzydziestu lekarzy i farmaceutów w wieku od
trzydziestu pięciu do sześddziesięciu pięciu lat, postawienie argumentu autorytetu
jedynie wzmogło nasze pytania, szczególnie odnośnie do prawdziwych źródeł tej
duchowej wiedzy oraz mediumicznych zdolności Rudolfa Steinera, który poza tym
był rzeczywiście wielkim filozofem.

Allan Kardek, ojciec spirytyzmu, był wykładowcą uniwersyteckim, a słynny pisarz
Wiktor Hugo rozmawiał z duchami, wprawiając w ruch stoliki. Spotkanie

background image

67

zakooczyło się w bardzo nerwowej atmosferze, ponieważ nasi „nauczyciele"
utracili pogodę ducha. Nigdy już nie wróciliśmy do Saint-Gildas, żeby kontynuowad
naukę. Teraz, kiedy ponownie czytam prace antropozoficzne, widzę, że jest to
mieszanina prawdziwej fitoterapii, ezoteryzmu, astrologii i osobistych objawieo
fałszywego proroka, który nie zwrócił się o ich zatwierdzenie do żadnego Kościoła,
a nawet pozwolił sobie na napisanie własnej ewangelii apokryficznej - po prostu
ewangelii według Rudolfa Steinera!

* * *

Przez pewien czas byliśmy pod wrażeniem Maguy Lebrun. Spotykaliśmy się
kilkakrotnie z nią oraz z jej mężem, raz nawet w ich domu niedaleko Grenoble.
Poznaliśmy ich jeszcze, zanim zainteresowały się nimi media. Są to uczciwi ludzie o
wielkim sercu, nie mający wykształcenia filozoficznego ani wiedzy teologicznej,
którzy wychowali jednak wiele porzuconych lub odłączonych od rodziców dzieci.
Zaskoczeni przez nagle odkryte zdolności mediumiczne męża Daniela, szli oni za
głosem swojego „przewodnika" z nieba, nie zwracając się o potwierdzenie swoich
objawieo do kompetentnego autorytetu religijnego. Oczywiście pomysł, aby
modlid się - mieszając przy tym różne religie - za chorych, sam w sobie nie jest
naganny; byliśmy świadkami, jak w wielkiej sali w Grenoble zgromadziło się w tym
celu czterysta osób. Od początku jednak istniało tu realne niebezpieczeostwo
pomieszania modlitwy z bioenergoterapią.

Gdy tylko Robert Laffont i telewizja szeroko nagłośniła działalnośd „Lekarzy nieba i
ziemi", nastąpiło charakterystyczne dla New Age pomieszanie bioenergoterapii,
spirytyzmu, astrologii, reinkarnacji z pewnymi elementami hinduizmu, buddyzmu i
chrześcijaostwa; temu ostatniemu elementowi książka Maguy zawdzięcza
przedmowę jakiegoś śmiałego księdza, która służyła jej za poręczenie. Jednak, jak
powiedział sam Jezus, drzewo poznaje się po owocach. Najpierw Maguy stała się
gwiazdą i od razu utraciła całą swoją prostotę: zaczęła wygłaszad publiczne
konferencje, podczas których wypowiadała się autorytatywnie na wszystkie
tematy. Powstały liczne grupy w tym nurcie, nazywane „grupami modlitewnymi
Maguy Lebrun", do których, zmylone nazwą, trafiały nawet osoby zakonne.

Z braku uformowanych animatorów oraz jasno określonych celów, a także z
powodu rozbieżności duchowych i ideologicznych częśd grup rozpadła się niekiedy
wręcz zaraz po utworzeniu. Inne nie wytrzymały próby czasu z powodu nazbyt
wybujałych ambicji członków próbujących narzucad innym swój punkt widzenia
nawet w dziedzinach życia prywatnego, jak to zdarzyło się w sąsiedniej

background image

68

miejscowości, gdzie grupa starała się doprowadzid pewną znajomą nam
dziewczynę do przerwania ciąży.

* * *

W Paryżu spotkaliśmy członków sekty IVI (Zaproszenie do Intensywnego Życia).
Oficjalnie chodziło o spotkania lekarzy i prawników pod egidą pewnego
biznesmena (był on także masonem) w celu utworzenia w całym kraju sieci
nadmorskich ośrodków zdrowia i rehabilitacji pod nazwą Heliomer. Poranek
poświęcony przedstawieniu osób oraz projektu przebiegał bardzo zachęcająco; w
skład areopagu wchodzili utytułowani lekarze, a nawet dziekan Wydziału
Lekarskiego. Podczas obiadu ze zdumieniem usłyszeliśmy stereotypową rozmowę
lekarzy wyrażających swój niepodzielny podziw dla Yvonne Trubert.

Popołudnie poświęcone sprawom finansowym prędko otworzyło nam oczy, kiedy
każdy z lekarzy został poproszony o wkład pięciuset tysięcy franków,
pomysłodawca zaś przyznawał sobie taką samą sumę jako honorarium za swoje
genialne idee! Dziekan wyszedł, trzaskając drzwiami i oznajmiając, że nie będzie
uczestniczył w oszustwie. My wyszliśmy kilka chwil później, bardziej dyskretnie,
nie mając ochoty marnowad ani grosza na taką inwestycję i z przekonaniem, że
Zaproszenie do Intensywnego Życia skierowane jest do guru... i ma się
urzeczywistnid przy po pomocy pieniędzy zwolenników!

Wydarzenie to objawiło nam także prawdziwą naturę kobiety, która
skontaktowała nas z tą sektą, a która prezentowała najgorszy rodzaj synkretyzmu:
była chrześcijanką uczestniczącą w Eucharystii, aby „naładowad się energią",
templariuszką praktykującą profanacyjny obrzęd Ostatniej Wieczerzy, wcześniej
należała do masonerii, miała swojego mistrza buddyjskiego, praktykowała masaż
kalifornijski, pozytywne myślenie, astrologię i dietetykę mniej lub bardziej
makrobiotyczną, nie mówiąc o oszustwach handlowych pod przykrywką
talasoterapii.

* * *

Przez kilka miesięcy praktykowaliśmy też spirytyzm. Zostaliśmy w to wprowadzeni
przez znajomą, która utrzymywała systematyczny kontakt ze swoim zmarłym
mężem, a następnie spotykaliśmy się z osobami ze środowiska spirytystów: z
Sophie Edwards z Bayonne oraz z siostrami Decroix z Belle-Isleen- Mer, autorkami
książki Mère très particulière. Od pierwszych dni dzięki tablicy ouija lub
przemieszczaniu się szklanego talerzyka na stole przed literami otrzymywaliśmy
liczne przesłania, które zapełniły wiele zeszytów. Były to przesłania od naszych

background image

69

bliskich zmarłych lub od nieznanych nam osób, od dusz cierpiących i od tych, które
osiągnęły już spokój wieczny, od sławnych postaci, takich jak Lully, Mendelssohn
czy ojciec Pio; przesłania niekiedy jasne, czytelne, niekiedy znów złośliwe i
enigmatyczne - od jakichś dziwnych osób, członków tajemniczego zakonu.

Na początku ekscytowały nas te kontakty: pochlebiało nam, że mamy dostęp do
tajemnic, chcieliśmy wiedzied coraz więcej i poświęcaliśmy całe wieczory na
rozmowy prowadzone przez zasłonę śmierci. Ojciec Yves, którego wtedy nie
uważaliśmy jeszcze za naszego ojca duchowego, przestrzegał nas z właściwą sobie
łagodnością, my z kolei próbowaliśmy go przekonad, powiedziałbym nawet -
nawrócid, przedstawiając jako argument anielskie piękno słynnych listów Pierre'a
Monniera albo Rolanda de Jouvenela do swoich matek.

Zapewnialiśmy go, że nie grozi nam żadne niebezpieczeostwo, ponieważ chronimy
się przez modlitwę oraz obecnośd krzyża, kadzideł i świec. Nie przeszkodziło to
jednak w tym, że pewnego dnia otrzymaliśmy przesłanie będące odpowiedzią na
nasze problemy zawodowe i finansowe: „Daj mi swoją duszę, a będziesz bogaty".
To właśnie przywiodło do upadku Fausta! Stwierdziliśmy w koocu, że w gruncie
rzeczy nie potrafimy z całą pewnością określid tożsamości naszych rozmówców, że
mogą oni zakłócad wzajemnie swoje rozmowy, wtrącad się do nich, a poza tym na
otrzymywane przesłania mogą wpływad nasze świadome i podświadome myśli.

Przekonaliśmy się ponadto, że w dziedzinach, w których posiadaliśmy pewne
kompetencje, a także w odniesieniu do przyszłości, duchy w zasadzie wiedziały nie
więcej niż my. Co gorsza, spirytyzm wytwarza pewną zależnośd, podobnie jak to
się dzieje w przypadku radiestezji. Człowiek traci swoją wolnośd i nie jest w stanie
podejmowad żadnych decyzji bez zasięgnięcia rady duchów lub wahadełka. W
najgorszym przypadku może wytworzyd się nawet prawdziwa więź okultystyczna
albo wręcz opętanie przez ducha.

Pomagaliśmy na przykład pewnej dziewczynie uważanej za schizofreniczkę, która
po modlitwie o uwolnienie odzyskała jasnośd umysłu utraconą podczas jednego
tylko seansu spirytystycznego. Trzeba też wiedzied, że spirytyzm leży u podstaw
niektórych sekt, na przykład tych założonych przez Allana Kardeca w Brazylii lub
ojca Antoine'a we Francji.

Oczywiście doświadczenie to pokazało nam, podobnie jak wielu innym osobom, że
możliwe jest komunikowanie się ze światem niewidzialnym w formie spójnych
konwersacji. Jednakże po lekturze Księgi Powtórzonego Prawa ( 18,9-14),
cytowanej już przez nas w odniesieniu do radiestezji, a także po lekturze L'au-delà

background image

70

existe Lina Sardosa Albertiniego i Les morts nous parlent

14

ojca François Brune'a,

zdecydowanie odradzamy dobrowolne nawiązywanie kontaktów z duchami.

Czym innym jest charyzmat, jakim obdarzona została Austriaczka Maria Simma,
która otrzymuje przesłania od dusz czyśdcowych i która jest pod opieką swojego
kapłana oraz biskupa. Ona sama nie szukała kontaktu z duchami, jednakże Pan
pozwolił, aby dusze cierpiące mogły za jej pośrednictwem prosid nas o modlitwę
oraz ofiarę Mszy świętej, dzięki którym będą mogły wejśd do Nieba. Módlmy się
zatem za naszych zmarłych, ale nie starajmy się z nimi rozmawiad.

Jak to się stało, że zrezygnowaliśmy ze spirytyzmu? Nasz zapał ostygł już po
wspomnianej pokusie Fausta. Później, pewnego wieczoru 1986 r., po długich
odwiedzinach u siostry Anne-Hélene de Malestroit nalegałem na Claude, abyśmy
wywołali ducha matki Yvonne-Aimée.

Otrzymaliśmy od niej bardzo piękne przesłanie i jestem przekonany, że
rzeczywiście była to matka Yvonne-Aimée od Jezusa, zwłaszcza że trzykrotnie
poprosiła nas, abyśmy zrezygnowali z wszelkich praktyk spirytystycznych. Jednakże
Claude nie chciała nigdy uwierzyd, że mogła z nami rozmawiad wielka mistyczka,
która budziła nasz wielki podziw. Powierzyła ona to orędzie i swoje wątpliwości
spowiednikowi i od tamtej pory nigdy więcej nie wywoływaliśmy duchów.

Jedynie od Ducha Świętego, Króla Nieba, Pocieszyciela oczekujemy Światła,
którego tak długo i tak źle szukaliśmy; od Ducha Boga jednego w Trójcy Świętej,
Ducha, który odnowi oblicze ziemi, jeśli tylko Mu zawierzymy.

* * *

Wybaczcie mi, że ten mój niecodzienny list był nieco długi. Mam nadzieję, że
życzliwośd, jaką do mnie żywicie, pomogła Wam przeczytad go jednak do kooca.
Bóg pozwolił mi przeżyd wiele rozmaitych, niekiedy niebezpiecznych doświadczeo,
dał mi wolnośd, z której nie zawsze dobrze korzystałem, i pozwolił mi nieco
zakosztowad gorzkiego owocu sukcesu na tym marnym świecie.

Dał mi pewne zdolności, których - mam nadzieję - nie nadużywałem. Dał mi, jak
pisze św. Paweł, pewne zyski. „Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze
względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem, nawet wszystko uznaję za
stratę ze względu na najwyższą wartośd poznania Chrystusa Jezusa, mojego Pana.
Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał

14

F. Brune, Umarli mówią, Warszawa 1993.

background image

71

Chrystusa i znalazł się w Nim – nie mając mojej sprawiedliwości pochodzącej z
Prawa, lecz Bożą sprawiedliwośd otrzymaną dzięki wierze w Chrystusa,
sprawiedliwośd pochodzącą od Boga, opartą na wierze – przez poznanie Go:
zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w
nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z
martwych.

Nie mówię, że już to osiągnąłem i już się stałem doskonały, lecz pędzę, abym też to
zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa. Bracia, ja nie sądzę o
sobie samym, że już zdobyłem, ale to jedno czynię: zapominając o tym, co za mną,
a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku
nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę, w Chrystusie Jezusie" (Flp 3,7-14).

Jeśli na jakiś temat macie inne zdanie, niech Bóg udzieli Wam swojego światła. Ja
w każdym razie mogę żyd i umrzed w pokoju, jeśli tylko Duch Święty uchroni mnie
przed wieloma uczynkami ciała, takimi jak: „nierząd, nieczystośd, wyuzdanie,
bałwochwalstwo, czary, nienawiśd, spory, zawiśd, gniewy, pogoo za zaszczytami,
niezgoda, rozłamy, zazdrośd, pijaostwo, hulanki i tym podobne" i jeśli otrzymam
Jego owoce: „miłośd, radośd, pokój, cierpliwośd, uprzejmośd, dobrod, wiernośd,
łagodnośd, opanowanie". Niechaj mnie strzeże przed próżnością, „bo kto uważa,
że jest czymś, gdy jest niczym, ten zwodzi samego siebie" (Ga 5,19-23; 6,3).

Zapewniam Was o mojej miłości.

Maurice

5. MODLITWA

Panie, ja, grzesznik, przyszedłem do Ciebie
z czcią, bojaźnią i wiarą.
Twój chrzest dokonał przemiany,
która zniszczyła we mnie dawnego człowieka.
Nowy człowiek narodził się we mnie,
wydobył się z nocy ku Światłu.
Ale chod nauczyłem się Twoich przykazao,
chod modlę się już nawet za moich nieprzyjaciół,
Panie, proszę, abyś mi wybaczył:
nie pojąłem Miłości, jaką okazałeś
przez ofiarę Syna na krzyżu.
Teraz wierzę w Twoją Miłośd.

background image

72

Dozwól, aby moja miłośd ku Tobie wzrastała,
abym na Twoje podobieostwo
cały stał się miłością.

6. EPILOG

Świadectwo to zostało napisane w 1989 roku i przekazane wszystkim członkom
mojej rodziny. Zostało ono przeczytane i zaaprobowane przez naszego ojca
duchowego, a następnie przez znakomitego ojca Laurentina, po czym przeleżało
trzy lata u wydawcy, który na początku wydawał się nim zainteresowany. Czytelnik
może się więc zatem zastanawiad, co wydarzyło się przez tamte dziewięd lat. Jeśli
moja żona Claude wyrazi zgodę, w przyszłości opublikujemy Dzieje pewnego
charyzmatu,
będące kontynuacją tej książki, ale ponieważ owa kontynuacja
dotyczy Claude w sposób bardzo osobisty, dlatego niechętnie myśli o wyjawieniu
tego, co dla niej jest sekretem Króla.

Nasza droga w dalszym ciągu związana była z Odnową charyzmatyczną i wkrótce
całkowicie odrzuciliśmy wszelkie formy synkretyzmu z praktykami ezoterycznymi i
okultystycznymi. W lipcu 1989 roku udaliśmy się z pielgrzymką Wspólnoty
Błogosławieostw do Lourdes, gdzie Claude otrzymała od Pana tak zwany
charyzmat bezpośredniego poznania, pozwalający jej w jakimś sensie czytad w
ludzkich duszach.

Po zasięgnięciu rady kapłanów z Ruchu Odnowy zaczęliśmy się zajmowad
medycyną, którą można by określid jako psychoduchową - najpierw w sposób
empiryczny, później także słuchając wykładów Fernanda Sancheza i Bernarda
Dubois w Château Saint-Luc.

Pan obdarował swoimi łaskami wiele cierpiących osób, objawiając im zawsze
główne źródło ich cierpienia, nierzadko także uzdrawiając je. Tak było do 1993
roku kiedy to odszedłem na emeryturę. W 1994 r. napisałem więc Dzieje pewnego
charyzmatu.
Podczas rekolekcji ignacjaoskich i charyzmatycznych w Lourdes na
początku 1995 roku podjęliśmy decyzję o zamieszkaniu w diecezji Vannes.

Wkrótce proboszcz naszej parafii poprosił nas o założenie grupy modlitewnej,
która od tamtej pory spotyka się raz w tygodniu. Uczestniczyliśmy w formacji
towarzyszenia duchowego, prowadzonej przez jezuitów w Penboc'h, obecnie
bierzemy udział w kursie biblijnym, który prowadzi ojciec Jean Le Dorze, kanonik
kapituły i dawny rektor bazyliki Sainte-Anne d'Auray.

Maurice i Claude Caillet


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
08-06 PAM-MER-KI-VAH Twoj wehikul wznoszacy do Swiatlla, ezoteryka
07-06 PAM-Otwórzcie drzwi do światła jutra, ezoteryka
DROGA DO ŚWIATŁOŚCI, Katecheza, Jan Paweł II
instrukcja bhp przy obsludze aparatu do swiatloterapii bioptron
Do światła Diakow
medytacja ktora wiedzie do Światła
Fotografia od A do Z Światło
Bylem masonem
Fotografia od A do Z Światłomierz
Z ciemnosci do swiatla Jak zyc w czystosci serca Goledzinowska Anna
Might Magic Heroes VI Cienie Mroku poradnik do gry
W mroku jest tyle światła 4
W mroku jest tyle światła
Byłem masonem wywiad z dr med
23 Byłem masonem
Orędzie Żywy Płomień Sianów 04 02 2012 Syn zatracenia wydał już odpowiednie komendy, a masoneria s

więcej podobnych podstron