JESTEM ŒWIADKIEM
Œwiadectwo Eddy Byskala
3
JESTEM ŒWIADKIEM
(Poni¿szy tekst jest wersj¹ robocz¹ i z powodu niedostêpnoœci
oryginalnych materia³ów zosta³ przet³umaczony z taœmy magnetofonowej
nagranej w jêzyku niemieckim, z czego mog¹ wynikaæ pewne braki lub nieœcis³oœci
w t³umaczeniu.
Eddy Byskal jest pastorem du¿ego zboru Bible Believers - Biblijnie Wierz¹cy
w Vancouver w Kanadzie– uw. wyd. )
W STÊP
M ówiê tu o sprawach, których mo¿e nie widzieliœcie, ani te¿ o nich nie
s³yszeliœcie. Bez w¹tpienia wierzym y, ¿e Bóg wype³ni³ swoje S³owo we
wszystkich okresach czasu (w ka¿dej generacji). Nie wierzê, aby On teraz w
czasie koñca postêpowa³ inaczej - Bóg siê nie zmienia.
M iejsca Pisma Starego Testamentu, które wskazywa³y na Chrystusa,
wype³ni³y siê w najwiêkszej mierze w ostatnim okresie Jego ¿ycia. W Jego
ostatnich godzinach wype³ni³o siê wiêcej, ni¿ w ci¹gu ca³ego Jego ¿ycia.
Je¿eli w nowotestamentowej generacji ma siê staæ to samo (bo my jesteœmy
wype³nieniem Nowego Testamentu, tak jak Jezus jest wype³nieniem Starego
Testamentu), to oznacza, ¿e w ostatnich czasach wype³nia siê wiêcej miejsc
S³owa, ni¿ we wszystkich poprzednich nowotestamentowych okresach.
W ierzê, ¿e to sta³o siê w czasie, gdy ¿y³ nasz drogi brat W illiam Branham. W
S³owie Bo¿ym jest wiele mówione o Eliaszu, który by³ prorokiem
odrodzenia. On przywróci³ sprawy do stanu pierwotnego.
M oj¿esz przyniós³ prawo; on przyniós³ Bo¿e przykazania. M oj¿esz by³
pierwszym z proroków, który da³ pocz¹tek nowemu okresowi prawa. Bóg
zawsze mówi³ przez Swoich proroków. M oj¿esz i Eliasz byli prorokami
niezwyk³ymi. Oni pojawili siê wiêcej ni¿ jeden raz. Pokazali siê na Górze
Przemienienia i na podstawie proroctwa pojawi¹ siê znowu na koñcu czasu.
Cz³owiek umiera, ale nie jego duch.
Gdy Eliasz pojawi³ siê po raz pierwszy, ludzie byli ca³kowicie
pogr¹¿eni w pogañstwie i ba³wochwalstwie. Gdy Eliasz wyst¹pi³, wtedy
powiedzia³: „Je¿eli Baal jest bogiem, to s³u¿cie jem u, je¿eli jednak Jahwe
(Pan) jest Bogiem, tedy s³u¿cie Jemu.” Tak samo widzimy, ¿e za czasów
Eliasza œwiat by³ opanowany przez kobiety. Izabela by³a kobiet¹ posiadaj¹c¹
wielk¹ moc, z pewnoœci¹ wiêksz¹ ni¿ Achab. Biblia mówi, ¿e kap³ani i
najwy¿si dostojnicy jadali wraz z Izabel¹ u jej sto³u (1 Król. 18:19). Nie
czytamy, ¿e jadali u sto³u Achaba. Ona w owej generacji by³a kobiet¹ o
wielkim znaczeniu. Gdy wyst¹pi³ Eliasz, kraj by³ opanowany przez kobiece
denominacje, maj¹ce du¿y wp³yw na stan duchowy. Eliasz wyst¹pi³ i
przywiód³ ludzi z powrotem do Bo¿ego S³owa.
4
Jest napisane, ¿e na górze Karmel najpierw odnowi³ Bo¿y o³tarz,
bior¹c 12 kamieni, które symbolizowa³y 12 pokoleñ izraelskich. Ten pe³en
mocy prorok wybudowa³ o³tarz, a gdy ju¿ by³ gotowy, powiedzia³: „Niech siê
dziœ oka¿e, ¿e Ty jesteœ Bogiem w Izraelu i ¿e wed³ug Twego S³owa
uczyni³em to wszystko.“
Gdy kilkaset lat póŸniej wyst¹pi³ Jan Chrzciciel (M alachiasz
zwiastowa³ o nim 400 lat wczeœniej), œwiat by³ znowu w okropnym stanie.
Ludzie byli bardzo oddaleni od przykazañ M oj¿eszowych.
U czniowie pytali Go: „Czemu wiêc uczeni w Piœmie powiadaj¹, ¿e
wpierw ma przyjœæ Eliasz? A On odpowiadaj¹c, rzek³: Eliasz przyjdzie i
wszystko odnowi; lecz powiadam wam, ¿e Eliasz ju¿ przyszed³ i nie poznali
go, ale zrobili z nim, co chcieli. Wtedy uczniowie zrozumieli, ¿e mówi³ do
nich o Janie Chrzcicielu ” (M at. 17:10-13).
W naszym czasie ma siê pojawiæ ta sama us³uga i z tego powodu Jezus
powiedzia³: „Powiadam wam, ¿e Eliasz przyjdzie najpierw.” Teologowie
najczêœciej odnosz¹ te s³owa do Jana Chrzciciela, poniewa¿ kilka wierszy
dalej napisano, ¿e uczniowie zrozumieli, ¿e On mówi³ im o Janie Chrzcicielu.
Ale wypowiedŸ wskazuj¹ca na przysz³oœæ: „Eliasz przyjdzie...” musi byæ od
tej wypowiedzi o Janie oddzielona, poniewa¿ wiemy, ¿e w owym czasie Jan
ju¿ przyszed³ i umar³. Jezus te prorocze s³owa kierowa³ do przysz³oœci. Jan
nie by³ prorokiem odnowienia, lecz on przygotowa³ Panu drogê.
M o¿em y z ca³¹ pewnoœci¹ stwierdziæ, ¿e w naszym czasie
potrzebujemy odnowienia, a Jan nie by³ tym prorokiem, który by tego
odnowienia dokona³ w dzisiejszym czasie.
M OJE ŒW IADECTW O
M ia³em oko³o 14 lat, gdy wraz z rodzicam i w 1949 roku
przeprowadzaliœmy siê z Kolumbii Brytyjskiej (Kanada) na po³udnie. Przed
nawróceniem moi rodzice byli katolikami. W czasie tej d³ugiej, licz¹cej 2414
km, podró¿y przy ka¿dej sposobnoœci szukali mo¿liwoœci uczestniczenia w
nabo¿eñstwach. Pewnego dnia przybyliœmy do miasta Vernon w Kolumbii
Brytyjskiej. M iasto to wtedy liczy³o oko³o 10 tysiêcy obywateli. Udaliœmy siê
tam na nabo¿eñstwo ewangelizacyjne. Dla mnie nie by³o to niczym
szczególnie nowym , mam takie wra¿enie, jak gdybym po³owê ¿ycia spêdzi³
na nabo¿eñstwach. Ale co szczególnie zwróci³o moj¹ uwagê, to charakter
tego nabo¿eñstwa i wielka liczba zgromadzonych. Odbywa³o siê to na
stadionie sportowym.
Bywa³em ju¿ czêœciej na zgromadzeniach ewangelizacyjnych, w
których uczestniczy³o oko³o 600-700 s³uchaczy, ta iloœæ wydawa³a mi siê
wtedy czymœ wielkim. Tutaj jednak zgrom adzi³y siê tysi¹ce ludzi. W dni
powszednie oko³o 7 tysiêcy, a pod koniec tygodnia oko³o 10 tysiêcy ludzi,
5
czyli mniej wiêcej tyle, ile stanowi³a liczba mieszkañców tego miasta.
Zgromadzenia trwa³y 10 dni.
A wiêc udaliœmy siê tam . Zwykle najbardziej zainteresowany by³em
tym, aby znaleŸæ kolegów, z którymi móg³bym siê pobawiæ, lecz tam
zainteresowa³em siê kazaniem, które wyg³asza³ cz³owiek, który o sobie
opowiada³, ¿e przyszed³ do niego anio³ i o czym z nim rozmawia³. Anio³
przekaza³ mu, ¿e jest powo³any do s³u¿by uzdrawiania chorych na ca³ym
œwiecie. To mnie zainteresowa³o, poniewa¿ ju¿ jako dziecko na szkó³ce
niedzielnej s³ysza³em o anio³ach. Tak¿e i kaznodzieje mówili nam o anio³ach,
ale tutaj na zgromadzeniu siedzia³ cz³owiek, o którym mówiono, ¿e
rzeczywiœcie odwiedzi³ go anio³ Bo¿y.
By³y to dla mnie niepojête rzeczy, wiêc by³em tym zafascynowany. Z
wielk¹ trudnoœci¹ znalaz³em sobie m iejsce na górnym balkonie hali
sportowej. Œwiat³a reflektorów oœlepia³y i trudno by³o cokolwiek zobaczyæ.
W pewnej chwili ujrza³em, ¿e na podium wszed³ jakiœ ma³y mê¿czyzna. W
porównaniu z innymi wygl¹da³ rzeczywiœcie niepozornie.
S³ysza³em go, jak przez chwilê spokojnie przemawia³ do zebranych.
Potem widzia³em wielu ludzi ustawiaj¹cych siê do kolejki, a byli to ci, którzy
mieli byæ uzdrowieni ze swoich chorób. Chwyta³ ich za rêkê i objaœnia³, ¿e s¹
mu darowane dwa znaki, tak jak w swoim czasie by³y dane M oj¿eszowi.
Pierwszym znakiem by³o to, ¿e móg³ rozpoznaæ najskrytsze myœli cz³owieka.
M og³em widzieæ, jak chwyta³ ludzi za rêkê i mówi³ im , jaki by³ powód,
¿e przyszli do kolejki modlitwy. Widzia³em, jak ludzie s³ysz¹c to, co im by³o
powiedziane, padali na ziemiê. Wyjaœnia³ im, jaki jest rodzaj ich choroby i
mówi³ wiele innych rzeczy. Chocia¿ by³em jeszcze m³ody, mog³em rozeznaæ,
¿e tych spraw nie móg³ poznaæ na podstawie swojej w³asnej wiedzy.
Przechodzi³ od jednej osoby do drugiej, od œwiata jednej osoby do zupe³nie
innego œwiata kolejnej osoby. Jednemu powiedzia³, ¿e przyszed³ tutaj z
powodu wypadku samochodowego, drugiem u objawia³ zupe³nie inn¹
sprawê. Tym wszystkim by³em zupe³nie zdum iony.
Potem pomyœla³em sobie: „Chcia³bym to widzieæ z bliska”. Opuœci³em
wiêc m oich przyjaciój, mojego ojca i matkê, aby znaleŸæ sobie miejsce z
przodu. Uda³o m i siê znaleŸæ miejsce w trzecim rzêdzie. Nie mogê sobie
przypomnieæ, co by³o mówione w tym zgromadzeniu, ani te¿ nie pam iêtam
poselstwa, jakie by³o g³oszone. Nie jestem te¿ w stanie opowiedzieæ, co
dzia³o siê w tej kolejce modlitewnej. Byli tam u³om ni, na wózkach
inwalidzkich i osoby z w ielom a innym i chorobam i. Szczególnie
zapamiêta³em uzdrowienie ma³ej dziewczynki.
M og³a mieæ oko³o oœmiu lat. O ile sobie przypom inam, by³ przy niej
ojciec. Jej d³ugie kasztanowe w³osy zakrywa³y twarz i spada³y na ramiona.
By³a to bardzo ³adna dziewczynka. W jej przypadku nie by³o trzeba stawiaæ
6
diagnozy, ka¿dy móg³ to widzieæ. Mia³a zbyt du¿e oczy i ga³ki oczne
odwrócone do wewn¹trz. To by³o powodem, ¿e ta dziewczynka by³a œlepa.
Brat Branham popatrzy³ na ni¹. M og³em widzieæ, jak wiele
wspó³czucia mia³ ten cz³owiek. I moje m³ode serce odczuwa³o, ¿e
rzeczywiœcie by³ bardzo zatroskany losem tej dziewczynki. Zauwa¿y³em, ¿e
wszystko dzia³o siê w zupe³nym spokoju, bez jakichkolwiek uczuciowych
wybuchów. On, uchwyciwszy tê m a³¹ dziewczynkê, po³o¿y³ na ni¹ rêce i
modli³ siê. Nastêpnie chwyci³ jej g³owê i popatrzy³ na ni¹. Nic siê nie
zmieni³o. Uchwyci³ j¹ znowu i jeszcze raz siê pomodli³. Potem modli³ siê po
raz trzeci i czwarty i znowu na ni¹ spojrza³. Za ka¿dym razem, gdy na ni¹
spojrza³, pomyœla³em sobie: „Aha, tak jak sobie myœla³em. Teraz, gdy
podszed³em blisko, aby zobaczyæ, co siê dzieje, nic siê nie wydarzy³o”.
W idzia³em, jak przychodzili ludzie z bólem w¹troby, kamieniami
¿ó³ciowymi i innymi dolegliwoœciami. Tego wszystkiego nie by³o mo¿na
widzieæ. Ale to by³ przypadek, który mog³em ogl¹daæ, a tu zwyczajnie nic siê
nie dzia³o. On modli³ siê za ni¹ szeœæ razy i nic. Ale wtem sta³o siê coœ, czego
nigdy nie zapomnê. Tak m i siê wydaje, jak gdyby siê to sta³o dopiero
wczoraj. Uchwyci³ jej g³owê, przycisn¹³ do piersi i modli³ siê m odlitw¹, jakiej
jeszcze nigdy w ¿yciu nie s³ysza³em. Powiedzia³: „Szatanie, ty wiesz, ¿e m ojej
modlitwie nic nie mo¿e siê przeciwstawiæ, nawet rak, je¿eli tylko
przyprowadzê ludzi do takiego stanu, ¿e wierz¹. Ci ludzie s¹ tu i wierz¹. A
teraz rozkazujê tobie w imieniu ¿ywego Boga: Opuœæ to dziecko!”.
Gdy wypowiedzia³ te s³owa, nie popatrzy³ ju¿ na ni¹. Zaraz j¹ odwróci³
i to tak, aby publicznoœæ mog³a widzieæ jej twarz. Jej oczy by³y zdrowe jak
moje oczy! Potem podniós³ tê dziewczynkê, aby to mogli widzieæ wszyscy
obecni. W œwietle reflektorów mo¿na by³o widzieæ, jak do jej oczu nap³ywa³y
³zy. Ludzie równie¿ p³akali i chwalili Boga.
Tutaj chcia³bym coœ powiedzieæ. Gdy Bóg mówi³ do Moj¿esza,
powiedzia³ mu: „Jeœli nie uwierz¹ i nie us³uchaj¹ g³osu znaku pierwszego,
wtedy uwierz¹ g³osowi znaku drugiego”. Znak ma g³os.
Gdy owego wieczora oczy tej ma³ej dziewczynki zosta³y uzdrowione,
to dla mnie nie by³ to tylko cud. To by³o wo³anie, które g³êboko wniknê³o w
moj¹ istotê. To jest coœ innego, innego ni¿ wszystkie cuda na œwiecie. Znak
wyda³ swój g³os, a ten g³os mnie ju¿ nigdy nie opuœci³.
Na tym zgromadzeniu sta³o siê jeszcze coœ, co wywar³o na mnie
g³êbokie wra¿enie. Powróci³em znowu na swoje miejsce, daleko w tyle na
balkonie, gdzie siedzia³a grupa m³odych ludzi. Kilka rzêdów przed nami
siedzieli dwaj m³odzieñcy, którzy tam przyszli tylko po to, aby sobie z tego
robiæ ¿arty. Ilekroæ brat Branham modli³ siê za chorych, prosi³, ¿eby ludzie
sk³onili g³owy. Gdy mia³ do czynienia z demonami, to czeka³ tak d³ugo, a¿
ludzie rzeczywiœcie w bojaŸni i modlitwie zamknêli oczy. Dopiero potem
spokojnie rozpocz¹³ modlitwê.
7
Ci m³odzi ludzie nie chcieli sk³oniæ g³owy. Nie robili wielkiego ha³asu,
lecz tylko miêdzy sob¹ szeptali. Byli daleko od brata Branham a, po lewej
stronie balkonu stadionu. Nigdy ich nie m ia³ przed oczyma, ani nie móg³ ich
poznaæ w tej wielkiej masie ludzi. Jednak nagle odwróci³ siê, wskaza³ na tych
dwóch i upomnia³ ich, aby z szacunkiem sk³onili g³owy. Nie wiem, co siê
potem sta³o z tymi m³odymi ludŸmi, ale wiele lat póŸniej mój szczery
przyjaciel, który obecnie m ieszka w Vancouver, mówi³, ¿e pewnego dnia do
kolejki modlitewnej przyszed³ jakiœ m³ody mê¿czyzna, kaleka z chorymi
kolanam i, w którym by³ demon. Brat Branham prosi³, aby wszyscy w bojaŸni
sk³onili g³owy. „Nie chcia³em tego uczyniæ - opowiada³ ten m³ody mê¿czyzna.
Potem brat Branham modli³ siê za tego cz³ow ieka. Tej nocy kalectwo na
kolana przysz³o na mnie i mam je do dnia dzisiejszego” - tak opowiada³ ten
m³ody cz³owiek.
M ówiê wam, przyjaciele, nie mo¿na sobie robiæ ¿artów z Bo¿ej M ocy.
Bóg ze Swoj¹ M oc¹ jest obecny i dziœ. Jestem szczêœliwy, ¿e On ¿yje równie¿
dzisiaj, tego wieczora.
W ci¹gu owych dziesiêciu dni Bóg uchwyci³ moje serce. Znak wyda³
g³os. Jakiœ czas póŸniej s³ysza³em, ¿e brat Branham mia³ widzenie. Podobno
powiedzia³: „Jakiœ ch³opiec wzbudzony bêdzie z martwych. Zapiszcie to w
waszych Bibliach na czystej kartce. Ten ch³opiec ma oko³o oœmiu lat. W ed³ug
ubrania jakie m a na sobie, nie mieszka w Ameryce. M a jasn¹ cerê i ciemne
w³osy. M a na sobie spodnie, spiête pod kolanami. Nie pochodzi z Ameryki;
zginie w wypadku sam ochodowym. Pan Jezus wzbudzi go na nowo. To, co
mówiê, jest TAK M ÓW I PAN. Je¿eli siê to nie stanie, wtedy zawieœcie mi na
plecach tablicê z napisem “Fa³szywy Prorok”, a nie wierzcie ¿adnemu z
moich s³ów”. W tedy by³em jeszcze m³ody, ale dostatecznie rozs¹dny, aby
wiedzieæ, ¿e siê jeszcze nie zdarzy³o, aby jakiœ cz³owiek coœ podobnego
powiedzia³.
Nigdy wiêcej nie s³ysza³em, aby jakiœ cz³owiek pozwoli³ sobie na tego
rodzaju wypowiedŸ. W ca³ej nowotestamentowej historii nie czyta³em o
¿adnym cz³owieku, który by powiedzia³: „TAK M ÓW I PAN . Cz³owiek bêdzie
wzbudzony z martwych, a jeœli siê to nie stanie, wtedy jestem fa³szywym
prorokiem i nie zwracajcie uwagi na to, co mówiê”. Ale ja to osobiœcie
s³ysza³em. Nieraz s³ysza³em takie wypowiedzi. Dziesi¹tki tysiêcy ludzi
s³ysza³o to samo, ale Bóg nie dopuœci³, aby choæ jeden raz Jego S³owo nie
wype³ni³o siê.
PóŸniej dowiedzia³em siê, ¿e wydarzenie to mia³o m iejsce w
Helsinkach w Finlandii, gdzie ch³opiec zosta³ wzbudzony z martwych.
Przynios³em tu gazetê z opisem tego wydarzenia. Brat Branham opowiada³
mi potem osobiœcie, w jaki sposób dotarli na miejsce tego wypadku.
To s¹ zadziwiaj¹ce sprawy. Na ile mi wiadomo, to w s³u¿bie brata
Branham a by³o 5 przypadków, kiedy ludzie zostali wzbudzeni z martwych.
8
Oprócz wydarzenia w M eksyku, gdzie dziecko wed³ug lekarskich stwierdzeñ
by³o 12 godzin martwe, a potem zosta³o zmartwychwzbudzone, przypadek z
Finlandii jest najbardziej znany.
Gdy by³em starszy, równie¿ zacz¹³em g³osiæ S³owo Bo¿e. W tych
czasach by³o wielu kaznodziei, którzy mieli wielkie zgromadzenia. By³o
oko³o piêciu takich, na których zgrom adzenia uczêszcza³o od dziesiêciu do
dwudziestu tysiêcy osób. Jednak nigdy nie spotka³em kogoœ, kto mówi³by
tak, jak ten cz³owiek.
Mniej wiêcej w 1958 roku przyszed³ do
mnie spokrewniony ze mn¹ kaznodzieja. By³
bardzo zatroskany i zapyta³ siê: „Czy s³ysza³eœ,
co uczy brat Branham? Czy s³ysza³eœ, o czym
g³osi?”. „Nie” - odpowiedzia³em. „Rzadko siê z
nim spotykam”.
Na co kaznodzieja powiedzia³: „Uczy
bardzo dziwne rzeczy, ¿e Kain by³ synem
w ê ¿ a ” . „ O , t o j e s t n i e m o ¿ l i w e ” -
odpowied zia³em . O ga rn ê³o m n ie d ziw n e
uczucie, coœ jakby g³êbokie wspó³czucie albo
smutek, a nawet lêk, bowiem ju¿ wtedy
m ogliœm y w idzieæ, jak w ielu kaznodziei
pob³¹dzi³o i upad³o. Jedni upadli z powodu
pieniêdzy, inni z powodu popularnoœci, a
jeszcze innych przyprowadzi³y do upadku
kobiety. Od kiedy us³ysza³em o tych dziwnych
naukach, przez oko³o trzy lata nosi³em ciê¿ar
na swoim sercu.
Brat Branham i Bud Southw ick Brytyjska Kolum bia 1964 rok.
W tym czasie do naszego zgrom adzenia przyszed³ nowy cz³onek.
Nazywa³ siê Bud Southwick. PóŸniej sta³ siê naszym przewodnikiem na
polowaniach. Pewnego wieczoru przyszed³ na zgromadzenia ze swymi
piêciom a synam i. Po kazaniu wszyscy wyszli do przodu, uklêkli i oddali
swoje ¿ycie Panu. Ten m¹¿ nie zna³ nic innego ni¿ pustkowie, by³
cz³owiekiem puszczy. Kilka miesiêcy póŸniej znowu przyszed³ do naszego
miasta. Zawsze przychodzi³, aby sprzedaæ byd³o lub ziarno. Zatrzymywa³ siê
u nas, bo byliœmy jedynym i ludŸmi w mieœcie, których zna³. Gdy w ów
wieczór do nas przyszed³, mieliœmy równie¿ odwiedziny pewnego
am erykañskiego kaznodziei, który zna³ brata Branham a, a nawet
organizowa³ kilka jego zgrom adzeñ.
Kiedy tak sobie siedzieliœmy, brat Southwick powiedzia³: „Sta³o siê coœ
szczególnego, nie mogê tego zrozumieæ, jak to siê mog³o staæ. Departament
do spraw polowañ w Kolum bii Brytyjskiej od jakiegoœ czasu usi³uje mi
9
przekazaæ rejon ³owiecki, który le¿y 640 km na pó³noc od granicy Alaski.
Ludzie s¹ przychylni, abym ten rejon otrzyma³. Odebrali go pewnej
indiañskiej rodzinie. Obszar obejmuje 72 km kwadratowe. Chc¹, aby siê tam
polowa³o”.
Kaznodzieja, który owego wieczoru by³ u nas w odwiedzinach, zapyta³:
„Dlaczego nie powiesz o tym bratu Branhamowi? Na pewno zainteresowa³by
siê tym, aby tam przybyæ i mieæ kilka zgrom adzeñ. A potem m óg³byœ go
zabraæ z sob¹ na polowanie”.
Co do m nie, to mia³em wielkie pragnienie poznaæ brata Branhama z
bliska - cz³owieka, który rozmawia³ z anio³ami. Ale s³ysza³em tak¿e o tak
dziwnych sprawach, które g³osi³ i z tego powodu mia³em rozbie¿ne uczucia.
Ba³em siê, a mimo to m ia³em wielkie pragnienie, aby siê z nim spotkaæ.
W szak wiecie, jakie to jest; chcia³em siê znaleŸæ w pobli¿u cz³owieka, który
rozmawia³ z anio³ami. Tak! To by³o moje zdecydowane pragnienie, a jednak
ba³em siê, ¿e moje obawy mog¹ byæ s³uszne i ¿e jego nauki mog¹ siê okazaæ
niezgodne z Pismem Œwiêtym.
M imo to zebra³em siê na odwagê i napisa³em list do brata Branham a,
gdzie opisa³em m u wspomniany rejon ³owiecki i to tak piêknie, jak tylko
umia³em. Tygodnie i miesi¹ce mija³y, a odpowiedzi wci¹¿ nie otrzymywa³em.
W tym czasie po³o¿one by³o m i na sercu, aby razem z ¿on¹ udaæ siê jako
misjonarz do Vancouver Island do kanadyjskich Indian.
Po trzech tygodniach od opuszczenia domu otrzyma³em list od syna
brata Branhama - Billy Paula, ¿e maj¹ pragnienie, aby przybyæ tam na
pó³noc. Pyta³ siê, czy by³oby mo¿liwe urz¹dziæ po trzy zgromadzenia w
Dawson Creek i w Grand Prairie, a stamt¹d udaæ siê na polowanie, aby
trochê odpocz¹æ. W ydaje mi siê, ¿e by³o to w lecie 1961 roku. Indianom
powiedzia³em, ¿e musz¹ siê udaæ do Grand Prairie, aby siê tam spotkaæ z
bratem Branhamem. Opowiedzia³em im równie¿ o obawie, jak¹ mam w
sercu z powodu nauk, jakie on g³osi. S³ysza³em tak¿e, ¿e podobno uczy, i¿
jest tylko jeden Bóg. Mnie uczono, ¿e Bóg to trzy osoby - Ojciec, Syn i Duch
Œwiêty. To by³o drugie pytanie, które porusza³o moje serce. S³ysza³em
równie¿, ¿e uczy o chrzcie w Imiê Pana Jezusa Chrystusa.
Dziwi³em siê z tego powodu, poniewa¿ wszyscy których zna³em,
chrzcili w Im iê Ojca, Syna i Ducha Œwiêtego. Mia³em wiêc w sercu te trzy
pytania. Pierwsze dotyczy³o nasienia wê¿a, drugie Bóstwa a trzecie chrztu.
M imo to opowiada³em tubylcom o wielkich sprawach, które siê dzia³y na
jego zgromadzeniach. Potem pojecha³em w góry do Grand Prairie i w
um ówionym motelu pyta³em siê o Billy Paula. „ChodŸ” - powiedzia³ m i -
“M ój ojciec czeka na ciebie”.
Poszliœmy wspólnie po schodach na górê i Billy wszed³ do pokoju,
mówi¹c: „Tato, brat Byskal ju¿ tu jest”. „W spaniale” - us³ysza³em odpowiedŸ.
„Powiedz mu niech wejdzie”. W szed³em wiêc do œrodka, a brat Branham
10
spojrza³ na mnie zdumiony. Na chwilê zaniemówi³, a potem powiedzia³:
„Co? To ty jesteœ bratem Byskalem?”. „Tak” - powiedzia³em. „Ty jesteœ
jeszcze dzieckiem ” - powiedzia³ do mnie. M ia³em wtedy 27 lat i mieliœmy ju¿
troje dzieci.
„W ybacz, bracie Byskal, ale ja oczekiwa³em kogoœ, kto móg³by mieæ
oko³o 50 lat. Takie m ia³em o tobie wyobra¿enie. Czy mo¿esz mi wybaczyæ?”.
„O, wszystko w porz¹dku” - odpowiedzia³em. Potem znów m i siê przygl¹da³.
W iêc to jest ten m ¹¿, z którym mia³em iœæ na polowanie. Nie wiedzia³em, co
sobie o mnie myœli; czy odpowiada³em jego oczekiwaniom?
Na zgromadzeniach, gdzie us³ugiwa³ brat Branham, mia³o m iejsce
ni¿ej opisane wydarzenie. Na jedno z nich przyjecha³o w jednym starym
samochodzie szeœciu ludzi. Samochodem tym kierowa³ mój dobry przyjaciel.
PrzywieŸli kobietê, która z powodu raka by³a bliska œmierci. Lekarze orzekli,
¿e zosta³o jej nie wiêcej ni¿ trzy tygodnie ¿ycia.
Przed odjazdem spêdzi³a noc u pewnej siostry, która nam o tym
opowiada³a. Ta siostra pod³o¿y³a pod ni¹ kilka przeœcierade³, jednak ona tak
krwawi³a, ¿e krew przesi¹knê³a a¿ na materac. Do tych, którzy j¹ wieŸli, ta
siostra powiedzia³a, ¿e tej podró¿y nie prze¿yje. M usieli pokonaæ oko³o 1300
km. Gdy przyjechali do Dawson Creek, dowiedzieli siê, ¿e zgromadzenia
odbywaj¹ siê jeszcze o jakieœ 120 km dalej. Byli wiêc tak zawiedzeni, ¿e
niem al zdecydow ali siê zawróciæ. Pojechali jednak i przybyli na
zgrom adzenie. W czasie nabo¿eñstwa brat Branham nagle zawo³a³: „Tam w
rogu budynku le¿y kobieta, Indianka. Powstañ, Bóg ciê uzdrowi³. W stañ na
nogi!”.
Ona jednak nie m ia³a dosyæ si³y, aby powstaæ, a zebranie trwa³o dalej.
Po kilku minutach Duch Œwiêty znowu zwróci³ uwagê na tê kobietê. „Tam w
rogu jest kobieta, Indianka; wstañ, bo Pan ciê uzdrowi³”. Nie by³a jednak w
stanie siê podnieœæ.
W nocy ta kobieta przebywa³a z Albert¹ Jackson w jednym pokoju
miejscowego hotelu. Tej nocy wydali³a 20 cm d³ugie i 7 cm grube cia³o raka.
Ta kobieta ¿yje do dnia dzisiejszego i mieszka w Dancawer Island. Nie
jesteœmy w stanie opowiedzieæ wszystkiego, co siê wtedy sta³o, ale to, co
wam tu przedstawi³em, mia³o m iejsce na zgrom adzeniach w Grand Prairie.
Po zakoñczeniu tych zgrom adzeñ w Grand Prairie udaliœmy siê do
Dawson Creek. Znalaz³em siê znowu w moim rodzinnym mieœcie. Nie by³o
mnie tu pó³tora roku. Przedtem, przez trzy i pó³ roku, mia³em tu swoje
zgromadzenia, na które uczêszcza³o oko³o 120 ludzi. Teraz ca³y mój zbór
siedzia³ wœród setek innych ludzi, którzy siê tu zewsz¹d zgromadzili.
Zanim rozpoczê³o siê pierwsze zgrom adzenie, czeka³em w holu, gdzie
zobaczy³em jakiegoœ amerkañskiego ¿o³nierza. Nie by³o to dla mnie niczym
szczególnym, poniewa¿ jako m³odzieniec wiele czasu spêdzi³em w
11
wojskowych obozach amerykañskiej armii, gdy budowano drogê do Alaski.
(O tym spotkaniu muszê zrobiæ wzmiankê, poniewa¿ w dalszych
opowiadaniach czêsto bêdê o tym wspom ina³. Ca³a ta historia odegra³a siê
na przestrzeni kilku m iesiêcy).
Zgromadzenie rozpoczê³o siê i w czasie jego trwania na podium
wysz³a pewna kobieta o szczególnym nazwisku. Na nazwisko mia³a Lick.
By³em jej pastorem; zna³em dobrze j¹ i jej rodzinê, jak równie¿ ich
problemy. Brat Branham zamieni³ z ni¹ kilka s³ów, mówi¹c: „Nie przysz³aœ
tu z powodu w³asnych problemów, lecz z powodu twojej córki, która jest
bardzo nerwowym dzieckiem. Ona jest duchowo bardzo… ”. M y, którzy
znaliœmy tych ludzi, wiedzieliœmy, ¿e to dziecko ma powa¿n¹ potrzebê. Brat
Branham dok³adnie wiedzia³, co temu dziecku potrzeba, wiêc rzek³: „Pani
Lick, idŸ do domu i wierz.” Nie móg³ znaæ jej dziwnego nazwiska, lecz
wypowiedzia³ je i powoli³ jej odejœæ.
Inna kobieta, która przysz³a do kolejki modlitwy, by³a bardzo
zaprzyjaŸniona z moim ojcem. Gdy wyst¹pi³a, brat Branham przywita³ j¹ i
zamieni³ z ni¹ kilka s³ów. Potem powiedzia³: „Nie stoisz tu z powodu swojej
potrzeby; przysz³aœ tu z powodu twojego mê¿a, nad którym wisi cieñ
œmierci. M a raka i jest bliski œmierci. Nie m ieszka w tym mieœcie, lecz w
mieœcie, które le¿y na pó³noc st¹d. Nazywa siê Fort St. John. M o¿esz odejœæ,
niech ci siê stanie wed³ug twojej wiary”. Przychodzi³y osoby jedna po
drugiej. Za ka¿dym razem s³owa brata Branham a by³y stuprocentow¹
prawd¹. Poniewa¿ zna³em tych ludzi, mog³em sprawdziæ wszystko to, co by³o
powiedziane.
Pozwólcie mi tutaj coœ powiedzieæ: je¿eliby w ci¹gu trzydziestu trzech
lat s³u¿by brata Branhama chocia¿by jedna wypow iedŸ by³a fa³szywa, nie
sta³bym dzisiaj za t¹ spraw¹. „Dlaczego nie?” - zapytacie. Dlatego, ¿e Bóg nie
robi b³êdów. Dlatego, ¿e nie popiera³bym sprawy, która by³aby w 99
procentach prawdziwa, a choæby tylko w 1 procencie fa³szywa. Bo¿e S³owo
jest w 100 procentach prawd¹. Ono siê potwierdza, poniewa¿ siê
urzeczywistnia. Jest napisane: "Kto do mnie przychodzi, tego uczyniê
wolnym. Kto uwierzy w Jezusa Chrystusa, bêdzie zbawiony”. W idzia³em
pijaków, alkoholików, narkomanów, a tak¿e ludzi dobrych, którzy uwierzyli i
zostali zbawieni. M uszê temu wierzyæ, poniewa¿ wiem, ¿e to dzia³a.
W sobotê na wieczornym zgrom adzeniu za plecami brata Branhama
sta³o w pó³kolu oko³o oœmiu ró¿nych kaznodziei. Obok mnie, po prawej
stronie, sta³ te¿ pewien kaznodzieja. Na dole w sali by³o widaæ kolejkê
modlitwy, która ci¹gnê³a siê przez ca³y budynek. Gdy tak staliœm y, zst¹pi³a
potê¿na Bo¿a Obecnoœæ. By³ tam mocny Duch Œwiêty, Duch Jezusa
Chrystusa, który przemawia³ do zgromadzonych przez usta swojego proroka.
M ówiê wam, za ka¿dym razem w takim wypadku nape³nia³a mnie trwoga,
12
chocia¿ stara³em siê wmówiæ sobie, ¿e tak nie jest. Jednak na mnie
przychodzi³a wielka trwoga.
W chwili, gdy brat Branham rozmawia³ z jak¹œ kobiet¹, nagle odwróci³
siê w nasz¹ stronê i znienacka powiedzia³: „Z twoim ch³opcem bêdzie
wszystko w porz¹dku”. M nie znowu nape³ni³a trwoga. Pomyœla³em sobie:
„Co to ma znaczyæ, ¿e z ch³opcem bêdzie wszystko w porz¹dku?”. Ale brat,
który sta³ obok mnie, zareagowa³ b³yskawicznie, jakby w niego uderzy³
piorun. Kolana zaczê³y mu dr¿eæ. By³ to kaznodzieja, którego dobrze zna³em.
Zacz¹³ szlochaæ, nie mog¹c nad sob¹ zapanowaæ; sk³oni³ g³owê i p³aka³. W
normalnych warunkach by³ zawsze spokojny i opanowany. Chyba nigdy nie
widzia³em, ¿eby p³aka³, ale tego wieczoru tylko p³aka³ i ³ka³, nie bêd¹c w
stanie panowaæ nad sob¹. Gdy wreszcie siê trochê uspokoi³, szturchn¹³ mnie
³okciem i zapyta³: „Bracie Ed, widzisz tam na dole w sali tego ch³opca?”.
„Tak”- powiedzia³em. „Tam na dole stoi ch³opiec i oczekuje, a¿ bêdzie
wywo³any”. Odpowiedzia³: „To jest mój syn. Gdyby teraz nie zosta³
uzdrowiony, to w przysz³ym tygodniu musia³by iœæ na bardzo ciê¿k¹
operacjê”. Czy widzicie, w jaki sposób Duch Bo¿y te sprawy rozwi¹zuje?
W niedzielê wieczorem, gdy w zgromadzeniu œpiewano pieœñ: „O, jak
cudne imiê Jezus”, us³ysza³em, jak brat Branham przesta³ œpiewaæ i
znienacka zawo³a³: „Nie pope³nisz samobójstwa, ty m ³ody ¿o³nierzu, to jest
diabe³, który ci to m ówi. Odrzuæ to od siebie! IdŸ do domu i zachowaj siê, jak
przystoi - b¹dŸ prawdziwym mê¿czyzn¹!”. W szyscy zaczêli siê rozgl¹daæ, do
kogo by³o to wypowiedziane. Ja te¿ siê rozgl¹da³em, i pomyœla³em sobie o
tym ¿o³nierzu, którego spotka³em poprzedniego dnia, ale nigdzie nie
widzia³em ¿adnego ¿o³nierza. Zgromadzenie trwa³o nadal.
W czesnym rankiem nastêpnego dnia wyjechaliœmy do naszego
myœliwskiego rejonu. Na trakt Alaski musieliœmy jechaæ 560 km na pó³noc.
Gdy przejechaliœmy oko³o 64 km , po prawej stronie zobaczyliœmy
miejscowoœæ Fort St. John. Po prawej stronie skrzy¿owania, od którego
prowadzi³a droga do g³ównej drogi do miasta, sta³ wielki bia³y budynek
gospodarczy. Kilkakrotnie jako ch³opiec przechodzi³em tamtêdy. Kiedy obok
niego przeje¿d¿aliœmy, brat Branham odwróci³ siê do mnie i powiedzia³:
„W czoraj sta³a w kolejce modlitwy jedna kobieta i modli³a siê za swego
m ê¿a, który by³ œmiertelnie chory na raka”. „To siê zgadza” - powiedzia³em -
„oni s¹ bardzo zaprzyjaŸnieni z m oim ojcem”. Brat Brahnam powiedzia³:
„Ten mê¿czyzna mieszka tam, w tym bia³ym domu, nad którym wisi cieñ
œmierci”.
To, co powiedzia³, przyj¹³em po prostu do wiadom oœci. Nauczy³em siê
tam pewnych rzeczy, o których chcê wam opowiedzieæ. N ie chcia³em byæ
przed nim zupe³nie otwarty, poniewa¿ wci¹¿ jeszcze mia³em w sercu te
niepokoj¹ce pytania. Z tego te¿ powodu tylko go wys³ucha³em.
13
M niej wiêcej w po³udnie, gdy przyjechalilœmy do jakiegoœ miasteczka,
a ju¿ od czterech i pó³ godziny byliœmy w drodze, powiedzia³em bratu
Branhamowi, ¿e by³oby dobrze wst¹piæ do jakiejœ restauracji i coœ zjeœæ, bo
do braterstwa Southwick mamy jeszcze 120 km drogi. Byæ mo¿e nie czekaj¹
na nas z obiadem.
„O, to jest dobry pomys³” - powiedzia³ brat Branham. W jechaliœmy
wiêc do tego ma³ego miasteczka Fort Nelson. By³o tam tylko kilka sklepów i
jedna stacja benzynowa. Pierwszym budynkiem by³ nowy hotel. Skrêciliœmy
tam i zaparkowaliœm y sam ochód. By³o nas trzech. By³ z nami równie¿ mój
mi³y przyjaciel; nazywa³ siê Chris Burg. Brat Branham zapyta³ siê, czy te¿ z
nami pojedzie. (Ja i moja ¿ona znaliœmy go ju¿ od dzieciñstwa. By³ z
pochodzenia Lapoñczykiem i mê¿em modlitwy). Brat Branham bardzo go
lubi³.
W eszliœmy wiêc do hotelu i zamówiliœmy posi³ek. Zanim nam go
podano, podszed³ do nas ten m³ody mê¿czyzna, którego dwa dni przedtem
widzia³em w mundurze. „W itam” - zawo³a³em - „nie do wiary, ¿e siê
spotykamy w³aœnie tutaj”. Brat Branham myœla³, ¿e to jest jakiœ mój
przyjaciel, dlatego ¿e w tej okolicy byliœm y bardzo znani. Co chwilê
spotyka³em tutaj przyjació³.
W ³aœnie w chwili, gdy powiedzia³em: „N ie do wiary, ¿e siê tutaj
spotykamy”, wszed³ do restauracji jakiœ ma³y mê¿czyzna. W ³osy mia³
piaskowego koloru. Nigdy go przedtem nie widzia³em. Przeciska³ siê miêdzy
¿o³nierzami a¿ do naszego sto³u, wyci¹gn¹³ rêkê do brata Branhama i
powiedzia³: „Bracie Branham”. „O” - rzek³ zdziwiony brat Branham - „czy ja
pana znam?”. „Nie, pan m nie nie zna” - powiedzia³ - „ale czy pan sobie
przypomina, co pan powiedzia³ o tym m³odym ¿o³nierzu?”.
Brat Branham spojrza³ na m nie i zapyta³ mnie: „Czy coœ sobie o tym
przypom inasz?”. (Gdy go widzenie opuœci³o, wtedy sobie rzadko
przypomina³, co widzia³, chyba ¿e Bóg mu to widzenie powtórzy³).
„Tak” - odpowiedzia³em. „Przypominam sobie, ¿e powiedzia³eœ:
M ³ody ¿o³nierzu, nie pope³nisz sam obójstwa, to jest diabe³, który ci to
mówi”. Ten m ê¿czyzna z piaskowymi w³osami powiedzia³: „Tak, dok³adnie
tak powiedzia³”. Potem wskaza³ na tego wielkiego m³odego ¿o³nierza i
powiedzia³: „To jest on! Od 14 miesiêcy jest po opiek¹ lekarzy wojskowych.
Przekazano go mnie, abym z nim poszed³ na to zgrom adzenie modlitewne.
Najpierw nie uda³o m i siê zdobyæ dla niego miejsca w kolejce modlity, ale
wreszcie uda³o m i siê. Byliœmy przekonani, ¿e siê z panem gdzieœ spotkam y”.
Czy zdajecie sobie sprawê z tego, ¿e nikt nie wiedzia³, dok¹d siê
udajem y? M iejsce naszego pobytu mia³o byæ zachowane w tajemnicy.
Jechaliœm y na ukryte miejsce, bo inaczej ludzie chcieliby iœæ za nim. Nawet
jego najlepsi przyjaciele nie wiedzieli, dok¹d siê udajemy. Nawet sam brat
Branham nie wiedzia³ dok³adnie, gdzie to jest. Potem ten drugi ¿o³nierz
14
powiedzia³: „Tak, to prawda, ten cz³owiek wierzy³, ¿e was gdzieœ
odnajdziemy”. Przyjaciele, od tego hotelu mo¿ecie przejœæ w kierunku
po³udniowym 800 km i nie spotkacie ani jednego cz³owieka. £atwiej by³oby
znaleŸæ szpilkê w stogu siana ni¿ nas. Ten cz³owiek naprawdê mia³ wiarê.
Aby nikt nie uda³ siê za nami, wyjechaliœmy wczeœnie rano.
Ten mê¿czyzna opowiada³ dalej: „Przejechaliœcie obok nas, ale nie
mogliœmy za wami nad¹¿yæ”. M ieli starego Forda z roku 1939, wiêc takim
samochodem nie mogli za nami nad¹¿yæ. „Potem na jednym z pól
zobaczyliœmy kilku mê¿czyzn z przedsiêbiorstwa naftowego” - opowiada³ ten
¿o³nierz. „Chcieliœmy za nimi pojechaæ, aby was szukaæ przy pom ocy
helikoptera, ale kiedy siê przybli¿yliœmy, helikopter podniós³ siê do góry. Nie
by³o czasu, wiêc nie pozosta³o nic innego, jak tylko jechaæ dalej”.
I oto tam siedzieliœmy, i widzieliœmy ³askê Bo¿¹. Bóg mia³ Swój plan
przed za³o¿eniem œwiata. On przewidzia³, ¿e my tam bêdziemy. W czasie tej
podró¿y musia³em siê porz¹dnie uczyæ. Bóg wzi¹³ mnie do szko³y biblijnej.
Potem ten ma³y mê¿czyzna powiedzia³: „Czy bêdziesz siê za niego
modli³, bracie Branham?”. „Z pewnoœci¹” - odpowiedzia³. Ale w tej samej
chwili przyszed³ kelner i przyniós³ nam posi³ek. „Najpierw jednak coœ zjemy”
- powiedzia³ brat Branham - „a potem bêdziemy siê za niego modliæ”. „W
porz¹dku” - powiedzieli obaj - „w takim razie i my coœ zjemy”. Usiedli sobie
przy innym stole i spo¿yli posi³ek.
Zauwa¿y³em, ¿e brat Branham bardzo spowa¿nia³. Przedtem ju¿ siê
trochê odprê¿y³ od trudów i napiêæ z powodu zebrañ, ale teraz spotka³ siê z
cz³owiekiem, o którym mówi³, gdy mia³ o nim widzenie. Zdawa³o m i siê, jak
gdyby chcia³ mi coœ powiedzieæ. A¿ do tej chwili wiele z nim nie mówi³em, po
prostu chcia³em z nim iœæ na polowanie i to by³o wszystko. Mia³em obawy z
powodu tych niejasnoœci, które nosi³em w sercu, lecz teraz siedzieliœmy tam i
jedliœmy zupê. Chcê wam przez to tylko powiedzieæ, ¿e to wszystko
odgrywa³o siê w taki naturalny i prosty sposób. Potem brat Branham
powiedzia³: „M o¿e siê coœ staæ tylko wtedy, gdy Bóg to sprawi. Byæ mo¿e dla
tego m³odego cz³owieka nie ma ¿adnej nadziei”. „Tak, tak” - odrzek³em.
Nagle powiedzia³: „Tam by³a jeszcze jedna œlepa kobieta”.
Siedzia³em naprzeciw niego i dok³adnie mog³em obserwowaæ jego
oblicze. Zauwa¿y³em, ¿e mia³ widzenie. „W czoraj do kolejki modlitwy
przysz³a œlepa kobieta” - powiedzia³ i spogl¹da³ przy tym znowu na m nie w
trochê inny sposób. Powiedzia³em, ¿e nie mogê sobie tego przypomnieæ. „A
jednak” - powiedzia³ - „tam by³a œlepa kobieta”. Na to odezwa³ siê Chris
Burg: „Tak, przypominam sobie to”.
Brat Branham , który zn ow u ogl¹da³ w idzenie, pow ied zia³:
„Prowadzi³a j¹ jakaœ m³odsza kobieta”. „O, teraz sobie przypom inam obie” -
powiedzia³em. „Teraz to widzê” - powiedzia³ brat Branham. „Ta m³odsza
kobieta równie¿ by³a chora, ale tej starszej odst¹pi³a swoje miejsce w kolejce
15
i prowadzi³a j¹. Za ni¹ siê nie modlono, poniewa¿ swoje m iejsce w kolejce
odst¹pi³a starszej kobiecie”.
Potem spojrza³ na m nie i powiedzia³: „Bracie Eddy, byæ mo¿e ona siê
teraz modli; chciejmy popatrzeæ... Tak, ma kamienie ¿ó³ciowe, ma równie¿
bóle serca i...”. Nie mogê sobie przypomnieæ, jak¹ chorobê jeszcze wymieni³,
ale powiedzia³ o trzech chorobach. Potem znowu spojrza³ na m nie. „Czy
mo¿esz wierzyæ, bracie Eddy, czy mo¿esz wierzyæ?” - zapyta³. Usi³owa³em
naprawdê wierzyæ i powiedzia³em: „Tak, ja wierzê”. „Chcia³bym ci pom óc,
abyœ móg³ uwierzyæ” - powiedzia³. „Bêdê Go prosi³, aby mi powiedzia³, jak siê
nazywa”. Czeka³ chwilê a potem powiedzia³: “Jej nazwisko brzm i Fair”.
Gdy po polowaniu wróci³em do domu, opowiada³em o tym mojemu
ojcu. Prosi³em go, ¿eby próbowa³ odnaleŸæ tê kobietê i dowiedzieæ siê, gdzie
mieszka. Okaza³o siê, ¿e mieszka 400 km na po³udnie od Dawson Creek.
Gdy siedzieliœmy w hotelu, znajdowa³a siê od nas w odleg³oœci oko³o
880 km na po³udnie w jakiejœ miejscowoœci w prowincji Alberta. „Czy to jest
prorok? Co innego mog³oby to byæ; co innego?”.
Gdy kiedyœ arm ia syryjska chcia³a napaœæ na Izraela, jeden ze s³ug
powiedzia³ królowi: „Izraelici maj¹ proroka, który im mówi to, co ty, królu,
sobie myœlisz w swojej sypialni”.
Tak, moi panowie, Bóg wie nie tylko to, co ludzie robi¹, On zna tak¿e
ich myœli. Je¿eli chcecie widzieæ jak¹ moc maj¹ Bo¿y prorocy, to czytajcie
swoje Biblie. Ja wam opowiadam tylko to, co sam prze¿y³em, co widzia³em i
co s³ysza³em, a wy musicie usi³owaæ zaszeregowaæ te sprawy do waszych
Biblii. Je¿eli brat Branham jest prorokiem, wtedy s³uchajcie tego, co mówi!
Po zjedzeniu posi³ku podeszliœmy do kasy, aby zap³aciæ rachunek, a
kiedy chcieliœmy wyjœæ, ten m³ody ¿o³nierz podszed³ do brata Branhama.
W idzia³em jego g³êboko osadzone oczy. Z jego twarzy mo¿na by³o poznaæ, ¿e
ma wiele problemów i zm artwieñ. Po³o¿y³ swoj¹ rêkê na ramieniu brata
Branhama i zapyta³: „Czy móg³byœ poœwiêciæ mi dwie minuty?”.
„Oczywiœcie, wyjdŸmy st¹d” - brzmia³a odpowiedŸ. Obaj odeszli, my
udaliœmy siê w kierunku samochodu, a m a³y mê¿czyzna zacz¹³ z nami
rozmawiaæ. „Nikt nie jest w stanie zbadaæ, co temu m³odemu cz³owiekowi
dolega. 14 miesiêcy by³ pod opiek¹ lekarzy wojskowych. Trzy razy chcia³
pope³niæ samobójstwo. Ma bardzo mi³¹ wierz¹c¹ ¿onê i dwoje mi³ych dzieci.
Nikt nie mo¿e zbadaæ, co mu jest”.
Gdy ten mê¿czyzna rozmawia³ z nam i, wci¹¿ obserwowa³em boczn¹
drogê, poniewa¿ chcia³em widzieæ, co siê tam bêdzie dzia³o. Stali tam obaj
odwróceni do nas plecami. Brat Branham mia³ na g³owie kapelusz, ubrany
by³ w d¿insowe ubranie. Gdy obaj zdjêli swoje kapelusze, pozna³em, ¿e brat
Branham siê modli. Byli za daleko, aby cokolwiek us³yszeæ. Potem znów
w³o¿yli kapelusze i swe kroki skierowali w nasz¹ stronê. Nie patrzy³em na
16
brata Branhama, lecz tylko na tego ¿o³nierza, którego twarz by³a ca³kowicie
zmieniona. W szystkie moje w¹tpliwoœci zniknê³y. W ci¹¿ musia³em siê
przygl¹daæ jego twarzy. M ówiê wam: po wszelkiej jego udrêce nie by³o
¿adnego œladu. Gdy tak z bocznej drogi wracali do nas, on podniós³ w górê
swoje d³ugie rêce i wo³a³: „Jestem wolny, jestem wolny”.
Ka¿dy móg³ widzieæ, ¿e jest naprawdê wolny. Gdy przyszli do nas,
m³ody mê¿czyzna powiedzia³: „Ten cz³owiek powiedzia³ mi takie rzeczy, o
których wiedzieliœmy tylko ja i moja ¿ona. Gdy mi to powiedzia³,
natychmiast zosta³em uwolniony”.
W chwilê póŸniej po¿egnaliœmy siê, a oni wsiedli do swojego starego
sam ochodu z 1939 roku i odjechali. M y te¿ wsiedliœmy do samochodu i
pojechaliœmy dalej. Nim dojechaliœmy do g³ównej drogi, brat Branham
zapyta³ mnie, czy znam tego m³odego cz³owieka.
„Nie, nie znam go” - odpowiedzia³em. „O n nie jest jednym z twoich
dobrych przyjació³?” - dopytywa³ siê dalej. „Nie, nie znam go” -
potwierdzi³em. „Czy mo¿liwe, ¿e go kiedykolwiek spotka³eœ?” - zapyta³. „To
jest bardzo w¹tpliwe” - powiedzia³em - „mieszka setki kilometrów ode
mnie”.
„Bracie Eddy” - powiedzia³ - „gdybyœ go kiedykolwiek móg³ poznaæ,
nigdy bym ci o tym nie móg³ powiedzieæ. Opowiem ci to w tym celu, aby ci
pomóc, ¿ebyœ móg³ uwierzyæ. Gdy staliœmy na tej bocznej dró¿ce, przyszed³
On”. Kilkakrotnie ju¿ s³ysza³em z ust brata Branhama s³owo On, On. To by³
Duch Œwiêty, S³up Ognia, Pan Jezus Chrystus, zawsze ten sam. Brat
Branham mówi³ dalej: „Przyszed³ On i powiedzia³ temu ¿o³nierzowi, ¿e ma
bardzo mi³¹, wierz¹c¹ ¿onê”.
Nie up³ynê³o jeszcze ani piêæ minut, gdy te same s³owa us³ysza³em z
ust drugiego cz³owieka. „On ma bardzo mi³¹ wierz¹c¹ ¿onê i dwoje mi³ych
dzieci” - powiedzia³ brat Branham. W Biblii wszystko jest potwierdzone
przez dwóch albo trzech œwiadków. Teraz s³ysza³em to po raz drugi. „M a
mi³¹ wierz¹c¹ ¿onê i dwoje mi³ych dzieci, a pomimo tego dopuœci³ siê aktów
homoseksualnych z m³odzieñcami. I wtedy ten kompleks, jak nazwa³ to on,
z³apa³ go. W tym momencie, gdy ten duch zosta³ zdemaskowany, ten m³ody
cz³owiek zosta³ zupe³nie uwolniony. Diabe³ go opuœci³”. Nic wiêc dziwnego,
¿e on wo³a³: „Jestem wolny!”. Nigdy nie s³ysza³em o takim wypadku, ¿eby
m³ody mê¿czyzna tak prêdko zosta³ uwolniony od takiej straszliwej zmory.
Gdy brat Branham tam w samochodzie opowiada³ mi o tym
przypadku, mia³em uczucie, jakbym siê znajdowa³ w œrodku Biblii, gdzie
czyta³em o tego rodzaju wydarzeniach. Tutaj zosta³a tylko obna¿ona
tajemnica serca, a ten cz³owiek zosta³ uwolniony. Mia³em takie wra¿enie, jak
gdyby to w³aœnie teraz wysz³o z Biblii.
17
Kiedy przyjechaliœmy do dom u Buda Southwicka, zacz¹³em o tym
wypadku opowiadaæ. W szystko, co teraz prze¿ywa³em, mog³em znaleŸæ w
Biblii, ale tych nauk, chocia¿ sam by³em kaznodziej¹, w Biblii znaleŸæ nie
mog³em. Bratu Southwickowi powiedzia³em, ¿e ta kobieta sta³a tam w
kolejce modlitwy w sprawie jednego m³odego mê¿czyzny, który by³ blisko
œmierci z powodu raka. Ten mê¿czyzna mieszka w Fort St. John. „W yobraŸ
sobie, Bud” - powiedzia³em. „Gdy tamtêdy przeje¿d¿aliœmy, brat Branham
pokaza³ mi bia³y dom i powiedzia³: Nad tym domem jest cieñ œmierci, tam
ten mê¿czyzna umiera na raka”.
„To siê zgadza” - powiedzia³ Bud - „znam tego mê¿czyznê od wielu lat,
nazywa siê Ed Thommas i wiem, ¿e m a raka i le¿y na ³o¿u œmierci”.
Czu³em siê tak, ¿e nie wiedzia³em, gdzie jest lewa a gdzie prawa
strona. W ydawa³o m i siê, jakbym sta³ na ringu bokserskim. Zacz¹³em
wszystko pojmowaæ i chwaliæ Boga za to. Jak¿e mocno to by³o wtedy
potwierdzone; tak, ¿e dziœ mogê siê tym z wami dzieliæ. Mo¿ecie sobie sam i
zadaæ pytanie: „Có¿ to by³ za m¹¿, którego Bóg nam pos³a³? W jakim celu
Bóg to uczyni³?”. Aby móc uwierzyæ w jego s³u¿bê, musimy umieæ
odpowiedzieæ na wiele pytañ. O, jest jeszcze tak wiele tego, o czym
chcia³bym wam opowiedzieæ.
W tym sam ym roku pojechaliœmy w te okolice jeszcze raz. Zanim
wyruszyliœmy, brat Branham zadzwoni³ do mnie: „Bracie Eddy, wierzê, ¿e
bêdziem y mieæ dobre polowanie”. „O, to dobrze” - powiedzia³em. Cieszy³em
siê na udane polowanie, gdy¿ czêsto nie m ia³em szczêœcia do ustrzelenia
zwierzyny. Brat Branham powiedzia³: „W idzia³em, ¿e zastrzelê wielkie
zwierzê, jakiego jeszcze nigdy nie widzia³em”. Nie móg³ mi powiedzieæ, czy to
by³ sen, czy widzenie, ale zacz¹³ mi to zwierzê opisywaæ.
“Rogi by³y odchylone do ty³u. Zabi³em ju¿ wiele zwierz¹t, ale takiego
jeszcze nigdy”. Potem powiedzia³: „Je¿eli to by³o widzenie, to siê to stanie,
je¿eli jednak to by³ sen, to znaczy, ¿e byæ mo¿e zjad³em przed spaniem za
du¿o kapuœniaku”. On mia³ taki sposób wyra¿ania siê. „Wszystko ci
opowiem, gdy spotkamy siê w Dawson Creek” - powiedzia³. By³ wtedy w
Jeffersonville, a ja by³em w Victorii. M niej wiêcej po m iesi¹cu spotkaliœmy
siê i gdy byliœmy w hotelu, opowiada³ mi to widzenie: „By³em razem z
dwom a albo trzema ch³opcami”. Gdy to powiedzia³, pomyœla³em sobie, ¿e to
nie mo¿e siê wydarzyæ; by³ to widocznie tylko sen, gdy¿ tylko my dwaj z
bratem Southwickiem mieliœm y siê tam udaæ, a tylko ja by³em wœród nich
m³odym mê¿czyzn¹.
Lecz brat Branham opowiada³ dalej: „Byli przy tym obecni dwaj albo
trzej m³odzieñcy. Przewodnik m ia³ na sobie zielon¹ koszulê. Potem
przyszliœmy na jedno m iejsce, gdzie by³ bardzo rozleg³y widok, cudowna
okolica. Tam zobaczyliœm y to zwierzê z wielkimi odchylonym i do ty³u
rogami”. „O, to musia³ byæ karibu” - powiedzia³em. „Tego nie wiem , bracie
18
Eddy” - odrzek³. „W ¿yciu jeszcze nie widzia³em karibu. By³o koloru
ciemnoczekoladowego”. „Wobec tego to nie mo¿e byæ karibu, bo one s¹
szare” - powiedzia³em. „Nie wiem, co to by³o, ale to by³o koloru
ciem noczekoladowego”. Popatrzcie, nigdy nie m ia³ w¹tpliwoœci. Nie
powiedzia³, np. „Byæ mo¿e ono by³o
trochê szare”. Nie, powiedzia³: „Ono
mia³o kolor ciemnej czekolady”. Jestem
szczêœliwy, ¿e w ten sposób przemawia³.
Nigdy nie powiedzia³: „Byæ mo¿e by³o to
trochê inne”. M ówi³ ze œwiadomoœci¹, ¿e
tak mówi S³owo. Czy nie jesteœcie
wdziêczni, ¿e mamy tak¹ us³ugê, która
zawsze trzyma siê S³owa?
„ O n o m i a ³ o k o l o r c ie m n e j
czekolady, a ja to zwierzê zastrzeli³em.
M ój przewodnik w zielonej koszuli
chcia³ odejœæ; dziwi³em siê, dlaczego.
Pomyœla³em, ¿e mo¿e chce poszukaæ
sw ojego to w a rz y sz a . Z o b a c zy liœm y
o g r o m n e g o n i e d Ÿ w i e d z ia g r i z z l y .
M ia³em tylko broñ ma³okalibrow¹ 72
W inchester, ale przypominam sobie, ¿e
tego niedŸw iedzia zabi³em jednym
strza³em. Potem jeszcze widzia³em, jak
jeden z mê¿czyzn wyci¹gn¹³ coœ z torby
m y œ l i w s k i e j , m i e r z ¹ c r o g i t e m u
wielkiemu zwierzêciu.
Trofeum karibu z rogam i o d³ugoœci 42 cali.
W idzia³em rêkê tego m ³odzieñca. Musia³a to byæ rêka m³odego
m ê¿czyzny, poniewa¿ nie by³a ow³osiona. Ten m³odzieniec pom aga³ przy
mierzeniu, widzia³em grzbiet jego d³oni. Potem us³ysza³em, ¿e ktoœ
powiedzia³: To jest dok³adnie 42 cale (106,5 cm ). Gdy to zosta³o
wypowiedziane, widzenie znik³o”.
Stara³em siê te sprawy, o których s³ysza³em, w³¹czyæ do naszych
planów. „O, byæ mo¿e stanie siê to podczas tego polowania” - powiedzia³
brat Branham. „Byæ mo¿e stanie siê to nastêpnej wiosny, kiedy m am siê
udaæ na polowanie z chrzeœcijañskimi biznesmenami. Chc¹ m nie zabraæ ze
sob¹ na polowanie na niedŸwiedzie na Alasce”.
M o¿na by sobie pomyœleæ, ¿e brat Branham chodzi³ ot tak sobie z
jednego polowania na drugie. Przyjaciele, czêsto kiedy wyszliœmy na
polowanie, nie oddaliœmy ani jednego strza³u. Szliœmy tam dla spokoju.
19
W tedy jechaliœmy tam w góry i gdy przybyliœmy do brata Southwicka,
prosi³em brata Branhama, aby o tej wizji jeszcze raz opowiedzia³. Potem
powiedzia³em bratu Southwickowi: „Jest w tym coœ dziwnego, przecie¿
karibu nie s¹ br¹zowe, lecz szare”.
Brat Bud na to odpowiedzia³: „Tak, to jest dziwne, bo wszystkie karibu
na pó³noc od magistrali na Alaskê s¹ ciemnoszare, ale karibu na po³udnie od
tej magistrali to karibu górskie, a te s¹ koloru ciemnoczekoladowego”. O,
wiêc to by³o to. Potem jeszcze Bud powiedzia³: „W eŸmiemy ze sob¹ na to
polowanie mojego syna Blaine’a. Mo¿e nam pomóc”. To widzenie zaczê³o
mnie ju¿ osza³amiaæ. Zapyta³em Blaina, ile ma lat. Odpowiedzia³, ¿e
osiemnaœcie.
Zacz¹³em siê czuæ jakoœ dziwnie, nieswojo. Widzia³em, jak wszystkie
w¹tpliwoœci siê rozwiewa³y. S¹ wiêc br¹zowe karibu, a teraz byliœmy my,
dwaj m³odzieñcy, którzy mieli w tym uczestniczyæ.
Nastêpnego dnia polowania ujrzeliœmy stado karibu, które sta³o na
pewnej granitowej skale. Byliœmy wysoko w górach; okolica by³a cudownie
piêkna - ³¹ki, kwiaty, po prostu by³o wspaniale, a do tego jeszcze stado
karibu, wiêc by³em tym oszo³omiony. Jechaliœmy na koniach w kierunku
wierzcho³ka góry, a potem, zsiad³szy z nich, szliœmy piechot¹ w kierunku,
stada. Gdy powróciliœmy do naszych koni, w pobli¿u zobaczy³em m³odego
karibu. Brat Branham w³aœnie nadszed³ i ja powiedzia³em do niego:
„Strzelaj, bracie Branham ”.
„Ale ty potrzebujesz coœ do zjedzenia” - odpowiedzia³ - „strzelaj ty; z
niego bêdziesz mia³ smaczny k¹sek”. „Nie” - odpowiedzia³em - „nie chcê
oddaæ pierwszego strza³u, strzelaj ty”. „Nie, idŸ ty”. To by³ jego sposób
zachowania siê, zawsze dawa³ pierwszeñstwo drugiem u. Odpali³em i
trafi³em. Nie by³a to zbyt wielka sztuka, ale mówiê wam, ¿e miêso by³o
znakomite.
Pozostawiliœmy w obozowisku niektóre rzeczy oraz resztê miêsa i
szliœmy dalej na polowanie. W spiêliœmy siê na pewien górski grzbiet i
stam t¹d m ieliœmy widok, którego nie da siê opisaæ. Gdy przekroczyliœmy
szczyt góry, po drugiej stronie, w odleg³oœci kilkuset metrów, zobaczyliœmy
kilka sztuk ogromnych karibu, jakich jeszcze w moim ¿yciu nie widzia³em.
Na g³owach mia³y olbrzymie rogi i odpoczywa³y na lodowcu. Namyœlaliœmy
siê, co m amy dalej robiæ.
M oje m iêso le¿a³o po drugiej stronie pagórka. Postanowiliœmy
rozdzieliæ siê, a potem spotkaæ w um ówionym miejscu. Brat Southwick i brat
Branham udali siê w kierunku, gdzie odpoczywa³y karibu. Blaine i ja
wróciliœmy z powrotem, aby przynieœæ nasze miêso, a potem pojechaliœmy
na koniach na miejsce spotkania - wyschniête koryto rzeczki. W idzieliœmy
brata Branham a, jak przechodzi³ przez grzbiet pagórka. Potem us³yszeliœmy
strza³ i jeden wielki karibu zwali³ siê na ziemiê.
20
Tutaj muszê jeszcze o czymœ wspomnieæ. Od kilku lat, gdy chodzi³em
na polowania, miewa³em na sobie koszulê w zielone wzory. Koszula ta by³a
ju¿ stara i zu¿yta i przed tym polowaniem prosi³em ¿onê, aby j¹ wyrzuci³a i
kupi³a dla mnie w mieœcie dwie nowe koszule. Nieœwiadom ie postêpowa³em
wbrew temu, co by³o pokazane w widzeniu. Gdy przed odejœciem na
polowanie otworzy³em moj¹ torbê myœliwsk¹, aby tam coœ w³o¿yæ,
zobaczy³em na wierzchu dwie zielone koszule. By³em trochê zgorszony, ¿e
¿ona nie uczyni³a tego, o co j¹ prosi³em. Z tego te¿ powodu na polowaniu
mia³em zielon¹ koszulê.
Ani we œnie nie wyobra¿a³em sobie, ¿e znajdujê siê w œrodku tego, co
siê odgrywa³o zgodnie z tym widzeniem. Popatrzcie, przyjaciele, jak ³atwo
mo¿na przeoczyæ Bo¿e dzia³anie. Bóg przed za³o¿eniem œwiata wiedzia³, ¿e
na tym polowaniu bêdê mia³ na sobie zielon¹ koszulê. On to pokaza³
prorokowi kilka tygodni przedtem. Ten prorok opowiedzia³ mi o tym przez
telefon, ja opowiedzia³em to mojem u ojcu, potem opowiedzieliœmy to bratu
Bud Southwickowi; znajdowa³em siê wiêc w œrodku tego, a gdy siê to dzia³o,
nie zauwa¿y³em tego! Któregoœ dnia chcia³bym o takim sposobie Bo¿ego
dzia³ania opowiedzieæ. Obecnoœæ Bo¿a jest tak delikatna, ¿e mo¿emy j¹
odczuæ jedynie, gdy w nas jest natura go³êbicy.
A wiêc czekaliœm y tam , a Blaine by³ przy mnie (w widzeniu mia³em
tam byæ sam). Czekaliœmy oko³o godziny na brata Branhama i Buda
Southwicka. Blaine powiedzia³: „Jeœli w ci¹gu pó³ godziny ich tu nie bêdzie,
to pójdê ich szukaæ”. Po pó³ godzinie Blaine odszed³ i zosta³em sam.
W ci¹¿ jeszcze nie zdawa³em sobie sprawy z tego, co siê dzieje. Sta³em
tam w zielonej koszuli. Na m oim koniu le¿a³ karibu ciemnoczekoladowego
koloru.
Potem us³ysza³em g³osy, gdy schodzili w dó³ po wyschniêtym korycie
rzeczki. Brat Southwick niós³ na plecach zwierzê z olbrzymimi rogami i gdy
podszed³ do mnie, zrzuci³ je na ziemiê. Podbieg³em do brata Branhama i
uchwyciwszy go za rêkê, zawo³a³em: „Gratulujê, jeszcze nigdy nie widzia³em
tak wielkiego zwierzêcia”. „Upolowa³em tak¿e mojego niedŸwiedzia” -
powiedzia³ brat Branham.
„O, popatrzcie, teraz siê ze mnie nabijasz” - powiedzia³em do niego.
„Nie wierzê temu”.
W ie c i e p r z e c i e ¿ , ¿ e n a p o l o w a n iu o p o w ia d a s iê r ó ¿ n e
nieprawdopodobne historyjki. „A jednak, jednak go mam” - powiedzia³ brat
Branham . „N ie, nie wierzê” - odpowiedzia³em. „A jednak go upolowa³” -
stwierdzi³ zupe³nie powa¿nie brat Southwick.
Nagle zacz¹³em coœ odczuwaæ, jak¹œ dziwn¹, szczególn¹ obecnoœæ.
By³o to takie samo uczucie, jakie miewa³em na podium, gdy by³y objawiane
tajem nice ludzkich serc. Nie modli³em siê o to, przysz³o ot tak, po prostu.
21
Nigdy przedtem nie widzia³em, ¿eby myœliwy nosi³ przy sobie na
polowaniu taœmê do m ierzenia. Tego myœliwi nie nosz¹. Bud jednak wyj¹³ z
torby taœmê do m ierzenia i zacz¹³ mierzyæ rogi tego zwierzêcia. Po³o¿y³ jej
koniec u nasady rogów i zacz¹³ rozwijaæ miarê. Próbawa³ to trzy razy i za
ka¿dym razem koniec taœmy spada³ z nasady rogów. „Przytrzymaj mi ten
koniec” - powiedzia³ do Blaina. W tedy osiemnastolatek przyklêkn¹³ i
potrzyma³ rêk¹ koniec miary.
Nie jestem w stanie opisaæ, jak mocna by³a obecnoœæ Bo¿a nad nami w
tej chwili. Potem wyci¹gn¹³ tê miarê i my trzej - Bud, Blaine i ja, g³owa przy
g³owie patrzyliœmy na ni¹. Brat Branham sta³ obok i przygl¹da³ siê; prawie
siê nie rusza³, tak jak na podium.
Ta Obecnoœæ by³a nad nam i. „To ma 42 cale” - powiedzia³ Bud. Brat
Branham dotkn¹³ m nie tylko w ramiê, powiedzia³: „To jest to; teraz to jest
ju¿ za nam i”.
By³a tam rêka osiemnastoletniego m³odzieñca, by³y tam rogi d³ugoœci
42 cali; by³em tam ja w m ojej zielonej koszuli, oczekiwa³em ; le¿a³ tam
niedŸwiedŸ grizzly zastrzelony jednym strza³em; wszystko zgadza³o siê co do
joty, tak jak to przedtem by³o pokazane w widzeniu.
M oglibyœcie mi zadaæ pytanie, co ma Bóg do czynienia z upolowanym
niedŸwiedziem? Co ma Bóg do czynienia z polowaniem? Dok³adnie to samo,
co mia³ do czynienia, gdy chodzi³ po ziemi, z rybam i i rybakami. Piotr
wiedzia³, o co chodzi. Us³ysza³ pytanie: „Z³owiliœcie coœ?”. „Nie” - powiedzia³.
„£owiliœmy ca³¹ noc i nic nie z³owiliœmy”.
„Zarzuæcie wiêc jeszcze sieæ po drugiej stronie ³odzi” - powiedzia³
Jezus. Piotr to uczyni³, a wtedy sieæ nape³ni³a siê rybami, tak ¿e a¿ siê rwa³a i
wtedy Piotr zrozumia³, co siê dzieje: „To jest Pan” - powiedzia³. Umia³ to tak
rozpoznaæ, jak nikt inny, by³ przecie¿ rybakiem. Gdy brat Southwick
zobaczy³ tê miarê, rozpozna³, o co chodzi. Bud by³ cz³owiekiem szczerze
wierz¹cym i nie m ia³ w¹tpliwoœci w tej sprawie. By³ cz³owiekiem dziczy,
przewodnikiem, myœliwym, który Pismo zna³ bardzo ma³o. Ale kiedy siê to
sta³o, zaraz pozna³, ¿e brat Branham by³ prorokiem . Wielu teologów tego nie
wie, nie mog¹ tego zobaczyæ.
Biblia mówi, ¿e gdy M oj¿esz znalaz³ siê w obecnoœci Bo¿ej, zamik³ i
odczu³ lêk. To by³a ta Obecnoœæ, któr¹ tam odczuwa³em.
Chcia³bym wam jeszcze powiedzieæ coœ odnoœnie tych trzech pytañ,
które mnie wci¹¿ nurtowa³y w sercu. Jechaliœm y wówczas na wiosnê w góry
z bratem Chris Burgiem. By³o to pod wieczór, trzeciego dnia podró¿y.
Przygotowaliœmy ju¿ kolacjê i zrobiliœmy porz¹dek w naszych rzeczach, gdy
brat Branham odezwa³ siê do m nie: „Chcê siê przejœæ, mo¿e upolujê jakieœ
miêso, mo¿e stepow¹ kurê, albo zaj¹ca; czy poszed³byœ ze mn¹, bracie
Eddy?”.
22
„Tak, bardzo chêtnie“ - odpowiedzia³em. Chris Burg zapyta³: „Czy
mogê iœæ z wami?”. „Tak, chodŸ z nami” - odpowiedzia³ brat Branham . Lecz
wtem Chris powiedzia³: „Nie, raczej zostanê, idŸ tylko ty, bracie Ed”. I tak
mia³o byæ.
W ten ch³odny wieczór szliœmy razem jak¹œ w¹sk¹ œcie¿k¹. Przed
trzema dniami zada³em bratu Branhamowi jedno pytanie. Nie chcia³em za
du¿o pytaæ, bo wiedzia³em, ¿e potrzebowa³ spokoju, ale o jednej sprawie
chcia³em siê dok³adnie dowiedzieæ. W jaki sposób cz³owiek otrzymuje
widzienia? Czy musi mieæ przy tym zamkniête oczy? Ale przecie¿ widzia³em
go tam w restauracji, ¿e mia³ oczy otwarte. Chcia³em to poznaæ i pyta³em siê:
„Bracie Branham, w jaki sposób otrzymujesz widzenia?”. Po³o¿y³ rêkê na
moim ramieniu i powiedzia³: „M i³ujê ciê, bracie Eddy, jak swojego w³asnego
syna. Je¿eli mogê ci w czymkolwiek pomóc, uczyniê to bardzo chêtnie.
Popatrz, ty jesteœ kaznodziej¹, a kiedy g³osisz, przychodzi na ciebie
pom azanie, abyœ móg³ przynieœæ S³ow o, a ja otrzymujê pomazanie Ducha,
abym móg³ ogl¹daæ widzenia. Gdy mnie pomazanie opuszcza, gdy On
odchodzi, to nie mogê Go z powrotem przywo³aæ. Mo¿e i ty coœ takiego
prze¿y³eœ?”.
„To jest prawda” - powiedzia³em. „Gdy po jakimœ szczególnie
b³ogos³awionym nabo¿eñstwie powracam do domu i chcê o tym opowiedzieæ
mojej ¿onie, nie jestem w stanie podaæ jej tego w ten sposób, poniewa¿
brakuje pomazania”. Przecie¿ wiecie, o czym myœlê. Mo¿ecie prze¿yæ
obecnoœæ Bo¿¹, ale potem nie mo¿ecie jej przywo³aæ z powrotem. „Tak samo
jest z ogl¹daniem widzenia” - powiedzia³ brat Branham . To by³o jedyne
pytanie, jakie mu zada³em przed trzema dniami.
„M yœlê, ¿e powinniœmy upolowaæ jak¹œ kurê lub coœ innego, aby
zdobyæ trochê miêsa” - powiedzia³ brat Branham. Szliœmy sobie tak
swobodnie, mo¿e pó³torej kilometra, spacerkiem . Nie m ieliœmy ¿adnego
okreœlonego celu i nie zale¿a³o nam na czasie. Podeszliœmy do jakiegoœ pnia
le¿¹cego obok drogi i usiedliœmy sobie. Tak rozm awialiœmy dalej. Brat
Branham opowiada³: „Gdy pewnego wieczoru jecha³em na koniu za bratem
Budem, by³ to wówczas bardzo mi³y, ciep³y wieczór, wtedy przyszed³ do
mnie On. Zdaje mi siê, ¿e masz trzy pytania, które mi chcesz zadaæ. Pierwsze
dotyczy nasienia wê¿a, drugie Bóstwa a trzecie chrztu wodnego”. M ówiê
wam, przyjaciele, gdy spojrza³em w tym momencie w oczy proroka, moja
istota zosta³a ca³kem obna¿ona. Wiedzia³em, ¿e jest prorokiem. Ju¿
przedtem wiedzia³em , ¿e ludzie mówili o nim, ¿e jest prorokiem . Nie
wiedzia³em, ¿e musia³ otrzymaæ poselstwo. Ja wtedy studiowa³em Pismo i
czyta³em. G³osi³em, ale o tych sprawach nie wiedzia³em. Pism o dla mnie
by³o zamkniête.
A tam otworzy³ moje serce. Przyjaciele, mo¿ecie sobie wyobraziæ, jakie
to jest, gdy to najskrytsze w was jest obna¿one, a ktoœ zagl¹da tam i patrzy
23
tak, jak przypatrujemy siê twarzy jakiegoœ cz³owieka. Nic nie mog³em skryæ.
„Tak, to jest prawda”- powiedzia³em. Mia³em w pamiêci kilka miejsc Pisma,
które mia³y byæ dowodem, ¿e Kain nie móg³ byæ synem wê¿a. Powiedzia³em,
¿e jest napisane, ¿e Adam pozna³ swoj¹ ¿onê i ona poczê³a syna, któremu na
imiê da³a Kain. Potem do Adama powiedzia³a, ¿e go otrzyma³a od Pana.
„To siê najzupe³niej zgadza, ale musisz przeczytaæ jeszcze dalsze
wiersze” - odpowiedzia³. „Ona nie poczê³a po raz drugi, ale drugi raz
urodzi³a, jego brata Abla”. Odpowiedzia³em : „W obec tego to by³y bliŸniaki”.
W tedy zaczê³o m i siê Pismo otwieraæ.
Popatrzcie, on mnie nigdy nie chcia³ przekonywaæ. Gdy pierwszy raz
mówiliœmy na temat Pism a, powiedzia³ do mnie: „Bracie Eddy, po prostu
módl siê. Ja równie¿ bêdê siê modli³. Musisz to otrzymaæ przez objawienie,
S³owo Bo¿e musi ci zostaæ objawione. Nie mo¿esz go poj¹æ uczeniem siê lub
studiowaniem. To dzieje siê przez objawienie”.
Z ca³¹ powag¹ zacz¹³em szukaæ Pana, a Pism o zaczê³o siê otwieraæ
przede mn¹. Aby móc zrozumieæ, trzeba otworzyæ swoje serce. Teraz dopiero
rozumiem , dlaczego Jezus m usia³ siê narodziæ z panny i dlaczego na krzy¿u
musia³a byæ przelana krew. W iele rzeczy zacz¹³em rozumieæ, których
przedtem nie pojmowa³em.
Innym razem jechaliœmy na polowanie w stronê Fort St. John. Jeszcze
nic nie zastrzeli³em, a koniecznie chcia³em coœ upolowaæ, aby mieæ miêso. Z
broni¹ w rêku siedzia³em na przednim siedzeniu obok brata Branhama. Z
ty³u siedzia³ Blaine, najstarszy syn Buda Southwicka. Korzysta³ z okazji, aby
udaæ siê do Fort St. John. Brat Branham odwróci³ siê do mnie i zapyta³: „Co
sobie myœlisz o mojej s³u¿bie? Czy to mo¿e byæ s³u¿ba Eliasza, jak o tym jest
napisane w Piœmie?”. Jego g³oœna wymowa by³a tak szczególna, jak j¹ mo¿na
by³o s³yszeæ na zgromadzeniach, gdy rozmawia³ z ludŸmi. Nie mog³em poj¹æ,
¿e on mnie, m³odemu kaznodziei, zadaje tego rodzaju pytanie. Czu³em siê
bardzo ma³y, siedz¹c tam obok mê¿a, którego Bóg u¿ywa³, aby wzbudzaæ
um ar³ych. Ogl¹da³em zdjêcie, na którym brat Branham przemawia³ do 300
tysiêcy ludzi. S³ysza³em o zebraniach w Indiach i Afryce i nie czu³em siê
godny, aby odpowiedzieæ na tego rodzaju pytanie.
Powiedzia³em: „Bracie Branham, wed³ug mnie jest ni¹, gdy¿ wskazuje
na to wiele znaków. W ydaje siê, ¿e to jest ta s³u¿ba”. Ledwie te s³owa
wypowiedzia³em, Obecnoœæ naraz zst¹pi³a do nas jak wicher. To nagle
znalaz³o siê miêdzy nami. Dok³adnie wiedzia³em, gdzie To by³o. Ba³em siê
cokolwiek powiedzieæ albo nawet siê poruszyæ. Ju¿ nic nie mog³o byæ
wypowiedziane.
Siedzia³em tam i spogl¹da³em na drogê, lecz powoli odwróci³em mój
wzrok na twarz brata Branhama. Chcia³em widzieæ, co on teraz powie lub
uczyni. Nie wiedzia³em, co m am pocz¹æ w stanie tak szczególnej Obecnoœci.
Jego twarz by³a szara jak popió³. Obaj mieliœmy zapuszczone brody, bo ju¿
24
dziesiêæ dni byliœmy w lasach. Jego oblicze pozbawione by³o wszelkiego
koloru.
Przez kilka chwil nie wypowiedzia³ ani s³owa, lecz tylko spogl¹da³
przed siebie na drogê. Potem powoli odchyli³ swój stary kapelusz do ty³u i
spokojnie odwróci³ twarz w m oj¹ stronê. K¹tem oka spogl¹da³ na mnie, ja z
kolei patrzy³em mu prosto w oczy.
Przyjaciele, ja widzia³em jego oczy wówczas, gdy mia³ widzenie.
Patrzy³ siê na m nie tak, jak gdy siê m odli³ za chorych. Oczy ludzkie mog¹
wam opowiedzieæ o wielu sprawach. Jego wygl¹da³y, jak gdyby zasypia³.
Spojrza³ na m nie i rzek³: „Bracie Eddy, zdaje mi siê, ¿e On do m nie przyszed³
ju¿ dziesiêæ tysiêcy razy. Zawsze siê to powtarza. Za ka¿dym razem wygl¹da
to tak, jak gdybym mia³ um rzeæ”.
N ie wiem , co by siê sta³o, gdybyœmy rozmawiali z sob¹ jeszcze d³u¿ej,
lecz w pewnej chwili znaleŸliœmy siê na zakrêcie a niedaleko na œrodku drogi
sta³ ³oœ. Zawo³a³em: „Tam jest ³oœ! Zatrzymaj siê, ja m ogê go z tego miejsca
dobrze trafiæ!”. Lecz brat Branham nie zdj¹³ nawet nogi z peda³u, jad¹c
spokojnie dalej, powiedzia³: „W szystko w porz¹dku, bracie Eddy, on nale¿y
do ciebie”.
„Stój” - zawo³a³em - „odleg³oœæ jest dobra, najwy¿ej 300 metrów”. Ale
on jecha³ dalej - ju¿ tylko 250 m etrów... 200 metrów. Ró¿ne rzeczy
kot³owa³y mi siê w g³owie: M o¿e samochód... on mo¿e uciec... m am przecie¿
na³adowan¹ strzelbê... „W szystko w porz¹dku, bracie Eddy” - powiedzia³.
„Spokojnie, on jest twój”. Jecha³ jeszcze dalej a dopiero w odleg³oœci oko³o
20 metrów zatrzyma³ siê.
£oœ sta³ na œrodku drogi i patrzy³ na nas. W ysiad³em z wozu, lecz ³oœ
siê nawet nie poruszy³. Przy³o¿y³em strzelbê i patrzy³em przez lunetê
celownicz¹. Byliœmy tak blisko, ¿e widzia³em tylko skórê. Nigdy jeszcze nie
znajdowa³em siê tak blisko zwierzêcia. W ystrzeli³em i widzia³em to m iejsce,
które trafi³a kula.
M ia³em obawê, ¿e zwierzê padnie na œrodku drogi i w ka¿dej chwili
mo¿e na nie najechaæ samochód, a w naszym aucie m ieliœmy za ma³o
m iejsca, aby je zabraæ ze sob¹. Pomyœla³em sobie, ¿e gdyby ono upad³o na
drogê, wtedy móg³by je ktoœ ukraœæ. By³o nas tylko trzech mê¿czyzn, a to za
ma³o, aby to zwierzê przeci¹gn¹æ w ustronne miejsce. £oœ tymczasem ruszy³
drog¹, potem zszed³ po skarpie w dó³ i skierowa³ siê ku zaroœlom. Zdaje m i
siê, ¿e Blaine wystrzeli³ jeszcze raz, ale zwierzê sz³o sobie spokojnie dalej,
wesz³o oko³o 10 metrów w g³¹b krzewów i zwali³o siê. W eszliœmy do zaroœli i
ze zwierzêcia uzyskaliœmy oko³o 400 kg wybornego, smacznego miêsa. Po
kilku godzinach powróciliœmy do samochodu i pojechaliœmy dalej. Nam
pozosta³a ta mi³a Obecnoœæ. Brak mi s³ów, aby j¹ opisaæ. Musia³bym siê
pos³ugiwaæ jakimœ innym jêzykiem - nie wierzê, ¿eby siê w niebie mówi³o po
angielsku. Ta wznios³a, przyjemna Obecnoœæ pozostawa³a z nami jeszcze
25
d³ugo. Brat Branham powiedzia³: „Za ka¿dym razem, gdy On przychodzi,
bracie Eddy, stanie siê coœ dobrego”.
Gdy wam piszê o tych wydarzeniach, muszê powiedzieæ, ¿e od tego
czasu ca³e moje ¿ycie zosta³o zmienione. Przedtem w swoim sercu mia³em
wiele pytañ odnoœnie Pisma, lecz Bóg w Swojej dobroci da³ mi je zrozumieæ.
Przedtem g³osi³em kazania, ewangelizowa³em i czyni³em wiele, ale tam Bóg
otworzy³ dla mnie zrozumienie Pisma. Bóg da³ mi wiele, bo On jest Dawc¹!
On da³ mi bardzo dobrych przyjació³, braci i siostry na ca³ym œwiecie.
Dziêkujê M u za moj¹ ¿onê, za moj¹ rodzinê, która mi³uje to S³owo. Dziêkujê
M u za moje obie córki, które wysz³y za m¹¿. W szystkim, którzy to
œwiadectwo s³ysz¹, chcê powiedzieæ, ¿e Bóg m nie w tym czasie obficie
obdarzy³. Odczuwam tê dobroæ, która m nie ju¿ nigdy nie opuœci³a. Ona
pozosta³a przy m nie od tego dnia, gdy tam siedzieliœmy w samochodzie, a
Bóg da³ mi ³askê, abym wypowiedzia³ w³aœciwe s³owa. Sta³o siê to samo, co u
owej kobiety, której córka mia³a ducha nieczystego. Wypowiedzia³a w³aœciwe
s³owa. Jezus jej powiedzia³: „Nie jest dobrze braæ chleb dzieciom i dawaæ
szczeniêtom”. Odpowiedzia³a: „To jest prawd¹, Panie, ale i psy jedz¹
okruszyny, które spadaj¹ ze sto³u”. Jezus jej odpowiedzia³: „Poniewa¿ to
powiedzia³aœ, otrzymasz to, o co prosisz”. Ona wypowiedzia³a w³aœciwe
s³owa. W ierzê te¿, ¿e Bóg owego wieczoru da³ mi te w³aœciwe s³owa.
W 1962 roku mieliœmy zgrom adzenia w Port Alberni i w czasie
jednego z tych zebrañ brat Branham pokaza³ mi m³odzieñca, który tam
siedzia³, mówi¹c: „Nad tym m³odzieñcem kr¹¿y cieñ œmierci, on ma
epilepsjê”. Ja i moja ¿ona znamy tego m³odego cz³owieka; znam y te¿ jego
matkê, która jest bardzo mi³¹ kobiet¹. Nazywa siê Steven Tate. Lekarze
przepowiadali, ¿e on wkrótce umrze. Przed rokiem znów go spotka³em i jest
tak samo zdrowy jak ty i ja. Pan go ca³kowicie uwolni³.
W czasie tych zebrañ mieliœmy mo¿liwoœæ wyp³yn¹æ na jezioro ³ódk¹ i
³owiæ ryby. W yjecha³ z nami indiañski brat Robert Johnson, którego ¿ona
by³a niep³odna, a bardzo chcia³a mieæ potomstwo. Brat Branham mia³ do
Indian wielk¹ mi³oœæ w swoim sercu. Kiedy wyp³ynêliœmy, zacz¹³ rozmawiaæ
z Robertem, który siê zapyta³: „Bracie Branhamie, czy Bóg czêsto pos³uguje
siê twoim darem proroctwa? Wiesz, moja ¿ona...”. Brat Branham zapyta³:
„Czy wierzysz? Czy otrzyma³eœ Ducha Œwiêtego?”. W tedy zacz¹³ rozmawiaæ o
sprawach duchowych. Brat Branham mu wtedy powiedzia³: „Chcia³byœ
bardzo mieæ syna, ale twoja ¿ona nie mo¿e mieæ dzieci, jednak bêdziesz mia³
dziecko a bêdzie to syn. Tak m ówi Pan!”. W tym czasie ³ódŸ zachwia³a siê na
wodzie. Robert siê przestraszy³, ja równie¿. Brat Branham wiedzia³, co myœlê
i powiedzia³: „M yœlisz, ¿e nasza ³ódŸ zosta³a uderzona przez jak¹œ rybê albo
najecha³a na jak¹œ k³odê drzewa? To nie by³a ryba ani ¿adne drzewo, to by³
Duch Œwiêty. Przypomnijcie sobie, co jest napisane w Dziejach Apostolskich,
¿e miejsce siê zatrzês³o!”.
26
W tym samym czasie ojciec mojej ¿ony dosta³ atak serca.
Zaatakowana zosta³a g³ówna arteria. Zadzwoni³em do lekarza: „Doktorze
O’Brien, mówi Ed Byskal. Jestem ziêciem pana Hardera, jak siê czuje mój
teœæ?” - zapyta³em. Doktor powiedzia³ tylko jedno s³owo: „le“. „Czy moja
¿ona ma udaæ siê do szpitala”? - zapyta³em. „To by³oby najlepsze” -
odpowiedzia³ doktor.
Polecia³em tam z moj¹ ¿on¹ samolotem. Nie oczekiwaliœmy, ¿e go
jeszcze zastaniemy przy ¿yciu. Ze wzglêdu na stan jego zdrowia lekarze
pozwolili na odwiedzanie go tylko przez 10 minut dziennie. Gdy moja ¿ona
tam wesz³a, le¿a³ w³aœnie pod namiotem tlenowym i nie mogli ze sob¹
rozm awiaæ, mogli siê jedynie widzieæ. Jego ¿ycie wisia³o na w³osku. Le¿a³ w
takim stanie ju¿ piêæ tygodni. Do szpitala trafi³ pod koniec maja, a gdy na
pocz¹tku lipca przyby³ do Fort Alberni brat Branham , on tam jeszcze ci¹gle
le¿a³.
Gdy w Victorii zakoñczy³y siê trzy nabo¿eñstwa, staliœmy przy motelu
i ¿egnaliœmy siê z bratem Branhamem. Mia³ ze sob¹ swego ma³ego syna
Józefa, który biega³ miêdzy zaparkowanymi samochodami. Staliœmy tam
chwilkê i rozm awialiœmy. Potem ¿yczyliœmy sobie Bo¿ego b³ogos³awieñstwa i
powiedzieliœmy: „¯yczymy ci szczêœliwej drogi, bracie Branham, byæ mo¿e
zobaczymy siê wkrótce znowu. Je¿eli Pan pozwoli, moglibyœmy jesien¹ znów
udaæ siê na polowanie”.
Rozm awialiœmy z sob¹ tak, jak siê rozmawia, gdy trzeba siê ju¿
rozejœæ, ale jeszcze chcia³oby siê byæ przez chwilkê razem. Gdy brat Branham
ju¿ odchodzi³, odwróci³ siê do mojej ¿ony i powiedzia³ jakby przypadkowo:
„Siostro Byskal, chcê ci tylko powiedzieæ, ¿e twój ojciec bêdzie znowu
zdrowy”. A to sta³o siê w chwili, gdy siê ¿egnaliœmy.
M ój teœæ niedawno skoñczy³ 80 lat. Jego lekarz, który teraz le¿y na
³o¿u œmierci, powiedzia³ mu po szeœciu latach: „Gdybym nie by³ obecny, gdy
ciebie przywieziono, to bym na podstawie zdjêæ rentgenowskich nie wierzy³,
¿e mia³eœ takie ataki serca”.
Tak, moi panowie, on ma 80 lat i w³aœnie pojecha³ sam samochodem
do Dawson Creek, a to jest 1200 km. Tam za³adowa³ swoje rzeczy i
przyjecha³ z powrotem na pó³noc. On ma 80 lat. Bóg pozostaje ten sam a
Jego ³aska trwa na wieki!
Zanim zakoñczê, chcê wam opowiedzieæ jeszcze jedno wydarzenie.
Sta³a siê rzecz podobna do tej, któr¹ opisuje Biblia. Nie pamiêtam dok³adnie
daty, ale wydaje mi siê, ¿e by³o to jesieni¹ 1963 roku. Pewnego dnia na
polowaniu rozdzieliliœmy siê na dwie grupy. Billy Paul, Blaine i ja szliœmy w
jednym kierunku. Brat Branham i Bud Southwick wybrali inny kierunek.
Brat Branham mia³ widzienie, ¿e zabi³ wielkiego niedŸwiedzia. Opowiada³, ¿e
mia³o byæ przy tym kilku m³odych.
27
W czeœnie rano zadecydowaliœmy, kto pójdzie z nami. Ju¿ po przebyciu
krótkiego odcinka drogi zobaczy³em szarego niedŸwiedzia, jakiego jeszcze w
¿yciu nie spotka³em. (Przed dwoma laty opowiada³ mi Blaine Southwick,
który by³ znakomitym przewodnikiem i myœliwym i ca³e swoje ¿ycie spêdzi³
w lasach, ¿e w nastêpnych latach nigdy nie widzia³ tak wielkiego
niedŸwiedzia). Obserwowaliœmy go przez pó³ godziny. W spina³ siê na ska³y i
szuka³ po¿ywienia dla siebie. By³o to wspania³e zwierzê. By³ czarny a miêdzy
uszami z³ocisto-¿ó³ty, jak pszenica. Gdy siê wiatr obróci³, znajdowa³ siê
bardzo blisko nas. Zacz¹³ wêszyæ i patrzy³ prosto w naszym kierunku.
Le¿eliœmy za krzakiem i mog³em widzieæ jego ma³e oczy. Kilka sekund
spogl¹da³ na nas, a potem obróci³ siê i zacz¹³ biec. Po dziesiêciu m inutach
znikn¹³ za gór¹. Góra, któr¹ przekracza³, by³a ogromna. Bieg³, a¿ dobieg³ na
sam szczyt. W ieczorem mówiliœmy do brata Branhama: „Dzisiaj mia³eœ iœæ z
nami; widzieliœmy ogromnego, szarego nied¿wiedzia”. Opowiedzieliœmy mu
ca³¹ historiê, nic przez to nie myœl¹c.
Nastêpnego dnia, kiedy siê obudziliœmy, pada³ deszcz i by³o zimno. Po
górach przusuwa³a siê nisko wisz¹ca mg³a. Taka pogoda utrzymywa³a siê
ca³y dzieñ, ca³¹ noc i jeszcze nastêpny dzieñ. Przy nieustannym ch³odzie
wci¹¿ pada³ deszcz. Nastêpnego dnia wci¹¿ pada³o, wiêc siedzieliœmy w
namiocie. Pada³o nieustannie cztery dni. Jeden raz opuœciliœmy nam iot i
chcieliœmy siê przejœæ, ale musieliœmy szybko wróciæ, bo znów nadci¹ga³a
mg³a i moglibyœmy zab³¹dziæ.
Po czterech dniach siedzenia w namiocie powiedziliœmy sobie:
„Koniec polowania, potrzebowaliœmy jednego dnia, aby tu przyjechaæ, jeden
dzieñ mogliœmy polowaæ, cztery dni siedzieliœmy w nam iocie. Razem jest to
ju¿ szeœæ dni, a jeszcze jeden dzieñ potrzebujemy na powrót. Lepiej
zakoñczm y to”.
Nastêpnego poranka przygotowywaliœmy siê do powrotu. Nam iot,
konie, koce i wszystkie rzeczy by³y mokre i ciê¿kie. M arznêliœmy i czuliœmy
siê nêdznie, wiêc zaczêliœmy nasze mokre wyposa¿enie ³adowaæ na konie.
Czu³em siê przybity, gdy¿ prawie wcale nie byliœmy na œwie¿ym powietrzu.
W tem brat Branham zapyta³: „Gdzie widzieliœcie tego niedŸwiedzia?”. „Tam
z ty³u, w tej ma³ej dolinie”.
„Pójdê tam jeszcze raz, mo¿e tam znowu bêdzie” - powiedzia³. Nam to
odpowiada³o, bo potrzebowaliœmy jeszcze jak¹œ godzinê, aby za³adowaæ
nasze konie. On siê oddali³ i za oko³o pó³tora godziny powróci³.
Niech mi Bóg pomo¿e, abym wszystko dok³adnie opowiedzia³, jak to
siê dzia³o. M am nadziejê, ¿e wszyscy, którzy to s³uchaj¹, dobrze to
zrozumiej¹. Przypominam sobie, ¿e brat Branham przyszed³ do m nie w
chwili, gdy siedzia³em na swoim koniu. Popatrzy³ na m nie i rzekl: „Ja w tej
grupie jestem Jonaszem, z mojej winy jest taka pogoda. Powinienem by³ iœæ
z wami. Ju¿ drugi raz w ¿yciu przytrafi³o m i siê, ¿e nie by³em pos³uszny
28
temu, co widzia³em w widzeniu. Ale teraz jest to ju¿ za nam i”. Potem
podniós³ palec do góry i rzek³: „Pogoda siê poprawi, a my st¹d odjedziemy
wysuszeni”. Przyjaciele, z krzaków, ga³êzi, drzew, liœci i wszystkiego pada³y
krople. W szystko by³o na wskroœ przem oczone. Deszcz pada³ cztery dni bez
przerwy, wiêc by³o ca³kowicie niemo¿liwe odjechaæ z tego miejsca suchymi.
Ale on powiedzia³, ¿e to jest za nami.
Za³adowaliœmy konie i gdy po dwudziestu minutach spojrza³em w
górê, zobaczy³em na niebie niebieskie plamy. W tej samej chwili od gór
zacz¹³ wiaæ ciep³y wiatr, poruszy³y siê ga³êzie i drzewa zaczê³y siê pochylaæ.
Po dwudziestu piêciu minutach chm ury zaczê³y znikaæ i zaœwieci³o s³oñce.
Zanim zosta³o wszystko za³adowane na konie, musia³em z siebie zdj¹æ
nieprzem akaln¹ kurtkê, bo by³o m i za ciep³o. W piêknej s³onecznej pogodzie
jechaliœmy na naszych koniach osiem godzin. By³o nie tylko ciep³o, ale
wprost gor¹co. Prorok powiedzia³: „To ju¿ jest za nam i”. Przyjaciele,
dok³adnie tak siê sta³o! Ktoœ z was móg³by powiedzieæ: „To siê zawsze mo¿e
staæ samo przez siê”. Ale ja wam mówiê, ¿e gdyby siê to nie wydarzy³o, to ja
dzisiaj nie sta³bym tu, na tym miejscu. Gdyby siê z jego przepowiedni
chocia¿ jedna nie spe³ni³a, to bym tu nie sta³, aby wam o tych rzeczach
œwiadczyæ.
M o¿e ktoœ pomyœli: „Co to œwiadectwo ma przynieœæ, co ma na celu?“.
M oje œwiadectwo zakoñczê nast¹puj¹cym wyjaœnieniem : Œwiat w
owym czasie akceptowa³ s³u¿bê brata Branham a. M am tu gazetê
M iêdzynarodowej Spo³ecznoœci Biznesmenów Pe³nej Ewangelii. S¹ w niej
wym ienieni bardzo znani biznesm eni. N a tytu³owej stronie jest fotografia
brata Branham a. W tej gazecie jest artyku³ pt. „Za zas³on¹ czasu”. Chcê wam
tylko przeczytaæ, co ci biznesmeni o nim pisz¹: „W czasach biblijnych ¿yli
mê¿owie Bo¿y, którzy byli prorokami i widz¹cymi. Ale we wszystkich tych
œwiêtych historiach nie mo¿em y znaleŸæ wiêkszej s³u¿by, ni¿ s³u¿ba brata
Branham a. On jest prorokiem, widz¹cym Bo¿ym. Bóg u¿ywa³ Williama
Branham a, aby w imieniu Jezusa wzbudzaæ martwych”.
To jest mocniejsze œwiadectwo, ni¿ to m oje, które s³yszeliœcie. Ale ci
sami mê¿owie, którzy uznali, ¿e jest prorokiem i widz¹cym, ci, którzy
potwierdzali, ¿e um arli byli wzbudzani i nie wstydzili siê poœwiadczyæ tego
swymi podpisami, ci sami mê¿owie nie byli w stanie poj¹æ, s³yszeæ i przyj¹æ
tego poselstwa, które Bóg przez niego pos³a³.
Wszystkie te sprawy, o których wam œwiadczy³em, sta³y siê tylko
dlatego, aby nikt nie m usia³ w¹tpiæ w prawdziwoœæ s³ów, które zosta³y
wypowiedziane przez usta tego mê¿a. Dlatego Bóg nie dopuœci³, aby to, co
zosta³o wypowiedziane, nie wype³ni³o siê. Z tego te¿ powodu towarzyszy³a
temu ta ObecnoϾ.
Pytam was, którzy o tych sprawach s³yszycie: Co chcia³ Bóg
powiedzieæ œwiatu, gdy by³ tu Jezus? Co chcia³ Bóg powiedzieæ Izraelowi? Co
29
On chcia³ ludziom w owym czasie powiedzieæ? Ja to pytanie stawiam wam,
poniewa¿ oni zlekcewa¿yli te rzeczy, które im Bóg chcia³ powiedzieæ. A
dlaczego to zlekcewa¿yli? Poniewa¿ oni mieli swoje w³asne pogl¹dy, idee i
filozofiê. Zlekcewa¿yli, chocia¿ Bóg wszystko przed ich oczami doskonale
potwierdzi³.
Tutaj mamy œwiadków. Jest tu pastor, który mo¿e potwierdziæ, ¿e
ch³opiec po wypadku sam ochodowym zosta³ wzbudzony z m artwych. Ja tu
stojê i wydajê œwiadectwo o tych wszystkich sprawach, chocia¿ jestem tylko
jak ziarnko na brzegu m orskim. Dziesi¹tki tysiêcy ludzi na ca³ym œwiecie
mog¹ o tych sprawach œwiadczyæ. Co to jest?
Gdy ja sam po raz pierwszy ujrza³em ten cud, nie by³ to dla mnie
zwyk³y cud; by³ w nim G³os Bo¿y, który mnie uchwyci³.
M o¿e i wy s³uchaliœcie jak¹œ taœmê i coœ was z niej uchwyci³o. Ale
mówiê wam, przyjaciele, musimy iœæ dalej, musimy przyoblec na siebie ca³¹
Bo¿¹ sprawiedliwoœæ. M usimy iœæ za tym, co zosta³o wypowiedziane.
Dlaczego Bóg pos³a³ tak¹ us³ugê? Jaki mia³ w tym cel? On chcia³, abyœ
coœ us³ysza³, abyœ by³ przygotowany na odejœcie w miejsce wiecznego
przeznaczenia. Chcê, aby tobie i mnie Bo¿e S³owo podane zosta³o w taki
sposób, jak ono jest napisane w Biblii. Tego pragnê z ca³ego serca: abyœmy
siê w naszym ¿yciu rozpalili bardziej, ni¿ to by³o dotychczas.
Gdy siê przed tym zgrom adzeniem m odli³em, przysz³y mi na myœl
s³owa Jezusa: „O g³upi i leniwego serca ku wierzeniu temu wszystkiemu, co
powiedzieli prorocy!”. Gdyby oni widzieli to, o czym mówili prorocy, wiêcej
by o Nim wiedzieli.
Zwracam te s³owa do samego siebie. Ja wtedy mia³em na sobie
zielon¹ koszulê, widzia³em zwierzê koloru ciemnoczekoladowego, które
mia³o rogi o d³ugoœci 42 cali i patrzy³em na rêce osiemnastoletniego
m³odzieñca, a mimo to nie dostrzeg³em, ¿e coœ siê przede mn¹ wype³nia. Jak
g³upimi jesteœmy, jak leniwego serca jestem ja. Nie mówiê tego do was, bo
wy nie ogl¹daliœcie tych rzeczy. Jesteœmy tak powolni i leniwi w marszu
naprzód. Och, uchwyæmy S³owo Bo¿e, które On nam przekazuje w tej
godzinie.
Jest jeszcze tyle spraw, o których nale¿a³oby opowiedzieæ, ale teraz
brak nam na to czasu. M y nie ¿yjemy w przesz³oœci. Nie jesteœmy
naœladowcam i jakiegoœ cz³owieka. M y idziemy za g³osem, który przemówi³
do nas w tej godzinie. Idziemy w œlad za poselstwem.
Przyjaciele, w tej chwili ludzie s¹ zgromadzeni na wielu miejscach,
przys³uchuj¹ siê mo¿e piêknem u œpiewowi chórów i spêdzaj¹ chwile w
przyjemnej atmosferze. Jestem przekonany, ¿e gdy Jezus przemawia³ do
ludzi, nie by³o tam przyjemnej atmosfery. M og³o tam byæ wszystko inne, ale
30
nie to. Jednak dla g³odnych dusz, które szuka³y ¿ycia, oznacza³o to ¿ycie wieczne.
Tak i tutaj w naszym zgromadzeniu dzisiaj wieczorem odczuwam
niedostatek. Jesteœmy niedostatecznie ws³uchani w to S³owo. Nie myœlê
przez to, ¿e mamy s³uchaæ jedno kazanie po drugim. Nie myœlê tak¿e o tym,
¿e mamy godzinami studiowaæ Pismo Œwiête. Chcê przez to daæ do
zrozumienia, ¿e powinniœm y s³uchaæ w tym sam ym Duchu, w jakim zosta³o
nam to podane. Gdy bêdziemy pozostawaæ w tym Duchu, w jakim nam to
zosta³o podane, wtedy to m iejsce stanie siê w tych ostatnich godzinach czasu
Ÿród³em Bo¿ej mocy. Am en.
ZAKOÑCZENIE
Dziêkujê wam za wasz¹ uwagê. Mam na myœli wiele spraw, o których
wam jeszcze nie opowiedzia³em i te, które opowiedzia³em w skrócie. Jeszcze
wiele spraw nale¿a³oby podaæ do wiadomoœci. Chcia³bym , abyœmy sobie
jeszcze raz zadali pytanie: „Co Bóg chcia³ przez te rzeczy pokazaæ? Co chcia³
osi¹gn¹æ?”. Je¿eli bêdzie wam zale¿a³o, aby siê tego dowiedzieæ, wtedy
otrzymacie odpowiedŸ.
W iem, ¿e wtedy otrzymacie rozeznanie S³owa i wiem, ¿e to rozweseli
wasze serca. Byæ mo¿e to œwiadectwo bêdzie wam pom ocne do tego, aby
znowu wyruszyæ naprzód. Nie chcê wam tego narzuciæ si³¹, gdy¿ wiem, ¿e w
waszych sercach musicie m ieæ pragnienie, które mo¿e spowodowaæ g³ód w
was samych.
W idzê, ¿e to S³owo siê w niektórych sercach pali, widzê tak¿e tych,
którzy Go przyjm uj¹ i staj¹ siê ma³ym, mi³ym zborem. Ale co do mnie, to ja
chcia³bym siê w to poselstwo wg³êbiaæ, chcia³bym byæ w nie wkorzeniony.
Chcia³bym staæ w ogniu, aby siê ta sprawa we m nie pali³a. Ju¿ gdy o tych
rzeczach tylko mówiê, porywa mnie to. Ja oczekujê na Niego.
Gdy patrzê wstecz i rozmyœlam o tych rzeczach, gdy te widzenia
przechodzi³y… O, ja nigdy nie m ia³em widzenia, ale to jest cudowne, gdy Bóg
w tym celu kogoœ u¿ywa. M o¿e u¿yje do tego kogoœ z was, m³odzieñcy.
Chwalê Boga, gdy On kogoœ uchwyci. Ale mogê was zapewniæ, ¿e On nie
u¿yje ¿adnej lekkomyœlnej grupy.
M ia³em mo¿liwoœæ nauczyæ siê od proroka niektórych rzeczy. Nigdy
nie widzia³em , ¿eby kogoœ zniewa¿a³. Jad³em z nim, sypia³em z nim w
namiocie, ca³ymi dniami byliœmy razem. Byliœmy w niebezpieczeñstwach,
przekraczaliœmy wezbrane rzeki i najpierw posy³aliœmy przed sob¹ konie,
aby stwierdziæ, czy one m og¹ przejœæ. Prze¿ywaliœmy wszelkiego rodzaju
trudnoœci.
Przy nim by³o zawsze pe³no ludzi. W y macie chwile spokoju, lecz on
ich nie m ia³. Czy mo¿ecie sobie to wyobraziæ, ci¹gle czekaj¹ ludzie. Bracie
Branham... bracie Branham... bracie Branham... mój syn... moja córka... mój
31
wujek... W szêdzie czekali na niego ludzie, a on o tym wiedzia³. Gdy szed³ na
zgromadzenie, ludzie pchali siê na niego ze wszystkich stron. Wszelkimi
sposobam i, próbowali do niego dotrzeæ - w dom u, na ulicy, wszêdzie. Czy
sobie zdajecie sprawê, co to oznacza? Ale on nigdy z tego powodu nie
narzeka³. Telefon stale dzwoni³ i dzwoni³, pomimo og³oszenia na wielkiej
tablicy: „Proszê, dzwoñcie do zboru”. Czy potrafilibyœcie ¿yæ w takich
okolicznoœciach a mimo to zachowaæ w sobie Ducha Chrystusowego?
On by³ prawdziwym wzorem; nie traktujcie tego lekko, przyjaciele.
Blaskiem tego poselstwa jest nie tylko radowaæ siê i wykrzykiwaæ. M amy byæ
cz¹stk¹ tych spraw. Gdy mówimy o ¿yciu wed³ug poselstwa, to mówimy nie
tylko: „Chwa³a, chwa³a, alleluja”. To nie jest ¿ycie tego poselstwa, o którym
mówiê. M ówiê o naturze, o boskim charakterze Jezusa Chrystusa. O tym
mówiê. Am en.
Chcê siê z wami jeszcze czymœ podzieliæ. W czeœniej wyobra¿a³em
sobie, ¿e brat Branham jest cz³owiekiem chodz¹cym zawsze z Bibli¹ w rêku i
rozmawiaj¹cym tylko o duchowych sprawach. PóŸniej jednak widzia³em, ¿e z
trudnoœci¹ mo¿na by³o z niego wydobyæ, aby o tym mówi³. Wyobra¿a³em
sobie, ¿e bêdzie czêsto powtarza³: „Chwa³a Panu, alleluja!”. Nie
przypominam sobie, ¿ebym choæ raz us³ysza³ takie s³owa z jego ust. Ale gdy
powiedzia³: „Szatanie, rozkazujê ci w imieniu ¿ywego Boga, abyœ opuœci³ tego
cz³owieka” - wtedy to sta³o siê. Tak¹ naturê chcê mieæ i ja. Tego pragnê.
On dostrzega³ drobne sprawy. Tak¿e i Jezus zwraca³ uwagê na drobne
sprawy. To by³a jedna z cech Jezusa. Dzia³o siê wtedy wiele rzeczy, ale Jezus
patrzy³ na jedn¹ drobn¹ niewiastê. Ona straci³a mê¿a i by³a wdow¹. On siê
jej przygl¹da³. Przysz³a tam i wrzuci³a do skarbnicy tylko jedn¹ drobn¹
monetê. Jezus nie wspomnia³ o tych innych, lecz zwróci³ uwagê tylko na ni¹ i
zatroszczy³ siê, aby to wydarzenie zosta³o utrwalone w Jego Œwiêtej Ksiêdze.
Takie rzeczy on dostrzega³. Spotkaliœmy raz jednego starego
Indianina, który mia³ ju¿ przesz³o 80 lat. W iecie, co brat Branham na nim
zauwa¿y³? Gdy on siê oddali³, powiedzia³: „Czy zauwa¿y³eœ, jak mia³ po³atane
te spodnie na kolanach?”.
Czêsto omija nas sposobnoœæ spo³ecznoœci z Bogiem, poniewa¿ nie
dostrzegamy tych drobnych spraw. Niechby nam Bóg dopom óg³ dostrzegaæ i
te drobne sprawy.