O dzieciach zaginionych i zamordowanych.. 127
Kiedy dziecko popełnia samobójstwo
Dziecięce akty samobójstwa są źródłem największego cierpienia
rodziców. Stanowią one zarazem jeden z najpoważniejszych pro
b l e m ó w społecznych, który w naszym kraju zatacza coraz szersze
kręgi.
Tworzymy „gorące linie" telefoniczne działające we dnie i w nocy,
budujemy ośrodki pomocy dla zrozpaczonych ludzi na terenie ca
łego kraju, a mimo to wciąż przegrywamy kolejne bitwy. Samobój
stwo jest trzecią przyczyną śmierci wśród dzieci między szóstym
a szesnastym rokiem życia. Pracowaliśmy w wielu społecznościach,
w których aż trzydzieści procent nastolatków usiłowało odebrać so
bie życie. Niektórym to się udawało. Dlaczego tak jest i co m o ż e m y
zrobić, aby temu zapobiec?
Pewna pogrążona w żałobie matka zapytała mnie niedawno, jak
to możliwe, że jej jedenastoletnie dziecko popełniło samobójstwo.
Nie m o g ł a tego pojąć, ale znalazła w sobie dość odwagi, żeby za
dawać pytania, szukać przyczyny jego decyzji i w ten sposób zapo
biec kolejnej tragedii w rodzinie. Spytałam, co się wydarzyło przed
śmiercią jej syna.
— Nic — odparła. — Wrócił ze szkoły z ponurą miną. Nikt nie
zwrócił na to uwagi, z wyjątkiem męża, który postanowił z nim
porozmawiać jeszcze przed obiadem. Nie znosi, kiedy dzieci stroją
miny przy wspólnym stole. Zapytał syna, co się stało. Okazało się,
że tego dnia dostał dwie złe oceny.
— Nie starasz się o dobre stopnie — rozzłościł się mój mąż. —
W takim razie my również nie będziemy starać się o ciebie.
Zabronił n a m zwracać uwagę na syna podczas posiłku. Chłopiec
nie tknął jedzenia. Po obiedzie poszedł do swojego pokoju. Wieczo
rem ułożyłam piątkę dzieciaków w łóżkach, ale do niego nie zajrza
łam. Chciałam dać mu nauczkę. Mój synek był dobrym dzieckiem.
Zachowywał się normalnie. Nigdy n a m się nie sprzeciwiał.
W c z e s n y m rankiem domownicy usłyszeli odgłos strzału. Chło
piec j u ż nie żył. Odebrał sobie życie z powodu dwóch złych ocen!
Tragedią naszego społeczeństwa jest dążenie do sukcesu za
wszelką cenę. Powtarzamy dzieciom, że będziemy je kochali, je-
1 2 8 dzieci i śmierć
śli przyniosą dobre stopnie. Mówimy: „Będę cię kochał, jeśli skoń
czysz szkołę'' albo: „Boże, jak ja będę cię kochała, kiedy pewnego
dnia będę m o g ł a powiedzieć: Mój syn jest lekarzem". Dzieci rezy
gnują w ó w c z a s ze swoich dążeń i starają się nas zadowolić. Pra
gną kupić naszą miłość, której przecież kupić nie można! Nie do
strzegamy ich piękna, nie widzimy, j a k bardzo zasługują na miłość
nawet, jeśli nie osiągają wiele. M o ż e m y przecież zganić złe zacho
wanie i wskazać im lepsze rozwiązania, nie pozbawiając ich miło
ści. Gdybyśmy naprawili swoje błędy, nasze dzieci nie uciekałyby
z domu, nie czułyby braku miłości i chęci do życia. Wiedziałyby, że
są wartościowymi ludźmi.
Tysiące dzieci wracają po lekcjach do pustych d o m ó w , gdzie
czeka na nich zimny posiłek albo pusta lodówka. Nie mają niko
go, kto by z nimi porozmawiał. Kilkunastoletnia dziewczynka zro
biła kolaż, na którym napisała „Ratunku!" Była bardzo przygnę
biona i okazywała to na wiele sposobów. Nikt jednak nie zwracał
na nią uwagi, aż do chwili, kiedy odebrała sobie życie. M a ł y India
nin dał koledze swój wiersz, w którym wyraził poczucie zniewole
nia i trudności, z jakimi nie m ó g ł sobie poradzić w surowej, rygo
rystycznej atmosferze szkoły. D w a tygodnie po jego śmierci wiersz
przeczytali wszyscy uczniowie.
^ i e l e dzieci nie ma nikogo, kto udzieliłby im pomocy. Małe
dziewczynki latami ukrywają nadużycia seksualne ze strony ro
dziców lub akty przemocy w rodzinie. Nie zdradzają się ze swo
im cierpieniem, bo tata zagroził, że je zabije, jeśli k o m u ś o tym po
wiedzą.
Spośród stu przypadków kazirodztwa, którego ofiarami były
m a
} e dzieci, ponad połowa twierdziła, że grożono im śmiercią, gdy
by wspomniały k o m u ś o tym, że „coś im się przydarzyło". Nie mu
szę dodawać, że były śmiertelnie przerażone, kiedy pozostawiano je
pod opieką ojca, dziadka lub wujka. Kilkanaście dzieci z tej grupy
nie mogło dłużej znosić tortur i wybrało śmierć z własnej ręki.
Znaczna większość ludzi — gdyby zdobyli się na szczerość —
przypomniałaby sobie przynajmniej jedną sytuację, w której chcie
li
s
kończyć z t y m wszystkim" i nie cierpieć dłużej. D a g Hammar
skjold wyraził te uczucia w swojej pięknej książce Markings [Znaki]:
O dzieciach zaginionych i zamordowanych,.. 1 2 9
„Tak! W taki właśnie sposób możecie szukać ucieczki od samotno
ści — chcecie ostatecznie rozstać się z Życiem. Nie! Śmierć może
okazać Mię ostatnim darem w Życiu, ale nie może być aktem zdra
dy przeciwko niemu". Wystarczy jedna istota ludzka, która okaże
troskę zrozpaczonemu dziecku. Jeden człowiek gotów usłyszeć jego
nie wyrażone błaganie o pomoc może zapobiec tragedii.
Mały wrautny chłopiec przysiadł na chodniku w Kalifornii Połu
dniowej. Usiadłam przy nim i czekałam, aż będzie gotów ze mną po
rozmawiać. Gawędziliśmy chwilę o wszystkim i o niczym. W końcu
zapytał*" 11 go wprost, przed czym uciekł. Chłopiec nieśmiało uniósł
koszulka i pokazał mi liczne ślady poparzeń na klatce piersiowej.
R a n y zoMtały zadane gorącym żelazkiem na parę. Powiedział nie
mal obojętnym tonem, że matka ukarze go znowu, jeśli wróci do
domu. Dlatego postanowił uciec. Nie wiedział, w którą stronę iść,
więc zaproponowałam, że zawiozę go do domu. Kiedy zatrzyma
łam samochód, wyskoczył jak z procy i zniknął. Szukałam go dłu
go, ale boz skutku. Nie zdajemy sobie sprawy z cierpienia wielu
dzieci, które mieszkają obok nas.
Jak często dostrzegamy u siebie skłonność do osądzania ludzi,
którzy decydują się odebrać sobie życie? Czy zdarzyło w a m się ob
serwować zachowanie personelu szpitala wobec kilkunastolatka,
którego przywożą tam po kolejnej próbie samobójczej? Pielęgniarki
reagują często złością i nieukrywanym obrzydzeniem, kiedy po raz
trzeci z rzędu są zmuszone płukać żołądek dziecka, które połknęło
dużą ilość pigułek nasennych. Mali pacjenci oddziałów pogotowia
latami pimiiętają, jak ich tam traktowano. Dlaczego te dzieci bu
dzą w nan tak silną złość? Czy dlatego, że jesteśmy przepracowani
i wolelibyśmy poświęcić późne godziny w pracy na pomaganie ko
muś, kto chce żyć? Czy zdarza nam się oderwać na chwilę od licz
nych zajęć i p o m y ś l e ć o tym, jak wielki musiał być ich ból, samot
ność oraz cierpienie, skoro zdecydowali się targnąć na swoje życie?
Jak często próbujemy się dowiedzieć, czy mają przynajmniej jedną
bliską osobę, która im pomoże w najtrudniejszych chwilach? Czy
sprawdź;"'>y warunki, w jakich żyją, stosunki panujące w ich ro
dzinach? Itytamy, czy mają przyjaciół?
Pewnego p o p o ł u d n i a odwiedził mnie chłopiec, który chciał mi
1 3 0 Dzieci i śmierć
pokazać swoje rysunki. Był blady, odzywał się monosylabami i wy
raźnie chciał mnie zadowolić. Czekał, aż poproszę, żeby usiadł, nie
sięgnął po ciastko, dopóki go nie poczęstowałam. M u s i a ł a m poło
żyć mu kartkę przed nosem, żeby zachęcić go do rysowania. Ryso
waliśmy dłuższą chwilę, kiedy wreszcie zaczął mówić. Z początku
był bardzo onieśmielony, stopniowo jednak nabrał większej pew
ności i opowiedział mi o swoim życiu.
Chłopiec miał sześć lat, a już kilkanaście razy usiłował popełnić
samobójstwo. Zatrzymano go, kiedy próbował rzucić się pod pociąg,
później usiłował utopić się w wannie, a ostatnio zamierzał wysko
czyć przez okno z piątego piętra, ale zauważył go w porę człowiek,
który tam sprzątał. Dziecko zostało porzucone przez matkę i od
tamtej pory przenoszone do kolejnych d o m ó w zastępczych. Bito go
tak bardzo, że nie mógł siedzieć. Zamykano go w szafie na wiele
godzin, a potem karano za to, że zmoczył się w spodnie ze strachu
przed ciemnością.
Ostatnio trafił do rodziny, która dobrze go traktowała. Musiał
ich j e d n a k opuścić, kiedy zastępcza matka zachorowała na raka.
Pojawili się również uroczy ludzie, którzy chcieli go adoptować, ale
uznano, że nie będą odpowiednimi rodzicami dla chłopca, ponieważ
mieli różne przekonania religijne.
Kiedy wreszcie uświadomimy sobie, że liczy się tylko miłość?
Kiedy zrozumiemy, że wszyscy ludzie, podobnie j a k rośliny, po
trzebują opieki, światła, miłości, współczucia i zrozumienia, któ
re pozwolą im rozwijać się, dążyć do szczęścia i obdarzyć miłością
swoje dzieci?
* * #
Poniższy wiersz dostała pewna nauczycielka od ucznia klasy
maturalnej. Nie wiedziała, czy to on go napisał. Kilka tygodni póź
niej chłopiec popełnił samobójstwo.
Wciąż pytał: dlaczego? Nikt go nie słuchał.
C z a s e m rysował.
Chciał rzeźbić w kamieniu i pisać na wietrze.
O dzieciach zaginionych i zamordowanych..
Kładł się w gęstej trawie i spoglądał w chmury
Zatopiony w sobie i przestrzeni bezkresnej,
Wsłuchany w słowa, które domagały się wypowiedzi.
N a m a l o w a ł obraz.
Ukrył go pod poduszką przed ciekawych wzrokiem
I oglądał wieczorami, potem długo rozmyślał.
A w ciemności pokoju, spod przymkniętych powiek
Przypominał sobie każdy nawet najdrobniejszy szczegół.
To był jego obraz i uczucie to napełniało go szczęściem.
Kiedy poszedł do szkoły, zabrał obraz ze sobą.
Nie pokazał nikomu, pragnął, by towarzyszył mu
Jak najlepszy przyjaciel.
Szkoła była dziwna.
Siedział w kwadratowej, brązowej ławce,
Takiej j a k inne ławki kwadratowe.
Klasa również była kwadratowa i brązowa,
T a k a j a k inne klasy.
Była ciasnym, zamkniętym pomieszczeniem,
W którym stały sztywne przedmioty.
Palce zesztywniały mu,
Kiedy trzymał w ręku ołówek i kredę.
Stopy stały sztywno na ziemi.
Nauczycielka długo mu się przyglądała.
W końcu podeszła.
Kazała mu włożyć krawat,
Taki, jaki noszą inni chłopcy.
Powiedział, że nie znosi krawatów.
Ale nie miało to żadnego znaczenia.
Potem zaczęli rysować.
Narysował wszystko w żółtych barwach,
T a k się właśnie czuł tamtego dnia.
Rysunek był piękny.
Nauczycielka podeszła znowu.
„ C o to jest?", spytała z uśmiechem.
Dlaczego nie rysujesz tak j a k Ken?
Czyż jego obrazek nie jest śliczny?
1 3 2 Dzieci i śmierć
Potem matka kupiła mu krawat, a on
Rysował tylko samoloty i rakiety kosmiczne
T a k j a k inni chłopcy.
Wyrzucił swój stary rysunek.
Kiedy kładł się w gęstej trawie i patrzył na niebo,
Widział wielki błękit i pełnię wszystkich rzeczy.
Tylko jego już t a m nie było.
Stał się kwadratowy i brązowy,
Miał sztywne ręce
Tak j a k inni.
Słowa, które domagały się w nim wypowiedzi,
Przestały domagać się czegokolwiek.
Nie napierały. Rozsypały się.
I zesztywniały.
T a k j a k wszystko.