GINA WlLKINS
WIOSNA
ROZDZIAŁ
1
- A więc, Summer*, jak wygląda twoja starsza
siostra? - zapytał Clay McEntire. - Czy grozi mi, że
stracę głowę i zakocham się w niej bez pamięci?
Summer Anderson, wyciągnięta swobodnie w fote
lu, uśmiechnęła się serdecznie do przystojnego blon
dyna, który siedział na podłodze u jej stóp. Zastała go
na progu swego domu, gdy wróciła po wykładach
z college'u. Przyjaciele często wpadali do niej w piąt
kowe popołudnia.
- Mało prawdopodobne - odpowiedziała. - Nie
sądzę, by była w twoim typie.
- A od kiedy tak dobrze znasz mój gust? - zakpił
Clay. - Przedstawiłaś mnie co najmniej dwunastu
dziewczynom i jak dotąd żadna z nich nie wzbudziła
mojego zainteresowania.
- Miałam nadzieję, że ty i Autumn* przypadniecie
sobie do gustu - powiedziała Summer z dramatycz
nym westchnieniem, choć jej oczy błyszczały wesoło
spod gęstej złotobrązowej grzywki. - Liczyłam na to,
że jak tylko ją zobaczysz na moim weselu, będzie po
tobie.
* Summer - (ang.) lato
* Autumn - (ang.) jesień
6 • WIOSNA
- Autumn rzeczywiście jest dziewczyną z klasą
- zgodził się Clay z powagą. - Bardzo ją polubiłem.
- Jednak traktowałeś ją jak młodszą siostrzyczkę.
- Bo ona jest młodszą siostrzyczką.
- Ale moją, nie twoją, wariacie - przypomniała
Summer.
- A więc opowiedz mi wreszcie o Spring*. Boże, co
to za imiona! Co by zrobili twoi rodzice, gdyby
urodziła im się czwarta córka w grudniu? Nieważne.
W każdym razie jak dotąd wiem o Spring tylko tyle, że
jest dyplomowanym optykiem i że jest starsza od ciebie
o kilka lat.
- Po pierwsze, nie o kilka lat, ale o rok i dwa
miesiące. Czternastego maja skończy dwadzieścia sie
dem. Ma bardzo jasne włosy, fiołkowe oczy i cerę jak
płatki róży. Jest dużo wyższa ode mnie, bardzo szczup
ła. Istna modelka. Wrodziła się w naszą szwedzką
prababkę ze strony matki.
- Czy w niczym nie jesteście do siebie podobne?
- zapytał Clay, przypominając sobie ciemne kasz
tanowe włosy i zielone oczy pięknej Autumn. Nato
miast uroda Summer - wielkie oczy, mały zadarty
nosek, ciepła złotawa karnacja i drobna smukła syl
wetka - pasowała do szczerego usposobienia. Jak sły
szał, siostry Reed różniły się od siebie i zewnętrznie,
i wewnętrznie.
- Ani trochę - odparła Summer. - Trudno mi
określić Spring. W pewnym stopniu przypomina Der
ka. Poważna, ale z dużym poczuciem humoru, któ
re głęboko ukrywa. Pracowita, ambitna, dążąca wy
trwale do celu. Punktualna, sumienna, odpowie
dzialna.
Clay zachichotał i ułożył się wygodniej na dywanie.
- Czy to znaczy, że nie będzie mogła mnie znieść?
* Spring - (ang.) wiosna
WIOSNA • 7
- Uprzedzałam przecież, że nie jest w twoim typie
- powiedziała Summer. - Ale szczerze mówiąc, sądzę,
że jest piekielnie sobą znudzona i marzy jej się dla
odmiany jakieś szaleństwo. Ona oczywiście nie przy
zna się do tego, ale ja swoje wiem. Postaram się, żeby
przeżyła jakiś romansik podczas wizyty u mnie. Bar
dzo by jej to dobrze zrobiło.
Clay podniósł obie ręce do góry na znak aprobaty.
- To mi odpowiada. Gdzie się mam zgłosić?
- Do Spring - zaśmiała się Summer.
- Spróbuję.
- Tylko nie miej do mnie pretensji, jeśli dostaniesz
kosza.
- Ja?! - obraził się Clay. - Jestem dość przystojny
i przystępny.
- Jesteś zdecydowanie przystojny i dobrze o tym
wiesz, ty wspaniały samcze - kpiła Summer. - Ale
obawiam się, że Spring wystarczy jedno spojrzenie. Nie
musisz nawet otwierać ust.
- Dlaczego? - zapytał Clay, prostując swą szczup
łą, blisko dwumetrową sylwetkę. Miał na sobie żółty
podkoszulek, na to rozpiętą wzorzystą, fioletowo-
-żółto-białą koszulę i szerokie białe spodnie. Szyję
obwiązał bawełnianą fioletową chustką. Stopy bez
skarpetek tkwiły w jaskrawożółtych reebokach, z jed
nym sznurowadłem zielonym, a drugim czerwonym.
Jak na niego był to dość spokojny zestaw.
- Czy chcesz, żebym odpowiedziała na to pytanie?
- No, dobrze - wzruszył ramionami. - Nie zapo
mnij tylko powiedzieć swojej ślicznej siostrze, że jestem
gotów, gdyby chciała pójść za twoją radą i przeżyć
jakiś szalony romans. Satysfakcja zapewniona.
- Typowa męska zarozumiałość - orzekła Sum
mer, wznosząc oczy do nieba.
- Proste stwierdzenie faktów - droczył się Clay.
Summer pokręciła głową z poważną miną.
8 • WIOSNA
- Jeśliby do czegoś między wami doszło, będę musiała
wkroczyć, Clay. Wiesz, co mówią o nas, mężatkach: nie
spoczniemy, dopóki wszystkich wokół nie pożenimy.
- Będziesz się musiała ograniczyć do swoich sióstr.
Żadna kobieta nie wytrzymałaby ze mną.
- Znowu chcesz się wykręcić pracą z dziećmi ze
schroniska?
- To jest prawda, Summer. Te dzieciaki pochłania
ją cały mój czas.
- A czyż ja z nimi nie pracuję? Spędzam w Halloran
House wiele godzin, a jak zrobię dyplom, zaangażuję
się tam na stałe. Ale to nie znaczy, że rezygnuję z domu,
męża i dzieci, które zamierzam mieć. Przyznaj się,
Clay, że to dobra wymówka, bo nie chcesz się z kimś
wiązać na dłużej. Gdy spotkasz kobietę, dla której
będziesz gotów na ustępstwa, wtedy znajdziesz jakieś
rozwiązanie.
- Summer! - Od progu zabrzmiał kobiecy głos.
- Czy Spring już przyjechała? Nie możemy się do
czekać, żeby ją poznać.
- Nie, jeszcze nie. Ale Derek i ona powinni tu być
lada chwila - odpowiedziała Summer, wstając na po
witanie przybyłych.
Siostra Derka, Connie, ze swoimi nieprawdopodo
bnie rudymi włosami, ubrana w najmodniejsze łaszki,
badzo różniła się od swego towarzysza, który miał na
sobie tradycyjne ubranie. Jednak na pierwszy rzut oka
było widać, że Connie Anderson i Joel Tanner są
w sobie zakochani bez pamięci. Na ręku Connie
błyszczał pierścionek z brylantem.
Clay obserwował przyjaciółki z sympatią. Znał
Summer od czasu, kiedy przeniosła się z Arkansas do
San Francisco i zamieszkała razem z Connie. Ileż to
wieczorów przeszaleli razem! Clay uwielbiał obie,
ale nigdy nie zakochał się w żadnej. Zastanawiał się
dlaczego.
WIOSNA • 9
Summer wypomniała mu przed chwilą, że zasła
niał się absorbującą i czasochłonną pracą. Rzeczy
wiście, jego oddanie dla podopiecznych było szczere
i głębokie. W jednym miała rację: nie spotkał jesz
cze kobiety, dla której byłby gotów zmienić swoje
dotychczasowe życie i przyzwyczajenia. I nie dlate
go, że nie próbował. Jako dojrzały trzydziestoczte-
roletni mężczyzna nieraz myślał o założeniu rodziny.
Ale czy znalazłby czas dla własnych dzieci, gdyby
spotkał tę właściwą kobietę?
- Clay, co u ciebie?
Clay ocknął się z zamyślenia i z uśmiechem objął
ramieniem Joela.
- Joel, przyjacielu, czy wspomniałem ci, że or
ganizujemy zbiórkę pieniędzy na Halloran House
w tym tygodniu?
Byli tego samego wzrostu i mieli tyle samo lat.
Jednak różnili się tak bardzo, że stanowiliby ciekawe
studium dla uważnego obserwatora. Młoda kobieta,
która właśnie pojawiła się w drzwiach, spoglądała na
nich z ciekawością.
Była to Spring Reed. Nosiła okulary, poprzez które
przyglądała się wszystkim zebranym. Po chwili jej
spojrzenie, pełne podziwu, wróciło do dwóch męż
czyzn stojących obok siebie.
Obydwaj byli nieprzeciętnie przystojni.
Jeden ciemnowłosy, niebieskooki, błyskał białymi
zębami spod jedwabistego ciemnego wąsika. Ale to ten
drugi sprawił, że jej puls zaczął szybciej bić.
Był wspaniały. Nie można było inaczej tego określić.
Miał gęste, lekko rozwichrzone blond włosy, klasyczne
rysy twarzy i uśmiech, który ozdobiłby okładkę każ
dego magazynu. Szczupła, wysportowana sylwetka
przywodziła na myśl baseballistę lub tenisistę.
Dopiero po chwili zwróciła uwagę na jego niekon-
wencjonalne ubranie.
10 • WIOSNA
To pewnie jeden z tych dziwnych przyjaciół Sum
mer, domyśliła się i uśmiechnęła lekko, bo wyobra
ziła sobie Rogera, swą ostatnią miłość, w takim stro
ju. Dla niego wyskokiem było już pokazanie się bez
krawata.
To jest właśnie Kalifornia, pomyślała z przekąsem.
Odwróciła wzrok od kolorowo ubranego mężczyzny
i spojrzała na swą siostrę zatopioną w rozmowie
z piękną dziewczyną o miedzianych włosach i pro
miennym uśmiechu.
W tej chwili mąż Summer, Derek, położył jej rękę na
plecach, jakby wyczuwając jej onieśmielenie.
Nagła choroba uniemożliwiła Spring przyjazd na
ślub siostry, który odbył się pięć miesięcy wcześniej.
Poznała więc Derka dopiero dzisiaj, gdy przyjechał po
nią na lotnisko.
Był inny, niż oczekiwała. Fotografie ukazywały
krótko obcięte brunatne włosy, stalowe oczy i męskie,
wyraziste rysy twarzy. Ale nie oddawały siły, jaka
z niego emanowała, ani czegoś drapieżnego, skrytego
pod powłoką pełnego ogłady zachowania.
Zdumiała się, że jej żywiołowa, ceniąca sobie
swobodę siostra wyszła za starszego od siebie, god
nego szacunku człowieka interesu. Teraz doszła do
wniosku, że Derek przedstawia sobą dużo więcej,
niż się na pozór wydaje, i że jej bystra siostra wie
działa, co robi.
Spring podeszła bliżej, aby przywitać się z siostrą po
prawie półtorarocznym niewidzeniu.
Clay poczuł na sobie wzrok nowo przybyłej, gdy
tylko weszła do pokoju. Spojrzał na nią i zamarł,
zapominając, o czym rozmawiał z Joelem. Rzeczywiś
cie ładna, pomyślał. To słowo dobrze ją określa.
Popielatoblond włosy, delikatne jak puch łabędzi,
upięte na czubku głowy w luźny węzeł oraz wijące się
wokół twarzy drobne loczki. Okulary w jasnej oprawie
WIOSNA • 11
na prostym krótkim nosku. Oczy o migdałowym
kształcie i kolorze bliskim fiołkowego. Twarz lekko
zaokrąglona, usta kusząco podkreślone różową szmin
ką. Kostium w kolorze wrzosowym miękko opinał jej
piękną figurę.
Spring, to imię do niej pasuje, pomyślał. Gdy
spotkali się wzrokiem, wyczytał z jej oczu, że jest nim
zainteresowana. A potem zauważył, że spojrzenie
Spring zatrzymało się na jego ubraniu i miał wrażenie,
że się lekko skrzywiła.
Co za pech, stwierdził w duchu z żalem, obser
wując, jak szła z Derkiem w stronę Summer. Najbar
dziej fascynująca kobieta, jaką spotkałem w życiu,
okazuje się snobką. Summer uprzedziła go, że jej
siostra jest raczej konserwatywna, ale miał nadzieję,
że trochę przesadza. Postanowił poszukać okazji,
aby potwierdzić swoje pierwsze wrażenia lub uznać,
że się myli.
Spring wydostała się właśnie z gorących uścisków
Summer i przyglądała się jej z uśmiechem.
- Wyglądasz na bardzo szczęśliwą - rzekła.
Nie pamiętała, kiedy widziała u siostry ten wyraz głę
bokiego zadowolenia, choć Summer zawsze umiała
cieszyć się życiem. Nawet przed swym wypadkiem nie
wydawała się szczęśliwsza niż obecnie.
- Małżeństwo ci służy - dodała.
- Tak, rzeczywiście. Czy to cię dziwi?
Spring uśmiechnęła się w odpowiedzi. Summer od
wróciła się do młodej, atrakcyjnej kobiety, stojącej
za nią.
- A to jest Connie - powiedziała.
Zaledwie Spring, zdążyła wymienić uścisk dłoni
z najlepszą przyjaciółką i byłą współlokatorką Sum
mer, gdy podszedł do nich przystojny blondyn i stanął
obok niej. Jego obecność zaparła jej na chwilę dech.
Oblizała nerwowo wargi i uśmiechnęła się niepewnie.
12 • WIOSNA
- A więc to ty jesteś siostrą Summer. - Blondyn
odezwał się miękkim głosem, wpatrując się w nią
z dziwnym wyrazem twarzy. Podał jej rękę i do
dał: - Masz bardzo piękny kostium, ale dlaczego
zapięłaś bluzkę tak wysoko pod szyją?
Summer westchnęła wymownie.
- Jestem Clay McEntire - ciągnął, nie puszczając
jej dłoni i nie zwracając uwagi na minę Summer. - W
naszym kółku jestem znany jako Zwariowany Clay,
nie mam pojęcia dlaczego. Sama pewnie wiesz, jak
takie przezwiska potrafią przylgnąć do człowieka.
A ty, czy masz jakiś przydomek?
Spring odchrząknęła i próbowała oswobodzić rękę.
Dlaczego miała wrażenie, że on się z nią drażni?
Pomyślała z żalem o Little Rock, swym rodzinnym
miasteczku, gdzie ludzie zwykli mówić grzecznie: „Mi
ło mi cię poznać". Od początku przypuszczała, że nie
będzie pasować do tej nieobliczalnej Kalifornii.
Inni wokół uśmiechali się do Claya z sympatią
i pobłażliwością, ale Spring spojrzała na niego chłod
no, mruknęła coś w odpowiedzi i znowu próbowała
wyswobodzić dłoń z uścisku. Na próżno.
- Może chciałabyś zwiedzić dom i ogród? - zapy
tał Clay niskim, niepokojącym głosem. - Pokazałbym
ci basen pływacki.
- Nie, dziękuję, może później - odparła Spring,
prosząc siostrę wzrokiem o pomoc.
- Później też może być - rzekł wesoło Clay. - Tyl
ko daj mi znać, jak nabierzesz ochoty.
- Clay, przestań dokuczać mojej siostrze i za
chowuj się przyzwoicie - strofowała go Summer, nie
mogąc jednak powstrzymać się od śmiechu. Ujęła
Spring za rękę i uwolniła ją z uścisku Claya. - Nie
zwracaj na niego uwagi, Spring. Wszyscy tak robimy.
Rada była dobra, ale trudna do wykonania. Clay
nadal stał tak blisko, że czuła bijące od niego ciepło.
WIOSNA • 13
Z kolei przedstawiono jej Joela, który okazał się
narzeczonym Connie, i, jak Spring stwierdziła z ulgą,
zachowywał się absolutnie zwyczajnie.
- Miło mi cię poznać, Spring - powitał ją ciepło.
- Wszyscy byliśmy rozczarowani, że nie przyjechałaś
na ślub.
- Na pewno nikt nie był bardziej rozczarowany niż
ja - powiedziała zgodnie z prawdą Spring. Summer
i Derek zaproponowali nawet, że przełożą termin
uroczystości, ale im nie pozwoliła. Nie zamierzała też
przyznać się, że tamtego dnia szlochała w poduszkę,
póki nie zmorzył jej sen. Czuła się wtedy samotna,
chora i nieszczęśliwa.
Summer zaśmiała się nagle.
- Przepraszam, nie powinnam się z ciebie śmiać
- powiedziała bez cienia żalu w głosie - ale gdy po
myślę, że zachorowałaś na wietrzną ospę w twoim
wieku...
- Wszyscy wiemy, że twoja siostra ma trochę wypa
czone poczucie humoru - odezwał się z powagą Derek.
- Zdecydowanie spaczone - zgodziła się Spring.
Szwagier zdecydowanie jej się spodobał. Od pierw
szej chwili, gdy spotkali się na lotnisku, miała wraże
nie, że będzie dla niej jak starszy brat, którego zawsze
jej brakowało.
- Summer, co na obiad? - zapytała wesoło Connie.
Summer popatrzyła na nią zaczepnie, unosząc brew.
- To dziwne, ale nie przypominam sobie, żebym
zapraszała cię na obiad.
- Och, pozwól im zostać - namawiał Clay. - Zawsze
się znajdzie miejsce dla dwóch dodatkowych osób.
- Ciebie też nie zapraszałam - odparowała.
- A więc dla trzech - poprawił się, prezentując
swój słynny uśmiech. - Musimy przecież poznać lepiej
twoją piękną siostrę, prawda?
Och, pozwól mu, prosiła w myśli Spring.
14 • WIOSNA
Summer spojrzała na nią domyślnie, zaśmiała się
i powiedziała:
- Zgoda, możesz zostać, to da sposobność Spring
zapisać coś ciekawego w pamiętniku.
Clay otoczył ramieniem sztywno wyprostowane
plecy Spring i powiedział:
- Potrafię dostarczyć ci ciekawy materiał do pa
miętnika.
- Bez wątpienia - odparła Spring, odsuwając się
- ale w moim pamiętniku nie ma miejsca na fikcję.
Derek uśmiechnął się szeroko, co mu się rzadko
zdarzało, i klepiąc Claya po ramieniu, zauważył:
- Wiesz co, stary, myślę, że właśnie spotkałeś
godną siebie przeciwniczkę.
Clay posłał Spring uśmiech, od którego zrobiło jej
się ciepło koło serca, i powiedział:
- Masz rację.
- Jak to dobrze, że przyjechałaś, Spring - powie
działa Summer i gorąco uściskała siostrę, a potem
wróciła do przygotowywania sałaty. - Wydaje mi się,
że wieki minęły od naszego ostatniego spotkania.
- To prawda. Bardzo mi cię brakowało - przy
znała Spring, krojąc starannie dużego pomidora. Trzy
siostry rzeczywiście rzadko się ostatnio widywały,
a własne towarzystwo zawsze je cieszyło.
- Mnie też ciebie brakuje. Za to telekomunikacja
z tego korzysta.
Spring zaśmiała się.
- Obydwie powinnyśmy być już akcjonariuszkami,
tyle w nią inwestujemy. Każdego miesiąca płacę za
rozmowy do ciebie do Kalifornii, do Autumn na
Florydę oraz do rodziców w Rose Bud prawie tyle co
za czynsz.
- Derek nic nie mówi, ale widzę, że bierze głęboki
oddech, gdy otwiera rachunki.
WIOSNA • 15
- Wiesz, bardzo go polubiłam, Summer.
Summer rozpromieniła się.
- Cieszę się z tego. Wiedziałam zresztą, że tak
będzie. Uważam, że macie wiele wspólnych cech.
Powiedziałam mu to drugiego dnia, gdy go poznałam.
- Naprawdę? - Spring skończyła kroić pomidory
i sięgnęła po ogórki. -Kapitalne były twoje listy
o tym, w jaki sposób cię zdobywał. Zawrócił ci
w głowie, prawda?
- Zdecydowanie - zgodziła się ze śmiechem Sum
mer. - Oświadczył, że mnie kocha dokładnie po tygo
dniu i dwóch dniach znajomości. Byłam śmiertelnie
przerażona.
- Dlaczego?
- Bo myślałam, że to zwykłe zauroczenie i że zmieni
zdanie, jak tylko mnie lepiej pozna. A ja już oszalałam
na jego punkcie i wiedziałam, że się załamię, jeśli on
odejdzie. Dzięki Bogu, potrafił mnie przekonać, że to
trwałe uczucie.
- Zazdroszczę ci, Summer - westchnęła Spring.
- Jesteście tacy szczęśliwi.
Summer oparła się o bufet, aby się przyjrzeć siostrze.
- A co się stało z Rogerem? Wiem tylko, że
przestaliście się widywać.
- Nie pasowaliśmy do siebie.
- To śmieszne. Tak samo mówiłaś, kiedy rozstałaś
się z Jamesem, a potem z Garym.
- I co z tego? Z żadnym nie mogłam dojść od ładu.
Widocznie nie nadaję się do stałego związku.
- Nie opowiadaj mi takich rzeczy. Nie zazdroś
ciłabyś nam, gdybyś nie pragnęła tego samego dla
siebie. Zawsze uważałam, że należysz do kobiet,
którym nie wystarcza kariera. Chcą też mieć męża
i dzieci.
- Owszem, i to bardzo. Jednak kiedy zanosi się na
trwały związek, wycofuję się. Widocznie jestem bar-
16 • WIOSNA
dziej przywiązana do panieńskiego stanu, niż są
dziłam.
- Albo go wolisz od małżeństwa z tymi mężczyz
nami, których dotąd znałaś. Jeśli Roger był podobny
do Jamesa czy Gary'ego, to znaczy, że był równie
nudny jak oni.
- Oni nie byli nudni... no, może troszkę. Ale to
porządni, przyzwoici ludzie.
- Możliwe. Ale tobie widać potrzeba kogoś innego.
- Nie bądź śmieszna.
- To ty nie bądź śmieszna, moja panno. Mówisz do
swojej siostry, która pamięta, w kim się kochałaś, gdy
byłaś nastolatką. Najpierw był Clark Gable, potem
Burt Reynolds i nie odchodziłaś od telewizora, gdy
szedł M.A.S.H., bo na widok Hawkeye'a Pierce'a
dostawałaś dreszczy. Nie kryłaś się też ostatnio z sym
patią do Harrisona Forda.
- Co innego fantazja, a co innego życie. Spójrz na
mnie, Summer. Jestem kobietą, która nie ma więk
szych ambicji, niż mieszkać przez całe życie w Little
Rock w Arkansas.
- Właśnie patrzę na ciebie - powiedziała poważnie
Summer. - Widzę piękną blondynkę, która zawsze
musiała być przykładną starszą siostrą, dumą i ra
dością całej rodziny, jedyną osobą, której udało się
skończyć college i do której pacjenci mówią: pani
doktor.
- Tylko dla okazania szacunku. Nie jestem leka
rzem.
- Ale jesteś bardzo zdolnym optykiem. Mówiłaś
mi to wiele razy - zauważyła Summer z uśmiechem.
- Poza tym nudzisz się. Przyznaj sama.
Spring porzuciła krojenie ogórków i zwróciła się do
siostry.
- Zgoda - powiedziała. - Czasami trochę się nu
dzę. Nie w pracy, bo ją kocham. Ale moje życie
WIOSNA • 17
osobiste nie jest specjalnie interesujące. Gdybym pro
wadziła dzienniczek, mało by się różnił od terminarza,
w którym zapisuję wizyty.
- I co masz zamiar z tym zrobić?
- Nie mam pojęcia. Masz jakieś sugestie?
- Zakochaj się szaleńczo, wyjdź za mąż i miej pełen
dom dzieci - rzuciła bez namysłu Summer.
- Brzmi to zachęcająco, ale nierealnie, bo z nikim
się teraz nie spotykam.
- Zgoda, więc zafunduj sobie romans. Szalony, bez
zobowiązań, namiętny. Clay pierwszy zgłosił się na
ochotnika.
Spring wyraźnie się zaczerwieniła.
- Rozmawiałaś o tym... z Clayem?
- Tylko napomknęłam - odparła z niewinną
minką Summer. - Bardzo mu się ten pomysł spo
dobał.
- Summer, ty masz źle w głowie. Nawet gdybym
planowała jakiś romans, to na pewno nie z Clayem.
- Dlaczego? Co ci się w nim nie podoba?
- Na Boga, Summer, jak możesz pytać? Spójrz, jak
on jest ubrany, jak się zachowuje.
- Czy zawsze oceniasz ludzi po pozorach? Kiedy
zrozumiesz, że garnitur z kamizelką to tylko ubra
nie? Clay to wspaniały, dobry, troskliwy człowiek.
Uwielbia się śmiać i żartować, ale jest pełen ciepła
i nie wstydzi się okazywać swoich uczuć. To wielka
szkoda, że jest tak mało mężczyzn, którzy nie kryją
swoich uczuć. Ubiera się trochę dziwacznie, to pra
wda, ale on po prostu lubi, kiedy ludzie się uśmie
chają.
Nie pierwszy raz Summer ganiła starszą siostrę za
konserwatyzm i zbyt ostrożne podejście do życia.
- On nie jest w moim typie - broniła się Spring.
- To dziwny człowiek.
- Dziwny, zgoda, ale nie nudny.
18 • WIOSNA
Nie, Spring nigdy nie nazwałaby go nudnym.
- O, dzwonek - powiedziała Summer - może
przywieźli pocztę. Connie na pewno nakryła już do
stołu. Czy mogłabyś zanieść sztućce i salaterki?
Spring skierowała się do jadalni. Zatrzymała się na
moment przed drzwiami, aby nabrać odwagi. I słusz
nie, bo pierwszą osobą, którą zobaczyła po wejściu, był
Clay, a wyglądał jeszcze bardziej pociągająco niż
przedtem.
ROZDZIAŁ
2
Obiad w towarzystwie bliskich i przyjaciół Summer
okazał się interesującym przeżyciem dla Spring. Już
dawno nie słyszała tylu zabawnych przycinków i błys
kotliwych ripost. Summer była oczywiście głównym
wesołkiem przy stole, a Connie dotrzymywała jej
dzielnie kroku. Derek i Joel z ich sarkastycznym
humorem walczyli ramię w ramię, tworząc front
przeciw paniom.
A Clay...
Spring nie wiedziała, co o nim myśleć. Niewątpliwie
ją pociągał. Ona go chyba też interesowała. Był
zabawny, dowcipny, uroczy.
Po obiedzie całe towarzystwo przeniosło się na dół,
by spędzić czas na grach towarzyskich. Spring i Clay
tworzyli drużynę. Jak mogła się koncentrować na
historii i literaturze, gdy obok niej siedział taki czarują
cy, przystojny mężczyzna?
Bliskość Claya peszyła Spring i budziła zamęt w jej
głowie i sercu. Gdy Summer zarządziła przerwę na
kawę, Spring skorzystała z okazji i poszła do gościn
nego pokoju, gdzie Derek wniósł jej bagaże. Nie
zwracając uwagi na gustowne wnętrze, usiadła na
łóżku, aby się opanować i zastanowić, co się z nią
dzieje.
20 • WIOSNA
Wydało się jej nagle, że wyjeżdżając z Little Rock,
zostawiła za sobą całe dotychczasowe życie. Nigdy
dotąd nie pociągali jej mężczyźni w typie Claya
McEntire'a. W Little Rock nawet by na niego nie
spojrzała. No, może by spojrzała, ale czy uznałaby go
za atrakcyjnego? Czy naprawdę powiedział, że chciał
by mieć z nią romans?
- O Boże, co ja wyprawiam? - szepnęła. - Przecież
dopiero się poznaliśmy!
Nigdy nie traktowała seksu jako rozrywki i nie
miała zamiaru zmieniać swoich obyczajów. Wstała
i z uwagą spojrzała na siebie w lustrze. Wyglądała
tak jak zwykle. Włosy porządnie upięte na czubku
głowy, jedwabna biała bluzka starannie wpuszczona
pod pasek spódniczki od garsonki. Nic się w niej
nie zmieniło od przyjazdu do Kalifornii. I się nie
zmieni.
- Słusznie - rzekła, skinąwszy głową swemu od
biciu w lustrze. Energicznie otworzyła drzwi i wyszła
na korytarz wprost na Claya McEntire'a, który chwy
cił ją w ramiona.
- Przepraszam - rzekł, ale miał zadowoloną minę
i nie wypuszczał jej z objęć. - Czy dobrze się czujesz?
- Doskonale - odparła, zła, że serce wali jak mło
tem. - Co tu robisz?
Czyżby szedł za nią specjalnie?
Z wyraźnym rozbawieniem wskazał jej oczami
sąsiednie drzwi.
- Tu obok jest łazienka - odparł. - Właśnie mia
łem z niej skorzystać. Nie masz nic przeciw temu?
Spring zaczerwieniła się i starała się wsunąć z objęć
Claya.
- Z pewnością nie potrzebujesz mojego pozwolenia.
- W żadnej sprawie?
WIOSNA • 21
- Oczywiście.
- W takim razie... - powiedział i nie kończąc zda
nia, zamknął jej usta pocałunkiem.
Spring zesztywniała. Później usprawiedliwiała się
przed sobą, że rozchyliła wargi tylko po to, by zapro
testować, a Clay nie omieszkał z tego skorzystać i po
głębił pocałunek. Zrobił to z wielką znajomością rze
czy. Zacisnęła palce na jego ramionach, a on zaczął
błądzić dłońmi po jej plecach i biodrach. Westchnęła
i zamknęła oczy, żałując, że ma na nosie okulary.
Odchyliła głowę i pocałunek się skończył.
- Co ty wyprawiasz? - spytała.
Zaśmiał się lekko i rozluźnił ramiona.
- Tym razem odpowiedź jest chyba oczywista,
słodka Spring. Próbuję cię uwieść.
- Próbujesz? Och!
- Właśnie. „Och!" Jesteś urocza, wiesz? Czy mogę
cię jeszcze raz pocałować, czy też nadal uważasz, że nie
potrzebuję twego pozwolenia?
- Nie! To znaczy, nie możesz mnie pocałować,
Clay. Ja cię prawie nie znam!
- To można z łatwością naprawić - powiedział
i przeciągnął palcem po jej wargach.
- Nie - potrząsnęła głową. - Zostaję w Kalifornii
tylko przez dwa tygodnie.
- To bardzo dużo czasu - odparł spokojnie, gła
dząc ją po policzku.
- Słuchaj, ja wiem, że w Kalifornii jest inaczej, ale
ja mieszkam w Arkansas i tak się składa, że nie idę do
łóżka z każdym atrakcyjnym mężczyzną.
- W porządku. W takim razie uwiedzenie nie
wchodzi w rachubę - powiedział wesoło Clay. Trochę
zbyt wesoło, pomyślała z niechęcią Spring. Chociaż dla
pozoru powinien się upierać.
22 • WIOSNA
- A co powiesz o przyjaźni? - spytał. - Czy jesteś
zainteresowana wakacyjną przyjaźnią, słodka Spring?
- Może moglibyśmy zostać przyjaciółmi - rzekła
Spring z wahaniem - ale pod jednym warunkiem.
- Jakim? - spytał, dotykając palcami czułego miej
sca za jej uchem.
- Że przestaniesz nazywać mnie słodką Spring.
- Zgoda - zaśmiał się i złożył przelotny pocałunek
na jej policzku. - A teraz, jeśli pozwolisz, odwiedzę ten
pokoik tuż obok.
Zatrzymał się przy drzwiach.
- Aha, Spring?
-Tak?
- Ja też nie śpię z kim popadnie. I nie wydaje mi się,
żeby Arkansas i Kalifornia bardzo się różniły w tym
względzie.
Zamknął za sobą drzwi łazienki, a Spring została na
korytarzu z otwartymi ustami.
Chwilę później znów stała przed lustrem w swoim
pokoju, lecz tym razem widziała w nim inną osobę.
Gładki węzeł na czubku głowy rozluźnił się i więcej
swobodnych loków otaczało zaróżowioną twarz. Bluz
ka była wyciągnięta do połowy spod paska, a okulary
się przekrzywiły.
Summer miała rację, pomyślała, doprowadzając się
do porządku. Rzeczywiście lubi okazywać uczucia i na
pewno nie jest nudny.
Gdy później siedziała w towarzystwie domowników
i pozostałych gości przy kawie, starannie unikała wzroku
Claya. Wyczuwała, że on śledzi ją wesołym spojrzeniem.
Czy cieszył go własny żart, czy bawiła jej prowincjonalna
reakcja na bezczelną zaczepkę? Nie wiedziała. I nie
starała się dociekać. Natomiast bezskutecznie próbowała
wyrzucić z pamięci dotyk jego warg i uścisk ramion.
WIOSNA • 23
W pewnej chwili zadzwonił telefon, dyskretnie
ukryty w rzeźbionej kasecie na bocznym stoliku.
Summer, siedząca najbliżej, sięgnęła po słuchawkę.
Reszta przyciszyła głosy, aby jej nie przeszkadzać.
- Frank? To ty? Co się stało? - Słuchała przez
moment, a potem wykrzyknęła: - O, Boże! Kiedy?
Clay wyprostował się nagle i skupił całą uwagę na
Summer.
- Tak, jest tutaj - powiedziała w pewnej chwili - prze
każę mu. Zadzwoń, jak tylko będziesz coś wiedział.
Zanim zdążyła odłożyć słuchawkę, Clay stał już
przy niej i pytał:
- Co się stało? Czego chciał Frank?
- Thelma Sawyer znowu uciekła z domu - odparła
Summer z głębokim westchnieniem. - Nie ma jej już
od tygodnia. Dzwoniła jej matka i pytała, czy Frank
coś o tym wie.
Clay żachnął się i przeczesał palcami włosy.
- Niech to diabli! Dlaczego?
- Pokłóciła się z matką - wyjaśniła Summer, pa
trząc na Claya. - Czym to jej grozi? Czy będzie mogła
wrócić do Halloran House?
- Mało prawdopodobne - odrzekł krótko.
Spring zauważyła, że Clay w jednej chwili się
postarzał. Pamiętała, że jej siostra pracowała kilka
godzin tygodniowo w domu dla trudnych dzieci, a jedno
cześnie uczyła się, aby w przyszłości całkowicie poświęcić
się tej pracy. Nie wiedziała natomiast, że Clay był
w jakikolwiek sposób związany z tą instytucją.
- Clay - zapytała cicho Summer, opierając się
o męża, który podszedł, aby jej dodać otuchy - co
będzie, jeśli ona znowu wpadnie w tarapaty?
- Nie wiem, Summer - przyznał, a potem wypros
tował się zdecydowanie. - Muszę jej poszukać.
24 • WIOSNA
- Jadę z tobą.
- Nie - odmówił, kręcąc głową. - Zostań z goś
ćmi. Spróbuję skontaktować się z przyjaciółmi Thelmy
i zadzwonię w kilka miejsc. Dam ci znać, jeśli się czegoś
dowiem.
- Nie zapomnij. - Summer przechyliła się i pocało
wała go w policzek. - Powodzenia, Clay.
- Dzięki.
Clay rzucił ogólne „dobranoc", a potem zwrócił się
do Spring:
- Zobaczymy się jeszcze, słodka... e... to znaczy
Spring - poprawił się, przywołując na twarz uśmiech,
który był jednak tylko cieniem jego zwykłego uśmiechu.
- Dobranoc, Clay - odparła Spring, obserwując ukra
dkiem zmarszczki, które znienacka pojawiły się wokół je
go oczu. Może on nie jest taki płytki, jak sądziła? Wiado
mość o zniknięciu Thelmy wyraźnie nim wstrząsnęła.
- To naprawdę skandal - powiedziała Connie.
-Thelma potrafi być taka słodka. Tę jej matkę
powinno się zamknąć za to, jak ją traktuje.
- O, tego zrobić nie mogą - powiedziała z goryczą
Summer. - Pani Sawyer nie znęca się nad Thelma fizycz
nie, a znieważanie słowami nie pozostawia widocznych
obrażeń.
- Biedny Clay musi bardzo to przeżywać, bo
Thelma zawsze była jedną z jego ulubienic, prawda?
- powiedziała współczująco Connie.
- Twoją też - szepnął Derek, obejmując ramie
niem Summer. - Bardzo mi przykro, kochanie. Czy
mógłbym w czymś pomóc?
Summer potrząsnęła głową.
- Jeśli ktoś może ją znaleźć, to tylko Clay. Mam
nadzieję, że nie będzie za późno.
- Ile lat ma Thelma? - zapytała Spring.
WIOSNA • 25
- Piętnaście - szepnęła zgnębiona Summer. - Tyl
ko piętnaście.
- Taka młoda? I gdzie ona mogła pójść?
- Kto wie? - wzruszyła ramionami Summer. - Uli
ce są pełne uciekinierów. Umieją być niewidzialni.
Mogła nawet opuścić miasto, choć nigdy dotąd tego
nie robiła. To nie jest jej pierwsza ucieczka, a ostatnim
razem wpadła w takie tarapaty, że Clay z trudem
uzyskał pozwolenie wypuszczenia jej za kaucją. Udało
mu się wtedy umieścić ją w Halloran House, ale tym
razem będzie to pewnie niemożliwe. W Halloran
House znajdują się ci, którzy nie weszli w konflikt
z prawem. Większość z nich przebywa tam na prośbę
rodziców, a nie z orzeczenia sądu dla nieletnich.
- A co Clay ma wspólnego z Halloran House?
- spytała wreszcie Spring, nie mogąc powstrzymać
ciekawości.
- Nie mówiłam ci? - zdziwiła się Summer. - Clay
jest jednym z założycieli tego domu. Teraz jest człon
kiem zarządu i spędza tam większość wolnego czasu,
udzielając porad.
- Udziela porad?
- Tak. Ma doktorat z psychologii. Mógłby zrobić
majątek, gdyby otworzył prywatną praktykę, ale on
woli pracować w publicznej szkole w San Francisco.
Spring była zdumiona. Clay McEntire jest dokto
rem psychologii?! Oto jak mogą mylić pozory!
Wiadomość od Franka Riversa o ucieczce Thelmy
zwarzyła humory gości. Connie i Joel wkrótce się
pożegnali i wyszli.
- Spring, pewnie jesteś zmęczona. Może wolałabyś
się położyć? - zwróciła się do siostry Summer.
Gdy Spring przebierała się w gościnnym pokoju
w lekką błękitną podomkę i szczotkowała włosy,
26 • WIOSNA
siostry gawędziły, wspominając rodzinny dom w Rose
Bud i najmłodszą z nich, Autumn, która wyróżniała się
żywym temperamentem i nowoczesnymi, wręcz awan
gardowymi poglądami. Teraz miała dwadzieścia czte
ry lata i pracowała jako elektryk w miasteczku Tampa
na Florydzie.
Po kilku minutach Summer zapytała z podejrzaną
nonszalancją:
- Czy tak sobie wyobrażałaś Connie?
- Tak. Dokładnie tak. Bardzo mi się podoba.
- A Joel? Też ci się spodobał?
- Tak. I to bardzo - odparła Spring, domyślając
się, jakie będzie następne pytanie.
- A co sądzisz o Clayu? Czy pierwsze wrażenie się
potwierdziło?
Spring starannie składała bluzkę, żeby ukryć rumie
niec. Miała wrażenie, że Clay nagle stanął blisko niej,
jak przedtem, w holu.
- On jest... hm... -umilkła.
- Bardzo „hm"? - dopytywała się Summer. - Czy
to oznacza seksowny, przystojny, interesujący?
- No więc dobrze, jest bardzo atrakcyjny - przy
znała Spring, patrząc spod oka na siostrę - ale w dal
szym ciągu twierdzę, że jest dziwny.
- Próbowałam go wyswatać z Autumn. Sądziłam, że
będą doskonałą parą. I rzeczywiście świetnie się razem
bawili na moim weselu, ale nic z tego nie wyszło. Nawet
nie próbował się do niej zalecać - narzekała Summer.
- Clay i Autumn?! - powtórzyła z odrazą Spring.
- Cóż za wariacki pomysł?
- Tak myślisz? - zapytała Summer z niewinną
minką.
- Tak, tak myślę.
- W takim razie, co powiesz o Clayu i Spring?
WIOSNA • 27
- To jeszcze głupszy pomysł - mruknęła Spring,
czerwieniąc się coraz bardziej.
- Sama tak bym pomyślała jeszcze wczoraj, a teraz
nie wydaje mi się taki zły - mówiła z głębokim namys
łem Summer, choć oczy jej się śmiały.
- Dobranoc, Summer - rzekła dobitnie Spring
i wskazała jej drzwi.
Summer roześmiała się, a potem spoważniała.
- Jak miło, że tu jesteś, Spring - powiedziała ciep
ło. - Wiem, że dawniej nie zawsze się zgadzałyśmy, ale
bardzo cię kocham. A poza tym kocham twój akcent
z Arkansas.
Irytacja Spring ulotniła się bez śladu.
- Ja też cię kocham, siostrzyczko. Cieszę się, że
spędzę z wami trochę czasu.
- To może być bardzo interesujące - odparła Sum
mer i czmychnęła na korytarz, zanim Spring zdążyła
zapytać, co miała na myśli.
Clay mruknął coś głośno, przekręcił się na drugi
bok i spadł na podłogę. Zaklął pod nosem, usiadł
i odgarniając włosy z czoła, próbował otrząsnąć się
z resztek snu. Szukał Thelmy po mieście prawie całą
noc. Wrócił do domu o świcie tak zmęczony, że nie
miał siły się rozebrać. Zdjął tylko buty, padł na kanapę
i natychmiast zasnął. Teraz dźwignął się z trudem
z podłogi i przyjrzał się sobie. Wyglądał okropnie.
Zegarek wskazywał jedenastą, więc rozbierając się po
drodze, poszedł szybko do łazienki.
Pół godziny później, odświeżony, ubrał się w czarne
spodnie i biało-czarną, wzorzystą, kretonową koszulę,
a potem zaczął szukać odpowiednich butów. Znalazł
wreszcie płócienne pantofle w biało-czarną szachow
nicę i włożył je. Nigdy nie nosił skarpetek.
28 • WIOSNA
Przez cały czas myślał o Spring. Teraz, gdy się
obudził, i zeszłej nocy, gdy chodził po najuboższych
uliczkach San Francisco, szukając zagubionej, zroz
paczonej nastolatki. Nie udało mu się wyrzucić z pa
mięci pięknej blondynki, którą tak niedawno całował,
ani na chwilę.
Pierwsze wrażenie, jakie odniósł - że była snobką
- okazało się mylne. Pod koniec wieczoru doszedł
do wniosku, że ją polubił. Była zupełnie inna niż
Summer. Cichsza, pełna zahamowań, może nawet
trochę nieśmiała. Różniła się też od kobiet, z który
mi się dawniej umawiał, ale raczej na plus. W jego
życiu ostatnio nie było ich zbyt wiele, a właściwie
od czterech miesięcy żadnej, odkąd rozstał się z Jes
sica Dixon.
Jessica, piękna, atrakcyjna i zabawna, nie zamie
rzała pozostawać na drugim planie. Rozstali się po
dość nieprzyjemnej scenie, jaką mu urządziła, gdy
nagle musiał opuścić przyjęcie, ponieważ wezwano
go w sprawie jednego z jego podopiecznych. W grun
cie rzeczy traktował ich znajomość niezobowiązują
co. Nigdy jej nie przepraszał, gdy nie mógł przyjść.
Nawet czasami nie telefonował przez kilka tygodni,
bo nie zdawał sobie sprawy, że ona pragnie czegoś
więcej. Ze wstydem stwierdzał tylko, że wcale mu jej
nie brakuje.
Nie chciało mu się wierzyć, aby długi okres celibatu
sprawił, że poczuł tak silny pociąg do Spring. Nie była
to także tylko jej uroda. Więc co?
Może ten błysk inteligencji w uroczo skośnych
oczach? Lub niski gardłowy śmiech, który słyszał
kilkakrotnie podczas obiadu u Summer? A może jej
śpiewny akcent? Lub sposób unoszenia dumnej, okrą-
WIOSNA • 29
głej bródki, gdy mówiła, że nie zadaje się z każdym?
A może żar, z jakim odpowiedziała na jego pocałunki?
Pragnął ją znowu ujrzeć, dowiedzieć się o niej
czegoś więcej. Ale najpierw musi odnaleźć Thelmę.
- O mój Boże, widzę, że ogołociłyście całe centrum
handlowe - powiedział Derek zrezygnowanym to
nem, patrząc na stos paczek na podłodze.
Summer i Spring, wyciągnięte w fotelach i wyraźnie
zmęczone, spojrzały na niego wzrokiem winowajczyń.
- Zrobiłyśmy trochę zakupów... - przyznała Sum
mer.
- Trochę? A mówiłyście, że będziecie zwiedzać
miasto.
- I zwiedziłyśmy. Dotarłyśmy do wszystkich skle
pów w San Francisco i Sausalito. Przyznaję się do
winy, panie sędzio. Ale żeby cię pocieszyć, powiem, że
kupiłam ci nowy krawat.
- Okazałaś wielką wspaniałomyślność - mruknął
Derek, wymijając stertę paczek, aby dotrzeć do barku.
- I ja tak sądzę - odparła pogodnie Summer i pod
nosząc się z trudem z fotela, dodała: - Pójdę wziąć
prysznic i przebiorę się. Obiecywałeś wziąć nas gdzieś
na obiad, prawda, kochanie?
- Tak, rzeczywiście - odparł Derek, nalewając so
bie soku pomarańczowego do szklanki. - Wybierz
jakiś tani lokal, dobrze? Do wyjazdu twojej siostry
pozostało jeszcze dziesięć dni, a sklepy będą otwarte
codziennie.
Spring uśmiechnęła się, patrząc, jak Summer pod
chodzi do męża i całuje go z czułością. Było jasne, że
mogłaby kupić dużo, dużo więcej, a Derek nie miałby
jej tego za złe. Było również oczywiste, że ona nie
zrobiłaby niczego, co mogłoby go rzeczywiście zmar-
30 • WIOSNA
twić. Nie po raz pierwszy Spring stwierdziła w duchu,
że jej siostra jest nieprzyzwoicie szczęśliwa.
- Zmęczyła się - odezwał się Derek, gdy Summer
utykając, wyszła z pokoju.
- Tak, zauważyłam to i czuję się winna.
- Nie musisz. Nikt nie potrafi odwieść jej od tego,
co sobie raz postanowi. A poza tym bardzo się cieszy,
że tu jesteś. Czasami brak jej rodziny.
- Summer się zmieniła.
- W jakim sensie?
- Trudno mi powiedzieć dokładnie - rzekła
Spring, poprawiając okulary. - Dojrzała, jak sądzę.
A ja ciągle nie mogę przestać traktować ją jak młodszą
siostrę.
- I jak ci się podoba ta zmiana?
- Bardzo - odparła Spring. - Jest szczęśliwa, ma
sprecyzowane plany życiowe teraz, kiedy powróciła do
szkoły. Poza tym nauczyła się mówić o swoich uczu
ciach.
- A do tego ciągle umie się dobrze bawić - dorzucił
Derek. - Bardzo sobie to cenię.
Spring przechyliła głowę, przyglądając się uważnie
Derkowi.
- Summer uważa, że ty i ja jesteśmy do siebie podobni.
- Tak, wiem. Może ma rację. Obydwoje jesteśmy
zorganizowani, ambitni i w gruncie rzeczy poważni.
- To niekoniecznie najbardziej atrakcyjne cechy
z punktu widzenia Summer.
- O, ale kocha nas oboje.
- To prawda. Ty jesteś dokładnie takim mężem,
jakiego potrzebowała. Pewnie sądzi, że ja powinnam
związać się z kimś podobnym do niej.
- Takim jak Clay McEntire? - rzucił Derek z pół
uśmiechem. Gdy Spring popatrzyła na niego zwężony-
WIOSNA • 31
mi oczami, wyjaśnił: - Wpadła na ten pomysł, gdy
poszłaś wczoraj spać.
- To śmieszne, oczywiście.
- Oczywiście - zgodził się Derek, trochę zbyt łatwo.
Spring rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie.
- Czy przypadkiem nie zgadzasz się z nią?
- Nigdy nie bawię się w swata - zapewnił ją uro
czyście Derek - chociaż Connie i Summer twierdzą, że
nie potrafię się powstrzymać od udzielania rad. Może
to skrzywienie zawodowe.
- Tak czy owak, nie interesuję się absolutnie Cla-
yem - stwierdziła kategorycznie Spring, lecz w duchu
zastanowiła się, kogo próbuje przekonać: Derka czy
siebie samą.
- Z przykrością to słyszę - dobiegł ją znajomy głos
- gdyż Clay McEntire jest zdecydowanie zaintereso
wany tobą.
ROZDZIAŁ
3
Spring drgnęła i odwróciła się w stronę drzwi. Clay
stał oparty o framugę z wyrazem rozbawienia na swej aż
nazbyt przystojnej twarzy. Widocznie Summer wpuś
ciła go przed chwilą do domu. Spring była zakłopotana.
Derek litościwie przyszedł jej z pomocą.
- Co słychać, Clay? Dowiedziałeś się czegoś o The-
lmie?
- Niestety nie - odparł Clay, poważniejąc. - Jeśli
nawet wiedzą, gdzie ona jest, nie chcą powiedzieć.
Spring oderwała wzrok od jego dziwnego biało-cza
rnego stroju i zauważyła, jak bardzo był zmęczony
i zgnębiony. Nagle zapragnęła go pocieszyć.
- Czy możesz zgłosić jej zaginięcie? - spytała ze
współczuciem.
-' Zrobiła to jej matka w zeszłym tygodniu. Thelma
już przedtem uciekała. Poza tym jest mnóstwo podob
nych zgłoszeń i policja nie bardzo się nimi przejmuje,
chyba że mają wyraźny ślad. Ja też nie chciałbym, żeby
policjanci odstawili ją do domu, jeśli będzie inne wyjście.
- Zrobić ci drinka, Clay? - zaproponował Derek.
- Nie, dziękuję. Wpadłem tylko, żeby powiadomić
Summer, że nie udało mi się odnaleźć Thelmy.
Derek uniósł ze zdziwienia brwi, ale powstrzymał
się od uwag. Przecież w tym celu nie musiał przyjeżdżać
WIOSNA • 33
do Sausalito. Wystarczyło zatelefonować. Spring rów
nież to sobie uświadomiła.
- W takim razie może wybierzesz się z nami na obiad?
- zaproponował Derek. - Jedziemy do restauracji.
Clay wyciągnięty w fotelu, z którego niedawno
podniosła się Summer, dotknął czubkiem buta stosu
paczek na podłodze.
- Jesteś pewien, że cię jeszcze na to stać? A może te
zakupy opłacono pieniędzmi z Arkansas? - zażarto
wał, uśmiechając się do Spring.
- Miałam w tym swój udział - odparła, starając się
mówić przyjaźnie. Zauważyła, że Clay jeszcze nie
przyjął ani nie odrzucił zaproszenia Derka. Nie była
pewna, czego bardziej by chciała. Czując przypływ
niezrozumiałego zdenerwowania, zerwała się z fotela
i zaczęła zbierać paczki.
- Odświeżę się przed obiadem - oznajmiła.
- Pozwól, że ci pomogę. - Clay podniósł się szybko
i wyciągnął ręce.
- Och, nie trzeba...
Ale on porwał już całe naręcze sprawunków i ruszył
w kierunku gościnnego pokoju. Spring podążyła za
nim, starannie unikając rozbawionego wzroku Derka.
- Gdzie to położyć?
- Gdziekolwiek. Rzuć je na łóżko - powiedziała,
wymijając go, aby złożyć tam trzymane w ręku pa
kunki. Clay uśmiechnął się i mruknął coś, co brzmiało
jak „wolałbym ciebie", ale nie była pewna, czy się nie
przesłyszała.
Gdy położył zakupy i odwrócił się do niej, spytała:
- Wyglądasz na zmęczonego. Czy szukałeś Thelmy
przez cały dzień?
- I większą część poprzedniej nocy. Dlaczego py
tasz? Czyżbyś się o mnie martwiła?
Spring kręciła w palcach guzik bluzki i milczała.
Gdy stało się jasne, że nie zamierza odpowiedzieć na
34 • WIOSNA
pytanie, Clay wsadził ręce głęboko w kieszenie i roze
jrzał się po pokoju.
- Jesteś zadowolona, że przyjechałaś do siostry?
- Tak.
- Miło spędziłyście czas na zakupach?
- Tak.
- Masz ochotę na przygodę ze mną?
Spring omal się nie zakrztusiła.
- Nie - udało się jej odpowiedzieć.
- Lubisz teatr?
Co za bezpośredniość, pomyślała i zdecydowawszy,
że najlepiej będzie nie wdawać się z nim w spory,
odparła:
- Tak.
- Mam bilety na poniedziałkową premierę. Pó
jdziesz ze mną?
- Ja... e...
- Zapraszam cię tylko do teatru, a nie na orgię!
- rzekł z udanym oburzeniem. I dodał: - Choć chętnie
zorganizuję i to drugie, jeśli sobie życzysz.
- Myślę, że lepiej pozostańmy przy teatrze - od
rzekła pospiesznie Spring.
Uśmiechnął się szeroko.
- Zgoda. Przyjadę po ciebie o szóstej trzydzieści.
Przedstawienie zaczyna się wcześnie.
Spring pojęła, że właśnie umówiła się na randkę. Już
miała się wycofać, lecz spojrzała znów na zmarszczki
wokół znużonych oczu Claya i zrezygnowała.
- Doskonale. A teraz, jeśli mi wybaczysz, muszę się
przebrać przed obiadem.
- Dobrze. - Odchodząc, musnął ustami jej wargi
i dodał: - Do zobaczenia w poniedziałek.
Ten krótki kontakt wprawił w drżenie całe jej ciało.
Zanim wyszedł, spytała spontanicznie:
- Nie wybierzesz się z nami na obiad?
- Nie dzisiaj. Wracam na ulice.
WIOSNA • 35
- Ale... - przerwała, a potem dokończyła: - Jesteś
chyba zmęczony. I powinieneś coś zjeść.
Na przystojną twarz Claya wypłynął łagodny, ciep
ły uśmiech, jakby podobało mu się, że troszczy się
o niego.
- Kupię sobie kanapkę i postaram się spać dziś
w nocy. Ale nadal muszę próbować odnaleźć Thelmę.
Skinęła głową, zła na siebie, że odczuła tak silne
rozczarowanie.
- Powodzenia.
- Dziękuję, Spring. - Patrzył na nią przez chwilę,
a potem wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Spring stała bez ruchu, wpatrując się w drzwi tak
długo, że Summer i Derek musieli na nią czekać.
Sekretarka Derka, która od miesiąca była na urlopie
macierzyńskim, urodziła w sobotę dziecko. Summer
i Derek czuli się w obowiązku odwiedzić ją w szpitalu
w niedzielę. Zapraszali Spring, aby z nimi pojechała, ale
się wykręciła. Summer, która dobrze znała siostrę,
wiedziała, że czasem potrzebuje samotności, więc nie
nalegała. Obiecując, że wkrótce wrócą, Summer i Derek
wyjechali zaraz po lunchu.
Spring ucieszyła się tą chwilą spokoju, bo choć
pobyt w domu siostry był bardzo interesujący, przyje
mnie jej było zrzucić pantofle i wyciągnąć się na
leżance koło basenu, rozkoszując się piękną pogodą
tego niezwykle ciepłego marcowego dnia. Ubrała się
w wygodny biało-turkusowy, bawełniany pulower
oraz dżinsy i zagłębiła się w książkę przywiezioną
specjalnie na godziny odpoczynku. Włosy spięła w luź
ny węzeł.
Była zadowolona i zrelaksowana, dopóki za jej
plecami nie odezwał się głęboki, męski głos.
- Jaki piękny widok!
Spring zerwała się z leżanki, upuszczając książkę.
36 • WIOSNA
- Clay! - wykrzyknęła, a serce znów biło zbyt
mocno. Czy dlatego, że ją zaskoczył? Czy też dlatego,
że wyglądał niesłychanie seksownie? Miał na sobie
levisy sprane prawie do białości, czerwone tenisówki
i w tym samym kolorze szelki. Podwinięte rękawy
koszuli ukazywały mocne ramiona.
- Przestraszyłeś mnie - powiedziała z wyrzutem.
- Przepraszam. Nie miałem tego zamiaru. Przejeż
dżając, zobaczyłem, że ktoś jest za domem. Ponieważ
nikt mi nie otwierał, przyszedłem tutaj.
Spring obrzuciła wzrokiem jego strój.
- Wyglądasz jak prezes klubu imienia Roya Un-
derhilla - zauważyła.
Clay uniósł brwi do góry.
- A skąd ty wiesz, kto to jest Roy Underbill?
Czyżbyś się interesowała drewnianymi budowlami
albo snycerstwem?
- Nie, ale odnawiam stare domy, przynajmniej
teoretycznie. Oglądam regularnie jego program w tele
wizji i wszystkie inne związane z tym tematem. A ty
jesteś jego wielbicielem?
- Mam obie jego książki w warsztacie - wyznał
Clay. - Kocham drewno i lubię przy nim dłubać.
- I pewnie osiągasz efekty?
- O, tak. Zdecydowanie. Chętnie ci zademonstruję
- powiedział tonem, który przyprawił ją o rumieniec.
- Dam ci znać, jeśli będę zainteresowana - odrzek
ła chłodno.
- Nie zapomnij. Czy Summer nie ma w domu?
- Nie. Pojechała z Derkiem do szpitala odwiedzić
jego sekretarkę, która właśnie urodziła dziecko. Po
winni wrócić za jakąś godzinę.
- Co się urodziło? Chłopiec czy dziewczynka? - za
pytał, sadowiąc się obok Spring na leżance.
WIOSNA • 37
- Chłopiec.
- To miło.
- Czy mogę cię poczęstować czymś do picia? - za
pytała Spring.
- Nie, dziękuję. Może trochę później.
Uśmiechnął się, najwyraźniej zadowolony, że są
sami w ten piękny, pogodny dzień. Spring również się
rozluźniła. Gdyby tylko mogła oderwać od niego
wzrok! Aby skierować myśli w inną stronę, spytała:
- Dowiedziałeś się czegoś o Thelmie?
- Nie - potrząsnął głową. - Rozpuściłem wici, ale
jak dotąd bez rezultatu. Jestem pewien, że jest tu gdzieś
w pobliżu, lecz się ukrywa.
- Mam nadzieję, że nic jej się nie stało.
- Ja też. Co czytasz? - zapytał, wyraźnie chcąc
porzucić ten smutny temat.
- To ostatnia książka...
Przerwał jej dzwonek telefonu. Był to bezprzewodowy
aparat, który miała koło siebie, bo Derek oczekiwał
jakiegoś zgłoszenia i prosił, aby je odebrała i zapisała.
Sięgnęła po słuchawkę, lecz po chwili oddała ją Clayowi.
- To do ciebie. Dzwoni Frank.
- Dzięki. Halo, Frank? Co tam słychać?... Co?
Kiedy? Gdzie ona jest?... Tak, znam to miejsce. Już
jadę. Dam ci znać. Cześć.
Zerwał się i odłożył słuchawkę na stolik.
- Frank ma wiadomości o Thelmie. Jedna z jej
przyjaciółek przyznała się, że wie, gdzie ona się ukryła.
Przypuszcza, że Thelma jest chora. Powiedz Summer,
że zatelefonuję później, dobrze?
- Clay - zaczęła z wahaniem Spring - czy chciał
byś...
Clay przystanął i obrzucił ją pytającym spojrze
niem.
38 • WIOSNA
- Czy mogłabym pojechać z tobą?
Patrzył na nią zaskoczony, więc szybko dodała:
- Może mogłabym w czymś pomóc. Ale jeśli uwa
żasz, że będę ci tylko przeszkadzać... to zrozumiem.
Uśmiechnął się rozbrajająco, aż serce w niej stop
niało.
- Dziękuję ci, Spring. Oczywiście chciałbym, żebyś
mi towarzyszyła.
- Jesteś pewien?
- A ty? To nie będzie elegancka część miasta.
- Wiem. - Spring zebrała swoje rzeczy, aby je
zanieść do domu. - Zostawię tylko wiadomość dla
Summer.
- Poczekam na ciebie w samochodzie.
Pisząc liścik do siostry, Spring zastanawiała się, dla
czego właściwie zaofiarowała się pojechać z Clayem.
Nie wyglądało na to, żeby potrzebował jej pomocy.
Musiała przyznać sama przed sobą, że po prostu nie
chciała się z nim rozstawać. Widocznie cały swój
rozsądek zostawiła w domu, w Arkansas, stwierdziła,
biorąc torebkę i zamykając drzwi.
Nie była specjalnie zaskoczona, że samochód Claya
okazał się czerwoną jak wóz straży pożarnej mazdą
RX7, choć z drugiej strony nie zdziwiłaby się, widząc
go w starym wozie z lat sześćdziesiątych, pomalowa
nym w psychodeliczne kolory. Właściwie, doszła do
wniosku, nic, co go dotyczyło, nie mogło jej zadziwić.
- Ile masz lat, Clay? - zapytała, gdy mknęli przez
Golden Gate.
Spojrzał na nią kątem oka, zanim odpowiedział:.
- W czerwcu skończę trzydzieści pięć. A na ile
według ciebie wyglądam?
Zastanawiała się przez chwilę, żeby dać uczciwą
odpowiedź.
WIOSNA • 39
- Czasami na dwadzieścia parę, a czasami na
trzydzieści parę, zależnie od nastroju.
- W takim razie muszę zadbać, aby jak najczęściej
być w dobrym nastroju - skrzywił się zabawnie.
Spring nie dodała, że w każdym przypadku jest
niebezpiecznie przystojny. Ostatecznie ma chyba
w domu lustro. Zastanowiła się, gdzie on mieszka.
I z kim.
- Summer powiedziała mi, że masz doktorat z psy
chologii.
- Tak.
- Czy praca w publicznej szkole przynosi ci satys
fakcję?
- Gdyby tak nie było, nie robiłbym tego.
- I to prawda - mruknęła.
Nie wyobrażała sobie, aby Clay robił coś, co
mu nie sprawia przyjemności. W przeciwnieństwie
do niej. Często postępowała, kierując się poczuciem
obowiązku. Nie zważała na własną niewygodę czy
brak chęci. Ludzie tacy jak Clay czy Summer potrafili
brać z życia to, co im odpowiadało i dostosowywać
do własnych celów. Dobrze byłoby poznać sekret
tej umiejętności.
- A jak jest z tobą? - zapytał nagle Clay.
- To znaczy?
- Czy nigdy cię nie nudzi wypisywanie recept na
okulary?
- Nudziłoby, gdybym robiła tylko to. Ale tak nie
jest. Właśnie ostatnio miałam pacjenta - ośmiolet
niego chłopca - którego uznano za niedorozwinięte
go. Nauczyciel radził umieścić go w klasie dla dzieci
mających trudności z nauką, natomiast rodzice twier
dzili, że jego poziom inteligencji jest w normie. Po
wizytach u różnych specjalistów przyprowadzili go
40 • WIOSNA
w końcu do mnie. Odkryliśmy, że ma wadę wzroku,
która nie pozwala mu złożyć razem dwóch osobnych
obrazów, jakie jednocześnie widzi, i to jest źródło jego
problemów.
- Brzmi to fantastycznie - przyznał Clay i spojrzał
na nią z pełnym powagi zainteresowaniem. - Coś
jednak nas łączy, skoro zajmujesz się dziećmi.
Spring spuściła skromnie głowę.
- Nie wszystkie przypadki są tak ciekawe jak ten.
Większość czasu rzeczywiście spędzam na wypisy
waniu recept na okulary. Jednak bardzo lubię swoją
pracę.
'Clay uścisnął jej dłoń spoczywającą na kolanach.
- Nie miałem zamiaru cię obrazić, kiedy o to
pytałem. Czasem myślę co innego, niż mówię.
- Rozumiem. I wcale się nie obraziłam.
- Jesteś niezwykłą osobą, Spring Reed - rzekł
miękko, podnosząc jej dłoń do ust. - Czy naprawdę
nie zmienisz zdania na temat wspólnej przygody?
Jestem w każdej chwili do usług.
Spring roześmiała się.
- Powiem ci, jeśli zmienię zdanie - obiecała.
- Pamiętaj. - Znów ucałował jej palce.
Spring odwróciła głowę i zaczęła wyglądać przez
szybę samochodu, ale nic nie widziała. Myślała o Clayu.
Polubiła go. Naprawdę go lubiła. Urzekł ją uśmiech
Claya, oryginalny humor i niezwykła wrażliwość.
Podobały się jej jego niebieskozielone oczy, złote
włosy i to, że umie się cieszyć z najzwyklejszego
fizycznego kontaktu. Nawet zaczynał jej się podo
bać sposób, w jaki się ubierał. Niewiarygodne. Po
winna uznać to za ostrzeżenie, ale jakoś nie miała
ochoty.
WIOSNA • 41
Clay zaparkował w końcu przed ruderą, którą
pewnie już dawno uznano za nie nadającą się do
mieszkania. W to jasne popołudnie zaśmiecona ulica
była pusta, ale Spring podejrzewała, że mrok wieczor
ny wyciągnie z zakamarków włóczęgów i bezdomnych,
którzy tu mieszkali. Spring zadrżała na samą myśl
o samotnej piętnastolatce ukrywającej się w takim
miejscu.
- Czy to tutaj?
- Tak mnie poinformowano - odparł Clay z ponu
rą miną.
Spring podejrzewała, że nie powiedział wszystkiego,
co mu doniesiono. Może będzie mogła mu pomóc.
Odetchnęła głęboko, wysiadła z samochodu i poszła za
nim do drzwi budynku. Z jego oczu zniknął uśmiech,
gdy rozglądał się po mrocznej klatce i ruszył ku
żelaznym schodom.
- Tędy - rzekł.
Zawahała się tylko przez moment. Clay ujął ją za
rękę, a Spring, nabrawszy odwagi, zaczęła wchodzić
z nim na drugie piętro. Tutaj Clay przystanął, rozejrzał
się wokoło i skierował do drzwi w końcu korytarza,
nie puszczając ani na chwilę dłoni Spring.
Postał chwilę pod drzwiami, nasłuchując, a potem
lekko zapukał.
- Thelma? Tu Clay. Jesteś tam?
Zza drzwi nie dobiegł żaden dźwięk. Clay zastukał
mocniej.
- Thelma? Otwórz, skarbie. Chcę tylko porozma
wiać, upewnić się, że nic ci nie jest. Czy słyszysz mnie?
Znowu odpowiedziała mu cisza. Clay popatrzył na
Spring, a potem ujął klamkę. Drzwi zaskrzypiały, gdy
je uchylił.
42 • WIOSNA
Najpierw uderzył ją w nozdrza zaduch. Potem
zauważyła dziewczynę leżącą na brudnym materacu,
na zaśmieconej podłodze. Dziewczyna się nie ruszała.
Spring odniosła wrażenie, że nie żyje.
Clay jednym skokiem dopadł materaca. Ukląkł, do
tykając lekko policzka Thelmy. Spojrzał na Spring
przerażony.
- Jest rozpalona od gorączki. Musi być bardzo
chora.
- Czy wiesz, co jej jest?
- Nie. Może grypa, a może zapalenie płuc. Bóg
jeden wie, kiedy ostatni raz jadła. Jedna z jej przyjació
łek mówiła mi, że Thelma źle się czuła już wtedy, kiedy
uciekła z domu. Matka zrobiła jej awanturę, że
opuściła pracę w barze szybkiej obsługi, gdzie miała
chodzić po lekcjach. Widocznie pieniądze okazały się
dla matki ważniejsze niż jej zdrowie. - Clay mówił
gwałtownie, wyraźnie zły.
- Pójdę zatelefonować - powiedziała Spring, ro
biąc krok do tyłu.
- Nie! - Krótki rozkaz zatrzymał ją w miejscu.
- Nie chcę, abyś sama kręciła się po tych ulicach. Ja
pójdę! Czy możesz z nią zostać?
- Oczywiście.
Przechodząc, dotknął jej pleców dłonią. Czuła
drżenie jego rąk.
- Zostaniesz tu sama? Nie boisz się? Zaraz wrócę.
- Zostanę. Pośpiesz się, Clay. Ona wygląda bardzo
źle.
Spring wzięła bezwładną, szczuplutką rękę Thelmy
w dłonie, chcąc zbadać jej puls.To prawie dziecko,
pomyślała, patrząc na wykrzywioną cierpieniem
twarz. Nie wyglądała nawet na piętnaście lat. Włosy
miała krótko obcięte i skręcone, długie rzęsy leżały na
WIOSNA • 43
miękkich policzkach, które powinny mieć kolor czeko
lady, a były szare jak popiół. Rozchylone usta, dziecin
ne, pełne i delikatne, ukazywały białe równe zęby.
Serce Spring ścisnęło się z bólu. Walczyła ze łzami,
patrząc na obszarpane dżinsy i przepoconą koszulkę
dziewczyny.
- Nie bój się, Thelmo. Wszystko będzie dobrze
- szeptała, choć wątpiła, czy chora ją słyszy.
Thelma oddychała ciężko, pokasłując od czasu do
czasu. Skórę miała rozpaloną i suchą. Spring żałowała,
że nie ma mokrego ręcznika, aby jej obmyć twarz.
Potem przypomniała sobie, że ma w torebce paczkę
chusteczek kosmetycznych, jakie klienci zwykle otrzy
mywali w barach szybkiej obsługi. Pogratulowała
sobie zwyczaju chowania rzeczy, które mogą się przy
dać, i szybko sięgnęła do torebki.
Otworzyła paczuszkę z chusteczkami, wdychając
z przyjemnością ich cytrynowy zapach, a potem przy
łożyła jedną z nich do twarzy Thelmy, cały czas
łagodnie do niej przemawiając. Wydawało jej się, że
dziewczyna otworzyła na krótko oczy, lecz nie zdra
dzała żadnych innych oznak przytomności.
Clay znalazł Spring klęczącą na brudnej podłodze
obok Thelmy i ocierającą jej twarz. Uderzyła go w niej
jakaś spokojna siła. Wiele kobiet na jej miejscu
uciekłoby w popłochu z tej brudnej rudery. Ale nie
Spring.
Ukląkł obok i objął ją ramieniem.
- Jestem pewien, że to jej przynosi ulgę.
- Miałam ze sobą tylko te chusteczki.
- Wystarczy. Karetka zaraz tu będzie.
- Prawie się nie ruszała. Może zapadła w śpiączkę?
- Nie wiem, Spring. Nie wiem, czy ona w ogóle coś
jadła, odkąd uciekła z domu dziewięć dni temu. Jej
44 • WIOSNA
przyjaciółka była tu z nią przez pewien czas, ale jest
jeszcze młodsza niż Thelma i nie potrafiła dać sobie
rady w tej sytuacji. Obiecała Thelmie, że nie zdradzi,
gdzie jest, ale zlękła się i załamała, gdy Frank zaczął ją
przepytywać.
Przyjechała karetka i do pokoju weszli dwaj męż
czyźni z noszami.
Clay podtrzymał Spring, gdy wstała niezbyt pewnie
z klęczek i przyglądała się, jak dwaj sanitariusze
szybko i sprawnie zajęli się Thelma.
Spring oparła głowę na jego ramieniu.
- Clay, czy ona z tego wyjdzie, jak myślisz?
- Nie wiem. Po prostu nie wiem.
Mężczyźni położyli Thelmę na noszach, podnieśli
ją bez trudu i poszli do ambulansu.
- Pojedziemy za nimi do szpitala - zdecydował
Clay, prowadząc ją do samochodu. - Muszę się upew
nić, że dojedzie tam żywa.
- Oczywiście. - Spring nie spodziewała się niczego
innego. Ona też tak by postąpiła.
Thelma dojechała do szpitala żywa, ale lekarze
niczego nie chcieli obiecać. Stwierdzili wirusowe za
palenie płuc z powikłaniami, spowodowanymi złymi
warunkami i niedożywieniem.
Clay zatelefonował do matki Thelmy i wrócił do
poczekalni z chmurną twarzą i ponurym spojrzeniem.
- Poczekamy, aż ta... kobieta przyjedzie, a potem
odjadę. Nie jestem w stanie znieść jej obecności.
Wkrótce przyjechała pani Sawyer, głośno pomstu
jąc na Claya, swoją córkę, jej przyjaciół - wszystkich
prócz siebie - za to, co się stało.
Clay wyszedł natychmiast ze szpitala, opanowując
się resztką sił. W samochodzie siedział dłuższą chwilę
bez ruchu, wpatrując się w przednią szybę.
WIOSNA • 45
- Nic ci nie jest? - zapytała niepewnie Spring.
Bardzo chciała go pocieszyć, ale nie wiedziała jak.
Spojrzała na swoje dłonie i stwierdziła obojętnie, że są
brudne.
Clay odetchnął głęboko i obrócił się do niej.
- Nie - odparł - ale wściekam się, gdy widzę coś
takiego.
- Wiem - odparła łagodnie.
Clay, śmielszy od niej, wyciągnął rękę i uścisnął jej
dłonie.
- Byłaś wspaniała - rzekł. - Nie wiem, jak ci dzię
kować.
- Nie ma potrzeby - odparła. - Nie zrobiłam tego
dla ciebie.
Uśmiechnął się.
- Naprawdę? Tylko dla Thelmy? Dzieciaka, które
go nie widziałaś nigdy w życiu?
Spring, speszona pochwałą, zarumieniła się i od
wróciła głowę.
- Jak długo będziemy stać na tym parkingu?
Clay przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy wpadli do
mnie na moment? Chciałbym się umyć, zanim cię
odwiozę do siostry.
Zgodziła się, oczywiście, ale myśl, że będą sami
w jego domu, wprawiła ją w zakłopotanie. Dziś po
południu odkryła nową stronę natury Claya, która
wzbudziła jej podziw. A teraz, nawet ze smugą brudu
na policzku nadal był zbyt atrakcyjny, by mogła być
spokojna.
Zachwyciła się jego domem. Był to jeden z dawnych,
wiktoriańskich budynków, które stanowiły ozdobę
San Francisco. Jasnoniebieski tynk i zabawne małe
okna dodawały mu uroku. Pasował do Claya.
46 • WIOSNA
- Jest cudowny - powiedziała szczerze, zastana
wiając się jednocześnie, jak mógł sobie pozwolić na tak
kosztowny dom. Miał wprawdzie doktorat, ale pra
cował w publicznej szkole. Jednak jego stan mająt
kowy nie powinien mnie obchodzić, upomniała się
w duchu. Ostatecznie to tylko przelotna znajomość.
Clay uśmiechał się szeroko, nie kryjąc zadowolenia.
- Nie tylko ty interesujesz się przywracaniem świet
ności starym domom - powiedział. - Od kilku lat
pracuję nad odnowieniem wnętrza.
Wprowadził ją do środka i pozwolił się przyglądać,
nie pytając o ocenę.
Podobało jej się wszystko: ciekawe rozwiązania
różnych zakamarków i wnęk, eleganckie, choć czasem
dość dziwne antyki i kopie wiktoriańskich mebli.
Uświadomiła sobie, jak bardzo zbliżone są ich gusty.
Clay miał tu kilka mebli bardzo podobnych do tych,
którymi urządziła swoje mieszkanie w Little Rock.
Była zachwycona.
- Piękny - rzekła krótko.
- Ja czy mój dom? - spytał zaczepnie. Wrócił mu
dobry humor, bo był spokojny o Thelmę.
- I ty, i on - odparła z westchnieniem. - Mówiłeś
coś o myciu?
- Tak, chciałbym wziąć szybki prysznic i przebrać
się. Mógłbym też wyszukać coś dla ciebie, gdybyś
zdecydowała się zmienić ubranie.
Spring popatrzyła na swoje spodnie z brudnymi
plamami na kolanach i przypomniała sobie Thelmę.
- O co chodzi, Spring? - spytał Clay, widząc jej
zamyśloną minę.
- Czy wiele dzieci żyje w takich warunkach? - za
pytała, otwierając szeroko fiołkowe oczy. - W takim
brudzie?
WIOSNA • 47
Clay westchnął ze smutkiem.
- Wierz mi lub nie, ale widziałam już gorsze
miejsca. Ulice są pełne uciekinierów, a to łatwy łup dla
wszelkich mętów i handlarzy narkotyków. Nastolatki
z rozbitych rodzin wędrują do Kalifornii, Nowego
Jorku czy na Florydę tysiącami. Jest ich zbyt dużo,
żeby władze dały sobie z tym radę, a schronisk
młodzieżowych nie wystarcza.
- Często masz do czynienia z uciekinierami?
- Od czasu do czasu. Na ogół zajmuję się dziećmi,
które mają problemy we własnych domach. Próbuję
zapobiec tym ucieczkom.
- Rozumiem, dlaczego Summer przyłączyła się do
tej akcji - szepnęła Spring. - Serce się ściska, gdy się
widzi dziecko w takim stanie jak Thelma. Ona powin
na siedzieć u MacDonalda i flirtować z sympatycz
nymi chłopcami w jej wieku. Ja też bym chciała zrobić
coś dla nich.
- Zawsze chętnie przyjmiemy nowych ochotników
- rzucił Clay lekkim tonem, ale obserwował ją uważnie.
Spring uśmiechnęła się blado.
- Pomyślę o tym, gdy wrócę do Little Rock. Może
tam też jest jakiś Halloran House, w którym przydałby
się optyk.
Clay spochmurniał, gdy wspomniała o powrocie,
chociaż przecież powinien był pamiętać, że przyje
chała do San Francisco tylko na dwa tygodnie. Nie
zastanawiając się, co robi, przyciągnął ją do siebie
i uściskał.
- Cieszę się, że byłaś dziś ze mną.
Spring poruszyła się niespokojnie w jego ramio
nach.
- Niewiele mogłam pomóc - protestowała. - Zro
biłam tylko to, co powinnam.
48 ł WIOSNA
- Zawsze ta sama dzielna, obowiązkowa starsza
siostra - powiedział Clay, pamiętając, co mówiła
o niej Summer. - Chyba niełatwo być najstarszą z ro
dzeństwa, co?
Nie zrozumiała, co to ma wspólnego z dzisiejszym
dniem.
- Nie wiem, o co ci chodzi - rzekła, marszcząc
brwi.
Clay zaśmiał się lekko, uniósł jej brodę do góry
i zajrzał w oczy.
- Robisz tylko to, co trzeba. Masz wielkie poczucie
odpowiedzialności, które pomaga ci zrobić to, czego
inni by nie zrobili. Nie wpadłaś w panikę, gdy znaleźliś
my Thelmę w tak strasznym stanie. Nie miałaś do mnie
pretensji, że cię tam zabrałem i zostawiłem samą. Po
prostu spokojnie się nią zajęłaś.
- Nie byłam wcale tak bardzo spokojna.
- Nie, ale opanowałaś się i robiłaś to, co trzeba.
Dzięki, kochanie.
Kochanie. Ona by się nie odważyła użyć tego słowa,
ale Clay jest człowiekiem otwartym i okazuje swoje
uczucia. Powoli, niechętnie wysunęła się z jego objęć.
- Dobrze... tak - jąkała się, nie patrząc mu w oczy.
- Może pójdziesz już wziąć ten prysznic.
- Pójdę. A ty? Moja oferta jest ciągle aktualna.
- Nie, tylko się trochę umyję. Wezmę kąpiel, gdy
mnie odwieziesz do Summer.
- W porządku. Łazienka dla gości jest na lewo
z holu. Ja będę w swojej, koło sypialni. Gdybyś czegoś
potrzebowała albo poczuła nagłą chęć umycia mi
pleców... - dodał.
Uśmiechnęła się mimo woli.
- Jesteś już dużym chłopcem. Potrafisz się umyć
sam.
WIOSNA • 49
- Nadejdzie taki dzień, Spring Reed, że sama
zaproponujesz mi umycie pleców, przekonasz się - po
wiedział i pocałował ją tak szybko, że nie zdążyła się
cofnąć.
- Nie bądź taki pewny! - rzuciła za nim, niezdolna
wymyślić bardziej oryginalnej riposty. Słyszała, jak się
śmieje, idąc korytarzem w stronę łazienki.
ROZDZIAŁ
4
Spring umyła się bardzo starannie, a potem zrobiła
lekki makijaż. Wyszczotkowała włosy i związała je jak
zwykle w węzeł na czubku głowy. Mimo że włożyła to
samo poplamione ubranie, czuła się odświeżona. Była
by skrępowana, kąpiąc się w łazience Claya lub nosząc
jego rzeczy. A może miał tu jakieś kobiece fatałaszki?
Ta myśl wyraźnie ją przygnębiła.
Siedziała w salonie, gdy zjawił się Clay. Jego widok
zaparł jej dech. Włosy zwinęły mu się wokół twarzy
w długie, wilgotne loki i aż prosiły się, aby ich dotknąć.
Skóra jaśniała po kąpieli, a oczy miał błękitne jak
nigdy. Włożył brązowe spodnie opięte na biodrach,
i kremowy, bawełniany sweter z golfem. Szedł boso,
niosąc w ręku brązowe, płócienne pantofle.
- Nie nosisz skarpetek? - zapytała, żeby coś po
wiedzieć i nie zdradzić się ze swoimi myślami.
- Nie, nigdy. A ty nigdy nie nosisz rozpuszczonych
włosów? - odparł, dotykając lekko jej starannie upię
tej fryzury.
- Rzadko kiedy. Przeszkadzałyby mi.
- To dlaczego nie obetniesz ich krótko, tak jak
Summer?
- Bo wyglądam śmiesznie z krótkimi włosami
- odrzekła, wzruszając ramionami.
WIOSNA • 51
- A może - uśmiechnął się - tkwi w tobie roman
tyczką lubiąca długie włosy?
- Pleciesz głupstwa - odparła poirytowana. - Czy
mógłbyś wreszcie odwieźć mnie do domu? Chcę się
przebrać w coś czystego.
- Proponowałem ci...
- Wątpię, byś miał coś w moim rozmiarze - przer
wała ostro.
- Tylko koszulki bawełniane i spodnie. Czyste, ale
trudno mi ręczyć za wielkość - zgodził się. - Nie
trzymam w domu kobiecych strojów - dodał, jakby
zgadując jej myśli.
- Przebiorę się w domu - burknęła Spring. Po
rwała torebkę, szykując się do wyjścia
- Poczekaj chwileczkę. Chciałbym ci podziękować
za to, co zrobiłaś dziś po południu.
- Już mi dziękowałeś! Kilkakrotnie.
- Ale niewłaściwie. - Zdecydowanym ruchem
zdjął jej okulary i wsunął do bocznej kieszonki torebki.
Spring patrzyła, nie próbując go powstrzymać.
- Teraz podziękuję ci jak należy.
Nie spiesząc się, złożył pocałunek na jej wargach.
Spring stała bez ruchu. Rozchyliła wargi i zamknęła
oczy. Był to pocałunek doświadczonego kochanka,
namiętny, wiele obiecujący. Gdy się skończył, Spring
dygotała.
Clay odsunął się o krok i spojrzał jej w twarz,
a potem znów wziął ją w ramiona i zaczął całować.
Gwałtownie, zniewalająco. Trudno jej było oprzeć się
mu przedtem, teraz było to wręcz niemożliwe.
Spring odchyliła głowę do tyłu, Clay błądził dłońmi
po jej ciele, po miękkich wypukłościach i wąskiej talii,
przyciskając ją do swego twardego muskularnego
ciała.
- Spójrz na mnie, Spring.
Nieśmiało uniosła powieki.
52 • WIOSNA
- To niesprawiedliwe - szepnęła.
- Co jest niesprawiedliwe, moja słodka?
- Że tak wyglądasz - odparła spontanicznie, doty
kając końcami palców jego ogolonego policzka. - Że
wywołujesz we mnie takie uczucia.
- To samo mogę powiedzieć o tobie - odparł,
muskając ustami jej policzki. - Jesteś taka śliczna.
Tracę przy tobie głowę.
- O, Boże, co ja robię! - Opuściła dłoń i cofnęła się
o krok, krzyżując na piersi ręce obronnym gestem.
- Zabierz mnie do Sausalito, Clay.
- Jedyne miejsce, dokąd chciałbym cię zabrać, to
moja sypialnia na górze - zapewnił gorąco. - Chciał
bym cię kochać całymi godzinami, aż byłabyś zbyt
słaba, żeby się poruszyć. A potem zacząłbym od nowa.
- Nie, Clay.
- Dobrze, poczekamy, aż sama zechcesz. A taki
czas przyjdzie, Spring. To nieuniknione.
- Nie, nie przyjdzie - sprzeciwiła się z godną po
dziwu stanowczością. - Nie pozwolę na to.
Clay został tylko chwilę u Andersonów, aby opowie
dzieć Summer, co się wydarzyło, i pochwalić Spring.
Potem zniknął, tłumacząc się, że powinien sprawdzić, co
się dzieje z Thelma. Jednak zanim odszedł, porwał
Spring w objęcia i entuzjastycznie wycałował w obecno
ści Summer i Derka. Spring oblała się szkarłatnym
rumieńcem, a on wyszedł z zadowoloną miną, obiecując
przyjechać po nią następnego wieczora.
- Nic nie mów! - ostrzegła siostrę Spring, gdy
tylko drzwi zamknęły się za Clayem.
- Spring, musisz być głodna - wtrącił taktownie
Derek. - Przyrządzę parę steków na ruszcie. Jakie
lubisz?
WIOSNA • 53
- Średnio wysmażone - odparła, nie spuszczając
wzroku z chichoczącej siostry.
Derek przezornie wyszedł.
- Gdybyś mogła zobaczyć swoją minę - wykrzyk
nęła Summer ze śmiejącymi się oczami. - Powinnaś
już wiedzieć, że Clay nie zwykł krępować się obecnoś
cią innych.
- Od jak dawna go znasz? - zapytała Spring, uda
jąc, że nie słyszała uwagi siostry.
- Poznałam go wkrótce po przyjeździe do San
Francisco. Pracowałam wtedy jako hostessa w elegan
ckiej, małej restauracji w pobliżu Nob Hill. Nie byłam
zachwycona, ale mogłam opłacić czynsz. Nie znałam
prawie nikogo i czułam się trochę samotna. Pewnego
wieczoru Clay przyszedł do restauracji z jakąś kobietą.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby ich nie obser
wować. Był tak przystojny...
- Zauważyłam - wtrąciła Spring.
- A jego towarzyszka była po prostu nieziemsko
piękna. Wysoka brunetka z czarnymi jak węgle oczami
i figurą tak zgrabną, że można się było skręcić
z zazdrości. Narzekała na wszystko, odkąd weszła do
lokalu. Nie wiem, co ją łączyło z Clayem, ale było na co
popatrzeć. Clay nie zarezerwował stolika i musieli
czekać, co jej zupełnie nie odpowiadało. Wreszcie
zwolniły się miejsca i usiedli. Ona bez przerwy miała
niezadowoloną minę. Spotkaliśmy się wzrokiem z Cla
yem, a potem oboje nagle zaczęliśmy się śmiać. Łatwo
było zacząć, ale nie mogliśmy skończyć. Rozjuszona
bogini zerwała się z krzesła i wyszła z restauracji, nie
pozwalając Clayowi się odprowadzić, chociaż napraw
dę chciał. A więc został i sam zjadł zamówione dania,
a zanim skończył, byliśmy już umówieni na następny
wieczór.
54 • WIOSNA
- Umawiłaś się z nim?
- Tak, spotykaliśmy się. Pod koniec pierwszej
randki wiedzieliśmy już, że będziemy najlepszymi
w świecie przyjaciółmi, ale niczym więcej. I tak też się
stało. To jest wyjątkowy człowiek, Spring.
Spring siedziała ze spuszczoną głową.
- Jestem tego pewna - rzekła. - Jest tak oddany
młodzieży.
- Tak, istotnie. A dla nich jest to bardzo ważne.
Clay zawsze jest gotów ci pomóc, jeśli tego potrzebu
jesz. Sam nie miał łatwego życia, ale zachował cudow
ne poczucie humoru.
- Dlaczego nie miał łatwego życia? - zapytała
Spring.
- Był jednym z takich trudnych dzieci, z jakimi teraz
pracuje. Naprawdę trudnym. Uciekał, wpadał w różne
tarapaty, miał do czynienia z narkotykami. Wylądował
wreszcie w domu poprawczym i, na szczęście, dzięki
pomocy wychowawców zawrócił ze złej drogi.
Spring słuchała ze zmarszczonymi brwiami. Ta
opowieść wiele jej wyjaśniała.
- Czy rodzina nie próbowała mu pomóc?
- Właśnie rodzina była jego głównym problemem.
Duże pieniądze. Rodzicom bardziej zależało na tym,
żeby mieć dziecko idealne, niż szczęśliwe. Ignorowano
go, kiedy był grzeczny, i ostro karcono, gdy nie był.
Nic dziwnego, że się buntował.
- Czy był jedynakiem? - spytała Spring. Całym
sercem współczuła Clayowi. Czyż mogła przypusz
czać, że ten beztroski, wesoły Clay był kiedyś nie
szczęśliwy?
- Tak. Odziedziczył spory majątek, gdy jego rodzi
ce zmarli kilka lat temu, ale żyje właściwie ze swojej
WIOSNA • 55
pensji. Zaspokaja tylko dwa kaprysy, to znaczy jeździ
sportowym samochodem i restauruje ten stary dom,
a resztę pieniędzy przeznacza na pomoc dla innych, nie
tak hojnie obdarowanych przez los.
- Masz rację, to wyjątkowy człowiek - szepnęła
Spring.
- Nie jest oczywiście ideałem - wzruszyła ramio
nami Summer. - I nawet się o to nie stara. Chce, aby
go akceptować takim, jaki jest. Jeśli zaś chodzi o ten
pocałunek...
- Steki są gotowe - zaanonsował od drzwi Derek.
- Summer, kochanie, może dasz nam trochę swojej
surówki.
Spring rzuciła mu spojrzenie pełne wdzięczności
i skorzystała z okazji, aby pójść na górę umyć się
i przebrać przed kolacją. W głowie jej szumiało od
przeżyć tego popołudnia i wszystkiego, czego się
dowiedziała. Clay McEntire nie opuszczał jej myśli ani
na chwilę.
W poniedziałek po śniadaniu Derek wyjechał do
biura, a Summer na wykłady, zachęcając Spring,
aby czuła się jak u siebie w domu. Miała tego
dnia tylko ranne zajęcia i obiecywała zjawić się na
lunch. Derek również zamierzał wpaść o tej porze
do domu.
Spring pomachała im na pożegnanie, a potem
postanowiła popływać w basenie z podgrzewaną wo
dą. Rozkoszowała się słodką bezczynnością, na co
tak rzadko miała czas w swym wypełnionym pracą
życiu.
Wyszedłszy z basenu, wzięła długi, gorący prysznic.
Sięgając po ręcznik, spojrzała krytycznie na swą
56 • WIOSNA
sylwetkę. Czy Clay, widząc ją w tej chwili, uznałby
za pociągającą? Zaniepokojona swoimi myślami wyta
rła się szybko i zaczęła ubierać. W głębi ducha
żałowała, że nie potrafi łatwo angażować się w waka
cyjne miłostki, a potem ze spokojem wracać do domu.
Gdyby była taką kobietą, z pewnością wybrałaby
Claya. Ale ponieważ jest inaczej, powinna go starannie
unikać.
Lunch był bardzo udany dzięki wspaniałej sałatce
z owoców morza przyrządzonej przez Spring. Przygo
towała wszystko, zanim Summer i Derek przyjechali,
więc siedzieli teraz i zajadali, gawędząc wesoło.
Właśnie kończyli, gdy zadzwonił telefon. Derek
odebrał, słuchał przez chwilę, śmiejąc się, a potem
wyciągnął słuchawkę do Spring.
- To do ciebie - rzekł.
Z błysku jego oczu domyśliła się, kto dzwoni.
- Halo, Clay - powiedziała do telefonu.
- Halo, słodka Spring. Och, przepraszam! Nie
powinienem tak cię nazywać, prawda?
- Nie, nie powinieneś - odparła surowo. - Czyż
byś nie pracował o tej porze?
- Mam chwilę przerwy. Dzwonię z biura.
- Aha. Czy dowiadywałeś się, jak się czuje Thelma?
- Bez zmian - odparł, poważniejąc. - Powinna
znaleźć się w szpitalu o wiele wcześniej. Opłucna jest
zainfekowana. Thelma leży na oddziale intensywnej
terapii.
- Tak mi przykro.
- Taak... Dzwonię właściwie tylko po to, aby ci
przypomnieć o naszej randce dziś wieczorem. Nie
zapomniałaś o niej?
- Nie, nie zapomniałam.
WIOSNA 57
- Wspaniale. Nie mogę się doczekać. A ty?
- Myślę, że może być sympatycznie - zauważyła
z udanym znudzeniem. - Zresztą w telewizji i tak nie
ma dziś nic ciekawego.
- Oto, co robią z człowieka pochwały. Punkt dla
ciebie słodka Spring - powiedział wyzywająco, ale
Spring nie dała się sprowokować.
- Do zobaczenia, Clay.
- Do zobaczenia. Aha, załóż coś seksownego.
Spring zmarszczyła brwi.
- Słucham?
- Dla ciebie oznacza to pewnie odpięcie jednego
guziczka przy bluzce. Tego przy szyi. No to cześć.
Spring wpatrywała się bezmyślnie w słuchawkę,
a potem powoli odłożyła ją na widełki.
- Twój przyjaciel — powiedziała do pożeranej cie
kawością siostry - to zupełny wariat.
- Wiem o tym - zaśmiała się Summer.
- Chce, żebym się ubrała w coś seksownego na
dzisiejszy wieczór.
- I co masz zamiar zrobić?
- Derek - zapytała szwagra Spring - czy nie poży
czyłbyś mi czegoś ze swojej garderoby?
Spring rzadko się zdradzała ze swoim oryginalnym
poczuciem humoru, ale gdy to robiła, rezultat był
zaskakujący.
Derek, jako nowy członek rodziny, nie orientował
się, co może oznaczać ten żartobliwy wyraz jej oczu, ale
Summer, znając siostrę, wiedziała, że jej szafa też
zostanie dokładnie przejrzana, a może nawet czeka ją
błyskawiczna wyprawa do sklepów. Roześmiała się na
myśl, że wizyta jej siostry przyjmuje nieoczekiwany
obrót.
58 • WIOSNA
Clay stał przed domem Andersonów i sprawdzał,
jak wygląda, niespokojny niczym uczniak na pierwszej
randce. Wysunął stopę przed siebie, kontrolując, czy
pomarańczowe pantofle nie kłócą się zbytnio z trzy
częściowym garniturem w kolorze terakoty i elegancką
biało-brązową koszulą w paski. Poprawił krawat
w drobne zielono-brązowe kropki, który dyskretnie
wyglądał z wycięcia kamizelki. Założył ten kra
wat - swój ulubiony - na cześć Spring.
Z uśmiechem nacisnął dzwonek, rozmyślając, jak
Spring potraktowała jego prośbę. Przewidywał, że
będzie w schludnym, klasycznym kostiumie, który nosi
niczym zbroję chroniącą ją przed nim.
Chichot Summer, która otworzyła mu drzwi i obej
rzała go od stóp do głów, zapowiadał niespodziankę.
Odpowiedział jej uśmiechem, czekając, aż ukaże się
Spring. Na jej widok uśmiechnął się jeszcze szerzej.
No, ho, naprawdę mnie zaskoczyła, pomyślał.
Na rozpuszczonych do ramion i drobno skręconych
włosach tkwił zawadiacko filcowy, męski kapelusz.
Luźna, miękka czarno-szara marynarka, którą Clay
sam pomagał Summer wybierać na prezent dla Derka,
sięgała kolan, a rękawy miała podciągnięte do łokci.
Jaskraworóżowa bluzka była rozchylona, ukazując
męski krawat. Popielate spodnie, ściągnięte w talii,
rozszerzały się niżej, a potem znów zwężały przy
kostkach. Na nogach miała czarne ażurowe kamaszki
na wysokich obcasach.
Z uszu zwisały wielkie srebrne klipsy z turkusa
mi, a srebrna klamra ozdabiała szeroki pasek ze
skóry.
- Kocham tę kobietę! - wykrzyknął Clay. Spring
zarumieniła się, speszona.
WIOSNA • 59
Potrząsnęła głową, aż jej loki zatańczyły wokół
twarzy.
- San Francisco! -mruknęła. - No dobrze, Clay,
chodźmy już.
Objął ją ramieniem i uścisnął gorąco.
- Chodźmy, będzie świetna zabawa, zobaczysz
- rzekł rozpromieniony.
- Tak, właśnie - powiedziała z ponurym wes
tchnieniem, które go rozbawiło - zabawa!
Okazało się, że Clay zabrał ją na szkolne przed
stawienie. Sztuka nosiła tytuł: „Nie zabierzesz tego ze
sobą" i należała do jej ulubionych. Spring nie przy
znała się do tego. Powstrzymywała się też od pytania,
kiedy ostatnio badano mu wzrok, gdy zauważyła, że
czytał program, mrużąc oczy.
Śmiała się i śledziła grę młodych wykonawców,
wykazujących więcej entuzjazmu niż talentu.
Nie było łatwo siedzieć blisko Claya, który wyko
rzystywał każdą okazję, żeby jej dotknąć. Jeżeli nie
poklepywał jej po ręku, to ściskał ją za kolano. Akcja
na scenie toczyła się, a jego dłoń przesuwała się coraz
wyżej, tak że w końcu musiała zdecydowanie przełożyć
ją na jego własne udo. Zrobiła przy tym minę, jakby ją
te dotknięcia irytowały, chociaż było wręcz przeciwnie.
- Chciałabyś pójść za kulisy? - zapytał Clay, obej
mując ją ramieniem, gdy umilkły oklaski.
Clay znał doskonale wszystkich młodych wykona
wców. A oni najwyraźniej go uwielbiali. Ponieważ
władze szkolne zabraniały mówić do niego po imieniu,
nazywali go Mister Mac. Żartowali sobie z jego
niezwykle tradycyjnego stroju i pękali z dumy, gdy im
gratulował udanych występów.
60 • WIOSNA
Wydawało się, że chłopcy starają się go naśladować,
a dziewczęta się w nim podkochują. Obserwując, jak
rozmawia z młodzieżą, Spring poczuła coś na kształt
zazdrości. Gdy Clay przedstawiał ją zespołowi, cieszy
ła się, że ubrała się tak niekonwencjonalnie. A przecież
zrobiła to tylko, by mu dowieść, że nie brak jej
poczucia humoru. Młodzi ludzie zaakceptowali ją
łatwo jako przyjaciółkę Claya, a nawet pozwalali sobie
na żarty z jej akcentu.
Gdy opuścili budynek szkoły, Clay oświadczył, że
umiera z głodu, i zaprosił ją na kolację do niewielkiej
włoskiej restauracji, położonej z dala od turystycznego
centrum.
Potrawy okazały się bardzo smaczne. Jedli i roz
mawiali, poruszając najrozmaitsze tematy. Clay za
chowywał się w dalszym ciągu nienagannie, słuchając
jej opowieści z dzieciństwa w Rose Bud i praktyki
w Little Rock. Potem rozmowa zeszła na ich własne
zainteresowania. Clay uśmiechał się z zadowoleniem,
gdy okazało się, że mają podobne opinie o wielu
książkach, filmach, muzyce i ulubionych programach
telewizyjnych.
- To przeznaczenie - orzekł wreszcie. - Nasze gu
sty są prawie identyczne. Nie ma żadnego powodu,
byśmy nie przeżyli przygody.
Spring potrząsnęła głową z dezaprobatą.
- A co powiesz o naszych gustach w sprawach stroju?
- Co mam powiedzieć? Wyglądasz dziś wspaniale.
- Ale ja nie jestem sobą zachwycona. Zrobiłam to
tylko po to, by cię zaskoczyć.
- Wiem, lecz podobasz mi się również w tych
swoich skromnych kostiumikach. Aż się proszą, żeby
je z ciebie zedrzeć.
WIOSNA • 61
Roześmiał się, gdy się zaczerwieniła.
- Powinieneś był ubrać się w swój zwykły, wołający
o pomstę do nieba sposób - mówiła z wyrzutem
Spring. - W tym garniturze wyglądasz tak zwyczajnie!
I wcale nie musiałeś wkładać krawata na szkolne
przedstawienie.
Udawał zdruzgotanego, choć oczy mu się śmiały.
- Czyżbyś nie lubiła Morgana?
- Morgana? - zapytała zdumiona.
- To znaczy mojego krawatu.
- Nadałeś imię krawatowi?
- To od nazwiska chłopaka, który mi go ofiarował.
Rozmawiali o pracy Claya, tej w szkole i tej poza nią
- z młodymi ludźmi, których nieodmiennie nazywał:
moje dzieciaki. Spring była zafascynowana jego po
święceniem, oddaniem się bez reszty ich sprawom.
- Czy wielu z nich ucieka z domu? - zapytała,
myśląc o Thelmie.
- Owszem - odparł z żalem. - Sam to zrobiłem
parę razy i wiem, jakie zimne wydają się wtedy ulice i co
to znaczy samotność.
- Ja zawsze wtedy współczuję rodzicom - wyznała
Spring. - To straszne nie wiedzieć, gdzie przebywają
ich dzieci, czy żyją, czy zaginęły, a wszystko dlatego, że
nie umieją się porozumieć.
- To smutne dla wszystkich, których to dotyczy
- zgodził się Clay. - Czasem rodzice nie troszczą się
o dzieci, ale wiem, że nie zawsze tak jest. Wielu
rodzinom mogłaby pomóc terapia, ale tylko wtedy,
gdy wszyscy sobie zdają sprawę, że jej potrzebują.
Była prawie rozczarowana, gdy po kolacji Clay
odwiózł ją wprost do domu Summer. Nie miała ochoty
się z nim rozstawać.
62 • WIOSNA
Clay zaparkował na podjeździe i położył rękę na
oparciu fotela za plecami Spring.
- To był wspaniały wieczór - rzekł. - Dziękuję ci,
Spring.
Spring zwilżyła wargi końcem języka.
- Mnie też było przyjemnie. Dziękuję ci.
Gay zaśmiał się z cicha.
- Ależ jesteśmy uprzejmi, co? - powiedział i sięg
nął ręką do jej włosów.
- Tak, to prawda - odparła z wymuszonym uśmie
chem, gdyż miała ochotę ująć jego dłoń i przytulić ją do
policzka.
Musiał ją zdradzić wyraz twarzy, bo Clay spo
ważniał.
- Pozwól mi się pocałować, Spring - szepnął, wsu
wając rękę w jej włosy i przyciągając ją do siebie.
- Pragnę tego pocałunku bardziej niż czegokolwiek na
świecie.
ROZDZIAŁ
5
Od kiedy to Clay prosił ją o pocałunek? Do tej po
ry nie robił tego. Spring nerwowo zwilżyła wargi. Do
myśliła się, że tym razem chciał, aby okazała, że prag
nie jego pocałunku. Powoli zdjęła okulary i pochyliła
się ku niemu, zastanawiając się, czego jeszcze od niej
oczekuje.
Zaledwie zdążyła dotknąć wargami jego ust, gdy
już ją całował. Kapelusz spadł jej z głowy, ale żadne
z nich tego nie zauważyło. Jego usta robiły wrażenie
spragnionych i głodnych, lecz dotykały jej z tą samą
delikatnością jak poprzedniego dnia. I tak jak wtedy,
mogła tylko dać się ponieść namiętności. Do tej
pory taka nie była. Nigdy dotąd nie straciła kontroli
nad sobą.
Wydało się to całkiem naturalne, gdy jego dłoń
wślizgnęła się pod obszerną marynarkę i śmiałym
gestem objęła jej pierś. Bezwiednie odetchnęła i na
parła mocniej na jego rękę.
- O, Boże, Spring. Jak cudownie mieć cię tak
blisko - szepnął, prawie nie odrywając się od jej ust.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć, szeptała więc tylko
jego imię. Wydawało się, że niczego więcej nie oczeki
wał. Znów zaczął ją całować czule, drażniąco, z od
daniem.
64 • WIOSNA
- Pocałuj innie, kochanie - mruczał.
Odpowiedziała pocałunkiem pełnym żaru, jakiego
dotąd nie znała.
Minęły całe wieki, gdy wreszcie oderwał się od jej
ust, roześmiał się niskim, radosnym śmiechem i mocno
uścisnął.
- Nie przestajesz mnie zaskakiwać, Spring Reed
- powiedział zachwycony. - Zobaczysz, będzie nam
bardzo dobrze razem.
- Co takiego? - zdumiała się.
Ujął jej twarz w dłonie, uśmiechnął się czułe i poca
łował w czubek nosa.
- Gdy będziemy się kochać, przeżyjemy coś wspa
niałego, czego żadne z nas jeszcze nie doznało. Nie
mogę się tego doczekać.
Teraz już oprzytomniała i zrozumiawszy, co on
mówił, cofnęła się gwałtownie, aż oparła się o drzwi
samochodu.
- Już ci mówiłam, Clay, że nie mam zamiaru wda
wać się w żaden romans.
Clay z chłopięcym uśmiechem ujął jej dłoń i ucało
wał palce.
- Romans już się rozpoczął, tylko jeszcze nie
nadszedł moment kulminacyjny.
- I nie nadejdzie - ucięła i wyrwawszy rękę, zaczęła
poprawiać potargane włosy. Wtedy przypomniała
sobie o kapeluszu. Podniosła go, chwyciła torebkę
i trzymając ją przed sobą jak tarczę, powiedziała:
- To, co się teraz stało, było błędem. Nie chcę... nie
dopuszczę, żeby się powtórzyło.
- Powtórzy się, Spring - orzekł Clay, obserwując
z rozbawieniem jej niespokojne ruchy. -I to nie raz,
nie dwa, aż w końcu uznasz, że coś się między nami
WIOSNA » 65
zdarzyło. Możesz to nazwać, jak chcesz: miłością,
pożądaniem czy oczarowaniem, ale to jest, istnieje i nie
zniknie.
„Możesz to nazwać miłością", powiedział. Ale ona
nie mogła się na to zgodzić.
- Clay, czy nie widzisz, że to nie może się udać?
- mówiła błagalnym tonem. - Nie dam sobie z tym
rady. Proszę cię, nie żądaj ode mnie czegoś, czego nie
jestem w stanie dać.
Twarz mu złagodniała i przybrała wyraz takiej
słodyczy, że wzruszenie ścisnęło ją za gardło. Dotknął
delikatnie jej policzka.
- Kochanie, już mi to dałaś. Tylko nie chcesz się do
tego przyznać.
Dała mu? Co? Serce?
- Nie, Clay - szepnęła, protestując. Clay wiedział,
kiedy należy zrezygnować. Chwilowo.
- Odprowadzę cię do drzwi. - Wysiadł szybko
z samochodu, okrążył go i otworzył jej drzwiczki.
W milczeniu szli w kierunku domu.
Spring wyjęła klucz i zatrzymała się z ręką na
klamce.
- Clay, ja...
Uciszył ją szybkim pocałunkiem.
- Dobranoc, Spring. Zobaczymy się wkrótce. Będę
cię nachodził. Bardzo często!
Pół godziny później Spring szczotkowała włosy
przed lustrem w swoim pokoju, a Summer siedziała po
turecku na jej łóżku. Zżerała ją ciekawość.
- Czy nie powiesz mi nic o randce z Clayem?
- pytała.
- Mówiłam ci już, że było bardzo przyjemnie.
- Przyjemnie! Phi! - parsknęła Summer.
66 • WIOSNA
- Co jest złego w tym słowie? - zapytała Spring,
odkładając szczotkę.
- Jest żadne. Mogłabyś tak określić randkę z Roge
rem, ale z Clayem?
- Co chcesz, żebym ci powiedziała? - westchnęła
Spring.
- Na przykład, że spędziłaś pasjonujący wieczór, że
go nigdy nie zapomnisz. Coś romantycznego i słod
kiego, tak żebym uznała, iż jest jeszcze dla ciebie
nadzieja.
Kręcąc głową, Spring usiadła obok siostry na łóżku
i wyciągnęła przed siebie nogi.
- Summer, poszliśmy na szkolne przedstawienie,
a potem Clay wziął mnie do małej włoskiej restauracji
o dziwnej nazwie, której już nie pamiętam. Czy to
pasuje do twojego opisu?
- Nie, ale byłaś z Clayem, a on potrafi uczynić ze
zwykłej sprawy coś nadzwyczajnego.
- No więc dobrze, do cholery! Moja randka z Cla
yem była pasjonująca, intrygująca i nigdy jej nie
zapomnę. Teraz dobrze? Jesteś zadowolona?
Summer, zaskoczona wybuchem, spytała:
- Czy ja powiedziałam coś złego?
Spring jęknęła i ukryła twarz w dłoniach.
- O, Boże! Przepraszam. Nie miałam zamiaru tak
na ciebie naskoczyć. Tylko że... tylko że...
- Clay zaczyna ci się podobać? - Summer próbo
wała nadać głosowi współczujące brzmienie, ale oczy
błyszczały jej z radości.
- Przyznaję - odrzekła Spring z ociąganiem - że...
zaciekawił mnie. Ale nic ponadto. Jest przystojny,
interesujący, zabawny. To normalne, że mnie pociąga.
Kto by nie był pod wrażeniem?
WIOSNA • 67
- Oczywiście - zgodziła się Summer.
- Ale to nie znaczy, że coś się między nami zaczyna.
Mam na myśli coś poważnego i trwałego. To nie
wchodzi w rachubę.
- Dlaczego?
- Jak to dlaczego? - wykrzyknęła Spring, zrywając
się z miejsca. - Summer, ja go znam zaledwie od paru
dni, a wyjadę stąd za dziewięć. Poza tym Clay i ja
bardzo się różnimy. O wiele za bardzo, aby myśleć
o stałym związku.
Summer przecząco potrząsnęła głową.
- Spring, nie mów mi tego. To mnie nie przekonuje.
Przypomnij sobie, że byłam typową bywalczynią dys
kotek, która w końcu poślubiła byłego szpiega, prze
obrażonego w biznesmena. Chyba trudno byłoby
znaleźć dwoje ludzi bardziej odmiennych, a jednak tak
się kochamy, że akceptujemy te różnice.
- Ty i Derek nie jesteście tak różni, jak twierdzisz
- sprzeciwiła się Spring. - A poza tym mieszkaliście
w tym samym mieście.
- I co z tego? Ludzie cały czas się przeprowadzają.
Ja też się przeprowadziłam. A logika i geografia nie
mają nic wspólnego z tą sprawą. Mówimy o uczuciach.
O tym, co czujecie do siebie, ty i Clay.
- Ale ja nie wiem, co czuję do Claya! I z całą
pewnością nie wiem, co Clay czuje do mnie.
- Chyba kpisz! Ten facet szaleje za tobą! Od samego
początku, gdy tylko stanęłaś w drzwiach mojego domu.
A ponieważ wiem, że Clay nigdy nie kryje się ze swymi
uczuciami, musiał ci dokładnie o nich opowiedzieć.
„Możesz to nazwać miłością", dźwięczało jej
w uszach, ale ona nie mogła tak tego nazwać. Po prostu
nie mogła.
68 • WIOSNA
- Powiedział, że go pociągam - przyznała Spring.
- Jest przekonany, że przeżyjemy romans.
- A to byłoby takie straszne? - chciała wiedzieć
Summer.
Spring wzięła głęboki oddech i spojrzała na siostrę,
zdając sobie sprawę, że ma wypisane na twarzy, co
czuje.
- To mogłoby być tragiczne - szepnęła.
Rozbawienie natychmiast zniknęło z twarzy Summer.
- Spring... - zaczęła współczująco.
- Summer, nie przyszłaś tu chyba po to, aby zmuszać
siostrę do zwierzeń? - dobiegł ich głos Derka, który
niepostrzeżenie stanął w drzwiach.
- Skądże! Czy ja należę do osób, które wtykają nos
w czyjeś prywatne sprawy?
- Oczywiście - odparli jednocześnie Derek i Spring,
uśmiechając się do siebie. Po raz kolejny Spring pomyślała,
że bardzo lubi swojego szwagra.
Summer z obrażoną miną zeskoczyła z łóżka.
- Nie mam zamiaru zostawać tu dłużej i wysłu
chiwać obelg - powiedziała z wielką godnością. - Idę
spać.
- Dobrej nocy, Summer - powiedziała czule Spring.
- Dobrej nocy, Derek.
Szwagier wychodząc, mrugnął do niej konspira
cyjnie.
- Śpij dobrze, siostrzyczko - odezwała się Summer
od progu. -I postaraj się niczym nie martwić, dobrze?
Spring zapewniła, że będzie spać jak suseł, ale by
ło to oczywiste kłamstwo. Wiedziała, że będzie myś
leć o Clayu. Namiętność, jaką w niej obudził, ciągle
dręczyła jej ciało. Nigdy nie przeżyła czegoś po
dobnego.
WIOSNA • 69
„Możesz to nazwać miłością".
Nie, nie nazwie tego miłością.
Podczas dwóch następnych dni Clay udowod
nił, że dotrzymuje obietnic. Gdziekolwiek się po
jawiła, on już tam był. We wtorek wieczorem zjawił
się u Andersonów i wprosił na kolację. Siedział
trzy i pół godziny. W tym czasie poklepał Spring
po plecach pięć razy, dwa razy ją uściskał, ujął
jej dłoń dziesięciokrotnie, pocałował ją w policzek
raz, a w usta dwa razy. Liczyła dokładnie.
Gdy wreszcie wyszedł, Spring płonęła jak pochod
nia. Wzięła długi, chłodny prysznic, ale rozbudzone
zmysły nie dawały jej spokoju.
We środę Clay zatelefonował do Summer i zaprosił
całą trójkę do restauracji. Jako zawołana swatka
Summer przyjęła zaproszenie z ochotą. Spring udawa
ła niezadowoloną, ale obydwie zdawały sobie sprawę,
że w gruncie rzeczy nie mogła się doczekać, kiedy go
znowu ujrzy.
Tego wieczoru Clay prezentował szczytową formę,
zarówno pod względem stroju, utrzymanego w kolo
rze kremowym i miętowej zieleni, jak i humoru. Bawił
ich i rozśmieszał do łez, a ich docinki przyjmował
z dobroduszną pobłażliwością. Spring cierpliwie i sta
nowczo odsuwała jego ręce, lecz mimo karcących
spojrzeń, nie udało jej się całkowicie ukryć wrażenia,
jakie na niej wywierały te nieustanne, przelotne do
tknięcia.
Jakby tego nie było dość, przedstawił ją kelnerowi
- który był jego dawnym studentem - jako dziew
czynę swoich marzeń, z którą chciałby mieć romans.
Zerkając na nią, zaczerwieniony po białka oczu chło-
70 • WIOSNA
pak uśmiechnął się, pogratulował Clayowi doskona
łego gustu i przyniósł butelkę szampana, aby uczcić
ich spotkanie.
- Zabiję cię - syknęła przez zęby Spring.
- Pokochaj mnie najpierw, a umrę szczęśliwy - od
parł.
- Odprowadź mnie do samochodu - poprosił Clay
dużo później, gdy po powrocie do domu Andersonów
wypili jeszcze po kieliszku na dobranoc. - Na mnie
już czas.
- Jestem pewna, że sam trafisz na podjazd - od
parła Spring, nie ruszając się z fotela.
- Chodź, nie bądź taka - prosił jak rozkapryszone
dziecko - chcę ci coś pokazać.
- Właśnie się tego obawiam - odrzekła, budząc
wesołość Summer i Derka. Wszyscy wiedzieli, że to
zwykły wybieg z jego strony, aby ją mieć przez chwilę
dla siebie. Mimo to po chwili Spring podniosła się
i wyszła z Clayem.
Noc była cudowna. Chłodna, wonna, jaśniejąca
gwiazdami. Spring przymknęła na chwilę oczy i wciąg
nęła głęboko powietrze, a potem znowu patrzyła
w zachwycie na cuda, które ich otaczały.
- Przepięknie tu, prawda? - zwróciła się do Claya.
Wsparty o swój niski, sportowy wóz Clay objął ją
i przyciągnął do siebie.
- Tak kiedyś myślałem.
- Kiedyś? - Spring przylgnęła do niego całym
ciałem i oparła mu ręce na ramionach. -I co się
stało?
- Spotkałem ciebie. Teraz porównuję wszystko, co
widzę, z twoją pięknością. I nic nie jest w stanie jej
dorównać.
WIOSNA • 71
Powinno to brzmieć w jej uszach banalnie, sztucz
nie. I tak może było. A jednak kolana się pod nią
uginały.
- To, co mówisz, jest bez sensu. A ja wcale nie
jestem piękna.
- A właśnie, że jesteś - mruczał Clay z ustami tuż
przy jej wargach.
- Nie... - przerwała nagle i powiedziała: - O,
Clay, pocałuj mnie, proszę cię.
- Dziękuję ci - odrzekł i zawładnął jej ustami
z gwałtownością, która oszołamiała ją coraz bardziej.
Objęła go za szyję i przywarła do niego, rozchylając
wargi. Czuła ciepło jego dłoni poprzez cienką tkaninę
sweterka, gdy przesuwał nią po jej ciele. Ciche wes
tchnienie wyrywało się z jej ust, gdy wsunął dłoń pod
sweterek, gładził jedwabistą skórę, a potem odchylił
staniczek, aby objąć dłonią małą, zgrabną pierś.
- Spring, jesteś piękna, jesteś naprawdę piękna
- powtarzał, kołysząc ją w ramionach. - Pragnę cię
tak bardzo.
- Clay! - szeptała upojona - Clay!
Całował znów jej obrzmiałe od pocałunków wargi,
muśnięcia języka obiecywały coraz więcej. Opierał ją
mocno o swoje biodra, tak że wyczuwała, jak bardzo
jej pożąda.
- Och, Spring, jeszcze chwila, a zaczniemy się
kochać tu, na podjeździe, przed domem twojej siostry.
Zawstydzona, ukryła rozgorączkowaną twarz na
jego ramieniu, głośno oddychając.
- Clay, co ty ze mną wyprawiasz - żaliła się.
- Zwykle jestem taka rozsądna, tak nad sobą panuję!
Przy tobie staję się całkiem inna, impulsywna, nie
obliczalna! Jak ty to robisz?
72 • WIOSNA
- Nie podoba ci się to, co z tobą robię? - pytał
żartobliwym tonem.
- Tak, bardzo! Ale nie ma przed nami przyszłości,
Clay. W przyszłym tygodniu wracam do Little Rock
i znów będę sobą. Tam jest mi dobrze, przywykłam do
innego trybu życia.
Milczał przez chwilę, z policzkiem opartym o jej
włosy luźno puszczone na ramiona. Po dłuższej chwili
zapytał z ociąganiem, jakby niechętnie.
- Czy jesteś z kimś związana?
- Już nie.
Przez moment rozważał jej słowa.
- Opowiedz mi o nim.
- Nazywa się Roger, jest prawnikiem. Atrakcyjny,
miły. Chodziliśmy ze sobą około pół roku. Wiele nas
łączyło. Mieliśmy podobne pragnienia, plany. Myś
leliśmy o małżeństwie, założeniu rodziny. Parę miesię
cy temu okazało się, że jednak nie pasujemy do siebie,
więc powiedzieliśmy sobie do widzenia.
- Niewesoło.
- Tak, rzeczywiście. Płakałam, ale chyba głównie
z żalu za nie spełnionymi marzeniami.
Clay ujął jej twarz w dłonie.
- Nie chcę, abyś kiedykolwiek musiała płakać,
Spring. Nie chcę cię zranić.
Czy w ten sposób ją ostrzegał? Nie musiał tego
robić. I tak nie wierzyła, że Clay zadowoli się kimś
takim jak ona. Na razie intrygowała go, ale na
dłuższą metę nie da się tego utrzymać. Clay po
trzebował podniety, nowych wrażeń i przygód. Ona
nie potrafiłaby mu ich dać. Nawet nie miała ochoty
próbować. Na stałe potrzebowała mężczyzny, który
kochałby ją, który nie zapragnąłby żadnej innej. Co
WIOSNA • 73
prawda, życzyłaby sobie, aby tym mężczyzną okazał
się Clay.
- Lepiej już wrócę - rzekła wreszcie, z nutką smut
ku w głosie.
- Dobrze. Zobaczymy się jutro.
- Jutro?
- Tak - skinął głową. - W Halloran House jutro
jest wieczór otwarty. To część naszej kampanii zbiera
nia funduszów. Chciałbym, żebyś przyszła z Summer
i Derkiem.
- Z wielką przyjemnością. Chętnie zobaczę miej
sce, do którego ty i Summer jesteście tak przywiązani.
- Jest z pewnością interesujące. - Musnął jej usta
lekkim pocałunkiem i odsunął ją od siebie. - Dob
ranoc, Spring.
- Dobranoc, Clay.
Weszła do domu i stanęła cicho w progu salonu.
Summer i Derek stali przed ścianą ze szkła objęci
w namiętnym uścisku. Derek pochylał się nad swą
filigranową żoną i całował ją z poufałą bezceremonial-
nością, a ona obejmowała go za szyję.
Spring odwróciła się i na palcach poszła do swego
pokoju, starając się nie rozpłakać.
Clay pochylił się nad łóżkiem, dotknął ustami mięk
kiego policzka, jednocześnie gładząc krótkie, czarne
kędziory.
- Cześć, ślicznotko.
Brązowe, sarnie oczy rozbłysły uśmiechem.
- Cześć - odpowiedziała Thelma.
- Jak się czujesz?
- Nie najlepiej. - Poruszyła niespokojnie głową na
poduszce. - Boli mnie w piersiach.
74 • WIOSNA
- Bardzo mi przykro. Czy mogę ci w czymś
pomóc?
- Nie, ale dziękuję. Która godzina? Tracę tutaj
poczucie czasu.
- Wpół do ósmej rano. Czwartek.
- Jak się tu dostałeś? Myślałam, że wpuszczają
tylko rodzinę. - Thelma leżała na oddziale intensyw
nej terapii. - Nie myśl, że się nie cieszę. Chętnie widzę
kogoś, kto nie jest moją kochającą mamusią.
Powiedziała to z taką goryczą, że Clayowi ścisnęło
się serce.
- Podlizałem się pielęgniarce - powiedział ze swym
uroczym uśmiechem. - Zapewniłem ją, że jestem two
im bratem.
Thelma zaśmiała się słabo i uniosła rękę, aby
popatrzeć na kontrast między jej ciemną i jego jasną
skórą.
- I uwierzyła ci? Jesteś sprytny.
- Dzięki. Staram się.
Spoglądał na aparaturę, do której była podłączona,
nie dając po sobie poznać, jakie wrażenie na nim to
zrobiło. Thelma ciągle była jeszcze ciężko chora.
Doktorzy nie śpieszyli się z orzeczeniem, czy uda im się
ją całkowicie wyleczyć. Jej płuca były wciąż zagrożone.
Clay nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłaby
umrzeć.
- Rozmawiałem dziś z Frankiem. Mówił mi, że po
wyjściu ze szpitala masz przenieść się do swojej ciotki,
do Chicago.
- Tak - potwierdziła Thelma. - Od dawna błaga
łam mamę, żeby mi pozwoliła zamieszkać z ciotką
Diane, ale nie chciała mi pozwolić. Teraz wreszcie się
zgodziła.
WIOSNA • 75
- Myślisz, że będzie ci się podobało w Chicago?
Wzruszenie ramion było rozdzierająco bezradne
u osoby w jej wieku.
- Kto to może wiedzieć? Ale chyba nie będzie
gorzej niż tu. Poza tym ciotka Diane czeka na
mnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu ktoś
mnie chce.
- To nieprawda, Thelmo. Zapominasz o mnie.
- Tak, ale oboje wiemy, że masz serce na wierz
chu i nad każdym się litujesz. Tak zawsze było
i będzie.
- Tego możesz być pewna - mrugnął do niej.
- A więc możesz przestać płakać nade mną. Zdecy
dowałam się być rozsądna i zacząć wszystko od nowa.
Ciotka mówi, że jeśli się będę dobrze sprawować,
postara się, abym poszła do college'u, gdy skończę
szkołę średnią. Będę studiowała muzykę. Zawsze
o tym marzyłam. Doktorzy nie są pewni, czy będę
mogła śpiewać ze względu na moje... - chciała powie
dzieć „cholerne płuca", ale się powstrzymała, bo Clay
nie lubił, gdy jego dzieciaki klęły - słabe płuca, ale jeśli
nie będę śpiewać, to zostaje mi jeszcze fortepian.
Byłam dobra, sam przecież wiesz.
- Od początku byłem twoim fanem.
- Tak. Dzięki. Przepraszam, że zawsze wszystko
psuję.
- Każdemu coś się nie udaje od czasu do czasu.
Teraz musisz zapomnieć o tym, co było, i próbować na
nowo. Na pewno ci się powiedzie.
Thelma westchnęła ze smutkiem i przymknęła oczy.
Jej długie rzęsy kładły się cieniem na delikatnych
dziewczęcych policzkach. Nagle otworzyła błyszczące
od łez oczy.
76 • WIOSNA
- Nie podziękowałam ci jeszcze za uratowanie mi
życia.
- W porządku. Nie musisz dziękować.
- Wiesz, było mi obojętne, czy umrę...
- Wiem - odparł Clay ze ściśniętym gardłem - ale
mnie nie było obojętne. Ani Frankowi, ani Summer.
Twojej ciotce Diane z pewnością też nie. My wszyscy
cię kochamy, Thelmo, i dlatego zadbamy o twoją
przyszłość, nawet gdybyśmy musieli kopniakami zmu
sić cię do posłuszeństwa.
Zachichotała cichutko.
- Dobrze, dobrze. Obiecałam przecież, że się po
staram.
Clay zauważył, że była zmęczona, więc wstał, aby
odejść, ale powstrzymała go gestem.
- Nie odchodź jeszcze, proszę. Tu jest tak pusto.
- Masz jeszcze pięć minut, zanim siostra mnie stąd
wykopie.
- Ta pani, która była z tobą, gdy... mnie znalazłeś...
Kto to był?
- Nazywa się Spring Reed - odparł zaskoczony
Clay. - Jest siostrą Summer. Pamiętasz ją?
- Tak. Trochę niewyraźnie, ale pamiętam ładną
panią o blond włosach, która myła mi twarz i przema
wiała do mnie miłym, przyjaznym głosem. To mi
dobrze robiło, bo było mi tak gorąco.
- Spring się ucieszy, gdy jej to powiem. Martwiła
się o ciebie. To jeszcze jedno serce na wierzchu, jak
u Summer i u mnie - dodał żartobliwie.
- Czy kochasz się w niej? - zapytała domyślnie
Thelma.
Spuścił oczy, a potem uśmiechnął się zakłopotany.
- Tak. Myślę, że tak.
WIOSNA • 77
- Ożenisz się z nią?
- Jeszcze o tym nie myślałem. Nie należę do
mężczyzn, którzy nadają się na mężów.
- Bzdury.
- Słucham? - Zdumiony uniósł brwi.
- Powiedziałam, że to bzdury. Udajesz zwariowa
nego, ale w gruncie rzeczy jesteś taki jak inni. Byłbyś
szczęśliwy jak mało kto z żoną i kupą dzieciaków i sam
dobrze o tym wiesz. Nie bujaj mnie, McEntire.
- Tak uważasz?
- Tak uważam. - Przymknęła oczy. - Czuję się
zmęczona, przepraszam.
- W porządku. Potrzebny ci wypoczynek, a na mnie
już czas. Wpadłem tylko po drodze do szkoły, a teraz
muszę już iść, bo się spóźnię. Ale niedługo wrócę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. A ty przyrzeknij, że będziesz do mnie
pisać z Chicago, bo inaczej przyjadę do ciebie, słyszysz?
- Tak? - rozpromieniła się. - A odpiszesz mi?
- Możesz być pewna. - Pocałował ją w policzek.
- Do zobaczenia jutro.
- Dobrze. Clay?
- Tak?
- Ubrałeś się dzisiaj trochę nieciekawie, wiesz.
Clay z uśmiechem popatrzył na swoją seledynową
koszulę, znoszone levisy i białe reeboki.
- Dziś rano ubierałem się w pośpiechu. Poprawię
się następnym razem.
- Pamiętaj. Tu jest i tak dość nudno. Do widzenia,
Clay.
Wyszedł z uśmiechem na ustach i gorącą modlitwą
w sercu, aby udało się ją uratować. Temu dziecku
należało się trochę szczęścia.
78 • WIOSNA
Wydech. Clay dotykał brodą podłogi, a ramiona
naprężyły się pod ciężarem ciała. Wdech. Wypchnął
ciało do góry i liczył w myślach - czterdzieści dziewięć.
Wydech. Znowu się opuścił, ociekając potem.
Wdech. - Pięćdziesiąt.
Z głośnym stęknięciem przewrócił się na plecy
i leżał, odpoczywając.
Nienawidzę gimnastyki, myślał z ponurym uśmie
chem. Nigdy nie ćwiczył. Był w formie dzięki bezustan
nej aktywności.
Wiedział, dlaczego tak sobie dokucza tymi pomp
kami. Próbował zapomnieć o Spring.
Starał się nie myśleć o niej przez cały dzień. Ani
podczas porannej wizyty u Thelmy, ani w czasie pracy
czy podczas lunchu z Frankiem, swym przyjacielem
z Halloran House. Na próżno.
A więc dobrze, przyznał w duchu, jest w niej
zakochany. Wiedział o tym już wcześniej, zanim
Thelma skłoniła go do wyznania. Będzie mu ciężko,
gdy wyjedzie w następną środę. Bardzo ciężko. Nigdy
dotąd nie był w takim stanie ducha.
Lubił kobiety. Nawiązywał mniej lub bardziej
krótkotrwałe romanse. Bez specjalnego żalu je koń
czył. Sprawą najważniejszą w jego życiu zawsze była
praca.
Teraz czuł, że nie zapomni tak łatwo o Spring i że
praca zejdzie na drugi plan. Prawie miał o to do niej
żal. Sześć dni. Wyjeżdża za sześć dni. Żołądek skurczył
mu się ze strachu.
W ciągu trzydziestu czterech lat życia poznał, co to
rozczarowanie, bezsilność, gniew i rozpacz. Zaznał
również nadziei, miłości, zaspokojenia i szczęścia.
Rzadko odczuwał strach, a teraz się bał.
WIOSNA • 79
Od dłuższego czasu żył sam, ale nie czuł się samo
tny. Teraz nabierał pewności, że za sześć dni przekona
się, co to znaczy. I będzie mu brakowało Spring.
Nigdy tak nikogo nie kochał i nie mógł sobie
wyobrazić, aby mu się to jeszcze kiedyś zdarzyło.
Może powinien się już teraz wycofać? Przygotować
się na okres, kiedy jej tu nie będzie? Przestać myśleć
o niej cały czas, nie liczyć godzin, które ich dzielą od
spotkania? Nie zastanawiać się, jak by to było, gdyby
ją skłonił do pozostania na dłużej?
Zakląwszy, co mu się nigdy nie zdarzało, wrócił do
nienawistnych ćwiczeń.
Wdech... wydech... pięćdziesiąt jeden...
Jeszcze tylko sześć dni...
Wydech... wdech... pięćdziesiąt dwa.
ROZDZIAŁ
6
Halloran House to fascynujące miejsce, zdecydowa
ła Spring.
Wiedziała od Claya, że schronisko ufundował bo
gaty przemysłowiec, który stracił syna z powodu
przedawkowania narkotyków, i że było utrzymywane
głównie z darów. Dla zachęcenia sponsorów organizo
wano co roku różne akcje, a zebrane fundusze prze
znaczano na potrzeby schroniska.
Poprzedniego roku zorganizowano występy mło
dych talentów, które wyreżyserowała Summer, namó
wiona do tego przez Claya.
Tym razem ogłoszono dzień otwarty - rodzaj przy
jęcia dla gości, na które zostali zaproszeni patroni
i kandydaci do tego tytułu. W jednym końcu sali
urządzono bufet, gdzie przy okazji informowano gości
o sytuacji i zadaniach Halloran House.
Clay wyróżniał się z tłumu, bo jego koszula, ma
rynarka, spodnie, pantofle, a nawet krawat - wszys
tko było białe. Spring nie mogła oderwać od niego
oczu. Obserwowała, jak jego włosy lśniły, gdy padł
na nie promyk słońca, jak mu błyszczały oczy, gdy
się śmiał, a na policzkach pojawiały się dwa dołeczki.
Stwierdziła, że z każdym dniem wydawał jej się przy
stojniejszy.
WIOSNA • 81
- Co myślisz o moich dzieciakach? - zapytał, gdy
udało im się na chwilę zostać sam na sam.
Spring popatrzyła na salę. Większość gości już
wyszła, a mieszkańcy domu i współpracownicy stali
w grupkach, rozmawiając.
- Niektórzy wyglądają dość poważnie - odpowie
działa - i są zaskakująco wysocy na swój wiek. Czy
masz z nimi kłopoty?
- Oczywiście. Od czasu do czasu zdarzają się bójki,
kłótnie itp. Nauczyliśmy się, jak postępować w takich
wypadkach.
- A jak Summer sobie radzi?
- Bardzo dobrze - zaśmiał się. - Dzieciaki mówią
o niej, że jest ostra. Czasem z nią żartują, ale czują
przed nią respekt. Są też wobec niej bardzo opiekuń
czy. Zresztą nie bez powodu są tacy grzeczni.
- Co to znaczy?
Clay oparł się o ścianę, nie wypuszczając jej dłoni ze
swojej.
- Parę miesięcy temu mieliśmy problem z jednym
z tych starszych, wysokich chłopaków. Ma piętnaś
cie lat. Zaczął uczęszczać na zajęcia dramatyczne
prowadzone przez Summer. Pewnego razu wyśmie
wał się z jednego z młodszych kolegów, aż tamten
się rozpłakał, a wtedy wyzwał go od mazgajów.
Summer zirytowała się i przywołała go do porząd
ku, a on chcąc zaimponować reszcie kolegów, po
pchnął ją.
Spring zmarszczyła brwi, jakby była gotowa na
tychmiast stanąć w obronie młodszej siostry.
- Czy coś jej zrobił? Ukaraliście go? Czy on tu jest?
- zarzuciła Clay a pytaniami.
Clay roześmiał się i mocniej ją przytulił.
- Wszystko w porządku. Chłopak popełnił błąd
i dostał za swoje, bo akurat w trakcie scysji do sali
wszedł Derek.
82 • WIOSNA
- O, to rzeczywiście był błąd - uśmiechnęła się
Spring.
- Masz rację. Szedłem tuż za Derkiem i myś
lałem, że rozerwie chłopaka na strzępy. Ale skoń
czyło się na ostrzeżeniu wypowiedzianym głosem
mrożącym krew w żyłach. Od tej pory chłopak
traktuje Summer, jakby była kruchą porcelanową
figurką. Otrzymał też oficjalną reprymendę od kie
rownika, ale groźba Derka okazała się bardziej sku
teczna.
- Podejrzewam, że Summer wcale nie podzięko
wała Derkowi za interwencję - powiedziała Spring
z uśmiechem.
- Dobrze ją znasz. Była wściekła i zapewniała go, że
dałaby sobie radę bez niego.
- Pewnie tak by było.
- Ja też w to nie wątpię, ale Derek ani myślał ją
przepraszać czy się usprawiedliwiać. Wysłuchał ze
spokojem, co miała do powiedzenia, a potem oświad
czył, że zrobi to samo, jeśli sytuacja się powtórzy,
a nawet, że spełni swoje groźby.
- Bardzo po męsku - orzekła Spring, kręcąc głową.
Nie upięła włosów tego dnia, lecz puściła je luźno
na ramiona. Tworzyły piękne srebrzystoblond tło
dla jej twarzy i kontrastowały z morelową sukienką.
Clay ujął pukiel w dłoń i bawiąc się nim, powiedział
z namysłem:
- Dopiero w tej chwili zrozumiałem Derka. Za
dziwiające, jaki instynkt opiekuńczy może wywołać
w mężczyźnie kobieta. Teraz już wiem, jak bym
zareagował, gdyby jakiś facet ciebie popchnął.
- Ho, ho! Widzę, że i ty masz zadatki na dyktatora.
- Co na to poradzę? Jestem tylko zwykłym męż
czyzną - odparł już mniej poważnym tonem.
WIOSNA • 83
- Wielka szkoda - szepnęła. Wysuwając dłoń z je
go ręki, spytała: - Czy mogę poprosić o jeszcze trochę
ponczu?
Popijając wolno orzeźwiający napój, myślała o tym,
że Clay był dziś jakiś inny. Gdy pojawiła się z Derkiem
i Summer, zachowywał się niefrasobliwie jak zawsze,
ale jakby z pewną rezerwą. A może zraziła go opowieść
o Rogerze, to, co mówiła o planowanym małżeństwie
i rodzinie? Zląkł się pewnie, że widzi w nim przyszłego
męża i dawał jej do zrozumienia, żeby na niego nie
liczyła.
Chyba o to chodziło, ale nie była całkiem pewna.
W jej uczuciach panował zamęt. Nigdy dotąd tak
bardzo nie starała się zrozumieć drugiego człowieka.
Śledziła go wzrokiem z daleka, gdy bawił się
i żartował z grupą wychowanków. Najwyraźniej ko
chał ich wszystkich. A jakby i ją tak pokochał?
Chciałaby tego doświadczyć, myślała, tęsknie wzdy
chając.
Odstawiła szklankę na stół. Co się z nią działo?
Czego się spodziewała? Czy tego, że na jego prośbę
zostawi doskonałą praktykę w Little Rock i przenie
sie się do Kalifornii, gdzie z pewnością musiałaby
walczyć z liczną konkurencją? Poza tym kochała
Arkansas. W przeciwieństwie do swoich sióstr, lubi
ła rodzinę miasto i nie miała ochoty wynosić się
stamtąd.
Skarciła się w myśli za takie rozważania. To śmiesz
ne. Przecież między nią a Clayem nic się jeszcze nie
wydarzyło. On pewnie niczego więcej nie pragnie prócz
krótkotrwałego romansu. Był zatwardziałym kawale
rem, choć umawiał się z pięknymi kobietami, jak
twierdziła jej własna siostra. Prawdopodobnie takie
życie bardzo mu odpowiadało: żadnych zobowiązań
84 • WIOSNA
ani kłopotliwych związków. Nie mógł zaoferować nic
takiej kobiecie jak ona, która pragnęła... dużo więcej.
- Spring, chodź, chciałabym, żebyś poznała Ka
tie - powiedziała Summer, stając znienacka przed nią.
- Jest naprawdę słodka. Polubisz ją.
Zadowolona, że przerwano jej rozmyślania, Spring
posłusznie poszła za siostrą na drugą stronę sali.
Clay stojący parę metrów dalej i pozornie po
grążony w rozmowie, obserwował Spring. To bez
nadziejne, myślał zniechęcony. Nie ma sposobu, aby
uniezależnić się od niej. Przecież próbował z całych sił.
Wmawiał sobie, że jest jeszcze jedną ładną kobietą,
interesującą, ale nic ponadto. Na próżno. Była piękna,
coraz piękniejsza w jego oczach. Fascynowała go. I był
w niej zakochany. A ona wyjedzie za sześć dni. No
dobrze, będzie za nią tęsknił. Będzie cierpiał. Wobec
tego co powinien robić?
Pozostaje mu tylko jedno. Wykorzystać każdy
moment, dopóki ona jeszcze tu jest. Być z nią. Kochać
się z nią, jeśli tylko mu na to pozwoli. A jeśli jeden raz
go nie zaspokoi, to znowu i znowu, i jeszcze raz, aż ona
tak się w nim zakocha, jak on w niej. Może wtedy
zdecyduje się pozostać.
Spring zgodziła się pójść z siostrą, Derkiem i Cla-
yem na przyjęcie do Connie Anderson i Joela Tannera.
Summer przestała już żartować, że są nierozłączni,
a Derek na swój taktowny sposób uznał obecność
Claya za oczywistą, gdziekolwiek pojawiła się Spring.
Sama miała już wrażenie, że tworzą parę. Podobało jej
się to uczucie. Przeczuwała, że będzie jej brakować
Claya, gdy wyjedzie.
Connie wprowadziła się do Joela w lutym, a w maju
planowali ślub. Czekali tylko na powrót jej rodziców
WIOSNA • 85
z dalekiej podróży. Connie nie widziała jednak powo
du, aby rezygnować z zamieszkania z Joelem do tego
czasu. Tego dnia wydawała swoje pierwsze przyjęcie
w nowym domu. Miało być wesoło, hałaśliwie, ekscen
trycznie, jak zapewniała siostrę Summer.
- To nie jest impreza w guście Derka i Joela, ale
i oni na pewno się nie znudzą - mówiła Summer,
pomagając siostrze skompletować strój składający się
z morelowej bawełnianej bluzki i szerokiej spódniczki
w biało-morelową kratę.
- Ale za to w twoim guście - rzekła Spring. - A
także Claya.
- Jasne. Oboje uwielbiamy takie przyjęcia. A Clay
zawsze występuje.
- Występuje? Co to znaczy?
- Zobaczysz - odparła tajemniczo Summer.
Tak, pomyślała ponuro Spring, na pewno zobaczy.
Zobaczy też, jak bardzo się różnią, ona i Clay. I co
gorsza on też to zrozumie. Ciekawe, czy będą tam
jakieś piękne kobiety.
Były. Kiedy Clay wszedł do pokoju u boku
Spring, natychmiast otoczyły go kobiety. Rude,
blondynki, brunetki - wszystkie interesujące - cało
wały i ściskały go, zagadując o tysiące rzeczy, o któ
rych ona nie miała pojęcia. Ubrane były swobodnie,
lecz z takim szykiem i elegancją, że Spring po raz
pierwszy poczuła się prowincjuszką. Muzyka była
głośna. Spring lubiła rock and rolla, ale trudno było
w tym hałasie rozmawiać. Więc głównie się uśmie
chała.
Kiedy w pewnej chwili zabrzmiały dźwięki „Old
Time Rock'n Roll", rozległy się śmiechy i wszyscy
zaczęli namawiać Claya, aby zrzucił ubranie i sparo
diował Toma Cruise'a z filmu „Risky Business". Clay
86 • WIOSNA
odmówił z uśmiechem, ale Spring miała wrażenie, że
•zazwyczaj ulega takim prośbom.
Spring bawiła się beztrosko, dopóki w połowie
wieczoru nie dołączyła do zebranego towarzystwa
uderzająco piękna brunetka. Była ubrana w jedwabną
jaskrawoczerwoną bluzkę i obcisłe spodnie, które
przylegały niczym druga skóra.
Weszła uczepiona ramienia ciemnowłosego męż
czyzny, którego nazywano Ace. Spring domyśliła się ze
spojrzeń, jakie wymieniły ze sobą Summer i Connie, że
pojawienie się tej pary było dla nich niespodzianką.
Powitały nowo przybyłych z uprzedzającą, choć mało
serdeczną grzecznością.
Clay najwyraźniej też ich się nie spodziewał. Przy
padkiem patrzyła na niego, gdy spostrzegł brunetkę.
Miał nieprzeniknioną minę, ale Spring była przeko
nana, że jest niemile zaskoczony. Gdy zauważył, że
go obserwuje, posłał jej uśmiech, ale nic nie powie
dział.
Kim mogła być dla Claya ta kobieta, zastanawiała
się Spring, ogarnięta zazdrością, która ją samą za
skoczyła.
Z trudem powstrzymała się od zadawania pytań,
gdy Clay otoczywszy ją ramieniem, zaproponował coś
do picia.
- Poproszę o wodę sodową - odparła, myśląc jed
nocześnie, że powinna napić się czegoś mocniejszego.
Rzadko piła alkohol, ale dziś mógł być jej potrzebny.
Zanim Clay zdążył odpowiedzieć, brunetka wyrosła
obok nich, jakby przyszła tu specjalnie dla niego.
- Halo, Clay.
- Halo, Jessica - odparł z nutą rezygnacji w głosie.
Zacisnął mocniej ramię wokół talii Spring.
- Czyżby zaskoczyło cię to, że tu jestem?
WIOSNA • 87
- Tak, trochę. Słyszałem, że wyjechałaś z San
Francisco.
Skinęła głową, patrząc na niego z rozbawieniem
w czarnych, lekko skośnych oczach.
- Wyjechałam i wróciłam.
- Właśnie widzę.
- Spodziewałam się, że cię tu zastanę. Zawsze mnie
zabierałeś na przyjęcia, które urządzały Summer
i Connie.
- Bardzo inteligentnie z twojej strony - powiedział
tonem wyrażającym tyleż podziwu, co ironii.
Zatrzepotała rzęsami z irytacji. Zmierzyła taksują
cym spojrzeniem jego wąskie spodnie i koszulę z bufia
stymi rękawami.
- Cóż to - wycedziła - robisz się na Errola Flyn
na? Uwielbiam te kowbojskie buty. Są świetne.
- Dzięki.
Jak gdyby nagle przypomniał sobie o zasadach
dobrego wychowania, Clay objął mocniej Spring i na
chylił się do niej z przepraszającym uśmiechem.
- O, przepraszam, kochanie. To jest Jessica Dixon,
moja stara znajoma. Jess, poznaj Spring Reed, siostrę
Summer.
Jessice tak samo nie podobało się nazwanie jej starą
znajomą, jak Spring użycie poufałego „Jess".
- Bardzo mi miło cię poznać, Spring - rzekła Jessica
tonem wskazującym, że wcale nie jest jej miło. Ledwie
rzuciła na nią okiem i znów zwróciła się do Claya.
- Clay, kochanie, nawet mnie nie pocałowałeś na
przywitanie. Chyba nie oczekuję zbyt wiele po tym,
czym kiedyś dla siebie byliśmy?
Przebrała miarę, uznała Spring. Ona nie zamierza tu
stać i wysłuchiwać aluzji, że Clay i ta kobieta byli
kiedyś kochankami.
88 • WIOSNA
- Clay, Joel daje nam jakieś znaki - powiedziała.
- Czy nie powinniśmy dowiedzieć się, czego on chce?
- Tak, Spring. Rzeczywiście powinniśmy - odparł
Clay rozbawiony. - Do widzenia, Jess.
Przeszli w głąb pokoju, nawet nie udając, że szukają
Joela, zanim Spring odważyła się spytać:
- Mogę ci zadać jedno pytanie?
- Oczywiście.
- Czy to z tą kobietą byłeś w restauracji tego dnia,
gdy poznałeś Summer?
- Nie - odparł z uśmiechem.
Uniosła wyniośle brwi.
- A więc masz upodobanie do jędzowatych bru
netek?
- Tak było w pewnym okresie mego życia - przy
znał. - Sądziłem, że tak będzie bezpieczniej, zanim
wyszukam sobie jakąś słodką blondynkę.
- To ograne kawałki, Clay - obruszyła się gniew
nie Spring. - Nie nabierzesz mnie na to.
Clay uściskał ją, śmiejąc się wesoło.
- Spring, skarbie, mam wrażenie, że jesteś za
zdrosna.
- Tak, jestem. - Spojrzała na niego rozjuszona.
- I dobrze wiem, że to głupie, nielogiczne i całkowicie
bezpodstawne, więc nic mi nie mów, panie McEntire,
albo... albo wyjdę stąd i zostawię cię tej piranii.
- Och, błagam, tylko nie to! - szepnął, tak pełen
męskiej dumy, że miała ochotę go trzepnąć.
- Muszę się czegoś napić - oznajmiła wprost - ale
tym razem nie wody sodowej.
- Co sobie tylko życzysz, mój skarbie - odparł
pokornie. - Jeśli się upijesz, tym łatwiej mi przyjdzie
cię uwieść.
Nie pofatygowała się odpowiedzieć.
WIOSNA • 89
Nie upiła się wprawdzie, ale niewiele brakowało,
żeby ją uwiódł. Wyszli z przyjęcia dość szybko, bo Clay
twierdził, że boli go głowa. Inni mu uwierzyli, ale
Spring wiedziała, że to czysty wymysł. Mimo to, gdy
zaproponował, aby wpadli do jego domu po proszek
na ból głowy, nie sprzeciwiła się.
- Nie mogę uwierzyć, że każesz mi teraz przestać
- żalił się Clay ochrypłym głosem, unosząc się nad nią
na sofie. - Tak dobrze mi idzie.
Minęło pół godziny, odkąd weszli do jego domu.
Bluzka Spring rozpięta była do pasa; włosy miała
rozsypane wokół rozgorączkowanej twarzy i oddycha
ła jak po długim biegu. Clay nie prezentował się lepiej,
z koszulą rozpiętą aż do swych nieprzyzwoicie obcis
łych spodni, potarganymi włosami i nienaturalnie
błyszczącymi oczami.
Spring odetchnęła głęboko i zebrała bluzkę na
swych odsłoniętych piersiach.
- Obiecałeś, że się powstrzymasz, jeśli nie będę
chciała.
- Wiem, ale wolałbym, żebyś to zrobiła wcześniej,
jeśli w ogóle miałaś taki zamiar - westchnął, prze
czesał palcami włosy i usiadł.
- Przepraszam, nie miałam pojęcia... poniosło
mnie trochę - bąkała Spring.
Objął ją i ocierał się o nią pieszczotliwie.
- Przecież podobało ci się to, co robiliśmy, prawda?
- Wiesz dobrze, że tak.
- Więc dlaczego się zatrzymujemy? Pragnę cię,
Spring. I czuję, że ty mnie też pragniesz.
- Tak, to prawda - odparła, porządkując ubranie
i spoglądając na niego spod rzęs - ale nie mogłabym
kochać się dziś z tobą. Nie dziś.
90 • WIOSNA
- Dlaczego?
- To z powodu tej kobiety - przyznała się, wygina
jąc nerwowo palce.
Nie musiał pytać, o którą kobietę jej chodziło.
- Spring, cokolwiek było między mną a Jessicą,
zdarzyło się to dawno temu.
- Jestem pewna, że tak. Ale ja byłam zazdrosna
o nią dzisiaj. I gdybym teraz poszła z tobą do łóżka, to
w jakimś sensie dlatego, że rywalizuję z nią o ciebie.
A tego nie chcę. Chciałabym dobrze uświadomić sobie,
co robię i dlaczego, zanim podejmę decyzję. Ja nie
traktuję lekko tych spraw, Clay.
Pochylił się i czołem oparł się o jej czoło.
- Najdroższa Spring, kocham wszystko w tobie,
naprawdę, ale ten twój pokrętny umysł doprowadza
mnie do szaleństwa.
Kochał w niej wszystko? Smakowała przez chwilę te
słowa. To trochę tak, jakby powiedział, że ją kocha.
Ale niezupełnie to samo. Była tak bliska pokochania
go, że nie powstrzymałaby tej miłości, gdyby teraz
poszli do łóżka. Może i tak jest już za późno, ale
próbowała walczyć ze sobą. Mają przed sobą tylko
pięć dni.
W sobotę po południu Spring wiedziała już, że
popełniła błąd. Tyle godzin minęło od rozstania z Cla-
yem, a jej ciało ciągle na coś czekało. Pragnęła go
w sposób, który był dla niej samej niezrozumiały.
Zrobiła głupio, powstrzymując go wczoraj, myślała
smętnie.
Cały ranek Spring i Summer spędziły w sklepach
i butikach z artystycznymi drobiazgami i upomin
kami, z których słynęło Sausalito. Oglądały obrazy,
wyroby z ceramiki, rzeźby, ubrania i dodatki ręcznej
roboty, a Spring przez cały czas zastanawiała się,
WIOSNA • 91
gdzie jest i co robi Clay. Czy myśli o niej? Czy spotkał
się z Jessicą?
Idiotka, idiotka, idiotka, gromiła się w duchu,
patrząc na romantyczny obraz przedstawiający uroczy
wiktoriański dom, otoczony kwiatami. Pasowałby do
jej mieszkania, ale nie miała odwagi go kupić. Zbyt by
jej przypominał Claya. Podejrzewała, że i bez tego
będzie go często wspominać.
- Spring, co cię dręczy? - spytała nagle Summer.
- Mnie, dlaczego?
- Jesteś myślami w innym świecie i do tego smut
nym, sądząc z wyrazu twarzy. O co chodzi?
- O nic. Podziwiam ten obrazek. Śliczny, prawda?
Summer zerknęła na obraz, ale zaraz obrzuciła
badawczym spojrzeniem twarz siostry.
Clay zatelefonował do Spring późnym popołu
dniem.
- Nadszedł czas, aby cię zapoznać z moją sztuką
kulinarną - oznajmił z chichotem.
- Nie wiem, czy do niej dorosłam - certowała się
Spring, choć palce jej zbielały, tak ściskała słuchawkę.
Co za ulga! Nie zrezygnował z niej. - Czy Summer
i Derek też są zaproszeni?
- Nie tym razem, skarbie. Tym razem tylko ty i ja.
Żadnych sióstr, żadnych szwagrów i byłych przyjació
łek. Co ty na to?
Wiedziała, o co ją pytał. Nie tylko o obiad.
- Brzmi to bardzo miło - odparła tak cicho, że
mógł nie dosłyszeć. Ale usłyszał.
- Świetnie. Przyjadę po ciebie o siódmej. Włóż coś
seksownego - powiedział ciepło i rozłączył się.
Ubieranie się na tę randkę zajęło jej ponad godzinę.
To głupie, ale nie wiedziała, co nałożyć.
92 • WIOSNA
Zdecydowała się w końcu na portfelową sukienkę
z jedwabistego żakardu w jasnozielonym kolorze.
Ukazywała sporo dekoltu i nóg przy każdym ruchu.
W talii ścisnęła się szerokim paskiem o zbliżonym
odcieniu, który podkreślał jej wąską kibić.
Włosy puściła luźno, nałożyła delikatny pastelowy
makijaż, uszy ozdobiła perłowymi klipsami i była
gotowa. Ręce jej się trzęsły, gdy usłyszała dzwonek do
drzwi. Wiedziała, że Clay już na nią czeka.
- Ślicznie wyglądasz, Spring - powiedział z po
dziwem Derek, gdy wreszcie wyszła ze swojego pokoju.
Spring uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
Clay tylko raz na nią spojrzał, zamknął w swych
objęciach i pocałował gorąco. Nie protestowałaby,
gdyby nie obecność Derka i Summer.
- Clay! - wykrzyknęła, gdy ją wreszcie puścił - je
steś niemożliwy.
- Boże, ależ jesteś piękna! - powiedział z szerokim
uśmiechem, a potem zwrócił się do Andersonów:
- Tak się cieszę, że ty i Derek zostajecie dziś wieczór
w domu.
Summer zachichotała.
- Dziękuję, przyjacielu. Może powinnam jednak
pójść jako przyzwoitka.
- Nie wyjdziesz żywa z tego domu - zagroził Clay
głosem Johna Wayne'a.
Jego strój natomiast - różowy blezer i spodnie,
oraz czarno-różowa koszula - nie przypominał nicze
go, co John Wayne miał kiedykolwiek na sobie.
- Nigdy nie spotkałam nikogo, kto by miał mniej
zahamowań niż ty - powiedziała mu Spring po dro
dze.
Clay roześmiał się.
WIOSNA • 93
- Rzeczywiście, rzadko mnie powstrzymuje obec
ność widzów.
Przypomniała sobie, co Summer mówiła o jego
nieszczęśliwym dzieciństwie.
- Dlaczego ubierasz się tak śmiesznie? Chcesz
zwrócić na siebie uwagę?
- Kto się śmiesznie ubiera, kto? - wykrzyknął
z udanym oburzeniem.
Było jasne, że nie chciał, aby ich rozmowa stała się
zbyt poważna, więc Spring zaczęła podkpiwać z niezwyk
łych strojów, w jakich go widziała od chwili przyjazdu.
Zaledwie przekroczyli próg jego domu, a już trzy
mał ją znowu w ramionach.
- Jesteś dziś taka piękna - mruczał, obsypując ją
pocałunkami i przesuwając dłońmi po śliskim materia
le sukni. - Uwielbiam tę sukienkę. Dlaczego jej nie
zdejmiesz?
Musiała się roześmiać.
- Clay! Sądziłam, że poczęstujesz mnie obiadem.
- Poczęstuję - odparł, zdejmując jej okulary
i wkładając do swojej kieszeni. - Będzie gotowy za
godzinę.
- To dlaczego jestem tu tak wcześnie?
- Dla zaostrzenia apetytu - odparł, nie przestając
obsypywać ją pocałunkami.
- To właśnie nazywasz zaostrzaniem apetytu?
- spytała.
- Aha - mruczał. - Pragnę cię, Spring. Wydaje mi
się, że właśnie ciebie pragnąłem całe moje życie.
- Ja też cię pragnę, Clay... myślę, że od chwili, gdy
mnie pierwszy raz pocałowałeś - przyznała. - Nie
mogę znieść myśli, że wyjadę z Kalifornii, nie wiedząc,
co to znaczy być kochaną przez ciebie. Kochaj mnie
Clay, teraz.
94 • WIOSNA
Coś w jej słowach sprawiło, że zesztywniał, jakby go
czymś zraniła. Zlękła się, że wszystko popsuła. Ale gdy
po chwili pochylił się nad nią i przylgnął ustami do jej
warg, wiedziała, że wszystko będzie dobrze. Mało tego,
wspaniale. Czuła, że miłość z Clayem będzie najpięk
niejszym doświadczeniem w jej życiu. Wspomnieniem,
do którego będzie z radością wracać.
Clay oderwał się od jej ust, aby porwać ją na ręce,
przytulić do piersi i ruszyć szybkim krokiem do
sypialni.
Spring rozpoczynała fantastyczną przygodę i po raz
pierwszy w życiu nie dbała o to, co będzie potem.
ROZDZIAŁ
7
Clay postawił Spring koło łóżka delikatnie, jak
by była krucha niczym figurka z porcelany. Ujął jej
twarz w drżące dłonie i pocałował z taką czułością,
że łzy zakręciły się jej w oczach. Ta nagła zmiana zno
wu ją zaskoczyła. Nigdy nie wiedziała, czego po nim
oczekiwać.
Jej usta były miękkie i zachęcające. Clay smakował
je wargami i językiem. Czy jakakolwiek inna kobieta
mogła być równie słodka? Czy dotyk jakiejś innej
kobiety przyprawiłby go o takie drżenie?
- Chyba się denerwuję - szepnął i uśmiechnął się
zażenowany.
Zarzuciła mu ręce na szyję i odchyliwszy głowę,
spojrzała w oczy.
- Nie wyobrażam sobie, żeby ciebie coś peszyło.
Jesteś zawsze taki pewny siebie.
- Ale nie z tobą - musnął ustami jej policzek,
a potem skroń.
- Dlaczego? - szepnęła, nadstawiając twarz do po
całunków.
- Bo chcę, aby wszystko było doskonałe ze względu
na ciebie. Chcę być idealnym kochankiem, mówić
właściwe rzeczy i dotykać cię w odpowiedni sposób.
96 • WIOSNA
Pragnę, abyś zapomniała, że znałaś innych męż
czyzn, zaspokoić cię tak, żeby nikt inny nie mógł się
ze mną równać. Zwykle nie jestem taki zaborczy,
ale w twoim przypadku chcę zawładnąć i duszą,
i ciałem.
- Clay... - Poruszyła się niespokojnie, niepewna,
jak potraktować to wyznanie.
Czując jej napięcie, zamknął jej usta pocałunkiem,
głębokim i namiętnym. Chwilę później odpiął klamrę
paska i jednym ruchem zsunął z niej suknię.
Gdy osunęli się na łóżko, jej ciało osłaniał tylko
koronkowy staniczek, trójkąt fig i rajstopy. Jego
dłonie błądziły po odkrytych fragmentach piersi, wsu
wały się pod gumkę rajstop, pieściły płaski brzuch, ale
nie posuwały się dalej, aby przedłużyć przyjemność
oczekiwania.
Spring w tym czasie zdzierała z niego ubranie. Po
chwili na podłodze znalazł się blezer, potem koszula
i spodnie.
- Jesteś piękna. Tak bardzo piękna - szeptał Clay
z ustami na jej piersi.
Spring zanurzyła palce w jego jasnych włosach
i wygięła się w łuk, aby poczuć go jeszcze bliżej. Cieszył
ją jego zachwyt. Dotąd uważała się tylko za ładną.
Clay sprawiał, że poczuła się piękna. Czyżby rzeczywi
ście bał się, że jej nie zaspokoi? To dziwne. Chyba
widział, jak silnie reagowała na najdrobniejszą piesz
czotę. Przypomniała sobie, że już raz, gdy ją całował,
sprawiał wrażenie spłoszonego. Ta jego wrażliwość
i delikatność zachwycała ją tak samo, jak swoboda
i pewność siebie.
„Możesz to nazwać miłością", powiedział kiedyś
i teraz zaczynała wierzyć, że użył właściwego słowa.
WIOSNA • 97
Clay uniósł głowę.
- Czy jesteś zabezpieczona, kochanie? - zapytał
miękko. - Jeśli nie...
- Tak, jestem - odparła, zadowolona, że nie prze
stała brać pigułek antykoncepcyjnych, gdy zerwała
z Rogerem.
Clay wargami i językiem pieścił jej piersi, a dłoń,
pieszcząc i gładząc, zbliżała się do przysłoniętego
koronką trójkąta. Spring przyciągnęła go do siebie,
tak że opadł na nią całym ciałem. Roześmiał się, objął
ją mocno i ukrył twarz w jej włosach. Leżeli spleceni
uściskiem, ocierając się o siebie, czując nawzajem swe
narastające pożądanie. Spring szeptała jego imię, nie
kryjąc, jak bardzo go pragnie.
- Proszę cię, Clay, proszę.
- Zaraz, kochanie, już, zaraz - mówił, obdarzając
ją wymyślnymi pieszczotami.
- Clay, proszę cię... - błagała go, tracąc kontrolę
nad sobą. - Clay!
Teraz ona obsypała pocałunkami jego twarz i szyję,
aż wreszcie gwałtownie ściągnęła z niego czarne slipki,
pragnąc przyspieszyć zbliżenie.
- Spring, o Boże, Spring! - szeptał.
I wreszcie był w niej. Wszelkie bariery pękły, a on
wchodził w nią, pociągając ją za sobą na wyżyny
rozkoszy, o jakich nie miała pojęcia.
- Clay! - chciała krzyczeć, ale tylko szept wydoby
wał się z jej ust.
- Spring, och, kochanie!
Dużo później, nie wypuszczając jej z objęć, przekrę
cił się na bok, aby jej nie przygniatać. Leżeli teraz cisi,
objęci ramionami, ciesząc się swoją bliskością. Po chwi
li długie westchnienie satysfakcji wyrwało się z jej ust.
98 • WIOSNA
- Nie żałujesz? - zapytał.
- Ja? Czego?
- Że się zgodziłaś.
- Nie, nie żałuję.
- To dobrze. Bardzo się cieszę.
- Nie chciałam dopuścić do tego, co się stało.
Obiecałam sobie, że nie będę się z tobą kochać.
- Wiem, co chcesz powiedzieć. I bardzo się cieszę,
że zmieniłaś zdanie.
- Nie mogłam ci się oprzeć - oznajmiła. - Twój
fatalny urok pokonał mnie.
- Naprawdę? Mój urok dokonał tego? - zaśmiał
się.
- Tak, twój urok lub twój krawat w rybki. Nie
mogę się zdecydować.
- To rzeczywiście trudna decyzja - stwierdził uro
czyście, a potem ugryzł ją pieszczotliwie w kark.
- Spring, a może zostaniesz na noc? - zapytał.
- Nie, Clay, czułabym się niezręcznie.
- No, dobrze, rozumiem, ale tak bardzo chciałbym
się obudzić przy tobie. - Gładził ją po całym ciele.
Spring zdumiała się, czując, jak szybko reaguje na jego
dotyk.
- Clay?...
- Szsz... Spring, pozwól mi. Chcę, żeby ci było
dobrze.
Wkrótce i on był gotowy. Gdy połączyli się
w jedno, Spring płakała i dygotała z rozkoszy tak
wielkiej, jakby miała trwać bez końca, przez całą
wieczność!
Wieczność u boku Claya! Nie zdawała sobie spra
wy, że płacze, dopóki Clay, pochylony nad nią, nie
zaczął wycierać delikatnie jej oczu.
WIOSNA • 99
- Mam nadzieję, że to łzy szczęścia? - szepnął
wzruszony.
- Tak.
Przytulił ją do piersi ruchem tak tkliwym i opiekuń
czym, że znowu poczuła łzy pod powiekami. Wtulona
twarzą w zagłębienie jego szyi zaczęła się zastanawiać,
co ją czeka. Na pewno ból, gdy go straci. Nie
powiedział ani słowa o przyszłości, niczego nie obiecy
wał. Mówił tylko, że jej pragnie, a pożądanie to nie
wszystko.
Jedno, co jej pozostanie, to piękne wspomnienia.
Jak mogłaby żałować tego, co zrobili? Może być tylko
wdzięczna, że doznała takiej radości chociaż raz
w życiu.
Musiał wyczuć, że się uśmiecha, bo spytał:
- O czym myślisz?
Zaśmiała się z cicha.
- Przypomniał mi się wieczór, kiedy cię poznałam.
Usiłowałam sobie wyobrazić, jaki jesteś w łóżku.
- Naprawdę? - spytał zachwycony. - Spring, za
szokowałaś mnie.
- Chcesz powiedzieć, że ty o tym nie myślałeś?
- drażniła się.
- Oczywiście, że nie! - odparł z udaną powagą.
- Więc jak mnie oceniłaś?
- Uznałam, że jesteś wart grzechu - odparła weso
ło i szczerze.
- Hm! A jaki się okazałem?
- Czyżbyś nie był pewien swoich zalet?
- Prędzej, Spring. Nie mogę wytrzymać.
Podparła głowę ręką i patrząc na niego, wyrecytowała:
- Jesteś wrażliwy, czuły, pełen pomysłów i po
prostu bardzo dobry.
1 0 0 • WIOSNA
Od jego uśmiechu zrobiło się jaśniej w pokoju.
- Dziękuję.
- Możesz mi wierzyć, cała przyjemność po mojej
stronie - powiedziała z werwą. - A teraz ty, Clay.
- Co ja? - udawał, że nie rozumie.
- Jaka ja byłam?
- Ach, Spring, po co mówić o przebrzmiałych
sprawach? - rzekł, a gdy złapała go za gardło, udawał,
że się dusi. - No dobrze, powiem.
Spring uśmiechnęła się słodko.
- Czy byłam taka, jak się spodziewałeś?
- Nie.
- Nie? - powtórzyła rozczarowana.
- Nie. Myślałem, że będziesz skromna, grzeczna
i trochę zakompleksiona. Nie, żeby mi to specjalnie
przeszkadzało, ale gdybym wiedział, jaka jesteś namię
tna, przerzuciłbym cię sobie przez ramię i zaniósł do
łóżka tej pierwszej nocy.
- Wariat! - zaśmiała się i popatrzyła na niego czule
spod rzęs. - Clay? Czy sądzisz, że kolacja jest już gotowa?
Udawał, że patrzy na zegarek i oblicza w myśli czas.
- Tak, sądzę, że jest gotowa. Czyżbyś była głodna,
kochanie?
- Mówiąc szczerze, jestem głodna jak wilk.
Clay wstał i stojąc całkiem nagi, podał jej swój
szlafrok. Zaśmiała się, gdy go obejrzała. Była to długa,
elegancka szata z jedwabnego brokatu, z aksamitnymi
wyłogami i mankietami. Spring musiała podciągnąć
rękawy i ścisnąć się mocno paskiem, żeby móc się
poruszać. Spojrzała ze zdziwieniem, gdy Clay zarzucił
na siebie biały płaszcz kąpielowy, który mu sięgał
zaledwie do kolan.
- Chyba powinniśmy się zamienić - zauważyła.
WIOSNA » 1 0 1
- Podobasz mi się w tamtym. Teraz ty jesteś
śmiesznie ubrana.
- A więc przyznajesz, że zwykle ty ubierasz się
śmiesznie?
Wzruszył ramionami.
Spring zmarszczyła brwi uderzona jakąś myślą.
- Ten szlafrok wygląda mi na prezent od kobiety
- powiedziała.
- Masz rację.
Zaczęła natychmiast rozwiązywać pasek.
- Dostałem go od Summer na gwiazdkę - dodał.
Spring zaczerwieniła się lekko.
- Zdaje się, że znowu jestem głupio zazdrosna
- bąknęła.
- Tak, jesteś. Ale ten - pociągnął za klapy białego
szlafroka - rzeczywiście był podarunkiem od pewnej
byłej przyjaciółki.
Spring rzuciła w Claya pantoflem, który przeleciał
o parę centymetrów od jego głowy.
Potrawa, którą miał dla niej przygotować, okazała
się koszykiem delikatesów, stojącym na bufecie.
- Mówiłeś, że coś ugotujesz.
- Nie, mówiłem, że zapoznam cię z moją sztuką
kulinarną. To jest właśnie moja metoda - odparł
wcale nie zmieszany.
- Jesteś zwykłym oszustem, panie McEntire, i po
winnam cię zwymyślać... ale za bardzo jestem głodna
- dokończyła po leciutkim wahaniu. Niewiele brako
wało, a wyrwałoby się jej, że go kocha. Nie zdawała
sobie sprawy, kiedy to się stało, ale wiedziała, że tak jest.
Clay też był o krok od wyznania jej miłości. Bóg
świadkiem, że chciał to powiedzieć, lecz nie mógł. Nie
był pewny, jak ona to przyjmie.
1 0 2 • WIOSNA
Wbił wzrok w talerz i skupił się na jedzeniu.
Obydwoje byli w czasie kolacji niezwykle cisi i mało
mówni.
Clay pocałował Spring na dobranoc. Nigdy nie miał
dosyć tych pocałunków, stwierdził, nie spiesząc się
wypuścić jej z objęć.
- Już bardzo późno. Jesteś zmęczona? - zapytał,
przesuwając palcem po leciutkim niebieskawym cieniu
pod oczami. Była bez okularów, jakby czekała na jego
pocałunki.
- Tak, ale bardzo przyjemnie zmęczona.
Przechyliła głowę, oparła ją o jego ramię i uśmiech
nęła się do niego ciepło. Gdy tak na niego patrzyła,
wyobrażał sobie, że go kocha. I to go bolało.
- Pewnie powinienem pozwolić ci już wejść - po
wiedział z westchnieniem.
- Tak sądzę - odparła bez entuzjazmu.
- Mam jutro dużo zajęć w Halloran House. Mogę
nie mieć czasu spotkać się z tobą.
Przygryzła wargę, kryjąc rozczarowanie.
- Nie szkodzi. W porządku.
- Zadzwonię do ciebie.
- Bardzo proszę.
Znowu ją pocałował.
- Dzisiejszy wieczór był... - przerwał, zaśmiał się
krótko i potrząsnął głową. - Nie wiem, czym był
dzisiejszy wieczór. Nie potrafiłbym go do niczego
porównać. Mogę tylko powiedzieć, że był najwspanial
szym, najmilszym wieczorem w moim życiu.
- Dla mnie też, Clay. Nigdy go nie zapomnę
- Dotknęła ustami jego brody. - Wezmę go ze sobą na
pamiątkę.
WIOSNA • 1 0 3
Poczuł się, jakby dostał cios w żołądek. Jak mogła
teraz mówić o wyjeździe, po tym wszystkim, co ich
dzisiaj połączyło? Nie mogłaby, gdyby go kochała. Jak
to dobrze, że nie wyznał jej swych uczuć. Dość już
przeżył rozczarowań w życiu, zbyt często czuł się
odepchnięty i niepotrzebny.
- Cóż - westchnął, odsuwając się od niej. - Za
dzwonię jutro.
Pojechał prosto do domu, otworzył barek i nalał
sobie drinka, mając nadzieję, że alkohol pozwoli mu
zapomnieć o kobiecie, którą kochał, a która zamierza
ła go opuścić za cztery dni.
Spring wślizgnęła się do łóżka, zadowolona, że
Summer nie czekała na nią, wcisnęła głowę w poduszkę
i zasnęła. Rano obudziła się ze śladami łez na poli
czkach, choć nie pamiętała, że płakała we śnie.
- Masz zamiar mi o tym opowiedzieć czy nie?
- dopytywała się donośnym głosem Summer. - Po
szłaś wreszcie do łóżka z Clayem?
- Summer! - wykrzyknęła Spring z rumieńcem na
twarzy i rozejrzała się zaniepokojona, czy któryś
z klientów supersamu nie stoi zbyt blisko. - Na litość
boską!
Summer westchnęła, ale ściszyła głos.
Chcę wiedzieć, co oznacza ten wyraz rozmarzenia
w twoich oczach.
- Wiesz, że to nie twoja sprawa, prawda?
- Wiem.
- I że to bardzo niedelikatnie z twojej strony się
dopytywać?
- To też wiem - odparła niewzruszenie, wybierając
owoce kiwi.
104 • WIOSNA
Spring westchnęła z rezygnacją. Sama chciała po
rozmawiać z kimś życzliwym o swych uczuciach do
Claya, aby je lepiej zrozumieć.
- Dobrze, pogadamy o tym, ale nie tutaj - zdecy
dowała. - Może w czasie lunchu.
- Doskonale.
- A więc porozmawiajmy o tobie i Clayu - zaczęła
Summer, gdy tylko usiadły w przytulnej kuchni. Derek
wybrał się na golfa, więc nikt im nie przeszkadzał.
- Widzę, że coś się dzieje - dodała.
- No, więc... e... ja i Clay -jąkała się Spring, bez
skutecznie walcząc z rumieńcem.
Summer skinęła uroczyście głową.
- Jasne. I co? - spytała.
- Był... no...!
- Rozumiem, ale co dalej?
- Żebym to ja wiedziała - westchnęła Spring.
- Ta rozmowa jest wielce pouczająca - roześmiała
się Summer, dziobiąc sałatkę owocową. - Zakochałaś
się w nim?
- Chyba tak.
- A może powiedziałabyś to z uśmiechem?
- Nie potrafię. Przestań tak się cieszyć, Summer.
To jest okropne.
- Spring, jeśli zakochałaś się w Clayu, a on w tobie,
nie ma w tym nic okropnego. Ludzie, którzy się
kochają, potrafią pokonywać wszelkie trudności, aby
tylko być razem. Udało się to Derkowi i mnie, udało się
Joelowi i Connie, na pewno uda się i wam. Ciesz się
i bądź szczęśliwa, siostrzyczko! Miłość jest wspaniała,
zwłaszcza ta jak z bajki. Wierz mi, mówię z doświad
czenia.
WIOSNA • 1 0 5
- Mam nadzieję, że się nie mylisz. Nie wiem, czy to
się skończy jak w bajce, ale wiem, że to coś poważnego,
trwałego. O czymś takim się nie zapomina, nawet gdy
się wyjedzie.
- To świetnie. Teraz wiesz, dlaczego twoje po
przednie związki nie przetrwały: nie byłaś prawdziwie
zakochana.
- Nie, nie byłam - przyznała Spring. - Choć jeden
Bóg wie, co zobaczyłam w Clayu McEntirze.
Summer zachichotała, a jej twarz promieniała zado
woleniem.
- To dlatego, że on się tak ubiera - rzekła. - Nie
mogłaś mu się oprzeć, gdy włożył ten swój różowy
garnitur!
Osiągnęła swój cel. Rozbawiła Spring. Obie śmiały
się jak szalone i Spring poczuła się lepiej. Zaświtała
jej nadzieja, że może jednak będą razem, ona i Clay,
nawet gdy jej urlop się skończy.
Nie, nic się nie da zrobić, doszedł do wniosku Clay
w poniedziałek rano, patrząc ponuro na stertę papie
rów na biurku i wichrząc sobie włosy, które i bez tego
nie wyglądały zbyt porządnie. Jego związek ze Spring
nie ma szans na przetrwanie. Lepiej zdać sobie z te
go sprawę już dziś i zacząć się do tego przyzwycza
jać. W gruncie rzeczy już poprzedniego dnia trzymał
się od niej z daleka, aby móc jaśniej myśleć. Zły był
na siebie, że do niej nie zadzwonił, jak obiecywał, ale
inaczej nie potrafił się zdobyć na obiektywną ocenę
sytuacji.
Spring kochała Arkansas i Little Rock, swoje
rodzinne miasto. Dobrze się tam czuła, jej kariera
zawodowa rozwijała się pomyślnie. Miała tam przyja-
106 • WIOSNA
ciół i rodziców. Wyrobiła sobie nazwisko jako op-
tyk-okulista i na pewno nie chciałaby przenieść się do
San Francisco i zaczynać od nowa.
A poza tym, co on miał jej do zaoferowania? Nie
należał do solidnych, stałych w uczuciach mężczyzn.
Lubił zmiany, kierował się impulsami. Wprawdzie
nieoficjalnie, ale był pod telefonem na każde żądanie
dla nastolatków, którzy popadli w tarapaty. Nierzad
ko dzwonili do niego w środku nocy, a on wyskakiwał
z łóżka i pędził na pomoc.
Całą miłość i energię poświęcał młodzieży; nie
wiedział, ile miał jej jeszcze do zaofiarowania. Czyż to
nie dlatego tak długo był kawalerem? Skąd mógł
wiedzieć, jakim byłby mężem, nawet gdyby zdecydo
wał się z nią ożenić, a ona by go przyjęła?
Oparł łokcie na biurku i ukrył twarz w dłoniach.
Bardzo ją kochał, ale nie miał prawa żądać, aby
ryzykowała dla niego tak wiele.
A czy on zdobyłby się na to, żeby pojechać za
nią? Przenieść się do Little Rock w stanie Arkansas?
Urodził się i wychował w Kalifornii. Co miałby
do roboty w Little Rock? Nie potrafiłby znaleźć
wspólnego języka z tamtejszą młodzieżą, a tym ba
rdziej jej pomóc. A czy ona w ogóle tego pragnęła?
Nigdy nie powiedziała, że go kocha, tylko że jest
dla niej atrakcyjny, a to za mało. Chciało mu się
płakać.
Dzień ciągnął się w nieskończoność. Uczniowie
przychodzili jak zwykle do gabinetu ze swymi prob
lemami, skarżyli się, że nauczyciele się do nich uprze
dzili lub że rodzice ich nie rozumieją. Zwierzali się ze
swych pierwszych szalonych miłości, prosili o radę lub
pomoc. Dopiero po lekcjach znalazł czas, aby upo-
WIOSNA • 107
rządkować papiery na biurku. Wyciągnął teczkę z do
kumentami chłopca, który miał kłopoty w rodzinnym
Oregonie i został przeniesiony do tutejszej szkoły. Po
raz pierwszy trudno mu było oderwać się od własnych
spraw i poświęcić całą uwagę problemom obcego
dziecka.
ROZDZIAŁ
8
W poniedziałek wieczorem, gdy Spring przebierała
się w swoim pokoju, Summer wetknęła głowę przez
uchylone drzwi.
- Spring, Clay przyszedł - oznajmiła z wahaniem.
Wiedziała, że siostra jest zdenerwowana, bo nie miała od
niego znaku życia od poprzedniego wieczoru. - Mam
wrażenie - dodała - że jest w fatalnym humorze.
On był w fatalnym humorze?! To raczej ona miała
prawo być zła na niego i na samą siebie, że dopuścili do
takiej sytuacji.
- Dobrze, już jestem gotowa - powiedziała z uda
waną obojętnością.
Clay czekał w salonie. Summer i Derek dyskretnie
się ulotnili. Clay uśmiechnął się z przymusem, gdy
weszła do pokoju. Trzymała ręce w kieszeniach luź
nych spodni, aby ukryć ich drżenie.
- Cześć, Clay.
- Witaj, Spring. - Nawet jego głos brzmiał inaczej
niż zwykle.
Miał na sobie jaskrawożółty kombinezon o nie
zliczonych kieszeniach, niczym spadochroniarz, a na
nim turkusową skórzaną kurtkę pilota. Dziwne, po-
WIOSNA • 1 0 9
myślała. Przestała zwracać uwagę na jego ubranie. Za
uważała je tylko mimochodem, przestało być istotne.
Stanęła koło drzwi bez ruchu. Nie uczyniła żadnego
gestu. Nie uśmiechnęła się. Nie miała zamiaru niczego
mu ułatwiać.
Clay podszedł i przygarnął ją do siebie.
- Przepraszam - mruknął z twarzą schowaną w jej
włosach, obejmując ją tak mocno, że z trudem od
dychała. Nie broniła się, wsunęła ręce pod miękką
skórę kurtki i dotknęła jego pleców.
- Za co przepraszasz?
- Za to, że nie zatelefonowałem wczoraj do ciebie.
- Nie wymagam przeprosin.
- Obiecałem, że zatelefonuję.
Miała wielką ochotę zapytać, dlaczego tego nie
zrobił, ale nie zdobyła się na to, a on nie wyjaśnił.
Pocałował ją gwałtownie, a potem odsunął trochę
od siebie i zaproponował:
- Moglibyśmy pojechać moim samochodem do
Connie i Joela, a Summer zabrałaby się z Derkiem, jeśli
nie masz nic przeciwko temu.
- Oczywiście, że nie mam - odparła zdziwiona jego
zachowaniem.
Skinął głową i patrzył przed siebie nieobecnym
wzrokiem. Dotychczas był zawsze taki otwarty wobec
niej. Teraz zamknął się w sobie. Zabolało ją to
i zaniepokoiło.
- Widziałeś dzisiaj Thelmę? - próbowała prowa
dzić normalną rozmowę.
- Tak - skinął głową. - Przenoszą ją na zwykły
oddział.
- To dobrze, prawda? Rozumiem, że nastąpiła
poprawa?
1 1 0 • WIOSNA
- Tak, czuje się o wiele lepiej. Doktorzy są zado
woleni.
- A jak jej nastrój?
- Nieźle. Matka wprawdzie nie umie jej pomóc, ale
przyjechała do niej ciotka, a to bardzo miła kobieta.
Myślę, że się nią zaopiekuje.
- Cieszę się - powiedziała, zastanawiając się,
o czym by rozmawiali, gdyby nie Thelma. Czyżby miał
jej dosyć po dwóch dniach? - Zobaczę, czy Summer
i Derek są już gotowi do wyjścia.
Clay skinął głową, lecz nawet się nie obejrzał, gdy
wychodziła.
Summer i Derek siedzieli w bibliotece, która była
jednocześnie gabinetem do pracy. Ona przeglądała
jakiś tygodnik, a on szukał czegoś w segregatorze.
- Jesteście już gotowi? - spytała Summer, gdy
Spring weszła do pokoju. - Szykuje się dobra zabawa.
- Miejmy nadzieję - powiedziała Spring z powąt
piewaniem.
- Aa... czy on w dalszym ciągu bez humoru?
- Jest jakiś dziwny. Pełen rezerwy.
- On czasem się tak zachowuje - odparła Summer,
odkładając pismo - zwykle, gdy się czymś martwi.
Spring uświadomiła sobie nagle, jak mało w gruncie
rzeczy wie o Clayu. Nawet Summer znała go lepiej.
Dlaczego miała nadzieję, że fizyczne zbliżenie pomoże
im się poznać? Widocznie się myliła.
Clay przemierzał pokój wszerz i wzdłuż, czekając,
aż inni dołączą do niego. Zdawał sobie sprawę, że
swoim zachowaniem wprawił Spring w zakłopotanie,
ale nie wiedział, jaką przyjąć postawę i co począć.
Nigdy przedtem nie czuł się tak zagubiony. Kochał ją,
przeżył z nią coś wyjątkowego, a mimo to wyglądało
WIOSNA • 1 1 1
na to, że ich znajomość zakończy się jak zwykła
wakacyjna przygoda. Ona zamierzała wyjechać za
kilka dni, a on nie widział dla nich przyszłości.
Spojrzał na Spring wchodzącą właśnie do pokoju
i zadrżał, widząc wyraz obawy na jej ślicznej twarzy.
O, Boże, Spring, nie patrz tak na mnie, myślał
z rozpaczą. Czy nie wiesz, że pragnę cię mieć przy sobie
i kochać cię? Czy nie widzisz, co się ze mną dzieje?
Miał nadzieję, że towarzystwo przyjaciół pomoże
mu zapanować nad sobą. Jednak patrząc na obie pary,
poczuł zazdrość. Wydawali się wszyscy tacy spokojni
i szczęśliwi. Nie uszło jego uwagi, że często wymieniali
spojrzenia pełne miłości i bez skrępowania obejmowali
się i dotykali.
On sam unikał wzroku Spring, bo lękał się, że straci
nad sobą kontrolę. On, który był znany z tego, że
szukał fizycznego kontaktu z osobami, do których czuł
zaledwie sympatię, teraz bał się każdego ruchu. Ogar
niał go gniew.
- A więc będziesz w Little Rock już w środę
wieczorem? - usłyszał głos Joela, który zwrócił się do
Spring. - A kiedy rozpoczynasz pracę?
- Dopiero w poniedziałek - odparła. - Chcę zro
bić parę rzeczy w domu, więc wzięłam pełne dwa
tygodnie urlopu. To moje pierwsze wakacje, odkąd
rozpoczęłam praktykę prawie dwa lata temu.
- Będziesz bardzo zajęta po powrocie do domu
- zauważyła Summer. - Założę się, że twoi pacjenci
już czekają w długiej kolejce.
Spring uśmiechnęła się.
- Tak naprawdę w mojej książce wizyt nie ma już
miejsca na najbliższe dwa tygodnie. Ale nie narzekam
na przepracowanie.
1 1 2 • WIOSNA
- Wydawało mi się, że mieliśmy oglądać film
- przerwał niezbyt grzecznie Clay. Widząc zdziwione
spojrzenia, dodał: - W czasie roku szkolnego muszę
wracać do domu przed dziesiątą.
- Jasne, Clay, rozumiemy cię - powiedziała Con
nie i włożyła kasetę do odtwarzacza. Wszyscy bez
słowa usadowili się wygodnie w fotelach.
Spring w dalszym ciągu obserwowała Claya. Gdy
podniósł na nią wzrok, zauważył, że przygląda mu
się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zły na sie
bie, że zachował się tak gruboskórnie, ujął jej dłoń
i ucałował palce. Jej gładka skóra i przyspieszony
puls, sprawiły, że zapragnął być z nią znowu, sam na
sam, w jakimś ustronnym miejscu. Niestety, było to
niemożliwe. Nie wypuszczając z ręki jej dłoni, pró
bował skupić się na nowej komedii, którą bardzo
chciał zobaczyć. Dziś nic go nie obchodziła.
Wzburzenie. Gniew. Clay, jako doktor psycho
logii, łatwo rozpoznał te emocje i osądził, że to są
reakcje na spodziewaną utratę kochanej osoby. Nie
chciany syn, który ciągle jeszcze w nim pokutował,
nie mógł sobie poradzić z tymi uczuciami. Odczuwał
ból i pragnął zemsty na osobie, która mu ten ból
zadała.
Co się z nim dzieje, zastanawiała się po raz setny
Spring. Dlaczego tak mnie traktuje? Jakbym była kimś
obcym! Wydawało się jej, że nie należy do mężczyzn,
którzy tracą zainteresowanie zdobyczą, ledwie wpad
nie w ich sidła. A może źle go osądziła?
Po filmie, gdy wszyscy popijali pożegnalne drinki,
rozmowa zeszła na Halloran House. Summer była tam
wczesnym popołudniem i dowiedziała się, że młodzi
WIOSNA • 1 1 3
ludzie są bardzo poruszeni. Okazało się, że ich kolega,
Tony, czternastolatek, uciekł z domu po kłótni z rodzi
cami. Rodzice zawiadomili policję, która odnalazła go
na dworcu autobusowym, w chwili gdy zamierzał
opuścić miasto.
- Dzieci były wstrząśnięte - opowiadała Summer
- bo policja zrobiła prawdziwe przedstawienie, wycią
gając go z dworca.
- Nic o tym nie słyszałem - mruknął z furią Clay.
O, właśnie! Z powodu Spring nie wiedział, co się dzieje
z jego dzieciakami. Dzięki ci, Spring!
- Dzieciaki są wściekłe na rodziców Tony'ego
- poinformowała go Summer.
Spring poruszyła się niespokojnie.
- A co innego mogli zrobić jego rodzice? - zapyta
ła. - To nie ich wina, że policjanci zbyt przejęli się
swoją rolą.
- Mogli go sami szukać - odparł Clay, patrząc na
nią z wyższością, jakby wykazała kardynalny brak
inteligencji. - Albo mogli zadzwonić do Franka czy do
mnie. My byśmy go znaleźli.
- Ja tylko wiem, że gdyby mój syn uciekł, po
stąpiłabym tak jak rodzice tego chłopca. Mówiąc
szczerze, gdyby policja wcześniej znalazła Thelmę, nie
byłaby tak bliska śmierci.
- A gdyby jej matka mnie zawiadomiła, nie doszło
by do takiego zagrożenia jej zdrowia. - odparował
Clay. - Policja mogłaby nigdy jej nie znaleźć, tak się
tym przejęli. Fakt, że w ogóle odszukali Tony'ego,
o niczym nie świadczy. To mógł być zwykły przypadek.
- Czy to znaczy, że każdy w San Francisco powi
nien cię zawiadamiać, jeśli jego dziecko zniknie?
- Spring nie mogła się powstrzymać od złośliwości.
1 1 4 • WIOSNA
- Nie, nie każdy - odparł dotknięty jej tonem.
- Ale jeśli znam dzieciaka, jak w przypadku Thelmy
i Tony'ego, i pracowałem z nim, to uważam, że
powinienem mieć szansę mu pomóc. Do diabła, prze
cież ja w ogóle nie wiedziałem, że Tony uciekł!
Jego mina mówiła wyraźnie, że ją o to obwiniał. To
nie fair, pomyślała Spring, niemile dotknięta.
- Może uznali, że nic nie poradzisz. Pracowałeś
z nim, a on mimo to uciekł - zauważyła, żałując już po
chwili, że wypowiedziała te słowa. Wyglądało to tak,
jakby go oskarżała, że nie sprostał zadaniu.
Clay zmienił się na twarzy.
- Robi się późno - powiedział nagle, patrząc wro
go na Spring. - Jesteś gotowa do wyjścia?
- Tak, jestem gotowa - odparła i ze zdziwieniem
usłyszała, jak Clay uprzedza Derka, że odwiezie ją za
jakiś czas. Była pewna, że odstawi ją do Sausalito bez
zwłoki.
Pół godziny później spacerowali po plaży, a wiatr
targał jej włosy i smagał policzki. Clay kopnął pękniętą
muszlę, a potem schylił się i cisnął ją daleko w morze.
- Nie był to najbardziej udany wieczór, prawda?
- rzekł.
Zatrzymała się i spojrzała mu prosto w twarz.
- Prawda. Ty też nie sprawiałeś wrażenia, że się
dobrze bawisz.
- Nie, rzeczywiście byłem w złym humorze. Prze
praszam.
Zdobyła się na odwagę, i spytała:
- Clay, co się z tobą dzieje? Czy coś cię gnębi?
- Czy coś mnie gnębi? - powtórzył ochrypłym gło
sem, przeczesując palcami włosy. - Będę za tobą tęsk
nił. Bardzo będzie mi ciebie brak.
WIOSNA • 1 1 5
- Ja też będę tęskniła, Clay - szepnęła ze spusz
czoną głową. Jednak nie prosił, żeby została, a ona nie
śmiała tego sugerować. I chociaż pobyt u siostry był
udany, zaczynało jej brakować domu. Bała się nawet
pomyśleć o rozstaniu z Clayem, ale cieszyła się na
podjęcie pracy w poniedziałek. Boże, jakie to wszystko
skomplikowane.
- Och, Clay!
Porwał ją w objęcia i mocno przytulił do siebie.
- Do licha, Spring! Czy nie widzisz, że skom
plikowałaś całe moje życie? Nie jestem w stanie myśleć
o niczym, odkąd się tu zjawiłaś. Praca, moje dzieciaki,
przyjaciele, wszystko schodzi na drugi i trzeci plan, gdy
ty jesteś blisko mnie. To mi się dotąd nigdy nie
zdarzyło.
- Nie miałam zamiaru stawać między tobą a twoją
pracą - szepnęła, tuląc się do niego.
- Wiem o tym. Nie zapomniałem, że musiałem cię
prawie porwać, żebyś się zgodziła ze mną umówić.
- W jego głosie znów zabrzmiała pretensja. Spring
walczyła z łzami.
- Clay, czego ty ode mnie żądasz? - zapytała wre
szcie, patrząc mu prosto w oczy. - Co byś chciał, że
bym zrobiła lub powiedziała?
- Nic. - Tym razem w jego głosie był tylko smutek.
- Nie znasz mnie przecież, prawda? Nawet nie domyś
lasz się, jak bardzo... - przełknął ślinę i dokończył zbyt
gładko - jak wiele dla mnie znaczysz.
Nie wiedziała, co powiedzieć, stała więc przytulona
do Claya. Czuła pod policzkiem miękką skórę jego
turkusowej kurtki, a jego ramiona, mocne i twarde,
obejmowały jej plecy. Mimo jego dziwnych, niezrozu
miałych nastrojów - kochała go
1 1 6 • WIOSNA
Clay dotknął ustami jej skroni.
Wspięła się na palce i przyciągnęła jego twarz do
swojej. Tak tęskniła do jego pocałunków! Powoli
przylgnął ustami do jej warg. Gdy rozchyliła wargi,
jęknął i uniósł ją, aby przycisnąć ją z całych sił do
siebie.
- O, Spring, tak bardzo cię pragnę.
- Więc dlaczego robimy to na plaży? - zapytała
ochryple, napierając na niego biodrami.
Clay zadrżał, lecz po chwili odsunął ją od siebie
zdecydowanym ruchem.
- Jest późno - odparł. - Lepiej odwiozę cię do
domu.
Zamrugała, rozczarowana. Miała nadzieję, że poca
łunek będzie tylko wstępem, że może zabierze ją do
swego domu. Dlaczego tego nie zrobił? Nie dlatego, że
nie miał ochoty, czuła wyraźnie, że był podniecony.
Nigdy dotąd nie zachęcała mężczyzny, ale tak bardzo
pragnęła Claya. Zostało im niewiele czasu.
- Mam nadzieję, że mówisz o swoim domu - rzuci
ła odważnie.
- Nie, myślę o domu twojej siostry. - Odsunął się
od niej i wsadził ręce w kieszenie. - Jest zdecydowanie
późno, a ja jutro muszę iść do pracy.
Równie dobrze mógł jej wymierzyć policzek.
Spring spuściła głowę i poszła powoli obok niego do
samochodu. Oczy ją piekły od powstrzymywanych łez,
ale zabroniła sobie płakać.
Tak słodko żegnali się o świcie w niedzielę. Nikt
by nie przypuszczał, że następne spotkanie będzie
takie przykre. Do diabła z tobą, Clay! Za co mnie tak
karzesz? Co zrobiłam złego poza tym, że się w tobie
zakochałam? Nawet nie starali się podtrzymć roz-
WIOSNA • 1 1 7
mowy w czasie powrotnej jazdy samochodem. Clay
prawdopodobnie nawet by jej nie odprowadził do
drzwi, gdyby nie to, że podjechali pod dom w tym
samym czasie co Derek i Summer.
- Zatrzymaliśmy się na sernik z wiśniami i kawę
- wyjaśniła Summer, gdy cała czwórka szła do fron
towych drzwi. - Myślałam, że wrócicie dużo później
- zwróciła się do Spring, unosząc pytająco brwi.
- Clay idzie jutro do pracy - wyjaśniła Spring za
Claya. Zabrzmiało to w jej ustach równie nieszczerze,
jak przedtem w jego.
- Clay, zapomniałam, że miałam ci dać projekt
przedstawienia teatralnego w Halloran House. Jest już
gotowy - powiedziała Summer. - Czy wejdziesz, żeby
go zabrać? Miałam nadzieję, że Tony weźmie udział
w tej inscenizacji - ciągnęła z żalem Summer. - Był tak
zainteresowany zajęciami. Teraz nie wiem, czy zosta
wią go u nas.
- Dzięki jego rodzicom, którzy wezwali policję
- powiedział Clay, rzucając wymowne spojrzenia
w stronę Spring.
- Gdyby nie wezwali policji, tym bardziej nie
mógłby wziąć udziału w przedstawieniu - odparowa
ła. - Kto wie, gdzie by się teraz znajdował.
- Ciągle uważasz, że postąpili właściwie, tak? Na
wet gdy ci wyjaśniłem mój punkt widzenia?
- Tak uważam - odparła. - Zdaję sobie sprawę,
doktorze McEntire, że jesteś ekspertem w tej dziedzi
nie, ale nawet ty nie jesteś nieomylny.
- Nigdy nie utrzymywałem, że jestem nieomylny
- powiedział sztywno Clay.
- Nie, tylko zawsze masz rację - stwierdziła bez
litośnie Spring. - Bardzo ci łatwo mówić, co rodzice
1 1 8 • WIOSNA
powinni robić, a co nie. Osoby, które nie mają dzieci,
najlepiej wiedzą, jak je wychowywać.
- Przypuszczam, że ty wiesz lepiej ode mnie! - wy
krzyknął Clay. - Do cholery, ty nawet nigdy nie byłaś
dzieckiem! Ty się od razu urodziłaś jako starsza
siostra, odpowiedzialna za wszystko i wszystkich! Tak,
doktor Reed?
Spring ogarnęła zimna wściekłość. Jak śmiał kryty
kować ją ten wiecznie niedorosły facet.
- Tak, uważam siebie za osobę odpowiedzialną
- oznajmiła. - Gdy coś obiecuję, to staram się tego
dotrzymać. Gdybym na przykład obiecała komuś, że
zatelefonuję, to z pewnością bym to zrobiła.
- Fakt, że do ciebie nie zadzwoniłem, nie ma nic
wspólnego z tą sprawą - zaprotestował gwałtownie
Clay, czerwieniąc się jednak. - Rozmawiamy o po
czuciu godności młodego chłopca.
- A ty oczywiście, jesteś ekspertem od godności
- powiedziała pogardliwie Spring. Brała odwet za ból,
zakłopotanie i zawiedzioną miłość. Natychmiast poża
łowała tych słów, ale nie zdobyła się na przeprosiny.
Patrzyła tylko na niego, świadoma, że właśnie znisz
czyła coś, co mogło między nimi pozostać mimo
rozłąki.
Clay zbladł.
- Może masz rację - odparł nieswoim głosem. - Ja
nie potrafię żyć według reguł powszechnie uznawa
nych za właściwe, dotyczących obowiązku, odpowie
dzialności i przyzwoitości. Od początku uważałaś, że
jestem dziwakiem, nieodpowiednim dla ciebie. Nie
odpowiedzialnym, niedojrzałym playboyem, który się
śmiesznie ubiera. Czyż nie taka jest twoja opinia
o mnie, pani doktor? Doskonale. Jeśli w to wierzysz,
WIOSNA • 1 1 9
proszę bardzo. Ja jestem zadowolony z mojego życia,
moich osiągnięć i jeszcze dużo zamierzam w nim
zrobić. Ty wracaj do swoich Rogerów w Little Rock,
w gładkich krawatach, szarych garniturach i skarpet
kach i sprawdź, czy będziesz z nimi szczęśliwa. Osobiś
cie w to wątpię, bo nie sądzę, abyś znalazła mężczyznę
dość doskonałego, by sprostał twoim wymaganiom
dotyczącym odpowiedzialności i obowiązkowości.
Odwrócił się i powoli wyszedł z pokoju.
- Spring, co się na litość boską, stało? Nigdy
w życiu nie widziałam Claya tak rozwścieczonego.
Summer weszła do salonu razem z Derkiem i przeję
ta do głębi, podbiegła do siostry.
- Summer, nie chcę o tym mówić.
- Ale...
- Powiedziałam, że nie chcę o tym mówić!
- Summer - wtrącił się szybko Derek - będzie le
piej, jeśli zostawisz siostrę w spokoju. Jak Spring
zechce, porozmawia z tobą później, gdy się uspokoi.
Spring poczuła, że ogarnia ją jakieś odrętwienie.
Z wysiłkiem uśmiechnęła się do Derka.
- Dziękuję ci, Derek. A teraz, jeśli pozwolisz,
położę się spać.
Czuła na sobie badawcze spojrzenia siostry i szwag
ra, gdy wyprostowana wychodziła powoli z pokoju.
W głowie miała pustkę.
Clay wpadł jak burza do domu i natychmiast
otworzył barek - już drugi raz w tym tygodniu. Po
stanowił się upić, choć nie zdarzyło mu się to od czasu,
gdy skończył studia.
Niestety, nie potrafił. Chodził nerwowo po pokoju,
powtarzając w myślach bez końca kłótnię ze Spring, aż
1 2 0 • WIOSNA
w końcu postawił nietknięty kieliszek na stole. Uświa
domił sobie właśnie, że chciał tej kłótni. I chyba Spring
równie chętnie stanęła do walki. Co prawda, powie
działa tylko, że ona również zawiadomiłaby policję,
gdyby jej syn uciekł z domu. Nie wiedziała widocznie,
jak czuł się Tony, nie rozumiała udręki, która kazała
chłopcu wybrać samotne życie na ulicy.
Ale, do licha, jak śmiała dyskutować z nim o jednym
z jego dzieciaków?! Czy nie powinna zaufać mu choćby
tym razem? Ma przecież ten cholerny doktorat z psy
chologii, a ona oskarża go, że nie może nic wiedzieć na
ten temat, bo nie ma własnych dzieci.
Może więc i dobrze, że tak się to skończyło. Miał tylko
nadzieję, że jego przyjaźń z Summer na tym nie ucierpi.
Będzie mu teraz potrzebna bardziej niż kiedykolwiek.
Tak, najlepiej będzie z tym skończyć, zanim zranią
się jeszcze boleśniej. Opuścił głowę na piersi.
- O, Boże! Spring, nie opuszczaj mnie!
Spring spakowała walizkę. Obok stały już dwie inne.
Przybyło jej rzeczy po wyprawach do sklepów w towa
rzystwie Summer. Zaczęła żałować, że nie spędziła
z siostrą więcej czasu, zamiast poświęcać go człowieko
wi, który złamał jej serce. Po chwili sama nazwała się
kłamczucha. Mimo smutku, rozczarowania i goryczy
nie oddałaby ani jednej chwili spędzonej z Clayem.
- Chciałabym, żebyś zabrała jeszcze to - oświad
czyła Summer, stając w drzwiach. W ręku trzymała
dużego, zniszczonego pluszowego niedźwiadka.
- Kubuś Puchatek! - uśmiechnęła się Spring.
- Nie widziałam go od lat.
- Ciągle jest słodki, prawda? Jeśli sobie przypo
mnimy, że należał najpierw do ciebie, potem do mnie,
WIOSNA • 1 2 1
a w końcu do Autumn - można się dziwić, że jest cały.
No, prawie cały.
- Brakuje mu ucha z winy naszej energicznej siost
rzyczki. Jak on się znalazł tu, w Kalifornii?
- Autumn mi go dała, gdy wyjeżdżałam z Arkan
sas, żebym nie czuła się samotna. Chciałabym, żebyś
go teraz zabrała z tego samego powodu. To dobry
przyjaciel.
Choć po kłótni z Clayem Spring obiecała sobie, że
nie uroni ani jednej łzy, poczuła teraz zdradziecką
wilgoć pod powiekami.
- Dobrze, wezmę go - powiedziała cicho. - Dziękuję.
- Derek odwiezie cię na lotnisko, kiedy tylko
zechcesz. Naprawdę wolisz, abym ja nie jechała?
- Przecież masz zajęcia dziś po południu. Poza tym
nie lubię pożegnań.
- Ja też. Zadzwonisz?
- Zadzwonię. I napiszę.
- Pamiętaj - Summer uścisnęła gorąco siostrę
- kocham cię, siostrzyczko. Dobrze, że przyjechałaś.
Spring odpowiedziała równie serdecznym uścis
kiem i dodała:
- Twój mąż jest wspaniałym facetem. Cieszę się
z waszego szczęścia.
- Spring... - zaczęła z wahaniem Summer - dla
czego do niego nie zadzwonisz?
- Bo nie - pokręciła głową Spring.
- Ciągle jesteś na niego zła?
- Nie. Nie jestem, ale tak jest lepiej.
Była to prawda. Wiedziała, jak bliskie mu były
sprawy młodzieży, i choć rozumiała jego punkt widze
nia, uważała, że ma prawo do własnego zdania. A poza
1 2 2 • WIOSNA
tym, myślała ze smutkiem, jeśliby chciał z nią poroz
mawiać, mógł sam zadzwonić.
Ich znajomość nie miała szans. Wiedziała to od
pierwszej chwili. Był atrakcyjny, ale nie nadawał się dla
niej. Ale bolało ją to.
- Masz zamiar wziąć misia do samolotu? - zapytał
zdziwiony Derek, gdy Spring oddała już walizki na
bagaż.
- Tak. Będzie nam razem dobrze.
- Jesteś pewna? - Patrzył na nią z troską. - Spring,
chcę ci powiedzieć, że uważam ciebie i Claya za parę
absolutnych wariatów. Widzę, że się kochacie, więc nie
pozwólcie, żeby was rozdzieliła fałszywa duma.
- Masz dobre intencje i chcesz nam pomóc, ale się
mylisz. Clay i ja nie pasujemy do siebie. Nie nadajemy
się do wspólnego życia. On mnie nie potrzebuje, a ja...
- Nie, to kłamstwo nie chciało jej przejść przez usta.
- Proszę cię, Derek... - westchnęła bezradnie.
- Okay. - Pocałował ją czule w policzek. - Ode
zwij się do nas.
- Dobrze. Zobaczymy się na Boże Narodzenie.
Pamiętaj, że obiecałeś przyjechać.
- Pamiętam. A może zobaczymy się wcześniej
- dodał zagadkowo.
Spring ogarnęła jednym długim spojrzeniem tłum
odprowadzających. Jeśli miała nadzieję, że zobaczy
wśród nich rozwichrzoną blond czuprynę mężczyzny
ubranego w niezwykły strój - nie przyznawała się do
tego nawet przed sobą.
ROZDZIAŁ
9
- Tylko nie upuść! - wykrzyknęła z udanym prze
strachem Kelsey Rayford. Przyjaciółka i współpraco
wnica Spring patrzyła na wielkie tekturowe pudło
z pizzą kołyszące się na jej dłoni, gdy Spring próbowała
jedną ręką otworzyć drzwi.
- Ja pilnuję pizzy, ty pilnuj wina - odparła Spring,
otwierając szeroko drzwi swego przestronnego apar
tamentu w zachodniej dzielnicy Little Rock. Potem
zagadała czule do małej łaciatej kotki, która wybiegła
jej na spotkanie, i wreszcie ustawiła pudło z aromaty
czną, ciepłą pizzą na okrągłym dębowym stole. Drob
na, czarnowłosa Kelsey śmiała się, próbując utrzymać
w rękach butelkę wina, pokaźnych rozmiarów torebkę
i paczkę w kolorowym papierze.
- Trzymaj wino, bo upuszczę - krzyknęła.
Spring chwyciła butelkę w ostatnim momencie.
- Nie miałabyś tych problemów, gdybyś nie upiera
ła się przy kupnie torebki wielkiej jak szuflada biurka
- zauważyła.
- Wypchaj się - powiedziała Kelsey. - To, że je
steś starsza, nie upoważnia cię do prawienia mi
morałów.
124 • WIOSNA
- Nie jestem tak wiele starsza. Dwa dni się nie liczą.
- Przykro mi - potrząsnęła głową przyjaciółka
- ale przez następne trzy dni ty będziesz miała dwa
dzieścia siedem lat, a ja tylko dwadzieścia sześć. Mam
zamiar podkreślać ten fakt przy każdej okazji.
- Spodziewałam się tego - odparła Spring, wyjmu
jąc z kredensu talerze i kieliszki.
Zadźwięczał dzwonek u drzwi. Spring zostawiła
nakrywanie stołu przyjaciółce i poszła otworzyć.
W progu stanęła sąsiadka, pani English, obładowana
paczkami.
- Spring, dostałaś dziś sporo prezentów - rzekła.
- Właśnie widzę - uśmiechnęła się Spring, odbiera
jąc od niej przesyłki. - Może wejdzie pani na chwilkę?
- Nie, dziękuję, złotko. Tom zaraz przyjdzie na
obiad. Wszystkiego dobrego z okazji urodzin.
- Dziękuję pani.
- O Boziu, ile prezentów - zachwycała się Kelsey.
- Jakie ładne, jakie duże!
- Nie mogę uwierzyć, że wszystkie przyszły właśnie
dziś - mówiła Spring ze zdziwieniem, oglądając pa
czki. Rodzina zawsze o niej pamięta, myślała roz
czulona.
- Nie masz zamiaru ich otworzyć? - dopytywała
się niecierpliwie Kelsey.
- Po kolacji - odparła Spring. - Pizza nam wys
tygnie.
Kelsey, wzdychając, sięgnęła po talerz.
- Nie wiem, jak możesz wytrzymać. Ja bym je
otworzyła natychmiast.
- Tak, ty nigdy nie umiałaś czekać na przyjem
ność - powiedziała pobłażliwie Spring, siadając do
stołu.
WIOSNA • 1 2 5
- Zawsze musisz mieć ostatnie słowo - mruknęła
pod nosem jej żywa, energiczna przyjaciółka. - Po
winnaś być psychologiem, a nie optykiem.
„Psychologiem"! -już samo to słowo sprawiło, że
Spring drgnęła.
- Jedz pizzę, Kelsey.
Spring gawędziła wesoło w czasie kolacji, bo już
nabrała wprawy w ukrywaniu swych uczuć. Rozma
wiały o biurze, o pracy społecznej, której się podjęła
Spring w lokalnym ośrodku dla trudnej młodzieży,
oraz o przystojnym, młodym człowieku, z którym
Kelsey się umawiała.
Spring wspominała swe siostry i wizytę w Kalifo
rnii, ale nie napomknęła ani słowem o wysokim,
złotowłosym mężczyźnie z niebieskimi oczami, któ
rego tam poznała. Imię Claya ani razu nie padło
z jej ust.
- Nie wiem, jak ty możesz podołać takiej ilości
roboty - powiedziała w pewnej chwili Kelsey, sącząc
wino. - Zawsze byłaś pracoholiczką, ale teraz pracu
jesz bez chwili przerwy. Zaczynam się o ciebie martwić.
Spring zmusiła się do uśmiechu.
- Dlaczego, na litość boską, miałabyś się o mnie
martwić? Nic mi nie jest.
Kelsey wlepiła w Spring swe aksamitne brązowe
oczy, bacznie ją obserwując.
- Nie wiem, jak to określić, ale coś się w tobie
zmieniło od czasu wizyty u siostry. Jesteś pewna, że nie
chcesz o tym porozmawiać?
- Kelsey, odkąd to stałaś się taka opiekuńcza?
Czyżbyś sądziła, że nie potrafię o siebie zadbać?
I aby odwrócić jej uwagę, Spring zajęła się stosem
prezentów.
126 • WIOSNA
- Nie wiem jak ty - dodała - ale ja jestem już
gotowa do ich rozpakowania.
- Czasami jesteś nieznośna, Spring Reed - oznaj
miła Kelsey.
- Najpierw otworzę prezent od ciebie - orzekła
Spring, sięgając po kolorowy karton, i rozwinęła
wstążkę. Wewnątrz była powiewna nocna koszula
w pastelowych barwach, wykończona koronką.
- Kelsey, jaka śliczna! Dziękuję ci.
- Będzie ci w niej świetnie. Ma to być bodziec,
żebyś sobie znalazła kogoś specjalnego, dla kogo
warto taką koszulę włożyć.
Teraz Spring zaczęła otwierać pudełko, które na
desłano z Florydy. Myślała przy tym, że dobrze się
składa, iż lubi nosić ładną bieliznę dla siebie samej,
bo nic nie wskazuje na to, aby miała okazję włożyć
ją dla jakiegoś mężczyzny. Niecierpliwie rozdarła
papier na prezencie od Autumn i oto ukazało się
plastykowe pudełko pełne narzędzi do majsterkowa
nia: młotek, śrubokręty, obcęgi, klucze i miarki. Jakie
to typowe dla Autumn, że uznała to wszystko za
niezbędne również dla kobiety.
- Bardzo przydatne - stwierdziła Spring.
- Musiałaś chyba jej powiedzieć, że zamierzasz
kupić dom. Wtedy nie będziesz miała administratora,
który zająłby się naprawami.
- Rzeczywiście rozmawiałam z nią o tym. Zgodziła
się, że byłaby to dobra inwestycja.
Kelsey rozejrzała się po różowo-kremowym apar
tamencie Spring, pełnym wiktoriańskich antyków i ich
świetnych kopii.
- Nie wiem, jak możesz nawet myśleć o wyniesieniu
się z tego mieszkania - westchnęła. - Jest takie pięk-
WIOSNA • 1 2 7
ne, a poza tym nie musisz się kłopotać hydrauliką,
obłażącą farbą lub strzyżeniem trawników.
Spring wzruszyła ramionami.
- Mnie się tu też podoba, ale zawsze chciałam mieć
własny dom. Nie pytaj dlaczego, bo sama nie wiem.
Poza tym te meble są przecież moje i zabrałabym je do
nowego domu.
- To prawda. Otwórz szybko następną paczkę.
Ubawiona jej dziecinnym podnieceniem Spring
sięgnęła po duże płaskie pudło, zerwała papier i kilka
warstw bibułki. Poczuła, że braknie jej tchu.
Wewnątrz był obraz. Ten sam, którym się tak
zachwyciła w jednej z galerii w Sausalito, przed
stawiający uroczy wiktoriański dom w otoczeniu kwia
tów. W tle widać było Zatokę San Francisco.
Och, Summer, dlaczego?!
- Spring, jaki piękny! Będzie świetnie pasował do
twoich mebli. Popatrz, jak wspaniale jest namalowany
każdy detal... Spring, o co chodzi? Czy ci się nie podoba?
Spring odchrząknęła i poprawiła okulary na nosie.
- Oczywiście, że mi się podoba - uśmiechnęła się
blado. - Zobaczyłam go w galerii sztuki w Sausalito
i zakochałam się w nim. Wzruszyło mnie, że Summer
i Derek kupili go dla mnie.
- Aha.
Kelsey zmarszczyła czoło w zamyśleniu, najwyraź
niej podejrzewając, że nie usłyszała całej prawdy.
Spring nie płakała od powrotu z Kalifornii, gdyż jej
ból był zbyt głęboki, aby ukoiły go łzy. Teraz też nie
mogła sobie pozwolić na płacz. Sięgnęła więc po
następną paczuszkę, potrząsając głową i rozpakowu
jąc ją prawie obojętnie, jakby urodzinowe prezenty
przestały Spring interesować.
1 2 8 • WIOSNA
- Och!
Wewnątrz była delikatna, złota bransoletka - wy
kwintny drobiazg, rzeźbiony w antyczny wzór z pta
ków i kwiatów. Piękna stara robota zdradzała, że
pochodziła z wczesnych lat ubiegłego stulecia. Paso
wała idealnie na jej rękę. Czyżby to był prezent od
rodziców? Wyjęła maleńką karteczkę leżącą na dnie
pudełka, przeczytała ją i upuściła ze stłumionym
okrzykiem.
„Wszystkiego najlepszego, słodka Spring".
- Nie, nie! - szeptała, zamykając piekące od po
wstrzymywanych łez oczy. - Och, Clay, dlaczego to
zrobiłeś?
Tak bardzo starała się o nim nie myśleć. Pracowała,
zajmowała się wszystkim, aby tylko nie mieć wolnej
chwili. I udawało się... przynajmniej w dzień. Tylko
nocami prześladowały ją wspomnienia. Bezsenne noce
były pełne jego jasnych oczu, wesołego śmiechu lub
łagodnych leniwych spojrzeń i lśniących złotych włosów.
W marzeniach widziała się w jego ramionach, przytuloną
do mocno bijącego serca, gdy kochał ją z namiętną
czułością, większą, niż mogła sobie wyobrazić. A potem
otwierała oczy i była sama. Ale nie płakała.
Ciągle nie mogła sobie darować kłótni. Niepotrzeb
nie powiedzieli tyle bolesnych rzeczy. Miała nadzieję,
że on jej to kiedyś wybaczy, tak jak ona mu przebaczy
ła już teraz. Ale ból pozostał.
Czy kiedykolwiek upora się z tym uczuciem na tyle,
aby myśleć o Clayu bez emocji? Czy nadejdzie czas,
gdy na widok wysokiego blondyna serce nie będzie
zamierało jej w piersi? Czy to możliwe, że będzie
pogodnie wspominać zabawne momenty, które razem
przeżyli?
WIOSNA • 1 2 9
Próbowała. Bóg świadkiem, że próbowała, lecz
ciągle go kocha i pewnie nigdy nie przestanie.
- Spring! Spring, czy dobrze się czujesz?
Spring otworzyła oczy i stwierdziła, że jej przyjació
łka stoi obok i wpatruje się w nią z niepokojem.
- To nic... nic mi nie jest, wszystko w porządku.
- Zakryła twarz rękami, nie mając siły dalej kłamać.
- Nie, nieprawda. Nic nie jest w porządku - szepnęła
i wreszcie łzy popłynęły strumieniem.
- Tylko mężczyzna może być powodem takiego
cierpienia - zawyrokowała Kelsey, kładąc jej uspoka
jająco rękę na ramieniu. - Mówię to z własnego
doświadczenia. Kto to jest, Spring? To nie Roger,
prawda? Nigdy się nim tak nie przejmowałaś.
- Nie, nie Roger - potrząsnęła głową Spring i od
jęła ręce od twarzy.
- Czy teraz możesz mi o nim opowiedzieć?
- Nazywa się Clay McEntire. Jak go opisać?
Jest wysokim blondynem, ma błękitńozielone oczy
i piękny uśmiech. Jest psychologiem i pracuje jako
doradca do spraw młodzieży w szkołach średnich.
Kocha dzieci i bardzo przejmuje się ich problema
mi. Ubiera się ekscentrycznie i lubi dowcipkować.
Jest bardzo wylewny i spontaniczny. Przeżył swoje
jako młody chłopak, ale udało mu się z tego wyjść.
Czasem wpada w melancholijny nastrój... i powi
nien mieć okulary do czytania, choć chyba nie zdaje
sobie z tego sprawy - zakończyła ze szlochem. Ke
lsey wpatrywała się w nią z wyraźnym zdziwieniem.
- Wygląda na fascynującego człowieka... i jest
zupełnie inny od twoich dotychczasowych znajomych.
- Tak, zupełnie inny - zaśmiała się nieprzekonu
jąco Spring.
1 3 0 • WIOSNA
- Ale jesteś w nim zakochana.
- Szalenie i na zawsze.
- I co?
- I nic. On jest w San Francisco, a ja w Little Rock.
- Czy on jest w tobie zakochany?
- Nie wiem - odpowiedziała powoli Spring, obra
cając bransoletkę w palcach. - Po prostu nie wiem.
Były takie momenty, kiedy sądziłam, że jest. Kiedy
on... gdy my... Gdy sprawiał, że czułam się kimś
wyjątkowym i ważnym. Ale nie wiem, może on tak
traktuje wszystkie kobiety.
- A więc to dlatego tak się zapracowywałaś po
powrocie z Kalifornii. - Kelsey pokiwała głową.
- Wierzyć mi się nie chce, że do tej pory nic mi o nim
nie wspomniałaś.
- Nie mogłam o tym mówić. To ciągle jest zbyt
bolesne.
- Jak myślisz, co oznacza ta bransoletka?
- Nie wiem. Może przeprosiny za kłótnię przed
moim wyjazdem.
- Masz zamiar ją zatrzymać?
- Nie myślałam jeszcze o tym. Oczywiście, najlepiej
byłoby ją zwrócić. W końcu to dość drogi prezent,
a przypominałby mi chwile, o których jak najszybciej
powinnam zapomnieć.
Palce Spring zacisnęły się na złotym kółeczku, jakby
sprzeciwiały się jej słowom. Clay wybrał to dla niej.
Odesłanie byłoby jakby powtórnym rozstaniem.
- Nie wiem, czy ją odeślę.
- Kiedy chodzi o tego faceta, nie wiesz zbyt dużo,
prawda, Spring? - powiedziała Kelsey ze współczują
cym uśmiechem. - Mnie się wydaje, że powinnaś
zatrzymać bransoletkę.
WIOSNA • 1 3 1
- Tak sądzisz? Dlaczego?
- Ponieważ on wyraźnie życzył sobie, żebyś ją
miała. I ponieważ wydaje mi się, że to wspaniały
człowiek.
- Tak, to prawda. - Spring otarła oczy. - Och,
Kelsey, on jest naprawdę wspaniały.
- Powiem ci, co zrobimy. - Kelsey zerwała się na
równe nogi. - Zrobimy sobie ucztę! Wyciągniemy
z twoich szafek wszystko, co najbardziej tuczące,
polejemy bitą śmietaną i objemy się jak prosięta.
W tym czasie opowiesz mi z detalami o pobycie
w Kalifornii, ale tym razem nie będziesz opuszczała
nazwiska McEntire, słyszysz?
- Och, Kelsey, nie sądzę...
- Spring, uwierz mi. To ci tylko pomoże. Jeśli
z siebie tego nie wyrzucisz, będzie w tobie tkwiło jak
zadra.
Spring uśmiechnęła się, czując, że istotnie jej nastrój
się poprawia. Kelsey zawsze miała na nią taki wpływ,
już od czasu, gdy jako małe dziewczynki chodziły
razem do kościoła. Gdy po latach Spring ukończyła
college, Kelsey porzuciła swą ówczesną posadę, żeby
móc pracować u niej.
Tym razem Spring opowiedziała o romansie z Cla-
yem, nie opuszczając żadnych szczegółów. Od pierw
szego pocałunku aż do bolesnej sprzeczki w salonie
Andersonów ostatniego dnia. Wyrzuciła z siebie wszy
stko przed przyjaciółką, serdecznie jej współczującą,
ale jednocześnie bardzo zdziwioną. Kelsey miała rację.
Zwierzenia dobrze jej zrobiły.
- I na tym się sprawa kończy.
- Jakoś nie mam tego wrażenia - odparła Kelsey
zamyślona.
132 » WIOSNA
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie wydaje mi się, żeby to był koniec tej historii.
Z tego, co mi powiedziałaś, wynika, że Clay był tak
samo zaangażowany i jak ty. A teraz przysłał ci bran
soletkę. Nie sądzę, żeby ci pozwolił tak łatwo odejść.
- Pozwolił mi odejść? Kelsey, niewiele brakowało,
żeby mnie odwiózł na lotnisko i wrzucił do samolotu.
- Hm... zobaczymy.
- Mówię ci, że to koniec, Kelsey.
- Chcesz się założyć?
Spring zesztywniała.
- Nie, Kelsey, proszę cię. Zwierzyłam ci się, ale nie
mogę jeszcze z tego żartować.
Kelsey uśmiechnęła się niewinnie.
- Ja nie żartowałam, Spring.
Wkrótce Kelsey poszła do domu, gdyż następnego
dnia czekało je dużo pracy.
Spring powiesiła obraz od Summer i Derka na
honorowym miejscu w salonie, obiecując sobie, że
może kiedyś będzie mogła patrzeć na niego, nie
walcząc ze łzami. Schowała nocną koszulę od Kelsey
do szuflady komody, odniosła pudełko z narzędziami
od Autumn do schowka w kuchni i dopiero wtedy
zapięła na przegubie bransoletkę. Pasowała idealnie,
jakby była specjalnie dla niej wykonana. Przytuliła
rękę z bransoletką do policzka, przymknęła zapłakane
oczy i postanowiła, że nie odeśle jej Clayowi. Będzie ją
nosić codziennie i wspominać niezwykłego człowieka,
którego poznała w Kalifornii. Człowieka, który nau
czył ją miłości.
Telefon zadzwonił, gdy już miała kłaść się spać.
To Summer chciała osobiście dożyć jej urodzinowe
życzenia.
sip A43
WIOSNA • 133
- Obraz jest piękny - powiedziała z zachwytem
Spring. - Dziękuję ci, Summer.
- Bardzo się cieszę. Widziałam, że ci się podoba,
wtedy w galerii. Chciałam, żebyś go miała. Doskonale
do ciebie pasuje.
Może do niej pasuje, ale wywołuje ciągle nowe łzy.
- Co u ciebie, Summer? Jak się czuje Derek?
- U nas wszystko w porządku. Connie i Joel wzięli
ślub w zeszłym tygodniu. To była cicha ceremonia,
choć urocza. Connie i ja płakałyśmy cały czas. Derek
robił miny, jakby nas uważał za wariatki, ale złapałam
go na tym, że sam wycierał oczy. Oczywiście wypiera
się tego, ale ja widziałam wyraźnie.
- Bardzo się cieszę... z ich szczęścia - powiedziała
Spring łamiącym się głosem.
- Clay też był.
- Och!
- Rzadko go teraz widuję. Jest bardzo zajęty.
- Naprawdę?
- Spring, jesteś nieszczęśliwa, czuję to. Wiem, że on
też. Gdybyś mogła zobaczyć go w czasie ślubu. Był taki
smutny.
- Summer, on wie, gdzie mieszkam. Wie, jak się
można ze mną skontaktować. Gdyby się chciał ze mną
zobaczyć, mógłby zadzwonić.
- Myślę, że przeraził się uczuć, jakie w nim wzbu
dziłaś.
- Powiedzmy. Jakakolwiek jest tego przyczyna, to
przecież on zakończył naszą znajomość. Ja za nim biegać
nie będę. Nie mogę. I proszę cię, Summer, nie mów mu nic.
- Nie powiem. Zresztą on mi nie pozwoli. Tak jak
ty, nie chce rozmawiać na ten temat. Bardzo mi przy
kro, Spring.
134 • WIOSNA
- I mnie też. Ale jakoś to zniosę. I z czasem zapomnę.
- Jeszcze raz wszystkiego dobrego w dniu urodzin,
siostrzyczko.
- Dziękuję, że zadzwoniłaś.
Spring odłożyła słuchawkę i zakryła rękami twarz,
po której spływały łzy.
„Wszystkiego najlepszego, słodka Spring".
To nie był udany dzień.
Było gorąco i bardzo wilgotno nawet jak na czerwiec,
a na domiar złego klimatyzacja w gabinecie Spring nie
działała. Wezwano pośpiesznie montera, ale jeszcze się
nie pojawił. Z powodu pewnej pacjentki, która uparła
się, żeby opowiedzieć jej historię swojej choroby, Spring
była bardzo spóźniona. Zgrzani pacjenci tłoczyli się
w poczekalni, jakieś dziecko płakało, a telefon dzwonił
bez przerwy. Kelsey w pośpiechu odbierała telefony
i zapisywała pacjentów. Andi, asystentka Spring, biega
ła z pokoju do pokoju, a Spring traciła czas na
przekonywanie jakiejś młodej próżnej damulki, że nie
potrzebuje szkieł kontaktowych. Wreszcie pacjentka
wyszła, niezadowolona, oznajmiając, że zasięgnie jesz
cze opinii innych okulistów.
- Znajdzie wreszcie kogoś, kto jej przepisze szkła
kontaktowe - stwierdziła Andi.
- Wiem. I będzie tego żałować - westchnęła Spring,
odgarniając z czoła niesforny kosmyk. - Czy monter
już przyszedł? - spytała.
- Tak, przed chwilą. Kelsey zaprowadziła go do
kompresora i zapowiedziała, że przykuje go łańcuchem,
jeśli wentylacja nie będzie działać za pół godziny.
- To do niej podobne - zaśmiała się Spring. - Ilu
jeszcze mamy pacjentów?
WIOSNA • 135
Andi zajrzała do spisu.
- Pani Gray jest w jedynce. Potrzebuje nowych
okularów do czytania. Przed chwilą wprowadziłam
Danny'ego Gipsona do dwójki. Jego okulary są goto
we, trzeba je tylko dopasować. I jeszcze jedna pani
w poczekalni, która uskarża się na bóle głowy. Aha,
jest jeszcze jedno zgłoszenie, ale ten pan dotąd się nie
zjawił.
- Jak przyjdzie później, to nie będzie musiał czekać
w tym upale. Czy masz kartę pani Gray?
Pół godziny później Spring usiadła z pogodną miną
naprzeciwko siedmiolatka, który uśmiechał się do niej,
pokazując szczerby w przednich zębach. Piegowatą
twarzyczkę zdobiły stylowe okulary, przez które jego
zielone oczy błyszczały radością.
- Dobrze przez nie widzę, pani doktor - poinfor
mował ją.
- To wspaniale, Danny. Założę się, że teraz nie
będziesz się bał biegać i zagrasz w niejednym meczu.
Zachichotał zadowolony.
- Może, kiedyś. Bardzo się ucieszyłem, kiedy się
okazało, że nie jestem kretynem, tylko ślepym.
Spring z czułością zwichrzyła jego jasną czuprynkę.
- Nie jesteś ślepy, Danny. Jesteś tylko krótko
widzem, co, jak widzisz, zdarza się również innym
- powiedziała, dotykając własnych okularów.
- Czy mogę już iść, pani doktor?
- Tak, możesz. A gdzie się śpieszysz?
- Muszę zbić Bobby'ego.
- Zbić Bobby'ego? A za co?
- Bo mnie przezywa Cztery Oczy - odparł zado
wolony. - Do widzenia, pani doktor - zakończył,
zsuwając się z fotela.
1 3 6 WIOSNA
- Nie stłucz okularów! - wołała za nim Spring.
Miała przeczucie, że chłopiec będzie u niej częstym
gościem.
Monter dokonał cudu przez ten czas i w gabinecie
zrobiło się chłodniej. Spring odetchnęła z ulgą, gdy
weszła do recepcji, odprawiwszy przedostatnią zapisa
ną osobę.
- Czy nasz ostatni pacjent już przyszedł? - zwróci
ła się do Andi.
- Tak, jest w dwójce. - Andi wzniosła oczy w górę.
- To nie byle kto! Kelsey już dała mu swój domowy
telefon.
Spring westchnęła i poprawiła okulary na nosie.
- Co ja mam zrobić, żeby przestała uganiać się za
moimi pacjentami? - zapytała żartobliwie, wiedząc, że
Kelsey ogranicza się do niewinnego flirtu. - Jak on się
nazywa?
- Pan Crowe - odczytała Andi. - Ubrany trochę
zbyt krzykliwie, ale jest atrakcyjny. Sama pani zo
baczy. Czy mam pani pomóc?
- Myślę, że dam sobie radę. Dziękuję.
Zanim udała się do gabinetu, Spring przejrzała
się w lustrze. Włosy miała upięte na czubku głowy,
lecz pojedyncze kosmyki wymykały się z węzła
i skręcały od wilgotnego powietrza. Po makijażu nie
było prawie śladu, a biały lekarski fartuch, który
nosiła na bawełnianej sukience w kolorze śliwki,
pogniótł się tu i ówdzie. Ciężki dzień odbił się rze
czywiście na moim wyglądzie, pomyślała z melan
cholijnym uśmiechem. Całe szczęście, że nie obcho
dzą jej już przystojni mężczyźni. Kelsey może go
sobie wziąć.
WIOSNA • 1 3 7
Przywołując na twarz swój zawodowy uśmiech,
energicznym krokiem weszła do środka i zamarła tuż
za progiem, widząc, kto siedzi w fotelu dla pacjentów.
- Wielki Boże!
- Taka czołobitność nie jest konieczna - rzekł
z godnością mężczyzna, przyglądając się jej turkuso
wymi oczami. - Możesz mi mówić Clay.
Na jaskrawoniebieskim podkoszulku miał kretonową
koszulę w tropikalny wzór, najdzikszy, jaki kiedykolwiek
widziała: w wielkie papugi i kwitnące oleandry, wszystko
w tonacji czerwono-żółto-niebieskiej. Strój uzupełniały
czerwone spodnie i czerwone, płócienne pantofle. Na
wysokości kolana prawej nogi z niewiadomego powodu
zawiązał żółtą chustę. Wyglądał cudownie. Dokładnie
tak, jak go pamiętała, z wyjątkiem może delikatnych
zmarszczek koło oczu, głębszych niż dawniej, które
sprawiały, że zaczynał wyglądać na swoje lata.
- Co ty tu robisz, Clay?
- Przyjechałem, żeby sobie zbadać wzrok - odparł
obojętnym tonem, rozpierając się w fotelu i przy
glądając z uwagą wyposażeniu gabinetu - naprawdę
umiesz się tym posługiwać?
- Przyjechałeś z San Francisco, aby zbadać sobie
wzrok? - zapytała sceptycznie.
- Te błękitne oczęta muszą mieć wszystko, co naj
lepsze - odparł, trzepocząc rzęsami i patrząc na nią
bezczelnie.
Spring stała, zaciskając dłonie, nie wiedząc, czy
uciec jak najdalej, aby uchronić się przed dalszymi
cierpieniami, czy rzucić mu się na szyję, przykuć go
łańcuchami do siebie, aż się nim nasyci. Co mogłoby
się stać za jakieś pięćdziesiąt lat.
1 3 8 • WIOSNA
- A więc studiowałaś optykę w college' u w Mem
phis - stwierdził Clay, odczytując te informacje z dyp
lomu zawieszonego na ścianie.
- Tak. Słuchaj, Clay...
- Widzisz, przeczytałem bez trudu.
Spring stała w miejscu jak wmurowana, zwilżając
wyschnięte z emocji wargi. Nie zapyta go więcej, po co
przyjechał. Clay przyjrzał się jej, uśmiechnął i wyciąg
nął do niej rękę.
- Chodź tutaj.
Przefrunęła przez pokój, wpadła w jego objęcia,
a on ją całował do utraty tchu. Łzy płynęły jej
z oczu, jego twarz też była podejrzanie wilgotna.
Miedzy pocałunkami przepraszali się wzajemnie.
- Spring, wybacz mi.
- Och, Clay, jak mogłam tak powiedzieć...
- Boże, jak ja tęskniłem za tobą...
- I ja tęskniłam. A ty... naprawdę masz wiele
godności.
- Przepraszam, że nazwałem cię snobką.
Spring zmarszczyła czoło.
- Nie nazwałeś mnie snobką.
- Nie?
- Nie.
- O! - Pocałował ją znowu. - W takim razie prze
praszam cię, że myślałem, iż nazwałem cię snobką.
Spring ujęła jego twarz w dłonie.
- Clay, powiedz, dlaczego przyjechałeś?
- Żeby zbadać sobie wzrok. I zobaczyć się
z tobą.
Roześmiała się, szczęśliwa, jakby ostatnich trzech
miesięcy wcale nie było.
- Naprawdę chcesz, żebym ci zbadała wzrok?
WIOSNA • 1 3 9
- No chyba. Możesz mi to załatwić, co?
- Mogę. - Pochyliła się, obejmując go i całując
gorąco.
- Pam doktor... o, przepraszam!
Z rumieńcem zażenowania Spring odwróciła się
do Andi.
- O co chodzi, Andi?
- Telefon do pani.
Czując, że Clay trzęsie się od tłumionego śmiechu,
Spring zsunęła się z jego kolan.
- Dobrze, zaraz odbiorę - rzekła i zwróciła się do
Claya. - A potem zbadam ci wzrok. Dawno chciałam
to zrobić. Właściwie od chwili, gdy zobaczyłam, że
czytasz program teatralny, jakbyś grał na puzonie. ,
Clay zmarszczył brwi.
- Chyba nie masz zamiaru wsadzić mi na nos oku
larów?
- Zobaczymy - odparła tajemniczo, wychodząc
z pokoju.
- Może chcesz, żebym zabawiła twojego pacjenta,
gdy będziesz rozmawiać? - zapytała Kelsey, gdy
Spring dotarła do jej biurka.
- Czy rzeczywiście dałaś mu swój domowy numer?
- odpowiedziała pytaniem Spring, zasłaniając ręką
słuchawkę.
- Oczywiście! Jest wspaniały, nie uważasz?
Spring spojrzała na nią surowo.
- W takim razie masz zmienić numer swego telefo
nu. I to natychmiast.
Kelsey parsknęła śmiechem.
- Czyżby to znaczyło, że już skreśliłaś tego faceta
z Kalifornii? Tego Claya?
- To jest właśnie Clay z Kalifornii.
1 4 0 • WIOSNA
Kelsey otworzyła szeroko usta.
- To on! Nie żartujesz? - A gdy Spring kiwnęła
głową z promiennym uśmiechem, dodała: - Co za
pech! Zakochuję się od pierwszego wejrzenia w facecie,
by się dowiedzieć, że jest już zajęty.
Spring odetchnęła głęboko, aby uspokoić rozdygo
tane serce i przybrała profesjonalny ton, chociaż
chciało jej się śpiewać z radości.
Clay do niej przyjechał!
ROZDZIAŁ
10
- Spring, jesteś pewna, że są mi potrzebne okulary?
- Mówiłam ci, to tylko do czytania. Nie bę
dziesz tak wysilał oczu przy papierkowej robocie
w szkole.
- A co mi dolega?
Spring uśmiechnęła się pobłażliwie, otwierając
drzwi do swego mieszkania.
- Jesteś dalekowidzem i masz niewielki astygma-
tyzm.
Otworzywszy drzwi, poczuła ściskanie w dołku na
myśl, że zaraz znajdzie się sam na sam z Clayem, po raz
pierwszy od trzech miesięcy.
- Wiem, ale... okulary! Już słyszę, jak będą się ze
mnie śmiać.
Przypominał jej Danny'ego, gotowego zbić kolegę
za przezywanie.
Roześmiała się głośno.
- Na pewno by się śmiali, gdybym ci pozwoliła
wziąć te okulary, które przymierzałeś. Wyglądałbyś
jak Elton John wystrojony na koncert.
- Przecież je tutaj sprzedajesz.
- Tak, ale nigdy nie proponuję ich dorosłym.
Najwyżej nastolatkom o najbardziej ekscentrycznych
gustach.
1 4 2 • WIOSNA
- Czyli do mnie pasują tylko pod jednym wzglę
dem.
Rozglądał się po salonie, do którego wprowadziła
go Spring. Jego wzrok zatrzymał się na pięknym stole
w stylu Ludwika Filipa. Podszedł do niego i musnął
palcem gładki blat.
- Musisz być bardzo dobra w swoim zawodzie, a na
pewno bardzo dokładna.
- Badanie nie zawsze zabiera mi tyle czasu. Bo też
moi pacjenci nie sadzają sobie mnie na kolanach i nie
szczypią mnie, gdy im zaglądam do oczu.
Uśmiechnął się szeroko.
- Muszę przyznać, że dawno już żadne badanie nie
sprawiło mi takiej przyjemności. - Znowu rozejrzał się
dookoła. - Bardzo tu ładnie. Bardzo.
Spring uśmiechnęła się, zadowolona z pochwały.
- Tak mi się zdawało, że ci się spodoba.
- To dziwne, prawda? Właściwie mógłby to być
mój pokój.
Rzucił jej gorące spojrzenie, a potem wskazał obraz
nad kominkiem.
- Towarzyszyłem Summer, kiedy go kupowała. Mó
wiła, że widziałaś ten obraz i że się nim zachwycałaś.
- Tak. - Nie powiedziała, że wiele razy płakała
patrząc na dom namalowany na obrazie. - Jeszcze ci
nie podziękowałam za bransoletkę.
- Ależ tak. Przysłałaś mi elegancki bilecik, dzięku
jąc mi i pisząc, że nie powinienem był tego robić.
Nie otrzymała odpowiedzi na ten liścik. Teraz Clay
ujął ją za rękę, podniósł do góry i przyglądał się
klejnotowi na jej szczupłym nadgarstku.
- Dziękuję, że jej nie odesłałaś. Bardzo chciałem,
żebyś ją miała.
WIOSNA • 143
- Dlaczego? - zapytała prawie szeptem.
Dotknął wargami zagłębienia dłoni.
- Chciałem, żebyś ją nosiła i wspominała mnie od
czasu do czasu.
- Do tego nie potrzebowałam bransoletki.
- Naprawdę, moja słodka Spring? - zapytał, przy
ciągając ją do siebie i opasując ramionami jej talię.
- Tak - odparła szeptem.
- To dobrze - mruknął, wtulając twarz w jej włosy.
- Bo ja nie przestałem o tobie myśleć od czasu twego
wyjazdu. Ani tęsknić za tobą. I pragnąć cię.
- Och, Clay! - Jej ramiona same uniosły się do
góry i objęły go za szyję.
Clay z jękiem zamknął ją w uścisku tak żarliwym,
jakby już nigdy nie miał jej puścić. Modliła się,
żeby tak było.
- Spring, tak wiele mam ci do powiedzenia, ale w tej
chwili mogę myśleć tylko o jednym. Żeby być z tobą.
Boże, jak długo cię nie było!
- Dobrze, Clay, możemy porozmawiać później.
Drżąc z niecierpliwości, obsypała pocałunkami jego
twarz, szyję, włosy. Clay jedną ręką zdjął jej okulary
i położył obok, na stoliku, a drugą wyjął szpilki
z włosów.
- Znowu nosisz upięte włosy - narzekał.
- Nie było dla kogo ich rozpuszczać. - Potrząsnęła
głową tak, że opadły i rozsypały się wokół twarzy i na
ramionach.
Wziął ją na ręce jak dziecko i okręcił się wokoło,
całując ją.
- Gdzie jest sypialnia? - zapytał.
- Na górze. Pierwsze drzwi na lewo - odparła,
układając się wygodnie w jego ramionach.
1 4 4 • WIOSNA
- Za daleko.
Osunął się razem z nią na dywan, nie przestając jej
całować. Zanim skończył się pocałunek, zdążył rozpiąć
jej sukienkę. Po chwili leżeli nadzy na podłodze.
- Chodź do mnie - rzekł i pociągnął ją na siebie.
Przylgnęła do niego całym ciałem, a jej długie włosy
zasłaniały im twarze.
- To mi było potrzebne jak powietrze - szepnął,
pieszcząc ją.
Spring pochyliła głowę i drażniła wargami jego
usta. Jego gorące, naprężone, gotowe do miłości ciało
budziło w niej rozkosz i pulsujące pragnienia. Z Cla-
yem stawała się inną kobietą, namiętną i lekkomyślną.
Uwielbiała wszystko, co z nią robił. Kochała go, ale nie
była gotowa do wyznania miłości. Nie wcześniej, aż on
zdradzi się z własnymi uczuciami.
Boże, jak ją kochał! Przyciągnął ją do siebie, wtopił
się w nią, jakby chciał nadrabiać stracony czas. Jak
bardzo brakowało mu bliskości Spring. Była taka
cudowna.
- Kochaj mnie, Clay. Proszę, kochaj mnie.
- Będę, Spring. Natychmiast. Kocham cię tak
bardzo.
Jednym ruchem złączył się z nią, a kiedy go
przyjmowała, wydał z siebie jęk rozkoszy. Chciał
dochodzić powoli do szczytu, upewnić się, że Spring
przeżyje rozkosz przed nim. Poczuł głęboką satysfak
cję, gdy zaczęła dygotać i wykrzykiwać coś łamiącym
się głosem. Wtedy dopiero zwiększył tempo, zesztyw
niał na moment, a potem z jej imieniem na ustach
opadł na nią. Chwilę później przekręcił się, aby
uwolnić ją od swego ciężaru, ale nie wypuścił jej
z objęć. Nigdy już nie puści jej od siebie.
WIOSNA • 1 4 5
Spring odetchnęła głęboko, starając się uspokoić
bicie serca. Trudno jej było uwierzyć, że jest poniedzia
łek, zwykły dzień pracy, a ona leży na dywanie we
własnym salonie. W obecności Claya traciła poczucie
rzeczywistości i czasu. Jakby już była w raju. A może
rzeczywiście jest?
Objęła go i przyciągnęła do siebie.
- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś. Boję
się, że zbudzę się ze snu i znów cię nie będzie.
- Nie, kochanie. Jestem tu. Sam nie mogę uwierzyć,
że tak długo wytrzymałem z dala od ciebie.
Miała ochotę spytać go o powód, ale bała się, że
popsuje nastrój tej chwili.
- Przepraszam cię, Spring - powiedział nagle Clay.
- Przepraszam za to, co zaszło między nami w Ka
lifornii. Byłem rozdrażniony i szukałem okazji do
kłótni.
- W porządku. Przyjmuję przeprosiny. Ja też cię
przepraszam i nie mówmy już o tym.
Pokręcił przecząco głową i pomógł jej usiąść obok
siebie na dywanie.
- Nie, Spring. Nie traktuj tego tak lekko. Powinniś
my porozmawiać.
- Może masz rację - westchnęła. - Ale wracam do
tego niechętnie. Było tak przyjemnie do tej pory.
- Nie będziemy się znowu kłócić. Obiecuję. Chcę ci
tylko wyjaśnić pewne sprawy.
- Zgoda - rzekła Spring, sięgając po bluzkę. - Po
rozmawiajmy.
- Co ty robisz? - Powstrzymał jej rękę.
- Ubieram się.
- Nie rób tego. Wyglądasz tak pięknie.
- Dziwnie się czuję, siedząc bez ubrania.
1 4 6 • WIOSNA
- Przyzwyczaisz się do tego i do wielu innych rzeczy
- uśmiechnął się łobuzersko. - Mam nadzieję, że już
nie uważasz, że jestem śmiesznie ubrany. Moja męska
duma byłaby naprawdę dotknięta.
Roześmiała się, jak się spodziewał, i pokręciła
przecząco głową.
- Jesteś bardzo przystojnym mężczyzną, Clay. Eg
zemplarz okazowy. No, może prawie okazowy. Masz
bliznę na brzuchu, ale to też mi się podoba. A skąd
ją masz?
- Od ciosu nożem.
- Ktoś cię zaatakował nożem? - spytała wstrząś
nięta. - Czy to któryś z twoich chłopców?
- Nie. To pozostałość bójki, w której brałem
udział, gdy miałem szesnaście lat. Wtedy ja też chodzi
łem z nożem, ale nie umiałem się nim tak dobrze
posługiwać jak inni.
- Och, Clay! - Pogłaskała go po policzku. Był taki
kochany i tyle miał w sobie pogody, że postanowiła nie
wracać w rozmowie do jego smutnej przeszłości.
Clay wziął ją za rękę i pocałował.
- Wspominałem ci o moim dzieciństwie, Spring.
Nie było szczęśliwe. Moi rodzice byli zimni i wymaga
jący. Nigdy ich nie mogłem zadowolić. Dla nich
pozory były wszystkim, a dla mnie niczym. Bardzo
chciałem ich kochać, tak jak każde dziecko pragnie
kochać rodziców, ale to ciągłe odrzucenie wywoływało
gniew. Byłem zły na nich, na całe otoczenie, i nawet na
siebie samego. Dlatego tak ostro zareagowałem tego
ostatniego wieczoru w Kalifornii.
- Ależ Clay, ja cię nie odrzucałam - zaprotestowa
ła Spring, usiłując go lepiej zrozumieć. - Wprost prze
ciwnie, kochałam cię.
WIOSNA • 1 4 7
- Czy nie rozumiesz, kochanie? Byłem taki zły,
ponieważ już wcześniej wiedziałem, co się stanie. To
głupie, przyznaj. Mówiłaś, że wracasz do domu, a ja
wiedząc, jak będę cierpiał, mściłem się zawczasu,
starając się zadać ci ból.
- Wpadłeś w furię, gdy wzięłam stronę rodziców
Tony'ego.
- To też pozostałość przeszłości - wyznał Clay.
- Kilkakrotnie sprowadzano mnie do domu za pomo
cą policji. To okropnie upokarzające, szczególnie gdy
trafisz na tępych policjantów, którym sprawia przyje
mność traktowanie cię jak śmiecia. Teraz współpracuję
z policjantami i szanuję wielu z nich, ale nie zapom
niałem tamtego doświadczenia.
- I dlatego identyfikowałeś się z Tonym.
- Tak. Oczywiście ty miałaś prawo do własnej
opinii. Powinienem ci wyjaśnić mój punkt widzenia,
zamiast wrzeszczeć. Przepraszam cię, Spring.
- Mnie też ogarniały mieszane uczucia - powie
działa Spring, wpatrując się w ich splecione dłonie.
- Ty wydawałeś mi się szczęśliwy i zadowolony ze swe
go życia. Bałam się, że nie pasuję do niego, bo nie po
ciągają mnie przygody, nie jestem impulsywna i otwar
ta jak Summer. Nie jestem tak piękna jak twoje dawne
przyjaciółki. Stawałeś się dla mnie coraz ważniejszy,
a jednocześnie byłam przkonana, że znajomość ze mną
potraktujesz jak przelotny flirt.
Clay znów uniósł jej dłoń do ust i ucałował smukłe
palce.
- Moja śliczna, fascynująca Spring. Dlaczego tak
nisko się oceniasz? Skąd to przekonanie, że nie jes
teś interesująca? Co mam zrobić, żebyś uwierzyła
w siebie?
1 4 8 • WIOSNA
- Przypuszczam, że tak jak u ciebie winna jest mo
ja przeszłość. Zawsze mnie porównywano do moich
wesołych, dowcipnych, pełnych życia sióstr. Gdy by
łyśmy małe, Summer coś odgrywała, zabawiała wszys
tkich swoimi tańcami, piosenkami i naśladowaniem
innych. Autumn była ślicznym, rudowłosym szkra
bem, który zadziwiał odwagą, energią i sportowymi
wyczynami. A o mnie mówiło się, że jestem spokojna,
nieśmiała i pilna. Matka opowiadała znajomym o tara
patach, w jakie wpadały Summer czy Autumn, niby
narzekając, ale najwyraźniej ją to bawiło. O mnie
mówiła tylko, że jestem dobrym dzieckiem. Nie sądzę,
by kochała mnie mniej niż moje siostry. Wiem, że mnie
kochała i była ze mnie dumna. Ale przywykłam do
tego, że przegrywam z moimi młodszymi siostra mi.
Nie miałam zresztą o to pretensji. Ja nie lubię być
w centrum uwagi. Wolę pozostawać trochę w cieniu.
- Moje śliczne biedactwo -mruczał czule Clay.
- Równie ciężko było ci zawsze być dobrą dziewczyn
ką, jak mnie złym chłopcem.
Spring uśmiechnęła się lekko.
- O, ja buntowałam się niekiedy na swój sposób.
Robiłam po cichu jakiś figiel i nigdy się do tego nie
przyznawałam. Posądzano wtedy Summer lub Au
tumn. A czasami przyjmowałam wyzwanie, kiedy nikt
się tego nie spodziewał. W ten sposób złamałam sobie
rękę, bo wdrapałam się na spróchniałe drzewo tylko
dlatego, że jeden z chłopców twierdził, że się na to nie
odważę. Moja rodzina przeżyła szok, a ja byłam
z siebie dosyć dumna.
- I tak samo przyjęłaś moją propozycję, kiedy
powiedziałem, żebyś się ubrała seksownie, gdy szliśmy
WIOSNA • 1 4 9
na przedstawienie do szkoły - przypomniał jej Clay
z uśmiechem uznania.
- Właśnie - przytaknęła. - Od kiedy opuściłam
rodzinny dom, żyłam jak nowoczesna, niezamężna
kobieta - powiedziała w zamyśleniu. - W moim życiu
nie było wielu mężczyzn, ale mimo to moja matka nie
zaakceptowałaby tego, co robię. Jest na pewno przeko
nana, że Autumn i ja wciąż jesteśmy dziewicami po
prostu dlatego, że nie wyszłysmy za mąż. Jest dosyć
staroświecka w wielu sprawach.
- A może nie doceniasz swojej matki?
- Nie - zaśmiała się Spring. - Jeśli nawet coś po
dejrzewa, nie przyzna się do tego nawet przed sobą.
Woli żyć w szczęśliwej nieświadomości - jak więk
szość matek.
- Pewnie będziesz taka sama wobec naszych...
wobec swoich dzieci - zająknął się Clay i nagle spowa
żniał. - Musimy porozmawiać o przyszłości, Spring.
- Co takiego? Jakiej przyszłości?
- To, co nas łączy, jest ciągle tak nowe, tak świeże
i tak cudownie piękne, że chciałbym się jeszcze tym roz
koszować, nim zrobimy następny krok. Musimy podjąć
pewne decyzje i wiele spraw przedyskutować. Lepiej
zrobić to za parę tygodni, jak dobrze się poznamy.
- Zgoda, pod jednym warunkiem: że zostaniesz
tutaj przez te parę tygodni.
- Jeśli mnie tylko zaprosisz - uśmiechnął się.
- Wziąłem urlop. Teraz moja kolej.
- Zapraszm cię - powiedziała z zapałem. - Ale nie
mogę opuszczać pracy. Mam wypełniony terminarz
i nie odwołam aż tylu wizyt.
- W porządku, Spring. Wcale tego nie oczekiwałem.
1 5 0 • WIOSNA
- Co będziesz robił przez tyle godzin? - zapytała
pełna obaw, że będzie się nudził.
- Mógłbym przyglądać się, jak pracujesz - drażnił się
z nią dobrodusznie. - Nie? W takim razie zabawię się
w turystę. Nigdy nie byłem w Arkansas. Może odnajdę
jakichś półnagich leśnych ludzi, jak dobrze poszukam?
Spring rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
- Ośmielasz się obrażać mój rodzinny stan?
Podniósł ręce do góry.
- To tylko żarty - rzekł. - Nigdy bym sobie na to
nie pozwolił.
- To dobrze - odparła ułagodzona. - Sam się
zdziwisz, co można znaleźć w Arkansas.
- Ja już znalazłem w Arkansas coś, co jest moim
największym życiowym odkryciem. Ciebie.
- Dziękuję - rozczuliła się Spring.
- Dni spędzone ze mną pozwolą ci się przekonać,co to
znaczy mieszkać razem - zauważył Clay półżartem.- Nie
należę do najspokojniejszych, wiesz o tym. A czasem
wpadam w melancholię, chociaż niezbyt często. Ale nie
rozrzucam brudnych skarpetek - dodał pyszałkowato.
- Bo w ogóle nie nosisz skarpetek - przypomniała
mu z niewinną miną.
- To prawda - speszył się trochę. - Może powinie
nem je kupić i nie rozrzucać ich, żeby udowodnić, że to
należy do moich zalet.
- Nie musisz. Chyba znajdą się jeszcze jakieś zalety,
jeśli dobrze poszukać.
Spojrzał na nią prowokująco.
- Żeby je znaleźć, musiałabyś siedzieć o wiele bliżej.
- Tak myślisz? - Uniosła brwi. - Wiesz, tu jest
chyba za ciemno na poszukiwania. W łazience jest
lepsze światło.
WIOSNA • 1 5 1
- W łazience? - Spojrzał na nią zaintrygowany.
- Aha. Chciałabym wziąć prysznic i... - pochyliła
się i spojrzała na niego spod rzęs - z przyjemnością
umyję ci plecy, Clay.
Oczy mu zabłysły z radości, że pamięta, jak przepo
wiadał, że kiedyś go o to poprosi.
Kąpiel zajęła im dużo czasu. Woda była już całkiem
zimna, gdy skończyli. W tym czasie zdążyli namydlić
się wzajemnie od stóp do głów, a Spring odkryła na
ciele Claya jeszcze dwie blizny. Natomiast Clay znalazł
na jej lewej piersi maleńki okrągły ślad po ospie.
Ucałował tę drobną skazę na jej urodzie i tak starannie
szukał następnej, że w końcu nie pamiętali już oboje,
od czego się zaczęło.
Wycierali się długo i starannie. Gdy skończyli,
Spring wzięła go za rękę i poprowadziła do sypialni.
Z odwagą, która była dla niej czymś nowym, a Claya
wprawiła w zachwyt - zachęciła go do oddania się
miłosnym igraszkom.
Wkrótce zasnęli, wyczerpani, ale bardzo szczęśliwi.
W środku nocy zrobili wypad do kuchni po kanapki,
a potem znów się kochali.
Clay zasnął prawie natychmiast, a Spring leżała
przez jakiś czas, myśląc o przyszłości. Gdy już po
stanowiła tak jak on cieszyć się chwilą i nie spieszyć się
z podejmowaniem decyzji, udało jej się zasnąć spokoj
nie w jego ramionach.
Spring, chcąc ułatwić Clayowi zwiedzanie Little
Rock i okolicy, zostawiła mu swój samochód i za
dzwoniła do Kelsey, aby ją podwiozła do pracy.
Wyszła z domu spóźniona, z włosami w lekkim
nieładzie i ustami nabrzmiałymi od pocałunków, ale jej
fiołkowe oczy błyszczały radością i szczęściem.
1 5 2 • WIOSNA
- Powiedziałabym, że miałaś bardzo interesującą noc
- zauważyła Kelsey, rzuciwszy okiem na przyjaciółkę.
Spring zarumieniła się i przygładziła dłonią włosy.
- Było bardzo... przyjemnie.
- Przyjemnie! - powtórzyła Kelsey z lekką pogar
dą, jak kiedyś Summer. - Oczywiście.
- No, dobrze, było fantastycznie. O co ci chodzi?
Czekasz na sprawozdanie?
Kelsey śmiejąc się, kiwnęła głową.
- Wybij to sobie z głowy! Nie mam zresztą czasu.
Pan Abernathy przyjdzie za niecały kwadrans - za
protestowała Spring.
- Hej, to ja czekałam na ciebie na parkingu całe
pięć minut, a nie ty na mnie.
- Wiem - odparła Spring z rumieńcem na twarzy.
- Czy poprosił cię o rękę?
- Pan Abernathy? - udawała tępą Spring.
Kelsey westchnęła głośno.
- Nie. Clay McEntire. Zrobił to?
- Nie.
- Powiedział, że cię kocha?
- W pewnym sensie.
- Co to znaczy „w pewnym sensie"?
- Kelsey, naprawdę nie mam czasu wchodzić
w szczegóły, a nawet nie wiem, czy mam na to ochotę.
To bardzo osobista sprawa.
Kelsey skinęła głową, skruszona.
- Wiem, ale nie mogę przestać się o ciebie martwić.
Ciągle pamiętam wyraz twojej twarzy, gdy otworzyłaś
prezent od niego. Byłaś załamana. Ten człowiek ma
nad tobą ogromną władzę.
- Kelsey, rozumiem, że troszczysz się o mnie, ale
naprawdę nie chcę teraz o tym mówić. Clay i ja
WIOSNA • 1 5 3
zgodziliśmy się spędzić trochę czasu razem, zanim
porozmawiamy o przyszłości. Sądzę, że to dobry
pomysł. Nie chcę robić niczego w pośpiechu i bez
zastanowienia, ale nie chcę również popsuć wszyst
kiego rozmyślaniem, co będzie lub czego nie będzie.
- Rozumiem - odparła Kelsey, choć bez przeko
nania. - Życzę ci szczęścia, Spring. Zasługujesz na to.
Zaparkowała samochód, a potem zwróciła się do
Spring z wesołym uśmiechem, jakby chciała poprawić
nastrój.
- Nawiasem mówiąc, mogę się nim zająć, gdybyś
wolała być sama przez jakiś czas. Możesz na mnie
liczyć.
- Nie wątpię - roześmiała się Spring. - Ale nie
masz szans, przykro mi. Nie wypuszczę go z rąk.
- Wcale się nie dziwię.
- Dziękuję, że się o mnie martwisz, Kelsey - za
kończyła rozmowę Spring i szybko wysiadła z samo
chodu.
Cały dzień starała się być zajęta, wiedząc, że bez
Claya czas będzie jej się dłużył. Miała nadzieję, że
zadzwoni do niej w ciągu ranka albo wpadnie w porze
lunchu, ale nie zrobił tego. Zastanawiała się, co się
z nim dzieje i jak mu się podoba jej rodzinne miasto.
I znów myślała, co będzie z nimi. Kochała Little Rock
i Arkansas, cieszyła ją praktyka, którą zdobyła, ale
jeszcze bardziej kochała Claya. Co ma zrobić, jeśli ją
poprosi, aby zostawiła to wszystko dla niego? Nie
będzie jej łatwo zaczynać od nowa. Drętwiała ze
strachu na samą myśl o tym. Czy zadowoliłaby ją
pozycja niepracującej żony, która prowadzi dom,
wychowuje dzieci i czeka cierpliwie cały dzień, aż mąż
1 5 4 • WIOSNA
wróci z pracy? Nie byłoby to takie złe... Nie! Byłoby
okropne! Włożyła wiele wysiłku w zdobycie dyplomu.
Kochała swoją pracę. Oszalałaby, nie mając nic do
roboty poza sprzątaniem i gotowaniem. Nawet gdyby
mieli dzieci, poszłyby przecież w końcu do szkoły. I co
wtedy?
Nie. Nie mogłaby na stałe zrezygnować z pracy.
Jeśli Clay zaproponuje jej wyjazd do Kalifornii - zro
bi to, ale postara się znaleźć sobie zajęcie w swoim
zawodzie. Może nie zdobędzie od razu własnej prak
tyki, ale mogłaby wejść z kimś w spółkę. Lubi San
Francisco, to piękne miasto. Ale bardzo będzie jej
brak Arkansas.
- Tęskniłem za tobą.
- Ja też. Co robiłeś przez cały dzień? - zapytała
Spring, przytulając się do Claya.
- Rozglądałem się. Poddawałem Little Rock eg
zaminowi. - Odsunął ją trochę od siebie, aby popa
trzeć na nią z zadowoleniem. - Czy wiesz, że w tym
mieście jest orkiestra symfoniczna, dwa zespoły opero
we, kilka teatralnych i jeden balet, kilka pól gol
fowych, hektary parków, ogród zoologiczny...
- Clay, ja to wszystko wiem! - Spring śmiejąc się,
położyła mu dłoń na ustach. - Spędziłam tu całe moje
życie. Dlaczego mi o tym mówisz?
- Popisuję się tym, czego się dziś dowiedziałem
- odparł, odsuwając jej dłoń. - To fascynujące mias
to. Izba Handlowa z wielkim zadowoleniem udzieliła
mi najróżniejszych informacji.
- Poszedłeś do Izby Handlowej?
- Oczywiście. To najlepsze miejsce, jeśli chcesz się
czegoś dowiedzieć o nieznanym mieście.
WIOSNA • 1 5 5
Dlaczego zadał sobie tyle trudu? - zastanawiała się,
ale jego usta wędrowały po jej szyi i rozpraszały uwagę.
- Co ty robisz, Clay?
- Nie domyślasz się? - odparł, rozpinając guziki jej
sukienki.
- A co z obiadem?
- Mogę poczekać. A ty?
- Ja jestem głodna, ale... nie chodzi mi o obiad.
Clay zaśmiał się cicho i wziął ją na ręce.
- Zdaje się, że obydwoje stracimy na wadze w ciągu
następnych paru tygodni.
- A więc będziemy tak szczupli, jak nakazuje moda
- odrzekła, obejmując go za szyję.
- Obiecuję dobrze cię nakarmić jeszcze dziś, ale
później - rzekł, niosąc ją do sypialni.
- Tak, dużo, dużo później - zgodziła się, gdy deli
katnie kładł ją na łóżko.
ROZDZIAŁ
11
- Hej!
- Chwileczkę, kochanie, daj mi skończyć ten ar
tykuł. Dotyczy pewnego psychologa, mieszkającego
tu, w Little Rock, który opracował nową, ciekawą
metodę postępowania z nastolatkami cierpiącymi na
zaburzenia emocjonalne.
Clay odsunął gazetę od oczu, aby lepiej skoncent
rować się na lekturze. Spring westchnęła i podeszła do
niego, wsuwając mu na nos nowe okulary.
- Teraz możesz skończyć ten artykuł - poinfor
mowała go, a potem wróciła na swój fotel i zagłębiła
się w czasopiśmie poświęconym optyce. Clay uśmie
chnął się przepraszająco i wrócił do lektury, prze
rzucając nogę przez poręcz fotela, który zaanektował
dla siebie, dokąd przyjechał do Little Rock. Spring po
chwili zapomniała o czytaniu, obserwując ukochane
go. Włosy miał w nieładzie, był boso, w jaskrawo-
-zielonej koszulce polo i niebiesko-fioletowo-zielo-
nych spodniach. Jej kotkę ułożył sobie wokoło szyi
jak szalik. Okulary w cieniutkich metalowych opraw
kach wcale go nie szpeciły. Nie mogła od niego
oderwać oczu.
Nigdy nie czuła się tak szczęśliwa. Zawsze jej się
wydawało, że będzie jej trudno przyzwyczaić się do
WIOSNA • 1 5 7
stałej obecności drugiej osoby w domu, ale w przypad
ku Claya okazało się to nadspodziewanie łatwe. Spring
bała się myśleć, jak będzie się czuła bez niego. W ciągu
czterech dni rozgościł się w jej życiu i sercu.
Spędzał czas, wałęsając się po okolicy i przyglądając
się wszystkiemu, co zwróciło jego uwagę. Wieczorami
pokazywał jej części miasta, których nie znała, mimo
że spędziła tu wiele lat. Właśnie poprzedniej nocy
popłynęli płaskodenną łodzią rzeką Arkansas, która
opływała Little Rock.
Clay zachwycał się zarówno rozwojem miasta i jego
nowoczesnością, jak i małomiasteczkową atmosferą
dawniejszej zabudowy. Z wielkim zainteresowaniem
mówił o reszcie stanu i miejscowościach, które chciał
by zwiedzić. Spring śmiejąc się, nazywała go nadgor
liwym turystą, ale zarezerwowała na weekend pokój
w hotelu nad jeziorem w Hot Springs. Zachwycała się
jego zgodnym usposobieniem i miała nadzieję, że Clay
nie chwali wszystkiego tylko po to, aby jej sprawić
przyjemność.
- Wiesz, Spring - odezwał się nagle Clay - chyba
zadzwonię w przyszłym tygodniu do tego faceta.
Chciałbym się z nim spotkać i porozmawiać o jego
metodzie. Wydaje się interesująca.
Spring uśmiechnęła się przekonana, że zanim skoń
czą rozmowę, staną się wielkimi przyjaciółmi. Clay
potrafił zjednywać sobie ludzi.
Zadzwonił telefon i Spring poszła go odebrać.
Przez chwilę rozmawiała z Kelsey, a potem spytała
Claya:
- Masz ochotę wybrać się na przyjęcie jutro o szó
stej? Kelsey mówi, że jeden z naszych przyjaciół
zaprasza na garden-party nad basenem.
- Może być zabawnie. Właśnie zdałem sobie spra
wę, że nie widziałem cię jeszcze w kostiumie kąpielo
wym. Ani Kelsey - dodał ze znaczącą miną.
1 5 8 • WIOSNA
- Clay ma ochotę przyjść - powiedziała Spring
do słuchawki. - Aha, Kelsey, może byś włożyła ten
swój granatowy kombinezon, wiesz o którym mó
wię, ten z golfem i łatą na kolanie? - namawiała ją
gorąco.
Gdy skończyła, Kelsey odłożyła słuchawkę, lecz
ciągle jeszcze się śmiała.
Spring natomiast wyciągnęła rękę do Claya i powie
działa, starając się zachować powagę:
- No, dobra, koleś, oddaj mi to!
- Co ci mam oddać?
- Numer telefonu Kelsey.
Clay roześmiał się, lecz potrząsnął przecząco głową.
- Przykro mi, ale go nie mam.
- Powiedziała mi, że ci go dała - upierała się Spring
niby poważnie, ale oczy jej się śmiały. - Daj mi go.
- Naprawdę go nie mam. Wyrzuciłem do kosza
w twoim gabinecie, gdy tylko Andi mnie tam wprowa
dziła.
- Wyrzuciłeś?
- Tak. Nie wiedziałem, że to twoja przyjaciółka,
a telefonami do innych kobiet nie jestem zainteresowa
ny. Nikt dla mnie nie istnieje poza piękną blondynką,
która pewnego wieczoru w marcu stanęła w drzwiach
i spojrzała pogardliwie na moje ubranie.
Spring oplotła ramionami jego szyję.
- To dobrze. Zdałeś właśnie celująco egzamin.
- Nie wiedziałem, że byłem egzaminowany.
- Kobiety zawsze wystawiają swoich mężczyzn na
próbę. Czyżbyś o tym nie wiedział?
- I jakie mam wyniki?
- Jeden dobry za nierozrzucanie skarpet. Poza tym
nie wyciskasz pasty ze środka tuby, nie chrapiesz i nie
WIOSNA • 1 5 9
zachowujesz numerów telefonów innych kobiet - to
plusy. Ten ostatni bardzo, bardzo duży.
Clay pocałował ją w czubek nosa z zadowoloną
miną.
- Właściwie jestem doskonałością, prawda?
- O, nie. Masz też parę wad.
- Na przykład jakie?
- Zapominasz nosić okulary.
- Popracuję nad tym.
- Nie składasz porządnie gazety, gdy czytasz ją
przede mną.
- O, przepraszam.
- Jesteś marnym kucharzem.
- Może mógłbym się nauczyć.
- Uwiodłeś moją kotkę. Missy przeniosła na ciebie
całe swoje uczucia.
Pochylił się ze śmiechem, żeby ją pocałować i zde
rzyli się okularami.
- Moglibyśmy je zdjąć - zaproponowała.
- I parę innych rzeczy - dodał, pociągając za koł
nierz jej dżersejowej bluzki.
- Zgoda.
Gdy szli w stronę sypialni, pragnęła mu powiedzieć,
że go kocha. Czekała jednak, żeby Clay powtórzył
swoje wyznanie, które wymknęło mu się pierwszego
dnia. Nie wiedziała dlaczego. Może nie był pewien
swych uczuć? Nie miała zamiaru go naciskać, ale
kochała go, och, jak bardzo!
- Ten twój Clay jest tak atrakcyjny, że można się
z żalu rozpłakać - westchnęła Kelsey, obserwując
Claya, który nakładał sobie na talerz gorącego ham
burgera, pikle i chipsy.
160 • WIOSNA
W szortach w egzotyczne wzory, czerwonej ko
szulce i szelkach w paski wyróżniałby się w tłumie,
nawet gdyby nie był tak wysoki i przystojny. Popo
łudniowe słońce, ciągle jeszcze jaskrawe w ten gorą
cy lipcowy dzień, zapalało w jego jasnych włosach
złote błyski.
- Tak, wiem - zgodziła się łatwo Spring z dumą
właścicielki. Siedząc ze skrzyżowanymi nogami na
kocu, pojadała swojego hamburgera i przyglądała się
Clayowi, który rozmawiał z potężnie zbudowanym
mężczyzną. Był to Gordon, gospodarz imponującej
posiadłości, który uwielbiał urządzać przyjęcia w swo
im domu, otoczonym dwudziestohektarowym ogro
dem i odległym tylko o kwadrans jazdy samochodem
od Little Rock.
Clay nie tracąc czasu, zawierał znajomość z przyja-
ciółmi Spring i już po chwili rozmawiał z nimi, jakby
znał ich od lat.
- A poza tym ubiera się bardzo schludnie - dodała
Kelsey, co wywołało u Spring atak śmiechu.
- Ktoś się tu chyba znowu ze mnie śmieje - po
skarżył się Clay, sadowiąc się obok nich na kocu.
Zrobił oko do Kelsey i objął Spring. - Spring uważa,
że się dziwnie ubieram - wyjaśnił.
- Niemożliwe? Skąd jej to przyszło do głowy?
- Nie mam pojęcia.
Clay zabrał się do następnego hamburgera.
- Spring mi powiedziała, że wybieracie się jutro do
Hot Spring - zwróciła się Kelsey do Claya. - Spodo
ba ci się to miejsce. Nie zapomnijcie wejść na wieżę
obserwacyjną. Ma ponad siedemdziesiąt metrów i wi
dać stamtąd góry Ouachita, jezioro Ouachita, jezioro
Hamilton i całe Hot Springs. Coś nadzwyczajnego.
WIOSNA • 1 6 1
A poza tym musicie zobaczyć Muzeum Środkowej
Ameryki, Muzeum Figur Woskowych...
- Zlituj się, Kelsey - zaprotestowała Spring, wi
dząc, że Clay wsłuchuje się w jej słowa z nabożeńst
wem. - Będziemy tam tylko przez sobotę i niedzielę,
a Clay jest i tak zbyt gorliwym turystą. Wierz mi, jeśli
coś tam jest, on to znajdzie.
Pół godziny później Kelsey i Clay postanowili
zrzucić trochę kalorii, grając w piłkę. Spring usiadła
niedaleko na trawie i przyglądała się im, żartując z ich
zapału.
- Cześć, Spring. Dobrze wyglądasz - zabrzmiał
znajomy głos tuż za nią.
Odwróciła się i spojrzała na przystojnego, młodego
człowieka, o krótko obciętych, ciemnych włosach
i poważnych zielonych oczach. Zauważyła jednocześ
nie, że był ubrany, jak na niego, bardzo swobodnie.
- Cześć, Roger. Kiedy przyszedłeś?
- Parę minut temu. - Pochylił się i z niepewną
miną pocałował ją w policzek. - Naprawdę świetnie
się prezentujesz.
Spring miała na sobie kombinezon w błękitno-
-pawim kolorze, dużo jaskrawszy od pastelowych
kolorów, które zwykle nosiła, i rozpuszczone włosy.
- Dziękuję ci, Roger - odrzekła, zauważając, że
jemu również oczy błyszczą żywszym blaskiem. - Czy
przyszedłeś tu z kimś?
- Tak - odparł trochę zakłopotany i wskazał gło
wą młodą kobietę, która śmiejąc się, rozmawiała
z Gordonem. - Nazywa się Cathy Fleetwood. Jesteś
my... zaręczeni.
Otwierając szeroko oczy ze zdziwienia, Spring
przyjrzała się jej dokładnie. Wysoka i smukła, zdecy-
1 6 2 • WIOSNA
dowanie atrakcyjna i pełna życia. Wyglądała na dwa
dzieścia kilka lat, miała wielkie błękitne oczy, podkreś
lone śmiałym makijażem, włosy spadające na ramiona,
a w uszach nosiła olbrzymie wiszące kolczyki. Ubrana
była w lekki, jedwabny kombinezon w różowe, tur
kusowe i oślepiająco białe pasy.
Spring uznała, że wygląda jak żeńska odmiana
Claya i roześmiała się. Najwyraźniej dotknęło to
Rogera, więc szybko się usprawiedliwiła:
- Jest bardzo ładna. Bardzo się cieszę ze względu na
ciebie.
- Dziękuję. Jestem bardzo szczęśliwy. Pobierzemy
się za miesiąc.
Zaborcze ramię otoczyło nagle talię Spring.
- Czy ci mnie przypadkiem nie brakowało? - zapy
tał Clay, pochylając się nad nią.
- Oczywiście. - Spring domyśliła się, że Clay wi
dział, jak Roger pocałował ją w policzek, i wcale mu
się to nie spodobało. - Cląy, pozwól, że ci przed
stawię, Rogera Nicholsa.
Clay zachmurzył się na moment, ale zaraz wyciąg
nął rękę. Roger uścisnął mu dłoń, obrzucając uważ
nym spojrzeniem jego strój. Zrozumiał teraz, dlaczego
Spring się śmiała. Obydwoje zakochali się w swoich
przeciwieństwach i zdawali sobie z tego sprawę. Nic
dziwnego, że ich znajomość nie przetrwała.
Spring uśmiechnęła się do Rogera, życząc mu
szczęścia bez słów, a on podziękował jej wzrokiem
i odszedł do narzeczonej.
- Co to miało znaczyć? - zapytał agresywnie Clay.
- Nie rozumiem.
- Te spojrzenia, które wymieniliście. Mówiłaś, że
wszystko miedzy wami skończone.
WIOSNA • 1 6 3
- Bo tak jest. Skończone definitywnie. - Uniosła
ku niemu twarz. - Clay, czyżbyś był zazdrosny?
- Tak - odparł ponuro. - Do licha, nigdy dotąd
nie byłem zazdrosny.
- Nie masz powodu, Clay. Roger jest zaręczony
i bardzo szczęśliwy. A nawet gdyby nie był, też nie
musiałbyś się martwić. Czy nie wiesz, jak bardzo...
- zatrzymała się na chwilę, a potem śmiało dokoń
czyła: - Czy nie wiesz, jak bardzo cię kocham?
Powiedziała to w końcu. Już ją zmęczyło ukrywanie
uczuć.
- Ja też cię kocham, Spring - szepnął Clay, za
glądając jej w oczy. - O, Boże, jak bardzo cię kocham.
I zapominając, gdzie są i kto na nich patrzy,
pocałował ją z całą mocą swej miłości. Zbyt szczęśliwa,
żeby czuć zawstydzenie, Spring oddała mu pocałunek.
Aż do końca przyjęcia Clay nie odstępował jej nawet
na krok.
- Kocham cię, Spring.
- Ja też cię kocham. Dlaczego nie powiedziałeś mi
tego wcześniej?
- Powiedziałem ci w poniedziałek.
- Ale nie powtórzyłeś już potem ani razu.
- Ponieważ czekałem, żebyś też to powiedziała.
Spring zachichotała.
- O Boże, rozmawiamy jak nastolatki.
Poruszył się zmysłowo, ocierając się o nią nagim
ciałem.
- To dziwne, wcale się nie czuję jak nastolatek.
- Nie, Clay. Nie robisz wrażenia nastolatka - od
parła z oczami pociemniałymi od uczuć, które ją prze
pełniały.
1 6 4 • WIOSNA
Jakiś czas potem słysząc, że Clay się śmieje,
Spring uniosła głowę i spojrzała na niego zacieka
wiona.
- Co cię tak bawi?
- Zrozumiałem teraz, dlaczego Derek za każdym
razem groził, że mi złamie rękę, kiedy tylko próbowa
łem objąć Summer. Mężczyzna zmienia się w jaskinio
wca, gdy widzi, że jego ukochana czuje się zbyt dobrze
w towarzystwie innego faceta.
- Derkowi już trochę przeszły te wybuchy zazdro
ści. Tobie też przejdą.
- Mam nadzieję. Ale nie lubię, kiedy cię ktoś całuje.
Szczególnie starzy przyjaciele.
- Teraz rozumiesz, jak ja się czułam, gdy Jessica nie
odstępowała cię na przyjęciu u Connie.
- Naprawdę? - Bardzo go to zainteresowało.
- Chciałam wydrapać jej oczy. Po raz pierwszy
miałam ochotę zrobić krzywdę innej osobie. Poza
tobą, oczywiście.
- Oczywiście. - Przytulił ją mocniej i głaskał po
plecach. - Uczucia między mężczyzną i kobietą są
bardzo skomplikowane, prawda?
- Jesteś psychologiem. Powinieneś je zrozumieć
- odparła wesoło, nie chcąc, aby rozmowa zeszła na
poważniejsze tematy.
- Co innego czytać o czymś w podręczniku, a co
innego przeżywać taką sytuację samemu. Kilka miesię
cy temu powiedziałbym, że zazdrość jest niegodna
rozumnego i myślącego człowieka. Tymczasem dzisiaj
miałem ochotę palnąć Rogera, gdy dotknął wargami
twojego policzka. Tyle warta jest książkowa mądrość.
- Jesteś tylko człowiekiem, Clay. Umiałeś się opa
nować i zachowałeś się jak należy.
WIOSNA • 1 6 5
- To nie jest zły chłop. Może trochę nudny, ale jego
narzeczona powinna go ożywić. On nie był odpowie
dni dla ciebie.
- Wiem, kochanie. Ty jesteś dla mnie odpowiedni.
Najodpowiedniejszy.
- Kocham cię.
- Ja też cię kocham, Clay.
- Czy możesz mi to wyraźniej okazać? Chciałbym
się o tym upewnić.
Spring otworzyła ramiona, wciąż niesyta jego miło
ści. Przyszłość była ciągle niepewna, ale przynajmniej
wiedziała, że Clay ją kocha. A miłość powinna prze
zwyciężyć wszelkie trudności, jakie ich czekały.
- Wstań, wiosenko! Wstań i świeć! Nie traćmy
czasu.
Spring uchyliła jedno oko, spojrzała na zegarek
i stwierdziła, że jest dopiero siódma. Jęknęła i za
mknęła oczy.
- Odejdź!
- Nie, kochanie. Zanim się wykąpiesz i ubierzesz,
będzie ósma. Mówiłaś, że do Hot Springs jedzie się
około czterdziestu minut, więc będzie prawie dziewią
ta. Zwiedzimy okolicę, póki będzie chłodno, a gdy się
zrobi gorąco, pójdziemy do muzeum. Spring, czy ty
mnie słuchasz?
- Ja śpię.
- Nie chcesz chyba, żebym cię połaskotał?
- Nie zrobiłbyś tego?! - Spojrzała na niego ze
strachem.
- Nie zrobiłbym? - Udawał, że właśnie się przy
mierza.
Westchnęła i przekręciła się na wznak.
1 6 6 • WIOSNA
- Wygrałeś. Wstanę. O, Boże! Nawet wyglądasz
jak turysta. Brak ci tylko aparatu fotograficznego
na szyi.
- Leży w salonie - odparł z zadowoleniem, patrząc
na swą zieloną koszulkę z napisem Arkansas, szorty
w kolorze khaki i tenisówki.
- Jak to jest, że kiedy ja pojechałam do Kalifornii
po raz pierwszy w życiu, to tylko odwiedziłam siostrę
i zrobiłam trochę zakupów, a ty chcesz nauczyć się na
pamięć wszystkiego o Arkansas.
- Ty w ogóle nie wiesz, co to jest turystyka - kpił
z niej dobrodusznie. - Wstawaj, wstawaj. Zanim weź
miesz prysznic, przeczytam historię gorących źródeł.
Czy wiesz, że Indianie zanurzali się w nich w czasie
kąpieli rytualnych? I że Al Capone kąpał się w nich
regularnie?
- Nie, nie wiem, ale jestem pewna, że w czasie
weekendu posiądę całą tę wiedzę.
Spring wstała i odgarniając włosy z czoła, ziewała
raz po raz. Energia i entuzjazm Claya trochę ją
przytłaczały. Nie miała mu tego za złe. Odwrotnie,
cieszyła się każdą chwilą z nim spędzoną.
Podśpiewując z cicha, wzięła prysznic i włożyła
białe szorty i żółtą bluzkę, a potem wrzuciła kilka
rzeczy do nesesera. Pozostało tylko zostawić kotkę
pod opieką sąsiadki i była gotowa.
Clay czekał na nią w salonie i rozmawiał przez te
lefon. Zatrzymała się w progu, zdając sobie sprawę, że
jej nie zauważył. Nie chciała podsłuchiwać, ale też nie
chciała mu przeszkadzać, stała więc bez ruchu, czeka
jąc, aż skończy.
- Dobrze, Frank - mówił Clay. - Zbierz wszystko
razem i odłóż. Przejrzę to, jak wrócę. Kiedy? Następ-
WIOSNA • 1 6 7
nego tygodnia, najdalej w poniedziałek lub wtorek.
Tak, wszystko w porządku. Dobrze się bawię. Do
zobaczenia, cześć!
Zanim zdążył odłożyć słuchawkę, Spring była już
w swoim pokoju. Tak spokojnie mówił o powrocie do
Kalifornii? Jej nie powiedział ani słowa. Oczywiście
wspomniał po przyjeździe, że spędzi tu kilka tygodni,
ale potem przecież wyznał jej miłość. Sądziła, że
zaproponuje, aby z nim pojechała, gdy zdecyduje się
wracać. Krążyła jak błędna po pokoju, przytulając do
siebie pluszowego misia.
- Bądź realistką, Spring - szepnęła do siebie - Wie
działaś, że przyjechał tu na urlop.
Może jeszcze poprosi, aby z nim pojechała, myślała
w przypływie nadziei. Potem potrząsnęła głową. Nie.
Powiedziałby coś, a nie przygotowywałby się tak
spokojnie do wyjazdu.
Może nie planował zakończenia ich romansu
z chwilą wyjazdu? Może raczej wyobrażał sobie luźny
związek z pisaniem listów, telefonowaniem i wspólnym
urlopem od czasu do czasu? Wiedziała, czym by się to
dla niej skończyło. Bólem serca i załamaniem. Nie
mogłaby żyć z dala od niego. Nie życzyłaby sobie leżeć
sama w łóżku, zastanawiając się nocami, co on robi
i z kim spędza czas. Chciała być jego żoną. Mieć z nim
dzieci. Chciała go mieć na zawsze.
„Dobrze się bawię" - powiedział. On się bawi? Ich
miłość traktuje jak rozrywkę? Świetnie. Dostosuje się do
niego. Raz już powiedziała mu: „żegnaj". Może to zrobić
jeszcze raz. Ale to boli. Bardzo boli. Lecz on nie będzie
o tym wiedział. Nie chce rozstać się z nim w gniewie.
- Spring, jesteś gotowa? O, tu się schowałaś. - Za
trzymał się w drzwiach, patrząc na nią ze zdziwie-
1 6 8 • WIOSNA
niem. - Zabierasz ze sobą misia? Nie mam nic przeciw
ko niemu, ale jest chyba trochę za stary na piesze
wycieczki?
Spring zmusiła się do uśmiechu.
- Właśnie mu mówiłam, żeby był grzeczny, gdy nas
nie będzie. Zrobiłeś śniadanie?
- Tak. Co wolisz, płatki pszeniczne czy kukury
dziane z rodzynkami i grzanki?
- Pszeniczne.
Zamierzała przejść koło niego, gdy chwycił ją za
ramię i zatrzymał.
- Spring, czy coś jest nie w porządku? - Wpatry
wał się w jej twarz z uwagą. - Dziwnie wyglądasz.
- Może zabawnie?
- Nie, skądże. Myślałem, że może źle się czujesz.
Albo coś cię martwi.
- Zawsze tak wyglądam, gdy wstaję za wcześnie,
a na śniadanie mam tylko płatki i grzanki - powie
działa lekkim tonem. - A w perspektywie cały dzień
zwiedzania z zapalonym turystą.
- To będzie piękny dzień, Spring - rzekł, obejmu
jąc ją za szyję. - Zaufaj mi.
Zaufać człowiekowi, który najprawdopodobniej
złamie jej serce?
- Kocham cię, Spring - mruczał, wchodząc za nią
do kuchni.
- Ja też cię kocham, Clay - odparła ze zwykłą
czułością, nie zdradzając, jak ciężko jej na duszy.
Podczas weekendu doszła do wniosku, że powinna
być wdzięczna Clayowi za jego zapał do zwiedzania.
Była bowiem zbyt zajęta przez cały czas, aby martwić
się tym, co przyniesie następny tydzień. Spacerowali,
wspinali się i zwiedzali. Jedli i tańczyli, a potem wracali
WIOSNA • 1 6 9
do domu tak zmęczeni, że zasypiali, ledwo dotknąwszy
głową poduszki.
Choć Spring obawiała się, że będzie nieszczęśliwa
i rozczarowana, spędziła dwa wspaniałe dni. Była
z ukochanym człowiekiem, a on się świetnie bawił.
W tych warunkach nie mogła się smucić. Spała mocno
i budziła się dopiero, gdy poczuła na sobie ręce i usta
Claya.
- Spring, jesteś pewna, że nic ci nie jest? - spytał ją
kiedyś, gdy leżeli odpoczywając.
- Jestem pewna - skłamała, całując go w ramię.
Znał ją zbyt dobrze, aby uwierzyć, ale zorientował
się, że nie chce mówić na ten temat, więc nie nalegał.
- Jeśli tak, to wstajemy. Chcę cię dziś zabrać do we
sołego miasteczka - rzekł, wyskakując żwawo z łóżka.
Spring ukradkiem wytarła łzy i przywołała uśmiech
na usta. Nie tylko Summer ma zdolności aktorskie,
powiedziała sobie.
- Spring!
- Dobrze, dobrze, już się zbieram - burknęła, do
łączając do Claya pod prysznicem.
ROZDZIAŁ
12
- Co zaplanował Clay na dzisiaj? Studiowanie
historii Arkansas? Wycieczka wzdłuż rzeki Saline? Czy
zwiedzanie bazy Jacksonville? - zażartowała Kelsey,
gdy siedziały razem w gabinecie we wtorek rano.
Spring pokręciła przecząco głową.
- Dzisiaj ma spotkanie z miejscowym psycholo
giem. Ten psycholog zajmuje się trudnymi dziećmi
w ich własnych domach. Clay dzwonił do niego
wczoraj, długo dyskutowali i umówili się dziś na
rozmowę.
- On ma prawdziwy talent do poznawania nowych
ludzi - stwierdziła Kelsey. - Zauważyłam, jak świet
nie się czuł na przyjęciu u Gordona. Jakby znał wszyst
kich od lat.
- Tak, ma rzeczywiście talent towarzyski - potwie
rdziła Spring.
- Spring, czy coś cię gnębi? - Kelsey przyglądała
się jej uważnie.
- Nie, dlaczego pytasz? - Kłamstwo przychodziło
jej coraz łatwiej.
- Bo od kiedy wróciłaś z weekendu, nie promienie
jesz radością, tak jak przed tym. Mam nadzieję, że
między wami nic się nie psuje. Tak bardzo do siebie
pasujecie.
WIOSNA • 1 7 1
- Nie, Kelsey. Nic się nie psuje.
To była prawda. Jednak Clay nie raczył poinfor
mować jej, kiedy zamierza wyjechać. Gdyby planował
poprosić ją o rękę i zaproponować wyjazd do Kalifor
nii, już by to chyba zrobił. Pozostał im niecały tydzień.
Gdy wróciła do domu, Clay znowu siedział przy
telefonie. Na jej widok przerwał rozmowę w pół zdania
i zakończył jakąś nic nie znaczącą uwagą.
- Dowiadywałem się, co słychać w San Francisco
- wyjaśnił, odkładając słuchawkę.
- I co słychać? - zapytała, licząc, że teraz zwierzy
się jej ze swoich planów.
- O, doskonale - odparł krótko. - Czy mówiłem
ci, że parę tygodni temu miałem wiadomość od
Thelmy?
- Nie, nie mówiłeś. Jak ona się czuje?
- Bardzo dobrze. Jest zachwycona ciotką. Bierze
dodatkowe lekcje, żeby na jesieni zdać do następnej
klasy. Uczy się też muzyki i ma nowych przyjaciół.
Zapewniła mnie, że to przyzwoita młodzież. Dużo się
po niej spodziewam.
- A ona ci dużo zawdzięcza, Clay.
Nieoczekiwanie zaczerwienił się, ale wzruszył ra
mionami lekceważąco.
- To był mój obowiązek.
Obowiązek? Nie pracował przecież w Halloran
House dla pieniędzy. Uśmiechnęła się, słysząc, jaki jest
skromny.
- Jeszcze mnie nie pocałowałaś - przypomniał jej.
- Chodź do mnie.
Tuliła się do niego, jakby bała się go utracić.
- Czym sobie zasłużyłem na takie miłe powitanie?
- zapytał z zadowoloną miną.
- Kocham cię.
- Ja też cię kocham. - Pocałował ją jeszcze raz,
potem roześmiał się i odwrócił ją w stronę kuchni.
1 7 2 • WIOSNA
- Zjedzmy coś, zanim zapomnimy o obiedzie. Umie
ram z głodu.
Zdecydowana dostosować się do jego nastroju,
zapytała lekkim tonem:
- Jak poszło spotkanie z doktorem Randomem?
Ciągle interesuje cię jego metoda?
- Tak, i to bardzo. Zasugerowałem mu parę rzeczy,
któremu się spodobały. Przeprowadziliśmy nieformal
ną konsultację z dziećmi, którymi się ostatnio zajmuje.
A jutro jemy razem lunch.
Spring spojrzała zaskoczona.
- Widzę, że rzeczywiście cię zafascynował.
- Nic dziwnego. To mój kolega po fachu - odparł
Clay, zaglądając z zainteresowaniem do lodówki.
Musi mu chyba bardzo brakować tych zajęć, pomy
ślała smętnie Spring, jeśli spędza tyle czasu na omawia
niu pracy innego psychologa. Pewnie marzy już o po
wrocie do domu.
Sięgając po herbatę do kredensu, strąciła łokciem
cukiernicę z półki. Cukier rozsypał się i utworzył sporą
górkę na podłodze. Clay wskoczył w sam środek
rozsypanego cukru i zaczął pląsać, podśpiewując:
„Herbatka we dwoje, herbatka we dwoje". Spring
zanosiła się od śmiechu, próbując doprowadzić kuch
nię do porządku. Boże, jak ona bez niego wytrzyma!
W czwartek rano Kelsey dziwnie się zachowywała
i robiła tajemnicze miny.
Andi też przyglądała się Spring w denerwujący
sposób. O co im chodziło?
Sprawa wyjaśniła się zaraz po lunchu. W holu
czekał na nią Clay. Objął ją i pocałował w obecności
koleżanek, zanim zdążyła zaprotestować.
Zmarszczyła czoło, widząc porozumiewawcze spoj
rzenia całej trójki.
WIOSNA • 1 7 3
- Co tu robisz, Clay?
- Porywam cię na całe popołudnie - odparł. - Weź
torebkę i chodź.
Spring westchnęła.
- Clay, mam pacjentów. Nie mogę wyjść.
- Mylisz się - przerwała jej Andi. - Dziś po połu
dniu nikt tu nie przyjdzie.
- Oszalałaś? Sprawdziłam terminarz dzisiaj rano.
Kilka osób zapisało się na popołudnie.
- Wszystkie wizyty zostały przesunięte zgodnie
z życzeniami pacjentów - poinformowała ją gładko
Kelsey. - Będziesz miała dodatkowe zajęcia jutro
i w poniedziałek, ale dziś jesteś wolna. Baw się dobrze.
Spring spojrzała podejrzliwie na Claya, który przy
brał minę niewiniątka.
- Clay, co ty wymyśliłeś?
- Wycieczkę. Weź torebkę.
Z westchnieniem sięgnęła po torbę.
- A więc dokąd jedziemy? - zapytała, wsiadając do
samochodu.
- Znalazłem coś bardzo interesującego. Słyszałaś
może o dzielnicy Quapaw?
- Zabierasz mnie do Quapaw? - zapytała zdumio
na.
- Tak. To dzielnica w centrum Little Rock, pełna
starych domów, budowanych w różnych stylach. Nie
które są sprzed 1836 roku, a inne nowe, z 1940 roku.
Wiele z nich to typowe dworki wiktoriańskie, inne to
małe wille. Ostatnio niektórym przywrócono dawną
świetność. Prawie pięćset domów odrestaurowano na
terenie liczącym ponad dziewięć kilometrów kwad
ratowych za sumę około dwudziestu milionów dola
rów. Są to...
- Clay! - przerwała mu Spring - co ty cytujesz?
1 7 4 • WIOSNA
Trochę się zmieszał.
- Opracowanie, które mi dano w Towarzystwie
Miłośników Dzielnicy Quapaw. Czy wiesz, że ono liczy
około tysiąca członków?
- Clay, wiem, co to jest Quapaw. Każdej wiosny
i w Boże Narodzenie organizuje się wycieczki dla ludzi
chcących obejrzeć odrestaurowane domy. Byłam tam
kilka razy. Po co wyciągnąłeś mnie z pracy?
- Poczekaj, a sama zobaczysz - odparł tajemniczo.
Spring, niepewna, co o tym myśleć, oparła się o fo
tel i czekała cierpliwie na dalszy ciąg. Zauważyła
przy okazji, że Clay ściska kierownicę tak mocno, że
zbielały mu palce.
Wiózł ją wolno Broadwayem, wskazując po drodze
odrestaurowane domy należące do znanych rodzin,
jak Bankstonowie, Thompsonowie czy Foster-Robin-
sonowie. Gdy z ulicy Dwudziestej Pierwszej skręcili
w ulicę nazwaną Spring, Clay głośno zachichotał.
- Wiem, że tu jest taka ulica - zauważyła Spring,
ale on perorował dalej jak zawodowy przewodnik,
obwożący zagranicznego turystę.
W pewnej chwili zatrzymał auto przed jednym
z wiktoriańskich domów.
- Dlaczego stanąłeś? - zapytała.
Clay pomachał jej kluczykami przed nosem.
- Wycieczka prywatna - odparł.
- Wchodzimy do środka?
- Tak. Musiałem oddać moje karty kredytowe
i kamerę, żeby dostać klucze.
- Dlaczego?
- Bali się widocznie, że ucieknę z kluczami. Bo
przecież domu nie ukradnę.
- Ale dlaczego mamy tam wchodzić? - zapytała
Spring mocno zniecierpliwiona.
WIOSNA • 1 7 5
- Ponieważ oboje lubimy odnawiać stare domy,
a ten jest naprawdę ładny. Odbudowę rozpoczęła
pewna para małżeńska, która wkrótce potem musiała
stąd wyjechać. Prace przerwano, ale to bardzo obiecu
jąca sprawa. Poczekaj, aż zobaczysz wykończenie
niektórych elementów, są cudowne.
Serce waliło w niej jak młotem, ale mówiła sobie
w duchu, że to tylko zwiedzanie, jak zapowiada Clay.
Gdy wchodzili na frontowy ganek, podtrzymy
wany delikatnymi kolumienkami, Clay zwracał jej
uwagę na każdy szczegół ciężkich dębowych drzwi
ozdobionych w górnej części szybkami oprawionymi
w ołów.
- Ten dom - mówił - jak wiele innych jest skata
logowany w archiwach Towarzystwa Miłośników
Dzielnicy Quapaw i posiada historyczną dokumenta
cję. Towarzystwo zgromadziło sporo książek z dzie
dziny sztuki i architektury dotyczących odnawiania
historycznych budynków. W ten sposób mają na
dzieję zainteresować młodych ludzi, żeby podjęli się
restauracji tych domów na zasadzie rodzinnych in
westycji.
Spring słuchała, obserwując jednocześnie Claya.
Mówił z napięciem, a ręka mu drżała, gdy wkładał
klucze do zamka. Jego zdenerwowanie udzieliło się i jej.
- Spójrz na te schody. Czyż nie są fantastyczne?
A podłogi? Wymagają oczywiście konserwacji, ale...
Głos mu się załamał. Wsunął ręce głęboko w kiesze
nie, zamilkł i patrzył na nią oczami błyszczącymi
z napięcia.
- Clay - szepnęła, nie odrywając od niego wzroku
- o co tu chodzi? Co chcesz mi powiedzieć?
Odetchnął głęboko i zaczął mówić wzruszonym
głosem:
176 • WIOSNA
- Czy zdarzyło ci się kiedyś pragnąć czegoś tak
bardzo, że bałaś się nawet o to poprosić ze strachu, że
ci odmówią?
- Tak - odparła ochrypłym głosem. - Tak, zda
rzyło mi się.
A w myślach dodała: ciebie chciałam tak bardzo.
- Ja ciebie tak pragnę, Spring - wyznał, rzucając
jej spłoszone spojrzenie i odwracając szybko głowę.
- Moje dzieciaki kochają mnie i przyjaciele też. Do
niedawna uważałem, że to mi wystarcza. Do chwili gdy
spotkałem ciebie. Gdy wyjechałaś, myślałem, że umrę.
Przez te wszystkie długie miesiące męczyłem się jak
potępieniec. W końcu musiałem sobie powiedzieć, że
tylko ty możesz mi pomóc. Miałem nawet do ciebie
pretensję, że zburzyłaś mój spokój.
- Clay, ja...
- Nie, kochanie, poczekaj, niech skończę - zaśmiał
się niepewnie i potrząsnął głową. - Ćwiczyłem to
przemówienie od dawna.
Spring czuła, że za chwilę się rozpłacze.
- Nie powiedziałem ci tego zaraz po przyjeździe, bo
chciałem, żebyś przywykła do mojej obecności w do
mu. W Kalifornii byliśmy zawsze w otoczeniu innych
ludzi, natomiast tutaj jesteśmy najczęściej sami. Pomy
ślałem, że to dobra okazja, abyś stwierdziła, czy
zniesiesz moją ciągłą obecność koło siebie. Rozgląda
łem się po Little Rock i okolicy, bo sam nie byłem
pewny, czy mogę tu żyć. Teraz wiem, że jest to
wspaniałe miejsce dla mnie... i mojej rodziny.
Znów załamał mu się głos i tym razem łzy strumie
niem popłynęły z oczu Spring. Przygryzła wargi, żeby
wysłuchać go do końca.
- Są tu doskonałe instytucje opiekuńcze dla doras
tającej młodzieży. Zwiedziłem je w zeszłym tygodniu.
WIOSNA • 1 7 7
A doktor Random zaproponował mi spółkę. Uważa,
że nasza działalność ma przyszłość. Powiedziałem, że
się nad tym zastanowię. Muszę przyznać, że bardzo
mnie to kusi. Oczywiście nie musimy zamieszkać w tym
domu. Twój apartament jest bardzo wygodny. Jest
również wiele nowoczesnych domów w Little Rock,
położonych bliżej twojego gabinetu. Będę szczęśliwy
wszędzie, jeśli tylko będziesz ze mną.
Odetchnął głęboko i wyrzucił z siebie:
- Chcę właśnie powiedzieć... zapytać.:, czy wy
jdziesz za mnie, Spring? Proszę cię, powiedz „tak"!
- Tak! - szepnęła, a potem powtórzyła głośniej,
rzucając mu się w objęcia. - Tak, tak, tak!
Zachwiał się, a potem pochwycił ją w ramiona, za
nosząc się śmiechem.
- Wyjdziesz za mnie?! O Boże, Spring, nie wiesz,
jaką radość mi sprawiasz!
Śmiejąc się i płacząc równocześnie, Spring ujęła jego
twarz w dłonie i pocałowała go.
- Jak możesz się dziwić? Czy nie wiedziałeś, że tego
pragnęłam?
- Och, kochanie, nie jestem taki zarozumiały. Od
ostatniego weekendu byłaś taka roztargniona, że za
cząłem się bać, czy czasem nie masz mnie dość. Że
może czekasz, kiedy wreszcie wyjadę do San Francis
co, a ty powrócisz do normalnego życia.
- Ty głuptasie - powiedziała z czułością. - Byłam
roztargniona, bo się bałam. Słyszałam, jak rozmawia
łeś z Frankiem o powrocie do domu, i sądziłam, że
wyjedziesz beze mnie.
- O, Boże, jacy my jesteśmy sami siebie niepewni.
Ja tak samo się czułem, kiedy mówiłaś ze spokojem
o powrocie do Little Rock. Wydawało mi się, że
nawet się nie obejrzysz na mnie. Teraz też, dopóki nie
1 7 8 • WIOSNA
zwiążę cię uroczystą przysięgą i obrączką, nie prze
stanę się bać, że cię utracę. Kjedy za mnie wyjdziesz,
kochanie?
- Kiedy tylko zechcesz - odparła bez namysłu. -I
nie musisz mieszkać w Arkansas, o ile ci to nie
odpowiada. Już dawniej zdecydowałam, że przeniosę
się do San Francisco, jeśli tego zażądasz.
- I gotowa byłabyś porzucić przyjaciół i swoją
praktykę?
- Oczywiście. Czy nie robisz tego samego dla mnie?
Pocałował ją gorąco, a potem odsunął od siebie
z uśmiechem, aby spojrzeć jej w twarz.
- Dziękuję ci, Spring, ale mnie się tu podoba.
Chętnie się przeniosę. Zajmie mi to trochę czasu, ale
niektóre sprawy postaram się załatwić na odległość.
Rozmawiałem już z Frankiem o przekazaniu pienię
dzy na rzecz Halloran House, tak żeby mogli dać sobie
radę bez mojej obecności czy raczej wtrącania się,
jak by ktoś inny to nazwał. A dom sprzedam bez
trudności.
- Nie sprzedawaj go jeszcze - zaprotestowała
Spring. - Wynajmij go na jakiś czas.
- Dlaczego? - zdziwił się Clay.
- Abyś był pewny, że rzeczywiście chcesz opuścić
San Francisco. Gdybyś pod koniec pierwszego roku
doszedł do wniosku, że nie jesteś tutaj tak szczęśli
wy, jak w Kalifornii, masz mi o tym wyraźnie powie
dzieć. Przeniesiemy się wtedy tam, gdzie zechcesz.
Wszystko mi jedno, gdzie zamieszkam, jeśli będzie
my razem.
- To nie jest konieczne, Spring. Wiem, co robię.
- Proszę cię, Clay. Zrób to dla mnie.
- Zgoda. Wynajmę dom. Ale jestem pewien, że za
rok go sprzedam. Znalazłem swój dom tutaj. Z tobą.
WIOSNA • 1 7 9
- Kocham cię, Clay.
- I ja cię kocham -szepnął z ustami na jej wargach.
Ceremonia ślubna miała być tylko formalnym po
twierdzeniem decyzji, którą już teraz podjęli w swych
sercach.
- Nie oprowadziłem cię jeszcze po całym domu.
Nie widziałaś na przykład sypialni - powiedział po
chwili Clay z wyrazem twarzy, który znała już na
pamięć.
- To prawda. Pokaż mi nasz dom, Clay.
- Powiedziałaś „nasz dom"? Czy ci się podoba?
- Jestem zachwycona. Nie mogę się doczekać,
kiedy włożę dżinsy, roboczą bluzę i wezmę się do pracy
razem z tobą. Umiesz tapetować ściany?
- Jeśli chodzi o tapetowanie, jestem prawdziwym
ekspertem. Spring, czeka nas masa pracy.
- To jest coś, co zawsze chciałam robić. Mam
nawet komplet potrzebnych narzędzi, dostałam od
Autumn.
Nie mógł się powstrzymać, żeby znów jej nie
uściskać.
- Jesteś wspaniała, wiesz?
- Chętnie pozwolę ci się o tym przekonać.
- Mam ten zamiar, kochanie. Zajmie mi to całe
życie.
- Tego się spodziewam.
Jeszcze jedna niespodzianka czekała ją w wielkiej
sypialni małżeńskiej, prawie zupełnie odnowionej.
Przed kominkiem leżała, zachęcająco rozpostarta,
ręcznie robiona pikowana narzuta. Obok stał kubełek
z butelką szampana oraz dwa kieliszki. Tuzin czer
wonych róż w wysokim kryształowym wazonie nasycił
powietrze delikatnym zapachem, co sprawiło, że dom
wydawał się już zamieszkany.
1 8 0 • WIOSNA
- Och, Clay! - Spring zwróciła się do niego z ocza
mi pełnymi łez. - A co byś zrobił, gdybym powiedzia
ła: „nie"?
- Wylałbym ci szampana na głowę, rzuciłbym cię
na narzutę i kochałbym dotąd, aż byłabyś zbyt słaba,
żeby się sprzeciwiać. A teraz, kochanie, wypijmy toast
za nasze krótkie zaręczyny.
- Jak krótkie? - zapytała, ściskając jego dłoń i sia
dając obok niego na narzucie.
- Tak krótkie, jak twoja praca i załatwienie moich
spraw w San Francisco na to pozwolą - odparł,
otwierając butelkę i lejąc musujący napój do kielisz
ków. - Za nasze długie i szczęśliwe wspólne życie,
kochanie.
Trącili się kieliszkami i upili z nich trochę, ale nie
czuli smaku szampana, bo patrzyli sobie w oczy, pełni
radości i podniecenia. W jej wzroku Clay wyczytał
odpowiedź na milczące wezwanie. Powieki zdawały się
jej ciążyć, a wargi uśmiechały się łagodnie. Gdy
zwilżyła je końcem języka, z piersi Claya wyrwał się jęk.
Odstawił kieliszek na podłogę i wyciągnął do niej ręce.
Przycisnął ją do siebie, obejmował i całował, a ona
tuliła się do niego z miłością. Radość i szczęście
wycisnęły mu łzy z oczu, które Spring scałowała.
A potem znienacka czułość zmieniła się w namiętność.
Jednocześnie zaczęli zrzucać z siebie ubranie.
Zespolili się w jedność i nie chcieli być niczym
innym. Słowa, które jej szeptał do ucha, były stare jak
sama miłość, ale wiedziała, że są przeznaczone tylko
dla niej.
Po pewnym czasie Spring westchnęła i uśmiechnęła
się do Claya, mówiąc:
- Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł,
aby teraz oglądać dom.
WIOSNA • 1 8 1
- Słuszna uwaga, choć agent zapewniał mnie, że
daje mi jedyny klucz. Lepiej nie kusić licha i się ubrać.
- Uwielbiam tę sypialnię. - Spring rozejrzała się
wokół z zadowoloną miną, wyobrażając sobie wiele
szczęśliwych chwil, które tu przeżyją.
- Są jeszcze dwie inne - rzekł Clay. - Czy masz
jakieś sugestie, do czego mogą służyć?
- Z pewnością coś wymyślę - odparła Spring, wi
dząc oczami wyobraźni dwoje błękitnookich dzieci,
ubranych w stroje bardziej niż oryginalne.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że lepiej zrozumiem
dzieci, gdy będę miał własne.
Spring zmrużyła oczy, przypominając sobie ich
dawną kłótnię.
- To jakiś idiota - rzekła. - Zawsze świetnie rozu
miałeś dzieci i młodzież.
- Mimo to chciałbym mieć własną rodzinę. Razem
z tobą. Mielibyśmy dziewczynkę i chłopca. Albo
dwóch chłopców. Albo dwie dziewczynki. Albo troje
każdej płci.
Spring wybuchnęła śmiechem.
- Dwoje to dosyć.
- Tylko pomyśl, wszyscy moglibyśmy się jednako
wo ubierać.
Spring jęknęła głośno i zakryła twarz rękami.
Clay spoważniał i popatrzył jej prosto w oczy.
- Spring, obawiam się, że czasami mogę być trudny
w codziennym życiu. Gdy pochłoną mnie problemy
jakiegoś dzieciaka, zapominam o wszystkim innym
i może się zdarzyć, że zapomnę na chwilę o tobie. Taki
jestem, nie potrafię się zmienić i nawet nie wiem, czy
chciałbym.
- Ja wcale nie chcę cię zmieniać, Clay. Kocham cię
właśnie takim, jaki jesteś: czuły, troskliwy, dobry.
1 8 2 • WIOSNA
Mnie oni też obchodzą i bardzo bym chciała im
pomóc. Nie będę się czuła zaniedbywana, jeśli się
włączę w twoje sprawy.
- To brzmi cudownie, Spring. Mogę ci tylko obie
cać, że zawsze będę z tobą i naszymi dziećmi, kiedy
zajdzie potrzeba. Masz tylko powiedzieć słówko, a rzu
cę wszystko i przybiegnę. Dobrze?
- Dobrze. I wierzę ci, kochany. Już dość dużo
rzuciłeś, aby być ze mną tutaj.
- To, co pozostawiłem, jest tylko ułamkiem tego,
co zyskałem. Pamiętaj o tym, Spring.
- A ty mi czasem o tym przypomnij - odparła
z promiennym uśmiechem i zaczęła się ubierać.
EPILOG
Spring stała przed lustrem w swojej dawnej sypialni
w domu rodziców, sprawdzając ostatnie szczegóły
ślubnego stroju.
Piękna suknia ze starych koronek, należąca do jej
matki, spadała miękkimi fałdami do połowy łydek.
Biały kapelusz i długie perłowe kolczyki dopełniały
całości.
Za parę minut powinna rozpocząć się ceremonia.
Zgodnie z jej życzeniem miała to być skromna uro
czystość w gronie najbliższych krewnych i przyjaciół,
odprawiona w pięknie utrzymanym ogrodzie rodzin
nego domu. Czekano z jej rozpoczęciem do wczesnego
wieczora, aby zelżał trochę upał sierpniowego dnia.
Siostry Spring - Summer i Autumn, chętnie zgodzi
ły się pełnić rolę druhen. Obok pana młodego mieli stać
Derek i nowy wspólnik Claya, doktor Random.
- Denerwujesz się, kochanie? - zapytała czule pani
Reed i spojrzała w oczy najstarszej córki.
- Troszeczkę, mamo, ale wierzę, że nie popełniam
błędu. Clay jest największym objawieniem w moim
życiu.
- Życzę ci, abyś zawsze była taka szczęśliwa, córe
czko. - Lila Reed uściskała Spring i odsunęła się,
wycierając ukradkiem oczy.
1 8 4 • WIOSNA
- Będę, mamusiu. Możesz być pewna.
Spring wzięła bajecznie kolorowy bukiet ślubny
i skierowała się ku wyjściu.
- Jestem gotowa. Czy tatuś czeka w holu?
- Tak, i mam wrażenie, że chciałby, aby się to już
skończyło. Jest tak samo zdenerwowany jak na ślubie
Summer.
- Pociesz go, że to prawdopodobnie ostatni raz.
Autumn przysięga, że nie weźmie udziału w tak
staroświeckiej ceremonii.
- Autumn jest jeszcze bardzo młoda. Zobaczymy,
co powie, gdy spotka kogoś tak wyjątkowego jak
Derek czy twój Clay.
- A propos Claya, mamo, powiedz mi, jak on się
ubrał? - zapytała Spring, nie mogąc dłużej powstrzy
mać ciekawości. Dała mu wolną rękę w wyborze
ślubnego stroju, a on nie chciał się zdradzić ze swymi
zamiarami.
Lila Reed śmiejąc się, potrząsnęła głową.
- Obiecałam mu, że nic ci nie powiem. Z tym
chłopakiem z pewnością nie będziesz się nudzić, skar
bie. Tak się cieszę, że zdecydowaliście się osiedlić
w Little Rock. Będziemy cię mogli częściej widywać.
- Ja też się cieszę, mamusiu.
- No dobrze, chodźmy.
Z dłonią wsuniętą pod mocne, muskularne ramię
swego pracowitego ojca, ubranego na tę okazję w ulu
biony brązowy garnitur, Spring kroczyła szpalerem
utworzonym przez gości, z oczami rozjarzonymi rado
ścią i szczęściem.
Summer i Autumn w barwnych sukniach przypomi
nały szlachetne kamienie. Dwaj drużbowie otaczali
pana młodego.
WIOSNA • 1 8 5
Clay miał na sobie granatowy garnitur od dobrego
krawca, o zdecydowanie europejskim kroju, białą
koszulę i krawat o stonowanych barwach. Jego uroda
zapierała dech w piersiach. Spring na jego widok
poczuła żywsze bicie serca. Clay zrobił krok w jej
kierunku i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Granatowy garnitur, Clay? - szepnęła.
- Dla uczczenia tej wyjątkowej, ważnej uroczysto
ści, moje serce - odparł równie cicho.
- Clay, mówiłam ci, że nie musisz się zmieniać ze
względu na mnie. Kocham cię takim, jaki jesteś.
Jego uśmiech był cieplejszy niż ten sierpniowy
dzień.
- Kocham cię, Spring - rzekł stłumionym głosem,
a potem przyciągnął ją do siebie i obdarzył długim
namiętnym pocałunkiem, budząc ogólną wesołość.
- Zwyczaj wymaga, aby pan młody całował pannę
młodą po ceremonii - pouczył go Derek, starszy
drużba.
Clay zaśmiał się i wypuścił Spring z objęć, lecz
uniósłszy o parę cali nogawkę pięknie skrojonych
spodni, zauważył:
- Nie zmieniłem się, Spring. Ciągle jestem tym
samym Clayem, który kocha cię bardziej niż własne
życie. Poczekaj, aż zobaczysz, co noszę pod spodem.
Patrząc na jego gołe kostki, Spring uśmiechnęła się
i razem z nim podeszła do speszonego z lekka pastora.
Gdy Clay całował ją znowu, byli już mężem i żoną.
KONIEC