WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
L'Osservatore Romano 3(191) 1997
Powyższy referat został wygłoszony przez kard. Josepha Ratzingera w maju 1996 r. w
Guadalajarze w Meksyku podczas spotkania Kongregacji Nauki Wiary z przewodniczącymi
Komisji Nauki Wiary Konferencji Episkopatów Ameryki Łacińskiej.
Kryzys teologii wyzwolenia
W latach osiemdziesiątych radykalne nurty teologii wyzwolenia stanowiły najbardziej naglące
wyzwanie dla wiary Kościoła. Teologia ta domagała się odpowiedzi i pogłębienia, była bowiem
nową, pozornie logiczną, a zarazem praktyczną odpowiedzią na podstawowy problem
chrześcijaństwa, jakim jest odkupienie. Sam termin Zwyzwolenie miał wyrażać w inny i
bardziej zrozumiały sposób to, co w tradycyjnym języku Kościoła zostało nazwane
odkupieniem. W rzeczywistości stoimy wciąż wobec tego samego podstawowego problemu:
żyjemy w świecie, który nie odzwierciedla dobroci Boga. Ubóstwo, ucisk, wszelkiego rodzaju
niesprawiedliwości, cierpienie sprawiedliwych i niewinnych są znakami czasu w każdej epoce.
Wszyscy cierpimy; nikt nie może powiedzieć o tym świecie i o swoim życiu: oby trwały wiecznie,
bo są takie piękne. Teologia wyzwolenia wobec tych doświadczeń wypowiadała się
następująco: ta sytuacja nie musi trwać, ale można ją przezwyciężyć jedynie dzięki radykalnej
przemianie struktur naszego świata, które są strukturami grzechu, strukturami zła. Jeśli zatem
grzech daje odczuć swoją moc poprzez struktury, a one prowadzą nieuchronnie do nędzy,
można go pokonać nie przez osobiste nawrócenie, ale jedynie przez walkę ze strukturami
niesprawiedliwości. Musi to jednak być walka natury politycznej - twierdzono - ponieważ
struktury tworzą się i umacniają poprzez politykę. Tak więc odkupienie stało się procesem
politycznym, którego zasadnicze kierunki wyznaczała filozofia marksistowska. Stawało się też
zadaniem, które mogli - a wręcz powinni - podjąć sami ludzie, a jednocześnie nadzieja na
odkupienie nabierała wymiaru czysto praktycznego: wiara z Zteorii przekształcała się w
praktykę, konkretne odkupieńcze działanie w ramach procesu wyzwolenia.
Upadek systemów rządzenia o inspiracji marksistowskiej we wschodniej Europie stał się dla tej
teologii, opartej na praktyce odkupieńczej o charakterze politycznym, swego rodzaju
Zzmierzchem bogów". Właśnie tam, gdzie w sposób systematyczny zastosowano w praktyce
marksistowską ideologię wyzwolenia, wytworzyła się sytuacja całkowitego braku wolności,
czego straszliwe konsekwencje zostały bezlitośnie obnażone przed całym światem. Kiedy
polityka chce mieć charakter odkupieńczy, obiecuje zbyt wiele. Kiedy chce zastąpić Boga w
Jego działaniu, nie staje się boska, ale szatańska. Tak więc pod wpływem wydarzeń
1 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
politycznych r. 1989 zmieniła się także sytuacja w teologii. Marksizm był ostatnią jak dotąd
próbą podania uniwersalnej i pewnej formuły, która miała nadać właściwy kształt biegowi
historii. Twierdził, że rozpoznał ogólną strukturę historii świata, i na tej podstawie próbował
wskazać, w jaki sposób można ostatecznie wprowadzić historię na słuszną drogę. Ogromna
fascynacja marksizmem wynikała stąd, że opierał się on na metodach na pozór ściśle
naukowych, w miejsce wiary wprowadzał naukę i przekształcał tę naukę w działanie praktyczne.
Wydawało się, że wszystkie nie spełnione obietnice religii zostaną zrealizowane poprzez
praktykę polityczną opartą na zasadach naukowych.
Upadek tej nadziei wywołał ogromne rozczarowanie, które po części daje się odczuć do dzisiaj.
Moim zdaniem jest zupełnie możliwe, że będziemy jeszcze świadkami pojawienia się innych,
nowych form marksistowskiej koncepcji świata. Na razie marksizm pozostawił po sobie chaos;
po upadku jedynego systemu, który zapowiadał naukowe rozwiązanie ludzkich problemów, jego
miejsce mógł zająć tylko nihilizm, a w każdym razie całkowity relatywizm.
Relatywizm jako filozofia panująca
Tak więc podstawowym problemem, wobec którego stoi dzisiaj wiara, stał się relatywizm.
Oczywiście, jawi się on nie tyle jako pewna forma rezygnacji wobec niemożności poznania
prawdy, ale raczej jako postawa pozytywna, odwołująca się do idei tolerancji, poznania
dialogicznego i wolności, które zostałyby skrępowane, gdyby przyjęto, że istnieje prawda
powszechnie obowiązująca. Natomiast relatywizm pragnie uchodzić za filozoficzną podstawę
demokracji, która opiera się rzekomo na przekonaniu, że nikt nie może twierdzić, iż zna
właściwą drogę, oraz na fakcie, że zwolennicy różnych dróg wzajemnie uznają swoje działania
za część wspólnego dążenia do tego, co najlepsze; dlatego poprzez dialog dążą do osiągnięcia
jakiegoś porozumienia, do czego przyczynia się także wiedza, której jednak nie można
sprowadzić do jednej wspólnej postaci. System wolności powinien być zatem ze swej natury
systemem wzajemnie relatywnych stanowisk, które są ponadto uzależnione od różnych
okoliczności historycznych i pozostają otwarte na dalsze przemiany. Wedle tej koncepcji
społeczeństwo wolne powinno być społeczeństwem relatywistycznym: tylko pod tym warunkiem
może pozostać wolne i otwarte.
W sferze polityki ta wizja jest do pewnego stopnia uzasadniona. Żadna opinia polityczna nie jest
jedynie słuszna. To co jest relatywne, a więc budowa liberalnego ładu społecznego, nie może
być absolutne; właśnie przyjęcie poglądu przeciwnego było błędem marksizmu i teologii
politycznych. Ale całkowity relatywizm, także na płaszczyźnie politycznej, nie rozwiązuje
wszystkiego. Istnieją formy niesprawiedliwości, które nigdy nie staną się sprawiedliwe (na
przykład zabójstwo niewinnych albo odmówienie jednostkom czy grupom ludzi prawa do
2 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
godności i do życia odpowiadającego tej godności); i odwrotnie - istnieje sprawiedliwość, która
nigdy nie może stać się niesprawiedliwością. Dlatego, chociaż nie można odmówić
relatywizmowi pewnej racji bytu w dziedzinie polityczno-społecznej, problem pojawia się w
chwili, gdy trzeba wyznaczyć jego granice. Metodę tę próbowano zupełnie świadomie stosować
także na płaszczyźnie religii i etyki. Spróbuję tutaj zarysować pokrótce procesy, które kształtują
dzisiaj dialog teologiczny w tej dziedzinie.
Tak zwana pluralistyczna teologia religii rozwijała się stopniowo już począwszy od lat
pięćdziesiątych, ale dopiero dzisiaj zyskała istotne znaczenie dla świadomości chrześcijańskiej.
Ze względu na doniosłość swojej problematyki i na obecność w najbardziej różnorodnych
sferach kultury, w pewnej mierze zajmuje obecnie miejsce, które w minionym dziesięcioleciu
przypadło w udziale teologii wyzwolenia; nawiązuje zresztą do niej na różne sposoby, próbując
nadać jej nowszą i bardziej aktualną formę. Przyjmuje bardzo różnorodne postaci, stad
niemożliwe jest sprowadzenie jej do jednej zwięzłej formuły i przedstawienie pokrótce jej
istotnych cech. Z jednej strony jest ona typowym wytworem świata zachodniego i jego koncepcji
filozoficznych, z drugiej jednak nawiązuje do intuicji filozoficznych i religijnych Azji, zwłaszcza
subkontynentu indyjskiego. Właśnie połączenie tych dwóch światów daje teologii pluralistycznej
tak duża siłę oddziaływania w obecnej chwili historycznej.
Relatywizm w teologii: odrzucenie chrystologii
Ta sytuacja przejawia się ze szczególną wyrazistością w poglądach jednego z założycieli i
najważniejszych przedstawicieli tej teologii, jakim jest amerykański prezbiterianin J. Hick, który
przyjmuje za punkt wyjścia kantowskie rozróżnienie między fenomenem a noumenem
(zjawiskiem i istotą): nie jesteśmy w stanie dotrzeć do ostatecznej prawdy samej w sobie, ale
możemy jedynie obserwować jej zewnętrzne przejawy przez różne Zsoczewki i za
pośrednictwem naszego sposobu postrzegania. Wszystko, co postrzegamy, nie jest prawdziwa
rzeczywistością, taką jaka istnieje sama w sobie, ale jedynie jej odzwierciedleniem,
współmiernym do naszego sposobu postrzegania. Hick początkowo próbował sformułować tę
zasadę w kontekście chrystologicznym, ale po całorocznym pobycie w Indiach, który wywołał -
jak twierdzi sam teolog - rewolucję kopernikańską w jego myśleniu, przekształcił ją w nową
formę teocentryzmu. Utożsamienie konkretnej, jednostkowej, postaci historycznej, Jezusa z
Nazaretu, z Zrzeczywistością samą w sobie, to znaczy z Bogiem żywym, zostaje odrzucone
jako powrót do mitu. Jezus zostaje poddany celowej relatywizacji jako jeden z wielu geniuszy
religijnych. Rzeczywistość absolutna albo Osoba absolutna nie może być dostępna w historii, w
niej bowiem występują tylko modele, tylko idealne formy, wskazujące na kogoś całkowicie
innego, który jako taki nie jest uchwytny w historii. W konsekwencji także Kościół, dogmaty i
sakramenty tracą oczywiście swój absolutny charakter. Przyznanie tym ograniczonym środkom
charakteru absolutnego, a wręcz uznanie ich za realne spotkanie z prawdą Boga, który się
3 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
objawia, prawdą wiążącą dla wszystkich, byłoby równoznaczne z uznaniem za absolutne
czegoś, co jest relatywne, a tym samym przesłaniałoby nieskończoność Boga całkowicie
innego.
W świetle tej koncepcji, bardziej rozpowszechnionej niż sama teoria Hicka, pogląd, iż w postaci
Jezusa Chrystusa i w wierze Kościoła istnieje realnie jakaś wiążąca i aktualna prawda w historii,
uchodzi za przejaw fundamentalizmu. Fundamentalizm ten przedstawiany jest jako autentyczny
zamach na ducha naszych czasów, jako wielorakie zagrożenie dla jego najważniejszych
wartości, to znaczy tolerancji i wolności. Z drugiej strony pojęcie dialogu, które odgrywa istotną
rolę w tradycji platońskiej i chrześcijańskiej, zyskuje dziś odmienny sens, stając się
kwintesencją relatywistycznego credo oraz dokładnym przeciwieństwem nawrócenia i misji. W
ujęciu relatywistycznym dialog oznacza postawienie własnego poglądu, czyli własnej wiary, na
jednej płaszczyźnie z przekonaniami innych i przyjęcie zasady, że nie można uważać własnych
poglądów za bardziej prawdziwe od cudzych. Prawdziwy dialog jest możliwy tylko wówczas,
gdy szczerze przyjmuję założenie, że cudzy pogląd może być tak samo słuszny albo nawet
bardziej słuszny niż mój. Wedle tej koncepcji dialog powinien być wymianą poglądów
zasadniczo równoprawnych, a tym samym wzajemnie relatywnych; tylko w ten sposób będzie
można doprowadzić do jak najściślejszej współpracy i integracji między różnymi postaciami
religii.
Relatywistyczne rozwodnienie chrystologii i w konsekwencji także eklezjologii staje się
zatem podstawowym przykazaniem religii. Wracając do teorii Hicka: twierdzi on, że wiara w
bóstwo określonej osoby prowadzi do fanatyzmu i stronniczości, do oderwania wiary od miłości,
a tego właśnie należy się wystrzegać.
Nawiązanie do religii azjatyckich
W myśleniu J. Hicka, którego traktujemy tutaj jako jednego z czołowych przedstawicieli
relatywizmu religijnego, dochodzi do zadziwiającego zbliżenia między postmetafizyczną filozofią
europejską i azjatycką teologią negatywną, głoszącą, że bóstwo samo w sobie nie może jawnie
wejść w świat pozorów, w którym żyjemy, ale ujawnia się tylko we względnych przejawach i
pozostaje zasadniczo niewyrażalne w słowach i pojęciach, trwając w absolutnej transcendencji.
Te dwie filozofie różnią się głęboko zarówno pod względem podstawowych założeń, jak i
kierunku, jaki nadają ludzkiej egzystencji, ale zdają się utwierdzać nawzajem w swym
relatywizmie metafizycznym i religijnym. Areligijny i pragmatyczny relatywizm Europy i Ameryki
może zyskać w Indiach swego rodzaju konsekrację religijną, dzięki której wydaje się, że jego
rezygnacja z dogmatów ma szlachetne uzasadnienie, wyraża bowiem większy szacunek dla
tajemnicy Boga i człowieka. Z kolei odwoływanie się myśli europejskiej i amerykańskiej do wizji
filozoficznej i teologicznej Indii pogłębia relatywizację wszystkich postaci religijnych, typową dla
kultury indyjskiej. W konsekwencji także teologia chrześcijańska w Indiach uważa za konieczne
pozbawienie postaci Chrystusa jej wyjątkowego miejsca - uważanego za typowy przejaw kultury
4 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
zachodniej - i umieszczenie jej na jednej płaszczyźnie z indyjskimi mitami zbawienia. Jezus
historyczny - twierdzi się - nie jest Logosem w większym stopniu niż jakakolwiek inna
historyczna postać zbawiciela.
Występując pod hasłem spotkania kultur, relatywizm jawi się jako prawdziwa filozofia
człowieczeństwa; pozwala mu to oddziaływać - na Wschodzie i na Zachodzie, jak już
wspomnieliśmy - z wielką mocą przekonywania, która zdaje się nie napotykać już żadnego
oporu. Kto mu się przeciwstawia, nie tylko występuje przeciw demokracji i tolerancji - a więc
przeciw podstawowym zasadom życia społecznego - ale uparcie broni też prymatu własnej
kultury zachodniej i sprzeciwia się spotkaniu kultur, które jest przecież nakazem chwili. Kto
pragnie wytrwać w wierze Biblii i Kościoła, zostaje zepchnięty na kulturową pustynię; musi na
nowo odkryć Zgłupstwo Boże (1 Kor 1, 18), aby rozpoznać w nim prawdziwą mądrość.
Ortodoksja i ortopraksja
Aby ułatwić sobie poszukiwanie mądrości zawartej w głupstwie wiary, warto bliżej zapoznać się
z relatywistyczną teorią religii, głoszoną przez Hicka, i odkryć drogi, które wskazuje ona
człowiekowi. W ostatecznej analizie religia polega według Hicka na tym, że człowiek przechodzi
od self-centredness, czyli egzystencji starego Adama, do reality-cenłredness, czyli egzystencji
nowego człowieka, a tym samym wykracza poza własne Zja i zwraca się ku Zty bliźniego.
Brzmi to pięknie, jednak przy głębszym zastanowieniu teza ta okazuje się równie pozbawiona
treści i znaczenia jak wezwanie Bultmanna do autentyczności, które zaczerpnął on z
Heideggera. Religia nie jest do tego potrzebna.
Były ksiądz katolicki P. Knitter, dostrzegając ten problem, podjął próbę zapełnienia pustki takiej
teorii religii, sprowadzonej do imperatywu kategorycznego, poprzez nową syntezę Azji i Europy,
bardziej konkretną i wewnętrznie bogatszą.
Zaproponował mianowicie, aby nadać religii nową
konkretność, łącząc pluralistyczną teologię religii z teologiami wyzwolenia. Należy radykalnie
uprościć dialog międzyreligijny i uczynić go skutecznym na płaszczyźnie praktycznej, opierając
go na jednej tylko zasadzie: na Zprymacie ortopraksji nad ortodoksją".
To pierwszeństwo przyznane praktyce w stosunku do poznania jest jeszcze jednym
dziedzictwem marksizmu. Jednakże marksizm przyjmuje taką postawę dlatego, że jest ona
logiczną konsekwencją odrzucenia metafizyki: skoro poznanie staje się niemożliwe, pozostaje
jedynie działanie. Natomiast Knitter twierdzi, że absolutu nie można poznać, ale można go
Zczynić". Powstaje oczywiście pytanie, czy to twierdzenie jest prawdziwe. Co rnoże mi wskazać
drogę słusznego działania, jeżeli nie mogę wiedzieć, co jest absolutnie słuszne? Przyczyną
5 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
upadku reżimów komunistycznych był właśnie fakt, że chciały one zmieniać świat nie wiedząc,
co jest dla niego dobre, a co nie, ani w jakim kierunku trzeba świat zmieniać, aby stał się lepszy.
Sama praktyka tego nie wyjaśnia.
Jest to sprawa zasadniczej wagi dla krytycznej oceny pojęcia ortopraksji. Tradycyjna historia
religii utrzymywała, że religie Indii zazwyczaj nie znają ortodoksji, ale jedynie ortopraksję;
prawdopodobnie właśnie stamtąd ta koncepcja przeniknęła do współczesnej teologii. Jednak w
odniesieniu do religii Indii miała ona ściśle określone znaczenie; wyrażała mianowicie
przekonanie, że religie te nie mają zbioru powszechnie obowiązujących prawd wiary i dlatego
przynależność do nich nie wynika z przyjęcia określonego credo. Religie te mają raczej pewien
system praktyk obrzędowych, które uważane są za niezbędne dla zbawienia i których
spełnianie odróżnia Zwierzących od niewierzących. Tym, co wyróżnia wyznawców tych religii,
nie są określone przekonania, ale skrupulatne wypełnienie rytuału, który ogarnia całe życie.
Znaczenie pojęcia Zortopraksja", czyli Zsłusznego postępowania", jest ściśle określone - chodzi
tu o pewien kodeks obrzędów. Zresztą także termin Zortodoksja miał prawie identyczne
znaczenie w Kościele pierwotnym i w Kościołach Wschodnich. W słowie tym bowiem element
-doksja, pochodzący od doxa, nie był rozumiany w sensie Zopinii"; a więc ortodoksja nie
oznaczała Zsłusznej opinii", jako że dla Greków opinie są zawsze względne; doxa występowała
tu raczej w znaczeniu Zchwała", Zoddawanie chwały". Być ortodoksyjnym znaczyło więc znać -
i stosować - właściwy sposób oddawania chwały Bogu. Ortodoksja odnosi się do kultu, a ze
sfery kultu promieniuje na życie. Tak rozumiana, mogłaby stanowić mocny punkt oparcia dla
owocnego dialogu między Wschodem i Zachodem.
Powróćmy jednak do zastosowania pojęcia ortopraksji we współczesnej teologii. Tutaj nie
oznacza już ono wypełniania określonego obrzędu. Słowo to zyskało zupełnie nowy sens, który
nie ma nic wspólnego z jego znaczeniem autentycznie indyjskim. Prawdę mówiąc jednak coś z
niego pozostaje: jeżeli ortopraksja jest rzeczywiście potrzebna, a nie ma jedynie maskować
braku obowiązujących prawd, to musi istnieć jakaś praktyka powszechna, uznawana przez
wszystkich i wychodząca poza ogólnikowe hasła o skupianiu się na Zja i nawiązywaniu relacji
z Zty". Jeżeli odrzuci się jej znaczenie obrzędowe, przyjęte w Azji, można rozumieć praksję
jedynie w sensie etycznym albo politycznym. W pierwszym przypadku ortopraksja musiałaby
zakładać istnienie Zethosu o wyraźnie zdefiniowanej treści. To jednak zostaje oczywiście
wykluczone w debacie o etyce prowadzonej z pozycji relatywistycznych, według niej bowiem nic
nie jest samo w sobie dobre albo złe. Jeżeli natomiast rozumie się ortopraksję w sensie
socjopolitycznym, rodzi się pytanie: na czym polega słuszne działanie polityczne? Teologie
wyzwolenia opierały się na przekonaniu, że marksizm wyraźnie wskazywał właściwą praktykę
polityczną, i stąd mogły stosować pojęcie ortopraksji w jej poprawnym sensie. W ich przypadku
nie chodziło o rezygnację z obowiązujących prawd, ale o wskazanie wszystkim pewnej formy
właściwej praktyki - a więc właśnie ortopraksji - która miała jednoczyć całą społeczność i
wykluczać z niej tych, którzy nie chcieli postępować we właściwy sposób. W tym sensie
marksistowskie teologie wyzwolenia były na swój sposób logiczne i spójne.
6 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
Jak można się przekonać, ta ortopraksja opiera się z pewnością na jakiejś ortodoksji (w
znaczeniu współczesnym), to znaczy na pewnym zespole obowiązujących teorii, które wskazują
drogę do wolności. Knitter kieruje się podobną zasadą, kiedy stwierdza, że kryterium
pozwalającym odróżnić ortopraksję od pseudopraksji jest wolność.
Jednakże musi nam
dopiero wyjaśnić w sposób przekonujący i praktyczny, co to jest wolność i co prowadzi do
prawdziwego wyzwolenia człowieka; na pewno nie ortopraksja marksistowska, jak już mogliśmy
się przekonać. Jedno jest jasne: teorie relatywistyczne albo prowadzą do samowoli i tym
samym stają się zbędne, albo też przypisują sobie absolutną wartość normatywną, która
urzeczywistnia się w praktyce i czyni z niej formę absolutyzmu pozbawioną podstawy. Prawdę
mówiąc, także w Azji są dziś rozpowszechniane pewne idee teologii wyzwolenia, jako formy
chrześcijaństwa rzekomo lepiej dostosowane do umysłowości azjatyckiej, które umieszczają
centrum działania religijnego w sferze polityki. Tam gdzie tajemnica przestaje mieć znaczenie,
polityka musi się stać religią. Nie ulega zaś wątpliwości, że jest to głęboko sprzeczne z
pierwotną azjatycką wizją religii.
New Age
Relatywizm Hicka, Knittera i pokrewnych teorii opiera się ostatecznie na racjonalizmie, który
utrzymuje, że rozum - w znaczeniu kantowskim - nie jest zdolny do poznania metafizycznego.
Kierunek ten poszukuje nowych podstaw religii w sferze praktyki, nadając jej zabarwienie
bardziej etyczne lub bardziej polityczne. Istnieje jednak także odpowiedź świadomie
antyracjonalistyczna na doświadczenie Zwzgledności wszystkiego", ukrywająca się pod
wieloznacznym określeniem
New Age
.
Według zwolenników New Age nie należy szukać rozwiązania dylematu relatywizmu w nowym
spotkaniu Zja z Zty albo z Zmy", ale w przezwyciężeniu podmiotu i w ekstatycznym powrocie
do Zprocesu kosmicznego". Podobnie jak starożytna gnoza, także ten kierunek głosi, że jest w
zgodzie ze wszystkim, co twierdzi nauka, a ponadto że uwzględnia wiedzę naukową z
wszelkich dziedzin (biologii, psychologii, socjologii, fizyki). Zarazem jednak, wychodząc od tych
przesłanek, oferuje całkowicie antyracjonalistyczny model religii, rodzaj nowoczesnej Zmistyki",
w myśl której w absolut nie należy wierzyć, ale trzeba go doświadczyć. Bóg nie jest osobą,
która staje wobec świata, ale duchową energią, która przenika Wszystko. Religia oznacza
włączenie mojego Zja w kosmiczną całość, przezwyciężenie wszelkich podziałów. K.-H.
Menke bardzo trafnie opisuje duchową przemianę, jaka stąd wynika: ZPodmiot, który próbował
7 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
podporządkować sobie wszystko, teraz roztapia się we XWszystkim'".
Rozum obiektywizujący - twierdzi
New Age
- przegradza nam drogę do tajemnicy rzeczywistości; nasze bycie Zja odcina nas od pełni
kosmicznej rzeczywistości, niszczy harmonię wszystkiego i jest prawdziwą przyczyną naszego
nieodkupienia. Odkupienie polega na uwolnieniu się od Zja", na zanurzeniu się w pełni życia, na
powrocie do Wszystkiego. Poszukuje się ekstazy, upojenia nieskończonością, które można
znaleźć w oszałamiającej muzyce, w rytmie, w tańcu, w migocących frenetycznie światłach, w
ludzkiej masie. Tak wiec nie tylko następuje odwrót od dążenia epoki nowożytnej do absolutnej
dominacji podmiotu, także sam człowiek, aby dostąpić wyzwolenia, musi rozpłynąć się we
ZWszystkim". Powracają bogowie. Wydają się bardziej wiarygodni niż Bóg. Trzeba powrócić do
pierwotnych obrzędów, poprzez które Zja zostaje wprowadzone w tajemnice Wszystkiego i
wyzwala się od siebie samego.
Odradzanie przedchrześcijańskich religii i kultur, z którym spotykamy się dziś bardzo często,
można wyjaśnić na wiele sposobów. Jeżeli nie istnieje powszechna prawda, obowiązująca
dlatego, że jest prawdziwa, chrześcijaństwo okazuje się produktem sprowadzonym z zewnątrz,
rodzajem duchowego imperializmu, którego jarzmo trzeba zrzucić tak samo jak odrzucić należy
imperializm polityczny. Jeżeli w sakramentach nie dochodzi do spotkania wszystkich ludzi z
żywym Bogiem, to są to próżne obrzędy, które niczego nam nie mówią i niczego nie wnoszą, a
w najlepszym razie pozwalają nam doświadczyć numinosum, obecnego we wszystkich
religiach. Wydaje się zatem, że bardziej sensowne jest poszukiwanie własnych, oryginalnych
form, niż poddawanie się formom narzuconym z zewnątrz i przestarzałym. Przede wszystkim
jednak, jeśli Ztrzeźwe upojenie misterium chrześcijańskiego nie jest w stanie upoić nas
Bogiem, to trzeba szukać prawdziwego upojenia przez rzeczywistą ekstazę, która wprowadza
nas w stan oszołomienia, przemienia nas - przynajmniej na chwilę - w bogów i pozwala nam
przez chwilę rozkoszować się nieskończonością, a zapomnieć o nędzy skończoności. Im
bardziej oczywista staje się nieprzydatność absolutyzmów politycznych, tym silniejsza jest
pokusa irracjonalizmu i odrzucenia rzeczywistości życia codziennego.
Pragmatyzm w codziennym życiu Kościoła
Obok tych rozwiązań radykalnych oraz wielkiego pragmatyzmu teologii wyzwolenia istnieje
także szary pragmatyzm codziennego życia Kościoła, w którym wszystko na pozór toczy się
normalnie, w rzeczywistości jednak wiara zanika i zatraca się w małostkowości. Mam tu na
myśli dwa zjawiska, które budzą mój niepokój. Przede wszystkim istnieje dążenie, objawiające
się z różną intensywnością, do rozciągnięcia na sferę wiary i obyczajów zasady decydowania
większością, tak aby ostatecznie doprowadzić do całkowitej Zdemokratyzacji Kościoła. To co
8 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
większości nie wydaje się oczywiste, nie może mieć mocy obowiązującej, ale jedynie
Zwydawać się". W rzeczywistości jednak, o jaką większość tu chodzi? Czy jutro większość
będzie taka sama jak wczoraj? Wiara, którą sami możemy określać, nie jest wcale wiarą. Żadna
mniejszość nie może pozwolić, aby większość narzuciła jej wiarę. Wiara wraz ze swoją praktyką
albo pochodzi od Boga i dociera do nas przez Jego Kościół i życie sakramentalne, albo nie
istnieje wcale. Odejście wielu ludzi od wiary wynika stąd, że wydaje się im, iż o treści wiary
może decydować jakaś instancja biurokratyczna, tak jakby wiara była czymś w rodzaju
programu partii politycznej: kto ma władzę, może decydować o tym, w co należy wierzyć, i
dlatego trzeba albo zdobyć władzę w samym Kościele, albo przeciwnie - i ta konkluzja jest
bardziej logiczna i łatwiejsza do przyjęcia - przestać wierzyć.
Drugie zagadnienie, na które chciałem zwrócić uwagę, dotyczy liturgii. Kolejne fazy reformy
liturgicznej przyczyniły się do rozpowszechnienia opinii, że liturgię można dowolnie zmieniać.
Jeżeli jest w niej coś niezmiennego, to najwyżej słowa konsekracji, natomiast wszystko inne
wolno zmienić. W takim rozumowaniu można iść dalej: jeżeli może tego dokonać władza
centralna, dlaczego nie mogłaby także instancja lokalna? A skoro mogą to czynić instancje
lokalne, to dlaczego nie sama wspólnota wierzących? Przecież wspólnota powinna mieć
możliwość wyrażania się i spotykania w liturgii. Po racjonalistycznych i purytańskich
tendencjach lat siedemdziesiątych, a także osiemdziesiątych, dziś daje się odczuć zmęczenie
liturgią wyłącznie Zmówioną oraz pragnienie liturgii związanej z życiem, która zbliża się bardzo
do tendencji New Age; poszukuje się form upajających i ekstatycznych, a nie owej logikè latreia
, czyli
rationabilis oblatio
, o której mówi św. Paweł, a za nim liturgia rzymska (Rz 12, 1).
Przyznaję się do przesady; to, co mówię, nie dotyczy normalnej sytuacji w naszych
wspólnotach. Ale tendencje są właśnie takie. Dlatego potrzebna jest czujność, aby nie podano
nam podstępnie Zkamienia zamiast chleba - Ewangelii innej niż ta, którą powierzył nam
Chrystus.
Zadania teologii
Stoimy więc w obliczu szczególnej sytuacji: teologia wyzwolenia chciała dać chrześcijaństwu -
znużonemu dogmatami - nową praktykę, poprzez którą odkupienie miało dokonać się jeszcze
raz. Jednakże ta praktyka pozostawiła po sobie ruinę zamiast wolności. Pozostał relatywizm i
próby przystosowania się do niego. Jednak to, co się nam w ten sposób oferuje, jest tak
pozbawione treści, że teorie relatywistyczne szukają pomocy w teologii wyzwolenia, aby dzięki
niej zyskać wymiar praktyczny. New Age głosi ostatecznie: zarzućmy nieudany eksperyment
9 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
chrześcijaństwa i powróćmy do bogów, bo tak żyje się lepiej.
Nasuwa się tu wiele pytań. Zajmijmy się najbardziej praktycznym: dlaczego tradycyjna teologia
okazała się tak bezsilna wobec tych zjawisk? Gdzie są jej słabe punkty, które uczyniły ją tak
nieskuteczną?
Pragnę zwrócić tu uwagę na dwie sprawy związane z poglądami Hicka i Knittera. Aby
usprawiedliwić destrukcję chrystologii, jakiej dokonują, obaj powołują się na egzegezę; ich
zdaniem egzegeza udowodniła, iż Jezus nie uważał się za Syna Bożego, za wcielonego Boga, i
że dopiero później Jego uczniowie stopniowo uznali Go jako takiego.
Obydwaj - Hick bardziej
jednoznacznie niż Knitter - przytaczają też argumenty filozoficzne. Hick zapewnia nas, że Kant
udowodnił ponad wszelką wątpliwość, iż rzeczywistość absolutna albo Osoba absolutna nie są
poznawalne w historii ani nie objawiają się w niej jako takie.
Ze względu na strukturę ludzkiego poznania nie jest możliwe - według Kanta - to, co głosi wiara
chrześcijańska; tak więc cudy, tajemnice i znaki łaski są iluzjami, jak wyjaśnia Kant w swoim
dziele
Religia w granicach czystego rozumu
.
Wydaje mi się, że problem egzegezy oraz ograniczeń i możliwości naszego rozumu, a więc
problem filozoficznych przesłanek wiary, wskazuje w rzeczywistości na istotę kryzysu
współczesnej teologii, którego skutkiem jest kryzys wiary - i to coraz częściej także wiary ludzi
prostych.
W tym miejscu zamierzam jedynie zasygnalizować zadanie, jakie stoi przed nami. Co się tyczy
egzegezy, trzeba przede wszystkim stwierdzić, że Hick i Knitter na pewno nie mogą się
powoływać na egzegezę w ogólności, jak gdyby chodziło o prawdy niepodważalne, uznawane
przez wszystkich egzegetów. Jest to niemożliwe w sferze badań historycznych, które nie
pozwalają na osiągnięcie takiej pewności. Jest to niemożliwe zwłaszcza w odniesieniu do
problemu, który nie ma charakteru wyłącznie historycznego czy literackiego, ale wiąże się z
wyborem określonych wartości, a więc wykracza poza sferę zwykłej rekonstrukcji przeszłości i
zwykłej interpretacji tekstów. Jest jednak prawdą, że przyglądając się całości współczesnej
egzegezy można odnieść wrażenie podobne do tego, jakie odnieśli Hick i Knitter.
Jaki stopień pewności można jej przypisać? Przyjmijmy hipotezę - choć wolno w nią wątpić - że
większość egzegetów tak właśnie myśli. Pozostaje jednak pytanie, w jakiej mierze jest
uzasadniona ta opinia większości. Moja teza jest następująca: fakt, że wielu egzegetów myśli
10 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
tak jak Hick i Knitter i tak jak oni rekonstruuje historię Jezusa, bierze się stąd, że wyznają oni tę
samą filozofię. To nie egzegeza potwierdza filozofię, ale filozofia kształtuje egzegezę.
Jeżeli
wiem
a
priori
(by posłużyć się wyrażeniem Kanta), że Jezus nie może być Bogiem, że cudy, tajemnice i znaki
łaski to trzy formy iluzji, to na pewno nie odkryję w świętych tekstach tego, co nie może być
faktem. Mogę jedynie odkryć, dlaczego i jak doszło do sformułowania takich przekonań oraz jak
się one stopniowo kształtowały.
Przyjrzyjmy się tej sprawie bardziej z bliska. Metoda historyczno-krytyczna jest znakomitym
narzędziem odczytywania dokumentów historycznych i interpretacji tekstów. Opiera się jednak
na określonej filozofii, która zazwyczaj - na przykład gdy bada się dzieje średniowiecznych
cesarzy - nie ma większego znaczenia. W tym przypadku bowiem pragnę jedynie poznać
przeszłość i nic poza tym. Ale nawet tego nie można uczynić w sposób neutralny i stąd również
w tym przypadku metoda ma swoje ograniczenia. Kiedy jednak stosujemy ją do Biblii, wychodzą
na jaw bardzo wyraźnie dwa czynniki, które inaczej pozostałyby nie zauważone. Przede
wszystkim metoda ta dąży do poznania przeszłości jako przeszłości. Próbuje uchwycić możliwie
najdokładniej to, co stało się w określonej chwili przeszłości, w kontekście minionej sytuacji,
dokładnie w punkcie, w którym nastąpiło dane wydarzenie. Ponadto zakłada, że historia jest
zasadniczo jednolita i że człowiek ze wszystkimi swoimi odmiennościami, świat z całą swoją
różnorodnością podlega tym samym prawom i ograniczeniom, dzięki czemu można
wyeliminować to, co niemożliwe. Coś, co w żaden sposób nie może się stać dzisiaj, nie mogło
stać się wczoraj i nie stanie się jutro.
Jeżeli zastosujemy to do Biblii, wówczas każdy tekst, wydarzenie czy osoba zostanie na trwałe
zamknięta w swojej przeszłości. Metoda ta stara się ustalić, co dawny autor powiedział w swoim
czasie, co mógł był powiedzieć lub pomyśleć. Zajmuje się tym, co Zprzeszłe", Zhistoryczne".
Dlatego egzegeza historyczno-krytyczna nie przenosi Biblii w dzień dzisiejszy, w moje obecne
życie. Jest to niemożliwe. Przeciwnie, oddala ją ode mnie, ukazując, że jest ona całkowicie
zakorzeniona w przeszłości. To właśnie miał na myśli Drewermann, gdy słusznie skrytykował
egzegezę historyczno-krytyczną za to, że uważa się za samowystarczalną. Ten rodzaj
egzegezy wyraża - z samej definicji - nie rzeczywistość dzisiejszą, i nie moją, ale wczorajszą i
cudzą. Dlatego nigdy nie zdoła mi ukazać Chrystusa tego samego dzisiaj, jutro i na wieki, lecz
tylko - jeśli chce pozostać wierna samej sobie - Chrystusa przeszłości.
Trzeba do tego dodać drugie założenie, a mianowicie jednorodność świata i historii - czyli to, co
Bultmann nazywa współczesnym obrazem świata. M. Waldstein wykazał na podstawie
drobiazgowej analizy, że teoria poznania Bultmanna pozostawała całkowicie pod wpływem
neokantyzmu marburskiego.
Opierając się na nim, określała, co może, a co nie może istnieć.
U innych egzegetów ta świadomość filozoficzna była może mniej wyraźna, pośrednio jednak
11 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
jest u nich zawsze obecne odwołanie do kantowskiej teorii poznania jako do klucza
hermeneutycznego, którym krytyka musi się kierować. Ze względu na to władza kościelna nie
może po prostu nakazać, aby w Piśmie Świętym dostrzegano chrystologię synostwa Bożego.
Może jednak i powinna wzywać do krytycznej oceny filozofii, na której egzegeci opierają swoją
metodę. W ostatecznej analizie chodzi o to, że poprzez swoje objawienie Bóg - żywy i
prawdziwy - wkracza w nasz świat i otwiera także więzienie naszych teorii, za którego kratami
próbujemy się uchronić przed tym wejściem Boga w nasze życie. Na szczęście, mimo
obecnego kryzysu filozofii i teologii, coraz szerzej podejmuje się dzisiaj - na terenie samej
egzegezy - nową refleksję nad podstawowymi zasadami, opartą między innymi na wiedzy
uzyskanej dzięki drobiazgowej analizie historycznej tekstów.
Wiedza ta pomaga nam wyzwolić się z więzów wcześniejszych wyborów filozoficznych, które
uniemożliwiają swobodę interpretacji; słowo otwiera się znów przed nami w całej swojej
rozciągłości.
Problem egzegezy wiąże się więc z problemem filozofii. Kryzys filozofii, jaki ogarnął
sparaliżowany rozum pozytywistyczny z winy jego samego, stał się też kryzysem naszej wiary.
Wiara nie może stać się wolna, jeśli rozum nie otworzy się na nowo. Jeśli brama poznania
metafizycznego pozostanie zamknięta, jeśli granice ludzkiego poznania wyznaczone przez
Kanta są nienaruszalne, wiara jest skazana na wymarcie - nie ma po prostu czym oddychać.
Kiedy całkowicie autonomiczny rozum, który nie chce mieć nic wspólnego z wiarą, próbuje
wyrwać się Zna siłę - by tak rzec - z bagna niepewności, próba ta nie może się powieść,
ponieważ rozum ludzki nie jest całkowicie autonomiczny. Istnieje zawsze w pewnym kontekście
historycznym. Kontekst historyczny zniekształca jego sposób postrzegania (jak wykazaliśmy) i
dlatego rozum potrzebuje także pomocy na płaszczyźnie historycznej, aby przezwyciężyć swoje
ograniczenia ukształtowane przez historię.
Moim zdaniem poniósł już klęskę racjonalizm
neoscholastyczny, który posługując się rozumem całkowicie niezależnym od wiary próbował
zrekonstruować
praeambula fidei, oparte
wyłącznie na pewnikach racjonalnych; tak samo muszą się skończyć także inne próby
zmierzające w tym kierunku. Karl Barth słusznie odrzucał tezę, że podstawą wiary ma być
filozofia niezależna od wiary; gdyby tak było, nasza wiara byłaby ostatecznie uzależniona od
zmieniających się teorii filozoficznych. Ale Barth nie miał racji, gdy z tego powodu definiował
wiarę jako czysty paradoks, który może istnieć tylko wbrew rozumowi i całkowicie niezależnie
od niego. Jedną z istotniejszych funkcji wiary jest leczenie rozumu jako rozumu; wiara nie
przymusza rozumu, nie jest zewnętrzna wobec niego, ale sprawia, że rozum Zpowraca do
siebie samego. Historyczne narzędzie wiary może na nowo uwolnić rozum jako taki, aby mógł
on - wprowadzony przez wiarę na właściwą drogę - znów patrzeć z własnej perspektywy.
Musimy dążyć do odnowienia tego rodzaju dialogu między wiarą i filozofią, gdyż obie potrzebują
siebie nawzajem. Rozum nie może wyzdrowieć bez wiary, ale wiara bez rozumu nie stanie się
ludzka.
Zakończenie
12 / 13
WIARA I TEOLOGIA DZISIAJ
Wpisany przez KARDYNAŁ JOSEPH RATZINGER
czwartek, 04 listopada 2004 00:18
Gdy przyglądamy się współczesnej sytuacji religijno-kulturowej, którą próbowałem tu
zarysować, wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że mimo wszystko istnieje dziś jeszcze wiara
chrześcijańska. I to nie tylko w zastępczych formach proponowanych przez Hicka, Knittera i
innych, ale pełna i niewzruszona wiara Nowego Testamentu, wiara Kościoła wszystkich
czasów. Jak to jest możliwe, że wiara ma jeszcze jakieś szansę na sukces? Moim zdaniem
dlatego, że jest zgodna z naturą człowieka. Człowiek jest naprawdę czymś więcej, niż chce w
nim dostrzec i uznać Kant oraz różne filozofie postkantowskie. Sam Kant musiał to przyznać w
pewien sposób w swoich postulatach. Człowiek nosi w sobie nieusuwalne pragnienie
nieskończoności. Żadna z odpowiedzi, jakich próbowano udzielić, nie jest wystarczająca; tylko
Bóg, który sam stał się skończony, aby przełamać naszą skończoność i wprowadzić ją w
wymiar swojej nieskończoności, może odpowiedzieć na pytania naszego bytu. Dlatego także
dzisiaj trwa w ludziach wiara chrześcijańska. Naszym zadaniem jest służyć jej z pokorą,
wszystkimi siłami naszego serca i naszego rozumu.
Kard. Joseph Ratzinger
Prefekt Kongregacji Nauki Wiary
13 / 13