124 Wilkins Gina Wiosna

background image

GINA WlLKINS

WIOSNA

background image

ROZDZIAŁ

1

- A więc, Summer*, jak wygląda twoja starsza

siostra? - zapytał Clay McEntire. - Czy grozi mi, że

stracę głowę i zakocham się w niej bez pamięci?

Summer Anderson, wyciągnięta swobodnie w fote­

lu, uśmiechnęła się serdecznie do przystojnego blon­

dyna, który siedział na podłodze u jej stóp. Zastała go

na progu swego domu, gdy wróciła po wykładach

z college'u. Przyjaciele często wpadali do niej w piąt­

kowe popołudnia.

- Mało prawdopodobne - odpowiedziała. - Nie

sądzę, by była w twoim typie.

- A od kiedy tak dobrze znasz mój gust? - zakpił

Clay. - Przedstawiłaś mnie co najmniej dwunastu

dziewczynom i jak dotąd żadna z nich nie wzbudziła

mojego zainteresowania.

- Miałam nadzieję, że ty i Autumn* przypadniecie

sobie do gustu - powiedziała Summer z dramatycz­

nym westchnieniem, choć jej oczy błyszczały wesoło

spod gęstej złotobrązowej grzywki. - Liczyłam na to,

że jak tylko ją zobaczysz na moim weselu, będzie po

tobie.

* Summer - (ang.) lato

* Autumn - (ang.) jesień

background image

6 • WIOSNA

- Autumn rzeczywiście jest dziewczyną z klasą

- zgodził się Clay z powagą. - Bardzo ją polubiłem.

- Jednak traktowałeś ją jak młodszą siostrzyczkę.

- Bo ona jest młodszą siostrzyczką.

- Ale moją, nie twoją, wariacie - przypomniała

Summer.

- A więc opowiedz mi wreszcie o Spring*. Boże, co

to za imiona! Co by zrobili twoi rodzice, gdyby

urodziła im się czwarta córka w grudniu? Nieważne.

W każdym razie jak dotąd wiem o Spring tylko tyle, że

jest dyplomowanym optykiem i że jest starsza od ciebie

o kilka lat.

- Po pierwsze, nie o kilka lat, ale o rok i dwa

miesiące. Czternastego maja skończy dwadzieścia sie­

dem. Ma bardzo jasne włosy, fiołkowe oczy i cerę jak

płatki róży. Jest dużo wyższa ode mnie, bardzo szczup­

ła. Istna modelka. Wrodziła się w naszą szwedzką

prababkę ze strony matki.

- Czy w niczym nie jesteście do siebie podobne?

- zapytał Clay, przypominając sobie ciemne kasz­

tanowe włosy i zielone oczy pięknej Autumn. Nato­

miast uroda Summer - wielkie oczy, mały zadarty

nosek, ciepła złotawa karnacja i drobna smukła syl­

wetka - pasowała do szczerego usposobienia. Jak sły­

szał, siostry Reed różniły się od siebie i zewnętrznie,

i wewnętrznie.

- Ani trochę - odparła Summer. - Trudno mi

określić Spring. W pewnym stopniu przypomina Der­

ka. Poważna, ale z dużym poczuciem humoru, któ­

re głęboko ukrywa. Pracowita, ambitna, dążąca wy­

trwale do celu. Punktualna, sumienna, odpowie­

dzialna.

Clay zachichotał i ułożył się wygodniej na dywanie.

- Czy to znaczy, że nie będzie mogła mnie znieść?

* Spring - (ang.) wiosna

background image

WIOSNA • 7

- Uprzedzałam przecież, że nie jest w twoim typie

- powiedziała Summer. - Ale szczerze mówiąc, sądzę,

że jest piekielnie sobą znudzona i marzy jej się dla

odmiany jakieś szaleństwo. Ona oczywiście nie przy­

zna się do tego, ale ja swoje wiem. Postaram się, żeby

przeżyła jakiś romansik podczas wizyty u mnie. Bar­

dzo by jej to dobrze zrobiło.

Clay podniósł obie ręce do góry na znak aprobaty.

- To mi odpowiada. Gdzie się mam zgłosić?

- Do Spring - zaśmiała się Summer.

- Spróbuję.

- Tylko nie miej do mnie pretensji, jeśli dostaniesz

kosza.

- Ja?! - obraził się Clay. - Jestem dość przystojny

i przystępny.

- Jesteś zdecydowanie przystojny i dobrze o tym

wiesz, ty wspaniały samcze - kpiła Summer. - Ale

obawiam się, że Spring wystarczy jedno spojrzenie. Nie

musisz nawet otwierać ust.

- Dlaczego? - zapytał Clay, prostując swą szczup­

łą, blisko dwumetrową sylwetkę. Miał na sobie żółty

podkoszulek, na to rozpiętą wzorzystą, fioletowo-

-żółto-białą koszulę i szerokie białe spodnie. Szyję

obwiązał bawełnianą fioletową chustką. Stopy bez

skarpetek tkwiły w jaskrawożółtych reebokach, z jed­

nym sznurowadłem zielonym, a drugim czerwonym.

Jak na niego był to dość spokojny zestaw.

- Czy chcesz, żebym odpowiedziała na to pytanie?

- No, dobrze - wzruszył ramionami. - Nie zapo­

mnij tylko powiedzieć swojej ślicznej siostrze, że jestem

gotów, gdyby chciała pójść za twoją radą i przeżyć

jakiś szalony romans. Satysfakcja zapewniona.

- Typowa męska zarozumiałość - orzekła Sum­

mer, wznosząc oczy do nieba.

- Proste stwierdzenie faktów - droczył się Clay.

Summer pokręciła głową z poważną miną.

background image

8 • WIOSNA

- Jeśliby do czegoś między wami doszło, będę musiała

wkroczyć, Clay. Wiesz, co mówią o nas, mężatkach: nie

spoczniemy, dopóki wszystkich wokół nie pożenimy.

- Będziesz się musiała ograniczyć do swoich sióstr.

Żadna kobieta nie wytrzymałaby ze mną.

- Znowu chcesz się wykręcić pracą z dziećmi ze

schroniska?

- To jest prawda, Summer. Te dzieciaki pochłania­

ją cały mój czas.

- A czyż ja z nimi nie pracuję? Spędzam w Halloran

House wiele godzin, a jak zrobię dyplom, zaangażuję

się tam na stałe. Ale to nie znaczy, że rezygnuję z domu,

męża i dzieci, które zamierzam mieć. Przyznaj się,

Clay, że to dobra wymówka, bo nie chcesz się z kimś

wiązać na dłużej. Gdy spotkasz kobietę, dla której

będziesz gotów na ustępstwa, wtedy znajdziesz jakieś

rozwiązanie.

- Summer! - Od progu zabrzmiał kobiecy głos.

- Czy Spring już przyjechała? Nie możemy się do­

czekać, żeby ją poznać.

- Nie, jeszcze nie. Ale Derek i ona powinni tu być

lada chwila - odpowiedziała Summer, wstając na po­

witanie przybyłych.

Siostra Derka, Connie, ze swoimi nieprawdopodo­

bnie rudymi włosami, ubrana w najmodniejsze łaszki,

badzo różniła się od swego towarzysza, który miał na

sobie tradycyjne ubranie. Jednak na pierwszy rzut oka

było widać, że Connie Anderson i Joel Tanner są

w sobie zakochani bez pamięci. Na ręku Connie

błyszczał pierścionek z brylantem.

Clay obserwował przyjaciółki z sympatią. Znał

Summer od czasu, kiedy przeniosła się z Arkansas do

San Francisco i zamieszkała razem z Connie. Ileż to

wieczorów przeszaleli razem! Clay uwielbiał obie,

ale nigdy nie zakochał się w żadnej. Zastanawiał się

dlaczego.

background image

WIOSNA • 9

Summer wypomniała mu przed chwilą, że zasła­

niał się absorbującą i czasochłonną pracą. Rzeczy­

wiście, jego oddanie dla podopiecznych było szczere

i głębokie. W jednym miała rację: nie spotkał jesz­

cze kobiety, dla której byłby gotów zmienić swoje

dotychczasowe życie i przyzwyczajenia. I nie dlate­

go, że nie próbował. Jako dojrzały trzydziestoczte-

roletni mężczyzna nieraz myślał o założeniu rodziny.

Ale czy znalazłby czas dla własnych dzieci, gdyby

spotkał tę właściwą kobietę?

- Clay, co u ciebie?

Clay ocknął się z zamyślenia i z uśmiechem objął

ramieniem Joela.

- Joel, przyjacielu, czy wspomniałem ci, że or­

ganizujemy zbiórkę pieniędzy na Halloran House

w tym tygodniu?

Byli tego samego wzrostu i mieli tyle samo lat.

Jednak różnili się tak bardzo, że stanowiliby ciekawe

studium dla uważnego obserwatora. Młoda kobieta,

która właśnie pojawiła się w drzwiach, spoglądała na

nich z ciekawością.

Była to Spring Reed. Nosiła okulary, poprzez które

przyglądała się wszystkim zebranym. Po chwili jej

spojrzenie, pełne podziwu, wróciło do dwóch męż­

czyzn stojących obok siebie.

Obydwaj byli nieprzeciętnie przystojni.

Jeden ciemnowłosy, niebieskooki, błyskał białymi

zębami spod jedwabistego ciemnego wąsika. Ale to ten

drugi sprawił, że jej puls zaczął szybciej bić.

Był wspaniały. Nie można było inaczej tego określić.

Miał gęste, lekko rozwichrzone blond włosy, klasyczne

rysy twarzy i uśmiech, który ozdobiłby okładkę każ­

dego magazynu. Szczupła, wysportowana sylwetka

przywodziła na myśl baseballistę lub tenisistę.

Dopiero po chwili zwróciła uwagę na jego niekon-

wencjonalne ubranie.

background image

10 • WIOSNA

To pewnie jeden z tych dziwnych przyjaciół Sum­

mer, domyśliła się i uśmiechnęła lekko, bo wyobra­

ziła sobie Rogera, swą ostatnią miłość, w takim stro­

ju. Dla niego wyskokiem było już pokazanie się bez

krawata.

To jest właśnie Kalifornia, pomyślała z przekąsem.

Odwróciła wzrok od kolorowo ubranego mężczyzny

i spojrzała na swą siostrę zatopioną w rozmowie

z piękną dziewczyną o miedzianych włosach i pro­

miennym uśmiechu.

W tej chwili mąż Summer, Derek, położył jej rękę na

plecach, jakby wyczuwając jej onieśmielenie.

Nagła choroba uniemożliwiła Spring przyjazd na

ślub siostry, który odbył się pięć miesięcy wcześniej.

Poznała więc Derka dopiero dzisiaj, gdy przyjechał po

nią na lotnisko.

Był inny, niż oczekiwała. Fotografie ukazywały

krótko obcięte brunatne włosy, stalowe oczy i męskie,

wyraziste rysy twarzy. Ale nie oddawały siły, jaka

z niego emanowała, ani czegoś drapieżnego, skrytego

pod powłoką pełnego ogłady zachowania.

Zdumiała się, że jej żywiołowa, ceniąca sobie

swobodę siostra wyszła za starszego od siebie, god­

nego szacunku człowieka interesu. Teraz doszła do

wniosku, że Derek przedstawia sobą dużo więcej,

niż się na pozór wydaje, i że jej bystra siostra wie­

działa, co robi.

Spring podeszła bliżej, aby przywitać się z siostrą po

prawie półtorarocznym niewidzeniu.

Clay poczuł na sobie wzrok nowo przybyłej, gdy

tylko weszła do pokoju. Spojrzał na nią i zamarł,

zapominając, o czym rozmawiał z Joelem. Rzeczywiś­

cie ładna, pomyślał. To słowo dobrze ją określa.

Popielatoblond włosy, delikatne jak puch łabędzi,

upięte na czubku głowy w luźny węzeł oraz wijące się

wokół twarzy drobne loczki. Okulary w jasnej oprawie

background image

WIOSNA • 11

na prostym krótkim nosku. Oczy o migdałowym

kształcie i kolorze bliskim fiołkowego. Twarz lekko

zaokrąglona, usta kusząco podkreślone różową szmin­

ką. Kostium w kolorze wrzosowym miękko opinał jej

piękną figurę.

Spring, to imię do niej pasuje, pomyślał. Gdy

spotkali się wzrokiem, wyczytał z jej oczu, że jest nim

zainteresowana. A potem zauważył, że spojrzenie

Spring zatrzymało się na jego ubraniu i miał wrażenie,

że się lekko skrzywiła.

Co za pech, stwierdził w duchu z żalem, obser­

wując, jak szła z Derkiem w stronę Summer. Najbar­

dziej fascynująca kobieta, jaką spotkałem w życiu,

okazuje się snobką. Summer uprzedziła go, że jej

siostra jest raczej konserwatywna, ale miał nadzieję,

że trochę przesadza. Postanowił poszukać okazji,

aby potwierdzić swoje pierwsze wrażenia lub uznać,

że się myli.

Spring wydostała się właśnie z gorących uścisków

Summer i przyglądała się jej z uśmiechem.

- Wyglądasz na bardzo szczęśliwą - rzekła.

Nie pamiętała, kiedy widziała u siostry ten wyraz głę­

bokiego zadowolenia, choć Summer zawsze umiała

cieszyć się życiem. Nawet przed swym wypadkiem nie

wydawała się szczęśliwsza niż obecnie.

- Małżeństwo ci służy - dodała.

- Tak, rzeczywiście. Czy to cię dziwi?

Spring uśmiechnęła się w odpowiedzi. Summer od­

wróciła się do młodej, atrakcyjnej kobiety, stojącej

za nią.

- A to jest Connie - powiedziała.

Zaledwie Spring, zdążyła wymienić uścisk dłoni

z najlepszą przyjaciółką i byłą współlokatorką Sum­

mer, gdy podszedł do nich przystojny blondyn i stanął

obok niej. Jego obecność zaparła jej na chwilę dech.

Oblizała nerwowo wargi i uśmiechnęła się niepewnie.

background image

12 • WIOSNA

- A więc to ty jesteś siostrą Summer. - Blondyn

odezwał się miękkim głosem, wpatrując się w nią

z dziwnym wyrazem twarzy. Podał jej rękę i do­

dał: - Masz bardzo piękny kostium, ale dlaczego

zapięłaś bluzkę tak wysoko pod szyją?

Summer westchnęła wymownie.

- Jestem Clay McEntire - ciągnął, nie puszczając

jej dłoni i nie zwracając uwagi na minę Summer. - W

naszym kółku jestem znany jako Zwariowany Clay,

nie mam pojęcia dlaczego. Sama pewnie wiesz, jak

takie przezwiska potrafią przylgnąć do człowieka.

A ty, czy masz jakiś przydomek?

Spring odchrząknęła i próbowała oswobodzić rękę.

Dlaczego miała wrażenie, że on się z nią drażni?

Pomyślała z żalem o Little Rock, swym rodzinnym

miasteczku, gdzie ludzie zwykli mówić grzecznie: „Mi­

ło mi cię poznać". Od początku przypuszczała, że nie

będzie pasować do tej nieobliczalnej Kalifornii.

Inni wokół uśmiechali się do Claya z sympatią

i pobłażliwością, ale Spring spojrzała na niego chłod­

no, mruknęła coś w odpowiedzi i znowu próbowała

wyswobodzić dłoń z uścisku. Na próżno.

- Może chciałabyś zwiedzić dom i ogród? - zapy­

tał Clay niskim, niepokojącym głosem. - Pokazałbym

ci basen pływacki.

- Nie, dziękuję, może później - odparła Spring,

prosząc siostrę wzrokiem o pomoc.

- Później też może być - rzekł wesoło Clay. - Tyl­

ko daj mi znać, jak nabierzesz ochoty.

- Clay, przestań dokuczać mojej siostrze i za­

chowuj się przyzwoicie - strofowała go Summer, nie

mogąc jednak powstrzymać się od śmiechu. Ujęła

Spring za rękę i uwolniła ją z uścisku Claya. - Nie

zwracaj na niego uwagi, Spring. Wszyscy tak robimy.

Rada była dobra, ale trudna do wykonania. Clay

nadal stał tak blisko, że czuła bijące od niego ciepło.

background image

WIOSNA • 13

Z kolei przedstawiono jej Joela, który okazał się

narzeczonym Connie, i, jak Spring stwierdziła z ulgą,

zachowywał się absolutnie zwyczajnie.

- Miło mi cię poznać, Spring - powitał ją ciepło.

- Wszyscy byliśmy rozczarowani, że nie przyjechałaś

na ślub.

- Na pewno nikt nie był bardziej rozczarowany niż

ja - powiedziała zgodnie z prawdą Spring. Summer

i Derek zaproponowali nawet, że przełożą termin

uroczystości, ale im nie pozwoliła. Nie zamierzała też

przyznać się, że tamtego dnia szlochała w poduszkę,

póki nie zmorzył jej sen. Czuła się wtedy samotna,

chora i nieszczęśliwa.

Summer zaśmiała się nagle.

- Przepraszam, nie powinnam się z ciebie śmiać

- powiedziała bez cienia żalu w głosie - ale gdy po­

myślę, że zachorowałaś na wietrzną ospę w twoim

wieku...

- Wszyscy wiemy, że twoja siostra ma trochę wypa­

czone poczucie humoru - odezwał się z powagą Derek.

- Zdecydowanie spaczone - zgodziła się Spring.

Szwagier zdecydowanie jej się spodobał. Od pierw­

szej chwili, gdy spotkali się na lotnisku, miała wraże­

nie, że będzie dla niej jak starszy brat, którego zawsze

jej brakowało.

- Summer, co na obiad? - zapytała wesoło Connie.

Summer popatrzyła na nią zaczepnie, unosząc brew.

- To dziwne, ale nie przypominam sobie, żebym

zapraszała cię na obiad.

- Och, pozwól im zostać - namawiał Clay. - Zawsze

się znajdzie miejsce dla dwóch dodatkowych osób.

- Ciebie też nie zapraszałam - odparowała.

- A więc dla trzech - poprawił się, prezentując

swój słynny uśmiech. - Musimy przecież poznać lepiej

twoją piękną siostrę, prawda?

Och, pozwól mu, prosiła w myśli Spring.

background image

14 • WIOSNA

Summer spojrzała na nią domyślnie, zaśmiała się

i powiedziała:

- Zgoda, możesz zostać, to da sposobność Spring

zapisać coś ciekawego w pamiętniku.

Clay otoczył ramieniem sztywno wyprostowane

plecy Spring i powiedział:

- Potrafię dostarczyć ci ciekawy materiał do pa­

miętnika.

- Bez wątpienia - odparła Spring, odsuwając się

- ale w moim pamiętniku nie ma miejsca na fikcję.

Derek uśmiechnął się szeroko, co mu się rzadko

zdarzało, i klepiąc Claya po ramieniu, zauważył:

- Wiesz co, stary, myślę, że właśnie spotkałeś

godną siebie przeciwniczkę.

Clay posłał Spring uśmiech, od którego zrobiło jej

się ciepło koło serca, i powiedział:

- Masz rację.

- Jak to dobrze, że przyjechałaś, Spring - powie­

działa Summer i gorąco uściskała siostrę, a potem

wróciła do przygotowywania sałaty. - Wydaje mi się,

że wieki minęły od naszego ostatniego spotkania.

- To prawda. Bardzo mi cię brakowało - przy­

znała Spring, krojąc starannie dużego pomidora. Trzy

siostry rzeczywiście rzadko się ostatnio widywały,

a własne towarzystwo zawsze je cieszyło.

- Mnie też ciebie brakuje. Za to telekomunikacja

z tego korzysta.

Spring zaśmiała się.

- Obydwie powinnyśmy być już akcjonariuszkami,

tyle w nią inwestujemy. Każdego miesiąca płacę za

rozmowy do ciebie do Kalifornii, do Autumn na

Florydę oraz do rodziców w Rose Bud prawie tyle co

za czynsz.

- Derek nic nie mówi, ale widzę, że bierze głęboki

oddech, gdy otwiera rachunki.

background image

WIOSNA • 15

- Wiesz, bardzo go polubiłam, Summer.

Summer rozpromieniła się.

- Cieszę się z tego. Wiedziałam zresztą, że tak

będzie. Uważam, że macie wiele wspólnych cech.

Powiedziałam mu to drugiego dnia, gdy go poznałam.

- Naprawdę? - Spring skończyła kroić pomidory

i sięgnęła po ogórki. -Kapitalne były twoje listy

o tym, w jaki sposób cię zdobywał. Zawrócił ci

w głowie, prawda?

- Zdecydowanie - zgodziła się ze śmiechem Sum­

mer. - Oświadczył, że mnie kocha dokładnie po tygo­

dniu i dwóch dniach znajomości. Byłam śmiertelnie

przerażona.

- Dlaczego?

- Bo myślałam, że to zwykłe zauroczenie i że zmieni

zdanie, jak tylko mnie lepiej pozna. A ja już oszalałam

na jego punkcie i wiedziałam, że się załamię, jeśli on

odejdzie. Dzięki Bogu, potrafił mnie przekonać, że to

trwałe uczucie.

- Zazdroszczę ci, Summer - westchnęła Spring.

- Jesteście tacy szczęśliwi.

Summer oparła się o bufet, aby się przyjrzeć siostrze.

- A co się stało z Rogerem? Wiem tylko, że

przestaliście się widywać.

- Nie pasowaliśmy do siebie.

- To śmieszne. Tak samo mówiłaś, kiedy rozstałaś

się z Jamesem, a potem z Garym.

- I co z tego? Z żadnym nie mogłam dojść od ładu.

Widocznie nie nadaję się do stałego związku.

- Nie opowiadaj mi takich rzeczy. Nie zazdroś­

ciłabyś nam, gdybyś nie pragnęła tego samego dla

siebie. Zawsze uważałam, że należysz do kobiet,

którym nie wystarcza kariera. Chcą też mieć męża

i dzieci.

- Owszem, i to bardzo. Jednak kiedy zanosi się na

trwały związek, wycofuję się. Widocznie jestem bar-

background image

16 • WIOSNA

dziej przywiązana do panieńskiego stanu, niż są­

dziłam.

- Albo go wolisz od małżeństwa z tymi mężczyz­

nami, których dotąd znałaś. Jeśli Roger był podobny

do Jamesa czy Gary'ego, to znaczy, że był równie

nudny jak oni.

- Oni nie byli nudni... no, może troszkę. Ale to

porządni, przyzwoici ludzie.

- Możliwe. Ale tobie widać potrzeba kogoś innego.

- Nie bądź śmieszna.

- To ty nie bądź śmieszna, moja panno. Mówisz do

swojej siostry, która pamięta, w kim się kochałaś, gdy

byłaś nastolatką. Najpierw był Clark Gable, potem

Burt Reynolds i nie odchodziłaś od telewizora, gdy

szedł M.A.S.H., bo na widok Hawkeye'a Pierce'a

dostawałaś dreszczy. Nie kryłaś się też ostatnio z sym­

patią do Harrisona Forda.

- Co innego fantazja, a co innego życie. Spójrz na

mnie, Summer. Jestem kobietą, która nie ma więk­

szych ambicji, niż mieszkać przez całe życie w Little

Rock w Arkansas.

- Właśnie patrzę na ciebie - powiedziała poważnie

Summer. - Widzę piękną blondynkę, która zawsze

musiała być przykładną starszą siostrą, dumą i ra­

dością całej rodziny, jedyną osobą, której udało się

skończyć college i do której pacjenci mówią: pani

doktor.

- Tylko dla okazania szacunku. Nie jestem leka­

rzem.

- Ale jesteś bardzo zdolnym optykiem. Mówiłaś

mi to wiele razy - zauważyła Summer z uśmiechem.

- Poza tym nudzisz się. Przyznaj sama.

Spring porzuciła krojenie ogórków i zwróciła się do

siostry.

- Zgoda - powiedziała. - Czasami trochę się nu­

dzę. Nie w pracy, bo ją kocham. Ale moje życie

background image

WIOSNA • 17

osobiste nie jest specjalnie interesujące. Gdybym pro­

wadziła dzienniczek, mało by się różnił od terminarza,

w którym zapisuję wizyty.

- I co masz zamiar z tym zrobić?

- Nie mam pojęcia. Masz jakieś sugestie?

- Zakochaj się szaleńczo, wyjdź za mąż i miej pełen

dom dzieci - rzuciła bez namysłu Summer.

- Brzmi to zachęcająco, ale nierealnie, bo z nikim

się teraz nie spotykam.

- Zgoda, więc zafunduj sobie romans. Szalony, bez

zobowiązań, namiętny. Clay pierwszy zgłosił się na

ochotnika.

Spring wyraźnie się zaczerwieniła.

- Rozmawiałaś o tym... z Clayem?

- Tylko napomknęłam - odparła z niewinną

minką Summer. - Bardzo mu się ten pomysł spo­

dobał.

- Summer, ty masz źle w głowie. Nawet gdybym

planowała jakiś romans, to na pewno nie z Clayem.

- Dlaczego? Co ci się w nim nie podoba?

- Na Boga, Summer, jak możesz pytać? Spójrz, jak

on jest ubrany, jak się zachowuje.

- Czy zawsze oceniasz ludzi po pozorach? Kiedy

zrozumiesz, że garnitur z kamizelką to tylko ubra­

nie? Clay to wspaniały, dobry, troskliwy człowiek.

Uwielbia się śmiać i żartować, ale jest pełen ciepła

i nie wstydzi się okazywać swoich uczuć. To wielka

szkoda, że jest tak mało mężczyzn, którzy nie kryją

swoich uczuć. Ubiera się trochę dziwacznie, to pra­

wda, ale on po prostu lubi, kiedy ludzie się uśmie­

chają.

Nie pierwszy raz Summer ganiła starszą siostrę za

konserwatyzm i zbyt ostrożne podejście do życia.

- On nie jest w moim typie - broniła się Spring.

- To dziwny człowiek.

- Dziwny, zgoda, ale nie nudny.

background image

18 • WIOSNA

Nie, Spring nigdy nie nazwałaby go nudnym.

- O, dzwonek - powiedziała Summer - może

przywieźli pocztę. Connie na pewno nakryła już do

stołu. Czy mogłabyś zanieść sztućce i salaterki?

Spring skierowała się do jadalni. Zatrzymała się na

moment przed drzwiami, aby nabrać odwagi. I słusz­

nie, bo pierwszą osobą, którą zobaczyła po wejściu, był

Clay, a wyglądał jeszcze bardziej pociągająco niż

przedtem.

background image

ROZDZIAŁ

2

Obiad w towarzystwie bliskich i przyjaciół Summer

okazał się interesującym przeżyciem dla Spring. Już

dawno nie słyszała tylu zabawnych przycinków i błys­

kotliwych ripost. Summer była oczywiście głównym

wesołkiem przy stole, a Connie dotrzymywała jej

dzielnie kroku. Derek i Joel z ich sarkastycznym

humorem walczyli ramię w ramię, tworząc front

przeciw paniom.

A Clay...

Spring nie wiedziała, co o nim myśleć. Niewątpliwie

ją pociągał. Ona go chyba też interesowała. Był

zabawny, dowcipny, uroczy.

Po obiedzie całe towarzystwo przeniosło się na dół,

by spędzić czas na grach towarzyskich. Spring i Clay

tworzyli drużynę. Jak mogła się koncentrować na

historii i literaturze, gdy obok niej siedział taki czarują­

cy, przystojny mężczyzna?

Bliskość Claya peszyła Spring i budziła zamęt w jej

głowie i sercu. Gdy Summer zarządziła przerwę na

kawę, Spring skorzystała z okazji i poszła do gościn­

nego pokoju, gdzie Derek wniósł jej bagaże. Nie

zwracając uwagi na gustowne wnętrze, usiadła na

łóżku, aby się opanować i zastanowić, co się z nią

dzieje.

background image

20 • WIOSNA

Wydało się jej nagle, że wyjeżdżając z Little Rock,

zostawiła za sobą całe dotychczasowe życie. Nigdy

dotąd nie pociągali jej mężczyźni w typie Claya

McEntire'a. W Little Rock nawet by na niego nie

spojrzała. No, może by spojrzała, ale czy uznałaby go

za atrakcyjnego? Czy naprawdę powiedział, że chciał­

by mieć z nią romans?

- O Boże, co ja wyprawiam? - szepnęła. - Przecież

dopiero się poznaliśmy!

Nigdy nie traktowała seksu jako rozrywki i nie

miała zamiaru zmieniać swoich obyczajów. Wstała

i z uwagą spojrzała na siebie w lustrze. Wyglądała

tak jak zwykle. Włosy porządnie upięte na czubku

głowy, jedwabna biała bluzka starannie wpuszczona

pod pasek spódniczki od garsonki. Nic się w niej

nie zmieniło od przyjazdu do Kalifornii. I się nie

zmieni.

- Słusznie - rzekła, skinąwszy głową swemu od­

biciu w lustrze. Energicznie otworzyła drzwi i wyszła

na korytarz wprost na Claya McEntire'a, który chwy­

cił ją w ramiona.

- Przepraszam - rzekł, ale miał zadowoloną minę

i nie wypuszczał jej z objęć. - Czy dobrze się czujesz?

- Doskonale - odparła, zła, że serce wali jak mło­

tem. - Co tu robisz?

Czyżby szedł za nią specjalnie?

Z wyraźnym rozbawieniem wskazał jej oczami

sąsiednie drzwi.

- Tu obok jest łazienka - odparł. - Właśnie mia­

łem z niej skorzystać. Nie masz nic przeciw temu?

Spring zaczerwieniła się i starała się wsunąć z objęć

Claya.

- Z pewnością nie potrzebujesz mojego pozwolenia.

- W żadnej sprawie?

background image

WIOSNA • 21

- Oczywiście.

- W takim razie... - powiedział i nie kończąc zda­

nia, zamknął jej usta pocałunkiem.

Spring zesztywniała. Później usprawiedliwiała się

przed sobą, że rozchyliła wargi tylko po to, by zapro­

testować, a Clay nie omieszkał z tego skorzystać i po­

głębił pocałunek. Zrobił to z wielką znajomością rze­

czy. Zacisnęła palce na jego ramionach, a on zaczął

błądzić dłońmi po jej plecach i biodrach. Westchnęła

i zamknęła oczy, żałując, że ma na nosie okulary.

Odchyliła głowę i pocałunek się skończył.

- Co ty wyprawiasz? - spytała.

Zaśmiał się lekko i rozluźnił ramiona.

- Tym razem odpowiedź jest chyba oczywista,

słodka Spring. Próbuję cię uwieść.

- Próbujesz? Och!

- Właśnie. „Och!" Jesteś urocza, wiesz? Czy mogę

cię jeszcze raz pocałować, czy też nadal uważasz, że nie

potrzebuję twego pozwolenia?

- Nie! To znaczy, nie możesz mnie pocałować,

Clay. Ja cię prawie nie znam!

- To można z łatwością naprawić - powiedział

i przeciągnął palcem po jej wargach.

- Nie - potrząsnęła głową. - Zostaję w Kalifornii

tylko przez dwa tygodnie.

- To bardzo dużo czasu - odparł spokojnie, gła­

dząc ją po policzku.

- Słuchaj, ja wiem, że w Kalifornii jest inaczej, ale

ja mieszkam w Arkansas i tak się składa, że nie idę do

łóżka z każdym atrakcyjnym mężczyzną.

- W porządku. W takim razie uwiedzenie nie

wchodzi w rachubę - powiedział wesoło Clay. Trochę

zbyt wesoło, pomyślała z niechęcią Spring. Chociaż dla

pozoru powinien się upierać.

background image

22 • WIOSNA

- A co powiesz o przyjaźni? - spytał. - Czy jesteś

zainteresowana wakacyjną przyjaźnią, słodka Spring?

- Może moglibyśmy zostać przyjaciółmi - rzekła

Spring z wahaniem - ale pod jednym warunkiem.

- Jakim? - spytał, dotykając palcami czułego miej­

sca za jej uchem.

- Że przestaniesz nazywać mnie słodką Spring.

- Zgoda - zaśmiał się i złożył przelotny pocałunek

na jej policzku. - A teraz, jeśli pozwolisz, odwiedzę ten

pokoik tuż obok.

Zatrzymał się przy drzwiach.

- Aha, Spring?

-Tak?

- Ja też nie śpię z kim popadnie. I nie wydaje mi się,

żeby Arkansas i Kalifornia bardzo się różniły w tym

względzie.

Zamknął za sobą drzwi łazienki, a Spring została na

korytarzu z otwartymi ustami.

Chwilę później znów stała przed lustrem w swoim

pokoju, lecz tym razem widziała w nim inną osobę.

Gładki węzeł na czubku głowy rozluźnił się i więcej

swobodnych loków otaczało zaróżowioną twarz. Bluz­

ka była wyciągnięta do połowy spod paska, a okulary

się przekrzywiły.

Summer miała rację, pomyślała, doprowadzając się

do porządku. Rzeczywiście lubi okazywać uczucia i na

pewno nie jest nudny.

Gdy później siedziała w towarzystwie domowników

i pozostałych gości przy kawie, starannie unikała wzroku

Claya. Wyczuwała, że on śledzi ją wesołym spojrzeniem.

Czy cieszył go własny żart, czy bawiła jej prowincjonalna

reakcja na bezczelną zaczepkę? Nie wiedziała. I nie

starała się dociekać. Natomiast bezskutecznie próbowała

wyrzucić z pamięci dotyk jego warg i uścisk ramion.

background image

WIOSNA • 23

W pewnej chwili zadzwonił telefon, dyskretnie

ukryty w rzeźbionej kasecie na bocznym stoliku.

Summer, siedząca najbliżej, sięgnęła po słuchawkę.

Reszta przyciszyła głosy, aby jej nie przeszkadzać.

- Frank? To ty? Co się stało? - Słuchała przez

moment, a potem wykrzyknęła: - O, Boże! Kiedy?

Clay wyprostował się nagle i skupił całą uwagę na

Summer.

- Tak, jest tutaj - powiedziała w pewnej chwili - prze­

każę mu. Zadzwoń, jak tylko będziesz coś wiedział.

Zanim zdążyła odłożyć słuchawkę, Clay stał już

przy niej i pytał:

- Co się stało? Czego chciał Frank?

- Thelma Sawyer znowu uciekła z domu - odparła

Summer z głębokim westchnieniem. - Nie ma jej już

od tygodnia. Dzwoniła jej matka i pytała, czy Frank

coś o tym wie.

Clay żachnął się i przeczesał palcami włosy.

- Niech to diabli! Dlaczego?

- Pokłóciła się z matką - wyjaśniła Summer, pa­

trząc na Claya. - Czym to jej grozi? Czy będzie mogła

wrócić do Halloran House?

- Mało prawdopodobne - odrzekł krótko.

Spring zauważyła, że Clay w jednej chwili się

postarzał. Pamiętała, że jej siostra pracowała kilka

godzin tygodniowo w domu dla trudnych dzieci, a jedno­

cześnie uczyła się, aby w przyszłości całkowicie poświęcić

się tej pracy. Nie wiedziała natomiast, że Clay był

w jakikolwiek sposób związany z tą instytucją.

- Clay - zapytała cicho Summer, opierając się

o męża, który podszedł, aby jej dodać otuchy - co

będzie, jeśli ona znowu wpadnie w tarapaty?

- Nie wiem, Summer - przyznał, a potem wypros­

tował się zdecydowanie. - Muszę jej poszukać.

background image

24 • WIOSNA

- Jadę z tobą.

- Nie - odmówił, kręcąc głową. - Zostań z goś­

ćmi. Spróbuję skontaktować się z przyjaciółmi Thelmy

i zadzwonię w kilka miejsc. Dam ci znać, jeśli się czegoś

dowiem.

- Nie zapomnij. - Summer przechyliła się i pocało­

wała go w policzek. - Powodzenia, Clay.

- Dzięki.

Clay rzucił ogólne „dobranoc", a potem zwrócił się

do Spring:

- Zobaczymy się jeszcze, słodka... e... to znaczy

Spring - poprawił się, przywołując na twarz uśmiech,

który był jednak tylko cieniem jego zwykłego uśmiechu.

- Dobranoc, Clay - odparła Spring, obserwując ukra­

dkiem zmarszczki, które znienacka pojawiły się wokół je­

go oczu. Może on nie jest taki płytki, jak sądziła? Wiado­

mość o zniknięciu Thelmy wyraźnie nim wstrząsnęła.

- To naprawdę skandal - powiedziała Connie.

-Thelma potrafi być taka słodka. Tę jej matkę

powinno się zamknąć za to, jak ją traktuje.

- O, tego zrobić nie mogą - powiedziała z goryczą

Summer. - Pani Sawyer nie znęca się nad Thelma fizycz­

nie, a znieważanie słowami nie pozostawia widocznych

obrażeń.

- Biedny Clay musi bardzo to przeżywać, bo

Thelma zawsze była jedną z jego ulubienic, prawda?

- powiedziała współczująco Connie.

- Twoją też - szepnął Derek, obejmując ramie­

niem Summer. - Bardzo mi przykro, kochanie. Czy

mógłbym w czymś pomóc?

Summer potrząsnęła głową.

- Jeśli ktoś może ją znaleźć, to tylko Clay. Mam

nadzieję, że nie będzie za późno.

- Ile lat ma Thelma? - zapytała Spring.

background image

WIOSNA • 25

- Piętnaście - szepnęła zgnębiona Summer. - Tyl­

ko piętnaście.

- Taka młoda? I gdzie ona mogła pójść?

- Kto wie? - wzruszyła ramionami Summer. - Uli­

ce są pełne uciekinierów. Umieją być niewidzialni.

Mogła nawet opuścić miasto, choć nigdy dotąd tego

nie robiła. To nie jest jej pierwsza ucieczka, a ostatnim

razem wpadła w takie tarapaty, że Clay z trudem

uzyskał pozwolenie wypuszczenia jej za kaucją. Udało

mu się wtedy umieścić ją w Halloran House, ale tym

razem będzie to pewnie niemożliwe. W Halloran

House znajdują się ci, którzy nie weszli w konflikt

z prawem. Większość z nich przebywa tam na prośbę

rodziców, a nie z orzeczenia sądu dla nieletnich.

- A co Clay ma wspólnego z Halloran House?

- spytała wreszcie Spring, nie mogąc powstrzymać

ciekawości.

- Nie mówiłam ci? - zdziwiła się Summer. - Clay

jest jednym z założycieli tego domu. Teraz jest człon­

kiem zarządu i spędza tam większość wolnego czasu,

udzielając porad.

- Udziela porad?

- Tak. Ma doktorat z psychologii. Mógłby zrobić

majątek, gdyby otworzył prywatną praktykę, ale on

woli pracować w publicznej szkole w San Francisco.

Spring była zdumiona. Clay McEntire jest dokto­

rem psychologii?! Oto jak mogą mylić pozory!

Wiadomość od Franka Riversa o ucieczce Thelmy

zwarzyła humory gości. Connie i Joel wkrótce się

pożegnali i wyszli.

- Spring, pewnie jesteś zmęczona. Może wolałabyś

się położyć? - zwróciła się do siostry Summer.

Gdy Spring przebierała się w gościnnym pokoju

w lekką błękitną podomkę i szczotkowała włosy,

background image

26 • WIOSNA

siostry gawędziły, wspominając rodzinny dom w Rose

Bud i najmłodszą z nich, Autumn, która wyróżniała się

żywym temperamentem i nowoczesnymi, wręcz awan­

gardowymi poglądami. Teraz miała dwadzieścia czte­

ry lata i pracowała jako elektryk w miasteczku Tampa

na Florydzie.

Po kilku minutach Summer zapytała z podejrzaną

nonszalancją:

- Czy tak sobie wyobrażałaś Connie?

- Tak. Dokładnie tak. Bardzo mi się podoba.

- A Joel? Też ci się spodobał?

- Tak. I to bardzo - odparła Spring, domyślając

się, jakie będzie następne pytanie.

- A co sądzisz o Clayu? Czy pierwsze wrażenie się

potwierdziło?

Spring starannie składała bluzkę, żeby ukryć rumie­

niec. Miała wrażenie, że Clay nagle stanął blisko niej,

jak przedtem, w holu.

- On jest... hm... -umilkła.

- Bardzo „hm"? - dopytywała się Summer. - Czy

to oznacza seksowny, przystojny, interesujący?

- No więc dobrze, jest bardzo atrakcyjny - przy­

znała Spring, patrząc spod oka na siostrę - ale w dal­

szym ciągu twierdzę, że jest dziwny.

- Próbowałam go wyswatać z Autumn. Sądziłam, że

będą doskonałą parą. I rzeczywiście świetnie się razem

bawili na moim weselu, ale nic z tego nie wyszło. Nawet

nie próbował się do niej zalecać - narzekała Summer.

- Clay i Autumn?! - powtórzyła z odrazą Spring.

- Cóż za wariacki pomysł?

- Tak myślisz? - zapytała Summer z niewinną

minką.

- Tak, tak myślę.

- W takim razie, co powiesz o Clayu i Spring?

background image

WIOSNA • 27

- To jeszcze głupszy pomysł - mruknęła Spring,

czerwieniąc się coraz bardziej.

- Sama tak bym pomyślała jeszcze wczoraj, a teraz

nie wydaje mi się taki zły - mówiła z głębokim namys­

łem Summer, choć oczy jej się śmiały.

- Dobranoc, Summer - rzekła dobitnie Spring

i wskazała jej drzwi.

Summer roześmiała się, a potem spoważniała.

- Jak miło, że tu jesteś, Spring - powiedziała ciep­

ło. - Wiem, że dawniej nie zawsze się zgadzałyśmy, ale

bardzo cię kocham. A poza tym kocham twój akcent

z Arkansas.

Irytacja Spring ulotniła się bez śladu.

- Ja też cię kocham, siostrzyczko. Cieszę się, że

spędzę z wami trochę czasu.

- To może być bardzo interesujące - odparła Sum­

mer i czmychnęła na korytarz, zanim Spring zdążyła

zapytać, co miała na myśli.

Clay mruknął coś głośno, przekręcił się na drugi

bok i spadł na podłogę. Zaklął pod nosem, usiadł

i odgarniając włosy z czoła, próbował otrząsnąć się

z resztek snu. Szukał Thelmy po mieście prawie całą

noc. Wrócił do domu o świcie tak zmęczony, że nie

miał siły się rozebrać. Zdjął tylko buty, padł na kanapę

i natychmiast zasnął. Teraz dźwignął się z trudem

z podłogi i przyjrzał się sobie. Wyglądał okropnie.

Zegarek wskazywał jedenastą, więc rozbierając się po

drodze, poszedł szybko do łazienki.

Pół godziny później, odświeżony, ubrał się w czarne

spodnie i biało-czarną, wzorzystą, kretonową koszulę,

a potem zaczął szukać odpowiednich butów. Znalazł

wreszcie płócienne pantofle w biało-czarną szachow­

nicę i włożył je. Nigdy nie nosił skarpetek.

background image

28 • WIOSNA

Przez cały czas myślał o Spring. Teraz, gdy się

obudził, i zeszłej nocy, gdy chodził po najuboższych

uliczkach San Francisco, szukając zagubionej, zroz­

paczonej nastolatki. Nie udało mu się wyrzucić z pa­

mięci pięknej blondynki, którą tak niedawno całował,

ani na chwilę.

Pierwsze wrażenie, jakie odniósł - że była snobką

- okazało się mylne. Pod koniec wieczoru doszedł

do wniosku, że ją polubił. Była zupełnie inna niż

Summer. Cichsza, pełna zahamowań, może nawet

trochę nieśmiała. Różniła się też od kobiet, z który­

mi się dawniej umawiał, ale raczej na plus. W jego

życiu ostatnio nie było ich zbyt wiele, a właściwie

od czterech miesięcy żadnej, odkąd rozstał się z Jes­

sica Dixon.

Jessica, piękna, atrakcyjna i zabawna, nie zamie­

rzała pozostawać na drugim planie. Rozstali się po

dość nieprzyjemnej scenie, jaką mu urządziła, gdy

nagle musiał opuścić przyjęcie, ponieważ wezwano

go w sprawie jednego z jego podopiecznych. W grun­

cie rzeczy traktował ich znajomość niezobowiązują­

co. Nigdy jej nie przepraszał, gdy nie mógł przyjść.

Nawet czasami nie telefonował przez kilka tygodni,

bo nie zdawał sobie sprawy, że ona pragnie czegoś

więcej. Ze wstydem stwierdzał tylko, że wcale mu jej

nie brakuje.

Nie chciało mu się wierzyć, aby długi okres celibatu

sprawił, że poczuł tak silny pociąg do Spring. Nie była

to także tylko jej uroda. Więc co?

Może ten błysk inteligencji w uroczo skośnych

oczach? Lub niski gardłowy śmiech, który słyszał

kilkakrotnie podczas obiadu u Summer? A może jej

śpiewny akcent? Lub sposób unoszenia dumnej, okrą-

background image

WIOSNA • 29

głej bródki, gdy mówiła, że nie zadaje się z każdym?

A może żar, z jakim odpowiedziała na jego pocałunki?

Pragnął ją znowu ujrzeć, dowiedzieć się o niej

czegoś więcej. Ale najpierw musi odnaleźć Thelmę.

- O mój Boże, widzę, że ogołociłyście całe centrum

handlowe - powiedział Derek zrezygnowanym to­

nem, patrząc na stos paczek na podłodze.

Summer i Spring, wyciągnięte w fotelach i wyraźnie

zmęczone, spojrzały na niego wzrokiem winowajczyń.

- Zrobiłyśmy trochę zakupów... - przyznała Sum­

mer.

- Trochę? A mówiłyście, że będziecie zwiedzać

miasto.

- I zwiedziłyśmy. Dotarłyśmy do wszystkich skle­

pów w San Francisco i Sausalito. Przyznaję się do

winy, panie sędzio. Ale żeby cię pocieszyć, powiem, że

kupiłam ci nowy krawat.

- Okazałaś wielką wspaniałomyślność - mruknął

Derek, wymijając stertę paczek, aby dotrzeć do barku.

- I ja tak sądzę - odparła pogodnie Summer i pod­

nosząc się z trudem z fotela, dodała: - Pójdę wziąć

prysznic i przebiorę się. Obiecywałeś wziąć nas gdzieś

na obiad, prawda, kochanie?

- Tak, rzeczywiście - odparł Derek, nalewając so­

bie soku pomarańczowego do szklanki. - Wybierz

jakiś tani lokal, dobrze? Do wyjazdu twojej siostry

pozostało jeszcze dziesięć dni, a sklepy będą otwarte

codziennie.

Spring uśmiechnęła się, patrząc, jak Summer pod­

chodzi do męża i całuje go z czułością. Było jasne, że

mogłaby kupić dużo, dużo więcej, a Derek nie miałby

jej tego za złe. Było również oczywiste, że ona nie

zrobiłaby niczego, co mogłoby go rzeczywiście zmar-

background image

30 • WIOSNA

twić. Nie po raz pierwszy Spring stwierdziła w duchu,

że jej siostra jest nieprzyzwoicie szczęśliwa.

- Zmęczyła się - odezwał się Derek, gdy Summer

utykając, wyszła z pokoju.

- Tak, zauważyłam to i czuję się winna.

- Nie musisz. Nikt nie potrafi odwieść jej od tego,

co sobie raz postanowi. A poza tym bardzo się cieszy,

że tu jesteś. Czasami brak jej rodziny.

- Summer się zmieniła.

- W jakim sensie?

- Trudno mi powiedzieć dokładnie - rzekła

Spring, poprawiając okulary. - Dojrzała, jak sądzę.

A ja ciągle nie mogę przestać traktować ją jak młodszą

siostrę.

- I jak ci się podoba ta zmiana?

- Bardzo - odparła Spring. - Jest szczęśliwa, ma

sprecyzowane plany życiowe teraz, kiedy powróciła do

szkoły. Poza tym nauczyła się mówić o swoich uczu­

ciach.

- A do tego ciągle umie się dobrze bawić - dorzucił

Derek. - Bardzo sobie to cenię.

Spring przechyliła głowę, przyglądając się uważnie

Derkowi.

- Summer uważa, że ty i ja jesteśmy do siebie podobni.

- Tak, wiem. Może ma rację. Obydwoje jesteśmy

zorganizowani, ambitni i w gruncie rzeczy poważni.

- To niekoniecznie najbardziej atrakcyjne cechy

z punktu widzenia Summer.

- O, ale kocha nas oboje.

- To prawda. Ty jesteś dokładnie takim mężem,

jakiego potrzebowała. Pewnie sądzi, że ja powinnam

związać się z kimś podobnym do niej.

- Takim jak Clay McEntire? - rzucił Derek z pół­

uśmiechem. Gdy Spring popatrzyła na niego zwężony-

background image

WIOSNA • 31

mi oczami, wyjaśnił: - Wpadła na ten pomysł, gdy

poszłaś wczoraj spać.

- To śmieszne, oczywiście.

- Oczywiście - zgodził się Derek, trochę zbyt łatwo.

Spring rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie.

- Czy przypadkiem nie zgadzasz się z nią?

- Nigdy nie bawię się w swata - zapewnił ją uro­

czyście Derek - chociaż Connie i Summer twierdzą, że

nie potrafię się powstrzymać od udzielania rad. Może

to skrzywienie zawodowe.

- Tak czy owak, nie interesuję się absolutnie Cla-

yem - stwierdziła kategorycznie Spring, lecz w duchu

zastanowiła się, kogo próbuje przekonać: Derka czy

siebie samą.

- Z przykrością to słyszę - dobiegł ją znajomy głos

- gdyż Clay McEntire jest zdecydowanie zaintereso­

wany tobą.

background image

ROZDZIAŁ

3

Spring drgnęła i odwróciła się w stronę drzwi. Clay

stał oparty o framugę z wyrazem rozbawienia na swej aż

nazbyt przystojnej twarzy. Widocznie Summer wpuś­

ciła go przed chwilą do domu. Spring była zakłopotana.

Derek litościwie przyszedł jej z pomocą.

- Co słychać, Clay? Dowiedziałeś się czegoś o The-

lmie?

- Niestety nie - odparł Clay, poważniejąc. - Jeśli

nawet wiedzą, gdzie ona jest, nie chcą powiedzieć.

Spring oderwała wzrok od jego dziwnego biało-cza­

rnego stroju i zauważyła, jak bardzo był zmęczony

i zgnębiony. Nagle zapragnęła go pocieszyć.

- Czy możesz zgłosić jej zaginięcie? - spytała ze

współczuciem.

-' Zrobiła to jej matka w zeszłym tygodniu. Thelma

już przedtem uciekała. Poza tym jest mnóstwo podob­

nych zgłoszeń i policja nie bardzo się nimi przejmuje,

chyba że mają wyraźny ślad. Ja też nie chciałbym, żeby

policjanci odstawili ją do domu, jeśli będzie inne wyjście.

- Zrobić ci drinka, Clay? - zaproponował Derek.

- Nie, dziękuję. Wpadłem tylko, żeby powiadomić

Summer, że nie udało mi się odnaleźć Thelmy.

Derek uniósł ze zdziwienia brwi, ale powstrzymał

się od uwag. Przecież w tym celu nie musiał przyjeżdżać

background image

WIOSNA • 33

do Sausalito. Wystarczyło zatelefonować. Spring rów­

nież to sobie uświadomiła.

- W takim razie może wybierzesz się z nami na obiad?

- zaproponował Derek. - Jedziemy do restauracji.

Clay wyciągnięty w fotelu, z którego niedawno

podniosła się Summer, dotknął czubkiem buta stosu

paczek na podłodze.

- Jesteś pewien, że cię jeszcze na to stać? A może te

zakupy opłacono pieniędzmi z Arkansas? - zażarto­

wał, uśmiechając się do Spring.

- Miałam w tym swój udział - odparła, starając się

mówić przyjaźnie. Zauważyła, że Clay jeszcze nie

przyjął ani nie odrzucił zaproszenia Derka. Nie była

pewna, czego bardziej by chciała. Czując przypływ

niezrozumiałego zdenerwowania, zerwała się z fotela

i zaczęła zbierać paczki.

- Odświeżę się przed obiadem - oznajmiła.

- Pozwól, że ci pomogę. - Clay podniósł się szybko

i wyciągnął ręce.

- Och, nie trzeba...

Ale on porwał już całe naręcze sprawunków i ruszył

w kierunku gościnnego pokoju. Spring podążyła za

nim, starannie unikając rozbawionego wzroku Derka.

- Gdzie to położyć?

- Gdziekolwiek. Rzuć je na łóżko - powiedziała,

wymijając go, aby złożyć tam trzymane w ręku pa­

kunki. Clay uśmiechnął się i mruknął coś, co brzmiało

jak „wolałbym ciebie", ale nie była pewna, czy się nie

przesłyszała.

Gdy położył zakupy i odwrócił się do niej, spytała:

- Wyglądasz na zmęczonego. Czy szukałeś Thelmy

przez cały dzień?

- I większą część poprzedniej nocy. Dlaczego py­

tasz? Czyżbyś się o mnie martwiła?

Spring kręciła w palcach guzik bluzki i milczała.

Gdy stało się jasne, że nie zamierza odpowiedzieć na

background image

34 • WIOSNA

pytanie, Clay wsadził ręce głęboko w kieszenie i roze­

jrzał się po pokoju.

- Jesteś zadowolona, że przyjechałaś do siostry?

- Tak.

- Miło spędziłyście czas na zakupach?

- Tak.

- Masz ochotę na przygodę ze mną?

Spring omal się nie zakrztusiła.

- Nie - udało się jej odpowiedzieć.

- Lubisz teatr?

Co za bezpośredniość, pomyślała i zdecydowawszy,

że najlepiej będzie nie wdawać się z nim w spory,

odparła:

- Tak.

- Mam bilety na poniedziałkową premierę. Pó­

jdziesz ze mną?

- Ja... e...

- Zapraszam cię tylko do teatru, a nie na orgię!

- rzekł z udanym oburzeniem. I dodał: - Choć chętnie

zorganizuję i to drugie, jeśli sobie życzysz.

- Myślę, że lepiej pozostańmy przy teatrze - od­

rzekła pospiesznie Spring.

Uśmiechnął się szeroko.

- Zgoda. Przyjadę po ciebie o szóstej trzydzieści.

Przedstawienie zaczyna się wcześnie.

Spring pojęła, że właśnie umówiła się na randkę. Już

miała się wycofać, lecz spojrzała znów na zmarszczki

wokół znużonych oczu Claya i zrezygnowała.

- Doskonale. A teraz, jeśli mi wybaczysz, muszę się

przebrać przed obiadem.

- Dobrze. - Odchodząc, musnął ustami jej wargi

i dodał: - Do zobaczenia w poniedziałek.

Ten krótki kontakt wprawił w drżenie całe jej ciało.

Zanim wyszedł, spytała spontanicznie:

- Nie wybierzesz się z nami na obiad?

- Nie dzisiaj. Wracam na ulice.

background image

WIOSNA • 35

- Ale... - przerwała, a potem dokończyła: - Jesteś

chyba zmęczony. I powinieneś coś zjeść.

Na przystojną twarz Claya wypłynął łagodny, ciep­

ły uśmiech, jakby podobało mu się, że troszczy się

o niego.

- Kupię sobie kanapkę i postaram się spać dziś

w nocy. Ale nadal muszę próbować odnaleźć Thelmę.

Skinęła głową, zła na siebie, że odczuła tak silne

rozczarowanie.

- Powodzenia.

- Dziękuję, Spring. - Patrzył na nią przez chwilę,

a potem wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Spring stała bez ruchu, wpatrując się w drzwi tak

długo, że Summer i Derek musieli na nią czekać.

Sekretarka Derka, która od miesiąca była na urlopie

macierzyńskim, urodziła w sobotę dziecko. Summer

i Derek czuli się w obowiązku odwiedzić ją w szpitalu

w niedzielę. Zapraszali Spring, aby z nimi pojechała, ale

się wykręciła. Summer, która dobrze znała siostrę,

wiedziała, że czasem potrzebuje samotności, więc nie

nalegała. Obiecując, że wkrótce wrócą, Summer i Derek

wyjechali zaraz po lunchu.

Spring ucieszyła się tą chwilą spokoju, bo choć

pobyt w domu siostry był bardzo interesujący, przyje­

mnie jej było zrzucić pantofle i wyciągnąć się na

leżance koło basenu, rozkoszując się piękną pogodą

tego niezwykle ciepłego marcowego dnia. Ubrała się

w wygodny biało-turkusowy, bawełniany pulower

oraz dżinsy i zagłębiła się w książkę przywiezioną

specjalnie na godziny odpoczynku. Włosy spięła w luź­

ny węzeł.

Była zadowolona i zrelaksowana, dopóki za jej

plecami nie odezwał się głęboki, męski głos.

- Jaki piękny widok!

Spring zerwała się z leżanki, upuszczając książkę.

background image

36 • WIOSNA

- Clay! - wykrzyknęła, a serce znów biło zbyt

mocno. Czy dlatego, że ją zaskoczył? Czy też dlatego,

że wyglądał niesłychanie seksownie? Miał na sobie

levisy sprane prawie do białości, czerwone tenisówki

i w tym samym kolorze szelki. Podwinięte rękawy

koszuli ukazywały mocne ramiona.

- Przestraszyłeś mnie - powiedziała z wyrzutem.

- Przepraszam. Nie miałem tego zamiaru. Przejeż­

dżając, zobaczyłem, że ktoś jest za domem. Ponieważ

nikt mi nie otwierał, przyszedłem tutaj.

Spring obrzuciła wzrokiem jego strój.

- Wyglądasz jak prezes klubu imienia Roya Un-

derhilla - zauważyła.

Clay uniósł brwi do góry.

- A skąd ty wiesz, kto to jest Roy Underbill?

Czyżbyś się interesowała drewnianymi budowlami

albo snycerstwem?

- Nie, ale odnawiam stare domy, przynajmniej

teoretycznie. Oglądam regularnie jego program w tele­

wizji i wszystkie inne związane z tym tematem. A ty

jesteś jego wielbicielem?

- Mam obie jego książki w warsztacie - wyznał

Clay. - Kocham drewno i lubię przy nim dłubać.

- I pewnie osiągasz efekty?

- O, tak. Zdecydowanie. Chętnie ci zademonstruję

- powiedział tonem, który przyprawił ją o rumieniec.

- Dam ci znać, jeśli będę zainteresowana - odrzek­

ła chłodno.

- Nie zapomnij. Czy Summer nie ma w domu?

- Nie. Pojechała z Derkiem do szpitala odwiedzić

jego sekretarkę, która właśnie urodziła dziecko. Po­

winni wrócić za jakąś godzinę.

- Co się urodziło? Chłopiec czy dziewczynka? - za­

pytał, sadowiąc się obok Spring na leżance.

background image

WIOSNA • 37

- Chłopiec.

- To miło.

- Czy mogę cię poczęstować czymś do picia? - za­

pytała Spring.

- Nie, dziękuję. Może trochę później.

Uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony, że są

sami w ten piękny, pogodny dzień. Spring również się

rozluźniła. Gdyby tylko mogła oderwać od niego

wzrok! Aby skierować myśli w inną stronę, spytała:

- Dowiedziałeś się czegoś o Thelmie?

- Nie - potrząsnął głową. - Rozpuściłem wici, ale

jak dotąd bez rezultatu. Jestem pewien, że jest tu gdzieś

w pobliżu, lecz się ukrywa.

- Mam nadzieję, że nic jej się nie stało.

- Ja też. Co czytasz? - zapytał, wyraźnie chcąc

porzucić ten smutny temat.

- To ostatnia książka...

Przerwał jej dzwonek telefonu. Był to bezprzewodowy

aparat, który miała koło siebie, bo Derek oczekiwał

jakiegoś zgłoszenia i prosił, aby je odebrała i zapisała.

Sięgnęła po słuchawkę, lecz po chwili oddała ją Clayowi.

- To do ciebie. Dzwoni Frank.

- Dzięki. Halo, Frank? Co tam słychać?... Co?

Kiedy? Gdzie ona jest?... Tak, znam to miejsce. Już

jadę. Dam ci znać. Cześć.

Zerwał się i odłożył słuchawkę na stolik.

- Frank ma wiadomości o Thelmie. Jedna z jej

przyjaciółek przyznała się, że wie, gdzie ona się ukryła.

Przypuszcza, że Thelma jest chora. Powiedz Summer,

że zatelefonuję później, dobrze?

- Clay - zaczęła z wahaniem Spring - czy chciał­

byś...

Clay przystanął i obrzucił ją pytającym spojrze­

niem.

background image

38 • WIOSNA

- Czy mogłabym pojechać z tobą?

Patrzył na nią zaskoczony, więc szybko dodała:

- Może mogłabym w czymś pomóc. Ale jeśli uwa­

żasz, że będę ci tylko przeszkadzać... to zrozumiem.

Uśmiechnął się rozbrajająco, aż serce w niej stop­

niało.

- Dziękuję ci, Spring. Oczywiście chciałbym, żebyś

mi towarzyszyła.

- Jesteś pewien?

- A ty? To nie będzie elegancka część miasta.

- Wiem. - Spring zebrała swoje rzeczy, aby je

zanieść do domu. - Zostawię tylko wiadomość dla

Summer.

- Poczekam na ciebie w samochodzie.

Pisząc liścik do siostry, Spring zastanawiała się, dla­

czego właściwie zaofiarowała się pojechać z Clayem.

Nie wyglądało na to, żeby potrzebował jej pomocy.

Musiała przyznać sama przed sobą, że po prostu nie

chciała się z nim rozstawać. Widocznie cały swój

rozsądek zostawiła w domu, w Arkansas, stwierdziła,

biorąc torebkę i zamykając drzwi.

Nie była specjalnie zaskoczona, że samochód Claya

okazał się czerwoną jak wóz straży pożarnej mazdą

RX7, choć z drugiej strony nie zdziwiłaby się, widząc

go w starym wozie z lat sześćdziesiątych, pomalowa­

nym w psychodeliczne kolory. Właściwie, doszła do

wniosku, nic, co go dotyczyło, nie mogło jej zadziwić.

- Ile masz lat, Clay? - zapytała, gdy mknęli przez

Golden Gate.

Spojrzał na nią kątem oka, zanim odpowiedział:.

- W czerwcu skończę trzydzieści pięć. A na ile

według ciebie wyglądam?

Zastanawiała się przez chwilę, żeby dać uczciwą

odpowiedź.

background image

WIOSNA • 39

- Czasami na dwadzieścia parę, a czasami na

trzydzieści parę, zależnie od nastroju.

- W takim razie muszę zadbać, aby jak najczęściej

być w dobrym nastroju - skrzywił się zabawnie.

Spring nie dodała, że w każdym przypadku jest

niebezpiecznie przystojny. Ostatecznie ma chyba

w domu lustro. Zastanowiła się, gdzie on mieszka.

I z kim.

- Summer powiedziała mi, że masz doktorat z psy­

chologii.

- Tak.

- Czy praca w publicznej szkole przynosi ci satys­

fakcję?

- Gdyby tak nie było, nie robiłbym tego.

- I to prawda - mruknęła.

Nie wyobrażała sobie, aby Clay robił coś, co

mu nie sprawia przyjemności. W przeciwnieństwie

do niej. Często postępowała, kierując się poczuciem

obowiązku. Nie zważała na własną niewygodę czy

brak chęci. Ludzie tacy jak Clay czy Summer potrafili

brać z życia to, co im odpowiadało i dostosowywać

do własnych celów. Dobrze byłoby poznać sekret

tej umiejętności.

- A jak jest z tobą? - zapytał nagle Clay.

- To znaczy?

- Czy nigdy cię nie nudzi wypisywanie recept na

okulary?

- Nudziłoby, gdybym robiła tylko to. Ale tak nie

jest. Właśnie ostatnio miałam pacjenta - ośmiolet­

niego chłopca - którego uznano za niedorozwinięte­

go. Nauczyciel radził umieścić go w klasie dla dzieci

mających trudności z nauką, natomiast rodzice twier­

dzili, że jego poziom inteligencji jest w normie. Po

wizytach u różnych specjalistów przyprowadzili go

background image

40 • WIOSNA

w końcu do mnie. Odkryliśmy, że ma wadę wzroku,

która nie pozwala mu złożyć razem dwóch osobnych

obrazów, jakie jednocześnie widzi, i to jest źródło jego

problemów.

- Brzmi to fantastycznie - przyznał Clay i spojrzał

na nią z pełnym powagi zainteresowaniem. - Coś

jednak nas łączy, skoro zajmujesz się dziećmi.

Spring spuściła skromnie głowę.

- Nie wszystkie przypadki są tak ciekawe jak ten.

Większość czasu rzeczywiście spędzam na wypisy­

waniu recept na okulary. Jednak bardzo lubię swoją

pracę.

'Clay uścisnął jej dłoń spoczywającą na kolanach.

- Nie miałem zamiaru cię obrazić, kiedy o to

pytałem. Czasem myślę co innego, niż mówię.

- Rozumiem. I wcale się nie obraziłam.

- Jesteś niezwykłą osobą, Spring Reed - rzekł

miękko, podnosząc jej dłoń do ust. - Czy naprawdę

nie zmienisz zdania na temat wspólnej przygody?

Jestem w każdej chwili do usług.

Spring roześmiała się.

- Powiem ci, jeśli zmienię zdanie - obiecała.

- Pamiętaj. - Znów ucałował jej palce.

Spring odwróciła głowę i zaczęła wyglądać przez

szybę samochodu, ale nic nie widziała. Myślała o Clayu.

Polubiła go. Naprawdę go lubiła. Urzekł ją uśmiech

Claya, oryginalny humor i niezwykła wrażliwość.

Podobały się jej jego niebieskozielone oczy, złote

włosy i to, że umie się cieszyć z najzwyklejszego

fizycznego kontaktu. Nawet zaczynał jej się podo­

bać sposób, w jaki się ubierał. Niewiarygodne. Po­

winna uznać to za ostrzeżenie, ale jakoś nie miała

ochoty.

background image

WIOSNA • 41

Clay zaparkował w końcu przed ruderą, którą

pewnie już dawno uznano za nie nadającą się do

mieszkania. W to jasne popołudnie zaśmiecona ulica

była pusta, ale Spring podejrzewała, że mrok wieczor­

ny wyciągnie z zakamarków włóczęgów i bezdomnych,

którzy tu mieszkali. Spring zadrżała na samą myśl

o samotnej piętnastolatce ukrywającej się w takim

miejscu.

- Czy to tutaj?

- Tak mnie poinformowano - odparł Clay z ponu­

rą miną.

Spring podejrzewała, że nie powiedział wszystkiego,

co mu doniesiono. Może będzie mogła mu pomóc.

Odetchnęła głęboko, wysiadła z samochodu i poszła za

nim do drzwi budynku. Z jego oczu zniknął uśmiech,

gdy rozglądał się po mrocznej klatce i ruszył ku

żelaznym schodom.

- Tędy - rzekł.

Zawahała się tylko przez moment. Clay ujął ją za

rękę, a Spring, nabrawszy odwagi, zaczęła wchodzić

z nim na drugie piętro. Tutaj Clay przystanął, rozejrzał

się wokoło i skierował do drzwi w końcu korytarza,

nie puszczając ani na chwilę dłoni Spring.

Postał chwilę pod drzwiami, nasłuchując, a potem

lekko zapukał.

- Thelma? Tu Clay. Jesteś tam?

Zza drzwi nie dobiegł żaden dźwięk. Clay zastukał

mocniej.

- Thelma? Otwórz, skarbie. Chcę tylko porozma­

wiać, upewnić się, że nic ci nie jest. Czy słyszysz mnie?

Znowu odpowiedziała mu cisza. Clay popatrzył na

Spring, a potem ujął klamkę. Drzwi zaskrzypiały, gdy

je uchylił.

background image

42 • WIOSNA

Najpierw uderzył ją w nozdrza zaduch. Potem

zauważyła dziewczynę leżącą na brudnym materacu,

na zaśmieconej podłodze. Dziewczyna się nie ruszała.

Spring odniosła wrażenie, że nie żyje.

Clay jednym skokiem dopadł materaca. Ukląkł, do­

tykając lekko policzka Thelmy. Spojrzał na Spring

przerażony.

- Jest rozpalona od gorączki. Musi być bardzo

chora.

- Czy wiesz, co jej jest?

- Nie. Może grypa, a może zapalenie płuc. Bóg

jeden wie, kiedy ostatni raz jadła. Jedna z jej przyjació­

łek mówiła mi, że Thelma źle się czuła już wtedy, kiedy

uciekła z domu. Matka zrobiła jej awanturę, że

opuściła pracę w barze szybkiej obsługi, gdzie miała

chodzić po lekcjach. Widocznie pieniądze okazały się

dla matki ważniejsze niż jej zdrowie. - Clay mówił

gwałtownie, wyraźnie zły.

- Pójdę zatelefonować - powiedziała Spring, ro­

biąc krok do tyłu.

- Nie! - Krótki rozkaz zatrzymał ją w miejscu.

- Nie chcę, abyś sama kręciła się po tych ulicach. Ja

pójdę! Czy możesz z nią zostać?

- Oczywiście.

Przechodząc, dotknął jej pleców dłonią. Czuła

drżenie jego rąk.

- Zostaniesz tu sama? Nie boisz się? Zaraz wrócę.

- Zostanę. Pośpiesz się, Clay. Ona wygląda bardzo

źle.

Spring wzięła bezwładną, szczuplutką rękę Thelmy

w dłonie, chcąc zbadać jej puls.To prawie dziecko,

pomyślała, patrząc na wykrzywioną cierpieniem

twarz. Nie wyglądała nawet na piętnaście lat. Włosy

miała krótko obcięte i skręcone, długie rzęsy leżały na

background image

WIOSNA • 43

miękkich policzkach, które powinny mieć kolor czeko­

lady, a były szare jak popiół. Rozchylone usta, dziecin­

ne, pełne i delikatne, ukazywały białe równe zęby.

Serce Spring ścisnęło się z bólu. Walczyła ze łzami,

patrząc na obszarpane dżinsy i przepoconą koszulkę

dziewczyny.

- Nie bój się, Thelmo. Wszystko będzie dobrze

- szeptała, choć wątpiła, czy chora ją słyszy.

Thelma oddychała ciężko, pokasłując od czasu do

czasu. Skórę miała rozpaloną i suchą. Spring żałowała,

że nie ma mokrego ręcznika, aby jej obmyć twarz.

Potem przypomniała sobie, że ma w torebce paczkę

chusteczek kosmetycznych, jakie klienci zwykle otrzy­

mywali w barach szybkiej obsługi. Pogratulowała

sobie zwyczaju chowania rzeczy, które mogą się przy­

dać, i szybko sięgnęła do torebki.

Otworzyła paczuszkę z chusteczkami, wdychając

z przyjemnością ich cytrynowy zapach, a potem przy­

łożyła jedną z nich do twarzy Thelmy, cały czas

łagodnie do niej przemawiając. Wydawało jej się, że

dziewczyna otworzyła na krótko oczy, lecz nie zdra­

dzała żadnych innych oznak przytomności.

Clay znalazł Spring klęczącą na brudnej podłodze

obok Thelmy i ocierającą jej twarz. Uderzyła go w niej

jakaś spokojna siła. Wiele kobiet na jej miejscu

uciekłoby w popłochu z tej brudnej rudery. Ale nie

Spring.

Ukląkł obok i objął ją ramieniem.

- Jestem pewien, że to jej przynosi ulgę.

- Miałam ze sobą tylko te chusteczki.

- Wystarczy. Karetka zaraz tu będzie.

- Prawie się nie ruszała. Może zapadła w śpiączkę?

- Nie wiem, Spring. Nie wiem, czy ona w ogóle coś

jadła, odkąd uciekła z domu dziewięć dni temu. Jej

background image

44 • WIOSNA

przyjaciółka była tu z nią przez pewien czas, ale jest

jeszcze młodsza niż Thelma i nie potrafiła dać sobie

rady w tej sytuacji. Obiecała Thelmie, że nie zdradzi,

gdzie jest, ale zlękła się i załamała, gdy Frank zaczął ją

przepytywać.

Przyjechała karetka i do pokoju weszli dwaj męż­

czyźni z noszami.

Clay podtrzymał Spring, gdy wstała niezbyt pewnie

z klęczek i przyglądała się, jak dwaj sanitariusze

szybko i sprawnie zajęli się Thelma.

Spring oparła głowę na jego ramieniu.

- Clay, czy ona z tego wyjdzie, jak myślisz?

- Nie wiem. Po prostu nie wiem.

Mężczyźni położyli Thelmę na noszach, podnieśli

ją bez trudu i poszli do ambulansu.

- Pojedziemy za nimi do szpitala - zdecydował

Clay, prowadząc ją do samochodu. - Muszę się upew­

nić, że dojedzie tam żywa.

- Oczywiście. - Spring nie spodziewała się niczego

innego. Ona też tak by postąpiła.

Thelma dojechała do szpitala żywa, ale lekarze

niczego nie chcieli obiecać. Stwierdzili wirusowe za­

palenie płuc z powikłaniami, spowodowanymi złymi

warunkami i niedożywieniem.

Clay zatelefonował do matki Thelmy i wrócił do

poczekalni z chmurną twarzą i ponurym spojrzeniem.

- Poczekamy, aż ta... kobieta przyjedzie, a potem

odjadę. Nie jestem w stanie znieść jej obecności.

Wkrótce przyjechała pani Sawyer, głośno pomstu­

jąc na Claya, swoją córkę, jej przyjaciół - wszystkich

prócz siebie - za to, co się stało.

Clay wyszedł natychmiast ze szpitala, opanowując

się resztką sił. W samochodzie siedział dłuższą chwilę

bez ruchu, wpatrując się w przednią szybę.

background image

WIOSNA • 45

- Nic ci nie jest? - zapytała niepewnie Spring.

Bardzo chciała go pocieszyć, ale nie wiedziała jak.

Spojrzała na swoje dłonie i stwierdziła obojętnie, że są

brudne.

Clay odetchnął głęboko i obrócił się do niej.

- Nie - odparł - ale wściekam się, gdy widzę coś

takiego.

- Wiem - odparła łagodnie.

Clay, śmielszy od niej, wyciągnął rękę i uścisnął jej

dłonie.

- Byłaś wspaniała - rzekł. - Nie wiem, jak ci dzię­

kować.

- Nie ma potrzeby - odparła. - Nie zrobiłam tego

dla ciebie.

Uśmiechnął się.

- Naprawdę? Tylko dla Thelmy? Dzieciaka, które­

go nie widziałaś nigdy w życiu?

Spring, speszona pochwałą, zarumieniła się i od­

wróciła głowę.

- Jak długo będziemy stać na tym parkingu?

Clay przekręcił kluczyk w stacyjce.

- Nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy wpadli do

mnie na moment? Chciałbym się umyć, zanim cię

odwiozę do siostry.

Zgodziła się, oczywiście, ale myśl, że będą sami

w jego domu, wprawiła ją w zakłopotanie. Dziś po

południu odkryła nową stronę natury Claya, która

wzbudziła jej podziw. A teraz, nawet ze smugą brudu

na policzku nadal był zbyt atrakcyjny, by mogła być

spokojna.

Zachwyciła się jego domem. Był to jeden z dawnych,

wiktoriańskich budynków, które stanowiły ozdobę

San Francisco. Jasnoniebieski tynk i zabawne małe

okna dodawały mu uroku. Pasował do Claya.

background image

46 • WIOSNA

- Jest cudowny - powiedziała szczerze, zastana­

wiając się jednocześnie, jak mógł sobie pozwolić na tak

kosztowny dom. Miał wprawdzie doktorat, ale pra­

cował w publicznej szkole. Jednak jego stan mająt­

kowy nie powinien mnie obchodzić, upomniała się

w duchu. Ostatecznie to tylko przelotna znajomość.

Clay uśmiechał się szeroko, nie kryjąc zadowolenia.

- Nie tylko ty interesujesz się przywracaniem świet­

ności starym domom - powiedział. - Od kilku lat

pracuję nad odnowieniem wnętrza.

Wprowadził ją do środka i pozwolił się przyglądać,

nie pytając o ocenę.

Podobało jej się wszystko: ciekawe rozwiązania

różnych zakamarków i wnęk, eleganckie, choć czasem

dość dziwne antyki i kopie wiktoriańskich mebli.

Uświadomiła sobie, jak bardzo zbliżone są ich gusty.

Clay miał tu kilka mebli bardzo podobnych do tych,

którymi urządziła swoje mieszkanie w Little Rock.

Była zachwycona.

- Piękny - rzekła krótko.

- Ja czy mój dom? - spytał zaczepnie. Wrócił mu

dobry humor, bo był spokojny o Thelmę.

- I ty, i on - odparła z westchnieniem. - Mówiłeś

coś o myciu?

- Tak, chciałbym wziąć szybki prysznic i przebrać

się. Mógłbym też wyszukać coś dla ciebie, gdybyś

zdecydowała się zmienić ubranie.

Spring popatrzyła na swoje spodnie z brudnymi

plamami na kolanach i przypomniała sobie Thelmę.

- O co chodzi, Spring? - spytał Clay, widząc jej

zamyśloną minę.

- Czy wiele dzieci żyje w takich warunkach? - za­

pytała, otwierając szeroko fiołkowe oczy. - W takim

brudzie?

background image

WIOSNA • 47

Clay westchnął ze smutkiem.

- Wierz mi lub nie, ale widziałam już gorsze

miejsca. Ulice są pełne uciekinierów, a to łatwy łup dla

wszelkich mętów i handlarzy narkotyków. Nastolatki

z rozbitych rodzin wędrują do Kalifornii, Nowego

Jorku czy na Florydę tysiącami. Jest ich zbyt dużo,

żeby władze dały sobie z tym radę, a schronisk

młodzieżowych nie wystarcza.

- Często masz do czynienia z uciekinierami?

- Od czasu do czasu. Na ogół zajmuję się dziećmi,

które mają problemy we własnych domach. Próbuję

zapobiec tym ucieczkom.

- Rozumiem, dlaczego Summer przyłączyła się do

tej akcji - szepnęła Spring. - Serce się ściska, gdy się

widzi dziecko w takim stanie jak Thelma. Ona powin­

na siedzieć u MacDonalda i flirtować z sympatycz­

nymi chłopcami w jej wieku. Ja też bym chciała zrobić

coś dla nich.

- Zawsze chętnie przyjmiemy nowych ochotników

- rzucił Clay lekkim tonem, ale obserwował ją uważnie.

Spring uśmiechnęła się blado.

- Pomyślę o tym, gdy wrócę do Little Rock. Może

tam też jest jakiś Halloran House, w którym przydałby

się optyk.

Clay spochmurniał, gdy wspomniała o powrocie,

chociaż przecież powinien był pamiętać, że przyje­

chała do San Francisco tylko na dwa tygodnie. Nie

zastanawiając się, co robi, przyciągnął ją do siebie

i uściskał.

- Cieszę się, że byłaś dziś ze mną.

Spring poruszyła się niespokojnie w jego ramio­

nach.

- Niewiele mogłam pomóc - protestowała. - Zro­

biłam tylko to, co powinnam.

background image

48 ł WIOSNA

- Zawsze ta sama dzielna, obowiązkowa starsza

siostra - powiedział Clay, pamiętając, co mówiła

o niej Summer. - Chyba niełatwo być najstarszą z ro­

dzeństwa, co?

Nie zrozumiała, co to ma wspólnego z dzisiejszym

dniem.

- Nie wiem, o co ci chodzi - rzekła, marszcząc

brwi.

Clay zaśmiał się lekko, uniósł jej brodę do góry

i zajrzał w oczy.

- Robisz tylko to, co trzeba. Masz wielkie poczucie

odpowiedzialności, które pomaga ci zrobić to, czego

inni by nie zrobili. Nie wpadłaś w panikę, gdy znaleźliś­

my Thelmę w tak strasznym stanie. Nie miałaś do mnie

pretensji, że cię tam zabrałem i zostawiłem samą. Po

prostu spokojnie się nią zajęłaś.

- Nie byłam wcale tak bardzo spokojna.

- Nie, ale opanowałaś się i robiłaś to, co trzeba.

Dzięki, kochanie.

Kochanie. Ona by się nie odważyła użyć tego słowa,

ale Clay jest człowiekiem otwartym i okazuje swoje

uczucia. Powoli, niechętnie wysunęła się z jego objęć.

- Dobrze... tak - jąkała się, nie patrząc mu w oczy.

- Może pójdziesz już wziąć ten prysznic.

- Pójdę. A ty? Moja oferta jest ciągle aktualna.

- Nie, tylko się trochę umyję. Wezmę kąpiel, gdy

mnie odwieziesz do Summer.

- W porządku. Łazienka dla gości jest na lewo

z holu. Ja będę w swojej, koło sypialni. Gdybyś czegoś

potrzebowała albo poczuła nagłą chęć umycia mi

pleców... - dodał.

Uśmiechnęła się mimo woli.

- Jesteś już dużym chłopcem. Potrafisz się umyć

sam.

background image

WIOSNA • 49

- Nadejdzie taki dzień, Spring Reed, że sama

zaproponujesz mi umycie pleców, przekonasz się - po­

wiedział i pocałował ją tak szybko, że nie zdążyła się

cofnąć.

- Nie bądź taki pewny! - rzuciła za nim, niezdolna

wymyślić bardziej oryginalnej riposty. Słyszała, jak się

śmieje, idąc korytarzem w stronę łazienki.

background image

ROZDZIAŁ

4

Spring umyła się bardzo starannie, a potem zrobiła

lekki makijaż. Wyszczotkowała włosy i związała je jak

zwykle w węzeł na czubku głowy. Mimo że włożyła to

samo poplamione ubranie, czuła się odświeżona. Była­

by skrępowana, kąpiąc się w łazience Claya lub nosząc

jego rzeczy. A może miał tu jakieś kobiece fatałaszki?

Ta myśl wyraźnie ją przygnębiła.

Siedziała w salonie, gdy zjawił się Clay. Jego widok

zaparł jej dech. Włosy zwinęły mu się wokół twarzy

w długie, wilgotne loki i aż prosiły się, aby ich dotknąć.

Skóra jaśniała po kąpieli, a oczy miał błękitne jak

nigdy. Włożył brązowe spodnie opięte na biodrach,

i kremowy, bawełniany sweter z golfem. Szedł boso,

niosąc w ręku brązowe, płócienne pantofle.

- Nie nosisz skarpetek? - zapytała, żeby coś po­

wiedzieć i nie zdradzić się ze swoimi myślami.

- Nie, nigdy. A ty nigdy nie nosisz rozpuszczonych

włosów? - odparł, dotykając lekko jej starannie upię­

tej fryzury.

- Rzadko kiedy. Przeszkadzałyby mi.

- To dlaczego nie obetniesz ich krótko, tak jak

Summer?

- Bo wyglądam śmiesznie z krótkimi włosami

- odrzekła, wzruszając ramionami.

background image

WIOSNA • 51

- A może - uśmiechnął się - tkwi w tobie roman­

tyczką lubiąca długie włosy?

- Pleciesz głupstwa - odparła poirytowana. - Czy

mógłbyś wreszcie odwieźć mnie do domu? Chcę się

przebrać w coś czystego.

- Proponowałem ci...

- Wątpię, byś miał coś w moim rozmiarze - przer­

wała ostro.

- Tylko koszulki bawełniane i spodnie. Czyste, ale

trudno mi ręczyć za wielkość - zgodził się. - Nie

trzymam w domu kobiecych strojów - dodał, jakby

zgadując jej myśli.

- Przebiorę się w domu - burknęła Spring. Po­

rwała torebkę, szykując się do wyjścia

- Poczekaj chwileczkę. Chciałbym ci podziękować

za to, co zrobiłaś dziś po południu.

- Już mi dziękowałeś! Kilkakrotnie.

- Ale niewłaściwie. - Zdecydowanym ruchem

zdjął jej okulary i wsunął do bocznej kieszonki torebki.

Spring patrzyła, nie próbując go powstrzymać.

- Teraz podziękuję ci jak należy.

Nie spiesząc się, złożył pocałunek na jej wargach.

Spring stała bez ruchu. Rozchyliła wargi i zamknęła

oczy. Był to pocałunek doświadczonego kochanka,

namiętny, wiele obiecujący. Gdy się skończył, Spring

dygotała.

Clay odsunął się o krok i spojrzał jej w twarz,

a potem znów wziął ją w ramiona i zaczął całować.

Gwałtownie, zniewalająco. Trudno jej było oprzeć się

mu przedtem, teraz było to wręcz niemożliwe.

Spring odchyliła głowę do tyłu, Clay błądził dłońmi

po jej ciele, po miękkich wypukłościach i wąskiej talii,

przyciskając ją do swego twardego muskularnego

ciała.

- Spójrz na mnie, Spring.

Nieśmiało uniosła powieki.

background image

52 • WIOSNA

- To niesprawiedliwe - szepnęła.

- Co jest niesprawiedliwe, moja słodka?

- Że tak wyglądasz - odparła spontanicznie, doty­

kając końcami palców jego ogolonego policzka. - Że

wywołujesz we mnie takie uczucia.

- To samo mogę powiedzieć o tobie - odparł,

muskając ustami jej policzki. - Jesteś taka śliczna.

Tracę przy tobie głowę.

- O, Boże, co ja robię! - Opuściła dłoń i cofnęła się

o krok, krzyżując na piersi ręce obronnym gestem.

- Zabierz mnie do Sausalito, Clay.

- Jedyne miejsce, dokąd chciałbym cię zabrać, to

moja sypialnia na górze - zapewnił gorąco. - Chciał­

bym cię kochać całymi godzinami, aż byłabyś zbyt

słaba, żeby się poruszyć. A potem zacząłbym od nowa.

- Nie, Clay.

- Dobrze, poczekamy, aż sama zechcesz. A taki

czas przyjdzie, Spring. To nieuniknione.

- Nie, nie przyjdzie - sprzeciwiła się z godną po­

dziwu stanowczością. - Nie pozwolę na to.

Clay został tylko chwilę u Andersonów, aby opowie­

dzieć Summer, co się wydarzyło, i pochwalić Spring.

Potem zniknął, tłumacząc się, że powinien sprawdzić, co

się dzieje z Thelma. Jednak zanim odszedł, porwał

Spring w objęcia i entuzjastycznie wycałował w obecno­

ści Summer i Derka. Spring oblała się szkarłatnym

rumieńcem, a on wyszedł z zadowoloną miną, obiecując

przyjechać po nią następnego wieczora.

- Nic nie mów! - ostrzegła siostrę Spring, gdy

tylko drzwi zamknęły się za Clayem.

- Spring, musisz być głodna - wtrącił taktownie

Derek. - Przyrządzę parę steków na ruszcie. Jakie

lubisz?

background image

WIOSNA • 53

- Średnio wysmażone - odparła, nie spuszczając

wzroku z chichoczącej siostry.

Derek przezornie wyszedł.

- Gdybyś mogła zobaczyć swoją minę - wykrzyk­

nęła Summer ze śmiejącymi się oczami. - Powinnaś

już wiedzieć, że Clay nie zwykł krępować się obecnoś­

cią innych.

- Od jak dawna go znasz? - zapytała Spring, uda­

jąc, że nie słyszała uwagi siostry.

- Poznałam go wkrótce po przyjeździe do San

Francisco. Pracowałam wtedy jako hostessa w elegan­

ckiej, małej restauracji w pobliżu Nob Hill. Nie byłam

zachwycona, ale mogłam opłacić czynsz. Nie znałam

prawie nikogo i czułam się trochę samotna. Pewnego

wieczoru Clay przyszedł do restauracji z jakąś kobietą.

Nie mogłam się powstrzymać, żeby ich nie obser­

wować. Był tak przystojny...

- Zauważyłam - wtrąciła Spring.

- A jego towarzyszka była po prostu nieziemsko

piękna. Wysoka brunetka z czarnymi jak węgle oczami

i figurą tak zgrabną, że można się było skręcić

z zazdrości. Narzekała na wszystko, odkąd weszła do

lokalu. Nie wiem, co ją łączyło z Clayem, ale było na co

popatrzeć. Clay nie zarezerwował stolika i musieli

czekać, co jej zupełnie nie odpowiadało. Wreszcie

zwolniły się miejsca i usiedli. Ona bez przerwy miała

niezadowoloną minę. Spotkaliśmy się wzrokiem z Cla­

yem, a potem oboje nagle zaczęliśmy się śmiać. Łatwo

było zacząć, ale nie mogliśmy skończyć. Rozjuszona

bogini zerwała się z krzesła i wyszła z restauracji, nie

pozwalając Clayowi się odprowadzić, chociaż napraw­

dę chciał. A więc został i sam zjadł zamówione dania,

a zanim skończył, byliśmy już umówieni na następny

wieczór.

background image

54 • WIOSNA

- Umawiłaś się z nim?

- Tak, spotykaliśmy się. Pod koniec pierwszej

randki wiedzieliśmy już, że będziemy najlepszymi

w świecie przyjaciółmi, ale niczym więcej. I tak też się

stało. To jest wyjątkowy człowiek, Spring.

Spring siedziała ze spuszczoną głową.

- Jestem tego pewna - rzekła. - Jest tak oddany

młodzieży.

- Tak, istotnie. A dla nich jest to bardzo ważne.

Clay zawsze jest gotów ci pomóc, jeśli tego potrzebu­

jesz. Sam nie miał łatwego życia, ale zachował cudow­

ne poczucie humoru.

- Dlaczego nie miał łatwego życia? - zapytała

Spring.

- Był jednym z takich trudnych dzieci, z jakimi teraz

pracuje. Naprawdę trudnym. Uciekał, wpadał w różne

tarapaty, miał do czynienia z narkotykami. Wylądował

wreszcie w domu poprawczym i, na szczęście, dzięki

pomocy wychowawców zawrócił ze złej drogi.

Spring słuchała ze zmarszczonymi brwiami. Ta

opowieść wiele jej wyjaśniała.

- Czy rodzina nie próbowała mu pomóc?

- Właśnie rodzina była jego głównym problemem.

Duże pieniądze. Rodzicom bardziej zależało na tym,

żeby mieć dziecko idealne, niż szczęśliwe. Ignorowano

go, kiedy był grzeczny, i ostro karcono, gdy nie był.

Nic dziwnego, że się buntował.

- Czy był jedynakiem? - spytała Spring. Całym

sercem współczuła Clayowi. Czyż mogła przypusz­

czać, że ten beztroski, wesoły Clay był kiedyś nie­

szczęśliwy?

- Tak. Odziedziczył spory majątek, gdy jego rodzi­

ce zmarli kilka lat temu, ale żyje właściwie ze swojej

background image

WIOSNA • 55

pensji. Zaspokaja tylko dwa kaprysy, to znaczy jeździ

sportowym samochodem i restauruje ten stary dom,

a resztę pieniędzy przeznacza na pomoc dla innych, nie

tak hojnie obdarowanych przez los.

- Masz rację, to wyjątkowy człowiek - szepnęła

Spring.

- Nie jest oczywiście ideałem - wzruszyła ramio­

nami Summer. - I nawet się o to nie stara. Chce, aby

go akceptować takim, jaki jest. Jeśli zaś chodzi o ten

pocałunek...

- Steki są gotowe - zaanonsował od drzwi Derek.

- Summer, kochanie, może dasz nam trochę swojej

surówki.

Spring rzuciła mu spojrzenie pełne wdzięczności

i skorzystała z okazji, aby pójść na górę umyć się

i przebrać przed kolacją. W głowie jej szumiało od

przeżyć tego popołudnia i wszystkiego, czego się

dowiedziała. Clay McEntire nie opuszczał jej myśli ani

na chwilę.

W poniedziałek po śniadaniu Derek wyjechał do

biura, a Summer na wykłady, zachęcając Spring,

aby czuła się jak u siebie w domu. Miała tego

dnia tylko ranne zajęcia i obiecywała zjawić się na

lunch. Derek również zamierzał wpaść o tej porze

do domu.

Spring pomachała im na pożegnanie, a potem

postanowiła popływać w basenie z podgrzewaną wo­

dą. Rozkoszowała się słodką bezczynnością, na co

tak rzadko miała czas w swym wypełnionym pracą

życiu.

Wyszedłszy z basenu, wzięła długi, gorący prysznic.

Sięgając po ręcznik, spojrzała krytycznie na swą

background image

56 • WIOSNA

sylwetkę. Czy Clay, widząc ją w tej chwili, uznałby

za pociągającą? Zaniepokojona swoimi myślami wyta­

rła się szybko i zaczęła ubierać. W głębi ducha

żałowała, że nie potrafi łatwo angażować się w waka­

cyjne miłostki, a potem ze spokojem wracać do domu.

Gdyby była taką kobietą, z pewnością wybrałaby

Claya. Ale ponieważ jest inaczej, powinna go starannie

unikać.

Lunch był bardzo udany dzięki wspaniałej sałatce

z owoców morza przyrządzonej przez Spring. Przygo­

towała wszystko, zanim Summer i Derek przyjechali,

więc siedzieli teraz i zajadali, gawędząc wesoło.

Właśnie kończyli, gdy zadzwonił telefon. Derek

odebrał, słuchał przez chwilę, śmiejąc się, a potem

wyciągnął słuchawkę do Spring.

- To do ciebie - rzekł.

Z błysku jego oczu domyśliła się, kto dzwoni.

- Halo, Clay - powiedziała do telefonu.

- Halo, słodka Spring. Och, przepraszam! Nie

powinienem tak cię nazywać, prawda?

- Nie, nie powinieneś - odparła surowo. - Czyż­

byś nie pracował o tej porze?

- Mam chwilę przerwy. Dzwonię z biura.

- Aha. Czy dowiadywałeś się, jak się czuje Thelma?

- Bez zmian - odparł, poważniejąc. - Powinna

znaleźć się w szpitalu o wiele wcześniej. Opłucna jest

zainfekowana. Thelma leży na oddziale intensywnej

terapii.

- Tak mi przykro.

- Taak... Dzwonię właściwie tylko po to, aby ci

przypomnieć o naszej randce dziś wieczorem. Nie

zapomniałaś o niej?

- Nie, nie zapomniałam.

background image

WIOSNA 57

- Wspaniale. Nie mogę się doczekać. A ty?

- Myślę, że może być sympatycznie - zauważyła

z udanym znudzeniem. - Zresztą w telewizji i tak nie

ma dziś nic ciekawego.

- Oto, co robią z człowieka pochwały. Punkt dla

ciebie słodka Spring - powiedział wyzywająco, ale

Spring nie dała się sprowokować.

- Do zobaczenia, Clay.

- Do zobaczenia. Aha, załóż coś seksownego.

Spring zmarszczyła brwi.

- Słucham?

- Dla ciebie oznacza to pewnie odpięcie jednego

guziczka przy bluzce. Tego przy szyi. No to cześć.

Spring wpatrywała się bezmyślnie w słuchawkę,

a potem powoli odłożyła ją na widełki.

- Twój przyjaciel — powiedziała do pożeranej cie­

kawością siostry - to zupełny wariat.

- Wiem o tym - zaśmiała się Summer.

- Chce, żebym się ubrała w coś seksownego na

dzisiejszy wieczór.

- I co masz zamiar zrobić?

- Derek - zapytała szwagra Spring - czy nie poży­

czyłbyś mi czegoś ze swojej garderoby?

Spring rzadko się zdradzała ze swoim oryginalnym

poczuciem humoru, ale gdy to robiła, rezultat był

zaskakujący.

Derek, jako nowy członek rodziny, nie orientował

się, co może oznaczać ten żartobliwy wyraz jej oczu, ale

Summer, znając siostrę, wiedziała, że jej szafa też

zostanie dokładnie przejrzana, a może nawet czeka ją

błyskawiczna wyprawa do sklepów. Roześmiała się na

myśl, że wizyta jej siostry przyjmuje nieoczekiwany

obrót.

background image

58 • WIOSNA

Clay stał przed domem Andersonów i sprawdzał,

jak wygląda, niespokojny niczym uczniak na pierwszej

randce. Wysunął stopę przed siebie, kontrolując, czy

pomarańczowe pantofle nie kłócą się zbytnio z trzy­

częściowym garniturem w kolorze terakoty i elegancką

biało-brązową koszulą w paski. Poprawił krawat

w drobne zielono-brązowe kropki, który dyskretnie

wyglądał z wycięcia kamizelki. Założył ten kra­

wat - swój ulubiony - na cześć Spring.

Z uśmiechem nacisnął dzwonek, rozmyślając, jak

Spring potraktowała jego prośbę. Przewidywał, że

będzie w schludnym, klasycznym kostiumie, który nosi

niczym zbroję chroniącą ją przed nim.

Chichot Summer, która otworzyła mu drzwi i obej­

rzała go od stóp do głów, zapowiadał niespodziankę.

Odpowiedział jej uśmiechem, czekając, aż ukaże się

Spring. Na jej widok uśmiechnął się jeszcze szerzej.

No, ho, naprawdę mnie zaskoczyła, pomyślał.

Na rozpuszczonych do ramion i drobno skręconych

włosach tkwił zawadiacko filcowy, męski kapelusz.

Luźna, miękka czarno-szara marynarka, którą Clay

sam pomagał Summer wybierać na prezent dla Derka,

sięgała kolan, a rękawy miała podciągnięte do łokci.

Jaskraworóżowa bluzka była rozchylona, ukazując

męski krawat. Popielate spodnie, ściągnięte w talii,

rozszerzały się niżej, a potem znów zwężały przy

kostkach. Na nogach miała czarne ażurowe kamaszki

na wysokich obcasach.

Z uszu zwisały wielkie srebrne klipsy z turkusa­

mi, a srebrna klamra ozdabiała szeroki pasek ze

skóry.

- Kocham tę kobietę! - wykrzyknął Clay. Spring

zarumieniła się, speszona.

background image

WIOSNA • 59

Potrząsnęła głową, aż jej loki zatańczyły wokół

twarzy.

- San Francisco! -mruknęła. - No dobrze, Clay,

chodźmy już.

Objął ją ramieniem i uścisnął gorąco.

- Chodźmy, będzie świetna zabawa, zobaczysz

- rzekł rozpromieniony.

- Tak, właśnie - powiedziała z ponurym wes­

tchnieniem, które go rozbawiło - zabawa!

Okazało się, że Clay zabrał ją na szkolne przed­

stawienie. Sztuka nosiła tytuł: „Nie zabierzesz tego ze

sobą" i należała do jej ulubionych. Spring nie przy­

znała się do tego. Powstrzymywała się też od pytania,

kiedy ostatnio badano mu wzrok, gdy zauważyła, że

czytał program, mrużąc oczy.

Śmiała się i śledziła grę młodych wykonawców,

wykazujących więcej entuzjazmu niż talentu.

Nie było łatwo siedzieć blisko Claya, który wyko­

rzystywał każdą okazję, żeby jej dotknąć. Jeżeli nie

poklepywał jej po ręku, to ściskał ją za kolano. Akcja

na scenie toczyła się, a jego dłoń przesuwała się coraz

wyżej, tak że w końcu musiała zdecydowanie przełożyć

ją na jego własne udo. Zrobiła przy tym minę, jakby ją

te dotknięcia irytowały, chociaż było wręcz przeciwnie.

- Chciałabyś pójść za kulisy? - zapytał Clay, obej­

mując ją ramieniem, gdy umilkły oklaski.

Clay znał doskonale wszystkich młodych wykona­

wców. A oni najwyraźniej go uwielbiali. Ponieważ

władze szkolne zabraniały mówić do niego po imieniu,

nazywali go Mister Mac. Żartowali sobie z jego

niezwykle tradycyjnego stroju i pękali z dumy, gdy im

gratulował udanych występów.

background image

60 • WIOSNA

Wydawało się, że chłopcy starają się go naśladować,

a dziewczęta się w nim podkochują. Obserwując, jak

rozmawia z młodzieżą, Spring poczuła coś na kształt

zazdrości. Gdy Clay przedstawiał ją zespołowi, cieszy­

ła się, że ubrała się tak niekonwencjonalnie. A przecież

zrobiła to tylko, by mu dowieść, że nie brak jej

poczucia humoru. Młodzi ludzie zaakceptowali ją

łatwo jako przyjaciółkę Claya, a nawet pozwalali sobie

na żarty z jej akcentu.

Gdy opuścili budynek szkoły, Clay oświadczył, że

umiera z głodu, i zaprosił ją na kolację do niewielkiej

włoskiej restauracji, położonej z dala od turystycznego

centrum.

Potrawy okazały się bardzo smaczne. Jedli i roz­

mawiali, poruszając najrozmaitsze tematy. Clay za­

chowywał się w dalszym ciągu nienagannie, słuchając

jej opowieści z dzieciństwa w Rose Bud i praktyki

w Little Rock. Potem rozmowa zeszła na ich własne

zainteresowania. Clay uśmiechał się z zadowoleniem,

gdy okazało się, że mają podobne opinie o wielu

książkach, filmach, muzyce i ulubionych programach

telewizyjnych.

- To przeznaczenie - orzekł wreszcie. - Nasze gu­

sty są prawie identyczne. Nie ma żadnego powodu,

byśmy nie przeżyli przygody.

Spring potrząsnęła głową z dezaprobatą.

- A co powiesz o naszych gustach w sprawach stroju?

- Co mam powiedzieć? Wyglądasz dziś wspaniale.

- Ale ja nie jestem sobą zachwycona. Zrobiłam to

tylko po to, by cię zaskoczyć.

- Wiem, lecz podobasz mi się również w tych

swoich skromnych kostiumikach. Aż się proszą, żeby

je z ciebie zedrzeć.

background image

WIOSNA • 61

Roześmiał się, gdy się zaczerwieniła.

- Powinieneś był ubrać się w swój zwykły, wołający

o pomstę do nieba sposób - mówiła z wyrzutem

Spring. - W tym garniturze wyglądasz tak zwyczajnie!

I wcale nie musiałeś wkładać krawata na szkolne

przedstawienie.

Udawał zdruzgotanego, choć oczy mu się śmiały.

- Czyżbyś nie lubiła Morgana?

- Morgana? - zapytała zdumiona.

- To znaczy mojego krawatu.

- Nadałeś imię krawatowi?

- To od nazwiska chłopaka, który mi go ofiarował.

Rozmawiali o pracy Claya, tej w szkole i tej poza nią

- z młodymi ludźmi, których nieodmiennie nazywał:

moje dzieciaki. Spring była zafascynowana jego po­

święceniem, oddaniem się bez reszty ich sprawom.

- Czy wielu z nich ucieka z domu? - zapytała,

myśląc o Thelmie.

- Owszem - odparł z żalem. - Sam to zrobiłem

parę razy i wiem, jakie zimne wydają się wtedy ulice i co

to znaczy samotność.

- Ja zawsze wtedy współczuję rodzicom - wyznała

Spring. - To straszne nie wiedzieć, gdzie przebywają

ich dzieci, czy żyją, czy zaginęły, a wszystko dlatego, że

nie umieją się porozumieć.

- To smutne dla wszystkich, których to dotyczy

- zgodził się Clay. - Czasem rodzice nie troszczą się

o dzieci, ale wiem, że nie zawsze tak jest. Wielu

rodzinom mogłaby pomóc terapia, ale tylko wtedy,

gdy wszyscy sobie zdają sprawę, że jej potrzebują.

Była prawie rozczarowana, gdy po kolacji Clay

odwiózł ją wprost do domu Summer. Nie miała ochoty

się z nim rozstawać.

background image

62 • WIOSNA

Clay zaparkował na podjeździe i położył rękę na

oparciu fotela za plecami Spring.

- To był wspaniały wieczór - rzekł. - Dziękuję ci,

Spring.

Spring zwilżyła wargi końcem języka.

- Mnie też było przyjemnie. Dziękuję ci.

Gay zaśmiał się z cicha.

- Ależ jesteśmy uprzejmi, co? - powiedział i sięg­

nął ręką do jej włosów.

- Tak, to prawda - odparła z wymuszonym uśmie­

chem, gdyż miała ochotę ująć jego dłoń i przytulić ją do

policzka.

Musiał ją zdradzić wyraz twarzy, bo Clay spo­

ważniał.

- Pozwól mi się pocałować, Spring - szepnął, wsu­

wając rękę w jej włosy i przyciągając ją do siebie.

- Pragnę tego pocałunku bardziej niż czegokolwiek na

świecie.

background image

ROZDZIAŁ

5

Od kiedy to Clay prosił ją o pocałunek? Do tej po­

ry nie robił tego. Spring nerwowo zwilżyła wargi. Do­

myśliła się, że tym razem chciał, aby okazała, że prag­

nie jego pocałunku. Powoli zdjęła okulary i pochyliła

się ku niemu, zastanawiając się, czego jeszcze od niej

oczekuje.

Zaledwie zdążyła dotknąć wargami jego ust, gdy

już ją całował. Kapelusz spadł jej z głowy, ale żadne

z nich tego nie zauważyło. Jego usta robiły wrażenie

spragnionych i głodnych, lecz dotykały jej z tą samą

delikatnością jak poprzedniego dnia. I tak jak wtedy,

mogła tylko dać się ponieść namiętności. Do tej

pory taka nie była. Nigdy dotąd nie straciła kontroli

nad sobą.

Wydało się to całkiem naturalne, gdy jego dłoń

wślizgnęła się pod obszerną marynarkę i śmiałym

gestem objęła jej pierś. Bezwiednie odetchnęła i na­

parła mocniej na jego rękę.

- O, Boże, Spring. Jak cudownie mieć cię tak

blisko - szepnął, prawie nie odrywając się od jej ust.

Nie wiedziała, co odpowiedzieć, szeptała więc tylko

jego imię. Wydawało się, że niczego więcej nie oczeki­

wał. Znów zaczął ją całować czule, drażniąco, z od­

daniem.

background image

64 • WIOSNA

- Pocałuj innie, kochanie - mruczał.

Odpowiedziała pocałunkiem pełnym żaru, jakiego

dotąd nie znała.

Minęły całe wieki, gdy wreszcie oderwał się od jej

ust, roześmiał się niskim, radosnym śmiechem i mocno

uścisnął.

- Nie przestajesz mnie zaskakiwać, Spring Reed

- powiedział zachwycony. - Zobaczysz, będzie nam

bardzo dobrze razem.

- Co takiego? - zdumiała się.

Ujął jej twarz w dłonie, uśmiechnął się czułe i poca­

łował w czubek nosa.

- Gdy będziemy się kochać, przeżyjemy coś wspa­

niałego, czego żadne z nas jeszcze nie doznało. Nie

mogę się tego doczekać.

Teraz już oprzytomniała i zrozumiawszy, co on

mówił, cofnęła się gwałtownie, aż oparła się o drzwi

samochodu.

- Już ci mówiłam, Clay, że nie mam zamiaru wda­

wać się w żaden romans.

Clay z chłopięcym uśmiechem ujął jej dłoń i ucało­

wał palce.

- Romans już się rozpoczął, tylko jeszcze nie

nadszedł moment kulminacyjny.

- I nie nadejdzie - ucięła i wyrwawszy rękę, zaczęła

poprawiać potargane włosy. Wtedy przypomniała

sobie o kapeluszu. Podniosła go, chwyciła torebkę

i trzymając ją przed sobą jak tarczę, powiedziała:

- To, co się teraz stało, było błędem. Nie chcę... nie

dopuszczę, żeby się powtórzyło.

- Powtórzy się, Spring - orzekł Clay, obserwując

z rozbawieniem jej niespokojne ruchy. -I to nie raz,

nie dwa, aż w końcu uznasz, że coś się między nami

background image

WIOSNA » 65

zdarzyło. Możesz to nazwać, jak chcesz: miłością,

pożądaniem czy oczarowaniem, ale to jest, istnieje i nie

zniknie.

„Możesz to nazwać miłością", powiedział. Ale ona

nie mogła się na to zgodzić.

- Clay, czy nie widzisz, że to nie może się udać?

- mówiła błagalnym tonem. - Nie dam sobie z tym

rady. Proszę cię, nie żądaj ode mnie czegoś, czego nie

jestem w stanie dać.

Twarz mu złagodniała i przybrała wyraz takiej

słodyczy, że wzruszenie ścisnęło ją za gardło. Dotknął

delikatnie jej policzka.

- Kochanie, już mi to dałaś. Tylko nie chcesz się do

tego przyznać.

Dała mu? Co? Serce?

- Nie, Clay - szepnęła, protestując. Clay wiedział,

kiedy należy zrezygnować. Chwilowo.

- Odprowadzę cię do drzwi. - Wysiadł szybko

z samochodu, okrążył go i otworzył jej drzwiczki.

W milczeniu szli w kierunku domu.

Spring wyjęła klucz i zatrzymała się z ręką na

klamce.

- Clay, ja...

Uciszył ją szybkim pocałunkiem.

- Dobranoc, Spring. Zobaczymy się wkrótce. Będę

cię nachodził. Bardzo często!

Pół godziny później Spring szczotkowała włosy

przed lustrem w swoim pokoju, a Summer siedziała po

turecku na jej łóżku. Zżerała ją ciekawość.

- Czy nie powiesz mi nic o randce z Clayem?

- pytała.

- Mówiłam ci już, że było bardzo przyjemnie.

- Przyjemnie! Phi! - parsknęła Summer.

background image

66 • WIOSNA

- Co jest złego w tym słowie? - zapytała Spring,

odkładając szczotkę.

- Jest żadne. Mogłabyś tak określić randkę z Roge­

rem, ale z Clayem?

- Co chcesz, żebym ci powiedziała? - westchnęła

Spring.

- Na przykład, że spędziłaś pasjonujący wieczór, że

go nigdy nie zapomnisz. Coś romantycznego i słod­

kiego, tak żebym uznała, iż jest jeszcze dla ciebie

nadzieja.

Kręcąc głową, Spring usiadła obok siostry na łóżku

i wyciągnęła przed siebie nogi.

- Summer, poszliśmy na szkolne przedstawienie,

a potem Clay wziął mnie do małej włoskiej restauracji

o dziwnej nazwie, której już nie pamiętam. Czy to

pasuje do twojego opisu?

- Nie, ale byłaś z Clayem, a on potrafi uczynić ze

zwykłej sprawy coś nadzwyczajnego.

- No więc dobrze, do cholery! Moja randka z Cla­

yem była pasjonująca, intrygująca i nigdy jej nie

zapomnę. Teraz dobrze? Jesteś zadowolona?

Summer, zaskoczona wybuchem, spytała:

- Czy ja powiedziałam coś złego?

Spring jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.

- O, Boże! Przepraszam. Nie miałam zamiaru tak

na ciebie naskoczyć. Tylko że... tylko że...

- Clay zaczyna ci się podobać? - Summer próbo­

wała nadać głosowi współczujące brzmienie, ale oczy

błyszczały jej z radości.

- Przyznaję - odrzekła Spring z ociąganiem - że...

zaciekawił mnie. Ale nic ponadto. Jest przystojny,

interesujący, zabawny. To normalne, że mnie pociąga.

Kto by nie był pod wrażeniem?

background image

WIOSNA • 67

- Oczywiście - zgodziła się Summer.

- Ale to nie znaczy, że coś się między nami zaczyna.

Mam na myśli coś poważnego i trwałego. To nie

wchodzi w rachubę.

- Dlaczego?

- Jak to dlaczego? - wykrzyknęła Spring, zrywając

się z miejsca. - Summer, ja go znam zaledwie od paru

dni, a wyjadę stąd za dziewięć. Poza tym Clay i ja

bardzo się różnimy. O wiele za bardzo, aby myśleć

o stałym związku.

Summer przecząco potrząsnęła głową.

- Spring, nie mów mi tego. To mnie nie przekonuje.

Przypomnij sobie, że byłam typową bywalczynią dys­

kotek, która w końcu poślubiła byłego szpiega, prze­

obrażonego w biznesmena. Chyba trudno byłoby

znaleźć dwoje ludzi bardziej odmiennych, a jednak tak

się kochamy, że akceptujemy te różnice.

- Ty i Derek nie jesteście tak różni, jak twierdzisz

- sprzeciwiła się Spring. - A poza tym mieszkaliście

w tym samym mieście.

- I co z tego? Ludzie cały czas się przeprowadzają.

Ja też się przeprowadziłam. A logika i geografia nie

mają nic wspólnego z tą sprawą. Mówimy o uczuciach.

O tym, co czujecie do siebie, ty i Clay.

- Ale ja nie wiem, co czuję do Claya! I z całą

pewnością nie wiem, co Clay czuje do mnie.

- Chyba kpisz! Ten facet szaleje za tobą! Od samego

początku, gdy tylko stanęłaś w drzwiach mojego domu.

A ponieważ wiem, że Clay nigdy nie kryje się ze swymi

uczuciami, musiał ci dokładnie o nich opowiedzieć.

„Możesz to nazwać miłością", dźwięczało jej

w uszach, ale ona nie mogła tak tego nazwać. Po prostu

nie mogła.

background image

68 • WIOSNA

- Powiedział, że go pociągam - przyznała Spring.

- Jest przekonany, że przeżyjemy romans.

- A to byłoby takie straszne? - chciała wiedzieć

Summer.

Spring wzięła głęboki oddech i spojrzała na siostrę,

zdając sobie sprawę, że ma wypisane na twarzy, co

czuje.

- To mogłoby być tragiczne - szepnęła.

Rozbawienie natychmiast zniknęło z twarzy Summer.

- Spring... - zaczęła współczująco.

- Summer, nie przyszłaś tu chyba po to, aby zmuszać

siostrę do zwierzeń? - dobiegł ich głos Derka, który

niepostrzeżenie stanął w drzwiach.

- Skądże! Czy ja należę do osób, które wtykają nos

w czyjeś prywatne sprawy?

- Oczywiście - odparli jednocześnie Derek i Spring,

uśmiechając się do siebie. Po raz kolejny Spring pomyślała,

że bardzo lubi swojego szwagra.

Summer z obrażoną miną zeskoczyła z łóżka.

- Nie mam zamiaru zostawać tu dłużej i wysłu­

chiwać obelg - powiedziała z wielką godnością. - Idę

spać.

- Dobrej nocy, Summer - powiedziała czule Spring.

- Dobrej nocy, Derek.

Szwagier wychodząc, mrugnął do niej konspira­

cyjnie.

- Śpij dobrze, siostrzyczko - odezwała się Summer

od progu. -I postaraj się niczym nie martwić, dobrze?

Spring zapewniła, że będzie spać jak suseł, ale by­

ło to oczywiste kłamstwo. Wiedziała, że będzie myś­

leć o Clayu. Namiętność, jaką w niej obudził, ciągle

dręczyła jej ciało. Nigdy nie przeżyła czegoś po­

dobnego.

background image

WIOSNA • 69

„Możesz to nazwać miłością".

Nie, nie nazwie tego miłością.

Podczas dwóch następnych dni Clay udowod­

nił, że dotrzymuje obietnic. Gdziekolwiek się po­

jawiła, on już tam był. We wtorek wieczorem zjawił

się u Andersonów i wprosił na kolację. Siedział

trzy i pół godziny. W tym czasie poklepał Spring

po plecach pięć razy, dwa razy ją uściskał, ujął

jej dłoń dziesięciokrotnie, pocałował ją w policzek

raz, a w usta dwa razy. Liczyła dokładnie.

Gdy wreszcie wyszedł, Spring płonęła jak pochod­

nia. Wzięła długi, chłodny prysznic, ale rozbudzone

zmysły nie dawały jej spokoju.

We środę Clay zatelefonował do Summer i zaprosił

całą trójkę do restauracji. Jako zawołana swatka

Summer przyjęła zaproszenie z ochotą. Spring udawa­

ła niezadowoloną, ale obydwie zdawały sobie sprawę,

że w gruncie rzeczy nie mogła się doczekać, kiedy go

znowu ujrzy.

Tego wieczoru Clay prezentował szczytową formę,

zarówno pod względem stroju, utrzymanego w kolo­

rze kremowym i miętowej zieleni, jak i humoru. Bawił

ich i rozśmieszał do łez, a ich docinki przyjmował

z dobroduszną pobłażliwością. Spring cierpliwie i sta­

nowczo odsuwała jego ręce, lecz mimo karcących

spojrzeń, nie udało jej się całkowicie ukryć wrażenia,

jakie na niej wywierały te nieustanne, przelotne do­

tknięcia.

Jakby tego nie było dość, przedstawił ją kelnerowi

- który był jego dawnym studentem - jako dziew­

czynę swoich marzeń, z którą chciałby mieć romans.

Zerkając na nią, zaczerwieniony po białka oczu chło-

background image

70 • WIOSNA

pak uśmiechnął się, pogratulował Clayowi doskona­

łego gustu i przyniósł butelkę szampana, aby uczcić

ich spotkanie.

- Zabiję cię - syknęła przez zęby Spring.

- Pokochaj mnie najpierw, a umrę szczęśliwy - od­

parł.

- Odprowadź mnie do samochodu - poprosił Clay

dużo później, gdy po powrocie do domu Andersonów

wypili jeszcze po kieliszku na dobranoc. - Na mnie

już czas.

- Jestem pewna, że sam trafisz na podjazd - od­

parła Spring, nie ruszając się z fotela.

- Chodź, nie bądź taka - prosił jak rozkapryszone

dziecko - chcę ci coś pokazać.

- Właśnie się tego obawiam - odrzekła, budząc

wesołość Summer i Derka. Wszyscy wiedzieli, że to

zwykły wybieg z jego strony, aby ją mieć przez chwilę

dla siebie. Mimo to po chwili Spring podniosła się

i wyszła z Clayem.

Noc była cudowna. Chłodna, wonna, jaśniejąca

gwiazdami. Spring przymknęła na chwilę oczy i wciąg­

nęła głęboko powietrze, a potem znowu patrzyła

w zachwycie na cuda, które ich otaczały.

- Przepięknie tu, prawda? - zwróciła się do Claya.

Wsparty o swój niski, sportowy wóz Clay objął ją

i przyciągnął do siebie.

- Tak kiedyś myślałem.

- Kiedyś? - Spring przylgnęła do niego całym

ciałem i oparła mu ręce na ramionach. -I co się

stało?

- Spotkałem ciebie. Teraz porównuję wszystko, co

widzę, z twoją pięknością. I nic nie jest w stanie jej

dorównać.

background image

WIOSNA • 71

Powinno to brzmieć w jej uszach banalnie, sztucz­

nie. I tak może było. A jednak kolana się pod nią

uginały.

- To, co mówisz, jest bez sensu. A ja wcale nie

jestem piękna.

- A właśnie, że jesteś - mruczał Clay z ustami tuż

przy jej wargach.

- Nie... - przerwała nagle i powiedziała: - O,

Clay, pocałuj mnie, proszę cię.

- Dziękuję ci - odrzekł i zawładnął jej ustami

z gwałtownością, która oszołamiała ją coraz bardziej.

Objęła go za szyję i przywarła do niego, rozchylając

wargi. Czuła ciepło jego dłoni poprzez cienką tkaninę

sweterka, gdy przesuwał nią po jej ciele. Ciche wes­

tchnienie wyrywało się z jej ust, gdy wsunął dłoń pod

sweterek, gładził jedwabistą skórę, a potem odchylił

staniczek, aby objąć dłonią małą, zgrabną pierś.

- Spring, jesteś piękna, jesteś naprawdę piękna

- powtarzał, kołysząc ją w ramionach. - Pragnę cię

tak bardzo.

- Clay! - szeptała upojona - Clay!

Całował znów jej obrzmiałe od pocałunków wargi,

muśnięcia języka obiecywały coraz więcej. Opierał ją

mocno o swoje biodra, tak że wyczuwała, jak bardzo

jej pożąda.

- Och, Spring, jeszcze chwila, a zaczniemy się

kochać tu, na podjeździe, przed domem twojej siostry.

Zawstydzona, ukryła rozgorączkowaną twarz na

jego ramieniu, głośno oddychając.

- Clay, co ty ze mną wyprawiasz - żaliła się.

- Zwykle jestem taka rozsądna, tak nad sobą panuję!

Przy tobie staję się całkiem inna, impulsywna, nie­

obliczalna! Jak ty to robisz?

background image

72 • WIOSNA

- Nie podoba ci się to, co z tobą robię? - pytał

żartobliwym tonem.

- Tak, bardzo! Ale nie ma przed nami przyszłości,

Clay. W przyszłym tygodniu wracam do Little Rock

i znów będę sobą. Tam jest mi dobrze, przywykłam do

innego trybu życia.

Milczał przez chwilę, z policzkiem opartym o jej

włosy luźno puszczone na ramiona. Po dłuższej chwili

zapytał z ociąganiem, jakby niechętnie.

- Czy jesteś z kimś związana?

- Już nie.

Przez moment rozważał jej słowa.

- Opowiedz mi o nim.

- Nazywa się Roger, jest prawnikiem. Atrakcyjny,

miły. Chodziliśmy ze sobą około pół roku. Wiele nas

łączyło. Mieliśmy podobne pragnienia, plany. Myś­

leliśmy o małżeństwie, założeniu rodziny. Parę miesię­

cy temu okazało się, że jednak nie pasujemy do siebie,

więc powiedzieliśmy sobie do widzenia.

- Niewesoło.

- Tak, rzeczywiście. Płakałam, ale chyba głównie

z żalu za nie spełnionymi marzeniami.

Clay ujął jej twarz w dłonie.

- Nie chcę, abyś kiedykolwiek musiała płakać,

Spring. Nie chcę cię zranić.

Czy w ten sposób ją ostrzegał? Nie musiał tego

robić. I tak nie wierzyła, że Clay zadowoli się kimś

takim jak ona. Na razie intrygowała go, ale na

dłuższą metę nie da się tego utrzymać. Clay po­

trzebował podniety, nowych wrażeń i przygód. Ona

nie potrafiłaby mu ich dać. Nawet nie miała ochoty

próbować. Na stałe potrzebowała mężczyzny, który

kochałby ją, który nie zapragnąłby żadnej innej. Co

background image

WIOSNA • 73

prawda, życzyłaby sobie, aby tym mężczyzną okazał

się Clay.

- Lepiej już wrócę - rzekła wreszcie, z nutką smut­

ku w głosie.

- Dobrze. Zobaczymy się jutro.

- Jutro?

- Tak - skinął głową. - W Halloran House jutro

jest wieczór otwarty. To część naszej kampanii zbiera­

nia funduszów. Chciałbym, żebyś przyszła z Summer

i Derkiem.

- Z wielką przyjemnością. Chętnie zobaczę miej­

sce, do którego ty i Summer jesteście tak przywiązani.

- Jest z pewnością interesujące. - Musnął jej usta

lekkim pocałunkiem i odsunął ją od siebie. - Dob­

ranoc, Spring.

- Dobranoc, Clay.

Weszła do domu i stanęła cicho w progu salonu.

Summer i Derek stali przed ścianą ze szkła objęci

w namiętnym uścisku. Derek pochylał się nad swą

filigranową żoną i całował ją z poufałą bezceremonial-

nością, a ona obejmowała go za szyję.

Spring odwróciła się i na palcach poszła do swego

pokoju, starając się nie rozpłakać.

Clay pochylił się nad łóżkiem, dotknął ustami mięk­

kiego policzka, jednocześnie gładząc krótkie, czarne

kędziory.

- Cześć, ślicznotko.

Brązowe, sarnie oczy rozbłysły uśmiechem.

- Cześć - odpowiedziała Thelma.

- Jak się czujesz?

- Nie najlepiej. - Poruszyła niespokojnie głową na

poduszce. - Boli mnie w piersiach.

background image

74 • WIOSNA

- Bardzo mi przykro. Czy mogę ci w czymś

pomóc?

- Nie, ale dziękuję. Która godzina? Tracę tutaj

poczucie czasu.

- Wpół do ósmej rano. Czwartek.

- Jak się tu dostałeś? Myślałam, że wpuszczają

tylko rodzinę. - Thelma leżała na oddziale intensyw­

nej terapii. - Nie myśl, że się nie cieszę. Chętnie widzę

kogoś, kto nie jest moją kochającą mamusią.

Powiedziała to z taką goryczą, że Clayowi ścisnęło

się serce.

- Podlizałem się pielęgniarce - powiedział ze swym

uroczym uśmiechem. - Zapewniłem ją, że jestem two­

im bratem.

Thelma zaśmiała się słabo i uniosła rękę, aby

popatrzeć na kontrast między jej ciemną i jego jasną

skórą.

- I uwierzyła ci? Jesteś sprytny.

- Dzięki. Staram się.

Spoglądał na aparaturę, do której była podłączona,

nie dając po sobie poznać, jakie wrażenie na nim to

zrobiło. Thelma ciągle była jeszcze ciężko chora.

Doktorzy nie śpieszyli się z orzeczeniem, czy uda im się

ją całkowicie wyleczyć. Jej płuca były wciąż zagrożone.

Clay nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby

umrzeć.

- Rozmawiałem dziś z Frankiem. Mówił mi, że po

wyjściu ze szpitala masz przenieść się do swojej ciotki,

do Chicago.

- Tak - potwierdziła Thelma. - Od dawna błaga­

łam mamę, żeby mi pozwoliła zamieszkać z ciotką

Diane, ale nie chciała mi pozwolić. Teraz wreszcie się

zgodziła.

background image

WIOSNA • 75

- Myślisz, że będzie ci się podobało w Chicago?

Wzruszenie ramion było rozdzierająco bezradne

u osoby w jej wieku.

- Kto to może wiedzieć? Ale chyba nie będzie

gorzej niż tu. Poza tym ciotka Diane czeka na

mnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu ktoś

mnie chce.

- To nieprawda, Thelmo. Zapominasz o mnie.

- Tak, ale oboje wiemy, że masz serce na wierz­

chu i nad każdym się litujesz. Tak zawsze było

i będzie.

- Tego możesz być pewna - mrugnął do niej.

- A więc możesz przestać płakać nade mną. Zdecy­

dowałam się być rozsądna i zacząć wszystko od nowa.

Ciotka mówi, że jeśli się będę dobrze sprawować,

postara się, abym poszła do college'u, gdy skończę

szkołę średnią. Będę studiowała muzykę. Zawsze

o tym marzyłam. Doktorzy nie są pewni, czy będę

mogła śpiewać ze względu na moje... - chciała powie­

dzieć „cholerne płuca", ale się powstrzymała, bo Clay

nie lubił, gdy jego dzieciaki klęły - słabe płuca, ale jeśli

nie będę śpiewać, to zostaje mi jeszcze fortepian.

Byłam dobra, sam przecież wiesz.

- Od początku byłem twoim fanem.

- Tak. Dzięki. Przepraszam, że zawsze wszystko

psuję.

- Każdemu coś się nie udaje od czasu do czasu.

Teraz musisz zapomnieć o tym, co było, i próbować na

nowo. Na pewno ci się powiedzie.

Thelma westchnęła ze smutkiem i przymknęła oczy.

Jej długie rzęsy kładły się cieniem na delikatnych

dziewczęcych policzkach. Nagle otworzyła błyszczące

od łez oczy.

background image

76 • WIOSNA

- Nie podziękowałam ci jeszcze za uratowanie mi

życia.

- W porządku. Nie musisz dziękować.

- Wiesz, było mi obojętne, czy umrę...

- Wiem - odparł Clay ze ściśniętym gardłem - ale

mnie nie było obojętne. Ani Frankowi, ani Summer.

Twojej ciotce Diane z pewnością też nie. My wszyscy

cię kochamy, Thelmo, i dlatego zadbamy o twoją

przyszłość, nawet gdybyśmy musieli kopniakami zmu­

sić cię do posłuszeństwa.

Zachichotała cichutko.

- Dobrze, dobrze. Obiecałam przecież, że się po­

staram.

Clay zauważył, że była zmęczona, więc wstał, aby

odejść, ale powstrzymała go gestem.

- Nie odchodź jeszcze, proszę. Tu jest tak pusto.

- Masz jeszcze pięć minut, zanim siostra mnie stąd

wykopie.

- Ta pani, która była z tobą, gdy... mnie znalazłeś...

Kto to był?

- Nazywa się Spring Reed - odparł zaskoczony

Clay. - Jest siostrą Summer. Pamiętasz ją?

- Tak. Trochę niewyraźnie, ale pamiętam ładną

panią o blond włosach, która myła mi twarz i przema­

wiała do mnie miłym, przyjaznym głosem. To mi

dobrze robiło, bo było mi tak gorąco.

- Spring się ucieszy, gdy jej to powiem. Martwiła

się o ciebie. To jeszcze jedno serce na wierzchu, jak

u Summer i u mnie - dodał żartobliwie.

- Czy kochasz się w niej? - zapytała domyślnie

Thelma.

Spuścił oczy, a potem uśmiechnął się zakłopotany.

- Tak. Myślę, że tak.

background image

WIOSNA • 77

- Ożenisz się z nią?

- Jeszcze o tym nie myślałem. Nie należę do

mężczyzn, którzy nadają się na mężów.

- Bzdury.

- Słucham? - Zdumiony uniósł brwi.

- Powiedziałam, że to bzdury. Udajesz zwariowa­

nego, ale w gruncie rzeczy jesteś taki jak inni. Byłbyś

szczęśliwy jak mało kto z żoną i kupą dzieciaków i sam

dobrze o tym wiesz. Nie bujaj mnie, McEntire.

- Tak uważasz?

- Tak uważam. - Przymknęła oczy. - Czuję się

zmęczona, przepraszam.

- W porządku. Potrzebny ci wypoczynek, a na mnie

już czas. Wpadłem tylko po drodze do szkoły, a teraz

muszę już iść, bo się spóźnię. Ale niedługo wrócę.

- Obiecujesz?

- Obiecuję. A ty przyrzeknij, że będziesz do mnie

pisać z Chicago, bo inaczej przyjadę do ciebie, słyszysz?

- Tak? - rozpromieniła się. - A odpiszesz mi?

- Możesz być pewna. - Pocałował ją w policzek.

- Do zobaczenia jutro.

- Dobrze. Clay?

- Tak?

- Ubrałeś się dzisiaj trochę nieciekawie, wiesz.

Clay z uśmiechem popatrzył na swoją seledynową

koszulę, znoszone levisy i białe reeboki.

- Dziś rano ubierałem się w pośpiechu. Poprawię

się następnym razem.

- Pamiętaj. Tu jest i tak dość nudno. Do widzenia,

Clay.

Wyszedł z uśmiechem na ustach i gorącą modlitwą

w sercu, aby udało się ją uratować. Temu dziecku

należało się trochę szczęścia.

background image

78 • WIOSNA

Wydech. Clay dotykał brodą podłogi, a ramiona

naprężyły się pod ciężarem ciała. Wdech. Wypchnął

ciało do góry i liczył w myślach - czterdzieści dziewięć.

Wydech. Znowu się opuścił, ociekając potem.

Wdech. - Pięćdziesiąt.

Z głośnym stęknięciem przewrócił się na plecy

i leżał, odpoczywając.

Nienawidzę gimnastyki, myślał z ponurym uśmie­

chem. Nigdy nie ćwiczył. Był w formie dzięki bezustan­

nej aktywności.

Wiedział, dlaczego tak sobie dokucza tymi pomp­

kami. Próbował zapomnieć o Spring.

Starał się nie myśleć o niej przez cały dzień. Ani

podczas porannej wizyty u Thelmy, ani w czasie pracy

czy podczas lunchu z Frankiem, swym przyjacielem

z Halloran House. Na próżno.

A więc dobrze, przyznał w duchu, jest w niej

zakochany. Wiedział o tym już wcześniej, zanim

Thelma skłoniła go do wyznania. Będzie mu ciężko,

gdy wyjedzie w następną środę. Bardzo ciężko. Nigdy

dotąd nie był w takim stanie ducha.

Lubił kobiety. Nawiązywał mniej lub bardziej

krótkotrwałe romanse. Bez specjalnego żalu je koń­

czył. Sprawą najważniejszą w jego życiu zawsze była

praca.

Teraz czuł, że nie zapomni tak łatwo o Spring i że

praca zejdzie na drugi plan. Prawie miał o to do niej

żal. Sześć dni. Wyjeżdża za sześć dni. Żołądek skurczył

mu się ze strachu.

W ciągu trzydziestu czterech lat życia poznał, co to

rozczarowanie, bezsilność, gniew i rozpacz. Zaznał

również nadziei, miłości, zaspokojenia i szczęścia.

Rzadko odczuwał strach, a teraz się bał.

background image

WIOSNA • 79

Od dłuższego czasu żył sam, ale nie czuł się samo­

tny. Teraz nabierał pewności, że za sześć dni przekona

się, co to znaczy. I będzie mu brakowało Spring.

Nigdy tak nikogo nie kochał i nie mógł sobie

wyobrazić, aby mu się to jeszcze kiedyś zdarzyło.

Może powinien się już teraz wycofać? Przygotować

się na okres, kiedy jej tu nie będzie? Przestać myśleć

o niej cały czas, nie liczyć godzin, które ich dzielą od

spotkania? Nie zastanawiać się, jak by to było, gdyby

ją skłonił do pozostania na dłużej?

Zakląwszy, co mu się nigdy nie zdarzało, wrócił do

nienawistnych ćwiczeń.

Wdech... wydech... pięćdziesiąt jeden...

Jeszcze tylko sześć dni...

Wydech... wdech... pięćdziesiąt dwa.

background image

ROZDZIAŁ

6

Halloran House to fascynujące miejsce, zdecydowa­

ła Spring.

Wiedziała od Claya, że schronisko ufundował bo­

gaty przemysłowiec, który stracił syna z powodu

przedawkowania narkotyków, i że było utrzymywane

głównie z darów. Dla zachęcenia sponsorów organizo­

wano co roku różne akcje, a zebrane fundusze prze­

znaczano na potrzeby schroniska.

Poprzedniego roku zorganizowano występy mło­

dych talentów, które wyreżyserowała Summer, namó­

wiona do tego przez Claya.

Tym razem ogłoszono dzień otwarty - rodzaj przy­

jęcia dla gości, na które zostali zaproszeni patroni

i kandydaci do tego tytułu. W jednym końcu sali

urządzono bufet, gdzie przy okazji informowano gości

o sytuacji i zadaniach Halloran House.

Clay wyróżniał się z tłumu, bo jego koszula, ma­

rynarka, spodnie, pantofle, a nawet krawat - wszys­

tko było białe. Spring nie mogła oderwać od niego

oczu. Obserwowała, jak jego włosy lśniły, gdy padł

na nie promyk słońca, jak mu błyszczały oczy, gdy

się śmiał, a na policzkach pojawiały się dwa dołeczki.

Stwierdziła, że z każdym dniem wydawał jej się przy­

stojniejszy.

background image

WIOSNA • 81

- Co myślisz o moich dzieciakach? - zapytał, gdy

udało im się na chwilę zostać sam na sam.

Spring popatrzyła na salę. Większość gości już

wyszła, a mieszkańcy domu i współpracownicy stali

w grupkach, rozmawiając.

- Niektórzy wyglądają dość poważnie - odpowie­

działa - i są zaskakująco wysocy na swój wiek. Czy

masz z nimi kłopoty?

- Oczywiście. Od czasu do czasu zdarzają się bójki,

kłótnie itp. Nauczyliśmy się, jak postępować w takich

wypadkach.

- A jak Summer sobie radzi?

- Bardzo dobrze - zaśmiał się. - Dzieciaki mówią

o niej, że jest ostra. Czasem z nią żartują, ale czują

przed nią respekt. Są też wobec niej bardzo opiekuń­

czy. Zresztą nie bez powodu są tacy grzeczni.

- Co to znaczy?

Clay oparł się o ścianę, nie wypuszczając jej dłoni ze

swojej.

- Parę miesięcy temu mieliśmy problem z jednym

z tych starszych, wysokich chłopaków. Ma piętnaś­

cie lat. Zaczął uczęszczać na zajęcia dramatyczne

prowadzone przez Summer. Pewnego razu wyśmie­

wał się z jednego z młodszych kolegów, aż tamten

się rozpłakał, a wtedy wyzwał go od mazgajów.

Summer zirytowała się i przywołała go do porząd­

ku, a on chcąc zaimponować reszcie kolegów, po­

pchnął ją.

Spring zmarszczyła brwi, jakby była gotowa na­

tychmiast stanąć w obronie młodszej siostry.

- Czy coś jej zrobił? Ukaraliście go? Czy on tu jest?

- zarzuciła Clay a pytaniami.

Clay roześmiał się i mocniej ją przytulił.

- Wszystko w porządku. Chłopak popełnił błąd

i dostał za swoje, bo akurat w trakcie scysji do sali

wszedł Derek.

background image

82 • WIOSNA

- O, to rzeczywiście był błąd - uśmiechnęła się

Spring.

- Masz rację. Szedłem tuż za Derkiem i myś­

lałem, że rozerwie chłopaka na strzępy. Ale skoń­

czyło się na ostrzeżeniu wypowiedzianym głosem

mrożącym krew w żyłach. Od tej pory chłopak

traktuje Summer, jakby była kruchą porcelanową

figurką. Otrzymał też oficjalną reprymendę od kie­

rownika, ale groźba Derka okazała się bardziej sku­

teczna.

- Podejrzewam, że Summer wcale nie podzięko­

wała Derkowi za interwencję - powiedziała Spring

z uśmiechem.

- Dobrze ją znasz. Była wściekła i zapewniała go, że

dałaby sobie radę bez niego.

- Pewnie tak by było.

- Ja też w to nie wątpię, ale Derek ani myślał ją

przepraszać czy się usprawiedliwiać. Wysłuchał ze

spokojem, co miała do powiedzenia, a potem oświad­

czył, że zrobi to samo, jeśli sytuacja się powtórzy,

a nawet, że spełni swoje groźby.

- Bardzo po męsku - orzekła Spring, kręcąc głową.

Nie upięła włosów tego dnia, lecz puściła je luźno

na ramiona. Tworzyły piękne srebrzystoblond tło

dla jej twarzy i kontrastowały z morelową sukienką.

Clay ujął pukiel w dłoń i bawiąc się nim, powiedział

z namysłem:

- Dopiero w tej chwili zrozumiałem Derka. Za­

dziwiające, jaki instynkt opiekuńczy może wywołać

w mężczyźnie kobieta. Teraz już wiem, jak bym

zareagował, gdyby jakiś facet ciebie popchnął.

- Ho, ho! Widzę, że i ty masz zadatki na dyktatora.

- Co na to poradzę? Jestem tylko zwykłym męż­

czyzną - odparł już mniej poważnym tonem.

background image

WIOSNA • 83

- Wielka szkoda - szepnęła. Wysuwając dłoń z je­

go ręki, spytała: - Czy mogę poprosić o jeszcze trochę

ponczu?

Popijając wolno orzeźwiający napój, myślała o tym,

że Clay był dziś jakiś inny. Gdy pojawiła się z Derkiem

i Summer, zachowywał się niefrasobliwie jak zawsze,

ale jakby z pewną rezerwą. A może zraziła go opowieść

o Rogerze, to, co mówiła o planowanym małżeństwie

i rodzinie? Zląkł się pewnie, że widzi w nim przyszłego

męża i dawał jej do zrozumienia, żeby na niego nie

liczyła.

Chyba o to chodziło, ale nie była całkiem pewna.

W jej uczuciach panował zamęt. Nigdy dotąd tak

bardzo nie starała się zrozumieć drugiego człowieka.

Śledziła go wzrokiem z daleka, gdy bawił się

i żartował z grupą wychowanków. Najwyraźniej ko­

chał ich wszystkich. A jakby i ją tak pokochał?

Chciałaby tego doświadczyć, myślała, tęsknie wzdy­

chając.

Odstawiła szklankę na stół. Co się z nią działo?

Czego się spodziewała? Czy tego, że na jego prośbę

zostawi doskonałą praktykę w Little Rock i przenie­

sie się do Kalifornii, gdzie z pewnością musiałaby

walczyć z liczną konkurencją? Poza tym kochała

Arkansas. W przeciwieństwie do swoich sióstr, lubi­

ła rodzinę miasto i nie miała ochoty wynosić się

stamtąd.

Skarciła się w myśli za takie rozważania. To śmiesz­

ne. Przecież między nią a Clayem nic się jeszcze nie

wydarzyło. On pewnie niczego więcej nie pragnie prócz

krótkotrwałego romansu. Był zatwardziałym kawale­

rem, choć umawiał się z pięknymi kobietami, jak

twierdziła jej własna siostra. Prawdopodobnie takie

życie bardzo mu odpowiadało: żadnych zobowiązań

background image

84 • WIOSNA

ani kłopotliwych związków. Nie mógł zaoferować nic

takiej kobiecie jak ona, która pragnęła... dużo więcej.

- Spring, chodź, chciałabym, żebyś poznała Ka­

tie - powiedziała Summer, stając znienacka przed nią.

- Jest naprawdę słodka. Polubisz ją.

Zadowolona, że przerwano jej rozmyślania, Spring

posłusznie poszła za siostrą na drugą stronę sali.

Clay stojący parę metrów dalej i pozornie po­

grążony w rozmowie, obserwował Spring. To bez­

nadziejne, myślał zniechęcony. Nie ma sposobu, aby

uniezależnić się od niej. Przecież próbował z całych sił.

Wmawiał sobie, że jest jeszcze jedną ładną kobietą,

interesującą, ale nic ponadto. Na próżno. Była piękna,

coraz piękniejsza w jego oczach. Fascynowała go. I był

w niej zakochany. A ona wyjedzie za sześć dni. No

dobrze, będzie za nią tęsknił. Będzie cierpiał. Wobec

tego co powinien robić?

Pozostaje mu tylko jedno. Wykorzystać każdy

moment, dopóki ona jeszcze tu jest. Być z nią. Kochać

się z nią, jeśli tylko mu na to pozwoli. A jeśli jeden raz

go nie zaspokoi, to znowu i znowu, i jeszcze raz, aż ona

tak się w nim zakocha, jak on w niej. Może wtedy

zdecyduje się pozostać.

Spring zgodziła się pójść z siostrą, Derkiem i Cla-

yem na przyjęcie do Connie Anderson i Joela Tannera.

Summer przestała już żartować, że są nierozłączni,

a Derek na swój taktowny sposób uznał obecność

Claya za oczywistą, gdziekolwiek pojawiła się Spring.

Sama miała już wrażenie, że tworzą parę. Podobało jej

się to uczucie. Przeczuwała, że będzie jej brakować

Claya, gdy wyjedzie.

Connie wprowadziła się do Joela w lutym, a w maju

planowali ślub. Czekali tylko na powrót jej rodziców

background image

WIOSNA • 85

z dalekiej podróży. Connie nie widziała jednak powo­

du, aby rezygnować z zamieszkania z Joelem do tego

czasu. Tego dnia wydawała swoje pierwsze przyjęcie

w nowym domu. Miało być wesoło, hałaśliwie, ekscen­

trycznie, jak zapewniała siostrę Summer.

- To nie jest impreza w guście Derka i Joela, ale

i oni na pewno się nie znudzą - mówiła Summer,

pomagając siostrze skompletować strój składający się

z morelowej bawełnianej bluzki i szerokiej spódniczki

w biało-morelową kratę.

- Ale za to w twoim guście - rzekła Spring. - A

także Claya.

- Jasne. Oboje uwielbiamy takie przyjęcia. A Clay

zawsze występuje.

- Występuje? Co to znaczy?

- Zobaczysz - odparła tajemniczo Summer.

Tak, pomyślała ponuro Spring, na pewno zobaczy.

Zobaczy też, jak bardzo się różnią, ona i Clay. I co

gorsza on też to zrozumie. Ciekawe, czy będą tam

jakieś piękne kobiety.

Były. Kiedy Clay wszedł do pokoju u boku

Spring, natychmiast otoczyły go kobiety. Rude,

blondynki, brunetki - wszystkie interesujące - cało­

wały i ściskały go, zagadując o tysiące rzeczy, o któ­

rych ona nie miała pojęcia. Ubrane były swobodnie,

lecz z takim szykiem i elegancją, że Spring po raz

pierwszy poczuła się prowincjuszką. Muzyka była

głośna. Spring lubiła rock and rolla, ale trudno było

w tym hałasie rozmawiać. Więc głównie się uśmie­

chała.

Kiedy w pewnej chwili zabrzmiały dźwięki „Old

Time Rock'n Roll", rozległy się śmiechy i wszyscy

zaczęli namawiać Claya, aby zrzucił ubranie i sparo­

diował Toma Cruise'a z filmu „Risky Business". Clay

background image

86 • WIOSNA

odmówił z uśmiechem, ale Spring miała wrażenie, że

•zazwyczaj ulega takim prośbom.

Spring bawiła się beztrosko, dopóki w połowie

wieczoru nie dołączyła do zebranego towarzystwa

uderzająco piękna brunetka. Była ubrana w jedwabną

jaskrawoczerwoną bluzkę i obcisłe spodnie, które

przylegały niczym druga skóra.

Weszła uczepiona ramienia ciemnowłosego męż­

czyzny, którego nazywano Ace. Spring domyśliła się ze

spojrzeń, jakie wymieniły ze sobą Summer i Connie, że

pojawienie się tej pary było dla nich niespodzianką.

Powitały nowo przybyłych z uprzedzającą, choć mało

serdeczną grzecznością.

Clay najwyraźniej też ich się nie spodziewał. Przy­

padkiem patrzyła na niego, gdy spostrzegł brunetkę.

Miał nieprzeniknioną minę, ale Spring była przeko­

nana, że jest niemile zaskoczony. Gdy zauważył, że

go obserwuje, posłał jej uśmiech, ale nic nie powie­

dział.

Kim mogła być dla Claya ta kobieta, zastanawiała

się Spring, ogarnięta zazdrością, która ją samą za­

skoczyła.

Z trudem powstrzymała się od zadawania pytań,

gdy Clay otoczywszy ją ramieniem, zaproponował coś

do picia.

- Poproszę o wodę sodową - odparła, myśląc jed­

nocześnie, że powinna napić się czegoś mocniejszego.

Rzadko piła alkohol, ale dziś mógł być jej potrzebny.

Zanim Clay zdążył odpowiedzieć, brunetka wyrosła

obok nich, jakby przyszła tu specjalnie dla niego.

- Halo, Clay.

- Halo, Jessica - odparł z nutą rezygnacji w głosie.

Zacisnął mocniej ramię wokół talii Spring.

- Czyżby zaskoczyło cię to, że tu jestem?

background image

WIOSNA • 87

- Tak, trochę. Słyszałem, że wyjechałaś z San

Francisco.

Skinęła głową, patrząc na niego z rozbawieniem

w czarnych, lekko skośnych oczach.

- Wyjechałam i wróciłam.

- Właśnie widzę.

- Spodziewałam się, że cię tu zastanę. Zawsze mnie

zabierałeś na przyjęcia, które urządzały Summer

i Connie.

- Bardzo inteligentnie z twojej strony - powiedział

tonem wyrażającym tyleż podziwu, co ironii.

Zatrzepotała rzęsami z irytacji. Zmierzyła taksują­

cym spojrzeniem jego wąskie spodnie i koszulę z bufia­

stymi rękawami.

- Cóż to - wycedziła - robisz się na Errola Flyn­

na? Uwielbiam te kowbojskie buty. Są świetne.

- Dzięki.

Jak gdyby nagle przypomniał sobie o zasadach

dobrego wychowania, Clay objął mocniej Spring i na­

chylił się do niej z przepraszającym uśmiechem.

- O, przepraszam, kochanie. To jest Jessica Dixon,

moja stara znajoma. Jess, poznaj Spring Reed, siostrę

Summer.

Jessice tak samo nie podobało się nazwanie jej starą

znajomą, jak Spring użycie poufałego „Jess".

- Bardzo mi miło cię poznać, Spring - rzekła Jessica

tonem wskazującym, że wcale nie jest jej miło. Ledwie

rzuciła na nią okiem i znów zwróciła się do Claya.

- Clay, kochanie, nawet mnie nie pocałowałeś na

przywitanie. Chyba nie oczekuję zbyt wiele po tym,

czym kiedyś dla siebie byliśmy?

Przebrała miarę, uznała Spring. Ona nie zamierza tu

stać i wysłuchiwać aluzji, że Clay i ta kobieta byli

kiedyś kochankami.

background image

88 • WIOSNA

- Clay, Joel daje nam jakieś znaki - powiedziała.

- Czy nie powinniśmy dowiedzieć się, czego on chce?

- Tak, Spring. Rzeczywiście powinniśmy - odparł

Clay rozbawiony. - Do widzenia, Jess.

Przeszli w głąb pokoju, nawet nie udając, że szukają

Joela, zanim Spring odważyła się spytać:

- Mogę ci zadać jedno pytanie?

- Oczywiście.

- Czy to z tą kobietą byłeś w restauracji tego dnia,

gdy poznałeś Summer?

- Nie - odparł z uśmiechem.

Uniosła wyniośle brwi.

- A więc masz upodobanie do jędzowatych bru­

netek?

- Tak było w pewnym okresie mego życia - przy­

znał. - Sądziłem, że tak będzie bezpieczniej, zanim

wyszukam sobie jakąś słodką blondynkę.

- To ograne kawałki, Clay - obruszyła się gniew­

nie Spring. - Nie nabierzesz mnie na to.

Clay uściskał ją, śmiejąc się wesoło.

- Spring, skarbie, mam wrażenie, że jesteś za­

zdrosna.

- Tak, jestem. - Spojrzała na niego rozjuszona.

- I dobrze wiem, że to głupie, nielogiczne i całkowicie

bezpodstawne, więc nic mi nie mów, panie McEntire,

albo... albo wyjdę stąd i zostawię cię tej piranii.

- Och, błagam, tylko nie to! - szepnął, tak pełen

męskiej dumy, że miała ochotę go trzepnąć.

- Muszę się czegoś napić - oznajmiła wprost - ale

tym razem nie wody sodowej.

- Co sobie tylko życzysz, mój skarbie - odparł

pokornie. - Jeśli się upijesz, tym łatwiej mi przyjdzie

cię uwieść.

Nie pofatygowała się odpowiedzieć.

background image

WIOSNA • 89

Nie upiła się wprawdzie, ale niewiele brakowało,

żeby ją uwiódł. Wyszli z przyjęcia dość szybko, bo Clay

twierdził, że boli go głowa. Inni mu uwierzyli, ale

Spring wiedziała, że to czysty wymysł. Mimo to, gdy

zaproponował, aby wpadli do jego domu po proszek

na ból głowy, nie sprzeciwiła się.

- Nie mogę uwierzyć, że każesz mi teraz przestać

- żalił się Clay ochrypłym głosem, unosząc się nad nią

na sofie. - Tak dobrze mi idzie.

Minęło pół godziny, odkąd weszli do jego domu.

Bluzka Spring rozpięta była do pasa; włosy miała

rozsypane wokół rozgorączkowanej twarzy i oddycha­

ła jak po długim biegu. Clay nie prezentował się lepiej,

z koszulą rozpiętą aż do swych nieprzyzwoicie obcis­

łych spodni, potarganymi włosami i nienaturalnie

błyszczącymi oczami.

Spring odetchnęła głęboko i zebrała bluzkę na

swych odsłoniętych piersiach.

- Obiecałeś, że się powstrzymasz, jeśli nie będę

chciała.

- Wiem, ale wolałbym, żebyś to zrobiła wcześniej,

jeśli w ogóle miałaś taki zamiar - westchnął, prze­

czesał palcami włosy i usiadł.

- Przepraszam, nie miałam pojęcia... poniosło

mnie trochę - bąkała Spring.

Objął ją i ocierał się o nią pieszczotliwie.

- Przecież podobało ci się to, co robiliśmy, prawda?

- Wiesz dobrze, że tak.

- Więc dlaczego się zatrzymujemy? Pragnę cię,

Spring. I czuję, że ty mnie też pragniesz.

- Tak, to prawda - odparła, porządkując ubranie

i spoglądając na niego spod rzęs - ale nie mogłabym

kochać się dziś z tobą. Nie dziś.

background image

90 • WIOSNA

- Dlaczego?

- To z powodu tej kobiety - przyznała się, wygina­

jąc nerwowo palce.

Nie musiał pytać, o którą kobietę jej chodziło.

- Spring, cokolwiek było między mną a Jessicą,

zdarzyło się to dawno temu.

- Jestem pewna, że tak. Ale ja byłam zazdrosna

o nią dzisiaj. I gdybym teraz poszła z tobą do łóżka, to

w jakimś sensie dlatego, że rywalizuję z nią o ciebie.

A tego nie chcę. Chciałabym dobrze uświadomić sobie,

co robię i dlaczego, zanim podejmę decyzję. Ja nie

traktuję lekko tych spraw, Clay.

Pochylił się i czołem oparł się o jej czoło.

- Najdroższa Spring, kocham wszystko w tobie,

naprawdę, ale ten twój pokrętny umysł doprowadza

mnie do szaleństwa.

Kochał w niej wszystko? Smakowała przez chwilę te

słowa. To trochę tak, jakby powiedział, że ją kocha.

Ale niezupełnie to samo. Była tak bliska pokochania

go, że nie powstrzymałaby tej miłości, gdyby teraz

poszli do łóżka. Może i tak jest już za późno, ale

próbowała walczyć ze sobą. Mają przed sobą tylko

pięć dni.

W sobotę po południu Spring wiedziała już, że

popełniła błąd. Tyle godzin minęło od rozstania z Cla-

yem, a jej ciało ciągle na coś czekało. Pragnęła go

w sposób, który był dla niej samej niezrozumiały.

Zrobiła głupio, powstrzymując go wczoraj, myślała

smętnie.

Cały ranek Spring i Summer spędziły w sklepach

i butikach z artystycznymi drobiazgami i upomin­

kami, z których słynęło Sausalito. Oglądały obrazy,

wyroby z ceramiki, rzeźby, ubrania i dodatki ręcznej

roboty, a Spring przez cały czas zastanawiała się,

background image

WIOSNA • 91

gdzie jest i co robi Clay. Czy myśli o niej? Czy spotkał

się z Jessicą?

Idiotka, idiotka, idiotka, gromiła się w duchu,

patrząc na romantyczny obraz przedstawiający uroczy

wiktoriański dom, otoczony kwiatami. Pasowałby do

jej mieszkania, ale nie miała odwagi go kupić. Zbyt by

jej przypominał Claya. Podejrzewała, że i bez tego

będzie go często wspominać.

- Spring, co cię dręczy? - spytała nagle Summer.

- Mnie, dlaczego?

- Jesteś myślami w innym świecie i do tego smut­

nym, sądząc z wyrazu twarzy. O co chodzi?

- O nic. Podziwiam ten obrazek. Śliczny, prawda?

Summer zerknęła na obraz, ale zaraz obrzuciła

badawczym spojrzeniem twarz siostry.

Clay zatelefonował do Spring późnym popołu­

dniem.

- Nadszedł czas, aby cię zapoznać z moją sztuką

kulinarną - oznajmił z chichotem.

- Nie wiem, czy do niej dorosłam - certowała się

Spring, choć palce jej zbielały, tak ściskała słuchawkę.

Co za ulga! Nie zrezygnował z niej. - Czy Summer

i Derek też są zaproszeni?

- Nie tym razem, skarbie. Tym razem tylko ty i ja.

Żadnych sióstr, żadnych szwagrów i byłych przyjació­

łek. Co ty na to?

Wiedziała, o co ją pytał. Nie tylko o obiad.

- Brzmi to bardzo miło - odparła tak cicho, że

mógł nie dosłyszeć. Ale usłyszał.

- Świetnie. Przyjadę po ciebie o siódmej. Włóż coś

seksownego - powiedział ciepło i rozłączył się.

Ubieranie się na tę randkę zajęło jej ponad godzinę.

To głupie, ale nie wiedziała, co nałożyć.

background image

92 • WIOSNA

Zdecydowała się w końcu na portfelową sukienkę

z jedwabistego żakardu w jasnozielonym kolorze.

Ukazywała sporo dekoltu i nóg przy każdym ruchu.

W talii ścisnęła się szerokim paskiem o zbliżonym

odcieniu, który podkreślał jej wąską kibić.

Włosy puściła luźno, nałożyła delikatny pastelowy

makijaż, uszy ozdobiła perłowymi klipsami i była

gotowa. Ręce jej się trzęsły, gdy usłyszała dzwonek do

drzwi. Wiedziała, że Clay już na nią czeka.

- Ślicznie wyglądasz, Spring - powiedział z po­

dziwem Derek, gdy wreszcie wyszła ze swojego pokoju.

Spring uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

Clay tylko raz na nią spojrzał, zamknął w swych

objęciach i pocałował gorąco. Nie protestowałaby,

gdyby nie obecność Derka i Summer.

- Clay! - wykrzyknęła, gdy ją wreszcie puścił - je­

steś niemożliwy.

- Boże, ależ jesteś piękna! - powiedział z szerokim

uśmiechem, a potem zwrócił się do Andersonów:

- Tak się cieszę, że ty i Derek zostajecie dziś wieczór

w domu.

Summer zachichotała.

- Dziękuję, przyjacielu. Może powinnam jednak

pójść jako przyzwoitka.

- Nie wyjdziesz żywa z tego domu - zagroził Clay

głosem Johna Wayne'a.

Jego strój natomiast - różowy blezer i spodnie,

oraz czarno-różowa koszula - nie przypominał nicze­

go, co John Wayne miał kiedykolwiek na sobie.

- Nigdy nie spotkałam nikogo, kto by miał mniej

zahamowań niż ty - powiedziała mu Spring po dro­

dze.

Clay roześmiał się.

background image

WIOSNA • 93

- Rzeczywiście, rzadko mnie powstrzymuje obec­

ność widzów.

Przypomniała sobie, co Summer mówiła o jego

nieszczęśliwym dzieciństwie.

- Dlaczego ubierasz się tak śmiesznie? Chcesz

zwrócić na siebie uwagę?

- Kto się śmiesznie ubiera, kto? - wykrzyknął

z udanym oburzeniem.

Było jasne, że nie chciał, aby ich rozmowa stała się

zbyt poważna, więc Spring zaczęła podkpiwać z niezwyk­

łych strojów, w jakich go widziała od chwili przyjazdu.

Zaledwie przekroczyli próg jego domu, a już trzy­

mał ją znowu w ramionach.

- Jesteś dziś taka piękna - mruczał, obsypując ją

pocałunkami i przesuwając dłońmi po śliskim materia­

le sukni. - Uwielbiam tę sukienkę. Dlaczego jej nie

zdejmiesz?

Musiała się roześmiać.

- Clay! Sądziłam, że poczęstujesz mnie obiadem.

- Poczęstuję - odparł, zdejmując jej okulary

i wkładając do swojej kieszeni. - Będzie gotowy za

godzinę.

- To dlaczego jestem tu tak wcześnie?

- Dla zaostrzenia apetytu - odparł, nie przestając

obsypywać ją pocałunkami.

- To właśnie nazywasz zaostrzaniem apetytu?

- spytała.

- Aha - mruczał. - Pragnę cię, Spring. Wydaje mi

się, że właśnie ciebie pragnąłem całe moje życie.

- Ja też cię pragnę, Clay... myślę, że od chwili, gdy

mnie pierwszy raz pocałowałeś - przyznała. - Nie

mogę znieść myśli, że wyjadę z Kalifornii, nie wiedząc,

co to znaczy być kochaną przez ciebie. Kochaj mnie

Clay, teraz.

background image

94 • WIOSNA

Coś w jej słowach sprawiło, że zesztywniał, jakby go

czymś zraniła. Zlękła się, że wszystko popsuła. Ale gdy

po chwili pochylił się nad nią i przylgnął ustami do jej

warg, wiedziała, że wszystko będzie dobrze. Mało tego,

wspaniale. Czuła, że miłość z Clayem będzie najpięk­

niejszym doświadczeniem w jej życiu. Wspomnieniem,

do którego będzie z radością wracać.

Clay oderwał się od jej ust, aby porwać ją na ręce,

przytulić do piersi i ruszyć szybkim krokiem do

sypialni.

Spring rozpoczynała fantastyczną przygodę i po raz

pierwszy w życiu nie dbała o to, co będzie potem.

background image

ROZDZIAŁ

7

Clay postawił Spring koło łóżka delikatnie, jak­

by była krucha niczym figurka z porcelany. Ujął jej

twarz w drżące dłonie i pocałował z taką czułością,

że łzy zakręciły się jej w oczach. Ta nagła zmiana zno­

wu ją zaskoczyła. Nigdy nie wiedziała, czego po nim

oczekiwać.

Jej usta były miękkie i zachęcające. Clay smakował

je wargami i językiem. Czy jakakolwiek inna kobieta

mogła być równie słodka? Czy dotyk jakiejś innej

kobiety przyprawiłby go o takie drżenie?

- Chyba się denerwuję - szepnął i uśmiechnął się

zażenowany.

Zarzuciła mu ręce na szyję i odchyliwszy głowę,

spojrzała w oczy.

- Nie wyobrażam sobie, żeby ciebie coś peszyło.

Jesteś zawsze taki pewny siebie.

- Ale nie z tobą - musnął ustami jej policzek,

a potem skroń.

- Dlaczego? - szepnęła, nadstawiając twarz do po­

całunków.

- Bo chcę, aby wszystko było doskonałe ze względu

na ciebie. Chcę być idealnym kochankiem, mówić

właściwe rzeczy i dotykać cię w odpowiedni sposób.

background image

96 • WIOSNA

Pragnę, abyś zapomniała, że znałaś innych męż­

czyzn, zaspokoić cię tak, żeby nikt inny nie mógł się

ze mną równać. Zwykle nie jestem taki zaborczy,

ale w twoim przypadku chcę zawładnąć i duszą,

i ciałem.

- Clay... - Poruszyła się niespokojnie, niepewna,

jak potraktować to wyznanie.

Czując jej napięcie, zamknął jej usta pocałunkiem,

głębokim i namiętnym. Chwilę później odpiął klamrę

paska i jednym ruchem zsunął z niej suknię.

Gdy osunęli się na łóżko, jej ciało osłaniał tylko

koronkowy staniczek, trójkąt fig i rajstopy. Jego

dłonie błądziły po odkrytych fragmentach piersi, wsu­

wały się pod gumkę rajstop, pieściły płaski brzuch, ale

nie posuwały się dalej, aby przedłużyć przyjemność

oczekiwania.

Spring w tym czasie zdzierała z niego ubranie. Po

chwili na podłodze znalazł się blezer, potem koszula

i spodnie.

- Jesteś piękna. Tak bardzo piękna - szeptał Clay

z ustami na jej piersi.

Spring zanurzyła palce w jego jasnych włosach

i wygięła się w łuk, aby poczuć go jeszcze bliżej. Cieszył

ją jego zachwyt. Dotąd uważała się tylko za ładną.

Clay sprawiał, że poczuła się piękna. Czyżby rzeczywi­

ście bał się, że jej nie zaspokoi? To dziwne. Chyba

widział, jak silnie reagowała na najdrobniejszą piesz­

czotę. Przypomniała sobie, że już raz, gdy ją całował,

sprawiał wrażenie spłoszonego. Ta jego wrażliwość

i delikatność zachwycała ją tak samo, jak swoboda

i pewność siebie.

„Możesz to nazwać miłością", powiedział kiedyś

i teraz zaczynała wierzyć, że użył właściwego słowa.

background image

WIOSNA • 97

Clay uniósł głowę.

- Czy jesteś zabezpieczona, kochanie? - zapytał

miękko. - Jeśli nie...

- Tak, jestem - odparła, zadowolona, że nie prze­

stała brać pigułek antykoncepcyjnych, gdy zerwała

z Rogerem.

Clay wargami i językiem pieścił jej piersi, a dłoń,

pieszcząc i gładząc, zbliżała się do przysłoniętego

koronką trójkąta. Spring przyciągnęła go do siebie,

tak że opadł na nią całym ciałem. Roześmiał się, objął

ją mocno i ukrył twarz w jej włosach. Leżeli spleceni

uściskiem, ocierając się o siebie, czując nawzajem swe

narastające pożądanie. Spring szeptała jego imię, nie

kryjąc, jak bardzo go pragnie.

- Proszę cię, Clay, proszę.

- Zaraz, kochanie, już, zaraz - mówił, obdarzając

ją wymyślnymi pieszczotami.

- Clay, proszę cię... - błagała go, tracąc kontrolę

nad sobą. - Clay!

Teraz ona obsypała pocałunkami jego twarz i szyję,

aż wreszcie gwałtownie ściągnęła z niego czarne slipki,

pragnąc przyspieszyć zbliżenie.

- Spring, o Boże, Spring! - szeptał.

I wreszcie był w niej. Wszelkie bariery pękły, a on

wchodził w nią, pociągając ją za sobą na wyżyny

rozkoszy, o jakich nie miała pojęcia.

- Clay! - chciała krzyczeć, ale tylko szept wydoby­

wał się z jej ust.

- Spring, och, kochanie!

Dużo później, nie wypuszczając jej z objęć, przekrę­

cił się na bok, aby jej nie przygniatać. Leżeli teraz cisi,

objęci ramionami, ciesząc się swoją bliskością. Po chwi­

li długie westchnienie satysfakcji wyrwało się z jej ust.

background image

98 • WIOSNA

- Nie żałujesz? - zapytał.

- Ja? Czego?

- Że się zgodziłaś.

- Nie, nie żałuję.

- To dobrze. Bardzo się cieszę.

- Nie chciałam dopuścić do tego, co się stało.

Obiecałam sobie, że nie będę się z tobą kochać.

- Wiem, co chcesz powiedzieć. I bardzo się cieszę,

że zmieniłaś zdanie.

- Nie mogłam ci się oprzeć - oznajmiła. - Twój

fatalny urok pokonał mnie.

- Naprawdę? Mój urok dokonał tego? - zaśmiał

się.

- Tak, twój urok lub twój krawat w rybki. Nie

mogę się zdecydować.

- To rzeczywiście trudna decyzja - stwierdził uro­

czyście, a potem ugryzł ją pieszczotliwie w kark.

- Spring, a może zostaniesz na noc? - zapytał.

- Nie, Clay, czułabym się niezręcznie.

- No, dobrze, rozumiem, ale tak bardzo chciałbym

się obudzić przy tobie. - Gładził ją po całym ciele.

Spring zdumiała się, czując, jak szybko reaguje na jego

dotyk.

- Clay?...

- Szsz... Spring, pozwól mi. Chcę, żeby ci było

dobrze.

Wkrótce i on był gotowy. Gdy połączyli się

w jedno, Spring płakała i dygotała z rozkoszy tak

wielkiej, jakby miała trwać bez końca, przez całą

wieczność!

Wieczność u boku Claya! Nie zdawała sobie spra­

wy, że płacze, dopóki Clay, pochylony nad nią, nie

zaczął wycierać delikatnie jej oczu.

background image

WIOSNA • 99

- Mam nadzieję, że to łzy szczęścia? - szepnął

wzruszony.

- Tak.

Przytulił ją do piersi ruchem tak tkliwym i opiekuń­

czym, że znowu poczuła łzy pod powiekami. Wtulona

twarzą w zagłębienie jego szyi zaczęła się zastanawiać,

co ją czeka. Na pewno ból, gdy go straci. Nie

powiedział ani słowa o przyszłości, niczego nie obiecy­

wał. Mówił tylko, że jej pragnie, a pożądanie to nie

wszystko.

Jedno, co jej pozostanie, to piękne wspomnienia.

Jak mogłaby żałować tego, co zrobili? Może być tylko

wdzięczna, że doznała takiej radości chociaż raz

w życiu.

Musiał wyczuć, że się uśmiecha, bo spytał:

- O czym myślisz?

Zaśmiała się z cicha.

- Przypomniał mi się wieczór, kiedy cię poznałam.

Usiłowałam sobie wyobrazić, jaki jesteś w łóżku.

- Naprawdę? - spytał zachwycony. - Spring, za­

szokowałaś mnie.

- Chcesz powiedzieć, że ty o tym nie myślałeś?

- drażniła się.

- Oczywiście, że nie! - odparł z udaną powagą.

- Więc jak mnie oceniłaś?

- Uznałam, że jesteś wart grzechu - odparła weso­

ło i szczerze.

- Hm! A jaki się okazałem?

- Czyżbyś nie był pewien swoich zalet?

- Prędzej, Spring. Nie mogę wytrzymać.

Podparła głowę ręką i patrząc na niego, wyrecytowała:

- Jesteś wrażliwy, czuły, pełen pomysłów i po

prostu bardzo dobry.

background image

1 0 0 • WIOSNA

Od jego uśmiechu zrobiło się jaśniej w pokoju.

- Dziękuję.

- Możesz mi wierzyć, cała przyjemność po mojej

stronie - powiedziała z werwą. - A teraz ty, Clay.

- Co ja? - udawał, że nie rozumie.

- Jaka ja byłam?

- Ach, Spring, po co mówić o przebrzmiałych

sprawach? - rzekł, a gdy złapała go za gardło, udawał,

że się dusi. - No dobrze, powiem.

Spring uśmiechnęła się słodko.

- Czy byłam taka, jak się spodziewałeś?
- Nie.

- Nie? - powtórzyła rozczarowana.

- Nie. Myślałem, że będziesz skromna, grzeczna

i trochę zakompleksiona. Nie, żeby mi to specjalnie

przeszkadzało, ale gdybym wiedział, jaka jesteś namię­

tna, przerzuciłbym cię sobie przez ramię i zaniósł do

łóżka tej pierwszej nocy.

- Wariat! - zaśmiała się i popatrzyła na niego czule

spod rzęs. - Clay? Czy sądzisz, że kolacja jest już gotowa?

Udawał, że patrzy na zegarek i oblicza w myśli czas.

- Tak, sądzę, że jest gotowa. Czyżbyś była głodna,

kochanie?

- Mówiąc szczerze, jestem głodna jak wilk.

Clay wstał i stojąc całkiem nagi, podał jej swój

szlafrok. Zaśmiała się, gdy go obejrzała. Była to długa,

elegancka szata z jedwabnego brokatu, z aksamitnymi

wyłogami i mankietami. Spring musiała podciągnąć

rękawy i ścisnąć się mocno paskiem, żeby móc się

poruszać. Spojrzała ze zdziwieniem, gdy Clay zarzucił

na siebie biały płaszcz kąpielowy, który mu sięgał

zaledwie do kolan.

- Chyba powinniśmy się zamienić - zauważyła.

background image

WIOSNA » 1 0 1

- Podobasz mi się w tamtym. Teraz ty jesteś

śmiesznie ubrana.

- A więc przyznajesz, że zwykle ty ubierasz się

śmiesznie?

Wzruszył ramionami.

Spring zmarszczyła brwi uderzona jakąś myślą.

- Ten szlafrok wygląda mi na prezent od kobiety

- powiedziała.

- Masz rację.

Zaczęła natychmiast rozwiązywać pasek.

- Dostałem go od Summer na gwiazdkę - dodał.

Spring zaczerwieniła się lekko.

- Zdaje się, że znowu jestem głupio zazdrosna

- bąknęła.

- Tak, jesteś. Ale ten - pociągnął za klapy białego

szlafroka - rzeczywiście był podarunkiem od pewnej

byłej przyjaciółki.

Spring rzuciła w Claya pantoflem, który przeleciał

o parę centymetrów od jego głowy.

Potrawa, którą miał dla niej przygotować, okazała

się koszykiem delikatesów, stojącym na bufecie.

- Mówiłeś, że coś ugotujesz.

- Nie, mówiłem, że zapoznam cię z moją sztuką

kulinarną. To jest właśnie moja metoda - odparł

wcale nie zmieszany.

- Jesteś zwykłym oszustem, panie McEntire, i po­

winnam cię zwymyślać... ale za bardzo jestem głodna

- dokończyła po leciutkim wahaniu. Niewiele brako­

wało, a wyrwałoby się jej, że go kocha. Nie zdawała

sobie sprawy, kiedy to się stało, ale wiedziała, że tak jest.

Clay też był o krok od wyznania jej miłości. Bóg

świadkiem, że chciał to powiedzieć, lecz nie mógł. Nie

był pewny, jak ona to przyjmie.

background image

1 0 2 • WIOSNA

Wbił wzrok w talerz i skupił się na jedzeniu.

Obydwoje byli w czasie kolacji niezwykle cisi i mało­

mówni.

Clay pocałował Spring na dobranoc. Nigdy nie miał

dosyć tych pocałunków, stwierdził, nie spiesząc się

wypuścić jej z objęć.

- Już bardzo późno. Jesteś zmęczona? - zapytał,

przesuwając palcem po leciutkim niebieskawym cieniu

pod oczami. Była bez okularów, jakby czekała na jego

pocałunki.

- Tak, ale bardzo przyjemnie zmęczona.

Przechyliła głowę, oparła ją o jego ramię i uśmiech­

nęła się do niego ciepło. Gdy tak na niego patrzyła,

wyobrażał sobie, że go kocha. I to go bolało.

- Pewnie powinienem pozwolić ci już wejść - po­

wiedział z westchnieniem.

- Tak sądzę - odparła bez entuzjazmu.

- Mam jutro dużo zajęć w Halloran House. Mogę

nie mieć czasu spotkać się z tobą.

Przygryzła wargę, kryjąc rozczarowanie.

- Nie szkodzi. W porządku.

- Zadzwonię do ciebie.

- Bardzo proszę.

Znowu ją pocałował.

- Dzisiejszy wieczór był... - przerwał, zaśmiał się

krótko i potrząsnął głową. - Nie wiem, czym był

dzisiejszy wieczór. Nie potrafiłbym go do niczego

porównać. Mogę tylko powiedzieć, że był najwspanial­

szym, najmilszym wieczorem w moim życiu.

- Dla mnie też, Clay. Nigdy go nie zapomnę

- Dotknęła ustami jego brody. - Wezmę go ze sobą na

pamiątkę.

background image

WIOSNA • 1 0 3

Poczuł się, jakby dostał cios w żołądek. Jak mogła

teraz mówić o wyjeździe, po tym wszystkim, co ich

dzisiaj połączyło? Nie mogłaby, gdyby go kochała. Jak

to dobrze, że nie wyznał jej swych uczuć. Dość już

przeżył rozczarowań w życiu, zbyt często czuł się

odepchnięty i niepotrzebny.

- Cóż - westchnął, odsuwając się od niej. - Za­

dzwonię jutro.

Pojechał prosto do domu, otworzył barek i nalał

sobie drinka, mając nadzieję, że alkohol pozwoli mu

zapomnieć o kobiecie, którą kochał, a która zamierza­

ła go opuścić za cztery dni.

Spring wślizgnęła się do łóżka, zadowolona, że

Summer nie czekała na nią, wcisnęła głowę w poduszkę

i zasnęła. Rano obudziła się ze śladami łez na poli­

czkach, choć nie pamiętała, że płakała we śnie.

- Masz zamiar mi o tym opowiedzieć czy nie?

- dopytywała się donośnym głosem Summer. - Po­

szłaś wreszcie do łóżka z Clayem?

- Summer! - wykrzyknęła Spring z rumieńcem na

twarzy i rozejrzała się zaniepokojona, czy któryś

z klientów supersamu nie stoi zbyt blisko. - Na litość

boską!

Summer westchnęła, ale ściszyła głos.

Chcę wiedzieć, co oznacza ten wyraz rozmarzenia

w twoich oczach.

- Wiesz, że to nie twoja sprawa, prawda?

- Wiem.

- I że to bardzo niedelikatnie z twojej strony się

dopytywać?

- To też wiem - odparła niewzruszenie, wybierając

owoce kiwi.

background image

104 • WIOSNA

Spring westchnęła z rezygnacją. Sama chciała po­

rozmawiać z kimś życzliwym o swych uczuciach do

Claya, aby je lepiej zrozumieć.

- Dobrze, pogadamy o tym, ale nie tutaj - zdecy­

dowała. - Może w czasie lunchu.

- Doskonale.

- A więc porozmawiajmy o tobie i Clayu - zaczęła

Summer, gdy tylko usiadły w przytulnej kuchni. Derek

wybrał się na golfa, więc nikt im nie przeszkadzał.

- Widzę, że coś się dzieje - dodała.

- No, więc... e... ja i Clay -jąkała się Spring, bez­

skutecznie walcząc z rumieńcem.

Summer skinęła uroczyście głową.

- Jasne. I co? - spytała.

- Był... no...!

- Rozumiem, ale co dalej?

- Żebym to ja wiedziała - westchnęła Spring.

- Ta rozmowa jest wielce pouczająca - roześmiała

się Summer, dziobiąc sałatkę owocową. - Zakochałaś

się w nim?

- Chyba tak.

- A może powiedziałabyś to z uśmiechem?

- Nie potrafię. Przestań tak się cieszyć, Summer.

To jest okropne.

- Spring, jeśli zakochałaś się w Clayu, a on w tobie,

nie ma w tym nic okropnego. Ludzie, którzy się

kochają, potrafią pokonywać wszelkie trudności, aby

tylko być razem. Udało się to Derkowi i mnie, udało się

Joelowi i Connie, na pewno uda się i wam. Ciesz się

i bądź szczęśliwa, siostrzyczko! Miłość jest wspaniała,

zwłaszcza ta jak z bajki. Wierz mi, mówię z doświad­

czenia.

background image

WIOSNA • 1 0 5

- Mam nadzieję, że się nie mylisz. Nie wiem, czy to

się skończy jak w bajce, ale wiem, że to coś poważnego,

trwałego. O czymś takim się nie zapomina, nawet gdy

się wyjedzie.

- To świetnie. Teraz wiesz, dlaczego twoje po­

przednie związki nie przetrwały: nie byłaś prawdziwie

zakochana.

- Nie, nie byłam - przyznała Spring. - Choć jeden

Bóg wie, co zobaczyłam w Clayu McEntirze.

Summer zachichotała, a jej twarz promieniała zado­

woleniem.

- To dlatego, że on się tak ubiera - rzekła. - Nie

mogłaś mu się oprzeć, gdy włożył ten swój różowy

garnitur!

Osiągnęła swój cel. Rozbawiła Spring. Obie śmiały

się jak szalone i Spring poczuła się lepiej. Zaświtała

jej nadzieja, że może jednak będą razem, ona i Clay,

nawet gdy jej urlop się skończy.

Nie, nic się nie da zrobić, doszedł do wniosku Clay

w poniedziałek rano, patrząc ponuro na stertę papie­

rów na biurku i wichrząc sobie włosy, które i bez tego

nie wyglądały zbyt porządnie. Jego związek ze Spring

nie ma szans na przetrwanie. Lepiej zdać sobie z te­

go sprawę już dziś i zacząć się do tego przyzwycza­

jać. W gruncie rzeczy już poprzedniego dnia trzymał

się od niej z daleka, aby móc jaśniej myśleć. Zły był

na siebie, że do niej nie zadzwonił, jak obiecywał, ale

inaczej nie potrafił się zdobyć na obiektywną ocenę

sytuacji.

Spring kochała Arkansas i Little Rock, swoje

rodzinne miasto. Dobrze się tam czuła, jej kariera

zawodowa rozwijała się pomyślnie. Miała tam przyja-

background image

106 • WIOSNA

ciół i rodziców. Wyrobiła sobie nazwisko jako op-

tyk-okulista i na pewno nie chciałaby przenieść się do

San Francisco i zaczynać od nowa.

A poza tym, co on miał jej do zaoferowania? Nie

należał do solidnych, stałych w uczuciach mężczyzn.

Lubił zmiany, kierował się impulsami. Wprawdzie

nieoficjalnie, ale był pod telefonem na każde żądanie

dla nastolatków, którzy popadli w tarapaty. Nierzad­

ko dzwonili do niego w środku nocy, a on wyskakiwał

z łóżka i pędził na pomoc.

Całą miłość i energię poświęcał młodzieży; nie

wiedział, ile miał jej jeszcze do zaofiarowania. Czyż to

nie dlatego tak długo był kawalerem? Skąd mógł

wiedzieć, jakim byłby mężem, nawet gdyby zdecydo­

wał się z nią ożenić, a ona by go przyjęła?

Oparł łokcie na biurku i ukrył twarz w dłoniach.

Bardzo ją kochał, ale nie miał prawa żądać, aby

ryzykowała dla niego tak wiele.

A czy on zdobyłby się na to, żeby pojechać za

nią? Przenieść się do Little Rock w stanie Arkansas?

Urodził się i wychował w Kalifornii. Co miałby

do roboty w Little Rock? Nie potrafiłby znaleźć

wspólnego języka z tamtejszą młodzieżą, a tym ba­

rdziej jej pomóc. A czy ona w ogóle tego pragnęła?

Nigdy nie powiedziała, że go kocha, tylko że jest

dla niej atrakcyjny, a to za mało. Chciało mu się

płakać.

Dzień ciągnął się w nieskończoność. Uczniowie

przychodzili jak zwykle do gabinetu ze swymi prob­

lemami, skarżyli się, że nauczyciele się do nich uprze­

dzili lub że rodzice ich nie rozumieją. Zwierzali się ze

swych pierwszych szalonych miłości, prosili o radę lub

pomoc. Dopiero po lekcjach znalazł czas, aby upo-

background image

WIOSNA • 107

rządkować papiery na biurku. Wyciągnął teczkę z do­

kumentami chłopca, który miał kłopoty w rodzinnym

Oregonie i został przeniesiony do tutejszej szkoły. Po

raz pierwszy trudno mu było oderwać się od własnych

spraw i poświęcić całą uwagę problemom obcego

dziecka.

background image

ROZDZIAŁ

8

W poniedziałek wieczorem, gdy Spring przebierała

się w swoim pokoju, Summer wetknęła głowę przez

uchylone drzwi.

- Spring, Clay przyszedł - oznajmiła z wahaniem.

Wiedziała, że siostra jest zdenerwowana, bo nie miała od

niego znaku życia od poprzedniego wieczoru. - Mam

wrażenie - dodała - że jest w fatalnym humorze.

On był w fatalnym humorze?! To raczej ona miała

prawo być zła na niego i na samą siebie, że dopuścili do

takiej sytuacji.

- Dobrze, już jestem gotowa - powiedziała z uda­

waną obojętnością.

Clay czekał w salonie. Summer i Derek dyskretnie

się ulotnili. Clay uśmiechnął się z przymusem, gdy

weszła do pokoju. Trzymała ręce w kieszeniach luź­

nych spodni, aby ukryć ich drżenie.

- Cześć, Clay.

- Witaj, Spring. - Nawet jego głos brzmiał inaczej

niż zwykle.

Miał na sobie jaskrawożółty kombinezon o nie­

zliczonych kieszeniach, niczym spadochroniarz, a na

nim turkusową skórzaną kurtkę pilota. Dziwne, po-

background image

WIOSNA • 1 0 9

myślała. Przestała zwracać uwagę na jego ubranie. Za­

uważała je tylko mimochodem, przestało być istotne.

Stanęła koło drzwi bez ruchu. Nie uczyniła żadnego

gestu. Nie uśmiechnęła się. Nie miała zamiaru niczego

mu ułatwiać.

Clay podszedł i przygarnął ją do siebie.

- Przepraszam - mruknął z twarzą schowaną w jej

włosach, obejmując ją tak mocno, że z trudem od­

dychała. Nie broniła się, wsunęła ręce pod miękką

skórę kurtki i dotknęła jego pleców.

- Za co przepraszasz?

- Za to, że nie zatelefonowałem wczoraj do ciebie.

- Nie wymagam przeprosin.

- Obiecałem, że zatelefonuję.

Miała wielką ochotę zapytać, dlaczego tego nie

zrobił, ale nie zdobyła się na to, a on nie wyjaśnił.

Pocałował ją gwałtownie, a potem odsunął trochę

od siebie i zaproponował:

- Moglibyśmy pojechać moim samochodem do

Connie i Joela, a Summer zabrałaby się z Derkiem, jeśli

nie masz nic przeciwko temu.

- Oczywiście, że nie mam - odparła zdziwiona jego

zachowaniem.

Skinął głową i patrzył przed siebie nieobecnym

wzrokiem. Dotychczas był zawsze taki otwarty wobec

niej. Teraz zamknął się w sobie. Zabolało ją to

i zaniepokoiło.

- Widziałeś dzisiaj Thelmę? - próbowała prowa­

dzić normalną rozmowę.

- Tak - skinął głową. - Przenoszą ją na zwykły

oddział.

- To dobrze, prawda? Rozumiem, że nastąpiła

poprawa?

background image

1 1 0 • WIOSNA

- Tak, czuje się o wiele lepiej. Doktorzy są zado­

woleni.

- A jak jej nastrój?

- Nieźle. Matka wprawdzie nie umie jej pomóc, ale

przyjechała do niej ciotka, a to bardzo miła kobieta.

Myślę, że się nią zaopiekuje.

- Cieszę się - powiedziała, zastanawiając się,

o czym by rozmawiali, gdyby nie Thelma. Czyżby miał

jej dosyć po dwóch dniach? - Zobaczę, czy Summer

i Derek są już gotowi do wyjścia.

Clay skinął głową, lecz nawet się nie obejrzał, gdy

wychodziła.

Summer i Derek siedzieli w bibliotece, która była

jednocześnie gabinetem do pracy. Ona przeglądała

jakiś tygodnik, a on szukał czegoś w segregatorze.

- Jesteście już gotowi? - spytała Summer, gdy

Spring weszła do pokoju. - Szykuje się dobra zabawa.

- Miejmy nadzieję - powiedziała Spring z powąt­

piewaniem.

- Aa... czy on w dalszym ciągu bez humoru?

- Jest jakiś dziwny. Pełen rezerwy.

- On czasem się tak zachowuje - odparła Summer,

odkładając pismo - zwykle, gdy się czymś martwi.

Spring uświadomiła sobie nagle, jak mało w gruncie

rzeczy wie o Clayu. Nawet Summer znała go lepiej.

Dlaczego miała nadzieję, że fizyczne zbliżenie pomoże

im się poznać? Widocznie się myliła.

Clay przemierzał pokój wszerz i wzdłuż, czekając,

aż inni dołączą do niego. Zdawał sobie sprawę, że

swoim zachowaniem wprawił Spring w zakłopotanie,

ale nie wiedział, jaką przyjąć postawę i co począć.

Nigdy przedtem nie czuł się tak zagubiony. Kochał ją,

przeżył z nią coś wyjątkowego, a mimo to wyglądało

background image

WIOSNA • 1 1 1

na to, że ich znajomość zakończy się jak zwykła

wakacyjna przygoda. Ona zamierzała wyjechać za

kilka dni, a on nie widział dla nich przyszłości.

Spojrzał na Spring wchodzącą właśnie do pokoju

i zadrżał, widząc wyraz obawy na jej ślicznej twarzy.

O, Boże, Spring, nie patrz tak na mnie, myślał

z rozpaczą. Czy nie wiesz, że pragnę cię mieć przy sobie

i kochać cię? Czy nie widzisz, co się ze mną dzieje?

Miał nadzieję, że towarzystwo przyjaciół pomoże

mu zapanować nad sobą. Jednak patrząc na obie pary,

poczuł zazdrość. Wydawali się wszyscy tacy spokojni

i szczęśliwi. Nie uszło jego uwagi, że często wymieniali

spojrzenia pełne miłości i bez skrępowania obejmowali

się i dotykali.

On sam unikał wzroku Spring, bo lękał się, że straci

nad sobą kontrolę. On, który był znany z tego, że

szukał fizycznego kontaktu z osobami, do których czuł

zaledwie sympatię, teraz bał się każdego ruchu. Ogar­

niał go gniew.

- A więc będziesz w Little Rock już w środę

wieczorem? - usłyszał głos Joela, który zwrócił się do

Spring. - A kiedy rozpoczynasz pracę?

- Dopiero w poniedziałek - odparła. - Chcę zro­

bić parę rzeczy w domu, więc wzięłam pełne dwa

tygodnie urlopu. To moje pierwsze wakacje, odkąd

rozpoczęłam praktykę prawie dwa lata temu.

- Będziesz bardzo zajęta po powrocie do domu

- zauważyła Summer. - Założę się, że twoi pacjenci

już czekają w długiej kolejce.

Spring uśmiechnęła się.

- Tak naprawdę w mojej książce wizyt nie ma już

miejsca na najbliższe dwa tygodnie. Ale nie narzekam

na przepracowanie.

background image

1 1 2 • WIOSNA

- Wydawało mi się, że mieliśmy oglądać film

- przerwał niezbyt grzecznie Clay. Widząc zdziwione

spojrzenia, dodał: - W czasie roku szkolnego muszę

wracać do domu przed dziesiątą.

- Jasne, Clay, rozumiemy cię - powiedziała Con­

nie i włożyła kasetę do odtwarzacza. Wszyscy bez

słowa usadowili się wygodnie w fotelach.

Spring w dalszym ciągu obserwowała Claya. Gdy

podniósł na nią wzrok, zauważył, że przygląda mu

się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zły na sie­

bie, że zachował się tak gruboskórnie, ujął jej dłoń

i ucałował palce. Jej gładka skóra i przyspieszony

puls, sprawiły, że zapragnął być z nią znowu, sam na

sam, w jakimś ustronnym miejscu. Niestety, było to

niemożliwe. Nie wypuszczając z ręki jej dłoni, pró­

bował skupić się na nowej komedii, którą bardzo

chciał zobaczyć. Dziś nic go nie obchodziła.

Wzburzenie. Gniew. Clay, jako doktor psycho­

logii, łatwo rozpoznał te emocje i osądził, że to są

reakcje na spodziewaną utratę kochanej osoby. Nie

chciany syn, który ciągle jeszcze w nim pokutował,

nie mógł sobie poradzić z tymi uczuciami. Odczuwał

ból i pragnął zemsty na osobie, która mu ten ból

zadała.

Co się z nim dzieje, zastanawiała się po raz setny

Spring. Dlaczego tak mnie traktuje? Jakbym była kimś

obcym! Wydawało się jej, że nie należy do mężczyzn,

którzy tracą zainteresowanie zdobyczą, ledwie wpad­

nie w ich sidła. A może źle go osądziła?

Po filmie, gdy wszyscy popijali pożegnalne drinki,

rozmowa zeszła na Halloran House. Summer była tam

wczesnym popołudniem i dowiedziała się, że młodzi

background image

WIOSNA • 1 1 3

ludzie są bardzo poruszeni. Okazało się, że ich kolega,

Tony, czternastolatek, uciekł z domu po kłótni z rodzi­

cami. Rodzice zawiadomili policję, która odnalazła go

na dworcu autobusowym, w chwili gdy zamierzał

opuścić miasto.

- Dzieci były wstrząśnięte - opowiadała Summer

- bo policja zrobiła prawdziwe przedstawienie, wycią­

gając go z dworca.

- Nic o tym nie słyszałem - mruknął z furią Clay.

O, właśnie! Z powodu Spring nie wiedział, co się dzieje

z jego dzieciakami. Dzięki ci, Spring!

- Dzieciaki są wściekłe na rodziców Tony'ego

- poinformowała go Summer.

Spring poruszyła się niespokojnie.

- A co innego mogli zrobić jego rodzice? - zapyta­

ła. - To nie ich wina, że policjanci zbyt przejęli się

swoją rolą.

- Mogli go sami szukać - odparł Clay, patrząc na

nią z wyższością, jakby wykazała kardynalny brak

inteligencji. - Albo mogli zadzwonić do Franka czy do

mnie. My byśmy go znaleźli.

- Ja tylko wiem, że gdyby mój syn uciekł, po­

stąpiłabym tak jak rodzice tego chłopca. Mówiąc

szczerze, gdyby policja wcześniej znalazła Thelmę, nie

byłaby tak bliska śmierci.

- A gdyby jej matka mnie zawiadomiła, nie doszło­

by do takiego zagrożenia jej zdrowia. - odparował

Clay. - Policja mogłaby nigdy jej nie znaleźć, tak się

tym przejęli. Fakt, że w ogóle odszukali Tony'ego,

o niczym nie świadczy. To mógł być zwykły przypadek.

- Czy to znaczy, że każdy w San Francisco powi­

nien cię zawiadamiać, jeśli jego dziecko zniknie?
- Spring nie mogła się powstrzymać od złośliwości.

background image

1 1 4 • WIOSNA

- Nie, nie każdy - odparł dotknięty jej tonem.

- Ale jeśli znam dzieciaka, jak w przypadku Thelmy

i Tony'ego, i pracowałem z nim, to uważam, że

powinienem mieć szansę mu pomóc. Do diabła, prze­

cież ja w ogóle nie wiedziałem, że Tony uciekł!

Jego mina mówiła wyraźnie, że ją o to obwiniał. To

nie fair, pomyślała Spring, niemile dotknięta.

- Może uznali, że nic nie poradzisz. Pracowałeś

z nim, a on mimo to uciekł - zauważyła, żałując już po

chwili, że wypowiedziała te słowa. Wyglądało to tak,

jakby go oskarżała, że nie sprostał zadaniu.

Clay zmienił się na twarzy.

- Robi się późno - powiedział nagle, patrząc wro­

go na Spring. - Jesteś gotowa do wyjścia?

- Tak, jestem gotowa - odparła i ze zdziwieniem

usłyszała, jak Clay uprzedza Derka, że odwiezie ją za

jakiś czas. Była pewna, że odstawi ją do Sausalito bez

zwłoki.

Pół godziny później spacerowali po plaży, a wiatr

targał jej włosy i smagał policzki. Clay kopnął pękniętą

muszlę, a potem schylił się i cisnął ją daleko w morze.

- Nie był to najbardziej udany wieczór, prawda?

- rzekł.

Zatrzymała się i spojrzała mu prosto w twarz.

- Prawda. Ty też nie sprawiałeś wrażenia, że się

dobrze bawisz.

- Nie, rzeczywiście byłem w złym humorze. Prze­

praszam.

Zdobyła się na odwagę, i spytała:

- Clay, co się z tobą dzieje? Czy coś cię gnębi?

- Czy coś mnie gnębi? - powtórzył ochrypłym gło­

sem, przeczesując palcami włosy. - Będę za tobą tęsk­

nił. Bardzo będzie mi ciebie brak.

background image

WIOSNA • 1 1 5

- Ja też będę tęskniła, Clay - szepnęła ze spusz­

czoną głową. Jednak nie prosił, żeby została, a ona nie

śmiała tego sugerować. I chociaż pobyt u siostry był

udany, zaczynało jej brakować domu. Bała się nawet

pomyśleć o rozstaniu z Clayem, ale cieszyła się na

podjęcie pracy w poniedziałek. Boże, jakie to wszystko

skomplikowane.

- Och, Clay!

Porwał ją w objęcia i mocno przytulił do siebie.

- Do licha, Spring! Czy nie widzisz, że skom­

plikowałaś całe moje życie? Nie jestem w stanie myśleć

o niczym, odkąd się tu zjawiłaś. Praca, moje dzieciaki,

przyjaciele, wszystko schodzi na drugi i trzeci plan, gdy

ty jesteś blisko mnie. To mi się dotąd nigdy nie

zdarzyło.

- Nie miałam zamiaru stawać między tobą a twoją

pracą - szepnęła, tuląc się do niego.

- Wiem o tym. Nie zapomniałem, że musiałem cię

prawie porwać, żebyś się zgodziła ze mną umówić.

- W jego głosie znów zabrzmiała pretensja. Spring

walczyła z łzami.

- Clay, czego ty ode mnie żądasz? - zapytała wre­

szcie, patrząc mu prosto w oczy. - Co byś chciał, że­

bym zrobiła lub powiedziała?

- Nic. - Tym razem w jego głosie był tylko smutek.

- Nie znasz mnie przecież, prawda? Nawet nie domyś­

lasz się, jak bardzo... - przełknął ślinę i dokończył zbyt

gładko - jak wiele dla mnie znaczysz.

Nie wiedziała, co powiedzieć, stała więc przytulona

do Claya. Czuła pod policzkiem miękką skórę jego

turkusowej kurtki, a jego ramiona, mocne i twarde,

obejmowały jej plecy. Mimo jego dziwnych, niezrozu­

miałych nastrojów - kochała go

background image

1 1 6 • WIOSNA

Clay dotknął ustami jej skroni.

Wspięła się na palce i przyciągnęła jego twarz do

swojej. Tak tęskniła do jego pocałunków! Powoli

przylgnął ustami do jej warg. Gdy rozchyliła wargi,

jęknął i uniósł ją, aby przycisnąć ją z całych sił do

siebie.

- O, Spring, tak bardzo cię pragnę.

- Więc dlaczego robimy to na plaży? - zapytała

ochryple, napierając na niego biodrami.

Clay zadrżał, lecz po chwili odsunął ją od siebie

zdecydowanym ruchem.

- Jest późno - odparł. - Lepiej odwiozę cię do

domu.

Zamrugała, rozczarowana. Miała nadzieję, że poca­

łunek będzie tylko wstępem, że może zabierze ją do

swego domu. Dlaczego tego nie zrobił? Nie dlatego, że

nie miał ochoty, czuła wyraźnie, że był podniecony.

Nigdy dotąd nie zachęcała mężczyzny, ale tak bardzo

pragnęła Claya. Zostało im niewiele czasu.

- Mam nadzieję, że mówisz o swoim domu - rzuci­

ła odważnie.

- Nie, myślę o domu twojej siostry. - Odsunął się

od niej i wsadził ręce w kieszenie. - Jest zdecydowanie

późno, a ja jutro muszę iść do pracy.

Równie dobrze mógł jej wymierzyć policzek.

Spring spuściła głowę i poszła powoli obok niego do

samochodu. Oczy ją piekły od powstrzymywanych łez,

ale zabroniła sobie płakać.

Tak słodko żegnali się o świcie w niedzielę. Nikt

by nie przypuszczał, że następne spotkanie będzie

takie przykre. Do diabła z tobą, Clay! Za co mnie tak

karzesz? Co zrobiłam złego poza tym, że się w tobie

zakochałam? Nawet nie starali się podtrzymć roz-

background image

WIOSNA • 1 1 7

mowy w czasie powrotnej jazdy samochodem. Clay

prawdopodobnie nawet by jej nie odprowadził do

drzwi, gdyby nie to, że podjechali pod dom w tym

samym czasie co Derek i Summer.

- Zatrzymaliśmy się na sernik z wiśniami i kawę

- wyjaśniła Summer, gdy cała czwórka szła do fron­

towych drzwi. - Myślałam, że wrócicie dużo później

- zwróciła się do Spring, unosząc pytająco brwi.

- Clay idzie jutro do pracy - wyjaśniła Spring za

Claya. Zabrzmiało to w jej ustach równie nieszczerze,

jak przedtem w jego.

- Clay, zapomniałam, że miałam ci dać projekt

przedstawienia teatralnego w Halloran House. Jest już

gotowy - powiedziała Summer. - Czy wejdziesz, żeby

go zabrać? Miałam nadzieję, że Tony weźmie udział

w tej inscenizacji - ciągnęła z żalem Summer. - Był tak

zainteresowany zajęciami. Teraz nie wiem, czy zosta­

wią go u nas.

- Dzięki jego rodzicom, którzy wezwali policję

- powiedział Clay, rzucając wymowne spojrzenia

w stronę Spring.

- Gdyby nie wezwali policji, tym bardziej nie

mógłby wziąć udziału w przedstawieniu - odparowa­

ła. - Kto wie, gdzie by się teraz znajdował.

- Ciągle uważasz, że postąpili właściwie, tak? Na­

wet gdy ci wyjaśniłem mój punkt widzenia?

- Tak uważam - odparła. - Zdaję sobie sprawę,

doktorze McEntire, że jesteś ekspertem w tej dziedzi­

nie, ale nawet ty nie jesteś nieomylny.

- Nigdy nie utrzymywałem, że jestem nieomylny

- powiedział sztywno Clay.

- Nie, tylko zawsze masz rację - stwierdziła bez­

litośnie Spring. - Bardzo ci łatwo mówić, co rodzice

background image

1 1 8 • WIOSNA

powinni robić, a co nie. Osoby, które nie mają dzieci,

najlepiej wiedzą, jak je wychowywać.

- Przypuszczam, że ty wiesz lepiej ode mnie! - wy­

krzyknął Clay. - Do cholery, ty nawet nigdy nie byłaś

dzieckiem! Ty się od razu urodziłaś jako starsza

siostra, odpowiedzialna za wszystko i wszystkich! Tak,

doktor Reed?

Spring ogarnęła zimna wściekłość. Jak śmiał kryty­

kować ją ten wiecznie niedorosły facet.

- Tak, uważam siebie za osobę odpowiedzialną

- oznajmiła. - Gdy coś obiecuję, to staram się tego

dotrzymać. Gdybym na przykład obiecała komuś, że

zatelefonuję, to z pewnością bym to zrobiła.

- Fakt, że do ciebie nie zadzwoniłem, nie ma nic

wspólnego z tą sprawą - zaprotestował gwałtownie

Clay, czerwieniąc się jednak. - Rozmawiamy o po­

czuciu godności młodego chłopca.

- A ty oczywiście, jesteś ekspertem od godności

- powiedziała pogardliwie Spring. Brała odwet za ból,

zakłopotanie i zawiedzioną miłość. Natychmiast poża­

łowała tych słów, ale nie zdobyła się na przeprosiny.

Patrzyła tylko na niego, świadoma, że właśnie znisz­

czyła coś, co mogło między nimi pozostać mimo

rozłąki.

Clay zbladł.

- Może masz rację - odparł nieswoim głosem. - Ja

nie potrafię żyć według reguł powszechnie uznawa­

nych za właściwe, dotyczących obowiązku, odpowie­

dzialności i przyzwoitości. Od początku uważałaś, że

jestem dziwakiem, nieodpowiednim dla ciebie. Nie­

odpowiedzialnym, niedojrzałym playboyem, który się

śmiesznie ubiera. Czyż nie taka jest twoja opinia

o mnie, pani doktor? Doskonale. Jeśli w to wierzysz,

background image

WIOSNA • 1 1 9

proszę bardzo. Ja jestem zadowolony z mojego życia,

moich osiągnięć i jeszcze dużo zamierzam w nim

zrobić. Ty wracaj do swoich Rogerów w Little Rock,

w gładkich krawatach, szarych garniturach i skarpet­

kach i sprawdź, czy będziesz z nimi szczęśliwa. Osobiś­

cie w to wątpię, bo nie sądzę, abyś znalazła mężczyznę

dość doskonałego, by sprostał twoim wymaganiom

dotyczącym odpowiedzialności i obowiązkowości.

Odwrócił się i powoli wyszedł z pokoju.

- Spring, co się na litość boską, stało? Nigdy

w życiu nie widziałam Claya tak rozwścieczonego.

Summer weszła do salonu razem z Derkiem i przeję­

ta do głębi, podbiegła do siostry.

- Summer, nie chcę o tym mówić.

- Ale...

- Powiedziałam, że nie chcę o tym mówić!

- Summer - wtrącił się szybko Derek - będzie le­

piej, jeśli zostawisz siostrę w spokoju. Jak Spring

zechce, porozmawia z tobą później, gdy się uspokoi.

Spring poczuła, że ogarnia ją jakieś odrętwienie.

Z wysiłkiem uśmiechnęła się do Derka.

- Dziękuję ci, Derek. A teraz, jeśli pozwolisz,

położę się spać.

Czuła na sobie badawcze spojrzenia siostry i szwag­

ra, gdy wyprostowana wychodziła powoli z pokoju.

W głowie miała pustkę.

Clay wpadł jak burza do domu i natychmiast

otworzył barek - już drugi raz w tym tygodniu. Po­

stanowił się upić, choć nie zdarzyło mu się to od czasu,

gdy skończył studia.

Niestety, nie potrafił. Chodził nerwowo po pokoju,

powtarzając w myślach bez końca kłótnię ze Spring, aż

background image

1 2 0 • WIOSNA

w końcu postawił nietknięty kieliszek na stole. Uświa­

domił sobie właśnie, że chciał tej kłótni. I chyba Spring

równie chętnie stanęła do walki. Co prawda, powie­

działa tylko, że ona również zawiadomiłaby policję,

gdyby jej syn uciekł z domu. Nie wiedziała widocznie,

jak czuł się Tony, nie rozumiała udręki, która kazała

chłopcu wybrać samotne życie na ulicy.

Ale, do licha, jak śmiała dyskutować z nim o jednym

z jego dzieciaków?! Czy nie powinna zaufać mu choćby

tym razem? Ma przecież ten cholerny doktorat z psy­

chologii, a ona oskarża go, że nie może nic wiedzieć na

ten temat, bo nie ma własnych dzieci.

Może więc i dobrze, że tak się to skończyło. Miał tylko

nadzieję, że jego przyjaźń z Summer na tym nie ucierpi.

Będzie mu teraz potrzebna bardziej niż kiedykolwiek.

Tak, najlepiej będzie z tym skończyć, zanim zranią

się jeszcze boleśniej. Opuścił głowę na piersi.

- O, Boże! Spring, nie opuszczaj mnie!

Spring spakowała walizkę. Obok stały już dwie inne.

Przybyło jej rzeczy po wyprawach do sklepów w towa­

rzystwie Summer. Zaczęła żałować, że nie spędziła

z siostrą więcej czasu, zamiast poświęcać go człowieko­

wi, który złamał jej serce. Po chwili sama nazwała się

kłamczucha. Mimo smutku, rozczarowania i goryczy

nie oddałaby ani jednej chwili spędzonej z Clayem.

- Chciałabym, żebyś zabrała jeszcze to - oświad­

czyła Summer, stając w drzwiach. W ręku trzymała

dużego, zniszczonego pluszowego niedźwiadka.

- Kubuś Puchatek! - uśmiechnęła się Spring.

- Nie widziałam go od lat.

- Ciągle jest słodki, prawda? Jeśli sobie przypo­

mnimy, że należał najpierw do ciebie, potem do mnie,

background image

WIOSNA • 1 2 1

a w końcu do Autumn - można się dziwić, że jest cały.

No, prawie cały.

- Brakuje mu ucha z winy naszej energicznej siost­

rzyczki. Jak on się znalazł tu, w Kalifornii?

- Autumn mi go dała, gdy wyjeżdżałam z Arkan­

sas, żebym nie czuła się samotna. Chciałabym, żebyś

go teraz zabrała z tego samego powodu. To dobry

przyjaciel.

Choć po kłótni z Clayem Spring obiecała sobie, że

nie uroni ani jednej łzy, poczuła teraz zdradziecką

wilgoć pod powiekami.

- Dobrze, wezmę go - powiedziała cicho. - Dziękuję.

- Derek odwiezie cię na lotnisko, kiedy tylko

zechcesz. Naprawdę wolisz, abym ja nie jechała?

- Przecież masz zajęcia dziś po południu. Poza tym

nie lubię pożegnań.

- Ja też. Zadzwonisz?

- Zadzwonię. I napiszę.

- Pamiętaj - Summer uścisnęła gorąco siostrę

- kocham cię, siostrzyczko. Dobrze, że przyjechałaś.

Spring odpowiedziała równie serdecznym uścis­

kiem i dodała:

- Twój mąż jest wspaniałym facetem. Cieszę się

z waszego szczęścia.

- Spring... - zaczęła z wahaniem Summer - dla­

czego do niego nie zadzwonisz?

- Bo nie - pokręciła głową Spring.

- Ciągle jesteś na niego zła?

- Nie. Nie jestem, ale tak jest lepiej.

Była to prawda. Wiedziała, jak bliskie mu były

sprawy młodzieży, i choć rozumiała jego punkt widze­

nia, uważała, że ma prawo do własnego zdania. A poza

background image

1 2 2 • WIOSNA

tym, myślała ze smutkiem, jeśliby chciał z nią poroz­

mawiać, mógł sam zadzwonić.

Ich znajomość nie miała szans. Wiedziała to od

pierwszej chwili. Był atrakcyjny, ale nie nadawał się dla

niej. Ale bolało ją to.

- Masz zamiar wziąć misia do samolotu? - zapytał

zdziwiony Derek, gdy Spring oddała już walizki na

bagaż.

- Tak. Będzie nam razem dobrze.

- Jesteś pewna? - Patrzył na nią z troską. - Spring,

chcę ci powiedzieć, że uważam ciebie i Claya za parę

absolutnych wariatów. Widzę, że się kochacie, więc nie

pozwólcie, żeby was rozdzieliła fałszywa duma.

- Masz dobre intencje i chcesz nam pomóc, ale się

mylisz. Clay i ja nie pasujemy do siebie. Nie nadajemy

się do wspólnego życia. On mnie nie potrzebuje, a ja...

- Nie, to kłamstwo nie chciało jej przejść przez usta.

- Proszę cię, Derek... - westchnęła bezradnie.

- Okay. - Pocałował ją czule w policzek. - Ode­

zwij się do nas.

- Dobrze. Zobaczymy się na Boże Narodzenie.

Pamiętaj, że obiecałeś przyjechać.

- Pamiętam. A może zobaczymy się wcześniej

- dodał zagadkowo.

Spring ogarnęła jednym długim spojrzeniem tłum

odprowadzających. Jeśli miała nadzieję, że zobaczy

wśród nich rozwichrzoną blond czuprynę mężczyzny

ubranego w niezwykły strój - nie przyznawała się do

tego nawet przed sobą.

background image

ROZDZIAŁ

9

- Tylko nie upuść! - wykrzyknęła z udanym prze­

strachem Kelsey Rayford. Przyjaciółka i współpraco­

wnica Spring patrzyła na wielkie tekturowe pudło

z pizzą kołyszące się na jej dłoni, gdy Spring próbowała

jedną ręką otworzyć drzwi.

- Ja pilnuję pizzy, ty pilnuj wina - odparła Spring,

otwierając szeroko drzwi swego przestronnego apar­

tamentu w zachodniej dzielnicy Little Rock. Potem

zagadała czule do małej łaciatej kotki, która wybiegła

jej na spotkanie, i wreszcie ustawiła pudło z aromaty­

czną, ciepłą pizzą na okrągłym dębowym stole. Drob­

na, czarnowłosa Kelsey śmiała się, próbując utrzymać

w rękach butelkę wina, pokaźnych rozmiarów torebkę

i paczkę w kolorowym papierze.

- Trzymaj wino, bo upuszczę - krzyknęła.

Spring chwyciła butelkę w ostatnim momencie.

- Nie miałabyś tych problemów, gdybyś nie upiera­

ła się przy kupnie torebki wielkiej jak szuflada biurka

- zauważyła.

- Wypchaj się - powiedziała Kelsey. - To, że je­

steś starsza, nie upoważnia cię do prawienia mi

morałów.

background image

124 • WIOSNA

- Nie jestem tak wiele starsza. Dwa dni się nie liczą.

- Przykro mi - potrząsnęła głową przyjaciółka

- ale przez następne trzy dni ty będziesz miała dwa­

dzieścia siedem lat, a ja tylko dwadzieścia sześć. Mam

zamiar podkreślać ten fakt przy każdej okazji.

- Spodziewałam się tego - odparła Spring, wyjmu­

jąc z kredensu talerze i kieliszki.

Zadźwięczał dzwonek u drzwi. Spring zostawiła

nakrywanie stołu przyjaciółce i poszła otworzyć.

W progu stanęła sąsiadka, pani English, obładowana

paczkami.

- Spring, dostałaś dziś sporo prezentów - rzekła.

- Właśnie widzę - uśmiechnęła się Spring, odbiera­

jąc od niej przesyłki. - Może wejdzie pani na chwilkę?

- Nie, dziękuję, złotko. Tom zaraz przyjdzie na

obiad. Wszystkiego dobrego z okazji urodzin.

- Dziękuję pani.

- O Boziu, ile prezentów - zachwycała się Kelsey.

- Jakie ładne, jakie duże!

- Nie mogę uwierzyć, że wszystkie przyszły właśnie

dziś - mówiła Spring ze zdziwieniem, oglądając pa­

czki. Rodzina zawsze o niej pamięta, myślała roz­

czulona.

- Nie masz zamiaru ich otworzyć? - dopytywała

się niecierpliwie Kelsey.

- Po kolacji - odparła Spring. - Pizza nam wys­

tygnie.

Kelsey, wzdychając, sięgnęła po talerz.

- Nie wiem, jak możesz wytrzymać. Ja bym je

otworzyła natychmiast.

- Tak, ty nigdy nie umiałaś czekać na przyjem­

ność - powiedziała pobłażliwie Spring, siadając do

stołu.

background image

WIOSNA • 1 2 5

- Zawsze musisz mieć ostatnie słowo - mruknęła

pod nosem jej żywa, energiczna przyjaciółka. - Po­

winnaś być psychologiem, a nie optykiem.

„Psychologiem"! -już samo to słowo sprawiło, że

Spring drgnęła.

- Jedz pizzę, Kelsey.

Spring gawędziła wesoło w czasie kolacji, bo już

nabrała wprawy w ukrywaniu swych uczuć. Rozma­

wiały o biurze, o pracy społecznej, której się podjęła

Spring w lokalnym ośrodku dla trudnej młodzieży,

oraz o przystojnym, młodym człowieku, z którym

Kelsey się umawiała.

Spring wspominała swe siostry i wizytę w Kalifo­

rnii, ale nie napomknęła ani słowem o wysokim,

złotowłosym mężczyźnie z niebieskimi oczami, któ­

rego tam poznała. Imię Claya ani razu nie padło

z jej ust.

- Nie wiem, jak ty możesz podołać takiej ilości

roboty - powiedziała w pewnej chwili Kelsey, sącząc

wino. - Zawsze byłaś pracoholiczką, ale teraz pracu­

jesz bez chwili przerwy. Zaczynam się o ciebie martwić.

Spring zmusiła się do uśmiechu.

- Dlaczego, na litość boską, miałabyś się o mnie

martwić? Nic mi nie jest.

Kelsey wlepiła w Spring swe aksamitne brązowe

oczy, bacznie ją obserwując.

- Nie wiem, jak to określić, ale coś się w tobie

zmieniło od czasu wizyty u siostry. Jesteś pewna, że nie

chcesz o tym porozmawiać?

- Kelsey, odkąd to stałaś się taka opiekuńcza?

Czyżbyś sądziła, że nie potrafię o siebie zadbać?

I aby odwrócić jej uwagę, Spring zajęła się stosem

prezentów.

background image

126 • WIOSNA

- Nie wiem jak ty - dodała - ale ja jestem już

gotowa do ich rozpakowania.

- Czasami jesteś nieznośna, Spring Reed - oznaj­

miła Kelsey.

- Najpierw otworzę prezent od ciebie - orzekła

Spring, sięgając po kolorowy karton, i rozwinęła

wstążkę. Wewnątrz była powiewna nocna koszula

w pastelowych barwach, wykończona koronką.

- Kelsey, jaka śliczna! Dziękuję ci.

- Będzie ci w niej świetnie. Ma to być bodziec,

żebyś sobie znalazła kogoś specjalnego, dla kogo

warto taką koszulę włożyć.

Teraz Spring zaczęła otwierać pudełko, które na­

desłano z Florydy. Myślała przy tym, że dobrze się

składa, iż lubi nosić ładną bieliznę dla siebie samej,

bo nic nie wskazuje na to, aby miała okazję włożyć

ją dla jakiegoś mężczyzny. Niecierpliwie rozdarła

papier na prezencie od Autumn i oto ukazało się

plastykowe pudełko pełne narzędzi do majsterkowa­

nia: młotek, śrubokręty, obcęgi, klucze i miarki. Jakie

to typowe dla Autumn, że uznała to wszystko za

niezbędne również dla kobiety.

- Bardzo przydatne - stwierdziła Spring.

- Musiałaś chyba jej powiedzieć, że zamierzasz

kupić dom. Wtedy nie będziesz miała administratora,

który zająłby się naprawami.

- Rzeczywiście rozmawiałam z nią o tym. Zgodziła

się, że byłaby to dobra inwestycja.

Kelsey rozejrzała się po różowo-kremowym apar­

tamencie Spring, pełnym wiktoriańskich antyków i ich

świetnych kopii.

- Nie wiem, jak możesz nawet myśleć o wyniesieniu

się z tego mieszkania - westchnęła. - Jest takie pięk-

background image

WIOSNA • 1 2 7

ne, a poza tym nie musisz się kłopotać hydrauliką,

obłażącą farbą lub strzyżeniem trawników.

Spring wzruszyła ramionami.

- Mnie się tu też podoba, ale zawsze chciałam mieć

własny dom. Nie pytaj dlaczego, bo sama nie wiem.

Poza tym te meble są przecież moje i zabrałabym je do

nowego domu.

- To prawda. Otwórz szybko następną paczkę.

Ubawiona jej dziecinnym podnieceniem Spring

sięgnęła po duże płaskie pudło, zerwała papier i kilka

warstw bibułki. Poczuła, że braknie jej tchu.

Wewnątrz był obraz. Ten sam, którym się tak

zachwyciła w jednej z galerii w Sausalito, przed­

stawiający uroczy wiktoriański dom w otoczeniu kwia­

tów. W tle widać było Zatokę San Francisco.

Och, Summer, dlaczego?!

- Spring, jaki piękny! Będzie świetnie pasował do

twoich mebli. Popatrz, jak wspaniale jest namalowany

każdy detal... Spring, o co chodzi? Czy ci się nie podoba?

Spring odchrząknęła i poprawiła okulary na nosie.

- Oczywiście, że mi się podoba - uśmiechnęła się

blado. - Zobaczyłam go w galerii sztuki w Sausalito

i zakochałam się w nim. Wzruszyło mnie, że Summer

i Derek kupili go dla mnie.

- Aha.

Kelsey zmarszczyła czoło w zamyśleniu, najwyraź­

niej podejrzewając, że nie usłyszała całej prawdy.

Spring nie płakała od powrotu z Kalifornii, gdyż jej

ból był zbyt głęboki, aby ukoiły go łzy. Teraz też nie

mogła sobie pozwolić na płacz. Sięgnęła więc po

następną paczuszkę, potrząsając głową i rozpakowu­

jąc ją prawie obojętnie, jakby urodzinowe prezenty

przestały Spring interesować.

background image

1 2 8 • WIOSNA

- Och!

Wewnątrz była delikatna, złota bransoletka - wy­

kwintny drobiazg, rzeźbiony w antyczny wzór z pta­

ków i kwiatów. Piękna stara robota zdradzała, że

pochodziła z wczesnych lat ubiegłego stulecia. Paso­

wała idealnie na jej rękę. Czyżby to był prezent od

rodziców? Wyjęła maleńką karteczkę leżącą na dnie

pudełka, przeczytała ją i upuściła ze stłumionym

okrzykiem.

„Wszystkiego najlepszego, słodka Spring".

- Nie, nie! - szeptała, zamykając piekące od po­

wstrzymywanych łez oczy. - Och, Clay, dlaczego to

zrobiłeś?

Tak bardzo starała się o nim nie myśleć. Pracowała,

zajmowała się wszystkim, aby tylko nie mieć wolnej

chwili. I udawało się... przynajmniej w dzień. Tylko

nocami prześladowały ją wspomnienia. Bezsenne noce

były pełne jego jasnych oczu, wesołego śmiechu lub

łagodnych leniwych spojrzeń i lśniących złotych włosów.

W marzeniach widziała się w jego ramionach, przytuloną

do mocno bijącego serca, gdy kochał ją z namiętną

czułością, większą, niż mogła sobie wyobrazić. A potem

otwierała oczy i była sama. Ale nie płakała.

Ciągle nie mogła sobie darować kłótni. Niepotrzeb­

nie powiedzieli tyle bolesnych rzeczy. Miała nadzieję,

że on jej to kiedyś wybaczy, tak jak ona mu przebaczy­

ła już teraz. Ale ból pozostał.

Czy kiedykolwiek upora się z tym uczuciem na tyle,

aby myśleć o Clayu bez emocji? Czy nadejdzie czas,

gdy na widok wysokiego blondyna serce nie będzie

zamierało jej w piersi? Czy to możliwe, że będzie

pogodnie wspominać zabawne momenty, które razem

przeżyli?

background image

WIOSNA • 1 2 9

Próbowała. Bóg świadkiem, że próbowała, lecz

ciągle go kocha i pewnie nigdy nie przestanie.

- Spring! Spring, czy dobrze się czujesz?

Spring otworzyła oczy i stwierdziła, że jej przyjació­

łka stoi obok i wpatruje się w nią z niepokojem.

- To nic... nic mi nie jest, wszystko w porządku.

- Zakryła twarz rękami, nie mając siły dalej kłamać.
- Nie, nieprawda. Nic nie jest w porządku - szepnęła

i wreszcie łzy popłynęły strumieniem.

- Tylko mężczyzna może być powodem takiego

cierpienia - zawyrokowała Kelsey, kładąc jej uspoka­

jająco rękę na ramieniu. - Mówię to z własnego

doświadczenia. Kto to jest, Spring? To nie Roger,

prawda? Nigdy się nim tak nie przejmowałaś.

- Nie, nie Roger - potrząsnęła głową Spring i od­

jęła ręce od twarzy.

- Czy teraz możesz mi o nim opowiedzieć?

- Nazywa się Clay McEntire. Jak go opisać?

Jest wysokim blondynem, ma błękitńozielone oczy

i piękny uśmiech. Jest psychologiem i pracuje jako

doradca do spraw młodzieży w szkołach średnich.

Kocha dzieci i bardzo przejmuje się ich problema­

mi. Ubiera się ekscentrycznie i lubi dowcipkować.

Jest bardzo wylewny i spontaniczny. Przeżył swoje

jako młody chłopak, ale udało mu się z tego wyjść.

Czasem wpada w melancholijny nastrój... i powi­

nien mieć okulary do czytania, choć chyba nie zdaje

sobie z tego sprawy - zakończyła ze szlochem. Ke­

lsey wpatrywała się w nią z wyraźnym zdziwieniem.

- Wygląda na fascynującego człowieka... i jest

zupełnie inny od twoich dotychczasowych znajomych.

- Tak, zupełnie inny - zaśmiała się nieprzekonu­

jąco Spring.

background image

1 3 0 • WIOSNA

- Ale jesteś w nim zakochana.

- Szalenie i na zawsze.

- I co?

- I nic. On jest w San Francisco, a ja w Little Rock.

- Czy on jest w tobie zakochany?

- Nie wiem - odpowiedziała powoli Spring, obra­

cając bransoletkę w palcach. - Po prostu nie wiem.

Były takie momenty, kiedy sądziłam, że jest. Kiedy

on... gdy my... Gdy sprawiał, że czułam się kimś

wyjątkowym i ważnym. Ale nie wiem, może on tak

traktuje wszystkie kobiety.

- A więc to dlatego tak się zapracowywałaś po

powrocie z Kalifornii. - Kelsey pokiwała głową.

- Wierzyć mi się nie chce, że do tej pory nic mi o nim

nie wspomniałaś.

- Nie mogłam o tym mówić. To ciągle jest zbyt

bolesne.

- Jak myślisz, co oznacza ta bransoletka?

- Nie wiem. Może przeprosiny za kłótnię przed

moim wyjazdem.

- Masz zamiar ją zatrzymać?

- Nie myślałam jeszcze o tym. Oczywiście, najlepiej

byłoby ją zwrócić. W końcu to dość drogi prezent,

a przypominałby mi chwile, o których jak najszybciej

powinnam zapomnieć.

Palce Spring zacisnęły się na złotym kółeczku, jakby

sprzeciwiały się jej słowom. Clay wybrał to dla niej.

Odesłanie byłoby jakby powtórnym rozstaniem.

- Nie wiem, czy ją odeślę.

- Kiedy chodzi o tego faceta, nie wiesz zbyt dużo,

prawda, Spring? - powiedziała Kelsey ze współczują­

cym uśmiechem. - Mnie się wydaje, że powinnaś

zatrzymać bransoletkę.

background image

WIOSNA • 1 3 1

- Tak sądzisz? Dlaczego?

- Ponieważ on wyraźnie życzył sobie, żebyś ją

miała. I ponieważ wydaje mi się, że to wspaniały

człowiek.

- Tak, to prawda. - Spring otarła oczy. - Och,

Kelsey, on jest naprawdę wspaniały.

- Powiem ci, co zrobimy. - Kelsey zerwała się na

równe nogi. - Zrobimy sobie ucztę! Wyciągniemy

z twoich szafek wszystko, co najbardziej tuczące,

polejemy bitą śmietaną i objemy się jak prosięta.

W tym czasie opowiesz mi z detalami o pobycie

w Kalifornii, ale tym razem nie będziesz opuszczała

nazwiska McEntire, słyszysz?

- Och, Kelsey, nie sądzę...

- Spring, uwierz mi. To ci tylko pomoże. Jeśli

z siebie tego nie wyrzucisz, będzie w tobie tkwiło jak

zadra.

Spring uśmiechnęła się, czując, że istotnie jej nastrój

się poprawia. Kelsey zawsze miała na nią taki wpływ,

już od czasu, gdy jako małe dziewczynki chodziły

razem do kościoła. Gdy po latach Spring ukończyła

college, Kelsey porzuciła swą ówczesną posadę, żeby

móc pracować u niej.

Tym razem Spring opowiedziała o romansie z Cla-

yem, nie opuszczając żadnych szczegółów. Od pierw­

szego pocałunku aż do bolesnej sprzeczki w salonie

Andersonów ostatniego dnia. Wyrzuciła z siebie wszy­

stko przed przyjaciółką, serdecznie jej współczującą,

ale jednocześnie bardzo zdziwioną. Kelsey miała rację.

Zwierzenia dobrze jej zrobiły.

- I na tym się sprawa kończy.

- Jakoś nie mam tego wrażenia - odparła Kelsey

zamyślona.

background image

132 » WIOSNA

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Nie wydaje mi się, żeby to był koniec tej historii.

Z tego, co mi powiedziałaś, wynika, że Clay był tak

samo zaangażowany i jak ty. A teraz przysłał ci bran­

soletkę. Nie sądzę, żeby ci pozwolił tak łatwo odejść.

- Pozwolił mi odejść? Kelsey, niewiele brakowało,

żeby mnie odwiózł na lotnisko i wrzucił do samolotu.

- Hm... zobaczymy.

- Mówię ci, że to koniec, Kelsey.

- Chcesz się założyć?

Spring zesztywniała.

- Nie, Kelsey, proszę cię. Zwierzyłam ci się, ale nie

mogę jeszcze z tego żartować.

Kelsey uśmiechnęła się niewinnie.

- Ja nie żartowałam, Spring.

Wkrótce Kelsey poszła do domu, gdyż następnego

dnia czekało je dużo pracy.

Spring powiesiła obraz od Summer i Derka na

honorowym miejscu w salonie, obiecując sobie, że

może kiedyś będzie mogła patrzeć na niego, nie

walcząc ze łzami. Schowała nocną koszulę od Kelsey

do szuflady komody, odniosła pudełko z narzędziami

od Autumn do schowka w kuchni i dopiero wtedy

zapięła na przegubie bransoletkę. Pasowała idealnie,

jakby była specjalnie dla niej wykonana. Przytuliła

rękę z bransoletką do policzka, przymknęła zapłakane

oczy i postanowiła, że nie odeśle jej Clayowi. Będzie ją

nosić codziennie i wspominać niezwykłego człowieka,

którego poznała w Kalifornii. Człowieka, który nau­

czył ją miłości.

Telefon zadzwonił, gdy już miała kłaść się spać.

To Summer chciała osobiście dożyć jej urodzinowe

życzenia.

sip A43

background image

WIOSNA • 133

- Obraz jest piękny - powiedziała z zachwytem

Spring. - Dziękuję ci, Summer.

- Bardzo się cieszę. Widziałam, że ci się podoba,

wtedy w galerii. Chciałam, żebyś go miała. Doskonale

do ciebie pasuje.

Może do niej pasuje, ale wywołuje ciągle nowe łzy.
- Co u ciebie, Summer? Jak się czuje Derek?
- U nas wszystko w porządku. Connie i Joel wzięli

ślub w zeszłym tygodniu. To była cicha ceremonia,

choć urocza. Connie i ja płakałyśmy cały czas. Derek

robił miny, jakby nas uważał za wariatki, ale złapałam

go na tym, że sam wycierał oczy. Oczywiście wypiera

się tego, ale ja widziałam wyraźnie.

- Bardzo się cieszę... z ich szczęścia - powiedziała

Spring łamiącym się głosem.

- Clay też był.

- Och!

- Rzadko go teraz widuję. Jest bardzo zajęty.

- Naprawdę?

- Spring, jesteś nieszczęśliwa, czuję to. Wiem, że on

też. Gdybyś mogła zobaczyć go w czasie ślubu. Był taki

smutny.

- Summer, on wie, gdzie mieszkam. Wie, jak się

można ze mną skontaktować. Gdyby się chciał ze mną

zobaczyć, mógłby zadzwonić.

- Myślę, że przeraził się uczuć, jakie w nim wzbu­

dziłaś.

- Powiedzmy. Jakakolwiek jest tego przyczyna, to

przecież on zakończył naszą znajomość. Ja za nim biegać

nie będę. Nie mogę. I proszę cię, Summer, nie mów mu nic.

- Nie powiem. Zresztą on mi nie pozwoli. Tak jak

ty, nie chce rozmawiać na ten temat. Bardzo mi przy­

kro, Spring.

background image

134 • WIOSNA

- I mnie też. Ale jakoś to zniosę. I z czasem zapomnę.

- Jeszcze raz wszystkiego dobrego w dniu urodzin,

siostrzyczko.

- Dziękuję, że zadzwoniłaś.

Spring odłożyła słuchawkę i zakryła rękami twarz,

po której spływały łzy.

„Wszystkiego najlepszego, słodka Spring".

To nie był udany dzień.

Było gorąco i bardzo wilgotno nawet jak na czerwiec,

a na domiar złego klimatyzacja w gabinecie Spring nie

działała. Wezwano pośpiesznie montera, ale jeszcze się

nie pojawił. Z powodu pewnej pacjentki, która uparła

się, żeby opowiedzieć jej historię swojej choroby, Spring

była bardzo spóźniona. Zgrzani pacjenci tłoczyli się

w poczekalni, jakieś dziecko płakało, a telefon dzwonił

bez przerwy. Kelsey w pośpiechu odbierała telefony

i zapisywała pacjentów. Andi, asystentka Spring, biega­

ła z pokoju do pokoju, a Spring traciła czas na

przekonywanie jakiejś młodej próżnej damulki, że nie

potrzebuje szkieł kontaktowych. Wreszcie pacjentka

wyszła, niezadowolona, oznajmiając, że zasięgnie jesz­

cze opinii innych okulistów.

- Znajdzie wreszcie kogoś, kto jej przepisze szkła

kontaktowe - stwierdziła Andi.

- Wiem. I będzie tego żałować - westchnęła Spring,

odgarniając z czoła niesforny kosmyk. - Czy monter

już przyszedł? - spytała.

- Tak, przed chwilą. Kelsey zaprowadziła go do

kompresora i zapowiedziała, że przykuje go łańcuchem,

jeśli wentylacja nie będzie działać za pół godziny.

- To do niej podobne - zaśmiała się Spring. - Ilu

jeszcze mamy pacjentów?

background image

WIOSNA • 135

Andi zajrzała do spisu.

- Pani Gray jest w jedynce. Potrzebuje nowych

okularów do czytania. Przed chwilą wprowadziłam

Danny'ego Gipsona do dwójki. Jego okulary są goto­

we, trzeba je tylko dopasować. I jeszcze jedna pani

w poczekalni, która uskarża się na bóle głowy. Aha,

jest jeszcze jedno zgłoszenie, ale ten pan dotąd się nie

zjawił.

- Jak przyjdzie później, to nie będzie musiał czekać

w tym upale. Czy masz kartę pani Gray?

Pół godziny później Spring usiadła z pogodną miną

naprzeciwko siedmiolatka, który uśmiechał się do niej,

pokazując szczerby w przednich zębach. Piegowatą

twarzyczkę zdobiły stylowe okulary, przez które jego

zielone oczy błyszczały radością.

- Dobrze przez nie widzę, pani doktor - poinfor­

mował ją.

- To wspaniale, Danny. Założę się, że teraz nie

będziesz się bał biegać i zagrasz w niejednym meczu.

Zachichotał zadowolony.

- Może, kiedyś. Bardzo się ucieszyłem, kiedy się

okazało, że nie jestem kretynem, tylko ślepym.

Spring z czułością zwichrzyła jego jasną czuprynkę.

- Nie jesteś ślepy, Danny. Jesteś tylko krótko­

widzem, co, jak widzisz, zdarza się również innym

- powiedziała, dotykając własnych okularów.

- Czy mogę już iść, pani doktor?

- Tak, możesz. A gdzie się śpieszysz?

- Muszę zbić Bobby'ego.

- Zbić Bobby'ego? A za co?

- Bo mnie przezywa Cztery Oczy - odparł zado­

wolony. - Do widzenia, pani doktor - zakończył,

zsuwając się z fotela.

background image

1 3 6 WIOSNA

- Nie stłucz okularów! - wołała za nim Spring.

Miała przeczucie, że chłopiec będzie u niej częstym

gościem.

Monter dokonał cudu przez ten czas i w gabinecie

zrobiło się chłodniej. Spring odetchnęła z ulgą, gdy
weszła do recepcji, odprawiwszy przedostatnią zapisa­
ną osobę.

- Czy nasz ostatni pacjent już przyszedł? - zwróci­

ła się do Andi.

- Tak, jest w dwójce. - Andi wzniosła oczy w górę.

- To nie byle kto! Kelsey już dała mu swój domowy

telefon.

Spring westchnęła i poprawiła okulary na nosie.

- Co ja mam zrobić, żeby przestała uganiać się za

moimi pacjentami? - zapytała żartobliwie, wiedząc, że

Kelsey ogranicza się do niewinnego flirtu. - Jak on się

nazywa?

- Pan Crowe - odczytała Andi. - Ubrany trochę

zbyt krzykliwie, ale jest atrakcyjny. Sama pani zo­

baczy. Czy mam pani pomóc?

- Myślę, że dam sobie radę. Dziękuję.

Zanim udała się do gabinetu, Spring przejrzała

się w lustrze. Włosy miała upięte na czubku głowy,
lecz pojedyncze kosmyki wymykały się z węzła
i skręcały od wilgotnego powietrza. Po makijażu nie
było prawie śladu, a biały lekarski fartuch, który
nosiła na bawełnianej sukience w kolorze śliwki,
pogniótł się tu i ówdzie. Ciężki dzień odbił się rze­
czywiście na moim wyglądzie, pomyślała z melan­
cholijnym uśmiechem. Całe szczęście, że nie obcho­
dzą jej już przystojni mężczyźni. Kelsey może go
sobie wziąć.

background image

WIOSNA • 1 3 7

Przywołując na twarz swój zawodowy uśmiech,

energicznym krokiem weszła do środka i zamarła tuż

za progiem, widząc, kto siedzi w fotelu dla pacjentów.

- Wielki Boże!
- Taka czołobitność nie jest konieczna - rzekł

z godnością mężczyzna, przyglądając się jej turkuso­

wymi oczami. - Możesz mi mówić Clay.

Na jaskrawoniebieskim podkoszulku miał kretonową

koszulę w tropikalny wzór, najdzikszy, jaki kiedykolwiek

widziała: w wielkie papugi i kwitnące oleandry, wszystko

w tonacji czerwono-żółto-niebieskiej. Strój uzupełniały

czerwone spodnie i czerwone, płócienne pantofle. Na

wysokości kolana prawej nogi z niewiadomego powodu

zawiązał żółtą chustę. Wyglądał cudownie. Dokładnie

tak, jak go pamiętała, z wyjątkiem może delikatnych

zmarszczek koło oczu, głębszych niż dawniej, które

sprawiały, że zaczynał wyglądać na swoje lata.

- Co ty tu robisz, Clay?

- Przyjechałem, żeby sobie zbadać wzrok - odparł

obojętnym tonem, rozpierając się w fotelu i przy­

glądając z uwagą wyposażeniu gabinetu - naprawdę

umiesz się tym posługiwać?

- Przyjechałeś z San Francisco, aby zbadać sobie

wzrok? - zapytała sceptycznie.

- Te błękitne oczęta muszą mieć wszystko, co naj­

lepsze - odparł, trzepocząc rzęsami i patrząc na nią

bezczelnie.

Spring stała, zaciskając dłonie, nie wiedząc, czy

uciec jak najdalej, aby uchronić się przed dalszymi

cierpieniami, czy rzucić mu się na szyję, przykuć go

łańcuchami do siebie, aż się nim nasyci. Co mogłoby

się stać za jakieś pięćdziesiąt lat.

background image

1 3 8 • WIOSNA

- A więc studiowałaś optykę w college' u w Mem­

phis - stwierdził Clay, odczytując te informacje z dyp­

lomu zawieszonego na ścianie.

- Tak. Słuchaj, Clay...
- Widzisz, przeczytałem bez trudu.

Spring stała w miejscu jak wmurowana, zwilżając

wyschnięte z emocji wargi. Nie zapyta go więcej, po co

przyjechał. Clay przyjrzał się jej, uśmiechnął i wyciąg­

nął do niej rękę.

- Chodź tutaj.

Przefrunęła przez pokój, wpadła w jego objęcia,

a on ją całował do utraty tchu. Łzy płynęły jej

z oczu, jego twarz też była podejrzanie wilgotna.

Miedzy pocałunkami przepraszali się wzajemnie.

- Spring, wybacz mi.

- Och, Clay, jak mogłam tak powiedzieć...

- Boże, jak ja tęskniłem za tobą...

- I ja tęskniłam. A ty... naprawdę masz wiele

godności.

- Przepraszam, że nazwałem cię snobką.

Spring zmarszczyła czoło.

- Nie nazwałeś mnie snobką.

- Nie?

- Nie.

- O! - Pocałował ją znowu. - W takim razie prze­

praszam cię, że myślałem, iż nazwałem cię snobką.

Spring ujęła jego twarz w dłonie.

- Clay, powiedz, dlaczego przyjechałeś?

- Żeby zbadać sobie wzrok. I zobaczyć się

z tobą.

Roześmiała się, szczęśliwa, jakby ostatnich trzech

miesięcy wcale nie było.

- Naprawdę chcesz, żebym ci zbadała wzrok?

background image

WIOSNA • 1 3 9

- No chyba. Możesz mi to załatwić, co?

- Mogę. - Pochyliła się, obejmując go i całując

gorąco.

- Pam doktor... o, przepraszam!

Z rumieńcem zażenowania Spring odwróciła się

do Andi.

- O co chodzi, Andi?
- Telefon do pani.

Czując, że Clay trzęsie się od tłumionego śmiechu,

Spring zsunęła się z jego kolan.

- Dobrze, zaraz odbiorę - rzekła i zwróciła się do

Claya. - A potem zbadam ci wzrok. Dawno chciałam

to zrobić. Właściwie od chwili, gdy zobaczyłam, że

czytasz program teatralny, jakbyś grał na puzonie. ,

Clay zmarszczył brwi.

- Chyba nie masz zamiaru wsadzić mi na nos oku­

larów?

- Zobaczymy - odparła tajemniczo, wychodząc

z pokoju.

- Może chcesz, żebym zabawiła twojego pacjenta,

gdy będziesz rozmawiać? - zapytała Kelsey, gdy

Spring dotarła do jej biurka.

- Czy rzeczywiście dałaś mu swój domowy numer?

- odpowiedziała pytaniem Spring, zasłaniając ręką

słuchawkę.

- Oczywiście! Jest wspaniały, nie uważasz?

Spring spojrzała na nią surowo.

- W takim razie masz zmienić numer swego telefo­

nu. I to natychmiast.

Kelsey parsknęła śmiechem.

- Czyżby to znaczyło, że już skreśliłaś tego faceta

z Kalifornii? Tego Claya?

- To jest właśnie Clay z Kalifornii.

background image

1 4 0 • WIOSNA

Kelsey otworzyła szeroko usta.

- To on! Nie żartujesz? - A gdy Spring kiwnęła

głową z promiennym uśmiechem, dodała: - Co za

pech! Zakochuję się od pierwszego wejrzenia w facecie,

by się dowiedzieć, że jest już zajęty.

Spring odetchnęła głęboko, aby uspokoić rozdygo­

tane serce i przybrała profesjonalny ton, chociaż

chciało jej się śpiewać z radości.

Clay do niej przyjechał!

background image

ROZDZIAŁ

10

- Spring, jesteś pewna, że są mi potrzebne okulary?

- Mówiłam ci, to tylko do czytania. Nie bę­

dziesz tak wysilał oczu przy papierkowej robocie

w szkole.

- A co mi dolega?

Spring uśmiechnęła się pobłażliwie, otwierając

drzwi do swego mieszkania.

- Jesteś dalekowidzem i masz niewielki astygma-

tyzm.

Otworzywszy drzwi, poczuła ściskanie w dołku na

myśl, że zaraz znajdzie się sam na sam z Clayem, po raz

pierwszy od trzech miesięcy.

- Wiem, ale... okulary! Już słyszę, jak będą się ze

mnie śmiać.

Przypominał jej Danny'ego, gotowego zbić kolegę

za przezywanie.

Roześmiała się głośno.

- Na pewno by się śmiali, gdybym ci pozwoliła

wziąć te okulary, które przymierzałeś. Wyglądałbyś

jak Elton John wystrojony na koncert.

- Przecież je tutaj sprzedajesz.

- Tak, ale nigdy nie proponuję ich dorosłym.

Najwyżej nastolatkom o najbardziej ekscentrycznych

gustach.

background image

1 4 2 • WIOSNA

- Czyli do mnie pasują tylko pod jednym wzglę­

dem.

Rozglądał się po salonie, do którego wprowadziła

go Spring. Jego wzrok zatrzymał się na pięknym stole

w stylu Ludwika Filipa. Podszedł do niego i musnął

palcem gładki blat.

- Musisz być bardzo dobra w swoim zawodzie, a na

pewno bardzo dokładna.

- Badanie nie zawsze zabiera mi tyle czasu. Bo też

moi pacjenci nie sadzają sobie mnie na kolanach i nie

szczypią mnie, gdy im zaglądam do oczu.

Uśmiechnął się szeroko.

- Muszę przyznać, że dawno już żadne badanie nie

sprawiło mi takiej przyjemności. - Znowu rozejrzał się

dookoła. - Bardzo tu ładnie. Bardzo.

Spring uśmiechnęła się, zadowolona z pochwały.

- Tak mi się zdawało, że ci się spodoba.

- To dziwne, prawda? Właściwie mógłby to być

mój pokój.

Rzucił jej gorące spojrzenie, a potem wskazał obraz

nad kominkiem.

- Towarzyszyłem Summer, kiedy go kupowała. Mó­

wiła, że widziałaś ten obraz i że się nim zachwycałaś.

- Tak. - Nie powiedziała, że wiele razy płakała

patrząc na dom namalowany na obrazie. - Jeszcze ci

nie podziękowałam za bransoletkę.

- Ależ tak. Przysłałaś mi elegancki bilecik, dzięku­

jąc mi i pisząc, że nie powinienem był tego robić.

Nie otrzymała odpowiedzi na ten liścik. Teraz Clay

ujął ją za rękę, podniósł do góry i przyglądał się

klejnotowi na jej szczupłym nadgarstku.

- Dziękuję, że jej nie odesłałaś. Bardzo chciałem,

żebyś ją miała.

background image

WIOSNA • 143

- Dlaczego? - zapytała prawie szeptem.

Dotknął wargami zagłębienia dłoni.

- Chciałem, żebyś ją nosiła i wspominała mnie od

czasu do czasu.

- Do tego nie potrzebowałam bransoletki.

- Naprawdę, moja słodka Spring? - zapytał, przy­

ciągając ją do siebie i opasując ramionami jej talię.

- Tak - odparła szeptem.

- To dobrze - mruknął, wtulając twarz w jej włosy.

- Bo ja nie przestałem o tobie myśleć od czasu twego

wyjazdu. Ani tęsknić za tobą. I pragnąć cię.

- Och, Clay! - Jej ramiona same uniosły się do

góry i objęły go za szyję.

Clay z jękiem zamknął ją w uścisku tak żarliwym,

jakby już nigdy nie miał jej puścić. Modliła się,

żeby tak było.

- Spring, tak wiele mam ci do powiedzenia, ale w tej

chwili mogę myśleć tylko o jednym. Żeby być z tobą.

Boże, jak długo cię nie było!

- Dobrze, Clay, możemy porozmawiać później.

Drżąc z niecierpliwości, obsypała pocałunkami jego

twarz, szyję, włosy. Clay jedną ręką zdjął jej okulary

i położył obok, na stoliku, a drugą wyjął szpilki

z włosów.

- Znowu nosisz upięte włosy - narzekał.

- Nie było dla kogo ich rozpuszczać. - Potrząsnęła

głową tak, że opadły i rozsypały się wokół twarzy i na

ramionach.

Wziął ją na ręce jak dziecko i okręcił się wokoło,

całując ją.

- Gdzie jest sypialnia? - zapytał.

- Na górze. Pierwsze drzwi na lewo - odparła,

układając się wygodnie w jego ramionach.

background image

1 4 4 • WIOSNA

- Za daleko.

Osunął się razem z nią na dywan, nie przestając jej

całować. Zanim skończył się pocałunek, zdążył rozpiąć

jej sukienkę. Po chwili leżeli nadzy na podłodze.

- Chodź do mnie - rzekł i pociągnął ją na siebie.

Przylgnęła do niego całym ciałem, a jej długie włosy

zasłaniały im twarze.

- To mi było potrzebne jak powietrze - szepnął,

pieszcząc ją.

Spring pochyliła głowę i drażniła wargami jego

usta. Jego gorące, naprężone, gotowe do miłości ciało

budziło w niej rozkosz i pulsujące pragnienia. Z Cla-

yem stawała się inną kobietą, namiętną i lekkomyślną.

Uwielbiała wszystko, co z nią robił. Kochała go, ale nie

była gotowa do wyznania miłości. Nie wcześniej, aż on

zdradzi się z własnymi uczuciami.

Boże, jak ją kochał! Przyciągnął ją do siebie, wtopił

się w nią, jakby chciał nadrabiać stracony czas. Jak

bardzo brakowało mu bliskości Spring. Była taka

cudowna.

- Kochaj mnie, Clay. Proszę, kochaj mnie.

- Będę, Spring. Natychmiast. Kocham cię tak

bardzo.

Jednym ruchem złączył się z nią, a kiedy go

przyjmowała, wydał z siebie jęk rozkoszy. Chciał

dochodzić powoli do szczytu, upewnić się, że Spring

przeżyje rozkosz przed nim. Poczuł głęboką satysfak­

cję, gdy zaczęła dygotać i wykrzykiwać coś łamiącym

się głosem. Wtedy dopiero zwiększył tempo, zesztyw­

niał na moment, a potem z jej imieniem na ustach

opadł na nią. Chwilę później przekręcił się, aby

uwolnić ją od swego ciężaru, ale nie wypuścił jej

z objęć. Nigdy już nie puści jej od siebie.

background image

WIOSNA • 1 4 5

Spring odetchnęła głęboko, starając się uspokoić

bicie serca. Trudno jej było uwierzyć, że jest poniedzia­

łek, zwykły dzień pracy, a ona leży na dywanie we

własnym salonie. W obecności Claya traciła poczucie

rzeczywistości i czasu. Jakby już była w raju. A może

rzeczywiście jest?

Objęła go i przyciągnęła do siebie.

- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś. Boję

się, że zbudzę się ze snu i znów cię nie będzie.

- Nie, kochanie. Jestem tu. Sam nie mogę uwierzyć,

że tak długo wytrzymałem z dala od ciebie.

Miała ochotę spytać go o powód, ale bała się, że

popsuje nastrój tej chwili.

- Przepraszam cię, Spring - powiedział nagle Clay.

- Przepraszam za to, co zaszło między nami w Ka­

lifornii. Byłem rozdrażniony i szukałem okazji do

kłótni.

- W porządku. Przyjmuję przeprosiny. Ja też cię

przepraszam i nie mówmy już o tym.

Pokręcił przecząco głową i pomógł jej usiąść obok

siebie na dywanie.

- Nie, Spring. Nie traktuj tego tak lekko. Powinniś­

my porozmawiać.

- Może masz rację - westchnęła. - Ale wracam do

tego niechętnie. Było tak przyjemnie do tej pory.

- Nie będziemy się znowu kłócić. Obiecuję. Chcę ci

tylko wyjaśnić pewne sprawy.

- Zgoda - rzekła Spring, sięgając po bluzkę. - Po­

rozmawiajmy.

- Co ty robisz? - Powstrzymał jej rękę.

- Ubieram się.

- Nie rób tego. Wyglądasz tak pięknie.

- Dziwnie się czuję, siedząc bez ubrania.

background image

1 4 6 • WIOSNA

- Przyzwyczaisz się do tego i do wielu innych rzeczy

- uśmiechnął się łobuzersko. - Mam nadzieję, że już

nie uważasz, że jestem śmiesznie ubrany. Moja męska

duma byłaby naprawdę dotknięta.

Roześmiała się, jak się spodziewał, i pokręciła

przecząco głową.

- Jesteś bardzo przystojnym mężczyzną, Clay. Eg­

zemplarz okazowy. No, może prawie okazowy. Masz

bliznę na brzuchu, ale to też mi się podoba. A skąd

ją masz?

- Od ciosu nożem.

- Ktoś cię zaatakował nożem? - spytała wstrząś­

nięta. - Czy to któryś z twoich chłopców?

- Nie. To pozostałość bójki, w której brałem

udział, gdy miałem szesnaście lat. Wtedy ja też chodzi­

łem z nożem, ale nie umiałem się nim tak dobrze

posługiwać jak inni.

- Och, Clay! - Pogłaskała go po policzku. Był taki

kochany i tyle miał w sobie pogody, że postanowiła nie

wracać w rozmowie do jego smutnej przeszłości.

Clay wziął ją za rękę i pocałował.

- Wspominałem ci o moim dzieciństwie, Spring.

Nie było szczęśliwe. Moi rodzice byli zimni i wymaga­

jący. Nigdy ich nie mogłem zadowolić. Dla nich

pozory były wszystkim, a dla mnie niczym. Bardzo

chciałem ich kochać, tak jak każde dziecko pragnie

kochać rodziców, ale to ciągłe odrzucenie wywoływało

gniew. Byłem zły na nich, na całe otoczenie, i nawet na

siebie samego. Dlatego tak ostro zareagowałem tego

ostatniego wieczoru w Kalifornii.

- Ależ Clay, ja cię nie odrzucałam - zaprotestowa­

ła Spring, usiłując go lepiej zrozumieć. - Wprost prze­

ciwnie, kochałam cię.

background image

WIOSNA • 1 4 7

- Czy nie rozumiesz, kochanie? Byłem taki zły,

ponieważ już wcześniej wiedziałem, co się stanie. To

głupie, przyznaj. Mówiłaś, że wracasz do domu, a ja

wiedząc, jak będę cierpiał, mściłem się zawczasu,

starając się zadać ci ból.

- Wpadłeś w furię, gdy wzięłam stronę rodziców

Tony'ego.

- To też pozostałość przeszłości - wyznał Clay.

- Kilkakrotnie sprowadzano mnie do domu za pomo­

cą policji. To okropnie upokarzające, szczególnie gdy

trafisz na tępych policjantów, którym sprawia przyje­

mność traktowanie cię jak śmiecia. Teraz współpracuję

z policjantami i szanuję wielu z nich, ale nie zapom­

niałem tamtego doświadczenia.

- I dlatego identyfikowałeś się z Tonym.

- Tak. Oczywiście ty miałaś prawo do własnej

opinii. Powinienem ci wyjaśnić mój punkt widzenia,

zamiast wrzeszczeć. Przepraszam cię, Spring.

- Mnie też ogarniały mieszane uczucia - powie­

działa Spring, wpatrując się w ich splecione dłonie.

- Ty wydawałeś mi się szczęśliwy i zadowolony ze swe­

go życia. Bałam się, że nie pasuję do niego, bo nie po­

ciągają mnie przygody, nie jestem impulsywna i otwar­

ta jak Summer. Nie jestem tak piękna jak twoje dawne

przyjaciółki. Stawałeś się dla mnie coraz ważniejszy,

a jednocześnie byłam przkonana, że znajomość ze mną

potraktujesz jak przelotny flirt.

Clay znów uniósł jej dłoń do ust i ucałował smukłe

palce.

- Moja śliczna, fascynująca Spring. Dlaczego tak

nisko się oceniasz? Skąd to przekonanie, że nie jes­

teś interesująca? Co mam zrobić, żebyś uwierzyła

w siebie?

background image

1 4 8 • WIOSNA

- Przypuszczam, że tak jak u ciebie winna jest mo­

ja przeszłość. Zawsze mnie porównywano do moich

wesołych, dowcipnych, pełnych życia sióstr. Gdy by­

łyśmy małe, Summer coś odgrywała, zabawiała wszys­

tkich swoimi tańcami, piosenkami i naśladowaniem

innych. Autumn była ślicznym, rudowłosym szkra­

bem, który zadziwiał odwagą, energią i sportowymi

wyczynami. A o mnie mówiło się, że jestem spokojna,

nieśmiała i pilna. Matka opowiadała znajomym o tara­

patach, w jakie wpadały Summer czy Autumn, niby

narzekając, ale najwyraźniej ją to bawiło. O mnie

mówiła tylko, że jestem dobrym dzieckiem. Nie sądzę,

by kochała mnie mniej niż moje siostry. Wiem, że mnie

kochała i była ze mnie dumna. Ale przywykłam do

tego, że przegrywam z moimi młodszymi siostra mi.

Nie miałam zresztą o to pretensji. Ja nie lubię być

w centrum uwagi. Wolę pozostawać trochę w cieniu.

- Moje śliczne biedactwo -mruczał czule Clay.

- Równie ciężko było ci zawsze być dobrą dziewczyn­

ką, jak mnie złym chłopcem.

Spring uśmiechnęła się lekko.

- O, ja buntowałam się niekiedy na swój sposób.

Robiłam po cichu jakiś figiel i nigdy się do tego nie

przyznawałam. Posądzano wtedy Summer lub Au­

tumn. A czasami przyjmowałam wyzwanie, kiedy nikt

się tego nie spodziewał. W ten sposób złamałam sobie

rękę, bo wdrapałam się na spróchniałe drzewo tylko

dlatego, że jeden z chłopców twierdził, że się na to nie

odważę. Moja rodzina przeżyła szok, a ja byłam

z siebie dosyć dumna.

- I tak samo przyjęłaś moją propozycję, kiedy

powiedziałem, żebyś się ubrała seksownie, gdy szliśmy

background image

WIOSNA • 1 4 9

na przedstawienie do szkoły - przypomniał jej Clay

z uśmiechem uznania.

- Właśnie - przytaknęła. - Od kiedy opuściłam

rodzinny dom, żyłam jak nowoczesna, niezamężna

kobieta - powiedziała w zamyśleniu. - W moim życiu

nie było wielu mężczyzn, ale mimo to moja matka nie

zaakceptowałaby tego, co robię. Jest na pewno przeko­

nana, że Autumn i ja wciąż jesteśmy dziewicami po

prostu dlatego, że nie wyszłysmy za mąż. Jest dosyć

staroświecka w wielu sprawach.

- A może nie doceniasz swojej matki?
- Nie - zaśmiała się Spring. - Jeśli nawet coś po­

dejrzewa, nie przyzna się do tego nawet przed sobą.

Woli żyć w szczęśliwej nieświadomości - jak więk­

szość matek.

- Pewnie będziesz taka sama wobec naszych...

wobec swoich dzieci - zająknął się Clay i nagle spowa­

żniał. - Musimy porozmawiać o przyszłości, Spring.

- Co takiego? Jakiej przyszłości?

- To, co nas łączy, jest ciągle tak nowe, tak świeże

i tak cudownie piękne, że chciałbym się jeszcze tym roz­

koszować, nim zrobimy następny krok. Musimy podjąć

pewne decyzje i wiele spraw przedyskutować. Lepiej

zrobić to za parę tygodni, jak dobrze się poznamy.

- Zgoda, pod jednym warunkiem: że zostaniesz

tutaj przez te parę tygodni.

- Jeśli mnie tylko zaprosisz - uśmiechnął się.

- Wziąłem urlop. Teraz moja kolej.

- Zapraszm cię - powiedziała z zapałem. - Ale nie

mogę opuszczać pracy. Mam wypełniony terminarz

i nie odwołam aż tylu wizyt.

- W porządku, Spring. Wcale tego nie oczekiwałem.

background image

1 5 0 • WIOSNA

- Co będziesz robił przez tyle godzin? - zapytała

pełna obaw, że będzie się nudził.

- Mógłbym przyglądać się, jak pracujesz - drażnił się

z nią dobrodusznie. - Nie? W takim razie zabawię się

w turystę. Nigdy nie byłem w Arkansas. Może odnajdę

jakichś półnagich leśnych ludzi, jak dobrze poszukam?

Spring rzuciła mu wściekłe spojrzenie.

- Ośmielasz się obrażać mój rodzinny stan?

Podniósł ręce do góry.

- To tylko żarty - rzekł. - Nigdy bym sobie na to

nie pozwolił.

- To dobrze - odparła ułagodzona. - Sam się

zdziwisz, co można znaleźć w Arkansas.

- Ja już znalazłem w Arkansas coś, co jest moim

największym życiowym odkryciem. Ciebie.

- Dziękuję - rozczuliła się Spring.

- Dni spędzone ze mną pozwolą ci się przekonać,co to

znaczy mieszkać razem - zauważył Clay półżartem.- Nie

należę do najspokojniejszych, wiesz o tym. A czasem

wpadam w melancholię, chociaż niezbyt często. Ale nie

rozrzucam brudnych skarpetek - dodał pyszałkowato.

- Bo w ogóle nie nosisz skarpetek - przypomniała

mu z niewinną miną.

- To prawda - speszył się trochę. - Może powinie­

nem je kupić i nie rozrzucać ich, żeby udowodnić, że to

należy do moich zalet.

- Nie musisz. Chyba znajdą się jeszcze jakieś zalety,

jeśli dobrze poszukać.

Spojrzał na nią prowokująco.

- Żeby je znaleźć, musiałabyś siedzieć o wiele bliżej.

- Tak myślisz? - Uniosła brwi. - Wiesz, tu jest

chyba za ciemno na poszukiwania. W łazience jest

lepsze światło.

background image

WIOSNA • 1 5 1

- W łazience? - Spojrzał na nią zaintrygowany.

- Aha. Chciałabym wziąć prysznic i... - pochyliła

się i spojrzała na niego spod rzęs - z przyjemnością

umyję ci plecy, Clay.

Oczy mu zabłysły z radości, że pamięta, jak przepo­

wiadał, że kiedyś go o to poprosi.

Kąpiel zajęła im dużo czasu. Woda była już całkiem

zimna, gdy skończyli. W tym czasie zdążyli namydlić

się wzajemnie od stóp do głów, a Spring odkryła na

ciele Claya jeszcze dwie blizny. Natomiast Clay znalazł

na jej lewej piersi maleńki okrągły ślad po ospie.

Ucałował tę drobną skazę na jej urodzie i tak starannie

szukał następnej, że w końcu nie pamiętali już oboje,

od czego się zaczęło.

Wycierali się długo i starannie. Gdy skończyli,

Spring wzięła go za rękę i poprowadziła do sypialni.

Z odwagą, która była dla niej czymś nowym, a Claya

wprawiła w zachwyt - zachęciła go do oddania się

miłosnym igraszkom.

Wkrótce zasnęli, wyczerpani, ale bardzo szczęśliwi.

W środku nocy zrobili wypad do kuchni po kanapki,

a potem znów się kochali.

Clay zasnął prawie natychmiast, a Spring leżała

przez jakiś czas, myśląc o przyszłości. Gdy już po­

stanowiła tak jak on cieszyć się chwilą i nie spieszyć się

z podejmowaniem decyzji, udało jej się zasnąć spokoj­

nie w jego ramionach.

Spring, chcąc ułatwić Clayowi zwiedzanie Little

Rock i okolicy, zostawiła mu swój samochód i za­

dzwoniła do Kelsey, aby ją podwiozła do pracy.

Wyszła z domu spóźniona, z włosami w lekkim

nieładzie i ustami nabrzmiałymi od pocałunków, ale jej

fiołkowe oczy błyszczały radością i szczęściem.

background image

1 5 2 • WIOSNA

- Powiedziałabym, że miałaś bardzo interesującą noc

- zauważyła Kelsey, rzuciwszy okiem na przyjaciółkę.

Spring zarumieniła się i przygładziła dłonią włosy.

- Było bardzo... przyjemnie.

- Przyjemnie! - powtórzyła Kelsey z lekką pogar­

dą, jak kiedyś Summer. - Oczywiście.

- No, dobrze, było fantastycznie. O co ci chodzi?

Czekasz na sprawozdanie?

Kelsey śmiejąc się, kiwnęła głową.

- Wybij to sobie z głowy! Nie mam zresztą czasu.

Pan Abernathy przyjdzie za niecały kwadrans - za­

protestowała Spring.

- Hej, to ja czekałam na ciebie na parkingu całe

pięć minut, a nie ty na mnie.

- Wiem - odparła Spring z rumieńcem na twarzy.

- Czy poprosił cię o rękę?

- Pan Abernathy? - udawała tępą Spring.

Kelsey westchnęła głośno.

- Nie. Clay McEntire. Zrobił to?

- Nie.

- Powiedział, że cię kocha?

- W pewnym sensie.

- Co to znaczy „w pewnym sensie"?

- Kelsey, naprawdę nie mam czasu wchodzić

w szczegóły, a nawet nie wiem, czy mam na to ochotę.

To bardzo osobista sprawa.

Kelsey skinęła głową, skruszona.

- Wiem, ale nie mogę przestać się o ciebie martwić.

Ciągle pamiętam wyraz twojej twarzy, gdy otworzyłaś

prezent od niego. Byłaś załamana. Ten człowiek ma

nad tobą ogromną władzę.

- Kelsey, rozumiem, że troszczysz się o mnie, ale

naprawdę nie chcę teraz o tym mówić. Clay i ja

background image

WIOSNA • 1 5 3

zgodziliśmy się spędzić trochę czasu razem, zanim

porozmawiamy o przyszłości. Sądzę, że to dobry

pomysł. Nie chcę robić niczego w pośpiechu i bez

zastanowienia, ale nie chcę również popsuć wszyst­

kiego rozmyślaniem, co będzie lub czego nie będzie.

- Rozumiem - odparła Kelsey, choć bez przeko­

nania. - Życzę ci szczęścia, Spring. Zasługujesz na to.

Zaparkowała samochód, a potem zwróciła się do

Spring z wesołym uśmiechem, jakby chciała poprawić

nastrój.

- Nawiasem mówiąc, mogę się nim zająć, gdybyś

wolała być sama przez jakiś czas. Możesz na mnie

liczyć.

- Nie wątpię - roześmiała się Spring. - Ale nie

masz szans, przykro mi. Nie wypuszczę go z rąk.

- Wcale się nie dziwię.

- Dziękuję, że się o mnie martwisz, Kelsey - za­

kończyła rozmowę Spring i szybko wysiadła z samo­

chodu.

Cały dzień starała się być zajęta, wiedząc, że bez

Claya czas będzie jej się dłużył. Miała nadzieję, że

zadzwoni do niej w ciągu ranka albo wpadnie w porze

lunchu, ale nie zrobił tego. Zastanawiała się, co się

z nim dzieje i jak mu się podoba jej rodzinne miasto.

I znów myślała, co będzie z nimi. Kochała Little Rock

i Arkansas, cieszyła ją praktyka, którą zdobyła, ale

jeszcze bardziej kochała Claya. Co ma zrobić, jeśli ją

poprosi, aby zostawiła to wszystko dla niego? Nie

będzie jej łatwo zaczynać od nowa. Drętwiała ze

strachu na samą myśl o tym. Czy zadowoliłaby ją

pozycja niepracującej żony, która prowadzi dom,

wychowuje dzieci i czeka cierpliwie cały dzień, aż mąż

background image

1 5 4 • WIOSNA

wróci z pracy? Nie byłoby to takie złe... Nie! Byłoby

okropne! Włożyła wiele wysiłku w zdobycie dyplomu.

Kochała swoją pracę. Oszalałaby, nie mając nic do

roboty poza sprzątaniem i gotowaniem. Nawet gdyby

mieli dzieci, poszłyby przecież w końcu do szkoły. I co

wtedy?

Nie. Nie mogłaby na stałe zrezygnować z pracy.

Jeśli Clay zaproponuje jej wyjazd do Kalifornii - zro­

bi to, ale postara się znaleźć sobie zajęcie w swoim

zawodzie. Może nie zdobędzie od razu własnej prak­

tyki, ale mogłaby wejść z kimś w spółkę. Lubi San

Francisco, to piękne miasto. Ale bardzo będzie jej

brak Arkansas.

- Tęskniłem za tobą.

- Ja też. Co robiłeś przez cały dzień? - zapytała

Spring, przytulając się do Claya.

- Rozglądałem się. Poddawałem Little Rock eg­

zaminowi. - Odsunął ją trochę od siebie, aby popa­

trzeć na nią z zadowoleniem. - Czy wiesz, że w tym

mieście jest orkiestra symfoniczna, dwa zespoły opero­

we, kilka teatralnych i jeden balet, kilka pól gol­

fowych, hektary parków, ogród zoologiczny...

- Clay, ja to wszystko wiem! - Spring śmiejąc się,

położyła mu dłoń na ustach. - Spędziłam tu całe moje

życie. Dlaczego mi o tym mówisz?

- Popisuję się tym, czego się dziś dowiedziałem

- odparł, odsuwając jej dłoń. - To fascynujące mias­

to. Izba Handlowa z wielkim zadowoleniem udzieliła

mi najróżniejszych informacji.

- Poszedłeś do Izby Handlowej?

- Oczywiście. To najlepsze miejsce, jeśli chcesz się

czegoś dowiedzieć o nieznanym mieście.

background image

WIOSNA • 1 5 5

Dlaczego zadał sobie tyle trudu? - zastanawiała się,

ale jego usta wędrowały po jej szyi i rozpraszały uwagę.

- Co ty robisz, Clay?

- Nie domyślasz się? - odparł, rozpinając guziki jej

sukienki.

- A co z obiadem?

- Mogę poczekać. A ty?
- Ja jestem głodna, ale... nie chodzi mi o obiad.

Clay zaśmiał się cicho i wziął ją na ręce.

- Zdaje się, że obydwoje stracimy na wadze w ciągu

następnych paru tygodni.

- A więc będziemy tak szczupli, jak nakazuje moda

- odrzekła, obejmując go za szyję.

- Obiecuję dobrze cię nakarmić jeszcze dziś, ale

później - rzekł, niosąc ją do sypialni.

- Tak, dużo, dużo później - zgodziła się, gdy deli­

katnie kładł ją na łóżko.

background image

ROZDZIAŁ

11

- Hej!

- Chwileczkę, kochanie, daj mi skończyć ten ar­

tykuł. Dotyczy pewnego psychologa, mieszkającego

tu, w Little Rock, który opracował nową, ciekawą

metodę postępowania z nastolatkami cierpiącymi na

zaburzenia emocjonalne.

Clay odsunął gazetę od oczu, aby lepiej skoncent­

rować się na lekturze. Spring westchnęła i podeszła do

niego, wsuwając mu na nos nowe okulary.

- Teraz możesz skończyć ten artykuł - poinfor­

mowała go, a potem wróciła na swój fotel i zagłębiła

się w czasopiśmie poświęconym optyce. Clay uśmie­

chnął się przepraszająco i wrócił do lektury, prze­

rzucając nogę przez poręcz fotela, który zaanektował

dla siebie, dokąd przyjechał do Little Rock. Spring po

chwili zapomniała o czytaniu, obserwując ukochane­

go. Włosy miał w nieładzie, był boso, w jaskrawo-

-zielonej koszulce polo i niebiesko-fioletowo-zielo-

nych spodniach. Jej kotkę ułożył sobie wokoło szyi

jak szalik. Okulary w cieniutkich metalowych opraw­

kach wcale go nie szpeciły. Nie mogła od niego

oderwać oczu.

Nigdy nie czuła się tak szczęśliwa. Zawsze jej się

wydawało, że będzie jej trudno przyzwyczaić się do

background image

WIOSNA • 1 5 7

stałej obecności drugiej osoby w domu, ale w przypad­

ku Claya okazało się to nadspodziewanie łatwe. Spring

bała się myśleć, jak będzie się czuła bez niego. W ciągu

czterech dni rozgościł się w jej życiu i sercu.

Spędzał czas, wałęsając się po okolicy i przyglądając

się wszystkiemu, co zwróciło jego uwagę. Wieczorami

pokazywał jej części miasta, których nie znała, mimo

że spędziła tu wiele lat. Właśnie poprzedniej nocy

popłynęli płaskodenną łodzią rzeką Arkansas, która

opływała Little Rock.

Clay zachwycał się zarówno rozwojem miasta i jego

nowoczesnością, jak i małomiasteczkową atmosferą

dawniejszej zabudowy. Z wielkim zainteresowaniem

mówił o reszcie stanu i miejscowościach, które chciał­

by zwiedzić. Spring śmiejąc się, nazywała go nadgor­

liwym turystą, ale zarezerwowała na weekend pokój

w hotelu nad jeziorem w Hot Springs. Zachwycała się

jego zgodnym usposobieniem i miała nadzieję, że Clay

nie chwali wszystkiego tylko po to, aby jej sprawić

przyjemność.

- Wiesz, Spring - odezwał się nagle Clay - chyba

zadzwonię w przyszłym tygodniu do tego faceta.

Chciałbym się z nim spotkać i porozmawiać o jego

metodzie. Wydaje się interesująca.

Spring uśmiechnęła się przekonana, że zanim skoń­

czą rozmowę, staną się wielkimi przyjaciółmi. Clay

potrafił zjednywać sobie ludzi.

Zadzwonił telefon i Spring poszła go odebrać.

Przez chwilę rozmawiała z Kelsey, a potem spytała

Claya:

- Masz ochotę wybrać się na przyjęcie jutro o szó­

stej? Kelsey mówi, że jeden z naszych przyjaciół

zaprasza na garden-party nad basenem.

- Może być zabawnie. Właśnie zdałem sobie spra­

wę, że nie widziałem cię jeszcze w kostiumie kąpielo­

wym. Ani Kelsey - dodał ze znaczącą miną.

background image

1 5 8 • WIOSNA

- Clay ma ochotę przyjść - powiedziała Spring

do słuchawki. - Aha, Kelsey, może byś włożyła ten

swój granatowy kombinezon, wiesz o którym mó­

wię, ten z golfem i łatą na kolanie? - namawiała ją

gorąco.

Gdy skończyła, Kelsey odłożyła słuchawkę, lecz

ciągle jeszcze się śmiała.

Spring natomiast wyciągnęła rękę do Claya i powie­

działa, starając się zachować powagę:

- No, dobra, koleś, oddaj mi to!

- Co ci mam oddać?
- Numer telefonu Kelsey.

Clay roześmiał się, lecz potrząsnął przecząco głową.

- Przykro mi, ale go nie mam.

- Powiedziała mi, że ci go dała - upierała się Spring

niby poważnie, ale oczy jej się śmiały. - Daj mi go.

- Naprawdę go nie mam. Wyrzuciłem do kosza

w twoim gabinecie, gdy tylko Andi mnie tam wprowa­

dziła.

- Wyrzuciłeś?

- Tak. Nie wiedziałem, że to twoja przyjaciółka,

a telefonami do innych kobiet nie jestem zainteresowa­

ny. Nikt dla mnie nie istnieje poza piękną blondynką,

która pewnego wieczoru w marcu stanęła w drzwiach

i spojrzała pogardliwie na moje ubranie.

Spring oplotła ramionami jego szyję.

- To dobrze. Zdałeś właśnie celująco egzamin.

- Nie wiedziałem, że byłem egzaminowany.

- Kobiety zawsze wystawiają swoich mężczyzn na

próbę. Czyżbyś o tym nie wiedział?

- I jakie mam wyniki?

- Jeden dobry za nierozrzucanie skarpet. Poza tym

nie wyciskasz pasty ze środka tuby, nie chrapiesz i nie

background image

WIOSNA • 1 5 9

zachowujesz numerów telefonów innych kobiet - to

plusy. Ten ostatni bardzo, bardzo duży.

Clay pocałował ją w czubek nosa z zadowoloną

miną.

- Właściwie jestem doskonałością, prawda?

- O, nie. Masz też parę wad.

- Na przykład jakie?
- Zapominasz nosić okulary.

- Popracuję nad tym.

- Nie składasz porządnie gazety, gdy czytasz ją

przede mną.

- O, przepraszam.

- Jesteś marnym kucharzem.

- Może mógłbym się nauczyć.

- Uwiodłeś moją kotkę. Missy przeniosła na ciebie

całe swoje uczucia.

Pochylił się ze śmiechem, żeby ją pocałować i zde­

rzyli się okularami.

- Moglibyśmy je zdjąć - zaproponowała.

- I parę innych rzeczy - dodał, pociągając za koł­

nierz jej dżersejowej bluzki.

- Zgoda.

Gdy szli w stronę sypialni, pragnęła mu powiedzieć,

że go kocha. Czekała jednak, żeby Clay powtórzył

swoje wyznanie, które wymknęło mu się pierwszego

dnia. Nie wiedziała dlaczego. Może nie był pewien

swych uczuć? Nie miała zamiaru go naciskać, ale

kochała go, och, jak bardzo!

- Ten twój Clay jest tak atrakcyjny, że można się

z żalu rozpłakać - westchnęła Kelsey, obserwując

Claya, który nakładał sobie na talerz gorącego ham­

burgera, pikle i chipsy.

background image

160 • WIOSNA

W szortach w egzotyczne wzory, czerwonej ko­

szulce i szelkach w paski wyróżniałby się w tłumie,

nawet gdyby nie był tak wysoki i przystojny. Popo­

łudniowe słońce, ciągle jeszcze jaskrawe w ten gorą­

cy lipcowy dzień, zapalało w jego jasnych włosach

złote błyski.

- Tak, wiem - zgodziła się łatwo Spring z dumą

właścicielki. Siedząc ze skrzyżowanymi nogami na

kocu, pojadała swojego hamburgera i przyglądała się

Clayowi, który rozmawiał z potężnie zbudowanym

mężczyzną. Był to Gordon, gospodarz imponującej

posiadłości, który uwielbiał urządzać przyjęcia w swo­

im domu, otoczonym dwudziestohektarowym ogro­

dem i odległym tylko o kwadrans jazdy samochodem

od Little Rock.

Clay nie tracąc czasu, zawierał znajomość z przyja-

ciółmi Spring i już po chwili rozmawiał z nimi, jakby

znał ich od lat.

- A poza tym ubiera się bardzo schludnie - dodała

Kelsey, co wywołało u Spring atak śmiechu.

- Ktoś się tu chyba znowu ze mnie śmieje - po­

skarżył się Clay, sadowiąc się obok nich na kocu.

Zrobił oko do Kelsey i objął Spring. - Spring uważa,

że się dziwnie ubieram - wyjaśnił.

- Niemożliwe? Skąd jej to przyszło do głowy?

- Nie mam pojęcia.

Clay zabrał się do następnego hamburgera.

- Spring mi powiedziała, że wybieracie się jutro do

Hot Spring - zwróciła się Kelsey do Claya. - Spodo­

ba ci się to miejsce. Nie zapomnijcie wejść na wieżę

obserwacyjną. Ma ponad siedemdziesiąt metrów i wi­

dać stamtąd góry Ouachita, jezioro Ouachita, jezioro

Hamilton i całe Hot Springs. Coś nadzwyczajnego.

background image

WIOSNA • 1 6 1

A poza tym musicie zobaczyć Muzeum Środkowej

Ameryki, Muzeum Figur Woskowych...

- Zlituj się, Kelsey - zaprotestowała Spring, wi­

dząc, że Clay wsłuchuje się w jej słowa z nabożeńst­

wem. - Będziemy tam tylko przez sobotę i niedzielę,

a Clay jest i tak zbyt gorliwym turystą. Wierz mi, jeśli

coś tam jest, on to znajdzie.

Pół godziny później Kelsey i Clay postanowili

zrzucić trochę kalorii, grając w piłkę. Spring usiadła

niedaleko na trawie i przyglądała się im, żartując z ich

zapału.

- Cześć, Spring. Dobrze wyglądasz - zabrzmiał

znajomy głos tuż za nią.

Odwróciła się i spojrzała na przystojnego, młodego

człowieka, o krótko obciętych, ciemnych włosach

i poważnych zielonych oczach. Zauważyła jednocześ­

nie, że był ubrany, jak na niego, bardzo swobodnie.

- Cześć, Roger. Kiedy przyszedłeś?

- Parę minut temu. - Pochylił się i z niepewną

miną pocałował ją w policzek. - Naprawdę świetnie

się prezentujesz.

Spring miała na sobie kombinezon w błękitno-

-pawim kolorze, dużo jaskrawszy od pastelowych

kolorów, które zwykle nosiła, i rozpuszczone włosy.

- Dziękuję ci, Roger - odrzekła, zauważając, że

jemu również oczy błyszczą żywszym blaskiem. - Czy

przyszedłeś tu z kimś?

- Tak - odparł trochę zakłopotany i wskazał gło­

wą młodą kobietę, która śmiejąc się, rozmawiała

z Gordonem. - Nazywa się Cathy Fleetwood. Jesteś­

my... zaręczeni.

Otwierając szeroko oczy ze zdziwienia, Spring

przyjrzała się jej dokładnie. Wysoka i smukła, zdecy-

background image

1 6 2 • WIOSNA

dowanie atrakcyjna i pełna życia. Wyglądała na dwa­

dzieścia kilka lat, miała wielkie błękitne oczy, podkreś­

lone śmiałym makijażem, włosy spadające na ramiona,

a w uszach nosiła olbrzymie wiszące kolczyki. Ubrana

była w lekki, jedwabny kombinezon w różowe, tur­

kusowe i oślepiająco białe pasy.

Spring uznała, że wygląda jak żeńska odmiana

Claya i roześmiała się. Najwyraźniej dotknęło to

Rogera, więc szybko się usprawiedliwiła:

- Jest bardzo ładna. Bardzo się cieszę ze względu na

ciebie.

- Dziękuję. Jestem bardzo szczęśliwy. Pobierzemy

się za miesiąc.

Zaborcze ramię otoczyło nagle talię Spring.

- Czy ci mnie przypadkiem nie brakowało? - zapy­

tał Clay, pochylając się nad nią.

- Oczywiście. - Spring domyśliła się, że Clay wi­

dział, jak Roger pocałował ją w policzek, i wcale mu

się to nie spodobało. - Cląy, pozwól, że ci przed­

stawię, Rogera Nicholsa.

Clay zachmurzył się na moment, ale zaraz wyciąg­

nął rękę. Roger uścisnął mu dłoń, obrzucając uważ­

nym spojrzeniem jego strój. Zrozumiał teraz, dlaczego

Spring się śmiała. Obydwoje zakochali się w swoich

przeciwieństwach i zdawali sobie z tego sprawę. Nic

dziwnego, że ich znajomość nie przetrwała.

Spring uśmiechnęła się do Rogera, życząc mu

szczęścia bez słów, a on podziękował jej wzrokiem

i odszedł do narzeczonej.

- Co to miało znaczyć? - zapytał agresywnie Clay.

- Nie rozumiem.

- Te spojrzenia, które wymieniliście. Mówiłaś, że

wszystko miedzy wami skończone.

background image

WIOSNA • 1 6 3

- Bo tak jest. Skończone definitywnie. - Uniosła

ku niemu twarz. - Clay, czyżbyś był zazdrosny?

- Tak - odparł ponuro. - Do licha, nigdy dotąd

nie byłem zazdrosny.

- Nie masz powodu, Clay. Roger jest zaręczony

i bardzo szczęśliwy. A nawet gdyby nie był, też nie

musiałbyś się martwić. Czy nie wiesz, jak bardzo...

- zatrzymała się na chwilę, a potem śmiało dokoń­

czyła: - Czy nie wiesz, jak bardzo cię kocham?

Powiedziała to w końcu. Już ją zmęczyło ukrywanie

uczuć.

- Ja też cię kocham, Spring - szepnął Clay, za­

glądając jej w oczy. - O, Boże, jak bardzo cię kocham.

I zapominając, gdzie są i kto na nich patrzy,

pocałował ją z całą mocą swej miłości. Zbyt szczęśliwa,

żeby czuć zawstydzenie, Spring oddała mu pocałunek.

Aż do końca przyjęcia Clay nie odstępował jej nawet

na krok.

- Kocham cię, Spring.

- Ja też cię kocham. Dlaczego nie powiedziałeś mi

tego wcześniej?

- Powiedziałem ci w poniedziałek.

- Ale nie powtórzyłeś już potem ani razu.

- Ponieważ czekałem, żebyś też to powiedziała.

Spring zachichotała.

- O Boże, rozmawiamy jak nastolatki.

Poruszył się zmysłowo, ocierając się o nią nagim

ciałem.

- To dziwne, wcale się nie czuję jak nastolatek.

- Nie, Clay. Nie robisz wrażenia nastolatka - od­

parła z oczami pociemniałymi od uczuć, które ją prze­

pełniały.

background image

1 6 4 • WIOSNA

Jakiś czas potem słysząc, że Clay się śmieje,

Spring uniosła głowę i spojrzała na niego zacieka­

wiona.

- Co cię tak bawi?

- Zrozumiałem teraz, dlaczego Derek za każdym

razem groził, że mi złamie rękę, kiedy tylko próbowa­

łem objąć Summer. Mężczyzna zmienia się w jaskinio­

wca, gdy widzi, że jego ukochana czuje się zbyt dobrze

w towarzystwie innego faceta.

- Derkowi już trochę przeszły te wybuchy zazdro­

ści. Tobie też przejdą.

- Mam nadzieję. Ale nie lubię, kiedy cię ktoś całuje.

Szczególnie starzy przyjaciele.

- Teraz rozumiesz, jak ja się czułam, gdy Jessica nie

odstępowała cię na przyjęciu u Connie.

- Naprawdę? - Bardzo go to zainteresowało.

- Chciałam wydrapać jej oczy. Po raz pierwszy

miałam ochotę zrobić krzywdę innej osobie. Poza

tobą, oczywiście.

- Oczywiście. - Przytulił ją mocniej i głaskał po

plecach. - Uczucia między mężczyzną i kobietą są

bardzo skomplikowane, prawda?

- Jesteś psychologiem. Powinieneś je zrozumieć

- odparła wesoło, nie chcąc, aby rozmowa zeszła na

poważniejsze tematy.

- Co innego czytać o czymś w podręczniku, a co

innego przeżywać taką sytuację samemu. Kilka miesię­

cy temu powiedziałbym, że zazdrość jest niegodna

rozumnego i myślącego człowieka. Tymczasem dzisiaj

miałem ochotę palnąć Rogera, gdy dotknął wargami

twojego policzka. Tyle warta jest książkowa mądrość.

- Jesteś tylko człowiekiem, Clay. Umiałeś się opa­

nować i zachowałeś się jak należy.

background image

WIOSNA • 1 6 5

- To nie jest zły chłop. Może trochę nudny, ale jego

narzeczona powinna go ożywić. On nie był odpowie­

dni dla ciebie.

- Wiem, kochanie. Ty jesteś dla mnie odpowiedni.

Najodpowiedniejszy.

- Kocham cię.

- Ja też cię kocham, Clay.

- Czy możesz mi to wyraźniej okazać? Chciałbym

się o tym upewnić.

Spring otworzyła ramiona, wciąż niesyta jego miło­

ści. Przyszłość była ciągle niepewna, ale przynajmniej

wiedziała, że Clay ją kocha. A miłość powinna prze­

zwyciężyć wszelkie trudności, jakie ich czekały.

- Wstań, wiosenko! Wstań i świeć! Nie traćmy

czasu.

Spring uchyliła jedno oko, spojrzała na zegarek

i stwierdziła, że jest dopiero siódma. Jęknęła i za­

mknęła oczy.

- Odejdź!

- Nie, kochanie. Zanim się wykąpiesz i ubierzesz,

będzie ósma. Mówiłaś, że do Hot Springs jedzie się

około czterdziestu minut, więc będzie prawie dziewią­

ta. Zwiedzimy okolicę, póki będzie chłodno, a gdy się

zrobi gorąco, pójdziemy do muzeum. Spring, czy ty

mnie słuchasz?

- Ja śpię.

- Nie chcesz chyba, żebym cię połaskotał?

- Nie zrobiłbyś tego?! - Spojrzała na niego ze

strachem.

- Nie zrobiłbym? - Udawał, że właśnie się przy­

mierza.

Westchnęła i przekręciła się na wznak.

background image

1 6 6 • WIOSNA

- Wygrałeś. Wstanę. O, Boże! Nawet wyglądasz

jak turysta. Brak ci tylko aparatu fotograficznego

na szyi.

- Leży w salonie - odparł z zadowoleniem, patrząc

na swą zieloną koszulkę z napisem Arkansas, szorty

w kolorze khaki i tenisówki.

- Jak to jest, że kiedy ja pojechałam do Kalifornii

po raz pierwszy w życiu, to tylko odwiedziłam siostrę

i zrobiłam trochę zakupów, a ty chcesz nauczyć się na

pamięć wszystkiego o Arkansas.

- Ty w ogóle nie wiesz, co to jest turystyka - kpił

z niej dobrodusznie. - Wstawaj, wstawaj. Zanim weź­

miesz prysznic, przeczytam historię gorących źródeł.

Czy wiesz, że Indianie zanurzali się w nich w czasie

kąpieli rytualnych? I że Al Capone kąpał się w nich

regularnie?

- Nie, nie wiem, ale jestem pewna, że w czasie

weekendu posiądę całą tę wiedzę.

Spring wstała i odgarniając włosy z czoła, ziewała

raz po raz. Energia i entuzjazm Claya trochę ją

przytłaczały. Nie miała mu tego za złe. Odwrotnie,

cieszyła się każdą chwilą z nim spędzoną.

Podśpiewując z cicha, wzięła prysznic i włożyła

białe szorty i żółtą bluzkę, a potem wrzuciła kilka

rzeczy do nesesera. Pozostało tylko zostawić kotkę

pod opieką sąsiadki i była gotowa.

Clay czekał na nią w salonie i rozmawiał przez te­

lefon. Zatrzymała się w progu, zdając sobie sprawę, że

jej nie zauważył. Nie chciała podsłuchiwać, ale też nie

chciała mu przeszkadzać, stała więc bez ruchu, czeka­

jąc, aż skończy.

- Dobrze, Frank - mówił Clay. - Zbierz wszystko

razem i odłóż. Przejrzę to, jak wrócę. Kiedy? Następ-

background image

WIOSNA • 1 6 7

nego tygodnia, najdalej w poniedziałek lub wtorek.

Tak, wszystko w porządku. Dobrze się bawię. Do

zobaczenia, cześć!

Zanim zdążył odłożyć słuchawkę, Spring była już

w swoim pokoju. Tak spokojnie mówił o powrocie do

Kalifornii? Jej nie powiedział ani słowa. Oczywiście

wspomniał po przyjeździe, że spędzi tu kilka tygodni,

ale potem przecież wyznał jej miłość. Sądziła, że

zaproponuje, aby z nim pojechała, gdy zdecyduje się

wracać. Krążyła jak błędna po pokoju, przytulając do

siebie pluszowego misia.

- Bądź realistką, Spring - szepnęła do siebie - Wie­

działaś, że przyjechał tu na urlop.

Może jeszcze poprosi, aby z nim pojechała, myślała

w przypływie nadziei. Potem potrząsnęła głową. Nie.

Powiedziałby coś, a nie przygotowywałby się tak

spokojnie do wyjazdu.

Może nie planował zakończenia ich romansu

z chwilą wyjazdu? Może raczej wyobrażał sobie luźny

związek z pisaniem listów, telefonowaniem i wspólnym

urlopem od czasu do czasu? Wiedziała, czym by się to

dla niej skończyło. Bólem serca i załamaniem. Nie

mogłaby żyć z dala od niego. Nie życzyłaby sobie leżeć

sama w łóżku, zastanawiając się nocami, co on robi

i z kim spędza czas. Chciała być jego żoną. Mieć z nim

dzieci. Chciała go mieć na zawsze.

„Dobrze się bawię" - powiedział. On się bawi? Ich

miłość traktuje jak rozrywkę? Świetnie. Dostosuje się do

niego. Raz już powiedziała mu: „żegnaj". Może to zrobić

jeszcze raz. Ale to boli. Bardzo boli. Lecz on nie będzie

o tym wiedział. Nie chce rozstać się z nim w gniewie.

- Spring, jesteś gotowa? O, tu się schowałaś. - Za­

trzymał się w drzwiach, patrząc na nią ze zdziwie-

background image

1 6 8 • WIOSNA

niem. - Zabierasz ze sobą misia? Nie mam nic przeciw­

ko niemu, ale jest chyba trochę za stary na piesze

wycieczki?

Spring zmusiła się do uśmiechu.

- Właśnie mu mówiłam, żeby był grzeczny, gdy nas

nie będzie. Zrobiłeś śniadanie?

- Tak. Co wolisz, płatki pszeniczne czy kukury­

dziane z rodzynkami i grzanki?

- Pszeniczne.

Zamierzała przejść koło niego, gdy chwycił ją za

ramię i zatrzymał.

- Spring, czy coś jest nie w porządku? - Wpatry­

wał się w jej twarz z uwagą. - Dziwnie wyglądasz.

- Może zabawnie?

- Nie, skądże. Myślałem, że może źle się czujesz.

Albo coś cię martwi.

- Zawsze tak wyglądam, gdy wstaję za wcześnie,

a na śniadanie mam tylko płatki i grzanki - powie­

działa lekkim tonem. - A w perspektywie cały dzień

zwiedzania z zapalonym turystą.

- To będzie piękny dzień, Spring - rzekł, obejmu­

jąc ją za szyję. - Zaufaj mi.

Zaufać człowiekowi, który najprawdopodobniej

złamie jej serce?

- Kocham cię, Spring - mruczał, wchodząc za nią

do kuchni.

- Ja też cię kocham, Clay - odparła ze zwykłą

czułością, nie zdradzając, jak ciężko jej na duszy.

Podczas weekendu doszła do wniosku, że powinna

być wdzięczna Clayowi za jego zapał do zwiedzania.

Była bowiem zbyt zajęta przez cały czas, aby martwić

się tym, co przyniesie następny tydzień. Spacerowali,

wspinali się i zwiedzali. Jedli i tańczyli, a potem wracali

background image

WIOSNA • 1 6 9

do domu tak zmęczeni, że zasypiali, ledwo dotknąwszy

głową poduszki.

Choć Spring obawiała się, że będzie nieszczęśliwa

i rozczarowana, spędziła dwa wspaniałe dni. Była

z ukochanym człowiekiem, a on się świetnie bawił.

W tych warunkach nie mogła się smucić. Spała mocno

i budziła się dopiero, gdy poczuła na sobie ręce i usta

Claya.

- Spring, jesteś pewna, że nic ci nie jest? - spytał ją

kiedyś, gdy leżeli odpoczywając.

- Jestem pewna - skłamała, całując go w ramię.

Znał ją zbyt dobrze, aby uwierzyć, ale zorientował

się, że nie chce mówić na ten temat, więc nie nalegał.

- Jeśli tak, to wstajemy. Chcę cię dziś zabrać do we­

sołego miasteczka - rzekł, wyskakując żwawo z łóżka.

Spring ukradkiem wytarła łzy i przywołała uśmiech

na usta. Nie tylko Summer ma zdolności aktorskie,

powiedziała sobie.

- Spring!

- Dobrze, dobrze, już się zbieram - burknęła, do­

łączając do Claya pod prysznicem.

background image

ROZDZIAŁ

12

- Co zaplanował Clay na dzisiaj? Studiowanie

historii Arkansas? Wycieczka wzdłuż rzeki Saline? Czy

zwiedzanie bazy Jacksonville? - zażartowała Kelsey,

gdy siedziały razem w gabinecie we wtorek rano.

Spring pokręciła przecząco głową.

- Dzisiaj ma spotkanie z miejscowym psycholo­

giem. Ten psycholog zajmuje się trudnymi dziećmi

w ich własnych domach. Clay dzwonił do niego

wczoraj, długo dyskutowali i umówili się dziś na

rozmowę.

- On ma prawdziwy talent do poznawania nowych

ludzi - stwierdziła Kelsey. - Zauważyłam, jak świet­

nie się czuł na przyjęciu u Gordona. Jakby znał wszyst­

kich od lat.

- Tak, ma rzeczywiście talent towarzyski - potwie­

rdziła Spring.

- Spring, czy coś cię gnębi? - Kelsey przyglądała

się jej uważnie.

- Nie, dlaczego pytasz? - Kłamstwo przychodziło

jej coraz łatwiej.

- Bo od kiedy wróciłaś z weekendu, nie promienie­

jesz radością, tak jak przed tym. Mam nadzieję, że

między wami nic się nie psuje. Tak bardzo do siebie

pasujecie.

background image

WIOSNA • 1 7 1

- Nie, Kelsey. Nic się nie psuje.

To była prawda. Jednak Clay nie raczył poinfor­

mować jej, kiedy zamierza wyjechać. Gdyby planował

poprosić ją o rękę i zaproponować wyjazd do Kalifor­

nii, już by to chyba zrobił. Pozostał im niecały tydzień.

Gdy wróciła do domu, Clay znowu siedział przy

telefonie. Na jej widok przerwał rozmowę w pół zdania

i zakończył jakąś nic nie znaczącą uwagą.

- Dowiadywałem się, co słychać w San Francisco

- wyjaśnił, odkładając słuchawkę.

- I co słychać? - zapytała, licząc, że teraz zwierzy

się jej ze swoich planów.

- O, doskonale - odparł krótko. - Czy mówiłem

ci, że parę tygodni temu miałem wiadomość od

Thelmy?

- Nie, nie mówiłeś. Jak ona się czuje?

- Bardzo dobrze. Jest zachwycona ciotką. Bierze

dodatkowe lekcje, żeby na jesieni zdać do następnej

klasy. Uczy się też muzyki i ma nowych przyjaciół.

Zapewniła mnie, że to przyzwoita młodzież. Dużo się

po niej spodziewam.

- A ona ci dużo zawdzięcza, Clay.

Nieoczekiwanie zaczerwienił się, ale wzruszył ra­

mionami lekceważąco.

- To był mój obowiązek.

Obowiązek? Nie pracował przecież w Halloran

House dla pieniędzy. Uśmiechnęła się, słysząc, jaki jest

skromny.

- Jeszcze mnie nie pocałowałaś - przypomniał jej.

- Chodź do mnie.

Tuliła się do niego, jakby bała się go utracić.

- Czym sobie zasłużyłem na takie miłe powitanie?

- zapytał z zadowoloną miną.

- Kocham cię.

- Ja też cię kocham. - Pocałował ją jeszcze raz,

potem roześmiał się i odwrócił ją w stronę kuchni.

background image

1 7 2 • WIOSNA

- Zjedzmy coś, zanim zapomnimy o obiedzie. Umie­

ram z głodu.

Zdecydowana dostosować się do jego nastroju,

zapytała lekkim tonem:

- Jak poszło spotkanie z doktorem Randomem?

Ciągle interesuje cię jego metoda?

- Tak, i to bardzo. Zasugerowałem mu parę rzeczy,

któremu się spodobały. Przeprowadziliśmy nieformal­

ną konsultację z dziećmi, którymi się ostatnio zajmuje.

A jutro jemy razem lunch.

Spring spojrzała zaskoczona.

- Widzę, że rzeczywiście cię zafascynował.

- Nic dziwnego. To mój kolega po fachu - odparł

Clay, zaglądając z zainteresowaniem do lodówki.

Musi mu chyba bardzo brakować tych zajęć, pomy­

ślała smętnie Spring, jeśli spędza tyle czasu na omawia­

niu pracy innego psychologa. Pewnie marzy już o po­

wrocie do domu.

Sięgając po herbatę do kredensu, strąciła łokciem

cukiernicę z półki. Cukier rozsypał się i utworzył sporą

górkę na podłodze. Clay wskoczył w sam środek

rozsypanego cukru i zaczął pląsać, podśpiewując:

„Herbatka we dwoje, herbatka we dwoje". Spring

zanosiła się od śmiechu, próbując doprowadzić kuch­

nię do porządku. Boże, jak ona bez niego wytrzyma!

W czwartek rano Kelsey dziwnie się zachowywała

i robiła tajemnicze miny.

Andi też przyglądała się Spring w denerwujący

sposób. O co im chodziło?

Sprawa wyjaśniła się zaraz po lunchu. W holu

czekał na nią Clay. Objął ją i pocałował w obecności

koleżanek, zanim zdążyła zaprotestować.

Zmarszczyła czoło, widząc porozumiewawcze spoj­

rzenia całej trójki.

background image

WIOSNA • 1 7 3

- Co tu robisz, Clay?

- Porywam cię na całe popołudnie - odparł. - Weź

torebkę i chodź.

Spring westchnęła.

- Clay, mam pacjentów. Nie mogę wyjść.

- Mylisz się - przerwała jej Andi. - Dziś po połu­

dniu nikt tu nie przyjdzie.

- Oszalałaś? Sprawdziłam terminarz dzisiaj rano.

Kilka osób zapisało się na popołudnie.

- Wszystkie wizyty zostały przesunięte zgodnie

z życzeniami pacjentów - poinformowała ją gładko

Kelsey. - Będziesz miała dodatkowe zajęcia jutro

i w poniedziałek, ale dziś jesteś wolna. Baw się dobrze.

Spring spojrzała podejrzliwie na Claya, który przy­

brał minę niewiniątka.

- Clay, co ty wymyśliłeś?

- Wycieczkę. Weź torebkę.

Z westchnieniem sięgnęła po torbę.

- A więc dokąd jedziemy? - zapytała, wsiadając do

samochodu.

- Znalazłem coś bardzo interesującego. Słyszałaś

może o dzielnicy Quapaw?

- Zabierasz mnie do Quapaw? - zapytała zdumio­

na.

- Tak. To dzielnica w centrum Little Rock, pełna

starych domów, budowanych w różnych stylach. Nie­

które są sprzed 1836 roku, a inne nowe, z 1940 roku.

Wiele z nich to typowe dworki wiktoriańskie, inne to

małe wille. Ostatnio niektórym przywrócono dawną

świetność. Prawie pięćset domów odrestaurowano na

terenie liczącym ponad dziewięć kilometrów kwad­

ratowych za sumę około dwudziestu milionów dola­

rów. Są to...

- Clay! - przerwała mu Spring - co ty cytujesz?

background image

1 7 4 • WIOSNA

Trochę się zmieszał.

- Opracowanie, które mi dano w Towarzystwie

Miłośników Dzielnicy Quapaw. Czy wiesz, że ono liczy

około tysiąca członków?

- Clay, wiem, co to jest Quapaw. Każdej wiosny

i w Boże Narodzenie organizuje się wycieczki dla ludzi

chcących obejrzeć odrestaurowane domy. Byłam tam

kilka razy. Po co wyciągnąłeś mnie z pracy?

- Poczekaj, a sama zobaczysz - odparł tajemniczo.

Spring, niepewna, co o tym myśleć, oparła się o fo­

tel i czekała cierpliwie na dalszy ciąg. Zauważyła

przy okazji, że Clay ściska kierownicę tak mocno, że

zbielały mu palce.

Wiózł ją wolno Broadwayem, wskazując po drodze

odrestaurowane domy należące do znanych rodzin,

jak Bankstonowie, Thompsonowie czy Foster-Robin-

sonowie. Gdy z ulicy Dwudziestej Pierwszej skręcili

w ulicę nazwaną Spring, Clay głośno zachichotał.

- Wiem, że tu jest taka ulica - zauważyła Spring,

ale on perorował dalej jak zawodowy przewodnik,

obwożący zagranicznego turystę.

W pewnej chwili zatrzymał auto przed jednym

z wiktoriańskich domów.

- Dlaczego stanąłeś? - zapytała.

Clay pomachał jej kluczykami przed nosem.

- Wycieczka prywatna - odparł.

- Wchodzimy do środka?

- Tak. Musiałem oddać moje karty kredytowe

i kamerę, żeby dostać klucze.

- Dlaczego?

- Bali się widocznie, że ucieknę z kluczami. Bo

przecież domu nie ukradnę.

- Ale dlaczego mamy tam wchodzić? - zapytała

Spring mocno zniecierpliwiona.

background image

WIOSNA • 1 7 5

- Ponieważ oboje lubimy odnawiać stare domy,

a ten jest naprawdę ładny. Odbudowę rozpoczęła

pewna para małżeńska, która wkrótce potem musiała

stąd wyjechać. Prace przerwano, ale to bardzo obiecu­

jąca sprawa. Poczekaj, aż zobaczysz wykończenie

niektórych elementów, są cudowne.

Serce waliło w niej jak młotem, ale mówiła sobie

w duchu, że to tylko zwiedzanie, jak zapowiada Clay.

Gdy wchodzili na frontowy ganek, podtrzymy­

wany delikatnymi kolumienkami, Clay zwracał jej

uwagę na każdy szczegół ciężkich dębowych drzwi

ozdobionych w górnej części szybkami oprawionymi

w ołów.

- Ten dom - mówił - jak wiele innych jest skata­

logowany w archiwach Towarzystwa Miłośników

Dzielnicy Quapaw i posiada historyczną dokumenta­

cję. Towarzystwo zgromadziło sporo książek z dzie­

dziny sztuki i architektury dotyczących odnawiania

historycznych budynków. W ten sposób mają na­

dzieję zainteresować młodych ludzi, żeby podjęli się

restauracji tych domów na zasadzie rodzinnych in­

westycji.

Spring słuchała, obserwując jednocześnie Claya.

Mówił z napięciem, a ręka mu drżała, gdy wkładał

klucze do zamka. Jego zdenerwowanie udzieliło się i jej.

- Spójrz na te schody. Czyż nie są fantastyczne?

A podłogi? Wymagają oczywiście konserwacji, ale...

Głos mu się załamał. Wsunął ręce głęboko w kiesze­

nie, zamilkł i patrzył na nią oczami błyszczącymi

z napięcia.

- Clay - szepnęła, nie odrywając od niego wzroku

- o co tu chodzi? Co chcesz mi powiedzieć?

Odetchnął głęboko i zaczął mówić wzruszonym

głosem:

background image

176 • WIOSNA

- Czy zdarzyło ci się kiedyś pragnąć czegoś tak

bardzo, że bałaś się nawet o to poprosić ze strachu, że

ci odmówią?

- Tak - odparła ochrypłym głosem. - Tak, zda­

rzyło mi się.

A w myślach dodała: ciebie chciałam tak bardzo.

- Ja ciebie tak pragnę, Spring - wyznał, rzucając

jej spłoszone spojrzenie i odwracając szybko głowę.

- Moje dzieciaki kochają mnie i przyjaciele też. Do

niedawna uważałem, że to mi wystarcza. Do chwili gdy

spotkałem ciebie. Gdy wyjechałaś, myślałem, że umrę.

Przez te wszystkie długie miesiące męczyłem się jak

potępieniec. W końcu musiałem sobie powiedzieć, że

tylko ty możesz mi pomóc. Miałem nawet do ciebie

pretensję, że zburzyłaś mój spokój.

- Clay, ja...

- Nie, kochanie, poczekaj, niech skończę - zaśmiał

się niepewnie i potrząsnął głową. - Ćwiczyłem to

przemówienie od dawna.

Spring czuła, że za chwilę się rozpłacze.

- Nie powiedziałem ci tego zaraz po przyjeździe, bo

chciałem, żebyś przywykła do mojej obecności w do­

mu. W Kalifornii byliśmy zawsze w otoczeniu innych

ludzi, natomiast tutaj jesteśmy najczęściej sami. Pomy­

ślałem, że to dobra okazja, abyś stwierdziła, czy

zniesiesz moją ciągłą obecność koło siebie. Rozgląda­

łem się po Little Rock i okolicy, bo sam nie byłem

pewny, czy mogę tu żyć. Teraz wiem, że jest to

wspaniałe miejsce dla mnie... i mojej rodziny.

Znów załamał mu się głos i tym razem łzy strumie­

niem popłynęły z oczu Spring. Przygryzła wargi, żeby

wysłuchać go do końca.

- Są tu doskonałe instytucje opiekuńcze dla doras­

tającej młodzieży. Zwiedziłem je w zeszłym tygodniu.

background image

WIOSNA • 1 7 7

A doktor Random zaproponował mi spółkę. Uważa,

że nasza działalność ma przyszłość. Powiedziałem, że

się nad tym zastanowię. Muszę przyznać, że bardzo

mnie to kusi. Oczywiście nie musimy zamieszkać w tym

domu. Twój apartament jest bardzo wygodny. Jest

również wiele nowoczesnych domów w Little Rock,

położonych bliżej twojego gabinetu. Będę szczęśliwy

wszędzie, jeśli tylko będziesz ze mną.

Odetchnął głęboko i wyrzucił z siebie:

- Chcę właśnie powiedzieć... zapytać.:, czy wy­

jdziesz za mnie, Spring? Proszę cię, powiedz „tak"!

- Tak! - szepnęła, a potem powtórzyła głośniej,

rzucając mu się w objęcia. - Tak, tak, tak!

Zachwiał się, a potem pochwycił ją w ramiona, za­

nosząc się śmiechem.

- Wyjdziesz za mnie?! O Boże, Spring, nie wiesz,

jaką radość mi sprawiasz!

Śmiejąc się i płacząc równocześnie, Spring ujęła jego

twarz w dłonie i pocałowała go.

- Jak możesz się dziwić? Czy nie wiedziałeś, że tego

pragnęłam?

- Och, kochanie, nie jestem taki zarozumiały. Od

ostatniego weekendu byłaś taka roztargniona, że za­

cząłem się bać, czy czasem nie masz mnie dość. Że

może czekasz, kiedy wreszcie wyjadę do San Francis­

co, a ty powrócisz do normalnego życia.

- Ty głuptasie - powiedziała z czułością. - Byłam

roztargniona, bo się bałam. Słyszałam, jak rozmawia­

łeś z Frankiem o powrocie do domu, i sądziłam, że

wyjedziesz beze mnie.

- O, Boże, jacy my jesteśmy sami siebie niepewni.

Ja tak samo się czułem, kiedy mówiłaś ze spokojem

o powrocie do Little Rock. Wydawało mi się, że

nawet się nie obejrzysz na mnie. Teraz też, dopóki nie

background image

1 7 8 • WIOSNA

zwiążę cię uroczystą przysięgą i obrączką, nie prze­

stanę się bać, że cię utracę. Kjedy za mnie wyjdziesz,

kochanie?

- Kiedy tylko zechcesz - odparła bez namysłu. -I

nie musisz mieszkać w Arkansas, o ile ci to nie

odpowiada. Już dawniej zdecydowałam, że przeniosę

się do San Francisco, jeśli tego zażądasz.

- I gotowa byłabyś porzucić przyjaciół i swoją

praktykę?

- Oczywiście. Czy nie robisz tego samego dla mnie?

Pocałował ją gorąco, a potem odsunął od siebie

z uśmiechem, aby spojrzeć jej w twarz.

- Dziękuję ci, Spring, ale mnie się tu podoba.

Chętnie się przeniosę. Zajmie mi to trochę czasu, ale

niektóre sprawy postaram się załatwić na odległość.

Rozmawiałem już z Frankiem o przekazaniu pienię­

dzy na rzecz Halloran House, tak żeby mogli dać sobie

radę bez mojej obecności czy raczej wtrącania się,

jak by ktoś inny to nazwał. A dom sprzedam bez

trudności.

- Nie sprzedawaj go jeszcze - zaprotestowała

Spring. - Wynajmij go na jakiś czas.

- Dlaczego? - zdziwił się Clay.

- Abyś był pewny, że rzeczywiście chcesz opuścić

San Francisco. Gdybyś pod koniec pierwszego roku

doszedł do wniosku, że nie jesteś tutaj tak szczęśli­

wy, jak w Kalifornii, masz mi o tym wyraźnie powie­

dzieć. Przeniesiemy się wtedy tam, gdzie zechcesz.

Wszystko mi jedno, gdzie zamieszkam, jeśli będzie­

my razem.

- To nie jest konieczne, Spring. Wiem, co robię.

- Proszę cię, Clay. Zrób to dla mnie.

- Zgoda. Wynajmę dom. Ale jestem pewien, że za

rok go sprzedam. Znalazłem swój dom tutaj. Z tobą.

background image

WIOSNA • 1 7 9

- Kocham cię, Clay.

- I ja cię kocham -szepnął z ustami na jej wargach.

Ceremonia ślubna miała być tylko formalnym po­

twierdzeniem decyzji, którą już teraz podjęli w swych

sercach.

- Nie oprowadziłem cię jeszcze po całym domu.

Nie widziałaś na przykład sypialni - powiedział po

chwili Clay z wyrazem twarzy, który znała już na

pamięć.

- To prawda. Pokaż mi nasz dom, Clay.

- Powiedziałaś „nasz dom"? Czy ci się podoba?

- Jestem zachwycona. Nie mogę się doczekać,

kiedy włożę dżinsy, roboczą bluzę i wezmę się do pracy

razem z tobą. Umiesz tapetować ściany?

- Jeśli chodzi o tapetowanie, jestem prawdziwym

ekspertem. Spring, czeka nas masa pracy.

- To jest coś, co zawsze chciałam robić. Mam

nawet komplet potrzebnych narzędzi, dostałam od

Autumn.

Nie mógł się powstrzymać, żeby znów jej nie

uściskać.

- Jesteś wspaniała, wiesz?

- Chętnie pozwolę ci się o tym przekonać.

- Mam ten zamiar, kochanie. Zajmie mi to całe

życie.

- Tego się spodziewam.

Jeszcze jedna niespodzianka czekała ją w wielkiej

sypialni małżeńskiej, prawie zupełnie odnowionej.

Przed kominkiem leżała, zachęcająco rozpostarta,

ręcznie robiona pikowana narzuta. Obok stał kubełek

z butelką szampana oraz dwa kieliszki. Tuzin czer­

wonych róż w wysokim kryształowym wazonie nasycił

powietrze delikatnym zapachem, co sprawiło, że dom

wydawał się już zamieszkany.

background image

1 8 0 • WIOSNA

- Och, Clay! - Spring zwróciła się do niego z ocza­

mi pełnymi łez. - A co byś zrobił, gdybym powiedzia­

ła: „nie"?

- Wylałbym ci szampana na głowę, rzuciłbym cię

na narzutę i kochałbym dotąd, aż byłabyś zbyt słaba,

żeby się sprzeciwiać. A teraz, kochanie, wypijmy toast

za nasze krótkie zaręczyny.

- Jak krótkie? - zapytała, ściskając jego dłoń i sia­

dając obok niego na narzucie.

- Tak krótkie, jak twoja praca i załatwienie moich

spraw w San Francisco na to pozwolą - odparł,

otwierając butelkę i lejąc musujący napój do kielisz­

ków. - Za nasze długie i szczęśliwe wspólne życie,

kochanie.

Trącili się kieliszkami i upili z nich trochę, ale nie

czuli smaku szampana, bo patrzyli sobie w oczy, pełni

radości i podniecenia. W jej wzroku Clay wyczytał

odpowiedź na milczące wezwanie. Powieki zdawały się

jej ciążyć, a wargi uśmiechały się łagodnie. Gdy

zwilżyła je końcem języka, z piersi Claya wyrwał się jęk.

Odstawił kieliszek na podłogę i wyciągnął do niej ręce.

Przycisnął ją do siebie, obejmował i całował, a ona

tuliła się do niego z miłością. Radość i szczęście

wycisnęły mu łzy z oczu, które Spring scałowała.

A potem znienacka czułość zmieniła się w namiętność.

Jednocześnie zaczęli zrzucać z siebie ubranie.

Zespolili się w jedność i nie chcieli być niczym

innym. Słowa, które jej szeptał do ucha, były stare jak

sama miłość, ale wiedziała, że są przeznaczone tylko

dla niej.

Po pewnym czasie Spring westchnęła i uśmiechnęła

się do Claya, mówiąc:

- Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł,

aby teraz oglądać dom.

background image

WIOSNA • 1 8 1

- Słuszna uwaga, choć agent zapewniał mnie, że

daje mi jedyny klucz. Lepiej nie kusić licha i się ubrać.

- Uwielbiam tę sypialnię. - Spring rozejrzała się

wokół z zadowoloną miną, wyobrażając sobie wiele

szczęśliwych chwil, które tu przeżyją.

- Są jeszcze dwie inne - rzekł Clay. - Czy masz

jakieś sugestie, do czego mogą służyć?

- Z pewnością coś wymyślę - odparła Spring, wi­

dząc oczami wyobraźni dwoje błękitnookich dzieci,

ubranych w stroje bardziej niż oryginalne.

- Ktoś mi kiedyś powiedział, że lepiej zrozumiem

dzieci, gdy będę miał własne.

Spring zmrużyła oczy, przypominając sobie ich

dawną kłótnię.

- To jakiś idiota - rzekła. - Zawsze świetnie rozu­

miałeś dzieci i młodzież.

- Mimo to chciałbym mieć własną rodzinę. Razem

z tobą. Mielibyśmy dziewczynkę i chłopca. Albo

dwóch chłopców. Albo dwie dziewczynki. Albo troje

każdej płci.

Spring wybuchnęła śmiechem.

- Dwoje to dosyć.

- Tylko pomyśl, wszyscy moglibyśmy się jednako­

wo ubierać.

Spring jęknęła głośno i zakryła twarz rękami.

Clay spoważniał i popatrzył jej prosto w oczy.

- Spring, obawiam się, że czasami mogę być trudny

w codziennym życiu. Gdy pochłoną mnie problemy

jakiegoś dzieciaka, zapominam o wszystkim innym

i może się zdarzyć, że zapomnę na chwilę o tobie. Taki

jestem, nie potrafię się zmienić i nawet nie wiem, czy

chciałbym.

- Ja wcale nie chcę cię zmieniać, Clay. Kocham cię

właśnie takim, jaki jesteś: czuły, troskliwy, dobry.

background image

1 8 2 • WIOSNA

Mnie oni też obchodzą i bardzo bym chciała im

pomóc. Nie będę się czuła zaniedbywana, jeśli się

włączę w twoje sprawy.

- To brzmi cudownie, Spring. Mogę ci tylko obie­

cać, że zawsze będę z tobą i naszymi dziećmi, kiedy

zajdzie potrzeba. Masz tylko powiedzieć słówko, a rzu­

cę wszystko i przybiegnę. Dobrze?

- Dobrze. I wierzę ci, kochany. Już dość dużo

rzuciłeś, aby być ze mną tutaj.

- To, co pozostawiłem, jest tylko ułamkiem tego,

co zyskałem. Pamiętaj o tym, Spring.

- A ty mi czasem o tym przypomnij - odparła

z promiennym uśmiechem i zaczęła się ubierać.

background image

EPILOG

Spring stała przed lustrem w swojej dawnej sypialni

w domu rodziców, sprawdzając ostatnie szczegóły

ślubnego stroju.

Piękna suknia ze starych koronek, należąca do jej

matki, spadała miękkimi fałdami do połowy łydek.

Biały kapelusz i długie perłowe kolczyki dopełniały

całości.

Za parę minut powinna rozpocząć się ceremonia.

Zgodnie z jej życzeniem miała to być skromna uro­

czystość w gronie najbliższych krewnych i przyjaciół,

odprawiona w pięknie utrzymanym ogrodzie rodzin­

nego domu. Czekano z jej rozpoczęciem do wczesnego

wieczora, aby zelżał trochę upał sierpniowego dnia.

Siostry Spring - Summer i Autumn, chętnie zgodzi­

ły się pełnić rolę druhen. Obok pana młodego mieli stać

Derek i nowy wspólnik Claya, doktor Random.

- Denerwujesz się, kochanie? - zapytała czule pani

Reed i spojrzała w oczy najstarszej córki.

- Troszeczkę, mamo, ale wierzę, że nie popełniam

błędu. Clay jest największym objawieniem w moim

życiu.

- Życzę ci, abyś zawsze była taka szczęśliwa, córe­

czko. - Lila Reed uściskała Spring i odsunęła się,

wycierając ukradkiem oczy.

background image

1 8 4 • WIOSNA

- Będę, mamusiu. Możesz być pewna.

Spring wzięła bajecznie kolorowy bukiet ślubny

i skierowała się ku wyjściu.

- Jestem gotowa. Czy tatuś czeka w holu?

- Tak, i mam wrażenie, że chciałby, aby się to już

skończyło. Jest tak samo zdenerwowany jak na ślubie

Summer.

- Pociesz go, że to prawdopodobnie ostatni raz.

Autumn przysięga, że nie weźmie udziału w tak

staroświeckiej ceremonii.

- Autumn jest jeszcze bardzo młoda. Zobaczymy,

co powie, gdy spotka kogoś tak wyjątkowego jak

Derek czy twój Clay.

- A propos Claya, mamo, powiedz mi, jak on się

ubrał? - zapytała Spring, nie mogąc dłużej powstrzy­

mać ciekawości. Dała mu wolną rękę w wyborze

ślubnego stroju, a on nie chciał się zdradzić ze swymi

zamiarami.

Lila Reed śmiejąc się, potrząsnęła głową.

- Obiecałam mu, że nic ci nie powiem. Z tym

chłopakiem z pewnością nie będziesz się nudzić, skar­

bie. Tak się cieszę, że zdecydowaliście się osiedlić

w Little Rock. Będziemy cię mogli częściej widywać.

- Ja też się cieszę, mamusiu.

- No dobrze, chodźmy.

Z dłonią wsuniętą pod mocne, muskularne ramię

swego pracowitego ojca, ubranego na tę okazję w ulu­

biony brązowy garnitur, Spring kroczyła szpalerem

utworzonym przez gości, z oczami rozjarzonymi rado­

ścią i szczęściem.

Summer i Autumn w barwnych sukniach przypomi­

nały szlachetne kamienie. Dwaj drużbowie otaczali

pana młodego.

background image

WIOSNA • 1 8 5

Clay miał na sobie granatowy garnitur od dobrego

krawca, o zdecydowanie europejskim kroju, białą

koszulę i krawat o stonowanych barwach. Jego uroda

zapierała dech w piersiach. Spring na jego widok

poczuła żywsze bicie serca. Clay zrobił krok w jej

kierunku i spojrzał jej głęboko w oczy.

- Granatowy garnitur, Clay? - szepnęła.

- Dla uczczenia tej wyjątkowej, ważnej uroczysto­

ści, moje serce - odparł równie cicho.

- Clay, mówiłam ci, że nie musisz się zmieniać ze

względu na mnie. Kocham cię takim, jaki jesteś.

Jego uśmiech był cieplejszy niż ten sierpniowy

dzień.

- Kocham cię, Spring - rzekł stłumionym głosem,

a potem przyciągnął ją do siebie i obdarzył długim

namiętnym pocałunkiem, budząc ogólną wesołość.

- Zwyczaj wymaga, aby pan młody całował pannę

młodą po ceremonii - pouczył go Derek, starszy

drużba.

Clay zaśmiał się i wypuścił Spring z objęć, lecz

uniósłszy o parę cali nogawkę pięknie skrojonych

spodni, zauważył:

- Nie zmieniłem się, Spring. Ciągle jestem tym

samym Clayem, który kocha cię bardziej niż własne

życie. Poczekaj, aż zobaczysz, co noszę pod spodem.

Patrząc na jego gołe kostki, Spring uśmiechnęła się

i razem z nim podeszła do speszonego z lekka pastora.

Gdy Clay całował ją znowu, byli już mężem i żoną.

KONIEC


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wilkins Gina Gwiazda prawde ci powie
Wilkins Gina Bunt serca
007 Wilkins Gina Bunt serca
Harlequin Temptation 022 Wilkins Gina Gorąca linia
086 Wilkins Gina Nieznajomy
0123 Wilkins Gina Narzeczona milionera
Wilkins Gina Dziecko na sprzedaz
149 Wilkins Gina Ślubu nie będzie
Wilkins Gina Najpiękniejszy prezent
Wilkins Gina Bunt serca
Wilkins Gina Gwiazda prawdę ci powie
Wilkins Gina Gwiazda prawde ci powie
Wilkins Gina Serce na dłoni 2
Wilkins Gina Skradzione serce 02 Ślubu nie będzie
122 Wilkins Gina Lato
16 Wilkins Gina Nie uciekaj przede mna
Wilkins Gina Ślubu nie będzie

więcej podobnych podstron