Niezwykły przelot NOLa nad Podkarpaciem
Wśród wielu obserwacji ewidentnego manifestowania się NOLi nad obszarami naszego kraju są i
takie, których świadkami były tysiące osób. 30 czerwca 1961 roku liczni mieszkańcy Warszawy i
okolic przez blisko osiem godzin obserwowali widniejący na pogodnym niebie świecący obiekt w
kształcie „piłki futbolowej”, który unosił się na wysokości około 40 km.
Nie mniej ciekawy przypadek miał miejsce 20 sierpnia 1979 roku, kiedy to od Zatoki Gdańskiej
aż po południowe kresy naszego kraju obserwowano lecące cygaro, z którego wyleciały obiekty w
kształcie kul. W latach osiemdziesiątych, a dokładnie 2 grudnia 1983 roku, doszło z kolei do
słynnego przelotu nad terytorium Polski tak zwanych „nocnych krzyżaków”.
Również nad Podkarpaciem miała miejsce osobliwa manifestacja NOLa w kształcie dużej kuli,
która przeleciała prawdopodobnie nad całym województwem podkarpackim. Było to 13 lipca 1984
roku. Przypadkiem tym zająłem się dopiero w roku 2001 po otrzymaniu od Krzysztofa Piechoty
materiałów prasowych, w których była mowa o tej obserwacji. Niestety, z powodu upływu lat
przebieg tej niezwykle interesującej obserwacji możemy poznać tylko fragmentarycznie, a wiele
danych dotyczących wyglądu obiektu pozostaje nieznanych. Z uwagi na istotne znaczenie
przytaczam fragmenty ówczesnych notatek prasowych na ten temat. Pierwsza z nich pochodzi z
Nowin (nr 178, 27 lipca 1984).
„Tajemniczy i dziwnie zachowujący się obiekt, który pojawił się na niebie w piątek 13 lipca
br. w godzinach popołudniowych wywołał duże wrażenie wśród mieszkańców naszego regionu.
Przez dłuższy czas obserwowały go tysiące ludzi, zastanawiając się, co to może być. Widoczny
był wyraźnie na czystym bezchmurnym niebie mniej więcej od godziny 16.30 do późnych
godzin wieczornych, tzn. do czasu gdy niebo zasnuły ciemne chmury, a potem rozszalała się
burza. Obiekt pojawił się nad Rzeszowem nagle i przez dłuższy czas jakby zawisł nieruchomo
nad miastem. Później zaczął się powoli przemieszczać w stronę Mielca. Jego ruchowi nie
towarzyszyły żadne odgłosy. Przesuwał się, jakby płynął po niebie. Kształtem przypominał
sporej wielkości balon, co do wyglądu i rozmiarów panują wielce rozbieżne opinie. A oto kilka
wypowiedzi naocznych świadków:
Stanisław R. – mieszkaniec Baranówki: „W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś
zwyczajny balon. Kiedy jednak zacząłem mu się przyglądać uważniej, zastanowił mnie fakt, że
obłoki płynęły po niebie, a on wisiał nieruchomo w jednym miejscu jak przyszpilony. I tak jakoś
dziwnie błyszczał w słońcu...”
Janusz B.: „Na Nowym Mieście obiekt był bardzo wyraźnie widoczny i stąd wnioskowałem,
że musi znajdować się niezbyt wysoko. Mógł mieć ze dwa, trzy metry średnicy. Doskonale
odbijał promienie słoneczne, jakby był wy polerowany lub powleczony srebrem (...) Nie
wzbudził we mnie większych emocji. Jestem przekonany że był to zwykły balon
meteorologiczny”.
Tajemniczy balon został także zauważony przez służby naziemne. Kontroler na rzeszowskim
lotnisku w Jasionce, Janusz Szpont, stwierdził, że była to jakby kula, od której odbijało się
jaskrawe światło. Orientacyjnie mogła się znajdować na wysokości około 2 000 metrów i miała
kilka metrów średnicy. W chwili obserwacji przesuwała się w kierunku Mielca. W Mielcu
dziwny balon był wyraźnie widoczny i bacznie obserwowany przez służby naziemne lotniska.
Pogoda była idealna. Pełniący wówczas służbę kierownik lotów Kazimierz Lubertowicz podaje
dane, jakie wskazywały przyrządy pomiarowe: zachmurzenie – 6/8 cumulusa, podstawa chmur –
1 800 metrów, widzialność – 20 kilometrów, wiatr – 270 stopni, prędkość wiatru – 2 m/sek.,
temperatura – 27 stopni Celsjusza, wilgotność – 59 procent, ciśnienie – 747,8 mm słupa rtęci. W
takich właśnie warunkach pilot doświadczalny inż. Henryk Bronowicki zameldował o
pojawieniu się bliżej nieokreślonego obiektu.
Obiekt ten o powierzchni kulistej i jakby powleczonej folią znajdował się na południe od
mieleckiego lotniska i przesuwał się w kierunku zachodnim. Była godzina 18.00. O godzinie
18.15, po konsultacjach z odpowiednimi służbami, postanowiono wysłać w kierunku tajemniczej
kuli samolot. Po uzgodnieniu z kierownikiem lotów Kazimierzem Lubertowiczem do
rozpoznawczego lotu na Iskrze wystartował doświadczony pilot Henryk Bronowicki. A oto jego
bezpośrednia relacja: „Po wystartowaniu wzbiłem się na wysokość 6.000 metrów i podszedłem
pod dziwny balon. Okazało się, że znajdował się znacznie wyżej, niż przypuszczaliśmy. Trudno
powiedzieć jak wysoko, ale z pewnością ponad 10.000 metrów. Przy pomocy lornetki
przyglądałem mu się uważnie przez dłuższą chwilę. Miał jakby metalizowaną powłokę, która
ładnie odbijała promienie słoneczne. Był olbrzymi i według moich przypuszczeń musiał mieć
około 25 metrów średnicy. Gdy znajdowałem się bezpośrednio pod nim, zauważyłem ciemny
punkt. Wyglądało na to, że podwieszony jest jakiś ciemny zasobnik. Balon posiadał kształt
wydłużony i wykonywał ruchy wokół własnej osi... Trudno mi powiedzieć, co to było, z
pewnością jednak nie był to balon meteorologiczny. Oczywiście nie przypuszczam też, żeby to
było UFO...”
Tyle pilot, warto jeszcze dodać, że podczas jego lotu na wieży ustawiono specjalną lornetę,
przy pomocy której samolot i niezidentyfikowany obiekt były przez cały czas obserwowane. Na
wieży ustalono, że obiekt musi mieć minimum 11 metrów średnicy. I to jest prawie wszystko, co
udało się ustalić w tej sprawie”.
Jak wynika z notatek prasowych, dziwny obiekt był widoczny nad Rzeszowem i Mielcem, ale nie
tylko, bo jak się okazało, prawdopodobnie ten sam obiekt obserwowano w Przemyślu i jego
okolicach, o czym donosi Kurier Polski (nr 152,4-6 sierpnia 1984).
„Otóż Andrzej W., pracownik Urzędu Celnego, i Andrzej S. z Prokuratury Rejonowej, obaj z
Przemyśla, wracając z pracy w dniu 13 lipca br. o godzinie 16.05 spostrzegli nad osiedlem W.
Pstrowskiego dziwny obiekt. Prawie nad ich głowami tkwiło coś w rodzaju krążka lub kuli o
wielości dwuzłotowej monety. A chociaż niebo tego dnia było zamglone, światło promieniujące
z obiektu było znacznie słabsze od światła słonecznego, ale... o niemal białej barwie. Kula
pozostawała nieruchomo przez ok. 3 minuty i zniknęła nie pozostawiając żadnego śladu”.
Podobny obiekt obserwowało wielu mieszkańców Przemyśla i Lubiatowa od godziny 15.00. Jak
się wkrótce okazało, media szybko wyjaśniły tę zagadkę, którą miał być balon szpiegowski do
przenoszenia ulotek lub sonda meteorologiczna, która zawędrowała do Polski z Czechosłowacji. Po
latach zacząłem analizować z Grzegorzem Dawidem tę sprawę i po jej rejestracji okazało się, że nie
mógł to być żaden balon!
Skontaktowałem się z wiarygodnymi świadkami tamtych wydarzeń, Kazimierzem
Lubertowiczem, który pełnił wówczas funkcję kierownika lotów, oraz z pilotem Henrykiem
Bronowickim. Z ich relacji wynika jednoznacznie, że nie był to balon, jak sugerowały gazety. Po
dostrzeżeniu obiektu około godziny 18.00 z wieży lotniska K. Lubertowicz skontaktował się
wówczas z odpowiednimi służbami, ponieważ w rejonie lotniska wstrzymano ruch lotniczy w
obawie o bezpieczeństwo lotów. Podobnie było w Jasionce. Służba krajowego ruchu powietrznego
nie stwierdziła wypuszczenia w atmosferę balonu meteorologicznego. Najciekawsze jednak było to,
że stacja radiolokacyjna w Sandomierzu nie zarejestrowała obecności tego obiektu na niebie. Obiekt
przez cały czas tkwił nieruchomo na znacznej wysokości w kierunku południowym, odbijając od
siebie srebrzyste światło. Jego wielkość była porównywalna z Księżycem w pełni.
Około godziny 18.00 na lotnisko przyjechał do pracy pilot Henryk Bronowicki, który powiedział:
„Gdy przyjechałem na lotnisko, zobaczyłem wielu pracowników lotniska patrzących wysoko
w niebo. Gdy wysiadłem z samochodu i spojrzałem w górę, zobaczyłem wysoko na niebie
dziwną srebrzystą kulę dużych rozmiarów wiszącą nieruchomo w powietrzu. Tego dnia miałem
odbyć z kolegą lot na Iskrze w okolice Niska, Leżajska i Rzeszowa. Podczas powrotu w rejon
lotniska w Mielcu kierownik lotów, Kazimierz Lubertowicz, po upewnieniu się, ile mam jeszcze
paliwa, poprosił, abym podleciał w stronę tego tajemniczego obiektu i sprawdził, co to jest. W
czasie lotu stacja radiolokacyjna z Sandomierza miała na radarze echo Iskry, ale nie rejestrowała
w dalszym ciągu obecności dziwnej kuli. Podlatując coraz bliżej kuli, stwierdziłem, że nie jest to
balon meteorologiczny. Wysokość, na jakiej byłem, wynosiła 7.500 metrów, a nie mieliśmy ze
sobą masek tlenowych, ponieważ nie sądziliśmy, iż będziemy lecieć tak wysoko. Najdziwniejsze
było to, że obiekt wyraźnie się od nas oddalał, zwiększając dystans, to znaczy wzbijał się szybko
w górę, podczas gdy nasz samolot leciał z prędkością 280-300 km/h. Po pewnym czasie
odpuściliśmy sobie i zeszliśmy na mniejszą wysokość i, co ciekawe, obiekt także obniżył swój
lot i wrócił na swoje poprzednie miejsce. Jeszcze raz ponowiliśmy próbę zbliżenia się do
obiektu, ale bez rezultatu, ponieważ obiekt znów zaczął przed nami uciekać. Prawdopodobnie
znajdował się na wysokości ponad 10.000 metrów!
Po kilku minutach wróciliśmy na lotnisko, gdzie wszyscy byli podenerwowani, ponieważ
obiekt znów obniżył lot i zawisł nieruchomo, mimo wiatru, który dął z zachodu i przesuwał
chmury z nadciągającą burzą w naszym kierunku...”
Jak podaje Głos Załogi (nr 30, 30 lipca 1984), obiekt obserwowany był także przez wielu
mieszkańców Mielca.
„Przebywałem wówczas jak wielu w swoim ogrodzie. Wtedy właśnie moją uwagę przykuł
jasny szczegół na czystej jeszcze części nieba. Wyglądało to jak bańka mydlana, od której
odbijały się promienie skłaniającego się ku zachodowi słońca. Spostrzegliśmy, że ta prawie
przezroczysta kula nie przemieszcza się pomimo dość silnego wiatru. Duża odległość od ziemi
świadczyła o pokaźnych rozmiarach obiektu. Spojrzałem na zegarek, była godzina 19.40. Nasze
domniemania ograniczyły się do stwierdzenia, że jest to balon meteorologiczny, lecz
zafascynowany kulą mój 8-letni syn rzucił w naszą stronę: „To jest UFO”. Oczywiście
skwitowaliśmy jego słowa uśmieszkami i zajęliśmy się swoją robotą. Dobre pół godziny potem
zacząłem zastanawiać się, czy to możliwe, żeby nasz domniemany balon meteo nie poruszał się
tak długo przy wzmagającym się wietrze? Z tego samego miejsca, z którego zauważyliśmy kulę,
ustaliłem, że jednak przesunęła się ona, jednak nie w naszą stronę, jak mógł na to wskazywać
kierunek wiatru, tylko prostopadle do niego i to tylko kilka stopni na zachód. Nad nami – a pod
nadal wiszącą kulą – przeleciał samolot pasażerski i można było wtedy przekonać się, jaka była
ona wielka. Od żony która przyszła po syna dowiedziałem się, że na naszym osiedlu
(Krasickiego) ludzie oglądali to zjawisko przez lornetki. Po wpół do dziewiątej zachmurzyło się
na dobre i tajemniczej kuli nie było już widać”.
Dziwnym trafem również ja miałem okazję obserwować ten dziwny obiekt razem z kilkoma
osobami. W tym dniu wyjechałem w godzinach popołudniowych z rodzicami i znajomą na grzyby
w okolice Blizny. Po wyjściu z lasu wracaliśmy w stronę samochodu i wówczas mój ojciec
dostrzegł, że między prześwitami koron drzew na niebie leci powoli jakiś błyszczący okrągły
obiekt. Ojciec powiedział, że to pewnie balon. Kula leciała w samym zenicie w kierunku północno-
zachodnim, kierując się w stronę Mielca. Wielkość obiektu była zbliżona do dziesięciogroszówki
widzianej z odległości około 1 metra. Obserwacja trwała blisko 5 minut.
Podobny obiekt widziano również w Ropczycach, gdzie świadkowie do obserwacji użyli lunety.
Obserwowany przez nich obiekt był bardzo błyszczący i jakby wydłużony. Pod spodem posiadał
ciemny punkt, który sprawiał wrażenie, że się rusza. Po około 15 minutach obiekt zniknął bez śladu
na niebie. Niestety, nie wiadomo, czy był tym samym obiektem, który widziano w Rzeszowie i
Mielcu, ponieważ nie zgadzają się kierunki, z jakich go obserwowano.
Obiekt widziany nad Mielcem przemieścił się najprawdopodobniej w kierunku Tarnowa, gdzie
został zauważony przez wielu mieszkańców miasta i okolic. Było to około godziny 20.15. Według
relacji świadków obiekt pojawił się nagle, odbijając jaskrawe światło. Kula miała wielkość słońca i
otoczona była dodatkowo świetlistym kręgiem. Dziennik Polski (nr 169, 19 lipca 1984) podał, co
następuje:
„Przez kilkadziesiąt minut setki osób widziały jasno świecącą kulę wielkości słońca
zawieszoną nieruchomo w północnej części nieba. Zjawisko wywołało duże poruszenie w
mieście i okolicach. Początkowo nieruchoma kula przemieściła się nagle z niezwykłą szybkością,
ginąc niespodziewanie za linią horyzontu. [...] Zagadka została wreszcie wyjaśniona za sprawą
jednego z mieszkańców Tarnowa. Znalazł on otóż zawieszoną na drzewie... sondę
meteorologiczną sporej wielkości – balon używany do badania stanów atmosfery. Sonda wysłana
została prawdopodobnie z terytorium Czechosłowacji i zawędrowała w rejon Tarnowa. Jest to
niezwykle rzadki przypadek, aby sonda tego typu zawędrowała akurat w ten region”.
I cała sprawa jest wyjaśniona! Czy jednak na pewno? Z notatki prasowej wynika, że był to balon,
który spadł na ziemię, jednakże jej uważna lektura prowadzi do wniosku, że nie może chodzić o ten
sam obiekt, który został zauważony nad miastem, ponieważ obiekt gwałtownie przemieścił się z
dużą prędkością w kierunku północno-zachodnim, znikając na horyzoncie. Dodam, że balony nie są
w stanie wisieć nieruchomo w miejscu przy wiejącym jak wtedy wietrze z zachodu, a następnie
odlecieć z dużą szybkością, znikając na horyzoncie.
Wszystko to oznacza, że obserwacje w Przemyślu, Rzeszowie, Mielcu i Tarnowie dotyczą tego
samego obiektu, który pojawiał się nad większymi miastami. Co ciekawe, kierunek lotu obiektu z
Przemyśla pokrywa się w linii prostej z Rzeszowem i Mielcem.
Wygląda też na to, że przypuszczalnie zdawano sobie sprawę, z czym naprawdę miano do
czynienia, a wyjaśnienie mówiące, że był to balon, było jedynie „zasłoną dymną” mającą ukryć
rzeczywiste, acz dla wielu niezrozumiałe wydarzenia. Nie wyobrażam sobie, żeby w czasach, w
których na każdym kroku znajdowano wrogów ludu pracującego, nie zestrzelono tajemniczego
balonu, który przeleciał nad całym obecnym województwem podkarpackim i częściowo małopol-
skim (Tarnów).
Podane informacje oraz relacje świadków potwierdzają przypuszczenie, że to nie było żadne
znane nam ziemskie urządzenie. Obserwacja i pościg pilota H. Bronowickiego również potwierdza,
że nie mogło tu chodzić o balon, który przy każdej próbie podejścia do niego przyspieszał i oddalał
się od samolotu, a po jego oddaleniu się ponownie obniżał pułap. Oznacza to, że kula zachowywała
się w sposób inteligentny, bawiąc się z pilotami w kotka i myszkę. Co więcej, z relacji świadków
wynika, że obiekt musiał mieć znacznie większe rozmiary od jakiegokolwiek balonu
meteorologicznego.
Warto dodać także, że po przelocie tajemniczego obiektu miały miejsce wyjątkowo silne burze.
Tak było chociażby w Mielcu i Tarnowie, gdzie w dwie godziny po obserwacji kuli na niebie
rozpętała się gwałtowna burza z silnymi wyładowaniami atmosferycznymi i opadami gradu. Burza
aż dwukrotnie wracała nad Tarnów. Cztery dni później przez Tarnów i okolicę przetoczyła się
potężna trąba powietrzna, powodując wiele zniszczeń. Podobnie było także 30 czerwca 1961 roku w
Warszawie, gdzie po obserwacji NOLa pogoda zupełnie oszalała.
Obserwacja z lipca 1984 roku nie była pierwszą, podczas której zaobserwowany obiekt był
widoczny przez wiele godzin i dużą grupę osób. Rok wcześniej, latem 1983 roku, zaobserwowano
dziwny obiekt w kształcie srebrzystego cygara, który tkwił nieruchomo w miejscu przez blisko 10
godzin mimo wiejącego wiatru. Obiekt był obserwowany przez wiele osób w Rzeszowie ze stacji
PKP, a także w okolicach Rzeszowa. Niestety, niewiele wiemy na temat tej niezmiernie ciekawej
obserwacji, ponieważ nie znamy świadków tego zdarzenia.
Nieznany Świat (nr 87, 1998) zamieścił krótki opis tej obserwacji sporządzony przez jej świadka,
Klemensa Marcusa, którego prosimy o skontaktowanie się z nami. Ta prośba dotyczy także innych
świadków tej obserwacji.
Chciałbym jeszcze na koniec wrócić na chwilę do obserwacji z lipca 1984 roku, albowiem
uważam, iż relacje dwóch świadków, Kazimierza Lubertowicza i Henryka Bronowickiego, są
niezwykle ważne. W rozmowie ze mną obaj stwierdzili, że nie był to balon meteorologiczny, jak
sugerowały gazety. Co istotne, nie za każdym razem wysyła się samoloty w kierunku balonów
meteorologicznych, których wygląd i zachowanie było doskonale znane, zarówno kierownikowi
lotów, K. Lubertowiczowi, jak i pilotowi H. Bronowickiemu. Właśnie z tego powodu uważam
relacje tych dwóch osób za kluczowe i wiarygodne, rozstrzygają one bowiem moim zdaniem spór o
to, czym był, a właściwie nie był, obserwowany pamiętnego lipcowego dnia 1984 roku obiekt.
Autor: Arkadiusz Miazga
Magazyn UFO NR 2 (50) IV-VI 2002