Dodziuk Anna - Pokocha
ć
siebie
Wydawnictwo „Intra”
Warszawa 1993
Psychologia podr
ę
czna cz
ęść
trzecia
Dzie
ń
dobry, mój kochany.
Znajd
ź
troch
ę
czasu na to, by by
ć
szcz
ęś
liwym!
Jeste
ś
cudem, który
ż
yje, Który rzeczywi
ś
cie istnieje na ziemi.
Jeste
ś
kim
ś
jedynym, niepowtarzalnym, nie mo
ż
na ci
ę
z nikim pomyli
ć
.
Czy wiesz o tym?
Dlaczego si
ę
nie zdumiewasz, nie podziwiasz, nie cieszysz si
ę
swym
istnieniem i istnieniem innych wokół ciebie?
Czy to tak oczywiste, czy to nic nadzwyczajnego,
ż
e
ż
yjesz,
ż
e mo
ż
esz
ż
y
ć
,
ż
e dano ci czas, aby
ś
ś
piewał i ta
ń
czył, czas, aby
ś
był szcz
ęś
liwy? (...)
Phil Bosmans: Nie zapomnij o rado
ś
ci.
Pallotinum Warszawa 1990
Serdecznie dzi
ę
kuj
ę
wszystkim, którzy przeczytali maszynopis i podzielili si
ę
ze mn
ą
swoimi uwagami: Agnieszce Korzeniewskiej, Mai Lis, Gra
ż
ynie Płachci
ń
skiej,
Piotrowi
Fijewskiemu,
Włodkowi
Kameckiemu,
a zwłaszcza
Andrzejowi
Goszczy
ń
skiemu, który od paru lat jest cierpliwym i ba-rdzo wnikliwym pierwszym
czytelnikiem tego, co przetłumacz
ę
lub napisz
ę
.
Wiesz, zajmuj
ę
si
ę
tym ju
ż
prawie 20 lat i ci
ą
gle nie mog
ę
si
ę
nadziwi
ć
. A
ż
trudno uwierzy
ć
, jak
ź
le ludzie my
ś
l
ą
o sobie i jak
ź
le sami siebie traktuj
ą
. Zrób mały
eksperyment: powiedz paru znajomym komplement, a zobaczysz, ile wysiłku wło
żą
w to,
ż
eby go „uniewa
ż
ni
ć
” - udowodni
ć
Ci,
ż
e s
ą
brzydsi i głupsi ni
ż
my
ś
lisz, a ciuch,
który Ci si
ę
spodobał, to stara szmata.
A co Ty robisz, kiedy kto
ś
Tobie powie co
ś
miłego albo Ci
ę
pochwali? Co Ci
wtedy przychodzi do głowy? Czy natychmiast zaczynasz szuka
ć
argumentów,
ż
eby
udowodni
ć
sobie,
ż
e to nieprawda? Je
ż
eli tak, to my
ś
l
ę
,
ż
e nie lubisz te
ż
patrze
ć
na
siebie w lustrze. Jedna moja kole
ż
anka wróciła po długich wakacjach na zabitej wsi
w bardzo dobrym humorze i stwierdziła,
ż
e najlepszy był nie wspaniały las dookoła,
nie pi
ę
kny widok na Tatry ani zatrz
ę
sienie grzybów, które uwielbia zbiera
ć
- tylko fakt,
ż
e nie było tam lustra i przez dwa miesi
ą
ce nie musiała na siebie patrze
ć
. Chcesz
przygl
ą
da
ć
si
ę
temu dalej? Sprawd
ź
jeszcze co
ś
, tym razem u siebie. Zaznacz we
wła
ś
ciwych miejscach odpowiedzi na pytania i poł
ą
cz je lini
ą
tak,
ż
eby tworzyły
wykres.
Jakie uczucia odczuwasz do samego siebie?
W tym celu u
ż
yj poni
ż
szej skali skali:
1. Nigdy.
2. Wyj
ą
tkowo.
3. Rzadko.
4. Czasem.
5. Cz
ę
sto.
6. Prawie zawsze.
W stosunku do swoich uczu
ć
:
1. Miło
ść
, sympatia do samego siebie.
2. Uczucia mieszane (do samego siebie).
3. Niech
ęć
, nienawi
ść
do samego siebie.
Przeanalizuj swoje odpowiedzi. Po przeczytaniu ksi
ąż
ki odpowiedz ponownie
na postawione wy
ż
ej pytania.
Chciałam Ci
ę
prosi
ć
,
ż
eby
ś
to zrobił nie tylko dla siebie, ale i dla mnie. Mo
ż
e
si
ę
kiedy
ś
spotkamy, wtedy poprosz
ę
Ci
ę
,
ż
eby
ś
mi powiedział, czy była jaka
ś
ró
ż
nica - je
ś
li tak, to znaczy,
ż
e udało mi si
ę
wpłyn
ąć
na zmian
ę
Twojego
autoportretu. A na tym mi zale
ż
y, bo mam taki oto ambitny zamiar:
ż
eby
ś
nie tylko
dowiedział si
ę
czego
ś
o sobie, ale te
ż
ż
e-by co
ś
si
ę
w Tobie zmieniło.
ś
eby Ci było
łatwiej i weselej
ż
y
ć
. W najwi
ę
kszym skrócie mo
ż
na to uj
ąć
tak. My
ś
lenie o sobie
mo
ż
e dodawa
ć
Ci skrzydeł, a mo
ż
e je obcina
ć
. Mo
ż
e by
ć
motorem, który dostarcza
Ci energii do
ż
ycia, realizowania przedsi
ę
wzi
ęć
, pomysłów i marze
ń
, a mo
ż
e by
ć
kul
ą
u nogi, baga
ż
em, z powodu którego wszystko przychodzi Ci z trudem, rzadko co
ś
si
ę
udaje, a marzenia nie spełniaj
ą
si
ę
nigdy. Najcz
ęś
ciej my
ś
limy o sobie
ź
le, chocia
ż
zwykle nie przyznajemy si
ę
do tego przed lud
ź
mi, a nawet przed sob
ą
. Poniewa
ż
wiele lat temu, zaczynaj
ą
c prac
ę
jako psycholog w poradni rodzinnej przekonałam
si
ę
,
ż
e wszystkim moim pacjentom doskwiera złe mniemanie o sobie, zacz
ę
łam to
sprawdza
ć
u innych ludzi.
Ilekro
ć
miałam na ten temat wykład czy jakie
ś
spotkanie - a sprawa po-czucia
własnej warto
ś
ci jest moim hobby i mówiłam o tym do setek słucha-czy - zadawałam
zebranym pro
ś
ciutkie zadanie: prosiłam,
ż
eby doko
ń
czyli zdanie, składaj
ą
ce si
ę
z własnego imienia i słowa „jest”. W moim przypadku brzmiało to „Ania jest...”. Oni
mieli na „trzy-cztery” złapa
ć
pierwsz
ą
my
ś
l jaka odruchowo przyjdzie im do głowy.
Otó
ż
niezale
ż
nie od tego, czy byli to pacjenci, którzy mieli jakie
ś
kłopoty ze sob
ą
,
psycholodzy szkol
ą
cy si
ę
w lepszym pomaganiu innym czy te
ż
po prostu ludzie
zainteresowani poznawaniem siebie, którzy przyszli „z ulicy” do jakiego
ś
domu
kultury - zawsze reakcja była taka sama. Najpierw poruszenie, szmer, wyra
ź
ne
zaskoczenie na wielu twarzach, potem pełen napi
ę
cia
ś
miech albo smutek. Niektórzy
zaczynali niecierpliwie tr
ą
ca
ć
s
ą
siada,
ż
eby natychmiast zwierzy
ć
si
ę
ze swojego
odkrycia. Oczy-wi
ś
cie tak mocna reakcja pojawiała si
ę
nie u wszystkich, ale
u znacznej wi
ę
kszo
ś
ci. Znalazło si
ę
zawsze par
ę
osób na tyle odwa
ż
nych
i otwartych,
ż
eby podzieli
ć
si
ę
tym, co im wyszło.
Mogłoby si
ę
wydawa
ć
,
ż
e pojawi
ą
si
ę
tu głównie takie okre
ś
lenia, których
u
ż
ywamy zapytani o charakterystyk
ę
jakiej
ś
osoby. Kto to jest Kowalczyk? Młody
facet z Poznania, nauczyciel,
ż
onaty. Albo sprzedawczyni z naszego sklepu
osiedlowego, starsza pani. Jednak w
ś
ród setek odpowiedzi, jakie zdarzyło mi si
ę
słysze
ć
, zawód ani miejsce zamieszkania nie wyst
ę
powało nigdy, płe
ć
i wiek tylko
par
ę
razy, podobnie stan rodzinny. Okre
ś
lenia, jakie padały, to nie były informacje,
lecz oceny. I to oceny w znacznej wi
ę
kszo
ś
ci negatywne: „Piotrek jest głupi”, „Basia
jest brzydka”, „Józek jest do niczego”. Czasem bardziej rozwini
ę
te bardziej
szczegółowe - niektórym na przykład przychodziło do głowy zdanie „Krysia wszystko
gubi” albo „niczego nie potrafi doprowadzi
ć
do ko
ń
ca”. Robi
ę
ten eksperyment ju
ż
kilka lat i nadal szokuje mnie, jak du
ż
y jest procent osób z takimi negatywnymi
ocenami w
ś
ród zgromadzonych na dowolnej sali. No dobrze, nie ma si
ę
czemu
dziwi
ć
, kiedy siedz
ą
tam ludzie z jakimi
ś
problemami: alkoholowymi, mał
ż
e
ń
skimi,
z trudno
ś
ciami w szkole (daj
ę
takie przykłady, bo z kłopotami tego rodzaju
najcz
ęś
ciej miałam do czynienia). Ale równie
ż
kiedy grupy były dobierane pod innym
k
ą
tem - młodzie
ż
z warszawskiego klubu osiedlowego, studenci, dokształcaj
ą
cy si
ę
pracownicy socjalni - zawsze okre
ś
lenia „na minus” przewa
ż
ały nad pozytywnymi
i była to przewaga mia
ż
d
żą
ca.
A co z Tob
ą
? Czy ju
ż
sprawdziłe
ś
, co masz w głowie na własny temat?
Mo
ż
esz powiedzie
ć
,
ż
e to si
ę
rozpisuje na całe mnóstwo ró
ż
nych szczegółowych
ocen. To znaczy: co my
ś
lisz o sobie jako o człowieku w ogóle albo jako o kobiecie
czy m
ęż
czy
ź
nie jakim jeste
ś
synem, jak
ą
matk
ą
, jakim pracownikiem. Jak gotujesz,
pływasz, całujesz, jak sobie radzisz w towarzystwie, czy umiesz zbiera
ć
grzyby, co
my
ś
lisz o własnych zdolno
ś
ciach do uczenia si
ę
j
ę
zyków obcych. To prawda,
w ka
ż
dym z tych obszarów masz jak
ąś
samoocen
ę
, my
ś
lisz o sobie dobrze albo
ź
le.
Ka
ż
dy z nich zreszt
ą
i niezliczone inne mo
ż
na by dzieli
ć
na jeszcze mniejsze cz
ą
stki.
Ale masz równie
ż
- jak ka
ż
dy - pewien syntetyczny obraz, jakie
ś
ogólne poczucie na
własny temat. U ameryka
ń
skiego psychoterapeuty Erica Berne’a nazywało si
ę
to
poczuciem, czy jestem O.K. czy nie O.K., czy jestem w porz
ą
dku, czy nie. Mo
ż
na
o tym mówi
ć
jeszcze inaczej, mianowicie: jaki mam stosunek do samego siebie? Czy
siebie akceptuj
ę
, lubi
ę
, kocham? Czy godz
ę
si
ę
na siebie takiego lub tak
ą
, jaka
jestem? Co jestem wart czy warta? (Niestety, mam z t
ą
ksi
ąż
k
ą
pewien kłopot
w zdaniach takich jak dwa poprzednie trudno za ka
ż
dym razem u
ż
ywa
ć
i rodzaju
m
ę
skiego, i
ż
e
ń
skiego. Po długich wahaniach zdecydowałam si
ę
konsekwentnie
zwraca
ć
si
ę
do Ciebie w rodzaju m
ę
skim, poniewa
ż
wszyscy jeste
ś
my
przyzwyczajeni do okre
ś
lonego sposobu czytania. Otó
ż
- jak my
ś
l
ę
- zdanie „jeste
ś
dobra” zostanie tylko przez kobiety odczytane jako skierowane do nich, za
ś
„jeste
ś
dobry” brzmi naturalnie zarówno dla m
ęż
czyzn, jak i dla kobiet. Andrzej, mój
przyjaciel i recenzent, któremu zwierzałam si
ę
z tej trudno
ś
ci, troch
ę
mnie pocieszył:
„Przecie
ż
zwracasz si
ę
do człowieka, a człowiek w naszym j
ę
zyku jest rodzaju
m
ę
skiego”). Mnie samej, musz
ę
Ci powiedzie
ć
, jako uzupełnienie zdania „Ania jest...”
przez wiele lat pojawiało si
ę
„głupia” albo „brzydka”. Mówi
ę
to, bo chc
ę
,
ż
eby było
jasne,
ż
e problem niskiej samooceny znam nie tylko z pracy z pacjentami
i psychologicznej literatury - gdzie ostatnio po
ś
wi
ę
ca si
ę
tej sprawie coraz wi
ę
cej
miejsca - ale te
ż
z własnych prze-
ż
y
ć
. Udało mi si
ę
wiele poprawi
ć
, mój autoportret
jest coraz lepszy. Z tym,
ż
e w trakcie tej niełatwej pracy uprzytomniłam sobie co
ś
wa
ż
ne-go:
ż
e negatywne my
ś
lenie o sobie to sprawa nie tylko indywidualna, ale
i społeczna. Mówi
ć
- i my
ś
le
ć
! - o sobie dobrze jest czym
ś
nieładnym, nietaktownym,
tak nie wypada. Człowiek boi si
ę
,
ż
e zostanie uznany za chwalipi
ę
t
ę
, narazi si
ę
na
zarzut wywy
ż
szania si
ę
albo pychy. Nie ma zwyczaju nie tylko chwalenia siebie, ale
te
ż
innych. Skrytykowa
ć
, powiedzie
ć
„cał
ą
prawd
ę
prosto w oczy”, wytkn
ąć
bł
ę
dy
i niedostatki - tak, to si
ę
ceni. Jeste
ś
my przesi
ą
kni
ę
ci takimi nawykami. Natomiast
rzadko kiedy spotykamy si
ę
z pochwał
ą
chwalenia, dostrzegania korzystnych cech
i otwartego wyra
ż
ania pozytywnych opinii o drugim człowieku. Dlatego nawet je
ś
li jak
powietrza potrzebujesz dobrego słowa,
ż
yczliwego zdania o sobie, uznania ze strony
innych, to sam uparcie im tego odmawiasz. I oto mamy do czynienia ze
społecze
ń
stwem pod tym wzgl
ę
dem dosłownie wygłodzonym.
Nie da si
ę
tego zmieni
ć
tak od razu, ale - jak mawiał pewien chi
ń
ski m
ę
drzec -
nawet droga o długo
ś
ci dziesi
ę
ciu tysi
ę
cy li zaczyna si
ę
od pierwszego kroku.
Napisałam t
ę
ksi
ąż
k
ę
dla tych, którzy chc
ą
go zrobi
ć
. Kilkana
ś
cie lat temu
pracowałam przez pewien czas w zespole jednego z najlepszych polskich
psychoterapeutów. Kiedy
ś
rozmawiali
ś
my o wypisaniu z o
ś
rodka pacjentki z nerwic
ą
,
której udało si
ę
podczas leczenia pozby
ć
przykrych objawów nieustannego l
ę
ku.
Pami
ę
tam smutne słowa szefa: „Ona jest młoda, ładna, inteligentna ale tak strasznie
ź
le my
ś
li o sobie. Anka, co ja mam zrobi
ć
?”
Wzi
ę
łam sobie to pytanie mocno do serca i przez nast
ę
pne pi
ę
tna
ś
cie lat
szukałam odpowiedzi na nie. Czytałam ksi
ąż
ki, analizowałam własne prze-
ż
ycia,
a przede wszystkim słuchałam ludzi, którzy zdecydowali si
ę
zajrze
ć
w siebie i co
ś
w sobie zmieni
ć
. Poszukiwania wci
ą
gały mnie coraz bardziej i nie wygl
ą
da na to,
ż
ebym miała ich zaprzesta
ć
, bo ci
ą
gle odnajduj
ę
jakie
ś
nowe cegiełki, z których
buduje si
ę
odpowied
ź
. W ka
ż
dym razie dzisiaj wiem ju
ż
na pewno,
ż
e niska
samoocena to jedna z najwa
ż
niejszych i najbardziej powszechnych ludzkich
dolegliwo
ś
ci.
Rozdział 1
Co naprawd
ę
my
ś
lisz o sobie?
Czy ju
ż
wiadomo, o czym wła
ś
ciwie mamy rozmawia
ć
? W j
ę
zyku
psychologicznym mówi si
ę
o poczuciu własnej warto
ś
ci, samoocenie albo obrazie
własnej osoby. I ka
ż
dy wie,
ż
e najogólniej chodzi o to, jak prze
ż
ywamy samych
siebie, czy my
ś
limy o sobie dobrze czy
ź
le, jaki jest nasz prywatny „wewn
ę
trzny
autoportret”. Ale... co innego patrze
ć
z zewn
ą
trz, z dystansu, a co innego znale
źć
si
ę
w skórze człowieka z samopoczuciem typu „mniej ni
ż
zero”.
Skomplikowany autoportret Jestem głupia, zła i brzydka; do niczego si
ę
nie
nadaj
ę
, nic mi nigdy nie wychodzi; czy komu
ś
mo
ż
e zale
ż
e
ć
na kim
ś
takim jak ja? -
niestety, wi
ę
kszo
ść
ludzi przynajmniej czasami my
ś
li o sobie w ten sposób. Niektórzy
nawet zawsze. Najpierw spróbujemy połapa
ć
si
ę
w tym my
ś
leniu, przeanalizowa
ć
je
nieco dokładniej, rozło
ż
y
ć
na czynniki pierwsze - bowiem ka
ż
dy plan poprawy
sytuacji musi poprzedza
ć
rozeznanie czyli diagnoza. Masz wi
ę
c i Ty, jak ka
ż
dy, jak
ąś
ogóln
ą
samoocen
ę
. Malujesz swój auto-portret w ja
ś
niejszych lub ciemniejszych
barwach. Ale ten obraz jest oczywi
ś
cie znacznie bardziej skomplikowany, zło
ż
ony
z ró
ż
nych - je
ś
li tak mo
ż
na powiedzie
ć
- składników czy wymiarów. My
ś
l
ę
,
ż
e cztery
z nich s
ą
najwa
ż
niejsze:
- powierzchowno
ść
, wygl
ą
d zewn
ę
trzny, ciało - inteligencja, m
ą
dro
ść
,
zdolno
ś
ci - dobro
ć
, uczciwo
ść
, kwalifikacje moralne - jak
ą
jestem kobiet
ą
? jakim
m
ęż
czyzn
ą
?
Jest jeszcze pi
ą
ty wa
ż
ny wymiar co my
ś
l
ę
o sobie w obszarze „ja-inni”. Czy
ludzie mog
ą
mnie lubi
ć
? Czy warto ze mn
ą
by
ć
? Czy zasługuj
ę
na miło
ść
? Mo
ż
na
by
ć
przecie
ż
pi
ę
knym, m
ą
drym i dobrym, a mimo to czu
ć
si
ę
bardzo samotnie.
Jedna z moich przyjaciółek zwierzała mi si
ę
kiedy
ś
: „Jestem niebrzydka,
ż
yczliwie traktuj
ę
wszystkich i ch
ę
tnie im pomagam, głow
ę
mam te
ż
nie najgorsz
ą
,
nauka zawsze szła mi dobrze i w pracy osi
ą
gam spore sukcesy. Ale chyba mi czego
ś
wa
ż
nego brakuje. Prawie nie mam przyjaciół, znajomi o mnie zapominaj
ą
, m
ęż
czy
ź
ni
si
ę
mn
ą
nie interesuj
ą
. Strasznie mi tego brakuje”. Rozumiem j
ą
, pewnie i Ty j
ą
rozumiesz - trudno cieszy
ć
si
ę
ż
yciem bez dobrych kontaktów ze znajomymi,
przyjaciółmi, najbli
ż
szymi. Spróbuj
ę
zastanowi
ć
si
ę
przez chwil
ę
nad ka
ż
dym z tych
pi
ę
ciu obszarów - zach
ę
cam Ci
ę
do tego samego. Ale przedtem jeszcze par
ę
zda
ń
dla tych, którzy lubi
ą
rozwa
ż
a
ć
kwestie teoretyczne. Je
ż
eli Ciebie to nie interesuje,
po prostu opu
ść
ten kawałek i zacznij czyta
ć
dalej od nast
ę
pnego.
Dla tych, co lubi
ą
rozwa
ż
ania teoretyczne Czy obraz własnej osoby i poczucie
własnej warto
ś
ci to jest to samo, czy te
ż
co innego? - pytaj
ą
mnie czasami. Otó
ż
moim zdaniem, chocia
ż
na temat tego rozró
ż
nienia została napisana niejedna
ksi
ąż
ka, dla naszych potrzeb mo
ż
na u
ż
ywa
ć
tych dwóch poj
ęć
zamiennie. Co
prawda poczucie własnej warto
ś
ci - i słycha
ć
to ju
ż
w samym sformułowaniu - jest
skojarzone z warto
ś
ciowaniem czyli my
ś
leniem o sobie dobrze albo
ź
le, z plusem
albo z minusem. Natomiast obraz własnej osoby mógłby by
ć
czym
ś
neutralnym
czym
ś
w rodzaju nieoceniaj
ą
cego samoopisu. Tylko
ż
e tak nie bywa. Człowiek jest
dla siebie zbyt wa
ż
nym tematem i sam siebie prze
ż
ywa w sposób ogromnie
zaanga
ż
owany. W zwi
ą
zku z tym, gdy próbujesz zrobi
ć
nawet najbardziej neutralny
opis, sporz
ą
dzi
ć
czysto informacyjny autoportret, to jest on taki tylko pozornie, bo do
ka
ż
dego jego elementu s
ą
doł
ą
czone jakie
ś
uczucia i oceny. Je
ś
li czytasz ten
fragment, to znaczy,
ż
e jeste
ś
dociekliwy i pewnie zechcesz na własnym przykładzie
sprawdzi
ć
, czy tak jest. Wypisz na kartce dziesi
ęć
cech, które charakteryzuj
ą
Ciebie
b
ą
d
ź
Twoj
ą
sytuacj
ę
, a potem dopisz do ka
ż
dej plus albo minus - w zale
ż
no
ś
ci od
tego, czy to dobrze czy
ź
le,
ż
e tak jest.
Drugie wa
ż
ne pytanie: jak si
ę
ma poczucie własnej warto
ś
ci do uczu
ć
wobec
siebie samego? Inaczej mówi
ą
c, idzie o to, czy siebie lubisz, czy nie lubisz. Ludzie
o niskiej samoocenie czy negatywnym obrazie własnej osoby nie lubi
ą
siebie, nie
maj
ą
do siebie zaufania, brakuje im pewno
ś
ci siebie, kiedy zabieraj
ą
si
ę
do zrobienia
czego
ś
albo kiedy kontaktuj
ą
si
ę
z innymi. Nie musi tak by
ć
w ka
ż
dej sytuacji ani we
wszystkich sprawach, ale generalnie tak wła
ś
nie jest.
Marzy mi si
ę
,
ż
eby kto
ś
skonstruował przyrz
ą
d do mierzenia samooceny. Taki
warto
ś
ciometr na jednym kra
ń
cu skali miałby totaln
ą
akceptacj
ę
: lubi
ę
siebie, kocham
siebie, w cało
ś
ci siebie akceptuj
ę
. Na drugim biegu-nie: w ogóle siebie nie lubi
ę
, nic
mi si
ę
w sobie nie podoba, uwa
ż
am,
ż
e zasługuj
ę
wył
ą
cznie na negatywne oceny we
wszystkich sprawach. Oczywi
ś
cie takie skrajne okazy nie wyst
ę
puj
ą
w przyrodzie,
wi
ę
c ani na jednym, ani na drugim ko
ń
cu skali mego przyrz
ą
du pomiarowego nie
znalazłby si
ę
ż
aden konkretny człowiek.
Na „lepszym” nie byłoby nikogo, poniewa
ż
ró
ż
ne niesprzyjaj
ą
ce okoliczno
ś
ci
i przeszkody
ż
yciowe s
ą
informacj
ą
,
ż
e czego
ś
si
ę
nie mo
ż
e, nie wie, co
ś
si
ę
nie
udaje - i w wyniku zetkni
ę
cia z nimi nawet absolutnie jasny obraz samego siebie
musiałby ulec przyciemnieniu. Natomiast człowiek z drugiego bieguna, który niczego
by w sobie nie akceptował, niczego nie lubił,
ż
ywił do siebie wył
ą
cznie niech
ęć
, moim
zdaniem umarłby po prostu, pogr
ąż
ony w gł
ę
bokiej depresji i apatii. A wi
ę
c wszyscy
lokujemy si
ę
gdzie
ś
po
ś
rodku. Za
ś
przyrz
ą
d pomiarowy chciałabym mie
ć
, bo my
ś
l
ę
,
ż
e ogólna samoocena stanowi fundament, na którym gorzej lub lepiej buduje si
ę
cały
gmach swojego
ż
ycia. No dobrze - zapytał mnie kiedy
ś
znajomy psycholog - ale czy
nie spotka-ła
ś
takich ludzi, którzy w zasadzie siebie akceptuj
ą
, ale jest jaki
ś
obszar,
którego nie toleruj
ą
, jaka
ś
cecha czy własno
ść
, której wr
ę
cz nienawidz
ą
i chcieliby j
ą
wyci
ąć
, usun
ąć
? Otó
ż
nie spotkałam. My
ś
l
ę
,
ż
e je
ś
li człowiek absolutnie odrzuca,
fundamentalnie nie akceptuje jakiego
ś
kawałka samego siebie, to ten fakt musi
rzutowa
ć
na cało
ść
. Ludzie z dobrym stosunkiem do siebie s
ą
tolerancyjni i ta
tolerancja obejmuje równie
ż
ich samych. Powiadaj
ą
: ja jestem w porz
ą
dku, a moje
słabo
ś
ci, wady czy nieudolno
ść
znosz
ę
i godz
ę
si
ę
z nimi albo próbuj
ę
je poprawia
ć
.
Ale do
ść
teoretyzowania. Wró
ć
my do samooceny w pi
ę
ciu najwa
ż
niejszych
wymiarach.
Nie ka
ż
da jest jak Wenus, nie ka
ż
dy jak Apollo Byłam kiedy
ś
uczestniczk
ą
grupy rozwoju osobistego dla kobiet, gdzie wa
ż
nym tematem - jak zwykle
w kobiecych grupach - była atrakcyjno
ść
fizyczna. Dla niektórych najwa
ż
niejsza była
twarz, dla innych zgrabna sylwetka. Przy bardziej szczegółowym rozwa
ż
aniu
kompleksów okazało si
ę
, i
ż
jednej zatruwa
ż
ycie fakt,
ż
e ma nie do
ść
szczupłe nogi,
drugiej - za du
ż
y brzuch i pupa, kolejnej - za mały biust (ta miała zreszt
ą
w grupie
swój „negatyw” - dziewczyn
ę
, która uwa
ż
ała za niewybaczaln
ą
wad
ę
swojej urody
biust zbyt wydatny). Miały jeszcze nie takie nosy, r
ę
ce, oczy, no i oczywi
ś
cie włosy.
Musz
ę
tutaj zrobi
ć
dygresj
ę
na temat włosów. Wyczytałam gdzie
ś
opis pracy
z grup
ą
młodzie
ż
y, w której co
ś
si
ę
zgadało na temat włosów. Nie było tam ani jednej
osoby, która akceptowałaby to, co ma na głowie. „Ludzie w tej grupie mieli włosy
najró
ż
niejsze: byli bruneci i szatyni, blondyni; o włosach prostych i kr
ę
conych, długich
i krótkich - nikomu nie podobały si
ę
takie, jakie ma. Wszyscy si
ę
ich wstydzili. Ka
ż
dy
próbował co
ś
z nimi zrobi
ć
, ale nikomu nic nie wychodziło. My
ś
l
ę
,
ż
e wszyscy
czujemy si
ę
nieswojo w sprawie swego wygl
ą
du zewn
ę
trznego i jako
ś
si
ę
to wi
ąż
e
z włosami. Włosy s
ą
ś
mieszne. Kupa czego
ś
takiego wyrasta ci z głowy. I masz co
ś
z nimi zrobi
ć
. S
ą
pewne reguły, których nale
ż
y przestrzega
ć
, tylko nikt dobrze nie wie
jakie”. (Tim Jackins: Wstyd - nie trzeba si
ę
z nim liczy
ć
, tylko odreagowywa
ć
.
„Nowiny Psychologiczne” nr 1-2 (66-67), 1990, s.161).
Zacz
ę
łam po cichu sprawdza
ć
i po paru latach musiałam zgodzi
ć
si
ę
z opini
ą
autora tamtego artykułu: prawie nie zdarzaj
ą
si
ę
ludzie - i kobiety, i m
ęż
czy
ź
ni -
zadowoleni ze swoich włosów. I niemal całej reszty. Jestem pewna,
ż
e nie ma w
ś
ród
moich czytelników nikogo, kto nie uwa
ż
ał-by,
ż
e ma jak
ąś
fundamentaln
ą
skaz
ę
na
urodzie. Odstaj
ą
ce uszy czy za du
ż
e stopy to co
ś
, czym sami jeste
ś
my gotowi latami
zatruwa
ć
sobie
ż
ycie. I co ciekawe, obiektywno
ść
nie ma tu nic do rzeczy. Spotkałam
przy ró
ż
nych okazjach dziesi
ą
tki bardzo atrakcyjnych kobiet i m
ęż
czyzn, którzy
uwa
ż
ali,
ż
e s
ą
okropni. Na szcz
ęś
cie pracuj
ę
głównie z grupami i okazuje si
ę
,
ż
e je
ś
li
kilka osób w grupie wypowiada si
ę
o kim
ś
pozytyw-nie, to ów kto
ś
musi zmieni
ć
nastawienie do siebie, chocia
ż
troch
ę
uwierzy
ć
,
ż
e mo
ż
e si
ę
podoba
ć
. Tylko niestety
w
ż
yciu rzadko trafiaj
ą
si
ę
okazje pozbierania takich opinii o sobie.
Zreszt
ą
je
ż
eli spojrze
ć
na cał
ą
t
ę
spraw
ę
od innej strony, to okazuje si
ę
,
ż
e
prawie wszyscy powy
ż
ej pewnego wieku komu
ś
si
ę
w
ż
yciu bardzo spodobali.
Statystyka jest wysoce wymowna: dziewi
ęć
dziesi
ą
t par
ę
procent dorosłych wchodzi
w zwi
ą
zki mał
ż
e
ń
skie, a przecie
ż
zwykle m
ąż
czy
ż
ona nie jest pierwsz
ą
osob
ą
, która
zwróciła na nich uwag
ę
. Widocznie za długi nos albo nie taka sylwetka jeszcze
niczego nie przekre
ś
laj
ą
- wa
ż
ny jest cały człowiek.
W poradni mał
ż
e
ń
skiej wielokrotnie pytałam m
ęż
ów i
ż
ony, co im si
ę
pod-oba
u drugiej połowy, i najcz
ęś
ciej słyszałam: „Ona cała” albo „Wszystko mi w nim
odpowiada”. Zar
ę
czam,
ż
e nie przychodzili do mnie akurat mał
ż
onkowie nadzwyczaj
urodziwi, tylko zwyczajni ludzie, niekiedy niemłodzi, niekiedy sporej tuszy. I co
z tego? Ka
ż
dy z nas ma w głowie jaki
ś
ideał urody, zwykle bardzo odbiegaj
ą
cy od
własnego wygl
ą
du. Tymczasem dla oso-by, której si
ę
podobasz, atrakcyjne s
ą
cechy,
na jakie si
ę
emocjonalnie i erotycznie „uwarunkowała”. A mówi
ą
c pro
ś
ciej, z którymi
ma pozytywne skojarzenia.
Dla jednych b
ę
dzie to typ urody - wtedy kto
ś
z boku mo
ż
e na przykład
zauwa
ż
y
ć
,
ż
e kolejne dziewczyny Grzesia s
ą
do siebie dosy
ć
podobne, zawsze
blondynki bez biustu, o ostrych rysach i długim nosie. Innych najmocniej poci
ą
ga
sposób poruszania si
ę
albo głos. I podobno wszystkich - zapach, którego zwykle
w ogóle nie jeste
ś
my
ś
wiadomi. A wi
ę
c paradoksalnie: jaka
ś
dziewczyna mo
ż
e
zadr
ę
cza
ć
si
ę
tym,
ż
e ma grube nogi, gdy tym-czasem dla m
ęż
czyzny jej
ż
ycia
w wyniku okre
ś
lonego uwarunkowania erotycznego poci
ą
gaj
ą
ce s
ą
wył
ą
cznie kobiety
z grubymi nogami. W sprawie nóg, jak te
ż
innych rzekomo niewybaczalnych felerów
urody, polecam wszystkim opowiadanie Witolda Gombrowicza ze zbioru „Bakakaj”
zatytułowane „Na kuchennych schodach” (Witold Gombrowicz „Bakakaj”, W:
„Dzieła” t. I, Wydawnictwo Literackie Kraków - Wrocław 1986). W skrócie:
jego bohatera, niesko
ń
czenie eleganckiego pana, wysoko postawionego
urz
ę
dnika Ministerstwa Spraw Zagranicznych latami fascynuj
ą
nogi sług do
wszystkiego, grube i pokraczne jak słupy, o potwornie rozklapanych sto-pach. Marzy
o nich i podgl
ą
da je ukradkiem, a z obrzydzeniem my
ś
li o no-gach własnej
ż
ony,
„gi
ę
tkich jak liana, długich, cienkich w p
ę
cinie”. Podsumowanie mo
ż
na zrobi
ć
banalne: je
ś
li chodzi o atrakcyjno
ść
zewn
ę
trzn
ą
, nie to ładne, co ładne, a co si
ę
komu podoba. To jak jest z Tob
ą
? Czy Ty te
ż
jeste
ś
w stanie spojrze
ć
na siebie od
tej strony tylko przez pryzmat za grubych nóg (je
ś
li jeste
ś
kobiet
ą
) albo zbyt słabo
umi
ęś
nionej klatki piersiowej (je
ś
li jeste
ś
m
ęż
czyzn
ą
)? A Twoje pi
ę
kne oczy?
A wyrazista, ładna twarz, niepowtarzalna, jedyna na
ś
wiecie? A r
ę
ce, które na pewno
chciałby malowa
ć
który
ś
ze starych holenderskich mistrzów albo rze
ź
bi
ć
Wit Stwosz?
Tym, którzy maj
ą
szczególne pretensje do losu,
ż
e nie wyposa
ż
ył ich
w ol
ś
niewaj
ą
c
ą
filmow
ą
urod
ę
, chc
ę
zaleci
ć
par
ę
minut rozmy
ś
la
ń
nad wygl
ą
dem
zewn
ę
trznym dwojga ludzi sukcesu. Dla zakompleksionych panów - Woody Allen,
mały,
ź
le zbudowany, łysiej
ą
cy okularnik, twarz
ż
e po
ż
al si
ę
Bo-
ż
e. A w
ż
yciu?
Wyre
ż
yserował i zagrał w kilkunastu filmach, które ogl
ą
da cały
ś
wiat, rozchwytywany
przez elit
ę
intelektualn
ą
i kulturaln
ą
USA oraz reszty kuli ziemskiej, bogaty do
obrzydliwo
ś
ci, romansował z niebywale pi
ę
knymi kobietami, przez kilkana
ś
cie lat
ż
onaty ze zjawiskowo
ś
liczn
ą
Mi
ą
Farrow (wła
ś
nie si
ę
z ni
ą
rozchodzi, o czym
plotkuje Ameryka i pół Europy). Dla pa
ń
- Barbara Streisand, niezgrabna,
nieregularne rysy, małe, jakby krzywe oczy i długi nieforemny nos. Co zrobiła z tym
wyposa
ż
eniem, chyba nie trzeba nikomu mówi
ć
. Niezwykle popularna aktorka, sama
robi filmy,
ś
piewa i mimo niemłodego wieku ci
ą
gle podbija serca setek nowych
wielbicieli.
Co wiesz? Co umiesz? Co potrafisz?
Intryguj
ą
ce, co te
ż
przychodzi Ci do głowy w odpowiedzi na te pytania. Nie
s
ą
dz
ę
,
ż
eby lawin
ą
napływały my
ś
li o niezliczonych talentach i umiej
ę
tno
ś
ciach.
Raczej dwa-trzy nie
ś
miałe pomysły, a i to ze znakami zapytania. Zawsze mnie
szokowało, jak wielu ludzi uwa
ż
a si
ę
za nieudolnych czy wr
ę
cz t
ę
pych. A ju
ż
prawie
ka
ż
dy jest zdania,
ż
e nie ma zdolno
ś
ci do matematyki, nie potrafi nauczy
ć
si
ę
j
ę
zyków obcych i na pewno nie umie
ś
piewa
ć
.
No wła
ś
nie, jak to jest z tym
ś
piewaniem? Chyba nie znalazłby si
ę
nikt
o zdrowych zmysłach, kto gotów byłby powiedzie
ć
o Luisie Armstrongu,
ż
e nie umiał
ś
piewa
ć
. A wiesz,
ż
e miał wrodzon
ą
wad
ę
strun głosowych i jego słynna chrypka to
nie maniera, nie sposób na słuchaczy ani wyrafinowanie artystyczne? Twierdz
ę
,
ż
e
masz lepszy głos od Armstronga, i w 99% nie myl
ę
si
ę
.
Jestem przekonana,
ż
e Twoje zdolno
ś
ci umysłowe s
ą
wielokrotnie wi
ę
ksze,
ni
ż
sobie wyobra
ż
asz. Sk
ą
d to wiem? Z obserwacji dzieci: wszystkie s
ą
zdolne,
twórcze, łatwo przyswajaj
ą
nowe wiadomo
ś
ci i łatwo je kojarz
ą
. Niestety, pó
ź
niej -
w za du
ż
ej grupie, w atmosferze konkurencji i ostre-go oceniania - zbyt cz
ę
sto
przestaj
ą
korzysta
ć
ze swoich mo
ż
liwo
ś
ci, zaczynaj
ą
ź
le reagowa
ć
na samo uczenie
si
ę
i pozornie głupiej
ą
. Pewien psycholog z małego miasteczka opowiadał mi, jak
robił sze
ś
ciolatkom wiejskim tak zwany test dojrzało
ś
ci szkolnej. Na jednym
z obrazków był królik bez oka, dzieciaki miały odpowiedzie
ć
na pytanie, czego mu
brakuje. Jaki
ś
bystry maluch powiedział,
ż
e ten królik nie ma
ż
arcia, wi
ę
c
ś
pi.
I oczywi
ś
cie w te
ś
cie dostał minus, bo odpowied
ź
przewidziana przez miejskich
autorów sprawdzianu była inna. Zawsze mi si
ę
przypomina ten królik bez oka i bez
ż
arcia, kiedy zastanawiam si
ę
nad tym, jak oduczano nas od my
ś
lenia.
Zwłaszcza
ż
e wszystkie sprawdziany odbywały si
ę
na pewno w atmosferze
napi
ę
cia i stresu. Tylko nieliczni w takiej sytuacji mobilizuj
ą
si
ę
i zaczynaj
ą
radzi
ć
sobie lepiej ni
ż
zwykle. Wi
ę
kszo
ść
ludzi gorzej si
ę
wtedy skupia, my
ś
l
ą
c głównie
o czekaj
ą
cym ich niepowodzeniu. A przecie
ż
bywa inaczej. Wielki pianista Artur
Rubinstein, jeden z nielicznych szcz
ęś
liwych geniuszy, w swoich pami
ę
tnikach
opowiada o tym, jak po raz pierwszy koncertował publicznie.
„Dla rodziców była to niełatwa decyzja, nie miałem jeszcze o
ś
miu lat (...).
Termin koncertu ustalono na 14 grudnia 1894. Rankiem tego dnia cały dom popadł
w stan najwy
ż
szego podniecenia i tylko ja byłem spokojny i zadowolony. Otrzymałem
wła
ś
nie pi
ę
kne, wspaniałe ubranko, z czarnego aksamitu z białym koronkowym
kołnierzykiem, tote
ż
czułem si
ę
okropnie wa
ż
ny. Koncert wypadł znakomicie (...).
Poniewa
ż
w garderobie artystów ju
ż
wcze
ś
niej zauwa
ż
yłem wielkie pudło
czekoladek, w nader szcz
ęś
liwym nastroju wykonałem sonat
ę
Mozarta, a tak
ż
e dwa
utwory Schuberta i Mendelssohna, publiczno
ść
za
ś
, zło
ż
ona głównie z członków
mojej rodziny, ich przyjaciół, a tak
ż
e łódzkich melomanów (...) nagrodziła mnie
gor
ą
c
ą
owacj
ą
”. (Artur Rubinstein: Moje młode lata. Pa
ń
stwowe Wydawnictwo
Muzyczne, Warszawa 1976, s.17).
I w tej dziedzinie - podobnie jak w sprawach wygl
ą
du zewn
ę
trznego - bardziej
koncentrujemy si
ę
na brakach ni
ż
na tym, co nam wychodzi dobrze. Szkoda,
ż
e
ludzie prawie nie maj
ą
wspomnie
ń
podobnych do Rubinsteina.
Uczciwy, dobry, szlachetny Jak cz
ę
sto gryz
ą
Ci
ę
wyrzuty sumienia, co? Nie
tylko w zwi
ą
zku z tym, co zrobiłe
ś
wczoraj albo tydzie
ń
temu, ale te
ż
par
ę
miesi
ę
cy
czy par
ę
lat wstecz. Czy kiedy wyrz
ą
dzisz komu
ś
co
ś
złego, my
ś
lisz raczej: „Przy-kro
mi, zdarzyło si
ę
, musz
ę
przeprosi
ć
”, czy te
ż
zagł
ę
biasz si
ę
w bolesne rozwa
ż
ania
o tym,
ż
e jeste
ś
z gruntu zły? Gdyby przeci
ą
gn
ąć
lini
ę
od anioła do diabła i kaza
ć
Ci
umie
ś
ci
ć
si
ę
gdzie
ś
na niej w zale
ż
no
ś
ci od tego, ile masz z jednego i z drugiego,
gdzie wypadłoby Twoje miejsce? Mo
ż
e zawsze, kiedy tylko co
ś
si
ę
nie układa -
niekoniecznie Tobie, innym te
ż
- my
ś
lisz sobie: to wszystko przeze mnie. Mo
ż
e
czujesz si
ę
podobnie jak dziecko z rodziny alkoholika, którego samopoczucie tak
opisuje Janet Woititz, ameryka
ń
ska specjalistka od tego problemu:
„Nie mogłe
ś
si
ę
oprze
ć
wra
ż
eniu,
ż
e gdyby ci
ę
nie było, nie byłoby wszystkich
tych kłopotów. Matka nie walczyłaby z ojcem. Nie byłaby spi
ę
ta cały czas, nie
krzyczałaby, nie byłaby skłonna do wybuchów.
ś
ycie byłoby o niebo l
ż
ejsze, gdyby
ci
ę
po prostu nie było. Czułe
ś
si
ę
bardzo winny. W pewien sposób ju
ż
samo twoje
istnienie spowodowało t
ę
sytuacj
ę
: gdyby
ś
był lepszym dzieckiem, byłoby mniej
problemów. To wszystko przez ciebie, jednak najwidoczniej nie mogłe
ś
zrobi
ć
nic,
ż
eby zmieni
ć
ż
ycie na lepsze”. (Janet Woititz: Dorosłe Dzieci Alkoholików. IPZiT,
Warszawa 1992, s.13).
Wszyscy mamy sobie co
ś
do zarzucenia, chodz
ą
cych ideałów nie ma - i chyba
nawet byłyby niezno
ś
ne. Moja znajoma dopytywała si
ę
kiedy
ś
o pewnego
m
ęż
czyzn
ę
, nazwijmy go Józkiem, który jej si
ę
podobał, a ja go dobrze znałam.
Zacz
ę
łam opowiada
ć
o jego zaletach, nazbierało si
ę
tego sporo i na to ona poprosiła
mnie: „Znajd
ź
szybko jak
ąś
wad
ę
, bo zaraz Józek w ogóle przestanie mnie
interesowa
ć
”.
Chc
ę
opowiedzie
ć
o jednej rzeczy, która zawsze zdarza si
ę
w grupach, jakie
prowadz
ę
. Po pewnym czasie uczestnicy nabieraj
ą
zaufania do innych, coraz wi
ę
cej
mówi
ą
o sobie, zaczynaj
ą
zdradza
ć
wstydliwe tajemnice. Ka
ż
dy jak
ąś
ma, nie
ż
yjemy
w
ś
ród
ś
wi
ę
tych, a niektórzy naprawd
ę
nie-
ź
le w
ż
yciu narozrabiali. Przyznaj
ą
si
ę
do
tego, bo chc
ą
sprawdzi
ć
, czy mimo to kto
ś
mo
ż
e ich jeszcze akceptowa
ć
, nie
pot
ę
pia
ć
, nie skre
ś
la
ć
całkiem. Nie maj
ą
ś
miało
ś
ci zapyta
ć
o to, patrz
ą
w podłog
ę
,
boj
ą
si
ę
rozejrze
ć
dookoła. Zach
ę
cam wtedy,
ż
eby taki winowajca podszedł do
ka
ż
dego członka grupy, zadał pytanie: „Co teraz o mnie my
ś
lisz?” i
ż
eby patrzył na
tego kogo pyta. Reakcje s
ą
ró
ż
ne, ale najwi
ę
cej jest rozumiej
ą
cych i
ż
yczliwych typu:
„Wiem co
ś
o twoim
ż
yciu i my
ś
l
ę
,
ż
e trudno ci było po-st
ą
pi
ć
inaczej”, „Sama nieraz
robiłam podobne rzeczy, ale nie chc
ę
si
ę
tym dr
ę
czy
ć
do ko
ń
ca
ż
ycia”, „Znam ci
ę
i lubi
ę
, wi
ę
c nie przekonasz mnie,
ż
e jeste
ś
a
ż
taki okropny”.
Okazuje si
ę
,
ż
e je
ś
li człowiek sam si
ę
os
ą
dza, zwykle jest dla siebie znacznie
surowszy ni
ż
inni. Nie mówi
ę
tu o tych, którzy s
ą
zawsze pewni swojej racji i znajduj
ą
ró
ż
norakie uzasadnienia dla własnych
ś
wi
ń
stw i podło
ś
ci. Mówi
ę
o osobach
z mizern
ą
samoocen
ą
moraln
ą
. Te nie s
ą
zbyt skłonne do uwzgl
ę
dniania
okoliczno
ś
ci łagodz
ą
cych, a swoje trudno
ś
ci i problemy widz
ą
jako wady czy skazy
moralne.
Jaka z ciebie kobieta? Jaki m
ęż
czyzna?
Wyobra
ź
sobie pierwsze spotkanie ksi
ę
cia i Kopciuszka, tylko bez interwencji
dobrej wró
ż
ki. Mo
ż
e ksi
ążę
nawet si
ę
i zakocha, ale Kopciuszek musi mie
ć
niebywał
ą
sił
ę
ducha,
ż
eby chocia
ż
na pi
ęć
minut przesta
ć
si
ę
zajmowa
ć
swoj
ą
podart
ą
sukienk
ą
i zaczerwienionymi od domowych prac r
ę
kami.
B
ę
dzie wi
ę
c albo zachowywa
ć
si
ę
nienaturalnie, próbuj
ą
c jako
ś
odci
ą
gn
ąć
uwag
ę
ksi
ę
cia od swego mizernego poło
ż
enia, albo wci
ąż
sprawdza
ć
, czy takie
umorusane zero jak ona naprawd
ę
podoba si
ę
temu wspaniałemu facetowi. Panna
Kopciuszek - tak samo jak jej m
ę
ski odpowiednik - pełna l
ę
ku i niepewna własnej
atrakcyjno
ś
ci nie b
ę
dzie w stanie zdoby
ć
si
ę
na spontaniczno
ść
, swobodnie dawa
ć
(„co godnego uwagi mogłabym mu da
ć
?”) ani bra
ć
(„có
ż
mo
ż
e si
ę
nale
ż
e
ć
komu
ś
tak
niepoci
ą
gaj
ą
cemu jak ja?”). Pami
ę
tasz zreszt
ą
, jakie plany miał Kopciuszek, zanim
nie pojawiła si
ę
wró
ż
ka? W ogóle nie zamierzał i
ść
na bal. Ty równie
ż
- jak Ci
ę
znam
- cz
ę
sto w ogóle nie wychodzisz z k
ą
ta, boisz si
ę
odezwa
ć
wyczekuj
ą
co podpierasz
ś
cian
ę
, zwłaszcza je
ś
li w pobli
ż
u jest kto
ś
bardzo dla Ciebie atrakcyjny. Zamiast
zachowa
ć
si
ę
jak paw, rozpuszy
ć
najpi
ę
kniejsze pióra swego ogona, chowasz si
ę
albo uciekasz.
W dodatku na pewno masz w głowie szereg wyobra
ż
e
ń
o tym, jaka powinna
by
ć
kobieta i jaki powinien by
ć
m
ęż
czyzna. A te wyobra
ż
enia cz
ę
sto Ci
przeszkadzaj
ą
, bo zwykle nie pasuj
ą
do tego, jaka czy jaki jeste
ś
. Facet ma by
ć
silny,
twardy, pełen inicjatywy, niczym si
ę
nie przejmowa
ć
. Wi
ę
c pod gro
ź
b
ą
utraty
poczucia,
ż
e jest prawdziwym m
ęż
czyzn
ą
, nie mo
ż
e pozwoli
ć
sobie na mi
ę
kko
ść
i ciepło ani chwilow
ą
nawet słabo
ść
, chocia
ż
na pewno czasem bardzo tego
potrzebuje. Kobieta ma by
ć
ciepła, na pierwszym miejscu stawia
ć
miło
ść
i rodzin
ę
,
nie mo
ż
e by
ć
za m
ą
dra ani zbyt przedsi
ę
biorcza. Wi
ę
c boi si
ę
okaza
ć
zło
ść
czy
zachowa
ć
stanowczo nawet w obronie swoich najwa
ż
niejszych praw, nie wypada jej
za bardzo koncentrowa
ć
si
ę
na sprawach zawodowych, wiecznie ma wyrzuty
sumienia,
ż
e zaniedbuje rodzin
ę
.
Spotkałam u znajomych pewn
ą
pani
ą
z zagranicy,
ś
wietnego lekarza
o mi
ę
dzynarodowej sławie, któr
ą
zapraszano,
ż
eby jeszcze raz przyjechała do Polski,
tym razem na dłu
ż
ej. Bez zastanowienia odpowiedziała,
ż
e nie mo
ż
e tego zrobi
ć
swojej rodzinie. Poniewa
ż
miała najwyra
ź
niej ponad 60 lat, z czystej ciekawo
ś
ci
zapytałam o t
ę
rodzin
ę
. Ku mojemu zdziwieniu okazało si
ę
,
ż
e ma m
ęż
a, równie
ż
lekarza rozje
ż
d
ż
aj
ą
cego po
ś
wiecie i dwie zam
ęż
ne córki po trzydziestce, które
w dodatku mieszkaj
ą
w innym ni
ż
ona mie
ś
cie. Czyli w rzeczywisto
ś
ci pani profesor
nie miała ju
ż
absorbuj
ą
cych obowi
ą
zków rodzinnych, a jednak wci
ąż
gotowa była
czu
ć
si
ę
nie w porz
ą
dku jako kobieta,
ż
ona i matka.
Wiesz, tak naprawd
ę
nikt dobrze nie wie, na czym polega prawdziwa m
ę
sko
ść
i kobieco
ść
. D
ążą
c do tego,
ż
eby to u
ś
ci
ś
li
ć
, próbowano na ró
ż
ne sposoby bada
ć
wrodzone psychologiczne ró
ż
nice mi
ę
dzy płciami, ale wyniki zawsze wychodziły
sprzeczne i niepewne. Zwyczaje czy tradycja te
ż
nie dostarczaj
ą
jasnych
wskazówek,
raczej
-
tworz
ą
c
zdumiewaj
ą
ce
mieszanki
z d
ąż
eniem
do
nowoczesno
ś
ci - s
ą
ź
ródłem dodatkowego zam
ę
tu. A skoro nie ma jednego
wyra
ź
nego modelu m
ęż
czyzny i kobiety, dla mnie wynika z tego przynajmniej tyle:
masz wi
ę
cej do wyboru. Twoje cechy, skłonno
ś
ci, zachowania s
ą
wystarczaj
ą
co
m
ę
skie, nawet je
ś
li daleko od-biegasz od ideału sparta
ń
skiego wojownika,
i dostatecznie kobiece, nawet je
ś
li nie jeste
ś
wzorow
ą
stra
ż
niczk
ą
domowego
ogniska ani słodkim kobieci
ą
tkiem.
W kontaktach z lud
ź
mi Jakie uczucia i my
ś
li towarzysz
ą
Ci, kiedy wybierasz
si
ę
gdzie
ś
z wizy-t
ą
? Co sobie wyobra
ż
asz, kiedy masz wkrótce spotka
ć
si
ę
z osob
ą
najbli
ż
sz
ą
Twemu sercu? Na pewno inaczej jest przed pierwsz
ą
randk
ą
, a inaczej po
dwudziestu latach mał
ż
e
ń
stwa. Ale czy jest to raczej radosne oczekiwanie miłego
kontaktu, czy ponure przewidywania czego
ś
przykrego? „Bezpiecznie czuj
ę
si
ę
tylko
wtedy, kiedy jestem sama. Jak tylko znajd
ę
si
ę
w towarzystwie, boj
ę
si
ę
,
ż
e si
ę
zbła
ź
ni
ę
, wykonam co
ś
nie tak i zrobi si
ę
głupia sytuacja. Ale znowu w ogóle nic nie
mówi
ć
i nie robi
ć
- te
ż
głupio. To mnie kompletnie parali
ż
uje” - tak napisała do mnie
kiedy
ś
Kasia, któr
ą
usiłowałam korespondencyjnie leczy
ć
z kompleksów. Niestety,
listowne poradnictwo nie jest zbyt skuteczne, bo
ż
eby si
ę
czego
ś
istotnego
dowiedzie
ć
o sobie w układzie „ja-inni”, potrzebne s
ą
informacje od tych innych.
Kasia mimo nie
ś
miało
ś
ci dała si
ę
przekona
ć
i znalazła si
ę
w jednej z prowadzonych
przeze mnie grup.
Poprosiłam j
ą
,
ż
eby zrobiła bilans swoich wad i zalet w kontaktach
mi
ę
dzyludzkich. Oczywi
ś
cie bukiet wad był daleko bogatszy i bardziej barwny ni
ż
nieliczne i mizerne zalety. A potem zrobiły
ś
my sprawdzian: dla kogo jej poszczególne
wady rzeczywi
ś
cie s
ą
wadami, komu s
ą
oboj
ę
tne, a kto uwa
ż
a je za zalety?
Katarzyna była bardzo zdziwiona. Paru osobom na przykład podobała si
ę
jej
nie
ś
miało
ść
i zahamowania. Kto
ś
powiedział,
ż
e lubi nie
ś
miałe dziewczyny, kto
ś
jeszcze okre
ś
lił t
ę
cech
ę
jako skromno
ść
, dwie osoby uznały,
ż
e to pasuje do niej.
Pami
ę
tam, jak si
ę
rozpogodziła, kiedy jeden chłopak, jej rówie
ś
nik, prawie na ni
ą
nakrzyczał:
„To co,
ż
e si
ę
nad wszystkim długo zastanawiasz? Nie znosz
ę
mówienia co
ś
lina na j
ę
zyk przyniesie. Ty jak si
ę
odezwiesz, to przynajmniej do sensu. Mówisz
mało, ale smacznie”. I tak było ze wszystkim oprócz obgryzania paznokci, którego nie
pochwalił nikt.
Czy Ty te
ż
stronisz od ludzi, jak kiedy
ś
Kasia? Pami
ę
taj, Tobie te
ż
- jak jej -
tylko wydaje si
ę
,
ż
e inni nie b
ę
d
ą
chcieli Ci
ę
zaakceptowa
ć
. Bzdura! Wi
ę
kszo
ść
z nich po prostu boi si
ę
tego samego co Ty i dlatego trzyma si
ę
na dystans.
Inne plusy i minusy Wiem,
ż
e to jeszcze nie wszystko w Twoim
skomplikowanym autoportrecie. Ka
ż
d
ą
z tych rzeczy mo
ż
na rozło
ż
y
ć
na szereg
mniejszych i wi
ę
kszych kawałków. Jedne z nich b
ę
d
ą
dla Ciebie bardzo wa
ż
ne, inne
prawie bez znaczenia. Cz
ę
sto nawet nie w pełni zdajesz sobie spraw
ę
, ile tego jest.
Kiedy pogrzeba
ć
gł
ę
biej, stworzy
ć
ludziom okazj
ę
,
ż
eby uwa
ż
niej rozejrzeli si
ę
w sobie pod k
ą
tem samooceny, wówczas kolejne nieakceptowane detale wyskakuj
ą
jak grzyby po deszczu. Najcz
ęś
ciej, niestety, nie równowa
ż
one przez plusy. Zrób
teraz swoj
ą
list
ę
. Nie tak,
ż
eby wypisywa
ć
wszystko, tylko pi
ęć
rzeczy, jakie Ci
najpierw przyjd
ą
do głowy. Nie my
ś
l zbyt długo, wa
ż
ne s
ą
pierwsze skojarzenia.
Natomiast w rubryce plusów mo
ż
esz si
ę
zastanawia
ć
dłu
ż
ej, bo podejrzewam,
ż
e nie
nawykłe
ś
do zauwa
ż
ania swoich mocnych stron i mo
ż
e b
ę
dzie to okazja,
ż
eby
ś
troch
ę
po
ć
wiczył t
ę
bardzo potrzebn
ą
umiej
ę
tno
ść
.
A oto lista:
I. W wygl
ą
dzie zewn
ę
trznym, we własnym ciele:
1) nie lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój minus): a... b... c... d... e...
2) lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój plus): a... b... c... d... e...
II. W swojej inteligencji, m
ą
dro
ś
ci, zdolno
ś
ciach:
1) nie lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój minus): a... b... c... d... e...
2) lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój plus): a... b... c... d... e...
III. W swoim charakterze, kwalifikacjach moralnych:
1) nie lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój minus): a... b... c... d... e...
2) lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój plus): a... b... c... d... e...
IV. Jako m
ęż
czyzna/kobieta 1) nie lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój minus):
a...
b...
c...
d...
e...
2) lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój plus):
a...
b...
c...
d...
e...
V. W zwi
ą
zkach z lud
ź
mi, byciu z nimi, kontaktach 1) nie lubi
ę
w sobie
(uwa
ż
am za swój minus): a... b... c... d... e...
2) lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój plus): a... b... c... d... e...
VI. W innych wa
ż
nych dla mnie sprawach, które nie mieszcz
ą
si
ę
w tamtych
kategoriach 1) nie lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój minus):
a...
b...
c...
d...
e...
2) lubi
ę
w sobie (uwa
ż
am za swój plus):
a...
b...
c...
d...
e...
Ciekawe, czy co
ś
Ci
ę
zaskoczyło? Czy łatwiej było Ci pisa
ć
o plusach, czy
o minusach? Czy Twoje ogólne zdanie na własny temat wi
ąż
e si
ę
jako
ś
ze
szczególnymi ocenami?
Sytuacja
ż
yciowa a samoocena Chc
ę
jeszcze powiedzie
ć
o jednej rzeczy,
z której pewnie zdajesz sobie spraw
ę
, ale mo
ż
e nie do
ść
wyra
ź
nie. Samoocena nie
jest człowiekowi dana raz na zawsze. Zmienia si
ę
na przykład z wiekiem. Przypomnij
sobie, co było najwa
ż
niejsze w Twoim autoportrecie par
ę
lat wstecz, spróbuj
wyobrazi
ć
sobie co mo
ż
e wybi
ć
si
ę
na pierwszy plan za par
ę
lat. Dostałam list od
Małgosi dokładnie na ten temat. Pisała: „B
ę
d
ą
c młod
ą
dziewczyn
ą
strasznie si
ę
m
ę
czyłam. Zawsze mi si
ę
zdawało,
ż
e jestem nie-stosownie ubrana, inne dziewczyny
- one umiały zrobi
ć
si
ę
na bóstwo! W dodatku nie ta
ń
czyłam za dobrze. W ogóle
byłam strasznie zakompleksiona. Teraz przestałam si
ę
przejmowa
ć
tym, jak
wygl
ą
dam. Wa
ż
ne,
ż
eby ludzie mnie lubili i
ż
eby mie
ć
paru przyjaciół od serca.
Potrafi
ę
gada
ć
z nimi godzinami, pomagamy sobie nawzajem w trudnych chwilach.
Nie wyładniałam, nigdy nie byłam zbyt ładna, zreszt
ą
wiesz - lata lec
ą
. Ale chyba
zm
ą
drzałam i mniej si
ę
skupiam na sobie, a bardziej na innych. Mo
ż
e to jest mój
sposób na kompleksy?”
Bez w
ą
tpienia na samoocen
ę
wpływa Twoja sytuacja
ż
yciowa, co najlepiej
wida
ć
, kiedy si
ę
gwałtownie zmienia. Przekonuj
ą
si
ę
o tym cho
ć
by wszyscy młodzi
rodzice, kiedy - wraz z pojawieniem si
ę
na
ś
wiecie ich pierwszego potomka -
zaczynaj
ą
liczy
ć
si
ę
umiej
ę
tno
ś
ci i dobra orientacja w sprawach pieluszek, kolek,
karmienia itd. itp. Na par
ę
tygodni albo miesi
ę
cy dla matki takie rzeczy staj
ą
si
ę
najwa
ż
niejsze we własnym autoportrecie, okre
ś
laj
ą
jego jasn
ą
lub ciemn
ą
tonacj
ę
.
A wszyscy ci, którzy ze wsi przenie
ś
li si
ę
do miasta i nagle okazało si
ę
,
ż
e
cała ich skomplikowana i obszerna wiedza o przyrodzie oraz zdolno
ś
ci do ci
ęż
kiego
wysiłku fizycznego specjalnie si
ę
nie licz
ą
? A m
ęż
czy
ź
ni, którzy wraz ze wzrostem
bezrobocia stracili prac
ę
i teraz musz
ą
jako
ś
odnale
źć
si
ę
w sytuacji, kiedy jedyn
ą
pracuj
ą
c
ą
osob
ą
w rodzinie jest
ż
ona?
Lepszy - gorszy czyli w pułapce bezustannych porówna
ń
Jeszcze siedziałe
ś
w wózku, siusiałe
ś
w pieluchy i niewiele rozumiałe
ś
z tego, co mówi
ą
doro
ś
li, a ju
ż
nad Twoj
ą
głow
ą
co chwila kto
ś
Ci
ę
do kogo
ś
porównywał: Piotrusiowi wyrósł z
ą
bek!
A mojemu Stasiowi jeszcze nie. A czy ju
ż
siada, czy ju
ż
staje, czy ju
ż
liczy do pi
ę
ciu,
bo moje ju
ż
do siedmiu?
ś
yjemy w społecze
ń
stwie, w którym od zera ucz
ą
nas
porównywania. Na pewno byłoby Ci łatwiej wymieni
ć
pi
ęć
dziesi
ą
t rzeczy, w których
jeste
ś
od innych lepszy albo gorszy, ni
ż
pi
ęć
takich, które s
ą
niepowtarzalne,
odr
ę
bne, jedyne na
ś
wiecie.
Takie my
ś
lenie w kategoriach „lepszy-gorszy” wrosło w nas do tego stopnia,
ż
e nie jeste
ś
my w stanie wyobrazi
ć
sobie innego podej
ś
cia do
ż
ycia. A przecie
ż
mo
ż
na. Z wykształcenia jestem etnografem, w zwi
ą
zku z tym miałam okazj
ę
-
oczywi
ś
cie poprzez lektur
ę
- przyjrze
ć
si
ę
na przykład południowo-ameryka
ń
skim
Indianom Zuni, opisywanym przez Ruth Benedict, słynn
ą
badaczk
ę
ludów
egzotycznych. Owi Zuni w ogóle ze sob
ą
nie rywalizuj
ą
. Podczas rytualnych
ś
wi
ą
t
urz
ą
dzaj
ą
biegi, w których wcale nie chodzi o to,
ż
eby wygra
ć
. Ka
ż
dy biegacz ma
dotrze
ć
do mety, natomiast nie stara si
ę
wyprzedzi
ć
innych.
Cz
ę
sto co
ś
podobnego dzieje si
ę
w grupach terapeutycznych, kiedy usiłujemy
wyeliminowa
ć
porównywanie, a w to miejsce wprowadzi
ć
koncentrowanie si
ę
na
swoich mocnych stronach. I okazuje si
ę
,
ż
e mo
ż
na my
ś
le
ć
w taki sposób: jestem
inny, niepodobny do nikogo na
ś
wiecie. W czym
ś
dobry, a nie lepszy; w czym
ś
marny, a nie gorszy. Albo jeszcze inaczej - nie jestem kiepski, tylko to jest moja
trudno
ść
.
Jest jedna sytuacja, w której si
ę
nie porównuje, raczej przeciwnie - podkre
ś
la
jedyno
ść
i wyj
ą
tkowo
ść
. „Jest inna ni
ż
wszystkie”, „nikogo takiego jeszcze nie
spotkałam” - tak mówi
ą
zakochani. A wi
ę
c umiemy patrze
ć
te
ż
w ten sposób,
a wszyscy ci, którzy byli zakochani z wzajemno
ś
ci
ą
, wiedz
ą
, jak szcz
ęś
liwy mo
ż
e by
ć
człowiek, gdy nie obawia si
ę
porów-na
ń
.
I przeciwstawna sytuacja: z pracy odchodzi kto
ś
kogo wszyscy lubili i cenili,
a Ty przychodzisz na jego miejsce i masz wra
ż
enie,
ż
e ka
ż
dy Twój krok i ka
ż
de
odezwanie jest zestawiane z post
ę
powaniem owej nieobecnej osoby. Trudno si
ę
w takiej sytuacji wyrobi
ć
, prawda? Ka
ż
de „inaczej” oznacza „gorzej”, wszystko obraca
si
ę
na Twoj
ą
niekorzy
ść
.
Czy masz by
ć
ideałem?
Pełno jest wsz
ę
dzie dookoła nas ró
ż
nych wzorów doskonało
ś
ci, modeli do
na
ś
ladowania, które - je
ż
eli traktowane zbyt powa
ż
nie - potrafi
ą
popsu
ć
humor nawet
zadowolonym z siebie. Wkroczyli
ś
my w epok
ę
reklam i mam wra
ż
enie,
ż
e musi si
ę
to
ź
le odbija
ć
na poczuciu własnej warto
ś
ci wielu z nas. Bo która ma takie włosy
i sylwetk
ę
, jak Cindy Crawford, zach
ę
caj
ą
ca do kupowania szamponu firmy L’Oreal?
Który wygl
ą
da tak korzystnie jak facet z reklamy „Gilette - najlepsze dla m
ęż
czyzny”?
Nie sta
ć
Ci
ę
równie
ż
na nowy model Opla czy nawet Poloneza. Zapewne nie jeste
ś
i mo
ż
e nigdy nie b
ę
dziesz eleganckim biznesmenem korzystaj
ą
cym z komputera IBM
najnowszej generacji.
Ale czy tylko o to chodzi? Zastanów si
ę
dobrze: pragniesz mie
ć
hollywoodzk
ą
urod
ę
, umysł Einsteina i karier
ę
zawodow
ą
w tempie Alexis Colby czy po prostu
chcesz by
ć
szcz
ęś
liwy? Niejednokrotnie te reklamowane symbole powodzenia
i sukcesu wcale nie maj
ą
szcz
ęś
liwego
ż
ycia. Jestem przekonana,
ż
e Marylin
Monroe zamieniłaby si
ę
z niejedn
ą
szar
ą
myszk
ą
, dziewczyn
ą
z Pułtuska, która ma
kochaj
ą
cego m
ęż
a i udane dzieci. Wrócimy do tego jeszcze, a teraz posłuchaj: ka
ż
dy
z nas, a wi
ę
c i Ty, ma w sobie co
ś
niepowtarzalnego, jedynego na
ś
wiecie i przez to
cudowne-go i pi
ę
knego. Nikt nie jest ideałem, ale te
ż
nikt nie jest kompletnym zerem.
A wi
ę
c i Ty nie jeste
ś
. Spróbuj spojrze
ć
na to tak: cz
ę
sto my
ś
l
ę
o sobie
ź
le, ale to nie
jest obiektywna prawda, tylko moje wyobra
ż
enia. A skoro tak, to mog
ę
zacz
ąć
je
zmienia
ć
.
Rozdział II
Co wynika z twojego my
ś
lenia We
ź
my sytuacj
ę
najprostsz
ą
, jaki
ś
sprawdzian
czy egzamin. Dostałe
ś
pierwsze pytanie, które nie bardzo Ci pasuje, i zmagaj
ą
c si
ę
z nim mo
ż
esz wpa
ść
- jak wóz na piaszczystej drodze w wy
ż
łobione koleiny - w jeden
z dwóch torów my
ś
lenia:
1. Na pewno nast
ę
pne pytanie b
ę
dzie gorsze i skompromituj
ę
si
ę
jeszcze
bardziej. Po co w ogóle si
ę
do tego zabierałem, skoro wiem,
ż
e jestem do niczego.
Ju
ż
tyle razy mi si
ę
nie powiodło. Dobrze pami
ę
tam, jak
ą
dałem plam
ę
w zeszły
wtorek. Mam coraz wi
ę
ksz
ą
pustk
ę
w głowie... Nic mi nie wyjdzie!
2. Zobaczymy, czy nast
ę
pne pytanie nie b
ę
dzie lepsze. Jestem całkiem nie
ź
le
przygotowany. Teraz trzeba tylko skupi
ć
si
ę
i nadrobi
ć
złe wra
ż
e-nie. Ju
ż
par
ę
razy
poradziłem sobie z du
ż
o trudniejsz
ą
sytuacj
ą
. Przecie
ż
nie dalej jak przedwczoraj
poszło mi tak dobrze. Musi si
ę
uda
ć
!
Nie musz
ę
mówi
ć
, kto ma wi
ę
ksze szanse. Lubi
ę
to porównanie, bo wła
ś
ciwie
we wszystkich
ż
yciowych sprawach jest podobnie, od projektu ugotowania zupy po
plan przebudowy
ś
wiata. Najpierw co
ś
zamierzamy - sami lub pod wpływem
oczekiwa
ń
innych ludzi - potem zastanawiamy si
ę
, jak nam to pójdzie, i ten
pesymizm albo optymizm wyznacza dalszy bieg zdarze
ń
. Idzie jak z płatka albo jak
po grudzie. Oczywi
ś
cie, tak zwane obiektywne okoliczno
ś
ci te
ż
maj
ą
znaczenie, ale
nasze nastawienie jest du
ż
o wa
ż
niejsze, ni
ż
na ogół s
ą
dzimy.
A mo
ż
e sam jeste
ś
autorem własnych niepowodze
ń
?
Jak to si
ę
dzieje? Otó
ż
najpierw uruchamiamy ła
ń
cuch wspomnie
ń
. Osoby,
które maj
ą
skłonno
ść
do dołowania si
ę
, przypominaj
ą
sobie swoje poprzednie
niepowodzenia i dosłownie zwieszaj
ą
nos na kwint
ę
. Do i tak ju
ż
ci
ęż
kiego baga
ż
u
przekonania o swoich nikłych szansach dodaj
ą
now
ą
cegł
ę
i znowu próbuj
ą
. Nadal
bez skutku, tyle
ż
e dalej jest im coraz ci
ęż
ej. Kolekcja niepowodze
ń
ro
ś
nie jak
toczona w dół kula ze
ś
niegu. A ci, którzy s
ą
nastawieni,
ż
e pójdzie dobrze? Ich
kolekcja składa si
ę
z kolorowych baloników - wspomnie
ń
udanych działa
ń
i sytuacji -
które ci
ą
gn
ą
ich do góry, ł
ą
cz
ą
c si
ę
w coraz wi
ę
kszy p
ę
k. Czyli im gorzej, tym gorzej,
a im lepiej, tym lepiej. Co jest przeciwie
ń
stwem nosa na kwint
ę
? Nos triumfalnie
skierowany ku górze.
Mówi
ę
zawsze,
ż
e człowiek ma wypisane na nosie to, co ma go spotka
ć
. I jest
to - po ła
ń
cuchu wspomnie
ń
- druga tajemnica Twoich sukcesów i nie-powodze
ń
.
Tam wszystko odbywa si
ę
w Twojej głowie: musisz zu
ż
y
ć
mnóstwo energii,
ż
eby
przebi
ć
si
ę
przez swoje negatywne nastawienie i ju
ż
nie tak wiele zostaje na samo
zadanie, które przed Tob
ą
stoi. Tu w gr
ę
wchodz
ą
inni ludzie, którzy czytaj
ą
z Twojego nosa. Zreszt
ą
nie tylko z nosa. Niska samoocena, niewiara we własne
mo
ż
liwo
ś
ci da si
ę
odczyta
ć
z wielu ró
ż
nych sygnałów, chocia
ż
by
ć
mo
ż
e nie zda-jesz
sobie z tego sprawy. Przyjrzyj si
ę
na przykład swojej sylwetce. Je
ś
li masz złe
mniemanie o sobie, pewnie nie nosisz dumnie wypi
ę
tej piersi, tylko raczej kulisz
ramiona. Pewnie masz skłonno
ść
do cofania brody i pochylania głowy, zamiast
obnosi
ć
j
ą
wyprostowan
ą
po królewsku. Mo
ż
e te
ż
trzymasz r
ę
ce blisko tułowia i nie
zagarniasz nimi
ś
wiata, tylko cz
ę
sto krzy
ż
ujesz na piersiach, jakby
ś
si
ę
chciał przed
nim osłoni
ć
. Bywa odwrotnie: chocia
ż
w
ś
rodku czujesz si
ę
bezradny jak małe
dziecko i tak naprawd
ę
nie wart uznania i uczucia - nadrabiasz min
ą
i postaw
ą
,
wypinasz pier
ś
, zadzierasz głow
ę
, mocno gestykulujesz. Wymowa niby inna ni
ż
u tych niepewnych i zahamowanych, ale tylko niektórzy daj
ą
si
ę
zwie
ść
pozorom. Bo
jednak cz
ę
sto mo
ż
na zauwa
ż
y
ć
,
ż
e Twoja przebojowo
ść
jest troszk
ę
przesadna czy
sztuczna,
ż
e jeste
ś
odrobin
ę
za sztywny albo ciut zbyt gło
ś
ny. Jakby
ś
to nie był Ty,
tylko maska czy przebranie, zza których chwilami przeziera co
ś
całkiem innego. Je
ś
li
tak wła
ś
nie funkcjonujesz - wewn
ą
trz niska samoocena, na zewn
ą
trz pewno
ść
siebie
i dobre samopoczucie - to jestem przekonana,
ż
e musi Ci
ę
to drogo kosztowa
ć
.
Płacisz ci
ą
głym napi
ę
ciem, albowiem wspinanie si
ę
na palce pochłania wiele energii
i na krótk
ą
met
ę
zwyczajnie m
ę
czy. A je
ś
li utrzymuje si
ę
przez dłu
ż
szy czas, mo
ż
e
si
ę
nawet niekorzystnie odbi
ć
na Twoim zdrowiu.
I drugi rodzaj kosztów: zamieszanie, jakie wywołuje Twoja niejednoznaczno
ść
u ludzi, którzy usiłuj
ą
Ci
ę
zrozumie
ć
. Gdyby kto
ś
nawet chciał da
ć
Ci to, czego
potrzebujesz, trudno mu b
ę
dzie odczyta
ć
, o co Ci wła
ś
ciwie chodzi. Mam przyjaciela
Filipa, który zało
ż
ył now
ą
firm
ę
i wpadł w - przej
ś
ciowe zreszt
ą
- tarapaty. Jego
dziewczyna
ż
aliła si
ę
kiedy
ś
,
ż
e chciałaby podtrzyma
ć
go na duchu ale nie umie tego
zrobi
ć
. Wyczuwa jego zn
ę
kanie i niepokój, natomiast Filip zachowuje si
ę
tak, jakby
wszystko spływało po nim jak woda po g
ę
si.
Pozostaj
ą
c jednak przy skulonych ramionach i nosie na kwint
ę
- to tylko
przykłady sygnałów, jakie bezwiednie dajesz innym. Jeden z nich jest szczególnie
wa
ż
ny, to mianowicie, czy w kontaktach z lud
ź
mi patrzysz im w oczy. Osoby
niepewne siebie na ogół tego nie robi
ą
. Co wtedy prze
ż
ywa ten, na kogo nie
patrzysz? Najcz
ęś
ciej my
ś
li sobie: co
ś
tu jest nie w porz
ą
dku, chce co
ś
przede mn
ą
ukry
ć
, pewnie oszuka
ć
; a mo
ż
e, skoro unika kontaktu,
ź
le o mnie my
ś
li albo mnie
lekcewa
ż
y. Mało komu przychodzi do głowy,
ż
e to z nie
ś
miało
ś
ci czy za
ż
enowania.
Jak wiele mo
ż
e zmieni
ć
patrzenie w oczy, sprawdziłam w bardzo
niewdzi
ę
cznej sytuacji mi
ę
dzyludzkiej, mianowicie przy załatwianiu spraw
urz
ę
dowych. Najwi
ę
kszy formalista, dla którego normalnie klient czy petent to wróg,
je
ż
eli złapa
ć
jego wzrok - mi
ę
knie i zaczyna traktowa
ć
człowieka bardziej po ludzku.
Nie mówi
ę
ju
ż
o tym,
ż
e je
ś
li nie patrzysz, pozbawiasz si
ę
wielu bez-cennych
informacji, przede wszystkim nie dowiadujesz si
ę
, jaka jest reakcja na Ciebie i ró
ż
ne
Twoje zachowania. Miałam raz w prowadzonej przez siebie grupie przykład jak
z podr
ę
cznika. Był tam bardzo du
ż
y facet, Krystian, który bał si
ę
ludzi, i kiedy co
ś
od
nich chciał, zawsze patrzył sobie na buty. Zaproponowałam mu,
ż
eby podnosił wzrok,
ilekro
ć
zwraca si
ę
do innej osoby. I dokonało si
ę
wielkie odkrycie: Krystian stwierdził,
ż
e to oni si
ę
go boj
ą
. No, mo
ż
e nie wszyscy, ale spora cz
ęść
.
Wró
ć
my do sytuacji egzaminacyjnej maj
ą
c na uwadze,
ż
e całe
ż
ycie to je-den
wielki egzamin, bo - pami
ę
tasz, jak pisała Wiesława Szymborska - „nic dwa razy si
ę
nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodzili
ś
my si
ę
bez wprawy i pomrzemy bez
rutyny”. A wi
ę
c stajesz ze skulonymi ramionami i oczami wbitymi w podłog
ę
, a na
nosie masz wypisane,
ż
e na pewno Ci si
ę
nie uda. Egzaminator widzi to i Twoje
przekonanie przynajmniej w jakim
ś
stopniu mu si
ę
udziela. Czyli jeszcze zanim
cokolwiek si
ę
zacz-nie, ju
ż
ma do Ciebie nie najlepsze nastawienie. Ono z kolei
udziela si
ę
Tobie, kulisz si
ę
jeszcze bardziej i Twój sygnał,
ż
e spodziewasz si
ę
niepowodzenia, staje si
ę
wyra
ź
niejszy. I tak nastawiacie si
ę
nawzajem coraz gorzej
i gorzej.
Na szcz
ęś
cie w
ż
yciu nie jest a
ż
tak
ź
le. Specjalnie przesadziłam w tym opisie,
ż
eby wyra
ź
niej było wida
ć
, jak sam stajesz si
ę
ź
ródłem własnych kłopotów.
Namawiam Ci
ę
w tym miejscu na mały eksperyment: postaraj si
ę
par
ę
razy
w ró
ż
nych sytuacjach, kiedy czujesz si
ę
nieszczególnie, wyprostowa
ć
ramiona,
podnie
ść
głow
ę
i patrze
ć
prosto w oczy. Sprawd
ź
, czy to co
ś
zmienia, mo
ż
e si
ę
zach
ę
cisz do troch
ę
innego zachowania, ni
ż
dot
ą
d miałe
ś
w zwyczaju.
Trudne pocz
ą
tki Pami
ę
tasz jak było, kiedy znalazłe
ś
si
ę
w nowej szkole albo
poszedłe
ś
na studia? Gdy zaczynałe
ś
now
ą
prac
ę
? Opowiadała mi znajoma
dziewczyna, jak czuła si
ę
przez par
ę
pierwszych tygodni w szkole za granic
ą
, dok
ą
d
wyjechali słu
ż
bowo jej rodzice: „Byłam kompletnie ogłupiała i zupełnie do niczego. Na
lekcjach jak przygłup, na prywatkach jak jaki
ś
raróg. Nie wiedziałam nawet, o czym
rozmawia
ć
na przerwach, co si
ę
odezwałam, to głupio. Byłam nie tak ubrana, inaczej
podnosiłam r
ę
k
ę
na lekcjach. Miałam wra
ż
enie,
ż
e nawet nogi i r
ę
ce mam nie takie.
Tak mi si
ę
wtedy wydawało. Z czasem zacz
ę
ło by
ć
lepiej, wci
ą
gn
ę
łam si
ę
”. Co jaki
ś
czas, bez wyje
ż
d
ż
ania, wszyscy trafiamy na sytuacje, w których czujemy si
ę
jak
w obcym kraju.
Ka
ż
da nowa sytuacja wymaga przystosowania, wszystkie pocz
ą
tki obfituj
ą
w niepowodzenia, bo poruszasz si
ę
po nieznanym gruncie bez rozeznania i wprawy.
Nic dziwnego,
ż
e reagujesz niepewno
ś
ci
ą
w
ą
tpliwo
ś
ciami na własny temat i zwykle
w konsekwencji pogarsza si
ę
Twój autoportret. Przypuszczam,
ż
e nie jeste
ś
wtedy
dla siebie zbyt dobry i nie fundujesz sobie okresu ochronnego, czasowej taryfy
ulgowej na wej
ś
cie w nowe układy. Pewnie z przykro
ś
ci
ą
stwierdzasz,
ż
e inni radz
ą
sobie lepiej, zazdro
ś
cisz im, a nawet jeste
ś
na nich zły.
Trudno bywa zwłaszcza wtedy, gdy oni znaj
ą
si
ę
od lat i du
ż
o ich ze sob
ą
ł
ą
czy. Naprawd
ę
nie do pozazdroszczenia jest sytuacja nowego pracownika
trafiaj
ą
cego do zgranego zespołu, nowej dziewczyny czy chłopaka wprowadzanego
do paczki starych przyjaciół swojej sympatii, mał
ż
onka przyje
ż
d
ż
aj
ą
cego z pierwsz
ą
wizyt
ą
do rodziny partnera. Oni
ś
miej
ą
si
ę
z jakiej
ś
zabawnej historii sprzed lat,
a Tobie wydaje si
ę
,
ż
e z Ciebie. Rozumiej
ą
si
ę
w pół słowa, przerzucaj
ą
doskonale
czytelnymi dla nich aluzjami, a Ty nic nie kojarzysz i czujesz si
ę
jak ostatni tuman.
Spokojnie! Mo
ż
esz by
ć
pewien,
ż
e to minie, je
ż
eli tylko nie zamkniesz si
ę
w sobie
i nie podejmiesz postanowienia,
ż
e si
ę
odcinasz i wycofujesz. To troch
ę
tak, jakby
ś
si
ę
znalazł w
ś
ród ludzi mówi
ą
cych w obcym j
ę
zyku i z czasem zacz
ą
ł si
ę
nim
posługiwa
ć
, najpierw słabo, a potem co-raz swobodniej. Wi
ę
c lepiej poprzygl
ą
daj si
ę
i troch
ę
poczekaj pami
ę
taj
ą
c,
ż
e na pocz
ą
tku pewna sztywno
ść
i niezr
ę
czno
ść
to
rzecz naturalna, a Twoje marne samopoczucie jest zrozumiałe i przej
ś
ciowe. Pół
biedy, kiedy chodzi o dalsz
ą
rodzin
ę
albo szkolnych kolegów Twojej drugiej połowy -
mo
ż
esz przesta
ć
si
ę
z nimi widywa
ć
. Ale je
ż
eli to jest nowa praca lub szkoła czy,
powiedzmy, te
ś
ciowie? Trudno całkiem zerwa
ć
takie kontakty. Bywa,
ż
e decydujesz
si
ę
wówczas na co
ś
w rodzaju „emigracji wewn
ę
trznej”. Rezygnujesz z wł
ą
czania si
ę
we wspólne rozmowy i rozrywki, je
ż
eli to mo
ż
liwe siadasz w k
ą
cie, starasz si
ę
wyj
ść
jak najwcze
ś
niej. I mo
ż
e si
ę
to ci
ą
gn
ąć
latami, pogł
ę
biaj
ą
c Twoje poczucie,
ż
e jeste
ś
niewa
ż
ny, nielubiany, gorszy.
Pobrały si
ę
dwa zera A je
ś
li
ż
yjesz z kim
ś
pod jednym dachem i - jak dawniej
mówiono - dzielisz z nim lub ni
ą
stół i ło
ż
e? Pracuj
ą
c w poradni rodzinnej
zauwa
ż
yłam,
ż
e raz po raz powtarza si
ę
pewien rodzaj kłopotów, które trapi
ą
mał
ż
onków ze zł
ą
samoocen
ą
. Chc
ę
przedstawi
ć
je tutaj bardziej szczegółowo, bo
prawie wszyscy albo jeste
ś
my z kim
ś
w stałym zwi
ą
zku, albo b
ę
dziemy, albo - co
gorsza - ju
ż
mamy za sob
ą
rozpad takiego układu. Zacznijmy od konkretnej sytuacji,
bardzo prostej i typowej. Niech to b
ę
dzie Gosia i Andrzej, mo
ż
e po dwóch, mo
ż
e po
siedmiu latach mał
ż
e
ń
stwa. W ka
ż
dym razie zd
ąż
yli ju
ż
zapomnie
ć
o zalotach
i miodowym miesi
ą
cu, tkwi
ą
w prozie codziennego
ż
ycia: praca, gospodarstwo
domowe, pewnie te
ż
dzieci. On uwa
ż
a,
ż
e jest niezbyt atrakcyjnym m
ęż
czyzn
ą
i marnym m
ęż
em, ona nie czuje si
ę
ani ładna, ani poci
ą
gaj
ą
ca i stale ma do siebie
pretensje,
ż
e nie wywi
ą
zuje si
ę
na pi
ą
tk
ę
z roli
ż
ony (bo prowadzenie domu, prosz
ę
Pa
ń
stwa, to tak skomplikowane i wielow
ą
tkowe zadanie,
ż
e zawsze mo
ż
na znale
źć
co
ś
, co si
ę
zrobiło nie do
ść
dobrze). Punkt wyj
ś
cia we
ź
miemy banalny - on mówi do
niej: „Miła moja, zupa jest przesolona”. Bo rzeczywi
ś
cie jest.
Teraz zajmiemy si
ę
czytaniem w my
ś
lach. Kobieta, która dobrze czuje si
ę
w
ż
yciu, w swoim zwi
ą
zku i w roli gospodyni domowej, pomy
ś
li w takiej sytuacji:
„Przykro mi. Nast
ę
pnym razem, kiedy b
ę
d
ę
robi
ć
ogórkow
ą
, musz
ę
pami
ę
ta
ć
,
ż
eby
da
ć
mniej soli”. A nasza Gosia? Jej monolog wewn
ę
trzny wygl
ą
da zupełnie inaczej:
„Nie smakuje mu. Dobra
ż
ona potrafiłaby ugotowa
ć
tak, jak on lubi. Pewnie ma do
mnie jeszcze mas
ę
innych zastrze
ż
e
ń
i pretensji. Kto wie, czy w ogóle mu
odpowiadam. Mo
ż
e ju
ż
nie chce ze mn
ą
by
ć
?”. I tylko czeka,
ż
e Andrzej za chwil
ę
zacznie mówi
ć
o rozwodzie. A on powiedział jedynie,
ż
e zupa jest przesolona. Teraz
kolej na to,
ż
eby zajrze
ć
do głowy Andrzejowi. Gosia, u której jego niewinna uwaga
uruchomiła lawin
ę
mał
ż
e
ń
skich kompleksów, musi zrobi
ć
niezadowolon
ą
min
ę
, bo
przecie
ż
z jej punktu widzenia ju
ż
nie chodzi o zup
ę
, tylko o ostateczne rozstanie.
A on patrz
ą
c na t
ę
skrzywion
ą
buzi
ę
my
ś
li sobie: „Co
ś
jej złego zrobiłem, zaraz
obrazi si
ę
i dojdzie do wniosku,
ż
e ma mnie po prostu dosy
ć
. To,
ż
e wyszła za takie
zero, wcale nie oznacza,
ż
e zawsze b
ę
dzie chciała ze mn
ą
by
ć
”. Jednym słowem on
te
ż
ju
ż
prawie pakuje walizki.
Tym razem - jak setki razy wcze
ś
niej i pó
ź
niej - rozejdzie si
ę
po ko
ś
-ciach.
Pewnie za par
ę
minut albo par
ę
godzin które
ś
z nich wykona jaki
ś
pojednawczy gest
i wszystko jako tako wróci do normy. Tylko
ż
e je
ś
li tak dzieje si
ę
cz
ę
sto, w pewnym
momencie ilo
ść
przejdzie w jako
ść
. Spójrzmy wi
ę
c na konsekwencje podobnych
sytuacji.
Po pierwsze - obydwoje zu
ż
ywaj
ą
du
żą
cz
ęść
swojej energii na ci
ą
głe
sprawdzanie. Z napi
ę
t
ą
uwag
ą
ś
ledz
ą
: jak jest w tej chwili? czy on jeszcze mnie
kocha? czy jej jeszcze na mnie zale
ż
y? I wtedy oczywi
ś
cie zawsze znajdzie si
ę
co
ś
,
co potwierdzi najczarniejsze przewidywania, jak cho
ć
by owa przesolona zupa.
Powiem wi
ę
cej, nawet niektóre oboj
ę
tne albo pozytywne uwagi mog
ą
by
ć
odbierane
jako negatywne. Załó
ż
my,
ż
e Gosia za-ło
ż
yła nowy opalacz, za
ś
Andrzej, któremu
si
ę
w nim spodobała, powie: „O masz dwucz
ęś
ciowy kostium”. A ona - pewna tego,
ż
e nie jest do
ść
zgrabna - nawet na niego nie spojrzy i nie zauwa
ż
y jego
zadowolonej miny, tylko pomy
ś
li: „No tak, chciał mi delikatnie da
ć
do zrozumienia,
ż
e
nie powinnam pokazywa
ć
brzucha. Ju
ż
mu si
ę
nie podobam”. Wobec nagromadzenia
podobnych niezrozumie
ń
i nieporozumie
ń
obydwoje staraj
ą
si
ę
unikn
ąć
zapalnych
tematów.
W ich sytuacji takimi szybko okazuj
ą
si
ę
wszystkie, które co
ś
mówi
ą
o drugiej
stronie. Inaczej mówi
ą
c, w ogóle przestaj
ą
ze sob
ą
rozmawia
ć
o sobie.
Po drugie - unikaj
ą
zwłaszcza okazywania wszelkich oznak niezadowolenia.
Andrzej na drugi raz gł
ę
boko si
ę
zastanowi, czy w ogóle mówi
ć
,
ż
e mu nie smakuje
zupa. W efekcie Gosia b
ę
dzie niewiele wiedzie
ć
o tym, co on lubi a czego nie, za
ś
Andrzej b
ę
dzie tłumił swoje niezadowolenie i godził si
ę
z sytuacj
ą
, która mu nie
odpowiada. Do czasu, poniewa
ż
kiedy uzbiera si
ę
tego du
ż
o i w ró
ż
nych
dziedzinach, jedno z nich pierwsze wy-buchnie. Wtedy to drugie, które te
ż
zd
ąż
yło
ju
ż
nagromadzi
ć
sporo urazy i pretensji, odpowie tym samym. I zacznie si
ę
co
ś
,
czego obydwoje nie rozumiej
ą
: wielka awantura z błahego powodu.
Po trzecie - ka
ż
da oznaka smutku, zło
ś
ci lub zniecierpliwienia Gosi jest
odbierana przez Andrzeja jako sygnał,
ż
e to on zrobił co
ś
nie tak,
ż
e „wszystko przez
niego”. A Gosi
ę
mo
ż
e bole
ć
z
ą
b, mogły j
ą
spotka
ć
jakie
ś
przykro
ś
ci w pracy czy
zdenerwowa
ć
dzieci. I chce,
ż
eby j
ą
kto
ś
po-cieszył albo chocia
ż
wysłuchał, a tu
ś
lubny najdro
ż
szy te
ż
ju
ż
zd
ąż
ył wpa
ść
w przygn
ę
bienie b
ą
d
ź
irytacj
ę
pod wpływem
jej minorowej miny. Wi
ę
c traci ch
ęć
opowiadania temu ponuremu facetowi, co jej si
ę
dzi
ś
przykrego wydarzyło. To samo Andrzej: miał m
ę
cz
ą
cy dzie
ń
albo boli go głowa,
a Gosia ju
ż
jest pewna,
ż
e ma co
ś
do niej. Wi
ę
c na wszelki wypadek nie odzywa si
ę
i schodzi mu z drogi. W ten sposób zamiast wspiera
ć
si
ę
nawzajem w drobnych
i wi
ę
kszych kłopotach, oddalaj
ą
si
ę
od siebie. Po czwarte - obydwoje czekaj
ą
na
jakie
ś
potwierdzenie, dowarto
ś
ciowanie, przejaw uczucia drugiej strony, ale nie s
ą
zbyt skłonni wychyla
ć
si
ę
z tym sami. Nie zrobi
ę
tego, boj
ę
si
ę
,
ż
e mnie odtr
ą
ci -
my
ś
l
ą
. I tak czekaj
ą
obydwoje, nieraz latami, coraz bardziej utwierdzaj
ą
c si
ę
w poczuciu,
ż
e s
ą
niewa
ż
ni, niekochani, niezauwa
ż
ani. Po pi
ą
te - unikaj
ą
jak ognia
wyja
ś
niania tego, co si
ę
mi
ę
dzy nimi dzieje. Ka
ż
de z nich obawia si
ę
,
ż
e kiedy
cho
ć
by pi
ś
nie co
ś
na ten temat, dopiero wtedy druga strona zacznie si
ę
serio
zastanawia
ć
i niechybnie dojdzie do wniosku,
ż
e zrobiła
ż
yciowy bł
ą
d decyduj
ą
c si
ę
na ten zwi
ą
zek. Jest w tym co
ś
z my
ś
lenia magicznego (niektórzy nazywaj
ą
to strusi
ą
polityk
ą
): je
ś
li nie dotkn
ę
tej chwiejnej konstrukcji, jest szansa,
ż
e si
ę
utrzyma; ale jak
nieopatrznie rusz
ę
, a jest to gmach wzniesiony z chybotliwych, nie poł
ą
czonych ze
sob
ą
cegieł, to w ci
ą
gu paru sekund rozsypie si
ę
w gruzy.
Niestety, mał
ż
e
ń
stwom takim jak Gosia i Andrzej nie sprzyja te
ż
tradycja czy
zwyczaje rodzinne. Spodobało mi si
ę
podsumowanie, jakie zrobiła kiedy
ś
na moj
ą
pro
ś
b
ę
pewna pani: „Pochodz
ę
z rodziny, gdzie nawet pyta-nie ‘która godzina?’ było
zbyt osobiste”. W ich rodzinnych domach musiało by
ć
tak samo: doro
ś
li ani mi
ę
dzy
sob
ą
, ani z dzie
ć
mi nie rozmawiali o wzajemnych uczuciach, o
ż
alach i pretensjach,
nikt nikogo nie chwalił i nie zapewniał,
ż
e kocha. Sk
ą
d to wiem? Bo inaczej nie
mieliby tych kłopotów.
Zamiast zadr
ę
cza
ć
si
ę
w
ą
tpliwo
ś
ciami, mogliby zabra
ć
si
ę
do wyja
ś
niania
sytuacji i przekonaliby si
ę
szybko,
ż
e cała ta spirala rozkr
ę
caj
ą
ca si
ę
w ich głowach
jest absurdalna -
ż
e naprawd
ę
chodzi tylko o zup
ę
, a cał
ą
reszt
ę
kochaj
ą
nad
ż
ycie.
Wi
ę
c gdyby to ode mnie zale
ż
ało, od przedszkola wprowadziłabym nauk
ę
porozumiewania si
ę
z bliskimi. Kiedy pracowałam w poradni rodzinnej, miałam okazj
ę
towarzyszy
ć
wielu ludziom w próbach lepszego porozumiewania si
ę
ż
ałuj
ą
c,
ż
e
spotkali
ś
my si
ę
tak pó
ź
no, gdy ju
ż
narosło mnóstwo przykrych „zaszło
ś
ci”.
Umawiałam si
ę
z ró
ż
nymi mał
ż
e
ń
stwami,
ż
e wprowadz
ą
u siebie zwyczaj
systematyczne-go rozmawiania o tym, jak im ze sob
ą
jest, co do siebie czuj
ą
,
z czego s
ą
zadowoleni, a z czego nie. Wiem, wiem, to takie sztuczne, ale chc
ę
podkre
ś
li
ć
,
ż
e ludzie, którzy maj
ą
du
ż
o l
ę
ków i w
ą
tpliwo
ś
ci - wynikaj
ą
cych z niskiej
samooceny - z pewno
ś
ci
ą
nie przestawi
ą
si
ę
spontanicznie na inny sposób
porozumiewania. Natomiast przy odpowiedniej zach
ę
cie mog
ą
popracowa
ć
nad
wyrobieniem sobie lepszych nawyków czy rutyny. Je
ś
li partnerzy wspólnie decyduj
ą
si
ę
na mówienie o tym, co si
ę
pomi
ę
dzy nimi dzieje, wtedy wiadomo,
ż
e nara
ż
aj
ą
si
ę
obydwoje, wi
ę
c powa
ż
nym i zasadniczym rozmowom przestaje towarzyszy
ć
atmosfera zagro
ż
enia, nikt nie musi si
ę
wychyla
ć
z inicjatyw
ą
, mo
ż
na nawet losowa
ć
,
kto zaczyna. W poradni dokładnie uzgadniali
ś
my,
ż
e na przykład we wtorki po
poło
ż
eniu dzieci spa
ć
zawsze przeznaczaj
ą
na ten cel po pół godziny lub trzy
kwadranse i obydwoje maj
ą
powiedzie
ć
, co złego i co dobrego spotkało ich ze strony
tego drugiego w minionym tygodniu.
Gdyby
ś
si
ę
zdecydował wprowadzi
ć
taki zwyczaj w swoim zwi
ą
zku, musisz
trzyma
ć
si
ę
kilku zasad. Trzeba pilnowa
ć
: a)
ż
eby nie sko
ń
czyło si
ę
na samym
postanowieniu; to naturalne,
ż
e - tak jak od ka
ż
dej trudnej rzeczy - b
ę
dziecie mieli
ch
ęć
si
ę
wykr
ę
ci
ć
; b)
ż
eby ka
ż
dy miał z góry uzgodnion
ą
ilo
ść
czasu, a potem
zmiana (np. Gosia kwadrans, Andrzej kwadrans, Gosia kwadrans, Andrzej kwadrans
- po dwóch-trzech próbach b
ę
dziecie wiedzieli, jaki czas jest dla Was
najwygodniejszy); c)
ż
eby w tych uzgodnionych ramach czasowych nie przerywa
ć
sobie nawzajem; d)
ż
eby mówi
ć
i o plusach, i o minusach, nawet gdyby na pocz
ą
tku
trzeba było wyszukiwa
ć
co
ś
na sił
ę
(jednym jest trudniej mówi
ć
o dobrym, innym
o złym, to te
ż
jest naturalne); e)
ż
eby zaczyna
ć
od
ż
alów i pretensji, a ko
ń
czy
ć
na
rzeczach pozytywnych, miłych, ciepłych.
Z czym jeszcze mog
ą
by
ć
kłopoty?
S
ą
dz
ę
,
ż
e miałe
ś
okazj
ę
stwierdzi
ć
to sam w ró
ż
nych sytuacjach: niekorzystne
my
ś
lenie o sobie jest samospełniaj
ą
cym si
ę
proroctwem. Nie jestem w stanie omówi
ć
rozlicznych dziedzin, w których mo
ż
e Ci
ę
hamowa
ć
i ogranicza
ć
, jednak musz
ę
po
ś
wi
ę
ci
ć
par
ę
słów przynajmniej nauce i pracy. Co do zdolno
ś
ci uczenia si
ę
- mam
spor
ą
wpraw
ę
w przebijaniu si
ę
przez uporczywe złe mniemanie o sobie osób
ucz
ą
cych si
ę
j
ę
zyków obcych i pracy z komputerem. To równie dobre przykłady jak
ka
ż
de inne. We wmawianiu sobie,
ż
e „komputer to nie dla mnie” i „nigdy si
ę
tego nie
naucz
ę
” celuj
ą
kobiety. Je
ż
eli ju
ż
potrzeba albo ch
ęć
zmusi któr
ąś
z moich
zaprzyja
ź
nionych pa
ń
,
ż
eby jednak spróbowa
ć
, zaczynam od tego: „Ta maszyna nie
jest du
ż
o bardziej skomplikowana od pralki automatycznej. Umiesz j
ą
obsługiwa
ć
?
Je
ś
li tak, to z komputerem te
ż
dasz sobie rad
ę
”. Oczywi
ś
cie pocz
ą
tkowo nie wierz
ą
,
ale stopniowo - par
ę
prostych operacji,
ż
eby przekona
ć
si
ę
,
ż
e to skomplikowane
zwierz
ę
jest posłuszne - nabieraj
ą
pewno
ś
ci siebie. „Napisz co
ś
, wydrukujemy to”,
ż
eby mogły szybko zobaczy
ć
efekt swojej pracy. I jeszcze namawiam je do robienia
bł
ę
dów,
ż
eby si
ę
z nimi oswoiły i przy samodzielnych próbach nie wpadały w totaln
ą
bezradno
ść
, kiedy co
ś
pójdzie nie tak. Z nauk
ą
j
ę
zyków jest podobnie. Jest mnóstwo
ludzi, którzy latami obiecuj
ą
sobie,
ż
e zabior
ą
si
ę
za angielski czy francuski, i nie
robi
ą
tego, bo nie wierz
ą
,
ż
e co
ś
im wyjdzie. Znam na to dwa sposoby proste i trzeci
pracochłonny. Pierwszy: we
ź
obcoj
ę
zyczn
ą
gazet
ę
i na dowolnej stronie (byle nie
z ogłoszeniami) znajd
ź
100 słów, które rozumiesz. Nie uda Ci si
ę
to po grecku czy po
w
ę
giersku, ale angielski, niemiecki, włoski, hiszpa
ń
ski, nawet holenderski czy
portugalski od razu stanie si
ę
bardziej przezroczysty.
Drugi sposób polega na tym,
ż
eby przed ka
ż
d
ą
lekcj
ą
czy odrabianiem za-da
ń
domowych powtórzy
ć
sobie kilka razy na głos (je
ś
li si
ę
boisz,
ż
e rodzina uzna Ci
ę
za
wariata, który gada sam do siebie, zrób to szeptem):
„Angielski sam wchodzi mi do głowy”. Je
ż
eli jeste
ś
zainteresowany innym
j
ę
zykiem, wstaw go w miejsce angielskiego.
I sposób trzeci: popro
ś
kogo
ś
,
ż
eby wskazał Ci prosty i niezbyt długi,
a interesuj
ą
cy dla Ciebie tekst, i przetłumacz go ze słownikiem. Mo
ż
e si
ę
okaza
ć
,
ż
e
satysfakcja ze zrozumienia czego
ś
, na czym Ci zale
ż
ało, jest wi
ę
ksza ni
ż
nieporadno
ść
j
ę
zykowa. Moje pokolenie z du
ż
ym skutkiem uczyło si
ę
angielskiego na
Beatlesach, a rosyjskiego na Okud
ż
awie. Opowiadam to wszystko,
ż
eby było wida
ć
,
co oznacza czy te
ż
z czego si
ę
składa owo „nie potrafi
ę
si
ę
tego nauczy
ć
”. Na
pierwszym miejscu oczywi
ś
cie króluje ogólne poczucie niemo
ż
no
ś
ci. Ale wa
ż
ne jest
te
ż
i to,
ż
e ani Twoi dotychczasowi nauczyciele, ani Ty sam nie mieli
ś
cie wprawy
w stopniowaniu trudno
ś
ci, wybieraniu na pocz
ą
tek zada
ń
, których dobre wy-konanie
zach
ę
ciłoby Ci
ę
do dalszych prób. Nie było te
ż
pomostu do czego
ś
, co ju
ż
umiesz.
A poza tym nie miałe
ś
okazji prze
ż
y
ć
cho
ć
by niewielkiej satysfakcji zwi
ą
zanej
z wst
ę
pnym opanowaniem nowej umiej
ę
tno
ś
ci. Chc
ę
Ci na zako
ń
czenie tego w
ą
tku
powiedzie
ć
jedn
ą
rzecz:
ż
eby przekona
ć
mnie,
ż
e nie jeste
ś
w stanie czego
ś
si
ę
nauczy
ć
, musiałby
ś
zu
ż
y
ć
ba-rdzo du
ż
o energii i czasu. A my
ś
l
ę
,
ż
e i tak by Ci si
ę
nie udało. Teraz sprawa pracy. Odnosi si
ę
do niej to wszystko, co mówiłam
o trudnych pocz
ą
tkach. Na niepewno
ść
zwi
ą
zan
ą
z now
ą
sytuacj
ą
i nowymi
zadaniami nakłada si
ę
jeszcze co
ś
- powszechny niedobry zwyczaj,
ż
e przeło
ż
eni
niech
ę
tnie wyra
ż
aj
ą
uznanie, za to do
ść
skrupulatnie wytykaj
ą
bł
ę
dy i z upodobaniem
gani
ą
. Je
ś
li ju
ż
i tak nie my
ś
lisz o sobie zbyt dobrze, pogr
ąż
asz si
ę
w tym jeszcze
bardziej. I cz
ę
sto nawet nie umiesz zobaczy
ć
, kiedy z nieporadnego nowicjusza
zmieniasz si
ę
w kompetentnego fachowca. A dopóki czujesz si
ę
„młodszym koleg
ą
”,
Twoi współpracownicy i zwierzchnicy te
ż
maj
ą
skłonno
ść
,
ż
eby Ci
ę
tak traktowa
ć
.
Mo
ż
e warto co pewien czas sprawdza
ć
to przekonanie?
Jednym z łatwo dost
ę
pnych sprawdzianów jest robienie od czasu do czasu -
co pół roku, co rok - bilansu własnych dokona
ń
. Szczegółowo i konkret-nie: kartka
papieru,
Twoje
prywatne
podliczenie,
ile
i czego
wykonałe
ś
w „okresie
sprawozdawczym”. Sama tak robi
ę
, bo mnie te
ż
nieraz przychodzi do głowy,
ż
e od
dłu
ż
szego czasu nic godnego uwagi nie zrobiłam. Musz
ę
powiedzie
ć
,
ż
e ilekro
ć
kogo
ś
namówiłam na takie sprawozdanie, zawsze ko
ń
czyło si
ę
radosnym
zaskoczeniem. A gdyby nawet wyszło Ci inaczej, przynajmniej b
ę
dziesz miał jak
ąś
miar
ę
, rozeznanie,
ż
e Twoje „nic nie zrobiłem” oznacza” o trzy za mało” w jednej
sprawie, „nie do
ść
starannie” w innej, a w pozostałych nie najgorzej. Zobacz,
ż
e to
zupełnie inny punkt wyj
ś
cia, gdyby
ś
chciał co
ś
zmieni
ć
. Najlepiej takie podliczenie
robi niepracuj
ą
cym matkom, które cz
ę
sto uwa
ż
aj
ą
,
ż
e czas przecieka im przez palce,
s
ą
ź
le zorganizowane i z ni-czym nie daj
ą
sobie rady. Je
ż
eli jeszcze krytykuje je
w tym duchu m
ąż
albo te
ś
ciowa, trudno przekona
ć
je inaczej ni
ż
robi
ą
c bilans czasu.
Mówi
ę
o tym przy okazji pracy, poniewa
ż
uwa
ż
am,
ż
e zajmowanie si
ę
małym
dzieckiem i domem to ci
ęż
ka i odpowiedzialna praca, niejednokrotnie trudniejsza ni
ż
zaj
ę
cia zawodowe.
W podsumowaniu chc
ę
przypomnie
ć
,
ż
e w ka
ż
dej z wymienionych dziedzin -
w mał
ż
e
ń
stwie, w nauce, w pracy - Twoje zdanie o sobie jest wa
ż
nym czynnikiem
sprawczym. Mówi
ą
c pro
ś
ciej, kiedy jest dobre, lepiej funkcjonujesz i Ty, i cz
ę
sto inni
wokół Ciebie; kiedy jest złe, wyrabiasz si
ę
z reguły gorzej.
Podstawowa zasada post
ę
powania byłaby tutaj taka: nie ufaj swoim ogólnym
złym opiniom o sobie spróbuj je podwa
ż
a
ć
, zbieraj dowody na to,
ż
e nie masz racji,
kiedy si
ę
tak dołujesz.
Obiektywno
ść
nie ma tu nic do rzeczy Namawiam Ci
ę
,
ż
eby
ś
konkretnie
i szczegółowo analizował swoje prze
ś
wiadczenia na własny temat, poniewa
ż
przekonałam si
ę
,
ż
e niskie poczucie własnej warto
ś
ci w ró
ż
nych dziedzinach potrafi
mie
ć
niezbyt wiele wspólnego z obiektywn
ą
rzeczywisto
ś
ci
ą
sprowadzon
ą
wła
ś
nie do
namacalnych konkretów. Chc
ę
opowiedzie
ć
tu o dwóch przypadkach, kiedy kontrast
mi
ę
dzy ogóln
ą
zł
ą
ocen
ą
a jej rozpisaniem na poszczególne elementy był wyj
ą
tkowo
dobrze widoczny.
Jedna to opowie
ść
Marka, pacjenta z grupy dla osób z nerwic
ą
, w której byłam
obserwatorem, kiedy uczyłam si
ę
swego zawodu. Otó
ż
Marek uwa
ż
ał,
ż
e jest nie
do
ść
sprawny fizycznie i wysportowany. Jego niedo
ś
cigłym wzorem był ojciec,
kapitan marynarki, któremu chciał zaimponowa
ć
. Zapytany, czy uprawiał kiedy
ś
jaki
ś
sport, Marek wymienił je
ź
dziectwo, pływanie i par
ę
innych dyscyplin, w których
osi
ą
gał bardzo dobre wyniki. Kiedy doszedł do tego,
ż
e zdobył mistrzostwo Polski
w skokach spadochronowych, grupa zacz
ę
ła si
ę
ś
mia
ć
. On w pierwszej chwili nie
zrozumiał, co ludzi tak bawi, wi
ę
c chichoc
ą
c zacz
ę
li mu tłumaczy
ć
,
ż
e wy
ż
ej
w m
ę
skich sportach wspi
ąć
si
ę
ju
ż
nie mo
ż
na.
Bohaterk
ą
drugiej sytuacji, te
ż
w grupie terapeutycznej, była Lusia,
trzydziestoletnia pracuj
ą
ca m
ęż
atka, matka dwojga dzieci. Płacz
ą
c oskar
ż
ała si
ę
o to,
ż
e jest wyrodn
ą
matk
ą
i zł
ą
ż
on
ą
, nie dba o dom i rodzin
ę
, po
ś
wi
ę
ca im za mało
czasu i stara
ń
. Na marginesie dodam,
ż
e pracowała na półtora etatu. Poprosiłam
Lusi
ę
,
ż
eby opowiedziała, jak wygl
ą
da jej powszedni dzie
ń
i sobota z niedziel
ą
,
szczegółowo, od rana do wieczora. W tej grupie było nas jeszcze pi
ęć
w podobnej
sytuacji, jednocze
ś
nie matek i pracownic. Wszystkie opowiedziały
ś
my o swoim
gospodarowaniu czasem i okazało si
ę
,
ż
e ka
ż
da - chocia
ż
ma tylko jedn
ą
prac
ę
-
po
ś
wi
ę
ca obowi
ą
zkom domowym i rodzicielskim mniej wi
ę
cej tyle samo czasu co
Lusia.
Mo
ż
na powiedzie
ć
,
ż
e tych dwoje to wyczynowcy. I rzeczywi
ś
cie, a mimo to
wynikom ich
ż
yciowych stara
ń
nie udało si
ę
przebi
ć
przez uporczywe
prze
ś
wiadczenie,
ż
e nie sprawdzili si
ę
w wa
ż
nych dla siebie dziedzinach. Tym
bardziej trudno mi uwierzy
ć
,
ż
e uda si
ę
to w Twoim przypadku, skoro nie skaczesz ze
spadochronem i nie pracujesz na półtora etatu (troch
ę
si
ę
niepokoj
ę
, czy aby te
przykłady - powtarzam, wyj
ą
tkowe - znów nie wp
ę
dziły Ci
ę
w kompleksy).
Dlatego jeszcze raz namawiam Ci
ę
do sprawdzania swego ogólnego
mniemania o sobie za pomoc
ą
rozkładania go na czynniki pierwsze. Nic nie zrobiłe
ś
w tym tygodniu? Wypisz, czym si
ę
zajmowałe
ś
w ka
ż
dym kolejnym dniu. Zawsze
wszystko gubisz? Przypomnij sobie ostatnie trzy przypadki, kiedy Ci co
ś
zgin
ę
ło.
Jeste
ś
złym pracownikiem? Sprawd
ź
, ile razy i za co zganił Ci
ę
ostatnio szef. Mo
ż
e
uda Ci si
ę
prze
ś
ledzi
ć
to bardziej szczegółowo i konkretnie, a dzi
ę
ki temu bardziej
realistycznie - i w korzystniejszym
ś
wietle - zobaczy
ć
siebie.
Na wierzchu i pod spodem Chciałabym wspomnie
ć
o jeszcze jednej
konsekwencji niskiej samooceny, która chyba Ciebie nie dotyczy. Je
ś
li zabrałe
ś
si
ę
do czytania tej ksi
ąż
ki, to na pewno masz
ś
wiadomo
ść
swoich kłopotów i ch
ęć
zmiany. Natomiast sytuacja, któr
ą
teraz chc
ę
opisa
ć
, dotyczy ludzi nie
ś
wiadomych
swoich kompleksów. Chodzi mi o zarozumialców, szpanerów, zadufków - oso-by,
które za wszelk
ą
cen
ę
usiłuj
ą
udowodni
ć
swoj
ą
wy
ż
szo
ść
. Otó
ż
chc
ę
Ci zwróci
ć
uwag
ę
,
ż
e w gruncie rzeczy s
ą
do Ciebie podobni. Przypomina mi si
ę
Wi
ś
ka, która
nie dawała nikomu doj
ść
do słowa; Paweł, który zawsze wiedział lepiej; Monika
próbuj
ą
ca oczarowa
ć
wszystkich m
ęż
czyzn bez wyboru; Kuba zawsze gotowy,
ż
eby
lekcewa
żą
co wypowiedzie
ć
si
ę
o cudzych osi
ą
gni
ę
ciach, cho
ć
by to nawet była
nagroda Nobla. Zawsze my
ś
lałam o nich ze współczuciem. Skoro tak bardzo chcieli
udowodni
ć
całemu
ś
wiatu,
ż
e s
ą
lepsi - albo
ż
e inni s
ą
gorsi, co na jedno wychodzi -
to rozumiem,
ż
e sami bynajmniej nie byli o tym przekonani. Czuli si
ę
tak niepewnie,
ż
e a
ż
musieli zbudowa
ć
sobie cał
ą
sztuczn
ą
konstrukcj
ę
, teatr pozorów,
ż
eby
zasłoni
ć
przed lud
ź
mi swoje prawdziwe samopoczucie. Zreszt
ą
robili to nie ze złej
woli, tylko dlatego,
ż
e było im - tak jak Tobie - trudno ze sob
ą
wytrzyma
ć
. Z czasem
tak z
ż
yli si
ę
z odgrywan
ą
przez siebie rol
ą
,
ż
e stracili kontakt ze swoim wn
ę
trzem,
swoimi prawdziwymi prze
ż
yciami.
My
ś
l
ę
,
ż
e czasem im zazdro
ś
cisz łatwo
ś
ci, z jak
ą
przedstawiaj
ą
swoje zdanie,
siły przebicia i pewno
ś
ci siebie. Rzeczywi
ś
cie, z wieloma sytuacjami radz
ą
sobie
lepiej od Ciebie, ale czy lepiej si
ę
czuj
ą
? Nie jestem o tym przekonana. Wiem na
pewno,
ż
e dopadaj
ą
ich załamania i depresje, nagle przestaj
ą
si
ę
wyrabia
ć
i wtedy
czuj
ą
si
ę
bardziej bezradni od Ciebie. A przede wszystkim kiepsko im si
ę
układaj
ą
kontakty z lud
ź
mi. Paradoksalnie, potrzebuj
ą
tego samego co Ty: uznania,
docenienia, po-chwały. A inni wcale si
ę
do tego nie kwapi
ą
. Sam pewnie wiesz,
ż
e
jak kto
ś
si
ę
wywy
ż
sza, masz go ochot
ę
nie pochwali
ć
, tylko
ś
ci
ą
gn
ąć
na ziemi
ę
,
przekłu
ć
szpilk
ą
jak balon,
ż
eby uszło powietrze. Ci, którzy naprawd
ę
siebie lubi
ą
,
znaj
ą
swoj
ą
warto
ść
i maj
ą
zaufanie do własnych mo
ż
liwo
ś
ci, nie musz
ą
si
ę
przed
nikim wykazywa
ć
. Nie potrzebuj
ą
ci
ą
głych potwierdze
ń
od innych, bo rzeczy
oczywiste nie wymagaj
ą
dowodów. S
ą
zwyczajnie skromni, nie musz
ą
te
ż
ukrywa
ć
wad i słabo
ś
ci,
ż
y
ć
z ci
ą
gł
ą
obaw
ą
,
ż
e kto
ś
ich zdemaskuje. Ich spokój i harmonia
wewn
ę
trzna promieniuj
ą
na zewn
ą
trz, a ludzie lgn
ą
do nich i kochaj
ą
- zdawałoby si
ę
- za nic.
Prawie wszystko mo
ż
esz Ka
ż
dy z nas wykorzystuje tylko niewielki procent siły
swoich mi
ęś
ni i mo
ż
liwo
ś
ci swojego umysłu. I nie jest to moje pobo
ż
ne
ż
yczenie ani
wyraz ogólnej wiary w człowieka, tylko wynik
ż
mudnych i wieloletnich bada
ń
fizjologów. Jak s
ą
dz
ę
, osi
ą
gamy tak mało w stosunku do swoich mo
ż
liwo
ś
ci mi
ę
dzy
innymi dlatego,
ż
e brak nam wiary w ich ogrom i ró
ż
norako
ść
. Przez wiele lat
zgromadziłam niemał
ą
kolekcj
ę
opowie
ś
ci z literatury i z
ż
ycia o ludziach, którym
udało si
ę
dokona
ć
rzeczy niemo
ż
liwych. Joanna D’Arc zebrała wielk
ą
armi
ę
i poprowadziła j
ą
do walki, Ghandi bez prze-mocy uwolnił Indie od Anglików, Jacek
Kuro
ń
zapocz
ą
tkował ruch społeczny, dzi
ę
ki któremu run
ą
ł w Polsce ustrój
komunistyczny - to s
ą
przykłady szeroko znane.
Ale chc
ę
te
ż
wspomnie
ć
o kilku innych, znacznie skromniejszych, a rów-nie
nieprawdopodobnych. Mówi
ę
„nieprawdopodobnych”, poniewa
ż
zanim te osoby
zrobiły to, co zrobiły, wszystkim wokół wydawało si
ę
to niemo
ż
liwe. Jak cho
ć
by
Tadeusz Paciorek, psycholog wi
ę
zienny z Siedlec, który przez par
ę
lat dobijał si
ę
o wprowadzenie grup Anonimowych Alkoholików do zakładów karnych. Kto troch
ę
wie o polskim wi
ę
ziennictwie, przyzna,
ż
e taki pomysł całkiem niedawno musiał
wydawa
ć
si
ę
szalony. Dzisiaj mamy w Polsce ju
ż
kilkadziesi
ą
t grup AA za kratkami,
s
ą
nawet stosowne odgórne instrukcje ułatwiaj
ą
ce zakładanie nowych. Zawsze, kiedy
spotykam Tadeusza, mam wra
ż
enie,
ż
e kontaktuj
ę
si
ę
z człowiekiem, który przebił
głow
ą
mur.
Inny przykład to Ewa Milewicz, kobieta po chorobie Heinego-Medina, której tak
trudno si
ę
porusza
ć
,
ż
e problemem dla niej jest nawet wej
ś
cie na schody. A jednak:
była w opozycji jeszcze przed Sierpniem 1980, w stanie wojennym aktywnie działała
w podziemiu, dzi
ś
jest w czołówce dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. Ale najbardziej
Ewa zadziwiła mnie tym,
ż
e po wyj
ś
ciu za m
ąż
urodziła i wychowała dziecko, cho
ć
w jej sytuacji wydawało si
ę
to zamiarem ponad siły. Córka Ewy jest ju
ż
na studiach
i stanowi
ż
ywy dowód na to,
ż
e rzeczy niemo
ż
liwe s
ą
mo
ż
liwe. I wreszcie trzeci
przykład: Tadeusz Orłowski, niepełnosprawny zdobywca Tatr. Wybitny lekarz,
członek Polskiej Akademii Nauk, dzi
ś
ju
ż
starszy pan, nale
ż
ał do najlepszych
polskich taterników swojego pokolenia. Ma jedn
ą
nog
ę
krótsz
ą
, mocno utyka, a mimo
to dokonał pierwszych przej
ść
wielu dróg wspinaczkowych w Tatrach. Tak trudnych,
ż
e podobno w
ś
ród na-szych alpinistów kursuje powiedzenie: „Ja na drogi
Orłowskiego wol
ę
cho-dzi
ć
na drugiego” (bo wtedy spadanie jest mniej
niebezpieczne). My
ś
l
ę
,
ż
e kto inny na jego miejscu nawet by si
ę
nie wybrał na
dłu
ż
szy górski spacer.
Nie namawiam Ci
ę
tutaj,
ż
eby
ś
nastawiał si
ę
na przebudow
ę
ś
wiata albo
całkiem nie licz
ą
c si
ę
z okoliczno
ś
ciami porywał si
ę
z motyk
ą
na sło
ń
ce. Chc
ę
tylko
uprzytomni
ć
Ci,
ż
e zasadnicza ró
ż
nica pomi
ę
dzy tymi osobami a innymi jest taka,
ż
e
one wierzyły w mo
ż
liwo
ść
osi
ą
gni
ę
cia z pozoru nie-realnych celów. Chc
ę
korzystaj
ą
c
z ich przykładu przekona
ć
Ci
ę
,
ż
eby
ś
- zanim odruchowo, z nawyku powiesz o czym
ś
„to nie dla mnie” - zastanowił si
ę
nad tym. Mo
ż
e jednak warto zakre
ś
la
ć
swoje plany
ambitniej, a nawet du
ż
o ambitniej, ni
ż
masz w zwyczaju?
Rozdział III
O ładowaniu akumulatorów, nagrywaniu płyt i filtrach Gdyby Ci si
ę
zdawało,
ż
e
ten rozdział został przez pomyłk
ę
przeniesiony z innej ksi
ąż
ki, to chc
ę
Ci
ę
uspokoi
ć
,
ż
e jednak tak nie jest. Nadal b
ę
dziemy si
ę
zajmowa
ć
poczuciem własnej warto
ś
ci,
a konkretnie tym, jak ono si
ę
kształtuje. Po prostu czasem lubi
ę
porównywa
ć
mechanizmy psychologiczne do jakich
ś
urz
ą
dze
ń
, bo wtedy najwa
ż
niejsza zasada
funkcjonowania staje si
ę
lepiej widoczna - wpływy, jakim podlega psychika ludzka, s
ą
tak skomplikowane i ró
ż
norodne,
ż
e cz
ę
sto warto opisa
ć
co
ś
za pomoc
ą
pewnego
skrótu.
Akumulator jako model pojawił mi si
ę
tak dawno,
ż
e ju
ż
nawet nie pami
ę
tam
kiedy. Na pewno było to w momencie, gdy czułam si
ę
wyczerpana, na resztkach
energii i bez szans na oparcie w kim
ś
z zewn
ą
trz, kto mógłby mi pomóc doładowa
ć
nieco nowych sił i optymizmu. Potem si
ę
okazało,
ż
e nie ja jedna mam podobne
skojarzenia, w ka
ż
dym razie dla bardzo wielu osób jest ono czytelnym i równie
wygodnym skrótem my
ś
lowym jak dla mnie. O czym
ś
w rodzaju zapisów czy te
ż
nagra
ń
w psychice człowieka mówi wielu autorów, a w j
ę
zyku potocznym te
ż
natrafiamy na wyra
ź
ne
ś
lady tego typu skojarze
ń
, kiedy mówimy,
ż
e co
ś
komu
ś
w duszy gra albo
ż
e stale powtarza star
ą
ś
piewk
ę
. Ta analogia przyda nam si
ę
te
ż
w nast
ę
pnym rozdziale, kiedy b
ę
d
ę
mówi
ć
o tym, jak wymazywa
ć
stare nagrania
i nagrywa
ć
czy zapisywa
ć
inny tekst - mo
ż
e melodi
ę
? - w miejsce starego, który nie
najlepiej Ci słu
ż
y. Za
ś
do filtrów dojdziemy w stosownym momencie. Wszystkie te
porównania czy modele maj
ą
swoje zalety (prostota, czytelno
ść
, łatwo
ść
przekazywania innym), ale te
ż
zasadnicz
ą
wad
ę
: nie do wszystkiego pasuj
ą
,
nadu
ż
ywane nie sprawdzaj
ą
si
ę
.
Je
ż
eli jeste
ś
jak gramofon...
Wró
ć
my do
ć
wiczenia z pocz
ą
tku - uzupełniania zdania „Ania jest...”. Jest to
najbardziej zwi
ę
zły i zarazem bardzo archaiczny opis Twego po-czucia własnej
warto
ś
ci. Jak ju
ż
mówiłam, mnie przez całe lata pojawiało si
ę
- mimo całkiem
niezłych zdolno
ś
ci intelektualnych - zdanie „Ania jest głupia”. I
ż
adne dobre stopnie,
sukcesy na studiach, rozpocz
ę
ty doktorat, nawet napisane ksi
ąż
ki nie potrafiły tego
zmieni
ć
. Dlaczego? Bo w głowie miałam - Ty te
ż
masz - jaki
ś
wcze
ś
niejszy zapis,
jakie
ś
prze
ś
wiadczenie na własny temat, twarde jak skała i jak skała odporne na
wpływy zewn
ę
trzne. Trudno je zmieni
ć
, bo pochodzi z najwcze
ś
niejszego okresu
ż
ycia, jeszcze z niemowl
ę
ctwa. Pami
ę
tasz film Disneya o
ś
pi
ą
cej królewnie? Jest tam
scena, kiedy trzy zacne grubiutkie wró
ż
ki pochylaj
ą
si
ę
nad kołysk
ą
królewskiej córki
i dotykaj
ą
c jej ró
ż
d
ż
kami przepowiada-j
ą
,
ż
e b
ę
dzie pi
ę
kna, dobra i m
ą
dra. Z nami
wszystkimi było podobnie: nad kołysk
ą
albo troch
ę
pó
ź
niej jakie
ś
wa
ż
ne osoby
powiedziały nam, jacy b
ę
dziemy.
Mo
ż
e nie tyle powiedziały, co mówiły wiele razy i w ci
ą
gu wielu lat. Mo
ż
e nie
zawsze mówiły, tylko dawały do zrozumienia poprzez gest czy min
ę
, jak równie
ż
poprzez to, czego nie robiły. Dziesi
ą
tki razy we wspomnieniach z dzieci
ń
stwa, jakie
słyszałam w prowadzonych przez siebie grupach, powtarzały si
ę
gorzkie słowa: „Nikt
mnie nigdy nie brał na kolana, nie przytulał, nie głaskał po głowie, nie chwalił”.
W pierwszych latach
ż
ycia - jedni mówi
ą
o pierwszym roku, inni o dwóch latach,
jeszcze inni o pi
ę
ciu albo nawet dłu
ż
ej - nagrało Ci si
ę
w głowie szereg płyt
z informacjami o tym, jaki jeste
ś
, o Twojej urodzie, zdolno
ś
ciach, mo
ż
liwo
ś
ciach.
We
ź
my sobie prosty przykład. Maluch postawił trzy klocki jeden na drugim
i przyszedł do mamy ze słowami: „Patrz, jaki zbudowałem pi
ę
kny pałac”. Rzecz
zreszt
ą
mogła dzia
ć
si
ę
znacznie wcze
ś
niej nie przyszedł, tylko przyczołgał si
ę
na
czworakach i nie powiedział, tylko spojrzał pytaj
ą
co. Od tego, co zrobi matka, zale
ż
y
teraz, jakie nagranie na własny temat zapisze si
ę
w głowie jej dziecka.
Rozpatrzmy kilka mo
ż
liwo
ś
ci zakładaj
ą
c,
ż
e tak wła
ś
nie matka reaguje cz
ę
sto,
na tyle cz
ę
sto,
ż
e u dziecka wytwarza si
ę
na tej podstawie prze-konanie o naturze
ś
wiata. Tak, tak, my
ś
l
ż
e nie przesadzam dla niemowlaka do roku czy półtora matka
stanowi prawie cały
ś
wiat, wi
ę
c to ona jest głównym
ź
ródłem poczucia,
ż
e ten
ś
wiat
jest
ż
yczliwy, godny zaufania, bezpieczny, czy te
ż
oboj
ę
tny albo wr
ę
cz szorstki
i wrogi. Mo
ż
liwo
ść
pierwsza - mama zaj
ę
ta czym innym nie zwraca uwagi na dziecko.
Skutek: wytwarza si
ę
u niego przekonanie,
ż
e „
ż
adne moje starania czy osi
ą
gni
ę
cia
nie maj
ą
znaczenia”.
Mo
ż
liwo
ść
druga - mama zirytowana na przykład na ojca albo bardzo
zmartwiona brakiem pieni
ę
dzy odburknie,
ż
eby da
ć
jej spokój. Skutek: powstaje
zapis,
ż
e „kiedy co
ś
mi wychodzi, inni złoszcz
ą
si
ę
i op
ę
dzaj
ą
ode mnie”.
Mo
ż
liwo
ść
trzecia - mama odezwie si
ę
lekcewa
żą
co: tylko trzy klocki? i stoj
ą
krzywo! Skutek: „
ż
ebym nie wiem jak si
ę
starał, nic godnego uwagi mi nie wyjdzie,
nie uda si
ę
zasłu
ż
y
ć
na uznanie”. Mo
ż
liwo
ść
czwarta - mama pochwali „
ś
licznie,
synku! „i pogłaszcze albo popatrzy z ciepł
ą
aprobat
ą
. Skutek: „warto si
ę
stara
ć
,
potrafi
ę
!”. Mo
ż
liwo
ść
pi
ą
ta (a wła
ś
ciwie cała gama mo
ż
liwo
ś
ci) - mama pochwali, ale
nawet nie spojrzy albo zrobi zniecierpliwion
ą
min
ę
. Skutek: niepewno
ść
dezorientacja
co do znaczenia ró
ż
nych sygnałów docieraj
ą
cych ze
ś
wiata, poczucie,
ż
e si
ę
ich nie
rozumie.
Naturalnie w rzeczywisto
ś
ci malutkie dziecko podlega najró
ż
norodniejszym
wpływom, zwykle ju
ż
od pocz
ą
tku otacza je kilka osób, a matka nie jest automatem
i zachowuje si
ę
raz tak, a raz inaczej. Mo
ż
na wi
ę
c raczej mówi
ć
o tym,
ż
e suma tych
wszystkich oddziaływa
ń
składa si
ę
na powstanie pewnej skłonno
ś
ci do odbierania
ś
wiata. Sytuacja z klockami to celowe uproszczenie, zrobione po to,
ż
eby łatwiej było
zaobserwowa
ć
, jak kształtuje si
ę
poczucia własnej warto
ś
ci.
Wydaje mi si
ę
,
ż
e przywi
ą
zujemy zbyt mał
ą
wag
ę
do tego, w jakim stopniu i w
jaki sposób nasza własna historia odcisn
ę
ła si
ę
w nas i jak wpływa na tera
ź
niejszo
ść
.
Pozwól,
ż
e odb
ę
dziemy teraz t
ę
w
ę
drówk
ę
: od pocz
ą
tku
ż
ycia do dorosło
ś
ci.
Narodziny - najwa
ż
niejsza chwila w
ż
yciu Psychika noworodka to nieomal
ż
e
czysta, biała karta czy - je
ś
li wolisz - zestaw nowych płyt, na których jeszcze nic nie
zostało nagrane. Dlatego wszystko, co do Ciebie wówczas docierało, osadziło si
ę
bardzo gł
ę
boko, tworz
ą
c jakby fundament tego, jakim si
ę
staniesz. To, czego
dowiadujesz si
ę
o sobie, mo
ż
e pochodzi
ć
nawet z czasów jeszcze wcze
ś
niejszych.
W m
ą
dro
ś
ci ludowej zawsze było wiadomo,
ż
e kobieta w ci
ąż
y nie powinna ogl
ą
da
ć
strasznych widoków,
ż
e trzeba chroni
ć
j
ą
przed przykrymi prze
ż
yciami i dostarcza
ć
nie tylko dobrego jedzenia, ale te
ż
dobrych my
ś
li, otacza
ć
miło
ś
ci
ą
, za
ś
dookoła
powinno by
ć
du
ż
o pi
ę
knych rzeczy i muzyki.
Je
ż
eli lubisz racjonalne wyja
ś
nienia, to mo
ż
e przekonywaj
ą
co zabrzmi dla
Ciebie przypuszczenie,
ż
e zapewne jest to zjawisko o naturze biochemicznej: pod
wpływem pozytywnych bod
ź
ców, w dobrej atmosferze zmienia si
ę
wydzielanie
wewn
ę
trzne i do płodu przez p
ę
powin
ę
docieraj
ą
wraz z krwi
ą
matki inne substancje.
Wiele kobiet w ci
ąż
y odruchowo głaszcze si
ę
po brzuchu, niektóre rozmawiaj
ą
ze
swoim jeszcze nienarodzonym dzieckiem, co - dla mnie nie ulega w
ą
tpliwo
ś
ci -
dobrze robi takiemu małemu człowiekowi.
Z drugiej strony wiele kobiet, zwłaszcza w pierwszej ci
ąż
y, prze
ż
ywa bardzo
du
ż
o l
ę
ku i napi
ę
cia. Gdyby mogły si
ę
nim podzieli
ć
, opowiedzie
ć
komu
ś
o swoich
obawach, ju
ż
to miałoby dobroczynny, koj
ą
cy skutek. Mo
ż
e mogłyby usłysze
ć
co
ś
pocieszaj
ą
cego - wiem,
ż
e kilka uspokajaj
ą
cych słów potrafi radykalnie zmieni
ć
na
lepsze nastrój przyszłej matki. Jej naturalny obro
ń
ca i opiekun, przyszły ojciec, akurat
tutaj cz
ę
sto nie potrafi wiele pomóc, bo sam bardzo si
ę
boi i woli unika
ć
niepokoj
ą
cych tematów.
W dodatku wszyscy - niestety - jeste
ś
my wychowani w jakim
ś
fałszywym
kulcie macierzy
ń
stwa, który nakazuje kobiecie by
ć
zadowolon
ą
i szcz
ęś
liw
ą
w oczekiwaniu na dziecko (mówi si
ę
przecie
ż
„błogosławiony stan”), a nie pozwala
zdradza
ć
si
ę
z obawami i poczuciem dyskomfortu. Pozostaje wi
ę
c albo tłumi
ć
te
uczucia, albo rozmawia
ć
o nich tylko z kobietami, które s
ą
b
ą
d
ź
były w podobnej
sytuacji. A ich opowie
ś
ci zwykle dodatkowo podsycaj
ą
l
ę
k.
Pami
ę
tam, jak pod koniec pierwszej ci
ąż
y zostałam wcze
ś
niej skierowana do
szpitala i głównie chowałam głow
ę
pod kołdr
ę
albo zasłaniałam si
ę
ksi
ąż
k
ą
(walkmanów jeszcze wtedy nie było),
ż
eby nie słysze
ć
tego, co mówi
ą
moje
współmieszkanki. Bo cały czas opowiadały tylko o smutnych, przykrych, okropnych
i przera
ź
liwych rzeczach, jakie zdarzyły si
ę
i mog
ą
zdarzy
ć
przy porodzie lub po nim.
Przyszła matka rzadko mo
ż
e da
ć
upust napi
ę
ciom i l
ę
kom, wi
ę
c nosi je
niejako w sobie razem z przyszłym dzieckiem. Dlatego nie jest rzadko
ś
ci
ą
sytuacja,
gdy ono, zanim si
ę
jeszcze urodzi - tak przynajmniej twierdz
ą
niektórzy, a ja si
ę
z nimi zgadzam - odbiera komunikat,
ż
e co
ś
w zwi
ą
zku z nim jest nie w porz
ą
dku.
Wreszcie poród, zwykle bardzo higieniczny, ale te
ż
bardzo przykry
i bezosobowy. Pierwsze wra
ż
enia, jakie atakuj
ą
dziecko przychodz
ą
ce na
ś
wiat
w szpitalu, to ostre
ś
wiatło, przera
ź
liwie gło
ś
ne d
ź
wi
ę
ki, straszne zmiany temperatury
i mechaniczne dotkni
ę
cia r
ą
k. To nie jest powita-nie oczekiwanego go
ś
cia, tylko
ta
ś
mowa obróbka: mycie, kr
ę
powanie na sztywno w kilka pieluch, zakraplanie
czego
ś
do oczu, zastrzyk. I przede wszystkim samotno
ść
. S
ą
ju
ż
miejsca na
ś
wiecie,
gdzie jest inaczej: dziecko rodzi si
ę
do r
ą
k ojca, który z czuło
ś
ci
ą
i trosk
ą
przenosi je
na brzuch matki. My
ś
l
ę
,
ż
e to zupełnie inny start w
ż
ycie. Przecie
ż
i tak noworodek
ma wystarczaj
ą
co trudne zadanie. Musi z przyjaznego i w stu procentach
dostosowanego do jego mo
ż
liwo
ś
ci
ś
rodowiska przenie
ść
si
ę
w takie, do którego on
ma si
ę
przystosowa
ć
. Musi nauczy
ć
si
ę
oddycha
ć
, ssa
ć
, opanowa
ć
regulacj
ę
temperatury - s
ą
to wszystko rzeczy, które wymagaj
ą
nieprawdopodobnego nakładu
energii i wyt
ęż
onego treningu. Je
ś
li kompletnie bezbronny maluszek nie ma wtedy
poczucia czyjej
ś
ciepłej obecno
ś
ci, oparcia,
ź
ródła ukojenia, to ju
ż
u samych
pocz
ą
tków nabiera przekonania,
ż
e nie jest wart opieki i troski,
ż
e nie zasługuje na
miło
ść
.
Stanowimy kolejne pokolenie takich szpitalnych noworodków i na pewno fakt,
ż
e jest w
ś
ród nas tak wiele osób o złej samoocenie, po cz
ęś
ci z tego wła
ś
nie wynika.
A swoj
ą
drog
ą
, ciekawa jestem, jakie b
ę
d
ą
dzieci rodzone bez l
ę
ku, w przy
ć
mionym
ś
wietle i cichych d
ź
wi
ę
kach łagodnej muzyki, nie odrywane od matki, której cały czas
towarzyszy kto
ś
bliski i kochaj
ą
cy.
Czy wiesz co
ś
o tym, w jakiej atmosferze Ty przyszedłe
ś
na
ś
wiat? W do-mu
czy w szpitalu? Czy byłe
ś
dla rodziców wyczekiwanym go
ś
ciem, czy zb
ę
dnym
balastem? Chc
ę
si
ę
z Tob
ą
podzieli
ć
histori
ą
jednej z najbardziej promiennych osób,
jakie spotkałam w
ż
yciu, ameryka
ń
skiej terapeutki Heidi Schleifer.
Jej rodzice uciekli z hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Transylwanii
i po wielokilometrowej pieszej w
ę
drówce znale
ź
li si
ę
w miejscu, z którego cudem
przedostali si
ę
do Szwajcarii. Heidi opowiadała: „Przy-szłam tam na
ś
wiat dokładnie
w dniu, kiedy została wyzwolona Francja. Wszyscy szaleli z rado
ś
ci. Nieznajomi
rzucali si
ę
sobie na szyj
ę
, ludzie szli po ulicach obj
ę
ci, płakali ze szcz
ęś
cia,
ś
piewali -
a ja my
ś
lałam,
ż
e to wszystko na moj
ą
cze
ść
”.
Miło
ść
przenika przez skór
ę
To zdanie, które poraziło mnie swoj
ą
trafno
ś
ci
ą
,
pochodzi z artykułu w czasopi
ś
mie „Rodzice i Dziecko” (maj 1992), gdzie
wyczytałam,
ż
e w pro-porcji do wagi ciała niemowl
ę
ma około dwa razy wi
ę
ksz
ą
powierzchni
ę
skóry ni
ż
dorosły. I jeszcze: „Dla niemowl
ę
cia czuło
ś
ci ze strony matki
s
ą
warunkiem niezb
ę
dnym do
ż
ycia, poniewa
ż
ka
ż
de dotkni
ę
cie jest impulsem dla
mózgu i systemu nerwowego. Od dawna wiadomo,
ż
e rozwój dzieci, które nie s
ą
głaskane i pieszczone, jest gorszy. W skrajnych przypadkach brak kontaktu
fizycznego prowadzi
ć
mo
ż
e nawet do
ś
mierci”. Dlatego dawny zwyczaj noszenia
niemowlaka w chu
ś
cie na piersiach czy na plecach i nasze dzisiejsze nosidełka,
pozwalaj
ą
ce swobodnie porusza
ć
si
ę
z maluszkiem przytroczonym do brzucha lub
biodra, maj
ą
dobroczynne działanie. Instynktowna wiedza o wa
ż
no
ś
ci kontaktu
fizycznego sprawia,
ż
e cz
ę
sto ojcowie - mniej ni
ż
matki przej
ę
ci straszliwymi
bakteriami - kład
ą
sobie tak
ą
kruszynk
ę
na brzuch albo pier
ś
i tak sp
ę
dzaj
ą
z ni
ą
czas ku obopólnemu wielkiemu zadowoleniu.
Widziałe
ś
na pewno, jak matka albo babcia przewija lub ubiera dziecko. Je
ś
li
masz własne, czy zastanawiałe
ś
si
ę
, jak to robisz? Najcz
ęś
ciej jest to okazja do
pieszczot i czuło
ś
ci, ale niekiedy widuj
ę
mamy bardzo spi
ę
te albo zirytowane, kiedy
to robi
ą
. Zauwa
ż
yłam te
ż
,
ż
e znaczna cz
ęść
matek - nawet tych najczulszych - omija
ró
ż
ne partie ciała, na przykład prawie nie dotyka dołu brzucha i narz
ą
dów płciowych,
chyba
ż
e podczas mycia.
Kiedy ju
ż
byłam tego
ś
wiadoma, zorientowałam si
ę
w pewnym momencie,
ż
e
przy przewijaniu mojej młodszej córki lepiej traktuj
ę
tył ni
ż
przód, o wiele rzadziej
dotykaj
ą
c jej klatki piersiowej, brzuszka i podbrzusza. Starałam si
ę
to pó
ź
niej zmieni
ć
w obawie,
ż
eby moja mała nie została z informacj
ą
,
ż
e jedne kawałki jej ciała s
ą
lepsze, a inne gorsze. My
ś
l
ę
,
ż
e skoro miło
ść
przenika przez skór
ę
, niemowlaki
powinno si
ę
głaska
ć
od stóp do głów.
Wa
ż
ne jest nie tylko dotykanie, lecz cały sposób kontaktowania si
ę
, na
przykład noszenie na r
ę
kach: mo
ż
na jak oboj
ę
tny pakunek, a mo
ż
na czule, mi
ę
kko
i wygodnie. Wa
ż
nym
ź
ródłem informacji o sobie jest te
ż
dla malutkiego dziecka ton
głosu otaczaj
ą
cych je dorosłych. Tre
ś
ci by
ć
mo
ż
e jeszcze nie rozumie, ale sens
wyczuwa, głównie z tonu głosu. Zauwa
ż
yli
ś
cie,
ż
e matki, babcie, a cz
ę
sto i ojcowie,
kiedy maj
ą
poczucie,
ż
e nikt si
ę
im nie przysłuchuje, zaczynaj
ą
przemawia
ć
do
niemowlaków takim specjalnym, wysokim głosem? To „ciu-ciu-ciu” niektórych
ś
mieszy, ale jego główny odbiorca jest zachwycony, bo z tego czyta,
ż
e jest kochany,
ż
e lubi si
ę
z nim by
ć
.
Pomi
ę
dzy niemowl
ę
ciem a jego otoczeniem, zwłaszcza matk
ą
, wkrótce
wytwarza si
ę
odruchowy mechanizm porozumiewania si
ę
bez słów, odczytywania
stanów uczuciowych. Zwykle matka bardzo szybko uczy si
ę
,
ż
e kiedy jest spi
ę
ta,
zdenerwowana, pełna niepokoju albo zło
ś
ci, wtedy jej dziecko zaczyna by
ć
płaczliwe,
gorzej je, wyrywa si
ę
przy ubieraniu. W niedobrej atmosferze nawet karmienie piersi
ą
- tak wskazane dla dziecka zarówno ze wzgl
ę
du na warto
ść
pokarmu, jak i mo
ż
liwo
ść
najcudowniejszego dla niego kontaktu - mo
ż
e okaza
ć
si
ę
niekorzystne.
Wyczytałam gdzie
ś
kilkana
ś
cie lat temu sprawozdanie z bada
ń
ameryka
ń
skich
nad dwoma rodzajami
ż
łobków. Jedne - w bogatej dzielnicy, prowadzone były
niezwykle higienicznie i „naukowo”, z fachowymi piel
ę
gniarkami w charakterze
opiekunek. Drugie - w dzielnicy biedoty miały kiepskie warunki lokalowe i poziom
czysto
ś
ci, za
ś
dzie
ć
mi zajmowały si
ę
proste kobiety bez
ż
adnych kwalifikacji.
Piel
ę
gniarki w obawie przed infekcj
ą
starały si
ę
jak najmniej dotyka
ć
niemowlaków, a one mimo to bardzo du
ż
o chorowały, rozwijały si
ę
wolno, były
apatyczne. Natomiast w „gorszych”
ż
łobkach maluchy były wesołe, energiczne,
rozgarni
ę
te i zdrowe. O ile pami
ę
tam, wła
ś
nie te choroby spowodowały cał
ą
seri
ę
bada
ń
.
Nie udało si
ę
znale
źć
ż
adnego czynnika o charakterze medycznym czy
higienicznym, który mógłby je powodowa
ć
. Domysły skierowano wi
ę
c w stron
ę
psychologii i wtedy wyszło na jaw,
ż
e ciepłe, gadatliwe murzy
ń
skie nianie - które
skubały, głaskały, przewracały, przytulały, nosiły dzieci - s
ą
wła
ś
nie tym
poszukiwanym elementem zapewniaj
ą
cym zdrowie i dobre samopoczucie.
A zatem w tym okresie
ż
ycia, kiedy jeszcze nie potrafiłe
ś
porozumiewa
ć
si
ę
za
pomoc
ą
słów, wieloma innymi drogami docierały do Ciebie informacje kształtuj
ą
ce
Twój autoportret. Od tego, czy otaczała Ci
ę
wówczas atmosfera zadowolenia
i zachwytu, czy l
ę
ku, zło
ś
ci i napi
ę
cia, zale
ż
ało nie tylko to jak w niemowl
ę
ctwie
spałe
ś
i jadłe
ś
, płakałe
ś
czy nie, byłe
ś
zdrowy jak rydz czy chorowity, ale równie
ż
to,
jak si
ę
w pó
ź
niejszych latach czułe
ś
na
ś
wiecie i jak z tym jest dzisiaj. Inaczej
mówi
ą
c, z tamtego okresu pochodzi podstawowy zr
ą
b Twego poczucia,
ż
e
zasługujesz na miło
ść
i rado
ść
ż
ycia albo nie.
Musz
ę
tu zrobi
ć
jedn
ą
dygresj
ą
, przeznaczon
ą
zwłaszcza dla kobiet, które
maj
ą
do siebie pretensje,
ż
e za mało czasu po
ś
wi
ę
caj
ą
dziecku. Otó
ż
my
ś
l
ę
,
ż
e
lepsza od pełnego po
ś
wi
ę
cenia i ci
ą
głej obecno
ś
ci jest sytuacja, kiedy matka potrafi
zorganizowa
ć
sobie „wychodne”, skoro poczuje,
ż
e ma dosy
ć
opiekowania si
ę
swoj
ą
pociech
ą
i przesiadywania w domu. Zajmowanie si
ę
malutkim dzieckiem to ci
ęż
ka
praca i du
ż
y wysiłek psychiczny, który wymaga przerw na odpoczynek i zmian
ę
otoczenia. Je
ż
eli matka sobie tego nie zapewni, cz
ę
sto, chc
ą
c nie chc
ą
c, daje
dziecku od-czu
ć
,
ż
e jest nim zm
ę
czona. I mimo najlepszych intencji i najuczciwszych
stara
ń
zamiast komunikatu „dobrze mi z tob
ą
”, przekazuje co
ś
wr
ę
cz przeciwnego:
„jeste
ś
dla mnie ci
ęż
arem”, „m
ę
czysz mnie”, „zło
ś
cisz mnie”. Kiedy moja pierwsza
córka miała cztery miesi
ą
ce, a ja chciałam by
ć
idealn
ą
matk
ą
i byłam ju
ż
na ostatnich
nogach, m
ą
dra lekarka - pediatra, która si
ę
ni
ą
opiekowała, powiedziała do mnie:
„Niech pani zadba o siebie, zajmie si
ę
troch
ę
czym innym. Małej jest potrzebna
mama wypocz
ę
ta i zadowolona z
ż
ycia”.
mnie sta
ć
?
Odpowied
ź
na to pytanie kształtuje si
ę
nieco pó
ź
niej, w czasie, kiedy malutki
człowiek zaczyna zdobywa
ć
ś
wiat: uczy si
ę
siada
ć
, stawa
ć
i cho-dzi
ć
, posługiwa
ć
si
ę
przedmiotami, uruchamia
ć
urz
ą
dzenia. Wci
ąż
jeszcze jego osi
ą
gni
ę
cia i pora
ż
ki
zale
żą
od innych, ale w coraz wi
ę
kszym stopniu staje si
ę
aktywnym uczestnikiem,
a nie tylko obiektem ich zabiegów. Na przykładzie nauki chodzenia najlepiej wida
ć
,
jak powstaje poczucie „ja mog
ę
” - ta cz
ęść
samooceny, od której b
ę
dzie zale
ż
ała
aktywno
ść
i inicjatywa, zdolno
ść
osi
ą
gania sukcesów i znoszenia niepowodze
ń
.
Dwuletni Krzy
ś
, o którym chc
ę
tu opowiedzie
ć
, jest dzieckiem chyba nie-typowym.
Włazi na kredens w kuchni i na pianino, w
ę
druje po por
ę
czach foteli, skacze
z murków i sprz
ę
tów prawie tak wysokich jak on sam. Prze-wraca si
ę
czasami przy
bieganiu, ale rzadko kiedy płacze. Musi si
ę
na-prawd
ę
porz
ą
dnie r
ą
bn
ąć
,
ż
eby
chciało mu si
ę
obwieszcza
ć
ś
wiatu gło
ś
nym rykiem,
ż
e co
ś
sobie złego zrobił.
Wyra
ź
nie ró
ż
ni si
ę
od swoich rówie
ś
ników sprawno
ś
ci
ą
fizyczn
ą
i
ś
miało
ś
ci
ą
.
Spytałam jego mam
ę
, sk
ą
d si
ę
bierze ta ró
ż
nica. A ona na to opowiedziała mi,
jak post
ę
puj
ą
słoniowe matki wzgl
ę
dem małych słoni, kiedy te maj
ą
si
ę
wygramoli
ć
z dołu albo wej
ść
na skarp
ę
. Wyczytała to gdzie
ś
i postanowiła przyj
ąć
jako reguł
ę
własnego post
ę
powania. Otó
ż
słoni
ą
tko samo wdrapuje si
ę
pod gór
ę
tak długo i na
tyle wysoko, jak da rad
ę
. I dopiero kiedy zaczyna si
ę
obsuwa
ć
, słonica podpycha je
tr
ą
b
ą
, ale delikatnie, tylko na tyle,
ż
eby starało si
ę
dalej. Pozwala mu nawet spada
ć
,
a z po-moc
ą
przychodzi dopiero wtedy, gdy zanosi si
ę
na to,
ż
e małe zrezygnuje.
Inaczej mówi
ą
c, pozwala mu przekona
ć
si
ę
, ile potrafi, i wykorzysta
ć
do maksimum
własne mo
ż
liwo
ś
ci.
„Wiesz - mówiła dalej - strasznie si
ę
o niego boj
ę
i dlatego staram si
ę
by
ć
w pobli
ż
u i w razie czego złapa
ć
w locie. Ale nie chc
ę
,
ż
eby wyrósł na tak
ą
niezdar
ę
jak ja. Mnie, kiedy byłam mała, mama albo babcia tak skutecznie chroniły przed
jakimkolwiek niebezpiecze
ń
stwem,
ż
e zawsze by-łam jaka
ś
taka nieruchawa
i nieporadna. Nie biegaj, bo upadniesz, nie skacz, bo si
ę
potłuczesz - bez przerwy
wbijali mi do głowy w dzieci
ń
stwie. Wbijali, a
ż
wbili chyba na zawsze.”
Cz
ę
sto doro
ś
li próbuj
ą
ochroni
ć
dziecko albo ułatwi
ć
ż
ycie jemu i sobie:
nakarmi
ę
ci
ę
, bo si
ę
ubrudzisz; dam pi
ć
, bo jeszcze rozlejesz; ubior
ę
, to b
ę
dzie
szybciej; przynios
ę
,
ż
eby ci nie było ci
ęż
ko. Na ró
ż
ne sposoby ograniczaj
ą
jego
d
ąż
enie do samodzielno
ś
ci. A do malucha, które-mu nie pozwala si
ę
próbowa
ć
,
dociera wyra
ź
ny komunikat,
ż
e „nie potrafisz, nie mo
ż
esz, tobie si
ę
nic nie uda”.
Lepiej nie prze
ż
ywa
ć
Chc
ę
tu powiedzie
ć
o jeszcze jednym fragmencie
autoportretu, który zaczyna kształtowa
ć
si
ę
na tyle wcze
ś
nie,
ż
e warto o nim mówi
ć
ju
ż
teraz, kiedy zastanawiamy si
ę
nad znaczeniem najwcze
ś
niejszego etapu
ż
ycia.
Chodzi mianowicie o to, co wolno, a czego nie wolno prze
ż
ywa
ć
. W tym miejscu
oddam głos
ś
wietnemu angielskiemu psychoterapeucie Robinowi Skynnerowi, który
opisuje powstawanie wewn
ę
trznego zakazu prze
ż
ywania na przykładzie zło
ś
ci.
„(...) Nasz maluch stopniowo nabierze przekonania,
ż
e zło
ść
jest nie-dobra,
poniewa
ż
pozostała cz
ęść
jego rodziny czuje si
ę
w obliczu zło
ś
ci bardzo nieswojo,
niezr
ę
cznie i bardzo si
ę
jej wstydzi. (...) Taki komunikat dociera do dziecka raz po
raz. Widzi ono równie
ż
, jak bardzo jego zło
ść
smuci rodziców, jak wcale nie potrafi
ą
sobie z ni
ą
poradzi
ć
i jak ignoruj
ą
je albo odsuwaj
ą
si
ę
od niego czy nawet atakuj
ą
,
ilekro
ć
ono samo próbuje j
ą
okaza
ć
. Nie trzeba wiele czasu,
ż
eby dziecko te
ż
zacz
ę
ło prze
ż
ywa
ć
zło
ść
jako co
ś
niedobrego. Widzi przecie
ż
,
ż
e nie mo
ż
e by
ć
kochane, kiedy si
ę
w
ś
cieka, a poniewa
ż
wszystkie dzieci chc
ą
by
ć
kochane przez
rodziców, chc
ą
ich kocha
ć
i uszcz
ęś
liwia
ć
- stara si
ę
ukry
ć
przed nimi wszelkie
przejawy własnej zło
ś
ci.
Czyli kojarzy sobie zło
ść
z l
ę
kiem przed odrzuceniem, a to dla dziecka musi
by
ć
zagro
ż
eniem najgorszym z mo
ż
liwych. (...) W dodatku dziecko oczywi
ś
cie ma
jeszcze poczucie,
ż
e oszukuje, poniewa
ż
nie mo
ż
e by
ć
na-prawd
ę
sob
ą
. Czuje si
ę
w jakim
ś
stopniu odci
ę
te od rodziców, bo nie jest akceptowane w pełni - musi
udawa
ć
,
ż
e nie prze
ż
ywa zło
ś
ci. Ale oszukiwanie nie jest a
ż
tak złe, jak gro
ź
ba
kompletnego odrzucenia, wi
ę
c zapewne wybierze raczej to, by by
ć
fałszywym
i kochanym ni
ż
autentycznie sob
ą
, ale odrzuconym.
Czyli odt
ą
d, kiedy wydarzy si
ę
co
ś
, co rozzło
ś
ciłoby normalnego malucha, to
dziecko pohamuje swoj
ą
zło
ść
. A
ż
eby ukry
ć
j
ą
przed rodzicami. A nast
ę
pnie nauczy
si
ę
ukrywa
ć
j
ą
przed sob
ą
samym, gdy
ż
tylko w ten sposób zdoła zachowa
ć
poczucie,
ż
e jest warte miło
ś
ci. Zło
ść
jest czym
ś
a
ż
tak niedobrym,
ż
e w ogóle nie
mo
ż
e przyzna
ć
si
ę
do jej prze
ż
ywania, na-wet przed sob
ą
. Dlatego przyzwyczai si
ę
do niezauwa
ż
ania zło
ś
ci - nauczy si
ę
odcina
ć
od niej - w ko
ń
cu nabierze
przekonania,
ż
e jej tam wcale nie ma. (...)
W ka
ż
dej rodzinie niektóre uczucia s
ą
uwa
ż
ane za dobre, a niektóre za złe.
Złe umieszcza si
ę
za kurtyn
ą
i cała rodzina ma rodzaj cichej, ale bardzo wi
ążą
cej
umowy,
ż
e emocje ulokowane za kurtyn
ą
musz
ą
pozosta
ć
niezauwa
ż
one. Wszyscy
udaj
ą
,
ż
e ich tam nie ma. Wi
ę
c te
ż
ka
ż
de kolejne dziecko uczy si
ę
usuwa
ć
te same
rzeczy z pola widzenia. Zwyczaj odcinania si
ę
od nich jest przekazywany jak odra -
ani celowo, ani
ś
wiadomie, tote
ż
nikt nie wie,
ż
e si
ę
to dzieje”. (Robin Skynner, John
Cleese: „
ś
y
ć
w rodzinie i przetrwa
ć
”. Jacek Santorski & Co, Warszawa, 1992, s.38-
39) A wi
ę
c w ró
ż
nych rodzinach dzieci ucz
ą
si
ę
,
ż
e nie wolno prze
ż
ywa
ć
,
a przynajmniej okazywa
ć
ró
ż
nych uczu
ć
i tym sposobem staj
ą
si
ę
jakby oka-leczone
emocjonalnie. Ma to dwojaki wpływ na poczucie własnej warto
ś
ci. We
ź
my tym razem
jako przykład ból i rozpacz,
ż
eby pokaza
ć
, jakie skutki ma zakaz odczuwania. Po
pierwsze - kiedy zakazane uczucie pojawia si
ę
(a pojawia
ć
si
ę
musi, bo tak jest
skonstruowany człowiek,
ż
e reaguje bólem i rozpacz
ą
na przykład na rozstanie
z kochan
ą
osob
ą
czy pozbawienie wa
ż
nej dla siebie rzeczy), w
ś
lad za nim narasta
przekonanie,
ż
e jestem „nie w porz
ą
dku”, jestem „niedobry”.
Spróbuj sobie uprzytomni
ć
, ile razy w dzieci
ń
stwie musiałe
ś
jako
ś
zareagowa
ć
na to,
ż
e mama wychodzi,
ż
e trzeba wyjecha
ć
od babci,
ż
e ojca nie ma, gdy go
potrzebujesz. Albo tragedia, kiedy zgubiła si
ę
ulubiona zabawka - takich i podobnych
zdarze
ń
były dziesi
ą
tki. Je
ś
li otaczaj
ą
cy Ci
ę
doro
ś
li dawali Ci do zrozumienia,
ż
e nie
nale
ż
y płaka
ć
, bardzo cz
ę
sto musiałe
ś
mie
ć
poczucie,
ż
e nie jeste
ś
taki, jak trzeba,
skoro zbiera Ci si
ę
na płacz.
Po drugie - odcinaj
ą
c si
ę
od własnych bolesnych uczu
ć
musiałe
ś
straci
ć
zdolno
ść
rozpoznawania ich u innych i odpowiadania współczuciem. Chciałe
ś
by
ć
dobry, współczuj
ą
cy - wszystkie dzieci chc
ą
- ale jako
ś
Ci to nie wychodziło i zreszt
ą
nadal nie wychodzi. Nie wiesz, jak si
ę
zachowa
ć
, co powiedzie
ć
, kiedy przytuli
ć
,
zaproponowa
ć
pomoc. A czuj
ą
c si
ę
nieswojo z cudzym bólem, unikasz go i w ten
sposób oddalasz si
ę
od ludzi nawet bardzo Ci bliskich. I te
ż
dochodzisz do wniosku,
ż
e co
ś
musi by
ć
z Tob
ą
nie w porz
ą
dku, skoro Twoje kontakty s
ą
tak powierzchowne.
To samo mo
ż
na powiedzie
ć
o wielu rozmaitych uczuciach: zazdro
ś
ci, rado
ś
ci,
wstydzie i wszystkich innych. Odci
ę
cie od któregokolwiek - a trening w tej sprawie
zaczyna si
ę
bardzo wcze
ś
nie, jeszcze przed nauk
ą
siadania na nocniku - powoduje,
ż
e czujesz si
ę
gorszy i nie mo
ż
esz w pełni zaakceptowa
ć
siebie.
„Ka
ż
dy jest dzieckiem podszyty”
Takim wnioskiem ko
ń
czy si
ę
jedno z opowiada
ń
w moim ulubionym zbiorze
Gombrowicza zatytułowanym „Bakakaj”, który ju
ż
tutaj cytowałam. Oczywi
ś
cie
w pełni podzielam ten pogl
ą
d. To, co zostanie przekazane małemu dziecku przez
najbli
ż
sze otoczenie czyli rodzin
ę
, zapisuje si
ę
bardzo gł
ę
boko z dwóch powodów.
Po pierwsze - jest to zwykle najwcze
ś
niejszy i przez par
ę
lat jedyny model, jaki widzi
z bliska, najwa
ż
niejsza pula do-
ś
wiadcze
ń
i informacji, w tym oczywi
ś
cie równie
ż
informacji na własny temat. Po drugie - rodzice s
ą
tak wa
ż
nymi osobami, od ich
opieki i miło
ś
ci zale
żą
dosłownie szanse przetrwania,
ż
e dzieci nie maj
ą
innego
wyj
ś
cia: musz
ą
dostosowa
ć
si
ę
do sposobu
ż
ycia i my
ś
lenia, jaki si
ę
im proponuje.
Wpływ rodziców mo
ż
e by
ć
bardzo wyra
ź
nie widoczny lub ogromnie subtelny:
od solidnego klapsa za to,
ż
e maluch dotkn
ą
ł pani
ą
w kolejce (na marginesie:
przyjrzyj si
ę
, jaki popłoch budzi u mamu
ś
„dotykalskie” dziecko i jaki to musi mie
ć
wpływ na pó
ź
niejsze trudno
ś
ci w kontaktach fizycznych) do bardziej uwa
ż
nego
spojrzenia, nieznacznego uniesienia brwi, kiedy zrobił co
ś
niestosownego.
Mo
ż
e to by
ć
bicie, ale mo
ż
e te
ż
by
ć
kara równie dotkliwa, mianowicie odmowa
miło
ś
ci. Je
ś
li nie sam, to u innych na pewno słyszałe
ś
zdanie:
„Jak nie zjesz zupki (nie wło
ż
ysz kapci, nie przestaniesz wrzeszcze
ć
, nie
pocałujesz cioci), mamusia nie b
ę
dzie ci
ę
kochała”. I znów, nie musi tego mówi
ć
,
wystarczy,
ż
e spojrzy w okre
ś
lony sposób, wzruszy ramionami, lekko si
ę
zmarszczy.
Taka „warunkowa miło
ść
” - jak si
ę
j
ą
okre
ś
la w niektórych podr
ę
cznikach
psychologii - jest niew
ą
tpliwie skuteczn
ą
metod
ą
uzyskiwania po
żą
danych
rezultatów. Jest łatwiejsza, mniej pracochłonna, szybsza ni
ż
przekonywa-nie,
zach
ę
ta, cierpliwe znoszenie złych humorów i ataków w
ś
ciekło
ś
ci, jakie inaczej
nieuchronnie wywołuj
ą
zakazy i nakazy nie po my
ś
li wychowanka. Tak jest
wygodniej: dzieci pełne l
ę
ku,
ż
e rodzice przestan
ą
je kocha
ć
, je
ż
eli b
ę
d
ą
nieposłuszne, nie buntuj
ą
si
ę
. S
ą
naturalnie gorsze rzeczy: maltretowanie, głodzenie,
całkowity brak zainteresowania i opieki. Ale uwa
ż
amy je za wynaturzenie i kiedy
wychodz
ą
na jaw, rodzicom odbiera si
ę
prawa rodzicielskie, a nawet stawia przed
s
ą
dem. Ju
ż
samo gro
ż
enie czym
ś
takim jest uwa
ż
ane za zn
ę
canie si
ę
nad
dzieckiem. Natomiast gro
ź
ba odebrania miło
ś
ci jest traktowana jako co
ś
całkiem
normalnego w arsenale podr
ę
cznych metod wychowawczych. A dla mnie to jeden
z najprzykrzejszych mo
ż
liwych widoków: mały człowiek idea-lnie grzeczny,
apatyczny, co chwila z niepokojem popatruj
ą
cy na rodzica, czy aby jest w porz
ą
dku.
To te
ż
jest prze
ś
wiadczenie, które mo
ż
e zapisa
ć
si
ę
w psychice na całe
dalsze
ż
ycie: miło
ść
, akceptacja, zainteresowanie to nie jest co
ś
, na co zasługujesz
sam przez si
ę
, Ty jako taki, z tego tylko powodu,
ż
e jeste
ś
; musisz na nie zarobi
ć
,
dostosowa
ć
si
ę
do okre
ś
lonych oczekiwa
ń
, by
ć
taki a nie inny. Do
ść
szybko stajesz
si
ę
własnym stra
ż
nikiem - psychologowie mówi
ą
,
ż
e „uwewn
ę
trzniasz” te wymagania.
I sam zaczynasz si
ę
dołowa
ć
, kiedy tylko nie zdołasz utrzyma
ć
si
ę
w ramach, dawno
temu narzuconych Ci z zewn
ą
trz.
W poradni, kiedy zach
ę
całam ludzi do troch
ę
innych zachowa
ń
ni
ż
dot
ą
d,
cz
ę
sto miałam wra
ż
enie,
ż
e reaguj
ą
, jakby chodziło o naruszenie jakiego
ś
straszliwego tabu. Gdy mówiłam na przykład zaradnym, dzielnym kobietom,
z pogod
ą
znosz
ą
cym przeciwno
ś
ci losu,
ż
e mogłyby pokaza
ć
m
ęż
owi i dzieciom,
jakie w rzeczywisto
ś
ci s
ą
zm
ę
czone i zagonione - nieraz reagowały na te moje
sugestie autentycznym silnym l
ę
kiem. Po bli
ż
szym rozpatrzeniu okazywało si
ę
,
ż
e
boj
ą
si
ę
utraty uczu
ć
swoich bliskich, je
ś
li si
ę
zmieni
ą
; były przekonane,
ż
e s
ą
do
przyj
ę
cia tylko w tej jednej wersji. Zawsze w takiej sytuacji pytam: „A jak było u pani
w domu rodzinnym?” i w 99% tam odnajdujemy
ź
ródło owego l
ę
ku.
Zar
ę
czam Ci,
ż
e z Tob
ą
było tak samo. Te
ż
musiałe
ś
dostosowa
ć
si
ę
do
oczekiwa
ń
, uwewn
ę
trzni
ć
je i uzna
ć
,
ż
e wynik tego zabiegu to wła
ś
nie prawdziwy Ty.
Nie miałe
ś
innego
ź
ródła wiedzy o sobie i sił
ą
rzeczy mu-siałe
ś
uwierzy
ć
w to, co
wyczuwałe
ś
przez skór
ę
, odczytywałe
ś
z zachowania swoich najbli
ż
szych, słyszałe
ś
o sobie. Jednym słowem, Ty równie
ż
jeste
ś
dzieckiem podszyty.
Na Twoje pierwsze, najwcze
ś
niej zapisane w psychice przekonania na własny
temat z czasem zaczynaj
ą
nakłada
ć
si
ę
inne, które mog
ą
by
ć
zgodne lub sprzeczne
z tamtymi, mog
ą
je utrwala
ć
albo modyfikowa
ć
. Ale pó
ź
niejsze wpływy s
ą
zwykle
słabsze, gdy
ż
trafiaj
ą
na co
ś
, co ju
ż
jest nagrane. Owe istniej
ą
ce nagrania stanowi
ą
jakby filtr, który z wi
ę
ksz
ą
łatwo
ś
ci
ą
przepuszcza informacje podobne do ju
ż
zgromadzonych, za
ś
osłabia albo wr
ę
cz nie pozwala przedosta
ć
si
ę
tym, które
odbiegaj
ą
od istniej
ą
cego zapisu. Mo
ż
na tu u
ż
y
ć
te
ż
innego porównania:
ż
e jest to
rodzaj oku-larów, które s
ą
ró
ż
owe albo ciemne i nadaj
ą
odpowiedni odcie
ń
wszystkie-mu, co widzimy.
Dlatego kto
ś
, kto nabrał przekonania,
ż
e jest okropny i nie da si
ę
na-wet lubi
ć
,
a có
ż
dopiero kocha
ć
, mo
ż
e latami by
ć
głuchy na szczere komplementy i nie
dostrzega
ć
dowodów sympatii. Troch
ę
tak, jakby klawisz „play” w jego magnetofonie
wcisn
ą
ł si
ę
na stałe i gra mu ci
ą
gle tylko „nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi”.
Nawet w przyjaznym otoczeniu nie rozstanie si
ę
z poczuciem,
ż
e tak naprawd
ę
wcale
nie jest dobrze, a swoim zachowaniem faktycznie b
ę
dzie zniech
ę
ca
ć
tych, którzy
zechc
ą
okaza
ć
mu
ż
yczliwo
ść
, miło
ść
czy uznanie.
Ile razy mo
ż
na na przykład powiedzie
ć
: „podobasz mi si
ę
” albo „m
ą
drze
my
ś
lisz” komu
ś
, kto na ka
ż
dy taki tekst odwraca wzrok, krzywi si
ę
, chce odej
ść
,
odpowiada „nie wygłupiaj si
ę
” albo zastanawia, czego od niego chcesz? W ka
ż
dym
razie wida
ć
,
ż
e raczej nie sprawia mu to przyjemno
ś
ci, mo
ż
e nawet jest przykre.
Oczywi
ś
cie spróbujesz raz i drugi, ale potem zrezygnujesz. To jakby działanie wbrew
własnym potrzebom: osoby, które maj
ą
najgorsze zdanie o sobie i dlatego najmocniej
potrzebuj
ą
dowarto
ś
ciowania z zewn
ą
trz, najbardziej te
ż
od niego uciekaj
ą
i nawet
broni
ą
si
ę
.
Natomiast je
ś
li główny motyw nagrany na płycie jakiej
ś
osoby brzmi „jestem
sympatyczna i warta miło
ś
ci”, „dobrze mi idzie”, „ludzie mnie lubi
ą
”, to z łatwo
ś
ci
ą
zobaczy ona i usłyszy pozytywne sygnały z otoczenia, odpowie na nie i nast
ę
pnie
zbierze kolejne dowody, umacniaj
ą
ce j
ą
w poczuciu własnej warto
ś
ci.
Goebbels miał racj
ę
Szef hitlerowskiej propagandy twierdził,
ż
e dowolne
kłamstwo powtarzane wystarczaj
ą
co cz
ę
sto i uporczywie wchodzi ludziom do głowy.
Mówił co prawda o propagandzie politycznej, ale jestem gotowa posun
ąć
si
ę
do
stwierdzenia,
ż
e ró
ż
ne deprecjonuj
ą
ce bzdury, które uwa
ż
asz za prawd
ę
na swój
temat - przypomn
ę
:
ż
e jeste
ś
brzydki, niezdolny, niedobry, mało inteligentny, nie
nadajesz si
ę
do tego czy tamtego, a w trudnej sytuacji ju
ż
na pewno nie dasz sobie
rady - zostały Ci wmówione na takiej samej zasadzie, jak nazizm Niemcom.
Raz zdarzyło mi si
ę
słysze
ć
co
ś
podobnego w postaci rzeczywi
ś
cie zbli
ż
onej
do okupacyjnej szczekaczki. Przechodziłam ulic
ą
obok naro
ż
nego do-mu
i usłyszałam z okna na pierwszym pi
ę
trze straszny wrzask. W pierwszej chwili
s
ą
dziłam,
ż
e to awantura mał
ż
e
ń
ska, mo
ż
e m
ąż
wrócił do domu pijany. Brzmiało to
tak: „Co ty sobie my
ś
lisz, ty łajdaku! My
ś
lisz,
ż
e ja ci b
ę
d
ę
na wszystko pozwalała?
Co ty sobie wyobra
ż
asz? Mam ju
ż
przez ciebie kompletnie zdarte nerwy!”
I niespodziewane zako
ń
czenie: „Ile razy b
ę
dziesz jeszcze wychodził z kojca?” My
ś
l
ę
,
ż
e skoro on był w stanie wyj
ść
z kojca, to ju
ż
na pewno rozumiał, co si
ę
do niego
mówi. Normalnie brzmi to o wiele zno
ś
niej i dlatego mniej zauwa
ż
alnie. „Znowu
rozlałe
ś
mleko? Ale jeste
ś
niedorajda”, „Jak ty okropnie wygl
ą
dasz! Id
ź
si
ę
uczesz”,
„Dlaczego zawsze wszystko gubisz?”, „To nie do pomy
ś
lenia,
ż
eby tak brzydko
pisa
ć
” itd. itp. Musz
ę
podkre
ś
li
ć
to bardzo wyra
ź
nie: nie było w tym
ż
adnej złej woli.
Po prostu wszyscy my
ś
leli,
ż
e tak trze-ba, bo dziecko mo
ż
e si
ę
zepsu
ć
, wbi
ć
si
ę
w dum
ę
, bo musi realistycznie ocenia
ć
swoje mo
ż
liwo
ś
ci, bo trzeba je odpowiednio
wychowa
ć
. A „odpowiednio” oznacza za pomoc
ą
wytykania bł
ę
dów, okazywania
niezadowolenia i pretensji, krytykowania.
Mam przed oczami pewn
ą
scen
ę
jak z filmu. Jedna z dziewczynek z mojej
dalszej rodziny była bardzo mała, siedziała w niemowl
ę
cym le
ż
aczku i za-kochany
w niej bez pami
ę
ci ojciec powtarzał: „Monisiu, jaka ty jeste
ś
ś
liczna, ja ciebie
uwielbiam, jaka ty jeste
ś
cudowna”. Na to weszła babcia i mówi: „Jak to dobrze,
ż
e
Monika jest jeszcze taka malutka. Ju
ż
niedługo nie b
ę
dzie mo
ż
na mówi
ć
do niej
takich rzeczy, bo si
ę
j
ą
zepsuje”.
Szkoda,
ż
e wychowali
ś
my si
ę
w takiej atmosferze. Przecie
ż
czuliby
ś
my si
ę
na
ś
wiecie zupełnie inaczej, gdyby od pocz
ą
tku towarzyszyły nam takie słowa, jakie na
co dzie
ń
słyszy Monika. Ju
ż
sobie wyobra
ż
am,
ż
e w tym miejscu kto
ś
mo
ż
e zgłosi
ć
sprzeciw,
ż
e dzieci akceptowane bez za-strze
ż
e
ń
wyrastaj
ą
na egoistów
przekonanych,
ż
e im si
ę
wszystko nale
ż
y i
ż
e maj
ą
wi
ę
ksze prawa od innych ludzi.
Takie my
ś
lenie - moim zdaniem - opiera si
ę
na nieporozumieniu: brak dyscypliny
i pozwalanie dziecku na wszystko myli si
ę
z jego dowarto
ś
ciowaniem.
Cz
ę
sto rodzicom, którzy postanowili wychowywa
ć
swoj
ą
pociech
ę
bez
hamulców - a wła
ś
ciwie nie wychowywa
ć
jej wcale - przy
ś
wieca szlachetna intencja,
ż
eby przypadkiem nie wytworzy
ć
u dziecka kompleksów. Nic bar-dziej mylnego.
Pozbawione
drogowskazów i reguł czuje si
ę
zdezorientowane
zagubione
i rzeczywi
ś
cie depcze ludziom po odciskach, poniewa
ż
nie wie,
ż
e im to
przeszkadza. A
ż
w ko
ń
cu - nawet je
ś
li rodzicom uda si
ę
wytrwa
ć
w takiej niezno
ś
nej
sytuacji - dowie si
ę
, kiedy ju
ż
wyjdzie spod rodzinnego ochronnego klosza,
ż
e inni
ludzie nie mog
ą
z nim wytrzyma
ć
. A wracaj
ą
c do Goebbelsa: paradoksalnie rodzina
jest najlepszym miejscem do wkładania dziecku bzdur do głowy. Zwłaszcza
ż
e ma
ono mizerne mo
ż
liwo
ś
ci sprawdzenia, czy to, co powtarzaj
ą
mu na okr
ą
gło i daj
ą
do
zrozumienia na ró
ż
ne sposoby, jest zgodne z prawd
ą
, czy od niej odbiega. I tak oto
olbrzymie mo
ż
liwo
ś
ci, z jakimi przychodzimy na
ś
wiat, s
ą
bardzo cz
ę
sto blokowane
zamiast rozwija
ć
si
ę
i rozkwita
ć
. Na zako
ń
czenie tego w
ą
tku chc
ę
opowiedzie
ć
co
ś
o sobie. Moja macocha z du
żą
pewno
ś
ci
ą
siebie mawiała do mnie: „
ś
aden
z Dodziuków nie miał zdolno
ś
ci artystycznych”. Nie wiem, mo
ż
e rzeczywi
ś
cie ich nie
miałam, ale nawet nie próbowałam si
ę
o tym przekona
ć
. Przez nast
ę
pne 30 lat nie
rysowałam nawet dla własnej przyjemno
ś
ci, starannie omijałam w szkole, na studiach
i podczas wakacyjnych szale
ń
stw wszelkie inicjatywy teatralne czy kabaretowe, nie
zabierałam si
ę
do grania na
ż
adnym instrumencie, nie napisałam te
ż
chyba ani
jednego zdania, które byłoby blisko literatury.
W gronie kolegów Dzieciaki z podwórka, koledzy z klasy, Twoja paczka albo
chocia
ż
jeden dwóch przyjaciół, dziewczyny, chłopaki - z czasem to wszystko
zaczyna by
ć
coraz wa
ż
niejsze. Od ich opinii w coraz wi
ę
kszym stopniu zale
ż
y
poczucie własnej warto
ś
ci. Najwyra
ź
niej wida
ć
to w sytuacjach skrajnych: spotkałam
w
ż
yciu paru niedoszłych młodych samobójców, którzy postanowi-li sko
ń
czy
ć
ze
sob
ą
, bo zostali odtr
ą
ceni przez rówie
ś
ników. Ju
ż
od piaskownicy, od pierwszych
zabaw na podwórku ka
ż
dy z nas stan
ą
ł przed nowym zadaniem
ż
yciowym -
przystosowania si
ę
do rówie
ś
ników. Pami
ę
tasz, jak w gronie kolegów bardzo
chciałe
ś
mie
ć
to co inni i umie
ć
to co inni, nawet je
ś
li to wcale do Ciebie nie
pasowało? Mini, punkowe fryzury, muzyka, która doprowadzała do szału dorosłych,
i niezliczone inne rzeczy powodowały konflikty z rodzicami i poczucie,
ż
e je
ś
li Tobie
tak nie wolno, to jeste
ś
gorszy, bo Kasia czy Mietek wszystko ma i mo
ż
e. Opinia
kolegów, akceptacja z ich strony była wa
ż
niejsza, je
ś
li nie miałe
ś
oparcia w jakim-
takim albo jeszcze lepiej dobrym zdaniu o sobie samym. A
ż
eby je poprawi
ć
zyskuj
ą
c
ich uznanie, byłe
ś
gotów robi
ć
rzeczy, które nie podobały si
ę
dorosłym nara
ż
ały Ci
ę
na kary i które by
ć
mo
ż
e sam równie
ż
uwa
ż
ałe
ś
za niesłuszne. Kiedy si
ę
zastanawiam nad przyczyna-mi tak powszechnego w
ś
ród młodych ludzi palenia,
picia alkoholu, próbowania rozmaitych narkotyków, łamania prawa - my
ś
l
ę
,
ż
e robi
ą
to mimo po-t
ę
pienia społecznego głównie po to,
ż
eby podnie
ść
w ten sposób
poczucie własnej warto
ś
ci.
Pod tym wzgl
ę
dem nastoletni etap
ż
ycia to bardzo trudny czas. Nie b
ę
d
ę
si
ę
przy nim zatrzymywa
ć
dłu
ż
ej, bo o okresie dojrzewania i konflikcie pokole
ń
zostały
napisane całe tomy. My
ś
l
ę
,
ż
e jednym z cz
ęś
ciej prze
ż
ywanych wtedy uczu
ć
s
ą
niepewno
ść
i wstyd. Pami
ę
tam opowiadanie Gra
ż
yny o tym okresie jej
ż
ycia: „Nie
cierpi
ę
przypomina
ć
sobie, jak to wtedy było. Cały czas wydawało mi si
ę
,
ż
e robi
ę
co
ś
nie tak i byłam gotowa spali
ć
si
ę
ze wstydu. Oczywi
ś
cie było mi głupio,
ż
e
przestaj
ę
by
ć
komplet-nie płaska, ale tak samo głupio,
ż
e jeszcze nie mam du
ż
ych
piersi. Ze dwa lata musiałam si
ę
przełamywa
ć
,
ż
eby chodzi
ć
do szkoły, kiedy miałam
okres, a poza tym starałam si
ę
nie wychodzi
ć
z domu, tak si
ę
wstydziłam. Jak nikt ze
mn
ą
nie ta
ń
czył, było mi okropnie wstyd, ale je
ż
eli jaki
ś
chłopak mnie poprosił,
robiłam si
ę
cała sztywna na my
ś
l,
ż
e wyjd
ę
na
ś
rodek i na pewno wszyscy b
ę
d
ą
na
mnie patrze
ć
. Mówi
ę
ci, po prostu koszmar!”
Tu chciałabym na chwil
ę
wróci
ć
do analogii z gramofonem. Przez pierwsze
lata
ż
ycia zd
ąż
yła si
ę
ju
ż
nagra
ć
cała płytoteka i w zale
ż
no
ś
ci od sytuacji zaczyna si
ę
odtwarza
ć
ta lub inna płyta. Nawet je
ś
li kto
ś
ma w przewadze te gorsze, to przecie
ż
nie graj
ą
mu one w głowie cały czas: kiedy si
ę
k
ą
pie, czyta ksi
ąż
k
ę
, rozmawia
z sympatyczn
ą
ciotk
ą
, robi co
ś
, co lubi, gramofon mo
ż
e milcze
ć
b
ą
d
ź
snu
ć
przyjemn
ą
melodi
ę
. Natomiast w momentach napi
ęć
, niepowodze
ń
, w nowych lub
niejasnych okoliczno
ś
ciach albo gdy dzieje si
ę
co
ś
, co przypomina poprzednie
przykre sytuacje - wtedy ciszej lub gło
ś
niej wł
ą
cza si
ę
jedna z płyt z negatywnym
nagraniem.
Zawieszenie mi
ę
dzy dzieci
ń
stwem a dorosło
ś
ci
ą
, zmiany fizjologiczne,
ujawniaj
ą
ce si
ę
potrzeby seksualne, pierwsze niepewne próby kontaktów
erotycznych - wszystko to sprzyja szczególnie cz
ę
stemu przywoływaniu tych zapisów
czy nagra
ń
, które nie nale
żą
do przyjemnych. Pami
ę
tasz, jak bałe
ś
si
ę
wówczas
ś
mieszno
ś
ci? Je
ż
eli kto
ś
si
ę
ś
miał albo cho
ć
by u
ś
miechał, a Ty nie wiedziałe
ś
,
z jakiego powodu, wtedy zawsze domy
ś
lałe
ś
si
ę
,
ż
e z Ciebie - i pewnie Ci to zostało
do dzi
ś
. Cz
ę
sto u
ś
miecham si
ę
do ludzi albo
ś
miej
ę
z rado
ś
ci na ich widok i ju
ż
jestem przygotowana na pytanie: „Ze mnie si
ę
ś
miejesz?”, bo cz
ę
sto zdarza mi si
ę
je
słysze
ć
. Cierpliwie tłumacz
ę
: „To nie z ciebie, tylko do ciebie”. A wtedy rzeczywi
ś
cie
wy
ś
miewali
ś
cie si
ę
z siebie nawzajem, poniewa
ż
to był sposób,
ż
eby zagłuszy
ć
własny wstyd i obaw
ę
przed
ś
mieszno
ś
ci
ą
, wygl
ą
da
ć
na bardziej pewnych siebie.
Szczególnie trudn
ą
sytuacj
ę
w
ś
ród rówie
ś
ników, dojmuj
ą
ce poczucie,
ż
e s
ą
gorsi, maj
ą
młodzi ludzie z biednych rodzin. Krysia wspomina: „Miałam marne ciuchy,
wi
ę
kszo
ść
z darów. Szli
ś
my gdzie
ś
wszyscy i klasa mnie wy-pchn
ę
ła na jezdni
ę
.
Powiedzieli,
ż
e nie mog
ę
z nimi i
ść
, bo wygl
ą
dam jak ze wsi. Poszłam w drug
ą
stron
ę
i dostałam od nauczyciela nagan
ę
za odda-lanie si
ę
od klasy”.
Je
ż
eli byłe
ś
biedniejszy od kolegów, z innego
ś
rodowiska ni
ż
wi
ę
kszo
ść
z nich, je
ż
eli wyró
ż
niałe
ś
si
ę
jako
ś
fizycznie albo interesowałe
ś
zupełnie czym innym
ni
ż
oni - dawali Ci to bole
ś
nie odczu
ć
. I Twój autoportret po ka
ż
dym takim
do
ś
wiadczeniu wydatnie si
ę
pogarszał.
Lepiej si
ę
nie wychyla
ć
czyli szkoła dla przeci
ę
tniaków Rzadko spotykam
ludzi, którzy maj
ą
dobre wspomnienia ze szkoły. Pami
ę
taj
ą
raczej nauczycieli, którzy
si
ę
czepiali, kary za nieprzygotowanie jakich
ś
zada
ń
domowych czy niewła
ś
ciwe
zachowanie, konieczno
ść
naginania si
ę
do wymaga
ń
, w których nie widzieli sensu.
Z ich opowie
ś
ci wyłania si
ę
obraz szkoły, w której chodziło raczej o to,
ż
eby
przyłapa
ć
na czym
ś
ucznia, ni
ż
ż
eby czego
ś
go nauczy
ć
. Byłam całkiem dobr
ą
uczennic
ą
, ale mnie te
ż
towarzyszyło poczucie,
ż
e potencjalnie jestem stale nie
w po-rz
ą
dku i w ka
ż
dej chwili mo
ż
e to wyj
ść
na jaw. Z do
ść
poka
ź
nej wiedzy
psychologicznej o funkcjonowaniu grup wiadomo,
ż
e osoba prowadz
ą
ca grup
ę
mo
ż
e
przytomnie kontaktowa
ć
si
ę
najwy
ż
ej z kilkunastoma osobami. Powy
ż
ej tego progu
ju
ż
nie sposób podchodzi
ć
do ka
ż
dego indywidualnie, orientowa
ć
si
ę
w jego
mo
ż
liwo
ś
ciach, nawet trudno utrzyma
ć
w pami
ę
ci podstawowe informacje
o poszczególnych osobach. Jak liczne były klasy, do których Ty chodziłe
ś
? Moje
miewały po 30-35 osób, w najwi
ę
kszej było nas 56. Sił
ą
rzeczy byli
ś
my dla
nauczycieli niesforn
ą
i niezró
ż
nicowan
ą
gromad
ą
, któr
ą
trzeba było utrzyma
ć
w ryzach i wystawi
ć
stopnie, a nie uczy
ć
i wychowywa
ć
.
Dla rodziców i prawie wszystkich nauczycieli wła
ś
nie stopnie były
najwa
ż
niejsze. Rozumiem,
ż
e w szkole musi istnie
ć
pewien jednolity system ocen,
ale ten, z którym mieli
ś
my do czynienia, był wyj
ą
tkowo niefortunny. Okre
ś
lał zestaw
stereotypowych umiej
ę
tno
ś
ci i wiadomo
ś
ci, a cała procedura oceniania polegała na
przystawianiu kolejnych uczniów do gotowego, bardzo sztywnego szablonu. Je
ś
li do
niego pasowałe
ś
- to dobrze, a je
ś
li nie - musiałe
ś
strawi
ć
swoj
ą
porcj
ę
upokorze
ń
i informacji, jaki to jeste
ś
kiepski.
Mieli
ś
my w liceum chłopaka, niezwykle zdolnego chemika. Uchodził w
ś
ród nas
za geniusza, był pupilem pana od chemii, ale najbardziej rzucało si
ę
w oczy -
pami
ę
tam to wyra
ź
nie do dzisiaj -
ż
e jest strasznie smutny. Miał ci
ęż
kie
ż
ycie
z innymi nauczycielami, z trudem przechodził z klasy do klasy i ledwie zdał matur
ę
.
Jako
ś
niezwykle wcze
ś
nie w olimpiadzie chemicznej zaszedł tak wysoko,
ż
eby bez
egzaminów dosta
ć
si
ę
na studia. Spotkałam go potem jeszcze par
ę
razy i z
przyjemno
ś
ci
ą
stwierdziłam,
ż
e bardzo poweselał.
Nasz model szkoły w gruncie rzeczy najbardziej lubi takich, którzy s
ą
niekłopotliwi i układni. Podsłuchałam kiedy
ś
odbieraj
ą
c córk
ę
ze szkoły, jak
nauczycielka z zachwytem mówiła do innej matki: „Kasia była dzisiaj taka grzeczna,
taka grzeczna, jakby jej w ogóle nie było”. Ile musieli si
ę
nacierpie
ć
ci, którzy
odwa
ż
yli si
ę
zaistnie
ć
na lekcjach na swój własny sposób, przeciwstawi
ć
si
ę
nauczycielom. Jeden z twórców obecnej reformy naszego systemu o
ś
wiaty
opowiadał mi,
ż
e przebrn
ą
ł cał
ą
szkoł
ę
z opini
ą
„ucze
ń
arogancki”, bo miewał własne
zdanie. Tak, w szkole nie starano si
ę
o to,
ż
eby
ś
my
ś
lał o sobie dobrze, nabrał
zaufania do własnych mo
ż
liwo
ś
ci czy
ż
eby
ś
miał okazj
ę
przekona
ć
si
ę
, jakie s
ą
Twoje mocne strony.
Dorówna
ć
idolom Jako pracownik poradni rodzinnej miałam wiele lat temu
okazj
ę
ogl
ą
da
ć
szwedzki film „J
ę
zyk miło
ś
ci”, sponsorowany przez Królewskie
Towarzystwo Wychowania Seksualnego. W filmie czwórka lekarzy i pedagogów
omawiała rozmaite aspekty o
ś
wiaty seksualnej dla młodzie
ż
y, a poszczególne tematy
były ilustrowane krótkimi scenkami. Szwedzi s
ą
- zgodnie z powszechnym
przekonaniem -
ś
mielsi od nas w mówieniu o seksie i pokazywaniu go na ekranie, ale
wra
ż
enie zrobiło na mnie całkiem co innego. Oto na przykład siedz
ą
tam na ławce
młodzi ludzie pieszcz
ą
c si
ę
i całuj
ą
c, on ma tr
ą
-dzik, a ona odci
ś
ni
ę
ty na ramieniu
ś
lad po rami
ą
czku od stanika. Albo pokazany tam fragment seksu mał
ż
e
ń
skiego:
dosy
ć
za
ż
ywna pani w wałkach na głowie, ze
ś
ladami kremu na twarzy idzie do łó
ż
ka
z łysiej
ą
cym panem z brzuszkiem w mało efektownej pi
ż
amie i skarpetkach.
ś
adnego
retuszu,
ż
adnego upi
ę
kszania - specjalnie po to,
ż
eby było wida
ć
,
ż
e ci ludzie s
ą
zwyczajni. Wła
ś
nie to mnie zafrapowało: ró
ż
nica mi
ę
dzy tym, co widziałam,
a gładkimi, wypiel
ę
gnowanymi, idealnie pi
ę
kny-mi ciałami, jakie normalnie ogl
ą
damy
na ekranie. Film, reklamy, ilustrowane tygodniki atakuj
ą
nas takimi wizerunkami, do
jakich mógłby si
ę
porównywa
ć
najwy
ż
ej jeden czy jedna na tysi
ą
c.
Jaki to ma zwi
ą
zek z poczuciem własnej warto
ś
ci? Ano taki,
ż
e Twoje nogi
w porównaniu z długo
ś
ci
ą
nóg lalki Barbie czy Julii Roberts musz
ą
wygl
ą
da
ć
pokracznie, a mi
ęś
nie Schwarzeneggera mog
ą
wp
ę
dzi
ć
w kompleksy nawet
kulturyst
ę
. Inaczej mówi
ą
c, film i reklama s
ą
dla wi
ę
kszo
ś
ci z nas - zwłaszcza we
wczesnej młodo
ś
ci - nie tylko wzorem do na
ś
ladowania, ale te
ż
ź
ródłem ci
ą
głej
frustracji, poniewa
ż
do tak wygórowanych, idealnych modeli nie sposób si
ę
doci
ą
gn
ąć
.
„Mieszka
ń
cy masowej wyobra
ź
ni”, jak ich nazywał Krzysztof Teodor Toeplitz,
osoby przedstawiane w telewizji i prasie to przecie
ż
ci najlepsi, najwybitniejsi,
rekordzi
ś
ci, ludzie sukcesu. W dodatku s
ą
wspaniali w tak ró
ż
nych dziedzinach: jedni
zdobywaj
ą
medale olimpijskie, inni nagrody Nobla, a jeszcze inni filmowe Oskary.
W cicho
ś
ci ducha zazdro
ś
cili
ś
my im wszystkim, zwykle zapominaj
ą
c,
ż
e ci
najpi
ę
kniejsi czy najlepiej wysportowani na ogół nie s
ą
tytanami intelektu, sławom
z ekranu nie musi układa
ć
si
ę
ż
ycie osobiste, a wielcy arty
ś
ci mo
ż
e przez wiele lat
klepali bied
ę
czekaj
ą
c na uznanie.
Na pewno byłoby znakomicie mie
ć
naraz ol
ś
niewaj
ą
c
ą
urod
ę
, salomonow
ą
m
ą
dro
ść
, wszechstronne zdolno
ś
ci Leonarda da Vinci, mnóstwo siły i zr
ę
czno
ś
ci
oraz zdolno
ś
ci do robienia
ś
wietnych interesów. Tylko
ż
e tak po prostu nie bywa,
cho
ć
bardzo by
ś
my tego chcieli. Jedynie nieliczni w wieku parunastu lat s
ą
na tyle
pewni siebie,
ż
eby my
ś
le
ć
: „Mnie te
ż
na wiele sta
ć
, b
ę
d
ę
d
ąż
y
ć
do tego,
ż
eby co
ś
niezwykłe-go zrealizowa
ć
w przyszło
ś
ci”. Wi
ę
kszo
ść
czuje si
ę
raczej przytłoczona
takim zmasowanym atakiem doskonało
ś
ci i z góry poddaje si
ę
, nawet nie próbuj
ą
c
oceni
ć
, w jakiej dziedzinie ma szanse powodzenia i jak du
ż
e s
ą
te szanse. Mo
ż
e
posuwam si
ę
za daleko, ale mam wra
ż
enie,
ż
e
ś
rodki masowego przekazu
przyczyniaj
ą
si
ę
do powstawania u wi
ę
kszo
ś
ci z nas postawy rezygnacji
i niemo
ż
no
ś
ci.
Z czym wchodzimy w dorosłe
ż
ycie?
Mój kolega z poradni rodzinnej - znany Ci mo
ż
e z telewizyjnych „Rozmów
intymnych” - Andrzej Komorowski mówi,
ż
e wszystkiemu s
ą
winne duchy. Duch to
kto
ś
(lub co
ś
), kto (lub co) ju
ż
nie istnieje, ale pojawia si
ę
w bezcielesnej postaci,
ż
eby zakłóca
ć
ż
ycie tym, co
ż
yj
ą
. Nasze złe duchy to
ś
lady przeszło
ś
ci, które
utrwaliły
si
ę
w psychice
w dawnych
i pó
ź
niejszych
latach
i w
pewnych
okoliczno
ś
ciach ujawniaj
ą
si
ę
, utrudniaj
ą
c nam funkcjonowanie. Cz
ę
sto prawie nie
kontaktujemy si
ę
z realn
ą
rzeczywisto
ś
ci
ą
, tylko wła
ś
nie z duchami.
Wczasy, wesoła zabawa, Magda siedzi w k
ą
cie i nie wł
ą
cza si
ę
ani do
rozmów, ani do ta
ń
ców - straciła cały impet towarzyski, od kiedy paczka jej chłopaka
przez rok usilnie udowadniała jej,
ż
e do nich nie pasuje. Tamtych ludzi w
ś
ród
rozbawionych wczasowiczów nie ma, ale Magd
ę
te duchy nieomal
ż
e parali
ż
uj
ą
.
Oldze nie układa si
ę
współ
ż
ycie seksualne z m
ęż
em, bo zawsze w intymnych
momentach nie mo
ż
e odczepi
ć
si
ę
od poczucia,
ż
e ma brzydkie ciało a takie
przekonanie towarzyszy jej, odk
ą
d siebie pami
ę
ta - przez ostatnie dwadzie
ś
cia par
ę
lat zmieniła si
ę
bardzo, jest ładnie zbudowan
ą
, zgrabn
ą
kobiet
ą
, ale duchy s
ą
silniejsze od zapewnie
ń
m
ęż
a,
ż
e jest dla niego bardzo poci
ą
gaj
ą
ca.
Te duchy szepc
ą
nam do ucha swój własny tekst, nie pozwalaj
ą
c usłysze
ć
informacji docieraj
ą
cych z zewn
ą
trz. Ustawiaj
ą
si
ę
pomi
ę
dzy nami a
ś
wiatem,
zniekształcaj
ą
c jego obraz jak w krzywym zwierciadle. S
ą
ź
ródłem takiego my
ś
lenia,
które w wielu dziedzinach zmniejsza nasze
ż
yciowe szanse. W psychice jak
w przyrodzie nic nie ginie, wszystkie jej warstwy - ta ukształtowana w chwili narodzin,
we wczesnym dzieci
ń
stwie, w latach przedszkolnych i szkolnych w młodo
ś
ci - trwaj
ą
w utajeniu i zawsze co
ś
mo
ż
e nas cofn
ąć
do której
ś
z nich, wywoła
ć
jakiego
ś
ducha.
Inaczej mówi
ą
c, je
ż
eli byłe
ś
nie do
ść
tulonym niemowlakiem, nie chwalonym
maluchem, wiecznie sztorcowanym dzieckiem, wy
ś
miewanym młodym człowiekiem -
to nadal jeste
ś
nimi wszystkimi naraz. Pewnie dzisiaj, jako dorosła osoba, umiesz to
nie
ź
le ukrywa
ć
i przed innymi, i cz
ę
sto przed samym sob
ą
. Ale potrzeba ciepłego
fizycznego kontaktu, dobrego słowa, szacunku, uznania, jednym słowem
dowarto
ś
ciowania na ró
ż
ne sposoby nie da si
ę
zagłuszy
ć
i nieraz daje o sobie zna
ć
.
A wtedy jest Ci przeogromnie smutno, bo nie wierzysz,
ż
e mo
ż
esz dosta
ć
w
ż
yciu to,
czego Ci zawsze brakowało.
Ju
ż
czas,
ż
eby zobaczy
ć
, czy jest to mo
ż
liwe. A je
ś
li tak, to jak to zrobi
ć
?
Szcz
ęś
liwie ró
ż
nego rodzaju pomoc psychologiczna w postaci grupowego treningu,
konsultacji indywidualnych, warsztatów psychologicznych zaczyna by
ć
troch
ę
bardziej dost
ę
pna wi
ę
c je
ś
li masz tak
ą
mo
ż
liwo
ść
i wystarczaj
ą
co du
ż
o determinacji,
mo
ż
esz poszuka
ć
fachowców i zgłosi
ć
si
ę
do nich. Jest te
ż
par
ę
„domowych”
sposobów, pomocnych w zmianie autoportretu na lepszy. O nich mówi nast
ę
pny,
ostatni ju
ż
rozdział.
Rozdział IV
Ka
ż
de brzydkie kacz
ą
tko mo
ż
e zosta
ć
łab
ę
dziem Nieraz w rozmowach albo
po wykładach o poczuciu własnej warto
ś
ci, którym z uporem maniaka zajmuj
ę
si
ę
od
lat, pada pytanie: no dobrze, a co w sytuacji, kiedy kto
ś
rzeczywi
ś
cie nic nie potrafi,
naprawd
ę
jest głupi albo brzydki? Co wtedy?
Czy co
ś
tu da si
ę
zmieni
ć
?
Otó
ż
w tej sprawie mam bardzo skrajne stanowisko: głupi mo
ż
e sta
ć
si
ę
m
ą
drym, z brzydkiego potrafi zrobi
ć
si
ę
pi
ę
kny, a najwi
ę
ksza niedorajda mo
ż
e
zmieni
ć
si
ę
w sprawn
ą
,
ś
wietnie funkcjonuj
ą
c
ą
osob
ę
. Sk
ą
d to wiem? Bo widziałam
wiele takich cudownych przemian na własne oczy. Negatywne cechy charakteru
i umysłu czy brzydki wygl
ą
d to skutek przykrych prze-
ż
y
ć
, które si
ę
w człowieku
zapisały, a wi
ę
c mog
ą
si
ę
te
ż
„odpisa
ć
”. Powiem wi
ę
cej, Ty te
ż
to widziałe
ś
, tylko
mo
ż
e nie przyszło Ci do głowy,
ż
eby popatrze
ć
od tej strony. We
ź
my dwa przykłady,
kiedy zmiana sytuacji jest tak wyra
ź
na,
ż
e mo
ż
na wyrobi
ć
sobie jakie
ś
poj
ę
cie o skali
mo
ż
liwych przeobra
ż
e
ń
. Gdy wychowanek domu dziecka trafia do dobrej rodziny
adopcyjnej i po paru miesi
ą
cach z apatycznego, niezgrabnego, jakby oci
ęż
ałego
umysłowo mruka robi si
ę
ż
ywe, wesołe, zgrabne i przem
ą
drzałe stworzenie. Albo
kobieta, któr
ą
rzucił ukochany m
ąż
: gwałtownie postarzała si
ę
i zbrzydła, zgorzkniała,
przestała radzi
ć
sobie nawet z nie-skomplikowanymi zadaniami
ż
yciowymi. I nagle -
jakby nie ta sama, znów ładna, pogodna, energiczna, bo prze
ż
ywa now
ą
miło
ść
.
Mówi
ę
o tym, poniewa
ż
chc
ę
,
ż
eby
ś
sobie uprzytomnił,
ż
e i z Tob
ą
wcale nie jest tak
beznadziejnie, jak my
ś
lisz.
ś
eby Ci
ę
jeszcze troch
ę
poprzekonywa
ć
, chc
ę
si
ę
zatrzyma
ć
przy pi
ę
knie i brzydocie. Bo có
ż
to jest brzydki człowiek? Mam wra
ż
enie,
ż
e taki, który ma gorycz, strach, wstyd, ból, zło
ść
czy wstr
ę
t na stałe wypisane na
twarzy, jakby zastygłe na niej. Wi
ę
c kiedy zmieni si
ę
co
ś
w jego wn
ę
trzu, w sposobie
prze
ż
ywania uczu
ć
i nastawieniu do
ś
wiata, to łagodniej
ą
ostre rysy, k
ą
ciki ust
unosz
ą
si
ę
do góry, zmarszczki i bruzdy wokół ust rozprostowuj
ą
si
ę
. Twarz przestaje
mie
ć
martwy, białoszary odcie
ń
, nabiera ciepłego, ró
ż
owego koloru, oczy zaczynaj
ą
by
ć
du
ż
e i błyszcz
ą
ce.
Bardzo cz
ę
sto ludzie maj
ą
l
ę
k wypisany na twarzy w ten sposób,
ż
e ich oczy
robi
ą
wra
ż
enie bardzo małych. Wydaje si
ę
,
ż
e to konstrukcja powiek, zostaj
ą
tylko
w
ą
skie szparki. Ale - widziałam to wielokrotnie i uwielbiam ten widok - w
ż
yczliwym
otoczeniu, w
ś
ród dobrych uczu
ć
, w atmosferze bezpiecze
ń
stwa, kiedy mo
ż
na by
ć
sob
ą
bez obawy,
ż
e kto
ś
skrytykuje, ukarze, wykpi, nagle okazuje si
ę
,
ż
e ten sam
człowiek ma du
ż
e, błyszcz
ą
ce oczy. Zamiast dawnej brzydoty wszyscy dookoła
zaczynaj
ą
dostrzega
ć
, jaki jest pi
ę
kny.
Bo pi
ę
kno to nic innego jak harmonia wewn
ę
trzna i
ż
ywy, nieskr
ę
powany
przypływ uczu
ć
. Przyjrzyj si
ę
dzieciom: s
ą
takie ró
ż
ne i wszystkie takie ładne, kiedy
cał
ą
gam
ę
ró
ż
norodnych prze
ż
y
ć
wida
ć
na ich twarzach i jasne jest,
ż
e to co
wewn
ą
trz i co na zewn
ą
trz pozostaje ze sob
ą
w zgodzie. Kiedy si
ę
odzyskuje ten
dzieci
ę
cy, bezpo
ś
redni sposób prze
ż
ywania - wszyscy staj
ą
si
ę
pi
ę
kni. Brzydkich po
prostu nie ma. Albo inna cecha, o której my
ś
lisz,
ż
e nie da si
ę
jej zmieni
ć
: głos. Tyle
razy słyszałam, jak pod wpływem wewn
ę
trznych zmian - wi
ę
kszej pewno
ś
ci i wiary
w siebie, wzrostu poczucia,
ż
e mog
ę
kocha
ć
i by
ć
kochany - wysokie, piskliwe głosy
zmieniały si
ę
w gł
ę
bokie, d
ź
wi
ę
czne, niskie, pełne wyrazu. I nikt mnie nie przekona
o tym,
ż
e to nale
ż
y do wrodzonego wyposa
ż
enia człowieka.
Podobnie jest z wieloma cechami, o których my
ś
lisz,
ż
e to Twoja natura czy
charakter. Ja w ogóle uwa
ż
am,
ż
e charakteru nie ma, poniewa
ż
wiele razy w
ż
yciu
widziałam, jak w wyniku psychoterapii albo korzystnych zmian sytuacji
ż
yciowej
zaj
ą
ce zamieniaj
ą
si
ę
w lwy, a z je
ż
ozwierzy robi
ą
si
ę
goł
ą
bki.
Z natury jeste
ś
skryty? Ju
ż
taki masz charakter,
ż
e wolisz nie ryzykowa
ć
?
Skłonno
ść
do podporz
ą
dkowania si
ę
i bierno
ść
to cechy Twojej osobowo
ś
ci?
Z do
ś
wiadczenia wiem,
ż
e charakter, osobowo
ść
, natura człowieka nie s
ą
mu dane
raz na zawsze i traktowanie ró
ż
nych swoich cech w ten sposób, opisywanie ich za
pomoc
ą
takich poj
ęć
stanowi tylko wyraz naszej niemo
ż
no
ś
ci uwierzenia, jak bardzo
mo
ż
emy si
ę
zmieni
ć
.
Nie b
ą
d
ź
taki pewny, najpierw spróbuj Prawd
ę
mówi
ą
c zale
ż
ałoby mi na tym,
ż
eby
ś
jak najwi
ę
cej swoich prze-
ś
wiadcze
ń
o sobie samym postawił pod znakiem
zapytania. I oczywi
ś
cie
ż
e-by
ś
zacz
ą
ł je testowa
ć
czynnie czyli przez
eksperymentowanie. Nie potrafisz czego
ś
? A kto powiedział? Spróbuj, a gdy nie
wyjdzie, spróbuj jeszcze raz. Jestem w tej szcz
ęś
liwej sytuacji,
ż
e zajmuj
ę
si
ę
pomaganiem ludziom w zmianie. Dlatego mam okazj
ę
bardzo cz
ę
sto słysze
ć
: „Nigdy
nie przypuszczałem,
ż
e uda mi si
ę
...”
Czasami taka zmiana b
ę
dzie wymagała inwestycji i czasu. Ale przecie
ż
je
ż
eli
nie zaczniesz, na pewno Ci nie wyjdzie. Przypominam: ka
ż
dy człowiek ma wielkie
niewykorzystane rezerwy - u
ż
ytkujemy tylko kilkana
ś
cie procent swojej siły
mi
ęś
niowej i kilka procent mo
ż
liwo
ś
ci swego mózgu. A wi
ę
c wmawianie sobie
bezradno
ś
ci, bezsilno
ś
ci i niemo
ż
no
ś
ci nie ma
ż
adnego realnego uzasadnienia.
Jedno z rozwi
ą
za
ń
polega na tym,
ż
eby prze-sta
ć
zastanawia
ć
si
ę
nad swoim
potencjałem, tylko zrobi
ć
z niego u
ż
ytek, przej
ść
od teoretyzowania na ten temat do
eksperymentowania. Ale do tego musisz zapewni
ć
sobie dobre warunki zewn
ę
trzne
i wewn
ę
trzne. Wsparcie z zewn
ą
trz to kto
ś
, z kim mo
ż
esz podzieli
ć
si
ę
swoimi
trudno
ś
ciami i niepowodzeniami. Mo
ż
e to by
ć
osoba z rodziny, przyjaciel, własne
dziecko, je
ż
eli nie jest bardzo małe. Jedna z moich znajomych po-szła teraz do nowej
pracy w pr
ęż
nej firmie z wymagaj
ą
cym szefem. I umówiła si
ę
ze swoj
ą
siostr
ą
,
ż
e
b
ę
dzie j
ą
„wykorzystywa
ć
”: dzwoni
ć
nawet codziennie i opowiada
ć
, jak jej idzie. Bała
si
ę
,
ż
e bez tego zjedz
ą
j
ą
obawy i niepewno
ść
, które przestaj
ą
by
ć
tak dolegliwe,
je
ż
eli mo
ż
na da
ć
im upust.
Za
ś
warunki wewn
ę
trzne to przekształcenie własnego nastawienia czyli
ś
wiadoma, celowa zmiana negatywnego my
ś
lenia o sobie na pozytywne. Mam tu ma
my
ś
li głównie afirmacje.
Człowiek jest automatem samosteruj
ą
cym Tłumacz
ę
to od dawna ludziom,
z którymi pracuj
ę
: na co si
ę
nastawisz, to najprawdopodobniej uzyskasz. Dla
wi
ę
kszo
ś
ci z nas stałym, uwa
ż
anym za naturalny nawykiem jest ci
ą
głe wmawianie
sobie niekorzystnych tre
ś
ci. Mo
ż
na ten proces odwróci
ć
i kaza
ć
mu działa
ć
na swoj
ą
korzy
ść
- inaczej mówi
ą
c, równie skuteczne jest wmawianie sobie informacji
pozytywnych. Mo
ż
na nazywa
ć
to z łaci
ń
ska autosugesti
ą
.
Jest
to
metoda
znana
od
staro
ż
ytno
ś
ci,
a współcze
ś
nie
szeroko
wykorzystywana (chyba najbardziej popularny przykład to wprowadzanie siebie
w stan relaksu). Osoby od lat posługuj
ą
ce si
ę
ni
ą
do wprowadzania gł
ę
bokich zmian
w
ż
yciu opracowały wiele szczegółowych technik jej stosowania. Jedn
ą
z nich - prac
ę
z afirmacjami - zamierzam przedstawi
ć
tutaj na podstawie ksi
ąż
ki Sondry Ray
„Zasługuj
ę
na miło
ść
”. Sondra, która jest tak
ą
sam
ą
optymistk
ą
jak ja, w rozdziale
zatytułowanym „Pot
ę
ga afirmacji” pisze:
„Afirmacja to pozytywna my
ś
l któr
ą
si
ę
ś
wiadomie wybiera,
ż
eby zaszczepi
ć
j
ą
w swoim umy
ś
le w celu uzyskania po
żą
danego wyniku. Innymi słowy, robisz tak
celowo dostarczasz swojej psychice okre
ś
lonych tre
ś
ci. Na pewno mo
ż
e ona
wykreowa
ć
wszystko, co zechcesz, je
ż
eli tylko dasz jej szans
ę
. Przez powtarzanie
mo
ż
esz zasili
ć
je pozytywnymi my
ś
lami i osi
ą
gn
ąć
po
żą
dany przez siebie cel. S
ą
ró
ż
ne sposoby posługiwania si
ę
afirmacja-mi.
Chyba najprostsz
ą
i najbardziej skuteczn
ą
, metod
ą
, z jak
ą
si
ę
zetkn
ę
-łam, jest
przepisanie ka
ż
dej afirmacji 10 czy 20 razy na kartce papieru i zostawienie miejsca
po prawej stronie na reakcje (...). Kiedy afirmacja jest ju
ż
napisana po lewej stronie,
wtedy na prawej połowie kartki notuje si
ę
wszystkie my
ś
li, uwagi, prze
ś
wiadczenia,
l
ę
ki i inne emocje - wszystko, co mo
ż
e przyj
ść
do głowy. Powtarzaj afirmacj
ę
i obserwuj, jak zmienia si
ę
reakcja po prawej stronie. Afirmacja o du
ż
ej mocy jest
w stanie wydoby
ć
wszystkie negatywne my
ś
li i uczucia tkwi
ą
ce gł
ę
boko
w pod
ś
wiadomo
ś
ci. A wtedy powstaje szansa odkrycia, co przeszkadzało Ci
osi
ą
gn
ąć
cel. Systematyczne przerabianie afirmacji b
ę
dzie wywiera
ć
wpływ na Twoj
ą
psychik
ę
, wymazuj
ą
c stare schematy my
ś
lowe i powoduj
ą
c trwałe po
żą
dane zmiany
w Twoim
ż
yciu!
(...) Za ka
ż
dym razem za pomoc
ą
afirmacji udawało mi si
ę
odsłoni
ć
jakie
ś
negatywne decyzje, które podj
ę
łam w bardzo wczesnym okresie swego
ż
ycia.
Zmieniaj
ą
c te postanowienia nagle poczułam si
ę
uwolniona od własnej przeszło
ś
ci.
Nabrałam odwagi,
ż
eby zaj
ąć
si
ę
rzeczami, które w cicho
ś
ci ducha zawsze chciałam
robi
ć
. Stałam si
ę
niezale
ż
na materialnie. Całkiem przestałam chorowa
ć
. A moje
zwi
ą
zki z m
ęż
czyznami s
ą
teraz trwałe, wszechstronnie mnie wzbogacaj
ą
i nie
wymagaj
ą
ż
adnego wysiłku. Jak łatwo sobie wyobrazi
ć
, te zmiany tak mnie
zafascynowały,
ż
e wprost nie mogłam si
ę
doczeka
ć
, kiedy podziel
ę
si
ę
nimi
z przyjaciółmi i wreszcie z klientami. Zacz
ę
łam uwa
ż
niej słucha
ć
, co ludzie do mnie
mówi
ą
, dostrzega
ć
ich negatywne my
ś
li, przerabia
ć
je na pozytywne i t
ą
metod
ą
dobiera
ć
dla nich afirmacje. Dotychczas nie zdarzyło mi si
ę
stwierdzi
ć
,
ż
eby ta
technika zawiodła wobec kogo
ś
, kto j
ą
zastosował”. (Sondra Ray: „Zasługuj
ę
na
miło
ść
. Jak dzi
ę
ki afirmacjom poprawi
ć
swoje
ż
ycie osobiste i seksualne. Agencja
Wydawnicza Jacek Santorski & Co, Warszawa 1991, s.8-10)
Jeszcze par
ę
uwag technicznych i przykład,
ż
eby
ś
mógł lepiej zobaczy
ć
, jak
posługiwa
ć
si
ę
afirmacjami. Otó
ż
trzeba je pisa
ć
codziennie, mniej wa
ż
ne przez kilka
dni, a zasadnicze, fundamentalne nawet miesi
ą
c i dłu
ż
ej. Jestem stosunkowo
ś
wie
ż
ym kierowc
ą
i na pocz
ą
tku uło
ż
yłam sobie afirmacj
ę
„Ja, Ania, prowadz
ą
c
samochód czuj
ę
si
ę
pewnie i bezpiecznie”. Mniej wi
ę
cej po tygodniu zacz
ę
ła działa
ć
:
przestałam si
ę
oci
ą
ga
ć
z wy-chodzeniem z domu, kiedy miałam pojecha
ć
gdzie
ś
samochodem, i ju
ż
nie dr
ę
czyły mnie wizje strasznych wypadków, którym ulegam.
Teraz niekiedy ten sam l
ę
k odzywa si
ę
znowu, ale
ż
eby ust
ą
pił, wystarczy kilkakrotne
powtórzenie albo napisanie tamtej afirmacji.
Warto na pocz
ą
tku przez par
ę
dni - zgodnie z sugesti
ą
Sondry Ray - dzieli
ć
kartk
ę
na dwie cz
ęś
ci i na drugim kawałku po ka
ż
dej afirmacji zapisywa
ć
reakcje.
Nast
ę
pnie wybra
ć
z tych reakcji dwie-trzy najwa
ż
niejsze, przerobi
ć
na afirmacje
i doł
ą
czy
ć
do pierwszej, wyj
ś
ciowej. Czas na przykład. Poniewa
ż
ostatnio nie
najlepiej si
ę
czuj
ę
, zacz
ę
łam dzisiaj od napisania 15 razy nast
ę
puj
ą
cej afirmacji: Ja,
Ania, z dnia na dzie
ń
czuj
ę
si
ę
lepiej, odzyskuj
ę
form
ę
i energi
ę
do pracy. Reakcje:
Bzdura, przecie
ż
to nie zale
ż
y ode mnie; Dopiero b
ę
d
ę
musiała si
ę
nam
ę
czy
ć
, je
ś
li
zaczn
ę
pracowa
ć
na pełny gaz; A czy to w ogóle war-to? Po co?; I tak nie zarobi
ę
tyle, ile mi si
ę
nale
ż
y; Znowu b
ę
d
ę
musiała udawa
ć
pogodn
ą
i wesoł
ą
. Jak jestem
chora, to przynajmniej mog
ę
mie
ć
smutn
ą
min
ę
; Mo
ż
e to jednak lepiej nie chorowa
ć
;
Wła
ś
ciwie lubi
ę
, jak mi dobrze idzie; To wcale niezły pomysł.
W zanotowanych z prawej strony reakcjach jest materiał na kilka nast
ę
pnych
afirmacji, które mog
ę
doł
ą
czy
ć
do ju
ż
napisanej. S
ą
to: „Moje zdrowie i dobra forma
zale
żą
ode mnie”, „Ja, Ania, zawsze mog
ę
zrobi
ć
sobie przerw
ę
w pracy i odpocz
ąć
”
„To, co robi
ę
, jest sensowne i po
ż
yteczne”, „Zasługuj
ę
na godziwe wynagrodzenie
i takie b
ę
d
ę
dostawa
ć
”, „Ja, Ania, mam prawo by
ć
smutna i zła równie
ż
kiedy jestem
zdrowa”. Wybrałam do dalszej pracy t
ę
o wypoczywaniu i ostatni
ą
, bo wydaj
ą
mi si
ę
najwa
ż
niejsze.
Chc
ę
tu przytoczy
ć
jeszcze par
ę
przykładów afirmacji z ksi
ąż
ki Sondry Ray,
ż
eby pokaza
ć
,
ż
e nie musz
ą
one - jak te dotychczas cytowane - słu
ż
y
ć
dora
ź
nym,
w
ą
skim celom. Moje ulubione to oczywi
ś
cie tytułowa „Zasługuj
ę
na miło
ść
”
i dotycz
ą
ce bezpo
ś
rednio poczucia własnej warto
ś
ci:
Ja..., z dnia na dzie
ń
lubi
ę
siebie coraz bardziej.
Ja..., jestem tak udana,
ż
e mog
ę
podoba
ć
si
ę
ka
ż
demu.
Ja..., staram si
ę
teraz by
ć
dobry dla siebie.
Ja..., nie jestem pechowcem, tylko wyj
ą
tkowym szcz
ęś
ciarzem. I jeszcze dwie
- przepraszam za ten natłok - dla dwóch specjalnych kategorii czytelników. Pierwsza
dla tych, którzy s
ą
zdania,
ż
e maj
ą
nad-miarow
ą
tusz
ę
i musz
ą
si
ę
odchudza
ć
:
„Wszystko, co zjem, przysparza mi zdrowia i urody”. Druga dla osób samotnych,
nieszcz
ęś
liwych z powodu braku partnera: „Ja..., jestem teraz gotów,
ż
eby w moim
ż
yciu zjawiła si
ę
taka kobieta, jakiej zawsze pragn
ą
łem” albo „...taki m
ęż
czyzna,
o jakim marz
ę
”.
Mogłabym, prawd
ę
mówi
ą
c, po
ś
wi
ę
ci
ć
sprawie afirmacji cał
ą
ksi
ąż
k
ę
, wi
ę
c
musz
ę
si
ę
cho
ć
troch
ę
ogranicza
ć
. Dlatego jeszcze tylko kilka słów o sposobach ich
układania i stosowania. Afirmacji nie trzeba daleko szuka
ć
: sprawd
ź
, co o sobie
my
ś
lisz i zamie
ń
my
ś
li negatywne na pozytywne. „Nie potrafi
ę
...” na „coraz lepiej mi
idzie...”, „nie zasługuj
ę
...” na „jestem wart...”, „nikt mnie nie lubi” na „wszyscy kochaj
ą
mnie i ubiegaj
ą
si
ę
o mnie”.
Dalej: z afirmacjami jest jak z aspiryn
ą
- nie za
ż
ywane nie skutkuj
ą
. Chcesz
mie
ć
efekty, pisz je. Mo
ż
na te
ż
powtarza
ć
w my
ś
li lub jeszcze lepiej gło
ś
no,
zwłaszcza w chwilach, kiedy masz woln
ą
głow
ę
i zaj
ę
te r
ę
ce, na przykład przy
zmywaniu naczy
ń
albo goleniu. Jazda autobusem, stanie w kolejce to te
ż
dogodne
momenty. Z tym
ż
e pisanie daje lepsze skutki, bo anga
ż
uje wi
ę
cej zmysłów. Dobrze
jest równie
ż
nagra
ć
sobie afirmacje na magnetofon - mog
ą
by
ć
tak
ż
e w trzeciej
osobie (na przykład „Kasia jest bardzo zgrabna”), bo w takiej formie docierały do nas
negatywne komunikaty - i słucha
ć
cho
ć
by w łó
ż
ku przed snem.
Oprócz afirmacji Uwa
ż
am,
ż
e afirmacje s
ą
najskuteczniejsz
ą
z „domowych” -
nie wymagaj
ą
cych pomocy psychoterapeuty - metod przekształcania swojego
my
ś
lenia, a w
ś
lad za nim i
ż
ycia. Ale chc
ę
krótko powiedzie
ć
te
ż
o innych
sposobach, bo mo
ż
e akurat który
ś
z nich Ci si
ę
przyda. Pierwszy to chwali
ć
siebie
samego. Po raz kolejny namawiam do tego,
ż
eby bra
ć
przykład z dzieci. Cz
ę
sto
podsłuchuj
ę
własne i nieraz zdarza mi si
ę
słysze
ć
podniecony szept: „Udało si
ę
!
Udało!” albo „Ale mi fajnie wyszło!”. Podejrzewam,
ż
e jeste
ś
z tych, co za
niepowodzenia obwiniaj
ą
tylko siebie, natomiast swoje sukcesy skłonni s
ą
uwa
ż
a
ć
za
dzieło przypadku albo innych ludzi. Dlatego zach
ę
cam Ci
ę
,
ż
eby
ś
nie zostawiał
ż
adnego, nawet drobnego powodzenia bez pochwalenia si
ę
za nie. Mo
ż
esz nie
doczeka
ć
si
ę
uznania od innych - pami
ę
tasz, co mówiłam o niedobrej tradycji, która
ka
ż
e unika
ć
pochwał, rezerwuj
ą
c je tylko na wielkie okazje. Zreszt
ą
o niektórych
Twoich sukcesach wiesz tylko Ty sam. Z trudem przychodzi Ci załatwianie spraw
w urz
ę
dach, a dzisiaj zdobyłe
ś
dwa papierki; nie umiesz zmusi
ć
si
ę
do odpisywania
na listy, ale wysłałe
ś
kartk
ę
z pozdrowieniami; zwykle ubieranie dzieci trwa długo
i denerwujesz si
ę
przy tym, teraz poszło Ci spokojnie i sprawnie. Nie s
ą
to oczywi
ś
cie
wielkie wydarzenia i nawet trudno byłoby dopomina
ć
si
ę
,
ż
eby kto
ś
je zauwa
ż
ył. Ale
Ty wiesz i mo
ż
esz nie pozostawia
ć
ich bez skwitowania ja-kim
ś
wyrazem uznania dla
siebie samego.
Mo
ż
esz posun
ąć
si
ę
o krok dalej w dbaniu o siebie. Otó
ż
Ty sam mo
ż
esz
dawa
ć
sobie nagrody i sam pociesza
ć
si
ę
w trudnych chwilach. Je
ż
eli co
ś
Ci si
ę
udało - przeszedłe
ś
trudny sprawdzian, załatwiłe
ś
sobie prac
ę
, zdobyłe
ś
si
ę
na
powiedzenie wa
ż
nej osobie,
ż
e nie chcesz by
ć
przez ni
ą
ź
le traktowany, sko
ń
czyłe
ś
robi
ć
półk
ę
zacz
ę
t
ą
dwa miesi
ą
ce temu - koniecznie wymy
ś
l dla siebie jak
ąś
nagrod
ę
. To nie musi by
ć
nic wielkiego: kup sobie ładne skarpetki lub wymarzon
ą
ksi
ąż
k
ę
, zjedz lodowego Snickersa albo pi
ę
kn
ą
brzoskwini
ę
, id
ź
na mało ambitny film
czy do wesołego miasteczka. Wa
ż
ne,
ż
eby to było co
ś
, co lubisz, i
ż
eby było jasne,
ż
e to w nagrod
ę
.
Teraz od drugiej strony: spotkało Ci
ę
co
ś
przykrego. Bolesne borowanie
u dentysty, niemiła rozmowa z narzeczonym, pomin
ę
li Ci
ę
przy awansach
i podwy
ż
ce, znowu zabrali si
ę
do kucia
ś
cian w Twoim bloku, jeste
ś
w dołku
psychicznym bez wyra
ź
nego powodu - taktyka ta sama. Zrób co
ś
, co sprawi Ci
przyjemno
ść
, zadbaj o siebie. Sprawdziłam na sobie i innych, to działa! Agatka, moja
młoda przyjaciółka, kobieta w wieku pó
ź
no-szkolnym, a wi
ę
c bez własnych
ź
ródeł
dochodu, kupuje sobie w takich chwilach na po-cieszenie ładn
ą
chusteczk
ę
do nosa.
Wszystkie te pochwały i nagrody zmierzaj
ą
do jednego:
ż
eby
ś
sam sobie
udowodnił,
ż
e jeste
ś
wa
ż
ny. A kiedy ju
ż
przestaniesz mie
ć
siebie za nic i zaczniesz
dobrze traktowa
ć
, inni na pewno si
ę
doł
ą
cz
ą
. To znana prawidłowo
ść
: kiedy chcesz
zmieni
ć
na lepsze nastawienie
ś
wiata zewn
ę
trznego, zacznij od stosunku do samego
siebie.
Inna mo
ż
liwo
ść
zmiany my
ś
lenia na własny temat to koncentracja na swoich
mocnych stronach. Je
ś
li zatruwa Ci
ż
ycie fakt,
ż
e masz brzydkie nogi to znajd
ź
jedn
ą
lub dwie cechy, które Ci si
ę
u siebie podobaj
ą
i zacznij trening przeciwstawiania si
ę
my
ś
lom o nogach za pomoc
ą
zdania: „Ale przecie
ż
mam pi
ę
kne oczy i ładne r
ę
ce”.
Dla my
ś
li „nie umiem gotowa
ć
” przeciwwag
ą
mo
ż
e by
ć
„jednak dobrze sprz
ą
tam”,
a lekarstwem na „jestem marnym pracownikiem” - „za to dobr
ą
matk
ą
”. Masz wtedy
szans
ę
poprawi
ć
bilans, rozpami
ę
tywanie minusów przynajmniej w pewnym stopniu
równowa
żą
c przypomnieniem o plusach.
Znam jeszcze jeden, dora
ź
ny sposób usuwania złych my
ś
li ze
ś
wiadomo
ś
ci.
Jest on tak prosty,
ż
e przedstawiam go z pewnym za
ż
enowaniem. Otó
ż
gdy tylko
pojawi
ą
si
ę
w głowie, trzeba zacz
ąć
ś
piewa
ć
albo chocia
ż
by nuci
ć
jak
ąś
melodi
ę
. I ta
technika - jak dwie poprzednie - wykorzystuje tak
ą
oto cech
ę
ludzkiego umysłu:
w naszej
ś
wiadomo
ś
ci mo
ż
e zmie
ś
ci
ć
si
ę
naraz tylko jedna my
ś
l. Kiedy zaczynasz
my
ś
le
ć
o czym innym, to sił
ą
rzeczy wyrzucasz z głowy to, co było tam poprzednio.
Wła
ś
nie dlatego mo
ż
na sterowa
ć
swoim my
ś
leniem, przestawia
ć
je na lepsze tory.
Przecie
ż
mo
ż
na si
ę
upomnie
ć
Czy wiesz,
ż
e mo
ż
esz si
ę
upomnie
ć
o aprobat
ę
i docenienie, kiedy uwa
ż
asz,
ż
e Ci si
ę
nale
ż
y? Rozumiem, boisz si
ę
,
ż
e kto
ś
Ci
ę
zgasi i zamiast ciepłej,
ż
yczliwej reakcji zostaniesz potraktowany zimno i pogardliwie.
Rzeczywi
ś
cie ryzykujesz, ale s
ą
mo
ż
liwo
ś
ci zmniejszenia ryzyka. Jeden ze
sposobów to zacz
ąć
od rzeczy, których jeste
ś
absolutnie pewien. Asekurujesz si
ę
w ten sposób, bo zdanie innych mo
ż
e Ci
ę
zrani
ć
tylko wtedy, gdy sam masz
w
ą
tpliwo
ś
ci. Gdyby Ci kto
ś
powiedział,
ż
e masz zielone włosy, pomy
ś
lałby
ś
,
ż
e to
wariat, chocia
ż
pewnie na wszelki wypadek zerkn
ą
łby
ś
w lustro. Inny sposób polega
na tym,
ż
eby nie pyta
ć
, tylko zwraca
ć
si
ę
o potwierdzenie. Nie „Czy mi w tym
ładnie?”, tylko „Zobacz, jak mi w tym do twarzy!”. Nie „Smakuje wam?”, tylko
„Ugotowałam dzisiaj dla was pyszn
ą
zup
ę
”. Nie „Jak mi poszło?” tylko „Uwa
ż
am,
ż
e
mi poszło
ś
wietnie”. Albo jeszcze bardziej wprost: „Prosz
ę
mnie pochwali
ć
”. Warto
zainwestowa
ć
pewien wysiłek w tym kierunku zwłaszcza w kontaktach z lud
ź
mi,
z którymi jeste
ś
na codzie
ń
: z rodzin
ą
, kolegami z pracy, z dzie
ć
mi. Z pocz
ą
tku
b
ę
dziesz si
ę
czu
ć
głupio, ale z czasem najpewniej zdołasz ich nauczy
ć
,
ż
eby Ci
ę
chwalili. Spróbuj raz-drugi, mo
ż
e wyniki b
ę
d
ą
zach
ę
caj
ą
ce. Tylko nie zapominaj
o tym,
ż
e ich te
ż
trzeba chwali
ć
, je
ś
li maj
ą
si
ę
przyzwyczai
ć
do takiego stylu
Waszych wzajemnych stosunków.
Opowiadała mi pewna kobieta, jak latami cierpiała z tego powodu,
ż
e jej
m
ęż
czy
ź
ni - ojciec, m
ąż
i syn - wiecznie krytykowali pieczołowicie przygotowywane
dla nich obiady. Có
ż
poradzi
ć
, wła
ś
nie tutaj miała ulokowane ambicje i ich
niezadowolenie stawiało pod znakiem zapytania jej samopoczucie w roli córki,
ż
ony
i matki. Miała mnóstwo pracy w domu i zaj
ęć
zawodowych, wi
ę
c tym bardziej
oczekiwała,
ż
e doceni
ą
jej starania. Doradziłam jej taktyk
ę
opisan
ą
przed chwil
ą
i udało si
ę
! Ojciec po raz pierwszy po obiedzie - zamiast z ponurym wyrazem twarzy
odsun
ąć
od siebie talerz - powiedział „dzi
ę
kuj
ę
”, czym wprawił j
ą
w radosne
osłupienie. M
ąż
zacz
ą
ł zjawia
ć
si
ę
w kuchni, gdzie jadali, z pytaniem: „Co mamy
dzisiaj dobrego na obiad?”. A syn coraz rzadziej mówi „nie lubi
ę
” albo „nie b
ę
d
ę
tego
jadł”.
Pami
ę
tam inny, bardzo wymowny przykład mego przyjaciela z dawnej pracy,
niesłychanie zdolnego i ogromnie pracowitego, ale wiecznie skwaszonego, poniewa
ż
- jak twierdził - nikt nigdy nie wyra
ż
ał si
ę
dobrze o tym, co zrobił, i wszyscy traktowali
go jak klasycznego młodszego koleg
ę
. Zbieg okoliczno
ś
ci sprawił,
ż
e kilkakrotnie
podczas dyskusji w zespole musiał u
ż
y
ć
jako argumentu informacji o swoich
kompetencjach i przypomnie
ć
par
ę
najlepszych rzeczy, jakie wykonał. Inni słuchali
tego z szacunkiem i uwag
ą
i chyba czego
ś
go to nauczyło, bo zamiast zło
ś
ci
ć
si
ę
w k
ą
cie zacz
ą
ł od czasu do czasu spokojnie przypomina
ć
, co potrafi. Po paru
miesi
ą
cach uprzytomniłam sobie,
ż
e po sfrustrowanym młodszym koledze nie zostało
ś
ladu, a w swoim gronie mamy współpracownika pewnego swoich racji i otoczonego
uznaniem.
Nie puszczaj mimo uszu tego, co mówi
ą
inni Pami
ę
tasz, co mówiłam o filtrach,
które lepiej przepuszczaj
ą
te informacje z zewn
ą
trz, które s
ą
zgodne z Twoim
wcze
ś
niejszym nastawieniem? Je
ś
li uwa
ż
asz,
ż
e jeste
ś
nie w porz
ą
dku, nie taki jak
nale
ż
y, wówczas wyłapujesz z otoczenia głównie sygnały, które to potwierdzaj
ą
. Ale
skoro ju
ż
o tym wiesz, mo
ż
esz
ś
wiadomie nastawi
ć
si
ę
na odbiór tych słabiej
słyszalnych czyli lepszych i nawet je wzmacnia
ć
. Byłe
ś
na przyj
ę
ciu, cz
ęść
obecnych
potraktowała Ci
ę
oboj
ę
tnie, ale nie-którzy wyra
ź
nie ucieszyli si
ę
na Twój widok.
Przypomnij sobie, kto był zadowolony przy poprzedniej podobnej okazji i kiedy
jeszcze miałe
ś
po-czucie,
ż
e jeste
ś
mile widziany. Panie niech sumiennie
kolekcjonuj
ą
przejawy m
ę
skiego zainteresowania, do prób nawi
ą
zania rozmowy
w poci
ą
gu wł
ą
cznie. Pechowcy niech zrobi
ą
rejestr sytuacji, kiedy fortuna
u
ś
miechn
ę
ła si
ę
do nich. Musisz u
ś
wiadomi
ć
sobie, co naprawd
ę
mówi
ą
i daj
ą
Ci do
zrozumienia ludzie na Twój temat.
Po prostu potrzebujesz - jak ka
ż
dy - aktualnych informacji o sobie, je
ś
li masz
przesta
ć
polega
ć
na tym, co t
ę
po i uporczywie odtwarza si
ę
na Twojej starej płycie.
Nie jest łatwo zapyta
ć
drugiego człowieka: „Jak ci ze mn
ą
jest?” albo „Czy mnie
lubisz? A za co?”. Zdarzaj
ą
si
ę
jednak takie momenty szczerych nocnych rozmów
z przyjacielem czy długiej wspólnej podró
ż
y, kiedy mo
ż
na o to zagadn
ąć
. A ju
ż
na
pewno warto, nawet bez specjalnego pretekstu, dowiadywa
ć
si
ę
o to od najbli
ż
szych
i kochanych. Tylko nie w momentach napi
ę
cia czy zło
ś
ci, bo wtedy gór
ę
musz
ą
wzi
ąć
pretensje.
Takie „informacje zwrotne” od innych s
ą
jedn
ą
z najwa
ż
niejszych technik
zmiany autoportretu stosowanych w grupowej psychoterapii. Jestem pod
ś
wie
ż
ym
wra
ż
eniem z ostatniego weekendu: spotkali
ś
my si
ę
z grup
ą
trze
ź
wych alkoholików
i ich
ż
on z pewnego Klubu Abstynenta, którzy od paru lat przyja
ź
ni
ą
si
ę
ze sob
ą
i
ż
yj
ą
- tak to okre
ś
lali - jak w rodzinie. Zaproponowali
ś
my im na zako
ń
czenie,
ż
eby ka
ż
dy
wysłuchał od wszystkich członków grupy informacji o dwóch rzeczach, jakie si
ę
w nim podobaj
ą
, i dwóch, które si
ę
nie podobaj
ą
. Troch
ę
si
ę
tego bali, ale pó
ź
niej
wszyscy byli uszcz
ęś
liwieni. Mówili,
ż
e mimo dobrej znajomo
ś
ci i cz
ę
stych kontaktów
jeszcze nigdy nie dowiedzieli si
ę
tyle o sobie i
ż
e nie przypuszczali, jak dobrze inni
o nich my
ś
l
ą
.
W naturalnych, nieterapeutycznych sytuacjach prawie nigdy nie ma do te-go
okazji. Czasami na obozach harcerskich czy Oazach robi si
ę
podsumowanie dnia
z podzi
ę
kowaniem dla tych, którzy co
ś
dobrego dzisiaj dla mnie zrobili. Niektóre
mał
ż
e
ń
stwa zachowały z czasów pierwszego zakochania zwyczaj mówienia sobie
o miło
ś
ci i wa
ż
no
ś
ci dla siebie nawzajem. Niekiedy przegl
ą
du wspólnej przeszło
ś
ci
dokonuj
ą
osoby sposobi
ą
ce si
ę
do
ś
mierci. S
ą
to wszystko rzadkie, wyj
ą
tkowe
sytuacje. Normalnie jeste
ś
skazany na domysły albo przypadkowe strz
ę
pki
informacji. Mog
ę
Ci
ę
tylko zach
ę
ca
ć
: nie zamykaj oczu i uszu. Nawet z tych
strz
ę
pków da si
ę
zło
ż
y
ć
obraz bardziej prawdziwy ni
ż
Twoje utrwalone dawno te-mu
prze
ś
wiadczenie. Wa
ż
ne jest nie tylko to, co mo
ż
esz usłysze
ć
, ale przede wszystkim
inne sygnały - oczy rozja
ś
nione na Twój widok, oznaki troski i pami
ę
ci,
ż
ywe
zainteresowanie słuchacza, kiedy mówisz o sobie.
„Wymazywanie” starych nagra
ń
Sposoby, o których dot
ą
d była mowa,
polegały na wprowadzaniu nowych tre
ś
ci w miejsce starych niekorzystnych. Teraz
chc
ę
opowiedzie
ć
o tym, jak mo
ż
na usuwa
ć
obci
ąż
enia z przeszło
ś
ci. Tam
ś
wie
ż
y
zapis nakładał si
ę
na dawny, tu idzie o jego wymazanie. A
ż
eby mogło do tego doj
ść
,
musimy mie
ć
mo
ż
liwo
ść
odreagowania przykrych prze
ż
y
ć
zwi
ą
zanych z okre
ś
lonym
zdarzeniem czy seri
ą
zdarze
ń
z przeszło
ś
ci.
Owo odreagowanie polega na ujawnieniu uczu
ć
, którym dot
ą
d nie pozwalałe
ś
doj
ść
do głosu. Załó
ż
my,
ż
e kiedy byłe
ś
mały, musiałe
ś
na jaki
ś
czas rozsta
ć
si
ę
z matk
ą
, poniewa
ż
poszła do szpitala. Nie mogłe
ś
wtedy smuci
ć
si
ę
, płaka
ć
i protestowa
ć
, bo doro
ś
li wokół Ciebie - ojciec, babcia, inni krewni - sami byli
zdenerwowani i smutni i starali si
ę
jak najszybciej Ci
ę
uspokoi
ć
. Stłumiłe
ś
wi
ę
c swoje
bolesne uczucia, które latami tkwiły ukryte w zakamarkach Twojej psychiki,
pozostawiaj
ą
c Ci
ę
w poczuciu,
ż
e widocznie nie jeste
ś
a
ż
tak wa
ż
ny, skoro mo
ż
na
Ci
ę
niespodziewanie opu
ś
ci
ć
.
Gdyby
ś
chciał dzisiaj stworzy
ć
sobie okazj
ę
do odreagowania skutków
tamtych zdarze
ń
- a w konsekwencji zmieni
ć
to poczucie, które zatruwa Ci
ż
ycie -
musiałby
ś
nie tylko opowiada
ć
o tym, pewnie wiele razy, ale te
ż
wypłaka
ć
cały ból,
jaki wtedy prze
ż
ywałe
ś
. Czasami robimy to w samotno
ś
ci, łkaj
ą
c w poduszk
ę
,
czasami ogl
ą
daj
ą
c film, w którym los bohaterów jako
ś
przypomina nasz własny. Ale
najbardziej pomocna w odreagowaniu jest
ż
yczliwa obecno
ść
innego człowieka, który
jest uwa
ż
ny i skoncentrowany na Tobie, rozumie Ci
ę
i nie stara si
ę
uspokoi
ć
. Trudno
o kogo
ś
takiego, zreszt
ą
samemu te
ż
niełatwo si
ę
zdecydowa
ć
, bo od male
ń
ko
ś
ci
konsekwentnie uczono nas powstrzymywania si
ę
od płaczu. Kiedy si
ę
uderzyłe
ś
albo
spotkała Ci
ę
inna przykro
ść
, doro
ś
li na wyprzódki zaczynali Ci
ę
uspokaja
ć
.
„W jednych rodzinach ów tekst mógł brzmie
ć
tak: ‘No ju
ż
, no ju
ż
, nie płacz
(buju, buju). No ju
ż
, no ju
ż
, nie płacz, nie płacz’. W innych słyszeli
ś
cie co
ś
w rodzaju:
‘W porz
ą
dku, synu, we
ź
si
ę
w gar
ść
! Nie ma co płaka
ć
nic ci z tego nie przyjdzie. Co
si
ę
stało, to si
ę
nie odstanie. Ju
ż
, w porz
ą
dku!’ itd.
Inne wersje, jakie znacie z własnego do
ś
wiadczenia albo z opowiada
ń
, to
mi
ę
dzy innymi: ‘Cicho b
ą
d
ź
! Przesta
ń
płaka
ć
albo tak dostaniesz,
ż
e na-prawd
ę
b
ę
dziesz miał powód do płaczu’; ‘Prosz
ę
ci
ę
, przesta
ń
płaka
ć
, bo robisz mamie
przykro
ść
’; ‘Patrz, jaki ładny obrazek!
Ś
liczny, prawda? Lepiej sobie obejrze
ć
ładny
obrazek ni
ż
płaka
ć
, prawda?’ W miłych lub szorstkich słowach i tonie zmuszano
ka
ż
dego z nas, kiedy co
ś
nas zraniło, do hamowania uzdrawiaj
ą
cych procesów.
Zwykle pojedyncza wymówka nie wystarczała do powstrzymania nast
ę
pnych prób
pozbycia si
ę
cierpienia; ale za ka
ż
dym razem nieodwołalnie zdarzało si
ę
to samo:
kiedy zwracali
ś
my si
ę
do jakiej
ś
osoby, zaczynali
ś
my odreagowywa
ć
i uwalnia
ć
si
ę
od doznanego bólu, kto
ś
mówił - najcz
ęś
ciej ten dorosły, u którego szukali
ś
my
wsparcia -
ż
e powinni
ś
my stłumi
ć
swoje uczucia i nie obnosi
ć
si
ę
z nimi”. (Harvey
Jackins: W pełni ludzkich mo
ż
liwo
ś
ci. Teoria Wzajemnego Pomagania. Rational
Island Publishers, Seattle /w druku/, s. 78-79).
Rzadko mo
ż
na usłysze
ć
: „Wypłacz si
ę
, b
ę
dzie ci l
ż
ej”. Raczej wszyscy wokół
nawet w przypadku wielkiego nieszcz
ęś
cia namawiaj
ą
,
ż
eby wzi
ąć
si
ę
w gar
ść
, zaj
ąć
czym innym, obnosi
ć
pogodn
ą
twarz. Nawet mówienie o bólu czy cierpieniu jest na
ogół
ź
le widziane. Dobry słuchacz - taki, który nie wy
ś
mieje i nie zbagatelizuje, nie
b
ę
dzie wtr
ą
ca
ć
si
ę
ze swoimi kłopotami, podsuwa
ć
rozwi
ą
za
ń
, ocenia
ć
ani zmienia
ć
tematu - zdarza si
ę
niezwykle rzadko. A wła
ś
nie tego potrzebujemy: nie tylko
wypłaka
ć
ale i wypowiedzie
ć
swój smutek, gorycz, l
ę
k. Bowiem mówienie, je
ś
li
towarzysz
ą
mu emocje, jest równie
ż
form
ą
odreagowania.
Podobnie
ś
miech. Ogl
ą
daj
ą
c komedie Chaplina nie zdajemy sobie sprawy,
ż
e
za
ś
miewaj
ą
c si
ę
do rozpuku odreagowujemy wstyd, l
ę
k przed o
ś
mieszeniem,
rozmaite obawy i napi
ę
cia. Mówimy nawet „nerwowy chichot” o takim
ś
miechu, który
słu
ż
y wyrzucaniu z siebie napi
ę
cia. A pami
ę
tasz, jak bez ko
ń
ca zarykiwali
ś
cie si
ę
z byle czego wieczorami na kolonii albo innym zbiorowym wyje
ź
dzie? Wiadomo,
ż
e
po takim „seansie
ś
miechu” człowiek czuje si
ę
znacznie lepiej.
Zdarzyło Ci si
ę
te
ż
na pewno nieraz zetkn
ąć
z odreagowaniem zło
ś
ci.
Klasyczny przykład to facet obsztorcowany przez szefa, który po powrocie z pracy
pod dowolnym pretekstem zaczyna w
ś
cieka
ć
si
ę
na domowników. Sam zreszt
ą
wiesz, co si
ę
dzieje, kiedy powiedzmy w urz
ę
dzie zostałe
ś
potraktowany jak
ś
mie
ć
:
wewn
ę
trzne ci
ś
nienie,
ż
eby wyrzuci
ć
z siebie zło
ść
jest tak du
ż
e,
ż
e niecierpliwie
szukasz słuchacza, przed którym mógłby
ś
ciska
ć
si
ę
, wymachiwa
ć
r
ę
kami,
pokrzykiwa
ć
.
Wreszcie dr
ż
enie, które jest odreagowaniem l
ę
ku. Kiedy si
ę
dzieje co
ś
strasznego - albo chwil
ę
pó
ź
niej, gdy zagro
ż
enie mija i ju
ż
mo
ż
na skupi
ć
si
ę
na sobie
- czasem dr
żą
nam kolana lub trz
ę
sie si
ę
broda, jakby
ś
my szcz
ę
kali z
ę
bami. Mamy
tak mocno wbudowany zakaz pozwalania sobie na co
ś
takiego,
ż
e zdarza si
ę
nam
nie przestrzega
ć
go tylko w sytuacjach rzeczywi
ś
cie skrajnych: podczas po
ż
aru,
napadu, wypadku. Dlatego ten rodzaj odreagowania mo
ż
na zobaczy
ć
cz
ęś
ciej
w grupie terapeutycznej, gdzie ka
ż
dy rodzaj prze
ż
ywania jest dopuszczalny, ni
ż
w
ż
yciu. Skoro wiadomo ju
ż
, na czym polega odreagowanie, chc
ę
jeszcze poradzi
ć
Ci, jak z niego korzysta
ć
. Otó
ż
przede wszystkim - nie powstrzymywa
ć
, je
ś
li tylko
warunki na nie pozwalaj
ą
. Osobi
ś
cie bardzo broni
ę
swojego prawa do płaczu i tego
samego domagam si
ę
dla moich dzieci. Je
ż
eli trafi
ę
w kinie na „wyciskacz łez”,
staram si
ę
pój
ść
drugi raz w celach leczniczych. Moi domownicy, przyjaciele,
współpracownicy przyzwyczaili si
ę
do tego,
ż
e cz
ę
sto płacz
ę
. Kiedy kto
ś
usiłuje
uspokoi
ć
któr
ąś
z moich płacz
ą
cych córek, cierpliwie tłumacz
ę
,
ż
eby nie
przeszkadza
ć
, bo jest im to potrzebne. Nie jest stosownym momentem narada
u kierownika ani imieniny cioci, ale sam ze sob
ą
czy z bliskim człowiekiem mo
ż
esz
pozwoli
ć
sobie na łzy, bo one uzdrawiaj
ą
.
Ten lecz
ą
cy mechanizm odreagowania, powoduj
ą
cy wymazywanie starych
zapisów w Twojej psychice, jest naturalny i odruchowy. Kolejny raz odwołam si
ę
do
tego, jak zachowuj
ą
si
ę
małe dzieci, zanim zostan
ą
nauczone po-wstrzymywania
naturalnych reakcji. Płacz
ą
całym ciałem, wrzeszcz
ą
wymachuj
ą
c r
ę
kami i nogami,
za
ś
miewaj
ą
si
ę
do rozpuku, lata im broda, a kiedy ju
ż
potrafi
ą
mówi
ć
i spotka je co
ś
przykrego, s
ą
gotowe gada
ć
, gada
ć
i gada
ć
. Zanim nie naucz
ą
si
ę
,
ż
e to brzydko, nie
wypada i w ogóle bez sensu.
Na szcz
ęś
cie zdolno
ść
do odreagowania mo
ż
na odzyska
ć
. Wystarczy da
ć
mu
szans
ę
, czyli zapewni
ć
sobie dobrego słuchacza i bezpieczne warunki (
ż
eby nikt nie
podgl
ą
dał, nie przerywał itp.), a odreagowanie przyjdzie samo, je
ż
eli zdecydujesz si
ę
poruszy
ć
jaki
ś
bolesny temat z przeszło
ś
ci. Mo
ż
e by
ć
konkretny, je
ś
li na przykład
byłe
ś
bity lub upokarzany jako dziecko i zechcesz o tym komu
ś
szczegółowo
opowiedzie
ć
. Mo
ż
e te
ż
by
ć
ogólny: opowie
ść
o Twoim
ż
yciu, dzieci
ń
stwie, rodzinie,
o przykrych zdarzeniach, dotkliwych stratach czy pora
ż
kach.
Twoja m
ą
dra psychika sama wybierze z tego ogólnego tematu takie w
ą
tki,
które potrzebujesz odreagowa
ć
. Gdyby
ś
spróbował, przekonałby
ś
si
ę
,
ż
e opowie
ść
na ten sam temat za ka
ż
dym razem b
ę
dzie inna. Dlatego je
ś
li widzisz,
ż
e kto
ś
bliski
mówi o czym
ś
z przej
ę
ciem i zbacza z zapowiedzianego tematu, nie trzeba zwraca
ć
mu uwagi - najpewniej zdrowy instynkt prowadzi go we wła
ś
ciw
ą
stron
ę
. Od siebie
te
ż
nie musisz w podobnych sytuacjach wymaga
ć
ż
elaznej logiki, bo kieruje Tob
ą
logika emocjonalna. Prawie zawsze w grupach, które prowadz
ę
, próbuj
ę
uczy
ć
ludzi
odreagowywania obci
ąż
e
ń
z przeszło
ś
ci. Najpierw ustalamy temat, na przykład
„Kiedy byłem dzieckiem...”. Potem prosz
ę
ich,
ż
eby usiedli w parach i uzgodnili, kto
z nich b
ę
dzie mówił pierwszy, a kto drugi.
ś
eby nast
ę
pnie po-dzielili dost
ę
pny czas
na pół - 10-15 minut to ju
ż
jest warto
ś
ciowy kawałek czasu - i
ż
eby najpierw jedna
osoba opowiadała, a druga patrzyła na ni
ą
i słuchała nie przerywaj
ą
c, nie komentuj
ą
c
i nie radz
ą
c (dobrze jest te
ż
wzi
ąć
mówi
ą
cego za r
ę
k
ę
). Za
ś
po upływie pierwszej
cz
ęś
ci umówionego czasu maj
ą
zamieni
ć
si
ę
rolami.
Zawsze znajd
ą
si
ę
jakie
ś
osoby, które protestuj
ą
,
ż
e kwadrans to dla nich za
du
ż
o, a potem dziwi
ą
si
ę
,
ż
e to ju
ż
koniec. Widz
ę
, jak bardzo brakuje im tego,
ż
eby
wyrzuci
ć
z siebie swoj
ą
trudn
ą
przeszło
ść
jak czasem
ż
ywo gestykuluj
ą
,
ś
miej
ą
si
ę
albo ocieraj
ą
łzy. I zawsze mówi
ą
,
ż
e im to przynosi ulg
ę
. Niejednokrotnie długo
w noc rozmawiaj
ą
ze sob
ą
da-lej, ju
ż
poza grup
ą
.
Cz
ę
sto zdarzało mi si
ę
równie
ż
zaleca
ć
co
ś
podobnego parom mał
ż
e
ń
skim:
dwa razy w tygodniu po poło
ż
eniu dzieci spa
ć
mieli - ka
ż
de przez pół godziny -
opowiada
ć
drugiemu histori
ę
swego
ż
ycia rozpoczynaj
ą
c od najwcze
ś
niejszych
wspomnie
ń
. Liczyłam nie tylko na to,
ż
e w
ś
wietle przeszło
ś
ci ró
ż
ne pozornie
nieuzasadnione zachowania i reakcje partnera stan
ą
si
ę
zrozumiałe. Uwa
ż
am
równie
ż
,
ż
e jest to okazja do odreagowania uczu
ć
, które - zalegaj
ą
c w psychice od
dawna - utrudniaj
ą
im wzajemne kontakty.
Pami
ę
tam pacjentk
ę
, której m
ąż
bardzo si
ę
zło
ś
cił,
ż
e po zmroku zawsze
pro
ś
b
ą
i gro
ź
b
ą
zatrzymuje go w domu - widział za tym brak zaufania i podejrzenie
o niewierno
ść
. Zrozumiał,
ż
e ona si
ę
zwyczajnie boi, dopiero kiedy odnale
ź
li
ś
my w jej
ż
yciorysie straszn
ą
wojenn
ą
noc, gdy jako kilkuletnia dziewczynka z młodszym
bratem i babci
ą
, w domu oddalonym od wsi, przez par
ę
godzin w poczuciu pełnej
bezsilno
ś
ci słuchała dobijania si
ę
do drzwi jakiego
ś
m
ęż
czyzny.
Umówiłam si
ę
z nimi,
ż
e on b
ę
dzie wykorzystywał swoje pół godziny na
mówienie o tym, o czym zechce, za
ś
ona - zaapelowałam do niego o cierpliwo
ść
-
b
ę
dzie za ka
ż
dym razem opowiada
ć
tamto zdarzenie tak szczegółowo, jak tylko
zdoła sobie przypomnie
ć
. Potrzeba było pi
ę
ciu czy sze
ś
ciu razy,
ż
eby przestała ba
ć
si
ę
zostawa
ć
sama w domu kiedy jest ciemno. Nawiasem mówi
ą
c, przy okazji
pozbyła si
ę
te
ż
bezsenno
ś
ci, która dr
ę
czyła j
ą
zawsze, ilekro
ć
m
ąż
wyje
ż
d
ż
ał
w delegacj
ę
, do czego wcze
ś
niej si
ę
nie przyznawała, boj
ą
c si
ę
pos
ą
dzenia
o zazdro
ść
. Gdyby
ś
chciał skorzysta
ć
z tego sposobu, musisz przestrzega
ć
paru
reguł. Przede wszystkim uzgodnij z osob
ą
, któr
ą
upatrzyłe
ś
sobie na słuchacza, czy
akurat ma czas i woln
ą
głow
ę
. „Chciałbym Ci opowiedzie
ć
co
ś
o sobie. Masz dla
mnie pół godziny? Chodzi mi tylko o to,
ż
eby
ś
mnie wy-słuchał” - z grubsza tak
mogłoby wygl
ą
da
ć
to uzgodnienie. Poza tym trzy-maj si
ę
wyznaczonego czasu. Na
ko
ń
cu podzi
ę
kuj za wysłuchanie i zaproponuj,
ż
e teraz lub w innej umówionej chwili
Ty jeste
ś
gotów zrewan
ż
owa
ć
si
ę
tym samym.
Wiesz, zawsze marzyłam o tym,
ż
eby wydosta
ć
si
ę
spod władzy duchów
przeszło
ś
ci i wzi
ąć
swoje
ż
ycie we własne r
ę
ce. Okazało si
ę
,
ż
e wiedza
o odreagowaniu i sposobach przestawiania si
ę
na pozytywne my
ś
lenie, zwłaszcza
o afirmacjach, umo
ż
liwia mi to w coraz wi
ę
kszym stopniu. Mo
ż
e Ty te
ż
spróbujesz?
Kolejnym krokiem - po zadbaniu o swoje wewn
ę
trzne nastawienia - mo
ż
e by
ć
zaj
ę
cie
si
ę
tym, co jest na zewn
ą
trz, mianowicie
ś
rodowiskiem, w jakim przebywasz.
Truj
ą
ce otoczenie Zaczn
ę
od historii mojej przyjaciółki Misi, która przez
ostatnie par
ę
lat chodzi do pracy jak na
ś
ci
ę
cie. Zawsze si
ę
denerwuje, rozmy
ś
la, co
j
ą
tam złego spotka, rozpami
ę
tuje nieprzychylne uwagi kole
ż
anek. Cz
ę
sto mam
wra
ż
enie,
ż
e po powrocie do domu nie rozstaje si
ę
z tamtymi problemami, które
nawet we
ś
nie jako
ś
j
ą
gn
ę
bi
ą
. Zreszt
ą
kiepsko sypia i w nocy zastanawia si
ę
, jak
powinna ustawi
ć
si
ę
wobec szefowej. Cała sprawa nabrała ju
ż
niemal rozmiarów
obsesji. Ale na wszelkie moje sugestie,
ż
e-by rozejrzała si
ę
za inn
ą
prac
ą
, Misia
reaguje
ź
le. Jest podobnie bezradna wobec te
ś
ciów: utrzymuje z nimi regularne
kontakty, mimo
ż
e nie s
ą
dla niej w
ż
adnym stopniu buduj
ą
ce. Zawsze jest na-ra
ż
ona
na uszczypliwe uwagi, próby udowodnienia,
ż
e wszystkie jej pomysły na
ż
ycie s
ą
bez
sensu,
ż
e
ź
le wychowuje dziecko, a jeszcze na dodatek nie umie si
ę
ubra
ć
. Co tu
mówi
ć
o wizytach - obowi
ą
zkowo co tydzie
ń
nie-dzielny obiad - kiedy ka
ż
dy telefon
te
ś
ciowej wytr
ą
ca j
ą
z równowagi na par
ę
godzin. Przy czym takie telefony bywaj
ą
prawie codziennie, a czasem kilka razy w ci
ą
gu dnia.
Jedyna rada, jak
ą
mam dla Misi i osób jej podobnych, to odci
ąć
si
ę
od
truj
ą
cych wpływów. Najpierw trzeba rozejrze
ć
si
ę
dookoła i sprawdzi
ć
: czy ludzie,
z którymi si
ę
widuj
ę
, pomagaj
ą
mi my
ś
le
ć
o sobie dobrze, czy wr
ę
cz przeciwnie.
Czasami trudno bywa nawet zacz
ąć
zastanawia
ć
si
ę
nad tym, bo nasze prawdziwe
odczucia przesłania jaki
ś
ogólnie słuszny pogl
ą
d, na przykład: jak mo
ż
e mi by
ć
ź
le
u rodziców, przecie
ż
dziecku u mamy zawsze musi by
ć
dobrze; albo: Nowakowie to
tacy kulturalni ludzie, powinni
ś
my si
ę
z nimi widywa
ć
. Nieraz ci
ęż
ko si
ę
przebi
ć
przez
tego typu przekonania.
ś
eby odró
ż
ni
ć
„truj
ą
ce” otoczenie od „po
ż
ywnego”, musisz zada
ć
sobie dwa
pytania. Pierwsze: co w danym miejscu słysz
ę
na swój temat, jakie komunikaty do
mnie docieraj
ą
? Je
ż
eli głównie typu „
ź
le post
ę
pujesz”, „głupio my
ś
lisz”, „brzydko
wygl
ą
dasz” oraz pretensje i pouczenia; je
ś
li spotyka Ci
ę
tam głównie brak
zrozumienia i nigdy nikt nie staje po Twojej stronie - zastanów si
ę
, czy czasem nie
warto zrezygnowa
ć
z tych kontaktów albo przynajmniej powa
ż
nie je ograniczy
ć
.
Druga wa
ż
na kwestia: jak reagujesz na towarzystwo tych ludzi lub tej osoby. Czy na
przykład masz poczucie,
ż
e jeste
ś
ci
ęż
ki czy lekki? Czy cz
ę
sto boli Ci
ę
wtedy głowa
albo brzuch? Czy kto
ś
Ci
ę
tam uwa
ż
nie słucha? Czy s
ą
jakie
ś
wyra
ź
ne oznaki
zadowolenia,
kiedy
si
ę
pojawiasz?
U siebie
zaobserwowałam
pewn
ą
charakterystyczn
ą
reakcj
ę
: w miejscach, które mi nie słu
żą
, mam zwolnione ruchy,
tak jakby było mi trudno podnie
ść
r
ę
k
ę
czy nog
ę
. Kiedy si
ę
na tym łapi
ę
, zaczynam
uwa
ż
nie przygl
ą
da
ć
si
ę
całej tej sytuacji i zastanawia
ć
, czy mam tam jeszcze zosta
ć
,
czy raczej wyj
ść
.
Szczególnie trudno odci
ąć
si
ę
od truj
ą
cych wpływów szerszego kr
ę
gu
rodzinnego: rodziców, te
ś
ciów, dalszych krewnych. Cz
ę
sto widz
ę
, jak zupełnie
doro
ś
li, samodzielni ludzie, którzy maj
ą
ju
ż
własne potomstwo, zachowuj
ą
si
ę
tak,
jakby dali im uprawnienia do wtr
ą
cania si
ę
i swobodnego wyra
ż
ania swoich
niepochlebnych opinii. Jakby istniała cicha umowa,
ż
e rodzinie nie mo
ż
na w tym
miejscu powiedzie
ć
„stop, nie
ż
ycz
ę
sobie te-go”. I zdecydowa
ć
,
ż
e do podtrzymania
wi
ę
zi rodzinnych wystarczy Bo
ż
e Narodzenie i Wielkanoc plus mo
ż
e jeszcze imieniny
dziadka. Przeczytałam kiedy
ś
stosy pami
ę
tników, przysłane na konkurs „Moje
mał
ż
e
ń
stwo i rodzina” i utkwił mi w pami
ę
ci jeden z nich. Młoda m
ęż
atka pisała, jak
par
ę
razy w tygodniu przychodzi do niej te
ś
ciowa, zagl
ą
da we wszystkie k
ą
ty, nawet
do garnków i do szaf, nie szcz
ę
dz
ą
c cierpkich uwag. Musz
ę
powiedzie
ć
,
ż
e dla mnie
ta historia zabrzmiała naprawd
ę
przera
ż
aj
ą
co. W podobnych przypadkach zach
ę
cam
Ci
ę
do kierowania si
ę
zasad
ą
uj
ę
t
ą
w angielskim przysłowiu „Mój dom to moja
twierdza”. Masz mo
ż
liwo
ść
wyboru, mo
ż
esz tam wpuszcza
ć
tylko swoich
sprzymierze
ń
ców. A je
ś
li zdecydujesz si
ę
pozwoli
ć
wej
ść
komu innemu, to na
wyra
ź
nie okre
ś
lonych przez Ciebie zasadach. Prosz
ę
bardzo, herbata albo kawa, po-
bawi
ć
si
ę
z dzieckiem ale naprawd
ę
ś
wiat si
ę
nie zawali, je
ż
eli powiesz:
„Kuchnia i sypialnia nie jest dla go
ś
ci” albo „O szóstej mamy co
ś
wa
ż
ne-go do
zrobienia, wi
ę
c serdecznie zapraszam do za dziesi
ęć
szósta, a potem ju
ż
musimy
zaj
ąć
si
ę
naszymi sprawami”. I o 17.50 przypomnie
ć
,
ż
e taka była umowa.
Boisz si
ę
narazi
ć
, je
ż
eli zrobisz co
ś
takiego? Przecie
ż
naprawd
ę
nic nie tracisz
- z pewno
ś
ci
ą
chodzi o kogo
ś
, kto i tak niezbyt Ci
ę
szanuje (a mo
ż
e zacznie, kiedy
oka
ż
e si
ę
,
ż
e nie mo
ż
e swobodnie chodzi
ć
Ci po głowie?). W rzeczywisto
ś
ci grozi Ci
nie to,
ż
e stracisz dobr
ą
opini
ę
, tylko złudzenie,
ż
e uda Ci si
ę
na ni
ą
zasłu
ż
y
ć
.
Rozmawiaj
ą
c z lud
ź
mi przekonałam si
ę
,
ż
e najtrudniej ograniczy
ć
kontakty
z własnymi rodzicami. I nie tylko z powodu normy społecznej czy te
ż
obyczaju. Do
ponawiania kontaktów, które ju
ż
tyle razy okazały si
ę
truj
ą
ce, przyci
ą
ga nas jak
magnes nadzieja,
ż
e uda si
ę
otrzyma
ć
od nich co
ś
, czego si
ę
nie dostało
w dzieci
ń
stwie. Mo
ż
e teraz zauwa
żą
, doceni
ą
, zaczn
ą
kocha
ć
? Cz
ę
sto nie do ko
ń
ca
zdajemy sobie spraw
ę
,
ż
e takie dziecinne nadzieje na otrzymanie miło
ś
ci i uznania
przetrwały do dzi
ś
. Tylko
ż
e skoro przez tyle lat ich spełnienie si
ę
nie powiodło, to
trudno - trzeba rozsta
ć
si
ę
z iluzjami i zacz
ąć
szuka
ć
gdzie indziej.
Jak zapewni
ć
sobie wsparcie?
W tej sprawie masz zapewne bardzo słab
ą
wyobra
ź
ni
ę
, poniewa
ż
- jak
przypuszczam - rzadko kiedy kto
ś
Ci
ę
rozumnie wspierał. Teoretycznie wiemy,
ż
e od
tego mamy przyjaciół, ukochanych czy rodziców,
ż
eby byli gotowi pomóc,
podbudowa
ć
, doda
ć
otuchy. W praktyce bywa z tym bardzo ró
ż
nie. Zawsze
zazdro
ś
ciłam ludziom, których najbli
ż
si poczuwali si
ę
do towarzyszenia im
w trudnych sytuacjach: chodzili z nimi do dentysty, tkwili na korytarzu podczas
egzaminów - im trudniejszy moment, tym wi
ę
ksz
ą
otaczali trosk
ą
i
ż
yczliwo
ś
ci
ą
.
Niestety, w moim otoczeniu cz
ęś
ciej spotykam wyznawców zasady „ka
ż
dy
powinien radzi
ć
sobie sam”. Je
ż
eli dorastałe
ś
w takim przekonaniu, to nic dziwnego,
ż
e kiedy dzisiaj masz kłopoty albo chandr
ę
, wstyd Ci nie tylko poprosi
ć
o pomoc
(cho
ć
by „pob
ą
d
ź
troch
ę
ze mn
ą
, bo jest mi smutno”), ale nawet przyzna
ć
si
ę
,
ż
e co
ś
Ci
ę
gn
ę
bi. To pierwsza bariera utrudniaj
ą
ca otrzymanie wsparcia. Zapominasz o tym,
ż
e wszyscy - nawet najwspanialsze okazy doskonałego zdrowia psychicznego - maj
ą
swoje „dołki”, załamania, momenty bezradno
ś
ci i beznadziejno
ś
ci. Drug
ą
barier
ą
jest
prze
ś
wiadczenie,
ż
e nie jeste
ś
tego wart i nic Ci si
ę
nie nale
ż
y. To oczywisty
nonsens: wsparcie nale
ż
y Ci si
ę
po prostu dlatego,
ż
e go potrzebujesz - i nie
wymaga to
ż
adnych dodatkowych uzasadnie
ń
.
Wreszcie trzecia bariera - poczucie,
ż
e wokół Ciebie nie ma nikogo, kto byłby
gotów zainteresowa
ć
si
ę
Twoim samopoczuciem, po
ś
wi
ę
ci
ć
Ci troch
ę
czasu, kto Ci
ę
naprawd
ę
lubi czy kocha.
ś
e nie ma
ż
adnego grona ludzi, w którym Ty autentyczny,
ze swoimi kłopotami i problemami mógłby
ś
znale
źć
dla siebie miejsce. Słyszałam to
dziesi
ą
tki razy i tyle
ż
razy zach
ę
całam do rozpocz
ę
cia poszukiwa
ń
i prób.
I przekonałam si
ę
,
ż
e kiedy człowiek jest gotów przyzna
ć
si
ę
przed sob
ą
,
ż
e
potrzebuje innych ludzi, i zacz-nie si
ę
rozgl
ą
da
ć
- inni wyczuwaj
ą
to i zbli
ż
aj
ą
si
ę
do
niego. Wi
ę
c je
ś
li potrzebujesz dobrych, dowarto
ś
ciowuj
ą
cych kontaktów, a masz ich
mało albo nie masz wcale, to najpierw zrób przegl
ą
d swoich starych oraz obecnych
znajomo
ś
ci i przyja
ź
ni,
ż
eby sprawdzi
ć
, czy nie warto nie-których z nich odnowi
ć
albo
wzmocni
ć
. Miła kole
ż
anka szkolna ma dwójk
ę
małych dzieci i nie chcesz sprawia
ć
jej
dodatkowych kłopotów? Ale
ż
nie-wykluczone,
ż
e ona marzy,
ż
eby kto
ś
wpadł do niej
pogada
ć
. U kuzyna, którego lubisz, nie byłe
ś
ju
ż
trzy lata i czujesz si
ę
nie
w porz
ą
dku? Całkiem mo
ż
liwe,
ż
e jemu te
ż
jest przykro,
ż
e si
ę
nie widujecie. Ch
ę
tnie
zaprosiłby
ś
na imieniny par
ę
osób z pracy, ale nie ma takiego zwyczaju. To dlaczego
Ty nie miałby
ś
go wprowadzi
ć
?
Rozejrzyj si
ę
, popróbuj, włó
ż
w to troch
ę
wysiłku. Nastaw si
ę
,
ż
e nie wszystkie
próby pójd
ą
Ci równie dobrze, pewnie si
ę
zdarzy par
ę
niewypałów. Cała sztuka
polega na stworzeniu sobie mo
ż
liwo
ś
ci wyboru, bo przecie
ż
wida
ć
, kogo Twoja
obecno
ść
cieszy, a komu ci
ąż
y. Tylko pami
ę
taj,
ż
e inni te
ż
mog
ą
mie
ć
kompleksy,
wi
ę
c musisz zdoby
ć
si
ę
na troch
ę
inicjatywy: zapyta
ć
, czy mo
ż
esz wpa
ść
,
zaproponowa
ć
kaw
ę
u siebie, zaprosi
ć
na spacer.
Jest tutaj jeszcze jedna wa
ż
na rzecz: nie tylko nie rób drugiemu, co Tobie
niemiło, ale i odwrotnie - rób to, co byłoby miłe dla Ciebie. Chcesz,
ż
eby kto
ś
był
z Tob
ą
szczery i otwarty, wi
ę
c pierwszy zdob
ą
d
ź
si
ę
na szczero
ść
. Chcesz,
ż
eby Ci
ę
wysłuchał, wi
ę
c zacznij od uwa
ż
nego słuchania. Chcesz usłysze
ć
co
ś
ż
yczliwego
o sobie, wi
ę
c sam raz i drugi powiedz co
ś
miłego. Mo
ż
e efekty nie b
ę
d
ą
natychmiastowe, ale wkrótce przekonasz si
ę
,
ż
e to skutkuje.
Zadbaj o swoich bliskich, a oni zadbaj
ą
o ciebie Czasami trudno w to
uwierzy
ć
, zwłaszcza je
ż
eli tkwisz w mał
ż
e
ń
stwie, gdzie uczucie wygl
ą
da na mocno
ju
ż
wystygłe albo te
ż
toczy si
ę
nieustaj
ą
ca wojna; je
ś
li z rodzin
ą
czujesz si
ę
obco;
je
ż
eli Twoje dzieci s
ą
z Tob
ą
w ostrym konflikcie. Wiem to na pewno: poza
nielicznymi wyj
ą
tkami dowarto
ś
ciowanie bliskich osób zmienia sytuacj
ę
na lepsze.
Chc
ę
Ci za-proponowa
ć
par
ę
- zreszt
ą
do
ść
oczywistych - sposobów jak to robi
ć
.
Z jednym zastrze
ż
eniem:
ż
adnego fałszu, bo wtedy najbardziej finezyjne metody nie
skutkuj
ą
.
Nawet w bardzo wrogich układach s
ą
lepsze momenty, kiedy ciepło my
ś
lisz
o drugiej osobie, czujesz, jak wa
ż
na jest dla Ciebie, co
ś
Ci si
ę
szczególnie spodobało
albo Ci
ę
uj
ę
ło. Nie chodzi o manipulacj
ę
, tylko o ujawnianie pozytywnych rzeczy,
które przychodz
ą
Ci do głowy, a które dot
ą
d miałe
ś
w zwyczaju zachowywa
ć
dla
siebie.
Musz
ę
si
ę
tu pochwali
ć
najmniej pracochłonnym sukcesem, jaki odniosłam
w poradni rodzinnej. Przyszła do mnie pani po pi
ęć
dziesi
ą
tce, o do
ść
przeci
ę
tnej
powierzchowno
ś
ci i poka
ź
nej tuszy. Skar
ż
yła si
ę
,
ż
e m
ąż
zacz
ą
ł znika
ć
z domu,
prawie z ni
ą
nie rozmawia, burcz
ą
tylko na siebie i obrzucaj
ą
si
ę
pretensjami.
Doradziłam jej,
ż
eby go czasem pochwaliła, powiedziała co
ś
miłego, zatroszczyła si
ę
troch
ę
o niego (z zastrze
ż
eniem jak wy
ż
ej). Pani znikn
ę
ła i pojawiła si
ę
znowu po pół
roku, tym razem w sprawie konfliktów z dorosł
ą
córk
ą
zreszt
ą
niezbyt gł
ę
bokich. Przy
okazji opowiedziała mi o czym
ś
, co zakrawało niemal na cud: zastosowała si
ę
do
moich wskaza
ń
i m
ąż
zupełnie si
ę
odmienił. Znów przesiaduje w domu, jest grzeczny
i miły, powtarza,
ż
e j
ą
kocha, i... nosi na r
ę
kach. Mo
ż
e zechcesz skorzysta
ć
z podobnych sposobów dowarto
ś
ciowania swoich bliskich. Przede wszystkim mów
im rzeczy dobre i miłe, kiedy tylko przyjd
ą
Ci na my
ś
l. Najpierw b
ę
d
ą
mo
ż
e nieufni,
mo
ż
e pomy
ś
l
ą
,
ż
e co
ś
chcesz za to uzyska
ć
albo zatuszowa
ć
jakie
ś
swoje
przewinienie (
ż
onom w pierwszej kolejno
ś
ci przychodzi do głowy,
ż
e skoro m
ąż
jest
taki podejrzanie miły i prawi komplementy, to pewnie wykonał skok w bok). Ale po
pewnym czasie zobaczysz, jacy s
ą
uszcz
ęś
liwieni.
Drugim wa
ż
nym sposobem dowarto
ś
ciowania s
ą
ciepłe gesty. Ka
ż
dy człowiek
potrzebuje - wiesz o tym dobrze, kiedy chodzi o Ciebie, a przecie
ż
oni maj
ą
podobne
potrzeby - pogłaskania, przytulenia czy cho
ć
by przyjaznego poklepania albo wzi
ę
cia
za łokie
ć
. Boisz si
ę
tak bez okazji? Nie wiesz, jak si
ę
przełama
ć
? Mo
ż
esz jemu czy
jej oprze
ć
głow
ę
na ramieniu przy wspólnym ogl
ą
daniu telewizji albo usi
ąść
rami
ę
w rami
ę
jad
ą
c gdzie
ś
autobusem. Pomalutku, bezpiecznie.
Dobrze jest równie
ż
troch
ę
zadba
ć
o najbli
ż
szych. Przygotowa
ć
albo ku-pi
ć
co
ś
, co szczególnie lubi
ą
. Moja starsza córka za najwy
ż
szy dowód miło
ś
ci uwa
ż
a to,
ż
e czasami przynosz
ę
jej polskie „Bravo” albo inne czasopismo z rockowymi
zespołami. Warto zapewni
ć
czasami odrobin
ę
komfortu: poda
ć
gor
ą
c
ą
herbat
ę
, kiedy
wróci zzi
ę
bni
ę
ty, chocia
ż
mógłby obsłu
ż
y
ć
si
ę
sam; zaproponowa
ć
półgodzinn
ą
drzemk
ę
, kiedy ona wygl
ą
da na zm
ę
czon
ą
; je
ś
li ma smutn
ą
min
ę
, zapyta
ć
, czy
czego
ś
nie potrzebuje. My
ś
l
ę
,
ż
e bardzo wa
ż
ne jest tak
ż
e okazywanie autentycznego
zainteresowania i uwagi. Banalne „jak tam dzisiaj?” czy „jak ci poszło?” poł
ą
czone
z uwa
ż
nym spojrzeniem i gotowo
ś
ci
ą
wysłuchania odpowiedzi mo
ż
e by
ć
bardzo
przekonywaj
ą
cym sygnałem. Tak samo powiedzenie,
ż
e widzisz, w jakim nastroju
jest druga strona „Chyba ci
ę
zmartwiło to, co powiedziałem”, „Widz
ę
,
ż
e jeste
ś
dzisiaj
bardzo zdenerwowana”, „To miło,
ż
e masz taki dobry humor”.
Zdaj
ę
sobie spraw
ę
, jak trudno jest zrealizowa
ć
ka
ż
d
ą
z tych sugestii.
Zwłaszcza je
ż
eli nie masz
ż
adnego treningu czy nawyku w tej dziedzinie:
nie jeste
ś
zbyt wylewny ani „dotykalski”, mało si
ę
orientujesz w potrzebach
i upodobaniach swoich bliskich, boisz si
ę
,
ż
e odrzuc
ą
Twoj
ą
trosk
ę
i zainteresowanie.
Niemniej moim zdaniem warto zacz
ąć
, bo cz
ę
sto nawet drobna zmiana wystarczy,
ż
eby uruchomi
ć
proces „ocieplania” całego układu. Inaczej mówi
ą
c, jest spora
szansa,
ż
e je
ś
li zrobisz pierwszy krok czy raczej par
ę
kroków,
ż
eby dowarto
ś
ciowa
ć
najbli
ż
szych, to po pewnym czasie oni zaczn
ą
odpowiada
ć
tym samym.
Co to znaczy „kocha
ć
siebie”?
Wszystko, o czym mówiłam w tym rozdziale zmierzało do jednego celu:
ż
e-by
ś
si
ę
zapoznał z paroma sposobami zmiany własnej samooceny na lepsz
ą
.
ś
eby
poprawiło si
ę
Twoje nastawienie do siebie samego czyli
ż
eby
ś
bar-dziej siebie polubił
czy nawet pokochał.
Cytowana tu niedawno Sondra Ray pisze, i
ż
ludzie cz
ę
sto tak
ź
le o sobie
my
ś
l
ą
,
ż
e nawet nie rozumiej
ą
, na czym ma polega
ć
taka miło
ść
do samego siebie.
I proponuje swoje rozumienie:
Kocha
ć
siebie to chwali
ć
siebie i werbalnie wyra
ż
a
ć
dla siebie uznanie.
Kocha
ć
siebie to akceptowa
ć
wszystkie swoje działania.
Kocha
ć
siebie to mie
ć
zaufanie do swoich mo
ż
liwo
ś
ci.
Kocha
ć
siebie to sprawia
ć
sobie przyjemno
ść
bez poczucia winy.
Kocha
ć
siebie to kocha
ć
swoje ciało i zachwyca
ć
si
ę
swoim pi
ę
knem. Kocha
ć
siebie to dawa
ć
sobie to, czego pragniesz z poczuciem,
ż
e na to zasługujesz.
Kocha
ć
siebie to pozwala
ć
sobie na wygrywanie. Kocha
ć
siebie to dopuszcza
ć
do siebie innych zamiast godzi
ć
si
ę
na samotno
ść
.
Kocha
ć
siebie to kierowa
ć
si
ę
własn
ą
intuicj
ą
.
Kocha
ć
siebie to odpowiedzialnie tworzy
ć
swoje własne zasady.
Kocha
ć
siebie to dostrzega
ć
własn
ą
doskonało
ść
.
Kocha
ć
siebie to sobie przypisywa
ć
zasługi za to, co si
ę
zrobiło.
Kocha
ć
siebie to otacza
ć
si
ę
pi
ę
knem.
Kocha
ć
siebie to pozwoli
ć
sobie na zamo
ż
no
ść
zamiast
ż
y
ć
w biedzie.
Kocha
ć
siebie to otoczy
ć
si
ę
mnóstwem przyjaciół.
Kocha
ć
siebie to nagradza
ć
si
ę
i nigdy si
ę
nie karci
ć
.
Kocha
ć
siebie to mie
ć
do siebie zaufanie.
Kocha
ć
siebie to karmi
ć
si
ę
dobrym po
ż
ywieniem i dobrymi my
ś
lami.
Kocha
ć
siebie to otacza
ć
si
ę
lud
ź
mi, których obecno
ść
ci słu
ż
y.
Kocha
ć
siebie to czerpa
ć
rado
ść
z aktywno
ś
ci seksualnej.
Kocha
ć
siebie to cz
ę
sto dawa
ć
sobie robi
ć
masa
ż
.
Kocha
ć
siebie to uwa
ż
a
ć
siebie za równego innym.
Kocha
ć
siebie to wybacza
ć
sobie.
Kocha
ć
siebie to pozwala
ć
na czuło
ść
.
Kocha
ć
siebie to by
ć
dla siebie autorytetem zamiast cedowa
ć
to na kogo
innego.
Kocha
ć
siebie to rozwija
ć
swoje twórcze impulsy.
Kocha
ć
siebie to cały czas dobrze si
ę
bawi
ć
.
Kocha
ć
siebie to przemawia
ć
do siebie naprawd
ę
łagodnie i czule.
Kocha
ć
siebie to sta
ć
si
ę
własnym, akceptuj
ą
cym rodzicem wewn
ę
trznym.
Gdyby
ś
do tego momentu jeszcze nie wiedział jak zabra
ć
si
ę
do kochania siebie
samego, masz tu prawdziw
ą
kopalni
ę
pomysłów.
Mo
ż
e by
ć
inaczej Niew
ą
tpliwie byłoby lepiej, gdyby
ś
wiat był inaczej
urz
ą
dzony: gdyby
ś
był otoczony wył
ą
cznie
ż
yczliwymi lud
ź
mi, pomocnymi
i wspieraj
ą
cymi, pełnymi uznania dla Twoich zalet i uroków, ale te
ż
wyrozumienia dla
słabo
ś
ci i felerów. Pomy
ś
lałam,
ż
e na koniec mogłabym Ci
ę
zach
ę
ci
ć
do tego,
ż
eby
ś
nie czekał, a
ż
tak b
ę
dzie, tylko zabrał si
ę
do zmieniania
ś
wiata - zacz
ą
ł traktowa
ć
innych tak, jak sam chciałby
ś
by
ć
traktowany. Mo
ż
esz zacz
ąć
od siebie i swoich
najbli
ż
szych, swojego miejsca pracy czy nauki.
ś
e nic Ci nie wyjdzie w pojedynk
ę
?
Dookoła masz pełno sojuszników, chocia
ż
zapewne oni sami jeszcze o tym nie
wiedz
ą
. Kto mo
ż
e by
ć
Twoim sprzymierze
ń
cem? Ka
ż
dy. Przecie
ż
wszyscy -
podobnie jak Ty - marz
ą
o tym,
ż
eby przesta
ć
si
ę
chowa
ć
i odgradza
ć
od innych,
ż
eby spotyka
ć
si
ę
z akceptacj
ą
i miło
ś
ci
ą
. Tylko
ż
e kto
ś
musi zacz
ąć
i nie ma
ż
adnego powodu,
ż
eby
ś
to nie był Ty.
Jak ju
ż
mówiłam, próbuj
ę
co
ś
robi
ć
na tym polu od kilkunastu lat i mam
poczucie,
ż
e moje starania nie id
ą
na marne. Wiem te
ż
,
ż
e jestem jedn
ą
z wielu
osób, które działaj
ą
w tym samym kierunku: lecz
ą
c ludzi, wychowuj
ą
c dzieci, tworz
ą
c
sztuk
ę
, wykonuj
ą
c inne zawody - robi
ą
to wszystko w taki sposób,
ż
e ka
ż
dy, kto si
ę
z nimi styka, czuje si
ę
potem lepszy i lepiej traktuje siebie i innych. Kr
ą
g si
ę
poszerza, bo kto
ś
, kto bar-dziej kocha siebie, jest te
ż
bardziej zdolny do obdarzania
miło
ś
ci
ą
innych.
Na koniec chc
ę
Ci opowiedzie
ć
bajk
ę
, któr
ą
słyszałam po raz pierwszy ponad
20 lat temu. Nie wiem, kto jest jej autorem i sk
ą
d pochodzi, ale mam nadziej
ę
,
ż
e -
jak wszystkie bajki - jest wspólnym dobrem, z którego wolno swobodnie korzysta
ć
.
Wahałam si
ę
troch
ę
, czy umie
ś
ci
ć
j
ą
tutaj, bo dotychczas opowiadałam j
ą
tylko
ludziom zaprzyja
ź
nionym i bliskim, a Ciebie przecie
ż
nie znam. Ale przypomniałam
sobie,
ż
e to nieładnie by
ć
sk
ą
pym i postanowiłam podzieli
ć
si
ę
z Tob
ą
.
Bajka o ciepłym i puchatym W pewnym mie
ś
cie wszyscy byli zdrowi
i szcz
ęś
liwi. Ka
ż
dy z jego mieszka
ń
ców, kiedy si
ę
urodził, dostawał woreczek
z Ciepłym i Puchatym, które miało to do siebie,
ż
e im wi
ę
cej rozdawało si
ę
go innym,
tym wi
ę
cej przybywało. Dlatego wszyscy swobodnie obdarowywali si
ę
nawzajem
Ciepłym i Puchatym wiedz
ą
c,
ż
e nigdy go nie zabraknie. Matki dawały Ciepłe
i Puchate dzieciom, kiedy wracały do domu;
ż
ony i m
ęż
owie wr
ę
czali je sobie na
powitanie, po powrocie z pracy, przed snem; nauczyciele rozdawali w szkole,
s
ą
siedzi na ulicy i w sklepie, znajomi przy ka
ż
dym spotkaniu; nawet gro
ź
ny szef
w pracy nierzadko si
ę
gał do swojego woreczka z Ciepłym i Puchatym. Jak ju
ż
mówiłam, nikt tam nie chorował i nie umierał, a szcz
ęś
cie i rado
ść
mieszkały we
wszystkich rodzinach.
Pewnego dnia do miasta sprowadziła si
ę
zła czarownica, która
ż
yła ze
sprzedawania ludziom leków i zakl
ęć
przeciw ró
ż
nym chorobom i nieszcz
ęś
ciom.
Szybko zrozumiała,
ż
e nic tu nie zarobi, wi
ę
c postanowiła działa
ć
. Poszła do jednej
młodej kobiety i w najgł
ę
bszej tajemnicy powiedziała jej,
ż
eby nie szafowała zbytnio
swoim Ciepłym i Puchatym, bo si
ę
sko
ń
czy, i
ż
eby uprzedziła o tym swoich bliskich.
Kobieta schowała swój woreczek gł
ę
boko na dno szafy i do tego samego namówiła
m
ęż
a i dzieci. Stopniowo wiadomo
ść
rozeszła si
ę
po całym mie
ś
cie, ludzie
poukrywali Ciepłe i Puchate, gdzie kto mógł. Wkrótce zacz
ę
ły si
ę
tam szerzy
ć
choroby i nieszcz
ęś
cia, coraz wi
ę
cej ludzi zacz
ę
ło umiera
ć
.
Czarownica z pocz
ą
tku cieszyła si
ę
bardzo: drzwi jej domu na dalekim
przedmie
ś
ciu nie zamykały si
ę
. Lecz wkrótce wyszło na jaw,
ż
e jej specyfiki nie
pomagaj
ą
i ludzie przychodzili, coraz rzadziej. Zacz
ę
ła wi
ę
c sprzedawa
ć
Zimne
i Kolczaste, co troch
ę
pomagało, bo przecie
ż
był to - wprawdzie nie najlepszy - ale
zawsze jaki
ś
kontakt. Ju
ż
nie umierali tak szybko, jednak ich
ż
ycie toczyło si
ę
w
ś
ród
chorób i nieszcz
ęść
. I byłoby tak mo
ż
e do dzi
ś
, gdyby do miasta nie przyjechała
pewna kobieta, która nie znała argumentów czarownicy. Zgodnie ze swoimi
zwyczajami zacz
ę
ła całymi gar
ś
ciami obdziela
ć
Ciepłym i Puchatym dzieci
i s
ą
siadów. Z pocz
ą
tku ludzie dziwili si
ę
i nawet nie bardzo chcieli przyjmowa
ć
- bali
si
ę
,
ż
e b
ę
d
ą
musieli odda
ć
. Ale kto by tam upilnował dzieci! Brały, cieszyły si
ę
i kiedy
ś
jedno z drugim powyci
ą
gały ze schowków swoje woreczki i znów jak dawniej
zacz
ę
ły rozdawa
ć
.
Jeszcze nie wiemy, czym si
ę
sko
ń
czy ta bajka. Jak b
ę
dzie dalej, zale
ż
y od
Ciebie.
Post scriptum Od Agnieszki i Lucyny, dwóch uroczych dziewczyn i
ś
wietnych
terapeutek dowiedziałam si
ę
, co Albert Einstein uwa
ż
ał za najwi
ę
ksze odkrycie
swego
ż
ycia. Mylisz si
ę
, je
ś
li s
ą
dzisz pochopnie,
ż
e teori
ę
wzgl
ę
dno
ś
ci. Otó
ż
pewien
dziennikarz zapytał o to wielkiego uczonego pod koniec jego
ż
ycia i usłyszał od
Einsteina: najwa
ż
niejsze, co odkryłem, to
ż
e Wszech
ś
wiat jest łaskawy Autorka,
Anna Dodziuk, od blisko 20 lat zajmuje si
ę
poradnictwem, treningiem
psychologicznym, psychoterapi
ą
oraz uczeniem pomocy psychologicznej. Pracuje
w Instytucie Psychologii Zdrowia i Trze
ź
wo
ś
ci w Warszawie, głównie z grupami
trze
ź
wych
alkoholików
i członków
ich
rodzin.
Po-przednio
w Poradni
Przedmał
ż
e
ń
skiej i Rodzinnej Towarzystwa Planowania Rodziny zajmowała si
ę
indywidualnym poradnictwem i psychoterapi
ą
dla par.
Uko
ń
czyła studia etnograficzne. Ma 45 lat, wychowuje dwie córki.