Finansowanie deficytu budżetowego a podaż pieniądza – Jerzy Wawro
Już w roku 1988 podnoszony był postulat zaniechania finansowania deficytu budżetowego emisją
pustego pieniądza. Drastycznej zmiany dokonano z początkiem roku 1990, kiedy to zlikwidowano
możliwość finansowania deficytu kredytem NBP.
Czy dodruk pieniądza powoduje inflację? Oczywiście! Wszak to elementarna wiedza.
Powiedzmy, że zostaję premierem i na jeden dzień mam władzę drukowania pieniędzy.
Wydrukowałbym sobie 10 zł i kupił za to dorsza na śniadanie. Zwiększony popyt na dorsza
spowoduje wzrost cen i inflacja gotowa. Absurd? Ależ poważne profesory w to wierzą! No dobrze -
żarty na bok. Jeden dorsz wiosny nie czyni. To ile? Dwa? Może dziesięć? Jak wykupię wszystkie
dorsze w barze, to niewykluczone, że na drugi dzień sprzedawca podniesie ceny. I bardzo może się
zdziwić - wszak ja mam drukarkę tylko na jeden dzień, a na dodatek dorsze mi się przejadły....
Skoro wiemy, że nie każdy dodruk pieniądza wywołuje inflację, to może zastanówmy się gdzie leżą
rozsądne granice?
W swoim tekście "
Baśń o tym jak w siedem dni powstała nowoczesna gospodarka
" opisuję sytuację
w której rząd korzysta z deficytu dla stabilizacji rynku. Deficyt działa jak zaliczka na podatek,
której rząd sam sobie udziela. Jeśli więc deficyt budżetowy spowoduje zwiększenie wpływów
podatkowych z których może on być pokryty, to takie działanie jest całkowicie racjonalne.
Dlaczego w takiej sytuacji rząd ma być zmuszany do zaciągnięcia kredytu w banku?
Porównajmy dwie możliwości finansowania deficytu:
1. Rząd "drukuje" (mniejsza o mechanizm) pieniądze.
2. Rząd pożycza pieniądze w banku komercyjnym.
Dla każdego monetarysty jest jasne, że w pierwszym przypadku pojawia się 'pusty' pieniądz, a w
drugim nie! Ale to byłaby prawda, gdyby banki miały rezerwy na 100% depozytów. Bez tego bank
kreuje pieniądz z niczego i pożycza go rządowi! Obie sytuacje różnią się więc jedynie tym, że w
pierwszym przypadku rząd zapożycza się wobec obywateli, a w drugim wobec bankierów. Różnice
te mają jednak olbrzymie skutki. Jeśli rząd nadmiernie się zapożycza drukując puste pieniądze,
pojawiają się naturalne mechanizmy obronne (inflacja), które generalnie nie są korzystne (dlatego
ta działalność rządu powinna być kontrolowana przez parlament). Ale gdy rząd zapożycza się w
bankach komercyjnych - sytuacja jest o wiele gorsza. Pojawiają się olbrzymie koszty kredytu, banki
tracą motywację dla kredytowania gospodarki, a państwu grozi utrata suwerenności.
To jednak nie wszystko. Nasza gospodarka szybko się rozwija (a przynajmniej powinna się
rozwijać. Istnieje więc naturalna potrzeba zwiększania ilości pieniądza w obiegu. Jeśli podaż
pieniądza powiążemy z deficytem budżetowym (w praktyce 10-50%), może to generować
olbrzymie zadłużenie państwa. Poniższy wykres pokazuje podaż pieniądza związana z deficytem
budżetowym (dane narastająco w mld PLN):
źródło: Opracowanie własne na podstawie danych NBP.
Oczywiście w Polsce nie brak idiotów (wszak uczelnie ekonomiczne wypuszczają co roku tysiące
absolwentów), którzy będą twierdzić, że gdyby ten pieniądz pojawił się wprost z mennicy to byłaby
katastrofa, a jeśli pojawi się jako dług to jest super. Ale nawet dzieci które dostają kieszonkowe na
konto wiedzą, że między gotówką a zapisem w komputerze nie ma większej różnicy. Oczywiście
powiększenie bazy monetarnej w obecnych warunkach skutkuje wielokrotnym wzmocnieniem
procesu przez banki udzielające kredytów. Ale ten problem tkwi zupełnie gdzie indziej: w
zezwoleniu dla banków by pożyczały coś, czego nie mają.
http://jurekw.salon24.pl/243629,skad-sie-biora-klopoty-finansowe-polski-6