ROZDZIAŁ VI :
ZAGINIONE DZIECKO I CUDZOŁÓSTWO
- Edward, dziękuję, że przyszedłeś tu ze mną - powiedziała Rosalie, spoglądając na swój brzuch i
marszcząc nos. - Naprawdę. Wiem, że zawsze na ciebie wrzeszczę i takie tam, ale myślę, że nie
jesteś taki zły. Ty naprawdę jesteś dziwny. Patrz, na przykład teraz. Co ty wyprawiasz?
- Co? - On nie zwracał na nią uwagi. Udało nam się ukraść Jasperowi duże, stare słuchawki Sony,
ponieważ Edward powiedział coś o słuchaniu przez niemowlęta muzyki i starał się nakłonić ją do
noszenia ich na brzuchu. Patrzyłam na niego, ponieważ właśnie włączył swojego iPoda i usiadł
obok niej.
- W porządku, co mówiłaś? - Edward spojrzał na Rosalie, a ona uniosła głowę wzdychając.
- Szkoła rodzenia. Dzięki że przyszedłeś.
- Nie ma problemu – odpowiedział.
Śmiałam się z tego siedząc na innej kanapie, ponieważ tych dwoje rozmawiało i to dosłownie
przechodziło ludzkie pojęcie. Tylko dlatego, że było mu jej żal, Edward przyszedł na te głupie
zajęcia.. Ponieważ tak mocno płakała w jego kondo, że aż pies dostał drgawek. Ten głupi pies był
jego nowym najlepszym przyjacielem.
Mieliśmy mały incydent na ostatnich zajęciach. Okazało się, iż instruktor miał mały problem z
dekoracjami Edwarda Juniora. Nawrzeszczał na naszą czwórkę przy wszystkich parach w czasie
kąpieli. Kiedy wyszliśmy, ja i Emmett powiedzieliśmy Rosalie, że nigdy tam nie wrócimy, bo
gdyby tak się stało, niewątpliwie umarlibyśmy ze wstydu.
Oczywiście Edward miał to gdzieś i się nie przejmował. I szczerze, myślę iż podobały mu się te
głupie zajęcia. Powiedział, że są ekscytujące. Wytłumaczyłam mu, że takie rzeczy jak spływ
kajakiem, czy odwiedzenie Wielkiego Kanionu byłoby ekscytujące, a nie uczenie się jak czysta
pielucha zapełnia się kupą. Na ten temat mieliśmy jednak ciągle odmienne zdanie.
Najwyraźniej tydzień wcześniej powiedziano nam, że mamy nie przynosić dzieci na następne
zajęcia i tak skończyło się na pewnego rodzaju zajęciach z oddychania, więc Rosalie wpadła w
histerię, bo Emmetta tam nie było. Musimy poważnie porozmawiać z tym palantem odnośnie tego,
co on robi.
- Dlaczego te słuchawki są na moim brzuchu?
- Ponieważ dziecko słyszy. I chce, żeby mój bratanek, bratanica czy cokolwiek innego, miało dobry
gust muzyczny, gdy się urodzi. - Mówiąc to, Edward wciskał na jej brzuch słuchawki. - To bardzo
trudne - powiedział do siebie.
Spojrzała na mnie, marszcząc brwi, po czym zamknęła oczy.
- Obudzisz mnie za godzinę? Muszę iść na kolację z Emmettem i skopać mu tyłek.
- Uch... Jasne – odparłam, wstając z kanapy. Edward przyszedł za mną do kuchni.
- Chcesz wyjść coś zjeść? Ja stawiam – rzekł, wpisując hasło do krzyżówki, która leżała od samego
rana po lewej stronie stołu.
- Jasne, gdzie chcesz iść?
- Uch, mam sześć dolarów, dlatego możemy iść na kolację, dostać wodę i podzielić się
kubkiem sałatki. - Popatrzyłam na niego tępo.
- Spadaj!
- Żartuję - powiedział, idąc w kierunku drzwi.
- Czy możecie oboje się zamknąć? - krzyknęła Rosalie z salonu.
- Dobra, chodźmy stąd. Ona jest strasznie zrzędliwa, kiedy wstaje - powiedziałam, podążając za
Edwardem.
- Słyszałem, że to suka.
Dolegliwości ciążowe Roaslie stały się naprawdę nie do wytrzymania.
Po drodze, Edward i ja zdecydowaliśmy się na kawę zamiast kolacji. To znaczy, ja zdecydowałam
się na kawę, a jego hipisowska dupa na makrobiotyczną herbatę. Nawet nie pytajcie. Co ciekawe,
Edward wyjawił mi, że Emmett zamierza iść ze żmijowatą Rosalie na kolację z nim i jego
rodzicami jeszcze w tym tygodniu. Ponieważ z jakiegoś nieznanego powodu, Emmett musiał
powiedzieć im, że jego dziewczyna jest w ciąży i za cztery miesiące urodzi. Tak, ona była w piątym
miesiącu ciąży, a on do tej pory się nie wygadał. Błagałam Edwarda, by pozwolił mi się przyłączyć,
ponieważ to całe gówno mogło być epickie. Oczywiście odmówił, nie widząc w tym zabawy.
Myślę, że właściwym słowem, które pasowałoby do określenia mojego śmiechu to nikczemny.
Oboje relaksowaliśmy się stojąc właśnie przy stoliku do kawy. Nabijałam się z włosów i okularów
Edwarda, kiedy nagle mój telefon zaczął dzwonić. Rosalie. Całkowicie zapomniałam o tym, że
miałam ją obudzić. Cholera!
Odebrałam, spodziewając się najgorszej reprymendy, jednak natychmiast poczułam ulgę, gdyż na
linii był tylko Jasper.
- Hej, Bella. Uch, czy jest z tobą Edward?
- Tak.
- Um, dobrze. Mamy tutaj drobny kryzys. Rosalie mówi, że chce... Rosalie, jak to się nazywa? –
Usłyszałam, jak krzyknęła coś z daleka.
- Hummus* - powiedziałem jej, iż nie wiem, co to, do kurwy, jest hummus i nie wiem, gdzie to
znaleźć, a ona na to, że masz zapytać Edwarda.
Westchnęłam, marszcząc brwi.
- Hummus. Rozumiem. Co z tym kryzysem? - W tle było słychać wrzaski. Emmett i Rosalie
chodzili tam i z powrotem. Zrozumiałam takie zwroty jak niekompetentne pieprzenie,
psychopatyczna harpia i pełen areszt.
Biedny Jasper.
- Zobaczysz, jak się tu pojawisz. - Rosalie wyrwała mu słuchawkę, mówiąc coś jeszcze.
- Rodzynki w rumie i lody też - powiedział.
- Rodzynki w rumie. Obrzydlistwo, ale rozumiem.
- Dzięki. Pospiesz się i mnie stąd zabierz. Właściwie chciałbym już wrócić do domu i odpocząć.
Może szalony Emmett odpoczywa przy Guitar Hero, a twoja przyjaciółka ciągle za mną łazi jak
Egzorcysta.
- Nie rozumiem tego! - Rosalie zaczęła wrzeszczeć na niego w tle.
- Rozłączam się, Jasper. Bądź silny.
Wrzuciłam swój telefon z powrotem do torby, zanim poszłam po to dziwne jedzenie, o które
prosiła.
Najwidoczniej, byłam, kurwa, chłopcem na posyłki czy coś. Rzeczywiście, Edward doskonale
wiedział, gdzie znaleźć hummus. Nic dziwnego.
Niepewnie wracaliśmy do kondo, gdzie wrzaski było słychać aż na zewnątrz.
- Musisz uspokoić swoją koleżankę - powiedział do mnie Edward.
- Pies prawdopodobnie sika sam na siebie, albo ma już tętniaka. I nie możemy dostać kolejnej
skargi z powodu tego hałasu w tym miesiącu, bo wpadniemy w kłopoty. Wcześniejsze dwie w tym
miesiącu zdobyliśmy również dzięki wrzaskom Rosalie.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg drzwi, coś przeleciało koło mojej głowy i zatrzymało się na
plecach Emmetta.
- Rosalie! Przysięgam na Boga, gdybyś nie była w ciąży, uderzyłbym cię, suko, tak że
przeleciałabyś przez cały pokój.
- Tak, więc gdybym nie była w ciąży, ściągnęłabym ten worek i wlała nim tobie! Właściwie to
mogę to zrobić w każdej chwili!
Edward i ja staliśmy nieruchomo w holu, bojąc się o własne życie. Jasper siedział na kanapie w
salonie z szeroko otwartymi oczami. Uchylał się za każdym razem, gdy Rosalie rzucała w Emmetta
jakimiś rzeczami, które później okazały się być butem, butelką po piwie, czy ramą obrazu.
- Um - Edward praktycznie przerwał rzucanie. - Mam twoje hummus. - Podniósł ostrożnie worek i
Rosalie uśmiechnęła się ironicznie.
- Edward, o ile się nie mylę niemożliwe jest, by dziecko było w torbie, nie chcę tego!
Emmett miał zgubić dziecko. Niezłe gówno.
Edward wzruszył ramionami i wystawił rękę dalej.
- Twoje lody są tutaj.
Rosalie zmrużyła oczy, upuszczając podręcznik trzymany w ręce, który był jej kolejną
przygotowaną bronią, a następnie przechwyciła z rąk Edwarda reklamówkę, wznawiając swój
wrzask.
Edward bezgłośnie powiedział do Jaspera „przepraszam” i nasza dwójka uciekła schodami do jego
pokoju.
Zamknął za nami drzwi i zdjął okulary. Rzucił je na biurko, siadając na łóżku i poklepując miejsce
obok, bym do niego dołączyła. Wyglądał tak zajebiście seksownie. Jego włosy były w nieładzie.
Oparł się na łokciach, lekko odchylając do tyłu, dzięki czemu jego koszulka podjechała trochę do
góry, dlatego mogłam zobaczyć jego bokserki i ochhhh. Mięśnie miał napięte, a te jego cudaczne
tatuaże i, cholera, ten spokojny, opanowany skurwysyn mówił tym swoim uśmiechem „chodź tu i
pieprz mnie”, bo widział, jak na niego patrzę.
Zachowaj spokój, Bello.
- Więc – wydusiłam, skrzecząc, gdyż moje pożądanie stało się niezwyciężone i wypełniło gardło. -
Jak sądzisz, co twoi rodzice zrobią?
Edward otworzył usta w celu odpowiedzenia mi, jednak to nie miało już żadnego znaczenia, bo mój
język był w nich zanim zdążył coś powiedzieć. Pragnęłam tego artysty, łajdaka i chciałam go mieć
teraz. Wiedziałam też, że to gówno będzie prawdopodobnie równie niesamowite jak to. On
wydawał się być typem faceta, który siedział w Barnes & Noble i czytał w sekcji erotycznej książkę
typu Kamasutra.
Dla mnie to było zdzirowate, że chce zerwać ciuchy z tego faceta, którego pocałowałam zaledwie
dwa razy. Tak. Prawdopodobnie. I to nie była nawet połowa tego, co chciałam z nim zrobić.
Edward w każdym razie był niekonwencjonalny. Prawdopodobnie nie myślał o mnie w połowie tak
jak ja o nim. Gdybym jednak miała pazury, jego ubrania byłyby w strzępach, a ja wskoczyłabym na
jego przebitego członka bez żadnego ostrzeżenia. Zmusiłam samą siebie do zachowania odrobiny
klasy i w efekcie pozostawiłam sprawy w jego rękach. Za pomocą lewej ręki pozwoliłam mu zdjąć
moją koszulkę i denerwowałam się tak mocno, jak tylko człowiek potrafi. Zrozumiał aluzję.
Edward był dobry w całowaniu. Tak dobrze całował, że faktycznie na krótką chwilę oderwał mnie
od mojego krótkoterminowego celu, którym było namówienie go do nadziania się na niego. Usta
miał bardzo miękkie i gorące, właśnie wyczyniał tą szaloną rzecz z językiem i, jasna cholera,
przeniósł się na moją szyję a później na ramiona. Myślę że Rosalie rzuciła właśnie czymś ciężkim
w Emmetta. Wtedy jego usta były przy mojej klatce piersiowej, palcami odchylił miseczkę stanika,
jego język lizał miejsce wokół sutka, jasna cholera.
Nie dałam rady wytrzymać więcej. Sięgnęłam do jego pleców i szarpnięciem zdjęłam mu koszulkę
przez głowę, potem pchnęła jego ramiona do tyłu, kładąc go tym samym płasko na łóżku i
wróciłam do poprzedniej pozycji, tak bym mogła dostać się do jego rozporka. On po prostu tam
leżał w rodzaju jakiegoś szoku i obserwował moją walkę z guzikami.
- Uch, Bella.
- Zamknij się. Muszę je zdjąć. Chcę go zobaczyć, teraz. - Zmarszczył brwi.
- Zobaczyć co?
- Piercing!
Odrzucił głowę do tyłu i zaczął się śmiać.
- Och... Okay. Jeśli nalegasz.
Edward rozpiął zatrzask guzika, rozporek i opadł na łokcie, patrząc na mnie. Wtedy byłam trochę
przestraszona. Bo co jeśli to było całe zielone, obślizgłe, czy jeszcze bardziej nieprzyzwoite w
stylu, to wtedy wszystkie moje sny i fantazje z Edwardem jako wibratorem, okazałyby się klapą?
Nie wiem, czy będę w stanie sobie z tym poradzić.
Nie. Edward nie będzie obślizgły. Był dziwny, jednak czysty. Pachniał jak szampon i drzewa. Nie
tego typu drzewa, tylko te normalne jak w parku. Stawiłam temu czoła i przeszłam do ataku.
Palce owinęłam wokół paska jego bokserek, zacisnęłam powieki, pociągnęłam i...
Ach.
To było zdecydowanie… inne. Jednak nie tak zupełnie złe, jak się spodziewałam. Fiut Edwarda był
wspaniały, z drugiej jednak strony... to była inna historia.
- Czy mogę go dotknąć? - zapytałam, ponieważ dla mnie było to coś nowego i nie wiedziałam, czy
jakiekolwiek pytanie o piercing nie było wtykaniem nosa w nie swoje sprawy.
- Jedynie swoim językiem – odpowiedział, mrugając. Och, nie martw się, Edwardzie. Będę
dotykała go wkrótce znacznie więcej niż tylko językiem. Będę dotykała go moimi wargami
sromowymi. Boże, jestem sprośna.
Złapałam jego trzonek i rozpoczęłam prace badawcze srebrnej małej przeszkody.
- Dlaczego masz coś takiego?
- Uch, a dlaczego nie? - Popatrzył na mnie tak, jakbym była jakimś zabójcą.
- Wygląda boleśnie.
- Tak, cóż ale nie jest, to przyjemne. Tylko poczekaj, aż będzie w tobie. Wtedy nie będziesz
zadawała tych głupich pytań.
Edward mówił cholernie pociągające świństwa, doprowadzając do tego, że byłam mokra.
Zdecydowałam się obdarować go małą przyjemnością jako pierwsza, tak więc przeniosłam głowę w
jego kolana i miałam zejść na dół, kiedy zdałam sobie sprawę, iż nie wiem, co, kurwa, powinnam
robić z tą rzeczą. Mam lizać? Trzepać? Kąsać to? Co, do cholery?
- Co mam robić? - Edward wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Jesteś pierwszą, która go dotyka.
- Naprawdę? - zaśmiał się.
- Nie. Nie szarp tego, ani nic, ale … rób cokolwiek chcesz.
Interesujące. Przeszłam na dół i zaczęłam dawać Edwardowi coś, co Bella Swan's nazywa słynną
powolną szlifierką. Pokochał to. Nigdy wcześniej nie byłam tak nieobecna, pracując dla kogoś.
Poważnie. Patrzyłam na niego cały czas, jego policzki były słodko zaczerwienione, a błądzący
wzrok ukrywał za ręką. Z lekko otwartych ust wydobywał się cichy jęk. To było zajebiście
wspaniałe. Za każdym razem kiedy wracałam w górę liżąc mały kolczyk językiem, Edward napinał
mięśnie brzucha. Szczerze wątpię, że kiedykolwiek będę chciała czegoś, co przenika mnie na tyle
bym mogła odkryć swoje złe seksualne istnienie. Dobrą rzeczą w Edwardzie, cóż jedną z wielu
dobrych rzeczy, było to, że idealnie odczytywał moje emocje.
Zanim zdążyłam skończyć, sięgnął w dół i wciągnął mnie na swoją talię tak, bym była na równi z
nim. A potem odwrócił mnie, zerwał ze mnie spodnie i bieliznę, sam usadowił się teraz pomiędzy
moimi nogami, a swoją dłoń położył płasko na mnie, wywierając odpowiedni nacisk na wszystkie
moje mięśnie. Wprawiając mnie tym w zakłopotanie.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - zapytał bez śladu sarkazmu, dowcipu, czy ciętej riposty w
głosie.
-Tak. Teraz, proszę. - Wystawił swoją dolną wargę i wzruszył ramionami, przesuwając swoje biodra
trochę do przodu i kiedy właśnie miał już we mnie wejść, nagle się zatrzymał.
- Co ty, do cholery, robisz?
- Hm... bierzesz pigułki? Bo, no bez obrazy, ale nie chce być nim - powiedział Edward, wskazując
na drzwi, gdzie Emmett i Rosalie nadal na siebie wrzeszczeli.
- Edward. Możesz mnie pukać jak ośmiorniczki i wciąż, na szczęście, nie będziemy równie
dysfunkcyjni jak oni. To dziwne stwierdzenie ze względu na to, z kim rozmawiałam.
Z najdziwniejszą osobą, którą kiedykolwiek spotkałam. Jednak nadal nie mogłam ujrzeć nas, nie
mogących się dogadać i wrzeszczących na siebie w taki sposób, jak ta dwójka. Nigdy nie
pomyślałabym, że kiedykolwiek usłyszę krzyk Edwarda.
Uśmiechnął się do mnie tak, że miałam mokro w majtkach. Pocałował mnie w czoło, byłam pewna,
że da mi to czego chce.
Byliśmy jak dwa przeciwne bieguny i nie rozumieliśmy się, jednak jakoś do siebie pasowaliśmy.
- Hm, i tak, jestem na pigułkach. - Uśmiechnął się do mnie ponownie i wziął głęboki oddech przed
wejściem we mnie, powodując, że moje palce u stóp się zwinęły. I miał rację co do piercingu.
Poczułam, jakie to przyjemne. To było osobliwie przyjemne.
- Chcesz coś zobaczyć? - Podniósł brew i kiwnął na mnie. Wtedy sam podniósł się do góry pod
dziwnym kątem i wlazł we mnie tak, by małe srebrne coś dotknęło niektórych części wewnątrz
mnie, które wiem na pewno, nigdy nie były dotykane. Dyszałam i kwiczałam w ekstazie tak głośno,
że położył mi rękę na ustach.
- Jasna cholera!
- Mówiłem ci – powiedział, śmiejąc się.
Edward trwał przy swojej złej stronie, sprawiając nam obojgu wiele pieprzonej przyjemności.
Przynajmniej mnie. Nie chciałam wiedzieć, jak dobrze mu było, jednak był mi w jakiś sposób
wdzięczny. Szkicowałam swoimi palcami jego tatuaże i całowałem je, kiedy on napierał na mnie
ciągle i ciągle. Przejechałam językiem wokół jego ust i niżej po szyi, bo nawet skóra Edwarda
smakowała dobrze. Gdy wchodził we mnie szybciej i szybciej, moje palce złapały za jego potargane
włosy. Wtedy poczułam, jak jego całe ciało zaczyna napinać się, a plecy wyginają się w łuk,
pociągnęłam go mocniej za włosy, a on ugryzł mnie w ramię. Wtedy zobaczyłam jasne światło i
twarz Edwarda, kiedy otworzyłam oczy. Dobry Boże, teraz wiem, co to jest niebo. Przez ledwie
chwilę Edward leżał na mnie i łapał oddech, a swoimi palcami przeczesywał włosy ciągle i ciągle,
ponieważ jeszcze nigdy nie dotykałam go tak wcześniej, niespodziewanie przetoczył się nade mną i
położył swoje ręce za głowę by móc się na nich oprzeć.
- Musiałem czekać na to trzy miesiące – powiedział, chichocząc.
- Należało starać się bardziej. Ty nie zrobiłeś zupełnie nic.
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi i Edward westchnął.
- Co?! - krzyknął.
- Bella? Czy możesz przestać pieprzyć się z Edwardem i zejść na chwilę na dół, proszę.
Potrzebujemy twojej pomocy. - Pieprzona Alice.
- Nie - odparłam, ponieważ całe moje żałosne życie obracało się wokół Rosalie i potrzebowałam po
prostu tego momentu dla siebie. - Zejdę na dół później. Pojechałam i przywiozłam jej obiad,
wykonałam swoją część.
- Alice, zaczekaj! - krzyknął Edward przez pokój. - Czy możesz sprawdzić, co u psa i upewnić się,
że on nadal oddycha? Albo czy Rose nie używa go jako pocisku?
Alice odpowiedziała, kopiąc w drzwi i wrzeszcząc.
- Idź, kurwa, sam.
Przetoczyłam się na swoją stronę tak, by przypatrywać się Edwardowi.
Edward ja-zawsze-mam-bongo-w ręce Cullen, był moją nową obsesją. No dobrze, może nie nową.
Sama sobie w pewien sposób zaprzeczałam wcześniej. Pieprzyć moje życie.
- Porozmawiajmy - zaproponowałam, bo prócz typowego dla nas przekomarzania i dyskusji
dotyczących naszych upośledzonych świńskich przyjaciół i rodziny, nigdy nie rozmawialiśmy tylko
o sobie.
- O czym chcesz rozmawiać?
- Co to dla nas oznacza? Co, do diabła, teraz robimy?
Edward zakręcił wokół swojego palca lok moich włosów i wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. A ty co chcesz zrobić?
- Ja... nie wiem. Lubisz mnie?
Wspomnienie z drugiej klasy.
- Tak, oczywiście, że cię lubię. Jesteś ślepa?
- Uch... nie - odpowiedziałam. - Twój umysł działa inaczej niż większości ludzi. Możesz myśleć, że
coś jest oczywiste, ale naprawdę... nie jest.
- Więc co? Chcesz iść ze mną na randkę? A może puknąć cię przy pomocy mojego dziecka?
Możemy bić się jak Emmett i Rosalie - Dostał w łeb za ten komentarz.
- Cóż, może poszlibyśmy na naszą randkę, na której nigdy nie byliśmy. I wtedy zobaczymy, co z
tego wyjdzie. Co o tym sądzisz? - zaczęłam ponownie odrysowywać kontury jego tatuażu, a on
roześmiał się.
- Albo po prostu uznajmy to za randkę i tak zaoszczędzimy oboje czas - zasugerował. Nie
zamierzam kłamać, że to był odważny pomysł z jego strony. Starałam się myśleć o tym logicznie,
ale mój umysł nadal był w fazie erotyczności wywołanej przez Edwarda, więc się zgodziłam.
- Okay. Ja i ty. Ale nadal chce porządną randkę.
- Dobra, stoi.
Nie miałam pojęcia, w co się pakuję.
*
http://pl.wikipedia.org/wiki/Hummus
http://samiraka.blox.pl/2010/07/HUMMUS-podstawowy-przepis.html